Świnie i myszy w Fabryce Schindlera. Analiza wystawy w oddziale
Transkrypt
Świnie i myszy w Fabryce Schindlera. Analiza wystawy w oddziale
Świnie i myszy w Fabryce Schindlera. Analiza wystawy w oddziale Muzeum Historycznego Miasta Krakowa An d r z e j No wa k M usimy dziś na muzea patrzeć inaczej niż dawniej. Po pierwsze dlatego, że odgrywają one obecnie o wiele większą rolę aniżeli jeszcze dekadę czy dwie temu. Z różnych powodów, o których można by wiele mówić, maleje zasób wiedzy przekazywanej w procesie edukacji szkolnej za pomocą słów. Coraz mniej się czyta, a coraz więcej ogląda. Wynika to między innymi z ogólnych zmian cywilizacyjnych. W Polsce dodatkowym czynnikiem jest systematyczne ograniczanie edukacji historycznej w szkołach. Niezależnie jednak od uwarunkowań wewnętrznych, od konkretnych decyzji, które wpływają na sytuację w polskiej szkole, mamy do czynienia z szerszym zjawiskiem, z którym nie można sobie poradzić, wymieniając jednego ministra. Nawet gdybyśmy zreformowali programy, przywracając większe znaczenie historii, to i tak prawdopodobnie nie udałoby się nam odwrócić trendu cywilizacyjnego, który sprawia, że nauczanie za pośrednictwem słów i książek ma coraz mniejsze znaczenie, a coraz bardziej liczy się wiedza przekazy- 216 Pressje 2011, teka 26/27 wana za pomocą obrazów i filmów. Jednym z ważnych przekaźników wiedzy obrazkowej są współczesne muzea. Dawniej ekspozycje muzealne miały charakter bardziej statyczny, dopełniały tylko wiedzę szkolną. Dziś muzealnicy wychodzą z założenia, że widzowie nie wiedzą nic, a odwiedzających trzeba jakoś zatrzymać, przykuć ich uwagę. W rezultacie nie przeciwstawiają się oni temu cywilizacyjnemu procesowi, o którym mówiłem, lecz go wzmacniają. Muzeum ma dziś atakować wszystkie zmysły, aby widzowie mogli się poczuć przeniesieni w czasy, o których mówi wystawa. Nacisk na zmysłową stronę przekazu spycha jednak na margines jego racjonalną stronę. Człowiek nie działa wszak tylko pobudzany przez zmysły, lecz także na podstawie refleksji umysłowej. Działalność racjonalna stanowi ważną część historii. Dziś w przekazie historycznym coraz bardziej dominuje punkt widzenia antropologii historycznej czy kulturowej, która pokazuje człowieka nie jako istotę rozumną, lecz kierującą się instynktami. Zgodnie z klasycz- nym określeniem Arystotelesa człowiek jest zwierzęciem społecznym i racjonalnym, to znaczy organizuje się we wspólnoty i posługuje się mową. Punkt widzenia antropologii historycznej jest inny. Człowiek jest tutaj istotą społeczną na podobnej zasadzie jak mrówki, wilki czy „dzicy” badani przez Bro- Na ludzi przeszłości patrzy się tak, jak na Triobrandczyków. Przeszłość zamieszkują egzotyczni „dzicy” nisława Malinowskiego. Na ludzi przeszłości patrzy się tak, jak on patrzył na Triobrandczyków. Przeszłość zamieszkują egzotyczni „dzicy”, którzy wzbudzają nasze zainteresowanie. Przekaz historyczny skupia się tylko na stronie zmysłowej, na życiu codziennym, barwach, smakach i zapachach. Element racjonalny zostaje ograniczony, przez co dramatyzm ludzkich wyborów zostaje zepchnięty na margines. Zostają tylko instynkty, odruchy i uwarunkowania społeczne. Dwa typy muzeów i trzy typy historii Muzea są przez kogoś zakładane i z czegoś się utrzymują, a to określa ich logikę działania. Istnieją dwa typy idealne muzeów. Pierwszy z nich charakterystyczny jest dla silnych państw narodowych, prowadzących aktywną politykę historyczną. Funkcja muzeum polega na przekazie idei zgodnych z celami założyciela. Przykładem może być Muzeum Historii Rosji, mieszczące się przy placu Czerwonym w Moskwie. W jego pierwszej sali eksponowany jest pierwszy człowiek (czaszka znaleziona w Kenii), a więc − sugestia jest bardzo czytelna − pierwszy człowiek był Rosjaninem. Zupełnie innego przykładu dostarcza bardzo nowoczesne Muzeum Historii Niemiec w Berlinie. W sposób subtelny i pełen niuansów przedstawia ono dorobek kulturalny i atrakcyjność społeczeństwa niemieckiego, głównie przez pryzmat rozwoju technologicznego i cywilizacyjnego. Nie ukrywa ono tragicznych kart historii Niemiec, ale się na nich nie koncentruje. Niesie ze sobą wyraźny pozytywny przekaz. To muzeum nie skupia się tylko na stronie wizualnej i emocjonalnej, lecz zaprasza widza do refleksji nad tym, jak wytworzyła się szczególna cywilizacja niemiecka, ze swoim zainteresowaniem techniką i specyficznymi rozwiązaniami politycznymi (Rzesza). W muzeach tego typu decydująca jest rola sponsora, który oczekuje pewnego określonego przekazu. Nie musi to być oczywiście prymitywny przekaz propagandowy, muzeum ma jednak pełnić pewną zadaną misję. W muzeach drugiego typu najważniejszy jest nie sponsor, lecz widz. W tym wypadku muzeum pełni przede wszystkim funkcję komercyjną, najważniejsza jest więc jego atrakcyjność z punktu widzenia potrzeb, zainteresowań czy słabości widzów. Celem muzeum nie jest modyfikacja przekonań i postaw widzów, lecz dostosowanie się do nich. Przykładem wystawy, która kieruje się taką logiką, jest trasa w podziemiach krakowskiego Rynku. Niewiele możemy się z niej dowiedzieć o świecie średniowiecznym, najważniejsze jest w niej zmysłowe odczucie dawnych czasów. Możemy posłuchać hałasu średniowiecznej ulicy, sprawdzić, ile mierzymy łokci… Nie ma jeszcze efektów zapachowych, ale myślę, że to tylko kwestia czasu. Chodzi tu tylko o pobudzenie zmysłów i do tego przekaz historyczny zostaje zredukowany. Trudno z tego robić w każdym przypadku zarzut: nie wszędzie przecież musi być mowa o polityce i dylematach moralnych. Oba wskazane rodzaje muzeów to oczywiście tylko typy idealne i nie należy ich w praktyce całkowicie przeciwstawiać. Są Świnie i myszy w Fabryce Schindlera 217 to raczej tendencje czy logiki działania muzeów, które można odnaleźć niemal w każdym z nich. Powyższe rozróżnienie typów muzeów częściowo odpowiada rozróżnieniu trzech sposobów rozumienia historii, wskazanych przez Fryderyka Nietzschego (2003: 71−79). Historia rozumiana na sposób monumental- Nie ma jeszcze efektów zapachowych, ale myślę, że to tylko kwestia czasu ny przedstawia bohaterów, wzory do naśladowania, wzniosłe ideały. Antykwaryczne podejście do historii polega na zainteresowaniu życiem w dawnych epokach, pragnieniu, by przenieść się w inne czasy, podziwiać ich urok, smak i zapach. Wreszcie historia krytyczna szuka w dziejach ukrytych intencji, często złych, niskich pobudek i żądz kierujących procesem historycznym. Antykwaryczni Polacy, monumentalni Żydzi, krytyczni kuratorzy? Chciałbym teraz przyjrzeć się szczegółowo Muzeum w Fabryce Schindlera. Jaką funkcję mogłoby pełnić to muzeum? Ulokowane jest ono w dawnej fabryce Emalia, rozsławionej na cały świat przez film Lista Schindlera Stevena Spielberga (1993). Wielu ludzi na świecie kojarzy Kraków tylko z tym filmem i z jego tematyką – zagładą Żydów. To właśnie Holocaust przyciąga − jak przypuszczam − większość widzów z zagranicy, którzy stanowią zresztą ponad 70% zwiedzających. Jest to też jedno z muzeów najczęściej odwiedzanych przez turystów zagranicznych i z tego względu dla wielu także pełni funkcję wizytówki Polski i Krakowa. Muzeum może zatem odgrywać podwójną rolę. Po pierwsze, może prezentować dzieje zagłady Żydów, spełniając oczeki- 218 Andrzej Nowak wania zagranicznych turystów. Po drugie, może przedstawiać szerszą problematykę dziejów Krakowa pod okupacją niemiecką. Do tego zresztą zobowiązuje je to, że jest oddziałem Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Ostatecznie ekspozycja w Fabryce Schindlera próbuje łączyć te funkcje. Nie jest ona poświęcona tylko tragedii Żydów, lecz także życiu Krakowa w czasie II wojny światowej. Muzeum w Fabryce Schindlera jest niewątpliwie bardzo nowoczesne i przez to bardzo atrakcyjne. Z pewnością spełnia ono funkcję komercyjną, o której mowa była wyżej. Przyciąga ono widzów bardzo wyrafinowanymi sztuczkami technicznymi. Należy to docenić, choć − jak wskazywałem − nacisk na zmysłowość przekazu z reguły wiąże się z osłabieniem refleksyjności. W muzeum można na przykład obejrzeć typową krakowską piwnicę z kompotami stojącymi na półkach, trudniej jednak zorientować się w dylematach, przed którymi stali mieszkańcy Krakowa w czasie II wojny światowej. Jest też doskonale odtworzony zakład fryzjerski z epoki. Dopiero po opuszczeniu ekspozycji dowiedziałem się, że gdzieś tam, po naciśnięciu jakichś przycisków, można usłyszeć szepty o projektowanych u fryzjera akcjach dywersyjnych. Być może jest to wyjaśnione na którymś z napisów, ale jest ich tam tak wiele (dosłownie tysiące), że nie da się ich – zwłaszcza tych mniejszych – ogarnąć. Jest też kino jako typowa rozrywka podczas okupacji, nie ma jednak wyraźnego stwierdzenia − przynajmniej ja go nie zauważyłem − że kino było rozrywką krytykowaną przez polskie podziemie, a przecież powszechnie znane było hasło „tylko świnie siedzą w kinie”. Kino, fryzjer, piwnica pełna kompotów – wszystko to w atrakcyjny i namacalny sposób ukazuje życie codzienne pod okupacją, z oczywistych względów nie da się jednak w ten sposób pokazać terroru, któremu poddana była także ludność polska. Mamy co prawda długi korytarz z malutkimi zdjęciami przedstawiającymi egzekucje mieszkańców Krakowa, prowadzi on jednak z jednej sali do drugiej i raczej nikt się w nim nie zatrzymuje. W głównej sali przedstawiającej losy krakowian w czasach II wojny światowej uderzyła mnie umieszczona w centralnym miejscu ogromna szklana tafla, na której widać sylwetki trzech eleganckich kobiet (w domyśle Polki tak właśnie żyły w czasie wojny) oraz informację, że okupacja była okresem emancypacji polskich kobiet. Wygląda na to, że ekspozycja dotycząca losów Polaków pod okupacją została zbudowana według zasad antropologii historycznej lub − w terminologii Nietzschego − historii antykwaryczno-krytycznej. Historia pokazana jest „zmysłowo”, dowiadujemy się, jak wyglądało życie codzienne, jakich używano przedmiotów, czym się zajmowano. Okazuje się, że głównym zajęciem Polaków był handel. Nie jest to nowa teza, pierwszy raz pisał o tym Kazimierz Wyka (1984: 138−175) w swoim szkicu o życiu okupacyjnym Gospodarka wyłączona, który wzbudził szerokie dyskusje. Okupacja przedstawiona jest jako okres handlu, drobnych interesów, a nie walki, konspiracji i terroru. Jest to oczywiście prawda z punktu widzenia antropologii historycznej, wszak ludzie nie konspirowali przez całą dobę. Czy jednak to właśnie handel był najważniejszy w czasie II wojny światowej? No cóż, zależy z jakiego punktu widzenia. Ofiarą tego sposobu ekspozycji padł na przykład Kościół katolicki i jego rola w Polsce pod okupacją. Ze skromnego, zasłoniętego kącika głównej sali przedstawiającej losy Polaków dochodzą smętne dźwięki jakiejś pieśni kościelnej. Najpewniej jest to rzeczywiście pieśń, jaką śpiewano wówczas w Krakowie, jednak z punktu widzenia współczesnej wrażliwości ten śpiew tworzy wrażenie raczej „obciachowej” (proszę wybaczyć słowo) egzotyki. W tle pojawia się krótka wzmianka o kardynale Sapieże, Karo- Okupacja była okresem emancypacji polskich kobiet lu Wojtyle, który odnalazł w czasie okupacji swoje powołanie, i prześladowaniach, które dotknęły ludzi Kościoła. Nie ma jednak ogólnych liczb, które warto by przytoczyć. 6300 ofiar polskich księży, zakonnic i zakonników mogłoby przemówić do wyobraźni. Ta liczba jednak się nie pojawia. W centrum przekazu znajduje się życie codzienne, a więc właśnie to, jak brzmiały pieśni kościelne w okupacyjnym Krakowie. Zupełnie inaczej zorganizowana jest część wystawy poświęcona tragedii Żydów. Historia opowiedziana jest w niej nie z perspektywy antykwarycznej, przez pryzmat życia codziennego, lecz z punktu widzenia historii monumentalnej. W dziejach ludności żydowskiej w okresie II wojny światowej ważna okazuje się tylko Zagłada, a jedyną reakcją, jaką mają one wzbudzać, jest szacunek i − być może − wstyd. Szacunek jest normalną reakcją wobec niewinnej ofiary, natomiast wstyd wiąże się z własną bezsilnością wobec ofiar i poczuciem, że żyjemy w komfortowych warunkach. Wydaje mi się, że taki sposób opowiadania o Zagładzie jest jak najbardziej naturalny i właściwy. Tym, co wydaje mi się nienaturalne i ryzykowane, jest połączenie różnych sposobów opowiadania o różnych grupach ludności Krakowa w czasie II wojny światowej. O Polakach mówi się w perspektywie historii antykwarycznej, a o Żydach − w perspektywie historii monumentalnej. Sądzę, że narracja dotycząca Polaków i Żydów powinna się rozwijać według tej samej zasady. Zarówno polską, jak i żydowską historię okupacji można przedstawiać Świnie i myszy w Fabryce Schindlera 219 monumentalnie, antykwarycznie i krytycznie, choć oczywiście zagłada Żydów była bez porównania bardziej bezwzględna aniżeli te masowe prześladowania, które dotknęły Polaków, więc też i historia Żydów czasu Holocaustu zasługuje na pewno na większy „monumentalizm”. Może jednak warto było zwrócić uwagę widza (jakże często z Europy Zachodniej lub ze Stanów Zjednoczonych), Źli żydowscy policjanci zabijają Żydów, a dobrzy Polacy ich ratują że w stosunku do doświadczeń wojennych w ich krajach doświadczenie Polaków było bez porównania bardziej tragiczne, a okrucieństwo okupacji niemieckiej większe niż gdziekolwiek indziej (poza obszarami ZSRR oraz może Jugosławii). Tego widz tej wystawy raczej się nie dowie. Dostrzeże tylko jeden kontrast: między losem Żydów (wyłącznie ofiar) i Polaków (handlarzy, eleganckich pań oraz, owszem, także konspiratorów). Uważam, że w Muzeum Schindlera proporcje rozłożone są niewłaściwie. Widz nie ma wrażenia, że okupacja była tragicznym okresem dla Polaków, że w jej czasie zginęła ogromna liczba polskich mieszkańców Krakowa. Pomyślmy, jak wyglądałaby wystawa o odwróconych proporcjach, która pokazywałaby monumentalną historię Polaków i życie codzienne Żydów w getcie, mały handel, życie kulturalne, drobną przestępczość. Źli żydowscy policjanci zabijają Żydów, a dobrzy Polacy ich ratują… To byłby oczywiście radykalnie wypaczony obraz historii, choć przecież kwitł handel w getcie, były namiastki życia kulturalnego, była i przestępczość, a setki żydowskich policjantów wydawało swoich braci na zagładę (by następnie pójść śladem swoich ofiar), a tysiące Polaków ratowało Żydów. Muzeum prezentujące taką wizję historii, nawet 220 Andrzej Nowak gdyby było reakcją na fałszywy stereotyp, zostałoby uznane (słusznie) za prymitywną polską propagandę. Polacy to świnie Organizatorzy wystawy powinni przede wszystkim zadać sobie pytanie, do kogo adresowana jest ekspozycja i co − prócz atrakcyjności − jest jej celem. Sądzę, że budując muzeum w Fabryce Schindlera, trzeba się było liczyć z tym, że odwiedzać je będzie bardzo wielu widzów z zagranicy. Trudno zakładać, by turyści zagraniczni mieli jakąś wiedzę o okupacji w Krakowie szerszą niż to, czego można się dowiedzieć z filmu Spielberga i funkcjonujących na Zachodzie stereotypów. Istnienie stereotypów na temat II wojny światowej w Polsce nie jest żadnym tabu, wiadomo o nich nie z polskich antysemickich broszurek, lecz z reakcji polskich ambasad i konsulatów. Zgodnie z tymi stereotypami pewne jest jedynie to, że w Polsce ginęli Żydzi, natomiast kwestia, czy zabijali ich Niemcy, czy Polacy pozostaje otwarta. O tym, że ginęli tutaj masowo z rąk niemieckich okupantów także Polacy – i że stworzyli najgęstszą w Europie sieć oporu i podziemnego życia – raczej się w Paryżu, Nowym Jorku, Brukseli, Wiedniu czy Toronto nie mówi. Wystawa w Fabryce Schindlera stanowi doskonałą okazję, by podjąć próbę podważenia tych stereotypów. Mam wrażenie, że twórcy muzeum całkowicie abstrahowali od istnienia owych stereotypów i nie próbowali nawet wejść z nimi w dialog. W tym sensie ekspozycja stanowi – w moim głębokim przekonaniu – niewykorzystaną szansę. Dobrym punktem wyjścia mógłby być najpopularniejszy komiks na temat historii Żydów pod okupacją hitlerowską na ziemiach polskich: Maus Arta Spiegelmana, setki razy wznawiany, wydawany w gigan- tycznych nakładach (2011). Społeczności Żydów, Niemców i Polaków przedstawione są w nim kolejno pod postaciami myszy, kotów i świń. Myszom grozi śmierć ze strony kotów, ale groźne są dla nich także świnie. Zwróćmy uwagę na powszechną symbolikę tych zwierząt: kot − choć jest groźny − wydaje się bardziej sympatyczny od świni. Symbolika ta dokładnie odpowiada stereotypowym wyobrażeniom dotyczącym II wojny światowej na ziemiach polskich − Polacy odgrywali wobec Żydów rolę świń. I tak bywało – ale czy tylko tak, czy przede wszystkim tak? Niestety należy uznać, że wystawa w Muzeum Schindlera w dużym stopniu potwierdza sposób postrzegania tej problematyki zaprezentowany w komiksie Spiegelmana. Jestem pewien, że nie było to intencją organizatorów ekspozycji. Nie trzeba być jednak człowiekiem uprzedzonym, by odnieść takie wrażenie po obejrzeniu wystawy. Gdy przejdzie się szybko przez wąski i ciemny korytarz, w którym umieszczone są małe fotografie przedstawiające egzekucje na polskiej ludności, wchodzi się do dużej sali przedstawiającej życie codzienne Polaków. Nie podkreśla się tam informacji o walce podziemnej, nie eksponuje się tam Polaków jako ofiar okupacji. Ogólne wrażenie jest takie, że Polacy handlowali, chodzili do kina i do fryzjera, a tuż obok ich sąsiedzi zostali skazani na zagładę. Wydaje mi się, że w tym miejscu można było podjąć dialog z tym stereotypem. Można było na przykład przedstawić nadużycia historyczne, jakie pojawiają się w Liście Schindlera. Z pewnością trzeba było powiedzieć o poświęceniu i heroizmie Polaków ratujących Żydów, które były nieporównanie większe niż poświęcenie i heroizm Oskara Schindlera. Dlaczego nie można było pokazać szczegółowo przypadków krakowskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata? Na wystawie nie zostało jasno i dobitnie pokazane, że reżim okupacyjny w Polsce przewidywał znacznie surowsze kary za pomoc Żydom niż w Holandii, we Francji, czy Polacy handlowali, chodzili do kina i do fryzjera nawet w Niemczech. Warto by było przedstawić wyraźnie te informacje, na tablicy co najmniej tak dużej jak ta, która opowiada o emancypacji kobiet. Być może warto by też przedstawić, ilu Polaków otrzymało tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a ilu Niemców, Francuzów czy Holendrów. Polaków jest bodaj siedem tysięcy, a Niemców dwustu czy trzystu. Zestawienie takie mogłoby dać do myślenia tym, którzy przyjeżdżają do Polski z stereotypowym wyobrażeniem okupacji. Wydaje mi się, że podjęcie dialogu z funkcjonującymi na Zachodzie stereotypami po prostu nie było celem twórców wystawy. Ich celem było tylko przedstawienie okresu okupacji w nowy sposób. (Może chcieli polemizować raczej z tym, co uznali za polski, heroiczny autostereotyp okupacji? Myślenie, że ów autostereotyp jest tak silny, wydaje mi się niezwykle… stereotypowe). Cel ten niewątpliwie został zrealizowany. Gdyby wystawa była adresowana wyłącznie do Polaków, można by liczyć, że zwiedzający skądinąd będą posiadać pewną wiedzę o okupacji i pojawiające się w niej zafałszowania nie mają większego znaczenia. Niestety, widzowie z zagranicy na jej podstawie nie mogą raczej zmienić swoich stereotypowych przekonań o stosunkach Polaków i Żydów w czasie II wojny światowej. Ostatnim eksponatem na wystawie jest księga przedstawiająca „powody”, dla których Polacy wydawali Żydów. Szkoda, że nie odwrócono chociaż kolejności pomieszczonych w owej ostatniej sali ksiąg Świnie i myszy w Fabryce Schindlera 221 i jako ostatniego akcentu nie pozostawiono księgi z nazwiskami polskich Sprawiedliwych. Przede wszystkim jednak szkoda, że owo ostatnie oskarżenie – adresowane konkretnie wobec Polaków – może tak łatwo uspokoić moralną wyobraźnię zagranicznych gości: takie zdziczenie może się przytrafić tylko „tutejszym”… Zupełnie ina- Stereotyp dobrych Żydów i złych Polaków jest moralnie bardzo wątpliwy czej rozwiązuje to niezwykle delikatne zagadnienie nowa stała ekspozycja Imperial War Museum w Londynie. Zaprojektowana przez najznakomitszego dziś chyba znawcę wojennej pamięci, prof. Jaya Wintera (rodzinę stracił w getcie warszawskim) z Yale University, oferuje ona jakby na podsumowanie całego piętra poświęconego zbrodni Holocaustu wspaniały materiał do refleksji. Daje ten materiał wstrząsający film prezentowany stale w odrębnej salce: film dokumentalny przeplatający wizję Holocaustu ze współczesnymi scenami ludobójstwa (między innymi z Rwandy) i rozmowami ze zbrodniarzami o ich motywach, o motywach ludzkiej natury. Każdy może – z przerażeniem – zobaczyć własny morderczy „potencjał”, jaki ożywiają szczególne sytuacje społeczne. Wtedy można zastanowić się nad sobą. Tu, po opuszczeniu Muzeum Schindlera, po dotknięciu jego ostatniego eksponatu-gadżetu, obawiam się, że widz ze wspomnianych stolic tzw. Zachodu może raczej wyjść tylko z bezpiecznym przekonaniem, że stereotypowy obraz Polaków jako narodu szmalcowników jest zasadny. I tyle. Piekło to inni. Czy nie ciekawiej było zaprosić widzów, także młodych widzów z Polski, którym również wydaje się, że przecież oni na pewno nigdy nikogo nie wydaliby na śmierć, na pewno 222 Andrzej Nowak pomogliby ginącym sąsiadom – zaprosić ich do refleksji nad sobą (a nie tylko nad „innymi”, „obcymi” z przeszłości, nad Polakami z ostatniej księgi Muzeum), nad tym, że człowiek nie jest taki prosty? Poczucie niewykorzystanej szansy jest tym większe, że Fabryka Schindlera może być drugim − po Auschwitz-Birkenau − muzeum, które będzie odwiedzane przez Żydów z Izraela. Jak wiadomo, wycieczki szkolne z Izraela nie docierają raczej do zabytków związanych z kulturą polską. Fabryka Schindlera stanowi świetną okazję, by sprostować straszliwe, powiem jednoznacznie − antypolskie stereotypy, utrwalane przez izraelskie programy szkolne i wycieczki. Etyczna misja muzeum Muzea Holocaustu i II wojny światowej powinny pełnić także funkcję etyczną, o wiele ważniejszą niż działalność komercyjna czy związana z interesem narodowym. W filmie dokumentalnym Sztetl Mariana Marzyńskiego (1996) pojawia się scena dyskusji z uczniami z Nowego Jorku na temat Holocaustu. Młodzi Amerykanie oburzali się, że Polacy nie ratowali Żydów, i byli przekonani, że na ich miejscu zachowaliby się zupełnie inaczej. Autor filmu nie uświadomił im jednak, jakie dylematy by przed nimi stanęły. Nie jest to oczywiście łatwe zadanie, ale muzea powinny stawiać najważniejsze pytania moralne. Powinny ożywiać wyobraźnię moralną widzów, wytrącać ich z roli sędziów przeszłości. Tymczasem antropologia historyczna, określająca charakter przekazu muzealnego, skłania widzów do przekonania o własnej wyższości moralnej nad barbarzyńcami z przeszłości. Stereotyp dobrych Żydów i złych Polaków jest moralnie bardzo wątpliwy. Nie chodzi tu tylko polski interes narodowy, lecz o problem etyczny o ogromnej i uniwersalnej doniosłości. Zgodnie z tym stereotypem cały naród żydowski był święty. Przekonanie to prowadzi do hierarchizowania ofiar − Żydzi są na szczycie tej hierarchii, a Polacy gdzieś na samym dole. Konstanty Gebert napisał kiedyś wprost, że „na szczycie cierpienia jest miejsce tylko dla jednego” (2000: 29). Pojawia się tu przekonanie, że cierpienie Żydów jest ważniejsze niż cierpienie Polaków, Ormian czy kogokolwiek innego. Wydaje mi się, że to stwierdzenie jest z etycznego punktu widzenia po prostu nikczemne. Należy uszanować największą tragedię II wojny światowej, jaką była Zagłada, ale nie wolno przy tym pomniejszać cierpień i dylematów moralnych innych wspólnot, dzielić narody na lepsze i gorsze. Tkwi w tym poważny fałsz moralny. W każdym narodzie pojawiali się święci i łotrzy, także wśród Żydów i Polaków w czasie okupacji. Mówiąc brutalnie, to właśnie hierarchizowanie narodów − choć pod innymi względami − doprowadziło do Holocaustu. Twórcy wystawy pokazującej dzieje Żydów i Polaków pod okupacją powinni wykorzystać okazję do polemiki z tym stereotypem. Co zrobić? Nie sądzę, by charakter wystawy w Muzeum Schindlera wynikał z czyichkolwiek złych intencji. Nie jest raczej rezultatem odgórnych decyzji, lecz wynikiem działań praktycznych i przypadku. Wykonanie ekspozycji zlecono widocznie historykom, którzy mają zamiłowanie do antropologii historycznej i specjalistom od Holocaustu. Być może brakowało konsultacji, a może konsultanci dali się zwieść urokowi przedstawienia życia codziennego za okupacji? Śmiem twierdzić, że mogła ich zawieść wyobraźnia, która po- winna skłaniać do analizy, jakie wrażenie wyniesie z ekspozycji przeciętny widz z zagranicy, który przychodzi do Muzeum wyposażony w stereotypy dotyczące stosunków polsko-żydowskich. Ciekawe, że to samo muzeum wydało znakomity album (Bednarek 2010), dotyczący tematyki wystawy. Album ten prezentuje o wiele bardziej wyważony i zniuansowany historycznie obraz okupacji. Być może jest to kwestia medium − w albumie nie ma tak wyraźnej hierarchizacji informacji jak na ekspozycji, nie ma też atakowania zmysłów obrazami życia codziennego. Dużo mniej osób skorzysta jednak z książki niż z samego muzeum. Wydaje mi się, że ekspozycję w Muzeum Schindlera można dość łatwo zmodyfikować tak, by uzupełnić jej przekaz. Wystarczy dodać kilka tablic, zmienić kolejność innych, postawić pewne pytania i podjąć próbę dialogu z fałszywymi stereotypami. Sądzę, że dobrze by było posłużyć się jakimś sugestywnym obrazem, który przemawiałby do wyobraźni widzów, zwłaszcza przybywających z zagranicy. Pokazać na przykład kilka przykładowych zdjęć klas szkolnych z lat trzydziestych i przedstawić losy uczniów − jeden zginął pod Tobrukiem, drugi w Auschwitz, trzeci po wojnie znalazł się w więzieniu UB. Pomysł ten przyszedł mi do głowy, gdy trafiłem na studium losów szkolnych kolegów i koleżanek Karola Wojtyły (Bojeś 2000). W miarę normalne, pozbawione wątków heroicznych życie miały może dwie, trzy osoby z jego klasy, cała reszta kwalifikuje się do „historii monumentalnej”. W ten sposób można by pokazać, że wojna dotykała wszystkich, nie tylko Żydów (choć – raz jeszcze to trzeba podkreślić – miała być, wskutek decyzji Niemców, nieodwołalnym, szybkim wyrokiem śmierci właśnie dla nich). Takie ujęcie mogłoby też pokazać, że Polacy i Żydzi nie żyli tylko obok siebie, ale Świnie i myszy w Fabryce Schindlera 223 żyli także ze sobą, między sobą, wspólnie, że nierzadko stanowili przed wojną jedną społeczność. Myślę też, że wystawa powinna bardziej skłaniać widza do myślenia, a nie tylko do odczuwania. Można by na koniec postawić widzowi pytanie: co byś zrobił, gdybyś wiedział, że za pomoc Żydom zostaniesz zabity ty i cała twoja rodzina? Ktoś może oczywiście śmiało odpowiedzieć, że pomagałby Żydom, warto jednak przedstawić wybór, przed jakim stawali Polacy. Wystawę w Fabryce Emalia Oskara Schindlera przygotowało Muzeum Historyczne Miasta Krakowa. Kurator: Monika Bednarek, scenariusz: Monika Bednarek, Grzegorz Jeżowski, Edyta Gawron, Katarzyna Zimmerer i Barbara Zbroja, koncepcja aranżacji: Michał Urban i Łukasz Czuj. Przypisy: 1. Tekst opiera się na wystąpieniu prof. Andrzeja Nowaka Rola krakowskich muzeów prezentujących okres II wojny światowej w edukacji młodego pokolenia Polaków 14 lutego 2011 r. w ramach seminarium Edukacja patriotyczna dla rozwoju, organizowanego przez Komisję Popularyzacji Wiedzy Historycznej Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Krakowie oraz Studium Pedagogiczne UJ. Tytuł, śródtytuły, przypisy i skróty pochodzą od redakcji. Co dalej? Tuż obok publikujemy polemikę z prof. Andrzejem Nowakiem. 224 Pressje 2011, teka 26/27 225