Kryminalna historia chrześcijaństwa

Transkrypt

Kryminalna historia chrześcijaństwa
Karlheinz Deschner
Kryminalna historia chrześcijaństwa
tom 5
IX i X stulecie
Od Ludwika Pobożnego (814r.)
do śmierci Ottona III (1002r.)
2002 Wyd. Uraeus
Tłum. z niemieckiego: Janusz Murczakiewicz
Wydarzenia opisane w tym tomie zaczynają się w roku 814 wraz ze śmiercią
kanonizowanego później agresora i ludobójcy Karola, zwanego Wielkim. Już w czasach
rządów jego syna Ludwika, zwanego dla odmiany Pobożnym, wybucha w kręgu rodziny
karolińskiej szarpanina o władzę. Imperium się rozsypuje. Po zaledwie stu latach dynastia
wschodniofrankijskich Karolingów wymiera z osobą osiemnastoletniego cesarza Ludwika,
zwanego Dziecięciem.
Pełen świetności na polu kultury, ale politycznie skąpany we krwi czas Ottonów trwał
wedle ówczesnej miary ledwie dwa ludzkie życia, nieco ponad sześćdziesiąt lat i zakończył
się ze śmiercią cesarza Ottona III w roku 1002, który zamyka również niniejszy tom.
W przedstawionych tu wiekach LX i X dokonuje się ścisłe stopienie władzy kościelnej i
świeckiej. Cesarz stwarza sobie przeciwwagę dla ustawicznie zawistnych książąt,
obdarowując biskupów i opatów cesarstwa ogromnymi nadziałami ziemi z dóbr królewskich i
przenosząc na nich swe suwerenne prawa: zwierzchnią władzę sądowniczą i lukratywne
regalia handlowe, celne i mennicze. Powstają księstwa kościelne. W zamian za to pomazańcy
Kościoła są zobowiązani do stawania ze swą zbrojną świtą przy dworze i na wojnie.
Bujniej niż dotąd rozkwita zaangażowanie wojenne wyższego duchowieństwa. Pod
rządami Ottonów Kościół Rzeszy zostaje totalnie zmilitaryzowany; biskupstwa i opactwa
rozporządzają znaczącym potencjałem wojskowym.
Również papieże wyruszają w pole: jak choćby Leon IV w roku 849, który jako pierwszy
obiecuje katolickim wojownikom królestwo niebieskie na wypadek śmierci; w roku 877 Jan
VIII, a w 915 Jan X.
Często jeden papież ekskomunikował drugiego. Rozmaici Ojcowie Święci są zamykani w
klasztorach, a niejeden został wtrącony do więzienia, poćwiartowany, uduszony czy otruty.
Papież Sergiusz III (904-911) kazał pozbawić życia kolejno dwu poprzedników, papieży
Leona V i Krzysztofa. Szczególną pewność chciał mieć pierwszy w historii zabójca papieża:
podczas rewolty pałacowej pewien bogobojny krewny Jana VIII najpierw go otruł, a potem
„dopóty walił go młotem, aż utkwił w jego mózgu".
Spis treści
Na czyim chlebie jestem albo "Plackiem przed każdą formą władzy"....................................................................................................... 6
ROZDZIAŁ 1. Cesarz Ludwik I Pobożny (814-840) ............................................................. 18
Zabijanie i modlitwa .................................................................................................................................................................................. 19
"Początek nowych reform [...]" — do pięciu litrów wina i czterech litrów piwa dziennie na kanonika ................................................. 22
Walka o "dobra kościelne" i przeciwko kościołowi prywatnemu ............................................................................................................ 22
Reforma prawa małżeńskiego i zaćmienia księżyca albo o zabobonach cesarza..................................................................................... 23
"[...] owa mordercza zabawa, łowy".......................................................................................................................................................... 25
Oczyszczenie Akwizgranu ze "zdrajców stanu" i ladacznic..................................................................................................................... 27
Cesarz, kler i jedność Rzeszy .................................................................................................................................................................... 28
Ordinatio imperii (817 r.) i ironia historii ................................................................................................................................................. 30
Ludwik Pobożny każe torturować krewnych i zgolić im głowy i składa oficjalne wyznanie winy ........................................................ 31
Chciwość możnych i nędzarze .................................................................................................................................................................. 33
Polityka zagraniczna albo "lata powabne uroki [...]" ................................................................................................................................ 34
Wojna przeciwko Duńczykom, Serbom i Baskom ................................................................................................................................... 34
Wojna przeciwko Bretończykom .............................................................................................................................................................. 35
Wojna przeciwko Obodrytom i Baskom ................................................................................................................................................... 36
Wojna przeciwko Chorwatom................................................................................................................................................................... 36
Wojna w Hiszpanii i przeciwko Bretończykom........................................................................................................................................ 37
Wojna przeciwko Bułgarom...................................................................................................................................................................... 39
Rzymskie stosuneczki. Dlaczego kanonizowano papieża-mordercę Leona III........................................................................................ 40
Szwindel z cesarską koroną i koronacją: Stefan IV (816-817) i Paschalis I (817-824) ........................................................................... 41
Papież Paschalis oślepia i ścina, najpierw święty, a potem wykreślony z kalendarza ............................................................................. 42
Współcesarz Lotar i "Constitutio Romana" .............................................................................................................................................. 43
Frankijscy biskupi upokarzają cesarza, a sami nie chcą być sądzeni przez nikogo ................................................................................. 44
Jak katolik z katolikiem: pierwsze powstanie ........................................................................................................................................... 46
Jak katolik z katolikiem: drugie powstanie ............................................................................................................................................... 49
Dużo gorzej niż pod Canossą — i wszystko «według wyroku kapłanów» .............................................................................................. 51
Zgraja biskupów bez czci i sumienia znów zmienia front ........................................................................................................................ 54
"Causa Ebonis" .......................................................................................................................................................................................... 56
Walka cesarza na rzecz Karola (Łysego) a przeciwko wnukom albo za "porządkiem" a przeciw "zarazie" .......................................... 57
Śmierć cesarza ........................................................................................................................................................................................... 59
Frankowie a kosmos .................................................................................................................................................................................. 60
Mężowie północnego wiatru ..................................................................................................................................................................... 61
ROZDZIAŁ 2. Synowie i wnuki............................................................................................. 64
Zostali chrześcijanami — i stali się szlachetni.......................................................................................................................................... 64
Stale zmieniające się fronty albo przysięgi wierności, tanie "jak ożyny" ................................................................................................ 66
Bitwa pod Fontenoy albo "gdzie opatrzność boża sprawę pokieruje [...]" ............................................................................................... 67
Cesarz Lotar sprzymierza się z poganami i rabuje kościoły — Ludwik Niemiecki ścina głowy ............................................................ 69
Przysięgi strasburskie (842 r.) oraz boża i klesza wola ............................................................................................................................ 70
O pewnym osobliwym poglądzie dawnych i dzisiejszych historyków .................................................................................................... 71
Traktaty z Verdim (843 r.) i Meersen (870 r.) .......................................................................................................................................... 72
Ludwik, z bożej łaski król Bawarów......................................................................................................................................................... 73
Karol Łysy i państwo zachodniofrankijskie.............................................................................................................................................. 77
Zabójstwa i mordy w Bretanii ................................................................................................................................................................... 78
Karol Łysy likwiduje bratanków ............................................................................................................................................................... 79
Słowianie nadchodzą... .............................................................................................................................................................................. 83
[...] I o "prawie narodów cywilizowanych przeciw barbarzyństwu" ........................................................................................................ 84
Słowiańskie robactwo i frankijski lud boży .............................................................................................................................................. 85
W ciągu 400 lat 170 wojen przeciwko Słowianom................................................................................................................................... 87
Wielka Morawa ......................................................................................................................................................................................... 89
Klan Ludwika: łagodna praca pod znakiem krzyża i "krwawe dzieło miecza"........................................................................................ 90
... i znowu katoliccy synowie przeciwko katolickiemu ojcu... ................................................................................................................. 93
Królewicz Karol (cesarz Karol III Gruby) w walce ze złymi duchami .................................................................................................... 95
ROZDZIAŁ 3. Papiestwo w połowie IX wieku...................................................................... 97
Sergiusz II albo "...najlepiej, jak będziemy potrafili" ............................................................................................................................... 97
Watykan staje się twierdzą — święty papież jako budowniczy murów................................................................................................... 98
Papież po raz pierwszy zapewnia królestwo niebieskie za śmierć na polu walki .................................................................................... 99
Cesarz Ludwik II (850—875) doznaje niepowodzenia w kwestii sukcesji............................................................................................ 100
Dekretalia Pseudo-Izydora — "fałszerstwa najbardziej brzemienne w skutki, na jakie kiedykolwiek się odważono..." ..................... 101
Anastasius Bibliothecarius albo debiut antypapieża ............................................................................................................................... 105
Mikołaj I — papież jak pawi ogon, "[...] jakby był panem świata"........................................................................................................ 106
Spór o małżeństwo Lotara II: cesarz Lotar I dzieli swe państwo ........................................................................................................... 110
Opat Hucbert — "dziewki, psy i sokoły" i 6600 męczenników ............................................................................................................. 110
Arcybiskup Gunthar z Kolonii zdradza kłamliwą tajemnicę spowiedzi................................................................................................. 111
Mikołaj I w walce z episkopatem wschodniofrankijskim i cesarzem..................................................................................................... 112
"Słuchaj, panie papieżu Mikołaju..." — koronowane ścierwojady i papieska zmiana frontu................................................................ 114
Od idylli rodzinnej pod rządami Hadriana aż po bezinteresowną śmierć cesarza Ludwika II "za sprawę Chrystusa"......................... 116
Upadek i wzlot Anastazego: śmierć Lotara II — "sąd boży" ................................................................................................................. 116
Chwała i zwycięstwo dla Karola Łysego — i "zwycięstwu chwała!" biskupów ................................................................................... 117
Cesarz Ludwik II umiera z wyczerpania dla sprawy Chrystusa, a Kościół przejmuje jego spadek ...................................................... 119
Rzym traci Bułgarię................................................................................................................................................................................. 120
Seks, duszpasterstwo, małe przekupstwa i skrytobójstwo na dworze w Bizancjum.............................................................................. 121
Papieska rada dla Bułgarii: nie pod końskim ogonem, lecz z krzyżem do bitwy! ................................................................................. 122
Rzym zdobywa Czechy i Morawy — nadchodzą "apostołowie Słowian" ............................................................................................. 123
Książę Rościsław zostaje oślepiony, a arcybiskup Metody potraktowany pejczem przez biskupa pasawskiego ................................. 124
Najazdy na wschodzie lub "nikt stamtąd nie uszedł poza biskupem Embrichonem..." ......................................................................... 125
Ostateczny zakaz stosowania liturgii słowiańskiej i awans "apostołów Słowian" na patronów kraju i "modnych świętych".............. 126
ROZDZIAŁ 4. Jan VIII (872-882): 'papież wzorcowy' ........................................................ 128
Świeża inicjatywa albo pierwszy papież-admirał ................................................................................................................................... 128
Wspólne interesy Jana z Karolem Łysym, "zbawcą świata" .................................................................................................................. 129
Śmierć Ludwika Niemieckiego: epitafium opata Reginona ................................................................................................................... 130
Kondolencje Karola Łysego i pierwsza bitwa "odwiecznych wrogów" o Ren ...................................................................................... 131
Zgon po 37 latach panowania "wskutek biegunki w wielkiej nędzy..." ................................................................................................. 133
Jan chwali Karlomana a koronuje Ludwika Jąkałę................................................................................................................................. 135
Kleszy król Bozo pojawia się na scenie .................................................................................................................................................. 136
Cesarza chce powoływać "najpierw i przede wszystkim" papież Jan .................................................................................................... 137
Ostatni apel do Bozona: "...teraz jest dzień zbawienia" lub "poczwórna gra" Jana ............................................................................... 138
Frankijskie kontakty między krewniakami ............................................................................................................................................. 139
Za pozostawienie okrętów i in. papież Jan chce uznać dwukrotnie obalonego i przeklętego patriarchę Focjusza ............................... 140
Od Karlomana do Karola III Grubego .................................................................................................................................................... 141
Papież Jan ściga Saracenów — katolicy z nimi kolaborują.................................................................................................................... 142
Uśmiercenie pojmanych dowódców muzułmańskich papieskim warunkiem powrotu na łono Kościoła ............................................. 143
Janowi kamraci i pierwsze papieżobójstwo ............................................................................................................................................ 144
ROZDZIAŁ 5. Opresja normańska i cesarz Karol III Gruby ............................................... 146
Zabijać z "pomocą bożą" i polec bez niej ............................................................................................................................................... 146
Na wschodzie i zachodzie Rzeszy wymierają książęta........................................................................................................................... 147
Karol Gruby, któremu przypada w udziale wszystko, a potem również wszystko przepada................................................................. 148
Gdy chrześcijanie muszą znosić to, co z reguły wyrządzają innym... .................................................................................................... 149
De bellis parisiacis lub "nic, co by było godne majestatu cesarskiego" ................................................................................................. 149
Boska opatrzność działa skrycie: koniec panowania Normanów we Fryzji........................................................................................... 150
W polityce wewnętrznej — aż do obcięcia genitaliów, "tak że nie został po nich żaden ślad...".......................................................... 151
Biskup Liutward z Vercelli — najpierw wyniesiony, potem wyrzucony............................................................................................... 152
25 lat białego małżeństwa — i próba ognia ............................................................................................................................................ 153
"Zamach stanu" Arnulfa i rychły zgon Karola........................................................................................................................................ 154
ROZDZIAŁ 6. Arnulf z Karyntii, wschodniofrankijski król i cesarz (887-899) ................. 156
1. Arnulf z Karyntii: wschodni Frankowie a wschód ..................................................................................... 156
"Chwała Arnolfowi, wielkiemu królowi" ............................................................................................................................................... 156
Św. Emmeram albo: "chwalić boga bez języka, / cud to wielki" ........................................................................................................... 158
"...Bitewny krzyk aż do nieba" ................................................................................................................................................................ 159
(Niemiecki) drang nach osten.................................................................................................................................................................. 160
Wyniszczające wojny z Morawami......................................................................................................................................................... 161
"Kluczowa postać" tego czasu, arcybiskup Fulko z Reims, kręci się jak kurek na wietrze................................................................... 164
(Święty) koniec króla Zwentibolda albo takie było kiedyś życie w wyższych kręgach chrześcijańskich............................................. 166
2. Arnulf z Karyntii: papiestwo i Italia........................................................................................................... 168
Luksus i występek.................................................................................................................................................................................... 168
Gwido i Berengar — wojna domowa w Italii i papieska huśtawka polityczna...................................................................................... 169
Papież Formozus koronuje "tyranów" Italii i przyzywa Arnulf a, by ich zwalczał................................................................................ 171
Wzięcie Bergamo lub msza poranna zawsze dodaje sił.......................................................................................................................... 171
Arnulf oblega Rzym, ścina głowy i zostaje pierwszym frankijsko-niemieckim antycesarzem ............................................................. 172
Cesarz Arnulf i papież Formozus umierają............................................................................................................................................. 173
Trupi synod — makabreska papieskiej rangi.......................................................................................................................................... 174
Formozjanie i antyformozjanie................................................................................................................................................................ 175
Śmierć cesarza Lamberta i cesarza Arnulfa. Węgrzy zalewają północną Italię ..................................................................................... 176
Jak dzięki biskupowi Werony z Ludwika III uczyniono Ludwika Ślepego ........................................................................................... 177
ROZDZIAŁ 7. Król Ludwik IV Dziecię (900-911).............................................................. 179
Ludwik IV Dziecię, marionetka kleru ..................................................................................................................................................... 179
Początek najazdu Węgrów....................................................................................................................................................................... 181
"Niemiecka chrześcijańska praca cywilizacyjna na wschodzie" i "najgorszy pies..." ........................................................................... 182
O "niestałych rabusiach i europejskiej rodzinie narodów" ..................................................................................................................... 184
Wojna Babenbergów z Konradynami (897— 906) ................................................................................................................................ 184
ROZDZIAŁ 8. Król Konrad I (911-918) .............................................................................. 188
Nieudana próba odzyskania Lotaryngii................................................................................................................................................... 188
Jak "Arnulf z bożej łaski", "sprawiedliwy", stał się Arnulfem "złym"................................................................................................... 189
Biskup-morderca Salomon triumfuje ...................................................................................................................................................... 190
ROZDZIAŁ 9. Henryk I, pierwszy król niemiecki ............................................................... 194
Tak należy dbać o swoich........................................................................................................................................................................ 194
Profitenci saskich jatek............................................................................................................................................................................ 195
Król nie namaszczony ............................................................................................................................................................................. 195
Dochodowe narzeczone i uległy biskup.................................................................................................................................................. 197
"Ruch pojednania" i bliskość klechów .................................................................................................................................................... 198
"Święta Włócznia"................................................................................................................................................................................... 199
O piekielnym pokoju chrześcijan i o ich "podstawowych wartościach" ................................................................................................ 199
Historycy wczoraj.................................................................................................................................................................................... 200
... i historycy dzisiaj................................................................................................................................................................................. 201
"Zabezpieczanie granic" przez Henryka lub "[...] nie uszedł stamtąd nikt" ........................................................................................... 202
"...Ponieważ żołnierz cuchnie trupem" — biskup Thietmar "na szczytach edukacji swego czasu" ..................................................... 204
"[...] Wieloletnia praca wychowawcza" .................................................................................................................................................. 206
"Decydująca próba" ................................................................................................................................................................................. 207
Św. Wacław, św. Ludmiła — i dwoje pobożnych chrześcijańskich morderców w rodzinie ................................................................. 208
Święty kolaborant i męczennik staje się antyniemieckim bohaterem wojennym, a Henryk I "założycielem i zbawcą Rzeszy
niemieckiej" ............................................................................................................................................................................................. 211
ROZDZIAŁ 10. Otton I Wielki (936-973)............................................................................ 212
Po pierwsze miecz.... ............................................................................................................................................................................... 212
Ochrona kościołowi, wojna poganom ..................................................................................................................................................... 213
Biskupi — przynoszący zyski instrument panowania ............................................................................................................................ 214
Katolicka banda rodzinna — Bawaria i bunt królewskich braci ............................................................................................................ 215
"Dbałość o krewnych" i jej skutki: bunt Liudolfa................................................................................................................................... 218
"Christi bonus odor" (przyjemny zapach chrześcijanina) albo "królewskie kapłaństwo" ..................................................................... 221
"Cudne perły" i trzydziestoletnia walka o prymat .................................................................................................................................. 222
Bitwa na Lechowym Polu (955 rok) — wielki "dar bożej miłości" ....................................................................................................... 223
Biskup Pilgrim z Pasawy (971 — 991), wielki fałszerz przed Panem, stawia sobie pomnik literacki.................................................. 226
Właściciel niewolników i wojownik zostaje uroczyście i formalnie kanonizowany jako pierwszy katolik ......................................... 228
"Patron przeciw szczurom i myszom", "zagrożenie ze wschodu" i 29 numerów "świętych członków" ............................................... 229
Początek niemieckiej "kolonizacji wschodniej" lub "dobre dzieła" margrabiów Hermanna Billunga i Gerona.................................. 231
Otto zapoczątkowuje chrystianizację Wenedów i "zaprowadza porządek" ........................................................................................... 232
Otton Wielki każe ściąć 700 słowiańskich jeńców i nakazuje wymordowanie Redarów...................................................................... 233
Niezmierzone dowody łaski dla "stolicy niemieckiego wschodu [...]" .................................................................................................. 235
Polska powierza wilkowi swe owieczki.................................................................................................................................................. 236
Święta Olga (zm. 969 r.).......................................................................................................................................................................... 237
Św. Włodzimierz, "wielki i apostołom równy"....................................................................................................................................... 238
Polityka skandynawska — wojna i handel w interesie Pana Boga? ....................................................................................................... 240
Nadciąga "mroczne stulecie"................................................................................................................................................................... 243
Papież Sergiusz III — morderca dwóch papieży .................................................................................................................................... 245
Początek "rzymskich kurewskich rządów" — papież Jan X: w łożu i na polu bitwy ............................................................................ 246
Anarchia w Italii ...................................................................................................................................................................................... 248
Król Hugo robi porządek i wzbogaca swoich ......................................................................................................................................... 249
Papieżez łaski Marozji i noc poślubna króla Hugona ............................................................................................................................. 250
Berengar II zostaje królem Italii.............................................................................................................................................................. 252
Jan XII stawia miłość w centrum swego pontyfikatu ............................................................................................................................. 254
Jan XII koronuje Ottona I na cesarza, a ten wystawia Privilegium Ottonianum.................................................................................... 255
Papież konspiruje z wszystkimi wrogami Rzeszy................................................................................................................................... 256
"Potwór" zostaje strącony z papieskiego tronu i umiera na "udar" ........................................................................................................ 257
Tumulty i okropieństwa w Rzymie i w historiografii ............................................................................................................................. 259
Główna podpora i profitenci również we Włoszech: kler....................................................................................................................... 261
Cesarz osiąga "jeden z najważniejszych celów swego życia w ostatnich latach panowania"................................................................ 263
ROZDZIAŁ 11. Cesarz Otton II (973-983) .......................................................................... 265
Księża w otoczeniu władcy ..................................................................................................................................................................... 265
Wojny o Bawarię i Czechy...................................................................................................................................................................... 266
Wojna o Lotaryngię ................................................................................................................................................................................. 268
Wojna na północy .................................................................................................................................................................................... 270
Capo di Colonne — pierwsza wielka porażka dynastii ottońskiej ......................................................................................................... 272
ROZDZIAŁ 12. Cesarz Otton III (983-1002) ....................................................................... 275
Konflikt wokół tronu za sprawą Henryka Kłótnika i biskupów ............................................................................................................. 276
W rękach pobożnych niewiast i kleru ..................................................................................................................................................... 277
Między dwoma świętymi i przyszłym papieżem .................................................................................................................................... 279
"Nasz jesteś [...]"...................................................................................................................................................................................... 280
Sceny wokół papieskiego tronu............................................................................................................................................................... 281
Arcybiskup Gizyler przekupuje, fałszuje i zgarnia forsę ........................................................................................................................ 284
Nieustająca wojna czternastoletnia ze Słowianami połabskimi.............................................................................................................. 285
"[...] zebrać legiony" — skoncentrowana akcja w Gnieźnie na rzecz Rzymu........................................................................................ 287
Spór o Gandersheim ................................................................................................................................................................................ 291
Skróty.................................................................................................................................... 295
Przypisy.................................................................................................................................. 297
Na czyim chlebie jestem albo "Plackiem przed każdą formą władzy"
Maria R.-Alföldi recenzuje i cenzuruje na niespełna 12 stronach (s. 148-159) pod tytułem
Kaiser Konstantin: ein Grosser der Geschichte? [Cesarz Konstantyn: Wielki historii?] 45 stron
(s. 136-180) rozdziału "Św. Konstantyn, pierwszy cesarz chrześcijański, «pieczęć na
siedemnastu wiekach historii Kościoła» w pierwszym tomie mojej Kryminalnej historii
chrześcijaństwa. Już na początku jest jej "trudno, choćby w przybliżeniu, podać treść
wywodów Deschnera" (s. 149). Właściwie dlaczego? Pewnie dlatego, że nie podoba się jej
sama treść, sprecyzowana przecież za pomocą dziesięciu śródtytułów i odpowiednio do tego
dokładnie zreferowana, również pozbawiona akademizmu bezpośredniość narracji, którą
określa jako "popularną", "zgoła populistyczną" (s. 159), "nacechowaną silną
tendencyjnością" (s. 149), do jakiej przyznałem się przecież wyraźnie w swoim
"Wprowadzeniu do dzieła" (tom I, s. 13 i nast.). A na koniec swej relacji napomina do
ostrożnego obchodzenia się z historiografią, czemu mogę tylko energicznie przyklasnąć.
Ekskurs Marii R.-Alföldi znajduje się w trzeciej części, zatytułowanej przez wydawcę
"Exemplarische Einzelkritik" (Przykładowa krytyka szczegółowa). Przykładowo, pars pro
toto, poddaję teraz tę rozprawę szczegółowej krytyce, ściśle trzymając się tekstu. Z
konieczności taka krytyka krytyki czepia się drobiazgów, musi więc stać się nieuchronnie
nieco uciążliwą lekturą. Niektóre zarzuty mogą wyglądać na małostkowe, pedantyczne i
szorstkie. Ale inaczej być nie może, jeśli replika ma być przekonująca. Wiele kamyków
stanowi przecież jasno zarysowaną wyrazistą mozaikę, w której ścierają się nasze poglądy.
"Czytamy, że Konstantyn sfałszował swe pochodzenie ..." (s. 149). Czytamy. I co z tego? Czy
to nieprawda? Tego autorka nie mówi. Tylko to sugeruje — ukłucie szpilką, część taktyki, by
podświadomie uczynić mnie niewiarygodnym i zdyskwalifikować. Przemilcza, że
Konstantyn, by współrządzących napiętnować jako uzurpatorów, swemu ojcu
Konstancjuszowi Chlorusowi przypisywał dużo szlachetniejszą ascendencję, że pogan i — za
Ojcem Kościoła Laktancjuszem — wręcz niszczycieli Kościoła przedstawiał jako chrześcijan
oraz bagatelizuje sfałszowanie pochodzenia jako "doraźny manewr propagandowy" (s. 149).
Czytamy, że — jak dodaje — "uważał swych przodków za kompromitujących". No i co z
tego? Czy to nieprawda? (Patrz wyżej)
"Jego matce Helenie przypisuje się wszelkie plotki, które [!] kiedykolwiek nieprzychylna
opinia wydobyła na światło dzienne; Helena była w swoim czasie uzależniona od sytuacji i
skrępowana racją stanu. Deschner brnie po omacku na lep owej opinii" (s. 149).
Ponownie ignoruje pani Alföldi przyczyny tej "nieprzychylnej opinii". Mówi o niej, że
była "uzależniona od sytuacji" (co jest najczęstszą opinią) i, co tej opinii nie osłabia,
"skrępowana racją stanu". Przy czym znów przemilcza, że "plotki" kolportowali również
prominentni prałaci, że z tego powodu Konstantyn skazał na wieczystą banicję biskupa
Eustacjusza z Antiochii, że doktor Kościoła Ambroży powiada wręcz o Helenie, iż Chrystus
"wyniósł ją z gnoju na tron".
"Pierwsze lata rządów młodego cezara Zachodu są niczym innym niż okrutnymi wojnami
przeciw biednym Germanom, którzy później wzięci do niewoli są bezlitośnie wyrzynani".
Wygląda na to, że przesadzam w tym obrazie grozy, nieprawdaż, ale to również nie zostaje
powiedziane. Zarówno stare źródła, jak i nowe badania potwierdzają bowiem, że
barbarzyństwo Konstantyna było już w jego czasach czymś niezwykłym i strasznym.
Jednakowoż moja krytyczka lubuje się w dyskretnych aluzjach, strofujących przytykach,
które mnie mają postawić w sytuacji historycznego obskuranta, chociaż ona — dyskretna
złośnica — nie wypowiada tego wprost; jakkolwiek nie wzdraga się również przed tym pod
naciskiem swych dowodów (por. s. 154, 156), a nawet po prostu mój tekst fałszuje (s. 150).
Ofiara Konstantyna, Maksencjusz, jej zdaniem, "mimo stwierdzonej tyranii na każdym
kroku jest usprawiedliwiana" (s. 149). Na każdym kroku? Jak gdybym nie pisał również o
Maksencjuszu, że "łupił ludność", że "do dotychczasowych ciężarów podatkowych dorzucał
nowe" — po prawdzie brał "swoje pieniądze przede wszystkim akurat tam, gdzie znajdowały
się w prawie nieograniczonej ilości"; to ostatnie, to przecież postępek chwalebny. A poza
tym: nie ja usprawiedliwiam. Przytaczam badacza, który w 28 półtomie Realencyclopedie
Pauly'ego-Wissowy uzasadnia w sposób tak ekstensywny, jak i intensywny, dlaczego broni
Maksencjusza — jego sytuacja była podobna do sytuacji "osaczonego dzikiego zwierzęcia"
(Groag).
Strona chrześcijańska wszakże szkaluje "bezbożnego tyrana" niemalże po dziś dzień i
fałszuje jego biografię (por. s. 140-141). Już "ojciec historii Kościoła", biskup Euzebiusz,
którego Jakub Burckhardt nazywa "pierwszym na wskroś nierzetelnym historiografem
średniowiecza", twierdzi na przykład o "krwawej surowości tyrana" Maksencjusza: "Liczba
senatorów, których kazał zgładzić (...), jest wręcz niepoliczona. Kazał ich mordować (...)
masowo". W istocie nie podaje on imienia żadnego zamordowanego senatora. Również
przekaz historyczny nie zna "ani jednego konkretnego dowodu" insynuowanego przez niego
okrucieństwa. Równie mało prawdziwa jest, tak w przypadku Rzymu, jak i Afryki,
imputowana mu ze strony Kościoła wrogość wobec chrześcijaństwa. Niektóre z jego
dobrodziejstw wobec kleru przypisano później Konstantynowi. Nawet źródła chrześcijańskie
potwierdzają tolerancyjność Maksencjusza. Biskup Optat z Mileve ma rację, nazywając go
wyzwolicielem Kościoła.
Autorka krytyki w ogóle tych spraw nie porusza. W zamian za to gani mnie, znowu ze
mną nie polemizując, za uznanie "Konstantyna za agresora" (s. 149). Tak jakby to nie
Konstantyn wypowiedział wojnę, ale Maksencjusz! Jakby nie Konstantyn szturmował znad
Renu na Rzym, lecz Maksencjusz z Rzymu nad Ren! Jakby nie Konstantyn zaraz potem obalił
innych współregentów, względnie kazał obalić i zabić! I jakby nie Konstantyn kazał wkrótce
pozbawić życia również ojca Maksencjusza!
Konstantyna "sposób prowadzenia wojen, bitwy, spływają krwią, przede wszystkim
właśnie politowania godni Germanie, tym razem w jego służbie, dyszą okrucieństwem".
Tymczasem piszę, że zgodnie z przekazami historycznymi Konstantyn utopił we krwi
germańskie powstania, ich królów rzucił na pożarcie niedźwiedziom na trewirskiej arenie, a
imprezy w rodzaju "igrzysk frankijskich" podniósł do rangi corocznej kulminacji sezonu (14
do 20 lipca). Jednakże nie daję wyrazu — na ile sam to czuję — ani litości, ani nie dyszą "ci
właśnie politowania godni Germanie okrucieństwem". Co by i nie przeczyło jedno drugiemu.
Zaraz po tym pani Alföldi cytuje mnie: "[...] wreszcie zamordowano syna, pokonanego
wraz z politycznymi zwolennikami" (I, s. 142)", i kontynuuje: "lecz syn Maksencjusza
Romulus wówczas od lat już nie żyje. Czy jakiś drugi syn został brutalnie zlikwidowany, tego
nie wiadomo". Możliwe, że Romulus Waleriusz "od lat" już nie żył. Nie znamy jednak
zarówno pewnej daty jego śmierci, jak i daty narodzin. A ja wcale nie mówię o Romulusie
Waleriuszu. Gdyby w owym czasie nie zginął żaden inny syn Maksencjusza, to by oznaczało,
że się myliłem. Zwracam jednak uwagę, że przykładowo Karl Hönn pisze w swej biografii
Konstantin der Grosse. Leben einer Zeitwende [Konstantyn Wielki. żywot przełomu epok] na
stronie 107 o Maksencjuszu: "Jego dzieci [!] zostały zgładzone": więc jego zdaniem nawet
więcej dzieci pokonanego stało się ofiarami Konstantyna. Jako że pani R.-Alföldi urywa mój
cytat w pół zdania i przemilcza dalszy ciąg: "Cały ród Maksencjusza został zlikwidowany".
To jest fakt rozstrzygający.
"Tego, że wysocy dostojnicy pogańscy zostali z najwyższą mądrością w Rzymie
oszczędzeni i przyjęci do służby, autor do wiadomości nie przyjmuje" (s. 149-150). Ależ
owszem! "Wielu czołowych arystokratów rzymskich — jak piszę na stronie 140 — widzimy
ponownie na urzędach i godnościach".
Świadomie fałszywe jest tuż zaraz twierdzenie, że następną wojnę domową przeciwko
Maksyminusowi Daji "prowadził jednakże nie, jak sugeruje Deschner, Konstantyn, lecz jego
współcesarz Licyniusz" (s. 150). Gdyż rzekomo to ja piszę (s. 145), że "Konstantyn i [!]
Licyniusz", że "dwaj [!] umiłowani przez Boga mężowie" doprowadzili do wybuchu tego
konfliktu zbrojnego, a tymczasem to Licyniusz podjął go "pod chrześcijańskimi hasłami" i
Licyniusz rzucił komendę przed bitwą 30 kwietnia 313 roku: "Hełmy z głów, do modlitwy..."
O udziale Konstantyna w tym konflikcie nic nie wiadomo.
Podczas gdy pani Alföldi, jak zwykle, zarzuca mi, że mamię czytelników, sama to czyni.
I podczas gdy oświadcza, że ja sugeruję, iż to Konstantyn prowadził wojnę, sama sugeruje,
ponownie nieprawdziwie, już w następnym zdaniu: "Możemy przeczytać znowu skrajnie
emocjonalne opisy wszelkiego rodzaju okropności" (s. 150). Te opisy są ponoć mego
autorstwa, chociaż wszystkie, jak wyraźnie zaznaczono, pochodzą od Ojców Kościoła
Euzebiusza i Laktancjusza. Tymczasem tym bardziej muszę wydawać się autorem, gdy zaraz
potem cytuje mnie: "żołnierzy Licyniusza nazywano po prostu «rzeźnikami»" (s. 150). (Na
marginesie: a więc jednak nagle Licyniusz! A nie Konstantyn, jak mi to dwie linijki wyżej
insynuowano!) żołnierze i rzeźnicy w moim wypadku: jakie to niepoważne! Pani profesor
nauk pomocniczych starożytności etc. aż się wzdraga. Doświadczenie bojowe, szczęście
bojowe, wódz w boju, sława w boju, śmierć w boju, o tym można mówić i pisać, to dobrze
brzmi, jest godne wszelkich zaszczytów, jak sam bój! Lecz rzeźnik, to po prostu mało
subtelne.
Ze "złośliwą ostrością" (s. 150) — tak mi się zarzuca — komentuję następnie
autokratyzm tego, którego sama obwinia nawet o "bizantynizm". "Zmusza Kościół do
uległości; ten zaś ulega zdaniem Deschnera chętnie i oportunistycznie, by dojść do pieniędzy i
władzy". Dotyczyć ma to jedynie "pewnej jasno wyróżniającej się grupy na dworze..."
Nie. Kościół bowiem dzięki Konstantynowi (i jego następcom) doszedł jako cały do
przemożnych wpływów, do prestiżu, co jest bezsporne. Wszędzie w Imperium wiwatowano
na cześć dyktatora. Dowody jego łaski, spływające również na hierarchów z dalekich krajów,
wychodziły ogółem na pożytek katolickiemu klerowi, uznanej teraz, uprzywilejowanej kaście,
dzięki pieniądzom, godnościom, tytułom, dzięki bazylikom i innym budowlom, dzięki
zwolnieniom od zobowiązań i podatków, uwolnieniu od przysiąg i oddawania świadczeń,
dzięki pozwoleniu na wykorzystywanie poczty państwowej, dzięki prawu przyjmowania
ostatnich rozporządzeń i testamentów, a nawet, władca odstąpił — jak w przyszłości uczyni to
jeszcze wielu! — prałatom władzę państwową, a sam rozstrzygał oczywiście w kwestiach
wiary. Niejeden arcypasterz naśladował w swej siedzibie styl i ceremoniał cesarskiej
rezydencji. Źródła podają w wielu miejscach, że "uczynił ich szanowanymi i godnymi zawiści
we wszystkich oczach", "przysporzył im swymi rozkazami i dekretami jeszcze więcej
powagi", "otworzył z cesarską wspaniałomyślnością wszelkie skarbce..." I tak sławili
Konstantyna — który zwał się nie tylko współbiskupem, "biskupem do spraw zewnętrznych"
(episkopos ton ektos), lecz — skromnie — "Naszą Boskością" (nostrum numen) — wkrótce i
akurat najwięksi luminarze Kościoła, Ambroży, Chryzostom, Hieronim, Cyryl z Aleksandrii.
Moja adwersarka gani mnie jednak, że "inni przechodzą do opozycji, co nie zostaje
powiedziane" — jest to bowiem bez znaczenia; nierównie mniej relewantny opór
schizmatyków i heretyków doczekał już wielostronicowych objaśnień. Cóż to może pomóc!
"To, że historiografia kościelna jako pierwsza przydała swemu bohaterowi przydomek
Wielkiego, jest również nieprawdą: uczynił to Ateńczyk Praksagoras" (s. 150). Co to znaczy
"również" nieprawda? I co to znaczy "nieprawda"? Napisałem przecież zgodnie z prawdą:
"Historia Kościoła nadaje Konstantynowi przydomek Wielkiego". By to w oczywisty sposób
dopiero uczynić nieprawdziwym, by móc przypisać mi kolejną "usterkę", pani profesor R.-
Alföldi równie niepostrzeżenie co niecnie przemyca dwa małe słówka "jako pierwsza",
których u mnie nie ma!
Nie wszystko bowiem, czego u mnie nie ma, przemawia za mną: "Wyraźny brak techniki
badawczej" na przykład, co powtarza wobec mnie wydawca. Pani R.-Alföldi dysponuje z
pewnością dostatkiem "techniki badawczej". Nie tylko z tego powodu nie podoba jej się moja
polemika. A szczególnie jako polemiczne uznaje moje stanowisko wobec Kościoła, wojska i
wojny. Tymczasem ani polemicznie, ani populistycznie, o nie, z zawodową elegancją
podnosi: "Widzi on w tej formie współstanowienia państwa po prostu zdradę samego
Chrystusa. Jego tendencyjność osiąga szczyt w uwypuklonej przez niego samego frazie: «lecz
dokładnie to, wielkość zniszczenia, która czyni zbrodnię bezkarną», stało się i pozostało
moralnością Kościoła".
A przecież to zawsze obsceniczne powiązanie tronu i ołtarza, zwłaszcza w niezliczonych
rzeziach od IV wieku do dzisiaj, nie jest przecież produktem mojej "tendencyjności" (s. 149),
lecz jest wystarczająco odrażające. Wszakże jak w wypadku bardzo wielu zawodowych
konformistów nie pojawia się u niej krew, po prawdzie: ani kropla, podczas gdy mi, jak się
zdaje, z wszelką odrazą suponuje: "bitwy ociekają krwią" — jakbym to ja ją przelewał!
Natomiast ignoruje, niewątpliwie tak jak gros cechu historyków, notoryczną w historii
perwersyjność, jaka — epoka za epoką — moralnie prowadzi ad absurdum, etycznie
całkowicie dyskredytuje: ze wszech miar wstydliwa praktyka wieszania małych gangsterów, a
gloryfikacji wielkich. Pewnie, nic specyficznie chrześcijańskiego. Już afrykański biskup,
męczennik i święty — Cyprian, piętnował to u pogan. Gdy krew jest przelewana
jednostkowo, skarży się, nazywa się to zbrodnią, gdy jawnie — odwagą. "Wielkość
zniszczenia czyni zbrodnię bezkarną..." (s. 159).
Moja "tendencyjność", jak pisze Maria R.-Alföldi, osiągnęła szczyt w tym zwrocie, przy
czym zupełnie przemilcza, że pochodzi on od św. Cypriana! Ja natomiast staję się, dodaje
zaraz potem, "coraz bardziej monotematyczny i kieruję się uprzedzeniami...". Podczas
bowiem gdy ona, jedynie na marginesie, mówi z metodycznym chłodem sumarycznie o
"tragicznym końcu" krewnych Konstantyna, ja najwyraźniej "coraz bardziej monotematycznie
i kierując się uprzedzeniami" wyliczam, że wielki święty i święta wielkość kazał powiesić
swego teścia cesarza Maksymiana w 310 roku w Marsylii, następnie udusić swych szwagrów
Licyniusza i Bassianusa, Licyniuszowego syna Licynianusa zabić w Kartaginie, własnego
syna Kryspusa otruć (przy okazji wyrżnąć także wielu przyjaciół), a swą żonę Faustę, matkę
pięciorga dzieci, udusić w kąpieli — on sam tymczasem wysłał innych morderców swych
krewnych do piekła za pomocą zawczasu przygotowanych budzących grozę worków (poena
cullei, szczególnie powolna śmierć przez utopienie w skórzanym worze).
Nie dość tych rosnących uprzedzeń: badam również "zmiany w ustawodawstwie
karnym", wytyka mi pani profesor oburzona, "zawsze z negatywnym nastawieniem". A w tym
znów mija się z prawdą, jeśli moją pracę nie tylko przekartkowała i po prostu potraktowała
niechlujnie. Sugeruję bowiem wyraźnie — bynajmniej nie zawsze negatywnie — że rozwój
prawa "postępował za niejednokrotnie bardziej humanitarnymi tendencjami starszego
(pogańskiego) prawa lub (pogańskiej) filozofii, niekiedy, trzeba przyznać, wzmocnionymi
pod wpływem chrześcijaństwa". I podkreślam ponadto, pisząc o pierwszym chrześcijańskim
cesarzu, że "niewątpliwie Konstantyn złagodził niektóre przepisy karne, być może nawet, w
szczegółach dość trudno to ustalić, wykazać — pod wpływem chrześcijaństwa, tak na
przykład utrudniony został (nie zniesiony!) proces jednostronnego rozwodu; dłużnik był
lepiej chroniony przed wierzycielami, kara śmierci przez ukrzyżowanie i łamanie kości
(poświadczona jeszcze w 320 r. zamieniona na uduszenie na szubienicy. Konstantyn zakazał
wypalania piętna na twarzy (osobom skazanym na stoczenie walki gladiatorskiej lub pracę w
kopalni), «gdyż człowiek został stworzony na podobieństwo Boże»" — przy czym nie
ukrywam już w tym samym zdaniu, że "przecież można wypalać piętno także na rękach czy
nogach!" Tak to napisałem na stronach 168 i 169.
Moja krytyczka nie usiłuje jednak ani razu sprostować tego, co "ustawicznie" negatywnie
traktuję i uzasadnić swej nagany. Nie pasuje to bowiem oczywiście do jej apologetycznej
koncepcji, że ów przez teologów i historyków do dzisiaj sławiony despota (który "pod
wpływem chrześcijańskich wyobrażeń", jak go chwali Podręcznik historii Kościoła,
wyznawał "rosnący szacunek dla godności osoby ludzkiej", "chrześcijański szacunek dla
życia ludzkiego": katolik Baus), że ten święty lichwiarz na przykład denuncjantom przed
straceniem wyrywał jeszcze język, że przy porwaniu oblubienicy kazał zabijać biorący w tym
udział personel domowy, palić niewolników, a piastunki uśmiercał lejąc płynny ołów do ust;
że w ogóle każdego niewolnika i domownika (domesticus), który by oskarżył swego pana
(wyłączywszy, co charakterystyczne, przypadki cudzołóstwa, zdradę główną i oszustwa
podatkowe!) bez zbadania sprawy czy zeznań świadków natychmiast kazał zabijać; że, sam
oddany astrologii, przyzwalający ustawowo na zamawianie chorób, pogody i kuracje za
pomocą magii sympatycznej, samo podanie "napoju miłosnego" karał wygnaniem i konfiskatą
dóbr, lecz w wypadku śmierci rozerwaniem przez dzikie drapieżniki lub ukrzyżowaniem.
Na ten i inne jeszcze tematy pani ekspert od Konstantyna nie roni ani słowa. Raczej
kontynuuje bezpośrednio po fałszywej konstatacji, jakobym omawiał Konstantynowe
prawodawstwo karne zawsze negatywnie, imputował "cesarzowi nawet antysemityzm" i to
"mimo znanego faktu, że żydzi w owym czasie mogli jeszcze praktykować swą wiarę
swobodnie".
Jakby kłóciło się swobodne praktykowanie wiary przez żydów z antysemityzmem cesarza
— władcy, który żydów w duchu przeklina jako "znienawidzony naród", któremu przypisuje
"przyrodzony obłęd"; który zezwala im na wstęp do Jerozolimy jedynie przez jeden dzień w
roku, zakazuje trzymania niewolników chrześcijan, od czego rozpoczyna się ich brzemienne
w skutki wypieranie z rolnictwa; a nawet którego pierwszy dekret wrogi żydom z jesieni 315
roku za nawrócenie na judaizm grozi nawracającemu żydowi i nawróconemu
chrześcijaninowi spaleniem na stosie!
To, że przyznaję Konstantynowi wstrzemięźliwość wobec pogan jedynie "niechętnie" (s.
151), także nie jest słuszne. Wobec pogan, konstatuję na stronie 176, zachowuje władca
"początkowo wyraźną rezerwę". Podkreślam jego trwające całe życie stanowisko pontifexa
maximusa, przewodzącego pogańskiemu kolegium kapłańskiemu, akcentuję, że najwyższy
pontyfikat, świadczący o ścisłym związku z religią pogańską, jest wymieniany w tekstach
oficjalnych zawsze na czele jego urzędów i innych.
Znawczyni cesarza przemilcza natomiast, że jej heros wraz ze wzrostem władzy i
swobody w poruszaniu coraz surowiej atakował pogan, najostrzej w ostatnich latach swych
rządów, jeśli nawet nie leżało w jego własnym interesie wszczynanie frontalnego ataku na
dużą większość swego Imperium. Mimo wszystko zabronił odbudowywania zagrożonych
ruiną świątyń, nakazał wręcz zamykanie innych. We wszystkich prowincjach były one
okradane dla niego i jego faworytów, dla kościołów, "bezwzględnie grabione" (Tinnefeld),
doszło wręcz do "niespotykanego w swym rodzaju rabunku dzieł sztuki" (Kornemann). A
wtedy Konstantyn mógł już zadysponować ich zniszczenie; "zburzył doszczętnie
właśnie te, które cieszyły się najwyższą czcią u bałwochwalców". "Na jedno skinienie",
tryumfuje biskup Euzebiusz, całe świątynie legły "na ziemi". Na ostatek wreszcie kazał spalić
władca piętnaście ksiąg Porfiriusza Przeciw chrześcijanom, którymi wyprzedza on "całą
nowożytną krytykę biblijną" (Poulsen) i "jeszcze dzisiaj — zdaniem teologa Harnacka — nie
został obalony".
O tym wszystkim Maria R.-Alföldi nie piśnie ani słówka. Zauważa natomiast jedynie
rzeczoną "niezaprzeczoną wstrzemięźliwość Konstantyna wobec pogan", jaką podobno
jedynie "z wahaniem" przyznaję i wywleka na stół zaraz kolejną nieprawdę, jakobym "nie
zauważał", że jego "surowość" wobec heretyków wynikała z pragnienia "zapewnienia pokoju
wewnętrznego" (s. 151).
W rzeczywistości bowiem, tak jest u mnie na stronie 175-176, chodziło cesarzowi w
walce przeciwko "kacerzom" nie tyle o religię, "co raczej o jedność Kościoła [...] a tym
samym o jedność imperium [...]. Dla umocnienia państwa władca dążył do jedności Kościoła,
nienawidził «pożaru niezgody»". Wyjaśniam, że Konstantyn — jak sam mówi — pragnął
"jedności między wszystkimi sługami Boga", żeby również państwo mogło korzystać z jej
owoców"; podkreślam, że władca dlatego "starał się o jedność państwa jak o nic innego", że
w listach do biskupów, synodów i gmin zaklinał "niezmordowanie o jedność i concordię",
"pokój i harmonię", "więź i jedność", że wciąż postulował "jednolity porządek", wciąż
domagał się, żeby w "katolickim Kościele była jedna wiara", "żeby Kościół powszechny był
jeden" — a utyskiwał, powtarzając za nim, że tego "wciąż bynajmniej nie widać [...]".
Natomiast autorka nie konkretyzuje nawet w najmniejszym stopniu ledwie muśniętej
cesarskiej "surowości" wobec heretyków. Pierwszy chrześcijański imperator walczący z
chrześcijanami, to nie pasuje do obrazka. Ani słowa więc o tym, że Konstantyn w ostrym
edykcie skierowanym przeciwko "heretykom" (o ile biskup Euzebiusz, kronikarz, go nie
sfałszował) obwinia ich o "kłamstwa", "głupotę", złorzeczy im jako "nieprzyjaciołom
prawdy" i "zwodzącym ku zgubie"; że całymi latami zwalczał afrykańskich donatystów,
odbierał im kościoły i majątki, wysyłał na nich żołnierzy, przy czym jeszcze zanim rozprawił
się z poganami, doszło do pierwszego prześladowania chrześcijan w imieniu Kościoła, ataku
na bazyliki, mordowania mężczyzn i kobiet, zabójstwa dwóch donatystycznych biskupów, a
także do wojny domowej, prześladowani bowiem połączyli się z ciężko uciskanymi
niewolnikami wiejskimi. A oczywiście też ani słowa na temat zwalczania Kościoła
marcjonickiego, może i większego, a w każdym razie starszego niż katolicki. Cesarz zakazał
odprawiania ich nabożeństw, skonfiskował ich dobra, zniszczył domy modlitwy. Tym samym
znawczyni tematu — oszczędzając nam dalszych szczegółów wszelkich ambicji — ma prawo
nie tylko tysiąckrotnemu mordercy, ale również i niepohamowanemu autokracie, pierwszemu
cesarzowi stawiającemu swą osobistą wolę jako "bezpośrednie źródło prawa" (Schwartz),
przyznać "nie bez podstaw [...] przydomek Wielkiego" (s. 159).
Wszystko, co zostało dotychczas napisane, dotyczyło niewiele więcej niż dwu stron
tekstu pani historyk.
Następnie małym drukiem przytacza niektóre "szczególnie przeszkadzające błędy i
przeinaczenia". A ponieważ dużym drukiem nie udało jej się powiedzieć wiele istotnego,
natomiast wiele nieprawości, sprostowań, które były zafałszowaniami eufemistycznych
przekręceń, nierzetelnych pomówień, odbiegających najczęściej — typowe dla historiografów
zezujących w stronę władzy kościelnej i państwowej — od spraw decydujących, można chyba
domniemywać, jakie ważkie treści oferuje małym drukiem.
Nie chcę nimi zanudzać. Jednakowoż pars pro toto parę przykładów (z dziesięciu).
Oto imię pewnego senatora z epoki konstantyńskiej jest "pisane stale Anylinus".
Owszem, to imię występuje dwukrotnie, dlaczego więc "stale"? A jego pisownia bynajmniej
nie jest nieprawidłowa. Tak bowiem również stale pisze m.in. "Ojciec historii Kościoła",
biskup Euzebiusz. A oczywiście całą masę imion można pisać w wersji greckiej lub
łacińskiej, nie popełniając w najmniejszym stopniu lapsusu. Jednakże utrzymuje ona:
"nazywa się w rzeczywistości Annulius [...]".
Odnośnie strony 142 zauważa, że "«Jednakże jeszcze w ostatnich latach życia Konstantyn
każe wykonać swą rzeźbę w porfirze na podobieństwo Heliosa (...)» — co u Deschnera jest
oznaką jego wybitnej fałszywości" (s. 152). Na ten temat nie ma jednak mowy w kontekście
mojego tekstu. Nie chodzi tu bowiem bynajmniej o cesarza, lecz o Ojców Kościoła,
czyniących jego zwycięstwo nad Maksencjuszem za pomocą sprzecznych ze sobą, mających
postać legendy kłamstw zwycięstwem chrześcijaństwa nad pogaństwem, a przez to
uzasadniających fatalnie oddziałującą ustawicznie aż do pierwszej i drugiej wojny światowej
polityczno-militarną "religijność", "teologię cesarską". Wbrew temu, jak relacjonuję na
stronie 142, na monetach Konstantyna jeszcze długo pojawia się Iuppiter Conservator, a także
Mars, a już najdłużej niezwyciężony bóg Słońca, Sol Invictus. Potem następuje przytoczone
przez nią zdanie, a ja zacytuję ten akapit do końca: "Jednakże jeszcze w ostatnich latach życia
Konstantyn każe wykonać swą rzeźbę w porfirze na podobieństwo Heliosa, ba, na dzień przed
śmiercią ukazuje się ustawa przypominająca, «że kapłani pogańscy mają być na zawsze wolni
od wszelkich niskich obciążeń». On sam zresztą był zdania, że nigdy nie zmienił boga, do
którego się modlił".
Gdzież tu bodaj zaznaczyłem "wybitną fałszywość" Konstantyna? Moja adwersarka sobie
to wymyśla.
Na tej samej stronie (s. 152) podchwytuje moją uwagę, że głowa Licyniusza pojawia się
początkowo na monetach, "jak i głowa samego Konstantyna, otoczona «nimbem» 1 , oznaką
świętości: symbolem jego wewnętrznego boskiego oświecenia" (s. 148).
O co tu chodzi? Dopóki Konstantyn potrzebuje Licyniusza do zniszczenia swego
przeciwnika, Ojcowie Kościoła wychwalają także Licyniusza. Jak tylko Konstantyn zwraca
się przeciw niemu, dotychczasowy "umiłowany od Boga" staje się dla tych oportunistów
nasieniem Szatana i przeistacza w bezprzykładne monstrum; nagle oto staje się okrutny i
szalony! Wszystko, co mojej krytyczce przychodzi na ten temat do głowy: "Zrównanie nimbu
i aureoli nie jest odpowiednie dla późnego antyku" (s. 152). Odbiega jednak ona od istoty
sprawy. Nie odnosi się też w tym przypadku bynajmniej do moich większych i wielkich
przewin, do istoty rzeczy, i zamiast tego prezentuje jakieś drugorzędności, jak "nie jest
odpowiednie dla późnego antyku..." Jak by to było tematem mojego dzieła! Czyż ten zarzut
sam w sobie w ogóle jest trafiony? Czym jest bowiem późny antyk? Jak długo trwa? Do roku
313? Do 375? A może 476? Albo do połowy VII wieku? Na ten temat nie ma communis
opinio. A każdy wie, że na takim dzieleniu epok, czasowym rozgraniczaniu i przypisywaniu
ciąży zawsze coś umownego — zawsze są to jedynie pozorne, gdyż w rzeczywistości
niepewne cezury.
Pewne jest natomiast, że nimb, sygnalizujący boskie zjawiska w formie osłaniającej czy
świecącej chmury, pojawia się już u Homera, że wyróżnia bogów, herosów i królów, jak
choćby Wenus, Neptuna, Mitrę, Aleksandra, na koniec w IV wieku zostaje przeniesiony z
Konstantyna na Chrystusa i od początku V wieku występuje regularnie i powszechnie u
aniołów, apostołów i świętych. (Zmyślni katoliccy teologowie wynajdują nimb, glorię,
aureolę już w Nowym Testamencie!). Jakkolwiek by było: inkryminowane "zrównanie nimbu
i aureoli" nie odgrywa po pierwsze w moim kontekście żadnej roli, po drugie jest
merytorycznie prawidłowe, a po trzecie czasowo odpowiada również późnemu antykowi.
Do moich stron 155-157 passim zauważa Maria R.-Alföldi, że "divus" opatrzony jest
"jako tytuł cesarza apostrofami 2 , sacer i sanctus towarzyszące cesarzowi użyte zaś
deprecjonująco jako uzurpacja w najwyższym stopniu" (s. 153). Lecz u mnie po pierwsze
jasno jest powiedziane, że "Konstantyna nie wolno było, jak jeszcze Dioklecjana i jego
współregentów, tytułować divus"; a po drugie terminy sacer i sanctus nie są przeze mnie
nigdzie używane deprecjonująco, ani jako uzurpacja w najwyższym stopniu, ani w ogóle.
Ostatni przykład dla krytycznych umiejętności Marii R.-Alföldi z drukowanego małymi
literami załącznika na temat "szczególnie uciążliwych błędów i przeinaczeń" (s. 151). Cytuje
ona mnie: "Na monetach bitych w mennicach jego chrześcijańskich synów jest przedstawiany
w trakcie podróży do nieba, jak jego ojciec", i znajduje tu "kolejny raz, jak niewiele Deschner
potrafi siebie samego utrzymać pod kontrolą, formułując własną krytykę: pozostało dlań
najwyraźniej niewiadome, że właśnie monety przekazują klasyczno-pogańskie consecratio z
orłem Konstancjusza Chlorusa, powstającym z płonącego stosu" (s. 153).
Brak mi zatem nie tylko "techniki badawczej", nie, brak mi również wiedzy. Tego zresztą
jestem sam zupełnie świadomy. Komuż nie brak wiedzy? W żadnym jednak razie nie
pozostało dla mnie "najwyraźniej niewiadome" to, czym chce ona zatkać moją domniemaną
lukę w wiedzy. Cytuje mnie przecież samego, że Konstantyn został wzięty "do nieba, jak jego
ojciec". A już czterdzieści lat temu, gdyby przeczytać I znowu zapiał kur, znane mi były
liczne inne wniebowstąpienia pogańskich i żydowskich osobistości, Kybele, Heraklesa,
Attisa, Mitry, Cezara i Homera, Henocha, Mojżesza, Eliasza... Oczywiście: "Nazywać to
«wniebowstąpieniem» jest co najmniej nieporozumieniem" (s. 153). Lecz dlaczegóż? Czy to
tylko Pan Jezus miał rzeczywiście i prawdziwie być wziętym do nieba?
Maria R.-Alföldi, której przychodzi "z trudem" "choćby w przybliżeniu podać treść"
mojego rozdziału o Konstantynie, jak to wyznaje na wstępie drugiej części swego tekstu,
miała już problemy przy czytaniu "cytatów zamieszczonych na wstępie jako motto"; był
przecież dla niej ich wybór "niezbyt zrozumiały", zarazem jednak "bardziej charakterystyczny
jeszcze, niż akurat zaznaczone szczegóły", a nazywając to po imieniu: "Tendencyjność i
budowanie nastroju już na wstępie" (s. 153154). Jednakże tendencyjna jest każda
historiografia, bez wyjątku; i ta rzetelna sama to przyzna! Każda bowiem ma pewną
skłonność, pewne ukierunkowanie, każda opowiada się za czymś lub przeciwko czemuś.
Każdy historyk ma swe determinanty, przesłanki, predylekcje; każdy swe systemy wartości,
hipotezy, mechanizmy wyboru, projekcje, egoizmy, swe wzory interpretacyjne i typizacje,
swe modele interpretacyjne. Każdy naświetla, bada, objaśnia świat i historię zgodnie ze swym
światopoglądem. A najniebezpieczniejszy z wszystkich jest ten, kto temu zaprzecza, kto udaje
bezstronnego, kto łudzi neutralnością odnośnie wartości, teoretycznonaukowej niewinności,
krótko mówiąc, kto mami obiektywnością, jakiej przypuszczalnie nie ma, a zapewne najmniej
jest w teologii i w historiografii (warto przeczytać na ten temat mój "Wstęp" do całego dzieła
w pierwszym tomie, s. 13 i nast.). "Obiektywny — powiada Johann Gustav Droysen — jest
jedynie człowiek bezmyślny!"
Chodzi tu o sześć cytatów. Pierwszy, z Augustyna, wychwala w wielkim skrócie wojny i
zwycięstwa Konstantyna; drugi, z historyka Kościoła biskupa Euzebiusza, sławi wytępienie
przez władcę wszelkiego rodzaju "bałwochwalców". W trzech następnych cytatach teologów
z późnego XX wieku pierwszy chrześcijański cesarz jest dla Petera Stockmeiera "wspaniałym
wzorem", dla Kurta Alanda "chrześcijaninem, i to chrześcijaninem podług serca, nie tylko
podług zewnętrznych postępków". A Karl Baus nazywa jego postawę duchową "postawą
człowieka naprawdę wierzącego". Kończy to tekst Percy'ego Bysshe Shelleya, "wcześnie
dojrzałego i zgasłego wspaniałego liryka z początku XIX wieku, który dla Deschnera
najwyraźniej jako jedyny powiedział prawdę" (s. 154): "[...] ten potwór Konstantyn [...]. Ten
zimnokrwisty i obłudny brutal poderżnął gardło swemu synowi, udusił żonę, zamordował
teścia oraz szwagra i trzymał na dworze klikę żądnych krwi i bigoteryjnych duchownych
chrześcijańskich, z których każdy byłby w stanie podjudzić jedną połowę ludzkości do
wyrżnięcia drugiej".
Otóż wypowiedź Shelleya nie jest dla mnie w żadnym wypadku "jedyną prawdą". Pewnie
jednak taki ogląd rzeczy bliższy jest owym zdarzeniom, niż punkt widzenia cytowanych przed
nim antycznych i współczesnych klechów.
Zanim przejdę do trzeciej i ostatniej głównej części krytyki pani Alföldi jeszcze kilka
zarzutów z jej pozycji drugiej.
Na przykład poucza mnie w materii termini technici, które opisałem już parę dziesiątków
lat temu przy prezentacji kultu władcy i jego wpływu na Nowy Testament, i sugeruje — trick
równie ulubiony co prymitywny — że "kpina" z tytułu w rodzaju "Zbawca i dobroczyńca"
wyważa otwarte drzwi; to "się nie opłaca". Jakby również sama nie wiedziała: gros wiernych
na temat tych (i stu innych) religijno-historycznych pretekstów, o fakcie, że nic w
chrześcijaństwie nie jest oryginalne — od Bożego Narodzenia po Wniebowstąpienie czyste
plagiaty — nie ma najmniejszego pojęcia jeszcze dzisiaj. Z tego przecież żyją Kościoły!
A poza tym moja "kpina" wyczerpuje się w zdaniu — przeze mnie rzekomo "samego
drwiąco podkreślonym": "Zbawca i dobroczyńca: rozpoczął decydującą kampanię od akcji
polityczno-religijnych [...]".
Pani R.-Alföldi nie jest w stanie przedstawić niczego rozstrzygającego, więc pozwala
sobie wciąż na uszczypliwości, a ponieważ niczego nie uzasadnia, rzuca jedynie aluzje, a
wypaczając obraz musi przesadzać, bez zająknienia zatajać fakty lub po prostu mijać się z
prawdą. Wszakże owo często skierowane na mnie, niekoniecznie odnoszące się do tematyki
dyskusji, wręcz śmieszne mentorstwo pokazuje jeszcze dobitniej, jak wszystko to jest mało
przekonujące. Chociażby wtedy (s. 154-155), gdy mnie upomina, że użycie współczesnych,
nie znanych starożytności wyrażeń jak "agresor" (sic!) lub "wojna napastnicza" nie jest
"merytorycznie właściwe" i prowadzi czytelnika "na manowce". A przecież wielu historyków
używa nowych określeń w odniesieniu do dawnych epok; w moim rozdziale o Konstantynie
cytuję nestora Ottona Seecka i za nim pojęcie "wojna zaczepna".
Z oczywistego braku uzasadnionych zarzutów narzeka wręcz, że w moim wypadku
"rozprawy w porównaniu do monografii są reprezentowane we względnej mniejszości" (s.
155). No cóż, przecież jest ich wystarczająco dużo. Również w tym wypadku nie istnieje
żadna norma. Wprawdzie zapewne "w formie rozpraw pisze się wiele nowości" — o wiele za
wiele, to "wiele nowości" nie oznacza, że jest to wiele dobrych rzeczy. A dobrych rzeczy na
pewno nie mogę spodziewać się po mojej polemistce.
"Niewiedzę" przypisuje mi pani R.-Alföldi również, jeśli chodzi o układy plemienne
Franków.
Młody cesarz Konstantyn, tak piszę na stronie 138, jako władca Brytanii i Galii zwyciężył
Franków, a następnie "ich królów, Ascaricusa i Merogaisusa, ku ogólnej uciesze rzucił
bestiom na pożarcie". Nieco później dodaję, że możliwe, iż owi "frankijscy" królowie byli
Brukterami lub Tubantami. To jednak, kontruje badaczka, nie ujawnia, "jak może w sposób
zamierzony, uczoności lub wiedzy, lecz nieznajomość historycznego faktu, że «Frankowie»
są związkiem plemienym, w których [sic!] zapewne także mieli swe miejsce Brukterowie i
Tubanci" (s. 156).
Jednakowoż czy mój tekst to wyklucza? "Być może", piszę, obaj królowie Franków byli
"w rzeczywistości Brukterami lub Tubantami". Konstantyn pokonał swego czasu germańskie
plemię "bructeri" nad Renem. Byli również "Boruktuarami", jak relacjonuje Beda, którzy
dopiero dużo później, pod koniec VII wieku, między rzekami Lippe i Ruhrą dostali się pod
panowanie saskie. Gdy biskup misyjny Suitbert (zm. 713 r.) usiłował "nawrócić" owych
westfalskich Brukterów, musiał uciekać przed Sasami. Tym samym Brukterowie nie
rozpłynęli się w żadnym razie (całkowicie) wśród Franków. I również w czasach Konstantyna
część z nich należała do nich, wszakże byli nadal Brukterami — tak jak Sasi pozostali Sasami
pod panowaniem Franków.
Nie cytuję nigdy niezgodnie z sensem. I jeśli przytaczam cytaty, to czynię to z wszelką
starannością. Oczywiście cytuję regularnie "wyrywając z kontekstu" (s. 154); jest to cecha
łącząca mnie ze wszystkimi cytującymi na świecie. Zadziwia jednak oszczerstwo, jakobym
podawał "cytaty z antycznej i współczesnej
literatury (fachowej) najczęściej pokawałkowane" (s. 154). Należałoby, nawet jeśli nie
będę się upierał przy szczególnie wrednym słówku "najczęściej", podbudować to obfitymi
dowodami. Gdzież one są?
Jedno trafienie może zaliczyć sobie Maria R.-Alföldi rzeczywiście (s. 156): moją zamianę
bazyliki laterańskiej na bazylikę przy Forum Romanum. Triumf!
Streszczam moją prezentację cesarza, włączam wcześniejsze wyjaśnienia, które wydają
mi się szczególnie trafne, i konfrontuję na zakończenie, też w skrócie, z naszkicowanym
przez moją krytyczkę "innym wizerunkiem Konstantyna".
Konstantyn I dla kariery zafałszował religię swego ojca Konstancjusza Chlorusa,
wcześniejszego gwardzisty cesarskiego, kazał się nielegalnie wynieść na cesarza i z żądzy
władzy bez przyczyny zniszczyć dioklecjański system tetrarchii oraz zamordować trzech
współcesarzy. Przez całe życie prowadził wojnę. Jest agresywny "od początku" (Stallknecht);
przed oczami miał zawsze "tylko jeden cel — powiększenie władzy" (Vogt); przy czym
nieustannie odznacza się "straszną brutalnością" (Kornemann): w 306 roku wobec Brukterów,
w 310 również wobec nich, w 312 wobec współcesarza Maksencjusza, w 313 wobec
Franków, w 314 wobec Sarmatów, w 315 wobec Gotów, mniej więcej w tym samym czasie
wobec współcesarza Licyniusza, przy czym miał zlikwidować ponad 20 000 swych wrogów.
W 320 roku srożył się wobec Alamanów, w 322 wobec Sarmatów, w 323 wobec Gotów, przy
czym każdego, kto im sprzyja, rozkazuje spalić żywcem. W 324 roku przeciwko
współcesarzowi Licyniuszowi, jest to "wojna religijna", przed którą Konstantyn, wyruszający
w pole z biskupami polowymi, "święty i czysty" odprawia modły wraz ze swą armią, a
ostatecznie na placu boju pozostaje 40 000 trupów; 130 okrętów i 5000 marynarzy idzie na
dno u skalistego wybrzeża koło Gallipoli.
Licyniuszowi obiecuje Konstantyn ostatecznie życie i rok później każe go udusić, także
zlikwidować wielu jego prominentnych stronników we wszystkich miastach Wschodu.
"Każdy chrześcijański cesarz starał się iść za tym wielkim przykładem", zapewnia katolicki
teolog Stockmeier; "zawsze można było przywołać jego postać, chcąc wskazać książętom
ideał [!]". A nawet, stał się "idealną postacią [...] chrześcijańskiego władztwa w ogóle"
(Löwe).
Wszystko to, tutaj jedynie wyliczone, odzwierciedla się u R.-Alföldi (s. 148) w jednym
zdaniu: "Najpierw umacnia się, następnie krok po kroku odbiera obszary swego współregenta,
by ostatecznie w 324 roku zjednoczyć pod swym berłem całe rzymskie Imperium". Tak
widziana historia staje się czystą i aseptyczną rzeczą. Nie płynie krew, nawet jeśli zaraz
dodaje: "Wielokrotnie musi walczyć na granicach, by zabezpieczyć obszar Imperium".
W 328 roku Konstantyn wyrusza na Gotów, w 329 na Alamanów, w 332 znów przeciwko
Gotom, których straty, spowodowane również przez głód i mróz, liczone są na sto tysięcy. I
jeszcze w roku swej śmierci — 337 — "twórca chrześcijańskiego imperium światowego"
chciał wyprawić się wraz z wieloma biskupami polowymi przeciwko Persom.
O tym wszystkim jednak, dzięki czemu Konstantyn stał się twórcą chrześcijańskiego
Zachodu, a co dopiero uczyniło go — jak mutatis mutandis później Karola I — "Wielkim",
niewiele znajdziemy u Marii R.-Alföldi i to raczej wymuszone polemiką ze mną. Również o
osobistym okrucieństwie cesarza, dla którego życie ludzkie nie miało "żadnej wartości"
(Seeck), zainicjowanych przezeń "igrzyskach frankijskich" (14-20 lipca), o "ludi Gothici" (49 lutego), gdy wziętych jeńców całymi stadami rzucał na arenie dzikim zwierzętom, o tym
wszystkim absolutnie nic; podobnie na temat skrytobójczych mordów najbliższych krewnych.
Prawdopodobnie tego brutalnego wyrzynania (jakie jego syn Konstancjusz II kontynuuje już
w roku śmierci swego ojca, proceder mordowania krewnych w ogóle bowiem pozostaje
regułą w chrześcijańskich dynastiach), prawdopodobnie dotyczy tej jego okrutnej cechy
świętego Wielkiego jedno subtelne, kobiece zdanie Marii R.-Alföldi, które chyba nie może
brzmieć bardziej groteskowo: "Zdaje się mieć nawet skłonności do porywczości" (s. 158).
Utrzymanie na życzenie chrześcijańskiego władcy Konstantyna tortur również przed
sądem — "a przewidziane w tym celu metody były okrutne" (Grant) — nie są wspomniane
ani słowem przez "badaczkę Konstantyna o międzynarodowej reputacji" (s. 148). Tak samo
jak haniebne dręczenie niewolników. Kiedy więc niewolnicy umierają od ciosów swych
panów, jak dekretuje Konstantyn 18 kwietnia 326 roku, to zabójcy "są wolni od winy (culpa
nudi sunt) [...] niech się ich panowie nie obawiają dochodzenia (questionem)..." A jego
majestat zabrania w kolejnym dekrecie wręcz wyraźnie sprawdzania, czy niewolnik został
zabity umyślnie, czy nie! Takie rzeczy obrończyni "Wielkiego" pomija całkowicie. Także
niemal każdy szczegół ze szczególnie ważnego i dlatego zdecydowanie najdłuższego
podrozdziału "Od Kościoła pacyfistów do Kościoła klechów polowych". Jego przedmiotem
jest fakt o fundamentalnym znaczeniu, do dzisiaj dezawuujący Kościół powszechny, że jego
teologowie pierwszych trzech stuleci ani na Wschodzie, ani na Zachodzie nie pozwalali na
udział w wojnie; że zabraniali nawet obrony koniecznej i kary śmierci, także skazywania na
nią, jak i jej wykonywania, jak również prowadzącego do niej donosu (że według zarządzenia
kościelnego rzymskiego biskupa i świętego Hipolita z trzeciego wieku nawet myśliwi nie
mogli być chrześcijanami). I oto Konstantyn czyni w 313 roku chrześcijaństwo religią
dozwoloną z ogromną ilością korzyści zwłaszcza dla hierarchów — i od razu dotychczasowi
pacyfiści dostarczają nagle prochrześcijańskiemu państwu owieczek pod nóż. Kto teraz
odrzucał miecz podczas wojny, zostawał wykluczony, męczennicy-żołnierze zniknęli z
kościelnych kalendarzy!
W tym kontekście walczyłem przeciwko starym i nowym obrońcom tak niesłychanej
zdrady, między innymi z Hansem von Campenhausen — na co Maria R.-Alföldi, z
właściwym jej wyczuciem istoty sprawy, nie jest w stanie powiedzieć niczego poza zdaniem:
"Kulminację stanowi sposób cytowania w rodzaju «teolog z wyższych sfer» [...]" (s. 156).
I jak teraz wygląda jej "Inny obraz Konstantyna, szkic w paru zarysach" (s. 157)? Muszę
go tu jeszcze raz skrócić, tam gdzie możliwe w dosłownym przytoczeniu: osłabiony limes
zostaje przez władcę na nowo rozbudowany, wprowadzony bardziej efektywny system
podatkowy, obszar Imperium zrestrukturyzowany w celu pomnożenia dochodów, zwiększona
potężnie administracja. Zawody i zadania — to nie jest mój styl pisania — stają się
przymusowo dziedziczne, braki zostają wedle możliwości usunięte, powstaje potężny sztab
generalny, zostaje założona nowa rezydencja Konstantynopol w strategicznie decydującym
miejscu.
Sam Konstantyn posiada zatem niewątpliwe umiejętności militarne i wie, jak
wykorzystać swe ogromne możliwości, jakie ma jako cesarz. Może być łagodny, działa
jednak radykalnie, gdy jego pozycja zostaje zagrożona, początkowo jednakże pozostaje
ostrożnym politykiem-realistą. Za pomocą swej władzy usiłuje wyrównać podziały między
starą i nową wiarą, preferuje oczywiście chrześcijan, wszakże działa też przy tym najczęściej
ostrożnie i realistycznie, aczkolwiek kwestia wojny sprawiedliwej napadniętych mocno
obciąża dobrych chrześcijan. Krótko mówiąc, odważny odnowiciel, jego działanie wykazuje
zadziwiająco trwałe skutki i służy przyszłości jako użyteczna baza — "także chrześcijaństwo
jest w tym sensie nowe, prowadziło i prowadzi dzisiaj historycznie dalej" (s. 159).
Czyż nie brzmi to dobrze, nie swojsko uczenie, gdy ona, tak pisze wydawca w czołówce,
"reasumuje stan wiedzy na temat Konstantyna"? Czy płynie u niej krew? Czy ludy i plemiona
zdychają w gnoju? Nie, gnój piętrzy się u mnie! Moja "nadmierna, więcej jeszcze,
naładowana uczuciami gorliwość jest dziwaczna", wygląda "niewiarygodnie", uniemożliwia
"rzetelny udział w dyskusji". Tym sposobem do mojego przedsięwzięcia odnosi się "w pełnej
rozciągłości pełne zadumania zdanie francuskiego poety Paula Valery'ego, gdy powiada:
«Historiografia stanowi najniebezpieczniejszy produkt, jaki kiedykolwiek był używany w
laboratorium ludzkiego intelektu»". (Na marginesie: "gdy powiada...", nieco niezdarne,
głupawe, zupełnie zbędne. Nie na marginesie: pani profesor od nauk pomocniczych
starożytności dostarcza w przypisie na tej stronie oryginalną wersję tego zdania. Literówkę
"dangeureux" pominę. Lecz z "laboratorium ludzkiego intelektu", w którym "kiedykolwiek"
coś "warzono" nie ma u Valery'ego ani sylaby. Gdybym ja pozwolił sobie na tego rodzaju
swobodę tłumaczenia, to gwarantuję, że pomocnicza pani naukowiec zarzuciłaby mi
"traduttore, traditore", "tendencyjność", a nawet "kłamliwość").
A poza tym: o trafności bonmotu Valery'ego, jego sygnifikancji 3 , również i ja jestem
przekonany, o znaczeniu tego zdania patrząc na historiografię zazwyczaj opanowaną przez
atrybuty bieżącej polityki, na historiografię, która wprawdzie zawsze gorliwie potępia
wszelkie małe gangsterstwa, często również jedynie domniemane, a co dopiero popełnione,
wisi natomiast uniżenie całymi latami na garnuszku wielkich przestępców. Nieustannie stawia
owa historiografia najbardziej zepsute wzorce. Nieustannie jej perwersyjne wykrzywione
pseudoideały korumpują ludzkość. Jej nędzą, wynikającą zgłęboko nieetycznego, gardzącego
człowiekiem, posłusznego jedynie władzy, otumanionego sukcesem sposobu myślenia, jest
ona obciążona w nie mniejszym stopniu, niż same gloryfikowane przez nią krwawe bestie. I
w nie mniejszym niż chrześcijaństwo. Owo chrześcijaństwo, o którym R.-Alföldi (s. 159)
pisze w bezpośrednim nawiązaniu do "działalności" Konstantyna: "również chrześcijaństwo
jest w tym sensie nowe". Brzmi to nieprzystojnie cynicznie w obliczu jego ówczesnej
niesłychanej zdrady, lecz jest przy tym bezsprzecznie prawdziwe.
I nic nie było równie fatalne dla narodów, zwłaszcza chrześcijańskich, nic nie wydaje tak
niszczącego wyroku na to samo chrześcijaństwo, jak ów osławiony fakt, że "przetrwało
historycznie do dzisiaj" i trwa nadal.
Gdyby jednak po tradycyjnej historiografii, koronującej zwycięzców, będącej jedynie
innym rodzajem hagiografii, nastąpiło dziejopisarstwo i krytyka historyczna — krytyczne dla
władzy, rzeczywiście etyczne, to cóż mogłoby być bardziej pożądanego, cóż bardziej
korzystnego dla narodów, zwłaszcza tych zawsze i wciąż uciskanych i wyzyskiwanych? I tu
wspominam na koniec na słowa poety i myśliciela, na sentencję laureata Nagrody Nobla
Eliasa Canettiego, poprzedzającą pierwszy tom Kryminalnej historii chrześcijaństwa: "Dla
historyków wojny są jak świętość; jako zbawienne lub nieuniknione burze wyłamują się ze
sfery nadnaturalności i włączają w oczywisty i wytłumaczalny bieg świata. Nienawidzę
respektu historyków przed czymkolwiek, co się wydarzyło, tylko dlatego, że się wydarzyło,
ich fałszywych, ustalanych po fakcie miar, ich bezsilności, która pada plackiem przed każdą
formą władzy".
Karlheinz Deschner
ROZDZIAŁ 1.
Cesarz Ludwik I Pobożny (814-840)
"Rzesza Ludwika miała być państwem pokoju [...]. Nie wykluczało to jednak wojen
przeciwko poganom, lecz ją wręcz do nich zmuszało,
ponieważ byli uważani za sprzymierzeńców szatana".
Heinrich Fichtenau 4
"Jak zachowywał się Kościół w tym smutnym czasie? Jest rzeczą ciekawą obserwować,
jak Kościołowi udaje się zdobyć zwierzchnictwo, gdy władza cesarska chyli się ku upadkowi.
Jest oczywiste, że decydującą rolę odegrali tu frankijscy biskupi [...]. Wszystko wskazuje na
to, że tacy panowie jak Agobard i Wala, Paschazjusz Radbert, Bernard z Wienny i Ebbo z
Reims trzymali w rękach nitki tych zawikłanych intryg i wykorzystali żądzę władzy i ambicje
świeckich w najuczciwszych i bezinteresownych zamiarach dla większej chwały Boga".
H. Daniel-Rops 5
"Lecz z państwem działo się tak, że każdy gnany swymi złymi namiętnościami szukał
jedynie swej korzyści, z dnia na dzień gorzej".
Nithardi historiarum 6
"[...] a nędza ludzi rosła po wielekroć z każdym dniem".
Annales Xantenses (834 r.) 7
Karol "Wielki", Święty, był aktywny nie tylko na polu bitwy. O ile wiadomo, spłodził
również dziewiętnaścioro dzieci, ośmiu synów, jedenaście córek i to jednocześnie z
dziewięcioma różnymi kobietami (oczywiście jest to mała trzódka wobec 61 dzieci biskupa
Henryka z Leodium, owego pracowitego robotnika w winnicy Pańskiej, któremu papież
Grzegorz X wylicza w XIII wieku zaledwie "14 synów w ciągu 22 miesięcy ").
Mimo jednak błogosławieństwa w dzieciach dla Karolinga nie było żadnych problemów z
sukcesją.
Na wypadek śmierci Karol podzielił Rzeszę w tak zwanym Divisio regnorum między
swych trzech synów. Każdy zobowiązany był przy tym do defensio sancti Petri, obrony
Kościoła rzymskiego. Jednakże zupełnie nieoczekiwanie przyszło ojcu pochować dwu
starszych synów: w roku 810 Pepina, a w rok później Karola, któremu najwyraźniej długi
czas była przeznaczona korona cesarska jako głównemu spadkobiercy. Był to dla króla cios
tak wielki, że zamierzał zostać mnichem. Z "legalnych" synów pozostał mu już jedynie
urodzony w roku 778 w Chasseneuil koło Poitiers Ludwik, najmłodszy i, jak wiedział,
najmniej zdatny do panowania, który ostatecznie został w wieku trzydziestu sześciu lat
cesarzem, potem został zrzucony z tronu, znowu na nim osadzony, jeszcze raz strącony i
ponownie przywrócony.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy? W każdym razie pobożny Ludwik, co ważniejsze
niż wszystko inne, już od małego "uczył się zawsze bojaźni bożej i miłości", jak to przekazuje
około roku 837 jeden z jego współczesnych biografów, czcigodny Frank Thegan, biskup
sufragan diecezji trewirskiej, proboszcz kapituły św. Kasjusza w Bonn. Od roku 781 Ludwik
był królem Akwitanii, namaszczonym przez papieża Hadriana I. A w niedzielę 11 września
813 roku jego ojciec ogłosił go w Akwizgranie swym następcą i kazał ukoronować na
współcesarza, tym razem rezygnując z udziału papieża, a nawet jakiegokolwiek duchownego.
Wszakże odbyło się to wszystko przed ołtarzem, "na chwałę naszego Pana Jezusa
Chrystusa" po długich modłach obu możnych. Karol napominał swego syna i następcę do
szczególnej miłości i bojaźni Wszechmogącego, by przestrzegał we wszystkim jego
przykazań, kierował jego kościołami, czcił kapłanów jak ojców, a lud kochał jak synów.
Krnąbrnych i złych ludzi miał przymuszać do zbawienia, opiekować się klasztorami i
ustanawiać sługi boże. Prawie nie było końca zaklinaniu Pana, ale potem — gdy Ludwik
zaprzysiągł wszystkiego dotrzymywać — ukoronował go na współcesarza, na co lud
zakrzyknął "Niech żyje cesarz Ludwik!" i obaj monarchowie wysłuchali mszy.
Od czasu koronacji Karol, podupadający już mocno na zdrowiu, cierpiący na niedowład
jednej stopy — jeśli możemy zaufać biskupowi Theganowi — modlił się jedynie, rozdzielał
jałmużnę i "poprawiał", albo jak mówi Thegan, "korygował najlepiej" (optime correxerat)
wszystkie cztery ewangelie, nieomylne Słowo Boże, nim zmarł 28 stycznia 814 roku.
Pozostawiał synowi ogromną Rzeszę, prawie w całości zagrabioną przez niego samego lub
jego przodków i poprzedników, składającą się z czterech wielkich części: Francji, centralnej
części państwa, z dworami królewskimi i wielkimi opactwami, a dalej Germanii, Akwitanii i
Italii 8 .
Zabijanie i modlitwa
Dwie dziedziny, które od dawna i jeszcze przez wiele stuleci determinowały każdego
chrześcijańskiego władcę, odcisnęły się na życiu młodego Ludwika: wojna i Kościół.
Wszyscy szlachetnie urodzeni chrześcijanie winni byli poznawać tak zwane rzemiosło
wojenne od wczesnego dzieciństwa. Z reguły musieli być wykształceni w sztuce rycerskiej
przed osiągnięciem dojrzałości, a w wieku 14 lub 15 lat, czasem jeszcze wcześniej, zdolni do
władania bronią. I, co oczywiste, "możni palili się do wyruszenia na wojnę" (Riche).
(Natomiast nie było wśród nich ani jednego "Wielkiego", który by umiał czytać czy wręcz
pisać. "Piszą trzy palce, a pracuje całe ciało", brzmiało powszechnie cytowane porzekadło.
Znaczyło to, że pisanie niszczy oczy, wykrzywia plecy, szkodzi żebrom i brzuchowi, bolą
nerki, całe ciało odczuwa wstręt).
Również Ludwik, silnego ciała i mocnych ramion, który w jeździe konnej, strzelaniu z
łuku i rzucaniu oszczepem nie miał "równego sobie", ale według wyników badań był
pokojowo usposobiony, towarzyszył ojcu na jego żądanie w niszczycielskiej wyprawie
przeciw Awarom (IV, s. 291 i nast.), w każdym razie aż do Lasu Wiedeńskiego. Wkrótce
potem, w roku 793, wspierał — znów na ojcowski rozkaz — w odwetowej wyprawie swego
brata Pepina w południowych Włoszech. Najpierw młodzieniec świętuje "dzień narodzin
Chrystusa w Rawennie" — jak pisze autor drugiej mu współczesnej (i jedynej pełnej)
biografii Ludwika, według własnych słów żyjący od roku 814 na cesarskim dworze i dla swej
znajomości gwiazd zwany Astronomem, nieznany duchowny cesarskiej kaplicy — a potem
"wpadają połączonymi siłami do prowincji Benewentu, pustoszą wszystko, dokąd się obrócą
[...]".
Ludwik był przy tym szczególnie dobrym chrześcijaninem, jeszcze lepszym niż jego
święty ojciec. Wiele współczesnych świadectw, wśród nich 28 samych dokumentów z Fuldy
z lat 819 — 838, nazywa go pius, piissimus; przydomek władcy wszakże od dawna zakrzepły
w pusty frazes. Jednakowoż często opowiada się o "pobożności" Ludwika; i owszem,
frankijski kleryk Ermoldus Nigellus pisze w panegirycznym eposie in honorem Hludovici
Christianissimi Caesaris Augusti (od którego spodziewa się wyraźnie unieważnienia wyroku
skazującego na banicję), że Ludwik rządzi wręcz "z pomocą swej pietas". Zresztą cesarz
otrzymał zadomowiony we wszystkich europejskich językach przydomek pius (Pobożny, le
Pieux, U Pio, the Pious, również Louis le Debonnaire, Łagodny, nowożytne deprecjonujące
miano francuskich historyków) wcale nie za swego życia, gdy go zwykle zwano Hludovicus
imperator, lecz najwcześniej zapewne pod koniec IX wieku.
Już jako dziecku dano Ludwikowi wicekrólestwo Akwitanii oraz dano do boku Radę
Regencyjną i tam powrócił na wiosnę roku 794 po wyprawie do Benewentu w towarzystwie
comites swego ojca. I tak umiał nie tylko ukrócić władzę rodzimej arystokracji, lecz również
wyprawić się do południowego sąsiada — oczywiście jedynie na odgórne polecenie — co
wyczerpało wszystkie akcje w polityce zagranicznej, a zwłaszcza militarne, króla.
Na rozkaz Karola jego pobożny, pokojowo usposobiony syn napadał po wielekroć
Hiszpanię. Podbił i zniszczył Leridę. "Następnie — pisze Astronom — i po tym, jak pozostałe
miasta zostały spustoszone i spalone, poszedł do Huesci. Obfitujący w żyzne pola obszar
wokół miasta został przez drużynę stratowany, spustoszony, spalony, a wszystko, co się
znajdowało poza miastem, zniszczone przez ogień".
Jak prawie zawsze w owym czasie jedynie zima powstrzymała młodego Ludwika od
dalszych dokonań chrześcijańskiej kultury. Poza tym katolicki heros palił poza miastami
okazjonalnie również ludzi, jeśli nawet tylko "prawem odwetu" (Anonymi vita Hludovici);
zupełnie po biblijnemu: oko za oko, ząb za ząb.
I ledwie "to załatwił", według tego samego źródła, "wydało się królowi i jego doradcom
konieczne, pomaszerować do ataku na Barcelonę". I gdy oblężeni z głodu całymi tygodniami
zjadali już tylko starą skórę, służącą do zawieszania na drzwiach, a inni ze zwątpienia nad
nędzą wojny rzucali się głową w dół z murów, poddał się niecny wróg, a Ludwik uczcił to
"poświęconym Bogu świętem dziękczynnym", wszedł z kapłanami, "którzy poprzedzali jego i
wojsko, w uroczystym pochodzie, wśród pieśni pochwalnych w bramy miasta i udał się do
kościoła świętego i zwycięskiego Krzyża [...]".
Oczywiście Ludwik raz za razem nachodził wrażych hiszpańskich sąsiadów, bliżej nie
było już nikogo. Astronom donosi o takich napadach w ciągu kolejnych lat. "Następnego lata
wyruszył on jednak z tak wielką siłą, jaka mu się wydała konieczna, do Hiszpanii, przez
Barcelonę do Tarragony, pojmał, kogo tam znalazł, innych zmusił do ucieczki, a wszystkie
osady, kasztele i miasta do Tortosy zniszczyło wojsko i strawił lasy płomień". Potem znów
napadli z ukrycia od tyłu na nie przygotowanego przeciwnika, "spustoszyli jak okiem sięgnąć
kraj nieprzyjaciół [...], walczyli mocno i zmusili ich z pomocą Chrystusa do ucieczki. Kogo
chwycili, zabijali i z radością brali łupy [...]. Król Ludwik wrócił jednak do domu, po
radosnym powitaniu swoich ludzi i całkowitym spustoszeniu nieprzyjacielskiego kraju".
Wierny chrześcijanin.
Przy tym można przeczytać w starym standardowym dziele katolickim o Ludwiku: "O
wszystkich myślał dobrze", jego charakter był "szlachetny", jego serce "przyozdobione
wszelkimi dobrymi obyczajami" (Wetzer, Welte). Krwawy miecz i złoty charakter, pasuje to
ze wszech miar do tej religii; czyż nie był to daleki, skromny odblask wręcz samego Pana
Boga i jego praktyk z ogniem piekielnym?
Albowiem, słowami ostrej jak brzytwa teologiki doktora Kościoła papieża Grzegorza I
"Wielkiego": "Wszechmocny Bóg, w swej dobroci, nie znajduje zadowolenia w męce
nieszczęsnych; ale w swej sprawiedliwości nie będzie, karzączłych, na wieki wieków
łagodnie usposobiony".
Wygodna religia. W każdym przypadku zawsze coś znajdzie.
Z tym właśnie Bogiem, dobrym, lecz przeciwnym ludziom złym — a wszyscy wrogowie
są źli — "na wieki wieków nie łagodnym", dokonywała się każda grabież i każdy mord, jak to
było już za czasów miłych Bogu Merowingów i Pepinidów, wciąż od nowa na
chrześcijańskim Zachodzie. I dalej czytamy: "Lecz z ufnością w pomoc bożą nasi, choć
nieporównanie i liczebnie daleko słabsi niż tamci, zmusili jednakże wrogów do ucieczki i
zapełnili drogę uciekających wieloma ciałami: i nie prędzej odstąpili od mordowania (et Leo
usque manus ab eorum caede non continuerunt), niż gdy słońce, a z nim dzienne światło,
znikło i cień pokrył ziemię, zaświeciły się błyszczące gwiazdy, by noc rozjaśnić. Następnie
powrócili z pomocą Chrystusa z wielką radością i wielkimi skarbami do swoich".
Prawie romantyczne, taki mały upust krwi. I zawsze tylko z Bogiem, jego pomocą, jego
błogosławieństwem, jego ochroną. Na przykład, gdy już właśnie kogoś tam powieszono, a
"prawie wszystkim pozostałym odebrano kobiety albo synów", to jest napisane, że zaraz
potem: "król i jego ludzie pod ochroną bożą ruszyli do domu".
Niekiedy Ludwik nie mógł brać udziału w wyprawach "we własnej osobie". Lecz w
następnym roku wyprawia się znów na Tortosę: "tak uciskał i szkodził miastu za pomocą
taranów, katapult i innych machin oblężniczych, że jego mieszkańcy porzucili nadzieję [...]".
Albo wyrusza na Basków. Na samą "pogłoskę", że chcieli podnieść głowę, król zarządza dla
"dobra publicznego" nową wyprawę wojenną, pozostawia "wszystko, co posiadają, wojsku do
splądrowania. Wreszcie gdy wszystko, co mogło do nich należeć, zostało zniweczone,
przyszli błagać o łaskę i na koniec musieli, straciwszy wszystko, uważać za wielki dar, że
otrzymali przebaczenie" (Anonymi Vita Hludovici).
Tak się wychowuje swoich ludzi. Krótko mówiąc, w coraz większej mierze potwierdza
się, że w przypadku Ludwika Pobożnego, powtarzając za Fichtenauem, "chrześcijańska nauka
osiągnęła głębsze pokłady [...]", żeby bowiem krew tych wszystkich barbarzyńsko wyciętych
w pień nie tryskała zbyt mocno, żeby ta kronika nie utonęła już całkiem w grozie, coraz
mocniej wynosi się pierwiastek duchowy, boski i z godnością maże się go krwią. Jak
Ludwikowi "nikt w strzelaniu z łuku lub rzucaniu oszczepem nie dorównywał", w robieniu
orężem, instrumentami mordu, tak również posiadał, wychowany w surowym duchu
monastycznym Akwitanii, Adjutor Dei, adiutant, służebnik tak zwanego Boga, co zawsze
oznaczało Kościoła, znaczącą godność kapłańską, a takoż duchowo ochocze kolana. Dlatego
biskup Thegan powiada o nim w tym samym kontekście: "Nigdy nie podnosił swego głosu do
śmiechu". Oraz: "Gdy udawał się codziennie rankiem na modlitwę do kościoła, zginał zawsze
kolana i dotykał czołem podłogi, długo pokornie się modląc, niekiedy wśród łez [...]". Krótko
mówiąc, tak relacjonuje następnie jego biograf-biskup: "i zawsze zdobiły go wszelkie dobre
obyczaje". A nawet, "świętą pobożnością powodowany", zdradza również żywot Ludwika,
nie pozwolił "zaniedbać niczego, o czym sądził, że mogło przysporzyć chwały świętemu
Kościołowi bożemu".
Ludwik Pobożny znajdował się od dzieciństwa pod wpływem kleru. Od początku tak
mocno był związany z Kościołem, że tylko ojciec powstrzymał go od zostania mnichem. Jak
go później wychwala Astronom, tak bardzo "zabiegał o służbę bożą i wyniesienie świętego
Kościoła, że według jego uczynków bardziej można by go nazwać kapłanem niż królem".
Ludwik, pietystyczny, hiperklerykalny, raczej wrogi kultywowanej przez swego ojca kulturze,
nie tylko zastąpił w Akwizgranie żądnych uciech dworaków duchownymi, lecz także wygnał
wszystkie prostytutki i zamknął swe siostry w klasztorze.
Stosownie do tego jego sposoby rządzenia są nacechowane ideami kościelnymi: prałaci
albo współdecydują, albo sami sprawują władzę. Również gdy od roku 819 następują zmiany
personalne wśród jego doradców, gdy umiera arcybiskup Kolonii Hildebald, a opat
Helizachar się wycofuje, to nowi doradcy, na czele z arcykapelanem i kierującym nadworną
kaplicą, opatem Hilduinem z St. Denis, również opaci St. Germaine-des-Prés, St. Medard
koło Soissons, St. Ouen w Rouen i Salonne stoją oczywiście nie tylko blisko Kościoła, ale są
znów najczęściej duchownymi, a w kwestiach Kościoła reprezentują nawet raczej "jeszcze
bardziej radykalny kierunek niż ich poprzednicy" — a później stają się najgłówniejszymi
przeciwnikami jego drugiej żony Judyty 9 .
"Początek nowych reform [...]" — do pięciu litrów wina i czterech litrów piwa
dziennie na kanonika
Szczególnie w pierwszych latach po przejęciu całkowitej władzy Ludwik zwołał szereg
synodów do Akwizgranu i rozkazał zebrać się wyższemu duchowieństwu, by radzić nad
szczegółami wielkiej, reformy Kościoła. Wszak dla jego programu Renovatio regni
Francorum jedność Kościoła była warunkiem jedności Rzeszy.
Tak więc na zgromadzeniu w Akwizgranie późnego lata roku 816 opracowano w
Institutiones Aquisgranenses regułę dla kanoniczek, przede wszystkim jednak odnowiono
regułę dla kanoników, którą na podobieństwo vita communis stworzył około roku 755 święty
biskup Chrodegang z Metzu, pochodzący z jednego z "najpierwszych" rodów "frankijskiej
arystokracji". Wobec jego "reformy" w lokalnych ramach prowadzono dalej reformy o
powszechnym znaczeniu, a w szczególności "dążono teraz do dużo mocniejszego
ukierunkowania kanoników na ideał monastyczny" (W. Hartmann).
Pewne wyobrażenie o tym przekazują przepisy odnośnie pożywienia i napojów wielkiego
synodu akwizgrańskiego z roku 816. Każdy kanonik — taka "równość" panowała już w tym
okresie rozwiniętego feudalizmu — miał otrzymywać tę samą ilość jadła i napojów, każdy nie
tylko cztery "funty" chleba, lecz również — w zależności od okolicy — od jednego do pięciu
litrów wina. I dodatkowo jeszcze do czterech litrów piwa, również dziennie! Oczywiście
badacze widzą w tym dopiero "dążenie" do monastycznego "ideału". (Lub jak Wilfried
Hartmann daje odnośny tytuł: ,,a) Początek nowych reform". — W XII wieku niedzielny
obiad kapituły katedralnej w Bambergu składał się z ośmiu dań, a w wieku XVIII uczta
urodzinowa opata z Ebrach z dwudziestu ośmiu) 10 .
Co znajdowało się w centrum uwagi wyższego duchowieństwa ówcześnie (jak i dzisiaj),
odzwierciedlają dość wiernie dokumenty. Było to mianowicie przekonanie, że jego państwo
jest "z tego świata".
Walka o "dobra kościelne" i przeciwko kościołowi prywatnemu
Już w roku 813 duża część kanonów pięciu frankijskich conciliae (w Arles, Reims,
Moguncji, Châlon i Tours) wspominała o kościelnych dobrach, budynkach i darowiznach na
rzecz Kościoła, a nawet każdy z pięciu synodów podnosił temat dziesięciny. Świadczy to
zresztą o powszechnej u duchowieństwa żądzy pieniędzy, jeśli (nie tylko w owym czasie)
trzeba było zabronić urządzania targów w kościołach! Ale przecież ostatecznie już w czasach
biblijnych uczyniono z domu Pana "jaskinię zbójców". Nie dziwi zatem, kiedy po Bożym
Narodzeniu roku 818 conuentus w Akwizgranie "mocno obraduje nad stanem Kościoła i
klasztorów"; kiedy już rozdział 1 dokumentu sejmu Rzeszy lat 818-819 poświęcony jest
ochronie dóbr kościelnych; rozdział 7 dotyczy darowizn na rzecz Kościoła, takoż punkt 8;
kiedy rozdział 12 objaśnia dziesięciny z nowo założonych wsi, rozdział 14 jeszcze raz
dziesięciny, a nawet dziewięciny kościelne; i kiedy końcowy rozdział 29 znowu się zwraca ku
dobrom kościelnym oraz kwestii kościołów prywatnych, co również podnosiły rozdziały 6 do
14.
Kościół prywatny (ecclesia propria) był tak zwanym domem bożym (klasztorem),
objętym prywatnym prawem własności, stojącym w posiadłościach świeckiego lub
duchownego właściciela ziemskiego i podlegał mu również całkowicie w każdej dziedzinie,
ekonomicznej i duchowej. Jak do każdego kościoła krajowego należały całkowicie i w pełni
już w IX wieku własne dochody i dobra ziemskie, tak również właściciel ziemi, na której stał
kościół, rozporządzał budynkiem kościoła jak innym prywatnym majątkiem. Dysponował on
w sposób nieograniczony korzyściami z wszystkich dóbr takiego kościoła łącznie z jego
przychodami, majątkiem, zabudowaniami, zyskiem, wszelkiego rodzaju daninami, niekiedy
dziesięciną, regaliami, spoliami etc., jak też posiadał prawo obsadzania i odwoływania z
urzędów duchownych lub (w przypadku klasztorów) opatów.
Kościoły prywatne, wyrosłe już w starożytności na rzymskim gruncie, były w końcu
rozpowszechnione w całej Europie, a najbardziej popularne stały się w państwach
germańskich w IX i X stuleciu. Od wprowadzenia powszechnego obowiązku dziesięciny
opłacało się więc wybudować kościół i być jego właścicielem. Kościoły prywatne były coraz
bardziej lukratywną inwestycją i pożądanym przedmiotem spekulacji ekonomicznych, kupna,
zamiany, wypożyczeń, darów, dziedziczenia itp., krótko mówiąc "domy boże" stały się
"rentowną lokatą kapitału" (Schieffer), "przedsięwzięciem przynoszącym zysk" (Nylander).
Wiąże się z tym z pewnością w sposób decydujący fakt, że Kościół stopniowo zaczyna w
rozwiniętym średniowieczu zwalczać początkowo przezeń długi czas tolerowane, już od
czasów karolińskich tak faktycznie, jak i prawnie usankcjonowane kościoły prywatne. Przy
tym, co godne uwagi, kwestionuje najpierw — dla zachowania pozorów, jako jawnie
szczególnie niewłaściwe — dysponowanie przez świeckich urzędami duchownymi w
kościołach prywatnych, następnie zaś daleko ważniejsze dlań prywatne korzyści osiągane
przez świeckich, aż do groźby ekskomuniki i wreszcie do ostatecznego ich zakazu — podczas
gdy władza biskupów i klasztorów nad kościołami prywatnymi pozostaje nie naruszona! 11
Tak więc Ludwik Pobożny, pozostający pod przemożnym wpływem Kościoła,
zainicjował również pewne radykalne nowości w polityce agrarnej wobec dóbr kościelnych.
Mieli zatem świeccy właściciele ziemscy zostać pozbawieni istotnego źródła wpływów,
stracić w ogóle jakikolwiek wpływ na obsadzanie urzędów kościelnych, przez co cesarz
popadł w ostry konflikt z arystokracją.
Biskupi przypominali tymczasem bezustannie o użytkowanych do celów państwowych
"dobrach kościelnych", o wyrządzanych tym dobrom "krzywdach" i o ich zwrocie. Tak było
na sejmie Rzeszy w roku 822 w Attigny, rok później znowuż na zgromadzeniu w Compiegne.
Oraz w dalszych oświadczeniach przedtem i potem.
W mowie przed synodem w roku 822 zaangażował się mocno na rzecz dóbr kościelnych
również osławiony arcybiskup Agobard z Lyonu, którego życiową misją była "chrystianizacja
świata" (Boshof) i — na co najwyraźniej nie uzyskał zezwolenia cesarza — zwalczanie
żydów (których Agobard atakuje w pięciu traktatach, przy czym antycypuje faszystowski
slogan "Nie kupujcie u żydów"!). Dobra kościelne miały być tak święte, jak to było możliwe.
Przeto arcybiskup ogłasza wszystkie kanony za nienaruszalne, jako że powstały na koncyliach
w zgodzie z Pismem Świętym i przy współdziałaniu Ducha Świętego. Ergo każde ich
naruszenie było sprzeciwem wobec Boga, jakakolwiek sekularyzacja dóbr kościelnych
naruszeniem praw boskich.
Tak to funkcjonuje: wszystko, co duchowieństwo chce mieć, zagarnąć i zachować, należy
do Boga. A w Boga nie wolno godzić w żadnym wypadku! (Bóg zaś, tego musi się nauczyć
świat wiernych, jest w praktyce kupą prałatów żądnych władzy i pieniędzy).
Ludwik Pobożny umocnił także wyjątkową pozycję klasztorów w gospodarce narodowej
i wspierał ją poprzez udzielanie licznych zwolnień celnych, praw do bicia monety, zwolnień z
obowiązkowych świadczeń wojskowych i innych opłat, co jest kontynuowane przez jego
następców, gdy przede wszystkim występują coraz częściej nadania w rzeczach i monecie 12 .
Reforma prawa małżeńskiego i zaćmienia księżyca albo o zabobonach cesarza
Nie może dziwić, że pod rządami związanego z klerem władcy rozpowszechniał się nadal
coraz bardziej kościelny kodeks cnót i moralności, jeśli nawet — jak zwykle — na papierze.
Szczególnie dotyczy to Ludwikowego prawa i polityki wobec małżeństwa. Identyfikował się
zupełnie, w tym przypadku nie zawsze na korzyść państwa, z życzeniami duchowieństwa.
Jeśli chrześcijańscy Merowingowie hołdowali jeszcze mocno poligamii (p. np. IV, s. 65),
podobnie wcześni Karolingowie, konkubina niemal dorównywała rangą poślubionej żonie,
tak że sam Kościół przez jakiś czas tolerował, jak świadczy o tym choćby synod w Moguncji
(852 c. 15), to Ludwik Pobożny nie tolerował już nawet monogamicznego konkubinatu.
Sam wszakże początkowo w nim żył. Już w roku 794, mniej więcej jako szesnastolatek,
związał się z Ermengardą, córką hrabiego Ingrama z rodu Robertynów, zapewne po to, by
uchronić się od rozpusty — jak pisze jego anonimowy biograf — od "naturalnych gorących
popędów swego ciała". A przecież najwyraźniej miał już wcześniej stosunki z kobietami, z
których zrodzili się Alpais i Arnulf. Jednakowoż od czasu swego samooczyszczenia żył tak w
pierwszym, jak i drugim małżeństwie w zgodzie z prawem kanonicznym, nie wziął sobie ani
nałożnicy, ani nie rozwiązał samowolnie żadnego z małżeństw, jak i ożenił przykładnie swe
dzieci, przynajmniej synów zrodzonych z Ermengardy, Lotara (795 r.), Pepina (około 797 r.) i
Ludwika (806 r.), podczas gdy dwie z jego córek, Rotruda i Hildegarda, wyszłyza mąż chyba
dopiero "po okresie próbnym".
Najwyraźniej nie powiodło się monarsze z inspirowaną przez Kościół reformą prawa
małżeńskiego. Rezygnacja z wcześniejszej różnorodności form małżeństwa oraz ze
szczególnych form małżeństwa władcy zagroziła bowiem jego dążeniom do jedności Rzeszy i
doprowadziła do znaczej niepewności wobec prawa. A po nim powrócono do starych praktyk
prawniczych; w Rzeszy Ludwika Niemieckiego oraz Karola Łysego stawiano własne korzyści
zdecydowanie ponad nauką Kościoła, o której przypominano sobie najczęściej jedynie
wówczas, gdy chodziło o wykluczenie politycznych rywali lub niewygodnych partnerów 13 .
Cesarz wspierał także chrześcijański zabobon, jak to już było w przypadku długiego
szeregu jego przodków.
Tak na przykład wciąż sprowadzano z Rzymu święte zwłoki, jak również je
uprowadzano: na przykład świętego Marcelina czy świętego Piotra (jak uczynił to Ratleik,
pisarz Einharda — wioząc je przez Michelstadt w Lesie Odeńskim), po czym owe ciała, jak
zapewniają Roczniki Rzeszy, "stały się sławne dzięki wielu znakom i cudom". Przybyły
również "kości świętego męczennika Sebastiana' — "świętego wojskowych", patrona
żołnierzy, bractw kurkowych, dobrego poza tym na zarazy ludzkie i bydlęce. I uczyniły też
"szczątki świętego bojownika Chrystusa" wkrótce "taką mnogość dobrodziejstw, że ich ilość
przewyższa wszelką liczbę. A ich właściwości czyniły je wręcz niewiarygodnymi [...]".
Wszak, dodaje duchowny anonimowy kronikarz — i to, jak bardzo często, nie jako własny
wymysł, lecz parafrazując Roczniki Rzeszy — "dla wierzącego jest wszystko możliwe"
(omnia possibilia esse credenti) 14 .
Natychmiast reagował też władca wszystkich Franków, gdy "znaki" poruszyły jego
wrażliwość, rzeczy, którymi "się wiele [...] zajmował", ruchy gwiazd, straszliwe komety,
trzęsienia ziemi, zaćmienia księżyca, zboże spadające z nieba, "niesłychane tony [...] w porze
nocnej", "częste i niezwykłe błyskawice, spadanie kamieni z gradem, zarazy wśród ludzi i
bydła". Nie mniej poruszył go post mniej więcej dwunastoletniej dziewczynki ze wsi
Commercy koło Toul, która — oczywiście — "po spożyciu świętej wieczerzy" z ręki księdza
ani jadła, ani piła i "tak dalece zapamiętała się w poście, że w ogóle nie przyjmowała żadnego
pożywienia cielesnego i nie dopominając się jedzenia przepędziła trzy pełne lata", jak
relacjonują kroniki. Podobne rzeczy spędzały wrażliwemu cesarzowi sen z powiek. Zdarzyło
się, że dla tej przyczyny nie zmrużył oka przez całą noc, lecz "wśród pieśni dziękczynnych i
modłów do Boga" doczekał poranka — wszak było dla niego jasne, "że te cudowne znaki
zapowiadały ciężkie nieszczęścia dla rodzaju ludzkiego". Rozkazał zatem dla ich odwrócenia
post i ustawiczne modły i bogatą jałmużnę dla zjednania Boga rozgniewanego przez
pozbawionych skruchy i nieskłonnych do pokuty grzeszników. Jałmużnę nie tylko dla
biednych, ale i na rzecz sług bożych, księży świeckich i mnichów, "i rozkazał każdemu, który
był do tego zdolny, odprawiać msze; nie tak bardzo ze strachu o swoje dobro, jak z
zatroskania o powierzony mu Kościół" — jakkolwiek też niektóre znaki, jak wiedział,
"wskazywały na przemiany w Rzeszy i śmierć księcia [...]" Właśnie, a potem "udał się na
łowy w Ardeny" (Anonymi Vita Hludovici) 15 .
Rok w rok wojna, zabici, pożoga, zniewolenie. I dzień w dzień kościół, długie pokorne
modły. Jednakowoż wszystko to uzupełnia się tutaj — i nie tylko — jak najnaturalniejsza
rzecz pod słońcem, "na chwałę Świętego Kościoła".
Do tego doszły jeszcze łowy.
"[...] owa mordercza zabawa, łowy"
Łowy odsuwały w przypadku Ludwika Pobożnego co roku na całe miesiące nawet wojnę
i dyplomację na plan dalszy, same dawały zresztą możliwość przygotowania się do wojny.
Przy czym ogromne knieje średniowiecza były ubogie w dziczyznę, "puste do zamorzenia
głodem", tak że pewien starosaski poeta mówi wręcz o "grobie lasu" (waldens hileo).
Wszelako: "W sierpniu wszakże, gdy jelenie mają najwięcej tłuszczu, oddawał się łowom,
póki nie przyszedł czas dzików". Działo się to po prostu "obyczajem królów frankijskich".
Mówi się też o tej samej namiętności Ludwikowego syna Pepina, króla Akwitanii. Nawet
żyjący na akwitańskim dworze duchowny Ermoldus Nigellus napomina Pepina, by nie
zaniedbywał obowiązków swego wielkiego powołania dla swej niepomiernej pasji do
polowania i psów.
A polowanie pozostało feudalnym i książęcym obyczajem (znów popełniam rzekomy
grzech historycznego "anachronizmu") przez całe stulecia. Jak bowiem mówi Christian
Weisse: "Z wszystkich rycerskich przyjemności nie ma takiej, która by bardziej przypadała do
gustu, jak owa mordercza zabawa, łowy". A Friedrich Heer, który uwydatnia bliski związek
łowów i wojny, polowania na zwierzęta i ludzi zwłaszcza w życiu arystokracji od czasów
Karola zwanego "Wielkim", postuluje zbadanie "morderczej żądzy polowania owych
możnych panów" pod względem psychologicznym i metapolitycznym 16 .
Na polowanie wyprawiano się niegdyś i teraz wprawdzie przede wszystkim dla
"przyjemności", jednakże i dla profitów, dla których we wczesnym średniowieczu niejaki
Othere w dwa dni z zaledwie sześcioma sługami ("oszczepnikami") położył 60 morsów.
"Ludzie cywilizacji zachodniej unicestwiają lasy, niszczą «biotopy», wytrzebiają połowę
populacji zwierzęcej", pisze Johannes Fried w swym poczytnym dziele Die Formierung
Europas (Kształtowanie Europy).
Również i bogobojnego Ludwika nic nie jest w stanie powstrzymać, żaden cud, żaden
znak ni zraza. Nawet w roku 820, gdy wśród ludzi i zwierząt wybuchła szczególnie groźna
epidemia, która w całej Francji nie oszczędziła "ni piędzi ziemi", ów ogarnięty pasją Nemrod
nie zrezygnował ze "swych zwyczajowych łowów jesiennych" — historiograficzna
skromność. Ściganiu, ranieniu, zabijaniu zwierząt w zazdrośnie strzeżonym rewirze
łowieckim (brolium, foresta, foret, Forst, bór) — nawet wobec mnichów — oddawano się
bowiem od późnego lata aż po zimę (na koniec były łowy z sokołem na dzikie ptactwo), a
preferowano okolice Akwizgranu, Wogezy, Ardeny, Eifel, Frankonię czy dobra frankfurckie
w Kreuznach. Jednakowoż Merowingowie obierali za miejsce pobytu również okolice Paryża
ze względu na rozległe bory, a jeszcze po stuleciach było tam nie mniej lasów.
Do tego dochodziły specjalne mordercze rewiry w najbliższej okolicy palatiów —
Karolingowie mieli własne "palatia myśliwskie" (później wydano specjalne ustawy
łowieckie) — w celu uprawiania łowów z małą drużyną, przy okazji wizyt oficjalnych gości z
innych państw i uczt państwowych. I tak Ludwik zaprosił króla Duńczyków Haralda w czasie
jego odwiedzin w Ingelheim na łowy na jednej z wysp Renu, a następnie na pieczenie jelenia,
sarny i dzika nadziewanych mięsem niedźwiedzim — "a takoż kler otrzymuje niektóre
smakowite kąski", wszystko to pośród boru pod rozpiętym namiotem. Tak, najpierw "łowy
jesienne", potem "wedle starodawnego i wciąż mu drogiego obyczaju" i znowuż "urodziny
Pana i Wielkanoc" wraz z następującą po niej wojną w letniej porze. A zaraz potem tłuste
jelenie. Następnie spasione dziki — cesarz "oddawał się jak zwykle jesienią polowaniu";
"polował tu, dopóki mu się podobało i bliskie chłody zimy dozwalały"; uprawiał "dopóki
starczyło ochoty łowienie ryb i polowanie". A potem znowu "z godnością, jaka mu przystoi",
różne święta, szczególnie "narodziny Pana i pozostałe", a przede wszystkim jego
zmartwychwstanie. I na nowo jakaś świeża mała wojenka. "W sierpniu wszakże, gdy jelenie
[...]".
Czyta się to jak satyrę, ale to nie ja ją reżyseruję, to reżyseria tych możnych panów. Są to
kulminacyjne momenty cesarskiego roku chrześcijańskiego. A czasami łowy dominowały
przez cały rok. Na przykład anno Domini 825. Ledwie zdążono uczcić w Akwizgranie
"świętą Wielkanoc", z początkiem kwietnia, "przy radosnej wiosennej pogodzie udał się na
łowy do Nijmegen". W połowie maja powrót na sejm Rzeszy do Akwizgranu, potem w drogę
"do Lasu Wogeskiego do Remiremont na łowy"; "po skończonych polowaniach do
Akwizgranu", w sierpniu następny sejm Rzeszy, a potem znowu do Nijmegen i "powrócił po
zakończeniu łowów jesiennych z początkiem zimy do Akwizgranu".
Rządzenie jest męczące. Trzeba odprężenia. Nie tylko za pomocą zabijania jeleni, danieli,
łani, loch i takoż wilków, niedźwiedzi, żubrów (bubalus), turów (urus) i innych Było trochę
tej zwierzyny w niemieckich lasach. I tylko czekały, by przelać krew dla cesarza. I oczywiście
dla możnych, którzy też gonili "zwierza" na śmierć, przebijali z konia, strzelali, z pochodu, w
nagonce, ze specjalną sforą czworonogów do naganiania, osaczania i rozrywania.
Wygląda wszak na to, że szlachetnie urodzeni myśliwi już we wczesnym średniowieczu
stworzyli "właściwą technikę polowania z nagonką" (Schwenk) z wieloma rodzajami psów,
tropowców, chartów, owczarków, wyżłów, płochaczy, psów gończych, na ptaki, na bobry. Od
terierów, szpiców i pinczerów, które należą do najstarszych psów myśliwskich, przez
pointery, setery, cocker-spaniele do dogów, wszystko to było hodowane dla zaspokojenia
morderczych żądz, wyostrzane, również w klasztorach, jak na przykład w Ardenach w
klasztorze świętego Huberta i było malowane przez mnichów w manuskryptach i na obrazach
kościelnych ołtarzy. (Psy myśliwskie i relikwie — zaraz po sobie i w tej właśnie kolejności
— wylicza Ingrid Voss jako prezenty modne wśród średniowiecznych książąt). Było to
udziałem — mimo soborowych zakazów — również duchownej arystokracji. Wszak
pozwalali sobie na kosztowne sfory biskupi, opaci, zwykli księża i zawszeć to woleli
myśliwskie zawołania od niedzielnej mszy — bowiem "mniej cenili chóry aniołów niźli
ujadanie psów" (biskup Jonasz z Orleanu).
Już dzieci możnych były przyuczane do polowania. Również własny syn Ludwika Karol
towarzyszył w nich ojcu, razem z matką Judytą, już jako trzylatek, jak na przykład w roku
826 w Ingelheim. I jak tylko mały Karol wypatrzył zwierzynę, opowiada Ermoldus Nigellus,
frankijski duchowny, może mnich, chciał ją "koniecznie za przykładem ojca ścigać". Błagał o
konia, o broń. "Ale inni młodzi chwytają uciekające zwierzę i wiodą bez szwanku ku
Karolowi. On sięga zaraz po swą zabawkową broń i kładzie drżące zwierzę".
Wcześnie się wprawia. Tak się wzrastało na chrześcijańskim Zachodzie. Tak się
"należało"...
Zabijanie, ludzi i zwierząt. I modły. Do obu Ludwik Pobożny był tresowany od małego.
Jedno bardziej oczywiste od drugiego. "Pobożny umysł króla już od wczesnej młodości był
zajęty — pisze znowuż tak zwany Astronom — troską o służbę bożą i wyniesienie świętego
Kościoła, tak że po jego dziełach można by go bardziej nazwać kapłanem niż królem".
Doprowadził do tego, że "całe duchowieństwo Akwitanii", które dotąd się poświęcało "więcej
jeździe konnej, służbie wojskowej, robieniu włócznią, niż służbie bożej", zaczęło
zachowywać się wręcz przeciwnie. I zaraz dzięki Ludwikowi — który jednak nawet podczas
postu (!) nie zaniedbywał całkiem konnej jazdy — rozkwitła służba boża wraz ze świecką
nauką "szybciej niż by można uwierzyć". I owszem, tenże kler, przed panowaniem Ludwika
"całkiem podupadły" (conlapsus erat), rozkwitnął dzięki młodemu królowi, który też wiele
klasztorów — do roku 814 podobno 25 — w domenie swej władzy zreformował, odbudował
albo zbudował od podstaw, tym sposobem, że "życzył sobie naśladować chwalebny przykład
swego wielkiego stryja Karlomana" (por. IV, s. 222 i nast. i 232!) "i myślał o tym, by
osiągnąć szczyt bogobojnego życia" 17 .
Jednakowoż nic z tego nie wyszło. Władza smakowała bardziej. Ponieważ bowiem jego
starsi bracia Pepin i Karol wcześniej zmarli, "obudziła się w nim nadzieja na panowanie w
całej Rzeszy" (Anonymi Vita Hludovici). I tak pobożny władca tytułował się już nie po prostu
rex Francorum, lecz od samego początku imperator Augustus 18 .
Oczyszczenie Akwizgranu ze "zdrajców stanu" i ladacznic
Ludwik Pobożny, w chwili śmierci swego ojca mąż trzydziestosześcioletni, przebywał
właśnie w palatium w Doue-la-Fontaine (koło Saumur) w Akwitanii, obszernym kraju między
Atlantykiem a Rodanem i między Loarą a łańcuchem Pirenejów, podbitym ostatecznie
dopiero po długich i ciężkich walkach w roku 768. Najpierw zarządził uroczystości żałobne w
kościele, z modłami, hymnami i mszami. Następnie pociągnął przez Orlean — gdzie
miejscowy biskup Teodulf, doświadczony dworak, wychwalał go pod niebiosa w naprędce
sfabrykowanej odzie w sposób równie nadęty jak podniosły — i Paryż do Akwizgranu, we
wszystkich miejscach po drodze wstępując do świątyń Chrystusa i klasztorów, St. Aignan, St.
Mesmin, St. Geneviev, St. Germain-des-Prés, St. Denis, miejsca spoczynku jego dziada,
Pepina. I wszędzie śpieszyli do niego możni — mówi Astronom — "na wyścigi w wielkiej
liczbie". Nawet Wala, kuzyn Karola I i jeden z jego najbardziej wpływowych doradców, mąż,
po którym się tego najmniej spodziewano, złożył zaraz Ludwikowi przysięgę wierności.
Jeszcze w podróży nakazał nowy władca, by akwizgrańskie pałatium, gdzie pod rządami
św. Karola urzędujący kler obok prostytutek oddawał się nieumiarkowanej rozkoszy (IV, s.
305 i nast.), oczyścić z niegodnego elementu, a te osoby, "które dopuściły się przez
szczególnie ohydną rozpustę i pychę winy obrazy majestatu, trzymać do jego przybycia
starannie w odosobnieniu".
Ponoć znalazło się sporo hołoty — "ladacznic, złodziei, zabójców i innych złoczyńców"
(Simson) — przy dworze i w okolicznych wsiach. Posłaniec Ludwika, hrabia Warnar, został
zabity w Akwizgranie podczas podjętych kroków higienicznych, jego bratanek Lambert
ciężko ranny; ich przeciwnik Hoduin zginął. Pobożny, jednakowoż okazjonalnie porywczy
monarcha, "wobec innych wskroś dobrotliwy cesarz", kazał na to "nieomal" ułaskawionemu
Tuliuszowi, w swej "łagodności" (clementia), tak zapewnia Astronom, jedynie wyłupić
oczy 19 .
I zanim Ludwik wkroczył do Akwizgranu, uprzątnięto tam z drogi parę osób jako
"zdrajców stanu". Właśnie ci, którzy mieli ostatnio wpływy na dworze Karola, szybko
zniknęli, jak dzieci Bernarda, brata króla Pepina. Przyrodni kuzyn Karola Adalhard, opat w
Korbei nad Sommą (IV, s. 303), w owym czasie już starzec, wylądował — bez przesłuchania
i sądu pozbawiony urzędu z funkcji i obrabowany z dóbr — w klasztorze St. Filibert na
odległej wyspie atlantyckiej u wybrzeży Akwitanii, a jego siostra Gundrada, przyjaciółka
Alkuina, w owym czasie opata pół tuzina klasztorów, w domu zakonnym w Poitiers. Jej brat,
hrabia Wala, uprzedzając gniew Ludwika, z własnej woli usunął się do klasztoru w Korbei, z
którego cesarz wygnał trzeciego, najmłodszego brata Bernara, żyjącego jak prosty mnich, do
klasztoru Lerins na pewnej wyspie u wybrzeży Prowansji.
Również upragnione córki Karola I, adorowane powszechnie rodzone siostry Ludwika
Berta i Gisla, których lekkie życie miłosne, "jedyna plama" na cesarskim dworze, "od dawna"
denerwowało "pobożnego" cesarza, zostały osadzone w różnych klasztorach — dokładnie
wbrew woli ojcowskiej, pozwalającej im na wybór między małżeństwem a welonem;
dokładnie również wbrew Ludwikowemu ślubowaniu z roku 813, że wobec sióstr i braci,
bratanków i wszelkich pozostałych krewnych będzie "okazywał zawsze niewzruszone
miłosierdzie". Jednakowoż oddalenie (później prawie nie wspominanych) sióstr z palatium —
nie wiadomo dokąd — należało do pierwszych kroków rządów Ludwika. A ich "niemoralne"
życie posłużyło nowemu cesarzowi przypuszczalnie w ogóle za parawan. W rzeczywistości
obawiał się zapewne bardziej ich ingerencji, zasiedziałości, zażyłości z od dawna
prowadzącymi sprawy państwa urzędnikami, obawiał się, że mogłyby lepiej czynić użytek z
władzy niż on sam.
Jednak podczas gdy cesarz nie zawsze oszczędzał członków kręgu rodzinnego, również
bliższych krewnych — odsunął najpierw braci przyrodnich Drogona, Hugona, Teoderyka,
"bastardów" swego świętego ojca z konkubin Reginy i Adallindy — to własnymi potomkami
zajmował się naprawdę troskliwie. Dorosłych synów Lotara i Pepina uczynił wicekrólami w
Bawarii i Akwitanii, swą nieprawą latorośl Arnulfa hrabią Sens, zięcia z rodu Gerhardinów,
związanego od około roku 806 z również przedmałżeńską córką Alpais, Begona z Tuluzy,
hrabią Paryża.
Wyniesieni zostali później również Welfowie, krewni ambitnej cesarzowej Judyty, jego
drugiej małżonki. Jej matka Heilwig otrzymała w darze znamienite królewskie opactwo
Chelles, brat Rudolf klasztory St. Riquier i St. Jumieges, brat Konrad, który urósł jako magnat
w Akwitanii, otrzymał Saint Gallen i do tego jako małżonkę Adelajdę, córkę hrabiego
Hugona z Tours, Ludwikowego teścia 20 .
Ledwie monarcha przybył do akwizgrańskiego palatium, przejął nie tylko "wszelkie
Rzesze, jakie Bóg dał jego ojcu" (ładnie powiedziane o jednym z największych zaborców w
historii świata), lecz kazał sobie, jako oczywiste — jak rzekł biskup Thegan, pokazać "przede
wszystkim w wielkim pośpiechu wszystkie skarby ojca w złocie, srebrze i drogocennych
klejnotach" — i wysłał "większą część skarbu" oczywiście "do Rzymu w czasach świętego
papieża Leona [...]". Tam bowiem panuje taka nędza jak nigdzie indziej. A przecież również
ojciec Ludwika wysłał już wspaniałomyślnie "Świętej Stolicy" masowo rabowane dobra (IV,
s. 296). Gdyż jak już wiadomo z Fausta Goethego:
"Kościół ma dobry żołądek,
Już tyle krajów pożarł
A przecz się nie przejadł [...]" 21 .
Cesarz, kler i jedność Rzeszy
Ludwik Pobożny sprzyjał duchowieństwu jeszcze bardziej niż jego ojciec i liczni
historycy, nazywający go dewotem, klerofilem i bigotem, mają całkowicie rację. Już na
początku swego panowania młody monarcha odnowił "wszelkie zarządzenia, jakie zostały
wydane dla Kościoła Bożego w czasach jego przodków". Przy tym opierał się wyłącznie na
duchownych, najczęściej "Akwitańczykach", ludziach, o których nawet przychylny cesarzowi
biskup Thegan mniema, że "bardziej ufał swym doradcom, niż było konieczne" 22 .
Z wyjątkiem arcykapelana Hildebalda z Kolonii Ludwik nie pozostawił na urzędzie
żadnego z dotychczas kierujących sprawami państwa; na nowo obsadził w zasadzie wszystkie
stanowiska dworskie, przede wszystkim ludźmi, którzy posiadali decydujące wpływy już w
Akwitanii.
Wśród nich był ksiądz Helizachar, od roku 808 stojący na czele akwitańskiej kancelarii,
który teraz przejął kancelarię Rzeszy w Akwizgranie, wkrótce sowicie obdarowany opactwem
St. Aubin, później opactwem St. Riquier i prawdopodobnie również jeszcze szczególnie
bogatym St. Jumieges wraz z jego dobrami rozrzuconymi od Loary po dorzecze Skaldy. W
dowód wdzięczności ksiądz i opat przeszedł podczas buntu w roku 830 do obozu wrogów
Ludwika 23 .
Przypuszczalnie najważniejszym doradcą cesarza stał się jednak wysoko ceniony
Wizygot Witiza, opatrzony programowym imieniem Benedykta, syn hrabiego Maguelonne,
okrutnego zabijaki. Jak bowiem wyrosły na dworach Pepina III i Karola I Benedykt (święto:
11 lutego) uczestniczył jako dobry chrześcijanin w wyprawach wojennych Pepina III, tak
również "dobry chrześcijanin" i "wielki żołnierz" (IV, s. 223 i nast.) brał udział w wyprawach
Karola, zanim tragiczna śmierć jego brata nie zapędziła go w mnisi habit. Jednakowoż
ponownie nie udało mu się pożyć w ascezie. Klasztor St. Seine koło Dijon opuścił, ponieważ
wydał mu się nie dość surowy. Potem w dziedzicznych dobrach w Aniane koło Montpellier
odstręczył swych pierwszych uczniów zbytnim rygoryzmem. Wtedy zwrócił się do reguły
Pachomiusza (I, s. 106) i Bazylego; regułę Benedykta z Nursji uznał bowiem za odpowiednią
"jedynie dla słabeuszy i neofitów". Jednakże gdy ponownie popadł w kryzys "powołania",
wyniósł — "bezkompromisowo" (Lexikon fur Theologie und Kirche) —właśnie tę odrzuconą
regułę dla "słabeuszy i neofitów" do jedynie obowiązującej reguły klasztornej egzystencji i
stał się "drugim Benedyktem".
Zbytniej słabości jednak Benedykt w swych rządach nie okazywał. Gdy jako przełożony
ganił swych mnichów, to musieli leżeć u jego stóp, póki im nie zezwolił na powstanie. A gdy
jakiś mnich uciekł, Benedykt rozkazał przywlec go ze skutymi nogami i wychłostać. Takoż
ów święty mnich kazał wznieść w każdym klasztorze więzienie — a średniowieczne
więzienia były iście barbarzyńskie, warunki odbywania kary "nad wyraz ciężkie", gdyż areszt
"w swych skutkach równał się karze śmierci" (Schild). Przy tym owa reforma klasztorna
kierowała swe "ostrze przeciwko ludzkiej wiedzy i edukacji" (Fried) 24 .
Opat Benedykt z Aniane — któremu Ludwik powierzył najpierw klasztor Maursmunster
w Alzacji, a potem w pobliżu Akwizgranu klasztor Inden (Kornelimunster), bogato uposażone
w dobra królewskie nowe założenie, swego rodzaju "klasztor macierzysty" dla całej Rzeszy
— przebywał częściej na dworze niż w swym klasztorze, który wszelako często odwiedzał
monarcha, co przyniosło mu przydomek "Mnich". Benedykt, rządzący wszystkimi
klasztorami frankijskimi, do śmierci (821 r.) pozostał wpływowym człowiekiem na dworze,
gdzie równie mocno troszczył się o sprawy małe, listy błagalne, skargi, jak i o rzeczy wielkie,
a w nie mniejszym stopniu doradzał cesarzowi przy rozpoczętej w roku 816 szeroko
zakrojonej reformie dotyczącej Kościoła świeckiego.
Ruch reformatorski opata zgodnie z regułami Benedykta z Nursji próbował uczynić z
wielu ludów Rzeszy — a to odpowiadało dokładnie polityce państwowej — jeden naród
chrześcijański, chrześcijaństwo w ogóle podstawą całego życia publicznego, a nawet
stworzyć Civitas Dei na ziemi: jeden Bóg, jeden Kościół, jeden cesarz, którego urząd
uchodził coraz bardziej za nadany od Boga w obrębie Kościoła.
Prałaci byli z tego względu mocno zainteresowani jednością Rzeszy i właśnie ich
przywódcy byli namiętnymi orędownikami idei owej jedności. Przy tym nie szło im w
pierwszym rzędzie o państwo, lecz o Kościół, na widoku mieli korzyści nie Rzeszy, lecz
Kościoła. Zasada rozbicia dzielnicowego bowiem, głęboko zakorzeniona w pojmowaniu
państwa i prawa, prowadziła przy konsekwentnym jej stosowaniu do powstawania coraz
większej ilości państw dzielnicowych — im więcej dziedziczących synów pozostawiał
władca — a w konsekwencji do tworzenia państw dzielnicowych coraz mniejszych, to znaczy
do coraz większego rozdrobnienia. Jednak wraz z rozerwaniem więzi państwowej ulegała
rozerwaniu również więź kościelna, liczne, często rozproszone okręgi kościelne i klasztorne
dostawały się pod władzę najróżniejszych panów, trudno było zarządzać dobrami
kościelnymi, trudno je kontrolować i łatwiej i szybciej, zwłaszcza w czasach kryzysowych,
mogły ulec konfiskacie. Krótko mówiąc, wady rozbicia i zalety jedności Rzeszy dla nikogo
innego nie były większe niż dla biskupów.
Reforma klasztorów Benedykta, jego zasada una reguła, dotyczyła wszakże nie tylko
życia zakonnego i tak zwanych spraw duchowych. Co najmniej tak samo ważne, jeśli nie
ważniejsze, były dobra kościelne. Cesarz nie chciał ich ani dzielić, ani pozwolić na
pomniejszenie, także przez swoich następców. Jednakże zakazał z dawien dawna kwitnącego
"łapania dusz", zwabiania dzieci, kobiet i mężczyzn do klasztorów, by przejąć ich majątki;
zakazał tym samym ulubionego od czasów antycznych (por. III, s. 289 i nast.) i w miarę
możności i dzisiaj uprawianego procederu wydziedziczania krewnych na rzecz kościołów 25 .
Chyba największy wpływ na cesarza uzyskał obok dotychczasowego akwitańskiego
kanclerza, prezbitera i opata Helizachara i obok opata Benedykta z Aniane, zwłaszcza od roku
819, Hilduin, opat St. Denis, St. Medard w Soissons, St. Germain-des-Prés w Paryżu
(klasztoru, do którego należało w okolicy więcej niż 75 000 hektarów ziemi!). Opat Hilduin
kierował po śmierci arcykapelana i arcybiskupa Hildebalda z Kolonii nadworną kaplicą i
nadwornym duchowieństwem i stopniowo zyskał tytuł "arcykapelana" (archicapellanus).
Podczas pierwszego buntu przeciw Ludwikowi w roku 830 opat Hilduin, podobnie jak i opat
Helizachar, przeszedł oczywiście do obozu cesarskich przeciwników, gdzie znalazł się m.in.
również przywódca galijskiego episkopatu, arcybiskup Lyonu Agobard, wielki żydożerca,
który szczególnie ostro ujawnił się właśnie w czasach rządów Ludwika 26 .
Ordinatio imperii (817 r.) i ironia historii
Zasadnicza zmiana konstytucji, przyjęta w lipcu roku 817 na akwizgrańskim posiedzeniu
sejmu Rzeszy, w którym wzięło udział wielu świeckich i duchownych możnych, a które
poprzedziły trzydniowe posty, modły i msze, zadysponowała niepodzielną jedność władzy w
państwie Franków. Nowa zasada dziedziczenia tronu, Ordinatio imperii, zastąpiła Divisio
regnorum, zasadę podziału Rzeszy, ordynację dziedziczenia Karola I z 6 lutego 806 roku
(która — zgodnie z frankijskim prawem dziedziczenia — przewidywała podział Rzeszy
wśród wszystkich synów cesarza), i ustanawiała teraz, co było nowe we frankijskiej historii i
wbrew dotychczasowym zwyczajom podziału państwa — tradycyjnemu prawu dziedziczenia
przez wszystkich prawowitych synów królewskich — obok unitas ecclesiae również unitas
imperii i potępiała jakikolwiek rozłam jako przestępstwo wobec Corpus Christi. W ten sposób
zostały obalone pradawne regulacje odnośnie następstwa na tronie i zasady prawa, nie na
poślednim miejscu działo się to w interesie Kościoła, "głównie kręgów wyższego
duchowieństwa" (Schieffer).
Całą rzecz omówiono oczywiście dokładnie w najściślejszym gronie. Jednak ponieważ
wszystko to sprzeciwiało się głęboko zakorzenionym poglądom na temat prawa, ponieważ
było nowe, to "jak zwykle w takich wypadkach", powiada Bernhard Simson, było konieczne,
by "nowe prawo, jakie chciano stworzyć, zostało obleczone w religijną świętość, w pozór
boskiego natchnienia i boskiej opatrzności". Z wystudiowaną obłudą udawano więc, że dzięki
trzydniowemu powszechnemu postowi, dzięki modłom, mszom etc. badano wolę
Najwyższego, a następnie pobożny książę ogłosił to, co było od dawna rzeczą postanowioną i
głównie "w świętym interesie Kościoła", jako boską inspirację. Rzesza nie mogła więc zostać
z miłości Ludwika do synów rozebrana, a raczej najstarszy syn, Lotar, z posłuszeństwa wobec
"Boga" musiał zostać jedynowładcą. I tak "z boskiej inspiracji" został wybrany na
współcesarza i bezpośrednio po tym ukoronowany, przy czym Ludwik — jak kiedyś jego
ojciec — położył mu na sercu obronę Kościoła, a szczególnie Stolicy Apostolskiej. Wszelako
Lotar otrzymał koronę z własnej ręki, bez papieskiego bądź biskupiego pośrednictwa;
otrzymał również największą dzielnicę Rzeszy.
Młodsi synowie, Pepin i Ludwik, otrzymali królewskie tytuły i stosunkowo małe, choć
nie pozbawione znaczenia obszary: Pepin Akwitanię, Baskonię, marchię Tuluzy obok kilku
innych hrabstw, Ludwik większą część Bawarii, Marchię Wschodnią 27 , Panonię i Karyntię.
Obaj, by zapobiec po śmierci Ludwika rozpadowi Rzeszy na dzielnice, zostali ściśle
podporządkowani Lotarowi i znacznie pozbawieni władzy w najistotniejszych prawach
monarszych, ograniczeni do działania w sferze polityki wewnętrznej i jako królowie
zobowiązani do składania cesarzowi corocznego raportu; tylko za jego zgodą mogli się żenić,
a przy tym mieli być posłuszni sejmowi Rzeszy. Krótko mówiąc, młodsi bracia zostali
wyłączeni z równoprawnego sprawowania regencji. Z drugiej strony królowie mieli prawo do
rozdawania urzędów w swych państwach, nie tylko świeckich, jak hrabstwa, lecz również
duchownych, jak biskupstwa i opactwa. I, co oczywiste, frankijskie diecezje i klasztory (St.
Denis, St. Germain-des-Prés, Reims, Trewir, Fulda i in.) zachowały swe całkiem rozległe
posiadłości w Akwitanii, Italii oraz na innych terytoriach zależnych.
Na sejmie Rzeszy w Akwizgranie w roku 817 dzielnice stały się więc częściami Rzeszy.
Nie miały być już samodzielnymi państwami, lecz zostały poddane Lotarowi, władcy całej
Rzeszy, a każdy dalszy podział, choćby na rzecz prawnych spadkobierców braci, miał zostać
wykluczony. Wszyscy przysięgli dotrzymać własnoręcznie przez cesarza podpisanych
zarządzeń 28 .
Ironia historii: Divisio regnorum Karola I z roku 806 przewidywało podział Rzeszy
między jego trzech synów. Ponieważ jednak dwaj starsi zmarli, jedynym władcą został
Ludwik i Rzesza pozostała nie podzielona. Ordinatio imperii Ludwika z roku 817 usiłowało
zapewnić jedność Rzeszy w każdych okolicznościach. Niestety śmiały zamiar spalił na
panewce — mimo boskiej inspiracji, a Rzesza została podzielona. Nie tylko wreszcie dlatego,
że król Italii Bernard, bratanek cesarza, w Ordinatio imperii został pominięty bez słowa, ale i
że nie zgadzał się na nie żaden z młodszych synów cesarza. Nowa regulacja doprowadziła —
jak to często, a nawet zwykle bywa — do nowego konfliktu, do ciągłej rywalizacji wewnątrz
cesarskiego domu, a przez to do początków wielkiego kryzysu karolińskiego imperium.
Ludwik Pobożny każe torturować krewnych i zgolić im głowy i składa
oficjalne wyznanie winy
Pierwszy sprzeciw wobec nowego zarządzenia Ludwika, mającego zapewnić jedność
Rzeszy i Kościoła, tronu i ołtarza, wyszedł ze strony Bernarda, króla Italii. Jedyny syn króla
Pepina, który złupił skarb Awarów (IV, s. 294 i nast.), po śmierci swego ojca (810 r.)
wychowywany w klasztorze w Fuldzie, rządził od sejmu akwizgrańskiego we wrześniu roku
813 oficjalnie jako "król Longobardów". W chwili zmiany władcy złożył hołd nowemu
cesarzowi, został "bez najmniejszego szwanku", jak powiada biskup Thegan, wypuszczony do
Włoch, lecz w ordynacji dotyczącej podziału Rzeszy nie został ani uwzględniony, ani nawet
wymieniony. Jednakże gdy na mocy Ordinatio imperii miał podlegać synowi Ludwika,
Lotarowi I, jak wcześniej Karolowi "Wielkiemu", swemu dziadowi, i cesarzowi Ludwikowi,
wówczas zbuntował się wraz z wieloma magnatami swego państwa. Jednakowoż inicjatywa,
jak zgodnie relacjonują źródła, nie wyszła ze strony młodego, ledwie dwudziestoletniego
króla, lecz jego doradców.
Kilka miesięcy po ogłoszeniu Ordinatio imperii z roku 817 pominięty w nim całkowicie
Bernard — wraz z "kilkoma złymi ludźmi" (Annales regni Francorum), podburzającymi go
możnymi, a wśród nich biskupem Teodulfem z Orleanu, nadwornym poetą, biskupami
Anzelmem z Mediolanu i Wolfoldem z Cremony oraz, według jednego z ówczesnych źródeł,
również opatami — zainscenizował wprawdzie mocno rozgałęzione, ale słabo przygotowane
"powstanie". Ludwik miał zostać rzekomo zdetronizowany, a na jego miejsce osadzony
Bernard. Wszystko wszakże przemawia za tym, że nie chodziło tu o obalenie cesarza, lecz o
zapewnienie królestwa dzielnicowego Bernardowi.
Cesarz zmobilizował liczne wojska, zażądał od opatów i opatek "świadczenia służby
wojskowej", ponieważ "za podstępem szatana król Bernard szykował się do buntu",
śpiesznym marszem ruszył na południe i nakazał obsadzenie przełęczy alpejskich od strony
Włoch. Lecz zanim powstanie się na dobre zaczęło, wręcz zanim dobyto mieczy, Bernard
stawił się chyba dobrowolnie ze swymi towarzyszami w Châlon-sur-Saône. Odrzucił na bok
swą broń i padł do stóp cesarza. Podobnie najbliżsi Bernardowi możni, którzy "zaraz przy
pierwszym przesłuchaniu z dobrej woli szczerze wyjawili cały przebieg sprawy". Na próżno.
Ludwik kazał ich pojmać, dostarczyć do Akwizgranu i tam podczas sejmu Rzeszy wiosną
roku 818, w subtelny sposób — jak pisze nadworny kronikarz — gdy "minął czas
czterdziestodniowego postu", skazać na śmierć, jednakowoż wszystkich świeckich
"ułaskawił" następnie i skazał na okrutniejszą karę oślepienia. Zostali "jedynie pozbawieni
światła w oczach" — "rzecz od strony prawnej bez zarzutu" (Boshof).
Jako kat w imieniu "wobec innych zawsze dobrotliwego króla", monarchy, który "zawsze
lubił okazywać łagodność", "z natury miłosiernego usposobienia", występował hrabia
Bertmund z Lyonu. Król Bernard, przez Ludwika nazywany kiedyś synem i sam ojciec syna o
imieniu Ludwikowego dziada Pepina, uznał się, chyba słusznie, za ukaranego zbyt surowo.
Bronił się i zmarł z wydrążonymi oczodołami "mimo łagodnego potraktowania przez cesarza"
dwa dni później, 17 kwietnia 818 roku. Również jego podkomorzy i doradca Reginhard oraz
Reginhar, syn hrabiego Meginhara, którego dziad Hadrad zawiązawszy w roku 785 spisek
Turyngów przeciw cesarzowi Karolowi, opierał się i padł ofiarą strasznej procedury; obaj,
gdyż "nie znieśli dostatecznie cierpliwie oślepienia" (Anonymi vita Hludovici).
Inni przeżyli. A uczestniczący w buncie biskupi, opaci i pozostali duchowni wyszli jak
zwykle z wszystkiego bez szwanku, gdyż zostali osądzeni przez synod, przez kolegów po
fachu, a stan duchowny — już tylko to musiało powodować zachowania kryminalne —
chronił od najgorszego; lecz niestety nie "laików" od najgorszego ze strony duchowieństwa.
Duchowni buntownicy zostali 17 kwietnia 818 roku odesłani do klasztorów, inni świeccy
spiskowcy albo wygnani z kraju, albo ogoleni "na mnichów", ich dobra skonfiskowane 29 .
Pobożnemu Ludwikowi powszechnie zarzucano okrucieństwo, szczególnie wobec
młodego i sympatycznego, zwiedzionego przez otoczenie króla Bernarda. A Ludwik, jako że
stał się podejrzliwy, kazał wygolić tonsury nawet małym braciom przyrodnim, "naturalnym"
synom Karola I, i umieścić Drogona w Luxeuil, Hugona w Charroux, a Teoderyka w
nieznanym miejscu, tak wbrew ich woli, jak i na nowo niezgodnie z własną przysięgą, że
niezmiennie będzie miłosierny wobec swoich sióstr, braci i wszystkich pozostałych krewnych
(s. 45). Jednak w ten sposób zapobiegł ewentualnym roszczeniom do Rzeszy, do
współudziału w rządach. Później pojednał się z obydwoma i kupił sobie ich wierność
nadaniami duchownych stanowisk i beneficjów. Drogo został w wieku 20 lat biskupem
Metzu, Hugo opatem bogatego klasztoru St. Quentin, a także opatem St. Omer (Sithiu) i
Lobbes; Teoderyk miał umrzeć w młodym wieku 30 .
Do brutalnego postępowania cesarza przyczynił się przypuszczalnie jego wpływowy
przyjaciel, opat Benedykt z Aniane. W każdym razie znamienne: ledwie ów święty zmarł w
roku 821, Ludwik jeszcze jesienią tego roku ułaskawił na sejmie Rzeszy w Diedenhof
pozostałych przy życiu buntowników, a nawet braci Adalharda i Walę, skazanych na
długoletnie wygnanie, sprowadził z powrotem na swój dwór i uczynił ważnymi doradcami.
W sierpniu roku 822 Ludwik złożył na sejmie w Attigny nad Aisne wręcz oficjalne
wyznanie winy. Wyraził żal z powodu swego przestępstwa wobec zmarłego w mękach
młodego bratanka Bernarda, okrucieństwa wobec małych braci przyrodnich oraz wobec
Adalharda i Wali, bratanków swego ojca: rzecz niepowtarzalna we frankijskiej historii,
upokorzenie cesarza, czego inicjatorem było duchowieństwo, za którym być może stali
niegdyś głęboko poniżeni bratankowie Karola. W każdym razie nałożony przez prałatów akt
skruchy umniejszył powagę władcy, podnosząc rangę biskupów, nawet jeśli przypadkiem
przyznawali się do swej niedbałości w nauce i urzędzie "w wielu miejscach, które wyliczyć
byłoby niepodobna" 31 .
Nie, w takim przypadku należy zachować dyskrecję.
Chciwość możnych i nędzarze
Przy takim biegu wydarzeń sprawy w państwie nie szły ku lepszemu, nastąpiło
pogorszenie. Szerzył się rosnący egoizm, niezadowolenie, nieposłuszeństwo. Wyprawy
wojenne coraz częściej nie przynosiły sukcesu, intrygi na dworze i łamanie prawa przybierały
na sile, rosły wyzysk ze strony administracji, przekupstwo wśród arystokracji i ogólna
brutalność.
Ustawiczne waśnie wewnątrz kraju i wojny poza jego granicami (s. 52 i nast.)
wzbogacały wprawdzie często już bogatych, biedni pozostawali jednak biednymi albo ubożeli
jeszcze bardziej. Dalej byli wyzyskiwani i uciskani przez chciwych magnatów i duchownych.
Tak świeccy, jak i duchowni panowie dyktowali ceny, ciemiężyli swych poddanych,
skazywali na głodowanie. Według jednego z biografów Ludwika jego heroldowie mieli do
czynienia z "niezliczoną liczbą uciskanych", których niesprawiedliwość urzędników
pozbawiła dziedzictwa lub wolności. Intrygi możnych, walka o pierwszeństwo, własne
przywileje kosztem innych, by przywłaszczyć sobie coraz tłustsze kąski, korupcja szalejąca w
Kościele, symonia — najgorsza w Rzymie, wszystko to jeszcze pomnażało nędzę mas. I
podczas gdy wielu możnych i bogatych oddawało się łowom, zabawom, pijaństwu,
obżarstwu, podczas gdy uprawiali oni krwawą zemstę i wszelkiego rodzaju ekscesy
seksualne, podczas gdy działali ramię w ramię ze złodziejami i zbrodniarzami, przekupywali i
dawali się przekupywać, to jednocześnie tłukli swych prawie pozbawionych praw poddanych,
batożyli, ćwiartowali, zabijali. I podczas gdy biskupi pławili się w bogactwie, luksusie,
upojeni władzą, gdy nawet księża i mnisi porzucali swe domy i klasztory, podczas gdy
zajmowali się jedynie poszukiwaniem przyjemności i lichwy, podczas gdy marnotrawili dobra
kościelne, pili, łajdaczyli się i jednocześnie głosili, że "słudzy z natury są równi panom",
wpędzali masy ludowe w coraz większe ubóstwo, oszukiwali je za pomocą fałszywych miar,
odważników i krwiopijczych cen. Niemało z uciemiężonych wędrowało w świat lub zbijało
się w bandy.
Karl Kupisch pisze w swej historii Kościoła średniowiecznego, że z różnymi,
podejmowanymi przez Ludwika inicjatywami reformy Kościoła "źle się działo", bowiem: "W
Kościele te usiłowania nie odnosiły sukcesu, gdyż wyższy episkopat dążył po śmierci Karola
Wielkiego do niezależności i pomnażania bogactwa. Ale również w przypadku klasztorów
osiągnięcia były niewielkie".
Był to czas, skarży się Paschazjusz Radbert, opat Korbei i naoczny świadek, kiedy
"rozluźniały się więzy braterstwa i krwi, wszędzie rodziła się wrogość, krajanie dzielili się,
nawet kościołom czyniono gwałt i wszędzie wywoływano zepsucie [...]". Krótko mówiąc, był
to czas chrześcijański, czas, jaki znamy w istocie również z wcześniejszych stuleci. I znowuż
w istocie, także z wszystkich następnych. Był to czas, jak donosi Nithard, jeden z nielicznych
frankijskich świeckich pisarzy wczesnego średniowiecza, w którym stale źle się działo z
Rzeszą, gdyż każdy, pędzony złymi namiętnościami, szukał jedynie własnych korzyści. A to
może być znowuż aktualne także dzisiaj.
Do panujących nieszczęść doszły katastrofy naturalne, nie kończące się deszcze,
powodzie i wielkie pożary — anno 823 w samej Saksonii zapłonęły "w biały dzień i przy
czystym niebie" 23 wsie. Trzęsienia ziemi wstrząsały światem, zarazy spadały na wszelkie
stworzenie i niekiedy nie oszczędzały "żadnego zakątka kraju". Szalały surowe, długotrwałe i
obfite w śniegi zimy, podczas których padali ludzie i zwierzęta; czasami największe rzeki,
Ren, Dunaj i Łaba, były zamarznięte przez długie tygodnie do tego stopnia, że ładowne wozy
mogły je przekraczać "jak po moście", a wiosną następowały niszczycielskie zejścia lodów.
Przyszły niezwykle suche, gorące lata i klęski głodu; wszak produkcja rolna wczesnego
średniowiecza w ogóle odznaczała się "wszystkim innym, niż wysokim stopniem opanowania
natury" — raczej "niskim poziomem kultury" (Bentziew). Śmiertelność była zatrważająca.
Nędza rosła ustawicznie w owych wczesnych latach dwudziestych 32 .
Do tego, jak zawsze, polityka zagraniczna.
Polityka zagraniczna albo "lata powabne uroki [...]"
Ludwik Pobożny prowadził, jak się godziło chrześcijańskiemu władcy, co roku jakąś
wojnę: przede wszystkim angażował się w konflikty dynastyczne wynikające z problemów
wewnętrznych. Jednakże wciąż przekraczał on granice swego państwa lub kazał je
przekraczać, choć jako najwyższy władca prawie nie brał osobiście udziału w wyprawach
wojennych, lecz starą metodą wszystkich panujących kazał walczyć za siebie innym — w
coraz większych jatkach.
Traktatami prawie nikt się nie przejmował.
Wkrótce po objęciu rządów przez cesarza na przykład saraceński król Abulaz, ojciec
'Abdarrahmana, emir Kordoby (796-822), zabiegał o pokój na trzy lata. "Tenże został
najpierw zawarty — relacjonuje anonimowy biograf Ludwika — lecz później jako
niekorzystny został porzucony i Saracenom wydano wojnę". "Po zniesieniu pozornego pokoju
— jak notuje innym razem — wypowiedziano wojnę". Pokoju nie potrafili zażywać ani
Merowingowie, ani Karolingowie. Tym samym wojenne jatki wśród chrześcijańskich książąt
odbywały się nieomal tak regularnie jak modły, w każdym razie jak tylko konie były w stanie
znaleźć karmę, jak tylko — podaje chwilę później to samo źródło — "nadeszły lata powabne
uroki [...]" Właśnie, żadnemu z nich nie pozwalano się marnować, uderzając w jakąś stronę
Świata, często w wiele, a najlepiej we wszystkie naraz — "z pomocą Chrystusa [,..]" 33 .
Ostatecznie wojna przeciwko poganom i wrogom świętego Kościoła była świętym
obowiązkiem. A tak jak polowy kler towarzyszył pierwszemu chrześcijańskiemu Majestatowi
(I, s. 157 i nast.), tak i karolińskim regentom. "Każdy biskup winien odprawić trzy msze z
trzema psalmami, jednym za króla, jednym za wojsko Franków, a trzecim za aktualną
potrzebę". Przy czym frankijscy siepacze plądrowali wrogie kraje bez opamiętania; dawniej
było to zabronione. Później zastosowano jednak "politykę spalonej ziemi [...], a kto wpadł w
ręce najeźdźcy, ginął. Akwitania, Bretania, Saksonia, Septymania i wiele innych krain zostało
tak spustoszonych, że skutki były odczuwalne przez wiele stuleci" (Riche) 34 .
Wojna przeciwko Duńczykom, Serbom i Baskom
Najnowsze badania historyczne przypisują wprawdzie Ludwikowi Pobożnemu "dążenie
do oparcia swojej polityki na powszechnie przyjętych podstawach etycznych" (R. Schneider).
Z drugiej strony jednak, jako że dążenie to jeszcze nie fakt, polityka nie jest prowadzona
jedynie przez cesarza i jego dwór. A gdy Ludwik na początku swego panowania kazał zbadać
we wszystkich dzielnicach Rzeszy, jak to biskup Thegan z nieomal wzruszającą naiwnością
pisze, "czy komuś nie jest bezprawnie wyrządzana krzywda", to jego ludzie znaleźli
"niezliczoną liczbę uciskanych, choćby to, że odebrano im ojcowiznę czy wolność: co mieli w
zwyczaju przebiegle czynić urzędnicy, hrabiowie i namiestnicy [...]". Lecz jeśli tak
postępowano z własnymi poddanymi, to co dopiero z wrogami!
W roku 815 Obodryci i Sasi najechali siedziby Duńczyków, lecz wrócili — pustosząc
wszystko wokół — bez sukcesu z czterdziestoma zakładnikami. W następnym roku Ludwik
wysłał swą armię przeciwko Serbom. Zastosowała się ona "ściśle" do cesarskiego rozkazu
(strenue compleverunt: Roczniki Rzeszy) i zaatakowała, jak podają źródła, "równie szybko,
co łatwo z pomocą Chrystusa" i "z pomocą Bożą odniosła zwycięstwo"; lecz cesarz "udał się
na polowanie do Lasu Wogeskiego". Następnie ujarzmiono na drugim krańcu Rzeszy, na
północnych stokach Pirenejów, również niepokornych Basków, jeśli nawet dopiero po dwu
wyprawach, to za to "całkowicie" (Annales regni Francorum), na co oni, jak pisze Anonim,
"bardzo się o to jarzmo dopominali", choć przecież właśnie próbowali je zrzucić 35 .
Wojna przeciwko Bretończykom
Ponownie poprowadził Ludwik niszczące działania przeciwko powstającym
Bretończykom, których książęta sami niekiedy rościli pretensje do tytułu królewskiego.
Wielokrotnie najeżdżał on "kłamliwy, butny i buntowniczy lud",
którego nawet jego ojciec nie pokonał do końca, a który przed Karolem i Pepinem raz po
raz próbowali ujarzmić Merowingowie.
Latem roku 818 Ludwik in persona — nieomal jego jedyna wyprawa wojenna jako
cesarza — pociągnął z Frankami, Burgundami, Alamanami, Sasami i Turyngami przeciwko
"nieposłusznym Bretończykom, którzy w swej bezczelności posunęli się tak daleko, że ważyli
się wybrać jednego ze swoich, Marmanusa, na króla i odmówili jakiegokolwiek
posłuszeństwa" (Anonim). Butni chrześcijanie, co oczywista, patrzący z góry na obcych im
ludzi — chociaż wraz z ich królem Mormanem również chrześcijan — zażądali poddania się
"władzy zwierzchniej" i trybutu. Odmowa tegoż (pięćdziesiąt funtów srebra "jak z dawien
dawna") i hołdu wystarczyły im z pewnością jako pretekst do wojny. Ludwikiem wszakże
powodowały również motywy klerykalne. Kościół bretoński był jeszcze dość samodzielny, to
znaczy nacechowany bardziej regułami szkockimi, odbiegającymi od benedyktyńskich,
wyraźnie nie poddający się wpływom Rzymu. Duchowieństwo frankijskie żywiło niechęć
przede wszystkim do swobody bretońskigo prawa małżeńskiego, pozwalającego na
małżeństwa wśród bliskich krewnych.
Już w czasie pochodu Ludwik pielgrzymował od kościoła do kościoła, począwszy od
Paryża. A po drodze odwiedzał klasztor po klasztorze, został bogato obdarowany, jak to było
w zwyczaju, przez opatów Hilduina z St. Denis, Duranda z St. Aignan — gorliwego
urzędnika jego kancelarii, przez opata Fridugisa ze Św. Marcina z Tours i innych. A potem
spustoszył cały kraj, wszystko to jednak "bez wielkiego wysiłku". Pobożny władca, którego
swego czasu przezornie chwali biskup Thegan: "Rosły w nim dzień po dniu święte cnoty,
których wyliczanie byłoby zbyt długie", zdusił Bretończyków samą swą przewagą. Obrócił w
perzynę wszystkie budynki, z wyjątkiem kościołów, i podczas tej całej pożogi i mordów
wokoło kazał opatowi Matmonocusowi z Landevennec wyczerpująco relacjonować życie
monastyczne w tym kraju.
Zabijanie i modły, modły i zabijanie, bo wtedy wszystko szło dobrze, wszystko,
przynajmniej podczas wojny, było dozwolone — zakładając, że działo się to po "prawowitej"
stronie. Król Morman, rozbiwszy część frankijskiej armii, padł z ręki cesarskiego koniuszego,
Chozlusa, który przeszył mu skroń oszczepem, zanim sam został ubity przez jednego z
Bretończyków, którego znowuż położył jeden z giermków Chozlusa, też przekłuty przez już
umierającego Bretończyka: ot, takie wojenne obrazki, łyk — żeby tak rzec — słodkiej i
chwalebnej śmierci za ojczyznę... Uprowadzono masę pojmanych, dużą ilość trzody, a
Bretończycy poddali się — "na jakich warunkach zawsze chciał cesarz [...] A zakładnicy,
kogo i ilu rozkazał, stawili się i zostali wzięci, a cały kraj został urządzony wedle jego woli",
pisze Astronom 36 .
Wojna przeciwko Obodrytom i Baskom
W roku 819 Ludwik rzucił swą armię na drugi brzeg Łaby przeciwko Obodrytom.
Zaciągnięto ich odszczepieńczego księcia Sclaomira (809 - 819) do Akwizgranu, wzięto i
spalono jego kraj; nieco później wygoniono go na powrót, lecz jeszcze w Saksonii złożyła go
śmiertelnie choroba, zawszeć to został zaopatrzony świętym sakramentem chrztu; ten
słowiański lud był jednak na skroś pogański i zwierzchnictwo Ludwika zostało wystawione
na ciężkie powstania w roku 838 i 839.
Również przeciw krnąbrnym Baskom i spokrewnionym z nimi Waskonom władca, tak
często opiewany jako pokojowo usposobiony, odniósł krwawe zwycięstwo w roku 819.
Od czasu klęski w wąwozie Roncevaux Gaskonia 37 była dla Franków swego rodzaju
ziemią niczyją, z trudem strzeżoną przez hrabiego Tuluzy. Sam Ludwik nie odwiedził
wprawdzie kraju swych pierwszych doświadczeń bojowych, ale w roku 816 poddał ten obszar
graniczący z islamską Hiszpanią wzmocnionej kontroli hrabiego Bordeaux i księcia
Waskonów. A w roku 819 jego syn Pepin ustanowił za sprawą wyprawy wojennej do
Gaskonii, we wczesnym średniowieczu własnego księstwa, "spokój w tej prowincji tak
zupełnie, że nie znalazł się tam żaden buntownik lub nieposłuszny"; podczas gdy regent —
jak znowu donoszą kronikarz Rzeszy i Astronom — "jak zwykle" zajął się "łowami w
Ardenach". Z Maurami doszło do ponownych starć w latach dwudziestych 38 .
Wojna przeciwko Chorwatom
Ludwik prowadził również wielkimi siłami trzyletnią wojnę przeciwko Chorwatom.
Byli oni Słowianami, którzy w pierwszych wiekach naszej ery przywędrowali jako
koczownicy lub półkoczownicy przez stepy nadczarnomorskie na tereny karpackie, a w VII
wieku do Dalmacji i Panonii. Na temat ich historii w tym czasie i nieco później prawie nic nie
wiadomo. Podczas rozprawy z Awarami około roku 800 (IV, s. 291 i nast.) zostali podbici,
chociaż nie ostatecznie, zchrystianizowani, a Chorwacja tak panońska, jak dalmatyńska,
została poddana władzy kościelnej patriarchy w Akwilei.
W roku 819 rządzący między Drawą i Sawą książę Dolnej Panonii Ljudevit Posavski
(zm. 823 r.) zbuntował się przeciwko Rzeszy, podburzony zresztą przez patriarchę Fortunata z
Grado, który dostarczył nawet Ljudevitowi rzemieślników potrzebnych do budowy umocnień,
inżynierów i murarzy.
Niegdyś patriarcha trzymał wprawdzie stronę potężnego Karola, pojawiał się
wielokrotnie na północy, po raz pierwszy w roku 803 z bogatymi darami na dworze w Salz
(dzisiaj Bad Neustadt) nad Soławą, przez samego władcę obdarzony rozległymi przywilejami,
m.in. beneficjum na terenie państwa Franków. Teraz jednakże ów obrotny, żądny władzy i
bogactw książę Kościoła wierzył w większą siłę plemion słowiańskich, w przyszłość
słowiańskiego państwa w swoim sąsiedztwie, zwietrzył w nim własne korzyści i odpowiednio
do tego z nim kolaborował. (Podobne zwroty ku Wschodowi zdarzały się wśród żądnych
sukcesu hierarchów w ciągu stuleci nader często, oczywiście, a zwłaszcza w Rzymie —aż do,
przykładowo, czasów Leona XIII, który przed pierwszą wojną światową obrał kurs nie tylko
na Francję, lecz bardziej jeszcze na Rosję).
Ale tak jak kiedyś szukał schronienia u Karola przed zemstą Bizantyjczyków, tak teraz,
zawezwany na dwór cesarza Ludwika, uciekł do Bizancjum. (Są — również wśród uczonych
— tępe głowy, oportuniści, podsuwający całemu światu wciąż od nowa arcygłupie zdanie, za
pomocą którego usiłują łowić ryby w mętnej wodzie: że historia się nie powtarza. Przecież
wszystko, co dla niej typowe i w niej notoryczne: zdrada, kłamstwo, ogłupianie,
wykorzystywanie, kryzysy gospodarcze, afery finansowe, terroryzm państwowy, wszystko to
powtarza się ustawicznie: por. I, s. 25 i nast.). Cóż to ma za znaczenie, kto przewodzi tańcowi
wokół złotego cielca, a tańczących wodzi za nos — w samej rzeczy: semper idem 39 .
Podczas powstania w roku 819 przeciwko frankijskiej władzy centralnej Ljudevit odniósł
wprawdzie początkowo zwycięstwo nad margrabią Kadolahem z Friulu 40 , został jednak
pobity nad Dunajem przez jego następcę (Kadolah nie przeżył swego niesławnego odwrotu),
margrabiego Balderyka z Friulu i przegnany z kraju. Ale Ljudevitowi udało się jeszcze
pokonać nad Kulpą Borne, księcia Chorwacji Dalmatyńskiej, z którym wziął udział w roku
818 w zjeździe książąt w Akwizgranie; przy tym Ljudevit obległ własnego teścia,
Dragamoza, jako sojusznika Borny, ten jednak zdołał zbiec dzięki swej straży przybocznej.
Książę Chorwatów starał się zdobyć przewagę nad Frankami i stawił wkraczającemu do
Dalmacji przeciwnikowi opór z umocnionych pozycji na wybrzeżu. Atakował go znienacka,
już to jego tyły, już to z boku, dzień i noc, i zmusił go wreszcie do okupionego dużymi
stratami odwrotu, "bowiem trzy tysiące jego ludzi padło, wzięto ponad trzysta koni", twierdzi
kronikarz Rzeszy, podczas gdy panujący odpoczywał od trudów rządzenia w królewskim
rewirze łowieckim w Eifel. W roku 820 Borna pojawił się ponownie w Akwizgranie, by
zaproponować wspólną wojnę przeciwko Ljudevitowi, zmarł jednak już w następnym roku,
prawdopodobnie śmiercią gwałtowną.
W roku 820, jak tylko konie mogły znaleźć w terenie pożywienie, trzy armie z trzech
stron jednocześnie, z Włoch, Karyntii oraz z Bawarii i Górnej Panonii, wtargnęły do państwa
Ljudevita, "tyrana" (Anonymi vita Hludovici) i obróciły w perzynę "prawie cały kraj"
(Annales regni Francorum), lecz nie odniosły sukcesu. A nawet znaczna część oddziałów
(ciągnących przez Panonię) padła z powodu zarazy, podczas gdy Ludwik Pobożny właśnie
oddawał się "swym zwyczajem łowom" w Ardenach. A już w następnym roku 821 trzy kupy
jego zabijaków zrównały z ziemią "cały kraj Ljudevita", gdy tymczasem Jego Majestat
"spędził resztę lata i pół jesieni na łowach w odległym Lesie Wogeskim" (Roczniki Rzeszy).
W roku 822 walczono już prawie wszędzie. Na południowym zachodzie przerzucano
wojska z Włoch do Panonii. Chorwacki książę musiał tym razem zbiec do Serbii, gdzie
cieszył się ochroną i gościnnością księcia Serbów, którego skrytobójczo zamordował, by
zawładnąć jego grodem i miastem. Dopiero gdy samego Ljudevita usunięto w roku 823 w
grodzie Srb nad Uną, gdy "został przez kogoś podstępnie zabity", zresztą jako gość jednego z
wujów chorwackiego księcia Borny, cały obszar między Drawą i Sawą dostał się ponownie
pod zwierzchnictwo Franków 41 .
Na północy, gdzie Sasi na rozkaz Ludwika zbudowali twierdzę w Delbende po drugiej
stronie Łaby, osadzono załogę i wypędzono "dotychczasowych słowiańskich mieszkańców z
tej okolicy" (Annales regni Francorum) 42 .
Również i na południowym i północnym zachodzie: rozbój i pożoga.
Wojna w Hiszpanii i przeciwko Bretończykom
Hrabiowie Marchii Hiszpańskiej wtargnęli przez rzekę Segre "do wnętrza Hiszpanii" i
wrócili "stamtąd szczęśliwie z wielkim łupem", "spustoszywszy wszystko i spaliwszy", jak
pisze Astronom. Takoż rejestruje kronikarz Rzeszy zniszczenie pól, spalenie wsi oraz
"niemałe łupy" i dodaje bezpośrednio po tym: "W ten sam sposób po zrównaniu dnia i nocy,
jesienią, został uczyniony przez hrabiów Marchii Bretońskiej wypad do posiadłości
bretońskiego przywódcy o imieniu Wihomark i wszystko spustoszone ogniem i mieczem".
Dlaczego nie — w końcu cesarstwo było traktowane "jako zlecenie boskie i jak urząd
kościelny" (Schieffer). Lecz Ludwik udał się potem "na łowy w Ardeny", a potem na sejm
Rzeszy we Frankfurcie, gdzie miał "przyjąć poselstwa z darami [...] od wszystkich Słowian
wschodnich": więc od Obodrytów, Serbów, Wieletów, Czechów, Morawian, Predenecentrów
(wschodniej grupy Obodrytów z okręgu Braniczewo 43 ) oraz od panońskich Awarów — ten
lud znika potem na zawsze z kart historii 44 .
Oczywiście na dworze należało wystąpić okazale i uhonorować Jego Okropność. Nawet
dalekiego księcia Grimoalda z Benewentu cesarz zobowiązał od momentu swego wstąpienia
na tron "traktatem i przysięgą do płacenia rocznie 7000 solidów złota do królewskiego
skarbca" (Anonymi Vita Hludovici) 45 .
W roku 824 monarcha pociągnął z trzema grupami wojska — jedną prowadził on sam —
znów przeciw Bretończykom i ich księciu, Wihomarkowi, następcy Mormana. Pozostałymi
dwiema armiami dowodzili królewscy synowie, Pepin i Ludwik, przy czym szczególnie
wyraźnie zaangażowali się dowódcy przygranicznych okręgów, hrabiowie Tours, Orleanu i
Nantes.
Jak jesienią drozdy i inne ptaki gęstymi chmarami wpadają do winnicy, by wykraść
winne grona, tak przyszli Frankowie zaraz na początku żniw i splądrowali bogate plony tego
kraju. Opisuje to w czwartej pieśni swego eposu bohaterskiego frankijski kapłan Ermoldus
Nigellus, który uzbrojony w miecz i tarczę towarzyszył wyprawie przeciwko Bretończykom
(nie bez autoironii) i opiewał wielkie czyny Ludwika. "Szukali bogactw ukrytych w lasach,
bagnach i rowach. Zabierali nieszczęsnych ludzi, owce i bydło. Frankowie spustoszyli
wszystko. Kościoły, jak rozkazał cesarz, zostały oszczędzone, ale wszystko inne padło pastwą
płomieni".
Ponad czterdzieści dni, podają frankijskie źródła, Ludwik Pobożny pustoszył "cały kraj
ogniem i mieczem", nawiedził go jak "wielka plaga" (magna plaga) — on, który był
"najpobożniejszym z cesarzy", jak sławi go biskup Thegan, "gdyż już wcześniej oszczędzał
swych nieprzyjaciół, wypełniając słowa ewangelistów, gdzie jest powiedziane: Wybaczajcie,
a będzie wam wybaczone". Ludwik zniszczył pola i lasy, zrujnował stan bydła, zabił wielu
Bretończyków, wielu uprowadził w niewolę i wrócił z zakładnikami z "wiarołomnego ludu".
(Król Wihomark został już na początku otoczony przez ludzi hrabiego Lamberta z Nantes i
zabity).
Mniej "szczęśliwie" zakończyła się w tym samym roku zbrojna ekspedycja do
Pampeluny, gdzie podczas odwrotu przez Pireneje w tym samym wąwozie Roncesvalles los
dopadł Franków; tam również, jak głosi legenda, w roku 778 została rozbita tylna straż Karola
"Wielkiego" po zburzeniu baskijskiego miasta Pampeluny (IV, s. 281 i nast.). Teraz, ledwie
pół wieku później, w mrocznym przesmyku górskim oddziały hrabiów Aeblusa i Azenariusa
zostały "wybite prawie do nogi [...] przez niewiernych górali". Obaj hrabiowie przeżyli — "po
utracie swego całego wojska" (Astronom) 46 .
W swym prawodawstwie cesarz zaczął się wówczas wyraźnie wiązać z Kościołem, z
którego reprezentantami musiał mieć wcześniej tak bolesne doświadczenia (s. 50), niczego się
stąd nie nauczywszy. W każdym razie działał on teraz wyraźnie na chwałę Kościoła i ku jego
ochronie, dla jego wywyższenia, oczywiście dla honorów jego sług, którym należało
okazywać szacunek, których nauk należało słuchać. Domagał się postów, świętowania
niedziel, wznoszenia szkół w celu kształcenia duchowieństwa, uznał wszakże, że musi
napominać biskupów, "by wypełniali swe pasterskie obowiązki w pełnym zakresie" 47 .
W ogóle nie powinno się polegać tylko na Bogu i Kościele. Dlatego zawsze, gdy Ludwik
błagał w tych ciężkich czasach o błogosławieństwo niebios dla swych działań, to nie
zapominał, co w pierwszym rzędzie pozwalało im skutecznie działać. Gdy kilka lat później
sam nałożył trzydniowy post i dopraszał się najwyższego wsparcia, to jednocześnie rozkazał
w obliczu wrogów chrześcijaństwa, by wszyscy zobowiązani do służby w armii stali w
gotowości konno i zbrojno, z przyodziewkiem, wozami i prowiantem, aby w danym razie
móc niezwłocznie ruszyć w pole. Tak — kto Bogu ufa, mężnego ducha... 48 .
Gdy w roku 826 dowiedział się na królewskim dworze w Salz nad Soławą o odstępstwie
możnego Wizygota Aizo i o ruchawce, jaką ów spowodował w Marchii Hiszpańskiej, gdzie
zajął kasztele, zmusił do ucieczki hrabiów, przeciągnął na swą stronę ludność, ogromnie
wyzyskiwaną, często wypędzaną z własnych zagród i zubożałą, wówczas monarcha
zdecydował się wnet przemyśleć w sposób dojrzały niedobrą sytuację i przede wszystkim
swój gniew najpierw rozładować w jesiennych łowach (autumnali venatione).
Aizo obsadzał tymczasem wzięte kasztele załogami, zdobywał nowe i badał stanowisko
Maurów posiadających na Półwyspie Iberyjskim dobrze funkcjonujące państwo, którego
ludności, Gotom i hiszpańskim osadnikom — już pod rządami Karola I gorzko skarżyli się
oni na ucisk ze strony chrześcijańskich hrabiów i ich siepaczy — lepiej się wiodło, niżby
można sądzić. Na co dzień przestawano i handlowano ze sobą za pomocą frankijskiego
srebra, złotych monet arabskich, a Aizo, który najwyraźniej chciał oderwać od Franków
Marchię Hiszpańską, nie zaniedbywał również kontaktów z 'Abdarrahmanem II (822-852),
emirem Kordoby i to z niezwykle dobrym skutkiem.
Ze swej strony Ludwik Pobożny wysłał w 827 roku na południe najpierw opata
Helizachara, swego dawniejszego kanclerza, następnie swego syna Pepina, króla Akwitanii,
"z niezliczonymi frankijskimi oddziałami". Jednakże Maurom udało się — kiedy już
przekroczyli Ebro, spustoszyli tereny wokół Barcelony i Gerony oraz spalili kościoły i
okrutnie pomordowali księży (mieli uprowadzić wielu chrześcijan) wrócić ponownie do
Saragossy, tak że — obojętne dlaczego — spóźniona odsiecz frankijska nawet ich nie
oglądała; co zapewne pozwalają przypuszczać "straszne obrazy bitewne o nocnej porze", jak
rzecze Astronom. Przeto pospieszył się tak pobożny, jak i zabobonny monarcha, gdy
dowiedział się o budzących zgrozę oznakach, wysłał "pomocnicze oddziały do ochrony
rzeczonej marchii granicznej i kontentował się aż do czasu zimy łowami w lasach leżących
wokół Compiegne i Quierzy". W roku 828 wyprawa jego syna Lotara "z licznym wojskiem
frankijskim" nie przyniosła żadnych owoców. A Aizo znika bez śladu z kart historii 49 .
Wojna przeciwko Bułgarom
Do konfliktu doszło również z Bułgarami.
Ich chan Omurtag (815 — ok. 831), który jako pierwszy bułgarski władca konferował
bezpośrednio z Frankami, wysyłał od roku 824 co rusz poselstwa — również z darami — do
Ludwika i zabiegał o wyjaśnienie granic i ustanowienie przyjacielskich stosunków. Ludwik
wciąż jednak kazał posłom nieprzyzwoicie długo czekać i zwodzić chana. W końcu po
załamaniu wszelkich zabiegów wtargnął tenże na okrętach Drawą do Dolnej Panonii,
spustoszył kraj i ustanowił wręcz bułgarską administrację. Powodowany utratą Panonii,
młodszy Ludwik przedsięwziął w następnym roku wyprawę wojenną przeciwko Bułgarom,
najwyraźniej znowu bez powodzenia, chociaż mnisi z Fuldy chwalili się, że w okresie postu
(od 19 lutego do 4 kwietnia) odśpiewali na intencję armii 1000 mszy i tyleż psałterzy. Już w
następnym roku Bułgarzy wyprawili się znowu w górę Drawy i "spalili kilka wsi naszych w
pobliżu rzeki" (Annales Fuldenses). Dwór cesarski określił "napady i spustoszenia ze strony
niewiernych" — również Saraceni grasowali w Marchii Hiszpańskiej — oraz inne klęski jako
"sprawiedliwą karę bożą" 50 .
Nieco więcej "szczęścia" miał widocznie swego czasu margrabia Toskanii, Bonifacy,
któremu cesarz powierzył ochronę Korsyki. Podczas "polowania" na niewiernych piratów
morskich dotarł gorliwy obrońca wyspy aż do Afryki! Między Utyką 51 a Kartaginą zszedł na
ląd, zaatakował wielkie masy tubylców, "zmusił ich pięć albo więcej razy do ucieczki i
położył wielką ilość Afrykańczyków"; stracił jednak również "znaczną liczbę swych
własnych ludzi".
Zawszeć to pozostawił "swoim czynem wielki strach" (Annales regni Francorum) 52 .
Szczególnie w ostatnim dziesięcioleciu rządów Ludwika konflikty zagraniczne mocno
zmalały. Z powodu rewolucji pałacowych ten katolicki dom panujący miał wystarczająco
wiele spraw na swojej głowie. Tymczasem polityką zagraniczną zajmowano się na innych
dworach chrześcijańskiego Zachodu już od dłuższego czasu, już od początku tego
uniwersalnego państwa.
Na przykład w Rzymie.
Rzymskie stosuneczki. Dlaczego kanonizowano papieża-mordercę Leona III
Nad Tybrem wraz ze śmiercią starego cesarza Karola wnet powiały inne wiatry. Ledwie
zmarł 28 stycznia 814 roku w wieku siedemdziesięciu dwu lat i nastąpił po nim na tronie
Ludwik, a już wyższe duchowieństwo po drugiej stronie Alp zwietrzyło, że wobec syna może
zachowywać się inaczej. Zaczęto znów dążyć do większej samodzielności, władzy, chciano
"swobody działania" przynajmniej w obrębie Państwa Kościelnego i uzyskano ją.
Gdy jeszcze w tym samym roku Wieczne Miasto walczyło z wielce znienawidzonym,
oskarżanym o rozpustę i krzywoprzysięstwo papieżem Leonem III — tym (z powodu jego
cudownie uzdrowionych oczu i języka po, zgodnie ze źródłami tylko usiłowanym, ale
zaniechanym okaleczeniu!) w roku 1673 kanonizowanym wielokrotnym mordercy zza biurka
(IV, s. 270 i nast.) — kazał on "przestępców wobec majestatu" z miejsca zbiorowo wieszać.
Nawet pobożnego Ludwika wprawił w zakłopotanie tym, "że tak ostre kary są wymierzane
przez pierwszego kapłana świata" (Anonim). Przecież kiedyś jego ojciec Karol zamienił na
wygnanie liczne wyroki śmierci wydane na przeciwnych Leonowi możnych miejskich. A
anno 815, gdy Leon już od dwu dziesięcioleci zasiadał na stolcu nigdy nie zajmowanym przez
Piotra, a teraz leżał na łożu śmierci, wybuchła nowa rebelia, rewolta arystokracji i chłopskie
powstanie, święty papież — który nakazywał gwałtem ściągać dobra do "apostolskiej
komory", a wywłaszczonych pozbawiać głowy — sypnął zaraz seryjnymi wyrokami śmierci,
a jemu samemu też oczywiście chciano się dobrać do skóry.
Rzymianie zebrali się tłumnie, pisze kronikarz Rzeszy, "i splądrowali najpierw dobra,
które papież założył w ostatnich latach na obszarze poszczególnych miast i spalili je. A potem
zdecydowali pójść na Rzym i wziąć siłą, co im, jak się skarżyli, zostało wyrwane". Przed
miastem zostali jednak pobici przez frankijskiego księcia Winigisa, chociaż już steranego
wiekiem i słabego jak papież. Na pociechę w swej zgryzocie (ale nie dla swych poddanych)
gasnący papież miał wreszcie zwyczaj odprawiać kilkakrotnie w ciągu dnia mszę. A książę
Winigis został parę lat później mnichem i wkrótce potem zmarł.
Dlaczego jednak Leon III wszedł w XVII wieku w szeregi rzymskich męczenników?
Dlaczego to mordercze monstrum zostało uznane za świętego? (Podczas 21-letniego
pontyfikatu tego papieża, nota bene, nie zebrał się z jego inicjatywy ani jeden synod, który by
opracował kanony ku wzmocnieniu dyscypliny w Kościele!). Kanonizowano go nie z powodu
jego brutalności, nie z powodu jego eliminacji przeciwników, na pewno nie z powodu
klęknięcia przed Karolem "Wielkim" — była to, jeśli nie pierwsza, to z pewnością ostatnia
proskynesis papieża przed cesarzem Zachodu — któremu zawdzięczał przetrwanie (bardziej
na urzędzie, niż w godności). Nie, kanonizowano go, ponieważ w dniu Bożego Narodzenia
800 roku włożył Karolowi koronę na głowę (IV, s. 272 i nast.); ponieważ w ten sposób
dobitnie przeforsował żądzę panowania, nienasycone dążenie do supremacji papieży,
ponieważ za pomocą tego sygnału promieniującego na inne czasy, tego "genialnego
posunięcia" (de Rosa) zapisał zarazem na zawsze w ponurej księdze historii ich absolutne
aspiracje przywódcze. Tylko dlatego dla Franza Xavera Seppelta, katolickiego historyka
papiestwa, imię Leona III jaśnieje w "Katalogu Świętych" — z pominięciem wszystkich
fatalności jego długiego terroru, wszystkich trupów, jakie znaczą jego drogę — święty,
święty, święty! (dzień: 12 czerwca) 53 .
Szwindel z cesarską koroną i koronacją: Stefan IV (816-817) i Paschalis I (817824)
Leon zmarł 12 czerwca 816 roku.
Jego następca Stefan IV, od dziecka w Lateranie wytresowany rzymski arystokrata,
którego wyniesiono na tron w ciągu dziesięciu dni, nie pytając cesarza o zgodę, rządził
zaledwie kilka miesięcy; mimo to jego można rodzina dostarczyła w następnych stuleciach
dwu dalszych papieży. Sam Stefan wyruszył jeszcze w sierpniu z Rzymu, by w towarzystwie
króla Bernarda "w wielkim pośpiechu" udać się przez Alpy do Reims, gdzie w pierwszych
dniach października Ludwik, w stroju kapiącym od złota i klejnotów, wśród hymnów
pochwalnych duchowieństwa, zgodnie z bizantyjskim ceremoniałem trzykrotnie upadł przed
papieżem, a następnie pozdrowił go słowami psalmu: "Pozdrowiony niech będzie, który
przychodzi w imię Pana". Obejmowanie się, pocałunki, przejście do kościoła, nowe śpiewy
pochwalne — a następnego dnia "wzajemne dary" i "wspaniałe uczty" (Roczniki Rzeszy).
Imperator ofiarował księciu Kościoła srebro, zdobione drogocennymi kamieniami puchary,
zastawę stołową ze złota, okryte złotem konie i in. Stefan wystąpił oszczędnie, też nieco złota,
szaty, przy czym oczywiście "otrzymał po stokroć, co z darów przywiózł z Rzymu"
(Ermoldus Nigellus). Taka jest radość z obdarowywania. Tak ochoczo daje sam papież.
A Jego Świątobliwości, który nie zapomniał nazwać Ludwika "drugim królem Dawidem"
(Thegan), zależało jedynie na tym, by podczas uroczystej sumy w reimskim kościele Notre
Damę, gdzie miał zostać ochrzczony Chlodwig, koronować cesarza na cesarza: chociaż tenże
już przed trzema laty, w roku 813, został koronowany na cesarza w Akwizgranie, a po śmierci
poprzedniego ponownie w Akwizgranie uroczyście przyjęty jako cesarz przez aklamację i
nawet według poglądów kurii "już niewątpliwie był «cesarzem»" (Eichmann). Wszelako —
to nie mogło wystarczyć. Współudział Rzymu miał być i był konieczny, aby w pełni uznano
godność cesarską. Papieże chcieli nadawać korony cesarskie, nawet jeśli poza tym okazywali
się bardzo skąpi wobec cesarzy. Stefan miał koronę już w swych bagażach, "złotą koronę
cudownej piękności zdobioną najcenniejszymi klejnotami" (Thegan), którą papież podawał za
koronę cesarza Konstantyna! (Katolicki Podręcznik historii Kościoła ujmuje tę "koronę
Konstantyna" skromnie w cudzysłów).
Szwindel, od strony prawnej wprawdzie bez znaczenia, mógł i miał oczywiście
przypomnieć o rzymskim rodowodzie cesarstwa oraz o związku obu mocarzy, niejako o "osi"
Akwizgran-Rzym. Przede wszystkim jednak: było to nawiązanie do działań jego poprzednika,
kontynuacja, a zatem nowy pretekst na rzecz rzymskiego pojmowania spraw, najwyższych
aspektów historii świata; w pewnej mierze mianowicie papieskiego poglądu na "godność
cesarza, [...] prawo papieża do koronowania cesarzy i papieża jako dysponenta cesarstwa"
(Seppelt). Rzesza została tym samym potwierdzona jako "Święta Rzesza".
Stefan IV namaścił swego czasu również młodego monarchę i jego żonę Irmingardę, przy
czym po raz pierwszy z namaszczeniem połączył koronację cesarza. Znamienne, że
namaszczenie osoby pojawiło się w Kościele zachodnim; we wschodnim — gdzie dużo
wcześniej niż na Zachodzie namaszczano ołtarz i dom boży— było ono nieznane i dopiero
później zostało przejęte z Zachodu.
Po błogosławieństwie papież Stefan modlił się adekwatnie: "O Chryste, Panie świata i
wszego czasu, który życzyłeś sobie widzieć Rzym jako głowę kręgu ziemskiego [...]".
Ludwik swego czasu złożył ze swej strony przysięgę obrony rzymskiego Kościoła, która
wkrótce stała się znana pod nazwą pactum hludovicianum, nawiązywała do dawniejszych
wielkodusznych przyjaznych służb Franków, a Rzymowi gwarantowała inwestyturę
biskupów, regularną władzę sądowniczą, wymieniała cały stan posiadania papieskich
terytoriów, krótko mówiąc, nadawała papieżowi wspaniałomyślnie przywileje, gwarantowała
zarówno jego stan posiadania, jak i jego suwerenne prawa, usiłowała oczywiście zapewnić
również frankijskie roszczenia do supremacji.
Dążenie do władzy i majątku było jak zwykle na pierwszym planie, podczas gdy tak
bardzo wspierana przez Ludwika polityka reformy Kościoła pozostawała, "rzecz znamienna,
bez zauważalnego udziału papieży" (Schieffer). Jednakowoż: "Dopóki papież był obecny,
prowadzili rozmowy o korzyściach świętego Kościoła Bożego (de utilitate sanctae Dei
aecclesiae). Po tym jednak jak cesarz obsypał go wielkimi i niezliczonymi darami, więcej niż
trzykrotnie większymi, niż sam otrzymał od kogokolwiek, tak jak zawsze miał w zwyczaju
czynić, więcej dawać, niż brać, pozwolił mu odjechać do Rzymu [...]" (Thegan); "[...] wrócił
papież, który uzyskał wszystko, czego pragnął, do Rzymu" (Astronom). Istotnie przybył z
powrotem bogato obładowany złotem i srebrem, przede wszystkim z gwarancjami stanu
posiadania, potwierdzeniami przywilejów, immunitetami; otrzymał również dodatkowy dar
od cesarza, frankijskie dobra koronne Vendeuvre (koło Bar-sur-Aube), zmarł jednak już
następnej zimy, 24 stycznia 817 roku, wszakże zdziałał po śmierci jeszcze parę cudów 54 .
Następca Stefana Paschalis I (817-824) kazał wnet potwierdzić wytarowane przez swego
poprzednika pactum hludovicianum, tzn. pełen zakres darów i obietnic darów uczynionych
przez Pepina i Karola, Ludwikowego dziada i ojca, a więc autonomię Państwa Kościelnego,
papieskie prawa suwerenne i, rzecz nie najmniejsza, swobodny wybór papieża. Dokument,
kontrowersyjny, nigdy nie wymieniany w oficjalnej księdze papieskiej, zachowany jedynie w
odpisie w kościelnych zbiorach z XI/XII wieku, ze względu na swoiste sformułowania
odbiegające od powszechnie przyjętych dyplomów, długo był uważany za fałszerstwo. Z
biegiem czasu zaczął być uznawany, tak od strony formalnej, jak i merytorycznej, najczęściej
za prawdziwy — prócz różnych zafałszowań, interpolacji, jak choćby wstawki dotyczącej
Sardynii, Korsyki i Sycylii, które przeszmuglowano najwyraźniej ze zwykłej zachłanności 55 .
Akt z Reims z roku 816 znalazł na Wielkanoc roku 823 doniosłe powtórzenie i
uzupełnienie w Rzymie.
W tym czasie syn Ludwika Lotar I przebywał w Rzymie, gdzie z Walą jako doradcą od
roku 822 miał kontynuować panowanie Pepina i Bernarda. W Wielkanoc zaprosił go do siebie
następca Stefana Paschalis I — surowy papież, który napsuł mnóstwo krwi i został
konsekrowany bez zgody cesarza, za co go wszakże przeprosił i odcelebrował z nim w
kościele Sw. Piotra w wielkanocną niedzielę (5 kwietnia 823 roku) ten sam rytuał, co jego
poprzednik z jego ojcem kiedyś w Reims, chociaż Lotar już w 817 roku został koronowany
jako cesarz przez swego ojca w Akwizgranie. I znowuż koronacja, która Lotarowi tym
bardziej się przydała, że właśnie dowiedziano się o brzemiennym stanie cesarzowej, miała ten
sam cel: związać Cesarstwo z Rzymem, ukazać namaszczenie i koronację przez papieża jako
nieodzowne również dla cesarza już mianowanego i koronowanego przez świeckie instancje.
I rzeczywiście "coraz bardziej uznawano" (Nelly) "prawo" papieży do koronacji cesarzy, tak
jak i "prawo" Rzymu i Świętego Piotra, na co stworzono prejudykat, do miejsca koronacji. Co
godne uwagi, ta powtórna koronacja wiązała się również po raz pierwszy z przekazaniem
miecza; jako że teraz zintensyfikowano również współpracę przy działalności misyjnej w
krajach Północy (s. 68, 306). Lecz miecz, który papież przekazał Lotarowi obok korony, był
symbolem zarazem obrony, jak i władzy, znakiem zobowiązania do wykorzenienia "zła" 56 .
Papież Paschalis oślepia i ścina, najpierw święty, a potem wykreślony z
kalendarza
Zło jednak na nikim nie poznało się lepiej, niż na papieżach.
Paschalis, na przykład, rozpoznał je sam we własnych ministrach, a mianowicie, co
ciekawsze, w przywódcach stronnictwa profrankijskiego. Dlatego dwaj z najwyższych
urzędników papieskich, arystokratycznego pochodzenia primicerius Teodor (jeszcze w roku
821 nuncjusz na dworze frankijskim) i jego zięć, nomenclator Leon, w roku 823, po
wyjeździe Lotara, bez jakiegokolwiek postępowania sądowego zostali oślepieni i ścięci przez
papieskich funkcjonariuszy w Pałacu Laterańskim, "z powodu ich wierności Lotarowi"
(Astronom), ponieważ, relacjonują również Roczniki Rzeszy, "w każdym calu stali wiernie
przy młodym cesarzu Lotarze". Przy tym przypisano papieżowi lub przynajmniej "jego
zgodzie wszystko", pisze Astronom.
Cała sprawa przypomina nieco krwawy proceder św. Leona III z roku 815 (s. 60 i nast.).
Lecz cesarz wysłał również w roku 823 swoich sędziów do Rzymu i oddalił się na resztę lata
oraz jesień w okolice Wormacji i na łowy w Eifel. Jednakże Paschalis (wśród Rzymian tak
popularny, że w czasie wynoszenia jego zwłok doszło do tumultów) odrzucił swą współwinę i
odmówił poddania się procedurze sądowej (a mógł mieć do tego wystarczające powody),
składając publicznie przysięgę oczyszczającą go z zarzutów — "dowód" już wypróbowany
przez św. Leona III w grudniu 800 roku (IV, s. 272) i szczególnie częsty wśród kościelnych
dostojników — przy pomocy 34 biskupów oraz pięciu prezbiterów i diakonów. Jednocześnie
przeklął zamordowanych jako zdrajców, nazwał ich śmierć aktem sprawiedliwości, na ten los
przecież zasłużyli sobie jako przestępcy wobec majestatu, a ich morderców wziął
"zdecydowanie w obronę" (Annales regni Francorum) jako sługi św. Piotra (de familia sancti
Petri) 57 .
Cesarz Ludwik zrezygnował. A papież Paschalis I zmarł w 824 roku pośród familia sancti
Petri. Facet był szczwany, bo Ludwik miał wyraźnie przewagę, i twardy. Mnichów z Fuldy,
którzy przynieśli mu niemiłą wiadomość, kazał bez namysłu wrzucić do więzienia i zagroził
ich opatowi Rabanowi Maurowi ekskomuniką. W samym Rzymie jego surowe rządy,
rujnujące zupełnie państwo, były znienawidzone. A ponieważ nie tylko jego planowany
pogrzeb, ale i wybory papieża stały pod znakiem ciężkich zamieszek, ciało Paschalisa dłuższy
czas pozostawało nie pogrzebane, póki jego następca go nie pochował, jednakowoż nie u
Świętego Piotra.
Za to imię Paschalisa nieco później, pod koniec XVI wieku, dzięki historykowi Kościoła
Cezaremu Baroniusowi — został on zmuszony do przyjęcia godności kardynalskiej groźbą
ekskomuniki — dostało się do kalendarza świętych Kościoła katolickiego (święto 14 maja), a
jeszcze nieco później (rzymskie młyny mielą powoli), w roku 1963, znowu z niego wypadło;
jego dzień został wykreślony 58 .
Współcesarz Lotar i "Constitutio Romana"
Gdy po śmierci Paschalisa wybuchły zażarte walki między ludem a arystokracją, przy
czym ta ostatnia wyniosła na papieski tron kardynała Eugeniusza de Santa Sabina, do Rzymu
przybył po raz drugi pełen energii cesarz-junior Lotar I, obdarzony mocno już rozwiniętym
talentem politycznym. Zaprotestował przeciwko mordowaniu swoich zwolenników, "którzy
byli wierni cesarzowi, jemu i Frankom", protestował przeciwko "ignorancji i słabości
niektórych papieży", przeciwko chciwości ich sędziów, sprzecznemu z prawem
wywłaszczaniu z dóbr w imieniu papieży oraz przeciw całej nieudolności władzy duchownej.
A jego postępowanie zostało powitane przez lud rzymski z wdzięcznością.
Kapitularze cesarza Ludwika piętnowały już wcześniej symonię i żądzę zysków
biskupów Italii, którzy często wyzyskiwali finansowo swoje parafie, pozwalali kościołom
obracać się w ruinę, a którzy za pontyfikatu Eugeniusza II na synodzie w Rzymie w 826 roku
surowo przykazywali kapłanom, że nie wolno im bawić się, uprawiać lichwy, organizować
polowań i łowów z ptakami, że nie wolno im trwonić wyposażenia kościołów i uprawiać
rozpusty etc. (Jest to, na marginesie, jedyny synod rzymski w pierwszej połowie IX wieku,
którego postanowienia potwierdzone są dokumentami. A w pierwszym ćwierćwieczu nie było
w Rzymie najwyraźniej żadnego zgromadzenia kościelnego!) Lotar przystąpił teraz do
surowego zbadania wielu przestępstw i nadużyć: "stosunków rzymskich, które już od
dłuższego czasu popadły w chaos z powodu niewłaściwego zachowania wielu papieży", jak
pisze kronikarz Rzeszy. "Coraz bardziej zatrważający okazywał się zasięg bezprawnych
konfiskat dóbr, samowola i chciwość papieskich urzędników" (Simson).
Co oczywiste, arcykapłani nie oszczędzali przy tym klasztorów, ważyli się targnąć i na
nie, zwłaszcza te szczególnie zamożne.
Na przykład na Farfę.
Założony około roku 700 klasztor benedyktynów należał w średniowieczu do
najbogatszych opactw we Włoszech. Położony między Rzymem a Rieti, cieszył się ochroną
króla Longobardów, rozległe posiadłości w Sabinie i poza nią zawdzięczał jednak przede
wszystkim książętom Spoleto i wielu prywatnym fundatorom. Został już w roku 775
wyposażony przez Karola I we frankijski immunitet, prawo obioru opata i exemptio59 , a przez
następnego cesarza utwierdzony tak w stanie posiadania, jak i własnej pozycji prawnej, mógł
ponadto wykazać się papieskimi bullami potwierdzającymi przywileje. Jeszcze na kilka dni
przed śmiercią Stefan IV uznał to wszystko, chociaż za roczny czynsz w wysokości 10
solidów w złocie.
Wszelako inni papieże usiłowali co rusz ignorować fakt, że Farfa bezpośrednio podlega
Rzeszy, powołując się na zwierzchność lenną nad Sabiną, i podporządkować sobie bogate
opactwo. Odbierał mu dobra Hadrian, takoż św. Leon III; wreszcie św. Paschalis, pod
pretekstem, że Farfa "z mocy prawa i władzy przysługuje Kościołowi rzymskiemu", wytoczył
i przegrał proces przed sądem cesarskim. (Jednakże już niewiele lat później, w roku 829 —
papieże nie potrafią sobie po prostu odpuścić, bo mają słuszność, że zawsze chodzi o Boga —
Grzegorz IV wytoczył nowy proces o Farfę).
Po formalnym postępowaniu Lotar orzekł wobec papieża Eugeniusza II (824-827)
wydanie wszystkich skonfiskowanych dóbr, wśród entuzjazmu ludu przegnał papieskich
sędziów do państwa Franków i spowodował powrót prześladowanych pod rządami Paschalisa
I. A 11 listopada 824 roku za pomocą nowej regulacji stosunków frankijsko-papieskich, tak
zwanej Constitutio Romana (ograniczającej z kolei Pactum Hludovicianum z roku 817) 60 ,
przywrócił supremację cesarza w Państwie Kościelnym oraz zależność papieża,
podporządkował administrację Państwa Kościelnego kontroli stałego papieskiego i
cesarskiego missus 61 , przed którym każdy electus, każdy nowo konsekrowany papież musiał
ostatecznie składać przysięgę na wierność cesarzowi pro conservatione omnium 62 . A zatem
na powrót, jak od czasów Justyniana do zrzeczenia się Italii przez Konstantynopol, było
wymagane potwierdzenie wyboru papieża przez cesarza, Pactum Hludovicianum zostało
częściowo zniesione i osiągnięto zwierzchność władzy cesarskiej nad kurią — oczywiście nie
na długo. Wszakże usankcjonował ją z naciskiem Jan IX na synodzie rzymskim w roku 898,
by powstrzymać będące prawie regułą niepokoje podczas wyboru papieża. Poza tym
konstytucja Lotara weszła jeszcze do zbioru praw kanonicznych z czasów Grzegorza VII,
nawet jeśli, co nic dziwnego (por. s. 135 i nast.) — "zniekształcona i odpowiednio
przyrządzona" (Muhlbacher) 63 .
Frankijscy biskupi upokarzają cesarza, a sami nie chcą być sądzeni przez
nikogo
Tak jak pasterze w Rzymie, tak i pasterze na terenie Rzeszy stawali się stopniowo coraz
krnąbrniejsi. Powody leżały nie tylko w nich samych, lecz tak samo w ich świeckich
partnerach i okazjonalnych przeciwnikach. Kapłani bowiem wiedzą zawsze bardzo dobrze,
kiedy mają służyć, a kiedy wolno im szczekać, skakać, kiedy mogą kąsać.
Ludwik Pobożny, dużo miększy niż jego "wielki" ojciec, dużo mniej energiczny,
brutalny, osiągał odpowiednio do tego również mniejsze "sukcesy" — w polityce
zagranicznej, przeciwko Duńczykom, Bułgarom i Maurom, ale również w samej Rzeszy i,
przy całym reformatorskim zapale, a może dlatego, w Kościele.
Biskupi byli wprawdzie gotowi namaszczać i koronować królów, wynosić ich ponad
wszystkich "laików", lecz w zamian sami chcieli stać ponad wszystkimi książętami. Dążyli do
państwa teokratycznego i uczynili Ludwika królem "z ich łaski" (Halphen). Onże zaś już
wkrótce zrezygnował wobec Rzymu z zatwierdzania wyboru papieża, z kontroli nad
Państwem Kościelnym, a w polityce wewnętrznej podporządkowywał się z czasem coraz
bardziej episkopatowi.
W sierpniu 822 roku cesarz zjawił się na sejmie Rzeszy w Attigny w tamtejszym kościele
w stroju pokutnym i oficjalnie wyraził swą skruchę. Stało się to za radą hierarchów. Wyznał
współwinę w śmierci swego bratanka Bernarda, niesprawiedliwość wobec braci przyrodnich,
kuzynów i innych. Upokorzył się, czego ojciec jego nigdy nie zrobił i nigdy by nie zrobił;
poddał się wyrokowi kapłanów. Wówczas Agobard z Lyonu zażądał zwrotu wszystkich dóbr,
jakie książęta zabrali wcześniej Kościołowi!
Ludwik znosił to skruszony, pędził swe oddziały we wszystkie strony świata, jedno
wojsko wysłał do Panonii, drugie do Marchii Hiszpańskiej, trzecie do Bretońskiej — a sam
oddawał się "obyczajem królów frankijskich podczas jesieni polowaniu [...]". Wszystko to,
rzecz warta przemyślenia, jest częścią chrześcijańsko-zachodniej kultury, nie jej częścią
marginalną, lecz esencjonalną.
Właśnie tak.
Zaprzątnięci mianowicie podporządkowywaniem państwa, biskupi ogłosili w 829 roku w
Paryżu, podpierając się niezwykle butnymi naukami papieża Gelazego I (II, s. 198 i nast.), że
nikt ich nie może sądzić, że oni sami są odpowiedzialni tylko przed Bogiem, lecz inni możni
podlegają im, biskupom. A nawet, ich auctoritas 64 stoi wyżej niż potestas 65 króla, cesarza,
który w innym wypadku stałby się tyranem i straciłby jakiekolwiek moralne prawo do swego
panowania.
Ich zarozumiałość, czasami ukryta we frazesach pozornej skromności, odziana w pseudo
czołobitność — notoryczna hipokryzja kleru — nie mogła chyba być większa. Chwalili, w
tym wypadku nawet szczerze, pokorę cesarza, pokorę innych uznawali bowiem za powinność.
Oni przecież jawili się jako ci, którym Pan dał władzę wiązania i rozwiązywania i
przypominali w samouwielbieniu rzekome słowa cesarza Konstantyna do biskupów (z
niepewnej Historii Kościoła Rufina): "Bóg was powołał na kapłanów i dał wam władzę sądzić
również nas. Dlatego słusznie jesteśmy sądzeni przez was; wy jednakże nie możecie być
sądzeni przez ludzi". Zbyt wyszukane, by mogło być prawdziwe. Natomiast chętnie się im
wierzy; gardłują z wielkim naciskiem na rzecz dóbr kościelnych — których sami nie
zgromadzili, z którymi często się obnosili jak z prywatnym majątkiem. Tylko zawistnikom,
tak to wyjaśniają, wydaje się tego zbyt dużo; istotnie, "prawdziwie" powiedziane, może "nie
jest tego nigdy zbyt dużo"! 66
Ano, sprawdzimy to.
Jeśli to wszystko zdradza trudną do prześcignięcia arogancję i żądzę władzy episkopatu,
to biskupi zachowywali się jeszcze ohydniej podczas sporu Ludwika z synami.
Lecz czy panujący nie prowokował ich sam swą uległością? Czy podczas obrad w
Akwizgranie w połowie grudnia 828 roku, gdy wszelkie nieszczęście, klęski głodu —
grasujące "przez całe średniowiecze" (Goetz), "dziki świat, świat w szponach głodu" (Duby),
gdy biedę, zarazy, nieurodzaje, straszne zabobony, rebelie magnatów, chciwość urzędników i
hrabiów, przekupstwo, symonię, obyczajowe zdziczenie kleru, prostytucję, pederastię,
sodomię, łupieżcze najazdy pogan etc. etc, krótko mówiąc, gdy całe zło według
sprawdzonego zwyczaju sprowadzono do gniewu boskiego za grzechy chrześcijańskiego
świata, ale dla księży zażądano zwolnienia z danin, rezygnacji cesarza z mieszania się w
sprawy kościelne, czyż nie określił on sam jako zadanie dla biskupów sprawdzenia, jakie
szczególne grzechy winne są tej nędzy, by można je należnie odpokutować? A również w 829
roku, na synodzie paryskim, hierarchowie przyznali władzy duchownej pierwszeństwo przed
cesarską 67 .
W najgorsze opresje w polityce wewnętrznej, mające niewątpliwie następstwa dla historii
świata, popadł jednak Ludwik z powodu wydarzenia, które normalnie jest uznawane za
radosne: narodzin dziecka, najmłodszego syna.
Jak katolik z katolikiem: pierwsze powstanie
Cesarzowa Ermengarda powiła swemu małżonkowi trzech synów: Lotara (795 r.), Pepina
(797 r.) i Ludwika (806 r.). Gdy po mniej więcej dwudziestoletnim małżeństwie zmarła 3
października 818 roku w Angers, obawiano się, że pobożny wdowiec zamknie się w
klasztorze. A oczywiście dla duchowieństwa "cesarz o mnisim usposobieniu na tronie był
ważniejszy [...] niż cesarz w mnisim habicie za murami klasztoru" (Luden). I tak pokazano
mu na swego rodzaju konkursie piękności, "przeglądzie", jak trzeźwy kronikarz Rzeszy sucho
formułuje, reprezentację arystokracji. A cesarz, na pewno nie nieczuły na kobiece wdzięki,
zdecydował się na córkę hrabiego Welfa, Judytę, której rekomendacją było nie tylko jej
pochodzenie — z pierwotnie frankijskiego, starego rodu Welfów, potem posiadającego dobra
przede wszystkim w Alamanii i Bawarii — lecz która podobno łączyła w sobie wszelkie
zalety, była niezwykle "słodka i uwodzicielska" (arcybiskup Agobard), ale przy tym też
bogata, bystra i wykształcona. Już kilka miesięcy po śmierci swej pierwszej żony cesarz
poślubił ją na początku 819 roku 68 , a ona po urodzeniu córki Gizeli wydała na świat 13
czerwca 823 roku w nowym palatium we Frankfurcie syna, który po dziadku otrzymał imię
Karol, a później przydomek "Łysy" 69 .
Dzięki zabiegom matki bowiem, by zapewnić małemu późnemu synowi również udział w
dziedzictwie, tak jak przyrodnim braciom, z powodu niestrudzonych interwencji równie
pociągającej, co obdarzonej silną wolą młodej cesarzowej, historia zmieniła swój bieg;
Ludwikowe Ordinatio imperii z roku 817, tak uroczyście zaprzysiężone, stworzone z
"inspiracji boskiej" (s. 48 i nast.), dzielące już Rzeszę wśród jego trzech synów z pierwszego
małżeństwa, zostało zupełnie wywrócone i zamiast podziału na trzy części wprowadzono
podział na cztery.
Książę Karol miał w 829 roku zaledwie sześć lat, gdy Ludwik przyznał mu na sejmie w
Wormacji królestwo Alamanii, kraj pochodzenia jego matki, nadając mu ponadto Alzację,
Recję oraz części Burgundii. I wskutek tak podjętej intrygi, której inicjatorką była zapewne
cesarzowa, Ludwik poróżnił się ze starszymi synami, zaczęło się wygrywanie Lotara przeciw
braciom, braci przeciwko Lotarowi, jednego brata przeciw drugiemu, krótko mówiąc,
demoralizacja, korupcja, przekupstwo i zdrada na wielką skalę. A, zaprawdę, nie
przypadkiem poprzedziły to wszystko znaki na niebie, nastąpiło zaćmienie księżyca 1
czerwca o zmierzchu i ponownie 25 grudnia 828 roku o północy. A nawet, w czasie
nadchodzącego "świętego czterdziestodniowego postu", przed "świętą Wielkanocą", nocne
trzęsienie ziemi wraz z silnym huraganem zniszczyły w Akwizgranie kryty ołowianymi
płytami "kościół Świętej Matki Bożej w niemałej części" (Roczniki Rzeszy). Ergo w Rzeszy
działo się "z dnia na dzień gorzej" 70 .
Pierwszy bunt w roku 830 zapoczątkował w pobożnych i żyjących jak w rodzinie krajach
Zachodu dziesięciolecie ciągłych rebelii pałacowych i wojen domowych.
Starsi synowie cesarza przyjęli rozwój sytuacji, co zrozumiałe, z rozgoryczeniem.
Zwłaszcza Lotar, którego państwo okrojono mocno na rzecz Karola, uznał swój przyszły
pryncypat za zagrożony. Lecz i młodszym braciom, Pepinowi i Ludwikowi, groziły dalsze
straty terytorialne. Również sprzyjająca jedności Rzeszy hierarchia kościelna obawiała się o
swą koncepcję. Sytuacja zaostrzyła się jeszcze bardziej, gdy Lotar, od końca 825 roku
formalnie równoprawny regent na dworze Ludwika, został jesienią usunięty do Włoch, a
Wala do swego klasztoru w Korbei. Na ich miejsce przyszedł jako podkomorzy, jako "drugi
we władzy", znienawidzony przez dotychczas przewodzących magnatów hrabia Barcelony
Bernard, szczególnie wyniosły karierowicz, który poświęcając dobra koronne zbierał nowych
stronników.
Ludwik, przywróciwszy państwo "do porządku", wyjechał oczywiście "do swych dóbr we
Frankfurcie na łowy jesienne" "i polował tu jak długo mu się podobało", notują biografowie.
Dopiero bliżej zimy obchodził znów w Akwizgranie święta, po kolei, dzień św. Marcina, św.
Andrzeja, święty spektakl z Bożym Narodzeniem i wszystko to, zapewnia kronikarz Rzeszy,
"hucznie i z radością".
Jednakże wkrótce miała się ona skończyć.
Bernard, potomek frankijskiej arystokracji, syn Wilhelma — w czasach Karola I bardzo
poważanego hrabiego Tuluzy ostatecznie za sprawą przykładu swego przyjaciela, Benedykta
z Aniane, mnicha żyjącego w najostrzejszej ascezie, nie wykazywał do tejże ascezy
szczególnej skłonności. Łoże młodej cesarzowej, tak mawiały złe języki, zwłaszcza biskupie,
przypadło mu dużo bardziej do gustu. A Ludwik Pobożny wspierał go od małego, trzymał go
już do chrztu, potem mianował hrabią Barcelony i postawił na czele Marchii Hiszpańskiej,
gdzie zwalczał z sukcesami powstanie Gotów pod wodzą Aizo (s. 58 i nast.).
Jako stronnika cesarzowej sprowadzono Bernarda w 829 roku na dwór i usiłowano przy
jego pomocy rozbić "partię jedności Rzeszy". Jednakże stało się wręcz przeciwnie. Powołanie
Bernarda było krokiem, pisze sam apologeta Ludwika, Astronom, który "nie zdusił siewu
niezgody, lecz raczej pomnożył". A także Nithard, wnuk Karola "Wielkiego", który w
braterskim sporze przyłączył się do Karola (Łysego), mówił o Bernardzie: "Zamiast umacniać
chwiejące się państwo, zniszczył je całkowicie przez nieprzemyślane nadużywanie władzy" 71 .
Podkomorzy miał dopomóc własnej koterii w szybkim dojściu do władzy i godności.
Jednakże ta grupa była stosunkowo mała, składała się przede wszystkim z jego brata
Heriberta, kuzyna Odona, braci cesarzowej Konrada i Rudolfa, a oczywiście zaliczała się do
niej sama cesarzowa, rzekomo zły duch cesarza. Natomiast krąg ich przeciwników był szeroki
i wpływowy. Wokół zbierali się bowiem niezadowoleni, upokorzeni i wszyscy, którzy mieli
nadzieję zyskać na przewrocie lub zmianie układów, sfora tych, którzy "jak psy lub drapieżne
ptaki próbowali wyrządzać innym szkody, by ciągnąć z tego zyski dla siebie" (Astronom).
Krążyły plotki, oszczerstwa, prawdziwe kampanie, które wychodziły zwłaszcza od
doświadczonych w nich hierarchów, imputujących cesarzowej wszystko co możliwe, łącznie
ze zdradą małżeńską z podkomorzym Bernardem i innymi.
"Mali ludzie czynili sobie z tego wesołości — rozgłasza arcybiskup Agobard — możni i
wielcy cierpieli z tego powodu, że obóz cesarski został zbrukany, pałac zniesławiony, a sława
Franków zniweczona, ponieważ Pani prowadziła frywolne zabawy nawet w obecności
duchownych". Opat Regino z Prum mówi jednako o jej "wielorakim nierządzie"
(multimodiam fornicationem), ale jest to co najmniej niepewne.
Judytę posądzano również o diabelskie sztuczki i podstępne czary. Lecz amulety, magię,
przepowiednie, wróżby, tłumaczenie snów i podobnie "zgubne zło" synod paryski potępił
dopiero w roku 829 i zamierzał oczywiście ukarać wszystkich, którzy w ten sposób "służyli
bezecnemu Szatanowi".
Niewiele gorzej jawi się wszelako Bernard. Św. opat Paschazjusz Radbert, wychowany w
żeńskim klasztorze w Soissons i biograf Wali, widzi jak podkomorzy po łajdacku wala się we
wszelkich kałużach brudu, jak dzika świnia pustoszy pałac, a nawet zajmuje łoże cesarzowej.
"Pałac stał się domem rozpusty,
w którym panuje cudzołożnica, a rządzi cudzołożnik, w którym mnożą się przestępstwa,
w którym są uprawiane szczególnie bezecne i diabelskie czary wszelkiego rodzaju".
Natomiast "wielki i łagodny cesarz" idzie mamiony "jak niewinne jagnię na rzeź [...]".
Bernard nie miał swej żony Dhuody — autorki Liber manualis, nachalnego
wprowadzenia w chrześcijańskie życie — przy sobie na dworze, lecz ją oddalił do Uzes. Czy
supozycje świętego zawierają coś z prawdy, do dzisiaj nie dowiedziono, kampania natomiast
odniosła skutek. Calumniare audacter [...] 72 .
By odwrócić uwagę od fatalnych stosunków wewnętrznych, cesarz chciał znów
pociągnąć na Bretanię, z całą siłą wojskową Rzeszy i to akurat 14 kwietnia, w Wielki
Czwartek! Podobno wywołało to złość "całego ludu" (Annales Bertiniani). W istocie oburzeni
byli jedynie możni z powodu nowej regulacji na korzyść późno narodzonego Karola, który
przecież wedle frankijskiego prawa zwyczajowego mógł otrzymać część wspólnego
dziedzictwa, co jednak działało na szkodę trzech synów z pierwszego małżeństwa Ludwika,
przyrodnich braci Karola — Pepina I Akwitańskiego, Ludwika Bawarskiego, ale szczególnie
Lotara. Tenże pośpieszył zaraz przez Alpy z Italii, by bronić swych praw zgodnie z
rozstrzygnięciem z 817 roku. Przy czym po jego stronie stanęli książęta świeccy i duchowni,
którzy oficjalnie chcieli walczyć o jedność Rzeszy, a w rzeczywistości raczej o swój własny
interes.
Na czele sprzysiężenia stanęli dawniejsi stronnicy cesarza, kilku z jego pierwszych
doradców, dawny kanclerz Helizachar, arcykanclerz i opat Hilduin z St. Denis, biskup Jesse z
Amiens, przede wszystkim pięćdziesięciosześcioletni podówczas opat Wala, głowa spisku i
najniebezpieczniejszy przeciwnik Ludwika, który głosił zawołanie pro principe contra
principem 73 , a którego klasztor w Korbei stał się "centrum" i "główną kwaterą" (Weinrich)
rebeliantów. (Przez całe stulecia klasztory katolickie służą za centrale sprzysiężeń, jak jeszcze
podczas drugiej wojny światowej przy przygotowaniu i likwidacji klero-faszystowskiego raju
dla morderców — "Wielkiej Chorwacji") 74 .
Powstańcy, którzy — wykorzystując wyprawę Ludwika przeciw Bretończykom —
zebrali się w klasztorze w Korbei, zarzucili cesarzowi, że "wbrew religii chrześcijańskiej [...],
bez jakiejkolwiek korzyści dla państwa i bez żadnej konieczności nakazał w czas postu
powszechną wyprawę zbrojną i dzień zwołania pospolitego ruszenia przy granicy Rzeszy
ustalił na dzień Ostatniej Wieczerzy Pańskiej".
Rebelianci chcieli usunąć nie tylko Bernarda i młodą cesarzową wraz z ich koterią, lecz
również starego cesarza i w miarę możności osadzić na jego miejscu Lotara.
Judycie grożono po różnych udrękach nawet śmiercią i zmuszono ją do złożenia
obietnicy, że nakłoni cesarza do obcięcia włosów i udania się do klasztoru. Ona sama musiała
przyjąć habit i zniknąć u sióstr od Św. Krzyża (St. Croix) w Poitiers. Jej bracia, Welfowie
Konrad i Rudolf, zostali odesłani do zakonu, by ich wyłączyć z polityki, i umieszczeni pod
opieką króla Pepina w klasztorach akwitańskich. Najbardziej znienawidzony doradca cesarski
hrabia Barcelony i książę Septymanii Bernard, "profanator ojcowskiego łoża małżeńskiego"
(Astronom), uratował się uciekając za zgodą Ludwika do Hiszpanii. (Karol Łysy kazał w roku
844 ściąć jedynego faworyta swej matki jako zdrajcę stanu). Brat Bernarda Heribert, rzekomo
współwinny, został "ukarany wyłupieniem oczu" i zawleczony do więzienia we Włoszech,
jego kuzyn Odo skazany na banicję.
Ludwika i małego Karola Lotar trzymał "w areszcie domowym". Na jego zlecenie mnisi z
klasztoru św. Medarda koło Soissons próbowali zaznajomić cesarza z życiem ascetycznym i
nakłonić do dobrowolnego wstąpienia do ich stanu. Wszelako pobożny Ludwik był tym
razem daleki od tej myśli.
Lotar, który zacięcie prześladował popleczników trzymanej w zamknięciu cesarzowej,
unikał mimo wszystko na sejmie Rzeszy w Compiegne w maju roku 830 całkowitego
pozbawienia władzy swego ojca. Zadowolił się tym, że anulował jego zarządzenia z
ostatniego roku i poza tym wierzył, że jest panem sytuacji. Jednakże podczas gdy możni byli
do siebie coraz bardziej wrogo nastawieni i każdy szukał tylko własnej korzyści, a sytuacja
się nie poprawiała i rosła niechęć do nowych rządów, cesarzowi udało się popchnąć obu
młodszych synów przeciwko starszemu. Przez niejakiego Guntbalda, mnicha, zaproponował
on Ludwikowi i Pepinowi powiększenie ich dzielnic Rzeszy, czym szybko przeciągnął ich na
swą stronę i dotychczasowy sojusz pękł, zwłaszcza że zwierzchność Lotara zdała się braciom
nie mniej ciążąca niż ojcowska.
Tym samym zamach stanu zupełnie się nie powiódł. Na sejmie Rzeszy w Nijmegen w
październiku 830 roku cesarz odzyskał wolność, a Lotar poddał się, jego główni stronnicy
zostali aresztowani i w lutym osądzeni na posiedzeniu sejmu w Akwizgranie. Opat Wala z
Korbei (Corbie), który wcześniej zniknął w swym klasztorze — już w 774 roku miejscu
uwięzienia króla Longobardów Dezyderiusza (IV, s. 254 i nast.), dostał się do trudno
dostępnego skalnego gniazda nad Jeziorem Genewskim, gdzie oglądał wyłącznie śniegi Alp i
niebo. Biskup Jesse z Amiens został pozbawiony przez Kościół swych godności, opat Hilduin
został zastąpiony jako arcykapelan przez opata Fulka i wysłany do klasztoru w Nowej Korbei
(Corvey) w Saksonii, a opat Helizachar również wygnany. Surowiej, jak zwykle, postąpiono z
osobami świeckimi, które pozbawiono urzędów i dóbr. A sam Lotar, zdetronizowany z
współregencji, znalazł się ostatecznie w Italii, po przyrzeczeniu, że "już nigdy niczego
takiego nie popełni".
Cesarzowa wróciła za dyspensą Grzegorza IV i frankijskich biskupów wkrótce z
klasztoru i złożyła, wykorzystując fakt, że była krewną sprzysiężonych, przysięgę
oczyszczającą (sacramentales), która uwalniała ją od dalszych "dowodów" i którą zaprzysiągł
również znów pojawiający się hrabia Bernard. Judyta została zrehabilitowana i stała się
potężniejsza niż przedtem. A oczywiście jej obaj postrzyżeni bracia od dawna już uwolnili się
od zakonnych habitów 75 .
Jak katolik z katolikiem: drugie powstanie
Jako że władza Lotara została teraz ograniczona do Italii, cesarz przydzielił pozostałym
synom — Pepinowi, Ludwikowi i Karolowi — w lutym 831 roku mniej więcej równe regna.
Lecz mimo ich znacznego powiększenia konflikt tlił się nadal. Jedni chcieli jedności Rzeszy,
inni więcej wpływów i ziemi — wszyscy przecież powodowani czystym egoizmem, a nie
najmniejszą rolę odgrywała w tym cesarzowa, niezmordowanie działająca na rzecz swej
latorośli, najmłodszego Karola. Cesarski syn Pepin podniósł rewoltę w Akwitanii i ją stracił,
otrzymał ją syn Judyty. A arystokracja tej krainy, opuszczając wiarołomnie Pepina, złożyła
przysięgę nowemu panu. Jest przecież szlachta wcale nie mniej oportunistyczna niż episkopat,
przechodzi zwykle na jedną czy drugą stronę i zwykle oczywiście tam, gdzie spodziewa się
zdobyć więcej pieniędzy i dóbr, więcej władzy — wszystko to dodaje więcej splendoru i
szlachectwa: tak zwany wyższy stan szlachecki...
Na Wielkanoc 832 zbuntował się książę Bawarii Ludwik (Niemiec).
Z wszystkimi oddziałami bawarskimi, a nawet słowiańskimi, wręcz poddanymi i
niewolnikami (liberis et servis, et sclavis) przedsięwziął wyprawę wojenną w celu odzyskania
Alamanii, która tymczasem znalazła się w posiadaniu przyrodniego brata Karola (Łysego).
Stopniowo posuwając się aż pod Wormację, Ludwik wprawdzie "spustoszył wszystko
straszliwie", musiał się jednak poddać pod Augsburgiem w maju 832 roku z braku
spodziewanych posiłków Franków i Sasów i został odesłany do swojego kraju. Pod przysięgą
ślubował, że "nigdy więcej nie popełni niczego podobnego oraz innym nie da na to zgody"
(Annales Bertiniani) — i już w następnym roku złamał swą przysięgę.
Ponieważ mały Karol miał otrzymać Akwitanię, Pepin jeszcze w październiku został
pobity pod Limoges, zdetronizowany i "ku polepszeniu jego złych obyczajów" zesłany wraz z
żoną do Trewiru. Uciekł jednakże po drodze, dostał się do Akwitanii, ścigany przez ojca,
który jednak po ciężkich stratach musiał się cofnąć.
A już z początkiem następnego roku, 833, połączyli się trzej starsi bracia, by zaatakować
ojca — nie bacząc tak na przysięgę wasalną, jak i na zobowiązania dzieci wobec niego.
Zaapelowali do ludu, "by stworzyć sprawiedliwe rządy". Zarówno bowiem Ludwik Niemiec
(który potem w latach 838 i 839 znów się zbuntował), jaki i Pepin I Akwitański uważali się za
pokrzywdzonych i zagrożonych. Lotar wkroczył z pośpiesznie zmobilizowaną armią, której
towarzyszył papież Grzegorz IV (827-844) — jeszcze z Italii usiłujący pozyskać frankijskie
duchowieństwo — do Burgundii. Tamtejsi biskupi natychmiast przeszli na ich stronę, Bernard
z Vienne i Agobard z Lyonu, prześladowca żydów (580 r.), który też teraz, na przekór
czwartemu przykazaniu, wydał manifest podnoszący prawa synów przeciw ich ojcu.
Lotar przyłączył się do braci i stanął znów na czele buntowników. Jednakże większość
frankijskich zwierzchników Kościoła była początkowo po stronie starego pana i przypominała
w listach "bratu papieżowi" o przysiędze, jaką złożył Ludwikowi, a nawet groziła
ekskomuniką, jeśliby podjął wrogie kroki. Mniejsza grupa hierarchów, wśród nich opat Wala
i Agobard, trzymała stronę papieża, który zażądał posłuszeństwa, nawet gdyby jego
rozkazowi sprzeciwiał się rozkaz Ludwika, ponieważ urząd duchowny jest znaczniejszy niż
świecki, rządy dusz ważniejsze niż wszystko, co doczesne, a w ogóle papiestwo stoi wyżej niż
cesarstwo — twierdzenie, które późniejsi papieże ustawicznie wysuwają przeciw cesarzom.
Wszelako Grzegorz miał całkowicie rację, wymyślając na biskupów (oczywiście tylko na
swych przeciwników), niestałych jak wiatr i chwiejna trzcina, słabeuszy bez charakteru i
egoistycznych pochlebców wobec świeckiej władzy 76 .
Ponieważ wyglądało na to, że Ludwik ulegnie, trwało przy nim coraz mniej hierarchów.
Papież urągał wyniośle i głupio ich listom i ostro odpierał zarzuty czynione mu z wszystkich
stron przez cesarskich, że przybył jedynie jako narzędzie w rękach synów, by ich przeciwnika
ukarać banicją.
Między Strasburgiem a Bazyleą, na rozległej równinie Czerwonego Pola (Rotfeld) koło
Colmaru — przez lud podobno już wkrótce zwaną "Polem kłamstw" (Lugenfeld, Campusmentitus), a przez szwabskich kronikarzy "hańbą Franków" (Francorum dedecus) — wojska
stały w czerwcu 833 roku w bojowym ordynku naprzeciw siebie. A podczas gdy Grzegorz IV
starą kleszą taktyką podkreślał tylko jeden cel, ustanowienie pokoju między walczącymi
stronami, podczas gdy on także — lecz krótko (non diu) — jak pisał Thegan, w imieniu
synów prowadził pertraktacje z ojcem, to przejął on "przewodnią rolę" w zabiegach, "których
kulminacją było zdjęcie cesarza z tronu" (Dawson) i dał się pokierować w kierunku
"pożałowania godnego orzeczenia o winie" (Grotz S.J.).
Jest oczywiste, że papież chciał usprawiedliwić powstanie wobec ludu i przeciągnąć
wahających się na stronę rebeliantów. Zaraz po jego powrocie do braci prawie całe wojsko
Ludwika przeszło zdradziecko do nich (mimo dodatkowych przysiąg, że będzie się bić
przeciw synom jak z wrogami) — "jak dzika rzeka", pisze Astronom, "po części skuszone
prezentami, po części przestraszone groźbami", w czym duchowni stojący po stronie Lotara
dostrzegli cud boski. Teraz zmieniła front i większość biskupów, grożących przedtem
Grzegorzowi IV zdjęciem z tronu, tak że on, wykonawszy swą powinność, mógł wrócić do
Rzymu — za zgodą Lotara 77 .
Stary cesarz musiał zdać się tego lata na łaskę i niełaskę. Uważany był teraz za
strąconego przez Bożą rękę, za "nie-króla", drugiego Saula, a biskupi i inni czynili mu, tak
pisze Thegan, "wiele przykrości". Lotar powiódł najpierw ojca ze sobą przez Wogezy, przez
Metz, Verdun do Soissons, gdzie Ludwik został uwięziony w klasztorze św. Medarda,
odebrano mu zaledwie dziesięcioletniego Karola i osadzono w klasztorze Prum w Eifel, w
ciężkim więzieniu — jak ciężkiego przestępcę, mówił później Karol, lecz nie uczyniono go
zakonnikiem. Bracia Judyty zostali zamknięci w klasztorach w Akwitanii pod okiem Pepina,
podczas gdy cesarzowa została odwieziona z Grzegorzem do Włoch i tam uwięziona w
Tortonie.
Z papieskim przyzwoleniem zadekretowano przejście Rzeszy ze starego cesarza —
zwanego teraz przez biskupów jedynie "dawnym cesarzem", "czcigodnym mężem" albo tylko
"panem Ludwikiem" — na Lotara. Tenże zainkasował największą część łupów, całe
przyznane małemu bratu przyrodniemu dziedzictwo z wyjątkiem Alamanii (tę otrzymał
Ludwik Niemiecki z prawie całą wschodnią częścią Rzeszy).
Zwycięzca datował teraz swe dokumenty według "rządów cesarza Lotara we Francji". A
również z dyplomów Ludwika (Niemieckiego) zniknęła zwierzchność seniora. Ludwik
poświadczał dokumenty już nie jako rex Baioariorum, lecz jako rex i datował według lat
swych rządów in orientali Francja (po raz pierwszy 19 października 833 roku). Tylko Pepin z
Akwitanii kładł jeszcze daty według cesarza. A poza tym Rzesza została od nowa podzielona
między trzech braci. I nawet jeśli Lotar zajął miejsce ojca i był głównym udziałowcem
zwycięstwa, to i pozostali bracia zyskali; i wszystkie trzy kraje stanęły samodzielnie obok
siebie. Przyrodniego brata Karola oczywiście zupełnie pominięto wydziedziczono 78 .
W pewnym czasie Raban Maur, opat Fuldy, zwolennik jedności Rzeszy, stanął po stronie
Ludwika Pobożnego i napisał w traktacie przeznaczonym dla niego, że "jest rzeczą nie do
przyjęcia, by synowie buntowali się przeciw ojcu, a poddani przeciwko władcy". Raban
wskazał na bezprawność spisku przeciwko Ludwikowi. Ani Lotar nie miał prawa
zdetronizować ojca, ani episkopat nie był uprawniony, by go wykląć, ekskomunikować. (Po
roku 840 Praeceptor Germaniae stanął po stronie Lotara, a parę lat później Ludwika
Niemieckiego, za co mógł zostać w roku 847 arcybiskupem Moguncji) 79 .
Natomiast przynajmniej część kleru pod przewodnictwem Agobarda z Lyonu, Ebona z
Reims, Jessego z Amiens opierała się na dewizie przyjętej już w 829 roku: "Panujący, który
naruszył swe obowiązki urzędowe, nie jest już królem, lecz tyranem i może zostać
pozbawiony tronu. Kto złamał porozumienia z roku 817 i poprzez «Boski wyrok» spotkania
w Alzacji został pozbawiony swej władzy, musi wyznać publicznie swą winę i odprawić
pokutę kościelną" 80 .
Dużo gorzej niż pod Canossą — i wszystko «według wyroku kapłanów»
Gdy 1 października 833 roku w Compiegne zeszło się pod przewodnictwem Lotara
powszechne zgromadzenie Rzeszy z powodu tej chrześcijańskiej tragedii, biskup Agobard,
ów niegdyś przez Ludwika szczególnie uprzywilejowany i wiele mu zawdzięczający, zażądał
we własnym liście odprawienia pokuty kościelnej od złożonego z tronu, "byłego" cesarza
(domnus dudum imperator) i publicznego grzesznika. Nie tylko tym razem podjudzał
przeciwko panującemu, ogłosił jego małżonkę Judytę za opętaną przez Szatana i zdolną do
każdego czynu, a jego dwór za zarażony "brudem zbrodni" i bez zastrzeżeń, wręcz namiętnie
usprawiedliwiał rebelię synów.
Agobard był przecież, jak większość z jego stanu, generalnie wielkim nienawistnikiem,
również pogan, "kacerzy", a nie na koniec żydów. Wydalił przeciwko nim pięć judzących
ksiąg z już wtedy osławionym, późniejszym nazistowskim sloganem "Nie kupujcie u żydów"!
Można owego szacownego luminarza postawić w jednym rzędzie (oczywiście w czasach
dobrze przedhitlerowskich) z "najbrutalniejszymi żydożercami wszechczasów" i mógł jezuita
Rahner w roku 1934 Agobarda — obok innych wrogich żydom Ojców Kościoła —
wykorzystać dla Kościoła katolickiego. Cesarz Ludwik wystawiał natomiast żydom liczne
listy żelazne 81 .
Jak jednak tłumaczyli porażkę Ludwika arcypasterze zebrani w Compiegne, składający z
innymi możnymi przyrzeczenie wierności Lotarowi? Oczywiście jako następstwo jego
nieposłuszeństwa wobec napomnień kapłanów. Uczynił Bogu i ludziom wiele rzeczy godnych
potępienia, a poddanych doprowadził na krawędź zepsucia. Ergo uznano go za "tyrana",
zwycięskiego syna i następcę za "przyjaciela Pana Chrystusa". Oni, "namiestnicy Chrystusa",
"klucznicy królestwa niebieskiego", żądają od starego księcia wielkiego wyznania grzechów,
namawiają do porzucenia świata i prezentują dokument na temat jego występków, by "mógł
ujrzeć jak w lustrze szpetotę swych postępków".
Wilfried Hartmann zauważa w jednej z najnowszych historii synodów: "To postępowanie
było możliwe tylko dlatego, że frankijski episkopat już w roku 829 sformułował w Paryżu
wytyczne, które przewidywały swego rodzaju kontrolę biskupów nad świeckim władcą".
Kanon 55 brzmiał następująco: "Jeśli ktoś rządzi pobożnie, sprawiedliwie i miłosiernie,
zostanie według zasług nazwany królem; ci jednak, którzy rządzą bezbożnie,
niesprawiedliwie i okrutnie, nie zowią się królami, lecz tyranami". Oczywiście o tym, jak
zwać króla — sprawiedliwym czy bezbożnym — decydują prałaci.
A jak szczęśliwi byli oni pod rządami Ludwikowego ojca i na długo przedtem!
Przywołali wszystkim na pamięć, "jak ta Rzesza dzięki rządom najwybitniejszego cesarza
Karola świętej pamięci i dzięki pracy jego przodków była pełna pokoju i zjednoczona i w
sławie rozszerzana [...]"! W istocie Merowingowie i Karolingowie, a wśród nich także
"najwybitniejszy" Karol, prowadzili jedną wojnę za drugą, byli ci książęta Franków niczym
innym niż rabusiami i rzeźnikami, wyzyskiwaczami, zniewalali innych, przedstawiali — dość
w dwie słowie: chrześcijański Zachód, za co gros historyków jeszcze dzisiaj ich gloryfikuje!
Jak swego czasu nabożni duszpasterze. Z drugiej strony lekceważyli oni syna —
przynajmniej w czasie jego poniżenia i klęski — uważali bowiem, że z powodu jego
"krótkowzroczności" i "niedbałości", jak teraz pisali, Rzesza "upadła do takiej hańby i
mizerii, że stała się nie tylko powodem rozpaczy przyjaciół, lecz pośmiewiskiem wrogów.
Rozwodzili się także nad tym, jak tenże książę powierzony mu urząd sprawował niedbale i
wiele, co Bogu i ludziom się nie podobało, zarówno czynił, jak i spowodował lub pozwolił się
zdarzyć, a w wielu postępkach drażnił Boga i wywołał gniew świętego Kościoła [...] i jak
przez Boski i sprawiedliwy wyrok została mu nagle odjęta władza cesarska".
Grupowo i wspólnie pracowali książęta Kościoła nad uwięzionym, "ukuli wiele oskarżeń
przeciwko cesarzowi", wpajali mu "pracowicie", "czym obraził Boga i wywołał gniew
świętego Kościoła [...]". I tak miał on być posłuszny "bardzo ich radom i ich wielce
uzdrawiającym napomnieniom"; co zapewne jest kłamstwem. Czytamy przecież również: "
On jednak wzbraniał się i nie nagiął się do ich woli. Wszyscy biskupi nastawałi jednak mocno
na niego, a przede wszystkim ci, których podniósł on ze stanu najniższej niewoli do godności
[...]" (Thegan); "i tak długo dręczyli cesarza, aż go nakłonili, by złożył broń i zmienił szatę i
odpychali go od progu Kościoła, tak że nikt nie ważył się z nim mówić, prócz tych, którym
było to nakazane" (Annales Bertiniani). Złożył, relacjonują Annales Fuldenses, "po wyroku
biskupów broń i został zamknięty, by czynić pokutę".
Ludwik miał wyznać wszystko, co miał do wyznania i prosić o przebaczenie w klasztorze
świętego Medarda, gdzie prałaci czytali mu kiedyś Księgę Kapłanów, głęboko upokorzony,
trzykrotnie lub jeszcze częściej padając na kolana przed arcypasterzami i wieloma innymi
duchownymi, w wyuczonych słowach — jeszcze dzisiaj praktykowane pranie mózgu.
By móc rozkoszować się swą zemstą, hierarchowie zainscenizowali ten teatr w
klasztornym kościele maryjnym przed ołtarzem. W obecności wielkiej ciżby ludzkiej kazali
leżącemu krzyżem na włosienicy cesarzowi — "pełnym głosem wśród obfitego potoku łez..."
— trzy lub cztery razy odczytać sporządzone przez nich wyznanie winy, w którym uczynili
go odpowiedzialnym za całą nędzę Rzeszy, również jeśli brał w niej udział tylko pośrednio,
tylko biernie; szczególnie za trzy zbrodnie kardynalne: sacrilegium, homicidium i
periurium 82 ', a poza tym za zburzenie pokoju publicznego, banicje, konfiskaty, grabież,
gwałty, wojnę domową, w ogóle za przestępstwa przeciw prawom ludzkim i boskim, za
zgorszenie i wiarołomstwo, nieudolność i samowolne dzielenie Rzeszy etc. etc. — wszystko
"według wyroku kapłanów". Musiał tę spisaną długą listę hańby przekazać duszpasterzom,
musiał złożyć swą broń przed ołtarzem "przed ciałem naszego świętego wyznawcy Medarda i
świętego męczennika Sebastiana" (s. 374), zdjąć swą szatę zwierzchnią i wśród psalmów i
modłów przyjąć włosienicę, w którą zaraz własnoręcznie go oblekli duchowni panowie 83 .
Cała procedura miała z jednej strony zniszczyć monarchę moralnie, uczynić go
niezdolnym do powrotu na tron, a nawet do noszenia broni — po złożeniu oficjalnej pokuty
kościelnej było to, jak również Ludwik o tym wiedział, wykluczone przez prawo kanoniczne.
Z drugiej strony niesłychane w formie złożenie z tronu miało zademonstrować pełną
supremację biskupów.
W memoriale, w którym sami siebie wychwalali jako "następców Chrystusa i kluczników
królestwa bożego", "mających prawo wiązania i rozwiązywania na ziemi i w niebie", ogłosili
również prostemu ludowi chrześcijańskiemu: "Ponieważ ten książę zaniedbał powierzony mu
urząd, w wielu niegodziwych postanowieniach obraził Boga i rozgniewał święty Kościół, a
ostatnio cały lud, który był mu poddany, doprowadził do całkowitego upadku, to na mocy
boskiego i sprawiedliwego wyroku została mu odjęta władza cesarska, podług boskiej decyzji
i autorytetu Kościoła". "Była to zemsta strony kościelnej" (F. Schneider). Byli to ci sami
ludzie, którzy wywołali bunt w 830 roku, pomnożeni przez nowych oportunistów, byli to
przede wszystkim, choć nie tylko oni, przywódcy Kościoła z zachodniej Francji, Burgundii,
Akwitanii, arcybiskupi Reims, Lyonu, Vienne, Narbonne, biskupi Amiens, Auxerre i
Troyes 84 .
Jeszcze przed 33 laty Karol I osądził papieża Leona III (IV, s. 270 i nast.). Teraz
episkopat frankijski osądzał cesarza! Za pomocą żałosnej ceremonii, największej hańby w
życiu Ludwika, jednego z największych upokorzeń koronowanej głowy w ogóle, daleko
gorszej niż Canossa, Ludwik Pobożny został wykluczony również ze wspólnoty wiernych i
wolno mu było przebywać i rozmawiać z nielicznymi, ściśle wyznaczonymi osobami. Gdy
więc z powodu uwięzienia ojca czyniono zarzuty Lotarowi, mógł on słusznie odpowiedzieć,
że skazali go przecież biskupi. "Nikt — powiedział — nie ma więcej współczucia dla
pomyślności i cierpienia jego ojca niż on, nie jemu należy przypisywać jako winę, że przyjął
oferowane mu panowanie, gdyż oni sami zdjęli i zdradzili cesarza, ani razu nie można mu
zarzucić jego uwięzienia, gdyż jest przecież wiadome, że zostało ono zasądzone wyrokiem
biskupów".
Czynności nadzorcy więzienia sprawował arcybiskup Otgar z Moguncji 85 .
Główną rolę w tej tragedii, która wywołała łańcuch wojen domowych między rokiem 833
a 843, pełnił nikt inny niż ściśle zaprzyjaźniony z Agobardem z Lyonu arcybiskup Ebo z
Reims, wręcz prototyp duchownego niewdzięcznika i zdrajcy — a przy okazji mąż odnoszący
znaczne sukcesy w działalności misyjnej. Udał się bowiem już przed laty "za radą cesarza i z
pełnomocnictwem papieża do kraju Duńczyków, by głosić Ewangelię" i "wielu z nich
nawrócił i ochrzcił [...]".
W samej rzeczy prałat ten, mianowany przez papieża Paschalisa I legatem Północy w
ramach polityki skandynawskiej Karolingów, uznawany jest za inicjatora misji na północy
Europy. Niegdyś Karol "Wielki" przyjął potomka "pasterzy kóz", syna niewolnego chłopa, do
swej nadwornej szkoły, a Ludwik, jako król Akwitanii zaprzyjaźniony z nim od młodości,
uczynił z niego nadwornego bibliotekarza, a jako cesarz wyniósł z nicości prawie na jednego
z pierwszych mężów Rzeszy, na arcybiskupstwo w Reims i opactwo w St. Remi. Teraz
jednak strącił on swego cesarskiego przyjaciela i protektora, który sprzyjał mu również jako
księciu Kościoła, w złej godzinie z tronu. "Znaleźli wówczas — pisze biskup Thegan —
bezczelnego i okrutnego człowieka, biskupa Ebona z Reims, z pierwotnie niewolnego rodu,
żeby dręczył nieludzko cesarza pytaniami pochodzącymi od innych". Jeden prałat był więc
bezczelny i okrutny, pozostali kłamali z wszystkich sił, cała święta sfora rzuciła się na
cesarza. "Mówili rzeczy niesłychane, czynili rzeczy niesłychane, robiąc mu codziennie
zarzuty [...]". A nikt inny niż Ebo osobiście nie skazał w październiku 833 roku w St. Medard
w Soissons swego niegdysiejszego dobrodzieja na kościelną pokutę, za co mu Lotar miał dać
opactwo St. Vaast.
Z Compiegne popędzono Ludwika, "najpobożniejszego z książąt", tak nazywa go Thegan
nie jeden raz, do Akwizgranu. A ten, co go pędził, był również katolickim księciem, jego
własnym synem! W Akwizgranie zaś cała katolicka sitwa zachowywała się "nie tylko bardziej
nieludzko", skarżą się roczniki z St. Bertin, "lecz jego wrogowie grzmieli jeszcze okrutniej
przeciwko niemu, dzień i noc usiłując tak ciężkimi obelgami złamać jego odwagę, by opuścił
dobrowolnie świat i udał się do klasztoru" 86 .
Zgraja biskupów bez czci i sumienia znów zmienia front
Po detronizacji Ludwika w 833 roku doszło do długoletnich walk nie tylko między ojcem
a synami, lecz — przy zmienionych frontach — również między braćmi. Chęć posiadania
różnych dzielnic cesarstwa prowadziła do zmieniających się koalicji, w zależności od
korzyści, jakie sobie po nich obiecywano; jest to po prostu najbardziej trwała zasada polityki,
jej punctum saliens.
Początkowo wszyscy trzej bracia próbowali wyraźnie poszerzyć swą władzę. Pepin
Akwitański i Ludwik Niemiecki przeciwko Lotarowi, ten przeciwko nim. Również walczyli
ze sobą najznaczniejsi magnaci, Hugo, Lambert, Matfryd, "w kwestii, który z nich ma zająć
drugie miejsce w państwie za Lotarem". Krótko mówiąc, "każdy — kontynuuje Nithard —
myślał o własnej korzyści — jak większość polityków jeszcze dzisiaj. (Znów
"anachronizm"?) 87
Pośród takich awantur znów zmieniły się nastroje. Przypomniano Lotarowi nie tylko jego
zachłanne, gwałtowne zachowanie, lecz najwyraźniej również niemiłosierne traktowanie
ciągle włóczonego ze sobą ojca. Ludwik (Niemiecki), który podczas nowego zwrotu miał
zapewne najmniej do zaryzykowania i stracenia, już w zimie 833/34 roku ujął się za ojcem,
wsparty przy tym przez Rabana Maura, opata Fuldy (s. 74). A również Pepin Akwitański
zmienił wyraźnie swoją postawę, zwłaszcza że obawiał się ataku Lotara na swe państwo,
który zdawał się zdecydowany na zgarnięcie całego zysku i dążenie do panowania nad całą
Rzeszą. Gdy potem obaj bracia wyruszyli ze swymi armiami na niego, Ludwik ze wschodu, a
Pepin z zachodu, Lotar stracił całą odwagę, rzucił się do ucieczki i pozostawił starego cesarza
w St. Denis, tak samo młodego Karola, którego sprowadził z Prum.
Podczas gdy Lotar uciekał 28 lutego ze swym orszakiem do Burgundii, zgraja biskupów
bez czci i sumienia, którzy zdetronizowali Ludwika, przybyła do St. Denis, zawiodła go już
następnego dnia, w niedzielę, 1 marca 834 roku, uroczyście do kościoła i złożyła mu hołd.
"Ledwie Lotar się oddalił, już zebrali się obecni biskupi, uwolnili go w kościele Św.
Dionizego z wszelkiej pokuty i nałożyli mu jego królewskie szaty i broń" (Annales
Bertiniani) — które mu przedtem odebrali — i "zanieśli pokornie pieśni na chwałę Boga"
(laudes Deo devote referunt: Nithard).
Większość arcypasterzy natychmiast zmieniła front. Oczywiście, zapytano wcześniej
Ludwika, "czy on, gdyby mu panowanie znów zostało zwrócone, Rzeszę, a przede wszystkim
służbę bożą, stróża i przywódcę wszelkiego porządku, wedle swych sił krzepić i wspierać by
raczył". I oczywiście pobożny Ludwik "oświadczył się do tego bez zwłoki gotowy". Ergo
"zadecydowano szybko jego ponowne osadzenie" (Nithard). A, co zrozumiałe, cesarz
wiedział, co winien teraz zrobić, mianowicie usunąć "wiele zła, które się zakorzeniło", "lecz
głównie rzecz następującą. Rozkazał swemu synowi Pepinowi przez opata Hermolda, by
dobra duchowieństwa w swym państwie, jakie on sam podarował swym ludziom, lub oni sami
je sobie przywłaszczyli, bez zwłoki zwrócić kościołom. Również rozesłał posłańców do miast
i klasztorów, by podnieść prawie całkiem podupadłe życie kościelnie [...]" (Anonymi vita
Hludovici).
Lotar tymczasem wzmocnił swe wojsko w diecezjach najwierniejszych towarzyszy,
arcybiskupów Lyonu i Vienne. A podczas gdy cesarz Ludwik, najpierw "ze zwykłym
nabożeństwem uczciwszy świętą Wielkanoc", "zabawiał" się znów zdrowo sportowym
zabijaniem zwierząt, najpierw w Ardenach, a potem, po Zielonych Świątkach, polował
jeszcze i łowił ryby w Wogezach, partia Lotara zwyciężyła w 834 roku w krwawym
pojedynku nad dużo silniejszym kontyngentem cesarskim. Walczono nad granicą Marchii
Bretońskiej, przy czym biskup Jonasz z Orleanu, opat Bozo z Fleury i wielu innych
hierarchów wzięło czynny udział w walce, a wielu możnych Ludwika padło w boju, wśród
nich również jego kanclerz opat Teoto z Marmoutier les Tours.
Lotar poczuł przypływ nowych sił.
Pociągnął na Châlon-sur-Saône, ważny obóz zbrojny swego przeciwnika, obrócił całą
okolicę w perzynę i po wielodniowym oblężeniu i zawarciu ugody kazał je spalić i
splądrować. Przy tym — jak to u katolików — "zwyczajem zwycięskich okrutników najpierw
zniszczono i ograbiono kościoły", a potem główni obrońcy, hrabia Gauzhelm z Roussillon,
hrabia Sanila i królewski wasal Magdahelm, zostali ścięci — biskup Thegan mówi wręcz o
"męczennikach", a pozostali hrabiowie zawleczeni w niewolę. Nawet siostra księcia
Septymanii Bernarda, mniszka Gerberga, jako "trucicielka" została zamknięta w beczce na
wino i utopiona w Saonie. "I dręczył ich długo — pisze Thegan — na koniec kazał ich zabić
podług osądu żon swych niegodnych doradców, wypełniając proroctwo psalmisty: «A u
czystych będziesz czysty, a u złych zły»".
Napomnienie ojca, "by zawrócił ze złej drogi", Lotar puścił najpierw mimo uszu, nie
zdecydował się jednak na bitwę z nadciągającym z okolic Blois wojskiem braci i Ludwika,
jak mówiono, "w celu uwolnienia ludu" (Annales Bertiniani), rzucił się mu następnie do stóp
wraz z najznaczniejszymi członkami swej świty, by przysiąc wierność i posłuszeństwo oraz
obiecać, że nie opuści Italii bez ojcowskiego rozkazu.
Ludziom Lotara pozwolono iść z nim i większość, również tych najmożniejszych,
przyłączyła się do niego: hrabiowie Hugo, Lambert, Matfryd, Gotfryd i.in., którzy stracili swe
frankijskie dobra, lenna i godności. Lotar wynagrodził im to wszakże i nadał — nie zważając
na wszelkie starsze, nowsze i najnowsze zapisy — położone we Włoszech dobra frankijskich
zakonów, całe klasztory, jak choćby San Salvatore w Brescii, słynne opactwo Bobbio,
założone przez św. Kolumbana (IV, s. 118), a nawet posiadłości papieskie — maximeque
ecclesiam sancti Petri — i to w najokrutniejszy sposób, crudelissima (Astronom).
Również niektórzy hierarchowie — arcybiskupi Agobard z Lyonu, Bernard z Vienne,
Bartłomiej z Narbonne, biskupi Jesse z Vienne, Eliasz z Troyes, Herebald z Auxerre oraz opat
Wala z Korbei — przezornie opuścili, wbrew wszelkim przepisom kanonicznym, swe
biskupstwa. I prawie wszyscy podążyli za Lotarem — za którym zamknięto alpejskie
przełęcze — na południe, by kiedyś powrócić po śmierci Ludwika z nowym cesarzem. Wielu
z nich padło jednak ofiarą zarazy grasującej w 837 roku 88 .
"Causa Ebonis"
Tymczasem w listopadzie 834 roku na sejmie Rzeszy w Attigny znów pojawiły się
narzekania na złą sytuację ogólną i znów padły przyrzeczenia pomocy. Lecz wszystko, co
zostało wykonane, to polecenie Ludwika, by zwrócić zabrane w Akwitanii dobra kościelne.
Nędza ludu nie zmniejszyła się.
Na zgromadzeniu Rzeszy, zwołanym na 2 lutego 835 roku do dworu w Diedenhofen,
które było przede wszystkim zgromadzeniem kościelnym, Ludwik zażądał unieważnienia
jego detronizacji i kary kościelnej, co już raz zrobiono w St. Denis, i powtórzenia tego ze
wszystkimi szczegółami i w godny sposób. I oczywiście, wielebni arcypasterze i tym razem
się zgodzili; oczywiście "wielkie zgromadzenie prawie wszystkich biskupów i opatów" z
"całej Rzeszy" ogłosiło decyzję z Compiegne — swą własną — jako "niezasłużoną",
machinacje przeciwników cesarza, "wiarołomstwo złych i bezbożnych", jako nieważną dzięki
nowemu "wyrokowi Bożemu". I "na koniec uznaj i potwierdzają wszyscy bez wyjątku i
jednomyślnie, że po tym, jak z pomocą Bożą knowania owych stały się hańbą i cesarz znów
przywrócony w ojcowskich godnościach i słusznie znów został okryty czcią królewską, odtąd
będzie się cieszył poważaniem w najwierniejszym i bezwarunkowym posłuszeństwie i
poddaństwie jako ich cesarz i pan" (Annales Bertiniani).
Tak więc ci po wsze czasy najwstrętniejsi oportuniści odprawili w rocznicę jego
uwolnienia bardzo uroczyście podczas zgromadzenia Rzeszy 28 lutego 835 roku jeszcze raz
rekoncyliację panującego. W otoczeniu 44 biskupów, nałożył mu tam Drogo, jego przyrodni
brat, koronę. Cytując słowami Annales Bertiniani (to jest zachodniofrankijskiej kontynuacji
Roczników Rzeszy, które urywają się na roku 829), naszego najważniejszego źródła,
obejmującego czas od Karola Łysego do Karlomana i Ludwika III (882 r.): "a po odprawieniu
mszy, a następnie podaniu obecnemu ludowi całego przebiegu rzeczy, święci i czcigodni
kapłani wzięli koronę, symbol panowania, z uświęconego ołtarza i nałożyli wśród wielkiej
radości wszystkich obecnych na głowę" — "ze zmianą realiów zmieniła się bowiem i wola
Boża" (Bund).
Lecz arcypasterz, który w 833 roku był głównym inscenizatorem haniebnego
przedstawienia pozbawienia władzy cesarza, "chorąży" stronnictwa nadal wrogiego
cesarzowi, arcybiskup Ebo z Reims, "bezecny wieśniak Ebo" (turpissimus rusticus), jak go
nazwał swego czasu biskup Thegan, ale zarazem "apostoł Północy", nie towarzyszył Lotarowi
w drodze do Italii, lecz ukrył się w Paryżu. Tam został ujęty wiosną 834 roku przez swych
współbraci, miejscowego biskupa Erchenrada i biskupa Rothada z Soissons i trzymany w
więzieniu w Fuldzie. I teraz Ebo, nie dobrowolnie wszakże, zaraz po oficjalnej kościelnej
restytucji monarchy w bazylice Św. Stefana w Metzu wstępuje na ambonę, potępia "szczerze
przed całym ludem" odsunięcie Ludwika od władzy, które było wbrew wszelkiemu prawu,
"sprzeczne z prawem i wszelkimi przykazaniami sprawiedliwości" i sławi jego według zasług
i godności dokonane przywrócenie.
Wprawdzie biskupi nie ważyli się początkowo odesłać Ebona do pustelni, obawiali się
jednakże, że "stać się może zdrajcą wobec nich". Wtedy jednak — jak niektórzy uciekinierzy
do Włoch — na wniosek cesarza został jednogłośnie usunięty z urzędu — przez 44 zebranych
hierarchów. Sama cesarzowa miała interweniować wszelkimi sposobami na korzyść Ebona.
Lecz jeden po drugim wypowiadał formułkę: "Podług Swego wyznania zdaj Swój urząd!"
Można przy tym odczuć swoistą satysfakcję, gdy Ebo, po wykluczeniu "laików" z
powodu biskupiego protestu, w sposób całkowicie uprawniony bronił się przed tym, aby to
tylko on był pociągnięty do odpowiedzialności, podczas gdy wszystkim pozostałym
biskupom biorącym udział w wydarzeniach 833 roku dano spokój. Biskupi ci wymówili się
"sytuacją przymusową", w jakiej się znaleźli; "w sercach bynajmniej nie dali przyzwolenia"
na ten smutny akt. Przecież na zewnątrz ujęli się za tym, jak i teraz, w podwójnym protokole,
we własnoręcznie podpisanym oświadczeniu każdego biskupa z osobna i w takoż podpisanym
wspólnym dokumencie.
Tak, teraz byli zadowoleni, że mają kozła ofiarnego, który działał wprawdzie na ich
zlecenie, lecz przez którego obecne potępienie mogli teraz ukarać kogoś dla przykładu i
zatuszować własną podłą rolę — rolę, którą ledwie parę lat później znów zagrają! Rolę, w
której niezliczeni z nich brylowali i brylują w każdym czasie.
Nikczemnik nie znalazł ani jednego obrońcy wśród wszystkich innych nikczemników w
Chrystusie.
Ale siedmiu arcybiskupów śpiewało pełnym gardłem podczas mszy... 89 .
Causa Ebonis był podchwytywany i upiększany przez tak zwanych księży ebonitów,
wśród nich również biskupów, jeszcze wiele lat wciąż od nowa w zachodnio-frankijskich
procesach synodalnych. Sam Ebo znów dostał się do więzienia w Fuldzie, potem w ciężki
areszt biskupa Frechulfa z Lisieux, a w końcu do opata Bozo z Fleury. Popadł później w
niełaskę u swego protektora Lotara I, który restytuował go parę tygodni po śmierci Ludwika
jako arcybiskupa Reims, zdobył jednak dzięki Ludwikowi Niemieckiemu w roku 845
wakującą diecezję w Hildesheim, przy czym usiłował usprawiedliwić niekanoniczne przejście
na inne biskupstwo za pomocą sfałszowanego listu papieża Grzegorza IV. W walce o własne
przywrócenie w ogóle "sporządził lub kazał sporządzić wiele fałszerstw" (W. Hartmann) 90 .
Uroczysty akt koronacji w Metzu nie zakończył ani krewniaczych sporów Karolingów,
ani nie ukrócił chciwości wyższego duchowieństwa, jego dążenia do coraz większej władzy.
Na synodzie akwizgrańskim w lutym 836 roku episkopat potwierdził, po powtórzeniu
wcześniejszych propozycji reformy, po raz kolejny prymat władzy duchownej nad królewską.
Już przedmowa przytacza osławioną naukę Gelazego I (492-496) o dwuwładzy, która czyni z
państwa sługę papieży (II, s. 199 i nast., zwłaszcza 202 i nast.), w synodach karolińskich
przyjętą po raz pierwszy w 829 roku przez trzeci z kanonów synodu paryskiego. W rzeczach
pozostałych biskupi demonstrowali w Akwizgranie — gdzie sami siebie napominali do
"skromności", unikania "pożądliwości", gdzie uznali, że żeńskie klasztory "stały się po części
burdelami", miejscami, "w których kwitnie przestępstwo" — oczywiście wierność cesarzowi.
A chociaż przecież właśnie oni "jawnie bardzo wiele i po wielekroć błądzili", to oczywiście
"zasadniczo" tylko inni są winni, szczególnie "haniebne odstępstwo" cesarskich synów oraz
"przewrotność i wiarołomstwo kilku możnych". A wszystko może się oczywiście tylko wtedy
dobrze skończyć, gdy "jest w pełni przywracana chwała świętego Kościoła Bożego, a biskupi
znowu mogą władać własnymi urzędami, powierzonymi im przez Chrystusa"91 .
Walka cesarza na rzecz Karola (Łysego) a przeciwko wnukom albo za
"porządkiem" a przeciw "zarazie"
Wprawdzie zaufanie Ludwika do przywódców Kościoła mogło tymczasem zostać nieco
nadwerężone, jednakowoż pozostał głuchy na napomnienia i prośby; pomijając, że Pepin
wciąż był winien zwrócić zabrane dobra kościelne. Ale przedtem tak intensywnie z
Benedyktem z Aniane forsowana reforma klasztorów władcy prawie nie zajmowała. Raczej
tolerował teraz coraz bardziej panoszący się dobrobyt w zakonach, jak choćby w St. Germaindes-Prés czy St. Denis. Opat i mnisi dzielili się tutaj dochodami, a nawet mnisi nie pozwalali
na ingerencję opata w swe dotacje, a on nie mógł ich ani ograniczyć, ani z nich zażądać
świadczeń, ani powiększyć konwentu, nie powiększając swych dochodów — wszystko
formalnie zagwarantowane przez cesarskie dokumenty. (Na przełomie XIII i XIV wieku
opactwo St. Denis wydawało na pomoc ubogim z 33000 funtów paryskich dochodu rocznego
— nie wymaganą przez Kościół przez ponad tysiąc lat, do XVII wieku, jedną czwartą, lecz —
mniej niż 1000 funtów, czyli trzy procent budżetu (por. III s. 283 i nast., szczególnie s. 288)!
Starczało tego owym ascetom, by w dni świąteczne i w okresie postu "urządzać spektakularne
rozdawnictwo": Geremek).
Jedynie młoda małżonka i wyposażenie ich syna zdawało się rzeczywiście poruszać
starzejącego się monarchę 92 .
Nowy podział na sejmie roku 837 w Akwizgranie na korzyść Karola (Łysego) — któremu
cesarz Ludwik "na natarczywe prośby cesarzowej" (Astronom) nadał znaczny obszar
(powiększony wkrótce o Akwitanię), a ponadto najlepszą część Rzeszy, a mianowicie tereny
między Fryzją, Mozą i dalej w kierunku Burgundii — doprowadził do nowego konfliktu i
buntu Ludwika Niemieckiego. Poczuł się on, nie bez racji, pokrzywdzony, ponieważ ojciec
odebrał mu w lecie 838 roku na sejmie w Nijmegen wszystkie obszary pozabawarskie, jakie
mu przypadły po aresztowaniu cesarza i, z wdzięczności władcy za jego uwolnienie,
dotychczas mu pozostawiono: Alamanię, Alzację, wschodnią Frankonię, Saksonię, Turyngię.
Monarchę podburzyło kilku osobistych przeciwników Bawarczyka — wśród nich
przypuszczalnie arcybiskup Moguncji Otgar, dawniejszy nadzorca jego uwięzienia, który
umiał się wkraść w łaski władcy. Obecnie uznano te ziemie za "przywłaszczone". Doszło "do
dosyć ostrego sporu między nimi i Ludwik musiał wszystko zwrócić ojcu" (Annales
Bertiniani), o czym też mówiono, że król Bawarii chciał znów "wyrwać dla siebie całą
połowę Rzeszy po drugiej stronie Renu" (Nithardi historiarum).
Na sejmie Rzeszy w Quierzy we wrześniu 838 roku cesarz włożył na głowę właśnie
kończącego piętnaście lat, a zatem pełnoletniego, Karola koronę, co było bardzo niezwykłe i
co nie spotkało żadnego z jego braci przyrodnich przy obejmowaniu panowania. A Pepin z
Akwitanii, od lat wierny stronnik ojca, stanął teraz "jako sojusznik" po stronie Karola. Karol
otrzymał dalsze nadania, a stan jego posiadłości rósł i rósł. Doszło do tego, że król Bawarii
zebrał swe wojska koło Moguncji — "tutaj pobożny ojciec, tam wyrodny syn". Lecz gdy
opuścili go zarówno wschodni Frankowie, Turyngowie i Alamanowie, których Ludwik
Niemiec chciał pozyskać, wszystkie plemiona wschodniofrankijskie, poza Bawarami, uciekł
na powrót do Bawarii.
Tymczasem późną jesienią 838 roku zmarł Pepin I, król Akwitanii. Zwał się w swych
dokumentach rex Aquitanorum, już w 814 roku ojciec uczynił go wicekrólem. W roku 832
został wprawdzie zdetronizowany, jednakże wskutek pojednania ponownie obdarzony
panowaniem w Akwitanii, nie mając oczywiście szans na realizację dalej idących nadziei. Po
jego śmierci Ludwik Pobożny, wyraźnie naciskany przez dbającą o rozszerzenie władzy
swego syna małżonkę, zlekceważył prawo do dziedziczenia swych obu wnuków Pepina i
Karola, synów Pepina, z których najstarszy, Pepin II 93 , stał się właśnie pełnoletni. W 839
roku dał Akwitanię swemu synowi Karolowi, który wszakże miał kłopoty z jej objęciem.
Kraj ten, położony na południe od Loary, był szczególnie mocno przepojony kulturą
rzymską i, według kościelnego pisarza Salwiana, w V wieku stanowił najbogatszą część Galii.
Akwitania, dotychczas w dużym stopniu samodzielna, wytworzyła przy napływie pogańskich
Basków i.in. wiele form partykularyzmu; dlatego też "Romanie" byli często wyszydzani i
pogardliwie traktowani przez Franków. Podczas wielu wypraw wojennych przeciwko
książętom Akwitanii, przeciwko osadzonemu w klasztorze księciu Hunaldowi (IV, s. 294)
oraz przeciwko jego gorzej niż zwierzę ściganemu, a potem skrytobójczo zamordowanemu
synowi Waifarowi (IV, s. 222 i nast.), Frankowie "systematycznie pustoszyli Akwitanię, by
przez zniszczenie gospodarki złamać opór" (Claude). Po ośmiu morderczych wojnach Pepin
III podbił ten kraj, lecz ani jemu, ani Karolowi "Wielkiemu" nie udało się go pokonać do
końca.
W 839 roku doszło jesienią do zbrojnej wyprawy Ludwika przeciwko własnemu
wnukowi — szczególnie bezwstydnego ataku, ponieważ jego ojciec Pepin I przez wszystkie
swe ostatnie lata niewzruszenie stał po stronie cesarza i Rzeszy. Ledwie jednak zmarł,
Ludwik postanowił poświęcić z zimną krwią wnuki i zaczął "przywracać porządek w
Akwitanii". Bo przecież Pepin II ze swym oddziałem szerzył "krążąc wokół, jak to jest w
zwyczaju takich ludzi [...] rozbój i tyranię", twierdzi w każdym razie arcypasterz Ebroin z
Poitiers, głowa cesarskich. Stąd "szlachetny biskup" prosił władcę, by "tej chorobie nie
pozwolił się długo szerzyć wokół siebie, lecz zawczasu przyniósł uzdrowienie przez swą
obecność, zanim ta dżuma zarazi więcej ludzi" (Astronom).
Pobożny Ludwik wziął się mocno za "porządki", "uzdrowienie" i — jest to przez dwa
tysiąclecia klerykalne hasło przeciw wszystkiemu, co nie pasuje księżowskiej miłości własnej
— przeciwko "chorobie", "zarazie", w nadziei, że wróci "z Akwitanii z Bożą pomocą jako
zwycięzca". Zaangażował silne wojska, osiągnął również w uporczywej wojnie podjazdowej
częściowy sukces. Jednakże jego oddziały zostały zdziesiątkowane "ciężkimi trudnościami",
wyniszczającą wojną partyzancką, zwłaszcza o orle gniazda Owernii, różnego rodzaju
pochodami i wyprawami łupieskimi, zwalającą z nóg falą upałów, zarazą, "podczas gdy
pozostali wrócili z największym trudem".
Również na Północy panowaniem Ludwika wstrząsały powstania.
Przeto jesienią 839 roku, gdy Jego Wysokość oddawał się "radościom polowania w
Ardenach", wschodnio frankijski i turyński zagon ruszył pod wodzą hrabiów Adalgara i Egilo
przeciwko Serbom, a saski przeciwko Obodrytom i Linonom. Zdobyto jedenaście
umocnionych grodów Serbów, ich król Czismisław padł w walce, jego następca musiał
dostarczyć zakładników i oddać część ziem.
Cesarz udał się na kwaterę zimową do Poitiers, swego czasu najbogatszego miasta
Akwitanii, świętował tam narodzenie i objawienie Pańskie, oczyszczenie błogosławionej
Marii, przeczystej dziewicy, trudził się jednocześnie ujarzmieniem Akwitańczyków i
doczekał się nowej Hiobowej wieści: jego syn Ludwik zgłosił pretensje "w swej już długo
żywionej zuchwałości do panowania nad Rzeszą aż po Ren" (Annales Bertiniani).
Ojciec bowiem pojednał się przeszłego roku na zjeździe na dworze wormackim z
Lotarem, "marnotrawnym synem" (Nithard), w wielce haniebnym handlu, właśnie z tym
najmniej wiernym, najbardziej go dręczącym spośród jego synów. A to — przy wyraźnym
aplauzie wszystkich — na koszt wydziedziczonego przy tym Ludwika (poza Bawarią między
Lechem a Dunajem wraz ze wschodnimi ziemiami alpejskimi). W ten sposób monarcha
próbował chronić młodego Karola, z powodu którego właśnie pozbawił prawnego
dziedzictwa dzieci swego syna Pepina. Teraz wypędził Ludwika, ścigając go przez Turyngię
"aż po granice barbarzyńców", tak że ten musiał okupić sobie powrotną drogę przez ziemie
Słowian i tylko "z wielkim trudem" (Annales Fuldenses) wrócił do domu w Bawarii 94 .
Lecz zaraz potem władca zniknął z areny swego burzliwego ziemskiego żywota.
Śmierć cesarza
Ludwik Pobożny, z zaflegmionymi płucami, osłabionymi piersiami, w ogóle
przedwcześnie postarzały — został przy tym powalony przez nieuleczalny guz, może
rozedmę płuc — zaczął wśród częstych duszności, mdłości i przy ogólnym wstręcie wobec
jadła coraz bardziej podupadać na zdrowiu. Po przybyciu przez królewski dwór w Salz nad
frankijską Soławą statkiem po Menie do Frankfurtu, Ludwik I zmarł w wieku sześćdziesięciu
dwu lat w niedzielę 20 czerwca 840 roku, w małym "podobnym do namiotu letnim domu" na
małej wyspie na Renie poniżej Moguncji. Znajdowała się ona naprzeciwko Ingelheim,
wspaniałego karolińskiego pałacu, w którym niegdyś jego ojciec urządził osławiony proces
przeciwko bawarskiemu księciu Tassilonowi i jego rodzinie (IV, s. 291 i nast.), a który
później, przez Karola IV zamieniony w klasztor, ostatecznie popadł w ruinę podczas wojen
chłopskich oraz wojny trzydziestoletniej.
Cesarz zmarł zaraz na początku tak uroczyście obchodzonego "świętego postu" (wcale go
zresztą nie dotrzymywał), krótko po dokonanych przygotowaniach do wojny ze swym synem
Ludwikiem, którego ostatni bunt właśnie uśmierzył i któremu jeszcze oświadczył, żeby
"pamiętał, jak siwe ze zgryzoty włosy swego ojca wpędził do grobu i zlekceważył
przykazania i groźby Boga i ojca nas wszystkich".
Ludwik był 37 lat królem Akwitanii i 27 lat cesarzem. Jego najbliżsi, żona Judyta i syn
Karol, przebywali daleko od niego w Akwitanii. Jednak wielu hierarchów, wśród nich
również dawny nadzorca jego uwięzienia Otgar z Moguncji i wielu księży, stało wokół jego
śmiertelnego łoża, na którym — jak długo był w stanie — kreślił krzyż na piersiach i czole.
Kazał sobie również położyć na piersiach (domniemaną) drzazgę z Krzyża Chrystusowego. A
przez "czterdzieści dni", jak utrzymuje Astronom, który nie był jednak przy tym obecny,
"jego jedynym pożywieniem było Ciało Pańskie: i chwalił on dlatego sprawiedliwość Pana
mówiąc: «Jesteś sprawiedliwy, o Panie, że mnie, gdy zaniedbałem tego w czas postu,
przymuszasz teraz, bym ten obowiązek spełnił»".
Jeszcze na krótko zanim monarcha odszedł, zawołał "jak w gniewie z całych sił
dwukrotnie: Precz! Precz! Wynika z tego, że widział złego ducha, którego
towarzystwa nie chciał znosić ani w życiu, ani w godzinę śmierci. Potem obrócił oczy ku
niebu, a im posępniej weń się wpatrywał, tym patrzał radośniej, tak że się zdawało, iż się
uśmiecha. I tak dotarł do końca ziemskiego żywota i odszedł, jak wierzymy, szczęśliwie w
spokoju, prawdziwie bowiem jest powiedziane przez prawdziwego nauczyciela: «Nie może
źle umrzeć, kto żył dobrze»" (Anonymi vita Hludovici).
Ciało Ludwika Pobożnego zostało przewiezione do Metzu, tam "uroczyście" pochowane
w starym grobowcu Karolingów przez jego przyrodniego brata-biskupa obok matki
Hildegardy — jednak przy nieobecności wszystkich synów — a w czasie rewolucji
francuskiej zostało wyrzucone z sarkofagu 95 .
Frankowie a kosmos
Krwawemu konfliktowi rodzinnemu, z powodu którego rokrocznie cierpiało całe państwo
Franków, towarzyszyły naturalnie (lub raczej nadnaturalnie) cudowne znaki na niebie i ziemi,
złe sygnały najczęściej o strasznych następstwach, uważnie notowane przez roczniki,
szczególnie rocznik z Xanten.
Na przykład wstrząsy podziemne "głęboką nocą", zaćmienia słońca i księżyca, gwałtowne
nawałnice. Gdy cesarz Ludwik znalazł się we władzy Lotara, stan wód w rzekach przekroczył
wszelką miarę, a porywy wiatru sprawiły, że stały się nieżeglowne. "Przy okazji jego
uwolnienia żywioły jakby się zmówiły, tak że szalejące wiatry się uciszyły, a oblicze nieba
ukazało swą dawniejszą, od dłuższego czasu nie oglądaną pogodę".
Raz za razem komety: "straszna kometa w gwiazdozbiorze Skorpiona"; "zaraz potem
śmierć Pepina". Albo: "kometa w gwiazdozbiorze Panny". "Przemierzyła w dwadzieścia pięć
dni, aż cudownie o tym pisać, znaki Lwa, Raka i Bliźniąt i złożyła wreszcie swe ogniste ciało
z długim warkoczem u głowy Byka pod stopami Woźnicy" — trzy lata później: śmierć
cesarza.
"Kościół Świętej Matki Bożej", już wymieniony (s. 68), stracił większą część dachu, lecz
mały kościółek "na chwałę świętego męczennika Jerzego" stoi nienaruszony pośrodku pożaru
— "zadziwiający cud". A gdy właśnie prawie całą Galię dotknęło trzęsienie ziemi, "słynny
Angilbert został uroczyście przeniesiony do Centulum 96 i znaleziono go dziewięćdziesiąt lat
po śmierci, chociaż nie był zabalsamowany, w zupełnie nienaruszonym stanie". Takoż
zadziwiające, zaprawdę. Ale ostatecznie Angilbert zawsze dobrze się miewał i jako nadworny
kapelan i opat St. Riquier spłodził z córką Karola Bertą na kocią łapę — raz gdy miała
piętnaście, a potem dwadzieścia lat — dwu synów (IV, s. 303); jednym z nich był historiograf
Nithard, który relacjonuje nam owe cuda (w napisanych na zlecenie Karola Łysego
Historiach, dziele wprawdzie stronniczym, jednakże najważniejszym źródle na temat
bratobójczych walk) 97 .
Prawie bardziej, przesadnie mówiąc, historię naturalną niż dzieje kraju czy państwa
produkuje partiami kleryk Gerward, pałacowy bibliotekarz Ludwika Pobożnego, w Annales
Xantenses.
Po zaćmieniach księżyca w roku 831 i 832: bunt Ludwika przeciw ojcu. W 834 roku na
północy wdzierają się "wody daleko w ląd" — a "poganie do przesławnego Wyku koło
Durstede". Zaćmienie księżyca w 835 roku: ponownie "poganie we [...] Fryzji [...] I znów
splądrowali Durstede". Luty 836 roku: "z nastaniem nocy cudowne światła" i znowu napadają
"poganie chrześcijan". W 837 roku potężne trąby powietrzne, kometa "z długim warkoczem
na wschodzie [...]: i poganie spustoszyli Walcheren i uprowadzili stamtąd pojmane kobiety
wraz z niezmierzonym bogactwem różnego rodzaju".
W następnym roku "grzmoty", "upały", "trzęsienia ziemi", "ogień na kształt węża w
powietrzu": zaczyna się "fałszywa nauka kacerska". W rok potem najdziksze trąby
powietrzne, zalane przez morze brzegi, domy i dwory, ludzie całymi gromadami i całe floty
zatopione. Mówi się, że to musiał się objawić diabeł ze swymi zastępami. Wszakże: "W tym
roku przybyły ciała świętych Felicissimusa i Agapita i świętej Felicitas do Vreden". Czyż to
nie cudowne? Natomiast zjawiska świetlne i zaćmienie słońca anno 840 zwiastują
najwyraźniej śmierć cesarza, prawdziwie bengalskie ognie na niebie w roku 841 szaleństwo
chrześcijan podczas "wielkiej wzajemnej krwawej łaźni", a także "wielką
nieodpowiedzialność" Stellingów w Saksonii. I tak dalej i tak dalej 98 .
Rozniecony przez duchowieństwo spór rodzinny wykorzystały przede wszystkim
episkopat i arystokracja. Uzyskały, zwłaszcza w okresie późnych rządów Ludwika, większą
"wagę" polityczną. Lecz i wrogowie zewnętrzni na tym zyskali, szczególnie Normanowie.
Mężowie północnego wiatru
Normanowie, zwani również wikingami, ludźmi Północy, w średniowieczu określani jako
"ludzie północnego wiatru", byli Skandynawami. Od schyłku VIII do XI wieku, początkowo
jako poganie, z żądzy przygód i łupów, niezadowoleni ze stosunków panujących na
rodzimych terenach, nawiedzali inne kraje, w których to tu, to tam, we Fryzji, u ujścia Loary i
w innych punktach ostatecznie nawet się osiedlali.
Ich taktyka, odznaczająca się ruchliwością, okrzyczana jako diabelska, była pełna
podstępów, a szczególnie ulubiony błyskawiczny napad. Nagle ich żagle pojawiały się na
horyzoncie — i zanim zdążyły wkroczyć nabrzeżne straże, już odjeżdżali ze swoim łupem. Po
stronie chrześcijańskiej pierzchali zresztą przed nimi "często jako pierwsi" tak świeccy, jak i
duchowni przywódcy (Riche). Hinkmar z Reims, słynny arcybiskup, zakazał wprawdzie
uciekania księżom, "którzy nie musieli troszczyć się ani o kobiety, ani o dzieci", sam jednak
uciekał na łeb, na szyję przed najeźdźcami w roku 882.
Nie wszyscy hierarchowie mieli tymczasem zajęcze dusze. Gdy napastnicy podczas
oblężenia Paryża w 885 roku (s. 195 i nast.) masakrowali każdego, kto nie schronił się w Ile
de Paris, podczas gdy Frankowie ze swej strony częstowali "wroga gotującym się olejem,
woskiem i smołą", również opat St. Germain nie okazał się papierowym tygrysem. Wszak
udało mu się "jedną strzałą przedziurawić na wylot siedmiu ludzi" — co oczywiście jest
raczej katolickim pobożnym życzeniem — "i żartując kazał ich odnieść do kuchni".
Najazdy Normanów zaczęły się w 793 roku napadem na założony w VII wieku przez
iryjsko-szkockich mnichów klasztor na wyspie Lindisfarne (później znany jako Holy Island)
przed północno-angielskim wybrzeżem Nortumbrii, widocznie szczególnie bogate opactwo.
Przetrwało ono napad, zdobywało coraz więcej ziemi na stałym lądzie, ale w 850 roku zostało
opuszczone na nowo. Norwescy wikingowie, jak zwykle od wielu tygodni na pełnym morzu,
potrzebowali w pewnym momencie prowiantu, więc porznęli klasztorne bydło i zabrali na
pokład swych długich łodzi, przy okazji zrabowali wszystkie skarby i wybili mnichów.
Ludzie Północy nawiedzili Irlandię, dla której rok 820 był katastrofą. "Morze wyrzuciło
na Erin 99 fale obcych i nie było ani jednego portu, ani jednej przystani, żadnych umocnień,
żadnego grodu, żadnego wału, gdzie by nie było flot wikingów i morskich piratów. Ludzie
Północy napadali Anglię, a potem, już z Anglii, państwo Franków, szczególnie zachodnią
Francję z jej kusząco długimi wybrzeżami, jednakże od 799 roku również Fryzję. Chwytali
rzeczy o jakiejś wartości, wywlekali zakładników dla wyciśnięcia okupu, plądrowali jednak
nie tylko miejscowości na wybrzeżu. Płynęli swymi zwinnymi łodziami w górę rzek i spalili
nawet takie miasta jak York, Canterbury, Chartres, Nantes, Paryż, Tours, Bordeaux i
Hamburg, gdzie obrócili w popiół siedzibę biskupa. Chętnie rzucali się na klasztory, jak
choćby Jumieges i St. Wandrille. Na wybrzeżu atlantyckim mnisi musieli w 836 roku
porzucić napadane od 820 roku Noirmoutier.
To nie przypadek, że napady Normanów zaczęły się zatrważająco mnożyć właśnie
podczas najcięższych karolińskich waśni rodowych, gdy siły zbrojne Rzeszy do obrony granic
były osłabione, a więc od połowy lat trzydziestych; że nordyccy piraci, wówczas
najstraszniejsi wrogowie, przede wszystkim Duńczycy, wracali co roku. Ustawiczny napór
Normanów wdzierał się od tej pory przez całe stulecie do chrześcijańskiego świata.
W roku 834 i 835 duńscy wikingowie napadali najbogatszy ośrodek handlowy na
Północy, "wielce sławny Wyk koło Durstede i spustoszyli go z niesłychanym
okrucieństwem". Z "pogan", ludzi, którzy jeszcze w głębi ducha zachowywali wierność
starym bogom, Asom, została przy tym "zabita niemała ilość" (Annales Xantenses). Jak by
nie było, Dorestad (Dorestate, Duristate), ważna, opustoszała emporia handlowa w
Niderlandach, na południe od Utrechtu (niedaleko ujścia Renu i dzisiejszego Wijk-bijDuurstede), również ważne centrum kościelnych misji i czasowa lub stała siedziba biskupa
Utrechtu, między rokiem 834 a 837 było plądrowane czterokrotnie i częściowo obrócone w
perzynę.
W 836 roku została spalona Antwerpia i portowe miasto Witla u ujścia Mozy. W roku
837 Normanowie zaatakowali niespodzianie wyspę Walcheren, "zabili wielu i jeszcze
większą liczbę mieszkańców zupełnie obrabowali; po tym jak jakiś czas tam mieszkali i
ściągali według swej woli trybut, pociągnęli w swej łupieżczej wyprawie na Dorestad i w
podobny sposób tutaj zbierali trybuty" (Annales Bertiniani). W roku 838 burza morska
powstrzymała nowy atak, lecz już w 839 roku spustoszyli Fryzję ponownie. Nawiedzili
również okolice Loary aż po Nantes — "bicz Boży", na który zakonni skrybowie — może i
przesadzając — skarżyli się przez dwa i pół stulecia: "Piraci, mordercy, zbójcy, profanatorzy,
grabieżcy, barbarzyńcy, okrutnicy, diabły — czyli poganie [...]" 100 .
Ach, o ile lepsi byli przecież chrześcijanie w swych wyprawach wojennych!
Dlaczego jednak wikingowie tak się srożyli? Wielant Hopfner tak pisze: "Mieli swe
pierwsze doświadczenia z chrześcijaństwem. Współczesny im Karol «Wielki» wydał «Edykty
saskie» w celu przymusowego nawracania Sasów. Najczęstsze zwroty w nich brzmią: «Jest
karane śmiercią [...], ma zostać zabity [...], jest zabronione pod karą śmierci [...], przepada na
rzecz Kościoła [...], ma zostać powieszony". W istocie krwawe edykty Karola, żeby tak rzec,
drugie ramię Dobrej Nowiny, były groźbą wobec wszystkiego, co chciano wykorzenić u
Sasów za pomocą stereotypowego morte moriatur 101 , a wśród czternastu grożących karą
śmierci postanowień Capitulatio dziesięć dotyczyło występków przeciwko chrześcijaństwu.
Co oczywiste, Normanowie wiedzieli, że Karolingowie "wzbogacili Kościół ponad
wszelką miarę", przy czym owe skarby "w pierwszym rzędzie" pochodziły z obrabowanych
"pogańskich miejsc kultu". "Chrześcijańscy kronikarze zdradzają nawet, że klasztory i
kościoły były «wspaniale zbudowane» oraz «cudownie urządzone». Skąd miało pochodzić
owo bogactwo, jeśli nie z własności i pańszczyźnianej pracy ludności germańskiej?"
Ludzie ci byli obdzierani ze skóry przez swych chrześcijańskich panów na co dzień.
Teraz mieli dodatkowo płacić Normanom ogromne sumy; w 845 roku na przykład 7000
funtów, w 861 roku 5000 funtów, w roku następnym 6000 funtów, w 866 roku 4000 funtów.
Przy tym władcy, w celu stworzenia "rezerw", domagali się czasami więcej, niż żądali
Normanowie. W ogóle można przypuszczać, że niemało z tych pieniędzy popłynęło do
chrześcijańskich trzosów.
I na rzecz następującą trzeba zwrócić uwagę.
Nie tylko wodzowie i książęta przywoływali Normanów do swych krajów przeciwko
uciążliwym rywalom. Nie tylko podburzali również jednych Normanów przeciw drugim. Nie,
gdy ta plaga stopniowo stawała się coraz nieznośniejsza i, zwłaszcza w zachodniej Francji,
nic przeciw niej nie zdziałano, lud sam organizował opór, chwytał za broń przeciwko coraz
głębiej zapuszczającym się w ląd piratom. Lecz broni pozbawiał go nie wróg zewnętrzny, a
własna arystokracja! Obawiała się ona bowiem, że jej chłopi, frankijscy "spiskowcy",
mogliby się zbuntować przeciwko niej samej, "jako nie mniej ciężkiemu ciemięzcy"
(Muhlbacher), mogliby poszukać okazji "do uwolnienia się od ich panów".
Duchowieństwo wiedziało jednakże, jak skierować tę dziką wodę na swój młyn. I tak
zgromadzeni w 845 roku w Meaux hierarchowie ogłosili: "Najeźdźcy są wprawdzie okrutni,
ale jest to sprawiedliwe, gdyż chrześcijanie byli nieposłuszni wobec nakazów Boga i
Kościoła" 102 .
Również na południu rosło zagrożenie ze strony wrogów zewnętrznych. Zaatakowali tam
Arabowie — "floty saraceńskich piratów" (Saracenorum pyraticae). Tylko chrześcijanie nie
rabowali! I nie zabijali! A niewierne psy saraceńskie najechały Baleary, Korsykę i Sardynię.
Saraceni zaczęli się umacniać od 827 roku na Sycylii. Napadli w roku 838 Marsylię i
"uprowadzili wszystkie zakonnice, których niemała liczba tam się znajdowała, jak i
wszystkich duchownych i świeckich męskiego rodzaju, spustoszyli miasto i zabrali również
wszystkie skarby chrześcijańskich kościołów". Słowianie natomiast zagrażali granicy
wschodniej. A nędza pożerała własnych ludzi. "W tym czasie Rzesza Franków wielce w sobie
opustoszała i nędza ludzi rosła po wielekroć z każdym dniem". I rosła nadal po śmierci
Ludwika.
ROZDZIAŁ 2.
Synowie i wnuki
O Ludwiku II Niemieckim: "Był to bardzo chrześcijański książę, wiary katolickiej [...] gorliwy
wykonawca tego, co nakazywała religia, pokój i sprawiedliwość. Z ducha był bardzo
podstępny (callidissimus) [...] w bitwach nade wszystko zwycięski pilniejszy w gotowaniu
broni niż uczt, gdyż narzędzia wojny były jego największym skarbem".
Reginonis chronica
103
O Karolu II Łysym: "Karol przedsięwziął swą wyprawę do Akwitanii w okresie postu i
pozostał tam aż po Wielkiej nocy; jego wojsko nie czyniło jednak nic poza plądrowaniem,
paleniem i uprowadzaniem ludzi, a nawet kościoły i ołtarze Boże nie zostały oszczędzone od
ich żądzy i zuchwalstwa".
Annales Bertiniani
104
O Karolu III Grubym (najmłodszym synu Ludwika II): "I gdy już musiano wyruszać,
zachorował i widział się zmuszony postawić na czele wojska najmłodszego ze swych synów
Karola, Panu polecając rezultat sprawy [...] spalił w Bożą pomoc ufając wszystkie domy owej
okolicy; co było w lasach ukryte lub zagrzebane na polach, znalazł ze swymi i zrabował i
wypędził lub zabił wszystkich, którzy się z nim potykali. Tak samo spustoszył Karloman
ogniem i mieczem państwo Świętopełka".
Annales Fuldenses
105
O Karlomanie (najstarszym synu Ludwika II): "Był to jednak ten znakomity król dobrze
zorientowany w naukach, oddany religii chrześcijańskiej, sprawiedliwy, miłujący pokój i
ozdobiony wszelkimi przymiotami obyczajów [...] bardzo wiele wojen prowadził razem ze
swym ojcem i jeszcze więcej bez niego w krajach Słowian i wciąż wynosił z nich triumf
zwycięstwa; granice swego państwa pomnożył i poszerzył mieczem".
Reginonis chronica
106
Zostali chrześcijanami — i stali się szlachetni
Ledwie Ludwik Pobożny odszedł w 840 roku, jego najstarszy syn zgłosił pretensje do
władzy zwierzchniej. I wtedy wybuchają krwawe wojny między Lotarem I (zm. 855 r.),
Ludwikiem II Niemieckim (zm. 876 r.) i Karolem II Łysym (zm. 877 r.). Wszyscy trzej są
braćmi, są chrześcijanami, katolikami. Wszyscy są pełni podejrzliwości. Wszyscy pełni
zawiści. Wszyscy składają fałszywe przysięgi. Wszyscy działają "za pomocą darów, obietnic,
gróźb" (Tellenbach). "Każdy czyha tylko na oznakę słabości drugiego, by wpaść do dzielnicy
swego brata lub po jego śmierci — bratanków" (Fried). Tymczasem zbroją się, zaprzysięgają
wzajemnie "pokój", "przyjaźń", wyznają "tęsknotę i miłość" — do końca stulecia było prawie
sto królewskich zjazdów.
Wiele przypomina erę Merowingów, chaos po śmierci Chlodwiga, waśnie jego synów i
wnuków (IV, rozdz. 3, 5, 8). Również krańcowe zdziczenie podobne jest do owych okrutnych
czasów, przy czym w chrześcijańskim Bizancjum sprawy toczyły się w sposób analogiczny.
Pierre Riche znajduje wśród Karolingów kompletny katalog wszystkich rodzajów użycia siły
fizycznej, każdy przypadek opisany z detalami i sklasyfikowany pod względem prawa
karnego w celu odprawienia pokuty, np. za "obcięte uszy z głuchotą jako następstwem i bez
niej, wyrwane powieki, wyłupione oczy, całkowicie lub częściowo odcięte nosy, wyrwane
języki, wybite zęby, wyszarpane brody, zmiażdżone palce, odrąbane ręce i stopy, odcięte
woreczki mosznowe" 107 .
Jak to u chrześcijan.
Uczeni konformiści wywodzą to z ducha czasów. Całkiem słusznie. Lecz duch czasów
był chrześcijański. A może nie dość chrześcijański? Tak przecież mówią apologeci. Więc
kiedy był on dostatecznie chrześcijański i katolicki? Może w XX wieku, ale przecież
katoliccy Chorwaci robili to samo, i to masowo?! I, za wurzburskim prawnikiem i
historykiem Ferencem Majorosem, "z nieopisanym bestialstwem [...]".
Jak to u chrześcijan. A "obrońcy porządku" odpłacali za takie zbrodnie — wedle
sprawdzonej biblijnej zasady: krzywda za krzywdę, oko za oko, ząb za ząb (Kpł 24,20; Pwt
19,21) — nie mniej brutalnie. Rejestr kar sięga od choćby ucięcia języka, oślepienia,
kastracji, aż do spalenia żywcem lub utopienia. I jeśli nawet pojedynczy duchowni przeciw
temu protestowali, to reszta generalnie, pisze Riche, orzekała "straszliwe kary przeciw
ludziom równym sobie rangą" — oczywiście nie przeciw książętom Kościoła.
Również między różnymi grupami możnych walka pozycyjna nie ustaje ani na chwilę.
Jak u Merowingów zdrada jest na porządku dziennym i zmieniają się konstelacje polityczne;
składane są przysięgi na wierność, później łamane, na nowo składane. Wszystko krąży wokół
kumulacji pieniądza i władzy, żądzy panowania i sławy. Wszyscy owi potentes, priores,
primores, maiores, optimates, nobiles, viri optimi, i jak ich tam wtedy zwali możni (bo od
mocy, mogący więcej niż inni, zwłaszcza zabrać), chcieli być kimś więcej, coraz bogatsi,
jeszcze "możniejsi", chcieli wciąż większych lenn, przy czym każde bezprawie stawało się dla
nich prawem, jeśli nawet nad samą siłę, zatarg czy wojnę przedkładali podstęp, wszelkie
świństwo. I to wszystko wśród chrześcijańskich, katolickich książąt, umiłowanych braci!
Królowie są pełni nienasyconej żądzy, to jasne. Lecz myślą oni przy tym nie tylko o
sobie. Lud, "masy", jeszcze długo nie będą odgrywać żadnej roli — całkowicie zależni
pracujący niewolnicy, servi, w owym czasie "niewolnicy w starożytnym znaczeniu tego
słowa" (Werner), stojący całkiem na uboczu. Ten stan zdaje się wówczas nawet pogłębiać,
przede wszystkim ze względu na niezliczonych uciekinierów, którzy pracowali jako najemni,
ale byli zamieniani przez właścicieli ziemskich w chłopów pańszczyźnianych lub po prostu
oddawani innym magnatom. I ta najbiedniejsza i zdecydowanie największa warstwa, w której
w owym czasie istnieją różne stopnie ograniczenia wolności, stanu niewoli, która jest
wykluczona z większości praw "wolnych", szlachty, ta warstwa, która musi znosić wszystko,
dosłownie wszystko, w źródłach właściwie nie występuje. Jest rzadkim wyjątkiem, gdy z
tekstu angielskiego opata Elfrica z Eynsham z około przełomu tysiącleci wydobywa się
biadanie chłopa: "Ach! Ach! Męką to jest, bom jest niewolny".
Wprawdzie sam Karol I narzeka na to, "że wielu, którzy jak wiadomo, są wolni, są
przemocą uciskani przez możnych", również Ludwik Pobożny zna "niezliczoną liczbę
uciskanych, którym odebrano [...] ojcowiznę czy wolność". Lecz w obu przypadkach chodzi o
wolnych, którzy stracili swą wolność, a nie o niewolnych, którzy najczęściej od zawsze byli
niewolni. Dlatego jeśli we wczesnym średniowieczu jest mowa o "ludzie", to nie należy
wyobrażać sobie anonimowej masy mniej czy bardziej niewolnych, nieszlachty. Nie, ci —
żeby tak rzec — dla panujących w ogóle nie istnieli. "Zwykle — podkreśla Karl J. Leyser —
populus, lud, który prowadził spory prawne, wybierał biskupów, wynosił królów lub od nich
się odwracał, składał się ze szlachty i ich klienteli, małych hierarchii, w których znowuż
możniejsi i o lepszym pochodzeniu zajmowali wyższą rangę".
Królowie nie mieli wcale czasu na myślenie o klasach najniższych. Za to tym bardziej
myśleli o swych pomocnikach i sługach tychże, szczególnie o wyższej szlachcie, która nie dla
chwały, ale dla nagrody stała przy nich i oczekiwała zapłaty w królewskich dobrach i lennach,
zwłaszcza gdy sama musiała zaopatrzyć własnych klientów. W ten sposób wszędzie panowała
konkurencja i rywalizacja, która nie liczyła się z niczym poza własnym interesem, własnym
głodem ziemi. Lecz z ziemią od czasu wielkich wypraw zbrojnych "wielkiego" Karola stało
się krucho 108 .
Stale zmieniające się fronty albo przysięgi wierności, tanie "jak ożyny"
Lotar odziedziczył godność cesarską jako jedyny, oczywiście z zobowiązaniem
zapewnienia dziedzicznych praw braci. Lecz Lotar, nadciągający z Italii, gdzie pozostawił
swego syna, Ludwika II, upomniał się o całą Rzeszę, "swoją" Rzeszę, dla siebie. Wyższe
duchowieństwo przeszło również w większej części na stronę "następcy ojca w państwie
Franków": arcybiskupi Hetti z Trewiru, Amalwin z Bisanz, Otgar z Moguncji, śmiertelny
wróg Ludwika Niemieckiego, biskupi Metzu, Toul, Leodium, Lozanny, Wormacji,
Paderbornu, Chur, opat Fuldy i późniejszy arcybiskup Moguncji Raban Maur i.in. Również
wygnany, tymczasem trzymany w areszcie stronnik Lotara, arcybiskup Ebo z Reims, został
restytuowany w każdej formie, musiał jednak wkrótce na nowo uciekać przed Karolem do
Lotara, który dał mu klasztory Stavelot i Bobbio, póki nie popadł w niełaskę również u Lotara
i nie stracił obu opactw, lecz za to został dzięki Ludwikowi Niemieckiemu biskupem
Hildesheim 109 .
Tymczasem na stronę Lotara przeszli nie tylko kombatanci wcześniejszych walk, lecz
również hierarchowie z najbliższego otoczenia starego cesarza, przede wszystkim syn Karola
Wielkiego Drogo, biskup Metzu, arcykapelan Ludwika Pobożnego, który wręczył Lotarowi
koronę, miecz i berło jego zmarłego ojca.
Ponieważ możni, "gnani z wszystkich stron nadzieją lub strachem", napływali jedynie do
Lotara, a Ludwik i Karol stracili wielu wasali, Lotar przeciągnął strunę, rozważając, "jakimi
środkami mógłby bez przeszkód zdobyć całą Rzeszę", przy czym postanowił "uderzyć"
najpierw na Ludwika i "zniszczyć jego siłę" (Nithard). Gdy ten pokazał mu zaraz zęby,
zawarł z nim rozejm i miał zamiar rzucić się na Karola i dzięki pomocy wielkiej armii "ścigać
go do zniszczenia", jak pisze hrabia Nithard, "naturalny" wnuk Karola, walczący piórem,
mieczem i poległy w 845 roku za sprawę Karola Łysego historyk braterskich wojen, jeden z
nielicznych świeckich pisarzy wczesnego średniowiecza 110 .
Karol Łysy dzięki niestrudzonym zabiegom jego w samej rzeczy pozbawionej władzy
matki, posiadał w chwili śmierci Ludwika Pobożnego widoki na połowę Rzeszy. Lotar
natomiast podążył najpierw ku Sekwanie, potem w kierunku Loary i jesienią 840 roku
zapędził Karola w pułapkę. Karol bowiem miał wroga nie tylko w tym bracie, ale i w Pepinie
Akwitańskim, a po broń sięgnęli jeszcze pewniejsi siebie Bretończycy. Przy tym w miejscach,
do których dotarł Lotar, przechodzono na jego stronę; nic innego, jak zwykły oportunizm
szlachty i kleru. I tak córka Karola "Wielkiego", opatka Rothilda z Faremoutier, zażyczyła
sobie potwierdzenia przez Lotara klasztornych posiadłości. Tak pośpieszyli "wiarołomnie do
niego opat Hilduin z St. Denis i hrabia Gerard z Paryża, odchodząc od Karola". A jak oni,
także i inni woleli "bardziej na sposób niewolników złamać wierność i wyrzec się swych
przysiąg, niż opuścić na jakiś czas swój dobytek" (Nithard).
Karol jednak nie chciał zrezygnować "z przekazanego mu przez Boga państwa",
zwłaszcza że mu je wręcz "Bóg i jego ojciec przekazali z jego, Lotara, własną zgodą".
Dlatego posłańcy wielokrotnie śpieszyli tam i z powrotem, wśród nich również Nithard,
którego — ponieważ mu odmówił posłuszeństwa — Lotar pozbawił dóbr i praw. Nowy
cesarz był w ogóle człowiekiem, który tylko patrzał, zdaniem stronników Karola, "jakimi
sztuczkami bez bitwy mógłby oszukać i zwyciężyć Karola"; podczas gdy mocodawca
Nitharda oczywiście z poczucia "czystej sprawiedliwości domagał się pokoju". Jednakowoż
na pewien czas obaj odstąpili od walki.
Ledwie jednak doszło do przejściowego pojednania z Karolem, Lotar skierował wojnę
przeciw Ludwikowi, "całą duszą zamyśliwszy chytrością lub siłą podporządkować go sobie,
lub — czego sobie bardziej życzył — całkowicie zniszczyć". Ludwik jednak, opuszczony i
zdradzony przez wielu ze swoich, musiał wrócić do Bawarii, po czym doszło między nim a
Karolem do zawiązania sojuszu. Tenże wykorzystał tymczasem czas na małe potyczki i
wielkie modły (w St. Denis, na przykład, w St. Germain), na koniec w Akwizgranie, gdzie w
przeddzień "świętej Wielkiejnocy" roku 841 posłańcy z Akwitanii w cudowny sposób
przynieśli "koronę i wszelkie królewskie ozdoby oraz sprzęty liturgiczne" i, następny cud,
"tyle funtów złota i taką niesłychaną ilość szlachetnych kamieni bez uszczerbku", chociaż
przecież "tam wszędzie groził rabunek" (!), bez wątpienia "szczególna łaska", "szczególny
palec Boży" (Nithard).
Który z nich, Karol czy Ludwik, wezwał kogo na pomoc, tego nie wiadomo, bo źródła
sobie przeczą. Jednakże obaj byli "zjednoczeni jak w braterskiej miłości z powodu położenia
ich wojsk" (Annales Bertiniani) — chwalebne chrześcijańskie zespolenie. Również każdy z
nich trzech usiłował w tym ciągłym bieganiu tam i z powrotem ze zmieniającymi się
frontami, hołdami, przysięgami, przy użyciu przemocy, darów, obietnic i gróźb, zmiękczyć,
zobowiązać i podburzyć wahających się możnych, przy czym wśród katolickiej arystokracji
przysięgi na wierność stały się tanie "jak ożyny" (Muhlbacher).
Potem jednak Ludwik Niemiecki pobił okrutnie 13 maja 841 roku w kotlinie Ries 111
szwabskich zwolenników Lotara. Większość pokonanych zginęła podczas ucieczki (ale nie
tak, jak to brzmi w suchym, "papierowym" języku. Jak potoczysty, pusty frazes! Trzeba by
posłuchać tych krzyków, jęków i błagań, strasznego zawodzenia, patrzeć na konanie, ostatni
strach przedśmiertny...). A już 25 czerwca tego roku jeszcze krwawsza i dlatego często
uważana za sąd boży bitwa pod Fontenoy (Fontanetum) koło Auxerre (w której głównie, jak
to już było od dawna wśród Franków, brała udział jazda). Katolicy dźgali katolików,
Frankowie Franków, krewni krewnych; przy czym w świcie Lotara "z niesłychanymi
skarbami" i trzema posłami papieża Grzegorza IV znajdował się raweńczyk arcybiskup Jerzy,
który zamierzał zawlec Karola Łysego do swego biskupstwa, by wyciąć mu przymusem
tonsurę (w czasie ucieczki został pojmany i podobno źle potraktowany) 112 .
Bitwa pod Fontenoy albo "gdzie opatrzność boża sprawę pokieruje [...]"
Przed bitwą szły poselstwa za poselstwami do drugiej strony, zaklinano Pana, Kościół,
chrześcijaństwo, takoż, od dawna powszechna praktyka, zasięgano "opinii" duchowieństwa,
"by być pod ręką, gdzie Opatrzność Boża sprawę pokieruje".
Jesteśmy w posiadaniu wyczerpującej relacji owego ze wszystkich stron dobrze
poświadczonego chrześcijańsko-katolickiego braterskiego spotkania (jednej z rzadkich bitew
w otwartym polu wczesnośredniowiecznej historii) spod ręki Nitharda, w drugiej księdze jego
Historiae. On sam walczył po stronie Karola Łysego, a nawet "udzielił z Bożą pomocą
niemałego wsparcia [...]".
Zaraz po połączeniu swych sił Ludwik i Karol wzajemnie wykazali "wszystkie
cierpienia", "owe beznadziejne okoliczności" spowodowane przez Lotara i przedstawili mu je
przez posłańców, "żeby on pomny na wszechmogącego Boga swym braciom i całemu
Kościołowi Bożemu zagwarantował pokój [...], w innym przypadku będą mogli oni bez
wątpienia spodziewać się pomocy z ręki Bożej"; co Lotar, spiesząc z Akwizgranu do
Akwitanii jednak odrzucił jako "bez znaczenia". Wysyłając rozmaite poselstwa, tak z ludzi
pobożnych, jak i wojowniczych, ruszono na siebie, wszędzie z trudnościami wynikającymi z
odległości, braku koni i walk. Jednakowoż woleli wszyscy znieść "raczej każdą biedę", a
nawet śmierć, niż stracić "chwałę swego imienia".
Mimo wszystko posuwali się wszyscy "w podniosłym nastroju" i "spiesznymi marszami
radośnie do przodu", aż spotkali się pod Auxerre. Znowu posłańcy biegali między frontami, a
sojusznicy upierali się przy tym, że jeśli już się wyrzynać, to po chrześcijańsku. Ergo:
"najpierw wśród postów i modłów przyzywać Boga, potem jednak [...] bez jakichkolwiek
oszustw i podstępów spotkać się w otwartej walce [...]". Czysta sprawa.
Obie armie zmieniły jeszcze raz pozycje i wysłały sobie pod Fontenoy en Puisaye nowe
słowa pozdrowień i pojednania. Ludwik i Karol przypomnieli Lotarowi o "swej pozycji jako
braci", o "Kościele Bożym i całym chrześcijańskim ludzie". A również Lotar zabiegał o
"rozejm", przy czym zapewnił pod przysięgą wielu ze swych możnych, że chce jedynie —
zwykłe chrześcijańskie gadanie
— "powszechnego dobra, powodzenia braci oraz całego narodu, jak tego wymaga
sprawiedliwość wśród braci i Chrystusowego ludu". W rzeczywistości czekał tylko na
oddziały Pepina II z Akwitanii. Przybyły 24 czerwca, a 25 doszło do "sądu wszechmogącego
Boga".
"Sąd boży" rozstrzygnął zaraz na wstępie o paru rzeczach. Tak więc po stronie Lotara,
przegranego, miało paść 40 000 ludzi, liczba na pewno zawyżona. Lecz i okupiony ciężkimi
stratami niespodziewany atak jego przeciwników z samego rana kosztował życie tysięcy
jeźdźców. I to w starciu, które nie miało bezpośredniego wpływu na rozwój sytuacji.
Wszelako jedność Rzeszy została nieodwracalnie stracona; takoż na długo wszelka dominacja
na Zachodzie. Cesarstwo bowiem przestało dominować nad królami; cesarz i król stali się
równi rangą.
Była to, żeby tak rzec, godzina narodzin "państwa narodowego". A jak wiadomo, państwa
narodowe częściej prowadziły wojny, przynajmniej na większą skalę — tak zostało do dziś.
Już Fontenoy, spektakularny dzień ich narodzin, przyniósł wszystkim straszne straty,
zwłaszcza dla frankijskiej arystokracji. Roczniki Fuldajskie mówią o "krwawej łaźni po obu
stronach, jako że nasze czasy nie pamiętają dotąd takich strat w narodzie frankijskim". A parę
dziesiątków lat później Regino z Prum widzi w tych jatkach przyczynę słabości imperium
późnokarolińskiego, uznaje, że "chwalebne bohaterstwo" Franków nie jest już zdolne do
obrony, "nie mówiąc już o rozszerzeniu Rzeszy".
To było najgorsze: nie móc szlachtować innych, Słowian, pogan i Saracenów! Dlatego
współczesnym tym wydarzeniom przeszkadza "dla wszystkich chrześcijan pożałowania
godna wojna domowa" (omnibus christianis lamentabile bellum), że miecz Franków, "niegdyś
straszny dla wszystkich innych nacji, został ubroczony we własnych ranach". O to chodziło.
A miał raczej, po chrześcijańsku, ewangelicznie, być zatopiony w ranach innych! W
rzeczywistości jednak masakruje się tak niechrześcijan, jak i chrześcijan, a szczególnie
właśnie tych ostatnich, nieprzerwanie — po dziś dzień. Już w tamtym czasie wyznaje zatem
wojujący po stronie Lotara, walczący w pierwszym szeregu Angilbert: "Nigdy gorsze
mordowanie, nigdy nawet na Polu Marsowym, /Nigdy dotąd zasady chrześcijan nie zostały
tak naruszone przez krwawą łaźnię". W rzeczywistości jednak działo się tak już od stulecia, w
istocie, i tak pozostało nadal.
Również obłuda. Pod koniec tych jatek zakwitły bowiem zaraz najbardziej budujące
uczucia chrześcijańsko katolickie. "Wszędzie zabijano uciekających, póki Ludwik i Karol,
powodowani gorącą pobożnością, nie położyli kresu przelewaniu krwi" (Annales
Bertiniani). I teraz uświęcili zwycięzcy dzień Pański mszą świętą, a "sami królowie poczuli
litość nad bratem", po którym nie spodziewali się oczywiście żadnych "złych zamiarów"!
Dużo bardziej więź "w prawdziwej sprawiedliwości", "w prawdziwej wierności". I co
oczywiste, biskupi stwierdzili jeszcze na polu bitwy jednogłośnie: "sprzymierzeni bracia
walczyli jedynie o prawo i słuszną sprawę i to zostało wykazane sądem bożym; stąd należy
uważać każdego w związku z tym, doradcę jak i wykonawcę, za niewinne narzędzie Boga".
Czym przypisali sobie, jak zawsze w historii, najwspanialszą niewinność, boską niewinność,
chcąc— żeby tak rzec — każdego sądzić podczas spowiedzi "miarą jego winy" (Nithard) 113 .
Cesarz Lotar sprzymierza się z poganami i rabuje kościoły — Ludwik
Niemiecki ścina głowy
Duchowieństwo stojące po stronie Lotara nie uznało natomiast przelewania krwi za "sąd
boży". Ukrywało swą porażkę za rozmaitymi nieprawdziwymi plotkami: a to, że Karol padł w
bitwie, że Ludwik został ranny i ucieka. Jednakże Lotar, wprawdzie zwyciężony, lecz ani nie
do końca pobity, ani nie gotowy do rezygnacji, przywołał duńskich Normanów, pustoszących
właśnie Rouen i dolinę Sekwany, "oddał pod ich rozkazy część chrześcijan", a nawet pozwolił
na "rabowanie innych chrześcijańskich ludów" (Nithard).
Istotnie obdarował on króla wikingów Haralda Klaka wyspą Walcheren i innymi terenami
fryzyjskimi, później je Duńczykom odebrał — i nadał je im ponownie. Wykorzystał przy tym
różnice klasowe, następującą w Saksonii feudalizację (por. IV, s. 274 i nast.) i rozpętał
powstanie Stellingów, bunt tamtejszej klasy niższej i średniej, plemiennych półwolnych i
wolnych, którzy najbardziej przeciwstawiali się obcemu panowaniu frankijskiemu. Jak pisał
Hans K. Schulze, wysilając "nieco wyobraźnię", był to "pierwszy rewolucyjny ruch ludowy
na ziemi niemieckiej".
Cesarz obiecał nawet buntownikom — wbrew arystokracji — powrót do pogaństwa. A
nawet, jeśliby stanęli po jego stronie, to mieli otrzymać na powrót swe prawa, "jak za czasów,
gdy byli jeszcze sługami bożków" (Nithard).
Lecz Ludwik Niemiecki obawiał się nie tyle wytrzebienia wiary chrześcijańskiej, co
współpracy Normanów z saskimi rebeliantami. Więc — posyłając w pole przeciwko Lotarowi
stojących po swojej stronie saskich możnych tak samo, jak Lotar przeciw niemu — rozbił w
krwawych bojach "zbyt pewnych siebie chłopów" (Annales Xantenses), nakazał "z całą
surowością stłumić" powstanie Stellingów, jak formułują to roczniki fuldajskie, lub — jak
mówi inne źródło— urządzić "w sposób dla niego chwalebny, choć nie bez sprawiedliwego
przelania krwi, straszną krwawą łaźnię: 14 przeciwników powędrowało na szubienicę, a 140
prowodyrów kazał ściąć, "niesłychaną ilość poćwiartować i nie pozostawił przy życiu nikogo,
kto się mu w jakiś sposób sprzeciwiał" 114 .
Podczas gdy Ludwik Niemiecki poszerzał chwalebnie i sprawiedliwie ku północy obszar
swej władzy, Lotar zebrał w Diedenhofen i uzbroił znaczne siły
przeciw Karolowi i pociągnął szybko na Paryż, tak że Karol teraz błagał Ludwika, by jak
tylko może pomógł mu zbrojnie. Ponieważ jednak Lotar z powodu wojny na dwa fronty i
różnych okoliczności znalazł się w kleszczach, przekazał swemu przyrodniemu bratu, że chce
z nim pertraktować, "jeśli Karol porzuci przymierze, w jakie wszedł ze swym bratem i mu
zaprzysiągł, to on wypowie sojusz, jaki zawarł ze swym bratankiem Pepinem i również
potwierdził pod przysięgą" (Nithard).
Lecz Karol nie chciał i tak Lotar połączył się w Sens z Pepinem Akwitańskim, którego
przecież przed chwilą zamierzał ofiarować swemu śmiertelnemu wrogowi. I pociągnął dalej
na Le Mans, "wszędzie", według zachodniofrankijskich kronik z St. Bertin, "plądrując, paląc,
hańbiąc i rabując kościoły i wymuszając przysięgi tak, że nawet nie oszczędzał świętych
miejsc, bez skrupułów bowiem brał wszystko, co mógł znaleźć ze skarbów, niech nawet były
złożone, by je uratować, w kościołach lub ich skarbcach, zmuszając kapłanów i duchownych
innej rangi do składania przysiąg; również oddane służbie bożej święte mniszki zmuszał do
składania mu przysięgi".
Natomiast Karol udał się z Paryża do Châlons, "by obchodzić tu święto narodzenia Pana".
Tacy pobożni byli ci po drugiej stronie 115 .
Przysięgi strasburskie (842 r.) oraz boża i klesza wola
Wojska Lotara coraz bardziej topniały. Ponosiły porażki, unikały bitwy lub uciekały, jak
arcybiskup Moguncji Otgar, który ze swym oddziałem miał zapobiec połączeniu się Ludwika
i Karola pod Koblencją. A wkrótce również syn Karola "Wielkiego" Drogo, biskup Metzu,
który przyłączył się do Lotara i prowadził nadworną kaplicę, przeszedł do obozu wroga.
Sprzymierzeni królowie spotkali się w Strasburgu (zwanym niegdyś Argentoratum) i
złożyli tam słynną przysięgę, której słowa przekazał Nithard. Zaprzysięgli sobie nawzajem "z
miłości do Boga i chrześcijańskiego ludu i zbawienia nas obu" 14 lutego 842 roku w
uroczystej formie pakt o wzajemnej pomocy, Ludwik w języku romańskim, Karol w
niemieckim (frankijskim) — najstarszy zabytek języka starofrancuskiego i jedno z
najstarszych świadectw starowysokoniemieckiego (językiem oficjalnym, językiem państwa,
Kościoła i literatury na całym chrześcijańskim Zachodzie była łacina; niemiecki, Thiudisca,
był uważany za język "barbarzyński").
Po starofrancusku było to tak: Pro Deo amur et pro Christian poblo et nostro commun
saluament [...]. A po niemiecku lub starowysokoniemiecku (źródła nazywają składający się z
wielu dialektów język germański lingua theotisca, stądsłowo deutsch): In Godes minna ind in
thes Christianes folches ind unser bedhero gealtnissi [...]. Naprzód obaj królowie mówili do
zebranych wojowników wiele o braterskiej miłości, chrześcijańskich zasadach, "litości dla
chrześcijańskiego ludu", w ogóle o dobru powszechnym, oczywiście też o Bożym
miłosierdziu, sądzie Wszechmogącego etc. I wśród tego pełnego namaszczenia oskarżyli
przed towarzyszami broni z obu stron złego brata, że "nasze narody niszczył paląc, rabując i
mordując" 116 .
Coraz liczniej wielmoże opuszczali Lotara. Ludwik i Karol ruszyli oddzielnie ze
Strasburga do Wormacji, spotkali się tam jakieś dziesięć dni później i pomaszerowali po
"splądrowaniu okręgu wormackiego" (Annales Xantenses) w kierunku Moguncji, gdzie ich
siły wzmocnił jeszcze oddziałami bawarskimi i alamańskimi Karloman, najstarszy syn
Ludwika. Potem zwrócili się znów oddzielnie w górę Renu i połączyli swe siły pod
Koblencją. Tam wysłuchali mszy w kościele Św. Kastora i przeprawili się szybko przez
Mozelę, zaczem arcybiskup Otgar uciekł z Moguncji, a Lotar przez Akwizgran — gdzie
zabrał cały skarbiec cesarski, również nakazał zabrać "skarb od Marii Panny" {Annales
Bertiniani) — i Châlons do Troyes, gdzie świętował 2 kwietnia 842 roku Wielkanoc, zanim
ruszył dalej do Lyonu.
Paląc kraj Lotara, Ludwik i Karol podeszli pod Akwizgran. A tam kazali licznie
zebranemu duchowieństwu, jakby "za skinieniem Boga", zaświadczyć, jaki to samolubny,
wiarołomny skorumpowany był ich katolicki braciszek Lotar. Jak to on — a nie oni razem! —
"wypędził swego ojca z Rzeszy, jak często swą żądzą władzy skłonił chrześcijański naród do
łamania przysiąg, jak często sam łamał złożone ojcu i braciom przysięgi, jak często po
śmierci ojca usiłował pozbawić dziedzictwa i zniszczyć swych braci, jak wiele mordów,
cudzołóstw, pożarów i haniebnych czynów wszelkiego rodzaju musiał znosić cały Kościół z
powodu jego bezecnej chciwości, takoż twierdzili, że ani nie posiada zdolności rządzenia
państwem, ani nie widać Śladu dobrej woli w jego rządach. Z tych powodów, oświadczali, nie
niezasłużenie, lecz według sprawiedliwego wyroku wszechmogącego Boga, musiał ustąpić
najpierw z pola bitwy, a potem ze swego państwa. A oni wszyscy byli jednomyślnie zdania i
zgadzali się z tym, że kara Boża dotknęła go z powodu jego grzechów i jego państwo zostało
wydane zgodnie z prawem jego braciom jako lepszym w rządzeniu" (Nithard).
Jednakowoż nie byliby klechami, gdyby królom dali "pełnomocnictwo do rządzenia" od
razu. Nie wydaliby im wszystkiego do rządzenia, nie pytając wpierw publicznie, "czy chcą
Rzeszą rządzić na sposób wygnanego brata, czy według woli Bożej" 117 .
Ale przecież wola Boża jest ich wolą! Zawsze i wszędzie. Niczym więcej. (Czyż słyszało
się kiedykolwiek coś innego od Boga niż od papieży i biskupów?)
O pewnym osobliwym poglądzie dawnych i dzisiejszych historyków
Lotar popadał w coraz gorszą opresję. Ludzie masowo odchodzili od niego, łamali dawne
przysięgi, przysięgali nowym panom i zyskiwali w ten sposób nowe korzyści wobec zawsze
niepewnych starych — wiecznie niezmienny bieg historii. Poza tym poprzez ciągłe zmiany
władzy i stałe walki o pozycję arystokracja stawała się coraz mocniejsza, a królowie
dostawali się pod jej wpływ i zdobywali oraz zachowywali swą władzę tylko dzięki niej.
W naszym najważniejszym źródle na temat tych stałych sporów dynastycznych, w
czterech księgach Historyj Nitharda, żali się on na wewnętrzne rozdarcie, rozpad jednolitego
państwa, i widzi właściwy ideał w rządach swego "wielkiego" przodka. Więc ubolewa przy
końcu dzieła nad "straszliwym zaniedbaniem dobra publicznego", "samolubnym dążeniem do
własnych korzyści", skarży się, że "z obu stron szerzą się wszędzie rabunek i zło" i wspomina
tęsknie czasy "wielkiego Karola, szczęsnej pamięci". Panowały wtedy "wszędzie pokój i
zgoda [...] teraz jednak wszędzie widać brak jedności i kłótnie, gdyż każdy, jak chce, idzie
inną drogą. A wtedy wszędzie był dostatek i radość, teraz zaś tylko bieda i żałoba [...]" 118 .
Te zdania, zgodne z jeszcze dzisiaj panującymi poglądami historyków, którzy sławią
państwo Karola I jako państwo jednolite, rosnące w siłę mocarstwo, chrześcijańskie państwo
uniwersalne, jako swego rodzaju kontynuację idei Cesarstwa Rzymskiego, te zdania są
dlatego tak charakterystyczne, gdyż one
— imputują "powszechny pokój". W istocie jednak 46-letnie rządy Karola
przyniosły prawie ustawiczną wojnę, bez mała pięćdziesiąt wypraw wojennych
— samych Sasów, "arcypogan", zwalczał w morderczy sposób trzydzieści trzy lata!
Co zatem działo się na obrzeżach coraz bardziej ekspandującej Wielkiej
Rozbójniczej Rzeszy, nie naruszało "pokoju" wewnątrz kraju. Wręcz przeciwnie.
Im więcej w nim "spokoju i porządku", tym lepiej funkcjonowało zabijanie,
zniewalanie i anektowanie poza granicami. Wszakże "powszechnego dostatku i
radości" nie było i tu, wewnątrz kraju. Cieszyła się nimi jedynie śmiesznie mała
warstwa posiadających, arystokracji i kleru, opływająca w obce, krwawo zdobyte
bogactwo, podczas gdy w bezwstydnie wyzyskiwanym własnym narodzie
panowało chroniczne niedożywienie, grasowały nędza i klęski głodu, które
pochłonęły w 784 roku w Galii i Germanii jedną trzecią ludności (IV, s. 298).
Pod rządami wnuków Karola wojny zewnętrzne zastąpiła z wolna wojna wewnątrz kraju,
tak zwana wojna domowa — oczywisty pleonazm, każda bowiem wojna jest wojną w jakimś
domu!
Sposób widzenia Nitharda nie był oczywiście odmienny.
Współczesny jemu Florus z Lyonu, piszący wiersze diakon, skrzętny sługa boży, nie
widzi tego inaczej. Również on użala się nad podzielonym na trzy części imperium,
panowaniem królewiąt zamiast jednego króla. Także i on gloryfikuje "Rzeszę w blasku
wyniosłej korony, / Pan był jeden i jeden naród, Panu posłuszny [...] / pokój rządził w nim i
odwaga odstraszała wrogów". A po podkreśleniu własnego "uświęconego stanu", całkiem po
chrześcijańsku i ze słuszną pokorą, sławi wymownie podboje na Wschodzie, rzucanie "cugli
zbawienia na pokonanych". Tu nagiął się pogański lud jarzmu Kościoła, tymczasem / Tam
kacerski obłęd, zdeptany stopami, zgasł" 119 .
Tak, to podobało się chrześcijanom zawsze: poganie w jarzmie, ich wiara stopami
zdeptana!
Traktaty z Verdim (843 r.) i Meersen (870 r.)
Wszyscy byli przecież zmęczeni wojną. To znaczy: niekorzyści wojny były dla możnych
większe niż korzyści; co miało nie najmniejsze znaczenie i dla wyższego duchowieństwa,
którego ogromne posiadłości były z upodobaniem obracane w perzynę. Po długich, ciężkich i
odznaczających się nieufnością pertraktacjach — mieszane komisje, 120 pełnomocników
objeżdżało i wyznaczało granice — po wstępnych
rozmowach w czerwcu 842 roku na wyspie na Saonie koło Macon, w październiku w
Koblencji, w listopadzie w Diedenhofen, doszło w następnym roku do nowego podziału.
Rzesza Ludwika Pobożnego w traktacie z Verdun, którego tekst jest nieznany, została
podzielona w sierpniu 843 roku według dynastycznego prawa dziedziczenia, starej zasady
równouprawnienia braci, jednakże po wyłączeniu Bawarii, Akwitanii i Italii, w obecności
magnatów, na części wschodnią, zachodnią i środkową, trzy mniej więcej równe kraje — "czy
królowie tego chcieli, czy nie".
Ludwik Niemiecki otrzymał swe ziemie macierzyste i całą Rzeszę wschodnią, Francja
orientalis, nazywaną jeszcze również dawniejszym mianem Austrii, Austrazji (w ówczesnej
niemczyźnie "Ostarrichi" i "Heliand" — IV, s. 73). Poza Bawarią dostał więc obszary na
wschód od Renu i rzeki Aare, zamieszkane przez Sasów, Turyngów, wschodnich Franków i
Alamanów (bez Alzatczyków) oraz Spirę, Wormację i Moguncję na lewym brzegu Renu; tym
sposobem, poprzez wydzielenie państwa wschodniofrankijskiego, usamodzielnia się — by tak
rzec — "historia Niemiec", oddziela się od pozostałych obu części Rzeszy.
Karol Łysy odziedziczył zachodnie państwo Franków, Francja occidentalis, które sięgało
na północ od Loary do Mozy i Skaldy, do tego Akwitanię i Marchię Hiszpańską, co stworzyło
przesłankę do powstania narodu francuskiego, jeśli nawet w owym czasie język, granice
etniczne i plemienne nie były decydujące, a granice prowadzono w sposób więcej niż
dowolny, bez uwzględniania tworzących wspólnoty grup narodowościowych czy wspólnot
biskupich. Również Karol, raczej mało wojowniczy, osobiście w każdym razie tchórzliwy,
miał wiele przyznanych mu krajów przeciw sobie: Akwitanię, Bretanię, Septymanię, Marchię
Hiszpańską.
Historycznie bez żadnych skutków dla przyszłości, geograficznie i demograficznie
nieorganiczna, na siłę wciśnięta między oba inne regna część środkowa, regnum pod nazwą
Francja media, była zamieszkana zarówno przez ludność romańską (Burgundów,
Prowansalczyków), jak i germańską (Alamanów, Franków nadreńskich, Fryzów). Był to
wyciągnięty pas ziemi, sięgający od Włoch do Fryzji, a więc łączący śródziemnomorski
obszar Benewentu przez ważne przełęcze alpejskie, przez Prowansję, Burgundię wraz ze
środkową Francja, późniejszą Lotaryngią, obszar nad Mozą, Mozelą i dolnym Renem z
terenami nad Morzem Północnym i Bałtyckim. Ten obszar wybrał Lotar I, który wraz z
cesarskimi miastami Rzymem i Akwizgranem zachował tytuł cesarski. Jednakże również oba
pozostałe królestwa partycypowały w rdzennych obszarach frankijskich: Ludwik Niemiecki
otrzymał zasiedlony przez Franków obszar w dorzeczu Renu i Menu, a Karol Łysy frankijską
Neustrię między Sekwaną i Skaldą.
Jednak Pepin II, syn Pepina I, zmarłego uprzednio syna Ludwika Pobożnego, roszczący
sobie pretensje do tronu akwitańskiego i długo stawiający opór Karolowi Łysemu, który ze
swej strony "nawiedzał krainę licznymi wyprawami" (Annales Fuldenses), został pojmany w
864 roku i osadzony w klasztorze (s. 110).
Lotaryngia, środkowa część Rzeszy, nie obroniła się długo (855-900). Po śmierci Lotara I
(855 r.) została podzielona wśród jego trzech synów, Ludwika II, Lotara II i Karola. Ten
ostatni zmarł młodo, a po zgonie również Lotara II (869 r.) jego stryjowie, Karol Łysy i
Ludwik Niemiecki rozebrali ją między siebie w traktacie z Meersen (870 r.), pomijając
pretensje Ludwika II. Gdy jednak wschodniofrankijski Karoling Arnulf z Karyntii restytuował
Lotaryngię w roku 895 i osadził w niej swego syna Zwentibolda jako króla, ów zginął z rąk
miejscowej arystokracji i był to koniec samodzielnego królestwa lotaryńskiego (s. 216 i nast.).
W ten jako tako wyważony sposób Rzesza Ludwika Pobożnego została zgodnie z
ówczesnymi udziałami podzielona na trzy części; natomiast jakościowo, historyczniekulturowo i socjalnie, również pod względem organizacyjnym, różnice pomiędzy nimi były
znaczne.
Zachód i Italia reprezentowały stare krainy kulturowe, zachowujące jeszcze antyczne
tradycje. W porównaniu z resztą Rzeszy wykazywały znacznie większe ambicje.
Przynajmniej gdzieniegdzie istniały w rozproszeniu gęstsze regiony miejskie. Rozwijało się
tam piśmiennictwo, były książki i szkoły. Można napotkać tutaj zaangażowanie ekonomiczne,
uprawiających handel i rzemiosło oraz liczniejsze i potężniejsze klany arystokratyczne. W
stosunku do nich rozległe obszary państwa wschodniego sprawiały wrażenie
"niedorozwiniętych", "pokrytych lasami, wyludnionych, «niecywilizowanych» i
pozbawionych centrów życia umysłowego" (Fried). Oczywiście tutaj również żyło kilku
przedstawicieli "renesansu karolińskiego": Raban Maur, dopiero w czasach nowożytnych
wyniesiony jako praeceptor Germaniae 120 , Walafrid Strabo, który jako poseł Ludwika
Niemieckiego utonął w Loarze, Notker Balbulus, mnich z klasztoru Sankt Gallen.
Być może traktat z Verdun nie był jeszcze, jak uważali znamienici starsi historycy
(Waitz, Droysen, Giesebrecht), swoistą "godziną narodzin" narodu niemieckiego i
francuskiego, dwóch narodów, w interesie których go pewnie nie zawierano. Jednakże
historie Niemiec i Francji tu się rozchodzą, ze starszych wspólnot narodowych, mieszkańców
określonych krain, wyrastają narody, a protonarodowa świadomość plemienna staje się
ostatecznie — zwłaszcza, co ciekawe, dzięki "wspólnototwórczemu", jednoczącemu
wszystkich zobowiązanych do noszenia broni z różnych plemion i regionów wojsku —
świadomością narodową. Tak jak powstanie również innych królestw narodowych, choćby w
Anglii, Hiszpanii, Skandynawii, Polsce, Czechach i na Węgrzech, charakteryzuje politycznie
wczesne średniowiecze. Oczywiście, przez cały IX wiek nie myślano jeszcze w kategoriach
narodowych, żaden naród nie czuł się jeszcze "jednostką narodową", żaden człowiek nie
określał się jeszcze jako "Niemiec" czy "Francuz", nawet jeszcze nie w wieku X, choć jest to
bezpośrednia faza przejściowa.
ów podział Rzeszy karolińskiej, po którym nastąpiły w ciągu IX wieku następne,
jakkolwiek miały miejsce i połączenia, był kompromisem wymuszonym przez okoliczności.
Kończy on wprawdzie początkowo wzajemne agresje, prowadzi jednak do tego, że cesarstwo
traci stopniowo swój prymat wobec papiestwa, że jest wstępem do podziału na trzy państwa:
Niemcy, Francję i Włochy i że dawniejsza jedność — abstrahując od epizodu za czasów
Karola Grubego (s. 193 i nast.)
— ma nigdy nie wrócić 121 .
Ludwik, z bożej łaski król Bawarów
Ludwik II Niemiecki (843-876) jest wprawdzie określany we współczesnych mu
(zachodnio-frankijskich) źródłach wielokrotnie jako rex Germanorum i rex Germaniae, a
obszar jego panowania — przez własną kancelarię — jako Francja orientalis i przez autorów
kronik z owych czasów nierzadko nazywany "Germanią", jego przydomek "Niemiecki" (lub
"Niemiec") stał się powszechny dopiero w XIX wieku.
Urodzony w 805 roku jako trzeci syn Ludwika I Pobożnego, drugi tego imienia Ludwik
spędził młodość na dworze i w 817 roku w Ordinatio imperii otrzymał Bawarię jako
królestwo dzielnicowe pod zwierzchnictwem cesarza; ponadto, jak zadecydował swego czasu
jego ojciec, "Karantanów, Czechów, Awarów i Słowian, którzy żyją na wschodzie Bawarii
[...]". Jako dwunastolatek był za młody, by rządzić samodzielnie, i doszedł do rządów jakieś
dziesięć lat później. Jednakże najpóźniej od roku 830 pojawia się w dokumentach jako
"Ludwik z Bożej łaski król Bawarów". Główne cele jego polityki to ekspansja na Wschód i
poszerzanie Rzeszy Karolingów.
Na czas zimy preferował jako rezydencję Ratyzbonę, gdzie uczestniczył w zjazdach
możnych i sejmach Rzeszy, a w lecie Frankfurt, gdzie założył klasztor Zbawiciela. Poza
obszarem macierzystym, właściwą bazą jego władzy, którego bezpieczeństwo zapewniał mu
hrabia Ernest — aż do swego upadku w 861 roku, "wódz" i "wśród przyjaciół króla pierwszy"
(Annales Fuldenses) — monarcha opanował również Szwabię, część Frankonii nad Renem i
Menem, Turyngię i Saksonię,a więc obszary głównych germańskich ludów Rzeszy.
Ludwik Niemiecki nie był "wybitnym" władcą, lecz najznaczniejszym wśród swych
braci.
Już dzięki długiemu czasowi swych rządów działa jakby stabilizująco na państwo
wschodniofrankijskie; prowadząc, idąc niejako w krwawe ślady swego "wielkiego" przodka
Karola I, ustawicznie wojnę przeciwko Słowianom w Czechach i na Morawach oraz na
terenach północnowschodnich. Współpracuje on przy tym ściśle z episkopatem, jak
oczywiście i inni książęta z rodu Karolingów, którzy wszyscy zaprzęgali wyższe
duchowieństwo do wypełniania swych interesów i realizacji swych celów, dzięki czemu je
mocniej uzależniali od siebie, lecz i sami stawali się zależni, coraz bardziej prokościelni,
bardziej jeszcze niż kiedyś choćby Merowingowie.
Ludwik Niemiecki był uznawany wręcz za przywódcę i obrońcę Kościoła. Troszczył się o
misje na Morawach, w Czechach, na Północy, od Bremy i Hamburga po Szwecję, gdzie
Chrystusa przywoływano jako idola tylko wtedy, gdy zawiodły stare bogi i gdzie był
uznawany, by tak rzec, za bóstwo pomocnicze, przywoływane w ewentualnej potrzebie.
Ludwik zwoływał synody, brał w nich udział i dopiero jego zatwierdzenie nadawało im moc
prawną; było to zresztą jedyne prawodawstwo państwa wschodniofrankijskiego, stąd w owym
czasie mówi się tylko o jednej ustawie państwowej.
Aż do końca król Bawarii wywierał decydujący wpływ na obsadzanie biskupstw, które
dawał w pierwszej kolejności swym faworytom. I tak w 842 roku wyniósł opata Gozbalda
(bogato pobłogosławionego w kości rzymskich męczenników) na biskupstwo w Wurzburgu;
na jego następcę Bawarczyka Arna, który służy łącznie czterem książętom i (z relikwiami na
bohaterskiej piersi) walczy w co najmniej czterech wyprawach zbrojnych jako dowódca (póki
w roku 892 — wszystko dla Chrystusa — nie padł zręki Słowian). W 845 roku Ludwik
mianował wygnanego Ebona z Reims (s. 80 i nast.) arcypasterzem Hildesheim, a w 847 roku
uczonego opata fuldajskiego Rabana Maura arcybiskupem Moguncji.
Hierarchowie dominowali również w jego consilium: jak choćby opat Ratleik z
Seligenstadt, opat Herrieden, Liutbert, na naleganie króla od roku 863 arcybiskup Moguncji,
biskup Konstancji Salomon I, biskup Hildesheim Altfryd, który chociaż zajmował się jako
doradca królewski bardziej polityką niż własną diecezją, w niektórych źródłach figuruje
jednak jako święty i przy swoim grobie względnie w Kronice Hildesheimskiej dokonuje wielu
cudownych uzdrowień.
Króla otaczali więc stale wyżsi duchowni. A tak całkiem na marginesie, że Karolingowie
zatrudniali jako notariuszy wyłącznie duchownych i w ogóle, w odróżnieniu od Merowingów,
całą pisemną administrację złożyli w ręce księży: również kierownicy kancelarii Ludwika
(kanclerze) czy arcykapelani — za jego czasów doszło do zespolenia obu urzędów — a więc
ludzie, którzy w jego radzie zajmowali czołową pozycję, byli rzecz oczywista hierarchami:
opat Gozbald z Niederaltaich, opat Grimald z Weifienburga i Sankt Gallen, krewny
arcybiskupów Trewiru Hettiego i Thietgauda, najważniejszy doradca Ludwika. Na koniec
jako nowy kierownik kancelarii i kaplicy arcykapelan i arcybiskup Moguncji Liutbert, który
podczas rządów dwu synów Ludwika zarządzał kancelarią, zachowaną przez mogunckich
arcybiskupów już na stałe od X wieku, a dokładnie od objęcia tego urzędu przez Wilhelma,
nieślubnego syna Ottona I, w roku 965.
Kaplica nadworna jednak, przez całe stulecia instrument władzy europejskich książąt, w
czasach Karolingów "typowy produkt łaskawości bożej" (Fleckenstein), stanowi wówczas we
wschodnim państwie frankijskim "najściślejsze miejsce kontaktów polityki Karolingów i
bawarskiego episkopatu" (Glaser). Również pod rządami synów Ludwika gwarantowała w
ten sposób decydujący wpływ Kościoła na politykę. Biskupi działali nadal w kancelarii i brali
udział w rządzeniu 122 .
Ludwik Niemiecki był pobożny również osobiście. Czytał pisma religijne. Podczas
oficjalnych procesji szedł boso za krzyżem. W swoim palatium we Frankfurcie kazał
zbudować w 852 roku kaplicę, w której posługiwało dwunastu duchownych. Założył klasztor
żeński St. Felix et Regula w Zurychu. A wszystkie jego córki zostały zakonnicami:
Irmingarda opatką szwabskiego klasztoru w Buchau, Hildegarda opatką klasztoru żeńskiego
w Schwarzach koło Wurzburga, a Berta opatką St. Felix et Regula w Zurychu.
W październiku 847 roku zjechali się do mogunckiego klasztoru Św. Albana biskupi,
opaci i inni duchowni wschodniej Frankonii. Za powodzenie króla, jego rodziny oraz za
bezpieczeństwo państwa synod kazał we wszystkich diecezjach, tak zakomunikowano
władcy, odprawić 3500 mszy i 1700 psałterzy — a potem go poproszono, by zwyczajem
przodków chronił sługi Kościoła i ich stan posiadania i nie skłaniał ucha ku tym, którzy mu
radzą, by mniej troszczył się o dobra kościelne niż o własne.
Nie przypadkiem: dwa kanony zajmowały się wówczas ubogimi, trzy wiarą, a sześć
dobrami kościelnymi i dziesięcinami.
A był to ten sam synod, który pewną kobietę o imieniu Thiota z okolic Konstancji —
podejrzaną kaznodziejkę (pseudoprophetissa) obdarzoną taką charyzmą, że szli za nią, jak
podają Roczniki Fuldajskie, "mężowie świętego stanu [...] jak za nauczycielką naznaczoną
przez niebo" — skazał na publiczną chłostę, przez co miała popaść w obłęd.
I ten sam synod moguncki rozszerzył w porównaniu z synodem w Moguncji w 813 roku
— po szeregu manuskryptów — z wyrachowaniem uprawnienia jurysdykcyjne episkopatu. A
mianowicie, jeśli w roku 813 biskupi występowali w kwestii przestrzegania prawa jeszcze
jako pomocnicy hrabiów i sędziów, to synod moguncki roku 847 wykoncypował, że
"hrabiowie i sędziowie winni wspomagać biskupów w przestrzeganiu prawa, jak nakazuje
prawo boskie [...]" 123 !
Kler brał zatem intensywny udział w polityce Ludwika Niemieckiego. Istniała doskonała
jedność tronu i ołtarza — "biskupi stoją zawsze za swym królem, a król za swym
episkopatem". Wyższe duchowieństwo prowadzi zawsze pertraktacje, zawiera traktaty, dużo
częściej niż hrabiowie. Hierarchowie działają jako wysłannicy króla, jako posłowie do
zagranicznych władców. A nawet podczas wojny ciągną z całymi oddziałami swych
poddanych do króla lub z jego polecenia "ruszają w pole sami na czele wojsk lub razem z
hrabiami" (Schur). Anno 845 trzeba było przerwać synod w Meaux (a w następnym roku
kontynuować obrady w Paryżu), ponieważ biskupi potrzebni byli tymczasem w walce z
księciem Bretończyków Nominoe, który w listopadzie w Ballon, niedaleko Le Mans, pobił na
głowę Karola Łysego.
Nic oczywistszego, jak to, że stale rosnąca siła kleru i jego coraz wyższa
samoświadomość łączy się zwłaszcza od czasów Ludwika Pobożnego z odpowiednimi
aspiracjami. "Z wielkim naciskiem żąda się podporządkowania i posłuszeństwa należnego
książętom również wobec biskupów, natomiast odrzuca ingerencję Świeckich w obszar
duchowny" (Voigt).
Ludwik II, od 827 roku ożeniony z młodszą siostrą cesarzowej Judyty, drugiej żony
swego ojca, nie wplątał się w żadną rzucającą się w oczy aferę z kobietami. W każdym razie
jego stosunki seksualne nigdy nie są podawane w wątpliwość. Tym intensywniej poświęcił się
wojnie, rzemiosłu na chrześcijańskim Zachodzie zwykle wynoszonemu ponad wszelką cnotę,
przez historyków najczęściej opisywanemu bardzo serio, choćby tak: "jego aktywna i
konsekwentna polityka na Wschodzie" (Reindel). Rozciągnięta granica północna jego
państwa i jeszcze dłuższa wschodnia, wynosząca ponad półtora tysiąca kilometrów i sięgająca
od zachodniej części Bałtyku po Adriatyk, do Marchii Istrii i Friulu, wręcz do tego
prowokowała. I to tym bardziej, że w porównaniu z Italią i zachodnim państwem Franków z
jednej strony nie stało ono tak wysoko pod względem rozwoju gospodarczego, a z drugiej
strony pod względem stabilności polityczno-militarnej oraz autorytetu króla wobec
arystokracji i Kościoła było w wyraźnie lepszej sytuacji. Nie bez znaczenia była tu zręczna
polityka matrymonialna Ludwika, który swych synów, najstarszego Karlomana, Ludwika
Młodszego oraz najmłodszego Karola III pożenił z przedstawicielkami frankijskiej
arystokracji; Karlomana z córką hrabiego Ernesta.
Wschodnie granice jego państwa, pisze Johannes Fried, nie były "wprawdzie zupełnie
spokojne, lecz w niewielkim stopniu zagrożone", z powodu braku silnych centrów
politycznych u Słowian. Dopiero wraz z powstaniem "Wielkiego Państwa Morawskiego"
zaczęło się to stopniowo zmieniać, w nie najmniejszym stopniu dlatego, że "misje były
prowadzone właśnie z Bawarii". Również według Wilhelma Störmera Ludwik "rządził mocną
ręką" na wschodnich obszarach przygranicznych, przy czym "ważnym elementem konstrukcji
państwa" były dla niego "kościoły (biskupstwa i opactwa)", które otrzymywały "własność
ziemską przede wszystkim w strefie naddunajskiej, na obszarze koncentracji wojsk. Ludwik
zdawał się bardzo zręcznie kierować również akcją nawracania Słowian przez kościoły
bawarskie".
Słowianie bronili wszakże, rzecz jasna, swej wiary. Odpłacali "najazdami", pisze Gerd
Tellenbach, "po których sami byli najeżdżani". A chrześcijanie nie znali podnioślejszego celu,
niż szerzenie Dobrej Nowiny ogniem i mieczem. "Zupełnie bez zahamowań Frankowie mogli
się wyszaleć, bijąc się z poganami" (Riche). Przy czym jedynie pierwszy król
wschodniofrankijski trzymał się "praktyki przodków", jak to się nazywa w upiększonej
formie charakterystycznej zwłaszcza dla niemieckiej historiografii, by "dzięki ponawianym
zastraszającym atakom przysporzyć sobie status quod respectus" (Schieffer). Niemieccy
badacze uwielbiali przez całe stulecia używać odnośnie tych praktyk terminów takich jak
"ruch na wschód", "rozbudowa kraju", "«przyrastanie» posiadłości". A nawet jeśli mówią bez
ogródek o "wcieleniu" lub "aneksji", to brzmi to prawie jak niewinne i naturalne wślizgnięcie
się w organizm Rzeszy, jest to po prostu "wtopienie się".
Ludwik Niemiecki operował przede wszystkim na terenie czesko-morawskim, prowadził
jednak wojny również przeciwko dalej na północ siedzącym Serbom łużyckim i Obodrytom.
Przeciwko Obodrytom w roku 844 — przecież lud obodrycki, jak to szlachetnie i po
chrześcijańsku formułują Roczniki Fuldajskie, został mu "poddany przez Boga". Na polu
bitwy padł król Obodrytów Gościemysł, a Annales Bertiniani donoszą lakonicznie, iż "król
Ludwik spustoszył cały obszar Słowian i poddał go swemu panowaniu". W roku 851
wyruszył na Serbów łużyckich, przy czym pokonał ich bardziej niszcząc ich pola i zbiory, niż
wykorzystując przewagę militarną. W roku 856 podbił Dalemińców 124 między Łabą a Muldą.
A jeszcze pod koniec panowania, po roku 867, ponownie wysyła swego syna Ludwika z
Sasami i Turyngami przeciwko Obodrytom.
Było to, jak pisze w wiele mówiący sposób Engelbert Miihlbacher, "trudne, ale ważące
również dla przyszłości zadanie — utrzymywać i rozszerzyć zwierzchność nad Słowianami
po drugiej stronie Łaby, Soławy i Lasu Czeskiego. Zadanie to polegało także na torowaniu
wolnej drogi dla przenikania żywiołu i kultury niemieckiej oraz na kontynuowaniu
kolonizacji w południowo wschodnich krajach alpejskich. Zadania te jednocześnie otwierały
nowe drogi żądzy czynu i oddalały ją z kręgu wewnętrznych niepokojów".
Wiadomo, o co chodziło: o umacnianie, rozbudowę, rozszerzanie, o "przenikanie żywiołu
niemieckiego i kultury". Dokładnie mówiąc: o dalsze mordowanie. W uczonym tonie za
Rudolfem Schiefferem: "Więcej politycznych (i misjonarskich) poczynań". Brzmi
szlachetnie, neutralnie. Nikogo nie razi — na papierze. I nie najmniej ważne było tłumienie,
paraliżowanie w ten sposób "żądzy czynu" wewnątrz państwa — w gruncie rzeczy jest to
strategia kryminalna mocarstw przecież jeszcze dzisiaj. (Znów anachronizm?)
A do wszystkich tych ataków w kierunku wschodnim, o których będziemy mówić jeszcze
dokładniej (s. 123 i nast.), doszedł atak na państwo zachodniofrankijskie, na dziedzictwo jego
przyrodniego brata Karola, które osłabiły nie tylko napady wrogów zewnętrznych, lecz także
znaczny "zamęt" wewnątrz kraju, walki zwłaszcza w Bretanii i Akwitanii 125 .
Karol Łysy i państwo zachodniofrankijskie
Państwo zachodniofrankijskie było teraz wstrząsane przez wojny, wydarzenia
przypominające wojnę domową i arystokratyczną opozycję. Z południa, z Hiszpanii i Afryki
wdzierali się Saraceni, ze Skandynawii najeżdżali je Normanowie. Ich wyprawy przez morze
i w górę rzek kosztowały coraz więcej ofiar, pieniędzy, trybutów i skarbów kościelnych. W
samym kraju kwitło rozbójnictwo, przeciw któremu Karol wydał w Servais kapitularz, przy
czym dostojnicy kościelni, obrzydliwie bogaci możnowładcy, działali często ręka w rękę z
bandytami lub wynajmowali ich do własnych morderczych porachunków — trudno jest sobie
wyobrazić przestępczość większą niż w klasach wyższych owych czasów. Również król był
niezłym tego przykładem. Karol Łysy, urodzony 13 czerwca 823 roku we Frankfurcie nad
Menem z drugiego małżeństwa Ludwika Pobożnego, poślubił w roku 842 w wieku 19 lat
Irmintrudę, córkę hrabiego Odona z Orleanu, parę lat wcześniej poległego w walce z
Lotarem; była to wyraźnie polityczna partia, o której Nithard napisze, że "miał nadzieję
pozyskać większość narodu". "W tym samym roku — dodają Annales Xantenses w swych
skąpych relacjach — odeszła z tego świata w mieście Tours cesarzowa Judyta, matka Karola,
po tym, jak jej syn obrabował ją z całego majątku" 126 .
Irmintruda urodziła Karolowi najpierw córkę Judytę, a potem czterech synów: Ludwika,
Karola, Karlomana i Lotara. Dwóch najmłodszych ojciec przymusił do stanu duchownego,
pochwalony za to przez biskupa Hinkmara. Sparaliżowany Lotar zmarł jeszcze w wieku
chłopięcym jako opat St. Germain d'Auxerre. I tak został mu oszczędzony los księcia
Karlomana.
Problemy rodzinne Karol II rozwiązywał na sposób wielu władców (nie tylko jego
czasów). Wprawdzie gdy jego córka Judyta po dwu małżeństwach na angielskich dworach
uciekła w 861 roku z domu z hrabią Flandrii Baldwinem I i (po interwencji papieskiej) została
dwa lata później jego żoną, Karol dał za wygraną. Ale gdy jego synowie — sparaliżowany od
urodzenia Lotar i z powodu wypadku chory umysłowo Karol Dziecię — zmarli w 865 i 866
roku wkrótce po sobie, król pojednał się z początku całkiem po chrześcijańsku ze swą
małżonką Irmintruda i kazał ją namaścić na królową. Lecz jej brata Wilhelma, który zaraz
potem zaczął spiskować przeciw niemu, kazał ściąć — Irmintruda poszła do klasztoru.
Karol, przy okazji obdarowany przez biskupa Frechulfa z Lisieux dziełem pisarza
militarysty Wegecjusza o sztuce wojennej (za pomocą którego ów chrześcijanin już około
roku 400 usiłował przeciwdziałać upadkowi militarnemu Rzymu!), tenże Karol osobiście
zupełnie nie grzeszył odwagą, sam nawet nie lubił walczyć, miał natomiast skłonności do
okrucieństwa.
Unaocznia to jego postępowanie wobec Karlomana. Księcia, cieszącego się sympatią
wielu, przeznaczył ze względów politycznych do stanu duchownego, a dokładniej, tak jak
sparaliżowanego Lotara, kazał jeszcze za młodu przyodziać w mnisi habit, po czym został on
kolejno opatem St. Medard, St. Germain-d'Auxerre, St. Amand, St. Riquier, St. Pierre de
Lobbes i St. Aroul.
Na polecenie króla Karloman wyruszył w roku 868 na czele wojsk przeciwko Normanom,
zbuntował się jednak między 870 a 872 rokiem przeciwko ojcu, został uwięziony w Senlis i w
873 roku, na podstawie pisma oskarżającego władcy, pozbawiony jakichkolwiek "godności"
duchownych. Powitał to z wielką radością, zwłaszcza że otwierały się przed nim znowu
perspektywy tronu królewskiego — lecz dawały jednocześnie ojcu możliwość jeszcze
surowszego ukarania syna. Gdy z tego powodu jego stronnicy przygotowywali jego
uwolnienie i wyniesienie na tron królewski, ojciec ponownie postawił go przed sądem i kazał
mu wykłuć oczy, "aby udaremnić szalone nadzieje burzyciela pokoju i aby Kościół Boży i
chrześcijaństwo w państwie oprócz zwalczania pogan nie cierpiały zamętu z powodu
niecnego buntu". Jeszcze w tym samym roku ślepcowi z Korbei udało się uciec do swego
wschodniofrankijskiego stryja Ludwika Niemieckiego, który ofiarował mu klasztor w
Echternach, zmarł tu jako świecki opat kilka lat później 127 .
Karol II Łysy dłuższy czas miał trudności z utrzymaniem się na tronie. Nie tylko popadł
on w głębokie przygnębienie z powodu agitacji matki za jego uposażeniem. Swoje robiły
również złe stosunki panujące w jego własnym, geograficznie, etnicznie i historycznie
zróżnicowanym państwie; napięcia na południu, z hiszpańsko-septymańskimi Gotami, z
Baskami i kłopoty z frankijską północą. Początkowo nie pozyskał również wielu magnatów,
którzy chętniej by się przyłączyli do Lotara. Dopiero po porażce pod Fontenoy zaczął
stopniowo poprawiać swą pozycję 128 .
W najgroźniejsze konflikty wpędzili Karola krnąbrni Bretończycy oraz roszczenia jego
bratanka Pepina II do Akwitanii.
Zabójstwa i mordy w Bretanii
Bretania była najeżdżana przez Franków od czasów Pepina III Młodszego (zapewne od
roku 753) i jego syna Karola Wielkiego w roku 786, 799 i 811; również ponownie przez
Karolowego syna Ludwika Pobożnego w roku 818, 824 i 830. Także jego syn Ludwik
Niemiecki brał udział w wyprawie wojennej przeciwko Bretończykom w roku 824. Ab bove
majori discit arare minor 129 — po polsku można to określić łagodniej: Niedaleko pada jabłko
od jabłoni...
Po sporadycznych podbojach Bretanii następowały zawsze powstania i secesje. Jednakże
gdy Ludwik na zjeździe możnych w Ingelheim w roku 831 osadził w Bretanii miejscowego
księcia Nominoe (831-851) jako missus imperatoris, ów przestrzegał lojalności. Dopiero gdy
za rządów Karola Łysego różni karolińscy magnaci rozpoczęli ekspansję na teren Bretanii,
doszło do konfrontacji militarnej najpierw z nimi, a później z królem, przy czym Nominoe
uniezależnił wówczas swój kraj zupełnie i kazał się prawdopodobnie w 850 roku namaścić na
króla metropolicie w Dol, którego sam ustanowił — był to pierwszy faktycznie nie pokonany
przez Franków król Bretanii. Uznał wprawdzie zwierzchnictwo dalekiego cesarza Lotara I,
lecz nie roszczenia Karola Łysego.
Jednakże Nominoe zmarł nagle już w następnym roku podczas jednej ze swych wypraw
wojennych. Karol miał nadzieję, że rychło wykluczy jego jedynego syna i następcę, Erispoe
(851857). Lecz Erispoe, który pobił już raz Franków pod Messac w roku 843, zniszczył i tym
razem ich armię — również "niezliczone konie sczezły" — jeszcze przed przekroczeniem
granicznej rzeki w trzydniowej bitwie pod Jengland-Besle (w Andegawenii) toczonej od 22
do 24 sierpnia 851 roku. Karol opuścił swe wojsko już w drugim dniu bitwy, uciekając na łeb,
na szyję, tak że nie myślało "ono już o niczym innym, jak o ucieczce" — a Bretończycy
"rąbali każdego, kogo napotkali, albo mieczami, albo biorąc go żywcem [...]" (Regino z
Prum).
Erispoe pojednał się jednak z Karolem w traktacie pokojowym w Angers,
zarekomendował się mu jako fidelis regis 130 , został sam przez niego uznany za króla i
podwoił terytorium swego państwa przez pozostawienie mu marchii bretońskiej wokół Nantes
i Rennes, a w 856 roku zaręczył swą córkę z najstarszym, wówczas dziesięcioletnim synem
Karola (Ludwikiem II Jąkałą). Bretania została na jakiś czas dla Franków stracona.
Erispoe usiłował również oczyścić kręgi kościelne, które od dawna, od czasów jego ojca,
rozrosły się zbyt niebezpiecznie. Przy wsparciu świętego Konwoiona (który w tym celu
jeździł do Rzymu) usunął profrankijskich biskupów Dol, Vannes, Quimper i Leon i
usamodzielnił Bretanię również kościelnie, mianując posłusznych mu biskupów. Jednak w
857 roku Erispoe został zamordowany przez swego kuzyna Salomona, który zagarnął kraj dla
siebie, wygnał młodego Ludwika i jako król "z bożej łaski", jak się tytułował, wywalczył dla
Bretończyków najwyższy stopień niezawisłości. Nie mając innego wyjścia, Frankowie uznali
go w 863 roku, ale w roku 874 zamordowali. Również jego następcy, wspólnie rządzący i
wzajem się zwalczający, zmarli w krótkim czasie 131 .
Nie mniej burzliwy okazał się akwitański plac boju.
Karol Łysy likwiduje bratanków
W Akwitanii Karol II nie odnosił początkowo sukcesów w walce ze swym bratankiem
Pepinem II. Od podziału z Verdun (s. 99 i nast.) kraj należał wprawdzie do niego, lecz tenże
kraj, przynajmniej w większości społeczeństwa, nie chciał do niego należeć. Nękał go więc
"licznymi najazdami", ponosił jednak często "wielkie straty" (Annales Fuldenses), jak na
przykład w czerwcu 844 roku pod Angouleme przeciwko Pepinowi i Wilhelmowi,
małoletniemu jeszcze synowi hrabiego Bernarda. Swego czasu padli po stronie Karola m.in.
jego stryj i pierwszy arcykanclerz Hugo, "naturalny" syn Karola "Wielkiego", opat St.
Quentin i St. Bertin, a także wnuk tegoż świętego Karola, opat Richobodo z St. Riąuier.
Wśród uwięzionych: arcykapelan Karola, biskup Ebroin z Poitiers, biskup Amiens Ragenar,
opat Lupus z Ferrieres oraz wielu hrabiów. Karol utracił zwierzchnictwo nad prawie całą
Akwitanią 132 .
Udał mu się wówczas jedynie jeden czyn bohaterski. Kazał zwabić podstępem do swego
obozu i zaraz zgładzić hrabiego Bernarda, "który mu ufał i nie spodziewał się po nim niczego
złego" (Annales Fuldenses), choć oczywiście, jak pisze inny kronikarz, był wciąż
"publicznym przestępcą", a także kochankiem matki Karola.
Dopiero po skromnym rezultacie działań przeciwko Normanom gnębiącym Akwitanię,
szlachta zarzucająca Pepinowi brak obrony przeszła w większości na stronę Karola. I teraz
mógł zostać w 848 roku wybrany w Orleanie przez duchownych i świeckich możnych na
króla i — nie przez papieża — namaszczony i ukoronowany przez arcybiskupa Wenilo z
Sens; była to zapoczątkowująca tradycję koncepcja przejęta od arcybiskupa Hinkmara,
Hinkmar bowiem przeniósł sakralny autorytet władcy na Karola i uczynił z katedry w Reims
miejsce koronacji królów Franków 133 .
Karol umacniał więc przy współudziale Kościoła swą władzę poprzez ideę rex
christianus, a w ogóle poprzez ciągłą sakralizację tej władzy za pomocą ceremonialnych
aktów poświęceń, jak właśnie koronacja i namaszczenie. Tak było na przykład, wybiegając do
przodu: przy mianowaniu Karola Dziecięcia, jego najstarszego syna, na wicekróla Akwitanii
w roku 855; przy wyniesieniu córki Judyty na tron angielski przy okazji jej wesela w roku
856; przy takiej samej koronacji jego własnej małżonki Irmintrudy w 866 roku. Sam kazał się
jeszcze ukoronować — poza koronacją 848 roku w Orleanie — w 869 roku w Metzu jako
król Lotaryngii, a w 875 w Rzymie jako cesarz. A w roku 859 zademonstrował przy próbie
zrzucenia go z tronu swą zależność od kleru, oświadczając, że nikt nie może go usunąć z
tronu, poza "orzeczeniem i wyrokiem biskupów, dzięki których współdziałaniu został
poświęcony jako król; bowiem oni są tronem Bożym, na którym On siedzi i z którego On
wydaje wyroki. Ich ojcowskim napomnieniom i karom poddaję się zawsze [...]". Jest to
dowód na bardziej niż zwykle rosnące wpływy duchowieństwa na politykę.
Oczywiście Karol ciągnął z tego i korzyści. Jak i pozostali Karolingowie nie tylko
bowiem wspierał on "tron Boży" — żądając czasami, jak w St. Denis, godności opata — ale i
tenże ściśle z nim współpracował. Nikt inny jak dawny kanclerz Pepina I, biskup Ebroin z
Poitiers, przewodził jako arcykapelan nadwornemu duchowieństwu. A Hugona, nieprawego
syna Karola Wielkiego (z konkubiny Reginy), opata St. Quentin i St. Bertin i ostatniego
kanclerza Ludwika Pobożnego, uczynił swym pierwszym dostojnikiem, nim opat padł dla
niego na polu pod Angouleme.
Przede wszystkim jednak Karol wyniósł w 845 roku szlachetnego mnicha Hinkmara z
klasztoru St. Denis na następcę Ebona z Reims. Co prawda, arcybiskup Hinkmar, chyba
najbardziej wpływowy hierarcha frankijski tych czasów (który zarazem, mając na oku jedynie
swe biskupie cele, pisał w latach 861 do 882 bardzo subiektywnie Annales Bertiniani, przy
czym jako biegły fałszerz nie wahał się przed fałszowaniem tekstu swego poprzednika),
wspierał nieudane próby Karola mające na celu aneksję Środkowej części Rzeszy,
przeciwstawiał się jednak ostro jego cesarskiej polityce i wyprawom do Italii.
Już w rok po koronacji króla w Orleanie (848 r.) wpadł mu w ręce młodszy brat Pepina,
Karol. Król był nie tylko jego stryjem, ale i ojcem chrzestnym (patrem ex fonie sacro), więcz
dwunastoletnim wówczas Karolem związany nie tylko więzami pokrewieństwa, ale i religii.
Wymusił wszelako na młodym księciu, ewentualnym pretendencie do tronu, na zjeździe w
Chartres wypowiedziane z kazalnicy oświadczenie, że chce — jak podają roczniki z St. Bertin
— "z miłości do służby Bożej bez jakiegokolwiek przymusu zostać księdzem"; zaraz potem
biskupi kazali przyodziać go w habit i osadzili w klasztorze w Korbei. A gdy brat Karola,
Pepin II, jesienią 852 roku również dostał się jego ręce, to "za zgodą biskupów i możnych"
(Regino z Prum) — zresztą w tym samym kościele w Soissons, w którym zmuszono Ludwika
Pobożnego do leżenia krzyżem (s. 71 i nast.) — kazał oblec go w habit i zamknąć w
klasztorze Św. Medarda 134 .
Pierwsza ucieczka Pepina przy pomocy dwóch księży z tego klasztoru nie powiodła się;
musiał złożyć Karolowi na synodzie w Soissons przysięgę wierności i oficjalne śluby
zakonne, jeszcze raz wdziać habit i wrócić do klasztornego więzienia. Był to rok, kiedy
prawie wszyscy Akwitańczycy odeszli od Karola, a w następnym przywołany przez nich
Ludwik Niemiecki wysłał swego syna Ludwika III Młodszego, który dotarł aż w okolice
Limoges. Karol ruszył również do Akwitanii, nawet "w czas postu" i "Wielkiejnocy", jak
oburzają się Annales Bertiniani; "jego wojsko nie czyniło niczego innego poza plądrowaniem,
podpalaniem i uprowadzaniem ludzi, a nawet kościoły i ołtarze Boże nie zostały oszczędzone
przed ich chciwością i zuchwalstwem".
W tym momencie książę Ludwik, przez ojca na krótki czas wyniesiony na tron
akwitański, zdołałby zapewne przy pomocy swych Turyngów, Alamanów i Bawarów
utrzymać
władzę
przeciwko
nielubianemu
Karolowi.
Jednakże
interwencja
wschodniofrankijska spaliła na panewce w chwili, gdy na arenie pojawił się ex-król Pepin,
któremu Karol przypuszczalnie pozwolił uciec. Przy Pepinie bowiem stał naród, przynajmniej
jego większość, i znów obwołał go królem. Odzyskał niektóre obszary Akwitanii, lecz po
odejściu Ludwika został w następnym roku (855 r.) ponownie zaatakowany przez Karola,
który w połowie października w Limoges podniósł do godności wicekróla Akwitanii swego
małoletniego syna Karola Dziecię i kazał namaścić go biskupom. Akwitańczycy opowiedzieli
się jednak w rok później znowu za Pepinem, który teraz szukał pomocy u Bretończyków i
Normanów, lecz w 864 roku jeszcze raz dostał się wręce Karola. Tym razem kazał on wtrącić
"zdrajcę ojczyzny i chrześcijaństwa" w "najcięższy areszt" do klasztoru Senlis, więzienia
Rzeszy na zachodzie, gdzie wkrótce został prawdopodobnie stracony 135 .
Tymczasem Ludwik Niemiecki zaakceptował wysuniętą przez arystokrację
zachodniofrankijską propozycję objęcia rządów w państwie Karola nie tylko
w roku 854, lecz również jeszcze w 858/859. A przynajmniej za drugim razem zbiegły do
Burgundii król utrzymał się u władzy jedynie dzięki zdecydowanej postawie
zachodniofrankijskich biskupów zebranych wokół Hinkmara z Reims.
Ludwik Niemiecki atakuje państwo zachodniofrankijskie
Od kiedy Akwitania została odebrana prawowitym dziedzicom, królewiczom Pepinowi i
Karolowi, działo się w niej szczególnie źle, burzyli się wszyscy. Kraj wstrząsany był
niepokojami, a Karol Łysy, którego Akwitańczycy kiedyś sobie życzyli, był coraz bardziej nie
lubiany, odbierany wręcz jako tyran, tchórz i jednocześnie okrutnik. Gdy w roku 853 kazał
ściąć hrabiego Gozberta z Maine, oddanego mu dotąd męża, został znienawidzony przez jego
wpływowy ród i dalszą arystokrację, która przynajmniej po części sympatyzowała z
Ludwikiem Niemieckim. Posłowie Akwitańczyków przybywali więc, jak podają wręcz
wschodniofrankijskie kroniki z tego czasu, do "króla Ludwika z prośbami, aby ich albo
przyjął pod swe panowanie, albo wysłał swego syna, by uwolnił ich z tyranii króla Karola (a
Karli regis tyrannide), żeby nie musieli z zagrożeniem dla chrześcijaństwa szukać pomocy,
jakiej nie mogą znaleźć u prawowiernych i prawowitych panów, choćby u obcych Rzeszy i
wrogów wiary" 136 .
W lutym 854 roku Karol Łysy ponownie zawarł z Lotarem w Leodium uroczyście
zaprzysiężone specjalne porozumienie, skierowane przeciwko Ludwikowi, którego syn o tym
samym imieniu wkroczył tymczasem do Akwitanii, lecz opuścił ją w panice, jak tylko pojawił
się Pepin. Jednakże w tym czasie również Ludwik Niemiecki zawarł specjalne porozumienie
z Lotarem, który wszelako na naciski Karola ponowił porozumienie i z nim. A gdy Lotar —
jako wdowiec uszczęśliwiający jeszcze dwie nałożnice spośród swej czeladzi — śmiertelnie
się rozchorował, to obaj bracia — Ludwik i Karol — sprzymierzyli się ze sobą, czyhając jak
sępy, znęcone wielkim łupem 137 .
Cesarz Lotar I wstąpił na tydzień przed swą śmiercią jako mnich do klasztoru w Prum. I
zanim tam 29 września 855 roku "opuścił powłokę cielesną" i rozpoczął "życie wieczne",
podzielił swą środkową część Rzeszy między trzech synów (s. 146): najstarszego, Ludwika II,
który otrzymał Italię i koronę cesarską, Lotara II, któremu nadał obszar zwany później
"Lotaryngią", sięgający od Rodanu po wybrzeże Morza Północnego oraz Karola z Prowansji
— ogromny obszar, odebrany na koniec kawałek po kawałku przez Karola Łysego 138 .
Jak to było regułą po podziałach, doszło wkrótce do rywalizacji; a nawet przez jakiś czas
wydawało się, że Karol Prowansalski, chłopiec jeszcze, miał pójść do zakonu, a jego kraj
zostać podzielony. Zapobiegł temu zdecydowany opór magnatów burgundzkich, dążących do
autonomii.
Tymczasem wkrótce na nowo zawiązały się wrogie alianse wśród starszych braci.
Lotar II zawarł 1 marca 856 roku w St. Quentin formalny sojusz ze swym stryjem
Karolem Łysym, wystawionym na piętrzące się trudności: pustoszących kraj Normanów,
odnoszących zwycięstwa Bretończyków i buntujących się Akwitańczyków. Trzymali z nimi
nawet jego właśni możni, prawie wszyscy hrabiowie jego kraju, grabiący i rabujący niewiele
mniej niż normańscy najeźdźcy, którzy w latach 856-857 m.in. ponownie spalili Paryż i
spustoszyli ogniem i mieczem całe połacie kraju nad Loarą. A po zawarciu paktu między
Karolem Łysym a jego bratankiem Lotarem II Ludwik Niemiecki szukał i znalazł sojusznika
w innym bratanku, cesarzu Ludwiku z Italii.
Tym samym Karolingowie stanęli ponownie w zwartym szyku naprzeciw siebie. A latem
858 roku, gdy Karol wreszcie od tygodni trzymał Normanów, osaczonych na sekwańskiej
wyspie Oissel, a na wschodzie Ludwik Niemiecki właśnie szykował trzy armie do zwalczania
Słowian, Morawian, Obodrytów, Linonów i Serbów, prosili go wówczas zachodniofrankijscy
możni, hrabia Otto i opat Adalhard z St. Bertin, o zbrojną interwencję w państwie jego brata,
ofiarując mu jego koronę. Dopominali się usunięcia "tyranii" Karola, gdyż "niweczył on
swym szalonym gniewem" wszystko, co im pozostało po napadach pogan; "w całym narodzie
nie ma nikogo, kto by dawał wiarę jego obietnicom lub przysięgom" (Annales Fuldenses).
Do tej wielkiej frondy należała w istocie większość zachodniofrankijskiej arystokracji;
również Robert Mocny, przodek Kapetyngów, świecki opat klasztoru Marmoutier koło Tours
oraz Świętego Marcina w Tours. Karol mianował go w 852 roku hrabią Andegawenii i
Turenii, lecz teraz przeszedł on na stronę Ludwika Niemieckiego. A tenże obiecał, "kierując
się czystością swego sumienia" (która władców nolens volens zawsze cechuje), "z Bożą
pomocą wesprzeć". Po drugiej stronie biskup Reims Hinkmar ostrzegł wszelako króla, że
poprzez wojnę z bratem "kroczy ku potępieniu" i zapobiegł secesji biskupów. Lecz Ludwik
wtargnął "dla uwolnienia ludu" latem przez Alzację głęboko na terytorium
zachodniofrankijskie, gdzie przyłączyła się do niego jak zwykle wiarołomna arystokracja, a
wśród niej obdarowany później bogato arcybiskup Wenilo z Sens; dziesięć lat wcześniej
namaścił i ukoronował swego zachodniofrankijskiego władcę w Orleanie po jego wyborze na
króla.
Karol przerwał oblężenie Normanów i 12 listopada wojska obu braci rozłożyły się
naprzeciwko siebie koło Brienne, nad rzeką Aube. Najpierw chciał Karol "poprawić za radą i
wsparciem Ludwika i Bożą pomocą, co stało się złego". Potem zażądał, również daremnie, od
swoich biskupów rzucenia klątwy na Ludwika. Na koniec opuścił "potajemnie z nielicznymi"
(cum paucis latenter) swe oddziały uszykowane już do bitwy i uciekł do Burgundii, na co jego
wojsko przeszło na stronę Ludwika. A także Lotar, łamiąc swe obowiązki, wynikające z
traktatu, zostawił Karola na lodzie i przyłączył się do Ludwika — zwycięzcy bez bitwy.
Ludwik, któremu zdobycie większej części państwa zachodniofrankijskiego przyszło bez
żadnego trudu, rozdzielił wspaniałomyślnie między tych, którzy go wezwali, honores i
ziemię, całe hrabstwa, klasztory, królewszczyzny i alodia (prawnicze określenie "własności
wolnej" od jakichkolwiek zobowiązań) i udał się przez Reims do St. Quentin, gdzie nader
pobożnie obchodził święto narodzenia Pana w klasztorze świętego męczennika Quintusa 139 .
Zachodniofrankijski episkopat przeciwstawił się jednakże najeźdźcy. Prałaci kościelnych
prowincji Reims i Rouen — piórem samego arcybiskupa Hinkmara — zaczęli przemawiać
Ludwikowi do sumienia i obwinili go o spowodowanie większej nędzy niż poganie. Biadali
nad klęską wynikającą z wojny chrześcijan przeciwko chrześcijanom, podczas gdy pierwszym
obowiązkiem króla było obrócić miecz przeciwko przeklętym poganom! A ponadto chronić
kościelne prawa i przywileje!
A ponieważ Ludwik, zbyt pewny zwycięstwa, przedwcześnie rozpuścił swą armię do
domu, a także otrzymał doniesienia o powstaniu Serbów, a do tego "wyzwolenie" już wkrótce
zbrzydło zachodnim Frankom, synowie hrabiego Konrada Welfa 140 przeszli do obozu Karola
i podjudzali go przeciw teraz prawie bezbronnemu bratu, uciekł tenże, "po tym jak zrujnował
całe państwo i w niczym go nie naprawił" (Annales Xantenses), na łeb, na szyję do Wormacji,
podczas gdy zwycięstwo Karola w pozornie trudnej sytuacji legło u podstaw jego sukcesu. Na
co Lotar znów zmienił front i zaraz po ucieczce Ludwika przeszedł na stronę właśnie dopiero
co zdradzonego Karola, ponownie zaprzysięgając w Warq koło Mezieres stary sojusz. Aż w
końcu Ludwik i Karol we własnych osobach w czerwcu 860 roku w zamku w Koblencji,
gdzie znalazł się i Lotar, zagwarantowali sobie nawzajem uroczystą przysięgą pokój, a nawet,
jak w 842 roku, w obu językach — "wedle woli Bożej i dla trwałości, chwały i obrony
świętego Kościoła [...]", lecz oczywiście również "dla pomyślności i pokoju powierzonego
nam chrześcijańskiego ludu", a nie mniej "dla utrzymania prawa, sprawiedliwości i porządku
[,..]" 141 , żyli oni przecież w głęboko chrześcijańskich czasach — gdzie właśnie dopiero co "w
bardzo wielu miejscach padał krwawy śnieg"; gdzie właśnie również Liutbert z Munster,
"święty biskup", wypełnił klasztor Freckenhorst "wieloma członkami" wielu świętych
męczenników i wyznawców, a nawet "cząstką żłóbka Pana i jego grobu [...]". Nie dość tym
cudom: miał "też zarazem pył z jego stóp, gdy wstępował do nieba [...]". A zaraz potem
czytamy, że (chrześcijańscy) królowie koło Koblencji "wszystko wokół spustoszyli". I jeszcze
dalej, że król Lotar (II) opuścił "swą prawowitą małżonkę", by zadawać się "publicznie z
nałożnicą". A król Ludwik uczynił "hrabią bezbożnego Hugharda". Były to przecież wierne,
głęboko chrześcijańskie czasy. Kronikarz kończy swą relację z tego roku: "Byłoby samą
zgryzotą opowiadanie o niezgodzie riaszych królów i o nieszczęściu, jakie poganie
sprowadzili na nasze kraje" 142 .
No to opowiedzmy co nieco na ten temat.
Słowianie nadchodzą...
Słowianie, których słynni uczeni rzymscy wczesnego Cesarstwa (Pliniusz Starszy, Tacyt,
Klaudiusz Ptolemeusz) określają jako Venedi, Niemcy zaś później jako Wenden, czyli
Wenedowie, sami nazywali się inaczej, jako Słowenie (Slovenin, 1. mn. Slovene), jak to jest
poświadczone od X wieku. Pojawiająca się dopiero we wczesnym VI wieku nazwa Słowian
Sklabenoi czeka wciąż mimo wielu wysiłków na wyjaśnienie etymologiczne. Natomiast
wywodzone stąd młodsze o parę stuleci zestawienie nazw Sclavini, Sclavi (arabskie saqaliba)
ze słowiańskimi jeńcami, z niewolnikami, wiąże się z panującym w krajach
śródziemnomorskich (tak katolickich, jak i muzułmańskich) handlem niewolnikami 143 . A jest
to (w odróżnieniu, jak się sądzi, od "wczesnego średniowiecza w głębi Europy") kontynuacja
starożytnego niewolnictwa, sięgającego od czasów antyku po kolonialne niewolnictwo ery
nowożytnej — a być może wykracza nawet poza zaznaczone tu granice.
Jeśli etnogeneza Słowian jest wyjaśniona ledwie w zarysach, to najnowsze badania
historyczne utrzymują dość zgodnie, że pierwotna ojczyzna Słowian znajdowała się "gdzieś
na północ od Karpat" (Vańa): na obszarze środkowego Dniepru, w dorzeczu Odry i Wisły,
między Odrą, Wisłą a środkowym Dnieprem, a może w zachodniej Ukrainie, w pobliżu
rozległych bagien Prypeci. Później Słowianie rozdzielili się na trzy główne odnogi. Słowianie
wschodni (Rusini, Ukraińcy, Białorusini) osiedlili się nad Dnieprem, Słowianie zachodni
(Czesi, Słowacy, Polacy, Słowianie połabscy i nadbałtyccy) w dorzeczu Wisły i Odry,
Słowianie południowi (Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy, Bułgarzy) na Bałkanach; jest to
obszar ogromny, rozciągający się między Morzem Czarnym, Bałtykiem, Adriatykiem i
Morzem Egejskim 144 , 145 .
W V i VI wieku Słowianie zostali podbici przez Kutigurów, a następnie Awarów. Ci
ostatni opanowali nizinne tereny zachodniosyberyjskie nad Irtyszem, w 557 roku dotarli do
granic Cesarstwa Bizantyjskiego, a w roku 561 również do Łaby. Po odejściu Longobardów z
Panonii i wtargnięciu w 568 roku pod wodzą króla Alboina do Italii (IV, s. 68 i nast.),
Awarowie opanowali środkowe dorzecze Dunaju; stało się ono centrum ich rozległego
państwa, któremu podlegali Bułgarzy i liczne plemiona słowiańskie jako ludy służebne.
Od połowy VI wieku zachodni Słowianie przeniknęli stopniowo poza Wisłę w
opuszczone przez Germanów w okresie wędrówek ludów, choć nie wszędzie do końca, tereny
północnych i środkowych Niemiec i u schyłku VI wieku dotarli do Łaby, Soławy, Naabu i
górnego Menu. Dzisiejsza Górna Frankonia była w przeważającej części krajem słowiańskim.
"Wkradli się niczym złodzieje", pisze teolog Albert Hauck; "przyszli nie wiadomo jak i kiedy
[...]". W końcu osiedlili się we wschodnim Holsztynie, w hanowerskim "Wendlandzie" czy w
Turyngii, jak i w Kotlinie Czeskiej, Karyntii, wschodnim Tyrolu, Styrii, Krainie, gdzie
stopniowo powstały narody Polaków, Wenedów 146 , Czechów, Słowaków i Morawian 147 .
Jak wykazują nowe badania archeologiczne, przenikanie Słowian z południowej Polski
przez Czechy i Morawy na Bałkany nastąpiło na drodze pokojowej. Po części zamieszkiwali
tam jeszcze germańscy rolnicy, po części były to obszary, jak między środkową Łabą a
środkową Odrą w połowie VI wieku, zupełnie wyludnione. Jedno ze źródeł bizantyjskich
podaje około 600 roku, że Słowianie dawali zwykle swym jeńcom do wyboru wykupienie się
lub pozostanie "wolno i jako przyjaciele". Tacy niewojowniczy, jak się czasami przyjmuje,
Słowianie nie byli. Raczej stopniowo ulepszali swe uzbrojenie, taktykę walki i umocnienia;
zwłaszcza Słowianie nadgraniczni nie ustępowali w tym ludom zachodnioeuropejskim.
W VIII i IX wieku cały obszar na wschód od Łaby jest zamieszkany przez Słowian.
Mieszkają oni również gęsto zaludnionymi pasami od wschodniego Holsztynu i okolic
Hamburga po północno-wschodnią Bawarię. Kwitło rolnictwo, hodowla bydła i
pszczelarstwo, rzemiosło, handel, tak że "wnieśli niezaprzeczalny wkład w kształtowanie
cywilizacji europejskiej" (Fried). Proces "stawania się narodów" zaczyna się wśród nich,
podobnie jak i u Germanów, wcześniej niż w przypadku narodów romańskich, Włochów czy
Francuzów.
Na północy osiedliły się plemiona nadłabskie, Obodryci od Bałtyku po środkową Łabę,
na wschód od nich Lutycy (Wieleci) 148 , między Łabą a Soławą Serbowie i Dalemińcy. Czesi,
nazwani tak dopiero parę wieków później, mieszkali w górach Lasu Czeskiego, Morawianie
po części w dolinie Morawy, Słoweńcy (Karantanie) i południowi Słowianie nad Dunajem i
jego dopływami.
Na wschodnim pogórzu alpejskim obszar osadnictwa Słowian alpejskich obejmował w
VIII wieku mniej więcej dzisiejszą Karyntię, Krainę, Styrię, Dolną Austrię z Dunajem jako
granicą północną; ich najdalej wysuniętym na zachód terytorium osadniczym był dzisiejszy
wschodni Tyrol, gdzie doszli do Pustertal 149 i prawie do źródeł Drawy. Gdzieniegdzie
siedzieli też bawarscy chłopi, były i mieszane strefy osadnicze, a po walkach pod koniec VI
wieku zapanowała pokojowa koegzystencja.
Najdalej na zachód przeniknęli Słowianie w VII wieku, mniej więcej do linii Łaba Soława Las Czeski. A aż do VIII wieku stosunki między Frankami a Słowianami połabskimi
były względnie pokojowe. Przynajmniej osiedleni między Łabą i Soławą a Odrą Słowianie
połabscy — Serbowie, Lutycy (lub Wilcy, Wieleci, wówczas znani jako Weletabi) i Obodryci
— a więc na późniejszym terytorium niemieckim (ostatnio zwanym też Germania Slavica)
pozostawali przez całe stulecia niezależni politycznie i ekonomicznie 150 .
[...] I o "prawie narodów cywilizowanych przeciw barbarzyństwu"
Jednakże już w VIII wieku zaczyna się to, co ponad tysiąc lat później Droysen nazywa
walką z ową "furią i okrucieństwem", ową "słowiańską nienawiścią do Niemców, trwającą aż
po dziś dzień"; zaczyna się to, co dla saksońskiego generalskiego syna Treitschkego, dla
niemieckiego punktu widzenia z pozycji panów, oznacza "prawo narodów cywilizowanych
przeciw barbarzyństwu", a dla Franza Ludtkego w roku 1936 "ogromne dokonania naszego
narodu w przeszłości". Krótko mówiąc, zaczyna się trwająca aż po wiek XIX niemiecka
"kolonizacja wschodnia". Jest to ciągłe zdobywanie przestrzeni, odbywające się w trzech
wielkich rzutach: w okresie karolińskim, gdy Słowianie usiłują się chronić pod osłoną
licznych grodów po drugiej stronie frankijskiej granicy, szczególnie za czasów Karola
"Wielkiego", który w roku 789 podejmuje pierwszą wyprawę wojenną przeciwko Wieletom i
plemionom nad Szprewą i Hawelą oraz podbija Sasów i Turyngów osiadłych na zachód od
Łaby. Lecz i w następnym stuleciu, zwłaszcza pod rządami Ludwika Pobożnego, dochodzi do
większych wojen na linii Łaby i Soławy z Obodrytami, Wenedami i Serbami, m.in. w latach
844, 846, 858, 862 i 874.
W środkowej części granicy ze Słowianami, również za czasów Karola I, wojska
frankijskie wkraczają w roku 805/806 do Czech (IV, s. 299 i nast.), należących do
"wysuniętych państw trybutariuszy" i w owym czasie już zobowiązanych do płacenia trybutu
Rzeszy frankijskiej. I również tutaj jest znów obecny Ludwik Niemiecki, prowadzący głównie
na południowo-wschodnim "przedpolu" Bawarii ciągłą ekspansję militarną i kościelną, przy
czym 13 stycznia 845 roku kazał ochrzcić w Ratyzbonie 14 czeskich duces wraz z ich świtami
(cum hominibus suis), gdyż "dopominali się o religię chrześcijańską", lecz raczej chyba nie o
frankijską zwierzchność. Czechy, od tej pory zaliczone do diecezji w Ratyzbonie, przyłączyły
się na pewien czas do Wielkiej Morawy, znowu zostały jednak podporządkowane "Rzeszy
Niemieckiej" 151 .
Prawie się nie zdarza w tym chrześcijańskim świecie, żeby ktoś gdzieś kogoś nie
wyrzynał i dlatego jako ciekawostka bywało zapisywane, jak pod rokiem 847 w Annales
Fuldenses: "Ten rok był wolny od wojen". Nawet jeśli chrześcijanie nie cięli się nawzajem, to
kronikarze byli zdziwieni. I tak powiada się w Rocznikach Xanteńskich o roku 850: "W tym
samym roku panował między obydwoma braćmi, cesarzem Lotarem i królem Ludwikiem,
taki pokój, że w Eisling" — części okręgu ardeńskiego — "poświęcili się razem przez wiele
dni polowaniu w małej eskorcie, tak że wielu się temu dziwiło (ut multi hoc facto mirarentur);
i rozeszli się w pokoju 152 .
Tak, pokój zadziwia, jest rzadkością, czymś niezwykłym; nie tylko między
chrześcijanami a poganami, właśnie między chrześcijanami. A dzisiaj? Przez dwa tysiące lat
panuje wojna między chrześcijanami. Nigdy nie było więcej wojen na świecie! I nigdy
większych!
W późnych latach czterdziestych doszło do ponownych buntów Czechów, którzy "w
zwykły sposób" łamali wierność. W roku 848 i 849 Ludwik Niemiecki wysyłał swe wojska
przeciwko Czechom, przy czym w 849 roku pociągnęło na wojnę wielu opatów i skończyło
się to ciężką klęską. Frankowie musieli zostawić zakładników, by w ogóle móc wrócić do
domu.
Historycy chętnie nazywają przede wszystkim wojny Karola na wschodzie i północy
próbami uspokojenia, zabezpieczeniem granic, umocnieniami, konsolidacją, stabilizacją,
integracją, chrystianizacją. Mówią o bynajmniej nie "czysto" defensywnym pasie marchii,
niezwykle elastycznym systemie zabezpieczania granic, bardzo ruchomej granicy zewnętrznej
świata chrześcijańskiego od Bałtyku po Adriatyk, o utrzymaniu i rozbudowie osiągnięć dzięki
strategicznej dalekowzroczności Karola I etc.
Lecz tak pięknie, jak się o niej mówi, rzecz się nie przedstawiała. Nieprzerwane wyprawy
zbrojne przez granice przemawiają równie wyraźnym językiem, jak równie liczne frankijskie
kasztele graniczne, które, zwłaszcza w punktach strategicznych, są zarazem bramami
wypadów; jak choćby na północy twierdze Esesfeld koło Itzehoe, na wschodzie nad Łabą
zamek Höhbeck na wysokim brzegu naprzeciwko Lenzen, czy Magdeburg, lub też Halle nad
Soławą 153 .
Słowiańskie robactwo i frankijski lud boży
Słowianie byli poganami i nawet w chrześcijańskich krajach jak Turyngia, Hesja i
okręgach wschodniofrankijskich pozostali dłużej "niewiernymi" niż inni mieszkańcy. Ich
kultura, wedle różnych świadectw, była bardziej rozwinięta niż to od czasu do czasu i przy
różnych okazjach zakłada się jeszcze dzisiaj. Należy się zastanowić — i nie tylko przy tej
okazji — że frankijsko-niemieckie relacje na temat Słowian przez długi czas, od VII do XI
wieku, prawie wyłącznie wychodzą spod ręki duchownych, nie będących przy tym naocznymi
świadkami, lecz czerpiących często z drugiej lub trzeciej ręki. Jeśli znajdowano się ze
Słowianami na stopie wojennej, a tak było najczęściej, rzucano na nich kalumnie. Lecz jeśli
stawali się sojusznikami, byli nagle chwaleni, przy czym niekiedy jeszcze podkreślano, że
sobie na to "w podziwu godny sposób zasłużyli".
Jeśli nawet historiografia karolińska i ottońska jest zróżnicowana w swej ocenie, to od
dawna dominuje pewna nienawiść narodowa, jeśli nie odwieczna wrogość, wynikająca w nie
najmniejszym stopniu z powodów religijnych, ze sprzeczności między poganami i
chrześcijanami i to już od czasów Merowingów. Później potępia się chętnie Słowian wręcz
ryczałtem. Im świat staje się bardziej chrześcijański, tym gorsi stają się inni. Są wręcz w
ogóle wszyscy "źli", to znaczy ludzie odwróceni od Boga, a więc wszyscy "niewierni",
według średniowiecznych poglądów, na które wywarł wpływ Augustyn (I, s. 313 i 324 i nast.)
i papież Grzegorz "Wielki" (IV, s. 104 i nast.), gentiles, infideles, pagani, krótko mówiąc
"wspólnicy Szatana, których należy niszczyć wszelkimi środkami, jeśli się nie nawrócą do
sprawy Bożej" (Lubenow).
Słowianie wydawali się przydatni chrześcijanom jedynie jako niewolnicy 154 — słowo
wywodzone od określenia slavus — albo czyste obiekty mordowania, ludzie wyszydzani
przez pobożnych katolików jako "robactwo" i wycinani "jak trawa na łące", wręcz podludzie,
zwierzęta. "Cóż wy mi tu z tymi płazami?", przechwala się u mnicha Notkera z St. Gallen
chrześcijański wojownik. "Siedmiu czy ośmiu, a nawet dziewięciu nadziewałem na mą
włócznię i ciągnąłem ze sobą, nucąc pod nosem". Słowianie byli również z gruntu fałszywi i
podstępni. "Wenedowie — piszą tak nie tylko Roczniki z St. Bertin — w swej zwyczajowej
niewierności łamali słowo wobec Ludwika". Złorzeczył im już przecież św. Bonifacy,
"apostoł Niemców", jako "najbardziej odrażającemu i najgorszemu rodzajowi ludzkiemu"
(foedissimum et deterrimum genus hominum) i tak nimi gardził, że w swych nacechowanych
misyjnym zacietrzewieniem listach nigdy nie pisze, że głosił kazania Słowianom 155 .
Natomiast Frankowie czuli się — chociaż jako chrześcijanie winni byli być "z serca
pokorni", jak to jest u Mateusza (Mt 11,29) i analogicznie w niezliczonych miejscach Pisma
— "ludem wywyższonym", czymś bardzo szczególnym. Już nawiązujący do Chlodwiga I
prolog do Lex Salica (prawa salickiego — najstarszego prawa ludów zachodniogermańskich)
ukazuje to w sposób drastyczny: "Sławne plemię Franków, stworzone przez samego Boga,
odważne w wojnie i wytrwałe w pokoju, [...] szlachetnej postawy i chwały bez skazy i
niezwykłej urody, śmiałe, szybkie i pełne brawury, nawrócone na wiarę katolicką i
zahartowane przeciw wszelkiej herezji [...]. Niech żyje Chrystus, kochający Franków".
A według Otfryda z Weissenburga (zm. po 870 r.), pierwszego znanego z imienia
niemieckojęzycznego poety, puer oblatus i teologa, okazjonalnie działającego w kaplicy
nadwornej Ludwika Niemieckiego, Frankowie są narodem bogobojnym, a Bóg jest z nimi
wszędzie: wszystko, co myślą i czynią, myślą i czynią z Bogiem, nie podejmują niczego bez
jego rady, a jego słowo chcą nie tylko poznawać i śpiewać, lecz również wypełniać. Celem
Otfryda jest jednak, co wyznaje metropolicie mogunckiemu, wykorzenienie ustnej twórczości
pogańskiej 156 .
Zgodnie z kościelnym punktem widzenia każdy książę chrześcijański musiał zwalczać
pogan, w kraju i przy granicach. A nawet, według panującej nauki augustiańskiej o
rozszerzaniu Państwa Bożego na ziemi, należało w ogóle zdobyć i "nawrócić" słowiański
Wschód. Nie przypadkiem magnum opus Augustyna O Państwie Bożym było ulubioną
lekturą Karola "Wielkiego" (por. I, s. 310 i nast.). A Karol, Karolingowie, frankijska
arystokracja obok reszty warstwy posiadaczy ziemskich, wszyscy oni byli tym bardziej
zainteresowani "ekspansją", grabieżą i trybutami na Wschodzie, że produktywność rolnicza w
ich kraju i widoki na przyrost posiadłości ziemskich były znikome. Obszary Słowian
stanowiły też stały rezerwuar wojsk pomocniczych i niewolników.
Wszak chrześcijańska arystokracja patrzyła na misje u Słowian nie zawsze z niezakłóconą
radością i to oczywiście z jak najbardziej egoistycznych powodów. Wraz z przyjęciem
chrześcijaństwa znikał przecież, zwłaszcza dla pogranicznej — jak choćby mieszkającej po
sąsiedzku — saskiej arystokracji, powód do ich napadania, podbijania i rabowania. "Jeśli
chrystianizacja Słowian nie przyniosła wojowniczym saskim wielmożom feudalnym
zupełnego odcięcia od ważnego źródła zdobyczy [...], to przynajmniej utrudniła Sasom
grabienie sąsiadów" (Donnert). A co oczywiste, ich skurczenie się było dla chrześcijan
zawsze ważniejsze niż Ewangelia; katolickim książętom chodziło przecież owładzę,
chciwość, o powiększanie ich posiadłości ziemskich i rentę feudalną: "jak bowiem — pisze
opat Regino — serca królów są pożądliwe i zawsze nienasycone". Arcybiskup Moguncji
Wilhelm nazwał twierdzenie Ottona "Wielkiego", jego ojca, upiększeniem. A całkiem bez
ogródek nazywa się to w Kronice Słowian 157 Helmolda w odniesieniu do Henryka Lwa:
"Nigdy nie było mowy o chrześcijaństwie, lecz o pieniądzach [...]".
Lecz nie chodzi jedynie o to, "że chrześcijaństwo postawiło stopę na drugim brzegu Łaby
i Soławy przede wszystkim w wyniku działań zbrojnych" (Fleckenstein). Nie, Kościół
chrześcijański, a zatem oczywiście Kościół niemiecki, był również "siłą napędową" tej całej
bardzo agresywnej ekspansji wschodniej, siłą, dla której wiara była środkiem do celu, siłą, jak
pisze Kosminski, która "polowała na dziesięciny, dobra i niewolników i w «nawracaniu
pogan» ujrzała najbardziej zyskowne zajęcie. Wspomagało ją przy tym w bardzo energiczny
sposób papiestwo, będące jednym z głównych organizatorów wypraw zbrojnych na wschód
Europy, gdyż miało nadzieję na rozszerzenie swej sfery wpływów i pomnożenie dochodów".
Ale właśnie to udało się znakomicie za pomocą chrześcijańskiej propagandy misyjnej, za
pomocą nieustannego krzyku o "wyższych celach", zamaskować "panu" — a zwłaszcza
panom, biskupom i opatom, którzy wręcz w nie mniejszym stopniu brali udział w tych już
podawanych za wyprawy krzyżowe grabieżach i podbojach od czasów Karolingów, jeśli nie
Merowingów, poprzez rajdy zbrojne cesarzy saskich i salickich, aż po okres właściwych
wypraw krzyżowych 158 .
Były dwie formy pozyskiwania Słowian.
Po pierwsze samodzielna misja kościelna, jak choćby misja biskupa Ansgara, który
kupował w Danii i Szwecji chłopców, by uczynić z nich chrześcijańskich duchownych; misja
biskupa Wojciecha z Pragi u Prusów pod koniec X wieku oraz misja Gunthera z Magdeburga
u Lutyków na początku XI wieku.
Ponieważ te indywidualne próby nawracania pozostały bezskuteczne, Kościół począł
szerzyć Dobrą Nowinę dzięki pomocy wojsk państwowych, ogniem i mieczem, a także za
pomocą przekupstwa. Przyjęcie chrześcijaństwa było w każdym razie dla Słowian
"równoznaczne z niewolą" (Herrmann) i tym bardziej prawdopodobne, tym bardziej możliwe,
im skuteczniej oręż wykazywał siłę Boga chrześcijańskiego i bezsilność starych bogów 159 .
W ciągu 400 lat 170 wojen przeciwko Słowianom
Już Pepin II (zm. 714 r.) podjął zdobycie zachodniej Fryzji i Turyngii w ścisłym sojuszu z
Kościołem rzymskokatolickim, przekazał mu zaanektowane obszary i w ten sposób, jak by to
dziś powiedział papież Wojtyła, umożliwił "ewangelizację" (IV, s. 178 i nast.).
Podczas okrutnych wojen Karola z Sasami nie było inaczej. Grabież i chrystianizacja
należały po prostu do jego polityki. Zawsze wchodził pod chrześcijańskimi sztandarami do
Saksonii, zawsze szli za nim księża i ich "błogosławieństwo" dla armii i jej szeregów, krwawa
łaźnia zamieniała się w misę chrzcielną, a z masowych mordów wyrastała misja (IV, s. 276 i
nast.). A również likwidacja państwa Awarów na wschodniej flance imperium frankijskiego,
to także czysto aneksjonistyczne wielkie przestępstwo Karola, została przeprowadzona jako
święta wojna przy pomocy biskupów polowych. Wszędzie współdziałali tu wojownicy i
księża, a rozległe, zdobyte mieczem tereny na południowym wschodzie były potem
"nawracane" zwłaszcza przez patriarchat w Akwilei i arcybiskupstwo w Salzburgu (IV, s. 294
i nast.).
Po zniszczeniu państwa awarskiego nastąpiły niezliczone dalsze wyprawy przeciwko
osiadłym tam ludom słowiańskim, niektóre jeszcze w pierwszej połowie, lecz coraz częściej
od połowy IX wieku. Pustoszono pola, wyniszczano stada, zabito wielu ludzi. Prawie całe
życie starszego syna Ludwika Niemieckiego, zmarłego w roku 880 Karlomana, władcy
Bawarii, Karyntii, Panonii, Czech i Moraw, było wypełnione wojnami. I wszystkie były
związane z misjami. Z mieczem szedł zawsze krzyż. Podczas gdy z Bawarii, zwłaszcza z
Ratyzbony, wyrywano kawałek po kawałku ziemie na południowym wschodzie, bawarscy
prałaci zajmowali się chrystianizacją podbitych Słowian. Wyższy kler towarzyszył również
oddziałom wojskowym, a nawet czasami je prowadził; tak zrobił biskup Otgar z Eichstatt,
który w 857 roku na czele swego oddziału poczynił zdobycze w Czechach, a w roku 871/872
biskup Arn z Wurzburga, który również w 892 roku najechał Czechy i został pobity z
przeważającą częścią swego wojska oraz w roku 872 biskup Liutbert z Moguncji i opat
Sigehard z Fuldy 160 .
Na początku roku 874 Serbowie i Susłowie mieszkający przy granicy Turyngii odmówili
zapłacenia wymuszonego na nich trybutu. Arcybiskup Moguncji Liutbert i Ratolf, margrabia
Marchii Serbskiej, przekroczyli na to w styczniu z wojskiem Soławę i rozbili paląc i grabiąc
powstanie tamtejszych małych ludów przygranicznych. Była to ostatnia wyprawa przeciwko
Słowianom za rządów Ludwika Niemieckiego. Ale już pod rządami jego syna, również
Ludwika, powtórzono podobny atak na Susłów i ich sąsiadów; król kazał oddać "kilku
zakładników i niemałe dary i przywrócił ich w dawną służebność" 161 .
Oczywiście Kościół stale wspierał wszystkich synów Ludwika, jak wcześniej jego
samego. Udręczone, wyzyskiwane jak niewolnicy masy karmiono obwinianiem o grzechy,
prymitywnym handlem relikwiami i tak zwanymi procesjami błagalnymi, im gorzej się
działo, tym bardziej; jak choćby w latach 873 i 874, gdy zapanowała szczególna nędza, jak to
często bywało: roztopy, powodzie, klęska głodu, zarazy, szarańcza taka, że "niebo było
widać, jak przez sito", wtedy w wielu miejscach "wyszli im naprzeciw pasterze Kościoła i
całe duchowieństwo z relikwiarzami i krzyżami, przyzywając boskiego miłosierdzia".
Wszelako, "różnymi plagami Pan ćwiczył ustawicznie swój lud i nawiedzał z rózgą ich
nieprawości i razami ich występki" (Annales Xantenses).
Pan na niebiosach uderzał — a nie pan na koniu! Umiłowany pan niebios uderzał
ustawicznie. I zawsze trafiał. Również Roczniki Fuldajskie widziały "lud germański
dotkniętym nie mniej wskutek swych grzechów". "Grzechy" i "występki" były zawsze winne
— a nie gospodarka naturalna arystokracji, jej krwiopijczy stały wyzysk. Wydawało się to
zrządzeniem losu, jak siły natury, doświadczające przede wszystkim tych, o których pisze
etnolog Jeggle: "Własne ciało nie znało żadnej radości, tylko pracę, kobieta i dzieci były
również jedynie środkami pracy. Wychowanie społeczne nie było niczym innym, jak
wdrożeniem w ten proces pracy [...]. Praca definiowała rozkład dnia, pory roku, etapy życia
[...]. Praca i życie zbiegały się ze sobą". Prawie jedna trzecia ludności państwa wschodnio-i
zachodniofrankijskiego wówczas ginęła. Jeszcze następnego lata powódź wskutek deszczu
porwała w samym tylko Eschborn (na zachód od Frankfurtu) 88 ludzi. Nawet "kościół wiejski
z głównym ołtarzem został zniszczony, tak że ci, którzy to widzieli, nie znaleźli po nim śladu"
— i wszystko to oczywiście "jako następstwo naszych grzechów" (Annales Fuldenses) 162 .
Tak jak w przypadku Karolingów, państwo i Kościół współpracowały podczas najazdów
Ottonów, cesarz z dynastii salickiej 163 przeciwko Słowianom nadłabskim, polscy książęta
przeciwko Pomorzanom, podczas przedsięwzięć misyjnych arcybiskupstwa Bremy i
Hamburga. Zawsze jest obecna "ideowość i religijność [...] bardzo spleciona [...] z motywami
świeckimi" (Bunding-Naujoks); rozszerzanie państwa chrześcijańskiego poza niemieckie
granice wschodnie i północne "było zawsze wspólnym dziełem Kościoła i państwa,
kaznodziejstwa i przymusu; praca nauczających i chrzczących kapłanów szła za zdobyczami
wojennymi lub odbywała się po osiągniętym przyzwoleniu" (Bauer).
Wyliczono, że katoliccy Frankowie i Sasi w ciągu niecałych czterystu lat, mianowicie od
wyprawy Karola "Wielkiego" na Lutyków w roku 789 do najazdu Fryderyka Barbarossy i
Henryka Lwa na Polskę w roku 1157, prowadzili przeciwko Słowianom 170 wojen!
Dwadzieścia z nich skończyło się fiaskiem dla wojsk cesarskich, nieledwie jedna trzecia
przyniosła im sukces.
W pierwszych stuleciach wczesnego średniowiecza Słowianie nie wykazywali prawie
ogólnosłowiańskiego, łączącego wszystkie z wielu plemion, plemionek i civitates 164 poczucia
wspólnoty. Lecz ich struktura polityczna i społeczna zmieniała się znacznie, rosła siła książąt
plemiennych i arystokracji plemiennej, doszło stopniowo do konsolidacji państw
plemiennych 165 .
Również w VII i VIII wieku istniały już księstwa słowiańskie. Na czele takiego związku
stał choćby "książę" (dux) Serbów, Derwan, który po roku 632 przyłączył się do frankijskiego
kupca Samona, twórcy w ogóle pierwszego państwa słowiańskiego (620-658), po tym jak ów
pobił z kretesem w trzydniowej bitwie pod Wogastisburgiem (nad rzeką Eger) merowinskiego
króla Dagoberta I (IV, s. 143). A około roku 740 Słowianie karantańscy stworzyli we
wschodnich Alpach księstwo, którego sprzyjający chrześcijaństwu dux Borut przywołał
bawarskiego księcia Odilona na pomoc przeciwko Awarom, na krótko zanim jego samego
Pepin III, jego własny szwagier, nie pobił w podstępnym nocnym ataku na śpiących Bawarów
(IV, s. 198 i nast.).
W IX wieku powstało jednak po słowiańskiej stronie Państwo Wielkomorawskie, a w
następnym rozwinęły się dwa kolejne większe państwa słowiańskie; najpierw Czechy, pod
rządami czeskich książąt z rodu Przemyślidów, następnie Polska pod władzą Piastów.
Wielka Morawa
Szczególne znaczenie dla wschodnich Franków uzyskali "Morawianie". Wyrośli na
początku IX wieku, wymienieni zostają przez jedno z frankijskich źródeł po raz pierwszy w
822 roku. Kronikarz Rzeszy notuje wówczas, że cesarz na zjeździe we Frankfurcie przyjął od
wszystkich Słowian wschodnich — wymienieni tu są Obodryci, Serbowie, Wieleci, Czesi,
Awarowie, Predenecentrzy (wschodnia grupa Obodrytów w okręgu Braniczewo) i również
właśnie Morawianie (Marvanorum) — "poselstwa z darami" (cum muneribus). A owe dary
nie były oczywiście ofiarowane z miłości, lecz na wszystkich ludach wymuszone i odbierane
jako ciążące i hańbiące brzemiona 166 .
W owym czasie z kilku słowiańskich plemion utworzyły się dwa rywalizujące ze sobą
księstwa: jedno w dolinie Morawy, pod wodzą Mojmira I (830-846), drugie w Nitrze, w
południowo-zachodniej Słowacji, z księciem Pribiną na czele. Ten drugi, jakkolwiek jeszcze
poganin, kazał poświęcić w roku 827/828 przez arcybiskupa Salzburga Adalrama pierwszy
kościół w Nitrze, został jednak w roku 833 wygnany przez Mojmira, pierwszego
wymienionego w źródłach władcę Państwa Wielkomorawskiego. Protoplasta dynastii
Mojmiridów zaanektował terytorium Pribiny i rządził, początkowo unikając otwartych
konfliktów ze wschodnimi Frankami, obydwoma księstwami, podczas gdy Pribina uciekł do
wschodniej Bawarii i na rozkaz Ludwika przyjął chrzest. Później funkcjonował on jako wasal
frankijski w Dolnej Panonii, nad Balatonem, gdzie w krótkim czasie z pomocą Salzburga
powstały liczne kościoły, pojawili się salzburscy misjonarze i bawarscy chłopi, przede
wszystkim jednak otrzymały swe włości bawarskie kolegiaty i klasztory: Altaich, St.
Emmeram, Freising, krótko mówiąc misja salzburska okazała się w księstwie Pribiny
"szczególnie skuteczna" (Prinz) — sam Pribina został zabity w 860 roku przez Morawian.
Nazwa "Morawy" (Moravia) pochodzi od rzeki Morawy, wymienianego już przez Tacyta
(mar, mor, "moczary") lewego dopływu Dunaju. Miano Wielkiej Morawy nawiązuje do De
administrando imperio Konstantyna Porfirogenety i zadomowiło się dość mocno w nowszych
badaniach historycznych; niektórzy badacze preferują jednak określenie "Stare Morawy". W
każdym razie to państwo, którego jądro stanowiło państwo Samona, utrzymywało kontakty
również z Awarami, było powstałą w IX wieku między Lasem Czeskim i rzeką Hron 167
wielką rzeszą, najstarszym wieloplemiennym państwem zachodnich Słowian i jednocześnie
jednym z wówczas największych, najpotężniejszych państw Europy, jednocześnie centralnym
punktem środkowoeuropejskiego handlu; obejmowało Czechy, Morawy, Słowację, Łużyce
oraz tereny obodryckie 168 .
Klan Ludwika: łagodna praca pod znakiem krzyża i "krwawe dzieło miecza"
Jedynie w luźny sposób zależne od Rzeszy frankijskiej Wielkie Morawy nie sprzyjały
początkowo ani Frankom, ani nie były chrześcijańskie, znajdowały się jednak stale pod
naciskiem militarnym państwa wschodniofrankijskiego oraz misyjnym Kościoła
wschodniofrankijskiego (Pasawy w kierunku Moraw i Ratyzbony w kierunku Czech). Od
czasu do czasu ekspandowały też kosztem swych przeciwników, przy czym do ostrych
konfliktów zbrojnych dochodziły jeszcze sprzeczności w polityce kościelnej między
biskupem Rzymu a patriarchą Konstantynopola, a nawet, przez krótki okres, między
papieżem a wschodniofrankijskim episkopatem 169 .
Chrześcijaństwo przeniknęło na Morawy najpóźniej na przełomie wieku VIII i IX, po
czym w kilkadziesiąt lat po tym powstały również murowane kościoły. Wykopaliska w
Mikulczycach, metropolii Państwa Wielkomorawskiego, odsłoniły w obrębie ogromnych
założeń obronnych pochodzących z tego okresu na obszarze 6 hektarów pięć kościołów. A na
terenie bez mała 100 hektarowego podgrodzia wznosiło się co najmniej dalszych pięć w
obrębie umocnionego obszaru dworów możnowładców.
Oczywiście Słowianie przeciwstawiali się zbrojnie zagrażającej im religii i feudalnemu
uciskowi, przy czym ich opór przybierał na sile, a wojny stawały się coraz zaciętsze i
okrutniejsze. Rzeczywistym celem było: poszerzenie władzy i wyzysk, "działania
kolonizacyjne". Chciano Słowian uzależnić i zmusić do płacenia czynszów. "Chrystianizacja"
służyła mniej lub bardziej za pretekst, za parawan. "Łagodna praca pod sztandarem krzyża
miała uszlachetnić krwawe dzieło miecza. Kościół bawarski miał do tego wyższego celu
szczególne skłonności [...]" (Aufhauser).
Rozstrzygająca o tym eskalacja działalności Kościoła wychodziła przy tym z Ratyzbony,
z mieszczącego się tam dworu królewskiego i siedziby biskupiej (gdzie trzymano jako
zakładników czeskich książąt i możnych) i z ratyzbońskiego klasztoru przykatedralnego.
Już przed rokiem 833 frankijski komendant nadgraniczny (prefekt) Radbod operuje na
obszarze sięgającym do Balatonu. W 852 roku synod moguncki konstatuje, że
"chrześcijaństwo w narodzie Morawian jest jeszcze surowe" — lecz gdzież, politycznie
patrząc od czasów Konstantyna "Wielkiego", chrześcijaństwo nie było surowe? W drugiej
połowie IX wieku nowa religia staje się jednym z "ideologicznych filarów" Państwa
Wielkomorawskiego (Novy); co anonimowy hagiograf opisuje dyskretnie w ten sposób:
"Również Państwo Wielkomorawskie zaczęło rozszerzać coraz bardziej swe obszary i
zwyciężać swych wrogów [...]". Na początku X wieku całe Czechy należą do diecezji
ratyzbońskiej; w 973 roku siedzibą diecezji staje się Praga i zostaje podporządkowana
Moguncji. Do późnego średniowiecza wielu Słowian nie chciało znać chrześcijańskich
kapłanów. A jeszcze w XIV wieku synody praskie zwracają się przeciwko licznym
pogańskim obyczajom.
Pod rządami Mojmira Państwo Wielkomorawskie obejmowało Morawy i Słowację;
jednakże uznawało najwyraźniej zwierzchnictwo potężnego sąsiada, nawet jeśli w latach
czterdziestych stronnictwo pogańskie raz po raz podnosiło głowę przeciwko chrześcijaństwu,
zwłaszcza przeciw ścisłym związkom z Bawarią, do czego na pewien czas Morawy
zmuszono. W ogóle Ludwik od 843 roku, od kiedy traktat z Verdun wzmocnił jego władzę (s.
99 i nast.), stał się znowu wyraźnie aktywniejszy na Wschodzie.
Po śmierci Mojmira Morawianie wywołali rewoltę, a Ludwik — już w latach 844-846
atakujący zwłaszcza Wenedów, podbiwszy "wszystkich królów tych krajów siłą lub po
dobroci" (Annales Bertiniani) i zabijając jednego z książąt — zaczął ich zwalczać. Mogło być
przy tym dla niego zachętą to, że w owym czasie zjawiło się w Ratyzbonie czternastu duces z
uciskanych przez Morawian Czech i poprosiło o chrzest. W każdym razie wkroczył on w
sierpniu 846 roku, obalił Mojmira i przekazał w celu umocnienia swej zwierzchności władzę
na Morawach Rościsławowi (846-870), bratankowi Mojmira. A ten, prawdopodobnie
zostawszy chrześcijaninem, musiał teraz przyjąć niemieckich i włoskich misjonarzy.
W ten sposób Ludwik zaprowadził "porządek", donoszą Annales Fuldenses, i
"uregulował stosunki, jak mu się podobało [...]. Stamtąd wrócił przez Czechy do domu z
dużymi trudnościami i znacznymi stratami w swoim wojsku". Brzmi to zwięźle, w
fotograficznym skrócie, prawie jak formułka — kto zdoła w tym zobaczyć żywy obraz ludzi
konających przy drodze...?
Nastąpiły kolejne wyprawy Ludwika do Czech, podczas których wyróżnił się jego drugi
syn, Ludwik Młodszy. Ab bove majori discit... I najazdy trwają do roku 850: choćby w 848
roku, gdy — ponieważ król leżał złożony chorobą — wysłano "niemało hrabiów i opatów"
wraz z ich "licznymi" oddziałami i "rozpoczęto wojnę z wrogami, zabiegającymi o pokój",
"przegrywając ją haniebnie", jak przyznają właśni kronikarze. Padło wielu Franków —
Roczniki Fuldajskie mówią o "nieustającej krwawej łaźni". A pozostali "pociągnęli bardzo
upokorzeni do swej ojczyzny. Pogaństwo zaś szkodziło od północy wedle zwyczaju i rosło
coraz bardziej w siłę, lecz dokładniejsze opowiadanie o tym może budzić tylko wstręt"
(Annales Xantenses) 170 .
Chrześcijanie cierpieli właśnie, jak to często bywało, od ciężkiej klęski głodu. Sam opat
Fuldy, moguncki metropolita Raban Maur, miał w owym czasie jadać więcej niż 300
biedaków, donoszą w każdym razie fuldajskie kroniki i opowiadają m.in.: "Przyszła do niego
prawie zagłodzona kobieta z małym dzieckiem i chciała, by ją odżywił, lecz zanim
przekroczyła próg, upadła z niezmiernie wielkiej słabości i wyzionęła ducha. A gdy chłopiec
wyciągnął pierś zmarłej matki, jakby jeszcze żyła, z sukni i próbował ssać, doprowadził wielu
to obecnych do westchnień i płaczu".
Relacjonuje to kronikarz w roku Pańskim 850. W następnym pisze, że król Ludwik znów
"ciężko naciskał Serbów i po zniszczeniu owoców pól i odebraniu wszelkiej nadziei na żniwo
bardziej ujarzmił ich głodem niż mieczem" 171 .
Anno 852, gdy zaczęła się już nowa klęska głodu, wielki synod zwołany przez króla do
Moguncji i obradujący pod przewodnictwem Rabana zabiegał m.in. o dobra kościelne i
dziesięciny (zezwolił wszakże na konkubinat nieżonatych, jako że nie było to sprzeczne z
nakazem monogamii!). Lecz Morawianie zostali według synodu nawróceni na
chrześcijaństwo niedostatecznie.
Książę Rościsław nie chciał oczywiście bynajmniej pozostać na zawsze poddanym
wasalem, nie chciał być tylko ciągle wykonawcą rozkazów króla Franków. Raczej usiłował
zrzucić jego zwierzchność. A nawet, on — którego Ludwik Niemiecki osadził na książęcym
stolcu, zdemaskował się jako główny przeciwnik państwa bawarskiego. I tak wyrażają się
Annales Bertiniani na koniec relacji z roku 855 nieco lakonicznie: "Ludwik, król Germanów,
cierpiał z powodu częstych odstępstw Słowian" 172 .
A inna strona tego medalu?
Już na wiosnę tego roku znów najechano Słowian. Mniej więcej w tym czasie, gdy
Moguncję nawiedziło dwadzieścia wstrząsów ziemi i spłonęło wiele domów, gdy nawet
kościół świętego męczennika Kiliana, trafiony błyskawicą lub, jak chcą Roczniki Fuldajskie,
przez "niebieski ogień", padł ofiarą płomieni
(akurat "gdy duchowni śpiewali nieszpory"), a wkrótce potem straszna burza zniosła
kościelne mury "z powierzchni ziemi", jeszcze wiosną 855 roku silna armia Ludwika wyrusza
przeciw Rościsławowi, przy czym na czele bawarskiego zastępu walczy wielu biskupów,
jednakże bez rezultatu. A w lecie nadciąga na Morawy sam Ludwik, również on "z
niewielkim sukcesem" i "bez zwycięstwa". "Lecz jego wojsko najechało dużą część prowincji
grabiąc i paląc i starło niemałą liczbę wrogów, gdy chcieli wtargnąć do obozu Ludwika,
zupełnie". Rościsław wycofał się do silnej warowni, której Ludwik nie odważył się
zaatakować, rzekomo by oszczędzić swe oddziały (znana wrażliwość wodza!). A gdy odszedł
bez zwycięstwa, Rościsław z kolei spustoszył tereny pograniczne Bawarii.
Anno 856 król znowu walczy na Wschodzie, przy czym gubi dużą część swego wojska.
W sierpniu "z zebraną całą siłą wojskową" pobito krwawo najpierw Dalemińców, a stamtąd
przemierzono "kraj Czechów" i właśnie przy tej okazji postradano wielu bawarskich hrabiów
wraz z wieloma oddziałami. Lecz już w następnym roku znów toczą się walki na terenie
Czech. Jest to rok, w którym błyskawica "jak ognisty smok" rozerwała koloński kościół św.
Piotra, a do tego powaliła trupem dwóch duchownych i jednego człowieka świeckiego
(każdego precyzyjnie przy jednym z ołtarzy: św. Piotra, św. Dionizego i Matki Boskiej) i
zostawiła półżywych dalszych sześciu modlących się, którzy jednak "ledwie wyzdrowieli"
(Annales Fuldenses) — już w roku 857 biskup Otgar z Eichstatt z innymi możnymi napadł
ponownie Czechy. A w roku 858 nadciąga najstarszy syn Karloman, podczas gdy
jednocześnie druga armia atakuje Serbów oraz trzecia pod młodszym synem Ludwika,
również Ludwikiem, Obodrytów, przeciwko którym wyprawia się również w roku 862, nic
nie osiągając, poza utratą kolejny raz "kilku ze swych możnych" (Annales Bertiniani) 173 .
W sierpniu 864 roku Ludwik Niemiecki ponownie przekroczył Dunaj "z silną armią",
obiegł Rościsława w Diwunie i wymusił złożenie przed nim i swoimi możnymi przysięgi i
oddanie "zakładników w rodzaju i liczbie jak król rozkazał" (Annales Fuldenses). Anno
Domini 869 jednakże, gdy Słowianie od Dunaju po środkowąŁabę powstali przeciwko ich
ciemięzcom i spustoszyli tereny Bawarii i Turyngii, pod wodzą synów Ludwika, który się
nagle rozchorował, ruszyły na wschód trzy armie: syn jego imienia z Turyngami i Sasami
przeciwko Serbom, Karloman z Bawarami przeciwko Świętopełkowi, bratankowi Rościsława,
a najmłodszy syn Karol z Frankami i Alamanami przeciwko samemu Rościsławowi.
Chory król polecił "Bogu rezultat sprawy" i już niczego nie brakowało. Karol zaatakował
z powierzonymi mu oddziałami morawskiego księcia i, jak relacjonują Roczniki Fuldajskie,
"spalił ufając w Bożą pomoc wszystkie domy w tej okolicy; co było ukryte po lasach lub
zagrzebane na polach, znalazł ze swoimi i zagrabił i wygnał lub zabił wszystkich, którzy się z
nim potykali. Takoż spustoszył Karloman ogniem i mieczem państwo Świętopełka, bratanka
Rostka; a po spustoszeniu całego kraju bracia Karol i Karloman spotkali się, gratulując sobie
wzajemnie zwycięstwa danego przez niebiosa".
Lecz i najmłodszy, Ludwik, pokonał tymczasem w dwu bitwach Serbów, pomocnicze
zaciężne oddziały czeskie po części wybił, po części przegnał i tak wszyscy wrócili z
bogatymi łupami. Szczęśliwy rok dla wschodnich Franków, zaprawdę, zwłaszcza że w owym
czasie również Gundacar, jawnie szczególnie
wiarołomny wasal (przecież też wiarołomnego) Karlomana, jak doniesiono, padł na polu
bitwy. I tak król Ludwik po usłyszeniu podnoszących na duchu wieści nakazał "wszystkim
wspólnie chwalić Pana za klęskę pobitego wroga, wśród odgłosów wszystkich dzwonów
kościelnych w Ratyzbonie [...]" 174 .
Wszakże Rościsław zdołał się przez dłuższy czas bronić przed wschodniofrankijskimi
najazdami, gdyż dysponował już silnymi, potwierdzonymi przez źródła i wykopaliska
archeologiczne, centrami grodowymi. Ta stabilizacja oderwała Wielką Morawę nie tylko od
państwa wschodniofrankijskiego, lecz i od frankijskiego Kościoła, którego biskupi i opaci
często sami walczyli na wschodzie na czele swego żołdactwa: w 857 roku biskup Otgar z
Eichstatt, w 871 biskup Wurzburga Arn, w rok później tenże sam i biskup Moguncji Liutbert
oraz opat Fuldy Sigehard, w roku 892 znowu Arn z Wurzburga.
Oczywiście książę Morawy wiedział dobrze, że szczęście na polu walki nie uratuje go na
dłuższą metę przed silnym sąsiadem, gdyż jego kraj tkwił zarazem w szponach Kościoła
bawarsko-frankijskiego. Uznał, że zrzucenie zachodniej zwierzchności nie uda mu się bez
uwolnienia w sprawach kościelnych. Wykorzystał więc zręcznie geopolityczną grę sił na
obszarze naddunajskim i na Bałkanach, gdzie obok Franków i hegemonistycznego Bizancjum
aktywny był również agresywny chanat bułgarski.
Lecz podczas gdy Ludwik Niemiecki związał się w swych najazdach na Rościsława
nawet z Bułgarami, których chan poprosił wręcz o frankijskich misjonarzy (s. 160), Rościsław
wojował mając na zmianę za sojuszników Czechów, Serbów, frankijskich hrabiów, a w 858
roku nawet Karlomana, syna Ludwika.
Kto ma władzę, dąży zwykle do jeszcze większej władzy, politycznej, gospodarczej,
religijnej, być może wszelkiej władzy. To skłaniało w owym czasie wschodniofrankijskich
hrabiów terenów pogranicznych raz po raz do rebelii, wśród nich chyba najpotężniejszego w
Marchii Wschodniej, prefekta hrabiego Radboda, przez dwa dziesięciolecia figurę tam
właściwie panującą. Był w bliskich stosunkach z hrabią Ernestem, który również się
zbuntował, jak to wielu hrabiów w tym czasie. I prawdopodobnie w związku z jego buntem w
roku 854 król Ludwik oddał w 856 roku Marchię Wschodnią, marca orientalis, nazwaną
właśnie tak po raz pierwszy, swemu synowi Karlomanowi 175 .
... i znowu katoliccy synowie przeciwko katolickiemu ojcu...
Jakkolwiek owi synowie ojca, dobrego katolika, oczywiście zostali wychowani dobrze po
katolicku i żyli w otoczeniu wysokiego katolickiego duchowieństwa i przypuszczalnie znali
czwarte przykazanie: czcij ojca swego i matkę swoją, wszyscy powstali — i to nie raz —
przeciw ojcu. Walki dynastyczne w państwie Franków miały oczywiście długą tradycję. A
właśnie Ludwik Niemiecki winien był pamiętać o własnej buntowniczej młodości...
Najpierw podniósł bunt anno 861 najstarszy, mniej więcej trzydziestoletni Karloman (ok.
830-880), władca Bawarii i Karyntii — jak zaświadcza o nim Regino z Priim, nieco od niego
młodszy — nie tylko "bardzo znakomity" i "oddany religii chrześcijańskiej", lecz również
"miłujący pokój"; w sposób rozumiany przez opata Regina. Zaledwie dwa wersy dalej sławi
go bowiem z całą niewinnością swej religii i stanu duchownego: "Bardzo wiele wojen
prowadził ze swym ojcem, a jeszcze więcej bez niego w krajach Słowian i odnosił w nich
zawsze triumf zwycięstwa; granice swego państwa pomnażał i rozszerzał mieczem [...]".
Jednakże, jak w najczęstszych przypadkach, sprawa musi po prostu wyglądać następująco:
właśnie dlatego, że Karloman był człowiekiem miłującym pokój, musiał prowadzić tak wiele
wojen, musiał pomnażać i poszerzać granice swego państwa mieczem i, chociaż "łagodny"
dla swoich, musiał być "straszny dla wrogów" (terribilis).
I jak to zawsze bywa, Karloman, "w porządkowaniu spraw państwa niezwykle cnotliwy"
(Regino), od początku żądny władzy, nie tylko walczył z frankijskimi hrabiami na wschodzie
królestwa, lecz przygotowawszy również swe powstanie, z miłości do pokoju — jako że go
zawsze miłował — zawarł w 858 roku pokój z Rościsławem, wrogiem swego kraju, by wydać
wojnę własnemu ojcu. A z pomocą Morawian zawładnął "dużą częścią ojcowskiego państwa
aż do rzeki Inn" (Annales Bertiniani).
Wspierał go w tym jego teść, potężny hrabia Ernest, "pierwszy wśród możnych",
"pierwszy wśród przyjaciół króla", wraz z całym swym zastępem, licznymi innymi hrabiami i
opatem Waldo. Również hrabia Ernest walczył wcześniej w Czechach, prowadził tam w roku
849 wschodniofrankijsko-bawarski kontyngent, a w roku 855 jest wymieniany jako ductor
oddziałów ciągnących na Czechy. Teraz jednak utracił z powodu swej "niewierności" swe
lenna. Ludwik usunął z urzędu również jego braci Utona i Berengara oraz kolejnego brata,
opata Waldona, którzy zbiegli do Karola Łysego. Natomiast słowiańskiego księcia Pribinę
sojusz Karlomana z Rościsławem kosztował życie. Królewicz ofiarował go księciu Moraw;
następcą w księstwie Pribiny nad Balatonem został jego syn Kocel.
Sam Karloman, który z pomocą Rościsława odebrał ojcu dużą część jego państwa,
otrzymał ją na powrót po swej kapitulacji, musiał jednak seniorowi złożyć w roku 862 w
Ratyzbonie przysięgę wierności. Przysiągł mu, "że przeciwko jego prawowitej władzy nie
podejmie w przyszłości nic w złym zamiarze", troszczył się jednakże — oficjalna relacja jest
tu trochę niejasna — o swą przysięgę niewiele, tak że w 863 roku Ludwik musiał się na niego
wyprawić z armią, "by pokonać swego syna" {Annales Fuldenses). Został przy tym
zdradzony przez swe najlepsze oddziały pod hrabią Gunakarem. Otworzył on bowiem
królowi drogę do Karantanii (Karyntii), wydając gród Schwarzafurt przy przełęczy
Semmering, i tak zdrajca zdrajcy uzyskał tytuł margrabiego.
Karloman ponownie ślubował pod przysięgą poddaństwo, pozostał jednak ponad rok w
Ratyzbonie "w areszcie domowym", z którego jednak w 864 roku na nowo uciekł, ponownie
próbował się wyłamać, nim się ostatecznie nie pojednał z ojcem. Wydał mu nawet na
początku lat 870-tych "króla Moraw", a Ludwik Niemiecki kazał go bardzo po chrześcijańsku
oślepić i zamknąć w klasztorze (s. 164) 176 .
Zdrada pomagała zdobyć władzę i zrobić karierę, stąd uciekano się do niej nader często.
Widać to natychmiast doskonale po osobie najwyższego politycznego dostojnika Karlomana,
jego arcykapłana i arcykanclerza, arcybiskupa Salzburga, Thietmara (874-907). "Na
Thietmarze opierał Karloman swe polityczne plany" (Schur). Jednakże podczas spisku
bawarskich możnowładców, łącznie z biskupami, przede wszystkim przeciwko synowi
Karlomana, Arnulfowi, arcybiskup Thietmar przeszedł w roku 879, jeszcze za życia ciężko
chorego Karlomana, na stronę Ludwika III.
Temu drugiemu synowi Ludwika Niemieckiego, królewiczowi Ludwikowi III
Młodszemu (ok. 835-882), podlegały wschodnia Frankonia, Saksonia i Turyngia. Po próbie
oderwania się już w 862 roku zobowiązał się "pod najsurowszą przysięgą" (districtissimus
sacramentis), "że w przyszłości pozostanie wierny ojcu" (Annales Bertiniani), za co został
nagrodzony jednym z hrabstw i opactwem Św. Kryspina. Potem jednak młody Ludwik
wywołał zaraz trzy powstania przeciw ojcu: w roku 866, 871 i 873.
Ale w końcu doradcą Ludwika III, kierownikiem jego nadwornej kaplicy i kancelarii był
nikt inny jak Liutbert, "szlachetny arcybiskup miasta Moguncji" (863-889). Roczniki
Fuldajskie nazywają tego szlachetnego męża "miłującym pokój", pewnie dlatego, że w 874
roku Serbów i Susłów na drugim brzegu Soławy pośród zimy przywrócił "za pomocą
grabieży i pożarów, bez walki [...] w stare poddaństwo". Jednakże moguncki metropolita
dobrze umiał się obchodzić z mieczem, choćby w 883 kładąc "niemało" Normanów, a w 885
"bardzo wielu" — nosząc oczywiście na piersi "drzewo Świętego Krzyża".
Jedno drugiego nie wyklucza. Wręcz przeciwnie. I tak szlachetny arcypasterz miasta
Moguncji, w Rocznikach Fuldajskich wynoszony jako "cierpliwy, pokorny i dobrotliwy", z
jednej strony kierował nadworną kaplicą i kancelarią trzykrotnie przeciw ojcu buntującego się
Ludwika, a z drugiej sam nakazał w 866 roku srodze pomścić bunt w Moguncji, w czasie
którego straciło życie wielu jego ludzi. "Niektórzy zostali mianowicie powieszeni na
szubienicy, innym odcięto końce stóp i rąk, odjąwszy również wzrok, niektórzy, ci zaś, którzy
pozostawili cały swój dobytek, by ujść śmierci, zostali skazani na wygnanie" (Annales
Fuldenses).
Książę i jego biskup byli surowymi naturami, ale nie ponad ramy chrześcijańskich
zwyczajów. A oczywiście Kościół pod rządami Ludwika III Młodszego, "tego ambitnego i
gwałtownego władcy, [...] brał udział w rządach i pozostał wiernym pomocnikiem w polityce
króla w czasie wojny i pokoju" (Schur).
Anno 865 Ludwik Niemiecki pojednał się właśnie ze swoim najstarszym synem,
Karlomanem. A już w następnym roku zbuntował się Ludwik Młodszy, "podburzając
jednocześnie Weneda Rostka do wtargnięcia do Bawarii, żeby on sam, podczas gdy ojciec lub
wierni mu ludzie będą zajęci w tamtych okolicach, bez przeszkód mógł przeprowadzić swe
zamiary" (Annales Bertiniani). Przy tym królewicz Ludwik wciągnął w swe plany usuniętych
przez ojca hrabiów, po części zbiegłych do Karola Łysego, a przede wszystkim naciskał na
Rościsława, "by bez zwłoki wsparł to sprzysiężenie" (Annales Fuldenses) 177 .
A drugi i trzeci bunt Ludwika III nastąpił wespół z trzecim synem Ludwika
Niemieckiego, królewiczem Karolem III.
Królewicz Karol (cesarz Karol III Gruby) w walce ze złymi duchami
W roku 871 obaj bracia obsadzili "niemałą ciżbą" okręg Spiry, w następnym roku
uzgodnili kwestię zerwania z ojcem, a w kolejnym, 873, chcieli zagarnąć tron przy okazji
zgromadzenia Rzeszy we Frankfurcie. Przy tym zaprzysięgli dopiero co w okresie postu
podczas sejmu w Forchheim "w obliczu całego wojska", żebędą królowi "dotrzymywać
wierności po wsze czasy ich życia". A teraz udali się do Frankfurtu "pełni niecnych myśli,
tego samego imienia (Ludwik) i Karol, by ustanowić siłą władzę, zlekceważyć swą przysięgę,
odebrać ojcu państwo i wysłać go do więzienia" (Annales Xantenses).
Królewicz Karol, najmłodszy, nie dorósł jednak najwyraźniej do takiego obciążenia
psychicznego. Doznał ataku epilepsji — lub mówiącjęzykiem owych czasów: zdarzył się na
oczach wszystkich "wielki cud: zły duch wstąpił w Karola i męczył go straszliwie, wśród
dzikich głosów" (eumque horribiliter discrepantibus uocibus agitavit). (Nawiasem mówiąc: ze
złymi duchami i ich odstraszaniem chrześcijaństwo — dzięki Bogu! — od początku i przez
cały okres antyku było znakomicie zaznajomione: III, s. 238 i nast.! I już niedługo potem z
Moguncji zwalczano przez trzy lata podobnego "złego" ducha w pewnej miejscowości koło
Bingen, na dworze Caputmontium, w "Górogłowach", przy pomocy kapłanów, relikwii,
krzyży, modłów i święconej wody i dopiero wtedy go wykończono, gdy zdążył tam
"zniszczyć ogniem prawie wszystkie budynki": Annales Fuldenses).
Jeśli chodzi o królewicza Karola, który później jako cesarz Karol III Gruby miał
opanować na krótki czas całą Rzeszę Karola Wielkiego, to na sejmie frankfurckim nie mogło
go utrzymać sześciu mocnych mężczyzn, a on groził, że "pogryzie trzymających go
otwartymi (!) ustami" (aperto ore).
A potem zdarzył się wnet drugi cud (cuda bowiem rzadko chadzają w pojedynkę): jeszcze
tego samego dnia pełni łaski bożej mężowie wypędzili malignus spiritus — uczynił to
szczególnie skutecznie pobożny arcybiskup Hamburga i Bremy Rimbert (nie przypadkiem
ulubiony uczeń swego poprzednika, św. Ansgara, papieskiego legata wśród Duńczyków,
Szwedów i Słowian). Na to król, biskupi i pozostali możni powiedli opętanego do grobów
czyniących cuda świętych, by wydrzeć go na zawsze ze szponów Szatana; tym żwawiej, że
"ten sam Karol przed wieloma słuchaczami" — cud trzeci — "wyznał, "że był tak często
wydawany wrogiej mocy, jak często zawierał spisek przeciwko królowi" (Annales
Fuldenses). A na koniec jeszcze jeden cud: starszy brat rzucił się ojcu do stóp, zamiast wtrącić
go do więzienia 178 .
Katolickie życie rodzinne wśród elit. Jak zawsze dobra lekcja: gdy nie ma innego wyboru,
leżenie krzyżem.
Poza wszystkimi sporami w domu panującym trwało jednak nadal mordowanie
Morawian, póki Świętopełk nie poprosił na sejmie Rzeszy w Forchheim (874 r.) o
zaprzestanie rzezi. Miał zostać wierny królowi po wsze dni swego żywota i płacić corocznie
ustalony czynsz, "byle tylko mógł zażywać spokoju i żyć w pokoju" (quiete agere et pacifice
vivere) 179 .
Spokojny i pokojowy żywot... Być może, kto wie, pragnęliby go nawet niekiedy Ojcowie
Święci w dalekim Rzymie. Lecz byli zawistni wobec siebie i innych i nikomu na takie życie
nie pozwalali.
ROZDZIAŁ 3.
Papiestwo w połowie IX wieku
"Walczcie mężnie przeciwko tym wrogom świętej wiary,
przeciwko tym przeciwnikom wszelkiej religii!"
Papież Leon IV (847-855)
przed bitwą z Arabami 180
"Wszechmogący wie bowiem, kiedy jeden z was ma zginąć, że poległ za prawdę wiary,
zbawienie swej duszy i w obronie chrześcijańskiego kraju. Za to otrzyma on wymienioną
nagrodę— wieczną szczęśliwość. "
Papież Leon IV
w wezwaniu "do frankijskiego wojska" 181
Fałszerstwo Pseudo-Izydora (ok. 850 r.)
"podniosło pozycję i powagę Stolicy Apostolskiej w niespodziewany sposób"
(Manfred Hellmann);
był to "najmilszy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymało papiestwo"
(Walter Ullmann),
"najskuteczniejsze fałszerstwo w całej historii Kościoła"
(katolicki historyk papiestwa Hans Kuhnef),
"największe fałszerstwo prawa w historii"
Jezuita Grotz 182
"Władał królami i tyranami i panował nad nimi swą powagą,
jakby był panem całego kręgu ziemskiego".
Opat Regino z Prüm
o papieżu Mikołaju I (858-861) 183
"Z powodu niewłaściwego zachowania wielu papieży", tak relacjonują w roku 824
oficjalne Kroniki Rzeszy, stosunki w Rzymie "popadły w wielki zamęt". Po zgonie Karola I
papież św. Leon III na rok przed własną śmiercią w 815 roku skazał bezlitośnie setki ludzi na
śmierć (s. 60). Jego następca Stefan IV pojawił się w następnym roku z fałszywą "koroną
Konstantyna" w Reims (s. 60 i nast.). W momencie śmierci jego następcy Paschalisa I,
znienawidzonego, surowego papieża, doszło w 824 roku do takich tumultów, że planowany
jego pogrzeb w bazylice Św. Piotra został .odwołany, a ciało pozostało nie pochowane
(również ten papież został mimo to świętym, ale jego święto zostało w 1963 roku
zlikwidowane). Wybór jego następcy Eugeniusza II (824-827) przyniósł niepokoje trwające
całe miesiące, arystokracja i duchowieństwo wystawiły bowiem dwóch konkurujących ze
sobą kandydatów. Następne wybory przynajmniej dwu Ojców Świętych przeszły gładko:
Walentyna (sierpień -wrzesień 827 roku) i Grzegorza IV (827-844) 184 .
Sergiusz II albo "...najlepiej, jak będziemy potrafili"
Wieść o śmierci papieża Grzegorza zapoczątkowała serię gwałtownych wydarzeń.
Jeszcze zanim arystokracja zdołała wynieść swego kandydata, lud rzymski zajął pałac
papieski i osadził na upragnionym stolcu diakona Jana; szczęście, jakim się krótko
rozkoszował, trwało ponoć zaledwie jeden dzień. Potem arystokraci przegnali go z Lateranu,
rozbili opozycję i jako pontifex maximus został obrany stary, trapiony podagrą arcypasterz.
Sergiusz II (844-847), który kazał rywali zamknąć w klasztorze (więcej o ich losie nie
wiadomo), był reprezentantem wyższych warstw i chyba już piątym papieżem z domu
Colonnów, wyraźnie preferowanego przez Ducha Świętego. Przyzwolenie cesarskie,
wymagane wedle Constitutio Romana z roku 824 (s. 64 i nast.) z powodu pośpiechu sobie
podarowano.
Rozgniewany Lotar I wysłał zatem swego syna Ludwika, krótko przedtem
intronizowanego jako wicekról Italii, i arcybiskupa Metzu Drogona, "naturalnego" syna
Karola "Wielkiego" i przyrodniego brata Ludwika Pobożnego, wraz z frankijską armią
przeciwko Rzymowi. Pustoszyła ona Państwo Kościelne tak bezlitośnie, jakby była wojna, a
to miałaby być ekspedycja karna. Lecz stary papież wiedział, jak powściągnąć młodego króla,
prawie go upokorzyć, przy czym z pomocą przyszedł mu przypadek: budzące przerażenie
wydarzenie na stopniach do Świętego Piotra, gdy jeden z rycerzy ze świty królewskiej padł
wijąc się w skurczach. Po ciągnących się tygodniami synodalnych badaniach wybór Sergiusza
został jednakowoż zatwierdzony. Co prawda musiał on uznać, że desygnowany papież będzie
mógł zostać konsekrowany dopiero po odpowiednim zarządzeniu cesarza i w obecności jego
posłów. Musiał on złożyć przysięgę wierności Lotarowi oraz namaścić i koronować młodego
Ludwika na "króla Longobardów".
Lecz Sergiusz nie pozwolił narzucić sobie wszystkiego: gdy szło o jedność Rzeszy,
spoistość Zachodu, gdyby jeden z trzech rządzących braci złamał "w wierze w Trójcę
uzgodnioną jedność" lub jeden z nich "wolał podążyć za sprawcą niezgody", wtedy, groził
papież, "zadbamy o to, by go wedle zasług, z pomocą Bożą i zgodnie z zasadami prawa
kościelnego ukarać, najlepiej jak będziemy potrafili".
Tylko trzy lata rządził Sergiusz II. Symonia była równie powszechna jak nepotyzm.
Papieski brat Benedykt został opatem Albano: żądny władzy i pieniędzy człowiek bez
skrupułów, wprawdzie chory, lecz obdarzony siłą woli, energiczny, przypuszczalnie bez
zdolności do rządzenia, który dzięki łapówkom wyszachrował stanowisko posła cesarskiego
w Rzymie, a biskupie stolce licytował po najwyższych cenach, takoż inne urzędy kościelne;
wszystko to przecież — w myśl hasła: "Najlepiej jak będziemy potrafili..."
Takie wiadomości z kręgów rzymskiego duchowieństwa mają prawdopodobnie
oczyszczać z zarzutów samego papieża. W każdym razie: gdy w sierpniu 846 roku jakieś
siedemdziesiąt pięć saraceńskich okrętów zarzuciło kotwicę u ujścia Tybru i gdy podobno 11
tysięcy ludzi z pięciuset końmi wpadło do prawobrzeżnego Rzymu, ograbiło do cna położony
poza murami aureliańskimi kościół św. Piotra oraz bazylikę Św. Pawła i zaciągnęło do
niewoli wszystkich, którzy nie zdołali uciec, "również mieszkańców klasztorów, kobiety i
mężczyzn" (Annales Xantenses), to współcześni ujrzeli w tym odpłatę Opatrzności za
grasującą w Rzymie korupcję. Co oczywiste, nie przyjęto tej kary bożej zupełnie bezczynnie.
Raczej się jej przeciwstawiono, rzucono na napastników oddziały frankijskie, milicje ze
Spoleto i Kampanii, flotę z Neapolu i Amalfi. I gdy część rozbójników w drodze powrotnej
zatonęła wraz z łupem z powodu burzy, uznano w tym bez wątpienia karzącą rękę Pana 185 .
Watykan staje się twierdzą — święty papież jako budowniczy murów
Klęska podczas tego ataku, nieszczęście zadane przez Saracenów, przez pogan,
wzburzyło wiernych. Dlaczego "święty Piotr" nie był lepiej broniony? Jeden z kapitularzy
przypisuje winę grzechom chrześcijan i wymienia lekarstwa: przeciwdziałanie własnym
występkom, grzechom cielesnym i zaborowi mienia kościelnego! Poza tym Lotar I kazał
zbierać w całej Rzeszy obok specjalnego podatku datki na odbudowę i ochronę kościoła Św.
Piotra, a na ten cel cesarz i jego bracia wnieśli "niemało funtów srebra".
Tymczasem zmarł Sergiusz II. Jeszcze w dniu jego śmierci wybrano następcę,
wychowywanego w klasztorze benedyktynów St. Martin rzymianina i "wzorowego
zakonnika" (Lexikon fur Theologie und Kirche). Był to Leon IV (847 - 855), którego
konsekrowano po sześciotygodniowym interpontificium, choć znowu bez koniecznej od 824
roku zgody cesarza. Rzekomo na zwłokę nie pozwalała krytyczna sytuacja wywołana
najazdem arabskich piratów; lecz później uzupełniono przysięgę wierności.
Sławę, trwającą — by tak rzec — do dzisiaj, przyniosła temu Ojcu Świętemu budowa
umocnień. Mianowicie przekształcił on, a był to fakt mający znaczenie dla przyszłych stuleci,
dzielnicę watykańską — rzymskie przedmieście na prawym brzegu Tybru — w zamek
obronny; był to już plan Leona III, lecz zrealizowany dopiero przez czwartego z Leonów.
Całymi latami pieszo i konno nadzorując prace, wzmacniał stare mury miejskie, tworzył nowe
fortyfikacje i tak stał się twórcą civitas Leonina, której w swej skromności nadał swe imię:
Leopolis; między rokiem 848 a 852 zaopatrzonej w mury o wysokości 40 stóp i odpowiednio
grube z 44 wieżami. Papież kazał umocnić jeszcze inne miejsca — Centumcellae rzymian,
dzisiejsze Civitavecchia i również nazwać swoim imieniem: Leopolis. (Tak jak bowiem,
podług własnej skromności, w bullach zawsze stawiał swe imię przed imieniem odbiorcy, a
książętom odmawiał ich zwyczajowego tytułu dominus).
Warownia Leona pochłonęła mnóstwo materiałów i wielu niewolniczo pracujących
robotników, których musiały dostarczyć miasta i klasztory Państwa Kościelnego, domeny
papieskie i milicje miejskie. Lecz papieskie bastiony pochłonęły nie mniej pieniędzy, sumy
— co papieski biograf zupełnie przemilcza — zostały wyciśnięte z frankijskiej Rzeszy na
rozkaz układnego Lotara — z takim rezultatem, że wszystko to służyło autorytetowi papieża i
wzmacniało jego pozycję wobec cesarskiej! Podczas poświęcenia Leopolis 27 czerwca 852
roku popłynęło z procesji (z rąk siedmiu biskupów kardynalskich) na mury obronne wiele
święconej wody — w następnych stuleciach popłynie jeszcze więcej krwi. To zresztą z reguły
wiąże się ze sobą.
Samego ograbionego Św. Piotra wyposażono wręcz rozrzutnie na nowo. Ołtarz główny
otrzymał wysadzane klejnotami złote płyty; każda ważyła 216 funtów; usiany perłami i
szmaragdami złoty krzyż ważył 1000, a srebrne cyborium nad ołtarzem 1606 funtów. Po tym,
że w kosztowny sposób odnowiono również św. Pawła, a nawet kościoły na prowincji, można
poznać, jak niezmierzone bogactwa pozostawały w rękach Kościoła, dla którego już wówczas
zbierano pieniądze na całym świecie — z powodu jego ubóstwa, jak dzisiaj... 186
Papież po raz pierwszy zapewnia królestwo niebieskie za śmierć na polu walki
Zrozumiałe, że "synowie Szatana" znów pojawili się u ujścia Tybru i to już w 849 roku
przypływając z Sardynii, na długo zanim stanęły umocnienia św. Leona. W końcu widzieli, co
kryło się w chrześcijańskich świątyniach, choćby u Św. Piotra. "Nie starczy wyobraźni, by
pojąć bogactwo nagromadzonych tam skarbów" (Gregorovius).
W wielkim pośpiechu Ojciec Święty ściągnął armady z Neapolu, Amalfi i Gaety —
pierwszej ligi południowych miast nadmorskich, do czego doszły jeszcze okręty wojenne
Jego Świątobliwości, namiestnika Chrystusa. Nadciągnął nawet osobiście. Nie żeby walczyć:
odprawiał msze święte, błogosławił flotę wojenną, rozdzielał wojownikom komunię Świętą w
dniu walki i modlił się na kolanach: "Boże, który podniosłeś od utonięcia Piotra idącego po
falach, który uratowałeś z głębin morza Pawła, gdy po raz trzeci rozbił się jego statek,
wysłuchaj nas łaskawie i daj dla zasług ich obu siłę ramionom tych wiernych, co walczą
przeciw wrogom twego kościoła, żeby uzyskane zwycięstwo przyniosło sławę twemu
świętemu imieniu u wszystkich narodów".
Najwyższy kapłan żarliwie zachęcał swych bojowników: "Walczcie mężnie przeciwko
tym wrogom świętej wiary, tym przeciwnikom wszelkiej religii!" Dla głoszących Dobrą
Nowinę, posłanie miłości do wroga, już od stuleci nieodzowny interes. Na pytanie Bułgarów
na temat wojny w czas postu Leon oświadczył bowiem, że wojna wynika z podstępu Szatana i
należy się jej wystrzegać, jeśli nie jest konieczna. "Lecz jeśli nie można jej uniknąć i jeśli
chodzi o obronę ojczyzny i praw ojcowskich, to można się do niej sposobić również podczas
postu".
Przed bitwą morską pod Ostią Leon IV obiecał natomiast swym żołnierzom na wypadek
śmierci "niebieską zapłatę" — jest to najwcześniejsza antycypacja odpustu za wyprawy
krzyżowe, obietnica, jaką jeszcze wielu Ojców Świętych rzucało kłamliwie w wielu okresach.
Tutaj zdarzyło się po raz pierwszy to, że papież zagwarantował niebo generalnie wszystkim,
którzy umrą za "prawdziwą wiarę, ratowanie ojczyzny i obronę chrześcijaństwa".
W ten sposób sprawa zakończyła się pełnym sukcesem. Mniej dzięki katolickim miastom
morskim Neapolowi, Amalfi i Gaecie razem z papieskimi galerami, niż dzięki morskiej burzy,
którą większe okręty chrześcijan przetrwały szczęśliwie, a która posłała na dno lżejsze
jednostki wroga. Pobożni wierni pozabijali jednak błąkających się po wybrzeżu bezbronnych
rozbitków, powywieszali ich w Ostii na szubienicach, "żeby ich liczba nie stała się zbyt
wielka" lub zaciągnęli w łańcuchach do Rzymu, gdzie służyli jako jeńcy przy budowie
umocnień watykańskich, a wszystko świętowano jako cud księcia apostołów 187 .
W ogóle znaleziono właśnie prostą receptę na własnych poddanych. I tak papież Leon
również w roku 852 podczas wyprawy Ludwika II na Saracenów w południowej Italii
zapewnił w odezwie "do wojska frankijskiego" znów każdemu, kto przy tej okazji padnie w
boju, wejście do królestwa niebieskiego. "Wszechmocny wie bowiem, jeśliby jeden z was
miał zginąć, że poległ za prawdziwą wiarę, zbawienie swej duszy i w obronie
chrześcijańskiego kraju. Dlatego otrzyma wymienioną zapłatę".
Także Ojciec Święty otrzymał swą zapłatę: został świętym — jego dzień (17 lipca) został
jednak tymczasem usunięty. No tak, Murzyn zrobił swoje. Niewdzięczność zaś jest zapłatą
świata. A przecież Leon zaraz na początku swego pontyfikatu uczynił wspaniały cud, a
mianowicie uwolnił Rzym od pewnego równie wrednego, co niebezpiecznego, żyjącego pod
ziemią tuż obok kościoła Św. Łucji potwora, bazyliszka (okropnej hybrydy smoka i koguta,
bajkowej bestii o śmiertelnym spojrzeniu, przysłowiowym wzroku bazyliszka!). Innym razem
zażegnał za pomocą samej modlitwy i znaków krzyża szalejący pożar...
Leon IV znany z historii (do której należą przecież zalewające całą kulę ziemską legendy
i kłamstwa, stanowiące może o historii dużo bardziej, niż wszystko inne razem wzięte —
fantasmagoria, jak uważał Fryderyk Schiller o całym chrześcijaństwie, "która przekupiła cały
świat"), był konsekwentnym, rezolutnym papieżem, który chciał rządzić wszystkimi
kościołami świata, o wszystkim chciał decydować. Lecz nie tylko traktował z góry
"współbraci", wpływowych hierarchów, patriarchę Ignacego z Konstantynopola,
arcybiskupów Hinkmara z Reims i Jana z Rawenny, czy kardynała Anastazego, który wkrótce
został antypapieżem. Nie, szukał zwady również z książętami, a zwłaszcza z młodym
cesarzem, synem Lotara I, "obrońcą Kościoła rzymskiego".
Cesarz Ludwik II (850—875) doznaje niepowodzenia w kwestii sukcesji
Ludwik II, urodzony ok. roku 825, urzędował od 840 roku jako wicekról swego ojca w
Italii, gdzie papież Sergiusz II koronował go 15 czerwca 844 roku na króla Longobardów, a
Leon IV w 850 roku w Rzymie namaścił na współcesarza. Rządził tam samodzielnie i potrafił
ustabilizować kraj, w którym bandy rabusiów napadały na drogach w biały dzień na
zdążających do Rzymu pielgrzymów i kupców, a nawet grabiły całe wsie, tym bardziej, że po
śmierci ojca zrezygnował z ziem transalpejskich na rzecz swych braci, Lotara II i Karola
Prowansalskiego.
W ten sposób Ludwik II umocnił swe panowanie nad Rzymem i Państwem Kościelnym i,
co zrozumiałe, stosunki między nim a Leonem IV były często napięte, o czym świadczy
skromnie zachowana korespondencja. Jednego razu Leon, ze względu na bezpieczeństwo, nie
chce się widzieć z wysłannikami cesarza, innym razem zostaje zamordowany legat papieski, a
jeszcze innym sam papież skazuje na śmierć trzech pełnomocników cesarza — przecież już za
czasów jego poprzednika Paschalisa I stracono na Lateranie "jako winnych obrazy majestatu"
dwóch profrankijskich wyższych urzędników.
Nie brakowało oczywiście antyfrankijskich nastrojów i machinacji w Rzymie, może
nawet i zdradzieckich konszachtów z Bizancjum. W każdym razie absolutnie nie było
zaufania między papieżem i cesarzem. Od roku 855, roku śmierci Leona IV, Ludwik II stał
się jedynowładcą. A od roku 860 — reasumując z lekkim wyprzedzeniem jego życie — udało
się cesarzowi, przynajmniej na jakiś czas, zaprowadzić swe rządy w od dawna samodzielnych
longobardzkich księstwach Benewentu i Salerno, a po wieloletnim oblężeniu wziąć nawet w
871 roku Bari, siedzibę arabskiego emira (s. 157).
Oczywiście Ludwik II, czwarty cesarz z rodu Karolingów, był jedynie władcą dzielnicy
italskiej, nie mogącym nawet zdobyć jej południa. Adelchis, książę Benewetu (zm. 878 r.),
który utrzymał się walcząc o niezależność najpierw z Frankami, potem z Bizantyjczykami, a
później z Saracenami, zanim padł ofiarą spisku własnych krewnych, doprowadził, więżąc
przez jakiś czas Ludwika II, do upadku władzy imperatorskiej w Italii. Ostatecznie cesarz ten
stał się w każdym razie bardziej ofiarą układów dynastycznych niż niestabilnej sytuacji w
południowych Włoszech (s. 157 i nast.) 188 .
Na czas rządów Leona IV przypada skandal o nieomal bezprecedensowych rozmiarach i
skutkach. Ze strony duchownych doszło do fałszerstwa, które zostawia w cieniu całe rojące
się od oszustw średniowiecze i wszystkie poczynania oparte na kłamstwie, oszustwie i braku
skrupułów, wyjąwszy może "dar Konstantyna" (IV, s. 236 i nast.).
Dekretalia Pseudo-Izydora — "fałszerstwa najbardziej brzemienne w skutki,
na jakie kiedykolwiek się odważono..."
Z całą słusznością fałszerstwo Pseudo-Izydora nazwano "wprawdzie najważniejszym
fałszerstwem doby Karolingów, ale w żadnym wypadku wyjątkiem" (Dawson), kler katolicki
bowiem już od dłuższego czasu dokonywał fałszerstw na potęgę (III, rozdz. 1!; IV, s. 236 i
nast.). Dla protestanckiego prawnika Emila Seckela (zm. 1924 r.), chyba najlepszego znawcy
Dekretaliów Pseudoizydoriańskich, są one "najbardziej śmiałym i najwspanialszym
fałszerstwem źródeł prawa kościelnego, jakie kiedykolwiek podjęto"; dla Johannesa Hallera
natomiast "najbardziej zuchwałym fałszerstwem, najbardziej brzemiennym w skutki, na jakie
kiedykolwiek się odważono", a nawet zaznacza je ten znakomity historyk papiestwa (zm. 24
grudnia 1947 roku) jako "największe oszustwo w historii świata".
Jeszcze w IX wieku podejrzewał, a może rozpoznał fałszerstwo Hinkmar z Reims, lecz
abstrahując od pojedynczych pism go nie odkrył. W końcu wielebny arcybiskup Reims —
który jako jeden z najważniejszych doradców królów zachodniofrankijskich, zwłaszcza
Karola Łysego, odgrywał znaczącą rolę nie tylko w polityce, ale któremu zawdzięczamy
żywą twórczość literacką, wśród niej "przede wszystkim bogate w materiały ekspertyzy
prawnicze" (Schieffer) — w końcu ów książę Kościoła sam fałszował z wielką wirtuozerią
wszystko na okrągło. A to z pozornym usprawiedliwieniem, że nie chciał paść ofiarą innych
fałszerstw kościelnych, w nie mniejszym stopniu fałszerstw Pseudo-Izydora.
A fałszowano wszędzie wokoło. Fałszował również poprzednik Hinkmara, arcybiskup
Ebo (zm. 851 r.). Także bratanek Hinkmara, wychowany na jego dworze i przez niego
popierany Hinkmar Młodszy, biskup Laon. Właśnie on zaprezentował fałszerstwa PseudoIzydora jako pierwszy w większej objętości i był prawdopodobnie powiązany z warsztatem
fałszerzy. W ten sposób wywołał on ostry spór ze swym stryjem i Karolem Łysym i został w
roku 871 pozbawiony biskupstwa, jednakże siedem lat później częściowo rehabilitowany.
Mimo od początku istniejących wątpliwości co do prawdziwości tego kolosalnego
katolickiego oszustwa (już w IX wieku; w wieku XIV wyrażanych przez Marsyliusza z
Padwy, teoretyka państwa skazanego jako "kacerza"), przez całe średniowiecze uchodziło ono
za prawdę, a fałszerstwo udało się wykazać w zasadniczy sposób dopiero w 1559 roku
magdeburskim centuriatorom 189 i ich pierwszej historii Kościoła, finansowanej przez
ewangelickich książąt (1559-1574). Ostatecznie zdemaskował jego nierzetelność
reformowany teolog (i późniejszy profesor historii w Amsterdamie) David Blondel w 1628
roku. Jak nikt inny potrafił, z podziwu godną przenikliwością odróżnić prawdę od fałszu,
choć i w jego czasach nie brakło bogobojnych obrońców fałszerstwa.
W ogóle po jego wykryciu w XVI wieku katolicy jeszcze długo czynili wszystko, by je
bagatelizować, koloryzować, nieomal mu składać hołdy. Mówili o "legendzie", "poezji" lub,
jak kardynał Bona (zm. 1674 r.), nawykły do tego, by "mieć na oku wyższe cele wiedzy"
(Mast), o "pobożnym oszustwie". Taka fraus pia była to też dla słynnego katolickiego teologa
Johanna Adama Möhlera (zm. 1838 r.). Sławił on wręcz Pseudo-Izydora jako "człowieka
bardzo pobożnego, głęboko wierzącego, cnotliwego, zatroskanego o dobro Kościoła". A
również dla jego kolegi po fachu, Rosshirta, Pseudo-Izydor jeszcze w 1849 roku nie jest w
gruncie rzeczy fałszerzem, lecz "miłośnikiem prawa kościelnego", którego niesłychane
oszustwa nie miały w ogóle innego celu "niż uczony, naukowo historyczny, a mianowicie
maksymalną kompletność zbioru źródeł prawa kościelnego".
Katolik Luden wie wprawdzie, że ów zbiór jest "pełen kłamstw i oszustw", lecz dotyczy
to jego zdaniem jedynie wczesnych okresów. Dla IX wieku, w którym powstał, zawiera on
nawet w swych fałszerstwach "najczęściej jakąś prawdę". Nie stworzył on nowego prawa
kościelnego, lecz jedynie wypowiedział, "co było już ugruntowane w ludzkich duszach",
"nadał im kierunek [...] i skrócił drogę do celu. Jest to jednak skończona władza papieska,
czego tylko zapragnie [...]". A skończona władza papieska jest oczywiście czymś dobrym,
obojętne, jak jest realizowana. I w jakim celu. Wilhelm Neuss bowiem jeszcze w roku 1946
mówi o owych uczonych oszustach, że "ich zamiary były najwyraźniej dobre". Znowu inni
katolicy rozstrzygają, w określony dla siebie sposób, między "szlachetnymi" i "pospolitymi"
fałszerzami; przy czym "szlachetnym" jest fałszerz działający na rzecz Kościoła,
"pospolitym" zaś ten, który fałszuje nie w jego ramach lub wręcz przeciw niemu. W ostatnich
czasach nawet jezuita Grotz określa Dekretalia Pseudo-Izydora jako "największe fałszerstwo
prawa w dziejach". Tymczasem się to już bowiem powszechnie rozniosło... 190
Dekretalia Pseudo-Izydora powstały około roku 850 (nie przed 847 i nie po 852 roku) w
Rzeszy Wschodniofrankijskiej, może w Sens lub Tours, prawdopodobnie w archidiecezji
Reims. Chciano wzmocnić władzę biskupów i papieża wobec państwa, a ponieważ nie było
do tego dostatecznych podstaw prawnych, to po prostu je stworzono, czyli sfałszowano. Swe
kłamstwo duchowni oszuści (jest to bodaj pleonazm) podawali za dzieło zmarłego w 636 roku
w Sewilli doktora Kościoła Izydora. Był on jednym z najbardziej znanych autorów wczesnego
średniowiecza, od czasów Augustyna wręcz najbardziej poważanym świętym Zachodu.
Wiedziano przy tym, że pozostawił po sobie obszerną księgę praw i w ten sposób wyżej
wymienione sfałszowane teksty prawa były uznawane przez całe średniowiecze za prawdziwe
wytwory Izydora i oddziaływały mocą jego autorytetu.
a) Rozmiar i rodzaj
Rozmiar tego aktu kryminalnego jest tak nadzwyczajny, że zachowane do dzisiaj
manuskrypty i ich fragmenty przy przeniesieniu na normalny oktaw książkowy wynosiłyby
wiele tysięcy stron tekstu. Prawdopodobnie chodzi tu o pracę nie pojedynczego oszusta, lecz
całej grupy fałszerzy teologicznych, zachodniofrankijskich duchownych dobrze
zorientowanych w materii, najwyraźniej "reformatorów", którym nie odpowiadało
dotychczasowe prawo kościelno-państwowe w Rzeszy frankijskiej, lecz którzy mimo wielu
badań do dzisiaj pozostają nieznani. Niewątpliwie dobrze oczytani i wykształceni w prawie i
archiwistyce, mniej lub bardziej zręcznie sklecili olbrzymi materiał, łącząc ze sobą rzeczy
prawdziwe i sfałszowane.
W skład całego zespołu Pseudo-Izydoriów wchodzą cztery duże grupy:
1) Hispana Gallica Augustodunensis, sfałszowane opracowanie zbioru hiszpańskich
kanonów z VII wieku.
2) Capitula Angilramni, kolekcja prawdziwych i nieprawdziwych ustaw soborowych,
papieskich i cesarskich, jakie papież Hadrian I (772-795) rzekomo przekazał 14 września 786
roku biskupowi Metzu Angilramowi, który zmarł w 791 roku w trakcie wyprawy wojennej
Karola I na Awarów. Cel kapituły Angilrama odpowiadał dążeniu hierarchii francuskiej —
jak największego utrudnienia składania oskarżeń przeciwko niej i podlegania wyłącznie
sądownictwu kościelnemu, jak wiadomo bowiem kruk krukowi oka nie wykole. Capitula
Angilramni, kończące się wręcz tym, że papież i biskupi nie mogą być oskarżani, że, jak pisze
katolik Hans Kuhner, "mogli sobie pozwolić na każdy czyn", rozszerzają tym samym jeszcze
wielkie fałszerstwa symmachiańskie z VI wieku (II, s. 209 i nast.).
3) Benedictus Levita, wielki zbiór dekretów królewskich i cesarskich od Pepina po
Ludwika Pobożnego, zestawienie kapitularzy w trzech księgach liczących łącznie 1721
rozdziałów, z których dobre dwie trzecie zostały sfałszowane! Kościelne przepisy zostały
tutaj, by przydać im autorytetu państwa, przeistoczone we frankijskie dekrety państwowe z
ostatniej przeszłości i wydane przez rzekomego diakona Benedykta Lewitę w roku 847 na
rzekome zlecenie arcybiskupa Otgara jako kontynuacja oficjalnie uznanego zbioru kapitularzy
zmarłego w 833 roku opata Ansegisa z Fontenelle (St. Wandrille).
4) Dekretalia Pseudoizydoriańskie (Decretales Pseudo-Isidorianae), najobszerniejsza i
najważniejsza kolekcja wśród tych czterech grup, gdyż uzyskała największy
większy wpływ i odniosła największy skutek: jest to antologia listów papieskich i aktów
soborowych od końca I do VIII wieku, od około 91 do 731 roku. Pod przebiegle nadanym
pozorem starożytnej autentyczności próbuje uchodzić za kompletny kodeks prawa
kanonicznego catolicae. Przy czym dekretalia papieży pierwszych stuleci chrześcijaństwa od
rzekomego Klemensa do św. Milcjadesa (311-314) zostały sfałszowane całkowicie, nie
pozostawiając najmniejszej luki, a dekretalia od św. Sylwestra I (314-335) do św. Grzegorza
II (715-731) częściowo. Dzięki interpolacjom sfałszowano cały szereg postanowień
soborowych, od słynnego soboru nicejskiego (325 r.) po trzynasty synod w Toledo (683 r.).
Szczególnej uwagi godny jest fakt, że duchowni oszuści włączają w swe "dzieło" jeszcze
większe oszustwo: "dar Konstantyna", wedle wszelkiego prawdopodobieństwa produkt
(kancelarii) papieża Stefana II, powstały o stulecie wcześniej (wyczerpująco na ten temat: IV,
s. 244 i nast.).
Całe historyczne draństwo składa się z około dziesięciu tysięcy cytatów, wyciągów, nie
zawsze zręcznie mozaikowo pomieszanej prawdy i fałszu, jednakże fałszywe treści nie
zostały wymyślone w dowolny sposób, lecz spreparowane z prawdziwych tekstów papieży,
synodów i autorów kościelnych, z wieloma opuszczeniami, dodatkami i zmianami. Wszakże
jest wśród nich ponad sto podrobionych listów papieskich, najczęściej z pierwszych trzech
wieków chrześcijaństwa, w których zupełnie nie znano rzymskich dekretaliów. Edykty
cesarskie z V wieku, jak choćby Teodozjusza II, pojawiają się jako zarządzenia papieskie z I
wieku, a ustępy z synodu paryskiego (829 r.) pojawiają się w dosłownym brzmieniu w tekście
zmarłego prawie dwieście lat wcześniej hiszpańskiego doktora Kościoła.
"Nie znajdzie się w całej historii drugiego przykładu tak całkowicie udanej, a przy tym
tak niezdarnie obmyślonej fikcji". Taki osąd wyraził historyk Kościoła Ignaz von Döllinger
(który po ekskomunice w roku 1871 bez formalnego przystąpienia wspierał Kościół
starokatolicki). Historyk papiestwa Seppelt mówi natomiast o z "dużą ostrożnością"
przygotowanym i dobrze podbudowanym "w swym rodzaju wspaniałym fałszerstwie".
Historyk papiestwa Kuhner nazywa je wręcz "najskuteczniejszym fałszerstwem całej historii
Kościoła" 191 .
b) Cel
Jako cel swego oszustwa, zawierającego wszystko, co jest możliwe: wynurzenia natury
liturgicznej, dogmatycznej, moralnej i moralizatorskiej, sami jego autorzy wymieniają
systematyczne zebranie bardzo rozproszonych źródeł prawa kanonicznego; jest to oczywiście
jawne kłamstwo. Dużo bardziej ich zamiarem, jako że stare prawo było dla kleru
bezużyteczne, było stworzenie i przeforsowanie nowego prawa, a przy tym wzmocnienie
władzy biskupów zarówno wobec państwa, jak i wobec wielkiego wpływu metropolitów.
W ten sposób możliwości oskarżenia biskupów miały zostać bardzo ograniczone, ich
osądzenie i złożenie z urzędu niezwykle utrudnione i praktycznie uniemożliwione. Ich,
panegirycznie wychwalanych jako "oczy Pana", "najwyżsi kapłani", "święci", "bogowie", nie
mógł oskarżać żaden człowiek świecki, również żaden niższy duchowny i żaden podwładny,
któremu można było zagrozić pozbawieniem czci i ekskomuniką. Jeśli jednak zdarzyło się, że
wysunięto oskarżenie przeciwko biskupowi, to koniecznych było 72 świadków oskarżenia, co
faktycznie niemalże wykluczało jego osądzenie. Sąd nad nim mógł sprawować jedynie synod
kościelny mający zezwolenie papieża. Kompetencje jurysdykcji świeckiej zostały zatem
całkowicie wyłączone. Biskupowi bowiem podporządkowany był nie tylko lud, lecz również
książęta. Oni, jak tego domagano się z naciskiem, mieli go słuchać, gdyż biskup stał ponad
wszystkimi książętami i mógł być sądzony jedynie przez Boga i papieża lub jego
pełnomocników, co jest powtórzone po wielekroć.
Co jest korzystne dla biskupów, jest korzystne i dla biskupa Rzymu. I rzeczywiście
monstrualna porcja oszustwa przynosi mu same profity. Tylko do niego bowiem należy pełnia
władzy. Jest nie tylko kapłanem, ale i królem. A jeśli już godność biskupia stoi ponad
królewską, to co dopiero papieska. Papież jest, kładąc to w usta Feliksa II, "zarazem głową
świata". Dlatego fałszerze nadają mu nawet prawo znoszenia ustaw państwowych.
Jeśli jednak głęboko podporządkowano papieżowi władzę królów, to istną "dyktatorską
władzę" przyznano mu dopiero prawdziwie w Kościele. Wpajała przecież każdemu, że papież
jest jedynym prawodawcą i sędzią Kościoła, że bez jego pozwolenia ani żaden metropolita,
ani synod nie może postanowić niczego wiążącego, a wręcz bez jego zgody nie może zostać
zwołany żaden synod etc. A nawet, zdaniem łotrów w sutannach, już pierwsi papieże
posiadali takie uprawnienia jurysdykcyjne, jakich nie mieli ich dużo późniejsi następcy.
Już św. Leon IV stosował ten falsyfikat, zaprezentowany mu w całości lub
fragmentarycznie przez duchownych z Reims. Dużo częściej powoływał się na niego jako na
kodeks prawniczy również święty Mikołaj I. Używał go od roku 864, gdyż szybko pojął jego
nadzwyczajne korzyści dla Stolicy Apostolskiej. Ergo zaświadczył prawdziwość dzieła, które
arcybiskup Hinkmar z Reims rozpoznał jako fałszerstwo zaraz po jego wydaniu, co jego
samego nie powstrzymało od użycia, jak tylko okazało się przydatne 192 .
Najwięcej korzyści na dłuższą metę przyniosły papiestwu Dekretalia
Pseudoizydoriańskie. Z całego Pseudo-Izydora odegrały największą rolę historyczną i były
najbardziej rozpowszechnionym dziełem we wszystkich średniowiecznych zbiorach prawa
kościelnego. Powoływano się na nie ustawicznie, by podeprzeć i pomnożyć władzę Rzymu.
Nie przypadkiem upierali się przy nich sami papieże. Mikołaj I, Hadrian II, Grzegorz V, Leon
IX, Grzegorz VII i inni wykorzystywali je do swych celów politycznych. Osławiony Dictatus
papae Grzegorza opiera się w większej części na tym niesłychanym oszustwie. W sporze o
inwestyturę zostało ono w pełni przejęte; odegrało niesłychaną rolę w walkach między
cesarzami a papieżami w XI i XII wieku. To fałszerstwo, pisze Manfred Hellmann, "w
niespodziany sposób podniosło pozycję i powagę Stolicy Apostolskiej". Było "najmilszym
prezentem — pisze Walter Ullmann — jaki kiedykolwiek otrzymało papiestwo". Zwłaszcza
że wiedziało, jak z niego korzystać i jak pozbawić tych korzyści biskupów, przez autorów
oszustwa jeszcze bardziej uprzywilejowanych. Wpływ Dekretaliów Pseudoizydoriańskich na
Kościół i prawo kościelne, ogromny w pierwszych wiekach tego tysiąclecia, pozostał wielki
aż do XIX wieku, kiedy to z tego mamidła największe korzyści odniósł choćby dogmat o
nieomylności Piusa IX, z którego to powodu ten papież jeszcze po 1870 roku, po
definitywnym odkryciu oszustwa, publicznie chwalił autorów przy nim obstających!
(Odpowiednio do zasług pierwszym krokiem ku kanonizacji Piusa IX było w 1985 roku
oficjalne uznanie jego "cnoty heroizmu" — wcześniej biskupi katoliccy, katoliccy historycy
Kościoła i dyplomaci uznali go za głupiego i niepoczytalnego: por. moja Polityka papieska w
XX wieku, 1.1, s. 23).
Wymyślony żart z Pseudo-Izydoriami działa jednakże prawie po dzień dzisiejszy, po
Codex Iuris Canonici z roku 1917, zastrzegający jedynie papieżowi prawo zwoływania
soboru ekumenicznego. Gdy w 1962 roku Jan XXIII zwołał takowy sobór, mógł się oprzeć na
co najmniej sześciu punktach w CIC — trzech z Dekretaliów Pseudo-Izydora i trzech, które
się z nich wywodzą 193 .
Ponieważ jednak dla głosicieli królestwa bożego nie ma nic ważniejszego niż pieniądze i
dobra tego świata, to w największych fałszerstwach niepoślednie miejsce zajmują dziesięciny,
świadczenia posługi w niedziele i święta, ochrona dóbr kościelnych, nienaruszalność i
niezbywalność stanu posiadania Kościoła. Wszystko, co kler kiedykolwiek otrzymał, pola,
księgi, domy, szaty, rzeki etc., wszystkie dobra ruchome i nieruchomości, staje się dobrami
Kościoła i każde ich naruszenie jest karane ekskomuniką, utratą wszelkich godności i
najcięższymi karami przed sądem świeckim 194 .
Anastasius Bibliothecarius albo debiut antypapieża
Już Leon IV, za którego rządów powstały fałszerstwa pseudoizydoriańskie, je
wykorzystywał. Gdy zmarł 17 lipca 855 roku, zamierzano osadzić na jego miejscu kardynała
Hadriana. Gdy tenże, rzadki przypadek w historii papiestwa, odmówił — być może dlatego,
że obliczył sobie, że później będzie miał większe szansę (w czym, jak się okazuje, miał rację)
— większość wybrała Benedykta III (855 - 858), rodowitego rzymianina.
Wprawdzie kardynał Benedykt był prowadzony już w uroczystej procesji do Lateranu, a
podpisany przez duchowieństwo i arystokrację dekret wyborczy został wysłany do cesarza z
prośbą o zatwierdzenie, to w tym samym czasie grupa wiernych cesarzowi wybrała na
papieża wysokiego rodu, wielce uzdolnionego, a nawet bardzo wykształconego kardynała
Anastazego (Bibliothecariusa): nie tylko, jak pisze Wattenbach, "uczonego męża i
szczwanego lisa", lecz również syna bogatego biskupa Arseniusza z Orte, którego zresztą sam
Anastazy (w liście do arcybiskupa Adona) nazywa niezgodnie z prawdą wujem (jak jeszcze
katoliccy autorzy XX wieku, choćby Seppelt; inni ignorują ten fakt).
Kardynał Anastazy jednak w przeciwieństwie do ostatniego papieża ustąpił i najwyraźniej
ze strachu przed zemstą nie pojawiał się w swym rzymskim kościele. Jako rywal zarówno
wpływowy, jak i posiadający dużą wiedzę i rozum był zwalczany zawzięcie przez Leona IV
przez cały pontyfikat, a na wielu synodach, pod koniec 850 roku oraz w maju, czerwcu i
grudniu 853 roku ekskomunikowany, skazany na wygnanie i złożony z urzędu — było to
potępienie uwiecznione w Świętym Piotrze za pomocą obrazów i komentarza.
Anastazy znalazł ochronę na terenie, gdzie władał cesarz Ludwik II, a tenże wielokrotnie
odmawiał wydania zbiega, o co papież usilnie zabiegał. A gdy następnie wysłani z Rzymu
posłowie Benedykta próbowali wręczyć zgodnie z obowiązkiem dekret wyborczy cesarzowi,
zostali po drodze w Gubbio (w Umbrii) przechwyceni przez jednego z głównych animatorów
stronnictwa cesarskiego, biskupa Arseniusza z Orte, ojca Anastazego, i przeciągnięci na jego
stronę, tak że na dworze przemawiali po jego myśli.
Po ogłoszeniu wyboru Benedykta za nieważny, oficjalnie wykluczony z Kościoła
Anastazy, wprawdzie nieco naruszając legalność, został obwołany w Orte papieżem i
powrócił w towarzystwie cesarskich posłów do Rzymu, gdzie początkowo wielu przeszło na
jego stronę, a nowi wysłannicy Benedykta III znaleźli się w łańcuchach. Anastazy rozpoczął
swe rządy w Świętym Piotrze od usunięcia ze ścian uwiecznionej na nich swej hańby oraz
zniszczenia i spalenia obrazów świętych, rozbijając toporem (w końcu był znakomitym
znawcą historii Kościoła) nawet figury Chrystusa i Marii. Następnie kazał wyłamać drzwi do
Lateranu, zasiadł na tronie papieskim i rozkazał wypędzić swego przeciwnika zajmującego w
bazylice inny stolec.
Zadanie to wykonał biskup Romanus z Bagnorei. Z orszakiem najeżonym bronią
wkroczył do kościoła, strącił Benedykta z tronu i zerwał z niego, pośród poszturchiwań,
papieskie szaty. Jednakowoż maltretowany papież dzięki przychylności ludu i zmianie
orientacji stronników cesarza zdołał je znów założyć — po trzydniowym powszechnym
poście, podczas gdy tym razem Anastazy pozbawiony swych insygniów, wśród obelg
wypędzony z pałacu, został odprowadzony przy pomocy cesarskich missi, ale tylko do aresztu
domowego. A nawet Benedykt kazał wprawdzie odtworzyć w Świętym Piotrze świadectwo
jego wyklęcia, lecz później przyjął eks-papieża, choć już tylko jako osobę Świecką, do
Kościoła, a Anastazy ponownie zaczął w zadziwiający sposób stopniowo piąć się ku górze.
Już następca Benedykta, Mikołaj I, nadał mu jako małą rekompensatę za wszystkie
krzywdy doznane od Świętej Matki Kościoła kierownictwo i dochody klasztoru Najświętszej
Marii Panny w Trastevere, zatrudnił go potem jako "swego rodzaju tajnego sekretarza", jako
konsultanta, zwłaszcza w sprawach bizantyjskich, przy czym Anastazy wykorzystał okazję do
zniszczenia obciążających go materiałów w papieskim archiwum 195 .
Mikołaj I — papież jak pawi ogon, "[...] jakby był panem świata"
Mikołaj I (853 - 867) był synem duchownego i wyrósł na Lateranie. Za pontyfikatów
trzech papieży, Sergiusza II, Leona IV i Benedykta III, którego był pierwszym doradcą,
zdobywał coraz większe wpływy. A gdy Benedykt zmarł, a kardynał Hadrian odmówił
kandydowania, Mikołaj zajął miejsce zmarłego papieża, a mianowicie, jak podają Annales
Bertiniani, najważniejsza kontynuacja kończących się na 829 roku Roczników Rzeszy,
"bardziej wskutek obecności i dzięki życzliwości króla Ludwika i jego możnych, niż dzięki
wyborowi duchowieństwa" 196 .
Cesarz Ludwik II bowiem na krótko przed śmiercią Benedykta opuścił Rzym, potem
jednak natychmiast powrócił i dopomógł diakonowi Mikołajowi do zaspokojenia jego
ambicji. A Mikołaj zrewanżował się zaraz we właściwy mu sposób, odwiedzając ponownie
wyjeżdżającego Ludwika. W otoczeniu duchowieństwa i arystokracji pozwolił cesarzowi
prowadzić kawałek drogi swego konia za cugle, ugościć się w cesarskim namiocie, bogato
obdarować, a na odjezdnym ponownie świadczyć uwłaczające usługi stratora 197 .
Z taką pychą papież rozpoczął swój pontyfikat.
Rzekomo już Pepin III w styczniu 754 roku w swym palatium Ponthion odprawił ów
upokarzający rytuał wobec Stefana II, gdy ten zimą przekroczył Alpy. Jednakże nie wie o tym
nic źródło frankijskie {Annales Mettenses Priores). Raczej ukazuje papieża wraz ze świtą w
worze pokutnym i posypanego popiołem, błagającego na klęczkach Pepina..., co potwierdzają
i inne relacje (por. t. IV, s. 229).
Tymczasem zmienił się układ sił, zniknęły księstwa i królestwa, a rzymscy hierarchowie,
nie bez swego udziału, dotarli na same szczyty. Sprawiły to wszelkiej maści przemoc, waśnie
i wojny, zniewolenie i oszustwa. Zdobyto tak zwane prawa, przywileje, immunitety,
wyłudzono wspaniałe tereny Państwa Kościelnego, od Rawenny po Terracinę, wystawiono
siły lądowe i morskie, popełniwszy największe oszustwa w historii, osławiony dar
Konstantyna, nie mniej osławione Pseudo-Izydoriana, którymi papież Mikołaj I już zdążył się
posłużyć, a które z naciskiem podkreślały owe rzekome ogromne donacje ziemskie 198 .
Mikołaja I (858-867), którego zwłaszcza katolicy chętnie nazywają "Wielkim" — zaczem
z reguły można się spodziewać niejednego — zalicza Leopold von Ranke nie przypadkiem do
ludzi, których należałoby traktować "jako żywy system". A po czymś takim można się
spodziewać paru jeszcze innych rzeczy.
Mikołaj nawiązuje bowiem do innych "Wielkich", do papieskich ambicji Leona I,
Gelazego I i Grzegorza I.
Do Leona, który z właściwą swemu rodzajowi skromnością stawia papieża w jednym
rzędzie z Chrystusem i Bogiem, "wiekuistym najwyższym kapłanem", jemu "podobnym i
Ojcu równym"! 199 Do Gelazego I, który wprawdzie "najmniejszy pośród wszystkich ludzi",
każe publicznie składać sobie hołdy jako "apostołowi Piotrowi" i "wikariuszowi Chrystusa";
który auctoritas papieża stawia ponad potestas cesarza i żąda, by również cesarz wykonywał
rozkazy z papieskiego stolca i zginał "pobożnie kark" przed nim 200 , który wskazuje z pokorą
na to, że Pismo Święte nazywa wręcz "księży już to bogami, już to aniołami", któremu
jednakże jego następca, papież Sabinian zarzuca "żądzę własnej sławy" 201 .
A wreszcie, pretensje i roszczenia jego "wielkich" poprzedników były jedynie pobożnymi
życzeniami, w najmniejszym stopniu — jak to pokazano w drugim tomie — nie
pokrywającymi się z historią. Mikołaj jednak nie sięgał po pożądliwie upragnioną pełnię
władzy imperialnej jedynie mimochodem — posługując się już wówczas — choć ich nie
wymienia — Pseudo-Izydoriami, lecz zebrał w dużych ilościach i wzmocnił jeszcze bardzo
wymowę tego, co było wcześniej rozproszone, jeśli nawet nie za pomocą własnego umysłu, to
dzięki wsparciu swego błyskotliwego, odzyskującego od roku 861/862 wpływy ścisłego
współbojownika Anastazego Bibliotekarza, który najwyraźniej formułował wiele z pism
najwyższego urzędu.
Papież Mikołaj rozwinął w pełni zaznaczającą się jedynie w zarysach zasadę papieskiego
prymatu jurysdykcyjego. Zażądał omnipotentnej władzy. Jeśli przez Pana papieżowi "zostało
przekazane wszystko, to nie brak niczego, co by mu nie zostało dane". A nikt nie może
pomniejszyć przywilejów "stolca apostolskiego", nadanych przez Boga. Mikołaj przyznał
zatem papieżom "książęcą rangę władzy boskiej", nazwał ich pokornie "książętami nad całą
ziemią", a całą ziemię po prostu "kościołem", a wręcz po raz pierwszy użył tytułu
"namiestników Boga" wobec papieży. Papież nie może być sądzony przez nikogo, również
cesarza, ale sam może osądzać wszystkich, oczywiście również sobory, państwa i władców.
Jeśli bowiem nawet przysługiwała im pewna samodzielność, to przecież w polityce tak
wewnętrznej, jak i zagranicznej mieli się kierować pryncypiami kościelnymi, wszelkie zło
trzymać z daleka od Kościoła i wykonywać jego rozkazy i nałożone pokuty, pod groźbą kar
ziemskich i wieczystych, ekskomuniki i piekła.
Nie dość na tym. Jeśli władza świecka nie jest posłuszna Kościołowi, to czyż nie jest
zakichanym obowiązkiem i powinnością wiernych odmowa posłuszeństwa? Wówczas
bowiem przestaje obowiązywać — i rozciąga się to również na czasy dzisiejsze! — paulińska
zasada: Bądźcie poddani zwierzchności! O nie, ujawnia się wtedy jej stary trick: macie być
posłuszni Bogu bardziej, niż ludziom — a Bóg, jak zawsze napominają, to — w praktyce —
oni! Wszyscy mają tańczyć, jak im zagrają. Po stronie władzy świeckiej stać należy jedynie
dopóty, dopóki trzyma ona stronę Kościoła, a przynajmniej nie występuje przeciw niemu,
wtedy bowiem staje się to ciężką nieprawością, jaka nie ma prawa przydarzyć się po stronie
papieskiej, gdyż po tej stronie stoi Bóg! Jeśli zatem przywołują oni prawo, to w tym
przypadku mają w istocie na myśli — siebie! — tak jak i przywołując Boga. "Przypatrzcie się
— pisze papież Mikołaj do państwa Franków — czy rządzą według prawa, w przeciwnym
razie należy ich uznać raczej za tyranów niż królów, którym musimy się raczej
przeciwstawiać i przeciw nim występować, niż być im poddanymi".
Czy Mikołaj I, którego niektórzy — po prawie stu poprzednich papieżach — uznają za
pierwszego, był teokratą, prekursorem papieskiej dominacji nad światem? Wśród
interpretatorów jest to rzecz budząca kontrowersje. Wszakże stanowi swego rodzaju pomost
ku Grzegorzowi VII i Innocentemu III, nawet jeśli wiele z przytaczanych cytatów nie jest
bynajmniej oryginalnych, a na listy wpływ wywierał najczęściej Anastazy — i to nie tylko na
ich formę, ale i treść; to akurat jest bezsporne 202 .
Niewątpliwie papież ten odznaczał się wielkopańską postawą, stylem wybitnie
monarchicznoautorytarnym. "Rozkazywał królom i tyranom — pisze opat Regino — i władał
nimi swą powagą, jakby był panem kręgu ziemskiego (dominus orbis terrarum)"'. W istocie
pełen pretensji pontifex maximus ciągnął profity z ciągłego uszczuplania władzy cesarskiej,
słabości Karolingów, która bardziej niż wszystko inne pozwalała mu umacniać papiestwo,
umożliwiała — jak to się wychwala po katolickiej stronie — "doprowadzenie do dumnych
wyżyn pozycji w świecie, zostawiającej daleko za sobą inne [ośrodki] władzy" — podczas
gdy dla Centuriatorów Magdeburskich rozpoczęło się wraz z nim w Kościele panowanie
Antychrysta.
Mikołaj, w postawie równie pański, co budzący strach, na mocy autorytetu książąt
apostołów Piotra i Pawła (por. zwłaszcza t. II, rozdz. 2) rościł sobie pretensje do najwyższej
władzy i nienaruszalności swych wyroków. Nic nie było ponad jego godność, nic ponad jego
prawa, był wręcz nieosiągalny dla nikogo i niczego. Wszędzie usiłuje zaprowadzić
supremację swego urzędu. Wszystko ze strony swych ambitnych poprzedników, co bodaj w
przybliżeniu jej dotykało, zbiera jako dowód w częstych przypomnieniach, co wcześniej
pojawiało się jedynie sporadycznie, łączy we wprawdzie mało oryginalny, lecz imponujący
chór. Nawet wydany z kościelnym imprimatur podręcznik historii Kościoła zmuszony jest
przyznać, że "centralnej władzy kościelnej, do jakiej dążył Mikołaj, tradycyjne prawo
kanoniczne nie znało — powstała jako system dopiero od Pseudo-Izydora". Fantastyczne
fałszerstwo prefabrykuje zatem przyszłość.
Tymczasem Mikołaj umacnia swą dominację, nie tylko ją propaguje, ale i odpowiednio
do tego działa, forsuje jej urzeczywistnienie. A jego zasady, żądania, odmowy, jego protesty
przeciw jakiemukolwiek wtrącaniu się cesarzy i królów do Kościoła, jego odrzucanie
[odrębnej] kościelności narodowej i państwowej oznaczały, zdaniem katolika Seppelta,
"niezmordowaną, zażartą walkę" 203 .
Na początek Mikołaj zaatakował metropolitów. Jak twierdził bowiem: "Papież ma prawo
regulowania spraw wszystkich kościołów, wszelkie synody mogą być zwoływane tylko za
jego rozkazaniem, metropolici podlegają jego autorytetowi; gdzie milczy prawo kanoniczne,
tam może zaprowadzać nowe".
Metropolici nie chcieli przyjąć tego do wiadomości. A już na pewno nie arcybiskup Jan z
Rawenny (850-861), będącej jako rezydencja cesarzy, królów gockich i egzarchów rywalką
Rzymu i po nim najpotężniejszą metropolią Italii. Jej kościelni książęta otrzymali w roku 666
od cesarza Konstansa II przywilej autokefalii 204 , choć później go utracili; potem mieli
niespełnioną nadzieję na uzyskanie własnego państwa kościelnego z pomocą Karolingów,
krótko mówiąc, spór o wpływy, posiadłości i niezależność od Rzymu trwał nieprzerwanie.
Zaostrzył się wręcz, gdy na raweńskim stolcu zasiadł wojowniczy arcybiskup Jan, zwłaszcza
że jego brat, dux Jerzy, świecki przywódca na tym terenie, mocno z nim współpracował.
Arcypasterz Jan dążył do samodzielności, udzielnej władzy, rościł sobie pretensje do dóbr
papieskich, odbierał je, wyciskał podatki, wyrzucał księży sprzyjających Rzymowi, próbował
zapobiegać kontaktom swych biskupów diecezjalnych z papieżem tak samo jak interesom
jego urzędników, których obrzucał obelgami. Ostatecznie obciążono go ogromną liczbą
prześladowań i nadużyć, również "kacerstwem", tak że Mikołaj, który opór biskupa
"lekceważył niczym pajęczynę", trzykrotnie zawezwał przed siebie popieranego przez cesarza
metropolitę,a następnie obłożył go suspensją 205 i ekskomuniką. Jednakże dopiero gdy i cesarz
odciął się od ekskomunikowanego, Mikołajowi udało się zmusić Jana do poddania się, do
wielu zobowiązań, a co nie najmniej ważne, do zwrócenia "posiadłości wydartych świętemu
Piotrowi" — był to pozorny pokój, który długo się nie utrzymał 206 .
A co oczywiste i w innych miastach współbracia przeciwstawili się św. Mikołajowi,
szczególnie ostro zaś Hinkmar z Reims (845-882), najpotężniejszy metropolita nie tylko
państwa frankijskiego. Na próżno marzył on o zostaniu papieskim wikariuszem, a nawet z
królewską pomocą o oderwaniu zachodniofrankijskiego Kościoła od Rzymu, oczywiście pod
prymatem Reims.
Arcybiskup Hinkmar pozostawał w otwartym konflikcie z krnąbrnym biskupem
Rothadem z Soissons, własnym sufraganem. Opierając się na fałszerstwach pseudoizydorianskich chciał on zachować pewne lub domniemane prawa, których odmawiał mu
Hinkmar. Stare i nowe prawo, a właściwiej stare i nowe bezprawie stały naprzeciwko siebie.
Ale ponieważ Rothad — znów w pełnej zgodności z Pseudo-Izydoriami — odrzucał wszelkie
zakusy władzy świeckiej na sferę kościelną, na dobra kościelne, beneficja i temu podobne
rzeczy, miał przeciw sobie również króla, Hinkmar złożył opornego biskupa "wedle prawa
kanonicznego" jesienią 862 roku z urzędu i osadził w klasztornym więzieniu. Działo się to
"przy męczeńskim grobie świętych Kryspina i Kryspiniana koło Soissons", relacjonuje
kronikarz z St. Bertin — w tym okresie jest to sam arcybiskup Hinkmar (s. 109) — i dlatego
nie może nas dziwić, że jego brat w Chrystusie, biskup Rothad figuruje u niego "jako nowy
faraon" i "jako człowiek przemieniony w zwierzę" (por. t. I, s. 101 i nast., 103 i nast.). Papież
Mikołaj uzyskał jednak po szybkiej wymianie listów między Rzymem i Reims
podporządkowanie się Hinkmara i ponowne osadzenie Rothada na urzędzie w roku 865.
Najbardziej interesujące jest to, że, podając za posiadającym imprimatur podręcznikiem
historii Kościoła: "Postępowanie przebiegało całkowicie według reguł fałszywych
Dekretaliów..."
W istocie papież nie tylko się do nich odwołał w stosunku do Hinkmara, lecz określił je
jako od dawna obowiązujące i uzasadnił nimi postępowanie procesowe oraz swój wyrok.
Przyjmuje się nawet, że biskup Rothad przywiózł sfałszowany dokument do Rzymu, a może
był wręcz jednym z fałszerzy — przy czym otwarta pozostaje kwestia, czy papież rozpoznał
Dekretalia jako fałszerstwo.
Jakkolwiek było — wszystkim głoszącym katolicką pokorę Mikołaj musiał zaraz
przypaść do gustu, padano bowiem przed nim krzyżem; jak choćby jeden z prałatów, który
świadomy swej winy w dewocyjnym stylu właściwym jego rodzajowi błagał o łaskę Jego
Świątobliwość: "Wszechmogącemu Bogu i Świętemu Piotrowi i niezrównanej łagodności
Waszej Wysokości polecam moją skromną osobę, który sprawujecie Boskie zastępstwo i
zasiadacie na wielebnym stolcu najwyższego księcia jako prawdziwy apostoł [...]. Waszym
rozkazom chcę być powolny we wszystkich cząstkach jak Bogu, zamiast którego i w którego
imieniu Wy wszystkim rozporządzacie" 207 .
Okropność.
Jednakże nie każdemu prałatowi przypadło do gustu podobne wysługiwanie się
Rzymowi, toteż niejeden hierarcha jeżył się przeciwko nie lubianemu najwyższemu
kapłanowi. Ilustruje to spór przypadający po większej części na pontyfikat Mikołaja I, spór,
za którego wysuwanymi na plan pierwszy implikacjami z zakresu teologii moralności nie stoi
nic innego jak polityka władzy.
Spór o małżeństwo Lotara II: cesarz Lotar I dzieli swe państwo
Najstarszy syn Ludwika Pobożnego, cesarz Lotar I, zmarł 29 września 855 roku w
nadwornym klasztorze Karolingów Prum (koło Trewiru) jako mnich i pośród zakonnych
ćwiczeń (s. 111) — po tym jak ostatnie lata przeżył na kocią łapę z dwiema niewolnymi
dziewkami, a za to ledwie sześć dni w ascezie. O jego duszę zmagały się ponoć okrutnie
duchy światła i ciemności, lecz dobrzy aniołowie dzięki błaganiom prumskich mnichów,
przez Lotara bogato obdarowanych kosztownościami i dobrami (za co niebo okazuje
wdzięczność), odnieśli zwycięstwo.
Tuż przed śmiercią cesarz podzielił swe państwo pomiędzy swych trzech synów, co
jeszcze bardziej osłabiło już nadwątloną władzę cesarską. Najstarszemu, Ludwikowi II (855875), już od 840 roku zastępującemu Lotara jako wicekról Italii, przypadł w udziale ten kraj i
korona cesarska. Wszakże cesarstwo ograniczało się praktycznie do Italii i, wbrew
dotychczasowym poglądom, wywodziło się od koronacji dokonanej przez papieża!
Drugi syn Lotara, Lotar II, średni (855 - 869), otrzymał rdzenne tereny karolińskie wokół
Akwizgranu i Metzu z północną Burgundią, regnum Hlotharii, nazwane później od jego
imienia i noszące to miano do dzisiaj oraz przylegające od północy obszary nadreńskie po
Fryzję. Lotaryngię, będącą przez resztę stulecia terenem sporu najpierw między braćmi
Lotara, Ludwikiem Niemieckim a Karolem Łysym, a później innymi władcami wschodniej i
zachodniej Frankonii, zdobył wreszcie w roku 925 król Henryk I i włączył na trwałe do
państwa wschodniofrankijsko-niemieckiego — oczywiście nie bez wypraw wojennych.
Najmłodszy syn cesarza Karol Prowansalski, epileptyk, po którym nie oczekiwano ani
potomstwa, ani długiego żywota, otrzymał Prowansję, południową Burgundię i ducatus
Lyonu. Jego brat Lotar chciał Karola natychmiast umieścić w klasztorze, ale przeszkodzili mu
możni prowansalscy. Jednakże Karol zmarł już w wieku zaledwie 23 lat w styczniu 863 roku
pod Lyonem i obaj starsi bracia podzielili się jego dziedzictwem; stosunki między nimi
pogarszały się stale, doszło do bezowocnych najazdów z obu stron.
Skandaliczny handel matrymonialny Lotara II, który przez całe dziesięciolecie odbijał się
na historii frankijskiej, ma szczególne znaczenie dla polityki zarówno kościelnej, jak i
świeckiej. Doprowadził do tego, że papiestwo stało się ostateczną instancją w sprawach
małżeńskich, a z drugiej strony dopomógł państwu wschodniofrankijskiemu/Niemcom do
zdobycia Lotaryngii 208 .
Opat Hucbert — "dziewki, psy i sokoły" i 6600 męczenników
Wedle świadectwa biskupa Adwencjusza z Metzu Lotar już jako małoletni został
formalnie zaręczony przez swego ojca z Waldradą. Był z nią związany swoistym
małżeństwem o germańskiej tradycji (Friedel-Ehe, ze starowysokoniemieckiego: friedila,
"kochanka", "małżonka"), jakie zawierano zwłaszcza przy różnicy stanu, gdy mężczyzna
wżeniał się do rodziny lub uprowadził przyszłą żonę. Jednakże zaraz po śmierci ojca Lotar II
z czysto politycznych powodów poślubił Teutbergę, córkę burgundzkiego hrabiego Bozona,
której brat, hrabia Hucbert, opanował jako opat St. Maurice przejście przez Alpy z Włoch w
dolinę Rodami, a kontrola ważnych przełęczy alpejskich dawała Lotarowi dogodną pozycję
do ewentualnych wypadów do Burgundii. Małżeństwo pozostało jednak bezdzietne i by
zapewnić ciągłość rządów w swym państwie, po rocznym terminie odsunął w roku 857 od
siebie Teutbergę, by poślubić wcześniejszą kochankę Waldradę. Jak i Teutberga pochodziła
ona z arystokracji frankijskiej i według wielu źródeł miała być siostrą arcybiskupa Gunthara z
Kolonii. Już przed intronizacją Lotara (855 r.) wydała mu na świat syna Hugona i dwie córki,
Bertę i Gizelę, które później uznano za równe urodzeniem 209 .
Od czasów Ludwika Pobożnego, widocznie pod wpływem jego duchownych doradców,
przeniknęły po raz pierwszy określone chrześcijańskie wyobrażenia o moralności
chrześcijańskiej. Lotar zaś żywił przez całe życie pewną gorącą namiętność, jaką pobożni
chrześcijanie owych czasów mogli sobie wyobrazić jedynie jako produkt głębokiej wiary w
czary. Regino z Prum uważał króla za "opanowanego przez diabła", a nawet niezmiernie
uczony arcybiskup Hinkmar objaśniał —używając całej swej wiedzy — kwestię, "czy może
być prawdą, jak mówi wielu, że są kobiety, które za pomocą czarów wywołują nieprzepartą
nienawiść między małżonkami i takoż mogą zapalić niewypowiedzianą miłość między
mężczyzną a niewiastą, tak że mąż nie jest już w stanie obcować ze swą żoną jak małżonek i
tylko pożąda innych niewiast". Arcybiskup potwierdził oczywiście tę opinię, a nawet dołożył
poglądową historyjkę z długą listą czarowników i czarów, zwłaszcza że wiedział, iż tak jak
dla każdego nałogu, tak i dla nierządu istnieją specjalne diabły.
Aż do swej śmierci, przez dwanaście lat, Lotar walczył o rozwiązanie swego małżeństwa,
w czym wspierali go obaj biskupi z Kolonii i Trewiru oraz większość arcypasterzy z
Lotaryngii. Oczywiście dokonał on przy tej okazji wielu darowizn, jak choćby dla klasztoru
Św. Piotra w Lyonie, donacji pod byle pretekstem, za zbawienie duszy swego najmłodszego
brata, który tam jest pogrzebany, za zbawienie swego syna Hugona, swej ukochanej małżonki
Waldrady, za grzechy swych występków — jest wiele okazji, by klasztory i kościoły stały się
bogatsze.
By uzyskać rozwód, Lotar następnie oskarżył Teutbergę o kazirodztwo z własnym bratem
Hucbertem, opatem, również o spędzenie płodu — rozgłaszając wiele szczegółów. Opat
szerzył zatem wokół grabieże i morderstwa z "bandą złoczyńców", obcował — jak wiadomo
— często z kobietami i wydał na "dziewki, psy i sokoły" dochody opactwa, wielce sławnego z
powodu kości legionu tebańskiego: 6600 mężów zmarłych śmiercią męczeńską za czasów
Dioklecjana — co stwierdzono jednakowoż prawie półtora stulecia później. (A sama ta liczba
przekracza wielokrotnie przypuszczalną liczbę wszystkich chrześcijańskich męczenników w
trzech pierwszych stuleciach! Jednakże specjalne oskarżenia opata-kobieciarza były zapewne
wyssane z palca. Na próżno również podjął Lotar dwie wyprawy przeciwko bezpiecznie
siedzącemu w swych alpejskich zamkach opatowi.
Arcybiskup Gunthar z Kolonii zdradza kłamliwą tajemnicę spowiedzi
Gdy nawet "sąd boży" — "próba wody", po której zastępca Teutbergi wyjął z gotującej
się wody rękę "niesparzoną" — zakończył się nie po jego myśli, uznano "wyrok boski" za
niewystarczający (już wówczas bowiem niektórzy uważali go za udawany cud, za pomocą
którego próbowano przechytrzyć innych — tymczasem
Kościół, mimo sprzeciwu niemałej liczby teologów, tolerował praktykowanie owego
iudicium Dei, a nawet prawdopodobnie wynalazł jego nowe formy, zwłaszcza "próbę
krzyża"). I tak królewski arcykapelan, arcybiskup Gunthar z Kolonii (850-870) — który
roztrwonił tamtejsze dobra kościelne wraz ze świętymi naczyniami "ze złota i srebra i wielu
rodzajów" (Annales Xantenses) na rzecz licznych wasalnych krewniaków, jego braci,
bratanków, sióstr i siostrzenic — zeznał kłamliwie, jakoby Teutberga wyznała mu swój
grzech podczas spowiedzi.
Na to została osądzona przez przepełniony bólem i zgrozą, zwołany poza Guntharem
przez arcybiskupów Teutgauda z Trewiru i Wenilo z Rouen synod krajowy w Akwizgranie w
lutym 860 roku, przed którym złożyła wymuszone, spisane na piśmie, jeszcze raz
potwierdzone ustnie, ale wkrótce odwołane zeznanie: "Ja, Teutberga, doprowadzona do
zepsucia przez niewieścią ciekawość i słabość, dręczona wyrzutami sumienia, składam dla
ratowania mojej duszy i z wierności wobec mego pana prawdziwe zeznanie przed Bogiem i
jego św. aniołami, tymi wielebnymi biskupami i szlachetnymi panami świeckimi i zeznaję, że
mój brat, duchowny Hucbert, uwiódł mnie we wczesnej młodości i popełnił z moim ciałem
nierząd sprzeczny z naturą. To poświadczam na moje sumienie, nie przez złośliwe podszepty
do tego doprowadzona, ani przez gwałtowny przymus do tego naglona, lecz zgodnie ze
szczerą prawdą, tak mi Pan dopomóż, który przyszedł, by ratować grzeszników i tym, którzy
grzechy sprawiedliwie i zgodnie z prawdą wyznają, obiecał prawdziwe przebaczenie. Nic nie
zmyślam, wyznaję prawdę swymi ustami, potwierdzam ją tym własnoręcznym pismem, gdyż
jest to dla mnie, niemądrej i oszukanej niewiasty, mniejszym nieszczęściem wyznać mą winę
otwarcie przed ludźmi, niż musieć wyjaśniać przed sędziowskim tronem Bożym i popaść w
wieczne potępienie".
Według Regina z Prum król usiłował uzyskać zgodę kolońskiego księcia Kościoła,
wówczas swego arcykapelana "na wszelkie sposoby", obiecał nawet wielkiemu
dobrodziejowi własnych krewnych, że poślubi jego bratanicę. Została ona potem, relacjonuje
opat, w 864 roku sprowadzona na dwór i, "jak się opowiada, raz przez niego zniewolona
(constupratur), a potem wśród śmiechów i szyderstw wszystkich odesłana wujowi".
Duszpasterstwo nigdy nie było rzeczą prostą...
Królewska mydlana opera nabierała tempa. Wielebni ojcowie soborowi byli głęboko
wstrząśnięci wyznaniem Teutbergi. Zażądali wyjaśnień od króla, czy na "tej niewieście" to
wymusił, czemu pośród przysiąg i westchnień zaprzeczył. A Teutberga również zapewniła, że
zeznała wszystko dobrowolnie i nie chce wnosić żadnych skarg. Na to zabroniono jej
wprawdzie dalszego małżeństwa z Lotarem, ale go nie anulowano. Jednakże królowa znikła
natychmiast w klasztornym areszcie, by przez całe życie pokutować i opłakiwać wedle
życzenia członków synodu swój postępek. Jednakże jeszcze w tym samym roku uciekła do
zachodniej części Rzeszy, gdzie pod skrzydłami Karola Łysego przebywał jej serdeczny brat,
żonaty kapłan, opat ubity później w pojedynku, wygnany ze swego opactwa. Karol Łysy
zaczął ze swej strony mieć już nadzieję na przynajmniej częściowe zdobycie dziedzictwa
swego bratanka — oczywiście jedynie w przypadku, gdyby jego małżeństwo zakończyło się
bezpotomnie, na co oczywiście liczył.
A również jego wpływowy dostojnik kościelny, Hinkmar z Reims, wydając w 860 roku
zarówno obszerne, jak i sofistyczne pismo O rozwodzie króla Lotara. Lotar, zdjęty ciężką
zgryzotą, najchętniej puściłby hańbę Teutbergi w niepamięć, lecz wszystko nabrało już zbyt
dużego rozgłosu. Wręcz "zatrzymałby Teutbergę przy sobie z dobrej woli", gdyby była
"sposobna do małżeńskiego łoża, a nie splamiona haniebną skazą kazirodztwa" (Reginonis
chronica). W tym przypadku okazał się przydatny królowi kolejny synod krajowy w
Akwizgranie pod koniec kwietnia 862 roku (z biskupami Metzu, Verdun, Toul, Tongern,
Utrechtu i Strasburga oraz głównymi mówcami, ponownie metropolitami Kolonii i Trewiru).
Uznał on małżeństwo z Teutbergą za niebyłe i zezwolił na inny ślub zgodny z prawem.
Jeszcze w Boże Narodzenie poślubił Lotar, "dzięki czarom, jak to mówią, zaczarowany"
(Annales Bertiniani), oficjalnie i uroczyście konkubinę z czasów swej młodości, a pewien
biskup z państwa Ludwika II, Hagen z Bergamo, dokonał koronacji Waldrady na królową 210 .
Mikołaj I w walce z episkopatem wschodniofrankijskim i cesarzem
Papież jak na razie milczał przez całe lata, mimo jawnego bezprawia, jakie dotknęło
Teutbergę, a nawet ignorował jej wielokrotne wołanie o pomoc — był faktycznie zależny od
brata Lotara, cesarza Ludwika II (s. 134 i nast.), władającego większością Italii, również
Rzymem i Państwem Kościelnym. Dopiero gdy Lotar popadł w roku 863/864 w konflikt z
Ludwikiem na tle dziedziczenia po ich bracie Karolu Prowansalskim, Mikołaj wystąpił
(ostrzej) przeciwko Lotarowi. Zwołał cały episkopat wschodnio-i zachodniofrankijski na
synod Rzeszy do Metzu, który też zjechał się w czerwcu 863 roku, ale zgromadził jedynie
biskupów Lotara. Doszło do tego dwóch przewodniczących mu legatów, zwanych przez
papieża "zaufanymi doradcami", biskupów Jana z Ficocle (dzisiaj Cervia koło Rawenny) i
Radoalda z Porto; ten drugi — co stało się tematem plotek — został przekupiony przez
Bizantyjczyków. Lotar natychmiast wykorzystał okazję i przekupił obu. Legaci za to po
części w ogóle nie przedłożyli pism swego zwierzchnika, po części je sfałszowali "i nie
czynili niczego, co zostało na nich nałożone zgodnie ze świętym rozkazem" (Annales
Bertiniani). I tak małżeństwo Lotara w jego obecności zostało uznane przez biskupów za
nieważne, a nieobecna Teutbergą ponownie osądzona, co oczywiście naruszało prawo
kościelne, gdyż osoby nieobecnej nie wolno było sądzić.
Jednakże postanowiono — czego papież nie wymagał — zdobyć jego potwierdzenie. Z
legatami ruszyli w drogę obaj metropolici, Gunthar z Kolonii, który dostarczył — jako
szczególny znawca Biblii i kanonów — pisma przemawiające za królewskim rozwodem oraz
mocno ograniczony, ale jednocześnie wysoko urodzony Teutgaud, do "owego tronu
błogosławionego Piotra", jak to śmiało określa opat Regino, "który ani nigdy nie zwodził, ani
nigdy nie dał się zwieść jakiemuś kacerstwu [...]" 211 .
W Rzymie interweniował tymczasem episkopat z zachodniej Rzeszy, podniósł nowe
zarzuty przeciwko Lotarowi, a nawet ganiąc ospałość papieża, który dopiero teraz dowiedział
się o koronacji Waldrady. A ponieważ liczył on na umocnienie własnej władzy dzięki
Karolowi Łysemu, przyjął jego politykę za swoją. Po raz pierwszy wystąpił ostro przeciwko
Lotarowi, nazwał jego małżeństwo przestępczym i wszczął przeciwko legatom postępowanie
dyscyplinarne, przy czym jednego z dotychczasowych zaufanych, biskupa Radoalda, uczynił
ofiarą nowej polityki.
Obu kościelnym dostojnikom z Kolonii i Trewiru, którzy jeszcze jesienią 863 roku
uroczyście go przyjmowali, kazał czekać trzy tygodnie i ogłosił poprzez synod rzymski —
bez powołania synodu ich prowincji, czego jeszcze w historii nie było — ich odwołanie z
urzędów i ekskomunikę: rzecz w zupełności niesłychana — bez formalnego postępowania
sądowego, bez oskarżenia, obrony, bez przesłuchania i świadków — jawne złamanie
porządku prawnego, przyjęte jednak burzliwymi oklaskami. Legatów z Metzu dotknęła taka
sama kara.
Króla Mikołaj jeszcze nie osądził. Natomiast synod w Metzu określił jako "zbójecki" i
"kurewstwo", jego protokół, profanum libellum, został porwany i spalony. O prawne
uzasadnienie swego wyroku papież oczywiście nie dbał. Natomiast jego opór sprawił, że
państwo Lotara jeszcze za jego życia stało się obiektem waśni między jego sąsiadami ze
wschodu i zachodu 212 .
Gdy papież latem 864 roku ekskomunikował Gunthara, Lotar — który mu przecież
zawdzięczał niejedno — odebrał mu arcybiskupstwo oraz związaną z nim godność
lotaryńskiego arcykapelana i dał koloński stolec wedle własnego upodobania jednemu z
Welfów, opatowi Hugonowi. Tenże jednak wpadł zaraz "jak zbójecki wilk do owczarni
Pana". Wprawdzie rychło go wypędzono, lecz dopiero "gdy wielu z jego ręki w tym
biskupstwie zostało zabitych" (Annales Xantenses).
Jedynym oponentem wśród książąt Kościoła był Hinkmar, od 845 roku — dzięki
przychylności króla zachodniofrankijskiego — arcybiskup Reims. Jak to było regułą,
pochodził on z kręgów feudalnych i został wychowany w klasztorze St. Denis. Zaliczany był
do jednego z wielkich uczonych swych czasów i broniąc żarliwie swych arcybiskupich praw
wobec papieża, dążył nie mniej żarliwie do pomnażania własnych przywilejów wobec
własnych biskupów, w tym do tytułów prawnych, "o jakich jego poprzednicy nie mieli co
marzyć" (Grotz S. J.).
Jako metropolita biskupstw lotaryńskich Hinkmar należał wprawdzie do biskupów
Lotara, ale jego własna diecezja leżała w przygranicznej części Rzeszy Karola Łysego,
którego był wiodącym mężem stanu i najbardziej wpływowym doradcą. Jednakże by móc
dzielić i rządzić jako metropolita z jeszcze większą władzą, Hinkmar dążył do przyłączenia
Lotaryngii do państwa zachodniofrankijskiego. Stąd miał w kwestii małżeńskiej Lotara
znaczny interes polityczny i uczynił z tego cause celebrę" 213 . A już naprawdę rację miał król
Karol II, szybko zwietrzywszy własne korzyści, pełen "współczucia" dla "nieszczęścia"
Teutbergi i mocno przeciwny rozwodowi Lotara, swego bratanka, ponieważ jego bezdzietne
małżeństwo gwarantowało mu duży spadek.
Tak więc nie tylko przyjął zbiegłą z klasztornego więzienia Teutbergę u siebie i dał jej
wygnanemu bratu-kobieciarzowi najsłynniejsze opactwo swego kraju, St. Martin w Tours,
lecz odmówił także wreszcie Lotarowi przynależności do wspólnego Kościoła, a nawet podał
w wątpliwość jego prawa do królestwa. A arcybiskup Hinkmar awansował oczywiście na tubę
propagandową swego pana, szukał własnych korzyści w korzyściach swego króla, piętnował
postępek Lotara, już to oburzony, już to pełen drwiny i życzył sobie, by rozstrzygnięcie
zapadło dzięki synodowi Rzeszy 214 .
Obaj ukarani arcybiskupi pośpieszyli jednak wściekli do Benewentu, gdzie cesarz Ludwik
II leżał właśnie ze swym wojskiem. Jego początkowo dobre stosunki z papieżem dawno już
ochłodły. Wyruszył więc "opanowany gniewem" na Rzym i natknął się na procesję błagalną,
zarządzoną przezornie przez Mikołaja obok innych procesji i powszechnego postu w celu
odwrócenia cesarskiej uwagi. Papież nie wyszedł monarsze naprzeciw, jak to było w
zwyczaju. A żołdacy cesarscy rzucili się na błagalników, poturbowali duchownych,
chorągwie kościelne rzucili w błoto, porąbali krzyże, wśród nich krzyż św. Heleny z
rzekomymi drzazgami krzyża Jezusowego. Plądrowano, włamywano się do kościołów,
demolowano domy, popełniano okropności na mężczyznach i kobietach; byli ranni i zabici. A
gdy szlachetny Karoling po kilku dniach opuścił Rzym, jego oddziały zostawiły za sobą nie
tylko ograbione i zniszczone domy, lecz również zhańbione Kościoły, zgwałcone zakonnice i
inne kobiety... A katolicki Majestat "udał się do Rawenny i tam świętował Wielkanoc..."
(Annales Bertiniani).
Papież, któremu to wszystko było prawdopodobnie na rękę, schronił się potajemnie w
Św. Piotrze i spędził tam dwa lub trzy dni na ścisłym poście. Wyczekiwał spokojnie, udając
nieco męczennika. W gorącej wodzie kąpany cesarz, przemieniony wewnętrznie z powodu
jednego przypadku śmiertelnego, własnej choroby i wyrzutów sumienia, już wkrótce
złagodniał.
"Słuchaj, panie papieżu Mikołaju..." — koronowane ścierwojady i papieska
zmiana frontu
Obaj arcybiskupi Kolonii i Trewiru przeklinali teraz ze swej strony Mikołaja I, "który
zwie się papieżem, zalicza się jako apostoł do apostołów i mianuje się cesarzem całego
świata". Zarzucili mu "zarozumiałość", "podstępność", "gniew tyrana", "szaleństwo", również
"swoisty zbójecki synod przy zamkniętych drzwiach", "przeklęty, nędzny wytwór", który
wydał "przeklęty wyrok". A ponieważ Mikołaj odmówił przyjęcia ich własnego, złożyli przy
pomocy Guntharowego brata, wyrzuconego z urzędu biskupa Hilduina z Cambrai i orszaku
zbrojnych na grobie św. Piotra zadziwiająco zuchwały list oskarżający, "diabelską i dotąd
niesłychaną rzecz" (Hinkmar), zaczynającą się od słów: "Słuchaj, panie papieżu Mikołaju..."
przy czym ubili jednego ze strażników grobu i z dobytymi mieczami utorowali sobie
odwrót 215 .
W późniejszym czasie obaj krnąbrni hierarchowie krzyczeli coraz słabiej i zmarli, na
próżno dopominając się wciąż o swą restytucję, jako wygnańcy we Włoszech — Thietgaud w
868, a Gunthar w 871 roku.
A papież Mikołaj, którego obaj biskupi obwiniali nie całkiem bezzasadnie, odgrywał
teraz rolę cesarza całego świata, podburzał — nie zważając na list św. Pawła do Rzymian,
punkt 13 216 — frankijskich duchownych do nieposłuszeństwa wobec ich króla. Proklamował,
do czego nawiązywało chętnie katolickie średniowiecze, prawo do oporu przeciwko
uciążliwemu i występnemu panującemu, przeciwko tyranowi. "W boskim zapale"
ekskomunikował w roku 866 Waldradę, jak podają Roczniki Fuldajskie, "wraz z wszystkimi
współwinnymi, współuczestnikami i mocodawcami", groził Lotarowi jednocześnie klątwą i
odrzucił wstąpienie do zakonu — chyba że król zobowiąże się zarazem do celibatu!
"Ponieważ poddałeś się popędowi swego ciała i puściłeś wodze rozpusty — pisał do niego
papież — "popadłeś w morze nędzy i leżysz w brudzie kału". Odzwierciedla to mimochodem
dość dokładnie głoszoną przez całe stulecia moralność seksualną, którą Roberto Zapperi
sprowadził do krótkiej formułki: "Wszystko, co wiąże się z seksualnością, jest nieczyste".
Ponieważ stan spraw Lotara wyglądał coraz gorzej, jego stryjowie sięgnęli po łup, na
który długo czyhali. Wprawdzie jedynym prawnym spadkobiercą Lotara był cesarz Ludwik
— którego Lotar na krótko przed śmiercią odwiedził w Benewencie, to jednak Karol Łysy i
Ludwik Niemiecki zawarli w maju 867 roku przy grobie Ludwika Pobożnego w klasztorze St.
Arnulf w Metzu niezwykle podły "traktat rozbiorowy", dotyczący kraju Lotara. W obecności
wielu biskupów i arcybiskupów ze wschodu i zachodu Rzeszy przyznali sobie "w
prawdziwym braterstwie" — zresztą na ziemi ofiary — oczekiwany przyrost terytorium po
równej części; i oczywiście obiecali ochronę Kościołowi rzymskiemu. Jednakże Lotar,
któremu groziło, że jego państwo przypadnie obu stryjom, odnowił na to zaraz we Frankfurcie
starszy sojusz z Ludwikiem Niemieckim, wyglądający na opłacalny dla tego drugiego,
natychmiast bowiem poszukał pośrednictwa papieża, znalazł aprobatę również u własnych
biskupów, którzy widzieli w nim bohatera wojennego, gdyż właśnie przepędził Normanów.
Papież Mikołaj pozostał jednak nieugięty. Jeszcze z łoża boleści, na dwa tygodnie przed
śmiercią, wysłał nieustępliwy list na północ i zmarł 13 listopada 867 roku "po wielu trudach
dla Chrystusa [,..]" 217 .
Jego postawa, odpowiadająca nauce Kościoła, przyniosła odtąd Mikołajowi wielką sławę.
Abstrahując od tego, że na przykład żaden papież i biskup nie protestował, gdy Karol
"Wielki" rozwiązywał swe małżeństwo i zawierał nowe, to dla postępowania Mikołaja
decydujące były najwyraźniej doraźne względy polityczne. Jako że więcej spodziewał się dla
swej władzy ze strony Karola Łysego, to zmienił front, przeszedł od cesarza Ludwika II na
stronę Karola, mówiąc językiem czasów późniejszych, z papieża cesarskiego stał się
francuskim. Czynił widoki Karolowi Łysemu na koronę cesarską, sprzyjał jawnie jego
planom co do dziedzictwa jego bratanka, a nawet "pokazał Karolowi możliwość, że przy
pewnych warunkach może położyć rękę na państwie Lotara już za jego życia" (Haller).
Wprawdzie Karol Łysy, przekupiony przez Lotara odstąpieniem bogatego opactwa St. Vaast,
na pewien czas przeszedł na jego stronę, wszakże zwrócił się rychło ku papieżowi 218 .
Przemyśleć należy również rzecz następującą.
Małżeństwo w owym czasie jeszcze długo nie miało przyszłej kościelnej rangi. Katolicki
teolog moralności Bernhard Haring uznaje wprawdzie w III tomie swej teologii
moralności Das Gesetz Christi (Prawo Chrystusowe) jedynie na jednej stronie kilkakrotnie, że
małżeństwo zostało "ustanowione już w raju", jednakże przy wskazaniu na "podniesienie
małżeństwa do rangi sakramentu" przez Chrystusa nie przytacza żadnego źródła biblijnego.
W istocie bowiem przejęto monogamię od ludów pogańskich — jak wszystko, czego nie
wzięto od żydów! — przez całe stulecia nie troszcząc się o zaślubiny. Sam Mikołaj I nie
wymagał odpowiedniej ceremonii kościelnej. Dopiero w rozwiniętym średniowieczu
następuje oświadczenie zgody małżonków przed księdzem. A dopiero w XVI wieku
małżeństwo staje się regularnym sakramentem!
Nie powinno więc dziwić, że w Rzeszy frankijskiej biskupi nie zajmowali się od strony
prawnej problemami małżeńskimi i przez dłuższy czas nieszczególnie mieli na to ochotę. Gdy
Ludwik Pobożny przykazał synodowi biskupów w Attigny (822 r.) rozstrzygnięcie sporu
między małżonkami, a raczej usiłował przykazać, biskupi oddali go w ręce świeckich, którzy
mieli rozstrzygać na podstawie prawa świeckiego! Według Wilfrieda Hartmanna zapewne
jeszcze około roku 860 było w Rzeszy frankijskiej oczywiste, "że konflikty małżeńskie należą
do sądu świeckiego". Dopiero pod koniec IX wieku hierarchowie uzyskali również to prawo i
zaczęli wydawać sami wyroki w kwestii rozwodu 219 .
Podczas gdy Mikołaj I oddawał właśnie ducha, jeden z jego krewnych, magister militum
Sergiusz zagrabił skarbiec kościelny. A książę Spoleto Lambert i książę Kapui wykorzystali
jego śmierć, by pod koniec 867 roku obrabować pałace, kościoły i klasztory oraz uprowadzić
córki arystokracji. Ze strachu przed napadem i gwałtem wielu uciekło z miasta.
Od idylli rodzinnej pod rządami Hadriana aż po bezinteresowną śmierć
cesarza Ludwika II "za sprawę Chrystusa"
Po śmierci papieża rozpoczęła się niezwykle zażarta kampania wyborcza, w której
walczyli zwłaszcza stronnicy cesarza z rywalizującymi z nimi "nikolaitami", zwolennikami
ostatniego papieża, którym towarzyszyły aresztowania i wszelkiego rodzaju ekscesy; dały
znać również ambicje wcześniejszego antypapieża Anastazego. W powszechnym zamieszaniu
usunął on z archiwum papieskiego i zniszczył nie tylko obciążające go akta, lecz kazał
również oślepić jednego z osobistych wrogów, szukającego schronienia w kościele.
Na upragniony tron dostał się w końcu kapłan 75-letni i żonaty. Hadrian II (867-872),
jako kandydat na papieża wymieniany już w roku 855 i 858, był latoroślą biskupa Talarego z
Minturno-Gaety i czerpał owoce z jego sławy. Mówiło się ponadto, że modły tego
jednookiego i utykającego Ojca Świętego są w cudowny sposób wysłuchiwane. Przed
wyświęceniem poślubił pewną pannę, Stefanię, miał z nią córkę nieznaną z imienia, może
również synów, i wiódł następnie świątobliwe życie rodzinne w papieskim pałacu.
Wszystko to skończyło się nagle 10 marca 868 roku, gdy jeden z synów biskupa
Arseniusza, Eleuter, domagając się oddania mu za żonę zaręczonej już z kimś innym córki
papieża, w czasie Wielkiego Postu uprowadził ją wraz z matką Stefanią, żoną papieża, i
zniewolił. Nie dość na tym — gdy na wezwanie Hadriana o pomoc interweniował cesarz
Ludwik, zawiedziony w nadziejach Eleuter zabił w napadzie szału obie kobiety i sam został
zarąbany. Biskup Arseniusz, który najwyraźniej sam maczał w tym palce, uciekł z Rzymu i
wkrótce zmarł. Domniemanego inicjatora tragedii, antypapieża Anastazego i brata mordercy,
Hadrian jeszcze 8 marca 868 roku, na dwa dni przed opisywanym morderstwem, w liście do
Hinkmara z Reims nazywa swym najukochańszym Anastazym, przywraca do godności
kapłańskiej i czyni bibliotekarzem Kościoła. Potem jednak bez przesłuchania, świadków i
obrony ponownie pozbawia kapłaństwa i ekskomunikuje.
Upadek i wzlot Anastazego: śmierć Lotara II — "sąd boży"
Osądzenie kardynała Anastazego nastąpiło na synodzie rzymskim z 12 października 868
roku pod najcięższymi zarzutami: usiłowania poróżnienia cesarza i Kościoła rzymskiego,
obrabowania pałacu papieskiego po śmierci Mikołaja I, kradzieży dekretów synodalnych
wydanych przeciwko niemu za czasów Leona IV i Benedykta III, udziału w uprowadzeniu i
zamordowaniu żony i córki Hadriana. Jeszcze inne zarzuty rzucił mu w twarz na synodzie
papież oraz oświadczył: "Na koniec — jak wielu z was razem ze mną słyszało od pewnego
kapłana Adona, z nim nawet spokrewnionego, i co zostało mi odkryte skądinąd — w
jaskrawej niewdzięczności wobec dobrodziejstw, jakie mu wyświadczyliście, wysłał pewnego
człowieka do Eleutera i podmówił go, by dokonał morderstw (exhortans homicidia
perpetrari). I stały się, wiecie o tym". Tymczasem, już pod koniec roku 869, Anastazy
ponownie został doradcą papieża, był przynajmniej znów bibliotekarzem Kościoła
rzymskiego, co rzuca osobliwe światło na Ojca Świętego 220 .
By wesprzeć swą papieską władzę wobec biskupów, głęboko pobożny, ale nie obdarzony
szczególnie mocnym charakterem Hadrian już na początku swego pontyfikatu powołał się na
licznych Ojców Kościoła, dokładnie na 21 sentencji, które wszystkie pochodziły z fałszerstw
Pseudo-Izydora 221 .
Oczywiście nie był on człowiekiem pokroju swego poprzednika. Kluczył, lawirował, jak
choćby uwalniając — wprawdzie pod pewnymi warunkami, ale na podstawie samych
przyrzeczeń — z banicji Waldradę i udzielając Lotarowi, który za to wręczył wiele darów w
złocie i srebrze, 1 lipca 869 w Monte Cassino komunii. Przecież król wręcz zapewnił (a jego
świta to potwierdziła), że nie ma już żadnych kontaktów z Waldradą. Również "jego
wspólnicy (fautores) przyjęli wraz z nim komunię z rąk papieża"; wśród nich nawet
pozbawiony urzędu koloński arcybiskup Gunthar, "inspirator i sprawca tego publicznego
cudzołóstwa"; onże jednak po złożeniu specjalnego oświadczenia "przed Bogiem i jego
świętymi..." (Annales Bertiniani).
Jeszcze w czasie podróży do domu, podczas której jego orszak padł ofiarą zarazy,
również Lotar został złożony w Lucce gorączką i zmarł 8 sierpnia 869 w Piacenzy — był to
"sąd boży", jak powszechnie sądzono, z powodu krzywoprzysięstwa dokonanego w Monte
Cassino. Pogrzebano króla w małym klasztorze St. Antonin poza miastem. Teutberga
natomiast, która wkrótce miała odwiedzić jego grób, przynajmniej wspaniale obdarowała
tamtejszych mnichów, by modlili się za spokój duszy jej małżonka (wszystko bowiem ma tu
swoją cenę!), zakończyła żywot jako opatka bogato wyposażonego przez Lotara klasztoru św.
Glodezindy w Metzu. A jej rywalka Waldrada została zakonnicą w Remiremont nad
Mozelą 222 .
Chwała i zwycięstwo dla Karola Łysego — i "zwycięstwu chwała!" biskupów
Ledwie Karol Łysy — przez całe życie jeden z najbardziej chciwych, wiarołomnych,
tchórzliwych, ale odnoszących największe sukcesy władców swoich czasów — dowiedział się
o niespodziewanym końcu swego bratanka Lotara II, wpadł wbrew wcześniejszym
uzgodnieniom do Lotaryngii.
Sytuacja była korzystna: Lotar nie żył, jego syn Hugo pochodził z nieprawego łoża, a
poza tym był jeszcze dzieckiem; Ludwik Niemiecki leżał ciężko chory w Ratyzbonie. A jego
synowie, jak przystało na dobrych chrześcijan, byli wszyscy w polu przeciwko Słowianom:
królewicz Ludwik (III) wojował przy pomocy Sasów i Turyngów z Serbami, Karloman z
Bawarami walczył z Morawianami, a królewicz Karol III zastępował z oddziałami
frankijskimi i alamańskimi chorego króla, który polecił "Bogu rezultat sprawy". Natomiast
cesarz Ludwik, brat Lotara i najbliższy spadkobierca, był nie tylko daleko, lecz i bardzo
zajęty. Od trzech lat wojował on z Saracenami w Dolnej Italii, gdzie obiegł od strony lądu
Bari, ich bastion w Apulii, a także przy pomocy bizantyjskiej floty liczącej 400 okrętów
zamknął ich od strony morza.
Natomiast Karol Łysy, od lat z uwagą obserwujący wszelkie wydarzenia w Lotaryngii,
zwłaszcza proces rozwodowy Lotara II, stał tuż pod drzwiami i mógł liczyć w czasie
zaczynającej się łupieżczej wyprawy na współdziałanie wielu biskupów, na Hattona z
Verdun, Adwencjusza z Metzu, Franca z Leodium, Arnulfa z Toul i.in., towarzyszył mu
również arcybiskup Hinkmar z dwoma sufraganami, co pozwala na wniosek, że "od początku
popierał" plany uzurpacyjne i "fachowo" kierował napadem (Reinhardt).
Wprawdzie w Attigny niektórzy lotaryńscy biskupi i możni zażądali od Karola, by nie
przekraczał granicy, lecz inne poselstwo zapraszało go, by możliwie szybko przybył do
Metzu, gdzie biskupem był Adwencjusz, równie gładko agitujący na rzecz Karola, co
wcześniej Lotara. Bez namysłu agresor ruszył naprzód. W Verdun złożył mu hołd miejscowy
biskup, a z nim biskup Toul, w Metzu dalsi. A 9 września 869 roku Adwencjusz witał tamże
w kościele Św. Stefana króla Karola jako następcę wybranego od Boga i prawowitego
spadkobiercę. Adwencjusz nie ustawał w powtarzaniu zaklęć o Bogu, zbawcy w potrzebie, by
wszystkim uświadomić, że nie chodzi tu o nic innego, jak o wolę Boga, aby obecnego tu pana
Karola, prawowitego dziedzica, wybranego przez samego Boga na swoją chwałę, uczynić
swym królem i władcą. A za zwierzchnikiem z Metzu poszło wielu innych pasterzy.
Engelbert Muhlbacher nazywa to "komedią usprawiedliwiania". "Biskupi, którzy jeszcze
przed upływem roku tak uroczyście wyznali swój patriotyzm wobec zachodniofrankijskich
zamiarów zaborczych, nie zwlekali ani chwili z udzieleniem kościelnego poświęcenia
złamaniu prawa wobec bratanka i złamaniu traktatu wobec brata. Nieprawda i obłuda, przed
którymi się nie wahano z wciągnięciem imienia Bożego w swe machinacje, kamuflowały
własne cele. Skąd uzyskali prawo, w dodatku będąc mniejszością, prawo dysponowania
państwem, którego posiadanie związane było z dziedziczeniem, w państwie, które znało
jedynie królestwo dziedziczne, prawo do powołania obcego króla? Czy czynili coś innego, niż
zachodniofrankijscy możni, którzy wezwali do swego kraju króla niemieckiego? Czy Karol
nie był uzurpatorem tak samo, jak niemiecki król przy ataku na Rzeszę zachodnią? A przecież
zarówno Hinkmar z Reims, jak i po części ci sami biskupi sami uznali, że owego króla
niemieckiego osądzili nie dostatecznie ostro, że nie upokorzyli go dostatecznie głęboko?"
Karol upierał się ze swej strony przy wyborze swej osoby przez Boga, podnosił
powszechną zgodę duchownych i możnych świeckich, obiecywał bronić chwały i czci
Kościoła, szanować i chronić poza tym wszystko, co możliwe — to, co przy takiej okazji
zwykle się klepie. Zrozumiałe, że i arcybiskup Hinkmar zaklinał się, że król Karol przybył do
Metzu pod boską opieką. Po czym zaintonowano Te Deum laudamus i królewski łotr
pozwolił wypowiedzieć każdemu biskupowi krótką modlitwę za swą chwałę (i zwycięstwo)
oraz namaścić się i ukoronować, by zaraz potem zrelaksować się w Ardenach przy
"szlachetnych" łowach, nabierając sił do nowych czynów.
Na przykład — gdy właśnie 6 października zmarła w St. Denis jego żona Irmintruda,
matka ośmiorga dzieci — do spotkania ze swą młodą konkubiną Rychildą, krewną Lotara II.
Hrabia Bozo otrzymał zadanie dostarczenia jej jak najszybciej i za tę usługę otrzymał obok
innych lenn opactwo St. Maurice. Katolicki władca, wdowiec nawet nie od tygodnia, nim
jeszcze minęły trzy dni, od kiedy dowiedział się o śmierci swej małżonki, 12 października
świętował "zjednoczenie" z Rychildą — podczas gdy równocześnie Normanowie, siedzący
już nad Loarą, pustoszyli zgodnie z wszelkimi regułami sztuki wojennej Le Mans i Tours 223 .
Biskupi w niezliczonych wypowiedziach widzieli Karolową uzurpację jako inspirację
boską, a zabór kraju uznali za boskie dzieło. Papież Hadrian II natomiast starał się uzyskać
następstwo na tronie dla Ludwika II, jego "ukochanego duchowego syna", przez opata Regina
nazywanego nie tylko "pobożnym", lecz również "obrońcą Kościoła" i "pełnym pokornej
uniżoności wobec sług bożych", co stanowi więcej niż wszystko inne. Przy tym cesarz, na
własną szkodę, wojował z coraz bardziej napierającymi Saracenami, zwyciężał ich, nie mogąc
jednak przerwać walki, by choćby zadbać o swe północne dziedzictwo. Ergo Ojciec Święty
zagroził wszystkim ekskomuniką, szczególnie jednak biskupom, którzy przeciwstawili się
jego podopiecznemu i sięgnęli po jego dziedziczne prawa; że potraktuje ich jak niewiernych i
tyranów. Wszakże nikt się nie przejął pokrzykiwaniem z Rzymu, a sam cesarz był daleko i,
jak już była mowa, zajęty życzeniami papieża nie przejął się tym bardziej Karol Łysy.
Związał się nawet z wodzem Normanów, Rorykiem, który — zostawszy tymczasem
chrześcijaninem, wszelako pozostał również "biczem chrześcijaństwa" — tak jak to zresztą
chrześcijanie od stuleci byli takowymi biczami wobec siebie nawzajem i takimi pozostają.
Gdy niespodzianie ozdrowiały Ludwik Niemiecki zagroził uzurpatorowi wojną i zaraz ruszył
przeciw niemu, Karol poszedł na ustępstwa.
Po długich pertraktacjach obaj królowie zjechali się w Meersen (nad Mozą w
Niderlandach, gdzie w połowie stulecia frankijscy władcy wielokrotnie radzili) i nie
zwlekając podzielili 8 sierpnia 870 roku, dokładnie w rok po śmierci Lotara II, jego państwo
między siebie; przy czym granicę stanowiły mniej więcej Moza, Mozela i Saona — póki
dziesięć lat później traktatami w Verdun (879 r.) i Ribemont (880 r.) cała zachodnia część
Lotaryngii nie przypadła ponownie wschodnim Frankom 224 .
Dalsze protesty papieża ustąpiły przed faktami dokonanymi. Lecz ani Karol Łysy, "po raz
trzeci upomniany", ani chyba najbardziej rugany arcybiskup Hinkmar, którego papież
nazywał inicjatorem zła, zaboru, ani pozostali biskupi się tym nie przejęli. A raczej Ojciec
Święty usłyszał od Karola, że to królowie Franków panują w swych krajach, a nie biskupi,
dlatego też spokojnie zaanektował to, co mu przyniósł traktat o podziale z Meersen.
Tak jak Hadrian musiał ustąpić wobec Lotara i Waldrady, tak i w innych konfliktach, w
sprawach cywilnych i kościelnych w Rzeszy Karolingów, zwłaszcza w sporze biskupa
Hinkmara z Laon i jego możnego wuja Hinkmara z Reims oraz Karola Łysego. Wystrzegano
się interwencji, do których nie był uprawniony. Karol wyprosił sobie w ogóle rozkaz z Rzymu
ingerujący w jego prawa. Papież musiał wręcz wyprzeć się własnych listów pisanych przez
swego sekretarza. Zabrano mu je, jak wyjaśniał, podczas choroby, a nawet sugerował, że ktoś
je wymyślił. Również synod 30 frankijskich biskupów opowiedział się po stronie króla.
Cesarz Ludwik II umiera z wyczerpania dla sprawy Chrystusa, a Kościół
przejmuje jego spadek
Tymczasem pojawiło się w owym czasie małe światełko na południu Italii. Ludwikowi II
udało się wreszcie po wieloletnim oblężeniu zdobyć z bizantyjską pomocą w 871 roku Bari,
centrum Saracenów, siedzibę arabskiego emira. Wprawdzie cesarz w tym samym roku został
nagłym atakiem wzięty do niewoli przez księcia Benewentu Adelchisa, po czym stracił swą
dominującą pozycję, jednakże mniej z tego powodu niż wskutek niekorzystnych układów
dynastycznych. Jego żona Angilberga, pochodząca z frankijskiego rodu Suponidów, była
wprawdzie niezwykle aktywna w jego rządach, nawet (szczególnie od jego choroby i rany
odniesionej na polowaniu w roku 864) w akcjach zbrojnych, urodziła mu jednak jedynie dwie
córki. Jej próba przekazania ewentualnego dziedzictwa Italii wraz z koroną cesarską
Karolingom wschodniofrankijskim, spaliła na panewce z powodu oporu górnoitalskiego
możnowładztwa, które w większości opowiedziało się za Karolem Łysym. A i papież w
nagłym zwrocie politycznym zaczął robić Karolowi nadzieję na cesarską koronę 225 .
Cesarz Ludwik II (855-875), najstarszy syn Lotara I, prawie całe życie spędził we
Włoszech. Na południu kraju rywalizowali o władzę Bizantyjczycy i Longobardowie,
dochodziły do tego spory lokalne — wszystko oczywiście było wodą na młyn Saracenów,
przeciwko którym Ludwik powołał pod broń w roku 866 wszystkich mężczyzn Italii. Często
chwalony i wciąż zachęcany przez papieży, prowadził częste wojny, podbił książąt Salerno,
Benewentu, Kapui, długo walczył w Apulii, wszakże był w stanie swemu cesarstwu zapewnić
supremację jedynie we włoskiej części Rzeszy, ale nie na północ od Alp, gdzie w "państwie
środkowym" panowali jego bracia, Lotar II i Karol Prowansalski, tak że Hinkmar z Reims
nazywał go pogardliwie "imperator Italiae". A w końcu musiał też pozostawić południe
samemu sobie, przede wszystkim z powodu wrogości swych chrześcijańskich książąt,
zwłaszcza zaś cesarza wschodniorzymskiego.
Ludwik II, który "całkiem nadaremnie strwonił siły dla sprawy Chrystusa" (Riche),
zmarniał na obczyźnie i gdy zmarł 12 sierpnia 875 roku pod Brescią, całe jego własne mienie
we Włoszech odziedziczył Kościół. Nic dziwnego, że biskup Anton z Brescii i arcybiskup
Ansbert z Mediolanu zaraz wzięli się za łby o jego ciało. Biskup Anton zdążył już je
pochować w kościele Panny Marii w swoim mieście, gdy metropolita mediolański w
towarzystwie arcypasterzy Bergamo i Cremony i całego kleru zabrali je wśród hymnów do
Mediolanu.
Ponieważ cesarz nie pozostawił żadnego męskiego potomka, korona miała przypaść
Karolingom wschodniofrankijskim i królem Italii miał zostać jeden z ich kuzynów; sam
Ludwik II naznaczył na swego następcę Karlomana, najstarszego syna Ludwika
Niemieckiego; również cesarzowa-wdowa i jej dwór działali w tym kierunku. Lecz Ludwik
Niemiecki był stary, jego państwo miało zostać podzielone wśród trzech synów, włoscy
możni byli skłóceni, a papież Jan VIII przyznał koronę cesarską Karolowi Łysemu, co już
potajemnie obiecał mu poprzednik Jana — Hadrian II. Przy tym koronował tenże — jego
ostatnia przekazana źródłowo aktywność urzędowa — Ludwika II w połowie marca 872 roku
w katedrze Św. Piotra po raz drugi na cesarza. Jednakże w tym samym roku, roku swej
śmierci, pisał do Karola: "Zapewniamy was szczerze i wiernie — lecz niech to będzie tajną
mową i listem pokazywanym tylko najzaufańszym — że [...] jeśli wasza wysokość za naszego
życia przeżyje cesarza, to nawet gdyby ktoś nam miał zaoferować wiele korców złota, nie
będziemy na rzymskiego króla i cesarza dobrowolnie pragnąć i wspierać nikogo innego niż
ciebie [...]. Jeśli przeżyjesz naszego cesarza, to [...] pragniemy wszyscy ciebie nie tylko jako
naszego przywódcy i króla, patrycjusza i cesarza, lecz jako obrońcy obecnego Kościoła [...]".
Jedynie o korzyściach Kościoła rzymskiego myślał oczywiście Jan VIII, który w roku 872
został papieżem, a teraz zaoferował tron cesarski królowi zachodnio-frankijskiemu, co
później wyjaśnia w ten sposób: "Karol wyróżnia się swą cnotą, walką na rzecz wiary i prawa,
troską o szacunek i wykształcenie duchowieństwa. Dlatego Bóg wybrał go dla chwały i
wyniesienia Kościoła rzymskiego".
Nie było to korzystne dla Italii, ale przecież takie być nie miało. Za to nastąpiły szybko
zmieniające się niestabilne rządy: Karol Łysy, Karloman, Karol III, Berengar I, Gwido. A nikt
inny nie przeszkadzał w Regnum Italiae tak egoistycznie i świadomie w jakimkolwiek
rozwoju w kierunku własnego państwa, jak przez całe wieki papieże 226 .
W czasach Hadriana II Rzym musiał przyjąć kilka bolesnych kompromisów i ponieść
kilka porażek. Największej straty doznał w związku ze sporem o misje, który z konfliktu o
kompetencje rozwinął się w walkę między Wschodem a Zachodem na Półwyspie Bałkańskim
i poza nim.
Rzym traci Bułgarię
Przy szerzeniu chrześcijaństwa kościoły Wschodu i Zachodu nie działały zgodnie, lecz
przeciw sobie; ostro ze sobą konkurowały. Każda ze stron chciała wyrwać jak najwięcej
"dusz" dla siebie. Frankowie Czechów i Morawian, Chorwatów i Serbów, a Grecy w kraju
kijowskich Waregów 227 — skandynawskich wodzów, którzy osiedli tam ze swymi drużynami
pod koniec VII lub na początku VIII wieku (s. 303). Wszelako Grecy stworzyli front
antyfrankijski również na Morawach. A gdy chan Bułgarii Borys stanął w 862 roku po stronie
Karlomana zbuntowanego przeciw ojcu, królowi wschodnio-frankijskiemu, na co Frankowie
postanowili zchrystianizować Bułgarów, cesarz Michał III podbił ich i zmusił do przyjęcia
chrztu z rąk swoich kapłanów.
Bułgarzy, których naród powstał w wiekach średnich ze stopienia się Traków, Słowian i
Protobułgarów, byli pierwotnie Azjatami siedzącymi w środkowym i górnym biegu Wołgi,
gdzie stworzyli chanat (później zislamizowany); jego stolica Bułgar i sam chanat przetrwały
do późnego średniowiecza, gdy przetoczyła się przez nie nawała Mongołów.
Szlakiem Hunów grupy Bułgarów dotarły nad Dunaj, na Bałkany, stopniowo tam się
osiedliły i stały się groźnym sąsiadem Bizancjum. Dla obrony przed nimi cesarz Anastazjusz I
(491-518), zdeklarowany monofizyta (II, s. 211 i nast., 219 i nast.) wzniósł oddalony o 65 km
od Konstantynopola mur, sięgający od morza Marmara do Morza Czarnego. Za czasów
Justyniana (II, rozdz. 7) Bułgarzy z innymi plemionami słowiańskimi napływali kolejnymi
falami, w roku 557 wtargnęli do Tracji, a około roku 589 osiągnęli Peloponez. W roku 592
cesarz Maurycy rozpoczął z nimi wojnę, ciągnącą się jeszcze długo po jego zamordowaniu.
Pod koniec VII wieku zmusili bizantyjskiego władcę do płacenia rocznego trybutu, a w 716
roku do uznania własnej niezależności. Ich pierwsze królestwo, założone w 681 roku ze
stolicą w Plisce, przetrwało do 1018 roku.
Jednakże Bułgarzy przecenili swe siły, gdy nieco po połowie VIII wieku na południu i
południowym zachodzie zaatakowali ziemie bizantyjskie. Cesarz Konstanty V Kopronymos
poprowadził w odwecie dwadzieścia wypraw wojennych lądowych i morskich przeciwko
chanowi Terwelowi w ciągu dziesięciu łat, oczywiście go nie zwyciężając. Jakkolwiek bardzo
osłabieni i mimo częstych przewrotów pałacowych, gdy zabijano lub wypędzano panujących,
Bułgarzy podnieśli się znowu i pod panowaniem chana Kruma (803-814), jednego ze swych
najznaczniejszych władców, poczynili nowe zdobycze, m.in. w roku 809 zdobyli Serdikę
(Sofię). Wprawdzie cesarz Nikifor I odpowiedział na wrogą Bizancjum politykę zagraniczną
Kruma wyprawą w 811 roku, podczas której zajął i zburzył przy pomocy swej wielkiej armii
bułgarską stolicę Pliskę, jednakże 26 lipca w trakcie powrotu, chyba na przełęczy Verigava
(dzisiaj Vurbiśki prochod), został napadnięty z zasadzki i zarówno przegrał bitwę, jak i stracił
życie.
Od tego roku bułgarscy carowie, nazywający się już "władcami z woli Bożej", pijali z
czaszki bizantyjskiego cesarza, oprawionego w złoto czerepu czaszki Nikifora. Krum ze swej
strony obrócił w ruinę prawie całą Trację, doszedł pod mury Konstantynopola, zmarł jednak
nagle pośród przygotowań do oblężenia w kwietniu 814 roku.
Jeden z jego następców, chan Borys I (852-889, zm. 907 r.), dążył do zbliżenia między
Cesarstwem Bizantyjskim a Państwem Wielkomorawskim pod rządami Rościsława, do
sojuszu z Ludwikiem Niemieckim i otwarcia wobec Kościoła wschodniofrankijskobawarskiego. Początkowo Bizancjum było temu przeciwne, zmuszając Borysa w 864 roku
przy pomocy wielkiej wyprawy zbrojnej, niespodzianej demonstracji wojsk i floty, do
porzucenia sojuszu z Frankami i nakazania przyjęcia chrztu przez Bułgarów wczesną jesienią
865 roku z ręki bizantyjskich kapłanów. A gdy bułgarscy możni się temu sprzeciwili, Borys
stłumił bunt swej pogańskiej arystokracji, gubiąc nawet kobiety i dzieci i okrutnie
wyniszczając całe rody — wystarczający powód, by po śmierci był czczony jako święty.
Wszelako: przez następnych sześćset lat chrześcijańscy Bułgarzy i chrześcijańskie Bizancjum
zwalczali się nawzajem 228 .
Seks, duszpasterstwo, małe przekupstwa i skrytobójstwo na dworze w
Bizancjum
Gdy chan Borys ugiął się w 865 roku przed krzyżem, gdy dokonał oficjalnego przejścia
na wiarę bizantyjską, otrzymał na chrzcie imię swego cesarskiego ojca chrzestnego: Michała.
Michał III, cesarz bizantyjski (842-867), nie tak znów całkowicie rozpasany, jak go długo
przedstawiała historiografia, cenił zawsze konie, niewiasty, a także pięknego, pożądanego
przez kobiety, choć żonatego Bazylego, którego uczynił cesarskim koniuszym i marszałkiem
dworu, a nawet mężem własnej kochanki, z którą dalej się zadawał, podczas gdy Bazyli, który
go później zamordował, powetował sobie na jego siostrze. W tej sytuacji w rzeczywistości
rządził wuj Bardas, póki Bazyli jego również nie zgładził. Jak przystało na chrześcijański od
wieków dwór cesarski.
Bardas, od roku 862 wyniesiony do godności cezara, wszechstronnie uzdolniony,
wykształcony, a nawet założyciel prywatnej szkoły wyższej w Konstantynopolu, był również
uwikłany w nie bezkrwawy konflikt z roku 856 oraz w usunięcie cesarzowej Teodory.
Odsunął również swą pierwszą żonę i żył w publicznej "hańbie" z wdową po swym synu, co
tak bardzo nie podobało się patriarsze Ignatiosowi, że Bardas w 858 roku równie energicznie
działał na rzecz jego dymisji i wygnania, co na rzecz mianowania Focjusza w tym samym
roku. I tak seks i duszpasterstwo często przepięknie się przenikają — jak to mutatis mutandis
wiadomo i dzisiaj.
Patriarcha Focjusz (858-867 i 877-886), krewny domu cesarskiego, po wymuszonej
rezygnacji swego poprzednika Ignatiosa (syna obalonego cesarza Michała I), wbrew prawu
kanonicznemu, w ciągu pięciu dni (chociaż osoba świecka!) został wyniesiony do godności
patriarchy — był wprawdzie świeckim teologiem, jednakowoż najznaczniejszym uczonym
owych czasów. Oczywiste, że protestował przeciwko obecności zachodnich misjonarzy w
Bułgarii, przeciwko bezżenności zachodnich kapłanów, przeciwko zachodniemu "kacerstwu",
włączeniu "filioque" (emanacji Ducha Świętego z Ojca "i Syna", dla Kościoła greckiego
głównego powodu schizmy w roku 1054) w symbol wiary i.in.
Papież nie przyglądał się biernie walce, jaka rozgorzała na Wschodzie między focjanami
a ignacjanami, którzy obustronnie podważali legalność starego lub nowego patriarchy.
Mikołaj I odmówił uznania niebezpiecznego rywala Focjusza, a Focjusz uznał dzięki pomocy
synodu patriarchat Ignatiosa za nielegalny. Dwaj papiescy legaci, przekupieni na Wschodzie,
przystali na usunięcie z urzędu Ignatiosa i osadzenie na nim Focjusza. Papież wygnał ich,
uznał Ignatiosa za prawowitego patriarchę i w czasie synodu laterańskiego w 863 roku
wypowiedział uroczyście depozycję i ekskomunikację Focjusza, co wywołało pełną
wzburzenia korespondencję między nim, Mikołajem, a cesarzem bizantyjskim. W 867 roku
Focjusz z kolei potępił papieża i ze swej strony — czego nigdy nie odwołał — uznał za
złożonego z urzędu, a za wykluczonych z Kościoła wszystkich, którzy by nadal stali po jego
stronie. I w końcu Focjusza ekskomunikowano również na Wschodzie, na soborze w
Konstantynopolu w roku 869/870, a potem go przywrócono, ba, nawet Rzym go uznał. Papież
tylko upierał się przy tym, by Focjusz przeprosił za swe wszystkie czyny, potem zrezygnował
i z tego warunku — pewnie dlatego, że oczekiwano bizantyjskiej pomocy przeciwko Arabom
(p. s. 183). Cały spór doprowadził jednak ostatecznie do schizmy i do ostatecznego rozdziału
Rzymu i cesarstwa greckiego 229 . Oraz zaostrzył konflikt na tle chrystianizacji Słowian.
Papieska rada dla Bułgarii: nie pod końskim ogonem, lecz z krzyżem do
bitwy!
Razem z patriarchą Focjuszem cezar Bardas wspierał bizantyjskie misje wśród Słowian,
by sprostać zarówno politycznemu, jak i kościelnemu naciskowi z Zachodu, skierowanemu
zwłaszcza na Bułgarię. Z drugiej strony władca Bułgarii Borys I usiłował przeciwstawić się w
owym czasie przemożnemu wpływowi polityki bizantyjskiej i Kościoła greckiego.
Wykorzystał przy tym polityczną destabilizację na Wschodzie po zamordowaniu Bardasa w
roku 866 przez późniejszego cesarza Bazylego I (s. 183) do nawiązania kontaktów z Rzymem
w nadziei na mniej zależną organizację kościelną. Mikołaj I, którego stosunki z Bizancjum
niezależnie od tego były coraz gorsze, przysłał mu jesienią roku 866 dwu biskupów, Pawła z
Populonii i Formozusa z Portus, późniejszego papieża, którzy chrzcili bez ustanku rzesze
Bułgarów, przepędzali greckich kapłanów z kraju i naciskali na chana, by przyjmował jedynie
rzymskich duchownych i rzymską liturgię.
Ponieważ Bułgaria po większej części podlegała zwierzchnictwu Kościoła bizantyjskiego
i dopiero co została schrystianizowana przez Bizantyjczyków, zwołany przez Focjusza
późnym latem roku 867 synod wydał wyrok przeciwko łacińskim misjom w Bułgarii i złożył
z urzędu Mikołaja I, do którego ta (Radosna) Nowina w każdym razie nie dotarła. Jednakże
jego nawracający strzegli pilnie swych dokonań. Również nieco później przybyli misjonarze
Ludwika Niemieckiego pod wodzą szczególnie zainteresowanego południowym Wschodem
biskupa pasawskiego Ermenryka (866-872) musieli wrócić pełni złości, gdyż rzymska misja
papieża Mikołaja nie okazała im zbytniego szacunku, "napełniła przecież cały kraj kazaniami
i chrztami" (Annales Fuldenses).
Papież osobiście pouczył Bułgarów, pod tytułem Responsa, w 106 punktach na temat
prawie wszystkich ważnych spraw w życiu człowieka. Na przykład, że patriarcha Rzymu, a
więc on sam, jest dużo ważniejszy niż patriarcha Konstantynopola, by wystrzegali się
greckich obrzędów, które nie tylko zaatakował, ale i ośmieszył i by poddali się Rzymowi.
Powiedział im także, jak mogą się ubierać, żenić, kiedy jeść, odbywać stosunki w
małżeństwie etc. Dał im radę wręcz rewolucyjną, by nie szli do boju z buńczukiem z
końskiego ogona, lecz z krzyżem! Chan Bułgarów dał się wreszcie przekonać, uznał się za
sługę Św. Piotra i ogłosił swe podporządkowanie — "obediencja zachodniorzymska sięgnęła
nieomal bram Konstantynopola!" 230
Oczywiście, także i triumf Rzymu nie ostał się długo. Car Borys nie uzyskał bowiem
autokefalicznego patriarchy Bułgarii, gdyż ani Mikołaj I nie przysłał biskupa Formozusa, ani
jego następca, Hadrian II, zażądanego diakona Marina, a przy tym musiał usłyszeć, że
rzymski papież i patriarcha Konstantynopola się wzajemnie ekskomunikowali i
zdetronizowali. A więc poddawany stałym naciskom Bizancjum Kościół bułgarski zaraz po
soborze konstantynopolitańskim w roku 869/870 zwrócił się ponownie do tamtejszego
patriarchatu, za czym jego obszar misyjny przypadł na nowo Kościołowi greckiemu.
Wypędzono z kolei, mimo protestów papieża, księży łacińskich. I mógł sobie teraz Jan VIII
napominać strasznie cara Bułgarów, ostrzegać i mamić kluczami św. Piotra, grozić, próbować
przymusić Bułgarów do przejścia pod rzymską pieczę i przeciwko "sub fide falsi" —
pozostali od tej pory przy Konstantynopolu i umieli obronić swą niezależność. W 928 roku
Kościół bułgarski został uznany przez konstantynopolitański za autokefaliczny.
Focjusz natomiast, górujący swą osobą nad całym ówczesnym chrześcijaństwem, został
w 886 roku powtórnie obalony i schronił się za murami klasztornymi, przynajmniej jako
teolog i uczony sławiony po dziś dzień. Także chan Borys, okrutny oprawca swej pogańskiej
arystokracji, morderca kobiet i dzieci, został w 889 roku mnichem — i świętym, a wręcz
narodowym świętym Bułgarów (dzień 2 maja) 231 .
Zasłużenie, zasłużenie.
Rzym zdobywa Czechy i Morawy — nadchodzą "apostołowie Słowian"
Na Morawach stało się dla Rościsława jasne, że przyłączenie do kościelnej prowincji w
Salzburgu jeszcze bardziej zagroziłoby jego niezależności. Dążył więc, będąc u szczytu swej
potęgi, do oderwania morawskiego Kościoła od Bawarii, szukał oparcia w Rzymie,
zapraszając włoskich misjonarzy, przemyśliwał osłowiańskim Kościele związanym jedynie z
Rzymem. Po tym jednak, gdy Mikołaj odrzucił jego zamiary ze względu na Kościół Rzeszy i
Ludwika Niemieckiego, spróbował znaleźć oparcie w Bizancjum, politycznie dlań mniej
niebezpieczne niż bliscy sąsiedzi frankijscy. Odprawił więc misję bawarską i poprosił w 862
roku Bizancjum o przysłanie duchownych greckich. I wkrótce cezar Bardas, na parę lat przed
zamordowaniem jego i cesarza Michała przez jego następcę Bazylego, przysłał dwu braci
Konstantego i Metodego ze swymi misjonarzami. W ten sposób Państwo Wielkomorawskie
zyskiwało nie tylko faktyczną niezależność wobec wschodnich Franków, chcących jego
podbicia, lecz także słowiańskie chrześcijaństwo, znajdując oparcie w Kościele greckobizantyjskim, zyskiwało przede wszystkim narodowy Kościół morawski.
Konstanty (najczęściej zwany swym późniejszym imieniem Cyryla) i Metody, para braci,
którzy stali się znani jako "apostołowie Słowian", pochodzili z rodziny wyższego urzędnika w
Tesalonice (Salonikach) i zdobyli wykształcenie w otoczeniu patriarchy Focjusza. Urodzony
około 815 roku Metody był początkowo cesarskim strategiem, potem opatem, a młodszy
Konstanty, diakon, był być może księdzem, przejął katedrę Focjusza i wyruszył wreszcie w
roku 860 jako cesarski poseł do Chazarów na dzisiejszej Ukrainie. Obaj poczynili już pewne
doświadczenia w misjonowaniu Słowian i gdy Rościsław poprosił dwa lata później Michała
III o nauczycieli, którzy mogliby m.in. przetłumaczyć bizantyjskie kodeksy prawnicze na
język słowiański, obaj bracia wyruszyli na czele delegacji misyjnej.
"Apostołowie Słowian" mówili i głosili kazania w języku ojczystym Morawian, byli w
stanie praktykować liturgię chrześcijańską, mszę rzymską ("liturgię Św. Piotra") w języku
słowiańskim w kościelnej tradycji Wschodu i przetłumaczyli również na ten język Biblię.
Dzięki temu stworzyli język kościelny i liturgiczny określany jako "staro-cerkiewnosłowiański". Jednakże wszystko to doprowadziło do ostrego konfliktu z działającym już w
państwie Rościsława wzdłuż Dunaju duchowieństwem łacińsko-frankijskim. A to tym
bardziej, że szybko wyprzedzili misję bawarską.
Oczywiste, że zaraz nastąpiły oskarżenia o "kacerstwo" i wezwanie do Rzymu. Konstanty
i Metody udali się zatem po mniej więcej trzyletniej działalności w drogę. Przybyli najpierw
przez Panonię do syna zmarłego tymczasem księcia Pribiny (s. 122 i nast.) Kocela (według
frankijskich źródeł Chozilo, Chezilo), który do swojej śmierci w 875 roku panował w
Mosapurgu (Zalavar), głównym grodzie nad Balatonem, a teraz zaczął wspierać liturgię
słowiańską. A stamtąd pociągnęli w 868 roku przez Wenecję do papieża, by prosić o
najwyższe błogosławieństwo dla swego przedsięwzięcia.
W Rzymie (gdzie Konstanty zmarł w 869 roku, przyjąwszy imię Cyryla) Hadrian II
przystał na ich praktyki misyjne. Zezwolił na liturgię słowiańską, nakazał wszakże czytanie
lekcji i ewangelii po łacinie. Jednakże gdy Hadrian w 870 roku na prośby Kocela, pragnącego
uwolnić się od podległości wobec wschodnich Franków i utworzenia niezależnego Kościoła,
mianował Metodego legatem papieskim i arcybiskupem Panonii i Moraw, powierzając
zarazem podupadłą od najazdu Awarów w 582 roku metropolię w Sirmium (dzisiaj Mitrovica
koło Belgradu), natrafił na gwałtowny opór biskupów Salzburga i Pasawy. Zarządzenie
Hadriana dotykało bowiem ich diecezji i to nie tylko władzy duchownej, lecz w równym
stopniu dalszej "kolonizacji" ze strony Franków. Zaostrzyło to spór kościelny, trwający już
mniej więcej piętnaście lat, przy czym każdej stronie chodziło o coś innego: "Metodemu o
liturgię słowiańską, Bawarom o zachowanie dotychczasowego zakresu swej misji, papieżowi
o bezpośrednie panowanie nad Kościołem morawskim, samym Morawianom natomiast o
niezależność" (Zöllner). W gruncie rzeczy wszystkim chodziło o to samo: o władzę 232 .
Książę Rościsław zostaje oślepiony, a arcybiskup Metody potraktowany
pejczem przez biskupa pasawskiego
Ze sporem kościelnym związany był nierozerwalnie konflikt polityczny. W tym czasie
Ludwik Niemiecki ponownie najechał wschodnich sąsiadów. Wyprawił się na nich w sile
trzech kontyngentów (s. 125). Przy czym królewicz Karloman zaatakował od strony Karyntii
księstwo w Nitrze na Słowacji, gdzie rządził bratanek Rościsława, Świętopełk (870 - 894).
Tam, gdzie salzburski arcybiskup Adalram poświęcił w roku 828 pierwszą chrześcijańską
świątynię, rozpoczął swe rządy jako dzielnicowy książę, wyraźnie sprzyjając Kościołowi
rzymskiemu. Został później cudownie ocalony z wszelkich grożących mu dynastycznych
zasadzek dzięki "łasce Bożej", "sprawiedliwemu wyrokowi Bożemu". Karloman przeciągnął
go na swą stronę i Świętopełk wydał mu stryja. Karloman uwięził Rościsława w Ratyzbonie i
wtargnął "bez jakiegokolwiek oporu do jego państwa, zmusił wszystkie grody i miasta do
poddania, zaprowadził swe porządki przy pomocy swych ludzi i, wzbogacony królewskim
skarbem, powrócił do domu".
Rościsław został "w ciężkich więzach" przyprowadzony późną jesienią przed króla
Ludwika — w dowód łaski — oślepiony i na powrót wtrącony do więzienia w klasztorze.
(Przecież przez cały rok pojawiały się przepowiednie, "cudowne znaki": przez całą noc
powietrze podnosiło się nad Moguncją jak we krwi, tamże dwukrotne trzęsienie ziemi,
również zaraza bydlęca szalała "w najstraszniejszy sposób w kilku miejscach Francji". A
nawet, podczas synodu w Kolonii w kościele Św. Piotra "słyszano złe duchy, rozmawiające
ze sobą i skarżące się, że mają zostać wygnane z od dawna posiadanych miejsc": Annales
Fuldenses). Przypomniano sobie pewnie o "złym duchu" z Caputmontium (s. 129).
Gdy Metody stracił swego patrona Rościsława, bawarscy biskupi kazali uwięzić również i
jego i przez kilka lat trzymali go w więzieniu w Bawarii — gdzie, nie wiadomo — lecz z
pewnością stał za tym "cały episkopat bawarski w ścisłym kontakcie z władzą świecką"
(Mass). Morawami zarządzali wtedy niemieccy margrabiowie.
Wcześniej jednak, w roku 870, zawleczono dopiero co zaaprobowanego przez papieża
arcybiskupa na synod w Ratyzbonie, człowieka, który przypuszczalnie pojmował
chrześcijaństwo w poważniejszy sposób, niż ówcześnie misjonujący kler frankijski i znalazł
się w konflikcie z bawarskimi duchownymi, dla których wszystko co słowiańskie było
znienawidzone. "Nauczasz na naszym terytorium", zarzucano więźniowi, podczas gdy on ze
swej strony oskarżał arcypasterzy z Salzburga i Pasawy, że z powodu nadmiernych ambicji i
chciwości przekroczyli "stare granice".
Może to biskup Ermenryk z Pasawy pojmał Metodego. A Ermenryk, kształcony literat
pochodzący ze szwabskiej arystokracji, w Fuldzie uczeń Rabana i Rudolfa, w Reichenau
Walafrida Strabona, jakiś czas przebywający na dworze Ludwika Niemieckiego w
Ratyzbonie, rzucił się — według papieża Jana VIII — z biczem do konnej jazdy na swego
brata w Chrystusie. Wystawiał go pod gołym niebem podczas zimy i deszczu i
przypuszczalnie też go uwięził. Od końca 870 roku do 873 arcybiskup Metody siedział w
klasztornym więzieniu, koło Freising, w Ratyzbonie, albo w Ellwangen, gdzie Ermenryk był
kiedyś mnichem 233 .
Najazdy na wschodzie lub "nikt stamtąd nie uszedł poza biskupem
Embrichonem..."
Również książę Świętopełk, który właściwie opanował Państwo Wielkomorawskie, kraje
wokół Sudetów, łącznie z Czechami, Śląskiem i środkowymi Węgrami, siedział we
frankijskich więzieniach, stawał się jednak stopniowo coraz bardziej użyteczny, podbił i
"nawrócił" także sąsiednie plemiona słowiańskie, jak na przykład wschodnich Czechów.
Książęca siedziba Nitra była w drugiej połowie IX wieku zarazem najbardziej na wschód
wysuniętą siedzibą biskupstwa łacińskiego Kościoła.
Jednakże w 871 roku Świętopełk został oskarżony o wiarołomstwo i ponownie osadzony
w więzieniu przez Franków, przez Karlomana, którego wnuki trzymał do chrztu. Lecz
przecież jako niewinnego musiano go wypuścić, wręcz "z królewskimi darami". Książę
oczywiście zaraz się zemścił. Podjął antyfrankijską politykę Rościsława, zbuntował się i
jeszcze w 871 roku zadał bawarskiej armii druzgocącą klęskę. Hrabiowie znad granicy z
Morawami, Wilhelm i Engilszalk, zginęli wraz z wieloma innymi rycerzami. "Wszelka radość
Bawarczyków z powodu tak wielu minionych zwycięstw przemieniła się w żałobę i
biadanie". Kto nie padł w boju, skończył w niewoli. Świętopełk, który bądź co bądź zasłużył
się najważniejszym interesom politycznym chrześcijańskiego kleru, Janowi z Wenecji,
Wichingowi ze Szwabii, mimo to pozostał dla Franków "głową pełną oszustw i podstępów",
"nieludzki i żądny krwi niczym wilk" (Annales Fuldenses).
W roku 872 zaatakowano wprawdzie Morawian i Czechów szeregiem oddziałów, lecz
znowu z niewielkim "szczęściem", Turyngowie i Sasi "z wielkimi stratami" zostali zmuszeni
do ucieczki, "uciekający hrabiowie byli bici przez kobiety w każdej okolicy i kijami zwalani z
koni na ziemię". Za to wojsko pod wodzą biskupa mogunckiego, "ufając w pomoc Boga"
(który w tym samym czasie "strawił niebiańskim ogniem" katedrę w Wormacji) przegania
naraz pięciu wrogich książąt "wraz z wielką liczbą buntowników", zabija, topi w Wełtawie,
pustoszy "niemałą" część kraju i wraca "bez uszczerbku do domu. Najwyższe dowództwo tej
wyprawy miał arcybiskup Liutbert".
Inny oddział frankijski, prowadzony przez Arna z Wurzburga — budowniczego
tamtejszej katedry oraz "głównodowodzącego w czterech poświadczonych źródłowo
wyprawach wojennych" (Lindner) — i opata Sigeharda z Fuldy, pośpieszył z pomocą
Karlomanowi, który "mordując i paląc" operował przeciwko Świętopełkowi. Ale Bawarczycy
ulegli wrogowi. Musieli "zawrócić tracąc wielką część swoich ludzi wśród wielkich
trudności". A jeszcze inny oddział frankijski, pozostawiony do ochrony statków na brzegu
Dunaju, został starty w proch przez ludzi Świętopełka — "nikt stamtąd nie uszedł poza
biskupem Embrichonem z Ratyzbony [...]".
Świętopełk po przynoszących niezwykłe straty najazdach zdołał umocnić swe panowanie,
a rok 874 przyniósł mu pokój w Forchheim i względną niezależność, również pod względem
kościelnym, chociaż za cenę corocznego trybutu 234 .
Ostateczny zakaz stosowania liturgii słowiańskiej i awans "apostołów
Słowian" na patronów kraju i "modnych świętych"
Dopiero w 873 roku Jan VIII uzyskał zwolnienie Metodego. Po powrocie do diecezji
panońskiej miał on wprawdzie zrezygnować z liturgii słowiańskiej, z języka "barbarzyńców" i
odprawiać mszę tylko po łacinie lub po grecku, "jak to Kościół Boży śpiewa po całym kręgu
ziemi", jednakże Metody się nie podporządkował, a papież w roku 880 odwołał zakaz.
Sam Świętopełk, władca Wielkiej Morawy, stał wprawdzie politycznie po stronie
Metodego, lecz kulturowo skłaniał się raczej ku "kulturze" zachodniej, przede wszystkim ku
papiestwu. Kazał więc wybrać w Rzymie na biskupa Nitry, swej wcześniejszej siedziby,
Wichinga, swego faworyta i wychowanka klasztoru w Reichenau. Wiching został sufraganem
Metodego. Jednakże ustawicznie intrygował przeciwko jego programowi misyjnemu —
chociaż Jan VIII bullą Industriae tuae nań zezwolił i niespodzianie rozstrzygnął rzecz
przeciwko Wichingowi, po tym jak zawezwany do Rzymu Metody ze szczętem obalił
oskarżenie o "kacerstwo".
Jednakże Stefan V (885-891), pozostający pod wpływem kleru frankijskiego, zabronił
ostatecznie używania słowiańskiego kanonu mszalnego i kazał go zastąpić rytuałem
rzymskim: "ostatnia istotna decyzja w sprawach kościelnych papieża epoki karolińskiej"
(Handbuch der Europäischen Geschichte). Dzięki niej bowiem część Słowian zachodnich i
południowych na zawsze została włączona do łacińskiego Zachodu. Stefan V odrzucił
"całkowicie fałszywą naukę" i najserdeczniej polecił "królowi Słowian" biskupa Wichinga
jako prawowitego. Lecz dopiero po śmierci Metodego około roku 885/886 Wiching zdołał
pokonać następcę wybranego przez Metodego.
Próba stworzenia słowiańskiego kościoła narodowego w oparciu o Bizancjum, podjęta
przez Metodego, zupełnie się nie powiodła. Episkopat bawarski zwyciężył na całej linii.
Nastąpił wielki zwrot w Kościele. Liturgia łacińska znów zastąpiła słowiańską, frankijska
prowincja kościelna morawską, Słoweńcy i Chorwaci ponownie znaleźli się pod
rzymskokatolickim knutem, a misja bizantyjska na Morawach była skończona po wsze czasy.
Tak jak w Bułgarii Wschód, tak na Morawach zapanował Zachód. Od tej pory linia podziału
między chrześcijaństwem greckim a rzymskim, między większą słowiańską Europą
południowo wschodnią a mniejszą zachodnią częścią Słowian, biegła poprzez
Słowiańszczyznę południową, poprzez Bałkany, a Bizancjum i Rzym znalazły się na
wzajemnie wrogich pozycjach z wszelkimi katastrofalnymi następstwami tej sytuacji aż po
wiek XX, szczególnie drugą wojnę światową oraz wojny na Bałkanach w latach
dziewięćdziesiątych.
Duchowni "słowiańscy", zwolennicy Metodego, w roku 886 przede wszystkim pod
wpływem biskupa Wichinga zostali uwięzieni, po części zakuci w łańcuchy potem wygnani z
Moraw, skąd uciekali najczęściej do Bułgarii, ale i na terytorium Serbii i Chorwacji. Zarazem
zlikwidowano na Morawach liturgię słowiańską i w barbarzyński sposób zniszczono
drogocenny skarb rękopisów szkoły starosłowiańskiej. Unieważniając dekret swego
poprzednika, Stefan V wydał absolutny zakaz używania języka słowiańskiego w
nabożeństwach i mianował wschodniego Franka Wichinga arcybiskupem w Nitrze. Nie
zachowała się żadna tradycja starego kościoła, ani na Morawach, ani w Czechach.
Dopiero w XIV wieku Konstanty-Cyryl i Metody stali się patronami Moraw, a nawet
błyskawicznie typowymi "modnymi świętymi". Przy tym jest oczywiste, że przed rokiem
1347 nie występowały w ogóle oznaki kultu obu misjonarzy. Również relikwie — "ze
zrozumiałych względów bardzo wątpliwej natury" (Graus) — zostały "odkryte" dopiero
wtedy 235 .
ROZDZIAŁ 4.
Jan VIII (872-882): 'papież wzorcowy'
"Każdy, kto ma zostać przez nas wyniesiony do godności cesarskiej, musi również przez nas, i
głównie przez nas, zostać najpierw powołany i wybrany".
Papież Jan VIII 236
"[...] świat zrozumiał, że jemu, który dążył do tego samego i domagał się tego, co jego
poprzednicy, chodziło o świeckie prawa i ziemskie panowanie, a nie o wiarę i Kościół".
Johannes Haller 237
"W Rzymie zszedł był mianowicie biskup na Stolicy Apostolskiej, z imienia Jan; tenże
otrzymał już wcześniej od swego krewnego truciznę, teraz jednak był przez tego samego
[krewnego], a zarazem innych towarzyszy swego zbrodniczego czynu [...], tak długo bity
młotem, aż ten utkwił mu w mózgu. Pragnęli oni bowiem zagarnąć dla siebie zarówno jego
skarbiec, jak i kierownictwo urzędu".
Annales Fuldenses 238
"Nie ma wątpliwości: we Włoszech panowała zupełna anarchia [...]. Z dziewięciu papieży,
którzy w ciągu dwunastu lat jeden po drugim wstąpili na tron Piotrowy, ani jeden nie zmarł
śmiercią naturalną".
Karl Kupisch 239
O następcy Hadriana, arystokratycznie urodzonym Rzymianinie Janie VIII, jednym z
najbardziej znanych papieży między Mikołajem I a Grzegorzem II, nawet umiarkowanie
krytyczny katolicki pisarz Kuhner pisał: "Jego całe dążenie dotyczyło pokoju i
sprawiedliwości". W istocie Jan VIII był papieżem krańcowo dwulicowym, dosłownie we
wszystkie strony rozpinającym konspiracyjne nitki, dążącym jedynie do władzy, a wręcz do
pożałowania godnej wojennej sławy. Nikt przed nim nie wydał tak wielu ekskomunik, nikt
przed nim tak bez skrupułów, tak chytrze, nie dopasowywał się do każdej zmiany w jego
epoce, nawet jeśli wystarczająco wielu jego poprzedników podobnie bez żenady miało
zwyczaj wykorzystywać kościelną władzę do czysto politycznych celów.
Świeża inicjatywa albo pierwszy papież-admirał
Zainspirowany przez Grzegorza I i przez Mikołaja I, swe wzorce do naśladowania,
forsował przewodnią rolę papiestwa. Jak Leon IV przemienił św. Piotra, dzielnicę
watykańską, w twierdzę Leopolis, tak Jan VIII otoczył murami bazylikę Św. Pawła wraz z
tamtejszym przedmieściem, które nazwał "Joannipolis". I tak jak już jego poprzednik Hadrian
— po wspaniałomyślnym zwolnieniu Ludwika II z przysięgi wymuszonej na nim w 871 roku
przez księcia Benewentu Adelchisa — podmówił cesarza "do wznowienia walki" (Regino z
Prum), tak papież Jan towarzyszył dobranymi sentencjami biblijnymi wojnie Ludwika z
Saracenami i z kolei podobnie jak Leon IV (s. 133 i nast.) uwolnił od grzechów wszystkich,
którzy "padną w katolickiej pobożności przeciwko poganom i niewiernym" i obiecał im takoż
spokój "wiecznego żywota", ów namiestnik Chrystusa utrzymywał własnych żołnierzy,
wyprosił u króla Galicji 240 oddział mauretańskiej jazdy i ustanowił przypuszczalnie urząd
zarządcy stoczni, ale już na pewno ze "świeżej inicjatywy" (zdaniem katolickiego pisarza
Seppelta) pierwszą papieską marynarkę wojenną: łodzie obsadzone żołnierzami, z dwoma
kasztelami, najeżone machinami miotającymi pociski, ogień oraz hakami abordażowymi i
napędzane wiosłami galerników. A nawet kierował przedsięwzięciami militarnymi, jako
papież-admirał osobiście urządzał łowy na Saracenów, podczas których wiele z tych
— jak ich po ojcowsku nazywał — "dzikich zwierząt" zabił i odebrał im koło przylądka
Circe 18 statków — "czyn iście bohaterski" (jak go nazywa katolicki pisarz Daniel-Rops).
Niemniej starał się chrześcijan — których, jeśli znosili się z Saracenami, obkładał klątwą —
za pomocą niemałego przekupstwa utrzymywać z dala od wszelkiej kolaboracji z nimi 241 .
Wspólne interesy Jana z Karolem Łysym, "zbawcą świata"
Po śmierci Ludwika II obaj jego stryjowie, Ludwik Niemiecki i Karol Łysy, upomnieli się
o koronę cesarską. Jan VIII wysłał zatem swych legatów do Karola, duchowieństwo włoskie
bowiem również zdecydowało się na niego i "tyran Galii" wtargnął wkrótce przez Wielką
Przełęcz Św. Bernarda do Italii, gdzie "chciwą ręką zagarnął wszelkie skarby, jakie znalazł"
(Annales Fuldenses). Wkraczający przeciw niemu (na zlecenie ojca) przez Alpy wschodni
Frankowie Karol III i Karloman uzyskali wsparcie jedynie margrabiego Berengara z Friulu,
późniejszego króla i cesarza (jego matka Gizela była córką Ludwika Pobożnego).
Ludwik Niemiecki wykorzystał natomiast nieobecność brata, by — jak to już było anno
858 (s. 112 i nast.) — wtargnąć do Francji, wyprawa z czystej zemsty. Wojsko królewskie,
relacjonują Annales Fuldenses, "rabowało i pustoszyło wszystko, co znalazło". Wprawdzie
zachodni magnaci zobowiązali się przysięgą do obrony przed najeźdźcą, lecz i oni rujnowali
państwo Karola, "sami jak wrogowie plądrując". A wręcz niektórzy hrabiowie i biskupi
przeszli na stronę Ludwika, gdy tymczasem łupiący wszystko wokół król Germanii obchodził
"Narodziny Pana w Attigny", a po nagłym ataku w palatium we Frankfurcie "czas postu i
Wielkiej Nocy" (Annales Bertiniani).
Karol Łysy, dzięki "bożej inspiracji" przewidziany i desygnowany na cesarza już przez
Mikołaja I, dysponował bezsprzecznie największą potęgą, tak że mógł wesprzeć Jana VIII tak
przeciw rzymskiej arystokracji, jak i przeciw Arabom, z którymi książęta i miasta żądne
zdobyczy wiązały się ustawicznie — a zdobyczy był głodny i Jan. Francja była zarazem tak
mocno zagrożona napadami ze strony Duńczyków, że papież liczył na wystarczającą swobodę
i wolną rękę we Włoszech dla własnych planów politycznych.
W każdym razie Karol, mimo panującej biedy wyciskający nienasycenie wszystko ze
swego kraju, obdarowując jednocześnie po królewsku tamtejszy Kościół, trwonił swe skarby
na Południu, chciał formalnie kupić sobie imperium. Udało mu się dzięki pomocy "złota i
srebra i kosztownych kamieni w nieskończonej ilości" skłonić do odwrotu Karlomana,
którego miecza, jak pewnie każdego, bał się najbardziej — "jest bowiem bojaźliwy jak zając".
Tak samo przekupił "cały senat rzymskiego ludu złotem jak Jugurta 242 i pozyskał dla siebie"
(Annales Fuldenses).
A na papieża Jana i bez tego nie usposobionego wrogo do wschodniofrankijskich
Karolingów ogromne sumy Karola mogły wywrzeć niemałe wrażenie.
Karol bowiem również i głównie "uczynił wiele kosztownych darów świętemu Piotrowi".
I tak ogłosił jego "następca", że Karol przewyższył w nich swego ojca, a nawet dziada;
oświadczył, że Bóg przeznaczył go na cesarza już "przed stworzeniem świata"; wysławiał go
ze śmiesznym wazeliniarstwem jako gwiazdę wschodzącą dla ludzkości, jako długo
wypatrywanego "zbawcę świata", męża Bożego, aniołowi drogą wskazaną przez bezdroża,
bagna, przez nieznane furty, rwące potoki etc. I w Boże Narodzenie roku 875 z wielką pompą
ukoronował Karola Łysego na cesarza — dokładnie w 75 lat po koronacji jego dziada Karola,
podczas gdy wszystkim, biskupom i świeckim, którzy by popierali Ludwika Niemieckiego,
groził klątwą, pozbawieniem urzędów i przekleństwem.
Nie sposób nie zauważyć tutaj przełomu, całej przewrotności historii: jeśli bowiem
cesarze rościli sobie kiedyś pretensję do korony na mocy prawa dziedziczenia, to tylko i
wyłącznie papiestwo rościło sobie prawo do nadawania tej korony wedle własnego
widzimisię!
Rzym ubił kolejny wielki interes. Karol nie tylko zrezygnował z ustalonych przez Lotara
I w roku 824 praw cesarza w Państwie Kościelnym (s. 65), nie tylko zrezygnował z dochodów
z trzech cesarskich klasztorów S. Salvatore, S. Maria w Farfie i S. Andrea na Soracte, nie
tylko odnowił wszystkie darowizny swych poprzedników od Pepina po Ludwika II na rzecz
Kościoła rzymskiego. Papież otrzymał również znaczne nadziały ziemi w księstwie
Benewentu i w okolicach Neapolu, krainy Samnium i Kalabrię, toskańskie twierdze graniczne
Chiusi i Arezzo oraz przede wszystkim zwierzchnictwo nad księstwami Spoleto i Benewentu.
Zaowocowało to wkrótce wrogim nastawieniem dwu sąsiednich książąt, Adalberta z
Toskanii, a zwłaszcza Lamberta ze Spoleto, którzy z początkiem roku 878 wtargnęli do
Rzymu i przez cztery tygodnie w nim przebywali, czyniąc wiele zła, jak i późniejsi papieże
cierpieli stale z powodu zemsty ze strony Spoletańczyków. Poza tym bardziej niż
kiedykolwiek zaczęli zagrażać Państwu Kościelnemu Arabowie.
Nastąpiły zatem z jednej strony nieustanne wezwania najwyższego kapłana o pomoc,
wołania z powodu spustoszenia kraju i naruszania praw, które Jego Świątobliwość co prawda
sobie sam przyznał, nastąpiły skargi na najazdy Saracenów i wyprawy łupieżcze ze strony
chrześcijan (księcia Spoleto!). Z drugiej strony błaganemu "na klęczkach" cesarzowi papież
Jan, nie znajdujący "snu dla oczu i strawy dla ust", gdyby go wsparł, ponownie
wspaniałomyślnie ukazywał "pokoje królestwa niebieskiego" i "rozkosze wiecznego żywota
wśród aniołów" 243 .
Jan VIII pracował nad zniszczeniem cesarstwa i królestwa Italii, by wznieść wyżej
własny tron, by w równym stopniu panować nad biskupami i książętami i kierować
politycznie Włochami. "Każdy, kto ma zostać przez nas wyniesiony do godności cesarskiej,
musi również przez nas, i głównie przez nas, zostać najpierw powołany i wybrany",
oświadczył zadziwiająco śmiało i kusił tą koroną, niekiedy jednocześnie, prawie wszystkich
wchodzących w rachubę kandydatów, Bozona z Vienne, króla Prowansji, synów Ludwika
Niemieckiego, Karlomana i Ludwika III, przede wszystkim jednak zachodniego Franka
Ludwika II Jąkałę, syna Karola Łysego. A każdemu obiecywał wywyższenie, chwałę i
zbawienie tu i po śmierci, wszelkie królestwa. A każdego zapewniał, że jest jedynym
kandydatem i twierdził, że nie szukał pomocy i wsparcia u nikogo innego! A gdy w końcu się
okazało, że nie może oczekiwać niczego po Frankach, zwrócił się jeszcze do Bizancjum.
Po koronacji Karola w 875 w Rzymie, przypadła mu w drodze powrotnej jeszcze korona
włoska. Swoich obdarza Pan nawet we śnie. Zgromadzenie magnatów w Pawii obdarzyło go
kolejną godnością, przede wszystkim grupa licznych biskupów, z arcybiskupem Mediolanu
Anspertem na czele, który jako pierwszy zaprzysiągł mu wierność, obwarowaną wieloma
klauzulami, jak uznano. Jednogłośnie możni obwołali w lutym Karola swym obrońcą, panem
i królem, boć przecież, jak mówiono, łaska boska za pośrednictwem książąt-apostołów i
papieża wyniosła go do godności cesarskiej.
Doszło do wzajemnych przysiąg i również przy tej okazji do koncesji cesarza na rzecz
kleru. Karol rozkazywał umacniać papieża Jana, czcić Kościół rzymski, chronić jego stan
posiadania, a co nie mniej ważne, przeniósł na dostojników kościelnych stałą plenipotencję
odnośnie misji 244 .
Śmierć Ludwika Niemieckiego: epitafium opata Reginona
Tymczasem Ludwik Niemiecki wcale nie zamierzał pozostawić Italii Karolowi. I gdy
papiescy legaci badali "niejasności" powstające między braćmi i chcieli je rozstrzygnąć
"według prawa kanonicznego i świeckiego", Ludwik ich początkowo nie przyjął. Zamiast
tego wysłał własnych posłów, kolońskiego arcybiskupa Williberta z dwoma hrabiami, do
cesarza Karola. Spotkali go w palatium Ponthion, w towarzystwie odprawionych przez
Ludwika biskupów Jana z Arezzo i Jana z Toskanelli wraz z licznym, obradującym prawie
trzy tygodnie synodem duchownych i wielu świeckich możnych, któremu dopiero 4 lipca
mogli zaprezentować w obecności samego Karola
żądanie swego króla, pragnącego uzyskać "część państwa cesarza Ludwika, syna jego
brata Lotara", "jaka mu się należy na mocy praw dziedzicznych (ex hereditate) i została mu
przyrzeczona pod przysięgą".
Odpowiedzieli na to rzymscy legaci, czytając dwa listy swego pana do biskupów i
hrabiów wschodniofrankijskich z 13 lutego, w których papież w niezwykły sposób obrzucił
obelgami "króla Bawarów", przyrównał do Kaina, imputował mu zawiść wobec brata oraz
złamanie pokoju, niewierność, nieustanne podżeganie. W dwu dekretach z tego samego dnia
skierowanych do biskupów i możnych nawoływał pod groźbą ekskomuniki tych, co przeszli
na stronę Ludwika, do poprawy, chwaląc innych za wierność "twardszą niż diament" 245 .
W tym samym roku ponad siedemdziesięcioletni i już od dłuższego czasu chorujący
Ludwik Niemiecki zmarł 28 sierpnia w palatium we Frankfurcie, zresztą w trakcie
przygotowań do wojny ze swym bratem Karolem. Już następnego dnia został pochowany w
pobliskim klasztorze w Lorsch, gdzie jego sarkofag jeszcze na początku XVII wieku stał w
klasztornej kruchcie, a potem zniknął bez śladu.
W epitafium króla Regino z Prum pisze: "Był on wielce chrześcijańskim władcą, z wiary
katolickiej, nie tylko w świeckiej, lecz także i w kościelnej wiedzy rozlegle edukowanym;
gorliwy wykonawca tego, czego wymagała religia, pokój i sprawiedliwość. Z ducha bardzo
był podstępny (ingenio callidissimus) i ostrożny w radzie; przy nadawaniu lub odbieraniu
urzędów publicznych kierował się powściągliwym osądem; w bitwach był nader zwycięski i
gorliwszy w sposobieniu oręża niż uczt, jakoż były narzędzia wojny jego największym
skarbem [...]".
Słynny opat, któremu Reinhold Rau przyznaje "niemałe zrozumienie samoregulacji
mechanizmów władzy", stworzył tutaj in nucę nieomal zdumiewająco wymowne wzorowe
odbicie katolickiego władcy: bardzo chrześcijański i bardzo podstępny, z wiary katolicki,
nader zwycięski, przyjaciel oręża, a narzędzia wojny jego największym skarbem, jednakowoż
skrzętnie działający również i dla pokoju, słowem: "żarliwy wykonawca tego, czego
wymagała religia [...]".
Kondolencje Karola Łysego i pierwsza bitwa "odwiecznych wrogów" o Ren
Karola Łysego jednak — również poruszająca cecha chrześcijańska — wiadomość o
śmierci jego brata "napełniła niezmierną radością" (Reginonis chronica) i nie myślał o niczym
innym jak o tym, by swym bratankom odebrać jak najwięcej z ich ojcowskiego dziedzictwa.
Już wcześniej groził swym katolickim krewniakom "rzeczami niewiarygodnymi"; na przykład
atakiem z taką mocą, "że jego konie wypiją Ren do sucha, a on sam przekroczy wyschnięte
koryto rzeki i spustoszy całe państwo Ludwikowe" (Annales Fuldenses) 246 .
Dał tego przynajmniej pierwsze oznaki. Próbował jednocześnie rozszerzyć swe
terytorium na wschodzie. Chciał odebrać połowę królestwa Lotaryngii, którą był zmuszony
zostawić bratu, zapewne dojść wręcz do linii Renu, więc objąć w posiadanie również
wschodniofrankijskie tereny na jego lewym brzegu wokół Moguncji, Wormacji i Spiry.
Obiecał możnym Lotaryngii, których wezwał do przyłączenia się do niego, bogate lenna,
zagroził krnąbrnym, że ich "wykorzeni" i wpadł — nie zważając na wszelkie przysięgi, jakie
zawarł ze swym bratem, nie zważając nawet na Normanów, zagrażających w połowie sierpnia
setką swych wielkich okrętów ziemiom nad Sekwaną — do państwa właśnie zmarłego brata.
Ze znaczną armią ruszył przez wschodnią Lotaryngię i Akwizgran — który chętnie obrał na
swą siedzibę, karmiąc się iluzją, że odnawia Rzeszę swego wielkiego dziada, Karola I — w
kierunku Kolonii, plądrując i pustosząc kraj niczym skandynawscy piraci; towarzyszyli mu
stale obaj papiescy legaci, Jan z Arezzo i Jan z Toskanelli — "duchowni pomagierzy
zbójeckiej wyprawy" (Muhlbacher).
Ponieważ atak zachodnich Franków przeprowadzono z zupełnego zaskoczenia, a
najstarszy syn Ludwika Niemieckiego, Karloman, wojował na wschodzie z Morawianami,
najmłodszy natomiast stał w Alamanii, Ludwik III, którego ziemie były zagrożone w
pierwszej kolejności, podążył z pośpiesznie zebranymi, liczebnie daleko ustępującymi
oddziałami Sasów, Turyngów i Franków naprzeciw swego nienasyconego stryja nad Ren, do
Deutz, podczas gdy Karol zatrzymał się po drugiej stronie rzeki w Kolonii. Ludwik wysyłał
do niego poselstwa, zaklinał na pokrewieństwo, przysięgi, układy, również na drogocenną
krew chrześcijańską po obu stronach i usiłował, wśród drwin przeciwnika, wzmocnić swe
oddziały moralnie za pomocą postów, modłów, procesji i powszechnie wówczas przyjętego
badania wyroków Opatrzności (co dziesiąty żołnierz musiał się poddać sądowi bożemu
zimnej i wrzącej wody, rozżarzonego żelaza) — i oczywiście "wszyscy wyszli bez szwanku z
tego sądu bożego" (Annales Bertiniani).
Karol chciał za pomocą pertraktacji przytrzymać przeciwnika w miejscu, a rozejm
wykorzystać do tego, by o świcie zajść go od tyłu. Jednakże arcybiskup Willibert zdradził ów
plan i gdy zachodniofrankijskie wojska, 50 tysięcy ludzi ("jak się opowiada"), po
wyczerpującym nocnym marszu w strugach deszczu podeszły 8 października pod Andernach,
zostały zaatakowane przez gotowe do walki oddziały Ludwika. "Tenże nałożył sobie zaraz
zbroję — jak piszą Roczniki Fuldajskie — pełen ufności w Panu [...]". Znowuż dobry stary
chrześcijański obyczaj: kto Bogu zaufa, nie straci w boju ducha, temu się zawsze powiedzie...
I w istocie: "Jak płomień biegnie po ściernisku i w okamgnieniu wszystko niweczy, tak
mieczem starli w proch siły nieprzyjaciela i rozciągnęli go na ziemi" (Regino z Prum). Cały
tabor i wszystkie skarby kupców wpadły w ręce zwycięzców. Ci, którzy jednak nie mogli
uciec, "tak zostali obrabowani przez wieśniaków, że owijali się w słomę i siano, by choć swe
wstydliwe członki zasłonić [...]" (Annales Bertiniani). Wśród pojmanych byli kanclerz
cesarza, opat Gozlin i biskup Ottulf z Troyes. Łupy były ogromne, broń, zbroje, konie, złoto i
srebro możnych oraz skarb wieziony przez Karola. Onże sam, jak zawsze przezorny, uniknął
walki i następnego wieczoru uciekł do Leodium, rzekomo "prawie nagi" (pene nudus), jak
twierdzi mnich z Fuldy. Cesarzowa poroniła podczas nocnej ucieczki "na pustej drodze przy
pianiu kogutów" (Annales Bertiniani). Dziecko, syn Karol, wkrótce potem zmarło, jego dusza
została jednak uratowana dla nieba — a król Karol wkrótce doszedł do siebie: bitwa pod
Andernach, pierwsza bitwa między "Niemcami" a "Francuzami" o Ren 247 .
Po tym debiutującym starciu przyszłych "odwiecznych wrogów" zwycięski wódz
wschodnich Franków pociągnął wprawdzie do Akwizgranu, był jednak zbyt słaby, by
pobitego cesarza (którego nawet arcybiskup Hinkmar zwie teraz
w zachodniofrankijskich Annałach Rzeszy "rozbójnikiem" — ciekawe jak by go nazwał
gdyby zwyciężył!) móc ścigać na własnej ziemi.
W listopadzie trzej bracia podzielili państwo wschodniofrankijskie, zgodnie z dyspozycją
swego ojca i przysięgli sobie wzajemnie wierność. Przeprowadzili podział jedynie na mocy
prawa dziedziczenia i bez dokonywania koronacji, jak to było w zwyczaju w Rzeszy
zachodniej. Karloman, najstarszy syn Ludwika Niemieckiego, został "królem w Bawarii" z
Panonią i Karyntią, odstąpił jednak zarządzanie tą ostatnią swemu synowi Arnulfowi. Ludwik
III Młodszy, "król we wschodniej Francji", otrzymał wschodnią Frankonię, Turyngię,
Saksonię i Fryzję wraz z należnościami trybutarnymi nadgranicznych plemion. Karol III
Gruby, najmłodszy, otrzymał początkowo Alamanię i retyckie Chur i panował po
przedwczesnej śmierci swych braci (w 880 i 882 r.) również nad tymczasem znacznie
poszerzonym dziedzictwem, przy tym powiodła mu się już w 881 roku restytucja
cesarstwa 248 .
Jan zabiega o względy Karola, którego "zalet język ludzki nie jest w stanie wysłowić..."
Karol Łysy musiał podać tyły nie tylko wobec wschodnich Franków. Nie zwojował
również niczego przeciwko Normanom nad Sekwaną i Loarą. Raczej kupił sobie pokój za
pieniądze, które wycisnął oczywiście z bogaczy, takoż zdzierców w wielkim stylu. Nakazał
płacić podatki o za każdym razem dokładnie wyznaczonej wysokości od każdego pańskiego
łanu (w ramach wczesnośredniowiecznej własności ziemskiej odpowiadającemu jednemu
gospodarstwu) na całym obszarze Francji oraz w Burgundii z każdego łanu wolnego i
niewolnego. W ten sposób zgarnął bądź co bądź pięć tysięcy funtów srebra, przy czym by
zapłacić należny trybut brał oczywiście też i skarby kościelne. Tak jak Karolowi —
wyróżnionemu "cnotą", według papieża Jana, "jego walk za wiarę [...] troską o cześć
duchowieństwa" (por. s. 169 i nast.) — tak i zbiegłym doń lotaryńskim kombatantom jego
nieudanej wyprawy przypadło odszkodowanie w opactwach i dobrach Kościoła.
Oczywiście król nie odczuwał najmniejszej ochoty, by chronić papieża przed coraz
agresywniejszymi Saracenami. Ale Jan nie na próżno koronował Karola na cesarza.
Wprawdzie rozszerzył on tymczasem Państwo Kościelne i zrezygnował z paru przywilejów,
lecz Rzym, wciąż nienasycony, chciał jeszcze więcej, zwłaszcza że nowy władca czynił po
wielekroć inne obietnice, przede wszystkim właśnie pomocy przeciwko Arabom, co wcale nie
było w smak Karolowi.
Naciskano go więc tradycyjnymi metodami (por. zwł. t. IV, s. 229 i nast.! 232 i nast.!),
zaklinano na "szarańczę" muzułmańskich diabłów, które wszystko plądrowały, paliły ze
szczętem, ciągnęły ludzi w niewolę, przywoływano okrucieństwo, jakie jeszcze nie miało
miejsca, zagrożenie, do jakiego jeszcze nie doszło, nadciągającą ogromną falę z oddziałami
atakującymi Rzym, malowano czarne obrazy, przestrzegano biskupów i możnych, a
szczególnie samego cesarza. Zjawili się papiescy legaci, nieustannie rozlegały się wołania o
pomoc. Saraceni rabowali, mówiono, niszczyli kościoły, lecz książęta Lambert i Gwidon,
wyznaczeni przez Karola do obrony Państwa Kościelnego, nawet nie kiwnęli palcem.
Podobnie głuchy pozostał Bozo, osadzony w Italii jako wicekról. Szły list za listami, "na
kolanach" błagano o ratunek dla "chrześcijaństwa", w pierwszym rzędzie stało oczywiście
papiestwo, podlizujące się łysemu Karolowi. "Najdoskonalszy z wszystkich cezarów",
rozpływał się w coraz większych pochwałach Jan, który wiedział, że Karol "wyniósł swą
mądrość z matczynego łona", że jego "zalet nie jest w stanie opisać ludzki język [...]".
Karol uczynił przy tym coś, co nie przysporzyło mu popularności na papieskim dworze:
skłonił swego syna i następcę, Ludwika II Jąkałę, by oddalił swą żonę Ansgardę i poślubił
damę odpowiadającą jego cesarskiemu ojcu. Jeśli zważymy, z jaką zaciętością poprzednik
Jana, Mikołaj I, występował przez lata przeciwko małżeńskim machinacjom Lotara II, jak
upierał się przy nierozwiązywalności jego małżeństwa, to jest zadziwiające, że papież Jan tym
razem nie wysunął absolutnie żadnych zarzutów wobec drugiego małżeństwa
zachodniofrankijskiego królewicza, nie mówiąc już o sankcjach kościelno-prawnych ze
strony zachodniofrankijskich książąt i biskupów 249 .
Zgon po 37 latach panowania "wskutek biegunki w wielkiej nędzy..."
Jako że we Włoszech nikt nie ruszył nawet palcem dla papieża, ani zobowiązany do
obrony Państwa Kościelnego możny książę Spoleto, ani powołany do tego kraju w 876 roku
jako missus Bozo z Vienne, cesarzowi nie pozostało nic innego — jeśli chciał zachować
wiarygodność, poważanie i samą Italię — jak wybrać się samemu na południe, choć sytuacja
w domu również była napięta, zwłaszcza z powodu Normanów. By ich zaspokoić, kazał
ściągnąć pieniądze, skąd się tylko dało.
Również do Włoch zabrał swój "wielki skarb pełen srebra i złota oraz koni i innych
kosztowności" (Annales Bertiniani), ruszając w sierpniu roku 877 w drogę w towarzystwie
swej żony, lecz ze stosunkowo niewielką świtą. Armia jego możnych, mających jeszcze mniej
ochoty na włoską przygodę niźli on sam, miała nadciągnąć później. Zostawił ich nie bez
przyrzeczenia, że nie tkną ani dóbr kościelnych, ani jego majątku osobistego. (A i tak doszło
do rebelii czołowych arystokratów, a wśród nich pono i samego Ludwika Jąkały).
Papież tymczasem emablował Karola niepomiernie, gdyż potrzebował go w celach
wojennych. Wychwalał go całkiem oficjalnie przed świętym synodem w Rawennie, wobec
bądź co bądź obecnych na nim pięćdziesięciu biskupów, głównie z Italii Górnej i Środkowej.
A jego — zachowana do dziś — przemowa do ojców soborowych miała najwyraźniej
stanowić swego rodzaju prezent dla oczekiwanego cesarza, "powołanego" przez Boga, a przez
niego, Jana, wybranego i ukoronowanego na władcę równego urodzeniem jego dostojnemu
dziadowi. Również zebrani hierarchowie uznawali Karola za wybranego dzięki "inspiracji
Ducha Świętego", jeszcze raz potwierdzili dokonaną przecież już w 875 roku koronację na
cesarza i na polecenie Jana zagrozili wszystkim, którzy przeciwstawiali się temu "bez
wątpienia przez Boga zrządzonemu osadzeniu na tronie" wiecznym potępieniem jako
"sługom Szatana".
W ostatnich kanonach synodu raweńskiego podkreśla się ponownie szczególnie
nietykalność dóbr kościelnych, nadawanie dóbr Stolicy Apostolskiej jako lenna lub w inny
sposób — "poza przypadkami, gdy obdarowani są krewnymi papieży"! Działających wbrew
temu winna dotknąć anatema 250 .
Ochrony swego stanu posiadania oczekiwali członkowie synodu również od mającego
wkrótce nadejść przez Wielką Przełęcz Św. Bernarda cesarza, któremu na spotkanie
pośpieszyli wysłannicy papieża tak często i nagląco go przywołującego. Gdyby bowiem
wszystkie drzewa w lesie zamienić na języki, to i tak by nie wystarczyło, by wyrazić całe
cierpienie, jakie wyrządzają mu Saraceni. Gorsi jednak od pogan są źli chrześcijanie. Nikt
bowiem nie słyszy jego krzyku trwogi, nikt nie pomaga, nie ratuje, chyba że sam cesarz. Jan
wyjechał mu naprzeciw we własnej osobie aż do Pawii, nie mogąc pohamować pragnienia
ujrzenia Karola, a nawet do Vercelli, gdzie przyjmował go "z najwyższymi honorami"
(honore maximo).
Lecz gdy obaj przebywali w Pawii, dawnym mieście koronacyjnym, gdzie cesarzowa
miała zostać również królową Italii, najstarszy syn Ludwika Niemieckiego i bratanek Karola,
król Bawarii Karloman, nadciągnął z silną armią przez przełęcz Brenner. Karol z papieżem
przenieśli się z tego powodu na południową stronę rzeki Po, gdzie w Tortonie papież
skromnie i w wielkim pośpiechu wyświęcił Rychildę na cesarzową, by potem spiesznie i
ukradkiem udać się do Rzymu, nie mając w rękach faktycznie nic poza prezentem dla św.
Piotra, masywną, ozdobioną drogocennymi klejnotami figurą Ukrzyżowanego ze szczerego
złota, "jakiej jeszcze nie podarował żaden król" (Annales Vedastini).
Cesarzowa wróciła tymczasem przez Mont Cenis ze skarbem Karola, podczas gdy on sam
również uciekł, ponieważ oczekiwane posiłki ze strony możnych jego Rzeszy, wielokrotnie
przysięgających mu wierność, nie nadeszły, a nawet sprzysiężyli się oni, jak i większość
biskupów, przeciw niemu. W tej sytuacji Karol nie odważył się na walkę z Karlomanem;
"przez całe życie bowiem — pisze wschodniofrankijski kronikarz — miał zwyczaj podawać
tyły, gdzie miał stawić wrogowi czoła, i potajemnie opuszczać swych żołnierzy" (Annales
Fuldenses).
Jeszcze po drodze zagorączkował, zachorował, jak suponują kościelni kronikarze, z
powodu lekarstwa podanego przeciw gorączce przez osobistego lekarza, żyda Sedechiasza —
"proszek", podaje autor Roczników z St. Bertin, "śmiertelna trucizna"; "oszust" — to słowa
opata Reginona — który ludzi "zauroczył magicznymi kuglarstwami i sztuczkami" (magicis
prestigiis incantationibusque [...] deludebat). Śmiertelnie chory Karol podążył w lektyce przez
Mont Cenis i zmarł u stóp góry "w nędznej chacie" (Annales Bertiniani) w przysiółku Brides
w Maurienne (Sabaudia) 6 października 877 roku w wieku 54 lat po trzydziestosiedmioletnim
panowaniu "na biegunkę w wielkiej nędzy" (Annales Fuldenses). Zabalsamowany "za
pomocą wina i wszelkich możliwych wonności", z powodu roztaczającego się trupiego
zapachu złożony wkrótce w beczce wymoszczonej od wewnątrz i zewnątrz i zaszytej w skórę.
Mimo to odór był coraz bardziej nieznośny, wobec czego nie przewieziono jego doczesnych
szczątków do St. Denis, jak sobie życzył, lecz tak jak leżał w beczce złożono na razie w ziemi
w klasztorze w Nantui koło Lyonu 251 .
Jan chwali Karlomana a koronuje Ludwika Jąkałę
Papież, którego wielkie plany uczynienia z Państwa Kościelnego głównej siły w Italii
legły w gruzach wraz z ucieczką i śmiercią Karola, był teraz bezbronny wobec swych
wrogów. Królestwo italskie przypadło bez wysiłku bratankowi cesarza Karlomanowi. A ci
sami biskupi, którzy dopiero co sławili w Rawennie Karola Łysego jako "najbardziej
chrześcijańskiego i najłagodniejszego" cesarza, a Karlomanowi grozili wręcz ekskomuniką, ci
sami biskupi złożyli mu hołd. Również papież, uosobienie oportunisty. Bez zająknienia
mówił o "niezbadanych wyrokach boskich" i sławił teraz Karlomana jako jedynego protektora
Kościoła i jego najwierniejszego obrońcę...
Lecz król Bawarii sam był w fatalnym stanie, jeśli nie naznaczony już śmiercią, to na
pewno ciężko chory i zmuszony w listopadzie do odwrotu do swego palatium w (Alt-)Otting.
Również on odbył podróż powrotną w lektyce. A jego armia przywlokła do państwa Franków
— gdzie i tak już szalały epidemie — ciężką zarazę, która kosztowała życie wiele ofiar,
"gorączkę italską" i chorobę oczu, "tak że wielu wyzionęło ducha podczas kaszlu" (Annales
Fuldenses) 252 .
We Włoszech zgłosili zaś swe roszczenia margrabiowie Lambert ze Spoleto i jego
szwagier Adalbert z Tuscji, z dwu ściśle powiązanych rodów. Nie pomógł gniew papieża, ani
jego zabiegi wobec Lamberta. Wiosną roku 878 stanął on — już to jako "jedyne oparcie" i
"najwierniejszy obrońca", już to jako "syn zepsucia" — wraz ze swym szwagrem, by wymóc
cesarstwo dla Karlomana. Więzili papieża przez trzydzieści dni, aż rzucił na nich, jako
grabieżców kościołów, klątwę. Następnie Jan, który zwołał w zachodniej Francji synod
powszechny, pośpieszył trzema ściągniętymi z Neapolu szybkimi żaglowcami przez Genuę
do Arles. A siódmego września ukoronował w Troyes syna Karola Łysego, Ludwika II Jąkałę
(877-879) na króla, mimo iż Ludwik z powodu nawrotów swej choroby nie bardzo był zdolny
do rządzenia i mimo że dopiero co koronował go ósmego grudnia zeszłego roku w
Compiegne arcybiskup Hinkmar, wprawny coronator, i mimo że tenże w tym samym roku
odsunął swą żonę Ansgardę, matkę dwóch synów, Ludwika III i Karlomana, a poślubił jako
drugą żonę, jeszcze za życia pierwszej!, córkę hrabiego Adalarda, Adelajdę, która w 879 roku
wydała na świat jako pogrobowca Karola III "Prostaka". Wszakże papież nie koronował jej na
królową, wsparł natomiast Ludwika Jąkałę poprzez "wzmacniającą koronację"
(Schneidmuller) oraz klątwę skierowaną przeciw jego wrogom. Na koniec zażądał w mowie
końcowej w Troyes — na pierwszym synodzie w obecności papieża w Rzeszy frankijskiej na
północ od Alp — od biskupów, by zbrojnie utorowali jego powrót do Rzymu.
Jan otworzył synod 11 sierpnia 878 roku i oczekiwał na nim trzech królów
wschodniofrankijskich wraz z ich biskupami — wszak chciał swego kandydata do godności
cesarskiej wybrać przed większym forum. Nie przybył jednak nikt ze wschodniej części
Rzeszy, a nawet królowie nie odpowiedzieli na papieskie listy, Karloman milczał nawet po
drugim liście, a z Italii pojawiło się jedynie trzech biskupów; Jan sam zabrał ich ze sobą.
A poza tym na synodzie — na którym pojawił się również złożony w 871 roku, a później
oślepiony biskup Hinkmar z Laon i (na złość Hinkmarowi z Reims) został przynajmniej
częściowo "zrehabilitowany" — chodziło między innymi znowu głównie o oddanie dóbr
kościelnych przez świeckich, którym grożono w przeciwnym wypadku ekskomuniką i
odmową chrześcijańskiego pochówku; chodziło o zmniejszenie podatków, jakie rzekomo od
dziesięcioleci spoczywały na owych dobrach (zostały wszak, pisał sędziwy Hinkmar do
nowego króla, "ongiś bogate kościoły zupełnie bez środków").
Ludwik II Jąkała, "ustanowiony królem dzięki miłosierdziu bożemu i wyborowi ludu (!)",
przyrzekł wprawdzie, że pozostawi zarządzenia i prawa kościelne nietknięte, jednakże był
chory i już w następnym roku, po raptownym pogorszeniu stanu swego zdrowia, mówiono
również o truciźnie, zmarł w Wielki Piątek, nie dożywając nawet 33 lat 253 .
Jednak jeszcze za jego życia papież Jan VIII działał na rzecz człowieka, który
towarzyszył mu w Troyes i odwiózł go z powrotem do Włoch, i któremu zamyślił włożyć na
głowę ni mniej, ni więcej niż cesarską koronę — był to hrabia Bozo z Vienne (zm. 887 r.).
Kleszy król Bozo pojawia się na scenie
Bozo był synem lotaryńskiego hrabiego Biwina, świeckiego opata w Gorze i bratankiem
żony Lotara II Teutbergi oraz jej brata, opata Hucberta z St. Maurice. Po zaślubinach Karola
Łysego z jego siostrą Rychildą — on ją mu właśnie przywiózł (s. 156) — zaczął swą karierę
w służbie króla, który powierzał mu liczne zaszczyty i urzędy, w Akwitanii, Burgundii i Italii.
Jeszcze w roku 869 Bozo otrzymał opactwo St. Maurice, w 870 roku hrabstwo Vienne, dwa
lata później został podkomorzym i magistrem ostiariorum syna Karola — Ludwika, wicekróla
Akwitanii, którą obecnie zarządzał. W roku 875/876, podczas pierwszej wyprawy Karola do
Włoch, otrzymał zapewne Prowansję i na sejmie Rzeszy w lutym roku 876 w Pawii został
ustanowiony missus dla Italii i z tytułem księcia Lombardii również jej wicekrólem.
W pobożności zdaje się brakować Bozonowi równie niewiele co w okrucieństwie.
Przynajmniej rozporządzał szeregiem klasztorów, w których na jego rozkaz modlono się za
niego. Obalonemu i trzymanemu przez lata w więzieniu biskupowi Hinkmarowi z Laon Bozo
kazał wy łupić oczy, wedle "wiarygodnego źródła" kazał otruć swą pierwszą żonę, by
następnie porwać i poślubić Ermengardę, jedyną dziedziczkę cesarza Ludwika II, wcześniej
zaręczoną z bizantyjskim następcą tronu, która wniosła mu pokaźne dobra w Górnej Italii.
Papież Jan VIII nie tylko tolerował nieprawomocność tego małżeństwa, lecz nawet
zapewnił na piśmie, że będzie traktował Bozona i Ermengardę jak własne dzieci. Wydał mu
się bowiem taki nuworysz jak Bozo wręcz użyteczny — mógł na przykład stanąć na drodze
Karlomanowi i wyrwać mu włoską część Rzeszy. Uznał go zatem, "chwalebnego księcia", w
878 roku per adoptionis gratiam za własnego syna (akt tworzący tradycję), dzięki czemu jako
filius adoptiuus znalazł się pod szczególną duchową opieką papieża, tenże natomiast
przejmował szczególne zadania ochrony papieża, który z kolei groził klątwą każdemu
ważącemu się wystąpić przeciwko jego "synowi" (predictum filium nostrum).
Ojciec Święty kusił Bozona, towarzyszącego mu do Rzymu na polecenie Ludwika II,
koroną królewską Prowansji, a nawet godnością cesarską — było to nie mniej niż
zaplanowana rewolta przeciwko Karolingom, gdyż Bozo nie należał do tej dynastii. Nie dość
na tym: "Papież zainscenizował podstępną grę: zabiegał u Ludwika Jąkały, który sam zgłaszał
pretensje do Italii, o wojsko dla wsparcia Bozona; Karoling sam miał pomóc w upadku swego
rodu" (Fried) 254 .
Bozo, który w 877 roku wręcz otwarcie sprzysiężył się przeciwko Karolowi Łysemu,
zawdzięczając mu przecież całą karierę, liczne wysokie urzędy i wielkie dobra ziemskie oraz
mocno naciskając na jego syna i następcę Ludwika Jąkałę, ugiął się wreszcie przed jego
synami Ludwikiem III i Karlomanem. Za to pozwolił się, chociaż już wcześniej firmował swą
osobę jako "Boso Dei gratia", koronować 15 października 879 w nieistniejącym dziś palatium
Mantaille, na południe od Vienne (koło Anneyron, dep. Dróme), na króla Burgundii i
Prowansji — swego rodzaju "kleszego króla" — proklamowało go bowiem i namaściło — co
pozostawało w ścisłym powiązaniu z obiorem biskupów — 27 arcybiskupów i biskupów,
wszystko to oczywiście z bożej inspiracji.
Akt o doniosłych skutkach. Hierarchowie z dorzecza Rodanu zlekceważyli bowiem przy
okazji brak prawa Bozona do korony, w ogóle zlekceważyli wschodniofrankijską dynastię
karolińską i jej "roszczenia na mocy krwi". Po raz pierwszy od 130 lat zostało złamane
wyłączne prawo Karolingów do korony. Bozo ignorował młodocianych synów Jąkały, miał
ich "za nic", za "dzieci z nieprawego łoża", ich matka bowiem została na rozkaz Karola (s.
175, 177) "odsunięta i oddalona" (Regino z Prum). A ambitna małżonka Bozona —
Ermenegarda — w ogóle nie widziała życia dla siebie, gdyby ona — córka jednego cesarza i
narzeczona drugiego (w roku 866 zaręczono ją z Bazylim I) nie mogła uczynić ze swego
męża króla.
Bozo więc sypał darami wokół siebie i ślubował postępować we wszystkim zgodnie z
wolą duchowieństwa. A tak całkiem na marginesie, to wielu biskupów uległo mu nie "dzięki
obietnicom opactw i nadań ziemskich", lecz również "dzięki groźbom" (Annales Bertiniani).
Bez skrupułów Bozo zarekwirował następnie dobra klasztorne i posiadłości kościelne w
Reims, a nawet sięgnął po koronne dobra papieskie w Vendeuvre, by tylko zaspokoić
najbardziej wpływowych hierarchów i wasali, ludzi, którzy kiedyś odegrali electio per
inspirationem, twierdząc, że wybór Bozona został im podsunięty przez Boga dzięki ich
najżarliwszym modłom. Przedstawianie elekta jako predestynowanego przez Boga stało się
bowiem "nieomal frazesem" (Eichmann) — a wierutnym kłamstwem było zawsze. "Nie tylko
w Galii — sławili go biskupi — lecz również w Italii jaśniał on przed wszystkimi, tak że
rzymski papież Jan, poważając go na równi z synem, sławił jego nieskazitelny charakter
wieloma pochwałami [...]". A morderca swej pierwszej żony, który okradł też drugą,
wyznawał swą prowadzącą do zbawienia katolicką wiarę, poddawał się z wdzięcznością
kurateli książąt Kościoła i obiecywał chronić ich przywileje.
W Lyonie, największym mieście nowego państwa, biskup Aurelian koronował Bozona na
króla — nie dzięki jego urodzeniu, prawom dziedzicznym, lecz dzięki klerowi, najwyraźniej
biorącemu w tej sprawie przykład z papieża Jana. Tak jak on bowiem uzurpował sobie prawo
patrona przy obiorze cesarza, tak i duchowieństwo rościło sobie prawo wyboru swego
obrońcy według własnego widzimisię, oczywiście z największą korzyścią dla siebie.
Królowie frankijscy zjednoczyli się wprawdzie przeciw uzurpatorowi i latem 880 roku
zdobyli twierdzę Macon nad Saoną, nie zdołali jednak wziąć Vienne, gdyż Karol
nieoczekiwanie przerwał oblężenie, by ruszyć do Italii. A Bozo stawiał opór wschodnio- i
zachodniofrankijskim Karolingom aż do swej śmierci 11 stycznia 887 roku 255 .
Cesarza chce powoływać "najpierw i przede wszystkim" papież Jan
Przy prawie wyboru i koronacji cesarza obstawał jednak papież. Ten bowiem — pisał raz
Jan do arcybiskupa Mediolanu Ansberta — kto ma zostać przez nas wyniesiony do godności
cesarskiej, musi również przez nas, i głównie przez nas, zostać najpierw powołany i
wybrany".
Przez całe stulecia jednak biskup Rzymu nie miał w tej kwestii w ogóle prawa do
współstanowienia, nie mówiąc już o prawie do decyzji. Przez całe stulecia był on, jak i
wszyscy inni patriarchowie i biskupi, poddanym cesarza, a tenże był jego zwierzchnikiem. I
nikt mniej znaczący niż Leon I (440-461), "Wielki" (jako jedyny papież obok Grzegorza I
obdarzony rzeczonym przydomkiem wraz z rzadkim i najwyższym tytułem catholica,
przysługującym doktorom Kościoła), przyznał cesarzowi wręcz prawo unieważniania
orzeczeń soborów dotyczących dogmatów. Nie dość na tym, przyznawał mu — i to
niejednokrotnie! — nieomylność, także w sprawach wiary, podczas gdy jego, papieża,
"obowiązkiem" było "objawiać, co wiesz, i głosić, w co wierzysz [...]" 256 .
Difficile est satiram non scribere.
Jeszcze Karol I przekazał swe cesarstwo na mocy własnego poczucia władzy synowi
Ludwikowi Pobożnemu, a papież Leon III (795-816) od początku uznawał zwierzchność
Karola nad Państwem Kościelnym. W zasadzie zawsze był mu posłuszny w sprawach
wewnątrzkościelnych, a jako jego poddany datował bite przez siebie monety latami
panowania cesarza, a po koronacji wręcz złożył hołd padając na kolana (t. IV, s. 446 i nast.).
A za przykładem ojca również Ludwik przekazał koronę Lotarowi I, swemu pierworodnemu,
jak i ten znowuż wyznaczył na cesarza swego najstarszego syna. Kościelne namaszczenie ze
strony papieża pojawiło się wtórnie, przecież nie wynikało z niego jeszcze prawo
dysponowania cesarstwem, jakie jednak Jan VIII wywodzi z koronacji Karola Łysego,
odnośnie również nie-Karolingów, co kandydaci przyjmowali bez zastrzeżeń.
Ostatni apel do Bozona: "...teraz jest dzień zbawienia" lub "poczwórna gra"
Jana
Oczywiście nie brakowało i przeciwników papieskich ambicji, przede wszystkim wśród
włoskich możnych i książąt Kościoła. A arcybiskup Ansbert z Mediolanu, który im
przewodził, nie zjawił się już na synodzie zwołanym w grudniu 878 w Pawii. Jan w owym
czasie, prowadzony przez Bozona i jego żonę, przekroczył Mont Cenis i z Turynu zwoływał
ponagleniami i pochlebstwami do Pawii włoskich możnych, by tam radzić "nad sytuacją
świętego Kościoła bożego i spokojem kraju". Lecz nikt nie przybył. Papież nawet przesunął
termin i ponownie i nagląco spraszał do Pawii książąt i biskupów, a nawet wyprosił u
zachodniofrankijskiego króla wojsko "do zwalczania swych wrogów", wszystko jednak bez
efektu i Ojciec Święty wraz ze swym paladynem pozostali w mieście sami.
I tak obaj udali się w dalszą drogę, Bozo z powrotem do Prowansji, a papież z powrotem
do Rzymu. A gdy nakazał Ansbertowi z wszystkimi sufraganami przybyć na synod w maju
879 roku, by m.in. omówić kwestię wyboru nowego króla Italii, Ansbert znów się nie zjawił;
nawet się nie usprawiedliwił i został ekskomunikowany. A gdy metropolita, który ze
spokojem ducha nadal odprawiał msze i sprawował swój urząd, nie przybył na synod do
Rzymu również w październiku, został złożony z urzędu. Oczywiście — w następnym roku
już się ugiął i złożył przysięgę wierności papieżowi.
Jan zwrócił się do Bozona jeszcze po raz ostatni, wabiąc go w biblijnym stylu:
"Sekretnego planu, jaki ustaliliśmy z Bożą pomocą z Wami w Troyes, strzeżemy
niezachwianie i niezmiennie w naszej apostolskiej piersi jak ukrytego skarbu i życzymy sobie,
jak długo żyjemy, by go, o ile w naszej mocy, wypełnić ochoczo wszelkimi siłami. Dlatego
winniście, jeśli to Waszej Wysokości się podoba, przekuć go w czyn; jak bowiem napomina
apostoł: Patrzcie, teraz jest sposobny czas, teraz jest dzień zbawienia, w którym będziecie
mogli ze swym Panem skutecznie spełnić swe życzenia".
Jednak przypuszczalnie papież Jan już dawno poznał, że Bozo nie będzie chciał czy mógł
dłużej posłużyć. Więc poświęcił swego umiłowanego adoptowanego syna, bez którego
"drogiej przyjaźni" przecież "dla żadnego człowieka" nie chciał się obyć, najwyraźniej dla
Pana Boga. Zaczem apelował — bez wątpienia w sposobnym czasie, w dzień zbawienia — do
niekochanych królów frankijskich, króla Szwabów Karola i Karlomana, których państwa
graniczyły z Italią. "Podczas gdy udawał, że stoi po stronie Bozona — pisze Johannes Haller
— i zapewniał, że nie szuka pomocy u nikogo innego, nawiązał kontakt z Karolem ze Szwabii
i przyobiecał mu wszelkie zaszczyty, jednak jeszcze goręcej pertraktował z Karlomanem,
wysłał do niego — choć od wielu miesięcy sparaliżowanego i pozbawionego mowy przez
udar mózgu — przez dwóch biskupów jeszcze w lecie roku 879 wezwanie o pomoc z
zapewnieniem, że nie życzy sobie jej ze strony nikogo innego, przedstawiał mu widoki
chwały i zbawienia w tym i przyszłym życiu, a nawet groził mu sądem Chrystusa. Nawet
najstarszego z niemieckich braci, Ludwika III z Frankonii nadreńskiej i Saksonii, a więc
najodleglejszego z Karolingów, usiłował nęcić rzymską koroną cesarską, która miała mu
przynieść większą sławę niż wszystkim przodkom i złożyć u stóp wszelkie królestwa. żądał
przy tym nadal, by w królestwie italskim postępować wedle jego woli [...]". Adoptował także
Ludwika III Młodszego, brata cesarza Karola III, gdy tylko Bozo go rozczarował. "Widać
wyraźnie, że papież prowadzi nie tylko grę podwójną, lecz potrójną lub wręcz poczwórną"
(Hartmann) 257 .
Bozo w każdym razie nie chciał ryzykować wszystkiego, co już zdobył, dla wątpliwej
korony cesarskiej i kuszącego nią papieża. Nie tracąc papieskiej łaski, troszczył się o
rozszerzenie i umocnienie swej władzy we własnym domu, w Prowansji. Sytuacja tam stała
się bowiem wystarczająco trudna.
Frankijskie kontakty między krewniakami
Ludwik Jąkała pozostawił z pierwszego małżeństwa (z Ansgardą) dwóch synów,
Ludwika i Karlomana, a starszego od nich Ludwika III (879-882) ustanowił swym jedynym
następcą. Przystał na to również możny Hugo Abbas, kuzyn Karola Łysego i świecki opat St.
Germain d'Auxerre. Jednakże Bozo uznawał tak syna Jąkały, jak i jego brata Karlomana za
dzieci z nieprawego łoża (degeneres), pomijał również narodzonego właśnie pogrobowca
Karola (III Prostaka).
Ludwika zdradził nawet własny kanclerz, opat Gozlin. Opat był przy tym już kanclerzem
i jednym z najbliższych zaufanych Karola Łysego, któremu zawdzięczał parę najbogatszych
opactw: Jumieges, St. Amand, St. Germain-des-Prés, a w 878 roku jeszcze St. Denis. W roku
884 został biskupem Paryża. Opat Gozlin był, obok opata Hugona, przez pewien czas
czołową postacią Rzeszy zachodniofrankijskiej. Reprezentował ród wpływowych
Rorgonidów, podczas gdy opat Hugo należał do klanu rodzinnego zachodniofrankijskich
Welfów. Zaraz po śmierci króla Gozlin wezwał więc wraz z arystokracją mieszkającą między
Sekwaną i Mozą, ze strachu przed potężnym rywalem Hugonem, wschodniofrankijskiego
Ludwika Młodszego do interwencji w Rzeszy zachodniej i zaoferował mu koronę tego kraju.
Ludwik nie dał się dwa razy prosić. Przez Metz ruszył w kierunku Verdun, przy czym
jego okrucieństwo i spustoszenia podczas marszu, jego "niegodziwości wszelkiego rodzaju",
miały przewyższyć "jeszcze złe uczynki pogan" (Annales Bertiniani); splądrowane zostało
również Verdun. W tym momencie opat Gozlin został uprzedzony przez stronników wiernych
królowi — by nie stracić wszystkiego, odstąpili oni Ludwikowi, głównie za sprawą
świeckiego opata Hugona, zachodnią Lotaryngię. Dwakroć Karol Łysy, łamiąc prawo,
zaanektował całą Lotaryngię, a teraz należała w zupełności do Franków wschodnich,
oczywiście również z pogwałceniem prawa.
Na to jednak Ludwik Młodszy odstąpił natychmiast Gozlina i jego stronników, wrócił
zadowolony do domu — i natychmiast został nakłoniony przez Liutgardę, zaborczą i
cierpiącą na przerost ambicji małżonkę, do następnej wojny, by zdobyć całą Rzeszę
zachodnią. Znów przyjął do służby opozycję na terenach północnych, Gozlina z jego
stronnikami — który go znowu wzywał, po czym zaraz, jako rzec by straż przednia, paląc i
rabując ruszyli przez kraj, zwiastując nadejście Ludwika.
Jednakże był on zajęty jeszcze w Bawarii, której król, jego brat Karloman, był w coraz
żałośniejszym stanie. Ludwik pośpieszył do Forchheim, gdzie obchodził "narodziny
Pana", potem do Bawarii, gdzie bez skrupułów zdetronizował pozbawionego mowy brata,
przyłączył jego kraj do swojego, a potem świętował zmartwychwstanie Pana we Frankfurcie.
Tymczasem 22 marca 880 roku, zmarł Karloman. Ludwik wtargnął jeszcze dalej w kraj
zachodnich Franków, jednak zadowolił się odstąpieniem mu zachodniej Lotaryngii.
Już późnym latem 879 roku Hugo kazał poprzez arcybiskupa Ansegisa z Sens
ukoronować obu zachodniofrankijskich królewiczów, Ludwika III i Karlomana. A na
południu królem został jeszcze ktoś trzeci, Bozo, książę Prowansji,
pierwszy król nie pochodzący od Karolingów w dawnym obrębie całej Rzeszy. Gdy na
wschodzie, dwa lata po śmierci swego brata Karlomana, zmarł 20 stycznia 880 roku
bezdzietnie również Ludwik Młodszy (bowiem jego jedyny syn o tym samym imieniu skręcił
kark wypadając z okna pałacu), cała wschodnia Francja przypadła w udziale najmłodszemu
bratu, królowi Szwabów Karolowi 258 .
Za pozostawienie okrętów i in. papież Jan chce uznać dwukrotnie obalonego i
przeklętego patriarchę Focjusza
Ponieważ papież Jan tymczasem nie mógł pozyskać również Karolingów
wschodniofrankijskich, nie wzdragał się w ostatnich latach swego życia nawiązać ponownie
kontaktów z Konstantynopolem, zwłaszcza że wyglądało na to, że Włochy znów mogły się
dostać w ręce bizantyjskie. Bari, przez cesarza Ludwika II zajęte anno 871, już w roku 876
przeszło we władanie Bizancjum, a jego generałowie sprawowali często władzę w Dolnej
Italii; greckie panowanie umacniało się.
Tak więc papież, jeszcze przed podróżą do państwa Franków, wystosował w kwietniu
878 roku wezwanie o pomoc również do cesarza Bazylego I (867 — 886), jeszcze większego
karierowicza niż Bozo. Wszak dawniejszy koniuszy bez skrupułów usunął wszystkich rywali,
również swego protektora Michała III, który koronował go w 866 na współcesarza i którego
on — akurat w dziedzinie prawa zapisał się w historii dzięki nowej kodyfikacji — w
następnym roku kazał zamordować (s. 160 i nast.).
Papież Jan powtórnie podjął kontakt w roku 879. I nie wzdragał się za pomoc zbrojną, za
awizowane pozostawienie okrętów wojennych cesarza wschodniorzymskiego i zajęcie
bułgarskiego obszaru misyjnego przez grecki kościół państwowy, przed ponownym uznaniem
Focjusza za prawowitego patriarchę i brata na urzędzie oraz przed wszelkimi pochwałami,
mimo wszystkich wcześniejszych klątw. Przy czym dwaj jego poprzednicy nieodwołalnie
patriarchę zdetronizowali i uroczyście wyklęli! Wszak znany ósmy Sobór Ekumeniczny w
Hagii Sofii na przełomie roku 869 i 870 pod kierownictwem legata papieskiego lub
czcigodnego Bazylego I osobiście potwierdził detronizację Focjusza i anulował udzielone mu
święcenia.
Lecz teraz, zimą roku 879/880 wysłannicy Jana oświadczyli — składając podpis na
soborze, ostatnim wspólnym całego Kościoła, tym razem pod przewodnictwem
zrehabilitowanego tymczasem Focjusza — że potępią wszystko, co by się sprzeciwiło jego
uznaniu! Jedynie by uniknąć sporów, wyjaśnia nam to teolog Bernhard Ridder (ongiś
generalny prezydent Kolpingwerk — międzynarodowej organizacji katolickich stowarzyszeń
czeladniczych) "papież dał swe przyzwolenie pod pewnymi warunkami". Jednakże by tylko
uniknąć sporów, jeszcze chyba żaden papież nigdzie nie dał przyzwolenia, w każdym razie
nie w przypadkach o takiej randze. W istocie było to dostosowanie się do nowych warunków,
które ponadto wzbudziło nieufność u króla Franków, a również nie prowadziło do sukcesu.
Ani w Dolnej Italii, gdzie Grecy wprawdzie w 880 roku zdobywając Tarent, opanowali
istotne dla siebie wschodnie wybrzeże, pozostawiając zachodnie Arabom, ani w państwie
Bułgarów, podległym w przyszłości kościołowi greckiemu (s. 159 i nast.) 259 .
Daniel-Rops oczywiście, jak przystało na katolickiego historyka Kościoła, nie uznaje, iż
Ojciec Święty tkwi w jednym bagnie korupcji, intryg, zakłamania, lecz co najwyżej, że jego
aktorzy, jego otoczenie. "Wokół niego wrzało od politycznych intryg". On sam tronuje —
stary i nieudolny, przez wszystkie czasy nadużywany trick apologetów — tak jak ucieleśniona
niewinność wewnętrzna ("Wódz 260 o tym nic nie wie") 261 .
Od Karlomana do Karola III Grubego
Papież ten był w rzeczywistości ucieleśnieniem oportunizmu. Wchodził w układy z
wszystkimi — im kto potężniejszy, tym lepiej. Kusił, straszył, zaklinał każdego, kto w danym
momencie mu odpowiadał, wysyłał pisma, legatów, błagał o ratunek, pomoc, schlebiał,
przyzywał przyjaźń, wieczne zbawienie duszy, zapewniał każdego o koronie, której "będą
poddane wszystkie królestwa". A gdy już nie mógł spodziewać się niczego po Karlomanie,
konającym, pozbawionym mowy i nieuleczalnie chorym, legaci wymusili na nim deklarację
zrzeczenia się na rzecz Karola, jego brata, nie tylko młodszego, ale i chętniejszego, bardziej
dyspozycyjnego i użytecznego dla Ojca Świętego. I gdy w Rzeszy wschodniofrankijskiej
zgodzono się, że Italia zostanie pozostawiona Karolowi III ze Szwabii (Grubemu, zwanemu
również Otyłym), papież zapewnił go: "Odnośnie Bozona, musicie się czuć upewnieni, że nie
będzie mieć i nie znajdzie z naszej strony ani przyjacielskiego wsparcia, ani pomocy, bośmy
was jako przyjaciela i pomocnika szukali i z całym sercem chcemy was zachować jako
naszego najdroższego syna".
Bozona natomiast, swego adoptowanego syna, w tym czasie już króla Prowansji, ze
wszystkimi jego tamtejszymi uwikłaniami i kłopotami uznał zaraz za nieprzydatnego, za
tyrana. Natomiast Karola III Grubego koronował w styczniu 880 roku podczas sejmu Rzeszy
w Rawennie w obecności magnatów i biskupów tego kraju na jegoż króla. Wszyscy świeccy i
duchowni możni, z wyjątkiem papieża, zaprzysięgli mu wierność. Lecz ku ogromnemu
rozczarowaniu biskupa Rzymu Karol wcale nie miał ochoty na koronę cesarską, a zgoła nie
żeby się tłuc "z poganami i fałszywymi chrześcijanami". Czym prędzej wrócił w maju za
Alpy i pozostawił do obrony papieża jedynie mało dlań znaczących książąt Tuscji i Spoleto.
W prawdziwej rozpaczy prosił teraz Jan, by król zechciał zadbać o państwo św. Piotra i
przysłał do Rzymu pełnomocnego lagata (missus). żebrał, skarżył się, i to niejednokrotnie.
Lecz gdy zanosiło się na przyjazd samego władcy, postawił mu niespodzianie w ostatnim
liście z 25 stycznia 880 roku warunki, zaczął grozić, zarzucił zbytni pośpiech, zakazał
przekraczania granicy Państwa Kościelnego, zanimby dla dobra swej duszy nie dał gwarancji
i nie usankcjonował jego, papieża, życzeń przedstawionych mu przez legata, i to w każdym
słowie i paragrafie.
Karol jednak nie przejął się tym zbytnio, podróżując z wolna do Rzymu, całe miesiące
popasał w Górnej Italii i wreszcie 12 lutego 881 roku został u Św. Piotra ukoronowany na
rzymskiego cesarza koroną ze skarbca bazyliki, jako pierwszy ze wschodniofrankijskiej linii
Karolingów. Odniósł zwycięstwo nad polityką papieża; oczywiście dopiero gdy papież już w
Rawennie uzyskał brzemienną w skutki obietnicę "przestrzegania paktów i przywilejów
świętego Kościoła rzymskiego"; obietnicę, którą król Italii, rex Romanorum, jak się później
zwał, musiał przez całe średniowiecze składać przed otrzymaniem korony cesarskiej 262 .
Karol jednakże, teraz władca otoczony nimbem cesarstwa, którego działalność polegała
raczej na wyczekiwaniu i bezczynności, co i tak przyniosło mu znaczne sukcesy, skierował
swe kroki jeszcze wolniej z powrotem, przy czym cały rok spędził w Pawii i Mediolanie,
zrobił sobie również wypad nad Jezioro Bodeńskie, nieustannie ścigany błaganiami papieża
Jana. Biskup Rzymu widział wokół siebie jedynie nędzę i żałość. Zło narasta z dnia na dzień,
pisał, lepiej byłoby umrzeć, niż je dłużej znosić. Chciał wojny przeciwko chrześcijanom i
Saracenom i prosił Karola, by bez zwłoki wysłał wojsko i zaprowadził wreszcie porządek —
bezskutecznie. Wylewał swe żale cesarzowej i kanclerzowi Liutwardowi. Spędzały mu sen z
powiek i odejmowały jadło od ust. Pośród ciemności wyczekiwał z nadzieją światła, lecz nie
odważył się opuścić Rzymu i żył w strachu, że zostanie uwięziony i uduszony 263 .
Papież Jan ściga Saracenów — katolicy z nimi kolaborują
Wszystkie próby dostosowania się do nowej sytuacji, podejmowane przez papieża,
służyły w nie mniejszym stopniu powiększeniu jego własnej władzy i Państwa Kościelnego,
zwłaszcza podporządkowania mu części Południa. Tam jednakże mnożyły się od początku
islamskiej okupacji bizantyjskiej Sycylii w roku 827 stopniowo coraz bardziej morskie ataki
"piratów", mniej lub bardziej spektakularne najazdy, których znaczenia na frankijskim
dworze cesarskim najwyraźniej nie doceniano. Zwłaszcza od upadku władzy cesarza Ludwika
Arabowie z Sycylii i Tarentu penetrowali głównie wybrzeże zachodnie. Plądrowane były
Sabina, Lacjum i Tuscja, pustoszone dobra papieskie i klasztory, zagrożony był Rzym i jego
skarby. Jan VIII, dzięki swej "fanatycznej żarliwości", "przede wszystkim jednak dzięki swej
świętej żarliwości wojennej jedna ze znaczniejszych postaci ciemnej historii późnego wieku
IX" (Eickhoff), pożeglował wreszcie jako pierwszy papież z własną flotą przeciwko
muzułmanom, odebrał im obok przylądka Circe 18 galer i zagwarantował każdemu ze swych
poległych wieczne zbawienie (s. 168 i nast.). Do ścigania Saracenów wezwał cały świat,
Karola Łysego, Bozona z Vienne, dalmatyńskiego księcia Domogoja, "charyzmatycznego"
Chorwata i pirata, którego okręty trudniły się "często korsarstwem na Adriatyku" (Ferjanćić),
co ściągnęło mu na kark Wenecjan i Bizantyjczyków.
Papieska walka, która w żadnym razie nie dotyczyła jedynie Saracenów i obrony kraju,
lecz po cichu miała doprowadzić do ujarzmienia południowej Italii, nie miała oczywiście
wielkich widoków na przyszłość. Tym bardziej, że katoliccy
książęta i biskupi współpracowali z wrogami Chrystusa, by bronić się tak wobec
wschodniego, jak i zachodniego cesarza oraz papieża, również dla oczywistych dużych
korzyści płynących z handlu (w apologetycznej wykładni Daniela-Ropsa: "upolitycznieni
biskupi próbowali wręcz własnoręcznie sterować swymi małymi stateczkami"). Chrześcijanie
zawierali sojusze i traktaty z "niewiernymi", rekrutowali u nich najemników, tolerowali ich w
najbliższym sąsiedztwie, zaopatrywali i chronili, a niektórzy wręcz wojowali po ich stronie
podczas saraceńskich wypraw przeciwko chrześcijanom. Neapol, Gaeta, Amalfi i Salerno
trzymały z Arabami. A papież, który usiłował zebrać wokół siebie ligę dolnoitalską, ciskał
wersami biblijnymi i klątwami na głowy niewiernych poddanych, płacąc im od czasu do
czasu za pozostawanie w sojuszu 264 .
Na przykład Amalfitańczykom.
Amalfi, miasto na brzegu zatoki Salerno, wciśnięte między góry a morze oraz sąsiednie
tereny Sorrento, Neapolu i Salerno, mogło sobie zapewnić pewną niezależność dzięki silnej
flocie i zmiennym układom politycznym. W roku 846 i 849 walczyło po stronie Neapolu z
Saracenami, później stało przeciw niemu po stronie cesarza Ludwika II. Ze względu na
interesy handlowe weszło następnie w układy z Arabami. Ponieważ Jan VIII chciał
Amałfitańczyków od nich odciągnąć i sam zatrudnić ich flotę (do ochrony przez cały rok
wybrzeża między Traetto a Civitavecchia, obu należących do Kościoła), zainkasowali oni 10
tysięcy sztuk złota (srebrnych szylingów, mancusi) i chociaż ani jednemu Saracenowi włos z
głowy nie spadł, nie zwrócili papieżowi ani denara. Utrzymywali natomiast, że zgodnie z
umową należy im się 12 tysięcy, a chociaż papież wypłacił im w 879 roku dalsze 10 tysięcy,
nadal kolaborowali z jego wrogami. Również gdy papież jednostronnie wypłacił im
dodatkowo tysiąc dukatów za rok bieżący i obiecał zupełne zwolnienie z opłat celnych
wszystkich statków handlowych w porcie rzymskim, a z drugiej strony zagroził pod koniec
tegoż roku ekskomuniką i wygnaniem biskupa oraz prefekta Amalfi obok bojkotu
handlowego "we wszystkich krajach, w których zajmowali się handlem", nie były w stanie ani
groźby, ani obiecane subsydia zachęcić Amałfitańczyków do wojny za Jego Świątobliwość.
Trudności miał także z Kapuą.
Miasto w Kampanii, zniszczone w 456 roku przez Wandalów, w 841 przez Saracenów, w
międzyczasie bizantyjskie i przez długi czas w rękach longobardzkich, w roku 856 zostało na
nowo założone przez biskupa Landulfa nieco na uboczu w zakolu rzeki Volturno.
Jednocześnie Landulf był twórcą dynastii od 900 roku noszącej tytuł książęcy. Już sam biskup
dysponował świecką władzą na swym obszarze i współpracował ustawicznie z wrogami
Chrystusa, podczas gdy Ojciec Święty urządzał na nich polowania. Przysięgi składane przez
Landulfa cesarzowi, papieżowi, księciu Salerno, ważyły dlań równie mało co kościelne
dogmaty. Tylko władza i rozkosze przykuwały uwagę tego duszpasterza, utrzymującego dwór
niczym sułtan, żyjącego bardziej w otoczeniu eunuchów niż księży. Wiążąc się z Saracenami,
pozostawał zarazem w konflikcie z klasztorem Monte Cassino, oświadczając publicznie, że za
każdym razem gdy widzi zakonnika, to jest to dla niego zła wróżba 265 .
Bardziej poszczęściło się Janowi w Salerno.
Udał się tam w roku 876, odwiódł księcia Guaiferiusa z Kapui od sojuszu z Arabami i
uzbroił go przeciwko Neapolowi. Dzielny katolicki książę nie tylko kazał za przykładem
swego krewniaka w Benewencie zgładzić wszystkich poddanych mu muzułmanów, lecz
również, na rozkaz papieża, ściąć 25 pojmanych neapolitańskich arystokratów.
Uśmiercenie pojmanych dowódców muzułmańskich papieskim warunkiem
powrotu na łono Kościoła
W Neapolu od lat wadzili się rządzący nim Sergiusz II i jego brat Atanazy, ustanowiony
przez papieża Jana biskupem miasta. Książę, który za żadną cenę nie dawał się oderwać od
Saracenów, wygnał Atanazego i usiłował z muzułmańską pomocą usunąć go ostatecznie, co
oczywiście spełzło na niczym.
Papież bowiem wykorzystał w marcu 877 roku synod w Gaecie, by wywołać w Neapolu
powstanie, a nawet je wspomagał swym złotem. Biskup Atanazy wyłupił oczy własnemu
bratu Sergiuszowi i tak sprawionego wysłał rozradowanemu papieżowi, który skazał tego
"nowego Holofernesa" na śmierć głodową, uprzednio uwięziwszy. Z Rzymu popłynęły złoto,
biblijne sentencje i pochwały za "miły Bogu czyn" dla biskupa-bratobójcy, dla "człowieka
bożego", jak go zwie papież, którego Bóg kocha bardziej niż swe własne ciało i krew, który
rządzi ludem Chrystusowym w sprawiedliwości i świętości niczym dobry pasterz! (Na
marginesie: gdy podczas jednego z buntów w Chorwacji zabito władcę będącego w sojuszu z
Grekami, a sprawca i jego następca przeszedł na stronę Rzymu, papież Jan VIII pochwalił
również tego księciobójcę i przyobiecał zwycięstwo nad wszystkimi widzialnymi i
niewidzialnymi wrogami).
Biskup Neapolu Atanazy, teraz również jego książę, był jednak bardzo pojętnym uczniem
swego rzymskiego pana. Natychmiast zmienił front. Zaczął grać rolę swego zlikwidowanego
brata i związał się jeszcze bliżej z Arabami. żadne złoto i klątwy papieża, którymi ten ciskał
wokół siebie jak nigdy dotąd, nie mogły odwieść go od sojuszu z "niewiernymi". Osadził ich
jako załogę portu neapolitańskiego, pozwolił się osiedlić pod murami miejskimi i pod
Wezuwiuszem, za czym pustoszyli Gaetę, Salerno wraz z księstwami longobardzkimi aż po
Spoleto i Benewent.
Dopiero gdy zaczęli zagrażać samemu Neapolowi, rekwirować broń, konie i kobiety, a
papież przekupił biskupa, przegnał tenże swych sojuszników, został wraz z miastem
uwolniony od klątwy — i natychmiast sprowadził nowych Saracenów z Sycylii; ponownie
został obłożony klątwą, by jeszcze raz zmienić front i znów stanąć po stronie papieża i z
posiłkami z Rzymu, Kapui i Salerno napaść na swych długoletnich sprzymierzeńców.
Jednakże Jan uczynił warunkiem jego powrotu na łono Kościoła wydanie i uśmiercenie
pojmanych dowódców muzułmańskich. Zażądał od biskupa postawienia przed nim
nazwanych z imienia możnych Saracenów i ścięcia pozostałych. Wszakże sam Jan doznał
głębokiego upokorzenia, musiał bowiem zacząć płacić trybut Saracenom i wykupić sobie
tymczasowy pokój za 25 tysięcy szylingów srebrem.
Lecz niewierne diabły osiedliły się w okolicach Paestum. Znowuż inni, przywołani ze
strachu przed papieżem przez księcia Gaety Docibilisa I, osiedli u ujścia rzeki Garigliano,
przez całe dziesięciolecia pustosząc z potężnego kasztelu Kampanię, Tuscję i Sabinę aż po
okolice Rzymu. I jak już wcześniej Amalfi, lecz dużo większym kosztem, Jan przekupił tym
razem Gaetę, z powodu położenia i floty o wielkim znaczeniu, dając jej w 822 roku — by
mogła powiększyć swój niewielki obszar — położony blisko wybrzeża interior z Fondi i
Traetto (dziś Minturno).
Nawet największe klasztory w południowych Włoszech, jak S. Vincenzo nad Volturno i
Monte Cassino, legły w gruzach w roku 881 i 883 za sprawą Saracenów; natomiast ostała się
cesarska Farfa w Sabinie, obok lombardzkiej Nonantuli, w owym czasie najpiękniejszego
klasztoru i bogatego niczym księstwo. Przez siedem lat bronił jej opat Piotr, ukrył skarby i
opuścił opactwo. Podczas gdy Saraceni oszczędzili klasztor dla jego piękna, spalili go
okoliczni chrześcijańscy rabusie, po czym pozostawał spustoszony przez trzydzieści lat. "Tak
więc strach katolickich książąt przed ziemskimi zamiarami papieża był jedną z
najistotniejszych przyczyn, jakie pozwoliły Saracenom umocnić się w południowych
Włoszech" (Gregorovius). Lub jak podsumowuje Johannes Haller: "Polityka papieża w dolnej
Italii została zwieńczona zupełnym niepowodzeniem"; "świat zrozumiał, że w przypadku
tego, do czego dążył i czego żądał na równi ze swymi poprzednikami, chodziło mu o świeckie
prawa i władzę ziemską, a nie o wiarę i Kościół, i lepiej żeby mu nie przyszło do głowy, żeby
obiecywać raj jako wieczną zapłatę za tę walkę" 266 .
Tak jak Jan VIII prowadził swą walkę o władzę z wrogami zewnętrznymi, tak i z
wrogami wewnętrznymi, a mianowicie zarówno przeciwko wpływowym duchownym, jak i
rodom arystokratycznym.
Janowi kamraci i pierwsze papieżobójstwo
Jan szczególnie podejrzewał, a jednocześnie się obawiał, biskupa Formozusa z Porty
(864876). Tenże pojawiał się już za poprzednich papieży. W czasach Mikołaja I jako
misjonarz Bułgarów i założyciel bułgarskiego Kościoła, przy czym wszakże jego wyniesienie
na arcybiskupa spaliło na panewce; w czasach Hadriana II jako legat w Konstantynopolu oraz
w innych misjach. Jan jednak ekskomunikował biskupa 19 kwietnia 876 roku z powodu
rzekomej konspiracji przeciwko papieżowi i cesarzowi, wyrok ten powtórzono wielokrotnie.
Pozbawił go również biskupstwa i wszelkich godności duchownego. Być może Formozus był
konkurentem Jana do korony papieskiej — sam miał na nią wielką ochotę i w końcu ją
uzyskał (s. 221).
Gdy Formozy ratował się przed wyrokiem ucieczką do Rzeszy zachodnio-frankijskiej,
Rzym opuściły również i inne osoby; ludzie, zaznajomieni z najwyższymi urzędami dworu,
przebywający całymi latami w najbliższym otoczeniu Jana, którzy doszli do swych pozycji
dzięki defraudacjom, aferom seksualnym, złodziejstwu i skrytobójstwu.
Mistrz skarbu papieskiego, być może również zarządzający całą administracją, niejaki
Jerzy z Awentynu, zamordował z powodu afer miłosnych własnego brata, ratował się
finansowo poprzez małżeństwo z siostrzenicą papieża
Benedykta III, a następnie prawie publicznie zamordował swą żonę, by uchodząc kary
dzięki przekupieniu sędziego poślubić Konstantynę, która zostawiła go wreszcie na koszu,
obchodząc się równie swobodnie z mężczyznami, co z pieniędzmi. W końcu była ona córką
papieskiego mistrza ceremonii Grzegorza, który sam już w czasach Hadriana II dorobił się
niepomiernie podobno dzięki oszustwom i złodziejstwu i jako apokryzjariusz 267 zastępował
papieża. Również dowódca milicji papieskiej Sergiusz należał do tego prześwietnego kręgu.
Ze względów finansowych pojął za żonę siostrzenicę Mikołaja I, odtrącił ją jednak, by żyć
razem ze swą frankijską konkubiną Walwisindulą 268 .
Wszyscy ci oraz dalsi czcigodni katoliccy panowie zostali oskarżeni przez Jana VIII o
znoszenie się z Arabami i z innymi wrogami papieża, z księciem Spoleto i Camerino i
Adalbertem z Tuscji. A gdy rozeszła się pogłoska o ich bliskim zgładzeniu lub okaleczeniu,
uciekli pewnej wiosennej nocy roku 876 z Wiecznego Miasta za pomocą wytrycha przez
Bramę Świętego Pankracego. Przy tym Grzegorz i Jerzy obrabowali najpierw jeszcze Lateran
obok innych domów bożych i zabrali skarbiec kościelny. Jan ekskomunikował ich i rzekomo
pożądającego godności papieskiej Formozusa, który miał zresztą za pomocą pieniędzy z
kościołów i klasztorów swego biskupstwa sfinansować ucieczkę.
Na synodzie w Troyes (s. 177 i nast.) anno 878 biskupi zwrócili się w obecności papieża
("nasze łzy jednocząc z Waszymi") ponownie przeciwko tym wszystkim "niegodziwym
ludziom i sługom Szatana" i jeszcze raz ogłosili w pompatycznej mowie ich "wytępienie
mieczem Ducha Świętego", "dokonali" jeszcze raz "sercem i ustami, naszą jednomyślną wolą
i autorytetem świętego Ducha" ich potępienia, ogłaszając "wszystkich, których Wy, jak już
powiedziano, ekskomunikowaliście za ekskomunikowanych, których wykluczyliście z
Kościoła za wykluczonych, a których wyklęliście, za wyklętych". I bezpośrednio po
udzieleniu tym sposobem pomocy swemu "najświętszemu i najwielebniejszemu panu i ojcu
ojców Janowi", zażądali jego pomocy "przeciwko rabusiom naszych kościołów", "przeciwko
niecnym rabusiom i grabieżcom kościelnych dóbr i posiadłości oraz przeciwko lekceważącym
święty, biskupi urząd [...]".
Cztery lata później przyszła jednak kolej i na samego Jana. Podczas rewolty pałacowej 16
grudnia 882 roku otruł go jeden z jego pobożnych krewnych, który sam chciał zostać
papieżem i zyskać bogactwo, a ponieważ trucizna nie zadziałała dostatecznie szybko, to —
jak to krótko lecz treściwie opisują Annales Fuldenses — "tak długo uderzał młotem, aż ten
utkwił w mózgu" (malleolo, dum usque in cerebro constabat, percussus est, expiravit) — było
to pierwsze morderstwo papieża. Zarazem przykład, który łatwo znalazł następców (s.
311) 269 .
Podczas gdy chrześcijanie napadali nawzajem na siebie, nie tylko w najbliższym kręgu
papieży, nie tylko w Italii, podczas gdy ich możni wzajemnie się szantażowali, okradali i
zabijali, na południu szerzyli pożogę Saraceni, a na północy Normanowie. Opresja normańska
nawet znów się wzmogła. Nawet król Franków Karloman stawia w roku 884 pytanie: "Czyż
nie należy się dziwić, że poganie i obce ludy panoszą się wśród nas i odbierają nam doczesny
dobytek, gdy przecież każdy z nas wyrywa siłą swemu najbliższemu to, co potrzebne do
życia? Jak mamy z ufnością walczyć z wrogami naszymi i Kościoła, gdy nawet w naszych
własnych domach przechowujemy dobra odebrane biedakom [Iz 33,1] i gdy wyruszamy w
pole z brzuchami pełnymi tego, co zrabowaliśmy?" 270
ROZDZIAŁ 5.
Opresja normańska i cesarz Karol III Gruby
"Karol jednakże, który nosił tytuł cesarski, wyszedł z wielkim wojskiem przeciw Normanom i
stanął pod ich umocnieniami; wtedy to opadło w nim serce i za pośrednictwem wielu osiągnął
drogą układów, że Gotfryd kazał się ochrzcić ze swymi ludźmi i znów otrzymał w lenno Fryzję
oraz inne dobra, jakie posiadał Roryk".
Annales Bertiniani 271
"Gdy cesarz przejrzał chytre sztuczki i wspólne ich knowania, pertraktuje z Henrykiem,
pewnym mądrym mężem, w tajemnym zamiarze chytrością usunięcia z drogi wroga, którego
zapędził w najdalszy zakątek Rzeszy; [...] zdecydował się bardziej użyć podstępu niż siły.
Posłów odprawił zatem z niejasną odpowiedzią i kazał im wracać do Gotfryda z
zapewnieniem, że przez swych posłańców we wszelkich przedmiotach ich posłania udzieli
odpowiedzi, jaka należy się zarówno jemu, jak i Gotfrydowi, tylko żeby wytrwał w wierności.
Potem wysłał Henryka do tego męża i z nim, by ukryć oszustwo, jakie było w ich dziele,
Williberta, wielebnego biskupa Kolonii [...]. I w samej rzeczy Gotfryd umiera, po tym jak
zadał cios najpierw Everhard, a potem towarzysze Henryka go przekłuli, a wszyscy
Normanowie, jacy znaleźli się na Betuwe, zostali zabici. Ledwie parę dni później Hugo
zostaje zwabiony do Gondreville obietnicami rzeczonego Henryka i podstępnie uwięziony, na
rozkaz cesarza są mu przez tegoż Henryka wyłupione oczy [...]. Potem zostaje wysłany do
Alamanii do klasztoru Świętego Galia [...] ostatecznie w czasach króla Zwentibolcha został
postrzyżony moją ręką w klasztorze Prum".
Opat Regino z Prum 272
Zabijać z "pomocą bożą" i polec bez niej
Przez prawie dwa dziesięciolecia udawało się dzięki trybutowi płaconemu przez Karola
Łysego ograniczyć ataki Normanów. Od roku 878/879 napady zaczęły się jednak mnożyć.
Wprawdzie swego czasu król Anglii Alfred Wielki — wspierający Kościół donacjami,
nowymi klasztorami i corocznym datkiem słanym do Rzymu, późniejszym "świętopietrzem"
— zdołał powstrzymać ciągłe ataki wikingów, przynajmniej na pewien czas, dzięki reformie
wojska, budowaniu punktów oporu, zamków refugialnych i wielkich okrętów, jednakże pod
naciskiem Anglosasów wdarła się z Brytanii przez morze nowa fala Normanów i spustoszyła
"ogniem i mieczem, nie natrafiając na opór miasto Morynów 273 , Therouanne. I gdy zobaczyli,
jak im się na początku poszczęściło, obrócili w perzynę ciągnąc wokół cały kraj Menapiów 274
ogniem i mieczem. Następnie wtargnęli do regionu Skaldy i zniszczyli ogniem i mieczem
cały Brabant". Spalony został także bogaty klasztor St. Omer. Wprawdzie przepędził ich król
wschodnich Franków Ludwik III Młodszy, zwycięzca spod Andernach (s. 173 i nast.), a
nawet zabił wielu z "boską pomocą" (Annales Bertiniani), "dzięki bożej ręce większą część"
(Reginonis chronica), "więcej niż 5000" (Annales Fuldenses), lecz zginął przy tym również
Hugo, naturalny syn króla — gdyby nie to, "odniósłby nad nimi wspaniałe zwycięstwo"
(Annales Vedastini).
Jednakże zbyt rzadko byli przepędzani "i zabijani", jak to się po chrześcijańsku nazywa w
Rocznikach Fuldajskich, przez co "Bóg im odpłacił, co zasłużyli". Tym bardziej że
Normanowie rozbili zupełnie 2 lutego 880 roku pod Hamburgiem posiłki pod wodzą księcia
saskiego Brunona. Padł na polu on sam, brat królowej, padli biskupi Teoderyk z Minden,
Markward z Hildesheim oraz 18 hrabiów i 18 królewskich trabantów wraz ze swymi
ludźmi 275 .
Hordy Normanów, które pod koniec roku 880 paląc wszystko wtargnęły w górę Renu aż
po Xanten, obróciły w perzynę wspaniałe, wzniesione przez Karola Wielkiego palatium w
Nijmegen. 28 grudnia "ludzie północy" spalili klasztor St. Vaast w Arras, spalili miasto i
wszystkie dwory w okolicy, zabijali wszystkich, przebiegli cały kraj aż po Sommę, ciągnęli
ludzi w niewolę, bydło i konie, zniszczyli Cambrai, obrócili w perzynę wszystkie klasztory
nad Hisscarem, wszystkie klasztory i miejscowości nadmorskie, nawiedzili Amiens, Korbeę,
zjawili się ponownie w Arras "i zabijali wszystkich, których znaleźli; a potem jak cały kraj w
okolicy spustoszyli ogniem i mieczem, wrócili bez uszczerbku do swego obozu" (Annales
Vedastini) 276 .
Trzeciego sierpnia 881 pokonał ich jednakowoż młody książę zachodniofrankijski,
Ludwik III (syn Jąkały z pierwszego małżeństwa z Ansgardą) pod Saucourt-en-Vimeau (w
pobliżu Abbeville) u ujścia Sommy — i zyskał "nieśmiertelność" w starowysokoniemieckim
eposie bohaterskim Pieśń o Ludwiku (Ludwigslied). Napisana we frankijskim nadreńskim
dialekcie jest pierwszym poetyckim eposem utrzymanym w wolnym wierszu, w ogóle
pierwszym eposem w literaturze niemieckiej.
Co oczywiste, nieznany "bohater pióra", przypuszczalnie duchowny, zaciera prawdę
historyczną, "wywyższa" wszystko, co chrześcijańskie. Po tamtej stronie walczą "poganie"
[heidineman], po tej "bohaterowie Boga" [godes holdon], Frankowie, wojownicy wybrani
przez Boga. Z Kyrie elejson na ustach wyruszają potykać się z wrogiem. Sam Ludwik jako
powołany przez Najwyższego, pełen "Bożej siły" [godes kraft] oczywiście i miłosierdzia.
Suman thuruskluog her, Suman thruhstah her (Niektórych przeciął wpół, niektórych przebił).
Tak tak, kto Bogu zaufa, walecznego ducha... Rzekomo miał "zabić 9000 konnych" (Annales
Fuldenses). "Uuolar abur Hluduig, Kuning unser sdlig!" (Chwała tobie, Ludwiku, królowi
naszemu błogosławionemu!) Chwała! 277
Na to nastąpili jednak "poganie" pod swymi wodzami Gotfrydem i Zygfrydem. Z flotą i
wojskiem lądowym wzmocnionym konnicą wtargnęli daleko we wschodnią Francję,
spustoszyli nie tylko Maastricht, Tongern, Leodium, obrócili w perzynę również Bonn i
Kolonię "z kościołami i domami" (Annales Fuldenses) oraz warownie Zulpich, Julich, Neuss.
W Akwizgranie kościół mariacki, grobowiec Karola Wielkiego zamienili na stajnię i podpalili
wspaniałe palatium. Spalili również klasztory Inden (monaster Św. Kornelii), Stablo,
Malmedy i Prum. Opierających się wieśniaków stratowali "jak głupie bydło" (Regino z
Prum), fale uciekinierów rozlały się aż po Moguncję.
Na wschodzie i zachodzie Rzeszy wymierają książęta
Z pobliskiego Frankfurtu śmiertelnie chory król Ludwik III, zwycięzca spod Andernach,
wysłał wojsko przeciw najeźdźcom. Jednakże gdy umierał 20 stycznia 882 roku "za Kościół i
Rzeszę", jak pisano, "po życiu bez zysku dla siebie" (Annales Bertiniani), jego oddziały
zawróciły już spod umocnionego obozu w Elsloo, ścigane przez Normanów, radujących się ze
śmierci Ludwika, którzy paląc wszystko doszli do Koblencji i zwrócili się w górę Mozeli. 5
kwietnia "w dzień najświętszej wieczerzy Pana" napadli na Trewir, który splądrowali i
"całkowicie spalili, mieszkańców częściowo wygnawszy, a częściowo zabiwszy" (Annales
Fuldenses). Gdy ciągnęli na Metz, padł "w bitwie" miejscowy biskup Wala (Regino z Prum).
Na Zachodzie w swym czasie Ludwik III, zwycięzca spod Saucourt, znajdował się już w
drodze, by powstrzymać kolejne hordy wroga nad Loarą, zmarł jednak 5 sierpnia 882 roku, w
wieku zaledwie 20 lat (gdyż, jak zdradzają Annales Vedastini, rzekomo "w żartach", iocando,
konno goniąc za dziewką, zbyt mocno uderzył w nadproże drzwi jej rodzinnego domu).
Wprawdzie walkę kontynuował ze zmiennym szczęściem i płacąc ogromną sumę 12 tysięcy
funtów srebrem, jego brat Karloman, tenże jednak, ledwie 18-letni, uległ wypadkowi na
polowaniu w lesie pod Beżu (koło Andelys) — nie przez dzika, jak początkowo mówiono,
lecz, jak zapewniają kronikarze, "nie ze swej woli", z ręki towarzysza łowów, jednego ze
służących, "który chciał mu pomóc". Obaj królowie zostali pochowani w St. Denis.
Wprawdzie Ludwik II Jąkała miał z drugiej żony Adelajdy jeszcze jednego syna, lecz
ponieważ był on, późniejszy Karol III Prostak, jeszcze pięcioletnim dzieckiem, możni tego
kraju oczekiwali pomocy ze strony Karola III Grubego i zaprosili go do zachodniej Francji 278 .
Karol Gruby, któremu przypada w udziale wszystko, a potem również
wszystko przepada
Najmłodszy syn Ludwika Niemieckiego, Karol III (839 — 888), który swój przydomek
"Gruby" (Crassus) zyskał dopiero w XII wieku od historyków, chcących w ten sposób
wyrazić jego raczej skromną energię, był dziedzicem najmniejszej części Rzeszy — Alamanii
i Alzacji — i od początku odnosił niezwykłe sukcesy. Po prostu miał szczęście. Choć
pozbawiony ambicji, żądzy czynu i władzy, przychodziło mu wszystko jakby samo z siebie:
w roku 880 Italia, w 881 korona cesarska, a potem cała wschodnią Francja.
Od roku 876 osadzony początkowo jedynie na małej szwabskiej cząstce Rzeszy, władał
po śmierci swych braci, chorego króla Bawarii Karlomana, który w swym ostatnim
dokumencie z 879 roku zrzekł się jej na rzecz Karola i króla Ludwika III Młodszego,
zmarłego bezdzietnie 20 stycznia 882 we Frankfurcie nad Menem, również regnae ich obu. A
po śmierci obu królów zachodniofrankijskich, Ludwika III, zwycięzcy spod Saucourt 5
sierpnia 882 roku i jego brata Karlomana w grudniu 884 roku — pierwszy z nich był władcą
części północnej, a drugi części południowej Rzeszy zachodniej — Karol III został i tam
uznany za cesarza. W 885 roku poddali mu się w palatium w Ponthion wszyscy świeccy i
duchowni możni, zaczem odrodziła się ponownie rzesza frankijska w całej swej
rozciągłości 279 .
Karol Gruby zwalczał teraz, nie jak oczekiwał papież, Saracenów, lecz Normanów, do
czego wzywano go ustawicznie na północ od Alp. I oczywiście walczył z nimi na swój
sposób; kazał składać sobie hołdy w drodze powrotnej z Włoch, najpierw w Bawarii, później
w Wormacji, zanim w czerwcu 882 roku nie zamknął ich przy pomocy potężnej armii, wśród
której były nawet oddziały longobardzkie, w Asselt (Elsloo) w dolnym biegu Mozy. Lecz
nawet kiedy z pomocą mu przyszedł szczęśliwy traf, gdy okropna burza wyrwała część
murowanych umocnień, nie zatrąbił do szturmu, tylko zaczął po 12 dniach z nimi
pertraktować i wykupił sobie ich odejście przy pomocy wielkich koncesji.
W zamian za przysięgę lenną i obietnicę chrztu ich wodza Gotfryda, Karol odstąpił mu
prowincję fryzyjską. Gotfryd, zapewne spokrewniony z duńskim rodem królewskim i w
źródłach zwany często królem, został przez Karola osobiście "podniesiony ze świętego
źródła" i dostał pozwolenie poślubienia Gizeli, nieprawej córki Lotara II i Waldrady. Ta
próba włączenia księcia w dynastię karolińską zakończyła się krwawym niepowodzeniem (s.
196 i nast.). A król Zygfryd wraz z pozostałymi Normanami, jak znów relacjonuje opat
Regino, "otrzymał niezmierzoną mnogość złota i srebra" — "wiele tysięcy funtów srebra i
złota", jak chcą Annales Bertiniani i donoszą, że pobożny cesarz "wziął ze skarbu św. Stefana
w Metzu i od innych świętych, i dopuścił, że odtąd pozostali, by pustoszyć część Rzeszy jego
i jego kuzyna".
Otwarcie wówczas oskarżono arcykanclerza cesarskiego, biskupa Liutwarda z Vercelli,
że został przekupiony przez wroga i że przeprowadził ugodę z hrabią Wikbertem. (W roku
887 ówże książę Kościoła stracił swe nadworne urzędy, oskarżony o wiarołomstwo z
cesarzową, na co zbiegł do przeciwnika Karola, Arnulfa z Karyntii; w 899 roku zginął z rąk
Węgrów: s. 198 i nast.) 280 .
Opresja normańska się na tym jednak nie zakończyła, przynajmniej nie na zachodzie
Rzeszy.
Gdy chrześcijanie muszą znosić to, co z reguły wyrządzają innym...
Czytając Annales Vedastini, odkryte dopiero w połowie XVIII wieku roczniki mnicha z
klasztoru St.Vaast koło Arras, stajemy twarzą w twarz z tą mizerią, opisywaną wciąż od
nowa, monotonnie, gramatycznie w kiepskim stylu. Wciąż jest mowa o "pustoszeniu i
zbrodniczym paleniu" pogańskich bandytów, o ich "żądzy krwi ludzkiej". Wciąż zabijają oni
dzień i noc "chrześcijański lud", "podpalają klasztory i kościoły boże", prowadzą "w zwykły
sobie sposób swe łupieskie wyprawy [...]" 281 .
Całego cierpienia i nędzy, jakie chrześcijanie nieśli do innych krajów, stulecie za
stuleciem, doświadczali teraz na sobie. I oczywiście skargom nie było końca. Wszędzie
łupienie, pustoszenie, zniewolenie i wybijanie do nogi. Wszędzie obrócone w perzynę
klasztory, kościoły, mordowani zakładnicy, uciekający i masakrowani ludzie. Tak było "w
roku pańskim 882": "[...] a Normanowie [...] niszczyli ze szczętem klasztory i kościoły,
zabijali sługi słowa boskiego mieczem lub głodem, albo sprzedawali za morze i zabijali
mieszkańców tego kraju, nie trafiając na opór". A tak "w roku pańskim 884": "Normanowie
nie zaprzestali jednak [...] zabijania, obalania murów i palenia wiosek. Na wszystkich drogach
leżały ciała duchownych, możnych i innych świeckich, kobiet, młodocianych i niemowląt".
Lub w roku 885: "Na to Normanowie zaczęli znowu się srożyć, pragnąc pożogi i mordu
[...]" 282 .
De bellis parisiacis lub "nic, co by było godne majestatu cesarskiego"
W listopadzie 885 roku "Wielkie Wojsko" najeźdźców pojawiło się pod Paryżem.
Rzekomo na niezliczonych małych i 700 większych okrętach oraz w sile 40 tysięcy ludzi
pociągnęli w górę Sekwany — być może była to zemsta za skrytobójcze zamordowanie ich
króla Gotfryda w maju tego samego roku, przy czym oślepiony został również Hugo (s. 196 i
nast.).
Razem z hrabią Odonem z Paryża, późniejszym królem, dowodził obroną zamkniętego
miasta początkowo biskup Gozlin (ze znamienitego rodu Rorgonidów, niegdyś jeden z
najbliższych zauszników Karola Łysego i arcykanclerz, od roku 884 arcypasterz Paryża); to
słynne oblężenie opiewał naoczny świadek, mnich Abbo, w eposie De bellis parisiacis. Gdy
biskup Gozlin zachorował i zmarł, obroną kierował kolejny wojowniczy duchowny, opat
Ebolus z St. Germain-des-Prés, zwłaszcza że jedyna przysłana na odsiecz armia
wschodniofrankijska pod wodzą osławionego hrabiego Henryka odeszła, niczego nie
dokonawszy. Przy tym Normanowie od dłuższego czasu pustoszyli kraj wokół miasta, nie
cofając się przed żadnym okrucieństwem. Nawet jeńców mieli wyciąć i zapełnić ich ciałami
fosy. W każdym razie "po obu stronach wielu zginęło, jeszcze więcej było niezdolnych do
walki z powodu ran", a Normanowie "kontynuowali dzień w dzień natarcie", oblegali Paryż
"nie rezygnując z różnorodnej broni, machin i taranów. Lecz gdy oni wszyscy z wielką
żarliwością wołali do Boga, zawsze byli ratowani; a około ośmiu miesięcy trwała walka na
różne sposoby, zanim nie przyszedł im z pomocą cesarz" (Annales Vedastini) 283 .
Jednakże żadna pomoc tak naprawdę nie przybyła, ani oddziały hrabiów, ani cesarza —
Wala z Metzu, "który wbrew świętym przepisom i swej biskupiej godności chwycił za broń i
ruszył na wojnę", poległ "w roku pańskim 882" podczas ucieczki przed Normanami.
Wszędzie można przeczytać, że w ogóle nie było żadnej pomocy, żadnego oporu (nemine sibi
resistente), a tam, gdzie wystąpiono zbrojnie, to nie wyszło "nic szczęśliwego czy
pożytecznego" (nil prospere vel utile), że nie dokonano "niczego godnego pamięci" (nihil
dignum memoriae); jeśli nie trzeba było powiedzieć wręcz wprost: "I nie wyrządzili niczego
pożytecznego, lecz wrócili w wielkiej hańbie do swej ojczyzny". "Miast bowiem
wyprowadzić szczęśliwy cios, ratowali się w nieomalże sromotnej ucieczce, przy czym
większość z nich została wzięta do niewoli i zabita" (Annales Vedastini) 284 .
Również cesarz rozczarował powszechnie.
Dopiero w październiku przybył i rozłożył się obozem na wzgórzach Montmartre'u.
Wojsko było ogromne, lecz dowodzący nim hrabia Henryk, sam kuty na cztery łapy
skrytobójca i oprawca, wpadł z koniem do wilczego dołu Normanów i, opuszczony przez
swych ludzi, w nim zabity. Karol nie mógł się zdecydować na nic. Całymi tygodniami
pozostawał bezczynny i "nie dokonał w tym miejscu niczego, co by było godne cesarskiego
majestatu". A znaczyło to, że gdy nad Sekwanę doszły śpiesznym marszem posiłki króla
normańskiego Zygfryda, wykupił Paryż i oddał Normanom "do złupienia" tereny po drugiej
stronie Sekwany, "gdyż ich mieszkańcy nie chcieli mu być posłuszni" (Regino z Prum).
Również Burgundię Karol wydał na łup wrogowi, pozostał jednak początkowo na
zachodzie. Jednakże król Zygfryd wtargnął już do Oise i ciągnął za Karolem, przy czym
"pustoszył wszystko ogniem i mieczem. Gdy cesarz się o tym dowiedział — a ogień przyniósł
mu pewne wieści — wrócił spiesznie do swego kraju". Na to dopiero teraz Zygfryd rozpoczął
prawdziwe dzieło zniszczenia. A również w następnym roku, 887, Normanowie podjęli "w
swym zwyczajowym stylu wyprawy aż po Saonę i Loarę [...] i uczynili pożogami i mordami z
kraju pustynię" (Annales Vedastini). Król Zygfryd jednak zwrócił się jesienią ku Fryzji, gdzie
go zabito 285 .
Boska opatrzność działa skrycie: koniec panowania Normanów we Fryzji
Czasami mianowicie zdarzały się i triumfy.
Na przykład wobec Gotfryda. Dzięki ugodzie z Karolem w roku 882 stał się
chrześcijaninem, został mężem córki króla Lotara II Gizeli, zrodzonej ze związku z Waldradą,
oraz władcą obszaru równego mniej więcej dzisiejszej Holandii. Gdy oskarżono go o
spiskowanie wraz z Hugonem, synem z nieprawego łoża, bratem Gizeli, przeciwko Rzeszy, to
znaczyło, że "Bóg był przeciw niemu", "Pan wymierzył mu zasłużoną zapłatę" (Annales
Fuldenses).
Boska Opatrzność działała skrycie.
Cesarz — ojciec chrzestny Gotfryda — kazał go zamordować jednemu z oskarżycieli,
wschodniofrankijskiemu hrabiemu Henrykowi, bratu Poppona (s. 238). Henryk, "wielce
mądry mąż", który tę sprawę najwyraźniej uknuł, i Willibert, "wielebny biskup Kolonii",
spotykają się z nie spodziewającym się niczego Gotfrydem "w roku wcielenia Pańskiego 885"
na wyspie Betuwe (w delcie Renu, między jego głównym nurtem, a Waalem, żeglownym
prawym ramieniem). W drugi dzień "narad" biskup Willibert odwołuje Gizelę, żonę Gotfryda
z wyspy, by w inny sposób "pobudzić jej zapał dla pokoju", a tymczasem wspólnicy Henryka,
właśnie podczas tych inaczej pacyfistycznych starań biskupa skrytobójczo mordują króla. Nie
dość na tym: również "wszyscy mu towarzyszący", "wszyscy Normanowie, jacy się znaleźli
na wyspie, zostają zgładzeni".
A parę dni po tym za radą tegoż Henryka na dwór cesarski do Gondreville zostaje
zwabiony również Hugo, "który zachowywał się niemądrze w cesarskiej Rzeszy" (Annales
Fuldenses). Tu tenże sam szlachetny hrabia pozbawia go wzroku, a wszyscy zwolennicy
Hugona tracą swe lenna. Później Hugo zostaje postrzyżony własnoręcznie przez opata
Regina, relacjonującego całą tę historię, w Prum, gdzie skończył jako mnich jego dziad,
cesarz Lotar I i gdzie zmarł po paru latach on sam, podczas gdy jego siostra Gizela, wdowa po
Gotfrydzie, zakończyła życie w żeńskim klasztorze Nivelles koło Namur 286 .
Bardzo pobożny ród.
Rządy Normanów we Fryzji po pewnym czasie się skończyły. Pod Norden zostali
pokonani w bitwie przez Fryzów "i bardzo wielu z nich zostało zabitych". A w roku śmierci
Gorfryda donoszą znowu Roczniki Fuldajskie: "W końcu zawrzeli chrześcijanie przeciwko
nim taką krwawą łaźnią, że niewielu z tak dużej liczby pozostało przy życiu. A potem ci sami
Fryzowie przypuścili szturm na ich okręty i znaleźli tyle skarbów w złocie i srebrze obok
różnorodnych sprzętów, że od najniższego po największego stali się bogaci". Stare marzenie
ludzi, również i chrześcijan: skarby ze srebra i złota! Jakby nie pierwej miał przejść wielbłąd
przez ucho igielne... Jednakże jakby nie było: "Panowanie Normanów we Fryzji skończyło
się, nie pozostawiając uchwytnych śladów" (Blok) 287 .
Wreszcie przybyli "ludzie północnego wiatru" we wczesnym średniowieczu do wielu
krajów, również na Islandię i Grenlandię, do Hiszpanii, Maroka, Rusi i Bizancjum i wszędzie
byli zwalczani przez Kościół, krwawo i bezkrwawo, przez kronikarzy, pisarzy, biskupów i
papieży. Lecz gdy Normanowie w XI i XII wieku wystawili najlepszą jazdę Europy, mężnych
rycerzy, najnowocześniejszych budowniczych warowni (wprowadzili od połowy XI wieku
zamek z wałami i fosą), gdy mieli na Sycylii również potężną flotę wojenną, z Jerzym z
Antiochii, jednym z najzdolniejszych admirałów średniowiecza, i objęli przywództwo
militarne, papiestwo przeszło na ich stronę i odgrywali wielką rolę nie tylko w wyprawach
krzyżowych. Jako "lud zwyczajny wojnie", jak pisał William z Malmesbury, który
"nieomalże nie mógł żyć bez wojny", byli przydatni dla namiestnika Chrystusa 288 .
Karolowi III Grubemu brano jednak za złe jego nikłego ducha wojennego nie tylko
wobec Normanów. Rosnąca niepewność w sprawach wewnętrznych, powszechne
rozbójnictwo na drogach, notoryczne napady, długoletnie waśnie rodowe, także i akurat
właśnie w Rzeszy wschodniofrankijskiej, wszystko to nie umacniało cesarskiego prestiżu.
W polityce wewnętrznej — aż do obcięcia genitaliów, "tak że nie został po nich
żaden ślad..."
I tak wybuchł w roku 882 krwawy konflikt między Sasami a Turyngami, między
Popponem, hrabią Marchii Serbskiej, a frankijskim hrabią Eginonem, przy czym nie znamy
przyczyny tej wojny, a wiemy jedynie, że "Poppo uległ Turyngom, doznając ciężkich strat z
ich strony". Również w następnym roku to samo źródło mówi raczej lakonicznie o "okrutnej
wojnie", którą Poppo znów przegrał, "jak już to było wcześniej". Uciekł on "nieomalże bez
ludzi, podczas gdy wszyscy inni polegli". Z drugiej strony odnosił sukcesy w roku 880
przeciwko Słowianom — Dalemińcom, Czechom, Serbom "i pozostałym sąsiadom wokół"—
"ufając w boską pomoc pobił ich tak, że z ich wielkiej liczby nikt nie pozostał" (Annales
Fuldenses). On sam stracił życie w 892 roku 289 .
W Marchii Wschodniej srożył się swego czasu hrabia Aribo w trwającej dwa i pół roku
rzezi przeciwko potomkom swych poprzedników na urzędzie, synom poległych w 871 roku w
walce z Morawianami hrabiów Wilhelma i Engilszalka, przy czym "marchio" związał się
nawet z księciem Morawian Świętopełkiem, wasalem Rzeszy, który go wielokrotnie wspierał
militarnie. A po wygnaniu Aribona w roku 882 przez synów margrabiów Świętopełk napadał
wielokrotnie Marchię Wschodnią i zabijał "nieludzko i żądny krwi niczym wilk". Panonia
została złupiona w 884 roku aż po Rabę, większa część kraju "spustoszona, zburzona i
zniszczona ogniem i mieczem". A nawet, książę Moraw w tym samym roku najechał ją po raz
drugi, "by jeśli coś jeszcze wcześniej pozostawił, pochłonąć teraz ze szczętem jak z wilczej
zemsty". Również wszystkie posiadłości synów margrabiów zostały spalone. Dwaj najstarsi z
nich, Megingoz i Poppo, utonęli w czasie ucieczki w Rabie. Werinhara natomiast, jednego z
synów Engilszalka, i jego krewnego, hrabiego Wezzilo, pochwycono, odcięto prawą dłoń,
język oraz "srom, tzn. genitalia, tak że nie pozostał z nich żaden ślad. Również niektórzy z ich
ludzi powrócili bez prawicy lub lewicy". "Knechci i dziewki z ich dziećmi są zabite [...].
Wszystko to dzieje się bez wątpienia przez zlitowanie lub gniew Boży" (Annales Fuldenses).
A działo się bez jakiegokolwiek odwetu ze strony cesarza. Jego zadowalał hołd księcia
Moraw i przysięga, "że dopóki żyje Karol, nigdy nie pójdzie na Rzeszę z obcym wojskiem".
Tymczasem gwiazda monarchy coraz bardziej bladła, a jego nadmierne szczęście na
początku jego drogi życiowej coraz bardziej obracało się w swe przeciwieństwo. Wprawdzie
po śmierci króla Bozona z Vienne 11 stycznia 887 również Prowansja jako ostatnia już część
kraju znajdująca się poza Rzeszą poddała się wiosną tego roku formalnie w kościołach
zwierzchnictwu cesarza, za co on adoptował niepełnoletniego syna Bozona — Ludwika (z
córki Ludwika — króla Italii), jednakże miało to niewielkie znaczenie wobec jego
zachowania w stosunku do Normanów, branego za złe odwrotu spod Paryża, wydania na ich
pastwę Burgundii oraz w innych miejscach tolerowanych ustawicznych grabieży ze strony
piratów, a co nie najmniej istotne również wobec skandalicznych wypadków w jego
najbliższym otoczeniu, co przede wszystkim odnosiło się do osoby jego arcykanclerza
Liutwarda (zm. 899 r.) 290 .
Biskup Liutward z Vercelli — najpierw wyniesiony, potem wyrzucony
Mąż ten, pochodzący ze Szwabii, jak suponują wrogie źródła, zupełnie niskiego rodu, był
mnichem w Reichenau (klasztorze przyjmującym w ciągu X wieku jedynie arystokratów) i
kanclerzem Karola, jeszcze gdy był on królem
szwabskim. Wykorzystał awans swego królewskiego protektora, w roku 879/880 został
biskupem Vercelli, arcykanclerzem i arcykapelanem Karola, jego wpływowym doradcą, że
wreszcie "bardziej niż cesarza go szanowano i się go obawiano" (Annales Fuldenses).
Duchowny nuworysz dysponował na koniec niewyobrażalnym bogactwem i wzruszająco
troszczył się o swych krewnych: jeden z braci, Chadolt, został w roku 882 biskupem Novary,
a bratanek o tym samym imieniu — Liutward — nieco później biskupem Como.
Wskutek postępującej choroby dziedzicznej cesarz pozostawiał coraz bardziej rządy
Liutwardowi. Trzymał on w rękach w końcu większość nitek, przewodził wszystkim ważnym
delegacjom, prowadził od dawna zwłaszcza wszystkie pertraktacje z papieżem, krótko
mówiąc, biskup stał jako "wszechmocny minister obok słabego cesarza", "kierował wręcz
polityką Karola III" (Schur), był "kluczową postacią [...] jego panowania" (Fleckenstein).
Stopniowo jednak biskup Liutward ściągał na siebie coraz więcej nienawiści szerokich
kręgów. Nie tylko dlatego, że usiłował usunąć każdego z otoczenia cesarza, nie tylko z
powodu uległości wobec Normanów w Elsloo, gdzie miał zostać przez nich przekupiony, ale
również z powodu swej chciwości, nepotyzmu, w ogóle haniebnej polityki na rzecz swego
rodu, kazał bowiem porywać dziewczęta z najprzedniejszych rodzin w Szwabii i we
Włoszech, by dostarczać jako żony swym krewnym. Nakazał nawet włamać się do klasztoru
żeńskiego S. Salvatore w Brescii, by wydobyć z niego dla jednego ze swych bratanków córkę
margrabiego Unruocha z Friulu, po matce wnuczkę Ludwika Pobożnego — znakomitą partię.
"Lecz mniszki z tego miejsca zwróciły się ku modłom i prosiły Pana o pomstę za wyrządzoną
temu świętemu miejscu hańbę; ich prośba została wysłuchana natychmiast. Ten bowiem,
który chciał dokonać małżeństwa w zwykły sobie sposób, zmarł tej samej nocy, a dziewczyna
pozostała nietknięta (intacta). Zostało to zakonnicy z wyżej wymienionego klasztoru [...]
wyjawione" (Annales Fuldenses) 291 .
Stryjowi porwanej, margrabiemu Berengarowi z Friulu, zdała się Śmierć biskupiego
bratanka w noc przedślubną jeszcze za mało. Pośpieszył do Vercelli, "a tam przybywszy,
zrabował z rzeczy biskupa tak wiele, jak sobie życzył". Nie dość na tym, obwiniono
Liutwarda poza tym o "kacerstwo", a mianowicie "o umniejszanie naszego Zbawiciela, przez
to że twierdził, że owa jedność jest jednością substancji, a nie osoby" (Annales Fuldenses).
Obwiniono go też o wiarołomstwo, nawet osobiście z cesarzową — wszystko to zostało
publicznie przedstawione latem 887 roku na sejmie Rzeszy w Kirchen (koło Lörrach).
Karol Gruby był jednak nie tylko z natury wygodnicki, pozbawiony ambicji, był on
również chory, na ciele, a może i na duchu. Na wiosnę w palatium Bodmann, w ulubionej
przez niego okolicy Jeziora Bodeńskiego, jak donosi kronikarz, kazał sobie zrobić "z bólu
nacięcie w głowie" (incisionem) — jest to tłumaczenie nieprawidłowe, z czasem uznano, że
nie była to trepanacja, lecz mniej dramatyczny zabieg.
Niezależnie od tego cesarz był prawie niezdolny do pełnienia rządów (jak widać los wielu
rządzących). I w tej fatalnej sytuacji wydał swego pierwszego męża na powszechny gniew i
zwątpienie. Bez jakiejkolwiek rozmowy z Liutwardem odebrał mu wiele lenn "i wygnał go
jako znienawidzonego kacerza z hańbą z pałacu. Lecz tenże udał się do Bawarii do Arnulfa i
przemyśliwał z tymże, jak odebrać panowanie cesarzowi [...]" 292 .
25 lat białego małżeństwa — i próba ognia
Jakkolwiek cesarz pogodził się z utratą swego pierwszego męża w państwie (a cesarzowa
drugiego?), cesarska para nie zamierzała przejść obojętnie nad zarzutem wiarołomstwa.
Dlatego Karol już po paru dniach sprowadził swą małżonkę Ryszardę "z powodu tej samej
rzeczy przed Zgromadzenie Rzeszy, a — pisze zachwycony opat Regino — brzmi to
cudownie, wyznaje ona, że nigdy on w cielesnych objęciach z nią się nie skrzyżował, chociaż
znajdowała się więcej niż dziesięć lat dzięki prawnie zawartemu małżeństwu w jego
wspólnocie".
Więcej niż dziesięć lat? Dwadzieścia pięć. Albowiem już w roku 862 Karol Gruby
poślubił córkę alzackiego i bryzgowijskiego hrabiego Erchangera. Dwadzieścia pięć lat
białego małżeństwa. Nie, jeszcze lepiej, jeszcze czyściej: "Twierdzi ona nawet, że nie tylko
od jego, ale od wszelkiego współżycia z mężczyzną (omni viri commixtione) była wolna,
sławi się nienaruszalnością swego dziewictwa i uprasza sobie przezornie, że chce, jeśli tego
sobie życzy jej małżonek, udowodnić swoją czystość poprzez wyrok wszechmocnego Boga,
albo poprzez pojedynek, lub poprzez próbę z rozpalonym do białości lemieszem; była
bowiem niewiastą oddaną Bogu". Dlatego cesarzowa Ryszarda usunęła się po rozstaniu do
klasztoru Andlau w Alzacji, który zbudowała w swych posiadłościach, by nie wystawiać się
na widok jakichkolwiek mężczyzn, lecz, jak podaje opat Regino, "by służyć Bogu" 293 .
Cesarz zrezygnował wspaniałomyślnie z przeprowadzenia dowodu jej nienaruszonej
cnoty przy pomocy sądu w postaci pojedynku, jak i poprzez rozpalony lemiesz.
Kościelna propaganda zajęła się jednak cudownym przypadkiem wstrzemięźliwości i
fantastycznie ją ubarwiwszy, kazała cesarzowej przejść chwalebnie próbę ognia — jeszcze
Martyrologium Germaniens (z imprimatur z 6 maja 1939 roku) twierdzi o takiej "odbytej
próbie". Również od stuleci prezentuje się (w klasztorze Etival) włosienicę, która — na nagim
ciele badanej z wszystkich czterech rogów przypalana, ani nie naruszyła dziewiczego ciała Jej
Majestatu, ani sama nie została naruszona. I podczas gdy oszczerca odpokutował brudne
kłamstwo na stryczku, biedna Ryszarda (która wcale nie była już taka biedna; pod koniec lat
siedemdziesiątych przekazano jej szereg klasztorów żeńskich) rozdzieliła "wszystko, co
jeszcze miała, pomiędzy biednych i Kościół".
A sama również poszła do klasztoru, żyjąc już tylko dla swego zbawienia, w pokorze i
modlitwie; dzięki czemu również Pan Bóg uświetnił cudami jej grób, a na koniec święty
papież Leon IX podniósł z niego jej święte ciało, co "równało się kanonizacji", jak opisuje
kapucyn ojciec Wilhelm Auer z Reisbach "za aprobatą Najczcigodniejszego Biskupiego
Ordynariatu w Augsburgu i za zezwoleniem zwierzchników" w wydanych w nakładzie 154
do 160 tysięcy Świętych Legendach. A zaraz potem przekazuje nam "modlitwę": "O Boże,
który swą świętą dziewicę Ryszardę uwolniłeś od oszczerstw ludzi i ukoronowałeś wieczną
wspaniałością: prosimy cię, daj nam, żebyśmy za jej przykładem i przez jej wstawiennictwo
tam miłowali bliźnich w mowie i uczynkach, byśmy osiągnęli zapłatę wiecznej miłości.
Amen".
Dobrze powiedziane, a przy okazji: według jej przykładu kochać tak bardzo bliźnich w
mowie i uczynkach [...] Nie należy przy tym myśleć o biednym Karolu Grubym. A po 25
latach białego małżeństwa ze świętą — nie ma równości! — nie został nawet
błogosławionym! Pewnie, tak pisze dalej kapucyn Wilhelm Auer z Reisbach: "Był [...] na
duchu coraz słabszy i tylko uchybił szlachetnej niewieście, aczkolwiek była gotowa na
wszystkie próby swej niewinności i czystości" 294 .
Z kimś takim jak Karol Gruby, kto przy każdym sromotnym czynie traci zaraz nerwy,
klechy nie wiedzą co począć. A historycy również niewiele więcej. I jedni, i drudzy
ubóstwiają władców zupełnie innego pokroju, mężów czynu przede wszystkim, posiadających
odpowiednią siłę przebicia, typy formatu zbrodniarza Karola I "Wielkiego", bandyty
państwowego, ludobójcy, plagi ludzkości; wielcy wodzowie, którzy zagarniają setkami
tysięcy kilometry kwadratowe ziemi i idą przy tym po trupach jak po śmieciach, kanibale o
setnych postaciach, terroryści historii świata. Nazywa się to karolińską polityką
uniwersalistyczną, podczas gdy Karol III Gruby przecież "wciąż zawodzi" (Handbuch der
Europäischen Geschichte), a historyków z reguły nic bardziej nie odstręcza niż słabość, brak
sukcesów i niczego tak nie kochają, jak siła i sukces, wszystko jedno za jaką cenę. Wręcz
przeciwnie: im wyższa cena, tym wyższa ich ocena 295 .
"Zamach stanu" Arnulfa i rychły zgon Karola
Liutward z Vercelli został zastąpiony w czerwcu 887 roku przez swego rywala
arcybiskupa Liutberta z Moguncji (863-889), dzielnego pogromcę Normanów, który raz
położył ich "niemało", a raz "bardzo wielu" (Annales Fuldenses) — którego to samo
katolickie źródło nazywa również wcale "cierpliwym, pokornym i dobrodusznym", co po
chrześcijańsku patrząc przepięknie ze sobą harmonizuje. Liutward, dawniej już arcykapelan
Ludwika Niemieckiego i Ludwika Młodszego, przeszedł po jego upadku jako arcykanclerz do
księcia Karyntii Arnulfa. A arcybiskup Liutbert z Moguncji, który jeszcze w roku 887 został
głównym doradcą cesarza, uczynił wkrótce to samo. Jego zmiana stronnictwa na
Zgromadzeniu Rzeszy w Tryburze, dająca zarazem podstawy królestwu Arnulfa,
zadecydowała o detronizacji Karola, ale arcybiskup miał na celu "poprawienie [...] swej
zagrożonej pozycji" (W. Hartmann). A czy gdyby nie wysforował się tak do przodu u swego
nowego pana, to czy nie zmarłby już w roku 889?
Rewolta Arnulfa, jego zamach stanu, rozpoczęła się, gdy doprowadził Bawarów do
odstąpienia cesarza i już wkrótce pomaszerował z nimi i swymi oddziałami na Frankfurt,
gdzie wschodni Frankowie, przede wszystkim zaś Konradyni, w listopadzie 887 r. wynieśli go
na króla. Karol wymknął się napastnikom do Trybury. Lecz podjęta przez niego na sejmie
Rzeszy próba rekrutacji wojska przeciwko Arnulfowi spaliła żałośnie na panewce.
Wpływowy spisek możnych zataczał coraz szersze kręgi i zmusił go do abdykacji. Odstąpili
go nawet gromadnie jego Alamanowie. Dwór rozpadł się, uciekła także służba. "Na wyścigi"
przechodzili do Arnulfa, pisał opat Regino, "tak że po trzech dniach mało kto został, kto by
mu mógł okazać obowiązki miłości bliźniego".
Praktykujące chrześcijaństwo (w podwójnym tego słowa znaczeniu).
Jak zwykle stadami odbiegli go biskupi. A nawet, "bez wyjątku i ochoczo" (Dummler)
złożyli hołd uzurpatorowi. Już dwa miesiące po detronizacji Karola jego notariusz i kanclerz
Waldo z Freising znalazł się u boku nowego pana. Również obradujące pół roku później
wielkie zgromadzenie w Moguncji nie uroniło nawet słówka dezaprobaty, według aktów
synodalnych, na temat obalenia cesarza. Wręcz przeciwnie. Synod — który ponownie zajął
się w całej rozciągłości (przecież ogromnymi) posiadłościami kościelnymi i świadczeniami
(dziesięciną) na rzecz duchowieństwa (c. 6, 11, 12, 13, 17, 22) i wystąpił przeciwko
nieobyczajności księży (płodzili dzieci wręcz z własnymi siostrami: c. 10) — tenże synod
nakazał już w pierwszym kanonie modlitwę powszechną za nowego króla Arnulfa i jego
małżonkę.
Nie pomogło oczywiście zupełnie, że Karol wysłał zbuntowanemu bratankowi cząstkę
rzekomego "drewna z krzyża Chrystusa", na którą Arnulf ongiś przysięgał wierność, "żeby
pomnąc swe przysięgi nie występował przeciw niemu tak okrutnie i po barbarzyńsku".
Chociaż na jego widok miały się bowiem polać łzy świeżo upieczonego władcy, to i tak
władał "wedle upodobania swym państwem" (Annales Fuldenses). W każdym razie
arcybiskup Moguncji Liutbert zapewnił Karolowi, który "stał się żebrakiem", minimum
egzystencji, póki nowy władca — uproszony przez obalonego cesarza — nie oddał paru
dworów w Alamanii z łaski [...] w użytkowanie do końca jego życia [,..]" 296 .
Ów koniec życia nadszedł dla cesarza Karola III nadspodziewanie szybko, gdy już 13
stycznia 888 roku, opuszczony przez wszystkich, zmarł w Neudingen nad górnym Dunajem,
według Annales Vedastini wręcz "uduszony przez własnych ludzi", co nie jest znów
niemożliwe; "w każdym razie zakończył wkrótce swe obecne życie, by, jak wierzymy,
posiąść niebieskie". Roczniki Fuldajskie jednak twierdzą: "[...] zaledwie parę dni przebywał
pełen pobożności w przyznanych mu przez króla miejscach, a po narodzinach Chrystusa
zakończył szczęśliwie życie 13 stycznia; a w sposób cudowny, gdy go z pełną czcią grzebano
w kościele w Reichenau, wielu obecnych widziało otwarte niebo [...]" — nieustające
chrześcijańskie kłamstwa. Zwycięzca pozwolił tymczasem nadskakiwać sobie przez
wschodniofrankijskich i słowiańskich możnych w Ratyzbonie "i uczcił tamże godnie
narodziny Pana i Wielkanoc".
Po upadku ostatniego króla władającego całą karolińską Rzeszą powstały, tym razem na
trwałe, liczne państwa dzielnicowe, królestwa. Jedynym Karolingiem wśród nowych władców
był Arnulf z Karyntii, jednakże latorośl z nieprawego łoża, a przez to posiadający co najmniej
wątpliwe prawa do tronu. Zachodni Frankowie wynieśli hrabiego Odona z Paryża,
legendarnego obrońcę miasta. W Burgundii założył w 888 roku nowe królestwo Rudolf z
rodu Welfów. W Italii o władzę rywalizowali dwaj przedstawiciele frankijskiej arystokracji,
Berengar z Friulu i Gwido ze Spoleto.
Rola Rzeszy karolińskiej jako jednego państwa przeminęła. Tytuł cesarski stał się
jabłkiem niezgody drobnych włoskich książąt. Jako ostatni cesarz-figurant tej dynastii zmarł
około roku 928 Ludwik III Ślepy, syn Bozona (s. 178 i nast.), po tym jak został cesarzem w
Italii w roku 901, a w 905 oślepiony i praktycznie niezdolny do rządzenia. Papiestwo pod
rządami Karolingów w IX wieku zyskało siłę, a zarazem fundament do dalszego wzrostu w
XI wieku 297 .
ROZDZIAŁ 6.
Arnulf z Karyntii, wschodniofrankijski król i cesarz
(887-899)
"Podobnie jak jego ojciec Karloman, również Arnulf przeszedł polityczną i wojskową szkołę
jako głównodowodzący na południowo-wschodnich rubieżach [...]. Gdy chory cesarz Karol
III politycznie stawał się coraz słabszy, Arnulf rósł w siłę, w roku 887 związał się ze złożonym
z urzędu arcykanclerzem Liutwardem w celu obalenia Karola [...]. Od czasu synodu we
Frankfurcie w roku 888 Arnulf znalazł mocne oparcie w kościołach biskupich".
Wilhelm Stdrmer 298
"We mnie macie zdecydowanego przeciwnika wszystkich, którzy pozostają wrogami Kościoła
Chrystusowego i są krnąbrni wobec waszych kapłańskich urzędów".
Arnulf z Karyntii 299
"Z Frankonii ruszył zwycięski król do Alamanii i na królewskim dworze w Ulm świętował w
godny sposób narodziny Pana. Stamtąd ruszył na wschód [...] i w lipcu przybył na Morawy.
Przez cztery tygodnie przebywał tam we własnej osobie z taką potęgą — również Węgrzy
przyłączyli się do jego wyprawy — wyniszczając cały kraj [...]. Przed Wielkim Postem król
gościł w całym kraju zachodnich Franków" (w Lotaryngii), "w klasztorach i diecezjach, by się
modlić".
Annales Fuldenses 300
"Anarchia, bezprawie i niepraworządność są oznakami czasu, wyrosłymi na gruncie feudalnej
struktury społeczeństwa [...]".
L.M. Hartmann 301
1. Arnulf z Karyntii: wschodni Frankowie a wschód
Arnulf z Karyntii (ok. 850-899) był najstarszym pozamałżeńskim potomkiem króla
Bawarów i Italii Karlomana, najstarszego syna Ludwika Niemieckiego i Liutwindy,
najwyraźniej pochodzącej z rodu Luitpoldingów. Obok prawomocnej małżonki Oty Arnulf
uszczęśliwił wiele nałożnic, nie zabrakło mu również dzieci z tych związków, co jednak nie
przeszkadzało duchowieństwu. Wielce pobożny władca cieszył się raczej opieką społeczności
świętych w takiej mierze, w jakiej sam ich ją otaczał, nawet jeśli sam poniechał ich
namaszczenia.
"Chwała Arnolfowi, wielkiemu królowi"
Od samego początku istniał ścisły związek między biskupami a nowym panem,
nazywającym siebie wprost "najzawziętszym przeciwnikiem" wszystkich wrogów Kościoła, a
w jednym ze źródeł "synem i obrońcą Kościoła katolickiego" i sygnalizującym swą
przychylność zaraz po intronizacji za pomocą darowizn i oznak swej łaski. "Niezwykle
wspaniałomyślnie zaopatruje biskupów w dobra królewskie, lasy, prawa do bicia własnej
monety, przywileje targowe i celne" z "nieznaną przedtem częstotliwością" (Fried). Podczas
niespełna 12-letnich rządów zwołał pięć synodów. Wspierał autorytet kleru wobec rosnących
partykularnych ośrodków władzy. Mógł on przecież usankcjonować jego uzurpację władzy
królewskiej.
Kościół ze swej strony wykorzystywał władzę panującego w rozgrywkach z książętami i
dziedziczną arystokracją. Dlatego od razu go poparł, od początku nakazał modły za władcę i
natychmiast użył swych wpływów do jego obrony pod groźbą kar kościelnych. Ale
oczywiście uświadomił mu zarazem obowiązki chrześcijańskiego władcy. A wspierając go,
popierał samego siebie. Tym samym zrodziła się sytuacja, która pozwalała Kościołowi
współdecydować bardziej niż kiedykolwiek przedtem — z wszystkimi wynikającymi z tego
skutkami — i która "uczyniła z niego najpotężniejszy czynnik państwowy" (Muhlbacher) 302 .
Podczas gdy próżno szukać w otoczeniu króla świadectw obecności hrabiów, decydujące
polityczne znaczenie zyskują preferowani przez niego biskupi. Najpierw arcybiskup Thietmar
z Salzburga, arcykapelan Arnulf a, zawiadujący kaplicą nadworną i kancelarią, później coraz
bardziej kanclerz i diakon Aspert, w roku 891 wyniesiony na biskupstwo Ratyzbony oraz jego
następca w kancelarii (od 893 r.), biskup Wiching z Nitry (s. 166 i nast.). Wpływowym
politykiem w otoczeniu władcy był równie inteligentny co szczwany Hatto I z Moguncji,
którego śmierć (w 913 roku) od pioruna niektórzy przypisywali pomście z nieba. Hatto
pochodził ze szwabskiego rodu popleczników Karola, stanął jednak zaraz po obaleniu cesarza
po stronie Arnulfa, który odpłacił mu opactwami w Reichenau, Ellwangen, Lorsch i
Weissenburgu, a w 891 roku arcybiskupstwem Moguncji. Hierarcha towarzyszył królowi
dwukrotnie w podróży do Włoch i wtrącał się we wszystkie ważniejsze kwestie publiczne.
Znaczącą polityczną rolę odgrywał również biskup Salomon III z Konstancji (od 884 roku
notariusz, od 885 kanclerz Karola III, a już w 888 kapelan Arnulfa!), następnie biskupi Waldo
z Freising, Erchanbald z Eichstatt, Engilmar z Pasawy i szlachetnie urodzony Adalbero z
Augsburga, którego Arnulf uczynił wychowawcą swego syna 303 .
W maju 895 roku na zgromadzeniu Rzeszy w Tryburze, królewskim palatium koło
Moguncji, na jednym z największych i naj huczniej szych synodów tego stulecia, nadzwyczaj
licznie obradujący episkopat wschodniofrankijski fetował Arnulfa jako króla, "którego serce"
— jak podają akta synodu — "Duch Święty rozpalił ogniem i żarliwością boskiej miłości, by
cały świat ujrzał, że został wybrany nie z ludzi i przez ludzi, ale przez samego Boga". Stara
śpiewka prałatów. Kogo oni bowiem wybierają i popierają, ten jest zawsze od Boga — to jest
od nich samych!
Na synodzie, jak pisze Regino z Prum, "odbytym wbrew bardzo wielu świeckim,
dążącym do umniejszenia autorytetu biskupów", tym bardziej gorliwie zastanawiali się oni
nad jego podniesieniem. Wyjaśniali więc wnikliwie spory prawne osób duchownych i
świeckich, przemoc wobec księży, przypadki ich zabijania i ranienia, co rzekomo zdarzało się
częściej niż kiedyś — kazano się stawić nawet pewnemu oślepionemu kapłanowi. Jeden z
kanonów zawiera królewski rozkaz aresztowania łamiących kościelną ekskomunikę, przy
czym zabicie opornych nie było obciążone grzywną! Następnie żądano pełnego
podporządkowania się papiestwu, "nawet gdyby przez Stolicę Apostolską zostało nałożone
najbardziej nieznośne jarzmo"! Wiele kanonów dotyczyło rzeczy zawsze najważniejszej —
pieniędzy, posiadłości i dziesięcin (c. 13 i 14), a także rabunków dokonywanych w
kościołach. Według rozdziału 7 zrabowane dobro Kościoła należało zwrócić w trzykrotnej
wysokości, i to z odwołaniem się do fałszerstw dekretów Pseudo-Izydora (które przytacza się
również odnośnie dalszych kanonów, np. 8 i 9 — z drugiej strony król rozkazuje ściganie
posługujących się sfałszowanymi listami papieskimi) 304 .
Oczywiste, że król zatwierdził te postanowienia. A nawet, na retoryczne pytanie, jak
bardzo "raczy bronić Kościoła Chrystusowego i go rozszerzać i podnosić jego urząd",
zachęcił najpierw "pasterzy", nazywając ich "najjaśniejszym światłem świata", by sami
mocno się tym zajęli — "bądź to w odpowiednim czasie czy niewczasie karzcie, groźcie,
napominajcie z wielką cierpliwością i nauką,
żebyście mogli w czujnej trosce i dzięki ustawicznym przestrogom zapędzić owieczki
Chrystusowe do trzody życia wiecznego". Lecz potem podkreśla swą całkowitą solidarność z
nimi. "We mnie macie zdecydowanego przeciwnika wszystkich, którzy pozostają wrogami
kościoła Chrystusowego i są krnąbrni wobec waszych kapłańskich urzędów".
Nic dziwnego, że wielebni ojcowie soborowi podnieśli się ze swych miejsc i wraz ze
stojącym wokół klerem zawołali po trzykroć lub cztery kroć: "Chryste, usłysz nas, chwała
Arnulfowi [Heil Arnulf! — przyp. tłum.], wielkiemu królowi". (Czyż nie przypomina to
okrzyków — chwała zwycięstwu — Sieg Heil!, które brzęczą w uszach niejednego z nas...?).
Do tego odgłosy dzwonów, Te Deum, wszystko na chwałę Boga, który "swemu św.
Kościołowi tak pobożnego i łagodnego pocieszyciela i tak ochoczego pomocnika na chwałę
swego imienia darować raczył" 305 .
Szczególnie żarliwie władca czcił swego patrona, który w jego czasach awansował na
patrona Rzeszy, świętego państwowego.
Św. Emmeram albo: "chwalić boga bez języka, / cud to wielki"
Emmeram, wielce tajemniczy biskup i męczennik (trudno powiedzieć, czym był w
mniejszym stopniu, jeśliby miał być którymkolwiek z nich) z późnego VII wieku za czasów
księcia Bawarów Theodo, został oskarżony o uwiedzenie jego ciężarnej córki Uty, a następnie
zabity przez jej brata Lantperta na rzymskim trakcie w Helfendorf (obecnie (Kleinhelfendorf
w Górnej Bawarii). Tablice z legendą w tamtejszej kaplicy w miejscu męczeństwa uwieczniły
to "zajście" w obrazie i słowach:
"O okrucieństwa katuszy i męki
Takiej Emeram doznał,
Jego członki wszelkie zostały
odcięte od ciała,
Ręce i stopy, też palce zaraz,
wszystko zostało odrąbane,
Dochodzi przez to do królestwa niebieskiego,
Skąd zawsze ogląda każdego" 306 .
Kiedy, jeśli w ogóle, to się zdarzyło, jest rzeczą zupełnie niewiadomą i sporną, jak prawie
wszystko, co dotyczy tej postaci, jej pochodzenia, sakry, a szczególnie powodów, które
doprowadziły do zamordowania biskupa; może, i to też nie jest pewne, miało to miejsce w
685 roku. Czy "męczennik" zginął jako reprezentant frankijskiej władzy w dążącej do
niezależności Bawarii? Czy zdobył palmę męczeństwa, uwodząc ciężarną córkę księcia? A
może dobrowolnie wziął na siebie winę za uwiedzenie, jak suponuje pobożna wersja jego
pierwszego hagiografa, biskupa Arbeo z Freising, Vita Haimhrammi, lecz "jedynie za
upiększoną romantyczną opowieścią ludową", jak podaje nawet katolicki Kirchen-Lexikon
Wetzera i Weltego, dodający ponadto, "która sprzeczna jest z jego własną relacją".
Biskup Arbeo napisał swe dzieło dopiero w 772 roku, najwyraźniej powodowany
egoistycznymi pobudkami, bowiem — tak podaje w 1931 roku katolicki Lexikon fur
Theologie und Kirche (w najnowszym wydaniu z 1995 roku w ogóle zrezygnowano z
"męczennika") — "głównie w interesie miejsc kultu Emmerama w swojej diecezji". A biskup
Arbeo pochodzący z arystokratycznego rodu Huosi, którego członkowie wielokrotnie
zasiadali na biskupim stolcu, był hierarchą bardzo zapobiegliwym, umiejącym zadbać o
poszerzenie majętności i praw swego biskupstwa. Wszakże wszystkie popularne katolickie
publikacje szerzą bardziej lub mniej pełen grozy kiczowaty obraz na miarę arcypasterskich
wypocin biskupa Arbeo. Według niego umiera on jak wielki chrześcijański męczennik, który
dał świadectwo krwi, gdy będącego w drodze "świętego" dogonił brat Uty. Zaangażował
wręcz "pięciu rzeźników", "świętego męża Haymrama ciało żyła po żyle, członek po członku
rozkładają". A podczas gdy go tak okrutnie ćwiartują, wyrywają oczy, obcinają nos i uszy,
ręce stopy i (oczywiście jak należy mniemać) nieczysty członek, dziękuje on Bogu "z wielką
nabożnością" za wspaniałą torturę 307 .
Kult Emmerama jako świętego nastał oczywiście dopiero parę dziesiątków lat po jego
śmierci, lecz wtedy zaczęły mu towarzyszyć najpiękniejsze cuda, uzdrowienia, wypędzenia
diabła, a co nie mniej ważne, cuda związane z karami (ratyzbońscy biskupi byli bowiem coraz
bardziej łakomi wciąż rosnącego stanu posiadania świętego. W późniejszym czasie
obdarowywano go nawet poddanymi chłopami!).
Ogromny kult, ożywiony później na nowo w XVII wieku, rozprzestrzenił się nie tylko na
całą Bawarię. Wśród wschodniofrankijskich Karolingów Emmeram największe znaczenie
osiągnął jednak jako domowy święty, a za czasów Arnulfa został osobistym patronem cesarza
oraz patronem wojennym w działaniach przeciwko Morawianom. Władca uważał, że jedynie
jemu zawdzięcza uratowanie się z niebezpieczeństwa podczas wyprawy na Świętopełka w
roku 893 (s. 210 i nast.), za co obdarował bogato bawarskie klasztory, a osobliwie St.
Emmeram, który otrzymał wszelkie ozdoby z jego palatium, a w roku 899 jego ciało — lecz
w Lexikon fur Theologie und Kirche z roku 1995 zabrakło dla niego miejsca: cały artykuł na
temat klasztoru "St. Emmeram", w roku 1931 jeszcze dwa razy dłuższy od wzmianki na temat
samego świętego, został usunięty.
Jak to się zawsze odbywało: emmeramscy mnisi czcili pamiątki swego dobroczyńcy,
odprawiając co roku w dzień jego śmierci uroczystą sumę, a przez cały rok w jego imieniu
szerząc bajki i fałszerstwa, jak to, które miało im przynieść całe Neustadt (Nowe Miasto).
Wobec tych łotrostw nawet "właściwy patron klasztoru Emmeram zszedł na plan dalszy"
(Babi). Jakkolwiek było — na tablicach z legendą w Kleinhelfendorf (i naprawdę nie tylko
tam) żyje on dalej:
"Boga chwalić bez języka,
Jest wielkim cudem,
Nie mogła bezbożna banda
Ścierpieć tego dłużej
że wciąż Boga chwali,
Więc język mu wyrwali,
Lecz chwali Boga wciąż dalej,
Dajcie nam cud ten sławić,
Jakby język był na swoim miejscu,
Nie pytajcie o złość okrutnika" 308 .
"...Bitewny krzyk aż do nieba"
Arnulfowi, zaprawionemu w bojach na kresach południowo-wschodnich, jego ojciec, król
Bawarów Karloman, powierzył krótko po roku 876 — odwoławszy paru pogranicznych
hrabiów — zarządzanie dawnym słowiańskim księstwem Karantanii, właściwej podstawy
jego władzy na wschodzie; stąd nawet pochodzi jego przydomek "z Karyntii". Jednakże
podczas gdy Dolną Panonię udało mu się zdobyć bez trudu, to w północnym dorzeczu Dunaju
doznał porażki (wraz ze swym sparaliżowanym ojcem), natrafiwszy początkowo na
wewnątrzbawarską opozycję. Jego przeciwnicy, najpierw hrabia Ermbert z Isengau, potem
margrabia Aribo, uzyskali poparcie potężnych krewnych Arnulfa, Ludwika Młodszego i
Karola III Grubego, braci jego ojca, którzy potrafili przejąć rządy w Bawarii.
Wszakże poznał Arnulf sztukę wybiegów politycznych, nauczył się czekać i walczyć
kiedy to konieczne. Był wypróbowanym wojownikiem, m.in. w 882 roku pod Elsloo jako
dowódca bawarskiej chorągwi przeciwko Normanom, gdzie oczywiście nic nie wskórał (s.
193), lecz pobił ich w połowie października 891 roku pod Leuven (w dzisiejszej Belgii) nad
rzeką Dyle. Na marginesie — był to akt jawnej zemsty. Na krótko przedtem bowiem w
czerwcu nad rzeką Geule "wojsko chrześcijan, o bólu, skutkiem swych grzechów" poniosło
porażkę, a wśród wielu możnych poległ również jeden z jego wodzów, obdarzony sakrą przez
Arnulfa arcybiskup moguncki Sunderold (Regino z Prum) 309 .
Nad Dyle jednak "Bóg dodał z nieba siły". Tym wyraźniej, że zwołani również
Alamanowie najpierw pod wymówkami zawrócili i "wymknęli się ukradkiem od króla do
domu". Jak żarliwie jednak mobilizował on "szlachetnych panów Franków": "Wy mężowie,
ponieważ czcicie Pana i we wszelki czas, gdy z bożą łaską broniliście ojczyzny, byliście
niezwyciężeni, zbierzcie odwagę, jeśli o tym myślicie, by pomścić na wielce po pogańsku
srożących się wrogach przelaną bogobojną krew Waszych rodziców [...]. Teraz, wojownicy,
powstańcie, Wy sami macie tych łotrów przed oczami, pójdźcie za mną [...] nie by naszą
hańbę, lecz by pomścić Wszechmogącego uderzymy na naszych wrogów w imię boże"
(Annales Fuldenses).
Bogobojni Frankowie "wznieśli bitewny okrzyk aż do nieba" i tam został on zaraz
usłyszany, co nie zawsze się zdarza. Ale teraz "chrześcijanie nastąpili morderczo", wrzucali
pogan "kupami" do rzeki, "setkami i tysiącami [...], tak że ich ciała spiętrzyły wodę [...]".
Dwaj królowie, Zygfryd i Gotfryd, zostali zabici, 16 znaków królewskich odesłano w triumfie
do Bawarii, nakazano procesje. Sam Arnulf "odprawił z całym wojskiem procesję, śpiewając
pochwałę Pana, który dał swoim ludziom takie zwycięstwo [...]".
Strona chrześcijańska straciła bowiem jedynie "uno homine" (a cóż z niego musiał być za
diabeł!), natomiast wrogowie "tanta milia hominum"! Katolicka historiografia. Przy tym po
przeciwnej stronie stali wprawdzie "rozbójnicy", lecz zarazem — co podkreśla z dumą
kronikarz dla podniesienia własnych zasług — u ich boku walczyli "Danowie, najodważniejsi
wśród Normanów", którzy "nigdy dotąd" nie zostali zwyciężeni za wałami. Przez całe stulecia
świętowano w Leuven to cudowne zwycięstwo, po którym Normanowie oszczędzali już
zawsze państwo wschodniofrankijskie (pominąwszy ich ostatnią wyprawę aż po Bonn i Prum
w następnym roku).
Był to w ogóle rok pełen cudów.
Albowiem właśnie anno 891, gdy biskup ratyzboński Embricho zmarł "szczęśliwie" i w
podeszłym wieku, spaliła się również i Ratyzbona: "z boskiej pomsty w cudowny sposób
stanęła naraz w płomieniach i spaliła się 10 sierpnia z wszystkimi budowlami, również
kościołami, wyjąwszy dom Św. Emmerama męczennika i kościół św. Kasjana, które chociaż
leżały w środku miasta, były chronione za sprawą bożą od ognia". Boska pomsta, która
pochłonęła (prawie) całe miasto, również kościoły, ale dwa "za sprawą Pana Boga" zostają
uratowane (Annales Fuldenses) 310 .
O wy, cudowne wyroki Pańskie!
"Drogi są często kręte, a przecież proste, pozwalasz dzieciom nimi przychodzić do siebie;
i choć to często na cud zakrawa, to triumfuje na koniec Twa z nieba rada".
(Niemiecki) drang nach osten
Król Arnulf kazał zbudować w Ratyzbonie nowe palatium. Miasto było przecież
centralnym palatium Ludwika Niemieckiego, centralnym punktem misji wschodniej, centrum
handlowym dla karawan kupieckich zdążających do Czech, Moraw i na Węgry — wszystkie
istotne cechy zachodniego chrześcijaństwa skupiły się tutaj: władza państwowa, kościelna i
pieniądze. Ratyzbona stała się miastem, z którym Arnulf (często przebywający, jak wcześniej
jego dziad i ojciec, w palatiach ötting i Ranshofen) czuł się chyba związany najbardziej, gdzie
wystawiono jedną trzecią jego dokumentów, gdzie odbyły się co najmniej cztery
zgromadzenia Rzeszy i w ogóle są poświadczone liczne pobyty. Dla badaczy ten wybór
własnego kraju na centrum oddaje nie tylko jego przeszłość, "lecz także podkreśla tradycję
Ludwika Niemieckiego i priorytet polityki południowo-wschodniej, jak i precyzyjne
wyczucie Arnulfa odnośnie realiów politycznych" (Störmer).
Inaczej mówiąc; (niemieckie) parcie na wschód staje się widoczne już za panowania króla
Arnulfa.
Zaraz po swoim "zamachu stanu" wycofał się w celu wzmocnienia własnej pozycji do
głównej bazy swej władzy, nadal wystarczająco silnej, by bez trudu stłumić próbę buntu
młodszego kuzyna Bernarda w Szwabii. Bernard (ok. 876-891), podobnie jak Arnulf, był
nieprawym synem, ale z kolei cesarza Karola III, który nie był w stanie przeforsować go w
885 roku jako następcy tronu (tak jak nie udała się Karolowi dwa lata później adopcja
Ludwika, syna Bozona z Vienne, Karolinga po kądzieli). Jednakże Bernard, który usiłował
zapewne wskrzesić pierwotną Rzeszę swego ojca, nie chciał zrezygnować ze swych praw
również po wyniesieniu Arnulfa na wschodniofrankijski tron królewski. W 889 roku podniósł
bunt w przymierzu z możnymi z Recji i Alamanii, również z opatem Bernardem z St. Gallen
(którego Arnulf potem pozbawił urzędu), został jednak zabity rok później przez margrabiego
Rudolfa z Recji podczas dławienia rewolty.
Sam Arnulf wyprawił się późnym latem 889 jako wódz silnej armii przeciwko
Obodrytom, wkrótce po naradzie ze swymi możnymi i wieloma biskupami, wśród nich
Sunderoldem z Moguncji i Willibertem z Kolonii, we Frankfurcie. Jednakże tym razem nie
zyskał niczego na północy i "narodziny Pana przyszło mu w godny sposób świętować w
Ratyzbonie".
I tak to szło dalej, między wizytami w kościele a wyprawami wojennymi, modłami i
zabijaniem. W ostatnich latach IX wieku Arnulf prawie bez przerwy atakował Morawy.
Wprawdzie w roku 874 zawarł z nimi pokój, gdyż stopniowo zbyt mocno urosły w potęgę, a
Świętopełk został ojcem chrzestnym jego syna Zwentibolda, lecz taka sytuacja nie utrzymała
się długo i wkrótce powrócono do zwyczajowego sposobu utrzymywania wzajemnych
kontaktów 311 .
Wyniszczające wojny z Morawami
"W roku wcielenia Pańskiego 890 — relacjonuje opat Regino — nadęty zaślepieniem
pychy" książę Morawian podniósł się przeciwko królowi. Tenże zaś nawiedził państwo
morawskie z żołnierzami "i wszystko, co znalazł poza miastami, zrównał z ziemią. Na koniec,
gdy również wszystkie drzewa owocowe zostały wytrzebione z korzeniami, Świętopełk
poprosił o pokój i uzyskał go dopiero wtedy, gdy oddał syna jako zakładnika!" Wszakże
Arnulf, na wschodzie stosujący "taktykę spalonej ziemi", znalazł jeszcze czas, jak
dowiadujemy się z innego źródła, aby udać się do Reichenau, "by się modlić", a potem
znowuż by w Ratyzbonie świętować "narodziny Chrystusa".
A po tym jak w roku 892, tym razem na królewskim dworze w Ulm, ponownie obchodził
"w godny sposób narodziny Pana", na nowo pociągnął "na wschód", z najlepszymi
zamiarami, "w nadziei spotkania się tam z księciem Świętopełkiem". Jednakże Świętopełk,
"ta głowa pełna oszustw i chytrości", nie był po prostu gotów do pokoju. Wzbraniał się wręcz
"przybyć do króla", tak że król musiał przyjść do niego, co mu się tym bardziej udało, że
tymczasem trzymał w garści całą wschodnią Francję. A może pożałował poczynionych
wcześniej koncesji. "W każdym razie to on był tym, który zapoczątkował wojnę" (Reindel).
To on był tym, który znowu dążył "do zwierzchnictwa niemieckiego króla nad Państwem
Wielkomorawskim" (Stadtmüller). Pod panowaniem Świętopełka — nie bez racji zwanego
czasami pierwszym wielkim panslawistą, a przez papieża "królem Słowian" — doznało ono
największego rozwoju swej potęgi. Na południu rozpościerało się po obu stronach Dunaju po
Drawę i Sawę, na wschodzie po państwo bułgarskie, na północy poprzez poddane mu Czechy
nieomal po Soławę. A jego wpływy miały sięgać "po tereny Słowian połabskich i nad Wisłę"
(Löwe).
Właśnie ta rozległość władzy prowokowała wyraźnie króla wschodnich Franków. Wpadł
ponownie na Morawy trzema zagonami, Frankami, Bawarami i Alamanami, w lipcu 893
roku, a nawet pozwolił walczyć po swojej stronie Węgrom, tym pogańskim diabłom,
przywołanym dzięki temu przez katolickiego króla na katolicki Zachód, któremu wkrótce
mieli zgotować piekło, co zarzucano (i wciąż się zarzuca) Arnulfowi. "Przez cztery tygodnie
przebywał tam we własnej osobie z taką potęgą [...] wyniszczając cały kraj". A potem znów w
zimie odwiedzał wszędzie w Lotaryngii "klasztory i diecezje, by się modlić" (Annales
Fuldenses) 312 .
W owym roku zginął również "wielebny biskup Wurzburga" Arn (855-892), po raz
kolejny wyciągnąwszy w pole na rzeź Słowian. Bez wątpienia biskup Arn, czczony jako
święty przez chrześcijańskich potomków pogan, którzy go wtedy zabili, był mężem z
"doświadczeniem wschodnim". Badacze historii sławią go jako wodza w "co najmniej
czterech kampaniach" i, jednym tchem — bo tak ściśle jedno wiąże się z drugim — jako
"mającego pieczę nad zadaniami misyjnymi swego biskupstwa" (Wendehorst), zapewniając,
że "dążenia jego diecezji" dotyczyły "przede wszystkim chrystianizacji i rozbudowy
organizacji kościelnej" (Störmer).
Niestety nie wiemy wiele o talentach wojskowych biskupa. Jednakże żądnemu sławy
wojennej biskupowi, "reprezentantowi zdecydowanej viva activa" (Störmer) udało się mimo
wszystko odebrać Czechom, jak podają Roczniki Fuldajskie, w jednej z potyczek w roku 871
"644 konie w uprzęży i osiodłane oraz taką samą liczbę tarcz" i powrócić odpowiednio
"radośnie" do dalszych "zadań misyjnych" i dalszej "chrystianizacji" świata.
Już w roku 893 nastąpiła nowa wyprawa przeciwko Morawom. Był to rok, który
przyniósł zły koniec synom dwóch margrabiów, braci Engilszalka I i Wilhelma.
Engilszalk II, noszący to samo imię co ojciec, porwał kiedyś nieślubną córkę Arnulfa,
uciekł na Morawy, lecz wkrótce przywrócony do łask ponownie został margrabią na
wschodzie. Ściągnął jednak na siebie gniew bawarskich możnych i gdy w 893 roku, nie
przeczuwając niczego, przybył do palatium w Ratyzbonie, rzekomo bez wiedzy króla, został
przez nich skazany i oślepiony. Gdy na to jego stryjeczny brat Wilhelm, w obawie o swe
życie, zwrócił się ku Świętopełkowi, został jako zdrajca stanu ścięty. A gdy z kolei brat
Wilhelma, hrabia Rudbert, uciekł do Świętopełka, został przez tego "wraz z wieloma innymi",
z wszystkimi mu towarzyszącymi, skrycie zamordowany. Wszelkie posiadłości zgładzonych
hrabiów po obu stronach Dunaju zostały skonfiskowane i w części oddane opatowi klasztoru
Kremsmunster Snelpero, jednemu z tych, którzy odnieśli największą korzyść z tej tragedii.
Arnulf wkroczył na nowo do państwa księcia Świętopełka, tym razem sprzymierzony z
Bułgarami, i "splądrował większą część [...]", wpadł jednak w zasadzkę i "z wielkimi
trudnościami" powrócił do Bawarii. A w klasztorze St. Emmeram opowiadano później, że
przypisywał ratunek św. Emmeramowi, swemu patronowi (s. 207) 313 .
Frankijskie wyprawy z roku 892 i 893 nie powiodły się, chociaż Arnulf za każdym razem
atakował Wielkie Morawy z dwu stron, z pomocą Węgrów i Bułgarów (stara "sztuczka"
polityczna, stosowana do dziś: dwóch partnerów napada trzeciego, a potem rozszarpują się
nawzajem). Władza Świętopełka nie została złamana.
W następnym roku nadeszli jednak Węgrzy. Tym razem nieproszeni. I prowadzili wojnę
nie dla Arnulfa, lecz przeciw niemu. "Mężczyzn i stare kobiety zabijali wszystkich, tylko
młodych ciągnęli ze sobą jak bydło, by zaspokajać swe chucie, i spustoszyli całą Panonię aż
do zatracenia" (Annales Fuldenses). Nie bez przyczyny biskup Liutprand z Cremony woła
poruszony: "O ślepa żądzo panowania króla Arnulfa! o nieszczęsny, bolesny dniu! By
jednego jedynego człowieka upokorzyć, wtrąca się całą Europę w nędzę i żałość. O ślepa
ambicjo! ile kobiet uczynisz wdowami, ilu ojców odbierzesz dzieciom, ilu dziewicom
odbierzesz cześć, ilu kapłanom Boga wraz z ich gminami wolność; ile kościołów opustoszeje
przez ciebie, ile zamieszkanych ziem, zaślepiająca ambicjo, pozostawisz pustynią!" 314
Wygląda na to, że po najeździe Węgrów przyszedł dla Bawarów czas, by zawrzeć pokój z
Morawianami. Lecz długo on nie potrwał z powodu wewnętrznych nieszczęść, wielkich klęsk
głodu, jakie nawiedziły w tym czasie rozległe tereny wschodniej Francji. Dwa razy, w roku
895 i 897, kronikarz odnotowuje je w prawie jednobrzmiących słowach: "[wystąpiły] w
całym kraju Bawarów, tak że w wielu miejscach umierano z głodu". Lecz głodowano również
w roku 893, a w 889 cierpiano na nadzwyczaj ciężką — oczywiście nie dla arystokracji —
klęskę głodu. Dla możnych dużo ważniejsze było, że tymczasem książę Świętopełk I, to
"praźródło wszelkiej niewierności", ten wampir pożądający ludzkiej krwi, zakończył w 894
roku "nieszczęśliwie swe życie" — i oczywiście nie inaczej, jak zaprzysięgając swoich, że
"nie zostaną miłośnikami pokoju" (Annales Fuldenses), lecz wrogami złych sąsiadów.
A sąsiedzi też tego przecież chcieli.
Król Arnulf, nie bez racji czujący się coraz mocniej, wiedział jednakże, co ma robić.
Najpierw zwołał latem 897 roku w palatium w Tryburze zgromadzenie Rzeszy, a potem
"nawiedził klasztor w Fuldzie, by się modlić". Następnie przyjął na królewskim dworze w
Salz nad Soławą poselstwo Serbów [łużyckich], a po nich w Ratyzbonie delegację czeskich
książąt, dopominających się pomocy przeciw swym wrogom, Morawianom, "przez których
często, jak sami zaświadczyli, byli najsrożej uciskani. Owych książąt król i cesarz przyjął
bardzo przyjaźnie, przemówił wieloma słowami pociechy i pozwolił odejść do ojczyzny w
radości i uhonorował wieloma darami i całą porę jesienną tego roku przebywał w sąsiednich
miejscowościach na północ od Dunaju i rzeki Regen, takoż z zamiarem, że będzie gotowy ze
swymi oddziałami, gdyby wyżej wymienionemu ludowi potrzebna była pomoc" (Annales
Fuldenses) 315 .
To oczywiście niebawem się zdarzyło. Synowie Świętopełka Mojmir II i Świętopełk II
zawarli bowiem wprawdzie po śmierci ojca pokój z Frankami, lecz wkrótce nie byli w stanie
utrzymać go między sobą, co znów było wynikiem pokoju ze wschodnimi Frankami, którzy
tylko czekali na okazję. Między obydwoma braćmi wybuchła teraz taka nienawiść, "że gdyby
jeden drugiego mógł chwycić własnymi rękami, pewny byłby dla niego wyrok śmierci"
(Annales Fuldenses).
Arnulf, który wziął stronę młodszego brata, Świętopełka II, wykorzystał oczywiście
zesłaną od Boga sytuację, by spustoszyć ogniem i mieczem ziemie Mojmira i zabić wielu
Słowian; dobra katolicka robota, którą wykonali dla niego margrabiowie Liutpold i Aribo,
przy czym oczywiście "niszczyli oni ogniem i mieczem [...], grabili i mordowali" także tych,
których mieli chronić i uwolnić. Wszak sam Aribo podjudzał braci na siebie i wywołał wojnę
domową na Morawach tylko po to, by zdobyć łupy. Został potem na krótko oddalony, lecz
wkrótce całkowicie przywrócony do łask i ponownie osadzony na dawnym urzędzie 316 .
Wraz z nastaniem samowładztwa Mojmira rozpoczęła się rekonstrukcja "porządku"
kościelnego. Przesyłając bogate dary papieżowi Janowi IX, książę uprosił o nowych
biskupów dla swych osieroconych diecezji i zaraz ich otrzymał. Jednakże budowa Kościoła
narodowego wzmogła jedynie wrogość Bawarii. Wojna była bowiem prowadzona teraz z taką
samą zaciętością również z powodów religijnych.
Już w zimie 898 roku "książęta Bawarów wtargnęli ze swymi ludźmi odważnie i potężnie
na Morawy, przeszli je z "silnym wojskiem", pustoszyli, grabili, kradli, krótko mówiąc,
"zebrali łupy i powrócili z nimi do domu". A już latem 899 roku Bawarowie napadli Morawy
ponownie, a nawet przedsięwzięli tam naraz dwie wyprawy, "grabili i pustoszyli wszystko, co
zdołali", przy czym za drugim razem uwolnili trzymanego pod strażą młodego Świętopełka
wraz z towarzyszami i "ze współczucia" zabrali ze sobą, uprzednio puszczając z dymem całe
miasto. I jeszcze w roku 900 wraz z Czechami przez trzy tygodnie grasowali i obracali w
perzynę całe państwo morawskie, nie osiągając niczego poza zniszczeniem — "i wrócili na
koniec szczęśliwi i w dobrym zdrowiu do domu" (Annales Fuldenses). Potem jednak sami
mieli wystarczająco wiele roboty z Węgrami 317 .
A i na zachodzie było burzliwie.
"Kluczowa postać" tego czasu, arcybiskup Fulko z Reims, kręci się jak kurek
na wietrze
Po detronizacji Karola III i uznaniu Arnulfa z Karyntii karolińska wielka monarchia
ostatecznie uległa rozpadowi, a możnowładztwo różnych części Rzeszy ustanowiło królów
państw sukcesorów z własnych szeregów. Przypomina to nieco, przy zachowaniu wszelkich
różnic, ostatnie drgawki dynastii merowińskiej 318 .
W zachodniej części Rzeszy, której ofertę objęcia tronu Arnulf odrzucił, co posunęło do
przodu powstawanie państwa "niemieckiego" według aktu z 843 roku 319 zwalczały się dwa
stronnictwa. Mocniejsza grupa koronowała Robertyna hrabiego Odona z Paryża, syna Roberta
Mocnego, spoza Karolingów, gdyż Karol, pogrobowiec Ludwika Jąkały, nie wchodził jeszcze
w rachubę. Aktu koronacji dokonał 29 lutego 888 roku w palatium Compiegne bez reszty
oddany polityce młody arcybiskup Walter z Sens, któremu jako biskupowi sufraganowi
podlegał Paryż. Król Odo (888-898), potrafiący niekiedy pośród wyprawy wojennej paść na
kolana przy grobie jakiegoś świętego, modlić się "najżarliwiej" i do tego wylać "wiele łez"
(Annales Vedastini), był dzięki przychylności cesarza Karola Grubego panem wszystkich
(szczególnie "wojowniczych") hrabstw nad Loarą, dysponował również paroma z
najsłynniejszych opactw (St. Martin w Tours, St. Germain-des-Prés, St. Denis, St. Amand) i
miał za sobą znaczną część episkopatu. Źródła podają, że ślubował, iż w miarę sił będzie
pomnażał i powiększał posiadłości Kościoła, obiecał również obronę chrześcijańskich zasad
wiary i dopiero po tym złożono mu przysięgę wierności.
Drugiemu stronnictwu, które wystąpiło przeciwko Odonowi w jego własnym państwie,
przewodził Fulko z Reims (883-900) już choćby dlatego, że arcybiskup Walter z Sens,
konkurujący z nim do jego własnego arcybiskupstwa, namaścił Odona na króla.
Fulko, dzięki przychylności Hugona Abbasa 320 od roku 883 następca Hinkmara w Reims,
był "kluczową postacią polityczną" (Hlawitschka), duszpasterzem, który umocnił Reims i
opactwo St. Bertin, kazał również zbudować dwa pierwsze zamki biskupie w Omont i
Epernay, przede wszystkim był jednak duchowym oportunistą największego kalibru.
Najpierw faworyzował usynowionego przez papieża księcia Gwidona ze Spoleto, wezwał go i
krótko przed wyborem Odona kazał w Langres miejscowemu biskupowi Geilo koronować na
króla. Geilo, poprzednio stronnik uzurpatora Bozona, zawdzięczał temu ostatniemu znaczne
nadania ziemskie i oczekiwał prawdopodobnie dalszych korzyści od Gwidona. A Fulko był z
Gwidonem spokrewniony i chętnie by widział kogoś ze swego rodu w koronie królewskiej.
Wobec aktualnego układu sił Gwido dał za wygraną i wrócił do Włoch. Arcybiskup
Fulko po fiasku z Gwidonem zdał się na wolę króla Odona i złożył mu wiosną 888 roku
przysięgę wierności. By zaś uchronić się przed izolacją i wzmocnić swą siłę, odwiedził
jeszcze w czerwcu tego roku Arnulfa z Karyntii podczas zgromadzenia Rzeszy we
Frankfurcie i zaoferował mu koronę zachodniej Francji. Towarzyszyli arcybiskupowi w tym
śmiałym przedsięwzięciu biskupi Dodilo z Cambrai, Honorat z Beauvais, Hetilo z Noyon,
wygnany ze swej diecezji arcybiskup Jan z Rouen oraz opat Rudolf z St. Omer i St. Vaast; to
ostatnie było klasztorem koło Arras, gdzie swego czasu pewien mnich spisał roczniki z St.
Vaast, Annales Vedastini 321 .
Jednakże Arnulf uznał zapewne na przykładzie Karola Grubego, że całe wielkofrankijskie
regnum nie może być skutecznie rządzone przez jednego władcę. Zrezygnował więc nie tylko
z zachodniej części Rzeszy, lecz również z Italii i Prowansji. Odprawił arcybiskupa Fulka
"bez rady i pociechy" i spotkał się z Odonem (po jego triumfie nad Normanami 24 czerwca w
Argonnach) w sierpniu 888 roku w Wormacji. Tam zawarł z nim sojusz, przysłał mu koronę,
którą Odo został ukoronowany po raz drugi 13 listopada 888 roku w katedrze Notre Damę w
Reims — coś w rodzaju "koronacji utrwalającej" — i to przez arcybiskupa Reims Fulka!
Jednakże najpóźniej w roku 892 Fulko ponownie odwrócił się od koronowanego przez
siebie Odona i sprzysiężył sie przeciwko niemu, min. z biskupami prowincji kościelnej w
Reims, zaliczającymi się do jego zwolenników, jak Riculf z Soissons, Hetilo z Noyon i
Heriland z Therouanne; spoza tej prowincji dołączył do nich biskup Teutbald z Langres,
zawdzięczający Fulkowi swą sakrę. A 28 stycznia 893 roku nikt inny jak arcybiskup Fulko
pomazał w Reims na króla Karola III Prostaka (893-923), syna Ludwika Jąkały, młodzieńca
właśnie trzynastoletniego (jego przydomek pochodzi z czasów późniejszych). Wprawdzie był
on Karolingiem, ostatnim potomkiem linii zachodniofrankijskiej, a zatem w zupełności
prawowitym dziedzicem Rzeszy, jednakże Fulko uznawał przez cztery lata, od roku 888 do
892, za prawowitego króla Odona, jemu też zaprzysiągł wierność — a tu czytamy: "I wszyscy
sprzysiężyli się przeciwko królowi Odonowi" (Annales Vedastini) 322 .
Oczywiście nie "legalność" Karola spowodowała, że hierarcha stał się jego rzecznikiem,
lecz "jawna wrogość i nienawiść wobec Odona". Niezmordowanie działał on przeciw niemu i
na rzecz swego podopiecznego. Przekonany przez Fulka, stanął po stronie Karola również
papież Formozus, zezwolił jednak Odonowi na dalsze używanie tytułu królewskiego. A po
Wielkanocy roku 893 zwierzchnik Kościoła w Reims ruszył wręcz przy współudziale
młodego króla ze swymi oddziałami przeciw Odonowi. Ten jednak ostro ich pogonił,
wtargnął do Francji, palił, grabił, wycinał ludność, obległ Reims, które uwolnił dopiero Karol
we wrześniu 893 na czele silnej armii. "I tak traci życie na przemian wielu po obu stronach;
dzieje się gwałtem wiele zła, niezliczonych napadów i ciągłych grabieży" (Regino z Prum).
Właśnie akurat kościoły i klasztory od dawna i wciąż na nowo grabiono, rabowano, niszczono
i czynili to oczywiście wierni chrześcijanie.
Potem zawarto rozejm, na co arcybiskup Fulko zaczął szukać pomocy dla Karola
Prostaka, najpierw — zajmując stanowisko przeciw Gwidonowi — u Arnulfa, potem u jego
zaciętego wroga Gwidona, którego również powiadomił, że Arnulf szykuje wyprawę na
niego. Po wygaśnięciu rozejmu Odo znów poprowadził wiosną 894 roku swych zbrojnych
pod Reims, na co król Karol uciekł do Arnulfa, który opowiedział się tym razem za Karolem
a przeciwko Odonowi, co jednak nie zmieniło układu sił w Rzeszy zachodniofrankijskiej.
Gdy Karol powrócił od wschodnich Franków, Odo oczekiwał go gotowy do walki nad
Aisne i Karol spostrzegł, że opuściło go wielu hrabiów i biskupów.
Wręcz, gdy Odo znalazł na sejmie w Wormacji w 895 roku uznanie u Arnulfa, który tym
razem wyparł się Karola, ten ostatni związał się — zapewne na propozycję Fulka, swego
wiodącego męża stanu — z synem Arnulfa, Zwentiboldem, wyniesionym na królestwo
lotaryńskie. Ledwie ten jednak popierając Karola wpadł do Rzeszy zachodniej, spowodował
upadek kilku jej magnatów, Karol i arcybiskup Fulko stali się nieufni i potajemnie zwrócili
się do Odona i doszli z nim do porozumienia, nie ufając mu jednak do końca. Dlatego Fulko
szukał, poprzez papieża Formozusa, sojuszu z cesarzem Lambertem, synem zmarłego w 894
roku Gwidona, co jednak spaliło na panewce, gdyż sam Arnulf w połowie lutego uzyskał w
Rzymie cesarską koronę.
Tak to się przewalało to w jedną, to drugą stronę w zachodniej części Rzeszy.
Mordowano, zawierano pokój, grabiono, dalej mordowano. Również książęta Kościoła nie
byli tacy święci. Już w 850 roku zabito biskupa Dawida z Lozanny. Biskup Teutbald z
Langres został w roku 894 oślepiony przez drużynników Karola, księcia Ryszarda
burgundzkiego z orszakiem, arcybiskup Sens osadzony w więzieniu. Arcybiskup Fulko
zdążył jeszcze w porę ujść z życiem podczas niespodziewanego spotkania z wrogiem, jednak
jego towarzysz, hrabia Adelung, już nie.
Po tym jak wczesną wiosną 896 roku Odo zdobył Reims, jego miejscowy biskup Fulko,
do tej pory zdecydowany stronnik Karola, przeszedł do obozu zwycięzcy i stał teraz,
przynajmniej oficjalnie, po jego stronie; "z konieczności", jak usprawiedliwiają go Annales
Vedastini, "i czynił temuż zadość we wszystkim, co mu rozkazał". Karol uciekł, lecz
następnego lata pojednał się z Odonem, który tymczasem ciężko się rozchorował, przyznał
jednak jeszcze traktatem Karolowi kraj i sukcesję królewską i zmarł na początku 898 roku.
Na to Karol Prostak udał się do Reims, "znów na ojcowski tron"; stał się jedynym panem
w zachodnim państwie Franków, karolińska restytucja na zachodzie stała się faktem. Odo
wprawdzie nie pozostawił następcy, lecz dbał zawsze na złość arystokracji całkiem jawnie o
pomnożenie potęgi własnego domu, wspieranie własnego rodu, a zwłaszcza brata Roberta —
w swej mądrości nie przekazując mu korony królewskiej, a jedynie potencjał władzy:
podstawę szczególnej pozycji Robertynów, którą wykorzystali w roku 922/923 Robert I, a w
987 Hugo Kapet do zdobycia tronu.
Arcybiskup Fulko, tymczasem wyniesiony do godności arcykanclerza, został jednak
"niezwłocznie" (Annales Vedastini) zgładzony 16 czerwca 900 roku przez jednego ze
służących Baldwina II, hrabiego Flandrii (w następstwie sporu majątkowego o bogate
opactwo St. Vaast koło Arras, które uprzednio należało do Baldwina). (Niewiele lat później
biskup Strasburga Otbert został wygnany i zamordowany przez swych diecezjan, zginął
również arcybiskup Arnustus z Narbonne, po tym jak uprzednio wyłupiono mu oczy i
wyrwano język i genitalia) 323 .
Pewną swoistą rolę między Wschodem a Zachodem odgrywał również "kraj środka".
(Święty) koniec króla Zwentibolda albo takie było kiedyś życie w wyższych
kręgach chrześcijańskich
Lotaryngia, po śmierci cesarza Lotara II podzielona w traktacie z Meersen w roku 870
miedzy zachodnich a wschodnich Franków, przeszła na mocy traktatu z Ribemont całkowicie
do Rzeszy wschodniofrankijskiej, gdzie uzyskała szczególną pozycję. Pozostała jednak
również później jako państwo dzielnicowe prawdziwie samodzielnym krajem z odrębną
kancelarią pod panowaniem zmieniających się władców; jako kraina historyczna stanowiła
zarazem coś z "Germanii" i z "Galii", lub, inaczej mówiąc, "kraj środka", który dla
wschodnich Franków leżał w Galii, ale dla zachodnich Franków był obcym obszarem i ludem,
zwanym "Lotharienses". Nawet gdy w X wieku był częścią regnum teutonicum, tzw.
Świętego Cesarstwa Rzymskiego, to nie należał, jak w każdym razie utrzymuje Karl
Ferdinand Werner, "do Niemiec".
Z narodzinami swego brata przyrodniego Ludwika IV Dziecięcia w 893 roku, jedynego
syna Arnulfa z prawego łoża (z Konradynką Otą), syn Friedeli Zwentibold stracił pewne
widoki na sukcesję tronu. Wbrew początkowemu oporowi najpierw wschodniofrankijskich, a
potem lotaryńskich możnych udało się jednak królowi Arnulfowi na sejmie Rzeszy w
Wormacji w 895 roku osadzić na tronie Lotaryngii swego pozamałżeńskiego Zwentibolda
(nazwanego tak imieniem swego ojca chrzestnego, księcia Moraw Świętopełka — w
niemieckiej wersji Zwentibalda) i namaścić na króla wedle wzoru zachodniofrankijskiego.
Miało to być ostatnie całkowicie samodzielne królestwo lotaryńskie, a w ogóle rzecz
brzemienna w skutki, korzystna przynajmniej dla strony niemieckiej 324 .
Król Zwentibold (895-900) objął autonomiczne państwo dzielnicowe pod zwierzchnością
lenną swego ojca. Sprawował rządy w sposób wręcz gwałtowny i niepohamowany,
niespokojny i chaotyczny, i to w kraju wstrząsanym od Fryzji po Burgundię i Alzację
napadami rycerzy-rozbójników, bandytów i waśniami rodowymi, w kraju w tym większym
zamęcie, im samowładniej mógł w nim panować. Samodzielnie wystawiał dokumenty i
ustalał prawa, dysponował dobrami królewskimi, prowadził również niezależną politykę
zagraniczną i nie brał udziału w wyprawach zbrojnych wojsk Rzeszy. Rządził jak to było w
zwyczaju w oparciu o biskupów. Jego nadworną kaplicą kierował arcybiskup Kolonii
Hermann I, kancelarią arcybiskup Ratbod z Trewiru, przez pewien czas wywierający na niego
największy wpływ. W roku 900 biskupi odwrócili się od Zwentibolda i przyłączyli do
nowego króla Ludwika IV i do Rzeszy wschodniofrankijskiej 325 .
Król Arnulf zaaranżował rzecz misternie, także w samej Lotaryngii, gdzie tamtejszy
możnowładca, hrabia Megingaud z regionu Mayenfeld, kuzyn króla Odona (przez jedno z
późniejszych źródeł tytułowany "dux"), w odpowiednim czasie zakończył życie: 28 sierpnia
"w roku wcielenia Pańskiego 892" zabił go skrytobójczo hrabia Alberyk w Rethel w
klasztorze Św. Ksystusa — a król Arnulf nadał lenna i urzędy Megingauda Zwentiboldowi;
niejako pierwszy krok do włączenia do swego królestwa. Na marginesie, morderca hrabiego
Megingauda, hrabia Alberyk, został usunięty cztery lata później, "około dnia świętego
Andrzeja", przez hrabiego Stefana. A tenże hrabia Stefan znowuż pięć lat później, w
szczególnie romantycznych okolicznościach, "gdy siedząc w wychodku wypróżniał swe ciało,
został przez kogoś z okna komnaty ugodzony zatrutą strzałą..." (sagittae toxicatae) 326 .
Takie było życie w wyższych kręgach chrześcijaństwa — tak albo podobnie w nie
wchodzono, tak albo podobnie je pędzono lub nie; jednakże wszystko to i tysiąckroć więcej
takich rzeczy było jedynie przyziemnymi sprawami obok "wielkich historycznych" czynów.
Początkowo reprezentanci Kościoła oraz arystokracji, hrabiowie Reginar, Odakar,
Wigeryk, Richwin, zachowywali lojalność wobec nowego króla. Jednakże już wkrótce
Zwentibold popadł w konflikt z szczególnie w Lotaryngii licznymi rodami feudalnymi (nie
było to nic przyjemnego, jak się okaże na marginesie i w wielu innych miejscach). I w końcu
padł ofiarą lokalnej arystokracji.
Najpierw zadarł z posiadającym dobra w Ardenach klanem Matfrydyngów, hrabiów
Metzu, z braćmi Gerardem i Matfrydem II. Obu oraz innym "szlachetnie urodzonym", jak
hrabiemu Stefanowi, Zwentibold odebrał "w roku wcielenia Pańskiego 897" lenna i
dostojeństwa i rozdzielił ich ziemie i posiadłości klasztorne wśród swoich ludzi. "Jeśli
chciano obdarować wiernego wasala lub krewnego, to opactwa były w tym celu w sam raz"
(Parisse), przy czym parę klasztorów — w Trewirze, Metzu — przydzielił samemu sobie 327 .
Na koniec popadł w 898 roku w konflikt ze swym dotychczasowym doradcą i faworytem,
najpotężniejszym ze swych możnych, posiadającym rozległe dobra między Mozą a Skalda,
hrabią Reginarem (Renierem) I Długoszyim, wnukiem cesarza Lotara I, świeckim opatem
klasztoru Echternach w diecezji trewirskiej i opactwa Św. Serwacego w Maastricht.
Nadmozański feudał zawołał na pomoc Karola Prostaka, króla zachodniofrankijskiego, a ten,
ostrożny jak jego dziad, ale tak samo jak on chciwy, wtargnął w głąb kraju po Akwizgran i
Nijmegen. Zupełnie zaskoczony Zwentibold zbiegł; lecz przy pomocy wojowniczego biskupa
Franka z Leodium i jego zbrojnych oddziałów, jak i innych naprędce skrzykniętych, bez
walki, a jedynie po pertraktacjach, jesienią 898 roku wyparł Karola na powrót do swego
królestwa. A zawarty za pośrednictwem Arnulfa w następnym roku pokój w St. Goar
zapewniał wprawdzie na razie Lotaryngię Zwentiboldowi, lecz potajemnie postanowiono już
jego obalenie po śmierci cesarza.
Tymczasem potęga buntującego się Reginara pozostała na razie wciąż nienaruszona.
Wraz z innymi zwalczanymi arystokratami, jak hrabia Odakar, zamknął się w mocno
ufortyfikowanym Durofostum lub Durfos nad Mozą z całym dobytkiem, z żonami i dziećmi.
Zwentibold nie był w stanie go zdobyć mimo dwu prowadzonych "z całą mocą" (Regino z
Prum) wypraw zbrojnych. A ponieważ również biskupi — których Zwentibold wcześniej
faworyzował, lecz ostatnio nieco obdarł ze skóry, pozbawiając "majątków kościelnych" —
nie mieli zamiaru rzucać klątwy na buntowników, jak tego żądał Zwentibold, lecz przeszli na
ich stronę, los Zwentibolda i Królestwa Lotaryngii został przypieczętowany, nawet gdyby
król podczas ostatniego oblężenia Durfos nie uderzył "w głowę laską wbrew kapłańskiej
godności" (Annales Fuldenses) swego własnego arcykanclerza, arcybiskupa Trewiru Ratboda.
Buntownicy zgromadzeni wokół Reginara i wyższe duchowieństwo wezwali w końcu
Ludwika Dziecię, by przyjął władzę w Lotaryngii. Po ich hołdzie w Diedenhofen
Ludwik jednak odjechał, nie usunąwszy Zwentibolda. Ten zebrał nowych popleczników,
stracił jednak 13 sierpnia 900 roku podczas "spotkania" nad środkową i dolną Mozą zarówno
państwo, jak i życie. Jego zabójcami byli hrabiowie Stefan, Matfryd i Gerard, których
pozbawił trzy lata wcześniej dóbr lennych. A Gerard, ledwie parę miesięcy po zabiciu króla,
jako specjalną nagrodę wziął sobie jeszcze za żonę jego małżonkę Otę.
Podczas gdy przeciwnik Zwentibolda, hrabia Reginar, poszerzał swą potęgę, a
mianowicie do opactw Echternach i Św. Serwacego w Maastricht dołączył jeszcze klasztory
Stavelot i Malmedy, usuniętego z pomocą kleru Zwentibolda zaczął otaczać nimb świętości.
Przynajmniej w klasztorze Süsteren, którym jako opatki władały kolejno dwie jego córki (z
Oty), Cecylia i Benedykta, i gdzie on sam znalazł ostatni spoczynek, zaczęto go czcić jako
świętego, przynajmniej jego ząb okazywał się często cudownym lekarstwem na bóle zębów. I
jeszcze obie córki, których relikwie również działały cuda, były tu uznawane za święte 328 .
Nie lepiej niż w katolickiej Francji działo się w katolickich Włoszech, a już szczególnie
na papieskim dworze, na którym nastały czasy coraz większego chaosu, bunty arystokracji,
przestępstwa księży, afery, które dla nas toną w niejasnościach i mroku.
2. Arnulf z Karyntii: papiestwo i Italia
Luksus i występek
Łatwo zrozumieć pełne intryg i krwawe walki, jeśli się wyobrazi dobrobyt i bogactwo —
nawet już w starożytności (por. zwł. III, rozdz. 5) — w jakim się pławili hierarchowie,
panujący w późnych latach IX wieku nie tylko w Rzymie ale również w wiejskich siedzibach
biskupów włoskich. Tak opisywał tę sytuację Ferdinand Gregorovius: "Mieszkali we
wspaniałych komnatach, błyszczących od złota, purpury i jedwabiu; jadali równie jak książęta
na złotych zastawach; wychylali wino z kosztownych pucharów i rogów. Ich bazyliki były
okopcone sadzą, lecz brzuchate obbae i naczynia do wina błyszczały od malunków. Jak
podczas uczty Trymalchiona cieszyli swój wzrok widokiem pięknych tancerek i «symfonią»
muzykantów. Zasypiali w ramionach swych nałożnic na jedwabnych poduszkach w
kunsztownie wykładanych złotem łożach, podczas gdy wasale, koloni i niewolnicy
zaopatrywali ich dwory. Rzucali kości, polowali i strzelali z łuków. Opuszczali ołtarz, przy
którym odprawiali msze z ostrogami u nóg i sztyletem u boku, a swe ambony, by dosiąść
konia w złotej uprzęży i pod saskim siodłem i wypuścić sokoły. Podczas podróży otaczała ich
chmara dworskich pochlebców, a jechali w kosztownych wozach z rumakami, jakich by się
nie powstydził nawet król" 329 .
A czy przez całe tysiąclecie nie było tak samo lub podobnie?
Jeszcze nie został pochowany Jan VIII, gdy jego następcą został Marynus I (882-884).
Marynus (czasami niesłusznie nazywany Marcinem II) był synem duchownego i już jako
dwunastolatek znajdował się w służbie Kościoła rzymskiego, a później najczęściej działał
jako legat papieski (przede wszystkim w Bizancjum przeciwko Focjuszowi); został mistrzem
skarbu, a następnie jako biskup innej diecezji (Caere, dzisiaj Cerveteri) papieżem. Przy czym
zlekceważył on jawnie cesarskie prawo do zatwierdzania papieża, jak również kanony
kościelne (zwłaszcza 15 kanon soboru w Nicei), które zakazują biskupom przechodzenia z
jednej diecezji do drugiej.
Marynus należał do stronnictwa ekskomunikowanych i skazanych na banicję Formozusa
z Porto, Grzegorza i Jerzego (s. 188 i nast.), którzy teraz — ułaskawieni — wypłynęli na
nowo. Formozus został na nowo osadzony w swej diecezji, dawniejszy mistrz ceremonii
Grzegorz awansowany na ochmistrza, a patriarcha Focjusz prawdopodobnie, choć nie
bezspornie, znów wyklęty.
O Hadrianie III (884-885) wiadomo niewiele. I gdy po swym krótkim pontyfikacie
opuścił latem 885 roku Rzym, by spotkać się z cesarzem Karolem III Grubym w Wormacji,
dotarł jedynie do S. Cesario sul Panaro koło Modeny; tam nagle zmarł, może nawet śmiercią
gwałtowną. Istnieje w każdym razie takie podejrzenie, a charakterystyczne, że nie
przewieziono jego ciała do Rzymu, lecz pochowano w klasztorze Nonantula. Lecz tenże
Ojciec Święty, który gnębił Rzymian surowymi karami w czasie nędzy i klęski głodu, został
w 1891 roku oficjalnie zaliczony w szeregi prawdziwych "świętych": jego święto przypada 8
lipca.
Jeśli w czasach pontyfikatu Hadriana III udało się jeszcze grupie wygnanych przez
papieża Jana utrzymać swą pozycję, to pochodzący z bliskich mu kręgów Stefan V (885 891) zadbał o ich usunięcie. Ochmistrz Grzegorz padł z ręki innego duchownego, również
członka kurii, w przedsionku katedry Św. Piotra, "a posadzka kościoła, przez który go
wleczono, całkowicie [została] zbryzgana krwią"; jego zięć Jerzy z Awentynu, papieski
podkomorzy, został oślepiony, a wdowa po Grzegorzu wygnana nago pod rózgami. Po tym
olśniewającym sukcesie nowy papież otrzymał list gratulacyjny od arcybiskupa Fulka z
Reims, zmieniającego fronty jak nikt inny (s. 213 i nast.), z okazji skutecznego usunięcia
wrogów Stolicy Apostolskiej 330 .
Jeśli takowych wrogów nie udawało się zlikwidować, to po prostu próbowano się do nich
dostosować, zaprzyjaźnić z nimi, jak wskazuje stosunek Stefana do Gwidona ze Spoleto.
Nastąpił całkowity zwrot w polityce papieskiej.
Gwido i Berengar — wojna domowa w Italii i papieska huśtawka polityczna
Pochodzący z zadomowionego we Włoszech, występującego od roku 842 jako książęta
Spoleto, lecz nie spokrewnionego z Karolingami arystokratycznego frankijskiego rodu
Widonidów-Lambertynów, Gwido II, książę Spoleto i Camerino, zastąpił na tronie swego
ojca Lamberta. W polityce zagranicznej sprzyjał Rzeszy zachodniofrankijskiej, więzami
rodzinnymi powiązany był z Toskanią oraz Salerno i w ten sposób sprawował rzeczywistą
władzę w środkowej Italii; idąc śladami swego poprzednika usiłował powiększyć swe
terytorium na południu Włoch, również kosztem Państwa Kościelnego, a nawet założyć we
Włoszech własną dynastię.
Już Jan VIII, który nienawidził Gwidona jako najgorszego wroga Kościoła, wzywał
ustawicznie na pomoc cesarza Karola III, zasypywał pochlebstwami i prośbami, "by położył
kres uciążliwemu złu". Jego następca Marynus I spotkał się z władcą w 883 roku w bogatym
górnoitałskim opactwie benedyktynów Nonantula (koło Modeny), od samego początku
ważnym centrum politycznym. Gwido został oskarżony o zdradzieckie machinacje z greckim
bazyleusem i pozbawiony swego księstwa. Uwięziony, zbiegł, zwerbował w Dolnej Italii
Maurów, z którymi mocno się związał, na co cesarz wysłał przeciw niemu jednego z jego
wcześniejszych stronników i krewnych, od ok. 875 roku władającego Friulem margrabiego
Berengara, z domu Unrochidów, a więc również od dawna zasiedziałego w Italii frankijskiego
arystokratę. Był on wnukiem cesarza Karola, poprzez swą matkę Gizelę, córkę Ludwika
Pobożnego, blisko spokrewniony z Karolingami i wspierał ich wschodniofrankijską gałąź w
staraniach o włoską koronę. Wybuchłą wojnę zakończyła tymczasem wkrótce zaraza w armii
Berengara, która rozszerzyła się na całą Italię, a nawet dotarła na królewski dwór i do samego
króla.
Gwido jednak utrzymał się, pod koniec 884 roku został ułaskawiony przez Karola i na
dobre czy złe przywrócony w swym księstwie. W końcu doszedł do takiej władzy, że papież
Stefan, który uprzednio zabiegał o interwencję greckiego i frankijskiego cesarza, zwrócił się
do tego, który w danym momencie czuł się najmocniejszy, do arcydroga Kościoła, Gwidona
II ze Spoleto. A nawet go adoptował — jak ongiś Jan VIII Bozona, pozyskał również na
wyprawę przeciwko Saracenom, przy czym Gwido zdobył i złupił ich twierdzę pod
Garigliano, a innym razem zgładził pod Arpają arabskiego wodza Arrana z 300
towarzyszami.
W każdym razie Berengar w styczniu 888 roku został w Pawii koronowany na króla,
głównie przy pomocy biskupów górno-italskich, faktycznie rządził przecież jedynie górną
Italią (888-924). Gwido przebywał w owym czasie poza krajem, starając się o koronę
zachodniofrankijską (s. 213 i nast.), wrócił jednak po niepowodzeniu swych zabiegów za
Alpy równie szybko jak wyjechał.
We Włoszech zaczęła się z jego powrotem wojna domowa między obydwoma
katolickimi książętami.
Gwido natychmiast wystąpił zbrojnie przeciwko Berengarowi, nie zdołał jednak go
pokonać jesienią 888 roku w niezwykle krwawym starciu pod Brescią. Obie strony poniosły
ciężkie straty, zawarły krótki rozejm dla nabrania sił, służący znalezieniu sprzymierzeńców,
aż do następnego spotkania na początku 889 roku nad rzeką Trebią, gdzie kiedyś Hannibal
pobił Rzymian. Doszło do morderczej rozprawy, bitwy trwającej przez cały dzień, w której za
miecz chwycili również wyżsi duchowni, a tysiące straciły życie. Berengar musiał ustąpić
pola; utrzymał się jedynie we wschodniej części górnej Italii (z centrum w Weronie). Gwido
natomiast w połowie lutego 889 roku został proklamowany w palatium w Pawii, przede
wszystkim przez biskupów górnej Italii, jako senior et rex — byli to "w większości ci sami
biskupi, którzy wcześniej stanęli po stronie Berengara" (Dummler). W zamian Gwido musiał
oczywiście zagwarantować ponownie ochronę Kościoła, przywileje i godności hierarchów, a
nawet do tego stopnia wspierał niektórych, że obdarował ich publicznym majątkiem ich miast
i zezwolił na ich obwarowanie.
Papież Stefan V sprzyjał początkowo Gwidonowi. Jednakże nowa władza Spoletańczyka,
którego dziedziczne ziemie leżały w najbliższym sąsiedztwie, wkrótce mu zbrzydła. Chociaż
nie ważył się sprzeciwić mu otwarcie, to jednak dało znać przyzwyczajenie do wzywania
pomocy, takie samo, jak u jego wielu poprzedników. I tak prosił nawet cesarza bizantyjskiego
o regularne przysyłanie okrętów wojennych, mimo iż wcześniej odmówił uznania patriarchy
Focjusza i Stefanosa. Od cesarza Karola III papież żądał z kolei interwencji w Italii, gdzie
cesarz zjawiał się bądź co bądź sześciokrotnie. Ponieważ jednak cesarz został tymczasem
obalony, zmarł i został zastąpiony przez swego bratanka, króla Arnulfa z Karyntii, dopraszał
się usilnie u niego na początku 890 roku, "by odwiedził Rzym i Świętego Piotra i wziął w
posiadanie państwo włoskie, uwolniwszy je od złych chrześcijan i srożących się
niewiernych". Gdy jednak Arnulf, zaangażowany w działania przeciwko wewnętrznym i
zewnętrznym wrogom, odmówił, a wyczekiwana pomoc zawiodła, Stefan ugiął się przed
"złymi chrześcijanami" i koronował rad nie rad wprawdzie znienawidzonego, lecz wówczas
w środkowej Italii najpotężniejszego Gwidona (razem z małżonką Ageltrudą) 21 lutego 891
roku w katedrze Św. Piotra na cesarza — był to pierwszy cesarz z domu pozakarolińskiego,
ale zarazem też jedynie włoski dzielnicowy władca, który jednocześnie wkrótce kazał
wynieść do godności królewskiej swego niespełna piętnastoletniego syna Lamberta 331 .
Papież Formozus koronuje "tyranów" Italii i przyzywa Arnulf a, by ich
zwalczał
Następcą Stefana V został Formozus (891 -896), założyciel Kościoła bułgarskiego.
Uwikłany w (rzekomy) spisek przeciwko cesarzowi i papieżowi Janowi VIII i przez tego
ostatniego ekskomunikowany w roku 876, zaszył się w Rzeszy zachodniofrankijskiej, a jego
zwolennicy w Spoleto. W 878 roku pod przysięgą zapewnił sobór w Troyes, że uznaje swą
degradację do człowieka świeckiego i że nie będzie nigdy aspirował do godności
duchownych, a także nigdy nie pojawi się w Rzymie. Złożył tę przysięgę na cztery ewangelie,
na krzyż Chrystusowy, sandały Pana, relikwie apostołów, na koniec przysiągł to na piśmie —
a 6 października 891 roku został papieżem! Nie żywił zapewne — tak samo ambitny, jak
zdolny — zbyt wielkich pretensji, uznał się wszak, jak dotąd prawie każdy z jego
poprzedników, za niegodnego tiary; musiał zostać przez swych wyborców gwałtem oderwany
w Porto od ołtarza katedry, którego się uczepił. Najwyraźniej Marynus I uwolnił go od
przysięgi i ponownie osadził jako biskupa w Porto. W końcu również Marynus należał do
stronnictwa, które dzięki zamordowaniu Jana VIII sięgnęło po władzę.
Zaraz na początku swego pontyfikatu Formozus oskarżył Kościół o "kacerstwo" i
rozdźwięki. Jego głównym przeciwnikiem stał się diakon Sergiusz, późniejszy osławiony
papież, stronnik Spoletańczyków lub frakcji narodowej, podczas gdy Formozus, którego
wszyscy zwolennicy za panowania Jana VIII szukali ucieczki w Spoleto, opowiedział się po
stronie Arnulfa i jego podopiecznego Berengara. Wszelako pod naciskiem okoliczności
Formozus uznał Gwidona ze Spoleto — tyrana Italii, jak go nazywali wschodniofrankijscy
kronikarze — a nawet, chociaż wbrew sobie, powtórzył 30 kwietnia 892 roku w Rawennie
jego koronację na cesarza, wynosząc jednocześnie do rangi współcesarza jego syna Lamberta.
Jak to było w zwyczaju, stosownym paktem potwierdzono papieskie
posiadłości i przywileje. Lecz gdy Gwido jeszcze raz pobił Berengara i starym
zwyczajem skonfiskował patrymonia Państwa Kościelnego, gdy w ogóle jego władza zaczęła
rosnąć nad miarę, Formozus latem 893 roku wysłał legatów do króla Arnulfa z ponowną
ponaglającą prośbą, by wydarł królestwo Italii i dziedziczne dobra św. Piotra "złym
chrześcijanom", to znaczy "tyranowi" Gwidonowi, "ut Italicum regnum et res sancti Petri ad
suas manus a malis christianis eruendum aduentaret" (Annales Fuldenses) 332 .
Wzięcie Bergamo lub msza poranna zawsze dodaje sił
Arnulf wyprawił najpierw swego syna Zwentibolda. Razem z Berengarem leżeli
bezczynnie naprzeciw siebie trzy tygodnie pod murami Pawii, skąd Zwentibold zawrócił,
rzekomo wskutek przekupstwa. Na to nadciągnął Arnulf we własnej osobie. Z silną armią
przeszedł w styczniu 894 roku, w środku ciężkiej zimy (jeszcze w marcu wymarzły w
niektórych częściach Bawarii winogrona, pszczoły i owce), głęboko zaśnieżone Alpy,
przypuszczalnie przez przełęcz Brenner. W Weronie wzmocniły go oddziały Berengara, a
potem "około dnia Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny" (2 lutego), po uroczystej mszy,
"o brzasku" nakazał szturm leżącego w górach Bergamo, które zdobył po ciężkich walkach i
"pod bożym przewodnictwem" (Annales Fuldenses) — wydarzenie dla ówczesnych
kronikarzy i późniejszych historyków średniowiecza znaczące, choć raczej nie ze względu na
okazywaną miłość do nieprzyjaciół. Albowiem pokrzepieni mszą świętą żołnierze Arnulfa,
wśród nich dowodnie też arcybiskup moguncki Hatto, biskup Waldo z Freising i biskup Nitry,
kanclerz Wiching, po wzięciu Bergamo załatwili wszystko jak to zawsze w chrześcijańskim
stylu, o czym pisze biskup Cremony Liutprand: "Kapłani boży zostali w więzach
uprowadzeni, poświęcone dziewice zbezczeszczone, niewiasty zhańbione. Nawet kościoły nie
mogły dać uciekinierom schronienia; w nich odbywały się bowiem hulanki, nieprzystojne
akty, nieobyczajne śpiewy i pijaństwo. O zgrozo! nawet kobiety zostały tam wydane
publicznie na rozpustę". To wszystko działo się w obecności wielebnych panów z Moguncji,
Freising i Nitry. Lecz msza poranna krzepi za każdym razem.
Hrabiów Gwidona Arnulf kazał powiesić w pełnym rynsztunku przed bramami na
drzewie, tak samo uzbrojonego kleryka Gotfryda. Natomiast biskupa Adelberta z Bergamo
przekazał pasterzowi mogunckiemu, a ten nie pozwolił, by włos mu spadł z głowy. A również
Arnulf pojednał się bardzo szybko z miejscowym zwierzchnikiem Kościoła i już 1 stycznia
895 roku potwierdził mu wszelkie posiadłości jego kościoła; poza tym dobra ziemskie
zmarłego na stryczku hrabiego Ambrożego z Bergamo przeszły w ręce bergamskiego
biskupa 333 .
Sam Arnulf doszedł wszakże jedynie do Lombardii.
Wprawdzie już w Mediolanie datował pewien dokument "w pierwszym roku panowania
niemieckiego w Italii", jednakże wielu magnatów z tego kraju, których żądzy wielkich lenn
Arnulf nie zaspokoił, powstało przeciw niemu, mimo właśnie złożonej mu przysięgi
wierności. Przede wszystkim jego armia została osłabiona przez szybki marsz w czasie ostrej
zimy, brak żywności i choroby, tak że w marcu 894 roku zawrócił do Piacenzy. Na południe
od rzeki Po panował cesarz Gwido, "tyran włoskiej Rzeszy" (Annales Fuldenses), który
zamierzając właśnie pociągnąć na Bergamo, jeszcze na jesieni tego roku padł nad rzeką Taro
koło Parmy ofiarą wylewu krwi, po czym zastąpił go w rządach jego syn Lambert,
współregent od 891 roku.
Papież Formozus namaścił Lamberta na cesarza w Wielkanoc 892 roku w Rawennie, a
jeszcze dużo później wyznał, że za nic w świecie nie opuści swego "najdroższego syna", do
którego żywił ojcowskie uczucia. W istocie zaś za wszelką cenę chciał się uwolnić od
zależności od Widonidów. Więc natychmiast wysłał do króla Arnulfa poselstwo, co
społeczeństwo spoletańskie rozwścieczyło do białości, które ponaglało go ustnie i za pomocą
przywiezionych pism, by udzielił Ojcu Świętemu pomocy — wszak już jego poprzednik
Stefan niczego bardziej nie pragnął, jak odebrania władzy Spoletańczykom 334 .
Arnulf oblega Rzym, ścina głowy i zostaje pierwszym frankijsko-niemieckim
antycesarzem
Za radą biskupów Arnulf zdecydował się na nową wyprawę na Rzym.
W grudniu 895 roku podbił Lombardię. Następnie, po niezwykle trudnym marszu, wśród
gwałtownych burz, ulew i przy zdychających koniach — już tylko z wołami, "osiodłanymi na
kształt koni" — przez Tuscję przybył w lutym 896 roku pod Rzym. Tam jednakże
Spoletańczycy oraz mężna wdowa po Gwidonie, cesarzowa Ageltruda (córka księcia
Adelchisa z Benewentu, który ongiś wykorzystując zaskoczenie uwięził Ludwika II: s. 157),
niespodzianie kazali zamknąć bramy miasta i sposobić je do obrony.
Tym sposobem doszło do pierwszego oblężenia Rzymu przez króla frankijskoniemieckiego. Lecz Pan znowu dopomógł. Wszyscy odprawili uroczystą mszę świętą,
relacjonują wschodniofrankijscy kronikarze, wyznali swe grzechy, pościli, zaprzysięgli
Arnulfowi "wśród łez wierność" i "na skinienie Boga", to znaczy "za przyzwoleniem
najwyższego kapłana" zdobyli z marszu święte miasto — jak wierzył Arnulf, z pomocą św.
Pankracego (któremu następnie wystawił dwie kaplice, w Roding i Ranshofen) — z którego
Ageltruda wymknęła się cichaczem. Zdobyli Rzym wręcz "dzięki Opatrzności Bożej, tak że
po stronie króla nie padł nikt z wielkiej armii". Za to po drugiej stronie potoczyły się głowy
jeszcze przy wkraczaniu do miasta. W każdym razie, relacjonuje biskup Liutprand, Arnulf
nakazał, "by pomścić wyrządzone papieżowi krzywdy, ściąć wielką liczbę znamienitych
rzymian, którzy wyszli mu naprzeciw".
W każdym razie: krzyże, chorągwie, pochwalne śpiewy. W uroczystej procesji przeszli
do Świętego Piotra i tam papież Formozus — wypierając się Lamberta, też przez niego
koronowanego — ukoronował "bastarda" Arnulfa na cesarza, pierwszego frankijskoniemieckiego antycesarza.
Arnulf pozostał w Rzymie jedynie dwa tygodnie. Następnie z początkiem marca ruszył na
Spoleto — okazawszy parokrotnie łaskę, a ze swej strony zaopatrzony w wiele relikwii,
drogocennych skarbów papieża, który rozdawał je i innym. (Na przykład wpływowemu
Hattonowi z Moguncji rzekomą głowę i członek św. Jerzego, dla których Hatto zbudował w
Reichenau własny kościół. Znajdowała się tam publicznie uznana przez biskupa Konstancji
relikwia ewangelisty Marka! I to mimo iż dotarła do klasztoru w 830 roku od biskupa Werony
pod imieniem "Walensa". Jeszcze na marginesie: Jerzy, jeden z chrześcijańskich "bożków
militarnych", zajął miejsce jednego z bóstw arabskich, wojowniczego Teandryta; był przy
tym ,,św. Jerzy" prawdopodobnie heretykiem, a mianowicie arianinem, który dopiero w
legendzie stał się katolikiem).
Jednakże mimo tego całego błogosławieństwa relikwiami jeszcze przed dotarciem do celu
Arnulfa dopadł ciężki paraliż. Jak jego ojciec Karloman (s. 177, 183) doznał udaru,
dziedzicznej choroby tej rodziny, i tak zwycięsko rozpoczęta wyprawa została w panice
przerwana 335 .
Cesarz Arnulf i papież Formozus umierają
Podczas gdy stronnictwo spoletańskie szybko opanowało Rzym, król powrócił do
Ratyzbony, gdzie w pogłębiającej się chorobie przeżył jeszcze cztery lata. I do końca, jeszcze
na rok przed swą śmiercią, choć sam powołał na świat niejednego "bastarda", dręczony był
przez zazdrość, szerzyła się bowiem pogłoska o "od wielu lat niesłyszanym występku
królowej Uty", a mianowicie, że "oddała swe ciało nierządnemu i nieszlachetnemu
związkowi". Dopiero 72 zaprzysiężonych wykazało przed sądem, że podejrzenie jest
bezpodstawne.
Nie było to zresztą jedyne podejrzenie, jakie owładnęło śmiertelnie chorym, nieledwie
pięćdziesięcioparoletnim — zmarł 8 grudnia 899 roku — królem: lekarze mieli doprowadzić
do jego paraliżu. Jeden z nich zbiegł i skrył się we Włoszech; inny, niejaki Graman, został
ścięty z powodu tego oskarżenia w Otting. A "kobieta, imieniem Rudpurc, która została
obwiniona wskutek dokładnego badania o podżeganie do tego przestępstwa, zginęła w
Aibling na szubienicy" (Annales Fuldenses), najpewniej na dworze królewskim w Aibling
koło Rosenheim, gdzie Arnulf czasami świętował "narodziny Pana", zanim zmarł "na
najpaskudniejszą chorobę", jak to określa Liutprand z Cremony. "Był mianowicie niezwykle
dręczony przez małe robaki, wszy, jak je nazywają, zanim oddał swego ducha. Twierdzi się
nawet, że to robactwo tak się u niego rozpanoszyło, że nie mogło temu zaradzić żadne
lekarstwo" 336 .
Po odejściu Arnulfa Lambert z pomocą swej energicznej matki, cesarzowej Ageltrudy,
ponownie opanował dużą część Italii, którą podzielił w 896 roku na mocy traktatu z
Berengarem. Był to rok, w którym Lambert kazał powiesić bogatego hrabiego Meginfreda z
Mediolanu oraz oślepić jego syna i szwagra. I na pewno nielekko by było papieżowi
Formozemu po zdradzie Spoletańczyków, gdyby nie to, że zmarł w kilka tygodni po odejściu
Arnulfa, 4 kwietnia 896 roku, na jakąś chorobę lub wskutek otrucia.
Jego następca, Bonifacy VI (kwiecień 896), syn biskupa Hadriana, był człowiekiem —
jak mawiano — o ciemnej przeszłości i jako duchowny został przez Jana VIII dwukrotnie
złożony z urzędu. Tumult pospólstwa miał go wynieść na tron apostolski, jednakże jedynie na
15 dni, po czym zmarł, "jak słychać" na podagrę (jak wiadomo artretyzm stóp, "zwłaszcza
wielkiego palca": Duden).
A następca Bonifacego utrzymał się na tronie dobry rok, a właściwie zły rok, w każdym
razie nadzwyczaj osobliwy, jako zaprzysięgły wróg Formozusa przyozdobił bowiem swój
pontyfikat w jedyny swego rodzaju akt, dzięki któremu przeszedł do historii, rejestrującej
wszelkie wydarzenia, głównie jednak kryminalne 337 .
Trupi synod — makabreska papieskiej rangi
Stefan VI (896-897), również księży syn, uznał początkowo Arnulfa, jednakże gdy Rzym
dostał się na nowo w ręce cesarza Lamberta, przeszedł i on do jego obozu, a cesarz jeszcze
raz znalazł wyraźne potwierdzenie w maju 898 roku na wielkim synodzie w Rawennie. W
międzyczasie Stefan jako kreatura domu spoletańskiego dokonał zemsty na Formozym.
Chociaż sam został ongiś konsekrowany na biskupa i sam dostał się na rzymski stolec w
sposób niekanoniczny, wytoczył zmarłemu papieżowi formalny proces.
Pochowany już od dziewięciu miesięcy papież, w stanie mocnego rozkładu, został
wywleczony z grobu przez stronników Widonidów, ubrany w szaty pontyfikalne i zapewne w
styczniu 897 roku posadzony na tak zwanym tronie apostolskim w Świętym Piotrze przed
"trupim synodem". Następnie przez trzy dni sprawowano sąd nad wystrojoną mumią, której
dodano trzech oskarżycieli — biskupów Piotra z Albano, Sylwestra z Porto i Paschalisa (z
nieznanej diecezji) — oraz jednego diakona jako obrońcę z urzędu, odpowiadającego głosem
drżącym i dla papieskiej mumii oczywiście w sposób niezadowalający.
Znaleziono parę zarzutów; zarzucono na wpół zbutwiałemu papieżowi
krzywoprzysięstwo, z czego uwolnił go przecież Marynus I. Obwiniono go o bezpardonowe
dążenie do tronu papieskiego, o co obwinie by można oczywiście takoż niezliczonych papieży
(i innych hierarchów). I zarzucono mu przejście z Porto do Rzymu, z jednego biskupstwa na
inne, wówczas — według dawnej tradycji — generalnie zabronione, jednakże czasami
dopuszczane. Czyż sam jego tchórzliwy sędzia, papież Stefan VI, nie dokonał podobnego
przemieszczenia in persona, a mianowicie nie zamienił swej diecezji Agnani na rzymską.
(Jeśli wszystkie wyświęcenia Formozusa stały się nieważne, to i również konsekracja Stefana
na biskupa Agnani, bo dokonał jej właśnie Formozus, w związku z czym nie było żadnej
translacji, więc Stefan VI miał prawo zasiadać na papieskim tronie!)
Być może to zdarzenie, ten pomysł trawionego niewiarygodną nienawiścią Ojca
Świętego, nie jest nawet bardziej zadziwiający w całej sprawie, przypominającej scenariusz z
kliniki dla chorych psychicznie lub jakiś senny koszmar, niż fakt, że w tym gabinecie grozy
przebywało przez trzy dni całe zgromadzenie biskupów — traktując to z odpowiednim
poważaniem czy też nie. Tak jak to w tej materii jest obojętne, czy Formozus był
zbrodniarzem, czy też nim nie był! Ludziom można wszystko wcisnąć — zwłaszcza
wiernym...
Pod koniec tego makabrycznego spektaklu — przez źródła wkrótce nazwanego
"wstrząsającym widowiskiem", "strasznym synodem" — ogłoszono Formozusa za
zdetronizowanego, wszystkie udzielone przez niego święcenia za nieważne, podpisano
odpowiedni dekret i nakazano wyświęconych przez niego konsekrować ponownie. Zgodnie z
protokołem zdarto z trupa papieskie szaty aż do koszuli, ubrano w świeckie łachmany, odcięto
kilka palców prawej ręki, używanych przezeń do przysiąg błogosławieństw i wywleczono
wśród barbarzyńskich ryków z kościoła i przez ulice miasta. Na koniec wrzucono je przy
krzykach protestu zgromadzonych ludzi do dołu, gdzie grzebano bezimiennych obcych, by
potem — ponownie je wykopawszy — wrzucić do Tybru — dokładnie w momencie, gdy
zawaliła się stara bazylika laterańska, której gruzy później rzymianie przez cała lata
przekopywali w poszukiwaniu skarbów.
Papież Stefan niedługo przeżył ten proces. Jeszcze w tym samym roku, w lipcu, został
obalony podczas tumultu, za którym kryło się zapewne wschodnio-frankijskie stronnictwo w
Rzymie i zwolennicy Formozusa (ale w nie mniejszym stopniu również wiele cudów, jakie
miał zdziałać jego nędzny zewłok), obrabowany z insygniów, wtrącony do klasztornego
więzienia, uduszony — a później uczczony wspaniałym epitafium 338 .
Formozjanie i antyformozjanie
W Rzymie w dalszym ciągu zwalczali się formozjanie i antyformozjanie, również na polu
literatury, za pomocą ataków i apologii, i to jeszcze przez całe dziesięciolecia.
Jeszcze w roku śmierci zamordowanego papieża skończyły się bardzo krótkie pontyfikaty
jego następców Romana i Teodora II. Udało im się zrehabilitować Formozusa, nim zmarli.
Roman, brat papieża Marynusa i zwolennik Formozusa, uznał wszystkie decyzje trupiego
spektaklu za niebyłe. Lecz sam urzędował zaledwie cztery miesiące, a o jego rządach prawie
nic nie wiemy. Jeśli zrewidowana wersja Liber Pontificalis ma słuszność, to "następnie
uczyniono z niego mnicha", to znaczy został zamknięty w klasztorze.
A Teodor II, który rządził późną jesienią 897 roku zaledwie przez dwadzieścia dni,
ponownie anulował na rzymskim zgromadzeniu kościelnym wszystkie postanowienia
trupiego synodu, uznał święcenia dokonane przez Formozusa, nakazał spalić dokumenty
detronizacyjne Stefana VI i pochował uroczyście wyłowione przez rybaków tybrzańskich (lub
przez zakonników) szczątki Formozusa, przed którymi — gdy już leżały w trumnie — wręcz
niektóre obrazy świętych w Świętym Piotrze "skłoniły się ze czcią. Słyszałem to często od
bogobojnych mieszkańców miasta Rzymu", zapewnia bez drgnienia powiek biskup
Liutprand. Nie jest znany dokładny dzień intronizacji Teodora II, ani dzień i powód jego
rychłej śmierci 339 .
Następnie przeciwnicy Formozusa obwołali papieżem biskupa Sergiusza z Caere (dzisiaj
Cerveteri), hrabiego Tusculum. Jednakże jeszcze przed jego wyświęceniem tumulty uliczne
— przy udziale Lamberta ze Spoleto, którego Formozus koronował w 892 roku na cesarza —
wyniosły na upragniony tron papieski kandydata formozjan, Jana; antypapież Sergiusz zdołał
zasiąść na nim dopiero w 904 roku. Podczas gdy na razie przebywał wraz ze swymi
wygnanymi bandami opryszków w Tuscji pod ochroną tamtejszego hrabiego Adalberta,
gotów w każdej chwili wpaść do Rzymu, Jan IX (898-900) — wyświęcony na księdza przez
Formozusa opat benedyktynów z Tivoli — ekskomunikował go wraz ze wszystkimi
zwolennikami.
Jan IX potępił trupi synod raz jeszcze podczas soboru w Rawennie. Z jednej strony
wyświęceni przez Formozusa, a przez Stefana VI odsunięci duchowni zostali przywróceni w
swych tak zwanych godnościach, z drugiej zaś wykluczeni z Kościoła pomagierzy Stefana VI
w haniebnym potraktowaniu ciała Formozusa. Ekskomunikowany i pozbawiony wszelkich
praw został również prezbiter Sergiusz, w grudniu 897 roku antypapież wobec Jana IX, który
jednakże w roku 904 został papieżem legalnym (por. s. 312 i nast.).
Niestety rozdział 7 synodu w Rawennie zadysponował spalenie akt trupiego synodu. Lecz
ten Kościół zawsze chętnie palił, a to ludzi, to świątynie, czy pisma; przede wszystkim zaś
systematycznie i od wczesnych lat traktaty "kacerzy", lecz również teksty pogan i żydów;
nawet udokumentowane w aktach własne haniebne czyny, jak choćby akta soboru w Rimini z
359 roku (I, s. 244), soboru efeskiego z roku 449 (II, s. 137 i nast.) czy
konstantynopolitańskiego z roku 867 (s. 161). A palenie nigdy nie zostało zabronione we
wspólnocie świętych. Natomiast, co jest bardzo wymowne, zabroniono w pierwszym
rozdziale zgromadzenia raweńskiego na wieki pozywania zmarłych przed sąd 340 .
Śmierć cesarza Lamberta i cesarza Arnulfa. Węgrzy zalewają północną Italię
Jan IX współpracował we wszystkim z młodym Lambertem ze Spoleto, także wtedy, gdy
jako jego pupil został papieżem. A zatem ogłosił koronację cesarską Lamberta jako
prawomocną "po wieczne czasy", podczas gdy koronację Arnulfa jako "barbarzyńską" i
odrzucił ją jako "wymuszoną przez oszustwo" na papieżu. Na jego rzecz działało to, że
Lambert władał większością Włoch, a Arnulf bez czucia i złożony śmiertelną chorobą
dogorywał w Niemczech. Albowiem od IV po XX stulecie, od św. Konstantyna I (Signatur
von siebzehn Jahrhunderten Kirchengeschichte [Znaki siedemnastu wieków historii
Kościoła], t. I, rozdz. 5), po Hitlera (por. na ten temat tom II Polityki papieskiej w XX wieku),
historia zbawienia kroczy z lubością w jednym szeregu z historią zbawiennych zwycięstw.
Ten sam sobór, który zlikwidował akta trupiego synodu, unieważnił koronację cesarską
"barbarzyńcy" Arnulfa. Poczyniono natomiast, najwyraźniej również w Rawennie, pewne
ustępstwa na rzecz przebywającego tam we własnej osobie cesarza Lamberta, w zamian za co
musiał on w każdym razie zagwarantować przywileje Rzymu, zwłaszcza jego terytoria. W co
najmniej półtuzinie kanonów papież domaga się zwrotu odebranych jego tronowi
nieruchomości, jego praw i nie zaniedbuje również groźby ekskomuniki wobec
odmawiających uiszczania dziesięciny. Majętności są dla hierarchów czymś świętym, z
reguły czymś najświętszym (tymczasem dla "cyników", jak choćby naszej skromnej osoby,
nic nie jest święte) 341 .
Jednakże cesarz Lambert, młody, zdolny, piękny, zmarł nieoczekiwanie w połowie
października podczas polowania na dziki w górze rzeki Po; rzekomo z powodu upadku z
konia. Biskup Liutprand z Cremony zdradza nam jednak, co i inne źródła potwierdzają, że
wypadek został sfingowany, a cesarz w rzeczywistości został zamordowany. W Marengo, w
lesie "niezwykłej wielkości i piękności, szczególnie nadającym się do łowów" miał go zabić
podczas krótkiej drzemki towarzyszący mu Hugo, syn zabitego przez Lamberta
mediolańskiego hrabiego Maginfreda, by pomścić Śmierć swego ojca i miał się później do
tego przyznać. "Nie obawiał się — pisze biskup Liutprand — wiekuistego potępienia, lecz z
użyciem całej siły złamał śpiącemu kark za pomocą mocnej gałęzi. Obawiał się bowiem zabić
go mieczem, żeby wyraźny dowód nie wskazał na niego jako winnego zbrodni".
Ponieważ pod koniec 899 roku Arnulf umierał w Ratyzbonie złożony swym cierpieniem,
po koronę Italii spróbował sięgnąć Berengar z Friulu, dawny przeciwnik Lamberta. Jednakże
doznał on pod koniec września 899 roku nad rzeką Brentą sromotnej klęski w krwawej bitwie
z Węgrami, przy czym na polu bitwy padło również wielu dostojników kościelnych. A biskup
Liutward z Vercelli, dawny arcykanclerz Karola III Grubego (s. 198 i nast.), został zabity
podczas ucieczki ze swymi skarbami, "tymi niezrównanymi skarbami, których zbytek
przeszedł wszelką miarę" (Regino z Prum), a które oczywiście chciał uratować przed
Węgrami.
Był to pierwszy najazd Madziarów w "nieszczęsnej Italii", przekazuje Liutprand, szeroko
opisujący owo wydarzenie, wielokrotnie podkreśla też z naciskiem ogromne, niezmierzone
wojsko najeźdźców, lecz później niespodzianie podaje, że Berengar przeciwstawił im
trzykrotnie mocniejsze. Wtedy uciekający Węgrzy zaoferowali — bez powodzenia —
chrześcijanom za wolny powrót do domu, że zwrócą wszelkie łupy wraz z odszkodowaniem.
A wkrótce potem — ścigani na rozległych polach wokół Werony aż po rzekę Brentę,
uciekając na ustających już ze zmęczenia koniach i pędzeni strachem, złożyli nową ofertę: że
wydadzą cały dobytek, jeńców, broń i konie; chcieli zachować bodaj życie, nie przestępować
już nigdy granic Italii, oddać nawet swych synów jako zakładników — uzyskali jednak z
miejsca odmowę, typowo chrześcijańską: "Jeśli my, zwłaszcza od ludzi, którzy są w naszej
mocy i już jak martwe psy, weźmiemy to jako dar, co już jest nam wydane, i wejdziemy z
nimi w układ, to nawet szalony Orestes by przysiągł, że straciliśmy rozsądek".
Rzeczywiście stracili. Byli nie tylko nadęci, ale i skłóceni, a niektórzy życzyli sobie
wyraźnie bardziej niż klęski pogan niepowodzenia pewnych chrześcijan, żeby po ich śmierci
"wręcz sami mogli panować niejako bez przeszkód".
Węgrzy tymczasem z trzech stron powstrzymali chrześcijan i z odwagą rozpaczy
przeprawili się przez rzekę, popędzili w środek zaskoczonych oddziałów Berengara — "i
poganie oddali się swej żądzy mordu [...]". Z chrześcijańskiej armii pozostały żałosne
szczątki, a dolina rzeki Po została zalana przez zwycięzców.
Jak dzięki biskupowi Werony z Ludwika III uczyniono Ludwika Ślepego
Kolejny papież Benedykt IV (900-903) koronował w styczniu 901 roku na cesarza
młodego Ludwika III z Prowansji (890-928). Syn króla Burgundii Bozona i Irmingardy, wnuk
cesarza Ludwika II, został anno 900 przywołany do kraju przez zwolenników zmarłego w 898
roku cesarza Lamberta przeciwko Berengarowi I, wyniesiony w Pawii jako rex Italiae i zaraz
potem przyjaźnie przyjęty w Rzymie i koronowany na cesarza przez Benedykta IV. Znaczna
część arystokracji i biskupów zazdrościła bowiem korony Berengarowi, okazała się
najwyraźniej również zawiedziona klęską w starciu z Węgrami, jak i z powodu późniejszego
paktowania z nimi.
Jednakże cesarz Ludwik III nie był w stanie stawić czoła Berengarowi, tym bardziej, że
wkrótce górnoitalscy możni znów przeszli na stronę tego ostatniego. Dzięki przysiędze, że
nigdy nie wróci do Włoch, Ludwik wykupił sobie w 902 roku odwrót przez Alpy, trzy lata
później przyjął jednak nowe zaproszenie i wpadł w sieci Berengara, który początkowo został
zmuszony do ucieczki na terytorium bawarskie, potem jednak z bawarską pomocą zbrojną
nieoczekiwanie w tymże 905 roku zajął Weronę, według wszelkiego prawdopodobieństwa nie
bez pomocy miejscowego biskupa.
Zwycięski Ludwik rozpuścił już bowiem swe wojsko i udał się, jak relacjonuje opat
Regino, "wskutek nalegań biskupa Adalharda z Werony w nielicznym towarzystwie do
rzeczonego miasta. Mieszczanie jednak powiadomili o tym pośpiesznie Berengara, który w
tym czasie przebywał w Bawarii. Tenże przybył bezzwłocznie z oddziałami ściągniętymi
zewsząd do Werony, w przebiegły sposób schwytał nierozważnego męża i uwięziwszy odjął
mu wzrok".
Otworzono Berengarowi "nocną porą" bramy miejskie, oślepiono Ludwika III, który żył
później jeszcze prawie ćwierćwiecze jako ślepy i Ślepym nazwany jako praktycznie niezdolny
do rządów został odesłany do Prowansji, na koniec ścięto księdza o imieniu Jana Krótkie
Spodnie jako współwinnego zbrodni. W roku 915 sam Berengar został cesarzem — wówczas
był to już w Italii tytuł li tylko honorowy, urząd iluzoryczny 342 .
Wszystkie tu zaznaczone walki o regnum Italicum oddają upadek dynastii karolińskiej.
Wszystkie te kampanie, podchody, spiski są podejmowane przez reprezentantów wielkich
frankijskich rodów, a zarazem wyznawców religii katolickiej: przez Arnulfa, Gwidona,
Lamberta, Berengara, Ludwika Ślepego. I cały ten upadek królewskiej władzy Karolingów
miał jako skutek stały wzrost władzy biskupów — jak poprzednio awans królów karolińskich
i jak jeszcze wcześniej kariera i fiasko królów merowińskich! (Por. na ten temat tom IV).
Wszystkich przeżył pasożytujący na nich Kościół. Tam gdzie inni się pogrążali, on
kwitnął, jak zawsze, tak i w tej epoce: dzięki nadawaniu immunitetów, dzięki przenoszeniu
nań władzy misyjnej (za panowania Karola Łysego), dzięki nagromadzonym dobrom. Tak na
przykład już za panowania Gwidona biskup Modeny stał się faktycznym panem miasta. Tak
samo rządzili faktycznie samodzielnie arcypasterze Cremony, Parmy, Piacenzy i Mantui;
dysponowali władzą hrabiowską i wpływami podatkowymi. Berengar, którego
arcykanclerzami byli biskupi Adalhard z Werony i Arding z Brescii, nadał kościołom z
miłości do świętych (i zbawienia swej duszy) wiele przywilejów. A za czasów Lamberta
wielkie dary dla kleru jeszcze przybrały na sile. Miasta biskupie były ekonomicznie i
administracyjnie wręcz wyjęte spod wpływów królewskich, a władza królewska z tego
powodu odpowiednio osłabła. "Anarchia, bezprawie na gruncie feudalnego ustroju
społeczeństwa, którym sprzyjałasłabość i stałe zmiany władzy centralnej [...]" (L.M.
Hartmann) 343 .
Wszakże gdy władza centralna była mocna, to wiecznie oportunistycznie nastawiona
ecclesia również ciągnęła z tego zyski. Gdy władza centralna była słaba, żądny władzy kler
dopiero wtedy ciągnął profity, jak ukazuje historia panowania syna i następcy cesarza
Arnulfa.
ROZDZIAŁ 7.
Król Ludwik IV Dziecię (900-911)
"Samodzielnych rządów chorowite dziecko nie było w stanie sprawować. Władza przeszła w
ręce arystokracji i episkopatu. Decydującymi doradcami byli arcybiskup Katto z Moguncji i
biskup Salomon z Konstancji".
Blois Schmid 344
"Na temat udziału książąt świeckich w rządach Rzeszy kronikarze milczą".
Schur 345
"W tych nadzwyczaj zepsutych czasach zostały popełnione w Kościele i wciąż są popełniane
liczne haniebne czyny [...]".
Opat Regino z Prum 346
Po śmierci cesarza Arnulfa, 4 lutego 900 roku w Forchheim do godności królewskiej
został oficjalnie wyniesiony jego jedyny syn z prawego łoża: ledwie sześcioletni Ludwik IV
(893-911) — jest to pierwsza pewna koronacja królewska w historii wschodniofrankijskoniemieckiej. Arnulf już w 897 roku pod przysięgą zobowiązał możnych swej Rzeszy (bez
samodzielnych od 895 roku magnatów Lotaryngii) do przyjęcia sukcesji Ludwika, którego
rządy mogły być jedynie nominalne. A w następnym miesiącu złożyli mu hołd również
arystokraci lotaryńscy, rzecz jasna w nadziei uzyskania możliwie wielkiej samodzielności.
Na zdobycie samodzielnej władzy mieli nadzieję również inni, zwłaszcza że rosnąca
aktywność coraz bardziej świadomej siebie arystokracji, jej dzikie waśnie i rywalizacja,
sprzyjały raczej łowieniu ryb w mętnej wodzie. Przy czym w zmaganiach o przywództwo na
rzecz niektórych nielicznych rosnących w siłę rodów zostały wyniszczone inne dotychczas
znaczące, zwłaszcza we Frankonii i Lotaryngii 347
Ludwik IV Dziecię, marionetka kleru
Jeśli już ojciec Ludwika IV, król i cesarz, współdziałał ściśle z Kościołem (s. 203 i nast.),
jeśli obaj umacniali swą władzę w walce z wielką arystokracją, to w imieniu małoletniego
wychowanka kleru rządzili teraz nieomalże wyłącznie hierarchowie. W ciągu IX wieku coraz
bardziej rośli w potęgę i nie hamowani już przez silne królestwo przejęli łapczywie ster
państwa w swe ręce.
Wprawdzie mały król, który już wkrótce zyskał w historiografii przydomek "Dziecię"
(infans, puer, adolescens), czysto zewnętrznie stanowił centralny punkt, wokół którego
skupiało się życie państwowe i w jego imieniu celebrowano rytuał zgromadzeń Rzeszy: w
roku 901 w Ratyzbonie, w 903 w Forchheim, w 906 w Tryburze — a Ludwik własnoręcznie
składał królewski monogram na dokumentach. Lecz nadzwyczaj chorowity młody król nigdy
nie objął samodzielnych rządów. I zawsze było w jego pobliżu kilku magnatów, jak choćby
Konradyni, krewni ze strony matki, albo bawarski margrabia Liutpold, dalszy krewny ze
strony ojca, którzy określali politykę Rzeszy, przede wszystkim przedstawiciele kleru. Były to
"czysto biskupie rządy" (Nitzsch). "Na temat udziału świeckich książąt w rządach Rzeszy
kronikarze milczą" (Schur). A także wśród "interweniujących", "rzeczników", to znaczy
wysoko postawionych osobistości, za których radą, poleceniem lub podszeptem królewskie
dziecię nadaje prawa, obdarowuje dobrami czy wymienia dobra koronne, stali na czele
duchowni.
Oczywiście na dworze obracali się również możni świeccy, również hrabia Konrad
Starszy z Lahngau (ojciec Konrada Młodszego, późniejszego króla Konrada I) i jego brat
Gebhard. Rosław ogóle potencjalna władza magnatów, coraz częściej konkurujące siły
partykularne, z których wyszli książęta i księstwa; jednakże na razie dominowała nad nimi
regencja duchowieństwa. Biskupi towarzyszyli młodemu królowi — który nie był niczym
więcej niż ich marionetką — na każdym kroku. I inaczej niż świeccy magnaci byli oni obecni
przy jego wszelkich posunięciach. Tym samym Ludwik Dziecię pozostał zupełnie
niesamodzielny aż do swej wczesnej śmierci, zależny od rządzących wysokich duchownych o
niemałych apetytach 348 .
Znaczący udział w rządach miało nie mniej niż pół tuzina z nich; w pierwszym rzędzie
osadzony w Moguncji już przez Arnulfa arcybiskup Hatto i biskup Salomon III.
Hatto I z Moguncji (891-913), bardzo aktywny, inteligentny, podstępny, w owym czasie
swego rodzaju "papież Niemiec", jak kiedyś napisał Wolfgang Menzel, był niestrudzenie
aktywny politycznie, przy czym nie zapominał również o korzyściach swego Kościoła i
swych własnych; wiązały się one zresztą ze sobą niezwykle ściśle, prawie nierozłącznie.
Pochodzący ze szwabskiej arystokracji, urodzony około roku 850, początkowo popierał ze
swym klanem Karola Grubego, a po jego upadku od początku Arnulfa z Karyntii, co się
wkrótce miało opłacić: jeszcze w 888 lub 889 roku Hatto został obdarzony nadzwyczaj
bogatymi opactwami Reichenau i Ellwangen, a po dwu latach uzyskał arcybiskupstwo w
Moguncji, prowincję kościelną, która jako największa w Rzeszy wschodniofrankijskiej
rozciągała się od Saksonii po Szwabię, od Łaby po Alpy. Mogunckim biskupom (kierującym
po raz pierwszy od 879 roku, a potem nieprzerwanie od 965 roku urzędem arcykanclerskim)
przypadło w ten sposób czołowe miejsce w państwie; byli uważani za "twórców królów".
Wkrótce po objęciu władzy przez Ludwika Hattonowi udało się jeszcze uzyskać bogaty
klasztor Lorsch (Lauresham), chociaż Arnulf zagwarantował niezależność tego klasztoru,
przez Karola podniesionego do rangi królewskiego, a przez Ludwika Niemieckiego
obdarowanego cennymi dobrami Rzeszy; klasztoru posiadającego dobra od Morza
Północnego po Jezioro Bodeńskie i od 766 roku otrzymującego rocznie do stu donacji! Na
koniec Hatto zawdzięczał przychylności władcy również klasztor Weissenburg.
Moguncki arcybiskup z zamiłowaniem obracał się w pobliżu panującego. W 893 roku
został jednym z dwu ojców chrzestnych młodego króla, towarzyszył Arnulfowi w wyprawach
do Italii w roku 894 i 896 przy okazji koronacji cesarskiej, wziął znaczący udział w 899 roku
w podstępnym spotkaniu z Zwentiboldem w St. Goar (s. 217) i w wyborze Ludwika w
następnym roku; nie należy również zapominać o jego przewodniczeniu ważnemu synodowi z
roku 895 podczas wielkiego zgromadzenia Rzeszy w królewskim palatium w Tryburze koło
Moguncji (s. 204). Krótko mówiąc, arcybiskup Hatto, już za panowania Arnulfa zwany
"sercem króla", jawi się nam jako faktyczny regent 349 .
Wcale nie mniejsze znaczenie dla rządów za panowania Ludwika Dziecięcia zdobył
biskup Salomon III z Konstancji (890-919), w ostatnich latach króla właściwy kierownik jego
kancelarii, od 909 roku również tytularny. Salomon był bliskim przyjacielem wpływowego
Hattona i niepospolicie pozbawiony skrupułów. W Szwabii jako najpotężniejszy pan feudalny
tego kraju dwukrotnie zlikwidował brutalnie pretendentów do tronu książęcego (s. 244 i
nast.).
Obaj biskupi reprezentowali swój stan również na tyle godnie, najgodniej, że opanowali
bardzo rozwiniętą sztukę dostrzegania przede wszystkim własnych korzyści i to zupełnie
obojętne, czy dotyczyło to darów z łupów wojennych, czy mniej krwawo zdobytych donacji,
lub innych lukratywnych interesów, w rodzaju zyskownej wymiany dóbr klasztornych za
dobra koronne. "St. Gallen doszło wówczas do wielu pięknych kawałków ziemi koronnej.
Również pewnie wyposażyli własne biskupstwa, lecz z Moguncji i Konstancji nie zachowały
się żadne starsze dokumenty. Mimo woli nasuwa się wrażenie, że obaj dostojnicy uzgadniali
swe interesy ze sobą, Dziecię na tronie zupełnie bowiem nie rozumiało, o co chodzi. Przykro
patrzeć, jak chciwie te ręce wyciągają się po wiano skompromitowanej procesem o zdradę
małżeńską królowej-matki Uty: i tak mały król za «wstawiennictwem» pięciu biskupów i
Liutpolda każe obdarować z wiana swej matki kościół w Seben dworem w Brixen, dokąd
następnie zostaje przeniesione biskupstwo, a następnie za «przyzwoleniem» wielu biskupów i
kilku hrabiów, jak jest powiedziane, za «wstawiennictwem» Uty obdarować kościół
ratyzboński dworem Velden, a kościół w Freising dworem Fóhring. Należy, jak zostało
zapisane w innym tego rodzaju dokumencie, umożliwiać królewską służbę poprzez pieczę
nad Kościołem" (Muhlbacher) 350 .
Wpływ na rządy w Rzeszy wschodniofrankijskiej wywierał poza tym urzędujący jako
arcykapelan i arcykanclerz arcybiskup Thietmar z Salzburga; dalej arcybiskup Pilgrim I z
Salzburga (907 -923), który dzięki Ludwikowi IV w roku 908 otrzymał królewski dwór
Salzburghofen (w dzisiejszym Freilassing) wraz z całym bogatym wyposażeniem, cłami i
znaczeniem dla ważnych solanek w Reichenhall, w następnym roku (razem z biskupem
Aribonem) również opactwo Traunsee (Altmunster), by pod rządami Konrada I zostać w 912
roku jego arcykapelanem. Poza tym znaczącą rolę odgrywał arcybiskup Rutbod z Trewiru,
arcykanclerz Lotaryngii, biskupi Waldo z Freising, Erchanbald z Eichstatt, Tuto z Ratyzbony,
Rudolf z Wurzburga i Thietelah z Wormacji.
Do szczególnego znaczenia doszedł wreszcie biskup Adalbero z Augsburga,
wychowawca króla i ojciec chrzestny — obmył przecież dziecię wspólnie z Hattonem w
"świętym źródle chrztu" (Annales Fuldenses) i nadał mu imię jego dziada.
Obaj ojcowie chrzestni w ogóle często głęboko angażowali się w politykę, a w zasadzie
tkwili w niej po uszy i właśnie dlatego zostali ojcami chrzestnymi. Już poprzednik Adalbera,
biskup Witgar, uwikłany był bez reszty w sprawy Rzeszy i był aktywny głównie w kręgach
dworskich Ludwika Niemieckiego i Karola Grubego. A sam Adalbero działał jako stały
doradca i towarzysz Arnulfa, zanim został wręcz wiodącym ministrem młodego króla,
nazywającego go swym najwierniejszym wychowawcą, ukochanym nauczycielem i ojcem
duchowym. Tym sposobem lud zaczął go wkrótce czcić jako świętego, przy jego grobie
działy się prawdziwe cuda — tylko o działalności Adalbera na rzecz swej diecezji jakoś nic
nie wiadomo 351 .
Dwa wydarzenia zaciążyły na Rzeszy wschodniofrankijskiej pod rządami Ludwika
Dziecięcia —długo trwająca, nadciągająca z zewnątrz katastrofa i stosunkowo krótkie
nieszczęście w polityce wewnętrznej — najazdy Węgrów i tak zwana wojna Babenbergów.
Początek najazdu Węgrów
Po śmierci Arnulfa nadciągnęli Węgrzy.
"Dzień jego śmierci był dla nich radośniejszy niż wszystkie święta, bardziej pożądany niż
wszystkie skarby", utrzymuje nie bez racji biskup Liutprand. Ich najazd nastąpił
nieoczekiwanie. Z niesłychanym impetem, a w następstwie wielką furią spustoszyli rozległe
części zachodniej, ale i południowej Europy, szczególnie jednak Rzeszę wschodniofrankijską,
dokąd przyzwał ich niegdyś sam Arnulf jako sprzymierzeńców.
Wojny węgierskie były głównie, choć w żadnym razie wyłącznie, wojnami obronnymi,
na pewno nie tylko ta z roku 907 (s. 235). Od zwycięstwa księcia bawarskiego Bartolda —
był on młodszym synem poległego pod Preszburgiem (Bratysława) margrabiego Liutpolda —
12 sierpnia 943 roku pod Wels, jak dotąd największego sukcesu niemieckiego w wojnach
przeciwko Węgrom, inicjatywę przejęli Bawarczycy. Dalsze sukcesy osiągnęli w roku 948.
Już w następnym bili się z Madziarami najwyraźniej wręcz na samych Węgrzech. A również
w roku 950 brat Ottona I, bawarski książę Henryk, jeden z najbardziej porywczych śmiałków
wśród wschodniofrankijskich książąt, poprowadził ofensywne działania na Węgrzech.
Zwyciężył ich dwakroć w Transcisanii, zdobył bogate łupy, wielu jeńców i powrócił "w
dobrym zdrowiu do ojczyzny" (Widukind) 352 .
Węgrzy lub Madziarzy, jak się sami zwali, byli ludem konno przemieszczających się
nomadów, mieszkających w namiotach lub chatach z trzciny, częściowo ugryjsko-fińskiego,
częściowo tureckiego pochodzenia; łacińskie źródła stawiały często na równi tych szybkich i
zwinnych jeźdźców i znakomitych łuczników z Hunami i Awarami. Pod naciskiem
Pieczyngów, wyjątkowo wojowniczego ludu tureckich nomadów, wyparci razem z Bułgarami
w roku 895 ze swych siedzib nad Morzem Czarnym między Wołgą a Dunajem, napadali i
pustoszyli co raz z Niziny Nadcisańskiej Panonię, Czechy i państwo morawskie, z którym
wraz z nimi u boku toczył walki od 892 roku Arnulf i które do roku 906 zostało przez nich
zupełnie zniszczone, dosłownie przestało istnieć. Od 899 roku nawiedzali górną Italię,
obrócili w perzynę nawet południową Francję, a na początku X wieku atakowali często
całorocznymi zagonami Bawarię, Saksonię, Alamanię, Alzację i Lotaryngię. Ich najazdy
trwały dłużej niż pół stulecia i byli większą plagą niż Normanowie, którzy tymczasem
koncentrowali się bardziej na wschodniej Anglii.
Anno domini 900 Węgrzy pojawili się po raz pierwszy na ziemi wówczas bawarskiej, a
dzisiaj austriackiej.
Nad Anizą wpadli do Thraungau, "na 50 mil długo i szeroko wszystkich mordując i
grabiąc ogniem i mieczem". Jednakże późną jesienią bawarskie wojska pod hrabią
Liutpoldem z Karyntii i biskupem Richarem z Pasawy rozbiły koło Linzu niewielką
węgierską straż tylną, chwalebnie walcząc, jak mówi kronikarz, i jeszcze chwalebniej
triumfując. Albowiem rzekomo dzięki "łasce boskiej" wśród poległych i utopionych w
Dunaju znaleziono wprawdzie 1200 pogan, ale "ani jednego chrześcijanina" (Annales
Fuldenses).
W roku 901 Węgrzy zostali pobici w drodze powrotnej po wyprawie do Karyntii nad
rzeką Fischą, w 902 roku na Morawach wspólnie z Morawianami, których państwo
Bawarowie splądrowali jeszcze dwa lata wcześniej, jak już w roku 890 i 899. Również w 903
roku doszło do walk z Madziarami, tym razem z niewiadomym skutkiem. A w roku 904
Bawarowie zaprosili węgierskie poselstwo pod wodzem Chussalem, wyprawili ucztę, a
następnie urządzili masakrę, wybijając Węgrów w komplecie, najwyraźniej znów z pomocą
bożą.
"Niemiecka chrześcijańska praca cywilizacyjna na wschodzie" i "najgorszy
pies..."
Jednakże wówczas Pan ich chyba opuścił, a Węgrzy wracali prawie co roku; 5 lipca 907
roku całkowicie zniszczyli pod Preszburgiem (Bratysława) hufiec powołany do rozprawy z
nimi 17 czerwca tego roku przez bawarskich biskupów, opatów i arystokrację z królem
Ludwikiem Dziecięciem. "Ogromna bitwa", donoszą lakonicznie Annales Alamannici i
dodają krótko: "a ich zabobonna pycha została zniweczona". Na placu boju legło nie tylko
wielu hrabiów obok wielu innych szlachetnie urodzonych, lecz także trzej opaci i trzej
biskupi, arcybiskup Thietmar z Salzburga oraz biskupi Udo z Freising i Zachariasz z SebenBrixen — "kwiat bawarskiej arystokracji i episkopatu [...], a cywilizacyjna praca (!) została
przerwana" (Bosl); w kraju, który chętnie uznawano za odwieczny stan posiadania, ale który
dopiero Karol Wielki w wielu długotrwałych wojnach odebrał Awarom, wyniszczając przy
okazji całą ich arystokrację; cały zresztą naród zniknął wówczas z kart historii (IV, s. 294 i
nast.). "Praca cywilizacyjna"!
Arcybiskup Thietmar z Salzburga, którego relikwie "znaleziono" (cóż za szczęście!) w
1602 roku, został w Salzburgu zaliczony w poczet świętych względnie błogosławionych;
biskupowi Zachariaszowi z Seben i biskupowi Udonowi z Freising przyznano wszakże
palmam martyrii — w końcu swe życie "ofiarowali za wiarę Chrystusa" (Meichelbeck). W
bitwie z Węgrami w Turyngii z 3 sierpnia 908 roku poległ także biskup Rudolf z Würzburga,
jawny inicjator krwawego konfliktu Babenbergów z Konradynami (s. 238 i nast.). Źródła
ignorują natomiast "prawie zupełnie" wewnątrzkościelną działalność tego arcypasterza.
Również jego następca, biskup Thioto, najwyraźniej także kreatura Konradynów, znika
zupełnie w "służbie państwowej"; o działalności kościelnej w diecezji wurzburskiej, na czele
której stał prawie ćwierćwiecze, "praktycznie nic" nie wiadomo (Störmer) 353 .
W latach 909, 910 i 913 Bawarczycy zlikwidowali wprawdzie węgierskie zagony,
jednakże najeźdźcy spustoszyli kraj od Alp po Morze Północne, nieprzerwanie kontynuowali
swe najazdy na teren Niemiec — nie mniej niż dwadzieścia między rokiem 900 a 955. Biskup
Michał z Ratyzbony stracił w walce z Węgrami ucho, lecz położył swego przeciwnika
trupem, za co zdobył sobie poklask. I cóż to pomogło! "Niemiecka chrześcijańska praca
cywilizacyjna na wschodzie" "na koniec się załamała" (Heuwieser).
Dwa fakty są przy tym charakterystyczne: po pierwsze, że Węgrzy, tak samo jak
Normanowie, zasięgali informacji o rozdźwiękach na katolickim zachodzie i umieli je
wykorzystać, po drugie, że katoliccy książęta wykazywali mało solidarności tak wobec
Węgrów, jak wobec Normanów czy Arabów i często chętniej walczyli o swe dobra
dziedziczne, niż chronili swych poddanych od wroga — co wszakże udawało się księciu
Arnulfowi "Złemu" 354 , który dzięki traktatowi na dziesięciolecia prawie całkowicie oddalił
niebezpieczeństwo węgierskie od Bawarii. Raczej wszystkich trzech wrogów, Saracenów,
Normanów i Węgrów "w niezliczonych przypadkach ściągano sobie na kark we własnym
kraju. Bez zastanowienia wchodzono z nimi w sojusze. Skazani na wygnanie szli do nich, by
odzyskać utraconą pozycję, by zachęcić ich do interwencji". Z drugiej strony oczywiście
zachodni świat chrześcijański "właśnie w IX i X wieku wydał wielką mnogość wzruszających
modlitw przeciwko pladze pogan" (Tellenbach) 355 .
Zaiste, czyż nie było to cudem, zaprawdę danym od Boga, że pogańska plaga prowadziła
do obfitości wzruszających modlitw? że — jak to trwoga — prowadziła do Boga? A nawet,
czy ta plaga była odpowiednio duża? Im większa plaga, tym większy przecież kleszy zarobek,
jeśli nawet kościoły i klasztory wcześniej szły z dymem, to przecież zawsze się je
odbudowuje, jeszcze wspanialsze i bogatsze (a za wszystko, jak i wciąż dzisiaj, płacą
"świeccy").
Pobożni panowie duchowni przedstawiali zatem najazdy węgierskie jako jeszcze
straszniejsze, niż naprawdę były; czynili z Węgrów wręcz "narzędzia Szatana", "Goga i
Magoga" i rozgłaszali, że nadszedł dzień Sądu Ostatecznego.
Według biskupa Liutpranda owe stwory z piekła rodem nie mają Boga ni sumienia.
Rujnują nie tylko grody i kościoły, nie tylko zabijają ludzi, lecz "by szerzyć większy strach,
piją krew zabitych". Biskup Salomon III z Konstancji 356 straszy za pomocą ulubionych od
czasów Biblii i Ojców Kościoła (również wobec chrześcijan) porównań ze zwierzętami 357 :
"Teraz wdziera się najgorszy pies sam do domu Chrystusa". A Regino, opat z Prum (do 899
roku) i Trewiru (do 915 roku), produkuje wręcz "oszczercze opowieści"
(Weinrich) o barbarzyńcach, przy czym dla nadania im większej autentyczności posługuje
się bogatym etnograficznym nazewnictwem starożytności, wylicza całymi ciągami złe cechy
(nowych) Hunów, przede wszystkim "krwiożerczą dzikość" (cruentam ferocitatem), "bydlęcą
furię" (beluino furori); żyją oni nie "jak ludzie, lecz jak bydło" — "jak dzikie zwierzęta",
mówi również Widukind — a nawet, że "połykają jako środek leczniczy podzielone na
kawałki serca swych jeńców" 358 .
O "niestałych rabusiach i europejskiej rodzinie narodów"
Ta zwłaszcza niemiecka pogarda dla ludzi innych, obcej rasy, Azjatów, ciągnie się przez
wszystkie stulecia. I jeśli nawet tak zasłużony historyk, jak Albert Hauck (1845-1918)
twierdzi, że owi "nomadzi" w swym braku kultury" dla "osiadłych Germanów" mogli "być
tylko odpychający", że nie było dla nich "nic obrzydliwszego" "niż owi dzicy" i że nie
słyszeli niczego okropniejszego, niż ich "obrzydliwe chrząkanie", jeśli Hauck z całą
słusznością wciąż wymyśla Węgrom od "zbójców" i "zbójeckich band", jeśli ów dawny lud
myśliwych i pasterzy, lud wojowników poniekąd mimo woli nazywa "narodem", "który jako
narodowy zawód uprawiał rabunek" — to czyż się nie myli bardzo twierdząc: "Nie było
żadnego punktu stycznego między tymi niestałymi rabusiami a europejską rodziną narodów"?
Nie ulega wątpliwości, że podobnie widzieli również "Wielcy Niemcy" w czasach Hitlera
wschodnich, słowiańskich, azjatyckich "podludzi" (i jak to siedzi jeszcze dziś w owych
Teutonach, których liczba jest legion!). Jednakże Hauck nie zdradza samego siebie, w
ostatnim cytacie przydaje bowiem swym "rabusiom" proste, niepozorne: "niestali", jakby
przynajmniej jego podświadomość przypomniała o innych, mniej niestałych, o wręcz stałych
rabusiach, którzy gdzie tylko mogli, przysiadali na swym łupie, którzy nie tylko zagarniali
nieco zdobyczy, lecz do tego cały zdobyty kraj!
Protestancki teolog pisze: "Ponieważ niemiecka Rzesza X wieku była państwem
zdobywczym, to Kościół niemiecki stał się Kościołem misyjnym Europy". Właśnie. Dlatego
Europa mogła nabrać niemieckiego charakteru. Wszakże czy określenie: "zdobywcze"
odbiega swym znaczeniem od określenia "zaborcze"?!
Sam Hauck przypomina wręcz o tym: "Jeszcze pod koniec IX wieku kraj Słowian jest
zwyczajowym określeniem Karyntii". Ale już w wieku X jest lepiej, jest postęp i rozwój:
"niemieccy możni uzyskali zaś wielkie posiadłości ziemskie w tym kraju"; "uzyskali" — jak
to pięknie brzmi. "Także niemieccy fundatorzy przejęli na własność rozległe obszary" —
"przejęli na własność", też brzmi niezgorzej. Również biskupstwa w Freising i Seben
otrzymały na południowym wschodzie "wielkie posiadłości ziemskie". Tak samo diecezja
salzburska "poszerza się daleko na wschód" — poszerza się, daleko, wydatnie etc; Hauck nie
zadaje sobie ani przez chwilę trudu, by urozmaicić nieco swój słownik. Sprawa jest zbyt
piękna i podnieca go, jak gdyby nie mógł nadążyć literacko za tą całą zdobyczą, rozległym
zawłaszczeniem, tak że oczywiście nie znajduje czasu, by się zastanowić, czy rzeczywiście
nie było "żadnego punktu stycznego między tymi niestałymi rabusiami a europejską rodziną
narodów", między owymi niesamowitymi potworami, jak ich nazywa biskup Pilgrim z
Pasawy, osławiony fałszerz (s. 289 i nast), a niemieckim ludem, który na "swoim" wschodzie,
mówiąc za Hauckiem, zaczyna "stawiać mocno stopę". A nawet: "Można nawet odnieść
wrażenie, że dla Niemiec ekspansja na wschód miała wielkie znaczenie..." 359 .
Lecz i dla Słowian oznaczało to wiele — nawet jeśli było to coś innego, gdy chrześcijanie
tam masakrowali i wywłaszczali "podludzi", jakby wdarł się "najgorszy pies do domu
Chrystusa" — co przecież nie zawsze przebiegało (i przebiega) pokojowo. I nie zawsze pełne
jest miłości bliźniego. I Dobrej Nowiny. Rozpaliła się jednak w tym czasie, podczas kleszych
rządów, w Rzeszy brutalna wojna domowa, tak zwana wojna Babenbergów z Konradynami
(897-906), której początki przypadają wszakże jeszcze na ostatnie lata panowania Arnulfa.
Wojna Babenbergów z Konradynami (897— 906)
Frankonia, którą pierwotnie zamieszkiwała większość starych rodów, była miejscem
największych waśni i najdotkliwszych strat. Pod koniec IX i na początku X wieku o
dominację w dorzeczu Menu i optymalną pozycję wyjściową na lata po nominalnych rządach
nieletniego króla walczyły już jedynie dwa wiodące frankijskie rody: Popponidzi-
Babenbergowie — noszący nazwę po hrabi Popponie z Grabfeld i swym grodzie Babenbergu
(Bambergu) — i Konradyni.
Babenbergowie, Adalbert, Adalhard i Henryk II, władający hrabstwami w Fuldzie i
Grabfeld nad górnym Menem, które w efekcie stracili, byli synami Henryka, poległego w 886
roku pod Paryżem w walce z Normanami skrytobójcy i dowódcy wojskowego (s. 196) Karola
Grubego, i choćby z tego względu, jak ojciec, przeciwnikami Arnulfa, który dążył do
pozbawienia ich władzy, gdzie tylko mógł. Posłużył się w tym celu pochodzącymi z terenów
nad Mozelą, posiadającymi swe dobra w dorzeczu Renu i Menu, w okręgu Niederlahn, w
Hesji i Wetterau Konradynami, braćmi Konradem, Gebhardem, Eberhardem i Rudolfem.
Król Arnulf, którego dworu Babenbergowie unikali, był żonaty z Konradynką Utą i
wspierał zdobycze jej rodziny na terenie Babenbergów, faworyzował w udzielaniu darowizn,
a nawet, po śmierci wurzburskiego biskupa Arna na polu bitwy, powierzył w 892 roku
diecezję nad Menem Konradynowi Rudolfowi (892-908). W ten sposób został
zaprogramowany krwawy konflikt — "gwałtowna waśń niezgody i spór pełen
nieprzejednanej nienawiści", pisze Regino z Prum "w roku wcielenia pańskiego 897",
porównując "wzajemne masakry" z "niesłychaną pożogą", która z dnia na dzień rozgorzała
bez miary. "Niezliczona liczba ginie od miecza po obu stronach, odcinane są ręce i nogi;
poddane im krainy są pustoszone do cna grabieżą i ogniem" 360 .
Konradyni, którzy pod rządami swego powinowatego, króla Arnulfa, sięgnęli po dobra i
hrabstwa na wschodzie i którzy wówczas i za panowania jego małoletniego syna osiągnęli
godność książęcą, byli faworyzowani nie tylko we Frankonii, ale i Lotaryngii, gdzie
Konradyn Gebhard, osadzony jako urzędujący książę, pojawia się w jednym z dokumentów
jako "książę Lotaryngii". Babenbergowie natomiast czuli się coraz bardziej odepchnięci i w
roku 897 kazali zamordować koło Wurzburga królewskiego dworzanina Trageboto,
przypuszczalnie z powodu odebranej im ziemi, tak że konflikt początkowo rozpoczął się bez
bezpośredniego udziału króla od biskupa Wurzburga, do którego dołączyli za rządów
Ludwika Dziecięcia jego bracia Eberhard i Gebhard.
Doszło do potyczki. Padł Henryk II, ciężko ranny został Konradyn Eberhard i gdy zmarł,
jego brat Gebhard kazał w 902/903 roku natychmiast ściąć pojmanego Babenberga
Adalharda. Na to wkroczył do akcji rząd kierowany przez duchownych. Ludwik Dziecię
stanął po stronie Konradynów i kazał skonfiskować dobra Babenbergów Henryka i Adalharda
i to, przynajmniej częściowo, na rzecz biskupa Wurzburga. "Po tym jak Babenbergowie padli
w walce, a ich dobra zostały skonfiskowane, Ludwik Dziecię podarował w Tarassa (Theres) 9
lipca 903 biskupowi Rudolfowi z Wurzburga «niektóre dobra naszej własności (iuris nostri),
jakie były Adalharta i Henryka, i z powodu wielkiej złości tychże [...] zostały uznane za naszą
własność»" 361 .
W roku 906 syn hrabiego Konrada, późniejszy król Konrad I, walczył ze znacznym
oddziałem w Lotaryngii. Wedle tradycyjnego obyczaju pustoszył "za pomocą grabieży i
ognia" posiadłości swych przeciwników, takoż dobrych katolików, znanych nam już hrabiów
Metzu, braci Gerarda i Matfryda (s. 217 i nast.). I tę korzystną sposobność wykorzystał
oczywiście Adalbert, ostatni z Babenbergów, i wtargnął ze swymi ludźmi do Wetterau.
Doszło do wielu potyczek, w czasie których zginął koło Fritzlaru hrabia Konrad Starszy, a
Babenberg odniósł zwycięstwo. To znaczy: najpierw ścigał "ze swymi towarzyszami
uciekających i położył ich mieczem niezliczoną liczbę, głównie tych na piechotę [...]" — w
końcu w tym był ćwiczony. A po zakończeniu tego zadania Adalbert zajął się całą okolicą, to
znaczy znowuż: przemierzał ją ze swymi kompanami i niszczył doszczętnie "wszystko
mordując i grabiąc. Gdy tego dokonał, powrócił ze swymi towarzyszami, obładowanymi
łupami wojennymi i niezmierzonym rabunkiem, do warowni w Bambergu" (Regino z Prum).
I to by było na tyle, zdawał się myśleć ostatni z Babenbergów. Jednakowoż jeszcze w
lecie tego samego roku rząd Rzeszy, na którego czele stał blisko zaprzyjaźniony z
Konradynami arcybiskup Moguncji Hatto, zaprosił go na zgromadzenie Rzeszy do Trybury. I
gdy tenże się tam nie stawił, Hatto wraz z trzynastoletnim królem zamknęli go przy pomocy
wojska Rzeszy w jego zamku Theres (koło Schweinfurtu); Ludwik Dziecię jest trzykrotnie
wymieniony w źródłach w związku z wojną Babenbergów z Konradynami.
Po długotrwałym oporze wywiedziono ostatniego Popponidę-Babenberga dzięki "słodkim
słówkom" Hattona — był to podły podstęp — z zamku. Został znienacka aresztowany, "przez
biskupa wydany królowi Ludwikowi" (Widukind), w więzach przyprowadzony przed całe
wojsko i 9 września, jak niegdyś jego brat, ścięty — "wyrok został wykonany na życzenie
Konrada Młodszego, późniejszego króla Konrada I. Ten utorował sobie swym postępkiem
drogę do korony królewskiej [...]" (W. Hartmann). Jednakże "w sposób decydujący" w wojnie
przeciwko Adalbertowi oraz "jego zdradzieckiemu uwięzieniu i straceniu uczestniczył"
również margrabia Liutpold, pierwszy człowiek w Bawarii po królu (Reindel). Jego
majętności i posiadłości zostały włączone do dóbr korony, a następnie przez króla
"rozdzielone wśród wielu ludzi dobrze urodzonych" (Reginonis chronica). To znaczy wśród
przeciwników Babenbergów, przy czym obsłużył się sam również arcybiskup Hatto,
największy łotr w tej całej historii; hierarcha, którego podstępności sam książę Henryk z
Saksonii, późniejszy król, obawiał się tak dalece, że odmówił obecności na dworze w
Moguncji, uzasadniając to groźbą zamachu ze strony tamtejszego arcypasterza.
Zamek Theres przekształcono w opactwo benedyktynów, a Adalbertowy Babenberg wraz
z całym hrabstwem skasował król Ludwik; dzięki temu powstało biskupstwo w Bambergu. A
jeszcze długo w średniowieczu śpiewano o zdradzie arcybiskupa Hattona, szczególnie nie
lubianego wśród ludu. Wyjątkiem, co oczywiste, ten facet nie był. Opat Regino z Prum pisze
w poświęconej właśnie Hattonowi, ówczesnemu regentowi Rzeszy, książce De synodalibus
causis et disciplinis ecclesiastis: "W tym nadzwyczaj zepsutym czasie popełniono w Kościele
wiele haniebnych czynów, które w dawnych czasach byłyby nie do pomyślenia"
(Praefatio) 362 .
Gdy Ludwik IV Dziecię zmarł bezpotomnie 24 września 911 roku jako zaledwie
osiemnastolatek, wschodniofrankijska linia Ludwika Niemieckiego i Karolingów wygasła.
Jeszcze w poprzednim roku od dawna chorowity król doznał ciężkiej porażki na Lechowym
Polu w walce z Węgrami, dowodząc osobiście wojskiem Rzeszy, lecz w ogóle obchodził on
świat współczesny i potomnych na tyle niewiele, że żadne mu współczesne źródło nie podaje
miejsca jego śmierci i pochówku.
Krótko po jego śmierci na zjeździe książąt w Forchheim między 7 a 10 listopada możni
Franków, Sasów, Alamanów i Bawarów zaoferowali koronę Rzeszy wschodniofrankijskiej
najpierw księciu Sasów Ottonowi Dostojnemu. Jednakże Otto, prawie niezależnie panujący w
Saksonii i przez cały czas wykonujący najwyższą władzę (summum imperium), odmówił z
powodu wieku lub jakichś innych względów (zmarł zresztą istotnie w następnym roku) i
arystokraci za radą Ottona jednogłośnie wybrali, tak w każdym razie pisze Widukind z Nowej
Korbei (co się zresztą często podaje w wątpliwość), frankijskiego hrabiego Konrada
Młodszego, głowę rodu Konradynów, a od chwili wytrzebienia Babenbergów
najmożniejszego wśród plemienia Franków.
Były to pierwsze "wolne" wybory, oczywiście dotyczące jedynie możnych, w historii
niemieckiej i we wschodniej Rzeszy frankijskiej — definitywne zerwanie z tradycją, a
mianowicie odejście od dynastii Karolingów. Utorował temu drogę sojusz arcybiskupa
Hattona z Konradynami, który oznaczał upadek Babenbergów, jak już wcześniej Zwentibolda
— dynastycznie wprawdzie wydarzenie epokowe, lecz dla narodów faktycznie nic się nie
zmieniło.
Jednakże Lotaryngia, gdzie nowy władca był znienawidzony, przyłączyła się, przede
wszystkim pod wpływem Reginarydów, do Rzeszy zachodniofrankijskiej. Została przy niej
do roku 925 i jeszcze w tym samym roku (911) obrała na króla Karola Prostaka, pośmiertnie
urodzonego syna Ludwika Jąkały, który od 893 roku do roku 923 rządził jako następca nieKarolinga Odona. Odłączenie Lotaryngii od wschodniej Francji było więc również
umotywowane legitymistycznie wobec Karolingów 363 .
ROZDZIAŁ 8.
Król Konrad I (911-918)
"Opierając się na swych doradcach, przede wszystkim arcybiskupach z Moguncji i kanclerzu
biskupie Salomonie III z Konstancji, Konrad uprawiał początkowo politykę [...] zdecydowanie
kontynuującą tradycje karolińskie, jednakże mimo trzech wypraw zbrojnych (912-913) nie
zdołał zapobiec przejęciu Lotaryngii przez Rzeszę zachodnią".
Hans-Werner Goetz 364
"Mając doradców w osobach dotychczas najbardziej wpływowych dostojników kościelnych z
czasów Ludwika Dziecięcia — arcybiskupa Hattona z Moguncji i biskupa Salomona z
Konstancji — szukał w wyższym duchowieństwie oparcia przeciwko [...] czołowym politykom
świeckim".
Eduard Hlawitschka 365
Nieudana próba odzyskania Lotaryngii
Konrad I (911-918), rezydujący z upodobaniem we Frankfurcie, Weilburgu nad rzeką
Lahn i Forchheim, przewodził rodowi Konradynów po śmierci ojca Konrada Starszego z
Oberlahngau i stryja Gebharda w wojnie z Babenbergami. Klan ten znacznie wzmocnił swą
pozycję we Frankonii nad Menem właśnie dzięki owemu konfliktowi i całkowitemu
wytępieniu wrogów. Ze swojej strony Konrad w 906 roku decydująco przyczynił się do klęski
Babenberga Adalberta, a w tym samym roku pokonał lotaryńskich braci Gerarda i Matfryda,
po czym objął władzę książęcą we wschodniej Frankonii.
Nowemu królowi szło początkowo o odzyskanie Lotaryngii. Albowiem po śmierci
ostatniego wschodniofrankijskiego Karolinga, Ludwika Dziecięcia, jej panem został w 911
roku zachodniofrankijski król Karol III Prostak (893/898-923), syn Ludwika Jąkały i wnuk
Karola Łysego. Karol Prostak (Charles le Simple, simplex, hebetus, stultus; francuskie sot jest
dopiero późniejszym przydomkiem) czynił zakusy na Lotaryngię już w 898 roku. Przywołany
przez sprzymierzonego z nim możnego hrabiego Reginara, który ściągnął na siebie niełaskę
Zwentibolda, Karol wkroczył aż po Akwizgran i Nijmegen. Na to interweniował Zwentibold
z paroma magnatami, przede wszystkim biskupem Franko z Leodium, i przy wsparciu swego
szwagra, księcia Ottona z Saksonii. W 899 roku zawarto pokój w St. Goar nad Renem (s.
217).
Jednak w roku 911 Karolowi powiodła się aneksja. Arystokracja lotarynska spodziewała
się po niej uzyskać większą samodzielność, a biskupi oczekiwali nowych dóbr i praw. W
istocie pierwszy dokument Karola III Prostaka z 20 grudnia został wystawiony na rzecz
kapituły w Kammerich: "po uzyskaniu bogatego dziedzictwa". Już w styczniu doznał biskup
Drogo z Toul — według źródeł — swej łaski, tak samo klasztor mnichów St. Maximin koło
Trewiru. Tamtejszy biskup został arcykapelanem Karola i stał równie mocno po stronie
zachodniej Rzeszy frankijskiej, co arcybiskup Hermann I z Kolonii, niegdyś przecież
arcykapelan króla Zwentibolda (i mąż Gerbergi, być może z rodu Konradynów), czy hrabia
Reginar, posiadający poza swymi hrabstwami co najmniej z sześć opactw 366 .
Konrad I wyparł wprawdzie zimą 911/912 roku Karola Prostaka z Alzacji, gdzie jedynie
na krótko — jak we Fryzji — został uznany, lecz trzy wyprawy przeciwko Lotaryngii podjęte
w 912/913 roku spełzły na niczym. Król nie odniósł sukcesu, abstrahując od dwukrotnego
zajęcia, splądrowania i spalenia Strasburga. A po roku 913 zrezygnował ostatecznie z
odzyskania Lotaryngii. Natomiast Karol Prostak, po śmierci Ludwika Dziecięcia jedyny król
z karolińskiego rodu, zaczął się tytułować zaraz po obiorze Konrada na króla już nie
dotychczas używanym tytułem rex, bez dodatkowych przydomków, lecz — świadomie
sięgając do frankijsko-karolińskiej tradycji — jak dawniejsi Karolingowie rex Francorum.
Rezydował głównie w Metzu, Diedenhofen, Herstalu i Akwizgranie. Jego wszelkie ambitne,
lecz nie przystające do owych czasów oczekiwania spaliły na panewce i ostatecznie zmarł w
929 roku w niewoli 367 .
Ponieważ Konrad I zawdzięczał swą karierę, zwłaszcza usunięcie Babenbergów,
wydatnej pomocy regenta i Kościoła Rzeszy, to znaczy czołowym hierarchom
wschodniofrankijskim, musiał również okazać im uległość. Wprawdzie zawdzięczał koronę
również książętom — bez ich wyboru względnie zgody nie zostałby przecież ukoronowany
— jednakże niemądrze użył swej królewskiej władzy do podporządkowania książąt
plemiennych, z których szeregów sam się wywodził, a którzy początkowo utrzymywali
zupełnie dobre stosunki z dworem. Miał za to jednak po swojej stronie wyższe
duchowieństwo, przede wszystkim "biskupów-przyjaciół" (Hlawitschka), arcybiskupa
Hattona z Moguncji, zmarłego już w 913 roku, i swego kanclerza, biskupa Salomona III z
Konstancji.
Konrad I, nie pozbawiony wprawdzie zdolności wojskowych, lecz już zupełnie instynktu
politycznego, wystąpił wkrótce przeciwko książętom (duces), zwłaszcza przeciwko ich
rosnącej władzy w Bawarii i Szwabii. A do walki przeciwko potęgom regionalnym doszła
jeszcze obrona przeciwko ciągłym inwazjom Węgrów, którzy najeżdżali Rzeszę co roku, przy
czym ich ulubionym celem stały się Bawaria i Szwabia, lecz również Frankonia, Turyngia,
Saksonia, Alzacja, a nawet Lotaryngia. A wobec Węgrów Konrad I zawiódł całkowicie,
podczas gdy możni tam i ówdzie — jak choćby Arnulf "Zły" z Bawarii i jego szwabscy
wujowie, bracia Erchanger i Bertold oraz hrabia Udalryk zyskali rozgłos w zwycięskiej bitwie
w 913 roku nad Innem, po tym jak Arnulf "Zły" pobił ich już wcześniej w 909 roku nad rzeką
Rott i w 910 pod Neuching. Konflikt z zyskującymi coraz większe znaczenie i uznanie
partykularnymi, "średnimi" władcami stał się tylko jeszcze poważniejszy.
Wsparcia szukał król w Kościele i tam je zyskał. Świecki opat Kaiserswerth, hrabia
Wormsfeld, Hessengau i Keldachgau, który uzyskał również namaszczenie przez biskupa —
to królewskie namaszczenie jest po raz pierwszy źródłowo poświadczone we wschodniej
Rzeszy — znalazł oparcie na południu
zwłaszcza w biskupie Salomonie III z Konstancji, a na północy w arcybiskupie Hattonie z
Moguncji, rządzącym przez ćwierćwiecze Rzeszą. Owi czołowi mężowie stanu pod rządami
Ludwika Dziecięcia należeli również do ulubionych doradców Konrada 368 .
Jak "Arnulf z bożej łaski", "sprawiedliwy", stał się Arnulfem "złym"
Mniej natomiast harmonizował z kościelnymi kręgami "Arnulf z Bożej łaski książę
Bawarii i takoż obszarów przygranicznych". Sprawował na swym terytorium zwierzchność
kościelną, obsadzał diecezje i opactwa Rzeszy, domagał się udziału w ich dochodach i
obchodził się z ich posiadłościami nieco samowładnie, jak ongiś Karol Młot. Skasował mniej
więcej między rokiem 907 a 914 ich dobra, przez co kler nadał mu obok dotychczasowego
przydomku "Sprawiedliwy" nowy — "Zły". Od tej pory przylgnął on do niego, jako
"niszczyciela kościołów", "wroga Kościoła", nawet jeśli Arnulf poprzez obszerną konfiskatę
nieruchomości kościelnych nie tylko wzmocnił swą siłę zbrojną, lecz na dziesięciolecia
wykupił pokój od strony Węgrów, zarazem zaspokajając chciwość swoich wasali 369 .
Arnulf Bawarski bardzo wcześnie przyjął tytuł książęcy, podkreślający jego
samodzielność polityczną oraz wyraźny dystans wobec króla. By związać bardziej ze sobą
opornych Konrad poślubił w roku 913 pochodzącą ze Szwabii matkę Arnulfa, Kunegundę,
wdowę po Liutpoldzie z Bawarii i siostrę hrabiów braci Erchangera i Bertolda. Jednakże gdy
Erchanger uwięził w 914 roku kanclerza Konrada, biskupa Salomona, a Arnulf opowiedział
się po stronie swych szwabskich wujów, król wygnał go z pomocą bawarskich biskupów i
opatów: arcybiskupa Pilgrima z Salzburga, od 912 roku arcykapelana Konrada, biskupów
Tutona z Ratyzbony, Dracholfa z Freising, Udalfryda z Eichstatt i Meginberta z Seben.
Krótko mówiąc, Kościół bawarski stanął w tej wojnie "całkowicie po stronie króla"
(Handbuch der Europaischen Geschichte).
Książę Arnulf szukał i znalazł wkrótce schronienie u wrogów państwa, u Węgrów. Gdy
wrócił w 916 roku, król wygnał go ponownie za radą towarzyszącego mu biskupa Adalwarda
z Verden, "misjonarza Słowian". Konrad — "zawsze łagodny i mądry mąż i miłośnik nauki
bożej" (arcybiskup Adalbert) wtargnął na czele licznych oddziałów do Bawarii, pustosząc
wszystko jak we wrogim kraju. Pobił Arnulfa, zdobył jego stolicę Ratyzbonę, puszczając ją
częściowo z dymem, jej biskup należał zresztą do najbardziej zdecydowanych wrogów
Arnulfa. (Tuto także został świętym lub przynajmniej błogosławionym swego Kościoła).
Konrad osadził w Bawarii jako namiestnika swego brata Eberharda, walczącego u jego boku.
A podczas gdy świeccy możni znikali coraz bardziej z otoczenia króla, bawarski episkopat
stał oczywiście po stronie zwycięzcy.
Wprawdzie Arnulfowi udało się zdobyć na powrót w 917 roku swe księstwo i wypędzić
Konradowego brata Eberharda, a nawet odzyskał również swoje biskupstwa, zwłaszcza że
rzadko je wyzyskiwał finansowo, a biskupi otrzymywali swą część łupu, zaczął więc
rygorystycznie sekularyzować klasztory — "wespół z prałatami" (Prinz). Jednakże przy jego
śmierci 14 lipca 937 roku niebo się zemściło i to, jak zazwyczaj, przy pomocy piekła, jako że
ciało Arnulfa podczas uczty w Ratyzbonie zostało zabrane przez diabła i wtrącone do
mokrego grobu, do jeziora koło Scheyern. Donosi o tym w każdym razie kronikarz klasztoru
Tegernsee, posiadającego pod koniec VIII wieku 15 kościołów parafialnych, którego
posiadłości, rozpościerające się już wówczas po Tyrol i Dolną Austrię, zostały zajęte przez
Arnulfa, prawdopodobnie również na korzyść biskupstwa w Pasawie 370 .
Tak jak Arnulf "Zły" cieszył się złą sławą u mnichów, to króla Konrada I mocno ku nim
ciągnęło. Często odwiedzał klasztory, St. Gallen i Lorsch, Nową Korbeę i St. Emmeram,
Fuldę i Hersfeld, a najczęściej pomnażał również donacjami ich bogactwo.
Biskup-morderca Salomon triumfuje
Z klasztoru pochodził również Salomon III z Konstancji — arcypasterz, na którym
opierał się na południu swego państwa król Konrad — jeden z niezliczonych hierarchów
zawdzięczających swój urząd i "powołanie" rodzinie. Nepotyzm, rodzaj gry feudalnej polityki
rodowej, jest szczególnie "znany i osławiony" wśród papieży wszystkich stuleci, przy czym
"kulminacyjny punkt" (Schwaiger) osiąga w XV, XVI i XVII wieku. Oczywiście to zjawisko
występuje również wśród innych książąt Kościoła, kapituł i wielkich klasztorów. "Wciąż
czytamy, jak biskupi, opaci i opatki zapewniają sukcesję na swych urzędach. A nawet całe
diecezje znajdowały się poprzez pokolenia w posiadaniu tych samych arystokratycznych
rodów" (Angenendt).
W Konstancji rządzili zatem między rokiem 838 i 919 trzej biskupi z tego samego
arystokratycznego alamańskiego rodu: Salomon I umiera w 871 roku; jego następcą zostaje
cztery lata później jego bratanek Salomon II (875-889); po nim następuje następny bratanek
Salomon III (890919). Jedna z katolickich dysertacji mieni ich trzech "najważniejszymi
biskupami IX wieku". Świat zawdzięcza ich nepotyzmowi, kwitnącemu w chrześcijaństwie
od samego początku, od dni biblijnego Jezusa; istnieje tu zaiste apostolska tradycja — aż do
XX wieku (por. III, s. 303 i nast.) 371 .
Salomon III, urodzony około roku 860, wzrastał w szkole klasztornej St. Gallen i,
przynajmniej w swoim czasie, bardzo lubił płeć piękną. Nadużył więc gościnności jednego z
możnych, przyprawiając jego dziewiczą córkę o dziecko i czyniąc ją następnie opatką w
Zurychu, która później na wiele sposobów "dużo czyniła dla jego i swojej duszy" (Casus s.
Galii). Salomon został w 884 roku notariuszem, a w 885 kanclerzem Karola Grubego. Po jego
obaleniu przeszedł na stronę zwycięzcy, został już w 888 roku kapelanem Arnulfa, a dwa lata
później opatem St. Gallen i biskupem Konstancji. Od roku 909 był kanclerzem u Ludwika
Dziecięcia, a od 911 u Konrada I, mocno go faworyzującego i obdarzającego paroma
donacjami "na napomnienie naszego najwierniejszego biskupa Salomona" i to nie tylko na
koszt alamańskich braci Erchangera i Bertolda.
Gdy margrabia Burchard z Recji, princeps Alamannorum, jako pierwszy w Szwabii
otwarcie dążył do godności książęcej, natychmiast miał zdecydowanie przeciwko sobie
"bliskiego królowi" Salomona — "mającego dużą przewagę dzięki barwnej zgrai wojaków"
(Casus s. Galii). Burchard I został jesienią 911 roku skrytobójczo zamordowany za
poduszczeniem biskupa i w ten sposób spaliła na panewce pierwsza próba stworzenia
księstwa szwabskiego. Lecz nie zadowalający się tym biskup zechciał (wespół z innymi
wyższymi duchownymi, zwłaszcza opatami St.Gallen i Teichenau) zniszczyć całą rodzinę.
Wdowa po Burchardzie została pozbawiona wszelkich dóbr. Jego synowie, Burchard II,
późniejszy książę Szwabii, i Udalryk zostali skazani na wygnanie, a ich posiadłości również
rozdane przeciwnikom. Adalbert, hrabia Thurgau i brat Burcharda I, ulubieniec ludu, stracił
życie — również za sprawką biskupa, przypuszczalnie w porozumieniu z innymi
wschodniofrankijskimi arcypasterzami. Nawet teściowej młodszego Burcharda, Gizeli,
odebrano i rozdzielono wszelkie posiadłości w czasie jej pielgrzymki do Rzymu.
Wkrótce potem biskup Salomon III zaczął zwalczać z taką samą zajadłością szwabskiego
hrabiego-palatyna Erchangera i jego brata Bertolda, kolejnych pretendentów do godności
książęcej; spokrewnieni byli z górnoreńskim rodem hrabiowskim Erchangerów, z którego
pochodziła Ryszarda, żona cesarza Karola III.
Król Konrad usiłował początkowo być arbitrem i powstrzymać konflikt, a po świetnym
zwycięstwie Erchangera nad najeżdżającymi w 913 roku Szwabię Węgrami poślubił jego
siostrę Kunegundę, wdowę po padłym w 907 roku pod Preszburgiem (Bratysława) bawarskim
margrabim Liutpoldzie. W końcu Erchanger i jego sprzymierzeńcy stali się po tej nowej
bitwie z Węgrami panami Szwabii, to jednak spowodowało, że biskup Salomon coraz
mocniej dążył do wojny z nimi.
Z roku na rok kraj był w coraz gorszym stanie. Początkowo obaj bracia, a po ich stronie
stał jeszcze Burchard II, syn zamordowanego w 911 roku margrabiego, którego rodzinę
dotknęła wieczysta banicja, odnosili sukcesy. Erchanger uwięził w 914 roku biskupa
Salomona, lecz w zamian za to został pochwycony przez króla i wygnany z kraju. Po
powrocie jednak pobił wraz z bratem Bertoldem i młodszym Burchardem w 915 roku koło
Wahlwies, niedaleko Stockach, zwolenników króla. Tenże zaś szukał pomocy po stronie
Kościoła — Erchanger tymczasem obwołał się bowiem księciem — i znalazł również
poparcie papieża Jana X.
Biskup Salomon zatriumfował ostatecznie podczas zwołanego 20 września 916 roku
przez Konrada synodu episkopatu frankońskiego, szwabskiego i bawarskiego, odbytego w
Hohenaltheim (koło Nördlingen nad rzeką Ries). Było to pierwsze ogólne zgromadzenie
kościelne w okresie pokarolinskim, przy czym szczególnie wyróżnili się swą nieobecnością
hierarchowie sascy — za co surowo ich zbesztano.
Uczestnicy synodu stanęli zdecydowanie po stronie króla, "namaszczonego pana",
uczestniczącego oczywiście w synodzie. Nakazali najsurowiej wierność wobec niego, a jego
oponentom — z imienia nazwanym Arnulfem i Erchangerem — zagrozili karami
kościelnymi. Przewodniczył legat Jana X, biskup Piotr z Orte, jeden z najbardziej zaufanych
papieża, osobiście przez niego wysłany, jak napisano, "by wykorzenił wzrosłe w naszych
krajach diabelskie zielsko". Synod obradował również, tak zapisano w aktach, by "zakończyć
i złamać bezbożny bunt paru nikczemników".
Według listu towarzyszącego od papieża (który swego czasu powołał na arcybiskupstwo
w Reims pięcioletnie dziecko) należało radzić nad złym stanem spraw Kościoła! Zajęto się,
obok wzajemnych napomnień, znowu głównie własną władzą, mocno podpierając się
fałszerstwami pseudoizydoriańskimi, domagano się dziesięcin, ochrony dóbr kościelnych i
przywileju, by duchowni nie mogli być sądzeni przez świeckich sędziów: kto oskarżał
biskupa lub księdza, oskarżał boski porządek świata ("nieomalże wszystkie postanowienia
dotyczące ochrony biskupów wobec władzy świeckiej są dosłownymi cytatami ze zbioru
dekretów fałszerza": Hellmann). Podczas gdy hierarchowie do woli mogli uwalniać się z
oskarżenia za pomocą przysięgi oczyszczającej — za osławionym przykładem papieża Leona
III anno 800 (IV, s. 271 i nast.), który postąpił tak przecież "za przykładem swego
poprzednika" — próbowano zaostrzyć jeszcze kary nakładane przez Kościół na mocy właśnie
oszukańczych dekretaliów pseudoizydoriańskich, których duchem tchną "w pełni" decyzje
synodu (Hellmann).
A zatem obaj bracia hrabiowie Erchanger i Bertold oraz ich siostrzeniec, którzy ufając
najwyraźniej w zakończenie sporu rodzinnego stawili się na synodzie, zostali skazani na
dożywotni areszt klasztorny (podczas gdy bawarski książę Arnulf i jego brat Bertold,
zięciowie Konrada, mimo wezwań przezornie nie stawili się na synodzie). Jeszcze surowszy
był jednak król, na równi z którym stawiali się zresztą uczestnicy synodu. Ledwie trzy
miesiące po ich przybyciu, 21 stycznia 917 roku — przypomina to fatalny koniec Babenberga
Adalberta — Konrad I nakazał pod zarzutem "zdrady głównej" ściąć hrabiego-palatyna
Erchangera i jego brata Bertolda, ich szwagrów, oraz ich siostrzeńca Liutfryda; jednakże "stoi
za nim Salomon, winny zapewne i tego czynu" (Ludtke) 372 .
Nie przyniosło to królowi żadnych korzyści. Jeszcze w 917 roku zbuntował się w Szwabii
syn zamordowanego przez Salomona retyckiego margrabiego (s. 389), Burchard II z rodu
Hunfridingów, rywal straconych, i zajął ich miejsce. Okupował ich posiadłości i rychło
zdobył uznanie szwabskich możnych jako książę (dux). W tym samym roku wrócił do
Bawarii Arnulf, podniósł bunt przeciwko królowi i przegnał jego brata Eberharda ze swej
"stolicy". Na koniec również w 917 roku najechali kraj Węgrzy i spustoszyli szczególnie
dotkliwie Szwabię i Alzację z Lotaryngią, nie napotykając oporu zorganizowanego przez
króla. Tenże wyruszył jesienią 918 roku ponownie na Ratyzbonę i znowu bez powodzenia 373 .
O ostatnim okresie rządów Konrada wiemy niewiele. Nie pozostawiając potomstwa zmarł
23 grudnia 918 roku w nieznanym miejscu i znalazł ostatni spoczynek w Fuldzie. Nie potrafił
powstrzymać ani ambitnych książąt, ani umocnić własnej władzy, a nawet umarł z powodu
rany, jaką otrzymał podczas nieudanej wyprawy na Bawarię. Jako następcę zaproponował
jednak, jak pisano, swego dawniejszego wroga, księcia saskiego Henryka. By przywrócić
pokój, przeciwdziałać rozpadowi, zachować jedność Rzeszy, zaprzysiągł na łożu śmierci
swego wygnanego z Bawarii brata Eberharda wobec Henryka, męża o prawdziwie
królewskiej władzy, prawdziwej królewskiej charyzmie, by odesłał mu insygnia królewskie i
zawarł z nim przyjaźń — na wieść od mnichów z Nowej Korbei.
Czy ten szlachetny gest, wprawiający w ruch dawne i nowe pióra i poruszający
niezliczonych czytelników, miał faktycznie miejsce i czy ta zadziwiająca desygnacja Sasa
przez Franka wydarzyła się rzeczywiście, pozostaje kwestią otwartą, nawet jeśli relacja
Widukinda zawiera niewątpliwie lokalne elementy i wiele podejrzanie wyglądających
upiększeń. Pochodzący z arystokracji zakonnik-kronikarz był dumny ze swego plemienia,
przeniknięty poczuciem saskiej świadomości plemiennej i bardzo mu zależało na
podkreśleniu legalności dynastii Liudolfingów, puszczającej tu może wtórnie w świat legendę
polityczną, już to by dać błogosławieństwo całej sprawie, już to by zatuszować uzurpację 374 .
W końcu również Merowingowie siłą zdobyli koronę. A także Karolingowie. I wielu
innych wcześniej i później. Historia polityczna bowiem nie jest znaczona niczym innym jak
zaborczością i przemocą. Przemoc to podstawa państwa, przez wszystkich — dobrych czy
złych — akceptowana instancja integracji. Każde państwo opiera się bowiem na władzy,
każda władza na przemocy, a przemoc — powiada Albert Einstein — zawsze przyciąga
moralnie ludzi gorszej konduity. Jeszcze dzisiaj władza jest miarą tego, zwłaszcza w zakresie
międzynarodowym, kto ma słuszność. "Po udanym puczu lub rewolucji wcześniej czy później
następuje uznanie nowego rządu przez inne nacje. Kto wygrywa wojnę, ustala przebieg
nowych granic i kształt nowej konstytucji — jest tym, kto ustala nowe reguły" (Esther
Goody) 375 . Nawet jeśli wybór Henryka I odbył się całkowicie "legalnie", to jego motywacje,
zaborczość, akumulacja władzy i przemocy, właściwe jemu, jego ojcom i praojcom, mogły
zaistnieć jedynie dzięki ciągłej rywalizacji, krzywdzie, uciskowi i przelewaniu krwi.
I w ten sam sposób miało się to toczyć dalej.
ROZDZIAŁ 9.
Henryk I, pierwszy król niemiecki
"Nie potrafił czytać i pisać, czym nie stanowił wyjątku wśród wczesnośredniowiecznych
królów. Również dla wykształcenia swych synów nie uczynił wiele".
Elfie-Marita Eibl 376
"Najpierw zimą roku 928/929 [...] Henryk wtargnął na ziemie Słowian połabskich i zdobył
Brandenburg. Stamtąd zwrócił się na południe, gdzie spustoszył tereny Dalemińców [...].
Następne wyprawy w latach 932 i 934 poszerzyły obszar władzy niemieckiej".
Dietrich Claude 377
"Zadziwiające są sukcesy Henryka [...]. Sukcesy zawdzięcza ostrości swego miecza". "Tuż za
zwycięskimi wojskami podążali, jeszcze przed kapłanami, handlarze niewolników".
Johannes Fried 378
"Król Henryk, wielki krzewiciel pokoju i gorliwy prześladowca pogan, zmarł 2 lipca,
odnosząc odważnie i mężnie wiele zwycięstw, i wszędzie poszerzając granice swego państwa".
Adalberti continuatio Reginonis 379
Tak należy dbać o swoich
Po śmierci swego ojca, księcia Sasów Ottona Światłego (912 r.), Henryk został wybrany
przez możnych na księcia. A z chwilą jego obioru na króla panowanie w państwie
wschodniofrankijskim przeszło z Franków na Sasów. Zarazem oznacza jego początek — w
każdym razie z perspektywy kwestii roztrząsanej już w XII wieku — ostateczne przejście od
Rzeszy wschodniofrankijskiej do "niemieckiej", nawet jeśli z jednej strony nadal żywe są jej
korzenie, a z drugiej Rzeszy Ottonów nikt w X wieku nie traktował jako "niemieckiej".
Możny, zwłaszcza we wschodniej Saksonii, między rzeką Leine a górami Harzu, bogato
uposażony ród arystokratyczny Liudolfingów-Ottonów, z którego pochodził Henryk I,
wielokrotnie spowinowacony z Karolingami, ów możny ród (wywodzący miano od swego
najstarszego, a zarazem najsłynniejszego reprezentanta) ukazuje po raz kolejny, jak bardzo
żądza władzy łączy się z "pobożnością" i jak obie mogą sobie przynieść korzyści. Protoplasta
rodu, pierwszy i znany przodek, posiadający dobra na przedgórzu Harzu i w turyńskim
Eichsfeld hrabia saski Liudolf (zm. 866 r.), dziadek Henryka I, znacznie zyskał dzięki
nadziałom ziemi podczas pacyfikacji Sasów przez Karola I. Ożenił się z Frankijką Odą,
pojednaną z Bogiem w wieku 107 lat (zm. 913 r.), pielgrzymował z nią w roku 845/846 do
Rzymu i nabył od Ojca Świętego Sergiusza II — rozdającego godności biskupie i inne dobra
kościelne w zamian za najlepsze oferty — relikwie różnych świętych poprzedników na
papieskim tronie. Na koniec powołał w 852 roku ze swą małżonką klasztor kanoniczek w
Brunshausen, jedno z pierwszych założeń klasztornych dla saskich możnych. Jak wiele
innych służył on zaopatrzeniu paru córek — to familijne przedsięwzięcie świadczyło zarazem
o chrześcijańskiej postawie.
Synowie, starszy Bruno, stryj Henryka I, poległy w roku 880 w polu na czele saskich
oddziałów walczących z Duńczykami, i Otto Światły, ojciec Henryka I, uzyskali po wydaniu
córki Liudolfa Liutgardy za Ludwika Młodszego (s. 182 i nast.) rozliczne przywileje, wśród
nich również gwarancję godności opatki dla córek domu liudolfińskiego. Później jedna po
drugiej dzierżyły tam rządy. A do wprowadzenia reformacji, do roku 1589, przetrwał stan
księżniczek Rzeszy jako opatek w Gandersheim. A nawet jeszcze po wczesny XIX wiek
Gandersheim pozostało klasztorem żeńskim dla wyższej arystokracji. Tak oto dba się o
swoich ludzi....
A że tak pobożne dzieło nie było wyjątkiem, ukazuje nawiasem mówiąc zakon żeński w
Essen (852 -1803), który również przetrwał prawie 1000 lat do swej sekularyzacji.
Założony około roku 852 przez hildesheimskiego biskupa Altfryda, gromadził
nowicjuszki z najprzedniejszych rodów Rzeszy. Za czasów Henryka IV (zm. 1106 r.) posiadał
ponad sto dworów i więcej niż trzy tysiące chłopskich łanów! W jego dobrach pracowali
zależni chłopi, (półwolni) poddani; powszechne były liczne szarwarki, pańszczyzny, posługi
żniwne i ogrodowe. Opatki zakonu, zdobywające kolejne dobra i przywileje zostały
ostatecznie podniesione do stanu książąt Rzeszy. Po rozwiązaniu vita communis w X wieku
opatka zakonu żeńskiego w Essen prowadziła własne gospodarstwo z czterema zarządcami,
liczną służbą, również własnym kucharzem, kuchcikiem, piekarzem i piwowarem. Co
wieczór mistrz kuchni zapytywał opatkę, co życzy sobie spożywać następnego dnia i
wydawał odpowiednie polecenia szefowi kuchni i intendentowi. Stolnik (zarządzający
kuchnią) i podczaszy usługiwali jej do stołu.
Profitenci saskich jatek
Młodszy syn Liudolfa, Otto Światły, panował jako książę już nad całą Saksonią, posiadał
jednak rozległe włości również w Turyngii, w Eichsfeld, krainie między Harzem a Lasem
Turyńskim, na południu Thuringgau oraz w Hesji, gdzie jako świecki opat klasztoru Hersfeld
dysponował bogatymi dziesięcinami również na lewym brzegu Soławy. Ponieważ dwaj
synowie Ottona, Tankmar i Liudolf, zmarli wcześniej, jego następcą został najmłodszy
Henryk. Chociaż nie nastały w ten sposób rządy saskie w Rzeszy wschodniofrankijskiej, był
to jednak krok w kierunku Rzeszy niemieckiej.
Niewiele ponad jedno stulecie po nadzwyczaj krwawym, trwającym 33 lata podboju
Sasów przez św. Karola I (IV, s. 274 i nast.), ich nawracania "żelaznym językiem" przez ich
oprawcę, owego "apostoła Sasów", został Sas właściwie pierwszym niemieckim królem.
Należy przy tym stale pamiętać, że to właśnie arystokracja saska wchodziła w związki krwi z
frankijską, że jej większość przeszła na stronę nowych panów i kolaborację wynagradzano
często skonfiskowanymi dobrami. I tak również Liudolfingowie podczas rzezi Sasów
urządzonej przez Karola "występowali jako jego stronnicy" (Struve) i w podzięce za ich
zdradę, która też przyśpieszyła przejście Saksonii w feudalną pańszczyznę, jeszcze podczas
wojen saskich zostali obdarzeni dobrami na zasekwestrowanych gruntach w dorzeczu rzeki
Leine. Tam i ówdzie poszerzali swe włości, m.in. zagarniając siłą dobra mogunckie, co
znowuż doprowadziło do konfliktu z Konradynami, zwłaszcza że Otto Światły poślubił
Hadwig (Jadwigę) z rodu Babenbergów 380 .
Z czasów Henryka I zachowało się tak niewiele źródeł (łącznie 41 dokumentów, z tego 22
oryginały), że można powiedzieć, iż o żadnym innym królu średniowiecza "nie wiemy tak
niewiele" (Eibl). A piszący o nim dziejopisarze, mnich Widukind (zm. po 973 r.), biskupi
Liutprand z Cremony (zm. ok. 971 r.), Adalbert z Magdeburga (zm. 981 r.), Thietmar z
Merseburga (zm. 1018 r.), należą nie tylko, jak zwykle, do stanu duchownego, lecz są
również po części związani z plemieniem saskim, a prawie wszyscy szczególnie z saskim
domem książęcym. I wszyscy piszą z perspektywy lat późniejszych.
Król nie namaszczony
Henryk I, urodzony około roku 876, został wybrany na króla przez Sasów i Franków w
połowie maja 919 roku, w wieku prawie 45 lat, we Fritzlarze (płn. Hesja), skąd ongiś
wyruszał na misje Bonifacy. Na ziemi frankijskiej, lecz blisko kraju Sasów, przekazali
nowemu panu "wśród łez przed Chrystusem i całym Kościołem jako niezłomnymi świadkami,
co im zostało powierzone" (Thietmar z Merseburga). Frankijscy możni mieli, jak się ostatnio
przypuszcza, już wcześniej wybrać go na króla i złożyć mu hołd. Nie było przy tym Szwabów
i Bawarów; co dopiero mówić o Lotaryngach. Szwabi walczyli akurat z Rudolfem II z
Burgundii zajurajskiej (912-937), wyraźnie ekspandującym w kierunku północno-wschodnim.
Bawarowie swego czasu pobili króla Konrada, a nawet doprowadzili do jego śmierci (s. 246) i
wespół z Frankami znad Menu wybrali na króla swego księcia Arnulfa "Złego" — kiedy: czy
przed, czy po wybraniu Konrada pozostaje kwestią otwartą, tak samo jak problem, kto był
czyim "antykrólem".
W każdym razie do wyniesienia na tron Henryka po śmierci Konrada minęło prawie pół
roku, co świadczy o jakichś komplikacjach. W końcu nowemu władcy jako nie-Karolingowi,
a nawet nie-Frankowi, podwójnie brakło legitymacji do panowania. Tym dziwniejsze, że —
jak relacjonuje sam Widukind — został "królem nie namaszczonym i to z własnej, osobistej
woli". Czy był on może, mimo nowszych prób bagatelizowania tej kwestii, początkowo mniej
posłuszny klerowi niż jego poprzednik, używający Kościoła do walki z książętami i
pretendentami do tronu, co znowuż biskupom przysporzyło więcej wpływów?
Jakkolwiek było, Henryk, wyraźnie niegodny owego zaszczytu, nie pozwolił się
namaścić, co proponował mu metropolita moguncki Heriger (913 - 927), oczywiście z
powodów prestiżowych, chłodnej kalkulacji władzy. W końcu kościelna benedykcja 381 króla
stała się zwyczajem od czasów szczególnie oddanego klerowi Ludwika IV również w Rzeszy
wschodniofrankijskiej.
Henryk nie chciał jednak występować jako przeciwnik książąt, jako kontynuator
chybionej polityki Konrada, krótko mówiąc, jako człowiek episkopatu. Oparł się więc — w
najmniejszym stopniu nie przyjmując stanowiska antyklerykalnego, czy choćby antyepiskopalnego — początkowo na jedynym, również przez jego poprzednika przejętym
notariuszu (Szymonie), a nie na tradycyjnej kancelarii, złożonej z duchownych, z której
powołaniem zwlekał. A podczas gdy Konrad współpracował z klerem, Henryk dążył, bardziej
jako primus inter pares, ogólnie do współpracy ze świeckimi maiores Rzeszy, oczywiście z
korzyścią dla jej jedności i siły.
Ta integracja powiodła mu się najpierw w 919 roku w przypadku szwabskiego księcia
Burcharda, rządzącego księstwem najsłabszym i najmłodszej daty, i uwikłanego ponadto
właśnie w poważny konflikt z sąsiednim królem Burgundii Rudolfem II (który zaczął go
nękać ze zdobytego przez siebie palatium Zurych w rejonie Jeziora Bodeńskiego; z wielkimi
dobrami królewskimi, palatium Bodmann, opactwem Reichenau, siedzibą biskupstwa
Konstancją, ówczesnym sercem Szwabii). A przeciwko księciu Bawarii Arnulfowi,
zamierzającemu stworzyć raczej królestwo czysto bawarskie, zaaranżował w 921 roku — po
pierwszej nieudanej, drugą — również nie rozstrzygniętą — wyprawę zbrojną.
Henryk podszedł aż po Ratyzbonę, unikał jednak rozstrzygającej bitwy. Inaczej bowiem
niż jego poprzednik Konrad I, z zasady "geniusz zdecydowanego zwlekania", nie dążył z
reguły do otwartej wymiany ciosów. "Grozi zbrojnie, lecz niechętnie uderza" (Fried).
Dotyczyło to oczywiście raczej jego polityki wewnętrznej, a na pewno nie działań na
wschodzie. Wobec książąt swego państwa zatem woli pertraktacje, kompromisy. Pozostawia
więc obu książętom południowoniemieckim leżące na ich obszarach dobra koronne, zezwala
im na inwestyturę, dysponowanie diecezjami i klasztorami Rzeszy, udziela nawet kilku
pełnomocnictw w polityce zagranicznej; naturalnie wszystko to jedynie z powodu brakującej
mu siły, by podporządkować ich całkowicie; lecz zostaje za to uznany za władcę. A gdy uczuł
się mocniejszy, a jego pozycja stała się stabilniejsza, podjął na nowo kwestię zwierzchnictwa
kościelnego i związał się mocniej z klerem (s. 253 i nast.) 382 .
Dochodowe narzeczone i uległy biskup
Rządy pierwszego niemieckiego króla charakteryzuje jeszcze jeden zasadniczy punkt
polityki. "Władza królewska jednak rosła z roku na rok w siłę", sławi go Widukind z Nowej
Korbei. Władza — a im bardziej władczy jest władca, tym niżej kłaniają się — w każdym
razie z reguły, o co zresztą idzie w tym przypadku — przed nim historiografowie.
Henryk I zadbał najpierw o umocnienie własnej pozycji dzięki bogatej żonie. Mając 25
lat ubiegał się o rękę Hateburgi, córki pozbawionego synów hrabiego Erwina z Merseburga.
Na jej politycznie ważące dziedzictwo — bramę wypadową na wschód, z rozległymi
posiadłościami w tym rejonie, ostrzył sobie pazury również Kościół (w osobie Hattona I), pod
którego wpływem owdowiała Hateburga włożyła welon zakonny. I tak jak z egoistycznych
pobudek duchowieństwo zamknęło ją w klasztorze, tak równie egoistycznie Henryk ją
wydobył, "dla jej piękna i użyteczności jej bogatego dziedzictwa", poślubił i spłodził z nią
syna Tankmara.
Wszakże, zdradza z kolei Thietmar z Merseburga, "namiętność króla do swej małżonki
osłabła". Wtedy tak się dobrze zdarzyło, że "odważny", "mądry", "cnotliwy" biskup Zygmunt
z Halberstadt (894-924), ów "szczyt doskonałości", podważył prawomocność małżeństwa.
Podniósł bowiem ten "mąż gorejący żarliwą miłością do Chrystusa", ponadto "dzięki
wszechstronnej znajomości wiedzy duchownej i świeckiej wówczas wszystkich
współczesnych przewyższający", wcześniejsze śluby Hateburgi, wykluczające małżeństwo z
Henrykiem. Ergo zakazał obojgu od zaraz "dalszej małżeńskiej wspólnoty z mocy władzy
klątwy z apostolskiego nadania". Na co posłuszny katolicki władca nie mógł uczynić nic
innego, jak odsunąć niekanoniczną połowicę.
Zdarzyło się przy tym znowuż szczęśliwie, że Henryk zapłonął już "dla jej piękna i jej
majętności do młodej Matyldy". Więc zamknął pierwszą żonę na powrót w klasztorze,
zachowując naturalnie jej bogaty posag, wielkie posiadłości leżące we wschodniej Saksonii
— trzon znacznych dóbr ottońskich wokół Merseburga. I tak, jak udało się Henrykowi
poszerzyć swą władzę ku wschodowi, tak i rozszerzył swe panowanie dzięki drugiemu
małżeństwu na zachodzie. W roku 909 poślubił zatem młodą Matyldę, córkę hrabiego
Tederyka, dla "jej urody i jej majętności" (Thietmar), przy tym sławną swym pochodzeniem
(jeśli nawet nie po mieczu) od saskiego bohatera i przeciwnika Karola w wojnach saskich,
Widukinda. Matylda była jego prawnuczką, a nadto — słowami jej biografa — "warta
najwyższej pochwały", oczywiście znowu świetnie uposażona, tym razem w westfalskie
dziedziczne dobra Widukindów. I, co zrozumiałe, również i ona była bardzo oddana
Kościołowi, jednym słowem: "w boskich jak i ludzkich sprawach pożyteczna" (in divinis
quam in humanis profuit: Thietmar).
Ponownie Henryk — w tym przypadku z pomocą swego ojca, księcia Ottona, świeckiego
opata w Hersfeld — wydostał ją z klasztoru żeńskiego, tym razem z Herford, gdzie — nie
będąc rzekomo przeznaczoną do stanu duchownego — wychowywała ją własna babka o tym
samym imieniu, opatka. "Wystąpiła naprzód, ze śnieżnobiałymi policzkami oblanymi
płonącymi rumieńcami, jakby białe lilie złączone były z czerwonymi różami" (Vita
Mathildis). Już następnego dnia po przybyciu do świętego przybytku Henrykowi pozwolono
odjechać ze swym łupem. A jej wiano po nocy poślubnej przyniosło mu nowe zdobycze w
Ostfalii i Engern 383 .
To, że ów mąż, którego późniejsze czasy owionęły legendą jako "Henryka Ptasznika",
jako "króla pośród stada ptaków" i przydały nie dworskiego stylu obcowania, nieomalże
chłopskiej skromności, również jako król nie dał się
skrzywdzić, jest oczywiste. Nawet biskup Thietmar, sławiący "cnotliwość" Henryka,
"wielkie dokonania", "czyny naszego króla godne wiecznej pamięci", dodaje: "Jeśli się nawet
podczas swego królowania, jak wielu twierdzi, wzbogacił, to niech mu miłosierny Bóg
odpuści" 384 .
"Ruch pojednania" i bliskość klechów
Odmowa Henryka dotycząca jego namaszczenia po wyborze na króla pozornie odsunęła
od niego duchowieństwo, zwłaszcza że osadzenie króla zawsze było źródłem praw
królodawcy. Szepnął zatem św. Ulrykowi — Henryk nadał mu w 923 roku biskupstwo w
Augsburgu — książę apostołów Piotr osobiście do ucha: "Rzeknij królowi Henrykowi, że ów
miecz bez rękojeści przedstawia króla rządzącego swym krajem bez błogosławieństwa
biskupów (sine benedictione pontificali), natomiast miecz z głowicą — króla dzierżącego ster
swego państwa z błogosławieństwem Bożym" (Vita Oudalrici). Z czego wzięło się miano
Henryka "ensis sine capulo" (miecz bez uchwytu).
Tej biskupiej nauki Henrykowi nie wolno było lekceważyć zbyt długo. Tym bardziej, że
biskupi uzyskiwali i uzyskali w ciągu IX i X wieku coraz więcej praw, nawet takich, które
pierwotnie przysługiwały królowi, w ich ręce przeszły bowiem wręcz nawet hrabstwa —
wszystko to było przypuszczalnie dla monarchy ważniejsze niż rada św. Piotra i jego
pojawienie się przed całym synodem!
Henryk nie przyjmował przy tym bynajmniej postawy antyklerykalnej. Raczej po
nieudanej próbie ograniczenia w Niemczech władzy biskupów — Albert Hauck twierdził
ongiś wręcz: "na dworze żadnego z królów biskupi nie byli tak pozbawieni wpływów, jak na
dworze Henryka" — zaczął po paru latach zwracać się ku Kościołowi. Dlatego duchowni
kronikarze tak go wysławiają. Henryk budował domy boże w Saksonii, gdzie najwyraźniej
"pozostawał w zgodzie z miejscowymi biskupami" (Eibl). Wraz z rodziną przystąpił do
wspólnoty modlitewnej ważniejszych klasztorów — w Fuldzie, St. Gallen, Reichenau, w
południowolotaryńskim klasztorze Remiremont w Wogezach. W jego czasach — czasach
wielkiej biedy! — cały kraj opanowała fala pojednania szlachty z klasztorami, w końcu nic
innego niż umowna zgoda świeckich i duchownych w celu wzajemnej pomocy, oczywiście
również na wypadek konfliktów. Co znamienne, do regularnych "ruchów pojednania"
dochodziło szczególnie podczas misji i szerzenia Kościoła w krajach chrystianizowanych.
Podobnie rzecz się miała z przyjacielskimi sojuszami. Zwłaszcza Henrykowe pacta
amicitia z książętami, z "przyjaciółmi na siłę" — dzięki czemu usiłował zabezpieczyć swe
państwo — wynikały z czysto oportunistycznej kalkulacji i były wyraźnymi dążeniami
integracyjnymi, "polityką sojuszy w celu zapewnienia panowania" (Beumann), w gruncie
rzeczy jedynie egoistycznym skolegowaniem się książąt i arystokracji. Tego rodzaju
partnerstwo z wielkimi Rzeszy — z którego zrezygnował później Otto I — zawarł Henryk z
książętami Eberhardem z Frankonii, Arnulfem z Bawarii, Gizelbertem z Lotaryngii, również
ze swym poprzednikiem na tronie Konradem, z królem Rudolfem z Burgundii zajurajskiej i
wieloma królami zachodniofrankijskimi. Ostatecznie "rada i pomoc" również była formułą
"skonstruowanej" przyjaźni wobec przyjaźni "przyrodzonej", pokrewieństwa krwi, z którym
w chrześcijaństwie, jak już się często okazywało, było jakoś coś nie zanadto.
Poza tym Henryk wiązał się coraz bardziej z Kościołem Rzeszy, a nawet wkrótce przestał
przedsiębrać cokolwiek, nie zapytawszy biskupów, zajmujących przy nim "coraz
znamienitszą pozycję" (Waitz). Już w roku 921, gdy Karol Prostak podarował mu rękę św.
Dionizego (uważanego w średniowieczu za jedną postać, lecz dzisiaj wiemy, że powstał ze
zmieszania trzech różnych osób), poprowadził za radą jednego z bawarskich hierarchów
wyprawę wojenną przeciwko księciu bawarskiemu Arnulfowi, okrzyczanemu przez Kościół
jako zły, tyran i syn zepsucia, a którego wielkie sekularyzacje cofnął częściowo jego brat,
książę Bertold. Już w roku 922 Henryk mianował oficjalnie arcybiskupa Moguncji Herigera,
którego ofertę namaszczenia wcześniej odrzucił, na arcykapelana i zaczął otaczać się coraz
bardziej arcypasterzami i opatami, przeważającymi wyraźnie w królewskich dokumentach. W
929 roku przekazał również swego czteroletniego syna Brunona w ręce biskupa Balderyka I z
Utrechtu, przeznaczając go do kariery biskupiej.
"Święta Włócznia"
Po wielomiesięcznych staraniach, żądaniach i groźbach, za złoto, srebro oraz, jako
następny dar wzajemny, "niemałą część kraju Szwabów" i Bazyleę, udało się na koniec
Henrykowi nabyć w 926 roku od króla Rudolfa II z Burgundii zajurajskiej zapewniającą
zwyciętwo Świętą Włócznię, rzekomo symbol praw do Italii.
Drogocenny okaz zajmował "długo znamienite miejsce" wśród "insygniów Rzeszy"
(Althoff, Keller), świadczących o prawomocności władcy. W każdym razie owa Święta
Włócznia była podawana raz za włócznię Konstantyna, raz za włócznię Longinusa, który w
historii pasyjnej przekłuł bok Ukrzyżowanego, a który później, jak opowiadano (wraz z
nawróconym przez niego dozorcą więziennym), sam został męczennikiem i którego
przywołuje się przemyślnie przy "błogosławieństwie krwi", przy zamawianiu krwawień i ran.
Na koniec Święta Włócznia jest uważana od XI wieku również za włócznię Św. Maurycego,
wybitnego — już przez Franków czczonego "świętego wojennego" i męczennika
podniesionego do rangi "świętego Rzeszy", który — w chrześcijańskiej legendzie o
bohaterach! -za czasów Dioklecjana zginął w Szwajcarii jako dowódca Legionu Tebańskiego
wraz z co najmniej 6600 kolejnych męczenników (s. 300): jedno oszustwo po drugim piętrzy
się w owej historii Kościoła, świętych i męczenników, i często jedno jest większe od
drugiego.
Święta osobliwość, w której, żeby tak rzec, trzy Święte Włócznie złożyły się na jedną (tak
jak w świętym Dionizym trzej kompletni święci albo jak w jednej Boskiej osobie są trzy
inne...), ów "nieoceniony dar niebios" — obok którego były inne dalsze, niesione podczas
wypraw wojennych (1098 r" 1241 r.), choć mniej skuteczne święte włócznie — zdobił od tej
pory skarbiec koronny królów niemieckich i został przeniesiony w 1938 roku z Wiednia do
"miasta zgromadzeń partyjnych Rzeszy" Norymbergi. Dzisiaj spoczywa jednakże na powrót
w skarbcu wiedeńskim i nie przyniósłby w zamian "niemałej części kraju Szwabów", czy
chociaż miasta Bazylei. Wówczas jednak ten "klejnot", "nosicielka najdrogocenniejszej
relikwii [...] gwarantowała jako symbol panowania bardzo oddanemu wierze królowi jego
zwycięstwa" (Kampf) — przede wszystkim zaś triumf nad Węgrami w roku 933, na który
Henryk wybrał 15 marca, dzień świętego Longina, kiedy to uroczyście niesiono ją przed
wojskiem... 385
Czy tylko król Henryk I wiedziony raczej — według Widukinda — "łaską bożą", czy też
dzięki "geopolitycznemu Prawu Łaby" (Gesetz der Elbe — Ludtke), rzucił się z prawdziwą
pasją na pogan, podejmując szereg pustoszących wypraw przeciwko Słowianom połabskim, i
stąd przez arcybiskupa Adalberta z Magdeburga opiewany jest jako "zwolennik pokoju".
O piekielnym pokoju chrześcijan i o ich "podstawowych wartościach"
Pokój zyskiwał (nie tylko wtedy!) całkiem konkretne oblicze dla pewnych kręgów,
szczególnie kościelnych — "pax polegający nie tylko na braku wojny i zniszczenia, lecz
stanowiący ziemski odpowiednik civitas celestis 386 , w którym iustitia 387 , «prawdziwy
porządek», panował powszechnie i nigdzie nie został zepsuty lub zaburzony" (Bullough). W
tak rozumianym pax wszystko bez przeszkód może odbywać się dzięki wojnie i okrucieństwu
w zupełnym chaosie, a nawet musi być wręcz wojna — "iustitia", "prawdziwy porządek" jest
naruszany, właśnie ten chrześcijański.
Jest tak, a nietrudno to wykazać, po dziś dzień.
Pokoju za wszelką cenę chrześcijańska historia nie zna. "Wolność", "porządek",
"chrześcijańskie wartości" muszą być zachowywane i bronione — w razie konieczności do
krwi, do totalnej ruiny nawet obrońców. Przeciwko "przestępcom bez sumienia" papież Pius
XII pozwolił nawet na wojnę atomową, nawet z użyciem broni ABC. A to, jak ocenił
wówczas jego interpretator jezuita Gundlach, profesor (i przez pewien czas rektor) papieskiej
Gregoriany w Rzymie: aż do "zagłady ludu" — w końcu z intensywną kościelną pomocą
zginął niejeden naród (II, s. 257 i nast., 267 i nast.; IV, s. 294 i nast.) — aż do zagłady całego
świata, albowiem za przyzwolony przez nich koniec świata "przejmie odpowiedzialność
również" Bóg. Na szczęście nie znamy teraz, około roku 2000, żadnych wojen, żyjemy w
całkiem pokojowych czasach: są tylko zabiegi służące "budowaniu pokoju" i "utrzymujące
pokój"...
Jednakże już w owych czasach, gdy wojny prowadzono tak po prostu i bez zahamowań,
bez mała nieustannie, właściwie zawsze chodziło o "pokój"; pax coraz bardziej, zwłaszcza za
panowania Ottona I, należał do standardowych pojęć polityki chrześcijańskiej, był rzekomym
celem każdych jatek (defensynych i ofensywnych) urządzanym poganom 388 .
Historycy wczoraj...
Na północnym wschodzie Karol Wielki wszakże nawet nie żywił szczególnie daleko
sięgających planów. Stary mistrz Hauck uważa nawet, że cesarz myślał jedynie o
ustanowieniu "granic naturalnych". "Nad Łabą wielki zdobywca nie miał żadnych planów
podbojów [...]. Karol nie dał się skłonić do włączenia do państwa frankijskiego obszaru
wenedyjskiego 389 [...]. Dowód na to leży w tym, że nie nastąpił najmniejszy ruch, by
nawrócić Wenedów na chrześcijaństwo".
Uznajmy to za nieco śmiały wniosek autora wciąż jeszcze mającej znaczenie Historii
Kościoła Niemiec (Kirchengeschichte Deutschlands), lecz tym godniejszy uwagi jest jego
pogląd, że również późniejsi Karolingowie, Ludwik Pobożny, Ludwik Niemiecki, jego
synowie i ich następcy utrzymywali tę Karolową "defensywną taktykę" na wschodzie, a
wschodniofrankijscy książęta przez cały wiek IX nie wyszli poza ową "defensywną politykę",
poza ustawiczne bezsilne, nie prowadzące do niczego skutki oderwania się i podboju,
odmawiania trybutu i zmuszania do niego 390 .
Albertowi Hauckowi jawi się natomiast zaangażowanie Liudolfingów jako prawdziwe
"szczęście". "Jeśli bowiem sascy książęta byli w stanie początkowo walczyć tylko o
zwycięstwo i łupy, to sama ich przewaga w polu doprowadziła w końcu do tego, że miejsce
wojny łupieżczej zajęła wojna zdobywcza. Jest to zasługą księcia Ottona, że tereny
wenedyjskie zostały najpierw rzeczywiście poddane panowaniu niemieckiemu, a wenedyjskie
plemiona przywykły do podległości niemieckim książętom. Henryk I kontynuował rozpoczęte
dzieło energicznie i z dobrym skutkiem: miejsce polityki defensywnej zajęły teraz na całej
długiej wenedyjskiej granicy działania ofensywne". "Na tym obszarze książę Otto i król
Henryk zbudowali podstawę niemieckiego panowania, a z nią niemieckiej narodowości".
"Od czasu zwycięstwa nad Duńczykami w roku 934 zapewniona była całkowicie
niemiecka przewaga nad Słowianami. Na całej linii od Rudaw po [rzekę] Eider rozszerzyło
się niemieckie panowanie nad krajem Wenedów [...]. Miejsce bardzo luźnej zależności zajęła
mniej lub bardziej konkretnie wyrażona aneksja. Miarą znaczenia tych sukcesów jest
uzmysłowienie sobie, że obszar włączony tym sposobem do Rzeszy był większy niż
któregokolwiek z plemion niemieckich. Zdobycze na Wenedach są historycznym dokonaniem
Henryka I. Dzięki nim wprowadził on niemiecki naród na tereny, na które po prawie
tysiącleciu miał się przenieść ośrodek niemieckiej władzy" 391 .
No, cudownie. Pójdźmy tropem tej "niemieckiej władzy", tom po tomie śladem
niemieckiej natury, z której miał czerpać Wschód...
O ofiarach oczywiście nie ma tu mowy, ani o własnych, ani o cudzych. Krew? Ani kropli,
żeby tak rzec. W końcu jest to rzecz zupełnie czysta, wręcz chwalebna. Ktoś zwycięża.
Zwycięża, bo jest silniejszy. Zdobywa, pokonuje, pokonuje ponownie, podbija, podbija na
nowo, utwierdza się, łamie siłę jakiegoś plemienia, zmusza do uznania, przede wszystkim
zawsze do uznania obowiązku trybutarnego, przyzwyczaja do podległości, rozszerza daleko
niemieckie panowanie.
Ach, co za piękna rzecz! A krew tam nie płynie. I nie ma nieprawości. Nie ma ucieczki,
wypędzenia, zniewolenia, nędzy i śmierci. Tylko — "niemiecka władza", "niemieckie
panowanie", "dokonanie o historycznym znaczeniu"! I oczywiście teolog i historyk Kościoła
Hauck, piszący swe opus magnum w czasach wilhelmińskich, poświęca mu słuszną ilość
stron — na długo zanim Heinrich Himmler i Alfred Rosenberg odkryli "swą miłość do
«pragermańskiego» Henryka, co wydało literaturę odpowiedniego poziomu [...]" (Bruhl).
... i historycy dzisiaj
Ponieważ jednak polityczna aura wygląda obecnie inaczej, historyczna konstelacja się
nieco przesunęła, przekazuje się również nieco inny obraz historii. Henrykowe "dokonanie o
historycznym znaczeniu", które oczywiście już jako takie nie figuruje, jest teraz chętnie
przemilczane, traktowane tak oszczędnie, jak to możliwe, prawie eskamotowane 392 i
oczywiście akcentowane zupełnie inaczej.
Mediewista Eduard Hlawitschka na przykład poświęca w swym studium Studienbuch
Henrykowi I wprawdzie nieomal 11 stron, natomiast jego ofensywie na wschodzie nawet nie
pół strony (mniej niż "zdobyciu Świętej Włóczni"). Ponadto chodzi tu jedynie o:
"prewencyjne zabezpieczenie granicy", "zapobiegliwość", "stworzenie oddziału jazdy", przy
pomocy którego zostają "zwyciężone i zmuszone do płacenia trybutu [...] małe sąsiednie
plemiona słowiańskie". I to wszystko tylko mimochodem, a właściwie jedynie, by nową jazdę
"zahartować" przed użyciem przeciwko Węgrom i przestrzec "słowiańskich sąsiadów" przed
ich wspieraniem.
W jednym z tomów daje nam rzeczony uczony dziesięciostronicowy wykład na temat
króla Henryka I, ale o jego "dokonaniu o historycznym znaczeniu" mówi i pisze jedno jedyne
zdanie, w którym mowa jest jedynie "o walkach granicznych ze słowiańskimi sąsiadami nad
Łabą i Soławą — Hawelanami, Dalemińcami, Wieletami, Obodrytami i Redarami, do tego z
Czechami — w celu wypróbowania nowych oddziałów jazdy i zarazem by przestrzec
słowiańskich sąsiadów przed wspieraniem Węgrów".
Wydarty, inaczej mówiąc krwawo zdobyty przez Henryka obszar, przez Haucka z
niekłamanym podziwem określany "jako większy niż któregokolwiek z niemieckich
plemion", zostaje zredukowany przez piszącego sto lat później Hlawitschkę do swego rodzaju
poligonu, wygodnie położonego w sąsiedztwie, na którym przygotowuje się przecież budzącą
największe zainteresowanie wojnę przeciwko Węgrom 393 .
O samych walkach nowsi historycy piszą, ogólnie biorąc, równie niewiele co Hauck. Nie,
jakaś krew? Zwykle prawie wcale — byłoby to po prostu nieadekwatne, nie tyle nierzeczowe,
co "niefachowe", poniżej wszelkiego (profesorskiego) poziomu. Handbuch der Europäischen
Geschichte (1992 r.) wymienia "na temat walk ogólnie" jedną jedyną publikację — i to z
1938 roku 394 .
Historiografia, zwłaszcza ta tworzona przez "ludzi z branży", wręcz nawet w przybliżeniu
nie postępuje na tyle "obiektywnie", jak to wciąż udaje większość jej przedstawicieli. "Na
oceny zawsze wywierały wpływ problemy polityczne każdorazowej teraźniejszości". Ten
osąd Gerda Althoffa i Hagena Kellera w dwutomowym studium Heinrich I. und Otto der
Grosse (1994 r.) dotyczy wprawdzie tylko historiografii odnoszącej się do obu pierwszych
Ottonidów, charakteryzuje ją jednak mniej czy bardziej w ogóle. Obaj historycy może by z
tym polemizowali. Jakkolwiek by było, "historyczne dokonanie" Henryka wymusza również
na nich jedynie dwa zdania w całej książce poświęconej temu królowi. I również tutaj jawią
się jego (ustawicznie) "z wielkim okrucieństwem prowadzone wyprawy zbrojne przeciwko
Słowianom" — powołując się na Widukinda — znowu jedynie "jako przygotowanie do
obrony przeciwko Węgrom, przede wszystkim jako próba skuteczności nowej jazdy" 395 .
Jest to motyw — "możliwy", jak to zostało napisane w rzeczonym podręczniku. Ale jest i
inny motyw: Henryk potrzebował nowego terytorium królewskiego, nowych możliwości
ekspansji i nowych plemion, które by mógł łupić — "skarbiec królewski zapełnił się na
nowo" (Fried). "Następujące kraje", sławi Thietmar (z "pełnego chwały życiorysu" swego
bohatera wymieniając "jedynie całkiem niewiele"), "podporządkował sobie trybutarnie:
Czechy, Dalemińców, Obodrytów, Wieletów, Hawelan i Redarów". Biskup pisze jednak
zaraz po tym: "Zbuntowali się oni oczywiście natychmiast na nowo [...]". Lecz wtedy również
zaraz zostali zaatakowani i, jak biskup Thietmar po chrześcijańsku kontynuuje, dokonano "za
to zemsty". Można też oczywiście przyjąć, przede wszystkim za wieloma niemieckimi
historykami, "prewencyjne i trybutarne zabezpieczenie granicy" (Reindel), można mówić o
"ochronie granicy", o usiłowaniach Henryka "stworzenia militarnie bezpiecznego pasa
ochronnego dla wnętrza kraju" (Fleckenstein).
A zatem: Albert Hauck ma rację. Henryk I działał na wschodzie ofensywnie. Im bardziej
skrycie zachowywał się na zachodzie, im ostrożniej, a nawet uległej ogólnie tam postępował,
tym bezwzględniej napierał na wschodzie.
"Zabezpieczanie granic" przez Henryka lub "[...] nie uszedł stamtąd nikt"
Pod panowaniem tego króla tam, gdzie nawet w czasach pokoju kwitł handel
niewolnikami, zapanowało — szczególnie dzięki pancernej jeździe — zjawisko stopniowo
coraz bardziej trwałe, a mianowicie terror skierowany przeciwko niektórym
zachodniosłowiańskim i nadbałtyckim plemionom. Utrzymał się on przez całe stulecia. Przy
czym ze zwalczaniem siłą Czechów, Słowian nadłabskich i Duńczyków łączyła się zawsze
działalność misjonarska. Jeśli naród niemiecki stale się rozszerzał, to Słowianie nadłabscy
(Obodryci, Wieleci, Redarowie, Wkrzanie, Hawelanie, Serbowie, Milczanie, Dalemińcy) byli
z całą surowością ustawicznie tępieni, ich wsie całymi setkami burzone, ludzie mordowani,
wypędzani, deportowani. "Obce panowanie jest największą biedą", skarży się biskup
Thietmar, myśli przy tym, jak przystało na chrześcijańskiego pasterza, oczywiście wyłącznie
o ucisku własnego ludu. ("Kronika Thietmara wymaga, drogi czytelniku — tak pisze on sam
w pierwszej części prologu — nieco przychylności [...]").
Henryk I już w 906 roku wyruszył na polecenie ojca przeciwko północno-zachodniemu
plemieniu Dalemińców. Tym sposobem wykazał "swe uzdolnienia do wojaczki" i powrócił
"pomyślnie po ciężkich pustoszeniach i grabieżach" (Thietmar), co zresztą ściągnęło na
Saksonię pierwszy najazd Węgrów. Oczywiście Henryk, jak każdy Sas, nienawidził
Wenedów i nie cofał się przed żadną nieprawością wobec nich: zaciągniętemu i osiadłemu w
Merseburgu oddziałowi złożonemu z wielu bandytów, złodziei i łotrów, "Legionowi
Merseburskiemu" (który wyruszał w pole jeszcze pod Ottonem "Wielkim", póki nie został
zniszczony przez czeskiego Bolesława I), pozwalał na każdy występek przeciwko Wenedom.
I niezmordowanie uzupełniał swą gangsterską bandę. Mianowicie zawsze gdy widział, "że
jakiś złodziej lub łotr jest odważnym mężem i nadającym się do wojennego rzemiosła,
odpuszczał ciążącą na nim karę i przesiedlał na przedmieście Merseburga, dawał pole i broń i
nakazywał oszczędzać współmieszkańców, przeciwko barbarzyńcom zaś, o ile się ośmielą,
czynić wyprawy zbójeckie. Zebrana z takich ludzi kupa wystawiała kompletny hufiec na
wyprawy wojenne". A Merseburg, położony bezpośrednio na granicy ziem słowiańskich, był
oczywiście dobrą bazą wypadową. Siedem lat ze swego 17-letniego panowania Henryk
poświęcił na walkę z ludami Słowian nadłabskich, na głęboko niesprawiedliwe wojny, mające
na celu tylko podbój i wyzysk — jeden "z owych wielkich przywódców [...], jakich los
naszemu narodowi daje raz na tysiąclecie" (Ludtke) 396 .
W roku 928, kiedy Henryk liczył sobie już 51 lat — według niektórych historyków był w
pełni dojrzałym "geniuszem" — wszczął kampanię niemiecko-hawelańską, "wiele walk", jak
podkreśla Widukind, trwającą aż do początku lat czterdziestych. Wykorzystał przy tym pokój
zawarty z Węgrami i niespodzianie najechał w zimie — rzecz w tych czasach niezwykła —
Hawelan, plemię należące do Związku Wieletów, osiadłe po drugiej stronie Łaby, nad
środkową Hawelą. (Od nazwy tej rzeki, jej germańskiej nazwy Habula, wywodzi się
pierwotne miano Hawelan, Habelli; jak się przyjmuje, powstało ono po przywędrowaniu
Słowian w VI wieku i zmieszaniu ze szczątkową ludnością germańską; dało ono później
korzenie Marchii Brandenburskiej).
Podczas najazdu Henryka towarzyszył mu jego szesnastoletni syn Otto — była to dla
niego dobra szkoła na całe życie. Poza tym królewska latorośl nie umiała ani czytać, ani
pisać, tak jak to było w przypadku jego koronowanego ojca, jednakże jego potężna postura
stanowiła — jak tego chce Widukind — prawdziwą ozdobę monarszej godności! Władca też
lubił wypić. I był wielkim myśliwym, którego koniec w każdym razie wręcz nadszedł na
łowach (s. 270), potrafiącym niekiedy "podczas jednego objazdu położyć czterdzieści lub
więcej sztuk dzikiej zwierzyny" 397 ; jeśli nie są to opowieści wyssane z palca. Również nie
przyswoił sobie np. łaciny, ale za to umiejętność wycinania w pień ludzi. Po wirtuozersku
praktykował to tak ojciec, jak i syn. Oraz potomkowie, jak wcześniej przodkowie. W ogóle
chrześcijanie, zwłaszcza ich arystokratyczni wybrańcy.
Po wielu walkach wzięto podczas tęgiego mrozu chroniony wodami rzeki główny punkt
oporu Hawelan, strategicznie położony gród Brennabor (Brennę, późniejszy Brandenburg) —
miał później zmieniać właściciela jeszcze dziesięć razy (a wedle chyba dobrze
udokumentowanego przypuszczenia miał być już celem Karola Wielkiego podczas wyprawy
na Wieletów w roku 789). W 948 roku założono na podgrodziu najstarszy kościół biskupi. I to
właśnie obszar nad środkową Hawelą wokół Brandenburga stanowił Marchię Północną
(Nordmark), oddaną przez Ottona I margrabiemu Geronowi (s.294 i nast.).
Zaraz po zdobyciu Brandenburga król podbił, pustosząc ich kraj, Dalemińców
mieszkających na południu w okolicach dzisiejszego Drezna i Miśni, z którymi walki toczył
już wcześniej Karol Wielki, a później w zastępstwie ojca Henryk w 922 roku i których
główny gród Ganę (nazwany tak od Jahny, lewego dopływu Łaby koło dzisiejszej Riesy)
wziął szturmem dopiero po dwudziestodniowym oblężeniu, po czym kazał zrównać z ziemią.
Wszystkich mężczyzn, może również kobiety i dzieci, wybito — według Widukinda
zgładzono wszystkich dorosłych (puberes), a chłopców i dziewczęta oddano w niewolę. Dla
zapewnienia swego panowania król niemiecki wzniósł na wzgórzu 40 metrów nad Łabą gród
w Miśni (Misni, niem. Meissen), warownię o dużym strategicznym znaczeniu. Również
kościelnym, powstało tu bowiem później biskupstwo. Był to kres politycznego znaczenia
Dalemińców.
Jeszcze w tym samym roku, 4 września 929 roku, saski władca rozgromił pod Łężynem
(niem. Lenzen), kluczową warownią na prawym brzegu dolnej Łaby w dzisiejszym okręgu
Priegnitz, słowiańskich powstańców, przede wszystkim dzięki przewadze swej pancernej
jazdy. Źródła donoszą z dużą przesadą o 120, a nawet 200 tysiącach poległych Wenedów;
byli to głównie uciekający lub pojmani, których zabito, ścięto lub wpędzono do jeziora i
utopiono. W każdym razie: "pobito ich tak, że jedynie niewielu uszło" (biskup Thietmar). "Z
pieszych nie uszedł żaden, z jezdnych jedynie nieliczni, i tak zakończyła się bitwa pogromem
wszystkich wrogów" (zakonnik Widukind). Według jego słów pod Łężynem walczyli
barbarzyńcy, czym Słowianie wciąż po prostu są, przeciwko "ludowi bożemu",
opromienionemu "jasnością i radością" — dobrym sumieniem, we wszystkich wojnach
zapewnionym ku własnej korzyści swej soldatesce przez kler. Następnego dnia padł Łężyn —
"dzięki Boskiej przychylności i łasce wspaniałe zwycięstwo". Wszystkich mieszkańców
popędzono w niewolę, kobiety i dzieci wygnano nago. Załoga głównego grodu słowiańskich
Linonów, położonego u jedynej, strategicznie ważnej przeprawy przez Łabę między
Bardowieck i Magdeburgiem, została wycięta w pień, mimo zapewnienia swobodnego
wyjścia — "nie znano litości, tylko zniszczenie lub niewola" (Waitz).
Wielkie "dokonanie w historii wojen", zdaniem historyka okresu faszystowskiego;
dokonane przez "największego wśród królów Europy" (regum maximus Europae), jak to
można wyczytać u zakonnika Widukinda. Jednakże również biskup Thietmar opiewał
pogromcę jako takiego, "co umiał mądrze postępować ze swoimi, natomiast wrogów
pokonywać chytrze i mężnie". O tak, były to chwalebne lata 928 i 929, w których "potężna,
zaprawdę heroiczna postać", "rewolucyjna, kształtująca losy wielkość Henryka I", "twórca
Rzeszy, wielki niemiecki król i człowiek", "rozpoczął swą politykę wschodnią" i zdobył
obszar, "który jedynie niemiecki człowiek, i żywa krew niezliczonych pokoleń miały
prawo ukształtować na swój sposób i na swoją ojczyznę" (Ludtke). Ale również Ryszard
Wagner sławił Henryka I w Lohengrinie: "Sławne i wielkie twe imię / nigdy na tej ziemi nie
zginie!" 398
"...Ponieważ żołnierz cuchnie trupem"
— biskup Thietmar "na szczytach edukacji swego czasu"
Kronikarz z dumą donosi o śmierci w jatkach pod Lenzen "dwóch mych pradziadów o
imieniu Liuthar", Liuthara ze Stade i Liuthara z Walbeck; "znamienici rycerze wysokiego
rodu, ozdoby i pociechy ojczyzny [...]". Zawsze te same frazesy — przez tysiąclecia od
starożytnego Rzymu (obecne tu dzięki "narodowemu eposowi", Eneidzie Wergiliusza 10, 858
i nast.) po adekwatną propagandę wojen światowych 399 — semper idem 400 . Decydujące jest w
każdym razie to, co w historii jest notoryczne i stanowiące normę: kolosalna historia głupoty,
uciemiężenia, przestępstw i katastrof, szczególnie zaś ogłupiające narody gloryfikowanie i
uświęcanie wszystkich owych niewypowiedzianych orgii w wyrzynaniu i wybijaniu;
powtarza się to ustawicznie — rzadko tak drastycznie i celnie uchwycone jak w
Brechtowskiej Balladzie o nieżywym żołnierzu:
"A ponieważ żołnierz cuchnie trupem,
to kuśtyka klecha tuż,
i nad nim kadzielnicą kołysze,
by tak nie cuchnął już".
Właśnie tą kadzielnicą kołysze też biskup Thietmar z Merseburga, częstując nas po
wspomnieniu swych pradziadów, "ozdób i pociechy ojczyzny", wieloma przykładami,
"dowodami", by "żaden wierzący w Chrystusa nie wątpił w przyszłe zmartwychwstanie
zmarłych [...]". Ustawiczna chrześcijańska masakra viribus unitis 401 prowadzona przez tron i
ołtarz od początku IV wieku (I, s. 198 i nast.) jest bowiem tradycyjnie spleciona wewnętrznie
z wiarą chrześcijańską. Im więcej płynie krwi, tym potrzebniejszy "kochany" Bóg, zwłaszcza
jednak nauka o zmartwychwstaniu — kłamstwo życia pozagrobowego.
W taki sposób Thietmar prezentuje zaraz "niedawno odeszłą z tego świata", która, na
nowo ozdrowiała, rozmawia normalnie z kapłanem, co oczywiście kryje "niezawodne
przesłanie". Coś "bardzo podobnego — kontynuuje biskup — widzieli i słyszeli w moim
czasie strażnicy w Magdeburgu". Widzieli i słyszeli wszak w kościele "prawdziwie
śpiewających" dwóch sztywnych na amen. I również sprowadzeni "najszacowniejsi
mieszczanie" przeżyli tę naprawdę cudowną rozkosz, na co znowuż są "wiarygodni
świadkowie". Jak choćby w Deventer zmarli w kościele składali ofiarę i śpiewali, a
podglądającego ich księdza wyrzucili po prostu na zewnątrz, a następnej nocy spalili go przed
ołtarzem "na pył i popiół", co poświadcza nawet chora siostrzenica Thietmara Brygida
(zapewne córka jego wuja, margrabiego Liuthara z saskiej Marchii Północnej), która ponadto
zapewnia: "Gdyby ma słabość mnie nie powstrzymała, mogłabym Ci opowiedzieć jeszcze
wiele z tego wszystkiego".
A biskup Thietmar nam!
Chodzi mu jedynie o to — sam kiedyś posłyszał "wyraźnie rozmowę zmarłych", jak teraz
pewien jego "towarzysz" mógł zaświadczyć — by "wszystkim wiernym", i to "wyraźnie" —
jak ponownie podkreśla — głosić "pewność zmartwychwstania i przyszłej zapłaty według ich
zasług"; wpoić wszystkim wiarę, że można być z dumą na wojnie "ozdobą i pociechą
ojczyzny", że w spokoju ducha można "paść" na polu bitwy, gdyż ponownie się wstaje,
powstaje z martwych, jak jego obaj pradziadowie pod Lenzen... A "niewiernym" rozwiewa
całkowicie wątpliwości słowami proroka: "Panie, Twoi zmarli będą żyć!" Lub: "A zmarli
podniosą się z grobów, usłyszą głos Syna Bożego i uradują się [...]". To oczywiste, jakiż
głupiec mógłby w to jeszcze wątpić!
Ponieważ wszystko jest tak proste, godne wiary i przede wszystkim prawdziwe,
zwłaszcza dla chrześcijańskiego biskupa, Thietmar w swym historycznym dziele formalnie
karmi nas cudami, historiami ze snów, objawieniami, pojawieniami się diabła, wizjami,
znakami i cudami, cudownymi uzdrowieniami i karami, tajemniczymi zaćmieniami słońca
etc. etc. Jest to przecież dzieło męża, który — jak zapewniają nas badacze — "wyszedł z
jednej z najlepszych szkół", "stał na szczycie inteligencji", który miał "rozległą wiedzę"
(Trillmich). Ergo powalony udarem magdeburski dziekan Hepo jest w stanie wprawdzie
"ledwie szeptać", lecz przy tym "bardzo pięknie śpiewać psalmy z braćmi". Ergo odnawia się
wypite wino wciąż na nowo, tak że nie tylko zakonnice jednego z klasztorów piją je "przez
długi czas", "lecz także wielu okolicznych mieszkańców i gości na chwałę Pana". I gdzieś tam
jakieś święte zwłoki nie cuchną, lecz pachną mocno oraz słodko "wedle świadectwa
najbardziej wiarygodnych mężów jeszcze z odległości większej niż trzy mile".
Oczywiście lepiej jesteśmy w stanie ocenić te wszystkie szokujące wydarzenia — tak
pouczają nas zarówno historycy, jak i teolodzy — nie z dzisiejszej perspektywy, lecz czasu
naznaczonego inną wiarą i innym sposobem myślenia. Brzmi to mądrze. Jednakże na
marginesie, że jeszcze dzisiaj miliony tak wierzą i myślą — dlaczego wierzono i myślano o
takich nieśmiertelnych bzdurach przez całe epoki z taką zajadłością? Ponieważ tysiące i setki
tysięcy ciemniaków i oszustów w sutannach wbijało je do głowy, rujnowało klasyczne ideały
antyku przez stulecia i uczyniło "mądrość tego świata głupotą" (1 Kor 1,20), wtrąciło Wschód
i Zachód w to całe mroczno-fatalne bagno niewiedzy i zabobonu, oszustwa relikwii, cudów i
pielgrzymek, które wręcz pogrzebało duchowo narody (por. zwłaszcza III, rozdz. 3 i 4!);
ponieważ przegnali oni powszechną edukację ze szkół, podporządkowali i uczynili całe
wychowanie ofiarą chrystianizacji, a swój teologiczny obłęd duchowy uczynili najwyższą
nauką, tak że jeszcze Tomasz z Akwinu nazywał dążenie do wiedzy "grzechem", jeśli nie ma
ono na celu "poznania Boga" 402 .
Można było zatem każde szaleństwo, nawet najbardziej monstrualne, bez trudu
rozpowszechniać i indoktrynować, im wścieklejsze, tym piękniej! Nie tylko masy: illiterati et
idiotae 403 . "Lud w ekstazie — szydzi Wolter — lecący za paroma oszustami, wystarcza; wraz
z tą zarazą mnożą się cuda — i w końcu cały świat wariuje".
Głęboko w czasy nowożytne masy chrześcijańskie wegetują w stanie zupełnego
analfabetyzmu. Ale dlaczegóż! Jednakże również arystokracja, większość książąt: do okresu
Staufów niepiśmienna. Jednej tylko rzeczy nauczyła się ta chrześcijańska szlachta lepiej niż
innych, nie miłości bliźniego nie miłości wroga, nie Dobrej Nowiny, nie, tylko: zabijać,
zabijać, zabijać! 404
W roku 931 Henryk wyprawia się na Obodrytów. W następnym zostaje zdobyta i spalona
licząca 10 tysięcy mieszkańców Libusza (Liubusua), centrum słowiańskiego plemienia
Łużyczan (według najnowszych badań leżąca w powiecie Luckau), osiemdziesiąt lat później
obsadzony przez niemiecką załogę gród zostaje wzięty przez Bolesława Chrobrego. (Zdarzyło
się to w drugiej z trzech wojen prowadzonej przez cesarza Henryka Świętego,
sprzymierzonego z poganami przeciw księciu Polan, opiewanemu swego czasu wkrąg jako
ideał chrześcijańskiego panującego, jako rex Christianissimus i athleta Christi; sława, której
Bolesław jak wielu innych okazał się godny dzięki temu, że 20 sierpnia 1012 roku przy
wzięciu Libuszy urządził "nikczemną krwawą łaźnię" [biskup Thietmar] i ponownie spalił
gród do cna). Henryk I podporządkował sobie Łużyce trybutarnie, jak również, dzięki
wyprawie w roku 934 na kraj Wkrzan (dzisiaj Uckermark). "Nic dziwnego, że takie czyny
wywołały zachwyt Kościoła", pisano euforycznie jeszcze w XX wieku. "Porwane przez
strumień życia, nabrzmiewające z Henrykiem, życie kościelne popłynęło rzeką [...]"
(Schöffel) 405 .
Dotyczy to nawet też północy kraju. Mianowicie w tym samym roku 934 Henryk pokonał
w krwawej wojnie Duńczyków, uważanych przez prawie wszystkich za niezwyciężonych,
będących postrachem całej zachodniej Europy, a na ich wicekróla Gnubę, władcę Haithabu
(dun. Hedeby), nałożył trybut i uczynił go swym wasalem. Niemniej ważne, że dzięki temu
król również na północy stworzył nową bazę dla poszerzenia państwa bożego na ziemi.
Odwiódł przecież tym samym pogan "od ich starych zabobonów i nauczył nosić jarzmo
Chrystusa" (Thietmar). Albowiem zgodnie ze starą strategią: najpierw miecz, potem misje,
zaraz po klęsce Duńczyków arcybiskup Unno z Hamburga-Bremy rozpoczął nawracanie w
Danii i Birce. Wkrótce potem Gnuba poległ w walce przeciwko północnojutlandzkiemu
królowi Gormowi, a za panowania jego syna, króla Haralda Sinozębego, Duńczycy zostali
chrześcijanami 406 .
Na wschodzie natomiast przeciwnikami były diabły najdziksze i jeszcze długo nie znające
"jarzma Chrystusa".
"[...] Wieloletnia praca wychowawcza"
Węgrzy, "okropni w stroju i budowie ciała — jak pisze mnich Widukind — lud bardzo
dziki i przewyższający okrucieństwem drapieżne zwierzęta", jak z kolei podaje swego czasu
opat Regino z Prum, mężowie "ohydnie chrząkający” "wyjący jak psy" — to słowa
Ekkeharda IV z St. Gallen, krótko mówiąc, "dzieci Szatana" (filii Belial, Annales Palidenses),
wdarli się po raz pierwszy do Marchii Panońskiej w roku 894, a anno 900 do Bawarii. Od tej
pory często pustoszyli tereny południowoniemieckie, a Kościół stracił — oczywiście
wcześniej zrabowane — wielkie obszary. Granice diecezji w Pasawie i Salzburgu już na
początku X wieku cofnęły się do rzeki Anizy i stoków alpejskich — jakkolwiek duszpasterze
nie żałowali krwi w swej obronie: pod Preszburgiem (Bratysława) 4 lipca 907 roku na polu
bitwy polegli z całym bawarskim wojskiem również biskupi Salzburga, Freising i Seben.
Do Saksonii, a zatem i na północ wtargnęli najeźdźcy po raz pierwszy w 906 roku, gdy
młody Henryk na rozkaz ojca poprowadził wyprawę przeciwko Dalemińcom, okrutnie ich
wyrzynając. Węgrzy, przywołani przez Dalmińców na pomoc, strasznie złupili cały kraj.
Zabili wielu Sasów, innych powlekli w niewolę i za rządów Henryka zjawiali się ponownie w
919 i 924 roku, na nowo w roku 926, tym razem również po drugiej stronie Renu; watahy ich
jeźdźców zalały całą zachodnią Europę — "[...] et vastaverunt omnia 407 ", typowy zwrot
ówczesnych roczników.
Gdy król czekał na rozwój wypadków schroniwszy się w swym palatium w Werli,
przypadkiem wpadł mu w ręce jeden z węgierskich wodzów. Henryk wykorzystał okazję do
zawarcia dziewięcioletniego rozejmu (przy zapewnieniu corocznego trybutu) i wykorzystał
ten czas do stworzenia pasa obronnego, wzniesienia nowych grodów i naprawy starych,
przede wszystkim na granicy ze Słowianami, przy czym zamieszkujący te tereny lud musiał
dzień i noc je budować i dbać o zaopatrzenie. Grody rozmnożyły się oczywiście od czasów
karolińskich, a w epoce ottońskiej skupiało się w nich całe życie polityczne, a "z pewnymi
ograniczeniami również kościelne" (Schlesinger). Henryk zbudował "grody dla uzdrowienia
kraju, a kościoły Pańskie dla uzdrowienia swej duszy", notuje biskup Thietmar, redukując
mocno realne chrześcijaństwo do jego (w podwójnym tego słowa znaczeniu) praktycznych
wartości zasadniczych: Kościoła i wojny.
Następnie umocniono potężnie mnóstwo klasztorów, jak choćby Hersfeld, Nową Korbeę,
St. Gallen, i oczywiście niektóre palatia, Werlę czy Merseburg. Nie bez znaczenia była
modernizacja saskiej jazdy, opancerzonej i "szkolonej" do wojny z Węgrami na wschód od
Łaby i Soławy w ustawicznym nękaniu Słowian; historycy mówią tu również o "próbie
wytrzymałości" (Beumann). Po sześciu latach król czuł się na tyle silny dzięki "wieloletniej
pracy wychowawczej i podniesieniu obronności swego ludu" (Lüdtke), by złamać rozejm
przy gorliwym aplauzie Kościoła. W końcu i on musiał płacić trybut Węgrom; być może był
to powód natychmiastowego wprowadzenia pogłównego na jego rzecz równocześnie z
zerwaniem rozejmu w 932 roku na pierwszym poświadczonym synodzie Rzeszy za
panowania Henryka I.
W powiązaniu z owym czerwcowym synodem pod przewodnictwem arcybiskupa
mogunckiego Hildeberta i w obecności króla oraz licznych niemieckich biskupów
opowiedziało się jednoczesne zgromadzenie ludu i wojska również za wojną z Węgrami.
Wszyscy bowiem żywili nadzieję, że są dostatecznie uzbrojeni, by podjąć walkę. Król
przemawiał do ludu tymi słowy: "Od jakich niebezpieczeństw jest teraz wolne wasze
państwo, które wcześniej było w całkowitym zamęcie, to wiecie sami nader dobrze, którzy
musieliście przez wewnętrzne waśnie i zagraniczne walki tak często cierpieć. Lecz teraz
widzicie dzięki łasce Najwyższego, dzięki naszym staraniom, dzięki waszej odwadze, że
wszystko jest uspokojone i pojednane, barbarzyńcy pokonani i podbici. To, co teraz jeszcze
musimy uczynić, to powstać zjednoczeni przeciw naszym wspólnym wrogom, Awarom".
Jakiś wróg musi zawsze być, przez wszystkie tysiąclecia. Do czego byśmy doszli bez
niego! Bo przecież, wszystko w biedzie, zdaje się, w upadku, zmarnowane. Oprócz, ma się
rozumieć, Matki Kościoła. Jego bogactwo było wyraźnie nie mniejsze niż łupieżców
Węgrów. "Dotychczas, by napełnić ich skarbce, musiałem grabić was, waszych synów i córki,
teraz musiałbym ograbić kościoły i jego sługi, gdyż nie pozostały nam żadne pieniądze,
jedynie nagie życie. Idźcie więc po radę i zdecydujcie się, co mamy czynić w tych sprawach.
Mam wziąć skarb poświęcony Duchowi Świętemu i oddać jako wykup za nas wrogom Boga?
Czy może mam podnosić pieniędzmi godność służby bożej, by nas raczej zbawił Bóg, będący
zaprawdę naszym stwórcą i zbawcą?" 408
Pytania retoryczne. Oczywiste, że woleli zachować skarb kościelny, woleli wszyscy
"zupełnie zostać zbawieni przez żywego i prawdziwego Boga, gdyż jest on wierny i
sprawiedliwy we wszystkich swych drogach i święty we wszystkich swych dziełach". I tak
podnieśli — głodni zbawienia — "prawice do nieba" i zaprzysięgli królowi, że staną u jego
boku.
"Decydująca próba"
Przez całe tysiąc lat średniowiecza chyba nikt regularniej nie wyciskał trybutów niż
Frankowie i Niemcy! Ale sami płacili je oczywiście niezmiernie niechętnie. I tak odesłano w
932 roku posłów ze wschodu domagających się rocznego trybutu z pustymi rękami do domu
— a w następnym Węgrzy pojawili się na nowo. W Turyngii podzielili swe zagony. Watahy
nacierające w kierunku zachodnim przeciwko Sasom napotkały zrazu oddziały saskie i
turyńskie: "Wodzowie Węgrów padli — raduje się Widukind — ich wojsko rozprasza się,
ścigane przez cały kraj, część zostaje starta przez głód i zimno, inni umierają zabici lub
pojmani, jak sobie zasłużyli, wszyscy nędzną śmiercią" 409 .
Prawdziwie chrześcijański punkt widzenia sprawy. Mówiono także o sądzie bożym. A
drugi nastąpił 15 marca 933 roku za przyczyną wojsk Rzeszy, przez zastęp wszystkich
plemion pod wodzą Henryka koło Riade (prawdopodobnie Kalbsrieth u zbiegu rzek Helme i
Unstruty). Biskup Liutprand z Cremony podnosi przy tym "chwalebny i godny naśladowania
obyczaj" Sasów, "że żaden mężczyzna zdolny do noszenia broni, liczący sobie ponad
trzynaście lat, nie może uchylić się od powołania do wojska". Wyruszono więc z dziećmi do
bitwy, grożąc karą śmierci uchylającym się od służby wojskowej.
"Jeszcze osłabiony chorobą", relacjonuje biskup następnie, król dosiada "w miarę swych
sił rumaka, zbiera swych wojowników wokół siebie, słowami wzbudza zapał do walki [...]".
Przy czym "ożywiony tchnieniem bożym" dodaje: "Przykład królów dawnych czasów i pisma
ojców świętych (!) nauczają nas, co mamy czynić". I zaraz pędzą dzieci boże pod znakiem
archanioła Michała — w Biblii (Ap 12,7 i nast.) przywódcy aniołów w walce na koniec
świata — z krzepkim i oczywiście miłym Bogu, a nadto działającym cuda Kyrie eleison!
przeciwko piekielnemu "Hu, ha! [...] dzieci Szatana", sam król "już to na przedzie, już to w
środku, już to w ostatnich szeregach" (Widukind), i biją wrogów Rzeszy — zarazem jako
wrogów Kościoła— zupełnie na głowę "dzięki łasce miłosierdzia boskiego" (Liutprand).
Według Flodoarda, na pewno mocno (lecz jeszcze nie najmocniej) przesadzającego kanonika
z katedry w Reims, padło 36 tysięcy zabitych, nie licząc rzekomo niezliczonych potopionych
w rzece.
Jednakowoż: za życia Henryka Węgrzy już nie powrócą — piękny "sprawdzian",
świadectwo "historycznej żywotności" niemieckiej Rzeszy (Fleckenstein). Pierwsze
zwycięstwo niemieckiego króla nad Węgrami, fetowanego później przez swych żołnierzy
jako "ojciec ojczyzny, pan świata i imperator", który każe w Merseburgu "uwiecznić" swój
triumf plastycznie, jednakże wyraża "na wszelkie sposoby chwałę Bożą, jak się należy" i
podziękowanie, to znaczy ofiarowuje płacony wcześniej wrogowi trybut na rzecz Kościoła, a
rzekomo nawet ubogim 410 .
Od połowy X wieku następuje wypieranie Węgrów; w tym czasie Rzesza przechodzi po
zwycięstwie w 944 roku pod księciem Bertoldem na Welser Haide do ofensywy, zwyciężając
Węgrów w 948 roku i najeżdżając ich w następnym — z udziałem między innymi biskupa
Michała z Ratyzbony (który, sam ranny, zdołał pokonać ostro nacierającego Węgra) — aż do
zupełnego triumfu pod Augsburgiem w 955 roku 411 ,412 .
Mniej więcej równocześnie z atakami na Słowian połabskich Henryk I przedsięwziął
wyprawę do Czech, których plemiona zwracają uwagę frankijskich kronikarzy dopiero od IX
wieku.
Św. Wacław, św. Ludmiła — i dwoje pobożnych chrześcijańskich morderców
w rodzinie
Czechy zostały zawojowane przez Karola Wielkiego zaraz po jego zwycięstwach nad
Sasami i Awarami, co ciekawe, zaraz po wizycie papieża Leona I u niego w roku 804. Już w
latach 805 i 806 kazał uderzyć jednocześnie trzem armiom (IV, s. 299 i nast.) i od tego czasu
poddane były chrystianizacji, przede wszystkim przez misjonarzy z Ratyzbony. Ochrzczono
tam w 845 roku także 14 czeskich możnych (duces) wraz z orszakami (cum hominibus) 413 .
Po rozpadzie Wielkiej Morawy Czechy stały się znaczącą potęgą wśród ludów
zachodniosłowiańskich. Czesi, zamieszkali wokół Pragi, jednej z najstarszych "stolic"
Europy, zjednoczyli cały kraj przypuszczalnie do końca IX wieku. "Nawróceni" zostali
wówczas książę Borzywoj I (zm. ok. 894 r.) oraz, w nieznanym miejscu, również jego żona
Ludmiła I, córka jednego z książąt serbskich; książę — według przekazów — na dworze
Świętopełka morawskiego przez biskupa Metodego, nawet jeśli nie znamy daty jego chrztu.
Od nich rozpoczyna się nowa, i to chrześcijańska dynastia władców, czeski ród
Przemyslidow, rządzących Czechami do 1306 roku. Również synowie tej pary książęcej,
Spitygniew (889-915) i Wracisław (Vratislav) I (915-921) — od którego bierze swą nazwę
Wrocław — są chrześcijanami. Tak samo synowie tego ostatniego, Wacław I (921-935) i jego
brat Bolesław I (929-967 lub 973) według jednych źródeł Młodszy, według innych Starszy.
Obaj po przedwczesnej śmierci ojca, księcia Wracisława, jako jeszcze niepełnoletni zostali
poddani kurateli matki Drahomiry, córki jednego z książąt hawelańskich, również
chrześcijanki, a zarazem regentki. A obu synów wychowywała nawet sama święta, ich babka,
św. Ludmiła (860-921).
Późniejsze chrześcijańskie "legendy" uczyniły z Drahomiry i Bolesława pogan, ponieważ
ona zamordowała względnie kazała zamordować swą teściową, św. Ludmiłę, a on swego
brata, św. Wacława. I jeszcze w drugiej połowie XIX wieku katolicka historiografia kieruje
się legendami: kościelne standardowe dzieło Wetzera i Weltego określa Drahomirę jako
"pogankę", która po zamordowaniu Ludmiły władała "jak dusza zapragnie ze swymi
pogańskimi zausznikami".
W XX wieku jednak również w katolickim Leksykonie teologii i Kościoła (Lexikon fur
Theologie und Kirche) Drahomira już nie jest "poganką", a raczej została "ochrzczona". A
także Bolesław jest "całkowicie chrześcijaninem" i to "zapewne od młodości" (Naegle). W
końcu według Podręcznika historii Kościoła (Handbuch der Kirchengeschichte) Bolesław I
oraz jego syn Bolesław II (zm. 999 r.) "wytrwali w pełni przy chrześcijaństwie, a nawet
przyczynili się do jego umocnienia".
Jeszcze w dzień mordu na bracie demonstruje morderca według jednego ze
starosłowiańskich przekazów swą wiarę, każąc modlić się księdzu Pawłowi nad ciałem
Wacława. Również Drahomira, która 15 września 921 roku kazała swoim drużynnikom
Tunnie i Gommonowi zamordować Św. Ludmiłę i ich sowicie wynagrodzić, buduje nad jej
grobem kościół Sw. Michała (podczas gdy obaj mordercy są przez nią ścigani, Gommon
zostaje zabity, a Tunna ucieka). Czyż w parę wieków później biskup Wurzburga nie kazał
spalić czarownic, i to w niemałej liczbie, a potem odprawić mszę za ich dusze?! żadne
szaleństwo nie jest wykluczone w tej religii, a szaleństwo podawane za rozsądek, tak jak
rozsądek jako szaleństwo, jako dzieło Szatana 414 .
Bolesław pozwolił przenieść ciało swej ofiary ze Starej Boleslavi, swej rezydencji, do
praskiego kościoła Św. Wita. Przeniesienie odbyło się za jego przyzwoleniem, może i na jego
rozkaz. I nakazał ratyzbońskiemu biskupowi Michałowi konsekrować ów kościół ze
szczególnym udziałem ludu, szlachty i duchowieństwa. Następnie morderca Wacława zadbał
o to, by jego drugi syn Strachkwas, nazywany później "Chrystianem", wzrósł jako
benedyktyn w klasztorze Św. Emmerama w Ratyzbonie, z którym miał ścisłe powiązania.
Bolesławowa córka Milada została pierwszą opatką praskiego klasztoru żeńskiego Św.
Jerzego, a jego córka Dubrawka (Dobrawa) w 965 roku żoną polskiego księcia Mieszka I z
domu Piastów; według polskich źródeł pod warunkiem, że przejdzie na chrześcijaństwo, co
się też stało w następnym roku i uczyniło z Polski kraj chrześcijański (s. 302) 415 .
Oczywiście pozostałe przy pogaństwie resztki możnych odgrywały pewną rolę w walce o
władzę w Czechach, tak samo jak i konflikty wewnątrzniemieckie, a dokładniej saskobawarskie. Henryk I usiłował jednak wywierać wpływ na Czechy, przy czym — jak się
przypuszcza — uzyskał w Wacławie sprzymierzeńca przeciwko popieranemu przez księcia
Arnulfa Bolesławowi. Gdy obaj niemieccy władcy latem 921 roku niespodziewanie się
pojednali, Drahomira ujrzała w tym nie bez racji zagrożenie dla Czech, zwłaszcza że św.
Ludmiła, wyraźnie sterowana przez działającego w Pradze ratyzbońskiego archiprezbitera
Pawła, stała po stronie Arnulfa. Dlatego Drahomira kazała udusić w tym samym roku swą
teściową na zamku w Tetinie i wygnała bawarskiego księdza z kraju. Książę Arnulf wkroczył
na to w następnym roku do Czech i podporządkował sobie Drahomirę.
Henryk dopiero pod koniec tego dziesięciolecia, po pokonaniu Słowian północnych,
Hawelanów i Dalemińców, znalazł ponownie czas, by zająć się Czechami. Wtargnąwszy w
walce ze Słowianami nadłabskimi w okolicach Miśni na obszary Dalemińców nad granicą
czeską, przeszedł przez Rudawy w kierunku Pragi, podczas gdy — rzecz charakterystyczna
— książę Bawarii uderzył jednocześnie od zachodu. Była to ich wspólna wojna przeciwko
Czechom, służąca z pewnością zmuszeniu ich do płacenia trybutu, obligatoryjnego od czasów
Karola I, a poza tym raczej podporządkowaniu Bolesława — może i zdławieniu spisku
chrześcijańskich Czechów z pozostałymi jeszcze resztkami związku pogańskiego — niż
Wacława, który jeszcze w tym samym roku padł ofiarą swego brata 416 .
O Wacławie I, świętym Wacławie, jak go nazywa katolicka historiografia, krąży niemało
legend, nie dających się potraktować jako źródło historyczne. Pominąć należy również wiele
z tego, co kolportowali jeszcze później teolodzy i historycy — jak na przykład jedna z
katolickich historii Kościoła jeszcze w XX wieku, z odpowiednim imprimatur i w
odpowiednim stylu: "Władca ten miał zwyczaj samemu piec hostie i tłoczyć wino do użytku
przy świętej ofierze mszalnej, by zaświadczyć tym swą cześć dla świętej tajemnicy"
(Aerssen). A jedenastotomowy leksykon kościelny katolickich nestorów Wetzera i Weltego
podaje nawet, że święty książę potrzebną do pieczenia hostii pszenicę własnoręcznie ścinał
nocą na polu w czasie żniw (gdzie i kiedyż by indziej) i "nosił na własnych barkach do
domu"; przyznaje również jednak, że jakkolwiek w piciu "nadzwyczaj umiarkowany",
czasami jednak "pił więcej niż zwykle...", zamilczawszy już o innych sprawach.
W to, że Wacław wspierał chrześcijaństwo z wszystkich swych sił, należy wierzyć tym
bardziej, że chciał objąć panowanie nad swymi Czechami nader wyraźnie z chrześcijańską
pomocą, to znaczy zachodnich sąsiadów. Wykształcony przez niemieckich duchownych
usiłował zorganizować czeski Kościół na wzór niemieckiego i w powiązaniu z bawarskim,
wszak sam poświęcił się Świętemu diecezji ratyzbońskiej Emmeramowi i obchodził jego
święto. Czechy były kościelnie całkowicie uzależnione od biskupstwa ratyzbońskiego i
należały do diecezji biskupa Tutona. Do niego zwrócił się też Wacław, gdy zdecydował się
zbudować na praskim grodzie — gdzie już jego poprzednicy Spitygniew i Wracisław wznieśli
kościół Najświętszej Marii Panny i Św. Jerzego — nową i wspanialszą świątynię
chrześcijańską.
Narodowy święty Czechów chciał jednak nie tylko ich ścisłego związku z kościołem
bawarskim, lecz zarazem również "trwałego politycznego oparcia w Niemieckiej Rzeszy i
podległości wobec niej", ponieważ to "jedynie umożliwiało mu przeprowadzenie swego
programu rządów" (Naegle). Właśnie z tego panowało niezadowolenie w Czechach, gdzie
potężna i najwidoczniej rosnąca jeszcze opozycja arystokratyczna, wyraźnie pod
przewodnictwem Bolesława żywiącego ochotę na tron Wacława, nie życzyła sobie niczego
mniej, niż orientacji bawarsko-niemieckiej i podporządkowania groźnemu i budzącemu strach
sąsiadowi i jego Kościołowi, którego obawiano się już wielokrotnie z uzasadnionych
powodów. W końcu to Arnulf Bawarski już raz wkroczył w 922 roku ze swymi wojskami do
Czech, by osłonić wówczas 15-letniego Wacława — dla jego przeciwników "władcę chorego
umysłowo" — przed stronnictwem narodowoczeskim, które później go zlikwidowało. Jak
bowiem, jak podaje Martyrologium Germaniens (w języku mocno podniosłym): "Z powodu
swego chrześcijańskiego i proniemieckiego usposobienia padł ofiarą brata i jego siepaczy" 417 .
Wacław, ostrzeżony podobno przed zdradzieckim zamachem Bolesława w swej
rezydencji w Starej Boleslavi, puścił to mimo uszu i pokładał "wszelką ufność w Panu". Ten
jednak opuścił go 28 września 929 roku. Następnie bratobójca pośpieszył natychmiast do
Pragi, zajął tron i nakazał wielu stronników Wacława — zwłaszcza oddanych mu księży —
zabić lub wygnać z kraju, jeśli tylko pozostali na miejscu. Wprawdzie Bolesław nie chciał
usunąć chrześcijaństwa z Czech — sam był przecież chrześcijaninem — na pewno jednak
popierane przez Wacława zwierzchnictwo niemieckie. Pozostał, pisze biskup Thietmar,
"pełen pychy długi czas na tronie; w końcu jednak pobił go mężnie król [..,]" 418 .
Już wkrótce po zamordowaniu Wacław zaczął być czczony jako męczennik, chociaż
oficjalna kanonizacja została przeprowadzona dopiero w XVII/XVIII wieku. Sława jego
świętości i cudów dzięki jego "wstawiennictwu" wciąż rosła. Jego kult szerzył się również po
drugiej stronie granicy; relikwie Wacława rozprzestrzeniły się daleko w niemieckich krajach.
Lecz główne relikwie znajdowały się do XX wieku w Pradze, od początku tłumnie
nawiedzanej przez pielgrzymów, jako że stare legendy co najmniej co do tego się nie mylą. W
każdym razie imię "Wacław" stało się jednym z najczęściej nadawanych u Czechów.
Święty kolaborant i męczennik staje się antyniemieckim bohaterem
wojennym, a Henryk I "założycielem i zbawcą Rzeszy niemieckiej"
Dla średniowiecznych kronikarzy "męczennik" Wacław był wielkim bohaterem
wojennym. Znany już od XIII wieku Chorał św. Wacława śpiewano nie tylko przy koronacji
czeskich królów, był on też "Pieśnią bojową wojsk husyckich" (Lexikon für Theologie und
Kirche). A od czasów rewolty husyckiej służył do propagandy antyniemieckiej. W czysto
religijnej pieśni o Wacławie zamiast wersu "Pociesz strapionych, wypędź wszelkie zło"
śpiewano "I wypędź Niemców, i cudzoziemców". A nawet w śpiewniku z późnego XV wieku
widniały na chorągwi św. Wacława słowa: "Na Niemców, na zdrajców Boga!" Raz z
Niemcami, raz przeciw nim, zależnie od zapotrzebowania — sztuka (prze)życia tej religii 419 .
Wracajmy jednak do Henryka I.
W czasie polowania koło palatium Bodfeld (koło Quedlinburga) król doznał udaru.
Ciężko chory wziął jeszcze udział w ostatnim zwołanym przez siebie zgromadzeniu Rzeszy w
936 roku w Erfurcie. Następnie w palatium Memleben nad Unstrutą dopadł go drugi udar,
wskutek którego zmarł rankiem 2 lipca w wieku mniej więcej 60 lat — "możny pan i
największy wśród królów Europy, nie ustępujący nikomu we wszelkiej cnocie duszy i ciała, i
pozostawił syna, jeszcze większego niż on sam, a temu synowi wielkie, rozległe państwo,
jakiego nie odziedziczył po swych ojcach, lecz zdobył je własną siłą, a sam Bóg mu je dał" 420 .
Henryk I został pochowany w Quedlinburgu w kościele Św. Piotra, przed ołtarzem, i
rzekomo "wśród żałości i łez wielu ludów" (Widukind). Jeszcze długo później opiewali go
Hans Sachs, Klopstock ("I oto wróg. Pora na bój. Bywaj, zwyciężaj!") i Ryszard Wagner. I,
oczywiście z naukową podbudową, kupa historyków. Dokładnie po tysiącu lat, "20 kwietnia
1936 roku" wyznaje Franz Ludtke: "W czasie gdy moja książka już jest w druku i jako
ostatnią rzecz piszę do niej przedmowę, wpadł mi w ręce artykuł w czasopiśmie «Neues Volk,
Blatter des Rassenpolitischen Amtes der NSDAP» z 1 kwietnia (!) 1936 roku: «Henryk I,
założyciel i zbawca Niemieckiej Rzeszy»; w jego osobie rysuje się wyrazistą kreską górująca
nad wszystkimi postać króla jako niemieckiej osobowości wodzowskiej i «przyznaje
chwalebne miejsce, jakie mu się należy zgodnie z naszym dzisiejszym pojmowaniem
konieczności życiowych niemieckiego narodu i zgodnie z wiedzą o rasach naszych dni»" 421 .
ROZDZIAŁ 10.
Otton I Wielki (936-973)
"[...] pomijając okrucieństwo królewskich kar zawsze łaskawy".
Mnich Widukind z Nowej Korbei 422
"Nie ma pasterza nad niego we władaniu królestwem! Nowych biskupstw zdołał wznieść
sześć. Z wielką siłą zatriumfował nad haniebną pychą Berengara. Takoż zbuntowanym
Lombardczykom zgiął karki aż do ziemi [...]. Najdalsze prowincje płaciły mu trybuty. Zawsze
książę pokoju [...]".
Biskup Thietmar z Merseburga 423
"Otton Wielki prowadził swe wojny na wschodzie w duchu chrześcijańskiego imperializmu.
Polityka i religia przeniknęły się tak dalece, że stanowiły «nierozerwalną jedność»".
Bunding-Naujoks 424
"Papież Jan XIII postawił go w 967 roku dzięki zasługom dla Kościoła rzymskiego w jednym
rzędzie z Konstantynem Wielkim i Karolem Wielkim".
Helmut Beumann 425
"[...] patrząc całościowo od strony dokonań, jakie wynikły z jasno postawionych koncepcji i w
pełni przemyślanych, a następnie przeprowadzonych rozwiązań konkretnych sytuacji, należy
go zaliczyć bez wątpienia do wielkich historii świata. Kontynuacja i realizacja wytrwałej
pracy konstrukcyjnej Henryka I jest przy tym signum jego działań, innym i ważniejszym jest
świadome przejście do [roli] europejskiego mocarstwa, wynikające z jego własnej nowej idei
państwa". "I jest on jedynym z naszych średniowiecznych niemieckich władców, któremu
historia na trwałe przydała miano «Wielkiego». Wyniósł swe państwo do rangi europejskiego
mocarstwa".
Eduard Hlawitschka
426
Po pierwsze miecz....
Henryk I, "ojciec swego kraju — największy i najlepszy z królów" (Widukind),
pozostawił ze swego małżeństwa z Matyldą (s. 252) trzech synów: Ottona, Henryka i
Brunona. Jeszcze na wiosnę desygnował na zgromadzeniu Rzeszy w Erfurcie najstarszego,
urodzonego 23 listopada 912 roku, 24-letniego Ottona oficjalnie na swego następcę. Starszy
od niego Tankmar, zrodzony z pierwszego — uznanego za nieważny— związku, został
pominięty, jak i drugi syn z drugiego małżeństwa, Henryk, ukochany syn królowej Matyldy,
którego chętniej widziałaby na tronie. Tak więc—w rodzącej się tradycji ceremonii
koronacyjnej niemieckich królów — Otton I z saskiej dynastii Liudolfingów, przyszły
pierwszy niemiecki cesarz, został namaszczony i koronowany 7 sierpnia 936 roku w
Lotaryngii (odebranej przez jego ojca królowi Burgundów Rudolfowi), w karolińskim
palatium w Akwizgranie. Potem zakończył dzień rytualną "ucztą królewską", wielką orgią
obżarstwa i pijaństwa ("istotnym elementem wszystkich uroczystości, przy których był
obecny król": Bullough).
Na wstępie pokłócili się jednak trzej nadreńscy arcybiskupi z Trewiru, Kolonii i
Moguncji o pierwszeństwo w dokonaniu wyświęcenia władcy. Rotbert z Trewiru, wkrótce
potem arcykanclerz/arcykapelan, nim zmarł w 956 roku na zarazę, wskazywał na
starszeństwo swego biskupstwa oraz jego ustanowienie "ponoć przez świętego Piotra"
(tamquam a beato Petro apostolo). Wszakże również Wilfryd z Kolonii chciał dokonać aktu
koronacji. Ostatecznie zgodzono się na Hildeberta z Moguncji w asyście metropolity
kolońskiego. Przy tym arcybiskup moguncki, "mąż cudownej świętości" (Widukind),
przekazał w kaplicy i — żeby tak rzec — pod zakrzywioną, pasterską laską, jaką nosił,
Ottonowi jako pierwsze z insygniów Rzeszy miecz ze słowami: "Przyjmij ten miecz, którym
wypędzisz wszystkich wrogów Chrystusa, pogan i odstępców, na mocy udzielonego Ci
boskiego pełnomocnictwa i na mocy władzy na całą Rzeszą Franków, dla umacniania pokoju
wszystkich chrześcijan". Zdanie, o którym Pierre Riche pisze, że zawiera "już cały program
panowania Ottona". W każdym razie ten ukoronowany władca przyniósł obfitość wojen z
poganami, natomiast pokoju wśród chrześcijan wcale, ni po tej, ni po drugiej stronie Alp 427 .
Po poświęceniu i namaszczeniu w basilicae "Magni Caroli" Otton, pojawiwszy się
Świadomie w stroju frankijskim, a zatem w ciasno leżącej szacie, został posadzony w
zachodnim chórze klasztoru, na kamiennym tronie Karola (jeszcze dzisiaj można go
podziwiać w emporze kaplicy palatium); cały, zapewne starannie obmyślony ceremoniał
ukazuje młodego monarchę jako rex Francorum, jako kontynuatora tradycji karolińskich.
Kościół wyniósł go do "rex gratia dei", do króla z Bożej łaski, do "wybranego przez Boga (a
Deo electum) i wywyższył wyraźnie ponad wszelką arystokrację.
Zarazem widocznie zaznaczyła się już od początku — w zdecydowanym odróżnieniu od
rządów jego ojca i poprzednika — nowa, kluczowa pozycja kleru w systemie władzy i
wyraźne podporządkowanie książąt. Już nie są równi rangą wyróżnionemu z nich
"pierwszemu", jak za rządów Henryka I, lecz "sługami" pomazańca, pana z Bożej łaski. Oni,
Gizelbert z Lotaryngii, Eberhard z Frankonii, Hermann ze Szwabii i Arnulf z Bawarii, pełnią
podczas królewskiej, uroczystej uczty wobec nowego władcy służby dworskie jako cześnik,
stolnik, podczaszy i marszałek. Były to urzędy istniejące już na dworze merowińskim, z
których wywodzą się późniejsze cztery arcyurzędy Rzeszy.
Natomiast Akwizgran stał się miejscem koronacji niemieckich władców średniowiecza.
W ciągu sześciuset lat, między 936 a 1531 rokiem, otrzymało tu koronę 34 królów i 11
królowych 428 .
Ochrona kościołowi, wojna poganom
Otton I, który kazał się namaścić przez Kościół zaraz przy obejmowaniu tronu, udzielić
sobie "wyższego" święcenia, był władcą na skroś pobożnym, a nawet tak przenikniętym
sakralnym charakterem swego panowania i władania, jego podporządkowania klerowi, "że
wykonywanie królewskiej władzy stało się dla niego służbą kapłańską" (Weitlauff). Jego,
żeby tak rzec, wywyższone aktem namaszczenia królestwo głosi od samego początku
"odmienione nastawienie wobec Kościoła" i staje się "zarazem wzorem chrześcijańskich
monarchii średniowiecza" (Struve). Poddani Ottona, jeśli wierzyć Widukindowi, widzą w
jego życiu normę postępowania miłą Bogu. Król, mówiący zresztą w saskim dialekcie, o
czerwonej twarzy i długiej brodzie, pozostaje pod ustawiczną ochroną Boga, jest podporą i
nadzieją chrześcijaństwa, wielkim bożym władcą, którego panowanie jest podobne do
panowania Pana Wszechświata.
Otton Wielki, podobnie jak Karol "Wielki", postrzega swe główne zadania w ochronie
Kościoła i, mimo paru incydentów, papiestwa. Wręcz dosłownie ponowił w jednym z
zachowanych dokumentów zwyczajowe obietnice Karolingów wobec papieży, ponownie
potwierdził na piśmie stare darowizny i zagwarantował kanoniczne obsadzanie tronu
rzymskiego.
Obok i wraz z "defensio ecclesiae" władca ten, który nigdy nie wkładał korony uprzednio
nie pościwszy, widzi swe kolejne główne zadanie "w nawracaniu pogan ku Bogu"
(Brackmann). Właśnie w jego przypadku widać "bardzo mocno dość długie powiązanie wojen
na wschodzie z misją" (Bünding-Naujoks). I jeśli Kościół nie był bynajmniej jednolity pod
względem interesów, to mógł się rzecz jasna modlić za Ottona i jego wojska — w końcu
modlitwa w litaniach i laudach 429 za wojsko już w połowie VIII wieku jest regułą 430 .
Podczas wojny królewskim rębajłom powiewa sztandar Rzeszy z archaniołem Michałem.
I oczywiście rusza w pole z nimi również "Święta Włócznia". W wojennej potrzebie Otton
rzuca się przed nią na ziemię, żarliwie się modląc, jak choćby w marcu 939 roku na południe
od Xanten. Po bitwie 2 października w pobliżu Andernach klęka przed nią do dziękczynnej
modlitwy. Na ważnych spotkaniach kościelnych, synodzie generalnym w Ingelheim w roku
948, późniejszym synodzie narodowym w Augsburgu, programowo wspiera chrześcijaństwo i
jego szerzenie i uroczyście obiecuje, że w każdym czasie sercem i ramieniem będzie walczył
za Kościół. Burzy świątynie pogańskie i buduje chrześcijańskie bazy misyjne, dba o
misjonarzy i tworzy stabilnie zorganizowane diecezje. W 967 roku na wielkim zgromadzeniu
kościelnym Rzeszy w Rawennie składa raport papieżowi i członkom synodu na temat swej
"działalności misyjnej" wśród Słowian.
Otton I jeszcze bardziej zacieśnił tradycyjną więź Karolingów z Kościołem. On i jego
następcy rozwijali odziedziczone tradycje. Otton I, Otton II i Otton III, cesarze z dynastii
saskiej, jak nikt wcześniej i później opanowali Kościoły zachodnie. Otton I wydawał przepisy
przeciwko duchownym, czyniącym polowania na zwierzynę łowną i kobiety, oraz przeciwko
świeckim, odbierającym księżom dochody z dziesięcin. Kierował zgromadzeniami
synodalnymi. W 941 udał się do Wurzburga i Spiry, a w 942 do Ratyzbony, by uczestniczyć
tam w obiorze biskupa. I co oczywiste, Ottonowie rozstrzygali o objęciu biskupiego stolca —
przy czym Duch Święty nadzwyczaj dobrze pamiętał o królewskich krewnych. Otton
ustanowił swego (pozamałżeńskiego) syna Wilhelma w 954 roku arcybiskupem Moguncji,
rok wcześniej brata Brunona arcybiskupem Kolonii, a w 956 roku kuzyna Henryka
arcybiskupem Trewiru. Biskupi Wurzburga Poppon I i Poppon II, Metzu — Dytryk I, Verdun
— Berengar, Cambrai — inny Berengar, Osnabrück — Liudolf, to kolejni królewscy krewni.
Córka Ottona, Matylda, jako jedenastoletnie dziewczę została pierwszą opatką Quedlinburga.
Także papieży Ottonowie osadzali i usuwali całkowicie według własnego widzimisię.
Otton I zdetronizował Jana XII i Benedykta V, Otton III intruza Jana XVI. Bez ich
interwencji kościelne układy w Rzymie (s. 310 i nast.) stałyby się jeszcze potworniejsze.
Katolickie majestaty nie miały zbyt euforycznego wyobrażenia na temat "namiestników
Chrystusa". Otton III jako pierwszy z całą ostrością zakwestionował "dar Konstantyna" 431
jako fałszerstwo.
Biskupi — przynoszący zyski instrument panowania
Przede wszystkim Otton I przyciągnął do siebie biskupów i opatów wielkich klasztorów
Rzeszy, by zaprząc ich do "służby państwowej". Należący zwykle do arystokracji wysocy
duchowni pochodzili często z kaplicy królewskiej, gdzie pierwotnie (również) pełnili zadania
duchowne, później jednakże zostali wdrożeni do interesów władcy. Za panowania Ottona
większość biskupów w Saksonii, Frankonii i Bawarii pochodziła z jego kancelarii i kaplicy
nadwornej. Na początku lat pięćdziesiątych X wieku liczba kapelanów znacznie wzrosła; od
późnych lat sześćdziesiątych podwoiła się wręcz, a nawet potroiła liczba personelu
centralnych placówek Rzeszy. Z czasów rządów Ottona I znamy co najmniej 45 nadwornych
duchownych, wśród nich nieco więcej duchownych świeckich niż zakonnych. I jak już za
Karolingów funkcjonowali jako doradcy, dyplomaci, administratorzy i dowódcy wojskowi.
Co oczywiste bowiem, większość "wykształconych w wierności Rzeszy i pogłębionym
rozumieniu chrześcijaństwa(!) biskupów i opatów" (Hlawitschka) wyruszała z królem na
wojnę. Na przykład podczas wyprawy Ottona na Francję jesienią 946 roku, gdy jego armia
nawiedziła grabiąc szeroko cały obszar aż po Loarę i Normandię, byli obecni w armii
metropolici Moguncji, Trewiru, Reims obok wielu innych duszpasterzy. Arcybiskupi
trewirscy działali w roku 946 i 948 jako dowódcy także na południu, uczestnicząc w
wyprawach wojennych również między rokiem 953 a 965. Biskup Dytryk z Metzu — którego
poprzednik Adalbero, biorący wielokrotnie udział w wojnach, operował przypuszczalnie
wcześniej we Włoszech — przebywał tam za czasów Ottona nieprzerwanie przez pięć lat.
Prawie tak samo długo arcybiskup Adaldag z Hamburga, wywierający wpływ na ottońską
politykę Rzeszy i Kościoła, a później dzięki wojnie Ottona II z Danią (974 r.) szerzący Dobrą
Nowinę i swoje "pogłębione rozumienie chrześcijaństwa" — jakie nabył na pewno w
nadwornej kaplicy, jakiś czas nawet jako kanclerz Ottona — również w Skandynawii.
Szczególnie przez cesarza cenieni Otker ze Spiry i Lantward z Minden pozostawali na
południu w sumie ponad siedem lat. Łącznie da się wykazać za panowania Ottona I w Italii
nie mniej niż 28 niemieckich biskupów i jeśli przypuszczalnie nie wszyscy walczyli za swego
pana orężnie (jak by tego pana nie rozumieć), to z pewnością większość.
Duchowni zatem działali jako reprezentanci królewskiej polityki wewnątrz i na zewnątrz
kraju. Mieli wpływ na administrowanie Rzeszą, duchowną i świecką służbę na dworze,
sądownictwo, rozbudowę handlu i komunikacji, decydowali o gospodarczym rozwoju swych
terytoriów, o pańszczyźnie. A ich administracyjna, ekonomiczna i militarna działalność trwała
przez całe średniowiecze, przy czym odgrywali znakomitą rolę przy wszystkich obiorach
królów, a arcybiskupi mogunccy byli wprost uważani za królodawców 432 .
Oczywiście uległość państwu opłacała się klerowi. O ile bowiem król z jego pomocą
zwalczał koncentrację władzy i dążenie arystokracji, a zwłaszcza książąt, do samodzielności,
o tyle kler otrzymywał przy coraz większym podporządkowaniu Rzeszy ogrom praw
zwierzchnich i fiskalnych, zyskiwał jednak przede wszystkim ochronę króla przeciwko
zapędom arystokracji wobec jego wielkich dóbr. Poza tym silna państwowa władza centralna
pozwalała na zdobywanie rozległych dóbr ziemskich dzięki podbojowi sąsiednich ludów
pogańskich.
Biskupi i opaci, od dawna przecież wyćwiczeni w uzyskiwaniu immunitetów (od łac.
munus, "służba, urząd, łaska, dar"), byli obdarowywani w ten sposób darowiznami ziemskimi
i nowymi przywilejami. Otrzymywali szersze prawa, wyłączane spod dyspozycji hrabiów i
książąt. Zostało im przyznane pełne sądownictwo w tak zwanych causae maiores 433 , miasta
biskupie wraz z mieszkańcami wyłączone z hrabstw, a wójtostwa kościelne zrównane z
hrabstwami. A często do owych przywilejów — immunitetu oraz praw sądowniczych —
dochodziło nadanie prawa do targu, bicia monety oraz ustalania i pobierania ceł — pierwotnie
zastrzeżonego dla króla. Gdy przykładowo Otton w 965 roku zezwolił arcybiskupowi Bremy i
Hamburga Adaldagowi na stworzenie targu w Bremie, to przeniósł nań immunitet, prawo do
pobierania ceł i bicia monet z wszelkimi płynącymi z nich dochodami, za czym arcybiskup
stał się panem tego miasta. Przenoszenie podobnych regaliów hrabiowskich lub królewskich
na biskupów "wykraczało daleko poza to, co było wcześniej w zwyczaju w Niemczech"
(Bullough). Natomiast za panowania Ottonów "przywilejów immunitetowych udzielanych
panom świeckim w zasadzie nie było [...]" (Schott, Romer) 434 .
Tak szerokie włączanie Kościoła w interesy Rzeszy stabilizowało królestwo, natomiast
coraz hojniejsze wyposażanie biskupstw i klasztorów i ich stale rosnący prestiż stały się
zarazem podstawą zachwiania władzy królewskiej wywołanego reformami kościelnymi w XI
wieku. Lecz monarcha zdecydowanie postawił na episkopat i to na niekorzyść własnych
krewnych i wysokiej arystokracji.
Katolicka banda rodzinna — Bawaria i bunt królewskich braci
Samowładne przejęcie władzy przez Ottona w Rzeszy wschodniofrankijsko-niemieckiej
oznaczało z jednej strony zerwanie z karolińską praktyką podziału władzy przy sukcesji tronu
na rzecz idei jedności i niepodzielności Rzeszy. Z drugiej strony usiłował on w oparciu o
tradycje karolińskie wzmocnić pozycję króla wobec magnatów.
I tak początek rządów doprowadził wkrótce do destabilizacji, pierwszych niepokojów, a
nawet gwałtownych walk wewnątrz kraju, po części z powodu królewskich krewnych, którzy
poczuli się pominięci, po części z powodu książąt, którzy uznali, że ograniczono ich prawa.
Bez mała dwadzieścia lat władca, który nie chciał zawrzeć paktu przyjaźni z arystokracją
Rzeszy, wikłał się w konflikty dziedziczne i na jakiś czas znalazł się na krawędzi ruiny, przy
czym jego przeciwnicy mieli mocne oparcie w arystokracji, dostatecznie silnej, by jeszcze w
chwili śmierci zarówno Ottona I (973 r.), jak i Ottona II (983 r.) na nowo podnieść głowę.
Prawie połowę czasu swych rządów pierwszy z Ottonów musiał strawić na ustalaniu
hierarchii w państwie, musiał prowadzić walki z frankijskimi chrześcijanami, katolikami, o
wojnach poza granicami nie wspominając.
Nawet w Saksonii i Frankonii, właściwym jądrze ottońskiego imperium, dochodziło do
napięć.
Gdy w roku 936, po podbiciu Słowian połabskich, król powołał na margrabiego marchii
obszarów nadgranicznych nad dolną Łabą Sasa Hermanna Billunga, a rok później powierzył
margrabstwo nad środkową Łabą i Soławą hrabiemu Geronowi, starszy brat Hermanna
Billunga Wichman, szwagier królowej Matyldy, opuścił armię. Również Ekkehard, kuzyn
Ottona, który wkrótce potem padł w walce ze Słowianami, uznawał się za równie
pokrzywdzonego co Tankmar, brat przyrodni Ottona (z pierwszego małżeństwa Henryka I z
Hateburgą), od początku ograniczony w prawach dziedziczenia do prywatnej spuścizny. A
kłopoty były również z księciem Franków Eberhardem. Jeszcze niedawno przewodził
wyniesieniu Ottona na tron królewski, a później, po sporach lennych na przygranicznych
terenach frankijsko-saskich — przy czym "nigdzie nie zaprzestano niszczenia i palenia"
(Widukind) — i arbitrażu jednego saskich wasali Ottona, został ukarany za radą dwu
arcybiskupów i ośmiu biskupów 435 .
Do otwartego konfliktu doszło jednak z Bawarią.
Tam bowiem zmarł 14 lipca 937 roku Arnulf "Zły" będący postrachem wszystkich (s.
243). Wielokrotny pogromca Węgrów zachowywał się samowładnie wobec króla i trzymał w
ryzach swój kler. Otton jednakże domagał się od Bawarii większej uległości i nie chciał
tolerować ani jej samodzielnej polityki zagranicznej, ani zwierzchności nad Kościołem wraz
ze związanym z tym przywilejem osadzania biskupów, chciał natomiast przekształcić ten kraj
w "księstwo urzędowe". Najstarszy syn Arnulfa Eberhard (937-938) nie zgodził się na
złożenie hołdu Ottonowi, uznając, że ma pełnię praw do sukcesji po ojcu — wszak został
przez niego desygnowany na władcę Bawarii już w 935 roku.
Eberhard i jego bracia sprzeciwili się pełniejszemu włączeniu Bawarii do Rzeszy.
Odmówili tzw. comitatus — znanego już starożytnym Rzymianom pojęcia politycznego o
szerokim spektrum znaczeniowym, interpretowanego tutaj jako obowiązek służby wojskowej.
Doszło, podaje biskup Thietmar, "do prawdziwie poważnych niezgodności wśród naszych
rodaków i towarzyszy broni". Król szukał rozstrzygnięcia zbrojnego i z początkiem 938 roku
wkroczył do Bawarii, doznał jednak porażki. Na to hrabia Wichman, starszy brat Hermanna
Billunga (s. 294 i nast.) i starszy brat przyrodni Ottona Tankmar razem z frankijskim księciem
Eberhardem wczesnym latem tego roku uderzyli na Ottona. Wzięli jego młodszego brata
Henryka jako zakładnika, a podczas gdy Eberhard wiódł go ze sobą w swobodnym areszcie,
Tankmar zdobył Eresburg.
Król ruszył do Eresburga (koło Obermarsberg nad rzeką Diemel), gdzie buntownicy
poddali się, otworzyli bramy, a nadciągający oddział zapędził Tankmara, "zmęczonego walką
młodzieńca do kościoła Św. Piotra" (Thietmar); Sasi czcili tu niegdyś Irminsul, póki go nie
zniszczył "wielki" Karol (IV, s. 278). I chociaż Tankmar, "akt symbolicznopaństwowy",
złożył swój złoty naszyjnik i broń na ołtarzu, zamordowano go — opłakiwanego rzekomo
później w głos przez Ottona — od tyłu rzucając włócznię. "Nie wzdragali się — pisze
Widukind — wyważyć siłą drzwi i wtargnęli zbrojnie do świątyni. Tankmar stał obok ołtarza
i złożył tamże broń wraz ze złotym łańcuchem [...]. Lecz jeden z rycerzy, o imieniu Maincia,
przeszył Tankmara od tyłu przez okno obok ołtarza włócznią i zabił go obok ołtarza". A
potem rycerz zrabował jeszcze złoto. Prawo azylu, zastrzeżone w czasach rzymskich głównie
dla świątyń, i nawet w czasach merowińskich odgrywające dużą rolę, nie było ówcześnie już
praktycznie przestrzegane.
Po nowej wyprawie Ottona na Bawarię jeszcze w tym samym roku król zdetronizował jej
księcia Eberharda i skazał na banicję, po czym zniknął on z kart historii. Jego miejsce zajął,
obdarzony już mniejszą swobodą i mniejszą władzą, brat zmarłego Arnulfa, Bertold z
Karyntii, książę z łaski Ottona; o sukcesji w Bawarii oraz obsadzaniu diecezji decydował
teraz król 436 .
Niezadowolony był jednakże również młodszy brat Ottona, Henryk, w przeciwieństwie
do niego urodzony już jako syn króla. Wspierany przez matkę ich obu i saskich możnych,
zażądał nie tylko współregencji, lecz tronu w ogóle, przejęcia całej władzy i to chyba zaraz po
śmierci ojca. Dlatego usunięto Henryka na czas intronizacji Ottona w Akwizgranie.
Zbuntował się więc w 939 roku, zaraz po uwolnieniu, razem ze swoim szwagrem, księciem
Gizelbertem z Lotaryngii (prawnukiem Lotara I), podczas koronacji Ottona służącym jako
podkomorzy, i z księciem Eberhardem z Frankonii, który tak bardzo skorzystał na usunięciu
wszystkich starszych Babenbergów (s. 238 i nast.). Eberhard poddał się po śmierci Tankmara,
przedtem jednak zawiązał z drugim bratem króla, Henrykiem, nadzwyczaj groźny spisek,
mający na celu doprowadzenie go do władzy.
Oddziałom królewskim udało się wprawdzie w marcu 939 roku pod Birten nad dolnym
Renem (na południe od Xanten) rozstrzygnąć na swoją korzyść pojedynek z przeważającymi
siłami Gizelberta i Henryka, lecz było to szczęśliwe zwycięstwo dzięki oskrzydlającemu
uderzeniu na tyły przeciwnika, co przypisywano oczywiście modłom króla i "Świętej
Włóczni", obecnym na prawym brzegu Renu. "O Boże, wszystkich rzeczy stwórco i władco,
wejrzyj na swój lud [...]". Wszakże z Bożą pomocą "wszyscy zostali albo zabici lub pojmani,
albo co najmniej zmuszeni do ucieczki" (Widukind). Bunt jednak rozszerzał się coraz
bardziej. Powstańcy znaleźli oparcie w zachodniofrankijskim Karolingu Ludwiku IV, podczas
gdy Otton związał się z jego wewnętrznymi wrogami, potężnym Robertynem, księciem
Hugonem z Francji, który w 937 roku poślubił siostrę Ottona Hadwig 437 (Jadwigę), oraz
Heribertem II z Vermandois (który w 925 roku kazał wynieść na co najmniej dwadzieścia lat
do godności arcybiskupiej w Reims swego pięcioletniego syna, również Hugona).
Otton, chcący przeciwdziałać utracie Lotaryngii, kazał ją spustoszyć podczas wyprawy na
zachód latem tego roku. A gdy jego przeciwnicy — wśród nich "również kilku przestępczych
i znienawidzonych od Boga mężów Kościoła" (Continuator Reginonis), jak arcybiskup
Fryderyk z Moguncji, wysłany przez Ottona jako pośrednik — usiłowali odciąć mu odwrót do
Saksonii, a wielu z jego ludzi już zdążyło uciec, uratowały go od katastrofy oddziały
szwabskie pod wodzą Konradynów, hrabiów Udona i Konrada Kurzbolda, bliskich krewnych
nie tylko księcia Szwabii, lecz również księcia Eberharda. Zaatakowali oni 2 października
939 roku znienacka rebeliantów pod Andernach i pobili ich. Eberhard z Frankonii padł w
walce, Gizelbert z Lotaryngii podczas ucieczki w wodach Renu — "i nigdy nie został
odnaleziony" (Widukind) 438 .
W ten wielki bunt przeciwko królowi byli uwikłani również wysocy duchowni. I tak
podczas powstania lat 938-939 biskup Ruthard ze Strasburga, lub biskupi Bernain z Verdun,
Gozlin z Toul, święty (jego święto przypada na 7 września), i Adalbero I z Metzu, gorliwy
reformator, oraz opat klasztoru St. Trond. Metz stał się nawet miejscem zbiórki wszystkich
przeciwników niemieckiego władcy. A podczas gdy zwalczał on rokosz na zachodzie, a na
wschodzie pogańscy Węgrzy najechali Turyngię i Saksonię, Adalbero — promotor
lotaryńskiego ruchu reformatorskiego — zburzył walcząc przeciw królowi kaplicę Ludwika
Pobożnego w Diedenhofen (Thionville), by nie stała się szańcem wroga.
Na uwagę zasługuje tutaj nowy moguncki książę Kościoła, wedle współczesnego
kronikarza, znanego jako Continuator Reginonis, ujawniający swą cnotę jedynie w tym, "że
zawsze przyłączał się jako drugi tam, gdzie tylko ktoś dał się poznać jako wróg króla". Przy
tym hildesheimski kanonik Fryderyk ledwie pod koniec czerwca został przez Ottona
powołany na arcybiskupa i, zapewne jeszcze w tym samym roku, przez papieża Leona VII na
apostolskiego wikariusza i papieskiego legata na całe Niemcy, to przy okazji zarazem był
szczuty przez Ojca Świętego, by "wypędzał żydów odmawiających chrztu". (Kronikarz i
ksiądz Flodoard z Reims, w orszaku tamtejszych duszpasterzy biorący udział w różnych
wyprawach wojennych, podczas misji politycznej do Rzymu w 936 roku spożywał posiłek z
nienawidzącym żydów pontifeksem i odniósł "nadzwyczaj korzystne wrażenie jego [...]
serdeczności": Kelly). Jak Leon VII, tak i jego wikariusz arcybiskup Fryderyk — niekiedy
całkowicie bezkrytyczny i oderwany od życia — przed którym kiedyś właśni diecezjanie
zamknęli drzwi po zdradzie króla, oddany był reformie, surowej dyscyplinie wśród
zakonników. Nie podobało mu się traktowanie dóbr kościelnych we własnej diecezji, jak i
uprzywilejowana pozycja klasztoru w Fuldzie. Król ze swej strony zamknął mogunckiego
arcypasterza i papieskiego legata — trzymającego jak jego poprzednik od czasu wojny
przeciwko Babenbergom z Konradynami — w latach 939 - 940 i 941 w klasztornym areszcie.
Po pokonaniu buntowników Otton podporządkował księstwo Frankonii sobie samemu —
straciło ono samodzielność na zawsze. A Lotaryngię nadał (jako następcy Gizelberta) swemu
ułaskawionemu w 940 roku bratu Henrykowi, który nie zdołał się w niej utrzymać i już tej
samej jesieni został z niej przepędzony. Wciąż żądny korony, do której miał pewne prawa,
usiłował zamordować króla zawiązując spisek, i to akurat w świętą Wielkanoc (941 r.) w
Quedlinburgu. Rzecz się jednak wydała. Otton kazał ściąć wielu spiskowców, przeważnie z
saskiej arystokracji. Podejrzany również metropolita moguncki, ledwie rok wcześniej
wypuszczony z aresztu klasztornego w Fuldzie, "oczyścił" się publicznie dzięki "sądowi
bożemu", czyli komunii. A buntujący się ustawicznie braciszek, pojmany i zawleczony do
Ingelheim, padł jeszcze w Boże Narodzenie tego roku do stóp potężniejszego brata, został
znów łaskawie przyjęty i po jak by nie było trzech buntach nie został potraktowany jako
recydywista 439 .
"Dbałość o krewnych" i jej skutki: bunt Liudolfa
By nie doznać porażki, jak jego ojciec Henryk, z powodu aspiracji książąt, Otton
prowadził od 940 roku pewną "politykę rodzinną", oddawał mniej lub bardziej lubianym
krewnym księstwa, raczej peryferyjne, by ich trzymać z dala od centrów władzy — Saksonii i
Frankonii. Lub wydawał krewnych za oddane mu osoby.
I tak dał swemu zbuntowanemu, choć przy podziale dziedzictwa wyraźnie
pokrzywdzonemu bratu Henrykowi najpierw księstwo Lotaryngii, co było oczywiście złym
posunięciem; następnie, po śmierci księcia Bertolda w 947 roku, księstwo Bawarii, ignorując
jednakże wprowadzone tam przez Luitpoldingów prawo dziedziczenia. Nowy władca zaś,
Henryk I (948-955), był żonaty od dziesięciu lat z Judytą z Luitpoldingów, córką
wcześniejszego księcia Arnulfa. Jednakowoż długi czas nie wszyscy w Bawarii zgadzali się z
takową obsadą książęcego stolca, m.in. salzburski arcybiskup Herold (939-958, zm. ok. 970
r.). Jako stronnik Liudolfa opuścił podczas powstania w 954 roku króla i otwarcie przeszedł
do obozu jego wrogów. Został jednak pojmany i jako (rzekomy) kolaborant Węgrów po
bitwie pod Mühldorf nad rzeką Inn, przypuszczalnie 1 maja 955 roku oślepiony i wygnany
przez Henryka bawarskiego, co w owym czasie, dotyczyło bowiem jednego z książąt
Kościoła, bardzo wzburzyło umysły. Lecz nawet na łożu śmierci książę nie chciał żałować
swego czynu, choć żądał tego biskup Michał z Ratyzbony.
Jak i jego brat Otton — również Henryk, "jaśnie oświecony książę Bawarii", nie był
nadmiernie wrażliwy "na okropieństwo barbarzyńców i wszystkich ludów sąsiednich, a nawet
Greków" (Vita Brunonis). Gdy na przykład w 951 roku zdobył Akwileję, by rozszerzyć swe
wpływy w Italii, kazał pozbawić męskości tamtejszego patriarchę Engelfryda (ok. 944-963).
Jednego z hierarchów oślepił, innego wykastrował — lecz osobiście był dobrym
katolikiem. Gdy wkrótce potem zmarł, jego małżonka Judyta bawarska żyła "w głębokiej
żałobie" i "jako wdowa wstrzemięźliwie", dostała się jednak "zastanawiająco na ludzkie
języki" ze względu na swego doradcę, biskupa Abrahama z Freising (957-993). Jednakże
biskup Abraham okazał się dzięki sądowi bożemu, przyjęciu komunii, "czysty na duszy i
ciele" (biskup Thietmar).
Aby jeszcze bardziej skonsolidować swe panowanie, król nawiązał dynastyczne więzi z
możnymi Rzeszy.
I tak wydał w 947 roku swą szesnastoletnią córkę Liudgardę za równie młodego Franka
nadreńskiego Konrada Czerwonego 440 , posiadającego bogate dobra w regionie Wormacji i
Spiry, od trzech lat księcia Lotaryngii (944-953) i od dłuższego czasu jednego z najbardziej
zaufanych Ottona. Poza tym ożenił swego najstarszego, lecz jeszcze w młodzieńczych latach,
syna Liudolfa, w 946 roku desygnowanego na następcę tronu, w tym samym 947 roku z Itą,
córką nie posiadającego synów Hermanna I ze Szwabii (926-949), głowy frankijskich
Konradynów. Po śmierci Hermanna Liudolf został księciem Szwabii (950-954) — był to
"młodzik o osobliwej sławie i poważaniu", któremu jednak "dochodzenie do władzy nie
wydawało się dostatecznie szybkie" (Vita Brunonis) 441 .
Nie udało się konsekwentnie zdążającemu do celu monarsze powiązać Ściślej z koroną
przy pomocy księstw czy korzystnych mariaży członków swego rodu, pokrzywdzonych jego
jedynowładztwem. Uprzywilejowani cierpieli na jeszcze większy głód władzy i tak doszło —
co powtarza się w chrześcijańskich domach panujących z pokolenia na pokolenie — do
nowego buntu, buntu Liudolfa w 953 roku. Widział on zagrożenie w swym stryju, księciu
Bawarii Henryku, jak również w synu Ottona z jego drugiego małżeństwa z Adelajdą,
Henryku, urodzonym pod koniec roku 952, zmarłym zresztą już dwa lata później.
Bardzo dla króla groźnemu powstaniu, buntowi wielu niezadowolonych, przewodził
Liudolf, najstarszy syn z małżeństwa z Edgit, książę Szwabii (ze ścisłymi kontaktami z
klasztorami St. Gallen, Reichenau, Pfafers i Einsiedeln) i Konrad Czerwony, zięć Ottona, od
944 roku książę Lotaryngii, "do niedawna jeszcze najdzielniejszy książę, teraz jednak
najbezczelniejszy rozbójnik". Obaj książęta buntownicy walczyli "wszelkimi środkami
przemocy i w nie mniejszym stopniu chytrości, nie spoczywali ni w dzień, ni w nocy, siali
nieufność wśród swych przeciwników, nie zaniedbywali niczego i nie cofali się przed niczym.
Ich największym celem było dostać jakimś sposobem w swe ręce największe i najbogatsze
miasta Rzeszy. Stąd, tak mniemali, mogliby opanować z łatwością wszelkie części Rzeszy".
Otton nazywał insurgentów, mających pustoszyć kraj w powiązaniu z Węgrami,
"wrogami kraju", "zdrajcami ojczyzny", "dezerterami, którzy w swej obrażającej Boga
bezczelności najchętniej widzieliby mnie samego zamordowanym, jak sądzę z ich ręki, lub
inną najgorszą śmiercią" (Vita Brunonis).
Prawie wszyscy Luitpoldingowie przeszli do obozu buntowników, jak choćby większość
szlachty bawarskiej w ogóle; również palatyn Arnulf, syn księcia Arnulfa "Złego", już
podczas buntu z lat 937-938 wśród rebeliantów, jednakże przez Ottona mianowany na
hrabiego, a dopiero w 953 przez Ottonowego brata Henryka (gdy podążył ze swą armią do
Moguncji wesprzeć króla) na swego namiestnika. Po stronie buntowników, których rewolta
objęła wkrótce całe południowe Niemcy, a nawet przeniosła się do Saksonii, stali również
arcybiskup Herold z Salzburga i ponownie arcybiskup Fryderyk z Moguncji, który potem na
zgromadzeniu w Langenzenn w czerwcu 954 roku zapewnił, że nigdy nie przedsięwziął
niczego przeciw należnej królowi wierności, w istocie natomiast — jak uważał sam władca
— w wielu "obudził chęć szaleństwa wojny domowej" (Vita Brunonis). Pozostawił
buntownikom jako punkt oporu Moguncję, którą Otton oblegał na próżno przez dwa miesiące
w lipcu i sierpniu 953 roku.
Jak już na Wielkanoc 941 roku król uszedł zaplanowanemu nań zamachowi jego
katolickich krewniaków. Następująca po tym wojna domowa, pełna przemarszów, ataków,
oblężeń i szturmów różnych grodów i miast, potyczek głównie o Moguncję i Ratyzbonę,
toczyła się początkowo niekorzystnie dla Ottona, przyniosła jednak szczególnie ciężkie straty
ludowi — w mieniu i życiu ludzkim, wszak król "pustoszył i palił [...] w kraju" (Thietmar).
Również bawarska stolica Ratyzbona, oblegana bezskutecznie całymi miesiącami pod koniec
953 roku, poszła przy okazji częściowo z dymem.
Jednakże prawie wszystkie umocnione miejsca w Bawarii trzymały stronę buntowników,
a Otton stał pod zamkniętymi bramami. Do tego wiosną 954 roku wtargnęli Węgrzy, "ta
dawna zaraza ojczyzny" (Vita Brunonis), niespodziewanym atakiem aż po Ren i Lotaryngię.
W końcu akurat niepokoje, waśnie, wojny domowe jawiły im się jako odpowiednie momenty
do ich łupieżczych wypraw. Im mocniej chrześcijanie się bili ze sobą, tym lepiej. Również
teraz węgierskie zagony wykorzystały zatem wewnątrz katolickie jatki do pustoszącego
najazdu na Niemcy, zwłaszcza na południu. Pewnie również tym razem, jak to często było,
książęta Rzeszy wykorzystali wroga swego kraju jako mile widzianego sprzymierzeńca.
Liudolf, tak twierdzi przynajmniej Thietmar, wziął "przeciwko swemu ojcu i królowi jako
towarzyszy na żołd awarskich łuczników". Także Konrad Czerwony był obwiniany o
współpracę z Węgrami.
Jednakże właśnie z tego powodu nastroje zmieniły się na korzyść Ottona. A jeśli nawet
paru dostojników niemieckiego Kościoła, jak arcybiskupi Fryderyk i Herold, stało po stronie
buntowników, to w decydującym momencie króla uratował od klęski nikt inny, jak mężny
święty, Ulryk z Augsburga — w Dzień Niewiniątek powołany na biskupa — który przesiadł
się z wozu na konia i przygalopował na pomoc zgnębionemu królowi. I również w końcowym
stadium walki hufiec Ulryka (oraz biskupa z Chur) odegrał decydującą rolę 442 .
Otton stworzył sobie dzięki hojnemu wyposażaniu episkopatu w dobra i przywileje
skuteczną podporę, przeciwwagę dla władzy książąt, co wyraziło się przede wszystkim w
servitium regis, "służbie dla Rzeszy" pełnionej przez diecezje i opactwa. Przełożyły one
oczywiście ten ciężar na swych poddanych, podczas gdy obowiązek świadczenia wysokiej
arystokracji był niepewny. Personel "służby dla Rzeszy", będącej często służbą wojenną, brał
Otton w coraz większym stopniu ze swej nadwornej kaplicy, której poświęcał szczególną
uwagę 443 .
Na temat ottońsko-salijskiego systemu kościelnego Rzeszy wywiązała się w ostatnim
czasie dyskusja: a mianowicie, czy stworzony przez dawniejszych badaczy (L. Santifaller)
typologiczny porządek był historycznie uzasadniony. Czy zatem Otton I stworzył nowy typ w
ramach "systemu kościelnego Rzeszy", czy — za czym istotnie więcej przemawia —
kontynuował jedynie mocniej tradycje karolińskie, rozwijał z większym naciskiem i
konsekwentniej pewne elementy kontynuacji — w końcu też w karolińskim kościele Rzeszy
decydującą
rolę odgrywały klasztory, a w ottońskim diecezje. Niejako duchowny urząd biskupa
(zasadzający się na zupełnie bezpodstawnych, do tego całkowicie przejętych z innych religii
pojęciach wiary, ukazanych przeze mnie w ścisłym związku z historyczno-krytyczną teologią
w I znowu zapiał kur) od dawna był przeniknięty zadaniami polityczno-militarnymi, nawet
jeśli "świeckie" władztwo i orientacja "narodowa" hierarchów za czasów Ottonów stały się
jeszcze wyraźniej widoczne. Nie ma tu nic zasadniczo nowego, raczej od stuleci coraz
bardziej rzucający się w oczy instrument panowania, przy pomocy którego nota bene biskupi i
opaci dążyli do własnych celów, na dłuższą metę z wielką szkodą dla państwa 444 .
"Christi bonus odor" (przyjemny zapach chrześcijanina) albo "królewskie
kapłaństwo"
Znamiennym ucieleśnieniem, wręcz prototypem ottońskiego księcia Kościoła, był
rodzony brat Ottona Brunon, urodzony w maju 925 roku najmłodszy syn króla Henryka I i
królowej Matyldy, w latach 953 - 965 arcybiskup koloński.
Od najwcześniejszych lat przeznaczony do stanu duchownego już jako czterolatek
wychowywany był w szkole katedralnej Balderyka z Utrechtu (918 - 976), hierarchy
spokrewnionego z domem królewskim. W wieku czternastu lat Brunon na życzenie brata
znalazł się na dworze, gdzie wkrótce zdobył decydujące wpływy. Już w 940 roku, jako
piętnastolatek, awansował na kanclerza, a w 951 roku — jeszcze przed mianowaniem na
biskupa, rzecz wielce niezwykła — na arcykapelana i arcykanclerza, mając zarazem nadzór
nad kancelarią dworską. W 953 roku, mając 28 lat, został arcybiskupem kolońskim; władał
ostatecznie większością diecezji i opactw, a w kulminacyjnym momencie buntu Liudolfa —
faktycznie — również księciem Lotaryngii: "archidux", jak nazywa go jego pierwszy biograf,
mnich Rotger, ściągając słowa archiepiscopus i dux, ujmując podwójną pozycję Brunona jako
księcia Kościoła i Rzeszy. Wszak okryty sławą święty także w Lotaryngii "usunął militarnymi
środkami [...] wszystkie przeciwstawiające się królestwu opory arystokracji" (Patzold).
Na dworze, gdzie Brunon "pośród swych służących-purpuratów" pojawiał się "w prostym
odzieniu i chłopskim kożuchu z owczych skór" (Vita Brunonis) nie biorąc przy tym kąpieli
("Christi bonus odor"), kształcono pod jego kierownictwem w kaplicy, a szczególnie w
kancelarii, młodych duchownych na biskupów, opatów, na mężów obeznanych równie dobrze
z ideą nawracania chrześcijan, jak i augustyńską ideą (I, s. 316 i nast.) "wojny sprawiedliwej",
bellum iustum, oraz wojny napastniczej: przydatne do usprawiedliwiania masowego
mordowania "niewiernych".
Arcybiskup Brunon był zatem z jednej strony szermierzem "reformy", propagującym
monastyczne pryncypia z Gorze, słynnego lotaryńskiego opactwa benedyktyńskiego (data
założenia — 748 — przyjęta została na podstawie sfałszowanych dokumentów), a z drugiej
zaś ruszał w pole ze swymi żołnierzami — choć nigdy mu nie zależało, by coś "podobało się
jemu samemu, lecz Bogu" (Vita Brunonis) — najeżdżał krwawo hrabiów i innych możnych,
łupił w końcu chrześcijan, katolików, burzył grody "w domu i na wojnie", jak zdradza jego
biograf, "niestrudzony bojownik Pana". Co najmniej sześć razy święty biskup walczył na
czele swych oddziałów — badacze historii nazywają to vita activa. Oblegał (w 959 i 960
roku) Dijon i Troyes. Walczył ze swymi oddziałami w Burgundii i Francji, interweniował
zwłaszcza w Lotaryngii, wielokrotnie powstającej przeciw niemu, i to brutalnie. Całkowicie
zniszczył militamie hrabiego Reginara III. Został on przez króla skazany na banicję, a jego
dobra skonfiskowane; w roku 973 zmarł na wygnaniu w Czechach. (Jego synowie, Reginar
IV i Lambert, wróciwszy do kraju po śmierci Ottona, już w 974 roku na wieść o
nadciągającym Ottonie II musieli uciekać do Rzeszy wschodniofrankijskiej). Natomiast
biskupowi Berengarowi z Cambrai (956-962), którego poddani zbuntowali się podczas jednej
z podróży na dwór królewski, Brunon pomógł wrócić do miasta, po czym Berengar rozpoczął
rządy terroru, napadł przy nadarzającej się okazji na swych diecezjan i wielu kazał zabić, nie
utrzymując się zresztą długo w Cambrai. (A jego następca, biskup Ansbert [966-971], też
rządził jedynie dzięki pomocy z zewnątrz).
Przy tym wszystkim, do czego skłaniała go "nędza ludu", św. arcybiskup był oczywiście
zawsze "mężem bożym Brunem" (Vita Brunonis), skrycie nastrojony po mniszemu
eschatologicznie, ukierunkował swój umysł na życie w innym świecie. Jednakże w walce po
stronie królewskiego brata, "światła kręgu ziemskiego", "pomazańca pańskiego", wszyscy
przeciwnicy — niezależnie od wiary, a stan taki występuje w chrześcijaństwie przez
wszystkie tysiąclecia! — stają się czystymi diabłami; "pędzeni przez ducha nienawiści",
"płonący dla Szatana", szerzą "truciznę swej złości w całym ciele Rzeszy": wiarołomcy,
bandyci, "zaraza rodu ludzkiego", "wściekłe wilki pustoszące Kościół Boży" etc. Natomiast w
św. Brunonie "miłość" jednoczy wszystko, najwyższą szlachetność, wysokie urzędy,
godności, mądrość — i najgłębszą pokorę, łagodność, codzienne postępy w cnocie. Dodaje
przecież, jak miał się wyrazić sam Otto, "do naszego królewskiego panowania królewskie
kapłaństwo". Święty jest zatem "zarazem godny miłości, jak i budzący strach", jest — to leży
w charakterze rodzinnym — zupełnie jak jego brat: "pomijając okrucieństwo królewskich kar
zawsze łaskawy". A nawet, "wśród łagodnych i pokornych nikt nie był łagodniejszy i bardziej
godny miłości, wobec złych i pysznych nikt nie był surowszy". Arcybiskup Bruno bowiem,
"chrześcijanina dobry zapach", nie dysputował jedynie ze swym biografem, "on uprawiał
politykę i zajmował się niebezpiecznym rzemiosłem wojennym". Nie, był także "dzień w
dzień" ucieczką uciśnionych i biednych. Wszakże nawet na wojnie czynił rzeczy dobre i
uzdrawiające — "również sprowadził do katedry i innych kościołów skarby zbawienia,
relikwie świętych, w ilości jak chyba żaden z jego poprzedników" (Oediger); "cudne perły i
słodkie fanty", "z prawie wszystkich krajów i krańców świata" (Vita Brunonis) 445 .
"Cudne perły" i trzydziestoletnia walka o prymat
Za najlepszy, najpiękniejszy i najznakomitszy z wszystkich skarbów Brunona uchodziły
laska i łańcuchy św. Piotra. Relikwie te (jak i wiele innych), które biskup zdobył z prawdziwą
"miłością", "z zachwytem", laskę z Metzu, a ogniwa łańcucha przypuszczalnie w 955 roku od
papieża Agapeta II z Rzymu, były oczywiście ze szczętem fałszywe. Akurat o laskę Piotrową
— pokazywaną jeszcze w XX wieku w kolońskim skarbcu katedralnym! — rozgorzała
prawdziwa trzydziestoletnia walka między metropolitami Kolonii a Trewiru. Wszak godność
stolca biskupiego i jego — tak ważny w religii nauczającej pokory — prymat wobec innej
diecezji -zależały w istocie od tego, czy jego założenie da się wywieść od Piotra lub jednego z
jego uczniów, co oczywiście należy włożyć między bajki (por. II, s. 38 i nast.).
Metz i Trewir rościły sobie więc pretensje do "uczniostwa Piotrowego" (zapisanego
dopiero w IX wieku). A przeciwko przygniatającej przewadze, jaką zdobył Brunon z Kolonii,
powoływano się na rzekomą apostolską sukcesję siedziby trewirskiej i wspierano bajeczką o
lasce Piotrowej, w której wszystko zostało zmyślone; w każdym razie przynajmniej
wskrzeszenie kolońskiego arcypasterza Maternusa — źródła historyczne odnotowują, że żył
on w IV stuleciu, lecz miał zostać wysłany na misje przez apostoła Piotra! Po jego nagłej
śmierci sprowadzono laskę Piotra z Rzymu i przy jej cudownej pomocy pogrzebany już od
czterdziestu dni w Alzacji Maternus miał zostać ożywiony, a później wybrany na biskupa
Trewiru.
Innym razem tak mocno trzymający się życia biskup — nie można mu tego przecież brać
za złe — miał powstać z martwych na dziewięć lat w czasach Karola Wielkiego. A w ogóle,
jak to podają chrześcijańscy kronikarze, św. Maternus (dobry na infekcje i gorączki, święto
14 września) miał nawet być krewnym Jezusa, a mianowicie znanym z Ewangelii
młodzieńcem z Nain, tak że byłby trzykrotnie zmarł i ponownie zmartwychwstał — jeśli o
jego wskrzeszeniu donosi jedynie Łukasz, a wszyscy pozostali ewangeliści, wymieniający
wiele mniejszych cudów Jezusa, na ten temat jednak milczą. Na marginesie: w roku 1059
również metropolita Reims uzasadniał swe prawa do koronacji królewskiej powołując się na
laskę Piotra, którą niegdyś papież Hormizdas miał przekazać Remigiuszowi z Reims!
Brunon z Kolonii zawładnął więc, przypuszczalnie w 953 roku, znajdującą się w katedrze
w Metzu złowieszczą laską, by pozbawić podstaw dążenia Trewiru do prymatu. Jednakże w
latach sześćdziesiątych X stulecia sfałszowano, zapewne wśród duchownych katedry
trewirskiej, tak zwany dyplom Sylwestra, wedle którego papież Sylwester I (314-335)
potwierdza kościołowi trewirskiemu prawa prymatu nad biskupstwami galijskimi i
germańskimi, jakich kiedyś udzielił sam Piotr! A na podstawie tego falsyfikatu papież Jan
XIII przyznał 22 stycznia 969 roku arcybiskupowi Trewiru Teoderykowi (965-977)
upragniony prymat nad Galią i Germanią.
Niestety tak wtedy ważna "laska Piotrowa" znajdowała się w Kolonii. Jednakże
arcybiskupowi trewirskiemu Egbertowi (977-993), kształconemu w królewskiej kaplicy
nadwornej, który w 976 roku został kanclerzem Ottona II, udało się uzyskać od arcybiskupa
Kolonii Warina (975985), złamanego może ciężarem "historycznych dowodów" Trewiru,
zgodę na podział laski. Z chrześcijańskiego punktu widzenia każda część relikwii jest równie
dobra jak cała, i w podzielonej tkwi bowiem uzdrawiająca moc całej. Arcybiskup Egbert, w
równym stopniu mający na uwadze materialne bezpieczeństwo swej diecezji, jak i aspiracje
do prymatu nad Galią i Germanią, kazał sporządzić dla swego fragmentu nadzwyczaj
kunsztowną gałkę, dzięki czemu ostatecznie przewyższył koloński "oryginał" i uczynił
trewirską laskę Piotrową jednym z arcydzieł "ottońskiego złotnictwa" (Achter).
Nie dość na tym. Wyczerpujący napis na kunsztownym dziele opowiada o historii laski,
wedle której została ona kiedyś "przesłana w celu wskrzeszenia Maternusa przez niego
(Piotra)" i wypomina przy tym łagodnie przywłaszczenie sobie trewirskiego dobra
kościelnego przez arcybiskupa Brunona z Kolonii, który zażądał laski. "Źródła pisane
uwidaczniają z całą ostrością prowadzoną od połowy wieku przez Trewir walkę o prymat i
laskę. Im bardziej Trewirowi groziło wypchnięcie z szeregu niemieckich biskupstw, tym
intensywniej dążył do eliminacji rywali poprzez demonstrowanie własnego wieku i
apostolskiego nadania" (Achter) 446 .
Po stłumieniu buntu Liudolfa poszczęściło się Ottonowi I jeszcze dalsze i większe
umocnienie jego władzy, zwycięstwo na Lechowym Polu nad Węgrami. (Porażka z nimi
wpędziłaby go zapewne w nowe konflikty wewnętrzne).
Bitwa na Lechowym Polu (955 rok) — wielki "dar bożej miłości"
Pod Augsburgiem — jego biskupi są uznawani od IV do VIII wieku (od
Zosimusa/Dionizego po Marcjana) za "legendarnych", to znaczy wymyślonych (źródłowo
pewny jest dopiero biskup Wicterp, zm. przed 772 r.), pod Augsburgiem armia szwabskofrankijska pod wodzą Ludwika Dziecięcia została już raz pobita przez Węgrów w roku 913, a
w 926 roku najeźdźcy ponownie spustoszyli okolice miasta. A jak w 954 roku, tak i w rok
później najechali Bawarię, by skorzystać na wojnie domowej w Niemczech, na buncie
Liudolfa. Grasowali między Dunajem a rzeką Iller, rabowali nieumocnione miejscowości i
rozpoczęli oblężenie biskupiego miasta Augsburga.
Tym razem króla nie powstrzymywały już rebelie we własnym obozie. Raczej szybko
zmobilizował własne zastępy z prawie wszystkich niemieckich plemion, zwłaszcza Franków,
Bawarów i Szwabów, a nawet z Czech. Brakło jedynie wojsk lotaryńskich i większości
saskich, gotujących się na Słowian. Za to po chrześcijańskiej stronie walczył prawdziwy
święty, biskup Ulryk z Augsburga — pewnie walczył również i morderca świętego,
bratobójca Czech Bolesław (s. 266 i nast.), przymuszony przez Ottona w 950 roku za pomocą
wyprawy zbrojnej do hołdu lennego.
Gdy król niemiecki nadciągnął i "ujrzał ogromne wojsko Węgrów, pomyślał sobie, że nie
może zostać pokonane przez ludzi, chyba że Bóg się zlituje i ich wybije" (Vita Oudalrici) 447 .
A Bóg i Otton współpracowali ze sobą; przy czym Otton nie szczędził obietnic i gróźb,
obiecywał jednak swym wojownikom zwłaszcza "zapłatę i łaskę za ich pomoc", "wieczną
zapłatę, gdyby padli, a radości tego świata, jeśli będą zwycięzcami" (Thietmar). Zatem,
przynajmniej dla niektórych, nie powinno pójść źle.
Podczas gdy Węgrzy swoich do bitwy naganiali biczami (Vita Oudalrici), katolicki król
zastosował całe duchowne instrumentarium, uczynił wszystko, co się czyni w przypadku
chrześcijańskich masowych mordów, by przekupić niebo i spreparować potencjalne ofiary
bitwy metafizycznie. Już na dzień naprzód nakazał w obozie post, a potem ślubował wśród
łez, że za zwycięstwo w tym dniu ustanowi w Merseburgu biskupstwo, jego świeżo
rozpoczęte palatium każe zaś rozbudować w kościół. "Podniósł się z ziemi, wysłuchał mszy i
przyjął komunię wręczoną przez swego dzielnego spowiednika Ulryka, następnie bez zwłoki
chwycił tarczę i Świętą Włócznię i jako pierwszy przed swymi wojownikami wdarł się w
szeregi stawiających opór wrogów [...]" (Thietmar).
Myli się kronikarz, nie mógł bowiem "spowiednik Ulryk", zamknięty w oblężonym
Augsburgu, udzielać komunii królewskiemu wodzowi, jednakże widać tutaj, jak
"niezwłocznie" msza święta, święta komunia, święta włócznia zostały przekształcone w —
jak to pisze biskup — "krwawe dzieło". Bardzo dobrze. (A dokładnie tak samo jeszcze w
wielkich chrześcijańskich orgiach zniszczenia XX wieku — a tak na marginesie, to "święta
włócznia" jest teraz w muzeum i nie ma przy niej też żadnego króla czy — niestety! —
Najwyższego Wodza, żeby dało się za jej przyczyną przegrać dostatecznie dużo) 448 .
Mnich Widukind przekazuje jeszcze krótką, naprawdę godną uwagi mowę Ottona I
bezpośrednio przed powszechnymi jatkami: "To, że w tym ucisku musimy być dobrej myśli,
widzicie sami, moi mężowie, którzy wroga nie z oddala (!), lecz z bliska widzieć musicie. Do
tej pory walczyłem ze sławą przy pomocy waszych zbrojnych ramion i zawsze zwycięskiego
oręża i poza (!) moją ziemią i Rzeszą wszędzie zwyciężałem; czy mam teraz w moim
własnym kraju i państwie pokazać plecy? [...]. Musielibyśmy się wstydzić, panowie prawie
całej Europy, gdybyśmy się teraz poddali wrogom".
Do tej pory, wyznaje niemiecki majestat królewski, jego mężowie zwalczali wroga (Otton
zapomina o wielu wojnach domowych!) oczywiście "w oddali", "poza moją ziemią i Rzeszą
[...]". Jasno i wyraźnie powiedziane, co wszakże i bez tego jest oczywiste, że Frankowie i
Niemcy postępowali całkiem podobnie do przeklętych od Boga Węgrów; napadali obce kraje
i ludy, pustoszyli, mordowali, uprowadzali zakładników i jeńców, a nawet anektowali całe
połacie kraju. I tylko w ten krwawy i barbarzyński sposób podobny Węgrom Frankowie i
Niemcy, jak pyszni się jego królewski majestat, stali się "panami prawie całej Europy".
Główna różnica jest jedynie papierowej, historiograficznej natury, polega tylko na kolosalnej
hipokryzji, ładniej powiedziawszy stłumieniu lub, jeśli kto woli, "ojczyźnianemu"
zacietrzewieniu (do dziś "uwarunkowanemu epoką"!), polega jedynie na tym, że
chrześcijańska historiografia swych (pogańskich) antagonistów — Węgrów tutaj wziąwszy
jedynie jako pars pro toto — przyrównuje na okrągło do diabłów, wręcz hołoty, podczas gdy
nie inaczej (w podwójnym tego słowa znaczeniu) zdychających własnych diabłów
przedstawia jako świetlistych zwycięzców, szlachetnych rycerzy, bohaterów, a wszystko to w
eufemistycznej otoczce, nie, po prostu obrzydliwie gloryfikując, wysławia jako działalność
misyjną, chrystianizację, szerzenie kultury!
Krótko przed przybyciem niemieckiej odsieczy Węgrzy rozluźnili obręcz wokół
Augsburga i 10 sierpnia 955 roku doszło do ogromnej rzezi na obniżeniach rzeki Lech pod
murami miasta. Przy czym węgierskie wojska podzieliły się w niespodziewanym manewrze.
Przekroczyły rzekę, obeszły przeciwnika i po deszczu wypuszczonych strzał zaatakowały od
tyłu, najpierw dobrze wyszkolone oddziały czeskie, które — "lepiej wyposażone w oręż niż w
szczęście" (Widukind) — szczególnie ucierpiały, potem szwabskie, które zostały pobite
podczas ucieczki.
Z Niemcami było niedobrze, póki karty nie odwrócił atak dobrze wyszkolonej frankijskiej
jazdy pod wodzą Konrada Czerwonego (s. 280) — który na koniec padł na polu bitwy z
gardłem przeszytym strzałą (rozluźnił bowiem z powodu upału rzemienie swego pancerza) —
i główne siły zgromadzone wokół króla, "wybrańcy z wszystkich tysięcy wojowników"
(Widukind), nie wyrąbały sobie zwycięstwa. Lub jak to powiada przepełniony bezgraniczną
ufnością do Boga żywot św. Ulryka (Vita S. Oudalrici): "W obustronnej rzezi padali
wojownicy po obu stronach, i umierali, którym od Boga było przeznaczone umrzeć. Potem
jednak Bóg, dla którego nic nie jest niemożliwe, dał chwalebne zwycięstwo królowi
Ottonowi. Wojsko węgierskie zawróciło do ucieczki i nie miało już siły walczyć dalej. A
chociaż pobita została ich niewiarygodnie wielka liczba, pozostało ich jeszcze tak wielu, że
oglądający z wałów Augsburga nadciągających Węgrów myśleli, iż nie przychodzą jako
pokonani, dopóki nie poznali, że przebiegają mimo miasta i w największym pośpiechu usiłują
osiągnąć drugi brzeg Lechu" 449 .
Bitwa na Lechowym Polu, rzekomo największa w X wieku, w dzień św. Wawrzyńca,
wielkiego "sprzymierzeńca przeciw Węgrom" (Weinrich), została rozpoczęta i zakończona z
pomocą nieba. Również dzięki ślubowi Ottona wobec "ognistego zwycięzcy", patrona tego
dnia (nowe wielkie "plany misyjne" na wschodzie) ufundowania biskupstwa w Merseburgu.
A potem nabożeństwa dziękczynne w całej Rzeszy: "najwyższemu Bogu chwała i należne
pieśni pochwalne we wszystkich kościołach" (Widukind). Walczono pod sztandarem Rzeszy,
polnym znakiem św. Michała, przy wsparciu oddziałów św. Ulryka — "na relikwie Ulryka
przez długi czas był duży popyt" (Zoepfl). Nie należy zapominać o stymulującym znaczeniu
Świętej Włóczni wniesionej do bitwy przez Ottona. Tak więc rzekomo 20 tysięcy Niemców
odniosło zwycięstwo nad 120 tysiącami Węgrów, których pobito już nieraz ze szczętem —
choćby triumf ojca Ottona w 933 roku nad rzeką Unstrutą, również w 943 roku pod Wels nad
rzeką Traun, w 948 pod Floss nad rzeką Entenbühl i w roku 950 we Włoszech nad Ticino,
jednakowoż nawet tam była to wciąż jedynie walka obronna.
Bitwa na Lechowym Polu jest sławiona często jako szczególne osiągnięcie "sztuki
strategicznej" (Erben), zwłaszcza że — jak niewinnie pisze mnich Widukind, może potomek
księcia saskiego o tym samym imieniu — "nie była raczej bezkrwawa". Jeszcze tego samego
dnia i następnego ścigał król, upojony krwią i zwycięstwem pozostałych przy życiu Węgrów
i, słowami augsburskiego proboszcza katedry Gerharda, "zabijał wszystkich, których zdołał
doścignąć". Wpędzono uciekających do Lechu, palono wraz z gospodarstwami gdzie się
skryli, czasami nawet całe wsie w okolicy. Krótko mówiąc, topiono, palono, zabijano i
wycinano. "Nie mogli znaleźć żadnej drogi i żadnych ostępów, gdzie na każdym kroku nie
byłoby nad nimi jawnej pomsty Pana" (Vita Oudalrici).
A Otton, zwycięzca, bohater, którego wojska okrzyknęły "imperatorem" (budząca
wątpliwości notatka Widukinda), myślał po prostu o wszystkim. Nie tylko kazał "starannie
sprawdzić, kto z jego wojska pozostał", nie tylko pocieszał św. Ulryka z powodu śmierci jego
brata Dietbalda "i z powodu innych krewnych, którzy również znaleźli tam śmierć", nie tylko
przesłał ciało swego zięcia, księcia Konrada, "troskliwie przygotowane do pochówku do
Wormacji", lecz zaraz "po krwawym dziele" rozesłał posłańców, by "serca wiernych zachęcić
do radosnej pochwały Chrystusa. Tak wielki dar boskiej miłości objął całe, a zwłaszcza
powierzone królowi chrześcijaństwo niewypowiedzianą radością i okazał Bogu na wysokości
jednomyślnie śpiewając chwałę i dziękczynienie".
Co niemniej ważne, Otton rozesłał przez umyślnych rozkaz obsadzenia w Bawarii
wszelkich przejść i brodów rzek, by w ten sposób zlikwidować możliwie wielu uciekających
wrogów, których ostatnie resztki ("Tylko siedmiu Węgrów wróciło na Węgry", utrzymują
Wetzer i Welte) dotarły przez Czechy do swej ojczyzny. Lub jak to w XIX wieku augsburski
fabrykant tytoniu i wierszokleta Philipp Schmid w przedstawieniu o bitwie na Lechowym
Polu wkłada w usta św. Ulryka: "By ojczyznę zacnego chrześcijańskiego ludu / Oczyścić z
pogan groźnej chmary".
.A propos: tak znowuż "dzikimi poganami" Węgrzy już w końcu nie byli, zwłaszcza ich
możni. Ich ostatni dowódca, Bulcsu, przeciwnik Ottona nad Lechem, był chrześcijaninem
ochrzczonym w Konstantynopolu. Jakkolwiek było: tak jak zwycięstwo Karola Młota nad
Arabami pod Poitiers w roku 732 pozwoliło "ożywić kult św. Hilarego" (Ewig, IV, s. 185),
tak pięknym owocem i skutkiem zwycięstwa nad Węgrami był "rozkwit czci patrona owego
dnia, św. Wawrzyńca" (Buttner) — pewne kręgi naukowe sprowadzają historię zawsze do
jednej miary. (A nie zapominajmy, że dzięki wojnom "skarby zbawienia, relikwie świętych"
trafiały do kościołów: s. 283!).
Poza tym wzięto schwytanych wodzów węgierskich w Ratyzbonie "wraz z innymi ich
rodakami na tortury" (Vita Oudalrici) i powieszono. Jeńców uduszono i wrzucono do
masowych grobów, odciążając ich uprzednio od złota i srebra, co przyniosło złote kielichy,
krzyże i mnóstwo srebra kościelnego. Łącznie zamordowano ponoć 100 tysięcy ludzi i
umożliwiono tym sposobem Węgrom "dostęp do kultury zachodniej Europy" (Holtzmann).
Otton I, przyjmowany w swej saskiej ojczyźnie "z najwyższym zachwytem" (Thietmar),
zyskał od tej pory przydomek "Wielkiego". A jakkolwiek wszystko, jak piszą, co w swoim
życiu zdobył "z posiadłości ziemskich i innej własności", dał "bez uszczerbku Bogu i jego
wojownikowi Maurycemu na własność" (Thietmar), wielki brzuch Kościoła, mówiąc za
Goethem, nie został nasycony. Jak już po pierwszych bawarskich zwycięstwach nad Węgrami
zostały zgłoszone przez biskupa Adalberta z Pasawy jego roszczenia, tak teraz natychmiast
dążył do uzyskania kiedyś zagrabionych, lecz podczas najazdów węgierskich utraconych
majętności. Biskupstwa w Pasawie, Ratyzbonie, Freising i Salzburgu i najznaczniejsze
klasztory bawarskie zajęły ponownie swe opuszczone dobra w Marchii Wschodniej, a nawet,
biskup Pilgrim z Pasawy wkroczył z misjami na Węgry, przy czym chciał dzięki ogromnym
fałszerstwom dokumentów zostać arcybiskupem 450 .
Biskup Pilgrim z Pasawy (971 — 991), wielki fałszerz przed Panem, stawia
sobie pomnik literacki
Bardzo to charakterystyczne, że (również) nawrócenie Madziarów na Węgrzech
rozpoczęło się od ogromnych fałszerstw — przy czym "pobożna" nauka chętniej mówi o
"kwestii Lorch", "która od stuleci porusza wiele piór" (Heuwieser).
Sławny i osławiony duszpasterz, wychowany w klasztorze Niederaltaich i wyniesiony ku
godnościom z pomocą arcybiskupa Fryderyka, jego wuja, uchodzi w historii Kościoła za
"męża znaczącego", skoro jego dwudziestoletnie "rządy" (971-991) "dały podstawę
późniejszej wielkości biskupstwa pasawskiego" (Tomek). Ten wysoce duchowny oszust był
również bliskim przyjacielem św. Wolfganga, który wskutek usiłowań Pilgrima został
biskupem Ratyzbony (później patronem drwali, cieśli, pasterzy, szyprów, pomocnym przy
bólach oczu, stóp i krzyża) — "zażyła przyjaźń połączyła wkrótce obu mężów aż do śmierci
Pilgrima w roku 991" (Janner).
Przede wszystkim jednak biskup Pilgrim utrzymywał najlepsze stosunki z Ottonami, od
których otrzymał liczne przywileje. Energiczny patron misji na południowym wschodzie,
gdzie jeden z jego licznych misjonarzy nawrócił na chrześcijaństwo nawet wielkiego księcia
Gezę (Geycha 972997) w Ostrzyhomiu (węg. Esztergom, niem. Grań), ojca Stefana I, miał
wszakże bardziej dalekosiężne cele: nie tylko zwierzchnictwo nad miastem (własność
gruntów, cła, immunitet), nie tylko rozszerzenie swej diecezji w "Marchii Wschodniej", lecz
również palium oraz Węgry i Morawy pod władzą metropolii pasawskiej. Dlatego ukazał
Pasawę w "Fałszerstwach z Lorch" jako prawnego spadkobiercę rzymskiego biskupstwa
Lorch (Lauriacum) nad rzeką Anizą (Górna Austria), wynosząc ją następnie do
arcybiskupstwa. Miało ono rozciągać się na całą Panonię, Morawy i Mezję i istnieć do 738
roku.
By udowodnić związek swej diecezji założonej w 739 roku z arcybiskupstwem Lorch, a
samemu zostać arcybiskupem, poszerzyć swą władzę, pomnożyć dochody i uwolnić się od
bawarskiej metropolii w Salzburgu, Pilgrim sfałszował jako wprawny pisarz kancelarii
królewskiej między rokiem 970 a 985 szereg dokumentów: bullę założycielską na imię
papieża Symmacha (498-514), dokumenty paliatywne na imiona papieży z IX i X wieku,
Eugeniusza II, Leona VII, Agapeta II i Benedykta VI.
Zaprezentował również dalsze, w formie i treści sfałszowane, lecz zręcznie sporządzone
dyplomy cesarskie i królewskie: kilka rzekomych cesarskich dokumentów Karola Wielkiego,
Ludwika Pobożnego i Arnulfa, każąc je zapewne sfabrykować notariuszowi z kancelarii
cesarskiej; doszły do tego przeróbki i manipulacje prawdziwych dokumentów Ottona I i
Ottona II. Przykładowo jeden sfałszowany przez Pilgrima dokument cesarza Arnulfa z 9
września 898 roku, przyznający sądownictwo w mieście wyłącznie biskupowi, stanowił
podstawę dla wystawionego 3 stycznia 999 roku dyplomu Ottona III, zastrzegającego
pasawskim arcypasterzom targ, prawo bicia monety, pobierania cła oraz władzę zwierzchnią i
publiczną w Pasawie.
W sfałszowanych pismach papieskich obiecuje się biskupom pasawskim tytuł
arcybiskupi, a ich "arcybiskupstwu" ziemie madziarskie i słowiańskie oraz wikariat apostolski
w Panonii, Mezji, kraju Hunów oraz na Morawach. Całe to ambitne przedsięwzięcie miało
odbyć się kosztem Salzburga, z tego względu tamtejszy arcybiskup Fryderyk, wuj Pilgrima,
natychmiast wystąpił z przeciw falsyfikatem i zapewnił sobie lepsze prawa dzięki szybko
sfingowanemu przywilejowi Benedykta VI. Mimo "zasług" Pasawy w misjonowaniu Węgier
— sam określił je w piśmie towarzyszącym jako matactwo — papież Benedykt VII
zadecydował na korzyść Salzburga i jego władzy nad całą Panonią.
Jeśli nawet udziałem pobożnych zabiegów biskupa Pilgrima nie stał się sukces, jego imię
jest czczone w Pasawie (jak już od dawna w "naukach" teologicznych); a nawet, jako wuj
Krymhildy i jej braci wszedł do Pieśni o Nibelungach. W ten sposób, wedle Leksykonu
Teologii i Kościoła, "doczekał się pomnika literackiego". W istocie wielki fałszerz kazał
zapisać legendę o Nibelungach — " Von Pazowe der bischof Pilgerin / durch liebe der neuen
sin / hiez schriben dis ein maere" (Z Pasawy biskup Pilgerin / przez miłość swych
siostrzeńców / tu spisał to raz jeszcze) 451 .
Już w roku 1854 Ernst Dummler wykazał w artykule o Pilgrimie i arcybiskupstwie w
Lorch fałszerstwo wszystkich dokumentów paliatywnych dotyczących Lorch wystawionych
dla Pasawy oraz nieautentyczność dokumentu cesarza Arnulfa dla biskupa Wichinga,
sporządzonego przez Pilgrima. Oczywiście zaprzeczono temu, nie potrafiąc znaleźć
dowodów. Gdy o jedno pokolenie później K. Uhlirz, opierając się na publikacji źródeł
karolińskich i saskich, również zarzucił fałszerstwo dokumentom z Pasawy, ponownie
zaprotestowano. By oczyścić "słynnego biskupa" (Heuwieser), zdecydowano się nawet na
obwinienie mniej "sławnych" hierarchów, jak Wiching lub żyjący u schyłku XII wieku
biskupi Diepold i Wolfker. W 1909 roku Waldemar Lehr w berlińskiej dysertacji jeszcze raz z
najwyższą starannością wykazał fałszerstwa popełnione przez Pilgrima. Zapowiedziana przez
W. Peitza replika nie ukazała się. A w wydanej w "roku jubileuszowym 1939" na 1200-lecie
istnienia historii Pasawy autor był zmuszony przyznać, "że pod rządami biskupa Pilgrima za
pomocą szeregu nieprawdziwych, w tym celu sporządzonych dokumentów cesarskich i
papieskich podjęto próbę udowodnienia sukcesji arcybiskupstwa w Lorch przez biskupów w
Pasawie i podporządkowania im praw metropolitalnych nad Węgrami" 452 .
Właściciel niewolników i wojownik zostaje uroczyście i formalnie
kanonizowany jako pierwszy katolik
Z pewnością nieśmiertelne zasługi zyskał swego czasu również biskup Ulryk z
Augsburga (923-973). Po zwycięstwie na Lechowym Polu otrzymał przynależną hrabiom
władzę sądowniczą, prawo do bicia monety i do posiadania targu. A już parę dziesięcioleci
później został kanonizowany. Nie każdemu oczywiście, kto żywi zwykłe wyobrażenie o
świętości, musi się to dziś wydawać równie święte.
Ulryk zawdzięczał swój urząd, jak to w przypadku biskupów jest regułą przecież od
stuleci (III, s. 303 i nast), swojej rodzinie, rodowi późniejszych hrabiów z Dillingen. Już wuj,
błogosławiony Adalbero, był (od 887 roku) biskupem w Augsburgu, do tego doradcą cesarza
Arnulfa, wychowawcą jego syna Ludwika, a podczas rządów jako niepełnoletniego "prawie
regentem Rzeszy" (Lexikon fur Theologie und Kirche). Pod rządami błogosławionego wuja
święty siostrzeniec urzędował jako administrator diecezji, zrezygnował jednak z tej służby po
jego śmierci (909 r.), nowy biskup Hiltin nie był bowiem dla niego "wystarczająco
dystyngowany". Zarządzał potem przez czternaście lat posiadłościami ziemskimi swego rodu,
by samemu stać się dzięki krewnym w 924 roku biskupem w Augsburgu — gdy tenże z
uporem, wbrew przepisom kościelnym, chciał wyznaczyć na swego następcę kolejnego
Adalbero, swego bratanka. Nie będąc wyświęconym działał onże już jako biskup; z powodu
złego przykładu i naruszenia prawa kanonicznego zostali obaj pociągnięci do
odpowiedzialności przed synodem we wrześniu 972 roku w Ingelheim. Jednakże wkrótce
potem obaj zmarli.
Jako święty biskup, a zarazem dowódca zbrojnych oddziałów, który otoczył miasto
katedralne murami obronnymi, Ulryk trzymał niewolników, "podróże wizytacyjne" odbywał
pod ochroną sług i wiódł ze sobą cały "tabor" do zbierania danin. Podróżował zawsze też w
towarzystwie "swych najzdolniejszych wasali", by przy jakichkolwiek kłopotach móc
prowadzić "pertraktacje z konieczną pewnością" (Vita Oudalrici). Święty biskup nieustannie
wojował zbrojnie i konno. Tak na przykład późną jesienią 953 roku z królem Ottonem pod
Ratyzboną. A gdy po powrocie nie mógł zostać we własnym mieście biskupim, obwarował
się, całą zimę odpierając ataki, w grodzie "Mantahinga" (Schwabmimchen). 6 lutego 954 roku
pobito palatyna Arnulfa wraz z "kupą owych nieszczęśników, którzy wcześniej splądrowali
miasto Augsburg". Pobito ich tak, że "większość z nich zginęła". A gdy biskup Ulryk wrócił
ponownie do Augsburga, to jego biograf proboszcz katedralny Gerhard napisał: "żaden z tych,
którzy zdobyli łupy w Augsburgu jako wrogowie matki Bożej Maryi, nie uszedł karze, chyba
że niezwłocznie wykupił sobie z własnych środków przebaczenie wielebnego biskupa".
W istocie nastąpiła seria "cudownych kar".
Jeden z plądrujących w Augsburgu stracił rozum i wyzionął ducha. Inny zginął od
uderzenia końskiego kopyta. Syn księcia Bawarii, palatyn Arnulf, "który się poważył jako
wróg wtargnąć do dóbr świętej Maryi" (chociaż "wielebny biskup" groził karą kościelnej
banicji; nie wolno było "się ośmielić tknąć choćby w najmniejszym stopniu dóbr świętej
Maryi, które leżały w jego diecezji": Vita Oudalrici), padł w 954 roku w zamęcie bitewnym
pod Ratyzboną. Czwarty, wziąwszy w Augsburgu zaledwie sztukę taniego obrusu,
natychmiast został "opętany przez diabła i nie mógł się go nijak pozbyć, ani w kościele, ani
poza nim, ani przez skropienie święconą wodą. Diabeł nigdy nie opuszczał jego boku. W
końcu wybrał się w drogę do Augsburga, zwrócił zabrane dobro i prosił biskupa, by zechciał
go w imię Chrystusa ćwiczyć rózgami i dać odpuszczenie jego winy. I tak został uwolniony
od diabła i wrócił uzdrowiony do domu". Zaprawdę, wiedzieli oni, jak obchodzić się ze
swymi owieczkami.
Gdy dotyczyło to naprawienia szkód, dokonania odbudowy, wspomagał Ulryk oczywiście
"szczególnie", podkreśla proboszcz katedralny Gerhard, "obrabowanych duchownych
katedry", "wspierając ich każdym sposobem". A w nie mniejszym stopniu wspierał samego
siebie, nakazał bowiem, by jego własne dobra, leżące w zgliszczach i zaniedbaniu, "podnieść
z ruin skrzętną pracą na polach i przy budynkach. Zacny zastęp jego poddanych ruszył
posłusznie do pracy i po odpowiednim czasie zaradził koniecznym potrzebom, co zawsze
było możliwe". Co zawsze było możliwe — jest nawet napisane w świętym traktaciku! O tak,
oni wiedzieli, jak zatroszczyć się o owieczki, zwłaszcza poddane owieczki.
W szczególności jednak Ulryk kierował w 955 roku obroną Augsburga, póki nie nadszedł
Otto ze swymi siłami i święty biskup mógł rzucić do walki własne oddziały. Wprawdzie
głosił w kazaniach i przestrzegał: "Złego nie odpłacać złem, lecz błogosławieństwem;
prześladowanie dla sprawiedliwości znosić cierpliwie", to przecież należało do jego zasad, by
kochać wszystkich ludzi, "wszystkich ludzi dobrej woli, o których śpiewa chór aniołów: «A
na ziemi pokój ludziom dobrej woli», złym natomiast we wszelkich ich złych uczynkach
przeciwstawiać się, wedle słów świętego proroka Dawida: «Niczym stał się zły człowiek
przed jego obliczem [...]»".
Według biografa Ulryka biskup kazał swym żołnierzom (milites) jedynie "mężnie
walczyć pod bramami i siedział tymczasem "na swoim rumaku {super caballum), odziany w
stulę, nie będąc chronionym przez tarczę, pancerz, czy hełm". Jednakże naukowcy
przypuszczają, że Ulryk nie tylko często przebywający w otoczeniu króla (źródła wymieniają
go piętnaście razy), lecz wręcz całymi miesiącami "współdziałający" (Weitlauff) w jego
armii, wziął w bitwie na Lechowym Polu czynny udział. Nie inaczej niż jego własny brat
Dietbald i jego bratanek Reginbald, którzy obaj padli w bitwie. Nie inaczej niż biskup Michał
z Ratyzbony (zm. w 972 r.), któremu w bitewnym zamęcie obcięto ucho; najwyraźniej chronił
go, co sam zaświadcza, św. Emmeram — rzecz godna uwagi, również biskup Michał zaliczał
się bowiem do tych ratyzbońskich książąt Kościoła, którzy podnieśli rękę na Emmeramowe
skarby! 453
Hagiografia zamierzała ukazać Świętego, który przecież odegrał "wiodącą rolę w bitwie z
Węgrami" (Bosl), zapewne jako mniej krwiożerczego.
Opisanie żywota "najświętszego wśród wszystkich ludzi owych czasów" (mnich
Ekkehard IV) przez młodszego, należącego do jego najbliższego otoczenia Gerharda między
983 a 993 rokiem, sporządzone już "w celu jego kanonizacji" (Lexikon fur Theologie und
Kirche) i dlatego też zawierające już wiele opowieści o cudach, wizjach, proroctwach i z
pewnością fałszywe wiadomości, zostało wkrótce złożone w Rzymie. A 31 stycznia 993 roku
na jednym z synodów laterańskich papież Jan XV — sam znienawidzony wśród ludu i
własnego duchowieństwa za nepotyzm "w najgorszej formie" i "chorobliwą chciwość"
(katolik Kuhner) — kanonizował formalnie i uroczyście jako pierwszego katolika, Ulryka,
hołdującego nepotyzmowi biskupa trzymającego niewolników i wojownika, w swym czasie
trzykrotnie "pielgrzymującego" do Rzymu i w ogóle "klejnot wśród kapłanów" (Thietmar).
"Patron przeciw szczurom i myszom", "zagrożenie ze wschodu" i 29 numerów
"świętych członków"
Od tej pory jego kult potężnie się rozwinął. Biskup Gebhard z Augsburga (996-1000) i
opat Berno z Reichenau (1008 -1048) przepracowali ważny co do treści, lecz źle napisany
żywot Ulryka, co charakterystyczne opuścili wszystko, co było związane z historią i
naszpikowali cytatami z Biblii i cudami w napuszonym stylu; późniejsi kopiści jeszcze to na
wiele sposobów interpolowali. Kaplicę grobową Ulryka, gdzie cesarz Henryk II kazał
pochować trzewia Ottona III, odwiedzali nawet cudzoziemscy pątnicy. Imieniem Ulryka
obdarzano masowo kościoły, kaplice i miejscowości. Już w X wieku szarpano się wzajemnie
o jego szczątki; starały się o nie najznamienitsze klasztory, również katedra w Bambergu. W
XII wieku cesarz Barbarossa własnoręcznie przewiózł skrzynię z relikwiami Ulryka (i
wkrótce sam legł pokawałkowany: z wnętrznościami w Tarsie, "ciałem" w Antiochii, a
członkami w Tyrze).
Oczywiście lud doznawał u grobu Ulryka cudów. Przemiana kawałka mięsa w rybę
została "poświadczona" w literaturze dopiero później. Jednakże Ulryk pomagał szczególnie
przy chorobach oczu; przy gorączce uzdrawiało napicie się z jego kielicha mszalnego, przy
pladze myszy ziemia z jego grobu, a przy pogryzieniu przez wściekłego psa misa Ulryka,
misa poświęcona w jego imię. Rozdawano "studzienkę Ulryka" i pielgrzymowano do niej,
Ulryk został "patronem od studni", również patronem rybaków, "patronem podróżnych",
"patronem przeciw szczurom i myszom", w ogóle przeciwko "szkodnikom", patronem we
"wszelkich dolegliwościach cielesnych".
Tym sposobem lud utrzymywano zawsze na duchowych wyżynach epoki.
Pierwsze i najstarsze stowarzyszenie św. Ulryka ukonstytuowało się już w XII wieku.
Należał do niego ni mniej, ni więcej tylko cesarz Fryderyk I. Także na początku ery
nowożytnej założono "szybko rozkwitające bractwo św. Ulryka" z biskupami, książętami i
cesarzami jako członkami. A nawet święty staje się — rzecz oczywiście "fałszywie" pojęta —
prekursorem protestanckiej wolności wobec papieskiej tyranii.
Jeszcze w XIX wieku modlono się w litanii do św. Ulryka: "Święty Udalryku / żywy
wzorze pobożności i świętości / Mężu o Bożym sercu / Szczególny miłośniku modlitwy /
Przykładzie umartwienia i pokuty / żarliwy pasterzu swej trzody"[...] itd. Jeszcze w
"jubileuszowym roku 1955" rozkwitła jakby cześć dla Ulryka ponownie, m.in. dzięki nowym
kościołom pod jego wezwaniem oraz rosnącej popularności nadawanego na chrzcie imienia
Ulryka i Ulryki, i to jako wyraźna "manifestacja urzędowo wspieranego sterowania
pobożnością" (Hörger) — przecież "zagrożenie ze Wschodu było główną myślą roku Ulryka
1955" 454 .
Gdy na początku XVII wieku twierdzono w Mediolanie, że tam jest jego ciało, a jego
głowa w Rzymie, augsburski biskup Józef landgraf von Hessen-Darmstadt doprowadził w
1762 roku do ekshumacji świętego. Po pewnych poszukiwaniach znaleziono go też i liczni
medycy, nadworni lekarze biskupa i inni pobożni chirurdzy i cudowni uzdrawiacze
zarejestrowali w 1764 roku pod 29 pozycjami "święte członki świętego Ulryka": a więc górną
część głowy, którą "można uznać za nietkniętą, pomijając kilka zewnętrznych cząstek,
naruszonych zębem czasu". "2. żuchwę z czterema siekaczami i trzema zębami trzonowymi.
3. W srebrnej szkatułce znaleziono ząb z paliczkiem; na temat tej cząstki przekazuje historia,
co jest warte przeczytania. 4. Osobno znaleziono jeden siekacz i jeden ząb trzonowy. 5. Kość
gnykową. 6. Część krtani" itd. W roku 1971 wzięła się do "świętych członków świętego
Ulryka" nowa komisja lekarska... 455
Jest rzeczą oczywistą, że zwycięstwo Ottona nad Węgrami, wrogami chrześcijaństwa,
współcześni uznali za zwycięstwo Królestwa Bożego, za tryumf Chrystusa. Zakończyło ono
na zawsze najazdy Węgrów na Rzeszę niemiecką, było zatem bogatsze w następstwa niż
spotkanie pod Riade w 933 roku (s. 265 i nast.). Było "w pamięci wszystkich" niemieckich
"plemion wydarzeniem podnoszącym w górę serca" (Schramm), było "godziną narodzin
dzisiejszej Austrii" (ojciec Grill). I dało przede wszystkim "wolną drogę niemieckiej polityce
wschodniej do roku 1945!" (Fischer). Widać zatem, jak podniosłe wydarzenie, wywołujące
mocniejsze bicie serca, prowadzi do ludobójstwa Hitlera. I gdy na początku Węgrzy
najeżdżali Niemcy, to teraz zaczęło być odwrotnie — "stało się możliwe zaniesienie misji
chrześcijańskiej na Węgry. Imię Ottona zyskało dzięki temu rozgłos poza granicami jego
państwa" (Schramm).
Albowiem oczywiście nie zadowolono się walkami obronnymi. Około 970 roku młody
książę bawarski Henryk II rozpoczął ofensywę. I podczas gdy oderwał on od Węgier dawne
marchie karolińskie na wschodnim przedpolu Alp, ciągnący z nim Bolesław II odebrał
jednocześnie Morawy i Słowację aż po Wag. Dla "duszpasterstwa" na tak dużym obszarze
przestała wystarczać Ratyzbona. Dlatego w roku 973 sejm Rzeszy zdecydował o utworzeniu
biskupstwa w Pradze i prawdopodobnie również kolejnego dla Moraw 456 .
Po spektakularnych sukcesach na Lechowym Polu, a następnie nad Unstrutą przeciwko
Słowianom, Otton — triumfujący eksterminator Słowian — zintensyfikował swą misję. Na
południowym wschodzie stworzył bawarską "marchię wschodnią", od 976 roku pole akcji i
aneksji na kolejnych trzysta lat dla młodszej linii Babenbergów — może potomków starszych
Babenbergów (s. 238 i nast.) — póki nie zastąpili ich Habsburgowie. Na wschodzie król
pokonał w długiej wojnie Czechy. Na północnym wschodzie, kontynuując mordercze ataki
swego ojca (s. 258 i nast.), prowadził wzmożoną chrystianizację Słowian połabskich i założył
dwie marchie między Łabą a Odrą 457 .
Początek niemieckiej "kolonizacji wschodniej" lub
"dobre dzieła" margrabiów Hermanna Billunga i Gerona
Krwawą akcję niemieckiej "kolonizacji wschodniej", która właściwie rozpoczęła się od
Ottona I, prowadzili dla niego dwaj Sasi, zarządzający nowymi marchiami na północnym
wschodzie: Hermann Billung (zm. 973 r.), stojący osobiście blisko Ottona (kancelaria
królewska unikała obdarzania go tytułem książęcym, nazywała go "marchio" lub "comes");
jego rodzina posiadała hrabstwa i kościoły od Luneburga po Turyngię. A Geron, również
osobisty przyjaciel króla i jeden z jego "najbardziej niezawodnych pomocników" (Keller),
"nadawał się do tego zadania znakomicie" (Fleckenstein); władał tak zwaną Marchią
Północną. Od powtórnego ujarzmienia buntujących się Redarów (936 r.), głównego plemienia
Luciców, zadania powierzonego Billungowi przez Ottona, obaj feudałowie podbili w
następnych dziesięcioleciach w nieprzerwanych wojnach i rzeziach Obodrytów, Serbów
nadłabskich i Wieletów.
Mnich Widukind widział to jako walkę księcia bożego z ludem Szatana. W żargonie
naukowców historyków król "rozwijał w ten sposób stosunki ze Słowianami na wschodzie"
(Schramm). "W wieloletnich krwawych walkach obaj wielcy bojownicy wypełnili [...]
szczęśliwie (!) powierzone im zadanie" (Holtzmann). "Zdobyte okręgi grodowe stały się
pojedynczo lub po kilka naraz niemieckimi burgwardami z przedmieściami obsadzonymi
niemiecką drużyną. Niemieccy rycerze otrzymali słowiańskie wsie na własność lub w lenno, a
z nimi przybyli i księża. W 948 roku sytuacja wyglądała na tak opanowaną, że założono
pierwsze biskupstwa" (Hauptmann).
Szczególnym piewcą Billunga, którego klan panował przez 170 lat na obszarze
graniczącym z Bałtykiem, był arcybiskup Adalbert z Magdeburga (968-981). Osobiście
wprowadzał wielkiego rzeźnika przy dźwiękach dzwonów i poprzedzanego świecami do
katedry, sadzał przy stole niczym króla między biskupami, a nawet pozwalał spać w
cesarskim łożu. (Te owacje szły zdaniem Ottona za daleko; nakazał arcybiskupowi wysłanie
do Włoch tylu koni, "ilu dzwonom kazał brzmieć dla księcia i świec zapalić". Jak bowiem
twierdzi biskup Thietmar z Merseburga, "jaki pan, tacy byli i jego książęta. Nadmiaru w
potrawach i innych dobrach nie cenili, cieszyła ich zawsze tylko złota miara (aurea
mediocritas). Wszystkie cnoty, o jakich czytamy, kwitły w czasach ich życia, z ich śmiercią
uwiędły [...], lecz ich nieśmiertelne dusze żyją nadal i cieszą się z ich dobrych dzieł wieczną
szczęśliwością".
Walki, które początkowo przyniosły zależność trybutarną Słowian połabskich, były
długie i zażarte; prowadzone były przez obie strony z największym okrucieństwem. Także
zemsta Wenedów nie znała miłosierdzia. Po zdobyciu Walsleben w 929 roku wymordowali
wszystkich, starców i dzieci, mężczyzn i kobiety, niezliczoną ilość, tak twierdzi w każdym
razie Widukind. A wiosną 955 roku mieli obiecać swobodne wyjście niemieckiej załodze
grodu Cocarescemiów, potem jednak pozbawionych broni wymordowali.
Ale to oczywiście Niemcy byli agresorami. A wśród nich brylował szczególnie Geron,
"dławiciel słowiańskich plemion" (Donnert), któremu mnich Widukind przypisuje jednak
"wielką gorliwość w służbie bożej" i oczywiście również "ogromne łupy", i którego sławi
nawet Pieśń o Nibelungach jako silnego i szybkiego Gere. Widział przecież w pokonaniu
Słowian "zadanie swego życia" (Bullough), przy czym chodziło mu oczywiście zarazem o ich
chrystianizację.
Ten zabijaka bowiem, "obrońca naszego kraju" (biskup Thietmar), który głównie
wymusił przesunięcie niemieckiej granicy z Łaby i Soławy do Odry, przez 27 lat prowadzący
łupieżcze wyprawy i podbój Słowian połabskich, był niestrudzony i systematycznie najeżdżał
ich obszary. A podczas gdy z początkiem lat czterdziestych nawet sascy rycerze sarkali na
trudy ustawicznej wojny, Geron jeden jedyny raz, na początku 950 roku, w środku zimy, gdy
nie było widoków na walkę, wyrwał się znad wyrąbanej po Odrę granicy do Rzymu, z
pielgrzymką do książąt apostołów Piotra i Pawła. Po drodze wstąpił do bractwa modlitewnego
klasztoru St. Gallen i wyniósł stamtąd jako wspaniałą relikwię ramię Św. Cyriaka —
ufundował mu później klasztor we Frose — by oddawać jej cześć tam, gdzie szerzył, z równą
siłą co nikczemnością, niemieckiego ducha. Przy tym zaraz po ustanowieniu swych rządów
na południu słowiańskiego terytorium kazał zabić skrytobójczo w nocy około trzydziestu
sprzysiężonych przeciwko niemu słowiańskich książąt, wodzów i możnych (princeps), którzy
ufając w nietykalność gościnności zasnęli przy stołach po wielkiej uczcie połączonej z
pijaństwem, rzekomo by uprzedzić ich mordercze zamiary — "z pewnością jedynie
wymówka" (H.K. Schulze). "Nie miały Niemcy odważniejszego szermierza na terenach
wschodnich niż on [...]. A nie zdziczał na wojnie", sławi go teolog Albert Hauck, podkreślając
przy tej okazji także przekonanie Gerona, że człowiek odpowiada przed panem niebieskim za
swe życie, ale — jednym tchem — "wobec Wenedów uważał wszystko za dozwolone".
Mnich Widukind opisuje szatańskie zgładzenie trzydziestu Słowian bez jakiejkolwiek
przygany. Chwalił wszak jeszcze potem jako najlepszą cechę (quod optimum erat) tego
zbrodniarza jego "chwalebną gorliwość w służbie bożej". W 960 roku Geron pielgrzymował
nawet po raz drugi do Rzymu i w drodze powrotnej założył kolejny klasztor, zwany od jego
imienia Gernrode 458 , na południe od Quedlinburga. Jako opatkę osadził w nim wdowę po
jedynym synu Zygfrydzie, poległym w 959 roku, bratanicę Hermanna Billunga, i zapisał
klasztorowi — gdzie został też pochowany — "umierając w Panu" (maj 965 r.) cały swój
dobytek. "Skrył się — pisze biskup Thietmar — z całym swym dziedzictwem u Boga" —
ostatnie dokonanie nie mniej wielkiego mordercy w historii 459 .
Otto zapoczątkowuje chrystianizację Wenedów i "zaprowadza porządek"
Również Otton I nie wzdragał się w wojnie przeciwko Wenedom, jak to ukazuje jego
zachowanie wobec zdradzieckiego wodza Wenedów Tugumira, przed żadnym przekupstwem,
żadną zdradą, żadnym mordem, ba — sam wielokrotnie przyłożył do tego rękę, by wybić
Słowian nieomalże ze szczętem. "Rodzimi słowiańscy książęta byli wypędzani lub
likwidowani, mieli składać daniny i oddawać dzieci w niewolę; podbici również stawali się
niewolnikami" (Fried).
Charakterystyczne, że ówcześnie używano określeń "Wenedowie" i "poganie" jako
synonimy. Wenedowie byli bowiem jeszcze poganami. Najwyraźniej Henryk I starał się
bardziej o odebranie im ziemi niż o ich nawracanie. Po drugiej stronie Łaby i Soławy prawie
nie było kościołów. Były tylko pogańskie kantyny, święte gaje, wizerunki bóstw (czczono
również bóstwa nie posiadające wizerunków) oraz oczywiście należący do tego kapłani, czy
nawet starszyzna, składająca dawniej ofiary.
W czasach Henryka I najwyraźniej również Kościół nie był zainteresowany nawracaniem
Wschodu. Dopiero gdy Otton zrezygnował z praktyk swego ojca i za przykładem Karola
Wielkiego kazał księżom iść za mieczem, mógł mieć nadzieję na większe związanie
"słowiańskiego łupu" i jego ziemi ze sobą za pomocą religii. Najwyraźniej dopiero Otton
sprowadził duchownych na wschód, a mianowicie, jakżeby inaczej, duchownych
wojskowych: "Niejako kapelani polowi przybyli jako pierwsi księża na ziemie na prawym
brzegu Łaby i Soławy; kaplice grodowe są pierwocinami naszych kościołów; pierwsze gminy
chrześcijańskie, jakie się tu zbierały, składały się z żołnierzy" 460 .
Otton przygotował się oczywiście do takiej pobożnej służby wojskowej. Uczestniczył
zapewne już w słowiańskich jatkach swego ojca w roku 928 i 929 i na swój sposób prowadził
misje: jeszcze jako nastolatek przyprawił o ciążę jedną z pojmanych możnych Słowianek,
która dała mu syna Wilhelma, późniejszego arcybiskupa Moguncji. (Ten jednakże, wedle
zapewnień, był przepełniony ideałami ascezy. Lecz i innymi. Arcybiskup, brat Ottona
Wielkiego, wyznał kiedyś papieżowi bez ogródek: za pieniądze wszystko!)
Cały obszar, wydarty przez ojca, król nie tylko "utrzymał", lecz po prostu "wcielił" do
Rzeszy, oczywiście wśród ustawicznych walk, łącznie 50 do 60 tysięcy kilometrów
kwadratowych. Otton bowiem "musiał — jak to formułuje teolog Hauck — skrzyżować broń
z wszystkimi ludami słowiańskimi", a na obu słowiańskich plemionach Serbów i Dalemińców
wręcz postawić krzyżyk. I w ten zapobiegliwy sposób stanowiły naraz granicę niemieckiej
Rzeszy już nie Łaba i Soława, lecz Odra.
Już pierwsze akcje Ottona po koronacji w Akwizgranie w 936 roku dotyczyły Słowian
połabskich. Jeszcze w tym samym roku ruszył na nich, zwłaszcza na Redarów. A w 939 roku
nastąpiła kolejna zbrojna wyprawa. Albowiem ten władca, który jedno ze swych głównych
zadań upatrywał w ekspansji na Wschód i systematycznie uprawiał chrystianizację podbitych,
był zdecydowany "zaprowadzić porządek" (Holtzmann), miał silną wolę "rozszerzyć
panowanie ludu bożego nad niewiernymi" (Lubenow).
Przy tym Otton i jego hrabiowscy kompani, widząc że nie złamią oporu Słowian
nadłabskich w otwartej walce, nie cofali się przed żadną chytrością. Gdy na przykład zimą
928/929 roku zdobyli wprawdzie Brennę, by zaraz wkrótce ją stracić, Geron wysłał
trzymanego od czasów króla Henryka jako zakładnika i przez Ottona przekupionego
mnóstwem pieniędzy (pecunia multa) prawowitego księcia Hawelan Tugumira, bez wątpienia
chrześcijanina, w 939 roku na powrót do ich grodu Brenny. Tugumir udał przed nimi
ucieczkę, został przyjęty z radością i stał się na powrót ich władcą. Potem zamordował w
grodzie brenneńskim ostatniego księcia tego plemienia, swego własnego bratanka, oddał cały
południowolucicki obszar aż po Odrę królowi Ottonowi i panował tam z saską armią
okupacyjną jako jego wasal 461 .
Otton Wielki każe ściąć 700 słowiańskich jeńców i nakazuje wymordowanie
Redarów
Po tym jak Brenna wpadła przez zdradę i morderstwo w niemieckie ręce, zbudowano tam
kościół i umocniło się panowanie Tugumira, Otton I ustanowił 1 października 948 roku
biskupstwo w Brandenburgu i, zapewne równocześnie, w Hobolinie (jego dokument
fundacyjny z 946 roku jest późniejszym falsyfikatem, antydatowanym) z burgwardem w
Nitzow.
Biskupstwo
brandenburskie,
obejmujące
dziesięć
plemion
słowiańskich,
podporządkowane najpierw arcybiskupstwu w Moguncji, następnie w Magdeburgu,
było dużo większe niż większość niemieckich diecezji. Sięgało od Łaby po Odrę, a na
południu obejmowało początkowo także Łużyce. Biskup Brandenburga otrzymał już w 948
roku połowę grodu wraz z połową wszystkich należących doń wsi oraz burgwardy Pritzerbe i
Ziesar. Burgwardy (od połowy X wieku zwane burgowarde, burgwardium lub burgwardum)
były małymi grodami, nawiązującymi zapewne do karolińskich wzorów nad Soławą. W
trakcie ottońsko-salijskiej ekspansji wschodniej ubezpieczały militarnie magdeburski "obszar
osadniczy" mniej więcej po Hawelę, tak jak i obszar serbski po Łabę — były więc systemem
strategicznym służącym do opanowania podbitego kraju. Do jednego burgwardu należało
zwykle dziesięć do dwudziestu wsi, których mieszkańcy — wówczas prawie wyłącznie
Słowianie, bezwzględnie wykorzystywani, zostali zmuszeni do budowy grodów, stróży,
dziesięcin i trybutów. A niektóre burgwardy miały również własne kościoły, jakkolwiek nie
wszystkie, jak to kiedyś uważali historycy.
W roku wielkiej bitwy z Węgrami, 955, Hermann Billung wyprawił się zaraz przeciwko
powstającym Obodrytom. Przy tym synowie jego starszego brata Wichmana (Starszego),
hrabiowie Wichman Młodszy i Ekbert (Jednooki), krewni królowej Matyldy, podburzyli
sprzymierzonych z nimi książąt Obodrytów Nakona i jego współrządzącego brata Stojgniewa;
obaj byli zresztą chrześcijanami.
Jakkolwiek Słowianie byli w tym czasie gotowi w dalszym ciągu płacić trybut, byle tylko
nie dać się zniewolić zupełnie, Otton wydał im wojnę, "przedsiębiorąc [wszystko] w swoim
stylu" (Thietmar). Ledwie dwa miesiące po triumfie na Lechowym Polu i wyraźnie nim
wzmocniony, pobił ich ciężko 16 października 955 roku nad rzeczką Raksą, prawdopodobnie
Rzeknicą (dziś. Recknitz) we wschodniej Meklemburgii, przy czym wyrzynanie Słowian
trwało do późna w nocy, a Otton — zwany przez biskupa Liutpranda "świętym" i "bardzo
świętym", a przez teologa Haucka "obyczajowo dużo bardziej ukształtowaną osobowością niż
jego ojciec" — jeszcze następnego ranka przed zatkniętą na włócznię głową Stojgniewa,
poległego na czele swych wojsk, kazał ściąć 700 jeńców wojennych. Doradcy Stojgniewa
wyłupiono oczy i obcięto język — "potem jako bezużytecznego pozostawiono go między
trupami" (Widukind). A zabójca Stojgniewa otrzymał jako "wynagrodzenie" w darze od
Ottona 20 łanów ziemi.
Widukind, jak i przy zabiciu 30 wodzów słowiańskich przez Gerona (s. 296), nie znajduje
ani słowa nagany. A już w roku 957, 958 i 960 Otton prowadzi nowe wojny przeciwko
Redarom i innym plemionom połabskim. Nie chodzi o zwycięstwo, nie o narzucenie trybutu,
jak w czasach Henryka I, lecz o wyniszczenie, wcielenie krajów słowiańskich do Rzeszy
ottońskiej. Panowała wojna "totalna". Czego było brak, to technika, jaką dysponowano tysiąc
lat później 462 .
W 965 roku zmarł Geron. Dwa lata później książę Hermann walczył z Redarami i
Obodrytami. I wtedy całe państwo Obodrytów zostało przyłączone do powstającej marchii
Billunga, a w miejsce świętych gajów wzniosły się chrześcijańskie kościoły. Po śmierci
Nakona bowiem jego syn Mściwój z pomocą Hermanna Billunga i odsuwając pogańską
opozycję w Wagrii w latach 968/972 (dokładny rok nie jest znany) umożliwił założenie
biskupstwa w Oldenburgu (Aldinburg, słow. Starigard), obejmującego wszystkie plemiona
obodryckie. Starigard był z dawna istniejącym umocnionym głównym grodem słowiańskich
Wagriów, gdzie źródła poświadczają istnienie pogańskiego posągu w roku 967. Posąg
prawdopodobnie został później własnoręcznie zniszczony przez księcia. Cały wenedyjski
obszar misyjny Hamburga sięgał od Zatoki Kilońskiej po diecezję w Hobolinie.
W tym czasie, niewiele lat przed śmiercią, cesarz Otton I w piśmie z 18 stycznia 968 roku
zabrania saskim możnym zawierania pokoju z pobitymi Redarami i żąda zakończenia walki
ich wyniszczeniem. "Ponadto życzymy sobie, żeby Redarowie, skoro, jak sie dowiadujemy,
doznali tak wielkiej klęski, nie uzyskali od was pokoju, wiecie bowiem przecież, jak często
łamali wierność i jakie wyrządzali przykrości. Stąd rozważcie to z księciem Hermannem i
użyjcie wszelkich swych sił, byście przez ich zniszczenie (destructione) dopełnili waszego
dzieła. Jeśli to będzie konieczne, sami przeciwko nim wyruszymy [,..]" 463 .
Niezmierzone dowody łaski dla "stolicy niemieckiego wschodu [...]"
Po koronacji Ottona na cesarza założono szereg biskupstw, wśród nich przede wszystkim
w 968 roku Magdeburg, któremu papież Jan VIII udzielił przywilejów, jakby myślano tu o
swego rodzaju Rzymie na północy. Co z tego wyszło, to w każdym razie przynoszące zyski
możne miasto handlowe. Jak w ogóle w ślad za podbiciem Słowian połabskich, Polaków i
Czechów postępował ożywiony handel. Cesarz Otton kazał wysyłać do Magdeburga nie tylko
złoto i szlachetne kamienie, lecz także święte relikwie. Świętości i handel są bowiem ściśle ze
sobą związane. Handel jest święty, a świętość jest również handlem. Kościół uzyskał rozległe
posiadłości ziemskie, ściągał wysokie daniny, budował wszędzie swe świątynie w podbitym
kraju i na stulecia stał się głównym profitentem i główną podporą niemieckiego panowania na
zdobytych ziemiach Słowian połabskich.
Magdeburg, jako gród i faktoria handlu dalekosiężnego nad Łabą poświadczony od
czasów Karola Wielkiego, równie daleko wysunięty do przodu — co sygnalizuje kierunek
uderzenia — w ziemie słowiańskie, co chroniony przez rzekę, był ulubionym miastem Ottona.
Już wkrótce po rozpoczęciu swych rządów, rok po założeniu zakonu żeńskiego Św.
Serwacego (St.Servatius) w Quedlinburgu przez swoją matkę Matyldę, ufundował w 937 roku
w Magdeburgu klasztor Św. Maurycego (Moritzkloster) z osadzonymi w nim "mnichami
reformowanymi", a jednocześnie z nim i w jego pobliżu założył osadę kupiecką, w której
zatrzymywali się kupcy przybywający z terenów położonych na wschód od Łaby.
Podczas zakładania klasztoru obecni byli obaj arcybiskupi Fryderyk z Moguncji i
Adaldag z Hamburga-Bremy, dawniejszy kanclerz Ottona, oraz ośmiu biskupów (od
Augsburga po Utrecht). Król obdarował klasztor — czyniąc go najpierw forpocztą, a potem
centrum misji słowiańskiej i często i bogato i zawsze od nowa dotując — wieloma wsiami,
poddanymi, pańszczyźnianymi chłopami, prawem do ceł, na przykład od razu całym cłem
przypadającym na Magdeburg, później również władzą zwierzchnią, targiem, prawem bicia
monety, czynszami, czynszem od srebra, od miodu, dziesięcinami etc, licznymi dworami
królewskimi, klasztorami, tak na przykład klasztorem Hagenmunster koło Moguncji, żeńskim
klasztorem Kesselheim w okręgu Mainfeld, a nawet dobrami w Ostfalii (w 60
miejscowościach!), w Turyngii, Hesji, w regionie Harzu, Nahe i Spiry i w Niderlandach —
zachowało się co najmniej 57 dokumentów Ottona I na rzecz klasztoru, z czego 32 w
oryginale.
Na koniec jednak, nie od razu, został wyposażony w zagrabione ziemie, w grody,
dziesięciny (w Schartau, Grabow i Buckau) na prawobrzeżnych, a więc słowiańskich terenach
nad Labą, a nawet w cały słowiański okręg Nieletyców, do którego należały źródła solne w
okolicach Halle. W sąsiadującym z Magdeburgiem okręgu Moraciani otrzymał 15 grodów i
dworów. Tam i w innych okręgach słowiańskich doszło prawo ścinania drzew, świniobicia, a
na Łużycach także dziesięcina z wszystkich podatków i dochodów korony i hrabiów. Klasztor
otrzymał immunitet, ochronę królewską, a wkrótce i papieską.
Słusznie mógł Otton w 962 roku oświadczyć, że założył klasztor "z przyczyny nowego
chrześcijaństwa". Patronem domu zakonnego fundator uczynił swego własnego specialis
patronus, świętego Maurycego, pogromcę pogan; wskazówka tego, "że żołnierze winni
torować drogę misjonarzom" (Fleckenstein). Około 955 roku nakazał budowę katedry
magdeburskiej w miejsce pierwszego kościoła klasztoru Moritzkloster i wypełnił ją —
ściągniętymi z Włoch — marmurami, złotem i szlachetnymi kamieniami. Oraz, "w należytej,
głębokiej czci" (Thietmar), mnóstwem prawdziwych i przede wszystkim fałszywych relikwii.
Na początek miał Otton dla Magdeburga jedynie szczątki pewnego Innocentego, jednego
z rzekomo 6600 lub nawet 6666 tebańskich męczenników. Jeden to pewnie było za mało przy
tylu bohaterach. Jednakże udało się Ottonowi uzyskać od króla Burgundii również relikwie
wodza legionu tebańskiego, św. Maurycego, głównego patrona fundacji magdeburskiej,
przypuszczalnie ze względu na ich cenność jedynie ich mniejsze części. (Ale dalsze kości
tego samego Maurycego przekazał kościołowi magdeburskiemu Henryk II. A nawet jeszcze
w 1220 roku miejscowy biskup Albrecht nabył kalotę Świętego od hrabiego Ottona z
Andechs, po tym jak najpierw św. Ulryk sprowadził szczątki Maurycego od opata
Reichenau). Otton otrzymał w tym czasie dalsze członki męczenników dla miasta, a w końcu
kazał napełnić wszystkie kapitele kolumien nowego kościoła szczątkami świętych. żadnego
miejsca Otton I tak często nie odwiedzał — 22 razy zatrzymał się w Magdeburgu — że wręcz
z lekką przesadą nazywano go "stolicą niemieckiego wschodu we wczesnym średniowieczu"
(Brackmann).
Niewiele lat po założeniu arcybiskupstwa magdeburskiego powstało biskupstwo w
Pradze 464 . I również w tym celu przełomowe było działanie Ottona, oczywiście również za
pomocą miecza.
Zaraz po śmierci księcia Wacława i króla Henryka (935 i 936 r.), gdy Bolesław I walczył
z (niewymienianym w źródłach) subregulus 465 , Otton zaraz wysłał na pomoc temu ostatniemu
oddziały saskie i turyńskie, które oddzielnie wkraczały do Czech i przez Bolesława po kolei
zostały rozbite. Swojego miejscowego rywala Bolesław również pokonał, zrównał z ziemią
jego gród przy pierwszym szturmie i umocnił swe panowanie, rządząc za pomocą okręgów
grodowych i świadczeń ludności.
Król niemiecki rozpoczął jednak czternastoletnią wojnę, zakończoną dopiero w 950 roku
całkowitą klęską Bolesława. Otton zwyciężył już wówczas północnych Słowian, zapewnił
sobie panowanie z papieskim przyzwoleniem z 948 roku dzięki założeniu trzech biskupstw
słowiańskich w Brennej (Brandenburgu), Hobolinie (Havelbergu) i Starigardzie
(Oldenburgu), zobowiązał powszechnie ludność do oddawania znienawidzonej dziesięciny.
Następnie wtargnął ze swą armią w sam środek Czech i, tak to formułują na serio historycy,
"odtworzył więź Czech z Rzeszą". Lub nazywają to analogicznie "włączeniem ziem
peryferyjnych w związek Rzeszy": rzecz zasadnicza, że wszystko to dzieje się jak najbardziej
bezkrwawo na papierze — im brudniejsza historia, tym czystsza musi być praca
historiografów opłacanych przez państwo. Czyj chleb jem... — kooperacja o zasłużonym
rodowodzie 466 .
Zbrojnie Otton I pokonał "barbarzyńców" czeskich, zbrojnie wyruszył też przeciwko
graniczącej z nimi od północnego wschodu Polsce.
Polska powierza wilkowi swe owieczki
Jak państwo ruskie zostało stworzone przez Wikinga Ruryka (skand. Hrorikr), Szweda, w
Starej Ładodze lub (i) Nowogrodzie, tak Polskę miał założyć Norman Dago, przypuszczalnie
Duńczyk, około roku 960 stolicę w Poznaniu nad Wartą. Nazwa "Polska", "Poloni", "Polonia"
(od pola — tzn. stałej roli w przecinkach leśnych, płaskiej krainy) zadomowiła się dopiero w
okolicach przełomu tysiącleci. A według polskiej tradycji (z początku XII wieku) Norman
Dago nazywał się Mieszkiem I (ok. 960-992) i był czwartym z kolei potomkiem niejakiego
Piasta, przodka dynastii Piastów, rodu rządzącego w Polsce do 1370, na Mazowszu do 1526,
a na Śląsku do 1675 roku. Być może, jak się dzisiaj również mniema, Mieszko miał dwa
imiona, jedno miejscowe i jedno obce. I czy osiedli między Odrą a Wisłą, wojujący ze sobą w
długich pogranicznych walkach Słowianie polscy i pomorscy, niezależnie od wszelkich
przesunięć ludnościowych zamieszkiwali tu od początku tak zwanej naszej ery, jak chce
większość polskich historyków, czy — jak to zwłaszcza sądzą niemieccy — nie pochodzili z
tych ziem, lecz na nie przywędrowali, jest rzeczą drugorzędną.
W każdym razie ten Dago lub Mieszko (Meszo zwany przez swych poddanych, w
źródłach łacińskich Misaca i Miseco) jest pierwszym historycznie pewnym księciem
Polaków. A wielkość nowego państwa zachodniosłowiańskiego — z którego różnych
polskich plemion dający mu nazwę "Polacy" (pol. Polanie, łac. Poloni, Poliani) występują w
Rocznikach hildesheimskich najpóźniej, a mianowicie w roku 1015 — była znaczna. Sięgało
ono od Odry aż do ruskiej granicy, na północy do morza. Przyłączono do niego również kraje
przygraniczne (w XI wieku utracone), jak Morawy, Łużyce, późniejszą Ukrainę nad górnym
Bugiem i Sanem 467 i było energicznie rządzone przez Mieszka.
Książę polski ekspandował z Gniezna, przekroczył na północy Wartę, na południu Odrę,
dostał się jednak pod nacisk margrabiego Gerona i w końcu popadł w zależność od
niemieckich sąsiadów. Już w roku 963 pan Marchii Serbskiej, tym razem w przymierzu z
Redarami, wkroczył dwiema kolumnami wojsk do Łużyc i dalej przeciwko nowemu państwu.
Mieszko I, jak jego poddani jeszcze poganin, był kuszącym celem dla "misji", zwłaszcza że w
Marchii Północnej Gerona istniały już od 948 roku biskupstwa w Brandenburgu i Hobolinie.
Mieszko został pobity "z wielką siłą" w dwu ciężkich bitwach między Odrą a prawym
brzegiem Warty, jego brat zginął, kraj został ograbiony, a on sam zmuszony do płacenia
trybutu i uznania niemieckiej zwierzchności. Widukind pisze o "zupełnym poddaństwie"
(ultimam servitutem). Wywarło to wpływ na bieg polskiej historii na całe dziesięciolecia 468 .
Bardzo prawdopodobne, że jednocześnie z Geronem uderzył z Czech Bolesław I na
południową flankę Polski i opanował Kraków. W 965 roku Mieszko poślubił jednak córkę
Bolesława, chrześcijankę Dobrawę (Dubrawkę), a w rok później, 966, data bardzo znacząca,
stał się rzymskim katolikiem. Przybyli czescy misjonarze, szybko okrzepli, a prawdopodobnie
w pierwszych latach chrystianizacji Polski aktywni byli również duchowni bawarscy.
Albowiem gdy tylko Mieszko kazał się ochrzcić, zmusił do tego również swój lud, a ta
"rewolucja od góry" powtarza się dwadzieścia dwa lata później przy chrystianizacji Rusi (s.
305). Bajeczka o odźwiernym niebieskim (IV, s. 230 i nast.!!) zachowała swe magiczne
oddziaływanie również na Wschodzie. W rok po śmierci rzeźnika i pielgrzyma do Rzymu
Gerona (20 maja 965 roku) Polska została krajem chrześcijańskim pod patronatem św. Piotra.
Mieszko I oddał się pod "ochronę" papieża, a żadnego kraju papieże nie zdradzali tak bez
zahamowań, jak przez całe tysiąclecie niezłomnie im oddanej Polski.
Już w 968 roku założono biskupstwo w Poznaniu, jego pierwszym biskupem został
Niemiec — biskup Jordan, a następcą też Niemiec Unger. Również Mieszko, który po śmierci
swej pierwszej żony (977 r.) poślubił wbrew przepisom kościelnym mniszkę Odę z klasztoru
w Calbe, córkę margrabiego Teodoryka z Marchii Północnej, przemienił się teraz w
szermierza chrześcijaństwa na północnym froncie walki z poganami i korzystał podczas
ofensyw przeciwko nim z gorliwej pomocy chrześcijańskich Czechów 469 .
Otton I usiłował wciągnąć w swe plany misyjne również Ruś, jeśli nawet bez rezultatu.
Święta Olga (zm. 969 r.)
Państwo kijowskie (907-1169), od późnego X wieku zwane stopniowo "Rusią" (nazwa
wskazująca na środkowoszwedzką krainę Roden, dzisiaj Roslag), było pierwszym tworem
państwowym między Bałtykiem a Morzem Czarnym i dziełem szwedzkich wikingów (wtedy
nazywanych Waregami), a dokładniej dziełem wikińskiej dynastii Rurykowiczów (wymarłej
dopiero w 1598 roku) wraz z ich normańską drużyną. Nowe "państwo", pierwsze ruskie, było
więc szwedzkiego pochodzenia i zawdzięczało swój rozwój handlowi z Bizancjum. A
poprzez handel (nie tylko towarami), jak wkrótce zobaczymy, powstawało poczucie jeszcze
większej wspólnoty.
Około roku 945 książę Igor z Kijowa został pokonany przez Drewlan.
Wschodniosłowiańskie plemię od pięćdziesięciu lat zobowiązane wobec księcia do płacenia
daniny po raz kolejny usiłowało zrzucić uciskający je ciężar i dzięki śmierci Igora uzyskało
przejściowo niepodległość. Gdy jednak wdowa po nim, wielka księżna Olga (skand, i grec.
Helga), w Kościele prawosławnym czczona jako święta (święto 11 lipca) przejęła regencję w
imieniu małego syna Światosława, zemściła się okrutnie za śmierć swego męża.
Według Kroniki Nestora (Powiest wremiennych liet, Opowieść lat minionych, Powieść
doroczna) — słynnego dzieła staroruskiej annalistyki powstałego na początku XII wieku w
Kijowie — Olga rozkazała dwa poselstwa Drewlan, ich "najlepszych mężów", za pierwszym
razem żywcem pogrzebać, za drugim żywcem spalić, a potem podczas uczty zabić 5 tysięcy
pijanych ludzi. Jest to wprawdzie rzecz legendarna i przesadzona, jednakże księżna — która,
jak śpiewano w starym hymnie pochwalnym, przewodziła chrześcijańskiemu krajowi "jak
poranna gwiazda słońca, jak jutrzenka dziennego światła" — około 950 roku istotnie
wygubiła znaczną część wrogich możnych, spaliła różne grody Drewlan, ostatecznie
zaanektowała ich ziemie, a sama w 955 lub 957 roku w Kijowie lub Konstantynopolu dała się
ochrzcić — akt zgoła lub wcale nie posiadający motywacji religijnej, lecz mający podnieść jej
prestiż w polityce zewnętrznej.
Według Thietmara z Merseburga Kijów już na początku XI wieku miał "więcej niż 400
kościołów i osiem targów" (mercatus). Było to najbardziej zaludnione ruskie miasto
średniowiecza: przed katastrofalnym, lecz uważanym za dopust Boży, najazdem Mongołów w
XIII wieku liczyło 40 tysięcy mieszkańców, potem już tylko około 2 tysiące.
Gdy św. Olga w 957 roku udała się do Carogrodu nad Bosforem, nie miała w swej świcie
ani jednego księdza, lecz zdumiewająco wielu kupców. A dwa lata później wykorzystała
zmianę władcy w Bizancjum, śmierć znaczącego dla historii kultury i ducha cesarza
Konstantego VII Porfirogenety, do bezpośredniego związania się z Zachodem. Wystarała się
anno 959 u króla Ottona I o księży, ale przede wszystkim o nawiązanie stosunków
handlowych! Wyświęcony zaraz potem na biskupa misyjnego mnich moguncki Libutius
zmarł nim ruszył w drogę. A wysłany przez Ottona do Kijowa, wyświęcony na "biskupa dla
Rusinów" Adalbert — przedtem mnich w Trewirze, potem opat w Weissenburgu, a na koniec
w 968 roku arcybiskup Magdeburga — wrócił w roku 962 nie odniósłszy sukcesu; nie bez
szczęścia mimo wszystko, wygnany przez wrogich mu chrześcijan lub reakcję pogańską; po
drodze zostawił poległych towarzyszy wyprawy. Olgę usunął w swoim czasie jej syn
Światosław, zakazany pogański zabijaka, a następnie poproszono na Ruś nie o zachodnich,
lecz bizantyjskich misjonarzy — była to decyzja o historycznym znaczeniu; za rządów
Włodzimierza dokonał się wraz z jego chrztem w 988/989 roku ostatecznie zwrot ku kulturze
bizantyjskiej, stąd w rezultacie wzięły się aspiracje Moskwy do bycia "trzecim Rzymem" 470 .
Św. Włodzimierz, "wielki i apostołom równy"
Wnuk św. Olgi, Włodzimierz Święty (980-1015) — jako święty jest czczony w Kościele
prawosławnym Rusi od XIII wieku — wywalczył sobie, jak to przystoi równym sobie, przy
pomocy zwerbowanej w Szwecji wareskiej drużyny przeciwko bratu Jaropełkowi tron i
jedynowładztwo. Przy okazji wymordował w Połocku nad Dźwiną panujący skandynawski
ród i siłą pojął za żonę córkę z tego rodu Rognedę, co zdradza jego wielką subtelność.
Następnie dzięki podstępowi wszedł w posiadanie Kijowa i kazał zabić swego brata
Jaropełka. A gdy jego normańska drużyna zażądała zapłaty, miał ją według jednego ze
starych źródeł wysłać do bogatego Bizancjum, ostrzegając przed nią cesarza.
Święty prowadził wojnę jedną za drugą i wyciskał z wszystkich podbitych ludów daniny.
W roku 981/982 podbił Wiatyczów, w 984 Radymiczów, a po drodze, w 983, najechał
Jaćwingów (lub Sudaów), lud bałtycki na pruskich terenach osadniczych. Opanował kraj,
który w XIII wieku stał się dzięki zakonowi krzyżackiemu "wielkim odludziem", przy czym
sami Jaćwingowie zniknęli z kart historii.
Kilka lat po ataku na zachodzie, gdzie Włodzimierz zdobył na Polsce Grody
Czerwieńskie między górnym Sanem a górnym Bugiem, wyratował na południu z wielkiej
wewnątrzpolitycznej opresji bizantyjskiego cesarza Bazylego II (Bulgaroktónos,
Bułgarobójcę, 976-1025). W środek ciągnącej się wiele lat walki rywalizujących ze sobą
rodów magnackich Włodzimierz rzucił najemną drużynę waresko-ruską, która zadecydowała
o zwycięstwie Bazylego.
Jednakże działalność świętego miała dalej idące konsekwencje: owo zwycięstwo
pozwoliło cesarzowi pośrednio na kolejny, jego największy triumf. Po zakończeniu
piętnastoletniej nadzwyczaj brutalnej wojny przeciwko Bułgarom w 1014 roku w dolinie
rzeki Strymon jego chrześcijański majestat kazał oślepić wszystkich jeńców, podobno 14
tysięcy — jedynie jeden na stu zachował jedno oko, by doprowadzić Ślepców z powrotem do
cara Samuela.
Włodzimierz Święty zażądał w każdym razie za pomoc przeciwko antycesarzowi
bizantyjskiemu ręki urodzonej w purpurze księżniczki Anny, siostry cesarza. Gdy zwlekano z
wypełnieniem obietnicy wobec "barbarzyńskiego księcia", podjął w kwietniu 988 roku
wyprawę zbrojną na Korsuń (Chersonez), najważniejszą kolonię bizantyjską na północnym
brzegu Morza Czarnego (wkrótce po 1500 roku podupadła, a dzisiaj ruina). Zdobył miasto
dzięki zdradzie kapłana Anastasiusa, którego uczynił w zamian głową Kościoła w Kijowie i
zdobył "urodzoną w Porfirze (pałacu cesarskim)" księżniczkę z Bizancjum, co nie udało się
Ottonowi Wielkiemu dla swego syna i współcesarza.
Oczywiście "zrodzona w purpurze" miała swą cenę. Włodzimierz kijowski "musiał za to
— według katolickiego Podręcznika historii Kościoła — dać się jednak ochrzcić" i zmusił
następnie kijowian, swój opłakujący bogów lud — znów "typowa «rewolucja od góry»"
(Hösch) — przypuszczalnie latem 988 roku, do masowego chrztu w Dnieprze.
Świętym nie zostaje się za darmo — ani w Kościele rzymskim, ani w prawosławnym!
Jednakże pierwszy katolicki wielki książę Rusi, w jej historii jaśniejący przydomkiem
"Wielkiego i równego apostołom", jest czczony jako święty także w Kościele greckounickim, i to za przyzwoleniem Stolicy Apostolskiej!
W końcu działalność Włodzimierza miała wiele obliczy: zdradę i mord, nawet
bratobójstwo, ogromną liczbę krwawych wypraw zdobywczych i podbojów, budowę
kościołów, grodów i warowni według najnowszej wiedzy z techniki wojennej, także
zniszczenie wszystkich pogańskich idoli i świątyń w swym państwie.
Zaraz po powrocie z Korsunia wypowiedział bowiem wojnę pogaństwu, żarliwie
wyznawanemu przezeń jeszcze na początku swych rządów, rzekomo nawet łącznie z ofiarami
z ludzi, jak na przykład z młodego Warega — chrześcijanina. Cóż, posąg Peruna —
najznaczniejszego ruskiego i polańskiego boga, pojmowanego jako pan całego świata,
którego głównym ośrodkiem kultu był Kijów, gdzie płonął przed nim wieczny ogień — przed
kilkoma laty sprowadzony przez samego Włodzimierza do miasta na większą chwałę —
został teraz przywiązany do końskiego ogona, wybatożony i wrzucony do Dniepru. Usunięto
również pozostałe wizerunki bóstw, stopniowo zniszczono święte miejsca starowierców w
całej Rusi i zastąpiono je kościołami.
Cóż to jeszcze może mieć za znaczenie, że Święty, Wielki i równy apostołom przez cały
czas był rozpustnikiem!
Włodzimierz, rezydujący w pałacu zamieszkiwanym, jak się przyjmuje, przez co najmniej
700 ludzi, był wprawdzie opętanym przez żądze lubieżnikiem tylko przed nawróceniem,
jednakże jest to wersja nadzwyczaj tendencyjnej, wielokrotnie przeredagowywanej Kroniki
Nestora. "Nienasycony był w rozpuście — jest tam zapisane — kazał sobie przyprowadzać
kobiety i dziewczęta, by pozbawiać je czci, gdyż był miłośnikiem żeńskiej płci równym
Salomonowi". Obok pięciu legalnych żon miał posiadać w Wyszegorodzie, Bjełgorodzie i
Berestowie liczne haremy z łącznie ośmiuset nałożnicami z wszystkich krajów sąsiedzkich —
masowy koneser, który oczywiście "kontynuował poligamię także po chrzcie" (Wetzer,
Welte); "rozpustnik", o którym biskup Thietmar z Merseburga utrzymywał: "By wzmóc
jeszcze swą przyrodzoną skłonność do grzechu, król nosił podniecające podwiązki wokół
lędźwi". A gdy już dostatecznie długo żył swym świętym życiem, został pochowany pośrodku
zbudowanego przez siebie kijowskiego kościoła Matki Bożej, zwanego później "kościołem
dziesięcinnym" (desjatinnaja cerkov'), u boku swej małżonki Anny, urodzonej w purpurze 471 .
Po śmierci Włodzimierza 15 lipca 1015 roku wybuchły walki o sukcesję po nim, przy
czym młodsi synowie Borys i Gleb zostali wkrótce zamordowani (a w 1072 roku
kanonizowani). Hagiograficzna tradycja przypisuje zbrodnię ich najstarszemu bratu, następcy
na tronie, Świętopełkowi. Jednakowoż: "Jako sprawca ich śmierci wchodzi w rachubę
również Jarosław I «Mądry», czerpiący korzyści z konfliktu"
(A. Poppe); Jarosław więc, dzięki dużej aktywności w polityce kościelnej ulubiony przez
duchowieństwo kolejny syn Włodzimierza Świętego. Udało mu się zdobyć koronę jednakże
dopiero w 1036 roku po dwudziestu latach ciągłych wojen z krewniakami. A po jego
abdykacji (1054 r.) jego synowie i wnuki ponownie rozpoczęli walkę o władzę. Waśnie
między braćmi nigdy się nie urwały. I to mimo przysięgi wiążącej zawierających traktaty
książąt, wzmocnionej jeszcze kościelną ceremonią składania pocałunku na krzyżu. W ciągu
170 lat od śmierci Jarosława Mądrego naliczono nie mniej niż 83 wojny domowe i 62 wojny z
innymi ludami prowadzone przez państwo kijowskie.
Chrześcijański siew zawsze wschodził wspaniale.
Wszakże, mówiąc za biskupem Thietmarem: Quia nunc paululum declinavi, redeam [...]:
Nieco odbiegłem od tematu, a więc wracajmy!" 472
Już przed nieudanym intermezzo Ottona w Kijowie, w Danii, gdzie tuż obok król Harald
Sinozęby był poganinem, działał margrabia Hermann Billung i często dochodziło do starć
granicznych, król poddał jutlandzkie biskupstwa w Szlezwiku, Ribe i Aarhus władzy
arcybiskupa Adaldaga z Hamburga-Bremy, następcy Unnona. Dzięki temu miały zostać
wzmocnione niemieckie wpływy na północy i energicznie szerzone panowanie Kościoła.
"Misjonarskie" zabiegi o te połacie nieba sięgają oczywiście daleko w przeszłość.
Polityka skandynawska — wojna i handel w interesie Pana Boga?
W ramach karolińskiej polityki skandynawskiej bardzo aktywni byli początkowo dwaj
głosiciele zbawienia.
Najpierw pojawił się w 823 roku właściwy inicjator Dobrej Nowiny wśród Duńczyków i
mianowany przez papieża Paschalisa I legatem północy arcybiskup Ebo z Reims, ów
obdarzany łaskami oportunista, w najlepszym prałackim stylu wielokrotnie zmieniający
fronty (s. 77, 79 i nast.), który zresztą sfałszował na swą korzyść list papieski.
Trzy lata później zjawił się u Ludwika Pobożnego w palatium w Ingelheim król
Duńczyków Harald Klak i dał się ochrzcić dla uzyskania wsparcia cesarza. W podróży
powrotnej zabrał ze sobą zostawionego niegdyś jako sierotę w klasztorze w Korbei mnicha i
misjonarza, zaopatrzonego w "ołtarz podróżny i relikwie" (Walterscheid), który jednak do
Danii raczej nie dotarł, a osiedlił się zaraz w przewłaszczonym na niego hrabstwie Rüstringen
we wschodniej Fryzji. Gdy potem Ludwik w 831 roku na sejmie Rzeszy w Diedenhofen
utworzył biskupstwo w Hamburgu jako diecezję misyjną dla Duńczyków, Szwedów i Słowian
nadbałtyckich i uczynił Ansgara jej biskupem, a papież Grzegorz IV — jak jego poprzednik
Paschalis I Ebonowi — udzielił mu w 831/832 roku "pełnomocnictwa misyjnego", Ebo
wspomagał Ansgara. Lecz w niewiele lat później arcybiskup Ebo — właśnie jeszcze przez
papieża jako legat obdarzony "zwierzchnością" nad innym legatem, św. Ansgarem, siedział
często w więzieniu, wielokrotnie w klasztorze w Fuldzie, również w Lisieux i Fleury (s. 81).
A Ansgar został wprawdzie arcybiskupem, lecz siła uderzeniowa Rzeszy frankijskiej pod
panowaniem Ludwika wciąż słabła, zwłaszcza w jej ostatnich latach.
Duńscy wikingowie napadli w 845 roku Hamburg, puścili z dymem katedrę, klasztor
(który w 964 roku służył później jako więzienie dla papieża Benedykta V), bibliotekę i
miasto, a skarby kościelne zrabowali. Natomiast Ansgar, "apostoł wikingów" (Walterscheid),
uszedłszy o mały włos wraz z relikwiami z życiem, pocieszał się słowami Hioba: "Pan dał,
Pan wziął" i "pobożną matroną Ikią", która przyjęła uciekiniera w swych dobrach. Został
biskupem w od 845 roku wakującej Bremie, ale też sufraganem Kolonii, co w następstwie
przyniosło długoletnie ciężkie spory z arcybiskupem Güntherem (od 850 r.).
Z Bremy powstało jeszcze kilka, nawet jeśli naprawdę skromnych kościelnych punktów
oparcia. Tak więc w Haithabu (duń. Hedeby), znaczącym ośrodku eksportu i importu w
północnym Szlezwiku-Holsztynie, gdzie św. Ansgar — wielokrotnie wykorzystywany przez
Ludwika Niemieckiego jako poseł — za przyzwoleniem króla Horika I wybudował kościół,
"który pozwolił stać się temu ośrodkowi handlowemu celem uprzywilejowanym przez
chrześcijańskich kupców" (Radtke), w Ribe (niem. Ripen), najstarszym mieście duńskim i
(już od początku VIII wieku) również prowadzącym ożywioną działalność handlową, być
może również bicie monet, i prawdopodobnie w Birce, bogatym, relatywnie dużym, zapewne
odwiedzanym przez króla ośrodku handlowym o dalekosiężnych powiązaniach (najczęściej
handlował towarami luksusowymi: zajmującymi niewiele miejsca, a przynoszącymi wiele
zysku) przede wszystkim z zachodnią Europą, lecz również z Rusią, Bizancjum i kalifatem w
Bagdadzie.
Zadziwiające, że same centra handlowe; wojna i kapitał bowiem, zarówno jedno, jak i
drugie, tak ściśle są związane z historią zbawienia — po dzisiejsze czasy. "Dla pozycji Birki
jest charakterystyczne, że misja chrześcijańska — idąc głównymi drogami handlowymi —
osiedliła się w jedynej wczesno miejskiej i stosunkowo ludnej osadzie Szwecji i odniosła tam
pierwsze, choć przejściowe sukcesy" (H. Erhardt).
I również charakterystyczne: Dunowie, których państwo powstało około roku 800 i
obejmowało Jutlandię, wyspy oraz trzy krainy południowo-szwedzkie, nie chcieli nic
wiedzieć o chrześcijaństwie. Jeszcze dwa dziesięciolecia po chrzcie króla Haralda Klaka,
anno 847, w diecezji Ansgara istniały cztery kościoły chrzcielne. A duńskich wychowanków
do swoich szkół misyjnych św. Ansgar musiał po prostu kupować! Lecz dlaczego nie. Już
dwa i pół wieku temu św. papież Grzegorz I, "Wielki", doktor Kościoła, kupował angielskich
chłopców w niewoli do rzymskich klasztorów (IV, s. 112 i nast.). Chrześcijańska Europa
jeszcze długo i bez skrupułów dostarczała niewolników do krajów orientalnych. Obok władzy
istotny jest też interes, jako część władzy. A czyż nie jest to korzystne dla wiary, dla
wiernych, a nawet — czyż nie handluje się też i przede wszystkim — w interesie Pana
Boga? 473
Ostatecznie misja skandynawska załamała się zupełnie. Przejście na chrześcijaństwo
zostało po prostu zabronione. W całej Danii nie było ani jednego kościoła, w Szwecji, gdzie
ludność przepędziła już dużo wcześniej biskupa, przez całe lata ani jednego chrześcijańskiego
duchownego. (Ale więcej niż jednego kapłana w owym czasie w Szwecji nie było nigdy).
Myślano nawet — nie po raz pierwszy — o likwidacji arcybiskupstwa w Hamburgu.
Jednakże w X wieku głoszenie wiary chrześcijańskiej rozpoczęto na północy na nowo,
również przez misjonarzy angielskich; co znamienne jednak dopiero wtedy, gdy ponownie
zadźwięczał miecz. Nawet katolicki Podręcznik historii Kościoła przyznaje: "Zwycięska
wyprawa zbrojna Henryka I przeciwko królowi Gnupie w południowej Jutlandii otworzyła w
934 roku bramę niemieckim kaznodziejom". Podbity Gnupa, król Wikingów w rejonie
Haithabu, który wkrótce poległ w walce z pogańskim jutlandzkim królem Gormem, musiał
mianowicie teraz "nosić jarzmo Chrystusa" (Thietmar) i oczywiście, rzecz podstawowa,
płacić daniny. A już w następnym roku za zgodą króla pośpieszył do Danii mianowany
jeszcze przez poprzednika Henryka — króla Konrada — na krótko przed swoją śmiercią i
wbrew woli duchowieństwa arcybiskup Unni z Hamburga, nie udało mu się jednak uczynić
chrześcijanina z Gorma, całe życie walczącego przeciwko Niemcom. Nie odniósł zapewne
sukcesów na wyspach duńskich, zanim udał się dalej do Szwecji, gdzie bezpośrednio przed
powrotem do Hamburga zmarł we wrześniu 936 roku w Birce.
W Danii wrogi chrześcijanom Gorm Stary (Gorm den Gamle) — od którego zaczyna się
datowana duńska dynastia królewska (tak zwana dynastia Jelling, do której należeli wszyscy
królowie do 1375 roku) — tolerował być może głoszenie chrześcijaństwa. A za panowania
jego syna Haralda Sinozębego (Bltand) Gormsona (poświadczony dla lat 936-ok. 987)
rozpoczyna się oficjalna chrystianizacja Duńczyków nieco po 960 roku, gdy sam Harald dał
się ochrzcić — "wedle wszelkiego prawdopodobieństwa z powodu politycznego nacisku ze
strony Niemców" (Skovgaard-Petersen). O wydarzeniu tym przypomina kilka lekceważonych
znalezisk archeologicznych duńskiego wczesnego średniowiecza w Jelling (na wschodnim
wybrzeżu Danii, niedaleko Vejle), wśród nich postawiony przez Haralda Sinozębego "wielki"
kamień z napisem runicznym. Poza inskrypcją ku pamięci ojca Gorma i matki Thorwi
wymienia samego Haralda, "który zdobył dla siebie całą Danię i Norwegię i z Duńczyków
uczynił chrześcijan" 474 .
Z dużo większymi sukcesami niż Unni poczynał sobie jego następca w Hamburgu,
arcybiskup Adaldag (937-988).
Potomek możnej rodziny saskiej, najpierw działał w kaplicy Henryka I, potem jako
kanclerz Ottona I, był obeznany z życiem dworskim, jednakże również jako arcybiskup
zachował silny wpływ na ottońską politykę państwową i kościelną. Popierał zwłaszcza jak
nikt inny plany Ottona dotyczące Północy. Jego biskupstwo sięgało wszak w 947/948 roku
daleko poza granice Niemiec na Danię poprzez stworzenie trzech mu podległych,
posiadających wiele królewskich przywilejów diecezji w miastach portowych Haithabu
(Szlezwik), Ribe i Aarhus.
Po raz pierwszy więc arcybiskupi hamburscy mieli swych sufraganów. W tym przypadku,
zadecydował ongiś papież Formozus, Brema miała wrócić do związku diecezji
arcybiskupstwa kolońskiego, do którego wcześniej należała. Ergo doszło do reklamacji ze
strony arcybiskupa Wicfrida z Kolonii; natychmiast podniósł roszczenia wobec Bremy. Na to
natomiast nie chciał pozwolić arcybiskup Adaldag, niezwykle gorliwy krzewiciel Dobrej
Nowiny, wysyłający na północ księży i budujący kościoły. A ponieważ nie wiedział co to
skrupuły — jak choćby czyniąc opatką córkę hrabiego Henryka von Stade (dziadka biskupa
Thietmara), dziewczę ledwie dwunastoletnie — sfabrykował, w końcu kiedyś przez wiele
lat sporządzając i pisząc dokumenty królewskie, szereg fałszywych dyplomów — i Pan mu
pobłogosławił. Nie tylko zostało mu w 968 roku podporządkowane biskupstwo w Starigardzie
(Oldenburgu we wschodnim Holsztynie), za czym rozpoczęły się od dawna planowane rządy
kościelne w kraju Obodrytów, lecz i umocnił swą pozycję, przy czym nie bez znaczenia było
uzyskanie ostatecznej niezależności od konkurencji w Kolonii. W ten sposób ten fałszerz,
ogólnie biorąc, podniósł "znacznie prestiż arcybiskupstwa podczas swych długich,
energicznych rządów"
(Lexikon fur Theologie und Kirche).
Trzy nowe siedziby biskupie leżały wprawdzie na duńskim terytorium, jednakże niezbyt
były oddalone od Rzeszy. I oczywiście zarządzający nimi sufragani Adaldaga — Hored,
Liafdag i Reginbrand — mieli zadanie poszerzać swe wpływy, przede wszystkim na wyspy
— Fionię, Zelandię i Skanię (długo należącą do Danii, a dopiero od 1658 roku do Szwecji).
Albowiem do nawracania Duńczyków mieszkających na wyspach nowi biskupi misyjni
zostali wyraźnie zobowiązani. Chodziło o ekspansję, zdobycie posiadłości. Ergo hierarchowie
musieli swym diecezjanom "wydawać się wrogimi przyczółkami we własnym kraju. I tym
mieli być bez wątpienia według planu Ottona" (A. Hauck) 475 .
Z powodu chrześcijaństwa Duńczycy podrywali się równie rzadko do buntu, co Słowianie
na wschodzie. Najwyraźniej osiągnięto już wiele, a niektórzy uważali idola chrześcijan za nie
mniejszego niż własne bóstwa. Lecz nawet takie "sukcesy" kwitły w cieniu niemieckich
mieczy. A gdy Harald Sinozęby wykorzystał okrutne walki o władzę w Norwegii po śmierci
Haralda Pięknowłosego (około roku 930, był on pierwszym władcą całej Norwegii) do
wyprawy zbrojnej i południowa Norwegia dostała się pod kontrolę duńską, do akcji ruszyli
chrześcijańscy "posłańcy wiary" — jak po zwycięstwie Henryka I nad Duńczykami w Danii
(s. 263).
Działalność duchownych feudałów i ich misjonarzy, ich zagnieżdżanie się najpierw na
ziemi, a potem w duszach pokonanych i zniewolonych, miała dla króla ogromną wartość.
Gdzie tylko Otton uderzał, gdzie wyruszał w pole przeciwko Duńczykom, Słowianom czy
Węgrom i militarnie mocno stawał stopą, tam zakorzeniał się dzięki Kościołowi, tam tworzył
"na wszystkich oderwanych od nich terytoriach biskupstwa i klasztory jako punkty oparcia
swej władzy" (Kosminski).
Tak było w 948 roku na duńskim terytorium biskupstwa w Szlezwiku, Ribe i Aarhus; w
tym samym roku, a nawet jeszcze przed chrystianizacją tych obszarów — powstały
słowiańskie biskupstwa w Brennie i Hobolinie, które dostał arcybiskup moguncki, oraz, dużo
później, podporządkowany arcybiskupowi Adaldagowi z Hamburga-Bremy Starigard
(Oldenburg). Tworząc arcybiskupstwo w Magdeburgu w 968 roku założono biskupstwa w
Merseburgu, Zeitz i Miśni, w końcu w 973 roku — roku śmierci Ottona — biskupstwo w
Pradze.
Najpierw uderzenie militarne, potem misja, następnie "przyłączenie" do państwa. Był to
wszak wyraźny ostateczny cel Ottona Wielkiego, by wszystkie zdobyte kraje "najpierw
kościelnie, a potem politycznie wcielić do Rzeszy niemieckiej, jak to już było praktyką
karolińską" (Brackmann). Właśnie ścisła współpraca, zbratanie tronu z ołtarzem przy tym tak
pospolitym, jak i krwawym,
zbójeckim interesie na wielką skalę, dało ottońskiemu najeżdżaniu i napadaniu polor
bojaźni bożej, wyższego święcenia, łaskawości bożej. Lub, jak pisano ćwiczonym językiem,
"misja jako element" tej polityki, szerzenie wiary wśród pogan, "wzniosły obowiązek
cesarza", mogła "jeszcze w większym stopniu sublimować prestiż Ottona i jego pozycję
zmierzającą ku cesarstwu" (Hlawitschka) 476 .
Sublimować. A dążenie Ottona do najwyższego celu w ziemskim zakresie potrzebowało
oczywiście najwyższej wartości w zakresie duchowym, najwznioślejszej w ogóle, najbardziej
wysublimowanej: papiestwa w Rzymie.
Nadciąga "mroczne stulecie"
Jakby wszystkie po kolei i razem wzięte nie były mroczne! Przynajmniej też i mroczne.
Przede wszystkim mroczne. Jednakże czas od późnego IX wieku do połowy XI stulecia zwie
się szczególnie "saeculum obscurum". Chociaż inne epoki — nigdy nie dość wbijania sobie
do głowy — w których Rzym był nieporównanie potężniejszy i z tego względu
nieporównanie niebezpieczniejszy, dla wielu innych ludów były dużo mroczniejsze, zarówno
czas wypraw krzyżowych, jak i choćby wiek XX, w którym papiestwo było zarówno
współwinowajcą dwóch wojen światowych, jak i je intensywnie popierało, w równym stopniu
jak faszyzmy wszelkiej maści. (Należy przypomnieć w tym miejscu o jego asystowaniu
wojnie w Wietnamie, o podgrzewaniu — nie tylko najnowszego — konfliktu na Bałkanach;
akurat gdy to piszę, jeden z niemieckich dzienników ukazał się z nagłówkiem: "Papież
nawołuje do wojny").
Jednak owe mroczne średniowieczne czasy, sugeruje katolicki historyk Kościoła Franzen,
zostały spowodowane jedynie przez szlachtę! "Jej jedynie dotyka wina za smutne stosunki;
papiestwo zostało bowiem wydane na jej pastwę, odkąd zabrakło cesarza".
Szlachta kozłem ofiarnym, papiestwo po raz kolejny uratowane — w historii Kościoła
wydawnictwa Herdera, "wszędzie uwzględniającej i opracowującej na nowo najnowsze
wyniki badań naukowych, po części wydatnie zmieniające świadomość historyczną i
teologiczną naszych czasów". Najnowsze badania? To są w istocie rzeczy przecież wciąż te
same stare nędzne wykręty apologetów. Przy tym papiestwo, które — jak skarży się Franzen
— "spadło do roli zwykłego terytorialnego biskupstwa", z założenia jest dużo niewinniejsze,
niż papiestwo o znaczeniu obejmującym cały świat!
Biedne papiestwo. Niewinne jak zwykle. Jedynie ofiara "dzikiej i żądnej władzy szlachty"
(w końcu stuprocentowo chrześcijańskiej i rzymsko-katolickiej) — "odkąd zabrakło cesarza
[...]". Wszak czyż nie byli przecież władcy "saeculum obscurum", Ottonowie i Salijczycy,
cesarzami? Czy nie rządził wręcz święty, Henryk II? (Który prowadził aż trzy wojny
przeciwko dobrze już wtedy katolickiej Polsce — i to mając u boku pogańskich Luciców!)
Papiestwo "bezbronne wydane [...]". A gdy nie było już bezbronne, gdy było silne, coraz
silniejsze, "uniwersalne", światową potęgą? Wtedy współzawodniczyło z cesarstwem o
panowanie nad światem — po stokroć groźniejsze, śmiertelnie groźne.
Przecież nie "śmiertelnie" niebezpieczne, gdy jego reprezentanci wybijali się nawzajem
— za to "śmiertelnie" niebezpieczne, gdy kazało wyrzynać całe narody! Gdy krzyczano "Bóg
tak chce!" W średniowieczu, w roku 1914 i 1941. I w międzyczasie 477 .
Lecz jak to było z Rzymem w czasach Karolingów, Ottonów i wczesnych Salijczyków?
Burzliwe lata, anarchia wewnętrznych waśni między stronnictwami czyni zrozumiałym
braki w źródłach. O wielu papieżach wiadomo niewiele. Co do niejednego nie wiadomo, czy
byli papieżami prawowitymi. Niektórzy zostawali uznawani przez niektórych za antypapieży,
uchodzą jednak powszechnie za legalnych. Inni zasiadali na Apostolskiej Stolicy tak krótko,
że już tylko z tego powodu nie zostali uznani. Rzymski mnich Filip zrezygnował jeszcze w
dniu obioru, 13 lipca 768 roku, i dobrowolnie wrócił do klasztoru. Diakon Jan rządził w
styczniu 844 roku dokładnie przez godzinę. Leon VIII rządził od 963 do 965 roku, jednakże
od maja do czerwca 964 roku rządził również Benedykt V — i obu uznaje się za papieży
prawowitych. Z drugiej strony papież Krzysztof, który anno 903 swego legalnego
poprzednika na urzędzie Leona V wtrącił do więzienia po ledwie 30dniowym urzędowaniu i
zamęczył, nie jest uznawany za naprawdę legalnego, choć za takiego uchodził przez całe
średniowiecze. Nawiasem mówiąc, papież Krzysztof sam wkrótce wylądował w więzieniu i
tam zadusił zarówno jego, jak i jego poprzednika, Leona V, ich następca Sergiusz III 478 .
Niemało papieży przejściowo lub na stałe trafiło do więzienia. Tak na przykład Stefan VI,
w 897 roku w więzieniu powieszony, Jan X, w 929 roku uduszony w Zamku Anioła
poduszką; Benedykt VI, którego kazał tam zadusić w 974 roku księdzu Stefanowi Bonifacy
VII; Jan XIV, który w 984 roku w Zamku Anioła zginął z głodu lub od trucizny, Stefan
VIII 479 , który potwornie okaleczony w więzieniu zmarł w 942 roku od ran. Za kraty dostali
się również papieże Benedykt III (zm. 858 r.), Jan XI (zm. 936 r.) 480 i Benedykt X (zm. po
1073 r.).
W klasztorze zamknięto Konstantyna II, któremu wyłupiono oczy, Benedykta X,
Krzysztofa, Jana XVI Philagathosa, którego również oślepiono, obcięto brutalnie nos, język,
wargi i ręce, a następnie powiedziono na szyderstwo w procesji przez Rzym.
Wygnani zostali Benedykt V do Hamburga, gdzie wkrótce zmarł, i Grzegorz VI do
Kolonii — z równym skutkiem.
A jak często jeden drugiego ekskomunikował! Jan XII ekskomunikował w 964 roku
zbiegłego Leona VIII, Benedykt VII anno 974 zbiega Bonifacego VII, episkopat Rzeszy w
roku 997 Jana XVI, synod w Sutri w 1059 roku Benedykta X. Aleksander II i Honoriusz II
ekskomunikowali się nawzajem, Leon IX ekskomunikował Benedykta IX (był on bratankiem
dwóch poprzednich papieży i jedynym papieżem, który święty urząd — w każdym razie de
facto — piastował trzy razy). A Benedykt IX ekskomunikował znowuż Sylwestra III,
wypędzając go wśród przekleństw i hańby z Rzymu, jak sam wcześniej z Rzymu został
wygnany. Z tego wszystkiego należy przypuszczać, że Duch Święty wykazuje się dość
bałaganiarską osobowością 481 .
Papież Sergiusz III — morderca dwóch papieży
Benedykt IV zmarł latem 903 roku. Wedle przypuszczeń nie opartych jednakże na
żadnych ówczesnych źródłach kazał go usunąć Berengar I, król Italii. Jego dwaj następcy
przeżyli niewiele miesięcy. Papież Leon V, rządzący jedynie w sierpniu 903 roku, został
wtrącony do więzienia przez swego następcę kardynała Krzysztofa. Jednakże również
Krzysztof (903 - 904) zajmował tron papieski jedynie do następnego roku. Potem wyparł go z
niego Sergiusz III (904-911), urodzony rzymski arystokrata, wcześniej antypapież wobec Jana
IX i zaraz po wprowadzeniu na urząd na Lateranie przez Jana zdetronizowany, przeklęty i
wygnany. Mając poparcie antyformozjan i księcia Alberyka I ze Spoleto Sergiusz wtargnął z
uzbrojoną kupą do Rzymu, kazał uczynić się papieżem, Krzysztofa odziać w habit i zamknąć
z własną ofiarą, Leonem V; w ten sposób w ciągu ośmiu lat przewinęło się na świętym tronie
ośmiu papieży.
Po wybiciu lub wypędzeniu wrogo nastawionych do siebie kardynałów Sergiusz osiągnął
po siedmiu latach banicji upragniony cel i wkrótce kazał zamordować obu poprzedników w
więzieniu, rzekomo ze współczucia. Jednakże przy całym współczuciu dla zgasłych kolegów
Sergiuszowi nie zbywało na energii i udało mu się wysiedzieć całe siedem lat na tym
naprawdę gorącym stolcu.
Papież ten kochał biurokratyczną dokładność, wszystko musiało mieć swój porządek. I
tak datował swój pontyfikat według pierwszego — chociaż krótkiego — okresu urzędowania,
obejmującego niewiele więcej poza wprowadzenie na Lateran w grudniu 897 roku, skąd
został przepędzony przez bandy swego następcy, Jana IX. Jako przyjaciel Stefana VI, który
zbezcześcił zwłoki Formozusa, natychmiast potępił tego ostatniego ponownie, uznał
wszystkie jego święcenia — a Formozus wyświęcił wielu biskupów, ci zaś znowu wielu
księży — za nieważne, usunął jego zwolenników z urzędów i zagroził opornym na gotowych
do wypłynięcia okrętach banicją i śmiercią. Jedynie nieliczni przeciwstawili się jego rządom
terroru, zwłaszcza że stała za nim szlachta. Za to rozdał najlepsze beneficja swym
zwolennikom, przywódcom rzymskiej arystokracji.
Zakonnicom klasztoru Corsarum, którym podarował wiele gruntów, nakazał ten morderca
dwóch papieży śpiewać codziennie sto Kyrie elejson za swą duszę — jakie zalety ma jednak
ta religia! Ten biegły morderca stworzył sobie pomnik odbudowując w roku 897 leżącą z
boskiego wyroku w gruzach bazylikę laterańską. I dopiero czterysta lat później Pan Bóg
pozwolił nowej budowli, w której długo, zamiast u Św. Piotra, grzebano prawie wszystkich
papieży, sczeznąć w płomieniach.
Skromniej przypominał o sobie papież Sergiusz na monetach. Chociaż monety bili także
inni Święci Ojcowie, to Sergiusz jako pierwszy od czasów Hadriana I (772 - 795) zaczął
wypuszczać monety z własnym wizerunkiem. Zamordował dwóch papieży, lecz jego kamień
nagrobny w Św. Piotrze chwalił go i jego zaciętą wojnę przeciwko "wilkom", trzymającym go
przez siedem lat na dystans od prawowitego tronu 482 .
Znamienna jest również ingerencja Sergiusza w tak zwany spór o tetragamię.
Ów spór, wzbudzający silne emocje, dotyczył czterech małżeństw bizantyjskiego cesarza
Leona VI Mądrego (886-912). Uczeń sławnego patriarchy Focjusza (którego wskutek
osobistej niechęci zastąpił własnym młodszym bratem Stephanosem zaraz po wstąpieniu na
tron) spędził kilka lat w więzieniu (883-886) z powodu konspiracji przeciwko ojcu, Bazylemu
I. (Tego rodzaju sprawy znamy wystarczająco dobrze z chrześcijańskich domów panujących
Zachodu).
Tymczasem nie był to jedyny problem rządzącego od 886 roku Bizantyjczyka, teścia
cesarza Ludwika Ślepego, któremu Berengar kazał wyłupić oczy w Weronie (s. 228 i nast.).
Również i takie rzeczy nie dręczyły Leona. Natomiast na pewno jego małżeństwa. Trzy żony
nie dały mu potomka. Przy tym bizantyjskie prawo zabraniało już trzykrotnego ożenku,
jednakże patriarcha Antonios Kauleas (893-901) jeszcze raz udzielił dyspensy władcy.
Cesarzowa Eudokia Bajana zmarła wraz z nowonarodzonym synem w połogu w 901 roku.
Następnie monarcha spłodził z metresą Zoe Karbonopsiną syna (Konstantyn VII), a matkę —
wbrew wydanemu przez siebie samego prawu, zabraniającemu już trzykrotnego małżeństwa
— pojął w 906 roku za czwartą żonę.
Tym samym Leon Mądry — sławny dzięki zakończeniu rozpoczętej przez jego ojca
kodyfikacji prawa, ogromnego dzieła w 60 tomach, które wyparło Kodeks Justyniana — sam
stał się autorem praktycznego podręcznika prawa, poza tym był autorem pieśni kościelnych,
kazań i studiów strategicznych, co wszystko świetnie pasuje do siebie, oraz usiłował
zabezpieczyć się, jeśli już nie od strony prawnej, to przynajmniej kościelnej. Jego własny
nowy patriarcha, dawniejszy "przyjaciel szkolny" i tajny sekretarz Nikolaos I Mystikos (901907, 912-925) oczywiście otwarcie protestował, obłożył cesarza klątwą i odmówił uznania
Konstantyna jako legalnego dziedzica. Jednakże papież Sergiusz, swobodniej obcujący z
kobietami, który jako 45-letni mężczyzna miał syna z 15-letnią Marozją — późniejszego
papieża Jana XI (s. 319) — udzielił wykluczonemu już od uczestnictwa w nabożeństwach
cesarzowi dyspensy małżeńskiej, a patriarcha Nikolaos musiał jako wygnaniec schronić się na
całe lata w swym klasztorze Galakrenai 483 .
Początek "rzymskich kurewskich rządów" — papież Jan X: w łożu i na polu
bitwy
Decydujące dla dłuższego czasu niż jedno stulecie stało się, że dzięki podwójnemu
mordercy, Ojcu Świętemu Sergiuszowi III, do władzy w Rzymie doszedł ród pewnego,
prawdopodobnie z nim spokrewnionego Teofilakta, a z nim para pożądających władzy,
przebiegłych i żądnych rozkoszy dam. Etykietkę "rzymskich kurewskich rządów" lub
"pornokracji" przyklejono temu okresowi namiestnika Chrystusa od czasów protestanckiego
teologa Valentina Ernsta Loeschera (wydawcy teologicznego czasopisma "Unschuldige
Nachrichten von alten und neuen theologischen Sachen: 1701-1720" — Niewinne
wiadomości o dawnych i nowych sprawach teologicznych). Bo przecież kwitł nierząd, sam w
sobie znowuż nie taki zły, jak i w wydaniu katolickiego kleru w ogóle, również w Rzymie,
mieście najświętszym, przez wszystkie czasy.
Teofilakt (zmarł na początku lat dwudziestych X wieku), pochodzący z rzymskiej
arystokracji, konsul, senator, magister militium, stał nie tylko na czele administracji miejskiej,
lecz awansował na szefa papieskich finansów, na najwyższego urzędnika administracji
kościelnej.
Jego żona, ambitna, energiczna i piękna Teodora Starsza — "bezwstydna dziwka", jak
pisze biskup Liutprand z Cremony w Antapodosis, swym osławionym, często złośliwie
ironicznym, bogatym w anegdoty, ale zarazem najważniejszym dziele historycznym tych
czasów — nazywająca siebie samą "Senatrix", była matką dwóch sióstr, Teodory Młodszej i
Marozji, "nawet jeszcze gorliwszej w służbie Wenus" oraz kochanką późniejszego papieża,
Jana X. (Katolicki historyk papiestwa Franz Xaver Seppelt nie chce w to wierzyć, pisząc, że
mogło tak być, "iż nowy papież nie miał chrześcijańskiego usposobienia i że jego życie nie
odpowiadało wymogom obyczajności i jego wysokiego urzędu").
Nie mniej uwodzicielska córka Marozja (zdrobnienie od Marii: Mariuccia, Maryśka),
primo voto żona księcia Alberyka I, który po śmierci cesarza Lamberta zawładnął Spoleto,
miała tymczasem stosunek — jeśli wierzyć biskupowi Liutprandowi i oficjalnej księdze
papieży (a nawet Seppelt uważa to dziś za "wielce prawdopodobne") — z papieżem
Sergiuszem III, jej wujem; owocem ich starań był papież Jan XI (931-935). Angielski teolog
de Rosa podaje: "Po raz pierwszy papież Sergiusz uwiódł ją w Pałacu Laterańskim". Podobne
stosunki, które w Rzymie "trwały nieprzerwanie prawie półtora stulecia" (Halphen),
panowały jednak i w innych siedzibach biskupich 484 .
Na początek późniejszy papież Lando (913-914), syn bogatego księcia longobardzkiego
Tajno i marionetka Teodory Starszej (zm. po 916 r.), której podopieczny Jan z biskupa
Bolonii — którym stał się podobno siłą i w istocie bez święceń — został na dziewięć lat (905914) arcybiskupem Rawenny, Jan zaś — "niewątpliwie silna osobowość" (Handbuch der
Kirchengeschichte) — miał przebywać częściej w łożu Teodory, niż w kościele w Rawennie;
być może były to plotki, w końcu nie ostatnie o klechach. Jednakże biskup Liutprand ukazuje
karierę późniejszego papieża Jana w sposób zapierający dech w piersiach: jak duchowne
obowiązki ponownie przywołały go do Rzymu, jak Teodora, "prawdziwie bezwstydna
dziwka, rozpalona żarem Wenus (Venus calore succensa)", zakochała się w pięknym kapłanie
— "i chciała z nim się nie tylko łajdaczyć, lecz potem go do tego wciąż zmuszała [...]".
Oczywiście czas oczekiwania, jakby go nie spędzać, był długi i uciążliwy, zwłaszcza dla
spragnionej Teodory. I zakrawa prawdziwie na cud, jak jeden książę Kościoła po drugim
szybko gaśnie i zwalnia swój fotel dla Jana, który dzięki temu pnie się coraz wyżej i bliżej
Rzymu.
Najpierw umiera, "podczas tych bezwstydnych sprawek", biskup Bolonii — i Jan zajmuje
jego miejsce. Po krótkim czasie umiera arcybiskup Rawenny — i Jan zostaje jej
arcybiskupem. I znowu po krótkim czasie także i papież zostaje "powołany przez Boga" — i
jest jasne, co się zdarzy, co musi się zdarzyć, przecież w boskim planie zbawienia zostało
przewidziane wszystko: Teodora więc, "której zepsuta natura nie mogła ścierpieć, że jej
kochanek oddalony o dzielące Rzym od Rawenny dwieście mil, raczej rzadko był do jej
dyspozycji, wymogła na nim, by opuścił arcybiskupi stolec w Rawennie i — rzecz
niesłychana — objął w Rzymie najwyższą godność pontifexa".
Teodora nie była już wtedy najmłodsza i wkrótce zmarła, jednakże i tak przechodzony
arcybiskup raweński usadowił się mocno w papieskim siodle jako Jan X (914 - 928), mimo
oporu duchowieństwa. A zawdzięczał wszystko — nawet według Seppelta (zapominającego
tu całkowicie o Duchu Świętym), "jedynie rodzinie Teofilakta". Lecz Jan dziesiąty tego
imienia trzymał się tym dłużej, że dla swych obowiązków duchownych miał mało czasu i
uważania, nawet jeśli kronikarze akurat jego zaliczają do reformatora życia zakonnego,
potwierdził bowiem surową regułę z Cluny. A chyba w łożu wykazał się tym, za kogo go
uważano, w wojnie stał zaś w jednym szeregu ze swymi ludźmi.
Nieustające "zamęty" wśród chrześcijan, ich trwające całymi dziesięcioleciami
wyrzynanie się wzajemne (i innych), wzbudziło aktywność Arabów i doprowadziło do tego,
że zajęli dogodny punkt oparcia dla swych operacji przy ujściu rzeki Garigliano. Ledwie Jan
został papieżem, zawarł pakt militarny, zebrał duży związek zbrojny środkowo- i
południowowłoskich możnowładców, składający się z oddziałów Spoleto, Benewentu,
Neapolu, Gaety i przede wszystkim Greków. Ich cesarz, "jako mąż pobożny, bojący się
Boga", natychmiast przysłał morzem swych żołnierzy. A papież, bez wątpienia jeszcze
pobożniejszy, zaprzysiągł Rzymian, że nie zawrą z Saracenami "żadnego pokoju", "zanim nie
wytrzebimy ich z całej Italii".
W istocie udało mu się "ukoronować" swe wojownicze postępowanie "serią pięknych
sukcesów" (Eickhoff). Z inicjatywy papieskiej "oczyszczona" została z Arabów najpierw
dolina Tybru oraz obszar Salerno. W maju 915 roku Saracenów okrążono i pobito — z
decydującą pomocą Bizantyjczyków — w bitwie pod Carigliano, podczas której wielu
chrześcijanom mieli ukazać się Św. Piotr i Paweł. To chyba sprawiło, że prawowiernym
umknęła jedynie garstka przeciwników, których wyłapywano jeszcze później w górach.
Biskup Liutprand twierdzi wręcz: "W codziennej walce greków i łacinników dzięki
miłosierdziu bożemu nie pozostał żaden Punijczyk, który by nie zginął od miecza, lub nie
został pochwycony żywcem". Namiestnik Chrystusa jednak, biorący osobiście udział w
wojnie, pysznił się wobec arcybiskupa Hermanna z Kolonii, że sam nadstawiał karku i dwa
razy osobiście prowadził żołnierzy do ataku.
Jako polityk realny Jan X zlekceważył prawa oślepionego cesarza Ludwika III z
Prowansji (s. 228 i nast.) i jeszcze w grudniu 915 roku koronował u Św. Piotra na cesarza
wpływowego i władającego Górną Italią króla Berengara (888-924), z którym utrzymywał już
stosunki jako zapobiegliwy arcybiskup Rawenny; po Gwidonie i Lambercie był to trzeci i
ostatni cesarz pochodzący z Włoch. Berengar złożył z dawna przyjętą przysięgę i obdarował
kler, szlachtę i naród. Jednakże jego cesarstwo nie było niczym więcej niż grą pozorów 485 .
Anarchia w Italii
W tak zwanym niezawisłym królestwie Italii władza królewska kruszyła się coraz
bardziej. Zaznaczył się typowy dla czasów średniowiecza brak kontynuacji, skomplikowana
plątanina instancji klerykalnych, militarnych i obszarniczych, współdziałanie i konflikty
lokalnych struktur władzy, "za każdym razem powstające przez zbrojne przedsięwzięcia
klasztorów, kościołów i panów świeckich" (Tabacco). Nad całym feudalnym rozdrobnieniem
unosiły się jednak wielkie dzielnicowe państwa zwłaszcza wiodących rodów pochodzenia
frankijskiego, po rozpadzie rzeszy karolińskiej spierających się i szarpiących o hegemonię w
Regnum Italicum.
Pod przywództwem hrabiów Adalberta z Ivrei i Odelryka oraz przy znaczącym udziale
arcybiskupa Lamberta z Mediolanu (921-932) doszło w roku 920/921 do nowego buntu
przeciwko Berengarowi. A Lambert, tak twierdzi biskup Liutprand, był wręcz "przyczyną ich
wystąpienia". Wprawdzie król Berengar ustanowił go właśnie głową kościoła
mediolańskiego, lecz w zamian za to w sposób niekanoniczny, lecz powszechnie stosowany,
"zażądał niemałej sumy pieniędzy...", a Lambert, co jak co, ale liczyć umiał i "przeliczył,
gnany wielką żądzą arcybiskupiego stolca, również to, czego żądał król [...]". Wkrótce
arcybiskup tego wszystkiego pożałował; nie, że złamano prawo kościelne, ale "że nie mógł
przeboleć takiej sumy pieniędzy". I tak zaczął "roztrząsać odstępstwo od króla".
Jednakże Berengar przywołał na pomoc przeciwko zbuntowanym Węgrów, którzy ciężko
spustoszyli Toskanię, i wkrótce zdusił rebelię. Rebelianci jednak sprowadzili zimą 921/922
roku króla Rudolfa II z Burgundii zajurajskiej, uzbrajając go uprzednio w Świętą Włócznię (s.
254 i nast.). Berengar musiał wycofać się w kierunku wschodnim i podzielić się Górną Italią z
Rudolfem, rezydującym teraz w Pawii, gdzie natychmiast znaleźli się dostojnicy Kościoła,
zwłaszcza że nowy król pobił wielokrotnie Berengara, decydująco w bitwie pod Fiorenzuolą
(koło Piacenzy), w której miało paść 1500 ludzi. Wszakże zwycięzca wycofał się na mniej
więcej rok za Alpy. Natomiast Berengar został zdradziecko zamordowany 7 kwietnia 924
roku w Rawennie, jedynym mieście, jakie zostało mu z całego państwa; zginął od miecza
swego wasala i kuma Flamberta — którego syna kiedyś "trzymał do chrztu" — w dogodnym
momencie podczas jutrzni 486 .
Już dwa dni później wszakże również Flambert i uczestnicy mordu na królu znaleźli swój
koniec z rąk młodego przyjaciela króla, jego zaufanego o imieniu Milo; w każdym razie ów
młodzieniec, o którym biskup Liutprand lakonicznie donosi, że "kazał ich powiesić",
wyróżniał się "prawdziwie wieloma i znakomitymi cnotami [...]".
W Górnej Italii zapanowała teraz zupełna anarchia. Pojawili się Saraceni i Węgrzy; ci
ostatni przywołani może jeszcze przez Berengara, by pomścić porażkę pod Fiorenzuolą.
Obiegli Pawię, odrzucili ofertę okupu i 12 marca 924 roku — kolejna data w tej kronice
okrucieństwa — spalili królewskie miasto wraz z pałacem i 44 kościołami, oczywiście — "za
nasze grzechy" (Liutprand). W razie niepowodzenia bowiem — jest to karząca ręka Boga, w
razie sukcesu — ratująca, nie da się tego wyrazić bardziej prymitywnie; i tak przez całe
stulecia...
Miejscowy biskup Jan i zbiegły do niego arcypasterz z Vercelli zginęli w płomieniach, do
tego rzekomo prawie wszyscy mieszkańcy poza dwustu bogaczami, którzy zdołali się
wykupić (najwyraźniej wolni od grzechów!). A w latach 926-928 nastąpiły kolejne łupieżcze
najazdy Węgrów przez Toskanię po Rzym i Apulię.
Król Rudolf wrócił wprawdzie latem 924 roku do Pawii, nie zdołał się jednak w niej
utrzymać. Ten sam biskup Lambert bowiem, który niegdyś był ośrodkiem brzemiennej w
skutki rebelii przeciwko Berengarowi i dzięki Rudolfowi powrócił do kraju, stał się
inicjatorem spisku. Spiskowcy ściągnęli przeciwko królowi jego sąsiada, hrabiego Hugona z
Arles i Vienne, prawdopodobnie gdy Rudolf przebywał akurat w Burgundii. Również papież
Jan X należał otwarcie do jego przeciwników. Zniknęło bowiem wsparcie, jakie obiecywał
sobie po cesarzu Berengarze w walce o władzę w Rzymie. A po jego zamordowaniu Jan,
rywalizujący ze stronnictwem Marozji, zaraz poszukał nowego partnera i zaprosił do Włoch,
razem z lombardzkimi możnymi, hrabiego Hugona z Prowansji.
Królowi pośpieszył natomiast na pomoc jego teść książę Burchard ze Szwabii. Krewny i
promotor świętego biskupa Ulryka z Augsburga przekroczył z wojskiem Alpy i spotkał się z
mediolańskim arcybiskupem Lambertem. Tenże jednak, relacjonuje Liutprand, jako "mądry
mąż" nie przyjął Burcharda w żaden sposób lekceważąco, lecz raczej, oczywiście "w złych
zamiarach", z wielkimi honorami. "Między innymi dał mu na znak swej szczególnej przyjaźni
pozwolenie na polowanie na jelenia w swych lasach — na co zezwalał jedynie swym
najulubieńszym i najznamienitszym przyjaciołom. W tym samym czasie wezwał załogę Pawii
i jeszcze paru włoskich książąt na zgubę Burcharda, zatrzymując go u siebie tak długo, aż
upewnił się, że zebrali się wszyscy, którzy mieli go zabić". I już następnego ranka, 29
kwietnia 926 roku, zamienił książę Burchard z Novary, przekłuty włóczniami nacierających
nań Włochów, "życie na śmierć". Tak samo jego ludzie, szukający ucieczki w kościele
"świętego wyznawcy Chrystusa Gaudentego", zostali ze szczętem wybici, "nawet przy
samym ołtarzu".
Na to król Rudolf opuścił pole bez walki 487
Król Hugo robi porządek i wzbogaca swoich
W Italii nie zwyciężyli właściwi rywale, lecz mało zaangażowany trzeci. Hugo z Arles i
Vienne, tymczasem śpieszący okrętem do Pizy, obszaru pod władaniem swego brata
przyrodniego Gwidona — po wygnaniu Rudolfa został tam uroczyście powitany przez legata
Jana X i na początku lipca 926 roku koronowany przez arcybiskupa Mediolanu Lamberta na
króla Italii (926 - 947). Wkrótce potem znalazł się przy nim w Mantui także papież, gdzie
obaj zawarli formalny pakt. Z jednej strony dotyczący już wtedy perspektywy korony
cesarskiej dla Hugona — z czego nic nie wyszło, z drugiej strony nabytków terytorialnych na
rzecz Stolicy Apostolskiej w Sabinie, księstwie Spoleto i marchii Camerino, gdzie
prawdopodobnie jako margrabia władał Piotr, brat papieża 488 .
Król Hugo usunął wielu podejrzanych dla niego lub niemiłych mu możnych. Zostali
pojmani, torturowani, oślepieni i ścięci, niektórzy z pomocą miejscowego biskupa Leona z
Pawii — "uczynił to biskup ochoczo", zwłaszcza że wśród nich byli obaj "wszechmocni
sędziowie" Pawii. Iudex Gezo stracił oczy, obcięto mu język i odebrano majątek. Iudex
Walpert stracił głowę, cały dobytek, a jego małżonka została pochwycona "i na wiele
sposobów torturowana, by skłonić ją do wydania ukrytych skarbów". Liutprand kontynuuje w
charakterystyczny sposób: "Wskutek tego rósł nie tylko w Pawii, lecz i wszędzie w Italii
strach przed królem i zamiast go lekceważyć, jak innych królów, okazywano mu liczne
oznaki czci".
Surowe postępowanie przynosi zaszczyt ścinającym głowy przez wszystkie czasy,
zwłaszcza jeśli dochodzi do tego wielka niesprawiedliwość, na przykład rozdawanie urzędów
faworytom.
Król Hugo opatrzył sowicie swych burgundzkich stronników, wśród nich wielu
potomków swych trzech nałożnic: Pezoli, Rozy i Stefanii. Do tej ostatniej zresztą
koronowany lubieżnik, w ogóle "ogłupiony urokami licznych konkubin", "szczególnie mocno
rozpalił się w haniebnej miłości", podczas gdy nie tylko zaniedbywał małżeńsko swą żonę
Bertę, lecz ją "przeklinał na wszelkie sposoby" (Liutprand).
Rozdając urzędy swym drogim krewnym, Hugo dysponował tak stanowiskami
polityczno-militarnymi, jak i kościelnymi. Syn Hubert został palatynem i margrabią Spoleto,
otrzymał również Marchię Toskańską. Syn Tedbald został archidiakonem Mediolanu z
widokami na sukcesję arcybiskupią. Syn Gotfryd otrzymał bogate opactwo Nonantulę.
Spowinowacony z Hugonem, wypędzony z biskupiego stolca w Leodium Hilduin uzyskał
biskupstwo w Weronie, wkrótce potem również w Mediolanie. Bratanek króla, arcybiskup
Manasse, opuścił swą diecezję w Arles i przeszedł za wsparciem stryja do Włoch, "by
trawiony ambicją ciemiężyć wiele kościołów, a nawet doprowadzić do ich upadku". Otrzymał
"wbrew ludzkim i boskim prawom" biskupstwa w Mantui, Triencie i Weronie "na pożarcie"
(Liutprand). Weronę sprzedał później hrabiemu Milonowi, faworyzowanemu również przez
papieża. Jan X wychodził mu zawsze naprzeciw, widział w tym swe korzyści, co bywa
nazywane "myśleniem celowym", albo jeszcze ładniej, "pragmatycznym". Ze względu na
króla Rudolfa burgundzkiego papież, o czym donoszą liczne źródła, uczynił małego syna
hrabiego Heriberta II z Vermandois — nie mającego nawet pięciu lat — głową kościoła w
Reims, podczas gdy jego ojca ustanowił zarządcą świeckich dóbr arcybiskupstwa 489 .
Jednakże spodziewana przez papieża pomoc nie nastąpiła. Wręcz przeciwnie. Było
jeszcze gorzej. Marozja, której ojciec Teofilakt i mąż Alberyk I ze Spoleto zmarli, poślubiła w
926 roku powtórnie margrabiego Gwidona z Toskanii. Dzięki zjednoczeniu Spoleto z
Toskanią jeszcze bardziej wzmocniła swą władzę i stała się właściwą panią Rzymu.
Papieże z łaski Marozji i noc poślubna króla Hugona
Dwór papieski zawrzał buntem. Jan X nie chciał najwyraźniej tolerować nowych rządów i
przyłączyć się do stronnictwa, któremu sam zawdzięczał swój tron. Jednakże jego brat Piotr,
swego rodzaju "margrabia", którego papież obdarzał coraz większą władzą, tak że odgrywał
kluczową rolę w Rzymie, został wygnany. Z miejsca, które uczynił twierdzą, zaatakował
następnie miasto. Być może sprowadził również Węgrów, którzy spustoszyli Tuscję jak długa
i szeroka; wiadomość nie jest pewna, a czasy mroczne. Pod koniec 927 roku Piotr został
jednak zabity przez wzburzonych Rzymian przed oczami papieża w Pałacu Laterańskim, a
sam Jan X następnego lata przez oddział Gwidona, rzekomo podczas sumy w bazylice
laterańskiej, napadnięty, uprowadzony i wtrącony następnie do Zamku Anioła, gdzie
przesiedział do połowy 929 roku, gdy zmarł, uduszony prawdopodobnie poduszką. Dzięki
Teodorze zdobył papiestwo, dzięki jej córce Marozji — w tym czasie władczyni Rzymu — je
stracił, a z nim i życie.
A sen króla Hugona o cesarstwie się zaraz "odeśnił".
Kolejni papieże Leon VI i Stefan VII, obaj rzymianie, Ojcowie Święci z łaski Marozji,
zostali prawdopodobnie również zamordowani. A mianowała ich kobieta każąca tytułować się
senatrix, patricia. Leon VI (928-929) został papieżem, gdy jego poprzednik siedział w
więzieniu, a nawet zmarł wcześniej niż Jan X, na początku 929 roku. Po Leonie przyszedł
Stefan VII (929 - 931). A być może mieli oni w ogóle przytrzymać miejsce dla następnego.
Teraz Marozja powołała bowiem na papieża Jana XI (931 - 935) własnego syna, spłodzonego
z Ojcem Świętym Sergiuszem III, młodzieńca nieco powyżej dwudziestu lat. A ponieważ w
roku 929, wkrótce po Janie X, zmarł również jej drugi mąż, margrabia Gwidon z Toskanii —
choć nieco nadwerężona przez licznych kochanków i dwóch mężów — wyszła latem 932
roku po raz trzeci za mąż, za przyrodniego brata Gwidona, Hugona z Prowansji, wprawdzie
już żonatego, ale przecież króla Italii (926-948), pozostającego u szczytu swej potęgi. I
wreszcie wydawało się, że jego cesarstwo nabiera realnych kształtów.
Zaślubił tę parę wedle wszelkiego prawdopodobieństwa papież Jan XI, chociaż naruszało
to ówczesne prawo kanoniczne, ponieważ król był szwagrem swej przyszłej żony. Na
marginesie: pozbawiony zarówno skrupułów, jak i hamulców, otoczony konkubinami i
metresami, wszakże na skroś dobry chrześcijańsko-katolicki człowiek władzy, który zrobił
karierę w czasach oślepionego cesarza Ludwika: najpierw hrabia, potem dux i marchio
Prowansji, następnie faktyczny regent królestwa Dolnej Burgundii. "Słabość Hugona do
kobiet" przesłaniała przecież wszystko inne. Nic dziwnego, że sprzedawał biskupstwa i
opactwa włoskie. Tymczasem: również "czciciel Boga" i przyjaciel "miłośników świętej
wiary" (Liutprand). A zatem mądry władca, obcujący często ze świętymi, podobnie jak Odo z
Cluny, który nieustannie wspierał kościelny "ruch odnowy". Cały czas jego rządów, wciąż
stymulowany ambitnymi tradycjami karolińskimi średniowiecza, koncepcją Imperium,
wypełniły wyprawy zbrojne i ciągłe tłumienie powstań. Cesarskiej korony nie zdołał jednak
zdobyć.
Lecz zapewne i Marozja widziała siebie w cesarskiej koronie; wyglądało na to, że nic nie
jest w stanie przeszkodzić koronacji z rąk papieskiego syna. Jednakże zaraz po ich ślubie z
nocą poślubną w czerwcu 932 roku na Zamku Anioła doszło do nagłego zwrotu. Jej syn
Alberyk II (z małżeństwa z Alberykiem I miała co najmniej czterech synów) podniósł bunt
korzystając z poparcia rzymian i zagarnął władzę w mieście. Król Hugo, którego celem życia
była korona cesarska, uciekł nocą po linie z Zamku Anioła i przez graniczące z nim mury
miejskie. Natomiast Marozja i papież Jan XI, matka i przyrodni brat Alberyka I, zniknęli w
więzieniu i zostali jedno po drugim zgładzeni 490 .
W każdym razie Alberyk II (932-954), syn Marozji z rodu margrabiów Spoleto, rządził
potem jako "książę i senator wszystkich rzymian" prawie ćwierć wieku bez sprzeciwów i
mocną ręką w Rzymie oraz Państwie Kościelnym pozbawiony — nieomalże — jakichkolwiek
ekspansjonistycznych ambicji. Usposobiony religijnie, osobiście pobożny, obdarowywał
wprawdzie klasztory, ale podporządkował sobie zupełnie papieży. Leon VII (936-939), Stefan
VIII (939-942), Marynus II (942946) i Agapet II (946-955) zawdzięczali swe wyniesienie na
tron obok Św. Ducha Alberykowi i byli mu ulegli. Nic nie działo się bez rozkazu księcia,
zresztą też szczególnie wspierającego reformy idące z klasztoru Cluny — nie na ostatnim
miejscu były tu powody polityczne i egoistyczne, by mianowicie "pozbyć się
zamieszkujących dobra klasztorne baronów i swej własnej żyjącej na klasztornych
posiadłościach klienteli, która mogła stać się niebezpieczna dla niego samego" (Sackur).
Jedynie Stefan VIII wyłamał się najwyraźniej z szeregu i jesienią 942 roku miał zostać
uwięziony po udziale w buncie przeciwko Alberykowi i okaleczony do tego stopnia, że
zmarł 491 .
Natomiast usiłowania króla Hugona, by znów podporządkować sobie Rzym, spełzły na
niczym. Już w roku 932/933 i ponownie w 936 stanął z wojskiem pod miastem swych marzeń
i jeszcze w 939, 941 i 942 roku dokonał nieudanych wypadów. "Rok w rok", pisze Liutprand,
najeżdżał Alberyka, "pustoszył wszystko, co tylko zdołał, ogniem i mieczem, i oderwał od
niego wszystkie miasta poza Rzymem".
W międzyczasie bronił się Hugo jeszcze przed dwu dalszymi zainteresowanymi,
obydwoma prawdopodobnie w 933 roku podczas walk o Rzym: pokojowo, lecz za
odstąpieniem praw do Dolnej Burgundii (lecz nie posiadłości), przeciwko Rudolfowi II z
Burgundii zajurajskiej, a zbrojnie przeciwko księciu Arnulfowi z Bawarii, przywołanemu
przez hrabiego Milona oraz biskupa Rathera z Werony i przez nich "przyjętego z radością"
(Liutprand).
Berengar II zostaje królem Italii
We Włoszech król Hugo musiał najczęściej obawiać się i walczyć z rodami, które sam
równie mocno wspierał, tak że na koniec niekoniecznie bez dania racji jemu samemu —
chronicznie podejrzliwemu, a czasami okrutnemu — wydały się zbyt niebezpieczne.
Należał do nich również margrabia Berengar II, wnuk cesarza Berengara I (s. 220 i nast.),
stronnik Hugona i mąż jego siostrzenicy Willi. Jednakże po krwawym usunięciu dynastii
toskańskiej Hugo zaczął być zazdrosny o wpływy domu Ivrei: Berengara II i jego brata
przyrodniego Anskara II z Ivrei, margrabiów Spoleto-Camerino, których władza otaczała od
północy i południa jego własne państwo, sięgające od Alp po pryncypat Rzymu. Z tego
powodu dokonał zamachu, w którym zginął Anskar.
Lecz plan usunięcia Berengara II poprzez pozbawienie go wzroku zawiódł. Za to udało
się skutecznie wyłączyć z gry margrabiego Lamberta z Toskanii, jego własnego brata
przyrodniego, za pomocą prostego wyłupienia oczu — tak ulubionego i skutecznego oraz
zapewne miłego Bogu instrumentu rządzenia wielu chrześcijańskich władców. Wszakże
nowy plan został zdradzony przez syna Hugona, młodego króla Lotara (nazwanego tak po
pradziadku królu Lotarze II, s. 146 i nast.), od 931 roku współregenta — "słabego" króla, jak
go tymczasem charakteryzują chętnie historycy. Berengar, który dziesięć lat później Lotarowi
"odebrał koronę i życie", uciekł prawdopodobnie jesienią 941 roku do księcia Hermanna
szwabskiego, który przekazał go dalej Ottonowi I. Z początkiem 945 roku wrócił jednak i
zdobył za przyzwoleniem Ottona część północnej Italii, pozyskując możnych włoskich
obietnicą nadania włości lennych, których jeszcze nie posiadł.
Na jego stronę przeszło natychmiast przede wszystkim duchowieństwo.
Księdzu Adelhardowi, zawiadującemu górującą nad doliną rzeki Etsch twierdzą
Formicaria (Siegmundskron), przez którą Berengar musiał przejść, wszystkie inne przełęcze
były bowiem w rękach Saracenów, obiecał pod przysięgą biskupstwo w Como. Biskupowi
Adelharda Manassie, krewnemu króla Hugona i przez tegoż obdarowanemu biskupstwami w
Triencie, Weronie i Mantui, zapewnił sukcesję na biskupstwie mediolańskim, na co Manassa
— jak relacjonuje Liutprand — wezwał wszystkich Włochów, by stanęli po stronie
Berengara. Również biskup Gwidon z Modeny przeszedł do jego obozu, Berengar dał mu
bowiem widoki na bogate opactwo Nonantula; a Gwido "pociągnął ze sobą wielu innych".
Tak samo biskup Arderyk z Mediolanu zdradził króla i zaprosił jego wroga na swój dwór,
gdzie rozpoczęło się wielkie przetasowanie dóbr 492 .
Na marginesie: Berengar nie był łaskawy dla wszystkich duchownych. Księdza Dominika
kazał pozbawić męskości. Nie żeby zadawał się z córkami Berengara, których był
wychowawcą, lecz — chociaż sam nadzwyczaj nieatrakcyjny, niski, rozczochrany i
niedomyty — z ich matką, jego małżonką Willą, siostrzenicą króla Hugona. Podczas brutalnej
procedury wyszło na jaw, co pociągało szlachetnie urodzoną księżnę w podobno prawdziwie
nieokrzesanym, gburowatym, sprośnym, niekształconym eta, oczywiście również lubieżnym
"klesze". Jego oprawcy zaświadczyli bowiem, "iż pani słusznie go kochała, gdyż wedle
zgodnej oceny wyposażony był niczym Priap" 493 .
Król Hugo poddał się jednak. Po wieloletniej wojnie, po wielokrotnym pustoszeniu okolic
Rzymu ogniem i mieczem, postanowił w 946 roku — jak to już nie raz bywało—złożyć broń.
Zdradzony wokoło, co ważniejsze również przez tych, których faworyzował, zdecydował się
po dwudziestoletnim panowaniu na odwrót. Co prawda przysługiwała mu formalnie korona
królewska, jednak rzeczywistym władcą był Berengar II z Ivrei, dlatego Hugo — zapewniając
o pokojowych zamiarach — usunął się wiosną 947 roku do Prowansji "z wszelkimi
pieniędzmi" i przygotowywał tam wojnę przeciwko Berengarowi. Zbroił się do
rozstrzygającej walki, jednak już 10 kwietnia 948 roku nagle zmarł w Arles.
Jego syn Lotar, teraz oficjalnie jedyny król Italii, wzmocnił wprawdzie nieco swą pozycję
dzięki małżeństwu z zaledwie 16-letnią, od szóstego roku życia zaręczoną z nim Adelajdą z
rodu Welfów, córką zmarłego króla burgundzkiego Rudolfa II, może również dzięki
interwencji cesarza bizantyjskiego, zmarł jednak nagle 22 listopada 950 roku w Turynie,
rzekomo usunięty przez Berengara za pomocą trucizny.
Już 15 grudnia tego samego roku Berengar II (950-961) i jego syn Adalbert zostali
ukoronowani w kościele św. Michała w Pawii na królów Italii, co Otton I potraktował jako
uzurpację. I wygląda na to, że nowi władcy zrabowali skarb królewski, klejnoty oraz osobiste
kosztowności młodej wdowy po Lotarze. Ona sama została pojmana podczas ucieczki 20
kwietnia 951 roku w Como i zatrzymana na cztery miesiące w areszcie, prawdopodobnie w
miejscowości Garda. Jednak odzyskała wolność z pomocą Adelharda z Reggio, tego samego
duchownego, który kiedyś otworzył Berengarowi drogę do Italii, za co został biskupem (s.
321), jednakże teraz — oceniając właściwie sytuację — uznał, że pora ponownie zmienić
front.
Adelajda — jako prawnie uznana królowa — wezwała na pomoc Ottona I i tenże
interweniował. Po raz pierwszy wyprawił się wówczas do Włoch i 23 września 951 roku
zjawił się w Pawii, którą dzień wcześniej opuścił Berengar z synem. Otton bez wyborów czy
koronacji przyjął tytuł króla Longobardów, a jego brat Bruno i arcybiskup Manasse z
Mediolanu zarządzali krajem jako jego arcykapelani. Jeszcze jesienią pojął za żonę o 18 lat
młodszą Adelajdę, zażądał w Rzymie korony cesarskiej, otrzymał odmowę poprzez Alberyka
i w lutym następnego roku powrócił do Niemiec 494 .
Berengar wkrótce poddał się dobrowolnie. Złożył w sierpniu 952 roku w Augsburgu
przysięgę lenną Ottonowi i otrzymał w lenno jako wasal królestwo Italii. Marchie Werony i
Akwilei ze względów "geostrategicznych" zostały włączone do księstwa bawarskiego.
Ponieważ król Niemiec w następnych latach był związany sprawami na północy, Berengar
rządził we Włoszech dość swobodnie. Próbował siłą przywrócić samodzielność swego
królestwa i wykorzystywał każdą okazję do zemsty na tych, którzy go kiedyś opuścili,
zwłaszcza na biskupach. Zwrócili się oni ze skargą na niego do Ottona, który za radą
arcybiskupa Brunona z Kolonii wysłał do Włoch swego syna Liudolfa.
Anno 956 Liudolf zajął bez użycia broni Pawię i pokonał na polu bitwy (być może pod
Reggio) syna Berengara, króla Adalberta. Gdy jednak 6 września 957 roku Liudolf zmarł
nagle w Piombie (na południe od jeziora Maggiore) od gorączki lub trucizny, Berengar
ponownie wystąpił przeciwko biskupom, którzy tym razem zdradzili go na rzecz Liudolfa.
Walpert, wyniesiony przez samego Berengara na biskupstwo w Mediolanie po wygnaniu
wiarołomnego arcybiskupa Manasse, uciekł "półżywy" — jak zostało zapisane — przed
gniewem Berengara i Adalberta za Alpy, a na stolec arcybiskupi wrócił ponownie Manasse.
Za Alpy zbiegli również biskupi Waldo z Como i Piotr z Novary. A podczas gdy Adalbert w
959 roku ze zdobytego przez jego brata Spoleto ponownie najechał Sabinę, do skarg
emigrantów dołączyli teraz nowi — papiescy.
Jan XII stawia miłość w centrum swego pontyfikatu
Jan XII był zagrożony w Państwie Kościelnym nie tylko najazdami Berengara i Adalberta
od północy. W roku 959 doznał porażki "w lekkomyślnie wywołanej wojnie" (Zimmermann)
przeciwko Kapui, Benewentowi i Salerno. Zwrócił się zatem "rozwiązły młodzieniec",
"niedojrzały młodzian", "chłopiec w ornacie papieża" — jak krytykowano go chętnie z dużym
pobłażaniem — anno 960 o pomoc do króla Ottona. Zgodnie z dawną tradycją ruszyli przez
Alpy dwaj tajni posłowie, kardynał diakon Jan i protoscriniar (szef kancelarii, notariusz)
Azzo, za co obaj — prawdopodobnie zbyt rozmowni na północy na temat Świętego Miasta i
Ojca Świętego — mieli jeszcze słono zapłacić. Rzymska głowa Kościoła prosił niemieckiego
króla, by go — papieża i powierzony mu Kościół — z miłości do Boga i apostołów —
uwolnił ze szponów Berengara i Adalberta i zaoferował koronę cesarską — był to zupełny
odwrót od polityki jego ojca 495 .
Lecz pomoc była tym pilniejsza, że również wśród samych rzymian narastał opór. Książę
Alberyk bowiem, surowy potomek Marozji — jego władzę respektował nawet Otton — od 31
sierpnia 954 roku spoczywał w Rzymie snem wiecznym. Zgodnie z jego wolą, której
wykonanie musieli uroczyście zaprzysiąc umierającemu możni miasta, jego następcą, a rok
później także papieżem, został ledwie osiemnastoletni syn Oktawian. Przy tym jest zupełnie
wątpliwe, czy Jan XII, bo takie przybrał imię, osiągnął wiek kanoniczny, a nawet czy w ogóle
odebrał duchowne wykształcenie. Na pewno zarządzenie Alberyka, by po śmierci papieża
Agapeta II — który wyraził na to zgodę — wybrać jego syna Oktawiana na najwyższego
kapłana, naruszało zupełnie prawo. Przecież dekret Symmacha I z 1 marca 499 roku zabraniał
wyznaczania następcy jeszcze za życia urzędującego papieża.
Jan XII (955-963), nieślubny syn Alberyka, był wielkim miłośnikiem łowów, jeździł
konno i grał w kości, przyzywał często bogów, i to pogańskich, a według informacji jemu
współczesnych — rozumie się — zawarł pakt z diabłem. Dziesięcioletniego chłopca
zaordynował w Todi na biskupa. Święcenia kapłańskie przeprowadził, nieco niekanonicznie,
w stajni końskiej i "nie w przepisowym czasie". Innego księdza kazał wykastrować. Mszę
odprawiał bez komunii, prałatów wyświęcał za pieniądze. Sypiał z wdową po swym lenniku
Rainerze, postawił ją nad wieloma miastami i podarował złote krzyże Św. Piotra oraz złote
kielichy. Spółkował z konkubiną swego ojca, Stefana i jej siostrą. Sypiał również z własnymi
siostrami i to samo uprawiał z wdową Anną i jej siostrzenicą. Gwałcił pobożne pątniczki
przybywające do Rzymu, mężatki, wdowy, dziewice, pragnące modlić się przy grobach
apostołów. Nic dziwnego, że złe języki obwiniały go o to, że z papieskiego pałacu zrobił
burdel, "wybieg dla nierządnych kobiet" (Liutprand) 496 .
Jednakże to nieco niecnotliwe życie, w każdym razie zdaniem Johna Kelly'ego,
oksfordzkiego historyka Kościoła, raczej nie naruszyło powagi papieża w całym Kościele. Jan
XII bowiem, stawiając w taki sposób miłość w centrum swego pontyfikatu, rządził nie tylko
w łożu. Dużo bardziej zwracał uwagę na utrwalenie papieskiego autorytetu, wręcz na
funkcjonowanie administracji kościelnej. Niektóre klasztory wspierał materialnie, a nawet
udał się w maju 958 roku z pielgrzymką do opactwa Subiaco (80 km na wschód od Rzymu).
Nie sprawiał wrażenia zupełnie nie zainteresowanego, jak jego ojciec, reformą życia
zakonnego, kościelnym "ruchem odnowy". I jeszcze w ostatnim roku swych rządów sobór
rzymski wypowiedział się przeciwko symonii duchownych! Spotykano go również w
pancerzu, hełmie i z mieczem. Swoje zainteresowanie żywił głównie dla Państwa
Kościelnego i jego rozbudowy. Dlatego toczył zaraz po swej pielgrzymce do Subiaco, wespół
z Toskańczykami i Spoletańczykami ową małą wojnę przeciwko Kapui i Benewentowi, tak
żałośnie nieudaną. Król Berengar II napadł bowiem od tyłu księcia Spoleto — papieskiego
sojusznika — zdobył w 959 roku jego księstwo oraz splądrował Państwo Kościelne i
zdziesiątkował jego ludność 497 .
Tak doszło do drugiej wyprawy włoskiej niemieckiego króla, już podczas pierwszej w
951 roku liczącego na koronę cesarską, lecz zmuszonego respektować rzymskie układy
władzy. Teraz zaś sytuacja była o wiele korzystniejsza, bo zamiast Alberyka rządził jego syn,
Jan XII. Zjawienie się Ottona — trzymanego przez jego ojca na dystans — nie czyniło go
wcale szczęśliwszym. Lecz mógł się ugiąć pod naciskiem pewnych kręgów nastawionych
reformatorsko i ich niechęci wobec jego skandalicznego życia.
Jan XII koronuje Ottona I na cesarza, a ten wystawia Privilegium Ottonianum
Otton przyjął w każdym razie ochoczo ofertę papieża. O szczegóły w Rzymie miał się
zatroszczyć opat Hatto z Fuldy (bratanek swego poprzednika Hadamara, wszędzie bowiem
kwitł nepotyzm) — w 968 roku zostanie arcybiskupem Moguncji. Sam król kazał w maju 961
roku wybrać w Wormacji na króla swego syna Ottona II, wówczas dopiero sześcioletniego, i
koronować go w Akwizgranie. Następnie oddał syna pod opiekę swego brata Brunona,
arcybiskupa kolońskiego oraz swego syna Wilhelma, arcybiskupa mogunckiego, a sam
wyruszył w sierpniu z Augsburga.
Na próżno król Adalbert usiłował go zatrzymać w wąwozie pod Weroną; potem przy
użyciu silnej armii przepędził z Pawii Berengara, "ponieważ, jak z pewnością wiadomo, po
jego stronie walczyli apostołowie Piotr i Paweł" (Liutprand). 31 stycznia 962 roku Otton
stanął pod Rzymem. Jednak zanim do niego wkroczył, powiedział — tak opowiadano — do
swego miecznika Ansfrieda von Löwen: "Gdy będę się modlił przy grobach apostołów,
trzymaj swój miecz stale nad mą głową, albowiem rzymska wierność już dla moich przodków
była bardzo podejrzana. Jeśli dotrzemy z powrotem do Monte Mario, będziesz mógł i ty się
modlić, ile zapragniesz" 498 .
2 lutego 962 roku Otton wśród wielkiej pompy został koronowany i namaszczony na
cesarza w bazylice Św. Piotra przez o połowę młodszego Jana XII, któremu uprzednio musiał
złożyć obietnicę obrony Kościoła, być może przysięgając na koronę znajdującą się jeszcze
dzisiaj w skarbcu wiedeńskiego Hofburgu. Tak samo papież ukoronował i namaścił
towarzyszącą Ottonowi małżonkę Adelajdę, "towarzyszkę Rzeszy". I od tej pory cesarstwo i
niemieckie królestwo — aż do upadku "Świętego Cesarstwa Rzymskiego" w roku 1806 —
były trwale związane ze sobą, a papieże pełnili ważną rolę przy nadawaniu godności
cesarskiej. Każdy niemiecki król, chcący następnie być cesarzem, musiał udać się do Italii i
papieża; wystarczający punkt zapalny dla przyszłych generacji. I nie kończący się tragizm...
Po koronacji zaprezentowano zaraz władcy dokument mający na celu potwierdzenie
wszystkich papieskich nieruchomości i "praw". A 13 lutego 962 roku Otton wystawił
Priuilegium Ottonianum, słynny i osławiony dokument, nie zachowany w oryginale i
oczywiście budzący wątpliwości. Ponawia w pierwszej części donacje Pepina (IV, s. 229) i
gwarantuje posiadłości Państwa Kościelnego, zobowiązuje jednak w drugiej części każdego
papieża do złożenia przysięgi wierności w obecności posła lub syna królewskiego między
wyborem a jego konsekracją, przy czym cesarz zyskiwał wpływ na wybór papieża: w gruncie
rzeczy było to nawiązanie do tradycji karolińskich.
To, co Otton w owym czasie podpisał i funkcjonowało przez wiele stuleci jako podstawa
prawna Państwa Kościelnego, było znowuż dyplomem złożonym ze starych i nowych,
autentycznych i sfałszowanych elementów, dotyczącym stanu posiadania rzekomo wprawdzie
zgodnego z dawną tradycją, a w istocie świeżo sfingowanych nabytków. Pojawiają się
przecież miasta i ziemie nigdy nie należące do Kościoła, na przykład Gaeta i Neapol.
Zgłoszono również roszczenia do Wenecji, Istrii, księstw Spoleto i Benewentu oraz
oczywiście do tego, co obiecali Pepin i Karol Wielki, a czego nigdy nie dotrzymali. Krótko
mówiąc, ujęto w nim nie tylko to, co zgodnie z prawem należało było do Kościoła, ale i to, co
zamierzał jeszcze później zdobyć, co — ogólnie biorąc — miało rozszerzyć Państwo
Kościelne na dwie trzecie Włoch 499 .
Nic dziwnego, że świętowano w Rzymie cesarza jako trzeciego Konstantyna i zaczęto go
nazywać Ottonem "Wielkim". Wszakże wielki Otton dotrzymał obietnic w równym stopniu,
co niegdyś wielki Karol I. Zgłosił roszczenia do tych samych terenów, co papież. Na przykład
w Pentapolis, zaliczanym w Rzymie do Patrimonium Petri, wymusił przysięgę mieszkańców,
których uczynił swymi poddanymi. Wygląda na to, że Otton przejrzał kombinacje papieża,
który jeszcze jako kardynał Jan (digitorum mutilus) chciał sobie ułatwić ich realizację,
sporządzając spisany "złotymi literami" odpis sfałszowanego przed ponad dwustu laty
Constitutum Constantini (IV, s. 244 i nast.), by móc oficjalnie zaprezentować przy okazji
koronacji cesarskiej Ottona "dar Konstantyna".
Krótko po koronacji Jan XII zezwolił — było to stare życzenie Ottona — na erygowanie
arcybiskupstwa w Magdeburgu i zgodził się na założenie biskupstwa w Merseburgu.
Ostatecznie to władca Niemiec prowadził, jak to nazywa katolicki historyk papiestwa Seppelt,
"szeroko zakrojoną politykę wschodnią wobec Słowiańszczyzny" (por. s. 294 i nast., 296 i
nast.).
Wystawiony 12 lutego 962 roku przywilej papieski mówi o okresie poprzedzającym te
wydarzenia, także o bitwie z Węgrami oraz o dalszych walkach z pogaństwem "dla obrony
świętego Kościoła Bożego" (ad defensionem sanctae Dei ecclesiae). Albowiem obrona nie
oznacza tu nigdy czy przede wszystkim odpierania ataków, lecz przede wszystkim napaść,
agresję, "rozszerzanie wiary chrześcijańskiej", oznacza na długiej wschodniej granicy Rzeszy
wykorzystanie nęcących możliwości "zdobywania dla chrześcijaństwa nowych ludów.
Zwycięstwo nad poganami, Węgrami i Słowianami, było materialną przesłanką misji [...]"
(Buttner) 500 .
Papież konspiruje z wszystkimi wrogami Rzeszy
Jeszcze w połowie lutego 962 roku Otton wrócił do Górnej Italii, gdzie do końca
następnego roku walczył z Berengarem, chroniącym się ze swymi stronnikami po różnych
kasztelach. Już wkrótce udało mu się przegnać margrabiego
Huberta z Toskanii, sojusznika Berengara i syna króla Hugona, a około przełomu
następnego roku również syna Berengara, Adalberta. Hubert uciekł do Węgrów do Panonii, a
Adalbert do Saracenów, najpierw do Prowansji, a później na Korsykę.
Jednakże wówczas dotarły do Ottona złe wieści z Rzymu. Albowiem tak jak pobożny
cesarz, tak i mało pobożny papież dotrzymywał swych obietnic, gdy nie uzyskał
spodziewanych korzyści i raczej zaczął się obawiać potęgi Ottona, tak że obie głowy
chrześcijaństwa zaczęły się obwiniać wzajemnie o złamanie przysiąg.
Papież mianowicie, zaprzysiągłszy uprzednio uroczyście wierność cesarzowi, w czasie
gdy walczył on z Berengarem, przeszedł na stronę jego wcześniejszych wrogów. Konspirował
— ledwie Otton zostawił Rzym za plecami — z połową Europy, a nawet jeszcze dalej.
Swoich agentów rozesłał we wszystkie strony. Ze zdradzieckimi zamiarami paktował z
Bizancjum. Lecz właśnie przy tej okazji kardynał Jan z biskupem Velletri wraz z tajną pocztą
udający się do Konstantynopola, został pochwycony w drodze przez (longobardzkiego)
księcia Kapui i Benewentu Pandulfa I (zwanego "żelazną Głową": 961-981) i dostarczony
przed Ottona. (Książę był wiernym zwolennikiem cesarza — a jego brat Jan, by możliwie
wszystko zostało w rodzinie, pierwszym arcybiskupem Kapui). Papież zdystansował się
natychmiast wobec swego kardynała, obwinił swych posłańców o "złamanie wierności"
(infideles), oburzył się sztucznie na cesarza, który ich uwięził, i zemścił się okrutnie na swoim
kardynale w 964 roku.
Jego Świątobliwość konspirował także ze starym wrogiem chrześcijaństwa, pogańskimi
Węgrami. Papiescy legaci udający misjonarzy mieli podobno podjudzać ich do nowych
najazdów na Niemcy. Jednakże również papieskie listy do Węgrów wpadły w ręce Ottona;
były to materiały poważnie obciążające, które papież przedstawił jako sfałszowane i umyślnie
podsunięte cesarzowi.
Jan XII wręcz chował się za plecami włoskich kręgów, wrogich cesarzowi, chociaż
przynajmniej w części trzymających stronę Saracenów. Prowadził teraz wspólną grę ze swym
dawniejszym przeciwnikiem, królem Adalbertem, najstarszym synem Berengara, przeciw
któremu wezwał przecież na pomoc Ottona i, jak dopiero co zaprzysiągł, na którego stronę
nie miał zamiaru przechodzić. A Adalbert, jesienią 962 roku zbiegły przed Ottonem do
Fraxinetum, znanego gniazda arabskich piratów na prowansalskim wybrzeżu Morza
Śródziemnego — wyjątkowo wówczas piractwa "prywatnego", a nie wspieranego przez
państwo (H.R. Singer) — wszedł z tamtejszymi Saracenami w układ; dziesięć lat później ich
punkt oporu został zlikwidowany przez armię burgundzko-prowansalską za pomocą blokady
floty bizantyjskiej, a pozostali przy życiu Arabowie sprzedani w niewolę. Teraz natomiast
Adalbert przeprawił się via Korsyka na stały ląd i w czerwcu 963 roku został przywitany z
wszelkimi honorami w Rzymie. Berengar II skapitulował jednak jeszcze pod koniec tego roku
w apenińskiej twierdzy St. Leo (na zachód od San Marino), razem z małżonką Willą został
skazany na wygnanie do Bambergu i zmarł tam 6 sierpnia 966 roku. Regnum Italiae
funkcjonowało od tej pory jako Italia cesarska i było zjednoczone z Rzeszą niemiecką 501 .
"Potwór" zostaje strącony z papieskiego tronu i umiera na "udar"
Wiosną 963 roku dotarły do Ottona w Pawii wieści o rozpustnym życiu Ojca Świętego,
który zamienił pałac papieski w burdel, a na swoje dziwki przepuszczał całe miasta, gdy
tymczasem przez zapadnięte dachy kościołów deszcz lał się na ołtarze, a żadna szanowana
kobieta nie odważyła się na pielgrzymkę do Rzymu z obawy, że wpadnie w ręce Jego
Świątobliwości. 1 listopada Otton stanął pod Rzymem i podczas gdy po krótkim oblężeniu
otwarto mu bramy miasta, Adalbert i papież — ten drugi w pełnej zbroi z oddziałami
Adalberta i swoimi, również saraceńskimi, stawiwszy wątpliwy opór nad Tybrem, w
pośpiechu podążył z papieskim skarbem do mocno obwarowanego Tivoli. Rzymianie jednak
zaprzysięgli wierność Ottonowi i ślubowali, że nie wybiorą i nie zaordynują nigdy papieża
"bez zgody i potwierdzenia dostojnego pana cesarza Ottona i jego syna, króla Ottona". Ta
"przysięga rzymska", zaostrzająca jeszcze passus o wyborze papieża w Ottonianum,
przysięga, jakiej nie ważyliby się żądać sami Karolingowie, miała szczególne znaczenie dla
średniowiecznej historii papiestwa.
Trzy dni potem, 6 listopada 963 roku, rozpoczął obrady pod przewodnictwem cesarza w
katedrze Św. Piotra czterotygodniowy synod — bądź co bądź 17 kardynałów i ponad
pięćdziesięciu biskupów, lecz niestety, ku ubolewaniu monarchy, nie "pan papież Jan", na
temat którego "wspaniałe i święte zgromadzenie" sądzi, że nie należy "wcale do tych, którzy
chadzają w szatach owieczek, lecz wewnątrz są żarłocznymi wilkami, szaleje on tak jawnie,
uprawia tak otwarcie dzieło Szatana, że zaniechał wszelkich wybiegów".
W jednym z pierwszych uprzejmych, a zarazem ponaglających zaproszeń pod adresem
summus ponifex et universalis papa, które ten skwitował nadzwyczaj zwięzłą groźbą
ekskomuniki zgromadzonych na synodzie, tytułowano go "Waszą Godnością" (magnitudo
vestra). W drugim życzono wciąż "summo pontifici et universalis papae, panu Janowi"
wprawdzie "chwały w Panu", porównując go jednak z Judaszem, "zdrajcą, a wręcz
sprzedawcą (proditor immo venditor) naszego Pana Jezusa Chrystusa". Na kolejnym
posiedzeniu złorzeczono mu jako "jeszcze niebywałemu wrzodowi", który trzeba wypalić
odpowiednim żelazem i nazwano po prostu "monstrum". Ale papież zajął się rzeczą
ważniejszą, wybrał się na polowanie koło Tivoli: "wyszedł już był z kołczanem i łukiem na
pola" (Liutprand) 502 .
Synod wyliczył starannie długi rejestr grzechów namiestnika Chrystusa, świętokradztw
wszelkiego rodzaju, masę najcięższych przewin: zaniedbywanie komunii, kanonicznych
czasów modlitwy, nieprawidłowości przy przeprowadzaniu ordynacji, handel urzędami,
sprzeniewierzanie dóbr kościelnych, okazywanie pogardy Ukrzyżowanemu, szydzenie z
sakramentów, powrót do pogaństwa, sojusz z Szatanem, namiętność w polowaniu i hazardzie,
różne przestępstwa przeciw obyczajności, cudzołóstwo, kazirodztwo, stosunki seksualne z
konkubiną ojca, z jej siostrami i in., rękoczyny wobec pątniczek w Św. Piotrze,
krzywoprzysięstwo, grabież kościołów, podpalenie, okaleczenie, kastracja i zabójstwo
kardynała, oślepienie ojca chrzestnego, morderstwo duchownego etc.
Niektóre obciążenia w tym katalogu mogą być wyolbrzymione, może nawet
nieprawdziwie. Oznaczałoby to jednak, że 17 kardynałów i ponad 50 biskupów
kłamało! A bądź co bądź ojcowie synodu pod przewodnictwem kardynała Benedykta
opierali się po części na świadectwie własnych oczu, częściowo na dokładnej wiedzy. A
nawet, zaprzysięgli jednogłośnie i pod groźbą wiecznego potępienia — w które tak naprawdę
pewnie sami nie wierzyli, a więc pod groźbą wyklęcia samych siebie — że Jan XII popełnił
nie tylko te wymienione, lecz o wiele więcej haniebnych przestępstw. A także biograf papieża
charakteryzuje go w Liber pontificalis w całkowicie negatywnych barwach.
Podczas trzeciego posiedzenia, 4 grudnia 963 roku, biskupi nalegali na Ottona — jak
oczywiście tego oczekiwał, jeśli wręcz nie nakazał: "Prosimy stąd Wspaniałość Waszej
cesarskiej godności, by usunąć ze Świętego Rzymskiego Kościoła owego potwora, którego
przewin nie równoważą żadne cnoty [...]". I stało się, wbrew ustaleniom, że papież — co
można było zobaczyć przy procesach Leona III i Paschalisa I — nie może być przez nikogo
sądzony, iż Jan XII, nie wysłuchany, pozbawiony możliwości obrony, wzywany też jedynie
dwa, a nie trzy razy — co jest wymogiem kanonicznym — który niedawno namaścił i
koronował Ottona, na tegoż życzenie został w ciągu jednego dnia zdetronizowany i —
również wbrew statutowi Kościoła — w ten sam dzień 6 grudnia 963 roku został wyniesiony
w katedrze Św. Piotra una voce do godności nowy papież, oczywiście kandydat cesarza: Leon
VIII (963-965). Ponieważ dotychczasowy zarządca kancelarii Leon był człowiekiem
świeckim, udzielono mu — znowuż naruszając wszelkie kanony — w przyśpieszonym
postępowaniu w jeden dzień wszystkich święceń, od najniższego ordines minores, ostariusza
(furtiana, jakby kościelnego), poprzez lektora, akolitę, subdiakona i diakona, po kapłana i
tegoż 6 grudnia wyświęcono przez kardynała Sico z Ostii w asyście biskupów Porto i Albano
na papieża 503 .
Przewrót wzburzył jednak krew w Rzymie.
Jan/Oktawian był w końcu synem "wielkiego Alberyka", dla rzymian księciem i głową
Kościoła. Tak doszło 3 stycznia 964 roku do przez niego samego uknutego zamachu na
cesarza, za co chroniący się na Korsyce pontifex jako zapłatę miał obiecać "skarbiec świętego
Piotra i wszystkich kościołów" (beati Petri omniumque ecclesiarum pecuniam) — pierwsze
powstanie rzymian przeciwko niemieckiemu cesarzowi, mordercze walki uliczne, które Otton
— ostrzeżony jeszcze tego samego dnia — oczywiście stłumił, gdyż jego "zaprawieni w boju
żołnierze, nieustraszeni w sercu i używaniu swej broni" rzucili się na zbuntowanych — "i
pędzili ich jak sokoły łowne chmurę ptaków bez jakiegokolwiek oporu. Uciekającym nie
dawały schronienia ani kryjówki, ani kosze, koryta, czy kanały ściekowe. Byli więc zabijani,
a — jako to w zwyczaju mają odważni mężowie — wszyscy mieli rany na plecach. Kto
wówczas z rzymian by przeżył tę krwawą łaźnię, gdyby święty cesarz z miłosierdzia —
jakiego przecież nie był im winien — nie powstrzymał i odwołał swych łaknących krwi
żołnierzy?"
Ach, miłosierny, wielki, święty cesarz, któremu potem rzymianie nad (rzekomym)
grobem św. Piotra ponownie zaprzysięgli wierność i oddali stu zakładników, zwolnionych
wkrótce na prośbę jego papieża. Lecz ledwie wyjechał z Rzymu, Leon VIII — "owieczka
wśród wielu wilków" — został w lutym 964 roku wypędzony z Wiecznego Miasta, a Jan XII,
na rzecz którego mocno i skutecznie pracowały jego metresy — "ponieważ były z
szacownych rodów i było ich wiele" — powrócił w tym samym miesiącu. Bez oporu otwarto
przed nim bramy.
Papież zemścił się prawdziwie po chrześcijańsku na obu swych legatach wysłanych
niegdyś do Ottona. Zarządcy kancelarii Azzonowi kazał obciąć prawą rękę, a kardynałowi
Janowi nos, język i dwa palce. Niemiecki przedstawiciel w Rzymie, biskup Otger ze Spiry
został skazany przez papieża na chłostę i uwięziony. Na synodzie w Św. Piotrze pod koniec
lutego, uroczyście zainaugurowanym wniesieniem czterech ewangelii, ci sami kardynałowie,
którzy zdetronizowali go przed trzema miesiącami, tym razem go ponownie uznali. I prawie
ci sami kardynałowie, którzy wynieśli zbiegłego Leona VIII, teraz go ekskomunikowali.
Biskupi Porto i Albano, biorący szczególny udział w ordynacji papieża Leona, popadli w
suspensję, a kardynał Sico z Ostii został wykluczony ze stanu duchownego.
Lecz Janowi XII nie było dane cieszyć się ze swego zwycięstwa. Przed nadciągającym
cesarzem uciekł do Kampanii. I tam zmarł "w sprawie honorowej" (Kampf) jeszcze 14 maja
964 roku, kilka dni po cudzołóstwie, "gdy zabawiał się z żoną pewnego męża" (Liutprand),
prawdopodobnie z ręki zdradzonego małżonka — lub, jak to się ładnie nazywa, z powodu
"udaru mózgu". I to nawet "nie przyjąwszy świętego wiatyku" (Seppelt) 504 .
"Poprzez jego przywrócenie Opatrzność obroniła jego prawa, poprzez nagłą śmierć
ukarała jego niegodny żywot". Tak katolicka historiografia kościelna objaśnia mądre
działanie "Opatrzności". Lecz czyż nie byłaby mądrzejsza, gdyby oszczędziła Janowi XII
obalenia, Kościołowi jego skandalicznego żywota — a nam papiestwa w ogóle? 505
Tumulty i okropieństwa w Rzymie i w historiografii
Rzymianie wybrali teraz, szybko zapominając o złożonych przysięgach, kardynała, który
nie tylko brał udział w detronizacji Jana XII, ale i wyniesieniu własnego poprzednika, Leona:
Benedykta V (22.05. — 23.06.964, zm. w 966 r.). Został intronizowany i obiecano mu, że nie
zostanie nigdy opuszczony i że będzie broniony w każdych okolicznościach. Lecz cesarz
chciał mieć swojego papieża. Sprowadził z powrotem Leona VIII, splądrował i spustoszył
okolice Rzymu i obiegł w czerwcu 964 roku miasto, w którym na przekór pożarom, głodowi,
zarazom, papież Benedykt — "na skroś godny, pobożny mąż" (Seppelt) — nakłaniał rzymian
do obrony. Osobiście w niej uczestniczył, wspinał się na mury, zachęcał swoich i ciskał
klątwy na oblegających. Zmuszeni jednak przez przewagę przeciwnika, głód i nędzę, oblegani
otworzyli 23 czerwca bramy miasta, wydali Benedykta i ponownie ślubowali nad grobem św.
Piotra wierność cesarzowi i Leonowi VIII. Benedykt V, "intruz" (invasor. Liutprand), został
osądzony na synodzie w czerwcu 964 roku publicznie jako uzurpator. Papież Leon odebrał
mu insygnia tak zwanej godności, "zerwał z niego papieski paliusz, który sobie był
przywłaszczył, wyrwał z jego rąk laskę pasterską i połamał ją na oczach wszystkich na
kawałki". Zdetronizowany papież został zdegradowany do pozycji diakona, wygnany po
wieczne czasy i powędrował na banicję do Hamburga, gdzie zmarł już 4 lipca następnego
roku 506 .
Po śmierci Leona w 965 roku nastąpiły zwykłe w Rzymie tumulty. Wierni i wrodzy
cesarzowi papieże następowali szybko po sobie, jeden zwalczał drugiego, skazywał na
banicję, okaleczał, mordował. Na synodzie francuskich hierarchów w 991 roku w Reims
biskup Arnulf z Orleanu w jednym z najostrzejszych w średniowieczu ataków na papiestwo
postrzegał je wyraźnie w zupełnym upadku, w zbrodni, hańbie, widział stan obecny przez
papieski Rzym "spowity w tak straszną czarną noc, że będzie osławiona jeszcze w
przyszłości". Wiedziano wówczas, że "Antychryst w Rzymie" już od stuleci prowadzi swe
dzieło — podczas gdy jezuita Hertling jeszcze w połowie XX wieku pragnął by nas oświecić
mówiąc: "Do tych niesłychanych skandali nie należy przykładać dzisiejszej miary".
Jednakże tak można zawsze powiedzieć. I zawsze się tak mówi. W ten sposób można
zbagatelizować wszystko. I dlatego jest to jedynie do dzisiaj na wszystkie strony
pielęgnowana bzdura ordynariuszy, nie, gorzej — któż jest bowiem tak głupi! — czysta
obłuda. W ten sposób da się — za pięćdziesiąt czy pięćset lat — usprawiedliwić
ugruntowanie i wspieranie faszyzmu przez papieży. Lub wielokrotne przyzwalanie ze strony
papieża Piusa XII na wojny ABC, zastosowanie broni atomowych, biologicznych i
chemicznych...
Nie przykładać dzisiejszej miary? Rozumieć odpowiednio do sytuacji i czasów?
Pojmować ducha czasów? A któż i cóż to jest? Nie był i nie jest to zawsze "Pana własny
duch", obecny już od stuleci duch chrześcijański? "My jesteśmy czasami; jacy my jesteśmy,
takie są i czasy". Nikt inny jak Augustyn to napisał (I, s. 40 i nast.!). A Johannes Haller,
wielki historyk papiestwa, konstatuje: "Nie było to przecież niczym innym: to, co zostało
nazwane wówczas świętym apostolskim rzymskim Kościołem, jawi się obserwatorowi jako
budowla bardzo świeckiego panowania, gdzie pod przykrywką świętego Piotra o tron i urzędy
rywalizują ambicja i chciwość, gdzie jest używana ta sama broń, co wszędzie, i gdzie walka o
władzę przyjmuje jeszcze surowsze, bardziej odpychające formy, niż gdziekolwiek indziej". I
Haller cytuje — mimo owego "czasu prawie pozbawionego literatury" — współczesnych,
odczuwających podobnie jak my. Jak choćby nieznanego poetę w strofach o Rzymie:
"Podły lud, zbiegłszy się z krańców ziemi,
«Sługami sług» zaiste, zowią się teraz Twoi panowie...
Brudnym bękartom leżysz teraz w pyle u stóp...
Zbyt mocno przemogła chciwość i żądza twego ducha...
Okrutnie kaleczyłaś świętych ciała za życia;
Teraz u ciebie są kości zmarłych w obfitości na sprzedaż,
A jeśli ziemia łapczywie resztki życia pochłonie,
To i tak jeszcze wystawisz sprzedajnie fałszywe relikwie".
Są oczywiście chrześcijańskie łby, które w tym wszystkim doszukują się wiele smaku,
które jak zawsze osobliwie gustują w patynie zgnilizny i dokonują sztuczek, by nawet głowy
hydry postawić w innym świetle. Tak na przykład katolik Daniel-Rops jest zdania odnośnie
papieskiego arsenału horrorów, że "te szczegóły, jak należy przyznać, są równie romantyczne
i fascynujące, co powieść Aleksandra Dumas". Jednakowoż "skandaliczne afery, czyny
gwałtowne, w każdy czas (!) kalające tron papieski, nie mogą być przypisywane
ustanowionemu przez Chrystusa świętemu urzędowi, lecz uciskowi, jakiego musiał
doznawać" 507 .
że też nie pokręci takiej gęby! Od frazesów, żałośniejszych chyba niż to, co osłaniają...
Papież Jan XIII (965-972), zapewne syn Teodory Młodszej, siostry Marozji, był według
Liber pontificalis synem biskupa. Podczas schizmy między swoimi poprzednikami, Leonem
VIII i Janem XII, zachowywał się dwuznacznie, oportunistycznie; oskarżał Jana XII,
głosował za wyniesieniem Leona, następnie podpisał jego detronizację. Jan XIII, żądny
władzy germanofil, współpracował ściśle z cesarzem, odbył z nim wspólnie synody w
Rzymie i Rawennie. Stał się wrogi miejscowej szlachcie i ludowi. Popierał bez jakichkolwiek
względów swych krewnych i już po paru miesiącach, w połowie grudnia, został przez
rzymian pod wodzą prefekta miejskiego Piotra i kampańskiego hrabiego Rotfreda obalony,
wyszydzony i poturbowany, osadzony najpierw w Zamku Anioła, następnie w Kampanii pod
nadzorem Rotfreda. Przy pomocy krewnych udało mu się jednak na początku 966 roku zbiec i
po paru utarczkach ze swymi przeciwnikami w listopadzie 966 roku na czele armii własnych i
cesarskich żołnierzy wrócić triumfalnie do Rzymu.
Krótko potem Otton — wielki, koronowany przez Boga, trzeci Konstantyn, jak sławił go
w swej bulli papież — kazał biorącą w buncie szlachtę deportować do Niemiec, a
przywódców ludu — dwunastu komendantów milicji dwunastu dzielnic Rzymu, a ponadto
trzynastego z Trastevere — powiesić. Dla pochwyconego podczas ucieczki prefekta
miejskiego Piotra Jego Świątobliwość — jest to bądź co bądź dowód twórczej fantazji —
wymyśliła osobliwy sposób potraktowania, który w kręgu papieskim znalazł nawet
naśladowców. Najpierw imiennika księcia apostołów powieszono na rozkaz papieża z
ostrzyżoną brodą za włosy. Nadużył do tego Ojciec Święty konnego posągu Marka
Aureliusza, (błędnie) uznawanego za pomnik św. cesarza Konstantyna I (tzw. Caballus
Constantini), z którego to powodu stał na Lateranie. Następnie rozebrany do naga i przybrany
w krowie wymię na głowie i na biodrach oraz dzwoneczki został posadzony tyłem na ośle i
wśród razów przepędzony przez miasto, przy czym Piotr musiał trzymać twarz przy oślim
ogonie (służącym za cugle). Został wtrącony do więzienia i w końcu skazany na banicję w
Niemczech. Nadzorca więzienny papieża w Kampanii, hrabia Rotfred, już wtedy nie żyjący,
został jednak na rozkaz cesarza wykopany i rzucony pod miastem 508 .
Główna podpora i profitenci również we Włoszech: kler
Od 961 roku do śmierci w 973 Otton jedynie sporadycznie przebywał w Niemczech.
Dziesięć ze swych dwunastu ostatnich lat życia spędził we Włoszech, prowadząc na południu
trzy wojny — przeciwko muzułmańskim Arabom i chrześcijańskiemu Bizancjum. Na północ
od Alp i na zachodzie, gdzie uzyskał hegemonię nad Francją, a nawet faktyczną
"współregencję" i uzależnił Burgundię, był reprezentowany przez arcybiskupa i arcyksięcia
Brunona. Wychowanie i opieka nad synem Ottonem II spoczywała w rękach arcybiskupa
Wilhelma z Moguncji. Sam władca przebywał, strzegąc swego panowania, głównie w
Rzymie, w 962 roku został koronowany na cesarza przez Ojca Świętego — i to przez jakiego!
— i gdzie na nowo zostało założone "imperium christianum", a przyszła historia Niemiec
została złączona z przyszłością papiestwa, jak ono samo z systemem niemieckiego Kościoła
Rzeszy (Reichskirche).
Na południu półwyspu Otton i jego następcy, świadomie nawiązując do tak zwanej
tradycji Karola, zgłaszali roszczenia do księstwa Benewentu, a więc do kontynentalnej Italii,
wyłączywszy — od czasów cesarza Justyniana — bizantyjską południową Apulię,
południową Kalabrię i małe tyrreńskie republiki nadmorskie.
Tak często i dzisiaj jeszcze idealizowane, w romantycznym duchu tłumaczone,
prowadzone zwłaszcza od czasów Ottona I wyprawy do Italii niemieckich cesarzy —
polityka, która poniosła fiasko w XIII wieku — były przedmiotem długich i gorących sporów
historyków. Główni adwersarze: uczeń Rankego i przeciwnik Bismarcka Heinrich von Sybel
(zm. 1895 r.), odrzucający politykę cesarzy w średniowieczu, i Julius Ficker (zm. 1902 r.),
broniący jej. Z obiektywizmem, i bez tego w historiografii niemożliwym (por. 1.1, Wstęp!),
ów spór miał niewiele wspólnego. Sybel negował ją ze swego małoniemieckiego 509 punktu
widzenia, Ficker bronił z pozycji katolicko-wielkoniemieckich 510 . W ten sposób historyczną
debatę zdominowały prawie wyłącznie aktualne odniesienia, z jednej strony poglądy obozu
małoniemieckiego, z drugiej wielkoniemieckiego. Ponieważ jednak obecnie wszystko to nie
odgrywa żadnej roli, dla nauk historycznych jest "ten cały spór zupełnie bezowocny"
(Hlawitschka). Johannes Fried wspomina jednakże "wstrząsającą relację" Ottona z Freising
ledwie dwieście lat później: "Wyprawa zbrojna do Italii była marszem ofiarnym, w który król
się udał, by podtrzymać chwiejący się Kościół, ledwie go wzmocnił, zwrócił się on przeciwko
swemu wcześniejszemu pomocnikowi, niemieckiemu królowi i cesarzowi", co pociągnęło za
sobą spór o inwestyturę.
Jedno jest pewne: tak jak polityka wschodnia Ottona I, pomijając wiele różnic w
szczegółach, również jego polityka włoska służyła poszerzeniu własnej władzy i
systematycznej grabieży kraju.
Ściśle zaangażowany był znowuż także na ottońskim południu — co ostatnio próbowano
mało przekonująco bagatelizować, a nawet reinterpretować — kler, "poprzez wspieranie
kościołów, rozbudowywanych do punktów oparcia dla władzy państwowej" (Handbuch der
Europäischen Geschichte). "Główną podporą Ottona w Italii byli przy tym biskupi,
umacniający swą pozycję dzięki niemieckiej pomocy. Ich udziałem stały się wielkie koncesje
[...]" (Stern, Bartmuss) 511 .
Oczywiście Otton i jego następcy nie pragnęli episkopatu obdarzonego zbyt dużą władzą.
Lecz mocni książęta Kościoła mogli być przez nich mile widziani, jak w Niemczech, tak i —
w oczywisty sposób, mimo różnic — i po drugiej stronie Alp. W gruncie rzeczy kontynuowali
oni przychylną klerowi politykę Karolingów, jeszcze ją rozwijali, nawet jeśli przynosiła
zdecydowanie gorsze rezultaty. Nie mówiąc już o tym, że i ich przeciwnicy we Włoszech
często sprzyjali wyższemu duchowieństwu.
Otton Iw każdym razie wyposażał określone biskupstwa w królewszczyzny, prawa
cywilne i dochody. I tak na przykład pomnożył w godny uwagi sposób władzę biskupa
Aupalda z Novary, którego poprzednik Piotr II otwarcie wystąpił przeciwko Berengarowi.
Biskup Bruning z Asti, arcykanclerz Lotara i Berengara został również arcykanclerzem
Ottona. Otrzymał ponadto władzę świecką nad swym miastem biskupim oraz jego okolicą. A
jego następca Rozo uzyskał poza dalszymi przywilejami prawnymi i ekonomicznymi, jak
prawo poboru ceł, zakładania rynków i portów, a nawet budowania umocnień, również
znaczniejsze posiadłości.
Biskup Hubert z Parmy (960-980), jeszcze latem 961 roku kanclerz lub arcykanclerz
Berengara II i Adalberta, w lutym 962 jest już obecny przy koronacji cesarskiej Ottona i
doznaje najwyższych łask w następnym miesiącu. Otton nie tylko potwierdza parmeńskiemu
kościołowi biskupiemu szereg dawniejszych donacji, immunitet, ochronę królewską i prawo
do inkwizycji, lecz nadaje Hubertowi również prawa palatyna nad miastem i okolicą, co czyni
go na tym terenie "jedynowładcą". A nawet Otton faworyzuje biskupa w hrabstwach, gdzie
jego biskupstwo ma posiadłości — "poza tym jeszcze strategicznie korzystnie położone dobra
kościelne [...]" (Pauler). I oczywiście Hubert towarzyszy cesarzowi również na wojnie;
przejął nawet podczas trzeciej wyprawy do Włoch urząd arcykanclerski, gdyż dotychczasowy
arcykanclerz Gwido z Modeny właśnie go ponownie porzucił 512 .
Biskup Gwido z Modeny (943-968), zmieniający od czasu do czasu front, poparł najpierw
wyniesienie na tron Berengara, wkrótce potem syna Hugona Lotara, potem Ottona I, zanim
przeszedł ponownie do obozu króla Adalberta, odbierał wszelako dary z wszystkich stron. Od
Lotara otrzymał, "dilectus fidelis noster" 513 , dobra w hrabstwie Comacchio, od Berengara II
trzy zamki. Całe dziesięć lat, od 952 do 961 roku, był — utrzymując, rozumie się, dobre
stosunki ze swoim panem — arcykanclerzem Berengara. Następnie przeszedłszy do Ottona
prowadził ten sam urząd, za co otrzymał od niego dobra synów Berengara Gwidona i
Konrada, leżące w wielu hrabstwach, nie mogąc być może ciągnąć z nich wielkich korzyści.
Roland Pauler, krok po kroku śledzący zdrady notorycznie wiarołomnego biskupa, nie był w
stanie uniknąć — jak przystało na ucznia Hlawitschki — pochwał pod adresem najwyższego
doradcy Ottona (summus consiliarius): "Najpierw dążył do poszerzenia własnej władzy i nie
wzdragał się przed zdradą jako środkiem osiągnięcia swego celu; potem jednak wypełniał
wobec każdego z władców swe obowiązki jako biskup Rzeszy, był arcykanclerzem, missus
oraz pomocnikiem na polu bitwy, jak i świeckim wasalem" 514 .
Chwała, komu się ona należy.
Inaczej mówiąc: przestępstwa muszą być popełniane w odpowiednich ramach
personalnych. To znaczy: zawsze wśród najmożniejszych wspólników.
Poszerzaniu władzy i grabieży (w nieco bardziej akademickim stylu: niemieckiemu
państwu feudalnemu) służyła oczywiście również ottońska polityka w południowych
Włoszech.
Cesarz osiąga "jeden z najważniejszych celów swego życia w ostatnich latach
panowania"
Bastionami Ottona były we Włoszech trzy księstwa longobardzkie: Kapua ze Spoleto i
Camerino oraz Benewent i Salerno, oddzielające Państwo Kościelne od bizantyjskiego
południa, które następnie — po śmierci Ottona i na krótki czas — zostały zjednoczone unią
personalną przez księcia Pandulfa I żelazną Głowę. Już na początku 967 roku Pandulf złożył
hołd cesarzowi, tak samo Landulf z Benewentu, pierwszy obdarowany w zamian
margrabstwami Spoleto i Camerino, drugi generalnym potwierdzeniem swego stanu
posiadania. Oczywiście i Bizancjum traktowało od dawien dawna tereny longobardzkie jako
swoją sferę wpływów i rościło sobie pretensje do zwierzchności. Otton jednak kazał w Boże
Narodzenie 967 roku koronować w Rzymie na cesarza swego syna, również Ottona (za
przykładem Ludwika Pobożnego, Lotara I i Ludwika II) — jedyne podwójne cesarstwo w
historii Niemiec — z zamiarem uniknięcia konfliktu dzięki małżeństwu z księżniczką
bizantyjską. Nie doszło ono jednak do skutku z powodu żądania cesarza Nikefora Fokasa,
dotyczącego wydania Benewentu i Kapui 515 .
Nie przywieziono zatem do domu narzeczonej — lecz rozpoczęto wojnę. Zaczęła się na
południu zaraz po trzeciej wyprawie włoskiej Ottona (966 r.). W następnym roku bazyleus
wyprawił armię przez Bałkany, by zaatakować południe Włoch, lecz do tego nie doszło.
Walkę rozpoczął natomiast Otton. Przez Kapuę i Benewent wkroczył do Apulii i jesienią 968
roku całymi miesiącami pustoszył grecką Kalabrię. "Otton był wojowniczy — zapewnia
historyk Kościoła i teolog Albert Hauck — i żądny zdobyczy; nie mógł się nigdy oprzeć
pokusie podjęcia śmiałej wyprawy, zapowiadającej wielką nagrodę". Wojowniczy — tacy
byli ci katolicy panowie prawie wszyscy i to od co najmniej połowy tysiąclecia! Jednakże nie
zdobyto tym razem żadnego zamku, nie wygrano żadnej bitwy w polu, nie zdobyto Bari. Nie
powiodły się też zupełnie dyplomatyczne zabiegi Liutpranda w Konstantynopolu; po czym
napisał swój pełen anegdot pamflet Poselstwo do cesarza Nikefora Fokasa w
Konstantynopolu (którego nazywa "wypalonym węglem", "starą babą", "leśnym diabłem",
"maciorą", "wołem rogatym", "szczeciniastym bydłem" i. in., z "oczkami jak krecik" i
"świńską gębą", krótko mówiąc kimś, "kogo nie byłoby miło spotkać po północy"). Bazyleus
zażądał teraz więcej: całej południowej i środkowej Italii łącznie z Rzymem i odmówił
uznania Ottona jako cesarza.
Władca Zachodu opuścił wkrótce pole bitwy, wysłał jednak nowy kontyngent wojskowy,
Szwabów i Sasów. Po wysłuchaniu mszy w Benewencie wpadł z błogosławieństwem
arcybiskupa Landulfa do Apulii, po zwycięstwie pod Asculum obciął pojmanym i jakby nie
było chrześcijańskim Bizantyjczykom nosy i odesłał ich "z obciętymi nosami na powrót do
nowego Rzymu" (Widukind) — "oczywiście znaczny sukces niemieckiego oręża" (L.M.
Hartmann).
Na wiosnę 970 roku Otton ponownie wtargnął osobiście na południe Italii, spustoszył
okolice Neapolu, złupił wkrąg Apulię, zabierał bydło. Chrześcijański władca Bizancjum
rzucił przeciwko chrześcijańskiemu cesarzowi saskiemu saraceńskich najemników. Lecz jeśli
nawet Liutprand prawdziwie po arcypastersku się puszył, że "masa słabeuszy" Nikefora,
"którym jedynie ilość przydaje odwagi, jest miażdżona przez naszych niewielu, lecz
nawykłych do wojny, a wręcz żądnych jej wojowników" — to ani Otton I, ani Otton II nie
zdołali przyłączyć Apulii na trwałe do północnej części Rzeszy 516 .
Zwrot w walce orężnej i dyplomatycznej przyniosła jedna z wielu bizantyjskich rewolucji
pałacowych.
W nocy z 10 na 11 listpada 969 roku cesarz Nikefor padł ofiarą spisku swej małżonki i
kuzyna oraz rywala i generała Jana Tzimiskesa. Ten krwawy zamach wyszedł na dobre
również Kościołowi. Patriarcha Polyeuktos (956 -970) rozstrzygnął zmianę władcy na swoją
korzyść. Tak długo odmawiał koronacji mordercy, aż ten nie oświadczył gotowości cofnięcia
rozporządzeń Nikefora przeciwko rozrostowi dóbr klasztornych i dopuszczaniu do urzędów
biskupich bez zgody cesarza.
Na Zachodzie przewrót doprowadził do pokoju, pozostawiając przy Bizancjum Apulię, a
Kapuę i Benewent przy cesarzu niemieckim. Nie uzyskano co prawda ręki upragnionej
narzeczonej, Porfirogenetki Anny, natomiast z wieloma relikwiami księżniczkę Teofanu,
siostrzenicę nowego cesarza Jana Tzimiskesa, wprawdzie nie urodzoną w Porfirze, w
cesarskim pałacu, to jednak piękną i mądrą. 14 kwietnia 972 roku została zaślubiona z równie
młodym szesnastoletnim Ottonem w bazylice Św. Piotra w Rzymie i koronowana przez Jana
XIII na cesarzową 517 .
Dzięki temu Otton "Wielki" zdołał w tym względzie zaspokoić swą niezmienną ambicję,
by wschodniorzymski cezarobójca i cesarz (być może dlatego, że nie czuł się jeszcze pewnie
w siodle) uznał i zachodniorzymską godność cesarską — godność mieszczącą w sobie
oczywiście jak zwykle dużo więcej występków wobec ludzkości, niż dobrodziejstw. Jednakże
uznanie Ottona za drugiego równoprawnego imperatora było dlań "jednym z najważniejszych
celów życiowych w ostatnich latach panowania" (Glocker) 518 .
Gdy cesarz zmarł 7 maja 973 roku w swym palatium w Memleben — nie bez
"wzmocnienia świętym wiatykiem" (Thietmar) — niemiecka Rzesza zajmowała prawie 600
tys. kilometrów kwadratowych, do czego dochodziło jeszcze 150 do 160 tysięcy na południe
od Alp. I lud sławił pośmiertnie Ottona, według Widukinda, że "zwyciężył orężnie
zuchwałych wrogów, Awarów (Węgrów), Saracenów, Duńczyków, Słowian, podbił Italię,
zburzył świątynie bożków ludów sąsiednich, wyposażał domy boże i stany duchowne", a
nawet opowiadali "jeszcze poza tym wiele innych dobrych rzeczy (!) o nim". Cesarz Rzymian
i król ludów pozostawił przecież, tak kończy mnich trzecią i ostatnią księgę swej historii
Sasów, "potomności wiele pomników godnych sławy w rzeczach kościelnych i świeckich". A
na pokrywie jego sarkofagu mieni go napis (trybowany w złotej blasze) "najwyższą chwałą
ojczyzny" i "dumą Kościoła" 519 .
ROZDZIAŁ 11.
Cesarz Otton II (973-983)
"Pallida mors Sarracenorum" — blada śmierć Saracenów.
Otto I, biskup Freising 520
"Szczęśliwa była jego młodość, lecz przy końcu życia nawiedziło go nieszczęście, my wszyscy
bowiem ciężko zgrzeszyliśmy".
Thielmar z Merseburga 521
Księża w otoczeniu władcy
Otton II urodził się w roku wielkiej klęski Węgrów na Lechowym Polu i jeszcze tej samej
jesieni wielkiego pogromu Słowian jako czwarte dziecko Ottona I (i jego drugiej żony
Adelajdy), jako sześciolatek został w 961 roku w Akwizgranie koronowany na króla, a jako
dwunastolatek w 967 roku w Rzymie na współcesarza. Wychowywali go kapelan Folkold, od
969 roku biskup Miśni, oraz mnich klasztoru St. Gallen Ekkehard II. Obok pobożnej matki
wpływ na niego mieli również stryjowie, arcybiskup Bruno z Kolonii oraz najstarszy
pozamałżeński syn cesarza, arcybiskup Wilhelm z Moguncji (ten, który uważał, że za
pieniądze można wszystko!). Zwłaszcza biskupowi Wilhelmowi powierzano wyraźnie
następcę tronu "dla ochrony i wychowania" (Adalberti continuatio Reginonis) podczas
nieobecności Ottona I w 961 i 966 roku.
Nic dziwnego, że współcześni chwalili pobożność Ottona, że Thietmar nazywa go wręcz
"wzorowym w pobożnych dziełach". A więc obdarował biskupa Gizylera z Merseburga,
jednego ze swych faworytów, "najpierw opactwem Pöhlde, następnie zamkiem Zwenckau z
wszelkimi przyległościami na służbę św. Janowi Chrzcicielowi; dalej pozostawił mu cały
objęty murami obszar miejski Merseburga wraz z żydami, kupcami i mennicą, poza tym las
między Soławą a Muldą, względnie między okręgami Siusuli i Pleissnerland; następnie wsie
Kohren, Nerchau, Pausitz, Taucha, Portitz i Gundorf; to wszystko potwierdza własnoręcznie
sporządzonymi dokumentami".
Biskup Gizyler, "kramarz zawsze łasy na awanse" (mercenarius, ad maiora semper
tendens), mógł tego oczywiście potrzebować. Aby zostać arcybiskupem, relacjonuje znów
Thietmar, "przekupywał wszystkich książąt za pomocą pieniędzy, zwłaszcza rzymskich
sędziów, dla których wszystko jest do kupienia [...]".
Rexiunior pozostawał również pod silnym wpływem jego długoletniego doradcy, biskupa
intryganta Dytryka I z Metzu — syna siostry królowej Matyldy i brata ciotecznego Ottona I
oraz arcybiskupa Brunona I, dzięki którym został arcypasterzem, zarazem członka domu
cesarskiego i (także) cieszącego się opinią ogromnego chciwca. Biskup Thietmar donosi, że
książę Kościoła z Metzu został przekupiony przez arcybiskupa Gizylera za "1000 funtów
złota i srebra [...] w zamian za zaciemnienie prawdy". Sam cesarz miał mu powiedzieć
niekoniecznie "żartobliwie": "Niech Bóg cię nasyci złotem w niebie, bo my wszyscy nie
damy rady!" Oczywiście pomnażał również obfitość łask swego miasta biskupiego za pomocą
imponującego bogactwa relikwii, ściągając je na własną rękę z Italii, gdzie święte kości
należą do najszlachetniejszych bogactw naturalnych.
Znaczny wpływ na Ottona II wywierał arcybiskup Willigis z Moguncji (975-1011),
urzędujący jako arcykapelan i arcykanclerz Niemiec, jeszcze dzisiaj czczony jako święty, i to
nie tylko tam.
Znaczenie w rządach posiadał także, zwłaszcza od czasu prawie zupełnego
wyeliminowania Luitpoldingów, biskup Hildibald z Wormacji, od jesieni 977 roku kierujący
niemiecką kancelarią królewską; urzędem, który jako pierwszy kanclerz zachował aż do
śmierci również po mianowaniu go na arcybiskupa. Przy tym zarządził na rzecz swej
episkopalnej władzy, dla zapewnienia i poszerzenia różnych tytułów majątkowych i prawnych
swego biskupstwa, "sprefabrykowanie lub sfałszowanie 18 dokumentów królewskich z VII X wieku" (Seibert). A podobnie jak arcybiskup Willigis, także i ten doświadczony arcypasterz
przez wiele lat miał udział w regencji małoletniego syna i następcy tronu. (A biskup Burchard
z Wormacji, jeden "z naj znaczniej szych kanonistów średniowiecza" [Lexikon fur Theologie
und Kirche], kontynuował następnie tę "działalność fałszerską" [Landau] swym
"pozbawionym skrupułów piórem" [Seckel]).
Pewną rolę na dworze Ottona II odgrywali m.in. biskup Hugo z Wurzburga (983-990),
należący do cesarskiej kaplicy, niekiedy również wysoko urodzony opat Adso z Montier-enDer (później stał się znany jako autor pisma o nadejściu Antychrysta) oraz uczony Gerbert z
Aurillac, opat, arcybiskup i na koniec papież (Sylwester II) 522 .
Tak więc syn kontynuował politykę swego ojca, zwłaszcza politykę kościelną, w nie
mniejszym zakresie na wschodzie i północy Niemiec — jeśli nawet z mniejszą "energią" — a
biskupi stali prawie zwartym szeregiem za nim. We Włoszech jednak wyszedł poza ramy
nakreślone przez Ottona I, od samego początku bowiem zamierzał zdobyć również południe
tego kraju i opanować go zupełnie 523 .
Wojny o Bawarię i Czechy
Jeśli początek panowania przeszedł jeszcze bez oporów, to wkrótce młody władca
doświadczył trudów panowania podobnie jak kiedyś jego ojciec. W każdym razie co najmniej
siedem lat musiał Otton II wojować z początkowo bardzo silnymi oponentami wewnątrz
kraju, zwłaszcza na nowo z kręgiem chrześcijańskich krewnych, przede wszystkim
Henrykiem II bawarskim (955-976, 985-995).
Książę, obdarzony przydomkiem Kłótnika (rixosus) dopiero w czasach nowożytnych, był
bratankiem Ottona I, więc stryjecznym bratem Ottona II. I tak jak jego ojciec Henryk I
bawarski był niegdyś najgroźniejszym przeciwnikiem Ottona I, swego brata, w okresie jego
najwcześniejszych rządów, tak teraz syn,
Henryk Kłótnik, stał się najgroźniejszym rywalem wewnętrznym Ottona II. Władza
ambitnego księcia Bawarii była rzeczywiście ogromna. Sięgała od tak zwanej Marchii
Północnej, dzisiejszego Górnego Palatynatu, przez tereny właściwej Bawarii nad Izarą, Innem
i Dunajem i przez Marchię Wschodnią, dzisiejszą Austrię, po włoskie marchie Akwilei i Istrii.
Powody buntu Henryka nie są całkiem jasne; lecz stały za nim motywy rywalizacji, żądza
władzy, rozszerzenia panowania, marzenia o władzy królewskiej i uczucie zagrożenia.
Rebelia (974977) znalazła oparcie przede wszystkim w pozostałych Luitpoldingach,
rozszerzyła się szybko na Szwabię i Lotaryngię, a nawet na Czechy i Polskę. Przy czym
biskupi bawarscy Abraham z Freising i dwaj ucieleśnieni święci, św. Wolfgang, biskup
Ratyzbony, i św. Albion, biskup Brixen, wystąpili po stronie zbuntowanego. (A z syna
Kłótnika św. Wolfgang, wychowawca książęcych dzieci, uczynił kolejnego, szczególnie
wspaniałego świętego, z którym spotkamy się niestety dopiero w następnym tomie: św.
cesarza Henryka II). Lecz również biskupi Trewiru, Metzu i Magdeburga znaleźli się po
stronie księcia Bawarii. W końcu właśnie biskupi "w okresie ottońskim zawsze stawali po
stronie buntowników", a byli to "z reguły biskupi [...] z możnych rodów szlacheckich"
(Althoff, Keller).
Ponieważ spisek się wydał, Henryk znalazł się w areszcie w Ingelheim. Z początkiem
roku 976 uciekł do Ratyzbony, którą po różnych potyczkach Otton II zajął jeszcze tego
samego lata, podczas gdy walczący w jego armii biskupi ekskomunikowali Kłótnika wraz z
poplecznikami, on sam jednak zbiegł do Czech.
Albowiem również na wschodzie katoliccy książęta wystąpili przeciwko katolickiemu
cesarzowi. Tak na przykład książę Polan Mieszko I, od swego chrztu gorliwie wspierający
misje, i który dzięki temu dokonał "przyłączenia [kraju] do chrześcijańskiej Europy" (Lubke).
Z nim ramię w ramię jego szwagier Bolesław II, w odróżnieniu od swego ojca Bolesława I
"Okrutnego" (s. 267 i nast.) ozdobiony przydomkiem "Pobożnego" (967 [973?]-999), gorliwy
protektor kleru, zbudował i wyposażył podobno 20 kościołów, wiele klasztorów, także i ów
żeński dom zakonny, w którym opatką została jego siostra Milada pod imieniem Marii.
Dziekan katedry praskiej Kosmas (zm. 1125 r.) widział w swej Chronica Boemorum,
pierwszej kronice czeskiej, w Bolesławie II, buntowniku przeciwko chrześcijańskiemu
cesarzowi, płonącą "prawdziwą i czystą miłość Chrystusa". "Wszystko, co dotyczyło
sprawiedliwości, wiary katolickiej, religii chrześcijańskiej, przyjmował z płomienną
żarliwością" 524 .
Lecz z podobną żarliwością zaatakował także Otton II w trzech kampaniach gorejącego
miłością Chrystusową księcia Czechów, sojusznika zbuntowanego Kłótnika. Spustoszył
Czechy w 975 i 976 roku, nie dokonał jednak mimo silnej armii "przeciwko obu niczego".
Wręcz przeciwnie, duży bawarski oddział pomocniczy nadciągający ze wsparciem dla Ottona
— Bawaria była bowiem znowu podzielona — został zniszczony podczas obozowania koło
Pilzna. "Bawarczycy myli się wieczorem, nie wystawiając straży. Już naskoczyli pancerni
wroga, powalili wybiegających im naprzeciwko nagich w ich namiotach i na łąkach i wrócili
do domu z wszelkimi łupami radośni i bez uszczerbku" (Thietmar).
Podczas gdy cesarz działał w Czechach, Kłótnik wykorzystał czas w Bawarii i tak doszło
do "powstania trzech Henryków", do którego przyłączyli się nawet możni sascy, jak na
przykład margrabia Gunther z Merseburga i hrabia Dedi z Wettinu. Henryk bawarski
okupował teraz istotną dla połączenia z Czechami biskupią Pasawę. Czynił to wspólnie z
właśnie dopiero co w 976 roku wyniesionym przez Ottona do książęcej godności, a teraz z
nim bezwzględnie wojującym Henrykiem Młodszym, synem księcia Bertolda z wpływowego
rodu Luitpoldingów. A trzeci z Henryków, pochodzący również z tego rodu biskup Henryk I
z Augsburga, ubezpieczał tymczasem szlak naddunajski, przede wszystkim obsadzając
strategicznie ważny Neuburg.
Dopiero w sierpniu 977 roku Otton zdołał w trzeciej wyprawie zbrojnej pokonać Czechy,
a we wrześniu zdobyć Pasawę. Kazał ją zburzyć, a na magdeburskim zjeździe wiosną 978
roku skazał trzech Henryków na banicję. Kłótnik dostał się do Utrechtu do biskupa Folkmara,
uprzednio kanclerza Ottona II, i pozostał tam do śmierci cesarza. Wtedy biskup go uwolnił i
przyłączył się do niego. Również Henryk III Młodszy z Karyntii został zamknięty na pięć lat,
natomiast trzeci z tego związku, biskup Henryk z Augsburga, przesiedział zaledwie cztery
miesiące w Werden. Kłótnika cesarz nie tylko zdetronizował, lecz również mocno okroił jego
księstwo, a mianowicie oddzielił od niego Karyntię oraz należące od 952 roku do Bawarii
obszary położone na południe od Alp, górnoitalskie marchie we Friulu, Istrii, Akwilei,
Weronie i Trydencie, przyłączone do Karyntii 525 .
A poza tym dalej trwała wojna na wschodzie.
Powstałe w połowie X wieku państwo polskie (s. 301 i nast.) rozszerzyło się i traktowało
swe "zobowiązania" równie mało skrupulatnie, jak Słowianie między Łabą a Odrą. Dlatego
Otton przywrócił za pomocą wyprawy zbrojnej w 979 roku nie tylko ich zależność, lecz
zmusił Polaków do ponownego płacenia trybutu. Gdy katolicki książę Mieszko I po śmierci
swej czeskiej żony Dobrawy (977 r.) poślubił wydobytą z klasztoru mniszkę Odę, pochodzącą
z arystokratycznego rodu saskiego, nie było to jedynie irytujące dla biskupa Hildiwarda z
Halberstadt, lecz bez wątpienia stanowiło również korzyść dla dalszego szerzenia Dobrej
Nowiny w Polsce. W końcu Mieszko, "król Północy", dysponował drużyną 3 tysięcy
pancernych. A podczas gdy teraz strona polska i niemiecka zbliżały się do siebie, ochłodziły
się stosunki z Czechami, a nawet doszło do ciężkich walk między obydwoma katolickimi
krajami, przy czym Mieszko zdobył większą część Śląska i całą Małopolskę 526 .
Konflikty zbrojne toczyły się również na Zachodzie.
Wojna o Lotaryngię
Niegdyś Otton I ustanowił tam jako księcia swego brata Brunona, arcybiskupa Kolonii, a
ten obsadził biskupstwa swymi uczniami i w ten sposób związał niepewny obszar
nadgraniczny z Rzeszą niemiecką.
Kościoły biskupie, również w Lotaryngii od dawna odznaczające się bogactwem, stały się
jeszcze bogatsze i bardziej niezależne dzięki saskim cesarzom, szukającym oparcia w
hierarchii kościelnej przeciwko możnym świeckim. Prowadziło to do tego, "że powierzali
biskupom i opatom niektóre prawa zastrzeżone dotąd dla hrabiów, lub pozostawiali nadzór
nad nimi bez specjalnego zezwolenia. Nie ma więc prawie żadnych dokładnych danych
dotyczących przeniesienia prawa bicia monety, a przecież warsztaty mennicze znajdowały się
w ostatnich dziesięcioleciach X wieku w rękach biskupów, umieszczających swe podobizny i
imiona na złotych monetach. Pozostawiono im niektóre podatki z handlu, jak również
osadzanie na urzędzie wybranego przez nich hrabiego [...]. Wreszcie cesarze zarzucali
hierarchów dobrami, darowali im palatia, lasy, prawa łowieckie, a nawet całe hrabstwa. W
ciągu jednego stulecia, od 950 do 1050 roku, biskupstwa przekształcają się w autonomiczne
księstwa, których jedynymi władcami są hierarchowie. W niektórych przypadkach znaczące
terytoria zeszły się granicami i pozwoliły w Lotaryngii na powstanie czegoś, co historia
określa jako «Trois-Eveches» (Trzy Biskupstwa)" (Parisse).
Po śmierci Brunona w roku 965 jego księstwo pozostało nieobsadzone, póki Otton II nie
nadał go w 977 roku Karolowi, młodszemu bratu francuskiego króla Lotara (954-986) z
zachodniofrankijskiej dynastii karolińskiej.
Karol, w czysto męskiej linii przedostatni potomek Karola Wielkiego, po mieczu więc z
dynastii Karolingów, po kądzieli zaś z dynastii ottońskiej, był młodszym synem króla
Ludwika IV francuskiego i jego małżonki Gerbergi, siostry Ottona I i został mocno
pokrzywdzony przez brata Lotara. Ze swej strony ciężko obraził jego żonę Emmę, córkę z
pierwszego małżeństwa cesarzowej Adelajdy, posądzając ją o cudzołóstwo z dawniejszym
kanclerzem Lotara, biskupem Adalbero z Laon (siostrzeńcem arcybiskupa Adalbero z Reims).
A od czasu powołania Karola na księcia Dolnej Lotaryngii (977 - 991) Lotar obawiał się
zawiści o władzę ze strony nieszczęśliwego brata, smutnej ofiary stałej rywalizacji między
królestwem francuskim a niemieckim; tę zawiść musiał uważać za groźną, zwłaszcza że
odsunięty wbrew karolińskiej tradycji od tronu i poza tym nie wyposażony w żadne
posiadłości Karol podnosił pretensje do francuskiej korony.
Gdy z tego względu Otton dał w 977 roku wakujące księstwo Dolnej Lotaryngii
Karolowi, sprowokował poróżnionego z bratem króla Lotara, który podjął próbę odzyskania
Lotaryngii. Już jego imię miało znaczenie programowe i już jego ojciec, król Ludwik IV, nie
przypadkiem wziąwszy za żonę wdowę po księciu Lotaryngii Gerbergę, próbował odzyskać
księstwo zbrojnie w roku 939, a w ogóle królestwo zachodniofrankijskie nigdy nie
zrezygnowało z pretensji do Lotaryngii. Z szybkością błyskawicy Lotar wpadł do niej w
czerwcu 978 roku dużymi siłami i przy wsparciu księcia Hugona Kapeta dotarł aż pod
Akwizgran, przy czym o mały włos, a zaskoczyłby swego szwagra, Ottona II,
przebywającego właśnie w palatium.
Kronikarz i mnich Richer z Reims opisuje jako naoczny świadek ten najazd w swym
dziele, ważnym dla historii Francji u schyłku X wieku (przekazanym jedynie w manuskrypcie
autora i odnalezionym dopiero w XIX wieku w Bambergu): "Królewskie stoły zostały
obalone, zapasy żywności splądrowane przez ciurów, królewskie insygnia skradzione i
wyniesione z wewnętrznych pomieszczeń. żelaznego orła, sporządzonego na szczycie
palatium przez Karola Wielkiego w lecącej pozie, przekręcili na wschód, Germanie obrócili
go bowiem na zachód, by pokazać w dokładny sposób, że Gallowie mogą kiedyś zostać
pokonani jego lotem".
Tylko dzięki ucieczce uszedł Otton II przed uwięzieniem. Jednak jesienią 978 roku ruszył
do przeciwnatarcia armią, w której szeregach walczył nie tylko Karol, książę Dolnej
Lotaryngii, lecz i znowuż prawdziwy święty, św. Wolfgang — wykształcony w klasztornej
szkole w Reichenau i katedralnej w Wurzburgu, dzięki bohaterowi spod Augsburga,
Ulrykowi, został księdzem, a za przyczyną głównie wielkiego fałszerza dokumentów, biskupa
Pilgrima, w 973 roku biskupem Ratyzbony; w 1052 roku kanonizowany, stał się patronem
drwali, cieśli, pasterzy, szyprów, wspomożycielem w chorobach oczu, przy dolegliwościach
stóp i bólów krzyża i w ogóle wspomożycielem w potrzebie. Jako "medale Wolfganga"
sprzedawano później chętnie siekierki noszone przy różańcu, tak zwane motyki Wolfganga,
"stąd wzięły się też bractwa motykowe". Za życia promował "pobożność i obyczajność ludu",
prowadził "nadal surowy żywot mnicha; swój czas dzielił między modlitwę, urzędowanie i
studia" (Lexikon fur Theologie und Kirche) — a od czasu do czasu małe wojenki, jak choćby
przeciw złym zachodnim Frankom (Francuzom).
Magdeburski kanonik i skrzętny biskup misyjny Bruno z Querfurtu pod wpływem reform
kluniackich oraz osobistych animozji surowo jednak osądził atak króla na Francję i pisał:
"Byłoby lepiej zwalczać pilnie pogan, zamiast znaczne wojsko zbierać przeciwko
chrześcijańskim braciom, karolińskim Frankom". Katolicki pacyfista i święty, jak to o nim
podają księgi: "Reprezentował zasadę pokojowych misji, polegających na przekonywaniu, nie
odrzucając wprost wojen misyjnych" (Lexikon für Theologie und Kirche).
Otton II dotarł jesienią 978 roku prawie do Paryża, "wszystko pustosząc i obracając w
perzynę" (Thietmar), oszczędzając jednak kościoły i klasztory. A nawet je obdarowywał i w
nich się modlił; zniszczył jednakże stare karolińskie palatia Attigny, Soissons i Compiegne —
była to dotkliwa utrata substancji władzy zachodniego królestwa. I zanim zmusiły go do
odwrotu w listopadzie braki żywności, bliska zima i choroby, zebrał na Montmartrze
wszystkich klechów swej armii i kazał im odśpiewać alleluja ponad miastem.
Także i św. Wolfgang rozdzierał wówczas gardło z innymi, ów wymowny głosiciel żywej
ewangelii: "Patrzcie, to działa wiara, takie owoce niesie". A gdy podczas sławetnego odwrotu
przez wzburzoną rzekę Aisne wskoczył do wody, poszli za nim jego ludzie przed
nadciągającymi Francuzami. "Nikt nie stracił przy tym życia", donoszą Wetzer i Welte —
prawie cud. W rzeczywistości oczywiście przepadły tu ottońskie tabory, co we francuskiej
historiografii przemieniło się wręcz w triumf, podczas gdy niemiecka pisała: "Cesarz
powrócił okryty sławą [...]". (Thietmar). Obie strony zwyciężyły — takie rzeczy znamy z
innych okazji.
Karol, książę Dolnej Lotaryngii, próbował wykorzystać swe pięć minut i w 979 roku
proklamował się w Laon królem, co jak zawsze musiało rozbić się przede wszystkim o
struktury władzy w Rzeszy zachodniofrankijskiej i w nie mniejszym stopniu episkopat,
wyrzucający mu wasalstwo wobec obcego władcy oraz "mezalians". Król Lotar zrezygnował
jednak wskutek wewnętrznych trudności podczas osobistego spotkania z cesarzem Ottonem w
maju 980 roku w Margut-sur-Chiers (koło Ivois) przypuszczalnie całkowicie z Lotaryngii.
Jednakże wkrótce po śmierci Ottona zapewnił sobie ruchomy zastaw. Zajął w 984 roku
Verdun, a gdy został przepędzony, zajął je ponownie w następnym roku 527 .
Również walka o tron trwała nadal. Jeszcze wielokrotnie książę Karol próbował sięgnąć
po władzę. Może być, że przy okazji poczynał sobie nieco ekstrawagancko, jak choćby przy
wzięciu Cambrai — rzecz nie jest pozbawiona wątpliwości — gdy zaraz po wygnaniu
hrabiów przywołał swą lubiącą zbytek małżonkę, by trwonić z nią w oszałamiających orgiach
bogactwo biskupiego dworu i spać w biskupim łożu; lecz takie niezwykłe to w owych czasach
pewnie nie było.
Ostatni akt Karola, który parokrotnie przeganiał biskupa Adalbero z Laon, miał miejsce
właśnie w tej warowni, gdy hierarcha w swej kleszej chytrości pojednał się z Karolem, coraz
bardziej wkradał się w jego łaski i "najświętszymi przysięgami" (Glocker) zapewniał o swej
wierności. Jednakże w nocy po Niedzieli Palmowej w marcu 991 roku biskup Adalbero wydał
twierdzę wraz z Karolem jego ówczesnemu rywalowi, królowi francuskiemu Hugonowi
Kapetowi, który wtrącił go z rodziną do więzienia w Orleanie, gdzie Karol zmarł w
nieznanym czasie.
Otton II działał również na północy.
Wojna na północy
Frankowie rozszerzali swą Rzeszę we wszystkie strony świata, również w stronę
Skandynawii. Jako szczególnie znaczące miejsce odgrywało swą rolę w historii wojen
Haithabu (Hedeby), ważna faktoria dalekosiężnego handlu w północnym Szlezwiku. Leżało
ono na duńskim terytorium, niedaleko od granicy z ziemiami saskimi, też przecież wcześniej
nie należącymi do Franków! W 804 roku król Gudfred (Gottrik) z Haithabu pertraktował z
Karolem Wielkim, stojącym po drugiej stronie Łaby i zmuszonym w 808 i 810 roku wbrew
swym przyzwyczajeniom do prowadzenia dwóch wojen obronnych przeciwko agresywnym
Duńczykom.
Jednakże i duński król chciał się zabezpieczyć i zapewne już wtedy pracował przy
wznoszeniu tzw. Danewerk 528 ("Göttrikswall", wymieniany w 808 roku w źródłach
pisanych), potężnych umocnień sięgających Haithabu w formie długich wałów, budowanych
przez Duńczyków od VIII do końca XII wieku, by zagrodzić dostęp do Jutlandii między
Bałtykiem a Morzem Północnym; był to system umocnień skierowany przeciwko Frankom i
Niemcom. Próbowano dotrzeć tam w IX wieku najpierw przy pomocy misjonarzy,
wysyłanych zwłaszcza przez św. Ansgara, pierwszego biskupa Hamburga-Bremy (s. 306 i
nast.), z upodobaniem działającego w Danii i południowej Szwecji w faktoriach handlowych i
założyciela kościoła w Haithabu, który uczynił "tę faktorię uprzywilejowanym celem
chrześcijańskich kupców" (Riis).
Zwycięstwo Henryka I w 934 roku nad Gnubą pod Haithabu przesunęło granicę na
północ. Następnie Otton I zmusił siłą Duńczyków, u których nienawiść do Niemców i
chrześcijan łączyła się w jedno, do wprowadzenia Dobrej Nowiny. I jeszcze na Wielkanoc
973 roku Harald Gormsson Sinozęby (s. 308), pierwszy chrześcijański król Duńczyków, kazał
odstawić niemieckiemu cesarzowi "czynsz", na co jednak już w następnym stracił
najwyraźniej ochotę. Doszło do powstania, a Duńczycy sprzymierzeni z norweskim jarlem
Haakonem, poganinem, wpadli wiosną 974 roku do Północnej Albingii. Jesienią Otton ich
odrzucił, przekroczył Danewerk na północnej krawędzi marchii pod Haithabu i zbudował w
Szlezwiku zamek warowny, zdobyty i zniszczony z kolei przez Duńczyków w 983 roku. Jeśli
jednak następstwem porażki Duńczyków w 974 roku było rozszerzenie misji chrześcijańskich
na północ, obok — rozumie się — świadczeń trybutarnych, to po zwycięstwie Duńczyków
pogaństwo odżyło ponownie. Niemieccy księża zostali przepędzeni, a wszystko co niemieckie
i chrześcijańskie zostało natychmiast unicestwione 529 .
Gwałtowne powstanie Słowian w roku 983, do którego podnieśli się Lutycy z
Hawelanami, Redarami, Obodrytami, miało wyjść — rzecz charakterystyczna — od zebrania
w grodzie świątynnym Radogoszcz (niem. Rethra, Riedegost), centralnej świątyni (metropolis
Sclavorum) wszystkich plemion północnosłowiańskich, gdzie szczególnie czczono boga
wojny Swarożyca (względnie Radogosta). Słowianie byli osiedleni między Łabą i Soławą a
Odrą, gdzie cieszyli się przed Ottonami autonomią, póki Otton I i jego margrabia Gero nie
usunęli ich książąt i nie ujarzmili przy pomocy sieci burgwardów i kościołów. Gwałtownym
zrywem wymietli swych niemieckich i chrześcijańskich ciemięzców na wschodnim brzegu
środkowej Łaby, zburzyli siedziby biskupie, wymordowali lub rozproszyli kler i na półtora
stulecia zapewnili sobie niezależność (dopiero w 1068 roku biskup Burchard z Halberstadt
spustoszył kraj Luciców i uprowadził świętego rumaka czczonego w Radogoszczy).
Margrabia Teodoryk i książę Bernard I saski (973-1011), który w 973 roku nastąpił po
ojcu Hermannie Billungu i całe dziesięciolecia walczył z Duńczykami i Słowianami,
ciemiężył i wyzyskiwał ludność na północnym wschodzie, zraził do siebie również
misjonarzy. Sam biskup Thietmar, piętnujący "haniebne czyny" "buntowników", "żądnych
łupów psów", otwiera opis wielkiego powstania Słowian następująco: "Ludy zobowiązane po
przyjęciu chrześcijaństwa wobec naszych królów i cesarzy do trybutu i służb, chwyciły —
uciskane butą księcia Dytryka — jednomyślnie za broń". A wspominając o ataku Obodrytów
na gród Kalbe nad rzeką Mildą, gdzie Słowianie spalili również klasztor Św. Wawrzyńca
(Laurentiuskloster), przyznaje, że "ścigali naszych jak płoche jelenie, z powodu naszych
niecnych czynów {fascinora) żywiliśmy bowiem strach, oni zaś słuszną odwagę".
O wiele dokładniej pozwala poznać "niecne czyny", mimo paru błędów dobrze
poinformowany, wykorzystujący bogate źródła i przytaczający również (duchownych)
naocznych świadków kanonik Adam z Bremy. Notuje zatem po wzmiance o wielkiej rzezi
pogan i okupie nałożonym na pokonanych w wysokości 15 tysięcy funtów srebra: "Nasi
wrócili triumfując do domu; o chrześcijaństwie nie było w ogóle mowy. Zwycięzcy myśleli
tylko o łupach".
Zaraz potem relacjonuje rozmowę z "wielce prawdomównym" królem Duńczyków,
zapewne Swenem Estrithsonem, przy którego konferencjach z biskupem hamburskim
Adalbertem był obecny, gdzie słyszał, "że ludy słowiańskie bez wątpienia już od dawna
mogły być nawrócone na chrześcijaństwo, gdyby nie stała temu na przeszkodzie chciwość
Sasów; «albowiem — powiedział on — chodzi im bardziej o płacenie podatków niż o
nawracanie pogan». I ci nędznicy nie zastanawiają się, jakim karom są winni przez swoją
żądzę, gdyż najpierw z chciwości przeszkadzali chrześcijaństwu w Sławonii, potem zmusili
swym okrucieństwem podbitych do powstania, a teraz nie zważają na zbawienie dusz tych,
którzy by przyszli do wiary, ponieważ nie żądają od nich niczego poza pieniędzmi".
Adam z Bremy dostrzega w powstaniu wyrok boski, karę za "naszą nieprawość" i
zauważa: "Po prawdzie bowiem, gdy my, dopóki grzeszymy, widzimy się pokonanymi przez
wrogów, tak będziemy, skoro się nawrócimy, zwycięzcami naszych wrogów, a gdybyśmy
żądali od nich jedynie wiary, to mielibyśmy z pewnością pokój i zarazem dalibyśmy
zbawienie owym ludom".
Już w 980 roku biskup brandenburski Dodilo został uduszony przez swych diecezjan. A
później, 29 czerwca 983 roku, Lutycy zburzyli biskupstwo w Hobolinie (Havelbergu),
zabiwszy załogę i obróciwszy kościoły w ruinę. Co przypominało o chrześcijaństwie, było
niszczone. Trzy dni później przypuścili szturm na Brandenburg, skąd biskup Folkmar I
uciekając pozbawił się możliwości zostania męczennikiem, a po nim w ostatniej minucie
uciekł margrabia Teodoryk z drużyną. Pozostali nieliczni księża zostali ujęci, częściowo
zabici, katedrę spustoszono i ograbiono, a spoczywające od trzech lat w grobie ciało
zaduszonego wcześniej Dodila, szczególnie znienawidzonego z powodu ściąganych
dziesięcin, wywleczone i pozbawione szat — "żądne łupu psy ograbiły je i wrzuciły bez
szacunku z powrotem. Wszystkie kosztowności kościoła zostały zrabowane, a krew wielu
nikczemnie przelana. W miejsce Chrystusa i jego rybaka, godnego najwyższej czci Piotra,
świętowano zaraz różne kulty diabelskiego zabobonu; i nie tylko poganie, lecz i chrześcijanie
pochwalali tę smutną zmianę!" 530
W tym czasie na północy Łabę przekroczył książę Obodrytów Mściwój (Mistui,
Mszczuj), chrześcijanin, u którego boku stał podczas wszystkich wypraw kapłan Avico.
Mściwój doszedł pustosząc i grabiąc kraj pod Hamburg, splądrował go i oddał katedrę wraz z
miastem na pastwę płomieni. A tego rodzaju "działania wojenne", prowadzone przez
"ochrzczonych książąt", w tym czasie nie były "niczym nadzwyczajnym" (Friedmann).
Wszakże nastąpiło wydarzenie budzące strach, oczywiście nie bez udziału wszechmocnej
ręki i to w sensie dosłownym. A to, fantastyczne miraculum 531 , relacjonuje nasz biskup,
"winni z pełnym nabożeństwem zważyć wszyscy chrześcijanie. Złota ręka wysunęła się z
wyższych regionów w dół i sięgnąwszy rozpostartymi palcami w środek płomieni,
wypełniona cofnęła się na powrót. Zadziwieni patrzyli na to wojownicy i przestraszony
Mściwój". Dla biskupa Thietmara nie było wątpliwości, że był to niebiański ratunek dla
relikwii! "Bóg w ten sposób pochwycił relikwie świętego i podniósł do nieba, wrogów
natomiast skłonił do ucieczki" — chociaż wówczas uciekali przecież wyłącznie chrześcijanie,
Niemcy, przed chrześcijaninem Słowianinem, Mściwojem, któremu to wszystko,
rzeczywistość i cuda, fatalnie odbiły się na żołądku lub na umyśle. Bowiem: "Później
Mściwój oszalał i musiał być kładziony w łańcuchach; gdy skrapiano go święconą wodą,
krzyczał:«Św. Wawrzyniec mnie pali!» i zmarł marnie nie odzyskawszy wolności".
Gdy Słowianie bowiem pieszo i konno oraz bez strat "prowadzeni z pomocą swych
bogów przez dźwięki trąb" srożyli się nadal, chrześcijanie zebrali siły. Arcybiskup
Magdeburga Gizyler, wielki specjalista od przekupstw (s. 336, 360 i nast.), przez Luciców
szczególnie znienawidzony, i biskup Hildiward z Halberstadt połączyli swych żołdaków z
oddziałami szlachetnie urodzonego margrabiego Teodoryka i innych hrabiowskich kamratów.
"Oni wszyscy — tak pisze Thietmar z Merseburga — wysłuchali mszy w sobotni poranek,
pokrzepili ciało i duszę niebiańskim sakramentem, rzucili się ufając Bogu na nadciągających
wrogów i pokonali ich; tylko niewielu uszło na wzgórze. Zwycięzcy chwalili Boga, który jest
tak cudowny we wszystkich swych dziełach, i znowu sprawdziło się słowo naszego
nauczyciela Pawła: «Nie ma ani mądrości, ani odwagi, ani rady przeciw Panu»" 532 .
Tymczasem, jeśli nawet rzeź nad rzeką Tanger (na południe od Stendal) w sierpniu 983
roku odrzuciła Słowian za Łabę, to i tak zwycięzcy nie mieli siły pójść za nimi. Już
następnego dnia wrócili "w pełnej liczbie poza trzema w radosnym nastroju do domu" i wśród
owacji wszystkich jako zawsze triumfujący wojownicy. Zdobycze Ottona Wielkiego (jego
"ochrona granicy i dzieło misyjne": Hlawitschka) na wschód od Łaby były stracone, a Łaba
stała się wschodnią granicą Rzeszy. A Otton II nie podjął już tam "własnych działań"
(Hlawitschka). Także następne chrześcijańskie wyprawy zbrojne — po roku 983 prawie co
roku prowadzono wojnę z Lucicami — niczego nie przyniosły. Mniej więcej 150 lat
Słowianie połabscy mogli się rozwijać niezależnie, dopiero w połowie XII wieku biskupi
Hobolina i Brenny (Brandenburga) wrócili na swe stolce.
Jedynie nie biorące udziału w powstaniu tereny serbskie na południu pozostały nadal pod
władzą niemiecką. Serbowie nie zabijali misjonarzy, lecz zadowalali się szydzeniem z nich.
Ich przywódcy, czasami nazywani też królami, nie dawali się też — jak to często było ze
Słowianami północnowschodnimi — ochrzcić razem ze swymi plemionami. "W oporze
przeciwko niemczyźnie i chrześcijaństwu owi książęta słowiańscy z ziem nad środkową Łabą
zostali wyniszczeni; żadne źródło nie donosi o ich następcach" (Schlesinger) 533 .
Capo di Colonne — pierwsza wielka porażka dynastii ottońskiej
We Włoszech Ottonowi, który zaangażowanie swego ojca chciał kontynuować w nie
mniejszym zakresie, chodziło od samego początku o zdobycze i ekspansję. Jednakże gdy w
sierpniu 980 roku wyprawił się na południe, to głównie po to, by — jak sam wyznał —
zwrócić kościołom dobra im skradzione oraz sprzeniewierzone przez biskupów. Już po
drodze obdarowywał domy zakonne i biskupstwa, jak choćby St. Gallen czy biskupstwo w
Chur. Potem przyszła kolej na donacje dla biskupstw i klasztorów północnoitalskich, a na
koniec, już z Rzymu, na położone bardziej na południu 534 .
Również w Świętym Mieście nie wszystko układało się najlepiej.
Po Janie XIII, który w 967 roku koronował na współcesarza dwunastoletniego Ottona II,
nastąpił Benedykt VI (973 -974). Wybrało go stronnictwo cesarskie, a Otton I zatwierdził.
Próbował on za pomocą środków kościelnych możliwie korzystnie faworyzować swą rodzinę,
jednakże w czerwcu 974 roku, gdy zmiana na tronie w Niemczech postawiła go w trudnej
sytuacji, został obalony i wtrącony do więzienia w Zamku Anioła. Tam nowy papież
Bonifacy VII (974, 984-985) — zwany przez współczesnych "potworem" — kazał go udusić
księdzu Stefanowi i jego bratu. Ze Spoleto nadciągnął tymczasem cesarski missus hrabia
Sikko, a papież Bonifacy uciekł przed wzburzonymi rzymianami do Zamku Anioła. Lecz gdy
Sikko nakazał szturm Zamku, Ojcu Świętemu udało się zbiec i dostać przez południowe
Włochy do Konstantynopola — nie bez kościelnego skrabca w bagażu i jeszcze później
dwukrotnie stamtąd wracając.
Tymczasem w październiku za zgodą przedstawiciela cesarza wybrano papieża
Benedykta VII (974-983), rzymskiego arystokratę, spokrewnionego z księciem Alberykiem II
i niesłychanie uległego wobec Ottona, zarówno w odniesieniu do jego polityki kościelnej we
wschodnich Niemczech, jak i jego antybizantyjskich zakusów na Południu. W zamian za to
władca wspierał go, zwłaszcza gdy Bonifacy VII, którego Benedykt — jedno z jego
pierwszych posunięć — wykluczył z Kościoła, na powrót zainstalował się w 980 roku w
Rzymie, zanim — w następnym roku ponownie wygnany — zbiegł do Konstantynopola, by
znowu wrócić w 984 roku, tym razem dobrze zaopatrzony we wschodniorzymski oręż i
złoto 535 .
Młody cesarz przebywał w Rzymie z przerwami od wiosny do jesieni 981 roku; tam
podjął decyzję o wydaniu wojny tak Saracenom, jak i Bizantyjczykom w Dolnej Italii i
zdobyciu całego kraju.
Musiał się więc zatroszczyć o uzupełnienia w swej armii. Nakazał przysłanie potężnego
kontyngentu, przypuszczalnie jak dotąd największego od początku istnienia cesarstwa
niemieckiego. Co charakterystyczne, składał się on głównie z sił niemieckich biskupów i
opatów. Według listu towarzyszącego oddziałom z 981 roku na przykład opaci z Prum,
Hersfeld, Ellwangen i St. Gallen dostarczyli po 40 pancernych, opaci z Lorsch i
Weissenburga po 50, a opaci z Fuldy i Reichenau po 60 pancernych. Biskupi Verdun,
Leodium i Wurzburga również po 60, Trewiru, Salzburga i Ratyzbony po 70, a Moguncji,
Kolonii, Strasburga i Augsburga po 100 pancernych jeźdźców. Dwunastu opatów wystawiło
zatem połowę tego co dziewiętnastu biskupów. Łącznie uczniowie Pana Jezusa, kapłani
miłości do wroga, arcybiskupi, biskupi i opaci wystawili 1482 pancernych, a panowie świeccy
jedynie 508! Jednakże w tym niedatowanym spisie mamy najwyraźniej jedynie dodatkowy,
późniejszy zaciąg cesarza. 536
W południowych Włoszech Otton II był szermierzem roszczeń Kościoła. Antypapież
Bonifacy VII uciekł na tereny wschodniorzymskie, a papież w Rzymie wspierał cesarza, jak
choćby podnosząc Salerno do rangi arcybiskupstwa i przyznając mu obszar sięgający daleko
w terytorium bizantyjskie. Tak samo zachował się przy przekształceniu w arcybiskupstwo
diecezji Trani. A nawet działał przeciwko Bizancjum na terenie Dalmacji i odłączył
Dubrownik jako własne arcybiskupstwo od Kościoła greckiego, poddawszy je rzymskiej
obediencji.
Najwyraźniej Otton podjął najpierw decyzję o wojnie w Rzymie, a dopiero potem zażądał
2100 pancernych od możnych duchownych i świeckich. Gdy doszedł do Kalabrii, załogi
bizantyjskie zachowały się neutralnie, ale nie otworzyły przed nim bram. Natomiast emir
Sycylii, Abul Kasim, dokonawszy zdobyczy w Kalabrii i Apulii, wezwał do świętej wojny i w
połowie czerwca 982 roku rzucił przeciw Niemcom na ląd pod Capo di Colonne, na południe
od Cotrone, potężne siły morskie. "Tak po jednej, jak i po drugiej stronie umysły walczących
były skierowane ku niebu" (Uhlirz).
Pancerni cesarscy zmietli w pierwszym ataku szeregi Saracenów, rozproszyli je, a sam
emir padł pod ciosem miecza i później był czczony jako męczennik. Jednakże gdy
chrześcijanie po pierwszych sukcesach i wierząc, że już osiągnęli zwycięstwo, zamierzali
rozłożyć się obozem na miejscu bitwy i świętować swój tryumf, znienacka spadli na nich z
gór muzułmanie, wzmocnieni oddziałami stojącymi dotąd w rezerwie, zepchnęli Niemców do
morza i wybili, uśmiercając również część ich dowódców, wielu książąt, tuzin hrabiów, a
część innych biorąc do niewoli, wśród nich biskupa Piotra z Vercelli, który całe lata pozostał
w arabskim więzieniu; zdobyli również skrzynie z relikwiami, pozostawiając na pobojowisku
4 tysiące martwych chrześcijan. Inni zginęli podczas ucieczki z pragnienia i wyczerpania.
"Prawie każda niemiecka księga zmarłych nosi zapiski strat w tej niesławnej bitwie" (L.M.
Hartmann).
Była to pierwsza wielka porażka dynastii ottońskiej. Zginęła prawie cała niemiecka
armia. "Bóg zna ich imiona" (Thietmar). Także biskup Augsburga Henryk, na krótko
przedtem odbywszy pokutną pielgrzymkę do Rzymu, przypuszczalnie w orszaku cesarza,
padł wśród swych pancernych. Otton uratował się z tego piekła w ostatniej chwili, rzucając
wpław w kierunku przepływającego bizantyjskiego okrętu, z którego wydostał się znów
wpław w bezpieczne miejsce dzięki podstępowi — a od biskupa Ottona z Freising otrzymał,
żeby było śmieszniej, epitet "Pallida mors Sarracenorum" (blada śmierć Saracenów),
pozostający jego przydomkiem jeszcze długo w czasach nowożytnych.
Cesarz Otto, używający od 982 roku niekiedy tytułu imperator Romanorum augustus,
przemyśliwał tak czy owak o rychłej zemście. Jeszcze w drodze powrotnej zapewnił
arcybiskupowi Salerno wielkie przywileje — nie chodziło mu przecież jedynie o nie — a tak
samo uprzywilejował wówczas liczne klasztory południwowłoskie. Oczywiście taka wojna
wymagała gruntownych przygotowań, a niemieccy książęta byli niechętnie nastawieni wobec
cesarskich planów. Tym bardziej, że mocno na nich napierali Duńczycy i Słowianie.
Jednakże już rok później, wczesną wiosną roku 983, na sejmie Rzeszy w Weronie —
gdzie niemieccy i włoscy magnaci wybrali trzyletniego syna Ottona II na jego następcę —
omawiano również nowe zaciągi i zdecydowano o kolejnym ataku.
W pełni lata 983 roku cesarz podszedł pod Bari, nie odniósł jednak godnych uwagi
sukcesów. We wrześniu był już z powrotem w Rzymie, najwyraźniej chory na malarię. I tam
nagle zmarł 7 grudnia w ramionach swej żony — w wieku ledwie 28 lat — po odbyciu
spowiedzi i otrzymaniu ostatniego namaszczenia. Przyczyna jego śmierci nigdy nie została
wyjaśniona do końca. Najwyraźniej uległ gorączce, zapewne malarii. Jedno ze źródeł mówi o
ciągłym krwawieniu z odbytu wskutek przedawkowania medykamentu, być może silnej
kuracji przeciw chorobie.
Jako jedyny cesarz niemiecki Otton II został pochowany w kruchcie u Św. Piotra, lecz po
siedmiu wiekach jego grób zniszczono podczas budowy nowej bazyliki. Wprawdzie jego
szczątki otrzymały nowy sarkofag, lecz antyczną urnę oddano "profanując ją, kucharzom na
Kwirynale do wspólnego użytku jako pojemnik na wodę" (Gregorovius) 537 .
ROZDZIAŁ 12.
Cesarz Otton III (983-1002)
"Praca misyjna była zbyt uwikłana w cele polityczne, by wzbudzić u Wenedów wielki
oddźwięk. Stąd gdy w 983 roku Lutycy wzniecili wielkie powstanie, całe dzieło kościelne po
drugiej stronie Łaby z diecezjami w Hobolinie, Brennej i Starigardzie legło w gruzach".
Handbuch der Kirchengeschichte 538
"Przez całe lata królewicz jako chłopiec, częściowo noszony jeszcze w dziecięcej lektyce,
wyrusza w pole".
Johannes Fried 539
"Nieustannie król nawiedza Słowian gwałtownymi wyprawami".
Thietmar z Merseburga 540
"Cesarski obowiązek ochrony wobec Kościoła rzymskiego był dla Ottona III bez wątpienia
nadzwyczaj realnym zadaniem i użył całej siły Imperium z dotychczas nieznaną konsekwencją
do obrony libertas rzymskiego Kościoła przeciwko zakusom świeckich możnowładców w
Rzymie".
Knut Gorich 541
Już za jego czasów przydano mu chwalebne imię "Mirabilia mundi", cud świata, bywał
jeszcze w XX wieku opromieniony jako "młodzieniec w gwiaździstym płaszczu" (G.
Baumer). W historiografii wizerunek jego osobowości i czynów jest niejednoznaczny.
Jednakże czy Otton III był zwiedzionym słabeuszem, czy przedwcześnie dojrzałym
geniuszem, fantastycznym marzycielem, czy raczej był zorientowany bardziej
"pragmatycznie", czy wyznawał "koncepcję silnych rządów", czy nie, czy był "niemiecki",
czy też nie, czy gardził saską brutalnością, a podziwiał ducha bizantyjskiego, czy skłaniał się
do oderwanego od świata ascetyzmu eremity, czy raczej do zmysłowej duchowości jak
zawsze "wzniosłej" wiary, to wszystko mało nas interesuje. Decydujące natomiast jest — i
bynajmniej nie tylko w naszych ramach — że również cesarz Otton III, przy wszystkich
cechach odróżniających go w detalach od poprzedników, był strażnikiem tradycji, "miłego
Bogu porządku", protektorem biskupów dzięki obfitości przywilejów i donacji, kolejnym
cesarzem pomnażającym władzę Kościoła Rzeszy, propagatorem imperium christianum,
chrześcijańskiej Europy, władcą, który występował w oczywisty sposób jako "defensor
ecclesiae", jako rzecznik państwa bożego na ziemi, przy czym w niezaprzeczalny sposób
kontynuował pewne tradycje zarówno karolińskie, jak i ottońskie, a jego polityka w Italii, a
przede wszystkim polityka wschodnia ostatecznie działała bardziej na rzecz Kościoła
chrześcijańskiego, niż niemieckiej Rzeszy.
To, że dawna idea "renovatio imperii Romanorum", ponownego ustanowienia rzymskiego
mocarstwa — w przypadku bogobojnego Ottona III nawiązująca nie tylko do starożytnego
Rzymu, lecz z wyraźnym mocnym chrześcijańskim akcentem, była nastawiona na — rzec by
można — zbawczy horyzont (błękitną — lub czarną —ułudę), nie powinno budzić właściwie
poważniejszych wątpliwości, czy on sam zamierzał zostać władcą świata, czy świętym, czy
obydwoma naraz. Jako rzecz decydująca pozostało utrzymanie władzy, jej umocnienie i
poszerzenie, gdzie tylko to było możliwe, wszystko jedno jak była zorientowana jej
"koncepcja" — jeśli w ogóle taka była.
Konflikt wokół tronu za sprawą Henryka Kłótnika i biskupów
Wiadomość o śmierci Ottona II 7 grudnia 983 roku w Rzymie dotarła do Akwizgranu
krótko po koronacji Ottona III w Wielkanoc (posłańcy przemierzali wówczas przeciętnie 70
kilometrów dziennie) i "położyła kres radosnemu świętu" (Thietmar). Władza przechodziła
formalnie na w owym czasie ledwie trzyletniego potomka, ostatnie z czworga dzieci Ottona II
i Teofano. Gdy według średniowiecznego prawa stał się pełnoletni, miał lat czternaście, gdy
umierał w 1002 roku nie ukończył jeszcze dwudziestu dwu.
Natychmiast po śmierci ojca nastał spór o regencję. Przy czym książę Henryk II Bawarski
"Kłótnik", stryjeczny brat Ottona "Wielkiego" i najbliższy męski krewny, dążył nie tyle do
władzy, co wręcz do korony. A ponieważ ówczesne traktaty były ważne jedynie inter vivos 542
i ich działanie ustawało po śmierci jednego z partnerów, biskup Folkmar z Utrechtu wypuścił
zaraz na początku 984 roku księcia z więzienia i pośpieszył z nim do Kolonii. Tam
arcybiskup Warin, którego "niezawodnej wierności" cesarski ojciec powierzył swe dziecko
wraz z insygniami królewskiej władzy, wydał je obu najwyraźniej bez jakiegokolwiek
sprzeciwu. Następnie Kłótnik przeciągnął na swoją stronę obietnicami i przekupstwem — a to
prawdopodobnie dopiero umożliwiło w ogóle jego sukces — wszystkich niemieckich
arcybiskupów — z wyjątkiem Willigisa z Moguncji, który jako jedyny metropolita Rzeszy
nigdy go nie popierał — oraz prawie wszystkich biskupów bawarskich i saskich, a także
wielu następnych.
Właśnie w Saksonii wykorzystywał święta katolickie do zademonstrowania swej władzy.
Najpierw w Magdeburgu, gdzie jego stronnikiem był arcybiskup Gizyler, obchodził Niedzielę
Palmową, a potem 23 marca 984 podczas Wielkanocy został w Quedlinburgu "publice"
wybrany na króla; został, jak relacjonuje Thietmar, sam zapewne przy tym obecny,
"publicznie powitany jako król i wyróżniony kościelnymi hymnami". Natomiast związało się
z Henrykiem niewielu panów świeckich, a w tym żaden książę. Raczej chyba pośpieszyło
wielu, "którzy z bojaźni Bożej nie chcieli złamać przysięgi wierności", z Quedl

Podobne dokumenty