Palma własna – pdf do pobrania
Transkrypt
Palma własna – pdf do pobrania
dominika dzido palma własna, czyli phoenix w warszawie W grudniu 2002 r. na warszawskim Rondzie de Gaulle’a leżącym na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Nowego Świata pojawiła się piętnastometrowa palma. Jej wysoki, solidny, nasączony ciepłym brązem pień wieńczył pióropusz gęstych, powiewających liści. Temperatura tego dnia nie pozwalała wytłumaczyć widoku zjawiskiem fatamorgany. Pomysł zrodził się z postawionego przez artystkę Joannę Rajkowską, żartobliwego początkowo pytania: co by się stało, gdyby jedną z głównych warszawskich ulic obsadzić szpalerem palm. „Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich” – bo taki jest tytuł projektu – związane są ze wspomnieniami z podróży Rajkowskiej do Izraela. Powstały z potrzeby opowiedzenia końca tej podróży w Warszawie, w tym konkretnym, pełnym osobistych doświadczeń miejscu. Artystyczna realizacja połączyła dwa odległe konteksty: palma wyrwana z izraelskiego krajobrazu przenosi jego specyfikę do stolicy, nazwa ulicy – Aleje Jerozolimskie – zostaje dodatkowo skojarzona z Bliskim Wschodem. Rajkowska pokazała znaną wszystkim warszawiakom ulicę w niecodziennej odsłonie. Okolicznościowe kartki z palmą i angielską wersją nazwy projektu, fot.: Agencja Gazeta „Greetings from Jerusalem Avenue”, 36 dodatkowo poszerzyły pole znaczeniowych odwołań. Kolejną, głębszą warstwą projektu, jest odsłonięcie, jak w archeologicznych wykopaliskach, historii Alej. W r. 1774 na rogatkach ówczesnej Warszawy Józef Potocki i August Sułkowski założyli osady dla Żydów: Nowy Potok i Nową Jerozolimę. Ze względu na ro- fot.: Marek Szczepański snącą ekonomiczną konkurencję tej okolicy władze miejskie zdecydowały o likwidacji osad. Pozostała po nich droga prowadząca w stronę Wisły. Realizacja Rajkowskiej w ciekawy i niespodziewany sposób odwołuje się do tamtych wydarzeń, do śladów żydowskiej historii w mieście. Projekt był realizowany przez trzy osoby: autorkę, architekta Michała Rudnickiego i reprezentującą Fundację Instytut Promocji Sztuki Katarzynę Łyszkowicz. Palma miała stać na warszawskim rondzie przez rok, ale po tym okresie okazało się, że z powodów finansowych i organizacyjnych trzeba szukać innych rozwiązań niż likwidacja drzewa. Jednocześnie, ku zaskoczeniu autorki i Fundacji, za palmą ujęli się warszawiacy. Powstał Komitet Obrony Palmy, fot.: Agencja Gazeta który przy wsparciu Gazety Wyborczej podjął walkę o pozostawienie drzewa w miejscu, w którym zapuściło ono swoje sztuczne korzenie. Administracyjna droga do celu była równie trudna jak ta, która doprowadziła do zmiany miejskiego pejzażu. Palma stała się jednak na tyle ważnym i integralnym elementem przestrzeni, że ani jej twórcy, ani większość mieszkańców nie wyobraża już sobie pustego po niej miejsca. W rozmowie z Arturem Żmijewskim Rajkowska powiedziała, że chce, aby ludzie „byli koło siebie, pod palmą”. Pragnienie artystki spełniło się. Często można dziś usłyszeć, że ktoś umawia się z przyjaciółmi „pod palmą”, czyli w okolicy ronda. Pod samym drzewem stacjonują niekiedy policjanci z drogówki, 37 co zwłaszcza w letnie, słoneczne dni (kiedy policjanci noszą ciemne okulary) tworzy kadr jakby prosto wyjęty z rozgrywających się gdzieś w Kalifornii seriali amerykańskich. Ów humorystyczny obrazek uzupełnia całkiem realna historia powstania palmy. Została ona wykonana przez amerykańską firmę Soulutions.com, a konkretnie przez zatrudnionych w niej, meksykańskich robotników. Amerykański kontekst jest kolejnym elementem jakże barwnego kolażu kulturowego, którego centrum stanowi sztuczne drzewo stojące w jednym z głównych miejsc stolicy. Warszawska Phoenix Carariensis wykonana jest ze sztucznych tworzyw oraz materiałów naturalnych i zabezpieczona zarówno chuliganami i przestali wierzyć w słonie. Słoń, który lata, prowadzi na manowce, ale „palma własna” na rondzie środkowoeuropejskiego miasta potrafi uruchomić proces poznawania na nowo czegoś, co wydawało się już oswojone. Wielość skojarzeń, jakie przywołuje sztuczne drzewo – podróż artystki do Izraela, historia Żydów warszawskich, policjanci przypominający funkcjonariuszy z Los Angeles i meksykańscy robotnicy pieczołowicie wyrabiający pień – nasuwa sporo pytań. Każe zatrzymać się i zastanowić nad miejscem, w którym jesteśmy. Dzięki temu zachowuje świeży wygląd niezależnie od warunków pogodowych. Projekt sfinansowano z pieniędzy uzyskanych od firm-sponsorów. Praca nad tą wielką realizacją artystyczną umieszczoną w przestrzeni publicznej najeżona była rozlicznymi problemami technicznymi i administracyjnymi, natrafiła też na bariery mentalnych przyzwyczajeń. Palma wprawiała w zdziwienie, a nawet w osłupienie. Jednak okazało się, że przeobraża ona rzeczywistość w twórczy sposób. Można się zastanawiać, czy to dzięki niej fragment miasta zyskał nową tożsamość, czy też wprawiła ona jedynie w ruch wielość znaczeń drzemiących w okolicy Ronda de Gaulle’a. W jednym z opowiadań Mrożka kierownik ogrodu zoologicznego postanowił wzbogacić placówkę o „słonia własnego” – wykonanego z gumy i napełnianego powietrzem. Jednak gumowa powłoka została przez pomyłkę wypełniona gazem i kiedy rankiem przybyła pierwsza wycieczka szkolna, lekki podmuch wiatru uniósł słonia wysoko nad ogrodzenia. Uczniowie, którzy to widzieli, stali się 38 fot.: Agencja Gazeta przed deszczem, mrozem, jak i przed promieniowaniem UV. przemysław kondraciuk fot.: Marek Szczepański wywiad z joanną rajkowską dominika dzido – absolwentka Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie doktorantka w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW; mieszka w Warszawie. Interesuje się przede wszystkim znaczeniami kulturowej tożsamości płci (gender), szczególnie tematyką związaną z ciałem, a także antropologią przestrzeni. przemysław kondraciuk – studiował Archeologię Śródziemnomorską na Uniwersytecie Warszawskim. Na chleb zarabia w wirtualnym świecie internetu, w wolnych chwilach podróżuje i pisze (głównie o literaturze i muzyce). Baczny obserwator palmowej epopei. przemysław kondraciuk: Można powiedzieć, że palma istnieje w dwóch głównych płaszczyznach. W sferze wizualnej, jako obiekt, wpisuje się w przestrzeń miasta. W sferze, którą umownie możemy nazwać sferą społeczną, wywołuje rozmaite reakcje. Który z tych aspektów jest dla Ciebie ważniejszy? joanna rajkowska: W moim pojęciu te sfery są nierozerwalnie ze sobą związane, jedna implikuje drugą. Niemniej palma, nawet uszkodzona i biedna, nie traci mocy obnażania z jednej strony niechęci i lęku, a z drugiej – pewnej tęsknoty do innego miasta, innego sposobu spędzania czasu, innego życia po prostu. Ta sfera okazała się najcenniejsza, bo powstał kontekst pozwalający zderzyć różne postawy, ujawniły się nie tylko koszmarne stereotypy, ale i marzenia. Na tym polu, które nazwałeś sferą społeczną, projekt spełnia się cały czas – tak, jak miał się spełniać. pk: Palma wzbudziła w Warszawie masę kontrowersji. Czy próbowałaś sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest ich przyczyną? jr: Myślę, że problemem, z którym ludzie się z trudem mierzyli, był fakt, że palma jest obca. To jest obcy element w mieście. pk: Czy byłaś zaskoczona taką, a nie inną reakcją? jr: Kiedy wychodzi się w przestrzeń publiczną, przestrzeń otwartą, trzeba się liczyć z ostrymi reakcjami, a nawet z tym, że pomysł nigdy nie zostanie zaakceptowany. Nie znaczy to, że jest obliczony na skandal. Jest to swego rodzaju eksperyment społeczny. Żywiołowe reakcje, niechęć, kubły pomyj, które wylewano na moją głowę (szczególnie na forum Gazety Wyborczej), cały ten spór jest częścią projektu. Historia palmy, mimo jej groteskowych 39 losów, ma bardzo pomyślny koniec. Okazało się, że palma stała się elementem miasta, ludzie nie chcą się z nią pożegnać. To więcej niż oczekiwałam. pk: Jakie są reakcje środowiska artystycznego? jr: Jak dotąd nie powstał ani jeden rzetelny tekst krytyczny na ten temat. Pierwszym będzie prawdopodobnie tekst Anety Szyłak w książce „Sztuka i przestrzeń publiczna w Polsce” – katalogu wystawy Genius Loci. Zawinił tu przede wszystkim brak profesjonalnego przedstawienia projektu. Centrum Sztuki Współczesnej okazało się zupełnie nieprzygotowane do przeprowadzenia projektu publicznego, nawet nie zapewniło kuratora. Myślę również, że sporo niepotrzebnego szumu zrobiła prasa, która wychwytywała „sensacyjne” wątki, próbowała z tego uczynić wydarzenie medialne i niezmiennie umieszczała całą historię w dziale „miasto” lub „wydarzenia”. Jedynie kuratorzy spoza kraju widzą projekt w innym kontekście. pk: Czy spróbowałabyś po tym wszystkim podjąć się w najbliższym czasie realizacji dużego projektu publicznego w Polsce? A jeśli tak, to jakie warunki powinny zostać spełnione? jr: Tak. Ale tylko i wyłącznie, jeśli projekt miałby wsparcie instytucji, która potrafiłaby przeprowadzić fundraising i zapewnić kuratora zdolnego do reprezentowania projektu na zewnątrz. pk: Czy sądzisz, że taki scenariusz jest możliwy w najbliższym czasie? jr: Myślę, że nie.