Niezbędnik doktoranta na wykończeniu
Transkrypt
Niezbędnik doktoranta na wykończeniu
Niezbędnik doktoranta na wykończeniu czyli wszystko co teoretycznie powinno wystarczyć, aby szczęśliwie dojść do obrony. Doktorant, który już napisał rozprawę jest w dość specyficznej sytuacji, zwłaszcza jeśli skończył już studia doktoranckie. Otóż wszystkie czynności związane z otwarciem przewodu doktorskiego, składaniem pracy, zdawaniem egzaminów doktorskich nie są związane z tokiem studiów doktoranckich, zatem nic do tych spraw nie ma Kierownik Studiów Doktoranckich. Jedynym kompetentnym organem, z którym doktorant komunikuje się w tych sprawach jest Rada Naukowa. Na szczęście nie wymaga to stresującego stawania przed gronem profesorów i innych reprezentantów Instytutu, a wszystko załatwia się drogą pisemną za pośrednictwem sekretariatu Rady Naukowej, czyli tych samych pań, które wydają nam legitymacje, przyjmują raporty z poszczególnych lat studiów itp., itd. Ponieważ ja jestem już na wykończeniu zamieszczam krótki zbiór swoich doświadczeń i wymagań postawionych mi przez ów sekretariat, aby szczęśliwie dojść do obrony rozprawy doktorskiej. Pragnę zaznaczyć, że niestety przepisy czasem się zmieniają i może się okazać, że to co mnie spotkało było jedynie łagodną przygodą, a Was czeka ogromny tor przeszkód nie do przebycia, albo odwrotnie, że Wy w pewnym momencie nawet połowy z wymienionych przeze mnie czynności nie będziecie musieli wykonywać. Najprawdopodobniej niniejszy niezbędnik nie będzie aktualizowany i przedstawia stan rzeczy na marzec 2015 roku. Pierwsza rzecz, którą należy zrobić jeśli Wasz doktorat ma stać się doktoratem, a nie jedynie projekcją Waszych najskrytszych marzeń o wielkości, to otworzyć przewód doktorski. Specjalny formularz jest dostępny na stronie MSD (http://ichf.edu.pl/msd/formularze.html) i należy go jedynie wypełnić. Na samym początku podania musimy określić tytuł rozprawy. Bardzo często w tym momencie doktorant przypomina sobie, że już podczas składania dokumentów w trakcie przyjęcia na studia doktoranckie (a przynajmniej było tak jesienią roku 2010) złożył propozycję podjęcia tematu rozprawy doktorskiej. Jeśli temat Waszej rozprawy jest taki sam jaki został zaplanowany na samym początku to jesteście przypadkiem jednym na gazylion doktorantów i polecam zagrać w lotto. W każdym innym normalnym przypadku coś się w trakcie zmieniło i siedzicie nad tematem albo zupełnie innym od założonego, albo w znacznym stopniu zmodyfikowanym. Nie jest to żaden powód do zmartwień, w podaniu o wszczęcie przewodu po prostu wpisujecie nowy temat bez żadnych dodatkowych wyjaśnień. Następnie proponujecie promotora, co też nie wydaje się być trudnym zadaniem, więc nie będę tego punktu komentować. W kolejnej części podania ustalacie zakres egzaminów doktorskich, który najczęściej jest po prostu zgodny z tym, co 1 złożyliście tuż przed rozpoczęciem studiów doktoranckich razem z indywidualnym programem studiów. Prawdopodobnie i tutaj, gdybyśmy chcieli zmienić egzamin z dziedziny dodatkowej na np. psychologię zamiast filozofii byłoby to możliwe bez dodatkowych formalności, jednak już w przypadku egzaminu z dziedziny podstawowej nie mamy tej swobody – po prostu egzamin z chemii fizycznej musi szczególnie uwzględniać tematykę, w której pracujemy. W przypadku egzaminu z języka obcego właściwie z automatu można wpisać angielski, ale jeśli ktoś równie dobrze, albo i lepiej, zna język rosyjski, francuski, albo jakiś inny nowożytny, może wystąpić o zdawanie egzaminu z tego właśnie języka – podobnie jak z podmianką filozofii dla Rady Naukowej nie powinno to stanowić problemu, jeśli tylko nie będzie to suahili, którego przydatność w studiach doktoranckich można kwestionować. Doszły mnie też słuchy, że można próbować na tym etapie wykręcić się z egzaminu z języka za pomocą certyfikatów językowych, ale niestety bliżej tego tematu nie znam, odsyłam do odpowiedniego rozporządzenia (znaleźć je można również na stronie MSD), w którym jest wykaz honorowanych certyfikatów. Warto wiedzieć, że nasz Instytut ma już znanych egzaminatorów z języka angielskiego i z filozofii. Kierownik MSD organizuje też cyklicznie wykłady z filozofii i cały czas czuwa nad tym, żeby każdy doktorant miał możliwość uczestniczenia w zajęciach z języka angielskiego. Dlatego egzaminy z angielskiego i filozofii są najprostsze do przeprowadzenia z czysto technicznych względów. Do tego, najwięcej osób zdaje właśnie te egzaminy u jednego konkretnego egzaminatora, więc ryzyko nietypowego i zaskakująco nieprzyjemnego egzaminu jest minimalne, a nasza administracja i sam egzaminator nie ma właściwie żadnego problemu z formalnościami (np. umową o przeprowadzenie egzaminu). Warto też dodać, że nasz Instytut tak dba o swoich doktorantów, że kierownik MSD planuje zorganizować również wykłady z ekonomii, co spowoduje, że będą już dwie równie wygodne możliwości zdania egzaminu doktorskiego z dziedziny dodatkowej. Istnieje też możliwość starania się o zorganizowanie wykładów z innych dziedzin dla grupy zainteresowanych osób. Jeśli jednak doktorant poczuje nieodpartą chęć pochwalenia się swoją wiedzą np. z psychologii zamiast filozofii czy ekonomii będzie musiał sam znaleźć egzaminatora. Czasem sekretariat będzie dysponował jakimś kontaktem do wcześniej „wykorzystanego” egzaminatora, a czasem nie. Dlatego dla świętego spokoju polecam trzymanie się utartej ścieżki i zdawanie egzaminu jak wszyscy: z angielskiego i filozofii (lub w przyszłości ekonomii) i zapewniam, że jeśli tylko będziecie tego chcieli, to i te egzaminy pozwolą Wam się nieco rozwinąć. Koniec dygresji i prawie koniec podania o wszczęcie przewodu doktorskiego. Na samym końcu dokumentu mamy wypisaną listę załączników. Widnieje tam np. odpis dyplomu 2 ukończenia studiów – tutaj na szczęście nie musimy go składać, bo sekretariat naukowy powinien dysponować takim odpisem złożonym przez doktoranta w momencie przyjmowania go na studia, jeśli tak nie jest, to ktoś zrobił coś nielegalnie – albo doktorant nielegalnie jest na studiach, albo sekretariat nielegalnie zgubił dokument. Pragnę jednak zaznaczyć, że nigdy o takiej sytuacji nie słyszałam, więc grzecznie przechodzimy do punktu drugiego, gdzie widnieje koncepcja rozprawy doktorskiej. Taka koncepcja to nic innego jak krótkie (około jednej strony) opracowanie na temat tego, co chcemy w pracy umieścić. Tutaj najlepiej posługiwać się „szczegółowymi ogólnikami”, czyli nakreślić co umieścimy w pracy, ale unikając bardzo szczegółowych wyjaśnień, bo jeśli praca jeszcze nie istnieje to lepiej się nie wkopać zdaniem, że w pracy opisane zostanie życie seksualne kosmitów, jeśli dopiero mamy nadzieję tych kosmitów zobaczyć. Kolejny załącznik to wykaz prac naukowych lub opinia (…). W świetle obecnych przepisów do otwarcia przewodu potrzebny jest przynajmniej jeden artykuł, którego współautorem (niekoniecznie pierwszym autorem) jest doktorant, więc ten punkt można traktować jako po prostu wykaz prac naukowych. Punktu czwartego nie będę opisywać, bo jeśli Was dotyczy to sami sobie biedy napytaliście, a ja nie wiem, nie rozumiem, nie słyszałam, nie mam czasu, zarobiona jestem. ☺ Odpowiednio wypełnione podanie, pobłogosławione (podpisane) przez naszego opiekuna bądź opiekunów (czyli przyszłego promotora i ewentualnie współpromotora, jeśli tylko taki istnieje) zanosimy do sekretariatu Rady Naukowej i czekamy na rozpatrzenie. Warto tutaj przypomnieć, że podania do Rady Naukowej powinny być składane na przynajmniej 3 tygodnie przed zebraniem Rady o czym sekretariat zwykle przypomina mailowo. Zwykle po ok. 2 tygodniach od zebrania Rady dostajemy kopertę z informacją, że przewód otwarto i tutaj od razu sprzedam Wam lifehacka sprzedanego mi przez mojego promotora. Otóż warto razem z podaniem o wszczęcie przewodu i towarzyszącymi mu dokumentami złożyć również podanie o powołanie komisji egzaminacyjnych i recenzentów. Podanie to powinno również być opatrzone poparciem naszego promotora i oprócz nagłówków zawiera dwa krótkie zdania „Zwracam się z uprzejmą prośbą o wyznaczenie recenzentów i powołanie komisji w przewodzie doktorskim p. mgr Xxx Xxx. Na recenzentów proponuję: (tu podajemy dane przynajmniej trzech osób)”. Dzięki temu prostemu zabiegowi dostajemy od Rady Naukowej od razu dwie decyzje, a skład powołanej komisji egzaminacyjnej i recenzentów możemy uzyskać z sekretariatu Rady Naukowej. To oznacza, że już od tego momentu możemy rozpocząć zdawanie egzaminów doktorskich. Po wykonaniu tych czynności możemy spokojnie zasiąść do tego jakże depresyjnego i nerwicogennego zajęcia jakim jest spisywanie rozprawy doktorskiej (niby mogliśmy to robić też i wcześniej, 3 ale każdy wie, że bez papierów to zupełnie, ale to zupełnie nic nie znaczyło, za to teraz już się czuje powagę sytuacji). W tym momencie czy zdecydujemy się najpierw zdać egzaminy, czy też najpierw złożyć rozprawę, a dopiero potem zabrać się za naukę teoretycznie zależy tylko od naszej fantazji, ale… praktycznie przyjęło się, że o ile egzamin z języka i dyscypliny dodatkowej możemy zdać nie mając nawet jednej strony doktoratu, o tyle egzamin z dziedziny podstawowej powinien być nie tylko ostatnim na liście, ale też zwyczajowo zdaje się go dopiero po otrzymaniu pozytywnych recenzji (przez pozytywne recenzje, rozumiem takie, które niezależnie od uczuć jakie wzbudza w nas ich treść kończą się zdaniami w stylu „uważam, że niniejsza rozprawa stanowi wystarczający materiał do uzyskania stopnia doktora” lub jakimkolwiek równoznacznym przyjęciem pracy za godną). Zaraz wytłumaczę dlaczego tak jest, ale najpierw kilka zdań o tych mniejszych egzaminach, co będzie dobrym wstępem. Otóż w każdym z trzech egzaminów musi uczestniczyć przewodniczący komisji egzaminacyjnej lub jego zastępca. Do tego powinien tam również być ekspert z danej dziedziny, czyli w przypadku egzaminu z języka obcego lektor z odpowiednimi uprawnieniami, a w przypadku dziedziny dodatkowej profesor tej dziedziny. Umawianie się na egzamin najlepiej rozpocząć od lektora, tudzież profesora dziedziny dodatkowej, choćby dlatego, że zanim przystąpimy do egzaminu musimy się dowiedzieć jakie są wymagania. Kiedy już wiemy, że jesteśmy gotowi i mamy kilka zaproponowanych terminów, tudzież jakieś przedziały czasowe, w których egzaminatorzy dziedzin dodatkowych są dostępni kontaktujemy się z przewodniczącym i zastępcą przewodniczącego komisji egzaminacyjnej w naszym przewodzie i uzgadniamy termin, który będzie pasował przynajmniej trzem osobom: nam (doktorantowi), egzaminatorowi dziedziny dodatkowej/lektorowi i (tutaj uwaga) albo przewodniczącemu, albo zastępcy przewodniczącego komisji. Jeśli zdarzy się tak, że przewodniczący i zastępca mają jakiś wspólny termin to oczywiście możecie mieć ich obu (/obie/oboje) na egzaminie, ale nie jest to konieczne, wystarczy jeden z nich. Jak już termin egzaminu jest ustalony to do nas należy zarezerwowanie sali (co można zrobić w kancelarii u pani Gębickiej) i poinformowanie o tym sekretariatu Rady Naukowej. Tutaj dobrym zwyczajem jest poinformowanie sekretariatu z wyprzedzeniem, najlepiej około tygodniowym, żeby panie miały czas przygotować protokół i umowę dla egzaminatora zewnętrznego. Jeśli nam się to wszystko udało, to dzień przed egzaminem (dla bezpieczeństwa) odbieramy protokół z sekretariatu, stawiamy się na egzaminie, zdajemy go (innej opcji nie ma ;) ) i tutaj albo któryś z egzaminatorów przejmuje papiery i sam z nimi gania, albo jesteśmy proszeni o przekazanie dokumentów z powrotem do sekretariatu i na tej czynności kończy się nasza przygoda z danym egzaminem. 4 Teraz kilka słów o egzaminie z dziedziny podstawowej. Otóż tutaj jest już trudniej choćby dlatego, że nie wystarczy dwuosobowa komisja, ale musi się zebrać kworum, czyli przynajmniej połowa członków naszej komisji, wliczając w to recenzentów. Tutaj wydaje mi się oczywiste, że dopóki dwa wcześniej wspomniane egzaminy nie będą zdane to raczej nas wyśmieją niż pozwolą na zdanie tego egzaminu (chyba, że akurat przewodniczący komisji zapomni na jakim jesteśmy etapie i przypadkiem zgodzi się na egzamin, ale jak już sobie przypomni, albo ktoś mu przypomni to i tak będzie wtopa). Podobnie jeśli nasz doktorat nie będzie jeszcze złożony, nikt nie uzna nas za poważnych rozmówców, chociaż nie podeprę tego twierdzenia żadnymi zapisami w ustawie. Wydaje mi się, że chodzi tu po prostu o to, żeby nie marnować czasu komisji kiedy wszystko jest jeszcze palcem po wodzie pisane i treść doktoratu może ulegać znaczącym zmianom. Ten egzamin, choć może nas zaskoczyć pytaniem z całej chemii fizycznej, zwykle jest jednak ukierunkowany na naszą pracę, więc komisja musi mieć szansę ją przeczytać – stąd konieczność złożenia pracy lub przedstawienia wersji bliskiej ukończenia, ale druga opcja wchodzi w grę tylko w bardzo rozsądnie uzasadnionych przypadkach. Można po prostu przyjąć za normę i dobrą praktykę, że ten egzamin jest ostatnim możliwym do zdania i to dopiero po złożeniu pracy doktorskiej. A teraz jeszcze jeden lifehack stosowany przez sekretariat, który również doktorantom i komisji egzaminacyjnej bardzo ułatwia życie. Otóż jeśli przystępując do egzaminu mamy już recenzje to zaraz po zdaniu egzaminu prosimy zebraną przed nami komisję o przyjęcie rozprawy do obrony i wyznaczenie terminu tego jakże ważnego wydarzenia. Tutaj wykorzystujemy fakt, że mamy zebrane w jednym pokoju kworum komisji i możemy ludzi szantażować, że nie wyjdą dopóki nie znajdą terminu pasującego wszystkim (co naprawdę czasami bywa trudne, zwłaszcza jeśli alternatywną formą kontaktu jest droga mailowa, a członkowie komisji i recenzenci nie są z Warszawy). Jest to cudownie piękne w swej prostocie rozwiązanie, które pomaga uniknąć sytuacji, w której zdaliśmy egzamin bez recenzji i musimy męczyć się, żeby zebrało się kworum tylko po to, żeby przyjęli pracę do obrony i wyznaczyli termin. Polecam to rozwiązanie nie tylko dlatego, że jest najprostsze dla wszystkich, ale też dlatego, że po złożeniu pracy po prostu będziemy mieli czas przygotować się do tego egzaminu, bo o ile dziedziny dodatkowe są taką miłą formalnością i wszelkie wpadki kończą się śmiechem, o tyle śmiech na tym egzaminie na pewno będzie przez łzy (naszych boleści, egzaminatorów może nawet i śmiechu, ale jakże bolesnego dla nas). 5 Teraz pozostaje wspomnieć już tylko o tym jak się składa pracę. Otóż najpierw trzeba ją napisać1, wszyscy nasi promotorzy (tak, może być ich więcej niż jeden) muszą ją przeczytać i zatwierdzić, co oczywiście oznacza zaakceptowanie przez nas ich poprawek i sugestii. Następnie warto się upewnić, że strona tytułowa pracy zawiera wszystkie elementy wymagane przez nasze MSD http://ichf.edu.pl/msd/formularze.html) (znowu oraz odsyłam ewentualne na dodatkowe stronę loga MSD związane z koniecznością podziękowania za jakieś finansowania (nie upieram się, że muszą być na stronie tytułowej, u mnie musiały, ale na pewno nie w każdym doktoracie są akurat tam wymagane, bo można zrobić osobną sekcję gdzieś indziej w pracy z podziękowaniami za finansowanie). Kiedy już jesteśmy przekonani, że mamy gotową pracę, zaakceptowaną przez naszych promotorów i zgodną z wytycznymi dotyczącymi pierwszej strony i struktury (w sensie np. rozdziałów, co powinien wiedzieć nasz promotor), wtedy idziemy do dowolnego punktu tzw. xero, drukujemy kilka egzemplarzy pracy i oprawiamy ją. Jeśli chodzi o wydruk to nie ma tutaj już jakichś szczególnych wytycznych, wiadomo, że ze względu na oprawę warto jest zadbać o większy margines „od środka” i mniejszy „od zewnątrz”, ze względu na drzewa warto stosować druk obustronny, a ze względu na estetykę warto mieć trochę kolorowych obrazków. Ale już jaki papier zastosujemy – zwykły, czy z połyskiem, jaką weźmiemy oprawę, standardową, czy introligatorską to naprawdę nie ma żadnego znaczenia o ile nie popełnimy totalnego wariactwa i nie oprawimy naszej rozprawy w okładki z napisem Praca Magisterska. Przy druku musimy wiedzieć tylko tyle, że mamy prawo do dofinansowania w wysokości 500 zł (stan na początek 2015 r.), a wszystko co wydamy więcej albo zapłacimy z własnej kieszeni, albo jeśli mamy fajnego promotora to nam to odda ze środków jakimi dysponuje, ale to zawsze lepiej wcześniej ugadać. Do tego absolutną koniecznością jest wydruk czterech egzemplarzy pracy. Jeden nieoprawiony egzemplarz (luźne kartki w teczce) powędruje do biblioteki, a po jednym oprawionym egzemplarzu otrzymają nasi recenzenci i przewodniczący komisji. Dlatego 4 to absolutne minimum, choć ja wydrukowałam aż 10 bo po pierwsze miałam dwóch promotorów, z których każdy zasłużył na własną kopię, po drugie chciałam też mieć egzemplarz dla siebie, po trzecie jest u nas zwyczajem że jeden egzemplarz zostaje w grupie badawczej, a po czwarte zawsze lepiej mieć jeden czy dwa egzemplarze więcej, żeby móc go dać np. na żądanie któregoś z członków 1 tutaj niby mi wiadomo, że istnieje opcja nie napisania rozprawy w tradycyjnym rozumieniu, a złożenie publikacji jedynie z krótkim po nich przewodnikiem i wyszczególnieniem aspektów łączących je w jedną całość tematyczną, ale ja sama nic nie wiem na temat tego jak to powinno wyglądać i większość profesorów w naszym Instytucie jest temu rozwiązaniu nieprzychylna, więc pomijam je milczeniem bez specjalnych wyrzutów sumienia 6 komisji, rodziców czy babci ;). Po wydruku wędrujemy z czterema egzemplarzami pracy (jeden w teczce i trzy oprawione) do sekretariatu Rady Naukowej i składamy je razem z wersją elektroniczną i kilkoma drobiazgami. Drobiazg 1: opinia promotora (lub opinie każdego z promotorów jeśli jest ich więcej). Opinia promotora to niby nie nasz problem tylko promotora, ale bardzo możliwe, że będziemy musieli sami się o nią u niego upomnieć. Drobiazg 2: tzw. karta SYNABA, choć brzmi tajemniczo to jednak jest bardzo prosto ją uzyskać. Wchodzimy SYNABA.html, na stronę http://www.nauka-polska.pl/Prace-badawcze- ściągamy specjalny program i wypełniamy w nim wszystkie pola, jakie tylko jesteśmy w stanie. To znaczy, że możemy opuścić pola takie jak PESEL recenzentów, czy datę obrony i przyznania tytułu, ale całą resztę musimy jakoś wypełnić (miłej gimnastyki :p). Drobiazg 3 (ostatni): streszczenie w języku polskim i angielskim w pliku z rozszerzeniem *.doc (w osobnych plikach bo paluszki połamię!). I tutaj muszę zaznaczyć, że na górze z lewej strony musi być Twoje imię i nazwisko oraz nazwisko promotora, następnie wycentrowany i pogrubiony tytuł rozprawy, a poniżej, normalną czcionką, streszczenie w odpowiednim języku na około stronę. Jak już praca zostanie przyjęta przez sekretariat czekamy z założonymi rękami na recenzje (lub zdajemy w tym czasie egzaminy). Kiedy my sobie grzecznie czekamy praca wędruje najpierw do przewodniczącego komisji, który ją ogląda i stwierdza czy się nadaje. Jeśli się nadaje, to do recencezntów wędrują umowy o sporządzeniu recenzji, a następnie dostają oni swoje egzemplarze rozprawy. I tutaj uwaga, recenzenci mają aż dwa miesiące na sporządzenie recenzji, ale ten czas liczony jest od daty podpisania umowy, nie zaś od daty złożenia przez nas pracy. Dlatego polecam sprawdzić w sekretariacie naukowym w jakiś czas po złożeniu pracy czy przypadkiem umowy gdzieś nie ugrzęzły. No i to właściwie tyle, bronić się jeszcze nie broniłam, ale z tego co widziałam, to najpierw nasz promotor opowiada o nas ładną historyjkę, po czym my opowiadamy ładną historyjkę na temat naszego doktoratu, recenzenci odczytują recenzje, odnosimy się do ich zarzutów, kto chce zadaje pytania, komisja się naradza, komisja ogłasza wynik i tadaaaaam czujemy się już jak doktor nauk, chociaż oficjalnie będziemy nim dopiero po kolejnej Radzie Naukowej, która oficjalnie zatwierdzi nasz tytuł. Na sam koniec dodam jeszcze tylko taki komentarz, że słyszałam o przypadkach (w innych Instytutach), gdzie kazano doktorantowi ponosić koszty związane z przeprowadzeniem przewodu (jak choćby honorarium dla egzaminatorów i recenzentów). Jednak, o ile w żadnym momencie nie podpisaliśmy żadnej umowy, w której sami zobowiązaliśmy się do pokrycia tych kosztów, to obowiązkiem tym obciążony jest Instytut. 7 Nasz Instytut Chemii Fizycznej nigdy nie robił żadnemu doktorantówi żadnych z tym problemów i niejeden doktor nawet nie wie, ile jego doktorat „kosztował” ☺ Każdemu, kto dobrnął do końca tego tekstu pragnę powiedzieć: wspieram Cię, jestem z Tobą, bo jeśli to przeczytałeś to dlatego, że jesteś w straszliwie frustrującym momencie swojej przygody z nauką, albo zaraz w nią wkroczysz. Nie poddawaj się, szczyt już blisko. Marta Sosnowska 8