Czytaj

Transkrypt

Czytaj
Sam w domu
Autor: Ola & Joasia
Cz.1
- Baśka pospiesz się, bo spóźnisz się na pociąg! – Marek stał na ganku, co chwilę spoglądając na
zegarek
- Już idę! Wziąłeś bagaże?!
- W samochodzie!
- A Maja?
- W samochodzie! Baska chodź wreszcie! – pociągnął ją za rękę w stronę wyjścia – Jak nie
pojedziesz na to szkolenie, Grodzki cię zabiję! – wepchnął ją do samochodu, i odjechał z piskiem
opon
Pół godziny później, gdy wreszcie udało im się przebić przez zakorkowaną Warszawę, zjawili się na
Centralnym, w pośpiechu udając się na odpowiedni peron
- Mareekk... – jęknęła bawiąc się zamkiem jego kurtki – Nie chce jechać! – tupnęła nogą jak mała
dziewczynka
- Kochanie, tez wolałbym żebyś została ze mną i dziećmi, ale sama słyszałaś, co powiedział
Grodzki! Poza tym, to tylko trzy dni – mrugnął do niej – Szybko zleci!
- Ale czy ty sobie na pewno poradzisz?
- Przecież, jest pani Halinka, damy sobie radę – czule się uśmiechnął
- Mój pociąg! – zerknęła w stronę peronu – Marek, tylko proszę! Nie rozpieszczaj ich za bardzo. I
zrób zakupy, ja wczoraj nie zdążyłam!
- Basia...
- Aha, pamiętaj, żeby podlać kwiatki, te na tarasie, szczególnie tą dużą palmę! I dopilnuj, żeby
Krzysiu nie podjadał czekolady – wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu - Codziennie
wychodź z psem na spacer, jak się go nie wyprowadzi rzuca się na buty, rok temu pogryzł mi
najlepsze szpilki! Dla pewności obiad macie w lodówce, wystarczy podgrzać! Aaa i pamiętaj, żeby...
- Basia, Basia, Basia – położył jej ręce na ramionach – To tylko t-r-z-y dni! Damy sobie radę
- Na pewno?
- Na pewno! – skradł jej szybkiego buziaka – Pożegnaj się ładnie z mamusią – zwrócił się do 2letniej blondyneczki, którą trzymał na rękach
- Moja maleńka – Basia dała córce siarczystego buziaka – Będę tęsknić! – pomachała im na
pożegnania
- My też! – kiedy pociąg zniknął im z oczu udali się do samochodu.
(...)
Marek zaparkował pod budynkiem przedszkola. Maja usadowiona w foteliku wesoło podśpiewywała,
w tylko sobie znanym języku. Podkomisarz wysiadł z samochodu i zabierając najmłodszą pociechę
udał się do środka. Trzymając ojca za rękę, Maja kroczyła do przodu stawiając drobne kroczki i
gaworząc przy tym wesoło.
- Dzień dobry! Ja po Krzysia - podkomisarz szeroko się uśmiechnął do młodej pani przedszkolanki.
- Dzień dobry, panie Marku. Krzysiu zaraz będzie gotowy - dziewczyna obdarzyła go zalotnym
uśmiechem, przywołując ręką chłopca - Krzysiu! Pozbieraj zabawki, tato po ciebie przyszedł.
Po kwadransie pojawił się mały Brodecki, w rączce trzymając misia. Pożegnali się z panią całą
trójką ruszając do wyjścia. Kiedy Marek dopinał synkowi kurtkę, Majka wyswobodziła się z uścisku
ojca puszczając się przodem
- Majka poczekaj! - chciał przyspieszyć kroku, ale Krzysiu nie ułatwiał mu zadania - Krzysiu,
pospiesz się, bo nam Maja ucieknie.
- Nie ucieknie – wymamrotał chłopiec - Tam jest ulica, zatrzyma się przed samochodami, jak zdąży
- mały pocieszył ojca.
- Może jednak się pospieszmy! - Marek przyspieszył kroku
- Tato! Poczekaj, noo! Jestem od ciebie mniejszy!
- Majka! Kochanie, biedronki nie są do jedzenia - Brodecki kucnął przy córeczce.
- A mleko z biedlonki? – dziewczynka spojrzała na niego charakterystycznie przekrzywiając główkę
- Nie ważne – westchnął zrezygnowany - Jedziemy do domu! – chwycił oboje za rączki i skierował
ich kroki do samochodu. Zapiął swoje pociechy w fotelikach a sam zasiadł za sterami pojazdu.
- Tato! Maja wyjęła mi oko!- usłyszał krzyk swojego syna stojąc na światłach
- Co?! Gdzie?! Co zrobiła?! – Marek zaczął nerwowo oglądać się do tyłu – Krzysiu, nic ci nie będzie,
zapewniam cię, że masz oba oczka! – powiedział widząc jak malec trze rączką oko
- Boli mnie! - mały rozpłakał się na dobre - Okrzycz ją! - paluszkiem pokazał na siostrę, która
siedziała z niewinną minką.
- Spokojnie! Nie płacz już, zaraz przestanie. Maja, nie można! - pogroził palcem dziewczynce
ruszając z miejsca na zielonym. Zanim dostali się do domu, Brodecki zaciągnął dzieciaki do
osiedlowego sklepu i zrobił zakupy. Wracając, targał dwie wypchane torby jednocześnie próbując
zapanować nad biegającą wkoło niego córką. Kątem oka obserwował przygaszonego Krzysia, który
tuląc do siebie pluszową maskotkę, szedł wolno przy jego boku. W mieszkaniu przywitał ich pies
radośnie merdając ogonem. Maja od razu z piskiem rzuciła się na zwierzaka a mały Brodecki
powędrował do swojego pokoiku, gdzie natychmiast wgramolił się na łóżko.
- Majka nie wkładaj pieskowi łyżeczki do nosa! - Marek rozpakowując zakupy obserwował bawiącą
się córkę - Idź, zawołaj brata, zaraz będzie obiad! - po słowach Marka w domu rozległ się tupot
małych stóp. Podkomisarz uśmiechnął się do siebie i nakrył do stołu. Chwilę później w kuchni
pojawiły się dzieciaki, a Maja radośnie wskoczyła tacie na ręce. Marek nalał każdemu zupy i
sadzając córkę na kolanach zaczął ją karmić.
- Krzysiu, dlaczego nie jesz? - spojrzał na syna nieco zaniepokojony - Mama specjalnie dla ciebie
przygotowała twoją ulubioną zupę, zjedz choć trochę
- Nie chcę – mały pokręcił głową z niewyraźną miną – Mogę już iść do pokoju?
- No idź – uśmiechnął się do synka - Ja położę tylko Maję i zajrzę do ciebie, dobrze?
- Dobrze... – odpowiedział niemrawo i powlókł się do pokoju odprowadzony zatroskanym wzrokiem
ojca. Jak tylko Marek zdołał uśpić małą udał się do pokoju syna. Krzysiu leżał na łóżku tuląc do
siebie pluszaka
- Co jest mistrzu? Jakoś niewyraźnie wyglądasz... choć tu do mnie – przyciągnął Krzysia do siebie,
dotykając jego rozpalonego czółka – Uułłaa jesteś cały rozpalony...
- I boli mnie gardełko – wymruczał tuląc się do Marka
- No to pięknie...
Podkomisarz chodził nerwowo po salonie, co chwilę podchodząc do okna. Od czasu do czasu
zaglądał, czy leżący w łóżeczku Krzyś niczego nie potrzebuje. Właśnie podczas jednej z tych wizyt,
gdy przykrywał rozpalonego syna kołdrą, usłyszał dzwonek do drzwi. W błyskawicznym tempie
znalazł się w korytarzu
- Witam pani doktor! Proszę wejść – gestem ręki zaprosił ją do środka
- Dzień dobry panie Brodecki. Gdzie jest mój mały pacjent?
- Czeka w swoim pokoju - Marek lekko się uśmiechnął i poprowadził kobietę do syna - Krzysiu,
masz gościa - mały uniósł lekko główkę, ale gdy zobaczył kogo przyprowadził tata, wyraźnie się
skrzywił.
- O nie! Ja nie będę znowu się rozbierał! – stwierdził wyraźnie niezadowolony - Ja już pani
wszystko pokazałem jak byłem z mamusią!
- Cześć Krzysiu - pani doktor zaśmiała się widząc zażenowaną minę Marka - Pamiętam jak byłeś u
mnie i obiecuję, że nie będziesz musiał mi nic pokazywać. Ale twój tatuś mi mówił, że boli Cię
gardełko, tak?
Reszta wizyty przebiegła spokojnie. Krzyś troszkę marudził pokazując gardło i kategorycznie
odmawiał podciągnięcia piżamki, ale gdy pani doktor wyjęła ze swojej torby czekoladowego
batonika, Krzysiu od razu pokazał jej, co kryje pod niebieską koszulką z Kubusiem Puchatkiem na
brzuszku. Doszło nawet do tego, że gdy lekarka miała wychodzić na twarzy małego widniało
głębokie niezadowolenie. W końcu po długim pożegnaniu wyszła z pokoju.
- Panie Marku, zostawiam tu receptę dla małego. Niestety nie obędzie się bez antybiotyku. Anginę
trzeba wyleczyć porządnie. Proszę pamiętać podawać ten lek dwa razy dziennie, do tego jeszcze
syrop i tabletki w razie gorączki. To wszystko, do widzenia.
- Do widzenia i dziękuję - uścisnął kobiecie dłoń i skierował się do pokoju synka.
- Tato, to może ja pójdę pooglądam telewizję? - Krzyś usiadł na łóżeczku.
- O nie! Wydawało mi się, że jesteś chory, poza tym pani doktor kazała ci leżeć, więc żadnych
spacerów po domu, jasne? - pogroził mu palcem a słysząc dzwoniący telefon poszedł odebrać Halo!
- Dzień dobry Mareczku! - w słuchawce usłyszał głos starszej pani.
- A dzień dobry, pani Halinko.
- Kochany, przepraszam Cię najmocniej, ale ja nie będę mogła zająć się dziećmi. Nie wróciłam
jeszcze z Wrocławia, mają tam jakiś strajk i odwołali wszystkie pociągi do stolicy na ten weekend.
- Trudno! Proszę się nie martwić, poradzimy sobie – zapewnił, choć jego mina wyrażała spore
obawy
- Na pewno? Kiedy wraca Basia?
- Niedługo, niech się pani nie przejmuję. Do zobaczenia! - Marek odłożył słuchawkę nieco
podłamany - No to zostaliśmy sami – westchnął – To będą ciężkie trzy dni...
- Tatusiu, bo w szafie jest lobal... – z transu wyrwał go przerażony głosik córki. Marek podniósł
wzrok, napotykając swoją pociechę, która raz po raz przecierała zaspane oczka i wlokąc za sobą
pluszowego królika, wdrapała mu się na kolana – Zlób coś, nie daje mi spać!
- To nie możemy na to pozwolić – poczochrał córkę po włosach – Zaraz go przegonimy – wziął małą
na ręce zanosząc ponownie do pokoju. Po około pół godziny morderczej walki z „robalem”, kiedy
Majka była już wystarczająco pewna, że nic jej nie zagraża i spokojnie zasnęła, pocałował ją
delikatnie w czoło i na palcach, tak by jej nie obudzić, wyszedł z pokoju. Ruszył do salonu, marząc
o chwili wytchnienia, jednak ledwie usiadł na kanapie, usłyszał wołanie Krzysia
- Tatoo!
- Co jest?
- Chce mi się pić! Przynieś mi cooliii – mały szeroko się uśmiechnął
- Ooo nie mistrzu, nie ma mowy! O coli, to ty na razie zapomnij. Zaraz zrobię ci malinowej herbaty
– cały entuzjazm chłopca zgasł jak zapałka na wietrze
- Herbaty? – wyraźnie się skrzywił – A dostanę chociaż kawałek piernika? – popatrzył na ojca z
nadzieją
- No dobrze, ale tylko kawałeczek! I pamiętaj, nie mów mamie!
Kilka minut później, Krzyś zajadał się piernikiem a Marek czytał mu jedną z ulubionych książek.
Sielankę przerwał głośny trzask dochodzący z salonu, Marek jak oparzony poderwał się z łóżka,
wybiegając z pokoju. Na podłodze siedziała Maja z miną niewiniątka a obok niej Świr, trzymając w
pysku piłeczkę tenisową. Ogromny oleander, którego Basia z pasją pielęgnowała, leżał przewrócony
na podłodze, pośród ziemi i kawałków rozbitej donicy
- Niee – jęknął łapiąc się za głowę - Maja, ile razy prosiłem, żebyś nie rzucała pieskowi piłki w
domu? – spojrzał na córkę która uśmiechała się do niego ślicznie, robiąc minę niewiniątka – Poza
tym, dlaczego znów nie śpisz?
- Lobal wlócił... - westchnęła
Cz.2
Brodecki wszedł do sypialni zerkając na zegarek. Cyfry na wyświetlaczu wskazywały kwadrans po
drugiej. Opadł ciężko na łóżko, rękoma zakrywając twarz. Odetchnął głęboko podchodząc do
komody, z której wyciągnął czarny podkoszulek. Jego wzrok zatrzymał się chwilę na fotografii,
stojącej obok. Była na niej uśmiechnięta Basia, która przytulała się do psa. Właśnie w tej chwili
zdał sobie sprawę, jak bardzo mu jej brakuje. Rzekłby nawet, że jest niezastąpiona. Pokręcił lekko
głową, i nagle usłyszał trzask dobiegający z pokoju Krzysia. Szybkim krokiem wyszedł z sypialni i
wparował do pokoju chłopczyka.
- Krzysiu! Co Ty wyprawiasz? - zaskoczony spojrzał na synka siłującego się z szafką nocną.
- Małe przemeblowanie. Znudziło mi się spanie ciągle w jednym miejscu.
- Krzysiek, natychmiast wracaj do łóżka, ale to już. Jest noc, późna noc, więc kładź się spać złapał małego za rękę i zaprowadził do łóżka. Przykrył kołdrą i zgasił światło - Śpij, bo inaczej nie
wyzdrowiejesz - opierając się o framugę pomachał synowi kierując kroki do kuchni.
Nalał sobie mleka wypijając je jednym duszkiem. Odstawił szklankę i powędrował do sypialni. Bez
zdejmowania ubrań klepnął na łóżko od razu zamykając oczy. Jego odpoczynek nie trwał długo.
Jakąś godzinę później z pokoju Krzysia dobiegł głośny kaszel. Brodecki z ociąganiem ruszył do
syna. Po cichu wszedł do pokoiku podchodząc do łóżeczka. Mały ciężko oddychał przez sen, co
chwilę zanosząc się kaszlem. Marek usiadł w fotelu, który stał blisko łóżka i oparł głowę na dłoni
uspokajająco głaszcząc małego po rączce. Starał się nie zasnąć, ale zmęczenie spowodowało, że
oczy same mu się zamykały. Z delikatnej drzemki wybudził go słaby głos Krzysia
- Tatusiuuuu! Taaatoooo!
- Kochanie, co się dzieje? - Marek ponownie nachylił się nad łóżeczkiem.
- Tatusiu, boli mnie główka... - Krzyś zrobił smutną minkę, tuląc do siebie pluszową maskotkę.
- Skarbie - Brodecki pogłaskał swoją pociechę po główce - Znowu masz temperaturę, zaraz
przyniosę syropek i od razu ci pomoże – mrugnął mu oczkiem znikając za drzwiami pokoju, za
chwilę pojawił się znowu w ręce trzymając butelkę i łyżeczkę - No Krzysiu otwórz buzię...
- Nie chcę! To jest niedobre! - mały Brodecki zakrył rączką buzię - Nie będę tego pił!
- Synku musisz wypić, żeby nie bolała cię główka - Marek po raz kolejny skierował łyżeczkę w
stronę synka.
- Niee! - mały odsunął od siebie rękę ojca - To jest gorzkie! Łeeeee!
- Mistrzu, jesteś już duży, tak? Nie ma się co krzywić!
- Ale ja nie chce, już mnie nie boli...
- Nawet nie poczujesz, hm?
- Nie i już! Chyba, że w zamian za poświęcenie dostanę troszkę mojej ulubionej czekoladki... chłopczyk zrobił słodką minkę.
- Nie ma nawet mowy! – Marek wykorzystał moment, kiedy Krzyś otwierał buzia chcąc coś
powiedzieć i wsadził mu łyżeczkę do buzi – I co? Było tak strasznie?
- Bleee! - mały z obrzydzeniem wytarł buzię i ze złością odwrócił się plecami do ojca.
- A teraz się połóż i spróbuj zasnąć - Marek z lekkim uśmiechem pogłaskał go po plecach – Główka
zaraz powinna przestać cię boleć – całując chłopca w czubek głowy wyszedł z pokoju. Nie myślał
już o niczym innym jak tylko o wygodnym, ciepłym łóżku. Ledwie doszedł do drzwi sypialni, gdy
ponownie usłyszał wołanie syna
- Co się dzieje? – z zatroskaną miną kucnął przy jego łóżku
- Muszę się napić mleczka, bo inaczej nie zasnę. Mamusia zawsze przed snem...
- No dobrze, zaraz Ci przyniosę - Brodecki pokręcił głową i udał się do kuchni. Podgrzał mleko i z
kubkiem w ręku znowu skierował się do syna - Proszę pij, tylko powoli, bo gorące...
Na zegarze było już grubo po czwartej, gdy mały wreszcie zasnął, Marek wrócił do sypialni i nie
zwracając na nic uwagi, rzucił się na łóżko pogrążając we śnie.... Ta chwila przyjemności nie trwała
długo.
- Tato! Tatusiu wstań juś! – poczuł jak coś szarpie go za koszulkę jednocześnie krzycząc mu nad
uchem
- Niieee... – jęknął otwierając leniwie jedno oko – Maja, skarbie... błagam... – wyjęczał nakrywając
głowę poduszką
- Tatooo! – mała wdrapała się ojcu na plecy, fundując mu darmowy masaż – Ja ciem jeść!
- Dobrze, już dobrze! Wstaję, tylko zejdź ze mnie! – dziewczynka szybko zsunęła się z łóżka i z
wesołym piskiem pobiegła w stronę kuchni – Siódma?! – rzucił zerkając na zegarek – Za jakie
grzechy? – wzniósł oczy do nieba i z na wpółprzymkniętymi oczami ruszył przed siebie. Dopiero
bliskie spotkanie z futryną natychmiast go otrzeźwiło
- Ałaaa! – syknął i rozcierając bolące miejsce powlókł się do kuchni...
Przed południem Marek postanowił sprawdzić stan lodówki. Razem z Majką, która pilnie pomagała
tacie, zajęli się przygotowaniem obiadu. Marek wyciągnął na stół potrzebne składniki a Maja,
wołając do kuchni swojego ukochanego psiaka, który natychmiast usiadł przy jej boku, wdrapała
się na stołek z uśmiechem obserwując ojca. Korzystając z chwili nieuwagi Marka, zaczęła bawić się
torebką z mąką, co chwile zanosząc się słodkim śmiechem. Biały proszek wyjątkowo przypadł
dziewczynce do gustu. Kiedy krojąc warzywa, Brodecki usłyszał za sobą charakterystyczne
klapnięcie, natychmiast odwrócił się w stronę córki, która była cała umorusana w białym puchu.
- Majka! – podkomisarz złapał się za głowę – Coś ty zrobiła? Teraz tatuś musi kupić mąkę!
- Piesio... – mała wskazał paluszkiem na psa, który starał się zdjąć ze swojej głowy, torebkę po
mące, tym samym roznosząc proszek po całej kuchni
- Świr! – krzyknął Marek zabierając worek – Do kosza! A ty moja panno, do łazienki! – zważając na
to, że dochodziła pierwsza, jak tylko wykąpał córeczkę, zaniósł ją do pokoju Krzysia. Mały właśnie
układał klocki – Krzysiu, popilnuj siostry!
- Ale tato... – mały nie był zadowolony z perspektywy niańczenia Majki
- Musze pójść do sklepu, to zajmie mi dosłownie chwile! Proszę cię, zwróć na nią uwagę i zabaw
jakoś, żeby niczego nie zmalowała!
- Nie! Ona mnie bije i zabiera zabawki! – chłopiec z naburmuszoną miną odwrócił się do ojca
plecami
- Jak wrócę dostaniesz kawałek czekolady, może być?
- Nie spiesz się! – Krzyś z satysfakcją wymalowaną na twarzy odwrócił się do ojca szeroko się
uśmiechając, na co Marek pokręcił tylko głową mrużąc oczy i znikając za drzwiami pokoju.
- No to zostaliśmy sami – młody Brodecki zatarł ręce patrząc wymownie na siostrę...
Kilkanaście minut później Marek przekręcił zamek w drzwiach, oznajmiając od progu swoją
obecność, w duchu modląc się by Krzyś solidnie zajął się siostrą. Zostawiając zakupy w korytarzu
natychmiast zajrzał do pokoju syna, widok jaki zastał wprowadził w totalne osłupienie
- Krzysiek, coś ty jej zrobił? – zapytał nie mogąc oderwać oczu od swojej córki, która siedziała na
podłodze zaplątana w plastikowe sprężynki, próbując się z nich uwolnić – Zwariowałeś?! Związałeś
własną siostrę?!
- Przecież miałem pilnować, żeby niczego nie zmalowała – chłopiec obdarzył ojca niewinnym
uśmiechem wzruszając beztrosko ramionami...
(...)
Brodecki stał przy kuchence mieszając coś w garnku. Obok, na blacie szafki leżały pokrojone
warzywa, które zaraz wylądowały w środku. Marek umoczył łyżkę i skosztował swojego specjału.
Pokiwał z zadowoleniem głową i wrzucił do garnka jeszcze marchewkę. Do sterty naczyń w zlewie
dołożył kolejną miskę i wyszedł z kuchni. Zajrzał do salonu, gdzie z psem bawiła się Maja i
postanowił skontrolować Krzysia, ale przeszkodził mu w tym dzwonek do drzwi.
- Cześć Stary! - przywitał się Adam i wparował do środka - Co masz taką minę? Jak tam te Twoje
urwisy?
- Cześć! One żyją, ja też, wiec chyba nie jest tak źle - Brodecki zaprosił kumpla do salonu, gdzie
jeszcze chwilę temu przebywała Maja.
- Ale radzisz sobie jakoś bez Baa... - urwał, ogarniając wzrokiem połamanego kwiatka,
przewróconą porcelane i walające się wokół zabawki - Tsaaa.... No, ja myślę, że do jutra nie zdążą
zdemolować całego domu. Także Marek w ogóle się nie przejmuj, Basia będzie miała gdzie wracać Adam usiadł na kanapie jednak szybko się podniósł - A co to? - jego ręka upaprana była w
rozpuszczonym ptasim mleczku.
- Adam, czy nam przysługuje jakiś urlop rehabilitacyjny? Bo chyba będę takiego potrzebował, po
tych trzech dniach....- Marek przetarł twarz dłonią.
- A pomyśle, że Basia ma dom na głowie prawię codziennie
-Wiem i podziwiam ją za to, jak daje sobie rade. Ja chyba nie mam talentu wychowawczego –
westchnął - Poza tym... - podkomisarz urwał w pół zdania, gdy z pokoju Krzysia dobiegł trzask
tłuczonego szkła. Brodecki natychmiast pobiegł w tamtym kierunku, a za nim podążył lekko
przestraszony Komisarz.
- Co się stało?! - Marek spojrzał na płaczącego syna.
- Ups..- Maja z niewinną minką siedziała na podłodze z palcem w buzi, obok zbitej lampki w
kształcie misia.
- Ona stłukła pana BuBu! - zapłakany chłopczyk oskarżycielsko pokazał na siostrę.
- Majka, chodź tu do mnie natychmiast – Marek przywołał córkę jednocześnie przewracając oczami
- Co zrobiłaś? - zadał inteligentne pytanie, na które komisarz parsknął lekkim śmiechem.
- Bum! - dziewczynka niewinnie się uśmiechnęła.
- Tak, bum. Stłukłaś lampkę Krzysia, dlaczego?
- Bo on wypioł na Maje języcek! - mały paluszek dziewczynki skierował się w stronę brata.
- Nieprawda! Ona kłamie! - chłopczyk zacisnął ze złości piąstki - Przecież mnie boli gardło!
- Ja nie kłamie Tatusiu - Maja pokręciła główką.
- Dobrze, w takim razie... - Brodecki kolejny raz nie dokończył, ze złością na twarzy odwrócił się w
kierunku Adama, który od dłuższej chwili ciągnął go za rękaw - No co?!
- Marek, ja nic nie mówię, ale co tu tak śmierdzi? Pali Ci się coś? - komisarz skrzywił się ponownie
wychylając na korytarz.
- Kuuurka! Moja zupa! - jak błyskawica wybiegł z pokoju. W kuchni od razu chwycił za ścierkę i
zestawił parujący garnek do zlewu - No i po objedzie, cholera jasna! - na to wszystko jeszcze
sparzył sobie rękę gorącą pokrywką - Wiesz co Adam? Może i przeżyję do jutra, ale jak Baśka
wróci, to zastrzeli mnie za ten garnek. Już jestem martwy... – zrezygnowany pokręcił głową......
Wykończony całym dniem i ogromem zajęć, jakie na niego spadły, doczołgał się do kanapy
rozkładając na niej wygodnie. Dzieciaki smacznie spały w swoich łóżeczkach a On miał w końcu
chwile spokoju. Z rękami ułożonymi pod głową i przymkniętymi powiekami, delektował się błogą
ciszą, jaka panowała w domu. Z letargu wyrwał go przeraźliwy pisk komórki, w pośpiechu nacisnął
zieloną słuchawkę, tak by hałas nie obudził dzieci.
- Brodecki, słucham!
- Co tak oficjalnie? – usłyszał radosny głos swojej żony
- Basia? Czeeść!
- Jak sobie radzicie? – zapytała od razu
- My? – przełknął ślinę – Świetnie! Nie musisz się niczym martwić! – starał się być, jak najbardziej
przekonujący
- Strasznie za wami tęsknie! Jak dzieciaki?
- Noo Krzyś złapał anginę... – lekko się skrzywił czekając na jej reakcję
- Anginę?! – krzyknęła przerażona do słuchawki
- Basia spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. Była pani doktor, dostał antybiotyk, czuję się już
znacznie lepiej. Powiedz, co u ciebie – wolał bezpiecznie zmienić temat - Jak szkolenie?
- W życiu się tak nie wynudziłam! Ciągle tylko jakieś wykłady i wykłady – jęknęła do słuchawki –
Dobrze, że jutro wracam, bo inaczej chyba bym tu zwariowała!
- Ja wariuje bez ciebie! – wymruczał czule do słuchawki
- Obiecuję, że jak wrócę wszystko nadrobimy!
- Trzymam cię za słowo...
- Skarbie musze już kończyć, zobaczymy się jutro! Paa!
- Paa! – rozłączył się, jeszcze chwilę gapiąc się w ekranik telefonu z lekkim uśmiechem. Przetarł
zaspaną twarz i odkładając telefon na stolik obok, nie wiadomo kiedy, zasnął zmęczony na
kanapie...
Cz.3
Marek obudził się kilka minut po 8:00, sądząc po ciszy jaka panowała w domu dzieciaki jeszcze
smacznie spały, co mu wcale nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Wstał przeciągając się leniwie i
masując obolały kark, noc spędzona na niezbyt wygodnej kanapie dała się we znaki. Przecierając
zaspane oczy, skierował kroki do łazienki. Będąc w korytarzu zerknął w stronę wyjścia na leżącego
tam psa.
- Cześć Świr! – wymamrotał. Pies nie zwracając uwagi na pana, zawzięcie szarpał w pysku jakiś
przedmiot. W pierwszej chwili Marek nie zwrócił na niego większej uwagi, ale gdy miał już chwytać
za klamkę od drzwi w głowię zahuczały mu słowa Basi... -Codziennie wychodź z psem na spacer,
jak się go nie wyprowadzi rzuca się na buty...
- Świr? – spojrzał na zwierze - Świr!! – w jednej chwili doskoczył do psa, który zajmował się
konsumpcją czarnych szpilek Baśki
- Świr zostaw! – krzyknął zabierając mu buta, choć i tak niewiele z niego zostało – No i popatrz co
narobiłeś?! Przecież Baśka mnie zabiję, to jej najlepsze wyjściowe szpilki... – jęknął obracając w
ręku zdewastowany kawałek skóry. Spojrzał wściekły na psa, który właśnie stanął przed niż ze
smyczą trzymaną w pysku
- Grrrr..!! Ty wstrętny kundlu! – na to stwierdzenie pies odważnie zaszczekał – Jak chcesz wyjść, to
poczekaj 15 min – rzucił mu zrezygnowany znikając za drzwiami łazienki. Zgodnie z umową,
kwadrans później Marek korzystając z tego, że dzieci się nie obudziły, przynajmniej taką miał
nadzieje, po cichu wyszedł z mieszkania ciągnąc za sobą zadowolonego psiaka.
Gdy tylko zamknął drzwi. Z pokoju Krzysia wyłoniła się jego uśmiechnięta głowa. Chłopiec zatarł
ręce i z szerokim uśmiechem podreptał do kuchni. Spojrzał na szafki, gdzie w kolorowych słoikach
ukryte były słodycze. Przystawił sobie krzesełko, wdrapał się na blat i stojąc na paluszkach sięgnął
po jeden ze słoików, wyjął kilka czekoladek i z powrotem zszedł na ziemię. Z uśmiechem zajadał
czekoladowe przysmaki, gdy do kuchni weszła Maja. Jej wzrok natychmiast powędrował na pełną
buzię brata.
- Cio mas? - próbowała dostrzec co trzyma w rączce, ale Krzyś szybko schował ją za plecami.
- Nic. To nie jest dla dzieci!
- Ja tes chcem! - mała zaczęła ze złości tupać nóżką, jednak szybko się uspokoiła widząc, że jedna
z czekoladek, zapomniana widocznie przez brata, leży na taborecie - Juz mam! - chwyciła ją szybko
w rączki i pobiegła do salonu.
- Oddawaj! – mały Brodecki natychmiast ruszył za nią.
Z momentem przekroczenia przez Krzysia salonu, w całym domu rozległ się pisk Majki, a potem
kolejne trzaski i krzyki. Po niecałym kwadransie przytulny i czysty salonik Basi przypominał istne
pobojowisko. Przewrócona lampa, porozrzucane poduszki, stłuczona ramka ze zdjęciem,
przewrócony kwiatek i wazon, a na środku ubabrany w czekoladzie Krzyś i obrażona Maja. Taki
obraz nędzy i rozpaczy zastał Marek wchodząc w głąb mieszkania.
- O Boże! - jęknął, ogarniając wzrokiem salon – Czy was nie można zostawić samych choć na
chwile? Co tu się stało? Majka? - spojrzał przerażony na córkę, która wybierała z włosów ziemie
- Ciooo? - z radosnym uśmiechem na twarzy podbiegła do Marka - Ja nić nie zjobiłam. To on!
- Krzysiu, coś Ty znowu wymyślił?! Dlaczego ona ma ziemie we włosach? - Brodecki starał się
doprowadzić jakoś do porządku córkę.
- To zemsta za pana BuBu! - chłopczyk tupnął ze złości nóżką.
- Zemsta, tak? A dlaczego Ty masz całą buzię w czekoladzie?! Znowu podkradałeś batoniki?!
Krzysiek, marsz do łazienki! - mały ze zwieszoną głową wyszedł z salonu
- A Ty? Ciebie też trzeba będzie wykapać - wziął małą na ręce i udał się do łazienki.
Mimo protestów Krzysia, że nie będzie się rozbierał przy kobiecie, wpakował oboje do wanny i
dokładnie wyszorował. Brudne ubrania rzucił na stertę prania, leżącą w kącie łazienki, w myślach
obiecując sobie, że zanim wróci Basia, zdąży doprowadzić mieszkanie do stanu używalności. Nie
tracąc czasu na uprzątnięcie zachlapanej podłogi, udał się z dzieciakami do kuchni. Mały Brodecki w
trakcie kąpieli zażyczył sobie naleśniki, takie jakie zawsze robi mu mama. Marek widząc
czekających już na niego urwisów, odetchnął głęboko i wyciągnął z szuflady wielką książkę
kucharską swojej żony. Przewertował kilka stron, znajdując w końcu przepis na ciasto naleśnikowe.
- Mąka, mleko, jajka - podkomisarz wyciągnął wszystkie składniki i ułożył na stole - Teraz jeszcze
jakaś miska i mikser - otwierał każdą szafkę po kolei, szukając potrzebnych mu rzeczy.
- O! - na twarzy Mai pojawił się lekki uśmieszek - Cio to? - złapała w rączkę jajko, dokładnie się mu
przyglądając z każdej strony - Bam!
- Majka! - Marek spojrzał na roztrzaskane na podłodze jajko - Czy wy nie możecie siedzieć
spokojnie?! Krzysiu, ty chyba powinieneś leżeć.
- Ale ja się już dobrze czuję! Będę grzeczny, obiecuję - mały na potwierdzenie swoich słów odsunął
się lekko od siostry.
- Dlaczego ja Ci nie wierzę? Wiecie, co? Idziecie na telewizje. Jak będzie gotowe, to was zawołam odprowadził je wzrokiem i zabrał się za przyrządzanie ciasta.
Pół godziny później, po wielu trudach, ubrudzony mąką, postawił na zapaćkanym stole pierwsze
naleśniki. Uśmiechnął się do siebie, stwierdzając, że nie wyszły mu tak źle, i że chyba będą
zjadliwe. Z lodówki wyciągnął nutellę i dżem, po czym wrócił do kuchenki. Przewrócił naleśnika i
ponownie odwrócił się w stronę stołu, chcąc wyłożyć kolejnego na talerz. Zastygł w bezruchu
widząc psa, opierającego się o taboret, który pożerał mozolnie smażone placki
- Nieee Świr! – wrzasnął Marek - Zjeżdżaj! – odpędził go od stołu zbierając resztki, które zostawił –
Niiee.. - pokręcił zrezygnowany głową - O cholera! - podbiegł szybko do patelni, która stała cały
czas na ogniu i zdjął dymiący już placek - No to po kolacji - dołożył brudne naczynia do pokaźnej
sterty w zlewie - Zostają już tylko mrożonki - modląc się w duchu, żeby tylko Basia była na tyle
wspaniałomyślna i zrobiła zapasy, podszedł do zamrażarki i wyjął pizze - Mam nadzieję, że nie
spalę piekarnika - nastawił odpowiednią temperaturę i opadł zrezygnowany na krzesełko...
Pizza udała się wyśmienicie, całą trójką siedzieli na kanapie oglądając kolejne przygody Kubusia
Puchatka i jego przyjaciół. W zawrotnym tempie pochłaniali kolejne jej kawałki, co chwile
wybuchając radosnym śmiechem. Na początku Marek był przerażony perspektywą spędzenia z
dzieciakami trzech dni sam na sam. Musiał zapanować nad tą rozbrykaną dwójką i przejąć
wszystkie domowe obowiązki. Sprzątać, gotować, chodzić na zakupy a przede wszystkim pilnować,
by dzieciaki się nie pozabijały. Był niewyspany i potwornie zmęczony, ale mimo to cholernie
szczęśliwy, że może spędzać z nimi całe dnie. Patrząc na roześmiane buzie swoich małych urwisów
zupełnie zapomniał jaką szkołę przetrwania mu urządziły
- Taatoo? – Maja podniosła swoją małą główkę spoglądając na ojca roziskrzonym wzrokiem – A
pobawisz się z nami? – ślicznie się do niego uśmiechnęła
- Hmm... no nie wiem, nie wiem – Marek z zamyśloną miną popukał się palcem po brodzie
- No tato! – dziewczynka wskoczyła mu na kolana – Prosimy...
- No dobrze, ale najpierw... – uniósł do góry wskazujący palec spoglądając na swoje pociechy –
umyjemy ręce i buzie! – dzieci w biegu zeskoczyły z kanapy udając się w stronę łazienki. Kwadrans
później w sypialni Marka i Basi toczyła się prawdziwa bitwa na poduszki. Dzieciaki na przemian
okładały ojca poduchami, krzycząc przy tym radośnie a Marek co jakiś czas serwował każdemu
porcję łaskotek. Jakąś godzinę później wszyscy opadli zmęczeni na łóżko, zanosząc się śmiechem.
- To co? Pora spać! – podparł się na łokciach spoglądając na ich wyraźnie zawiedzione miny
- Już? – zapytał mały – Tatoo, jeszcze troszkę... było tak super!
- Pobawimy się innym razem – poczochrał syna po głowię
- A pocytas baje? – wtrąciła się Maja, przytulona do jego ramienia
- Poczytam – pocałował ją w czółko, sięgając po lekturę książki leżącej na półce. Dzieciaki
przysunęły się bliżej niego, zajmując miejsca po obu stronach łóżka – Dawno, dawno temu...
(...)
Ciągnąc za sobą walizkę przekręciła zamek w drzwiach. Zważywszy na późną porę weszła cicho w
głąb mieszkania. Miała nadzieje, że Marek będzie na nią czekał, ale w domu panowała grobowa
cisza. Wzruszyła tylko ramionami i zdejmując płaszcz ruszyła na przód, nie zapalając światła w
korytarzu. Robiąc kolejny krok o mało nie wywinęła kozła potykając się o nieznany przedmiot
leżący pod nogami. Dla własnego bezpieczeństwa zapaliła małą lampkę i wtedy doznała
prawdziwego porażenia. Salon, jak w zwyczaju miała nazywać pomieszczenie, w którym właśnie się
znajdowała, w ogóle nie przypominał tego pokoju jaki zapamiętała wyjeżdżając na szkolenie.
Zabawki walały się po podłodze, jej wspaniały oleander, którego z zapałem pielęgnowała
doszczętnie zrujnowany, ramka ze zdjęciem, które zrobili ostatnio będąc nad morzem stłuczona w
drobny mak, a kremowa sofa wysmarowana jakąś czarną mazią. Skoro tak wyglądał salon, to co
zastanie dalej?
- Poradzimy sobie – zaczęła mruczeć do siebie zbierając kolejne zabawki – Nie musisz się niczym
martwić, jasne! Cud, że ten dom jeszcze stoi! Nieee – jęknęła zauważając swoje pogryzione szpilki
– Spokojnie Baska, tylko spokojnie! – próbowała stłumić narastającą w niej złość, ale kiedy
zobaczyła brudną kuchnie i starte garów w zlewie, w dodatku jej nowy garnek z wypaloną dziurą w
środku, jedyne, na co miała w tej chwili ochotę, to udusić własnoręcznie pewnego osobnika płci
męskiej, który przez trzy dni zapewniał ją, że radzi sobie świetnie
- Jak on to powiedział? Kochanie, sytuacja jest pod kontrolą – wysyczała – Pff, ładna mi kontrola,
niech sobie nie myśli, że ja to będę sprzątać sama, że ja to w ogóle będę sprzątać! – wymruczała
kierując się w stronę sypialni. Pociągnęła za klamkę z impetem otwierając drzwi i ledwie otworzyła
usta, by coś powiedzieć, poczuła jak cała złość uchodzi z niej w ciągu sekundy...
Widok jaki zobaczyła strasznie ją rozczulił. Marek słodko spał a wraz z nim tulące się do niego
dzieci. Tworzyli tak słodki obrazek, że Basia nie miała siły dłużej się na nich gniewać. Przez chwilę
wpatrywała się w ich spokojne, uśmiechnięte buzie, oświetlone jedynie blaskiem nocnej lampki.
Potem kręcąc głową i uśmiechając się do siebie wyszła z sypialni cicho zamykając za sobą drzwi...
Koniec

Podobne dokumenty