Droga życia - WordPress.com
Transkrypt
Droga życia - WordPress.com
Adrian Jeżak „Droga życia” „(…)So how can you run Live on this road(…)” “(…)Więc jak możesz uciekać, Żyj tą ścieżką(…)” Palo alto – „Always running home” 1 Droga, którą właśnie podróżował Tomek była prosta i gładka. Jedna z nielicznych polskich szos, krajowa 92 w odcinku między Warszawą a Poznaniem. Był właśnie w połowie drogi. Poznań, drugie zaraz po stolicy najbardziej znane miasto, było jego celem. Mógł oczywiście pozwolić sobie na lot małym, prywatnym samolotem, jednak mimo to wybrał auto. Ten sposób podróży miał zająć mu około trzech godzin szybkiej aczkolwiek nie brawurowej jazdy. Czy bał się latać? Nie, nie bał się. Uwielbiał za to prowadzić. Zakochał się w tym odkąd tylko pierwszy raz miał okazję usiąść za kółkiem w wieku siedemnastu lat. Być może nie był tak znakomitym kierowcą jak jego rodak Robert Kubica, ale prowadzenie auta było czymś co pozwalało uwolnić mu się od codzienności. W końcu mógł na chwilę rzucić pracę i rozwinąć skrzydła wolności. Jego audi niemalże mruczało z zadowolenia, kiedy miarowo naciskał pedał gazu przystępując do manewru wyprzedzania. Minął ciężarówkę, wrzucił kierunkowskaz i ponownie powrócił na swój pas. Przez ostatnie pięć kilometrów okalał go las, środkiem którego prowadziła droga, którą właśnie podążał. Tu i ówdzie dostrzegł kilka znaków ostrzegawczych informujących o możliwym wtargnięciu na jezdnię saren i innych zwierząt leśnych. „Nigdy nic nie wiadomo”. Dopiero teraz prawą ręką sięgnął po sprzączkę pasa bezpieczeństwa bezwładnie wiszącą tuż obok drzwi. Przeciągnął ją przed sobą i zapiął. Natychmiast powróciło do niego uczucie duszenia i uwięzi, którego tak często starał się pozbyć. Dziwne i niepokojące. Zwykle wolał płacić drobne sumy za niedopilnowanie tego obowiązku jak zwykli mawiać do niego policjanci, choć z jego strony było to przecież planowane posunięcie, ale teraz kiedy brał pod uwagę ewentualny wypadek… - Tak – dodał – to całkiem rozsądne. Wkrótce minął przydrożny zajazd oraz knajpę umieszczoną tuż przy nim. Potem następną, znajdującą się teraz po lewej stronie jezdni, aż w końcu las się skończył. Wokół rozciągały się teraz złociste pola pszenicy i jęczmienia połyskujące niemal tak złociście jak samo słońce, które wyjrzało teraz zza zostających już daleko w tyle drzew. Tomek, miał już zamiar rozpiąć więżący go w jego własnym wozie pas bezpieczeństwa, który strasznie ciążył mu na piersi. Trzymał już kciuk na przycisku zwalniającym, kiedy zza pagórka wyłoniło się kolejne zalesienie. Zamiast zwolnić pas, mężczyzna w rezultacie poprawił go i sprawdził mocowanie. Następnie sięgnął po leżącą na miejscu pasażera walizkę, w której znajdowały się dokumenty przyszłej transakcji oraz drobna suma mająca być jego zaliczką. Jechał do Poznania aby kupić tam mały i niepozorny bar tuż przy starówce. Na co dzień on i jego firma, której był najlepszym pracownikiem handlowała nieruchomościami, jednak podczas ostatniego pobytu w Poznaniu postanowił nabyć cos własnego. Dodatkowy dochód pracujący na jego emeryturę. Rozmawiał już z właścicielem baru, uzgodnił wszystko i przygotował się do podpisania umowy, według której wszystko prócz właściciela miało pozostać po staremu. Dawny jak dotychczas całkiem nieźle sobie radził. Knajpa jednak potrzebowała remontu, na który nie było go niestety stać. Stać było natomiast Tomasza i to był raczej główny powód, dla którego dawny właściciel się zgodził. Teraz ta jakże niezbędna do spełnienia jego marzeń o spokojnej starości walizka leżała na siedzeniu obok. Podczas stłuczki mogłaby wystrzelić przez przednią szybę jak pocisk. Lepiej było tego uniknąć kładąc ją za lub pod siedzenie. Mężczyzna wybrał tę pierwszą opcję. Machinalnie przełożył walizkę za siedzenie, wciąż uważnie patrząc na drogę i mijające go samochody. Przejechał jeszcze około dziesięciu kilometrów, a krajobraz zmieniał się układając w zasadzie powtarzającą się mozaikę: Las, pola, wieś, wewnątrz nich droga. Obecnie dojeżdżał do miasta o nazwie Konin, do którego zostało mu może około piętnastu minut drogi. - Tam zrobię sobie przystanek, a potem ruszę dalej. – Pomyślał na głos. Znów wjechał w las, tym razem mniejszy. Wjeżdżając z jednej strony, w oddali widział już jego koniec i następne pola. Był to chyba najkrótszy leśny odcinek tej trasy. Powietrze wpadające do wnętrza przez uchylona szybę smagało jego twarz, a radosny dotąd uśmiech powoli zrzedł kiedy przy wjeździe do leśnej drogi dostrzegł prostytutki. Współczuł kobietom pracującym w ten sposób. W pewnym sensie czuł do nich także i odrazę. Czym spowodowaną? Tego nie był sobie w stanie uświadomić. Minął dwie pierwsze kobiety ukradkiem się im przyglądając. Jedno spojrzenie i wiedział o nich wszystko. Tak działa ludzki mózg po przewertowaniu setek, tysięcy twarzy ludzi o różnych zawodach, upodobaniach i sytuacjach finansowych oraz życiowych. Wystarczyło spojrzeć na osobę i od razu wiedziało się, że zwykle chodzi ona w zapierdziałym dresie, a garnitur ubrała na tę wyjątkową okoliczność sprzedaży nieruchomości. Jedno spojrzenie w oczy i na twarz mówi więcej o człowieku niż wszystkie inne błahostki. Niemal fotograficzna pamięć i bystre oko w ułamek sekundy wyłapało obraz i przetworzyło to w informacje dopasowując je do znanych Tomkowi typów ludzi. Dwie pierwsze kobiety zajmowały się tym z przymusu, jednak na tyle długo, że zaczęły się już godzić z losem. Miały wschodnie rysy twarzy – Białorusinki lub Ukrainki. Ubrane w skąpe i do przesady wyzywające stroje, które osobiście samego Tomka przyprawiały raczej o mdłości. Do tego przesadzony makijaż i ostry zapach perfum, który był sobie w stanie wyobrazić oraz świadomość, że poprzednim klientem mógł być zdesperowany, otyły kierowca Tira chcący się zabawić gdyż do domu miał niemal tysiąc kilometrów. W tym domu niczego nieświadoma żona opiekowała się już dwójką, trójką a może nawet i pięciorgiem dzieci, nie spodziewając się, że mąż wróci do niej z tryplem lub inną chorobą weneryczną. Noc z taką kobietą niszczy całe życie zdrowego mężczyzny. Zarówno seksualne jak i rodzinne. * * * Ułamek sekundy, tyle skojarzeń, jedno spojrzenie. Czasem miał tego dość, ale przydawało mu się to w pracy. O… a jakże by inaczej Naraz przypomniał mu się pewien mężczyzna. Starzec około sześćdziesięciu pięciu lat chcący go wyrolować. Ubrany w szary i wypłowiały garnitur. Właściciel jednorodzinnego domu, znajdującego się na przyszłym planie budowy. To jednak wiedział jedynie Tomek. Zamierzał kupić ten dom, bo za dwadzieścia lub nawet i piętnaście lat, choć wiekowy zostanie wyburzony pod nowy warszawski wieżowiec. Starzec był bystry i znał się na interesie. Garnitur zapewne pamiętał jego własne wesele, podobnie jak woda kolońska, którą się spryskał przed rozmową. - Chciałbym umrzeć w tym domu. – Oznajmił wymownie z nutą smutku w głosie ale uśmiechem na ustach. To sprawiło, że Tomek zaczął uważniej mu się przyglądać, a także i słuchać, bo bądź co bądź była to dla jego firmy szansa na wzbogacenie się. - Że co? – Odpowiedział. - Sprzedam panu dom razem z prawem do dożywotniego zamieszkania w nim wraz z rodziną. - Cóż… - Udał zamyślenie. Szybko dodał liczby. Przypuszczalny czas budowy, wiek mężczyzny. Nic się nie kalkulowało. – Z jak liczną rodziną? - Mam syna i jego rodzinę pod dachem – Odpowiedział z dumą i uśmiechem. „Tak, tak” – Pomyślał deweloper. A potem będę was ciągał po sądach z nakazem eksmisji. Cwany z ciebie dziadek. - Nie mogę się na to zgodzić. – Odpowiedział. Mężczyzna jakby został spoliczkowany. Jego mina natychmiast zrzedła. Twarz i krótko przystrzyżona siwizna pochmurniały. - Jak to? – Odezwał się wulgarniej i głośniej myśląc, że to on stawia tu warunki. Tomasz natomiast lekko się uśmiechnął dając złudną nadzieję na zmianę zdania. - Nie mogę, ponieważ planowana tu inwestycja nie dopuszcza zamieszkania przez lokatorów. - W takim razie nie sprzedam domu. – Dumnie odparł starzec, uśmiechem ukazując mu lekko pożółkłe zęby. - Sprzeda pan. – Odpowiedział deweloper. – Nie stać pana na jego utrzymanie a na budynku już ciąży hipoteka. Sądził pan, że przyjechałem tu w ciemno? Blada dotąd twarz podstarzałego mężczyzny naraz nabrzmiała purpurą. Liczył na wyłudzenie jak najlepszej ceny z młodego klienta. - Mam inną myśl – dodał Tomek – zapłacę panu sporo mniej, ale na własność dostanie pan inny dom. Dla pana, dzieci i wnucząt. – Ocenił przy tym dom oraz jego właściciela. - Tak po prostu? – Starzec się zdumiał. – Gdzie tu haczyk? - Nie ma drogi panie. – Uśmiechnął się do niego. – Chciał mnie pan wyrolować ale ja sam także muszę na tym zarobić. Nie kłamię, że oferuje panu dom, na który ciężko mi znaleźć kupców. – Starzec stojący przed Tomkiem ponownie zmarszczył gniewnie brwi. Błędnie stwierdził, że z atakującego sam stał się ofiarą i sam jest teraz rolowany. – Och… nie roluję pana. – Tomasz niemal bezbłędnie odczytał jego myśli. – Sam obejrzy pan dom. Jego jedyną wadą jest to iż znajduje się na przedmieściu co wiąże się z utrudnioną komunikacją miejską. Brak tramwaju, mało autobusów. Rozumie pan? – Ten ponownie zdumiał się. – Czy przystaje pan na taką umowę? - Taa..kk. – Obaj mężczyźni podali sobie dłonie. Jedno spojrzenie i wiedział jak podejść tamtego faceta. Trafiali się gorsi, ale czy sam na jego miejscu nie zrobiłby tego samego dla swojej rodziny? Pewnie, że tak tylko, że on nie miał już rodziny… Od kiedy matka zmarła został sam. * * * Ciąg wspomnień, skojarzeń i rozmyślań. To trafia się każdemu kto trafi wzrokiem na tak zwany punkt rozmyślań. Czy to istniało naprawdę? Tego nikt nie był, ani nie mógł być pewien. Pewne było to, że Tomkowi zdarzało się to niebywale często. Jego umysł pracował jak policyjna kartoteka szukająca wzorów i powiązań. Ten ciąg spowodowały dwie stojące przy poboczu prostytutki. Przejechał kolejne kilka kilometrów, kiedy spostrzegł dwie następne. Nie stały blisko siebie jak poprzednie ale w odstępie około stu metrów od siebie. W zasadzie mężczyzna nie dostrzegł pierwszej, ponieważ kończyła pogaduchy z klientem, który zaparkował swe auto we wjeździe do lasu. Uwagę przykuła druga z kobiet. Nie wiedzieć czemu, zwolnił tuż przed wjazdem gdyż kobieta wywołała w nim ciąg skojarzeń nim tak naprawdę jeszcze dostrzegł jej twarz. Takiego doświadczenia nigdy dotąd nie miał, nie odczuł czegoś podobnego jeszcze przed nikim innym. Kobieta nie była w swoim żywiole, jeżeli kiedykolwiek prostytucję można by było tak określić. Spoglądała zdezorientowana i zestresowana na obie strony trasy szybkiego ruchu. „Czyżby był to jej pierwszy dzień?” – Przemknęło przez myśl Tomka. Machinalnie wrzucił kierunkowskaz i zjechał ku niej na pobocze. Dostrzegł na jej rosnącej w jego oczach twarzy niepokój ale i równocześnie zdecydowanie. Ubiór ulicznicy dosłownie do niej nie pasował. Ubrana w krótką mini spódniczkę z jeansu do ułudy przypominającą z daleka szorty o poszarpanych nogawkach oraz postrzępione na wzór dziur rajstopy. Górę okrywał jasny top z dużym dekoltem. Zdaje się, że na głowie miała perukę w kolorze blond. „Pewnie nie chciała ufarbować włosów” – domyślił się. - Ciekawe czym cię namówili – wymamrotał zwalniając obok niej. Kobieta uchyliła się lekko do zniżającej się szyby auta, chociaż czarne audi dewelopera miało dość wysokie pół-terenowe zawieszenie. Jak mawiał: „Nigdy nie wiadomo po jakich drogach przyjdzie nam jeździć.” - Witam – powiedziała z lekko kwaśną miną. – Czego sobie pan życzy? - Witam. – Odpowiedział jej lekko zdezorientowany. Był nieśmiały wobec kobiet, a na dodatek jeszcze nigdy nie przyszło mu rozmawiać z prostytutką. – Wsiadaj, pojedziemy w ustronniejsze miejsce. – Zaoferował. Sam zdziwił się, że to powiedział. Nie był także do końca pewien co też zaplanował jego podstępny umysł. Lekko zmarszczył brwi w niepewności. - Dobrze. – Kobieta zgodziła się jednak, świdrując swoimi błękitnymi oczami zarówno kierowcę jak i wnętrze wozu. Ujrzała średniego wzrostu mężczyznę o ciemnawej karnacji skóry. Musiał dość często odwiedzać solarium, jednak podejrzewała, że jest to jego naturalny kolor. W rzeczywistości ta barwa skóry towarzyszyła mu od urodzenia. Nie musiał sztucznie jej upiększać i poprawiać, chociaż zwykle sprawiał wrażenie jakby to właśnie robił. Tego dnia miał na sobie garniturowe spodnie w grafitowym kolorze oraz białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Krawat swobodnie wylegiwał się na tylnym siedzeniu, a tuż obok podobnie wypoczywała marynarka. Z auta natomiast nie pachniało dymem papierosowym a słodką wonią perfum, co nie było często spotykane, zarówno w jej fachu jak i życiu prywatnym. Nie lubiła tego zajęcia od samego początku, a sam ten pomysł był wręcz szalony. Miała dziś dopiero drugiego klienta. „Całkiem nieźle dla niej ale Duży Tim nie będzie zadowolony” – pomyślała. Nie zamierzała odmówić. Zbyt mocno potrzebowała pieniędzy. Wsiadła do auta, które wolno ruszyło by za trzydzieści metrów skręcić w leśną drogę. 2 Sto metrów wcześniej, autu, które podjechało do nowicjuszki przyglądała się jej koleżanka po fachu. Tina, bo takie pseudo nosiła owa kobieta, zerknęła uważnie na rejestrację auta. Było z Warszawy. Nie spisywała numerów. Zrobiłaby to dopiero wtedy kiedy auto z pasażerką w postaci jej podopiecznej ujechało by zbyt daleko niż wjazd do lasu. Był to jedyny błąd jaki popełniła w całej swej kurewskiej karierze. Jednak skąd mogła wiedzieć, że od tego samochodu zaczną się wszystkie ich kłopoty? Ze swej małej torebki w trzech czwartych wypełnionej zapasem prezerwatyw wyjęła komórkę i mimo długich tipsów napisała sms do swego szefa, Dużego Tima: „Mała się rozkręca. To już 2 klient. Miała zły początek.” Następnie nacisnęła mały przycisk „wyślij” i ponownie podniosła wzrok, jednak samochód już dawno schował się głęboko za linią drzew. Jej pulchne palce przestały naciskać drobne przyciski klawiatury i kobieta na powrót schowała telefon do zasuwanej kieszonki w jej torebce w której znajdował się także dzisiejszy urobek. Jej naturalnie kręcone włosy kleiły się do wysmarowanej warstwami makijażu twarzy. Miała jeszcze rumieńce po poprzednim kliencie. Musiała się nieźle napracować bo facet chyba miał problemy z prostatą, ale za to płacił dobrze. Najważniejsze dla niej było zadowolenie szefa. Jego cieszyła natomiast zgadzająca się gotówka. Poprawiła koszulkę opinającą jej lekko zaokrąglony brzuch i duże piersi. Obciągnęła jeszcze swą czerwoną spódniczkę niżej na uda i zaczęła wypatrywać następnego klienta. 3 Samochód stanął pięćdziesiąt metrów od drogi. Ton silników innych aut był teraz nieco niższy, ale kiedy znajdowały się na wprost wjazdu echo gwałtownie narastało i dotąd cichy zakątek nie odróżniał się zbytnio od ruchliwej ulicy. - Od czego zaczniemy? – Zapytała. – Stawka zależy od wymagań. - Ach… - Westchnął Tomek. Popatrzył daleko przed siebie w leśną drogę, przełknął głośno ślinę i spojrzał na nią. – Ile bierzesz za rozmowę? - Co? – Popatrzyła na niego zdumiona. – Śmieszne. – Dodała z oburzeniem chwytając już za klamkę drzwi. - Czekaj! Zapłacę ci. – Powiedział. – To nie żart. To chyba lepiej, że płacę praktycznie za nic. - Cóż… To zależy ile zapłacisz i czy na pewno zapłacisz. - Spokojnie. – Próbował ją uspokoić. - Nie! Nie rozumiesz. – niemal krzyknęła. – Muszę zarobić, bo… - urwała. Jej wymowna mina mówiła wszystko. Alfons miał ją z jakiegoś powodu w garści. Bała się o to coś i musiała zarabiać wystarczająco dużo by temu nie zagrozić. Tomasz sięgnął bez słowa po walizkę leżącą za jej siedzeniem. Odsunął lekko swój fotel i położył ją sobie na kolanach, następnie uchylił lekko i wyciągnął z niej zwitek banknotów wzdychając przy tym. - Wyciągnę z banku. – Powiedział na głos wprost do swojego sumienia. Podał jej zwitek. Ona była jednak zbyt oszołomiona nie mogąc nawet na chwilę wziąć się w garść ani pojąć co tak w ogóle się dzieje. Tomek włożył jej zwitek w dłonie i zamknął na nim jej delikatne palce. - To za dużo. – Powiedziała. – Nawet jak za moje usługi. - Potrzebujesz ich. – Odpowiedział zamykając walizkę. Odłożył ją na miejsce choć powinien był być bardziej ostrożny. W oczach dziewczyny było jednak coś co wzbudzało jego zaufanie. - Ale… Skąd wiesz? – Zdziwiła się. - O czym? – Wiedział co miał odpowiedzieć? „Tak, mam dar moja droga, a ty masz wszystko wypisane na twarzy w tak wymowny sposób, że mogę czytać w tobie jak w otwartej księdze?” Zamiast tego zapytał: - Jak masz na imię? - Ula, chociaż powinnam sobie wymyślić jakąś niezła ksywkę, co?- Uśmiechnęła się ale niezbyt szczerze. - Całkiem ładnie. – Spojrzał na nią oczami o głębokim piwnym odcieniu błyszczących spod czarnej grzywki. – Ja jestem Tomek. – Podał jej dłoń. - Jesteś pewien, że nie chcesz… - Urwała rozchylając koszulkę, uwydatniając przy tym biust. – To dużo pieniędzy. - Tak, jestem pewien – odpowiedział. – Dlaczego to robisz? - To trudne, chociaż powinnam raczej powiedzieć, że to nie twój interes. - To prawda. – Załagodził jej wzburzenie. – Jesteś bardzo młoda… - Przerwała mu śmiechem. - Uważaj staruszku. Masz niewiele więcej lat ode mnie. – Odpowiedział jej uśmiechem. - No więc? – Ponowił pytanie. - No więc co? – Zdumiała się. – Dlaczego pracuję w ten sposób? Potrzebuję pieniędzy, i to sporo. Nie znam lepszego sposobu by zarobić ich aż tak dużo. - Ile ma lat? – Zdawałoby się, że zmienił temat lecz ona od razu wiedziała co miał na myśli. Odruchowo trafił w jej najbardziej strzeżoną tajemnicę, a kiedy dostrzegł jej zakłopotanie nie miał już ku temu wątpliwości. - O czym ty… Skąd wiesz?! – Uniosła się. - Zgadłem. Nie denerwuj się. Rozumiem, że trzymasz to w tajemnicy. Oni o tym nie wiedzą? - Nie, nie wiedzą. – Zrobiła głęboki wdech by ochłonąć. – Ma cztery lata. - Syn? - Córka, nazywa się Sandra. Zostawiłam ją u rodziców. - A co im wkręciłaś? Pracujesz za granicą? – Odjęło jej mowę. Robił to coraz częściej. Mogłaby skłamać, ale on znał odpowiedzi na pytania, które zadawał już w momencie ich wypowiadania. Jedyną jej szczerą reakcją było zaskoczenie i uczucie zimna ogarniające nas w momencie ujawnienia najskrytszych sekretów. - Czytasz w myślach? – Zmierzyła go dość surowo wzrokiem. – Czy jesteś z policji? - Nic z tego. Po prostu zgaduję. – Odpowiedział. - Myślą, że jestem w Niemczech. – Wznowiła. – Po wakacjach, kiedy zarobię na leki, „wracam” i kontynuuję studia. - Ach tak. – Uśmiechnął się. Powiedziała dokładnie to, czego się spodziewał. - Ile potrzebujesz? – Zapytał. – Ile już zarobiłaś? - Na leczenie, czy…? - Łącznie. – Przerwał jej ponownie sięgając po walizkę. Wiodła wzrokiem za jego ręką z przerażeniem i wstydem. - Około dwudziestu tysięcy jeżeli wliczyć w to mieszkanie, ale tu… - Zamarła kiedy mężczyzna wyciągnął z walizki kolejny zwitek i podał do jej dłoni. – Nie mogę… - Weź to! – Powiedział niemal surowo wciskając jej zwitek w dłoń. – Właśnie otrzymałaś swoje pieniądze. Czy teraz zrezygnujesz? - Sądzisz, że możesz kupić moje życie, dziecko… - Właśnie je ocaliłem dając ci pieniądze, oraz możliwość rozpoczęcia nowego życia. - Nie możesz… - Właśnie, że mogę! – Przerwał jej. – Mogę bo mam pieniądze. Nie kupię twoich uczuć i nie zamierzam tego robić, ale jeżeli mógłbym wydać ich nieco więcej na rzeczy takie jak pomoc innym zamiast chomikować je na starość to jednak wolę je wydać. - Nie znasz mnie… - Spuściła głowę wpatrując się w dwa zwitki leżące na jej dłoniach. - To prawda. Właśnie dlatego wierzę ci bardziej niż tym których kiedyś znałem. Nie musisz ich chcieć, ale przyznaj, że ich potrzebujesz. – Wymownie wskazał na trzymane przez nią pieniądze. – To właśnie różni cię od większości ludzi. - Nie mam na to słów… - W jej oczach wezbrały łzy. - Dziękuję! – Objęła go i pocałowała w policzek. Tomek jedynie nieśmiało odwzajemnił przytulenie. - Skończysz z tym? – Zapytał patrząc jej prosto w oczy. - Masz na myśli puszczanie się? Tak szybko jak tylko będzie to możliwe. - Sądzisz, że cię wypuszczą? – Dodał po chwili zamyślenia. - Nie podpisywałam z nimi żadnej umowy. – Odpowiedziała pewna swych słów. On jedynie wsparł głowę na ręce, której łokieć spoczywał na otwartym oknie i spojrzał w kierunku drzew. - Widzisz te drzewa? Rosną od co najmniej stu lat. Wszystkie wsadziła ludzka ręka. Pracują one od chwili przysypania ich korzeni ziemią tylko po to by przynieść ludziom zysk. W międzyczasie wypuszczają tysiące nasion, produkują tlen, a na końcu wędrują do tartaku. - Do czego zmierzasz? - Bo jesteś całkiem jak one. Wsadzili cię w te ciuszki jak w pulchną ziemię. Zarabiasz i będziesz to robić bo teraz jesteś żywą maszynką do robienia pieniędzy. Będziesz to robiła tak długo, aż oni uznają, że przyszedł czas cię wyciąć. - Mylisz się, nie jestem niczyją własnością. - Jedź ze mną. – Odwrócił się gwałtownie w jej stronę przerywając tym zamyślenie. – Dam ci dom, życie, pieniądze na leczenie dziecka. - Znów myślisz, że możesz mnie kupić. – Upomniała go. – Mogę ci oddać twoje zafajdane pieniądze! - Nie chcę cię kupić! Chcę ci dać życie i wolność. To nic zobowiązującego. Niczego nie oczekuję Ulu. – Po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu. - Naprawdę? Jakoś nie bardzo ci wierzę Panie Tomaszu. - Sama się o wszystkim przekonasz, kiedy twój alfons zobaczy ile dziś zarobiłaś. - To moje pieniądze. – Pozornie ukryła zwitki w dłoniach. – Chyba, że jednak chcesz abym ci je oddała. - Nie chcę, teraz są twoje. Obym się mylił… - Spojrzał na zegarek i ze zdumieniem stwierdził, że minęła już prawie godzina. – Spóźnię się. - Gdzie jedziesz? W interesach? – Wskazała przy tym na walizkę. - Kupuję mały bar w Poznaniu. - Stąd pieniądze? – Spojrzała na nie ze wstydem. - Tak, ale nie martw się. Wyciągnę co nieco z konta. – Odpalił silnik samochodu i powoli zaczął wycofywać z lasu. - Masz tu gdzieś „ koleżankę” ? – Zapytał nim wyjechał na pobocze wzdłuż drogi, którą tu przyjechał. - Za nami – Oznajmiła mu. – Około sto metrów. - Popraw zatem ubranie, dla niepoznaki kiedy wysiądziesz. – Zasugerował jej. Wysiadła i zrobiła dokładnie to co jej poradził. Lekko obciągnęła spódniczkę i otrząsnęła się nie wiadomo z czego. - Pamiętaj co ci mówiłem. – Nachylił się do zamykanych już przez nią drzwi. Podał jej swoją wizytówkę. W razie problemów zadzwoń. Pomogę ci. - Przemyślę to, ale chyba już wystarczająco pomogłeś. – Niemal burknęła lecz wzięła mały kartonik. Mężczyzna wyprostował się i wrzucił pierwszy bieg. Przez chwilę się zastanowił po czym pochylił się do niej ponownie. - Nie jest ci aby za gorąco w tej peruce? – Mrugnął przy tym okiem. - Bardzo zaba… - Znów ją przejrzał. Odmachała mu ręką na pożegnanie, na tyle ile mogła sobie pozwolić. Odjechał… Jadąc dalej widział, jak kobieta maleje w jego wstecznym lusterku. Miał nadzieję, że to nie koniec znajomości, choć z drugiej strony dlaczego tak właściwie ją zawarł? W głębi czuł, że jednak jeszcze się spotkają. Ula delikatnie obróciła kartonik. Przez chwilę podmuch jadących samochodów chciał go jej wyrwać z dłoni, ale nie wypuściła go. Teraz to był jej mały skarb. Dużo cenniejszy od tego drugiego, który leżał w kieszonce jej torebki. Tomasz Trzeszczyk Usługi handlowo-budowlane / handel nieruchomościami Numer : 689-457-*** Mimo to, przez chwilę wahała się co ma z nim zrobić. Ostatecznie wygrała ciekawość, a wizytówka powędrowała do kieszeni. W końcu facet był całkiem całkiem… 4 Do końca dnia pracy, który zakończył się wieczorem około dwudziestej, Ula miała jeszcze trzech klientów. Dwaj z nich szybko załatwili sprawę. Jeden z nich przypominał jej nieco Tomka. Gustowny ubiór, mężczyzna dobrze ostrzyżony i ogolony. Posiadał jednak okulary w grubej oprawce spod których błyszczały jego błękitne oczy. Poza elegancją, którą początkowo ją obrzucił niczym rybak wabikiem na rybę nie posiadał w sobie nic innego co przypominałoby jej tamtego mężczyznę. Facet młócił jęzorem jak cepem i nieustannie mówił jej, nawet nie pytając czy ją to ciekawi, o mało interesujących sprawach firmy, którą prowadzi. Zapewne był kawalerem. Inni, jak już zdążyła zauważyć, żonaci mężczyźni często zamykali oczy robiąc swoje. Niektórzy wymawiali imiona swych żon, jakby miało to odpuścić im grzech zdrady jakiego się dopuszczali. Trzeci z klientów był gruby i obleśny, przynajmniej w mniemaniu Uli. Na dodatek zbyt niski i zbyt słabo obdarzony przez naturę by się w niej dostatecznie zagłębić. Mężczyzna męczył się i sapał, aż kobieta zmuszona była wsiąść do jego auta, rozmiatając wpierw resztki chipsów, papierków po słodyczach i gazet rozścielonych na tylnym siedzeniu. Istny śmietnik przyprawiający ją o obrzydzenie, a mimo to zgodziła się na to. Wszystko po to by ON osiągnął upragnione zadowolenie, za które płacił. Klient płaci i wymaga. Cóż mogła na to poradzić… „Gdyby nie on, musiałabym spędzić tak resztę życia aby zarobić na leczenie dziecka.” – Pomyślała ckliwie o tajemniczym kliencie, który zapłacił za „rozmowę”, a potem dosłownie umożliwił jej uwolnienie się od koszmaru, który dopiero co się zaczął – poniżającego zawodu, którego się podjęła. Żałowała, że nie zgodziła się z nim odjechać. * * * Dzień pracy zakończył się około dwudziestej. Po nią oraz resztę kobiet przyjechał „znajomy”, który tak naprawdę był jednym z ludzi ich alfonsa, Dużego Tima. Postawny, umięśniony co zapewne zawdzięczał częstym wizytom na siłowni oraz różnym środkom dopingującym oraz tym na przyrost mięśni, które zapewne źle wpływały na jego sprawność w sferach intymnych. Ula nie zamierzała jednak wnikać bardziej niż powinna w to co tak jasno mogła wywnioskować ze swoich domysłów. Przemek zabrał kobiety do centrum Konina, gdzie w szarej, starej kamienicy znajdującej się w równie wiekowej części miasta mieściło się serce „firmy”. Każda z kobiet mieszkała w swoim prywatnym mieszkaniu ale ich adresy były znane pracodawcy, a mężczyźni na usługach Dużego Tima regularnie sprawdzali czy panie naprawdę tam mieszkają. Codziennie przed i po pracy jaką wykonywały miały obowiązek stawić się w kamienicy szefa na odprawie. To tam się przebierały i stamtąd zostawały wywożone w docelowe miejsce pracy. Właśnie w tej chwili ich szef podliczał w swej dziupli zyski za dość nietypowe usługi, które świadczyły. Czasami w ciągu jednego tygodnia, wszystkie kobiety jakie zatrudniał, zarabiały sumy umożliwiające mu zakup jakiegoś mieszkania lub małego domku. To właśnie Duży Tim robił z pieniędzmi. Lokował pieniądze w nieruchomościach. Prawda, musiał płacić swoim pracownicom, a także ochronie lecz dawał im jedynie tyle ile akurat uważał za stosowne. Reszta pieniędzy została przelewana w nieruchomości, które następnie sprzedawano przez zatrudnionych pośredników. W ten prosty sposób, nieopodatkowane pieniądze z sutenerstwa, wracały do świata czyste jak łza. Tim dosłownie robił to samo co Tomek. Obaj handlowali, obaj zarabiali na nieruchomościach i obaj wkładali w swą prace cale serce. Jeden kierował się przy tym uczuciami ludzi, drugi natomiast o ile organ jakim było serce posiadał, czuł pociąg jedynie do pieniędzy. Dwaj różni ludzie, dwa fachy. Jing i Jang, czyli zło i dobro pomiędzy którymi stała jedna kobieta łącząca od teraz ich losy. Duży liczył właśnie dotychczasowe zyski czekając na powrót Przemka i dziewcząt. Byli ostatnia grupą która miała stawić się dziś na odprawie a zegar wybijał już prawie dwudziestą pierwszą, co lekko irytowało mężczyznę. Nerwowo uderzał palcami o blat biurka, najważniejszego mebla w tym pokoju, którego nikt poza nim samym nie miał prawa dotykać. Irytacja jednak dość szybko minęła, kiedy przez wejściowe drzwi wszedł Przemek. - Już jestem szefie. – Niemal wysapał. Gabinet był na trzecim piętrze kamienicy, na które musiał wejść po schodach. Dla tak potężnego mężczyzny jak on nie było łatwą sprawą wejść tak wysoko. Mięśnie, które nie są dostatecznie trenowane niestety nie są dla organizmu niczym innym jak tylko zbędnym balastem. Ale Przemek nie miał ani ochoty ani też czasu aby przysiąść i nad tym pomyśleć. - Przyprowadź dziewczyny. – Polecił mu nim ten zdążył zamknąć za sobą drzwi. - Już się robi szefie. – Mężczyzna niemalże odwrócił się na pięcie niczym karykatura baletnicy i wyszedł. Tim złożył ręce i oparł ja o biurko. Rozejrzał się po swoim gabinecie. Bladożółte ściany, jedna duża szafa na ubrania i równie wielkie biurko przy którym siedział. Ani poszczególnie mieszkania ani cały budynek, w którym się znajdowali na jego własne życzenie miały nie wyróżniać się w otoczeniu w jakim się znajdowali. Od tak, zwykła stara kamienica, żyjąca własnym życiem, która kiedyś zostanie przeznaczona do rozbiórki. Gdyby namierzyła ich policja, w każdej chwili mogli zwinąć manatki i ulokować się w innym budynku, który zakupił. Duży działał przemyślanie i podstępnie. Potknięcie w tym fachu zdarzało się wielu. Widział nie jednego ze swych kolegów zgarnianych do radiowozów przez zastępy policjantów. Każdy z nich prowadził osiadły tryb życia i tak też prezentowała się ich jedna stała miejscówka. Wszyscy, którzy na oczach Tima i na szczęście dla jego działalności wpadali w sidła prawa działali w pozornie przemyślany sposób. Nie mieli jednak planów awaryjnych, wtyk i szpiegów. Duży zapewnił sobie to wszystko. Właśnie dlatego mógł czuć się tak bezpiecznie i zająć się wyłącznie inkasowaniem zysków. 5 Nieco wcześniej, tego samego dnia, Tomasz dotarł już do Poznania. Od razu skierował się do najbliższego banku sieci ING aby wypłacić oszczędności ze swojego konta. Były to jego ostatnie pieniądze. Mimo to nie żałował iż wcześniejszą sumę pieniędzy oddał Uli. Tak jak umawiał się z właścicielem baru, panem Tadeuszem, umówioną sumą było dwadzieścia tysięcy złotych. Tyle też wyciągnął z konta co spowodowało, że pozostało mu nieco ponad to, ile potrzebował na wyjazd tutaj. Kasjerka banku była w niemałym szoku, kiedy w okienku stanął elegancko ubrany mężczyzna, teraz w krawacie i marynarce, z walizką w dłoni. - Chciałbym wypłacić gotówkę. – Powiedział bez zbędnych ceregieli pochylając się nieznacznie do okienka. Po wyrazie twarzy jaki przyoblekła wiedział już co chodzi jej po głowie. Kobieta pobladła, niezdarnie starając się przy tym ukryć zakłopotanie, kiedy położył walizkę na blacie za szybą i otworzył ją. Znów zerknął na nią uśmiechając się. – Proszę się nie niepokoić, to przecież nie jest napad. - Przepraszam Pana. – Nagle rozpromieniła się, a wszelkie ciemne myśli zaprzątające jej głowę rozproszyły się. – Tak jakoś… - ponowiła. - W porządku. – Niemal jej przerwał. Podał jej zlecenie wypłaty, które wcześniej wypełnił, a kobieta przyniosła mu dwa pliki banknotów, o wartości równej tej jaką wcześniej przekazał Uli. Rozejrzał się wkoło po czym przejął od kobiety pieniądze i ukrył je skrzętnie w walizce. Następnie poprawił ubiór, podziękował jej i wyszedł jak gdyby nigdy nic. Pierwsza zasada, która umożliwia uniknięcia kradzieży, której skrupulatnie przestrzegał Tomasz brzmiała: „Nie sprawiaj wrażenia jakbyś miał coś cennego przy sobie”. W większości przypadków się to sprawdzało ponieważ złodzieje dokładnie obserwują swoje przyszłe cele nim jeszcze przystąpią do działania. Zdarzali się jednak i desperaci, którzy okradali pierwszą lepszą napotkaną osobę. Brali co tylko mogli, torebki, kolczyki lub naszyjniki. Taki desperat trafił się również i Tomaszowi. * * * Był wówczas w Toruniu aby obejrzeć kilka budynków, które wystawiono tam na sprzedaż. Był to jeden z nielicznych dni, kiedy zapach z ulicznej budki fast food pobudził do życia żołądek i kiszki dewelopera. „Bo skoro już się truć, to lepiej patrzeć na ręce temu kto ci to jedzenie przygotowuje”. Zamówił hamburgera. Trwało to chwilę, lecz patrząc na ręce młodej kobiety z każdą chwilą nabierał na niego coraz większej ochoty. Kiedy wyjmował z marynarki portfel aby za niego zapłacić, podbiegł do niego młody chłopak. O dziwo, za swój cel nie obrał ciemnej walizki, która stała przy nogach mężczyzny w jedynie pozornym bezpieczeństwie w towarzystwie mokasynów o tej samej barwie, a gruby portfel wystawiony na światło dnia, teraz niemal kusząco prowokując do kradzieży. Młodzieniec mimo lata, ubrany był w grubą, czerwoną bluzę z kapturem i dresowe spodnie nijak do siebie nie pasujące. Natychmiast kiedy pojawił się w polu widzenia Tomasza, rzucił się na interesujący go obiekt. W jednej chwili portfel znalazł się w dłoniach dwojga ludzi naraz. Tomasz był dość silny, co skutkowało znacznym wysiłkiem ze strony chłopaka nim zdołał wyrwać swą zdobycz. Dla mężczyzny w tej chwili czas stanął w miejscu. W tej chwili zarówno on jak i chłopak trzymali mocno portfel usiłując przeciągnąć go na swoją stronę. Twarz nastolatka, dotąd skryta pod kapturem nagle stała się dobrze widoczna. Miał bladą cerę i piegi na twarzy, rozsypane po nosie i policzkach. Włosy niewidoczne, ale domyślnie były rude albo bladobrunatne. Bardzo możliwe, że był także blondynem. To się jednak nie liczyło, bo na twarzy chłopaka ciągnął się teraz szereg pytań, które Tomasz od razu wychwycił. Wątpił nawet w to czy sam chłopak skupiał się teraz bardziej na nich czy też na wyrwaniu mu portfela. Mimo to pytania były bardzo wyraźne: „Ile może być w tym portfelu? Pięćset?” Także i Tomek przez krótką chwilę starał się sobie na nie odpowiedzieć, jednak nim dokładnie zastanowił się nad zawartością swego portfela dostrzegł kolejne pytanie: „Jak długo wyżyjemy za to co tam ma? Starczy też na leki dla mamy?” – To przechyliło szalę zwycięstwa na stronę złodzieja. Mężczyzna diametralnie zmienił swe podejście. Wszystko zdarzyło się w ciągu kilku sekund. Od napaści do poznania potrzeb złodzieja i wspaniałej gry aktorskiej Tomasza. Z pewnością mógł zatrzymać chłopaka, ale to raczej nie poprawiłoby jego sytuacji. Bez wahania puścił portfel, a chłopak uciekł z łupem między ludzi. - Niech pan dzwoni po policję! – Wyrwała go z odrętwienia dziewczyna pracująca w budce. Ta sama, która zrobiła mu tego wspaniałego hamburgera kosztującego go pamiątkowy portfel otrzymany na święta od matki. - Spokojnie. Wszystko mam tutaj. – Odpowiedział jej pokazując stu złotowy banknot. Nie zastanawiał się czy uwierzyła w jego kłamstwo. – Karty zablokuję – dodał po chwili. Podał dziewczynie pieniądze i zerknął na stronę, w którą uciekł ów nieudolny złodziej, któremu trzeba było pomóc w kradzieży jego własnego portfela. Teraz sam Tomasz także zastanawiał się ile tak naprawdę w nim było pieniędzy. Tysiąc pięćset, może dwa tysiące złotych? Miał jedynie cichą nadzieję, że wystarczy to chłopakowi na jego potrzeby. * * * Ciąg wspomnień znów powrócił i kołatał się w jego głowie do czasu aż mężczyzna wyszedł z banku i wsiadł do swojego samochodu. Wprost z banku udał się do swojego przyszłego wspólnika w dalszym biznesie, do niedawna prawowitego właściciela knajpki przy poznańskiej starówce. Pan Tadeusz Miszczuk czekał na Tomasza razem ze swoim synem i córką, którzy prowadzili wspólnie z nim tę rodzinną działalność. To specjalnie na jego przyjazd wcześniej zamknęli dziś bar aby całkowicie poświęcić się sprawom biznesowym. Ubrany w fartuch Tadeusz powitał swego gościa bardzo uradowany. Całe spotkanie przebiegało bardzo miło, a sam właściciel, którym do niedawna był Miszczuk, bardziej niż za pierwszym razem okazywał sympatię Tomaszowi. Lokal zamknięto. Stoliki zostały starannie wyczyszczone przez Natalię, córkę pana Tadeusza. Jego syn Rafał, czekał w kuchni w pogotowiu, aby przygotować coś do jedzenia gdyby tylko ich darczyńca wyraził na to ochotę. Mężczyźni zasiedli przy stoliku. Miszczuk zarówno aurą jak i wyrazem twarzy roztaczał wkoło pozytywny nastrój. Tomasz to widział i cieszył się tym, że mogą sobie nawzajem pomóc. Nie zwlekali tylko od razu zasiedli do negocjacji. - Tu są dokumenty, które przygotowałem. – Powiedział Tomasz przesuwając w stronę Tadeusza plik papierów. –Wszystko tak jak omawialiśmy, czarno na białym, bez żadnego „drobnego druczku”. - Ufam panu. – Odpowiedział z uśmiechem Tadeusz. Miał dość krępą budowę ciała. Standard jak na przekraczającego pięćdziesiątkę mężczyznę. Lekko łysiał i jego siwe włosy przerzedzały się miejscami ukazując poblask gołej skóry. Nosił wąsy, a swą twarzą wzbudzał zaufanie zarówno klientów jak i siedzącego obecnie przed nim dewelopera. - Nie wątpię. – Odpowiedział Tomasz. – Zostaję w Poznaniu do jutra, proszę przemyśleć to na spokojnie i jutro podjąć ostateczną decyzję. - Skoro pan zostaje. – Namyślił się Miszczuk. – Przyjmę propozycję namysłu. - Jak pan uważa. – Odpowiedział z uśmiechem Tomasz. – Skoro to załatwiliśmy – zawahał się widząc reakcję mężczyzny. – Co poleca pan do zjedzenia. Przybyłem wprost z podróży. Zarówno dzieci jak i sam Tadeusz tylko czekali na podobne pytanie. Przygotowali dla swego gościa pieczeń, która nie była daniem będącym normalnie w karcie dań. Następnie mężczyzna zamówił coś z karty. - Świetnie gotujecie. – Dodał po skończonym posiłku. – Jeżeli się zdecydujecie, jestem pewien, że nie będę żałował tej inwestycji. Po posiłku pożegnali się, a Tomasz udał się do motelu, w którym wcześniej zarezerwował sobie pokój. Portier zaproponował mu kolację, ale ten dostatecznie najedzony na swoim spotkaniu biznesowym, grzecznie mu odmówił. Pokój, który wynajął, był dość obszerny z wszelkimi udogodnieniami, sporą łazienką, a nawet małym barkiem umieszczonym pod telewizorem. Zaraz po wejściu do środka, mężczyzna odłożył teczkę na stolik w narożniku pokoju i zaczął się rozbierać. Ubrania starannie ułożył na fotelu znajdującym się po prawo od dużego łóżka z pięcioma poduszkami leżącymi tam gdzie zwykle spotykał tylko jedną dużą na której spoczywała jego głowa. Od zawsze zastanawiało go, po co na łóżkach tyle poduszek? Tym razem jednak nie miał czasu na dogłębne zastanawianie się nad tym. Kiedy tylko był już nagi, poszedł pod prysznic. Po kąpieli, tak jak stał ułożył się do łóżka. Rano umówił się na kolejną wizytę w knajpie. Zostawił w niej umowę. Widział, że z początku pesymistycznie nastawiony Tadeusz to rozsądny i dobry człowiek, który ponad fortunę stawiał dobro swojej rodziny co nieco imponowało Tomaszowi. Nie zamierzał oszukać tego człowieka i potraktować go taką dobrocią na jaką zasługiwał. Poza tym znał jeszcze kogoś, kto działał podobnie do niego. Ten ktoś upodlił sam siebie po to by zapewnić przyszłość swemu dziecku. Mimowolnie Ula powróciła do jego pamięci z siłą wystrzału z działa armatniego. Nie godziło się nazywać jej prostytutką. Nie byłby w stanie. Nie po tym, kiedy zorientował się jaką na prawdę jest osobą i co nią kieruje. Łatwiej przyszłoby mu mianować tak kobietę prowadzącą po prostu rozwiązły tryb życia tłumaczącej wszystkim, że tylko szuka tej prawdziwej miłości. Zamknął oczy by ponownie oczami wyobraźni zobaczyć jej spojrzenie. Zerknął na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza… W tym samym czasie Duży Tim zaczął rozliczać się ze swymi pracownicami. 6 W pokoju panował półmrok. Jedyne światło w gabinecie Dużego Tima dawała mała lampka biurowa stojąca na jego biurku oraz zawieszony na ścianie po prawo od wejścia kinkiet. Ten drugi rzucał jednak w większości poblask na ścianę, na której wisiał. Drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia kolejno zaczęły wchodzić kobiety różnej narodowości. Ukrainki, Bułgarki, Polki, dla alfonsa nie ma to znaczenia. Kobiety chcą dla niego pracować, a on im tę pracę umożliwia. Ogarnia je protekcją i dba o stały napływ klientów. Wśród kobiet była także i Tina oraz Ula. Obie kontrastujące ze sobą. Jedna ze sporą nadwagą, druga mimo urodzonego dziecka o niemalże idealnej figurze. Pierwsza z ponurą na co dzień twarzą, teraz z wymalowaną na niej pewnością siebie wspieraną wyzywającą warstwą makijażu i dość irracjonalnym uśmiechem. Druga na co dzień pogodna i śliczna, czego nigdy nie musiała podkreślać kredka do oczu czy też błyszczykiem do ust. Teraz swą twarzą wyrażała wstyd i zażenowanie świadomością tego czego się dopuściła i jak bardzo poniżyła świadcząc usługi prostytutki. - Jak praca moje panie? – Otwarcie odezwał się Tim, kiedy tylko jego rosła „Prawa Ręka” zamknęła za kobietami drzwi. Odpowiedziała mu cisza. – Coś nie tak? - Raczej nie. – Odpowiedziała mu Tina. – Zwyczajny dzień jak… - Milcz! – Przerwał jej gwałtownie wstając z miejsca. Wyszedł zza biurka. – Mamy tu przecież kilka nowych koleżanek. – Podszedł do Uli. Tina zazdrośnie patrzyła jak intonując spogląda na nową dziewczynę. – Jak praca? – Zapytał ciszej, ale Ula tak jak do tej pory nie odważyła się nawet podnieść wzroku. Mężczyzna delikatnie chwycił palcami swej dłoni jej podbródek i uniósł głowę aby na niego spojrzała. Po chwili zrobiła to. - Ja nie gryzę moja droga. Prawda Przemku? – Zwrócił się do stojącego przy drzwiach mężczyzny. - Mnie pan nigdy nie ugryzł – mówiąc to uśmiechnął się ironicznie. - To prawda. – Humor dopisywał dziś Dużemu, który w zasadzie był teraz niemal o głowę niższy od stojącej przed nim Uli, ubranej w buty na wysokim obcasie. – Pokażcie więc jak dziś poszły wam zarobki. – Pstryknął palcami na Przemka. Ten kolejno zaczął odbierać kobietom ich torebki. Najpierw od Tiny stojącej najbliżej niego. Potem kolejno od dwóch Ukrainek, Rosjanki, dwóch Bułgarek, które często świadczyły mu swoje specjalne usługi, Uli i ostatniej, także nowej dla całej gromadki Polki. Razem osiem torebek, które zostały złożone na biurku Tima. - Mam nadzieję, że niczego nie ukryłyście, bo inaczej każę temu tu dżentelmenowi dokładnie was przeszukać. – Wszystkie z kobiet pokiwały przecząco głowami. Wnętrze każdej torebki posiadało wszytą metkę z imieniem i pseudo używanym przez kobiety w pracy. W ten sposób alfons przeszukując ich zawartość nie musiał dociekać która z torebek należy do kogo. W środku były zamykane na zamek kieszonki gdzie według instrukcji, dziewczyny miały przechowywać pieniądze. To jak gospodarowały resztą wnętrza było ich osobistą sprawą. Zazwyczaj tę część wypełniały prezerwatywy, telefon komórkowy przekazany im przez niego samego i kosmetyki aby nawet w terenie były w stanie doprowadzić się do porządku. - Standard… Norma… Nieco lepiej… - Duży kolejno przeglądał kieszonki torebek. W końcu jednak dotarł do torebki w panterkę na naszywce której do tej pory widniało jedynie samo imię. Mężczyzna włożył dłoń do kieszonki uprzednio rozsuwając zamek po czym zaniemówił. - Coś się stało szefie? - Zapytał go po dłuższej chwili ochroniarz. Tim jednak nie odpowiedział na to pytanie i równie małomównie wyciągnął z kieszonki dłoń, w której trzymał dwa grube zwitki banknotów oraz około 1,5 tysiąca złotych w luźnych banknotach. Tina spojrzała gniewnie na doń Dużego Tima nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Na torebkę, niemal błagalnie patrzyła także i Ula. Alfons od razu dostrzegł jej spojrzenie. Nie wierzył, więc dla pewności sprawdził metkę w torebce. „To naprawdę nowa – pomyślał – zarobiła dwa razy tyle ile cała reszta razem wzięta.” - Niesamowite… - wymamrotał oglądając zwitki. - Ale to moje. – Powiedziała Ula zaraz zamykając odruchowo usta. - O nie. – Teraz niemal natychmiast odzyskał przytomność myślenia. – Wszystko co macie w tych torebkach należy do mnie. – Uśmiechnął się szyderczo. - Ale nie to… - Powtórzyła dość stanowczo Ula. Mężczyzna podszedł do niej i choć niski bardzo silnie chwycił ją za szyję - To nie jest twoje! – Krzyknął jej w twarz. – Jak śmiesz ubiegać się o coś co zdobyłaś dla mnie?! - Hm…- Nie mogła z siebie wydobyć ani słowa. Ściśnięcie gardła powodowało, że powoli brakowało jej tchu. - Nie obchodzi mnie jak to zrobiłaś! – Odwrócił się, przemawiając już raczej do całej reszty niż do niej. – To co zarobicie w moich fatałaszkach i wkładacie do torebek, które dostałyście ode mnie, będzie moje! Dostaniecie jedynie tyle, na ile zasłużycie! Ty dziś nie dostaniesz nic! – Ostro zwrócił swoje gniewne spojrzenie na trzymaną w żelaznym uścisku kobietę. Miała już łzy w oczach. Puścił ją, a ta osunęła się na kolana ledwie łapiąc oddech. Reszta kobiet przyglądała się jej drżąc. Jedynie Tina czuła teraz satysfakcję. „Widać ta suka nie jest aż tak idealna” – pomyślała. - Nie wypuszczę tak łatwo kury znoszącej złote jaja. – Wyszeptał do łapiącej z trudnością oddech Uli. – Jeśli mało wam daję, zarabiajcie prywatnie, po godzinach. – znów rzucił do ogółu. Powiedziawszy to powrócił do przeglądania zawartości pozostałych mu jeszcze torebek. Następnie nakazał oddać je kobietom i wyprowadzić je aby mogły się w końcu przebrać. Sam wrócił do najmilszej, jak uważał, części pracy czyli podliczania zysków. I choć czysty zysk otrzymywał dopiero po sprzedaży zakupionych nieruchomości, uwielbiał przeliczać pieniądze. Była to chyba jedyna rzecz jaka go tak naprawdę podniecała. Kobiety wprost z gabinetu udały się schodami na parter go mieszkania przerobionego na garderobę. Spotykały się tutaj także i rano, kiedy w budynku nie było jeszcze szefa. Wtedy też się przebierały i przygotowywały do pracy. Tim zjawiał się dopiero na odprawienie ich do pracy. Podczas kiedy kobiety się przebierały, standardem była obecność jednego z osiłków stojącego tuż przy drzwiach wyjściowych. Miał on wtedy oko na całe pomieszczenie co miało zapobiegać ukrywaniu przez kobiety gotówki. Każda nowa dziewczyna przyuczana do pracy przez pozostałe z kobiet, uświadamiana była przez nie jednak aby tego nie robić. Wszystkie czuły respekt wobec Dużego Tima. Nie chciały go zawieść i zaprzepaścić szansy jaką im dał. To dlatego wzbraniały się przed okradaniem go, chociaż żadna z nich nigdy nie była świadkiem realnych konsekwencji takiego czynu. Dziś miały jednak drobny pokaz tego co mogłoby się stać. Ula wciąż miała mroczki przed oczami, gardło bardzo ją paliło. Bała się, że będzie miała okropny siniec, który pojawi się jeszcze tej nocy. Nazajutrz pewnie ciężko będzie jej go ukryć. „ On Miał rację” – pomyślała. „Tomek mówił prawdę.” Nagle bardzo zatęskniła za jego szczerym spojrzeniem pełnym zrozumienia, które czerpał jak by się zdawało ze studni bez dna. Wtedy oświeciła ją myśl. Przecież miała w torebce jego wizytówkę! Ukradkiem zaczęła ponownie przeszukiwać swoje rzeczy zaczynając od torebki. W tej samej chwili poczuła na sobie czyjeś pełne nieufności spojrzenie. - Szukasz czegoś słodziutka? – Zapytała stojąca za nią Tina. Ubrana była teraz w obcisłe jeansy dodające jej o sporo więcej kilogramów. Na ramiona narzuconą miała skórzana kurtkę spod której najbardziej widocznym był dekolt jej koszulki o wyzywającym kolorze purpury, niemal identycznej jak tej, którą ubierała do pracy. Zmieszana Ula przez chwilę nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Chwyciła więc pierwsze co wpadło jej w dłoń – komórkę. - O, tu jest. – Udała uradowaną tym faktem. Po tym co zaszło w gabinecie nie miała już zaufania do nikogo, a zwłaszcza do tej nader miłej kobiety, jaką była Tina. – Myślałam, że ją zgubiłam, ale jednak tu jest. - Ach tak. – Tina podejrzliwie na nią spojrzała, szybko zmieniając temat. – Wybacz dzisiejsze zachowanie Dużego, sam ci tego nie powie, ale z pewnością mu głupio. Zważywszy na to ile dla niego zarobiłaś, jest raczej zachwycony… - W uszach Uli to tłumaczenie brzmiało jednak dość obcesowo. - …a kasa kręci go bardziej niż kobiety. - Nie szkodzi. – Zaczęła niemalże grać. Czuła, że wewnątrz kipi, choć zmuszona była pokazać teraz, że zachowuje spokój. - Ale to… - Kobieta wskazała na gardło dziewczyny. - …umaluj na jutro albo potraktuj pudrem bo jutro będzie dość paskudnie wyglądało. - Dobrze. – Uśmiechnęła się z przymusu dotykając palcami szyi, która zaczęła już nieco boleć Kiedy na powrót uniosła wzrok, Tina odwróciła się i wyszła. Ula pospiesznie schowała w torebce wyciągnięty wcześniej jedynie na pokaz telefon. Wyjęła natomiast wizytówkę, którą pospiesznie wsunęła do kieszeni spodni unikając przy tym spojrzenia jednego z ochroniarzy. Była to wizytówka Tomka. Teraz, po tym co przeszła, była niemal pewna, że do niego zadzwoni. 7 Było już nieco po dwudziestej trzeciej. Tomek spał na pościeli. Wolał marznąć w ewentualny chłód niż gotować swoje ciało pod grubym puchem hotelowej kołdry. Zwykle sypiał dość ciężkim snem, dziś jednak nawet zaśnięcie nie przyszło mu łatwo. Długo przewracał się z boku na bok nim udało mu się pogrążyć w krainie snu. Teraz zadzwonił telefon wyrywający go z tego letargu niemal natychmiast kiedy tylko rozbrzmiała melodia dzwonka. - Halo. – Odebrał półprzytomnie nie zerkając nawet na wyświetlacz. - Tomasz?. – Odezwał się miły i znajomy mu głos, który mimo to nie od razu skojarzył. – Śpisz? - Teraz już nie. – Odpowiedział przytomnie. – Ula? - Tak, przez chwilę bałam się, że mnie już nie pamiętasz. - O co chodzi? Masz kłopoty? – Zbudził się już na dobre siadając na łóżku. - Miałeś rację. Zabrali mi pieniądze, a ten bydlak mało mnie nie udusił. - Co takiego?! – Wzburzył się ściskając telefon. - To nic. Już jest dobrze. Zabierzesz mnie stąd? - Na pewno nic poważnego ci się nie stało? – Dopytywał. – Zabiorę cię nawet teraz jeśli… umilkł. - Coś nie tak? – zapytała. - Spotkajmy się, bo to jednak nie takie proste. Weź jutro wolne o ile to możliwe, potem zadzwoń, dobrze? - Dobrze. – Odpowiedziała mu. – Dziękuję ci. - Teraz jeszcze mi nie dziękuj. Wypocznij i spij dobrze. - Dziękuję. – Powtórzyła jeszcze i rozłączyła się. - A jednak zadzwoniła. – Powiedział po chwili sam do siebie. – Teraz muszę ją od nich uwolnić. Jeszcze długo rozmyślał nim nad ranem ponownie zmorzył go sen. Był pewien tego co chce zrobić – chciał pomóc wyjątkowej osobie. Nim jednak zrobi coś głupiego powinien to dobrze przemyśleć i zaplanować. W końcu zadrze ze zorganizowaną grupą. On sam na nich wielu. Plan musiał być zatem idealny. 8 Serce, które do niedawna kołatało się w piersi Uli, uspokoiło się dopiero po tym jak w słuchawce ponownie usłyszała głos Tomasza. Zadzwoniła do niego dopiero kiedy wróciła do domu, wzięła prysznic i wypłakała się w poduszkę. Dopiero teraz dotarło do niej jak wielkie obrzydzenie widzi w swoich własnych oraz oczach innych ludzi, które skierowane jest nigdzie indziej jak tylko na jej osobę. On jeden nie widział w niej tego, co ona sama obecnie w sobie dostrzegała. A może widział to wszystko? A Może widział coś ponadto? Możliwe, że widział w jej wnętrzu to, co dotąd ukrywała przed całą resztą. Jemu jednemu się to udało. Inni nie mogli lub nie chcieli tego dostrzec. Tym, co tak bardzo skrywała, była miłość do swojego dziecka. I choć to głupie, teraz czuła, że tym samym, choć wewnętrznie nieco innym uczuciem pałała teraz do przypadkowo poznanego mężczyzny. Czy to mógł być przypadek? Naraz przypomniała sobie jak dokładne pytania jej zadawał. Wiedział co aktualnie chodziło jej po głowie. Znał skrywane przez nią skrzętnie tajemnice, o których nikt nie miał pojęcia. Gdy sobie to uświadomiła, zaczęła się bać. Jednak strach przed tym co będzie, jeżeli się na nikogo nie otworzy i nie zaryzykuje był o wiele większy. Wybrała ryzyko. I tak stąpała już po bardzo cienkim lodzie. Co teraz mogła mieć do stracenia? Jak mówiła jej babcia: „ czasami przypadkowi ludzie zatroszczą się o nas bardziej niż ci, od których tego będziesz oczekiwała”. Po rozmowie z Tomkiem przekonała się, że rady babci okazały się słuszne. Jego głos i nieobojętność zadziałała na nią kojąco. Uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy zrozumiała, że on naprawdę nie zamierza jej porzucić na pastwę losu. Pozostało jej tylko pomóc mu na tyle na ile będzie tylko mogła aby mógł ją uwolnić. Jak Roszpunka zrzucająca warkocz dla swojego rycerza, tak i ona musiała dopomóc swemu szczęściu i uwolnić się spod władania złych ludzi. Przez chwilę pozostając w świecie marzeń i rozmyślań o swym wybawieniu, zapomniała o co prosił ją Tomasz. Uzmysłowiła to sobie dopiero po chwili, gdy ponownie dało jej o sobie znać bolące gardło. - Wziąć wolne – mruknęła pod nosem – w tej sytuacji, to chyba nie powinno być trudne. 9 Dzień rozpoczął się dla Tomasza już o szóstej rano. Czym prędzej wymeldował się z motelu, sowicie wynagradzając zdziwionego portiera za jedyną usługę, jaką ten mógł mu wyświadczyć – bycie na swoim miejscu. - W razie czego, nikt taki jak ja w ogóle tu nie nocował. Pytałem o pokój, ale zrezygnowałem. - Powiedział po chwili do oszołomionego chłopaka. „Chryste, to jakiś przestępca” – pomyślał tamten. - Nie, proszę sobie nie myśleć, że jestem jakimś zbirem. – Dodał. Chłopak pobladł. – Mam po prostu bardzo zazdrosną żonę. – Uśmiechnął się do niego porozumiewawczo. Po krótkiej rozmowie i przekonywaniu, portier przystał na przysługę na rzecz fałszywego męża zmyślonej żony jakiej Tomasz nigdy nie posiadał. „Dziwne, że nie spojrzał na dłoń i nie zapytał o obrączkę” – pomyślał mężczyzna w drodze do drzwi. Niemal punktualnie o siódmej rano zjawił się na komendzie głównej policji w Poznaniu. Od razu po wejściu do środka zastał pełniącego swój dyżur przy biurku policjanta. Czuwał na swoim posterunku w towarzystwie „małej czarnej” , która owego towarzystwa nie odmówiła mu co najmniej od północy do teraz. Rzut oka i Tomek już wiedział, że policjant nie jest wysoki rangą na tyle aby móc powierzyć mu tak ważną sprawę z jaką tu przyszedł. Sprawę życia swojej przyjaciółki. - Czy mogę w czymś pomóc? – Zapytał policjant nieco zmęczonym tonem. Jego twarz była pulchna, nieco zmęczona. Wyglądał jakby nie spał całą noc. Zapewne przez dziecko – pomyślał. Jest godzina siódma, zmiana musiała nastąpić około godziny temu, a on już wyglądał tak, jakby miał ją kończyć. - Tak, czy mógłbym porozmawiać z pańskim przełożonym? Oczywiście jeżeli już jest. - Być może, ale zwykle protokół zgłoszenia wstępnie przyjmujemy tutaj. – Policjant postukał palcem wskazującym o blat biurka. - To nie jest niestety zwykła sprawa. Dotyczy grupy przestępczej. - Ach tak. – Policjant nabrał zarazem powagi i podejrzeń. – chodzi o jakąś miejscową grupę? - Nie jestem pewien, ale wolał bym to omówić bezpośrednio z pańskim przełożonym. - W takim razie proszę poczekać. – Wskazał krzesełko, a Tomasz usiadł. Po kilku minutach policjant wrócił. Jego wyraz twarzy mówił to, co Tomasz chciał i miał nadzieję dostrzec. „Pomogą mi” – odetchnął. 10 W tym samym czasie w gabinecie Dużego Tima znów panowała odprawa kobiet. Poranna pogadanka, a raczej wykład mężczyzny, której kobiety słuchały z zapartym tchem. Duży miał w tym swój cel. Chciał aby widziały, że się nimi interesuje. To one zarabiały pieniądze, które on inwestował. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w fachu, który prowadził, kobiety były ważniejsze od niego. Równie dobrze mógłby zarabiać na narkotykach, jednak tam byłoby zbyt wielu świadków, pośredników. Był to zbyt grząski grunt jak dla niego. Zastraszona kobieta natomiast to nie to samo co diler czy ćpun na głodzie, który za kolejna działkę zaserwowaną mu przez tajniaków chętnie sypnie swojego szefa. Nie ważne czy glinom czy też „kolegom” z branży. Po nitce do kłębka i trafiono by na niego. To właśnie dlatego zajął się sutenerstwem. Tim ciągnąc swój monolog zerknął raz jeszcze na ogół kobiet stojących w jego gabinecie. Wzrokiem kolejno wodził po ich twarzach, rozpoznając je mimo makijażu i peruk, które dość często się zmieniały. - A gdzie jest moja złota kaczka? – Zapytał ochroniarza nie widząc Uli. - Szukać jej? – Natychmiast zapytał go ochroniarz. - Chwilkę – wtrąciła Tina – dzwoniła rano szefie. – Zwróciła się do Dużego. - Jakaż była łaskawa… Co z nią? - Gardło, podobno zsiniało i strasznie ją boli. Powiedziała, że zostaje w domu. Tim chwilę zastanawiał się. Sięgnął prawą dłonią do kołnierzyka swojej czarnej koszuli i rozpiął go dwoma palcami. - Niech jej będzie. Maksymalnie do południa ktoś powinien sprawdzić czy na pewno jest w domu. – Mówiąc to zwrócił się do stojącego przy drzwiach mężczyzny. – To wszystko na dziś moje panie. – Uśmiechnął się do nich pogodnie. Kobiety wyszły, a on pstryknięciem palców przywołał jeszcze do siebie mężczyznę. Tamten pochylił się aby lepiej usłyszeć szefa. - Nie zawal tego Robercie. Naprawdę ktoś ma tam jechać i ją sprawdzić, rozumiesz? - Oczywiście szefie. – Odpowiedział zaskoczony groźną reakcją szefa. – Nie zawiedziesz się. - Mam nadzieję. 11 Po pięciu minutach oczekiwania, policjant zaprosił Tomasza do gabinetu. Nie była to typowa sala przesłuchań, a zwykły pokój z biurkiem i komputerem. Mężczyźnie dość niezręcznie było siedzieć samemu w tym dość pustym, nawet jak na policyjne standardy pomieszczeniu. Znajdowało się tam tylko to, co niezbędne. Żadnych akt, regałów z prowadzonymi sprawami i dokumentacją. To wszystko znajdowało się w posterunkowym archiwum. Tutaj stało jedynie biurko, komputer, drukarka i kilka długopisów oraz pieczątek. Wszystko, co było niezbędne do przyjęcia zgłoszenia dowolnego przestępstwa. Niebawem do pomieszczenia wszedł umundurowany policjant po pięćdziesiątce. Jego przyozdobiona siwiejącymi wąsami twarz pełna była powagi. Swoją osobą i zachowaniem starał się nie niepokoić oczekującego na niego przedsiębiorcy. Tomasz jednak widział to wszystko na twarzy gliniarza. To, a także błędne domysły, że ma on przed sobą kogoś ze światka przestępczego, kto chce zeznawać przeciwko swoim pracodawcom w roli świadka koronnego. Mężczyzna, choć wzrostu Tomasza, dość ociężale przemieścił się za biurko i zasiadł w fotelu. Złożył ręce i skierował pytające spojrzenie w stronę młodego, wpatrującego się w niego mężczyzny. Tomasz uznał to za sygnał. Zaczął więc mówić. - Zacznę od tego, że nie chodzi o mnie, a moją znajomą. - Kim ona jest? - Jest prostytutką – oznajmił – od niedawna, ale chce się uwolnić od ludzi, u których pracuje… - I domyślam się, że ma z tym problem. – Przerwał mu policjant. Na jego twarzy widniały dalsze dociekania. Chodziło mu o nazwiska, miejsca… Konkrety, których Tomasz mu nie dawał. - Dokładnie. Miała do mnie zadzwonić, pewnie niedługo to zrobi. Dlatego u pana jestem. Chcę jej pomóc, ale musi to być zorganizowane i nie zagrażać jej bezpieczeństwu. - Rozumiem, że się pan martwi. – Oznajmił komendant. – Kiedy zadzwoni, niech się pan zapyta czy to jej służbowy telefon. - Może być na podsłuchu? - To niewykluczone. – W pół głosu przerwał mu telefon, dzwoniący w kieszeni Tomasza. – To ona? Niech pan odbierze. – Polecił policjant wyjmując papier i sporządzając notatki. * * * - Halo? – Tomasz odebrał telefon. - Tomek? – Odezwała się Ula. - Aaa… to pani. Przepraszam, że przerywam. – Kiwnął do policjanta potwierdzając, że to Ula. – To pani prywatny numer? - Tak… - Kobietę zamurowało, kiedy zorientowała się o co może chodzić. Oblała się czerwienią. Oblał ją zimny dreszcz kiedy zdała sobie sprawę z tego, że dzwoniąc w nocy nie zachowali ostrożności jakiej się teraz podjęli. - No więc… Czy ma pani dziś czas aby się spotkać? – Tomek pokazał policjantowi kciuk. Ten pojął, że kobieta zrozumiała aluzję co do podsłuchu. - Czy dałaby pani radę jeszcze przed południem? - Dla pana, oczywiście. - Zatem jeśli pani może, zadzwonię potem i podam dokładne namiary. - Dobrze, będę czekała na telefon. - Do zobaczenia. * * * - Podejrzewa pan, że będzie śledzona? - Niewykluczone. – Odpowiedział na pytanie policjanta. - Liczę na to, że dobrze pan to rozegra. Potrzeby informacji aby móc jej pomóc. 12 Ula niemal natychmiast rozebrała się, sprawdzając dokładnie ubranie. Całkiem możliwe, że tam także miała podsłuchy. Przecież zostawiała swoje rzeczy na całe dnie w siedzibie Dużego. Telefon komórkowy także był zbyt niebezpieczny z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Stwierdziła, że w najbliższym lombardzie kupi nowy, bardziej bezpieczny aparat. Jedyna rozmowa jaką jeszcze przeprowadziła ze starego numeru telefonu, skierowana była do filii taksówkowej. Tomek był przecież w Poznaniu. To tam chciał się z nią spotkać, to oczywiste. Wkrótce jedna z taksówek podjechała pod jej blok. Nie minęło nawet piętnaście minut. Wsiadła od razu przedstawiając kierowcy plan ich podróży, w którym był krótki przystanek w najbliższym lombardzie. * * * Tomasz uzgodnił z komendantem, że podejmie wszelkie środki ostrożności podczas rozmowy, a sporządzone notatki i informacje niezwłocznie przekaże z powrotem policji. Tak też zamierzał postąpić. Wiedział, że jedynym racjonalnym sposobem uwolnienia Uli z rąk tych oprychów bez ryzyka ścigania, jest ich złapanie. Około dziewiątej otrzymał wiadomość sms: +48 669 829 *** Mój nowy numer. Stary telefon został w domu Jestem w drodze do Poznania Będę za 20 minut Ula Odczytawszy tę wiadomość, sam wsiadł w zamówiona taksówkę, pozostawiając swój samochód pod komisariatem. Udał się na stary Rynek. Obiecał jeszcze komuś, że dziś z pewnością się tam pojawi. Tę właśnie lokalizację podał Uli w odpowiedzi na jej sms. * * * W restauracji u Miszczuka pojawił się po planowanych piętnastu minutach. Wszedł ochoczo, trzymając mocno w dłoni teczkę, tak samo jak dnia poprzedniego. - Witam pana – powitał go Tadeusz wychodząc do Tomasza zza baru. - Witam panie Tadeuszu – odpowiedział mu Tomasz. - Nie spodziewałem się tu pana tak szybko – zaczął kierownik knajpy. - Spokojnie. Naszą sprawę załatwimy potem drogi panie. – Powiedział serdecznie. Zaprosiłem tu pewną damę. Proszę o cos dobrego. – Mrugnął przy tym okiem. - Postaram się. – Odpowiedział mu uradowany niemal mężczyzna. – Proszę zasiąść. Kilkoro klientów, którzy jedli właśnie w knajpce, przyglądało się przez chwilę tej scenie z zainteresowaniem. Sam właściciel wyszedł do swojego gościa aby go powitać. Musiał być to dla niego ktoś ważny. Jednak zainteresowanie tą sprawą jak i osoba Tomasza przeminęło tak samo szybko jak się pojawiło. Przez moment jednak w ich oczach zabłysnęło zainteresowanie podobne do tego jakim darzył Tomasza Tadeusz, będąc dla niego szczególnym gościem. Choć pewnie wcale się tak nie czuł, młody mężczyzna sprawiał właśnie takie wrażenie wchodząc do knajpy w swoim garniturze. Wygląd to podstawa w handlu nieruchomościami. Elegancja powinna świadczyć o dobrym wychowaniu, a nie o majętności. To wpoiła mu matka a Tomasz trzymał się tej zasady przez całe życie. Zwłaszcza potem, kiedy zmarła. Spodziewał się, że niedługo otrzyma wiadomość o dotarciu Uli na miejsce. Nie miał zamiaru czekać. Wysłał ją pierwszy. 13 Sygnał wiadomości rozebrzmiał w torebce stojącej na poznańskiej starówce Uli. Właśnie bacznie przyglądała się ratuszowi w całej jego okazałości. Bywała tu już kilkukrotnie, jednak nigdy nie miała czasu na zwiedzanie. Niestety i tym razem miała nie mieć wolnej ku temu chwili. Sama dokładnie nie wiedziała, czego tak naprawdę się spodziewa ze strony Tomka. Czy też może wyjdzie jej na spotkanie? Co by to dla niej znaczyło? Czyżby coś w niej dostrzegł? Tak czy owak, oboje teraz grali w jednej drużynie, a gra toczyła się o jej wolność i życie, a także bezpieczną przyszłość jej dziecka. Zamiast spodziewanej eskorty, otrzymała jedynie sms z instrukcjami: „Na prawo od fontanny znajduje się wąska uliczka, a we wnęce mała knajpka w której siedzę. Uważaj. Ktoś może Cię obserwować.” Tomek Niepewnie rozejrzała się po rynku. Na lewo dostrzegła fontannę, a dokładnie za nią widniała wspomniana w wiadomości uliczka. Tam też się skierowała. Dochodziła dziewiąta siedemnaście. 14 W kamienicy w centrum konina, Robert – jeden z ochroniarzy Dużego Tima, wypełniał właśnie wolę szefa. Nie miał jednak zamiaru zbytnio się przepracowywać. Było kwadrans po dziewiątej rano, więc jak podejrzewał, dziewczyna którą nakazano mu sprawdzić jeszcze smacznie spała. Nie czuł zatem potrzeby osobistego fatygowania się w celu sprawdzenia czy aby na pewno jest w domu. Wszedł do biura ochrony, którym w rzeczywistości był mały pokoik na parterze, tuż obok wejścia. Zwykle było tu więcej osób, ale obecnie reszta mężczyzn albo nadzorowała pracownice Dużego albo odwoziła je na miejsca pracy. Obecnie w budynku został tylko on i dwóch jego kolegów. Na biurku stał laptop połączony siecią ze wszystkimi kamerkami w budynku. Cud nowoczesnej technologii. Nikt nie musiał najmować monterów monitoringu, nikt także nie musiał się nad tym specjalnie znać. Z pomocą internetu można wszystko. Więc niczym okazało się stworzenie domowego serwera połączonego z komputerem oraz tymi kilkoma kamerkami rozmieszczonymi w całym budynku. Najpiękniejsze było w tym wszystkim to, że równie łatwe co stworzenie mogło okazać się usunięcie całego sprzętu. W razie potrzeby, dosłownie pakowali manatki w walizkę i nie pozostawał żaden ślad po ich działalności. Wszystko pozornie było czyste jak łza. Mały komputer marki Toshiba zaczął cichutko szumieć, kiedy dłoń Roberta przywołała go do pracy z pozornego trybu uśpienia. Pulchne palce wpisały hasło dostępu a monitor natychmiast rozświetlił się podzielonym na dziewięć części ekranem rozmieszczonych kamer. Dawały one obraz na wszystkie strategiczne punkty całego budynku, prócz gabinetu szefa, który aż nadto cenił sobie swoją prywatność. Mężczyzna zminimalizował to okno i włączył jedną z ikon widniejącą w lewym dolnym rogu ekranu. Była to kolejna perełka znacznie ułatwiająca im pracę. Program śledzący telefony powiązane z systemem, co było podstawową czynnością podczas werbowania nowych dziewczyn. Robert wpisał w okienko wyszukiwane imię : ULA. Dla pewności sprawdził na liście jej numer telefonu. - Wszystko się zgadza – powiedział. – Gdzie zatem jesteś ptaszku? – Program bezbłędnie wskazał mężczyźnie jej lokalizację. Była to kamienica, w której mieszkała dziewczyna. To też potwierdził program podkreślając adres telefonu. – Tak jak myślałem. – Uśmiechnął się mężczyzna. – Nadal spisz. Zamknął okno programu i ponownie przywrócił na ekran obraz z kamer. - Szef kazał jechać i wybadać teren. Zrobię to około południa, tak jak prosił. – Zamknął klapę komputera i wyszedł z pokoju. 15 - Podać panu coś już teraz, czy poczekać do przyjścia pana towarzyszki? – Zapytał Tomasza pochylony nad nim Miszczuk. - Pozwoli pan, że poczekamy, dobrze? – Tomasz uśmiechnął się do niego porozumiewawczo. – Wtedy poproszę mimo wszystko kawę i jakieś ciastko. – Taka odpowiedź zdawała się usatysfakcjonować Miszczuka. Zanotował wszystko i odszedł. Mężczyzna wiódł za nim wzrokiem, aż ten schował się za ladą aby następnie powrócić do wypatrywania przez witrynę knajpy, kobiety na która czekał. Przez chwilę zdawało mu się, że pojawiła się znikąd gdyż stanęła przed szybą w chwili kiedy akurat miał zamknięte oczy. Otworzył je i poznał ją od razu. Teraz była o wiele piękniejsza. Miała na sobie dość krótkie szorty, bluzkę na ramiączka i delikatny szal owinięty wokół szyi. Część twarzy skrywały dość spore okulary, a także opadające nań kasztanowe włosy rozwiewające się w delikatnych podmuchach wiatru pojawiającego się niemal na zawołanie tylko po to aby podkreślić jej naturalne piękno. Była dość niepewna, czy to aby właściwe miejsce. Spojrzała na witrynę, a potem cofnęła się aby spojrzeć na napis nad wejściem. Tomasz wstał zza stolika, co poruszyło także stojącego za ladą Miszczuka. Ula także dostrzegła małe zamieszanie wewnątrz, nie zdając sobie sprawy z tego, że to ona jest właśnie jego powodem. Ostrożnie wkroczyła do środka i delikatnie uśmiechnęła się poznając stojącego naprzeciw niej Tomka Ten podszedł blisko i delikatnie ją tuląc szepnął do ucha: - Także się cieszę na to spotkanie. Pamiętaj, że ktoś może nas obserwować. Musimy zachować ostrożność. Ucałowała go delikatnie w policzek. Milczała, kiedy jedna jedyna łza wybrała się w wędrówkę z jej oka ku nieznanemu wielkiemu światu, zaczynając swą podróż od jej policzka. Oboje zasiedli do stolika. Dochodziła dziewiąta dwadzieścia. * * * Tak samo jak Tomasz, Ula zamówiła kawę, ale nic poza tym. Wkrótce jednak i tak Tadeusz postawił przed nimi klosz z kilkoma rodzajami ciast, które zapewne były dziełem jego córki. Takich pyszności, zważywszy na stosunek Miszczuka do młodego wspólnika nie mógł sobie odpuścić. - Byłem na policji. – Podjął szybko mężczyzna. - Tak? Pomogą nam? – Zapytała wędrując swą dłonią do zapuchniętego gardła. - Tak, pomogą. Muszą tylko znać pewne szczegóły, którymi się teraz ze mną podzielisz. - Ale… - Spokojnie. Nie pójdziemy na policję. Komendant przygotował listę ważnych pytań. – Tomasz wyciągnął z teczki kartkę i przesunął ją wraz z długopisem ku Uli. – Nie spiesz się z myśleniem, jednak dobrze byłoby gdybyś zrobiła to jak najszybciej. - Dobrze. – Kobieta głośno przełknęła ślinę i zaczęła pisać nie przerywając przy tym rozmowy. - Jak udało ci się wziąć „urlop”? – W odpowiedzi odsłoniła mu nieco swój szal, aby mógł zobaczyć powód. – To on? – Nerwy trzymane dotąd na wodzy niemal nie wyrwały się na wolność. Tomek wydobył z siebie jedynie suche: - „Skurwiel”. - Kiedy to wypełnię – wskazała na kartkę – kiedy przeprowadzą akcję? - Oby jak najszybciej. Jeśli wystarczy informacji to nawet jutro. Dlatego tak ważne jest abyś napisała wszystko co tylko wiesz. - Rozumiem – mruknęła z trudem. Po chwili jednak oddała kartkę Prócz odpowiedzi na niezbędne pytania dopisała tam też kilka adresów i nazwisk dziewczyn, które współpracowały z grupą oraz godziny odjazdów i powrotu ochrony. - Aż tyle? - Więcej nie pamiętam. – Uśmiechnęła się po chwili krzywiąc jednak w grymasie bólu kiedy jej gardło dało o sobie znać. - Musisz iść z tym do lekarza. – Oznajmił jej dobrotliwie. - Wiem, tylko kiedy? - Dziś. I tak powiedziałaś, że bierzesz wolne. – Spojrzał na zegarek. – Jestem niemal pewien, że koło południa przyjdą sprawdzić, czy aby na pewno jest w domu. - Jezu… - drgnęła. – nie pomyślałam o tym. - To nic. – Złapał ją za dłoń i stanowczo aczkolwiek delikatnie ścisnął. – Mamy jeszcze czas. Teraz musisz kogoś poznać. Tadeusz wpatrywał bacznie każdego gestu swojego wyjątkowego gościa i jego uroczej towarzyszki. Widział jak rozmawiają i patrzą sobie w oczy. Widział jak kobieta notuje coś na podanej jej przez Tomasz kartce. Nie interesował się tym. W pewnej chwili Tomasz spojrzał wprost na niego i gestem dłoni poprosił do siebie. Mężczyzna niemal zaskoczony, podszedł z bloczkiem licząc, że chcą oni dodatkowe zamówienie. Osłupiał, kiedy tylko usłyszał przy stoliku ciepłe słowa: - Odłóż to przyjacielu. Chciałbym abyście się poznali. - Proszę mi wybaczyć. – Pospiesznie zdjął fartuch i wytarł niechlujnie w niego dłonie. – Nazywam się Tadeusz Miszczuk. - Ula, bardzo mi miło.- Uśmiechnęła się do niego. Jej wyraz twarzy zdawał się być teraz jeszcze słodszy od tego, który widział za lady. - To moja przyjaciółka. Nie mam przed nią tajemnic, więc jeśli można – oznajmił Tomasz – jeśli masz wolna chwilę, możemy przejść do interesów. - Oczywiście. – Odpowiedział mu mężczyzna. – Zaraz wracam. Ula zmieniła miejsce. Siedziała teraz nie naprzeciw, lecz obok Tomka. Miszczuk usiadł naprzeciw nich. Przyniósł podpisane dokumenty, które wcześniej pozostawił mu wspólnik. - Jak prosiłeś zapoznałem się z umową. - I…? - Odpowiada mi. – Milczał chwilę. – Boże… nigdy nie liczyłem na takie warunki. – Tomasz spojrzał mu w twarz, z której przemawiało czyste szczęście i zaufanie w stosunku do nowego wspólnika. - Chcę tylko zapracować na emeryturę. – Dodał po chwili. – Potem, jeżeli chcecie, zwrócę wam knajpkę. - Jak to? – Zdumiał się Tadeusz. – Zwrócisz? - Jeżeli twoje dzieci będą chciały w niej pracować. Do tej pory możesz liczyć na wszelkie wsparcie finansowe z mojej strony. Sądzę jednak, że jeżeli będziecie dogadzać klientom, tak jak w tej chwili mnie, wszyscy wyjdziemy na swoje. - O czym ty mówisz? – Zapytała go Ula. Tomasz ją zignorował i dodał. - Podziękuj córce za ciasto Tadeuszu. – Wyciągnął do niego dłoń. - Starała się… - Nie wychodził z podziwu. Podał dłoń Tomaszowi. Wkrótce potem oboje wyszli z knajpki i ruszyli w kierunku starówki. Ula wciąż uśmiechała się do Tomka i choć miała okulary zasłaniające jej oczy i bez tego wiedział, że jest szczęśliwa. „Może to lepiej, że w tej chwili jest dla mnie zagadką”- pomyślał. Stanęli przy fontannie, obecnie pogrążonej w cieniu budynków. Bił od niej wilgotny chłód mieszający się z suchym powietrzem wędrującym tu aż z centrum starówki. Zegar na ratuszu wskazywał dziesiątą dziesięć. Nie minęła nawet godzina, a czuli jakby spędzili ze sobą wieczność. Kobieta chwyciła go za dłoń i uśmiechając się zdjęła ciemne okulary. Dopiero teraz zobaczył, że płacze. Jej twarz wyrażała jednak radość. Były to łzy szczęścia. - Dziękuję, że mi pomagasz. – Niemal wyszeptała. - Podziękujesz potem. – Odpowiedział. – Warto pomagać dla tak szczerego uśmiechu. Zbliżyli do siebie twarze, a czas niemal zastygł w miejscu. Tomasz czuł co się teraz wydarzy. Ponownie jego głowę opanował ciąg zdarzeń, który ujrzał w mgnieniu oka. Pocałunek, uczucie, taksówka, pokój w motelu, spóźnienie… To nie mogło się tak skończyć. Jeszcze nie teraz. Przerwał to drastycznie kiedy oboje już niemal czuli wzajemnie smak swoich ust. Odsunął się delikatnie i chwycił ją za dłonie. - Powinnaś jechać. – Ula zrobiła minę taką jakby Tomasz zamierzał wrzucić ją do fontanny przy której stali. - Rajca. Myślisz, że przyjadą? - Z pewnością. A jeżeli cię nie zastaną, będą czekać. - Ach tak. – Westchnęła tylko rozmyślając co zastanie w swoim mieszkaniu po powrocie. - Nie bój się. Pewnie będą na zewnątrz. – Przerwał jej myśl. Nim jednak zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, on ponownie wtrącił: Poza tym twoja córka jest bezpieczna. - To prawda. – Uśmiechnęła się z nadzieją. – Kiedyś zdradzisz mi jak to robisz? - To długa historia… - Zamyślił się. – ale znajdziemy czas i na nią. 16 Dokładnie w godzinę po tym, jak Ula znalazła się na starówce, siedziała ponownie w taksówce zmierzającej ponownie do Konina. Z tym, że ta wysadziła ja dwie ulice dalej niż znajdował się jej dom. Tak poradził jej Tomek. „Kiedy cię zobaczą, musisz przyjść pieszo. Najpierw wejdź do apteki i kup coś, żeby opatrzyć tę opuchliznę. Przyda ci się to, nie mówiąc już o tym, że będzie to dodatkowa wymówka, dla której wyszłaś z domu”. Na kartce, którą dosłownie wkuwała na pamięć podczas powrotu było jeszcze kilka podpunktów, do których zamierzała się dostosować. Naraz odezwał się w jej głowie głos nieżyjącej babci: „Czasem trzeba dopomagać szczęściu, które ma cię spotkać”. To właśnie teraz robiła Ula. Pomagała szczęściu, którym okazał się być dotąd nieznajomy jej mężczyzna. 17 Chwilę po godzinie jedenastej Robert wsiadł w swoje wolvo aby pojechać pod dom dziewczyny. Zanim to zrobił, ponownie sprawdził lokalizację jej telefonu komórkowego. Następnie także i biling rozmów. O dziwo nigdzie nie dzwoniła. - Czyżby ta ślicznotka spała aż tak długo? – Zastanawiał się jadąc samochodem pod blok w którym mieszkała. Zajechał od parkingu. Na ulicy nie mógł przecież stanąć z zamiarem obserwacji bloku. Pod blokiem stał już od wpół do dwunastej. Nie zamierzał czekać ani chwili dłużej. Nerwowo stukał palcami w deskę rozdzielczą. Zdawało się, że jest zrobiona z dość trwałego materiału, mimo to, pokrywająca ją imitacja skóry wgniotła się, ulegając nieustannym uderzeniom palców. Nie ukrywając swoich nerwów, wysiadł z auta nawet go nie zamykając. „ Niech tylko jakiś gówniarz zbliży się do mojego auta, a skręcę mu kark” – pomyślał. Szedł w cieniu drzew rosnących wokół bloków mieszkalnych mających po dziesięć pięter każdy. Cień, który dawały był przyjemny, a wiatr mu towarzyszący okazał się być wspaniałym orzeźwieniem tępiącym nieco jego nerwy. Nie na długo. Zerknął jeszcze przez ramię utwierdzając się w tym, że jego stojący na parkingu samochód jest nadal bezpieczny po czym skrył się za ścianą, podchodząc do wejścia na klatkę schodową. Bez trudu znalazł jej nazwisko i wcisnął guzik domofonu. Poza brzęczeniem nie usłyszał niczego – cisza. - Czyżby zwiała? Nie ma jej? – Ponowił próbę jeszcze dwa razy. Kiedy upewnił się, że tak z pewnością nie będzie w stanie jednoznacznie stwierdzić czy dziewczyna znajduje się w domu, postanowił zadzwonić do szefa. Jego zestresowane dłonie zaczęły szukać telefonu w kieszeniach spodni. Na próżno. Dość szybko uświadomił sobie, że telefon pozostał na desce rozdzielczej jego auta kiedy w zdenerwowaniu sprawdzał godzinę. Cisnął go wtedy na deskę po czym zaczął uderzać palcami oczekując powrotu kobiety. - Racja. Tak wszystko przebiegło – powrócił myślami. Wrócił więc do samochodu * * * W czasie kiedy Robert wyjechał z kamienicy sprawdzić czy znajduje się ona w domu, Ula dotarła właśnie do Konina. Tak jak radził jej Tomasz, nie pojechała taksówką pod sam blok. Mężczyzna, dość miły zresztą taksiarz, wysadził ją przy najbliższej aptece. Podziękowała mu grzecznie i zapłaciła. - Dla tak miłej pani to sama przyjemność. – Dodał taksówkarz. Ula raz jeszcze bardzo grzecznie mu podziękowała po czym weszła do apteki. Tak naprawdę nie było ważne co kupi, chociaż Tomek zalecał jej zakup prawdziwych leków. Miała po prostu sprawiać wrażenie jakby wracała z wizyty u lekarza. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzała usłuchać dobrej rady, i będąc w aptece nie kupić czegoś co jej pomoże. Wyszła więc z apteki z dość sporym pakunkiem leków przeciwbólowych środków z pewnością dającym koniec dotkliwemu pieczeniu i bólowi gardła. Jak gdyby nigdy nic, ruszyła z powrotem do domu. * * * Przemek rozsiadł się w fotelu za kierownicą i sięgnął po telefon. Podkręcił nieco klimatyzację, gdyż w odróżnieniu do niego, auto nie mogło przemieścić się z upalnego parkingu w chłód cienia. Samochód powoli zmieniał się w piekarnik co po części było jednym z powodów jego rozdrażnienia. Chciał wybrać numer do szefa. Nie, nie do głównego. Duży od razu by go zwolnił, albo co gorsza, znał ludzi, którzy pozbyli by się go raz na zawsze. Zadzwonił by najpierw do Przemka, szefa ochrony i to jego powiadomił radząc się co dalej. Jego wzrok powoli wodził za informacjami przemieszczającymi się na małym ekraniku dość prymitywnej noki, która posłusznie wykonywała polecenia wydane przez jego prawy kciuk. Na chwilę uniósł wzrok, by powrócić do telefonu. Ponownie spojrzał wyżej, tym razem na dłużej, a to co chciał właśnie zrobić uleciało w niepamięć. Przez park szła kobieta. Co prawda miała okulary i szal, ale to musiała być ona! Rzucił telefon na siedzenie pasażera i opierając dłonie na kierownicy zaczął spokojnie jej się przyglądać. - Który blok wybierzesz? – Wyszeptał nie odrywając od niej wzroku. – Mój – dodał po chwili. To był wystarczający impuls aby wysiąść. Stanowczo i dość szybko ruszył w drogę powrotną ku klatce schodowej, gdzie jeszcze przed chwilą spotkał się z głębokim rozczarowaniem. Musiał zdążyć nim kobieta schowa się w środku. * * * Ula szukała właśnie kluczy w swojej torebce. - Gdzie byłaś ptaszyno? – Usłyszała gruby głos lekko przyćmiewany w jej uszach szumem wiatru. Dotąd chłód cienia zdawał się być przyjemny, lecz dopiero teraz przeszedł ją zimny dreszcz. „Zaczęło się” – pomyślała – „gra”. Kobieta z uśmiechem odwróciła się do niego porzucając szukanie kluczy. Chwyciła się prawą dłonią za gardło i przesadnie chrypiąc powiedziała: - Martwicie się? - Nie żartuj! – Złapał ją za przegub ręki, którą trzymała obolałe gardło. – Gdzie byłaś? - U lekarza. Nie widać? – Uniosła zakupione w aptece leki trzymane w lewej dłoni. Mężczyzna zerknął na torebkę po czym nieznacznie otrząsnął się. Dość niechętnie puścił jej nadgarstek. - Miałaś wszędzie brać telefon… - dodał stanowczo. - U lekarza na nic by mi się nie zdał. – Nadal charczała. – Mam wolne. - Uważaj sobie. – Tym razem nerwowo złapał ją za przedramię. Naparł także resztą ciała niemal przypierając ją do drzwi. - Nie ucieknę… - Powiedziała. On bez słowa odstąpił. Spojrzał na nią, a potem odruchowo na zbliżającą się z oddali grupkę dzieci wracających ze szkoły. Milcząc, odwrócił się i wrócił na chodnik zmierzając do samochodu. Przez chwilę mu się przyglądała. Miał mokasyny, czarne spodnie, w pasie opięte brązowym, skórzanym paskiem oraz nijaką, szarą koszulę, która zmieniała odcienie w zależności od tego czy słońce padało bezpośrednio na jego postać czy też akurat krył się skrawkiem w cieniu drzewa. - Kolejny byczek naładowany testosteronem. – Mruknęła cicho widząc jego dość muskularną sylwetkę, kołyszącą się niczym wahadło przy każdym jego kroku. Powróciła do poszukiwania kluczy, a kiedy tylko je znalazła ukryła się w swoim ciasnym, małym mieszkanku. Odetchnęła dopiero wtedy, kiedy bezpiecznie zamknęła za sobą drzwi. Oparła się o nie zaraz po wejściu głęboko wzdychając. - Oby to się szybko skończyło. 18 Tomek nie liczył na nadzieję, że Ula wykona jego polecenia. Po prostu był tego pewien od pierwszej chwili, kiedy tłumacząc jej wszystko spojrzał na jej twarz. I choć jego dar działał zwykle automatycznie, tym razem wyhamował i pozwolił mu spojrzeć na nią z nadzieją i po raz pierwszy z chęcią wpłynięcia na jej działanie. To, że wcześniej mówił, a raczej doradzał jej, robił z czystej troski. Teraz czuł, że wynika z tego coś na d czym nie potrafił zapanować. Ona bezgranicznie mu ufała. Obcej osobie, choć znała go zaledwie dwie doby. Wiedząc jaka będzie tym wszystkim przejęta, a jednocześnie będąc przekonanym o tym, że postara się zrobić wszystko by sprostać powierzonym jej przez niego zadaniom wręczył jej karteczkę z instrukcjami. Następnie wsiadła do taksówki i odjechała Od tej chwili była obiektem w stanie bezwładności. Powrót do Konina zajmie jej co najmniej godzinę. W tym czasie on musiał przesunąć kilka pionków w tej grze i zwiększyć ich szansę na wygraną. * * * Nie minął nawet kwadrans, kiedy ponownie pojawił się na komendzie głównej policji w Poznaniu. Tym razem na dyżurce siedział łysy i dość szczupły policjant o piwnych oczach. Kiedy Tomek wszedł do środka, ocenił go swoim spojrzeniem. Policjant również to zrobił. „Komendant mówił, że mam się dziś spodziewać kogoś takiego” – pomyślał wstając z miejsca. - Dzień dobry. – Powiedział Tomasz. - Pan do komendanta, prawda? – Upewnił się policjant. – Uprzedzono mnie o tym. - To prawda. – Tomek był mile zaskoczony. Nie tyle decyzją komendanta, co zdolnością szybkiego łączenia faktów przez policjanta. Czyżby i on miał dar? – Przemknęło mu przez myśl. - Zapraszam. – Ponowił policjant wychodząc zza dyżurki. – Tędy. Pamiętał drogę, mimo to pozwolił się prowadzić. Obaj stanęli przed drzwiami. Policjant zapukał po czym wszedł bezszelestnie do gabinetu. Po chwili wyłonił się i otworzył drzwi na szerz aby Tomek mógł swobodnie wejść. Minęło dwadzieścia pięć minut od wyjazdu Uli. * * * - Zapraszam pana. – Odezwał się komendant. Machnął przy tym dłonią, a policjant, który przyprowadził Tomka wyszedł, zapewne powracając na dyżurkę. – Proszę usiąść. - Dziękuję. – Usiadł - Mniemam, że spotkał się pan ze swoją przyjaciółką. - Oczywiście – potwierdził – ma smykałkę do szczegółów. – Powiedział z uśmiechem. Tomek podniósł swoją teczkę z podłogi po czym wyjął z niej kartkę, którą Ula tak szczegółowo wypełniła w knajpie Miszczuka. Położył ją na biurku i przesunął w kierunku komendanta. Ten obrócił ją i przyjrzał jej się z bliska powoli otwierając szeroko oczy. Tego się nie spodziewał. - Chodzi o Dużego Tima?! – Zdumiał się. - Kto to? – Zapytał Tomek, chociaż znał odpowiedź. Komendant Nawrocki miał ją wypisaną na twarzy. Mimo to pozwolił mu mówić. - Wszyscy sutenerzy o nim wspominali. Mimo to, żaden nie potrafił wskazać jego meliny. Skacze po całym województwie, z miasta do miasta. - Sprytnie. – Odpowiedział Tomek. – Jest cwany. - Nie całkiem. – Odpowiedział mu komendant i spojrzał wprost na niego. Ten od razu przechwycił jego myśli. - Nie wpadł na to, że może wsypać go któraś z dziewczyn. – Dokończył za policjanta. - Właśnie. Świetnie się rozumiemy. - Więc co teraz? - Muszę zadzwonić do odpowiednich służb. Na chwilę przerwał spoglądając na kartkę. – Czy te informacje są w stu procentach wiarygodne? - Z pewnością. Potwierdził mężczyzna. – Kobieta, która mi je przekazała, jest naszą sojuszniczką i ma całe zapuchnięte i posiniaczone gardło. Nie zmyśliła tego. – Komendant z powagą spojrzał na niego ważąc słowa. - Wierzę panu, chociaż musze ostrzec, że za kłamstwo w tej kwestii grozi panu więzienie i raczej zdaje sobie pan z tego sprawę. Teraz jednak musze pana wyprosić. Kiedy skończę rozmowę, wszystko panu przekażę. - Rozumiem. – Tomek wstał przyglądając się przez chwilę jak policjant sięga po umieszczony na biurku telefon i przykłada jego słuchawkę do ucha. Raz jeszcze rzucił okiem na komendanta zamykając za sobą drzwi grubego, dębowego drewna zapewne wewnętrznie zbrojonego przeciw strzałom z broni palnej. Nim zamek za nim szczęknął, usłyszał: - Pani Tereso, proszę połączyć mnie z jednostką specjalną… Szczęk zamka i zapadła cisza. Drzwi były dźwiękoszczelne i piękne, dzięki kontrastującym z ciemną powłoką jasnymi słojami drzewa. Przypomniał mu się las. Tam pierwszy raz ją zobaczył… Spojrzał na zegarek. Ula właśnie wchodziła do apteki… * * * Po niecałych pięciu minutach policjant znów zaprosił mężczyznę do gabinetu. Tomasz usiadł ponownie na wskazanym mu dłonią krześle. - Porozumiałem się z jednostka specjalną – poinformował – akcja odbędzie się jutro. - Szybko. – Szczerze zdziwił się Tomasz. - Wszystko ze względu na pana zastrzeżenie co do prawdziwości informacji. Składa się na to także dotychczasowa nieuchwytność podejrzanego. Dzięki tym informacjom mają z głowy dużą część rozpoznania. - Co więc jest spodziewane podczas akcji? – Widział to jednak w wyrazie twarzy komendanta. „Wszystko” – mówiła jego kamienna twarz. – O której rozpocznie się akcja? – Zmienił taktykę. - Prawdopodobnie koło południa – poinformował go. – Wszyscy jego ludzie wrócą z terenu. Dziewczęta będą bezpieczne poza budynkiem i pewnie dowiedzą się o akcji jako ostatnie. – Tomaszowi nieco ulżyło. - Więc nic im nie zagraża? - Prawdopodobnie. Nie przewidzimy wszystkiego. - To zrozumiałe… - Uważam jednak, że nie ma pan powodów do zmartwień o przyjaciółkę. - Oby plan się powiódł. 19 Kiedy tylko Ula zdołała uspokoić nieregularny rytm bicia swojego serca, stojąc przy otwartym oknie, stwierdziła, że jest ktoś kto powinien dowiedzieć się o tym, że jego przypuszczenia się sprawdziły. Poszła do salonu, gdzie na kanapie zostawiła swoją torebkę. Wyjęła z niej telefon i bez wahania wybrała ostatni numer. * * * Ciche wibracje skrytego w marynarce telefonu komórkowego od razu przywróciły Tomasza do przytomnego myślenia. Spodziewał się telefonu. Co prawda, nie aż tak prędko. Wsiadł on właśnie do swojego samochodu pozostawionego pod posterunkiem. Wszystko co miało nastąpić jutro zostało zaplanowane. Dźwięki wyłączone były na wypadek, gdyby ktoś zadzwonił do niego podczas narady z komendantem. Teraz ponownie w jego nozdrzach zadomowił się przyjemny zapach wnętrza jego niemal nowego auta, który pogrążał go w letargu wspomnień związanych z jazdą… - Ula… - Wyrwało się z jego ust kiedy tylko poczuł ożywienie komórki. Od razu sięgnął po telefon. – Słucham? - Miałeś rację. – Wydyszała do słuchawki. - Czekali? - Tak. Myślę, że dał się nabrać na leki. - Dobra nasza. - Co powiedzieli na policji? – Zapytała go. - Wszystko odbędzie się jutro. Jeśli tylko możesz, przedłuż sobie „urlop”. - Jeżeli tylko to będzie możliwe. – Odpowiedziała po lekkim zamyśleniu. – Co z tobą? - Przenosze się na miejsce. – Serce jej zadrżało. – Ale spotkamy się dopiero po wszystkim. Tak będzie bezpieczniej. - Dobrze. - Wszystko będzie dobrze Ulu. – Nie odpowiedziała. – Jesteś tam? – Zapytał, po chwili niemal słysząc jej urywany oddech. Przez chwilę wziął to za szum wiatru, ale to naprawdę była ona. - Dziękuję. – Wyszeptała. - Nie musisz. Wytrzymaj do jutra. - Dobrze. - Pa. - Pa. – Odpowiedziała. Tomasz niechętnie rozłączył się. Nie chciał niepotrzebnie jej stresować. Jutro wszystko musi się udać. To będzie koniec. Happy End. Ponownie wpadł w letarg, tym razem z telefonem w dłoni. * * * Ula odłożyła telefon na komodę. Oparła się o ścianę i zjechała po niej na podłogę. Nogi ugięły się samoistnie. Nie było jej niedobrze. Mimo to czuła lekkie zawroty głowy. Usiadła obejmując swoje podkurczone kolana. Zaczęła płakać. Nie była pewna, czy to łzy szczęścia czy też smutku. Pewien ciężar jej duszy uleciał. Nadal trzymał się jej serca i umysłu cienką nitką. Jutro jednak całkiem zamierzała się od niego odciąć. Wystarczyło poczekać, dotrwać do chwili prawdy. 20 Nieco ponad dwie godziny później, ochrona zbierała się już do wyjazdu po pozostawione przy drogach dziewczęta. Wszystko było normalnie. Interes za interesem, pieniądze, czasami większe lub mniejsze, nadal płynęły do ich działalności. Cos jednak bardzo mocno go nurtowało. Chodził teraz po swoim gabinecie z dziwnie nienaturalnym niepokojem. Dręczyła go jedna dość niepozorna myśl: - Skąd ta mała wzięła tyle kasy? – Sam sobie zadawał to pytanie. Znał jej wersję oraz potwierdzenie Tiny. Samochód, czarne audi. Pozornie zwykły klient, ale co takiego nadzwyczajnego mogła zrobić skoro zarobiła aż tyle? Hojność?! Głupota czy też desperacja? Nie był w stanie określić co też mogło spowodować takie zachowanie hojnego kasiastego bankiera czy też innego idioty. Opłacało się to wyłącznie Dużemu – stwierdzał to z uśmiechem. Wątpił jednak aby kiedykolwiek powtórzyła się chociaż trochę podobna sytuacja z inną z jego dziewcząt. * * * Robert siedział w małym gabinecie ochrony, które było doskonałym miejscem do obijania się. W razie kłopotów mógł powiedzieć, że po prostu sprawdza coś na komputerze. Do drzwi zapukał nie kto inny jak jego szef. Przemek szybko ocenił sytuację jedynie jednym spojrzeniem. - Co tutaj robisz? - Sprawdzam monitoring. – Odpowiedział nieco zmieszany. - Za kogo mnie masz?! – Odpowiedział oburzony Przemek. – Oprócz nas i szefa nie ma w budynku nikogo. – Robert zaczął przewracać zdając sobie sprawę ze swej głupoty i nierozmyślności. – Lepiej powiedz mi, że byłeś sprawdzić naszą „kurkę”. - Byłem. - Masz szczęście. – Wymierzył w niego palcem. – I była w domu? - Nie mogłem się do niej dodzwonić, telefon był w domu. Złapałem ja przed blokiem kiedy wracała z apteki. - Nie zabrała telefonu ze sobą? - Mówiła, że zapomniała. – Skłamał. Nie chciał żeby szef nagle stwierdził, że nie nadaje się on do takiej roboty. Przemilczał to, jak go potraktowała. - Cóż. Zdarza się każdemu, albo coś kombinuje. – Dodał po chwili. - Jest nowa. - Właśnie, jutro ma przyjść do pracy. Żadnych wymówek. – Znów pogroził mu palcem. Szybko zerknął jednak na zegarek. – Spóźnię się. – Odwrócił się w drzwiach. – A, i jutro pojedziesz popilnować dziewczyn. - Jak to? Co powie… - Nic nie powie! – Warknął Przemek. – To ja wami zarządzam! Ty natomiast nie będziesz tutaj leżał, kiedy wszyscy inni robią co tylko szef i ja im powiemy. – Robert mruknął tylko niezrozumiale pod nosem. – Co mówiłeś? - Zgoda! Jadę. - Mądrze. Powiedz Tinie, żeby zadzwoniła do nowej. - Oczywiście. – Przemek wyszedł. Nieco oburzony, Robert zarzucił nogi na blat biurka tuż obok laptopa. - Też coś… Dajki same sobie nie dadzą rady? Ja mam im jeszcze zdejmować majtki przed klientelą? - Nie dość, że musiał jechać i czekać na tę sukę, teraz i tak dostał za to burę. Czasami miał wątpliwości co do tego, kto powinien być szefem ochrony. Nabrał strasznej ochoty na papierosa. Zapalił by, gdyby Duży nie zabronił im tego w całym budynku. Zbyt bal się Dużego Tima by sprzeciwić się Przemkowi. Wszelkie uwagi, po raz kolejny postanowił zachować wyłącznie dla siebie. * * * Duży Tim w dość krótkim czasie doszedł do podobnych wniosków. Nowa, chora czy też nie, powinna jak najszybciej wrócić do pracy. W gruncie rzeczy, gardło i tak nie było jej potrzebne do wykonywania tego zawodu. Chyba, że to klient sobie tego życzył. To były by jedyne warunki. Niezwłocznie zamierzał poinformować o tym Przemka kiedy wejdzie do niego z dziewczynami. Teraz usiadł w fotelu za swoim biurkiem. Przeglądał nieruchomości na sprzedaż planując kolejne transakcje. Starał się nie myśleć o niepokojącej go sytuacji. Lewa ręka, leząca na blacie biurka drgała mu nerwowo. Szybko przerodziło się to w rytmiczny stukot palców. Wszystko było lepsze niż brak kontroli nad samym sobą, niż brak kontroli nad czymkolwiek. To jedna z jego maksym. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że właśnie jej brak podświadomie powodował jego niepokój. Brak kontroli nad kimś, kto tak naprawdę nie znaczył dla niego nic. W sprzyjających ku temu sytuacjach mógł też znaczyć dla niego fortunę. Zwykle wolał jednak pozostać przy myśleniu „nic”. 21 Dochodziła dziewiętnasta. Któż sprawdzał by to dokładnie. Tomka też to obecnie nie obchodziło. To jutrzejszy dzień będzie naprawdę ważny. Liczy się tylko to, aby zdążył dość szybko zasnąć, a rano wstać. Czy mógł zaufać policji? Przecież ten gang mógł mieć tam wtyki. Niestety nie miał wyboru. Dlatego powiadomił centralę województwa, a nie jakiś podrzędny posterunek w Koninie. Któryś z tych na miejscu na pewno mógł być skorumpowany. Mężczyzna wchodził teraz do jednego z małych pensjonatów znajdujących się obok starego rynku Konina. Zapłacił za nocleg do rana. Nie zamierzał nikogo zapraszać, przebywać tu dłużej niż byłoby to konieczne. Jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, jutro zabiera stąd Ulę i znikną dla tych ludzi bez śladu. Pokój, w którym się zakwaterował, nie był szczytem luksusu. Elegancja stonowana prostotą oraz ceną. Sto złotych to nie dość wygórowana cena. W pokoju stało dość duże, niemal małżeńskie łoże z szafkami nocnymi po obu stronach. Naprzeciw znajdowała się komoda, na której stał mały telewizor – jego akurat nie potrzebował. Zaraz przy wejściu stała szafa, a tuż za nią, w kącie stolik oraz dwa krzesła wykonane z drewna o podobnej fakturze. To tam skierował się najpierw. Położył teczkę na stoliku, następnie podszedł do okna i zerknąwszy ukradkiem na brukowany, oświetlony wieczorem rynek przysłonił zasłony. Cofnął się do szafy i wyjął z niego wieszak, na który powędrowała marynarka, która niedawno miał na sobie. Reszta ubrania powędrowała na krzesło obok stolika. Telefon komórkowy obok teczki. Na koniec okrył się ręcznikiem i ruszył do łazienki, której drzwi znajdowały się tuż obok tych wejściowych. Te pierwsze, w celu uniknięcia pomyłki były białe, z małym, szklanym okienkiem, umieszczone w niepozornej wnęce. Co by było gdyby któryś z szanownych gości wyszedł na korytarz w samym ręczniku? Zapewne nic. Tomasz podejrzewał, że nie jeden już tak postąpił, a jeszcze kilku po nim także się pomyli. * * * Ula także powoli zbierała się do snu. Jak do tej pory podejrzewała, że jutrzejszy dzień także będzie wolny od nietypowej pracy i ominie ją cała ta szalona akcja policji. Była tym nieco poddenerwowana. Od jutrzejszego dnia zależało jej być albo nie być. Jak mogła dać się namówić na taką pracę? Kiedy przypomniała sobie, że zrobiła to z własnej woli, miała ochotę niemal zapaść się pod ziemię. Na szczęście nie odmówiono jej pomocy. Pomoc wręcz sama do niej przyszła. W obecnej chwili bezwiednie zmieniała kanały w telewizorze zastanawiając się nad tym wszystkim i czekając na sen. Tę chwilę zadumy przerwał jej sygnał wiadomości telefonu. Ula uśmiechnęła się i wstała z łóżka. Wtedy dotarło do niej. „ Który to telefon?” Nie był to sygnał starej noki, która nie posiadała nawet kolorowego wyświetlacza. To ją właśnie kupiła aby uniknąć podsłuchu. Odezwał się jej „służbowy” telefon. Na szczęście nie był to nieprzerwany sygnał połączenia, a krótki komunikat o wiadomości sms. Nadawcą była „Tina”. Tylko jej numer posiadała. Co nie znaczyło, że ochrona lub tez sam Duży Tim także go nie posiadał. Nerwowo odczytała sms: „OD: Tina Cześć słodziutka, mam nadzieję, Że się już wyleczyłaś oraz, że Tęskniłaś. Jutro wracasz do pracy;) P.S Jeśli będziesz udawała, że nie odczytałaś Wiadomości i tak ktoś po ciebie przyjedzie. Tina” Ula zadrżała. * * * Tomasz właśnie wychodził spod prysznica kiedy w małym pokoju usłyszał dźwięk połączenia zmieszany z wibracjami swojej komórki, która nieubłagalnie zbliżała się do krawędzi stolika. Raz na trzy sekundy telefon ożywał i osuwał się na bok. W chwili kiedy miała już upaść, Tomek chwycił ją i odebrał. - Słucham. - Jutro mam wracać do pracy. - Nic się nie dało zrobić? - Nie dali mi wyboru. Aż do tej pory siedziałam cicho z nadzieją na to, że o mnie zapomnieli. - Nie zapomnieli. – Odpowiedział jej. - Właśnie. Tina napisała mi, że jeśli będę udawała, że nie dostałam tej wiadomości… - urwała na chwilę nerwowo - …to i tak ktoś po mnie przyjedzie. – Tomek pomyślał chwilę. Zamknął i potarł powieki swoich oczu. - Niewykluczone, że mają wgląd we wszystkie twoje połączenia. – Zaczął. - Jak to…? - W internecie są proste programy. Mogą cię namierzyć, wyłapać numery i czas rozmowy, odczytać sms. - Ale ja do ciebie dzwoniłam. – Zrobiło się jej nieco zimno. - Wiem. Używaj tego telefonu tylko wtedy kiedy musisz. - Dobrze. - Jutro cię zabieram… - Postanowił zdecydowanie - Ale… - Zaszokowało ją. - Zdecydowałem Ulu. Przemyć jakoś telefon. Jak tylko dowiesz się gdzie cię wiozą, daj mi znać. Telefon zniszcz, wyrzuć, obojętne. Przyjadę! - Jesteś pewien? - Policji też nie mogę ufać całkowicie. Jeśli będzie trzeba, zabiorę tylko ciebie. – Postanowiła się nie opierać - Będę czekać. - Graj dobrze swoją rolę. – Dopowiedział niemal wesołym tonem - Mam wybór? 22 Budzik zadzwonił równo o godzinie szóstej rano. Tomek wstał spokojnie wyłączając go. Rozbudził się niemal natychmiast. Udało mu się zasnąć dopiero nad ranem, mimo to wyspał się. - Pstryk. – Powiedział wyłączając dzwoniący telefon. Rozpoczął się ostatni etap gry. – Ostateczna rozgrywka. Wszystkie pionki rozstawione, zegar ruszył. Prawdopodobnie Duży był przygotowany na taką ewentualność. Jego przeciwnik z pewnością obrał kilka wyjść awaryjnych na wypadek ataku policji albo ucieczki dziewczyny. Najbardziej liczył się teraz element zaskoczenia. - Twój ruch Duży Timie. – Powiedział deweloper stawiając stopy na podłodze. * * * Ula czekała punktualnie o siódmej rano w jednym z pokoi kamienicy szefostwa. Wraz z nią siedziała cała reszta dziewcząt, które dwa dni wcześniej były świadkami ograbienia jej z zarobionych pieniędzy. Pośród nich, w najwygodniejszym fotelu siedziała także Tina. Przyglądała się swoim towarzyszkom zza trzymanego przed sobą pisemka dla pań. W pewnym momencie odłożyła je i podeszła do Uli. - Nabrało nieco koloru. – Powiedziała oglądając jej szyję. - To prr..awda. – Ula udawała lekko obolałą, kiedy Tina unosząc jej podbródek zaczęła oglądać szyję. - Słyszałam, że byłaś u lekarza. – Powiedziała z uśmiechem, bacznie jednak mierząc młodą kobietę wzrokiem. Starała się wychwycić jakąkolwiek oznakę zdenerwowania lub jawne kłamstwo. - Tak – potwierdziła. - Damy na to trochę fluidu i pudru. Nie będzie już tak strasznie. – Kobieta uśmiechnęła się do niej z fałszywą troską. Kilka minut potem, wszystkie po raz kolejny zawitały w garderobie. Żadna z kobiet, nawet Tina, która liczyła się ze specjalnymi względami ochrony oraz szefa, nie miały zbyt radosnej miny. Większość z nich była zrezygnowana i pozbawiona życia. Ich wnętrze także nie prezentowało by innego obrazu. Jedna z kobiet tliła w sobie jednak maleńki płomyk nadziei chowając w swojej torebce starą komórkę. - Daj, umalujemy to… - Tina znów ją zaskoczyła. Ula ledwie zdążyła ukryć telefon. - Uhmn. – Odmruknęła jak gdyby nigdy nic i odwróciła się unosząc głowę. Tina zabrała się do roboty. Podobała jej się dzisiejsza uległość nowej dziewczyny. Podejrzewała, że ta pogodziła się z losem. Chociaż im bardziej starała się jej w to uwierzyć, tym bardziej wewnętrznie czuła, że nie powinna jej ufać. Z kolei Ula nigdy nie sądziła, że będzie Tinie wdzięczna, jednak po ukończonej charakteryzacji byłaby zmuszona to uczynić. Siniec niemal całkowicie zniknął. 23 - Są gotowe? – Duży Tim zapytał Przemka wchodzącego do jego gabinetu. - Tak. Nowa też jest. - To dobrze. Wprowadź je, szybka pogadanka i niech jadą. - Tak jest. – Odwrócił się do wyjścia. – Szefie… - O co chodzi? – Tim zerknął na niego zza biurka. - Wyślę dziś Roberta, żeby popilnował dziewczyn. - Masz jakieś podejrzenia? – Mężczyzna zaciekawił się. - Nie o to chodzi. – Ochroniarz uśmiechnął się niepewnie. - Słucham… - Powiedział Tim wstając. - Chcę żeby zrobił coś więcej niż tylko siedzenie tutaj. - Jego szef od razu pojął, że podwładny się obija. Machnął zezwalająco ręką. - Rób jak uważasz. To twój człowiek. * * * Tomasz już dawno wymeldował się z pokoju. Portier zrobił jedynie nieco zaskoczony wyraz twarzy. Starał się zachęcić go do pozostania chociażby do śniadania. - Mamy świetny bufet – proponował młody chłopak. - Nie, dziękuję za śniadania. Spieszę się. – Skłamał. Ukradkiem na twarzy chłopaka dojrzał silne staranie. Nadrzędna chęć, która nakłaniała go do działania. „Nie dostanę premii” – handlowiec nie potrzebował więcej informacji. Zamarkował następne działanie. Odwrócił się do wyjścia docierając niemal do drzwi by cofnąć się ponownie do portiera. - Czy w bufecie macie dobrą kawę? – Chłopak na chwile się zmieszał. - Osobiście, nie pijam, ale nasi goście ją sobie zachwalają. – Odpowiedział młodzieniec. - Dziękuję. Zatem skorzystam – dodał. – Pewnie studiujesz? - Tak proszę pana. – Odpowiedział przyglądając się jak jego gość wyjmuje portfel. - To napiwek. – Wręczył chłopakowi pięćdziesiąt złotych. – Z pewnością ci się na coś przydadzą. – Ten niepewnie wziął pieniądze. - Bardzo dziękuję. – Uśmiechnął się do Tomasza. – Bufet jest na prawo. - To ja dziękuję za obsługę. – Odpowiedział mu kierując się do małego bufetu. Usiadł przy jednym ze stolików zerkając na stojący obok okna zegar wahadłowy. Dochodziła siódma dziesięć. „Tik tak” – pomyślał. 24 Około ósmej rano, wszystkie kobiety siedziały już w autach, którymi miały pojechać do miejsc pracy. Aby nie stwarzać powodów do podejrzeń, kobiety nigdy nie jechały wynajętym czy też kupionym przez Dużego mikrobusem. Swojego czasu nawet to rozważał, jednak taki pojazd wjeżdżający do lasu… To nie mogło się udać. Policja zbyt szybko zainteresowała by się takim pojazdem. Każdego dnia z kamienicy wyjeżdżało dziesięć samochodów osobowych. Wyjeżdżały dwójkami. Każda o innej porze, każda z kompletem pasażerów. Kierowca – jeden z ochroniarzy oraz dziewczęta. Ula nie bez powodu trafiła do samochodu, którym kierował Robert. Mężczyzna starał się nie zwracać na nią uwagi. Obok niego, z przodu, usiadła Tina. Z tyłu natomiast Ula, Rosjanka oraz inna Polka, z która jak dotąd nigdy jeszcze nie zamieniła ani słowa. Dziś ubrana była w leginsy w panterkę oraz koszulkę na ramiączka, która swa biela kontrastowała z ciemną dżinsową kurtką. Póki co, nie zaprzątała sobie głowy przyszłymi wydarzeniami. Martwiło ją obecnie tylko to czy będzie mogła stanąć w cieniu. Słońce już teraz dawało się we znaki. 25 Kapitan ekipy antyterrorystycznej, emerytowany wojskowy Ryszard S… właśnie przekazywał informacje wszystkim ekipom mającym wziąć udział w przechwyceniu grupy przestępczej. - Panowie! Mamy informacje o tym, że póki co, budynek nie jest strzeżony. Obserwujemy go. Potwierdziły się informacje, które przekazano nam z komendy głównej. – Wśród ludzi wzrosło poruszenie. – Podobno jedna z kobiet pracująca dla grupy wydała informacje. Mamy już wszystko. Oto lokalizacja. - Dość tęgi mężczyzna wskazał na mapie lokalizację budynku. - Rano ludzie wywieźli stamtąd kobiety, które się prostytuują zarabiając podstawowe środki utrzymania grupy. Potwierdziliśmy także tożsamość kilku ochroniarzy bandziora. - Kiedy uderzamy?! – Odezwał się głos z tłumu. - Dostaliśmy informacje, że około południa wszyscy ludzie powracają z terenu, wcześniej rozwożąc dziewczęta po okolicy. Uderzamy po ich powrocie aby złapać wszystkich! Resztę informacji otrzymacie podczas drogi. Przekażą je wam dowódcy poszczególnych oddziałów. Wszystko jasne?! - Tak jest! – Odpowiedzieli chórem zebrani. Wyszli z małego pomieszczenia. Nagle zapaliło się światło, które wcześniej oświetlało jedynie mównicę. Zegar tykał. 26 Ula szybko zorientowała się, że auto zmierza w dokładnie tym samym kierunku, gdzie pracowała ostatnio. Niewykluczone, że dziewczyny dnia poprzedniego pracowały w innym miejscu, teraz jednak nie było powodu się nad tym zastanawiać. Ukradkiem sięgnęła po telefon komórkowy ukryty w swojej małej torebce. Patrzyła uważnie na kobiety siedzące obok niej. Każda z nich pogrążona była we własnych myślach. To jej szansa! Wiadomość musiała być krótka i zwięzła. Cicho wciskała klawisze telefonu, który jak na złość zdawał się robić niewiarygodny hałas. Spojrzała na nią jedna z dziewcząt robiąc przy tym nie mało zdziwiona minę. Za chwilę dołączyła do niej i druga. Każda z nich korzystała z tego samego modelu telefonu, które „podarował” im Przemek. Miały korzystać tylko z nich! Ula nie kryła się przy nich z tym, że nie słuchała zaleceń. - Sza… - Cicho szepnęła Ula. – Dziewczyny kiwnęły głowami. Druga Polka patrząc na Ulę, przerwała ciszę w aucie. Jej serce zamarło w przekonaniu iż kobieta zamierza ją wydać. - Strasznie tu duszno. Czy można uchylić nieco okno? – Robert podejrzliwie spojrzał w lusterko wsteczne. - Skoro to konieczne. Tylko żadnych numerów! - Dziękuję. – Odpowiedziała tamta niepewnie. Uli kamień spadł z serca. Nie wiedziała nawet jak pozbyć się telefonu. Teraz wszystko było jasne. - Z której strony? – Zapytał mężczyzna. Szyby w aucie otwierały się elektrycznie. Do panelu dostęp mieli tylko on i Tina. Polka spojrzała na Ulę. Ta skończyła właśnie pisać i kiwnęła porozumiewawczo głową. - Od strony Uli. Tylko niezbyt mocno. - To oczywiste. – Dodała siedząca z przodu kobieta. – Bo jeszcze wszystkie wyfruniecie. - Racja. – Robert uśmiechnął się, odwracając do niej głowę. Okno chwilę drżało po czym opuściło się nieco. Kobieta spojrzeniem porównywała to z grubością telefonu trzymanego w dłoniach. - Jeszcze troszkę… - Szepnęła bezgłośnie. - ale minimalnie więcej. – Odpowiedział mężczyzna. Szyba obniżyła się. Ula szybkim ruchem wyrzuciła telefon. Jechali zbyt szybko, aby cokolwiek usłyszeć. Kobieta z łzą w oku i ulgą na sercu spojrzała na koleżanki obok niej. Polka kiwnęła do niej patrząc ze zrozumieniem. * * * Wbrew swoim własnym przewidywaniom, Tomasz skusił się także i na kawałek ciasta. Jadł je i bez wyrażania zbędnych emocji wpatrywał się w zegar naprzeciw niego. Czekał… Być może Uli nie uda się wysłać wiadomości. Albo złapią ją na gorącym uczynku. Tego najbardziej się obawiał. Zbyt wiele zależało od niej samej. Wierzył jednak w jej pragnienie wolności. Musiał wierzyć w to, że wszystko potoczy się tak jak to sobie zaplanowali. Niezmącona niczym ciszę, która co jakiś czas przerywało jedynie uderzenie małego widelczyka o talerzyk zaburzył sygnał wiadomości jego telefonu. Ów widelczyk był właśnie wpół drogi do ust Tomasza kiedy nagle stanął w bezruchu przed samymi ustami. - Wysłała – pomyślał z ulgą. Wolno odłożył sztuciec z kawałkiem ciasta na talerzyk i sięgnął po swoja komórkę. Wyświetlony komunikat potwierdził jedynie jego przypuszczenie. Wiadomość była od Uli: „Bez zmian, 92 , las” Tyle wystarczyło. Niczego więcej nie oczekiwał. Spojrzał ponownie na zegar ścienny. Dochodziła ósma dwadzieścia siedem. Dużo za wcześnie. Musi skoordynować swoje działania z Policją. Pozostaje czekać… Ile tak wytrzyma? I co zrobi z myślami i tą silną porcją emocji? Ma dobre dwie godziny zanim powinien wyruszyć w drogę. Nie mógł tego zrobić od razu. Pogorszył by tylko sprawę. Mają namiary na Ulę, wiedzą pewnie też gdzie mieszkają jej rodzice. Tylko on jest tu czarnym koniem, który co najwyżej może przeszkodzić wyłącznie na krótka chwile nim go zabiją. - Boże… - olśniło go. – Nie mam broni. Jak mógłby działać dalej, będąc narażonym jedynie na śmierć bez jakiejkolwiek wizji powodzenia? Obrał już następny cel. 27 Pół godziny później, wszystkie kobiety stały w wyznaczonych im miejscach. Robert zaparkował swoje auto we wjeździe do lasu, w dość sporej odległości. Aby nie płoszyć klientów. Uchylił drzwi swojego wolvo i w miłym chłodzie, który koło południa miał być dla niego dosłownie zbawieniem, palił papierosa. Przez przednią szybę obserwował dwie kobiety stojące na tle drogi, po której raz po raz przemykały samochody. Były to Tina i Ula. Zdaje się, że nikt poza nim nie podejrzewał jej o żadne skryte zamiary. Oczywiście mógłby to udowodnić, ale musiał by przyznać się do swojego nieprofesjonalnego zachowania i tego jak go potraktowała. Mógłby stracić pracę albo jeszcze gorzej. Jeżeli jego podejrzenia są słuszne, prędzej czy później sama się potknie. Jeśli los będzie chciał, że będzie miało to nastąpić choćby dzisiaj, będzie miał szansę się wykazać. W gruncie rzeczy była to dość pozytywna perspektywa przebywania tutaj. Żar sięgnął już filtra. Zgasił peta w popielniczce. Skierował dłoń po paczkę, chwilę wahał się przed wzięciem kolejnego papierosa. Nałóg jednak wygrał. - Ten ostatni. – Przekonywał samego siebie. Chcąc nie chcąc, musiał ograniczyć palenie. Albo teraz albo potem będzie musiał wytrzymać bez nich. W tym tempie spali jednak pozostałe dwanaście papierosów w ciągu półtorej godziny. Z papierosem w dłoni ocenił jednak sytuację. Jeżeli się skończą, nie będzie mógł jechać by kupić nowe. Tina na niego doniesie. Zgasił wypalonego do połowy papierosa i drwiąco włożył go do pozostałych dwunastu. Znów zaczął wpatrywać się w stojące przed nim kobiety. * * * Kiedy żar papierosa zgasł, pod leśną ścieżkę podjechał samochód. Biały mercedes, w którym siedziało dwóch mężczyzn, ubranych raczej wygodnie niż elegancko. Tak oceniła ich Ula. Obie z Tiną zbliżyły się do auta, w którym z każda następną sekundą przycichała muzyka. - Czym możemy służyć? – Zapytała Tina. - Czy obie panie jesteście wolne? – Zapytał siedzący za kierownicą mężczyzna. Miał około czterdziestu lat, lekko przypruszone siwizną włosy i wąsy. Drugi był do niego dość podobny. Możliwe iż był jego synem. Jego włosy były barwy ciemnego blondu w odróżnieniu do siwiejącej czerni barwy włosów kierowcy. Młodszy z nich był nieco zakłopotany. Chociaż wyglądał na nieco po dwudziestce, słabo okazywał pewność siebie. - Zależy ile pan płaci. – Odpowiedziała mu Tina zerkając lekko na Ulę. Gestem ręki przywołała ją bliżej. - Chyba jakoś się dogadamy. – Uśmiechnął się mężczyzna. Wyjął portfel, znajdujący się w tylnej kieszenie jego spodni. Aby to zrobić, musiał nieco unieść biodra ku kierownicy. Po chwili wyjął z niego dwa banknoty dwustuzłotowe. – To na początek. Ula zaczęła się niepokoić. Liczyła na to, że dziś ominą ją te przykre obowiązki. Nadzieja ta cichła z każdą chwilą postoju pod lasem. Teraz, kiedy podjechał ten samochód, zniknęła zupełnie. Po raz pierwszy poczuła się tak bardzo „brudna”. Robiła tak ohydne rzeczy, a mimo to, Tomek się nią zainteresował. Zastanawiała się jedynie nad tym, kiedy po nią przyjedzie. Tej myśli towarzyszyło także pytanie, czy aby zastanie ją stojącą przy drodze. Te rozmyślania przerwał jej głos mężczyzny. Kiedy uniosła wzrok, wręczał on jej towarzyszce pieniądze. Ominęły ja negocjacje. Samochód skierował się powoli we wjazd do lasu. * * * Robert przypatrywał się sytuacji. Nowy, srebrny mercedes wjechał do lasu, w ścieżkę naprzeciw niego. Zaraz za nim, w głąb lasu powędrowały obie kobiety, których pilnował. W aucie siedziało dwóch mężczyzn. Teraz i oni wysiedli z auta. - Całkiem nieźle dziewczęta – skomentował sam do siebie. Machinalnie sięgnął po niedopalonego papierosa. Znów zapalił. 28 Tomek opuścił kolejny ze sklepów sportowych. W żadnym nawet nie pomyślano aby w swej ofercie zamieścić karabinki sportowe. Już w momencie zadawania pytania widział na twarzach ekspedientów szczere zdziwienie graniczące z szaleństwem. Za drugim razem dosłownie usłyszał odpowiedź, która wcześniej wypisała się na twarzy sprzedawcy. - „Oszalał pan?” – Nie zamierzał niczego dodawać. Szkoda, że nie pomyślał o tym dużo wcześniej. Będąc w Poznaniu, nawet czarny rynek byłby dla niego bardziej dostępny. Tutaj niczego nie zdziała. Czuł, że zmarnował jedynie swój czas, którego miał obecnie coraz mniej. Z ponurą miną wsiadł do swojego samochodu. Dalsze szukanie w dozwolonych miejscach nie miało sensu. Zostało zbyt mało czasu. Ale czy broń była mu tak naprawdę potrzebna? Szybko obmyślił za i przeciw. Jeżeli dobrze to rozegra, obejdzie się bez ani jednego wystrzału. Postanowił więc zaryzykować. Spojrzał na zegarek. Dochodziła już dziesiąta. Co jeszcze mógłby zrobić? - Ubiór – zdał sobie nagle sprawę. – Nie wrócimy zbyt szybko, przynajmniej do jej mieszkania. Uruchomił silnik, by po chwili za cel obrać najbliższe centrum handlowe. * * * Wiatr smagał wystawionym zza krawędź budynku karabinem. Należał on do jednego z członków grupy antyterrorystycznej. Do akcji pozostała niespełna godzina. W miniaturowej słuchawce osadzonej wewnątrz jego ucha rozbrzmiał głos dowodzącego. Gruby i stanowczy a jednocześnie bezradny i oczekujący niezbędnej odpowiedzi. - Który to samochód? - Ósmy, powtarzam, ósmy. - Wyjechało dziesięć. Informuj. - Zrozumiałem. – Odchylił głowę od mikrofonu na piersi i znów przylgnął swym wprawnym okiem do lunety karabinu. Obserwował bramę wjazdową do kamienicy , która okalała spore podwórze. Wewnątrz furgonetki zaparkowanej trzy ulice dalej, dowodzący naradzał się z ludźmi. Czas rozpoczęcia akcji był jasno wyznaczony na samo południe, jednak w sprzyjających okolicznościach nie zamierzał czekać na nieprzewidywany przebieg akcji. - Pamiętajcie, mogą być uzbrojeni. - Cywile? – Zapytał jeden z ludzi. Wszyscy wyglądali jak uniwersalni żołnierze okryci kominiarkami. Mieli jasno wytyczone cele. Gotowi niemal na wszystko. - Brak informacji. Kobiety wywieziono. Na wszelki wypadek miejcie oczy szeroko otwarte. – Przerwał mu szum w słuchawce zwiastujący połączenie z obserwującym z dachu otoczenie, snajperem. - Zbliża się dziewiąty wóz szefie. Dziewiątka na miejscu. - Oczekuj dziesiątki – odpowiedział mu. Kierowca odpalił wóz i mrugnął światłami do drugiego auta, zaparkowanego po przeciwnej stronie ulicy. Był w nim drugi oddział ludzi. Drugi kierowca odpowiedział na dany mu sygnał. 29 Wóz numer dziesięć stał spokojnie w leśnej drodze, kilka kilometrów od Konina. Sosnowy las posadzony na hałdach ziemi – pozostałościach wyrobiskowych kopalni odkrywkowej węgla brunatnego. Las ten dawał Robertowi przyjemny cień. Mężczyzna odsunął siedzenie w tył i swobodnie wyprostował nogi. Zdążył się już odprężyć. Tak jak podejrzewał, nie wydarzyło się nic, co byłoby godne jego angażowania się w sytuację. Uczucie, które mówiło mu o tym, że nowicjuszka może cokolwiek kombinować także powoli już przygasało. Widocznie nie zamierzała uciekać, kłamać itp. Był naocznym świadkiem tego jak zarabiała dla jego szefa. Oparł się o fotel zakładając ręce za głowę. Przymknął oczy. Zdawało się, że minęła tylko chwila… * * * Tomek jechał dość spokojnie. Zwalniał przy każdym leśnym odcinku jakby obawiając się, że nagle wyskoczy stamtąd jakieś dzikie zwierzę. Minął już kilka prostytutek ale jak dotąd tylko jedna z nich była polką. Chwile jej się przypatrywał, o ile zerknięcie przez twarz w gląb człowieka można nazwać chwilą. Jej ojciec pił, wykorzystał ją nim poszła do liceum. Tam zaczęła brać narkotyki. Teraz zajęła się tym. Ta historia nie pasowała do obrazu kobiety, którą miał okazję poznać dwa dni wcześniej. W duchu liczył na to, że wraz z lokalizacją, Ula wyśle mu chociaż szczegół, po którym bez trudu będzie mógł ją poznać. Spodziewał się, że dostaną inne ubrania i nie przeliczył się. Ubranie, niemal to samo, które ostatnio widział na Uli, zobaczył teraz na stojącej przy drodze Rosjance. Gdyby nie jego dar, pewnie od razu by zahamował. W ostatniej chwili, zerkając na jej twarz, minął ją stojącą z posępną miną. Był to wyraz twarzy mówiący o podłym oszustwie, które dotknęło ją do samego serca. Zniszczyło ją od środka fałszywymi obietnicami, fałszywą miłością. Potem jak tąpnięcie pojawił się obecny obraz kobiety gotowej na każde możliwe poniżenie, aby tylko dano jej szansę na powrót do domu. Mężczyzna odwrócił wzrok w kierunku drogi. Czas niemal stanął w miejscu. Dostrzegł ją ponad kilometr dalej, tuż przy bocznej leśnej drodze. Niestety nie była sama. Od razu rozpoznał obraz osoby, do której tak bardzo tęsknił. Samotna matka, z nadzieją na szczęście, która w swych wspomnieniach tak mocno wyryła swe spotkanie z nim. Był pewien, że czekała i liczyła na pomoc. To dlatego tak dobrze zachowywała pozory. Nim do niej dojechał, obmyślił cały plan. Gra trwała dalej. 30 Ula stała niemal nieprzytomnie. Dosłownie wyłączyła myślenie pogrążając się w wydarzeniach ostatniej godziny. Znów czuła się brudna. Czekała na przyjazd Tomasza. Była gotowa zrobić i wytrzymać wszystko. Obiecał jej, że przyjedzie iż pewnością to zrobi. Była tego pewna od chwili kiedy usłyszała jego głos w słuchawce. Była tego pewna już podczas ich pierwszego spotkania. Jej myśli wciąż krążyły wokół jego osoby. Słońce niemiłosiernie ją przypiekało. Już dawno zdjęła narzuconą na skąpą koszulkę kurtkę. Mało interesowało ją to, co teraz sobą eksponuje. Dziś pozbawiona peruki, cieszyła się powiewem wiatru, który dodawał jej przytomności. Niestety naturalnie ciemne włosy wspomagały słońce w jego złowieszczym działaniu. Przez chwilę zdawało jej się, że ma halucynacje. * * * Tina miała wrażenie, że dobrze zna samochód, który właśnie się do nich zbliżał. Nie umiała określić dlaczego, ale kierowca choć atrakcyjny nie podobał się jej w żadnym, najmniejszym szczególe. Przez chwile na jego twarzy dostrzegła skupienie po czym momentalnie zamieniło się ono na uśmiech. Kiedy czarne półterenowe audi się przy nich zatrzymało, kierowca z pewnością siebie skierował się wprost do niej. - Witam, czy ta młoda dama u pani boku miałaby dla mnie wolna chwilę? Dotąd prawie nieprzytomna Ula ocknęła się z letargu swoich myśli – doczekała się! Przez chwilę na jej twarzy pojawił się niepewny uśmiech, jednak widząc poważną grę mężczyzny, opanowała drzemiący i grożący natychmiastowym wybuchem, gejzer emocji. Tina spojrzała na Ulę, która wolno zbliżyła się do auta. Zdawało się jej, że jest mocno poruszona, chyba że była to wyłącznie wina słońca. Podobnie zachowywała się podczas obsługiwania poprzednich klientów. - Raczej tak. – Odpowiedziała mu. – Pan płaci, więc i decyduje. Ja też nie mam sobie niczego do zarzucenia. – Dodała nieco figlarnie. - Nie wątpię. – Odpowiedział jej. – Jaka stawka? - Sto za pół godziny – odpowiedziała mu oceniając przez chwilę jego reakcję. - Cena nie gra roli. – Wyjął ze schowka portfel i podał kobiecie banknot dwustu złotowy . Ta bez wahania wzięła go. - Połowa dla pani za chęci, ale jedna z was całkowicie mi wystarczy. Wsiadaj mała. – skierował słowa do Uli. Auto z wolna zaczęło się toczyć we wjazd do lasu. * * * Nie tylko Tina miała wrażenie deja vu. Tomasz z daleka poznał kobietę. Uderzyło go to tak mocno, że przez chwilę nie mógł zebrać myśli. Nie chodziło o jej dobrze zamaskowaną makijażem i peruką twarz. Cała aura była mu znajoma. Przez chwilę nawet obawiał się, że kobieta go pozna. Tak się na szczęście nie stało. Na raz wrócił wspomnieniami do niemal roku wstecz, kiedy pojawił się na aukcji budynku w okolicy Konina. Wiedział, zarówno po jej zachowaniu, jak i wewnętrznie sprzecznych emocjach, że kobieta jest po prostu podstawiona. Co prawda, wygrała aukcję. Cena natomiast była nierozsądna, a sprzedający wydawał się z góry przekupiony i zastraszony. Tina nie miała wtedy ani makijażu ani peruki. Ubrana elegancko, nie sprawiała wrażenia pałającej się taką właśnie profesją. Może wtedy jeszcze się tym nie zajmowała? Błyskawicznie połączył fakty. Prostytucja, wielkie pieniądze, aukcje budynków. A więc to tak je piorą… Raz po raz czekały go niespodzianki. Na dodatek przyjechał zbyt wcześnie. Było ledwie dwadzieścia minut po jedenastej. 31 Ula wsiadła do samochodu. Którego kierowca zaczął wolno wjeżdżać w leśną drogę. Luźny tłuczeń, którym obsypywany był wjazd chrzęścił pod kołami audi. Kiedy na drodze minęli Tinę, Ula pierwsza się odezwała, przerywając zmowę milczenia. - Dziękuję ci. – Łzy w jej oczach wezbrały. - A to co? – Cicho odpowiedział w szoku. Naprzeciw niego, w odległości może siedemdziesięciu metrów stało wolvo. Jego drzwi były otwarte a kierowca chyba spał. - To Robert. On nas tu przywiózł. - I został? Policja będzie czekać… - Spojrzała na niego bezradnie. On w ogóle na nią nie spojrzał. Pozostał w głębokim skupieniu. – Musimy stąd wyjechać. – Szybko znalazł rozwiązanie. * * * Tina nie była w stanie sięgnąć swą pamięcią tak daleko wstecz, jak zrobił to Tomasz. Pozwoliła wsiąść Uli do auta. Koleś wyglądał na bogacza, więc czemu by nie? Na dodatek dał sowity napiwek. Chociaż bogatsi i bardziej ułożeni zwykle okazywali się tymi najbardziej skąpymi. Czyżby to były tylko pozory? Przypatrywała się tyłowi samochodu, który coraz bardziej zagłębiał się w las, w stronę Roberta. Może on zareaguje? Jeszcze raz bacznie przyjrzała się pojazdowi. Półterenowe audi, bogaty facet, rejestracja… Rejestracja z Warszawy! Teraz wszystko stało się jasne. Wiedziała, że już wcześniej widziała ten samochód. Poczuła uderzenie gorąca. - Pan bogacz, Sponsor naszej kurki. – Powiedziała sama do siebie. Przez chwilę łudziła się, że znów zarobią grubszą kasę, tylko… On już zapłacił! A teraz… - Co jest?! – oprzytomniała. Samochód właśnie wjechał w boczną ścieżkę i zniknął jej z oczu. – Co ty robisz idioto?! – Gniewnie spojrzała na samochód Roberta. * * * - Teraz nie ma sensu ukrywać naszych zamiarów. – Powiedział Tomek. – Przypnij się. – Gwałtownie wcisnął sprzęgło po czym zmienił bieg. Auto przyspieszało leśną ścieżką, ledwie mieszcząc się między drzewami. - Wyjedziemy stąd, prawda? - Musimy. – Odpowiedział jej znów dodając gazu. Na błyszczącej karoserii w coraz szybszym tempie odbijały się mijane drzewa. Droga prowadziła cały czas prosto. Mimo iż momentami drzewa stawały się tak rzadkie, że ulica była dość dobrze widoczna, nigdzie nie mogli dostrzec drogi prowadzącej wprost na nią. * * * Jak przez mgłę dotarła do Roberta obecność innego auta, które skręciło zaledwie dziesięć metrów od niego. Wkrótce jednak ogromną falą zalał go głośny dźwięk jego telefonu. Ocknął się, wszystko zdawało się być po staremu. Jednak z końca drogi machała do niego tylko jedna kobieta. Pewnie słyszałby też jej krzyki ale w tle przeszkadzały mu ku temu warkot sportowego silnika jakiegoś samochodu oraz dzwoniący telefon. Odebrał. Dzwoniła Tina. - Co ty wyprawiasz głupi kutasie?! - O co ci chodzi? - Cwaniak w luksusowym aucie buchnął nam panienkę. – Oprzytomniał. – Skręcili w las tuż przed tobą imbecylu! Czekaj niech tylko Duży się dowie. Rozłączył się. Zamknął drzwi i w kilku ruchach przygotował samochód do jazdy. Obok niego była tylko jedna droga w las. Tam też się skierował. W dali widział półterenowy wóz. Szybko zorientował się, że mają nad nim przewagę nie tylko czasu. 32 Duży Tim cały dzień czuł się dość zaniepokojony. To nie pierwszy taki dzień odkąd pracowała u niego ta nowa dziewczyna. W głębi czuł, że prawdopodobnie okazał się zbyt łaskawy. Najpierw powinien był dać ją do zabawy swoim chłopcom. Spokorniałaby , a on nie musiałby jej robić krzywdy. Siedział w swoim fotelu z nogami narzuconymi na biurko. Ciszę przerywał stukot jego palców o blat. Wpatrywał się w swoje ciemne półbuty kontrastujące z szarymi spodniami. Może jeszcze nie było za późno na naukę pokory? W szufladzie biurka zaczął wibrować telefon. Początkowo pomylił to ze stukotem własnych palców. Po chwili wyciągnął go i odebrał nie zerkając na wyświetlacz. - Co jest? - Ktoś nam buchnął nową! - Co takiego?! – Zerwał się i podbiegł do drzwi. - Podjechał jakiś facet, skręcił w las, a potem zniknęli. - Masz rejestrację?! I co do cholery robi ten ciołek Przemka?! - Nie wiem. Nie mam. – Ze smutkiem i uniżeniem przyznała kobieta. - Przemku!!! Szybko !!! – Krzyknął w korytarz Duży, na chwilę przyciskając słuchawkę do ramienia. – Obyście ją odbili sami. – Z opanowaniem przekazał do słuchawki. Rozłączył się. * * * Kobieta, wystraszona przestrogą Tima czym prędzej zadzwoniła do Roberta. Przez szum wiatru i głośny stukot gałęzi o karoserię dało się słyszeć jedynie: „Robię co mogę”. Po czym nastąpiła cisza. Mężczyzna się rozłączył. * * * -Robert nas goni – oznajmiła nieco zdenerwowana Ula. - Dziw, że aż tak daleko zajechał tym rzęchem. – Uśmiechnął się do niej Tomek. – Zaraz go zgubimy. W jej torebce zadzwonił telefon. Tomek spojrzał na nią. Na jej twarzy dostrzegł jedynie strach. Całkowicie skupił się na omijaniu minimalnych zakrętów obsianych wyrastającymi korzeniami i pniami drzew. Ula odebrała. - Nie bądź głupia. – Odezwał się głos Tiny. – I tak cię znajdziemy, a twój koleżka pożałuje… Nie było dane dokończyć jej groźby. Młody deweloper wyrwał jej telefon z dłoni i wyrzucił przez okno. - Teraz nas nie namierzą. – Odezwał się dość sucho. Kobieta bała się, jednak była szczęśliwsza tu, w tym samochodzie, niż gdyby dalej miała stać przy drodze czekając na ratunek znikąd. Patrzyła w ciszy na skupienie jej wybawcy, którym okazał się zwykły szary człowiek. Ryzykował dla niej zdrowie i życie. Podarował jej pieniądze, które i tak jej odebrano tak jak sam przypuszczał. Stał się dla niej obrońcą. Czymś w rodzaju super bohatera, czyniącego dobro mimo braku jakiegokolwiek doświadczenia czy też super mocy. Jego jedyną bronią był obecnie samochód, którym uciekali. Momentami sprawiał wrażenie zespolonego ze swoim kierowcą w jednolitą maszynerię przystosowaną do podróży w najmniej sprzyjającym terenie. Spojrzała w boczne lusterko. Podążający za nimi bandzior nie ustępował ani na moment. - Tam jest droga. – Wskazał na wprost Tomek. – Wyjeżdżamy. Przed nimi rozciągnął się bardziej oświetlony fragment. Bardzo wąskie skrzyżowanie gdzie dotąd równoległa droga łączyła się z prostopadłym do jezdni dojazdem. Auto gwałtownie przyspieszyło. * * * Ochroniarz starał się jak tylko mógł. Targały nim silne emocje, mimo to starał się być opanowany. Co jakiś czas rzucał jedynie serię przekleństw na smagające go po twarzy gałęzie, które wpadały do wnętrza auta przez niezamknięte okno. Szybko temu zaradził. Kolejny problem tkwił przed nim. - To miał być cywil a nie mistrz kierownicy! – Złościł się. Jakby tego było mało, ta głupia dziwka miała czelność straszyć go szefem. A co by było gdyby z nimi nie został? Dał gaz do dechy. Jego samochód nie był jednak przystosowany do jazdy po takim terenie. Na początku dawał radę, nawet dogonił audi, ale teraz kiedy droga stała się tak naprawdę leśną ścieżką, jego rywal stopniowo mu się oddalał. Ręce strasznie mu się pociły. Miał cholerna ochotę na papierosa, a nie miał nawet sposobności żeby go sobie zapalić. Zapali po wszystkim – przekonywał się w duchu nie dając za wygraną. Nie miał pojęcia jak ten facet daje radę tak perfekcyjnie manewrować tym wielkim autem w tak niedogodnym terenie. Robił to z prawdziwą gracją, omijając płynnie stojące blisko drogi świerki i sosny. Dodatkowo zasłaniał Robertowi pole widzenia. Kiedy ten dostrzegał drzewo, miał jedynie ułamki sekund na reakcję. Utrącił już prawe lusterko i wgniótł bok auta. Nie odpuszczał jednak. W pewnym momencie samochód przed nim mocno oddalił się. Gdyby w swoich ustach miał teraz upragnionego papierosa, z pewnością wypuścił by go z ust wprost na dywanik albo fotel. - Co on ma pod maską? Niepewnie sam także dodał gazu. Nie mógł wrzucić już wyższego biegu gdyż przed chwilą na ostatnim prostym odcinku wrzucił ostatni bieg. Pruł przez las ponad setką lecz audi i tak zostawiało go stopniowo w tyle. Wtedy zobaczył palące się światła stopu. Zamrugały ku niemu pełnym blaskiem, a czarna półterenówka stanęła bokiem i zniknęła. On także wcisnął hamulec. Świat pogrążył się w niebycie. Z całej siły wciskał pedały w podłogę. Miał wrażenie, że w ogóle nie działają. Dostrzegł poprzeczną drogę tuż przed nim. Innej nie było. Ta, którą jechał kończyła się właśnie tutaj. Miał czasu na tyle dużo by spojrzeć na oddalające się między drzewami auto, a następnie przyjrzeć się samym drzewom. Tym obok niego i tym zbliżającym się do niego z naprzeciwka, które nieubłagalnie ruszyły mu na spotkanie. Śmignął nad poprzeczną drogą, rowem wprost do ostatniego przystanku podróży którym było drzewo wyrastające przed nim jakby na zawołanie. Auto wbiło się w nie, a kiedy silnik zmiażdżył już nogi Roberta akompaniując to uroczyście dźwiękiem giętej blachy i dzwonieniem tłuczonego szkła, drzewo złamało się wprost na dach wolvo. Nastała cisza… 33 Przemek natychmiast przybiegł do Dużego Tima. Nie miał pojęcia, co mogło tak zdenerwować szefa. Odruchowo spojrzał na zegarek. Była jedenasta trzydzieści. - O co chodzi szefie? – rzucił od progu. - Ktoś buchnął nam nową. – Duży był do niego odwrócony tyłem. Szukał czegoś w szufladzie biurka pochylając się nad nim z zewnątrz. Po kilku sekundach odwrócił się do niego z pistoletem. Nie bardzo lubił broń ale drastyczne okoliczności wymagały równie drastycznych środków. – Wytłumaczysz mi jak to możliwe? – podrapał się lufa po własnej skroni po czym wykonał wymowny gest w kierunku swojego pracownika. - Nie mam pojęcia jak to możliwe szefie. - Ja tym bardziej. – Wymierzył w Przemka. – Czyż nie kontrolujemy wszystkich dziewczyn? - To prawda. – Potwierdził, spotkał się jednak z pytającym spojrzeniem szefa. – Nie bardzo… dodał. Nagle jego kolana stały się bardziej miękkie niż dotychczas. Tim miał rację. W życiorysie jednej osoby była wymowna luka, która wymagała sprawdzenia. Nie dopilnował tego. Miała czas na wszystko. Pytanie tylko co zrobiła. Zaplanowała tę ucieczkę? Jedno było oczywiste. Teraz jej nie było bo nie mieli jej pod kontrolą. Jego umysł wrócił do gabinetu Dużego Tima. - No właśnie. Potwierdzasz moje obawy. – Odbezpieczył broń. - Zaczekaj szefie! Mamy namiary, bilingi i czas rozmów! - Nie pocieszasz mnie Przemku. Ufałem ci. Wczoraj dziewczyny nie było. Czy sprawdziłeś gdzie jest? - Nie osobiście. – Ręce mężczyzny drżały. - Kto? - Robert. – Odpowiedział ze swoim własnym strachem w głosie. - A kto pojechał „pilnować” dziewcząt. Za twoją prośbą zresztą? – Dodał Tim. – Kto?! – Krzyknął. - Też on. – odpowiedział stanowczo szefowi. - Rozumiesz moje podejrzenia? – Wycelował prosto w niego. – Teraz ty. - Tak. To on tam pojechał. Ale wczoraj był tutaj poza czasem, kiedy pojechał ją sprawdzić! Zastał ją pod blokiem. Możemy sprawdzić bilingi. Tim nadal mierząc, podszedł do swojego jak dotąd najbardziej zaufanego człowieka. - Oby tam coś było. – Wbił mu pistolet w brzuch. * * * - Widziałeś? Rozbił się. – Powiedziała wystraszona Ula. - Co? – Tomasz ostro zahamował. Kamienie strzeliły spod zablokowanych kół. Odwrócił się. – Musimy uciekać! I tak pewnie już zadzwonili gdzie trzeba. Jemu już nie pomożemy. - Dokąd pojedziemy? – Zapytała go. - Do twoich rodziców. Zabieramy dziecko. Z tyłu masz ubrania. Przesiądź się. Popatrzyła na niego z niemałym zdziwieniem. Była to mieszanka strachu, pewności siebie i zaskoczenia. - Pomyślałeś o wszystkim? - Nie miałem gdzie kupić broni. Zapomniałem o tym będąc w Poznaniu. Popatrzyli sobie nawzajem w oczy. Po raz pierwszy widząc w twarzy zamierzony cel kobiety, nie blokował tego swoją reakcją. Ona nie była jedną z tych osób, która chciały i zamierzały go wyrolować. Wręcz przeciwnie. Całkowicie mu zaufała. Teraz on zaufał jej działaniom. Kiedy go pocałowała, poczuł że chce więcej. Tego właśnie potrzebował. Ocknął się jednak. Niestety nie mieli na to czasu. Delikatnie odsunął ją od siebie. - Przesiądź się proszę. Nie skomentowała. Wysiadła i sunąc dłonią po ciepłej karoserii samochodu dotarła do tylnych drzwi. Zerknęła jeszcze w dal na rozbite auto Roberta. Wsiadła do środka. Tomek ruszył dalej. Dojechał do szosy i skręcił w kierunku Warszawy. 34 Jednostka antyterrorystyczna czekała na ostatni sygnał. Była jedenasta trzydzieści pięć. Nadal brakowało ostatniego auta. Szef oddziału raz po raz niecierpliwie pytał obserwatorów o stan sytuacji. - Dziesiątka nadal nie dotarła. - Jesteś pewien? - Tak, Nadal nie dotarła. – Nastąpił szum. - Co teraz szefie? – Zapytał jeden z ludzi. - Może wcale nie dojechać – dodał inny. Dowódca oddziału dokładnie przemyślał sytuację. Jego ludzie mieli rację. To tylko jeden człowiek. Po chwili znów włączyło się radio. - Obserwuj dalej. Dojedzie czy też nie, wchodzimy o jedenastej czterdzieści pięć. Gdyby się pojawił, zestrzel. To tylko jeden człowiek. - Zrozumiałem. - Potwierdź. - Zestrzelić cel. Wchodzimy o jedenastej czterdzieści pięć Wśród grupy wzrosło poruszenie. Dowódca połączył się z drugą jednostką. Ponowił komunikat. * * * Wszyscy ochroniarze w osłupieniu patrzyli jak ich szefowie schodzą po schodach. Jeden - oficjalny dowódca, drugi – ich pracodawca. Przemek schodził pierwszy, za nim szedł Duży trzymając pistolet przystawiony do jego pleców. Obaj w pełnym skupieniu. Tim spojrzał na pozostałych ludzi. - Nie przejmujcie się, zaraz wszystko się wyjaśni. Prowadź przyjacielu. Po chwili weszli do małego pomieszczenia. Centrum ochrony z jednym serwerem i laptopem sterującym i mającym wszystko pod kontrolą. Było tu jedno małe okno o mlecznobiałej szybie. Okratowane z zewnątrz. Było tu mało światła. - Siadaj Przemku i działaj. – Tim lufa pistoletu wskazał mu krzesło. - Już się robi. – Odpowiedział. Wygaszony ekran komputera rozświetlił się po czym Przemek uruchomił program szpiegujący. Bez problemu znalazł telefon Uli. - Jest wskazał Dużemu. - I jak? - Telefon jest wyłączony, pewnie go wyrzuciła. - Sprytna babka nie? – Potwierdził za pleców jego szef stukając lufa w krzesełko. – A wczoraj? Przemek wcisnął okienko historii dla tego numeru. Wyświetliła się lista połączeń, wybranych numerów, czas rozmów i co najważniejsze, data. - Tutaj. – Wskazał palcem. – Dwa połączenia o różnych porach. - Będziemy mogli go wprowadzić do systemu i namierzyć? - Jak tylko wpisze jego numer do listy obserwowanych. – Odpowiedział. – Zrobić to? - Jeszcze pytasz? – Zdziwił się Duży. – Ale najpierw mnie z nim połącz. Chce z nim pomówić. - Dobrze szefie. - I daj na głośnik. Jeśli jest tam z nimi Robert, jeden z twoich pracowników natychmiast awansuje a my się pożegnamy. – Mężczyzna poczuł na szyi zimną i ostrą krawędź lufy pistoletu. 35 Ula przebierała się na tylnym siedzeniu. Tomek z całym skupieniem jechał dalej. Nie z tak zawrotną prędkością, z jaką jechał przez las. Prawdopodobnie już nigdy nie zdobędzie się na taką brawurową jazdę. To sytuacja tego wymagała. Lepiej byłoby się tam rozbić niż dać się im złapać po tym co oboje z Ulą im wywinęli. Męczyły go wyrzuty sumienia iż nie zadzwonił po pogotowie. Wątpił by Robert wyszedł cało z tego wypadku. Teraz mogli tylko oddalić się. Jeżeli plan wypalił, to niedługo nie będą musieli martwić się o żadne pościgi. Wystarczyło poczekać do południa. Być może atak nastąpił szybciej. Tomek miał cicha nadzieję, że właśnie tak postąpiono, nie zważając na brakującego człowieka. * * * Ludzie w czarnych mundurach i kominiarkach obstawili wejście do kamienicy oraz na podwórze, rozkładając kolczatki. Kilku stało na okolicznych dachach, a naprzeciw budynku leżał snajper obserwujący najbliższą drogę. Zbliżała się umówiona godzina szturmu. Brakujący samochód nie nadjechał. Dowódca nie miał zamiaru narażać powodzenia całej akcji. Teraz czekali jedynie na sygnał do ataku. Pozostało kilka minut, a wewnątrz budynku słyszano kłótnie. Robiło się dość niespokojnie. * * * Tomasz spojrzał na swój telefon. Widniał na nim nieznany numer. Chwilę wahał się, jednak postawił wszystko na jedną kartę. Jak dotąd mu się to opłacało. Zaryzykował i teraz – odebrał. W słuchawce usłyszał pewny siebie, męski głos. - Masz coś co należy do mnie. – Usłyszał. Spojrzał na zegarek. Dochodziła jedenasta czterdzieści trzy. - Wątpię w to. – Ula skończyła się przebierać. Zaciekawiła się rozmową. Bezgłośnie zapytała Tomasza: „Kto to?” – Twój szef. – Odsunął nieco słuchawkę. Zamarła w bezruchu. - A więc członek mojej ochrony jest z wami? – Zapytał niemal pewnie. Tomasz nie miał pojęcia, że na szali tego pytania stoi ludzkie życie. Duży miał właśnie Przemka na muszce. - Niestety nie, rozbił się w lesie. - Zaskoczyłeś mnie. – Odpowiedział Tim. – Przejdę do rzeczy. - Słucham. - Zostaw dziewczynę przy drodze gdzie jej miejsce. Jest moja, unikniesz konsekwencji. – Na chwilę przerwał. W tle mężczyzna usłyszał rozmowę Dużego z kimś innym. – W gruncie rzeczy zaraz i tak cię namierzymy. Dopadniemy jeśli nie zrobisz tego, o co proszę. Deweloper mrugnął porozumiewawczo do Uli. Na zegarku wybiła jedenasta czterdzieści cztery. Antyterroryści pewnie i tak obstawiali już budynek. - Fajny z ciebie koleś. – Dodał. – Ale tak się składa, że ciebie już namierzono. - Co?! - Miło było poznać. – Rozłączył się. Droga była wolna. * * * - Słyszałeś to?! – Zwrócił się do Przemka. Odpowiedziała mu cisza. – Nasłał na nas… Urwał słowo. Właśnie! To był on, a nie ona! Cywil z zewnątrz! Żaden z jego ludzi się od niego nie odwrócił. Tylko… Fakty kolejno zaczęły łączyć się ze sobą. Dziewczyny nie było wczoraj – wolne. Była z nim! To on dał jej kasę. Zaplanowali to i wyrolowali go! Wystarczył im jeden dzień… Duży coraz bardziej odczuwał chłód sytuacji i zagrożenia jakie nad nim wisiało. - Przemku, musimy… Szyba pękła, a do środka wpadł granat dymny. W innych pomieszczeniach także. Zrobiło się mgliście, a gaz utrudniał im oddychanie. Jak przed sztormem. Nagła cisza w budynku przerodziła się w huk wystrzałów, brzęk tłuczonego szkła i tupot wielu stóp jednostki antyterrorystycznej. Dotąd przygotowany na każdą ewentualność Duży Tim zamarł w bezruchu. Naprawdę się tego nie spodziewał. Wyrolowała go jedna z jego dziewczyn i przypadkowo poznany przez nią mężczyzna. - A to suka… - nie słyszał już własnych myśli. Do pomieszczenia wbiegło kilku uzbrojonych ludzi. - Stój! Na ziemię! Rzuć broń! – Niechętnie usłuchał tylko jednego polecenia. Jego bezwładna dłoń opuściła broń, która upadła tuż obok ramienia leżącego już na podłodze Przemka. Wkrótce Duży Tim do niego dołączył. Po otrzymaniu silnego ciosu w plecy upadł na ziemię. Wciąż z trudem zbierał fakty ostatnich dni. - To była zwykła dziwka… - mamrotał. 36 Pięćdziesięcio siedmio letnia kobieta bawiła się właśnie ze swoją wnuczką w przydomowym ogrodzie. Mała bawiła się na plastikowej zjeżdżalni w kształcie słonia za każdym razem świętując udany zjazd salwami radości. Miała ciemne, kasztanowe włosy, które kręciły się i błyszczały w słońcu. - Kochanie, tylko nie biegaj za długo bo znów dostaniesz ataku kaszlu. – Upomniała babcia sprzątając zabawki swojej wnuczki. Nagle usłyszała uderzenie otwierającej się furtki. O dziwo na podwórzu zobaczyła własną córkę w towarzystwie nieco niższego od niej, ale przystojnego mężczyzny. Dziewczynka zamarła na chwilę, po czym wybuchła krzykiem radości. - Mama! – Podbiegła i przytuliła kucająca przy niej Ulę. - Jestem kochanie. – Z całej siły przytuliła córkę. Matka oniemiała. - Co ty tu robisz? - To długa historia. – Odpowiedziała jej nie kryjąc wzruszenia. - Jestem przyjacielem pani córki. – Dodał Tomasz ubiegając tworzące się w jej głowie pytanie. * * * „(…) It’s impossible out there, It’s impossible in here, you know (…)” “(…) To niemożliwe wyjść stamtąd To niemożliwe tu być, dobrze wiesz (…)” Palo alto – „Hangman” Koniec Podziękowania Dla czytelników, którzy chcieli czytać dalej, rozpoczętą już historię mimo tego, że nie wiedziałem nawet jak będzie wyglądało jej zakończenie. Dziękuję Ani, która najbardziej mnie wspierała, nie tylko w pisaniu ale i w życiu. Kocham Cię. Błagam, pomagaj mi dalej. Dziękuję Klaudii, która wciąż domaga się ode mnie nowych tekstów. I chociaż czasami zdaje się że nasza znajomość opiera się wyłącznie na tychże prośbach, miło mi że mogę pochwalić się fanka z prawdziwego zdarzenia. Pozdrawiam. „Dedykuję wszystkim, którzy nie wierzą iż można wyjść z najbardziej trudnych, życiowych sytuacji. Wierzcie w siebie”. Adrian Jeżak