zeszyt wiejski 16
Transkrypt
zeszyt wiejski 16
UNIWERSYTET ŁÓDZKI INTERDYSCYPLINARNY ZESPÓŁ BADANIA WSI ZESZYTY WIEJSKIE (XVI) ZESZYT SZESNASTY ŁÓDŹ 2011 Rada Naukowa: Prof. nadzw. dr hab. Władysław Baranowski – Przewodniczący Rady (Łódź), prof. dr hab. Wiesław Caban (Kielce), prof. nadzw. dr hab. Tadeusz Grabarczyk (Łódź), prof. nadzw. dr hab. Jarosław Kita (Łódź), prof. dr hab. Bronisława Kopczyńska-Jaworska (Łódź), prof. dr hab. Albin Koprukowniak (Lublin), mgr Maria Kostrzewska (Łódź), prof. nadzw. dr hab. Andrzej Lech (Łódź), prof. dr hab. Giennadij F. Matwiejew (Moskwa), prof. nadzw. dr hab. Leszek Olejnik (Łódź), prof. dr hab. Marek Przeniosło (Kielce), mgr Henryk Siemiński (Łódź), prof. dr hab. Ryszard Szwed (Częstochowa), dr Janina Tobera (Łódź). Redakcja: Andrzej Lech – redaktor naczelny Jarosław Kita – zastępca redaktora naczelnego Damian Kasprzyk – sekretarz redakcji Tomasz Lech – redaktor techniczny Recenzent tomu: Prof. nadzw. dr hab. Tadeusz Grabarczyk (Uniwersytet Łódzki) Projekt okładki: Marian Jagodziński ISSN 1506-6541 Adres Redakcji: Interdyscyplinarny Zespół Badania Wsi UŁ 90-243 Łódź, ul. Jaracza 78 tel. 42 635 61 58 Druk: Oficyna Drukarska „Marland2” Marek Rusak 97-425 Zelów, ul. Poznańska 8a tel. 44 633 54 49 Spis treści STUDIA Maciej Kokoszko Rola nabiału w diecie późnego antyku i wczesnego Bizancjum (IV–VII w.) ...... 8 Piotr Fudziński Sposoby zdobywania pożywienia i gospodarka ludności kultury pomorskiej na terenie Pojezierza Kaszubskiego i Starogardzkiego ...................................... 29 Dariusz Klemantowicz Zalesienie Kresów Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej w okresie zaborów .............................................................................................. 39 Andrzej Dubicki Zarys „problematyki chłopskiej” w Rumunii przed 1914 rokiem ...................... 60 Krzysztof Walaszczyk Działalność Stronnictwa Ludowego wśród uchodźców polskich w Iranie w latach 1942–1945 ............................................................................. 79 Witold Jarno Udział okręgów wojskowych w akcjach rolnych w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej (1945–1948) .............................................. 96 Krzysztof Lesiakowski Praca kulturalno-oświatowa w jednostkach Powszechnej Organizacji „Służba Polsce” (1948–1956) – założenia i realizacja ..................................... 119 Aleksandra Rzepkowska Imiona i przezwiska w środowisku wiejskim. Inspiracje i perspektywy badawcze .................................................................. 143 Agnieszka Pieńczak Metoda etnogeograficzna w badaniach atlasowych ośrodka wrocławskiego i cieszyńskiego – kontynuacja i zmiana ........................................................... 154 Edyta Diakowska Obca kobieta, jako zwiastun śmierci ................................................................ 168 3 MATERIAŁY Profesor Andrzej F. Grabski (1934–2000). Odpominanie Profesora Rafał Stobiecki ................................................................................................ 180 Jan Szymczak .................................................................................................. 181 Jan Pomorski................................................................................................... 183 Sławomir M. Nowinowski .............................................................................. 189 Wojciech Wrzosek .......................................................................................... 192 Andrzej Wierzbicki ........................................................................................ 194 Jan Janiak ....................................................................................................... 195 Andrzej Lech ................................................................................................... 200 Andrzej Dyło O moim Ojcu! ................................................................................................... 210 Józef Dyło O Tuwimie, szkole i Inowłodzu. Wspomnienia wiejskiego nauczyciela.......... 212 Leszek Orłowski Walki na przyczółku sandomiersko-baranowskim w 1944 r. – we wspomnieniach mieszkańców Lisowa ..................................................... 231 Rafał Pilarek Etnografia na łamach pierwszych polskich czasopism geograficznopodróżniczych i krajoznawczych ...................................................................... 237 Damian Kasprzyk Popularyzacja ludowego dziedzictwa kulturowego – w poszukiwaniu uzasadnienia........................................................................ 258 Władysław Baranowski, Andrzej Lech Łódzka etnologia na Ziemi Garwolińskiej (1996–2011). Kronika współpracy .......................................................................................... 268 Przemysław Owczarek Poezje wiejskie ................................................................................................. 288 4 AUTOREFERAT Ewelina Szpak Mentalność ludności wiejskiej w PRL. Studium zmian ................................... 294 RECENZJE [Rec.:] Iwona Kabzińska: Między pragnieniem ideału a rzeczywistością. Polacy na Litwie, Białorusi i Ukrainie w okresie transformacji systemowej przełomu XX i XXI stulecia, Zakład Wydawniczy Letter Quality, Warszawa 2009, ss. 228 (Wojciech Olszewski) ................................................ 302 [Rec.:] Artur Czuchryta: Przemysł rolno-spożywczy w województwie lubelskim w tatach 1918–1939, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii CurieSkłodowskiej, Lublin 2008, ss. 199 (Małgorzata Łapa) ................................. 305 INFORMACJE NAUKOWE Portal wsiepolskie.pl – przyszłość z tradycją (Jan Zając) ................................ 312 Nowa stała wystawa archeologiczna w Muzeum Diecezjalnym w Płocku. Skarby z ziemi wydobyte (Radosław Janiak) .................................................. 316 Sprawozdanie z Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Współczesne eksponaty muzealne – problemy kolekcji w XXI wieku” zorganizowanej przez Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu z okazji XXXV-lecia powstania skansenu (Marcin Stańczuk) ........................................................... 318 Konferencje w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu 2010, 2011 (Kamila Chrzanowska, Damian Kasprzyk) ..................................................... 325 Contents ............................................................................................................ 333 5 STUDIA Maciej Kokoszko Uniwersytet Łódzki Rola nabiału w diecie późnego antyku i wczesnego Bizancjum (IV–VII w.)1 Dieta Bizancjum była jak dotąd jedynie tematem nielicznych publikacji2. Jest to zatem problem badawczy ciągle otwarty i wymagający wysiłku ze strony uczonych. Opracowanie bowiem spójnego obrazu tej części realiów życia codziennego ciągle potrzebuje pogłębionych badań źródłowych, a następnie połączenia ich z wynikami prac archeologicznych. __________ 1 Artykuł opracowany w związku z grantem NN 108 269 333. Niniejszy tekst częścią wyników badań zapoczątkowanych w Katedrze Historii Bizancjum Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego, a prowadzonych wspólnie pod kierownictwem naukowym prof. dr hab. Mirosława Jerzego Leszki. Zmierzają one do opracowania spójnej monografii historii miasta Konstantynopola oraz opracowania wybranych aspektów życia codziennego mieszkańców tej metropolii w okresie pomiędzy IV a VII w. 2 Warto tu zwrócić uwagę na widoczną od końca ubiegłego wieku tendencję wzrostową, gdy chodzi o zainteresowanie kwestią gastronomii bizantyńskiej. Przejawem jej jest kilka ważnych merytorycznie prac opublikowanych na przestrzeni ostatnich pięciu lat, czyli już w XXI w. Por. A. Dalby, Flavours of Byzantium, Totnes–Blackawton–Devon 2003 (dalej: Flavours); Byzantinon diatrof kai mageireiai. Praktika imeridas “Peri tis diatrohis sto Byzantio. Food and cooking in Byzantium. Proceedings of the symposium “On food in Byzantium”. Thessaloniki Museum of Byzantine Culture 4 November 2001, ed. D. PapanikolaBakritzi, Athens 2005 (dalej: Byzantinon diatrophi); Feast, fast or famine. Food and drink in Byzantium, ed. W. Mayer. S. Trzcionka, Brisbane 2005 (dalej: Feast, fast); Eat, drink and be merry (Luke 12:19). Food and wine in Byzantium. In honour of Professor A.A.M. Bryer [dalej: Eat], ed. L. Brubaker, K. Linardou, Aldershot–Hampshire 2007 (Eat, drink). Uzupełniają one podstawowe w tej dziedzinie dzieła Phedona Kokoulesa (a zatem Byzantinon trophai kai pota, „Epeteris tes Hetaireias Byzantinon Spoudon” 17, 1941, s. 3–112 [dalej: Trophai kai pota] oraz Byzantinon bios kai politismos, vol. V, Hai trophai kai ta pota…, Athens 1952 [dalej: Byzantinon]), ogromnie istotny dorobek Johannesa Kodera (na przykład, Gemüse in Byzanz. Die Versorgung Konstantinopels mit Frishgemüse im Lichte der Geoponika, Wien 1993 etc.), Thomasa Webera (Essen und Trinken in Konstantinopel des 10. Jahrhunderts, nach den Berichten Liutprands von Cremona, [w:] J. Koder, T. Weber, Liutprand von Cremona in Konstaninopel. Untersuchungen zum griechischen Sprachschatz und zu realienkundlichen Aussagen in seinen Werken [“Byzantina Vindoboniensia” XIII], Wien 1980, s. 71–99), Ewalda Kislingera (na przykład, Les chrétiens d’Orient: règles et réalités alimentaires dans le monde byzantin, [w:] Historie de l’alimentation, ed. J.L. Flandrin, M. Montanari, Paris 1996, s. 325– 344 etc.) oraz wyniki badań epistolograficznych Apostolosa Karpozelosa (Realia in Byzantine Epistolography X–XII c., “Byzantinische Zeitschrift”, t. 77, 1984, s. 20–37; Realia in Byzantine Epistolography XIII–XV c., “Byzantinische Zeitschrift”, t. 88, 1995, s. 68–84. 8 Niniejsze rozważania są rezultatem moich długotrwałych studiów nad źródłami, zwłaszcza nad greckimi i łacińskimi traktatami z dziedziny gastronomii i medycyny. Wypada dodać, że waga tych drugich dla zrekonstruowania schematu wyżywienia ludzi żyjących w Imperium Byzantinum między IV a VII w. nie została jeszcze doceniona. Zdaje sobie sprawę, iż zaprezentowane informacje zaledwie sygnalizują poszczególne problemy badawcze i będą musiały zostać uzupełnione w przyszłości. Mam również nadzieję, że obecna publikacja, jak zresztą cała gama pokrewnych prac, które powstały w kooperacji z moimi współpracownikami, będzie dobrym punktem wyjścia dla przyszłych badaczy. W celu określenia tematu niniejszej partii rezultatów moich badań użyłem współczesnego terminu „nabiał”. Znajduje się on nawet w tytule prezentowanych właśnie rozważań. Jest to oczywiście przeniesienie dzisiejszej terminologii polskiej w czasy odległe, a zabieg ten nie w pełni oddaje antyczny i bizantyński sposób rozumowania. Dietetycy obu okresów bowiem, po pierwsze, nie stworzyli takiej kategorii pojęciowej jak nabiał, a, po drugie, nigdy nie łączyli produktów mlecznych i jaj w jedną klasę, tak jak my to robimy. Tym niemniej zdecydowałem się na wprowadzenie tej klasyfikacji dla jaśniejszego wskazania zawartości obecnego fragmentu moich rozważań oraz ułatwienia śledzenia narracji. Układ niniejszego fragmentu wymaga drobnego komentarza ułatwiającego podążanie za moimi wywodami. Zaczynam rozważania od mleka, którego rola w diecie, jak mi się wydaje, nie była tak znacząca jak dzisiaj, ale prawdopodobnie wzrastała w okresie będącym przedmiotem mojego zainteresowania. Potem przechodzę sera, który cieszył się istotną pozycją w diecie i stanowił prawdopodobnie najważniejszy produkt należący do grupy omawianych pokarmów. Był on pożywieniem do tego stopnia rozpowszechnionym, że można go nazwać codziennym. Stąd też określanie go przez Greków terminem prosfagion, a więc najważniejsze opson3, o czym zresztą mowa będzie poniżej. Kolejny produkt nabiałowy omówiony w prezentowanym tekście, mianowicie masło, nie było tak często jadane, jak w obecnych czasach i jako tłuszcz o zastosowaniach kulinarnych nie mogło w ogóle rywalizować z oliwą. Z racji jednak na fakt, że było znane starożytnym i Bizantyńczykom zasłużyło ono na wzmiankę. Tekst kończą dane dotyczące jaj, których wybór na rynku Konstantynopola był, śmiem twierdzić, zapewne znacznie szerszy niż jest to obecnie. Mleko Spożycie mleka, które grecy nazywali gala, jest znakomicie zaświadczone dla okresu pomiędzy IV a VII wiekiem4, zresztą tak samo jak dla czasów po- __________ 3 4 A Greek-English Lexicon, ed. H. G. Lidell, R. Scott, Oxford 1995 (prosphagion), s. 1529. Jasno potwierdzają to źródła poniżej cytowane. 9 przedzających5 jak i późniejszych6. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że obserwujemy stopniowy wzrost jego popularności w okresie wczesnego Bizancjum7. Świeże mleko było jednak stosunkowo rzadkie w diecie codziennej, ponieważ zachowanie go w takim stanie bez chłodzenia było niezwykle trudne w ciepłym przecież klimacie basenu Morza Śródziemnego. Dlatego pili je albo bogaci, których stać było na szybkie dostarczenie rzeczonego produktu na ich stoły, albo też wieśniacy, którzy mogli je uzyskać sami w swoim gospodarstwie, po prostu dojąc należące do nich zwierzęta8. Konsumowano zatem częściej mleko skwaśniałe, co odnotowane zostało szeregu źródeł dyskutowanych w niniejszej pracy. Stąd też obecność w literaturze terminu oros, który oznaczał serwatkę, czyli płyn pozostały po wydzieleniu się z mleka tak zwanego skrzepu. Pomimo poczynionych zastrzeżeń, trzeba stwierdzić, iż mleko było produktem rozpowszechnionym. Oczywiście mleko było tradycyjnym pokarmem dzieci9. Było też podstawą wyżywienia nomadów, także i tych, których znamy z IV-o wiecznych źródeł10. W sumie uważano je za produkt wystarczająco popularny, żeby powstrzymywanie się od jego picia mogło być albo (pięknym i budzącym zainteresowanie) świadectwem ascezy11 albo też znakiem wrodzonych i niebezpiecznych predyspozycji duszy (mleka wyrzekali się bowiem manichejczycy12, których ideologia była niebezpieczna dla państwa i Kościoła). Wiemy nawet, że chrześcijanie ofiarowywali je Bogu w świątyniach jako jeden z darów ołtarza __________ 5 J. P. Alcock, Food in the ancient world, Westport, Connecticut–London 2006, s. 83; I. Gozzini Giacosa, A Taste of Ancient Rome, transl. A. Herklotz, foreword M. T. Simeti, Chicago–London 1992, s. 191–192. 6 Por. też. Ph. Koukoules, Trophai kai pota, s. 95–96; tenże, Byzantinon, s. 121–122. 7 A. Dalby, Flavours, s. 72, 197–198. Trudno się jednak zgodzić ze stwierdzeniami autora, że w okresie Bizancjum nastąpiło całkowite przewartościowanie opinii na temat wartości dietetycznych mleka. Moim zdaniem zagadnienie to wymaga dalszych badań. O tej kwestii poniżej. 8 A. Dalby, Food in the ancient world from A to Z, London–New York 2003, s. 217–218 (dalej: Food). 9 P. Garnsey, Child bearing in ancient Italy, [w] P. Garnsey, Cities, peasants and food in classical antiquity. Essays in social and economic history, ed. W. Scheidel, Cambridge 2004, (dalej: Cities, peasants) s. 253–271, zwłaszcza 269; S. Weingarten, Children’s foods in the Thalmudic literature, [w:] Feast, fast, s. 148–153. 10 Jako wielbiciele mleka opisani są Saracenowie – Ammiani Marcellini rerum gestarum libri qui supersunt, XIV, 4, 6, ed. Ch. Upson Clark, W. Heraeus, L. Traube, t. I–II, Berolini 2001 (dalej: Ammianus Marcellinus, Res gestae). Mleko w dużych ilościach spożywali także Alanowie – Ammianus Marcellinus, Res gestae XXXI, 2, 12. Na ten temat por. P. Tuffin, M. McEvoy, Steak à la Hun: Food, drink, and dietary habits in Ammianus Marcellinus, [w:] Feast, fast, s. 79, 82. 11 Theodoret de Cyr, L’histoire des moines de Syrie V, 9. 7–8, ed. P. Canivet, A. LeroyMolinghen, t. I–II [Sources Chretiennes], Paris 1977–1979. 12 K. Parry, Vegetarianism in Late Antiquity and Byzantium: The transmission of a regimen, [w:] Feast, fast, s. 176. 10 w czasie nabożeństw13. Produkt ten zawitał również do refektarzy klasztornych, choć z danych nie wynika, by był tam szczególnie częsty14. Mleko było przedmiotem zainteresowania dietetyki wczesnego Bizancjum, a szkoła ta szła za ustaleniami Galena wyłożonymi w De alimentorum facultatibus15. Nic dziwnego, że zarówno Orybazjusz16, jak i Aecjusz z Amidy17, Antimus18 oraz Paweł z Eginy19 powołują się w swoich pracach na doktryny rzeczonego wielkiego mistrza. Aleksander z Tralles20, choć nie cytuje go dosłownie, pozostaje również w kręgu naśladowców tego lekarza z Pergamonu. Z racji na jasność wykładu, warto przyjąć Aecjusza z Amidy, Antimusa oraz Pawła z Eginy jako głównych przewodników po omawianej kwestii. Ich poglądy bowiem odzwierciedlają stan wiedzy przyjęty w okresie, który jest przedmiotem rozważań w obecnej publikacji. Z traktatów tych lekarzy wynika, że ludzie żyjący pomiędzy IV a VII w. mieli do dyspozycji wiele gatunków mleka. Oceniano więc, że najtłustsze jest mleko świń, ale nie było ono polecane z powodu tego, że działało szkodliwie na przewód pokarmowy, przechodząc przez niego powoli oraz wytwarzając w nim wysoką temperaturę21. Z gatunków często pijanych rekomendowano przede wszystkim krowie. Jest ono bowiem najgęstsze i najtłustsze. Ewaluowano je nadto zarówno jako pożywne jak i łatwo przechodzące przez organizm22. Wedle tych samych opinii mleko kozie ma zbalansowana zawartość części stałych do płynnych. Nie jest jednak takie tłuste jak krowie. Polecano je głównie dlatego, że daje pożywienie odpowiedniej jakości23. Owcze z kolei jest gęstsze od koziego i może powodować powstawanie tłuszczaków pod skórą (jeżeli pije się go zbyt wiele)24. Mleko kobyle i ośle z kolei bardzo szybko przechodzi przez organizm. Oba mają niską zawartość tłuszczu i dlatego z nich powstaje najmniej podobnej __________ 13 Ph. Koukoules, Byzantinon, s. 295. A. N. J. Louvaris, Fast and abstinence in Byzantium, [w:] Feast, fast, s. 197. 15 Galeni de alimentorum facultatibus libri, 681, 11–689, 7, [w:] Claudii Galeni opera omnia, ed. D.C.G. Kühn, t.VI, Lipsiae 1823 (dalej: Galen, De alimentorum facultatibus). 16 Oribasii collectionum medicarum reliquiae, II, 59, 1, 1–14, 5, ed. I. Raeder, t.I–IV, Lipsiae-Berolini 1928–1933 (dalej: Orybazjusz, Collectiones medicae). 17 Aetii Amideni libri medicinales I–VIII, II, 87, 1–91, 3, ed. A. Olivieri, Lipsiae-Berolini 1935–1950 (dalej: Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri). 18 Anthimus, On the observance of foods. De observatione ciborum, 75–76, ed., transl. M. Grant, Totnes, Blackawton, Devon, 2007 (dalej: De observatione ciborom). 19 Paulus Aegineta, I, 86, 1, 1–10, ed. I. L. Heiberg, t.I–II, Lipsiae-Berolini 1921–1924 (dalej: Paweł z Eginy, Epitome). 20 Alexandri Tralliani therapeutica, I, 539, 16–545, 18, [w:] Alexander von Tralles, ed. T. Puschmann, t.I–II, Amsterdam 1963 (dalej: Aleksander z Tralles, Therapeutica). 21 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 87, 12–15. 22 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 87, 3–4. 23 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 87, 9–10. 24 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 87, 10–12. 14 11 do sera masy w żołądku jedzącego25. Dowiadujemy się także, że pijano mleko wielbłądzic. Było ono oceniane jako najchudsze i charakteryzujące się największą ilość płynu w stosunku do części stałych. Jest zatem najrzadsze, najmniej pożywne i najszybciej przechodzi przez organizm26. Zdawano sobie także sprawę z faktu, iż jakość i ilość omawianego produktu zależy od wieku zwierzęcia. Najlepsze było mleko od dojrzałych, ale jeszcze ciągle młodych sztuk. Od niedojrzałych, jak to było wykładane, jest wodniste, a od zaawansowanych wiekiem nazbyt gęste27. Kolejny wniosek lekarzy omawianego okresu to podkreślenie faktu, iż walory mleka uzależniona jest od stanu zdrowia zwierzęcia. Z ciekawostek warto wymienić ogólnie przyjętą doktrynę, iż lepiej jest spożywać to otrzymywane ze zwierząt o ciemnym ubarwieniu, gdyż owe z reguły są silniejsze i zdrowsze. Jasno umaszczone są słabsze i bardziej podatne na choroby28. Już Galen zwracał też uwagę, że wartość mleka zmienia się wraz z porą roku. W okresie deszczy, to znaczy w klimacie śródziemnomorskim w czasie wiosny29, jest najrzadsze30. Latem mleko z kolei stopniowo się zagęszcza. Takie właśnie Aecjusz z Amidy wychwala się jako najłatwiejsze do strawienia i najlepiej pachnące31.Warto dodać, iż zimą, wedle informacji tego samego lekarza, mleczność zwierząt się znacznie zmniejszała lub zanikała całkowicie. Generalnie zakładano również, że pasza wpływa na jakość mleka. Zielona i bujna trawa rosnąca nad zbiornikami wodnymi jest pokarmem, z którego zwierzęta produkują najmniej mleka32. Twarda i sucha z kolei, zwłaszcza rosnąca w górach, przyczynia się do powstania dużej ilości dobrego produktu33. Zwracano również uwagę na to, iż obecność w paszy niektórych roślin mogło być niebezpieczne dla zdrowia spożywających mleko. Tak było na przykład ze skamonią (skamonia) i ciemierzycą (helleboros)34 Paweł radził, by mleko sprawdzać pod kontem jego przydatności do spożycia. Należało nabrać go nieco na paznokieć kciuka, a następnie pod słońce ob- __________ 25 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 87, 6–9. Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 87, 4–6. 27 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 91, 1–3. 28 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 88, 1–6. 29 Por. informacje na temat mleczności zwierząt w okresie zimowym podane niżej. 30 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 89, 2–3. 31 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 89, 3–5. 32 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 90, 3–4. 33 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 90, 4–5. Convolvulus scammonia – gatunek powoju, używany dość powszechnie w medycynie greckiej jako substancja oczyszczająca. Charakterystykę właściwości tejże rośliny por. np. Aetius Amidenus, Iatricorum libri III 25, 1–14. Por. M. Kokoszko, Sosy w kuchni greckiej. Garum (γάρoς) i pochodne, Vox Patrum 26, 2006, t. 49, p. 289–298, zwłaszcza 295. 34 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 90, 7–8; por. uwagi Antimusa o turkawkach jedzących to samo ziele. 26 12 serwować, jak z niego ścieka. Powinno spływać ani nazbyt szybko ani też bardzo wolno. Jak rozumiemy, ocena prędkości była oparta na doświadczeniu osoby sprawdzającej. Dobrze było także wlać mleko w naczynie szklane, a następnie dodać do niego nieco podpuszczki i poczekać, aż mleko się zwarzy, potem zaś obserwować ilość płynu w stosunku do skrzepu. Jeżeli tego pierwszego jest więcej niż drugiego, wtedy mleko takie nie jest dobre. Jeżeli skrzepu jest bardzo dużo, mleko takie jest trudne do strawienia. Oczywiście najlepsze jest takie, które posiada równowagę obu elementów35. Ogólna ocena dietetyczna mleka była dla niego raczej pozytywna. Czym było bardziej wodniste tym uważano je za mniej pożywne oraz powodujące silniejsze przeczyszczenie. Czym gęstsze tym jego charakterystyka była bliższa cechom sera, włączając w to wzrost pożywności, ale także i zagrożenia, jakie niosło ze sobą dla układu moczowego (sprzyjało formowaniu się kamieni). Mleko było uważane za dobrze wpływające na organy znajdujące się w klatce piersiowej, zwłaszcza zaś na płuca36. Chorzy, którym zalecano jego spożywanie mieli, po wypiciu go, położyć się na plecach, by spożyty pokarm jak najdłużej pozostawało w okolicach klatki piersiowej. Zbyt częste jego picie powodowało jednak bóle głowy. Działało również szkodliwie na organy znajdujące się w jamie brzusznej, a zwłaszcza przyczyniało się do produkcji gazów i oczywiście sprzyjało formowaniu się kamienia w nerkach37. Nazbyt odgotowane, a zatem gęste, doprowadzało do zatwardzeń, szczególnie jeżeli w trakcie gotowania dodawano do niego skrobi, amylon, mąki semidalis, ryżu etc. Z drugiej strony tak przyrządzone polecane było w przypadkach dyzenterii38. Zwracano także uwagę na szkody, jakie przynosi jego picie uzębieniu i przyzębiu. Radzono zatem płukanie jamy ustnej po spożyciu mleka za pomocą wina lub wody z rozpuszczonym miodem, czyli melikarton39. Gdy chodzi o szczegółowe informacje na temat miejsca, jakie mleko zajmowało w codziennych posiłkach, to jesteśmy poinformowani, że spożywano je zwykle nieprzegotowane jako jeden z napojów. Wtedy dobrze było zmieszać je z odrobiną wina, miodu lub melikarton. Jeżeli nie było ich pod ręką, warto było dodać do niego przynajmniej szczyptę soli. Dzięki tym dodatkom trudniej wydzielał się z niego skrzep. Najbardziej polecane było mleko zaraz po udoju, a najlepiej było przeprowadzać tę czynność w obecności osoby, która miała je wypić, przy czym zwracano uwagę, by naczynie, do którego było zbierane, najpierw porządnie umyto. __________ 35 Paweł z Eginy, Epitome I, 3, 1, 1–9. Właściwość te podkreśla Antimus – De observatione ciborom 76. 37 Paweł z Eginy, Epitome I, 86, 1, 3–5. 38 De observatione ciborom 76; Paweł z Eginy, Epitome I, 88, 1, 6–8. 39 Paweł z Eginy, Epitome I, 86, 1, 1–3. 36 13 Takie mleko winno być pite jeszcze ciepłe, najlepiej z dodatkiem wina lub miodu40. Stosowano różne metody gotowania tego produktu. Proces ów najwyraźniej powodował rozliczne problemy, gdyż w czasie tej czynności przywierało ono do ścian naczyń zrobionych z niepokrywanej glazurą gliny. Z drugiej strony jednak wiemy, że mleko starano się nie tylko uczynić cieplejszym, ale i skondensować. Jak wypada domniemywać, by pokonać trudności, częściej niż na palenisku podgrzewano je wrzucając do naczynia, w którym się znajdowało, gorące kamienie lub dyski metalowe rozgrzane do czerwoności41. Co ciekawe, przyrządzano także sui generis zupy mleczne. Antimus daje nam przepis na taką właśnie potrawę, którą podawano, jak się dowiadujemy, zwłaszcza osobom chorym. Lekarz ten radzi, by do gorącego mleka, gotowanego w glinianym lub brązowym, płaskim naczyniu, dodać białego chleba pokrojonego na kawałki i gotować powoli w mleku. Gdy chleb już wystarczająco nasiąkł płynem, należało go spożywać łyżką42. W innych miejscach niniejszej pracy, mowa jest także, że podobne zupy sporządzano przy użyciu ryżu lub mąki. Nie ograniczano się jednak do dań prostych z użyciem mleka. De re coquinaria dostarcza nam także przepis na skomplikowaną potrawę, w której używano mięsa ryby asellus, identyfikowanej jako grecką ryba oniskos43, ale także i mleka. Chodzi tu o tak zwaną patina na mleku. By ją sporządzić należało namoczyć w wodzie orzeszki piniowe, następnie odsączyć je z płynu i odłożyć. Do garnka wkładano łodygi malw, buraków, pory i selery. Po ugotowaniu robiono z nich purée44. Oddzielnie gotowano również kurczaka w kawałkach, móżdżki oraz kiełbaski lukańskie, czyli loukanika45. Do garnka wkładano rozdrobnione warzywa, kurczaki, sprawione i ugotowane móżdżki oraz połówki jaj na twardo. Do tego dodawano ugotowane i pokrojone kiełbaski wieprzowe napełnione nadzieniem à la Terencjusz, wątróbki drobiowe, drobno posiekane mięso ryby oniskos, meduzy46, mięso ostryg47 i nieco świeżego sera. Wszystko to układano __________ 40 De observatione ciborom 76. De observatione ciborom 75; Paweł z Eginy, Epitome I, 88, 1, 6–8. 42 De observatione ciborom 75. 43 M. Kokoszko, Ryby i ich znaczenie w życiu codziennym ludzi późnego antyku i wczesnego Bizancjum (III–VII w.), Łódź 2005, s. 231–235. 44 Zwykłe zasady stosowane w kuchni greckiej wskazują, że warzywa gotowano w słonej wodzie, czyli halme. Gdy były miękkie ucierano je na jednolitą masę w naczyniu przypominającym dzisiejszą makutrę. Na temat halme por. M. Kokoszko, Delikatesy i medykamenty. Komentarz na temat znaczenia terminu „halme” ( w antycznych i bizantyńskich źródłach greckich, Przegląd Nauk Historycznych 2007, R. VI, nr 1–2, s. 91–107. 45 Por. informacje o wędlinach zawarte w niniejszej pracy. 46 Tłumaczenie polskie może być tu jednak kwestionowane. Dalby (Food, s. 296) sugeruje, że chodzi tu raczej o anemony morskie, w stosunku do których Grecy używali określenia akalefe lub knide. 41 14 warstwami w naczyniu, a następnie posypywano uprzednio przygotowanymi orzeszkami piniowymi i ziarnkami pieprzu. Na kolejne warstwy wylewano sos sporządzony w następujący sposób: pieprz, lubczyk ogrodowy, nasiona selera i asafetydę (greckie silphion) rozdrabniano w moździerzu, przekładano do garnka, doprowadzano do wrzenia i do tak powstałego płynu dolewano mleka. Gdy sos był gorący, dolewano roztrzepane jaja, aby powstała gęsta masa. Nią polewano przygotowaną potrawę i stawiano na ogniu. Po ugotowaniu dodawano świeże jeże morskie. Przed podaniem potrawę posypywano pieprzem48. Ser Ser był i jest produktem cenionym w kuchni Hellenów. Cieszył się on poczesnym miejscem w diecie ludzkiej na długo przed czasem zaświadczonym przez źródła spisane w języku greckim49. Ma on bowiem wiele zalet, a co najistotniejsze, pozwala zagospodarować nadmiar mleka, którego nie udało się spożyć w jego świeżej postaci50. Od Arystotelesa wiemy, jakie zwierzęta dostarczały największych ilości mleka do produkcji tego smakołyku. Były to kozy i owce, przy czym Stagiryta wzmiankuje, iż na Sycylii produkowano ser ze zmieszanego mleka obu tych gatunków. Ten sam Arystoteles pisał także o serze frygijskim produkowanym z mieszaniny mleka oślic i klaczy, a rezultat pracy serowarów podobny był do angielskiego stiltona51. Brak jednak jakichkolwiek dowodów, że analogia ta jest trafna. Wracając jednak do Arystotelesa, dowiadujemy się od niego, iż jedzono także ser z mleka krowiego52. 47 Chodzi o mięczaka zwanego ostreon. Por. A. Dalby, Food, s. 245–247; M. Kokoszko, Bounties of Egyptian waters. A few comments on molluscs and other frutti di mare in dietetics and cuisine as presented in ancient and Byzantine Greek sources, „Eos” 89, 2002, s. 287–303. 48 Apicius. A critical edition with an introduction and an English translation of the Latin recipe text Apicius, IV II, 13, ed. Ch. Grocock, S. Grainger, Prospect Books, Blackawton, Totnes, Devon 2006 (dalej: De re coquinaria). 49 M. Stol, Milk, butter and cheese, „Bulletin on Sumerian Agriculture”, 7, 1993, s. 99– 113. 50 J. P. Alcock, dz. cyt., s. 83–84. 51 J. Doran, Table traits, with something on them, Edinburgh–Dublin 1859, s. 33. Stilton to słynny gatunek sera białego lub pleśniowego, produkowany z nieodtłuszczonego mleka w Melton Mowbray i okolicach (Leicestershire, Derbyshire i Nottinghamshire). Na temat tego sera por. A. Davidson, The Oxford companion to food, Oxford 1996, s. 754–755; T. Hickman, The history of Stilton cheese, Stroud 1996, passim. 52 Aristote, Histoire des animaux, 522 a 21–b, 12, ed. P. Louis, t. I–III, Paris 1964–1969 (Arystoteles, Historia animalium). Por. A. Dalby, Food, s. 80; V. Essex Cheke, The story of cheese-making in Britain, London 1959, s. 70; P. F. Fox, P. L. H. McSweeney, Cheese: An overview, [w:] Cheese. Chemistry, physics and microbiology, vol. I, General aspects, ed. P. F. Fox, P. L. H. McSweeney, T. M. Cogan, T. P. Guinee, Amsterdam–Boston–Heidelberg–Lon- 15 Ten sam filozof i naturalista daje nam informacje na temat sposobów produkcji sera. Do świeżego mleka dodawano podpuszczkę, nazywaną przez Greków pytia lub pyetia, która uzyskiwana zwykle była z żołądków młodych saren. Wykorzystywano do tego celu także sok wydzielany przez figowce, czyli opos. Ścięte białko, czyli skrzep, przekładano do koszyczka zwanego talaros53. Gdy serwatka obciekła, ser był już w zasadzie gotowy do spożycia. Oczywiście można było go pozostawić do dojrzewania. Wtedy jednak wymagał albo dodatku soli do samego skrzepu albo przechowania w solance (czy w wodzie morskiej), niekiedy wędzenia oraz składowania w odpowiednim miejscu. Krążki takiego sera zwane były trofalis54. Wiemy, że opisana powyżej technologia w zasadzie nie zmieniała się przez wieki, czego dowodzą informacje o produkcji sera y zawarte w Geoponika55. Obowiązywała ona zatem także w okresie pomiędzy IV a VII w. i jest analogiczna do współcześnie stosowanych metod56. Ser należał do produktów jedzonych relatywnie często57, a jego obecność była typowa zarówno dla menu ludzi ubogich, średniozamożnych jak i bardzo bogatych (włączają laików, kapłanów oraz mnichów)58. Podawano go zarówno dorosłym jak i dzieciom59. Ser wchodził także w ramy przydziałów dla żołniedon–New York–Oxford–Paris–San Diego–San Francisco–Singapore–Sydney–Tokyo 2004, s. 1–18; R. Scott, R. K. Robinson, R. A. Wilbey, Cheesemaking practice, New York 1998, s. 2 etc. 53 Hesychii Alexandrini lexicon, t£laroi, t, 66, 1–2, post I. Albertum rec. M. Schmidt, t.I–V, Ienae 1859–1868 (dalej: Hesychios, Lexicon). 54 Hesychios, Lexicon, trofal[l]…j, t, 1508, 1 55 Geoponica sive Cassiani Bassi Scholastici de re rustica eclogue, XVIII, 19, rec. H. Beckh, Lipsiae 1895 (dalej: Geoponica). Na temat metod produkcji i konserwowania sera por. W. Cavanagh, Food preservation in Greece during late and final Neolithic periods, [in:] Cooking up the past. Food and culinary practices in the Neolithic and Bronze age Aegean, ed. C. Mee, J. Renard, Oxford 2007, s. 115–116; R. I. Curtis, Ancient food technology, Leiden–Boston– Köln 2001, s. 315–316, 399–402; D. L. Thurmond, A handbook of food processing in classical Rome. For her bounty no in winter, Leiden–Boston (Brill) 2006, s. 193–207. 56 D. Kochilas, The glorious foods of Greece. Traditional recipes from the islands, cities, and villages, New York 2001, s. 271. 57 J.-C. Cheynet, La valeur marchande des produits alimentaires dans l’Empire byzantin, [w:] Byzantinon diatrophi, s. 35; A. Dalby, Flavours, s. 72–74, zwłaszcza 72; E. Kislinger, dz. cyt., s. 332–333; J. Koder, I kathemerini diatrophi sto Byzantio me basi tis piges, [w:] Byzantinon diatrophi, s. 20 (dalej: Kathemenrini); J. Koder, Stew and salted meat – opulent normality in the diet of every day?, [w]: Eat, drink, s. 64 (Stew and salted); Ph. Koukoules, Trophai kai pota, s. 7; tenże, Byzantinon, s. 31–32. 58 Ser w klasztorach por. A. N. J. Louvaris, dz. cyt., s. 197; K. Parry, dz. cyt., s. 183–184; A.-M. Talbot, Mealtime in monasteries: the culture of the Byzantine refectory, [w:] Eat, drink, s. 109–123; J. Thomas, The regulation of diet in the Byzantine monastic foundation documents, [w:] Byzantine monastic foundation documents. A Complete translation of the Surviving founder’s typika and testaments, ed. J. Thomas, A. Constantinides Hero, G. Constable…, vol. V, Washington 2000, s. 1696–1716. 59 S. Weingarten, dz. cyt., s. 154. 16 rzy60. Był także miłym podarunkiem przesyłanym nawet na stosunkowo duże odległości61. Stał się w końcu najpopularniejszym dodatkiem do chleba. Stąd też jego bizantyńska nazwa prosfagion, a więc produkt, który jedzony był jako zasadniczy dodatek do najważniejszego elementu posiłku, a zatem chleba62. Brak atencji dla tego delikatesu był w każdym razie odstępstwem od przyjętej normy63. Ser produkowany był lokalnie, dlatego liczba jego gatunków była bardzo wysoka. Oczywiście bogatych stać było na lepsze, importowane rodzaje, jak na przykład, ser kreteński, sery z bogatej w pastwiska Azji Mniejszej (zwłaszcza paflagoński) lub ten, który produkowany był (w późniejszym okresie) przez Wołochów64. Zamożni mogli nadto pozwolić sobie na częstsze spożycie sera w większych ilościach. Jeżeli chodzi o generalną klasyfikację omawianego produktu, to uprościć ją można do stwierdzenia, że antyczni Hellenowie i Bizantyńczycy dzielili ser na trzy główne rodzaje. Po pierwsze, Grecy jedli więc twaróg65. Ten nazywali oksygala lub oksygalaktinon. Dalej spożywali sery świeże lub niezbyt dojrzałe, które określano jako chloros tyros66. W końcu, delektowali się także gatunkami dojrzałymi, które z racji na niską zawartość w nich wody nazywane były serem suchym, kseros tyros67. Rozpisywano się również o właściwościach tych pokarmów, a dietetyka bizantyńska w kwestii wartości tego pokarmu szła w ślady Galena. Gdy chodzi o oksygala, produkt ten musiał być stosunkowo popularny, gdyż Galen poświecił mu cały rozdział w swoim dziele o właściwościach pokarmów68. Nie brak także wzmianek o tym właśnie pokarmie w traktatach z okresu, o którym mówimy. Wymieniany on był bowiem, a niekiedy dokładniej __________ 60 J. Haldon, Feeding the army: food and transport in Byzantium, ca 600–1100, [w:] Feast, fast, s. 85–100 61 A. A. Demosthenous, The scholar and the partridge: attitudes relating to nutritional goods in the twelfth century from the letters of the scholar John Tzetzes, [w:] Feast, fast, s. 25– 31. 62 F. Koukoules, Byzantinon, s. 32–33. 63 Michał Italikos wyśmiewał się ze swego znajomego za preferowanie bekonu na niekorzyść sera – L. Garland, The rhetoric of gluttony and hunger in twelfth-century Byzantium, [w:] Feast, fast, s. 49. 64 M. Grünbart, Store in a cool and dry place: perishable goods and their preservation in Byzantium, [w:] Eat, drink, s. 48–49; J. Koder, Kathemerini, s. 20–21; M. L. Rautman, The daily life in the Byzantine Empire, Westport, Connecticut 2006, s. 95, 185; F. Koukoules, Trophai kai pota, s. 31–32. 65 J. P. Alcock, dz. cyt., s. 83, 159; A. Dalby, Food, s. 218. 66 Athenaei Naucratitae dipnosophistarum libri XV, IV, 16, 22, rec. G. Kaibel, t.I–III, Lipsiae–Berolini 1887–1890 (dalej: Atenajos z Naukratis, Deipnosofiści). 67 Atenajos z Naukratis, Deipnosofiści IX, 66, 30 68 Galen, De alimentorum facultatibus 689, 8–696, 6. 17 analizowany przez Orybazjusza69, Aecjusza a z Amidy70, Aleksandra z Tralles71, Anthimus72 i Pawła z Eginy73. Nawet leksykon Hesychiosa przynosi informacje o szczególnym rodzaju tego produktu otrzymywanym z mleka kobylego, który nazywano hippake74. Tradycja produkcji i spożycia świeżego sera została potem przekazana przez Greków tureckim okupantom75. Trzeba nadto wyjaśnić, że termin ten obejmował także to co, my nazywamy mlekiem zsiadłym czy jogurtem76. Ta interpretacja implikowana jest, na przykład, wynurzeniami Galena piszącego, że spożywano albo skrzep albo też wypijano cała objętość płynu, czyli kontentowano się także serwatką77. Sposobów produkcji oksygala było zapewne wiele. Jeden z nich podany został przez Kolumellę. Wedle jego słów do naczynia z mlekiem dodawano wiązkę ziół oraz cebulę. Po pięciu dniach odkrywano je i pozbywano się serwatki. Po trzech następnych wyjmowano pęczek ziół oraz dodawano przypraw i porów, a potem pozostawiano na kolejne dwa dni. W końcu dosypywano soli, mieszając ją starannie z pozostała zawartością naczynia, by mogła połączyć się z nią równomiernie, a pojemnik, w którym produkt ten przechowywano, przykrywano szczelnie i przechowywano aż do czasu spożycia jego zawartości78. W późniejszych czasach wytwarzano oksygala, wlewając kwaśne, tłuste mleko do worów wykonanych ze skór baranich, którymi potrząsano energicznie przez pewien czas79. Z punktu wiedzenia dietetyki wczesnego Bizancjum oksygala była uważana za pokarm przyczyniający się do ochłodzenia organizmu oraz powodujący powstawanie w nim gęstych soków. Nadto wywoływała dolegliwości trawienne u tych, którzy przejawiali zimną naturę żołądka. Przy takiej bowiem dyspozycji tego ostatniego organu oksygala nie poddawała się łatwo procesowi wstępnego trawienia. Z drugiej strony jednak, przy gorącej była produktem, który dawał organizmowi dobry pokarm. Natury o najlepszej, to jest zbalansowanej, ciepłocie __________ 69 Orybazjusz, Collectiones medicae II, 60, 1, 1–3, 2. Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 98, 1–15. 71 Aleksander z Tralles, Therapeutica, II, 269, 19. 72 De observatione ciborom 78. Andrew Dalby (Food, s. 218) wątpi w trafność uwag Antimusa i uważa, że termin oksygala powinien oznaczać jogurt lub kwaśne mleko, gdy jedynie określenie oksygalaktinon odnosi się do twarogu. 73 Pawel z Eginy, Epitome III, 37, 4, 17–21. 74 Hesychios, Lexicon, ƒpp£kh, i, 779, 1–3. 75 A. Dalby, Flavours, s. 65–66. 76 A. Dalby, Food, s. 218. 77 Galen, De alimentorum facultatibus 695, 6–8; Hesychios, Lexicon, ƒpp£kh, i, 779, 1–3. 78 L. Iuni Moderati Columellae res rustica, XII, 8, 1–2, [w:] L. Iuni Moderati Columellae res rustica: incerti auctoris liber de arboribus, ed. R. H. Rodgers, Oxford 2010 (dalej: Kolumella, De re rustica). Encyclopedia of fermented fresh milk products: an international inventory of fermented milk, cream, buttermilk, whey, and related products, ed. J. A. Kurmann, M. Kroger, J. L. Rašić, New York 1992, s. 233 (oxygala). 79 Diane Kochilas, dz. cyt., s. 140. 70 18 poszczególnych części organizmu, mogły również spożywać oksygala bez uszczerbku dla swego zdrowia. W ich przewodach pokarmowych bowiem pokarm ten był również stosunkowo szybko trawiony. Podkreślano również, że oksygala mogła szkodzić tym, których naturalna predyspozycja wykazywała zimną naturę zębów. Ci odczuwali przy jej jedzeniu dyskomfort wywołany przez jej kwasowość, a nadto mogli cierpieć na podrażnienia dziąseł. Te dolegliwość określano jako haimodia. Aecjusz z Amidy wskazuje na sposób podawania oksygala80. Mianowicie serwowano ją w naczyniu postawionym na śniegu. Z traktatów medycznych wynika, że ta metoda była szczególnie wskazana dla osób, które miały szczególnie gorącą predyspozycję naturalną. Uzupełnieniem tych danych są słowa Antimusa, który radzi, by produkt ten podawać z miodem lub z oliwą wyciśniętą z niedojrzałych oliwek81. Drugi z interesujących nas terminów, to znaczy oksygalaktinon, występuje w większości ważniejszych źródeł analizowanego przez nas okresu82. Wszyscy autorzy określają go także jako ser, dając jednocześnie do zrozumienia, iż chodzi im o produkt świeży a nie ser dojrzewający. Stąd brak wątpliwości interpretacyjnych. Oksygalaktinon jest polecanym produktem żywnościowym. Jego spożycie nie przynosi bowiem zagrożenia dla przewodu pokarmowego, a spośród wszystkich serów jest najłatwiejszy do strawienia i najszybciej przechodzi przez przewód pokarmowy. Ma też dobry aromat i stosunkowo niewiele soków groźnych dla organizmu jedzącego. Zapewne sposób podawania była analogiczny do tego zarekomendowanego powyżej83. Serom bardziej dojrzałym niż dwa wymienione powyżej poświęcano wiele zainteresowania dziełach dietetycznych. Trzeba dodać, że nie cieszył się on dobrą opinią84. Dietetycy uważali, iż ser jest ostry w smaku, co jest skutkiem działania podpuszczki. Proces dojrzewania zwiększa jedynie tę ostatnią właściwość, a nadto powoduje utratę pierwotnej wilgoci omawianego produktu i przyczynia się do wzrostu jego ciepłoty wewnętrznej. Wskutek tego ser powoduje pragnienie u osoby, która go zje. Nadto im jest starszy tym staje się trudniejszy do wstępnego strawienia w żołądku i silniej przyczynia się do powstania w organizmie jedzącego niezdrowych humorów. Dodatkiem do niego zatem winny być __________ 80 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 98, 6–10. De observatione ciborom 78. 82 Galen, De alimentorum facultatatibus 697, 8–16; Orybazjusz, Collectiones medicae III, 3, 6, 4–5; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 101, 15–18; Paweł z Eginy, Epitome VII, 3, 19, 95–98. 83 A. Dalby, Food, s. 80. 84 Galen, De alimentorum facultatibus 606, 6–699, 9; Orybazjusz, Collectiones medicae II, 59, 1, 1–14, 5; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 101, 1–23; De observatione ciborom 79– 81; Paweł z Eginy, Epitome, I, 89, 1, 1–4. 81 19 produkty, które rozcieńczają złe, zwłaszcza gęste, soki powstające w organizmie. Podstawowym niebezpieczeństwem wynikającym ze spożywania sera jest zagrożenie, jakie on przynosi dla układu moczowego. Gęste humory mają bowiem tendencje do akumulacji w organizmie do momentu aż uformują kamienie w miejscach, w których ciepłota ciała jest nadzwyczaj wysoka. Tak dzieje się na przykład w nerkach. Jeżeli chodzi o całościową ocenę wymienionych odmian sera, to najlepsze są świeże spośród nich. Dojrzałe bowiem są mniej wilgotne, ostrzejsze i przyczyniają się do produkcji złych humorów. Medycy twierdzą też, iż lepsze są sery o gąbczastej lub luźniej konsystencji od tych, które mają zwartą strukturę, a zatem są twarde. Nadto polecane sery winny być delikatne w smaku, wyróżniając się słodkawym aromatem. Stąd też uwaga ogólna, że sery przyjemne w smaku są generalnie lepsze niż te, które takim się nie charakteryzują. Dodawano, iż łatwo można poznać dobry ser po intensywności doznań smakowych. Te, których aromat na kubkach smakowych i w nozdrzach spożywającego zmniejsza się wraz z upływem czasu, są bardziej polecane. Proces ten bowiem świadczy o podatności danego produktu na procesy trawienne. Ser był powszechnym składnikiem potraw. Z kart dzieła Atenajosa z Naukratis wynika, że traktowano go jako popularny dodatek. Szczególnie często używano go jako dodatku niezbędnego przy przyprawianiu pieczonych ryb. Na przykład, Archestratos cytowany przez autora Deipnosofistów przekazał nam następujący przepis na rybę kitharos85. Wybierano świeże, większe, czerwonawe w zabarwieniu egzemplarze. Po sprawieniu należało je po prostu upiec nadziawszy na rożen86, wprzód skropiwszy oliwą i posypawszy serem. Ryba ta bowiem, jak zapewniał znawca, bardzo lubi wiele (intensywnych w smaku) dodatków87. Był także traktowany jako niezbędny składnik szeregu potraw. Ser frygijski na przykład wchodził w skład kandaulos lub kandylos, smakołyku, który był już wzmiankowany powyżej, a który w okresie Bizancjum miał już bardzo długą historię. Informacje na jego temat znajdujemy między innymi u Eustacjuszowi z Tesaloniki88, Focjusza89, Hesychiosa90 oraz w Księdze Suda91. Mięsna wersja tej potrawy składała się z mięsa, wywaru, w którym było ono gotowane, chleba, __________ 85 Andrew Dalby (Food, s. 147–148, zwłaszcza 148) ustala, że jest to ryba Platichthys flesus. W języku polskim używa się terminu flądra lub stornia. Por. M. Kokoszko, Ryby, s. 158– 160. 86 Archestratos używa terminu machaira. 87 Atenajos z Naukartis, Deipnosofiści VII, 73, 16–23. 88 Eustathii archiepiscopi Thessalonicensis commentarii ad Homeri Iliadem Pertinentes, ed. M. van der Valk, vol. IV, Leiden 1987, s. 180, 16–23. 89 Photii patriarchae lexicon, κάνδυλος, κ, ed. C. Theodoridis, vol. I, Berlin–New York 1982. 90 Hesychios, Lexicon, κ, κάνδυλος, 646, 1–2. 91 Suidae lexicon, Κάνδυλος, κ, 303, 1–2, rec, A. Adler, t.I–IV, Lipsiae 1928–1935 (dalej: Suda, Lexicon). 20 kopru i oczywiście sera. Jej słodka odmiana sporządzana była z mleka, sera i miodu, a zgęszczano ją skrobią92. Z poematów prodromicznych znamy przepis na skomplikowane danie jednogarnkowe, to znaczy monokythron, zawierające ser. Składało się ono z kapusty, mięsa ryb murena93, włóczników94, karpii, małych wędzonych makreli, jajek, sera wołoskiego i kreteńskiego, czosnku i cebuli95. Było to zapewne coś w rodzaju gęstej zupy lub gulaszu o ostrym smaku i silnym zapachu. Masło Masło, po grecku boutyron, nie jawi się jako specjalnie popularny produkt w diecie ludów Morza Śródziemnego. Mleko bowiem zwierząt nie było wtedy wystarczające tłuste, by otrzymywać go dużo, i nie potrafiono efektywnie usunąć z masła resztek mleka, co przyczyniało się do jego szybkiego psucia96. By tego uniknąć solono je. Takiego jednak nie ceniono jako zdrowego pokarmu97. Dla Greków stało się ono symbolem północnych barbarzyńców98. Interesujący nas z racji na temat naszych rozważań, ponieważ bliscy Konstantynopola Tracy byli zwani przez Anaksandridesa boutyrofagoi, to znaczy zjadaczami masła99. Z czasem jednak, gdy Tracja hellenizowała się, a potem romanizowała, produkcja jego nie wzrastała, a wobec zwiększającej się liczby ludności oznaczało to jego mniejsza dostępność. Antimus zaświadcza za to jego spożycie w VI-o wiecznej Galii, ale taki produkt nie był polecany przez autora De observatione ciborom. Skutkiem tych wszystkich okoliczności możemy założyć, że nie spożywano go wiele w Imperium Byzantinum pomiędzy IV a VII wiekami100. Nie znaczy to jednak, że nie mamy na jego temat informacji z tego okresu. Wprost przeciwnie. Znajdowało się ono w edykcie Dioklecjana101. Poza tym pisma medyczne obfitują we wzmianki o nim, a znajdują się one regularnie __________ 92 Iulii Pollucis onomasticon, VI, 69, ex rec. I. Bekkeri, Berolini 1846. (dalej: Polluks, Onomasticon). 93 M. Kokoszko, Ryby, s. 216–221. 94 Tamże, s. 179–181. 95 Ptochoprodromos. Einführung, kritische Ausgabe, deutsche Übersetzung, Glossar, bes. H. Eidener, Köln 1991, IV, 201–216; A.-M. Talbot, dz. cyt., s. 119. 96 A. Dalby, Food, s. 65. 97 De observatione ciborom 77. 98 C. K. Kaufman, Cooking in ancient civilizations, Westport, Connecticut–London 2006, s. 88. 99 Atenajos z Naukratis, Deipnosofiści IV, 7, 8. 100 A. Dalby, Flavours, s. 72, 144. 101 Edictum Diocletiani de pretiis rerum venalium. Edykt Dioklecjana o cenach towarów wystawionych na sprzedaż, tłum., wtęp, oprac. A. Brańska, P. Barański, P. Janiszewski, Poznań 2007, IV, 50 (dalej: Edykt Dioklecjana). 21 u Orybazjusza102, Aecjusza z Amidy103 i Pawła z Eginy104. Rzadko jednak posiadamy świadectwa, wskazujące na jego bezpośrednie spożycie lub stosowanie jako ingrediencji w ramach aktywności kulinarnej105, aczkolwiek możliwe jest, że jego popularność zaczęła wzrastać od X w.106. O maśle dowiadujemy się zatem, że choć otrzymywane głównie z mleka krowiego, wyrabiane było także z owczego i koziego107. W praktyce jednak nie było ono zalecane jako zdrowy produkt żywnościowy, ale raczej jako lekarstwo, zwłaszcza podstawa do produkcji maści. Smarowano nim więc jęczmienie i innego rodzaju owrzodzenia wokół oczu, co miało spowodować szybsze wchłonięcie przez organizm znajdujących się tam złych humorów. Nadto używano go jako maści na bolesność piersi karmiących kobiet i na podrażnione dziąsła ząbkujących dzieci. Ułatwiało także wydalenie flegmy płuc. Nie należało jednak go stosować, gdy płuca były uszkodzone. Autor De observatione ciborom daje sui generis recepturę na lekarstwo przeciw poważnym przypadkom problemów z płucami. Antimus polecał, by zmiksować je z miodem, a mieszaninę powoli lizać położywszy się uprzednio na plecach. Masło, o czym pisał Aecjusz Amidy, stosowano także jako maść na liszaje, ale wtedy najsilniej działało zmieszane z (zapewne sproszkowanymi) migdałami i miodem. Używane było także w celach higienicznych, zamiast oliwy108. Jaja Jaja były zawsze cenionym produktem spożywczym. W czasach, o których mówimy, w więc pomiędzy IV a VII w., podstawową rolę odgrywały jaja kurze. Gęsie były drugą najpopularniejszą opcją dostępną na stołach Konstantynopola. Jaja innych gatunków spożywano także, ale w z pewnością mniejszej liczbie109. Wypada też dodać, iż nie gardzono w zasadzie żadnymi jajami, w tym także tymi, które pochodziły od ptaków żyjących dziko110. Na ich stosunkowo wysokie spożycie wpływał fakt, że ptactwo, a szczególnie kury, mogły być hodowane na relatywnie niewielkiej przestrzeni i żywić się pokarmem możliwym do znalezienia w ogrodach przydomowych i resztkami ze __________ 102 Orybazjusz, Collectiones medicae II, 59, 3, 3–4, 4. Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 104, 1–13. 104 Paweł z Eginy, Epitome VII, 3, 2, 63–66. 105 Odnalazł je jednak Athanasius N. J. Louvaris (dz. cyt., s. 197.). 106 A. A. Demosthenous, dz. cyt.. 30. 107 Orybazjusz, Collectiones medicae XI, boÚturon, b, 14, 1–9. 108 Oprócz cytowanych fragmentów Galena por. P. Garnsey, Mountain economies in southern Europe, [w] P. Garnsey, Cities, peasants, s. 167. 109 A. Dalby, Flavours, s. 71; Ph. Koukoules, Trophai kai pota, s. 40–42 (dalej: Trophai kai pota); tenże, Byzantinon, s. 66–68. 110 De observatione ciborom 38. 103 22 stołów. Wynika z tego, że świeże jaja dostępne były także dla mieszkańców miast. Nie oznacza to jednak, że były one tanie. Edykt Dioklecjana wycenił je na jeden denar za sztukę, co było raczej wysoką ceną111. Liczba wzmianek za ich temat w źródłach medycznych sprawia wrażenie, że były rozpowszechnione jako pokarm dzieci112 i dorosłych113. Nie było zgody co do klasyfikacji wartości dietetycznej najczęściej spożywanych rodzajów jaj. Galen, a wraz z nim jego szkoła, twierdzili, że najlepsze są jaja kurze i bażancie. Najgorsze za to są te znoszone przez gęsi i strusie114. To zdanie wyraźnie królowało w medycynie wczesnego Bizancjum i jest obecne w dziełach Orybazjusza115, Aecjusza z Amidy116 i Pawła z Eginy117. Jednak Atenajos z Naukratis zachował informacje, że Epainetos i Herakleides z Syrakuz preferowali jaja pawi. Na drugim miejscu stawiali jaja znoszone przez tzw. chenalopekes118, a potem dopiero kurze119. Wszystko wskazuje, że opinia ta została wyparta przez rozpowszechnione doktryny Galena. Nie wszyscy dietetycy zastanawiali się jednak nad klasyfikacją tego produktu wedle kryterium pochodzenia gatunkowego. Wiele razy przywoływany w naszej dyskusji Antimus nie przeprowadził bowiem wyraźnej analizy tego właśnie typu. Jednak i on pozostaje w nurcie obowiązującym we wczesnym Bizancjum120. Swe rekomendacje zaczyna bowiem od jaj kurzych121, by potem przejść do gęsich122 i na końcu do bażancich123. Tu wypada zauważyć, że posiadamy również dane wskazujące na spożycie jaj kaczych124. Ponieważ jednak dietetycy nie mówią o nich we fragmentach swych dzieł poświęconych przyrządzaniu jaj, należy więc dojść do wniosku, że nie cieszyły się one ani zbytnią popularnością ani też uznaniem medycyny, choć z pewnością były jadane. __________ 111 Edykt Dioklecjana VI, 43. S. Weingarten S., dz. cyt., s. 150–151, 154, 159. 113 Właściwie jedynie manichejczycy wyrzekali się ich spożycia – K. Parry, dz. cyt., s. 176. Wedle reguł klasztornych zwykle jedynie okresy ścisłych postów wykluczały ich spożycie. W normalnym czasie roku kościelnego były nie obłożone jakimikolwiek zakazami – tamże, s. 184. 114 Galen, De alimentorum facultatibus 706, 1–3. 115 Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 1, 1–2, 1. 116 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 1–2 117 Paweł z Eginy, Epitome I, 83, 1, 1–2. 118 Prawdopodobnie Tadorna ferruginea (Kazarka rdzawa) albo Alopochen aegyptiacus (Gęsiówka egipska) – A. Dalby, Food, s. 162. 119 Atenajos z Naukratis, Deipnosofiści II, 50, 46–48. 120 Por. informacje źródłowe tłumaczone przez Andrew Dalby’ego (Flavours, s. 144, 147– 150, 153–156) 121 De observatione ciborom 35 122 De observatione ciborom 37. 123 De observatione ciborom 38. 124 Ph. Koukoules, Trophai kai pota, s. 40–41. 112 23 Ani Antimus ani też pozostali medycy nie mówią o jakichkolwiek ograniczeniach ilościowych względem tego pokarmu. Autor De observatione ciborom utrzymuje, że zarówno ludzie zdrowi jak i chorzy mogą je jeść w dowolnej liczbie, ale pod warunkiem, że jaja nie są w pełni ścięte i że spożywa się je z solą. Nadto, jak twierdził, muszą one być świeże125. W radach swych Antimus pozostaje dokładnie w nurcie doktryn dietetycznych swojej epoki. Od Galena126 bowiem przyjęto dogmat, że jaja muszą być przyrządzane tak, by zarówno białko jak i żółtko zachowały swoją płynność. Takie jaja uważane były nie tylko za pożywne, ale i lekkostrawne. Zwolennikami tego poglądu byli Orybazjusz127, Aecjusz z Amidy128 i Paweł z Eginy129. Dietetycy greccy, nie kładą jednak w swych rozważaniach takiego nacisku na użycie soli do jajek jak Antimus, ale częsta obecność w przepisach garum, które zawierało znaczne ilości soli wskazuje, że też rozumowali w sposób podobny. Nadto w dietetyce wczesnego Bizancjum widać wyraźnie rozpowszechnienie zdroworozsądkowego poglądu twierdzącego, iż jaja winny być jak najświeższe, co znowu znajduje odbicie w doktrynach Orybazjusza130 i Pawła131 i co zresztą także było konsekwencją przejęcia ustaleń Galena132. Źródła pokazują, że jaja były traktowane jako samodzielne danie, o czym będzie mowa poniżej. Były one jednak także istotnym składnikiem wielu dań, co jest widoczne w zachowanych przepisach kulinarnych. Zacznijmy od dań wieloskładnikowych. Tu rola jajek była różnorodna. Niekiedy są ukazywane jako dodatek uzupełniający garnirunek potrawy. Tak jest w przepisie na przyrządzanie karczochów. Warzywo podawano z liquamen, oliwą i pokrojonymi jajami ugotowanymi na twardo133. Najczęściej jednak były zastosowane jako czynnik zagęszczający dania typu patina. Przykładem niech będzie stosunkowo skomplikowana receptura z De re coquinaria. Potrawa miała udawać danie z ryby apua134, ale można ją było przygotować z mięsa dowolnego innego gatunku. Przepis przewidywał, co następuje. Pozbawione ości mięso smażonej lub gotowanej ryby krojono na drobne kawałki. Mięsa tego trzeba było tyle, aby można było napełnić nim naczynie do gotowania. W moździerzu ucierano pieprz i nieco ruty. Dolewano liquamen i nieco oliwy. Powstały płyn wlewano do garnka z mięsem ryb i delikatnie mieszano. Osobno rozbijano i roztrzepywano świeże __________ 125 De observatione ciborom 35. Galen, De alimentorum facultatibus 707, 5–6. 127 Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 2, 1–2. 128 Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 22–25. 129 Paweł z Eginy, Epitome I, 83, 1, 7–8. 130 Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 2, 1–2. 131 Paweł z Eginy, Epitome I, 83, 1, 3–4. 132 Galen, De alimentorum facultatibus 707, 13. 133 De re coquinaria III, 19. 1. 134 De re coquinaria IV, 2, 12; Por. J. André, L’alimentation et la cuisine à Rome, Paris 1961, s. 99; M. Kokoszko, Ryby, s. 30. 126 24 jajka, a masę jajeczną wlewano do potrawy. Na wierzchu delikatnie kładziono meduzy (lub anemony morskie) i uważano, by nie wymieszały się one z jajami. Garnek z potrawą stawiano na ogniu. Kiedy meduzy były już podpieczone, posypywano je z wierzchu utartym pieprzem i serwowano na stoły. W późniejszych czasach mamy informacje na temat wzrastającej liczby receptur na coraz to bardziej skomplikowana dania, na przykład, na temat gotowania specjalnej zupy jajecznej, przyrządzanej na kurczaku i zaprawianej serem135. Gdy chodzi o omawiany przez nas produkt jako o samodzielne danie, to, jak zostało to już powyżej wzmiankowane, dietetycy podkreślali, że najlepsze są wszelkiego typu jaja gotowane na miękko136. Pierwszy typ tej potrawy wymieniany w źródłach to oa trometa. Uważano je za pożywne oraz stosunkowo łatwe do strawienia137. Antimus zachowuje szczegóły na temat ich gotowania. Można je było włożyć do wody gorącej, ale jeszcze lepiej było wykorzystać do tego wodę zimną. Garnek z jajkami wstawiano na ogień i starano się, by gotowały się powoli. Ciepło miało równomiernie wnikać do środka, tak by wzrosła jednocześnie temperatura żółtka i białka. By zapewnić właściwe podgrzewanie jajek należało łyżką mieszać wodę w czasie gotowania. Autor tłumaczył również, że kiedy wrzuca się je do gorącej wody, białko ścina się szybko i łatwo, gdy żółtko podgrzewa się znacznie wolniej. W ten sposób całość staje się niezdrowa. Do tak przygotowanych jaj podawano sos, który składał się z pieprzu, lubczyku, namoczonych orzeszków piniowych, miodu, octu oraz garum. Taką właśnie recepturę przechowała De re coquinaria138. Gdy jajka jedynie podgrzewano w wodzie, nie doprowadzając nawet do ścięcia białka i można je było wypić, otrzymywano tak zwane oa rofeta. Te też uważano za wystarczająco pożywne, choć mniej od oa trometa. Stosunkowo szybko przechodziły bowiem przez wszystkie organy służące trawieniu pokarmu. Aecjusz z Amidy wskazywał nadto, że przedostając się przez gardło i przewód pokarmowy działają na nie jak kataplazm, łagodząc ich podrażnienia139. Źródła wskazują też na gotowanie jaj w occie. Nie wiemy jednak, czy procesowi temu poddawano jajka w skorupkach, czy też wybijano je do wody zakwaszonej octem, czy wreszcie do samego octu. Przedostatni sposób przypominałby i dziś stosowaną metodę gotowania tak zwanych jaj w koszulkach. __________ 135 M. L. Rautman, dz. cyt., s. 253. Por. klasyfikacje zrekonstruowana przez Andrew Dalby’ego (Food, s.126–127). 137 Galen, De alimentorum facultatibus 706, 8–10; Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 3, 1; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 2–3; Paweł z Eginy, Epitome I, 83, 1, 1–2. 138 De re coquinaria VII, 17, 3. 139 Galen, De alimentorum facultatibus 706, 8–10; Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 3, 1–2; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 3–9; Paweł z Eginy, Epitome I, 83, 1, 4– 5. 136 25 Utrzymywano, że tak przygotowane wysuszają nadmiar soków w żołądku140. Te właściwość zyskiwała potrawa właśnie dzięki octowi. Jaja gotowano również na twardo. Takie nazywano oa heftha. Nie były jednak cenione przez dietetyków, którzy uważali je za ciężkostrawne, przyczyniające się do produkcji gęstych soków oraz wolno przechodzące przez przewód pokarmowy141. Antimus twierdził, że podawane były w sosach, tak zresztą jak jajka w koszulkach. Radził jednak, by jedzono jedynie ich żółtka, gdyż ścięte białka były szkodliwe dla zdrowia, powodując między innymi chroniczne rozwolnienie142. De re coquinaria zachowuje informacje na temat sosu do jaj gotowanych na twardo143. Zwiera on albo garum, oliwę i wino albo też garum, pieprz i asafetydę (laser czuli greckie silphion). Jaja też pieczono w całości wkładając do popiołu paleniska. Takie nazywano oa opta. Przyrządzone w ten sposób były ewaluowane pod względem swych właściwości dietetycznych nawet niżej od gotowanych na twardo144. Najgorsze jednak były jaja przyrządzane na patelni zwanej teganon145 i stąd określane jako oa tagenista. Zapewne medykom antyku i Bizancjum chodziło tu o jaja analogiczne do dzisiejszych sadzonych. Te szkodzą nawet w czasie procesu wstępnego trawienia w żołądku, powodując poruszenie we wnętrznościach. Nadto przyczyniają się do powstania w organizmie jedzącego negatywnie oddziałujących soków i pozostawiają w nim wiele niestrawionych resztek146. Warto dodać, że w De re coquinaria jest sugestia podawania ich w oenogarum, a zatem greckim oinogaron147. Ze źródeł wynika także, że przyrządzano jaja na łaźni wodnej w naczyniu o podwójnym dnie zwanym diploma. Te nazywano pnikta lub pekta. Jaja zapewne wybijano do diploma. W czasie przygotowywania ich dolewano do nich oliwy, liquamen i wina. Oceniano je jako lepsze do pieczonych i gotowanych na twardo148. I w tym przypadku rady dietetyków wskazują, że należało uważać, by masa jajeczna nie ścięła się zbytnio. __________ 140 De observatione ciborom 36; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 9–10. Galen, De alimentorum facultatibus 706, 10–11; Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 3, 2–5, 1; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 14–16. 142 De observatione ciborom 36. 143 De re coquinaria VII, 17, 2. 144 Galen, De alimentorum facultatibus 706, 11–13; Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 3, 2–5, 1; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 16–17. 145 M. Kokoszko, Ryby, s. 389. 146 Galen, De alimentorum facultatibus 706, 13–16; Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 3, 5, 1–6, 1; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 17–19; Paweł z Eginy, Epitome I, 83, 1, 8–9. 147 De re coquinaria VII, 17, 1. 148 Galen, De alimentorum facultatibus 707, 1–8; Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 3, 6, 1–7, 2; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 19–25; Paweł z Eginy, Epitome I, 83, 1, 5–8. 141 26 Jaja też smażono w naczyniu lopas149, które, jak należy się domyślać, stawiano bezpośrednio na ogniu. Zapewne przygotowywano z nich potrawę analogiczną do jajecznicy. Wedle zasad szkoły Galena i tym razem starano się, by jaja nie były mocno ścięte150. Antimus daje także przepis na tak zwane afrouton (termin latynizowany do formy afrutum), które, jak sam to podaje, po łacinie określane było jako spumemum151. Był to rodzaj sufletu nie pieczonego jednak w piecu, jak to się robi dzisiaj, ale gotowanego w oparach sosu, którym był podlany. By go przygotować, oddzielano białka od żółtek i te pierwsze ubijano na twardo. Do masy dodawano mięso drobiowe, małże152 lub rybę153. Następnie całość formowano w sui generis piramidę w płaskim naczyniu nadającym się do postawienia na palenisku. Na jego dno uprzednio wlewano sos o niesprecyzowanych w tekście De re coquinaria składzie oraz liquamen. Potrawę zapewne podgrzewano powoli, starając się, by afrutum ugotowało się w oparach płynów oddzielających je od dna naczynia. Przed podaniem polewano je winem i miodem154. Przedstawiony przegląd pojęć niezbicie wskazuje na pewne różnice pomiędzy dietą kończącego się antyku i rozpoczynającego Bizancjum w stosunku do schematów obowiązujących w obecnych realiach naszego kraju. Nie wydaja mi się one jednak poważne, a wynikają z odrębności technologicznych (dziś posiadamy możliwości techniczne pozwalające na schłodzenie produktów nabiałowych w celu ich dłuższego przechowania, a także środki pozwalające na rafinację takich produktów jak masło) jak i geograficzno-kulturowych (znacząca rola mleka koziego oraz owczego i jego przewaga w stosunku do krowiego wynikająca z odmienności ukształtowania terenu, ale przede wszystkim z odmiennej tradycji hodowlanej). Z drugiej strony jednak niniejszy tekst podkreśla także stałość schematów żywieniowych i to nie tylko w antyku i Bizancjum, ale również w szerszym zakresie chronologiczno-przestrzennym. Uwypukla bowiem relatywną uniformizację diety w ramach kultury śródziemnomorskiej. Wypada zauważyć, że współczesna dieta Polaków zbliża się coraz bardziej do tej ukazanej w artykule, a więc w tym znaczeniu zbliża nas do schemata ton Romaion. Co niezwykle interesujące, zaprezentowane materiały wskazują na istnienie głębokiej znajomości roli produktów spożywczych w zachowaniu zdrowia i wypracowanie koherentnej teorii odnoszącej się do tej kwestii. __________ 149 M. Kokoszko, Ryby, s. 378. Galen, De alimentorum facultatibus 707, 9–12; Orybazjusz, Collectiones medicae II, 45, 3, 7, 1–4; Aecjusz z Amidy, Iatricorum libri II, 134, 24–25. 151 De observatione ciborom 34. 152 W przepisie głównym autor zaleca użycie mięsa kurcząt. 153 De observatione ciborom 40. Antimus sugeruje zastosowanie w recepturze mięsa szczupaka. 154 A. Dalby, Flavours, s. 71. 150 27 Summary The present study tries to discuss the role of dairy products and eggs in the diet between the IVth and the VII th centuries. The article starts from a passage on a variety of milk kinds which were made use of in the period under discussion. The author comes to the conclusion that, although milk of many animals was used, the one coming from sheep and goats prevailed in the diet. Subsequently, he explains why only a fraction of the product was consumed fresh and the greatest part of it was later turned into cheese. Researching into cheese-like products, he describes three main kinds of the foodstuff: the cottage (oxygala or oxygalaktinon), the soft (chloros tyros) and the hard (xeros tyros) cheese. Later on the author comes to present the most important information on butter and concludes that it was more of a medicine than a kind of food. Finally, he proceeds to demonstrate numerous ancient and Byzantine methods of culinary application of eggs (oa tromatea, oa ropheta, oa hephta, oa pnikta, etc.). The material is consistently supported with medical doctrines on the discussed subjects retrieved from the works of Galen, Oribasius, Aetius of Amida, Paul of Aegina and other Greek medical doctors. 28 Piotr Fudziński Muzeum Archeologiczne w Gdańsku Sposoby zdobywania pożywienia i gospodarka ludności kultury pomorskiej na terenie Pojezierza Kaszubskiego i Starogardzkiego Do uformowania się kultury pomorskiej na terenach obydwu jednostek geograficznych doszło w początkach okresu halsztackiego D – czyli okresu obejmującego VII i VI w. p.n.e. Najbardziej charakterystycznym elementem tej kultury był jej obrządek pogrzebowy (np. Łuka L. J., 1966). Spalone prochy zmarłych, wsypane do popielnic były składane do grobów zbudowanych z kamiennych płyt (skrzynkowych – np. Fudziński M., Rożnowski F., 2002, s. 32, ryc. 29; Krzysiak A., 2005, s. 275, ryc. 13) (ryc. 1). Na terenie obydwu Pojezierzu pierwsze odkrycia tego typu pochówków miały miejsce już w II poł. XIX w. Dużo słabiej rozpoznane były kwestie osadnicze i związane z nimi zagadnienia gospodarcze (np. Fudziński M., 2005, s. 100–101). Problemy związane z gospodarką i pozyskiwaniem żywności były kluczowym elementem dla każdego społeczeństwa pradziejowego. Miały decydujący wpływ na przetrwanie danej grupy w określonym środowisku. Elementy gospodarki są jednym ze słabiej zbadanych elementów w kulturze pomorskiej na Pojezierzu Wschodniopomorskim. Wymagają one przede wszystkim drogich i żmudnych badań paleobotanicznych i archeozoologicznych, których dla tego terenu prowadzono bardzo niewiele. Gospodarka ludności kultury pomorskiej na omawianym terenie była wielokierunkowa. Uprawę roli i hodowlę uzupełniano łowiectewm, rybołóstwem i zbieractwem. Rolnictwo, zbieractwo Rolnictwo stanowiło podstawę utrzymania ludności kultury pomorskiej z terenu omawianych Pojezierzy. Na jednym z fragmentów ceramiki kultury pomorskiej, pozyskanych podczas badań powierzchniowych w Osieku, wystąpił natomiast odcisk jęczmienia wielorzędowego (hordeum polystichum Doell)1. Na jednej z mis z cmentarzyska ze Starej Jani, gm. Smętowo miał wystąpić mały ślad, przypominający odcisk ziarna. M. Klichowska wyraziła opinię, że mógł to być jęczmień (Klichowska M., 1962, s. 144; s. 146, tabela 2). Odciski ziaren pszenicy (Triticum vulgare Vill., Triticum spelta L.) były znane z naczyń pocho- __________ 1 Informacje Archiwum Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. 29 dzących z cmentarzysk w Sikorzynie, gm. Stężyca, Borzestowskiej Huty, gm. Chmielno i Żukowa, gm. Żukowo, prosa (Panicum miliaceum L.) – z Kłosowa, gm. Przodkowo, zaś grochu (Pisum sativum L.) – z Czarliny, gm. Kościerzyna. Z Dzierżążna gm. Kartuzy i Migów, gm. Sierakowice pochodziły odciski żyta (Secale cererale L. – Tamże, s. 144–145) Z osady w Juszkowie, gm. Pruszcz Gdański, z jamy nr 241 pozyskano zbiór ziaren, składający się w 99% z jęczmienia (Hordeum vulgare L.) i niewielkich ilości pszenicy płaskurki (por. Podgórski J., 1979, s. 133–141; Klichowska M., 1979, s. 145–146). Można więc założyć, że na terenach obydwu jednostek geograficznych struktura upraw opierała się na wyżej wymienionych gatunkach tj. na jęczmieniu, pszenicy, życie, ale także prosie i grochu (poruszone także Ostoja-Zagórski J., 1982, s. 139–140; Malinowski T., 1989, s. 717). Wykorzystywano prawdopodobnie zarówno polnozbożowy, jak i ogrodowy system uprawy roślin. W systemie polno-zbożowym teren pod uprawę przygotowywano wypalając zalegający tam las (OstojaZagórski J., 1990, s. 158). Pola wykorzystywano ekstensywnie, aż do całkowitego wyjałowienia – po czym porzucano. Występowanie stanowisk kultury pomorskiej na terenach Pojezierzy w pobliżu naturalnych cieków wodnych (większych lub mniejszych) wskazuje na możliwość lokowania w ich pobliżu niewielkich poletek, uprawianych systemem ogrodowym. Byłyby one łatwiejsze do nawadniania. Przy obróbce pól stosowano prawdopodobnie system uprawy sprzężajnej, przy użyciu drewnianych radeł i radlic, takich jak np. okaz odkryty w miejscowości Lisie Jamy (por. Łuka L. J., 1979, s. 152 – ryc. 2). Zbioru zboża dokonywano za pomocą sierpów brązowych (a potem także nielicznych okazów żelaznych), chociaż nie można nadal wykluczyć używania narzędzia, o ostrzach z krzemiennych wkładek, osadzonych w organicznej obudowie. Okaz żelaznego sierpa, datowanego na okres wczesnej epoki żelaza miał pochodzić z miejscowości Stara Kiszewa, (Malinowski T., 1989, s. 717). Obróbki zebranego zboża dokonywano przy pomocy żaren nieckowatych oraz kamiennych rozcieraczy (Tamże, s. 717). Niekiedy tego typu kamienie były używane jako elementy konstrukcyjne grobów. Takie ich wykorzystanie znamy z Barłożna, – tam kamień żarnowy był użyty do konstrukcji grobu skrzynkowego (Malinowski T., 1979, t.1, s. 31). Według teoretycznych obliczeń, dla okresu wczesnej epoki żelaza, prymitywny typ rolnictwa stosowany przez ówczesne społeczności pokrywał około 2/3 zapotrzebowania na żywność (por. np. Rydzewski J., 1982, s. 327). Uzupełnieniem diety było zbieractwo. Obejmowało ono głównie orzechy, grzyby, czy owoce runa leśnego i jadalne byliny, które wykorzystywano do sporządzania mieszanych potraw, przyrządzanych także przy użyciu roślin uprawnych. (np. Ostoja-Zagórski J., 1990, s. 163). 30 Hodowla – łowiectwo – rybołówstwo Według obliczeń hodowla, łowiectwo i rybołówstwo, na poziomie znanym dla okresu wczesnej epoki żelaza, miało zabezpieczać około 1/3 potrzeb ówczesnej ludności (por. np. Rydzewski J., 1982, s. 327). Z osadniczych obiektów kultury pomorskiej odkrytych w Małym Garcu, gm. Subkowy pochodziły przed wszystkim szczątki krowy i owcy/kozy (65%), w mniejszym zaś stopniu świni (14%). Dużo rzadszy był udział gatunków dzikich (np. dzika – ok. 7%), wystąpiły także pojedyncze kości psa (Żórawska A., 2005, s. 313, tabela 1). Podobna sytuacja miała miejsce na osadzie w Nowym Dworze. Tam jednak poza kośćmi bydła i świni natrafiono także m.in. na szczątki psa, zająca oraz na pewną ilość kości kończyn przednich jelenia, przepalonych w ogniu (por. Kurasiński T., Świętosławski W., Wojtyła-Janiak J., 2003, s. 26). Ten ostatni gatunek odgrywał dla kultury wieloznaczną rolę. L. J. Łuka sugerował, że na te zwierzęta polowano także w celach obrzędowych (Łuka L. J., 1979, s. 152). Potwierdzać to miało odkrycie z Ostaszewa (b. woj. toruńskie) – pochówku czaszki jelenia w obstawie kamiennej (Tamże, s. 152). Było to więc dla kultury pomorskiej zwierzę bardzo wyjątkowe (Makowiecka M., Makowiecki D., 2005, s. 356). Motyw jeleni bardzo często pojawiał się na popielnicach grzebalnych (ryc. 3), np. na okazach ze Starogardu Gdańskiego (Kwapiński M., 1999, s. 166, poz. 1748)2, czy Borucina (ryc. 4) Wreszcie nie można także również wykluczyć kultowej hodowli tych zwierząt. Niestety szczątki zwierząt hodowlanych dla dużej części stanowisk z omawianego terenu były tak rozdrobnione, że nie można było dokładniej określić budowy tych zwierząt (por. np. Żórawska A., 2005, s. 313). Posiłkować można się tu tylko częściowo danymi uzyskanymi dla osady w Juszkowie. Bydło tam hodowane miało średnio ok. 106–111 cm. wysokości. Świnie zabijano w wieku ok. 16 miesięcy, kozy/owce zaś w wieku 3–4, 9 i 18–24 miesięcy (choć zdarzały się też i starsze – np. 3, 5 letnie – Makowiecka M., Makowiecki D., 2005, s. 350). Dla tego stanowiska stwierdzono też związek przejawiający się stopniowym spadkiem ilości pogłowia krów i świń, przy wzrastającej roli w strukturze hodowli owcy i kozy (Tamże, s. 350). Prowadzono również hodowle koni (ryc. 5, 6). Potwierdzają to wizerunki np. z popielnicy z Grabowa Bobowskiego, gm. Bobowo (np. Kwapiński M., 1999, s. 70), lub znaleziska z osady w Stanisławiu, gm. Tczew (tam odkryto kości źrebaka i dorosłego konia – Makowiecka M., Makowiecki D., 2005, s. 351). Hodowane konie reprezentować miały odmianę wschodnią. Przypominały tarpana, konia Przewalskiego i konika polskiego. Wysokość w kłębie wynosiła ok. 120–140 cm., większe osobniki mogły służyć do jazdy wierzchem (Tamże, s. 351). Na podstawie danych z osady w Stanisławiu, gm. Tczew, nie można również wykluczyć konsumpcji tych zwierząt (Tamże, s. 352). We wczesnej epoce żelaza duża była wartość bojowa konia, __________ 2 Poza tym por. np. Makowiecka M., Makowiecki D., 2005, s. 352, tabela 2. 31 wzrastająca stopniowo w okresie epoki brązu Pies był w tym okresie także towarzyszem człowieka. Jego szczątki odkryto na osadzie w Nowym Dworze (por. Kurasiński T., Świętosławski W., Wojtyła-Janiak J., 2003, s. 26) oraz na stanowisku w Małym Garcu (Żurawska A., 2005, s. 313, tabela 1). W obydwu przypadkach były to szczątki małych zwierząt, pies z Nowego Dworu miał być „stary” (Kurasiński T., Świętosławski W., Wojtyła-Janiak J., 2003, s. 26). Dane z osady w Juszkowie, gm. Pruszcz Gd. wykazały obecność dwóch pododmian tego zwierzęcia. Mniejsze miały w kłębie wysokość 29–36 cm, większe (zbliżone wielkościowo do owczarka i wyżła niemieckiego) 55–65 cm. (Makowiecka M., Makowiecki D., 2005, s. 351). Można założyć, że w okresach głodu również i to zwierzę jedzono, uzupełniając dietę w mięso. Zasoby żywności uzupełniano polując i łowiąc ryby. Z Małego Garca, gm. Subkowy pochodziły kości dzika (ok. 7% – por. Żórawska A., 2005, s. 313, tabela 1). Wydaje się też, że polowano na gatunki dostarczające także skór i poroża (sarna, jeleń, zając), lub futra (bóbr3). Nie można wykluczyć nawet. konsumpcji lisa (por. Makowiecka M., Makowiecki D., 2005, s. 350). Niski procent znalezisk kości zwierząt dzikich na stanowiskach kultury pomorskiej nie musiał koniecznie oznaczać niewielkiej roli łowiectwa. Możliwe jest bowiem, że do osad przynoszono tylko wyselekcjonowane części mięsa. Pozostałe być może spożywano już w pobliżu miejsc polowań (np. Ostoja-Zagórski J., 1982, s. 156). Rybołówstwo potwierdzają znaleziska łusek rybich z Małego Garca, gm. Subkowy (por. Żórawska A., 2005, s. 313, tabela 1), czy także odkrycie w Tczewie ciężarka do sieci (Amtlicher Bericht…, 1906, s. 17; Haftka M., 1987, s. 18). W okresie wczesnej epoki żelaza na Pomorzu poławiano m.in. ciosę, leszcza, płoć i sandacza. Podczas połowów wykorzystywano zwłaszcza okresy gdy ryby te masowo gromadziły się na tarło (Makowiecki D., 2003, s. 97–99). Ze środowiska wodnego pozyskiwano także żółwia błotnego (Makowiecka M., Makowiecki D., 2005, s. 352, tabela 2). Gospodarka ludności kultury pomorskiej oparta na rolnictwie i hodowli, w mniejszym zaś stopniu na myślistwie wykorzystywała głownie strefy w pobliżu osad. Praktycznie nie wykorzystywano terenów oddalonych powyżej 5 km. od osiedli. Przy modelu gospodarki, uprawianej przez ludność kultury pomorskiej bardzo wiele zależało od warunków pogodowych w danym roku. Wszelkiego rodzaju klęski żywiołowe, mogły powodować np. drastyczny spadek plonów. W okresach jesiennym i zimowym populacjom groził wtedy głód. Trudne warunki życia i bytowania (przejawiające się także m. in. niedożywieniem i urazami) oraz związana z tym także wysoka śmiertelność ludności kultury pomorskiej, jest potwierdzona wynikami badań antropologicznych kości z cmentarzysk. Średnia życia kobiet pochowanych na cmentarzysku w Rębiu wynosiła zaledwie 32 lata, podczas gdy mężczyzn – ok. 45 lat (Fudziński M., Rożnowski F., 2002, __________ 3 Kości tego zwierzęcia znaleziono także np. w jednej z popielnic z cmentarzyska w Zaworach, gm. Chmielno (Fudziński M., Rożnowski F., 1997, s. 56). Trudno jednak określić, czy nie mamy tu do czynienia z zabiegami kultowymi. 32 s. 195). Dla cmentarzyska w Rątach było to odpowiednio – dla mężczyzn 41 lat, dla kobiet 31 lat (Fudziński M., Gładykowska-Rzeczycka J.,2000, s. 135,tab. 1). Na wielu szczątkach z tego cmentarzyska występowały się urazów, chorób i wszelkiego rodzaju zmian zwyrodnieniowych (Tamże, s. 133). Kwestie gospodarki i osadnictwa kultury pomorskiej na Pojezierzu Wschodniopomorskim wymagają nadal pogłębionych badań i studiów, które mam nadzieję w przyszłości pozwolą na pewniejsze odpowiedzi, na postawione w tej kwestii pytania. Literatura: Amtlicher Bericht... – Amtlicher Bericht über die Verwaltung der naturgeschichtlichen, vorgeschichtlichen und volksundlichen Sammlungen des Westpreussichen Provinzial-Museums. Fudziński M. 2005 Z badań Muzeum Archeologicznego w Gdańsku nad kulturą pomorską na Pojezierzu Kaszubskim [w:] Aktualne problemy kultury pomorskiej, pod red. M. Fudzińskiego i H. Panera, Gdańsk, s. 93–107. Fudziński M., Gładykowska-Rzeczycka J. 2000 Cmentarzysko ludności kultury pomorskiej w Rtach, gm. Somonino Fudziński M., Rożnowski F. 1997 Cmentarzysko ludności kultury pomorskiej w Zaworach, gmina Chmielno, Gdańsk 2002 Cmentarzysko ludności kultury pomorskiej w Rębie, gmina Przodkowo, Gdańsk Haftka M. 1987 Przeszłość wykopana z ziemi. Z dziejów badań archeologicznych na terenie Tczewa Kociewski Magazyn Regionalny, z.3, s. 13–20 Klichowska M. 1962 Odciski zbóż i roślin strączkowych na ceramice kultury pomorskiej [w:] Przegląd Archeologiczny, t. 4, s. 142–151. 1979 Zboże z osady z przełomu epoki brązu i żelaza w Juszkowie, gm. Pruszcz Gdański, Pomorania Antiqua, t. VIII, s. 141–155. Krzysiak A. 2005 Wyniki badań stanowiska ludności kultury pomorskiej przeprowadzonych w Trzebiatkowej, gm. Tuchomie, stan. nr 3, [w:] XIV Sesja Pomorzoznawcza vol. I – od epoki kamienia do okresu wpływów rzymskich, pod. red. M. Fudzińskiego i H. Panera, Gdańsk, s. 267–278. Kurasiński T., Świętosławski W., Wojtyła-Janiak J 2003 Sprawozdanie z ratowniczych badań archeologicznych stanowiska Nowy Dwór, stanowisko nr 7, (na linii autostrady A-1 nr 58), gm. Pelplin, woj. Pomorskie w 2000 r.[w:] Raport 2000 – wstępne wyniki konserwatorskich badań archeologicznych w strefie budowy autostrad w Polsce za rok 2000, Warszawa, s. 20–29. Kwapiński M. 1999 Korpus kanop pomorskich, Gdańsk Łuka L. J. 1966 Kultura wschodniopomorska na Pomorzu Gdańskim, Gdańsk 1979 Kultura wejherowsko-krotoszyńska [w:] Prahistoria Ziem Polskich, t. IV, Wrocław– Warszawa–Kraków–Gdańsk, s. 147–169. Makowiecka M., Makowiecki D. 33 Stan badań nad użytkowaniem zwierząt w okresie rozwoju postłużyckich ugrupowań „pomorsko-kloszowych” [w:] Aktualne problemy kultury pomorskiej, pod red. M. Fudzińskiego i H. Panera, Gdańsk, s. 349–361. Malinowski T. 1979 Katalog cmentarzysk ludności kultury pomorskiej, t. I, Słupsk 1989 Kultura pomorska [w:] Pradzieje Ziem Polskich, tom I – część 2, Warszawa–Łódź, s. 716–753. Ostoja-Zagórski J. 1982 Przemiany osadnicze, demograficzne i gospodarcze w okresie halsztackim na Pomorzu, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź. 1990 Problematyka demograficzna i gospodarcza ludności kultury łużyckiej na Pomorzu. [w:] Problemy kultury łużyckiej na Pomorzu, Słupsk, s. 155–173. Podgórski J. 1979 Odkrycie jamy ze zbożem, na stanowisku nr 3 w Juszkowie, gm. Pruszcz Gdański, Pomorania Antiqua, t. VIII, s. 133–141. Rydzewski J. 1982 Liczebność grupy ludzkiej a możliwości produkcyjne środowiska naturalnego na przykładzie zespołu osadniczego kultury łużyckiej w Wawrzeńczycach, woj. krakowskie, [w:] Południowa strefa kultury łużyckiej i powiązania tej kultury z południem, pod red. M. Gedla, Kraków–Przemyśl, s. 319–333. Żórawska A. 2005 Materiały z wczesnej epoki brązu i wczesnej epoki żelaza z Małego Garca, stan. 3, powiat tczewski [w:] XIV Sesja Pomorzoznawcza vol. I – od epoki kamienia do okresu wpływów rzymskich, pod. red. M. Fudzińskiego i H. Panera, Gdańsk, s. 299–317 2005 Summary The article presents informations about the economy and the ways of producing food in the early iron age (VI–IV b.C.) at the area of the Kaszubskie and Starogardzkie lake districts. The economy of the Pomeranian culture at this area was complicated. Due to the lack of knowledge about the settlements of this people our information are not full. The agriculture was depending on barley, wheat, rye and also millet and pea. Fields were being extensively used until the day they were impoverished, and then left for several years. Theoretically the early iron age agriculture was satisfying 2/3 demand for food. People were breeding cows and also pigs and sheep/goats. The hunting strategy was to follow sort of animals not for meat but also for horns (deer) and furs (beavers). The consumption of foxes and even squirrels can be included. Fishing (especially in springs) was also important – with fishes like breams, roaches and sanders. The type of economy developed in the early iron age was strongly depending on weather conditions. Droughts and on the other hands wet years could cause drop of clops and famine as result. 34 Ryc. 1. Groby skrzynkowe ludności kultury pomorskiej z popielnicami. Za Fudziński M., Rożnowski F.,2002 i Archiwum Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. 35 Ryc. 2. Radlica, datowana na wczesną epokę żelaza z miejscowości Lisie Jamy. Wizerunek z Archiwum Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. Ryc. 3. Zwierzęta różnych gatunków – m. in. jelenie i ptaki – wizerunek z popielnicy kultury pomorskiej (Mirosławiec). Za:Kwapiński M., 1999 36 Ryc. 4. Borucino – popielnica ludności kultury pomorskiej zdobiona ornamentem jeleni. Za: Kwapiński M., 1999. Ryc. 5. Wizerunek z popielnicy kultury pomorskiej z Darżlubia, gm. Puck – wóz (z lewej strony) i jeździec na koniu (z prawej strony). Za: Kwapiński M., 1999. 37 Ryc. 6. Postacie ludzkie i wóz – rysunek z popielnicy z Grabowa Bobowskiego, gm. Bobowo. Za: Kwapiński M., 1999. 38 Dariusz Klemantowicz Uniwersytet Łódzki Zalesienie Kresów Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej w okresie zaborów W okresie zaborów dawne Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej znajdowały się na terenie zaboru rosyjskiego i obejmowały 10 guberni Cesarstwa Rosyjskiego. Na północy była usytuowana gubernia kurlandzka, złożona z Księstwa Kurlandii i Semigalii, lenna Rzeczypospolitej Obojga Narodów oraz ziemi piltyńskiej i niewielkiego skrawka wybrzeża litewskiego z prywatnym miasteczkiem Połąga wraz z dobrami ziemskimi o tej samej nazwie (od 1819 r.). Majątek Połąga należał do Tyszkiewiczów. Dalej na południe i Wschód były położone ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz większość terenów Inflant polskich (poza ziemią piltyńską), które stanowiły wspólną własność Korony i Litwy. Od połowy XIX w., do I wojny światowej, zgodnie z zasadą historycznoadministracyjną jako terytorium Litwy w większości przyjmowano obszar trzech guberni: kowieńskiej, wileńskiej i grodzieńskiej (tzw. gubernie litewskie), a usytuowane na wschód od nich gubernie: witebską, mińską i mohylewską nazywano Rusią Białą (Białorusią). W guberni witebskiej znajdowała się większa część dawnych polskich Inflant. Ziemie Litewskie i Białoruskie posiadały też oficjalną nazwę Kraju Północno-Zachodniego. Natomiast dawne rejony południowo-wschodnie Korony zwano Rusią i znajdowała się tam gubernia wołyńska, podolska i kijowska. Z uwagi na dane statystyczne obszar guberni kijowskiej został poddany analizie w całości z powiatem kijowskim, mimo że Kijów wraz z najbliższą okolicą na prawym brzegu Dniepru odpadł od Polski już w XVII w. Poza gubernią kurlandzką, gubernie litewskie, białoruskie i ruskie nosiły nazwę 9 guberni zachodnich Cesarstwa Rosyjskiego. Dla Kresów Wschodnich występuje też określenie m.in. „kraje zabrane” 1. Podczas analizy problemów związanych z Kresami Wschodnimi doby zaborów można spotkać się ze zjawiskiem pomijania w badaniach obszaru guberni kurlandzkiej. Takim przykładem może być opracowanie Romana Jurkowskiego __________ 1 Przewodnik po Litwie i Białejrusi, oprac. Napoleon Rouba, Wilno [przed 1908], s. 3; E. Maliszewski, Przewodnik po guberni wileńskiej. Zarys statystyczno-opisowy, Warszawa 1919, s. 4–6; Rocznik Statystyczny Królestwa Polskiego z uwzględnieniem innych ziem polskich. Rok 1915, oprac. E. Strasburger, Warszawa 1916, s. 1–2; L. Wasilewski, Litwa i Białoruś. Przeszłość – teraźniejszość – tendencje rozwojowe, Kraków [1912], s. XIII–XIV. 39 Ziemiaństwo polskie Kresów Północno-Wschodnich 1864–19042. Autor podejmuje problematykę aktywności społeczno-gospodarczej polskich ziemian uznając za Kresy Północno-Wschodnie jedynie gubernie litewskie i białoruskie. To samo zjawisko pomijania Kurlandii jako ziemi polskiej zaboru rosyjskiego można zaobserwować w Wydawnictwie Głównego Urzędu Statystycznego, pt. Historia Polski w liczbach, t. 1, Państwo. Społeczeństwo i t. 2, Gospodarka. W przypadku opracowania GUS widzimy występowanie wielu zagadnień dotyczących państwa i społeczeństwa na Litwie, Białorusi i Rusi w latach 1795–1918, ale w tomie poświęconym gospodarce nawet te obszary są przytaczane raczej sporadycznie3. Kresy Wschodnie obejmowały prawie 68% ziem Rzeczypospolitej sprzed rozbiorów i stanowiły blisko 80% całego zaboru rosyjskiego po likwidacji Księstwa Warszawskiego. Najrozleglejsze prowincje znajdowały się na Białorusi, i były to trzy gubernie: mińska, mohylowska i witebska, które stanowiły 37% Kresów. Za nimi wyróżniały się ziemie ruskie (gubernia: kijowska, podolska i wołyńska). Skupiały one – 33,2% badanego obszaru. Dalej litewskie (gubernia: grodzieńska, kowieńska i wileńska) z 24,3%. Najmniejszą prowincją była Kurlandia. Składała się tylko z jednej guberni o tej samej nazwie. Zajmowała 5,5% Kresów Wschodnich (wykres 1). Wykres 1. Powierzchnia dawnych Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej w latach 1846-1912 (%) 6% 33% 24% Kurlandia Litwa Białoruś Ruś 37% Źródło: Encyklopedia rolnictwa i wiadomości związek z nimi mających, J. T. Lubomirski, E. Stawiski, S. Przystański, t. 4, Warszawa 1877, s. 1 i n., pod hasłem „lasy”; Rocznik Statystyczny Królestwa Polskiego z uwzględnieniem innych ziem polskich. Rok 1915, oprac. E. Strasburger, Warszawa 1916, s. 1; Historia Polski w liczbach. Państwo, społeczeństwo, Warszawa 2003, s. 171, tabl. 27 (179). __________ 2 R. Jurkowski, Ziemiaństwo polskie Kresów Północno-Wschodnich 1864–1904. Działalność społeczno-gospodarcza, Warszawa 2001. 3 Historia Polski w liczbach, t. 1, Państwo. Społeczeństwo, Wyd. GUS, Warszawa 2003; tamże, t. 2, Gospodarka, Wyd. GUS, Warszawa 2006. 40 Na badanym obszarze mieszkało w latach 1846–1912, od prawie 10,5 mln do ponad 26 mln ludzi (2,5 raza). Byli to Rusini (Ukraińcy), Białorusini, Polacy, Żydzi, Litwini, Łotysze, Niemcy i inni. Najmniej osób mieszkało w Kurlandii od 550 tys. do ok. 700 tys. Tam też nastąpił najmniejszy przyrost liczby mieszkańców (poniżej 30%). Ponad dwukrotnie wzrosła liczba ludzi w guberniach litewskich z ponad 2,5 mln ok. połowy XIX w. do ok. 5,8 mln przed I wojną światową. Na Białorusi i Rusi w tym samym okresie przyrost mieszkańców wystąpił ponad 2,5 krotny (por. tab. 1) Tabela 1. Powierzchnia i zaludnienie dawnych Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej w latach 1846–1912 Kraina Kurlandia Litwa Białoruś Ruś٭٭ Razem Pow. w latach 1846–1912 w tys. km² N % 27,0 5,5 120,6 24,3 183,1 37,0 164,7 33,2 495,4 100,0 Ludność w tys. 1846 rok Ludność w tys. 1870 rok Ludność w tys. 1912 rok N 550٭ 2 579 2 631 4 684 10 444 N 597 3 167 3 019 5 812 12 595 N 700٭ 5 807 7 108 12 515 26 130 % 5,3 24,7 25,2 44,8 100,0 % 4,7 25,1 24,0 46,2 100,0 % 2,7 22,2 27,2 47,9 100,0 Źródło: jak w wykresie 1. ٭Dane szacunkowe. ٭٭Razem z powiatem kijowskim, który od 1667 r. nie należał do Rzeczypospolitej. Najwięcej ludzi mieszkało w guberniach Kresów Południowo-Wschodnich (od ponad 4,6 mln do 12,5 mln). Dzięki czemu udział Rusi w zaludnieniu całych Kresów wynosił od prawie 45% do 48%. Przez przyrost demograficzny mieszkańcy Białorusi zwiększyli swój udział w zaludnieniu Kresów z 25% do 27%. W przypadku guberni litewskich i Kurlandii wystąpił spadek w globalnym zaludnieniu, na Litwie z prawie 25% do ok. 22%, a w guberni kurlandzkiej z ponad 5% do ok. 3% (wykres 2). 41 Wykres 2. Zaludnienie dawnych Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej w latach 1846-1912 60 50 40 Kurlandia %30 Litwa Białoruś 20 Ruś 10 0 1846 r. 1870 r. 1912 r. Źródło: jak w wykresie 1. Na Litwie pod koniec I połowy XIX w. najwięcej osób znajdowało się w guberni kowieńskiej (35,4%), najmniej w wileńskiej (30,7%). Po ponad 60 latach liczba ludności wzrosła we wszystkich guberniach litewskich Tabela 2. Powierzchnia i zaludnienie Litwy w latach 1846–1912 Gubernie Grodzieńska Kowieńska Wileńska Razem Pow. w latach 1846–1912 w tys. km² N % 38,5 32,0 40,2 33,3 41,9 34,7 120,6 100,0 Ludność w tys. 1846 rok N 874 912 793 2 579 % 33,9 35,4 30,7 100,0 Ludność w tys. 1870 rok N 1 009 1 156 1 002 3 167 % 31,9 36,6 31,6 100,0 Ludność w tys. 1912 rok N 1 998 1 819 1 990 5 807 % 34,4 31,3 34,3 100,0 Źródło: jak w wykresie 1. Prawie połowę Białorusi stanowiła gubernia mińska, gdzie mieszkało ok. 40% ludzi. Najmniejsze zaludnienie występowało w guberni witebskiej. W 1846 r. ziemie witebską zamieszkiwało 760 tys. osób (prawie 29%). Przed I wojną światową liczba mieszkańców wzrosła do 1,8 mln, ale z uwagi na większy przyrost w pozostałych regionach Białorusi, udział guberni w zaludnieniu zmniejszył się do 26,4% (tab. 3). 42 Tabela 3. Powierzchnia i zaludnienie Białorusi w latach 1846–1912 Gubernie Mińska Mohylewska Witebska Razem Pow. w latach 1846–1912 w tys. km² N % 91,4 49,8 48,0 26,2 44,1 24,0 183,5 100,0 Ludność w tys. 1846 rok N % 1 011 38,4 860 32,7 760 28,9 2 631 100,0 Ludność w tys. 1870 rok N % 1 182 39,2 948 31,4 889 29,4 3 019 100,0 Ludność w tys. 1912 rok N % 2 926 41,2 2 307 32,5 1 875 26,4 7 108 100,0 Źródło: jak w wykresie 1. Pod względem powierzchni, największy obszar na Rusi zajmował Wołyń 71,9 tys. km² (43,6%), a najmniejszy Podole 42,1 tys. km² (25,5%). Najwięcej ludzi znajdowało się na Kijowszczyźnie od 1,7 mln do 4,6 mln (37%). Kilka lat przed wybuchem I wojny światowej na Wołyniu mieszkało o ponad 100 tys. więcej ludzi niż na Podolu. W połowie XIX w. sytuacja była odwrotna (tab. 4). Tabela 4. Powierzchnia i zaludnienie Rusi w latach 1846–1912 Gubernie Kijowska٭ Podolska Wołyńska Razem Pow. w latach 1846–1912 w tys. km² N % 51,0 30,9 42,1 25,5 71,9 43,6 165,0 100,0 Ludność w tys. 1846 rok N 1 730 1 540 1 414 4 684 % 36,9 32,9 30,2 100,0 Ludność w tys. 1870 rok N 2 175 1 933 1 704 5 812 % 37,4 33,3 29,3 100,0 Ludność w tys. 1912 rok N 4 636 3 883 3 996 12 515 % 37,0 31,0 32,0 100,0 Źródło: jak w wykresie 1. ٭Razem z powiatem kijowskim, który od 1667 r. nie należał do Rzeczypospolitej. Na Kresach Wschodnich dominował teren nizinno-wyżynny. Od Kurlandii, przez Litwę i Białoruś, aż po północny Wołyń i Kijowszczyżnę występowała zdecydowanie przewaga obszarów nizinnych z Polesiem (w większości na Białorusi, w mniejszym stopniu na południu Litwy i północy Wołynia oraz na obszarze północnej kijowszczyzny) na czele. Nizinny krajobraz Kurlandii urozmajcały wzniesienia Pojezierza Kurlandzkiego, a Litwy Pojezierza Żmudzkiego, okolic Oszmian i Nowogródka oraz Wysoczyzny Wołkowyska. Przez Białoruś przechodziła z południowego-zachodu na półnicny-wschód Wyżyna Białoruska. Wzniesienia występowały także w okolicach Witebska i na wschód i północnywschód od Dyneburga. Kresy Południowo-Wschodnie (Wołyń, Kijowszczyzna 43 i Podole), poza północnym Wołyniem i Kijowszczyzną, to rejon zdecydowanie wyżynny (Wyżyna Wołyńska, Nadnieprzańska i Podolska)4. Z rzek najważniesze to: Dźwina, Lelupa i Windawa dla Kurlandii; Niemen, Wilia, Bug i Narew na Litwie; Niemen, Prypeć, Dniepr i Dźwina na Białorusi; Dniepr, Dniestr, Boh, Bug, Styr, Horyń, Słucz, Teterew dla Rusi5. Rozpatrując kwestie gleb, trzeba zwrócić uwagę na przewagę gleb brunatnych w guberni kurlandzkiej; brunatnych i bielicowych w guberniach litewskich; bielicowych i czarnoziemu w guberni wołyńskiej. Czarnoziem zdecydowanie dominował także w guberni podolskiej i kijowskiej6. Od najdawniejszych czasów badany obszar charakteryzował się wysokim zadrzewieniem, zwłaszcza w części północno-wschodniej i środkowej. Jan Długosz, znany historyk, dyplomata i duchowny z XV w., autor słynnych Roczników, wspominał o ogromnych lasach na Litwie, gdzie w dawnych czasach, jeszcze przed przyjęciem chrztu wykorzystywano powszechnie drewno do palenia ciał zmarłych „Ponieważ jednak Litwa obfitowała w lasy i gaje, Litwini mieli specjalne lasy, a w nich każda wieś, każdy dom i rodzina specjalne stosy, na których palili zwłoki zmarłych”7. Jędrzej Moraczewski, autor Dziejów Rzeczypospolitej Polskiej wydanych w II połowie XIX w. podkreślał powszechne występowanie borów i lasów we wszystkich krajach dawnej Rzeczypospolitej. Z uwagi na olbrzymie połacie drzew, lasy takie zwano puszczami. Wśród drzew wymieniał sosny, buki, graby, jodły, świerki, brzozy, olchy, a także lipy i jesiony. Zwrócił uwagę na bory modrzewiowe i cisy. Ostatnie z gatunków drzew z czasem całkowicie wyginęły8. Lasy na Kresach stały się także tematem rozważań m.in. Mieczysława Jałowieckiego, polskiego arystokraty, którego rodzina wywodziła się z Litwy: „Podstawą krajobrazu kresowego jest las. Na tle lasu rozwinęła się historia tego kraju, jego wierzenia, jego pieśni i tradycje. Nie ma bodaj takiego zakątka, jak długa i szeroka Litwa i Białoruś, gdzie by na widnokręgu nie czerniała ciemna smuga boru. Las dla człowieka kresowego był tym, czym morze dla żeglarza, czym pustynia dla Beduina, czymś, co głęboko przeniknęło w jego organizm, jego duszę i mentalność i stopiło się w jedną całość”9. __________ 4 Geograficzny atlas świata, Polskie Przedsiębiorstwo Wydawnictw Kartograficznych im. Eugeniusza Romera, S.A., Warszawa–Wrocław 1997, s. 88–89. 5 Tamże, s. 90–91. 6 Tamże, s. 47. 7 Jan Długosz, Roczniki: czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, t. 10, Warszawa 1981, s. 217. 8 J. Moraczewski, Dzieje Rzeczypospolitej Polskiej, t. 6, Poznań 1865, s. 6. 9 M. Jałowiecki, Na skraju Imperium, Warszawa 2005, s. 129. 44 Ryc. 1. Puszcza. J. Chełmoński 1902. Źródło: http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Chelmonski/Images/Puszcza.jpg, z 21.10.2010 r. Poetyckie opisy lasów litewskich możemy spotkać np. u Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Mickiewicz w Panu Tadeuszu pisał: „Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy, Aż do samego środka do jądra gęstwiny? Rybak ledwie u brzegów nawiedza dno morza; Myśliwiec krąży koło puszcz litewskich łoża, Zna je ledwie po wierzchu, ich postać, ich lice, Lecz obce mu ich wnętrzne serca tajemnice: Wieść tylko albo bajka wie, co się w nich dzieje. Bo gdybyś przeszedł bory i podszyte knieje, Trafisz w głębi na wielki wał pniów, kłód, korzeni, Obronny trzęsawicą, tysiącem strumieni I siecią zielsk zarosłych, i kopcami mrowisk, Gniazdami os, Szeszeniów, kłębami wężowisk”10. __________ 10 A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, Warszawa 1975, s. 119–122. Analizę opisów lasu w Panu Tadeuszu A. Mickiewicza zob. B. Taras, „Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy...” Mickiewiczowska kreacja lasu w Panu Tadeuszu, [w:] Las w kulturze polskiej, red. W. Łysiak, t. 3, Poznań 2004, s. 121–131. 45 Słowacki w utworze Hugo nawiązywał do puszcz litewskich z okresu walk litewsko-krzyżackich: „Piękne są bory, cudny las sosnowy! Tysięczne kwiaty w jego głębiach kwitną, Wiatr tajemnicze prowadzi rozmowy; Tam dzwonki barwą błyszczą się błękitną, Owdzie kobierce ściele wrzos różowy”11. Podobnie w utworze Mindowe, gdzie Hejdenrich, krzyżak, który pełnił funkcję legata papieskiego zwracał się do władcy Litwy : „Ale ta ciemna Litwa, lasami omglona, Zasłania się przed światem [w:]”12. Pod względem zalesienia, od połowy XIX w. do I wojny światowej możemy zaobserwować zmniejszenie występowania obszarów leśnych na Kresach Wschodnich o 1/3 z 33% do 23,2%. Największy spadek miał miejsce w Kurlandii, gdzie jeszcze w połowie XIX w. ponad połowa guberni była zalesiona. Przed I wojną światową lasy zajmowały już tylko 20% guberni. Wyjątkowo dużo lasów (ponad połowę) wycięto zaledwie w ciągu 20 lat od ok. 1850 do 1870 r. Wysoka, ale stopniowa trzebież lasów wystąpiła na Rusi. Zalesienie zmniejszało się z 26% do 24,6% ok. 1870 r. i do 18,3% w 1911 r. W ciągu 20 lat (1850–1870) zmniejszyło się o ¼ zalesienie guberni białoruskich. Na Litwie powierzchnia lasów kurczyła się stopniowo z 26,1% ok. 1850 r. do prawie 21,7% w 1870 r. i 20,1% przed I wojną światową (wykres 3). W połowie XIX lasy na Kresach Wschodnich obejmowały teren ponad 16 mln ha. Z tego obszaru największe zalesienie występowało na Białorusi, która skupiała niemal połowę lasów na Kresach (45,2%). Na drugim miejscu pod względem udziału lesistości znajdowała się Ruś (26%), a na trzecim miejscu Litwa (prawie 20% lasów). W Kurlandii znajdowało się ok. 9% lasów występujących na Kresach (tab. 5). __________ 11 J. Słowacki, Hugo. Powieść krzyżacka, [w:] Poezje Juliusza Słowackiego, t. 1, Paryż 1832, s. 145. 12 Tenże, Mindowie, [w:] Pisma Juliusza Słowackiego, t. 1, Lipsk 1860, s. 122. 46 Wykres 3. Zmiany lesistości na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej w okresie zaborów (%) 60 50 40 30 20 10 0 Kurlandia Litwa ok. 1850 r. Białoruś ok. 1870 r. Ruś Kresy Wschodnie 1911 r. Źródło: Opisanie lasów Królestwa Polskiego i guberni zachodnich Cesarstwa Rosyjskiego pod względem historycznym, statystycznym i gospodarczym, oprac. A. Połujański, t. 2–4, Warszawa 1854–1855, passim; S. Orgelbrand, Encyklopedia powszechna, t.16, Warszawa 1864, s. 486, pod hasłem "kurlandzka gubernia"; Encyklopedia rolnictwa...; Rocznik Statystyczny..., s. 1, 121, 122. Tabela 5. Udział poszczególnych regionów w lesistości dawnych Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej w okresie zaborów Kraina Kurlandia Litwa Białoruś Ruś٭٭ Razem Powierzchnia lasów w tys. ha (ok. 1850 r.) N % 1 506,1 9,2 3 206,2 19,6 7 407,3 45,2 4 262,3 26,0 16 381,9 100,0 Powierzchnia lasów w tys. ha (ok. 1870 r.) N % 644,6 4,9 2 641,7 20,1 5 813,0 44,2 4 058,6 30,8 13 157,9 100,0 Powierzchnia lasów w tys. ha (1911 r.) N % 546,7 4,7 2 439,0 21,1 5 530,9 48,0 3 022,1 26,2 11 538,7 100,0 Źródło: jak w wykresie 3. ٭Dane z początku lat sześćdziesiątych XIX w. ٭٭Razem z powiatem kijowskim, który od 1667 r. nie należał do Rzeczypospolitej. Aleksander Połujański opisując lasy Królestwa Polskiego i guberni zachodnich Cesarstwa Rosyjskiego w połowie XIX w., na Wileńszczyźnie wyróżnił jako „panujący” rodzaj drzew – sosnę pospolitą. W mniejszym stopniu zauważył także świerki, dęby, brzozy i olchy. Wśród drzew iglastych brakowało: cisów, jodły, modrzewia, a z liściastych: buku, gruszy klonowej. Z większych obszarów 47 leśnych wyróżniała się doskonale urządzona Puszcza Międzyrzecka o powierzchni 28 884 dziesięcin (31 555,77 ha)13. Gubernia kowieńska posiadała więcej lasów świerkowych od wileńskiej. W lasach liściastych przeważała lipa, dąb i jesion. Na uwagę zasługiwała śliwa, czereśnia i berberys pospolity. Większe lasy prywatne to: lasy retowskie (20 000 dzies. – ok. 21 850 ha); Łabgiry Krajsarowej (13 300 dzies. – 14 530,25 ha); Rakiszki hr Rajnolda Tyzenhauza (13 000 dzies. – 14 202,5 ha); Birże hr Jana Tyszkiewicza (12 000 dzies. – 13 110 ha); Gruzdzie i Zagory hr Platona Zubowa (12 000 dzies.). Dobra Retów obejmowały 52 274 dzies. (57 109,35 ha). Po księciu Michale Ogińskim, który zakupił Retów w 1812 r., majątek odziedziczył jego syn Ireneusz. Cały majątek Łabgiry w powiecie rosieńskim i kowieńskim obejmował z folwarkami 14 368 dzies. – 15 697,04 ha, z czego prawie 93% stanowiły lasy14. Na terenie trzeciej z guberni litewskich – grodzieńskiej, gdzie powszechny był cis, jodła, limak, a brakowało modrzewia, znajdowała się Puszcza Białowieska (powiat prużański). Na początku XIX w. obejmowała obszar 294 990 mórg (165 156,64 ha). Ok. 1850 roku teren puszczy zmniejszył się do 106 568 dzies. (116 425,54 ha). Drzewostan stanowiły m.in.: sosna, świerk, jodła, cis, dąb, grab, brzoza, olcha, lipa, topola, klon, wiąz, wierzba. Na całym świecie puszcza była znana z hodowli żubrów. Co roku starano się dokładnie ich obliczyć. W 1821 r. było żubrów 370, a w 1879 – ok. 200015. W guberniach białoruskich dominowała sosna, w mniejszym stopniu występował świerk, dąb. Brakowało: jodły, modrzewia i cisu. Wśród lasów prywatnych wyróżniały się lasy homelskie w guberni mohylewskiej, należące do księcia warszawskiego, hrabiego Iwana Paskiewicza Erywańskiego, namiestnika Królestwa Polskiego. Zajmowały obszar 67 194 dzies. – 73 409,45 ha. Doskonale urządzone przez urzędników leśnych Królestwa Polskiego (1835 r.)16. Na Kresach Południowo–Wschodnich dominowała sosna, poza Podolem, gdzie „panującym” drzewem w połowie XIX w. był dąb. Wśród lasów prywatnych wyróżniały się dobra Turczynka hrabiego Małachowskiego na Wołyniu, właściciela także Białaczowa w Królestwie Polskim. Lasy turczyńskie zostały urządzone w 1854 r. i obejmowały 20 tys. morg (11 197,44 ha), z tego 12 tys. __________ 13 Opisanie lasów …, t. 2, s. 73–74. Opisanie lasów …, t. 2, s. 126, 131–132; Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. 5, red. F. Sulimierski, B. Chlebowski, Wł. Walewski, Warszawa 1884, s. 558; tamże, t. 9, red. B. Chlebowski, Wł. Walewski, Warszawa 1888, s. 626– 627. 15 Opisanie lasów …, t. 2, s. 168, 170, 176 i n; Słownik geograficzny…, t. 1, Warszawa 1880, s. 195–196. 16 Opisanie lasów …, t. 2, s. 213 i n.; t. 4, s. 23 i n.; 66 i n.. 14 48 morg (6 718,46 ha) stanowiła sosna, 5 tys. olcha (2 799,36 ha), pozostałe, to przede wszystkim jesion i brzoza17. Za przyczynę wyniszczenia lasów do połowy XIX w., Aleksander Połujański uznawał cywilizację francuską „Nim cywilizacja francuska nie zakorzeniła w kraju naszym swe zgubne nasiona, w początku bieżącego stulecia, gubernia mińska była jeszcze bardzo zamożna w lasy; ograniczone potrzeby jej mieszkańców nie nagliły do rozwoju przemysłu leśnego […]”18. Młodsze pokolenie widziało łatwy zysk w wycinaniu lasów. Przyczynili się do tego kupcy żydowscy, to oni głownie się na tym wzbogacili. Po 20 latach (ok. 1870 r.) drastycznie zmalał drzewostan Kurlandii z 1,5 mln ha do 644 tys. ha, przez co jej udział w lesistości Kresów zmniejszył się do ok. 5%. Zmniejszył się też stan zadrzewienia na Białorusi i Litwie, ale z uwagi na wyjątkową trzebież lasów kurlandzkich pozycje tych prowincji w stosunku do połowy XIX w. nie uległy dużym zmianom. Z uwagi na bardzo mały ubytek lasów w Rusi, udział tamtejszych guberni w zalesieniu Kresów nawet wzrósł prawie do 31% (tab. 5). Przed I wojną światową największy ubytek lasów w stosunku do 1870 r. odnotowano na Rusi (o ¼). Na pozostałych obszarach był nieduży. W rezultacie tego w 1911 roku na Białorusi nadal znajdowała się blisko połowa lasów badanego obszaru. Nie uległ ogromnym zmianom udział Rusi i Litwy. Jedynie w Kurlandii udział w zalesieniu Kresów zmniejszył się z 9,2% do 4,7% (tab. 5). Badając zalesienie w poszczególnych guberniach Litwy, Białorusi i Rusi należy zwrócić uwagę na niewielkie zmniejszenie zalesienia w guberni grodzieńskiej z 22,9% do 21,1% w latach 1850–1911. W tym samym okresie na Kowieńszczyźnie powierzchnia lasów skurczyła się o 6 punktów procentowych, a na Wileńszczyźnie nawet prawie o 10 (tab. 6). Tabela 6. Zmiany lesistości na Litwie w okresie zaborów (%) Gubernie Grodzieńska Kowieńska Wileńska Litwa Powierzchnia lasów (ok. 1850 r.) 22,9 21,0 33,7 26,1 Powierzchnia lasów (ok. 1870 r.) 22,4 17,6 24,9 21,7 Powierzchnia lasów (1911 r.) 21,1 15,2 24,0 20,1 Źródło: jak w wykresie 3. Pod koniec XIX w. wystąpił duży wzrost cen na drewno w Wilnie. W 1892 r. używane do płotów „opołki” kosztowały po 3 ruble od kopy, a rok później te same, ale inaczej nazwane – „braki” (deski półczyste ze spiłowanymi końców- __________ 17 18 Tamże, t. 3, Warszawa 1855, s. 14–19, 79–86, 121. Opisanie lasów…, t. 2, s. 213–214. 49 kami), kosztowały już po 7 rubli od kopy. Winą za taki stan rzeczy obarczano kupców żydowskiego pochodzenia, którzy utrzymywali w mieście monopol na handel drzewem. Alternatywę dla dotychczasowego handlu drewnem widziano w stworzeniu konkurencji ze strony kupców-chrześcijan. W tym przypadku mieliby się tym zająć ci, co zdobyli już doświadczenie i kapitał na działalności przemysłowej w gałęzi spożywczej i mineralnej, czyli chrześcijanie-właściciele, np. gorzelni i cegielni19. Petersburski „Kraj” z 24 marca 1893 r. informował o wyczerpaniu starych drzew w guberni wileńskiej. Dla potrzeb budowlanych Wilna zaczęto sprowadzać deski i belki z guberni mińskiej. Stare drzewa w większości spławiono do Prus, z olbrzymią stratą dla miejscowych tartaków, zmuszonych do wytwarzania produktów gorszej jakości, na które nie znaleziono nabywców zagranicą. Na potwierdzenie tak dramatycznej sytuacji przytoczono sprawę budowy obór na targowisku bydła i mostu Antokolskiego w Wilnie. Z całej bliższej i dalszej okolicy Wilna nie znaleziono odpowiedniego drzewa na budowę i magistrat miasta został zmuszony do zakupu drewna w Mińsku20. Gubernator grodzieński Michał Osorgin w 1903 roku był na polowaniu w Puszczy Białowieskiej. Już przed przyjazdem słyszał o urokach puszczy, ale rzeczywistość przeszła jego oczekiwania. Zadziwił go nie ogrom puszczy (251 tys. ha), a różnorodność fauny i flory. Jadąc drogą, podziwiał wiekowe lasy iglaste i liściaste. Cały czas przez drogę przebiegały sarny, jelenie, dziki. Często można było spotkać żubry „[...] a one nieszczególnie płoszyły się widokiem powozów”21. Ziemie Białoruskie w latach 1850–1911 straciły większą powierzchnię lasów, niż Litwa, ponieważ ziemie litewskie dużo wcześniej przeżyły okres wzmożonej eksploatacji. Na Białorusi najmniej lasów ubyło z guberni mińskiej, najwięcej – w mohylewskiej i witebskiej (tab. 7). Było to związane przede wszystkim z możliwościami transportowymi. Drewno z guberni witebskiej spławiano głównie Dźwiną, a mohylewskiej – Dnieprem. Józef Obrębski, etnolog i socjolog, w swoim opracowaniu o Polesiu, przytaczał charakterystyczną opinię białoruskiego etnografa Iwana Eremicza z początku II połowy XIX w., dotyczącą znaczenia lasu dla mieszkańców badanego obszaru i jego rabunkową eksploatację: „Właściciele lasów wyciągają z nich tak wielkie i rozmaite korzyści, że zmierzyć ich i zliczyć niepodobna. Prawie każdy właściciel ziemski na Polesiu goni w lesie dziegieć, a szczególnie smołę, wyrabia potaż, budulcowe brusy różnej wielkości i przeznaczenia, deski, dranice, gont, klepkę, maszty okrętowe i dla statków rzecznych. […] Wszystkie te leśne produkty albo sprzedawane są na miejscu kupcom, albo transportowane przez właścicieli bądź do Gdańska __________ 19 „Kraj” 1893, nr 19, s. 23. „Kraj” 1893, nr 11, s. 21–22. 21 Carskaja ochota w Bełoweżskoj Puszcze, Sowetskaja Bełorussija” 2002, nr 226. 20 50 i Królewca, bądź też zwłaszcza do Kremeńczuka i bezleśnych okolic Małorosji, co przysparza im w ciągu roku tyle dochodu, ile na stepie nie wydobędzie się i przez 10 lat. […] Las jest takim źródłem bogactwa dla swojego właściciela, że nie może z nim wytrzymać konkurencji żadna ziemia, choćby w niej nawet odkryto złote pokłady. […] Znam wielu poleskich właścicieli i kupców, którzy dzięki spekulacji produktami leśnymi w ciągu kilku lat dziesięciokrotnie powiększyli swój majątek”22. Tabela 7. Zmiany lesistości na Białorusi w okresie zaborów (%) Gubernie Mińska Mohylewska Witebska Białoruś Powierzchnia lasów (ok. 1850 r.) Powierzchnia lasów (ok. 1870 r.) 40,4 41,6 39,8 40,6 33,3 25,1 35,0 31,6 Powierzchnia lasów (1911 r.) 36,0 23,5 24,9 30,1 Źródło: jak w wykresie 3. Józef Obrębski, etnolog i socjolog, w swoim opracowaniu o Polesiu, przytaczał charakterystyczną opinię białoruskiego etnografa Iwana Eremicza z początku II połowy XIX w., dotyczącą znaczenia lasu dla mieszkańców badanego obszaru i jego rabunkową eksploatację: „Właściciele lasów wyciągają z nich tak wielkie i rozmaite korzyści, że zmierzyć ich i zliczyć niepodobna. Prawie każdy właściciel ziemski na Polesiu goni w lesie dziegieć, a szczególnie smołę, wyrabia potaż, budulcowe brusy różnej wielkości i przeznaczenia, deski, dranice, gont, klepkę, maszty okrętowe i dla statków rzecznych. […] Wszystkie te leśne produkty albo sprzedawane są na miejscu kupcom, albo transportowane przez właścicieli bądź do Gdańska i Królewca, bądź też zwłaszcza do Kremeńczuka i bezleśnych okolic Małorosji, co przysparza im w ciągu roku tyle dochodu, ile na stepie nie wydobędzie się i przez 10 lat. […] Las jest takim źródłem bogactwa dla swojego właściciela, że nie może z nim wytrzymać konkurencji żadna ziemia, choćby w niej nawet odkryto złote pokłady. […] Znam wielu poleskich właścicieli i kupców, którzy dzięki spekulacji produktami leśnymi w ciągu kilku lat dziesięciokrotnie powiększyli swój majątek”23. __________ 22 J. Obrębski, Studia etnosocjologiczne, t. 1, Polesie, Warszawa 2007, s. 67, cytat za I. Eremiczem. 23 J. Obrębski, Studia etnosocjologiczne, t. 1, Polesie, Warszawa 2007, s. 67, cytat za I. Eremiczem. 51 Ogromne spustoszenia w lasach wystąpiły m.in. w guberni mińskiej, dopóki nie zaczęto stosować na szerszą skalę „ochrony leśnej”. Na Polesiu chłopi powszechnie używali siekiery a nie bardziej ekonomicznej piły. W rezultacie przy wytwarzaniu sprzętów domowych, np. ławek, stołów, skrzyń, czy łóżek – prawie połowa pnia była marnowana i nadawała się jedynie na opał. Marnotrastwo drewna ze strony Poleszuków dotyczyło też wybierania drzewa na łuczywo, wypalania łąk pod lasem, urządzania barci dla pszczół. Rozmiaru dewastacji drzewostanu dopełniała eksploatacja lasu ze strony kupców, którzy potrafili nie tylko wykorzystać naiwność właściciela lasu, ale i łatwowiernych chłopów, pragnących za wszelką cenę pozyskać, choć trochę gotówki.24 W 1893 roku można było zobaczyć na Dźwinie nie tylko łajby ze zbożem, czy nawet parostatek, od dwóch lat kursujący po rzece, ale niezliczone, nieduże tratwy z drzewem. Płynęły z różnych dopływów i stanowiły niechlubną kontynuację tych, co przepłynęły tamtędy wiele lat wcześniej, aby dopłynąć do Rygi, a stamtąd do portów Europy zachodniej. Wyjątkowe ożywienie w handlu drewnem w basenie Dźwiny zachodniej miało miejsce w latach sześćdziesiątych XIX w. Początkowo właściciele lasów nie znali się w pełni na wartości drewna i potrafili sprzedawać je często za bezcen. Pozyskane sumy szły na podreperowanie majątku lub były trwonione na cele rozrywkowe. Z czasem, gdy „śmietanka została już zebrana”, – czyli wycięto najlepszy drzewostan, przystąpiono do bardziej racjonalnego gospodarowania lasami, dbając o jego równomierny wzrost, i kontrolowaną wycinkę. Poznano się na jego wartości tak, że kupiec nie śmiał nawet „marzyć o nabyciu lasu za bezcen”25. Na Rusi największe zmiany w zalesieniu nastąpiły na Wołyniu o 11,6 punktu procentowego, najmniejsze na Podolu o 2,6 punktu procentowego (tab. 8). Jedną z ważniejszych przyczyn zahamowania nadmiernej dewastacji lasów Podola i Kijowszyzny musiała być większa ochrona istniejących zasobów leśnych i szukanie surowców alternatywnych dla rozwiniętego przemysłu i ogrzewania mieszkań. Lasy Polesia Wołyńskiego w znacznej mierze zostały już wyniszczone w I połowie XIX w. Wspomina o nich podczas podróży Józef Ignacy Kraszewski. Zwraca szczególną uwagę na zaniedbane rolnictwo (uprawę roli i hodowlę zwierząt), co próbuje się zastąpić – jak opisuje – zyskami z nadmiernie eksploatowanych zasobów leśnych26. __________ 24 „Kraj” 1893, nr 11, s. 22. „Kraj” 1893, nr 26, s. 23. 26 J. I. Kraszewski, Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, t. 1, Wilno 1840, pssim. 25 52 Tabela 8. Zmiany lesistości na Rusi w okresie zaborów (%) Gubernie Kijowska٭ Podolska Wołyńska Ruś٭ Powierzchnia lasów (ok. 1850 r.) Powierzchnia lasów (ok. 1870 r.) 21,5 12,2 37,3 26,0 22,0 12,4 33,7 24,6 Powierzchnia lasów (1911 r.) 15,2 9,6 25,7 18,3 Źródło: jak w wykresie 3. ٭Razem z powiatem kijowskim, który od 1667 r. nie należał do Rzeczypospolitej. O dużym zapotrzebowaniu na drewno i wyraźnym jego braku już w I połowie XIX w. może świadczyć wygląd domostw na Wołyniu, przytoczony przez wspominanego już Kraszewskiego: „Chaty na Wołyniu są czyste i porządne, chociaż po większej części budowane z drobnych drzewa kawałków i gliną polepione; lecz wybielone czysto, z przyzbą, otoczone drzewkami i płotem z ziemi i gnoju. Ten ostatni materiał wcale nie zdobi lecz w braku drzewa, z którego gdzie indziej stawią dębowy tym, muszą go używać. W chatach słomą, a dalej w bezlesiu łodygami chwastów, kukurydzy i suszonym gnojem palą”27. W przypadku Kresów Południowo-Wschodnich Aleksander Przezdziecki chwalił wzorową administrację leśną w majątku Korosteszów na Kijowszczyźnie. Nic dziwnego, skoro na jej czele stał dużej klasy fachowiec, absolwent szkoły tarandzkiej w Saksonii. Rosło serce na widok doskonałej organizacji lasu sosnowego, rozległego na 10 kilometrów: „Wszędzie wycięte i zasiane sekcje, i sto kilkadziesiąt tysięcy wysadzonych sosen, których równy i spieszny wzrost obiecuje las masztowy przyszłym Korosteszowym dziedzicom”. Następnie, Przezdziecki lasy Korosteszowa stawia za wzór właścicielom z Wołynia i Podola28. Dobra obejmowały 38 157,7 ha i należały w XIX w, do rodziny Olizarów. Gustaw Olizar zmarł w 1865 r. Po nim dziedziczył jego syn Karol, a po śmierci Karola, Korostoszowo jak podaje Słownik geograficzny Królestwa Polskiego – „przeszło w obce ręce”29. W dobrach Antoniny na Wołyniu, które obejmowały przed I wojną światową ponad 26 tys. ha znajdowały się już w połowie XIX w. dobrze zagospodarowane lasy. Majątek należał do hr. Józefa Potockiego, polityka, podróżnika i kolekcjonera, syna Alfreda i Marii Klementyny z Sanguszków, córki księcia __________ 27 Tamże, t. 2, Wilno 1840, s. 110–111. A. Przezdziecki, Podole, Wołyń, Ukraina. Obrazy miejsc i czasów, t. 1, Wilno 1841, s. 123–124. 29 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, red. F. Sulimierski, B. Chlebowski, Wł. Walewski, t. 4, Warszawa 1883, s. 415–420. 28 53 Romana Stanisława Sanguszki zwanego „Sybirakiem”. Łącznie posiadłości Potockiego na Wołyniu sięgały 68 734,3 ha. Największe były Antoniny, następnie Piszczów (19 488,6 ha), Smołderów (13 192,4 ha), Storożów (7 647,7 ha), Jaruń (874 ha), Szytnia (561,6 ha) i najmniejszy – Pilipowicze Koreckie o pow. 310,3 ha30. Tadeusz Stecki w swoim opracowaniu z 1864 r. Wołyń, pod względem statystycznym, historycznym i archeologicznym, podkreślał, że na całym Wołymiu lasy podlegają ochronie w dobrach rządowych, a z prywatnych tylko w posiadłościach książąt Sanguszków, hrabiego Potockiego i Platerów. Zwłaszcza lasy Sanguszkówi i Potockiego były wzorowo utrzymane i pomimo licznych fabryk nie ulegały niszczeniu. Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała w innych prywatnych majątkach. Dało się tam zauważyć ogromne zaniedbanie, a tym samym olbrzymie marnotrastwo31. Z okazji dwudziestopięciolecia polowań grono przyjaciół zamówiło w 1909 r. u Wojciecha Kossaka obraz przedstawiający gospodarza Józefa Potockiego z ośmioma uczestnikami polowania w Antoninach (m.in. Zdzisław Tarnowski, jego brat Juliusz, Tomasz Zamoyski, Zdzisław Lubomirski) – Polowanie par force u Józefa Potockiego w Antoninach (ryc. 2)32. Kossak w listach do żony Marii pisał o wrażeniach z pobytu u Potockich w Antoninach. Relacjonował swoje osobiste przeżycia z polowania: „Polowanie było straszne, jak żyję, nic podobnego nie przeżyłem. O pierwszej siedliśmy na konie, trzy godziny! galopowaliśmy za tym wściekłym jeleniem, przeszkody straszne, potem dwie godziny na zerżniętych koniach do domu po nocy. Dachowski się zwalił les quatre fers en l’air33, zgniotło mu trąbę, cylinder. Ja szczęśliwie wszystko przebyłem, ale cudny mój koń zdycha na zapalenie płuc. Pod Tomkiem Zamoyskim jeden z najlepszych importowanych padł na ściernisku porażony atakiem serca. Tak samo pod Madejskim Markiem, rotmistrzem a sztalmajstrem tutejszym, śliczny koń Orlando padł podczas polowania. Trzy konie reprezentujące z 10 000 złr padły, bo mój biedactwo już zdaje się w agonii”34. W relacji nie ma ani jednej wzmianki dotyczącej przyrody, ale nie można się temu dziwić, z uwagi na dramatyczny opis przebiegu polowania. Za to możemy wyobrazić sobie tamtejszą przyrodę podziwiając obraz Polowanie (ryc. 2). __________ 30 T. Epsztein, Polska własność..., passim. J. Stecki, Wołyń, Lwów 1864, s. 211, 294–295. 32 D. Klemantowicz, Wojciech Kossak a ziemiaństwo zaboru rosyjskiego, [w:] Międzyzaborodowe kontakty ziemiaństwa, red. W. Caban, S. Wiecha, Kielce 2010, s. 323–324. 33 Na wznak. 34 W. Kossak, Listy do żony i przyjaciół (1883–1942), t. 2, Lata 1908–1942, Kraków 1985, s. 42–43. 31 54 Ryc. 2. Polowanie par force u Józefa Potockiego w Antoninach. W. Kossak 1909. Źródło: http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Kossak_W/Images/Polowanie_par_force.jpg, z 21.10.2010 r. Biorąc pod uwagę własność lasów, dzieliły się na rządowe, prywatne oraz różnego rodzaju instytucji i miast. Z wyjątkiem prywatnych wszystkie pozostałe były pod opieką administracji lasów rządowych35. Nadleśniczy lasów państwowych Królestwa Polskiego Antoni Auleitner pod koniec I połowy XIX w., zalecał nie tylko powszechne profesjonalne zagospodarowanie obszarów leśnych na ziemiach polskich, lecz także ich racjonalne użytkowanie na opał i w celach budowlanych. W przyszłości przewidywał nieuchronne braki tego surowca i dlatego proponował duże oszczędności, które można byłoby uzyskać dzięki: 1) użyciu drzewa jak najbardziej wysuszonego; 2) uszczelnieniu kotłów i palenisk, aby zminimalizować utratę ciepła; 3) budowie energooszczędnych urządzeń grzewczych; 4) zastępowaniu drewna węglem i torfem 5) zmniejszeniu strat przy wycinaniu lasów, przez zastąpienie siekiery piłą36. __________ 35 Opisanie lasów..., t. 2, s. 2 i n. A. Auleitner, Gospodarstwo leśne czyli proste zasady hodowania, urządzania i ochrony lasów oraz korzystnego z nich użytkowania ze szczególną uwagą na lasy prywatne dla użytku właścicieli ziemiańskich, rządców dóbr i leśniczych, Warszawa 1845, s. 13–14. 36 55 Na zmniejszenie stanu zalesienia dawnych Kresów Wschodnich miało wpływ wiele czynników. Do najważniejszych można zaliczyć: 1) zapotrzebowanie na drewno w zachodniej Europie; 2) wyż demograficzny, zwłaszcza na Rusi, Białorusi i Litwie; 3) reforma rolna 1861 r.; 4) kryzysy w rolnictwie; 5) serwituty; 6) lekkomyślność prywatnych właścicieli majątków ziemskich; 7) rusyfikacja Kresów; 8) opanowanie handlu drzewem przez spekulantów; 9) niekorzystny dla Rosji traktat handlowy z Niemcami; 10) rozwój cukrownictwa. Ostatni z czynników dotyczył guberni na Kresach Południowo-Wschodnich (wołyńskiej, podolskiej i kijowskiej). Pod koniec XIX w. prawobrzeżna Ukraina wytwarzała 69% cukru całego Cesarstwa Rosyjskiego. Już w 1879 r. działało na tym obszarze 141 cukrowni. Na Kijowszczyźnie 75, Podolu 54, Wołyniu 12. Zatrudniały ponad 51 tys. pracowników i produkowały cukier o wartości ponad 58 mln rb. Łącznie w trzech guberniach znajdowało się ponad 50% tego typu przedsiębiorstw37. Lasy ginęły na Kresach nie tylko po to by zaspokoić wygórowane potrzeby konsumpcyjne ziemian, ale także, aby w szybkim czasie pozyskać kapitał niezbędny do dalszych inwestycji w gospodarce rolnej lub przemyśle. Julian Ursyn Niemcewicz, poeta, pisarz i właściciel majątku ziemskiego Skoki na Polesiu, wspominał obszerne lasy należące do jego ojca z czasów swojej młodości, na początku panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego „[...] pamiętam, że niedźwiedzie znajdowały się w nich czasem, lecz wkrótce, gdy zaczęto wydzierać nowiny, karczować, pouciekały niedźwiedzie”. W miejsce starych drzew i niedźwiedzi państwo Niemcewiczowie zaczęli bogacić się dzięki zwiększeniu upraw pszenicy i wysyłaniu jej do Gdańska38. Często sprzedaż lasu stawała się jedynym środkiem przed upadkiem zadłużonego majątku39. Początkowo rozwój przemysłu i kolejnictwa pochłaniał olbrzymie ilości drewna. Z czasem, dzięki rozwojowi techniki i obawom dotyczącym zahamowania industrializacji opartej głównie na surowcu pochodzącym z lasów, zaczęto __________ 37 T. Epsztein, Edukacja dzieci i młodzieży w polskich rodzinach ziemiańskich na Wołyniu, Podolu i Ukrainie w II poł. XIX w., Warszawa 1998, s. 21; D. Klemantowicz, W. Ziomek, Przemysł cukrowniczy na Wołyniu w latach 1864–1914, [w:] Studia z historii społecznogospodarczej XIX i XX wieku, t. 2, red. W. Puś, Łódź 2004, s. 145, tab. 2; D. Beauvois, Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat, lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793–1914, Lublin 2005, s. 674–681; O cukrownictwie zob. W. Walewski, Cukrownictwo na Ukrainie, „Pamiętnik Kijowski” 1963, t. 2, s. 167–194. 38 J. Ursyn Niemcewicz, Pamiętniki czasów moich, Lipsk 1868, s. 18. 39 D. Beauvois, op. cit., s. 681–682. 56 korzystać z innych źródeł energii (przede wszystkim węgiel). Poważnym odbiorcą drewna byli wszyscy mieszkańcy z uwagi na ogrzewanie mieszkań i przygotowywanie posiłków. Postęp techniczny w wyraźny sposób zmniejszył zużycie drewna np. na Ukrainie. Pod koniec XIX w. do przerobu 164 ton buraków potrzeba było od 12 do 15 sążni drewna, a przed powstaniem styczniowym przy podobnej ilości buraków zużywano ok. 45–48 sążni. Rozwój sieci kolejowych wpłynął na sprowadzanie węgla z Donbasu40. W 2008 roku ukazał się drukiem Spis polskich właścicieli ziemskich na Ukrainie w 1890/1891 roku. Został opracowany przez Tadeusza Epszteina na podstawie zachowanego materiału archiwalnego w Centralnym Historycznym Archiwum Państwowym w Kijowie. Spis zawiera wykaz polskich właścicieli ziemskich z dokładnym opisem dotyczącym usytuowania majątku, nazwiska właściciela, wielkości dóbr z podziałem na całkowitą powierzchnię majątku, powierzchnię użytków, nieużytków, gruntów ornych, łąk oraz lasów. Z uwagi na badane w niniejszym opracowaniu zagadnienie – ostatnia rubryka związana z wielkością prywatnych lasów zasługuje na bliższą analizę41. Badając zawarte w spisie dane, warto zwrócić uwagę na całkowity brak większych lasów w majątkach ziemskich należących do Polaków na terenie guberni kijowskiej. Lasy można było zaobserwować w dobrach Polaków na Podolu, a zwłaszcza na Wołyniu, gdzie występowały jednocześnie największe skupiska leśne powyżej 10 tys. ha. Właścicielami największych lasów byli Rulikowscy (Edward i Antoni). Posiadali majątek Wysock (Wyszogrod) w powiecie rówińskim o powierzchni 39 253,5 ha. Z tego na ziemię uprawną przypadało 3 452,3 ha, a aż 91,2% (35 801,2 ha) stanowiły lasy42. Ogromnymi lasami w swoich dobrach mógł się też poszczycić Michał Małyński, właściciel ponad 36 tys. majątku Bereźno w tym samym powiecie rówińskim. Obszary leśne stanowiły u Małyńskiego 86,1% powierzchni dóbr43. Bardzo zbliżony udział lasów w całkowitej powierzchni majątku wystąpił w dobrach Dąbrowica (powiat rówiński) Wiktora hr Broel-Platera (87,6%)44. Z ok. 93,4% (ponad 19 tys. ha) powierzchni zalesionej składały się dobra Biłka (Biełka, Białka) w powiecie żytomierskim Honoraty hrabiny Tyszkiewicz45. Prawie 97% (ok. 18 tys. ha) terenów leśnych posiadała w swoich dobrach Rokitno (powiat owruc- __________ 40 Tamże. T. Epsztein, Polska własność ziemska na Ukrainie (gubernia kijowska, podolska i wołyńska) w 1890 r., Warszawa 2008. 42 Tamże, s. 442–443. 43 Tamże, s. 434–435. 44 Majątek Dąbrowica (Dombrowica, Dubrowica) obejmował 32 tys. ha. Tamże, s. 436– 437. 45 Tamże, s. 510–511. 41 57 ki) Amelia Rzyszczewska. Uprawa roli mogła się w tym przypadku odbywać tylko na ok. 600 ha46. W połowie XIX w., gdy lasy na Kresach stanowiły 33% powierzchni regionu, zalesienie np. w Królestwie Polskim wynosiło 30,4%. Dwadzieścia lat później (ok. 1870 r.) zalesienie Kresów spadło do 26,4%, a w Królestwie do 27,3%. W tym okresie lasy np. Europejskiej części Rosji obejmowały 41,6% terenu; Niemiec ponad 20%; Anglii poniżej 4%47. Przed wybuchem I wojny światowej na Kresach był większy stan zalesienia (23,2%) niż w Królestwie (18,6%). Najważniejszą przyczyną takiej sytuacji mógł być dynamiczny rozwój przemysłu Królestwa Polskiego, gdzie w XIX w., ukształtowały się cztery duże okręgi przemysłowe: staropolski, warszawski, łódzki i sosnowiecko-częstochowski48. Wraz ze zmniejszającą się nieracjonalnie powierzchnią lasów ziemie polskie traciły naturalne zaplecze surowcowe, które w przyszłości mogło się przysłużyć do większego rozwoju gospodarczego, w tym przede wszystkim przemysłowego. Innym tego skutkiem były częstsze wylewy rzek i erozja gleby. Summary During annexation, ten provinces in the eastern region of the Republic of Poland became part of the Russian Empire. These provinces were kurlandzka, kowieńska, wileńska, grodzieńska, witebska, mińska, mohylewska, wołyńska, podolska and kijowska. In the middle of the 19th century, forests accounted for 33% of the area of the eastern part of the Republic of Poland. At the same time, however, forests covered 30.4% of the Kingdom of Poland. Twenty years later (1870), the area of forest in the eastern region of Republic of Poland fell to 26.4%, and in the Kingdom of Poland, to 27.3%. In the same period, forests covered 41.6% of the European part of Russia, more than 20% of Germany, and less than 4% of England. Before the outbreak of World War I, the area of forest in the eastern area of the Republic of Poland was larger (23.2%) than that in the Kingdom of Poland __________ 46 Tamże, s. 432–433. Encyklopedia rolnictwa i wiadomości związek z nimi mających, J. T. Lubomirski, E. Stawiski, S. Przystański, t. 4, Warszawa, s. 1–12., pod hasłem „lasy”; J. Miklaszewski, Lasy i leśnictwo w Polsce, Warszawa 1928, s. 35; wykres 3. 48 W. Załęski, Królestwo Polskie pod względem statystycznym, cz. 1, Warszawa 1900, s. 121, tabl. 6; Rocznik Statystyczny..., s. 1–2, 121–122; W. Puś, Rozwój przemysłu w Królestwie Polskim 1870–1914, Łódź 1997, passim; D. Klemantowicz, W. Ziomek, Zarys lesistości Królestwa Polskiego na przełomie XIX i XX wieku, [w:] Las w kulturze..., t. 5, s. 123–127. 47 58 (18.6%). The most important reason for this could be the dynamic development of industry that occurred in the Kingdom of Poland. In the 19th century the Kingdom of Poland included four, large, industrial districts: staropolski, warszawski, łódzki i sosnowiecko-częstochowski. Whilst the decreasing forest area reduced the natural resource base of Polish lands, it actually resulted in greater economic development, in particular in the industrial sector. However, the reduction resulted in more frequent flooding of rivers and increased soil erosion. 59 Andrzej Dubicki Uniwersytet Łódzki Zarys „problematyki chłopskiej” w Rumunii przed 1914 rokiem Położenie chłopów stanowiących podstawę społeczeństwa rumuńskiego, w drugiej połowie 19 wieku określały przede wszystkim dwie niezrealizowane w pełni decyzje polityczne: reforma rolna oraz powszechne prawo wyborcze. Oba zagadnienia w sposób naturalny łączyły się ze sobą, należy bowiem pamiętać, że wówczas stosowano w Rumunii kurialny system głosowania, w którym o przypisaniu do konkretnej klasy wyborców decydowały: miejsce zamieszkania i osiągane dochody. W związku z ówczesną strukturą wsi rumuńskiej praktycznie wykluczało to chłopów z życia politycznego, ponieważ jako bezrolni, lub małorolni osiągali dochody pozwalające im na głosowanie w ostatnim IV kolegium wyborczym, którego wpływ na politykę pozostawał bardzo ograniczony. Sytuacja ta nie zmieniła się także po 1884 roku, kiedy to dokonano reformy ordynacji wyborczej zmniejszając liczbę kurii wyborczych do trzech, jednak mimo tego chłopi nadal byli zaszeregowani do ostatniej, najsłabszej III kurii. Taki stan rzeczy skutkował zrozumiałym w związku z tym małym zainteresowaniem polityką włościan rumuńskich mieszkających w tzw. „Starym Królestwie”. Na ten stan rzutowała też istotna okoliczność, iż w okresie poprzedzającym zjednoczenie państwa rumuńskiego, poza jednym wyjątkiem, nie próbowano powołać partii o charakterze chłopskim, zdawano sobie bowiem sprawę, że nie będzie ona miała odpowiedniego poparcia w terenie. Śledząc rozwój wydarzeń politycznych mających związek z „problemem agrarnym” na terenach rumuńskich należy podkreślić, iż po raz pierwszy chłopi rumuńscy otrzymali możliwość posiadania ziemi na własność na mocy Statutów Organicznych zatwierdzonych w: 1831 (Wołoszczyzna) i 1832 roku (Mołdawia). Wówczas po raz pierwszy określono jasno kwestię własności ziemi na terenach księstw rumuńskich – przyznano ją bojarom natomiast chłopi mogli otrzymać prawo do współwłasności części ziemi. Wielkość nadziałów zależała od ilości posiadanego bydła lub owiec, przy czym maksymalny nadział wyznaczono na poziomie 3,5 hektara ziemi1. Dodatkowo wyznaczono wymiar pańszczyzny na 12 dni w roku, lecz w praktyce wydłużano ten okres nawet do 50 dni. Decyzje te, choć ograniczone, były jednak istotne, sprzyjały rozwojowi gospodarki rolnej, zwłaszcza że w tym czasie zaczął się w Rumunii boom na handel zbożem, zwią__________ 1 Włościan podzielono na trzy klasy: 1), która posiadała 10 owiec lub 4 woły i krowę, 2) 2 woły i tych którzy nie posiadali żadnych w.w. zwierząt. B. Jelavich, Historia Bałkanów, wiek XVIII i XIX, Kraków 2005, s. 263. 60 zany z faktem że Rumuni uzyskali możliwość bezpośredniej wymiany handlowej z innymi krajami niż okupująca ich ziemie Turcja. Spowodowało to przejście od hodowli bydła do uprawy zbóż i właściwie zapoczątkowało złożony problem, który potem zaczęto zbiorowo określać jako „kwestię rolną”. Pierwsza reforma rolna w nowo powstałym państwie rumuńskim została dokonana w 1864 roku w następstwie przeprowadzonego przez księcia Aleksandra Jana Cuzę zamachu stanu, w wyniku którego uzyskał prawo do rządzenia za pomocą dekretów. Reforma rolna była rzeczą wówczas niezbędną, ponieważ Rumunia jako właściwie ostatnie państwo w Europie utrzymywała jeszcze system pańszczyźniany, co spotykało się z szeroką krytyką zarówno wewnątrz kraju, jak i poza jego granicami. Sprawę przygotowania reformy rolnej powierzono m. in. Mihaiowi Kogălniceanu2, którego głównym celem stało się zniesienie pańszczyzny. Dokonano tego w powiązaniu z wypłatami odszkodowań dla właścicieli ziemskich, które miały być użyte na przekształcenia dotychczasowych ich folwarków w nowoczesne gospodarstwa rolne3. Oprócz pańszczyzny zlikwidowano także tzw. powinności dworskie takie jak np. podwody. Reforma została ostatecznie wprowadzona dekretem z 25 sierpnia 1864 roku. Przyznawała chłopom ziemię w zależności od siły ekonomicznej gospodarstwa i terenu na którym się ono znajdowało4. Największe nadziały przyznano w Besarabii (3 południowe okręgi, w posiadaniu Rumunii do 1878 roku), średnie w Mołdawii a najmniejsze w Wołoszczyźnie. Beneficjentami reformy było 406 429 rodzin chłopskich, które otrzymały łącznie 1.654.964 hektarów ziemi, czyli średnio każda rodzina otrzymała 4 hektary. W wyniku reformy chłopi posiadali 30% ziemi uprawnej w Rumunii. Istotnym elementem tej reformy było odszkodowanie, które beneficjent spłacał państwu, a te z kolei wynagradzało dotychczasowego właściciela. Uwłaszczony chłop nie mógł nikomu sprzedać uzyskanej ziemi wcześniej niż po 30 latach. Reforma poza zaletami, jakimi niewątpliwe było choćby przyznanie chłopom ziemi na własność i przez to włączenie ich do szeroko rozumianej rumuńskiej klasy politycznej a także zniesienie pańszczyzny miała także swoje liczne wady. Po pierwsze nie objęła wszystkich rodzin chłopskich gdyż wykluczeni zostali bezrolni, a właściwie nie posiadający bydła. Ich liczbę szacuje się na 60 tysięcy rodzin, czyli ponad 10% ogółu populacji chłopskiej5. Ostatecznie reforma nie spełniła wszystkich założeń, przede wszystkim nie doprowadziła do stworzenia silnej klasy chłopskiej, gdyż włościanie otrzymali __________ 2 J. Demel, Aleksander J. Cuza, Wrocław–Warszawa–Kraków… 1977, s. 185. V. Ionescu, M. Kogălniceanu, Contriibuţii la cunoaśterea vieţii activităţii şi concepţiilor sale, Bucureşti 1963, s. 220. 4 Rodzina posiadająca cztery woły i krowę otrzymywała 5,5 ha ziemi, ci którzy mieli dwa woły i krowę 4 ha ziemi a ci którzy mieli jedynie krowę 2 hektary ziemi. Osoby nie posiadające zwierząt pociągowych mogły otrzymać tzw. działki przyzagrodowe – maksymalnie 1/5 hektara. B. Jelavich, op. cit., s. 286. 5 J. Demel, op. cit., s. 188. 3 61 zbyt mało ziemi by znacząco się wzbogacić, ponadto często otrzymali ziemię najniższej klasy dającą słabe plony. Z tego powodu chłop był zmuszony był niejednokrotnie do pracy najemnej na ziemi dawnego właściciela, z reguły odbywało się to w formie dzierżawienia gruntów. Sytuacja ta doprowadziła szybko do zaostrzenia sytuacji na wsi, bowiem często dochodziło do nadużyć przy pobieraniu rent dzierżawnych. Należy także pamiętać, że budżet gospodarstwa rolnego był obciążony także spłatami odszkodowań, które łącznie szacowano, że wraz z podatkami państwo zabierało 32% dochodów rodziny chłopskiej. Z drugiej strony stosunkowo duża ilość rąk do pracy na wsi nie motywowała właścicieli do wprowadzania metod gospodarki ekstensywnej i nowoczesnego gospodarowania, co było przyczyną utrzymywania się relatywnego zacofania wsi rumuńskiej. Do tego dołożył się jeszcze boom demograficzny na wsi rumuńskiej, który przy ograniczonych możliwościach migracji do miast spowodował ponowne narastanie zjawiska „głodu ziemi”. Wspomniane okoliczności spowodowały, że kwestia chłopska coraz częściej była postrzegana przez polityków i zaczęła gościć w programach rumuńskich partii politycznych, zarówno w programie liberałów jak i konserwatystów. Pierwszy program liberałów, opublikowany 4 czerwca 1875 roku był w większości antytezą poczynań konserwatywnego rządu L. Catargiu. Liberałowie podkreślali że głównym zadaniem każdego rządu winna być troska o pomyślność klasy pracującej (przez co rozumiano zarówno chłopów jak i robotników),Wskazywali że rządy konserwatystów nic nie zrobiły dla polepszenia losów tej warstwy ludności. W szczególności zaatakowano wykonanie reformy rolnej z 1864 roku, mówiono iż raczej została zahamowana przez rządy konserwatywne. Generalnie rzecz biorąc pierwsze programowe wypowiedzi liberałów, zarówno ta z 1875 roku, jak i wcześniejsze z 1863 i 1867 roku miały jednak charakter ogólny i dopiero nowy program ogłoszony w 1892 roku zawierał bardziej konkretne zapisy w kwestii rolnej. Po raz pierwszy znalazła się w nim wzmianka o konieczności wprowadzenia głosowania powszechnego i proporcjonalnego, jednak z zastrzeżeniem że należy do tego dochodzić stopniowo. W kwestii rolnej postulowano stworzenie specjalnych instytucji mających ułatwić chłopom nabywanie ziemi. Kolejny dokument programowy został przedstawiony na forum parlamentu w 1881 roku, jego autorem był konserwatywny polityk Petre P. Carp6, który zatytułował go jako Nowa Era. Oficjalnym dokumentem partyjnym stał się on dopiero w 1888 roku, gdy „junimiści” jako Partia Konstytucjonalistów zostali dopuszczeni do władzy. Warto nadmienić, że okoliczności przejęcia steru władzy były specjalne, bowiem nastąpiło to po serii antyrządowych wystąpień ulicznych, __________ 6 Carp Petre (1837–1918).Działacz Partii Konserwatywnej, w l. 1907–1914 jej przewodniczący, współtwórca ruchu „junimistów” – od ugrupowania literackiego „Junimea”. F.Anghel, T.Dubicki, Słownik biograficzny Europy Środkowo-Wschodniej XX wieku. Pod red. W. Roszkowskiego i J. Kofmana, Warszawa 2004, s. 173–174. 62 w których były nawet ofiary śmiertelne. Wkrótce potem nastąpiły także tragiczne wydarzenia na wsi. Czym była wspomniana Nowa Era ? – sam P. P. Carp zdefiniował ją jako okres, który w rzeczywistości rumuńskiej nastał po ukształtowaniu się niepodległego państwa, kiedy zakończono dyskusję na tematy ustrojowe, a dominującym tematem dyskusji w parlamencie stały się szeroko rozumiane „sprawy bieżące”. Samo proklamowanie niepodległości i zerwanie ostatnich więzów z Imperium Otomańskim Carp widział jako symboliczny moment zakończenia procesu transformacji społeczeństwa rumuńskiego ze społeczeństwa starego typu w społeczeństwo nowoczesne7. Według wspomnianego dokumentu odnośnie spraw agrarnych państwo rumuńskie winno wyjść naprzeciw oczekiwaniom mniejszych właścicieli ziemskich i wprowadzić przepisy zapobiegające dalszemu rozdrabnianiu gospodarstw rolnych; tę sprawę sugerowano rozwiązać poprzez wprowadzenie zasady niepodzielności gospodarstw, które powinny być dziedziczone przez najstarszego syna. Kluczową kwestię „głodu ziemi” na wsi proponowano rozwiązać, przynajmniej częściowo poprzez sprzedaż dóbr państwowych a uzyskaną w ten sposób ziemię podzielić między chłopów8. Jednak jednocześnie z rozdziałem ziemi Carp sugerował przeprowadzenie wśród chłopów uświadamiającej akcji antyalkoholowej, tak aby świeżo uzyskana ziemia nie przechodziła na własność lichwiarzy, które to zjawisko nasilało się. Jeżeli chodzi o drobny przemysł i rzemieślników to „junimiści” widzieli dla nich szansę na dalszy rozwój poprzez zrzeszanie ich w korporacjach podobnych do średniowiecznych cechów9. Klasy posiadające zostały obarczone misją administrowania i rządzenia tak zorganizowanym społeczeństwem. Jeżeli chodzi o wizję polityki zagranicznej to „junimiści” widzieli miejsce Rumunii u boku Niemiec i AustroWęgier w odróżnieniu od głównego nurtu konserwatystów, którzy opowiadali się za współpracą z Rosją10. Zaraz po przejęciu władzy „junimiści” musieli borykać się z koniecznością stłumienia zaburzeń na wsi, które były na tyle poważne, że do ich stłumienia należało użyć nawet wojska. W opinii polityków konserwatywnych wystąpienia te zostały spowodowane nieodpowiedzialnymi zapowiedziami liberałów, które zapowiadały parcelację majątków państwowych. Ponieważ brakowało odpowiednich rozwiązań prawnych urzędnicy terenowi nie wykonali obietnic rządu liberalnego, co z kolei zaogniło sytuację na wsi. Po raz kolejny zwróciło to uwagę rumuńskiej opinii publicznej i świata politycznego na nierozwiązaną kwestię rolną, przy czym w zależności od ugrupowania różnie widziano sprawę odpowiedzialności politycznej za wywołanie zaburzeń. Socjaliści i część liberałów __________ 7 C. Schifirnet, Forme fără fond un brand Românesc, Bucureşti 2007, s. 129. A. Stan, Putere politica şi democraţie în România 1859–1918, Bucureşti 1995, s. 150; T. Lungu, Viaţa politică în România la sfîrşitul secolului al XIX-lea (1889–1899), Bucureşti 1967, s. 56. 9 Ibidem. 10 Ibidem. 8 63 oskarżali konserwatywnie nastawioną część rumuńskiej sceny politycznej jako nie widzącą zupełnie potrzeby i możliwości przeprowadzenia reformy rolnej w kraju. Dostrzegano i szeroko akcentowano paradoks, którym było faktyczne położenie chłopów rumuńskich, którzy teoretycznie mieli prawa i wolności obywatelskie podobne jak w Stanach Zjednoczonych, czy Wielkiej Brytanii jednak faktycznie ich położenie zbliżone było do położenia włościan w Rosji, gdzie praktycznie nie mieli nic do powiedzenia. Taka ocena była niedaleka od prawdy, co miało też związek z faktem iż w Rumunii nadal nie istniała właściwie partia chłopska mogąca w skuteczny sposób walczyć o realizację ich postulatów w parlamencie. Ostatecznie cała sprawa zakończyła się doraźną reformą rolną przeprowadzoną przez rząd junimistów w 1889 roku, kiedy to rozparcelowano między chłopów ziemię uzyskaną ze sprzedaży pewnej części majątków państwowych, jednak było to rozwiązanie połowiczne i nie rozwiązujące problemów wsi11, aczkolwiek dzięki reformie około 180 000 osób miało odczuć poprawę własnej sytuacji finansowej12 Ostatecznie 22 marca 1889 roku rząd Th. Rosettiego musiał podać się do dymisji. Bilans rocznych rządów „junimistów” raczej nie wypadł udanie, co prawda przeprowadzono przynajmniej częściową reformę rolną, jednak z drugiej strony nie udało się doprowadzić do pełnej zgody w obozie konserwatywnym, a nawet można stwierdzić, że doszło wówczas do wyraźniejszego zarysowania podziałów między zwolennikami różnych nurtów konserwatyzmu, które przez poprzednie 13 lat działania w opozycji były tłumione a w momencie dojścia do władzy uwolniły się. Istotną różniącą kwestią było podejście właśnie do problemu chłopskiego. O ile zwolennicy P. P. Carpa byli zdecydowani przeprowadzić choćby ograniczoną reformę rolną (co w końcu na początku 1889 roku wykonali) o tyle zwolennicy L. Catargiu twierdzili, że to chłopi ponoszą dużą część winy za swoje położenie społeczne, nie potrafiąc ciężko pracować, w związku z tym danie im ziemi za darmo nie poprawi ich sytuacji społecznej, a co więcej ziemia ta zostanie w ostatecznym rozrachunku zmarnowana. Podobne głosy pojawiały się przy okazji komentowania zaburzeń z 1907 roku(„Rascolea”), kiedy część komentatorów uznawała chłopów rumuńskich za lud przysłowiowo „ciemny” i nie mający ochoty na wprowadzanie nowinek w swoich gospodarstwach rol- __________ 11 A. Stan, Putere …, s. 200. Całą kwestię tzw. głodu ziemi najlepiej obrazują następujące liczby, szacowano, że w 1889 roku, kiedy to niejako w odpowiedzi na rozruchy przeprowadzono wreszcie odpowiednie badania 145 tysięcy chłopów pozbawionych było nawet spłachetka ziemi, około 50 tysięcy posiadało mniej niż pół hektara ziemi a 400 tysięcy uprawiało mniej niż 5 hektarów ziemi. Oznaczało to że chłopi należący do w.w. kategorii właściwie nie mogli zarobić na własne utrzymanie, ewentualnie uzyskiwane ze sprzedaży płodów rolnych środki nie pozwalały im na jakikolwiek dalszy rozwój gospodarstw. Ponadto istniało duże prawdopodobieństwo, że w następnym pokoleniu te działki ulegną jeszcze większemu rozdrobnieniu co dalej pogłębi problem. T. Lungu, Viaţa politica …, s. 37. 12 Ibidem, s. 45. 64 nych13. Konserwatyści podkreślali że jakiekolwiek przekazanie ziemi chłopom powinno odbywać się na podstawie zwykłych czynności cywilno-prawnych, w związku z czym powinni oni za otrzymaną ziemię zapłacić. Uważano, że tylko w takim przypadku chłopi poznają znaczenie ciężkiej pracy i wręcz docenią pracę na roli14. Same założenia reformy, która weszła w życie w kwietniu 1889 roku, a więc już po upadku rządu T. Rosettiego z dzisiejszego punktu widzenia należy uznać za właściwe. Zakładała ona bowiem tworzenie średnich gospodarstw rolnych o wielkości 10–25 hektarów. Ziemia sprzedawana rolnikom miała pochodzić z majątków liczących ponad 400 hektarów, z których państwo miało sprzedawać działki o wspomnianej wielkości. Założenia te były też po części zgodne z założeniami konserwatywnymi, ponieważ po ich wypełnieniu nowi właściciele ziemscy od razu stali by się bogatą warstwą na wsi, niejako naturalnie nastawioną na wspieranie polityczne konserwatystów. Z drugiej strony wiadomo było że dobrodziejstwem reformy objęta będzie mniejsza ilość chłopstwa, jednak oczywistym było także, że nie wejdą oni w skład radykalnie nastawionego chłopstwa małorolnego lub bezrolnego. Opozycja składając swoje własne projekty wskazała istotne braki w projekcie rządowym – z których najpoważniejszym był wytknięty brak jakiejkolwiek pomocy finansowej dla tych chłopów, którzy zdecydowali się na zakup ziemi od państwa. Gheorghe Panu przytomnie wskazywał, że sama ziemia to nie wszystko – gospodarz przecież musiał zakupić także inwentarz rolny – konie lub woły (choć raczej w przypadku stosunkowo dużych 25 hektarowych gospodarstw w grę wchodziły tylko konie), należało zakupić ziarno na siew oraz co najistotniejsze trzeba było zbudować dom, tak że kwota którą musiał dysponować rolnik decydujący się na samodzielne gospodarowanie była bardzo wysoka, natomiast nie miał on żadnych szans na uzyskanie kredytu w ówcześnie istniejących instytucjach finansowych. Dodatkową kwestią była wycena ziemi przeznaczonej do sprzedaży. W celu zapobieżenia nadużyciom ówczesny minister rolnictwa Alexandru Marghiloman opracował specjalne tabele klasyfikujące ziemię w zależności od jakości ziemi i jej położenia. Innym efektem wspomnianej reformy była dwukrotna podwyżka rent dzierżawnych w niektórych rejonach Rumunii15, co można uznać za zalążek kolejnych wielkich wystąpień chłopskich w 1907 roku. Z analizy danych statystycznych dotyczących wykonania reformy wynika, iż nie wszystkie jej założenia były w jej toku realizowane. Szacuje się, że do 1906 roku na mocy przepisów z 1889 roku ziemię otrzymało 105 165 gospodarzy a obszar rozparcelowany między nich szacowano na 526 233 ha, czyli średnio na jednego uwłaszczonego przypadło 5 hektarów16. W związku z tym faktem można zaryzykować stwierdzenie, że zało- __________ 13 por. “Czas”, 28 III 1907. T. Lungu, Viaţa politica …, s.70. 15 Ibidem, s. 84. 16 Ibidem. 14 65 żenia reformy zostały de facto zaprzepaszczone, ponieważ powstało wiele gospodarstw małorolnych słabo radzących sobie na ówczesnym rynku. Odnosząc się do przemian w obozie konserwatywnym jakie dokonały się na przestrzeni lat 1864–1890 warto podkreślić, że wyraźnie zmieniło się podejście tej partii do kwestii rolnej. O ile bowiem w okresie poprzedzającym rządy „junimistów” konserwatyści sprzeciwiali się jakiejkolwiek reformie rolnej uznając, że akt z 1864 roku jest już wystarczający i nie ma potrzeby czynienia dalszych kroków; to po krótkim okresie rządów zwolenników P. P. Carpa nawet zatwardziali zwolennicy kursu L. Catargiu i Gh. Manu musieli się, aczkolwiek niechętnie pogodzić z początkiem przemian własnościowych na wsi. Stało się to powodem zawiązywania się różnych, często egzotycznych politycznie aliansów na ówczesnej rumuńskiej scenie politycznej. Szczególe znaczenie miało to w opozycji liberalnej z dominującą w niej postacią Iona C. Brătianu17, którego rolę w ówczesnej polityce najlepiej chyba oddaje przydomek nadany mu przez współczesnych – Wezyr. Kolejnym dysydenckim ugrupowaniem wyłaniającym się z łona Partii Konserwatywnej była Partia Konserwatywno-Demokratyczna (Partidul Conservator-Democrat), która powstała 16 lutego 1908 r. po krótkim okresie względnej jedności obozu konserwatywnego. Jej liderem był jeden z najsłynniejszych rumuńskich polityków – Take Ionescu18. U źródeł powstania wspomnianej siły politycznej leżały nieporozumienia Ionescu, reprezentującego tzw. młodych konserwatystów i P.Carpa, który wówczas był już uznawany za „starego”. Ionescu uznawał, że partia pod przywództwem mołdawskiego konserwatysty nie jest wystarczająco otwarta na społeczeństwo i przez to nie będzie w stanie skutecznie sprawować władzy. Bazą społeczną partii była szeroko rozumiana inteligencja oraz właściciele ziemscy. Według słów Take Ionescu, jego partia powinna poszukiwać słynnej „trzeciej drogi” pomiędzy liberalizmem a konserwatyzmem. Partia zabrała także głos w przetaczającej się po roku 1907 dyskusji w kwestii reform opowiadając się za poszerzeniem elektoratu i rozdziałem między chłopów ziemi pochodzącej z majątków państwowych, bądź wykupywanej przez państwo. Ostatecznie jednak biorąc pod uwagę doświadczenia płynące z wojny 1913 roku i I wojny światowej Take Ionescu zdecydował się na poparcie reform według założeń Partii Narodowo-Liberalnej. __________ 17 Brătianu Ion I.C.(1864–1927).Od 1889 w PNL, m.in. minister spraw wewnętrznych, kierował pacyfikacja chłopskiego powstania w Moładawii (1907), dwukrotny premier. F.Anghel, T.Dubicki, W.Roszkowski, Słownik biograficzny, s. 141, 142. 18 Ionescu Dumitru, Take (1859–1922). Z zawodu dziennikarz, od 1884 polityk liberalny, w 1889 przeszedł do konserwatystów. Po krwawym stłumieniu powstania chłopskiego w 1907 r. opuścił partię konserwatywną i 16 lutego 1908 r. założył Partię KonserwatywnoDemokratyczną. W 1912 minister spraw wewnętrznych. W czasie I wojny światowej zbliżył się do liberałów, członek rządu, od 1917 r. wicepremier. W.Roszkowski, Słownik biograficzny, s. 474, 475. 66 Jedyną warstwą społeczną, która przed Wielką Wojną nie miała własnej reprezentacji partyjnej w rumuńskim systemie politycznym byli chłopi, jeśli nie liczyć efemerydy jaką okazała się utworzona w 1892 Partia Chłopska (Constantin Dobrogeanu-Argesia i Alexandru Valescu), która miała reprezentować głównie rolników z Oltenii, najbiedniejszego właściwie okręgu ówczesnej Rumunii19. Główne założenia programowe Partii Chłopskiej były swoistym kompromisem pomiędzy założeniami radykałów i liberałów. Zakładały uwłaszczenie z zasobów państwowych chłopów mających dotąd mniej niż 5 hektarów ziemi. Ponadto prawo do nadziałów mieli mieć także nauczyciele wiejscy i duchowni pracujący na wsi. Postulowano także wprowadzenie prawa do bezpośredniego głosowania dla wszystkich umiejących czytać i pisać, ewentualnie powszechnego prawa wyborczego. Opowiadano się za państwem prawa, decentralizacją państwa i prowadzeniem zrównoważonej polityki gospodarczej. Jednak tylko raz udało się wprowadzić jej reprezentantów do parlamentu – w wyborach 1895 roku wybrano dwóch jej deputowanych. Potem uległa ona rozwiązaniu w wyniku oskarżenia jej przywódcy o fałszowanie dokumentów. W okresie późniejszym głównym inicjatorem działań mających na celu reprezentowanie czynnika chłopskiego w polityce był Spiru Haret. Do idei odtworzenia partii chłopskiej bez powodzenia próbowano powrócić po 1906 roku, odbył się nawet specjalny kongres działaczy chłopskich w Bukareszcie pod przewodnictwem Vasile Kogălniceanu, syna Mihaia Kogălineanu, jednak inicjatywa ta upadła a sam Kogălniceanu przystąpił do Partii NarodowoDemokratycznej Nicolae Iorgi. Można wskazać kilka przyczyn tej porażki. Pierwszą i najważniejszą z nich było swoiste „przeintelektualizowanie” kongresu. Pojawiło się na nim zbyt mało działaczy bezpośrednio związanych ze wsią i jej problemami. Drugą był z pewnością stan świadomości chłopów przeświadczonych, że przy ówczesnym kształcie ordynacji wyborczej ich partia nie będzie miała szansy poważnie zaistnieć na mapie politycznej Rumunii20. Dodatkowo nadzieje polityczne zostały zniweczone poprzez powstanie chłopskie w 1907 roku, jednak można ocenić, iż położone zostały pewne podwaliny pod ruch, który miał odegrać poważną rolę w rumuńskiej polityce po 1918 roku, po połączeniu się z ruchem chłopskim z Transylwanii i Bukowiny. Najsłynniejszym działaczem chłopskim wywodzącym się z terenu Starego Królestwa był Ion Mihalache21. __________ 19 Sama idea zinstytucjonalizowania ruchu chłopskiego jest jeszcze o 10 lat starsza. Ibidem, s. 181. 20 I. Căpreanu, Partide şi idei politice ân România (1880–1947), Bucureşti 1994, s. 98. 21 Mihalache Ion (1882–1953). Założył pismo „Vremea Nova”, a także związek ludowy, który był zalążkiem Partii Chłopskiej, która powstała ostatecznie w grudniu 1918 i uzyskała sukces w wyborach w 1919 r. Mihalache został ministrem rolnictwa w rządzie Alexandru Vaidy – Voievoda. Opowiadał się za radykalną reformą rolną. W 1926 wiceprzewodniczący Partii Narodowo-Chłopskiej. Współkierował z Iuliu Maniu ruchem chłopskim. Odmówił 67 Kolejnym wydarzeniem prowadzącym do dalszego definiowania postulatów liberalnych było przywoływane już powstanie chłopów rumuńskich w 1907 roku ukazujące potrzebę dokonania niezbędnych przemian na wsi, zwłaszcza o charakterze własnościowym. Postulowano likwidację trustów dzierżawnych, dzierżawę gruntów państwowych chłopom bez pośredników oraz utworzenie specjalnych instytucji kredytowych mających ułatwić dostęp do zakupu ziemi. 8 lutego 1907 roku wybuchło wielkie powstanie chłopskie w Rumunii, które podzieliło rumuńską scenę polityczną. Obie partie dominujące w systemie politycznym wzajemnie oskarżały się o sprowokowanie jego wybuchu, ponadto chaosu dopełniał fakt iż lokalni prefekci, pochodzący z nadania rządzących konserwatystów często z wielkim opóźnieniem wykonywali polecenia z Bukaresztu, ponieważ z reguły byli oni ludźmi Take Ionescu, który był skłócony z ówczesnym szefem rumuńskiego MSW – Gh. Gr. Cantacuzino. Posiadający podówczas duże wpływy w parlamencie Petre P. Carp odpierał zarzuty liberałów o brak podjętych działań w kwestii chłopskiej argumentując, że w okresie powstania nie można spełniać postulatów zrewoltowanych chłopów, nawet skądinąd słusznych, ponieważ stanowiłoby to groźny precedens dla państwa na przyszłość22. Dodatkowo podobnie jak w przypadku poprzednich rozruchów na wsi w 1889 roku część obserwatorów za wywołanie zaburzeń obwiniała także liberałów, którzy mieli obiecywać chłopom parcelację ziemi. W parlamencie otwarcie oskarżono o to V. Kogălniceanu, który miał jakoby wydać broszurę, w której obiecywał chłopom przeprowadzenie parcelacji gruntów23.W tej sytuacji P. P. Carp proponował działać zgodnie ze znaną i od dawna stosowaną taktyką „najpierw represje a potem się zobaczy”. Mimo to rząd nie był przez pewien czas w stanie nie był w stanie poradzić sobie z wybuchającymi niepokojami, w związku z czym król Karol I zdecydował się na zmianę obozu rządzącego i misję stworzenia rządu powierzył Dimitrie A. Sturdzy, szefowi PNL, którego rząd uzyskał poparcie właściwie całego parlamentu w tym i frakcji konserwatywnych. Umożliwiło to stłumienie niepokojów na wsi. Mówiąc o powstaniu chłopskim z 1907 roku należy wskazać na właściwą przyczynę wystąpień chłopskich, jaką było naruszenie dotychczasowej struktury własnościowej na wsi. Wynikało to ze znaczącej zmiany warunków dzierżawy gruntów rolnych. Zanikła bowiem właściwie konkurencja wśród pośredników, których zadaniem był nadzór nad odbieraniem renty dzierżawnej. Wynikało to z faktu, że na początku 20 wieku powstały wielkie trusty rolne windujące ceny dzierżawy. Największym z nich był trust Fischera, który de facto kontrolował 159 000 hektarów ziemi; kolejny – trust Justera kontrolował 35 000 hektarów ziemi. Dokładało to do wystąpień chłopskich także aspekt antyżydowski, mocno współpracy z dyktaturą Karola II oraz marsz. Iona Antonescu. Po wojnie więziony przez komunistów, skazany na dożywocie. W. Roszkowski, Słownik biograficzny, s. 833, 834. 22 Ibidem, s. 87. 23 „Czas”, 25 III 1907. 68 akcentowany w ówczesnej prasie europejskiej24. Prasa polskojęzyczna, a zwłaszcza krakowski „Czas” dość dokładnie informujący czytelników o rozwoju wydarzeń uznawała, że podłoże powstania było wyłącznie ekonomiczne a ich antyżydowski charakter wynikał z tego, że na czele obu wspomnianych trustów stali Żydzi. Wraz z rozwojem sytuacji do żądań politycznych doszły też te o charakterze politycznym – akcentowano przede wszystkim żądanie wprowadzenia głosowania powszechnego. Powszechnie przypisywano to szeroko zakrojonej agitacji socjalistycznej, której źródło miało znajdować się w rosyjskiej podówczas Besarabii25 Zakończenie rozruchów chłopskich zbiegło się w czasie z zakończeniem burzliwej kadencji parlamentu z dniem 26 kwietnia 1907 roku, pierwszą sesje nowego parlamentu wyznaczono zaś na 7 czerwca tego roku26. Program działania nowego parlamentu przedstawiał się następująco: wyznaczono 10 najważniejszych kwestii, które należało rozwiązać w danej kadencji: kwestię długów rolniczych (była to bezpośrednia przyczyna wybuchu chłopskiego); kwestię Izby Rolnej; monopol państwowy na wyszynk alkoholu; stowarzyszenia chłopskie; reorganizacja sądownictwa wiejskiego; ustawodawstwo przeciw trustom dzierżawczym; prawo o dzierżawie; prawo o własności chłopskiej; opodatkowanie pracy na roli; prawo o naprawie zniszczeń poczynionych w trakcie powstania. Opracowanie wspomnianych ustaw zostało zapowiedziane już w końcu marca 1907 r. w specjalnym orędziu królewskim27. Miały one uspokoić sytuację na wsi poprzez nowe uregulowania dotyczące dzierżaw, mające na celu ulżenie doli chłopów. Do porządku obrad Zgromadzenia dodano także projekty ustaw o: zmianie porządku administracyjnego w kraju, organizacji żandarmerii, prawa o terenach roponośnych, ustawa o podziale ministerstwa domeny na dwie części i stworzenia ministerstwa rolnictwa i domeny oraz ministerstwa przemysłu i handlu. Prace parlamentu rozpoczęły się 7 czerwca 1907 roku i zgodnie z orędziem królew- __________ 24 por. „Czas”, 23 III 1907. „Czas”, 2 IV 1907. 26 I. Căpreanu, op. cit., s. 90. 27 „Czas”, 27 III 1907. 25 69 skim ta kadencja parlamentu miała być poświęcona załatwieniu kwestii chłopskiej28. Powstanie zostało użyte jako pretekst do ukazania przez zwolenników Take Ionescu słabości rządu G. G. Cantacuzino, jednak okazało się to być bronią obosieczną, bowiem król zdecydował się na przekazanie władzy konkurentom z PNL29. Liberałowi skorzystali z nadarzającej się okazji i oskarżyli odchodzący rząd o brak jakiejkolwiek reakcji na złą sytuację na wsi a zwłaszcza o brak systemowych rozwiązań mających doprowadzić do uregulowania kwestii dzierżawy i oddłużenia wsi, przy okazji także król zdecydował o pozbawieniu konserwatystów władzy i przekazaniu jej liberałom. Paradoksalnie przysłużyło się to do uzyskania jedności w szeregach obozu zachowawczego, bowiem wyciszyło konflikt pomiędzy zwolennikami Petre P. Carpa i G. G. Cantacuzino, co pozwoliło, przynajmniej oficjalnie, na propagowanie wizerunku obozu konserwatywnego jako monolitu. Władzę w partii przejął P. P. Carp z niemałą, choć wymuszoną przez sytuację pomocą Take Ionescu, natomiast G. G. Cantacuzino udał się na polityczną emeryturę. Wydarzenia 1907 roku przyczyniły się także w pewnym sensie do swoistej dywersyfikacji rumuńskiej sceny politycznej. Dzięki krytyce postępowania dotychczas istniejących partii politycznych do parlamentu rumuńskiego weszli przedstawiciele nowych sił politycznych w tym słynny rumuński naukowiec i polityk – Nicolae Iorga występujący wówczas jako kandydat niezależny, który zaciekle krytykował panujące wówczas stosunki własnościowe na wsi. Sam Iorga debiutował jako mówca w parlamencie już drugiego dnia obrad wnosząc interpelację do ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Iona I. C. Brătianu, dotyczącą postępowania rządu w kwestii niedawno stłumionego powstania chłopskiego. Zapytywał także o plany dotyczące rozwiązania palącego problemu wsi30. Tezy postawione w interpelacji zostały przez Iorgę w większym stopniu rozwinięte w przemówieniu wygłoszonym 12 czerwca 1907 roku. Podkreślił w nim swoją niezależność31, którą będzie starał się chronić podczas swego posłowania w parlamencie, a przechodząc do meritum sprawy wspomniał o tym, że wieśniak rumuński jest w Europie powszechnie uważany za najbardziej zacofanego, bardziej nawet od chłopa w Turcji32. Na wspomnianą sytuację według __________ 28 I. Mamina, Monarhia constituţionala în România. Enciclopedie politică. 1866–1938, Bucureşti 2000, s. 244. 29 Było to możliwe ponieważ większość prefektów była zwolennikami Take Ionescu, w związku z czym sabotowano zarządzenia rządu dotyczące uspokojenia sytuacji na wsi. 30 Ibidem, s. 43; dokładne dane o strukturze własności ziemskiej na wsi możan znaleźć m.in. w: A. Iordache, Parlamentul României ân anii reformelor şi ai primului război mondial 1907–1918, Bucureşti 2001, s. 22–23. 31 N. Iorga, Discurșuri parlamentare, vol. I partea I, București 1939, s. 10. 32 Ibidem. 70 historyka złożyło się wiele czynników, tak iż nie można wskazać jednego winnego całej sytuacji. Iorga w swym przemówieniu podkreślił także biedę na jaka skazani byli rumuńscy chłopi. Stan ten według Iorgi być może odpowiadał rządzącym, ale nie był dobry dla państwa rumuńskiego. Do wspomnianego przemówienia Iorga często powracał w późniejszym okresie swej działalności politycznej. Wspominając swą ówczesną sytuację polityczną podkreślał, że czuł się raczej osamotniony w swoich poglądach w tamtym Zgromadzeniu, zwłaszcza wtedy, gdy akcentował współodpowiedzialność rządu za wywołanie powstania chłopskiego. Wina rządu według Iorgi wynikała z zaniechania koniecznych reform, których permanentne odkładanie potęgowało uczucie frustracji na wsi. Za pewną odpowiedź na swe wystąpienie Iorga uznał amnestię królewską dla wszystkich chłopów uczestniczących w powstaniu, którzy nie byli oskarżeni o zabójstwo33. Wystąpienie Iorgi zostało przyjęte w zróżnicowany sposób przez prasę rumuńską, aczkolwiek generalnie wszyscy podkreślano ogólne umiarkowanie tonu dyskusji parlamentarnej, co wynikało ze społecznego przekonania, że ważniejszym od oficjalnego znalezienia przyczyny powstania (która i tak dla każdego była jasna) była kwestia amnestii oraz realnej poprawy sytuacji rolników do takiego stopnia, by takie wydarzenia już się nie powtórzyły. Zresztą swoiste zawieszenie broni pomiędzy partiami politycznymi zostało zasugerowane przez manifest królewski otwierający posiedzenie parlamentu. Została wówczas powołana specjalna komisja parlamentarna której zadaniem miało być przygotowanie ustaw rozwiązujących kwestię rolną. Z podobnymi argumentami wystąpił Iorga na kolejnej sesji parlamentu 15 listopada 1907 r. Uznał wtedy powstanie chłopskie za cios zadany klasom posiadającym, oraz celnie zauważył, że od tego momentu kwestia chłopska stała się sprawą ogólnokrajową34. Ponadto Iorga stwierdził, że dotychczasowy system wyborczy w Rumunii jest właściwie farsą, gdyż chłopi właściwie nie posiadają własnych przedstawicieli w parlamencie, w związku z czym są zmuszeni do akceptacji kandydatów pochodzących z warstw wyższych, którzy zasiadając w parlamencie w ogóle nie popierają interesów chłopskich35. Rumuński historyk wręcz uznał, że wspomniana sytuacja leżała u źródeł wystąpienia chłopskiego w 1907 roku. Nicolae Iorga jako bezpartyjny pozostawał wówczas nieco na uboczu wydarzeń i z tej pozycji zaczął opisywać stanowiska poszczególnych ugrupowań politycznych wobec projektowanych zmian w systemie prawa rumuńskiego. Wspomniany już stan „zawieszenie broni” między partiami uważał za swoistą grę podkreślającą wspólnotę interesów obu stron rumuńskiej sceny politycznej, znaczna bowiem część członków obu partii była właścicielami ziemskimi, co __________ 33 P. Ţurlea, Nicolae Iorga ân viaţa politica a României, Bucureşti 1991., s. 45. A. Iordache, op. cit., s. 14. 35 Ibidem, s. 15. 34 71 generalnie niechętnie nastawiało ich do wprowadzenia prawdziwej reformy rolnej36.Z jego obserwacji wynikało jednak, że w każdej z „partii historycznych” istniały dwa skrzydła różniące się w tej kwestii: „konserwatywne” opowiadające się jedynie za minimum koniecznych przemian i „postępowe” dążące do kompleksowego załatwienia sprawy. Należy podkreślić iż ówczesne władze Rumunii uznawały takie wystąpienia Iorgi za czysty populizm. Część polityków współczesnych Iordze uważała, że stosuje on zbyt staroświeckie kryteria w odniesieniu do partii politycznych, określano go nawet mianem potomka absolutyzmu oświeconego. Uważano nawet, że stan stosunków społecznych jaki dla Iorgi jest idealny, odpowiada założeniom wspomnianego modelu ustrojowego. W takiej sytuacji określono go jako romantyka który jest przeciw wszystkim i wszystkiemu37. Stanowisko Iorgi nie znajdowało poparcia nawet w kręgach związanych z wsią, a jeden z nielicznych deputowanych wywodzących się ze środowiska włościańskiego (nauczyciel wiejski) Șt. Drăghicescu uznawał je za rozważania czysto teoretyczne nie mające nic wspólnego z ewentualną poprawą losu chłopów. Według niektórych badaczy taka ocena działalności Iorgi w kwestii chłopskiej była jak najbardziej właściwa, gdyż w późniejszym okresie myśliciel ostro występował przeciw liberalnym programom reformy rolnej38. W debacie parlamentarnej nad kwestią chłopską zwrócono uwagę, że nie wystarczy przeprowadzić zmian na wsi jedynie w formie gospodarczej, musi bezwzględnie iść za tym także szeroka akcja oświatowa i to zarówno w dziedzinie tzw. kultury ogólnej jak i kultury rolnej. Według Iona I. C. Brătianu bez takich działań nie mogło być mowy o skutecznej i sensownej reformie na wsi. Podkreślono, że zarówno w sprawach poszerzenia prawa wyborczego, jak i reformy rolnej wszystkie działania polityczne powinny być poprzedzone działaniami o charakterze edukacyjnym. Sam dyskutowany projekt był o tyle istotny, że dość mocno interweniował w stosunki pomiędzy dzierżawcą a właścicielem ziemi, ponieważ ustalał maksymalną kwotę dzierżawy oraz ustalał wynagrodzenie minimalne dla robotników rolnych. Po długich dyskusjach prawo to zostało przyjęte przez parlament jednogłośnie 23 grudnia 1907 r. Warto nadmienić, że przyjęte rozwiązania były efektem kompromisu zawartego pomiędzy liberałami i konserwatystami. Dlatego tez nie było ono tak radykalne jak tego oczekiwali niektórzy, niemniej co istotne, dopuszczało ono interwencję państwa w relacje na wsi. Stawało się to furtką dzięki której można było myśleć o dalszym reformowaniu wsi rumuńskiej. 16 stycznia 1908 roku wznowiono obrady parlamentu. Pierwsze jego posiedzenie w tym roku poświecone było kwestii wsparcia dla gospodarstw rolnych, które najbardziej ucierpiały w powstaniu chłopskim. W projekcie rządowym postulowano przyznanie najbardziej poszkodowanym pomocy w ogólnej wyso__________ 36 Ibidem., s. 17. Ibidem, s. 68. 38 Ibidem, s. 30. 37 72 kości 15 milionów lei. Inni, bardziej radykalni działacze postulowali powiększenie tej kwoty nawet do 25 milionów leu. Odnosząc się do tej propozycji Nicolae Iorga był sceptyczny, podobnie też krytykował pomysł powołania Izby Rolnej, mającej w zamyśle jej twórców zajmować się całokształtem skomplikowanej problematyki rumuńskiej wsi. Iorga uważał, że wspomnianej instytucji nadano zbyt wiele obowiązków, natomiast wyposażono ją w zbyt małe uprawnienia. Ponadto nie zgadzał się z podstawowym celem powołania Izby a mianowicie dążeniem do wzmocnienia klasy średniej na wsi. Iorga argumentował, że warstwa ta właściwie nie istnieje i nie ma za bardzo z czego jej stworzyć39. Pogląd Iorgi był jednak odosobniony, powszechnie uznawano stworzenie tej instytucji za ważny krok, ponieważ przede wszystkim miała ona zabezpieczać dostępność do kredytów dla chłopów chcących powiększyć swoje gospodarstwo rolne. Idea powołania takiej instytut funkcjonowała w polityce rumuńskiej już od 1864 roku a pierwszy projekt został zgłoszony już w 1897 roku. Niektórzy politycy uważali, że właśnie brak takiej instytucji w 1888/89 roku poważnie ograniczył wymiar tamtej reformy rolnej. Założenie i cele działania Izby Rolnej powszechnie oceniane były pozytywnie, miała ona pozwolić na nabywanie obszarów ziemi mających co najmniej 5 hektarów, czyli miała ona promować gospodarstwa przynajmniej średnie, które miały rację bytu na ówczesnym rynku rolnym40.W tej sytuacji kluczowym problemem było w jaki sposób należy pozyskiwać ziemię, którą można było potem przekazywać chłopom. Początkowo opierano się na ustaleniach zawartego w grudniu 1907 roku kompromisu przewidującego, iż ziemia dla chłopów będzie pozyskiwana z areału dobrowolnie przekazywanego państwu przez właścicieli ziemskich, jednak takie rozwiązanie nie znajdowało uznania wśród bardziej radykalnie nastawionej części PNL, której przywódcą był Constantin Stere41. Frakcja ta domagała się obowiązkowej parcelacji gruntów, argumentując, że tylko w ten sposób będzie można przeprowadzić skuteczną reformę, ponieważ chłopi otrzymają pełnowartościowe ziemie uprawne a nie nieużytki. Projekt ten został jednak ostatecznie odrzucony przez parlament, a prawo o utworzeniu Izby Rolnej zostało uchwalone przez Senat 19 marca 1908 roku. Nie oznaczało to zakończenia dyskusji nad kwestiami polityki rolnej państwa. Dyskusje dotyczyły m.in sprawy wspólnej odpowiedzialności finansowej __________ 39 Ibidem, s. 41. Ibidem.. 41 Stere Constantin (1865–1936). Syn właściciela ziemskiego pochodzenia greckiego (fanariota),urodzony w Besarabii. Więzień caratu, po ucieczce do Rumunii, w 1892 wstąpił do PNL, od 1901 deputowany do parlamentu rumuńskiego. Twórca programu reform społecznych, polegającego na rozwoju szkół i spółdzielni wiejskich. Zwolennik niekapitalistycznego rozwoju wsi drogą jej uspółdzielczania. W 1914 przedstawił plan parcelacji wielkiej własności ziemskiej i powszechnego prawa wyborczego. F.Anghel, T.Dubicki, W. Roszkowski, Słownik biograficzny, s. 1201, 1202. 40 73 gmin za ewentualne straty poniesione w przyszłości przez właścicieli ziemskich. Podobnie negatywnie wypowiadano się przeciw prawnym gwarancjom stanu posiadania dla bogatych właścicieli ziemskich, którym państwo rumuńskie miało, według projektu rządowego, w przyszłości pokrywać wszelkie straty poniesione w razie jakichś zamieszek chłopskich42. Związany był z tym projekt powołania specjalnej żandarmerii wiejskiej, mającej w sposób szczególny nadzorować sytuację polityczno-społeczną na wsi i podejmować działania prewencyjne w razie zagrożenia wybuchem powstania. Budził on duże kontrowersje, ponieważ odczytywano to wręcz jako zakamuflowaną chęć wprowadzenia daleko idącej kontroli politycznej nad wsią. W szeroko rozumianą kwestię chłopską wpisywała się też interpelacja Iorgi w kwestii działania prawa antytrustowego, które miało także dotyczyć kwestii rolnych, a mianowicie zakazywać skupiania zbyt wielkiej ilości ziemi w jednych rękach. Iorga domagał się natychmiastowego wprowadzenia tego prawa go w życie, bowiem tylko w takim wypadku spodziewał się skuteczności zawartych w nim zapisów prawnych. Sprzeciwiał się w wyraźny sposób przy tym propozycji rządowej, która postulowała wprowadzenie bardzo długiego – czteroletniego okresu przejściowego43. Według Iorgi tak dalekie odsunięcie w czasie wejścia w życie tego prawa miało spowodować niwelację ewentualnych pozytywnych aspektów uchwalanej ustawy44.W tej kwestii decyzje zapadły nieco później o czym w dalszej części artykułu. Niejako poboczną kwestią, jednak w sposób zrozumiały związaną z szeroko rozumianą kwestią wiejską była sprawa wprowadzenia na obszarze Rumunii w 1907 roku monopolu państwowego na produkcję alkoholu. Według oficjalnej argumentacji strony rządowej wprowadzenie takiego monopolu miało mieć aspekt ochrony chłopa rumuńskiego przed chorobą alkoholową, która była poważnym problemem wsi, zresztą nie tylko rumuńskiej45. Dodatkowym elementem, na który wskazywał Iorga była obawa przed rozpowszechnieniem procederu fałszowania napojów alkoholowych, zwłaszcza w Mołdawii, który w istotny sposób mógłby uszczuplić finanse państwa. Sprawa miała poważne podłoże społeczne, gdyż jej konsekwencją miało być doprowadzenie do likwidacji wielu karczm prywatnych, pozostawiając jedynie te, które były prowadzone przez władzę lokalną. Przewidywano, że w wyniku wprowadzenia ustawy pracę straci około 4000 osób, co nie pozostawało bez znaczenia także w kwestiach politycznych, ponieważ karczmarze dzięki stosunkowo dużym dochodom głosowali w II kolegium wyborczym. __________ 42 P. Ţurlea, op. cit, s. 50. W tym przypadku strona rządowa argumentowała, że właściwie nie ma potrzeby rychłego wprowadzenia tego obostrzenia w życie, ponieważ w Rumunii właściwie nie było (według strony rządowej) wielkiej własności rolnej (rzędu 500–1000 ha). 44 Ibidem. 45 A. Iordache, op. cit., s. 49. 43 74 Wspomnianym już składnikiem całego pakietu ustaw, które miały uspokoić sytuację na wsi była ustawa antytrustowa, która w swej istocie dotykała prawdziwej przyczyny zaburzeń w 1907 roku. Projekt rządowy zakładał ograniczenie areału ziemi zarządzanego przez jednego dzierżawcę do 4 000 hektarów. Należy zauważyć, że temu projektowi przyświecał cel zachęcenia właścicieli ziemskich do osobistego zajmowania się własnym majątkiem, nie zaś oddawania go trustom dzierżawnym zapewniającym co prawda właścicielom dochód, ale wywołującym poważne zaburzenia na wsi. Było to zagadnienie na tyle poważne, że generowało uzasadnione obawy o wtrącanie się państwa w gospodarkę, jednak z drugiej strony było konieczne dla uspokojenia sytuacji na wsi. W swym ostatecznym kształcie prawo to zostało i tak złagodzone w porównaniu z pierwotną propozycją rządu P. P. Carpa zgłoszoną w trakcie (i zapewne pod wrażeniem) powstania. Wtedy bowiem zapowiadano ograniczenie dzierżawionego areału ziemi do 3000 hektarów46. Ostatecznie wspomniane prawo zostało przyjęte 28 marca 1908 roku kończąc na pewien czas dyskusję nad tzw. kwestią rolną w Rumunii. Innym istotnym problemem związanym z problematyka wiejską, którym zajmowano się podówczas w rumuńskim parlamencie i który był istotny ze względu na jego przełożenie w programach politycznych, była kwestia prawa o gminach wiejskich. Projekt ten był rozpatrywany jeszcze za kadencji rządu konserwatystów, jednak w 1899 i w 1900 roku dyskusja nad nim nie została zakończona. Zagadnienie to było istotne z punktu widzenia budowy samorządności w Rumunii. Projekt rządowy zakładał stworzenie szczebla powiatowego (plaşa), składającego się z wielu gmin, na czele których mieli stać inspektorzy gminni. Rola wójta (mera, starosty – primara) miała zostać ograniczona jedynie do kwestii lokalnych, co więcej miał być nadzorowanym także przez notariusza, pochodzącego z mianowania rządowego, który miał odpowiadać za właściwe wprowadzanie w życie praw i ustaw rządowych. Było to o tyle istotne, że dotąd właściwie wszystko w gminie zależało od wójta i jego zapatrywań politycznych, natomiast teraz miał on otrzymać dodatkowy organ kontrolny zależny bezpośrednio od aktualnej władzy47. Było to szczególnie istotne, gdyż w większości przypadków oznaczałoby poważne ograniczenie władzy dominujących przeważnie na terenach wiejskich konserwatystów. Jednak także i wśród liberałów wspomniana ustawa wzbudzała dyskusje, tak że komisja parlamentarna zaproponowała wniesienie licznych poprawek do projektu. Opozycja konserwatywna również nie omieszkała skrytykować proponowanych rozwiązań, przy czym szczególną niechęć budziło właśnie wprowadzenie nowych urzędników – notariuszy, których gen. Gh. Manu uznał po prostu za agentów rządowych, których głównym zadaniem w terenie będzie teraz wyłącznie budowa poparcia dla rządu. __________ 46 A. Iordache, op. cit, s. 53. Istoria parlamentului …şi a vieţii parlamentare din România pînă la 1918, Bucureşti 1983, s. 368. 47 75 Ostatecznie jednak prawo o gminach wiejskich zostało zaaprobowane przez obie izby parlamentu, aczkolwiek po wprowadzeniu pewnych zmian48. Inną kwestią często poruszaną w trakcie obrad parlamentu były kwestie modyfikacji konstytucji. W omawianym okresie obowiązywała ona już stosunkowo długo, jej podstawowe założenia pochodziły bowiem jeszcze z 1866 roku. Była ona już kilkakrotnie modyfikowana w duchu dostosowania do wymagań międzynarodowych oraz w celu lepszego odwzorowania przemian własnościowych zachodzących w społeczeństwie rumuńskim49. Główne przesłanie zmiany konstytucji można ogólnie streścić w dwóch hasłach: uwłaszczenie chłopów oraz walka o wprowadzenie powszechnego prawa wyborczego. Co prawda sama ordynacja wyborcza, o czym nadmieniano, została w pewnym stopniu zdemokratyzowana już w 1884 roku, to jednak warto zauważyć, że w swojej kurialnej formie obowiązywała ona praktycznie do końca istnienia „Starego Królestwa”, czyli do 1918 roku. Należy tez zwrócić uwagę, że kwestia powszechnego prawa głosu oraz uwłaszczenia chłopów nabrała wyraźnego przyspieszenia po udziale wojsk rumuńskich w II wojnie bałkańskiej (1913 r.), kiedy to zmobilizowani chłopi rumuńscy osobiście zetknęli się z sytuacją jaka panowała w sąsiedniej Bułgarii, gdzie warstwa chłopska poza prawem do ziemi posiadała już także szerokie prawa polityczne50. W pierwszych latach XX wieku, niektórzy rumuńscy politycy przytomnie zauważali, że nie chodzi jedynie o prawo do głosu ale też o to by poprawić wolność głosowania a z tym w rumuńskiej praktyce politycznej przełomu wieków dobrze nie było. Słusznie argumentowano przy tym, że bez wprowadzenia elementów demokratycznych samo rozszerzenie prawa do głosowania będzie zabiegiem czysto teoretycznym, a nawet wręcz zwiększającym szanse na kolejne „cuda nad urną”, jako że chłopi byli dość podatni na manipulacje ze strony rządowej. Po II wojnie bałkańskiej także paradoksalnie dzięki wspomnianemu kontaktowi z włościanami bułgarskimi, ale pewnie także w przewidywaniu nadejścia „nowych czasów”, partia liberalna po raz kolejny zdecydowała się powrócić do dyskusji na temat zapoczątkowanych już reform. Tym razem argumentowano, że Rumunia jest już gotowa na nowe wyzwania wynikające zarówno z przemian wewnętrznych (powolnej ale stałej zmiany charakteru rolniczego państwa), a także będących odpowiedzią na wyzwania zewnętrzne będące wynikiem nowego układu sił na Bałkanach, które miały pchnąć Rumunię na dalszą drogę __________ 48 Ibidem, s. 369. Chodzi tu o reformy konstytucji z 1881 roku, mające zagwarantować mniejszościom (zwłaszcza żydowskiej) prawo do swobodnego zakupu ziemi I nieruchomości, co było warunkiem uznania niepodległości Rumunii przez wielkie mocarstwa; oraz o reformę z 1884 roku, która zmniejszała liczbę kolegiów wyborczych z czterech do trzech. Autorami wspomnianej reformy były siły liberalne. E. Popescu, Mişcarea pentru reforme constituţionale în anii 1884– 1914, „Analele Universitaţi Bucureşti. Istorie”, XXIII/1, 1974, s. 85. 50 Ibidem, s. 90. 49 76 rozwoju. Warto nadmienić, że Ionel C. Brătianu w 1913 roku wyraźnie zdawał sobie sprawę z panującej niemocy sprawczej rumuńskiego parlamentu i wyraźnie w swoich wystąpieniach nawoływał do odgórnego ostatecznego „załatwienia” sprawy chłopskiej przez rząd rumuński. Drugą kwestią, którą według niego należało załatwić w sposób „odgórny” była też kwestia stworzenia jednej kurii wyborczej czyli de facto wprowadzenia zasady wyborów powszechnych51. Wspomniane dezyderaty były symptomatyczne dla ówczesnych poglądów PNL, która starała się przedstawić wyborcom jako partia aktywnie dostosowująca się do wymogów chwili. Ponadto jako reprezentanci kręgów jednak związanych głównie z mieszczaństwem widzieli w tym szansę na poszerzenie swych wpływów politycznych także na wsi i rozbudowanie tam swego elektoratu. Była to na owe czasy wizja realna wobec braku alternatywnej partii o charakterze agrarnym. Istotną rolę w zgłaszanym programie reform odgrywać zaczęła lewica partyjna z C. Stere, N. Lupu i G. Diamandym na czele, a pewnym pokłosiem tej sprawy było początkowo nieśmiałe przenikanie do wystąpień o charakterze programowym pomysłów wskazujących na konieczność radykalnego załatwienia sprawy chłopskiej poprzez ostateczne wywłaszczenie wielkich właścicieli ziemskich. Należy przyznać że jak na partię liberalną, wystąpienia wspomnianych polityków sytuowały ich na radykalnym skrzydle partii liberalnej. Zgłoszenie w 1914 roku wspomnianego projektu reform było rezultatem uchwał podjętych na kongresie partii w październiku 1913 roku; widać tu wyraźnie chęć szybkiego wykorzystania nauk płynących z doświadczeń II wojny bałkańskiej52.Właśnie na tym kongresie Ion I. C. Brătianu zapowiedział kontynuację reform na wsi, przy czym tym razem sama kwestia rolna miała być przedstawiona w szerszym aspekcie i wejść w skład spraw, które miały być załatwione wraz z nowelizacją konstytucji53. Ich zadaniem miało być stworzenie w Rumunii podstaw pod powstanie społeczeństwa o charakterze kapitalistycznym. Był to przysłowiowy kamień, który uruchomił lawinę, ponieważ każde stronnictwo polityczne chcąc nie chcąc musiało się odnieść do wspomnianego projektu. Wszystkie liczące się siły polityczne zgadzały się co do tego, że wspomniana reforma jest potrzebna, natomiast każda z nich zaproponowała swój własny program reform, jednak ostatecznie to liberałowie otrzymali szansę realizacji swej wizji, ponieważ doszli do władzy. Wypełniając złożone wcześniej obietnice, zapowiedziano na 1914 rok wybory do konstytuanty, która miała dokonać głosowania nad aktami mającymi gruntownie zreformować Rumunię. Niestety do tego jednak nie doszło, ponieważ wybuchła wojna w Europie i kwestia ta została odłożona na czasy powojenne jako bardziej sprzyjające merytorycznej dyskusji. Efektem, który chciano osiągnąć poprzez wspomniany program reform miało być przede wszystkim wzmocnienie warstwy bogatych chłopów, liczono __________ 51 Ibidem, s. 91. Ibidem, s. 93. 53 Ibidem. 52 77 też, że poprzez powiększenie wspomnianej warstwy uda się w przyszłości uniknąć powtórki wydarzeń z 1907 roku i że dzięki temu sytuacja na wsi ulegnie uspokojeniu. Odbiór zapowiedzianych zmian był zachęcający. Przede wszystkim ogłoszenie programu przez PNL zmusiło inne liczące się wówczas siły polityczne do jasnego opowiedzenia się za lub przeciw niemu. Istotny był stosunek do zapowiadanych zmian pozostałych sił liczących się podówczas w parlamencie, czyli przede wszystkim partii konserwatywnych. Partia Konserwatywno Demokratyczna Take Ionescu zgodziła się niemal natychmiast z koniecznością wprowadzenia reform, natomiast dla bardziej ortodoksyjnych konserwatystów pod przywództwem Titu Maiorescu54 była to sytuacja mało komfortowa, ponieważ stanowiła wyraźne wyzwanie polityczne dla rządzących właśnie konserwatystów i można było potraktować to jako rozpoczęcie kampanii wyborczej. Głównym źródłem aktywizacji politycznej sceny rumuńskiej w sprawie stosunków własnościowych na wsi oraz przyznania chłopom pełni praw wyborczych był jak się wydaje wstrząs społeczny wywołany krwawymi wystąpieniami w 1907 r. To przede wszystkim wydarzenia w zrewoltowanej Mołdawii doprowadziły wreszcie do zajęcia się przez klasę polityczną w poważny sposób postulatami dalszej demokratyzacji życia społeczno-politycznego w Rumunii. Summary The so-called „peasant cause” was characteristic for Kingdom of Romania in the late 19th and early 20th century. It was based upon the late development of serfdom in Romanian principalities of Wallachia and Moldavia, which became popular only about 1820 in connection with new trade possibilities, allowing the direct export of grain and other agricultural goods to the Western Europe. Earlier it was possible only with Ottoman agency which was naturally unprofitable. “Peasant cause” became extremely actual after the Union of both principalities in 1861, and since this time has been often connected with question of “popular vote”. The first, but limited agricultural reform took place in 1864, and again was extended in 1889 as an answer for peasant uprising. Finally both questions: agricultural and voting were concluded after the Great War in 1919 (introduction of popular vote), and 1921 (final agricultural reform in Romania). __________ 54 Maiorescu Titu Liviu (1840–1917).Filolog, prawnik, krytyk literacki, współtwórca grupy „Junimea”. Konserwatysta. Od 1871 w rumuńskim parlamencie. Sprawował wysokie funkcje rządowe, m.in. premier i minister spraw zagranicznych (1912–1914).F.Anghel, T.Dubicki, Słownik biograficzny, s. 774, 775. 78 Krzysztof Walaszczyk AbsolwentUniwersytetu Łódzkiego Działalność Stronnictwa Ludowego wśród uchodźców polskich w Iranie w latach 1942–1945 Iran, największa i najpotężniejsze państwo na Środkowym Wschodzie, w latach II wojny światowej stał się areną wydarzeń, które w dziwny sposób splotły jego dzieje z losami Polaków. Iran (do 1935r. Persja), od 1925 r. rządzony przez Rezę Szacha Pahlavi, 25 sierpnia 1941 r. został bez ostrzeżenia i wypowiedzenia wojny zaatakowany przez wojska radzieckie i brytyjskie. Pretekstem dla interwencji było domniemane zagrożenie proniemieckim przewrotem rządowym. Prawdziwą przyczyną agresji i podziału Iranu na radziecką (północną) i brytyjską (południową) strefę okupacyjną była jednak konieczność zapewnienia stałych i bezpiecznych dostaw pomocy wojennej dla Związku Radzieckiego, który od czerwca 1941 r. był w stanie wojny z III Rzeszą. Geopolityczne usytuowanie Iranu, które w czasach pokoju przynieść mogło ogromne korzyści, tym razem okazało się przekleństwem. Brytyjscy i radzieccy interwenci wymogli na Szachu oddanie tronu swemu synowi Mohammedowi Rezie Pahlavi, a jego samego zmusili do udania się na emigrację. Brytyjczycy przejęli kontrolę nad irańskimi rafineriami, polami naftowymi oraz siecią drogową i kolejową, Sowieci natomiast przejęli we władanie irańskie fabryki amunicji oraz produkcję żywności w północnych, żyznych prowincjach. Szlaki transportowe wiodące z południa na północ Iranu począwszy od jesieni 1941 r. były najszybszą i najbezpieczniejszą trasą dostaw broni, amunicji, sprzętu oraz żywności dla potrzeb Armii Czerwonej. Dla Poselstwa RP w Teheranie, a zatem również dla Rządu RP w Londynie, nie było od dawna tajemnicą, że to właśnie przez Iran można dotrzeć z najszybszą pomocą do Polaków w ZSRR. Od momentu rozpoczęcia formowania Wojska Polskiego w ZSRR, a zwłaszcza po przeniesieniu ośrodków koncentracji na południe, rola Iranu i tamtejszej placówki dyplomatycznej wzrosła niepomiernie. Na niesieniu pomocy polskim cywilom masowo przybywającym do ośrodków koncentracji skupiały się główne działania niemal wszystkich polskich placówek cywilnych i wojskowych na Bliskim i Środkowym Wschodzie na przełomie 1941 i 1942 r1. Ewakuacja Polaków z południa ZSRR do Iranu rozważana była już w listopadzie 1941 r., jednakże skala tej operacji była niesprecyzowana do końca __________ 1 IPMS (Instytut Polski i Muzeum im gen. W. Sikorskiego w Londynie), A.12.53/37K, Poselstwo RP w Teheranie do MSZ, MPiOS, Depesze:19 VII – 21 XII 1941 r. 79 marca 1942r. Przygotowania logistyczne polskiego poselstwa w Teheranie wspieranego przez dowództwo WP na Środkowym Wschodzie do ostatniej chwili prowadzone były „w ciemno” – nie znano liczby ewakuowanych żołnierzy, cywili oraz ich potrzeb. Wsparcie brytyjskie było nieocenione zarówno w kwestii organizacji zaplecza sanitarno-medycznego, jak i w przygotowaniu tranzytu żołnierzy i cywili w głąb Iranu. Ostatecznie ustalono, że w ramach tzw. pierwszej ewakuacji (23 III – 3 IV 1942r.) do Iranu dotarło 33 066 żołnierzy oraz 12 408 cywili, spośród których 35% stanowili chorzy wymagający natychmiastowego leczenia2. W szybkim tempie rozbudowano obozy w porcie Pahlavi oraz dwa obozy w Teheranie (ostatecznie ich liczba sięgnęła 4). W Isfahanie zaadoptowano dla potrzeb uchodźców (głównie dzieci) 20 internatów. Kolejny obóz umieszczono w Meszhedzie (północno-wschodni Iran) na drodze ewakuacji lądowej z radzieckiego Aszchabadu. Ostatni obóz ulokowano w Ahwazie na południu kraju w pobliżu portu w Abadanie. Pełnił on rolę obozu tranzytowego, w którym uchodźcy oczekiwali na zaokrętowanie i dalszą ewakuację. Dla tak rozbudowanej sieci obozów nie było większym problemem przyjęcie nowej fali uchodźców, którzy dotarli do Iranu w ramach tzw. drugiej ewakuacji (9 VIII – 1 IX 1942 r.) w liczbie 43 756 żołnierzy i 26 092 cywili3. Charakterystyczne w obu ewakuacjach było to, że żołnierze stosunkowo szybko transportowani byli do miejsc stacjonowania oddziałów polskich w Iraku, natomiast cywile na długie miesiące i lata trafiali do obozów. Rzesza 40 000 uchodźców cywilnych zgromadzonych w Iranie była największym skupiskiem ludności polskiej poza Wielką Brytanią. W naturalny sposób stała się także zapleczem dla odradzającej się działalności stronnictw politycznych. Ogrom potrzeb ludności cywilnej, od opieki medycznej, przez aprowizację oraz wypłatę zasiłków, aż po sprawy konsularno-paszportowe spoczął na Poselstwie RP w Teheranie i osobie posła Jana Karszo-Siedlewskiego. Polska placówka, mimo wsparcia czynników wojskowych, PCK oraz Brytyjczyków, nie mogła sprostać samodzielnie tym obowiązkom. Krytyka osoby posła była najostrzejsza ze strony Ambasadora RP w Kujbyszewie prof. Stanisława Kota, który w liście z 3 III 1942 r. pisał do gen. Sikorskiego: „(...)Gdyby Teheran obsadzony był staranniej, już byśmy dawno odczuli tego skutki korzystne”4. Sytuację na krótko poprawiło utworzenie w Teheranie 4 kwietnia 1942 r. Delegatury Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej kierowanej przez Wiktora Styburskiego, który cieszył się poparciem ambasadora Kota. Kolejną zmianą personalną, której dokonał Kot w Teheranie, była nominacja na posła Karola Badera, który przejął urzędowanie 6 lipca 1942 r5. Dyplomata ten uchodził za __________ 2 Ibidem, Poselstwo RP w Teheranie do MPiOS, MSZ, Depesze: 3–9 IV 1942 r. Ibidem, Poselstwo RP w Teheranie do MPiOS, MSZ, 19 VIII 1942 r. 4 S. Kot, Listy z Rosji do Sikorskiego, Londyn 1955, s. 286. 5 IPMS, A.11.474/2/17, Poselstwo RP w Teheranie do MSZ, 7 VII 1942 r. 3 80 najbliższego współpracownika prof. Kota i zagorzałego wroga sanacjuszy. Jego pobyt na Bliskim i Środkowym Wschodzie od 1940 r. zyskał wsparcie ze strony polityków Stronnictwa Ludowego oraz premiera Sikorskiego, a jego działalność w regionie miała na celu kontrolę poczynań antyrządowej opozycji (głównie sanacjuszy)zgromadzonej na tym terenie6. Obok Poselstwa RP w Teheranie, placówki Polskiego Czerwonego Krzyża oraz Delegatury MPiOS zaczęły z czasem powstawać delegatury kolejnych ministerstw tj. Sprawiedliwości, NIK, Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, MSW. Większość z nich podporządkowana została Poselstwu RP, choć utrzymywanie się niezależności Delegatury MPiOS przez długi czas pozostawało faktem i niosło szkodliwe konsekwencje. Gdy pod koniec lipca 1942 r. do Teheranu dotarł sam prof. Kot wydawało się, że nic nie stoi na przeszkodzie w uporządkowaniu życia uchodźców w Iranie. 1 sierpnia Kot otrzymał propozycję objęcia funkcji tymczasowego delegata Rządu RP na Środkowym Wschodzie. Szerokie kompetencje Kota (SL), wykraczające w praktyce poza funkcje kontrolne i koordynujące, budziły z początku zdziwienie, a z czasem również opór ministra pracy i polityki społecznej Jana Stańczyka (PPS), który za punkt honoru postawił sobie utrzymanie niezależności swojej placówki w Teheranie7. Ten spór personalny znalazł niebawem swoją kontynuację na gruncie stosunków stronnictw politycznych wznawiających działalność w Iranie. Warto podkreślić fakt, że znakomitą większość spośród uchodźców polskich w Iranie stanowiła ludność wiejska pochodząca ze wschodnich województw Rzeczpospolitej. Nie bez znaczenia był więc również fakt, iż pewien procent spośród uchodźców stanowili obywatele polscy narodowości ukraińskiej, białoruskiej oraz żydowskiej. Tymczasem oficjalne czynniki, szczególnie zaś Delegatura MPiOS, zdawały się nie dostrzegać zarówno złożonych uwarunkowań społecznych, jak i narodowościowo-religijnych. Jeśli nawet je dostrzegały, to wyłącznie w celu piętnowania przeciwników politycznych. Tymczasem w miarę wzrostu poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji wśród uchodźców rozkwitać zaczęły pierwsze inicjatywy związane z aktywnością kulturalną, edukacyjną czy wreszcie polityczną. Po latach zesłania i tułaczki w ZSRR w życiu dziesiątek tysięcy ludzi zagościła wreszcie normalność, co nie oznaczało jednak braku problemów. Wydawać by się mogło, że skoro w Iranie przebywa czołowy polityk Stronnictwa Ludowego minister prof. Stanisław Kot oraz jego bliski współpracownik dr Karol Bader pełniący funkcję posła, to właśnie ludowcom przypadnie czołowa rola w życiu politycznym uchodźstwa, którego większość stanowili chłopi. Tymczasem tak się nie stało. Przyczyn tego zjawiska było wiele, lecz kilka z nich wysuwa się na pierwszy plan. __________ 6 M. Sokolnicki, Dziennik ankarski 1939–1943, Londyn 1965, s. 92–96, 276. T.P. Rutkowski, Stanisław Kot 1885–1975. Biografia Polityczna, Warszawa 2000, s. 294–295. 7 81 Obecność działaczy politycznych wśród Polaków więzionych i zesłanych w głąb ZSRR nie była czymś nadzwyczajnym. To właśnie aktywistów partii okupacyjne władze radzieckie starały się wyeliminować ze społeczeństwa w pierwszej kolejności. Spośród członków Stronnictwa Ludowego trafili do radzieckich łagrów między innymi posłowie na Sejm RP Antoni Pasicki, Henryk Skrzypek oraz Tadeusz Targowski. Do tego dodać należy liczną rzeszę ludowców z zarządu województw wschodnich8. Jesienią 1941 r. wokół Ambasady RP w Kujbyszewie organizować się zaczęła grupka ludowców, którzy utworzyli Reprezentację SL w ZSRR z przewodniczącym Władysławem Zarembą. W gronie tym znaleźli się także Franciszek Wilk, Bronisław Załęski, Franciszek Król, Michał Kłebicki, Jan Muc, Franciszek Chirowski i Tadeusz Cieplak. Grupa rozrastała się w miarę docierania z miejsc zsyłki kolejnych działaczy. W ty samym czasie dało się zaobserwować rosnącą aktywność działaczy PPS, którzy znaleźli się w ZSRR z tych samych powodów co ludowcy. Niemniej jednak można było już zaobserwować pewną różnicę, która w warunkach irańskich stała się podstawą do otwartego konfliktu tych stronnictw. O ile ludowcy koncentrowali się na działaniach wśród mas chłopskich stanowiących bazę demograficzną polskich zesłańców w ZSRR, do socjaliści podjęli aktywność już we wrześniu 1941 r. w ramach placówek polskich jako delegaci Ambasady RP w Kujbyszewie. Wymienić tu można chociażby Romualda Szumskiego (obwód kirowski), Juliana Maliniaka (obwód nowosybirski), Antoniego Pająka (Jakucja), Jana Kwapińskiego (Uzbekistan) czy wreszcie przedwojennego prezydenta Łodzi Artura Szewczyka (Czelabińsk). Działem Opieki przy Ambasadzie RP w Kujbyszewie kierował lwowski socjalista Jan Szczyrek. Do tego grona dołączyli Franciszek Haluch, Julian Hochfeld, Bronisław Skalak i Otto Pehr9. Pomimo wspólnej deklaracji politycznej Reprezentacji SL i Komitetu PPS w ZSRR przyjętej 11 grudnia 1941 r. w Kujbyszewie, która odwoływała się do konieczności koncentracji sił demokratycznych i współdziałania w demokratyzacji życia politycznego, eliminacji dążeń totalitarnych i elitarnych, rysowały się coraz wyraźniej rozbieżne interesy obu stronnictw10. Spór, będący istotą życia politycznego w czasach pokoju, wybuchł jednak dopiero w Iranie, gdzie trafiła większość działaczy SL i PPS z ZSRR. Akcję organizacyjną i informacyjną ludowców w Iranie zainicjował 30 września 1942r. Franciszek Wilk, który wraz z innymi działaczami zorganizował pierwsze koło SL w obozie cywilnym nr 2 gromadząc 87 członków. Kolejne zebranie nowego koła SL w obozie cywilnym nr 1 odbyło się 5 października __________ 8 R. Buczek, Stronnictwo Ludowe w latach 1939–1945. Organizacja i polityka, Londyn 1975, s. 13. 9 D. Urzyńska, Powstanie polskich struktór politycznych w Iranie w czasie II wojny światowej na przykładzie Polskiej Partii Socjalistycznej, „Przegląd Wschodni”, t. VIII, z. 1 (29)/ 2002, s. 137–138. 10 R. Buczek, op.cit., s. 421–422. 82 gromadząc 64 kolejnych członków. 8 października utworzono 52-osobowe Koło SL w obozie cywilnym nr 3. 10 października zarządy Kół z trzech obozów w Teheranie oraz pozostali działacze SL zebrali się na naradzie roboczej w celu omówienia planów najbliższych działań politycznych w Iranie. Wyzwań było wiele. Najpilniejsza była potrzeba zwalczania antyrządowej kampanii krytykującej zapisy układu polsko-radzieckiego z 30 lipca 1941 r., którą zainicjowała na Środkowym Wschodzie garstka sanacjuszy przy wsparciu endeków. Środowisko to równie zaciekle atakowało działania prof. Kota w placówkach polskich na tym terenie, czemu należało się przeciwstawić w imię obrony linii politycznej SL. Kolejny cel był ściśle powiązany z wyżej wymienionymi – należało zainicjować akcję informacyjną i uświadamiającą wśród uchodźców polskich w Iranie poprzez upowszechnienie czytelnictwa, organizowanie pogadanek i dyskusji, organizowanie szkolnictwa dla potrzeb wszystkich uchodźców (wtórny analfabetyzm był zjawiskiem powszechnym i zatrważającym w swej skali). Należało wreszcie zorganizować kontrolę społeczną nad życiem obozowym i gospodarowaniem środkami pomocy poprzez zwiększenie udziału przedstawicieli SL w obsadzie stanowisk kierowniczych w obozach uchodźców i delegaturach. 13 października ludowcy w Teheranie opracowali i przyjęli deklarację wystosowaną do Stanisława Mikołajczyka jako najwyższego przedstawiciela SL w Rządzie RP w Londynie (wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych). Zapewnili w niej o swoim poparciu dla polityki rządu oraz wezwali do zdecydowanego przeciwdziałania akcjom podważającym jego osiągnięcia i autorytet. Wezwali ponadto do wyciągnięcia konsekwencji personalnych wobec ludzi pełniących funkcje państwowe zarówno w Londynie, jak i w wojsku i na placówkach dyplomatycznych, którzy swym postępowaniem szkodzą rządowi. Ludowcy w Iranie zadeklarowali ponadto swe poparcie dla Mikołajczyka i prof. Kota oraz polityki rządu. Finalizując pierwszy etap organizacji struktury partyjnej 14 października 1942 r. powołano do życia Komitet Polityczny Stronnictwa Ludowego w Teheranie, w którym zgrupowali się Wanda Szuszkiewicz (sekretarz), Stanisław Dzięgielewski, Józef Bera oraz Michał Parylak. Tego samego dnia Franciszek Wilk powołał do życia w Teheranie Komitet Polityczny SL na Afrykę, z którym wkrótce udał się do Nairobi w Afryce Wschodniej (dziś Kenia), gdzie wraz z innymi ludowcami (Franciszek Król, Zdzisław Wójcik, Józef Strach, Józef Bera, Józef Mądrzak) kontynuował działalność partyjną wśród uchodźców11. Tymczasem w Iranie wznowiły swoją działalność także inne stronnictwa polityczne. I tak na czoło wysunęli się socjaliści dysponując gotową do działania strukturą przeniesioną z ZSRR – Komitetem PPS. Już w kwietniu 1942 r. z pierwszą falą uchodźców do Teheranu dotarł Bronisław Skalak, który szybko znalazł zatrudnienie w powstającej właśnie Delegaturze Ministerstwa Pracy __________ 11 Ibidem, s. 426–432. 83 i Opieki Społecznej (MPiOS). W czerwcu został współredaktorem pierwszego tygodnika kierowanego do rosnącej grupy uchodźców polskich – „Polaka w Iranie”, który był wydawany przez Delegaturę MPiOS w Teheranie. Tygodnik ten, obok docierającego z Iraku „Orła Białego” wydawanego przez Wydział Informacji i Oświaty APW, był najbardziej rozpowszechnionym czasopismem w polskich obozach. Nie było więc niczym nadzwyczajnym, że z czasem stał się organem reprezentującym linię ideową jednej partii – PPS. Delegatura MPiOS wraz z podległymi jej urzędami stała się zapleczem dla docierających latem 1942r. pozostałych działaczy PPS, którzy niemal natychmiast byli zatrudniani na eksponowanych stanowiskach. I tak już we wrześniu do Skalaka dołączyli R. Szumski, J. Maliniak, Otto Pehr, Antoni Pająk, Artur Szewczyk, Maria Szewczyk, Franciszek Haluch, kazimierz Jaroszewski, Witold Czyż, Zuzanna Wasserbergerowa, Fryderyka Hochfeldowa, Roman Boski, Mieczysław Melak i Bogusław Kon. Większość z wymienionych weszła w skład odtworzonego w listopadzie 1942 r. Komitetu Politycznego PPS w Teheranie. Poza licznymi stanowiskami w Delegaturze MPiOS socjaliści zdominowali również stanowiska w kierownictwie obozów oraz redakcję „Polaka w Iranie” (do Skalaka dołączył R.Boski)12. Pomimo tak dużego potencjału kadrowego socjaliści nie byli w stanie utworzyć siatki komórek organizacyjnych w obozach i nie dotarli ze swoim programem do uchodźców cywilnych, w większości chłopów doświadczonych przez „socjalizm” w ZSRR. W rozmowach z ludowcami socjaliści twierdzili natomiast, że celowo zrzekli się działalności wśród uchodźców, aby nie wśród nich wprowadzać fermentu politycznego. Działania urzędów w Iranie zdominowanych przez PPS przeczyły jednak tym deklaracjom. Obok SL i PPS w Teheranie działalność podjęły także inne stronnictwa polityczne, choć ich liczebność i siła oddziaływania były mocno ograniczone. I tak również jesienią 1942 r. zorganizowała się lokalna komórka Stronnictwa Narodowego, w której działali m. in. mec. Olgierd Daniłłowicz, mec. Jan Aleksandrowicz i Stefan Bros. SN podjęło nawet trud wydania swego czasopisma (miesięcznika), które ukazywało się od grudnia 1942 r. pod tytułem „Słowo Polskie” a od maja 1943 r. jako „Salus Republicae Suplema Lex” (pod szyldem Ruchu Młodych). SN występowało zdecydowanie zarówno przeciwko PPS i Delegaturze MPiOS, jak i przeciw ludowcom. Zgodnie z dyrektywami prezesa SN w Londynie Tadeusza Bieleckiego teherańscy działacze utrzymywali ścisłe kontakty z Dowództwem APW w Iraku. Ostra krytyka uległości rządu Sikorskiego wobec Sowietów zyskała SN w Iranie poklask znacznej części uchodźców, które wykorzystano do utworzenia w 1943 r. pod swoją egidą Związku Ziem Południowo-Wschodnich, Związku Ziem Północno-Wschodnich, Koła Lwowian oraz Koła Wilnian13. __________ 12 D. Urzyńska, op.cit., s. 139–141. IPMS, A. 12/18, Delegat Rządu d.s. Polskich na Środkowym Wschodzie do Premiera, 21 II 1944 r. 13 84 W opozycji do PPS i SL stanął również Zespół Pracy nad Odbudową Polski, pod którym to szyldem ukrywali się zwolennicy przedwrześniowych rządów – znienawidzeni przez prof. Kota sanacjusze. Powstanie ZPnOP datuje się na schyłek 1942 r., a jego kierownictwo spoczęło w rękach Konstantego Rdułtowskiego wspieranego przez attaché Poselstwa RP w Teheranie Michała Tyszkiewicza. Dzięki wsparciu z Jerozolimy, gdzie działali Janusz Jędrzejewicz i Juliusz Poniatowski, oraz kontaktom z Oddziałem II Sztabu APW ZPnOP (od 1943r. jako Zespół Pracy dla Państwa) prowadzić mógł swoją ograniczoną działalność polityczną koncentrującą się wokół dyskusji o sytuacji międzynarodowej14. Ludowcy od jesieni 1942 r. coraz głośnie j protestowali wobec oczywistych nadużyć Delegatury MPiOS, które doprowadziły do pogarszania się sytuacji uchodźców. Zastrzeżenia budziła nie tylko śmiesznie niska wysokość zasiłków, ale również warunki bytowania w obozach, zaniedbania w organizacji edukacji oraz zbyt duże zmilitaryzowanie administracji obozowej. SL w Iranie z niepokojem obserwowało także przerażający rozrost biurokracji w Delegaturze MPiOS, który z końcem 1942 r. doprowadził niemal do paraliżu procesów decyzyjnych. Interwencje ludowców u prof. Kota i posła Badera z początku nie przynosiły jednak efektów. Karol Bader tuż po swojej nominacji na placówkę w Teheranie pozytywnie oceniał działania Delegata MPiOS Wiktora Styburskiego, którego osobiście znał od dawna i określał go jako(...)człowieka o wielkich zdolnościach organizatorskich, a jednocześnie dobrym sercu i czułym sumieniu społecznym. Zupełnie apolitycznego i oddanego swojej pracy(...)”15. Już w listopadzie 1942 r. ton depesz posła Badera był skrajnie odmienny: „(...)Jak już sygnalizowałem dookoła Delegatury MOS i delegata Styburskiego duży jest zamęt i dużo krytyki. Profesor Kot zdecydowanie teraz występuje przeciwko Styburskiemu. (...) Zarzuca się Styburskiemu zbiurokratyzowanie aparatu, przerost czynnika wojskowego i pewną szorstkość zarówno w stosunku do podwładnych, jak i licznych klientów tego urzędu, głównie jednak tych, którzy zabiegają o posady i zajęcia. (...) W ten sposób zabrnął niechcący w konflikt z prof. Kotem, który rozgorzał najbardziej na gruncie rozmaitych personaliów. (...) Delegatura jest jedynym tu urzędem, który dysponuje nieograniczoną ilością posad i nie można się dziwić fermentowi, który koło niej powstał. (...) Dodam jeszcze dwa słowa o stronnictwach. Jest mała grupa narodowej demokracji, jest wcale pokaźna organizacja PSL, kilkunastu działaczy PPS, którzy uważają, że im się z resortu pana ministra Stańczyka pierwszeństwo należy. W polityce jest jasność i lojalność wobec rządu i nawet narodowcy stanęli na gruncie rządowej polityki. W rozdziale jednak prebend są i muszą być tarcia(...)”16. __________ 14 M.J. Górszczyk, Szkice emigracyjne: Rumunia, Iran, Palestyna, Egipt, Warszawa 1948, s. 63. 15 16 IPMS, A.12.478/10, Poselstwo RP w Teheranie do MSZ, 17 VII 1942 r. IPMS, A.12.52/11H, Poselstwo RP w Teheranie do MSZ, 16 XI 1942 r. 85 Diagnoza sytuacji przedstawiona przez Badera wydawała się i tak łagodna dla Styburskiego w porównaniu ze stanowiskiem prof. Kota oraz teherańskiej grupy ludowców. Stanisław Kot w trakcie swego pobytu na Środkowym Wschodzie wiele uwagi poświęcał usprawnieniu funkcjonowania polskich placówek na tym terenie. Rosnąca frustracja delegata rządu, spowodowana skargami uchodźców, znalazła w końcu ujście w jego decyzji o pozbyciu się Styburskiego. Jednak wbrew nadziejom i prośbom swych partyjnych kolegów ze świeżo powołanego Komitetu Politycznego SL w Teheranie prof. Kot nie zamierzał doprowadzić do zastosowania parytetu partyjnego w obsadzie stanowisk w Delegaturze MPiOS w Iranie. Sam opuścił Iran 16 października 1942 r. udając się przez Irak do Libanu i Palestyny. W liście do ministra Jana Stańczyka z 9 listopada pisał o kompromitacji kierownictwa Delegatury MPiOS, konieczności zmian kadrowych oraz nadużyciach. Ostrzegał przy tym, że „(...)Rozgoryczenie do PPS przybiera tu ogromne rozmiary i żale o to publicznie niedługo wybuchną(...)”17. W porozumieniu z gen. Andersem prof. Kot doprowadził w grudniu 1942 r. do powołania wojskowej komisji śledczej, w której pracach wzięli udział z ramienia PPS m.in. Otto Pehr. W wyniku jej działań i po przesłuchaniu kierownictwa Delegatury MPiOS w teheranie doszło do aresztowania pracujących tam oficerów. Próba powołania komisji cywilnej przy polskim poselstwie, za którą stał poseł Bader i ludowcy, została jednak sparaliżowana przez działania Styburskiego i z udziałem nowo mianowanego zastępcy Styburskiego – Franciszka Halucha z Komitetu Politycznego PPS w Teheranie. Haluch zyskał jednak na tyle silne poparcie i zaufanie prof. Kota, że w styczniu 1943 r. został nominowany na stanowisko Delegata MPiOS w Teheranie utrwalając dominację PPS w tamtejszym aparacie opieki18. Prof. Kot, obserwując rozwój sytuacji w tej placówce z perspektywy Palestyny oraz odbierając sygnały świadczące o dalszym niezadowoleniu ze strony uchodźców, teherańskiej grupy ludowców oraz czynników brytyjskich broniących wysłanego do Indii Styburskiego, radykalnie zmienił zdanie na temat swego niedawnego protegowanego Franciszka Halucha. Już 1 lutego 1943 r. pisał o nim :”(...)półinteligent, uparty i nie umiejący z nikim, nawet z PPS-owcami, współpracować”. Planował powołać na jego miejsce Franciszka Modrzewskiego – Delegata Polskiego Czerwonego Krzyża na Wschodzie19. Tymczasem Komitet Polityczny SL w Teheranie znajdował się wciąż w trudnym położeniu. Protestując przeciwko dominacji PPS niemal we wszystkich polskich urzędach w Iranie oraz przeciwstawiając się militaryzacji administracji obozów cywilnych w Iranie zyskał wrogów w dwóch najsilniejszych __________ 17 T.P. Rutkowski, op.cit., s. 302–306. S. Kot, op.cit., s. 411. 19 IPMS, PRM.107, Minister Kot do gen. Sikorskiego, O położeniu delegatów Ministerstwa Opieki w Teheranie i Jerozolimie, 1 II 1943 r. 18 86 ośrodkach – PPS i APW. Walka z cywilno-wojskowym sojuszem politycznym w Iranie, dysponującym prasą i funduszami, była z góry skazana na osiąganie wyłącznie ograniczonych do minimum celów. Delegatura MPiOS, inspirowana przez socjalistów i wojskowych, utrudniała aktywność ludowcom w każdy możliwy sposób. Nie cofnięto się przed rzucaniem oszczerstw na działaczy SL. I tak Franciszek Wilk w rozsiewanych plotkach przedstawiany był jako lwowski komunista utrzymujący stały kontakt z moskiewskimi mocodawcami, dezerter z wojska oraz odpowiedzialny za „zsyłanie ludzi do Afryki”. Jeszcze w październiku 1942 r. Wilk po odczycie w OC nr 3 został aresztowany za „głoszenie haseł bolszewickich” (przytoczył wiersz Antoniego Słonimskiego „Sąd”) i odwieziony konwojem do Misji Wojskowej w Teheranie. Dopiero interwencja posła Badera doprowadziła do zwolnienia członka Rady Narodowej (wyjechał do Londynu z końcem października). W tym samym czasie Oddział II podjął próbę zastraszenia działaczy SL w OC nr 2. W listopadzie aresztowana została Wanda Szuszkiewicz. W trakcie kilkugodzinnego przesłuchania zarzucono jej m.in. utrzymywanie znajomości z Wandą Wasilewską, agitację komunistyczną oraz wytknięto jej ukraińskie pochodzenie. Podobnie jak w przypadku Wilka dopiero interwencja posła Badera położyła kres temu kompromitującemu zdarzeniu20. Przełom w działaniach KP SL nastąpił dopiero z chwilą przyjazdu do Iranu Mikołaja Jerzego Górszczyka (Poleszczuka), który dotarł z ZSRR do Teheranu 9 grudnia 1942 r. Ten przedwojenny działacz SL oraz Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”, po ucieczce do Rumunii we wrześniu 1939 r. został członkiem tamtejszego Komitetu Porozumiewawczego Stronnictw i Ugrupowań Politycznych Uchodźstwa Polskiego. W 1940 r., skierowany do pracy w Kraju, został aresztowany przez Sowietów podczas próby przekraczania granicy. W radzieckiej niewoli spędził 2 lata. Górszczyk trafił do Teheranu w chwili odwołania Styburskiego i zastępowania go Haluchem. Ludowcy z umiarkowanym optymizmem przyjęli tę decyzję, zwłaszcza że jednym z inspektorów Opieki Społecznej został wybrany Stanisław Dzięgielewski – jeden z członków KP SL w Teheranie. Gdy ujawniło się, że Dzięgielewski stał za rozsiewaniem plotek na temat „komunistycznych powiązań wiciowca Górszczyka, jasnym stało się, że został on podstawiony przez Oddział II jako prowokator w celu rozbicia od wewnątrz komórki SL w Iranie. Ludowcy, wbrew oporowi Halucha, wszczęli korespondencyjne starania u prof. Kota, który po kilku tygodniach zgodził się na odwołanie Dzięgielewskiego. Na zemstę Oddziału II i Halucha nie trzeba było długo czekać. Jeszcze w grudniu 1942 r. zwolniono z posady referenta d.s. oświaty pozaszkolnej przy Delegaturze MPiOS sekretarza KP SL w Iranie Wandę Szuszkiewicz. Oskarżono ją o „sympatie prokomunistyczne” sięgające jeszcze pobytu w ZSRR oraz o „prowadzenie występnej politycznej działalności” w Iranie. Sam Haluch, tłu- __________ 20 R. Buczek, op.cit., s.432–434. 87 macząc przyczyny odwołania, miał powiedzieć, że: „z praktyki wie dobrze, iż w czasie wojny kobiety są często szpiegami”. Nie mniejszym zdziwieniem dla ludowców była wiadomość o powołaniu do wojska samego Górszczyka, który dotąd przez władze wojskowe uznawany był za niezdolnego do służby ze względu na zły stan zdrowia. Tymczasem komisja w Teheranie przyznała mu kategorię C i skierowała na kurs rekrucki i zaprawę bojową, które przybrały formę zamiatania hal fabrycznych i obierania ziemniaków. Wszystko stało się jasne, gdy poseł Bader poinformował Górszczyka o tym, że został on wybrany na kierownika mającej powstać w Teheranie Delegatury Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Dwa miesiące zajęło posłowi Baderowi wyreklamowanie nowego delegata z wojska, choć zazwyczaj ta procedura trwała około dwóch tygodni21. W międzyczasie Stronnictwo Ludowe rozwijało nadal swoje zaplecze. 27 grudnia 1942 r. Komitet Polityczny SL z własnych funduszy otworzył swój lokal w Teheranie, w którym pod szyldem Sekretariatu SL miały się odtąd odbywać spotkania partyjne bez obaw o ich zerwanie lub zakłócenie. Ludowcy dostrzegli również konieczność rozpoczęcia akcji edukacyjnej wśród uchodźców nie objętych żadną opieką w tym zakresie. Przystąpiono do organizacji w obozach Powszechnych Uniwersytetów Ludowych. Dla potrzeb młodzieży zaczęto tworzyć koła ZMW „Wici” oraz zainicjowano współpracę z ZHP. W ramach akcji edukacyjnej PUL ludowcy co sobotę organizowali odczyty połączone z dyskusją starając się przy tym utrzymać ich apolityczny charakter. Gośćmi odczytów byli często działacze PPS-u (np. dr Otto Pehr), a tematyka poruszana na nich była dobierana tak, aby wykazać zbieżność programową SL i PPS22. Objęcie w marcu 1943 r. kierownictwa Delegatury MSW przez M.J. Górszczyka dało ludowcom swobodę działania. Zyskali bowiem zaplecze administracyjne dysponujące realną władzą i uprawnieniami. Co prawda urząd ten był ledwie kilkuosobowy i w porównaniu z machiną MPiOS prezentował się bardziej niż skromnie, to przedstawiciel SL w świetle prawa był traktowany na równi z Haluchem. Nie podobało się to z oczywistych względów zarówno Delegaturze MPiOS, jak i kołom wojskowym. Jeszcze mniej podobało się wstawiennictwo Delegatury MSW po stronie Związku Nauczycielskiego Polaków w Iranie, którego członkowie – polscy nauczyciele zatrudnieni w szkołach polskich – zmuszeni byli pracować za głodowe pensje siedmiokrotnie niższe od uposażenia najniższych urzędników Delegatury MPiOS, która dodatkowo nie uznawała legalności Związku. Sytuacja ta była na tyle bulwersująca, że zainteresował się nią sam premier gen. Władysław Sikorski, który w liście skierowanym do ministra spraw wewnętrznych Stanisława Mikołajczyka i kierownika Urzędu Oświaty i Spraw Szkolnych gen. Józefa Hallera postulował uporządkowanie i zorganizowanie sprawy szkolnictwa na Wschodzie, przeprowadzenie kontroli finansowej __________ 21 22 88 M.J. Górszczyk, op.cit., s. 47–49. R. Buczek, op.cit., s.435. w delegaturach oraz doprowadzenie do powołania w ramach międzyresortowego porozumienia Przedstawiciela Rządu na Środkowym Wschodzie z uprawnieniami kontroli i kierownictwa nad sprawami cywilnymi23. Sukcesem SL w Iranie było również doprowadzenie do powstania pod swoją egidą w obozach uchodźców organizacji zrzeszających Białorusinów i Ukraińców, którzy „stali na gruncie państwowości polskiej”. I tak już w marcu 1943 r. ujawnił swoją działalność Komitet Rusinów w Iranie, skupiający w swych szeregach głównie ludność Małopolski Wschodniej i kierowany przez unickiego księdza Sas-Jaworskiego (byłego posła na Sejm RP).Wkrótce powołano także bliźniaczy Komitet Białorusinów, który deklarował swoją „kulturową i religijną jedność z Rzeczpospolitą utrwaloną 500-letnią historią”. Oba związki jednoznacznie opowiadały się przeciw roszczeniom ZSRR do województw wschodnich RP i oświadczały w imieniu swoich członków chęć „życia i pracowania tylko w granicach i dla wspólnej przyszłości Rzeczypospolitej Polskiej”24. Dodatkowo ludowcy wsparli działania ks. Michała Bożerianowa, który zorganizował Koło SL złożone z ludności białoruskiej i ukraińskiej oraz z funduszy własnych i przekazanych przez Sekretariat SL wydawał periodyk „Ziarenko Prawosławne”. W odpowiedzi na rozszerzanie się wpływów ludowców w obozach uchodźców w Iranie Delegatura MPiOS wdrożyła nową politykę transportową, która koncentrowała się na ewakuacji w pierwszej kolejności wyłącznie ludności wiejskiej. Transporty te kierowane były głównie do mało atrakcyjnych miejsc – np. Afryki Wschodniej, tymczasem do Palestyny i Libanu kierowano głównie rodziny urzędników, oficerów oraz inteligencję. W ten sposób zamierzano osłabić naturalne zaplecze SL w Iranie, jakim była ludność wiejska. Jednak zbyt duża liczba wytypowanych do szybkiej ewakuacji do Afryki leżała także u podstaw niepowodzenia tej akcji, która była wszakże uzależniona od zdolności transportowych brytyjskiej floty, a ta z kolei miała w tym czasie inne priorytety. Trwająca między SL w Iranie a Delegaturą MPiOS wojna podjazdowa nie oznaczała jednak zaniechania jakichkolwiek prób współpracy stronnictw politycznych. PPS wciąż pozostawał najbardziej zbliżoną ideologicznie partią i naturalnym koalicjantem SL. W znalezieniu wspólnej linii działania starał się pomagać poseł Karola Bader, który w budynku Poselstwa RP organizował cykliczne konferencje przedstawicieli stronnictw. Ich głównym zadaniem było doprowadzenie do merytorycznego dialogu w przyjaznej atmosferze i na neutralnym gruncie. Tematem konferencji zorganizowanych w dniach 9 i 11 lutego 1943 r. __________ 23 IPMS, PRM.107, Prezes Rady Ministrów do MSW, UOSS, MSZ, MID, MPiOS, 27 II 1943 r. Postulat powołania Delegata Rządu na Środkowym Wschodzie został zrealizowany dopiero po śmieci gen. Sikorskiego. 24 lipca 1943 r. Delegatem wybrany został bezpartyjny kandydat Henryk Strasburger. 24 Ibidem, Ks. Sas Jaworski do PRM gen. W. Sikorskiego i MSW S. Mikołajczyka, Depesze 9–13 III 1943 r. 89 było omówienie niejasnego stanowiska Stronnictwa Narodowego wobec rządu gen. Sikorskiego, jednak spotkanie to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Wobec braku rozeznania w aktualnej sytuacji politycznej w Londynie wszystkie ugrupowania obecne w Iranie czekały na wytyczne z central25. Do lata 1943 r. współpraca, pomimo różnic i wzajemnych zarzutów, trwała jednak na stabilnym, aczkolwiek ograniczonym, poziomie. Udział członków PPS we wspólnych imprezach z SL, takich jak 1 Maja, Święto Ludowe i wystawa prasy podziemnej zorganizowana przez Delegaturę MSZ, jak również wspólne zorganizowanie uroczystości żałobnych i akademii po śmierci gen. Sikorskiego świadczyły o wciąż istniejących punktach możliwego porozumienia. Powołanie rządu Stanisława Mikołajczyka zostało przyjęte przez irańskich ludowców z entuzjazmem. Spodziewano się dalszego wzrostu znaczenia SL w rządzie, a co za tym idzie także w Iranie. Tymczasem apele Sekretariatu SL w Teheranie w większości nie doczekały się odpowiedzi ze strony nowego premiera. Jedynym wymiernym sukcesem ludowców było przejęcie transferu pieniędzy dla Delegatury MPiOS przez Poselstwo RP w Teheranie. Idące za tą decyzją postulaty kadrowe ludowców zostały jednak stanowczo odrzucone przez Halucha i działaczy PPS. Memoriał Sekretariatu SL w Iranie do Komitetu Politycznego PPS z dnia 8 sierpnia 1943 r. zawierający ofertę współpracy politycznej pod warunkiem zmiany dotychczasowych praktyk kadrowych został 21 sierpnia odrzucony zarówno przez Halucha, jak i socjalistów26. Powód zerwania współpracy na linii SL – PPS w Iranie był jednak bardziej drażliwy. Delegat Haluch 15 lipca 1943 r. nałożył na materiały drukowane poza Delegaturą MPiOS zakaz kolportażu w obozach. W ten sposób odcięto uchodźcom dostęp do jakiejkolwiek innej prasy, niż podporządkowany socjalistom „Polak w Iranie” oraz wydawany przez APW „Orzeł Biały”. Tymczasem ludowcy kolportowali w obozach „Zielony Sztandar”, który do Iranu docierał z Londynu pocztą lotniczą. Na przełomie lipca i sierpnia 1943 r. dotarł do Teheranu nr 15 „Zielonego Sztandaru”, który zawierał list otwarty prof. Stanisława Grabskiego w odpowiedzi na list gen. Sosnkowskiego krytykujący politykę Sikorskiego względem ZSRR po układzie z 1941 r. Decyzja Halucha, choć bezprawna i skandaliczna (poza konfiskatą numeru przeszukano osobiste rzeczy wielu działaczy SL w Iranie), nie została cofnięta. W efekcie doprowadziła ona do zawieszenia przez Komitet Polityczny SL w Iranie z dniem 21 sierpnia 1943 r. dalszej współpracy z PPS27. Zerwanie stosunków z PPS ludowcy próbowali zrównoważyć poprzez zacieśnienie współpracy ze Stronnictwem Narodowym i Zespołem Pracy nad Odbudową Polski. Były to jednak relacje sztuczne i nie poparte zbieżnością programową. W końcu sierpnia 1943 r. sytuacja wciąż nie była unormowana. Nowy __________ 25 R. Buczek, op.cit., s.437–438. D. Urzyńska, op.cit., s.148–150. 27 R. Buczek, op.cit., s. 440–441. 26 90 Attaché Wojskowy przy Poselstwie RP w Teheranie ppłk Tadeusz Rudnicki raportował: „(...) Elementy polityczne w znaczeniu niezdrowego współzawodnictwa występują od czasu do czasu. Przyczyn tych objawów szukać prawdopodobnie należy w temperamencie jednostek, czy grup, które rade by zwrócić na siebie uwagę. Przywołani do porządku rozumieją obowiązki wojenne na emigracji i łączą się do wspólnych, zgodnych szeregów (...)”28. Diagnoza ta wydaje się dość trafna, a wskazanie okoliczności, w których stronnictwa same są skłonne do współpracy było niemal prorocze. Tylko zagrożenie zewnętrzne było w stanie zapobiec dalszym waśniom i gorszącym działaniom. Jesień 1943 r. okazała się okresem przełomowym. 24 listopada polskie poselstwo zostało oficjalnie poinformowane o mającym wkrótce nastąpić spotkaniu Stalina, Churchilla i Roosevelta w stolicy Iranu. Poseł Bader, lekceważąc oznaki przygotowań, już wcześniej udał się do Kairu (wrócił po 10 XII) pozostawiając na placówce I sekretarza Witolda Okońskiego i attaché wojskowego ppłk. Tadeusza Rudnickiego. Blokada informacyjna dotycząca tematu rozmów Wielkiej Trójki trwała jeszcze po ich wyjeździe aż do 3 grudnia. Najwięcej informacji o agendzie rozmów udało się pozyskać ze strony zaprzyjaźnionych źródeł irańskich29. Najciekawsze dla Polaków informacje o ustaleniach w sprawach polskich owiane były tajemnicą niemal do końca grudnia 1943 r. Według relacji przybyłego wówczas do Teheranu prezydenta Czechosłowacji Edvarda Beneša „los wschodnich granic Polski był już przesądzony”. W zamian za ustępstwa na Wschodzie Stalin miał obiecać Polsce Prusy Wschodnie i Śląsk. Wznowienie stosunków z Rządem RP w Londynie miało być uzależnione od polskich ustępstw30. Informacje te potwierdził sam Winston Churchill dopiero 22 lutego 1944 r. w swym przemówieniu w Izbie Gmin. Tymczasem wśród uchodźców polskich w Iranie wrzało. 11 stycznia do Teheranu dotarła depesza TASS mówiąca o wkroczeniu na ziemie polskie Armii Czerwonej, która podważała prawa RP do jej wschodnich terenów powołując się na ustalenia plebiscytu z 1939 r. oraz kwestionująca legalność Rządu RP w Londynie. Już 14 stycznia zebrała się konferencja przedstawicieli wszystkich stronnictw politycznych w Iranie. Osiągnięte w ekspresowym tempie jednogłośne porozumienie, które znalazło odzwierciedlenie w treści opublikowanej następnego dnia w prasie polskiej i irańskiej „Deklaracji Stronnictw Politycznych w Iranie”. W mocnych słowach przedstawiciele przywołali poświęcenia i ofiary pol- __________ 28 IPMS, A.XII,65/2, Attaché Wojskowy przy Poselstwie RP w Teheranie do Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza, 27 VIII 1943 r. 29 IPMS, A.12.53/38 AA, Poselstwo RP w Teheranie do Prezydenta RP, PRM, MSZ, Depesze 3 XIII – 6 XIII 1943 r. oraz A.XII.65/6, Attaché Wojskowy przy Poselstwie RP w Teheranie do Szefa Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza, Sprawozdanie z przebiegu konferencji w Teheranie 27 XI – 2 XII 1943 r., 3 XII 1943 r. 30 IPMS, A.12.53/35 Y, Poselstwo RP w Teheranie do Prezydenta RP, PRM, MSZ, 4 I 1944 r. 91 skie składane „(...) nie po to, by zwalczywszy jeden totalitaryzm i jednego zaborcę, paść ofiarą innego(...)”. Przywołali gwarancje Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych wobec Polski umieszczone w Karcie Atlantyckiej. Rząd RP w Londynie określili jako jedyny prawowity i uznawany przez cały Naród do reprezentowania jego woli wobec Świata. Ponadto stwierdzili, iż: „(...) Uchodźstwo polskie w Iranie deklaruje Rządowi RP swoje pełne poparcie, oraz swoją gotowość do niesienia wszelkich ofiar na rzecz Polski Niepodległej. (...) Stronnictwa polityczne działające na terenie Iranu składają głęboki hołd bohatersko walczącym w Podziemiu, powietrzu, na morzu i lądzie o Polskę Niepodległą, Sprawiedliwą dla wszystkich Jej obywateli – Polskę Demokratyczną. (...) W Związku Radzieckim chcielibyśmy widzieć sprzymierzeńca nie tylko naszych Aliantów, lecz i naszego (...)”31. Deklaracja ta została także rozesłana za pośrednictwem poselstwa do wszystkich skupisk emigracji polskiej od Indii aż po Stany Zjednoczone i Brazylię z prośbą o jej poparcie i solidarność z Rządem RP w Londynie32. Wizyta w Iranie ministra Delegata Rządu do Spraw Polskich na Środkowym Wschodzie Henryka Strasburgera, która trwała od 24 stycznia do 17 lutego 1944 r., nie doprowadziła jednak do dalszego zbliżenia politycznego stronnictw w postaci platformy wspólnych działań pod nazwą Komitetu Obywatelskiego (zebrał się tylko raz)33. Jedynym owocem tej wizyty było lepsze zorganizowanie działalności placówek polskich w Iranie poprzez wyraźne rozgraniczenie ich kompetencji oraz podporządkowanie ich Poselstwu RP, które miało co 2 tygodnie organizować konferencje i rozstrzygać tam bieżące sprawy polityczne. Delegatura MSW zyskiwała większe fundusze, lecz traciła wpływ na organizację transportów uchodźców34. Kolejna szansa na nawiązanie trwalszej współpracy stronnictw pojawiła się wraz z przybyciem do Teheranu 28 lutego 1944 r. delegatów Związku Patriotów Polskich pod kierownictwem Władysława Matwina. Ustanowiona w Teheranie placówka ZPP, która podporządkowana była bezpośrednio Moskwie, została przyjęta przez wszystkie stronnictwa i uchodźstwo ze strachem i niedowierzaniem. Stronnictwa polityczne wraz z poselstwem z uwagą obserwowały poczynania ZPP. Prezentując moskiewski punkt widzenia na sprawę polską Matwin wraz z towarzyszami pozbawili się szans na dotarcie do polskich uchodźców doświadczonych przez radziecki totalitaryzm. Jedynym polem, na którym byli w stanie rywalizować z placówkami wiernymi rządowi, była wysyłka paczek do __________ 31 IPMS, A.11.49/Sow/16, Deklaracja Stronnictw Politycznych działających na terenie Iranu, 15 I 1945 r. 32 Ibidem, Poselstwo RP w Teheranie do MSZ, 17–18 I 1944 r. 33 IPMS, A. 18/12, Minister Delegat Rządu d.s. Polskich na Środkowym Wschodzie do MSZ, MSW, Kair 21 II 1944 r. 34 Ibidem, Aide memoire Ministra Delegata Rządu w sprawach dotyczących organizacji życia polskiego w Iranie, Kair 24 II 1944 r. 92 ZSRR i poszukiwanie zaginionych rodzin. Jednak już latem 1944 r. delegatura ZPP zaczęła zalewać wąski rynek polskiej prasy nieograniczonymi dostawami „Wolnej Polski”, „Nowych Widnokręgów” oraz innych czasopism wydawanych w ZSRR dołączając do tego audycje radiowe nadawane z radiostacji radzieckiej. Na tym polu poselstwo, delegatury i stronnictwa polityczne z SL na czele przyznać się musiały do własnej słabości. Na szczęście dla nich postawa ludności polskiej pozostała niezachwiana. Akcja edukacyjna ludowców wśród uchodźców przyniosła oczekiwane rezultaty w postaci niezachwianej postawy politycznej i świadomości zagrożenia. Wszelkie próby agitacji komunistycznej ze strony ZPP trafiały w próżnię. Materiały propagandowe rozpowszechniane wśród uchodźców były natychmiast przynoszone przez nich do poselstwa, delegatur i urzędów35. Tak więc i to zagrożenie nie doprowadziło do szerszej współpracy politycznej stronnictw, które po początkowym zamieszaniu i chwilowej konsolidacji działań nie kontynuowały wspólnych starań na tym polu. Wspomnieć jednak należy, że w tym czasie stronnictwa podjęły kilka wspólnych akcji politycznych, które przeprowadzono ponad podziałami. Ludowcy w Iranie wystąpili do PPS z inicjatywą zredagowania wspólnego listu do Polonii amerykańskiej. Do udziału w przedsięwzięciu zadeklarowały się również SN, ZPnOP oraz Reprezentacja Mniejszości Narodowych (Związek Rusinów, Związek Białorusinów, Bund). 11 marca 1944 r. wszystkie ugrupowania wystosowały Apel do Polaków w Stanach Zjednoczonych w przededniu Kongresu Polonii Amerykańskiej. W piśmie tym w imieniu Polaków w Iranie zwrócili się do rodaków: „(...) Wołamy byście całą potęgę Waszej mocy rzucili na szalę spraw zagrożonej i osaczonej Rzeczypospolitej Polskiej, gwarantki ładu i sprawiedliwości w Europie Środkowej. (...)Wierzymy, że duch, z którego zrodziła się Karta Atlantycka zdecydowanie oprze się wszelkim próbom pogwałcenia tej Karty i nie dopuści by Polska, która pierwsza stanęła w szeregu Narodów Zjednoczonych, miała utracić połowę terytorium swego z 12 milionami swych obywateli (...)”36. Apel ten, choć nie ma wydźwięku politycznego i nie wnosił nic nowego do współpracy stronnictw w Iranie, odzwierciedla jednak nastroje panujące wśród przedstawicieli uchodźstwa. Świadomość ograniczonych możliwości oddziaływania na bieg polskich spraw ze strony odciętych od ośrodków decyzyjnych Polaków w Iranie skłoniła ich do zwrócenia się do Polonii w USA, która miała możliwość takiego oddziaływania na władze amerykańskie z wykorzystaniem procedur demokratycznych. Świadczy to o trzeźwym podejściu do rzeczywistości kół politycznych w Iranie, które często posądzane były w literaturze przedmiotu o brak zrozumienia dla nierealności utrzymania granic wschodnich RP. __________ 35 IPMS, A.11.49/Sow/16, poselstwo RP w Teheranie do MSZ, MSW, Depesze: 6 III – 7 VII 1944 r. 36 Ibidem, Poselstwo RP do MSZ, Apel 4 stronnictw, 14 III 1944 r. 93 Wieczorem 27 lipca 1944 r. do Teheranu przyleciał premier Stanisław Mikołajczyk, który zmierzał do Moskwy w celu zawarcia porozumienia z Sowietami. Wieści docierające z ZSRR były niekorzystne. Kreml zawarł porozumienie z PKWN, w którym ten przyjmował wszystkie warunki radzieckie dotyczące granic i władzy okupacyjnej. Na Mikołajczyka czekały w Teheranie także depesze od Churchilla i Roosevelta zapewniające o wsparciu dla jego misji. 28 lipca w budynku Poselstwa RP w Teheranie, dzięki zabiegom Badera i Górszczyka, udało się zorganizować spotkanie premiera z delegatami ministerstw, przedstawicielami stronnictw politycznych oraz polskiej prasy. Premier w prostych słowach przedstawił sytuację rządu na arenie międzynarodowej, sytuację w kraju oraz stanowisko Moskwy. Szanse na zrealizowanie polskich postulatów w sprawie granic wschodnich były nierealne. Mikołajczyk nie ukrywał, że jedzie w nieznane. Miał jednak nadzieję, że wkrótce w Warszawie będzie tworzył nowy rząd. Tych kilka godzin szczerej rozmowy, uzmysłowienie zwaśnionym politykom, jak zła jest polska pozycja negocjacyjna w rozmowach z Moskwą, było dla wielu z nich szokiem. Działacze SL i PPS w trakcie tej rozmowy zrozumieli, że brak wspólnego stanowiska w kwestiach tak istotnych, jak przyszła reforma rolna, równa się oddaniu inicjatywy na tym polu promoskiewskim komunistom37. Wkrótce po wyjeździe Mikołajczyka do Teheranu dotarły wieści o wybuchu powstania w Warszawie. Nadzieje zgasły jednak wraz z jego upadkiem. Z dymisją premiera Mikołajczyka oraz utworzeniem 29 listopada 1944 r. rządu Tomasza Arciszewskiego wiązał się koniec złudzeń ludowców w Iranie w kwestii możliwości współpracy z PPS. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że jesienią 1944 r. w Iranie nie przebywała już większość ważnych działaczy SL i PPS. Delegat MSW Górszczyk został szybko odwołany i wraz z żoną Wandą Szuszkiewicz-Górszczyk wyjechał do Palestyny przenosząc tam działalność polityczną i Sekretariat SL (odtąd Komitet SL w Palestynie). Tam też kontynuował aktywność polityczną utrzymując stały kontakt z Komitetem Politycznym SL na Afrykę38. Niemniej jednak w Iranie pozostali nieliczni działacze Stronnictwa Ludowego, którzy nie prowadzili szerszej działalności politycznej. Także grono polskich uchodźców w Iranie kurczyło się na przełomie 1944 i 1945 r. znacznie szybciej, niż dotąd i liczyło ledwie 7 000 osób. W tej sytuacji pozostali w Teheranie przedstawiciele stronnictw politycznych 22 lutego 1945 r. uchwalili rezolucję, w której ponownie wyrazili swoje poparcie dla Rządu RP i jego działań na arenie międzynarodowej. Do rezolucji przyłączyła się większość delegatów ministerstw, przedstawiciele stowarzyszeń zawodowych i społecznych obecnych __________ 37 38 94 M.J. Górszczyk, op.cit., s.89–92. R. Buczek, op.cit., s. 445. w Teheranie. Ludowcy zapewnili ponadto o swoim poparciu dla rządu Arciszewskiego, w którym SL nie miało swych przedstawicieli39. Ostatnią okazją do zaprezentowania jedności w sytuacji, gdy sprawa polska była już przesądzona, miała się stać uchwalona 26 czerwca 1945 r. wspólna rezolucja. Przedstawiciele SL, PPS, SN, ZPnOP, Związku Ziem Północno i Południowo-Wschodnich oraz przedstawiciele stowarzyszeń zawodowych i społecznych pozostający w Iranie wyrazili w niej poparcie dla Prezydenta RP Władysława Raczkiewicza oraz Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arciszewskiego. Przezwyciężywszy dotychczasowe podziały polityczne uchodźcy pisali: „Niezależnie od decyzji, jaką obce państwa powezmą w stosunku do mającego się zorganizować tzw. rządu tymczasowego z udziałem zdrajców Narodu i Państwa Polskiego, podpisani przedstawiciele władz i organizacji polskich oraz nie zrzeszonego uchodźstwa w Iranie oświadczają, że stać będą wiernie przy Prezydencie Rzeczypospolitej i konstytucyjnym Rządzie Polskim. Teheran, dnia 26 czerwca 1945 r.40”. Jest to ostatnie wspólne oświadczenie stronnictw politycznych obecnych w Iranie przed ostateczną ewakuacją uchodźców z terenu tego państwa w sierpniu 1945 r. Znaczenie tego dokumentu jest o tyle istotne, że pokazuje brak jedności ludowców na emigracji wobec ewentualnego udziału Stanisława Mikołajczyka w tworzącym się w Warszawie rządzie. Summary From 23 March 1942 to 1 September 1942 the most part of General Anders’ soldiers (76 700) together with 40 000 civilians were evacuated from USSR to Iran. The majority of the civilian population was accomodated in several camps. At that time there were a few active members of the Peasant Party (SL) in Iran. Among them were: Franciszek Wilk, Stanisław Dzięgielewski, Wanda Szuszkiewicz, Michał Parylak, Józef Bera and Mikołaj Jerzy Górszczyk. They called into being the Political Committees of the Peasant Party in Iran on 14 October 1942 and they achieved a lot in a short time. The Peasant Party became the largest and best organized polish political party in Iran. An important aspects of SL activity in Iran were cultural events and propaganda work. Additionally SL was very involved in education policy (especially adult education) among polish refugees. The SL in Iran expressed a deep-felt patriotism and gave full suport for Stanisław Mikołajczyk and the Polish Government in London. The SL was opposed to the groving bureacratisation of polih administration in Iran. That standpoint brought SL into conflict with the Polish Socialist Party (PPS). __________ 39 IPMS, A.12.53/40W, Poselstwo RP w Teheranie do Ambasady RP w Londynie, MID, PAT, PIC w Jerozolimie, 1 III 1945 r. 40 IPMS, A. 11.E/1000, Poselstwo RP w Teheranie do MSZ, 26 VI 1945 r. 95 Witold Jarno Uniwersytet Łódzki Udział okręgów wojskowych w akcjach rolnych w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej (1945–1948) Iran, Lata 1945–1948 to okres zdominowany odbudową kraju ze zniszczeń wojennych, w którym oprócz zadań ściśle związanych z systemem obrony państwa, WP realizowało także wiele innych zadań związanych z rozminowaniem kraju, ochroną granic, zwalczaniem skutków klęsk żywiołowych, odbudową sieci łączności, zagospodarowywaniem tzw. Ziem Odzyskanych oraz udziałem w akcjach rolnych. Oczywiście poprzez pryzmat realizacji przez siły zbrojne wielu zadań istotnych i potrzebnych z punktu widzenia państwa, trudno „wybielać” charakter ówczesnego WP, któremu władze komunistyczne narzuciły ściśle określoną rolę sprowadzającą się do wspierania i obrony własnych interesów. W pierwszych latach powojennych, WP wzięło także udział w akcjach rolnych, zapoczątkowanych w 1944 r. przez reformę rolną, choć udział w niej żołnierzy w okresie tzw. Polski Lubelskiej był stosunkowo niewielki. Wówczas to na obszarze tzw. Polski Lubelskiej zaczęto tworzyć wojskowe brygady parcelacyjne mające nakłaniać ludność cywilną do poparcia owej reformy oraz współuczestniczyć w rozparcelowywaniu majątków ziemskich. Najtrafniej ówczesną politykę władz w tym zakresie scharakteryzowała Krystyna Kersten: „… celem uchwalonego 6 września 1944 r. dekretu o reformie rolnej nie była budowa ekonomicznie i społecznie racjonalnej struktury rolnictwa opartego na indywidualnej własności chłopskiej. Dla komunistów, podobnie jak swego czasu w Rosji, podział ziemi między chłopów stanowił etap przejściowy. W perspektywie – bliższej lub dalszej – przewidywano kolektywizację wsi. Tymczasem liczono, iż parcelując majątki zaostrzy się konflikty społeczne i pozyska biedniejszą część wsi dla władzy, która dała ziemię”1. Efekty reformy rolnej w 1944 r. – z uwagi na objęcie nią w owym czasie tylko obszaru tzw. Polski Lubelskiej – były stosunkowo niewielkie, gdyż do końca tego roku rozparcelowano 1.741 majątków ziemskich o łącznej powierzchni 320.678 ha. W akcji tej uczestniczyło ogółem 717 żołnierzy WP z 41 różnych jednostek wojskowych, którzy w ramach 92 wojskowych brygad parcelacyjnych wzięli udział w parcelacji 403 majątków ziemskich o powierzchni 43.780 ha, co stanowiło 13,5% ziemi rozparcelowanej w 1944 r. Należy tu podkreślić, iż pospieszna reforma rolna przeprowadzona w tymże roku nie rozwiązała problemów polskiej wsi i nie przyniosła – wbrew oczekiwaniom komunistów – prawdziwego politycznego poparcia chłopów dla __________ 1 96 K. Kersten, Rok pierwszy, Warszawa 1993, s. 40. nowej władzy, gdyż jedynie około 35 tys. bezrolnych rodzin otrzymało po około 2,8 ha, ponad 70 tys. rodzin małorolnych uzyskało po około 1,5 ha, zaś około 5 tys. chłopów średniorolnych otrzymało po 1,4 ha. W sumie więc przeciętne gospodarstwo chłopskie nie było w stanie wyżywić – wielodzietnej najczęściej – rodziny, co skazywało ją na dalszy niedostatek2. Wraz z wyzwalaniem kolejnych obszarów kraju w 1945 r. zaczęto również na nich wdrażać w życie reformę rolną, której założenia – w wyniku dotychczasowych doświadczeń – nieco zmieniono w kierunku tworzenia nieco większych gospodarstw chłopskich. Na oswobadzanych terenach reforma rolna przebiegała dość sprawnie, w czym swój udział miało także WP, które jednak w przeciwieństwie do poprzedniego roku – nie tworzyło już większej liczby wojskowych brygad parcelacyjnych, lecz swą działalność skoncentrowało na pracy informacyjno-wyjaśniającej. Pod nadzorem aparatu polityczno-wychowawczego tworzono liczne brygady propagandowe (zazwyczaj po 3–5 żołnierzy), które organizowały spotkania i wiece z ludnością mające wyjaśnić cele i założenia reformy rolnej. Natomiast udział wojska w bezpośredniej parcelacji majątków ziemskich by w 1945 r. dużo mniejszy, gdyż z uwagi na trwające działania wojenne – zajmowały się nimi w większości żołnierze jednostek tyłowych, jak np. szkół oficerskich czy oddziałów zapasowych. Ogółem w bezpośredniej parcelacji majątków ziemskich – zazwyczaj jako współuczestnicy cywilnych brygad parcelacyjno-mierniczych – uczestniczyło 255 żołnierzy z 2 różnych jednostek WP, z czego prawie połowę (112 ludzi) stanowili absolwenci Centralnej Szkoły Oficerów Polityczno-Wychowawczych. Ich działalność koncentrowała się na terenie województw centralnych (warszawskiego, poznańskiego i łódzkiego), zaś w pozostałych województwach przybrała ona jedynie niewielkie rozmiary. Trwała ona poza tym dość krótko, gdyż bezpośredni udział żołnierzy WP w parcelacji ziemi obszarniczej skończył się na przełomie maja i czerwca 1945 r. Ogółem wojsko bezpośrednio lub pośrednio uczestniczyło w podziale majątków ziemskich o powierzchni około 900 tys. ha, która nadano prawie 262 tys. rodzin chłopskich3. __________ 2 A. Jezierski, C. Leszczyńska, Historia gospodarcza Polski, Warszawa 2002, s. 412–415; T. Żenczykowski, Polska Lubelska 1944, Warszawa 1990, s. 137–144; Z. Dozoba, O udziale wojskowych brygad parcelacyjnych w realizacji reformy rolnej na ziemiach wyzwolonych w 1944 r., „Zeszyty Naukowe WAP” 1962, nr 6, s. 136–158; ABAON, sygn. 8686. J. Kaliński, Udział Wojska Polskiego w realizacji reformy rolnej w latach 1944–1947, Warszawa 1974, s. 16 i 32 (tu – na s. 32 i 46–48 – podano, iż w 1944 r. powstało 98 wojskowych brygad parcelacyjnych liczących łącznie 561 żołnierzy WP, które rozparcelowały 43.777 ha ziemi). 3 Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu 1944–1948, Warszawa 1982, s. 34–41; S. Zwoliński, Udział ludowego Wojska Polskiego w życiu społeczno-politycznym i gospodarczym kraju w okresie 40-lecia PRL, „Myśl Wojskowa” 1984, R. XL, z. 7, s. 98. Z kolei według J. Kalińskiego (ABAON, sygn. 8686. Udział Wojska Polskiego w realizacji reformy rolnej w latach 1944–1947, Warszawa 1974, s. 76 i 87) w realizacji reformy rolnej wiosną 1945 r. uczestniczyło 211 żołnierzy WP. 97 W 1945 r. przed państwem polskim pojawił się poważny problem szybkiego zasiedlenia i zagospodarowania tzw. Ziem Odzyskanych, gdyż znaczna część tamtejszych gospodarstw rolnych była zrujnowana lub porzucona przez ludność niemiecką, zaś część znajdowywała się w rękach radzieckich komendantur wojskowych. Zbliżająca się wiosna nagliła, toteż do prac rolnych postanowiono zaangażować żołnierzy WP. Już w kwietniu pododdziały kwatermistrzowskie 1 Armii WP zagospodarowały na Pomorzu Zachodnim 14.350 ha pod zasiew zbóż i 2.270 ha pod uprawę ziemniaków. Szybko jednak okazało się, iż majątków rolnych pozostawionych przez Niemców na Pomorzu Zachodnim i przez nikogo nie zarządzanych jest tak dużo, że konieczne stało się stworzenie podstaw organizacyjnych dla jak najszerszego ich zagospodarowywania. W tym celu władze wojskowe podjęły decyzję o utworzeniu specjalnej jednostki mającej zająć się zachowaniem ciągłości produkcji rolnej w porzuconych majątkach poniemieckich oraz dostarczaniem płodów rolnych dla potrzeb WP. Była nią sformowana rozkazem NDWP z 13 IV 1945 r. Dywizja Rolno-Gospodarcza4, która przejęła na Pomorzu Zachodnim i Środkowym osiem tzw. wojskowych rejonów gospodarczych5 skupiających 255 gospodarstw rolnych, których liczba zwiększała się w czerwcu do 261 gospodarstw o łącznej powierzchni 85.707 ha, zaś w sierpniu do 287 obejmujących 111.352 ha6. __________ 4 W skład dywizji – podległej bezpośrednio Głównemu Kwatermistrzostwu WP – weszło sześć pułków rolno-gospodarczych liczących etatowo po 1.248 żołnierzy – cała dywizja miała liczyć około 7,5 tys. ludzi. 5 Rejony te były położone w okolicach następujących miejscowości: 1rejon – Mirosławiec, Tuczno, Piła i Nadarzycie, 2 rejon – Szczecin, Ińsko i Człopa, 3 rejon – Łobez, Kluczewo i Czaplinek, 4 rejon – Kołobrzeg, Karlino, Białogard, Połczy-Zdrój i Koszalin, 5 rejon – Płoty, Resko i Białogard, 6 rejon – Wolin, Golczewo i Resko, 7 rejon – Okonek i Castrowie oraz 8 rejon – leżący w kwadracie pomiędzy Wolinem, Golczewem, Płotami i Kołobrzegiem (Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 164). Z kolei według Z. Misztala (U progu Polski Ludowej 1944–1945. Udział wojska w tworzeniu administracji i odbudowie gospodarki narodowej, Warszawa 1987, s. 197) 1 DRG wiosną 1945 r. prowadziła działalność w sześciu rejonach gospodarczych. 6 WBBH, sygn. IV.3.56, B. Bełczewski, Osadnictwo wojskowe na Ziemiach Zachodnich i Północnych, s. 18; W.Wróblewski, Problemy militarne Pomorza Zachodniego od drugiej wojny światowej po 2002 r., [w:] Pomorze militarne XII–XXI w. Materiały z sesji naukowej zorganizowanej 27 listopada 2003 r. w zamku Książąt Pomorskich, red. K. Kozłowski i E. Rymar, Szczecin 2004, s. 43; Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 162–170; Z.Misztal, U progu Polski Ludowej …, s. 197–198; Z. Huszcza, Z. Szydłowski, Z dziejów Pomorskiego Okręgu Wojskowego w latach 1945–1948, WPH 1963, R. VIII, nr 3–4, s. 284–285; S. Sadowski, Procesy formowania polskich jednostek wojskowych na Pomorzu Zachodnim w latach 1945–1989, [w:] Żołnierz polski na Pomorzu Zachodnim X–XX w. Materiały z sesji naukowej z 10 listopada 1999 r., red. K. Kozłowski i A. Wojtaszek, Szczecin 2001, s. 152–153; XXX lat Ludowego Wojska Polskiego, red. R. Surgiewicz, Warszawa 1973, s. 47 (tu informacja, iż dywizja ta zarządzała 297 majątkami). Natomiast w pracy R. Smulczyńskiego (20 lat Ludowego Wojska Polskiego, Warszawa 1963, s. 86) podano, iż DRG zagospodarowała 255 majątków o ogólnej powierzchni 111.352 ha. Tą samą informację powtórzył także B.Bełczewski (Udział 98 Żołnierze owej dywizji musieli sobie poradzić nie tylko z brakiem materiału siewnego, ale także z odbudową zabudowań, zakładów przetwórstwa rolnego, pozyskaniem inwentarza żywego, zwierząt pociągowych, sprzętu rolnego i zorganizowaniem hodowli zwierząt. Po wykonaniu tych zadań oraz zakończeniu prac żniwnych, późnym latem 1945 r. – w ramach procesu pokojowej reorganizacji sił zbrojnych – NDWP podjęło 6 września decyzję o rozwiązaniu wspomnianej dywizji, której rozformowywanie zakończono na początku 1946 r. Ogółem do 20 marca wojsko na obszarze OW II przekazało władzom cywilnym 282 majątki wraz z inwentarzem7, płodami rolnymi i budynkami, zachowując w swej dyspozycji jedynie 5 majątków ziemskich w rejonie Złocieńca i Dobrej, dla obsługi których sformowano Samodzielny Batalion Ochrony Mienia Wojskowego. Wspomniana dywizja odegrała dużą rolę w zagospodarowaniu terenów Pomorza Zachodniego, dzięki zorganizowaniu uprawy i hodowli zwierząt na ubój dla potrzeb wojska oraz ludności cywilnej wielkich miast. Ponadto, dzięki działalności owej jednostki zabezpieczono przed grabieżą i dewastacją duże obszary północno-zachodniej części kraju, tworzą jednocześnie solidne podstawy dla gospodarki rolnej osiedlającej się tam ludności polskiej8. Coraz szybszy napływ polskiej ludności na tzw. Ziemie Odzyskane spowodował, iż już pod koniec 1945 r. postanowiono przyspieszyć przekazywanie majątków dotychczas administrowanych przez wojsko, których łączna powierzchnia wynosiła w owym czasie prawie 2 mln ha, z czego zdecydowana większość znajdowała się w dyspozycji administracji Armii Czerwonej (około 1,8 mln ha), zaś jedynie niecałe 200 tys. ha posiadało WP. Było to poważnym problemem, gdyż stanowiło prawie 40% całości ówczesnych ziem uprawnych na Ziemiach Północnych i Zachodnich, dlatego też 1 III 1946 r. NDWP nakazało wszystkim jednostkom zlikwidować wojskowe gospodarstwa rolne, choć z drugiej strony nakazano kwatermistrzostwom stworzyć gospodarstwa przykoszarowe pod uprawy przeznaczone na bieżące potrzeby wojska, które miano wydzielić z posiadanych dotąd gospodarstw rolnych. Ponadto pozostawiono wojskowe majątki rolne przy centralnych i okręgowych szpitalach i sanatoriach, centralnych szkołach wojskowych, przy Głównym Zarządzie Polityczno-Wychowawczym oraz po trzy majątki rolne przy dowództwach sześciu okręgów wojskowych (oprócz OW VII, gdzie miano pozostawić tylko jeden majątek). Jednakże Ludowego Wojska Polskiego w zagospodarowaniu Ziem Zachodnich i Północnych, Warszawa 1964, s.12). 7 Do wiosny 1946 r. rozformowywana dywizja przekazała administracji cywilnej 2.790 koni, 26.184 sztuk bydła, 13.764 owce, 9.309 sztuk nierogacizny oraz 6.309 różnych maszyn rolniczych. 8 CAW, OW II, sygn. IV.510.2/A, t. 634. Rozkaz DOW II nr 6 z 13 X 1945 r., k. 12; Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 162–170; XXX lat Ludowego …, s. 47. Z kolei według Z. Misztala (U progu Polski Ludowej …, s. 198) we wrześniu 1945 r. 1 DRG posiadała w swej dyspozycji 303 majątki na Pomorzu Zachodnim, z czego do marca 1946 r. miano przekazać 282 majątki władzom cywilnym, zaś w dyspozycji wojska miano pozostawić 21 majątków. 99 z uwagi na ogromne trudności aprowizacyjne, władze wojskowe zezwoliły w uzasadnionych przypadkach pozostawić w rękach wojska większą liczbę gospodarstw rolnych, co było w praktyce częstym zjawiskiem. Z tego też względu trudno jest określić ich liczbę, gdyż ulegała ona częstym zmianom. Jak wynika z ustaleń Zygmunta Wojdalskiego – do maja 1946 r. liczba przekazanych wojskowych gospodarstw rolnych władzom cywilnym wzrosła do 576 (w tym 282 po byłej Dywizji Rolno-Gospodarczej), zaś do końca tego roku – do 853. Następnie w 1947 r. przekazano kolejnych 158 majątków rolnych, pozostawiając w dyspozycji wojska jedynie 14, w tym 6 zarządzanych przez poszczególne dowództwa poszczególnych okręgów: Ostrowie9 – w OW I, Gnojno – w OW II, Witanowice – w OW III, Biskupiec – w OW IV, Wągrzyce – w OW V oraz Niemce – w OW VII. Na przełomie 1947 i 1948 r. – realizując wcześniejsze plany – Ministerstwo Obrony Narodowej postanowiło przekazać resztę wojskowych gospodarstw rolnych władzom cywilnym do końca 1948 r. Postanowiono także, by owe działania podjąć dopiero po zakończeniu akcji żniwnej, co spowodowało, iż nastąpiło to w IV kwartale tego roku. Ostateczne protokolarne przekazanie tych majątków władzom cywilnym zakończono w lutym 1949 r., przez co ostatecznie zlikwidowano gospodarstwa pomocnicze WP10. Podobny proces przekazywania gospodarstw rolnych dotyczył także jednostek Armii Radzieckiej stacjonujących na terytorium Polski, w posiadaniu których w 1945 r. – jak wspomniano – znajdowała się większość poniemieckich majątków ziemskich. Proces ten przebiegał jednak bardzo opornie i to pomimo podpisania w tej sprawie 8 X 1945 r. odpowiednie umowy podpisanej z dowództwem Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej, na mocy której w dyspozycji wojsk radzieckich miały pozostać 564 majątki o łącznej powierzchni 112.800 ha. Umowa ta nie uwzględniała jednak faktu, iż duża część majątków rolnych znajdowało się w posiadaniu wojsk radzieckich podlegających marszałkowi Iwanowi Koniewowi (dowódca Centralnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej) i marszałkowi Gieorgijowi Żukowowi (naczelny dowódca radzieckich wojsk okupacyjnych w Niemczech). W rezultacie czego, liczba majątków znajdujących się w rękach wojsk sowieckich była dużo większa niż początkowo sądziły polskie władze. Tym niemniej, stronie polskiej udało się rozciągnąć obowiązywanie umowy z października 1945 r. na wszystkie majątki rolne administrowane przez stronę radziecką, dzięki czemu liczba przejętych gospodarstw była dużo większa. Według danych Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych – do końca grudnia 1945 __________ 9 Początkowo wyznaczono majątek Pawłowice, jednak na prośbę DOW I zamieniono go na majątek Ostrowie. 10 CAW: Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Osadnictwa Wojskowego, sygn. IV.500.7, t. 1. Rozkaz Ministerstwa Obrony Narodowej nr 8 z 25 I 1947 r., k. 171; Departament Organizacji i Planowania, sygn. IV.503.1/A, t. 115. Sprawozdanie z działalności Departamentu Intendentury za 1947 r., k. 63; sygn. 1898/99, Ludowe Wojsko Polskie 1945–1955, „Dzieło I”, cz. 4, Warszawa 1986, s. 193–195; Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 170–175. 100 r. przejęto od wojsk radzieckich formalnie 3.944 majątki (z czego faktycznie 3.108), zaś do dalszego przekazania pozostało jeszcze 1.788 gospodarstw. Z kolei według ustaleń Mariusza Krogulskiego – do 15 III 1946 r. strona polska przejęła formalnie 3.663 majątki rolne, z czego najwięcej na Dolnym Śląsku (1.475) oraz na Mazurach (1.015), jednak aż 1.946 innych majątków pozostało nadal w dyspozycji wojsk radzieckich. W tej sytuacji 26 IV 1946 r. podpisano kolejną umowę z dowództwem Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej, na mocy której zwiększono liczbę gospodarstw rolnych pozostawionych w dyspozycji wojsk radzieckich z 564 do 912 o łącznej powierzchni około 200 tys. ha. Trzeba tu dodać, iż zgodnie z umową Rosjanie mogli zatrzymać tylko duże gospodarstwa rolne o powierzchni przekraczającej 100 ha, zaś mniejsze – których liczba nie do końca była jasna – miały zostać przekazane stronie polskiej, jednak Sowieci dążąc do zatrzymania jak największej liczby gospodarstw – celowo zaniżali ich powierzchnię, gdyż w praktyce te mniejsze majątki były trudniejsze do zewidencjonowania. W rezultacie, według danych z 15 VI 1946 r. Armia Czerwona posiadała nadal 936 gospodarstw o powierzchni przekraczającej 100 ha, z czego 309 na Pomorzu Gdańskim, 235 na Dolnym Śląsku i 217 w Szczecińskiem, zaś 177 w innych regionach Polski. Jednak, jak wynika z informacji Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych w końcu tego roku wojska radzieckie zajmowały faktycznie około 400 tys. ha, z czego połowę użytkowali bezprawnie. W kolejnych trzech latach, w wyniku podpisania dwóch kolejnych umów (z 8 kwietnia i 9 IX 1947 r.) liczba formalnie posiadanych przez wojska radzieckie majątków ziemskich zmalała w styczniu 1949 r. do 308 o ogólnej powierzchni 88 tys. ha, zaś we wrześniu tego roku do 242 gospodarstw o powierzchni 67 tys. ha, lecz w rzeczywistości była ona znacznie wyższa. Potwierdzają to ustalenia Z.Wojdalskiego, który podał, iż tylko w latach 1947–1948 przejęto od jednostek radzieckich 669 tys. ha, a więc dużo więcej niż wynosiły wspomniane polskie szacunki stanu posiadania majątków rolnych w rękach wojsk radzieckich z końca 1946 r. Na zakończenie tego wątku warto tu jeszcze dodać, iż problemom związanym z przekazywaniem przez stronę radziecką gospodarstw rolnych, towarzyszyło stałe niepłacenie przez nią podatków za ich użytkowanie, co powodowało rosnące zadłużenie z tego tytułu niemożliwe w praktyce do ściągnięcia (za sam rok 1947 r. wyliczono je na 185 mln zł)11. Przygotowując się do gospodarczego ożywienia ziem poniemieckich – jeszcze w trakcie trwania działań wojennych na tym terenie – NDWP nakazało już 13 III 1945 r. dowódcy 1 Armii WP, by kategorycznie zabronić demontażu __________ 11 M. Krogulski, Armia Radziecka w Polsce 1944–1956. Dokumenty i materiały, Warszawa 2003, s. 47–48, 120–122, 133–135 i 187–188; tenże, Okupacja w imię sojuszu. Armia Radziecka w Polsce 1944–1956, Warszawa 2000, s. 66–87; G. Baziur, Armia Czerwona na Pomorzu Gdańskim 1945–1947, Warszawa 2003, s. 238; tenże, Stacjonowanie jednostek Armii Czerwonej na terenie województwa gdańskiego w latach 1945–1947, „Dzieje Najnowsze” 2000, R. XXXII, nr 4, s. 165; Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 175. 101 urządzeń w zakładach przemysłowych i rolno-spożywczych oraz zabierania gotowych produktów lub surowców bez odpowiedniego zezwolenia, co miało z jednej strony uchronić je przed dewastacją i samowolnym zużyciem przejętych zapasów, zaś z drugiej – zapewnić warunki do jak najszybszego podjęcia w nich produkcji. Jednak zasadnicze znaczenie dla szerszego wykorzystania wojska do prac rolnych miał rozkaz NDWP nr 59 z 31 marca, który określał szczegółowe zadania dla sił zbrojnych w tym zakresie. Czytamy w nim m.in.: „Mając na uwadze specjalne społeczno-gospodarcze i polityczne znaczenie dokonania siewu wiosennego w roku 1945 przy udziale Wojska Polskiego rozkazuję: 1. Wszyscy dowódcy oddziałów, formacji i szefowie instytucji wojskowych wejdą natychmiast w porozumienie z władzami miejscowymi (…) celem opracowania planu okazania maksymalnej pomocy »tak w sile pociągowej, jak i w ludzkiej« przy uprawie i obsiewie ziemi gospodarstw ekonomiczne słabych, w pierwszym rzędzie rodzin wojskowych, walczących na froncie, gospodarstw powstałych z reformy rolnej i innych (…) 2. Bezwzględnie zabraniam zużywania do celów konsumpcyjnych ziarna siewnego znajdującego się na terenie majątków zajętych przez Wojsko Polskie na oswobodzonych ziemiach zachodniej Polski. Ziarno nadające się do wiosennego siewu przekazać miejscowym władzom albo pełnomocnikom Akcji Siewnej”12. Do wiosennych prac rolnych na terenie całego kraju władze polskie przywiązywały wielką wagę, lecz szczególne znaczenie nabierała akcja siewna na tzw. Ziemiach Odzyskanych, której nadano duży rozgłos propagandowy. Dla jej potrzeb wojsko otrzymało 1000 ton owsa, 500 ton jęczmienia i 300 ton kukurydzy. Pierwsze prace siewne przeprowadzili żołnierze 1 Armii WP w kwietniu 1945 r., którzy po przełamaniu Wału Pomorskiego organizowali na Pomorzu obronę wybrzeża Bałtyku, zajmując się również zagospodarowywaniem owego terenu. Wszystkim związkom taktycznym i mniejszym jednostkom wyznaczono do uprawy pewien areał ziemi wynoszący w przypadku dywizji piechoty po 450 ha obsianych zbożem i 50 ha obsadzonych ziemniakami, zaś poszczególne brygady artylerii miały obsiać zbożem po 20 ha oraz obsadzić ziemniakami 15–20 ha. Na skutek intensywnej akcji propagandowej prowadzonej wśród żołnierzy – zaczęli oni podejmować zobowiązania wydatnie zwiększające zaplanowane zadania, dzięki czemu każda z dywizji miała obsiać po około 1.400 ha oraz kolejne 100 ha obsadzić ziemniakami. Podobne inicjatywy podejmowali żołnierzy mniejszych jednostek, zobowiązując się przekroczyć wyznaczony im zakres prac rolnych od 100 do 150%. Prace siewne prowadzono w owym czasie w przerwach pomiędzy przegrupowaniami jednostek przy pomocy specjalnie do tego wydzielonych grup żołnierzy, którzy do połowy kwietnia 5.306 ha obsiali zbożem, zaś __________ 12 Cyt. za: A. Ogrodowczyk, Pomorze przywrócone. Wkład Wojska Polskiego w przejęcie i zagospodarowanie Pomorza Zachodniego w latach 1945–1947, Warszawa 1974, s. 148–149; H. Dominiczak, W walce o Polskę Ludową. Udział Wojska Polskiego w przeobrażeniach ustrojowo-społecznych i gospodarczych 1944–1948, Warszawa 1980, s. 202–203. 102 147 ha obsadzili ziemniakami. Dalsze prace siewne na terenie Pomorza Zachodniego z uwagi na przegrupowanie większości jednostek bojowych 1 Armii WP zostały w połowie kwietnia wstrzymane, zaś zasadniczy ciężar wiosennych prac rolnych spoczął na nowo utworzonej 1 Dywizji Rolno-Gospodarczej. Jej pododdziały wczesną wiosną zaorały na Pomorzu Zachodnim około 15 tys. ha oraz obsiały zbożem lub obsadziły ziemniakami 41.255 ha, co łącznie z wcześniejszymi pracami siewnymi jednostek 1 Armii WP dawało ogółem 46.708 ha obsianej ziemi13. Na większą skalę do prac rolnych zaangażowano żołnierzy WP latem 1945 r., kiedy to wraz z powrotem jednostek bojowych do kraju – część z nich skierowano do udziału w akcji żniwnej, związanej z procesem zagospodarowywania tzw. Ziem Odzyskanych. Polskie osadnictwo na tym terenie dopiero nabierało rozmachu i choć polscy osadnicy niemal z marszu przystępowali do prac żniwnych, to jednak ich stosunkowo mała jeszcze liczba oraz brak siły pociągowej powodowały obawy, iż niewiele uda się zebrać z dojrzewających właśnie upraw. W tej sytuacji udział żołnierzy WP, dysponującego odpowiednią liczbą ludzi i siły pociągowej stawał się niezwykle ważny, co znalazło swój wyraz w rozkazie NDWP nr 145 z 12 VI 1945 r., w którym czytamy m.in.:, nadając jej duży rozgłos propagandowy: „Nadchodzi kampania żniwna, której powodzenie zadecyduje o tym, czy bogaty urodzaj tegoroczny da zniszczonemu krajowi chleb – podstawowy warunek pracy i odbudowy. […] Pomimo trudności, braku narzędzi, sprzężaju, ludzi, obsialiśmy nasze pola. W akcji siewnej niemałą rolę odegrała pomoc wojska. W obecnej kampanii żniwnej wojsko również musi pomóc wydatnie społeczeństwu. Ani jeden zagon zbóż nie może pozostać nie zebrany, ani jeden snop nie może zmarnieć na polu”14. Rozmiary pomocy wojska w akcji żniwnej miały zostać ustalone w porozumieniu z cywilnymi władzami administracyjnymi znajdującymi się na terenie dawnych ziem niemieckich, które informowały, iż z powodu braku wystarczającej ilości siły roboczej i pociągowej nie będą w stanie zebrać całości upraw, domagając się przy tym niemal wprost wsparcia ze strony sił zbrojnych. Już w połowie czerwca 1945 r. – na polecenie Rządu Tymczasowego – NDWP opracowało projekt zbioru zbóż na obszarze tzw. Ziem Odzyskanych, w czym główną rolę – oprócz znajdującej się na Pomorzu Zachodnim 1 Dywizji RolnoGospodarczej – miały odegrać jednostki 1 i 2 Armii WP. Każda z nich – w wyznaczonym dla niej rejonie – miała w porozumieniu z miejscowymi władzami cywilnymi pomagać w pracach żniwnych wspomagając również w tym zakresie polskich osadników. O skali zaangażowania wojska może świadczyć fakt, iż __________ 13 Z. Wojdalski, Wkład ludowego Wojska Polskiego w rozwój życia gospodarczego ziem zachodnich i północnych, [w:] Ludowe Wojsko Polskie w walce, służbie i pracy na Ziemiach Zachodnich i Północnych 1945–1950, red. S. Gać, Poznań 1983, s. 250–256; H. Dominiczak, W walce o Polskę Ludową …, s. 203; A. Ogrodowczyk, Pomorze przywrócone …, s. 151–153. 14 Cyt. za: H. Dominiczak, W walce o Polskę Ludową …, s. 204. 103 tylko w lipcu i sierpniu żołnierze 2 Armii WP zebrali zboże z prawie 80 tys. ha15, zaś żołnierze 1 Armii WP z ponad 16 tys. ha. Ponadto, wydzielone grupy rolne z różnych jednostek WP na Warmii i Mazurach skosiły zboże z 45.570 ha16, zaś pododdziały Dywizji Rolno-Gospodarczej z prawie 36.436 ha na terenie Pomorza Zachodniego. Łącznie latem 1945 r. obszar objęty pracami rolnymi wynosił – według różnych źródeł – od 178 do 185 tys. ha, z czego około 76 tys. ha (41%) znajdowało się na terenie Pomorza, po około 45,5 tys. ha (czyli po prawie 25%) na Dolnym Śląsku oraz Warmii i Mazurach, a także około 17 tys. ha (9%) na Ziemi Lubuskiej – co jak na ówczesne warunki niewątpliwie było znaczącym wkładem wojska w zagospodarowanie ziem poniemieckich, a także w poprawę ówczesnej bardzo złej sytuacji żywnościowej kraju. Trzeba tu dodać, iż całokształt prac żniwnych wykonanych przez jednostki wojskowe był dużo większy niż podawały oficjalne sprawozdania, gdyż żołnierze w szerokim zakresie udzielali pomocy w pracach rolnych polskim osadnikom, czego już najczęściej nie uwzględniano w sprawozdaniach i meldunkach17. W akcji żniwnej 1945 r. okręgi wojskowe nie odegrały większej roli, gdyż formalnie dopiero rozkazem NDWP z 22 sierpnia – wraz z podziałem kraju na siedem okręgów wojskowych – podporządkowano im także dawne ziemie poniemieckie: Warmię i Mazury włączono w skład OW I, Pomorze Zachodnie i Środkowe – do OW II, Ziemię Lubuską – do OW III, zaś Dolny i Górny Śląsk – do OW IV, choć w niewielkim zakresie żołnierze jednostek zapasowych pomagali w pracach żniwnych na terenie województw centralnych. O widocznym __________ 15 W tym m.in.: 5 DP – 6.398 ha, 7 DP – 7.358 ha,11 DP – 14.541 ha, 12 DP – 12.040 ha (B.Bełczewski, Udział Ludowego Wojska …, s. 23). Nieco odmienne dane na ten temat podał ten sam autor w innej swoje pracy (WBBH, sygn. IV.3.56, B.Bełczewski, Osadnictwo wojskowe …, s. 19), gdyż żołnierze 7 DP mieli skosić zboże z 6.114 ha, 11 DP – z 14.451 ha, 12 DP – z 8.500 ha. Tu także informacja, iż ogółem żołnierze 2 Armii WP skosili wówczas zboże tylko z 41.149 ha. 16 Ogółem na Warmii i Mazurach latem 1945 r. zebrano zboże z 213.437 ha, w tym: ludność cywilna z 70.160 ha, jednostki Armii Czerwonej z 97.707 ha oraz jednostki WP z 45.570 ha – m.in. żołnierze 15 DP z 19.602 ha, a 14 DP z 25.968 (WBBH, sygn. 47, W.Ząbek, Warszawski Okręg Wojskowy w latach 1945–1949, s. 427–428; L.Grot, Z dziejów Warszawskiego Okręgu Wojskowego, Warszawa 1972, s. 75). Nieco odmienne dane na ten temat podał H.Wichrowski (Ludowe Wojsko Polskie na Warmii, Mazurach i Powiślu 1945–1948, WPH 1981, R. XXVI, nr 2 s. 41), według które WP skosiło zboże z 48.286 ha. 17 Według H. Dominiczaka (W walce o Polskę Ludową …, s. 205) w kampanii żniwnej 1945 r. wojsko zebrało plony ze 185 tys. ha, według Z. Wojdalskiego (Wojsko społeczeństwu …, s. 184) – ze 178.006 ha, według A. Ogrodowczyka (Żołnierze Wojska Polskiego na Śląsku Opolskim i Dolnym 1945–1948, Opole 1978, s. 143) – ze 183.990 ha. Z kolei według B. Bełczewskiego (Udział Ludowego Wojska …, s. 15) w ramach żniw w 1945 r. wojsko miało skosić 122 tys. ha, w czym wziąć udział miało 13.713 żołnierzy. Odmienne dane znajdujemy także w pracy H. Dominiczaka, (Wróciliśmy na Ziemię Lubuską. Udział Wojska Polskiego w zasiedlaniu i zagospodarowaniu Ziemi Lubuskiej 1945–1948, Warszawa 1974, s. 167), według którego skosili oni na terenie Ziemi Lubuskiej zboże z 25 tys. ha. 104 wzroście roli okręgów wojskowych w owych pracach można mówić dopiero od września tego roku wraz z kolejnym etapem zaangażowania wojska do jesiennych prac rolnych na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Stacjonujące tu jednostki już we wrześniu 1945 r. jesiennych siewów, w ramach których żołnierze obsiali ogółem około 94.400 ha, z czego aż 55 tys. ha18 (czyli 58%) na terenie Pomorza Zachodniego w OW II, 16 tys. ha19 (17%) – na Warmii i Mazurach w OW I, 13.400 ha (14%) na Dolnym Śląsku w OW IV oraz około 10 tys. ha (11%) na Ziemi Lubuskiej w OW III. Jak widać, najwięcej prac rolnych wojsko przeprowadziło w 1945 r. na obszarze OW II, co wynikało z dwóch zasadniczych przyczyn: po pierwsze – okręg ten objął znaczna część tzw. Ziem Odzyskanych w postaci całego Pomorza Zachodniego, zaś po drugie – powolnego rozwoju polskiego osadnictwa, co niejako zmuszało władze polskie do stosunkowo dużego zaangażowania wojska do prac rolnych. Równie intensywnie wykorzystywano w tym zakresie żołnierzy także i w pozostałych trzech okręgach (OW I, III i IV) w skład których włączono pozostałą część zachodnich i północnych, przy czym najmniejszą rolę spośród wspomnianych czterech okręgów w pracach rolnych prowadzonych przez wojsko odgrywał OW III, co było spowodowane faktem, iż w jego składzie znalazł się najmniejszy fragment tzw. Ziem Odzyskanych w postaci Ziemi Lubuskiej20. Jednostki podległe okręgom wojskowym wykorzystywano do prac rolnych także i w kolejnych latach, w głównej mierze na terenie Ziem Północnych i Zachodnich, choć i na pozostałym obszarze kraju pomagali oni w niewielkim zakresie w akcjach rolnych. Już 20 II 1946 r. dowództwa okręgów wojskowych otrzymały wytyczne w sprawie przygotowania podległych jednostek do wiosennej akcji ornej i siewnej, do której miały wydzielić grupy żołnierzy zaopatrzonych w sprzęt i niezbędną siłę pociągową, a także koordynować ich prace na obszarze własnych okręgów w porozumieniu z wojewódzkimi pełnomocnikami ds. akcji siewnej. Podobnie jak w roku poprzednim, także i teraz aparat polityczno-wychowawczy w okręgach wojskowych rozwijał wśród żołnierzy – za pomocą odpowiedniej propagandy – hasła współzawodnictwa pracy, starając się nadać owym akcjom ideologiczny wydźwięk. Czterem okręgom, w składzie których znalazły się dawne ziemie niemieckie, NDWP nakazało obsiać ogółem 60 tys. ha, z czego po 20 tys. ha w OW II i IV oraz po 10 tys. ha – w OW I i III, podczas gdy pozostałym trzem okręgom obejmującym tzw. ziemie dawne (OW V, VI i VII) nie wyznaczono określonego areału ziemi do obsiania, lecz jedynie naka- __________ 18 Z tego aż 45 tys. ha obsiali żołnierze 1 Dywizji Rolno-Gospodarczej. Według H. Wichrowskiego (Ludowe Wojsko Polskie na Warmii, Mazurach i Powiślu 1945–1948, WPH 1981, R. XXVI, nr 2, s. 43) na terenie OW I wojsko zaorało 16.945 ha i obsiało 17.091 ha. 20 CAW, sygn. 1898/99, „Dzieło I”, cz. 4, s. 186; Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 185. 19 105 zano podjąć współdziałanie z wojewódzkimi pełnomocnikami ds. akcji siewnej, by w razie potrzeby udzielić wsparcia przy wiosennych pracach rolnych21. Mapa 1. Podział kraju na okręgi wojskowe od sierpnia 1945 r. do listopada 1946 r. Ponieważ jednak, na tzw. Ziemiach Odzyskanych tysiące hektarów ziemi leżało odłogiem, dzięki wysiłkowi żołnierzy znacznie przekroczono planowany zakres wiosennych prac rolnych, gdyż od końca marca do połowy maja 1946 r. w OW IV zaorali oni 47.007 ha (z czego obsiano 45.594 ha), w OW I – 11.518 ha, w OW II – 28.816 ha (z czego obsiano 20.629 ha) oraz w OW III – 15.028 ha (z czego obsiano 13.831 ha). Ogółem, do owej akcji siewnej we wspomnianych __________ 21 CAW: 7 DP, sygn. IV.521.7, t. 55. Instrukcja w sprawie akcji siewu wiosennego z 4 III 1946 r., k. 56; sygn. 1898/99, „Dzieło I”, cz. 4, s. 187; H. Wichrowski, Ludowe Wojsko Polskie …, s. 46; Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 186; B. Bełczewski, Udział Ludowego Wojska …, s. 23. Brak danych na temat efektów wiosennej akcji siewnej w OW V, VI i VII. 106 czterech okręgach skierowano 3.850 żołnierzy, w tym 1.666 w OW II, 848 w OW IV, 799 w OW I i 577 w OW III. Dzięki ich zaangażowaniu, znacznie przekroczono areał ziemi przewidziany w planie wiosennych prac rolnych, gdyż zamiast 60 tys. ha – w czterech owych okręgach (OW I, II, III i IV) zaorano aż 102.369 ha (czyli aż o 70% więcej niż planowano), z czego obsiano 91.572 ha (o 51% więcej od wstępnych założeń. W największym stopniu przekroczono plan w OW IV, gdzie – wobec początkowych zamierzeń wynoszących 20 tys. ha – wykonano go w 235% w zakresie orki oraz 226% w odniesieniu do areału obsianej ziemi. W pozostałych trzech okręgach (OW I, II i III) wykonanie planu było już niższe i wahało się w granicach od 115 do 150%. Osiągnięcia te nagłośniono propagandowo w całym kraju, zaś na ręce ministra Obrony Narodowej, dowódców OW I, II, III i IV oraz dowódców poszczególnych jednostek napływały liczne listy z podziękowaniami od cywilnych władz administracyjnych oraz osadników, którym wojsko udzieliło pomocy. Natomiast w trzech pozostałych okręgach wojskowych skala prac rolnych z udziałem żołnierzy WP – była jak wcześniej wspomniano – znacznie mniejsza, gdyż w tym samym czasie zaorali oni jedynie 4.806 ha (w tym 1.951 ha w OW V, 1.852 w OW VII i 1.003 ha w OW VI), z czego obsiano 3.889 ha (1.852 ha w OW VII, 1.094 ha w OW V i 943 ha w OW VI). Ogółem do wiosennych prac rolnych w owych trzech okręgach wojskowych użyto 800 żołnierzy WP, z czego 564 w OW V, 140 w OW VII i 96 w OW VI. Pokazuje to wyraźnie, iż poza OW I, II, III i IV zaangażowanie wojska do prac rolnych było stosunkowo niewielkie, co wynikało z prozaicznego powodu, iż większość ziemi na obszarze OW V i VI i VII znajdowała się w rękach rolników indywidualnych22. Pomoc wojska okazała się niezbędna także w akcji żniwnej 1946 r., w ramach której 1 lipca powołano we wszystkich okręgach wojskowych sztaby koordynujące prace żniwne na obszarze danego okręgu. Także i tym razem zasadniczy wysiłek wojska skoncentrowany został na ziemiach poniemieckich, gdzie żołnierze mieli zebrać zboże z 62 tys. ha, w tym z 22 tys. ha w OW IV, z 20 tys. ha w OW II, zaś w OW I i III z obszaru wynoszącego po 10 tys. ha. Podobnie jak __________ 22 CAW: Gabinet Ministra Obrony Narodowej, sygn. IV.500.1/A, t. 130. Sprawozdanie GZPW za kwiecień 1946 r.; Główny Zarząd Polityczno-Wychowawczy, sygn. IV.502.1, t. 315. Meldunek dzienny nr 42 z 29 III 1946 r., k. 134; OW III, sygn. IV.510.3, t. 10. Zestawienie wyników akcji siewnej w OW III za okres od 1 kwietnia do 15 VI 1946 r.; sygn. 1898/99, „Dzieło I”, cz. 4, s. 187; WBBH, sygn. 47, W. Ząbek, Warszawski Okręg Wojskowy …, s. 429–430; ABAON, sygn. 8513. E. Basik, Udział Wojska Polskiego w zasiedlaniu i zagospodarowaniu oraz utrwalaniu władzy ludowej na Dolnym Śląsku w latach 1945–1947, s. 207; AUŁ, sygn. 225a. Z. Pytasz, Udział Wojska Polskiego w życiu społeczno-politycznym i gospodarczym na Ziemi Łódzkiej w latach 1945–1948, Łódź 1984, s. 319; Z.Wojdalski, Wkład ludowego Wojska …, [w:] Ludowe Wojsko Polskie w walce …, s. 276–282; H. Dominiczak, W walce o Polskę Ludową …, s. 207–208 (autor ten podaje dużo mniejsze dane na temat wiosennych prac rolnych w 1946 r., gdyż według niego wojsko wiosna tego roku na terenie całego kraju jedynie około 70 tys. ha); 107 w roku poprzednim, w jednostkach utworzono brygady żniwne oraz ruchome warsztaty remontowe, które miały zajmować się bieżącą naprawą sprzętu bezpośrednio na polu. Na szeroką skalę rozwinięto ponownie w brygadach żniwnych współzawodnictwo, zaś nazwiska wyróżniających się żołnierzy były umieszczanie na specjalnych tablicach obok ilości skoszonych zbóż. Udział wojska w żniwach 1946 r. był niezwykle ważny także z powodu plagi myszy, która powodowało ogromne straty w zbożu, zaś pomoc wojska pozwoliła uratować wiele cennego ziarna. Do akcji żniwnej dowództwa okręgów wojskowych wydzieliły łącznie 8.877 żołnierzy, 8.236 koni i 140 traktorów, w tym np. tylko w OW IV prawie 3 tys. żołnierzy, z których utworzono 125 brygad żniwnych i 33 brygady remontowe, zaś w OW III około 1,5 tys. żołnierzy. Dzięki mobilizacji tak znacznych sił, latem 1946 r. wojsko przekroczyło o ponad 60% plan zbioru zbóż, kosząc na obszarze tzw. Ziemiach Odzyskanych zboże z powierzchni aż 100.373 ha (w tym z 58.997 ha w OW IV, z 16.256 ha w OW I, z 15.591 ha w OW II i z 9.529 ha w OW III)23. Kończąc żniwa w 1946 r. żołnierze WP nie zeszli jeszcze z pól, gdyż wzięli w szerokim zakresie udział w kolejnych pracach rolnych związanych z jesienną orką i zasiewami, w ramach których wojsko zostało zobowiązane do zaorania i obsiania zbożem ozimym 50 tys. ha na terenie tzw. Ziem Odzyskanych, z czego po 15 tys. ha w OW III i IV oraz 10 tys. ha w OW I i II. Dzięki zaangażowaniu i poświeceniu żołnierzy, władze wojskowe zwiększyły wspomniany plan do 55 tys. ha, który miano zrealizować dodatkowymi pracami. Ostatecznie – po raz kolejny – przekroczono wyznaczone plany, gdyż wojsko zaorało jesienią tego roku ogółem 69.181 ha, z czego 55.662 ha obsiali zbożem ozimym, przekraczając wcześniejsze limity ustalone przez Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów. W odniesieniu do poszczególnych okręgów wojskowych można przyjąć, iż wyznaczone im plany zasiewów jesiennych zostały w niech nie tylko w pełni wykonane, ale także nieznacznie przekroczone24. __________ 23 CAW, sygn. 1898/99, „Dzieło I”, cz. 4, s. 188–189; Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 192–195. Według H. Dominiczaka (W walce o Polskę Ludową …, s. 208) w OW II – wojsko zebrało zboże z 13 tys. ha, w OW III – z 11 tys. ha oraz w OW IV – z 26 tys. ha (danych z OW I nie podano), według A. Ogrodowczyka (Pomorze przywrócone …, s. 183) – w OW IV żołnierze zebrali zboże z 46.234 ha, a w OW II – z około 13 tys. ha, zaś według J. Poksińskiego (Świadczenia gospodarcze Pomorskiego Okręgu Wojskowego w latach 1945– 1948, „Zeszyty Naukowe WAP” 1984, nr 117, s. 51–52) – w OW II skosili zboże z 22.464 ha. 24 Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 194–195; D. Mierzejewski, S.Sadowski, Zarys historii Pomorskiego Okręgu Wojskowego 1919–1994, Bydgoszcz 1994, s. 145; A. Ogrodowczyk, Żołnierze Wojska Polskiego na Śląsku …, s. 151. Natomiast według B. Bełczewskiego (WBBH, sygn. IV.3.56, Osadnictwo wojskowe na …, s. 21) wojsko miało obsiać jesienią 1946 r. na tzw. Ziemiach Odzyskanych aż 80 tys. ha ziemi. 108 Mapa 2. Podział kraju na okręgi wojskowe od listopada 1946 r. do kwietnia 1949 r. Również w 1947 r. wojsko zaangażowano na szeroką skalę do prac rolnych, lecz tym razem zmieniała ona nieco swój charakter, gdyż dowództwa okręgów wojskowych otrzymały wytyczne, by skoncentrować wysiłek na pomocy gospodarstwom państwowym oraz gospodarstwom należącym do osadników wojskowych. Zakres prac wyznaczonych dla wojska uchwałą Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów z 28 I 1947 r. w ramach wiosennych prac rolnych był tym razem znacznie mniejszy niż w roku poprzednim, gdyż żołnierze mieli zaorać i obsiać na tzw. Ziemiach Odzyskanych 30 tys. ha (dla porównania w 1946 r. było to 60 tys. ha), z czego 10 tys. ha w OW II, po 8 tys. ha w OW I i IV oraz 4 tys. w OW III. Jednak tym razem, według Z.Wojdalskiego – żołnierze zaorali jedynie 11.090 tys. ha oraz obsiali 9.106 ha, co oznaczało wykonanie założeń jedynie w 30%, choć według Jerzego Poksińskiego – oprócz wspomnianego areału odnoszącego się do państwowych gospodarstw rolnych – żołnierze mieli dodatkowo zaorać 5.699 ha oraz obsiać kolejne 4.251 ha w gospodarstwach osadników woj109 skowych, przez co ogółem miano zaorać prawie 16,7 tys. ha i obsiać 13,4 tys. ha, a więc jedynie około połowy planowanego areału25. W 1947 r. nastąpił więc wyraźny spadek zaangażowania wojska do prac rolnych, które zasadniczo miało miejsce na ziemiach wchodzących w skład w OW I, II, III i IV – zapewne podobne prace rolne żołnierze WP wykonywali również i na pozostałym obszarze kraju, lecz z braku danych na ten temat, trudno stwierdzić, jak duży był ich zakres. Dla przykładu można podać, iż o ile wiosną 1947 r. na ziemiach północnych i zachodnich żołnierze obsiali – według różnych źródeł – od 9,1 do 13,4 tys. ha, to w tym samym czasie na terenie całego województwa kieleckiego – jedynie 300 ha26. Zapewne także w pozostałych województwach obejmujących dawny obszar II RP pomoc wojska w pracach rolnych miała równie niewielką skalę, tym bardziej, iż w 1947 r. widać było wyraźną tendencję do ograniczania zaangażowania sił zbrojnych do akcji rolnych. Znalazła ona swój wyraz w najbliższej akcji żniwnej, kiedy to żołnierze w OW I, II, III i IV skosili zboże już tylko z 21.569 ha, zaś w ramach jesiennych prac rolnych zaorali zaledwie 2.931 ha i obsiali 2.364 ha. Zmniejszenie udziału wojska w pracach rolnych wynikało przede wszystkim z postępującego procesu zagospodarowywania tzw. Ziem Odzyskanych oraz z konieczności ograniczenia tego typu działalności, która utrudniała planowe szkolenie armii, wobec czego do wspomnianych prac zaczęto w coraz większym zakresie wykorzystywać junaków z hufców Przysposobienia Rolniczo-Wojskowego powstałego 14 III 1947 r. Miało ono – w myśl założeń – współuczestniczyć w procesie poziomu gospodarczego wsi poprzez powszechne kształcenie zawodowe młodzieży wiejskiej, którą miano jednocześnie objąć wychowaniem ideologicznym oraz wychowaniem fizycznym i przysposobieniem wojskowym. Najtrafniej intencje te wyrażały materiały szkoleniowe dla instruktorów owego przysposobienia, w myśl których miało ono: „ (…) przygotować nie tylko przyszłego rolnika i żołnierza, ale także stać się szkołą wychowania obywatelskiego, dającą podstawowe wiadomości o odrodzonej Ojczyźnie, o roli i perspektywach wsi w Polsce”27. Pomocy powstającemu Przysposobieniu Rolniczo-Wojskowemu w zakresie szkolenia ideologicznego miał udzielać aparat wojskowo-wychowawczy poszczególnych okręgów wojskowych oraz powstałe we wszystkich okręgach Koła Pracy Społecznej prowadzące swą działalność w duchu kształtowania wśród swych człon__________ 25 Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 195; J.Poksiński, Świadczenia gospodarcze Pomorskiego …, s. 52–53. Wynikało to zapewne z coraz mniejszej liczby żołnierzy skierowanych do prac rolnych, gdyż dla przykładu – w OW I w 1947 r. wiosenna akcja siewna prowadzona była jedynie przez wydzielone siły 1 DP (30 ludzi) oraz 15 i 18 DP (po 32 ludzi), podczas gdy pozostałe jednostki podległe OW I prowadziły ją jedynie dorywczo (WBBH, sygn. 47, W. Ząbek, Warszawski Okręg Wojskowy …, s. 430). 26 ABAON, sygn. 7878. L.Sadlak, 2 Warszawska Dywizja Piechoty im. Gen. J. H. Dąbrowskiego w walce o utrwalenie władzy ludowej, s. 109. 27 M. Kaliński, Przysposobienie Rolniczo-Wojskowe (1947–1948). Zarys historii, dokumenty i materiały, Warszawa 2002, s. 29. 110 ków światopoglądu marksistowskiego28. Tym samym, poprzez Przysposobienie Rolniczo-Wojskowe włączono młodzież wiejską do pracy nad przebudową społeczno-gospodarczą kraju29. Od 1948 r. pomoc wojska w pracach rolnych została ograniczona do niezbędnego minimum, co wraz z przekazaniem w latach 1947–1948 majątków ziemskich znajdujących się w dyspozycji wojska władzom cywilnym – oznaczało zamknięcie pewnego etapu w procesie udziału wojska w zagospodarowywaniu Ziem Północnych i Zachodnich. Zasadniczo od 1948 r. pomoc wojska skupiała się z jednej strony na udzielaniu doraźnej pomocy państwowym gospodarstwom rolnym, spółdzielniom produkcyjnym oraz gospodarstwom indywidualnym w okresie spiętrzenia prac rolnych, zaś z drugiej – na udzielaniu pomocy technicznej w uruchamianiu i remontach sprzętu rolniczego. Od tej pory wojsko – w ramach akcji likwidacji pozostających jeszcze odłogów – przeciętnie w ciągu kilku najbliższych lat prowadziło prace rolne w tym zakresie na obszarze około 600–650 ha, choć jeszcze w 1948 r. uprawiało ono ogółem około 8 tys. ha (głównie na terenie OW IV). W dalszym ciągu pomoc wojska odgrywała istotną rolę w okresie spiętrzenia prac żniwnych, gdyż pomimo kierowania od tego roku do prac żniwnych junaków z Powszechnej Organizacji „Służba Polsce” – nadal odczuwano brak wystarczającej liczby rąk do pracy, toteż wybrane pododdziały wojskowe kierowano nadal do tychże prac. Ogółem ramach akcji żniwnej 1948 r. żołnierze pomagali przy skoszeniu zboża z około 21 tys. ha. Także i w kolejnych latach wystąpiły problemy z terminowym wykonaniem wszystkich prac rolnych, lecz skala pomocy wojska była już tym razem niewielka i ograniczała się głównie do działalności wojskowych brygad remontowych pomagającym w pracy państwowym i spółdzielczym ośrodkom maszynowo-rolniczym30. Ocena całokształtu udziału wojska w pracach rolnych w latach 1945–1948 jest niezmiernie trudna z uwagi na brak szczegółowych zestawień statystycznych na ten temat. Przedstawione powyżej dane liczbowe związane z efektami udziału żołnierzy WP w akcjach rolnych oparte były na podstawie rozproszonych i trudnych do zweryfikowania danych cząstkowych, a przez to obciążone pewnym ryzykiem błędu. Oprócz podanych wcześniej informacji na temat zaangażowania wojska do prac rolnych, żołnierze prowadzili je także na tzw. ziemiach dawnych II RP, a także pomagali przez cały ten okres w podobnych pracach osadnikom wojskowym na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Ponadto, oprócz siewu i zbioru zbóż – brali oni udział również w sadzeniu i zbiorach ziemniaków oraz w siano- __________ 28 Koła Pomocy Społecznej istniały do 1949 r. J. Poksiński, Świadczenia gospodarcze Pomorskiego …, s. 53; Z.Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 195. Szerzej na temat Przysposobienia Rolniczo-Wojskowego patrz: M.Kaliński, Przysposobienie Rolniczo-Wojskowe …, s. 28 i nast. 30 Z. Wojdalski, Wojsko społeczeństwu …, s. 195; tenże, Wkład ludowego Wojska …, [w:] Ludowe Wojsko Polskie w walce …, s. 290–293; J.Poksiński, Świadczenia gospodarcze Pomorskiego …, s. 53; M. Kaliński, Przysposobienie Rolniczo-Wojskowe …, s. 28 i nast. 29 111 kosach, przez co ogólna ocena wysiłku wojska w akcjach rolnych jest – jak wcześniej podano – niezmiernie trudna. Jedyne pełniejsze dane na ten temat można znaleźć w pracach Bronisława Bełczewskiego i Romana Lesia, według których żołnierze mieli obsiać w latach 1945–1947 około 414 tys. ha ziemi, z czego około 257 tys. ha w 1945 r., co miało stanowić w owym czasie niemal 14,5% całości prac siewnych przeprowadzonych na tzw. Ziemiach Odzyskanych oraz około 157 tys. ha w latach 1946–1947 (5,0%). Trudno jednak stwierdzić na jakiej podstawie autorzy ci oparli swoje wyliczenia, gdyż z kolei według Z.Wojdalskiego – w ocenie władz wojskowych – w latach 1946–1947 żołnierze mieli zaorać i uprawiać 187.450 ha gruntów rolnych. Oprócz tego, jednostki wojskowe w akcjach żniwnych zebrały w pierwszych trzech latach powojennych zboże z około 300 tys. ha, z czego około 178–185 tys. ha w 1945 r. oraz około 120 tys. ha w latach 1946–1947. Równie trudno podsumować wkład poszczególnych okręgów wojskowych w pracach rolnych, gdyż na podstawie fragmentarycznych danych można jedynie z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, iż w latach 1945–1948 spośród czterech okręgów wojskowych obejmujących tzw. Ziemie Odzyskane około 2/3 globalnego wysiłku wojska w zakresie akcji rolnych przypadło na żołnierzy OW II i IV, zaś około 1/3 – na żołnierzy OW I i III (rola pozostałych okręgów w owych akcjach była niewielka)31. Kończąc omawianie problematyki akcji rolnych, trzeba jeszcze wspomnieć o udziale wojska w zbieraniu świadczeń rzeczowych w latach 1944–1946. Świadczenia te zostały wprowadzone dekretem PKWN z 18 VIII 1944 r. w zakresie zbóż i ziemniaków, po czym rozszerzono je na mleko, mięso i siano, zaś ich wysokość została uzależniona od wielkości gospodarstwa rolnego oraz użytkowanej klasy ziemi i choć była mniejsza od kontyngentów narzuconych przez okupanta niemieckiego, to jednak świadczenia rzeczowe stanowiły poważne obciążenia dla zrujnowanej wojną polskiej wsi, przez co spotkały się z nieprzychylnym przyjęciem ze strony ludności wiejskiej. W okresie od września do grudnia 1944 r., udział wojska w zbieraniu świadczeń rzeczowych sprowadzał się do zabezpieczenia własnej aprowizacji poprzez ściąganie owych świadczeń bezpośrednio od gmin i majątków rolnych na podstawie asygnat żywnościowych wydawanych przez władze administracyjne. W listopadzie 1944 r. sformowano w tym celu specjalne pułki aprowizacyjne, lecz nie poprawiło to znacząco ściągalności owych świadczeń, które do końca tego roku w skali kraju osiągnęło __________ 31 WBBH, sygn. IV.3.56, B. Bełczewski, Osadnictwo wojskowe …, s. 21; J. Poksiński, Świadczenia gospodarcze Pomorskiego …, s. 54; R. Leś, Z historii świadczeń wojska na rzecz gospodarki narodowej i społeczeństwa, „Zeszyty Naukowe WAP” 1973, nr 76, s. 153; Z. Wojdalski, Wkład ludowego Wojska …, [w:] Ludowe Wojsko Polskie w walce …, s.290. Z kolei S. Zwoliński (Udział Ludowego Wojska Polskiego w socjalistycznym rozwoju kraju, WPH 1979, R. XXIV, nr 2, s. 40–41) podał, iż w latach 1945–1948 na tzw. Ziemiach Odzyskanych WP zaorało i obsiało w tym okresie około 414 tys. ha, zebrało plony ze 150 tys. ha oraz skosiło około 242 tys. łąk. 112 poziom około 65% zaplanowanej ilości zboża, 72% ziemniaków, 53% mięsa i 97% paszy. Do 10 III 1945 r. władze polskie pozyskały tą drogą 453,5 tys. ton zboża i 541 tys. ton ziemniaków, z czego większość przekazywano na potrzeby Armii Czerwonej (88,5% zboża i 81% ziemniaków), podczas gdy dla ludności cywilnej 6,5% zboża i 12,3% ziemniaków, zaś dla potrzeb WP jedynie 5% zboża i 6,3% ziemniaków. Wiosną 1945 r., dzięki rozszerzeniu świadczeń rzeczowych na kolejno wyzwalane tereny, zwiększono do 20% nadział zebranych świadczeń dla ludności cywilnej32. Po zakończeniu działań wojennych, dotychczasowe świadczenia rzeczowe zastąpiono we wrześniu 1945 r. tzw. dostawami obowiązkowymi, za które chłopi mieli otrzymywać wynagrodzenie w oparciu o poważnie zaniżone ceny. Nic więc dziwnego, iż wspomniane dostawy spotkały się także z niechęcią ludności wiejskiej, która sama borykała się z ogromnymi problemami w zakresie produkcji rolnej. Ówczesną sytuację w tym względzie ukazuje sprawozdanie wojewody kieleckiego z 3 XII 1945 r., w którym pisze on, iż wobec oporu ludności ma przed sobą dwie alternatywy: „… rezygnację ze ściągania świadczeń rzeczowych lub ściągnięcie ich przy pomocy siły wojskowej”33. Niska ściągalność owych świadczeń spowodowała, iż dowództwa okręgów wojskowych otrzymały wytyczne, by nawiązać ścisłą współpracę z wojewódzkimi władzami administracyjnymi celem opracowania zasad udziału żołnierzy w brygadach propagandowych złożonych z tzw. aktywu żołnierskiego. Brygady te miały nie tylko brać udział w akcji ściągania zaległych świadczeń, lecz także prowadzić działalność agitacyjno-propagandową, perswazyjną oraz ochronno-asystencyjną, zmierzającą zasadniczo do uzasadnienia celowości owej akcji. W rezultacie, we wszystkich OW zaczęto tworzyć i wysyłać w teren wojskowe brygady propagandowe liczące w zależności od obszaru kraju od trzech do kilkunastu osób spośród tzw. aktywu żołnierskiego z oficerem polityczno-wychowawczym na czele. W zależności od potrzeb tworzono działające samodzielnie wojskowe brygady propagandowe lub też tzw. brygady mieszane z przedstawicielami partii politycznych i Związku Samopomocy Chłopskiej. Według Stefana Chojneckiego i Mieczysława Jaworskiego, owe brygady wysłano w teren już jesienią 1945 r. – najpierw w OW II, __________ 32 Dz.U. RP 1944, nr 3, poz. 10; M. Nadolski, Komuniści wobec chłopów w Polsce 1941– 1956. Mity i rzeczywistość, Warszawa 1993, s. 114–116; S. Chojnecki, M. Jaworski, Udział żołnierzy Wojska Polskiego w zbieraniu świadczeń rzeczowych w latach 1944–1946, [w:] Z historii tamtych lat. Ludowe Wojsko Polskie w akcjach społeczno-politycznych 1944–1975, Warszawa 1980, s. 104–111; S. Chojnecki, Działalność żołnierzy w akcji świadczeń rzeczowych w latach 1944–1946, [w:] Udział Ludowego Wojska …, s. 129–135; A. Jezierski, B. Petz, Historia gospodarcza Polski Ludowej 1944–1975, Warszawa 1980, s. 101–102; M. Markiewicz, Konflikty społeczne wokół świadczeń rzeczowych w Polsce w latach 1944–1946: przykład Białostocczyzny, „Dzieje Najnowsze” 2004, R. XXXVI, nr 4, s. 111–122. 33 AP Kielce, UW Kielecki, sygn. 305/II, t. 177. Sprawozdania wojewody kieleckiego z 3 XII 1945 r., k. 66. 113 VI i VII, a następnie także i w pozostałych okręgach34, choć według danych GZPW – nastąpiło to znacznie później, gdyż dopiero w styczniu 1946 r. W meldunku specjalnym GZPW z 3 kwietnia czytamy m.in.: „Akcja propagandowa wojska na rzecz świadczeń rzeczowych zapoczątkowana został przez szereg D.O.W. z własnej inicjatywy już w połowie stycznia. W połowie lutego – zgodnie z rozkazem Nacz. Dowództwa – do akcji przystępują wszystkie D.O.W.”35. Wynikałoby z tego, iż na większą skalę wojsko wzięło udział w owej akcji dopiero po wydaniu przez NDWP 11 lutego rozkazu, w którym nakazało ono dowódcom okręgów wojskowych podjąć aktywne działania w kierunku zwiększenia ściągalności dostaw obowiązkowych36. Rozkazy dotyczące udziału wojska w akcji zbierania świadczeń rzeczowych kładły główny nacisk na pracę agitacyjno-propagandową i pod żadnym wypadkiem wojskowe brygady propagandowe nie mogły bezpośrednio uczestniczyć z ściąganiu kontyngentów przy użyciu siły. Dlatego też, żołnierze owych brygad przy pomocy materiałów propagandowych w trakcie wieców i zebrań wiejskich uzasadniali rolnikom konieczność zdawania wspomnianych świadczeń, przeprowadzając w tym celu również liczne rozmowy indywidualne z tzw. opornymi chłopami. Wojsko udzielało także władzom cywilnym pomocy w ochronie działań związanych ze ściąganiem świadczeń rzeczowych oraz w samym transporcie zebranych w ten sposób produktów rolnych. Istotnym elementem działalności owych brygad w przełamywaniu nieufności wśród mieszkańców wsi było interweniowanie w sprawie obniżenia nadmiernych kontyngentów rolnikom uprawiającym niewielki areał ziemi lub obarczonych licznymi rodzinami, przy równoczesnym agitowaniu (jak np. w OW I i III) w kwestii jego podwyższenia w stosunku do chłopów zamożniejszych. Żołnierze omawianych brygad swymi działaniami likwidowali na również szereg lokalnych nadużyć, co stopniowo wpływała podniesienie w środowiskach wiejskich autorytetu i zaufania chłopów do wojskowych brygad propagandowych, wskutek czego, w powiatach gdzie one pracowały, zazwyczaj rolnicy oddawali większy procent przewidzianych świadczeń obowiązkowych, czego charakterystycznym przykładem może być jedna z wypowiedzi odnotowana w meldunku z DOW VI: „Dla wojska Polskiego damy wszystko, ale tym szabrownikom z miasta nie damy niczego”37. __________ 34 S. Chojnecki, Działalność żołnierzy w akcji …, [w:] Udział Ludowego Wojska …, s. 138–139. 35 CAW, Główny Zarząd Polityczno-Wychowawczy, sygn. IV.502.1, t. 315. Meldunek specjalny nr 2 z 3 IV 1946 r., k. 182. 36 CAW, Główny Zarząd Polityczno-Wychowawczy, sygn. IV.502.1, t. 315. Meldunek specjalny nr 2 z 3 IV 1946 r., k. 182–184; S. Chojnecki, M. Jaworski, Udział żołnierzy Wojska …, [w:] Z historii tamtych lat. Ludowe …, s. 112; L.Grot, Z dziejów Warszawskiego Okręgu …, s. 26. 37 CAW, Główny Zarząd Polityczno-Wychowawczy, sygn. IV.502.1, t. 315. Meldunek specjalny nr 2 z 3 IV 1946 r. 114 Wojskowe brygady agitacyjne były początkowo – jak wspomniano – przyjmowane przez chłopów z nieufnością, lecz za pomocą intensywnej agitacji oraz represyjnej polityki władz nastroje te szybko pacyfikowano, w wyniku czego zwiększono ściągalność dostaw obowiązkowych np. w powiatach na terenie OW VII o około 25%, w powiecie sokolskim w OW I – z 45% do 75%, w powiecie sieradzkim, skierniewickim i piotrkowskim w OW VI – o 30%, zaś w powiecie prudnickim w OW IV – przekroczył nawet nałożony w tym zakresie kontyngent38. Odbywało się to jednak najczęściej za pomocą zastraszenia, przymusu bądź represji stosowanych wobec ludności wiejskiej, czego przykładem może być meldunek zastępcy komendanta Centralnej Szkoły Oficerów Polityczno-Wychowawczych z Łodzi, w którym czytamy m.in., iż: „W akcji zbierania świadczeń rzeczowych stosowane są masowe represje na wsi, zamiast indywidualnego karania winnych. Tak np. w powiecie sieradzkim aresztowano ponad 1000 chłopów, których trzymano w lokalu z wybitymi szybami i głodnych, dopóki członkowie rodziny nie przynieśli zaświadczenia ze zdania kontyngentu. Fakty takich masowych represji miały miejsce także w powiecie Wieluń i Radomsko”39. Z meldunków dotyczących udziału wojska w tego typu akcjach wynikało, iż były one słabo przygotowane do tego od strony organizacyjnej, gdyż zazwyczaj występował problem z transportem w postaci braku cywilnych samochodów lub benzyny do nich, zaś wyznaczonych punktów odbiorczych było zbyt mało, przez co dla większości rolników były one zbyt oddalone od własnych gospodarstw, co dodatkowo zniechęcało chłopów do oddawania swych produktów rolnych. Zawodził także system premiowania rolników wywiązujących się na czas z nałożonych kontyngentów, gdyż zazwyczaj owe premie nie docierały do nich z powodu nadużyć lub źle zorganizowanej dystrybucji towarów. W rezultacie, dzięki podejmowaniu przez wojsko różnorodnych działań zmierzających do usunięcia zauważonych niedociągnięć i nadużyć, nastąpił pewien wzrost jego autorytetu w środowiskach wiejskich, dzięki czemu żołnierzom łatwiej było także prowadzić swą podstawową działalność agitacyjno-propagandową. A i ta nie była łatwa, gdyż świadczenia rzeczowe – konieczne z punktu widzenia potrzeb aprowizacyjnych państwa – wśród chłopów były bardzo niepopularne z powodu ich nieodpłatnego charakteru, skojarzenia z kontyngentami nakładanymi wcześniej przez okupanta niemieckiego, nawoływania podziemia zbrojnego do ich bojkotu, ale przede wszystkim z powodu ogromnych zniszczeń, jakie dotknęły polską wieś w czasie wojny. Udział wojska w akcji na rzecz zwiększenia ściągalności świadczeń rzeczowych na szerszą skalę nastąpił – jak podano – pod koniec lutego 1946 r., lecz z braku pełnych danych, nie można go w sposób __________ 38 CAW, Główny Zarząd Polityczno-Wychowawczy, sygn. IV.502.1, t. 315. Meldunek specjalny nr 2 z 3 IV 1946 r., k. 182–184; S. Chojnecki, Działalność żołnierzy w akcji …, [w:] Udział Ludowego Wojska …, s. 139–141. 39 AAN, KC PZPR, sygn. 295/VII/168. Pismo zastępcy komendanta Centralnej Szkoły Oficerów Polityczno-Wychowawczych z wiosny 1946 r., k. 4. 115 pełny ocenić. Na podstawie fragmentarycznych danych, można stwierdzić, iż w marcu działały w terenie co najmniej 392 wojskowe brygady propagandowe, z czego: 146 w OW I40, 118 w OW IV, 45 w OW II, 37 w OW VI, 23 w OW V, 17 w OW III i 6 w OW VII41. Liczba powstałych brygad była uzależniona od terenu, w jakim przyszło działać wojsku: tam gdzie opór zbrojny był poważniejszy – powstało ich więcej, jak np. w OW I, zaś na terenach spokojniejszych – kilkakrotnie mniej. Dlatego też można przyjąć, iż omawianych brygad we wszystkich okręgach wojskowych mogło być znacznie więcej, gdyż niepełne dane pochodzą z OW V i VII obejmujących – obok obszaru OW I – tereny o największej aktywności podziemia zbrojnego i niechęci ludności do nowej rzeczywistości. Z tego tez względu, trudno jest określić ogólną liczbę wojskowych brygad propagandowych działających we wszystkich okręgach wojskowych, lecz można założyć, iż mogło ich być prawdopodobnie nawet około 500. W tym miejscu warto dodać, iż spośród pięciu okręgów wojskowych, z których pochodzą pełne dane, w marcu 1946 r. najmniej brygad istniało w OW III, co wynikało – jak raportowano w meldunku Głównego Zarządu PolitycznoWychowawczego – ze stosunkowo dobrego wywiązywania się chłopów z dostaw oraz zwolnienia z owych świadczeń ludności w powiecie międzyrzeckim i skwierzyńskim, gdzie w ten sposób propagowano rozwój osadnictwa wojskowego. W marcu 1946 r. wojskowe brygady propagandowe działały w co najmniej 100 spośród 326 powiatów, lecz z uwagi na niepełność danych, zapewne ilość powiatów objętych działalnością wojska w całym kraju była większa. Pełne informacje w tym zakresie pochodzą jedynie z czterech okręgów (OW I, II, III i VI), gdzie na ogólna liczbę 199 powiatów – wojskowe brygady propagandowe prowadziły swą akcję w 89, co oznaczało, iż wojsko objęło swą działalnością około 45% jednostek szczebla powiatowego (w OW I – objęto akcją 24 spośród 58 powiatów, czyli 41%; w OW II – 34 spośród 45 powiatów, czyli 82%; w OW III – 17 spośród 68 powiatów, czyli zaledwie 25%, zaś w OW VI – 14 spośród 28 powiatów, czyli około 50%)42. Pomimo zaangażowania wojska, do 20 V 1946 r. w całym kraju zebrano tylko 70,6% zaplanowanej ilości zboża i ziemniaków – co pokazywało niepopularność dostaw obowiązkowych wśród rolników. Dlatego też, celem poprawy __________ 40 Sama tylko 1 DP wysłała do 11 powiatów 60 wojskowych brygad propagandowych liczących łącznie 225 żołnierzy. 41 W przypadku dwóch ostatnich okręgów wojskowych dane na ten temat są niepełne. 42 CAW, Główny Zarząd Polityczno-Wychowawczy, sygn. IV.502.1, t. 315. Meldunek dzienny nr 33 z 1 III 1946 r. i Meldunek specjalny nr 2 z 3 IV 1946 r.; AAN, KC PZPR, sygn. 295/IX/410. Sprawozdanie Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego z pracy polityczno-wychowawczej za marzec 1946 r., k. 12; AUŁ, sygn. 225a. Z.Pytasz, Udział Wojska Polskiego …, s. 310–316; S.Chojnecki, Działalność żołnierzy w akcji …, [w:] Udział Ludowego Wojska …, s. 142–145; J.Prokurat, Działalność polityczna i społeczna 16 Dywizji Piechoty na Wybrzeżu w latach 1945–1947, [w:] Z lat wojny i okupacji, T. IV, red. L. Grot, Warszawa 1972, s. 409–410. 116 swego wizerunku w przededniu referendum, władze podjęły 6 czerwca decyzję o ich zniesieniu z dniem 1 sierpnia, co większość ludności wiejskiej przyjęła z zadowoleniem. Dzięki temu stworzono podstawy dla nowej polityki cenowej, polegającej na skupowaniu od tego czasu produktów rolnych po cenach wolnorynkowych oraz dopłacaniu przez budżet państwa do różnicy pomiędzy cenami skupu a cenami detalicznymi. Udział wojska w akcji ściągania świadczeń rzeczowych osiągnął swój punkt kulminacyjny na początku czerwca 1946 r. Niestety, także i w tym wypadku nie udało się dotrzeć do pełnych danych na ten temat, jednakże z analizy fragmentarycznych informacji wynika, iż liczba wojskowych brygad propagandowych poważnie wzrosła, gdyż tylko w trzech okręgach (OW III, VI i VII) pracowało 471 brygad, z czego aż 245 w OW III, 176 w OW VI oraz 50 w OW VII. Można więc przyjąć, iż w pozostałych okręgach liczba brygad także poważnie wzrosła, przez co – prawdopodobnie – w całym kraju mogło działać w owym czasie nawet około 1000 brygad wojskowych (brak jednak bliższych danych na ten temat). O aktywności propagandowej wojska w ostatnim okresie obowiązywania świadczeń obowiązkowych mogą świadczyć dane z OW VI, w którym wojskowe brygady propagandowe pomiędzy 1 a 19 czerwca zorganizowały 285 wieców, rozdając przy tym 1.104.000 ulotek, 42 tys. gazet, 37.150 plakatów i 21.100 różnego rodzaju broszur. Jeszcze większe natężenie działalności propagandowej wystąpiło na terenie OW VII, gdzie każda z wojskowych brygad przeprowadzała dziennie przeciętnie 1 lub 2 wiece, choć zdarzały się brygady, które każdego dnia organizowały od 3 do nawet 6 wieców. Jak się wydaje, podobna aktywność musiała także występować na terenie pozostałych okręgów, a zwłaszcza w OW I i OW V, gdzie stosunek wsi do nowej władzy był równie nieprzychylny jak w OW VI i VII. Z braku danych nie można jednak dokonać pełnej analizy zarówno samej działalności wojskowych brygad propagandowych, jak również jej efektów, choć zapewne miała ona poważny wpływ na wzrost ściągalności świadczeń rzeczowych43. Na zakończenie, trzeba dodać, iż 22 X 1946 r. władze państwowe podjęły decyzję o skierowaniu żołnierzy WP do podobnej akcji polegającej – pomimo zniesienia dostaw obowiązkowych – na ściągnięciu zaległych dostaw sprzed sierpnia 1946 r., która również napotkała na poważny opór wśród ludności. Dlatego też, dowódcy jednostek wojskowych – mając świadomość, iż większość żołnierzy ma pochodzenie chłopskie – niezbyt chętnie podchodzili do tego typu działań – czego przykładem może być pismo starosty siedleckiego do DOW VII z 27 IX 1946 r.: „Jak wynika z dotychczasowej akcji ściągania świadczeń – rolnicy na ogół są oporni i powstrzymują się dobrowolnie zdawać takowe, zachodzi __________ 43 CAW, Główny Zarząd Polityczno-Wychowawczy, sygn. IV.502.1, t. 315. Meldunek specjalny z 22 VI 1946 r., k. 281–282; S. Chojnecki, M. Jaworski, Udział żołnierzy Wojska …, [w:] Z historii tamtych lat. Ludowe …, s. 116–120; A. Jezierski, C. Leszczyńska, Historia gospodarcza …, s. 420; S. Chojnecki, Działalność żołnierzy w akcji …, [w:] Udział Ludowego Wojska …, s. 145–148. 117 zatem konieczność zastosowania środków egzekucyjnych w całej rozciągłości […] Bez udziału wojska i oddziałów MO i UB realizacja świadczeń rzeczowych jest wstrzymana. […] Zwróciłem się przeto do dowódcy 14 dywizji piechoty stacjonującej w Siedlcach o przydzielenie w powyższym celu oddziałów wojska. Władze dywizji kategorycznie jednak odmówiły udziału w akcji ściągania świadczeń rzeczowych”44. Niestety, brak danych – również i w tym wypadku nie pozwala stwierdzić, czy owa interwencja w DOW VII przyniosła oczekiwany efekt. Zaangażowanie wojska na większą skalę nastąpiło w dniach 4–30 XI 1946 r. i objęło większość powiatów na terenie wszystkich okręgów wojskowych, lecz również i w tym wypadku brak bliższych szczegółów uniemożliwia ocenę efektów udziału żołnierzy WP w tych działaniach45. Summary The article describes the participation of military districts in agricultural campaigns in the first years after ending The Second World War. The main role in these actions played military districts situated in the western and northern Poland, because they included the former German grounds. They were ruined in the result of war and robbery Soviet politics, and also in the considerable part deserted. Polish people began just to arrive on the these grounds, therefore after war was necessary commitment to agricultural works soldiers of the Polish armed forces. They played the important part in the process of the polonization of the northern and western grounds. They also contributed to quicker developing those grounds. The fundamental role in this range played soldiers of Varsovian, Pomeranian, Poznan and Silesian Military Districts. In remaining military districts, the commitment of the army to agricultural works was considerably smaller. The army participated in various agricultural works, for example: sowing, ploughing and harvest, also gave the help military settlers. In the first postwar years the soldiers of the Polish Army also took part in actions connected with collecting of obligatory deliveries, what met with reluctance among the country population. In this operations participated the soldiers of all military districts, but this time – the most difficult task rested on military districts situated in the eastern and southern Poland, where was the strongest support for the Polish independence underground. __________ 44 AP Lublin, UW Lubelski, sygn. 698, Wydział Społeczno-Polityczny, t. 87. Pismo starosty powiatowego w Siedlcach do dowódcy OW VII z 27 IX 1946 r., npag. 45 ABAON, sygn. 6420. Z.Olszański, Walka żołnierzy Krakowskiego Okręgu Wojskowego z polskim podziemiem zbrojnym w latach 1945–1947, s. 33; S. Chojnecki, Działalność żołnierzy w akcji …, [w:] Udział Ludowego Wojska …, s. 148–151. 118 Krzysztof Lesiakowski Uniwersytet Łódzki Praca kulturalno-oświatowa w jednostkach Powszechnej Organizacji „Służba Polsce” (1948–1956) – założenia i realizacja Integralnym elementem przyśpieszonej przebudowy Polski w okresie stalinowskim były głębokie zmiany w oświacie i kulturze. Po reformie rolnej, nacjonalizacji przemysłu i zdobyciu pełnej władzy politycznej, przyszła kolej na pełne podporządkowanie Polskiej Partii Robotniczej (PPR), a następnie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR) szkół i innych instytucji oddziaływujących na wychowanie młodego pokolenia. Czołowy partyjny działacz oświatowy – Żanna Kormanowa w 1947 r. jednoznacznie stwierdziła, że sfera oświaty i kultury nie odpowiadały wyzwaniom współczesności. „Głębokości przemian naszej struktury gospodarczo-społecznej, naszej polityki państwowej, organizacji naszego życia publicznego, odpowiadają na odcinku kultury i oświaty wciąż jeszcze nieśmiałe i połowiczne posunięcia. Obserwujemy niepokojące zjawisko rozwierania się nożyc pomiędzy naszym nowym bytem, a naszą szkołą, książką, teatrem, filmem. Rewolucji w zakresie bytu nie odpowiedziała dotąd gruntowna przemiana w dziedzinie kultury”1. W ten sposób wszelka działalność kulturalna i oświatowa, nie tylko ta prowadzona w szkołach, stały się częścią tzw. ofensywy ideologicznej państwa w odniesieniu do młodego pokolenia2. Poprzez tego typu zajęcia pojawiała się możliwość zdobycia zaufania młodzieży, które było niezbędne do skutecznego przekazania treści politycznych. Istotną rolę w tym zakresie miały do odegrania organizacje młodzieżowe. Jedną z nich była Powszechna Organizacja „Służba Polsce” (PO „SP”), która została powołana na podstawie ustawy z 25 II 1948 r. Umożliwiło to skierowanie szerokiego strumienia młodzieży, głównie wiejskiej, na budowy planu 6-letniego, aby wypełnić braki wynikające z deficytu siły roboczej. Równolegle w komórkach „SP” miało się dokonać tworzenie „nowego człowieka”. Formalnie jednak w ustawie bardzo ogólnie wspomniano, że jedną z przesłanek jej opracowania i przyjęcia przez Sejm była wola przedłużenia wychowywania młodzieży __________ 1 Ż. Kormanowa, Zagadnienia demokratycznej przebudowy szkolnictwa, „Nowe Drogi” 1947, nr 4, s. 20. 2 M. Wierzbicki, Związek Młodzieży Polskiej i jego członkowie. Studium z dziejów funkcjonowania stalinowskiej organizacji młodzieżowej, Warszawa 2006, s. 188. Zob. też: J. Kochanowicz, ZMP w terenie. Stalinowska próba modernizacji opornej rzeczywistości, Warszawa 2000, s. 27. 119 poza okres obowiązku szkolnego3. To wiązało się z koniecznością zapoznawania młodego pokolenia z zagadnieniami bieżącego życia w dziedzinie gospodarczej, politycznej i kulturalnej. Aparat wychowawczy PO „SP” dobrze zdawał sobie sprawę, że do odpowiedniego ukształtowania postaw junaków nie wystarczą wyłącznie środki z arsenału agitacji politycznej, młodzież powinna nie tylko słuchać o dobrodziejstwach ustroju, ale osobiście doświadczyć korzyści z dokonującego się postępu, otwierających się możliwości awansu społecznego i cywilizacyjnego. Pierwszym krokiem w tym kierunku była praca kulturalno-oświatowa. Zadania z tego zakresu usiłowano wykonywać drogą propagowania czytelnictwa prasy i książek, rozwoju pracy w zespołach świetlicowych, wyświetlania filmów, organizowania wycieczek itp.4 Świetlice, jeśli zostały dobrze wyposażone w gazety, książki i rozmaite gry oraz gdyby były prowadzone przez odpowiednio wykwalifikowane osoby, mogły poważnie wzmocnić efekty szkolenia politycznego i przyczynić się do wzrostu wydajności w pracy produkcyjnej, a ponadto dać młodzieży możliwość spędzenia wolnego czasu w sposób bardziej odpowiadający jej predyspozycjom psychofizycznym. Od junaków nie można przecież było ciągle tylko oczekiwać bicia rekordów produkcyjnych lub udziału w kolejnych akcjach polityczno-propagandowych. Powstaje więc pytanie, jakie formy i środki zastosowała kadra PO „SP”, w tym zwłaszcza ta odpowiedzialna za kształtowanie oblicza politycznego młodzieży, na płaszczyźnie pracy kulturalno-oświatowej i czy zaspokajały one oczekiwaniom junaków? 1. Likwidacja analfabetyzmu w szeregach junackich Wszelka aktywność na płaszczyźnie politycznej w II połowie XX w. musiała korzystać ze słowa drukowanego. Oddziaływanie na młodzież PO „SP” przez czytelnictwo, szczególnie w pierwszych latach jej istnienia, było jednak dość ograniczone. Do jednostek pracy trafiali najczęściej młodzi ludzie ze środowiska wiejskiego i tych kręgów środowiska miejskiego, w których czytanie książek nie należało do najpopularniejszych sposobów spędzania wolnego czasu, rozwijania własnej osobowości, poznawania otaczającego świata. Jedną z przeszkód był brak umiejętności czytania, wynikający z zapóźnienia cywilizacyjnego Polski __________ 3 Dziennik Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej 1948, nr 12, poz. 90, Ustawa o powszechnym obowiązku przysposobienia zawodowego, wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego młodzieży oraz organizacji spraw kultury fizycznej i sportu, s. 273, 281; K. Lesiakowski, Powszechna Organizacja „Służba Polsce” (1948–1955). Powstanie, działalność, likwidacja, t. 1, Łódź 2008, s. 107–133. 4 K. Kosiński, O nową mentalność. Życie codzienne w szkołach 1945–1956, Warszawa 2000, s. 208; Archiwum Akt Nowych (AAN), Komenda Główna (KG) PO „SP”, 677, Ocena pracy polityczno-wychowawczej w brygadach za I i II turnus, [1950 r.], k. 174. 120 w tej dziedzinie. Choć zjawisko analfabetyzmu dotyczyło głównie średniego i starszego pokolenia, to i niestety wśród młodych ludzi znajdowały się bynajmniej nie pojedyncze osoby nie potrafiące czytać i pisać. W 1949 r. w jednej z brygad budujących Nową Hutę na 1123 junaków było aż 323 analfabetów5. Likwidacja tego zapóźnienia była bezwzględną koniecznością. „Alfabetyzacja” z pewnością otwierała drogę do wiedzy i poznania świata, ale jednocześnie warunkowała skuteczność uruchomionej „ofensywy ideologicznej” w środowisku młodzieży6, także tej zorganizowanej w jednostkach PO „SP”. Już w 1948 r. KG organizacji wydała zarządzenia w sprawie likwidacji analfabetyzmu wśród junaków w brygadach oraz o kontynuowaniu nauki w hufcach terenowych z tymi, którzy opuścili jednostki pracy7. Doświadczenie pokazywało, że w pierwszych latach istnienia PO „SP” w brygadach I i II turnusu, które rekrutowały się w większości z młodzieży wiejskiej ilość analfabetów i półanalfabetów wahała się w granicach 12–15% ogólnego stanu. Sytuacja ta była pochodną wysokiego wskaźnika analfabetów w całej Polsce. Walka z tym cywilizacyjnym zapóźnieniem nie mogła się ograniczać do doraźnych kursów, czy współzawodnictwa o tytuł przodownika walki z analfabetyzmem. Została ona zintensyfikowana po podjęciu przez Sejm Ustawodawczy 7 IV 1949 r. ustawy o likwidacji analfabetyzmu8. W czerwcu i listopadzie 1949 r. stosowne uchwały przyjęło też kierownictwo Związku Młodzieży Polskiej (ZMP), wyznaczając podstawową rolę hufcom „SP” w zorganizowaniu nauczania początkowego dla junaków nie umiejących pisać i czytać. Później, przewidywano możliwość wyjścia z nauką do tych kręgów młodzieży, które nie podlegały obowiązkowi wynikającemu z ustawy o „SP”9. Akcji zwalczania analfabetyzmu w szeregach junackich nadano w tym momencie charakter polityczny. „Walka o zlikwidowanie analfabetyzmu to wielkiej wagi praca polityczna, to partyjny i ZMP-owski obowiązek każdego z nas. Walka z analfabetyzmem to jednocześnie i przede wszystkim jeden z przejawów walki klasowej, walki o wykonanie potężnego planu 6-letniego. Każdy analfabeta, którego nauczymy czytać i pisać to nowy __________ 5 6 A. Chwalba, Dzieje Krakowa, t. 6, Kraków w latach 1945–1989, Kraków 2004, s. 217. L. Szuba, Polityka oświatowa państwa polskiego w latach 1944–1956, Lublin 2002, s. 153. 7 Centralne Archiwum Wojskowe (CAW), Główny Zarząd Polityczno-Wychowawczy (GZPW), IV.502.1.797, Zarządzenie nr 34, 7 VII 1948 r., k. 116; tamże, IV.502.1.80, „Biuletyn Informacyjny”, 29 V 1948 r., k. 225; AAN, KG PO „SP”, 57, Zarządzenie nr 55, 17 IX 1948 r., k. 119. 8 Według stanu z 3 XII 1950 r. było w Polsce ponad 65 tys. analfabetów w wieku 14–24 lata, co stanowiło 5,7% ogółu analfabetów (J. Landy-Tołwińska, Analfabetyzm w Polsce i na świecie, Warszawa 1961, s. 96). 9 AAN, Zarząd Główny (ZG) ZMP, 451/4-31, Uchwała w sprawie walki z analfabetyzmem, [XI] 1949 r., k. 27; Instrukcja dla wszystkich ogniw ZMP w sprawie walki z analfabetyzmem, Warszawa [1949], s. 7. 121 bojownik o sprawę pokoju, to nowy i świadomy realizator planu 6-letniego”10. Upowszechnianie znajomości alfabetu zostało przez komunistów podniesione do rangi bardzo istotnego wydarzenia polityczno-propagandowego. Opierano się w tym działaniu na słowach sowieckiego dygnitarza Michaiła Kalinina „nauczyciela klasy robotniczej” i przewodniczącego Rady Najwyższej Związku Radzieckiego: „Zlikwidować analfabetyzm znaczy nie tylko nauczyć czytać i pisać, lecz również nauczyć rozumieć, uczynić człowieka świadomym politycznie”11. Stwierdzenia Kalinina miały stać się drogowskazem także dla aparatu PO „SP”. Naukę pisania i czytania zrównano z „wyrywaniem niepiśmiennej młodzieży spod wpływów wrogów klasowych”, umożliwieniem jej włączenia się w sposób pełny „w budowę lepszego jutra” w Polsce. W marcu 1950 r. KG PO „SP” zarządziła całkowite zlikwidowanie analfabetyzmu w hufcach „SP” do końca tego roku. Na początek należało przeprowadzić we wszystkich hufcach, w praktyce głównie wiejskich, rejestrację analfabetów i półanalfabetów. Na tej podstawie komendanci gminni zostali zobowiązani do dopilnowania, aby zarejestrowani najpóźniej 15 kwietnia rozpoczęli naukę na istniejących kursach walki z analfabetyzmem. W przypadku braku w gromadzie lub najbliższej okolicy takiego kursu, za pośrednictwem komendy powiatowej, komendanci gminni winni spowodować w powiatowym inspektoracie szkolnym, iż takie szkolenie zostanie zorganizowane. Obowiązkiem komendantów było również stałe kontrolowanie frekwencji junaków-analfabetów na zajęciach. Okresowo należało też dla uczących się organizować specjalne narady12. Kadra gminna miała ponadto obowiązek objęcia opieką kursów nauki pisania i czytania znajdujących się na jej terenie oraz dopilnować skierowania na dalszą naukę junaków-analfabetów, którzy rozpoczęli edukację w brygadzie i przerwali ją w chwili zakończenia turnusu. Przedstawiciele komend terenowych PO „SP” zobligowani byli również do uaktywnienia swej pracy w społecznych komisjach walki z analfabetyzmem. Sprawę walki z analfabetyzmem junaków w brygadach regulowało odrębne zarządzenie KG z 26 IV 1950 r. Z treści tego dokumentu wynika, że w ciągu trzech pierwszych dni pobytu w brygadzie powinno się wyłonić analfabetów i półanalfabetów, a następnie rozpocząć ich naukę. Każdego dnia roboczego niepiśmienny junak miał poświęcić na poznawanie liter dwie godziny dziennie oraz cztery godziny w dzień świąteczny. W sumie dawało to ok. 14 godzin nauki tygodniowo, a w ciągu całego prawie dwumiesięcznego turnusu ok. 100 godzin. Dla poszczególnych grup, niewiększych niż 30 osób (odrębne dla analfabetów i półanalfabetów) KG zobowiązała się dostarczyć podręcznik Leny Brzezińskiej pt. „Start”, komendy wojewódzkie miały zapewnić ołówki i zeszyty, a nauczycieli – w porozumieniu z lokalnym inspektoratem szkolnym – planowano zatrud__________ 10 AAN, KG PO „SP”, 78, Zarządzenie nr 57, 16 X 1950 r., k. 115. Tamże. Zob. też: L. Szuba, dz. cyt., s. 152–153. 12 AAN, KG PO „SP”, 78, Zarządzenie nr 15, 22 III 1950 r., k. 35. 11 122 nić odpłatnie13. Pilnując frekwencji, mobilizując aktyw ZMP do udzielania indywidualnej pomocy, organizując zespoły samokształceniowo-czytelnicze a na koniec przeprowadzając egzaminy i wydając odpowiednie zaświadczenia centrala PO „SP” liczyła, że z brygad do domów nie będą już wracać analfabeci14. Pomysł ten był ambitny i jednocześnie kuszący politycznie. Sukcesy na tym polu mogły przyczynić się do uzyskania powodzenia na innych płaszczyznach. Pokonanie analfabetyzmu okazało się jednak dużo trudniejsze niż się spodziewano. W drugiej połowie 1950 r. wyszło na jaw, że wiosenna mobilizacja w PO „SP” do walki z analfabetyzmem nie przyniosła pożądanego rezultatu i nie udało się tego negatywnego zjawiska wyeliminować z junackich szeregów. Potwierdziła ten fakt KG wydając w październiku kolejne zarządzenie. Tym razem centrala poleciła, aby wykorzystując obchodzony w kraju Tydzień Walki z Analfabetyzmem: przeprowadzić zbiórki w hufcach celem podjęcia, zwłaszcza przez młodzież szkolną zobowiązań indywidualnego nauczania analfabetów; otworzyć uroczyście kursy i zespoły nauczania początkowego; wzmóc pracę agitacyjnopropagandową w hufcach przez odczyty, gawędy i pogadanki. Komendy powiatowe i wojewódzkie oczywiście powinny mieć też dokładny obraz liczebności analfabetów i półanalfabetów na swoim terenie. Wsparcie kursów i zespołów nauczania początkowego miało polegać na zapewnieniu przez „SP” należytych warunków do ich odbywania się, odpowiednią i stałą frekwencję, ułatwienie uczącym się uczestnictwa w zajęciach15. Natomiast, aby przeciwdziałać zjawisku wtórnego analfabetyzmu, komendy PO „SP” otrzymały zadanie zorganizowania dla absolwentów kursów nauczania początkowego zespołów dobrego czytania. Ponadto wskazywano na potrzebę zachęcania absolwentów do podejmowania dalszej nauki w szkołach dla dorosłych, kursach zawodowych czy szkołach przysposobienia przemysłowego. „Agitację za dalszą nauką absolwentów należy prowadzić w formie rozmów indywidualnych, pogadanek obrazujących perspektywy awansu człowieka, który się uczy, a także w formie występów grup agitacyjno-artystycznych o specjalnie dobranym programie”16. Kwestia przebiegu procesu likwidacji analfabetyzmu – na polecenie KG – miała też być stałym punktem porządku dziennego odpraw kadry tak w powiatach, jak i województwach. Realizacja wspomnianych wytycznych w 1950 r. stosunkowo najlepiej wyglądała w brygadach, w hufcach było już znacznie gorzej. Dość dobrze radziły __________ 13 M. Fazan, J. Kantyka, Serca, myśli ludowej ojczyźnie. Szkice z dziejów ruchu młodzieżowego w województwie katowickim, Katowice 1978, s. 149; AAN, KG PO „SP”, 648, Instrukcja nr 10 o likwidacji analfabetyzmu wśród junaków w brygadach „SP”, 26 IV 1950 r., k. 32. 14 T. Pasierbiński, Problemy likwidacji analfabetyzmu w Polsce Ludowej, Warszawa 1960, s. 75–76. 15 AAN, KG PO „SP”, 78, Zarządzenie nr 57..., k. 115–116. 16 Tamże, k. 117. 123 sobie komendy z województw bydgoskiego, poznańskiego, szczecińskiego, a pozostałe dużo słabiej. Komendy pracowały bezplanowo, nie angażowały się w likwidację analfabetyzmu bezpośrednio, ograniczając się do zlecania całości spraw w tym zakresie instruktorom kulturalno-oświatowym, szczególnie zaniedbano opiekę nad młodzieżą autochtoniczną i wtórnymi analfabetami17. Aby obniżyć wskaźnik analfabetów w hufcu lub brygadzie wielu komendantom wystarczało oświadczenie junaka, że potrafił on pisać, względnie okazanie się własnoręcznym podpisem – co jak się szybko okazało – nie stanowiło potwierdzenia umiejętności pisania. Dopiero w maju 1952 r. KG uświadomiła sobie, że analfabetyzm był dla młodego człowieka sprawą wstydliwą, stąd wielu z nich starało się nie przyznawać do tej ułomności. Aby stwierdzić, jak faktycznie wyglądała sytuacja należało dokładnie sprawdzić czy junacy potrafią posługiwać się piórem i czy radzą sobie z odczytaniem przedłożonego im tekstu. Sporządzono więc kolejny dokument w sprawie zwalczania analfabetyzmu. Obok rutynowych już czynności sprowadzających się do zaangażowania nauczyciela, zgromadzenia odpowiednich pomocy i funduszy, zwrócono też uwagę na potrzebę podjęcia w rozmowach indywidualnych z analfabetami kwestii znaczenia umiejętności pisania i czytania. Takie podejście obliczone na osobiste przekonanie junaka do potrzeby uczestnictwa w zajęciach kursowych, w połączeniu ze zwiększeniem liczby godzin nauki, mogło przynieść korzystny efekt. Na poznawanie liter planowano teraz przeznaczyć każdego roboczego dnia po trzy godziny oraz pięć godzin w niedzielę i święta przed południem. W sumie w tygodniu było to ok. 20 godzin, a w całym turnusie ok. 240 godzin18. Taki czas dawał już większą szansę na nabycie umiejętności pisania i czytania w stopniu podstawowym. Według oficjalnych dany do marca 1950 r. w kursach dla analfabetów uczestniczyło ponad 50 tys., a w całym okresie trwania akcji nauki pisania i czytania 80 tys. osób19. Z pewnością są to liczby godne odnotowania. 2. Czytelnictwo prasy Choć w PO „SP” przywiązywano od początku dużą uwagę do propagandy wizualnej (plakaty, hasła, dekoracje, gazetki, tablice ze zdjęciami przodowników pracy) podstawową rolę w kształtowaniu świadomości junaków przyznano pra- __________ 17 AAN, KG PO „SP”, 20, Rozkaz specjalny nr 6, 26 I 1951 r., k. 58–59. AAN, KG PO „SP”, 648, Instrukcja nr 9 o likwidacji analfabetyzmu w tegorocznych brygadach, 4 V 1952 r., k. 96. 19 J. Hellwig, Powszechna Organizacja Służba Polsce, Warszawa 1977, s. 102–103; J, Śmiałowski, Początki łódzkiej Powszechnej Organizacji „Służba Polsce”, „Rocznik Łódzki” 1981, T. XXX, s. 41. 18 124 sie, według założeń doktrynalnych tzw. kolektywnemu organizatorowi partii20. Ze względu na integracyjno-inspiracyjną funkcję prasy położono bardzo silny nacisk na jej upowszechnienie. O przeczytanych artykułach odnoszących się do aktualnych wydarzeń społeczno-politycznych mówiono podczas prasówek, tak w brygadzie jak i hufcu. Organizatorzy procesu wychowania junaków nie zamierzali jednak poprzestać na tak ograniczonym kontakcie młodzieży z gazetami i czasopismami. Różnymi sposobami dążono do upowszechnienia czytelnictwa prasy, jak i jej prenumerowania. Ambicją KG PO „SP” było również wydawanie własnej prasy, co nie było niczym wyjątkowym, gdyż rozwój tzw. prasy niszowej, skierowanej do określonej grupy społecznej lub zawodowej był stałym elementem polityki wydawniczej państwa, gdyż ułatwiała ona spełnianie roli „pasa transmisyjnego” partii do mas21. 16 III 1948 r. ukazał się pierwszy „Biuletyn Informacyjny”, bezpłatne pismo zawierające komunikaty KG. Od 15 czerwca tego samego roku zaczęto drukować „Gazetę Junacką”, której zadaniem było pokazanie życia brygad młodzieżowych22. Jak dużą uwagę przywiązywano do roli prasy świadczy też fakt nakazania pracownikom PO „SP” obowiązkowej prenumeraty miesięcznika instrukcyjnego pt. „Poradnik Pracownika »SP«”. Przystępując z początkiem 1949 r. do jego wydawania, komendant główny argumentując, że pismo ma podnosić poziom uświadomienia kadry, ułatwiać jej pracę, przyczyniać się do wypracowania „najbardziej skutecznych form pracy z młodzieżą”, rozkazał, że wszyscy pracownicy PO „SP” za wyjątkiem maszynistek i personelu pomocniczego administracyjno-gospodarczego, szoferów, sprzątaczek, woźnych, dozorców i gońców itp. „stają się automatycznie stałymi prenumeratorami »Poradnika«”23. Należność za prenumeratę potrącano pracownikom z miesięcznych poborów. O ile „Poradnik Pracownika »SP«” był pismem adresowanym do kadry i dopiero pośrednią drogą treści w nim zawarte trafiały do młodzieży, o tyle „Razem” czy „Młoda Wieś”, wydawane przez „SP” były już wprost adresowane do młodego pokolenia. Szybko okazało się, że junacy jednak nie bardzo garną się do ich czytania, a z pewnością do prenumerowania. Wobec powyższego KG nakazała komendantom wojewódzkim wzmożenie kolportażu tych pism. W czwartym kwartale 1948 r. dla poszczególnych województw odgórnie zwiększono poziom prenumeraty „Razem”: białostockie z 371 do 2 tys. egzemplarzy, __________ 20 S. Kuśmierski, Propaganda polityczna PPR w latach 1944–1948, Warszawa 1976, s. 103. 21 A. Kozieł, Prasa w latach 1944–1989, [w:] D. Grzelewska, R. Habielski, A. Kozieł, J. Osica, L. Piwońska-Pykało, Prasa, radio i telewizja w Polsce. Zarys dziejów, Warszawa 2001, s. 154, 158. 22 CAW, GZPW, IV.502.1.80, „Biuletyn Informacyjny”, 16 III 1948 r., k. 64; AAN, KG PO „SP”, 57, Zarządzenie nr 15, [1948 r.], k. 36. 23 AAN, KG PO „SP”, 2, Rozkaz nr 10, 28 XII 1948 r., k. 83; tamże, 57, Zarządzenie nr 72, 28 XI 1948 r., k. 171. 125 łódzkie z 629 do 5 tys., poznańskie z 1656 do 8 tys. egzemplarzy; „Młodej Wsi”: białostockie z 181 do 1 tys., łódzkie z 217 do 2,5 tys., poznańskie z 936 do 4,5 tys. egzemplarzy. Na dzień 31 XII 1948 r. komendy wojewódzkie nie osiągnęły zalecanych wyników24. Wojskowy charakter organizacji pozwalał jednak odgórnie, drogą nakazów przełamać stagnację w zakresie prenumeraty obu wymienionych pism. W efekcie pod koniec pierwszego kwartału 1949 r. na zaplanowane 94 tys. prenumerat „Razem” w całym kraju było ich 81,2 tys., a „Nowej Wsi” na zaplanowane 62 tys., osiągnięto 40,5 tys. prenumerat. Niektóre komendy dla obu pism łącznie przekroczyły nawet nakazane pułapy25. Warto też dodać, że w związku z przejęciem szkolenia marynarskiego, od 1 I 1949 r. PO „SP” wydawała też miesięcznik „Młody Żeglarz”, który powstał z połączenia należącej wcześniej do Ligi Morskiej „Młodzieży Morskiej” i firmowanego przez Państwowe Centrum Wychowania Morskiego „Żeglarza”26. Z chwilą utraty tego rodzaju szkolenia, od stycznia 1950 r. „SP” przestała również wydawać „Młodego Żeglarza”. Obok prasy firmowanej przez PO „SP”, duża dawka propagandy trafiła do junaków za pośrednictwem tytułów zetempowskich, partyjnych czy nawet przysyłanych z innych krajów socjalistycznych. Należący do ZMP miesięcznik instrukcyjny „Nasze Koło Pracuje”, przekształcony w końcu 1953 r. w organ dla aktywu pt. „Walka Młodych”, nie był z pewnością lekturą powszednią dla większości junaków, jednak aktywiści ZMP w brygadach czy hufcach mieli obowiązek sięgania do tekstów w nim zawartych. Do młodzieży „SP” skierowany był też „Sztandar Młodych” i tygodnik/dwutygodnik „Pokolenie”. To ostatnie pismo było jednak tak dalekie w swojej formule od potrzeb młodego czytelnika, że nawet stalinowskie kierownictwo partyjne zdecydowało, że „Pokolenie” jako nieodpowiadające zainteresowaniom młodzieży zostanie z końcem 1953 r. zlikwidowane27. Niestety, nie wiemy jaki był poziom czytelnictwa przez junaków „Trybuny Ludu” i innych partyjnych gazet. Można jednak przypuszczać, że minimalny. W 1951 r. KG PO „SP” określiła dokładnie ile egzemplarzy „Trybuny” powinno trafić do podległych jej komórek organizacyjnych: centrala 3 egz., do komend wojewódzkich po 2 egz., komend powiatowych po 1 egz. Co ciekawe, „Żołnierz Wolności” dla centrali miał być prenumerowany w 10 egz., a dla komend wojewódzkich po 6 egz. Jest to o tyle zrozumiałe, że właśnie w tych instytucjach było __________ 24 AAN, KG PO „SP”, 4, Rozkaz nr 2, 24 I 1949 r., k. 7. AAN, KG PO „SP”, 4, Rozkaz nr 14, 5 IV 1949 r., k. 144–146; tamże, 67, Zarządzenie nr 59, 26 IX 1949 r., k. 124; tamże, Ministerstwo Oświaty (Min. Ośw.), 4139, Pismo w sprawie prenumeraty czasopisma „Razem”, [1949 r.], k. 7. 26 T. Białas, Liga Morska 1944–1953, Gdańsk 2002, s. 68, 163. 27 AAN, PZPR, 1657, Protokół nr 272 posiedzenia Sekretariatu Biura Organizacyjnego, 7 XII 1953 r., k. 3; tamże, KG PO „SP”, 170, Pismo okólne KG PO „SP”, 11 XII 1953 r., k. 85. 25 126 zatrudnionych najwięcej oficerów Wojska Polskiego28. Warto też odnotować, że tygodnik „Film”, który mógł ewentualnie zainteresować młodzież nie był przewidziany dla żadnej z komórek, z wyjątkiem KG. Placówkom powiatowym powinno, według kierownictwa „SP”, w zasadzie wystarczyć po 10 egz. „Notatnika agitatora” i „Notatnika prelegenta”. Ogółem w 1951 r. KG PO „SP” przewidziała prenumeratę 47 tytułów krajowych i aż 45 zagranicznych („Trud”, „Woprosy Istorii”, „Prawda”, „Rude Prawo”, „Deutsche Demokratische Republik im Aufbau”, „Blick nach Polen” i inne). Oczywiście tytuły obcojęzyczne trafiały w większości na poziom centralny i wojewódzki. Brygadom pracy „SP” aplikowano jednak sporą dawkę sowieckiej prasy młodzieżowej. Rozdzielnik z kwietnia 1951 r. przewidywał, że do junaków na socjalistycznych budowach powinna trafić „Komsomolskaja Prawda”, „Ogoniok” i „Sowietskij Sojuz” po 4–5 egz., „Znanie–Sila” po 34 egz., „Sowietskij Sport”, „Młodoj Bolszewik”, „Fiskultura i Sport”, „Sowietskaja Żeńszczyna” i „Krokodił” po 1–2 egz.29 O czytelnictwie sowieckich gazet i czasopism jeszcze mniej można powiedzieć niż o „Trybunie Ludu”. Nie były to z pewnością atrakcyjne tytuły, na większą popularność mógł liczyć polski tygodnik „Przekrój”, który jednak nie docierał do brygad. W żeńskiej brygadzie w Warszawie brakowało jakiejkolwiek prasy, junaczki narzekały, że jest ona „zabierana przez kadrę do osobistego użytku”30. 3. Czytelnictwo książek Prasa była tylko jednym z narzędzi wykorzystywanych w kształtowaniu świadomości młodego pokolenia. Popularyzowanie czytelnictwa książek, mające charakter przedsięwzięcia akcyjnego31, nie zostało ukierunkowane na odkrywanie bogactwa literatury polskiej i światowej, ale tak samo jak prasa uzyskało wyraźny podtekst indoktrynacyjny32. O zaopatrzeniu bibliotek w książki decydowano centralnie. Zadaniem junaków było nie tylko przeczytanie wskazanych tytułów, efekt takiego wykorzystania książek byłby mało efektywny od strony politycznej. Zalecając upowszechnianie czytelnictwa w ramach zajęć świetlicowych w wytycznych do pracy propagandowo-szkoleniowej nakazywano głośne czytanie, inscenizowanie, dyskutowanie nad fragmentami lub całością książek. Czasem dodatkowo podpowiadano możliwość zorganizowania wystaw ilustracji __________ 28 AAN, KG PO „SP”, 90, Zarządzenie nr 183, 24 X 1951 r., k. 196. AAN, KG PO „SP”, 826, Rozdzielnik na czasopisma radzieckie, 17 IV 1951 r., k. 1–3. 30 AAN, KG PO „SP”, 67, Zarządzenie nr 39, 13 VII 1949 r., k. 87. 31 M. Wierzbicki, dz. cyt., s. 218. 32 L. S. Szuba, Powszechna Organizacja „Służba Polsce” jako narzędzie pracy i indoktrynacji młodzieży w latach 1948–1955, Lublin 2006, s. 178. 29 127 do przeczytanej lektury33. Choć pomysł z ilustrowaniem książek jako elementem podnoszenia świadomości młodzieży mającej 16 i więcej lat wydaje się być mało ambitnym, KG była jednak przekonana, że tzw. narady czytelnicze połączone z prezentacją ilustracji, przyczynią się do politycznej i produkcyjnej aktywizacji brygad pracy. W wytycznych z przełomu 1951/1952 r. listę lektur o charakterze ogólnym, na których skupić się miała uwaga młodzieży junackiej tworzyły następujące książki: Wasilij Ażajew, „Daleko od Moskwy”; Adam Mickiewicz, „Pan Tadeusz”; Mirosław Kowalewski, „Kampania – znaczy walka”; Aleksander Bek, „Szosa Wołkołamska”; Henryk Sienkiewicz, „Za chlebem”; wydawnictwo zbiorowe, „Komsomolcy zwyciężają czas”; Eliza Orzeszkowa, „Cham”; Bolesław Prus, „Antek”; Borys Polewoj, „Opowieść o prawdziwym człowieku”; Maria Konopnicka, „Dym”; Michaił Sołochow, „Zaorany ugór”; Gennadij Fisz, „Wyprzedzamy legendę”; Nikołaj Ostrowski, „Jak hartowała się stal”; Jack London, „Biały kieł”; Stefania Sempołowska, „Na ratunek”. Z tych książek kierownik szkolenia politycznego junaków wybierał „najbardziej wychowawcze i mobilizujące urywki”, które można było zainscenizować w plutonie np. V rozdział „Jak hartowała się stal”. Za wskazane uznano, żeby junacy przebywający w brygadzie – pod kierownictwem kół ZMP i dowódców kompanii – przeczytali przynajmniej dwie książki, przede wszystkim „Opowieść o prawdziwym człowieku” i „Jak hartowała się stal”34. Centrala PO „SP” ustaliła również wykaz książek, które powinni poznać junacy w kontekście innych zagadnień, ważnych z punktu widzenia stalinowskiej koncepcji nowego człowieka. W materiałach do dyskusji na temat „O nową socjalistyczną moralność” wskazano więc do wykorzystania 20 pozycji książkowych. Listę otwierała powieść „Chłopi” Władysława Reymonta, dalej następowały „Dziewczęta z Nowolipek” Poli Gojawiczyńskiej, „Romans Teresy Hennert” Zofii Nałkowskiej. Kolejne propozycje były już dużo bardziej wymowne w przesłaniu, które z nich mógł odbierać potencjalny czytelnik: Wanda Wasilewska, „Rzeki płoną”; Ilia Erenburg, „Dziewiąta fala”; Antonina Koptiejewa, „Iwan Iwanowicz”; Michaił Kalinin, „O wychowaniu komunistycznym”; Halina Maślińska, „O moralności komunistycznej”35. Po takiej dawce zaangażowanej literatury stalinowscy wychowawcy młodzieży spodziewali się sporych korzyści politycznych. Dodatkowy efekt można było też uzyskać podczas dobrze pokierowanej narady czytelniczej. Z dostępnych zapisów wynika, że czytelnicy dyskutując o przeczytanej __________ 33 AAN, KG PO „SP”, 183, Wytyczne do pracy podstawowych organizacji partyjnych, kolektywu i organizacji ZMP-owskiej oraz pracy szkoleniowej i propagandowej w brygadach „SP” okresu zimowego, 16 XI 1951 r., k. 104; tamże, 104, Zarządzenie nr 96, 17 VII 1954 r., k. 121. 34 AAN, KG PO „SP”, 183, Wytyczne do pracy podstawowych..., k. 105. 35 AAN, KG PO „SP”, 264, Materiały do dyskusji o nową socjalistyczną moralność, [1955 r.], k. 47. 128 książce wygłaszali opinie, składali wyznania, deklaracje i zobowiązania, które – gdyby je brać dosłownie – świadczyły o bardzo poważnym przenikaniu do umysłów młodego pokolenia komunistycznej propagandy. Uczestniczki dyskusji nad książką J. Irosznikowej „Bohaterki zaplecza”, posiłkując się inną tego typu literaturą, w grudniu 1952 r. zapewniały o podniesieniu wydajności, wzywały do współzawodnictwa, podkreślały znaczenie wychowawcze pracy fizycznej. Natomiast junaczki 184 brygady rolnej złożyły przy tej okazji deklarację, że będą zawsze stać „w pierwszym szeregu budowniczych Polski Ludowej, w naszej wsi, gminie, powiecie” 36. Czytelnicy innych soceralistycznych dzieł podczas konkursów lub tzw. narad czytelniczych składali jeszcze bardziej bojowe deklaracje37. Kierownictwo PO „SP” przywiązywało dużą wagę do propagowania czytelnictwa jako sposobu kształtowania uczuć i postaw politycznych młodzieży. Właściwie dobrana lektura, przeczytana w grupie, przedyskutowana, z położeniem akcentu na kwestie związane z propagowaniem zalet ustroju, odwoływała się bardzo często do wrażliwości młodzieży, jej wewnętrznej potrzeby uczestnictwa w tworzeniu nowego, lepszego świata. Z kart czytanych książek wyłaniał się obraz świata, w którym sprawiedliwość i prawda była zawsze po stronie bohaterów socjalistycznych. Wzory zachowań z literatury produkcyjnej miały pobudzać młodego czytelnika do ściśle określonej aktywności w komunistycznej organizacji młodzieżowej, większego wysiłku na socjalistycznych budowach, nieustannej walki z przeciwnikami nowego ustroju. Oprócz czytania prozy wychowawcy młodzieży junackiej dostrzegali również polityczno-wychowawcze zalety poezji, a nade wszystko nauki odpowiednich wierszy. „Będzie to ogromną pomocą w organizowaniu wieczornic lub innych występów artystycznych”. Wiersze powinny być przede wszystkim rewolucyjne w treści. Takich tekstów dostarczały zainteresowanym miesięczniki „Nasz Świetlica” czy „Poradnik Pracownika »SP«”. Nie przekreślano jednak całkowicie wartości poezji klasycznej, tak polskiej – Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego czy rosyjskiej – Aleksandra Puszkina, Michaiła Lermontowa, specjalne wieczornice zamierzano poświęcić jednak poezji sowieckiej, ze szczególnym zaakcentowaniem twórczości Władimira Majakowskiego. Z polskich poetów rewolucyjnych doradzano zwrócenie uwagi na poezję Władysława Broniewskiego. „Co pewien okres, dwa–trzy tygodnie, należy urządzić wieczór literacki poświęcony twórczości w/w poetów. Na wieczorze tym zaznajomimy junaków z całokształtem twórczości danego poety, przy czym junacy recytują __________ 36 Spotkałyśmy się w Warszawie, Warszawa 1953, s. 18–20. W 1953 r. w tzw. powiatowych naradach czytelniczych wzięło udział 6450 osób. Zob.: J. Hellwig, Powszechna Organizacja „Służba Polsce” jako droga awansu społecznozawodowego młodzieży wiejskiej (1948–1955), „Kultura i Społeczeństwo” 1976, R. XX, nr 3, s. 206. 37 129 jego najbardziej charakterystyczne wiersze. Przy okazji można urządzić konkurs oceniając, który z recytatorów jest najlepszy”38. Choć z proponowanych materiałów wydawanych przez PO „SP” wynika, że w czasie wolnym junacy w brygadach nie zajmowali się w zasadzie niczym innym niż zajęciami świetlicowymi, a przede wszystkim czytelnictwem to rzeczywistość nie wyglądała jednak tak optymistycznie39. Czytać owszem można było, ale o dobór książek dbali przełożeni z pionu politycznego i aktyw ZMP, a ponadto nie wszyscy junacy radzili sobie z lekturą. Integralną częścią polityki w nowym duchu przez propagowanie czytelnictwa było niedopuszczenie junaków do kontaktów z lekturą niepożądaną. W lipcu 1951 r. wydane zostało zarządzenie w sprawie wycofania z bibliotek PO „SP” książek „nie nadających się do użytku”. W załączniku umieszczono łącznie aż 1175 pozycji! Analiza tego wykazu pokazuje jakich elementów wiedzy o przeszłości chcieli pozbawić młode pokolenie jego stalinowscy wychowawcy. Jeśli wycofanie książki Benito Mussoliniego „Kochanka kardynała” czy Adolfa Hitlera „Mein Kampf” można łatwo zrozumieć, to inne cenzorskie posunięcia już nie pozostawiają wątpliwości, że nie chodziło tylko o ochronę młodzieży przed oddziaływaniem ideologii faszystowskiej. Przede wszystkim dążono do usunięcia wszystkich książek traktujących o osobie Józefa Piłsudskiego: Bogusław Adamowicz, „Wesoły Marszałek”; Antoni Anusz, „Józef Piłsudski”; Kazimiera Iłłakowiczówna, „Wiersze o marszałku Piłsudskim”. Niewskazane było również czytanie przez młodzież junacką książek przeciwnika politycznego Piłsudskiego, czyli przywódcy endecji Romana Dmowskiego. Zadbano też o usunięcie książek, które zawierały informacje ukazujące krwawe i antypolskie oblicze sowieckiego reżymu: Tadeusz Błaszczyński, „Więcej prawdy o sowietach”; Jan Kucharzewski, „Od białego do czerwonego caratu”. Junaczka lub junak nie powinien również być dumny z dokonań polskiego oręża, szczególnie tych z okresu wojny w 1920 r. Stąd nakazano usunięcie: Józef Chłodecki Białynia, „Bohaterska dziatwa w obronie Lwowa”; Juliusz Rómmel, „Kawaleria polska w 1920 r.” oraz „Encyklopedia wojskowa” pod redakcją Ottona Laskowskiego. Ponieważ wychowanie młodego pokolenia miało być oparte na doświadczeniach sowieckich pionierów i komsomolców, a nie na tradycjach polskiego harcerstwa, na liście książek niepożądanych w bibliotekach PO „SP” umieszczono więc pracę znanego działacza harcerskiego i wychowawcy młodzieży Aleksandra Kamińskiego „Książka wodza zuchów”. Niewskazane było również czytanie jeszcze wielu innych tytułów40. Fakt, że zarządzono nawet wycofanie broszur z przemówieniami jeszcze niedawno czołowych polskich i zagranicznych dygnitarzy państwowych i partyjnych (Władysław Gomułka, Marian Spychalski, Michał Ży__________ 38 AAN, KG PO „SP”, 183, Wytyczne do pracy podstawowych..., k. 105. W. W. Bednarski, M. D. Bednarski, Powszechna Organizacja „Służba Polsce” na Ziemi Tomaszowskiej 1948–1955, Tomaszów Lubelski 2006, s. 92. 40 AAN, KG PO „SP”, 83, Zarządzenie nr 53, 12 VII 1951 r., k. 162–163. 39 130 mierski, czy Josip Broz Tito), dodatkowo potwierdza tezę o manipulowaniu procesem wychowania młodzieży poprzez czytelnictwo. 4. Radio i kino Aparat polityczno-wychowawczy PO „SP” od początku swojego istnienia przywiązywał dużą wagę do wykorzystania nowoczesnych środków technicznych w procesie oddziaływania na świadomość junaków. Pamiętać trzeba, że radio w tym czasie nadawało różne audycje oświatowe, wykłady w ramach Wszechnicy Radiowej41, a także pogadanki poradnictwa zawodowego itp.42 Radio, lokalne radiowęzły43 czy kino, które budziły duże zainteresowanie młodzieży, gdyż nie wymagały większego wysiłku od odbiorcy, a dostarczały wrażeń, dla wielu bardziej atrakcyjnych, niż książki czy prasa, szybko zostały wciągnięte do akcji propagandowo-agitacyjnej. Za ich pośrednictwem nadawano informacje z „frontu pracy”, koncerty dla przodowników, odczytywano rozmaite rezolucje i wezwania44. Radiowęzły można było również wykorzystać trochę bardziej przyjemnie. Jak podano w wytycznych do pracy propagandowej w brygadach „SP” w 1951 r., „podczas nauki tańca w kompaniach, nadając z płyt muzykę ludową oraz w wolnych chwilach junaków (podczas przerwy obiadowej) nadając pieśni masowe”45. W praktyce jednak zapewnienie sprzętu dla stale wzrastającej liczby brygad było poważnym i wcale niełatwym zadaniem. Należało przecież zadbać o możliwość naprawy uszkodzonych, brakowanie starych i zakup nowych urządzeń. Początkowo wszelkie naprawy wykonywano w warsztacie przy KG PO „SP”. Od 1952 r. porzucono tę metodę działania i zdecydowano się na korzystanie z serwisu w „Polskim Radiu”, Państwowym Przedsiębiorstwie „Film Polski” i spółdzielniach radiotechnicznych. Obok prasy, książek, radiofonizacji, plakatów, haseł, tablic z nazwiskami junaków przodowników, znaczące miejsce w kształtowaniu świadomości junaków przyznano tzw. kinofikacji. Oczywiście nie było możliwości, aby hufce __________ 41 Głównie koncentrowano się na „zapoznaniu słuchaczy z uproszczoną wersją marksizmu-leninizmu” (D. Jarosz, Polityka władz komunistycznych w Polsce w latach 1948–1956 a chłopi, Warszawa 1998, s. 335). 42 D. Grzelewska, Historia polskiej radiofonii w latach 1926–1989, [w:] D. Grzelewska, R. Habielski, A. Kozieło, J. Osica, L. Piwońska-Pykało, dz. cyt., s. 243–244. 43 Radiofonia przewodowa (tzw. kołchoźniki) gwarantowała, że odbiorcy byli zmuszeni do słuchania tylko tych audycji, które im puszczano, czego już nie można było narzucić prywatnym posiadaczom indywidualnych odbiorników radiowych (M. Czyżewski, Propaganda polityczna władzy ludowej w Polsce 1944–1956, Toruń 2005, s. 127). 44 AAN, ZG ZMP, 451/V-61, Sprawozdanie z wyjazdu do brygad PO „SP” zgrupowania krakowskiego za okres 15–18 IX 1951 r., 19 IX 1951 r., k. 111. 45 AAN, KG PO „SP”, 183, Wytyczne do pracy podstawowych..., k. 105. 131 wiejskie czy brygady pracujące poza ośrodkami miejskimi mogły regularnie udawać się do kin na seanse filmowe. W tej sytuacji to filmy przywożono do junaków. W 1949 r. funkcjonowało w „SP” 8 kin objazdowych46. W 1952 r. zakładano, że kino do brygad będzie przyjeżdżać raz w tygodniu. Repertuar stanowiły filmy fabularne, poprzedzane krótkometrażowymi filmami dokumentalno-oświatowymi oraz tygodniowymi kronikami filmowymi. Wszystko było mocno przesiąknięte propagandą. Oddziaływanie tych i innych produkcji pokazywanych młodzieży, która niekiedy pierwszy raz była na seansie filmowym47, potęgować miały jeszcze działania aparatu polityczno-wychowawczego, który każdą projekcję starał się wykorzystać do wyeksponowania potęgi Związku Radzieckiego, sukcesów na budowach planu 6-letniego, „knowań wrogów politycznych”. Przed projekcją, w myśl konspektu KG, należało krótko zapoznać junaków z treścią filmu, gdyż musieli oni zrozumieć go w sposób zamierzony przez organizatorów seansu. Po filmie, w poszczególnych plutonach, powinna odbyć się dyskusja nad jego fabułą, z zaakcentowaniem wątku przewodniego i analizą postaw głównych bohaterów. Ponieważ najczęściej młodzież miała możliwość oglądania filmów wyprodukowanych przez wschodniego sąsiada, w wytycznych politycznych określono jak poprawnie wykorzystać tego typu obrazy. „Podkreślić należy, jak film radziecki mobilizuje ludzi do pracy i walki o pokój. Przy omawianiu filmu »Komsomolsk« porównać akcję z budowaniem przez polską młodzież »Nowej Huty«, wykazać metody działania wroga klasowego i pełną poświęcenia pracę młodych budowniczych, jaka winna cechować junaków w brygadzie. Podobnie postępować przy wyświetlaniu innych filmów”48. Wziąwszy pod uwagę wartość socrealistycznej produkcji filmowej nie może ulegać wątpliwości, iż przez film komuniści usiłowali dotrzeć do umysłów młodzieży. Nawet czas przeznaczony na odpoczynek nie mógł był zapełniony neutralną politycznie rozrywką lecz przynosił kolejną dawkę propagandy. 5. Praca świetlicowa W działalności polityczno-wychowawczej PO „SP” silny nacisk położony też został na to, aby junacy swój wolny czas spędzali kolektywnie w świetlicach49. Zajęcia świetlicowe musiały być ściśle powiązane w treści i w czasie z zajęciami politycznymi, produkcyjnymi brygad oraz hufców. W założeniu każdy junak w świetlicy powinien nauczyć się przygotowywać „bojowe” w treści __________ 46 AAN, ZG ZMP, 451/V-16, Protokół nr 19 posiedzenia Prezydium ZG ZMP, 28 II 1949 r., k. 32. 47 H. Słabek, Obraz robotników polskich w świetle ich świadectw własnych i statystyki 1945–1989, Warszawa–Kutno 2004, s. 74. 48 AAN, KG PO „SP”, 183, Wytyczne do pracy podstawowych..., k. 105. 49 B. Zielińska, Praca w świetlicach brygad, „Pracujemy w Świetlicy” 1953, nr 3, s. 12. 132 dekoracje, gazetki ścienne, deklamować wiersze oraz śpiewać. Warto zatem zwrócić uwagę na to, jakie pieśni i piosenki miały znaleźć się w repertuarze młodzieży. Zimą 1951 r. KG uznała, że junacy są zobowiązani nauczyć się co najmniej 17 utworów. Na liście umieszczono „Międzynarodówkę”, „Hymn światowej Federacji Młodzieży Demokratycznej”, „Pieśń o braterstwie”, „Stawaj bracie”, „Marsz sportowy”, „Pieśń o Nowej Hucie”, „Pieśń o Stalinie”, „Pieśń traktorzystów”, „Młodość”, „Polkę murarską”, „Na prawo most, na lewo most”, „Pieśń »Służby Polsce«” oraz kilka innych. Teksty i nuty tych pieśni i piosenek zawierały wydawnictwa: „40 pieśni radzieckich”, „Młodzież śpiewa” i materiały KG. Do tej listy niewątpliwie zaangażowanych politycznie utworów wokalnoinstrumentalnych należy jeszcze dopisać pieśni regionalne, które junacy też powinni poznać, a nawet z nimi wystąpić w ramach specjalnie zorganizowanych konkursów50. KG zadbała także o powstanie tekstów i melodii piosenek poświęconych specjalnie „SP”. Kiedy do pracy przystąpiły pierwsze brygady w maju 1948 r. przygotowano cztery takie utwory: „Służba Polsce” tekst Krzysztofa Gruszczyńskiego, muzyka Pawła Kuczery; „Wymarsz »SP«” słowa Robert Stiller, muzyka Jan Ołów; „Piosenka o szosie” tekst R. Stiller, muzyka J. Ołów oraz flagową „Pieśń »SP«”, do której tekst i muzykę napisał Eugeniusz Pałka, ze słynną frazą: „Znów się pieśń na usta rwie – SP hej SP/ nierozłączne siostry dwie młodzież i SP”51. Z czasem pojawiły się następne piosenki i pieśni masowe wpisujące się w realia stalinowskiego kultu pracy i zgodne z obowiązującą metodą twórczą52. Stanisław Wygodzki ułożył słowa, a Witold Lutosławski muzykę do kolejnej pieśni pt. „Służba Polsce”53. Dla organizacji junackiej okolicznościowe piosenki miał także pisywać nieznany wtedy jeszcze Sławomir Mrożek54. Sam pisarz w autobiografii wspomina tylko o dostarczaniu rysunków satyrycznych do prasy oraz o reportażu poświęconym junakom z Nowej Huty opublikowanym w „Przekroju”55. Nie ulega jednak wątpliwości, że piosenki junackie powstawały dość licznie, drukowano je w różnych w czasopismach i broszurach, a w 1953 r. ich __________ 50 AAN, KG PO „SP”, 183, Wytyczne do pracy podstawowych..., k. 104. „Wiadomości »SP«”, 12 VI 1949 r., s. 4. 52 Powstawaniu tekstów do tego typu piosenek sprzyjało zawarcie 18 VI 1948 r. umowy o współpracy między Związkiem Zawodowym Literatów Polskich a PO „SP” (M. Fik, Kultura polska po Jałcie. Kronika lat 1944–1981, Warszawa 1991, s. 116). 53 http://www.lutoslawski.org.pl 54 Współcześni polscy pisarze i badacze literatury. Słownik biobibliograficzny, pod red. J. Czachowskiej i A. Szałagan, t. V, Warszawa 1997, s. 486. Możliwe, że S. Mrożek otrzymał odznakę „Za pracę społeczną”. 55 S. Mrożek, Baltazar. Autobiografia, Warszawa 2006, s. 139, 150–154; tenże, Młode miasto, „Przekrój” 1950, nr 276, s. 8–9. 51 133 wybór został wydany przez „Czytelnika” w tomie „Śpiewnik brygad SP. Nasze piosenki. Zbiór pieśni masowych na głos solo”56. Poza nauką piosenek, czytaniem prasy i książek, w świetlicy junacy mogli zajmować się grami i zabawami oraz pracować w określonych zespołach. Zabawom realizowanym na podstawie książki Aleksandra Felistaka, „Uczmy się gier i zabaw świetlicowych” czy „Poradnika Pracownika »SP«” także nadano wymiar polityczny. Wszystko było przeniknięte duchem kolektywizmu57 i mobilizacji do walki o wykonanie planów produkcyjnych. Warto tutaj przytoczyć nazwy dostępnych wtedy w świetlicach gier. Obok poważnych szachów czy mniej ambitnych warcabów i chińczyka były to: „Gołąbek pokoju”, „Dorzecze Wisły i Odry”, „Poznaj Warszawę”, „Spotkanie nad Łabą”, „Wyścig Pokoju”58. Z tego wynika, że nawet w trakcie zabawy starano się kształtować wśród młodych ludzi pożądaną postawę. Podobnie rzecz się miała ze świetlicowymi pogadankami na tematy dotyczące życia codziennego, o potrzebie zachowania higieny, zerwania z przesądami itp.59 Przekonywanie junaków, że piorunochron jest lepszą ochroną budynku przed uderzeniem pioruna niż tzw. gromnica w oknie lub obraz z wizerunkiem świętych, służyło nie tylko upowszechnieniu racjonalnej wiedzy, w podtekście pobrzmiewała bowiem nuta, że nowy ustrój, na każdej płaszczyźnie niesie wyłącznie nowoczesność i postęp. W rzeczywistości praca produkcyjna, do której były zobowiązane jednostki „SP”, spychały przedsięwzięcia kulturalno-oświatowe, w tym i funkcjonowanie świetlic na odleglejszy plan. Inspekcja w trzynastu brygadach II turnusu w lipcu 1949 r. wykazała, że w żadnej z nich nie było zorganizowanych świetlic. Kadra brygad w każdym wypadku składała zapewnienia, że zespoły świetlicowe „właśnie dziś” miały zacząć pracować. Natomiast prokurator z Prokuratury Wojewódzkiej w Gdańsku, który kontrolował w lipcu 1952 r. cztery brygady „SP” pracujące w stoczniach uznał, że świetlice w miejscach zakwaterowania poszczególnych jednostek pracy teoretycznie były, lecz nie spełniały swojej funkcji, gdyż niektóre z nich zajęte były na sale sypialne, brakowało w nich niezbędnych sprzętów, często nawet odbiorników radiowych, które ułatwiały organizację imprez i zwiększały zainteresowanie junaków pracą świetlicową60. Słabo przygotowana była również kadra, która powinna organizować pracę świetlic. Problem z instruktorkami świetlicowymi miała chociażby żeńska brygada PO „SP” __________ 56 Śpiewnik brygad SP. Nasze piosenki. Zbiór pieśni masowych na głos solo, pod red. J. Ołowia, Warszawa 1953. 57 W sowieckiej pedagogice kolektyw był uważany za podstawę systemu wychowawczego (Pedagogika, t. II, red. I. Kairow, Warszawa 1950, s. 173). 58 B. Klich-Kluczewska, Przez dziurkę od klucza. Życie prywatne w Krakowie (1945– 1989), Kraków 2005, s. 169. 59 „Trybuna Łódzka”, 28 I 2000 r., s. 3 (Aneks). 60 AAN, Min.Ośw., 4152, Pismo ppłk. M. Piątkowskiego do KG PO „SP”, [VII 1949 r.], k. 379; tamże, KG PO „SP”, 220, Pismo prokuratora wojewódzkiego w Gdańsku do Komendy Wojewódzkiej PO „SP”, 12 IX 1952 r., k. 24. 134 w lipcu 1949 r. W ciągu dwumiesięcznego turnusu trzeba było je wymienić. „Świetliczarki nie były na poziomie ideologicznym. Technikę pracy miały dobrą ale przerost niezdrowej ambicji i brak poczucia obywatelskiego [...] były przyczyną uchylania się od wymagań politycznych”61. Na jakość zajęć kulturalnooświatowych i świetlicowych negatywnie rzutował też stosunek do nich części dowódców brygad i komendantów terenowych. Wielu z nich zrzucono, że nie doceniali wagi tej formy agitacji młodzieży. W organizowaniu kółek zainteresowań i innych, upatrywali bowiem nie „ważną robotę masowo-polityczną” – jak chciałby to widzieć aparat polityczny brygad i zarządy ZMP – lecz nikomu niepotrzebną „dziecinadę”. Mimo różnych problemów z doborem odpowiednich pracowników do świetlic czy brakiem sprzętu okazało się, że junacy byli zainteresowani udziałem w zajęciach kulturalno-oświatowych. W świetlicach organizowano imprezy popularyzujące czytelnictwo, próbowano zakładać zespoły artystyczne, a kino objazdowe wyświetlało filmy. Nawet mocno podszyte propagandą konkursy na wykonanie dekoracji świetlicy czy gazetki ściennej wywoływały odzew wśród młodzieży. Nie zabrakło rzecz jasna rozmaitych zdarzeń, które świadczyły, że młodzież nie chciała oglądać socrealistyczne „produkcyjniaki” czy recytować wiersze sowieckich autorów. W 12 brygadzie w 1951 r. po wyświetleniu filmu „Spisek bankrutów” kilku junaków głośno wyraziło zdanie, że zaprezentowany film raził ich uczucia religijne. W trakcie I turnusu w 1949 r. w 37 brygadzie junacy nie chcieli śpiewać politycznie zaangażowanych piosenek, odpowiadając: „niech sobie śpiewają demokraci”. Zaś pewna junaczka z jednego z warszawskich hufców szkolnych oświadczyła, że nie będzie się uczyć piosenek sowieckich, „gdyż zna wiele innych ładniejszych”. Faktem jest, że ze śpiewaniem utworów rodem ze Związku Radzieckiego było słabo62. Oficjalnie okoliczność, że junacy nie śpiewali w języku oryginalnym „Kwiatów z łąk” czy innych usprawiedliwiano tym, że były to piosenki trudne. Generalnie jednak trzeba powiedzieć że okazywane przez junaków zainteresowanie tym co oferowały świetlice nie wynikało z woli uczestnictwa w zajęciach przepojonych propagandą, ale z potrzeby rozrywki i zabawy. W 32 żeńskiej brygadzie PO „SP” w Gdańsku, w której działał 120-osobowy zespół artystyczny, w skład którego wchodziły grupa recytatorska, taneczna i chór, praca świetlicowa tylko pozornie wyglądała dobrze. W zajęciach uczestniczyły __________ 61 AAN, KG PO „SP”, 958, Sprawozdanie II turnusu 1 żeńskiej brygady PO „SP”, [1949 r.], k. 47. 62 AAN, KG PO „SP”, 677, Sprawozdanie z przebiegu I turnusu brygad w miesiącu maju, 1949 r., k. 16; tamże, 753, Pismo Komendy Stołecznej PO „SP” w Warszawie w sprawie form działalności wroga na terenie szkół T[owarzystwa] P[rzyjaciół] D[zieci], 19 II 1951 r., k. 32; tamże, 958, Sprawozdanie II turnusu 1 żeńskiej..., k. 47; Archiwum Państwowe w Katowicach (APK), Zarząd Wojewódzki (ZW) ZMP, 211/III/18, Protokół nr 43/51 posiedzenia Prezydium ZW ZMP, 23 XI 1951 r., k. 60. 135 tylko niektóre członkinie zespołu artystycznego, pozostałe nie przejawiały zainteresowania tym co działo, rzekomo z braku czasu63. Młodzież, także ta z zespołu artystycznego chciała się jednak bawić, ale niekoniecznie tak jak zaplanował to aparat PO „SP”. Po występie z okazji święta 22 VII 1949 r., jaki junaczki tej brygady dały w 30 męskiej brygadzie, zatrudnionej w stoczni gdańskiej, zorganizowana została – jak to nazwano – „godzinka zabawy”. Pragnienie rozrywki, tańców, kontaktu z rówieśnikami, tak u junaczek jak i u junaków, musiało być spore skoro przewidziana godzina przeciągnęła się znacznie dłużej, „potworzyło się szereg par, które zamiast trzymać się grupy porozchodziły się na indywidualne spacery”. Dowódca żeńskiej brygady widząc jak rozwinęła się sytuacja, zarządził zbiórkę, przerywając w ten sposób to niekonwencjonalne świętowanie 22 lipca. Choć w niektórych sprawozdaniach pojawiły się dane o 60, a nawet 95% junaków uczestniczących w pracach zespołów świetlicowych, sytuacja rzeczywista była inna64. W wielu z nich „panowała martwota, zastój i bezideowość”65. Przyznano się do tego podczas posiedzenia Sekretariatu ZG 22 V 1953 r., gdy dyskutowano nad niskim poziomem młodzieży przybywającej do Nowej Huty. Jeden z uczestników tego spotkania ubolewał, że wciąż trudno jest zapełnić widownię w miejscowym teatrze, wystarczy jednak wystawić na chwilę „dżezową [tak w oryginale – przyp. K.L.] orkiestrę w świetlicy lub na polu natychmiast zrobi się olbrzymie zbiorowisko młodzieży”. Niejednokrotnie więc w tym mieście odbywały się trzy zabawy jednocześnie i wszędzie było bardzo dużo młodzieży. „Żądza zabaw jest wprost nienasycona”66 – skonstatował ze smutkiem. Jeśli nawet w Nowej Hucie – głównym ośrodku budowy nowego społeczeństwa, młodzież, w tym oczywiście i junacka, chciała tańczyć przy zakazanych rytmach jazzowych, to trudno sobie wyobrazić, że w innych miejscach, zwłaszcza dużych miastach było inaczej. Z pewnością nie o takie rytmy chodziło Kalininowi, sowieckiemu dygnitarzowi partyjnemu, gdy mówił żeby w wychowaniu młodego pokolenia nie robić z dzieci starców i zabraniać im tego typu zabawy: „Nie unikać tańców, uczą one bowiem plastyki ruchów. Człowiek, który umie tańczyć, wejdzie odpowiednio do pokoju i zgrabnie się obróci”67. O części junaków warszawskich w 1951 r. napisano więc, że przebywają „w rozbawionym w »amerykańskim stylu« środowisku”68. Niestety, młodzieży w hufcach wiejskich, brygadach rolnych w Państwowych Gospodarstwach Rolnych __________ 63 AAN, Min.Ośw., 4154, Sprawozdanie z wizytacji 32 żeńskiej brygady „SP” w Gdańsku, [13 VIII 1951 r.], k. 194. 64 Tamże, k. 194; APK, ZW ZMP, 211/III/18, Protokół nr 43/51..., k. 63. 65 L. S. Szuba, Powszechna Organizacja..., s. 196. 66 AAN, ZG ZMP, 451/V-48, Protokół nr 15 posiedzenia Sekretariatu, 22 V 1953 r., k. 86. 67 M. Kalinin, O wychowaniu komunistycznym, Warszawa 1950, s. 157. 68 AAN, KG PO „SP”, 753, Pismo Komendy Stołecznej PO „SP” w Warszawie w sprawie form..., k. 33. 136 z oczywistych względów pozostawała tylko jedna droga spełnienia potrzeby zabawy i tańca. Było to uczestnictwo w ludowych potańcówkach, będących niekiedy końcowym elementem ognisk organizowanych przez brygady dla okolicznej ludności. Tą drogą, zdaniem swych stalinowskich wychowawców, junacy powinni nawiązać poprawne kontakty z okoliczną ludnością, przełamać dwustronne niechęci i obawy. Niektóre brygady miały ułatwione zadanie w tym zakresie z racji posiadania własnych orkiestr. W 1951 r. tylko II turnus brygad „SP” województwa katowickiego zorganizował 28 ognisk o charakterze zapoznawczo-integracyjnym z okoliczną ludnością69. Tego typu imprezy teoretycznie mogły przyczynić się do ułożenia poprawnych stosunków z miejscową ludnością, często niechętnie akceptującą obecność junaków. W rzeczywistości było bardzo różnie, nierzadko po kulturalnym początku, tańce przerywały konflikty i bijatyki powstałe na tle nadmiernego spożycia alkoholu70. 6. Wyniki pracy kulturalno-oświatowej Stosunek junaków do propozycji kulturalnych oferowanych przez PO „SP” najlepiej jednak widać, gdy przeanalizowana zostanie kwestia czytelnictwa książek i prasy. Jeśli spojrzeć na funkcjonowanie bibliotek w brygadach PO „SP”, pozornie wydawało się, że działały one na przyzwoitym poziomie, czasem można wręcz było odnieść wrażenie, że junacy spędzali większość swojego czasu w świetlicy na zajęciach kulturalno-oświatowych, a głównie na czytaniu prasy i książek. „Wolne od pracy chwile spędzaliśmy w świetlicach. Uczyliśmy się pieśni i tańców, słuchali[śmy] audycji radiowych, czytałyśmy gazety, opracowywałyśmy gazetki ścienne, wycinałyśmy ładne, ludowe wzory z kolorowego papieru, czytałyśmy dużo książek”71. Formalnie szalenie zaczytane w literaturze były brygady „SP” województwa katowickiego w 1951 r. W I i III turnusie wykorzystanie zasobu bibliotek brygad wynosiło od 60 do 80%, a w II turnusie aż 100%, tak przynajmniej przedstawiano tę kwestię podczas posiedzenia Prezydium ZW ZMP. W tym najbardziej aktywnym w zakresie czytelnictwa turnusie, łącznie w 15 brygadach w ciągu dwóch miesięcy czytelnicy przeczytali aż 28 tys. książek72! __________ 69 APK, ZW ZMP, 211/III/15, Informacja o pracy II turnusu brygad „SP” województwa katowickiego, 8 VIII 1951 r., k. 5. 70 Informacje o różnych incydentach z ludnością cywilną zob.: D. Jarosz, Notatka o sytuacji w Nowej Hucie z października 1955 r., „Polska 1944/45–1989. Studia i Materiały” 1996, t. 2, s. 314; E. Kłosek, „Swoi” i „obcy” na Górnym Śląsku od 1945 r. Środowisko miejskie, Wrocław 1993, s. 60; Biuletyny dzienne Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego 1949–1950, opr. Ł. Kamiński, Warszawa 2004, s. 277, 397; B. Klich-Kluczewska, dz. cyt., s. 168. 71 Spotkałyśmy się w Warszawie..., s. 4. 72 APK, ZW ZMP, 211/III/18, Protokół nr 43/51..., k. 63. 137 Zaprezentowane dane budzą jednak duże wątpliwości. Podstawą do ich wyrażenia jest stan czytelnictwa w brygadach w innych miejscach Polski. Nawet jeśli młodzież faktycznie okazywała zainteresowanie czytaniem, co jednak nie było zbyt powszechne, to oferta bibliotek nie zawsze była satysfakcjonująca. Junaczki z 1 żeńskiej brygady PO „SP” w 1949 r. wyrażały chęć czytania „Matki”, „Popiołu i diamentu” czy nawet „Młodej Gwardii” i jeszcze kilku innych książek, nie przejawiając większej ochoty do zapoznania się z tymi pozycjami, które im oferowano. Natomiast wizytujący 37 brygadę stwierdził, że z biblioteczki junacy mało korzystają z powodu braku czasu na czytanie. W 56 brygadzie w lipcu 1953 r. inspektor Ministerstwa Kontroli Państwowej stwierdził, że biblioteczka brygadowa była praktycznie nieczynna, czego przyczyną było minimalne zainteresowanie się junaków i kadry czytelnictwem. Nie przeprowadzano też prasówek. Gazety codzienne w ilości 60 egz., które trafiły do tej brygady, nawet w kolejnych dniach nie były jeszcze rozprowadzone po kompaniach. Rzecz jasna, że w kontrolowanej brygadzie nie funkcjonowało „koło czytania dobrej książki”, choć formalnie zostało ono powołane. W dniu 8 VII 1953 r. miała być czytana książka pt. „Jak hartowała się stal?”, faktycznie jednak do tego nie doszło. Do świetlicy przybyło co prawda ok. 20 junaków, lecz najwyraźniej nie po to, aby zapoznać się z tym wątpliwej wartości dziełem literackim, bo książka ta leżała – jak stwierdził inspekcjonujący – z nierozciętymi kartkami73. Problem pozorowania rozwoju czytelnictwa był już znany od początku funkcjonowania brygad. Pełnomocnik ZG Związku Walki Młodych (ZWM), który w maju 1948 r., czyli w pierwszych tygodniach ich funkcjonowania wizytował Zgrupowanie Brygad Szczecin zauważył, że gazety były pochowane w świetlicach. Jeśli już docierały do junaków, to z dużym opóźnieniem. O sytuacji w 17 brygadzie wizytujący pisał: „Dotychczas nie było kina objazdowego. Zorganizowano 3 ogniska, z tego 2 na poziomie. Brygada nie zradiofonizowana, brak agregatora. Brak książek o ZSRR”74. A książki o tematyce radzieckiej – co ciekawe – uznano za szczególnie pomocne w agitowaniu młodzieży autochtońskiej, która w sporej ilości znalazła się w tej brygadzie i którą z racji bliskości granicy z terenami niemieckimi „ciągnie na drugą stronę”. Rzeczywisty poziom czytelnictwa prasy i książek w brygadach nie mógł być wysoki. Niewykształcona młodzież wiejska, w pewnym procencie nie umiejąca czytać, nie przejawiała specjalnego zainteresowania tą formą spędzania wolnych chwil. Na przeszkodzie stały też rozmaite inne obowiązki, które spoczywały na junakach. Zmęczenie, brak czasu oraz mały zasób bibliotek bryga- __________ 73 AAN, KG PO „SP”, 117, Informacja Ministerstwa Kontroli Państwowej z inspekcji w 14, 18, 26, 48, 53, 56 brygadzie PO „SP”, 11 VIII 1953 r., k. 319–320; tamże, 958, Sprawozdanie II turnusu 1 żeńskiej brygady..., k. 43; tamże, Min. Ośw., 4153, Sprawozdanie z wizytacji 37 brygady „SP”, 1 VIII 1949 r., k. 244. 74 AAN, ZG ZWM, 406/9, Sprawozdanie z pobytu w brygadach zgrupowania szczecińskiego w dniach 24–26 maja, [1948 r.], k. 16. 138 dowych przekładały się na stan czytelnictwa. Aby osiągnąć wyniki w tym zakresie nie wystarczyło zorganizować tzw. naradę czytelniczą, silnie przesyconą propagandą, przykładowo pod hasłem: „Wzorując się na bohaterstwie i patriotyzmie żołnierzy Armii Radzieckiej i Ludowego Wojska Polskiego podnosimy na wyższy poziom życie i pracę naszej brygady”75. Usunięcie z bibliotek literatury uznanej za niewygodną politycznie również przyczyniło się do zmniejszenia zainteresowania czytelnictwem. Jedna z warszawskich junaczek z hufca istniejącego przy szkole Towarzystwa Przyjaciół Dzieci nr 7 powiedziała wprost, że „książka ZMP-owska to bzdury”76. Jak się okazało warszawska młodzież junacka chciała czytać powieści Courts-Mahler77, „cowbojskie” itp. ale na taką lekturę nie było zgody. Czytanie książek tej treści było uważane za „wrogi” akt, obliczony na odbieranie junakom cennego czasu, który mogli oni wykorzystać w inny sposób – według ich politycznych wychowawców – znacznie bardziej potrzebny. Dokonania PO „SP” w sferze kulturalno-oświatowej nie wiążą się tylko z funkcjonowaniem czytelnictwa. Kulturotwórczą rolę mogło odegrać również radio czy wycieczki organizowane dla junaków. Jednak i te środki – jak uprzednio wspomniano – podporządkowano celom propagandowym. Radiowęzły brygadowe wykorzystywano głównie do promowania wyścigu pracy. O przodownikach pisały też gazety, zamieszczały ich zdjęcia, dla nich, jako nagrody były również inne atrakcje kulturalne. W 1 żeńskiej brygadzie w Warszawie latem 1949 r. wyróżniające się w pracy junaczki poszły do teatru na sztukę „Wiosna w Norwegii”. Podobnie potraktowano przodowników z brygad śląskich w 1951 r. Najczęściej jednak jeśli już urządzano wyjścia do teatru lub kina, to mogły w nich uczestniczyć poszczególne kompanie, bez szczególnego wyróżniania osób najlepiej pracujących. Decydowały o tym też względy polityczne. Przykładowo oglądany przez junaków film „Śmiali ludzie” czy sztuka „Wesele na Kurpiach” były typowymi produktami socrealistycznymi, z mocno zaakcentowaną stroną dydaktyczną w ujęciu stalinowskim, i miały do odegrania ważną rolę w oddziaływaniu ideologicznym na młodzież. W tym wypadku pokaz filmowy wspierał aparat polityczno-propagandowy w jego działaniach78. Kierow- __________ 75 AAN, KG PO „SP”, 71, Zarządzenie nr 21, 28 VIII 1950 r., k. 109; tamże, 99, Zarządzenie nr 252, 15 X 1953 r., k. 106. 76 AAN, KG PO „SP”, 735, Pismo Komendy Stołecznej PO „SP” w sprawie form..., k. 33. 77 Courts-Mahler Hedwig (1867–1950), pisarka niemiecka, autorka ponad dwustu powieści, głównie egzaltowanych romansów. Były one bardzo popularne, tłumaczone na wiele języków, ekranizowane i przenoszone na sceny teatralne. „Dziedzictwo Rodenbergów” wydrukowane w 1932 r. już dwa lata później zostało wydane po polsku (Pisarze świata. Słownik encyklopedyczny, Warszawa 1999, s. 139). 78 AAN, KG PO „SP”, 958, Sprawozdanie II turnusu 1 żeńskiej brygady..., k. 48; tamże, Min. Ośw., 4154, Sprawozdanie z wizytacji 32 żeńskiej brygady „SP” w Gdańsku, [13 VIII 1951 r.], k. 193; APK, ZW ZMP, 211/III/18, Ocena pracy brygad woj[ewództwa] katowickiego, [XI 1951 r.], k. 64. 139 nictwo brygad, zarządy ZMP dobrze wiedziały jaką moc przyciągającą miało w sobie kino, junacy chcieli oglądać filmy, tę szansę należało więc wykorzystać. Jednak ta forma życia kulturalnego dla jednostek „SP” na wsiach lub w małych miastach była dostępna tylko okresowo. W lepszej sytuacji znajdowały się oczywiście hufce i brygady pracujące w miastach, które dysponowały kinami. Pozostałe mogły liczyć tylko na nieregularnie kino objazdowe. Podkreślić trzeba, że kino wśród junaków PO „SP” miało najwięcej odbiorców ze wszystkich form życia kulturalnego. Teatr w Nowej Hucie zwykle świecił pustą salą, trzeba było mobilizować przewodniczących kół ZMP aby przyprowadzili młodzież. Za to film, nawet najpłytszy i najbardziej propagandowy oraz zabawa taneczna podbijały serca junaków. Dość ambitny repertuar teatru w Nowej Hucie nie zyskał uznania młodzieży brygadowej. Trudno więc powiedzieć z jakim zainteresowaniem junacy z hufców szkolnych w dzielnicy ŁódźBałuty uczestniczyli 15 XI 1950 r. w „Poranku symfonicznym” w miejscowej filharmonii. Komendant Jerzy Witczak meldował, że tego dnia skierował na koncert łącznie 930 junaczek i junaków z kilku szkół ogólnokształcących i zawodowej szkoły krawieckiej79. W tym wypadku należy jednak pamiętać, że muzyki poważnej wysłuchali uczniowie z dużego miasta, przynajmniej teoretycznie powinni oni okazać więcej zrozumienia dla tego rodzaju sztuki niż zwykle słabiej wykształcona i rozbudzona kulturalnie młodzież wiejska w brygadach. Zainteresowanie junaków pracujących na wielu socjalistycznych budowach oraz w Państwowych Gospodarstwach Rolnych mogły wzbudzić również wycieczki, ale musiały one być właściwie zorganizowane i skierowane w ciekawe miejsca. Wydaje się, że dla wielu młodych ludzi przybyłych do pracy w Nowej Hucie dużą atrakcją powinno być zapoznanie się z bogactwem zabytków nieodległego przecież Krakowa. Nic nie wskazuje jednak na to, aby tę okoliczność właściwie spożytkowano. Junacy z pewnością potrzebowali przewodników, którzy potrafiliby im pokazać walory królewskiego miasta i zainspirowali ich do samodzielnego zwiedzania w czasie wolnym. Tak się jednak nie się stało. Można podejrzewać, że zaważyły tutaj względy polityczne. Słaba kadra brygad oraz zarządów ZMP nie były w stanie zgromadzić wystarczająco silnej argumentacji, którą należało przeciwstawić konserwatywnemu duchowi miasta Krakowa80. Wycieczki były w PO „SP” przyjętą formą pracy kulturalno-oświatowej, ale ich trasy musiały spełniać określone wymagania ideologiczne. Wyjazd na Wystawę Ziem Odzyskanych do Wrocławia w sierpniu 1948 r. czy zwiedzanie odbudowującej się ze zniszczeń Warszawy miało przecież całkowicie inny kontekst polityczny niż spacer ulicami Krakowa. We Wrocławiu junacy mogli się przekonać o wynikach uzyskanych przez powojenną Polskę w zagospodarowaniu ziem zachodnich i północnych. Natomiast zwiedzając odbudowywane zabytki stolicy, __________ 79 Archiwum Państwowe w Łodzi, Komitet Łódzki PZPR, 1580, Meldunek J. Witczaka, komendanta dzielnicowego PO „SP” Łódź-Bałuty, 16 XI 1950 r., k. 87. 80 J. Mikułowski-Pomorski, Kraków w naszej pamięci, Kraków 1991, s. 256. 140 oglądając trasę Wschód-Zachód, budującą się Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową widzieli miasto podnoszące się z ruin. Tego typu doświadczenie winno w nich wzbudzić poczucie dumy z siły państwa oraz uznanie dla tych, którzy sterowali polityką przynoszącą tego typu efekty, a w konsekwencji w niejednym młodym sercu, mogło zrodzić się pragnienie włączenia się w dzieło obudowy i rozbudowy Polski81. Korzyści polityczne płynęły nie tylko z wycieczek w miejsca gdzie było widać socjalistyczną industrializację. Właściwie zorganizowane tego typu wyprawy silniej wiązały junaków z PO „SP”. Nie każdemu chłopcu lub dziewczynie było dotąd dane chociażby zobaczyć morze i nadmorski krajobraz, a niektóre jednostki pracowały w pobliżu Bałtyku. 15 brygada ze Szczecina, w której latem 1948 r. znalazło się aż 117 całkowitych analfabetów w niedzielę i święta organizowała więc różne wyprawy, w tym oczywiście i nad morze. Do tej młodzieży z trudem docierały inne środki oddziaływania. Budowanie emocji związanych z przywiązaniem do kraju i ustroju nie mogło się w tym wypadku opierać wyłącznie na prasie czy książce. Wycieczki wydawały się więc dobrym rozwiązaniem. Niestety, ta możliwość kulturalnego rozwoju młodzieży junackiej została przez PO „SP” w dużym stopniu zmarnowana. Tak przecież należy skomentować fakt, że rok później, w tym samym Szczecinie, przez pierwsze trzy tygodnie letniego turnusu junacy 15 brygady nie odbyli ani jednej wycieczki nad morze, a nawet nie przepłynęli się statkiem po Odrze. Pracowali ciężko przy budowie portu i tzw. arterii nadodrzańskiej, a na zajęcia kulturalne czasu już zabrakło. Nie był to odosobniony przypadek. W 27 brygadzie w 1950 r. było równie źle. Tutaj cała praca kulturalna została sprowadzona do nauki piosenek w trakcie marszu do miejsca zatrudnienia82. Zapewnienie junakom szczególnie w brygadach, ale również w hufcach rozrywki kulturalnej, zajęć oświatowych, które urozmaiciłyby czas przeznaczony na pracę produkcyjną czy szkolenie zawodowe, polityczne i wojskowe nie zostało przez PO „SP” potraktowane z należytą powagą. Mimo zapewnień, że pobyt młodzieży w jednostkach pracy nie będzie pozbawiony momentów zabawy83 i świadectw takich jak junaka Franciszka Jareckiego z 44 brygady, który w liście do redakcji „Sztandaru Młodych” w styczniu 1952 r. stwierdził, iż „mamy ciągle jakieś rozrywki”84, sytuacja nie przedstawiała się dobrze. Prymat spraw produkcyjnych, pościg za normami i rekordami skutkował powierzchownymi działaniami, a czasem wręcz pustką w sferze kultury. Bardzo szybko zaniedbania te przyniosły niekorzystne następstwa. Brak właściwej opieki nad tysiącami bardzo różnych młodych ludzi, niedostatek atrakcyjnej oferty kulturalno-oświatowej, chęć szybkiej przebudowy ich światopoglądu, musiały zrodzić problemy, które __________ 81 K. Lesiakowski, dz. cyt., s. 83. Tamże. 83 J. Mikułowski-Pomorski, dz. cyt., s. 275–276. 84 „Sztandar Młodych”, 2 I 1953 r., s. 3. 82 141 w takiej sytuacji były nieuniknione. Stąd materiały sprawozdawcze dotyczące młodzieży junackiej pełne są informacji o rozmaitych incydentach, bójkach, pijaństwie itp. Zjawiska te w dużym stopniu mogła ograniczyć racjonalnie prowadzona praca kulturalno-oświatowa. Kierownictwo PO „SP” z różnych wzglądów jednak nie poradziło sobie z tym wyzwaniem. Summary One of the statutory assignment of Common Organization “Sluzba Polsce” (1948–1955) was to force masses of youth, especially those from countryside, to go on a large building projects of the 6-year plan. Simultaneously, units of this organization (detachments and brigades) were bringing about a “new type” of human being. Important tasks related to this problem, relied on properly directed educational and cultural activities. It was attempted to achieve throughout popularization of reading books and papers, growth of artistic and educational work in special common room groups, listening radio broadcasts, displaying films and organizing excursions etc. Unfortunately, in practice, the possibility of youth cultural and mental development through Common Organization “Sluzba Polsce”, excluding struggle with illiteracy, was wasted. Papers and books full of Stalinism propaganda didn’t draw youth’s attention. Unprepared personnel was unable to improve artistic activity in common rooms. Moreover, primacy of production tasks effected that units of Common Organization “Sluzba Polsce” didn’t have enough time to organize excursions or more interesting for young people movie-shows. 142 Aleksandra Rzepkowska Uniwersytet Mikołaja Kopernika Imiona i przezwiska w środowisku wiejskim. Inspiracje i perspektywy badawcze (…) czy jest coś bardziej rzeczywistego niż imię?1 Erich Maria Remarque Wprowadzenie Nazwy własne, a więc imiona, nazwy zwierząt, roślin, miejsc itp., pojawiły się prawdopodobnie na dość wczesnym etapie życia społecznego i języka. Ludzie zawsze mieli bowiem potrzebę wyodrębniania i rozróżniania siebie nawzajem oraz elementów otaczającego ich świata. Onimy im to umożliwiały2. Od zawsze też stanowiły one swoiste znaki kultury, w której ramach funkcjonowały – odzwierciedlały sposób widzenia świata przez posługującą się nimi wspólnotę lingwokulturową oraz ujawniały ważne cechy jej historii, samoświadomości i mentalności3. Z tego powodu nazwy własne są interesującym przedmiotem badań dla antropologa, zainteresowanego tym, jak kultura odbija się w języku4. W prezentowanym artykule pragnę objąć refleksją rodzime nazewnictwo wiejskie, przy czym moim celem jest zarówno ukazanie pewnych cech charakterystycznych tego typu nazewnictwa – w odniesieniu do przeszłości, jak i zasugerowanie tropów, którymi mogłyby podążać prowadzone współcześnie badania na ten temat5. Przygotowując swój tekst inspirowałam się pracami różnych badaczy __________ 1 E. M. Remarque, Flirt z Karlem, (w:) tegoż, Hymn na cześć koktajlu, Poznań 2006, s. 135. 2 K. Doroszewicz, E. Stanisławiak, Oblicza imion. Wprowadzenie do psychologii imion ludzkich, Warszawa 1999, s. 9. 3 S. Jakubowska-Kocot, Wpływ lokalnych kultów świętych na imiennictwo w Jadownikach Podgórnych (Małopolska), „Lud” 2007, t. 91, s. 253. 4 W odróżnieniu od językoznawców, antropologów interesuje nie forma językowa imion, lecz ich aspekt społeczno-kulturowy. 5 Dane dotyczące występujących na wsi nazw własnych można pozyskiwać w rozmaity sposób. Pomocą mogą tu służyć akty urodzenia, księgi metrykalne, ankiety, a także informacje gromadzone w trakcie bezpośrednich rozmów z ludźmi. Te ostatnie dają największe możliwości w zakresie ustalania motywacji analizowanych onimów oraz pozwalają orientować się w formach pochodnych imion, a więc na przykład w sposobach ich hipokorystyzacji, co wiele 143 – głównie socjolingwistów, etnografów i etnologów. W swoich rozważania koncentruję się na trzech kategoriach onimów. Są to: imiona ludzi, przezwiska oraz – lokujące się najbliżej kategorii nazw osobowych – imiona zwierząt6. Imiona ludzi Jednym z najbardziej charakterystycznych rysów wiejskich systemów antroponimicznych był w przeszłości brak imion podwójnych. Nadawanie więcej niż jednego imienia (dwóch, a nawet trzech) było długo typowo miejskim i nieobecnym na wsi obyczajem. W artykule poświęconym antroponimii Jadownik Podgórnych w Małopolsce Sabina Jakubowska-Kocot podaje, że tamtejsze księgi metrykalne odnotowują występowanie drugiego imienia tylko w dwóch przypadkach: wtedy, gdy chrzestnym dziecka wiejskiego zostawał ktoś określany jako nobilis (mógł to być nawet proboszcz) oraz kiedy imię nadawane dziecku na część świętego patrona wymagało dookreślenia (w tym charakterze spotykane są tam imiona dwuczęściowe, jak: Jan Nepomucen, Jan Kanty, Jan Chryzostom, Franciszek Ksawery, Franciszek Salezy oraz Maria Magdalena)7. Podobnie było także w innych polskich wsiach. Elżbieta Umińska zauważa, że jeszcze w okresie przed II wojną światową w środowisku wiejskim wyraźnie dominowała jednoimienność, a moda na imiona podwójne zaczęła się tam upowszechniać dopiero w okresie powojennym i to w niewielkim stopniu8. Tendencję tę dobitnie potwierdzają prezentowane przez E. Umińską dane porównawcze pochodzące z Działoszyna (kilkutysięcznego miasteczka w województwie łódzkim), z okalających Działoszyn wsi oraz z Opola reprezentującego w tym zestawieniu środowisko wielkomiejskie. Pozyskane informacje statystyczne ujawniają, że w 1960 roku na sto dzieci urodzonych na wsi zaledwie około 29 otrzymało dwa imiona. W Działoszynie w tym samym czasie dwoma imionami nazwano 54% wszystkich dzieci. W Opolu zaś liczba dzieci z podwójnymi imionami wynosiła w analogicznym okresie aż 67,4% w przypadku dziewcząt i 63% w odniesieniu do chłopców9. W następnych latach moda na wieloimienność zyskiwała na wsi coraz większy zasięg. Zdaniem Sebastiana Flizaka źródłem tej zmiany były zacierające się granice między miastem a wsią: powszechny dostęp do edukacji, mówi o relacjach panujących między członkami danej wspólnoty, o ich wrażliwości oraz nawykach mentalnych. 6 Z pola swojej analizy wyłączam nazwiska. W przeciwieństwie do imion i przezwisk mają one bowiem oficjalny charakter, ponadto inny jest tryb ich nabywania – są dziedziczone, a nie nadawane. 7 S. Jakubowska-Kocot, dz. cyt., s. 273. 8 E. Umińska, Imiona metrykalne mieszkańców Działoszyna, „Onomastica” 1983, t. 28, s. 139. 9 Tamże, s. 139. 144 rozwój środków masowego przekazu, przełamanie izolacji przestrzennej mieszkańców wsi oraz zacieśniające się kontakty z dużymi miastami10. Mimo to należy pamiętać, że wieloimienność jest na gruncie wiejskim zwyczajem obcym, który przyjął się tam w związku z przekonaniem, że kultura miejska jest kulturą wyższego prestiżu, a naśladowanie jej wzorów ułatwia awans społeczny. Antropolodzy wiedzą, że zapożyczanie obcych elementów kulturowych wiąże się zazwyczaj z ich modyfikacją, to znaczy element taki rzadko jest przyswajany w oryginalnej postaci, z reguły bywa dostosowywany do kontekstu kultury przyjmującej. Tak też stało się na wsi z modą na wieloimienność. Przede wszystkim została tam ona ograniczona do dwuimienności, a ponadto wieś wytworzyła własne, odmienne od dotychczasowych reguły łączenia imion, odrzucając na przykład miejską predylekcję do imion o charakterze historyczno-religijnym, typu: Anna Maria, Maria Antonina, Jan Kazimierz czy Piotr Paweł. Nie przyjęło się też na wsi nadawanie dzieciom płci męskiej – jako drugiego – imienia Maria. Imię to ma zresztą, ze względu na swe uwikłanie w tradycję religijną, dość niezwykłą historię stosowania. Jeszcze w I połowie XIX wieku było uznawane za nietypowe i pretensjonalne. Jako należące do Matki Boskiej przez długie wieki było również obwarowane tabu i nie praktykowane jako imię chrzestne. Autorzy wydanego po raz pierwszy w 1975 roku w Krakowie przewodnika onomastyczno-hagiograficznego piszą, że imię to w dawnej Polsce nie było używane ze względu na fakt szczególnej czci, jaką otaczano osobę Matki Bożej. W źródłach z XII w. (1167) pojawiają się zapisy: Maria, Marusza, Masza, Maszka, ale pochodzą one z Rusi Czerwonej, gdzie prawosławni używali tego imienia. W Polsce właściwej używano form pochodzących od tego imienia, takich jak np. Marianna, Maryna itp.11. Silniejsze niż w mieście przywiązanie mieszkańców wsi do tradycji i odporność ich kultury na zmiany sprawiły, że formy eufemistyczne imienia Maria utrzymywały się tam o wiele dłużej niż na obszarach zurbanizowanych12. Frapującym zagadnieniem jest prócz tego postępujące z czasem rozluźnianie się związku niektórych imion z tradycją wiejską. Przykładem mogą być takie choćby imiona, jak Agnieszka, Katarzyna, Bartosz oraz Jakub – niegdyś bardzo częste wśród ludu i z uwagi na to właśnie skojarzenie unikane przez mieszkańców miast, następnie zaś – niejako zwrotnie, pod wpływem miejskiej awersji do tych form – również przez polski lud. W konsekwencji doszło do dłuższej przerwy w ich stosowaniu, dzięki czemu zyskały one na neutralności, zatraciły zgub- __________ 10 S. Flizak, Moda w nadawaniu imion chrzestnych u górali pod Gorcami, „Lud” 1937, t. 35, s. 55–59. 11 H. Fros, F. Sowa, Moje imię. Przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 2002, s. 399; zob. też. M. Malec, Kształtowanie się kategorii imienia w polskim systemie antroponimicznym. (Zarys problematyki), (w:) Prace onomastyczne, t. 35, Antroponimia słowiańska, red. E. Wolnicz-Pawłowska, J. Duma, Warszawa 1996, s. 220. 12 E. Umińska-Tytoń, Popularne imiona w Łodzi, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Linguistica” 1987, t. 15, s. 63. 145 ne piętno chłopskości, a także – na skutek owej czasowej „kwarantanny” – zyskały na atrakcyjności jako imiona niesztampowe, rzadko spotykane13. W „odświeżonej” postaci wróciły one do łask po II wojnie światowej i były oraz są nadal chętnie wykorzystywane zarówno w mieście, jak i na wsi. Dzisiaj trudno chyba mówić o wyraźnej odmienności wiejskiego i miejskiego systemu imienniczego. Postępujące procesy cywilizacyjne doprowadziły do stopniowego zacierania się różnic pomiędzy kulturą wsi i miasta. Nie znaczy to jednak, że badania nad społeczno-kulturowym aspektem funkcjonowania antroponimów w środowisku wiejskim są dziś niepotrzebne. Przeciwnie, badania te mogą obejmować bardzo wiele płaszczyzn tematycznych i problemowych oraz mogą wnieść wiele nowych, znaczących treści do antropologicznego opisu i zrozumienia kultury wsi. Ważną sprawą jest choćby rozpoznanie, jakiego rodzaju motywacja stoi za wyborem imienia lub imion dla dziecka14, jaki jest wpływ imion rodziców i ich pochodzenia społecznego na tę decyzję oraz jaki jest związek wybranego imienia z kalendarzem (kiedyś wśród ludu popularna była praktyka nadawania dziecku imienia, które same „sobie przyniosło”, to znaczy dziecko otrzymywało imię tego patrona, którego dzień zbiegał się z dniem jego narodzin, względnie innego dobrze znanego świętego, którego dzień przypadał tuż obok tej daty, z pominięciem jednak tego świętego, którego dzień już minął15). Warta rozwinięcia jest też kwestia traktowania pewnych imion jako chronnych lub – wprost przeciwnie – przynoszących nieszczęście16 oraz kwestia __________ 13 Tamże, s. 62, s. 75–76. Ogólnie rzecz biorąc, na nadanie określonego imienia wpływ mają, w przypadku obcego imienia: motyw estetyczno-eufoniczny (dane imię się podoba i ładnie brzmi), motyw osobowy (podoba się osoba nosząca to imię – może to być na przykład bohater literacki lub postać z kręgu kultury masowej), poszukiwanie inności, oryginalności, małej powtarzalności, snobizm, chęć wyróżnienia się, a na przyczyny wyboru imienia tradycyjnego składają się: tradycyjny model nazywania w rodzinie i środowisku, względy ideowe oraz kulturowe. Za: A. Cieślikowa, M. Malec, Nadawanie imion „literackich” w Polsce, „Jezikoslovni Zapiski” 2007, t. 13, z. 1–2, s. 97 oraz A. Cieślikowa, Imiona i nazwiska w polszczyźnie. Moda i użycie tekstowe, (w:) Polszczyzna a/i Polacy u schyłku XX wieku. Zbiór studiów, red. K. Handke, H. Dalewska-Greń, Warszawa 1994, s. 187. 15 Najistotniejszy przy wyborze imienia był bowiem – jak wyjaśnia Ewa NowinaSroczyńska – ruch „do przodu” jako ruch kreacji życia, zwracania się ku przyszłości. E. Nowina-Sroczyńska, Przezroczyste ramiona ojca. Studium etnologiczne o magicznych dzieciach, Łódź 1997, s. 90; J. S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI–XVIII, t. 2, Warszawa 1976, s. 71–119. 16 Interesujące spostrzeżenia dotyczące imion uznawanych za fortunne i niefortunne przynosi tekst krakowskiej pisarki i dziennikarki – Bogny Wernichowskiej. Podaje ona na przykład, że w epoce renesansu panowało przekonanie, iż dobrą przyszłość przyniesie dziecku imię odziedziczone po babci, dziadku lub innym bliskim krewnym. Pierworodne dziecko (w zależności od płci) obdarowywano przy tym imieniem babki lub dziadka ze strony ojca, a kolejne nazywano po dziadkach po kądzieli. Następnie starano się honorować rodzeństwo ojca oraz matki, które zresztą występowało zwykle w rolach rodziców chrzestnych. W okresie romantyzmu za wyjątkowo szczęśliwe uchodziły natomiast wspólnie nadane imiona Zofia Maria lub 14 146 ewentualnej zbieżności imion występujących na wsi z antroponimią miejscowych kościołów, związek tych imion z lokalnymi kultami świętych, a także zgodność imienia dziecka z imieniem jednego z rodziców. W obrębie tego ostatniego zagadnienia można wyróżnić co najmniej kilka zagadnień szczegółowych. Można by mianowicie zbadać, kto częściej dostaje imię z kręgu rodzinnego – dziewczynki czy chłopcy i dlaczego tak się dzieje; czyje imię częściej podlega dziedziczeniu: ojca czy matki oraz czy tendencja do przejmowania imienia po przodkach jest związana z faktem bycia pierworodnym synem lub córką. Przy okazji można by ustalić, czy na wybór imienia dla dziecka mają jakiś wpływ rodzice chrzestni oraz jaka jest relacja jedno- i dwuimienności w środowisku współczesnej wsi. W obliczu globalizacji, wzrostu kontaktów międzynarodowych, a także fascynacji Polski Zachodem należałoby też poświęcić nieco uwagi problemowi egzotyzacji (głównie zaś westernizacji) lokalnych systemów imienniczych, ucieczki od imion rodzimych (o słowiańskim rodowodzie) oraz tendencji do zastępowania polskich imion ich obcojęzycznymi odpowiednikami17. (Przejawem tego ostatniego zjawiska jest choćby rosnąca popularność takich form, jak: Angelika, Karina czy Luiza zamiast polskojęzycznych: Aniela, Katarzyna, Ludwika; przy okazji można wspomnieć, że tendencja ta dotyczy także grafii, to znaczy sposób zapisu form zapożyczanych z innych języków jest często wzorowany na oryginale – przykładem jest przywołana przed chwilą Angelika, jak również Blanca, Claudia, Nicola oraz David)18. Maria Zofia. Bywały też imiona, których znaczenie było po prostu (opartym na magii słowa) życzeniem pomyślności dla nowonarodzonego, jak chociażby Feliks, Felicjan, Felicja, Felicyta czy Felicjana, oznaczające osobę szczęśliwą. W Polsce od XVIII wieku imiona te występowały też w wersji przyswojonej jako Szczęsny oraz Szczęsna. Przez długie wieki dobrą sławą cieszyło się również imię Adam, które uważano za gwarantujące pomyślność i świetne zdrowie. Z tego powodu rodzice, których wcześniej urodzone dzieci zmarły w pierwszych latach życia, kolejnemu potomkowi nadawali właśnie imię praojca ludzkości wierząc, że uda mu się dożyć słusznego wieku i przedłużyć linię własnego rodu. B. Wernichowska, Szczęśliwe imiona, http://slub-wesele.pl/artykuly/szczesliwe-imiona-dla-dzieci.html [dostęp: 18 września 2010]. Wiara w fortunne i niefortunne imiona jest obecnie o wiele słabsza niż kiedyś – tak w mieście, jak i na wsi. Należałoby jednak zbadać, jakie wierzenia na ten temat przechowały się na polskiej wsi oraz jakie są współczesne sposoby poszukiwania imion szczęśliwych – może jest to numerologia, a może szczególny rodzaj racjonalizacji polegający na unikaniu imion noszonych przez osoby znajome o ciężkim losie, niemiłej powierzchowności lub wyjątkowo trudnym charakterze? 17 S. Gajda, Socjologia imion na przykładzie Opola i okolicy, „Studia Śląskie. Seria Nowa” 1973, t. 23, s. 286; E. Umińska-Tytoń, Popularne imiona…, s. 77–78; B. Nowowiejski, Egzotyzacja polskich nazw własnych refleksem społecznych zmian i potrzeb, (w:) Nazwy własne – nowe tendencje badawcze, red. A. Cieślikowa, B. Czopek-Kopciuch, K. Skowronek, Kraków 2007, s. 81–94. 18 Językoznawcy zaobserwowali, że dużo bardziej podatne na wpływ mody jest imiennictwo żeńskie. Zob. E. Umińska-Tytoń, Popularne imiona…, s. 80. Jest to – jak sądzę – związane z kulturowymi habitusami płci, to znaczy rzadkie i oryginalne imię jest w przypadku kobie- 147 Odpowiedź na postawione wyżej pytania może się przyczynić do lepszego zrozumienia tempa i zasięgu zmian zachodzących w kulturze wiejskiej, stosunku jej mieszkańców do tradycji, kultywowanych niegdyś praktyk i obyczajów w zakresie antroponimii, a także określić, jak dalece upodobniła się ona w tym względzie do kultury miejskiej i wielkomiejskiej. Przezwiska Zwyczaj wzajemnego nadawania sobie przezwisk jest – jak konstatuje Elżbieta Umińska – pokłosiem dawniejszych stosunków panujących wśród ludu19. Podobnie jak inne nazwy własne, przezwisko pełni głównie funkcję identyfikującą. Często jest także nacechowane emocjonalnie – ma kolokwialny, prześmiewczy, a nawet obraźliwy charakter. Z tego powodu zdarza się, że przezwiska funkcjonują jak gdyby w drugim obiegu, to znaczy nie wymienia się przezwiska w obecności jego nosiciela, ani też nie zwraca do kogoś za pomocą tej etykietki (nawet jeśli sam nosiciel wie, jak jest nazywany)20. Przemiany kulturowe, jakim podlega współcześnie polska wieś, ograniczyły z pewnością rozmiary oraz żywotność, ale nie wykorzeniły całkowicie tego zwyczaju. Typowe dla małych (a więc i wiejskich) społeczności stosunki społeczne – przestrzenna bliskość, możliwość obserwacji współmieszkańców oraz lokalnych zdarzeń z ich udziałem sprzyjają wychwytywaniu charakterystycznych cech lub zachowań sąsiadów oraz inspirują do tworzenia przezwisk, które te cechy lub zachowania podkreślają. Opierając się na dotychczasowych wynikach badań można stwierdzić, że istnieje nadzwyczajne bogactwo tego rodzaju nazw osobowych. Wiele z nich zaświadcza o dużym poczuciu humoru, spostrzegawczości i kreatywności ich twórców. Stanowią one przy tym swoisty probierz relacji panujących wśród mieszkanców wsi – informują, na ile bliskie i zażyłe są ich stosunki oraz jakimi się darzą uczuciami: zazdrości, niechęci czy wprost przeciwnie – życzliwości i sympatii. Na ich podstawie można również wnioskować o sposobie życia członków lokalnej społeczności. Jest to możliwe choćby poprzez rozpoznanie źródeł tych określeń; ustalenie, czy bazą dla ich powstania jest przede wszystkim ludzka pomysłowość, wyobraźnia czy też jakieś sfery rzeczywistości zewnętrznej: telewizja, tak zwana prasa kolorowa lub przekaz internetowy. Do opisu danej społeczności wiele wnosi także wiedza o tym, w którym pokoleniu i wśród reprezentantów jakiej płci przezwiska są najczęściej ty postrzegane jako rodzaj upiększającego ją klejnotu i ozdoby. Mężczyznom nie wypada za bardzo się upiększać i stroić, toteż imiennictwo męskie ma bardziej zachowawczy charakter. 19 E. Umińska, Przezwiska ludowe mieszkańców Działoszyna, „Onomastica” 1980, t. 25, s. 142. 20 Tamże, s. 143. 148 spotykane21; jaki zasób dawniej używanych nazw zachował się w pamięci współcześnie żyjących mieszkańców; w jakim stopniu tradycja nadawania sobie przezwisk jest kontynuowana obecnie; co skłania do jej kultywowania oraz czy rejestrowane onimy mają wyłącznie indywidualny, czy może również zbiorowy charakter. (Przykładem przezwiska o zbiorowym charakterze jest nazwa, której używa się w stosunku do całej rodziny, a więc zarówno do męża, jak i do żony oraz dzieci i która bywa dziedziczona w następnych pokoleniach.) Ważną cechą przezwiska jest to, że w przeciwieństwie do innych nazw własnych – które posiadają utrwaloną w piśmie i powszechnie obowiązującą formę oficjalną – należy ono do obszaru języka żywego oraz, jako takie, nosi ślady znamienne dla danego regionu kulturowego. W materiale przezwiskowym odnaleźć można zatem cechy typowe dla lokalnej odmianki języka, jak choćby mazurzenie czy wymowa beznosówkowa. W zależności od genezy, wskazanej przez interlokutora, przezwisko można przyporządkować do określonej grupy tematyczno-znaczeniowej. Sporządzenie takiej klasyfikacji w oparciu o zebrany w danym miejscu materiał, pomaga w zdefiniowaniu jego specyfiki i cech charakterystycznych. Jeden z najwybitniejszych polskich onomastów – Witold Taszycki zaproponował podział przezwisk na pięć grup22. Wyróżnił on mianowicie przezwiska: odimienne (urobione od imienia lub nazwiska ojca, dziada, pradziada, matki itp.); oznaczające zewnętrzną cechę człowieka (na przykład niski lub wysoki wzrost, chudość, tęgość, brak dbałości o wygląd i strój, widoczne braki w uzębieniu, wady wymowy lub osobliwy sposób mówienia)23; oznaczające wewnętrzną cechę człowieka (chciwość, rozrzutność, wścibstwo, plotkarstwo, ponuractwo, przyrodzony optymizm itd.); pochodzące od zawodu wykonywanego przez nosiciela przezwiska, któregoś z jego przodków lub od atrybutów tego zawodu; w tej grupie można ponadto umieścić przezwiska, które wywodzą się od częstego __________ 21 W przypadku kobiet ciekawą sprawą jest przebadanie, czy zachowują one swoje przezwiska mimo zamążpójścia oraz jaki jest tryb przejmowania przez nie nieformalnego nazwania męża. 22 W. Taszycki, Rozprawy i studia polonistyczne, t. 4, Onomastyka i historia języka polskiego, Warszawa 1968, s. 21–40. 23 Frapującym zjawiskiem jest też niewątpliwe, zaobserwowane swego czasu przez E. Umińską w systemie przezwiskowym Działoszyna, kultywowanie nazw przeniesionych. Chodzi tu o taką sytuację, kiedy nazwisko jakiegoś człowieka zostaje przeniesione na innego – niespokrewnionego z nim, ale przypominającego go wyglądem, usposobieniem lub zachowaniem. Do puli nazw przeniesionych należy prócz tego zaliczyć nazwiska noszone pierwotnie przez postaci z kręgu kultury masowej (na przykład przez piosenkarzy, bohaterów filmów lub seriali) i z czasem wykorzystywane do przezywania współmieszkańców wsi. E. Umińska, Przezwiska ludowe…, s. 148. 149 wykonywania jakiejś czynności, niekoniecznie związanej z zawodem w dzisiejszym rozumieniu tego słowa (na przykład od łowienia ryb); topograficzne (utworzone od miejsca pochodzenia lub zamieszkania). Przytoczona klasyfikacja nie wyczerpuje, rzecz jasna, złożonego problemu etymologii omawianych nazw osobowych i w zależności od potrzeb może podlegać twórczemu rozwinięciu oraz modyfikacji przez badacza. Eugeniusz Pawłowski do grup wymienionych przez W. Taszyckiego dodaje na przykład jeszcze przezwiska: od przypadkowego zdarzenia; od ulubionych zwrotów i powiedzonek; o niejasnej genezie24. Utworzenie tej ostatniej kategorii jest ze wszech miar zasadne i potrzebne, ponieważ nie zawsze udaje się w sposób pewny i nie budzący wątpliwości wyjaśnić pochodzenie przezwiska. Nierzadko przytaczane przez rozmówców etymologie wydają się mało przekonujące i nieautentyczne, są naznaczone poważnym błędem interpretacji lub pamięci. W konsekwencji część przezwisk można objaśnić jedynie hipotetycznie, a niektóre z nich okazują się całkowicie niezrozumiałe i nieprzejrzyste semantycznie. Może się tak zdarzyć choćby wtedy, gdy przezwisko utrzymuje się w danym środowisku przez kilka pokoleń i dziś – kiedy nie żyją już osoby będące bezpośrednimi świadkami jego narodzin – nie sposób odtworzyć jego pierwotnego znaczenia. Imiona zwierząt Na wsi, tak jak wszędzie indziej, nazwy własne nadawane są nie tylko ludziom, ale i zwierzętom – przede wszystkim tym udomowionym (psom, kotom, koniom, krowom, świniom itp.). Nazwy te są rozmaicie motywowane i mają zróżnicowany charakter. Niektóre z nich mają bardzo wysoką frekwencję użycia (przykładem jest Burek jako imię psa, Krasula jako nazwanie dla krowy oraz Wojtek jako stereotypowe imię konia, kota lub bociana25), inne występują jed__________ 24 E. Pawłowski, Przezwiska ludowe mieszkańców wsi Sromowce Wyżne, (w:) Symbolae philologicae in honorem Vitoldi Taszycki, Wrocław 1968, s. 250–259. Poza tym wskazuje on jeszcze na grupę przezwisk odojcowskich i odmatczynych, ale zastrzega, że ich odrębność semantyczna jest sporna, gdyż polega wyłącznie na formie dzierżawczej lub patronimicznej. Następna zaproponowana przez niego grupa, obejmująca nazwy złożone i mieszane, także ma dyskusyjny charakter, ponieważ została wyłoniona w oparciu o kryterium formalne a nie znaczeniowe, które stanowi trzon całej klasyfikacji. Omówione systematyzacje przezwisk nie są jedynymi na gruncie językoznawstwa. Jeszcze inny podział tych nazw osobowych przedstawił choćby Mieczysław Karaś. M. Karaś, Nazwy własne i ich klasyfikacje (nazwy osobowe), „Biuletyn Polskiego Towarzystwa Językoznawczego” 1972, t. 30, s. 103–150. 25 Skłonność do nazywania bociana imieniem Wojtek może być rezultatem podobieństwa fonetycznego form Wociech, Wojciek (które są derywatami imienia Wojciech) oraz wyrazu 150 nostkowo i noszą wyraźne znamię oryginalności oraz pomysłowości swego kreatora. Funkcja zoonimów tylko pozornie jest taka sama jak antroponimów. W przypadku tych pierwszych nie chodzi bowiem przede wszystkim o to, aby dzięki imionom odróżniać zwierzęta, ale o to, by za ich pomocą nawiązać kontakt ze zwierzęciem, usankcjonować wzajemną więź, włączyć je do swojej wspólnoty26. Potwierdzenie takiej właśnie funkcji zoonimów znajdujemy między innymi w rozważaniach antropolożki – Kirsten Hastrup, dotyczących jej badań terenowych na Islandii. Oto jej słowa: Przez kilka miesięcy mieszkałam i pracowałam w islandzkim gospodarstwie, gdzie starałam się jak najlepiej uprawiać obserwację uczestniczącą. Wynikała z tego bardzo specyficzny rodzaj obecności, który czynił mnie przedmiotem dyskursu Islandczyków; pisali swoją kulturę wokół mnie. Chcąc zająć odpowiednie miejsce w świecie gospodarstwa, wzięłam na siebie rolę dojarki i pasterki. Podczas pierwszego pobytu odpowiadałam częściowo za udój i opiekę nad stadem liczącym około trzydziestu krów. Opanowanie nowych praktycznych umiejętności samo w sobie dawało satysfakcję; ważniejsze jednak było to, że moje miejsce pracy w znacznym stopniu ułatwiało rzeczywistą zmianę tożsamości, która teoretycznie łączy się z obserwacją uczestniczącą. Antropologowi nie jest łatwo wejść w bliskie stosunki z trzydziestką dość głupich krów; dojarka musi traktować je serio. Trzeba więc poddać się wymaganiom roli w bardzo konkretny sposób: nie ma możliwości, by siedząc między krowami i ciągnąc za wymiona, nadal twierdzić, że jest się tutaj tylko w celach naukowych. W moim wypadku praca ta szybko pociągnęła za sobą zmianę stosunku do krów, których nie mogłam już traktować jako kategorii, lecz musiałam widzieć w nich obdarzone imionami jednostki. Oczywiście zapisałam ich imiona, żeby później je przeanalizować; przede wszystkim jednak dostrzegłam, że jedne krowy są miłe i przyjacielskie, inne głupie, a jeszcze inne potrafiły zachowywać się wrogo. (…) Po kilku miesiącach przeniosłam się gdzie indziej, lecz powróciłam do tego właśnie gospodarstwa sześć miesięcy później. Natychmiast po powrocie poszłam do świetnie znanej sobie obory i idąc od krowy do krowy po kolei przypominałam sobie ich imiona27. Przytoczony fragment przynosi wiele cennych spostrzeżeń dotyczących praktyki etnograficznych badań terenowych oraz kondycji uprawiającego je badacza. Dla nas najbardziej interesujące są jednak uwagi K. Hastrup na temat roli imienia w procesie nawiązywania kontaktu ze zwierzęciem. Uwagi te potwierdzają wyłożoną wcześniej tezę, że operowanie imieniem jest tym, co prowadzi do zacieśnienia i nacechowania stosunku między człowiekiem a zwierzęciem, pozwala dostrzec jego specyfikę jako konkretnej istoty żywej oraz wejść bociek. Zob. Ł. M. Szewczyk, Onomastyczne i kulturowo-kultowe znaczenie imienia Wojciech, (w:) Prace onomastyczne…, s. 315, s. 317, s. 320. 26 K. Doroszewicz, E. Stanisławiak, dz. cyt., s. 20. 27 K. Hastrup, Droga do antropologii. Między doświadczeniem a teorią, przeł. E. Klekot, Kraków 2008, s. 29–30. 151 z nim w bliską relację. Przy okazji dowiadujemy się, że poznawanie imion zwierząt bywa integralną częścią pracy w terenie, jest jednym z etapów stopniowego zanurzania się antropologa w świat badanej przez niego społeczności, do której owe zwierzęta przynależą. Ma ono także istotny wymiar heurystyczny i poznawczy. Sama Hastrup przyznaje, że zanotowała sobie imiona islandzkich krów, by je potem przeanalizować. Imię jest wszak – jak napisałam we wstępie do tego artykułu – jednym z kluczy otwierających szufladę sensów i znaczeń właściwych danej kulturze, mówi wiele o jej swoistości i charakterze. Spróbujmy zatem, przynajmniej pokrótce, wypunktować kwestie, które mogą okazać się interesujące dla antropologa pracującego w środowisku wiejskim i badającego funkcjonujące w nim systemy zoonimiczne. Moim zdaniem warte rozpoznania są w tym kontekście następujące sprawy i zagadnienia: które gatunki zwierząt (zarówno domowych, jak i nie udomowionych, żyjących w stanie dzikim) najczęściej otrzymują własne imiona; co jest źródłem takich a nie innych wyborów onomastycznych twórców tych imion; jaki jest ich związek z tradycją (zarówno lokalną, jak i ponadlokalną); jak nazywają zwierzęta przedstawiciele starszego, a jak młodszego pokolenia; w jaki sposób można interpretować występujące w ich preferencjach nazewniczych różnice; jaka jest wartość emocjonalna i ekspresywna napotkanych zoonimów; czy któreś z nich są płaszczyzną manifestowania się tabu oraz czy nadanie imienia faktycznie zmienia stosunek człowieka do zwierzęcia: buduje między nimi bliższą więź, powoduje, że lepiej się to zwierzę traktuje i bardziej o nie troszczy? Ciekawą sprawą jest ponadto prześledzenie, jak często w nazwaniach zwierząt wiejskich występuje głoska „r”. Wyjątkowość tej głoski na tle innych dźwięków mowy jest znana antropologom już od dawna. Pisał o tym między innymi Jerzy Sławomir Wasilewski zwracając uwagę na jej – niezależnie od wszelkich różnic artykulacji w poszczególnych językach – wibrujący i sonorny charakter28. Niektórzy badacze odnajdują już w starożytności klasycznej dowody, że „r” było powszechnie unikane jako relikt zwierzęcy w ludzkiej mowie29. Dla przykładu: Rzymianie określali „r” mianem littera canina (psia litera) i nie używali jej w swych poematach. Nawiązaniem do tego poglądu jest znane w polskiej kulturze typu ludowego zalecenie, by imię psa ją zawierało30. Poprzez zbadanie, jak często „r” pojawia się w imionach zwierząt (nie tylko psów) można by sprawdzić, na ile żywe jest wśród mieszkańców wsi przekonanie o zwierzęcej proweniencji tego dźwięku oraz jak silna jest tam wciąż tendencja do kojarzenia go z porządkiem natury (w opozycji do kultury). __________ 28 J. S. Wasilewski, Tabu a paradygmaty etnologii, Warszawa 1989, s. 287–290. Na marginesie można dodać, że za sprawą swej wyrazistości fonetycznej dźwięk ten bywa też łączony z odgłosem pioruna i traktowany jako znak mocy sprawczej. Zob. A.. Krawczyk-Tyrpa, Tabu w dialektach polskich, Bydgoszcz 2001, s. 254. 30 Tamże, s. 254. 29 152 Zakończenie Zaprezentowane rozważania nie wyczerpują z pewnością problemu tworzenia i funkcjonowania imion oraz przezwisk w środowisku wiejskim. Mam jednak nadzieję, że posłużą jako cenna inspiracja oraz wskazówka przy opracowywaniu projektów terenowych zorientowanych na badanie kultury wsi: jej specyfiki, charakteru oraz przemian zachodzących w jej obrębie – ich źródeł, przebiegu i konsekwencji. Język jest wszakże – jak sygnalizowałam we wstępie – rodzajem zwierciadła, w którym odbija się obraz kultury, a nazwy własne (w tym imiona oraz przezwiska) są ważną częścią tego obrazu, wartą uwzględnienia w antropologicznej refleksji nad kulturą wiejską. Summary Proper names appeared probably at the initial stage of cultural development, because people always needed to distinguish each other and the elements of the surrounding world. It was possible thanks to proper names. They were always unique signs of the culture where they functioned, they reflected the vision of the world of the community using them and they revealed the characteristic features of its history, selfconsciousness and mentality. Therefore, proper names are an interesting subject of anthropological studies. In this article the authoress discusses, how proper names are formed and how they function in the rural environment. This study aims at both presenting some characteristic features of this kind of vocabulary in respect of the past and suggesting any clues that might be followed in futher studies conducted in this field. In the text the autoress focuses on three categories of proper names: names of people, nicknames and names of animals. 153 Agnieszka Pieńczak Uniwersytet Śląski w Cieszynie Metoda etnogeograficzna w badaniach atlasowych ośrodka wrocławskiego i cieszyńskiego – kontynuacja i zmiana Jedną z metod badawczych stosowanych od dawna w badaniach etnologicznych kultury wsi polskiej jest metoda etnogeograficzna, zwana też niekiedy geograficzną. Metoda ta, mówiąc najprościej, polega na posługiwaniu się danymi o przestrzennym zróżnicowaniu wytworów kultury w ujęciu synchronicznym bądź w postaci ujęć diachronicznych i na wyciąganiu wniosków z rozmieszczenia, nasilenia, typologii i wzajemnej relacji tych zjawisk1. Interpretacja powstałych map pod kątem występowania określonych zasięgów badanych zjawisk pozwala przede wszystkim na rozbudowane studia o ich przeszłości i stanie obecnym w zakresie chronologii oraz dynamiki zmian. Wnioskowanie to wymaga jednak pewnej ostrożności badawczej i krytycznego podejścia do analizowanego materiału, na co słusznie zwracał niegdyś uwagę Kazimierz Moszyński, uznawany za pioniera metody etnogeograficznej na gruncie polskim. „Podstawą metody geograficznej jest fakt, iż – biorę tu przykład najprostszy – z upływem czasu różnowieczne fazy danego wytworu, powstałego w określonym punkcie Ziemi, ekspandując w różnych kierunkach, ulegają rozłożeniu w płaszczyźnie przestrzennej. Geograficzne zasięgi wszystkich faz zmienności owego wytworu prawie nigdy nie zgadzają się ze sobą. Biorąc znów przykład najprostszy, zauważamy, że fazy najdawniejsze sięgają zwykle najdalej; późniejsze – nieco mniej daleko; najnowsze – jeszcze bliżej od punktu wyjścia. Dzięki temu chronologiczny układ faz zostaje z biegiem stuleci wymieniony na przestrzenny. Ostrożnie, umiejętnie i bardzo krytycznie badając geograficzne zasięgi faz, etnograf czy etnolog rekonstruuje dzieje danego wytworu […] Metoda geograficzna byłaby łatwą do stosowania, gdyby nie kilka okoliczności, z których najważniejsze są trzy następujące: 1) różne fazy wytworu (jak i różne wytwory) mają bardzo różną prężność ekspansywną, skutkiem czego nieraz się zdarza, iż np. najmłodsze fale docierają dalej niż najstarsze i średnie, 2) ekspandujące fazy wytworów kulturowych bynajmniej nie zawsze pozostają niezmienione na nowych dla siebie obszarach; nieraz, owszem, podlegają tam dalszej, czasem wybuchowej ewolucji i szerzą się w tej nowej postaci m. in. nawet w kierunku wstecznym (tzn. – ku punktowi wyjściowemu formy macierzystej), 3) wytwory __________ 1 Z. Staszczak, Metoda etnogeograficzna, [w:] Słownik etnologiczny – terminy ogólne, red. Z. Staszczak, Warszawa–Poznań 1987, s. 232. 154 kulturowe są roznoszone nie tylko dzięki kulturowym falom, lecz na olbrzymią skalę także dzięki migracjom różnych szczepów i ludów […]”. Autor konstatuje jednak, iż mimo tych wszystkich zastrzeżeń metoda ta oddaje i będzie oddawać ogromne zasługi2. Na potwierdzenie słów Moszyńskiego należy podkreślić, iż metoda etnogegraficzna po nieomal stu latach wciąż służy do badania artefaktów tradycyjnej kultury ludowej przez osoby skupione wokół Polskiego Atlasu Etnograficznego [dalej: PAE], stanowiącego obecnie część Zakładu Etnologii i Geografii Kultury Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Korzenie metody etnogeograficznej – językoznawstwo i folklorystyka Analizowana metoda posiada stosunkowo dawną tradycję, gdyż sięga ona swoimi korzeniami do doświadczeń językoznawców, w szczególności znanego lingwisty Johanesa Schmidta i jego teorii fal kulturowych ogłoszonej w 1875 roku. Teoria ta zakładała rozchodzenie się wytworów językowych po świecie w sposób radialny, na podobieństwo fal powstałych po wrzuceniu kamienia do wody. W 1876 roku, niezależnie od wspomnianego powyżej J. Schmidta, Georg Wenker rozesłał kwestionariusz lingwistyczny do wielu niemieckich miejscowości, widząc potrzebę opracowania atlasu językowego (pierwszy tom powstaje w 1881 roku); kilkanaście lat później powstaje „atlas dako-rumuński” i francuski oraz kolejne. Oprócz tego opisywana metoda stosowana była także na gruncie folklorystyki – historyk literatury i poeta Juliusz Krohn na jej podstawie analizował fińskie ludowe pieśni epiczne3. Najszersze zastosowanie metoda etnogeograficzna zyskała jednak w etnologii, służąc ukazywaniu zróżnicowania kulturowego obszarów rozległych w formie przestrzennej. Nad celowością opracowania polskiego atlasu etnograficznego wypowiadali się na początku XX wieku różni badacze, między innymi Kazimierz Moszyński, Jan Czekanowski, Kazimierz Nitsch czy Jan Stanisław Bystroń4. Również w kilku krajach europejskich powstają – niezależnie od siebie – koncepcje tworzenia etnograficznych atlasów narodowych, mających stanowić zwarte i jednolite zespoły map inwentaryzujących w układzie przestrzennym składniki kultury ludowej5. Warto w tym miejscu nieco szerzej przedstawić dotychczasowe doświadczenia polskich etnologów w zastosowaniu metody etnogeograficznej w badaniach tradycyjnej kultury ludowej. __________ 2 K. Moszyński, Człowiek. Wstęp do etnografii powszechnej i etnologii, Wrocław– Kraków–Warszawa 1958, s. 105. 3 K. Moszyński: Człowiek. Wstęp do …, s. 103. 4 Polski atlas etnograficzny, zeszyt próbny, red. J. Gajek, Wrocław 1958, s. 7. 5 J. Bohdanowicz, W. Sokołówna, Etnograficzne prace atlasowe w Europie, „Etnografia Polska”, t. 24 (1990), s. 139. 155 Początki metody etnogeograficznej – Atlas kultury ludowej w Polsce Na gruncie polskim metoda etnogeograficzna pojawia się wraz z nazwiskiem Kazimierza Moszyńskiego. Jest on mianowicie autorem pierwszego atlasu etnograficznego w Europie, wydanego w latach 1934–1936 pod nazwą Atlas kultury ludowej w Polsce (wspólnie z Jadwigą Klimaszewską i Marią Bytnarówną). K. Moszyński zestawia w tej pracy 30 map, które zostają później przedrukowane w jednym z powojennie wydanych tomów Kultury ludowej Słowian6. Na tych niewielkich mapach autor przedstawił zróżnicowanie kulturowe badanych zjawisk z zakresu kultury duchowej – przeważnie zagadnienia dotyczące kosmogonii, demonologii ludowej, wróżbiarstwa czy też obrzędowości dorocznej, opatrując je krótkimi komentarzami o charakterze analityczno-porównawczym. Była to pierwsza próba kartograficznego ukazywania zjawisk kulturowych, wraz z próbą ich interpretacji na podstawie dostępnych źródeł etnograficznych, historycznych i językowych. „W konsekwencji Polska, pierwsza spośród wszystkich państw, zdobyła się na orientacyjne coprawda, bądźcobądź jednak prawdziwie geograficzne i planowe ujęcie zwartego zespołu problemów etnograficznych przez pokrycie całego swego terytorium zupełnie równomierną siecią celowo i jednakowo zbadanych punktów”7. Założenie o konieczności opracowania i badania względnie równomiernie rozłożonych punktów badawczych w szerokiej skali pozostało w pracach atlasowych aktualne do dziś. Obok zawartości treściowej Atlasu kultury ludowej w Polsce warto również odnieść się do istotnych kwestii metodologicznych stosowanych przez jego autora i jego współpracowników. Z punktu widzenia kartografii etnograficznej istotne jest to, że na analizowanych mapach obok danych pozytywnych po raz pierwszy zastosowano dwa odrębne symbole na oznaczenie informacji negatywnej: znak „=“ czyli „brak tradycji“ (informujący czytelnika o niewystępowaniu danego zjawiska w przeszłości czy też w trakcie badań) oraz znak „--„ oznaczający „brak odpowiedzi“ (wskazuje na nieotrzymanie jakiejkolwiek odpowiedzi od respondenta, bądź otrzymanie jej niejasnej, trudnej do jednoznacznej interpretacji). Wskazuje to na rzetelność metodologiczną pod względem chronologii występowania analizowanych zjawisk kulturowych, co pozwala na uzyskanie bardziej kompletnego obrazu etnograficznego. __________ 6 K. Moszyński: Kultura ludowa Słowian, t. II: Kultura duchowa, cz. 1, Warszawa 1967, s. 717–743. 7 K. Moszyński: Atlas kultury ludowej w Polsce, z. I, Kraków 1934, s. 2. 156 Tabl. 1. Przykład zastosowania na mapie dwóch rodzajów odpowiedzi negatywnej [źródło: K. Moszyński, Atlas kultury ludowej w Polsce, z. 1, Kraków 1934, mapa nr 6] Zastosowanie metody etnogeograficznej w pracach Polskiego Atlasu Etnograficznego – ośrodek wrocławski W okresie powojennym metoda etnogeograficzna stała się przydatna w pracach badawczych PAE, prowadzonych niezmiennie aż do chwili obecnej. Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Mirosławy Drozd-Piaseckiej, która podkreśla: „Największym, według mnie zbiorowym przedsięwzięciem etnografów polskich od zakończenia II wojny światowej jest bez wątpienia Polski Atlas Etnograficzny, nieomal od początku szczególnie związany z wrocławskim środowiskiem naukowym. W pracach nad nim, tak w zakresie merytoryczno-metodycznym, jak 157 i badaniach terenowych uczestniczą przynajmniej cztery pokolenia badaczy”8. Na temat historii, wykładni zadań i znaczenia prac atlasowych wypowiadało się na łamach różnych czasopism i monografii tematycznych wielu etnografów i etnologów9, w niniejszym artykule skupię się raczej na ukazaniu zmian w zastosowaniu metody etnogeograficznej w badaniach kultury wiejskiej, prowadzonych początkowo we wrocławskiej Pracowni Centralnej Polskiego Atlasu Etnograficznego (kierowanej od 1953 roku przez Józefa Gajka, a od 1972 roku przez Janusza Bohdanowicza) [w skrócie: ośrodek wrocławski], a następnie ich kontynuacji od 1998 roku – w zmodyfikowanej formie – w Pracowni PAE (kierowanej przez Zygmunta Kłodnickiego), ulokowanej w Zakładzie Etnologii i Geografii Kultury Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie [w skrócie: ośrodek cieszyński]. Ponad półwieczna działalność atlasowa opiera się na dwóch podstawowych filarach prac badawczych: pierwszy to stricte dokumentacyjny (zbieranie materiału w terenie, kwerendy muzealne i biblioteczne), drugi – interpretacyjny (opracowywanie odpowiednich systematyk uwzględniających różne formy i odmiany badanych zjawisk, tworzenie map i wnioskowanie na podstawie ich przestrzennego obrazu etnograficznego). Finalnym efektem tych prac są dane uporządkowane systematycznie, które naniesione w formie stosownych symboli na specjalne mapy podkładowe z użyciem techniki punktowej (uzupełniająco też linearnej bądź powierzchniowej) ukazują zróżnicowanie kulturowe badanych zjawisk. Szczególnie cenne są mapy uwzględniające kwestie chronologiczne, jednak ich opracowywanie nie zawsze jest możliwe10. Początkowo w Atlasie opracowywano mapy dotyczące kultury materialnej, które od końca lat 50. XX wieku do początku lat 80. XX wieku drukowano w formie zeszytu próbnego i sześciu pokaźnych zeszytów obejmujących łącznie 372 mapy11. Zakończono tym samym pierwszy cykl wydawania map z zakresu __________ 8 M. Drozd-Piasecka, W kręgu Jubileuszu. Kilka refleksji na temat „Polskiego Atlasu Etnograficznego” (1945–2005), „Zeszyty Etnologii Wrocławskiej”, nr 1 (8), Wrocław 2006, s. 107. 9 Zob. np. J. Gajek, Polski Atlas Etnograficzny, „Lud”, t. 36 (1946), s. 408-412; M. Frankowska, Problemy Atlasu Etnograficznego, „Lud”, t. 38 (1948), s. 147–205; G. Labuda, Kilka uwag o zadaniach „Polskiego atlasu etnograficznego”, „Lud”, t. 41 (1954), cz. 1, s. 808–822; J. Bohdanowicz, Polski Atlas Etnograficzny - wykładnia zadań i metod pracy, [w:] Rolnictwo i hodowla, „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 1, cz. 1, red. J. Bohdanowicz, Wrocław 1993, s. 7-32; Z. Kłodnicki, Polski Atlas Etnograficzny – historia, stan obecny i perspektywy, „Lud”, t. 85 (2001), s. 239–275; tenże, Polski atlas etnograficzny – stan prac, „Ethnologia Europae Centralis”, t. 7 (2005), s. 100–105; M. Drozd-Piasecka, W kręgu Jubileuszu. Kilka refleksji …, s. 107–121. Autorzy powyższych artykułów zestawili szczegółową literaturę poświęconą tematyce atlasowej, do której odsyłam. 10 Wynika to z braku w niektórych wypowiedziach odnotowywanych podczas badań precyzyjnych cezur czasowych. Częściej można było spotkać określenia ogólniejsze, typu „dawniej występowało”, „jest żywe” itd. 11 Polski atlas etnograficzny, zeszyt próbny, red. J. Gajek. Zeszyty I–VI pod redakcją J. Gajka ukazały się w Warszawie kolejno w latach 1964–1981. 158 rolnictwa, hodowli, budownictwa, pożywienia ludowego, różnych form transportu i komunikacji. Jeszcze pod kierownictwem naukowym J. Gajka we Wrocławiu przygotowano do druku dalsze trzy zeszyty poświęcone innym zagadnieniom, liczące około 270 map (zeszyt VII–IX). Dotyczą one w mniejszym stopniu rybołówstwa, rolnictwa czy odzieży ludowej, znacznie szerzej traktując natomiast o obrzędowości dorocznej i rodzinnej12. Map tych do tej pory w większości nie opublikowano (poza obrzędowością pogrzebową i po części weselną13), na co złożyło się kilka istotnych czynników natury formalnej i metodologicznej. Po pierwsze – z uwagi na ustawiczne kłopoty finansowe Atlasu zrezygnowano z kosztownej publikacji map wielkoformatowych (skala 1:200000) w formie odrębnych zeszytów. Po drugie – pierworysy map przygotowano według założeń metodologicznych, wypracowanych przez J. Gajka i jego zespół, później kierowany przez J. Bohdanowicza. Mapy te zawierają obok danych wyekscerpowanych z kwestionariuszy również informacje pochodzące z innych źródeł (np. z literatury i kwerend muzealnych oraz bibliotecznych), wymieszane pod względem chronologicznym. Niestety, często nie są one precyzyjnie wyodrębnione, co wprowadza na mapach chronologiczny nieład. Jest to niezgodne z obecnym kształtem Atlasu, skupiającym się współcześnie nieomal wyłącznie na gruntownej analizie danych terenowych14. Mapy te są ponadto mało czytelne, gdyż zaznaczono na nich liczne warianty analizowanych zjawisk kulturowych, co znacząco utrudnia prace interpretacyjne. Ponadto w niektórych załączonych do nich legendach zdarzają się istotne nieścisłości, utrudniające dokładniejszą analizę pierworysów, a w konsekwencji – ich publikację15. Typowa legenda obejmuje najczęściej wykaz pytań kwestionariusza poświęconego danemu zagadnieniu, na podstawie których opracowano konkretną mapę, zestawia podstawowy zasób źródeł i liczebność stwierdzeń w klasach systematycznych (szczegółowa tabela __________ 12 Szczegółowy wykaz map przygotowanych do druku, zob. Z. Kłodnicki, Polski atlas etnograficzny – historia, stan obecny ..., s. 244–254. 13 Zob. Zwyczaje, obrzędy i wierzenia pogrzebowe. „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 5, red. J. Bohdanowicz, Wrocław 1999. Znajduje się tu łącznie 49 map, opracowanych przez Barbarę Jankowską, Janusza Bohdanowicza i Mirosława Marczyka. W przypadku obrzędowości weselnej sprawa wyglądała nieco inaczej – na 23 mapach Agnieszki Pieńczak i Anny Drożdż poświęconych temu tematowi wykorzystano jedynie niektóre dane z pierworysów PAE autorstwa Barbary Czuchnowskiej bądź Anny Maczyńskiej (po uprzedniej weryfikacji). Zob. A. Drożdż, A. Pieńczak, Zwyczaje i obrzędy weselne, „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 8, cz. 1: Od zalotów do ślubu cywilnego, red. Z. Kłodnicki. Wrocław–Cieszyn 2004. 14 Jeżeli na mapach zaznacza się obecnie dane pochodzące spoza Atlasu, to są one w czytelny sposób wyodrębnione, kolorem bądź cieniowaniem. 15 W niektórych legendach znajdują się błędnie opisane znaki czy wręcz brakuje niektórych z nich, co poważnie utrudnia analizę zawartości mapy. Stąd też w cieszyńskiej pracowni atlasowej wiele map opracowano od nowa, np. te dotyczące obrzędowości narodzinowej. 159 ilościowa), nadto posiada objaśnienia poszczególnych znaków, uwagi oraz wykaz odnotowanej literatury. Dopiero od 1993 roku zaczęto przygotowywać poszczególne tomy serii zatytułowanej „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”. Zdaniem przedstawicieli Komitetu Redakcyjnego Atlasu opracowania te miały stanowić istotne uzupełnienie powstających map; podobnie zasadę zresztą stosowano w innych atlasach etnograficznych w zachodniej Europie16. Zespół atlasowy złożony z kilku badaczy skupionych w ośrodku wrocławskim według określonego schematu opracowywał kolejne monografie. Od pierwszego do czwartego tomu „Komentarzy do Polskiego Atlasu Etnograficznego” stosowano względnie jednolite założenia metodologiczne. Według przyjętej koncepcji wydawniczej zawarte w nich artykuły problemowe miały prezentować zbiór danych określonych czasowo i terytorialnie – również spoza terenu Polski – odwołujących się do tematyki konkretnych map poświęconych głównie kulturze materialnej (wykorzystano w tym celu materiały terenowe, muzealne, literaturę przedmiotu czy też fotografie z terenu). Nie stroniono przy tym od opracowań historycznych, a nawet archeologicznych. Oprócz opracowań tekstowych w tych tomach zamieszczono każdorazowo również obszerną bibliografię, spis ilustracji oraz szczegółowy indeks nazwisk i nazw geograficznych. Pewnym utrudnieniem w korzystaniu z tych prac było odsyłanie czytelnika do map, znajdujących się we wcześniej opublikowanych zeszytach (I–VI). Kolejną istotną kwestią jest sam sposób konstruowania map (wcześniej określanych częściej jako kartogramy). Mapy te do końca lat 80. XX wieku opracowywano na specjalnych podkładach, na których wytyczone kwadratowe areały (odpowiadających powierzchni 20 x 20 km), podzielone były 16 mniejszych pól (5 x 5 km)17. Zapewniało to szczegółowość w prezentowaniu danych. Nanoszono znaki stosując w tym celu przeważnie technikę punktową (zob. tabl. 2 rys. 1), uzupełniająco też stosowano technikę powierzchniową i linearną (zob. tabl. 2 rys. 2 i rys. 3). Pierwszą z wymienionych stosuje się wciąż do precyzyjnego zaznaczania danej informacji w konkretnym polu wyznaczającym położenie wsi, drugą i trzecią natomiast – w celu uogólnienia zebranych danych w formie zasięgów czy też ukazania linii przebiegu różnych zjawisk z nimi współwystępujących. Należy zaznaczyć w tym miejscu, że dwie ostatnie techniki nie mogą być stosowane bez użycia pierwszej, natomiast pierwsza może występować samodzielnie. W celu zaznaczenia konkretnej informacji stosowano odpowiednie symbole, np. czarne kółko (zob. tabl. 2 rys. 4). Jeżeli natomiast nie dysponowano informacją o występowaniu danego zjawiska we wsi stosowano niegdyś znak w formie pustego kółka (zob. tabl. 2 rys. 5), w przypadku, gdy była ona niewystarczająca, bądź niejednoznaczna – w polu umieszczano znak w formie niewiel- __________ 16 17 160 J. Bohdanowicz: Polski Atlas Etnograficzny – wykładnia zadań …, s. 5. Tamże, s. 24. kiej czarnej kropki (zob. tabl. 2 rys. 6). W Atlasie w tym okresie stosowano również określone położenie symboli, wskazujące z jednej strony na oboczność występowania różnych zjawisk kulturowych w danej wsi, a więc ich różne formy i odmiany (zob. tabl. 2 rys. 7), z drugiej – na obecność zjawisk przeniesionych przez osoby napływowe. W tym drugim przypadku zaznaczano te informacje symbolem niepełnym, umieszczonym pod lewą dolną częścią zjawiska zastanego (zob. tabl. 2 rys. 8). Jeżeli podczas badań na tzw. ziemiach zachodnich i północnych nie stwierdzono danego zjawiska stanu sprzed II wojny światowej, dysponując jedynie informacją od osób napływowych, to w głównej części pola stawiano puste kółko, przekreślone od góry, w dolnej lewej części znaku lokując jednakże dane przyniesione przez ludność przybyłą (zob. tabl. 2 rys. 9). Tabl. 2. Metody i techniki rysunkowe stosowane w mapach Polskiego Atlasu Etnograficznego (ośrodek wrocławski) [źródło: J. Bohdanowicz, Polski Atlas Etnograficzny - wykładnia zadań …, s. 26] Rezygnując z druku dalszych zeszytów PAE postanowiono zamieszczać mapy w poszczególnych tomach Komentarzy. Widać to już na przykładzie wspomnianego powyżej tomu zatytułowanego Zwyczaje, obrzędy i wierzenia pogrzebowe. Po raz pierwszy wydano go bezpośrednio z mapami, stanowiącymi integralną część tekstu. Mapy te różniły się jednak nie tylko formatem, ale 161 i szczegółowością od tych zamieszczonych w zeszytach PAE. W zamyśle redaktora tomu mapki miały być bowiem nieco uproszczonym obrazem kartogramów przewidzianych do zeszytów VII–IX18. Podobnie jak poprzednie, opracowano je techniką punktową, sporadycznie stosując również powierzchniową i linearną. Nie uwzględniono na nich wszakże danych pochodzących od ludności napływowej, zaznaczając jedynie tzw. informacje pozytywne pochodzące z terenów rdzennej Polski. Sprawiło to, że uzyskany obraz etnograficzny był mocno niekompletny. Jak stwierdzono we wstępie opracowania – wynikło to ze względów technicznych19. Nie odnotowywano więc i informacji negatywnych, we wcześniejszych wcześniej zeszytach PAE sygnalizowanych za pomocą pustego kółka lub czarnej kropki, wyraźnie mniejszej od danego pola. Co więcej, pojawia się nawet pewna niekonsekwencja metodologiczna – na wielu mapach puste kółko oznacza już jakąkolwiek odmianę danego zjawiska, co może być niekiedy mylące przy interpretacji znaków20. Zastosowanie metody etnogeograficznej w pracach Polskiego Atlasu Etnograficznego – ośrodek cieszyński W pierwszej dekadzie XXI wieku koncepcja wydawnicza ulega istotnej zmianie, zmienił się również sposób praktycznej realizacji metody etnogeograficznej w przygotowaniu dalszych „Komentarzy do Polskiego Atlasu Etnograficznego”. Kolejne tomy serii, począwszy od tomu 6, mają charakter monografii autorskich21 i współautorskich22, tworzonych według częściowo odmiennych założeń metodologicznych w ośrodku cieszyńskim, kierowanym od 1998 roku do chwili obecnej przez Zygmunta Kłodnickiego23. Nastąpiły zmiany w samym __________ 18 J. Bohdanowicz, Wstęp, [w:] Zwyczaje, obrzędy i wierzenia pogrzebowe. …, s. 11. Tamże, s. 11. 20 Zob. np. mapa 16 pt. Zawiadamianie o śmierci za pomocą elementów trumny oraz roślin (oprac. B. Jankowska) czy też mapa 34 pt. Obrzędowe wywracanie sprzętów i wozu w związku z wyprowadzaniem zwłok (oprac. J. Bohdanowicz). Puste kółko w pierwszym przypadku oznacza wyrzucanie wiórów trumny przed dom, w drugim natomiast – wywracanie sprzętów, na których stoi trumna. 21 Zob. „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, red. Z. Kłodnicki (A. Lebeda [Pieńczak], Wiedza i wierzenia ludowe, t. 6, Wrocław–Cieszyn 2002; A. Drożdż, Współdziałanie i pomoc sąsiedzka, t. 7, Wrocław–Cieszyn 2002; A. Pieńczak, Zwyczaje i obrzędy weselne, t. 8, cz. 2: Rola i znaczenie swata w kojarzeniu małżeństw, Wrocław–Cieszyn 2007; A. Drożdż, Zwyczaje i obrzędy weselne, t. 8, cz. 3: Współdziałanie społeczności wiejskiej podczas obrzędu weselnego (druga połowa XIX wieku i XX wiek), Wrocław–Cieszyn 2009. 22 A. Drożdż, A. Pieńczak, Zwyczaje i obrzędy weselne, „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 8, cz. 1: Od zalotów …. 23 Zespół atlasowy składa się obecnie z czterech osób, pracowników cieszyńskiej etnologii: Zygmunt Kłodnicki (dr hab. prof. UŚ), Anna Drożdż (dr), Agnieszka Pieńczak (dr) i Edyta Diakowska (mgr). 19 162 sposobie przygotowywania map. Wiązały się one z zastosowaniem nowych rozwiązań technicznych oraz zmianą formatu i kształtu mapy podkładowej. Z uwagi na jej mniejsze rozmiary zrezygnowano z podziału areałów na 16 mniejszych pól, co zapewnia większą czytelność mapy. Wciąż stosowana jest technika punktowa (tabl. 3 rys. 1), w połączeniu z powierzchniową (rys. 2) i linearną (rys. 3). W celu zaznaczenia konkretnej informacji również stosuje się odpowiednie symbole, np. czarne kółko (rys. 4). Stosowany wcześniej kartogram PAE jednak przerysowano, skorygowano, zlikwidowano zbędne elementy graficzne mogące zaciemniać obraz mapy, zostawiając jedynie główną sieć wodną. W specjalistycznym programie graficznym przygotowano nowe symbole, które szybko i precyzyjnie wprowadzano na mapy podkładowe, co znacząco ułatwiło prace redakcyjne. Powrócono również do doskonałej koncepcji wypracowanej przez K. Moszyńskiego dotyczącej zaznaczania na mapach „braku tradycji” i „braku odpowiedzi” (tabl. 3 rys. 5 i 6). Symbole te są bowiem nośnikami istotnych odpowiedzi negatywnych, tzn. informujących o braku tradycji, bądź braku jakichkolwiek danych na badany temat w konkretnym punkcie badawczym (wspomniano o tym powyżej). Po raz pierwszy wprowadzono również pionowe kreski nad znakami oznaczające dane pochodzące od ludności napływowej z różnych stron Polski (zamiast wcześniejszych skomplikowanych znaków, zob. tabl. 3 rys. 8 i 9). Kreski te są czytelne, wyróżniają się bowiem na tle informacji pochodzących od ludności autochtonicznej. Zwrócono również uwagę na sposób uchwycenia dynamiki analizowanych zjawisk. Po raz pierwszy na mapach atlasowych zastosowano również znaki wypełnione kropką, oznaczające występowanie danych zjawisk w przeszłości, dokładniejsze dane na ten temat zamieszczając w tekście (tabl. 3 rys. 10). Pomaga to w dużym stopniu na formułowanie wniosków dotyczących stopnia utrzymywania się zjawisk reliktowych we współczesnej społeczności wiejskiej, pozwala ponadto na cofanie się w przeszłość w celu uzyskania odpowiedzi na pytanie o ich dawność kulturową. Zgodnie z nową koncepcją wydawania kolejnych tomów „Komentarzy” skupiono się nieomal wyłącznie na szczegółowej rejestracji danych z badań terenowych. Powody tej zmiany dokładnie wyjaśnia redaktor serii. „Przyjęto mianowicie zasadę, że opracowania mają przedstawiać te materiały zebrane przez badaczy PAE w terenie, które z różnych powodów nie mogły pojawić się na mapach. Dotyczy to zarówno szczegółów, które nie stanowiły podstaw systematycznych (typologicznych), jak i wypowiedzi spontanicznych […] pominięto natomiast materiały zawarte w literaturze przedmiotu, głównie z powodu różnic chronologicznych. Wyjątek uczyniono dla Atlasu kultury ludowej w Polsce (K. Moszyński i J. Klimaszewska), Atlas der deutschen Volkskunde (red. H. Harmjanz i E. Röhr, później M. Zender i in.), Atlasu języka i kultury ludowej Wielkopolski (red. Z. Sobierajski i J. Burszta), Atlas der pommerschen Volkskunde K. 163 Kaisera i nielicznych innych opracowań”24. Literatura etnologiczna pochodzi przecież z różnych czasów i była gromadzona według różnych kwestionariuszy, częściej nawet bez nich. Wprowadzenie tych informacji na mapy razem z materiałami atlasowymi powodowało często utrudnienia w ustalaniu chronologii pojawiania się i zanikania analizowanych treści. Dotyczyło to chociażby zdeponowanych w Cieszynie map poświęconych obrzędowości weselnej. „Podkreślić jednocześnie należy, że Anna Drożdż i Agnieszka Pieńczak ponownie przeanalizowały materiał z badań terenowych PAE i od nowa opracowały mapy. Było to konieczne między innymi dlatego, że na mapach wykonanych we Wrocławiu nie sposób było rozróżnić materiałów z badań od tych z literatury dotyczącej zjawisk datowanych na XX w. W niektórych przypadkach okazało się też, że informacje dotyczące punktów PAE odbiegają od tych, które znajdują się w materiałach uzyskanych podczas badań”25. Stąd właśnie wynikła owa konieczność opracowywania „od nowa” niektórych map przygotowanych wcześniej pod kierunkiem J. Gajka. Wyjątkowo na nowych mapach zamieszczono również informacje odnoszące się do literatury XIX-wiecznej, tworząc tym samym pewne tło dla materiałów pochodzących z badań prowadzonych już w latach 80. XX wieku. Tak uczyniono w trzech tomach poświęconych obrzędowości weselnej26. Wymagało to jednak ekscerpowania dawniejszych danych z bibliotek i archiwów etnologicznych nieomal w całej Polsce, co w konsekwencji znacznie wydłużyło prace wydawnicze nad Atlasem. Z tego też powodu w ostatnio wydanym tomie serii poświęconym obrzędowości narodzinowej wrócono do dawniejszego założenia dotyczącego zestawiania w pracy samych materiałów atlasowych, tak aby udostępnić je w przystępnej formie szerokiemu gronu odbiorców27. __________ 24 Zob. Z. Kłodnicki, Przedmowa. W: A. Lebeda [Pieńczak], Wiedza i wierzenia …, s. 6. Zob. Z. Kłodnicki, Wstęp. W: A. Drożdż, A. Pieńczak, Zwyczaje i obrzędy weselne, „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 8, cz. 1: Od zalotów …, s. 6. 26 A. Drożdż, A. Pieńczak, Zwyczaje i obrzędy weselne, t. 8, cz. 1: Od zalotów …; A. Pieńczak, Zwyczaje i obrzędy weselne, „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 8, cz. 2: Rola i znaczenie swata…; A. Drożdż, Zwyczaje i obrzędy weselne, „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 8, cz. 3: Współdziałanie społeczności wiejskiej …. 27 Zwyczaje, obrzędy i wierzenia urodzinowe, „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 9, cz. 1: Zwyczaje, obrzędy i wierzenia związane z narodzinami i wychowaniem dziecka, red. Z. Kłodnicki, A. Pieńczak. Wrocław–Cieszyn 2010. 25 164 Tabl. 3. Metody i techniki rysunkowe stosowane w mapach Polskiego atlasu etnograficznego (ośrodek cieszyński) [źródło: opracowanie własne] Tabl. 4. Komentarze do PAE wydane ostatnio w Cieszynie 165 Zakończenie Powyższe zabiegi wypracowane w cieszyńskiej pracowni pozwoliły na właściwe ukazanie różnych form tradycyjnej kultury ludowej, a tym samym zapewniły większą precyzję w formułowaniu wniosków etnogeograficznych. Świadczą o tym niezbicie mapy, których analiza w wielu przypadkach umożliwiła dokładniejsze rozważania nad genezą, trwaniem i zanikiem badanych zjawisk. Przykładem mogą być mapy dotyczące obrzędowości weselnej. Odpowiednia typologizacja znaków pozwala np. na wnioskowanie o rolach pełnionych przez swata. Już tylko wstępna analiza tak skonstruowanej mapy pozwoliła na sformułowanie ogólnego wniosku o pewnej prawidłowości – zdecydowanie większej ilości pełnionych ról na terenach wschodniej i środkowej Polski. Okazało się również, że w żadnej z badanych wsi swat ani w przeszłości, ani w latach 70. XX wieku nie pełnił wszystkich z przypisanych mu 11 ról; najczęściej – jedynie trzy z nich28. Od pewnego czasu w „Komentarzach do Polskiego Atlasu Etnograficznego” niektóre ze zjawisk systematyzuje się w formie tabelarycznej, co umożliwia czytelnikowi również studia porównawczo-statystyczne. Mowa tu chociażby o nowatorskiej tabeli, w której odnotowano 72 opisy dotyczące 30 cech wyglądu „odmienionego dziecka”, pochodzące nieomal z całej Polski. Na podstawie tak sporządzonej tabeli można odczytywać wygląd poszczególnego odmieńca29. Pozwala to na interesujące interpretacje wyglądu analizowanych istot, których właściwe usystematyzowanie często „umykało” wcześniejszym badaczom demonologii ludowej. O istotnym wkładzie cieszyńskiej pracowni atlasowej w ustawicznym rozwijaniu i propagowaniu metody etnogeograficznej świadczy chociażby imponująca ilość opublikowanych do tej pory map autorskich. Od 2002 roku do chwili obecnej wydano ich ponad 300, w planie są już kolejne. Summary The ethnogeographic method consists in applying the data concerning spatial differentiation of cultural artifacts and drawing the conclusions from the location, intensity, typology and mutual relations of these phenomena. This al- __________ 28 A. Pieńczak, Zwyczaje i obrzędy weselne, „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 8, cz. 2: Rola i znaczenie swata…, s. 155 (analiza mapy 27 pt. Ilość ról pełnionych przez swata podczas kojarzenia małżeństw, I [oprac. A. Pieńczak]). 29 Zob. E. Diakowska, Z. Kłodnicki, Demony porywające i odmieniające dzieci, [w:] Zwyczaje, obrzędy i wierzenia urodzinowe, „Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. 9, cz. 1: Zwyczaje, obrzędy i wierzenia związane z narodzinami …, s. 208–209, 216–221. 166 lows for elaborated research into their past as regards the chronology and dynamics of change. In the post-war period the ethnogeographic method became particularly useful for the studies of the Polish Ethnographic Atlas, which were originally conducted in the Wrocław section of the PEA (since 1953 supervised by Józef Gajek and since 1972 – by Janusz Bohdanowicz). After moving the atlas section to Cieszyn in 1998, the assumptions of the ethnogeographic method have been constantly modified under Zygmunt Kłodnicki’s supervision. Methodological changes involve map construction, modification of techniques and the shape of publications within the series ‘Commentaries to the Polish Ethnographic Atlas”. This enables an appropriate presentation of various forms of traditional culture and, at the same time, more precise formulation of conclusions concerning the genesis, permanence and disappearance of the investigated phenomena. 167 Edyta Diakowska Uniwersytet Śląski w Cieszynie Obca kobieta, jako zwiastun śmierci Wyobrażenia ludowe o ludzkiej postaci śmierci koncentrują się głównie wokół wizerunku kościotrupa z kosą, lub też postaci kobiecej z kosą. W niektórych okolicach obok nich figuruje wizerunek śmierci w postaci obcej kobiety pojawiającej się ni stąd, ni zowąd we wsi, i mającej zdolność nagłego znikania, przy czym z jej pojawieniem się zawsze wiąże się czyjaś śmierć. Wierzenie to prawdopodobnie należy do jednego ze starszych i w świetle materiałów Polskiego Atlasu Etnograficznego (PAE) funkcjonowało w nieco zapóźnionych kulturowo regionach Polski. Analiza wyników z badań terenowych pozoliła na zarysowanie dosyć wyraźnego, południowo-wschodniego obszaru występowania tego wierzenia, z paroma punktami w północno-zachodniej Polsce, gdzie informacje pochodzą od ludności napływowej ze wschodu. W pozostałych częściach kraju badania nie przyniosły żadnych informacji na temat ich występowania lub zaniku. Wszystkie cytowane informacje pochodzą z materiałów zgromadzonych podczas badań terenowych prowadzonych w latach 1968–1973 oraz 1981–1990 (z uzupełnieniami 2000–2001) w około 350 wsiach – punktach badawczych, na terenie całej Polski. Przeprowadzone były według jednolitych kwestionariuszy, sporządzonych przez Józefa Gajka1. Na ich podstawie została opracowana również mapa nr 1, która przedstawia zjawiska kulturowe usystematyzowane wcześniej w oparciu o dane z badań terenowych2. Już Kazimierz Moszyński zwracał uwagę na to, „iż u Słowian wierzenia dotyczące demona śmierci są na ogół mało rozwinięte i przy tym przeważnie nowszego pochodzenia (do nowyszych należy na obszarach słowiańskich np. obraz śmierci w postaci kościotrupa, uzbrojonego w kosę). Z dawniejszych pojęć o śmierci wymienić by trzeba rozpowszechnione u wszystkich, czy prawie wszystkich Słowian wyobrażenie jej sobie w biało przyodzianej postaci niewieściej, przy czym ów biały przyodziewek nawiązywać może w danym wypadku do dawnej barwy szat żałobnych [...] Ciekawe, że tu i ówdzie (jak powiedzmy, __________ 1 Zobacz wykaz żródeł. Zapisy badaczy podaję w cudzysłowie, natomiast wypowiedzi informatorów – kursywą. Po nazwie wsi i najbliższej większej miejscowości w nawiasie podałam lokalizację stosowaną w PAE (słupa, pas, pole – zob. mapa nr 1, na której jednak dla większej czytelności pominięto pola). 2 168 na Podhalu) słyszeć można od ludu nie o jednej, lecz o trzech śmierciach, chodzących po świecie”3. Mapa nr 1 ilustruje występowanie tego archaicznego wierzenia głównie w Polsce południowo-wschodniej, a więc na obszarze, na którym zachowało się wiele innych archaicznych już w drugiej połowie XX wieku form kulturowych. W chrześcijaństwie, zarówno w wyznaniu katolickim, jak i prawosławnym, nie spotykamy przekanania, iż śmierć ma postać zwykłej kobiety przychodzącej z orbis exterior. To sytułuje analizowane wierzenie w dawniejszej warstwie przedchrześcijańskiej. Parę punktów zlokalizowanych w północno-zachodniej Polsce to dane pozyskane od przesiedleńców pochodzących z Kresów południowo-wschodnich. W punkcie o sygnaturze 6.16.VIII pozyskano taką informację od starszej kobiety z Wołynia, natomiast w punkcie 8.15.III od informatorki z Rzeszowskiego czy Lwowskiego (?). Poszerza to zasięg mapowanego elementu ku wschodowi. W wyobrażeniach ludowych śmierć ma postać kościotrupa lub ubranej na biało kobiety z kosą. Funkcja obu tych postaci jest jednoznaczna – przecinają one życie ludzkie kosą, są uosobieniem śmierci. Niektórzy starsi informatorzy twierdzili, że widzieli taką śmierć w jednej lub drugiej postaci. Opowiadania o spotkaniu ze śmiercią W niektórych okolicach istnieje przekonanie, że śmierć może wyglądać jak kobieta pojawiająca się nie wiadomo skąd. Informatorzy znali ‘bezpośrednich świadków’ spotkań z taką śmiercią lub ‛zetknęli się’ z nią osobiście. Postacią śmierci zawsze była jakaś obca, nikomu we wsi nieznana kobieta4, której nagłe pojawienie się zawsze wróżyło czyjąś rychłą śmierć. Wyobrażano sobie tę postać jak każdą normalną kobietę, tylko niekiedy twierdzono, że była ona nienaturalnie wysoka, bądź posiadała zdolność natychmiastowego rośnięcia, czy nawet zmieniania się w jakieś zwierzę. Wyobrażano ją sobie także jako wysoką, chudą postać kobiecą ubraną na biało lub okrytą szarą płachtą5. Na ogół jednak była zwykłą kobietą, niczym się nie wyróżniającą od innych kobiet we wsi6. __________ 3 K. Moszyński, Kultura ludowa Słowian, t. II, cz. 1. Warszawa 1967, s. 701. Bardzo rzadko był to mężczyzna. 5 Bardzo rzadko czarnego koloru. 6 Zapewne dlatego, aby się wkomponować w otoczenie, nie wyróżniać się i nie rzucać w oczy, nie przykuwać niczyjej uwagi. 4 169 170 W powiecie wadowickim zanotowano, iż: „we wsi znane są opowiadania, że śmierć przychodzi, ale przychodzi wcześniej, ukazuje się komuś z rodziny, w której ma ktoś umrzeć. Jest to postać kobiety, wysokiej, chudej, mającej oczy głęboko osadzone, błyszczące. Ubrana jest w długą białą suknię, w białej chustce na głowie. Jest kobietą w średnim wieku. Ma własność raptownego znikania”. Informator z tej wsi twierdzi, iż zna opowiadanie o śmierci od swojej babki, która opowiadała, że śmierć szła przed nią drogą w postaci wysokiej kobiety ubranej na biało, w chustce białej na głowie, i weszła w żyto. Babka poszła zobaczyć za nią, gdzie ona idzie, a tam nikogo nie było, gdzieś zniknęła. Zaraz za kilka dni umarła jej siostra7. Ten stosunkowo częsty w Polsce południowo-wschodniej motyw wyobrażenia śmierci jako obcej kobiety pojawiającej się nagle, występuje również w okolicach Szczecina. Jest to wierzenie pochodzenia nieautochtonicznego. Informatorka przytacza je ze swej rodzinnej wsi (przesiedlona z Rzeszowskiego czy Lwowskiego – E. D.) Śmierć może ukazywać się we wsi jako obca kobieta, wysoka, chuda, okryta chustką „łoktuszą”, która idąc nie odzywa się do nikogo. Oznacza to, że ktoś umrze we wsi8. Analogiczne opowiadanie jest znane na Mazowszu, gdzie informatorka twierdzi, iż: „40 lat temu sama widziała jak jakaś obca kobieta (nieznana) i cała w bieli wchodziła do chałupy jej dziadka. A po kilkunastu minutach wybiegła babka krzycząc do niej, że właśnie zmarł dziadek”9. Inna osoba wspomina, „że też słyszała, jak do domu jej sąsiadki weszła jakaś kobieta ubrana cała na biało i po chwili ta sąsiadka umarła”10. Wnioskuje oczywiście, że była to śmierć. Inne bezpośrednie ‛spotkanie’ ze śmiercią znane jest z okolic Nowego Targu: jak tako baba sła bez wieś, wysoka, odziana cała na biało – to śmiertka. Sła i nic nie gadoła, a jak do niej by ktosik psyseł z bliska, to kajsik zgineła, psepadła. Po wsi jak chodziła, to zaroz kogoś zabrała, zawse był potem zaroz umarty11. W wierzeniach ludowych ta śmierć najczęściej wyglądała zwyczajnie; przynajmniej powierzchownie sprawiała wrażenie normalnej, nie wyróżniającej się niczym kobiety. Ubrana była, tak jak inne kobiety we wsi. Często była jednak wysoka, chuda i blada, a te elementy wyglądu zewnętrznego dodają jej już nieco cech demonicznych, odróżniających ją od zwykłych wiejskich kobiet. __________ 7 Roczyny, ok. Wadowic (22.35.XIV), 1972 r., informator – mężczyzna 77 lat, miejscowy. W nawiasie podaję sygnatury (słup, pas i pole) ułatwiające znalezienia punktu badawczego na mapie. 8 Smogolice, ok. Stargardu Szczecińskiego (8.15.III), 1984 r., informatorka – kobieta 79 lat. 9 Kaliski, ok. Łosic (33.22.VIII), 1984 r., informatorka – kobieta 72 lata, miejscowa. 10 Kaliski, ok. Łosic (33.22.VIII), 1984 r., informatorka – kobieta 69 lat, miejscowa. 11 Kacwin, ok. Nowego Targu (25.38.XII), 1981 r., informatorka – kobieta 76 lat, miejscowa. 171 Taka śmierć przychodzi nie wiadomo skąd, wchodzi do domu drzwiami, a gdzie wejdzie – zaraz ktoś umiera. Informatorka z powiatu lubartowskiego opowiadała: raz widziałam jak od sąsiada wychodziła baba w niebieskiej sukni, miała na sobie fartuch. Przestąpiła próg i weszła do domu. Nie znałam takiej kobiety, więc weszłam tam, bo dzieci były same, a ich dziadek był chory. Wchodzę, krzyczę – Józek! na dzieciaka, a ten na ławce śpi. Pytam go – kto tu wchodził, on mówi, że nikogo nie było. Zachodzę do dziadka, a ten już umarł12. Skąd przybywa, i gdzie można spotkać śmierć? Na podstawie wyobrażeń ludowych wiemy, gdzie wyobraźnia umiejscawia różne postacie demoniczne, takie jak diabeł, wszelkiego rodzaju demony domowe, wodne, powietrzne itd. Nie mówi jednak nic o miejscu przebywania śmierci. W cytowanych tutaj opowiadaniach śmierć ‛przyszła’, ‛pokazała się’ lub ‛zjawiła się’ w postaci obcej kobiety. Ale skąd właściwie ona przybywa? Może przychodzi z miejsca znajdującego się gdzieś blisko granicy świata żywych, o czym pisze też K. Moszyński, jako o miejscu przebywania duszy po śmierci. „Wierzenie to jest znane szczególnie wśród Słowian wschodnich i południowych, a mówi o tym, że gdzieś na granicach doczesnego świata płynie rzeka, przez którą dusze zmarłych bądź są przewożone na łódkach, bądź też muszą przejść po kładkach lub po moście”13. Opisywane tu postacie śmierci mają pewne cechy demoniczne (dotyczy to zarówno wyglądu jak i cech charakteru). W tym ujęciu śmierć przybywa prawdopodobnie z innego świata, pozaziemskiego, nienależącego już do ludzi żyjących, ale do wszelkich istot nadprzyrodzonych, niedostępnego dla żyjących. Śmierć przybywa zawsze z zewnątrz. W opowiadanich ludowych odnajdujemy relacje przedstawiające, że śmierć przyszła do wioski z pola, z lasu, była widziana jak idzie skądś w kierunku wioski. Zawsze przybywa ze świata zewnętrznego – orbis exterior. Jednak aby dostać się do świata ludzkiego musi przekroczyć granicę. Nie może zrobić tego o własnych siłach, dlatego jest jej potrzebna pomoc. Wszystkie wątki opowiadań ludowych o spotkaniu ze śmiercią umiejscawiają je w pobliżu jakiejś granicy, której śmierć nie jest w stanie przekroczyć o własnych siłach, przy czym najczęściej granicą tą jest woda. W opowiadaniach tych często powtarzającym się motywem jest spotkanie mężczyzny ze śmiercią w postaci kobiety najczęściej gdzieś nad wodą. Woda jest tu granicą ‛naszego – ludzkiego’ świata i świata ‛nadprzyrodzonego’ mieszczącego się już poza naszym zasięgiem. Właśnie na granicy tych dwóch światów dochodzi do spotkania. __________ 12 13 172 Serniki, ok. Lubartowa (34.27.I), 1981 r., informatorka – kobieta 58 lat, miejscowa. K. Moszyński, Kultura ludowa Słowian, t. II, cz. 1, Warszawa 1967, s. 597. Śmierć nie potrafi o własnych siłach dostać się do ludzkiej rzeczywistości i ktoś musi jej w tym pomóc. Sama śmierć jest tylko w stanie zmierzać w kierunku orbis interior, jednak przedostanie się do niego jest możliwe tylko dzięki żywej ludzkiej osobie – mężczyźnie, który udziela jej pomocy. Pomocą tą najczęściej jest przeniesienie, lub przewiezienie przez rzekę czy też jakąkolwiek inną wodę. Z wdzięczności za okazaną pomoc śmierć zawsze nagradza osobę, która jej pomogła. Nagrodą tą jest najczęściej obietnica długiego życia (przeważnie 100 lat) lub umowa dotycząca wyrokowania o losach chorego. Na wsi mieszkała wdowa, miała bardzo zdolnego syna, który ”wyuczył się na doktora”. Szukał on pracy w mieście. Pewnego razu idąc przez las musiał przejść przez duży wąwóz. Na skraju tego wąwozu stała kobieta, która poprosiła go, aby przeniósł ją na drugą stronę. Gdy ją przeniósł ona się spytała, czy wie kogo przeniósł? A on mówi – kobietę. Ona na to, że śmierć, i że on będzie dobrym lekarzem. Jeżeli ona stanie w nogach człowieka, to on, jako lekarz uratuje tego człowieka, jeżeli przy głowie, to nie uratuje i człowiek ten umrze. Pewnego razu zachorowała córka królewska, śmierć stanęła przy jej głowie, jednak lekarz ten przekręcił łóżko i w ten sposób ją uratował14. Inny przykład ‛bezpośredniego spotkania ze śmiercią’ znany z powiatu Ostrów Mazowiecka: „Dziadek informatorki opowiadał, że przenosił śmierć przez rzekę. Była to kobieta, ale nie podaje bliższego opisu”: pewnej nocy, gdy dziadek szedł przez łąkę – spotkał śmierć, która poprosiła go, by przeniósł ją przez kładkę. Była bardzo lekka, że prawie nie czuł jej ciężaru. Zaraz po tym spotkaniu umarła kobieta we wsi po drugiej stronie rzeczki15. Gdy śmierć przedostanie się już do świata ludzkiego, przekoczy granicę światów, która jest zresztą bardzo płynna i nie zawsze dająca się jednoznacznie zdefiniować, może się po nim poruszać już bez pomocy człowieka. Jednak nadal znajduje się gdzieś na granicy ludzkiej – oswojonej przestrzeni. Śmierć przychodzi spoza wsi, spoza gospodarstwa, czyli jednak z przestrzeni nieoswojonej. Wkrada się do ludzkich obejść, do domostw, ażeby odebrać życie konkretnej osobie. Na Podhalu wierzono, że śmierć „nigdy nie wchodzi do chałupy. Pokazuje się zawsze w pobliżu chałupy, idzie drogą w pobliżu chałupy, w której ma ktoś umrzeć, zachodzi na podwórze, albo stoi koło chałupy”. Widocznie wierzono tutaj, iż wejście do domu, przekrocznie progu jako ostatecznej granicy jest już dla śmierci niemożliwe, dlatego pojawia sie tylko obok domu. Ta sama informatorka przypomina sobie: dawniej wielu widziało śmierć – taką obcą babę w białej łoktusy, co to szła po wsi. Teraz mniej mówią coby śmierć widzieli [...] Mama przeszła koło takiej baby i poznała, że to śmierć była, bo we wsi takiej baby nie było. Przyszła do chałupy i mówi, co śmierć widziała na drodze pod wierch, co __________ 14 Wilków, ok. Kielc (27.30.IV), 1985 r., informatorka – kobieta 66 lat, miejscowa. Świerże, ok. Ostrowi Mazowieckiej (32.19.X), 2000 r., informatorka – kobieta 72 lata, miejscowa. 15 173 szła, a tam był stary chłop już słaby i chory. Ten chłop na zajutrz pomarł. To była śmierć16. W powiecie Mińsk Mazowiecki znana jest opowieść (podobno fakt autentyczny), którą jeden z informatorów słyszał od swojego ojca. Pewien biedny chłop poprosił jakąś nieznaną osobę w kumy. Ta w czasie przyjęcia nic nie jadła, ani nic nie piła. Nagabywana przez tego chłopa dlaczego nic nie je, przyznała się, że jest śmiercią. Była mu bardzo wdzięczna, że ją poprosił w kumy. Chciała mu się jakoś odwdzięczyć. Dała mu więc umiejętność przepowiadania, czy dana osoba chorująca umrze czy wyzdrowieje. Gdy wzywano go do jakiegoś chorego, wtenczas śmierć stawała albo w nogach, albo przy głowie chorego (była widoczna tylko dla tego chłopa). Gdy stawała w nogach chłop ten wiedział, że chory wyzdrowieje i podejmował się leczenia go jakimiś ziołami. Gdy stawała przy głowie, chłop ten nie podejmował się już leczenia17. Znane są również opowiadania o tym, że ktoś ze znajomych, rodziny, sąsiadów osobiście ‛widział’ śmierć. Opowiadanie takie znane jest np. w powiecie staszowskim: babka mówili, co widzieli jak tako ubrano na czarno baba szła bez wieś, to umarł mąż babki. Mówili, że to była śmierć, bo nikt nie znał takiej baby we wsi18, lub inne zanotowane w powiecie radomskim: patrze, a idzie kobita między choiną i wokół niej jakby wstążki jakieś fruwały [...] Czarno ubrano, staro kobita – zaraz umarł sąsiad – to śmierć była19. Oraz kolejne: idzie tako biało baba do gazdówki, to zawsze umrze ktosik – „wierzą w to starsi i w średnim wieku, młodzi nie”20. W powiecie myślenickim wierzono, że [ktoś obcy] zjawia się czasem we wsi, nagle się pokazuje i nagle znika, stąd wiadomo, że to jest śmierć21. Wyobrażano też sobie śmierć jako „wysoką, na biało ubraną kobietę, twarzy jej nie widać, w wysokiej białej czapie”22 – informatorka twierdzi, że widziała kiedyś taką postać, która szła do konającego sąsiada. W jednej ze wsi na Mazowszu różni informatorzy podali aż trzy opowiadania o tym, jak ktoś śmierć spotkał. Pierwsze z nich mówi o tym, jak: na czarno ubrany, obcy mężczyzna kręcił się koło domu, zaszedł za róg, a jak tam zajrzałam, to go już nie było23. Drugie: kobita szła do drugi wsi i przed nią szła jakoś kobita – chciała jo dogonić, razem raźni iść i nijak ji dogonić nie mogła. Wi__________ 16 Lipnica Wielka, ok. Nowego Targu (23.37.X), 1987 r., informatorka – kobieta miejscowa, nie podano wieku. 17 Chyżyny, ok. Mińska Mazowieckiego (31.23.XIII), 1983 r., informator – mężczyzna miejscowy 70 lat. 18 Szczeglice, ok. Staszowa (29.33.III), 1973 r., brak informacji o informatorze. 19 Jastrzębia ok. Radomia (29.26.XIV), 1969 r., informatorka – kobieta miejscowa 79 lat. 20 Brzegi, ok. Nowego Targu, (25.38.X), 1969 r., informator – mężczyzna miejscowy 85 lat. 21 Kornatka, ok. Myślenic (25.35.XIII), 1970 r., informatorka – kobieta miejscowa 89 lat. 22 Strączno, ok. Wałcza (13.16.V), 1973 r., informatorka – kobieta z Lubelskiego 63 lata. 23 Łękawica ok. Kozienic (29.23.XV), 1973 r., informatorka – kobieta miejscowa 69 lat. 174 działa jak weszła do jednej chałupy i tam zaroz chłop umarł24. Trzecie opowiadanie o tym, iż istnieje wierzenie, że śmierć widzi tylko konający: „widzisz jak ta granda w białym za oknem stoi” – powiedziała matka i zaraz się wszyscy przerazili, bo wiedzieli, że [ona] śmierć widzi25. Szczególnie popularne jest wierzenie, że śmierć widzi tylko konający, dlatego nikt z żywych nie może wiedzieć jak śmierć wygląda tak naprawdę, mogą ją sobie tylko wyobrażać. W czasie konania można też, według wierzeń, usłyszeć szum, który oznacza przychodzenie śmierci26. Również stosunkowo popularnym wierzeniem jest to, że śmierć przychodzi pod okno konającego i do niego stuka. We wsi Lipnica Dolna w powiecie bocheńskim mówi się czasem, że śmierć prętem do okna zastuka, ale nie do tego domu, gdzie ma być śmierć, ale do sąsiedniego. Z kolei we wsi Galiny, powiat bartoszycki wierzy się, że gdy śmierć do okna zastuka, to ktoś w domu umrze. Ludność napływowa we wsi Marcinkowo w powiecie mrągowskim wierzy, że śmierć jest stara lub młoda, w zależności od tego, w jakim wieku jest umierający. Jeśli umierający jest młody, przychodzi po niego młoda śmierć, jeśli stary to przychodzi stara śmierć. Na analogicznej zasadzie funkcjonuje wierzenie, że płeć śmierci jest uzależniona od tego, po kogo ona przychodzi, jeśli po kobietę – wtedy śmierć ma postać kobiety, jeśli po mężczyznę – przybiera postać mężczyzny. Wyobrażenie o specyficznym charakterze, a odnoszące się do ludzkiej postaci śmierci zostało zanotowane we wsi Pniewo w powiecie kutnowskim. Tutaj śmierć przedstawia się jako kobieta bez oczu, bez uszu i bez rąk: bez oczu, bo nie widzi krzywdy, bez uszu, bo nie słyszy płaczu, bez rąk, bo nie bierze okupu27. Zdarzało się i tak, że śmierć była wyobrażana w więcej niż jednej postaci. W tej samej wsi inny informator wyróżnia trzy rodzaje śmierci i szczegółowo je opisuje: pierwsza śmierć jest ‛ślepa’, bo zabiera każdego, kto popadanie, młodego czy starego, bo nie widzi. Druga śmierć jest ‛głucha’, bo zabiera rodziców od dzieci, a przeważnie matki – bo nie słyszy płaczu dzieci płaczących za matką. Trzecia śmierć jest ‛bez rąk’, to taka, od której nie można się wykupić – ponieważ nie ma rąk i nie może wziąć okupu28. Analogiczny przykład znany z okolic Torunia, gdzie również znane są trzy rodzaje śmierci: pierwsza jest głucha – bo nie słyszy płaczu dzieci, druga – ślepa bo nie widzi kogo bierze – starego czy młodego, trzecia – sprawiedliwa, bo za- __________ 24 Łękawica ok. Kozienic (29.23.XV), 1973 r., informatorka – kobieta miejscowa 83 lata. Łękawica ok. Kozienic (29.23.XV), 1973 r., informator – mężczyzna miejscowy 75 lat. 26 Lichwin, ok. Tarnowa (28.35.XIII), 1971 r., informatorka – kobieta miejscowa 69 lat. 27 Pniewo, ok. Kutna (23.22.XVI), 1969 r., brak informacji o informatorze. 28 Chyżyny, ok. Mińska Mazowieckiego (31.23.XIII), 1983 r. informator – mężczyzna miejscowy 70 lat. 25 175 biera wszystkich29. Podobne wyobrażenie o trzech postaciach, czy raczej cechach śmierci pochodzi z powiatu pleszewskiego. Wszyscy informatorzy podawali, że śmierci się nie oszuka, śmierć jest najsprawiedliwsza – bierze bogatego i biednego. Śmierć jest nieprzekupna, śmierć jest biedna, bo nie przyjmuje żadnej daniny. Jednak mimo wszystko ludzie próbują w jakiś sposób śmierć oszukać. Znane w tej samej miejscowości jak ludzie opowiadali sobie, że gdy śmierć wlezie na drzewo, [to] trzeba zabrać drabkę [drabinę] i wtedy [ona] nie będzie mogła zejść i ludzie nie będą umierali30. Również K. Moszyński pisał o trzech śmierciach chodzących po świecie, ale sytuował to wierzenie na Podhalu, podczas gdy trzy powyższe przykłady pochodzą odpowiednio z Mazowsza oraz dwa z Wielkopolski. Widać więc, że wierzenie to nie występuje jedynie na południu Polski31. Wśród ludności wiejskiej wyobrażenie śmierci w ludzkiej postaci występuje w różnych wariantach, jednak najczęściej jest to kobieta wysoka, chuda, w chustce na głowie, tako co to jej na wsi nikt nie widział, nieswoja baba32. Istotny jest tutaj fakt nieznajomości tej kobiety, nagle pojawiającej się we wsi, a zaraz po jej zniknięciu ktoś umiera, stąd zawsze wiadomo, że była to śmierć. *** Współcześnie wierzenia o śmierci pod ludzką postacią, która przychodzi do umierającego znajdują się w zaniku. Sporadycznie funkcjonują jeszcze w niektórych, bardziej zapóźnionych kulturowo miejscowościach, jednak i tutaj już tylko w formie szczątkowej. W niniejszym artykule przestawiłam, w postaci cytatów i na mapie, te wypowiedzi, w których podkreśla się ‘obce’ pochodzenie takich wieszczących śmierć kobiet, niekiedy też sposoby ich ‘przedostawania się’ ze strefy obcej do orbis interior. W paru przypadkach śmierć rewanżuje się nawet za przeniesienie jej ze strefy obcej do ludzkiej, wyposażając mężczyznę, który ja przeniósł, w zdolność widzenia śmierci i przepowiadania chorym, czy będą dalej żyli, czy umrą. Obca kobieta pojawiająca się niespodziewanie we wsi była uważana za zwiastuna śmierci lub nawet była to antropomorfizowana śmierć, która pojawiała się, aby zabrać konkretnego człowieka. Nieliczne informacje na ten temat nie __________ 29 Papowo Toruńskie, ok. Torunia (20.17.XV), 1972 r., informator – mężczyzna miejscowy 69 lat. 30 Prokopów, ok. Pleszewa (17.24.III), 1983 r., informatorka – kobieta miejscowa 80 lat. 31 Dane K. Moszyńskiego pochodzą z lat 30. XX wieku, natomiast informacje PAE z lat 80. XX wieku, więc różnica czasowa jest dosyć znaczna. 32 Dębogóra, ok. Gryfina (6.16.VIII), 1985 r., informatorka – kobieta z Wołynia 80 lat. 176 pozwalają na wyraźne rozróżnienie między funkcją ’informacyjną’ (zapowiedź śmierci), a uśmiercaniem człowieka33. W starszej literaturze, zwłaszcza tej z drugiej połowy XIX wieku, spotykamy się kilkakrotnie z tym wierzeniem – wydaje się, że było ono wówczas pospolitsze niż obecnie. Załączona do artykułu mapa ukazuje więc nie tylko zasięg tego wierzenia, ale również jego zanikanie, co jest cechą elementów kulturowych wychodzących z użycia (ginących). Summary Folk imaginations concerning the human figure of death mostly focus on the image of a skeleton with a scythe or a female figure with a scythe. Apart from them, what is present in some regions is the image of death as an alien woman who appears in the village from nowhere and who is able to disappear suddenly – her visit is always associated with somebody’s death. In the folklore, there are also tales about meeting the death, quoted as authentic events taking place in particular villages. In Christianity, both in Catholicism and Orthodoxy, no beliefs exist that death has a shape of an ordinary woman who comes from orbis exterior. This places the analyzed belief in the earlier pre-Christian layer. In the light of the materials of the Polish Ethnographic Atlas, this folklore belief functioned in culturally backward regions of Poland. __________ 33 Nie mamy tutaj kosy jako charakterystycznego wyróżnika „kobiety-śmierci”. 177 MATERIAŁY Profesor Andrzej F. Grabski (1934–2000). Odpominanie Profesora Rafał Stobiecki Prof. Andrzej F. Grabski /1934–2000/ w sposób szczególny wpisał się w historię łódzkiego środowiska badaczy przeszłości. Znakomity mediewista i wytrawny znawca dziejów historiografii był jednym z najbardziej rozpoznawalnych w skali kraju postaci związanych z Łodzią i jej Uniwersytetem. Jego twórczość towarzyszy nam także współcześnie, o czym świadczą chociażby kolejne wznowienia „Dziejów historiografii” i „Zarysu historii historiografii polskiej” przygotowywane przez Wydawnictwo Poznańskie. W środowisku dzieła te określane są potocznie „Dużym” i „Małym” Grabskim. Z okazji dziesiątej rocznicy śmierci Profesora Andrzeja Feliksa Grabskiego, z inicjatywy niżej podpisanego i grona jego najbliższych współpracowników z Katedry Historii Historiografii UŁ, 23 czerwca 2010 r. w gmachu Instytutu Historii odbyła się uroczystość „Odpominanie Profesora”. Zapożyczając wspomniany termin od prof. Huberta Orłowskiego – odpominanie to zdejmowanie kolejnych pokładów zapomnianych przeżyć i doświadczeń dotyczących postaci i wydarzeń z przeszłości – w atmosferze kameralnego spotkania próbowaliśmy wspólnie przywołać osobiste wspomnienia związane z życiem i działalnością Andrzeja F. Grabskiego1. Przypomnieć Go jako człowieka, historyka…, porozmawiać o Jego pasjach, nie tylko naukowych. Wydawało nam się to szczególnie ważne po ujawnieniu bolesnego dla nas wszystkich, smutnego i zawstydzającego epizodu z biografii Profesora… W spotkaniu udział wzięli przyjaciele i koledzy Andrzeja F. Grabskiego zarówno z Łodzi, jak i z innych ośrodków naukowych / Poznań, Lublin/. Uczestniczyła w nim także rodzina Profesora – Jego córka Urszula wraz z mężem oraz wnuczka Karolina. Zasadniczą częścią uroczystości był panel z udziałem prof. prof. Jana Pomorskiego /IH UMCS/, Wiesława Pusia /IH UŁ/, Wojciecha Wrzoska /IH UAM/, Jana Szymczaka /IH UŁ/ oraz dra Sławomira M. Nowinowskiego /IH UŁ/.Spotkanie prowadził prof. Rafał Stobiecki. Specjalną prezentację multimedialną przygotowała dr Jolanta Kolbuszewska. Po wypowiedziach panelistów miała miejsce dyskusja, w której brali udział m. in.: blisko związani z Profesorem profesorowie Marian Drozdowski /IH UAM/ i Hassan Ali Jamsheer /IH UŁ/. Poniżej znajdzie Czytelnik autoryzowany zapis owego panelu2. W spotkaniu nie mógł niestety uczestniczyć prof. Andrzej Wierzbicki /IH PAN/, który przesłał list __________ 1 H. Orłowski, Odpominania polskie /w:/ Moje Niemcy – moi Niemcy /red./. H. Orłowski, Poznań 2009, s. 15–16. 2 Prof. W. Puś zrezygnował z publikacji swojego głosu. Szanując tę decyzję, organizatorzy wyrażają jednocześnie żal, że tak się stało. 180 na ręce niżej podpisanego. Jego fragmenty publikowane są na końcu. Organizatorzy kierują specjalne podziękowania pod adresem mgra Andrzeja Janickiego, który zechciał dokonać transliteracji zapisu panelu. Dzięki uprzejmości prof. Andrzeja Lecha, materiał ten może się ukazać na łamach bliskich Profesorowi „Zeszytów Wiejskich”. Jan Szymczak W dorobku naukowym profesora Andrzeja Feliksa Grabskiego znaczącą część stanowi mediewistyka. Jego sześć książek, z tych szesnastu, które Pani dr Jolanta Kolbuszewska nam zaprezentowała, to właśnie pierwsze i mediewistyczne prace. Cztery z nich umieściłem w spisie lektury dla studentów pierwszego roku, z którymi powinni zapoznać się ze względu na warsztat badawczy, w celu zapoznania się z preferowaną przez autora szkołą Annales. Również po to, aby ukazać osiągnięcia środowiska łódzkiego w badaniach mediewistycznych i historii wojskowej, od której właśnie Andrzej Grabski zaczynał. Myślę tu również o promotorze Jego pracy magisterskiej profesorze Stanisławie Franciszku Zajączkowskim, recenzencie profesorze Stefanie Krakowskim, przewodniczącym komisji powołanej do przeprowadzenia egzaminu magisterskiego studenta Andrzeja Grabskiego profesorze Stefanie Marii Kuczyńskim i współpracującym z nimi profesorze Andrzeju Nadolskim, a także o młodszych kolegach z ławki seminaryjnej, a mianowicie Wojciechu Szczygielskim i Stanisławie Marianie Zajączkowskim. Mój pierwszy kontakt z Andrzejem Grabskim nastąpił już na pierwszym roku studiów, kiedy prowadzącemu wykład ze Wstępu do badań historycznych – niewielkiemu wzrostem – profesorowi Marianowi Henrykowi Serejskiemu towarzyszyło dwóch przerastających go przynajmniej o głowę doktorów, tj. Franciszek Bronowski i Andrzej Grabski po bokach i kroczący za nimi mgr Tadeusz Hibner z mapą. Był to rok akademicki 1964/65, kiedy podówczas dr Andrzej Feliks Grabski przymierzał się już do habilitacji, a zdążył już wydać wszystkie cztery podstawowe książki mediewistyczne, czyli przypomnianą tutaj i mam nadzieję, że niebawem wznowioną „Polską sztukę wojenną w okresie wczesnofeudalnym”, ukazał się też „Bolesław Chrobry. Zarys dziejów politycznych i wojskowych”, ważna praca o dziejach państwa polskiego na przełomie wieków X i XI, na półki księgarskie trafił również doktorat, który wszystkich zafascynował i fascynuje do dzisiaj bogactwem wykorzystanych źródeł, czyli „Polska w opiniach obcych X–XIII w.” Później – ale zanim skończyłem studia – ukazała się habilitacja, czyli kontynuacja poprzedniej pracy, a mianowicie „Polska w opiniach Zachodu XIV i XV w.” i tu trzeba dodać – nie mniej bogata pod względem podstawy źródłowej. 181 Wcześniej wspomniałem o czterech książkach, gdyż inne prace, jak „Mieszko I” i „Bolesław Krzywousty” mają charakter popularny. Pomimo tego stanowią one znaczące pozycje w dorobku profesora Andrzeja Grabskiego, gdyż ukazują najnowsze wyniki badań, a zamieszczone w nich wskazówki bibliograficzne wspomagają czytelnika – bardzo często młodego – w rozszerzaniu jego horyzontów badawczych i pasji historycznej. Zresztą, taką rolę popularyzatorską spełnia w pewnym sensie także „Bolesław Chrobry. Zarys dziejów politycznych i wojskowych”, gdyż – pomimo przebogatej podstawy źródłowej – nie jest tak trudny w percepcji jak obydwie książki o Polsce w opiniach obcych. Nie dziwi zatem fakt, iż „Bolesław Chrobry” jest jedną z najczęściej wybieranych książek przez studentów do zreferowania na egzaminie z historii Polski średniowiecznej. Cieszy to, gdyż autor bardzo sprawnie wprowadził w niej pojęcia archeologiczno-bronioznawcze, z którymi zapoznał się pracując z Andrzejem Nadolskim i wykorzystując jego „Studia nad uzbrojeniem Polskim w X, XI i XII wieku” przełożył je na język przystępny dla czytelnika, studenta historii, zwłaszcza – jak obecnie – pierwszego roku. Z tego zapewne względu, na drugim miejscu wśród wybieranych do lektury prac plasuje się „Polska sztuka wojenna w okresie wczesnofeudalnym”. Jakkolwiek jej podstawową część stanowi praca magisterska to była ona przygotowywana do druku bodajże przez cztery lata. Kiedy otrzymałem zadanie napisania swego rodzaju Posłowia do tej pracy i zacząłem sprawdzać stan historiografii z lat 1953–1954, kiedy pisał swoją pracę magisterska, a co się ukazało do 1959, to widać mnóstwo pracy włożone w przygotowanie wersji drukowanej. To wtedy rozpoczęła się dyskusja zwłaszcza nad źródłami archeologicznymi i ich znaczeniem dla badań mediewistycznych, doszła do tego jeszcze ikonografia, którą zaczęto wykorzystywać, a której przedtem nie brano jeszcze pod uwagę do badań bronioznawczych. Profesor Andrzej Grabski pracował zatem wtedy nad dwiema pracami, gdyż „Polska sztuka wojenna w okresie wczesnofeudalnym” trafiła na półki księgarskie w 1959 roku, a w 1962 już powstał doktorat, ale wiemy przecież, że był to tytan pracy3. Jego ciężką pracę widać najlepiej w dwóch jego ostatnich książkach mediewistycznych. Pierwsza z nich: „Polska w opiniach obcych X–XIII w.” jeszcze zapewne długo pozostanie jedynym pełnym opracowaniem widzenia naszego państwa w okresie jego instalowania się na mapie średniowiecznej Europy, gdyż – jak dotąd – nikt nie podjął takiego wyzwania i jeszcze pewnie nikt go długo nie podejmie. Wykaz wykorzystanych źródeł zmieścił się na 16 stronach (s. 349– 364). Podobnie jest zresztą z następną książką, czyli „Polska w opiniach Europy Zachodniej XIV i XV w.” Profesor Andrzej Grabski miał dość bliskie kontakty z profesorem Stefanem Krakowskim, czyli recenzentem swojej pracy magisterskiej, a później kon- __________ 3 Wznowienie wspomnianej pracy ukaże się wkrótce w Wydawnictwie Templum ze wstępem R. Stobieckiego i posłowiem J. Szymczaka. 182 sultantem pierwszych drukowanych prac, chociażby z racji prowadzonych przez niego zajęć z historii średniowiecznej Rusi i znawcy historii wojskowej, a zwłaszcza sztuki wojennej w Polsce w okresie rozdrobnienia feudalnego. Później zaś odwiedzał go po prostu po przyjacielsku, zazwyczaj po zakończeniu kolejnej zagranicznej peregrynacji. Przywoził z nich nie tylko „tony” fiszek i sterty notatek, ale również książek. Przypominam sobie taką sytuację, że podczas jakiejś mojej wizyty u profesora Krakowskiego stwierdził on coś w tym stylu: „Andrzej wrócił z zagranicy, w zniszczonych butach, ale w dwóch skrzyniach przywiózł książki”. Był w Paryżu i miał zapewne różnego rodzaju zamówienia od rodziny – żony i córki, ale kupił książki i zapewne płyty. Był ponoć później problem z transportem jego bagażu z lotniska w Warszawie do Łodzi. Oprócz książek były to fiszki – wypisy z wydawnictw źródłowych, których nie mieliśmy wtedy w kraju. Sam osobiście z nich korzystałem i jestem Mu za to wdzięczny. A przepisywał je przecież odręcznie, gdyż nie były to czasy wykorzystania tak nowoczesnych jak obecnie środków audiowizualnych do celów naukowych i dydaktycznych. A później profesora Andrzeja F. Grabskiego gościłem w pokoju dziekańskim przy ulicy Lindleya. Cieszę się, że mogłem dołożyć swoją cegiełkę do inicjatywy Pani profesor Aliny Barszczewskiej-Krupy w sprawie księgi pamiątkowej Jemu poświęconej, pt. „W kręgu historii historiografii i polityki”, która ukazała się w 1997 r. Spotykaliśmy się również – nie powiem, że bardzo często, ale wystarczająco dużo, aby się dobrze poznać – w naszym Instytucie Historii, zazwyczaj we wtorek, tradycyjny dzień odbywania seminariów magisterskich, a obecnie także licencjackich. I najczęściej na trzecim piętrze w pokoju nr 46, nieodłącznie w towarzystwie podówczas jeszcze dra Rafała Stobieckiego. Czasu na rozmowę nie było jednak zbyt wiele, gdyż pod drzwiami zbierali się już doktoranci, a czas dla nich Profesor miał nieograniczony. Zawsze będę miał Go we wdzięcznej pamięci. Jan Pomorski AFG jakiego znałem… Bardzo dziękuję PT Organizatorom za zaproszenie do wzięcia udziału w tym szczególnym panelu poświęconym pamięci Profesora Andrzeja F. Grabskiego. Witam Państwa bardzo serdecznie i pięknie kłaniam się Rodzinie. Może zacznę od tego, że dla mnie i myślę, że dla wielu z nas tu zgromadzonych, zwłaszcza ze środowiska metodologicznego, AFG to postać kultowa. Myśmy Profesora kochali i nic nie jest w stanie zmienić tej opinii. Przez całe te dziesięć lat, jakie minęły od Jego śmierci, brak Andrzeja Feliksa Grabskiego jest 183 w naszym środowisku bardzo silnie odczuwalny. To było bardzo, bardzo przedwczesne odejście i wielka strata dla nas wszystkich. Ja Profesora miałem szczęście poznać pod koniec lat siedemdziesiątych, w Poznaniu, na seminarium u prof. Jerzego Topolskiego. Oczywiście, znałem Go wcześniej z tekstów, ale do dziś pamiętam swoje zaskoczenie przy bezpośrednim spotkaniu – zderzenie obydwu sylwetek: niedużego wzrostem, o chłopięcej twarzy Jerzego Topolskiego z postawnym, mówiącym dużo i głośno, silnie gestykulującym Andrzejem Feliksem Grabskim. Przez całe lata towarzyszyli nam (a raczej to my Im), dyskutując ze sobą zażarcie o kondycji nauki historycznej, o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości historiografii, od jednej konferencji do drugiej, od Zjazdu do Zjazdu i na niezapomnianych seminariach wyjazdowych. Gdy przymykam oczy, widzę Ich spacerujących o świcie nad jeziorem czy na obrzeżach lasu, w znakomitej formie, ku naszemu zdumieniu i podziwowi. Bo przecież my młodzi wówczas padaliśmy, dyskutując z nimi do północy, szliśmy spać o drugiej – trzeciej, a oni wstawali jak gdyby nigdy nic o piątej rano, gotowi kontynuować nocne rozmowy. To było coś niewiarygodnego i coś pięknego zarazem. Widzę Ich twarze, widzę dwie sylwetki, idące jedna obok drugiej… To zostało w naszej pamięci. Zbieramy je, okruchy wspomnień, jak najcenniejsze obrazy. Ksiądz profesor Józef Tischner pięknie pisze w „Filozofii dramatu” o epifanii Twarzy. Spotykamy drugiego człowieka w jego Twarzy i bywa, że jest to najważniejsze spotkanie w życiu. Ja bym powiedział, używając tej metafory, iż dla mnie historia historiografii zawsze będzie mieć twarz Andrzeja Feliksa Grabskiego, a metodologia historii twarz Jerzego Topolskiego. I tutaj nic się nie zmieni. Żaden upływ czasu nie jest w stanie zatrzeć tego wrażenia. Ja nie chcę tu mówić o fantastycznym warsztacie naukowym AFG, o tym, że Profesor był dla nas wzorem badacza, wielkiego erudyty, bo był to erudyta niesamowity: jego wiedza była przygniatająca, momentami wręcz paraliżująca. Bo jakikolwiek temat się nie rozpoczęło, to Profesor natychmiast w niego „wchodził” całym sobą: zasypywał informacjami, odsyłał do źródeł, pokazywał gdzie, w jakim ośrodku, badania na ten temat były prowadzone, dawał mnóstwo wskazówek bibliograficznych i właściwie w tamtej epoce zastępował nam … internet. Teraz wszystko staje się proste, potrzebując informacji, zwyczajnie „klikamy”, przeszukując zasoby sieci, a wtedy wystarczyło z problemem zwrócić się do Profesora i można było być pewnym, że poda właściwą odpowiedź. Obojętne, czy pytającym był początkujący badacz przed doktoratem, czy profesor, szukający rady i wsparcia. Ta postawa spolegliwości, wielkiej życzliwości wobec drugiego człowieka to była cecha dominująca Jego osobowości. Profesor kochał życie i to było czuć w każdym słowie, w każdym świadectwie z podróży, w każdej opowieści, jakie przed nami roztaczał. Mówiono tutaj, że był mistrzem słowa. To prawda, był doskonałym oratorem, lubiącym wykładać, lubiącym przemawiać, ale on nigdy nie nudził (ja przynajmniej miałem takie wrażenie). Jego się słuchało z zachwytem, obojętnie, czy to była pierwsza, trzecia, czy 184 siódma godzina rozmowy. [Janku, nie przesadzaj. Zdarzało się inaczej. – wtrącenie prof. Rafał Stobiecki] No cóż, pewnie dotyczy to okresu późniejszego, natomiast na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych drogi Rafale, Profesor był w znakomitej formie i, mogę zapewnić, że i w siódmej godzinie był interesujący. Jeśli nie wytrzymywaliśmy niejednokrotnie, to raczej z powodu tego, że nic nie było widać w oparach dymu, bo jak pamiętamy Profesor lubił odpalać papierosa od papierosa, a dodatkowo bardzo często unosił się zapach jakiegoś dobrego koniaku, bo i w tej dziedzinie Profesor był wybornym znawcą i nie tylko nas młodych wprowadzał w świat historiografii czy w świat ukochanej przez siebie muzyki poważnej, ale również w świat lepszych, szlachetniejszych trunków. Na przyjazd Profesora w domu trzeba się było dobrze zaopatrzyć, bo Profesor natychmiast rozpoznawał właściwe przygotowanie do długich wieczornych dyskusji… Było to niezwykle urocze, acz w tamtych czasach dość kłopotliwe, ze względu na stały deficyt lepszych trunków. Było w tych naszych rozmowach coś z relacji Mistrz – uczniowie, a równocześnie jakby za każdym razem od nowa dzielenie się sobą, bo Profesor dzielił się z nami wszystkim, co miał pod ręką: swoją wiedzą, książkami, alkoholem, papierosami i Bóg wie czym jeszcze… Rzecz jasna najważniejsza była Jego wiedza, wiedzą nie tylko o historii historiografii czy o samej historiografii, ale także wiedza i doświadczenie, wynikające z tego, że był znakomitym obserwatorem swojej współczesności. Potrafił analizować zjawiska a vista, także te, które działy się współcześnie. Profesor nie stronił od polityki, natomiast zawsze szedł pod prąd. Nie lubił i nie chciał iść za większością. Gdy większość kolegów opowiedziała się za stalinizmem, zachował zdanie odrębne, gdy wstępowano do partii, pozostał bezpartyjnym, gdy większość środowiska akademickiego w roku 1980 opowiedziała się za „Solidarnością”, Profesor pozostał wobec niej krytycznym. Podobnie w stanie wojennym, gdy większość konspirowała lub szła w kierunku martyrologii i związków z Kościołem, Profesor programowo dystansował się od tego i zaczął działać w PRONie czy w Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Łodzi. To chodzenie pod prąd jest tu niezwykle ważne. To cecha charakterystyczna AFG, rodzaj konsekwentnie zajmowanej postawy. Postawy, która – w moim przekonaniu – zasługuje na szacunek, a na pewno zasługuje na to, żeby ją wyartykułować, podkreślić. Bez jej uwypuklenia nie da się zrozumieć tych elementów biografii Profesora, o których zrobiło się ostatnio głośno i które mogą budzić pewne wątpliwości czy kontrowersje moralne. Bez odtworzenia i zrozumienia psychologii Andrzeja Feliksa Grabskiego, Jego sposobu widzenia i przeżywania świata, nie da się zrozumieć pewnych decyzji, które wydają nam się niezrozumiałe, a czasem także wątpliwe moralnie. W moim przekonaniu w wielu sytuacjach był to efekt wyboru własnej drogi życiowej i tego, że Profesor, co wielokrotnie podkreślał w rozmowach prywatnych, jakie z nami toczył, był przez określone środowiska i ludzi w życiu prześladowany czy sekowany. „Całe życie musiałem uciekać przed tymi samymi ludźmi” – mawiał. Te nazwi- 185 ska, które pojawiają się potem w artykule Sławka Nowinowskiego, piszącego o związkach AFG ze służbami, przejawiały się w naszych rozmowach z Profesorem w kontekście tego, jak odsuwano go od możliwości pracy i awansu naukowego, najpierw za inteligenckie pochodzenie i to jeszcze z „takiej” rodziny, a potem jako będącego poza określonym „układem towarzyskim” i wyrzut sumienia z przeszłości4. To doświadczenie sekowania – co mogę powiedzieć jako świadek takich rozmów – wielokrotnie Profesor podkreślał i dodawał,, że on się nie zmieniał – to ci ludzie się zmieniali, koniunkturalnie „przebierając się w inne szaty”. Wobec takich osób Profesor nie miał skrupułów, nazywał rzeczy po imieniu. I zawsze był niezwykle nieufny względem wszelkich „przebierańców” (myślę, że także dzisiaj reagowałby bardzo ostro na politycznych „przebierańców”…). I to jest też ważne pendant do tego, co prof. Rafał Stobiecki był łaskaw odnotować, dotykając w zagajeniu tego bolesnego wątku. Dla mnie osobiście nie ma on większego znaczenia. Dlaczego nie ma znaczenia? Bo zachowane źródła „esbeckie” to tylko jeden punktów widzenia. Bardzo, bardzo wybiórczy. My znaliśmy zupełnie innego AFG. Jesteśmy tu, aby zaświadczyć, jak Profesor Andrzej Feliks Grabski dzielił się sobą, okazywał nam swe zainteresowanie, serce, dobroć. To, ile rozdał z siebie innym ludziom to jest ogrom, to jest coś niesamowitego. Ja jestem dumny, że w jakimś sensie był także i moim Mistrzem. Jestem przekonany, że cała obecna na tej sali Rodzina może być dumna, że takiego ojca i dziadka miała. Dla nas AFG – takim, jakim Go znaliśmy – był autorytetem, był godny najwyższych odznaczeń, najwyższego uznania. To pierwsza myśl, dla której wypowiedzenia chciałem zabrać głos na tym panelu. Druga jest związana z tym, że warto upamiętnić Profesora jako fascynującą osobowość, pełną rozmaitych pasji i umiejącą postrzegać świat wszystkimi zmysłami i to z taką intensywnością, że tylko pozazdrościć. On potrafił słowem wyczarować przed nami widok Wenecji, Paryża czy Moskwy, który zapamiętał podczas pobytu naukowego i znakomicie oddać klimat miasta, muzeów, archiwów, a także uroczych zaułków, knajpek czy kafejek.. Myślę, że ta późniejsza pasja fotografowania brała się z tego, że chciał to wszystko utrwalić, bo słowa zdawały się mu nadto ulotne.. Ja nie znam Jego zdjęć, o których mówili tu inni, ale myślę, że to właśnie musiało być przedłużeniem tych szczególnych zdolności narracyjnych, które jako cliche z tamtych lat tkwią wciąż w mojej pamięci.. Profesor miał oryginalny warsztat pracy naukowej, oparty skądinąd na swej genialnej pamięci muzycznej, bo jak Państwo doskonale wiecie, Profesor nagrywał teksty źródłowe. Ja niestety jestem wzrokowcem, a nie słuchowcem i gdy próbowałem kiedyś iść Jego śladem, kompletnie mi się to nie udawało. Profesor potrafił – sam byłem tego świadkiem – mieć na raz trzy włączone magnetofony – w każdym co innego leciało – a on siedział przy maszynie, słuchał i pisał. To dla __________ 4 Chodzi o artykuł S. M. Nowinowskiego zatytułowany Andrzeja Feliksa Grabskiego żywoty równoległe, „Aparat Represji w Polsce Ludowej 1944–1989”, 2007, nr 1, s. 234–272. 186 mnie było zupełnie niesamowite. Pamiętam, że korzystając z Jego rad też zacząłem jeździć do archiwum z dyktafonem i tam szeptać, żeby nie notować (wtedy nie było skanerów, nie było niczego, nawet zdjęć nie było można robić), ale raz, że mówiłem tubalnym głosem, który niósł się po sali, przeszkadzając innym, to po powrocie z archiwum czy biblioteki okazywało się, że i tak muszę wszystko przepisać, więc zamiast skrócić wydłużała się cała moja robota naukowa. AFG był tu niedościgłym mistrzem. Mowa była już o tym, że warsztat naukowy Profesora, obojętnie czy mówimy tu o mediewistyce, o historii wojskowości czy o historii historiografii, był niezwykle solidny. Wszystkie Jego prace bronią się znakomicie po latach. Jeśli sięga się dziś po te prace, można być pewnym, że ich podbudowa źródłowa i faktograficzna nie zestarzała się. Wszyscy, jak tu siedzimy zaciągnęliśmy kiedyś jakiś dług wobec AFG, każdy z nas idąc dalej własną drogą ma świadomość ile Mu zawdzięcza i jakoś próbuje ten dług spłacać. Jestem pewien, ze każdy z nas mógłby długo wyliczać, ile zawdzięcza rozmowom z Profesorem, jak cenne okazywały się Jego rady, życzliwość, wsparcie jako recenzenta w przewodach, czy w trakcie postępowań przed Centralną Komisją ds. Stopni i Tytułów Naukowych, gdzie przez całe lata zasiadał. Dziesiątki profesorów w Polsce, których sprawy przechodziły przez Centralną Komisję może dać tu świadectwo: a nie spotkałem nigdy nikogo, kto by powiedział złe słowo o tej pracy Profesora, a przecież miał wtedy realną władzę i wiele od niego zależało. Odwrotnie, słyszałem wielokrotnie, ze Profesor angażował się emocjonalnie w trudne sprawy, potrafił świetnie przeprowadzić przez CK przewody osób politycznie źle widzianych. Potrafił świetnie taktycznie to rozegrać, żeby sprawa była pomyślnie sfinalizowana. A przy tym AFG nie pisał tzw. recenzji koleżeńskich. Nigdy tego nie robił. Jeśli krytykował, to merytorycznie i nie miało to znaczenia, czy był to debiut autorski czy książka profesorska. Wszystkich obdzielał sprawiedliwie… To, że Jego recenzje były głębokie, zawierały mnóstwo przyczynków i wskazówek bibliograficznych było powszechnie wiadomo, stąd jako recenzent budził postrach i szacunek zarazem. Jego pochwała była wielkim wyróżnieniem i środowiskową przepustką do historiograficznej elity. Jedyny kłopot z AFG jako recenzentem polegał na dotrzymaniu terminu, bowiem Profesor nigdy nie miał jednej rzeczy do zrobienia, zawsze miał na warsztacie równolegle kilka projektów, plus zamówione recenzje. Było też pisane przez lata Jego opus vitae synteza powszechnej historii historiografii, od czasów antycznych po współczesność (w naszej nomenklaturze zwana „Wielkim Grabskim” w odróżnieniu od „ Małego Grabskiego” tj. zarysu dziejów historiografii polskiej). Profesor miał bardzo szerokie kontakty w świecie i był bardzo lubiany przez środowisko historyczne. Czy rozmawia się obecnie z historykami niemieckimi, włoskimi, francuskimi, rosyjskimi czeskimi czy bułgarskimi, wszędzie znajduje się osoby, które znały Profesora i bardzo go ceniły. Ten niezwykle szeroki, budowany latami, międzynarodowy zespół kontaktów naukowych przydał się ogromnie przy pracach nad syntezą dziejów historiografii. Profesor rozsyłał 187 poszczególne fragmenty do swoich kolegów po fachu na całym świecie, prosząc o krytyczne uwagi, uzupełnienia i komentarze chciał by jego dzieło podlegało międzynarodowej ocenie i weryfikacji. Zapewne byłby AFG wielkim fanem publikowania w internecie, gdzie odzew może być natychmiastowy Przy tak rozbudowanych kontaktach naukowych, nic dziwnego, że AFG prowadził niezwykle rozwiniętą korespondencję. Ta korespondencja to jest w ogóle temat sam w sobie: myślę, że trzeba by te listy wydać. Ja sam mam zachowanych siedem listów od Andrzeja Feliksa Grabskiego i uważam, że wszystkie są niezwykle interesujące. Traktują o różnych rzeczach: i o naukowych, i o kompletnie nienaukowych, ale wszystkie oddają charakterystyczny dla Profesora sposób widzenia, reagowania na świat. Profesor niewątpliwie był już za życia legendą w naszym środowisku. Był przedmiotem kultu, adoracji, admiracji i powszechnej miłości nas młodych wówczas i mogę powiedzieć to z prawdziwą przyjemnością, iż upływ lat nic tu nie zmienia. Mimo tych dziesięciu lat, które minęły od śmierci Profesora, nam się ciągle wydaje, że Andrzej Feliks Grabski za chwilę tu wejdzie, stanie pośród nas, z cała swoją otwartością, tym szerokim uśmiechem, jak na tym zdjęciu, i zacznie kontynuować swój wykład, tak nagle, tak niespodziewanie dla nas przerwany, że do dzisiaj mentalnie trudno sobie z tą sytuacją poradzić. Jeśli sięgamy do Andrzeja Feliksa Grabskiego, do jego tekstów dziś, to krzepi płynąca z nich naukowa solidność, otwartość na świat i na rzeczy nowe, ta łatwość w wyszukiwaniu inspiracji i dociekliwość poznawcza. Był AFG łącznikiem pomiędzy światem klasycznie uprawianej historii historiografii a nowoczesnością, jaką zapowiadał mariaż z metodologią i filozofią nauki. On jako pierwszy w Polsce transponował myśl metodologiczna Jerzego Topolskiego do środowiska historyków historiografii, a jednocześnie był weryfikatorem tej metodologii. I tu Jego rola była absolutnie pierwszoplanowa: jeśli się z Nim coś przedyskutowało i Profesor uznał argumentację, to można było z prawdopodobieństwem bliskim pewności przyjąć, że świat historyków będzie gotowy daną teorię przyjąć, zaakceptować ją. Profesor był dla mnie osobiście jednym z najważniejszych ludzi, których w życiu spotkałem i chociaż to nie były intensywne kontakty z racji przestrzennego oddalenia, to mogę powiedzieć, że łączyła nas przyjaźń. Radość z każdego spotkania, nawet przypadkowego w księgarni ORPAN w Pałacu Kultury, była zawsze wzajemna i szczera. Wyjaśniam dla niewtajemniczonych, że Profesor miał zwyczaj wpadać do tej największej księgarni naukowej w Warszawie, jak wracał pociągiem ze stolicy do Łodzi i zwykle „buszował” na półkach z książkami rosyjskimi, miał ich mnóstwo (ja odkryłem dzięki Niemu „szkołę tomską”, Michaiła Barga i Aarona Guriewicza). Za każdym razem, takie przypadkowe spotkania przeciągały się, Profesor odpuszczał pierwszy pociąg, potem drugi, nic dziwnego, że do Łodzi powracał ostatnim.. Tak zapewne było i wtedy, gdy po raz pierwszy zaprosił mnie do siebie do domu, wtedy jeszcze na ulicę Aleksandrowską, w marcu 1980 roku. Przyjechałem 188 z gotowym doktoratem na umówioną 19 godzinę, a Profesor się spóźniał z Warszawy. Żona wpuściła mnie do gabinetu AFG, podała herbatę, a pilnował mnie wielki pies. Pamiętam, że była tak wspaniała biblioteka i nie mogłem się oprzeć, by nie sięgać po książki: ile razy wstawałem, by po nie sięgnąć, psu „gotowało” się w gardle, pilnował mnie cały czas. Profesor dojechał przed północą, a potem rozmawiał ze mną do piątej nad ranem, po czym odprowadził na pociąg. Wróciłem do Lublina zachwycony i całkowicie Nim zauroczony. I tak już mi zostało.. [wtrącenie z sali – Znaczy do piątej do ciebie mówił] Proszę Państwa, bardzo raz jeszcze dziękuję za zaproszenie. Dla mnie to wielka przyjemność i zaszczyt, że mogę być tu w Łodzi, na Uniwersytecie, gdzie Profesor pracował i to w takich okolicznościach. Dziękuję ci Rafale za zaproszenie. Bardzo, bardzo dziękuję. Sławomir M. Nowinowski Dziękuję za zaproszenie do dyskusji. Przyjąłem je z niemałymi oporami, ponieważ nigdy nie pracowałem naukowo pod kierunkiem prof. Grabskiego, a moje kontakty z nim nie były ani intensywne, ani tym bardziej zażyłe. Występując dziś w roli „wspominkarza”, a nie historyka, poprzestanę na przedstawieniu kilku obserwacji poczynionych przed laty. Pierwsze skojarzenie, które wywołuje u mnie hasło: Andrzej Feliks Grabski ma posmak anegdoty. W początkach mojej pracy w Instytucie Historii UŁ dzieliłem gabinet z dr. Franciszkiem Bronowskim, który notorycznie zapominał oddawać klucz na portierni, co skutecznie utrudniało mi wejście do środka. Nie inaczej było gdy umówiłem się kiedyś ze studentami na omówienie napisanych przez nich esejów. Staliśmy dobre kilkadziesiąt minut pod drzwiami, za którymi znajdowały się sprawdzone prace, gdy z zza zakrętu korytarza wyłonił się dr Bronowski. Sumitując się zmierzał dostojnie w kierunku drzwi i pewnie by je otworzył, gdyby ze swojego gabinetu nie wyszedł prof. Grabski. Wyraźnie ucieszył się na widok swego kolegi i ruszył mu naprzeciw z okrzykiem dezaprobaty dla wykonania chopinowskiego Poloneza As-dur przez Ignacego Jana Paderewskiego podczas tournée w Stanach Zjednoczonych. Zarejestrowany na taśmie filmowej fragment koncertu wyemitowała właśnie Telewizja Polska. Dr Bronowski był również bardzo zdegustowany grą wirtuoza, która – jak utrzymywał – była wręcz „sucha”. Żywo gestykulując panowie zaczęli roztrząsać czy pianista „wyraźnie bębnił” czy też nie. Ostatecznie prof. Grabski zgodził się, iż „prawa ręka była zbyt ciężka, zwłaszcza w drugiej części nagrania”. Potem przyszła kolej na analizę porównawczą interpretacji utworu przez Władimira Horowitza, Artura Rubinsteina… padały daty i miejsca koncertów, sygnatury kolekcji płytowych. Słuchając tego zapomniałem o zdenerwowaniu, o studenckich esejach 189 i wciąż zamkniętych drzwiach gabinetu. Powtarzałem w myślach: „Trwaj chwilo, trwaj! Takiego dialogu w tym miejscu prędko nie usłyszysz!”. Wykrakałem. Gdy prof. Grabski zaczął pracować w Instytucie Historii UŁ miałem już za sobą kurs historii historiografii. Nie zdawałem więc u niego egzaminu, ani też nie uczęszczałem regularnie na jego wykłady kursowe. Z czystej ciekawości wysłuchałem wprawdzie kilku, ale zupełnie nie pamiętam czego dotyczyły. Pozostało mi jednak po nich silne wrażenie zderzenia z refleksją historyczną w wydaniu, z którym podczas dwóch pierwszych lat studiów UŁ nie miałem szansy się zetknąć. Zafascynowała mnie zwłaszcza swoboda, z jaką prof. Grabski poruszał się w wielojęzycznej literaturze przedmiotu oraz ironiczny styl formułowania przez niego opinii. Zważywszy na to, że w dyskusjach, jakie wywiązywały się podczas wykładów uczestniczyli zwykle Henryk Michalak i Rafał Stobiecki (czasami również dr Bronowski) trudno też było nie zauważyć, że jest prof. Grabski autentycznym szefem dobrze rozumiejącego się zespołu badaczy o zróżnicowanych zainteresowaniach, doświadczeniach i temperamentach naukowych. Na gruncie Instytutu Historii UŁ było to dla mnie novum. Wśród młodszych roczników studentów niebawem zrodziła się moda, czy nawet snobizm na seminarium z historii historiografii. Przyjęcie na nie uchodziło za swoistą nobilitację. Podejrzewam, że dla niektórych dodatkową motywacją do ubiegania się o nią była możliwość palenia podczas zajęć. Seminarzyści prof. Grabskiego nie ukrywali, że permanentnie wystawiali cierpliwość swego mistrza na ciężkie próby. Ten jednak znosił ich pisarskie porażki ze spokojem, nie szczędząc przy tym zachęt i wskazówek. Ponoć tylko raz zdarzyło mu się wyrzucić za drzwi studenta, gdy ten nie potrafił nawet powtórzyć tytułu książki, którą pożyczył mu tydzień wcześniej. Zgodnie uznaliśmy, że miał do tego święte prawo. Z niemałym zdziwieniem konstatowaliśmy natomiast bardzo aktywny udział prof. Grabskiego w życiu społeczno-politycznym Łodzi w schyłkowym – jak się potem okazało – okresie ancien régime’u. Nie dociekaliśmy jednak motywów jego zaangażowania, przekonani, że jest ono ceną za możliwość uprawiania nauki na najwyższym poziomie. Nie było to zresztą wówczas wcale tak rzadkie, jak współcześnie usiłuje się to w środowisku akademickim przedstawiać. W ostatniej dekadzie minionego stulecia miałem możliwość obserwowania prof. Grabskiego podczas obrad Rady Wydziału Filozoficzno-Historycznego UŁ odbywających się w budynku rektoratu. Siadał przy stole w połowie jego długości, tyłem do popiersia patrona sali – prof. Tadeusza Kotarbińskiego. Nieczęsto zabierał głos, ale gdy już, to w charakterze najwyższej instancji. Świadom był swych przewag nad znakomitą większością procedujących i… bezlitośnie to wykorzystywał. Rzeczywiście niezmiernie rzadko ktoś wdawał się z nim w polemikę. Przypadków kwestionowania jego werdyktów naukowych w ogóle sobie nie przypominam. Zwykle rekomendował prace naukowe słowami: „nie znajduje odpowiednika w historiografii światowej”. Cokolwiek to znaczyło, skwapliwie dawano temu wiarę. Charakterystyczny był też sposób wyrażania przez prof. 190 Grabskiego desinteressement. Wyjmował wtedy gazetę i nie tyle czytał ją, co nią szeleścił, aby nikt nie miał wątpliwości, że w danej sprawie nie wypowie się ani za, ani przeciw. Niezależnie od oficjalnych wystąpień na forum Rady prof. Grabski miał zwyczaj permanentnego dzielenia się swoimi spostrzeżeniami z otoczeniem. Jako że nie zawsze były one à propos porządku obrad nie kierował ich zazwyczaj do zasiadających obok utytułowanych kolegów, lecz do zajmujących tylny rząd krzeseł asystentów i adiunktów. Czasami bawił facecjami, innym razem wprawiał w zdumienie. Kiedyś pouczył mnie, iż na koniaku świat się nie kończy i zasugerował, abym poważnie zainteresował się burbonem. Jakiś czas potem usłyszałem, że jako przeciwnik klerykalizacji uczelni nie może głosować za nadaniem doktoratu honoris causa UŁ ks. prof. Józefowi Tischnerowi. W ostatnim dziesięcioleciu życia prof. Grabski osiągnął szczyt kariery naukowej: wiele publikował, wykładał, adepci Klio uważali go za autorytet, a ci spośród nich, którzy należeli do „sekty” historyków historiografii i metodologów historii – jak zauważył prof. Pomorski – wręcz go kochali. Równocześnie trudno było nie zorientować się, że coraz gorzej znosił sytuacje polityczną jaka nastała w Polsce po przewrocie 1989 r. Mogłoby się wydawać, że w wolnej i demokratycznej Rzeczpospolitej Polskiej powinien czuć się jak ryba w wodzie. Wraz z jej powstaniem dobiegła przecież kresu „dyktatura ciemniaków”, na którą sam się przecież też uskarżał. Tymczasem coraz dobitniej demonstrował swoistą nostalgię za swoją duchową ojczyzną – Polską Ludową, wyolbrzymiając przy tym grzechy i słabości III Rzeczypospolitej. Chyba o nikim z postsolidarnościowego establishmentu nie mówił z uznaniem. Z nieskrywaną satysfakcją informował natomiast rozmówców jak przebiegał romans niektórych z nich (np. prof. Bronisława Geremka czy Jacka Kuronia) z Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą. Ślady niepogodzenia z politycznymi i ideowymi realiami Polski współczesnej bez trudu odnaleźć można również w późnej twórczości prof. Grabskiego, chociażby w ostatnim rozdziale Zarysu historii historiografii polskiej. Wiele w nim trafnych (a nawet profetycznych) twierdzeń, można natomiast spierać się gdzie tkwią korzenie zdiagnozowanych zagrożeń. Zawartej w liście do prof. Ewy Domańskiej tezy: „obraz historii ojczystej, serwowany przez postsolidarnościowych heroldów »historii prawdziwej« jest nie mniej zakłamany, jak ten, przeciw któremu się go tworzy” tym bardziej nie podobna pominąć milczeniem. Dorobek naukowy prof. Grabskiego nie stracił na wartości. Dla współczesnych badaczy historiografii pozostaje wciąż punktem odniesienia. Pochylając się nad biografią prof. Grabskiego można lepiej poznać naturę dylematów, z którymi przedstawiciele polskich elit intelektualnych zmagali się w „czasie morowym”. Poznać, nie dla taniej sensacji czy też durnej satysfakcji, lecz by zrozumieć. Dziękuję za uwagę. 191 Wojciech Wrzosek Nie sądziłem, że Profesor Pomorski okaże się mistrzem kolejnego gatunku dyskursu. Jego obraz AFG – jak mawialiśmy – lub po prostu mawialiśmy „Andrzej Feliks” – jaki tu zaprezentował jest bardzo sugestywny i wyczerpujący. Potwierdzam go swoim doświadczeniem spotykania Profesora Grabskiego. W zasadzie trudno tu coś dodać. O Profesorze Grabskim lepiej mówić w kontekście naukowych kwestii jakie poruszał i jakie wnosił do naszej profesji. Natomiast mniej oficjalnie, to trzeba by mówić wprost o wymiarze towarzyskiego bycia z Profesorem, a to jest choć legendarne, to także trudne do upublicznienia. Nie sposób bowiem podzielić się wrażeniem sposobu bycia, stylem w jakim wkraczał Profesor w środowisko. Jego niekonwencjonalne zachowania, dekonstruujące obyczajowość uczonych, wprowadzały świeżość w sztywne napuszone wspólnotowe bycia. Ostatnio przypomniała mi się jedna z interpretacji Profesora wygłoszona drugiego dnia konferencji pod adresem prof. Topolskiego, który prowadził obrady. „Jurku, Panie Przewodniczący, wnoszę o zawieszenie bezowocnego sporu o różnicę między moją ideą mitu historiograficznego a Wrzoska metaforą historiograficzną, bo jest już prawie 16-ta a my z Wrzoskiem musimy jeszcze zdążyć do sklepu aby nabyć płyny koszerne na wieczór”. Profesor Topolski, znany ze spolegliwości i moderowania sporów, zamknął obrady. Na zaproszenie profesora Topolskiego, aby pójść do kawiarni na herbatę z ciastkiem i lodami, Profesor Grabski wskazując w stronę sklepu monopolowego znajdującego się tuż obok apteki po drugiej stronie rynku (w Kazimierzu) rzucił: „my musimy iść do apteki..”. Nota bene, pozostaje tajemnicą dla mnie, jak tak różne temperamenty jak profesorowie Grabski i Topolski mogli się i wzajemnie cenić i przyjaźnić. Chłodny, zdystansowany, okcydentalny Topolski i bezpośredni, wylewny jowialny Grabski. Posyłali sobie maszynopisy książek i respektowali o nich opinie. Porozumiewali się w oka mgnieniu i dobrze czuli w swoim towarzystwie. Profesorowi Grabskiemu zawdzięczam wytrwanie w zawodzie. Od zawsze mnie wspierał, bez żenady lansował mnie w różnych gremiach, radził mi to i tamto, pożyczał książki, odpytywał z lektur, upewniał, że to co robię ma sens. Wiem, że wspierał i pomagał nie tylko mnie. Siadaliśmy długo wieczorem i rozmawialiśmy z Profesorem Grabskim o wielu sprawach. Profesor Topolski w tym czasie, że nie dość, że nie palił i stronił od wina, to także chodził spać o ósmej, a raczej szedł do pokoju pisać kolejny tekst, recenzję, czy książkę. Rano oczywiście grubo przez śniadaniem spacerował już po okolicy z notatnikiem. A Grabski od rana przepytywał mnie, czy znam jakiegoś rumuńskiego historyka, który pisał coś tam o Erneście Labrousse`ie, czy Fernandzie Braudelu. Ja na to, że nie czytałem...„To musisz to koniecznie przeczytać. A Mogielnickiego czytałeś?” – a propos tomskiej szkoły, 192 o której profesor Pomorski mówił tutaj – „no, Mogielnickiego to...”. „ja mam kilka tomów...” itd., „a czy wiesz, że...” Niezależnie ile się miało lat, to było się szacowanym przez Grabskiego wedle tego, co się mówi i wedle tego, co się rozumie. Niezależnie od tego, czy się było magistrem, czy nie było się nim jeszcze, a jedynie marzyło o tym, żeby zostać magistrem, to profesor Grabski oceniał wedle tego co myślisz. Poświęcał nam dużo czasu, snuł różne projekty naukowe do rana i namawiał do ich realizacji. Potwierdzam tu opinie prof. Pomorskiego. Profesor Grabski, był bardzo dobrym partnerem profesora Topolskiego, bo uśmierzał jego zapędy. Skądinąd wiadomo mi, że panowie wymieniali się przygotowanymi do druku tekstami i opinia profesora Grabskiego dla Topolskiego była decydująca. Pytałem gdzie jest książka, czy już gotowa, a prof. Topolski odpowiadał: „Grabski czyta...” Topolski, mógł długo nie widzieć Grabskiego i zawsze rozmowa była bezproblemowa, płynna... Pamiętam i zawsze będę pamiętał wizyty, które składaliśmy u pana Profesora w domu. Z profesorem Marianem Drozdowskim byliśmy wiele razy u Profesora Grabskiego, on nas namawiał do tych wizyt i zawsze wieźliśmy do domu jakieś nowe materiały, czy książki. Powiem na zakończenie, że Profesor Grabski był przykładem człowieka o niezwykłych horyzontach, zdolnego rozumieć wszelakie zawiłości humanistyki, uczonym o wielkiej intuicji i wiedzy, którą przytłaczał. Musiał mieć wspaniałą pamięć i pamiętał niesłychane rzeczy, z których można było korzystać. Horyzonty te były z jednej strony przytłaczające, z drugiej strony, jak taki ktoś jak Grabski zwróci na ciebie uwagę i uważa, że nie marnujesz czasu, to znaczy, że może to ma jakiś sens. Ja mówię tu o czasach, kiedy mieliśmy bardzo mało lat i to było bardzo dla nas ważne. Później, po listach to widać wyraźnie, profesor traktował nas już mniej patriarchalnie, po partnersku – wysyłał teksty, radził się nawet w sprawach naukowych, czym przynosił mi zaszczyt, ale na początku, to było dla nas niezwykle ważne, żeby ktoś taki wspomagał dziecinne zmagania ze światem... Takich profesorów już nie ma i nie widać, żeby dorastali..., profesorów o takich humanistycznych horyzontach, które przekraczają historię jako taką, z łatwością sięgają po różne wymiary kultury. Z jednej strony to deprymuje, bo wydaje się to być nieosiągalne, a z drugiej strony mobilizujące wtedy, kiedy można było z tej kompetencji profesora, na wyrywki, wtedy, kiedy się tylko chciało, skorzystać. Często myślimy o profesorze Grabskim i przy różnych okazjach przypominają się jakieś sytuacje i rozmowy, bo często bywało i tak, że tropy naszych myśli, które wydają się być naszymi, w rzeczy samej biorą się od naszych mistrzów. 193 Andrzej Wierzbicki (list do Profesora Rafała Stobieckiego – fragmenty) Drogi Rafale! Nie wiesz jak żałuję, że nie mogę być razem z Wami na odpominaniu Andrzej Feliksa, któremu naprawdę wiele zawdzięczam i to nie tylko jako historyk. Zgodnie z obietnicą, przesyłam Ci, sporządzoną przez Andrzeja unikatową instrukcję mojego „dokształtu” muzycznego5. On, który tak kochał muzykę klasyczną, a przecież i „złotojesienną” nie gardził, nie mógł zrozumieć, że ja jestem pod tym względem dość surowy. Nawet całkiem surowy. To naprawdę wymagało niemałego wysiłku by swojemu doktorantowi dać coś więcej niż umiejętność obcowania z historią. Dziś znacznie częściej słucham muzyki niż dawniej. Dwa kilkustronicowe tomy muzycznych instrukcji Andrzeja na temat, co i jak kupować w PRL, oraz kogo i jak słuchać są dla mnie jedną z najcenniejszych po Nim pamiątek. To był początek mojej edukacji. Potem „włóczył” mnie po wszystkich „demoludowych” ośrodkach kultury, gdzie był postacią ogólnie znaną i bardzo lubianą. Było to czasem nużące, ale czasem bardzo miłe, bo Panie Kierowniczki, nierzadko porywały nas na zaplecze i w zachwycie wysłuchując oracji Andrzeja na temat kompozytorskich geniuszy Władigarowa, Janaczka, czy Bartoka raczyły nas sliwową, grozdową itd. itp. A co było w Moskwie, gdzie w sklepach z płytami traktowany był przez sprzedawczynie (panie po konserwatorium) jako gość nr 1, a co w Paryżu, gdy na drugi dzień po naszym przyjeździe nie miał już pieniędzy, ale za to masę wspaniałych płyt. Za dużo wspomnień, jak na rocznicową chwilkę. Zdjęcia. Kiedy rozmawialiśmy przez telefon ja mówiłem, że ich niemal nie mamy, Kasia, że mamy ich całe naręcza6. Jak zwykle racja była po mojej stronie. Możemy Ci przesłać, tylko kilka fotograficznych mgnień oka. To raczej on fotografował, niż dawał się fotografować. Kiedy owładnęła nim pasja fotograficzna obnosił się z kolejnymi aparatami, teleskopami, filtrami i profesjonalnymi torbami na owe przedmioty, mającymi znamionować najprzedniejszego fachowca. Nie był w tym najlepszy. Znalazłem dwa zdjęcia z Paryża. Ja je zrobiłem. Twarzy Andrzeja nie widać, ale niechaj ktokolwiek powie, że to nie On. Jedyna na świecie postura. Skądinąd torba fotograficzna, widoczna na jego ramieniu, zakupiona za ciężkie pieniądze w NRD, jest dzisiaj w moim posiadaniu. A zdjęcia, by tak rzec, poobiednie ? Osoba ponuro spoglądająca na Andrzeja pieszczącego ręką kieliszek, to dr Irena Tessaro-Kosimowa, żona naszego przyjaciela i współpracownika prof. Jana Kosima /…/ Wąsaty, ponury facet, widoczny na nich to mój młodszy, niestety już zmarły, brat. Bardzo zaangażowany był w solidarnościowym podziemiu, i tego właśnie dnia po jakiejś wsypie, wpadł do mnie niespodzianie z walizami podziemnych __________ 5 Chodzi o drukowany tekst instrukcji, którą prof. A. F. Grabski wręczył swego czasu prof. A. Wierzbickiemu w celach… edukacyjnych / przyp. red./ 6 Chodzi o zmarłą pod koniec 2010 r. Małżonkę prof. A. Wierzbickiego /przyp. red./ 194 druków i niedodruków, czego przed Andrzejem, chodzącym ze znaczkiem PRONu w klapie, nie udało się ukryć. Dyskutowali politycznie zawzięcie i zacięcie, lecz nic złego nie wyniknęło z tego dla mojego brata. Ani wówczas, ani później. Z wyjątkiem mojej reprymendy, brzmiącej mniej więcej tak: Słuchaj no – to jest klasyczna, idiotyczna polska konspiracja – chować „pokarm dla kanarków” u matki, u ojca u brata, słowem – u rodziny7. Przecież od najbliższych krewnych rozpoczynają przeszukania. Następnego dnia odwiozłem walizki do... mojej teściowej. Zachowałem się po polsku, nieprawdaż? Ale i teściowej nic się nie stało. Sam Andrzej wyszedł na tym „do przodu”, dostał bowiem „za fryko” dwa, świeżo pachnące drugoobiegowym drukiem, egzemplarze Popperowskiej „Nędzy historycyzmu” 8. Rafale, skreśliłem te kilka zaopatrzonych w przypisy „odpominanek” ze świadomością, że być może zechcesz niektóre z nich odczytać. Nie mam nic przeciwko temu. Pozdrawiam Andrzej Wierzbicki P.S. Zdjęcie, przedstawiające Andrzeja, przemawiającego na tle tajemniczego plakaciku z rzymskimi cyframi „XXV”, to zapewne pamiątka z uroczystości dwudziestopięciolecia Instytutu Historii PAN, ale złośliwi mogą w nim dostrzec udział w zakamuflowanej uroczystości ćwierćwiecza Konferencji Otwockiej. Warszawa 17–18 czerwca 2010 r. Jan Janiak Człowiek, który zmienił moje życie Pewnego wiosennego dnia roku 1978 siedziałem w kawiarni Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego, popijałem kawę i jadłem ciastko, gdy wszedł profesor Andrzej Grabski, zamówił w bufecie duży kubek kawy, a potem rozglądał się za jakimś wolnym miejscem w zatłoczonym jak zawsze lokalu. W końcu dostrzegł __________ 7 Określenie „trefnego towaru” z polskiej komedii wojennej „Giuseppe w Warszawie”. Pisząc te słowa usłyszałem radiowy komunikat, że zmarła w Nowym Jorku przeuroczo grająca w tym filmie Elżbieta Czyżewska. To niesamowite. 8 Powiedzonko zainspirowane w znacznej mierze postacią Wojciecha Frykowskiego, syna bogatego łódzkiego prywaciarza, który stawiał swym kolegom filmowcom, to co stawiać należy. Przyjaciel Polańskiego, mąż, a właściwie jeden z męży, Agnieszki Osieckiej, zamordowany wraz z Sharon Tate przez „bandę Mansona”. Skądinąd uczyć łodzian, kim był W. Frykowski i na czym polegał jego styl, to prawdziwa impertynencja. Wybaczcie kochani. 195 wolne krzesło przy moim stoliku, jednym z dwu, które stały tuż przy drzwiach i były zarezerwowane dla pracowników biblioteki. Profesora Andrzeja Grabskiego znałem z powodu mojej kilkuletniej pracy w Wypożyczalni Miejscowej BUŁ. Kilka razy pomogłem mu wypożyczyć książki poza regulaminową kolejnością, zamienialiśmy niekiedy kilka słów i dlatego wiedział, że jestem słuchaczem studiów zaocznych w Instytucie Historii UŁ. Raz po raz dopytywał się o moje postępy edukacyjne, pytał na jaki temat i u kogo piszę pracę magisterską, a dowiedziawszy się zwrócił mi uwagę na niektóre źródła niezbędne do wykorzystania. Widywaliśmy się i rozmawiali także i wtedy, gdy od czasu do czasu przysiadał się do naszego pracowniczego stolika i wdawał się w erudycyjny dyskurs z niezapomnianym, nie żyjącym już dzisiaj ówczesnym wicedyrektorem Biblioteki UŁ Michałem Kuną. To za dużo powiedziane, że brałem aktywny udział w takiej dyspucie. Milcząco i z szacunkiem się przysłuchiwałem, aniżeli zabierałem głos tym bardziej, że dysputy z Michałem Kuną szybko zamieniały się w monolog, czyli wykład Profesora. Usiadł więc przy mnie, wyjął paczkę mocnych papierosów czyli ulubionych gauloisesów, zapalił, łyknął kawę, a ponieważ dawno się nie widzieliśmy zapytał co teraz porabiam, czym się zajmuję i czy mam jakieś plany na przyszłość. Od dwu lat byłem (po zdaniu egzaminu państwowego) kustoszem dyplomowanym, wicedyrektorem Biblioteki UŁ i cała moja energia skupiona była na zarządzaniu powierzonym mi sporym odcinkiem tej dużej przecież instytucji, a także musiałem się oddawać papierkowej, biurokratycznej robocie, której tak naprawdę nie cierpiałem. A ponieważ jej nie cierpiałem, więc wykonywałem ją sumiennie i rzetelnie. Jeśli natomiast idzie o moje naukowe zainteresowania to godne najwyższego szacunku bibliotekoznawstwo, informacja naukowa i badawcze obszary tych dyscyplin nie pociągały mnie zbytnio. Wysłuchawszy mojej relacji Profesor zapalił kolejnego papierosa i powiedział: – Panie kolego, w Międzyuczelnianym Instytucie Nauk Politycznych przy ulicy Gdańskiej prowadzę seminarium doktorskie w Zakładzie Historii Myśli Politycznej. Może by Pan zajrzał? Zapraszam. Spotykamy się w każdy wtorek. Zobaczy pan, posłucha czym się zajmujemy, kilku kolegów pracuje już nad doktoratami. Warto byłoby, żeby się pan zajął jakimś interesującym problemem. Niech pan się kiedyś wyrwie z biblioteki i przyjdzie do nas. To zaproszenie profesora do udziału w seminarium było dla mnie ogromnym wyróżnieniem, a także darem losu. Podziękowałem i obiecałem, że pojawię się Instytucie. W podługowatym pokoju na pierwszym piętrze stał długi stół, a przy nim sadowiło się ośmiu mężczyzn i jedna kobieta. Nikogo nie znałem, ale okazało się niebawem, że niektórzy pamiętali mnie jako pracownika Biblioteki. Wywnioskowałem z ich zdziwionych spojrzeń, iż zastanawiali się nad przyczyną mojej pośród nich obecności. Onieśmielony usiadłem na obrzeżu stołu i przez moment wahałem się czy pozostać, czy też wyjść i więcej już się tutaj nie pojawić. Nie 196 byłem przecież pracownikiem Instytutu. Siedziałem jednak w niecierpliwym oczekiwaniu na profesora. Wreszcie przyszedł dźwigając sporych rozmiarów wypchaną teczkę, usiadł, poprawił okulary, zapalił papierosa, przedstawił mnie zebranym i poinformował, że będę członkiem seminarium. Potem powiedział: „o ile się nie mylę to dzisiaj mamy dalszy ciąg serialu kolegi J.W.” Następnie wyjął z kieszeni notes i grube pióro marki parker i przygotował się do robienia notatek. Wezwany J.W. położył przed sobą plik zapisanych papierów i czytał, jak się okazało, kolejny rozdział swojej rozprawy doktorskiej. Gdy J.W. zakończył referowanie profesor zarządził dyskusję, a po wysłuchaniu krytycznych uwag seminarzystów profesor wstał i przemierzając salę z jednego kąta do drugiego poddał surowej, ale życzliwej wiwisekcji odcinek „serialu” autorstwa J.W. Na koniec wyjął z teczki dwie książki i polecił J.W. ich wnikliwą lekturę oraz uwzględnienie w doktorskiej rozprawie. Taka procedura obowiązywała mniej więcej na każdym spotkaniu naszego zespołu wzbogacona niekiedy poleceniem profesora recenzowania przez któregoś z nas najnowszych naukowych publikacji. Po jakimś czasie zarządził przynoszenie na seminaria kasetowych magnetofonów po to, żeby nagrywać jego uwagi do naszych „seriali”. Przekonując nas o pożytkach nagrywania mówił: „za dwa miesiące zapomnicie co mówiłem, ale taśma wam je przypomni i będzie jak znalazł”. Miał rację. Podobała mi się swobodna, przyjazna atmosfera, żywa dyskusja, wnikliwe, krytyczne, a przecież życzliwe, często okraszone dowcipem uwagi profesora. Wyprzedzając chronologię mojej relacji powiem, że tak postępował z każdym z nas, a w końcowej fazie pracy nad doktoratem można było konsultować się z profesorem zawsze, w każdej chwili, nie wyłączając wizyt w jego mieszkaniu. Nigdy nie szczędził czasu na indywidualne rozmowy służąc swoją ogromną erudycją, ale też i życzliwym krytycyzmem wobec naszych naukowych poczynań. Bardzo dbał o to, aby dysertacje, nad którymi pracowaliśmy stały na wysokim poziomie pod każdym względem. Nie strzegł zazdrośnie wiedzy, którą posiadał, ale dzielił się nią z nami szczodrze. Świadczyć może o tym i to, że pewnego dnia polecił nam uczestniczyć w słuchaniu swoich wykładów z historii historiografii jakie prowadził dla studentów III roku historii. Zależało mu przede wszystkim na tym, abyśmy zwrócili uwagę na zagadnienia metodologiczne, do których przywiązywał wielką wagę. Po jakimś czasie okazało się, że dwugodzinne seminarium bynajmniej nie kończy się z wybiciem zegara ponieważ istnieje ciąg dalszy, gdy oto z profesorem na czele udajemy się, aby kontynuować naukową dysputę w nieodległej od Instytutu restauracji „Ekonomista”. Brałem udział w tych biesiadno-naukowych spotkaniach, a te restauracyjne posiedzenia miały, oprócz niezapomnianego klimatu spotkań towarzysko-koleżeńskich, charakter czegoś w rodzaju nieformalnych sympozjów, podczas których poruszaliśmy wiele interesujących problemów. 197 Profesor wiedział, że nie w każdy wtorek mogę być obecny na seminarium i dlatego odwiedzał mnie w Bibliotece, gdzie rozważaliśmy temat mojej rozprawy doktorskiej. Po kilku miesiącach zebrałem materiały i zacząłem pisać, a także publikować fragmenty pracy. Dojrzewała powoli we mnie myśl o odejściu z Biblioteki i zatrudnieniu się w Instytucie. Tak też się i stało i z początkiem roku akademickiego 1979/1980 zostałem asystentem. Moja intensywna praca nad doktoratem zaowocowała tym, że w pewnym momencie profesor uznał, iż nadszedł czas abym ruszył z „serialem”, który trwał jakiś czas i wreszcie przybrał postać pierwszej wersji rozprawy. Wówczas nastąpił okres indywidualnych konsultacji, na które byłem zapraszany, tak jak i moi koledzy, do mieszkania Profesora. Pamiętam pierwszą wizytę. Mieszkał jeszcze wówczas na osiedlu przy zbiegu ulic Wojska Polskiego i Strykowskiej. Kiedy wszedłem do niewielkiego pokoju najpierw usłyszałem muzykę, a potem ujrzałem plecy profesora, który pochylony na maszyną do pisania uderzał w jej klawiaturę z wprawą doświadczonej sekretarki. Obrócił się ku mnie, położył palec na ustach, a gestem drugiej ręki pokazał mi krzesło w kącie pokoju. Usiadłem. Po dłuższej chwili skończył pisać, podszedł do mnie i powiedział: – Przepraszam, że musiał pan czekać, ale właśnie kończyłem pisać po francusku referat na konferencję. Pojutrze jadę do Paryża.. Pisał nie posługując się żadnymi notatkami, szkicami, czy opracowanym wcześniej brudnopisem. Kiedyś spotkałem profesora w pociągu jadącym z Warszawy do Łodzi. Po kilku chwilach rozmowy przeprosił, że będzie pracował, ale czas go goni, a tego ma zawsze mało. Wyjął z teczki plik kartek i skupił się na pisaniu. Tym razem pisał po niemiecku. Za kilka dni jechał do Berlina, gdzie miał wygłosić referat na międzynarodowej konferencji historiograficznej. Wracając do muzyki, która zawsze towarzyszyła profesorowi w jego mieszkaniu czy to gdy pisał, czy odpoczywał, to był on nie tylko zapalonym melomanem, ale i znakomitym muzyki znawcą o czym świadczy obszerny rozdział jego autorstwa umieszczony w IV tomie „Historii Polski” (wyd. PAN) poświęcony polskiej muzyce okresu dwudziestolecia międzywojennego. Wydaje mi się, że chyba niewiele osób wiedziało o muzykologicznej pasji profesora i jego erudycji w tej dziedzinie. Upłynęły dwa lub trzy miesiące od nadania mi stopnia doktora nauk historycznych przez Radę Wydziału Historycznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu gdy pewnego dnia zadzwonił profesor. – Panie Janku, jutro spotykamy się o godzinie 7.15 na dworcu Łódź Fabryczna. Pojedziemy do Warszawy o 7.35 do Państwowego Wydawnictwa Naukowego. Niech pan zabierze ze sobą maszynopis swojej rozprawy. Najwyższa pora, żeby tę pańską pracę opublikować. Umówiłem nas z jednym z redaktorów. Oniemiałem z wrażenia i przez długą chwilę milczałem. – Słyszy mnie pan? – zapytał. – Tak, tak słyszę… 198 – No to czekam na pana w pociągu i niech pan nie zapomni maszynopisu. W rok później moja doktorska rozprawa p.t. „Interpretacje leninizmu w polskiej publicystyce politycznej w latach 1918–1939” (1987) ukazała się drukiem. W wielu rozmowach z profesorem dyskutowaliśmy o mojej rozprawie habilitacyjnej, do której materiały gromadziłem już w trakcie pracy nad doktoratem. Zamierzałem napisać studium o polskich interpretacjach narodowego socjalizmu w okresie 1933–1939. Profesor bardzo zachęcał mnie do podjęcia tego tematu, a gdy napisałem kilkanaście artykułów poruszających tę problematykę pomagał mi w ich opublikowaniu. Dla Międzyuczelnianego Instytutu Nauk Politycznych UŁ nadchodziły czasy trudne bo burzowe chmury zwiastowały nie tylko polityczne przemiany, ale w owym czasie ukazała się nowa Ustawa o szkolnictwie wyższym, której zapisy dotyczące liczby samodzielnych pracowników nauki warunkowały istnienie bądź nieistnienie wielu kierunków studiów i jednostek uczelnianych. W tym zakresie MINP UŁ nie spełniał kryteriów zapisanych w Ustawie, a ponadto nie prowadził własnego kierunku studiów, a jedynie dydaktykę usługową na rzecz trzech uczelni (UŁ, PŁ i AM). Wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym z profesorem szukając jakichś rozwiązań. Ostatecznie uchwałą Senatu UŁ Międzyuczelniany Instytut Nauk Politycznych został rozwiązany. Groza bezrobocia stała się koszmarnym faktem dla trzydziestu pięciu pracowników naukowo - dydaktycznych. Wiem, że wkrótce niektórzy koledzy zostali zatrudnieni w innych jednostkach naukowo-dydaktycznych UŁ dzięki osobistym staraniom profesora u władz uczelni. W moim przypadku profesor poradził mi, abym wrócił do Biblioteki UŁ (akurat ogłoszono konkurs na stanowisko dyrektora naczelnego) i dokończył zaawansowaną już rozprawę habilitacyjną. Tak też zrobiłem. Wynik tajnego głosowania członków Rady Bibliotecznej był dla mnie pomyślny, ale problemy przed jakimi stanęła Biblioteka zaangażowały mnie tak dalece, iż dyrektorem BUŁ zostałem nie na trzy, ale prawie dwadzieścia lat. Mimo to nie zerwałem z dydaktyką i badaniami naukowymi bowiem w latach 2000–2010 pracowałem w Wyższej Szkole Ekonomii i Prawa w Kielcach na Wydziale Nauk Społecznych (Zakład Studiów Politycznych) nadal zajmując się problematyką recepcji i interpretacji doktryn politycznych. A wracając do sprawy rozwiązania MINP UŁ to już jako dyrektor BUŁ i członek Senatu UŁ byłem świadkiem niezwykle burzliwych obrad poświęconych dalszemu bytowi lub niebytowi Instytutu. Z pewnością nie byłbym dydaktykiem (bardzo lubiłem pracę ze studentami), nie byłbym pracownikiem naukowym, nie miałbym w dorobku opublikowanego doktoratu i wielu artykułów gdyby w pewnym momencie mego życia nie pojawił się profesor A. F. Grabski. Zawdzięczam Mu bardzo wiele. 199 Andrzej Lech Profesor Andrzej Feliks Grabski w Międzyuczelnianym Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Łódzkiego W dotychczas opublikowanych biografiach Profesora, rzetelnych naukowo, znajdziemy nader skromne informacje, albo zupełny ich brak9, na temat aktywności badawczej, dydaktycznej i organizacyjnej tego uczonego w ramach Międzyuczelnianego Instytutu Nauk Politycznych UŁ (dalej: MINP).Tymczasem A. F. Grabski, pozbawiony możliwości uzyskania etatu w Instytucie Historii UŁ (dalej: IH), mimo chlubnego ukończenia studiów w 1955 r., mógł wrócić do macierzystej uczelni dopiero w związku z zatrudnieniem w MINP. Placówka ta została powołana do życia zarządzeniem Ministra Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki (dalej: MNSzWiT) 3 I 1976 r. i skupiła wówczas działające już placówki politologiczne o profilu dydaktycznym z Uniwersytetu Łódzkiego (dalej: UŁ), Politechniki Łódzkiej (dalej: PŁ) i Akademii Medycznej (dalej: AM)10. Znalazła się wprawdzie w strukturze UŁ, jako instytut na prawach wydziału, ale od początku, już z założenia, pozostawała pod szczególną opieką programową i kadrową swojego faktycznego choć nieformalnego opiekuna, którym był Komitet Łódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (dalej: KŁ PZPR). Pozostając pod przemożnym naciskiem Wydziału Nauki tej instancji partyjnej, Instytut nie mógł korzystać nawet z tej części autonomii i niezależności programowej, jaką posiadały inne jednostki organizacyjne UŁ. Wśród pracowników MINP, jeszcze wówczas asystentów, znalazła się grupa, w przewadze historyków, którzy wprawdzie nie znaleźli zatrudnienia w IH, ale posiadając ambicje naukowe i pewien dorobek, mieli nadzieję na rozwinięcie się naukowo-dydaktyczne. Jeden z nich, Ś. p. Jerzy Wojciechowski uzyskał w osobie Profesora serdecznego opiekuna i inspiratora naukowego. Pierwsze, nieformalne seminaria naukowe zaczęli odbywać od 1973 r. w łódzkim Klubie Dziennikarza. Swoista przygoda intelektualna Profesora z przyszłym miejscem zatrudnienia rozpoczęła się od roku akademickiego 1976/77, czyli właściwie z chwilą organizowania się łódzkiej politologii w nowej formule MINP. Od tej pory A. F. Grabski zaczął prowadzić na terenie Instytutu, seminarium doktorskie z zakresu historii myśli politycznej. Wówczas związał się z MINP zupełnie bezinteresownie, pracując jak to się wówczas określało, społecznie. __________ 9 N.p. L. Michalska-Bracha: Pamięci Profesora Andrzeja Feliksa Grabskiego (13 września 1934 – 26 czerwca 2000), „Almanach Historyczny”, 2001, t 3, s. 343–350. 10 Por. S. Wojtkowiak: W. 5-lecie powstania Międzyuczelnianego Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Łódzkiego, „Acta Universitatis Lodziensis”, Politologia 3, 1981, s. 3– 26. 200 Starając się o zalegalizowanie istniejącego stanu rzeczy, a nade wszystko doceniając prestiż i pozycję naukową Profesora, Dyrekcja MINP w osobie ówczesnego dyrektora doc. dr hab. Zdzisława Grzelaka, podjęła starania o Jego zatrudnienie w wymiarze ½ etatu. Pisma wysyłane przez Rektorów UŁ do MNSz.WiT 21 XI 1977 r. i 30 V 1978 r., z uzasadnieniem, że jest to „(...) dla Instytutu sprawą konieczną”11, nie przynosiły spodziewanego rezultatu, gdyż „Obywatel Minister nie wyraził zgody na dodatkowe zatrudnienie w UŁ prof. dr hab. Andrzeja Grabskiego” (13 IX 1978)12. Niemniej jednak, władze uczelni (J. M. Rektor UŁ prof. dr hab. Romuald Skowroński) cierpliwie podtrzymując ów wniosek i mając nadzieję na podniesienie poziomu naukowego MINP, w dalszym ciągu zabiegały o etat dla A. F. Grabskiego. Ostatecznie kolejne pismo spowodowało zgodę Ministerstwa, ale także głównego pracodawcy Profesora, czyli Polskiej Akademii Nauk13. Formalnie, w ramach ½ etatu, A. F. Grabski rozpoczął pracę w UŁ od 1 X 1981 r., ale już od 1 X 1983 r. objął cały etat, włączając się czynnie w prace MINP, nie tylko jako kierownik Zakładu Historii Myśli Politycznej, a także wicedyrektor d.s. naukowych (od 15 XII 1983 r.), które to funkcje pełnił nieprzerwanie, aż do przejścia do IH14. Mocno już związany z MINP i cieszący się tutaj olbrzymim autorytetem reprezentował aktywnie Instytut w Senacie UŁ (kadencja 1984– 1987). Jestem przekonany, że dopiero przyjście Profesora do MINP, jedynego zresztą bezpartyjnego (poza PZPR, Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym) pracownika naukowo-dydaktycznego tej placówki, spowodowało, że przynajmniej w aspekcie naukowym o profilu politologiczno-historycznym, MINP uzyskiwał samodzielność i potwierdzał to oryginalnym dorobkiem publikacyjnym. Mistrz uczniom, słabo po studiach przygotowanym do podjęcia bardziej nowoczesnych badań historycznych, zaczął wpajać określone podejście metodologiczne. Zostało ono wypracowane m. in. podczas licznych kontaktów z prof. Jerzym Topolskim, który przyjeżdżał do Łodzi na zaproszenie Profesora, z prelekcjami i wykładami. Myśl, że „Dla historyka naturalnym zadaniem jest prawdziwe odtworzenie przeszłości”15 spowodowała zastosowanie w trakcie badań podejścia interdyscyplinarnego. Postulat ten zakładał, iż badany przedmiot powinien być potraktowany w sposób możliwie wszechstronny, z wykorzystaniem dorobku i metod innych nauk społecznych i humanistycznych. __________ 11 Archiwum Uniwersytetu Łódzkiego (dalej AUŁ), sygn. 15938, Akta osobowe. Prof. Andrzej Feliks Grabski 1968–2000 (dalej AOAFG), Pisma do Rektora UŁ z 21 XI 1977 r. i 30 V 1978 r.. 12 Ibid., Pismo z 13 IX 1978 r.. 13 Ibid., Pismo z 27 III 1981 r.. 14 Ibid., Pisma z dn. 15 XII 1983 r. i pismo do Rektora UŁ z dn. 28 II 1990 r.. 15 J. Topolski, Prawda i model w historiografii, Łódź 1982, s. 13. 201 Niejako przy okazji, Profesor zaznajamiał grono swoich seminarzystów z metodologią i inspiracjami francuskiej szkoły „Annales”, sięgając m.in. do ustaleń Ferdynanda Braudela, przedstawiciela drugiej generacji tego historycznego kierunku, który w nowatorskiej koncepcji historii globalnej uwzględnił potrzebę korzystania z dorobku przedstawicieli innych nauk, również etnografii i etnologii, stwierdzając: „Jakżeż bowiem antropologia mogłaby odwrócić się od historii”16. W nowej placówce naukowej Profesor znalazł okoliczności, które pozwoliły Mu istotnie rozszerzyć preferowaną problematykę badawczą. Z mediewistyki i historii historiografii przeszedł do badań nad dziejami myśli politycznej. To zagadnienie naturalnie wypełniło swoiste posłannictwo naukowe A. F. Grabskiego, „(...) oscylującego pomiędzy rolą historyka historiografii a historyka myśli społecznej i politycznej”17. Żywa wymiana myśli, która odbywała się na terenie Instytutu, ale także poza nim, w ramach spotkań koleżeńskich u Profesora, zaangażowała również prof. Jana Kodrębskiego z Wydziału Prawa i Administracji, specjalistę od historii doktryn politycznych i prawnych. Między innymi dlatego w obrębie zainteresowań badawczych współpracowników A. F. Grabskiego znalazł się agraryzm – myśl polityczna ruchu ludowego, dotychczas niedostrzegany i słabo opracowany w naszej literaturze przedmiotu, a przecież mający określony wpływ na kształtowanie świadomości historycznej naszego społeczeństwa. Profesor dbał o stałe doskonalenie warsztatu naukowego swoich uczniów i przez swoich uczniów. Wpajał podejście, które można określić jako pozytywistyczne, ale jednocześnie nowoczesne. Mieścił się w nim obowiązek wszechstronnego wykorzystania źródeł i opracowań charakterystycznych także dla innych nauk, tak aby w analizie oprzeć się na faktach, ale jednocześnie – co sformułował już później – w pewien sposób „zobiektywizować historyczne poznanie”, które „(...) w ogromnie istotnej mierze zależy także od tego, co historyk potrafi z nim zrobić, a więc (...) od przyjętej przez niego teorii, sterującej ich wyborem i interpretacją”18. Pracując w MINP Profesor tworzył zasadnicze zręby swojej szkoły naukowej. O jej powstaniu zadecydowało zastosowane podejście metodologiczne oraz wypracowany przez Profesora i Jego uczniów oryginalny dorobek naukowy. Pierwsze konstatacje, doceniające te osiągnięcia, odnajdziemy w opiniach uczonych w sprawie „uzwyczajnienia” Mistrza: „Coraz częściej, nie tylko w Łodzi, ale również w innych ośrodkach nauki historycznej w Polsce mówi się o tzw. __________ 16 F. Braudel, Historia i trwanie, Warszawa 1971, s. 62; por. również: S. M. Nowinowski, Andrzeja Feliksa Grabskiego żywoty równoległe, [w:] Aparat represji w Polsce Ludowej 1944–1989, Rzeszów 2007, 1/5, s. 263. 17 AUŁ, AOAFG, J. Bardach, Opinia o dorobku naukowo-badawczym prof. nadzw. dr hab. Andrzeja Feliksa Grabskiego, s. 6. 18 A. F. Grabski, Zarys historii historiografii polskiej, Poznań 2003, s. 243. 202 Szkole Grabskiego. Coraz też więcej prac naukowych wychodzi z tego poważnego ośrodka badań naukowych. Wszystkie te prace cechuje doskonałe opanowanie warsztatu historycznego, szerokie horyzonty badawcze młodych naukowców, a także tendencja stosowania metody porównawczej. Jest to z pewnością w dużym stopniu zasługa opiekuna naukowego tych prac prof. Andrzeja Feliksa Grabskiego”19. Również w drugiej recenzji znalazło się stwierdzenie, że „Profesor Grabski nie tylko prowadzi własne badania. Jest on inspiratorem wielu poważnych i wartościowych, nieraz pionierskich badań z zakresu historii myśli politycznej XIX i XX wieku. Ma bardzo interesujące seminarium, z którego już wyszło wielu doktorów i docentów”20. Ogółem podczas działalności promotorskiej w MINP, Profesor wykształcił do połowy lat 80. pięcioro doktorów, których przewody przeprowadził w Instytucie Historii Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Byli to: Jerzy Wojciechowski: „Dylematy polskiego inteligenta. Działalność i poglądy społeczno-polityczne Józefa Dąbrowskiego (Grabca) 1876– 1926” (1979 r.); Danuta Tomaszewska: „Samokształcenie a kształtowanie światopoglądu (w kółkach młodzieżowych Królestwa Polskiego – koniec XIX – początek XX w.)” (1979 r.); Eugeniusz Ponczek: „Kultura w wizjach przeszłości Polski Podziemnej (1939–1944)” (1981 r.); Stefan M. Krakowski: „Działalność i społeczno-polityczne poglądy Ludwika Kulczyckiego” (1982 r.); Jan Janiak: „Recepcja pism Włodzimierza I. Lenina w Polsce w okresie międzywojennym” (1983 r.). Wszystkie wymienione prace ukazały się drukiem w formie książkowej lub cykli artykułów naukowych. Ponadto Profesor recenzował doktoraty pracowników MINP, spoza swojego Zakładu: Małgorzata Legiędź-Gałuszka: „Myśl polityczna Stefana Czarnowskiego” (1982 r.); Andrzej Sepkowski: „Futurologia i polityka. Wizje światowego ładu w projekcjach futurologicznych i Science-Fiction” (1982 r.) Również w tym czasie Profesor otoczył opieką merytoryczną szereg prac habilitacyjnych powstających z Jego inspiracji. Zostały one napisane i przeprowadzone w ramach przewodów habilitacyjnych w późniejszym okresie. __________ 19 AUŁ, AOAFG, B. Baranowski, Ocena dorobku naukowo-badawczego oraz dydaktyczno-wychowawczego prof. nadzw. habil. Andrzeja Feliksa Grabskiego w związku z wnioskiem Senatu Uniwersytetu Łódzkiego w sprawie nadania Mu tytułu naukowego profesora zwyczajnego, s. 4. 20 AUŁ, AOAFG, J. Topolski, Opinia w sprawie nadania tytułu profesora zwyczajnego prof. dr Andrzejowi F. Grabskiemu, Poznań dnia 13 sierpnia 1984, s. 3. 203 W 1983 r. zostało powołane do życia nowe pismo naukowe, ale także popularyzujące wiedzę, w którego utworzeniu niebagatelną rolę merytoryczną odegrał Profesor. Były to „Łódzkie Zeszyty Historyczne”, z podtytułem: Poświęcone tradycjom i współczesności ruchu młodzieżowego. (dalej: „ŁZH”). Wydawcami pisma, ukazującego się dwa razy w roku, została Komisja Historii Ruchu Młodzieżowego przy Zarządzie Łódzkim Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej oraz MINP. A. F. Grabski został przewodniczącym Rady Programowej półrocznika, który ukazywał się nieprzerwanie do 1989 r. (Zeszyt 11–12). Realizując koncepcję Mistrza i Jego uczniów, pismo to stało się interdyscyplinarnym forum naukowym środowiska łódzkiego, podejmującym z punktu widzenia różnych nauk, problematykę młodzieży, związków młodzieży i ruchów młodzieżowych. Szeroko prezentowało opracowania w formie rzetelnie udokumentowanych źródłowo analiz. Przedstawiano w „ŁZH” artykuły z zakresu historii XIX i XX w, pedagogiki społecznej, socjologii, politologii, nauk ekonomicznych i prawnych. Prace historyczne dotyczyły organizacji pozostających pod wpływami ruchu komunistycznego, ale także socjalistycznego i ludowego. Znalazły się w piśmie, w ramach preferowanego przez przewodniczącego Rady Programowej pluralizmu, nawiązującego do potrzeby wypełnienia luki występującej w świadomości historycznej młodych pokoleń Polaków, opracowania na temat programów i działalności związków młodzieży także innych ruchów społeczno-politycznych. 21 Pełniejsze rozwinięcie, nowatorskiego w latach 80. XX w. podejścia, swoiście pluralistycznego, do znaczenia nowoczesnych ruchów politycznych Polaków i doceniającego ich wpływ na kształtowanie świadomości historycznej naszego społeczeństwa, zawarł w zaprojektowanym przez siebie i zredagowanym (wspólnie z nieodżałowanej pamięci dr. Henrykiem Michalakiem z IH) podręczniku akademickim „Dzieje polskiej myśli politycznej w czasach nowożytnych i najnowszych” (Wyd. UŁ 1985 r.). Praca ta, zbiorowego autorstwa pracowników MINP uzyskała Nagrodę Rektora UŁ zespołową stopnia pierwszego (14 X 1986 r.). Przedstawiany okres działalności Profesora określała nie tylko aktywność badawczą i kształcenie kadry naukowej, ale także dydaktyka na wysokim poziomie merytorycznym i metodycznym, opierająca się na własnym dorobku naukowym. Uczony prowadził wykłady z „Historii polskiej myśli politycznej” i „Historii historiografii”. Słuchali ich głównie studenci Studium Podyplomowego Nauk Politycznych UŁ oraz historii z Wydziału Filozoficzno-Historycznego (dalej: Wydz. Fil.-Hist.). __________ 21 M. in. K. Jurek, Powstanie i rozwój harcerstwa męskiego w Łodzi w latach 1910–1921, „ŁZH”, 1983, z. 1, s. 37–53; Z. Kaczmarek, Ruch Młodych Obozu Wielkiej Polski w województwie łódzkim w latach 1926–1933, „ŁZH”, 1987, z. 2, s. 12–31; M. Ponczek, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”. Zarys aktualnego stanu badań na przykładzie Górnego Śląska, „ŁZH”, 1987, z. 1, s. 153–160. 204 Jako profesor w MINP, A. F. Grabski mógł również rozwijać, dotychczas niejako w Nim drzemiącą, aktywność społeczno-polityczną. Jako zwolennik zreformowania istniejącego systemu politycznego (będę jeszcze o tym pisał), dostrzegając potrzebę zintegrowania naszego społeczeństwa po gorzkich przeżyciach stanu wojennego (1981 r.), energicznie włączył się w ten nurt działalności. Jej wyrazem były m.in. funkcje radnego, członka Prezydium i przewodniczącego Komisji Nauki Rady Narodowej Miasta Łodzi i wreszcie Przewodniczącego tej Rady (1988–1990)22. Prace Profesora na rzecz nauki i środowiska społecznego, w którym żył i które starał się wzbogacać swoją wiedzą, zaowocowały w okresie zatrudnienia w MINP, szeregiem prestiżowych wyróżnień, m.in. nagrodą indywidualna stopnia pierwszego Ministra N i Sz. W (za książkę: Kształty Historii, Łódź 1985, ss. 597), nagrodami naukowymi i dydaktyczno-organizacyjnymi JM Rektora UŁ, oraz przede wszystkim Nagrodą Miasta Łodzi oraz wpisem do Księgi Honorowej m. Łodzi (1987 r.) 23. Najbardziej prestiżowy awans naukowy Profesora nastąpił podczas Jego działalności w MINP. Oceniając dorobek naukowy i dydaktyczno-organizacyjny Mistrza jako wybitny, Rada Instytutu, na posiedzeniu z udziałem prorektorów UŁ, PŁ i AM 31 I 1984 r., wystąpiła jednogłośnie z wnioskiem w sprawie nadania Uczonemu tytułu profesora zwyczajnego: „We wstępnej części posiedzenia Rady w sprawie nadania tytułu profesora zwyczajnego prof. dr hab. Andrzejowi F. Grabskiemu został przedstawiony obszerny wniosek Kolegium Dyrekcji MINP, przygotowany przez dyrektora (...) Zawarł on obszerne uzasadnienie, podkreślające ogromny dorobek naukowy prof. Grabskiego, rolę w rozwoju naukowym MINP UŁ, a także informował o głębokich merytorycznie kontaktach tego uczonego z ośrodkami krajowymi i zagranicznymi”24. Ostatecznie po pokonaniu różnych barier natury głównie biurokratycznej, 15 IX 1988 r. Rada Państwa uchwałą nr 98/88 nadała A. F. Grabskiemu ów tutył. Od połowy lat 80. XX w. intensywności nabrały kontakty Profesora z naukowcami skupionymi w IH. Początkowo, w ramach seminarium prowadzonego w MINP, A. F. Grabski inspirował i zachęcał do dalszego rozwoju naukowego młodych naukowców z placówki, którą obdarzał dużym sentymentem. Szczególnie życzliwie potraktował dr. Henryka Michalaka, którego wiedzę bardzo cenił. Dostrzegł i starał się oszlifować rodzący się talent, wówczas jeszcze magistra, __________ 22 AUŁ, AOAFG, Prof. dr hab Andrzej F. Grabski, Informacja o działalności społecznej i politycznej, Łódź, w lipcu 1987. 23 AUŁ, AOAFG, Prof. dr hab Andrzej F. Grabski, Zestawienie otrzymanych odznaczeń państwowych i wyróżnień oraz ważniejszych nagród, Łódź, w lipcu 1987. 24 AUŁ, AOAFG, Wyciąg z protokołu posiedzenia Rady Międzyuczelnianej Instytutu Nauk Politycznych UŁ odbytego w dniu 31 I 1984 r. w sprawie nadania tytułu profesora zwyczajnego prof. dr habil. Andrzejowi F. Grabskiemu, s. 1–2. 205 a aktualnie czołowego polskiego historiografa prof. zw. dr. hab. Rafała Stobieckiego. Współpraca historyków z MINP i IH, której twórcą i opiekunem był Profesor, ostatecznie została sformalizowana w latach 1986–1990, kiedy to sprawował funkcję kierownika, powołanego przez JM Rektora UŁ prof. Leszka Wojtczaka, Międzyinstytutowego Zespołu Metodologii i Historii Historiografii 25. Zapewne, posiadając swoisty instynkt polityczny i wyczuwając powiew zbliżającego się „wiatru historii”, Profesor od końca lat 80. szukał takiego miejsca dla swojej aktywności, które mogło Mu dać większą swobodę naukowobadawczą. Zależność MINP od tzw. czynnika partyjnego zdawała się nie sprzyjać realizacji tego zamierzenia. Wykorzystując więc dotychczasowe kontakty z IH, a nawet zasługi dla rozwoju placówki (m.in. promocje i recenzje prac doktorskich, opiekę nad habilitacjami i opiniowanie w sprawie uzyskania tytułu naukowego profesora) A. F. Grabski, nie tracąc kontaktu z pracownikami MINP, postanowił przenieść się do IH. Tym samym finalizował wieloletnią chęć powrotu do środowiska, w którym, pod okiem prof. prof. Stanisława Zajączkowskiego i Mariana Henryka Serejskiego, realizował pierwsze prace naukowe, a które w 1955 r. nie znalazło dla Niego etatu. Ostatecznie, formalnie z inicjatywy Dyrekcji IH (prof. dr hab. Zbigniew Stankiewicz) Rada Wydz. Fil.-Hist. powołała Zakład Historii Historiografii (22 II 1990 r.) i Profesorowi powierzyła kierownictwo tej struktury. Wkrótce potem Uczony skierował do JM Rektora UŁ pismo (28 II 1990 r.) z prośbą o: „1) przyjęcie rezygnacji z funkcji z-cy dyrektora oraz kierownika Zakładu Historii Myśli Politycznej w MINP; 2) przeniesienie służbowe na Wydział FilozoficznoHistoryczny; 3) powierzenie mi funkcji kierownictwa Zakładu Historii Historiografii”26. Ranga naukowa MINP po odejściu Profesora (także bardzo dobrze zapowiadającego się naukowo, obecnie prof. nadzw. w Instytucie Filozofii, Andrzeja M. Kaniowskiego) uległa obniżeniu. Mimo wszystko Mistrz utrzymywał, jako opiekun, życzliwy ale wymagający merytorycznie, kontakt z uczniami i współpracownikami, których pozostawił w tej placówce. Uchwałę Senatu UŁ o rozwiązaniu MINP w 1992 r., przyjął jako zupełnie nieuzasadnioną. Nie ukrywał negatywnego stosunku do decyzji, stosującej zasadę „odpowiedzialności zbiorowej”, i krzywdzącej Jego współpracowników. Miał pretensje o to do ówczesnego J.M. Rektora UŁ, zresztą wcale nie ukrywaną, który w swoim czasie był członkiem Rady MINP i wówczas pozytywnie oceniał Instytut. __________ 25 W swoim życiorysie A. F. Grabski przedstawił to następująco: „1986 r. decyzją Rektora UŁ został utworzony Międzyinstytutowy Zespół Metodologii i Historii Historiografii, związany z MINP oraz IH UŁ, którego zostałem kierownikiem”. AUŁ, AOAFG, Prof. dr hab Andrzej F. Grabski, Życiorys. W lipcu 1987 r., s. 2–3. 26 AUŁ, AOAFG, Protokół Rady Wydz. Fil.-Hist UŁ, Ad. 4; prof. dr hab. Andrzej F. Grabski, Do J M Rektora UŁ, 28 II 1990 r.. 206 Profesor, w dalszym ciągu opiekując się swoimi uczniami i współpracownikami z MINP, większość z nich doprowadził do habilitacji, które mogły być zrealizowane już na Wydz. Fil.-Hist., przy życzliwym nastawieniu Dziekanów prof. prof. Wiesława Pusia i Jana Szymczaka. Przysporzyły one naszej uczelni profesorów (tytularnych, bądź uniwersyteckich), wykładających na różnych kierunkach UŁ i w innych szkołach wyższych. Wśród nich wymieńmy następujących naukowców: Hassan Ali Jamsheer, Eugeniusz Ponczek, Andrzej Sepkowski, S.p. Zbigniew Walczak, Zbigniew Jastrząbowski-Hofman oraz niżej podpisany. * * * Uczony należał do tej grupy inteligencji polskiej, która po II wojnie światowej nie wierzyła w możliwość zmian ustrojowych. Był przekonany co do tego, iż decyzje tzw. wielkiej trójki (z przemożnym wpływem Związku Radzieckiego) usytuowały na stałe Polskę w określonym układzie geopolitycznym. Ponieważ nie chciał być biernym kontestatorem dziejów najnowszych, starał się po 1956 r., kiedy kraj wydostał się z totalitarnego ustroju społecznego, tzw. stalinizmu, twórczo, choć krytycznie, włączyć się w rzeczywistość realnego socjalizmu. Okazał się „typem państwowca”, co zapewne odziedziczył po swoich antenatach, którzy zresztą nim stali się animatorami, wyzwoleńczych w sensie odzyskania niepodległości po zaborach, dorosłych ruchów politycznych Polaków, działali w tajnych młodzieżowych kółkach socjalistycznych27. Tak więc Profesor, w zgodzie z własnym systemem wartości, jako bezpartyjny, z daleka od ortodoksyjnej ideologii, mógł rozwijać swój talent, tworząc prace o nieprzemijającej wartości naukowej. Podczas zatrudnienia w MINP A.F. Grabski miał okazję realizowania się także w sferze działalności społeczno-politycznej. W tym czasie uaktywnił potencjał dotychczas w nim drzemiący. W szczególności przeobrażenia postępujące w Polsce od 1980 r. wzbudziły aktywność Profesora, którą podejmował z cała powagą, mając nadzieję na poprawienie sytuacji miasta i środowiska akademickiego Łodzi. Sądzę, że wzmocnienia wymaga ustalenie, że „Był to okres, w którym Jego temperament polityczny pasował się jakgdyby z mentalnością profesjonalnego historyka”28. Zdaje się przeczyć temu monumentalny dorobek __________ 27 Por. Stanisław Grabski, [w:] Słownik biograficzny Europy Środkowo-Wschodniej XX wieku, pod red. W. Roszkowskiego i J. Kofmana, Warszawa 2004, s. 392; także: Władysław Grabski, ibidem, s. 394 28 A. Wierzbicki, Andrzej Feliks Grabski (13 X 1934 – 26 VI 2000), „Kwartalnik Historyczny”, 2001, z. 1, s. 155–156. 207 naukowy Mistrza, właśnie z czasów, gdy łączył obowiązki działacza i uczonego29. Profesor szczególnie aktywnie, także publicystycznie, włączył się w nurt oficjalnych dyskusji jakie miały miejsce w naszym kraju po wprowadzeniu stanu wojennego i w latach następnych. Pozytywnie i z pewnymi nadziejami oceniał próby zdemokratyzowania istniejącego systemu politycznego poprzez ustawy O Trybunale Stanu (1982 r.), O Trybunale Konstytucyjnym (1982 r. i 1985 r.), czy O Rzeczniku Praw Obywatelskich (1987 r.). Zresztą te instytucje zostały wprowadzone do liberalno-demokratycznego systemu III Rzeczypospolitej. W swoich publikacjach programowo-publicystycznych nawiązywał wówczas do dorobku polskiej myśli socjalistycznej, a także do pierwszego hasła ruchu „Solidarności” z 1980 r.: „ Socjalizm tak – wypaczenia nie”. Profesor głosił, że największą barierą w drodze do lepszej Polski jest stan świadomości społecznej, będący wytworem „(...) długotrwałej blokady możliwości artykulacji naturalnie zróżnicowanych opinii politycznych (...), która nie jest i nie może być politycznym monolitem”30. Jako zwolennik swoistego pluralizmu politycznego, w ramach realnego socjalizmu po 1956 r., uwierzył w możliwość zreformowania tego ustroju, przede wszystkim, jak już wyżej zaznaczyliśmy, w nawiązaniu do zagubionych idei socjaldemokratycznych: „(...) nasza realna, socjalistyczna rzeczywistość wytworzyła w sferze zbiorowej świadomości przekonania i wypływające z nich postawy, z których wcale nie wszystkie sprzyjają procesowi socjalistycznej odnowy a niektóre wręcz go hamują”31. Zwrócił także uwagę na to, że „(...) niedostatki naszego systemu społecznego i politycznego wytworzyły poglądy i postawy, będące dla reformy trudnym do przezwyciężenia hamulcem”32. Barierę tę określił jako „społeczne zakłamanie”, będące efektem istnienia w świadomości zbiorowej „dwóch prawd”: „(...) oficjalnej, którą się nieraz deklaruje, ale w którą się nie wierzy, i nieoficjalnej, o której mówi się w domu i w którą się wierzy”33. Jak wiadomo realnego socjalizmu w Polsce nie dało się zreformować. Niemniej jednak pewien uniwersalizm poglądów Profesora może zachować aktualność w sytuacji istniejących ciągle podziałów programowych i wrogich sobie obozów politycznych, które nie zawsze dążą do dalszej demokratyzacji ustroju i rzeczywistości społeczno-politycznej. W tym tle jawi się Profesor jako postać charyzmatyczna o wielkiej kulturze osobistej, życzliwie nastawiona do otaczających Go ludzi, niezależnie od ich orientacji ideowo-politycznej. Posiadając zaw- __________ 29 M. in. A. F. Grabski, Joachim Lelewel i demokracja niemiecka. Z dziejów międzynarodowych kontaktów polskiej lewicy w dobie Wielkiej Emigracji, Łódź 1987, ss. 490. 30 A. F. Grabski, Świadomość Polaków a naprawa Rzeczypospolitej – bariery i hamulce, „ŁZH”, 1987, z. 2, s. 6. 31 Ibidem. 32 Ibid., s. 10–11. 33 Ibid., s. 6. 208 sze tylko jedną Ojczyznę – państwo, starał się dobrze jej służyć, najlepiej jak mógł i umiał, także krytycznie w ramach aktywności przede wszystkim naukowej, ale także społecznej. Nie musiał więc radykalnie zmieniać swoich poglądów, ani też prowadzić „żywotów równoległych”34. __________ 34 S. M. Nowinowski (op. cit., s. 263) negatywnie ocenia postawę A. F. Grabskiego, zarzucając Profesorowi, że „(...) nie potrafi uznać III Rzeczypospolitej za swoją duchową ojczyznę”. Ponieważ uważam, że Mistrz miał zawsze jedną ojczyznę, trudno mi się zgodzić z opinią cytowanego Autora, tym bardziej, że swoją daleko idącą opinię oparł – bez przypisu – na „wrażeniu”, nie zaś na przedstawieniu i analizie faktów. 209 Andrzej Dyło Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego O moim Ojcu! Józef Dyło urodził się 15 lipca 1913 roku, w podrzeszowskiej wsi Borek Wielki, w rodzinie chłopskiej. Z domu rodzinnego wyniósł głębokie umiłowanie Ojczyzny i płynące stąd zainteresowanie jej dziejami i kulturą. Wzrastał wśród prostych ludzi ucząc się ich mądrości, szacunku dla znojnej chłopskiej pracy. Poznając trud życia dorosłych, w przeludnionej wsi, nabierał wrażliwości na krzywdę, na każdy objaw niesprawiedliwości. Otaczało go bogactwo kultury ludowej, którą tak bardzo umiłował. Atmosfera domowa kształtowała jego postawę i zainteresowania. Nasz pradziad wspierał finansowo Powstanie Styczniowe, przewoził rannych powstańców na teren wschodniej Galicji. Dziadek, Tomasz Dyło, był jednym ze współzałożycieli ruchu ludowego. Był posłem w parlamencie austriackim. W 1915 roku wszedł w skład Powiatowego Komitetu Narodowego w Ropczycach. W 1918 r. Posłował do Rady Państwa. Mandat poselski do Sejmu Ustawodawczego w 1919 r. uzyskał w okręgu nr 43 z listy PSL „Piast”. W 1928r. ubiegał się o godność senatora. Należał do PSL, następnie PSL ”Piast” i wchodził w 1914 i w latach 1924–1927 do jego Rady Naczelnej. Józef Dyło rozpoczął naukę w szkole powszechnej w Borku Wielkim i w Sędziszowie Małopolskim. Ukończył Państwowe Gimnazjum im. Władysława Jagiełły w Dębicy. Po zdaniu konkursowego egzaminu został przyjęty do Państwowego Pedagogium w Krakowie, gdzie uzyskał dyplom nauczyciela szkół powszechnych. Po odbyciu służby wojskowej uzyskał stopień plutonowego podchorążego. Pierwszą pracę zawodową podjął 2 listopada 1938 roku w Jabłonkowie-Piasecznej. Od 20 lipca 1939 roku został przeniesiony do Szkoły Powszechnej w Ligotce Kameralnej. Stąd, jak pisał w swym życiorysie, musiał uchodzić przed Niemcami, w obawie przed aresztowaniem. Od 24 marca 1941 roku pracował w Szkole Powszechnej w Stręgoborzycach w powiecie miechowskim, a od 1 maja 1942 roku w Spale w powiecie Rawa Mazowiecka. Tu wespół z żoną Elżbietą, wcześniej prywatną nauczycielką w domu Sienkiewiczów w Oblęgorku, prowadził tajne nauczanie. Po wyzwoleniu był nauczycielem w Szkole Powszechnej w Królowej Woli i Liciążnej. 23 września 1946 roku został powołany na stanowisko kierownika Szkoły Powszechnej w Inowłodzu i funkcję tę pełnił do 1972 roku. Od września tegoż roku był zastępcą dyrektora Zbiorczej Szkoły Gminnej im J. Tuwima w Inowłodzu. W 1976 roku przeszedł na emeryturę. 210 Ojciec mój był autentycznym działaczem społecznym. Nie było problemu, który nurtował środowisko, a w którego rozwiązaniu by nie uczestniczył. Likwidował analfabetyzm, ubiegał się o elektryfikację Inowłodza, przyczynił się do odbudowania przedszkola, był inicjatorem budowy szkoły w Inowłodzu. Pomysłów takich było wiele. Przede wszystkim był jednak nauczycielem. Uczył języka polskiego i historii, a gdy była potrzeba i innych przedmiotów. Nauczył szereg pokoleń absolwentów miłować język ojczysty, szanować wypowiadane słowa, kochać Ojczyznę-Polszczyznę. Kształtował poczucie współodpowiedzialności za najbliższe otoczenie, ucząc praktycznie samorządności poprzez uczestniczenie w działanich samorządu szkolnego. Tak samo jak słowo Polska, drogi mu był jej skrawek – Inowłódz i okolice. Stąd taka fascynacja Tuwimem i jego „Kwiatami Polskimi”. Tak, jak i dla Poety najpiękniejsza była dla niego inowłodzka łąka. Z Tuwimem spotykał się kilkakrotnie, bywał w gościnie u niego w domu sam i z młodzieżą. Z poruczenia Poety i za jego środki wspierał finansowo potrzebujące dzieci, zorganizował nowoczesną pracownię fizyko- chemiczno-biologiczną, bibliotekę imienia jego matki. Pamięć o wielkim Tuwimie zachował do ostatnich dni pisząc niniejsze wspomnienia. Fascynowały go dzieje ojczyste, historia ukochanego Inowłodza, którego monografię opracował (rękopis). Dla wielu zwiedzających snuta przez mojego Ojca opowieść o romańskim kościółku z 1086 r., ruinach zamku, o dziejach inowłodzkiej kasztelani zapadała w pamięć, jak legenda. Ta właśnie miłość przyświecała mu przy tworzeniu bogatej w owym czasie w zbiory Izby Pamięci. Był autorytetem w środowisku. Doradzał, jak pokierować dalej dziećmi. Sugerował problemy do rozwiązania. Kochał kulturę ludową i uczył tej miłości zarówno dorosłych, jak i młodzież. Radzono się go w wielu sprawach. Praca jego zyskała szacunek i uznanie. Był przez wiele kadencji radnym Gromadzkiej Rady Narodowej. Był działaczem Związku Nauczycielstwa Polskiego, wchodząc do władz powiatowych i wojewódzkich. Swe doświadczenie pedagogiczne przekazywał innym będąc kierownikiem powiatowego ogniska historii. Podtrzymywał tradycje rodzinne związane z ruchem ludowym. Był członkiem Polskiego i Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Przez szereg kadencji pełnił funkcje Prezesa Gromadzkiego Komitetu. Pracę jego wysoko oceniali przełożeni. Był nagrodzony Nagrodą Ministra Oświaty i Wychowania. Za działalność społeczną odznaczony został tytułem honorowym: Zasłużony Nauczyciel Polski Ludowej, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym i Srebrnym Krzyżami Zasługi oraz innymi medalami i wyróżnieniami. Wysoko cenił sobie Złotą Odznakę ZNP oraz Zasłużonego dla Województw: Łodzkiego i Piotrkowskiego. W dniu 16 września 1987 odszedł na zawsze. Został godnie pożegnany przez ukochany Inowłódz. 211 Józef Dyło O Tuwimie, szkole i Inowłodzu. Wspomnienia wiejskiego nauczyciel To się chyba zaczęło 3 listopada 1948 roku. W tym dniu przyszedł do szkoły listonosz, p. Feliks Mizerski i przydźwigał dwie duże, ciężkie paczki. W dalszym transporcie wyręczyli go uczniowie i paczki znieśli do jednej z klas na piętrze. Mimo, że trwała wtedy przerwa, uczniowie zaczęli gromadzić się w klasie, wokół paczek. Wszyscy byli ciekawi, co zawierają i kto je przysłał. Poprzecinałem sznurki na opakowaniach. Poczęły się wysuwać książki, dużo pięknie wydanych książek – między nimi lektury, tak trudne wtedy do osiągnięcia. Dzieciaki się cieszyły – jak to dobrze, będzie co poczytać. W jednej z książek uczniowie zauważyli list, w którym Oddział Łódzki Związku Literatów Polskich zawiadomił nas, że przesłane przez nich książki zostały zakupione z Funduszu im. Adeli Tuwim, z Funduszu utworzonego przez Juliana Tuwima. Po tym wyjaśnieniu nie dawała nam spokoju jedna myśl – dlaczego Tuwim wybrał spośród wszystkich szkół naszego kraju, szkołę w Inowłodzu? Na to pytanie nie potrafiliśmy jeszcze wtedy odpowiedzieć sobie, jak też i uczniom, ponieważ 212 nie znaliśmy treści listu Oddziału Łódzkiego Związku Literatów polskich do Inspektora Szkolnego w Rawie Mazowieckiej.1 Tego wieczoru długo paliły się w domach lampy naftowe. Opowiadano sobie w Inowłodzu o książkach, nadesłanych przez Juliana Tuwima do szkolnej biblioteki. Na drugi dzień podszedł do mnie, któryś z młodszych wnuków p. Wincentego Cygana z ulicy Klasztornej i oświadczył mi, że jego dziadek woził Tuwima łódką po Pilicy, ale że to było bardzo dawno. Wtedy J. Tuwim spędzał wakacje na „fabryce” w Inowłodzu.2 Po lekcjach udałem się do dziadka Cyganów, pan Wincenty oznajmił mi, że wiadomości, które przekazał przez wnuka są zgodne z prawdą. Później wybrałem się na Zakościele do p. Siwkowej, twórczyni ludowej. Zastałem ją w domu razem z ciotką Królikową przy misternym wycinaniu nożycami do strzyżenia owiec rózgi i kogutów zakościelskich. Na pytanie, czy nie zetknęła się z nazwiskiem Tuwim odpowiedziała, że dowiedziała się o nim od dzieci szkolnych, które o niczym innym nie mówią teraz, jak tylko o książkach, nadesłanych szkole. A teraz niech pan słucha, panie kierowniku – ciągnęła zwolna p. Siwkowa – tak naprawdę, to z nazwiskiem Tuwima zetknęłam się kilka lat przed I wojną światową, kiedy Inowłódz był stacją klimatyczną, do której zjeżdżali się na kurację i wypoczynek letnicy z Łodzi, Warszawy i Tomaszowa Mazowieckiego, a wśród nich Julian Tuwim z matką i siostrą. Znałam go tylko z widzenia. Był wtedy wysokim i szczupłym młodzianem, pełnym życia i niewyczerpanej energii. Był dobry – pomagał materialnie jednej, __________ 1 Wczesną jesienią 1948 r. otrzymałem od Oddziału Łódzkiego Związku Literatów Polskich list, w którym zapytywano mnie jako ówczesnego inspektora szkolnego w Rawie Mazowieckiej czy mam w powiecie szkołę, która specjalnie potrzebuje pomocy i opieki, bowiem Julian Tuwim pragnie nawiązać z taką szkołą kontakt i przyjść jej z pomocą z „ Funduszu im. Adeli Tuwim”. Wiedząc, że Poeta darzy wyjątkowym sentymentem Inowłódz, bo tu ... nieśmiała, Z Irą i Julkiem przyjeżdżała Pani Adela Tuwimowa... oraz biorąc pod uwagę, że miasteczko bardzo boleśnie odczuło ostatnią wojnę inspektor bez wahania wskazał Szkołę Podstawową w Inowłodzu, leżącym nad uroczą Pilicą, na skraju spalskich lasów. Poęta ucieszył się serdecznie, że właśnie szkołą w Inowłodzu będzie się opiekował, że zawrze serdeczną przyjaźń z dziećmi i wnukami znajomych i przyjaciół z lat młodzieńczych. I tak się zaczęła ta serdeczna i głęboka przyjaźń pomiędzy Poetą i dziećmi. Do szkoły zaczęły napływać książki opatrzone skromnym stempelkiem: Z funduszu im, Adeli Tuwim”. 2 W 1835 roku powstała w Inowłodzu spółka, która przy współudziale Henryka Kadena wybudowała wielki piec. Wezbrane wody Pilicy w czasie wylewu zburzyły urządzenia wielkiego pieca, a spółka ogłosiła upadłość. W latach sześćdziesiątych XIX w. zawiązała się nowa spółka, która zbudowała nowy wielki piec, nową fryszerkę, która przetrwała do początków XX wieku, a zburzona w czasie I wojny światowej pozostawiła po sobie miejsce, na którym stała i nazwę „fabryka”, która utrzymuje się wśród starszych mieszkańców Inowłodza i Zakościela. 213 biednej rodzinie w Zakościelu, kupował dzieciom cukierki a pannom wstążki, otaczał się gromadą chłopaków, pasał z nimi krowy, łowił ryby, palił ogniska, piekł ziemniaki, kupował dla nich ołówki i zeszyty, uczył swoją gromadkę czytać i pisać, a gromada chłopców uczyła Tuwima pieśni ludowych. Na dalsze pytania odpowiedziała p. Siwkowa przy potakiwaniu p. Królikowej: gdybyśmy wiedziały, że z Juliana Tuwima wyrośnie wielki człowiek, zwróciłybyśmy na niego większą uwagę, a jak się nam coś przypomni, to przecież nasze wnuczki chodzą do szkoły, więc powiadomimy. Pożegnałem obie panie i obdarowany wycinankami, powróciłem do Inowłodza zadowolony, bo nie ulegało już wątpliwości, że Julian Tuwim przebywał w Inowłodzu. W tygodniu wysłaliśmy do Poety list z podziękowaniem za przesłane książki – a ponieważ nie znaliśmy adresu, list przesłaliśmy za pośrednictwem Związku Literatów Polskich w Łodzi. Pod koniec listopada 1948 roku otrzymaliśmy pierwszy list pisany ręką Juliana Tuwima, datowany 22 listopada 1948 roku. Przytaczam go niemal w całości, bo treścią tego listu jest wszystko to, co tak bardzo, szczerze i wiernie ukochał J. Tuwim w Inowłodzu i okolicy. Kochani Przyjaciele! Oddział Łódzki Związku Literatów Polskich przysłał mi parę dni temu Wasz list, w którym dziękujecie za książki, zakupione z funduszu im. Mojej Śp. Matki. Bardzo wzruszyły mnie Wasze słowa i rad jestem, że mogłem się Wam tym skromnym darem przysłużyć. Trzeba Wam wiedzieć, moi kochani, że do Inowłodza jestem przywiązany nieomal tak mocno, jak do Łodzi, mego miasta rodzinnego. Przez szereg lat od 1907 aż do roku 1914 – spędzałem w Inowłodzu wakacje, napisałem tam wczesne moje wiersze, przeżywałem pierwsze serdeczne burze i bunty. Tam poznałem lud polski, chłopa i jego nędzę. W tym pięknym letnisku nad Pilicą, które miejscowa ludność nazywała „fabryką” pokochałem krajobraz i przyrodę polską, której żadne cuda zagraniczne nie dorównują. Przekonałem się o tym, gdy w latach 1939–1945 objechałem kawał świata. Byłem we Francji, Portugalii, Brazylii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, a wszędzie tęskniłem za Inowłodzem. Dałem temu wyraz w napisanym na uchodźstwie poemacie „Kwiaty Polskie”, których pierwsza część rozgrywa się w Inowłodzu, druga w Łodzi, a trzecia w Warszawie. Do dziś z czułością wspominam wsie okoliczne – Zakościele, Królową Wolę, Żądłowice, Liciążnę, Studziannę i inne. Mam do Was wielką prośbę. Napiszcie mi szczegółowo o Waszym miasteczku i wyżej wymienionych wsiach.” W dalszym ciągu Poeta pyta o to, co go zaciekawia, pyta o to, co nie może być pominięte w odpowiedzi: „Czy w miasteczku apteka stoi na tym samym miejscu – w Rynku, po lewej stronie? Czy żyje Jakub Mizera?. O nim bowiem zacho- 214 wałem najmilszą pamięć. Czy na wzniesieniu, które mi się wtedy wydawało najwyższą górą na świecie, są ruiny zamku czy kościoła? Czy w Inowłodzu i okolicy zachowały się rodziny Kwiatków, Stępniów, Biniów i Galotków? Władek i Jaś Galotkowie ze wsi Liciążna byli moimi wielkimi przyjaciółmi. Jaś Galotka, jeśli mnie pamięć nie myli, miał siwą kobyłkę, na której harcowałem po Inowłodzu i okolicy. Czy na wyspie stoi Urbanówka? Czy nieustannym strumieniem bije źródło najlepszej żelazistej wody, którą zdyszany w harcach i szaleństwach wakacyjnych rzeźwiłem się za owych lat mitycznych. Mógłbym jeszcze sto takich pytań zadać – pisał Poeta, bo każdy szczegół dotyczący Inowłodza zaciekawia mnie i rozczula.” W zakończeniu J. Tuwim prosi jeszcze raz o listy i zdjęcia z Inowłodza i okolicy. „Napiszcie mi (każdy z osobna) co lubicie, czego pragniecie, jakie są Wasze marzenia i zamiary na przyszłość, czego Wam najbardziej brak itp. Będę szczęśliwy, jeśli w miarę możliwości potrafię znowu przyjść z pomocą szkole, aby z Was wyrośli dzielni obywatele ludowej Polski” Serdeczne Pozdrowienia Julian Tuwim I tak zaczęła się korespondencja szkoły w Inowłodzu z Julianem Tuwimem. Szkoła wysyłała całe paczki listów, a Poeta potrafił wygospodarować czas, by te listy przeczytać – tak, tak, korespondencję z dziećmi traktował poważnie. Kiedy jeden z listów podpisała Zosia Wiewiórska, a drugi Stępniówna Jasia, to Julian Tuwim w liście do dzieci pytał czy ta Zosia nie jest przypadkiem córką pana Józefa Wiewiórskiego, na którego kobyłce ujeżdżał po polach Żądłowic i Liciążnej, a Jasia pewno jest wnuczką zacnego pana Stępnia, który za jego czasów opiekował się łódkami i łazienkami nad Pilicą.” Po dwóch latach korespondencji postanowiliśmy odwiedzić Poetę, a przy tym zwiedzić Warszawę. Opracowaliśmy recytacje utworów Juliana Tuwima. Pani Halina Cisowska przygotowała tańce i przyśpiewki. Z artykułu „Szkoło, szkoło, gdy cię wspominam” autorstwa Tuwima, dowiedzieliśmy się, że Poeta gromadził ludowe piosenki i śpiewał je po weselach w Królowej Woli, Żądłowicach, Liciążnej. Postanowiliśmy zrobić Poecie niespodziankę i zaśpiewać mu piosenkę z jego zbioru. Na wycieczkę pojechaliśmy samochodem ciężarowym, przystosowanym do przewozu osób, bo o autokarze trudno było wtedy marzyć. W wycieczce brali udział uczestnicy kółka recytatorskiego, tanecznego, przodujący w nauce uczniowie, przedstawiciele komitetu rodzicielskiego i nauczyciele. Pojechaliśmy na ulicę Wiejską przed dom, w którym mieszkał Julian Tuwim. Z kolegą Koryckim udałem się do Poety. Zadzwoniliśmy do mieszkania. Otworzyła nam nie znana mi pani i weszliśmy do przedpokoju. Na pytanie czy bę- 215 dziemy mogli spotkać się z Poetą, odpowiedziała pytaniem – czy mamy zamówioną wizytę? Wtedy objaśniliśmy, że jesteśmy z wycieczką szkolną z Inowłodza, a więc ze szkoły, którą opiekuje się Poeta, że nie zapowiedzieliśmy swojej wizyty. Pani udała się w głąb mieszkania i po chwili usłyszałem okrzyk „Inowłódz”! i zobaczyłem przed sobą wysokiego, szczupłego i siwego już pana o ostrych rysach twarzy. Pan ten szeroko rozłożył ramiona i rzekł – przecież my się znamy, bo to już od dwóch lat ze sobą korespondujemy. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Poetę. Gdy Poeta dowiedział się, że wycieczka czeka na niego przed domem, zjechał windą z żoną i tu po przywitaniu przemówił do wszystkich, a następnie zaprosił delegację do mieszkania. Pozostała liczba uczniów udała się na zwiedzanie Warszawy pod opieką nauczycieli. Wszystkie grupy miały się spotkać o jednej godzinie w ustalonym miejscu. Tymczasem w mieszkaniu Poeta porozmieszczał już delegację i rozpoczęła się ogólna rozmowa o Inowłodzu, okolicznych wsiach i ich mieszkańcach. Z kolei przyszedł czas na kółko recytatorskie. Z wielkim przejęciem i onieśmieleniem aż do łez w oczach, wygłaszały młodsze dzieci wiersze J. Tuwima, który bił brawa po każdym wierszu, chwalił i pytał czy wiedzą, kto je napisał. Pomyłki być nie mogło! Atmosfera napięcia minęła. Wystąpiły tancerki w strojach ludowych. Kiedy dziewczęta ustawiły się do tańca, Poeta rozmawiał z dr Brodzkim. Zaczął się taniec, a panowie rozmawiają dalej. Taniec się zatrzymał. Wtedy rozległa się przyśpiewka w wykonaniu Tereski: „Ciele ogon ma matulu, Ciele ogon ma!” Gdy Poeta usłyszał słowa i doszła go melodia, odsunął się od rozmówcy, przestał mówić i słuchał. Z większą już werwą zaśpiewała znowu Tereska: „A czym by się oganiało Gdyby ogona nie miało Ciele ogon ma!” Julian Tuwim zatrzymał się z boku, coś duma i uśmiecha się do swoich myśli. Ale rusza drugi taniec – po pewnym czasie zatrzymują się tancerki i zaczyna śpiewać – dla odmiany Mirka: „Com zarobiła, com zarobiła, To mi Jasio przepił Żebym mu była nic nie mówiła, To by było lepiej”. 216 Poeta śmieje się głośno i mówi: a gdzie żeście to słyszały? Kto Was tego nauczył? Odważniejsze odpowiedziały – to z pańskiego zbiorku pieśni z Inowłodza i okolicznych wsi, a śpiewał je Pan na weselu Tomczyka z Królowej Woli. Dziękuję Wam za radosną niespodziankę, dziękuję Wam za to, że strojem, pieśnią i tańcem przeniosłyście mnie w lata inowłodzkie, a lata inowłodzkie to najszczęśliwsze lata! Na ustalone miejsce przyjechali już uczniowie, którzy zwiedzali stolicę. Podziękowaliśmy gospodarzom za przyjęcie, przeprosiliśmy za wszystkie kłopoty jakie sprawiliśmy swoim niezapowiedzianym przyjazdem i zaprosiliśmy Państwa Tuwimów z córeczką do Inowłodza. Wróciliśmy do domów pełni niezapomnianych przeżyć. Po powrocie, musieliśmy o tym opowiedzieć uczniom, którzy nie uczestniczyli w spotkaniu z Poetą, opowiedzieć o wrażeniach z odbudowy naszej stolicy. Tego zadania podjęły się dziewczynki starszych klas. By przybliżyć postać Poety naszym uczniom, umieściliśmy w gazetce szkolnej odpis pierwszego jego listu. Wzbudził on zainteresowanie nie tylko uczniów, ale również rodziców. Na wyjezdnym z Warszawy przyrzekłem Poecie, że przekażę jego pozdrowienia kilku znajomym z Inowłodza i okolicy. Wyszedłem z domu, a tu jakby na zawołanie pojawił się p. Jakub Mizera. Podszedłem do niego, przeprosiłem i powiedziałem: Panie Jakubie! Tuwim bardzo mile pana wspomina. Przywiozłem od niego serdeczne pozdrowienia. Co? Od Julka? Myszki? No tak pomyślałem sobie – to było do przewidzenia, że zakościelskie chłopaki nadadzą Tuwimowi takie przezwisko – ale nie było w tym żadnej złośliwości. Świadczy o tym dalsza wypowiedź p. Jakuba. Niech mu pan podziękuje za pozdrowienia i powie, by przyjechał do Inowłodza odwiedzić starych znajomych i powspominać o dobrych, starych czasach. A kiedy go pan ostatni raz widział? – pytam. Już dawno, wiele wody przepłynęło Pilicą. Było to 1 sierpnia 1914 roku. Wtedy Julian Tuwim wracał do Łodzi furmanką, bo koleje były już włączone do dyspozycji wojska. Panie Mizera, a czy w okresie międzywojennym przyjeżdżał Tuwim do Inowłodza? Był raz w Zakościelu, chyba na początku lat trzydziestych. Tak pewno było – odrzekłem – skoro pani Siwkowa, skoro pan i inni mieszkańcy podobnie o tym mówią. A Julian Tuwim tak o tym napisał: W okrągłych lat dwadzieścia potem, Już nie „włóczęga, król gościńców”, Lecz ważniak z własnym samochodem, Wpadłem tam: wspomnieć lata młode, Odwiedzić leśnych pobratymców, Podumać nad kamiennym stołem, Jak nad młodości świeżym grobem, Pożegnać starą wieś nad rzeką, Powitać życie wolne, nowe. 217 Pożegnałem pana Mizerę i udałem się do pana Wincentego Cygana. Przekazałem pozdrowienia i zapytałem go czy mógłby mi coś powiedzieć o przeprawie letników przez Pilicę, organizowanej przez J. Tuwima. Pan Wincenty uśmiechnął się i zaczął wspominać o tym, jak to Tuwim zjawił się u niego pewnego dnia sierpniowego, a roku to chyba 1912 i poprosił go żeby wieczorem przewiózł przez Pilicę niewielkie grupki pań i by w pobliżu brzegu, na płyciźnie, wywrócił tak, by panie powpadały do wody. Wieczorem nadeszły panie i kilku panów, wsiedli do dużej łodzi i ruszono. Przy brzegu pan Wincenty, wspomagany przez panów wywrócił łódź. Było dużo pisku, krzyku i wrzasku. Panie szybko wydostały się na brzeg i zaczęły się suszyć przy ognisku. I chyba to ognisko zapadło głęboko w pamięci Poety skoro napisał wiersz: Kartofle „Czujesz? Ogniskiem pachną te pogańskie lata Gdy iskrami trzaskały żagwie jałowcowe I dym wełnisty kłębem za wiatrem ulatał I marszczyły się z żaru kartofle surowe. Gdy zrudziałą gałęzią, iglastą i suchą Huknąć stos w łeb płomienny – jakbyś w ogień cisnął Worek żywych chrabąszczy! Takim szykiem prysnął, Taką paniczną chmarą iskromiotu buchnął, I nigdy tak kartofel podany do stołu Nie nęcił, jak ten właśnie, z przeswędem i węglem Łapczywie wytrącony patykiem – pocięgłem Z siwej gorącej mąki leśnego popiołu. Z dłoni go w dłoń przerzucać! Dmuchać bo gorący! Parzy obłuskwioną spieczoną łupiną! Tknąć w sól z papierka! Wchłonąć w usta chuchające Żeby się na skaczącym języku rozpłynął! Łódkami się przez siwą Pilicę wracało Z prądem, wiatrem, pod wieczór, pod zorzę wiśniową, W milczeniu, zamyśleniu, z gorejącą głową. Tak się ogień, popioły i smutek poznało. Ze znalezieniem Galotków to miałem zmartwienie. Już chciałem zrezygnować z dalszego ich poszukiwania, gdy w dniu targowym spotkałem Pana Tomczyka z Żądłowic. Znałem go, rozmawiałem z nim kilka razy więc podszedłem do niego. Panie Tomczyk – powiedziałem – mam zmartwienie, może pan 218 na to coś poradzi. A co tam panie, co tam? Widzi Pan, Julian Tuwim w liście zaznaczył, że Jaś i Władek Galotkowie z Liciążnej byli jego wielkimi przyjaciółmi i przesyła im pozdrowienia, a ja nie mogę ich znaleźć. Może ich pan zna? Może coś pan o nich wie? Pan Tomczyk popatrzył na mnie, pokiwał głową i rzekł – ma pan szczęście kierowniku, że pana znam, bo skląłbym pana zdrowo. Niby dlaczego? – zapytałem zaskoczony. No bo pan widzi, że to tak jest – my się nazywamy Tomczykami, a ludzie przezwali nas Galotkami. A Jaś i Władek – są już dziś na górce przy św. Idzim. Dziwnie się to złożyło. Tuwim nie przypuszczał, że Galotki nazywają się faktycznie Tomczykami. Ja nie wiedziałem, że Tomczyki noszą przezwisko Galotków i zanim do tego doszedłem, ostatni z nich zmarł. A my, jak uprzednio wysyłaliśmy listy do Poety i otrzymywaliśmy odpowiedzi. Na apelach zapoznawaliśmy z treścią listów uczniów, a za ich pośrednictwem rodziców. Kiedy Poeta przez dłuższy czas nie odpowiadał, wyczuwało się w szkole pewien niepokój – czy aby Poeta nie zachorował. W tym czasie na poczcie pojawiały się grupki dzieci i pytały: czy jest dla nas list od Tuwima? Napisał do nas Poeta? Panie Kierowniku, niech pan dobrze popatrzy, może się pomieszał z innymi listami? Na brak interesantów nie mógł narzekać kierownik poczty. Po dłuższym okresie czasu udało się nam porobić zdjęcia fragmentów krajobrazu Inowłodza i wykonać album. Ogłosiliśmy konkurs na najpiękniejszą lalkę w stroju ludowym. Konkurs się udał, a lalka była przepiękna, Album i lalkę wysłaliśmy Poecie, który w odpowiedzi napisał w liście: „Nie potrafię wam opowiedzieć, jak wielką radość sprawiły mi wasze słowa – każdy list z oddzielna i wszystkie razem – i jak bardzo wzruszyły mnie wasze dary: fotografie i prześliczne lalki. Za te ostatnie specjalnie jest wam wdzięczna moja ośmioletnia córeczka Ewunia. Księdzu proboszczowi proszę serdecznie podziękować za łaskawą jego pomoc przy wykonywaniu fotografii, a panu Patkowi pięknie się kłaniam”. W liście z dnia 29.04.1950 r. serdecznie dziękował za książkę „ Inowłódz i Spała”. W nadesłanych nieco później listach Poeta przepraszał swoich młodych przyjaciół, że długo nie pisał, podawał ważne przyczyny i dzielił się z nimi własnymi wspomnieniami. On czołowy Poeta Polski, tłumaczył się dzieciom, że nie zapomniał o nich i podawał to z takim przejęciem, z taką serdecznością, jakby wiedział, że ta dzieciarnia go lubi, że naprawdę go lubi. Mało tego, Poeta i mnie wciągnął w krąg tych osób, które mają go wytłumaczyć. Ale niech za mnie mówi fragment listu Tuwima.„Bardzo długo nie odzywałem się do moich, inowłodzkich przyjaciół. Wiosną byłem ciężko chory i operowany, potem nastąpił okres komplikacji i długotrwałej rekonwalescencji, a gdy wreszcie wróciłem do zdrowia, znalazłem się przed takim nawałem pracy i zaległych obowiązków, że dopiero dziś zdobywam się na napisanie listu. Bardzo Panu będę wdzięczny za zakomunikowanie dzieciom, że moja przyjaźń dla nich bynajmniej nie osłabła, 219 że często o nich myślę i zawsze jednakowo kocham. To była wina nieprzyjaznych okoliczności, że tak długo milczałem”. I jak tu można było odmówić na tak pięknie wyrażoną prośbę. Wtedy nabraliśmy większej chęci do organizowania uroczystości Tuwimowskich. I tak 7 maja 1950 roku urządziliśmy akademię poświęconą pamięci Matki Poety – Adeli Tuwimowej. Opowiadaliśmy, jak to uczyła syna poezji. Kiedy on jeszcze nie umiał czytać, ona mu czytała najpiękniejsze wiersze polskie, że to jej przede wszystkim zawdzięcza to, że został poetą. Mówiliśmy o wielkiej miłości matki do Polski i syna. Słuchaliśmy recytacji wierszy o matce. W końcowej części akademii uczniowie postanowili nazwać bibliotekę Szkoły Podstawowej w Inowłodzu imieniem matki Juliana Tuwima, a przez to sprawić radość Poecie, bo przecież on tę matkę nade wszystko ukochał. Po odbytej akademii Poeta napisał dwa listy, do uczniów i kierownictwa szkoły. Z obu listów uderzała radość, wzruszenie i wdzięczność. W miarę jak zacieśniała się przyjaźń z dziećmi, poszerzała i umacniała się współpraca środowiska ze szkołą. Wykonywało ono poważne prace na rzecz szkoły, a lżejsze na rzecz środowiska świadczyła szkoła. Mieszkańcy obwodu szkolnego byli informowani o tym, co się w szkole dzieje, co zamierza się robić. Opieka Poety nad szkołą czyniła współpracę ze szkołą bardziej atrakcyjną, i przybierała różne formy. Poeta przysyłał do biblioteki z okazji świąt „gwiazdkowe” upominki książkowe i upominki pod choinkę. Bywało i tak, że w ciągu roku dosyłał nowe partie książek. Przed Międzynarodowym Dniem Dziecka przekazywał szkole albo komitetowi rodzicielskiemu podarki gotówkowe na kupno potrzebnych przedmiotów, oraz zasiłki pieniężne na pomoc materialną dla uczniów najbardziej potrzebujących. Nic więc dziwnego, że na jednym z zebrań komitetu rodzicielskiego biorący w nim udział wybrali J. Tuwima Honorowym Przewodniczącym. Powiadomiliśmy Poetę o wyborze – i prosiliśmy o przyjęcie tej godności. A oto jego odpowiedź: „Przesyłam Komitetowi podziękowanie za obdarzenie mnie godnością honorowego przewodniczącego. Proszę mi wierzyć, że choć Inowłódz jest małą mieściną, to wybór ten jest dla mnie jednym z największych zaszczytów, jakie mnie w życiu spotkały – największym dlatego, że związanym z miejscowością tak drogą i bliską mojemu sercu. Obywatelom Inowłodza i Zakościela oraz Kierownictwu Szkoły przesyłam serdeczne pozdrowienia i wyrazy najszczerszej przyjaźni”. Od października 1951 roku przygotowywaliśmy wieczór poezji Tuwima przy choince. Poświęciliśmy temu trzy miesiące i zaprosiliśmy Poetę. Nie przyjechał ze względów zdrowotnych. Towarzyszyły nam jego myśli tak oto wyrażone w liście: „ Jaka to dla mnie ogromna radość, jakie serdeczne wzruszenie – ta uroczystość poświęcona mojej twórczości..., że gdyby się to miało odbyć w auli Uniwersytetu Jagiellońskiego znacznie mniej byłbym tym faktem przejęty. Prze- 220 cież z Inowłodzem związane są pierwsze początki mojego wierszopisarstwa i dużo tam napisałem utworów między 1911–1914, gdy po raz ostatni spędzałem lato nad Pilicą” W kwietniu 1952 roku Julian Tuwim podjął zobowiązania dla uczczenia 60-tej rocznicy urodzin Bolesława Bieruta, Prezydenta Rzeczypospolitej Ludowej. Poeta zobowiązywał się ufundować Szkole Podstawowej w Inowłodzu pracownię przyrodniczą i wzbogacić bibliotekę szkolną o nowe woluminy. A oto, co pisze o tym sam Poeta: „Pragnąłbym jak najrychlej przystąpić do ich realizacji. Najważniejszą jest sprawa młodzieżowej pracowni naukowej przy szkole. Pracownię tę wyobrażam sobie jako połączenie skromnego (jak na początek) laboratorium chemicznofizycznego, zbiorów przyrodniczych, kompletu najniezbędniejszych tablic poglądowych i innych pomocy naukowych. Stopniowo z roku na rok będę ten gabinet uzupełniał i wzbogacał, a ambicją moją wynikającą z mego inowłodzkiego patriotyzmu, będzie, aby ta placóweczka naukowa stała się w krótkim czasie całą placówką i to wzorową”. W imieniu grona nauczycielskiego, dziatwy szkolnej oraz rodziców wyraziłem Poecie podziękowanie za projekt fundacji pracowni przyrodniczej i zapewniłem, że dołożymy wszelkich starań, by była naprawdę wzorową. W tym czasie grono nauczycielskie zostało zaproszone przez Poetę do Warszawy, by wypowiedzieć się na temat zaopatrzenia pracowni w pomoce naukowe i by zobaczyć wzorowo urządzone pracownie. W Warszawie oczekiwała na nas pani Koskowa. Podjechaliśmy taksówkami chyba do pięciu czy sześciu szkół, ale pracowni wzorowo urządzonych nie zobaczyliśmy. Były one bardziej lub mniej zniszczone i poranione wojną, jak nasza stolica. Na spotkaniu z Poetą doszliśmy do pewnych ustaleń, które miały ułatwić prace. Pomieszczenie na pracownię będzie się mieściło w jednej z dotychczasowych klas z zapleczem. Potrzebne meble do pracowni wykona z dostarczonego materiału p. Wacław Wesołowski, mistrz stolarski ze Spały. Pracownia wraz z wyposażeniem i wzbogaceniem biblioteki szkolnej stanowią fundację Juliana Tuwima dla Szkoły Podstawowej w Inowłodzu. Robota ruszyła i przebiegała sprawnie. Przy poparciu Prezydium GRN i uprzejmości p. St. Ropy, kierownika tartaku w Konewce, mogłem dostarczyć p. Wesołowskiemu deski z puli eksportowej. W przededniu otwarcia pracowni kierownik zaopatrzenia GS-u dowiózł nam z Łodzi krzesła. Dziękuję! panie Karolu. W pracowni ustawiliśmy 8 stołów laboratoryjnych i 32 krzesła uczniowskie (po cztery przy każdym stole), ośmiodrzwiową szafę za szkłem na pomoce naukowe i stół do przeprowadzania demonstracji, pewnych doświadczeń, do przeprowadzania ćwiczeń. W szafie ustawiliśmy, pobrane przez naszych nauczycieli z Cezasu w Warszawie, pomoce naukowe. Na stojakach umieściliśmy tablice poglądowe, mikroskop ustawiliśmy na stole demonstracyjnym i zawiadomiliśmy Poetę, że jesteśmy gotowi. 221 Na uroczystość otwarcia Poeta nie przybył ze względu na zły stan zdrowia. Nadesłał tylko dla szkoły depeszę z życzeniami, która została odczytana w czasie uroczystości. 26 listopada 1953 roku pani Koskowa zawiadomiła nas o zakupieniu w Cezasie pomocy naukowych dla pracowni. Między innymi nabyto maszynę elektrostatyczną, szkielety: ryby, żaby, gołębia, kota, komplet tablic do nauki o człowieku i inne. W zakończeniu pani Koskowa zawiadomiła nas, że Julian Tuwim otrzymał piękny upominek od naszych uczniów i w najbliższych dniach do nich napisze. Dla jasności podaję najpierw list dzieci. Kochany nasz Poeto! Kilka razy zapraszaliśmy Pana do Inowłodza. Ponieważ nie możemy się doczekać przyjazdu Pana, dlatego przesyłamy Panu Inowłódz i Zakościele w albumie. Znajdzie Pan w nim widoki z Inowłodza i okolicy. Może któryś z tych widoków przypomni Panu jakieś radosne przeżycie. Gdyby tak było, cieszylibyśmy się bardzo. Zobaczy Pan również w albumie zdjęcia naszej pracowni. Cieszymy się bardzo, że pracownia będzie w dalszym ciągu zasilana w pomoce naukowe, a biblioteka w nowe książki. Cieszymy się dlatego, że pomoce naukowe i książki dopomagają nam do osiągnięcia lepszych wyników w nauce. Przesyłamy Panu jak najserdeczniejsze dziecięce pozdrowienia. Dzieci Szkoły Podstawowej w Inowłodzu. Drugiego grudnia 1953 roku nadeszła od Poety odpowiedź: Kochane Dzieci! „Nie potrafię Wam powiedzieć, jak wielką radość sprawił mi piękny upominek i z jakim wzruszeniem oglądam codziennie zdjęcia z Inowłodza, wpatruję się w nie i przypominam sobie śliczne dni dzieciństwa i młodości, kiedy hasałem po uliczkach waszego miasteczka, tak drogiego mojemu sercu i pamięci. Jak widzę z pięknych fotografii, dużo się tam zmieniło, ale czego się dziwić, przecież i ja sam zupełnie dziś inaczej wyglądam niż ówczesny chłopiec czy młodzieniec. Ze specjalną radością przyglądam się zdjęciom, przedstawiającym wasze prace w gabinecie naukowym, który jak Wam już o tym pisałem, będę w dalszym ciągu zasilał różnymi przyrządami. Spodziewam się, że wkrótce zobaczę się w Warszawie z Waszym zacnym i kochanym kierownikiem, panem Dyło, a wtedy pomówię z nim obszernie o waszej pracowni i bibliotece. Jeszcze raz Wam dziękuję i serdecznie wszystkich pozdrawiam”. /-/ J. Tuwim 222 W końcu lipca lub pierwszych dniach sierpnia 1952 r. (dokładnej daty nie pamiętam) wybraliśmy się z wizytą do J. Tuwima w Aninie, na zaproszenie Poety. W wizycie tej brał również udział przyjaciel Tuwima, tłumacz, dr J. Brodzki, który opisał przebieg tego spotkania. Oto jego opis: „Pewnego dnia w końcu lipca 1952 r. nadeszła wiadomość, że do Anina przybędzie delegacja dzieci z Inowłodza. Wiadomo było, że J. Tuwim zaopiekował się tą szkołą wkrótce po powrocie do kraju, a przed niedawnym czasem ufundował dla niej gabinet przyrodniczy. Dzieci przyjechały, by zobaczyć Tuwima i mu podziękować. Tuwim ogromnie się przejął tym przyjazdem. Był zaaferowany, chciał jak najlepiej przyjąć dzieci. Czy trafią? Może będą zmęczone? Wiele ich przyjedzie? Czy ja potrafię z nimi rozmawiać. Był bardzo zaprzątnięty perspektywą spotkania z dziećmi z jego młodzieńczego Inowłodza. Przyjechały wreszcie. Było tam około dziesięciu dziewczynek i kilkunastu chłopców – z piątej, szóstej, najwyżej siódmej klasy. Dzieci porozsiadały się na podłodze tuż obok tarasu, otoczyły wianuszkiem Tuwima. To były chwile niesłychanie wzruszające i czułe ponad miarę wytrzymałości dobrze już starganych nerwów. Pani Stefa i Ewunia częstują dzieci ciastkami, lemoniadą – a one nic tylko siedzą naprzeciwko Tuwima i patrzą na niego. On wypytuje o ojców może dziadków, których znał kiedyś. Stąd zapewne wiersz: „Spotkanie w roku 1952”. Mała, prześliczna Mirka cieniuteńkim, ale bardzo pewnym głosem deklamuje wiersze tego właśnie starszego pana, gwałtownie wycierającego nos i ukradkiem oczy. Mireczko mała, droga dziecinko... Niewiele minęło czasu, a twój głosik już mniej mocny i załamujący się zadrżał skargą na mroźnym cmentarzu, nad grobem. Wtedy, kiedyś pierwszy raz mówiła do Tuwima świeciło piękne słoneczko, Tuwim był szczęśliwy ponad miarę, później na górce rozważał z dyrektorem i nauczycielami sposoby najszybszego urządzenia gabinetu przyrodniczego...” Nasza wizyta u Państwa Tuwimów trwała długo. Poeta kilka razy nas zatrzymywał. Wreszcie odprowadzani przez Poetę z żoną i córeczką doszliśmy do głównej bramy i w ostatnim pożegnaniu Pani Tuwimowa odkryła nam wtedy miłą dla nas tajemnicę, że Poeta nikogo jeszcze tak daleko jak nas nie odprowadzał. Długo żyła w naszej pamięci wizyta w Aninie. Przed oczyma przesuwały się niczym na kolorowej taśmie poszczególne obrazy ze spotkania z Poetą. A tymczasem ja oczekiwałem na zapowiedzianą przez Poetę w liście z 2 grudnia 1953 roku obszerną rozmowę w Warszawie o potrzebach biblioteki i pracowni. 4 grudnia 1953 roku Julian Tuwim przesłał swoim samochodem dla naszej pracowni przyrodniczej nowe pomoce naukowe, których jeszcze nie zdążyliśmy przywieźć w swoim zakresie. Pomoce otrzymaliśmy na Barbórkę. Cieszyliśmy się z nowych pomocy, cieszyliśmy się, bo dobrze wypadł poranek o święcie górniczym. Zasępiony był jedynie kierowca samochodu – podziękował za herbatkę, a na pytanie czy mu coś dolega, odpowiedział – zdrów jestem, a powinie- 223 nem być i wesołym gdyż i ja w pewnym stopniu przyczyniłem się do waszej radości. Patrząc na roześmiane buzie waszych dzieci przypomniała mi się moja żona Barbara, która dzisiaj obchodzi w Warszawie swoje imieniny – tymczasem oddziela mnie od niej ponad sto kilometrów, ale to mi już przeszło. Wtedy zrozumiałem, że radość wywołana szlachetnymi pobudkami jednych, nie zawsze bywa pełną radością drugich. Grudzień 1953 roku zaczął się dla nas radośnie. Dość wspomnieć przemiły list Poety do naszych uczniów, dość wspomnieć uciechę z nadesłanych pomocy naukowych, które służą szkole do dzisiaj i dość wspomnieć przeżycia z odwiedzin u Juliana Tuwima w Aninie. A zakończenie grudnia było bolesne. Dwudziestego siódmego grudnia 1953 roku zmarł nagle w domu Zaiksu „Halama” w Zakopanem Julian Tuwim – Nasz Poeta i Przyjaciel – Opiekun Szkoły Podstawowej – Honorowy Przewodniczący Komitetu Rodzicielskiego w Inowłodzu. Wiadomość o jego zgonie podała rozgłośnia warszawska. Po wysłuchaniu komunikatu wróciłem ze Spały do Inowłodza, którego mieszkańcy już wiedzieli o żałobnej wieści. Utworzyliśmy delegację składającą się z uczniów, przedstawicieli grona pedagogicznego, komitetu rodzicielskiego i ze znajomych z Inowłodza i Zakościela. Wyznaczona delegacja wyjechała do Warszawy na uroczystości pogrzebowe. Nad mogiła na Powązkach w Alei Zasłużonych przekazała poecie ostatnie pożegnanie Mirka Mizerska. Było to pożegnanie od najmłodszych przyjaciół, od grona nauczycielskiego, Komitetu Rodzicielskiego i od wszystkiego „co żyje i wegetuje w Dolinie Pilicy”. A oto tekst przemówienia Mirki Mizerskiej: Kochany Poeto! Zamierzaliśmy Cię odwiedzić w Nowym Roku, by Ci złożyć życzenia noworoczne, by Ci podziękować za książki, za gabinet, za pomoce naukowe, by Ci powiedzieć, o ile łatwiej idzie nam nauka. Wiadomość o Twoim zgonie przyspieszyła nasz przyjazd. Przybywamy z tej ziemi, którą tak ukochałeś, do której tęskniłeś będąc na obczyźnie i której tyle miejsca poświęciłeś w „Kwiatach Polskich”. Przynosimy Ci ostatnie pozdrowienie od pól, lasów i łąk inowłodzkich. Przyrzekamy Ci, że będziemy kroczyli drogą wskazaną przez Ciebie – drogą pracy dla naszej Ojczyzny. Po przemówieniu Mirki Mizerskiej nad mogiłą Poety, prasa częściej zamieszczała artykuły o Inowłodzu i o opiece J. Tuwima nad miejscową szkołą. Rozpoczął się wtedy najazd redaktorów różnych czasopism i przedstawicieli Polskiego Radia na Inowłódz, na szkołę w celu zebrania wiadomości z życia Juliana Tuwima w Tej miejscowości. Było to tak zwane deptanie „szlakiem Tuwima”. Brnęło się wtedy po błocie, po wodzie, w mroźny i śniegowy czas. 224 Odwiedzaliśmy te domy i te rodziny, które mogły nam przekazać wiadomości z życia Poety, które utrzymywały kontakt z Tuwimem. Na tym szlaku można było kilka razy spotkać łódzkiego pisarza – poetę Tadeusza Gicgera. Owocem były dwa reportaże – jeden z nich to „Królewski bruk w Inowłodzu”, a drugi – „Śladami Poety”. Zawitała do nas i chyba dwukrotnie, pani Monika Warneńska, a w swej książce „Śladami pisarzy” – poświęciła później Inowłodzowi rozdział – „Inowłodzkie łąki” W rocznicę śmierci Juliana Tuwima – z inicjatywy Wojewódzkiej Komisji Kultury w Łodzi i Gminnej Rady Narodowej w Inowłodzu odbyła się uroczysta akademia, połączona z sesją Gminnej Rady Narodowej w Inowłodzu. O życiu i twórczości J. Tuwima mówił łódzki poeta i eseista Marian Piechal. Radny GRN – J. Dyło opowiedział o opiece J. Tuwima nad szkołą, o rozwoju biblioteki szkolnej, o ufundowaniu szkole pracowni przyrodniczej, a także o przyjaźni zawiązanej między Poetą a dziećmi Zakościela i Inowłodza. Z kolei Przewodniczący GRN poprosił panią Tuwimową, żonę zmarłego poety, o zabranie głosu. W swym wystąpieniu p. Tuwimowa stwierdziła, że przybyła do miejscowości, którą jej mąż bardzo polubił i przyjeżdżał na coroczne wakacje w latach 1907–1914. Następnie podkreśliła, że z Inowłodzem związane są początki wierszopisarstwa jej męża, że dużo tu napisał utworów, że wiele miejsca poświęcił w ”Kwiatach Polskich” samej miejscowości, jak też mieszkańcom, a ostatnim wierszem o Inowłodzu, był wiersz „Przyjdź do mnie lesie inowłodzki”. Tęsknota za Inowłodzem i umiłowanie Inowłodza brzmią w utworach pisanych na obczyźnie i w Inowłodzu. Pod koniec uroczystości radny J. Dyło zaproponował, by dla upamiętnienia niespotykanej przyjaźni Poety z dziećmi szkoły, w celu zachowania w pamięci wszystkiego tego co uczynił dla szkoły w Inowłodzu, nadać jej i głównej ulicy Inowłodza imię Juliana Tuwima – czołowego polskiego poety, tłumacza i pisarza dla dzieci. Gminna Rada Narodowa głosami wszystkich radnych podjęła uchwałę i przekazała Prezydium do realizacji. Tymczasem na szlaku Tuwima pojawiła się pani redaktor Tarnowska i po szeregu wywiadach napisała piękny artykuł „Ślady, które giną”. We wspomnianym artykule umieściła wywiad z pp. Cyganem i Józefem Wiewiórskim, właścicielem jabłkowitej kobyłki. Pewnego dnia 1951 roku p. Wiewiórski wybrał się do Juliana Tuwima w Aninie, by się poradzić w pewnej osobistej sprawie i poprosić o pomoc w jej załatwieniu. Odetchnął z ulgą, gdy w Aninie wskazano mu dom Poety. Doszedł do bramy, a tu wyrosła przed nim przeszkoda w postaci stróża. Stróż wysłuchał prośby p. Józefa, kiwając przecząco głową, wreszcie rzekł: Nic z tego, dzisiaj nikogo nie przyjmujemy bo p. Tuwim urządza przyjęcie dla aktorów, którzy po raz setny wystawili w teatrze przedstawienie „Mądremu Biada”. A pan Józef znowu do dozorcy. Powiedz pan, że mnie Pan Tuwim dobrze zna, że mam ważną sprawę do niego, a 37 lat temu widzieliśmy się na letnisku nad Pilicą. Nie wiadomo co w końcu wpłynęło na 225 postawę dozorcy, że udał się do samego Tuwima i zgłosił mu przybycie rolnika z Zakościela. Jak Poeta usłyszał, że u bramy czeka Wiewiórski wyszedł szybko, wyściskał pana Józefa i wprowadził do sali przyjęć, która ich powitała gorąco oklaskami i toastami. Julian Tuwim usadowił p. Józefa między aktorami, przedstawiając go uprzednio, jako rolnika z Zakościela, który mu wypożyczał konia pod wierzch na letnisku w Inowłodzu. Wizyta pana Wiewiórskiego w Aninie świadczy o trwałości młodzieńczych powiązań Poety. Do zachowania trwałych śladów tuwimowskich przyczyniła się przede wszystkim szkoła przez organizowanie w styczniu każdego roku wieczoru poezji Tuwima, przez branie udziału w konkursach literackich i w spotkaniach z osobami, które znały Tuwima. Zapamiętałem jeden konkurs polonistyczny do którego przystąpiliśmy. Z naszego programu gminnego komisja zatwierdziła na eliminacje powiatowe dwa wiersze Tuwima – „ Ptasie radio”, i „ W areoplanie” oraz taniec „ Polka poznańska”. „Ptasie radio” miała recytować Ewa Świerczyńska na tle plastycznej ilustracji „Ptasiego radia” wykonanej przez panią Janinę Przyborek, twórczynię ludową z Zakościela. Eliminacje powiatowe miały się odbyć wkrótce w Rawie Mazowieckiej. Czas więc gonił. Podczas gdy panie i dziewczynki zajęły się wykańczaniem barwnych ptaków, chłopcy ze starszych klas wyszukali gałąź brzozową, umieścili ją w krzyżaku, a następnie rozwiesili głośniki radiowe. Z kolei przystąpiono do stopniowego rozmieszczania i umocowywania ptaków na drzewku. Każdy ptaszek musiał raz jeszcze przejść przez ręce pani Przyborkowej – usuwała ona drobne uszkodzenia powstałe w transporcie – to przycięła skrzydełka, to zmieniła pióropusz, dokleiła dziobek czy dorobiła oczka pawiowi. Na najwyższej i mocnej gałązce p. Przyborkowa umieściła dużego ptaka o długich uszach, sowiej głowie w okularach i brązowym upierzeniu. To mądra sowa. W pobliżu usiadł dudek, dumny ze swego kolorowego pióropusza. A dalej przyczepiony pazurkami do kory opukiwał drzewo lekarz lasów w czerwonej czapeczce i barwnej szacie. Przybyły różne ptaki. Eliminacje powiatowe w Rawie Maz. wypadły pięknie. Udało się Ewie naśladować głosy większości ptaków. Potrafiła ćwierkać, czyrkać i pimpilić oraz oburzać się na spór i bójkę ptaków. Zebrani byli ubawieni tą recytacją i długo, długo nie milkły brawa. Gdy po recytacji wyszedłem na boisko, zdziwił mnie obraz jaki zastałem – wśród grupek dziewcząt i chłopców zobaczyłem spłakaną Ewę. Kiedy podszedłem do niej, zaczęła się żalić, że wszyscy z niej się wyśmiewają, naśladując jej ptasie głosy z recytacji. Dziewczyno – ciesz się z tego, to wielki sukces dla ciebie i szkoły. Naśladowanie twej recytacji jest dla ciebie uznaniem. Głęboko również w pamięć młodzieży inowłodzkiej zapadła treść wiersza, który jak pisze sam Poeta zalęgnął się pewno nad uroczymi siedmioma stawikami inowłodzkimi. Wiersz ten to „Sitowie”, utwór liryczny stanowiący pożegnanie „jasnych świtów inowłodzkich.” Podaję jego tekst, by szerszy krąg ludzi mógł się z nim zapoznać. 226 „Sitowie” Wonna mięta nad wodą pachniała, Kołysały się kępki sitowia, Brzask różowiał i woda wiała Wiew sitowie i miętę owiał. Nie wiedziałem wtedy, że te zioła Będą w wierszach słowami po latach I że kwiaty z daleka po imieniu zawołam, Zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą, na kwiatach. Nie wiedziałem, że się będę tak męczył, Słów szukając dla żywego świata, Nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy, To potem trzeba cierpieć długie lata. Wiedziałem tylko, że w sitowiu Są prężne, wiotkie i długie włókienka, Ze z nich splotę siatkę leciutką i cienką, Którą nic nie będę łowił. Boże dobry moich lat chłopięcych, Moich jasnych świtów Boże święty! Czy już w życiu nie będzie więcej Pachnącej nad stawem mięty? Czy to już tak zawsze ze wszystkiego Będę słowa wyrywał w rozpaczy. I sitowia, sitowia zwyczajnego Nigdy już zwyczajnie nie zobaczę? Kiedyś w Pławowicach Julian Tuwim spytał Marię Górską siostrę Hieronima Morstina, który z jego wierszy najbardziej lubi. Bez wahania odpowiedziała, że „Sitowie”. Tuwim nazwał „Sitowie” najukochańszym wierszem, a Hieronim Morstin uważał, iż „Sitowie” jest jednym z najpiękniejszych wierszy w literaturze polskiej, a mieszkańcom Inowłodza przypadło dziwnym zrządzeniem cieszyć się, że w ich miejscowości powstało to arcydzieło. Pięknie pisze Poeta o Inowłodzu, a tym piękniej, im bardziej go kochał, im bardziej za nim tęsknił. W czasie II wojny światowej J. Tuwim przebywał w różnych krajach – między innymi i w Brazylii. W Rio de Janeiro, pisząc III rozdział „Kwiatów Polskich”, kieruje swe myśli ku letnisku nad Pilicą: 227 „I tak w skrzydlaty prawie sposób Na wierszach płynę przez letnisko... Wtem szepty słyszę innych głosów, Tak blisko! I taka jasna dal nad rzeką, Taki na prawo bór ciemnieje, Na lewo tak się łąka śmieje Pod białozłotą słońca spieką, Taka tęsknota za daleką, Za zbłękitnioną, legendarną Miłośnie wznosi się pod gardło I przejmująco bzami dysze, W rytmy uwodzi i kołysze”. W pierwszym rozdziale „Kwiatów Polskich” Poeta daje nam obraz kwietnych dziewcząt z okolicznych siół Inowłodza; „Gdzie jesteś dziś dziewczyno śliczna O dwu warkoczach wyzłoconych, Na pierś wzdłuż ramion przerzuconych, Smukła i smagła i pszeniczna, Miodna, dysząca plonem pszczelnym I wiatrem w zbożu pochylonym I wczesnym na wsi dniem niedzielnym, Gdy kolorowe, krochmalone, Krajkami szumiąc wzorzystymi Ścieżką przydrożną idą z sioła Kwietne dziewczęta do kościoła Z oczyma niebu odjętymi I chabrom inowłodzkiej ziemi; Choć wystrojone idą boso, Trzewiki na ramionach niosą, Wcześnie na świecie – i po łące Świeżości płyną parujące”. Zbiory, jakie pozostawił po sobie Julian Tuwim, posortowano i znaleziono między innymi utworami wiersz o Inowłodzu. Poeta zwraca się do umiłowanego przez siebie zakątka i żegna z żalem wszystko, co ukochał nad Pilicą w młodzieńczych latach. Nic dziwnego – tu przecież po raz pierwszy zetknął się z pięknem przyrody, tu pisał wiersze i tu jak się wyraził, pochwycił w objęcie szczęście. Oto fragment wiersza: 228 Ja do Ciebie nie mogę, nie mogę Przyjdź ty, lesie, do mnie, do kaleki Lub choć jedno drzewo wyślij w drogę, Inowłodzki lesie daleki! To pod którym chwyciłem w objęcie Szczęście, szczęście, inowłodzki lesie! Któregoś września 1956 r. zaprosił mnie do siebie p. Zajączkowski na spotkanie z kilkoma osobami z Warszawy interesującymi się rozwojem szkoły w Inowłodzu. Wkrótce byłem na miejscu. W mieszkaniu zastałem gospodarzy domu, siostrę zmarłego Poety, Irenę Tuwim z mężem i redaktora „Trybuny Ludu”, którego nazwiska nie pamiętam. Przyjezdni byli zdziwieni, że Inowłódz nie posiada własnego budynku szkolnego. Zachodziła więc potrzeba poważnej inwestycji. Szkoła posiadała plac pod budowę o powierzchni ponad 2 ha. Uczniowie i mieszkańcy napisali wspólnie podanie do władz o budowę szkoły. Redaktor tym się zainteresował i poprosił o wysłanie mu 1 egz. prośby. Pismo wysłałem w tygodniu. Po upływie kilku miesięcy nadeszła odpowiedź, w którą trudno było uwierzyć, która mogła wycisnąć łzy radości. Redakcja „Trybuny Ludu” zawiadamiała, że szkoła w Inowłodzu będzie budowana. Pod koniec grudnia 1958 roku podczas ferii świątecznych przenieśliśmy przy pomocy uczniów sprzęt i pomoce naukowe do nowego budynku, a czwartego stycznia 1959 r. rozpoczęliśmy w nim zajęcia. Ej Tuwimie, Tuwimie! Twoja przyjaźń do dzieci i ich środowiska była chyba unikalnym zjawiskiem, skoro Państwo uczciło Twą pamięć przez wybudowanie szkoły. Późną wiosną rodzice, uczniowie i nauczyciele przystąpili do zagospodarowania placu szkolnego. Zaczęliśmy poziomować plac przed budynkiem. Do zdejmowania ziemi z nierówności i wyżej położonego gruntu użyliśmy żelaznej szufli konnej, o którą postarał się p. A. Miniak z Zakościela. Jego też najczęściej było widać przy koniu z szuflą. Kiedy zniwelowaliśmy plac, ułożyliśmy przed budynkiem wielką płytę wybiegową, na której się miały odbywać imprezy artystyczne. Prezydium GRN zakupiło dla szkoły lipy, którymi obsadziliśmy aleję prowadzącą do szkoły. W pierwszym roku nowej szkole zabrakło kwiatów. Wtedy przyszedł nam z pomocą Stanisław Goska. Innym Inowłodzaninem, który pomagał w ukwiecaniu i zakrzewiania placu szkolnego był Idzi Łomiński. W tym też roku wzięliśmy się do niwelacji terenu pod boisko do piłki ręcznej. Mimo uciążliwości wykonali ją uczniowie. Prace końcowe wykonało Kółko Rolnicze z Królowej Woli. Po uporządkowaniu otoczenia szkoły raził wygląd samego budynku. Był nie otynkowany, mieszała się w nim cegła czerwona z białą i szarymi pustakami. Trzeba było to zmienić. Zwołane zebranie rodziców podjęło uchwałę, że każda rodzina mająca dzieci w szkole, zobowiązana jest 229 wpłacić Komitetowi Rodzicielskiemu po 100 zł na otynkowanie szkoły. Wkrótce zebrano ponad 10 000 zł. W ciągu pięciu tygodni szkoła została otynkowana. W roku 1973 Wydział Oświaty w Rawie Mazowieckiej wytypował szkołę w Inowłodzu na jedną z trzech pierwszych Zbiorczych Szkół Gminnych w powiecie Rawa Maz. Zaszła konieczność rozbudowy dotychczasowej szkoły. 3 września 1979 roku dokonano uroczystego otwarcia rozbudowanej szkoły, a uroczystości z tym związane inaugurowały otwarcie nowego roku szkolnego. Władze i mieszkańcy Inowłodza docenili znaczenie szkoły i potrzebę jej istnienia. Wykazywali stałą o nią troskę, spieszyli jej z pomocą, bo przecież ich szkoła istniała w Inowłodzu z przerwami od XIV wieku. Przed wszystkimi, którzy przyczynili się do rozwoju oświaty i kultury w Inowłodzu chylę czoło. Józef Dyło W powyższym opracowaniu autor cytuje: „ Kwiaty Polskie”; Monikę Warneńską, Warsztat czarodzieja, Wydawnictwo Łódzkie, wypowiedzi różnych osób zawarte we „Wspomnieniach o Julianie Tuwimie pod redakcją Wandy Jedlickiej i Mariana Toporowskiego, Czytelnik 1963 oraz odpisy listów Juliana Tuwima do dzieci i kierownika szkoły, pozostających w jej dyspozycji. 230 Leszek Orłowski Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego Walki na przyczółku sandomiersko-baranowskim w 1944 r. – we wspomnieniach mieszkańców Lisowa Były żniwa 1944 r. Skoszono żyto i sporo pszenicy. Na polach snopki zestawione w mendle. Te snopki dojrzałego zboża wzięły wkrótce „żywy” udział w nadciągających wydarzeniach. Któregoś dnia we wsi pojawili się pierwsi obcy ludzie spod Wisły. Uciekali byle dalej od frontu, który tam już się zaczął. Za parę dni z wyższych miejsc we wsi, widać było jakiś nienormalny ruch na szosie za Gołębiowem i słychać coraz głośniejszy, bliższy, groźny huk dział. Wiadomo było we wsi, że to front idzie i że biją się już na gołębiowskich polach. Następnego dnia do Lisowa dotarły tabory niemieckie. Przez pola uciekali Niemcy przykryci snopkami. Wspomina Józef Stępień: jak się kończą sadłowickie i zaczynają lisowskie pola, w nocy walczono na bagnety. Niemieckie samoloty bombowe leciały na Sandomierz. Tam, na niebie widać było dymki artylerii przeciwlotniczej. Stanisław Kmiecicki – komendant placówki BCH w Lisowie – pamięta, że pierwsze tabory niemieckie wjechały do wsi 6 sierpnia przed wieczorem, ale w nocy z siódmego na ósmego wycofały się bez śladu. Ósmego sierpnia rano rosyjskie czołgi zapędziły się aż do Gierczyc. Tego dnia wieczorem pierwsi żołnierze rosyjscy golili się, myli i okopywali się przed domem Kmiecickich. Dziewiątego sierpnia, w środę do dnia, Niemcy kontratakowali a dziesiątego znowu we wsi Rosjanie i ich trzy czołgi. W piątek znowu wojna. Rosjanie kazali mieszkańcom „uchodzić za szosę” w stronę Wisły i mówili, że „tu będzie Stalingrad”. Niemiecka artyleria ustawiona była w Jasicach, Bidzinach, Mierzanowicach Kaliszanach. Lisów i jego mieszkańcy znaleźli się w samym środku frontowych walk. Przerażeni uciekali do piwnic i dołów na ziemniaki. Mało kto zdążył wykopać jaki dodatkowy schron lub dół. Piwnice: dworska, u Grada, Gomuły i Kasińskiego zapchane były ludźmi. Jednego dnia wieczorem do piwnicy u Grada zajrzała niespodziewanie kobieta w rosyjskim mundurze pytając: giermaniec jest? Dla pewności sprawdziła wnętrze piwnicy. I poszła. Rano stłoczeni w piwnicy ludzie z przerażeniem słyszeli na drodze znowu język niemiecki. Kule gwizdały tak często, że choć na czas jaki zatykano otwór piwnicy pierzyną aby pociski do środka nie wlatywały. Kiedy strzelanie trochę ucichło ludzie skradali się do domów złapać coś do jedzenia, krowę wydoić, rzucić zwierzętom cokolwiek do jedzenia. Dziadek mój Stanisław z piwnicy Kasińskich pobiegł wyprowadzić zwierzęta z palących się 231 zabudowań. Strzelano tak bardzo, że nie mógł dobiec z powrotem do piwnicy. Szukał schronienia w dole ziemniaczanym i tam, przy wejściu dosięgła go kula. Dopiero następnego roku, w maju, brat ojca Stanisław zrobił trumnę i pochowali Dziadka na cmentarzu w Malicach Kościelnych. Józefa Adamczykowa pamięta jak wyszły z piwnicy dworskiej by wydoić krowy. Doiło się czasem na gnój, byle ulżyć zwierzęciu. Patrol rosyjski kazał im uciekać, bo będzie tu straszny ogień”. Złapałam pasyjkę i gromnicę – wspomina i chciałyśmy uciekać. Już nie dało rady i przesiedziałyśmy noc w dole ziemniaczanym. Do piwnicy dworskiej któregoś popołudnia uciekali chłopcy przed bombardującym samolotem niemieckim. Ostatnim był Zbyszek Adamczyk. Już w wejściu trafił go w plecy odłamek. Żył jeszcze parę godzin. Przenieśli go do drugiej piwnicy, w której było trochę chłodniej. Przyjechała rosyjska sanitarka, ale ratunek nie był już możliwy Owinęli ciało w firanki i koc. Ojciec pochował go w pobliskim dole, a wejście zatkał tyłkiem od łóżka. Sam przesiedział resztę dnia w chlewiku, bo nie dało się dojść do piwnicy. Tak bili Niemcy. Następnego dnia spaliły się całe ich zabudowania. Był taki moment, kiedy wszyscy w piwnicy Kasińskiego myśleli, że najedzie na nich czołg. Na szczęście przejechał obok. Wanda Stępień wspomina, że wtedy w piwnicy modlili się aby być gdzieś, gdzie by nie było kul. Jej mąż przekonany jest, że wrony nie jadły trupów bo odleciały ze strachu przed frontem. Teść Wandy – Jan Stępień – zginął na schodach piwnicy Gomuły. Bomba uderzyła na podwórzu; zabiła kobyłę i źrebię a odłamki sięgnęły piwnicy. Moja rodzina przeżyła pierwsze dni walki w schronie. Tuż za domem, na stromym zboczu pola, ojciec ze swoim stryjem Kazimierzem wykopali obszerny dół, w którym mogło zmieścić się około 10 osób. U góry zrobili wzmocnienie z czterocalowych bali, zwiezionych wcześniej na budowę nowego domu. Straszliwy huk dział od strony Słabuszowic i Gołębiowa. To rosyjska artyleria strzelała na niemieckie pozycje w Sadłowicach i Stodołach. Nad Sadłowicami kłęby dymu. Ojciec wyszedł ze schronu sprawdzić gdzie się pali. Wspiął się kilkanaście kroków wyżej schronu aby objąć wzrokiem Sadłowice. Nagle usłyszał „jargot’’ nadlatującego pocisku i upadł między radlonki ziemniaków. Pocisk uderzył jakieś 10 metrów od schronu. Ojciec zerwał się i zamierzał biec do schronu. Wtedy zobaczył, że za nim wyszedł niezauważony dwuletni chłopczyk. To byłem ja. W tej samej chwili świst następnego pocisku. Ojciec rzucił mnie w radlonki i przykrył sobą. Odłamek oderwał mu kawałek marynarki. Dym i kurz dostały się do schronu. Tam rozpaczliwie krzyczano – czy żyjemy? Po kilku dniach Niemcy wypędzili nas ze schronu i sami go zajęli. Mama moja wiele razy przypominała chwile, kiedy z pięciorgiem dzieci [brat najstarszy miał 16 lat a ja 2] biegła ku wsi pod straszliwym gradem kul. Ojca z nami wtedy nie było. Uciekał w kierunku pozycji rosyjskich bo Niemcy zarządzili zbiórkę wszystkich mężczyzn w środku wsi. To opowiadanie niemal zawsze przerywał płacz mamy. Na naszych oczach zginął Józef Rumieński. Przebiegał właśnie 232 drogę. Nagle upadł i jakiś czas rzucało nim. Tego dnia od bomb rzuconych z samolotu zginęła Stefania Majchrowa. Na ręku trzymała rocznego synka. Po sąsiedzku zginęło kilkumiesięczne dziecko Adama Lisicy a Adamowi pocisk urwał nogę. Wieś paliła się. Dwór Niemcy podpalili wycofując się dziewiątego sierpnia. Z sześćdziesięciu sześciu zabudowań Lisowa pozostały szkielety tylko trzech domów. Zginęły niemal wszystkie zwierzęta domowe; jedne w ogniu, inne wypuszczone – od kul. Już z drogi na wysiedlenie zawrócił Stanisław Kmiecicki i zajrzał do obory. „Zobaczyłem leżącą krowę. Na mój widok – wspomina – płakała. Miała ustrzeloną nogę”. Prosił żołnierzy o dobicie zwierzęcia. Żołnierze rosyjscy doradzali natychmiastową ucieczkę, zapowiadając jeszcze cięższe walki. Kazali uciekać w kierunku Studzianek i Pielaszowa. My zboczyliśmy od Studzianek nieco w prawo na Malice Kościelne. Za Studziankami na wzgórzu znaleźliśmy się w takim ogniu, że już chyba nikt nie wierzył w możliwość ratunku. „Cudem” powiadają Rodzice, dobiegliśmy do pobliskiego [ok..300 m] wąwozu. W ścianie wąwozu Ojciec z najstarszym bratem kopali dół a Mama tymczasem, pod akacją, trzymała mnie śpiącego na jej kolanach. Po liściach świszczały odłamki. Tam żyliśmy ok. dwóch tygodni z nadzieją, że będzie można wrócić do domu. Następnego dnia nad wąwozem słychać było przeciągłe: hura, hura. Żołnierze rosyjscy atakowali pozycje niemieckie. Straszna walka wręcz zakończyła się wyparciem Niemców. Uciekając nie zdołaliśmy nic zabrać ze sobą. Ani jedzenia, ani odzieży, ani sprzętu jakiego. Rosyjscy żołnierze dawali trochę chleba a widząc małe dziecko i łyżkę kaszy zostawili na wiązce słomy przy wejściu do dołu. W jednym z sąsiednich dołów urodził się mój kolega Edek Pietraszewski. Czasem, w stojącym na skraju wąwozu domu Wójtowiczów udało się Mamie ugotować garusu z jabłek lub ziemniaków uzbieranych na pobliskich polach. Jako dwuletnie dziecko najmniej byłem wyrozumiały i ciągle wołałem na Mamę; daj chleba, daj wody. Raz, podczas gotowania, rozpoczął się atak artyleryjski. Żołnierze kazali stawać pod ścianami. Dzięki podpowiedzi doświadczonych żołnierzy Mama wróciła do nas przerażonych i spłakanych. Nie było już nadziei na rychły powrót do domu. Żołnierze kazali nam uciekać dalej. Trafiliśmy do Słabuszowic a potem do Sternalic. Już ze Sternalic Ojciec wrócił do Lisowa z nadzieją, że znajdzie pierzynę dla dzieci. Zajrzał do piwnicy Grada, tam gdzie przebywaliśmy parę dni po wypędzeniu nas ze schronu. Zastał tam samotnego Sztacherę [ok..70 lat]. Błagał Ojca żeby nie zostawiał go samego. „Pan Bóg cię tu zesłał, nie opuszczaj mnie”. Ojciec przyrzekł mu, że wpadnie tylko do domu po pierzynkę i wracając weźmie go ze sobą. Niestety, jakieś 100 m od piwnicy zatrzymali go żołnierze rosyjscy podejrzewając, że idzie w szpiegowskiej misji, bo tę część wsi gdzie był nasz dom zajmowali Niemcy. Żołnierz zaprowadził ojca do dowództwa, które miało 233 siedzibę w innej części wsi. Szczegółowo sprawdzili jego wyjaśnienia i zwolnili podpowiadając, którędy może najbezpieczniej uciekać. Sztachera znowu został sam. Samotnie próbował ucieczki ze wsi. Widział go ktoś na końcu wsi. Zaginął bez wieści. Podobnie samotnie zginęły Barbachowa i Wasieńska. A dom nasz był już wtedy w zgliszczach. Ze Sretnalic trzeba było uciekać dalej. Wysiedlenie przeżyliśmy w Gorzyczanach, aż do stycznia następnego roku. Wysiedleńców było wielu; przerażonych, umęczonych, głodnych, nieodzianych. Trudno było znaleźć miejsce dla naszej siedmioosobowej rodziny. Wszy przyłączyły się do nas już w wąwozie w Męczennicach. Mama broniła nas naftą podarowaną życzliwie przez miejscowych. [Może z dziesięć lat później Mama znalazła na mnie wszy przyniesione ze szkoły. Opowiedziała mi wówczas, pierwszy raz o koszmarze wojny i wysiedlenia]. Ojciec przyniósł pierzynkę z bunkra w Malicach. Po drodze znalazł zapaskę i kupił od żołnierzy za bimber buty. Na polach uzbieraliśmy trochę grochu i ziemniaków. Mama międliła len, zbierała proso. Jesienią pomagali gospodarzom kopać buraki. Z zarobionych buraków pędzili bimber, za który dostali od żołnierzy parę sztuk bielizny. Z litości nad małymi dziećmi użyczyli też przydziałowego żołnierskiego mydła. Starszym braciom uszyła mama [ręcznie] spodnie z pałatki wojskowej a z peleryn wojskowych kurtki i dzieci wyglądały jak żołnierze. U Surowców – naszych gospodarzy – w pokoju mieszkali rosyjscy oficerowie. Mama, znająca ze szkoły nieźle język rosyjski wysyłała mnie do pokoju oficerów i kazała mówić: zdrastwujcie. Dostawałem za to kilka kostek cukru. Z kuchni gospodarzy mama czasem wybierała resztki jedzenia i rozdawała nam. Nauczyliśmy się jeść szybko i skrycie. Rodzina Surowców należała do życzliwych ludzi. Na wigilię wzięli nas do wspólnego stołu, na święta dali kawał salcesonu, a gospodyni pożyczyła Mamie chustkę by mogła pójść do kościoła. Ten wysiedleńczy los dzieliliśmy z innymi rodzinami z Lisowa i innych wsi objętych frontem. Tylko niektórzy znaleźli się po stronie niemieckiej. Danuta Maj z rodziną znalazła się w Kornacicach. Wspomina, że w jednej izbie żyły cztery rodziny. Spało się w kuchni, bez rozbierania, a wszy były w niesamowitych ilościach. Ona była wtedy kilkunastoletnią dziewczynką. W drewniakach poszła poślizgać się na lodzie. Pułkownik niemiecki poszczuł ją dużym psem, którego właśnie tresował. „Ten pies strasznie mnie porozbijał. Odwołał psa jak już byłam prawie bez tchu. Do dzisiaj pamiętam twarz Niemca i jego rudą głowę”. „Mama nie może teraz patrzeć na wojnę w telewizji” – wtrąciła jej córka Barbara. Po świętach Bożego Narodzenia czuło się, że front będzie ruszał dalej. Dniem i nocą szły transporty na zachód. „Siejczas pojedzieta damoj’’ informował Ojca „znajomy” oficer rosyjski. Skończył się czas wysiedlenia tylko wracać nie było do czego. Przyjechał po nas brat Mamy, Józef Leśniak i na resztę zimy zawiózł furmanką do Wojciechowic, ich rodzinnej wsi, przez którą front nie przechodził. Jak tylko mrozy zelżały wróciliśmy do Lisowa. 234 Tam gdzie był nasz dom leżała kupka popiołu, tylna ściana obory, opalona maszyna do młócenia, zniszczony kierat, drapacz, pług i brony. We wsi znaleźliśmy wolny bunkier. Sąsiednie były zajęte przez Barabaszów i Kiljańskich. Nasz był solidnie – po niemiecku – wykonany i wyposażony. Była kuchenka i prycza wojskowa, a nawet choinka [pozostałość z minionych świąt]. W tamtych dniach Mama nie miała nadziei, że kiedyś jeszcze będzie mieszkać w normalnym, obielonym domu. Pola niezagospodarowane, poprzecinane transzejami, okopami, całe ich połacie zaminowane. W samym Lisowie zostało osiem czołgów i jeden samolot. Nim przyszli „minerzy” ludzie ze wsi sami zdejmowali miny. Józef Stępień rozminowywał nie tylko własne pola ale na prośbę także u Mikołaja Kasińskiego i u Lisa. Samych zapalników uzbierał worek. Chełm znaleziony zakładał na głowę i zrywał miny. Chwalił się, że czołgówki pasowały na korytka dla świń. Po tych zaminowanych polach szli z Wojciechowic moi starsi bracia – Stach z Wieśkiem. Zboczyli z drogi zaciekawieni, co też można znaleźć w tych długich okopach. Obejrzeli wyłożone drewnem, wzmocnione stanowiska strzeleckie, taśmy po amunicji, sterty łusek. Parę wzięli do kieszeni i przyszli z tym do domu nieświadomi, co im groziło. Od miny zginął Józef Barbach [kiedy szedł po snopki na pole]. Kilka lat po wojnie, kąpiący się w podworskim stawie chłopcy znaleźli granat. Od jego wybuchu zginął Władek Miśkiewicz, poranieni zostali Tadek Barbach i Wiesiek Wołek. Ludzie, całymi dniami, zasypywali okopy. Pamiętam, kiedy Ojciec pozwolił mi bronować, coraz wśród mnóstwa łusek znajdowałem całe naboje. Przez kilka lat jeszcze ziemia nad okopami była innego koloru. Zboże też innym odcieniem znaczyło pozycje wojsk z tamtych dni. Pług, brony i drapacz ponaprawiał kowal i służą do dziś. Na capigach „nurka” u mojego brata Stacha lśnią mosiężne gilzy z amunicji do działek przeciwlotniczych. Przy tym pługu najbardziej lśni odkładnica polerowana ziemią i te gilzy polerowane ludzką ręką. Za pierwszą pożyczkę z banku w Radomiu [20 tysięcy] rodzice kupili czteroletnią kasztankę i chomąto. Mijał czas. Trzciną i pałką wodną zarastały „bomby” – doły obszerne i głębokie pozostałe na łąkach po wybuchach bomb. Stalowe kółka powyciągane z czołgów różnie się przydawały. Te gładkie, z ząbkami do wewnątrz, służyły wszystkim dzieciom do „szajby”. Przy pomocy drutu, odpowiednio wygiętego na końcu, popychaliśmy to kółko i biegali za nim. Kółkami wbijanymi w ziemię tak by zachodziły jedno za drugie, kobiety grodziły ogródki przed domami. Z tychże kółek miejscowy kowal porobił ludziom graczki do pielenia buraków i ziemniaków. Do dzisiaj mamy taką graczkę w domu. Poginęły gdzieś piłki do gry, wycinane z ciężkiej, twardej gumy, chyba też wywleczonej z wraków czołgów. Przyjechali potem jacyś ludzie z palnikami, pocięli te wraki czołgów i wywieźli. Trudno nawet teraz ustalić miejsce gdzie te zniszczone czołgi stały. Drzewa – także srodze poranione przez kule i odłamki – jedne uschły, inne zabliźniły rany. 235 Na zgliszczach lub obok zaczęły pojawiać się pierwsze zabudowania. Zwykle, pod jednym dachem izba mieszkalna i obora, w której krowa, koń, świnie i kury razem się chowały. Sklecone to było z pośledniej jakości drewna, oblepione gliną, przykryte strzechą, na zimę ogacane. Na podłogę brakło i pieniędzy i materiału. Dzisiaj i tych chałup już nie uświadczysz. Stoją w Lisowie domy mieszkalne prawdziwe i zabudowania gospodarskie okazałe. Wielu, tak jak i moi rodzice, trzykrotnie budowało dom. Raz przed wojną, drugi – chałupę po froncie i trzeci raz w jakieś dwadzieścia lat po wojnie. Pozostała ludzka pamięć o tamtych, strasznych dniach i miesiącach. Ponure obrazy, jak trwałe blizny, pozostają w pamięci na zawsze. Doświadczenie, którego ludzie się nie spodziewali, na które nie zasłużyli. „Wydaje mi się jakby to było wczoraj”, „widzę to jeszcze dzisiaj bardzo wyraźnie”. Opowiadający nie złorzeczą, nie pomstują. Ogarnia ich wzruszenie. Ciągle tylko pytają: Dlaczego? 236 Rafał Pilarek Uniwersytet Łódzki Etnografia na łamach pierwszych polskich czasopism geograficzno-podróżniczych i krajoznawczych Zdaniem uznanej geografki i prasoznawczyni okresu międzywojennego Reginy Danysz-Fleszarowej w historii polskiego czasopiśmiennictwa geograficznego wyznaczyć można trzy duże okresy: I 1805–1864; II 1876–1918; III od 19181. Należy podkreślić, iż forma i treść XIX-wiecznych czasopism geograficznych w istotny sposób różniła się od współczesnych periodyków tego gatunku. Tematami przewodnimi czasopism były relacje z podróży, materiały statystyczne, opisy geograficzno-przyrodnicze oraz artykuły poświęcone historii odkryć geograficznych. Niekiedy tematyka geograficzna wzbogacana była o treści historyczne, polityczne, a nawet techniczne. Warto pamiętać, iż do czasu pojawienia się na rynku wydawniczym pism specjalistycznych w czasopiśmiennictwie geograficznym obserwować można było obecność elementów literatury podróżniczej, turystycznej i krajoznawczej. Pierwszym w pełni nowoczesnym czasopismem geograficznym o charakterze naukowym był „Przegląd Geograficzny” wydany przez Polskie Towarzystwo Geograficzne w 1918 r.2 Zanim jednak do tego doszło polskie czasopiśmiennictwo geograficzne przeszło długą drogę. Wiadomości o zjawiskach geograficznych pojawiały się w naszym kraju wraz z rozwojem literatury periodycznej. Efemerydy „Relacje” o różnorakich zdarzeniach ukazywały się w Polsce już w XV w. Początkowo były to wiadomości rękopiśmienne, a w drugiej połowie XVI w. drukowane Listy, Opisy, Nowiny i Awiza3. Dotyczyły w głównej mierze zagadnień bieżących, politycznych i wojskowych. Szczyt ich popularności przypadł na panowanie Zygmunta III (1587– 1632) i Władysława IV (1632–1648). Wśród nich były także wieści o zjawiskach przyrodniczo-geograficznych np. Zapał srogi góry neapolitańskiej(…)z 1631 r., __________ 1 R. Danysz-Fleszarowa, Polskie czasopisma geograficzne oraz geografia w polskim czasopiśmiennictwie, „Czasopismo Geograficzne”, 1932, z.1/3, s. 68,76,78. 2 S. Dziki, Wśród geografów: redaktorów, wydawców i publicystów, „Alma Mater”, Kraków 2006, nr 85, s. 76; http://ptg.pan.pl 3 St. J. Czarnowski, Literatura periodyczna i jej rozwój, Kraków 1895, s. 282–283; Encyklopedia Wiedzy o Książce, red. A. Birkenmajer, Wrocław 1971, s. 454. 237 czy: Nowiny bardzo straszne o powodzi, która się stała we włoskich krainach w roku 16434. Wiek XVIII przyniósł narodziny nowego kierunku zainteresowań geograficzno-etnograficznych. Realizował się on zarówno na gruncie geografii ziem polskich, jak i geografii powszechnej, która dostarczała czytelnikowi informacji o odległych lądach i nieznanych ludach. Kluczowym motywem rozwoju piśmiennictwa tego typu było formowanie się nowej postawy badawczej, wzmacnianej wielkimi odkryciami, ciekawością intelektualną i wrodzonym pragnieniem rozszerzania i propagowania wiedzy o własnym kraju, ziemiach sąsiednich i zamorskich terytoriach. W tej kategorii literatury na szczególną uwagę pod względem „ludoznawczym” zasługuje praca Andrzeja Święcickiego: Topographia sive Masoviae descriptio. Dzieło powstałe u schyłku XVI w., a opublikowane w 1634 r. jest interesującym opisem Mazowsza, zawierającym bogate treści etnograficzne. W pierwszej połowie XVIII w. w polskim piśmiennictwie geograficznym zarysowuje się także tendencja do zainteresowań terytoriami ościennymi, zwłaszcza obszarami Cesarstwa Rosyjskiego, co było wynikiem zaangażowania się Polski w sprawy „Dymitriady”5. W styczniu 1795r. staraniem lwowskich wydawców Tomasza i Józefy Pillerów zaczął ukazywać się miesięcznik geograficzno-historyczny „Zbiór Pism Ciekawych służących do poznania różnych narodów i krajów, wyjętych z dzienników i innych dzieł periodycznych, z kopersztychami” [dalej skrót: „Zbiór Pism”]. Warto zwrócić na to szczególną uwagę, gdyż w prasie XVIII-wiecznej ilustrowane magazyny nie były zjawiskiem powszechnym. Technika druku polegała nadal na tradycyjnych zasadach ręcznego składania i odbijania. Do produkcji pisma używano winiet drzeworytowych i miedziorytowych, technik niezwykle pracochłonnych i kosztownych. Działania te świadczą o tym, że wydawcy czynili wiele starań, aby dostarczyć lwowskiemu czytelnikowi czasopismo na najwyższym poziomie. Tematyka poruszana na łamach periodyku była niezwykle urozmaicona, dotyczyła bowiem: historii geografii, spraw wychowania, a nawet zagadnień technicznych. Nie może to dziwić, gdyż szeroki zakres tematyczny zwiększał krąg prenumeratorów, a tym samym pozwalał pismu utrzymać się na rynku wydawniczym. Na łamach periodyku przeważały artykuły o charakterze naukowym, polityczno-historycznym i moralizatorskim oraz takie, które zaznajamiały z kulturą i obyczajami innych regionów6. Pierwszy numer mie- __________ 4 R. Danysz-Fleszarowa, dz. cyt., s. 64. (wszystkie cytaty umieszczone w tekście są z zachowaniem pisowni). 5 A. Posern-Zieliński, Kształtowanie się etnografii polskiej jako samodzielnej dyscypliny naukowej, [w:] „Historia Etnografii Polskiej”, red. M. Terlecka, Wrocław 1973, s. 36. 6 H. Rusińska-Giertych, Czasopiśmiennictwo lwowskie do końca XVIII wieku, Wrocław 2007, s. 82–83. 238 sięcznika zawierał m.in.: Naynowsze opisanie czyli charakterystyka Narodu Rossyiskiego. Była to charakterystyka Rossy wyięta (…) z Podróży P.A. Swetous Esq. do Norwegii, Danii i Państwa Rossyiskiego w roku 1788…89…90…91. Innymi tekstami, które ukazały się w następnych numerach tego pisma, były: Niektóre Uwagi nad Indyą Wschodnią, i życie sławney Familii Warren Hastings wyjęte z listów Wdowy de la Roche pisanych w roku 1787; Krótki rys Politycznego stanu Europy i przypadki roku zeszłego; Uwagi nad ludnością kraiów7. Najczęściej materiały zamieszczane w czasopiśmie stanowiły przedruki z dzienników i innych dzieł periodycznych. Ze względu na obecność licznych opisów podróży „Zbiór Pism” często określany jest mianem czasopisma podróżniczego. Periodyk ukazywał się w formie miesięcznika. Od stycznia do czerwca 1795r. wydano łącznie sześć numerów8. Pierwszą polską publikacją o charakterze serii wydawniczej poświęconą tematyce geograficznej był: „Wybór podróży znakomitszych naokoło ziemi i w różne jej strony, czyli geografia historyczna dla zabawy i nauki młodzieży tudzież dojrzalszych osób”, który pojawił się w Warszawie w 1805 r. Ukazało się 12 tomików monograficznych, w całości poświęconych podróżom odbytym w 1797 r.9 W pierwszej połowie XIX w. w Królestwie Kongresowym pojawiło się także wiele innych pism specjalnych, informujących czytelników o szerokim świecie10. Przełomowy moment dla rozwoju czasopiśmiennictwa geograficznego w Polsce wyznacza ukazanie się w styczniu 1827 r. w Warszawie miesięcznika: „Dziennik Podróży Lądowych i Morskich” [dalej skrót: „Dziennik”], który przez większość prasoznawców oceniany jest jako pierwsze polskie pismo geograficzno-podróżnicze11. Pierwowzór prasowy „Dziennika” stanowił „Journal des Voy- __________ 7 I. Cybula, Przegląd polskich czasopism podróżniczych, turystycznych i krajoznawczych wychodzących na ziemiach polskich do I Wojny Światowej, „Folia Geographica”, nr 18, Kraków 2007, s. 189. 8 J. Jarowiecki, Prasa lwowska w latach 1864–1918 Lwów Galicja, Kraków 2002, s. 173; J. Łojek, Historia prasy polskiej 1661–1864, Warszawa 1976, s. 63. 9 R. Danysz-Fleszarowa, dz. cyt., s. 64. 10 A. Zieliński, Pierwsze polskie czasopisma geograficzno-podróżnicze, „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego”, t. VIII, z. 2, Wrocław 1969, s. 161. Należały do nich: „Pamiętnik zagraniczny” (1822–1823), „Pamiętnik Zagraniczny Naukowy, Historyczny i Polityczny” (1816) oraz pierwsze na ziemiach polskich czasopismo w całości poświęcone jednemu krajowi – „Pustelnik Londyński z Ulicy Pikadlilli. Pamiętnik Zwyczajom, Obyczajom, Polityce, Literaturze, Teatrom Narodu Angielskiego Poświęcony” (1822–1823). 11 T.Z. Bednarski, Polskie czasopiśmiennictwo turystyczno-krajoznawcze (szkic bibliograficzno-informacyjny do 1914r.), [w:] „Zeszyty Prasoznawcze”, nr 3, 1967, s. 92–93; Z. Kulczycki, Zarys historii turystyki w Polsce, Warszawa 1968, s. 39; Encyklopedia Wiedzy o Prasie, red. J. Maślanka, Wrocław 1976, s. 57; A. Kotecki, Dziennik Podróży Lądowych i Morskich, „W kręgu książki”, Gdańsk 1990, nr 15, s. 24. Pozycje „Dziennika” jako pierwszego czasopisma geograficznego ukazującego się na ziemiach polskich kwestionuje Iwona Cybula. Badaczka wskazuje, że na miano pierwszego periodyku o interesującej nas tematyce 239 ages” z Paryża. Tytuł periodyku nawiązywał do podróży „wodą i lądem” i do zagranicznych serii wydawniczych, takich jak.: „Allgemeine Historie der Reisen zu Wasser und Lande” z Lipska i „Taschen Bibliothe der Wichtigsten und Interessantesten See und Landreisen” z Norymbergii12. Program czasopisma zaprezentowany został ogólnie w prospekcie, a bardziej szczegółowo w przedmowie do pierwszego numeru. Czytamy w nim: „W samej rzeczy, opisy podróży, które w innych pismach mających plan obszerniejszy i nieokreślony, spostrzegamy, że mogą być tak dokładne i częste, iżby potrafiły zaspokoić słuszną czytelnika ciekawość. Z drugiej strony, krajopisma i statystyki nie tylko że u nas rzadkiem są zjawiskiem, ale oprócz tego nie mogą nam dawać tak żywego wyobrażenia o krajach, ludach, ich zwyczajach, ile to uczynić mogą opisy podróży”13. Publikowane na łamach nowego pisma opisy podróży miały zatem zapewnić czytelnikom pełniejszą i żywszą, w porównaniu z nielicznymi wydawnictwami geograficzno-statystycznymi, wiedzę o krajach i ludach, ich zwyczajach i instytucjach. Szczególnie cenne wydają się idee zawarte we wstępnym artykule programowym: „Najwydatniejszą atoli przyczyna, dla której zajmować winny opisy podróży, są obowiązki, jakie mamy względem spółbliznich, względem ziomków, względem narodów sąsiedzkich, względem całego narodu ludzkiego. Czym jest wyraz – kochaj bliźniego, jeśli bliźniego nie znamy; czczym obowiązek kochania ojczyzny, jeśli ojczyznę w wyobraźni tylko sobie tworzymy… Ta zacięta i będąca prawdziwą hańbą rodu ludzkiego nienawiść narodowa, skądże jeśli nie z wzajemnej nieznajomości ludów, w nieznajomości ich pobudek działania, początek swój bierze”14. Do zespołu zadań redakcji należało zatem kształtowanie światopoglądu czytelników w taki sposób, aby poprzez przybliżanie obyczajów i kultury innych społeczeństw przeciwdziałać szowinizmowi, łagodzić uprzedzenia i konflikty między narodami. Siedzibą redakcji czasopisma była Warszawa. W stolicy także pismo było drukowane. Od stycznia do września 1827 r. tłoczono „Dziennik” w drukarni Księży Pijarów. Druk trzech ostatnich numerów powierzono drukarni Onufrego Łątkiewicza (od numeru 10). Objętość numerów wahała się od 96 do 112 stron. zasługuje „Zbiór Pism”, Por. I. Cybula, dz. cyt., s. 188–192. W podobnym tonie wypowiada się J. Jarowiecki. Por. dz. cyt., s. 173. 12 A. Zieliński, tamże. 13 [Prospekt], „Dziennik Podróży Lądowych i Morskich”, 1827, nr 1. 14 [Przedmowa], tamże, 1827, nr 1, s. 1. 240 Każdy kolejny numer „Dziennika” składał się z trzech części. Część pierwsza zarezerwowana była dla kilku obszernych artykułów. Zdarzało się, że redakcja zamieszczała tekst w formie odcinków w kilku kolejnych numerach. Niekiedy przerwa pomiędzy publikacją kolejnych części wynosiła kilka numerów. W przeważającej większości pismo posiłkowało się materiałem tłumaczonym z podobnych wydawnictw z Francji, Anglii, Niemiec, czy Rosji. Pojawiały się także artykuły, które stanowiły obszerne fragmenty dzieł wielotomowych (tzw. wyjątki lub wyimki). Miały one za cel przybliżyć czytelnikowi dopiero co odkryte rejony świata. Artykuły zawierały opisy ubiorów, pożywienia, budownictwa, obyczajów i zwyczajów nieznanych ludów. Lektura „Dziennika” dostarczała ponad to informacji na temat hierarchii społecznej, systemów wartości, sposobów myślenia i działania społeczności z różnych rejonów świata. Przeważały informacje dotyczące Europy (22 artykuły), następnie Azji (17), kolejno obu Ameryk (10) i Afryki (5)15. Ze względu na charakter moich rozważań, szczególnie godna uwagi jest relacja pisarza Jana Tadeusza Bułharyna zatytułowana Przejażdżka po Inflantach, kontynuowana w kolejnych numerach pisma. W trakcie swojej podróży po Inflantach, autor nie stronił od kontaktów z warstwami nieoświeconymi, szukając śladów starożytnej narodowości. Podróżnik opisywał obyczaje, praktyki społeczne (religia, małżeństwo, język i praca), zróżnicowanie etniczne oraz codzienne życie Estończyków i Łotyszy. Jak pisał bowiem: odróżnienia się w obyczajach i sposobie życia rozmaitych narodów i plemion szukać należy w chatach wieśniaczych i spośród mieszkańców pomniejszych miasteczek16. Ten obszerny materiał zawierał także charakterologiczne studium mieszkańców nadbałtyckich krain. Interesujący tekst, zatytułowany: O rozmaitych ludach zamieszkujących Ziemię Węgierską odnajdujemy w numerze 6 miesięcznika. To wszechstronna charakterystyka grup etnicznych zamieszkujących dawne Ziemie Węgierskie. Oto w jaki sposób autor publikacji opisywał słowacki strój kobiecy: „Kobiety noszą buciki na mosiężnych korkach, ozdobionymi guzikami, spódnice sukienne, gorsety bez rękawów, zwykle koloru ciemnego, koszula jest ich najczęściej wyszywana na rękawach, ozdobionych niekiedy grubą koronką. Dziewczęta noszą włosy zebrane z tyłu w warkocz, do którego mnóstwo wplecionych różnobarwnych wstążek unosi się w powietrzu(…)”17. Redaktor „Dziennika” w przedmowie programowej zwracał uwagę na niezmierzone bogactwo ludzkiej indywidualności zarówno w skali jednostkowej jak i całych narodów: Jakże rozmaitość odcieniowań okazałyby się nam w naturze ludzi pojedynczych, jak i całych narodów, w cudach natury i sztuki, gdybyśmy __________ 15 A. Kotecki, Początki polskiej prasy geograficzno-podróżniczej (1827–1829), [w:] „Zeszyty Prasoznawcze”, R.XXXIX, nr 1–2 (145–146), Kraków 1996, s. 133. 16 T. Bułharyn, Przejażdżka po Inflantach, „Dziennik”, 1827, nr 11, s. 133. 17 O rozmaitych ludach zamieszkujących ziemię węgierską, tamże, nr 6, s. 288. 241 cały ogrom onych ogarnąć mogli18. Pamiętano także i o drugiej przeciwstawnej idei, która harmonijnie dopełnia pierwszą, że ludzie mimo swoich zróżnicowań są jednakowi na całym globie, że ludzka psychika pomimo uwarunkowań środowiskowych jest wszędzie taka sama. Dlatego też w opisach podróżnych rysuje się zainteresowanie nie tylko zróżnicowaniem obyczajów, instytucji, fenomenów kulturowych i politycznych, ale również obszarem wszelkich zachowań i działań ludzkich. Autorzy-podróżnicy eksponowali walory opisywanych ludów. Wskazywali na ich gościnność, poczciwość, szlachetność uczucia. Takie zalety posiadali mieszkańcy Afryki w świetle relacji majora Denhama19. „Tak jest – potwierdza narrator – znajdują się w środku Afryki dzieci prostej natury, które odznaczają się zasadami i uczuciami, jakie by zaszczyt przyniosły najbardziej ucywilizowanemu chrześcijaninowi”20. Relacje podróżników podważały powszechnie przyjęty przesąd na temat obyczajowości ludów pozaeuropejskich, o czym może świadczyć jedna z not informacyjnych: „dadzą nam poznać ludy i narody, które pomimo koloru swego więcej są uobyczajone aniżeli powszechnie o nich w Europie mniemają”21. Najczęściej pojawiającym się elementem w omawianym czasopiśmie była „podróż”, np.: Podróż z Indjów do Anglji; Podróż do Wysp Sandwichskich okrętu Króla JMci W. Brytanii; Podróż Anglika p. Benson do Korsyki; Poza podróżami mamy do czynienia z Listami np. Listy o Szwajcarii; List Niemca w meksykańskim kraju zamieszkałego. Należy zaznaczyć, że relacje te stanowiły sprawozdanie z autentycznie odbytych przez autora podróży, bądź dokumentowały dłuższy pobyt w opisywanym kraju. Opisy i relacje podróżnicze dostarczały informacji nie tylko o aktualnych odkryciach geograficznych, ale także bieżących wypadkach politycznych, obyczajach i poziomie cywilizacyjnym innych krajów. Odmienną formę sprawozdawczą przybierały Wiadomości, np. Wiadomości o Cyganach; Wiadomości o Druzach, na górze Libanu mieszkających; Wiadomości o Kolumbii. Poprzez swoją usystematyzowaną formę bliższe były podręcznikom, niż reportażowym relacjom z podróży, chodź często i one wywodziły się z zapisków podróżniczych. Drugą część każdego numeru stanowiły Rozmaitości. Zamieszczano tutaj niewielkie notatki, które nie znalazły się w pierwszej zasadniczej części zeszytu. Większość z nich można nazwać mianem ciekawostek, a nawet „ploteczek” o tematyce geograficzno-przyrodniczej i historycznej. Oto kilka przykładów: Uczona wyprawa do Nowej Galii południowej; Podróż około ziemi, Kilka szczegółów o wyspie Korfu. Dział Rozmaitości gromadził także teksty o wyraźnie __________ 18 [Przedmowa], tamże, nr 1, s. 3. A. Zieliński, dz. cyt., s. 165. 20 Podróże i odkrycia w północnych i średnich częściach Afryki etc., uskutecznione w latach 1822, 1823 i 1824 przez majora Denhama, kapitana Clappertona i doktora Oudney, dz. cyt., nr 3, s. 292. 21 Najnowsze wiadomości o podróżnych angielskich w środku Afryki, tamże, nr 1, s. 95. 19 242 zarysowanych treściach etnograficznych: Zawieranie małżeństw u Chińczyków, Chowanie umarłych w Chinach, Zwyczaje weselne Serbów. Na koniec należy wspomnieć o trzecim dziale: Nowe dzieła. Było to miejsce, w którym redakcja zamieszczała anonse na temat nowych publikacji, które zbieżne były z profilem wydawnictwa. Informacje obejmowały tytuł i autora pracy, miejsce wydania, niekiedy cenę i miejsce zakupu. Jednym słowem ogłoszenia księgarskie. W przypadku materiałów zamieszczanych w dwóch pierwszych częściach periodyku nie zawsze ujawniano autorów publikacji, zwłaszcza w części Rozmaitości. Bywało, iż autor był niejako ukryty w treści tytułu. Należy pamiętać, że tytuły ówczesnych artykułów miały charakter opisowy, były długie i wyrażały treści zawarte w materiale. Nazwisko autora wielokrotnie stanowiło jeden z członów tytułu. Niekiedy można odnaleźć informacje na temat źródła, z którego czerpano wiadomości, bądź inspiracje do tekstów. Był to najczęściej tytuł czasopisma, pisany w skrócie i zamieszczany na końcu publikacji22. W inauguracyjnym numerze pisma redakcja informuje o zasadach prenumeraty. Zasady te były powtarzane w każdym kolejnym numerze na czwartej stronie okładki. W numerze kończącym kwartał widniał Spis prenumeratorów. Oto jak po analizie spisu przedstawia się ilość prenumeratorów „Dziennika”23: Tomy 1 2 3 4 Odbiorcy indywidualni 168 136 38 Brak danych Odbiorcy zbiorowi 71 72 60 Brak danych Razem 239 208 98 Brak danych Pismo ekspediowano nawet do Paryża. Wśród grona prenumeratorów spotykamy publicystów tej miary co T. Bułharyn, L. Duszewski, B. Kiciński, J. Lelewel czy J. Ursyn-Niemcewicz24. Po rocznej działalności „Dziennik Podróży Lądowych i Morskich” zmienił nazwę na „Kolumb. Pamiętnik Opisom Podróży Lądowych i Morskich, Najnowszych Odkryć Jeograficznych, Wiadomościom Statystycznym Oraz z Temi w Styczności Zostającym Poświęcony”25 [dalej skrót: „Kolumb”]. W ogłoszeniu prenumeraty nawiązano do wydawnictwa poprzedniego, żywiąc nadzieję, że poprzez czasopismo kraj nasz stopniowo coraz lepiej poznawać i coraz właści- __________ 22 A. Kotecki, Dziennik Podróży Lądowych i Morskich, dz. cyt., s. 24. J. Łojek, Studia nad prasą i opinią publiczną w Królestwie Polskim (1815–1830), Warszawa 1966, s.152,155. 24 .T.Z. Bednarski, dz. cyt., s. 93. 25 Być może tytuł periodyku nawiązywał do czasopisma „Columbus”, z którego materiałów korzystano przy redagowaniu „Kolumba”. Do wspomnianego tytułu nawiązał także F.S. Dmochowski zakładając w 1839 r. pismo „Nowy Kolumb”, Zob. A. Zieliński, dz. cyt., s. 165. 23 243 wiej oceniać będziemy26. Drugą wprowadzoną zmianą była częstotliwość ukazywania się periodyku. Od stycznia 1828 r. czasopismo zostało przekształcone w dwutygodnik. Zmianie nie uległa ani zasada publikacji (w tym cena i sposób kolportażu), ani szata graficzna. W piśmie wzrosła natomiast liczba opracowań oryginalnych, w tym także wyciągów z publikacji autorów polskich. Pojawił się m.in. opis podróży Jana Potockiego do Astrachania i okolic z 1797, będący przedrukiem z „Dziennika Wileńskiego”, a także „przypomnienia” podróży do Anglii i Szkocji Krystyna Lecha Szyrma oraz 4-tomowy „Dziennik podróży do Krymu” pióra Karola Kaczkowskiego. Na szczególną uwagę zasługują opisy topograficzne oraz wiadomości historyczno-statystyczne pióra inicjatora badań terenowych, pioniera regionalizmu Wincentego Hipolita Gawareckiego27. Każdy numer „Kolumba” (liczący najczęściej 56 stron) poza częścią zasadniczą, w której publikowano obszerne artykuły, zawierał również działy: Rozmaitości, Gazeta podróży i jeografii (począwszy od numeru 24) oraz Nowe dzieła. Pierwszoplanową formą dziennikarską stały się w „Kolumbie” „wyciągi” opisów podróży publikowanych w Anglii, Francji, Niemczech i Rosji. Doceniając w pełni walory socjograficzne relacji podróżniczej, warto przywołać niektóre nich: Podróż do Ameryki północnej gen. Callota; Dwuletni pobyt w Konstantynopolu i Morei; Listy o Bengalu F.Deville’a; Podróż do Brazylii; Dziennik drugiej wyprawy do środka Afryki Clappertona. Należy podkreślić, iż relacje podróżnicze posiadały niepodważalne walory poznawcze, także w wymiarze etnograficznym. Licznie prezentowane opisy ludów, dostarczały czytelnikowi wiedzy w przedmiocie kultury materialnej, kultury duchowej, a także organizacji życia społecznego. Na łamach „Kolumba” odnajdujemy m.in. informacje o mieszkańcach Nowej Zelandii, społeczności Żydowskiej w Turcji, osad Niemieckich w Stanach Zjednoczonych, Ludach Australii, Ameryki Południowej i Europy. Są to sprawozdania z podróży, które obejmują bogate opisy zwyczajów, obyczajów, praktyk religijnych, lokalnej sztuki oraz muzyki i tańca. Ponad to autorzy-podróżnicy zamieszczali na łamach pisma obszerne informacje dotyczące ubiorów, rodzajów i technik wytwarzania narzędzi, strategii łowieckich i taktyk wojennych wielu społeczności. Informacje te odnajdziemy m.in. w artykułach: Opisanie wyspy Lingga w Cieśninie Saul leżącej i wiadomości o jej mieszkańcach, autorstwa C.Van Angelbeck’a; Letters sus le Bengale etc. Listy o Bengalu pisane z nad brzegów Gangesu przez F. Deville kapitana okrętu w Paryżu 1826; Obrzędy przeciwko cholerze w Indiach. Na łamach „Kolumba” pojawiały się materiały, które wzbogaciły wiedzę na temat wyglądu i wyposażenia dawnych siedzib ludzkich: Opis historyczny dwudziestoletniego pobytu w Ameryce Południowej albo podróż do Araukanji, Peru i Kolumbii przez W.B. Stevensona po angielsku napisana; Wyprawa morska kapitanów King i Stokes __________ 26 27 244 [ Prospekt ], „Kolumb”,1828. A. Zieliński, dz. cyt., s. 167. uskuteczniona na rozkaz rządu Angielskiego celem rozpoznania brzegów Ameryki Południowej i Cieśniny Magiellańskiej. W „Kolumbie” obecna była także tematyka dotycząca pozycji i roli kobiet w różnych rejonach świata: Wiadomości o ludach Australię zamieszkujących. Jako to: Papuach, Tasmanjanach, Alfuruach i Australjanach, przez PP. Lessom i Garnot; Osada Niemiecka w Stanach Zjednoczonych (Wyjątek listu pisanego z kantonu w Kraju Ohio); Niektóre wiadomości o obyczajach i zwyczajach mieszkańców Lima, a mianowicie kobiet, pióra P.R.P. Lessom’a. Lektura „Kolumba” poszerzała wiedzę na temat skomplikowanych relacji pomiędzy grupami etnicznymi w Europie i Azji: Wiadomości o prowincjach północnych państwa Otomańskiego i o ich ludności; O Żydach Tureckich wyjątek z podróży do Turcji Pana Walsch, członek poselstwa angielskiego w r.1828 wydaney. Cenne były także te artykuły, które przynosiły wiedzę antropologiczną, informowały o usposobieniu, mentalności i cechach charakteru egzotycznych społeczności, np. Wiadomości o rządzie, obyczajach i przesądach mieszkańców kraju Walo przez Barona Roger, byłego wielkorządcy osady francuskiej Senegali; Wiadomości o mieszkańcach Nowej Zelandii przez R.P. Lessom. W omawianym periodyku nie zabrakło także materiałów typu folklorystycznego, np. Wiadomości o Ormianach. Analiza treści artykułów zamieszczonych z czasopiśmie wskazuje, że podobnie jak miało to miejsce w przypadku „Dziennika”, wydawcy na uprzywilejowanej pozycji umieścili ludy i kraje Europy (59 pozycji, w tym 12 dotyczących Polski), kolejne miejsce zajęła Azja (34 artykuły), następnie Ameryka Łacińska (25), Afryka (16), Ameryka północna (4), Australia i Oceania (4). Na popularność niektórych obszarów świata i Europy wpływ miały bieżące wydarzenia społeczno-polityczne. Tak było w przypadku Turcji, Grecji, Meksyku, Egiptu i Włoch. Co ciekawe, brak jakiejkolwiek informacji dotyczącej Francji28. W porównaniu z „Dziennikiem” w „Kolumbie” zamieszczono wyraźnie więcej artykułów polskich autorów m.in. Krystyna Lecha Szyrma, Karola Kaczkowskiego, dr Soczyńskiego, Teodora Narbutta29. W ciągu dwóch lat (1828–1829) ukazało się łącznie 48 numerów w 8 tomach. Poza stosowaną winietą, szatę typograficzną czasopisma wzbogacano niekiedy o litografię wykonaną w zakładzie T. Viviera. W ostatnim numerze „Kolumba” (XII 1829 r.) pojawiła się informacja o zakończeniu edycji pisma. Ten sam anons obwieścił ukazanie się cyklicznego wydawnictwa o całkiem nowej formule. Miała to być seria wydawnicza, a nie czasopismo. Tytuł publikacji brzmiał: „Wybór najciekawszych i najnowszych podróży lądowych i morskich z dwunastu tomików złożony”. Zbliżony w charakterze „Wybór” pojawił się w Wilnie w 1853 r. (6 tomów) nakładem i drukiem J. Zawadzkiego30. __________ 28 Tamże, s.169. T.Z. Bednarski, dz. cyt., s. 94. 30 Tamże, s. 93. 29 245 Wydawcą i inicjatorem serii czasopism geograficzno-podróżniczych, krajoznawczych wydawanych w latach 1827–1830 był Michał Dembiński, warto zatem przybliżyć jego sylwetkę. Michał Dembiński urodził się ok. 1803 r. w Warszawie. Będąc studentem uczestniczył w latach 1820–1821 w związku młodzieży – „Gospoda Akademicka”, za co został relegowany z uczelni. Wraz z grupą podobnych sobie działaczy wyjechał do Krakowa, gdzie uczestniczył w organizowaniu związków wśród tamtejszych studentów. Za tę działalność został aresztowany. Po powrocie do Warszawy podjął pracę w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Równocześnie w tym samym okresie nawiązał współpracę z tajnym sprzysiężeniem Wysockiego. Efektem tych kontaktów była decyzja o zaciągnięciu się do wojska. Po upadku powstania listopadowego Dembiński wraz z falą emigrantów znalazł się we Francji, a następnie w Belgii, gdzie prowadził ożywioną działalność w Towarzystwie Demokratycznym Polskim. Na emigracji powrócił także do pracy dziennikarskiej. W 1851 r. został współredaktorem „Demokraty Polskiego”. Zmarł w 1873 r. w Brukseli31. Prawdopodobnie wybuch powstania listopadowego, jego klęska, a w konsekwencji represje zaborców w sferze kultury spowodowały, iż po roku 1830 nastąpiła kilkuletnia przerwa w wydawaniu czasopism geograficznopodróżniczych. Okres stagnacji nie trwał jednak długo, bo już w 1835 r. Franciszek Salezy Dmochowski oddał w ręce czytelników nowe dzieło, było nim: „Podróż malownicza około świata, Porządny zbiór najciekawszych wiadomości i odkryć z Bayrona, Wallis, Kartera, Bougainvilla, Kooka, Laperouza, Vancouvera, d’Entrecasteux, Baudina, Freycineta, Duperry, Krusensterna, Kotzebuego, Becherdy, Dumont d’ Urville, Laplace i t.d.” [dalej skrót: „Podróż Malownicza”]. Periodyk w swoim założeniu miał być tłumaczeniem francuskiej pracy, wydanej przez Towarzystwo Podróżników i Uczonych, pod kierunkiem uznanego podróżnika i badacza Oceanu Spokojnego i Antarktyki – Jules’a-Dumont d'Urville’a. Podróż Malownicza” była periodykiem bogato ilustrowanym. O szatę ikonograficzną czasopisma (ryciny na miedzi) zadbał znany sztycharz warszawski Fryderyk Krzysztof Dietrich. Praca Dumont’a d'Urville’a, zamieszczona na łamach „Podróży Malowniczej” zawierała barwne opisy wypraw morskich odbytych na około świata przez znanych żeglarzy-odkrywców. Relacje z podróży podzielone zostały na części (rozdziały), w których każda traktowała o innym rejonie świata. Informacje zawarte w „Podróży Malowniczej” poszerzały wiedzę ówczesnego czytelnika m.in. na temat organizacji życia społecznego w Chinach i kolonialnych Indiach. Notatki z podróży dawały wgląd w złożone relacje pomiędzy klanami, kastami i grupami etnicznymi, zamieszkującymi wspólne terytoria. Szczególnie godne uwagi są doniesienia wskazujące na niezwykle trudne poło__________ 31 M. Turowicz, Towarzystwo Demokratyczne Polskie 1832–1863, Warszawa 1964, s. 126–127. 246 żenie kobiet w różnych częściach świata. Relacje podróżnicze dostarczały wiedzy m.in. na temat praktyk krępowania stóp kobiet w Chinach, czy nakazu rytualnej kremacji wdów w dziewiętnastowiecznych Indiach. Ponad to w „Podróży Malowniczej” odnajdujemy informacje o wierzeniach, praktykach religijnych, zwyczajach i obyczajach mieszkańców Europy, Azji i obu Ameryk. Dotychczas prezentowane czasopisma geograficzno-podróżnicze, z wyjątkiem „Zbioru Pism”, który pojawił się pod koniec XVIII w. we Lwowie, ukazywały się w Warszawie, a zatem na obszarze ówczesnego zaboru rosyjskiego. Tym razem pragnę zwrócić szczególną uwagę na periodyk, który był pierwszym pod zaborem pruskim ilustrowanym magazynem popularnonaukowym o interesującej nas tematyce. Pierwszy numer „Przyjaciela Ludu, czyli tygodnika potrzebnych i pożytecznych wiadomości” ukazał się w Lesznie 2 lipca 1834 r. Periodyk poświęcony był głównie historii Polski, literaturze dawnej, sztukom pięknym i architekturze, etnografii i folklorowi, krajoznawstwu i utrwalaniu polskiej tradycji historycznej32. Nakład dochodzący do 3000 egzemplarzy, rozchodził się nie tylko na terenie zaboru pruskiego, ale również w Królestwie, Galicji i na Litwie, a także wśród Polaków na emigracji33. Nakładcą i drukarzem tytułu przez wszystkie lata pozostawał Ernest Günther. Inicjatorami założenia „Przyjaciela Ludu” byli trzej nauczyciele: Jan Popliński, wykładowca w szkole w Lesznie; Antoni Popliński, nauczyciel gimnazjum poznańskiego oraz historyk Józef Łukaszewicz. Mecenat nad projektem objęli: hrabia Edward Raczyński i generał książę Antoni Sułkowski, dostarczając artykułów, cennych dokumentów i rycin, a także udzielając czasopismu istotnego wsparcia finansowego. Pierwszym redaktorem „Przyjaciela Ludu” był profesor Paweł Ciechański, ale faktyczne obowiązki pełnił Jan Popliński34. To on nawiązał rozliczne kontakty, prowadził korespondencję, zabiegał o materiały do artykułów. Jego wysoka kultura literacka i ogromne zaangażowanie w istotny sposób zaważyły na poziomie pisma. Po śmierci Poplińskiego (17 III 1839) kierownictwo nad czasopismem objął Józef Łukaszewicz, a następnie dr Maksymilian Szymański. W ostatnich miesiącach istnienia periodyku redakcją kierował ksiądz Franciszek Wawrowski z Krotoszyna. Czasopismo związane z obozem konserwatywnym i katolickim świadomie unikało problematyki politycznej, akcentując równocześnie tendencje organicznikowskie. „Przyjaciel Ludu” odpowiadał w główniej mierze zwolennikom nurtu oświeceniowego, ale publikował także artykuły sympatyków nowych prądów, zwłaszcza te promujące uprzemysłowie- __________ 32 J. Łojek, Prasa Polska w latach 1661–1864, dz. cyt., s. 249. T. Brzozowska, Poznańskie [w:] „Dzieje Folklorystyki Polskiej 1800–1863”, red. H. Kapełuś, J. Krzyżanowski, Wrocław 1970, s. 367. J. Łojek wskazuje, iż cały nakład „Przyjaciela Ludu” rozchodził się w Królestwie i wynosił, ok. 1700 egz. Por. J. Łojek, Prasa Polska w latach 1661–1864, dz. cyt., s. 249. 34 Szerzej na temat Jana Poplińskiego Zob. A. Żalik., Jan Popliński, „Przyjaciel Ludu”, Leszczyńskie Towarzystwo Kulturalne, Leszno, 1/1986. 33 247 nie i unowocześnienie kraju. Pismo wbrew tytułowi kierowane było przede wszystkim do inteligencji35. Wnikliwa analiza zawartości „Przyjaciela Ludu” pozwoliła na wyodrębnienie następujących obszarów tematycznych: artykuły historyczne, artykuły naukowo-poznawcze, artykuły o tematyce przyrodniczej, opisy miast i okolic, życiorysy i sylwetki osób, powieści, opowiadania, poezja, twórczość ludowa, kronika literacka i rozmaitości. Szczególną uwagę pragnę zwrócić na elementy etnograficzne, licznie występujące na łamach pisma. Leszczyńskie czasopismo wiele miejsca poświęciło kulturze i obyczajom różnych ludów, zwłaszcza europejskich. Wśród licznych materiałów tego typu odnajdziemy te dotyczące: Polaków, Serbów, Żmudzinów, Litwinów, Rusinów, Greków, Turków i Węgrów. Zakres poruszanych tematów obejmował zarówno dorobek kultury materialnej, społecznej, jak i duchowej. Na pierwszym planie, podobnie jak miało to miejsce w poprzednio omówionych pismach, odnajdujemy opisy strojów, ozdób, mieszkań i pożywienia. Opisy te często poprzedzała stosowna charakterystyka antropologiczna i charakterologiczna mieszkańców. Autorzy przybliżając czytelnikom obraz danej społeczności nie zapominali o prezentacji tła historycznego i warunków środowiskowych, oba te elementy miały bowiem istotny wpływ na rozwój i losy opisywanych społeczności. Przyjęcie takiej perspektywy prezentacji umożliwiało czytelnikom lepsze zrozumienie poruszanych problemów i świadczyło równocześnie o dojrzałości badawczej autorów. Warto w tym miejscu przywołać kilka artykułów, w których uwypuklono kontekst historyczny: Tatarzy nogajscy; Węgrzyni; Kałmuki; Cyganie na Wołoszczyźnie. Część publikowanych na łamach „Przyjaciela Ludu” tekstów dotyczyła ziem polskich. Artykuły zawierały opisy strojów, pożywienia, sposobów gospodarowania i budownictwa. I tak w artykule: Krakowianie możemy przeczytać o krakowskim stroju kobiecym: „(…) gorset mają z merynosu, atłasu, lub innej materyi jedwabnej. Spódnica różnego koloru dochodzi aż do pięt; bogatsze mają obszytą galonami złetemi lub srebrnemi. Latem aby się chronić przed kurzawą, noszą szal płócienny albo muślinowy, który nazywają rańtuchem”36. Informacje o strojach i ozdobach ludu odnajdziemy w tekstach: Artykuł o miejscowości Kołaczyce; Dzisiejsi Egipcjanie; Ułamek z najnowszej podróży do Hiszpani; Serbowie; Kaukaz, Tatarzy nogajscy; Kujawiak; Turczynki i Greczynka; Ubiory dawnych Polaków; Beduin; Węgrzyni; Kałmuki; Mazurzy; Kujawiak; Hucuły; Wieśniacy z okolic Warszawy; Górale w Tatrach mieszkający. Artykuł zatytuło- __________ 35 J. Łojek, Prasa Polska w latach 1661–1864, dz. cyt., s. 249. Tą pozorną sprzeczność, którą skrywał tytuł rozstrzygają słowa zamieszczone w „Orędowniku Naukowym”:„Wyraz zbiorowy lud nie oznacza sam tylko lud wiejski, ale odpowiadając zupełnie wyrazami łacińskiemu »populus«, bierze się zwyczajnie za naród cały i w tym znaczeniu używanym był od najlepszych starożytnych pisarzy naszych(…)”,Zob.„Orędownik Naukowy”,1844, nr 5, s. 39. 36 „Przyjaciel Ludu”, R.13: 1846, nr 4, s. 31. 248 wany: Podlasianie dostarczał informacji m.in. o wnętrzu wiejskiej chaty: „Ta izba jest jedynem mieszkaniem Podlasianina. Sprzęty jej są: stół długi i wąski, ustawiony pod oknem; dwie ławki przy piecu; łóżko lub właściwie kilka zbitych desek, wzniesionych czterema kawałkami drzewa, w jednym kąciku, w drugim dzieżka do robienia chleba, i skrzynka zawierająca wszystkie rzeczy całej familii (…)”37.O budownictwie i wyposażeniu domostw przeczytamy w materiałach: Kaukaz; Mieszkańcy Nowej Holandii; Mieszkania Muzułmanów; Rusini i ich język; Chińczycy; Chata lapońska; Mieszkańcy Kanady; Podlasianie; Cyganie na Wołoszczyźnie. O pożywieniu: Serbowie; Kaukaz; Mieszkańcy Nowej Holandii; Węgrzyni; Chińczycy; Mieszkańcy Kamczatki; Kałmuki; Krakowianie. Przywołane tytuły artykułów świadczą o tym, że autorzy współpracujący z „Przyjacielem Ludu” nie ograniczali się jedynie do opisów ziem polskich czy Słowiańszczyzny. W szerokim wachlarzu tematów znalazły się również te, które dotyczyły ludów pozaeuropejskich. W jednym z numerów pojawiła się interesująca publikacja: Mieszkańcy Nowej Holandyi. Jej lektura dostarczała czytelnikom wiedzy na temat usposobienia Indian, ich technik łowieckich, ubiorów, pożywienia i mieszkań. O budownictwie ludów pozaeuropejskich mówiły także kolejne dwa teksty: Mieszkania Muzułmanów oraz Chata lapońska. Część artykułów w „Przyjacielu Ludu” nawiązywała do kultury duchowej. O przesądach i wierzeniach czytamy w materiałach: Chińczycy; Kałmuki; Mieszkańcy wyspy Cejlon; Cyganie na Wołoszczyźnie; Chata lapońska. Na łamach periodyku odnajdujemy opisy ceremoniałów religijnych i praktyk magicznych w Indiach (Mieszkańcy wyspy Cejlon), zwyczajów pogrzebowych Indian Ameryki Północnej (Pogrzeb u Indyan), Turków (Pogrzeb u Turków),mieszkańców Podlasia(Podlasianie) oraz wielu innych ludów(Cmentarze). Analiza tekstów zawartych w czasopiśmie wskazuje, iż wiele miejsca poświęcano zwyczajom, obyczajom oraz obrzędom rodzinnym i dorocznym ludu. Artykuł Serbowie opisuje zwyczaje porywania dziewic i ich zaślubin. O ślubie, zalotach i swatach mówił tekst: Obrzędy i pieśni ludu w czasie wesela, podobnie jak: Wieśniacy z okolicy Poznania; Chłopek Żmudzki, Obrzęd ślubny w Indyach czy Wiejskie Wesele, będące przedrukiem z pracy Ł.Gołębiowskiego: „Lud polski, jego zwyczaje, zabobony”. Na łamach „Przyjaciela Ludu”, zgodnie z duchem epoki romantyzmu, odnajdujemy liczne materiały odnoszące się do słowiańskiej genealogii narodu38. Lektura tych tekstów poszerzała wiedzę o zwyczajach, wierzeniach i codziennym życiu naszych praprzodków, oto tylko niektóre z nich: Słowianie; Krótki rys Słowian w czasach przedchrześcijańskich; Sobótki; Obyczaje pogańskich Prus i Litwy; Uwagi o Słowianach; O dawnych grobach i starożytnościach odkrytych w inflantach polskich; O grobach pogańskich w powiecie obornickim. Kolejną grupę stanowiły publikacje o charakterze monogra__________ 37 Tamże, nr 31, s. 247. W. Paprocka, Kultura i tradycja ludowa w polskiej myśli humanistycznej XIX i XX w, Wrocław 1986. s. 29. 38 249 ficznym: Podlasianie; Kujawiacy; Mazurzy; Górale; Krakowianie. Na łamach „Przyjaciela Ludu” obecna była także tematyka dotycząca położenia i pozycji kobiet w różnych rejonach świata. Podobnie jak w „Podróży Malowniczej”, tu także zamieszczono materiał o praktykach krępowania stóp kobietom w Chinach (Chińskie kobiety), oraz o zwyczaju zakopywania żywcem lub palenia na stosie owdowiałych kobiet w Indiach(Pogrzeb u Indyan). Z lektury czasopisma można było czerpać wiedzę także o życiu i statusie kobiet w krajach arabskich (Kaaba w Mekce), na Bałkanach (Serbowie), w Turcji i Grecji (Turczynki i Greczynka), oraz na ziemiach polskich (O wychowaniu kobiet wiejskich). Zdecydowana większość publikowanych artykułów o interesującej nas problematyce nie posiadała informacji o autorze. Niekiedy na końcu tekstu znajdują się niewiele dziś mówiące inicjały: L…; J.M; Dr. N.; S.P…r. Wiadomo natomiast, że autorami tekstów poza Janem Poplińskim i Józefem Łukaszewiczem byli: ks. Tyca, Aleksander Prusinowski, Józef Malinowski, Marcelli Motte, Hipolit Cegielski, Antoni Woykowski. Większość rycin wykonał Teofil Mielcarzewicz39. Na łamach pisma próbował swego pióra poeta, etnograf i publicysta Ryszard Wincenty Berwiński. Z „Przyjacielem Ludu” współpracował publicysta, uczestnik walk powstańczych Włodzimierz Adolf Wolniewicz. Żywe kontakty z redaktorem Poplińskim utrzymywał działacz oświatowy i charytatywny Edmund Bojanowski oraz historyk, działacz społeczny i polityczny Jędrzej Oraczewski 40. Przeglądając zawartość „Przyjaciela Ludu” nie sposób nie natknąć się na bogate materiały o tematyce folklorystycznej. Nie może zatem dziwić fakt, że czasopismo z powodu obecności w nim licznych tekstów i wypowiedzi o literaturze ludowej uznane zostało za pierwsze polskie czasopismo folklorystyczne i z tego powodu doczekało się odrębnych opracowań41. Na łamach leszczyńskiego periodyku publikowane były: podania, bajki, przysłowia polskie, przysłowia gospodarskie, pieśni gminne, powiastki gminne, teksty i nuty piosenek ludowych. Poezję ludową reprezentowały pieśni balladowe i śpiewki. Obok informacji o folklorze polskim czasopismo informowało o analogicznych zbiorach z innych rejonów Europy, głównie o folklorze Rusi i Ukrainy oraz Słowian południowych. Pomimo, iż większość publikowanych materiałów pochodziło od anonimowych informatorów, „Przyjaciel Ludu” gościł na swych łamach także poetów-folklorystów: Lucjana Siemińskiego, Karola Brzozowskiego, Romana Zmorskiego. Poza tym redakcja publikowała teksty takich zbieraczy jak: Józef __________ 39 http://lib.amu.edu.pl/ksiazeczka/przyjaciel/wstep.htm. A. Żalik., dz. cyt., 1/1986. 41 Opracowanie „Przyjaciela Ludu” pod kontem zawartości materiałów folklorystycznych odnajdziemy w Dziejach folklorystyki Polskiej 1800–1863, red. H. Kapełuś, J. Krzyżanowski, Wrocław–Warszawa–Kraków 1970., a także w pracy T. Brzozowskiej: Folklor i folklorystyka w leszczyńskim „Przyjacielu Ludu”, „Literatura Ludowa” 1965, nr 2–3, s. 9–22. Też: materiały do bibliografii folklorystycznej leszczyńskiego „Przyjaciela Ludu”, tamże, s. 75–81. 40 250 Lompa, Robert Fiedler, Gustaw Gizewiusz, a także dalszy ciąg zbiorów Oskara Kolberga42. Wydarzenia polityczne w Wielkopolsce w 1848 roku, związane z Wiosną Ludów, spowodowały zmniejszenie się liczby prenumeratorów i pracowników, co zapewne było głównym powodem zakończenia wydawania „Przyjaciela Ludu”43. Lata 1835–1840 są okresem rozkwitu literatury opisowej. W latach 1837– 1840 ukazywała się w Warszawie „Kosmorama Europy: czyli opis krajów pod względem topograficznym, historyi” nakładem J. Glücksberga. Niestety nazwisko redaktora nie jest ujawnione w tekście. Czasopismo zamieszczało obszerne opisy poszczególnych krajów, koncentrując się głównie się na tematyce historyczno-politycznej. Opisy nie rzadko przybierały formę kalendarium lub kroniki wydarzeń. Tom I poświecony był Szwajcarii; t. II – Szwajcarii Saskiej i Tyrolowi; t. III – Turcji. W 1841 periodyk zostaje połączony z „Magazynem Powszechnym”. W 1839 niestrudzony tłumacz i wydawca F.S. Dmochowski oddał w ręce czytelników nowe wydawnictwo, mające być w swym założeniu „pismem czasowem, poświeconym podróżom, statystyce, jeografji”. Miesięcznik otrzymał nazwę „Nowy Kolumb, pamiętnik podróży i wiadomości statystycznych z rycinami angielskiemi”. Pismo tłoczono w Warszawie w drukarni Maxymiliana Chmielewskiego44. „Nowy Kolumb” publikował powieści i relacje podróżnicze koncentrując się głównie na problematyce obyczajowej. Pismo zakończyło swoją krótką działalność w 1840 r. Kolejnym dziełem F.S Dmochowskiego była drukowana w formie zeszytów, niezwykle poczytna i popularna „Podróż malownicza po Europie”, która ukazywała się latach 1837–1838 w Warszawie45. Po 1840 roku pojawia się cały szereg ściśle podróżniczych książkowych wydawnictw, związanych wspólnym tytułem, osobą wydawcy i często tłumacza. Są to wyłącznie tłumaczenia z języków obcych. Warto przywołać niektóre z nich: „Panorama wszystkich podróży”, seria wydana w Warszawie w 1848 r., w tłumaczeniu z francuskiego W. Szymanowskiego; „Wybór najciekawszych podróży i odkryć”, ukazująca się w Wilnie w 1853 r. Także w Wilnie w latach 1857–1864 __________ 42 Tamże, s. 366–375. Informacja o zakończeniu działalności pisma i jego powodach, ukazała się w Uwiadomieniu w ostatnim 21 numerze „Przyjaciela Ludu” z 9.XII.1849 r. 44 R. Danysz-Fleszarowa, dz. cyt., s. 69,80. 45 Polski Słownik Biograficzny, tom V, Kraków, 1939–1946, s. 206. Istnieją kontrowersje w kwestii zakwalifikowania „Podróży malowniczej po Europie” do grupy czasopism. I. Cybula zalicza periodyk do grupy czasopism, podobnie czyni to D. Dudek, Źródła do dziejów kultury fizycznej 1795–1939. Czasopisma, kalendarze, jednodniówki, Kraków 2008, s. 30. „Podróż malownicza po Europie” nie widnieje jednak w Centralnym Katalogu Czasopism Polskich. Także w Encyklopedii Wiedzy o Książce wymieniona pozycja zaliczana jest do podróżniczej ksiązki ilustrowanej. Zob. Encyklopedia Wiedzy o Książce, red. A. Birkenmajer, Warszawa 1971, s. 191. 43 251 pojawiła się: „Biblioteka podróży i malowniczo-historycznych opisów”, w tłumaczeniu J. Askarysa. Wszystkie wymienione pozycje niezależnie czy ukazywały się w formie cyklicznej, czy stanowiły zwartą całość w mniejszym lub większym stopniu niosły ze sobą treści etnograficzne. Szczególnie cenne wydają się relacje mówiące o obyczajach, wierzeniach, praktykach i rytuałach, a także opisy ludzkich siedzib, strojów, ubiorów i pożywienia. Większość tytułów stawiała sobie dwa podstawowe cele: dostarczać rozrywkę i kształtować wiedzę czytelników o nieznanych ludach i krajach. W niniejszych rozważaniach wielokrotnie pojawia się postać Franciszka Walezego Dmochowskiego, jako wydawcy licznych prac dotyczących interesującej nas problematyki. Warto zatem bliżej przyjrzeć się tej zasłużonej postaci. F.S Dmochowski urodził się w 1801 r. w Warszawie. Lata 1809–1817 Dmochowski spędził w szkołach pijarskich w stolicy. Po zakończeniu nauk szkolnych zapisał się na wydział prawa i administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Niezależnie od nauk prawnych studiował literaturę, której poświęcił resztę życia. Ze względu na trudną sytuacje finansową rodziny w wieku dziewiętnastu lat zmuszony był objąć obowiązki nauczyciela w stołecznym liceum. W 1822 r. opuścił Warszawę i udał się na prowincję, gdzie objął w dzierżawę wieś w okolicach Brzezin, w pow. Rawskim. Pociąg do pióra i tęsknota do stolicy przezwyciężyły w 1824 r. nikłe upodobania rolnicze. Po powrocie do Warszawy Dmochowski rozwinął ożywioną działalność jako tłumacz, redaktor, wydawca, właściciel drukarni (od 1826 r.) i dwóch księgarni. W latach 1825–1826 był redaktorem pisma „Biblioteka Polska”, w którym opublikował: Uwagi nad teraźniejszym stanem, duchem i dążnością poezji polskiej, a następnie krytykę „Sonetów Krymskich”. W latach 1826–1829 redagował „Gazetę Korespondenta Warszawskiego”. W 1831 r. Dmochowski zaangażował się w sprawy narodowe, redagując „Niepodległość”, pisał także wiersze patriotyczne. Do 1839 roku kontynuował ożywiona działalność jako tłumacz i wydawca. Wydał ogromną ilość przekładów pisarzy francuskich (Balzak, Paul de Kock, Chateaubriand) we własnych i cudzych tłumaczeniach, w seriach wydawniczych: „Czytelnia Najnowszych Powieści”(1834), „Gabinet Czytania”(1834), „Gabinet Powieści i Romansów”(1835), „Czytania Przyjemne”(1838–1839). Około 1840 r. opuścił stolicę i ponownie przeniósł się na prowincję. Po szesnastoletnim gospodarowaniu, zakończonym złymi wynikami finansowymi, powrócił do Warszawy i ponownie oddał się pisarstwu. Był współpracownikiem „Gazety Codziennej”, stał się właścicielem „Kroniki Wiadomości Krajowych i Zagranicznych”. Niestety działania konkurencji sprawiły, że musiał sprzedać „Kronikę” ze stratami i wycofać się z wydawnictwa. Ostatnie lata życia poświęcił na nauczanie języka polskiego w wyższych klasach III Gimnazjum w Warszawie, pisząc równocześnie podręczniki szkolne. Nie zaniedbał przy tym twórczości literackiej publikując szereg powie- 252 ści i gawęd, niestety o nie najwyższych walorach artystycznych. Zmarł 3 VIII 1871 r. w Warszawie46. Ostatnim czasopismem, na które chciałbym zwrócić szczególną uwagę, jest ukazująca się w Warszawie w latach 1851–1863 „Księga Świata”. Podtytuł pisma wskazuje na szeroki obszar zainteresowań jego twórców: „Wiadomości z dziedziny nauk przyrodniczych, historyi krajów i ludów, żywoty znakomitych ludzi, podróże, opisy ciekawych miejscowości, wód słynniejszych, odkrycia i wynalazki, ważniejsze zajęcia przemysłowe, obrazy towarzyskie, statystyczne, ekonomiczne i t.p. z rycinami na stali, czarnymi i kolorowanemi, oraz drzeworytami”. Zasadniczy wpływ na kształt pisma miał jego długoletni redaktor naczelny Ludwik Jenike, który z powodzeniem kierował „Księgą Świata” do 1859 r., kiedy to został naczelnym nowo założonego pisma „Tygodnik Ilustrowany”47. „Księga Świata” ukazywała się jako miesięcznik nakładem S.H. Merzbacha. Z bogatej palety zagadnień i tematów poruszanych na łamach czasopisma, pragnę zwrócić szczególna uwagę na te, które mówią o nieznanych krajach i obyczajach ich mieszkańców48. Analiza tekstów zawartych w „Księdze Świata” pod kątem zawartości treści etnograficznych wskazuje, że podobnie jak miało to miejsce w poprzednio omawianych periodykach, zdecydowana większość zagadnień dotyczyła tematyki zagranicznej. Co ciekawe, w czasopiśmie można dostrzec w miarę równomierne zainteresowanie wszystkimi kontynentami z wyłączeniem Antarktydy. Jest to sytuacja o tyle interesująca, iż w poprzednich periodykach dominowała tematyka europejska. W klasyfikacji tematów na plan pierwszy wysuwają się zagadnienia związane z kulturą społeczną. Wiele materiałów poruszało problematykę dotyczącą: władzy, systemów i struktur organizacji społecznej, relacji i stosunków w rodzinie (relacje małżeńskie, relacje krewniacze), konfliktów etnicznych. Na szczególną uwagę zasługują artykuły: O Kozakach, pióra Aleksandra Połujańkiego; Indie wschodnie; Ameryka Południowa; Kolonizacja Nowej Kaledonii; Czarnogórze i Czarnogórcy; Abisyńczycy; O Tatarach; Brazylia. Podobnie jak w innych periodykach geograficzno-podrózniczych, także w „Księdze Świata” odnajdujemy wiele informacji mówiących o roli i położeniu kobiet w różnych częściach globu. Z przykrością należy przyznać, iż pozycja kobiet w większości rejonów świata pozostawiała wiele do życzenia. Sprawy kobiet poruszane były m.in. w materiałach: Wyspa Sandwich; Obrazy Ameryki, Peru; Czarnogórze i Czarnogórcy; Czarnogórcy; Wyspa Borneo i jej mieszkańcy; Mieszkańcy Algieryi; Maroko; Abisyńczycy. Jeden z fragmentów artykułu donosił o trudnej sytuacji kobiet __________ 46 Tamże, s. 205–206. Sylwetka Ludwika Jenike została przybliżona w artykule A. Uljasza, Ludwik Jenike (1818–1903). Współtwórca i redaktor „Tygodnika Ilustrowanego”, „Słowo i Myśl”, Poznań 2010, nr 1–2. 48 „Księga Świata”,1851, t. I, s.1. Kreśląc we wstępie obszar zainteresowań pisma, redakcja podaje, że będą nimi m.in. obyczaje, zwyczaje i stosunki obyczajowe różnorakich ludów. 47 253 na wyspie Sandwich: „W ogólności żadnej kobiecie nie było wolno siadać z mężczyzna do stołu i podzielać jego strawę; ani piękność ani urodzenie nie chroniło jej od pęt narzuconej niższości, od ciągłych upokorzeń”49. Na łamach „Księgi Świata” odnajdziemy teksty opisujące zwyczaje, obyczaje i życie religijne wielu społeczności, głównie tzw. ludów egzotycznych. Na pierwszy plan wysuwają się relacje z ceremoniałów religijnych: Obrzędy religijne w Hindostanie; Wyspa Borneo i jej mieszkańcy; Indie Wschodnie; O kolonizacji Nowej Kaledonii; Abissyńczycy; Niektóre zwyczaje i obrządki wyznawców Buddy; Święto kwiatów w Kom Boun; Wyspa Sandwich. Dzięki lekturze periodyku czytelnik miał możliwość poznania mitów kosmogenicznych mieszkańców Australii i Wysp Sandwich: Zwyczaje i obyczaje mieszkańców Południowej Australii; Wyspa Sandwich. Jest także grupa artykułów odnoszących się do zwyczajów pogrzebowych: Niektóre obrzędy u Kirgizów (opisane przez naocznego świadka); Obrazy Ameryki, Peru; Mieszkańcy Algieryi, Zwyczaje o obyczaje mieszkańców Południowej Australii. Uważna lektura „Księgi Świata” ujawnia także materiały dotyczące kanibalizmu: Wyprawy naukowe do Afryki Równikowej, oraz krwawych zwyczajów pogrzebowych, którym towarzyszyły ofiary z ludzi: Ofiary z ludzi na zachodnich brzegach Afryki. Podobnie jak w poprzednio omawianych periodykach, także w „Księdze Świata” odnajdujemy wiele prac poruszających temat budownictwa, ubiorów i pożywienia: Wyspa Borneo i jej mieszkańcy; Z czego powstało podanie o Amazonkach; Mieszkańcy Algieryi; Kalifornia; Wyprawa kapitana Ross do Bieguna Północnego; Czarnogórze i Czarnogórcy; Brazylia; Mieszkańcy Wysp Borneo i Timor; Abisyńczycy; Maroko. Warto przywołać jeden z cytatów opisujący strój arabski: Ubiór ich stanowi długi od stóp do głowy sięgający »haik«, rodzaj koszuli z cienkiej białej wełny (…)wierzchnią część haiku zarzucają na głowę i przytwierdzają postronkiem na spodniej płóciennej koszuli. (…) na haik kładą, »burnus« (szeroki płaszcz z grubszej już wełny)50. I jeszcze jeden cytat, tym razem opisujący zimowe schronienie Inuitów: Są to sklepione szczelnie budy, z śniegowych wielkich płytów składane, które Eskimosowie, śnieg wprzód dobrze ubiwszy, ostremi narzędziami wykrawają, jedne na drugie pochyło ku górze składają, a szpary śniegiem zalepiają (…), okno w sklepieniu stanowi szyba przezroczystego lodu, zręcznie w śnieg wprawiona51. Na kartach „Księgi Świata” odnajdziemy informacje o charakterze etnograficznym dotyczące krajów i społeczeństw europejskich. Na szczególną uwagę zasługują artykuły: Szkocya, który dostarczał wiedzy o strojach narodowych Szkotów, budownictwie, języku i kulturze muzycznej; Tyrolczycy, materiał o ubiorach, pożywieniu, mieszkaniach, religijności, zabawach i sztuce ludów alpejskich. O strojach Szwajcarów mówił również materiał: Ubiory Szwajcar__________ 49 Wyspy Sandwich, tamże, 1853/54, t. I, s. 103. Tamże, 1855, t. II, s.47. 51 Tamże, 1851, t. I, s.162. 50 254 skie. O wierzeniach, systemie organizacji społecznej, rodzajach gospodarowania i codziennym życiu Kozaków przeczytamy w artykule: O Kozakach. Niezwykle cenne pod względem etnograficznym i etnologicznym były artykuły: Czarnogórze i Czarnogórcy oraz Czarnogórcy, które zawierały wiedzę o obyczajach, zwyczajach, sytuacji kobiet, trybie życia, relacjach społecznych i charakterystyce mieszkańców Bałkanów. Na uwagę zasługują także materiały: Cyganie; Gaskonja; Wołosi i Multańczycy; Podróż do Szwecji Południowej i Danii. Ich lektura wzbogacała wiedzę ówczesnych czytelników o codziennym życiu, zajęciach, podziale pracy, rozrywce, ubiorach i broni mieszkańców Europy. Niestety analiza czasopisma nie ujawniła obecności w nim zbyt wielu tematów poświęconych etnografii ziem polskich. Pewien wyjątek może stanowić tekst Sobótki, który przybliżał historyczno-kulturowe tło tego pradawnego obyczaju, a także materiał o charakterze folklorystycznym Pieśni ludu, w którym obok przeglądu pieśni ludowych różnych narodów pojawiają się także pieśni rodzime. Tekst wzbogacono ponad to o źródła biograficzne dotyczące omawianej tematyki. Podobnie jak miało to miejsce w poprzednio omawianych czasopismach, także w „Księdze Świata” nie ujawniano nazwisk autorów publikacji. Na końcu tekstu pojawiały się jedynie enigmatyczne symbole, inicjały takie jak: T.e; L J; Dr.T.T.; J; T.M. Polskie nowoczesne czasopiśmiennictwo geograficzne ukształtowało się w latach dwudziestych XX wieku. Znacznie wcześniej ukazywały się w naszym kraju czasopisma historyczne („Kwartalnik Historyczny”,1887), historycznoliterackie („Pamiętnik Towarzystwa Literackiego im A. Mickiewicza”, od 1902, kont. „Pamiętnik Literacki”) i etnograficzne („Lud” 1895)52. Jak zostało zaznaczone na wstępie, pierwsze próby powołania periodyków geograficznych w Polsce pojawiły się na przełomie XVIII i XIX wieku. Analiza tekstów interesujących nas czasopism wyraźnie wskazuje na szczególne zainteresowanie czytelników, a co za tym idzie także autorów i redaktorów tematyką zagraniczną. Sytuacja taka nie może nas dziwić, biorąc pod uwagę nasilającą się w wieku XIX fascynację problematyką egzotyczną, której przyczynę można upatrywać w polskim wychodźstwie tego okresu. Ten nasilający się nurt egzotyki zamorskiej należy uznać za pierwociny polskiej etnografii powszechnej. Tylko niewielka cześć tekstów (głównie w „Przyjacielu Ludu”) dotyczyła rodzimej rzeczywistości kulturowej. O ile nurt zainteresowań egzotyką związany był mocniej z literaturą geograficzną i podróżniczą o tyle drugi, odnoszący się do kultury rodzimej – z historią, historią literatury i folklorystyką. Oba jednak prądy przyczyniły się do wykrystalizowania się naukowych podstaw etnografii53. __________ 52 S. Dziki, dz. cyt., s. 76. A. Posern-Zieliński, dz. cyt., s. 36,38. Szczególne zainteresowanie tematyką obcą było w pierwszej połowie XIX w. praktyką popularną. Także prasa informacyjna w pierwszej kolejności nastawiona była w całej Europie przede wszystkim na informacje zagraniczne. 53 255 Kwestią otwartą pozostaje wiarygodność i rzetelność wiedzy, w tym także tej etnograficznej, zawartej w publikowanych materiałach. Ta kwestia w znacznym stopniu wiąże się z osobami autorów, ich autorytetem i kompetencjami badawczymi. Zdecydowana większość artykułów publikowanych na łamach czasopism geograficzno-podróżniczych stanowiły efemerydy, przekłady z pism zachodnioeuropejskich. Autorami tekstów byli zatem cudzoziemcy, z których główną część stanowili żeglarze-podróżnicy (często kapitanowie statków), oficerowie wojska, którzy z racji pełnionej służby przebywali na danym obszarze, urzędnicy kolonialni, politycy prowadzący misje dyplomatyczne, przemysłowcy i misjonarze. W tekstach często napotykamy zapewnienia, iż opisywane relacje stanowią owoc autentycznych, osobistych obserwacji z faktycznie odbytych podróży. Wraz z rozwojem prasy geograficznej, podróżniczej i krajoznawczej zaczęła pojawiać się coraz liczniejsza grupa autorów polskich, poruszających w swych pracach problematykę etnograficzną. Na łamach interesujących nas pism odnajdujemy artykuły zarówno wytrawnych badaczy kultury chłopskiej okresu romantyzmu takich jak: Ryszard Wincenty Berwiński (poeta, etnograf) czy Krystyn Lech Szyrma (badacz pieśni ludowych i poeta); Wincenty Hipolit Gawarecki (historyk, badacz terenowy, regionalista) jak i osób innych profesji, które podejmowały tematykę etnograficzną za sprawą osobistych pasji i zainteresowań. Należą do nich m.in.: Jan Potocki (podróżnik, publicysta, działacz i pisarz polityczny, historyk, literat); Karol Kaczkowski (lekarz), Jan Tadeusza Bułharyn (pisarz, krytyk, dziennikarz). Rok 1864 zamyka pierwszy okres czasopiśmiennictwa geograficznego na ziemiach polskich. Za jego cechę charakterystyczną można uważać dużą ilość wydawnictw z olbrzymią przewagą materiału podróżniczego54. Relacje podróżnicze stanowiły dla ówczesnego czytelnika bogate źródło wiedzy nie tylko z obszaru historii czy polityki, ale także etnografii, tym bardziej, iż na pojawienie się pierwszych nowoczesnych czasopism etnograficznych trzeba było czekać jeszcze wiele lat („Zbiór Wiadomości do Antropologii Krajowej” 1877, „Wisła” 1887). Po 1864 roku polska prasa geograficzno-podróżnicza i krajoznawcza weszła w nowy okres, który zaowocował pojawieniem się wielce zasłużonych dla etnografii i kultury polskiej czasopism takich jak „Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego” (1876–1919/20), czy „Wędrowiec” (pismo pojawiło już w roku 1863 i ukazywało się przez 43 lata). W XVIII w. wiadomości z zagranicy wypełniały do 90% treści, natomiast wiadomości krajowe publikowano oszczędnie i lokalizowano na ostatnim miejscu. Zob. J. Łojek, Historia prasy polskiej 1661–1864, dz. cyt., s. 63. 54 R. Danysz-Fleszarowa, op.cit., s.68. 256 Strony tytułowe polskich czasopism geograficzno-podróżniczych: „Dziennik Podróży Lądowych i Morskich” nr 8 z 1827 r.; „Kolumb” nr 11 z 1828r.; „Podróż Malownicza” rok I z 1835 r. Winieta czasopisma „Przyjaciel Ludu” nr 1 z 1847 r., strona tytułowa „Księgi Świata” część II z 1852 r. 257 Damian Kasprzyk Uniwersytet Łódzki Popularyzacja ludowego dziedzictwa kulturowego – w poszukiwaniu uzasadnienia Termin „kultura ludowa” pojmowany jest rozmaicie. Różnice wynikają nie tyle z odmiennego postrzegania tego samego bytu, co raczej z faktu stosowania tej samej nazwy dla rozmaitych zjawisk. Stąd dla niektórych kultury ludowej nie ma. Na antypodach lokować można z kolei stanowisko, wedle którego kultura ludowa jest „żywa”. Gdzieś pomiędzy odnajdziemy głosy mówiące, że jest w zaniku lub, że przeżywa kryzys. To ostatnie stanowisko dopuszcza niejako możliwość renesansu kultury ludowej, prowokując jednocześnie pytanie o okoliczności, motywy, formę i sens takiego odrodzenia. Co na to etnologia? Roch Sulima, któremu nie sposób odmówić głębi spojrzenia na przedmiot naszej refleksji, stwierdził z naciskiem „Kultura ludowa umarła. Żyje jej mit ...”1. Etnologia śledzi ów mit objawiający się obecnością ludowej konwencji w różnych obszarach działalności – od zabiegów tradycjonalizacji, po zjawiska artystyczne. To niejako „drugie życie” kultury ludowej. Wydobywanie poszczególnych jej elementów, zestawianie w rozmaitych układach formalnych i prezentowanie w środowisku innym niż to, które stworzyło owe prawzory2. Teoretycy posługują się przy tym licznymi terminami – zarówno tymi zdefiniowanymi dawniej, jak i tymi wprowadzanymi do literatury obecnie. Folkloryzm, postfolkloryzm, kultura postludowa, to tylko niektóre z nich. Zauważmy, że w wypowiedziach krytycznych mają one często zabarwienie pejoratywne, szczególnie wówczas, gdy dany autor komentuje zjawiska jawnie zideologizowane lub komercyjne. Etnolodzy wnikliwie obserwując zmiany w kulturze, a także samokrytycznie oceniając dorobek własnej nauki, ukazują specyficzne figury myślenia sprzyjające mityzacji kultury ludowej. Tezy o jej autentycznie narodowym charakterze, wyjątkowych walorach etycznych, pozytywnym wpływie na harmonijny rozwój osobowości są znamiennym przykładem istnienia owych figur3. Trudno się dziwić, że nie zabrakło – szczególnie na przestrzeni ostatnich dwóch dekad – słów krytyki ze strony etnologów pod adresem naiwnych fascynatów. Zarzuca __________ 1 R. Sulima, Kultura ludowa i polskie kompleksy, „Regiony”, 1997, nr 1, s. 81. Por. definicję folkloryzmu autorstwa J. Burszty, Kultura ludowa – kultura narodowa. Szkice i rozprawy, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1974, s. 312. 3 Cz. Robotycki, S. Węglarz, Chłop potęgą jest i basta. O mityzacji kultury ludowej w nauce, „Polska Sztuka Ludowa”, 1983, nr 1–2, s. 4. 2 258 się im przede wszystkim bezkrytyczne powielanie stereotypów a także niechęć lub nieumiejętność oddzielenia przedmiotu badania od przedmiotu umiłowania4. Warto w tym miejscu przypomnieć stanowisko Ludwika Stommy, który stwierdził, że kultura stricte ludowa w rzeczywistości nigdy nie istniała, funkcjonując od zarania jako zideologizowany konstrukt teoretyczny. Uczony zaproponował w zamian termin „kultura typu ludowego”, wykorzystywany obecnie w licznych pracach, a kładący nacisk na pewien sposób wartościowania zjawisk i myślenia o świecie prezentowany nie tylko przez mieszkańców wsi5. Jednak trudno zaprzeczyć, że XIX-wieczni chłopomani wierząc w istnienie kultury ludowej, fascynowali się czymś konkretnym. Rzeczywistość zmysłowo dostępną, z jaką mieli oni wówczas do czynienia, współczesna etnologia określa jako dziedzictwo. Pewien zgromadzony już i powiększający się tylko za sprawą muzealno-etnograficznych odkryć zasób – spuściznę przeszłości. Ten osobliwy zbiór jest otwarty jako źródło inspiracji, a dostęp do niego nie jest limitowany. To co z owych inspiracji powstaje, posiada różną jakość, ale niezależnie od niej nie powinno być nazywane kulturą ludową. Kultury ludowej nie ma, gdyż nie ma już układu charakterystycznego dla społeczeństwa stanowego, społeczności lokalne nie są autarkiczne, zmienił się model rodziny, zniknęły tradycyjne autorytety6. Izabella Bukraba-Rylska – w ramach rozważań nad kulturą ludową – zwraca uwagę, że „mamy nie tylko uszy do słuchania, ale i oczy do patrzenia”7. Przypominam sobie o tym jeżdżąc trasą Rawa Mazowiecka – Łódź i obserwując kobiety zgromadzone pod kapliczkami w zapaskach zarzuconych na ramiona. Czy robią to na pokaz, dla przemieszczających się trasą kierowców? Czy ich zachowanie jest sterowane instytucjonalnie, a co za tym idzie mało spontaniczne? Czy jedyne co pozostało po kulturze pasjonującej dawnych ludoznawców to folkloryzm? Na szczęście wielu badaczy dostrzega i definiuje ów obszar. Cytowana już przeze mnie I. Bukraba-Rylska – socjolog wsi – twierdzi, że wieś odrzuciła skażony ideologicznie gorset „kultury ludowej” zastępując go formułą otwartą „kultury lokalnej”, w ramach której środowiska wiejskie „...zyskały możliwość samodzielnego kształtowania swojego życia kulturalnego w dowolny sposób, na miarę swoich potrzeb i ambicji”8. Z kolei Katarzyna Barańska – antropolog kultury – __________ 4 P. Kowalski, O wielbicielach folkloru – z dystansem i niepokojem, [w:] Tradycja z przyszłością. Zadania współczesnej etnologii. Teoria i praktyka w zachowaniu ludowego dziedzictwa kulturowego dla zjednoczonej Europy, Towarzystwo Naukowe Sandomierskie, Sandomierz [2003], s. 28. 5 L. Stomma, Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1986. s. 147. 6 Por. A. W. Brzezińska, Specjaliści od kultury ludowej?, „Nauka”, 2009, nr 3, s. 159. 7 I. Bukraba-Rylska, Od kultury ludowej do kultury lokalnej, czyli o tym samym, ale nie tak samo, „Twórczość Ludowa”, 2010, nr 1–2, s. 8. 8 Tamże, s. 9. 259 dostrzega, że obok ludowości pojmowanej jako utrwalony w skansenach wizerunek chłopa z przełomu XIX i XX wieku istniała i istnieje obecnie wersja kultury, którą jej depozytariusze określają przymiotnikiem „swoja”9. Wydaje się, że koncepcje „kultury lokalnej” i „kultury swojej”, choć wyprowadzone w ramach różnych perspektyw badawczych, wskazują właśnie na obszar, w którym mogły przetrwać i funkcjonują nadal pewne szczątkowe elementy określane jako tradycyjne w ramach swoiście synkretycznej całości. Nie ma podstaw aby zjawiska te nazywać pogardliwie pseudoludowością a ich uczestników podejrzewać o nieszczere intencje i działanie „na pokaz”. W tym przypadku zyskuje uzasadnienie termin „folklor lokalny”, obejmujący sferę zjawisk kultury nieoficjalnej, pozostających jednak w związku z procesami globalnymi. W świetle tego co zostało wyżej powiedziane, wspieranie działań na rzecz popularyzacji dziedzictwa kultury ludowej może się wydać działaniem mitotwórczym. Aby wybrnąć z dosyć kłopotliwej dla etnologa sytuacji, postaram się spojrzeć na zagadnienie pozytywnie, tzn. dostrzec pożytki płynące z takiej działalności w kontekście na wskroś współczesnych potrzeb społecznych. Interesujące dla etnologa kwestie ujawniają się każdorazowo przy próbie odpowiedzi na pytanie – dlaczego? Dlaczego mielibyśmy przy wykorzystaniu środków rządowych, samorządowych, unijnych, stowarzyszeniowych czy w końcu sponsorskich pielęgnować i wspierać działania sięgające po dziedzictwo kultury ludowej? Dlaczego mielibyśmy wspierać podobne działania nie tylko finansowo ale i merytorycznie, zdając sobie sprawę, że „idea popularyzacji kultury ludowej możliwa do zrealizowania wyłącznie poprzez środki masowego przekazu utrudnia (jeśli nie uniemożliwia) podtrzymanie indywidualności tego nurtu twórczej aktywności. Przemysł kultury i dziedzictwa uprzedmiotawia wartości, symbole i doznania oraz sprzedaje je w formie przystępnej dla odbiorcy, pozbawiając ich złożonego kontekstu i znaczenia”10. Aby spróbować odpowiedzieć na tak postawione pytania sięgnijmy po pojęcia tradycji, tożsamości i globalizacji, ale przede wszystkim po pojęcie, które stało się w ostatnich latach jednym z kluczowych w dyskusji na temat kondycji społeczeństwa polskiego i perspektyw jego rozwoju. To pojęcie kapitału społecznego. Kapitał społeczny w swoim typie rozwojowym oznacza zaufanie, otwartość i zdolność do współpracy. Niestety z badań wynika, że Polacy zajmują jedno z ostatnich miejsc na świecie jeśli chodzi o okazywanie wzajemnego zaufania. __________ 9 K. Barańska, Mrożone kurczaki, czyli czy kultura ludowa może być produktem marketingowym, [w:] Tradycja z przyszłością. Kultura ludowa w mediach, Towarzystwo Naukowe Sandomierskie, Sandomierz [2005], s. 94. 10 K. Środa-Więckowska, Komercjalizacja wybranych elementów tradycyjnej kultury ludowej, [w:] Tradycja w kontekstach kulturowych, red. J. Adamowski, M. Wójcicka, seria wyd. „Tradycja dla współczesności. Ciągłość i zmiana”, T. 4, Wydawnictwo UMCS, Lublin 2011, s. 208–209. 260 Co gorsza, chodzi tu nie tylko o starsze pokolenie ale także o ludzi młodych. Profesor Krystyna Skarżyńska z Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk komentując wyniki prowadzonych przez siebie badań nad postawami polskich studentów, przedstawiła niepokojące wnioski. Młodzi ludzie akceptują reguły bezwzględnej rywalizacji, są mało aktywni jeśli chodzi o uczestnictwo w organizacjach pozarządowych, nie potrafią działać wspólnie11. W targanej kolejnymi odsłonami kryzysu Europie, coraz jawniej podważa się sztandarowe hasło neoliberalizmu, głoszące, że jednostka jest ważniejsza od wspólnoty, a nieograniczona konkurencja lepsza od współpracy12. W tym kontekście kapitał społeczny oznaczający właśnie chęć i umiejętność współpracy, wydaje się już nie tylko sprzyjającą okolicznością, ale wręcz niezbędnym warunkiem sprawnego funkcjonowania państwa, regionów i wspólnot lokalnych. Z różnych środowisk, dają się słyszeć głosy nawołujące do współdziałania przy rozmaitych projektach a jednocześnie alarmujące, że działania kolektywne napotykają na opór podyktowany prywatnymi animozjami, nieumiejętnością prowadzenia dialogu, podejrzliwością, brakiem wiary w sukces jakiegoś przedsięwzięcia, oczekiwaniem na interwencję instytucji centralnych mających rzekomo obowiązek zajmowania się każdym, nawet najdrobniejszym problemem społeczności lokalnej. Jak pojęcie kapitału społecznego kojarzone raczej z ekonomią, pedagogiką i socjologią ma się do dziedzictwa kultury ludowej i zagadnienia jego popularyzowania? Otóż okazuje się, że kwestie tradycji i dziedzictwa można z powodzeniem wykorzystać w procesie budowania owego kapitału. Dostrzegają to społecznicy, animatorzy oraz regionalni politycy rozumiejący, iż bez wzajemnego zaufania trudno liczyć na oddolne wsparcie działań władz i dobrą komunikację społeczeństwa z samorządami. Mieszkańcy świadomi dziedzictwa regionu, sami zaangażowani w proces przekazywania tradycji, są bardziej skłonni do współpracy z władzą w zakresie wyboru wizji przyszłości i korzystania z mechanizmów demokracji. W takich warunkach władza lokalna może liczyć na szersze demokratyczne uprawomocnienie swoich działań. Można powiedzieć, że utożsamianie się mieszkańców ze swoim regionem, w znacznym stopniu warunkuje sprawną organizację życia społecznego na danym terenie. Przedstawiciele samorządów zdają się posiadać coraz większą tego świadomość13. Sytuacje, w których samorządy angażują się w akcje popularyzowania tradycji ludowych nie należą do rzadkości. Nie brak takich działań w regionach słynących z folkloru – na Podhalu, Kurpiach czy w Łowickiem. Posłużmy się __________ 11 Por. Świat to dżungla, z prof. Krystyną Skarżyńską rozmawia Adam Leszczyński, „Gazeta Wyborcza”, 2011, nr 166, s. 7; Polak grupowo nie umie, z prof. Januszem Czapińskim rozmawia Wojciech Szacki, „Gazeta Wyborcza”, 2009, nr 302, s. 3. 12 Por. A. Szahaj, Posprzątać po neoliberalizmie, „Gazeta Wyborcza”, 2011, nr 176, s. 23. 13 Por. A. Potoczek, Dziedzictwo historyczno-kulturowe jako czynnik rozwoju lokalnego i regionalnego, [w:] Kultura a region. Materiały posesyjne, listopad 2000, red. J. Lewkowski, Łódzki Dom Kultury, Łódź b.d.w., s. 41–55. 261 jednak przykładem regionu o bogatych wprawdzie tradycjach ludowych, jednak nie aż tak znanego w skali kraju jak wyżej wspomniane. To zachodniowielkopolski Region Kozła. Region nazwany w ten sposób posiada według miejscowych samorządowców granice linearne. Obejmuje 7 gmin z pięciu powiatów. Gminy te, to Babimost, Kargowa, Siedlec, Zbąszyń, Miedzichowo, Zbąszynek i Trzciel. Leżą one w granicach 2 województw: wielkopolskiego i lubuskiego. Taki a nie inny kształt nadały regionowi władze wspomnianych gmin zakładając Stowarzyszenie Gmin RP Region Kozła. Porozumienie ma na celu wspólne kreowanie wizerunku regionu, jako ośrodka o dużych możliwościach rozwoju turystycznego, kulturalno-oświatowego, gospodarczego. Kreacja Regionu Kozła jest zatem elementem realizacji określonego porozumienia. Inicjatorzy lansują jednak tezę o rewitalizacji regionu ze względu na obecne tutaj tradycje ludowe. Głównym argumentem jest kozioł – ów instrument występujący na tych terenach w 2 odmianach. Ten etnograficzny element ma uzasadnić istnienie regionu, został wykorzystany w jego nazwie i projekcie logo (wizerunek koźlarza grającego na instrumencie). Prezentacja internetowa regionu ma na celu ukazanie obszaru zamieszkałego przez ludzi aktywnych, zdolnych do podejmowania wspólnych przedsięwzięć na rozmaitych polach, pielęgnujących folklor (głównie muzyczny)14. Śledząc informacje umieszczone na stronach stowarzyszenia łatwo zauważyć determinację z jaką działacze starają się utrwalić sam termin – Region Kozła. Nazwy imprez z reguły zawierają stosowny człon. W programie wydarzeń kulturalnych, sportowych i rozrywkowych figurują: Rodzinny Rajd Rowerowy Regionu Kozła, Drużynowe Zawody Wędkarskie Regionu Kozła, Triatlon Turystyczny Regionu Kozła, Turniej Pracowników Gmin Regionu Kozła itp. Wydaje się, że tendencja nazewnicza stosowana w odniesieniu do organizowanych tu imprez jest elementem szerszego projektu zmierzającego do społecznego wytworzenia regionu. Strona Regionu Kozła zawiera fotografie z licznych imprez mających głównie charakter ludyczno-integracyjny, których adresatem jest miejscowa ludność. Najpierw zintegrowali się samorządowcy, a następnie podjęto działania zmierzające do integracji mieszkańców sąsiadujących gmin. Wydaje się, że mamy do czynienia z precyzyjnym planem mającym na celu właśnie budowanie kapitału społecznego na określonym terenie. Wizerunek koźlarza, podobnie jak w łowickiem pasiak, ma stanowić znak rozpoznawczy pełniąc funkcję tak promocyjną jak i integrującą. Innych przykładów integrującej roli dziedzictwa kultury ludowej dostarczają nam każdorazowo wybory parlamentarne i samorządowe. Otóż politycy chętnie legitymują się folklorem okolic, w których prowadzą kampanie. Wiemy, że __________ 14 Internetowe oblicze Regionu Kozła starałem się przeanalizować i zinterpretować w ramach artykułu: Regionalizm w Internecie (wybrane zagadnienia), [w:] Homo Interneticus? Etnograficzne wędrówki w głąb Sieci, pod red. E.A. Jagiełło i P. Schmidta, Wydawnictwo Portalu Wiedza i Edukacja, Lublin 2010, www.wiedzaiedukacja.eu/wp-content/uploads/2010/ 12/Homo-Interneticus.pdf, s. 70–79. 262 nie jest to domeną wyłącznie działaczy ruchu ludowego. Czasami bywamy świadkami oskarżeń o bezprawne zawłaszczanie w ten sposób wiejskiego elektoratu i określonego obszaru symbolicznego. Obserwacja zachowań polityków, każe nam spojrzeć na dziedzictwo jako na coś jednak wspólnego na tle ostrych sporów ideologicznych15. Inaczej rzecz ujmując, politycy – niezależnie od opcji – przypisują tradycjom ludowym wspólnotowe sensy i liczą na to, że podobne skojarzenia pojawia się u wyborców. Istotną rolę szeroko pojętych tradycji odkrył Marian Kempny prowadząc badania wśród elit lokalnych Skoczowa, Węgrowa i Wrześni. Badacz dostrzegł, że „...najważniejsze pola »zastosowań« tradycji (...) rozciągają się od sfery instytucji władzy samorządowej czy różnego rodzaju służb (jak Ochotnicza Straż Pożarna) do obszaru formowania wyobrażeń definiujących swoistość kultury i tożsamości lokalnej oraz chroniących ich integralność w sytuacji ekspansji treści kultury masowej”16. Badania dowiodły, że choć tradycja lokalna bywa czasami traktowana jako swoisty balast i ograniczenie, to jednak generalnie decyduje ona o terytorialnych tożsamościach, służy jako narzędzie doraźnych działań w sferze publicznej i mechanizm społecznej mobilizacji. Tu również pojawia się pojęcie kapitału społecznego, pojmowanego jednak nie tyle w kategoriach czynnika usprawniającego zarządzanie co czynnika ograniczającego unifikujący wpływ procesów globalizacji na poziomie wspólnot lokalnych. Dziedzictwo kultury ludowej jest rezerwuarem wzorów i pomysłów w zakresie promocji regionów17. Jeżeli efektem działań inspirowanych ludowością miałaby być ich rozpoznawalność a w konsekwencji napływ turystów, funduszy i inne profity, również i takie działania należałoby promować (i promuje się) przy wsparciu rozmaitych środowisk – z naukowym włącznie. Ze względu na wysoki poziom uproszczenia i uschematyzowania trudno mówić tu o bezpośrednim popularyzowaniu dziedzictwa (jak np. czynią to muzea), jednak społeczne korzyści płynące z tego typu działań mogą być znaczne. Promocja poprzez folklor zwraca uwagę na wspólny obszar symboliczny, zaś część zysków z turystyki __________ 15 We wrześniu 2011 r., na imprezach towarzyszących zakończeniu VI kadencji Sejmu pojawiły się członkinie dwóch kół gospodyń wiejskich w strojach regionalnych. Z relacji prasowych wynika, że posłowie różnych frakcji byli tym faktem usatysfakcjonowani. Por. M. Majewski, P. Reszka, Sejm po setce, „PlusMinus. Tygodnik »Rzeczpospolitej«”, 2011, nr 38, s. 8–9. 16 M. Kempny, Tradycje lokalne jako podstawa kapitału społecznego. Co tradycja może znaczyć dla społeczności lokalnej w dobie globalizacji?, [w:] Oblicza lokalności. Tradycja i współczesność, red. J. Kurczewska, IFiS PAN, Warszawa 2004, s. 156. 17 W kontekście Łowickiego zagadnienie to przeanalizowała J. Słomska, Sztuka ludowa wobec procesów globalizacyjnych. Rola sztuki ludowej we współczesnej prezentacji regionu łowickiego, [w:] Zagrożenie tożsamości? Problematyka globalizacji w zainteresowaniach polskiej antropologii, red. A. Nadolska-Styczyńska, seria wyd. „Archiwum Etnograficzne”, T. 43, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Uniwersytet Wrocławski, Uniwersytet Łódzki, Wrocław–Łódź, s. 148–154. 263 – będących pochodną udanych akcji promocyjnych – jest ostatecznie konsumowana w regionach, służąc podniesieniu jakości życia ich mieszkańców. Obok kapitału społecznego – a raczej jego braku – inną bolączką współczesności są tak zwane problemy tożsamościowe. Powiada się, iż to właśnie nasilenie zjawisk kojarzonych z globalizacją leży u podstaw kryzysu tożsamości. Mobilne jednostki, zmieniając miejsca i środowiska, zmuszane są do częstego negocjowania i konstruowania autodefinicji. To zadanie niełatwe, grożące poczuciem wyobcowania i zagubienia. Przyznajmy, że wielu współczesnych nomadów dobrze sobie w tej sytuacji radzi, partycypując w nowych, nie zrywając wszak ze starymi, zbiorowymi tożsamościami. Nie wszystkim jednak ta sztuka się udaje. Niebezpiecznym zjawiskiem kojarzonym z globalizacją, może być oikofobia (z gr. oikos – dom + phobos – strach). Termin ten zaproponował brytyjski filozof Roger Scruton, definiując ją (oikofobię) jako nienawiść do domu rodzinnego, chęć uwolnienia się od presji przynależności, od potrzeby umiłowania czegoś18. Wprawdzie R. Scruton definiował oikofobię w ramach krytyki polityki wielokulturowości ukształtowanej na gruncie liberalnym, to jednak jej źródeł można szukać w procesach globalizacyjnych, szczególnie zaś w nasilonych migracjach. Oikofob to zatem ktoś, kto zapytany skąd pochodzi wyda się skrępowany, zakłopotany i poirytowany koniecznością odpowiedzi. Uzasadnia on np. własne niepowodzenia zawodowe lub towarzyskie w metropolii, pochodzeniem z małego miasta lokowanego gdzieś na prowincji, podczas gdy źródła problemów mogą leżeć gdzie indziej. Nie jest to komfortowa sytuacja. Oikofob to – w jakimś sensie – człowiek stracony dla regionu, z którego pochodzi. Nie będzie go promował ani w żaden inny sposób wspierał. Przyczyn takiej postawy może być wiele. Główną wydaje się być presja nowego otoczenia, jednak z całą pewnością to także nieznajomość rodzimego dziedzictwa kulturowego. Ona powoduje, że to, co jest przedmiotem dumy dla regionalisty staje się wstydliwą przypadłością i balastem dla oikofoba. Kryzys tożsamości nie musi jednak wynikać wyłącznie z mobilności środowiskowej i przestrzennej. W rozwiniętych społeczeństwach zachodnich dostrzec można postępujący kryzys pamięci i świadomości historycznej. Dochodzi do tego także kryzys reprezentacji politycznej, skutkujący ubóstwem wizji przyszłości. Perspektywa czasowa zredukowana jest do „tu i teraz”19. Brak przekazów z zewnątrz dotyczących przeszłości, przy jednoczesnym ubóstwie wspólnych perspektyw na przyszłość, to z całą pewnością niekorzystne środowisko dla kształtowania tożsamości w każdym chyba jej wymiarze. I tu ponownie pojawia się rola dziedzictwa kultury ludowej jako elementu perspektywy historycznej. __________ 18 R. Scruton, Oikofobia i ksenofilia, [w:] Narody i stereotypy, red. T. Walas, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 1995, s. 295. 19 P. Zawadzki, Czas i tożsamość. Paradoks odnowienia problemu tożsamości, „Kultura i Społeczeństwo”, 2003, nr 3, s. 6. 264 Nawet ci, którzy twierdzą, że kultura ludowa jest „żywa” lokują przecież jej źródła gdzieś w przeszłości. Kolejny powód, dla którego wspieranie inicjatyw związanych z popularyzacją dziedzictwa kultury ludowej wydaje się być działaniem pożytecznym jest – wspomniana już wyżej – moc inspiratorska. Zastanówmy się mianowicie, co by było gdyby XX-wieczni twórcy nie sięgali po treści kultury ludowej w obawie przed np. jej mityzacją lub ustereotypizowaniem? Nie powstałoby tysiące utworów muzycznych, plastycznych, teatralnych, filmowych uznanych za wartościowe. Mielibyśmy o co najmniej jednego literackiego noblistę mniej. Nawet etnologicznie zorientowani krytycy kultury dostrzegli swego czasu walory inspirowanej folklorem twórczości Jana Jakuba Kolskiego czy nieodżałowanego Grzegorza Ciechowskiego20. Dobrzej jest uświadomić sobie, że twórczość inspirowana folklorem stanowiła i stanowi wciąż istotny segment kultury artystycznej. Oczywiście wśród działań tego typu wiele jest przedsięwzięć banalnych w swoim założeniu, niesolidnych pod względem realizacji i nieudanych w opinii krytyków sztuki. Jednak zdarzają się i takie, które stanowią wybitne osiągnięcia w poszczególnych obszarach twórczości. Oczywiście i te osiągnięcia są obecnie wciągnięte w nurt działań komercyjnych, niemniej jednak bywają one przedmiotem dumy i satysfakcji „odpychając” niejako groźbę mnożenia postaw oikofobicznych. Szczególnie interesujące wydają się działania artystyczne inspirowane folklorem, mające rzeczywiście lokalnych pomysłodawców i autorów, a które dostrzeżone zostały na arenie ogólnokrajowej. Posłużę się przykładem dosyć odległym w czasie. Otóż w połowie lat 20. XX w. jedno z probostw pod Płockiem objął ks. Władysław Skierkowski, który wcześniej, przez szereg lat przebywał na Kurpiach jako wikariusz tamtejszych parafii. Był on niestrudzonym zbieraczem pieśni kurpiowskich (zapis tekstowy i nutowy), co ułatwiało mu zdobyte wcześniej wykształcenie muzyczne. W Płocku zetknął się z tamtejszymi regionalistami, którzy podsunęli mu pomysł opracowania utworu scenicznego. Dzieło pod tytułem „Wesele na Kurpiach” zdecydował się wystawić dyrektor płockiego teatru Tadeusz Skarżyński siłami zawodowych aktorów. Ostatecznie sztukę wystawiono w całej Polsce ponad 500 razy, a pozytywne recenzje wyszły spod piór m.in. Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Adama Grzymały-Siedleckiego, Wiliama Horzycy21. Ciąg wydarzeń związanych z wystawieniem „Wesela na Kurpiach” jest po dziś dzień przedmiotem dumy środowiska płockich i kurpiowskich regionalistów a także ważnym epizodem w dziejach polskiej sceny. Wydaje mi się, że wszystkim tym, którzy zainteresowani są czerpaniem z dziedzictwa kultury ludowej należy życzyć tego typu efektów. Czy wydarzenie, o którym wspomniałem, mamy prawo umieścić „na jednej półce” z działaniami scenicznymi inicjo__________ 20 P. Kowalski, dz. cyt., s. 39–40. O „Weselu na Kurpiach” czyt. m. in.: M. M. Grzybowski, Ksiądz Władysław Skierkowski. Etnograf Kurpiowszczyzny 1886–1941, Myszyniec 2011, s. 55–77. 21 265 wanymi w okresie Polski Ludowej, o których (w większości przypadków) nikt już nie pamięta. Wypada więc powiedzieć: folkloryzm folkloryzmowi nierówny. Można w tym miejscu przywołać opinię cytowanego już wyżej R. Sulimy: „Artyści tym tylko różnią się od ideologów ludowości, iż ze znaczeń ludowego świata nie czynią wojującej doktryny, ale kreację podyktowaną przez wolność. Korzystają z możliwości pomnażania sensów, a nie ich redukcji do interesu tej czy innej grupy społecznej”22. Warto się jeszcze odnieść do ożywionej ostatnimi laty dyskusji teoretycznej na temat tradycji. Klasycy twierdzą, że jej treść to twór stabilny, trwały, dziedziczony w niemal niezmienionej formie (tu używa się figur retorycznych typu „pielęgnowanie tradycji”, „dbanie o tradycje”). Konstrukcjoniści zaś uznają, że tradycje tworzy się od nowa (dominujące określenia to: „wymyślanie tradycji”, „kreowanie tradycji”). Marcin Lubaś, który przyjrzał się krytycznie obydwu (bardzo tutaj schematycznie nakreślonym) koncepcjom doszedł do wniosku, że choć tradycje podlegają zmianie i nie utrwalają czegoś w rodzaju niezniszczalnej esencji kulturowej, to jednak praktyki tradycjonalizacji nie polegają także na całkowitym fabrykowaniu przeszłości. Brak jakichkolwiek odniesień do znanej i zaakceptowanej wersji historii może sprawić, że praktyki te staną się niezrozumiałe i zostaną odrzucone23. Aby sytuację tę zobrazować na gruncie rodzimych prób popularyzowania tradycji ludowych, wspomnę o swoim uczestnictwie w konsultacjach społecznych dotyczących poszukiwania produktu turystycznego, zorganizowanych przez jedną z aktywnych na terenie województwa łódzkiego Lokalnych Grup Działania. Na spotkanie zaproszono także kilkanaście osób określanych jako twórcy ludowi czy też osoby posiadające pewne tradycyjne umiejętności w zakresie haftu, rzeźby, kulinariów itp. Ludzie ci skarżyli się przede wszystkim na brak zainteresowania tradycjami ludowymi ze strony młodego pokolenia. Zauważyłem jednak, że owi twórcy-działacze chcieliby, aby młodzież pełniła rolę uczniów-naśladowców nie zaś aktywnych kreatorów. Szanując postawę ludzi, z którymi się wówczas spotkałem, sugerowałem jednak możliwość innego rozwiązania. Może skuteczniej byłoby zaproponować młodzieży jakiś konkretny wzór, dając wszak wolną rękę w jego wykorzystaniu? Chodzi o to, aby z haftowanego motywu pozwolić stworzyć graffiti, a z ludowej przyśpiewki utwór folkowy. Inaczej – przekonywałem – nie uda się z dzisiejszej młodzieży ukształtować w przyszłości pokolenia otwartego na dziedzictwo kultury ludowej, a tym samym trudno oczekiwać aby dziedzictwo to stało się elementem tradycji „żywej”, czyli uznanej społecznie i eksponowanej. Akceptacja jakiegoś wzoru wyjściowego (pierwotnego, tradycyjnego) może dziś nastąpić w okolicznościach __________ 22 Cytuję za P. Kowalskim, dz. cyt., s. 40. M. Lubaś, Tradycjonalizacje kultury. O zaletach i ograniczeniach koncepcji „tradycji wymyślonych”, [w:] Tworzenie i odtwarzanie kultury, red. G. Kubica, M. Lubaś, Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2008, s. 57 23 266 dopuszczających jego modyfikację. Nawiązując do refleksji związanej z zabiegami tradycjonalizacji zauważmy, że aktywiści zaproszeni na wspomniane spotkanie pragnęli, aby przekazać tradycje w formie nienaruszonej substancji, podczas gdy szanse powodzenia miałaby taka inicjatywa, która tworzyłaby nową jakość w nawiązaniu do osadzonego w przeszłości wzoru. Chcę przez to powiedzieć, że nawet inicjatywy swobodnie nawiązujące do tradycji ludowych, jednak osadzone lokalnie, mogą posiadać wymiar integracyjny i/lub edukacyjny. Reasumując stoję na stanowisku, że zaangażowanie w dzieło popularyzacji dziedzictwa kultury ludowej jest uzasadnione pozakomercyjnie w przypadku działań mających wymiar integracyjny, wspólnotowy, tożsamościowy, edukacyjny. W tych obszarach należałoby szukać społecznego uzasadnienia i przyzwolenia. Zdaję sobie sprawę, że balansuję między mitotwórczą retoryką XIX wiecznych ludoznawców a podejściem instrumentalistycznym, utylitarnym czy nawet przedmiotowym w stosunku do tradycji ludowych (nie odniosłem się prawie wcale do kwestii jakości i rozmaitości formalnej działań inspirowanych folklorem, podkreślając jedynie pozamaterialne korzyści z nich płynące). Wychodzę jednak z założenia, że etnolog ma w dalszym ciągu – wynikający z tradycji dyscypliny – obowiązek porządkowania zagadnień i śledzenia znaczeń ukrywających się pod „rozmytym” dziś pojęciem kultury ludowej. 267 Władysław Baranowski, Andrzej Lech Uniwersytet Łódzki Łódzka etnologia na Ziemi Garwolińskiej (lata 1966–2011). Kronika współpracy Ochronka Z inicjatywy kierownika ówczesnej Katedry Etnologii Uniwersytetu Łódzkiego prof. Władysława Baranowskiego, 10 kwietnia 1996 roku odbyło się w Ośrodku Doskonalenia Animatorów Kultury /ODAK/ w Łucznicy, spotkanie z dyrektorem Centrum Animacji Kultury w Warszawie Stanisławem Kolbuszem. Dotyczyło ono przeprowadzenia przez etnologów, badań terenowych na terenie następujących gmin ówczesnego woj. siedleckiego; Borowia, Garwolina, Osiecka, Parysowa i Pilawy. Ustalono wówczas, że owe prace będą prowadzone w ciągu kolejnych 4–5 lat, a ich efekty mogą być przydatne władzom samorządowym do „wytyczenia przez nie polityki kulturalnej gminy”. /Notatka ze spotkania w Ośrodku Doskonalenia Animatorów Kultury CAK w Łucznicy k/Pilawy w dniu 10 04 1996 r./ Teren planowanych badań miał objąć gminy, które oprócz Osiecka znalazły się po reformie administracyjnej z 1999 roku na terenie pow. garwolińskiego. Ziemia ta posiadająca bogatą tradycję, jako powiat sięgającą 1539 r., obejmuje tereny położone na wschodniej części Niziny Południowo-Mazowieckiej, na granicy Kotliny Warszawskiej i Wysoczyzny Siedleckiej, w prawym dorzeczu środkowego biegu Wisły i jej niewielkich dopływów: Wilgi, Promnika i Okrzejki. (Szczegółowo nt. historii powiatu; Z.Gnat-Wieteska, Z dziejów powiatu garwolińskiego – tradycje patriotyczne, Garwolin 2009, ss.360.) Koordynatorem badań, jednocześnie trwałym rzecznikiem utrzymania związków Garwolińskiego z Katedrą Etnologii a później Instytutem Etnologii i Antropologii Kulturowej UŁ, stała się mgr Elżbieta Woźniak-Sionek, najpierw dyrektor ODAK w Łucznicy, później dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury /GOK/ w Parysowie, obecnie starszy inspektor w Starostwie Powiatowym w Garwolinie. Okazała się ona, jak to trafnie ujęła miejscowa prasa, „autentycznym animatorem współpracy”, od początku wyrażając przekonanie, że „(...) zarówno gminne władze, jak i mieszkańcy, dostrzegają korzyści płynące dla naszego regionu z współpracy z łódzką uczelnią”. (A.K., Łódzcy etnologowie w Garwolińskiem, „Echo Podlasia”, 1997, nr 32, /10 sierpnia 1997/). 268 1996 rok (24 VI – 7 VII) Pierwsze ćwiczenia terenowe znalazły swoją bazę w ODAK w Łucznicy. Prowadzone były na terenie pięciu wymienionych gmin, które wsparły je finansowo. Brało w nich udział 32 studentów /I, II, III r. etnologii studia dzienne/oraz 3 pracowników naukowych dr dr Ewa Nowina-Sroczyńska, Marcin.Piotrowski i prof.nadzw. dr hab. Andrzej Lech. Pierwsze badania, polegające na zbieraniu przez studentów, źródeł wywołanych przy pomocy narzędzi badawczych, w postaci dyspozycji do wywiadów częściowo skategoryzowanych oraz ankiet, miały charakter sondażowy i polegały w zasadzie, na wstępnym rozpoznaniu etnologicznym terenu. W ramach ogólnego tematu, którego realizację zapowiedziano na szereg kolejnych lat, podjęto problem „ Przeobrażenia w strukturze i systemie wartości społeczności wsi i małego miasteczka (tradycja a współczesność)”. W wykazie tematów szczegółowych znalazły się trzy zagadnienia: 1/ Tradycyjne i współczesne obyczaje i zwyczaje wsi i małego miasteczka (dr E.Nowina-Sroczyńska); 2/ Wykorzystanie czasu wolnego na wsi i małym miasteczku (dr M.Piotrowski); 3/ Grupy formalne w środowisku wiejskim i małomiasteczkowym (prof.A.Lech). Podsumowanie pierwszej edycji badań na terenie pięciu gmin, wówczas jeszcze woj. siedleckiego, nastąpiło na specjalnej sesji naukowej zorganizowanej w dniu 2 XII 1996 r. w siedzibie ODAK w Łucznicy. Poprowadził ją kierownik Katedry Etnologii UŁ prof. W.Baranowski. Referaty w formie podsumowania odbytych badań, przedstawili opiekunowie poszczególnych tematów. Swoje spostrzeżenia w tym zakresie przekazali także obecni na sesji: dyrektor CAK, wójtowie gmin które sponsorowały badania oraz proboszcz parafii katolickiej z Osiecka. Uczestnicy tego spotkania stwierdzili, że pierwszy etap badań pozwolił określić charakter przeobrażeń społeczno-kulturowych zachodzących współcześnie na wsi i małym miasteczku. Jednocześnie przybliżył odpowiedź na pytanie; jak integrować się z Europą, nie tracąc przy tym własnej tożsamości regionalnej? 1997 rok (23 VI – 6 VII) Od tego roku baza ćwiczeń terenowych została zlokalizowana w miejscowości Miętne k/Garwolina, na terenie Zespołu Szkół Rolniczych. Wzięło w nich udział 32 studentów, w tym kierownik Katedry Etnologii prof. W.Baranowski. O zmianie lokalizacji miejsca zakwaterowania uczestników tych badań, zadecydowały względy finansowe. Wprawdzie dyrektor CAK S.Kolbusz w specjalnym piśmie, zachęcał pięciu, dotychczas współfinansujących ćwiczenia terenowe wójtów, do przekazania na konto ODAK w Łucznicy kwoty 1500 zł, pisząc, że ”Założeniem długofalowych badań jest przygotowanie monografii(...), co po- 269 zwoli, mamy nadzieję, na lepsze poznanie i promocję tego pięknego i ciekawego regionu”.(Pismo z dn. 17. 03. 1997.), to jednak zrezygnowanie ze współpracy dwóch gmin (Borowie i Pilawa) znacznie ograniczyło możliwość skorzystania z wygodnego, ale stosunkowo drogiego ośrodka w Łucznicy. W tej sytuacji kierownik Katedry Etnologii UŁ wystosował pismo do kierownika ODAK: „Z przykrością muszę poinformować, iż ze względów finansowych, nie możemy zorganizować tegorocznych badań (...) w Łucznicy. Nie udało się nam zgromadzić kwoty wystarczającej na opłacenie kosztów zakwaterowania, wyżywienia i transportu. Trudno też było dodatkowymi kosztami obarczać studentów, którzy przecież pracują, a nie tylko wypoczywają (...). Na szczęście znaleźliśmy w okolicach Garwolina ośrodek spełniający nasze wymagania za kwotę, którą dysponujemy. Tak więc badania terenowe (...) będą kontynuowane z pożytkiem dla naszej uczelni i środowiska wsi oraz małego miasteczka z terenu woj. siedleckiego.” (Pismo z dn. 22. 04. 1997.). Gdyby nie ówczesna pomoc miejscowych władz samorządowych, przede wszystkim wójtów gmin Garwolin i Parysów, Stefana Gory i Kazimierza Sionka oraz dyrektora Zespołu Szkół Rolniczych mgr inż. Stanisława Szostakiewicza, a także zaangażowania mgr E. Woźniak-Sionek, zapewne idea współpracy ległaby w gruzach. Zresztą wymienione tu osoby, także przez następne lata aktywnie, przy czym nie tylko materialnie wspomagały łódzkich etnologów na Ziemi Garwolińskiej. Podczas ówczesnych badań, nie zakładając jeszcze wieloletniego związku z tym terenem, kontynuowano wcześniej rozpoczętą tematykę. Zbierano więc materiały źródłowe w trzech grupach tematycznych. Jedna z nich zajmowała się obrzędowością doroczną. Przy czym w przeprowadzonych wywiadach /120/, nie ograniczano się tylko do jej tradycyjnych aspektów, ale interesowano się również nowymi formami świętowania i związanymi z nimi współczesnymi obrzędami. Bazę źródłową tej grupy tematycznej wzbogaciły źródła ikonograficzne i zapisy video. Tym zespołem opiekowała się dr E. Nowina-Sroczyńska. Problemy innej warstwy życia społeczno-kulturalnego kontynuowane były przez grupę którą opiekował się dr M. Piotrowski. Zajmowano się w niej dziejami i funkcjami gminnych ośrodków kultury w Parysowie i Pilawie, a także analizą repertuaru miejscowych zespołów folklorystycznych. Trzecia z grup badawczych, pracując pod opieką prof. A.Lecha, zajęła się działalnością i określeniem funkcji psychospołecznych ochotniczych straży pożarnych (OSP) oraz kół gospodyń wiejskich (KGW). W ich wyniku powstały opracowania „Ochotnicza Straż Pożarna w Osiecku” (autorki; Katarzyna Orszulak i Joanna Szewczyk) oraz „Ochotnicza Straż Pożarna w Parysowie (Bartłomiej Sławiński). Ponadto przeprowadzono i opracowano ok.80 wywiadów na temat działalności i funkcji KGW w gminach Garwolin, Parysów i Osieck. Podczas sesji podsumowującej 2 etap badań, samorządowcy z gmin współfinansujących współpracę z UŁ, zachęcając do dalszych wspólnych poczynań stwierdzili:”(...) cieszyć się należy, iż naukowcy oraz studenci z Łodzi wybrali 270 sobie za teren wakacyjnych prac badawczych, właśnie gminy z województwa siedleckiego. Służy to bowiem promocji regionu, prowadzi do jego dowartościowania. Zarazem inspiruje mieszkańców do uświadomienia sobie określonej tożsamości kulturowej.” /A.K., O tożsamość kulturową, „Echo Podlasia” 1997, nr 32, 10 VIII 1997/. 1998 rok (25 VI – 7 VII) Od tego roku, przez kolejne lata, ćwiczenia przebiegały w nowej formule. Prowadzili je tylko dwaj pracownicy naukowi /prof.prof. W. Baranowski i A. Lech, opiekujący się 15-osobowymi grupami studentów I, II i III roku studiów etnologicznych, stacjonarnych i wieczorowych. Baza badań została zlokalizowana w internacie Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem. Do grupy gmin dofinansowujących współpracę dołączyło miasto Łaskarzew. W ramach programu merytorycznego zainaugurowane zostały badania na temat aktualnych form i treści tzw. współdziałania sąsiedzkiego, w literaturze etnograficznej nazywanej także pomocą wzajemną – normy obyczajowej od wieków integrującej życie społeczne gromad wiejskich. Przeprowadzone w ramach tego tematu wywiady przyniosły 183 oryginalne zapisy, uzyskane na podstawie specjalnie przygotowanych dyspozycji badawczych. Nawiązywały one do dorobku łódzkiej szkoły etnograficznej, której od 1945 r. przewodziła prof. Kazimiera Zawistowicz-Adamska. Ponadto badania te pozwoliły na cząstkowe przedstawienie przeobrażeń w strukturze i systemie wartości społeczności wsi i miasteczka, jakie dokonywały się wówczas na tle zachodzących zmian cywilizacyjnych i ustrojowych. W ramach obowiązującego wówczas planu badawczego, studenci zbierali materiał źródłowy do referatów i prac magisterskich, dotyczący świąt i obrzędów dorocznych, organizacji społecznych i instytucji działających na wsi i miasteczku, a także spędzania wolnego czasu. Pozwoliło to na kontynuowanie, bądź podjęcie nowych tematów, związanych z działalnością wiejskich organizacji samopomocowych, towarzystw regionalnych oraz świętami (zwyczajami) i ich aktualnym obrazem, w wymiarze rodzinnym i organizacji społecznych, które je kultywują. Kolejne lata przyniosły liczne prace magisterskie, które powstawały na bazie źródeł pozyskanych w tym właśnie roku. 1999 rok (21 VI – 4 VII) Po raz pierwszy badania zostały przeprowadzone na terenie nowopowstałego, a właściwie reaktywowanego po reformie administracyjnej, powiatu garwolińskiego. Gmina Osieck, należąca od tej pory do powiatu otwockiego, pomimo, 271 iż już od ubiegłego roku nie dofinansowywała badań, nadal korzystała z ich dorobku. W tym roku organizatorzy badań zaczęli borykać się z problemem niedotrzymywania warunków umów o współpracy, przez wójtów gmin, którzy wcześniej deklarowali ich dofinansowanie. Mimo tego otrzymywali oni opracowane wyniki badań prowadzonych na ich terenie. Uwaga ta w żadnym wypadku nie dotyczyła gmin Parysów (wójt K. Sionek) i Garwolin (do czasu sprawowania tej funkcji przez S. Gorę), które zawsze przekazywały ustalone środki finansowe na konto Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem. Tematyka badań w tym roku koncentrowała się wokół dwóch zasadniczych problemów; stosunku miejscowych społeczności do ziemi i zawodu rolnika oraz pomocy wzajemnej w życiu społeczno-gospodarczym tego środowiska. Zebrano wiele materiałów źródłowych w postaci opracowanych wywiadów /290/, które wykorzystane zostały w pracach magisterskich będących monografiami etnologiczno-historycznymi Parysowa, Woli Rębkowskiej i Osiecka. Swoje opracowania otrzymały także OSP z Borowia, Parysowa, Garwolina, Łaskarzewa /Por. aneks nr 1/. Uzyskano także kilkanaście ankiet informujących o tzw. ginących zawodach na terenie pow. garwolińskiego. Ich wyniki zostały opublikowane w specjalnym opracowaniu „Piękno użyteczne czy piękno ginące” /Por. aneks nr 2/. Podczas sesji naukowej kończącej tę edycję /IV/ ćwiczeń terenowych, pierwszy po reaktywowaniu powiatu, starosta S. Gora, jak wyżej zaznaczaliśmy współinspirator i solidny opiekun przedsięwzięcia o współpracy, zachęcając do kontynuowania badań, stwierdził, że: „Dotychczas zebrane materiały, przyczyniając się do promocji Ziemi Garwolińskiej, przyniosły konkretne efekty w postaci ukończonych prac magisterskich i pożytecznych innych opracowań, przekazanych władzom samorządowym gmin.” 2000 rok (27 VI – 10 VII) Tegoroczne badania prowadzone były na terenie gmin Parysów, Garwolin, Borowie i miasta Łaskarzew. W tej /V/ edycji badania koncentrowały się wokół dwóch zagadnień: 1/ Stosunek do ziemi i zawodu rolnika (ziemia jako wartość) w okresie transformacji ustrojowej i 2/ pomoc wzajemna na wsi w okresie transformacji ustrojowej. Zebrane w trakcie badań źródła, w postaci zapisanych 167 wywiadów, pozwoliły na stwierdzenie, iż pomimo zmiany ustrojowej, ziemia wytwarzająca żywność, co uwidoczniło się szczególnie w wypowiedziach starszych mieszkańców wsi, nadal zachowała wartość konkretnej, realnej części Ojczyzny. Natomiast pomoc wzajemna, zmieniająca swoją postać, coraz częściej okazywana bywa za pieniądze w pracach polowych i budownictwie, ale w przypad- 272 ku klęsk żywiołowych zupełnie nie straciła swojego bezinteresownego znaczenia. Na bazie zebranych materiałów źródłowych powstały nowe prace magisterskie, traktujące o świętych wizerunkach we współczesnym środowisku wiejskim oraz stosunku młodzieży do ziemi w okresie transformacji ustrojowej na polskiej wsi w końcu XX wieku. 2001 rok (25 VI – 8 VII) Badaniami objęto wsie w gminach Parysów, Garwolin, Borowie i miasto Łaskarzew. Rozpoczęto wówczas szeroko zakrojone badania na temat tradycyjnych i nowych autorytetów wiejskich, w okresie transformacji ustrojowej. W pewnym stopniu były one inspirowane przez działający przy Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UŁ, Zespół Badania Wsi. Na łamach wydawanego tam pisma „Zeszyty Wiejskie”, rozpoczęto publikowanie wyników badań prowadzonych przez łódzkich etnologów na terenie powiatu garwolińskiego. W czasie ówczesnych badań zebrano źródła wywołane w postaci ponad 200 wywiadów oraz materiały ikonograficzne. Posłużyły one do przygotowania przez studentów szeregu nowych referatów i prac magisterskich. Dotyczyły one m. in. monografii historyczno-etnologicznych wsi, organizacji społecznych (OSP, KGW i stowarzyszeń regionalnych) oraz gminnych ośrodków kultury. /Por. aneks nr 1/ 2002 rok (21 VI – 3 VII) Badania odbyły się na terenie gmin Borowie, Garwolin, Parysów i miasta Łaskarzew. Poświęcone one były przede wszystkim określeniu roli autorytetów wiejskich, w stymulowaniu przeobrażeń społeczno-kulturowych, na terenie wsi i miasteczka. W tym celu przygotowane zostały specjalne ankiety, zawierające 148 szczegółowych pytań. Przy użyciu tego narzędzia badaniami objęto 128 osób. Pozyskany w ten sposób materiał źródłowy posłużył do opracowania kolejnych analiz badawczych, a także wykorzystany został we fragmentach pracy doktorskiej (mgr Magdalena Soczewka). Dzięki niemu można również uzasadnić spostrzeżenie, iż w czasie reformy ustrojowej, która rozpoczęła się w drugiej połowie 1989 r., rola autorytetów zaczęła się zmieniać, a wraz z nią następowały w społecznościach lokalnych stopniowe przeobrażenia społeczno-kulturowe i gospodarcze. Mające jeszcze charakter pilotażowych, badania pozwoliły na wysunięcie wniosków, iż tradycyjne autorytety, takie jak ludzie starzy, Kościół oraz szkoła nadal odgrywają, choć już w znacznie mniejszym zakresie, rolę animatorów. 273 Jednakowoż znacznie wzrosła rola takich podmiotów, jak środki masowego przekazu czy też organizacje samorządowe. Niemniej wśród najczęściej wymienianych autorytetów osobowych występowali wójt i sołtys (chociaż nie we wszystkich badanych gminach), ksiądz proboszcz, lekarz, działacz kultury. Na sesji kończącej tę edycję badań terenowych /VI/, samorządowcy wyrazili nadzieję na kontynuowanie tej tematyki także w roku następnym. 2003 rok (23 VI – 6VII) Badania były prowadzone w tych samych gminach, co w roku ubiegłym. Kontynuowano tematy rozpoczęte poprzednio. A więc te dotyczące tradycyjnych i nowych autorytetów wiejskich i ich roli w przeobrażeniach społecznogospodarczych, związanych z transformacją ustrojową. Ponadto rozpoczęto badania dotyczące zmian w funkcjonujących jeszcze współcześnie tradycyjnych obrzędach dorocznych /98 wywiadów/. Realizując propozycję przedstawioną przez powiatowe władze samorządowe, zebrano wszystkie niezbędne materiały źródłowe (wywołane, aktowe i ikonograficzne), do opracowania katalogu zabytków budownictwa młynarskiego na terenie powiatu garwolińskiego. W tymże roku został on wydany drukiem /autor mgr Piotr Czepas/. Zostały ukończone i przekazane samorządowi powiatowemu i poszczególnym gminom, kolejne prace magisterskie /por.aneks nr 1/. 2004 rok (21 VI – 3 VII) Badania przede wszystkim dotyczyły ”nowych świeckich obrzędów”, które stosunkowo niedawno pojawiły się na terenie badanych gmin powiatu garwolińskiego ((Parysów, Garwolin, Borowie, Górzno i miasto Łaskarzew). Zbierając materiały źródłowe według specjalnie przygotowanych dyspozycji do wywiadu, uzyskano oryginalne informacje na ten temat. Pozwoliło to określić, które ze świeckich świąt już się upowszechniły, a które jeszcze nie trafiły do miejscowego społeczeństwa. O ile obchodzony był np. „Dzień wagarowicza „ (21 III – pierwszy dzień wiosny), czy też „Osiemnastka”, to jeszcze nieznany był „Hallowen” (31 X – noc duchów). Natomiast świętem, które przywędrowało do Polski z za oceanu i upowszechniło się także na terenie Garwolińskiego, okazały się Walentynki (Dzień Świętego Walentego – 14 II), jako święto zakochanych. Tej problematyki dotyczyło 127, przeprowadzonych wówczas wywiadów. Innym nurtem badań stały się zagadnienia dotyczące przemian społecznokulturowych w środowisku wsi i małego miasteczka w czasach transformacji ustrojowej. Konieczność dostosowania się do realiów Unii europejskiej, związa- 274 na była z odkrywaniem w coraz to bardziej zglobalizowanym świecie, własnej „małej Ojczyzny”. W ramach tego tematu przeprowadzono 93 wywiady. Podczas sesji podsumowującej badania, samorządowcy z współpracujących gmin otrzymali od łódzkich etnologów kolejne prace magisterskie /por. aneks nr 1/. 2005 rok (25 VI – 4 VII) Celem badań było interdyscyplinarne (etnologiczno-socjologiczne) monitorowanie zmian zachodzących w Polsce, przede wszystkim na wsi i w małym miasteczku, pod wpływem transformacji ustrojowej oraz wobec wstąpienia do Unii Europejskiej. Jednocześnie idea poszukiwań badawczych, została określona w kontekście zasadniczych zmian społecznych, zachodzących w całym świecie. Wpłynęły na nie: upadek tzw. radzieckiego socjalizmu, słabnięcie w skali światowej dwubiegunowego układu sił politycznych, czy też tworzenie coraz bardziej zglobalizowanych systemów komunikacji. Podczas tak zaprojektowanych ćwiczeń terenowych, pozyskiwano źródła wywołane poprzez zastosowanie narzędzia badawczego w postaci „dyspozycji do wywiadu”. Stworzyło to możliwość zastosowania techniki wywiadu swobodnego, który jest charakterystyczny dla metod jakościowych, używanych w etnologii i socjologii przy analizie bardziej złożonych i nie dających się ująć li tylko statystycznie, zjawisk społeczno-kulturowych. Ogółem studenci etnologii ze studiów stacjonarnych i niestacjonarnych, przeprowadzili 187 wywiadów. Spisane w formie tzw. fiszek dały one materiał wystarczający do sporządzenia raportu zawierającego wiarygodne spostrzeżenia i wnioski /por. aneks nr 2). Wynikająca z wymienionego raportu ocena, sprowadzała się m.in. do uogólnienia, iż pod wpływem wyżej wymienionych zjawisk, a w szczególności zmiany ustroju społeczno-gospodarczego, pewne środowiska społeczności wiejskiej i małomiasteczkowej wpadły w stan inercji i niezadowolenia społecznego, określanego również z punktu widzenia psychospołecznego, mianem traumy. Jak się później okazało, stan ten po kilku latach funkcjonowania w UE, uległ znacznemu stonowaniu. Obecni na sesji kończącej X edycję badań etnologicznych na terenie Garwolińskiego, przedstawiciele samorządu powiatowego i niektórych władz gminnych, stwierdzili, iż wnioski zawarte w przekazanym raporcie, wzbogacą prowadzoną przez nich politykę społeczno-kulturalną; głównie zaś przydatne mogą być wybranym gminom, na terenie których przeprowadzono badania (Parysów, Górzno, Garwolin i miasto Łaskarzew). Oceniając ówczesną współpracę, należy wspomnieć, że w tym momencie przeżyła ona swoisty kryzys, stawiający pod znakiem zapytania dalsze jej losy. Mianowicie, niektórzy wójtowie, którzy wcześniej zadeklarowali nawet w kwo- 275 tach dość symbolicznych chęć wsparcia finansowego badań, wycofali się z ich przekazania, pomimo tego, że na ich terenie były one już przeprowadzone. Np. wójt Borowia oświadczył: „(...) nie mogę udzielić Państwu (...) wsparcia finansowego” (pismo z dnia 20 VI 2005 r.); wójt Górzna: „Wasza Jednostka nie kwalifikuje się (...) według przepisów do przekazania środków finansowych” (pismo z dnia 21 VI 2005 r.); wójt gminy Garwolin: „(...) nie przeznaczyliśmy środków na dofinansowanie badań terenowych” (pismo z dnia 21 VI 2005 r.); zaś ówczesny burmistrz Łaskarzewa (od 2003 r.) nawet nie poinformował, że nie wywiąże się z deklarowanych wcześniej zobowiązań finansowych. Dodajmy, że wszystkie wyżej wymienione gminy, uzyskały od nas odpowiednie materiały i prace magisterskie dotyczące ich terenów /por. aneks nr 1 i 2/. Trudno więc byłoby zrealizować nowy program badawczy, gdyby nie intensywna pomoc finansowo-organizacyjna, ze strony doceniających potrzebę badań etnologicznych na terenie Garwolińskiego, autorytetów społecznych: starosty Stefana Gory, dyrektora Zespołu Szkół Rolniczych im. St.Staszica w Miętnem – Stanisława Szostakiewicza, wójta gminy Parysów – Kazimierza Sionka, komendanta Powiatowej Straży Pożarnej – st.brygadiera Wiesława Wieraszki oraz koordynatora badań – Elżbiety Woźniak-Sionek. 2006 rok (26 VI – 9 VII) Badania odbywały się w następujących gminach: Parysów, Pilawa /wyjątkowo/ oraz Górzno i Borowie /pomimo rezygnacji tych gmin z dofinansowania badań/. Prace badacze związane były z pozyskiwaniem źródeł do dwóch opracowań dotyczących obrzędów rodzinnych. Specjalnie opracowane dyspozycje do wywiadów, pozwoliły uzyskać źródła wywołane, zawierające opisy tych obrzędów. Na ich podstawie możemy stwierdzić, że w obrzędach tych przeplatają się treści przekazywane z pokolenia na pokolenie z tymi, które pojawiły się już w czasach współczesnych. Ponadto zgromadzono też pokaźny materiał ikonograficzny i folklorystyczny, w postaci zapisów tekstowych pieśni związanych z realizowanymi tematami: 1/ Współczesne obrzędy pogrzebowe (funeralne) i 2/ Współczesne obrzędy weselne. Podjęto też nowy problem dotyczący przygotowywanej pracy magisterskiej na temat zmian pozycji ludzi starych w środowisku wiejskim – konfrontacja przeszłości z teraźniejszością. W wyniku badań zgromadzono materiały źródłowe do kolejnych prac magisterskich, a także oryginalne źródła z zakresu folkloru, w postaci zapisów pieśni pogrzebowych z terenu Pilawy. 276 2007 rok (2 – 15 VII) To ostatni rok pobytu w gościnnych progach Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem k/Garwolina. Odchodzący dyrektor szkoły S. Szostakiewicz stwarzał, w ciągu ponad 10 lat współpracy, dogodne warunki do prowadzenia badań. Podobnie i nowy dyrektor Andrzej Kujda, zadeklarował pomoc w zorganizowaniu kolejnych ćwiczeń terenowych. Badania dotyczyły roli autorytetów wiejskich, w stymulowaniu przemian społeczno-kulturowych po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Prowadzone one były w środkowej i wschodniej części pow. garwolińskiego, w gminach Parysów i Garwolin. Przeprowadzono i opracowano ok. 150 wywiadów nieskategoryzowanych. Dzięki temu zgromadzono dane jakościowe, określające warunki i okoliczności, w jakich znalazły się autorytety wiejskie po wstąpieniu Polski do UE. Wykazano też zależności między tą integracją, a sytuacją tych autorytetów. Analizując treść wywiadów, skupiono się głównie na takich podmiotach prestiżowych jak ludzie starsi, zamożni rolnicy, inne grupy zawodowe, ksiądz i Kościół Katolicki, nauczyciel i szkoła, samorząd terytorialny, organizacje społeczne i partie polityczne, a także media, rodzina i krąg sąsiedzki. Podczas pożegnalnej sesji studenci w obecności władz samorządowych powiatu i gminy Parysów, przedstawili wyniki swoich prac terenowych oraz przekazali dwie kolejne prace magisterskie, pokazujące dorobek społecznokulturowy Ziemi Garwolińskiej. Jedna z nich poświęcona została przedstawieniu sylwetki i dorobku artystycznego, znanego na terenie powiatu, ale także daleko poza nim, rzeźbiarza Wiktora Muchy z Borowia /por. aneks nr 1/. 2008 rok (23 VI – 5 VII) Współpraca pomiędzy łódzką etnologią a władzami samorządowymi powiatu garwolińskiego, przybrała nową formułę, której pomysłodawcą i opiekunem stał się wicestarosta Marek Chciałowski. Porozumienie o współpracy zostało zawarte 9 V 2008 r. /por. aneks nr 3/ i zaowocowało pierwszą umową – porozumieniem z władzami Miasta i Gminy Żelechów (ówczesny zastępca burmistrza Andrzej Szubielski), które przygotował i z pożytkiem dla obu stron zaczął realizować Grzegorz Szymczak – dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych im. Ignacego Wyssogody Zakrzewskiego w Żelechowie. W imieniu Starostwa do prowadzenia współpracy została upoważniona Elżbieta WoźniakSionek (inspektor Wydziału Promocji, Kultury i Sportu), a więc osoba będąca z nami od samego początku, naszego pobytu na Ziemi Garwolińskiej. Realizując warunki umowy, podczas dwutygodniowych ćwiczeń terenowych, w pierwszym rzędzie, podjęto szeroko zakrojone badania nad określeniem tożsamości społeczno-kulturowej mieszkańców małego miasta – Żelechowa. Do 277 tego zagadnienia zebrano źródła wywołane w postaci 150 ankiet i 96 wywiadów. Na podstawie zgromadzonych materiałów, określono czynniki warunkujące stopień identyfikacji mieszkańców Żelechowa ze swoim miastem. Ponadto starano się pokazać, jak wśród obecnych mieszkańców zachowała się pamięć, o dawnych współmieszkańcach pochodzenia żydowskiego. W kręgu zainteresowań znalazła się również miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna. Pierwsze badania etnologiczne na terenie Żelechowa zwieńczyła sesja naukowa, która po raz pierwszy w ramach współpracy, odbyła się nie tylko z udziałem władz samorządowych powiatu i gminy, ale także z szeroką reprezentacją miejscowego społeczeństwa, m.inn. proboszcza Parafii Żelechów księdza Stanisława Zajko. Sesję zorganizowały następujące podmioty: Starostwo Powiatowe w Garwolinie, Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UŁ, Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych im. Ignacego Wyssogoty Zakrzewskiego w Żelechowie i Ludowe Towarzystwo Naukowo-Kulturalne – oddział w Garwolinie. Bogaty program konferencji, który stał się po wygłoszeniu referatów, okazją do ożywionej dyskusji, przedstawiał się następująco: 1/ Historia ludności żydowskiej w Żelechowie – dyrektor ZSP Grzegorz Szymczak; 2/ Żydzi w opiniach współczesnych mieszkańców Żelechowa – studentka Katarzyna Pawłowska; 3/ Ochotnicza Straż Pożarna w Żelechowie w opiniach mieszkańców – studentka Michalina Wyrzykowska; 4/ Identyfikacja mieszkańców Żelechowa z miastem – studentki Katarzyna Lis i Aleksandra Skowronek. Pierwsze w Żelechowie ćwiczenia terenowe uzyskały swoją bazę w Internacie Międzyszkolnym przy ZSP. Od tej pory ich uczestnicy objęci zostali miłą i wyrozumiałą opieką ze strony kierownika tej placówki Małgorzaty Mosior. 2009 rok (29 VI – 11VII) W drugim roku badań prowadzonych na terenie Żelechowa i okolicznych wsi, wicestarosta M. Chciałowski w piśmie skierowanym do dyrektora IE i AK UŁ prof. W. Baranowskiego, stwierdził: „Dziękuję za wykaz prac magisterskich, które powstały w wyniku badań terenowych w powiecie garwolińskim. Jesteśmy zainteresowani dalszą współpracą z pracownikami i studentami Uniwersytetu Łódzkiego w Żelechowie, w zaproponowanych przez Instytut tematach prac magisterskich” /pismo z dnia 22 XII 2008 r./. Podstawa formalna współpracy zawarta została w „Porozumieniu” podpisanym w Żelechowie 21 V 2009 r.. Sygnowali ją A. Szubielski /z-ca burmistrza Miasta i Gminy w Żelechowie/; G. Szymczak /dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Żelechowie/ i W. Baranowski /dyrektor IE iAK UŁ/. Tematyka badań dotyczyła następujących zagadnień: 1/ Tożsamość społeczności małego miasta; 2/ Żelechów – miejsca znaczące w opinii mieszkańców miasta; 3/ Autorytety wiejskie po wejściu Polski do UE. Ogółem zgromadzono 278 ponad 180 zapisów wywiadów, które jako materiał źródłowy posłużyły do przedstawienia analiz badawczych, dotyczących wyżej wymienionych zagadnień. Wersje wstępne i robocze wyników badań zostały przedstawione na sesji naukowej (10 VII) z udziałem wicestarosty M. Chciałowskiego, który wysoko ocenił dotychczasową współpracę z łódzkimi etnologami. Jako inspirator nowej formuły badań na terenie Ziemi Garwolińskiej, zachęcał do dalszej ich kontynuacji. Na ręce z-cy burmistrza Żelechowa A.Szubielskiego, absolwenci etnologii UŁ przekazali kolejne prace magisterskie pierwsze, które dotyczyły środowiska gospodarzy i sponsorów badań: 1/ Tradycje obecności Żydów w Żelechowie (mgr K. Pawłowska) i 2/ Ochotnicza Straż Pożarna w Żelechowie (mgr M. Wyrzykowska). Tę drugą pracę przyjął również, ogromnie pomocny w prowadzeniu badań, prezes miejscowej OSP – Łukasz Bogusz. 2010 rok (26 VI – 9 VII) Tegoroczne badania terenowe spotkały się z dużym zainteresowaniem ze strony nowowybranego burmistrza Żelechowa, Mirosławy Miszkurki. Oprócz pewnych wskazówek merytorycznych, udzieliła ona także wsparcia finansowego, co znacznie ułatwiło nam funkcjonowanie na tym terenie. Studenci podzieleni na dwa zespoły badawcze, zbierali materiały źródłowe do następujących tematów: 1/ Organizacje społeczne na terenie Żelechowa (wieś i miasto); 2/ Lokalna tradycja historyczna w świadomości mieszkańców małego miasta: „Wpływ szkoły na życie kulturowo-społeczne mieszkańców Żelechowa”. Zainteresowania badawcze pierwszego z wymienionych zespołów wynikały z refleksji, że uczestników życia społecznego integrują różne organizacje społeczne, m.in. ochotnicze straże pożarne, koła gospodyń wiejskich, stowarzyszenia religijne, związki zawodowe i kombatanckie. Na terenie Żelechowa i gminy działa szereg takich zrzeszeń. Przy zastosowaniu specjalnego narzędzia badawczego, w postaci dyspozycji do wywiadu skategoryzowanego, zebrano dane dotyczące historii i funkcji założonych, wszystkich organizacji społecznych działających na badanym terenie. Zespół drugi prowadząc wywiady według wcześniej przygotowanych wytycznych do kwestionariusza, miał za zadanie określić jaką wiedzę historyczną o własnej miejscowości posiadają jej mieszkańcy. Próbowano to określić na podstawie funkcjonującej znajomości o wydarzeniach mających miejsce w przeszłości, o zasłużonych dla miejscowej społeczności ludziach i symboliki jaka wiąże się z najważniejszymi miejscami w Żelechowie. Podobnie jak w poprzednich latach badania terenowe zakończone zostały sesją naukową (8 VII), w której m.in. uczestniczyli wicestarosta M.Chciałowski 279 oraz burmistrz Żelechowa M.Miszkurka, na której to ręce przekazano 2 prace magisterskie: 1/ Żelechów – miejsca znaczące w mieście w opinii jego mieszkańców (mgr Katarzyna Lis) i 2/ Tożsamość społeczności małego miasta na przykładzie Żelechowa (mgr P.Skroński). 2011 rok (27 VI – 9 VII) Podstawę formalną ćwiczeń terenowych stanowiło porozumienie, zawarte podobnie jak w latach ubiegłych, pomiędzy Instytutem Etnologii Antropologii Kulturowej UŁ (dyrektor W.Baranowski), Miastem i Gminą Żelechów (burmistrz M.Miszkurka) i Zespołem Szkół Ponadpodstawowych w Żelechowie (dyrektor G.Szymczak). Uzyskało ono akceptację nowego starosty garwolińskiego M.Chciałowskiego, który potwierdził swoje zaangażowanie w kwestii dalszego kontynuowania współpracy. Pracując w dwóch zespołach badawczych, stosując technikę wywiadu częściowo skategoryzowanego oraz ankiety, studenci zebrali źródła wywołane do następujących tematów: 1/ Pomoc wzajemna w życiu społeczno-gospodarczym wsi; 2/ Opinie mieszkańców o własnej miejscowości; 3/Aspiracje zawodowe kobiet. 4/ Wpływ szkoły na życie kulturowo-społeczne mieszkańców Żelechowa. Ponadto posiłkując się specjalną ankietą przygotowaną w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zbierali informacje oraz źródła ikonograficzne na temat występujących na terenie gminy Żelechów, tzw. ginących zawodów, m.in. kowalstwa i tkactwa. Wyniki badań tradycyjnie już przedstawione na specjalnej sesji (8 VII), wzbudziły zainteresowanie przedstawicieli władz samorządowych, m.in. przewodniczącej Rady Miasta-Gminy Jadwigi Kuligowskiej, która zwróciła uwagę na ich znaczenie dla polityki społeczno-kulturalnej prowadzonej przez miejscowe władze samorządowe. Pozytywne zdanie o badaniach etnologicznych, wyraził także obecny na sesji wicestarosta pow. garwolińskiego Stefan Gora, który z łódzką etnologią współpracuje już od 1996 roku. Samorząd Żelechowa uzyskał także opracowanie będące pokłosiem badań przeprowadzonych w 2010 r., mianowicie „Słownik organizacji społecznych Miasta i Gminy Żelechów” (por. aneks nr 2). Robocze wnioski z badań skłaniają do wniosku, że zanikają pewne tradycyjne normy obyczajowe mające wpływ na pozycję i aspiracje zawodowe kobiet. To samo dotyczy „pomocy wzajemnej” w jej wymiarze gospodarczym, ale nadal pewne tradycyjne formy zachowały się w takich kategoriach jak; klęski żywiołowe, nieszczęśliwe wypadki itp..W swoim wymiarze sąsiedzkim, mimo postępującej globalizacji, daje ona szansę na integrowanie lokalnej społeczności i tym samym wzbogacanie jej tożsamości społeczno-kulturowej w ramach „małej ojczyzny”. 280 Zakończenie Jesteśmy przekonani co do tego, że podjęta w 1996 r. współpraca pomiędzy samorządami terenowymi Ziemi Garwolińskiej a łódzką uniwersytecką etnologią, przyniosła obopólne korzyści. Przyczyniła się bowiem do promocji tego regionu w skali ogólnokrajowej, a także wzbogacania czy weryfikowania treści kierowanych przez samorządowców i animatorów kultury, w stosunku do miejscowych społeczności wsi i małego miasteczka. Prace magisterskie oraz różne publikacje naukowe i popularno-naukowe, najpełniej realizują wymienione detale współpracy. Istotnym elementem współpracy jest również i to, że podczas ćwiczeń studenci mieli możliwość doskonalenia swoich umiejętności w prowadzeniu badań terenowych, zaś ich wyniki z pożytkiem dla Ziemi Garwolińskiej oraz własnego rozwoju naukowego, mogli wykorzystać w pracach magisterskich i pierwszych publikacjach naukowych. Jesteśmy przekonani, że współpraca, o której traktuje niniejszy tekst, posiadająca już znaczący dorobek, będzie dalej z korzyścią dla obu stron, kontynuowana. Dziękujemy wymienionym wyżej przedstawicielom władz samorządowych, powiatowych i gminnych, dyrektorom szkół, przedstawicielom różnych instytucji i organizacji oraz miejscowemu społeczeństwu, za wsparcie finansowe, merytoryczne a także wszechstronną pomoc, która docierała do nas każdego dnia. Pozwala to nam patrzeć z optymizmem na dalsze losy naszej współpracy. 281 Aneks 1 Prace magisterskie z terenu powiatu Garwolin, wykonane w latach 1999–2007 w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego. 1999 r. 1. Sławiński Bartłomiej: Funkcje społeczno-kulturalne Ochotniczych Straż Pożarnych w gminie Parysow. Pod kier. prof. dr hab. Andrzeja Lecha /otrzymał wójt gm.Parysów/. 2. Soczewka Magdalena: Parysów. Studium etnologiczno-historyczne osady mazowieckiej. Pod kier. prof. dr hab. Andrzeja Lecha. /otrzymał wójt gm.Parysów/. 2000 r. 3. Deląg Agnieszka: Łaskarzew. Studium etnologiczno-historyczne miasteczka na ziemi mazowieckiej. Pod kier. prof. dr hab. Andrzeja Lecha./otrzymał burmistrz Łaskarzewa/. 4. Olenderek Jarosław: Ziemia jako wartość. Studium etnologiczne współczesnej wsi na przykładzie Stodzewa (gmina Parysów). Pod kier. prof. dr hab. W. Baranowskiego./otrzymał wójt gm. Parysów/. 2001 r. 5. Piaseczny Jerzy: Funkcje społeczno-kulturalne OSP na terenie gminy Borowie. Pod kier. prof. nadzw. dr hab. Andrzeja Lecha. /otrzymał wójt gm.Borowie/ 6. Kuśmirek Robert: Funkcje społeczno-kulturalne ochotniczej straży pożarnej w Łaskarzewie. Pod kier. prof. nadzw. dr hab. Andrzeja Lecha. /otrzymał burmistrz Łaskarzewa/. 7. Matczak-Piotrowska Katarzyna: Gminny Ośrodek Kultury w Parysowie – jego działalność społeczno-kulturalna w środowisku wiejskim. Pod kier. prof. dr hab. W. Baranowskiego. /otrzymał wójt gm.Parysów/. 2002 r. 8. Rogalska Arletta Anna: Ludność żydowska na terenie polskich miasteczek i osad (na przykładzie Parysowa pow.Garwolin). Pod kier. prof. dr hab. W. Baranowskiego. /otrzymał wójt gm. Parysów/. 9. Rogalska Anna: Rębków. Studium etnologiczno-historyczne wsi mazowieckiej. Pod kier. prof. Andrzeja Lecha./ otrzymał wójt gm. Garwolin/. 10.Mierzejewska Anna: Stodzew. Studium historyczno-etnologiczne wsi regionu Mazowsze nad Świdrem. Pod kier. prof. Andrzeja Lecha. /otrzymał wójt gm. Parysów/. 282 2003 r. 11. Urszula Węgrzyn: Religijność ludowa, czy polityczna prowokacja? Walka o krzyże w Miętnem. Pod kier. prof. W. Baranowskiego. /otrzymał dyr. Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem/. 12. Wójcik Monika: Funkcje społeczno-kulturalne Towarzystwa Miłosników Historii i Kultury Łaskarzewa. Pod kier. prof. dr hab. Andrzeja Lecha. /otrzymał burmistrz Łaskarzewa/. 13. Koza Monika: Spółka dla Zagospodarowania Wspólnoty Gruntowej w Łaskarzewie. Funkcje społeczno-kulturalne organizacji gospodarczej. Pod kier. prof. dr hab. Andrzeja Lecha. /otrzymał burmistrz Łaskarzewa/. 14. Czepas Piotr: Młyny na terenie powiatu Garwolińskiego (XIX–XX wiek). Pod kier. prof. dr hab. Andrzeja Lecha. /otrzymał starosta pow. Garwolin/. 15. Szymczak Robert: Społeczno-kulturowe funkcje Ochotniczej Straży Pożarnej w Garwolinie. Pod kier. prof. dr hab. W. Baranowskiego. /otrzymał starosta pow. Garwolin/. 2004 r. 16. Skrzydlewski Adam: Ginące zawody na terenie powiatu garwolińskiego. Pod kier. prof. dr hab. W. Baranowskiego. /otrzymał starosta pow. Garwolin/. 2006 r. 17. Ufel Łukasz: Borowie w Ziemi Garwolińskiej: studium historycznoetnologiczne osady wiejskiej. Pod kier. prof. nadzw. dr hab. Andrzeja Lecha. /otrzymał dyr. Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem /. 18. Moks Remigiusz: Górzno w Ziemi Garwolińskiej: studium historycznoetnologiczne osady wiejskiej. Pod kier. prof. nadzw. dr hab. Andrzeja Lecha. /otrzymał dyr. Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem /. 19. Liszewski Mariusz: Wiktor Mucha: autorytet i artysta ludowy z Borowia w Ziemi Garwolińskiej. Pod kier. prof. nadzw. dr hab. Andrzeja Lecha. /otrzymał W. Mucha/. 2007 r. 20. Steinberg Karina: Zmiana pozycji ludzi starszych – konfrontacja przeszłości z teraźniejszością (na podstawie badań prowadzonych na terenie pow.garwolińskiego). Pod kier. prof. dr hab. Władysława Baranowskiego. /otrzymał dyr. Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem /. 21. Woźniak Małgorzata: Biesiada, muzyka, taniec, czyli kategorie wyznaczające charakter współczesnego wesela na wsi. Wesele jako zabawa w powiecie garwolińskim. Pod kier. Prof. dr hab. Władysława Baranowskiego. /otrzymał wójt gm. Parysów/. 2009 r. 22. Pawłowska Katarzyna: Tradycja obecności Żydów w Żelechowie, Łódź 2009.Pod kier. Prof. nadzw. A. Lecha. /otrzymał burmistrz Żelechowa/ 283 23. Wyrzykowska Michalina, Ochotnicza Straż Pożarna w Żelechowie. Rzeczywiste funkcje organizacji samopomocowej, Łódź 2009. Pod. kier. Prof. nadzw. dr hab. A. Lecha. /otrzymał burmistrz Żelechowa/. 2010 r. 24. Lis Katarzyna: Żelechów – miejsca znaczące w mieście w opinii jego mieszkańców, Łódź 2010. Pod kier. prof. nadzw. dr hab. W. Baranowskiego. /otrzymał burmistrz Żelechowa/. 25. Skroński Przemysław: Tożsamość społeczności małego miasta na przykładzie Żelechowa, Łódź 2010. Pod kier. Prof. nadzw. dr hab. W.Baranowskiego. /otrzymał burmistrz Żelechowa/. 284 Aneks 2 Bibliografia publikacji powstałych w ramach współpracy 1/ Baranowski W.: Żydzi i ich kultura w świadomości mieszkańców wsi i miasteczek, „Zeszyty Wiejskie”, 2005, z. X, s. 131–138; 2/ Baranowski W., Lech A.: Zmiany społeczno-kulturowe w środowisku wsi i miasteczka, związane z transformacją ustrojową w Polsce i przystąpieniem do Unii Europejskiej (Raport z badań terenowych), „Zeszyty Wiejskie”, 2007, z. XII, s. 222–243; 3/ Czepas P.: Młynarstwo w powiecie garwolińskim do końca XX wieku, Garwolin 2004, ss.88 + ryciny; 4/ Kobalczyk K.: Współczesność osady mazowieckiej (na przykładzie Osiecka), „Zeszyty Wiejskie”, 2002, z.V, s. 193–211; 5/ Lech A., Sławiński B.: Z dziejów Ochotniczej Straży Pożarnej Parysowa. 1897–1997, Parysów 1997, ss.47; 6/ Lis K., Skowronek A.: Identyfikacja mieszkańców Żelechowa ze swoim miastem, „Zeszyty Wiejskie”, 2010, z. XV, s. 233–243; 7/ Piękno użyteczne czy piękno ginące. Informator o realizacji programu Ministerstwa Kultury i Sztuki „Ginące zawody”, Opr. I red. B,Kopczyńska-Jaworska, M.Niewiadomska-Rudnicka, Łódź 1997, ss.208 + ryc; 8/ Rogalska A., Szajder A.: Słownik organizacji społecznych Żelechowa (makieta), Żelechów 2011, ss.77 (wydruk komputerowy); 9/ Szymczak G., Historia ludności żydowskiej Żelechowa, „Zeszyty Wiejskie”, 2009, z. XIV, s. 198–237; 10/ Woźniak-Sionek E.: Funkcje społeczno-kulturalne Gminnego Ośrodka Kultury w środowisku wiejskim (na przykładzie Ośrodka Kultury w Parysowie), „Zeszyty Wiejskie”, 2002, z.V, s. 212–215; 11/ Woźniak-Sionek E.: Biblioteki wiejskie na terenie powiatu garwolińskiego, „Zeszyty Wiejskie”, 2006, z. XI, s. 302–306; 285 Aneks 3 286 287 Przemysław Owczarek Muzeum Archeologiczne i Etnograficzne w Łodzi Poezje wiejskie stojąc na jednej nodze widziałeś horyzont. las odrywał się od korzeni i żelazny łuk chmury wypalał w nim piętno. strata istnieje, mały lichwiarzu. nieważna jest chwila, kiedy ślepe stopy przekłuł pusty, samotny dźwięk. wiek minął na autostradzie i wchodziłeś w tunele z żył, które rozgałęziały się w rozmokłe dukty. ludzie byli obojętni jak widziany z daleka pogrzeb. rzeka niosła w podniebieniu liście o spokojnych twarzach. obchodziło cię zabójstwo w głogu, kiedy sójka wybierała pisklęta i krzyk czyżyka nie różnił się niczym od rozszarpanej sekundy. nie istnieje nić, którą mógłbyś zaszyć torbiel czasu. jak ślina ciekną z twoich ust dni. widma pożywne i zajadłe. 288 kłębek nie bałem się owiec. trzeciego lata zgubiłem dłoń w sierści. kłębek rozwinął się i wpadł do rzeki. nie było mięsa, beczącej głowy. od wnętrza skóra spływała krwią. ojciec wprawiał się w tańcu z nożem. lubiłem ostrza, zimny świt, smugi pary. matka we mgle wychodziła z drzewa, z torbą gadających ryb i rzepy, której skóra krakała, jakby z mroku zostało rumowisko. gdy rosła burza, ganiłem strach. grzmot zszywał oczy i śnił się mesjasz. nagi z chorągwią. wiodący w prześwit owce na ubój. boża panienka o sześciu piersiach, iskana przez sroki i wrony. elizeum na leśnej ścieżce. nie rodzimy się inaczej, tylko z ziemi. nawet samoloty. któregoś lata niebo ścierpło i dwupłatowce rozsiały nad lasem spadochroniarzy. manewry jakby poderwały się trzciny albo ojcu odpadły wąsy. śmieszne? podobno lubiłem się śmiać. kto śmieje się ostatni? kogo odprowadzę w etui? kto mnie powiedzie z kluczykiem w ustach? będę się śmiał. się rozejdę. wszędzie. 289 na wznak dzieciństwo to nie opoka, zatem nas zabija. tamtego dnia z palców sączyła się ziemia, chociaż lato i ogród zmieniły cię w rumień. miedź też podlega chorobie, łamaniu barw. dlatego boję się szpitali? umarłeś w Łasku, bez przebaczenia, odpoczynku między twarzą i płótnem. co ostygło? porażenie? grzebanie miesięcy zostawionych żywym? w ostatnią niedzielę, w porze odwiedzin, trzepałem dywan z twojego pokoju, który matka i siostra, nareszcie zgodne, kazały malować na powrót. starannie sypał się kurz, minuty w czasie niebyłej wizyty. był poniedziałek. dzień nowy i strata. skąd siła, której mi nie odebrałeś? skończyła się lekcja głodu? to jest ziemia, gdzie bóg nieustannie rozpacza nad stworzeniem – przyszła do mnie twoja maksyma. jaka jest rama modalna śmierci? w której minucie pochłonął cię kwadrat, pole milczenia i trwogi? czy rana została w powietrzu? ostatecznie uciekłeś od rozmowy. znam słowa szybsze niż kobuz, gdy rozrywa jaskółkę w locie. w lekkim zwichnięciu trajektorii. wciąż czuję to spojrzenie, które odrętwia i boli. zamknij oczy. pozwól mi ochronić dziecko, jeśli położy się na wznak. jeśli zacznie milczeć. 290 zwarcie fiat w spadku, pomarańcza,126p. berło dorobkiewiczów. ballada o ojcu i synu, którzy nienawidzą się, aż łączy ich śmierć. w ogrodzie ChłopiecStarzec sieje rutę. wyrosną z niej sny o synu. kobieta jeszcze nie nosi brzemienia. jej siedem siwych włosów, braciszkowie, splata się w marzenie o jednym dziecku. nie przesadzajmy. ozdobne rośliny oddzielą scenę od sąsiadów. za rzeką krzyk kozła zwoła sarny, staw przegryzie groblę. F-16 wyskrobią niebo, skapnie słońce i niemowlę zapłacze w kojcu, w pokoju, który ożyje w jeden letni sezon. o świcie naostrzysz kosę. wejdziesz na łąkę. otworzysz ranę i z jamy w mgle wyślizgnie się ojciec. czy będzie pamiętał twoje imię? tam, w miejscu, gdzie rozsypałeś prochy. potem przyjdzie zima. roztopy. i śnieg będzie gnił, aż stopi się z ogniem. 291 rewir ostoja z przysłówków. rdzenne sny i krzepkie milczenie. psi pisk błotniaka, kiedy zsuwa się z chmury, by polec w trzcinach. jest inny cel? w powietrza unosi się casa, transportowa duma wojskowego lotniska. (tak wiele ostatnio spadło samolotów) dokąd dziś leci etos armii, gdy wzbija się nad Rokitnicą w stronę Ldzania. kto tu był dzieckiem? z opaską na oczach, w ogniu rzeczy palonych po ojcu. ile zapomnisz, tyle będziesz żył. cokolwiek powróci, będzie ostateczne. jak owad na wodzie tańczący kankana. w kręgach które schodzą się i rozchodzą. na granicy lasu kruk goniec. tancerz w koronie świerku. charkot i triumf albo wyłom w mgle na parę akrów, orka po szturmie chmury. tamto samotne drzewo w polu o imieniu zgon. jestem na krawędzi czasu. w szarym mule. w wodnym powietrzu, w miesiącu narodzin i zjaw. wolno płynie październik. krople, cmokanie, klekot liście ryby żerują na deszczu. ścieżka zwinnie wnika w gęstwinę. liże sploty paproci i rozdwaja się. dalej paśnik, zwierzę łakome snów. choćby lotu żurawia jak ogromne uwolnione skrzele. albo sarniego piżma. jak pachnie tętno? las to złoto i nikiel. nad oparem kowal o imieniu niebo kuje ślepe słońce. widzę żywy śnieg. biała czapla wzbija się i płonie. 292 AUTOREFERAT Ewelina Szpak Uniwersytet Jagielloński Mentalność ludności wiejskiej w PRL. Studium zmian1 Przedmiotem badań podejmowanych przeze mnie w ramach projektu doktorskiego była mentalność ludności wiejskiej w okresie PRL2. Odwołując się do definicji mentalności Patricka H. Huttona3 i określając ją jako sposób myślenia decydujący o kształcie wiejskiego życia codziennego, w toku prowadzonych przeze mnie studiów starałam się odpowiedzieć na pytanie jaka była oraz czy (i jak) zmieniała się mentalność mieszkańców wsi w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej? Jakie były kierunki i tempo zmian, na ile generowała je przestrzeń geograficzna (tzw. ziemie odzyskane i ziemie „dawne”), a także na ile wiejski świat lat 1945–1989 wpisywał się w ramy peerelowskiej rzeczywistości i co w obrębie wiejskiego życia i schematów myślenia pozostawało niezmienne? Do podjęcia tak zarysowanego tematu skłoniła mnie z jednej strony inspiracja dokonującym się od kilkudziesięciu lat w humanistyce zachodniej tzw. „zwrotem kulturowym”, koncentrującym badaczy na tematach z zakresu historii społecznej, kulturowej, antropologii historycznej. Wieś i społeczne dzieje jej mieszkańców stanowiły niemal wyłącznie pole badań etnografów, etnologów, socjologów. Historycy zajmujący się dziejami powojennymi wsi zwykle bowiem ograniczali się do okresu polityki kolektywizacji, walki z religią, zamykając obszar swych badań na roku 19564. To unikanie szerszego spojrzenia na wieś, ukazywania jej z perspektywy wartości, problemów i bolączek samych jej mieszkańców, niosło w moim przekonaniu złudzenie niezwykle powolnych lub wręcz niewystępujących na wsi przekształceń społecznych. __________ 1 Autoreferat rozprawy doktorskiej obronionej na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego 14 grudnia 2010 r. Promotor: prof. dr hab. Andrzej Chwalba, recenzenci: prof. dr hab. Krzysztof Zamorski, prof. dr hab. Dariusz Jarosz. 2 Nazwa PRL – Polska Rzeczpospolita Ludowa formalnie obowiązywać zaczęła od Konstytucji 1952 r. Okres od 1944 do 1952 r. w historiografii polskiej określany bywa częściej mianem Polski Lubelskiej. Sztuczne rozdzielenie obu okresów, tylko i wyłączenie ze względu na wprowadzoną w 1952 r. nazwę uznałam w pracy za bezcelowe. Poza kwestiami formalnymi konstytucyjna nazwa nie zmieniała, z perspektywy wsi, niczego w mechanizmach ówczesnej rzeczywistości. Moje badania rozpoczynam więc od przełomu lat 1944/1945, kończę zaś wraz ze schyłkiem epoki PRL, więc w roku 1989. 3 P.H. Hutton, The history of mentalities. The new map of cultural history, “History and Theory”, vol. 20, 1981, s. 237–259. 4 Wyjątkiem w tym względzie są jedynie prace D. Jarosza oraz H. Słabka. 294 Baza źródłowa Jak pokazują doświadczenia najwybitniejszych przedstawicieli historii mentalności5 jej badanie nakłada na historyka konieczność doboru możliwe najbardziej zróżnicowanego materiału źródłowego. Pierwszorzędną rolę spełniały w moich badaniach źródła bezpośrednie, a więc te, których wytwórcami byli reprezentanci analizowanej przeze mnie grupy społecznej. Na materiały te składały się zarówno źródła narracyjne (pamiętniki, wspomnienia) jak również niezmiernie ciekawe materiały sądowe (stenogramy rozpraw i przesłuchań świadków). Bardzo istotne w tej grupie były również wywiady przeprowadzone przeze mnie z mieszkańcami wsi lubelskich i zachodniopomorskich. Ich dopełnieniem były zgromadzone w obecnym archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii UJ materiały z etnograficznych badań terenowych przeprowadzanych w latach 1950–1990 przez studentów i pracowników ówczesnego Instytutu Etnografii. Nieocenionym pod względem wartości źródłem były także dokumenty zgromadzone w Archiwach Państwowych w Krakowie, Płotach (oddział Archiwum Państwowego w Szczecinie), Lublinie oraz w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Analizując sposób myślenia i postrzegania PRL-owskiej rzeczywistości wiejskiej sięgnęłam również po niesłusznie pomijane przez historyków materiały radiowe6. Całość bazy źródłowej uzupełniały cenne i wiele mówiące o sferze wyobrażeń i stereotypów źródła filmowe (filmy fabularne i dokumentalne oraz kroniki filmowe z lat 1945–1990) jak również literatura piękna. Układ pracy Praca podzielona została na siedem zasadniczych rozdziałów, uwzględniających główne sfery życia codziennego. tj. czas i przestrzeń, relacje z władzą, praca, rodzina, czas wolny, religijność. Poprzez osadzenie mieszkańców wsi w konkretnych obszarach życia codziennego, w pracy ukazałam przede wszystkim to, jak badana ludność wiejska odnajdywała się w każdej nich oraz jak były one przez nią postrzegane i jakim zmianom ulegały ich znaczenia. __________ 5 Szerzej o tym piszę w E. Szpak, Polish Historians on the Road to the History of Mentalities, w: History of Mentality. Theory and Methods in Historical Research of 19 th and 20th century, (w przygotowaniu do druku). 6 Korzystałam z Archoiwum Polskiego Radia w Warszawie i Lublinie. 295 Efekty badań Rezultatem tak zaprojektowanych badań było wykazanie, iż w omawianym 44-leciu zmiany mentalności zachodziły w każdej z omawianych sfer życia codziennego, choć nie przebiegały one z taką samą intensywnością i dynamiką w każdym z omawianych regionów Polski. Nierównoczesność zmian wielokrotnie nakładała się na wciąż wyraźną obecność regionalnych zróżnicowań kulturowych. Ogromną rolę odgrywał w niej dostrzegany w okresie powojennym, wzmagający się na wsi, proces indywidualizacji i prywatyzacji życia codziennego. To przede wszystkim w sferze życia rodzinnego dostrzegane były mentalne przeobrażenia. Charakterystyczne dla wsi polskiej (oraz każdej małej społeczności) silne powiązanie sfery prywatnej z przestrzenią publiczną (lokalnej wspólnoty) sprawiło, iż przekształcenia te znacząco oddziaływały również na sferę sąsiedzkich i publicznych relacji międzyludzkich. Do najważniejszych przemian obserwowanych na styku obu sfer należało m.in. zjawisko rosnącej indywidualizacji, które w parze ze zmniejszającą się rolą opinii i presji lokalnej grupy przejawiały się przede wszystkim w obszarze samodecydowania. Najprostszymi tego przykładami było opisywane w poszczególnych rozdziałach dysertacji: traktowanie przez młodsze pokolenie wiejskie pracy w kategoriach wyboru (i zawodu) a nie konieczności (losu) i stylu życia; rosnąca rola sympatii, uczuć i osobistych preferencji w doborze małżeńskim (zanika pojmowanie małżeństwa jako „transakcji gospodarczej” zawieranej w oparciu o umowę właścicieli-rodziców odpowiednio do statusu posiadania; odsetek rozwodów utrzymujący się na stałym, kilkuprocentowym poziomie – poprzez fakt występowania stanowiła wyraz kolejnej sfery autonomicznych decyzji; rodzenie się nowego znaczenia pojęcia „prywatności”, z którym bezpośrednio powiązane było zjawisko pojawianie się nowej kategorii czasu wolnego. W latach 60. i 70. powoli coraz bardziej kojarzony był on z „czasem dla siebie” (odpoczynkiem i realizowaniem własnych potrzeb – nauką, czytelnictwem książek, prasy, aktywnością fizyczną). To właśnie potrzeby wiedzy, samorealizacji, „czasu dla siebie” lub „uregulowanego” godzinowo czasu pracy stanowiły dla pokolenia młodzieży dorastającej na przełomie lat 60. i 70. główne motywy ucieczki do miasta oraz poszukiwania pracy w obszarze przedsiębiorstw państwowych (także w PGR) Konsekwencją tak zarysowanych przemian w życiu rodzinnym była zmieniająca się pozycja kobiety. Pociągało to oczywiście zmiany w relacjach małżeńskich (idea małżeństwa partnerskiego, równy podział obowiązków). Te z kolei przekładały się na cały system rodzinny – wielokrotnie mała rodzina stawała się 296 niezależna od gospodarstwa (domowego) swych rodziców (dziadków) lub do takiej niezależności dążyła. Przekształceniu ulegała również pozycja i znaczenie wiejskich rodzicówwłaścicieli oraz tym samym znaczenie i stosunek do człowieka starego. Przed II wojną w związku z ograniczoną możliwością wychodźstwa do miasta o losie nowej rodziny decydowały przede wszystkim zapisane (bądź nie) działy gospodarstwa oraz wnoszone przez żonę wiano. Po wojnie natomiast możliwość pozarolniczego zatrudnienia w przemyśle lub przejścia do oferujących mieszkanie PGR-ów (i rolnictwa uspołecznionego) stwarzała większe pole manewru dla nieawansujących poprzez naukę lub niedziedziczących rodzinnego gospodarstwa mieszkańców wsi. Powiązane z dwuzawodowością, pegeeryzacją i migracją młodzieży do miasta szczególnie widoczne w latach 70. wyludnianie się i starzenie wsi świadczyło wyraźnie o spadającej wartości ziemi i pracy rolniczej. Zjawisko deprecjacji ziemi, powiązane pośrednio z mechanizacją produkcji oraz lansowanymi wzorcami życia miejskiego – od lat 60. wpływało również na zmianę stosunku do rodziców-gospodarzy. Szeroko opisywane w prasie PRL-owskiej przykłady konfliktów rodzinnych (między ojcem i synem) o sposób gospodarowania czy też opisy patologicznego traktowania ludzi starych, po przepisaniu przez nich aktu własności na potomków, nie stanowiły jednak w swej istocie sytuacji nowej na wsi. Zjawiska takie dostrzegane były bowiem również i w epokach wcześniejszych. Tym co ulegało jednak zasadniczej zmianie był charakter i zasady relacji międzypokoleniowej w rodzinie wiejskiej. Bardzo wyraźne było bowiem zjawisko demokratyzacji relacji rodzice-dzieci, wyrażające się w zmieniających się gestach (np. zanik całowania rodziców w rękę) i bardziej emocjonalnym oraz swobodnym języku komunikacji (np. zwrot przez Ty, a nie „Wy”). Przemiany mentalne widoczne były również w sferze stosunku do ciała, higieny. Obserwowane w tym obszarze przekształcenia wiązały się m.in. z poszerzającą się, za sprawą powszechnego szkolnictwa, mediów i rosnącej mobilności, wiedzą o świecie. Istotną rolę odgrywały również przemiany cywilizacyjne, których natężenie – w postaci elektryfikacji, kanalizacji, budowy dróg, nowego budownictwa mieszkaniowego, objęcia państwową opieką zdrowotną przypadały na lata 60. i 70. Ich efektem był nowy stosunek do ciała, chorób, zjawisko detabiuzacji w sferze ciała, higieny i seksualności. Poprawiający się stan wiedzy dający podstawy do wytłumaczalności zjawisk związanych z ciałem zmieniał też sposób postrzegania świata zewnętrznego: rozumienie i większa przewidywalność przyrodniczych zjawisk zmniejszała lęk i wzmacniała poczucie kontroli i wpływu nad przyrodą. Powodowało to zanikanie tradycyjnych/ludowych i magicznych sposobów interpretowania zjawisk i zdarzeń. Zmieniające się pod wpływem wiedzy 297 wyobrażenia wywierały również pośredni wpływ na wiejski stosunek do sfery sacrum, a w konsekwencji również charakter wiejskiej religijności, „oczyszczającej się” w ten sposób z szeregu na poły magicznych wierzeń i obrzędów (widocznych np. w sposobie świętowania Wielkiego Tygodnia, Trzech Króli, itp.); korzystanie ze zdobyczy cywilizacyjnych (prąd, maszyny, motory, samochody) powodując nową jakość życia i pracy wpływało również na zanikanie myślenia w kategoriach antropomorfizacji – nadawanie przedmiotom, zjawiskom cech ludzkich i ludzkich motywów działania. Przykłady tego pokazałam choćby w opisie wiejskiego stosunku do czasu i przestrzeni znaczenia przypisywanego niegdyś obszarom „granicznym”. Sama religijność również ulegała nieznacznym przemianom – pozostawało to na ogół w silnym związku ze zmieniającą się sytuacją Kościoła i rosnącymi oczekiwaniami oraz wiedzą mieszkańców. Nie oznaczało to jednak ulegania zabiegom laicyzacyjnym wspieranym przez politykę państwa i jego stosunek do Kościoła katolickiego. Represje władz wobec Kościoła, generowały na ogół reakcję wspierania inicjatyw kościelnych na wsi. Ich wyrazem były „walki” społeczności wiejskich o budowę nowych lub renowację starych obiektów sakralnych i nauczanie religii w szkołach. Kościół i religia katolicka w dalszym ciągu pomimo obserwowanych przemian w sferach życia codziennego pozostawał ważnym wyznacznikiem tożsamości. Jedyna zmiana w tej sferze powiązana była z tzw. kościelnością, czyli obowiązkowością wypełnienia podstawowych praktyk religijnych. Zmiany dostrzegane były również w sferze życia publicznego. Ogromny wpływ wywierały na nie ówczesne przeobrażenia polityczne i gospodarcze, a także nowe i dostrzegane również w środowisku pozawiejskim zasady funkcjonowania w społeczeństwie. Forsowna kolektywizacja pierwszej połowy lat 50., narzucone przez państwo podatki i zobowiązania, utrudnienia w obrocie ziemią oraz faworyzowanie gospodarstw państwowych i uspołecznionych szybko generowało konieczność wypracowania nowych metod i strategii funkcjonowania w PRL-owskiej rzeczywistości społecznej. Taką funkcję spełniały uznawane przejawy patologii życia społecznego – tzw. układy, donosy, koniunkturalne traktowanie członkowstwa w partii i wykorzystywanie stanowisk urzędniczych do załatwienia indywidualnych interesów Negatywne doświadczenia aktywnych wiejskich działaczy zrzeszonych w latach 50. w ramach Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i niepowodzenie ich prób uniezależnienia ZSL od PZPR sprawiły, iż w zasadzie do końca lat 70. wśród społeczności dominowało poczucie braku wpływu i bezradności wobec polityki państwa. Zmianę takiego nastawienia przyniósł dopiero przełom lat 70 i 80 – gdy pod wpływem realnego zagrożenia powtórną (choć mniej agresywną) 298 kolektywizacją (pegeeryzacja, ustawy o przejmowaniu gospodarstw) również na wsi pojawiły się bardziej radykalne postawy względem państwa. Ich efektem było m.in. powołanie Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność Rolników Indywidualnych7. Podsumowanie Omówione kierunki przemian mentalnych stanowiły niejako rodzaj obserwowanych tendencji, których skala i natężenie uzależniona była od charakteru danej społeczności wiejskiej i lokalizacji konkretnej wsi. Czynnikami przyśpieszającymi przeobrażenia były: obszar uprzemysłowiony, bliskość większego centrum przemysłowego, fabryk; obecność liderów; ziemie zachodnie – stykanie się wielu kultur, zwyczajów choć generowało konflikty przyspieszało wielokrotnie kierunki mentalnych przeobrażeń; indywidualne doświadczenia. __________ 7 Jak pokazują jednak badania socjologów poparcie lub aprobata dla robotniczych strajków z sierpnia 1980 r. nie oznaczało jednocześnie aprobaty dla wydarzeń roku kolejnego (stan wojenny). Przedłużający się okres strajków i społecznego wrzenia w odczuciu zwłaszcza starszego pokolenia chłopów wpływało destrukcyjnie na sytuację w państwie, destabilizując tak ważny w wiejskim postrzeganiu świata przewidywalny porządek. 299 RECENZJE [Rec.:] Iwona Kabzińska: Miedzy pragnieniem ideału a rzeczywistością. Polacy na Litwie, Białorusi i Ukrainie w okresie transformacji systemowej przełomu XX i XXI stulecia, Zakład Wydawniczy Letter Quality, Warszawa 2009, ss. 228 Przed rokiem 1989 los polaków na obszarze byłych Kresów Wschodnich, pozostających poza obecnymi granicami państwa polskiego, niemal nie znajdywał odzwierciedlenia w polskich publikacjach naukowych (rzadkie wyjątki były autorstwa historyków, jak Juliusz bardach czy Piotr Łossowski, a nie etnologów). Było to oczywiście spowodowane ówczesnymi uwarunkowaniami politycznymi a nie brakiem zainteresowania rodakami zza wschodniej granicy. Po roku 1989 sytuacja radykalnie się zmieniła. Wśród Polaków zamieszkujących obecną Litwę, Białoruś, Ukrainę zaczęło się pojawiać wielu polskich antropologów (etnologów, socjologów) a także przedstawicieli innych nauk humanistycznych. Między etnologami przodowali i przodują w tych badaniach niewątpliwie reprezentanci ośrodków warszawskich – Instytutu Etnologii i Antropologii kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego (pod kierunkiem Lecha Mroza i Magdy Zowczak) oraz Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk w osobie Iwony Kabzińskiej przede wszystkim. W tych okolicznościach można zadać pytanie czy zajmowanie się Polakami na Wschodzie ma jeszcze sens? Czy nie zdobyliśmy już o nich wiedzy wystarczającej, a przynajmniej pozwalającej na znaczne ograniczenie intensywności tych badań? A może należałoby kwestie związane z Polakami na byłych naszych Kresach Wschodnich pozostawić badaczom litewskim, białoruskim czy ukraińskim? Jest kilka powodów, dla których polskie badania antropologiczne nad naszymi rodakami ze Wschodu powinny być kontynuowane. Mimo upływu ponad dwudziestu lat, ich zasięg i rezultaty wciąż nie są zadawalające. Po roku 1989 tematy związane z polską diasporą na Wschodzie stały się modne a to nie zawsze dobrze służy jakości badań. Nie wszyscy jadący na Litwę, Białoruś czy Ukrainę badacze polscy byli tak dobrze do tego przygotowani jak etnolodzy warszawscy. Spotykałem w terenie także takich, którzy mieli, w swoim mniemaniu, do wypełnienia misję pouczenia Polaków w tych krajach jak mają mówić, ubierać się, tańczyć, co śpiewać, z kim wchodzić alianse, z kim żyć na dystans. Polskie penetracje etnologiczne dawnych Kresów Wschodnich w nowej sytuacji politycznej nie rozwijały się też bez pewnych trudności. Mam tu na myśli zarówno pewną – w jakimś stopniu zrozumiałą – nieufność obecnych gospodarzy tych terenów, jak i spotykana w Polsce postawę, że lepiej zostawić w spokoju problemy Polaków na wschodzie by „nie odgrzewać waśni”, nie psuć dobrosąsiedzkich relacji z Litwą, Białorusią i Ukrainą. Wspomina o takich reakcjach na swoje badania Iwona Kabzińska w zakończeniu swej najnowszej książki (s. 200–201). O pewnych perturbacjach z prezentacją wyników badań pogranicza polsko-litewskiego 302 w „Kontekstach” pisał niegdyś Lech Mróz1. Współpraca z etnologami zza wschodniej granicy powoli się rozwija (mam tu na myśli przede wszystkim Litwinów i Ukraińców), podejmują już i oni badania nad mniejszością polska w swoich krajach. Trudno jednak mówić o osiągnięciu w tym zakresie zadawalającego stanu. Poza tym, właśnie w imię dobrych wzajemnych relacji, by umożliwić prowadzącą do nich praktykę społeczną, polityczną, polscy etnolodzy powinni stale, na bieżąco monitorować sytuację polskich diaspor, nie tylko w wymienionych tu państwach, zachodzące w nich procesy kulturowospołeczne, postawy polityczne. Z tymi właśnie potrzebami doskonale korespondował już temat przedsięwzięcia badawczego Iwony Kabzińskiej, którego rezultatem jest jej najnowsza książka. Brzmiał on Pogranicza kulturowe i etniczne w procesie integracji europejskiej i był elementem szerszego projektu, zatytułowanego Polskie dziedzictwo kulturowe w nowej Europie. To istotna okoliczność, podkreślająca wagę podjętego przez autorkę tematu. Iwona Kabzińska ma duże doświadczenie w badaniu polskiej diaspory na Wschodzie. W roku 1999 opublikowała książkę Wśród „kościelnych Polaków”. Wyznaczniki tożsamości etnicznej (narodowej) Polaków na Białorusi2, wcześniej i później wiele artykułów o podobnej tematyce. Książka wydana obecnie to rezultat badań terenowych, prowadzonych przez Autorkę (osobiście lub pod jej kierunkiem), z różną intensywnością, w wymienionych w tytule krajach. Autorka wykorzystała też imponującą literaturę przedmiotu, poddała analizie wszelkie manifestacje postaw Polaków zza wschodniej granicy dostępne obserwacji czy znajdujące odbicie w lokalnych wydawnictwach i zbiorach archiwalnych. Na książkę Iwony Kabzińskiej składają się dwie, wyraźnie się wyodrębniające, lecz spójne części. Pierwszą, zajmującą blisko czwartą część objętości pracy, stanowi rozdział Doświadczanie zmian systemowych i ich koszty społeczne. W kolejnych podrozdziałach Autorka prezentuje osobno oblicza transformacji ustrojowej i formy pomocy społecznej dostępnej najbiedniejszym mieszkańcom na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Analizuje społeczne (ekonomiczne, kulturowe) skutki transformacji i ich odbiór przez środowiska miejscowych Polaków. Drugą część książki stanowią trzy rozdziały przedstawiające kolejno sytuację Polaków w Republice Litewskiej (najobszerniejszy), Republice Białoruś i na Ukrainie. Treść, konstrukcja tych rozdziałów (podział na podrozdziały) bardzo dobrze są dostosowane do specyfiki sytuacji mniejszości polskiej w każdym __________ 1 Redakcja periodyku nie zgodziła się na publikację dwóch tekstów poruszających kwestię aktualnych konfliktów polsko-litewskich. (Lech Mróz, Syndrom pogranicza. Uwagi na temat badań świadomości etnicznej, „Polska Sztuka Ludowa. Konteksty”, R. 47: 1993, z. 3–4, s. 52– 53). 2 Iwona Kabzińska Wśród „kościelnych Polaków”. Wyznaczniki tożsamości etnicznej (narodowej) Polaków na Białorusi, IAE PAN, Warszawa 1999. 303 z tych krajów (jej problemów wewnętrznych, relacji z władzami i narodami „państwowymi”). Połączenie w jednej książce charakterystyki sytuacji społecznej będącej skutkiem zmian państwowych i ustrojowych z analizą postaw narodowościowych jest ogromnym walorem tej książki. Sfery – socjalna i narodowościowa nigdy nie są całkowicie rozdzielne. Każdy badacz obszarów poradzieckich wie, że tam często splatają się niezwykle silnie. (Z nie tak znów bardzo odległej historii znamy nieco podobne dylematy części mieszkańców dawnych Austro-Węgier czy Prus po rozpadzie tych imperiów w wyniku I wojny światowej i powstaniu nowych państw etnicznych). Ta wartość książki wzmocniona jest wyraźnie humanistycznym podejściem Autorki do „przedmiotu badań”, dążeniem do rozpoznania zjawiska przez pryzmat ocen rozmówców (wypowiedzi i towarzyszących im zachowań niewerbalnych), przez poznanie i analizę doświadczeń przedstawicieli badanych grup. To właśnie dzięki tym walorom najnowsza książka Iwony Kabzińskiej ma szansę odegrać pomocną rolę w praktyce społecznej. W działaniach mających na celu zarówno zachowanie polskiej tożsamości narodowej na Litwie, Białorusi i Ukrainie jak i poprawienie relacji Polaków w tych państwach z narodami dominującymi. Dodatkowym, ale niebagatelnym walorem książki jest starannie przemyślana, przejrzysta kompozycja i piękny język, co znacznie zwiększa komfort odbioru jej treści. Jestem głęboko przekonany, że studium Polacy na Litwie, Białorusi i Ukrainie w dobie transformacji systemowej przełomu XX i XXI stulecia jest książką bardzo potrzebną, że zajmie ważne miejsce wśród polskich publikacji na temat współczesnej sytuacji Polaków w krajach z nami sąsiadujących. Wojciech Olszewski Uniwersytet Mikołaja Kopernika 304 [Rec.:] Artur Czuchryta: Przemysł rolno-spożywczy w województwie lubelskim w latach 1918–1939, Lublin 2008, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, ss. 199 Autor recenzowanej monografii, pracownik Zakładu Historii Gospodarczej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, uzupełnił listę prac poświęconych przemysowi rolno-spożywczemu w Polsce międzywojennej. Tym samym kolejne, po białostockim, pomorskim i śląskim3, województwo doczekało się monografii pokazującej problematykę przetwórstwa. Konstruując pracę, Artur Czuchryta przyjął zastosowaną już w pierwszej połowie lat 70. XX wieku przez Mariana Eckerta4 nomenklaturę i periodyzację. Wydzielił więc za nim cztery okresy w polityce państwa wobec przemysłu spożywczego. Aby uzyskać pełen obraz omawianego zjawiska Autor poddał analizie kilkanaście branż należących do tej dziedziny wytwórczości. Są to przemysły: cukrowniczy, młynarski, winiarski, mleczarski, ziemniaczany, browarniczy, rektyfikacyjny, gorzelniczy, przetwórstwa mięsnego, owocowo-warzywniczy, fermentacyjny przemysł tytoniowy, cukierniczy, octowy, olejarski i napojów bezalkoholowych. Tak duży zakres problemowy monografii wymagał szerokich badań źródłowych, przede wszystkim archiwalnych i prasowych. Podstawowym materiałem, z którym Autor zmierzył się z sukcesem, były źródła zdeponowane w Archiwum Państwowym w Lublinie, a wśród nich zespół Urządu Wojewódzkiego Lubelskiego, Akta miasta Lublin, Archiwum Ordynacji Zamojskiej ze Zwierzyńca, Izba Skarbowa w Lublinie oraz akta związane z działalnością poszczególnych fabryk, m. in.: Drożdżownia i Gorzelnia „Lublin” S. Wrzodaka w Lublinie, Rektyfikacja Lubelska Spadkobierców J. Czarnieckiego w Lublinie, Cukrownia i Rafineria „Lublin” Sp. Skc. w Lublinie, Cukrownia „Milejów” Sp. Akc. w Milejowie. Drugą grupą źródeł wykorzystaną podczas badań były akta znajdujące się w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Wydaje się, że kwerenda przeprowadzona w tym archiwum była zbyt pobieżna, bowiem Autor nie pokusił się o przejrzenie m.in. zespołów Centralne Towarzystwo Rolnicze oraz Prezydium Rady Ministrów, w którym w części: Rektyfikaty, Akta Numeryczne, Komitet Ekonomiczny Ministrów, czy Protokoły Rady Ministrów znalazłby szereg interesujących informacji dających możliwość pokazania lubelskiego przemysłu rolnospożywczego na tle polityki państwa. Wydaje się, że można byłoby bardziej wyzyskać akta Ministerstwa Przemysłu i Handlu (Autor przywołuje tylko cztery __________ 3 M. Chilczuk, Rozwój i rozmieszczenie przemysłu rolno-spożywczego w województwie białostockim, Warszawa 1962; R. Dąbrowski, Przemysł spożywczy w województwie pomorskim w latach 1920–1939, Toruń 1970; S. Michalkiewicz, Przemysł rolno-spożywczy na Śląsku w latach 1918–1939, [w:] Rozwój przemysłu rolno-spożywczego na ziemiach polskich w XIX i XX wieku, Poznań 1970. 4 M. Eckert, Przemysł rolno-spożywczy w Polsce w latach 1918–1939, Poznań 1974. 305 teczki – s. 25, 98, 172) oraz Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych (dwie teczki – s. 31, 134). Materiał archiwalny został uzupełniony źródłami drukowanymi (statystyki urzędowe, sprawozdania instytucji, statuty) oraz prasą. Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt wykorzystania w szerokim zakresie prasy fachowej („Biuletyn Piwowarski”, „Gazeta Cukrownicza”, „Mleczarstwo”, „Mleczarz”, „Młynarz Polski”, „Piekarz Polski”, „Przegląd Mięsny”, „Przemysł Piwowarski”), czasopism statystycznych, urzędowych, reklamowych, a także regionalnych („Głos Lubelski”, „Sztandar Ludu”, „Ziemia Lubelska”). Jednak na tym tle stosunkowo słabo prezentuje się odzwierciedlenie omawianej tematyki w ogólnopolskiej prasie gospodarczej, szczególnie dotkliwie odczuwa się brak enuncjacji zawartych w „Przemyśle i Handlu”, „Tygodniku Handlowym”, „Rolnictwie” czy „Rolniku Ekonomiście” oraz symboliczne wykorzystanie „Polski Gospodarczej” (jeden artykuł z rocznika 1938 – s. 79 – nie satysfakcjonuje). A. Czuchryta zastosował w pracy układ problemowy. Pozwoliło to na dynamiczne ukazanie zagadnień szczegółowych związanych z działalnością tej gałęzi gospodarki. Monografia składa się z ośmiu rozdziałów, wstępu i zakończenia. Uzupełniono ją aneksami i bibliografią. Zauważalny jest brak indeksów (nazwisk i miejscowości), co dziś już stanowi standard w tego typu publikacjach, jednak za stronę edytorską z pewnością nie odpowiada Autor a wydawca (Wydawnictwo UMCS). Rozdział pierwszy, stanowiący wprowadzenie do problematyki objętej tematem pracy, charakteryzuje przemysł spożywczy Lubelszczyzny na przełomie XIX i XX wieku. W tym czasie przetwórstwo dominowało w strukturze przemysłowej regionu, choć jego rozmieszczenie było nierównomierne (ponad połowa zakładów znajdowała się w czterech powiatach: lubelskim, puławskim, chełmskim i hrubieszowskim). Do I wojny światowej rozwijało się na tym terenie cukrownictwo, młynarstwo i browarnictwo. Działania wojenne, które dotknęły lubelszczyznę w 1914 i 1915 roku, spowodowały znaczne straty w przemyśle. Autor słusznie wskazuje na zmniejszenie się jego bazy surowcowej, zniszczenie infrastruktury, czy spadek zatrudnienia. Wydaje się jednak, że omówienie w tym rozdziale, zatytułowanym Przemysł rolno-spożywczy w Lubelskiem do 1918 roku charakterystyki polityki państwa i odbudowy zakładów na terenie Lubelszczyzny w latach 1919–1923 zdecydowanie wykracza poza ramy chronologiczne tego fragmentu pracy i nie jest szczęśliwym rozwiązaniem. W kolejnych siedmiu rozdziałach A. Czuchryta szczegółowo omówił zagadnienia zwiazane z funkcjonowaniem lubelskiego przemysłu spożywczego w okresie międzywojennym. Wykład jest logiczny, przejrzysty i wyczerpujący. W rozdziale II Autor charakteryzuje bazę surowcową, która warunkowała kierunki rozwoju przemysłu rolno-spożywczego tego obszaru. Rozdział III dotyczy struktury tego przemysłu, jego rozmieszczenia i wielkości zakładów poszczególnych gałęzi. W oparciu o zebrany materiał źródłowy 306 Autor stwierdził, iż w województwie lubelskim dominowały (97%) zakłady małe. Pozostałe 3% to wielki przemysł (przedsiębiorstwa I–III kategorii) z zaliczonymi tu wszystkimi cukrowniami, drożdżownią, dwoma gorzelniami przemysłowymi, jednym młynem handlowo-przemysłowym i dwoma rektyfikacjami spirytusu oraz 86 zakładami przemysłu średniego (IV–V kategorii). Szkoda, że Autor nie odniósł się bezpośrednio do twierdzenia o wadliwości takiej struktury przemysłu rolno-spożywczego i nie zaprezentował własnych poglądów na ten temat, a jedynie przedstawił opinię Damazego Tilgnera (s. 75). Prezentację struktury przestrzennej przemysłu wzbogacono o mapy, co stanowi doskonałą ilustrację omawianego zagadnienia. Niestety rozdział ten ma pewien poważny mankament. Otóż strukturę wielkościową zakładów przedstawiono tylko dla drugiego dziesięciolecia niepodległości, a zatem nie można ocenić czy w zakresie przetwórstwa następował na terenie województwa postęp i jeżeli tak to w jakim szedł kierunku. Autor wskazuje co prawda na brak pełnej statystyki, jako podstawowy problem w odtworzeniu struktury wielkościowej przemysłu rolno-spożywczego, wydaje się jednak, że Sprawozdanie Izby Przemysłowo-Handlowej w Lublinie za rok 1937 (nie wykorzystano w tym fragmencie sprawozdań z innych lat) oraz Roczniki Polskiego Przemysłu i Handlu z lat 1932–1938 można by uzupełnić innymi materiałami statystycznymi, jak choćby o Rocznik Informacyjny o Spółkach Akcyjnych w Polsce czy Polski Przemysł i Handel. Dynamikę produkcji poszczególnych branż omówiono w rozdziale IV. Jak wynika z analizy przeprowadzonej przez A. Czuchrytę największy rozwój w województwie lubelskim odnotował przemysł cukrowniczy, dalej mleczarski, młynarski oraz Drożdżownia i Gorzelnia „Lublin” S. Wrzodaka (s. 96). Stagnacja była udziałem przemysłu wódczanego i ziemniaczanego. Wśród nowopowstałych na Lubelszczyźnie w okresie międzywojenym branż przemysłu rolnospożywczego najbardziej rozwinął się przemysł owocowo-warzywny, bekonowy i fermentacyjny przemysł tytoniowy (branże te liczyły się także w skali ogólnokrajowej). Mniejszą rolę odgrywały nowopowstałe przemysły o zasięgu regionalnym – winiarski i cukierniczy. W prezentowanym rozdziale Autor omówił też rolę organizacji branżowych. W V rozdziale zatytułowanym: Zmiany w technice uwagę skupiono na postępie dokonującym się w technice produkcji oraz wykorzystaniu zdoloności produkcyjnej. Podobnie jak w poprzednich fragmentach książki Autor omówił poszczególne branże: cukrownictwo, młynarstwo, piekarstwo, gorzelnictwo, rektyfikacje, drożdżownictwo, browarnictwo, przemysł wódczany, mleczarstwo, winiarstwo, krochmalnictwo, przemysł mięsny oraz pozostające w tyle za poziomem ogólnokrajowym: olejarnie, octownie, cukiernie i zakłady napojów bezalkoholowych. Prezentując postęp techniczny w zakładach przetwórczych, A. Czuchryta zajął się także niezwykle ważnym zagadnieniem wielkości inwestycji w tej dziedzinie gospodarki. W tym zakresie bezapelacyjnie na plan pierwszy wysunęły się rozbudowa i budowa nowych młynów oraz program stworzenia 307 sieci elewatorów zbożowych. Zdziwienie jednak budzi brak drobnej choćby wzmianki o tym że inwestycje w zakresie budowy elewatorów wpisywały się w ogólnokrajowy program inwestycyjny i były wynikiem szczegółowych badań specjalnej komisji rzeczoznawców powołanej w dniu 7 IX 1926 r. przez rząd Kazimierza Bartla. Inną kwestią omówioną w tym rozdziale był problem wykorzystania potencjału produkcyjnego poszczególnych branż. Autor zauważa, że w okresie międzywojennym przemysł rolno-spożywczy w niewielkom stopniu wykorzystywał swe zdolności produkcyjne. Jako przyczyny tego stanu Autor wymienia: znaczne obciążenia podatkowe przemysłu, politykę kartelu cukrowniczego, złe rozlokowanie i strukturę wielkościową w młynarstwie, spadek cen na piwo, wielkość kontyngentów na wyrób spirytusu. Podobnie jak w całym kraju, na terenie Lubelszczyzny występowały ogromne dysproporcje między czołówką nowoczesnych zakładów w przemysłach cukrowniczym i drożdżowniczym a przeważającymi ilościowo prymitywnymi pod względem techmicznym drobnymi firmami np. w przemyśle olejarskim. Kapitały, ich wielkość, formy własności i strukturę narodowościową omówiono w rozdziale szóstym. Wśród przedsiębiorstw przetwórczych występowały różnorodne formy własności: spółki akcyjne, własność prywatna i spółdzielcza. Ciekawie kształtowała się struktura narodowościowa kapitałów zaangażowanych na Lubelszczyźnie. Żydzi stanowiący w 1921 r. 13,8% ludności województwa byli właścicielami wielu przedsiębiorstw, głównie w przemyśle tytoniowym (100%), olejarskim (ok. 90%), młynarstwie, browarnictwie (50%), przemyśle rektyfikacyjnym (50%). Przedsiębiorstwa żydowskie dominowały wśród drobnych zakładów spożywczych. Stanowiły one: w piernikarstwie 100%, w cukiernictwie – 77,1%, w rzźnictwie i wyrobie mięsa – 76,8%, w piekarstwie – 74%. Zakłady polskie dominowały w wędliniarstwie – 98,7%. Kolejny rozdział poświęcono problemom zatrudnienia. Omówiono dynamikę zatrudnienia oraz warunki pracy w przedsiębiorstwach przetwórczych Lubelszczyzny. Autor zwrócił uwagę na sezonowość zatrudnienia, która charakteryzowała ten dział przemysłu. W ostatnim, ósmym rozdziale scharakteryzowano rynki zbytu dla wyrobów lubelskiego przetwórstwa. Celem ekspansji przedsiębiorstw tego regionu był głównie rynek krajowy, co wynikało przede wszystkim z położenia Lubelszczyzny, jej oddalenia od zachodniej granicy Rzeczypospolitej oraz morza. Niemniej część produkcji była eksportowana do Anglii, Austrii, Belgii, Czechosłowacji, Francji, Niemiec, Szwajcarii, Włoch. Za granicę wywożono m.in. bekony, szynki peklowane, mięso wieprzowe, smalec, drób, mąkę, otręby, jaja, masło i suszone jarzyny. W tym miejscu warto byłoby dodać, że wywozowi polskich wyrobów rolniczych sprzyjała polityka państwa w zakresie handlu zagranicznego, w tym powołanie różnowodnych organizacji eksportowych oraz polityka celna. Dzięki niej drobne zakłady przetwórcze mogły wywozić swoje towary za granice Rzeczypospolitej. 308 Celem, który postawił przed sobą Adam Czuchryta, było „[...] ukazanie podstawowych kierunków i tendencji w rozwoju lubelskiego przemysłu spożywczego w okresie dwudziestolecia międzywojennego [...]”. Należy uznać, że został on zrealizowany w zadowalającym zakresie. Autor niezwykle szczegółowo zaprezentował branże przetwórcze na omawianym terenie. Owo detaliczne podejście do tematu powoduje, że w gąszczu detali umyka ogólny obraz omawianego zjawiska. Wydaje się, iż opis przetwórstwa Lubelszczyzny nie znajduje punktu odniesienia, bowiem Autor nie pokusił się o pokazanie go na szerszym, ogólnopolskim tle, ani nie porównał z innymi województwami, znanymi choćby z przywołanych publikacji. Ponadto pewien niedosyt pozostawia brak omówienia stosunku władz państwowych do Lubelszczyzny i dominującego w tym regionie przemysłu spożywczego. Mimo tych mankamentów monografia autorstwa Artura Czuchryty stanowi ważny krok na drodze poznania przetwórstwa w Drugiej Rzeczypospolitej. Z pewnością będzie niezwykle wartościową lekturą dla historyków gospodarczych, studentów historii i ekonomii oraz wszystkich tych, którym bliska jest przeszłość Lubelszczyzny. Małgorzata Łapa Uniwersytet Łódzki 309 INFORMACJE NAUKOWE Portal wsiepolskie.pl – przyszłość z tradycją Jego Wiedz, że to przez tradycję wyróżniony jest majestat człowieka od zwierząt polnych, a ten, co od sumienia historii się oderwał, dziczeje na wyspie oddalonej i powoli w zwierzę zamienia się. Cyprian Kamil Norwid „Garstka piasku" Sytuacja polskich wsi i procesy w nich zachodzące są czytelnikom "Zeszytów Wiejskich" dobrze znane. W kontekście publikowanych tu artykułów, analiz, prognoz i opisów zjawisk pragnę przedstawić portal internetowy wsiepolskie.pl, który jest praktycznym dopełnieniem tych tematów i narzędziem do skutecznych działań na rzecz promocji i rozwoju środowiska wiejskiego. Popularność i informacyjno-komunikacyjne wykorzystanie Internetu są w naszym społeczeństwie stosunkowo wysokie. Potwierdza to między innymi prawie dwumilionowa liczba (1.994.120) zarejestrowanych w 2010 roku domen pl, com.pl, net.pl itd. Polska utrzymuje w tym rankingu piątą pozycję wśród domen krajowych (Country Code Top Level Domains) w Unii Europejskiej1. Wyliczenie to nie pokazuje jednak stopnia nasycenia Internetu domenami związanymi z regionami wiejskimi, a analiza ilościowa i jakościowa stron oraz portali instytucji, firm i samorządów wiejskich nie jest budująca. Urzędy gminne mają wprawdzie własne strony internetowe, ale wciąż się zdarza i to nierzadko, że jest to tylko wymuszony ustawą Biuletyn Informacji Publicznej, funkcjonujący grzecznościowo na regionalnym portalu. O ile współczesny świat nazywany jest często „globalną wioską”, to paradoksalnie polskie wsie są w niej bardzo oddalonymi przysiółkami o istnieniu których w większości nic nie wie internetowy listonosz. Na ponad 95 tys. miejscowości wiejskich naszego kraju, mniej niż jeden procent ma własne strony internetowe, a jakość tych, które w sieci już są, często pozostawia wiele do życzenia. Ta statystyka obrazuje nam skalę opóźnienia informacyjnego wsi polskich. Nawet na stronach samorządowych wsie wzmiankowane są na ogół jako element składowy gminy bez istotnych, promujących je informacji. Współczesna wieś polska, spichlerz dziedzictwa kulturowego i ostoja narodowej tradycji, przeżywa wyjątkowe w swych dziejach przeobrażenia, które zmieniają jej tożsamość. Jest to proces nieunikniony. Olbrzymi postęp cywilizacyjny, jaki się obecnie w świecie dokonuje, wymusza te przemiany, dając jednocześnie naszym wsiom szansę wykorzystania własnych atutów. Wychodząc naprzeciw tym procesom i jednocześnie wypełniając internetową lukę, Forum Polonicum – Instytut Promocji i Rozwoju Regionów stworzył __________ 1 312 Rynek nazw domen Q4 2010. Szczegółowy raport NASK za czwarty kwartał 2010 r. s. 4. portal wsiepolskie.pl, który jednoczy wszystkie polskie wsie pod jednym adresem internetowym i nadaje im medialną podmiotowość. Wsiepolskie.pl to nowoczesny, nie mający w Internecie odpowiednika portal, opisujący i integrujący polskie wsie i regiony. Docelowo dedykowany jest on mieszkańcom wsi, ale korzystać z portalu mogą wszyscy, którzy są z obszarami wiejskimi związani naukowo czy biznesowo, którzy interesują się ich walorami turystycznymi, kulturowymi czy gospodarczymi. Projekt ten włącza polskie wsie w świat społeczeństwa informacyjnego i stwarza możliwość aktywnego współuczestnictwa mieszkańców obszarów wiejskich w procesach transformacji społeczno-gospodarczej. Portal wsiepolskie.pl daje możliwość wyjścia z informacyjnego zaścianka. Każda wieś i każdy jej mieszkaniec może w nim bezpłatnie założyć i moderować własną stronę internetową, której posiadanie jest obecnie podstawowym kanonem promocji i komunikacji społecznej. Tworzona w nim encyklopedyczna baza informacyjna miejscowości wiejskich i regionów całego kraju otwiera przed wsiami i ich mieszkańcami, szerokie możliwości rozwoju i promocji, przyczyniając się do wzrostu potencjału i znaczenia regionów. Z drugiej strony, umożliwia spisywanie i ratowanie od zapomnienia wielowiekowego dziedzictwa kulturowego polskich wsi. Serwis wsiepolskie.pl może być zarówno źródłem wiedzy praktycznej i teoretycznej, miejscem pozyskiwania materiałów badawczych i zamieszczania wyników badań. Poszerza on możliwości etnograficznej eksploatacji Internetu. Portal wsiepolskie.pl zbudowany jest z trzech zintegrowanych ze sobą części: encyklopedii, serwisu społecznościowego i bazy inicjatyw dla wsi. Interaktywna Encyklopedia Wsi i Regionów Encyklopedia jest ogólnopolskim projektem społecznym funkcjonującym w formie darmowego, ogólnodostępnego, internetowego serwisu informacyjnego w portalu wsiepolskie.pl. Hosting stron internetowych wsi zarejestrowanych w Encyklopedii na portalu wsiepolskie.pl jest bezpłatny. Projekt ten łączy walory encyklopedii z zaletami katalogu firm i produktów, książki teleadresowej, informatora społeczno–kulturalnego, agendy reklamowej oraz biura ogłoszeń i promocji. Obecnie w Interaktywnej Encyklopedii Wsi i Regionów zarejestrowanych jest już blisko 1000 wsi zilustrowanych ponad sześcioma tysiącami zdjęć. Schemat opisowy stron internetowych wsi zarejestrowanych w Interaktywnej Encyklopedii Wsi i Regionów obejmuje wszystkie istotne nurty życia współczesnej wsi. Jest on ściśle powiązany ze schematem wyszukiwarki na portalu. Dzięki takiemu rozwiązaniu wszystkie opisy tworzy się według ujednoliconego, wspólnego standardu, a wyszukiwanie zagadnień w encyklopedii jest proste, ponieważ hasła powiązane są z kontekstem tematycznym. Bazą Encyklopedii jest 313 spis wszystkich miejscowości i jednostek podziału administracyjnego kraju. Dzięki niemu każdą polską wieś, gminę, powiat i województwo można łatwo odszukać i poznać ich umiejscowienie w podziale terytorialnym kraju, a docelowo także odnaleźć opis i lokalizację wszystkich wsi na mapie. Interaktywna Encyklopedia Wsi i Regionów, na wzór najpopularniejszej internetowej encyklopedii – Wikipedii, redagowana jest przez użytkowników portalu na zasadach non profit. Tak więc, od samych mieszkańców wsi zależy jaki obraz swoich miejscowości zaprezentują w Internecie, jakimi walorami się pochwalą, o czym poinformują wszystkich, którzy odwiedzą portal. I chociaż jeszcze nie wszystkie wsie w naszym kraju mają dostęp do Internetu, to wszystkie można już w naszym portalu opisać i promować, bez skomplikowanych procedur i inwestowania własnych środków finansowych. "Sami Swoi" – serwis społecznościowy portalu wsiepolskie.pl Sami Swoi to społecznościowa grupa użytkowników, którzy założyli na portalu wsiepolskie.pl własny profil. Tworzą oni internetową rodzinę mieszkańców wsi, ich znajomych i sympatyków. Serwis ten wzbogaca naturalne więzi społeczne o świat cyfrowej nowoczesności i rozszerza możliwości wzajemnej komunikacji. W odróżnieniu od innych portali społecznościowych, „Sami Swoi” to realne, nie wirtualne grupy społeczne. Dzięki niemu mieszkańcy polskich wsi i miast mogą zaistnieć w przestrzeni publicznej, założyć swoją stronę i wraz z innymi członkami „Samych Swoich” dzielić się sukcesami, zainteresowaniami, problemami, radościami i troskami. Mogą pełniej i efektywniej uczestniczyć w życiu zarówno swojego regionu, jak też całego kraju. Założenie profilu umożliwia wielopłaszczyznowe wykorzystywanie ogromnego potencjału portalu. Inicjatywy i projekty To miejsce do inicjowania i dzielenia się pomysłami i programami na rzecz środowiska wiejskiego. Miejscowości wiejskie połączone w jeden organizm internetowy zyskują niespotykane dotychczas możliwości działania, współpracy, wymiany informacji, doświadczeń. Mamy nadzieję, że zainicjowane przez nas i oparte na potencjale portalu programy, znajdą społeczne zainteresowanie i staną się początkiem kolejnych wartościowych wspólnych inicjatyw. „Wsie partnerskie” – program inicjowania kontaktów i działań partnerskich między wsiami w Polsce i zagranicą. Jest to inicjatywa nawiązująca do popularnych w środowisku samorządowym kontaktów partnerskich między miastami czy regionami. Ideą projektu jest pogłębianie 314 więzi społecznych, wymiana doświadczeń, współpraca gospodarcza i kulturalna między mieszkańcami różnych regionów Polski. Projekt ten jest płaszczyzną do tworzenia formalnych i nieformalnych kontaktów między wsiami, opartą na tworzonym przez nas gotowym schemacie i regulaminie. Zawarte pomiędzy samorządami wsi umowy partnerskie uwiarygadniają podejmowane przez mieszkańców inicjatywy i dają większe szanse na ich realizację. „Bliscy w potrzebie” – to program charytatywny, którego celem jest niesienie pomocy ludziom znajdującym się w trudnych sytuacjach losowych. Jest to także idea zbliżania ludzi poprzez dzielenie się dobrem z potrzebującymi i wspólne pokonywanie przeciwności. W programie tym nie przeprowadzamy zbiórek pieniędzy ani darów rzeczowych, nie powielamy standardowych działań charytatywnych. "Bliscy w potrzebie" to autorski projekt, który dzięki oryginalnym możliwościom portalu wsiepolskie.pl umożliwia wzajemne wyszukiwanie i bezpośrednie kontaktowanie się darczyńców i potrzebujących. „Statystyczne Vademecum Samorządowca”. Wartościowym i bardzo praktycznym statystycznym dopełnienie portalu jest powiązane ze strukturą Encyklopedii, „Statystyczne Vademecum Samorządowca”. Ta innowacyjna publikacja opracowana przez Główny Urząd Statystyczny jest niezastąpionym źródłem informacji o jednostkach samorządu terytorialnego. Wystarczy w wyszukiwarce Encyklopedii odnaleźć interesującą nas gminę, powiat, lub województwo, by poznać aktualne informacje o sytuacji społeczno-gospodarczej danego regionu. Ideę portalu wsiepolskie.pl i realizowane w nim inicjatywy a w szczególności Interaktywą Encyklopedię Wsi i Regionów można przyrównać do słynnego, monumentalnego „Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”. Dzieło to redagowane w niemałym trudzie i z ogromną starannością przez Filipa Sulimierskiego, Bronisława Chlebowskiego i Władysława Walewskiego, tworzone przy współudziale rzeszy bezimiennych autorów, pozostaje wzorem rzetelności i nieocenionym źródłem wiedzy. Ogrom informacji zebranych przez wydawców słownika jest skarbnicą wiedzy historycznej i geograficznej dla pokoleń badaczy polskich dziejów i stanowi wyjątkowo cenny w skali światowej przykład pracy encyklopedycznej. Czy nam, w wolnej Polsce, w dobie niezwykłych udogodnień medialnych i technicznych, nie zabraknie zapału i odpowiedzialności za polskie wsie, za ojczyznę? Jan Zając Wydawnictwo Pergamena Portal wsiepolskie.pl 315 Nowa stała wystawa archeologiczna w Muzeum Diecezjalnym w Płocku Skarby z ziemi wydobyte W połowie lutego 2011 w murach Opactwa Pobenedyktyńskiego w Płocku odbyło się uroczyste otwarcie nowej stałej wystawy zbiorów archeologicznych, noszącej tytuł Skarby z ziemi wydobyte. Wydarzenie to stanowiło podsumowanie ponad półtorarocznych prac nad zbiorami archeologicznymi Muzeum Diecezjalnego w Płocku, zainicjowanych przez Dyrektora Muzeum ks. Stefana Cegłowskiego oraz mgr. Piotra Pudło z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego. Prace nad wystawą polegały przede wszystkim na uporządkowaniu – inwentaryzacji oraz naukowym opracowaniu – zabytków archeologicznych pozyskanych w trakcie intensywnych prac terenowych przez płockiego archeologa amatora Franciszka Tarczyńskiego1. Kolekcja ta obejmuje zabytki pochodzące głównie z obszarów Mazowsza Płockiego, ale także ofiarowane Muzeum paleolityczne zabytki krzemienne pochodzące m.in. z terenów Francji. Zabytki zaprezentowano w ujęciu chronologicznym (epoka kamienia, epoka brązu i epoka żelaza). Sama ekspozycja archeologiczna mieści się w Dużej Sali w budynku Muzeum Diecezjalnego, powstałym w 1903 roku z inicjatywy bł abp. Antoniego Juliana Nowowiejskiego. Podczas przygotowywania wystawy unowocześnieniu poddano prezentację zbiorów archeologicznych. Polegała ona nie tylko na odświeżeniu gablot, ale również dodaniu zabytkom tła czy wprowadzeniu oświetlenia, a przede wszystkim na profesjonalnym uzupełnieniu opisów eksponatów. Wszyscy twórcy wystawy zgodni byli co do tego, iż prezentując zabytki należy zachować klimat drugiej połowy XIX wieku, nawiązujący do okresu powstawania zbioru. Tak też się stało. Wśród prezentowanych zabytków trudno wskazać najważniejsze, czy też najcenniejsze. Nawet w obrębie epoki, którą reprezentują, jest to niemożliwe. Ich wartość poznawcza wprawdzie jest różna, ale nie umniejsza to wcale roli w ogólnym zbiorze eksponowanych przedmiotów. Wymienić tu można zespół przedmiotów krzemiennych (rdzeni, małych wiórków i zbrojników) datowanych na środkową epokę kamienia – mezolit. Z epoką brązu wiąże się grupa przedmiotów wykonanych z brązu, jak chociażby okazały miecz brązowy pochodzący z Kamienia Kmiecego, pow. lipnowski, datowany na X–VIII w. p.n.e. Interesującym przykładem uzbrojenia używanym w ostatnich wiekach przed nasza erą jest grot włóczni z wytrawianym ornamentem. Niestety miejsce jego odkrycia __________ 1 Franciszek Tarczyński (1833–1900), urodzony w Łęczycy. Do Płocka przyjechał w 1868 roku, po powrocie z zesłania za udział w Powstaniu Styczniowym. Tam w latach 70. XIX wieku rozwinął działalność archeologiczną. Efekty swych licznych prac wykopaliskowych prezentował w „Echach Płockich i Łomżyńskich” czy też na łamach „Światowita”. Zmarł w trakcie prac wykopaliskowych prowadzonych w Romatowie pod Sierpcem. 316 nie jest znane. Z kolei w zbiorze zabytków datowanych na okres średniowiecza uwagę zwraca gliniane puzderko z Turowa, pow. płocki. Wystawa wzbogacona została także o tablicę, umożliwiającą zwiedzającym zorientowanie się w ramach chronologicznych epok, z których pochodzą prezentowane zabytki oraz barwne plansze ukazujące określone momenty z życia ludzi w pradziejach i czasach historycznych. Wykonaniem tych ilustracji zajął się dr Jerzy Sikora z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego. Część zabytków metalowych, które oglądać można na wystawie została poddana zabiegom konserwatorskim przez ks. mgr Andrzeja Milewskiego. Stwierdzić należy, że dziewiętnastowieczna metoda prowadzenia badań, daleka od współczesnych standardów, w przypadku wielu odkryć pozbawiła nas szeregu informacji, na przykład jeśli chodzi o dokładny kontekst znaleziska. Z takim też problemem musieli zmierzyć się autorzy wystawy. W ich gronie wymienić należy związanych z Instytutem Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego: mgr. Karola Demkowicza i mgr. Piotra Pudło – doktorantów w Katedrze Bronioznawstwa, dr. Radosława Janiaka – adiunkta w Zakładzie Archeologii Pomorza oraz mgr. Piotra Łuczaka – doktoranta-asystenta w Zakładzie Epoki Kamienia. Ważnym wydarzeniem towarzyszącym otwarciu wystawy była promocja publikacji – katalogu wystawy Skarby z ziemi wydobyte, Płock 2010. Współautorami tej publikacji są ks. Stefan Cegłowski, dr Tomasz Kordala z Muzeum Mazowieckiego w Płocku oraz wymieniona wyżej grupa archeologów z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego. Poza informacjami dotyczącymi prezentowanych na wystawie zabytków, wspomniane wydawnictwo uzupełnione zostało tekstami wyżej wymienionych autorów, którzy poddali naukowej ocenie zabytki archeologiczne umiejscawiając je na przestrzeni dziejów regionu. Założeniem autorów było oddanie do rąk czytelników nie publikacji sensu stricte naukowej, ale raczej o charakterze popularyzatorskim. Przygotowaniem publikacji do druku zajął się mgr Paweł Kucypera z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Otwarcie wystawy stało się również okazją do zorganizowania sesji naukowej. Jej celem było przybliżenie zebranym wartości poznawczej materiałów zabytkowych z kolekcji Muzeum. Udział w sesji wzięli autorzy wystawy archeologicznej i współautorzy towarzyszącego wystawie katalogu. Przygotowanie wystawy oraz publikacja katalogu możliwa była dzięki finansowemu wsparciu Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych „Przyjaźń” S.A. Podkreślić należy, iż nowa stała wystawa w Muzeum Diecezjalnym jest efektem współpracy lokalnych przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego, lokalnych muzealników, przedstawicieli nauki oraz sfery biznesu. Natomiast w żaden sposób nie można przecenić efektów współdziałania tych środowisk. Prezentowana ekspozycja zajmie zapewne ważne miejsce na scenie kulturalnej i oświatowej Ziemi Płockiej. Ma ona duże walory poznawcze i edukacyjne. Mo- 317 że stanowić doskonały wstęp do zainteresowania lokalnego środowiska przeszłością regionu, choćby poprzez wykorzystanie jej podczas lekcji historii czy geografii. Radosław Janiak Uniwersytet Łódzki Sprawozdanie z Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Współczesne eksponaty muzealne – problemy kolekcji w XXI wieku” zorganizowanej przez Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu z okazji XXXV-lecia powstania skansenu W dniu 10 czerwca 2011 roku w Ośrodku Edukacji Ekologicznej i Integracji Europejskiej Lasów Państwowych w Jedlni Letnisko odbyła się Ogólnopolska Konferencja Naukowa pt.: „Współczesne eksponaty muzealne – problemy kolekcji XXI wieku”. Sympozjum zorganizowano z okazji Jubileuszu 35-lecia Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu mającego miejsce w dniach 9–11 czerwca 2011 roku. Honorowy Patronat nad obchodami jubileuszowymi objęli: Marszałek Województwa Mazowieckiego Adam Struzik, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski oraz Minister Rolnictwa i rozwoju Wsi Marek Sawicki. Konferencja spotkała się z dużym zainteresowaniem, a swą obecnością zaszczycili ją przedstawiciele środowisk kultury i nauki z całego kraju. Pierwszym prelegentem był dr Damian Kasprzyk z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego. W referacie zatytułowanym „Długopis Wałęsy. W stronę eksponatu idealnego” autor zastanawia się nad definicją obiektu stosunkowo dobrze znanego szerokiemu odbiorcy. Jako przykład takiego eksponatu posłużył tytułowy długopis, którym Lech Wałęsa podpisał 31 sierpnia 1980 roku w Stoczni Gdańskiej porozumienie między Solidarnością a stroną rządową. Po wyborze Karola Wojtyły na papieża, interesujący nas przybór do pisania z podobizną Jana Pawła II był produkowany na skalę masową. Dopiero dzięki kontekstowi strajku, na fali sukcesu protestujących i nadziei na zmiany zaczął on pełnić funkcję symbolu walki o demokrację, wpisując się jednocześnie w estetykę Polski Ludowej. Zarówno w relacjach wspomnieniowych, jak i w reakcjach współczesnych na długopis, opisuje się go w kategoriach estetyki odpustowego kiczu, tandety, cyrkowego wybryku (które to skojarzenia nie przekreślają aprobaty tego przedmiotu jako narzędzia budowania indywidualnego stylu). Obiekt zyskał jednak status pozytywnego znaku-komunikatu, dlatego że łamał reżimowe konwencje odnosząc się do kultury mas, przypominał o dławionej prywatnej działalności gospodarczej i represjach na tle religijnym. 318 Fenomen długopisu Wałęsy należy rozpatrywać w kontekście kultury typu ludowego jaką wytworzyli protestujący. Sensualizm i ludowa pobożność nie są bowiem obce współczesnemu człowiekowi, co podkreśla późniejsze uczynienie z długopisu eksponatu w jasnogórskim sanktuarium. W podsumowaniu autor konkluduje, że znaczenia narosłe wokół znanego artefaktu nie są dane raz na zawsze. Z czasem zaczynają odbiegać od pierwowzoru ze względu na dynamiczny charakter kultury. Następnie głos zabrał Grzegorz Miliszkiewicz z Muzeum Wsi Lubelskiej w Lublinie w referacie „Właściwości kolekcji w badaniach nad życiem codziennym XIX–XX wieku”. Autor wyszedł od przypomnienia, że prowadzone przez muzealników badania nad danym aspektem kultury materialnej powinny być jak najpełniejszą ilustracją dawnego życia codziennego w analizowanym zakresie. Zdaniem prelegenta dążenie do ukazywania skansenów w jak najpierwotniejszej konwencji, jako ośrodków podtrzymywania folkloru sprawiało, że instytucje te nie ukazywały w zadowalającym stopniu procesu zastępowania wyrobów autarkicznych przez wytwórczość fabryczną oraz prezentowały przedmioty bez ustalonego kontekstu. Odpowiednio budowana kolekcja powinna opierać się na wzorniku, czyli katalogu możliwego zbioru rzeczy, gdzie kryteria ich doboru opierają się na wspólnym mianowniku. W celu wyjaśnienia metody autor posłużył się przykładami ołówków i naczyń żeliwnych emaliowanych – produktów wytwarzanych wyłącznie w sposób fabryczny. Czytelność i organizację nadają kolekcji takie kryteria doboru artefaktów, jak: miejsce gdzie wytwarzany był przedmiot, zastosowanie, miejsce pozyskania lub eksponowania, rodzaj przedmiotu. W zbieraniu danych dotyczących pozyskanych rzeczy dopomóc mogą np. ilustrowane katalogi i nie ilustrowane cenniki produkujących je firm lub nanoszone na wyroby numery fabryczne, znaki towarowe, wielkość, sygnatura. Oprócz wyżej wymienionych metod badawczych, każdy pozyskany zabytek tego samego rodzaju jest cenny również, dlatego że posiada swą niepowtarzalną historię. Ten kontekst można przedstawić jeśli został on w odpowiedni sposób udokumentowany przy wprowadzaniu przedmiotu do kolekcji. Przy nabywaniu obiektu należy zachować ostrożność, ponieważ trzeba liczyć się z chęcią ukrycia prawdziwych informacji historycznych o przedmiocie oraz z tworzeniem legendy mającej podwyższyć jego wartość. Uzyskane wiadomości dotyczące historii zabytku powinny być opisane w metryczne eksponatu. Małgorzata Imiołek z Muzeum Wsi Kieleckiej wygłosiła referat zatytułowany „Rola i postrzeganie kopii i rekonstrukcji jako obiektu muzealnego we współczesnych muzeach (na przykładzie realizacji Muzeum Wsi Kieleckiej)”. Autorka zwróciła uwagę, że istota prawidłowo skonstruowanej ekspozycji polega na sprzężeniu warstwy fizykalnej i symbolicznej. Wytworzona spoista struktura ma przekazywać „gotową” wiedzę (zarówno podstawową, jak i specjalistyczną) 319 opartą na prawdzie rozumianej jako wypracowane naukowe założenia teoretyczne i długoletnia praktyka realizatorska. Przytoczone przez prelegentkę definicje przypominają, że ekspozycja powstaje na bazie posiadania odpowiedniej ilości muzealiów, które stanowią źródłową podstawę i istotę działania muzealnego. W przywołanych sformułowaniach pojawiają się pojęcia autentyczności i oryginalności eksponatu oparte na zweryfikowanej wiedzy i wiarygodnych źródłach. Autentyczność jest najważniejszą wartością obiektu stanowiącą o jego niepowtarzalności i autonomiczności. Jednak nie zawsze warunkuje ona prawdziwość przekazu ekspozycji muzealnej. W pewnych sytuacjach nie autentyczność, a konkretne parametry fizyczne mogą okazać się najistotniejsze dla prezentacji danej klasy przedmiotów. Jako że nadrzędnym celem w pewnych aspektach merytorycznej działalności muzeum jest np. zapewnienie prawdziwości przekazu ekspozycji, autorka stawia retoryczne pytanie o zasadność posłużenia się kopią, odtworzeniem lub rekonstrukcją danego obiektu? Ze względu na przemiany powodowane przez postępujący globalizm, odtworzenie zaplanowanego w ekspozycji pełnego obrazu kulturowego tradycyjnej wsi, niekiedy w podstawowym kształcie sprawia olbrzymie trudności lub jest niemożliwe. Świadomość unikatowości, wieku, stanu technicznego i delikatności materii przedmiotów, a także problem specyficznych z punktu widzenia konserwatorskiego warunków ekspozycyjnych w skansenach, skłaniały do podejmowania decyzji o wyłączaniu ich z wystawy i stosowaniu kopii. Zatem, jeśli stan materiałów archiwalnych w postaci opisów, ilustracji i fotografii jest zadowalający, wizja niepełnej, a tym samym zafałszowanej ekspozycji nie spełniającej wymogów stawianych przed muzeami z powodu braku unikalnych obiektów wydaje się wystarczającym argumentem dla zaakceptowania rekonstrukcji obiektów. Dlatego też praktyka stosowania kopii istnieje w Muzeum Wsi Kieleckiej od 2007 roku. Odtworzono lub skopiowano m. in.: naczynia gliniane i klepkowe, bieliznę pościelową, narzędzia kowalskie, elementy mebli tapicerowanych, części stroju ludowego. Tomasz Dzikowski z Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu zaprezentował referat zatytułowany „Tworzenie kolekcji, zasady doboru eksponatów i ich opracowanie, na przykładzie kolekcji maszyn rolniczych w Muzeum Wsi Radomskiej”. Prelegent rozpoczął swe wystąpienie od przypomnienia, że w roku 2000 został sformułowany program badawczy i kolekcjonerski pod nazwą „Mechanizacja wsi w Radomskiem w XIX i XX wieku”. Stworzona koncepcja dążyła do zachowania w muzealnej formie obrazu mechanizacji i motoryzacji prac rolnych i gospodarczych w sferze użytkowanych wyrobów przemysłowych, rzemieślniczych i autarkicznych. Dokonano klasyfikacji wyróżniając kryteria kolejnych poszukiwań. Program obejmuje badaniami maszyny i narzędzia pochodzące z ośrodków przemysłu działających na terenie Ziemi Radomskiej, a także artefakty wytworzone poza regionem, lecz pozyskane we wsiach mieszczących się 320 w jego granicach. Dlatego też kluczem do budowania kolekcji mogą być tylko dogłębne badania terenowe. Ze względu na znaczną ilość producentów maszyn rolniczych działających w Radomiu i regionie radomskim, przy niewielkiej ilości zachowanych obiektów tego rodzaju, kolekcja zwraca uwagę na wyroby przemysłowe zmodyfikowane przez ich użytkowników. Eksponaty prezentują więc formy eksploatacji i chłopską pomysłowość w przedłużaniu egzystencji tych sprzętów oraz ich technicznym dostosowywaniu do nowych ról. Najmłodszą grupę przedmiotów zasilających zbiór maszyn rolniczych jest jedyna w kraju kolekcja ciągników SAM-ów, z których pierwszy pozyskano w 1990 roku. Opracowano zasady doboru eksponatów tego rodzaju. Do najistotniejszych kryteriów wyższego rzędu należą: grupy konstrukcyjne, dobór źródeł mocy, dobór zespołów transmisji napędu, wykonanie konstrukcji nośnej, usytuowanie kierownicy, zróżnicowanie schematów układu transmisji napędu wieloosiowego w ciągnikach II grupy konstrukcyjnej, podstawowe odmiany III grupy konstrukcyjnej, przykłady ciągników IV grupy konstrukcyjnej (tj. trójkołowej adaptacji motocykla), przykłady adaptacji 2x4 ciągnika jednoosiowego Dzik i/lub Ursus C308, adaptacja samochodu osobowego Syrena, ciągniki z trzech warsztatów I grupy konstrukcyjnej, które w swoim czasie trafiły do polskich mediów. Wśród kryteriów niższego rzędu wyróżniono: pomocnicze przekładnie w układzie napędowym, przednie osie, modyfikacje ogumienia kół napędowych, podnośniki narzędzi, inne wyposażenie robocze ciągników, siedziska, osłony i elementy nadwoziowe. Katarzyna Markiewicz z Muzeum im. Oskara Kolberga w Przysusze Oddział Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu wygłosiła referat „Kolekcja kolbergowska muzeum biograficznego Oskara Kolberga w Przysusze”. Przysuskie Muzeum zostało otwarte w 1990 roku z okazji obchodów 100 rocznicy śmierci swego patrona będącego etnografem, folklorystą i kompozytorem. Od początku za cel przyjęto tworzenie kolekcji dokumentującej postać Oskara Kolberga, jego dzieło i tegoż oddziaływanie społeczno-kulturowe. Za najważniejszą formę udostępniania zbiorów uznano działalność wystawienniczą uzupełnianą przez publikacje, programy edukacyjne oraz przedsięwzięcia artystyczne. Gromadzoną spuściznę po uczonym stanowią muzealia oddające klimat epoki i obraz środowiska rodzinnego, kręgu przyjaciół i współpracowników z różnych ośrodków i okresów jego działalności badawczej, naukowej i edytorskiej. Kolekcję kolbergowską zasilają także pierwodruki, ikonografia i rękopisy będące najważniejszymi eksponatami. Zaliczają się do nich: korespondencja osobista, rękopisy prymarne opisujące strój ludowy, czystopisy przeznaczone do druku, opisy etnograficzne posiadające naniesione poprawki, korekta autorska w postaci druku z notatkami uczonego, autografy. Głównym tworzywem materialnym tego rodzaju muzealiów jest: papier, atrament, ołówek i druk. Ze względu na stan zachowania i ograniczoną trwałość owych dokumentów, ważną rolę 321 w budowaniu ekspozycji Muzeum odgrywają współczesne reprodukcje XIXwiecznych obiektów. Referat Macieja Kwaśkiewicza z Muzeum Zachodnio-Kaszubskiego w Bytowie zatytułowany „Zabytek i dziedzictwo niematerialne – czy to wyzwanie dla współczesnego muzealnictwa?” z powodu absencji autora został odczytany. Porównano w nim szereg dokumentów UNESCO (z 14 maja 1954 r., 17 listopada 1970 r., 16 listopada 1972 r., 2 listopada 2001 r., 17 października 2003 r.) dotyczących metod gromadzenia niematerialnego dziedzictwa z definicją prawną dotyczącą ochrony zabytków oraz z praktyką muzealnictwa etnograficznego. Autor doszedł do wniosku, że placówki te nie potrzebują zmiany podejścia metodologicznego do doskonałego wypełnienia zadania jakie stawia się przed instytucjami i środowiskami odpowiedzialnymi za realizację ochrony dziedzictwa kulturalnego. Muzealnictwu etnograficznemu nie są potrzebne nowe standardy w tej dziedzinie. To raczej instytucje muzealne powinny stać się źródłem inspiracji dla tworzenia norm wykorzystywanych przez służby ochrony zabytków. Calami Konwencji z 17 października 2003 r. (nie zmniejszającej statusu wcześniejszych Deklaracji) są: ochrona niematerialnego dziedzictwa kulturalnego, zapewnienie poszanowania dziedzictwa wspólnot, grup i jednostek, podniesienie świadomości znaczenia tego dziedzictwa na płaszczyźnie lokalnej, krajowej i międzynarodowej oraz zapewnienie międzypaństwowej współpracy i pomocy. W myśl konwencyjnej definicji niematerialne dziedzictwo oznacza zwyczaje, przedstawienia, przekazy, wiedzę i umiejętności, jak też instrumenty, przedmioty, wytwory człowieka i związane z nimi przestrzenie kulturalne, które wspólnoty, grupy, a w niektórych wypadkach także jednostki, uznają za część swojego dziedzictwa. Pod pojęciem ochrony dziedzictwa należy rozumieć środki zapewniające jego przetrwanie, obejmujące identyfikowanie, dokumentowanie, badania naukowe, zachowanie, promowanie, wzbogacanie, przekazywanie, szczególnie poprzez formalne i nieformalne nauczanie, jak też rewitalizowanie różnych aspektów tego dziedzictwa. Według autora wyzwaniem dla współczesnego muzealnictwa etnograficznego powinno być możliwie jak najbardziej efektywne wykorzystanie Konwencji UNESCO do celów podniesienia rangi działań tego typu instytucji w aspekcie ochrony dziedzictwa niematerialnego. Jolanta Dragan z Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej zabrała głos w referacie „Kolekcjonowanie niematerialne. Folklor w zbiorach Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej”. Autorka wystąpienia przypomniała, że obecnie mianem folkloru określa się część kultury symbolicznej, powszechnie właściwej konkretnym środowiskom, grupom społecznym, jak i całemu społeczeństwu. Folklor wyraża się głównie poprzez przekaz ustny oraz w formie muzycznej, choreograficznej, obrzędowej i wierzeniowej. Gromadząc przejawy duchowego życia ludu, badacz powinien wziąć pod uwagę co i jak zbierać oraz kto ma korzystać z efektów wykonanej pracy. Dlate- 322 go w zbiorach folkloru należy wyszczególnić jego poszczególne elementy, które będą stanowić klucz do tworzenia właściwych kolekcji. Koniecznym jest przyjęcie jednego determinantu organizującego układ archiwum. W kolbuszowskim muzeum jest nim język, w którym wyróżnia się: rodzaje języka (z głównym podziałem na lirykę, epikę i dramat), wywiady (dotyczące obrzędów, zwyczajów, wierzeń, lecznictwa) oraz katalogi twórców ludowych. Pozostałe aspekty folkloru są umieszczane w osobnych działach: muzyki (dzielonej na instrumentalną i melodie pieśni) i tańca oraz w działach wtórnych (obrzędy i zwyczaje, lecznictwo i wierzenia). Dla uzyskania wewnętrznej przejrzystości, przy opisie materiałów przyjęto kryterium geograficzne i „gatunkowe” (pieśni obrzędowe, powszechne i przyśpiewki). Wszelkie uzyskane informacje są transkrybowane na specjalnych kartach dołączanych do przekazu oraz w archiwum fonograficznym dokumentacji mechanicznej (podzielonym na archiwum taśm magnetofonowych, archiwum taśm video, archiwum nośników cyfrowych). Prelegentka przestrzega przed pułapką operowania przez badaczy ukształtowaną wizją folkloru oraz poszukiwaniem tylko tego, co archaiczne i reliktowe, gdyż może to powodować wynaturzenia i brak rejestracji aktualnego, „żywego” folkloru. Zarówno dawne, jak i nowsze utwory ustne posiadają bowiem funkcje estetyczne, etyczne, integracyjne i narodowe. W podsumowaniu autorka stwierdza, że wszystkie niematerialne przejawy kultury ludowej powinny być zatem pokazywane w skansenach poprzez fonicznie zaaranżowane wystawy i wnętrza obiektów oraz na imprezach tematycznych. Kolejny wykład zatytułowany „Muzealnictwo w ponowoczesności – od kolekcji przedmiotów do realizacji idei” przedstawiła Elżbieta Staniszewska z Wydziału Sztuki Politechniki Radomskiej. Autorka zwraca uwagę na różnice między sztuką modernistyczną a postmodernizmem, którego początek datuje się na lata ’60 XX wieku. Sztuka wyszła wtedy z wnętrz tradycyjnych muzeów, a artyści stosując nowe środki wyrazu oraz doceniając realny czas i przestrzeń, zaczęli realizować się w terenie publicznym. Dzięki wykorzystaniu różnorakich nowoczesnych technik oraz terenu ulicy czy elewacji budynków, przekaz innowacyjnej twórczości jest silny, sugestywny i przekonujący. Rzeczywistość przestrzeni publicznej dostarczająca niezliczoną ilość bodźców doprowadza współczesnego człowieka do estetycznej obojętności. Jest to wyzwanie dla tradycyjnych muzeów, które zmuszone są zaskakiwać i zapewniać nowe i silne przeżycia. Za przykład dostosowania się do nowych warunków i oczekiwań prelegentka podaje ponowoczesne Muzeum Żydowskie w Berlinie. Budynek kształtem nawiązuje do symbolu ściśniętej, nieregularnej gwiazdy. Powierzchnia obiektu jest pokryta odbijającą światło blachą cynkową i poprzecinana szczelinami okien, natomiast wnętrze urozmaicają wielometrowe ciągi schodów, ostro załamujące się linie, czy szczytowy świetlik. Kompozycja jest konstrukcyjnie nieuzasadniona, ale budzi emocje zwiedzających. Jednocześnie 323 układ pomieszczeń tworzy strukturę ekspozycji, a dodatkowo dzięki umiejętnemu operowaniu światłem pełni funkcję ideologiczną. Priorytetem muzeum ponowoczesnego nie jest ukazanie zbioru przedmiotów, a wywołanie niezapomnianych wrażeń i odczuć nową formą ilustrowania idei. Budynek i przestrzeń wokół niego ma prowadzić do pogłębionej refleksji zwiedzającego. Projekt Muzeum Żydowskiego spotkał się z ogromnym zainteresowaniem i uznaniem, zatem zamysł jego twórców został zrealizowany. Korzystając z doświadczenia tego typu instytucji, muzea typu skansenowskiego powinny wykorzystywać możliwość wywoływania emocji u widzów za pomocą zapachu, dźwięku, odczucia ciepła lub chłodu, półmroku lub silnego światła. Konferencję naukową zakończyło wystąpienie Artura Trapszyca z Muzeum Etnograficznego w Toruniu w referacie „Czy w muzeach potrzebne są ‘kolekcje’ nazw historycznych? Kilka uwag o ‘rzeczywistości’ traconej i utraconej (na przykładzie mikrotoponimii jednego miasta i kilku wsi)”. Autor wystąpienia obserwując funkcjonowanie muzeów etnograficznych zauważył, że w toku gromadzenia i pokazywania obiektów niedostatecznie koncentrowano się na związanych z nimi treściach semiotycznych i kontekstowych. Dotyczy to m. in. nazw miejsc, z których pozyskano przedmioty. Zwykle dokumentacja obiektu zawiera tylko miano miejscowości pomijając mikroprzestrzenie oswojone i zagospodarowane przez człowieka, tj. pola, łąki i pastwiska, lasy, źródła, strugi, tonie wodne, wzniesienia oraz części wsi. Historyczne nazwy miejsc zmieniają swe funkcje i wygląd, przez co umyka pierwotny stan konkretnej rzeczywistości kulturowej. Z czasem zaczynają one pełnić zupełnie inną rolę, a ich obraz jest różny od tego jaki zawierają zachowane nazwy. Prelegent zwrócił się z apelem o zachowanie, ochronę, jak i poszukiwanie, rejestrowanie, odczytywanie i przywracanie określeń przestrzeni. Jeśli chodzi o badania prowadzone na obszarach wiejskich jest to tym bardziej zasadne, że wiedza o tradycyjnych nazwach toponomastycznych funkcjonuje przede wszystkim w mowie lokalnej społeczności. Tylko niektóre z nich bywają wymienione w lustracjach lub inwentarzach dóbr, w dokumentach prawnych, w opisach regionalistów i w przewodnikach turystycznych. Na rugowanie dawnych nazw narażone są zwłaszcza: tereny wiejskie zasiedlane przez mieszkańców miast, wsie wchłaniane przez miasto w wyniku procesów urbanizacyjnych, wsie atrakcyjne pod względem turystycznym, które przekształcają się w ośrodki turystyki i wypoczynku, obszary gdzie zachodzi migracja autochtonów oraz upadek tradycyjnych zajęć rolniczych i hodowlanych, skutkiem czego następuje zmiana krajobrazu. Zjawisko wypierania nazw historycznych jest jednak obecne także w miastach i to pomimo istnienia ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami uchwalonej 23 lipca 2003 roku. Po prezentacjach odbyła się dyskusja podsumowująca konferencję, w której głos zabrali zarówno słuchacze, jak i prelegenci. Uczestnicy konferencji poświęconej problematyce kolekcji zgodnie stwierdzili, że poruszona tematyka oraz 324 integracyjna wymiana myśli przedstawicieli środowisk naukowych, przysłużyła się metodom gromadzenia zarówno materialnego, ja i niematerialnego dziedzictwa społeczności lokalnych. Marcin Stańczuk Muzeum Wsi Radomskiej Konferencje w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu 2010, 2011 W pierwszych latach XXI wieku Muzeum Wsi Mazowieckiej (MWM) w Sierpcu podjęło szeroką działalność inwestycyjną. Wybudowano m.in. nowe obiekty przeznaczone na cele administracyjne, konserwatorskie i magazynowe. Kilka lat temu oddano do użytku kompleks hotelowo-konferencyjny. Powstały tym samym dogodne warunki dla organizacji wszelkiego rodzaju spotkań – odczytów, sympozjów, sesji. Placówka aktywnie możliwości te wykorzystuje. Świadczą o tym dwie konferencje zorganizowane tu w odstępie niespełna 11 miesięcy. W dniach 25–26 października 2010 obyła się w MWM ogólnopolska konferencja naukowa zatytułowana: Rola muzeów w kształtowaniu tożsamości narodowej, społecznej i kulturowej. Uczestników powitał i otworzył obrady Jan Rzeszotarski – dyrektor MWM, zaś dr hab. Wojciech Olszewski – kierownik Katedry Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu wygłosił referat wprowadzający w tematykę konferencji. Pierwszego dnia obrad wygłoszono 14 referatów w trzech częściach. W każdej z nich prezentowano zagadnienia zbliżone tematycznie. Poniżej wspomniane zostaną tylko niektóre z wystąpień. Prof. nadzw. dr hab. Dariusz Matelski (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu) w referacie zatytułowanym Rola muzeów polskich w restytucji utraconego dziedzictwa kultury w XX –XXI wieku mówił o napiętych relacjach międzynarodowych w kwestii zwrotu dóbr kultury. Na skutek rozmaitych zawirowań dziejowych – głównie wojen – na terenie sąsiadujących z Polską państw Niemiec, Ukrainy i in. znalazły się bardzo cenne obiekty należące niegdyś do polskich instytucji lub obywateli. Prelegent naświetlił skomplikowane szczegóły prawne związane z rewindykacją i restytucją dóbr kultury, zaznaczając, że nie bez znaczenia pozostają także uprzedzenia, stereotypy a nawet osobiste doświadczenia przedstawicieli negocjujących stron. Z dużym zainteresowaniem wysłuchano referatu dr Anny Nadolskiej–Styczyńskiej (KEiAK UMK w Toruniu) Być muzealnikiem: pytanie o tożsamość zawodową? A. Nadolska–Styczyńska podjęła kwestę etosu muzealnika, opierając swoje wnioski i spostrzeżenia na bogatym materiale empirycznym. Badaczka przeprowadziła liczne rozmowy ze swoimi 325 „kolegami po fachu” (pracowała kiedyś w Muzeum Archeologicznym i Etnograficznym w Łodzi), ustalając m.in. jakie cechy – zdaniem muzealników – są istotne by wykonywać dobrze ten zawód. Referat A. Nadolskiej-Styczyńskiej zawierał szereg cennych wskazówek przydatnych zarówno młodym muzealnikom, jak i tym, którzy myślą dopiero o pracy w instytucjach kultury. Mgr mgr Seweryn Grodny i Przemysław Solecki – obaj z Urzędu Statystycznego w Krakowie – w referacie zatytułowanym Procesy instytucjonalizacji pamięci na przykładzie państwowej i samorządowej polityki muzealnej nakreślili za pomocą wielu tabel i wykresów zasady finansowania placówek muzealnych, wyprowadzając z prezentowanych przez siebie badań statystycznych szereg interesujących wniosków. W kilku referatach autorzy starali się doprecyzować związki muzeum z zagadnieniem tożsamości m.in.: Tożsamość regionalna: mit czy rzeczywistość (mgr Adriana Garbatowska, Wielkopolski Park Etnograficzny w Dziekanowicach); Muzeum i jego otoczenie a tożsamość lokalna (dr Katarzyna Barańska, Instytut Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego); Rola muzeów w kształtowaniu tożsamości regionalnej (mgr Sylwester Kiełbasiewicz, KEiAK UMK w Toruniu). W innych wystąpieniach została poruszona tematyka dotycząca roli konkretnych muzeów w kształtowaniu tożsamości m.in.: Czy muzealnictwo na wolnym powietrzu kształtuje tożsamość kulturową? Rozważania na przykładzie MWM w Sierpcu (mgr Kamila Chrzanowska, MWM w Sierpcu); W Schreiberhau i w Szklarskiej Porębie: dom Carla i Gerharda Hauptmannów depozytariuszem tradycji artystycznych regionu (mgr Jakub Stelągowski, KEiAK UMK w Toruniu); Jak odnieść sukces we współczesnej kulturze, czyli o przypadku Muzeum Chłopa Rumuńskiego w Bukareszcie (dr Ewa Kocój, Instytut Kultury UJ). Mgr Aleksandra Jarysz z Muzeum Etnograficznego w Toruniu w referacie pod tytułem Rola wykorzystywania archiwalnych materiałów filmowych i fotograficznych we współczesnym wystawiennictwie etnograficznym, na przykładzie rozwiązań multimedialnych na wystawie „Tajemnice codzienności. Kultura ludowa i jej pogranicza od Kujaw do Bałtyku (1850–1950)”, opowiedziała o rozwiązaniach zastosowanych w realizacji wymienionej w tytule wystawy. Referat ten uzupełniony był prezentacją archiwalnych fotografii znajdujących się w kolekcji Muzeum Etnograficznego w Toruniu. Na zakończenie pierwszego dnia obrad głos zabrał dr Łukasz Gaweł z Instytutu Kultury UJ, który w referacie pt. O zarządzaniu wizerunkiem, wizualnością, obrazem i reprodukcją. Muzea okiem uczestnika rynku usług kulturalnych, fotografa, wydawcy opowiadał o irytujących niedociągnięciach w ramach wystaw muzealnych – niefrasobliwych drobiazgach, które dostrzegł jako zwiedzający, a których obecność obnażył za pomocą wykonanych przez siebie fotografii i wnikliwego komentarza. Wystąpienie Ł. Gawła wywołało emocjonującą dyskusję, podczas której omówiono również szereg innych problemów nurtujących środowisko muzealników. Prelegenci odpowiedzieli na zadane pytania. 326 Drugiego dnia obrad uczestnicy konferencji wysłuchali 6 referatów. Autorzy 4 z nich, przeanalizowali działalność wybranych muzeów znajdujących się poza granicami Polski. Tematy i autorzy wystąpień w tej części konferencji to: Rola Muzeum Yad Vashem w kształtowaniu tożsamości młodych Izraelczyków (mgr Katarzyna Suszkiewicz, Instytut Europeistyki UJ); Rola muzeów na Martynice w tworzeniu nowej tożsamości narodowej, społecznej i kulturowej (mgr Małgorzata Sokołowska-Krysiewicz, KEiAK UMK); Taman Mini „Indonesia Indach” jako przykład indonezjonizacji kultur Indonezji, (mgr Renata LesnerSzwarc, KEiAK UMK). Warto wspomnieć o referacie wygłoszonym przez jedynego zagranicznego gościa konferencji – mgr Tatianę Mosunową ze Swierdłowska, zatytułowanym: Rola Uralskiego Muzeum Krajoznawczego w kształtowaniu tożsamości narodowej, społecznej i kulturowej w XIX–XXI. Tę część konferencji uzupełniły referaty: mgr Wiktorii Blacharskiej (Muzeum Etnograficzne w Oliwie) Muzea w służbie zachowania pamięci narodowej, czyli komu potrzebne Muzeum Kresowe oraz mgr. Arkadiusza Jełowickiego (Muzeum Narodowe Rolnictwa i Przemysłu w Szreniawie) Prezentacja kultury mniejszości narodowych i etnicznych w Muzeum Narodowym Rolnictwa w Szreniawie. Konferencja była dobrą okazją do wymiany poglądów i spojrzenia z różnych perspektyw na zagadnienie tożsamości i rolę muzeów w jej kształtowaniu. Uczestnicy rozstali się z obietnicą powtórnego, równie inspirującego spotkania w tym samym miejscu. Okazja nadarzyła się niebawem. W 2011 roku minęło 40 lat od założenia placówki (pierwotna nazwa: Muzeum Etnograficzne w Sierpcu). Rocznicę postanowiono uczcić organizując kolejną konferencję. Tym razem spotkanie muzealników i muzeologów przybrało charakter międzynarodowy, a jego tytuł brzmiał: Muzea na wolnym powietrzu – stare problemy, nowe wyzwania, kierunki rozwoju. Konferencję poprzedziły obchody rocznicowe, w których uczestniczyli m.in. posłowie na Sejm RP Mirosław Koźlakiewicz i Aleksander Sopliński oraz Marszałek Województwa Mazowieckiego Adam Struzik. Ten ostatni występował w podwójnej roli gościa i gospodarza jednocześnie. MWM jest bowiem jednostką organizacyjną Samorządu Województwa Mazowieckiego. Główną część uroczystości uświetnił występ Państwowego Ludowego Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Konferencja odbyła się 8 września, w jednej z nowoczesnych sal, którymi obecnie dysponuje MWM. Uczestników przywitał – podobnie jak 11 miesięcy wcześniej – dyrektor muzeum. Pierwszym prelegentem był dr Richard Harris reprezentujący Weald&Downland Open Air Museum w Wielkiej Brytanii. Wygłosił referat pod tytułem History and Future Developments at the Weald & Downland Open Air Museum. Nakreślił rys historyczny reprezentowanej przez siebie placówki. Zwrócił uwagę, że na jej powstanie i kształt miało wpływ szereg czynników, takich jak 327 rozwój teorii skansenowskiej w europie, doświadczenia amerykańskie (powstanie Colonial Williamsburg) oraz inspiracje rodzime. Lewicowe rządy brytyjskie po II wojnie światowej zainicjowały szereg działań zmierzających do zachowania angielskiego dziedzictwa narodowego. R. Harris przedstawił współczesność Weald&Downland Open Air Museum, na terenie którego zgromadzono głównie obiekty XVIII-wieczne. Zwrócił uwagę na konieczność prowadzenia w sposób ciągły źródłowych badań historycznych jak również penetracji archeologicznej terenów otaczających obiekty wyznaczone do translokacji. Interesujące kwestie dotyczyły także działań na polu edukacji. We współpracy z wyższymi uczelniami Bournemouth oraz Yorku zorganizowano szkolenia i kursy na temat konserwacji domów drewnianych. Działania te, koordynowane przez muzealników, przynoszą placówce spory dochód. Uczestnicy kursów płacą 60–90 funtów dziennie zaś muzeum „sprzedaje” rocznie ok. 4000 takich dni. R. Harris przedstawił także wiele innych imponujących danych. Brzmieć to może dosyć paradoksalnie, jednak Muzeum zdobyło nagrodę za innowacyjność w architekturze, za sprawą nowego obiektu magazynowo-wystawienniczego w kształcie muszli. Jego konstrukcja zawiera bowiem wiele prekursorskich rozwiązań technicznych. Muzeum dysponuje parkingiem na 700 miejsc, posiada listę ok. 400 wolontariuszy, którzy są w stanie przepracować 35 tysięcy godzin rocznie. Kończąc swoje wystąpienie R. Harris podkreślił, że kluczami do sukcesu tego typu placówek są solidnie prowadzone badania i entuzjazm pracowników. Z kolei dr Elo Lutsepp z Estonian Open Air Museum wygłosiła referat The Open Air Museum Outside the Museum Territory. Research of Estonian Rural Architecture in Nowadays. Podobnie jak wcześniej R. Harris także i E. Lutsepp przedstawiła rys historyczny reprezentowanej przez siebie placówki, zaznaczając, że posiada ona charakter centralny. Liczący ponad 80. ha. teren muzeum podzielono bowiem na 4 strefy prezentujące obiekty z 4. historycznych regionów Estonii. Prelegentka skoncentrowała się na realizowanym od 2005 roku projekcie ochrony cennych obiektów drewnianej architektury, znajdujących się poza muzeum i pozostających w rękach prywatnych. Obiekty te nie są objęte żadną opieką konserwatorską, więc program ochrony koncentruje się wokół kwestii uświadamiania wartości tego typu obiektów oraz szkoleń w zakresie dbałości o ich stan. E. Lutsepp przybliżyła walory charakterystycznej dla Estonii formy architektonicznej tzw. „stodół mieszkalnych”. Program, o którym opowiadała zakłada inwentaryzację tego typu obiektów, których zachowało się jeszcze ok. 3000. Gwałtowne zmiany w stylu życia, a co za tym idzie w architekturze mieszkalnej, stanowią jednak poważne zagrożenie dla ich istnienia. Nakłonienie właścicieli do zachowania i dalszego wykorzystywania mieszkalnych stodół wydaje się zatem zagadnieniem kluczowym. W pierwszej części konferencji, jako ostatnia wystąpiła dr Anna Permilovskaja – członek Rosyjskiej Akademii Nauk, pracownik Instytutu Problemów 328 Ekologicznych Północy oraz Uniwersytetu w Petersburgu Filia w Archangielsku. Zapowiedziany w programie tytuł referatu Forming Agricultural in the Architectural Exposition of the Open Air Museum „Malye Korely” został ostatecznie zmieniony na The Ceremony in the Open Air Museum. Tradition and Present. Wystąpienie poświęcone zostało inscenizacjom świąt i obrzędów, realizowanym na terenie Państwowego Muzeum Drewnianego Budownictwa i Sztuki Ludowej Północnych Rejonów Rosji Małyje Korieły w obwodzie archangielskim. To największe muzeum pod gołym niebem w Rosji, obejmujące prawie 140 ha., otwarte dla zwiedzających w 1973 roku. A. Permilovskaja omówiła szczególnie etapy tradycyjnej ceremonii ślubno-weselnej. Istotą działań skansenowskich w tym przypadku bywa obecność młodej pary, która rzeczywiście zawiera w tym czasie związek małżeński. Muzeum umożliwia w ten sposób nowożeńcom nawiązanie do tradycji i zadeklarowanie swojego stosunku do przeszłości. Nie bez znaczenia jest także urealnienie całej sytuacji w oczach turystów odwiedzających muzeum. Inscenizacje tego typu placówka organizuje od połowy lat 80. XX w. Cieszą się one niesłabnącym zainteresowaniem. Uzupełnieniem referatu był 30minutowy film pt. Arkhangelsk State Museum of Wooden Architecture and Folk Art “Malye Art”. Drugą – popołudniową część konferencji wypełniły wystąpienia polskich praktyków i teoretyków. Roman Tubaja zaprezentował, opracowany wspólnie z prof. Janem Święchem (Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie) referat Czy potrzebne są zmiany nazw własnych muzeów na wolnym powietrzu w Polsce. Badacze przeanalizowali nazwy jakie przyjęto dla pierwszych muzeów na wolnym powietrzu w Polsce zauważając, że rodzime pomysły nazewnicze takie jak „osiedle muzealne”, „osiedle zabytkowe” czy „ogrodziec” ostatecznie się nie przyjęły. Ten sam los spotkał niektóre powojenne propozycje nazewnicze m.in. „muzeum w plenerze” autorstwa Ksawerego Piwockiego. Podkreślono rolę jaką w procesie ustalania stosownych terminów na rodzimym gruncie odegrały: teoretyczne stanowiska członków Rady Muzealnej w Sanoku zastanawiających się nad nazwą dla powstającej tam placówki; treść Memoriału w sprawie ochrony budownictwa drewnianego w Polsce. Program organizacji parków etnograficznych (1966); koncepcje Jerzego Czajkowskiego; dyskusje zamieszczone na łamach pism takich jak „Materiały Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku”, „Acta Scansenologica”, „Biuletyn Stowarzyszenia Muzeów na Wolnym Powietrzu w Polsce” i in. Następnie R. Tubaja dokonał przeglądu nazw stosowanych obecnie, wskazując na ich różnorodność: muzeum wsi, muzeum budownictwa ludowego, rezerwat etnograficzny, park budownictwa ludowego, to tylko niektóre z nich. Najpopularniejszym jednak, używanym od początków XX w. terminem jest „skansen” w różnych kombinacjach. Nie da się i – zdaniem R. Tubai i J. Święcha – nie ma potrzeby rugowania tego terminu z oficjalnych lub półoficjalnych nazw placówek. Należy pamiętać, że nazwa to marka. Bez solidnego uzasadnienia rewolucje 329 w tym zakresie mogą być kosztowne nie tylko ze względu na konieczność zmiany pieczątek, wizytówek, tablic i druków. W referacie odniesiono się także do funkcjonujących rozróżnień na muzeum wsi i park etnograficzny. Stwierdzono, że pojęcia te mają raczej charakter umowny, gdyż muzea wsi nie zawsze odwzorowują jakąś strukturę przestrzenną, a wiele muzeów ma charakter hybrydyczny. Swoje dociekania autorzy uzupełnili inwentaryzacją nazw odnoszących się do małych placówek in situ, które z reguły przyjmują formę zagroda.... z przymiotnikowym uzupełnieniem odnoszącym się do zajęć pierwotnych właścicieli, ich nazwiska lub nazwy regionu etnograficznego Kolejny referat nosił tytuł Skanseny i ekomuzea. Przeszłość przyszłości? Jego autorka – dr Katarzyna Barańska z Instytutu Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie – próbowała odpowiedzieć na szereg istotnych, postawionych na wstępie pytań. Jedno z nich brzmiało: czego i na ile możemy – zgodnie z hasłem Hazeliusa – dowiedzieć się w skansenach o sobie samych? Z szeregu kwestii i wniosków wyprowadzonych przez badaczkę wynika, że w muzeach nie poznajemy samych siebie, a raczej to co odeszło w przeszłość. Powołując się na własne badania prowadzone wśród turystów odwiedzających XVIII-wieczny spichlerz in situ w Niedzicy K. Barańska zauważyła, że wiedza o przeszłości jest zresztą tym, czego zwiedzający oczekują. Skarżą się oni m.in. na brak informacji o eksponatach i epokach z których one pochodzą. Uniemożliwia to ich zdaniem umieszczenie obiektu w całościowym systemie kultury. To swoista pułapka dla muzeów, gdyż efektywna dystrybucja wiedzy wymaga ożywienia ekspozycji, co zawsze staje się ryzykowne merytorycznie. Prelegentka podjęła kwestię autentyzmu ekspozycji i zasadności stosowania kopii. Podała przykład Muzeum Michaiła Bułhakowa w Kijowie zorganizowanego w domu pisarza. Wszystkie elementy, które stanowią uzupełnienie kolekcji przedmiotów (czyli te, z którymi Bułhakow nie miał kontaktu) są białe. To – zdaniem prelegentki – znakomita realizacja postulatu uczciwego informowania o statusie obiektu. Według badaczki większe szanse na pełnienie roli „lustra”, w którym dostrzec możemy samych siebie mają ekomuzea, gdyż obejmują obszary zarówno środowiska kulturowego jak i naturalnego. Atrakcyjna wydaje się także kwestia ukazywania w muzeach historii „zwykłych ludzi”. To – zdaniem K. Barańskiej – może ułatwić zakorzenienie w regionie i wzmóc poczucie odpowiedzialności obywatelskiej. Dr Maciej Prarat z Muzeum Etnograficznego im. Marii ZnamierowskiejPrüfferowej w Toruniu zaprezentował referat zatytułowany Badania architektoniczne zabytków architektury drewnianej translokowanych na teren muzeum pod gołym niebem na przykładzie zagrody z Gutowa. Przedstawił w nim kompleksowy proces konserwacji architektury drewnianej. Poszczególne jego etapy – od wstępnego rozeznania zabytku począwszy – pozwalają ostatecznie dokonać zabytkoznawczej analizy wartościującej, a nawet pokusić się o hipotetyczną rekonstrukcję stanu pierwotnego. Warto podkreślić, że obiekt z Gutowa w województwie kujawsko-pomorskim, który służył M. Praratowi do zobrazowania 330 procesu konserwatorskiego, znajduje się w orbicie zainteresowań Muzeum Etnograficznego w Toruniu. Ostatnia prelegentka – Ilona Jaroszek – dyrektor Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu, w swoim wystąpieniu zatytułowanym Czy nadchodzi zmierzch muzealnictwa?, skoncentrowała się na roli kierowników muzeów oraz warunkach zarządzania tego typu placówkami. Zwróciła uwagę na zawiłe kwestie wyceny i ochrony obiektów oraz ograniczone możliwości ich wymiany lub sprzedaży. Wskazała, że na warunki pracy dyrektora oraz możliwości jego działań wpływają takie zjawiska jak: marginalizacja kultury ambitnej na rzecz popularnej, konieczność działań w komercyjnym otoczeniu, ekspansja języka zarządzania i działań biznesowych wypierającego język humanistycznej dyskusji o kulturze, którym tradycyjnie posługują się muzealnicy. Szef placówki, starając się zapewnić jej sukces, musi sprostać oczekiwaniom licznych środowisk: rad muzealnych, polityków, sponsorów, mediów, naukowców etc. W dyskusji odniesiono się do wszystkich wygłoszonych w trakcie konferencji referatów. Szczególnie intensywnie dyskutowano nad kwestiami poruszonymi w wystąpieniach R. Tubai i J. Święcha (zwrócono uwagę na prywatne inicjatywy turystyczno-rozrywkowe, które bałamutnie przejmują nazwę „skansen”); I. Jaroszek (wskazywano na niekorzystne zapisy w aktach prawnych dotyczących funkcjonowania muzeów); K. Barańskiej (dyskutanci podkreślili konieczność stosowania kopii w realiach skansenowskich, zwrócili uwagę na zasadniczą rolę autora ekspozycji, który – co podkreślał J. Święch – kreuje autorską wizję rzeczywistości). Należy docenić niezwykłą staranność organizacyjną sierpeckich konferencji. Zadbano o każdy szczegół mogący korzystnie wpłynąć na jakość wystąpień i komfort dyskusji. Warto również zaznaczyć, że w 2011 roku zainaugurowano wydawnictwo pt. „Rocznik Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu”. W kolejnych tomach ukażą się teksty referatów wygłoszonych podczas obydwu konferencji. Kamila Chrzanowska Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu Damian Kasprzyk Uniwersytet Łódzki 331 Contents STUDIES Maciej Kokoszko Role of Dairy Produce in the Diet of Late Antiquity and Early Byzantium (4th–7th centuries) ............................................................. 8 Piotr Fudziński Methods for Food Procurement and the Economy of the Pomeranian Culture Population in the Region of Kashubian and Starogard Lake Region ................. 29 Dariusz Klemantowicz Forestation of the Eastern Borderlands of the Former Republic of Poland in the Period of Partitions ................................................................................... 39 Andrzej Dubicki Outline of ‘Peasant Issues’ in Romania before 1914.......................................... 60 Krzysztof Walaszczyk Activity of the People’s Party among Polish Refugees in Iran in the Period of 1942–1945 ................................................................................ 79 Witold Jarno Participation of Military Districts in Agrarian Actions in the First Years after the Second World War (1945–1948).......................................................... 96 Krzysztof Lesiakowski Cultural-Educational Work in the Units of the Public Organisation ‘Service to Poland’ (1948–1956) – Assumptions and Implementation ............ 119 Aleksandra Rzepkowska Names and Nicknames in the Rural Environment. Inspirations and Research Perspectives ............................................................ 143 Agnieszka Pieńczak Ethno-geographic Method in Atlas Research of Wrocław and Cieszyn Centres – Continuation and Changes ........................................... 154 Edyta Diakowska A Strange Woman as a Death Omen ................................................................ 168 333 MATERIALS Profesor Andrzej F. Grabski (1934–2000). Reminiscence on Professor Rafał Stobiecki ................................................................................................ 180 Jan Szymczak .................................................................................................. 181 Jan Pomorski................................................................................................... 183 Sławomir M. Nowinowski .............................................................................. 189 Wojciech Wrzosek .......................................................................................... 192 Andrzej Wierzbicki ........................................................................................ 194 Jan Janiak ....................................................................................................... 195 Andrzej Lech ................................................................................................... 200 Andrzej Dyło About My Father! ............................................................................................. 210 Józef Dyło About Tuwim, School and Inowłódz. Memories of the Rural Teacher ............ 212 Leszek Orłowski Combats in the Sandomierz-Baranów Outpost in 1944 – Recollections of the Lisów Inhabitants .......................................................... 231 Rafał Pilarek Ethnography in the First Polish Geographic-Travel Periodicals ...................... 237 Damian Kasprzyk Popularization of Folk Cultural Heritage – in the Quest of Substantiation ...... 258 Władysław Baranowski, Andrzej Lech Łódź Ethnology in the Garwolin Region (1996–2011). Chronicle of Cooperation ................................................................................. 268 Przemysław Owczarek Rural Poetry ...................................................................................................... 288 PAPER Ewelina Szpak Mentality of Rural Population in the Polish People’s Republic. The Study of Changes....................................................................................... 294 334 REVIEWS [Rec.:] Iwona Kabzińska: Between Pursuing Ideal and Reality. Poles in Lithuania, Belarus and Ukraine in the Period of System Transformation at the Turn of 20th and 21st Century, Letter Quality Publishing House, Warszawa 2009, pp. 228 (Wojciech Olszewski) ............................................... 302 [Rec.:] Artur Czuchryta: Agri-Food Industry in the Lublin Voivodeship in the Period of 1918–1939, Maria Curie-Skłodowska University Publishing House, Lublin 2008, pp. 199 (Małgorzata Łapa) ............................................ 305 SCIENTIFIC INFORMATION Portal wsiepolskie.pl – Future with Tradition (Jan Zając) ............................... 312 New Archaeological Exhibition in the Diocesan Museum in Płock. Treasures excavated from the ground (Radosław Janiak) ............................... 316 Reports from the Polish Academic Conference ‘Modern Museum Exhibits – the Problems of Collection in the 21st Century’ organised by the Open Air Village Museum in Radom to commemorate the 35th Anniversary of the Museum Inception (Marcin Stańczuk) .................................................. 318 Conferences in the Masovian Village Museum in Sierpc 2010, 2011 (Kamila Chrzanowska, Damian Kasprzyk) .................................................... 325 Translated by Katarzyna Walińska 335 INFORMACJA DLA AUTORÓW Artykuły do Zeszytów Wiejskich prosimy dostarczać w 1 egzemplarzu (wydruk wraz z płytą CD), zapisanym w formacie doc lub rtf, czcionką 12 z odstępem 1,5 między wierszami. Fragmenty tekstu mogą być pogrubione lub pochylone (w celu wyróżnienia). Innych formatowań prosimy unikać – w szczególności ręcznego dzielenia wyrazów na sylaby, przenoszenia spójników z końców wierszy oraz rozstrzeliwania tekstu za pomocą spacji. Preferujemy przypisy „klasyczne” umieszczane na dole każdej strony. Maksymalna objętość – 20 stron. Artykuły (za wyjątkiem recenzji i informacji naukowych) prosimy zaopatrzyć w tytuł oraz „Summary” w języku angielskim o objętości od 500 do 1000 znaków. Autorów przysyłających artykuły pocztą prosimy o krótką informację dotyczącą wykształcenia, stopni naukowych, miejsca zatrudnienia (adres) oraz numeru telefonu i adresu e-mail (do wiadomości redakcji). Redakcja