Allan Kardec - Spirytyzm.pl

Transkrypt

Allan Kardec - Spirytyzm.pl
Allan Kardec – kodyfikator
spirytyzmu – Biografia
Allan Kardec
Istniejące biografie A.Kardeca oparte są na dokumentach
pisanych, oraz na relacjach osób znających go i
współpracujących z nim w różnych okresach. Autorzy najbardziej
znanych opracowań to:
Henri Sausse, Biografia Allan Kardec
André Moreil, Allan Kardec – jego życie, jego dzieło
Zeus Wantuil i Francisco Thiesen, Allan Kardec – studium
biobibliograficzne (t.1-3) oraz Allan Kardec –
wychowawca i kodyfikator (t.1-2).
Allan Kardec
H.Sausse opierał się na bogatych materiałach, które udostępnił
mu Pierre-Gaétan Leymarie (1827-1901) – polityk, pisarz,
pierwszy redaktor naczelny Przeglądu Spirytystycznego i
współzałożyciel
Naukowego
Towarzystwa
Studiów
Psychologicznych, które bezpośrednio kontynuując prace
A.Kardeca, opracowało pierwsze tłumaczenia jego tekstów na
kilka języków europejskich. Książka H.Sausse’a stanowi
właściwie przedruk tekstu jego prelekcji wygłoszonej w 1896
roku w Lyonie. A.Moreil, który swą wersję biografii
opublikował w 1981 roku, korzystał z pracy H.Sausse’a,
uzupełniając ją informacjami zgromadzonymi głównie w
bibliotekach i archiwach organizacji spirytystycznych.
Opracowania ich autorstwa uznawane są jednak za mało
kompletne, a niektóre z opisywanych entuzjastycznie faktów
wymagają dokładnego sprawdzenia i uzasadnienia.
Z.Wantuil i F.Thiesen zebrali w trzech tomach (wydanych w
latach 1979-1980) ogromną ilość informacji na temat życia
A.Kardeca zarówno przed powstaniem spirytyzmu, jak i jego prac
od chwili zainteresowania się zjawiskiem wirujących stolików.
W 2004 roku, z okazji dwusetnej rocznicy urodzin A.Kardeca,
ukazało się tym razem dwutomowe opracowanie, zawierające
najświeższe rezultaty badań jego biografów. Z.Wantuil i
F.Thiesen opierali się na tekstach z archiwalnych numerów
Przeglądu Spirytystycznego, a także wszelkiego rodzaju
publikacjach i dokumentach zgromadzonych w zasobnych archiwach
i bibliotekach Brazylijskiej Federacji Spirytystycznej oraz
Biblioteki Narodowej Francji. Przeprowadzili też skrupulatne
badania w Lyonie, Paryżu i innych miejscach, w których
przebywał H.L.D.Rivail. Nie ulega wątpliwości, że ich
opracowania są najbardziej kompletne, choć – jak twierdzą
skromnie sami badacze – wiele wątków wymaga jeszcze dalszych
poszukiwań.
Informacje biograficzne na temat A.Kardeca zawierają również
teksty innego rodzaju. Kilka faktów opisała w przedmowie do
portugalskojęzycznej wersji Księgi Duchów tłumaczka Anna
Blackwell, która osobiście znała jej twórcę. Marion Aubrée i
François Laplantine wymieniają też antystpirytystyczne
opracowania, których autorami byli Claude Varéze i Jean
Vartier – jednak nie wnoszą one żadnych rewelacji. Pozostaje
więc prezentacja zarysu biografii Autora spirytystycznego
kanonu, w oparciu o wspomniane najsłynniejsze prace, z których
mimo wszystko wyłania się obraz postaci niewątpliwie
wyjątkowej…
Dzieciństwo i młodość
Nazwisko
„Rivail”
pojawiło
się
po
raz
pierwszy
w
piętnastowiecznych kronikach. Wywodzi się od włoskiego
nazwiska „Rivalnio”, a spotykane jest także w formach
„Durivail” i „Rivaux”. Pierwszym znanym przodkiem naszego
bohatera był Aymard Rivail – prawnik i dyplomata, urodzony w
Saint-Marcellin we Francji, około 1490 roku. Król Francji
Franciszek I (1494-1547), często wysyłał go z misjami
dyplomatycznymi do Włoch, a królowa Anna Bretońska (1477-1514)
doceniając jego wychowawcze umiejętności, powierzyła mu w
opiekę swą córkę Renée (1510-ok. 1575). Wielu Rivailów
pracowało później głównie jako urzędnicy i prawnicy.
H.L.D.Rivail urodził się trzeciego października 1804 roku w
Lyonie – co potwierdza zachowany akt urodzenia:
12 vendémiaire’a roku XIII, akt urodzin Denizarda HippolyteLéona Rivail, urodzonego wczoraj o godzinie 7, syna JeanBabtiste-Antoine’a Rivail prawnika, sędziego, i Jeanne
Duhamel, jego małżonki, zamieszkałych w Lyonie, ulica Sala No
76. Płeć dziecka została rozpoznana jako męska.
Główni świadkowie: Syriaque-Frederic Dittmar, dyrektor
przedsiębiorstwa wód mineralnych przy ulicy Sala, i JeanFrançois Targe, również ulica Sala, na żądanie lekarza Pierre
Radamel ulica Saint-Dominique No 78.
Akt odczytano, świadkowie podpisali, również Mer dzielnicy du
Midi. Przewodniczący Trybunału,
Podpisano: MATHIOU.
Wypis sporządził:
Kancelista Trybunału,
Podpisano: MALHUIN.
Allan Kardec
Dom, w którym urodził się H.L.D.Rivail, został zburzony w
trakcie prac przy poszerzaniu ulicy w latach 1840-1852,
przeprowadzanych po powodzi w roku 1840. Państwo Rivailowie
ochrzcili syna w kościele Saint-Denis de la Croix-Rousse,
który w tamtych czasach znajdował się poza granicami Lyonu.
Oto wypis z aktu chrztu, wystawiony na druku skarbowym
wartości 25 centymów:
Wypis z Rejestru Chrztów parafii Saint-Denis en Bresse,
diecezji Lyon.
Piętnastego dnia miesiąca czerwca roku tysiąc osiemset piątego
w tejże parafii został ochrzczony Hippolyte-Léon Denizard,
urodzony w Lyonie, syn Jean-Babtiste’a Antoine’a Rivail,
prawnika, i Jeanne Louise Duhamel, ojciec chrzestny Pierre
Louis Perrin, matka chrzestna Suzanne Gabrielle Marie Vernier,
zamieszkała w mieście Bourg – podpisano Barthe proboszcz,
kopia wypisu wydana dwudziestego ósmego października tysiąc
osiemset trzynaście.
Podpisano: CHASSIN, proboszcz.
Godnym zauważenia jest, że w akcie chrztu występuje inny układ
imion dziecka, niż w dokumencie stwierdzającym urodzenie – co
wywołuje dyskusje wśród badaczy. Rozwiązaniem problemu może
być jednak fakt, że sam zainteresowany posługiwał się formą
„Hyppolyte Léon Denizard”. Podobnie można rozwiązać spory
wokół formy jednego z imion: Denizart, Denisart – czy w końcu:
Denizard.
Na temat pierwszego okresu edukacji H.L.D.Rivaila nie ma
pewnych danych. Można jedynie przypuszczać, że w latach
1810-1814 z racji wieku uczęszczał do szkoły podstawowej – być
może w Paryżu. Najprawdopodobniej burzliwe wydarzenia
polityczne we Francji na przełomie lat 1814-1815, skłoniły
Rivailów do wysłania syna w jakieś spokojniejsze miejsce,
gdzie mógłby kontynuować naukę. Wybór padł na ośrodek Johanna
Heinricha Pestalozziego (1746-1827) w Yverdon, w szwajcarskim
kantonie Vaud – szkołę renomowaną i o wiele pewniejszą pod
względem bezpieczeństwa uczniów, od leżących w samym centrum
zawirowań politycznych, podobnych placówek paryskich. Na
decyzję tę mogła też wpłynąć broszura autorstwa innego
znamienitego pedagoga. Marc-Antoine Jullien de Paris
(1775-1848) – prekursor pedagogiki porównawczej, był od 1806
roku wychowankiem szkoły w Yverdon oraz autorem wydanego sześć
lat później opracowania: „Wykład metody wychowawczej
Pestalozziego”. Jest rzeczą prawdopodobną, że Rivailowie znali
tę książkę – tym bardziej, że jej autor też był Lyończykiem.
H.L.D.Rivail, jako jeden z najzdolniejszych i ulubionych
uczniów J.H.Pestalozziego, zaczął wkrótce pomagać w lekcjach
młodszym kolegom – co zresztą było elementem metody
edukacyjnej stosowanej przez słynnego Szwajcara. Gdy mistrz
wyjeżdżał, H.L.D.Rivail – jak twierdzi H.Sausse – zastępował
go w instytucie. Informacja ta jest jednak najwyraźniej
przesadzona, bowiem jeśli wziąć pod uwagę napiętą atmosferę
panującą wśród skłóconych ze sobą (zwłaszcza na tle
światopoglądowym) pracowników ośrodka w Yverdon, to trudno
jest sobie wyobrazić, by zezwolili na powierzenie
odpowiedzialnych funkcji jednemu z wychowanków. Poza tym
H.L.D.Rivail, jako praktykujący katolik, często był w
protestanckim środowisku narażony na przejawy niechęci.
Rzutowało to niewątpliwie na jego sytuację w szkole, a także
nie pozostało bez wpływu na charakter młodzieńca i przyczyniło
się do ukształtowania jego głębokiego przekonania o potrzebie
tolerancji.
Trudno powiedzieć, co się działo z H.L.D.Rivailem w latach
1818-22. H.Sausse opierając się na deklaracji P.G.Leymeriego
stwierdza, że interesując się fizyką, chemią, geologią i
biologią, wybrał w końcu studia medyczne na Wydziale Lekarskim
uniwersytetu w Lyonie, gdzie uzyskał doktorat, otrzymując
najwyższą notę za jego obronę. Biograf wspomina też o dyplomie
z prawa – lecz informacji tej nie potwierdzają żadne zachowane
dokumenty. Być może więc H.L.D.Rivail udzielał się nadal w
Yverdon – na przykład jako wychowawca, a wkrótce zapewne
został objęty obowiązkiem służby wojskowej.
Kariera nauczycielska
Najpóźniej w styczniu 1823 roku H.L.D.Rivail przeprowadził się
do Paryża, gdzie zaczął pracować jako nauczyciel oraz
tłumaczyć niemiecko- i angielskojęzyczne teksty. Dwa lata
później został założycielem i dyrektorem szkoły podstawowej, a
w 1826 roku przy ulicy de Sevres ?35, założył Instytut Rivail
(zwany także Instytutem Technicznym) – placówkę wychowawczą
zorganizowaną na wzorach pestalozziańskich. W tym celu wszedł
do spółki ze swym wujem, który wniósł kapitał konieczny do
rozpoczęcia działalności. Jego uczniowie poza przedmiotami
zawodowymi zajmowali się naukami ścisłymi, literaturą, sztuką
i wychowaniem fizycznym. Szkoła ta działała przez dziewięć
lat. Wuj był jednak notorycznym hazardzistą. Przegrawszy
ogromne sumy w Spa i Aix-la-Chapelle, w końcu zmusił
siostrzeńca do likwidacji Instytutu. Po sprzedaży majątku
wspólnicy uzyskali po czterdzieści pięć tysięcy franków,
jednak i te pieniądze, powierzone jednemu z przyjaciół –
handlowcowi, przepadły, gdy ten zbankrutował.
W środowisku literatów i wychowawców, w którym się obracał,
H.L.D.Rivail poznał pannę Amélie Gabrielle Boudet (1795-1883),
także nauczycielkę. H.Sausse charakteryzuje ją tak: „Drobna,
dobroduszna, miła i pociągająca, bogata jedynaczka,
inteligentna i żywa, dzięki swemu uśmiechowi i zaletom została
zauważona przez pana Rivaila, w którym pod postacią człowieka
wesołego i komunikatywnego dostrzegała wykształconego oraz
przyjaznego myśliciela, pełnego godności i doświadczenia.(…)
Panna Amélie Boudet była więc o dziewięć lat starsza od pana
Rivaila, lecz z wyglądu dawano jej dziesięć lat mniej, gdy 6
lutego 1832 roku, w Paryżu podpisywali swój akt małżeństwa:
Hippolyte-Léon-Denizard Rivail, szef Instytutu technicznego,
ulica de Sevres (Metoda Pestalozziego), syn Jean-Baptiste
Antoine’a i pani Jeanne Duhamel, zamieszkałych w Chateau-duLoir, z Amélie-Gabrielle Boudet, córką Juliena Louisa i pani
Julie-Louise Seigneat de Lacombe, zamieszkałych w Paryżu, No
35, ulica de Sevres.” O ich pożyciu wiadomo bardzo niewiele.
Biografowie i przyjaciele zgodnie zwracają jednak uwagę na
współpracę małżonków w działalności pedagogicznej i naukowej –
między innymi w zakładzie wychowawczym dla dziewcząt,
kierowanym na przedmieściach Paryża przez panią Rivail.
H.L.D.Rivail
był
członkiem
wielu
towarzystw
naukowych,
współpracownikiem rozmaitych instytucji i laureatem wielu
nagród. W różnych źródłach pojawiają się następujące: Akademia
Przemysłu Rolnictwa Manufaktur i Handlu; Francuskie
Towarzystwo Nauk Naturalnych; Francuskie Towarzystwo
Powszechnej Statystyki; Instytut Historii; Instytut
Lingwistyczny; Królewskie Towarzystwo Inicjatyw, Rolnictwa,
Nauki, Literatury i Sztuk Pięknych departamentu Ain; Paryskie
Towarzystwo
Frenologiczne;
Paryskie
Towarzystwo
Ubezpieczeniowe Szefów Instytutów i Mistrzów Pensji;
Towarzystwo Edukacji Narodowej; Towarzystwo Gramatyczne;
Towarzystwo Kształcenia Podstawowego; Towarzystwo Rozwoju
Krajowego Przemysłu; Królewska Akademia w Arras. Ta ostatnia,
w 1831 roku uhonorowała H.L.D.Rivaila pierwszą nagrodą za
pracę konkursową „Jaki system kształcenia najlepiej odpowiada
potrzebom epoki?„.
Wieczorami H.L.D.Rivail poświęcał się gramatyce, arytmetyce,
studiom pedagogicznym i tłumaczeniom prac naukowych. Jako
lingwista biegle posługiwał się niemieckim, angielskim,
holenderskim – w różnym stopniu znając także łacinę,
starofrancuski i kilka języków nowożytnych. We Francji był
uważany za jednego z lepszych współczesnych gramatyków.
Opracowywał także programy zajęć dla uczniów i uczennic ze
szkół przedmieścia Saint-Germain, w czym pomagał mu słynny
David Eugene Lévy-Alvares (1794-1870) – pedagog i pisarz,
zajmujący się głównie kształceniem dziewcząt. W latach
1835-1840, H.L.D.Rivail organizował w swym domu bezpłatne,
cieszące się dużą popularnością kursy chemii, fizyki,
astronomii, anatomii porównawczej. W latach 1843-48 urządzał
też bezpłatne, dwutygodniowe kursy matematyki i astronomii, w
których brali udział nie tylko studenci, lecz także
nauczyciele. Jego współpracownikiem i przyjacielem był również
Alexandre Boniface (1785 lub 1790-1841) – pedagog i gramatyk,
członek Akademii Francuskiej, twórca szkoły podstawowej na
przedmieściach
Paryża,
także
opartej
na
wzorach
pestalozziańskich. A.Boniface był jednym z wychowawców w
Yverdon i to jemu H.L.D.Rivail zadedykował swą pierwszą
książkę dydaktyczną.
Po zamknięciu Instytutu H.L.D.Rivail utrzymywał się z
prowadzenia ksiąg rachunkowych trzech przedsiębiorców, co
dawało mu roczne przychody w wysokości siedmiu tysięcy
franków. W 1848 roku został wykładowcą w Liceum Polimatycznym,
gdzie prowadził zajęcia z fizjologii, astronomii, chemii i
fizyki. Z posady tej zrezygnował jednak po dwóch latach, nie
mogąc znieść nieustannie zmieniających się warunków pracy i
fatalnej atmosfery panującej we francuskim systemie publicznej
oświaty, wskutek rozgrywek zwalczających się stronnictw
politycznych i światopoglądowych. Od tej pory jego czas
wypełniały przede wszystkim badania naukowe i pisarstwo. Wśród
ogłoszonych drukiem prac H.L.D.Rivaila, publikowanych od 1823
roku głównie w Paryżu, nie brakowało podręczników, poradników
dydaktycznych, planów, opracowań metodycznych i projektów
reform
edukacyjnych
adresowanych
do
deputowanych,
poszczególnych rządów i władz Sorbony. Szczególne uznanie
zyskały programy zajęć opracowane dla Liceum Polimatycznego
oraz teksty dyktand zaaprobowane przez Sorbonę – wielokrotnie
wznawiane, nawet po śmierci Autora. Prace H.L.D.Rivaila
świadczą o jego głębokim zaangażowaniu w rozwiązywanie
problemów francuskiego systemu oświaty, jak również o wielkiej
erudycji. Oto jego najważniejsze publikacje tego typu:
Cours Pratique et Théorique d’ARITHMÉTIQUE, d’apres les
principes de Pestalozzi avec des modifications
[Praktyczny i teoretyczny kurs arytmetyki, w oparciu o
zasady Pestalozziego, z modyfikacjami] (1823)
Cours Pratique et Théorique d’Arithmétique, d’apres la
méthode de Pestalozzi avec des modifications [Praktyczny
i teoretyczny kurs arytmetyki, w oparciu o metodę
Pestalozziego, z modyfikacjami] (1824)
École de premier degré [Szkoła pierwszego stopnia]
(1825)
Plan proposé pour l’amélioration de l’éducation
publique… [Zaproponowany plan ulepszenia systemu
edukacji publicznej…] (1828)
Les trois premiers livres de Télémaque en allemand…
[Trzy pierwsze księgi Telemacha po niemiecku…] (1830);
Grammaire française classique sur un nouveau plan…
[Klasyczna gramatyka francuska w oparciu o nowy plan…]
(1831);
Mémoire sur cette question: Quel est le systeme d’étude
le plus en harmonie avec les besoins de l’époque?
[Memoriał na temat: Jaki system kształcenia najlepiej
odpowiada potrzebom epoki?] (1831);
Mémoire sur l’instruction publique… [Memoriał o oświacie
publicznej…] (1831);
Discours prononcé a la distribution des prix du 14 aout
1834, par M.Rivail, chef d’institution… [Przemówienie
wygłoszone w czasie ceremonii wręczenia nagród 14
sierpnia 1834 roku, przez Pana Rivaila, szefa
instytutu…] (1834)
Programme des études selon le plan d’instruction de H.L.-D.Rivail [Program studiów według planu kształcenia
H.-L.-D.Rivaila] (1838)
Cours complet théorique et pratique d’arithmétique
[Kompletny teoretyczny i praktyczny kurs arytmetyki]
(1845);
Manuel des examens pour le brevet de capacité
[Podręcznik do egzaminów do osiągnięcia świadectwa
dojrzałości] (1846)
Solutions raisonnées des questions et problemes
d’arithmétique et de géometrie proposés dans les examens
de l’Hotel de ville et de la Sorbonne… [Przemyślane
rozwiązania pytań i problemów z arytmetyki i geometrii,
zawartych w egzaminach Urzędu Miasta i Sorbony] (1846)
Projet de Réforme concernant les examens et les maisons
d’éducation des jeunes personnes… [Projekt reformy
dotyczącej egzaminów i ośrodków wychowawczych dla
młodzieży…] (1847)
Proposition concernant
l’adoption
des
ouvrages
classiques par l’Université [Propozycja dotycząca
aprobowania dzieł klasycznych przez Uniwersytet] (1847)
Traité complet d’arithmétique [Kompletny traktat o
arytmetyce] (1847)
Solution des exercices et problemes du „Traité complet
d’arithmétique” [Rozwiązanie zadań i problemów z
„Kompletnego traktatu o arytmetyce”] (1847)
Catéchisme grammatical de la langue française…
[Katechizm gramatyczny języka francuskiego…] (1848);
Grammaire normale des examens [Normatywna gramatyka
egzaminacyjna] (napisana wspólnie z D.Lévi-Alvaresem)
(1848)
Dictées normales des examens de l’Hotel de Ville et de
la Sorbonne [Normatywne dyktanda egzaminacyjne Urzędu
Miejskiego i Sorbony] (1849)
Dictées spéciales sur les difficultés orthografiques
[Specjalne dyktanda dotyczące trudności ortograficznych]
(1849)
Programme des cours usuels de chimie, physique,
astronomie, physiologie [Program zwyczajnych kursów
chemii, fizyki, astronomii, fizjologii] (1849);
Dictées du premier et du seconde age [Dyktanda
pierwszego i drugiego wieku] (1850)
Od magnetyzmu do spirytyzmu
W latach 1848-1849 H.L.D.Rivail zajmował się badaniami
magnetyzmu zwierzęcego i somnambulizmu. Jego współcześni
twierdzą, że był człowiekiem zrównoważonym i spokojnym, zaś we
wszelkie prace wkładał metodyczny wysiłek i chłód racjonalnie
rozumującego naukowca. Początkowo nie dawał też posłuchu
sensacjom o wirujących stolikach i uporczywie odmawiał
zapaleńcom próbującym zaciągnąć go na seans – mimo że
doskonale zdawał sobie sprawę, iż zapoczątkowane w 1848 roku w
amerykańskim Hydesville „zabawy z Duchami”, stawały się coraz
bardziej popularne. W połowie XIX wieku cała Francja oszalała
na ich punkcie, a mnogość zjawisk i osób je obserwujących nie
mogła nie podniecić umysłów naukowców. W 1854 roku jeden z
paryskich felietonistów pisał, że wzdłuż całych Pól
Elizejskich i Montmartru nie było chyba ani jednego stolika,
który by nie wirował. Uczestnictwo w seansach stało się wręcz
towarzyskim obyczajem.
W tym też roku magnetyzer nazwiskiem Fortier opowiedział
H.L.D.Rivailowi o zaskakujących rezultatach seansów
odbywających się w domu jego znajomych. Podczas tych spotkań
stoliki nie tylko tańczyły po pokoju, lecz również odpowiadały
na pytania. Słysząc takie opowieści, naukowiec zaprotestował:
„(…) uwierzę w to wszystko, jeśli to zobaczę i gdy ktoś mi
udowodni, że stół ma mózg do myślenia, nerwy do czucia i można
go zahipnotyzować. Póki co jednak pozwólcie, że traktować to
będę jako bajkę na dobranoc.” Pretekstem do podjęcia głębszych
studiów stały się dopiero opowiadania niejakiego Carlottiego –
jednego ze starych przyjaciół H.L.D.Rivaila, który
entuzjastycznie wypowiadał się na temat spotkań z Duchami.
W maju 1855 roku H.L.D.Rivail wziął udział w przyjęciu
zorganizowanym w salonach pani Roger – słynnego medium
somnambulicznego. Spotkał tam urzędnika państwowego nazwiskiem
Patier – człowieka zrównoważonego, który cieszył się zaufaniem
wielu osób. Ten wspomagany przez niejaką panią Plainemaison
szczegółowo opowiedział mu o seansach, w których sam
uczestniczył i zaprosił do wzięcia udziału w eksperymencie.
H.L.D.Rivail ugiął się pod presją towarzystwa, a przybył do
domu pani Plainemaison tym chętniej, że zaproszenie na
odbywające się tam spotkania przyjął także René Taillandier
(1817-1879) literat i historyk z francuskiej Akademii Nauk,
zajmujący się tymi zjawiskami od pewnego czasu. Pierwsze
wrażenia nie były zbyt zachęcające, lecz R.Taillandier
nalegał, by jego sceptyczny kolega przestudiował pięćdziesiąt
zeszytów zawierających raporty z wcześniejszych spotkań
odbytych w ciągu ostatnich pięciu lat. H.L.D.Rivail przyjął
wyzwanie, a praca ta tak go zainteresowała, przekonując w
końcu do realności i znacznej wartości studiowanych zjawisk,
że kolejne lata swego życia poświęcił kompleksowym badaniom
spraw, które wielu ludziom wydawały się nadnaturalnymi.
H.L.D.Rivail dążył do ustalenia racjonalnych przyczyn zjawiska
wirujących stolików oraz opisania rządzących nimi praw.
Współpracował z licznymi mediami, uczestnicząc w setkach
seansów i sporządzając z nich dokumentację, studiując tysiące
raportów z przeprowadzanych w całym świecie eksperymentów.
Wkrótce badaniami objął też innego rodzaju zjawiska
mediumiczne,
podejmując
próbę
ich
wyjaśnienia
i
systematyzacji. Efektem wieloletnich studiów H.L.D.Rivaila
było kilkanaście opracowań, opublikowanych pod pseudonimem
„Allan Kardec” – oto najważniejsze z nich:
Le Livre des Esprits… [Księga Duchów…] (1857)
Instruction pratique sur les manifestations spirites…
[Praktyczne
wskazówki
na
temat
manifestacji
spirytystycznych… ] (1858)
Lettre sur le spiritisme, en réponse á un article
poublié par la „Gazette de Lyon” [List na temat
spirytyzmu, w odpowiedzi na artykuł opublikowany w
„Gazecie Lyońskiej”] (1860)
Qu’est-ce que le spiritisme… [Czym jest spirytyzm…]
(1859)
Le Livre des médiums… [Księga mediów…] (1861)
Le Spiritisme a sa plus simple expression… [Spirytyzm w
najprostszym ujęciu…] (1862)
Réfutation des critiques contre le Spiritisme [Obalenie
zarzutów przeciwko Spirytyzmowi] (1862)
Réponse a l’adresse des spirites lyonnais a l’occasion
de la nouvelle année [Odpowiedź na list zbiorowy
spirytystów lyońskich, z okazji nowego roku] (1862)
Voyage spirite en 1862… [Podróż spirytystyczna w 1862
roku…] (1862)
Imitation de
l’Évangile
selon
le
spiritisme…
[Naśladowanie Ewangelii według spirytyzmu…] (1864)
Résumé de la loi des phénomenes spirites… [Zarys praw
rządzących zjawiskami spirytystycznymi…] (1864)
La genese, les miracles et les prédictions selon le
spiritisme [Geneza, cuda i przepowiednie według
spirytyzmu] (1865);
Le Ciel et l’Enfer, ou la Justice divine selon le
spiritisme… [Piekło i Niebo, lub Boża Sprawiedliwość
według spirytyzmu…] (1865);
Étude sur la poésie médianimique [Studium na temat
poezji medianimicznej] (1867);
Caracteres de la révélation spirite [Cechy objawienia
spirytystycznego] (1868);
Les oeuvres posthumes [Dzieła pośmiertne] (za
najbardziej kompletne uważa się wydanie z 1924 roku).
Wymienione prace były wielokrotnie wznawiane i uzupełniane –
niektóre nawet kilkadziesiąt razy. Wiele z nich publikowano we
fragmentach, w postaci broszurek opatrywanych rozmaitymi
tytułami oraz w czasopismach. Niejednokrotnie poszczególne
teksty trafiały do opracowań zbiorowych lub stanowiły wstęp do
prac innych autorów. Powyższa lista zawiera więc tytuły
pierwszych wydań tylko najważniejszych i najczęściej
cytowanych tytułów.
Pierwsza rozprawa A.Kardeca na temat spirytyzmu – Księga
Duchów, ukazała się drukiem osiemnastego kwietnia 1857 roku i
wywołała ogromne zainteresowanie zarówno wśród miłośników
wirujących stolików, jak i naukowców podejmujących pierwsze
próby badań zjawisk mediumicznych. Czytelników interesował
fakt, że oto uzyskują nową teorię w wymiarach naukowym,
filozoficznym i moralno-etycznym – teorię porządkującą
problematykę kontaktów człowieka ze sferą pozamaterialną,
będącą niejako uzupełnieniem idei głoszonych przez tzw.
nowoczesnych spirytualistów. Książka natychmiast stała się
bestsellerem i wkrótce wydawano ją ponownie w stale
zwiększanych nakładach (wydanie drugie – kwiecień 1860;
trzecie – sierpień 1860; czwarte – luty 1861…) oraz zaczęto
tłumaczyć na inne języki.
HH.L.D.Rivail przychodził na seanse zaopatrzony w długie listy
pytań, które zadawano manifestującym się istotom. By uniknąć
oszustw i zweryfikować ewentualne rozbieżności, te same
pytania zadawał w wielu miejscach, przy wykorzystaniu różnych
mediów, uzyskując odpowiedzi podpisywane przez rozmaite Duchy.
To dlatego zarówno w Księdze Duchów, Księdze mediów, jak i w
kolejnych pracach zawierających komunikaty z seansów
spirytystycznych, Czytelnik znajduje powtórzenia tych samych
treści, prezentowane w rozmaitych kontekstach. Dzięki
zakrojonym na wielką skalę badaniom i popularyzowaniu idei
zawartych w teorii spirytystycznej, H.L.D.Rivail stał się
jednym z największych autorytetów w tej dziedzinie i
jednocześnie celem ataków ze strony przeciwników nowego ruchu
społecznego. W związku z tym, w każdym z dzieł często odnosi
się do krytyk i polemizuje z różnego rodzaju adwersarzami – a
było z kim polemizować, bowiem już w 1860 roku publikacje
A.Kardeca podzieliły los wielu podobnych prac i zostały
umieszczone na Indeksie Ksiąg Zakazanych, co stanowi jeden z
dowodów sporów i kontrowersji, jakie wywołały. A.Blackwell
opowiadając o jego życiu w tamtym okresie, pisała:
„Charakteryzowała go krzepka postawa, pełna wyrazistej siły
działania. Jego oczy miały szarawy odcień. Był wytrwały i
aktywny w swej pracy. Miał łagodny temperament, naznaczony
przewidywaniami i realizmem sprawiającym niekiedy wrażenie
chłodu, czemu towarzyszył naturalny sceptycyzm. Logiczny w
rozumowaniach i argumentacji, zawsze znajdował praktyczne
wykorzystanie swoich pomysłów. Był też bardzo daleki od
mistycyzmu i przesady, jak również od nadmiernego entuzjazmu
towarzyszącego niekiedy odkryciom. Utrzymując to wszystko w
równowadze, wysławiał się powoli, w sposób prosty, bez
nacisku, ze szczerością i uczciwością – właściwościami, które
zawsze charakteryzowały jego osobowość. Starając się nie
wywoływać niekończących się dyskusji, jak również nie unikając
uczestniczenia w nich, gdy już wynikły, przyjmował ciepło
gości, którzy przybywali ze wszystkich stron świata,
respektując poglądy każdego z nich. Z kurtuazją odpowiadał na
stawiane mu zarzuty. Cierpliwie informował tych, którzy
pytali, jak doszedł do poznania innego świata. Opowiadał o
wszystkim otwarcie i jasno. Czasami na jego twarzy pojawiał
się miły i zabawny uśmiech. Przyjmował ludzi z rozmaitych
warstw społecznych, od tych najskromniejszych po literatów,
artystów i naukowców. Napoleon III, który interesował się
teorią Duchów, wielokrotnie przyjmował go w pałacu w
Tuileriach.”
Pierwszego stycznia 1858 roku H.L.D.Rivail wydał pierwszy
numer Przeglądu Spirytystycznego, który już wkrótce stał się
najważniejszym periodykiem ruchu społecznego spirytystów,
prezentującym jednocześnie najświeższe odkrycia naukowe. Jeśli
wierzyć zawartym w nim informacjom, to w samej tylko Francji
miał on około pięciuset tysięcy czytelników. Dokładnie cztery
miesiące później powstało pierwsze w świecie formalne
stowarzyszenie spirytystyczne – Paryskie Towarzystwo Studiów
Spirytystycznych. Organizacja ta i czasopismo stały się
wkrótce głównym motorem badań zjawisk mediumicznych oraz
popularyzacji filozofii Duchów. H.L.D.Rivail był zwolennikiem
naukowego podejścia do spirytyzmu. Przy każdej okazji mawiał:
„Spirytyzm będzie naukowy, albo nie będzie go wcale.” Obawiał
się, że osoby zafascynowane niezwykłością zjawisk
mediumicznych, będą dostrzegać w spirytyzmie wyłącznie jego
walory materialne. Z drugiej strony, bał się też, czy
zamiłowanie człowieka do dogmatyzowania wszystkiego i
zrzeszania się nie doprowadzi do nadużyć. Niestety obawy te
nie były bezpodstawne, co w przyszłości – już po jego śmierci
– doprowadziło nawet do słynnego procesu spirytystów, w
trakcie którego wiekowa pani A.G.Rivail stawała kilkakrotnie
przed sądem i udało się jej zrehabilitować męża. H.L.D.Rivail
określając naukę Duchów stwierdził: „Spirytyzm jest nauką,
która dowodzi metodą eksperymentalną realności istnienia duszy
i jej nieśmiertelności. Dostarcza nam pewności kontaktów
między żywymi i tymi, których nazywa się zmarłymi. Spirytyzm
jest filozofią, która odpowiada wszelkim aspiracjom serca i
rozumu.” Wszelkie wykraczanie poza tę definicję, ubieranie
aktywności spirytystycznej w formy parareligijne, paranaukowe,
czy ludyczne to nieporozumienie. Spirytyzm nie jest religią,
sekciarską ideologią, ani fundamentalną koncepcją miłośników
igraszek ze światem niewidzialnym. Istotę skodyfikowanej przez
H.L.D.Rivaila filozofii stanowią idee miłości, miłosierdzia i
tolerancji; poszanowania człowieka, jego pracy, cierpienia i
codziennych zmagań; równości pod względem płci, rasy, religii
i majątku; istnienie nieśmiertelnej duszy, która po śmierci
ciała materialnego ma przed sobą przyszłość i możliwości
ograniczone tylko jej własną wolą. Jednak najbardziej
intrygujący jest fakt, że źródło tych idei znajduje się w
pozamaterialnej sferze rzeczywistości, czemu dziś już nie
sposób zaprzeczyć. Wieloletnie badania H.L.D.Rivaila dowiodły,
że w zjawisku wirujących stolików – jak i w innych,
zachodzących podczas seansów spirytystycznych, oraz
spontanicznie – nie ma nic nadprzyrodzonego: wszystko opiera
się na prawach natury, które wcześniej nie zostały odkryte
przez człowieka.
Kodyfikator zasad spirytyzmu zmarł trzydziestego pierwszego
marca 1869 roku, przygotowując się do przeprowadzki do nowego
mieszkania. Został pochowany na cmentarzu Pere Lachaise, a w
kondukcie pogrzebowym towarzyszyły mu tysiące Paryżan. Na jego
nagrobku umieszczono motto: „Narodzić się, umrzeć, odrodzić
ponownie i wciąż się rozwijać – takie jest prawo”, na którego
głębokim sensie opiera się filozofia spirytystyczna. Od tamtej
pory grób A.Kardeca zdobią zawsze świeże kwiaty położone przez
tych, którzy znaleźli w niej pociechę moralną, otuchę i
nadzieję. Charakterystyczny nagrobek w kształcie dolmenu był
przez wiele lat miejscem swoistych pielgrzymek miłośników
spirytyzmu, członków rozmaitych stowarzyszeń ezoterycznych,
turystów i zwykłych ciekawskich. Prasa brukowa wielokrotnie
pisała o rzekomych tajemniczych ceremoniach, które odbywały
się nocami w jego pobliżu, choć nigdy nie ujęto żadnych
sprawców. W 1990 roku, ze zbiórki publicznej pokryto koszty
konserwacji chwiejącego się nagrobka, uszkodzonego
dotknięciami zwiedzających cmentarz, którzy twierdzili, że
kamienie promieniują niezwykłą energią. Oczywiście żadne
badania nie potwierdziły tej opinii – natomiast faktem jest,
że grób A.Kardeca nawet w renomowanych przewodnikach (np.
Michelin) uchodzi za jedno z najbardziej ukwieconych miejsc
pamięci na paryskich cmentarzach.
Założone przez H.L.D.Rivaila Paryskie Towarzystwo Studiów
Spirytystycznych, przekształcone zostało we Francuski Związek
Spirytystyczny. Po latach, do organizacji dołączyły grupy z
innych państw frankofońskich i dziś powstały z ich połączenia
Francuski i Frankofoński Związek Spirytystyczny ma kilka
ośrodków we Francji (najbardziej aktywne znajdują się w Tours
i Lyonie), utrzymując rozległe kontakty z zagranicą. W 1989
roku – po wieloletniej przerwie wywołanej problemami natury
prawnej – ponownie zaczęto wydawać kwartalnik Przegląd
Spirytystyczny (dziś pod auspicjami Międzynarodowej Rady
Spirytystycznej, w skład której wchodzą przedstawiciele
organizacji z wielu krajów).
Zagadkę stanowi natomiast fakt, co stało się z pamiątkami po
A.Kardecu, z jego archiwum badawczym, niedokończonymi
dziełami, dokumentami, biblioteką itp. Wiadomo, że przez jakiś
czas po jego śmierci były przechowywane w tak zwanym Domu
Spirytystów w Paryżu, a po drugiej wojnie światowej zaginęły w
niewyjaśnionych okolicznościach. Wiele materiałów zaginęło w
urzędach i sądowych archiwach, podczas procesu spirytystów –
inne dostały się w ręce prywatne i trafiły na rynek handlarzy
starzyzną. Jedna z hipotez głosi też, że po zakończeniu
okupacji Paryża, zostały wywiezione przez Niemców
najprawdopodobniej do Ameryki Południowej, jednak stwierdzenie
to trudno jest zweryfikować. – Wbrew pozorom więc, na
uzupełnienie czeka nie tylko biografia Autora klasycznych
dzieł spirytyzmu, ale także historia powstałego dzięki niemu
ruchu społecznego, który ma dziś kilka milionów adeptów w
całym świecie. W badaniach tych potrzeba identycznej postawy
jak w czasach, gdy H.L.D.Rivail rozpoczynał swe eksperymenty z
pozamaterialną sferą życia. Potrzeba obiektywizmu, rzetelności
i przede wszystkim wytrwałości badaczy, którzy działając dla
dobra nauki powinni wznieść się ponad partykularne interesy i
niejednokrotnie wkroczyć na grząski grunt hipotez pozornie
kłócących się ze zdrowym rozsądkiem lub niewygodnych dla wielu
osób.
Źródło: wstęp tłumacza do polskiego wydania „Księgi Duchów”
Allana Kardeca, Dom Wydawniczo-Księgarski KOS, 2003
Historia polskiego Spirytyzmu
Niejednokrotnie ich wartość obniżają fatalne przekłady z
języków obcych lub (choć tu tylko pozornie!) trudny do
przyswojenia archaiczny język. Dopiero w ostatnich latach
dokonuje się renesans literatury tego typu, która stopniowo
zaczyna pojawiać się na rynku, chociaż z powyższych powodów są
to publikacje skromne, mające głównie wartość historyczną, a
dla współczesnego czytelnika stanowiące często ciężkostrawne
czytadła. Przykładem tego typu nowinek mogą być nieudolnie
przedrukowane (z jeszcze przedwojennymi błędami i bez
jakiejkolwiek redakcji) prace Léona Denisa czy kilkakrotnie
powielane fragmenty „Księgi Duchów” Allana Kardeca w
przekładzie Józefa Chobota, prezentowane polskiemu
czytelnikowi jako dzieło kompletne, choć w rzeczywistości to
tylko jedna trzecia rzeczywistej jego objętości. Wydawcy
najczęściej nastawiają się wyłącznie na zysk, nie dysponując
żadną wiedzą na temat autorów i ich dzieł, na czym traci
czytelnik, otrzymując opakowany w świeżą okładkę bubel i w
rezultacie zniechęca się do wszystkiego, co się z książką
wiąże. Publikacje takie opatruje się pełnym marketingowych
pułapek garniturem haseł i „recenzji” sugerujących, że
czytelnik będzie mieć do czynienia z dziełem rodzaju
zakazanego owocu czy sensacyjnej rewelacji. Zwykle też to, co
naprawdę wartościowe, należy umiejętnie wyłuskać spośród
zalewu efektownych książeczek, które zwłaszcza w Stanach
Zjednoczonych funkcjonują jako sprzedawane w kiosku lektury do
podróży, posiadające wątpliwą wartość naukową, a u nas –
wyłącznie z braku rzetelnej wiedzy i literatury przedmiotu –
uchodzą za bestsellery.
Historia polskiego spirytyzmu nie może być też rozpatrywana
bez ujęcia przez pryzmat warunków społecznych kraju nad Wisłą.
Głęboko zakorzenione tradycje religijne i polityczne oraz
wieloletnie problemy gospodarcze, mające wpływ na rozwój nauk
i stan oświaty społeczeństwa, nie pozwoliły na szersze
rozpowszechnienie się niejednej idei, w tym także spirytyzmu –
nawet jego strony czysto eksperymentalnej. Mimo trudności,
można jednak mówić o doniosłych dokonaniach w tej dziedzinie…
Podobnie jak w innych krajach, początki badań zjawisk
mediumicznych i ruchu spirytystycznego na ziemiach polskich
związane są z echami propagowanego przez Franza Antona Mesmera
i kontynuatorów jego prac magnetyzmu. Od stycznia 1816 roku
ukazywał się „Pamiętnik Magnetyczny” założony przez pisarza,
działacza społecznego – Ignacego Emanuela Lachnickiego
(1793-1826), który redagował go w Wilnie do grudnia 1818 roku.
Lekarz królewski Jean Baudouin de Courtenay (zm. 1822) wydaje
w roku 1820 w Warszawie podręcznik o leczeniu magnetycznym
„Rzut oka na Mesmeryzm, czyli systematy wzajemnych wpływów i
skutków, objaśniający teorię i praktykę magnetyzmu
zwierzęcego”. Zarówno magnetyzm, jak i pierwsze doniesienia o
zjawiskach mediumicznych stanowiły tu przedmiot negatywnej
krytyki bądź – dzięki romantycznym nurtom filozoficznym –
podstawę do formowania spirytualistycznych podstaw
rozumowania. W ten sposób ze sprawami życia poza materią
stykali się między innymi literaci: Antoni Malczewski
(1793-1826), Adam Mickiewicz (1798-1855), Cyprian Kamil Norwid
(1821-1883), Józef Korzeniowski (1797-1863), Józef Ignacy
Kraszewski (1812-1887), Antoni Edward Odyniec (1804-1885),
Andrzej Towiański (1799-1878), Juliusz Słowacki (1809-1849),
Tomasz Zan (1796-1855) i postępowa młodzież – promieniści,
filomaci, filareci.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że stowarzyszenie promienistych
zostało założone przez Tomasza Zana na skutek jego
zainteresowań
magnetyzmem
i
lektury
„Pamiętnika
Magnetycznego”. Obserwując poczynania magnetyzerów, zauważył
on, że osoby magnetyzowane tracą na jakiś czas zdolność
świadomej kontroli swych poczynań. Zan wywnioskował z tego, że
ludzkiej świadomości towarzyszy podświadomość, którą uznał za
bardziej rzeczywistą niż świat doznań rozumu i zmysłów.
Interesujący epizod wniósł do historii spirytyzmu
dramatopisarz i poeta Zygmunt Krasiński (1812-1859), którego
szwagier – interesujący się zjawiskami mediumicznymi hrabia
Aleksander Branicki (1821-1877) – poznał w roku 1855 we
Florencji Daniela Dunglasa Home’a i na kilkanaście miesięcy
stał się jego protektorem. Dwa lata później przebywający w
Paryżu Krasiński bardzo zainteresował się medium i zapraszał
je do swego mieszkania na seanse. W pierwszym z nich
uczestniczyła również hrabina Delfina Potocka (1805 lub
1807-1877), a rezultaty eksperymentu były dla jego uczestników
wstrząsające, o czym Krasiński tak pisał w jednym z listów:
„Home, medium amerykańskie, przez Aleksandra Branickiego
utrzymywane, niesłychanych dokazuje cudowności. Dzwonki same
chodzą po pokojach i wabią się dźwiękiem swych serc,
poruszanych niewidzialnymi siłami. Chustki latają w powietrzu
i zawiązują się na węzły same. Ręce pod stolikiem jakieś
nieludzkie, zaświatowe, wstają i dotykają osób przy stoliku
siedzących, a niektórym widocznie objawiają się. Cesarz i
cesarzowa je widzieli… Pani Delfina przedwczoraj taką rękę
czuła na własnej i ledwo nie zemdlała!”
Zainteresowania Krasińskiego miały jednak niezdrowe podstawy,
bowiem zajmowały go nie tyle zdolności Home’a, co jego rzekome
kontakty z diabłem. Sceptyczny i najwyraźniej mało rozumiejący
to, co widział poeta, dosłownie prześladował medium swymi
teoriami i próbami nawracania, uważając je za przedstawiciela
antychrysta, a dziennik demokratyczny „Indépendence”
(Niezależność) pewnego dnia zanotował nawet, że: „(…) hrabia
K. uczynił ze swego salonu oberżę szatana.” Było to echo
jednego z ostatnich seansów Home’a w domu Krasińskiego, w
trakcie którego uległ chyba najcięższemu w swym życiu atakowi
katalepsji, o czym doniosły dzienniki oraz Krasiński w liście
do Adama Sołtana: „Posiedzenie było u mnie, ale nic a nic nie
pokazało się, tylko medium samo dostało strasznego napadu
nerwowego i konało długo na swojej kanapie.” Home, mając dosyć
tych nieuzasadnionych ataków, po prostu uciekał przed
Krasińskim – wykluczył go z grona uczestników swych seansów,
prosząc, by przestał się nim zajmować. Do przeciwników
wirujących stolików należeli też Norwid, Odyniec, Korzeniowski
i Kraszewski, dając wyraz swoim poglądom w drwiących utworach.
Echa spirytyzmu pobrzmiewają jednak w wielu polskich utworach
romantycznych, takich jak choćby tylko „Anhelli”, „Dziady”,
„Nieboska komedia”…
Pierwsze prace Allana Kardeca i innych prekursorów spirytyzmu
naukowego dotarły na ziemie polskie wraz z przedstawicielami
ówczesnej inteligencji odbywającymi częste podróże do Francji,
jak również dzięki korespondencji z emigrantami. Sytuacja
społeczno-polityczna kraju nie pozwalała w tych czasach na tak
bujny rozwój grup spirytystycznych, jak miało to miejsce gdzie
indziej. Niemniej jednak grupy takie powstawały, choć
najczęściej głównym zajęciem ich uczestników było
organizowanie nie zawsze poważnych eksperymentów, mających na
celu przede wszystkim sprowokowanie jak największej ilości
spektakularnych efektów o charakterze materialnym. Nie
brakowało osób przeciwnych nauce – autorów publikacji, w
których spirytyzm uchodził za dzieło szatana czy narzędzie
antyreligijnych praktyk. Stawiane w tych pracach zarzuty
opierały się przede wszystkim na rzekomej obrazie uczuć
religijnych, nie stanowiły jednak racjonalnej polemiki, czy to
pod względem naukowym czy filozoficznym. Gdy moda minęła,
większość „towarzystw stolikowych” rozpadła się, a pozostały
tylko te, które w spirytyzmie widziały jego prawdziwe
wartości: system filozoficzny i zbudowany na jego podstawie
kodeks moralny. Nigdy jednak nie doszło do zorganizowania
ruchu o charakterze ogólnokrajowym, tak jak miało to miejsce w
innych krajach. Zainteresowanie prasy polskiej zjawiskami
mediumicznymi datuje się od 1853 roku, kiedy to pojawiło się
wiele szerszych publikacji na ten temat. Redakcja krakowskiego
„Czasu” podjęła nawet decyzję o stworzeniu stałej rubryki
zawierającej nowinki dotyczące zwłaszcza wirujących stolików.
Felietony te nie zawierały ważnych informacji naukowych, a
miały raczej charakter sensacji, ploteczki, niekiedy nawet
kaczki dziennikarskiej. Różniąc się w tonie w zależności od
autora, podobnie jak artykuły w brukowej prasie amerykańskiej
i zachodnioeuropejskiej, dowodzą rozmachu i niewielkiej
racjonalności mody na zabawy ze stolikami. Oto fragmenty kilku
z nich:
„Dzienniki amerykańskie, a nawet listy prywatne pisane do
Krakowa przez pewnego lekarza z St. Louis, rozwodziły się
szeroko o duchach, które każdy mniej więcej może wywoływać i
rozmawiać z niemi za pomocą pukania. Co więcej duchy te
amerykańskie sprowadził nawet jakiś spekulant do Londynu, i
tam robił z niemi eksperymenta, każąc sobie płacić każde
posiedzenie po pięć gineów.(…) Podobną próbę odbyto w tych
dniach we Wrocławiu, jak o tem dzienniki szląskie donoszą.
Działo się to w restauracyi pana Rogali, przy ulicy Junker und
Schweidnitzer Strassen Ecke. Towarzystwo składało się z
siedmiu mężczyzn, którzy posiedziawszy z pół godziny,
zuważali, iż stół ruszył się z miejsca naznaczonego kredą, a
potem zaczął swoje ewolucye. Cała ta scena trwała 43 minut.
Niemasz w tem nic niepodobnego, żeby i u nas niespróbowano
tego doświadczenia, którem miasta hanzeatyckie szczególniej
się teraz zajmują, a które przedstawia całkiem nową zagadkę
badaczom tajemnych sił natury.(…) Dotąd próbowano tylko ze
stołami z mahoni. Umiejętność prędko wynajdzie prawa, podług
których odbywa się ta operacya. Pewien z uczonych bremeńskich
zaczyna robić doświadczenia z kompasem; o rezultacie jednak
nic niewiadomo. Przedmiot ten dostarczy obfitego materyału i
dla ludzi poważnych i wesołych, dla akademików i żartobliwych
pisemek. Każdy dzień przyniesie zapewne co nowego.„
(„Czas”, nr 84/1853, s. 2);
„Kraków 15 kwietnia. Tańce ze stołami są teraz na dziennym
porządku. Nie ma tak małego zebrania, gdzieby nie próbowano
ciekawego eksperymentu, który tyle robi w Ameryce i Niemczech
hałasu. Wczoraj, o jednej prawie godzinie, wzięto się do
doświadczeń w obu resursach tutejszych. W starej resursie
experyment niepowiódł się wcale, czy dlatego że starość i
młodość posiada w sobie owego tajemniczego fluidu? Tego nie
wiemy, zgoła że stolik stał nieporuszony jak za dobrych
czasów, gdy tymczasem w powszechnej resursie wybrany do tańca
stół okrągły tak się rozbuiał, że aż nogę złamał. Podobnie
stać się miało na zebraniu w pewnym prywatnym domu. Biedne
stołowe nogi! (…) nieomieszkamy sumiennie zawiadamiać
czytelników naszych, o postępach stołów i stolików w sztuce
choreograficznej.”
(„Czas”, nr 86/1853, s. 3);
„Fremdenblatt pisze, że w niedzielę robiono doświadczenia ze
stołem w Währing pod Wiedniem. 18-letni młodzieniec w kilka
minut po utworzeniu łańcucha rąk, uczuwał bóle i rwanie w
stawach, a nareszcie dżączkę i odstąpił od stołu, który
natychmiast zatrzymał się. Za powrotnem przezeń dotknięciem
się stołu, takowy bezzwłocznie posuwać się zaczął, ale
młodzieniec niemógł długo utrzymać się na nogach i skłoniwszy
się na krzesło, zasnął natychmiast. Całą noc przepędził on w
tym śnie, miotany wstrząśnieniami nerwowemi i gwałtownem
drżeniem ciała i gorączką, a nazajutrz był blad, wycieńczony i
żalił się na ból w piersiach i stawach. Kuryer Warszawski
donosi również o zemdleniu dwóch dam czyniących próbę ze
stołami i przestrzega, aby nieużywano do tych doświadczeń osób
słabych, mianowicie zaś dzieci. Rzeczywiście, doświadczenia
powtarzane nie w celu naukowym, ale dla prostej tylko
ciekawości są już zbytecznemi, skoro prawie wszyscy byli już
świadkami tego zjawiska, i nie potrafią z niego nic wydobyć.
Dla tego zostawmy tę rzecz badaczom, a zapisujmy tylko
spostrzeżenia ich jako drogowskazy wiodące ku zgłębieniu sił
przyrody. Pisma warszawskie podają następujący epigramat
krążący w stolicy z powodu tej stołomanii:
„Za cóż nas tak dręczycie panie i panowie Staliśmy dotąd cicho
po kątach i rogach. Cóż to się wam zrobiło? Czyli w waszej
głowie Taki jest teraz rozum, jak i u nas w nogach?””
(„Czas”, nr 93/1953, s. 4);
„Zaraza dopytywania się stołów, już przeszła z miasta do wsi.
Lud nasz skłonny zawsze do wiary w rzeczy nadzwyczajne, w
wielu swoich potrzebach zaczyna się udawać do rady stołów,
przychodzi po to do miasta, albo do panów; bo swoim stołom
dotąd nieufa.(…) Strzeżmy się przywiązywać wiary do tego co
jest zwodniczą marą, co w drodze rozrywki i bez myśli poczęte,
próżnej tylko ciekawości schlebia.”
(„Czas”, nr 115/1853, s. 1-2);
„Od niejakiego czasu, jak wiecie zapewne, wieje na nas wiatr
mistycyzmu i nadzwyczajności z Niemczech przybyły. O stolikach
nic wam zapewne nie doniosę takiego, cobyście już
niedoświadczali u siebie, wiem bowiem, iż wielce już jesteście
posunięci na tej drodze, powiem wam tylko, że w zakładzie pana
Pika optyka miasta Warszawy, wyrabiają się stoliki z ołówkiem
osadzonym zamiast nogi. Te stoliki za przyłożeniem do nich
ręki, same piszą odpowiedzi na zapytania, a odpowiedzi owe
bardzo często mają być zadziwiające… niedorzecznością. –
Oprócz magnetyzerów stolikowych mamy tu jeszcze kilku innych
magnetyzerów, którzy wszystkie te sztuki jakie wam wasz
korespondent ze Strasburga za wielkie dziwowisko opisał, jako
chleb powszedni pokazują. Wszyscy oni zajmują się tam
podniesieniem ludzi w powietrze za pomocą woli, o czem pisał
francuzki Journal du magnétisme, jeżeli to da się uskutecznić,
to balony staną się niepotrzebne, a poczta odbywać się będzie
za pomocą magnetyzowanych posłańców, którzy będą po powietrzu
latać. Owóż, żeby was przekonać do jak wysokiego doszliśmy już
w tym względzie stopnia, powiem wam iż znam jednego, który mi
przysiągł iż był przy tem jak pan P. znany magnetyzer
warszawski uśpił konia snem magnetycznym i w trakcie tego snu
koń podyktował dla chorego receptę najpoprawniejszą łaciną.”
(„Czas”, nr 152/1853, s. 1);
„Odpowiedzi tych duchów nie mogą nas dziwić, gdyż jasnowidzące
mówią to wszystko, co te duchy, tylko nie nazywają się
duchami. Widziałem janowidzącą Sandomirską, co dyktowała
gazety z nieba, dopóki się policya w to nie wdała.(…) Jeśli ta
sprawa ze stolikami jest faktem zadziwiającym, to natomiast
jej pojedyńcze wydarzenia są wielce pociesznemi. Np. Żydzi
pytali się stolików o numera na loteryę i stawili znacznie, a
żaden nie wyszedł. Jakaś pani spowiadała się przed kapłanem na
tamtym świecie, a chciała iść do komunii na tym świecie. Inna
ma dwóch świętych z Paryża, co szepczą jej do ucha, co ma
robić w domu. Tam Skarga dyktuje kazanie, tu Kochanowski robi
wiersze, a Sobieski gdzieś na drugiem piętrze, służy od
pogadanki. Słyszałem o Aleksandrze wielkim, co opiekuje się
jakąś panią, i ma być w cale dobry człowiek z niego. Inna ma
sobie aniołem stróżem Machometa, a inna przestaje skromnie na
świętym Michale archaniele. Pannie jakiejś stoi znowu ciągle
jej kochanek u boku, którego ona nie znała za życia. Dla tej w
stoliku siedzi matka, a dla tej w stoliku siedzi córka, i
dokupują się tych stolików drogo; a co najlepsze byłoby, to z
inną idzie duch do Częstochowy, bez paszportu oboje w
kieszeni, a pielgrzymka się udała.”
(„Czas”, nr 248/1853, s. 1-2).
Doniesienie o pierwszym polskim eksperymencie przeprowadzonym
z wykorzystaniem wirującego stolika przez zawodowych naukowców
zamieścił również „Czas” w 1853 roku. Spotkanie to odbyło się
w domu słynnego okulisty profesora Antoniego Sławikowskiego
(1796-1870), a jego głównymi bohaterami była żona gospodarza,
córki księgarza Józefa Czecha (1806-1876) oraz pracownicy
Uniwersytetu Jagiellońskiego – chemik, prawnik i fizyk,
profesorowie: Emilian Czyrniański (1824-88), Edward Fierich
(1817-1896) i Stefan Kuczyński (1811-1887) (niekiedy
współpracował z nimi architekt i malarz – profesor Feliks
Radwański (1789-1861)). Oto obszerny raport Kuczyńskiego z ich
pierwszego eksperymentu, zamieszczony w dzienniku jako „List o
skaczących stołach”:
„Kraków d. 14 kwietnia 1853. Odczytawszy z niedowierzaniem
artykuł o skaczących stołach w N.84 Czasu, niespodziewałem
się, że jeszcze tego samego dnia przekonam się o istotnej
prawdzie zjawisk, w nim opisanych. To rychłe naoczne
przekonanie się o tak ciekawem i tajemniczem zjawisku,
zawdzięczam prof. Sławikowskiemu, który ze zwykłą swą
uprzejmością zaprosił mnie dzisiaj do siebie, w celu robienia
doświadczeń opisanych w pomienionym artykule. Widząc jak w
obszernej sali, w obec licznie zgromadzonych gości, przy kilku
stolikach nadarmo usiłowano wywołać pożądane ruchy; zaprosiłem
napół żartem, napół serio kilka osób do ubocznego węższego o
jednem oknie pokoju. Tam wbudzając w sobie silną wiarę, iż
mogą być w naturze siły, których nie znamy, siedliśmy przy
orzechowym stoliku 3 stopy długim, 2 stopy szerokim, 2 stopy
wysokim, przestrzegając jak najściślej dopełnienia wszystkich
warunków, od których według wspomnianego artykułu zależy
udanie się doświadczenia. Było nas osób sześć, trzy damy i
trzech mężczyzn. Utworzyliśmy więc koło z trzech par złożone,
tak iż każdy mężczyzna miał swoją damę po prawej ręce, po
lewej zaś damę poprzedzającej pary. O godzinie 5 położyła
każda osoba składająca koło, palec mały ręki prawej na palec
mały u lewej ręki obok siedzącej osoby. Po 10 minutach uczułem
wiatr lekki od palców idący do łokcia w ręce lewej, wnet i
inne osoby w kole będące uczuły, już to pewne ciepło w końcach
palców rozchodzące się przez ręce do ramion, a nawet do twarzy
już to lekkie drżenie w rękach, i rodzaj prądu wewnętrznego
płynącego od jednej ręki do drugiej, który przypominał
wstrząśnienia sprawiane przez bardzo słabe prądy magnetoelektryczne, tak zwane libracye. Te zjawiska odtąd to się
wzmacniały, to osłabiały, wszakoż nie zawsze równocześnie u
wszystkich osób w kole będących; czasem zdawało się, jak gdyby
kolejno udzielały się od lewej do prawei. Niektóre osoby czuły
ciepło i wspomniane drżenie w lewej, inne w prawej ręce, a
nawet zdawało się z opisów, że uczucia różne były nieco w
różnych osobach. Po 25 minutach od chwili rozpoczęcia
doświadczenia, noga stołu położona ze strony południowo
zachodniej z trzaskiem posunęła się ku wschodowi blisko o 1
cala. Odtąd to trzaskanie stołu i towarzyszące mu posunięcie
się jednej ze czterech jego nóg, powtarzało się już to w
krótszych, już to w dłuższych ustępach, tak iż cały stół,
którego dłuższe boki pierwotnie równoległe były do dłuższych
ścian pokoju, po upływie 40 minut skręcił się widocznie. Obrót
odbywał się od zachodu przez południe ku wschodowi i północy
na około nogi północno-zachodniej. Przed każdem poruszeniem
się stołu wzmacniało się wspomniane drżenie rąk podobnież
ciepło w rękach, u niektórych osób w dłoniach, i opisane wyżej
prądy we wszystkich osobach koło składających; tak iż
zwracając pilnie uwagę na te uczucia, posunięcie stołu na
kilkadziesiąt sekund można było przepowiedzieć. Po upływie
godziny pomienione prądy i uczucie ciepła ciągle się wzmagały;
stół drżał coraz silniej, ręce wszystkich osób w kole będących
widocznie się trzęsły. Potem wydawało się jakoby górna część
stołu okręcać się, i od nóg oderwać się chciała. O godzinie 6
i 45 minucie, to jest w pięć kwadransów od chwili zamknięcia
koła, stół rozpoczął dość nagle formalny obrót, od zachodu
przez południe ku wschodowi i północy. Myśmy powstali.
Usunięto krzesła. Uczucie które mnie naówczas całego przejęło,
było nadzwyczaj przyjemne. Jakieś błogie ciepło od stołu przez
ręce rozchodziło się po całem ciele. Wesołość nie do opisania
– rodzaj uniesienia. Stół porywał ze sobą do ochoczego
krążenia, jakby do tańca. Palce zdawały się lekko przyciągane
do stołu. Kilku z widzów utrzymywało, iż stół krążył około
jednej tylko nogi, to jest około północno-zachodniej w
pomienionym wyżej kierunku. Lecz gdy przy skręceniu się stołu
o 90 blisko stopni w wązkim pokoju jedna z osób koło
składających, unikając zetknięcia się z krążącym stołem oparła
się o sofę i tym sposobem w ruchu wstrzymaną została; stół
zaczął się pochylać ku stronie północnej, a nogi stołu
trzeszczeć i łamać się poczęły. Naówczas ta sama osoba
odepchnęła stół nogą w kierunku od wschodu ku zachodowi. Koło
na chwilę przerwane znów zamknięto. Wtedy to rozpoczęło się
coraz bardziej przyspieszane krążenie stołu, które prawie
mimowolnie nas porywało do ochoczego i również przyspieszonego
krążenia, czyli raczej biegania, bynajmniej nas nie
utrudzając. Po trzech obrotach stół został uszkodzonym, koło
przerwane i obrót ustał. Stół stał na posadzce woskowanej.
Myśmy siedzieli na krzesłach drewnianych, niewysłanych. Stół
był o czterech nogach wywijanych na zewnątrz, bez kółek;
słowem do obrotu wcale niestosownie zbudowany. Sądząc iż
Szanowny redaktor chętnie zamieści w swem piśmie tak rychłe
sprawdzenie tego szczególnego zjawiska, zostaję z winnem
poważaniem Kuczyński Prof. fizyki w Uniw. Jag. P.S. Osoby koło
składające były Pani domu, dwie panny, Dr. Fierich dziekan i
prof. prawa, Dr. Czyrniański prof. chemii w tutejszym
Uniwersytecie i wyżej podpisany.”
(„Czas”, nr 87/1953, s. 2).
Po powstaniu styczniowym ukazuje się dzieło „Fantazyjne objawy
zmysłowe”, traktujące o hipnozie, magnetyzmie i zjawiskach
pokrewnych. Jego autorem jest doktor Wiktor Szokalski
(1811-1891), naczelny lekarz Instytutu Oftalmicznego w
Warszawie, profesor Głównej Szkoły Warszawskiej. Z pracy tej
korzystało później wielu polskich i zagranicznych badaczy. W
lipcu 1869 roku we Lwowie wyszedł pierwszy numer polskiego
czasopisma spirytystycznego – miesięcznika „Światło
Zagrobowe”. Jego redaktorami byli Malwina i Karol
Gromadzińscy, wspierani przez francuskiego emigranta o
nazwisku Letronne. Periodyk ten ukazywał się jednak tylko
przez rok. Wydawany w Krakowie „Ilustrowany Kurier Codzienny”
zjawiskom mediumicznym i badaniom sfery pozamaterialnej życia
poświęcał raz w tygodniu całą kolumnę (do wybuchu pierwszej
wojny światowej). Autorem licznych publikacji z dziedziny
spirytyzmu był Witold Chłopicki – redaktor pierwszego
polskiego dwutygodnika spirytystycznego „Dziwy Życia”,
wydawanego w latach 1902-1908 w Warszawie, na łamach którego
pojawiały się między innymi liczne przekłady fragmentów dzieł
obcojęzycznych.
Entuzjastycznym badaczem zjawisk mediumicznych był doktor
Jakub Jodko-Narkiewicz (1847-1905) – lekarz, elektrotechnik,
wynalazca, który jako jeden z pierwszych w Europie badał
zjawiska promieniotwórczości i radioaktywności. Opierając się
na poglądach Reichenbacha, potwierdzał promieniowanie ciała
ludzkiego za życia. Już na pół wieku przed Siemionem Kirlianem
wykonywał zdjęcia promieniowania roślin, monet, a nawet aury
ciała ludzkiego, opisując je w odniesieniu do stanów
psychicznych, usposobienia i stanu zdrowia człowieka.
Największy rozgłos w kraju i za granicą uzyskał jednak Julian
Ochorowicz (1850-1917) – publicysta, pedagog, psycholog,
absolwent Szkoły Głównej i Wydziału Matematyczno-Fizycznego
Uniwersytetu Warszawskiego, doktor filozofii wszechnicy w
Lipsku, pierwszy w Polsce badacz hipnotyzmu, telepatii i
medialności fizycznej. Zjawiskami mediumicznymi zainteresował
się w czasach studenckich, rozpatrując je kolejno według
nurtów mesmeryzmu, hipnotyzmu i spirytyzmu. W gronie kolegów
wykonywał doświadczenia z wirującymi stolikami i hipnozą,
widząc przyczynę tych zjawisk w czynnikach przyrodniczych. Po
odbyciu studiów i serii wykładów na uniwersytecie we Lwowie,
przez wiele lat pracował w Paryżu. Był także fizykiem
teoretycznym, wynalazcą hipnoskopu (służącego do sprawdzania
wrażliwości hipnotycznej i rozpoznawania chorób nerwowych)
oraz fonografu (sześć lat przed Edisonem) i termomikrofonu.
Jego prace, głównie w językach francuskim i niemieckim, znane
są w całym świecie naukowym – niestety, wiele z nich zaginęło
jeszcze w postaci rękopisów. Do grona współpracowników
Ochorowicza zaliczali się między innymi: Angelo Brofferio,
Camille Flammarion, Gustave Geley, Richard Hodgson, Piotr
Lebiedziński, Cesare Lombroso, Oliver Lodge, Frederick Myers,
Karl du Prel, Charles Richet, Albert de Rochas, Giovanni
Schiaparelli, Adalbert Schrenck-Notzig, Henry Sidgwick,
Ksawery Watraszewski i inni. Wraz z nimi najpoważniejsze
seanse badacz ten organizował w Paryżu, Rzymie, Mediolanie, na
wyspie Roubaud na Morzu Śródziemnym, w Warszawie i swoim domu
w Wiśle. Jego zasadą w pracy i przy popularyzacji jej
rezultatów było wielokrotnie powtarzane stwierdzenie: „Kto
chce – niech uwierzy, kto nie chce – niech sam szuka”. Znane
są eksperymenty Ochorowicza, w których brały udział media:
Eusapia Palladino, Jadwiga Domańska (w ostatnich latach życia
jego sekretarka) i Stanisława Tomczykówna. Jego bliskim
współpracownikiem był pisarz Bolesław Prus (1847-1912), który
wspomnienia z seansów opisał na kartach „Emancypantek”, zaś
Ochorowicza uwiecznił pod postacią Ochockiego w „Lalce”. Na
seanse te uczęszczał też malarz Henryk Siemiradzki
(1843-1902).
Eksperymenty związane z mediumizmem i hipnozą Ochorowicz
opisał w pięciotomowym dziele „Zjawiska mediumiczne”,
przetłumaczonym na wiele języków i wysoko ocenionym przez
naukowców. Badacz sceptycznie odnosił się do spirytyzmu,
twierdząc, że zjawy manifestujące się w czasie seansów są
wyłącznie wytworem psychiki mediów. Zjawiska mediumiczne
tłumaczył mało znanym lub nieznanym w ogóle działaniem siły
myśli, uczuć i woli oraz istnieniem ciała duchowego, a także
oddziaływaniem niewidzialnych energii wytwarzanych przez ciało
materialne. Sądził też, że myśli i wyobrażenia mediów mogą w
wyjątkowych wypadkach same wywoływać zjawiska słuchowe,
wzrokowe i czuciowe. Teorię tę określił mianem ideoplastii. W
latach 1909-1912 Julian Ochorowicz eksperymentował w Wiśle i w
Warszawie z młodym medium – panną Stanisławą Tomczykówną,
która wkrótce zyskała międzynarodową sławę. Badacz tak
wyszkolił medium, że określone zjawiska wywoływało w stanie
hipnozy po zapowiedzi i na zamówienie. Stworzyło to
szczególnie cenne dla eksperymentatorów warunki powtarzalności
i nieprzypadkowości zjawisk. Ogromnym ułatwieniem pracy był
też fakt, że dochodziło do nich nie w ciemności, lecz przy
czerwonej lampce, a nawet świetle dziennym. Tomczykówna
wspomagała występowanie wielu fenomenów fizycznych: podnosiła
przez zbliżenie dłoni i utrzymywała w powietrzu drobne
przedmioty (nożyczki, dzwonek), potrafiła zatrzymać przedmioty
będące w ruchu, unieruchomić mechanizm zegara lub sprawić, by
kulka ruletki wpadła do określonej dziurki. W trakcie tych
zjawisk Ochorowicz zaobserwował, że z palców medium wyłania
się jakaś substancja przybierająca postać nitek, zdolna do
działania mechanicznego i odporna na ogień. Określił ją mianem
promieni sztywnych.
Efektem współpracy Ochorowicza i Tomczykówny było uzyskanie
pierwszych w świecie fotografii ciała duchowego. Podczas
jednego z eksperymentów medium wywołało na błonie
fotograficznej, zwiniętej w rulon i włożonej do butelki, obraz
dłoni. Z raportu wynika, że zahipnotyzowana Tomczykówna
położyła ręce na butelce i wkrótce odniosła wrażenie, jakby
butelka się rozszerzała, ręce jej drętwiały i w końcu z
krzykiem padła na podłogę. Po wywołaniu błony okazało się, że
widniejąca na niej dłoń jest większa od dłoni medium i dłoni
badacza, a jej kciuk spoczywa na palcu wskazującym. W czasie
innego seansu przeprowadzano podobny eksperyment – z tą tylko
różnicą, że badacz miał założony naparstek. Na kliszy ukazał
się jednak obraz dłoni mniejszej niż dłoń Ochorowicza, a
naparstek umieszczony był na innym palcu. Badacz tłumaczył to
zjawisko projekcją myśli i materializowaniem się wyobrażeń
dzięki działaniu czynnika, który określał jako energię
psychiczną. Cennymi eksperymentami Ochorowicza z tym medium
było wykonywanie odbitek myśli na płytkach fotograficznych
(zjawisko to o wiele bardziej precyzyjnie rejestrował na
uniwersytecie w Tokio doktor Fukurai, współpracując z medium
panią Nagao).
Interesujące
fotografie
wykonane
klasyczną
metodą
przedstawiają Małą Stasię – zjawę, którą zarówno medium, jak i
badacz uważali za uosobienie marzeń Tomczykówny. Znajdujące
się w transie hipnotycznym medium poleciło ustawić w ciemnym
pokoju aparat fotograficzny z otwartym obiektywem. Samo wraz z
Ochorowiczem czekało w pomieszczeniu obok. Po chwili w szparze
nad progiem zaciemnionego pokoju dawał się zauważać błysk i
rozlegało się pukanie informujące, że zdjęcie zostało
wykonane. Przedstawiało jednak spowitą w ręcznik (o który
poprosiła wcześniej Ochorowicza) dziewczynkę, zupełnie nie
podobną do Tomczykówny. Mała Stasia była zresztą – w
przeciwieństwie do medium – złośliwa i charakteryzował ją
dziecięcy upór. Badacz, mimo że ręczył za uczciwość
eksperymentu, nie był w stanie wytłumaczyć zjawiska przy
pomocy swej teorii o sobowtórze uosabiającym dzieciństwo
medium. Wysiłki Małej Stasi prowadzące do uzyskania fotografii
Tomczykówna okupiła trwającymi dwie doby bólami i omdleniami.
Inną zjawą materializującą się w jej obecności był Wojtek,
którego cechowała wielka siła, pozwalająca mu na przesuwanie
ciężkich przedmiotów. Równolegle z Ochorowiczem, w latach
1908-1914, ze Stanisławą Tomczykówną eksperymentowali także
Piotr Lebiedziński (w Warszawie), Charles Richet, Teodor
Foulrnoy i Maria Skłodowska-Curie (w Paryżu) oraz Adalbert
Schrenck-Notzig (w Monachium).
Współpracownikiem Juliana Ochorowicza, jednym z pierwszych
polskich spirytystów, był doktor Ksawery Watraszewski
(1853-1929) – stołeczny erudyta, lekarz naczelny warszawskiego
Szpitala Ujazdowskiego. Pod pseudonimem Dr. Franciszek Habdank
wydał wiele prac na temat zjawisk mediumicznych i filozofii
spirytystycznej. Był też głównym sponsorem ukazujących się
kwartalnie w Warszawie w latach 1924-1929 „Zagadnień
Metapsychicznych” (pod redakcją Prospera Szmurły) poświęconych
badaniom zjawisk mediumicznych, na łamach których zamieszczane
były między innymi liczne komunikaty z seansów
spirytystycznych. Szczególną popularność zdobyły sobie jego
relacje z seansów z mediami Martą Czerniegiewiczową i Jadwigą
Domańską.
Współpraca Watraszewskiego z panią Domańską – wybitnym medium
mówiącym i jasnowidzącym – zaowocowała interesującymi
przykładami komunikatów, rzekomo autorstwa sławnych Polaków.
Pracując w transie, Domańska władała też nieznanymi jej w
stanie świadomości językami: staroegipskim, greckim i łaciną.
Zasłynęła jako autorka trafnych przepowiedni dotyczących
wydarzeń politycznych i klęsk żywiołowych. Do głośniejszych
komunikatów przekazanych przez to medium należą podyktowane
przed Ducha podającego się za Juliana Ochorowicza artykuły
(tuż przed śmiercią on sam badał jej zdolności). Materiały te
odbiegały jednak znacznie od prac Ochorowicza publikowanych za
życia i nie zawierały właściwie nic konkretnego – można więc
sądzić, że zarówno medium, jak i badacz padli ofiarą oszusta z
zaświatów lub własnej naiwności. Pozytywną sensację wzbudziły
natomiast rozmowy z Duchami wieszczów narodowych,
przeprowadzane między innymi w czasie słynnego seansu
zorganizowanego przy okazji sprowadzenia do kraju zwłok
Juliusza Słowackiego. Oto fragment wypowiedzi Ducha poety na
temat przewiezienia jego szczątków do Polski: „O tę garść
popiołu Wam chodzi. Tak mi się chce rzec: „Nie ruszajcie
popiołów, by Was nie oskarżyły!”. Ale znów – jeśli w tkliwych
uczuciach mych dawnych ziomków dojrzewa pragnienie jakiegoś
posiadania czegoś z dawnego Juliusza – jeśli to jest
wypiastowane w duszy, niejako z pamiątkami przeszłości już
dziś spłowiałej powiązane – to niech i tak będzie! Cóż mnie,
o, ci wszyscy, którzy mnie słyszycie, wasze ziemskie dzisiaj
wraz z waszymi pragnieniami interesować może, gdy moje wczoraj
kazało mi wylądować na dalekich, nie znanych mi brzegach?!
Żale moje, wyśpiewane ongiś w strofach, nie dosięgają już
waszego pokolenia… Tamci – już wszyscy tutaj! I nie oskarżam!
Równi w obliczu Boga, nosimy swój całun Wieczności, a garść
popiołów, które tam zostały, mogą być przechowywane w
mauzoleach, jak rozniesione wichrem po szerokich drogach. Duch
mój radosny jest, żeście wolni! Do wolnej ziemi niech wraca
proch wolnego ducha! Lecz wolałbym zaiste, gdyby do wolnych
dusz padał poryw ku Odrodzeniu. Cóż, tak jeszcze nie jest!(…)
Fryderyk mówił mi, że w spiż go zaklęliście. Adam śni swój sen
królewski przez śpiące strzeżony Rycerze. Powiedzcie, bawicie
wy się, czy czuwacie?(…) Nie przecz mi panie! (do
Watraszewskiego) Znam bowiem społeczeństwo i naród, z którego
wyszedłem! Prędko się u Was budzą poczynania, prędko też i
zapomnienie!(…) Tak, bo jeśli poemami was darzy – to ten dawny
śpiewak. Z krańców Wszechświata wydarta strofa dźwięczy
dawnością; lecz jeśli mówi to, co zostało z dawnego Juliusza –
wierzcie mi – innymi odzywa się dźwięki!”.
Wątek rozpoczęty przez Słowackiego kontynuuje z zaświatów
również Zygmunt Krasiński: „Mówić wam chciałem, że nie te
mogiły Pamiętnych, których mauzolea strzegą anioły kamienne, a
jedynie te, które są żywą krwią serc, wartość mają dla tych,
dla których już w ogóle wartości na ziemi nie ma. Wartość
bowiem jest zmienna i taką przedstawia ona cenę, jakim jest
stosunek do niej dłużnika. Dlatego wartość nigdy nie jest
oceniona, a przeceniona i niedoceniona. Ocena jest również
względna w stosunku do wartości tego, co jest cenione; krytyka
nie godzi się zazwyczaj ze sprawiedliwością, ocena z
wartością, kunszt ze sztuką, u ludzi: myśl ze słowem, a słowo
zazwyczaj z czynem”.
W 1927 roku Jadwiga Domańska zapisała też sugestywny wiersz
podyktowany przez Ducha przedstawiającego się jako Juliusz
Słowacki:
„Rymy są nieudolne… Któż nimi wypowie Uczuć głębię lub myśli,
gdy szuka wyrazu? Rym się klei leniwie – i w słowo po słowie
Trudno jest zakląć Wszechświat i Ducha od razu…
Jest lot, który ponad rymu kunszt wyrasta, Jest trud, co ponad
słów dźwięk męskim śpiewem dzwoni Jest ugór, który krajać
trzeba pługiem Piasta I czyn jest, co się nigdy bezczynem nie
płoni…
Jam z tych, co lot, wraz z trudem czyn – w jedno ogniwo
Związał duchem – i śmiałym twórczych duchów gestem Mych pól
znojnych ogarnął wybujałe żniwo, W którego plonie szumnie
dźwięczy słowo Jestem!
Jestem – i niech Was nie wstydzą popioły Gdy są serca, co
proch Wasz wzniosą pod Niebiosa! Ja Waszym krwawię sercem, Jam
Wami wesoły. Jam w Was, z Wami, nad Wami – jam łez Waszych
rosa.
I pomnijcie – gdy w Wasze piersi Duch Żywota Uderzy, a dusze
będą po obłokach latać, Dla Was to będzie dar mój słońc
girlanda złota… Do serc waszych uderzę – sercem chcę kołatać!”
Kolejnym współpracownikiem Juliana Ochorowicza był wybitny
inżynier Piotr Lebiedziński (1860-1934) – przyrodnik, chemik,
fotograf, inicjator powołania, kierownik naukowy i honorowy
prezes Polskiego Towarzystwa Badań Psychicznych w Warszawie. W
badaniach swych stosował wyłącznie klasyczne metody naukowe i
zasłynął jako pierwszy Polak, któremu w warunkach
laboratoryjnych udało się otrzymać trwałą ektoplazmę. Jego
główną asystentką była Stanisława Popielska. Jej zdolności
medialne ujawniły się, gdy miała piętnaście lat, po śmierci
przyjaciółki Zofii, która ukazała się jej w chwili zgonu. W
pełni rozwinęły się jednak dzięki członkowi Warszawskiego
Towarzystwa Psychofizycznego Schneiderowi, który wprowadził ją
na seanse z medium materializacyjnym Stefanią Banasiuk. Zjawy
pojawiające się na seansach w obecności obu mediów
wykorzystywały uprzednio przygotowane przez badaczy białe
prześcieradła, służące im do osłonięcia ukształtowanych nie do
końca fragmentów oraz spełniające funkcje pomocnicze. Wielu
nieznających tej metody sceptyków, oglądając dziś zdjęcia z
takich właśnie eksperymentów, niesłusznie doszukuje się
dowodów oszustwa mediów i naiwności badaczy, uważając tkaniny
za nieudolną imitację ektoplazmy. Eksperymenty z paniami
Banasiuk i Popielską odbywały się przy oświetleniu
umożliwiającym rozpoznanie godziny na ręcznym zegarku oraz
czytanie większego druku. Media umieszczone były za parawanem
w zamkniętej komisyjnie żelaznej klatce. Zjawy natomiast
chodziły po pomieszczeniu, podawały ręce świadkom zjawiska.
Dematerializowały się gwałtownie po pożegnaniu uściskiem ręki,
a okrywające je prześcieradło opadało na podłogę.
Do historii fenomenologii spirytystycznej przeszły seanse
Stanisławy Popielskiej, na których materializowała się jej
wspomniana przyjaciółka Zosia, czego dowodem, oprócz
szczegółowych raportów, są także właśnie fotografie. Medium
leżało w czasie eksperymentu za zasłoną na kanapie, będąc
przywiązanym zapieczętowanymi tasiemkami lub zamkniętym w
siatkowym worku. Zjawa pojawiała się przed zasłoną już ubrana
w prześcieradło, oddalała się od Popielskiej i wykonywała
polecone przez badaczy czynności: grała na fortepianie, brała
i podawała różne przedmioty, zdejmowała poprzypinane szpilkami
do ściany karteczki z numerami. W czasie pierwszych seansów
porozumiewała się z eksperymentatorami określonym systemem
dźwięków lub wskazując litery na tablicy. Później nauczyła się
mówić, a nawet gwizdać. Jednym z uczestników tych seansów był
prezes Towarzystwa Badań Psychicznych, architekt francuskiego
pochodzenia – profesor Alfons Gravier (1872-1953), który tak
wspominał niektóre zjawiska: „Zauważyć można, że zjawa jest
brunetką o wesołym wyrazie twarzy, podczas gdy medium jest
jasną blondynką. Zjawa czasem przez płótno podaje rękę, bywa
rzadziej, że podaje rękę nagą. Ręka zjawy jest drobna, ciepła,
doskonale sformowana i odznaczająca się dużą siłą uścisku.
Zjawa bywa różnego wzrostu, od jednego metra, i mniej metra,
aż do naturalnej wielkości kobiety średniego wzrostu. Często
rośnie w oczach lub maleje. Często na żądanie płótno opada na
ziemię, jakby opróżniał się balon z jakiegoś gazu, po chwili
znów nadyma się i zjawa ponownie staje się pełna. Zjawa
przeważnie szybuje w powietrzu lub jakby sunie po ziemi. Ruchy
jej są niezmiernie szybkie, ciche, precyzyjne, czynności
wykonywane przez zjawę odznaczają się wielką zręcznością. Siła
zjawy bywa czasami bardzo znaczna i o ile ma zaufanie, że nikt
jej nie będzie próbował pochwycić, potrafi wyjść przed kotarę
i usunąć przemocą osobę wraz z krzesłem, jeśli znajduje się na
jej drodze.(…) Zdarzało się, że zjawa rozochocona chóralnym
śpiewaniem melodii tanecznej sama tańczyła przed kotarą,
obracając się podobnie jak tuman piasku poruszany wiatrem.(…)
Bywała lewitowana w tych samych warunkach gitara, jak również
i żywy kot, który przypadkowo znalazł się na seansie, a
którego Zosia kazała sobie podać. Należy dodać, że kot nie
zdradzał najmniejszego lęku – owszem, głośnym mruczeniem
wykazywał duże zadowolenie, a był doskonale słyszanym, gdy
noszony przez zjawę zataczał szerokie koła wokoło medium.
Wreszcie kot został oddany przez kotarę szeroko otwartą ponad
głową medium, przy czym trzymany był za skórę karku przez
zupełnie niewidoczną
powietrzu.”
siłę.
Wyglądał
jak
zawieszony
w
Zosia nakręcała też pozytywkę, a nawet grywała nią bez użycia
korbki, uprzednio rzucając ją w stronę obecnych. Zbyt wścibscy
eksperymentatorzy, którzy w obserwacjach przekraczali
wyznaczoną przez zjawę granicę, byli jakby dla żartu lekko
uderzani „zawieszonym w powietrzu” kijem. W czasie seansów ze
Stanisławą Popielską dochodziło też do zjawisk materializacji
i dematerializacji drobnych przedmiotów. Zjawa podawała przez
kotarę papierosy, papierośnice, łańcuszki, mankiety i spinki,
które przechodziły przez materiał jakby „przez wodę”. Siła
oddziałująca na przedmioty była niewidoczna, lecz na zasłonie
pojawiały się ślady, jakby operator miał zręczne i silne ręce.
Po przyjeździe z Monachium (gdzie była badana przez SchrenckNotziga) pani Popielska powróciła do eksperymentów z Piotrem
Lebiedzińskim. To właśnie wtedy (dokładnie 20 lutego) miało
miejsce słynne doświadczenie z uzyskaniem próbki ektoplazmy do
badań. Oto fragment raportu badacza: „W roku 1916 udało mi się
uzyskać cząstkę ektoplazmy w celu jej zanalizowania. Było to
połączone z pewnymi trudnościami, ponieważ medium było
przekonane, że strata części ektoplazmy może być dla jej
organizmu szkodliwa. Zgodziła się jednak, kiedy jej
wytłumaczyłem, że do analizy mikrochemicznej wystarczy
minimalna ilość, jakaś cząstka grama. Doświadczenie odbyło się
w sposób następujący: po ukazaniu się ektoplazmy z ust medium
i gdy Zosia uznała chwilę za stosowną, położyłem na kolanach
medium siedzącego na krześle parownicę porcelanową,
bezpośrednio pod ektoplazmą. Wówczas od zwisającej z ust
medium ektoplazmy oddzielił się jej kawałek, średnicy około
jednego centymetra, i spadł do parownicy. Parownica została
przykryta szkłem i zabrana z kolan medium. Substancja
wyglądała jak piana z białka. Po wyschnięciu miała średnicę 5
mm. Analiza dokonana w pracowni bakteriologicznej Muzeum
Przemysłu i Rolnictwa przez dra Wacława Dąbrowskiego w mojej
obecności dała rezultaty następujące:
1. Główną część składową ektoplazmy stanowi substancja
białkowa, o słabo widocznej strukturze włóknistej i
ziarnistej. Substancja ta zawiera tłuszcz w postaci kropelek.
2. Substancja nie zawiera cukrów i w ogóle węglowodanów.
3. Substancja zawiera jako domieszkę leukocyty i komórki
nabłonkowe pochodzące z jamy ustnej oraz pewną ilość
mikroorganizmów tegoż pochodzenia. Poza tym mieliśmy pewną
ilość włosków wełnianych i bawełnianych (kurz z powietrza). Te
domieszki znajdowały się, jak było do przewidzenia, przeważnie
na powierzchni kawałka ektoplazmy poddanego analizie. Wnętrze
było od nich wolne. Tym się tłumaczy pewna różnica pomiędzy
analizą naszą i monachijską, dokonaną przez Schrenck-Notziga,
któremu posłałem dla porównania część ektoplazmy pochodzącej z
części zewnętrznej. Schrenck-Notzig znalazł bardzo wielką
ilość komórek i mikroorganizmów.
4. Substancja posiada własności bakteriobójcze lub w ogóle
sterylizacyjne, gdyż cząstki jej, posiane na następujących
pożywkach: bulionie peptonowym, bulionie mięsnym, wodzie
drożdżowej z 5% cukru i beczce piwnej z 5% cukru, a
umieszczone w termostacie, do czterech dni nie dały śladu
wegetacji, na piąty dzień rozwinęły się mikroorganizmy i
pleśnie. Białko kurze zbite na pianę, wysuszone i zasiane na
tych samych pożywkach, w tychże warunkach dało wegetację już
po kilku godzinach.”
Zdolności medialne Stanisławy Popielskiej zaczęły zanikać, gdy
wyszła za mąż. Kolejne eksperymenty przynosiły coraz gorsze
wyniki. W 1932 roku doszło nawet do kompromitacji tak dobrze
znanej płatnym mediom, które nie chcąc pogodzić się ze stratą
zdolności, eksperymentowały nadal w nadziei na naiwność
badaczy. Popielska została zaproszona do paryskiego
Międzynarodowego Instytutu Metapsychicznego, gdzie w trakcie
jednego z seansów kierujący nim szef instytucji doktor Osty
niespodziewanie wykonał zdjęcie, z którego wynikało, że medium
uwolniło z przymocowanej do stołka taśmy jedną z rąk, usiłując
wywołać nim rzekome zjawiska fizyczne. Był to jednak jedyny
przypadek oszustwa, który w żaden sposób nie może rzutować na
wcześniejsze eksperymenty Stanisławy Popielskiej.
Podobne prace badawcze, zakrojone na nieco mniejszą skalę,
prowadziło w Polsce wielu uczonych.
Józef Edward Abramowski (1868-1918) – profesor psychologii na
Uniwersytecie
Warszawskim,
założyciel
Instytutu
Psychologicznego
–
szczególnie
zainteresowany
był
zagadnieniami
podświadomości,
sugestii,
spirytyzmu
eksperymentalnego. Jego liczne prace nie miały dużych
nakładów, dlatego też postać ta jest dziś nieco zapomniana. Od
zagadnień społecznych przeszedł do zainteresowania
podświadomością, prowadząc niekonwencjonalne badania. Brał
udział w wielu seansach spirytystycznych, spotykał się z
cadykami, leczył sugestią, a nawet prowadził działalność
polityczną jako socjalista. Już od najmłodszych lat pracował
bardzo aktywnie – do tego stopnia, że niekiedy całkowicie
wyczerpany musiał na jakiś czas odsuwać się od aktywnego życia
w cień domowego zacisza. Po takich okresach zwykle następował
zwrot ku nowym zainteresowaniom. W związku z tym niektórzy
twierdzili, że dzieło życia Abramowskiego to jakby twórczość
paru odmiennych, różnych od siebie osobowości. Rok przed
śmiercią zaczął pisać nocami „Poemat śmierci”, twierdząc, że
robi to „jak gdyby pod dyktando jakiegoś nieznanego głosu”.
Edmund Libański (1862-1928) – działacz społeczny, członek
Towarzystwa Metapsychicznego we Lwowie – znał większość
głośnych mediów swoich czasów. Cennym owocem jego prac jest
książka „Dziwy spirytyzmu”, poświęcona rezultatom badań mediów
niemieckich i angielskich.
Interesujące
(1876-1942),
eksperymenty wykonywał Józef Świtkowski
muzyk i teoretyk fotografii, pracownik
Uniwersytetu
Lwowskiego,
prezes
Towarzystwa
Parapsychologicznego we Lwowie. Swe badania medialności
fizycznej ograniczał głównie do ruchów przedmiotów i zjawiska
materializacji.
Obdarzony
zdolnościami
medialnymi,
eksperymentował sam ze sobą, wysyłając własne ciało duchowe –
o czym tak pisał w jednym z raportów: „Próba z 6 lutego 1937
roku. Zamierzam wziąć (myślowo) udział w seansie w Wilnie. Nie
byłem tam nigdy, nie znam żadnego z uczestników, wiem tylko, o
której godzinie zaczyna się seans. Widzę cztery osoby i
„wiem”, że naprzeciw mnie siedzi medium. Usiłuję skłonić je
telepatycznie, aby każdej z nich podało rękę. Za kilka dni
otrzymuję wiadomość listowną, że tego dnia były na seansie
cztery osoby, i że medium wyciągnęło rękę do każdego z
obecnych.(…) Na innym seansie tamże ponawiam próbę
telepatyczną, podania ręki obecnym przez medium; widzę jedną
osobę uśpioną prócz medium i próbuję ją (telepatycznie)
obudzić. List potwierdza fakt podawania obecnym ręki i fakt
zaśnięcia, a potem obudzenia się jednej uczestniczki.”
Światową sławę zyskał Prosper Szmurło (1879-?), założyciel i
prezes Polskiego Towarzystwa Psychofizycznego, członek wielu
podobnych organizacji za granicą. Interesowała go szczególnie
hipnoza, choć badał też zdolności wielu mediów – między
innymi: Jadwigi Domańskiej, Jana Guzika, Franka Kluskiego i
Stanisławy Popielskiej. Filozoficzną stronę spirytyzmu, a
zwłaszcza zagadnienia dotyczące ewolucji społeczeństw,
podejmował w swych publikacjach pułkownik Kazimierz
Chodkiewicz (1892-1988). Był on autorem wielu książek
dotyczących teorii zjawisk mediumicznych w powiązaniu z
klasycznymi dziedzinami życia – na przykład interesującej
rozprawy „Wiedza duchowa a wychowanie”. W wydanej w 1932 roku
broszurce „Wiedza tajemna czy wiedza duchowa” stwierdził: „O
spirytyzmie sądzą dziś przeważnie materialiści, że jest on
dziecinadą i zabawką, polegającą na pukaniu stolikami i innych
objawach rzekomego kontaktu z duchami! Mylą się grubo –
spirytyzm wyszedł już dawno z powijaków, rozszerza się,
zgarniając tysiące wyznawców i zamienia się po prostu w
religię o bardzo wzniosłym światopoglądzie. Trzeba się
najpierw zapoznać szczegółowo z wszystkimi tymi zagadnieniami,
by potem dopiero móc je osądzać, a nie wydawać wyroku
potępiającego na podstawie przerzuconej broszurki w rodzaju P.
Heuze’a „Czy umarli żyją” lub odcinka jakiegoś tygodnika albo
miesięcznika. Kto te rzeczy bada sumiennie i bez uprzedzeń –
wrasta powoli w ten świat nadzmysłowy, wkorzenia się w jego
teren, zaczyna rozumieć jego tajniki, zyskując równowagę i
spokój ducha, i jaśniejszy pogląd na swój własny los i ogólne
położenie obecnej ludzkości.” Entuzjastycznym spirytystą i
propagatorem metapsychologii był zmarły w roku 1931 Łucjan
Böttcher, docent Politechniki Lwowskiej. Z jego kilkunastu
prac najcenniejsze są „Wirujące stoliki” i „Problemat życia
pozagrobowego”. Badaczem zjawisk mediumicznych był także
profesor Uniwersytetu Warszawskiego Ignacy Matuszewski
(1858-1919).
Wszyscy ci naukowcy nie byliby w stanie przedsięwziąć nic,
gdyby nie skłonne do współpracy media. Oprócz wspomnianych
wyżej pań, w Polsce działało wiele mediów światowej sławy,
które eksperymentowały nie tylko w kraju, lecz również
wielokrotnie badane były przez ekspertów zagranicznych.
Jako pierwszy zasłynął Jan Guzik (1873-1928), małomówny syn
tkacza. Na jego zdolności medialne zwrócił uwagę pasjonujący
się spirytyzmem rzeźbiarz Sitek, wynajmujący warszawskie
mieszkanie matce medium. Sitek zapraszał Guzika na seanse, gdy
chłopiec miał zaledwie dziesięć lat. To także on zaprowadził
go do Ochorowicza i Chłopickiego.
Medialność Guzika ujawniła się w pełni, gdy jako młodzieniec
praktykował w garbarni Jana Osońskiego. Pewnego dnia
niespodziewanie spadły na niego ciężkie dębowe drzwi,
doprowadzając do trwającej dwa dni nieprzytomności. Gdy po
paru tygodniach Guzik wrócił do pracy, w jego obecności
przesuwały się lub unosiły w powietrzu ciężkie przedmioty,
pękało szkło, żelazo wydawało charakterystyczne dźwięki. W
izbie, w której sypiał wraz z innymi praktykantami, po
zgaszeniu światła przesuwały się meble, słychać było hałasy, a
ze śpiących ściągane były kołdry. Doglądający czeladników
majster początkowo uważał wszystko za żarty swych
podopiecznych. W mieszkaniu chłopca jednak też przewracały się
stoły i krzesła, tłukły się szklanki. Po czterech latach
praktyki Guzik wyjechał do Kielc, a gdy w 1896 roku
doprowadził do bankructwa własny zakład, powrócił do stolicy i
został medium zawodowym, oddając się intensywnie (czasem nawet
trzy razy dziennie!) eksperymentom za pieniądze.
W trakcie jego seansów dochodziło do zjawisk dźwiękowych,
optycznych, gwałtownych powiewów powietrza, materializacji
Duchów i istot podobnych do zwierząt (np. charakterystycznych
małp, psów, łasic, szczurów), zamknięte w skrzyniach
instrumenty muzyczne wygrywały melodie, a prowadzone przez
Duchy pióra i ołówki wypisywały komunikaty na papierze, czego
szczególną precyzję podkreślano przy identyfikacji charakteru
pisma osoby zmarłej. Pierwsze materializacje w obecności Jana
Guzika miały postać szczątkową. Następnie człekopodobne zjawy
przypominały wyglądem medium i były nieme, by w roku 1906
zacząć mówić. W latach 1908-1912 materializacje stały się
kompletne, a fizjonomia zjaw nie pozostawiała żadnych
wątpliwości uczestnikom seansów, którzy bez problemów
identyfikowali swych znajomych zmarłych.
W młodym wieku Guzikowi przytrafiały się też przypadki
spontanicznego wysyłania własnego ciała duchowego, zwłaszcza
podczas seansów. Wydarzenie takie wspomina między innymi
pewien ziemianin, zatrudniający medium w charakterze
ogrodnika: „Pewnego wieczoru urządziliśmy seans, który
odznaczył się bardzo poważnymi objawami. Medium, wbrew swemu
usposobieniu, zapadło tym razem w głęboki trans, trwający całe
prawie posiedzenie. Gdy dość późno w nocy skończyliśmy seans i
Janek wrócił do swego domu o jakie pół wiorsty odległego od
miejsca zebrania, zaraz na progu matka go zapytała, jak ma
sobie wytłumaczyć dziwne jego, przed paru godzinami
zachowanie. – Co chcesz, matka, przez to powiedzieć? – pyta
zdziwiony chłopak. – Och nie udawaj, a przecież była może
dziewiąta; gdy zapukałeś do drzwi, otworzyłam je, bo jeszcze
nie spałam. Wszedłszy, nic do mnie nie mówiąc, począłeś
zrzucać z siebie ubranie, kładłeś je mrucząc coś do siebie, na
zwykłym miejscu, a ukląkłszy następnie do pacierza i
odmówiwszy go, jak gdyby nigdy nic wszedłeś do łóżka i kołdrą
się okryłeś. Raptem ni z tego ni z owego, jakby coś sobie
przypomniawszy, zerwałeś się z pościeli na równe nogi, ubrałeś
się na nowo i słowa nie rzekłszy, wypadłeś z izby. Janek z
szeroko otwartymi oczami słuchał swej matki, a następnie
wzruszywszy ramionami i uśmiechnąwszy się, bo bajania owe brał
za senne marzenie opowiadającej, padł znużony na łóżko, które
w istocie było posłane, jakby je ktoś przed chwilą opuścił.
Nazajutrz zapytywani sąsiedzi stwierdzali, iż rzeczywiście
matka Janka wypytywała ich wczoraj około godziny dziewiątej
wieczorem, czy nie wiedzieliby, co mogło się stać z jej
jedynakiem, który tak nagle z izby wybiegłszy, gdzieś się
zapodział.”
W latach 1909-1912 Jan Guzik wielokrotnie odbywał podróże do
Petersburga na zaproszenie cara Mikołaja II (1868-1918), z
którym w 1911 roku w Carskim Siole odbył udany seans,
wspomagając materializację ojca cara – Aleksandra III
(1845-1894). W okresie największej aktywności medialnej Guzika
w jego obecności pojawiało się niekiedy kilka zjaw, które
rozmawiały ze sobą, a nawet kłóciły się. Popularność medium
systematycznie wzrastała, co nie dziwi przy charakterystycznej
dla niego słowności i uprzejmości. Badania zdolności Guzika
przeprowadzał między innymi Julian Ochorowicz, jednak
eksperymenty wykonywane w stresującej dla medium atmosferze
(badacz głośno wydawał polecenia kontroli) nie przyniosły
oczekiwanych rezultatów. W roku 1921 Gustave Geley i Charles
Richet
z
paryskiego
Międzynarodowego
Instytutu
Metapsychicznego przeprowadzili w swych pracowniach
posiedzenia, które zdumiewając ekspertów, rozsławiły Jana
Guzika w świecie. Dwa lata później, po dziesięciu seansach z
polskim medium, komisja naukowa złożona z czterech profesorów
Sorbony wydała kontrowersyjny raport, stwierdzając, że
zjawiska, do których dochodzi w jego obecności, są w istocie
oszustwem. Orzeczenie to wywołało polemikę w kręgach naukowych
i zaowocowało opublikowaniem specjalnego oświadczenia,
podpisanego przez trzydziestu czterech wybitnych badaczy,
opowiadających się za realnością zjawisk.
Jan Guzik był nastawionym wyłącznie na zysk, typowym medium
zawodowym, a za zarobione pieniądze utrzymywał żonę i syna.
Przed seansami lubił też dobrze zjeść i napić się wódki.
Owocem tego było demaskowanie medium jako oszusta, który
pomaga sobie, uwolniwszy z zabezpieczeń rękę lub nogę.
Sprzyjał temu fakt, że seanse z Guzikiem odbywały się
najczęściej w ciemnościach, a strach medium przed aparatem
fotograficznym nie dopuszczał robienia zdjęć, chociaż na
przykład choćby tylko sam Geley wypowiadał się o potrzebie
sfotografowania zwłaszcza zjaw „zwierzęcych”. O ile
materializacje z całą pewnością były oryginalne, to podczas
wielu eksperymentów okazało się, że rzekoma zimna dłoń zjawy
dotykająca policzków osób obecnych jest w rzeczywistości bosą
stopą medium, a „lewitujące” stoły unoszone były jego kolanem.
Guzik twierdził wtedy, że nie był w kondycji psychicznej
umożliwiającej przeprowadzenie udanego eksperymentu, więc
uciekał się do oszustwa, nie chcąc zawieść nadziei
uczestników. W 1923 roku oszustwo Guzika zdemaskował w
Warszawie Harry Price. W czasie tych eksperymentów Guzik
rzekomo materializował niezwykłe zjawy zwierzęce, które
wydawały dźwięki i świeciły w ciemności oczami. Price ustalił,
że do stworzenia „materializacji” posłużyły medium ręce i
nogi, a świecące oczy okazały się plamami fosforu na
pończosze. Profesor Schrenck-Notzig stwierdził jednak w 1925
roku, że „(…) sztuczki Guzika były znane badaczom już od
dawna, ale nie ujmują wagi realnym zjawiskom u niego
obserwowanym.”
Jan Guzik, mimo zagrożenia zdrowia (był chory na gruźlicę),
intensywnie eksperymentował nawet prawie w przeddzień
przedwczesnej śmierci, wywołanej całkowitym wyczerpaniem
fizycznym i psychicznym. Choć nie uważał się za spirytystę,
przyznawał, że pojawiające się zjawy są osobami zmarłymi.
Twierdził, że wywołująca zjawiska siła wyłania się z niego i
nabiera widzialnych kształtów.
Najsłynniejszym polskim medium był jednak Teofil Modrzejewski
(1880-1943), bardziej znany jako Franek Kluski – warszawski
urzędnik bankowy, dziennikarz, krytyk teatralny i poeta.
Skromny, małomówny, lecz niezwykle pracowity, zasłużył sobie w
międzynarodowych kręgach naukowych okresu międzywojennego na
miano „króla współczesnych mediów”, nadane mu przed doktora
Gustave’a Geleya. Nigdy nie był medium zawodowym, odrzucał też
wszelkie propozycje eksperymentowania za pieniądze. O swej
medialności mówił niechętnie, nie próbując jej nawet
tłumaczyć. Twierdził po prostu, że „(…) pragnie dzieciom
zostawić uczciwe nazwisko, a gdyby pisał o zjawiskach
występujących w jego obecności, świat nigdy by mu nie uwierzył
i uważał go za oszusta.” Był głęboko wierzącym katolikiem.
Naukowcy, biorąc pod uwagę intensywność i różnorodność zjawisk
występujących w jego obecności, stawiali Kluskiego na równi z
Evą Carrere, Elizabeth d’Espérance, Danielem Dunglasem Home’em
czy Eusapią Palladino. Nikt nigdy nie przyłapał go na
oszustwie, nawet na jego próbie.
Franek Kluski miewał kontakty ze sferą pozamaterialną już od
dzieciństwa, o czym pisał w jedynym tego rodzaju dokumencie:
liście sporządzonym na prośbę Geleya. Utrzymywał, że jego
zdolności medialne są prawdopodobnie dziedziczne, bowiem
obdarzeni nimi byli również jego ojciec i wuj. Jak większość
wielkich mediów, Franek już w dzieciństwie był słabego
zdrowia: ciężko przechodził szkarlatynę, ospę i połączony z
zapaleniem płuc tyfus. Charakteryzował się marzycielskim
temperamentem, stronił od zabaw z rówieśnikami, szukając
samotności. Wtedy doznawał przeczuć przyszłych wydarzeń,
widywał rzeczy dziejące się w oddalonych miejscach. W wieku
pięciu-sześciu lat szczególnie wyraźnie zaczął widzieć Duchy i
rozmawiać z nimi w przekonaniu, że są to osoby żyjące.
We wspomnianym liście zawarta jest interesująca relacja z
wydarzeń pewnego zimowego wieczoru, gdy rodzice wyszli z domu,
pozostawiając Kluskiego w towarzystwie innych dzieci, pod
opieką młodej niańki. Dzieci bawiły się w czymś w rodzaju
namiotu zrobionego z koca narzuconego na oparcia dwóch
krzeseł. W pewnym momencie z okolic stojącego nieopodal pieca
zaczęły dobywać się niezwykłe hałasy oraz wypłynęła błękitna
mgła, która otoczyła młode medium. Chłopiec uspokoił
przerażonych towarzyszy zabawy i sparaliżowaną strachem
opiekunkę, a po chwili zmienionym głosem zaczął opowiadać
historię o umarłych. Wkrótce w pokoju doszło do innych
zjawisk: gasła lampa, bez przerwy bił zegar i słychać było
kroki kogoś niewidzialnego. Pojawiły się też zjawy zmarłych
dzieci i innych osób, które szybowały po całym pomieszczeniu,
wprawiając w zachwyt obecnych. Wieczór zakończył nagły powrót
państwa Modrzejewskich i reprymenda dla niańki, która nie
położyła dzieci spać. Młodość Franka Kluskiego wypełniały też
inne zjawiska mediumiczne. Wielokrotnie wysyłał swe ciało
duchowe i odwiedzał sferę pozamaterialną. W czasie spacerów po
lesie widywał zjawy psów, kotów i wilków, które przywoływał i
zabierał ze sobą, co wielokrotnie potwierdzały towarzyszące mu
dzieci. Zjawy ludzi pojawiały się też wieczorami i w nocy przy
łóżku chłopca, zawsze traktując go bardzo uprzejmie. W wieku
szesnastu lat Kluski zakochał się w dziewczynie, która wkrótce
umarła. Od tamtej pory we wszystkich ważniejszych momentach
życia widywał zmarłą, choć wizja ta była przykra,
przedstawiała ją bowiem w trumnie. W podobny sposób dziewczyna
materializowała się też później w czasie kilku seansów. Jedyny
przypadek, gdy pojawiła się jako postać żyjąca, miał miejsce w
cztery lata po jej śmierci, kiedy zmaterializowała się,
siedząc na łóżku medium, długo z nim rozmawiała, czytała
wiersze i całowała.
Między
dwudziestym
a
czterdziestym
piątym
rokiem
życia
medialność Franka Kluskiego czasowo zanikła, co sprawiła duża
aktywność zawodowa i rodzinna. Jedynym niezwykłym wydarzeniem
z tego okresu jest odniesienie w pojedynku rany tak ciężkiej,
że zwykle prowadzi to do śmierci. Kula pistoletowa przebiła mu
serce, wchodząc w ciało w okolicy czwartego żebra. Zdjęcie
rentgenowskie wykonane później wykazało jednak, że tkwiący
wewnątrz pocisk z czasem przesunął się, opadł na wysokość
dziesiątego żebra. Opisujący zdumienie lekarzy Kluski
twierdził, że od czasu pojedynku odczuwał w czasie seansów,
lub bezpośrednio po nich, silne bicie serca (mimo że nie był
wtedy bezpośrednim współtwórcą zjawisk, to jednak brał udział
w seansach jako widz).
Medialność Kluskiego ponownie ujawniła się przypadkiem w końcu
1918 roku, kiedy uczestniczył w seansie z Janem Guzikiem,
organizowanym przez doktora Tadeusza Sokołowskiego (1877-1950)
– wybitnego lekarza, jednego z najlepszych w Polsce znawców
hipnozy, prezesa Polskiego Towarzystwa Metapsychicznego w
Warszawie. Gdy Guzik się pożegnał, uczestnikom spotkania
przyszło do głowy sprawdzić, czy do zjawisk dochodzi też bez
udziału słynnego medium. Okazało się, że to właśnie obok
Kluskiego wystąpiły zjawiska świetlne. Ten początkowo nie
chciał uznać faktu, pokłócił się nawet z kolegami. Po kilku
tygodniach podjął jednak seanse (najczęściej we własnym domu),
zawsze z doskonałym rezultatem. Latem i jesienią 1920 roku
wyjechał do Paryża na zaproszenie Geleya, pod którego
kierunkiem odbył w Międzynarodowym Instytucie Metapsychicznym
szereg udanych eksperymentów.
Wykorzystywane zdolności medialne Kluskiego utrzymywały się do
1925 roku. Ze statystyk naukowych wynika, że świadkami samych
tylko materializacji było wtedy ponad czterysta osób, w tym:
sześciu profesorów wyższych uczelni, dwudziestu lekarzy,
jedenastu inżynierów, trzech chemików i doktorów filozofii.
Około sześciuset pięćdziesięciu razy dochodziło do
materializacji zjaw ludzi i zwierząt, które przybrały w sumie
około dwustu pięćdziesięciu różnych form. Spośród zjaw
największy odsetek stanowili zmarli znani uczestnikom
eksperymentów. W zależności od stopnia rozwinięcia zdolności
medialnych, panujących warunków i kondycji medium, zjawiska
przybierały zmienne formy. Niekiedy były to twory niewidzialne
lub eterycznie mgliste, lecz wyczuwalne na przykład dzięki
zmianie temperatury czy innym oznakom fizjologicznym.
Pojawiały się też materializacje częściowe w postaci rąk, nóg,
torsów, które na oczach eksperymentatorów ewoluowały. W latach
1919-1922 podczas wielu seansów dochodziło do materializacji
przypominającej małpę włochatej istoty, którą samo medium
nazywało pitekantropem. Jeden ze świadków tak relacjonował to
zjawisko: „Małpa była obdarzona tak ogromną siłą fizyczną, że
z łatwością przesuwała po pokoju ciężką biblioteczkę pełną
książek, przenosiła kanapę nad głowami uczestników seansu i
dźwigała na wysokość człowieka najcięższe osoby wraz z
fotelami. Chociaż jej zachowanie budziło niekiedy lęk i
świadczyło o niskim poziomie inteligencji, nigdy nie było w
nim nic złośliwego. W istocie rzeczy małpa przejawiała raczej
dobroć,
życzliwość
i
posłuszeństwo.”
Kompletnie
zmaterializowane postaci ludzkie rozmawiały z uczestnikami
seansu, zachowując się jak za życia i okazując swoiste cechy
charakteru. Niezwykła była materializacja średniowiecznego
lekarza, który badał puls uczestnikom seansu i stawiał
diagnozy. Znana jest również fotografia wykonana w roku 1919
(jedna z piętnastu zachowanych), przedstawiająca medium ze
zmaterializowaną zjawą potężnego ptaka, oraz przypadek zjawy
Turka, która ukazała się w roku 1920 przy pełnym świetle. Tak
mała ilość zachowanych zdjęć wywołana jest faktem, że po
seansach fotograficznych Kluski czuł się szczególnie źle,
starano się więc oszczędzać mu przykrości.
Ciekawym zjawiskiem były też wychodzące z ciała medium
fluidyczne ręce, które mimo że kończyły się kilka metrów od
niego, to przekręcały wyłącznik światła, pisały na maszynie
lub przy pomocy ołówka (często w obcych językach, przy
zachowaniu charakteru pisma komunikującego się zmarłego).
Maszyna znajdowała się najczęściej w odległości dwóch-trzech
metrów od medium, choć odnotowano przypadek, gdy umieszczona
była w pokoju obok. W różnych warunkach, odpowiednio do
zachodzących zjawisk, w pobliżu będącego w transie Kluskiego
czuć było woń róż, pomarańczy, ambry, mięty, sandałowca,
aromatycznych ziół, cedru, a nawet dzikich zwierząt. Początkom
materializacji towarzyszył zwykle zapach ozonu. Niezwykle
interesujące były też zjawiska projekcji czy materializacji
myśli, fotografowane przez badaczy. Medium skupiało swą uwagę
na przedmiocie lub idei określonej w eksperymencie, a po
chwili nad jego głową pojawiał się zmaterializowany obraz.
Podobne „odbitki” wykonywano także bezpośrednio na materiałach
światłoczułych.
Uczestnicy seansów Franka Kluskiego wspominają jego lewitacje,
nagłe dematerializacje, umiejętność określania charakteru
człowieka z jego aury, odczytywanie zapieczętowanych listów,
liczne drobniejsze zjawiska materialne oraz świadome lub
spontaniczne przypadki bilokacji – o czym pisał między innymi
pułkownik Norbert Okołowicz w słynnej książce „Wspomnienia z
seansów z medium Frankiem Kluskim”: „Kilkakrotnie zdarzało się
osobom (pozostającym z nim w bliższych stosunkach) obserwować
mglistą postać medium najczęściej wieczorem lub w nocy u
siebie w mieszkaniu. Pojawienie się jej było krótkotrwałe, a
porozumieć się z nią można było tylko czasami, szeptem lub
pukaniem. Robiła na ogół wrażenie mglistej i powiewnej,
jakkolwiek chwilami nie różniła się niczym od żyjącego
człowieka. Czasami znów rozwiewała się szybko, a z miejsca,
gdzie zniknęła, odzywały się porozumiewawcze stukania. Prawie
zawsze po zniknięciu tego zjawiska telefonowano do
Modrzejewskiego do domu, najczęściej budząc go wtedy ze snu.
Obecność jego w domu sprawdzić można było zawsze, o ile
Modrzejewski był w Warszawie, zdarzały się bowiem takie
wypadki także i wtedy, gdy przebywał za granicą. Stwierdzono
przy tym, że postać ta odziana była w ubranie podobne do tego,
jakie w danej chwili miało medium na sobie. Raz nawet dr
Gustaw Geley (listopad 1920) widział Modrzejewskiego w pobliżu
jego dawnego mieszkania w Paryżu i to wtedy, kiedy
Modrzejewski był w Warszawie, co po powrocie do Paryża
udowodnił za pomocą paszportu. Modrzejewski interpelowany w
tej sprawie pamiętał zazwyczaj szczegóły swojej „wizyty” i
przyznawał, że może to robić świadomie, podczas kiedy dawniej
podobne wycieczki przytrafiały mu się często bez jego
świadomej woli. Podobny proces zdaje się zachodzić i w czasie
seansów materializacyjnych i trwa tym silniej, w im głębszy
stan zapada medium. Często widziano Modrzejewskiego
ukazującego się u znajomych w tym czasie, kiedy odbywał się
seans.”
Badacze ustalili też ponad wszelką wątpliwość, że istniała
zależność między sposobem odżywiania się a zjawiskami
zachodzącymi na seansach Kluskiego. W okresach gdy zarówno
medium, jak i uczestnicy eksperymentów nie jedli mięsa oraz
powstrzymywali się od alkoholu, zjawiska były bogatsze,
jaśniejsze i bardziej wyraziste. Dochodziło do nich też poza
seansami. Pewnej nocy Kluski nie mógł usnąć, gdyż księżyc zbyt
jasno świecił za oknem. W momencie gdy pomyślał, że dobrze by
było czymś go zasłonić, ciężka szafa stojąca w pokoju
przesunęła się, zasłaniając okno. Kiedy indziej uskarżał się
na ból zęba. Gdy położył się na kanapie, przykładając policzek
do poduszki, zapadł w trans. Zaniepokojona ciszą żona,
wchodząc do pokoju, ujrzała, że mąż spokojnie śpi, a na szafce
leży świeżo wyrwany ząb.
Charakterystyczne
dla
seansów
z
Frankiem
Kluskim
przeprowadzanych na zamówienie naukowców było wykonywanie
parafinowych odlewów części ciał zmaterializowanych postaci
(rąk, nóg, palców, ust), które stanowią jeden z koronnych
dowodów realności zjaw. Niektóre z nich bowiem przedstawiają
dłonie splecione, czego fizycznie nie byłby w stanie wykonać
żaden oszust bez połamania ewentualnej formy przy wyjmowaniu
kończyn. Przeprowadzający tego typu eksperymenty w Warszawie i
Paryżu Gustave Geley i Charles Richet, aby uniemożliwić medium
jakiekolwiek oszustwo, w ostatniej chwili dodawali (bez jego
wiedzy) do parafiny barwniki, uzyskując absolutną pewność, że
pozostałe po eksperymencie odlewy nie mogły być przyniesione z
zewnątrz. Richet w wydanej w 1933 roku pracy „Wielka nadzieja”
opisuje nawet zabawne zdarzenie: „Zanotuję następujący
przypadek, o którym słyszałem od dra Geleya. W jego
doświadczeniach z Kluskim używano wiadra z roztopioną
parafiną. Uczestnicy seansu wyrażali różne życzenia. Jeden
mówił: „Chcemy foremki ręki aż po łokieć”. Drugi mówił:
„Chcemy
foremki
nogi
dziecka”.
Wówczas
Geley,
zniecierpliwiony, zawołał: „A dlaczego nie pupy?!”. W kilka
sekund potem dał się słyszeć wielki plusk w parafinie, która
opryskała uczestników. I w parafinie odtworzyła się foremka
pośladków, foremka jednak tak krucha i drobna, że nie można
było sporządzić odlewu gipsowego.”
Wspomniany Norbert Okołowicz przekazał też cenne uwagi
dotyczące osobowości medium: „Właściwości medialne Kluskiego
rozwijały się nie w laboratorium, lecz w ramach codziennego,
znojnego życia i walki o byt. Obserwując z bliska życie
Kluskiego, wiedziałem, że różni się ono bardzo od życia
człowieka przeciętnego. Olbrzymia wrażliwość z jednej strony,
a częste zmiany stanu – raz jakby oszołomienia, drugi raz
jakby znów jasnej trzeźwości – stwarzały nieustannie dziwny
splot sytuacji, w których nie zawsze nawet jego najbliżsi
mieli możność orientować się należycie. Kluski na ogół ożywiał
się dopiero wieczorem, dni spędzając zwyczajnie, jakby w
stanie lekkiej apatii, machinalnie wykonując swe obowiązki.
Cała jego twórczość, nie tylko jako medium, lecz jako poety i
dziennikarza, uzewnętrzniała się dopiero w godzinach
nocnych.(…) Tu występuje dziwna właściwość jego organizmu,
pozwalająca mu na poświęcenie trzech godzin na dobę na sen, po
którym czuł się zupełnie wypoczęty, tak jak ktoś inny po
przespaniu całej nocy. Wyjątkowe właściwości jego organizmu
objawiały się w wielkiej ilości ciężkich chorób, które
przechodził w życiu. Podupadał na zdrowiu nagle, a rozwój
choroby w paru godzinach zdawał się dochodzić do punktu
kulminacyjnego. W krótkim czasie gorączka raptem
ustępowała.(…) Te gwałtowne i krańcowe wahania stanu zdrowia
fizycznego mają u Kluskiego odpowiednik w jego stanie
psychicznym, który waha się również krańcowo. Przy tym
wszystkim daje się zauważyć pewne uzależnienie stanu
fizycznego od stanu psychicznego.(…) Stosunkowo najłatwiej
przechodziły te dolegliwości psychiczne i fizyczne, które
miały związek z seansami. Czasami rano, na drugi dzień po
seansie, występowały na ciele Kluskiego nawet dość duże,
krwawiące i ropiejące rany, które najwyżej po dwóch dniach
znikały bez śladu, nie pozostawiając na ciele nawet
najdrobniejszej blizny.(…) Do przypadłości fizycznych należy w
pierwszym rzędzie wrażenie oparzenia dłoni, nóg i twarzy po
seansach, na których uzyskano parafinowe foremki. Wrażenie to
jest takie samo, bez względu na to, czy uzyskane foremki miały
kształt kobiecych, czy wyłącznie dziecinnych rąk. Jest to
znamienne tym bardziej, że na rękach medium nie ma najczęściej
cząstek pochodzących z pochlapania parafiną, znajdującą się
często w dużej ilości na rękach i ubraniach uczestników.
Wrażenie oparzenia nóg występuje wtedy, gdy uzyskiwano foremki
nóg itd. Podobne wrażenie oparzenia, lecz całej już twarzy i
głowy, a częściowo i innych miejsc ciała, odnosiło się do
medium po seansach, w czasie których ukazywała się zjawa
człowieka ze śladami oparzenia na twarzy, nazywana „opaleńcem”
oraz zjawa obandażowana – nazywana „oparzeńcem”. Reakcja ta
trwała godzinę lub dwie po seansie. Nieprzyjemne fizyczne
uczucia bólu, zranień i różnych dolegliwości występowały w
ogóle po seansach, gdy ukazywały się zjawy noszące na sobie
widoczne ślady chorób, zranień itd. Uczucie fizycznego
wyczerpania, o którym samo medium wyrażało się: „czuję się
tak, jakbym nosił węgiel”, występowało zwłaszcza wtedy, gdy w
pierwszym okresie medialności często pojawiała się zjawa
„człowieka pierwotnego”, podnosząca i przesuwająca ciężkie
meble i uczestników – oraz w ogóle wtedy, gdy przeważały
gwałtowniejsze objawy ruchowe. Boleśniejsze i dłużej trwające
ślady występowały czasami, gdy zjawy biły się między sobą,
używając do tego ciężkich narzędzi (seans 23 V 1922 r.), albo
gdy jakaś zjawa potrąciła któryś z mebli (seans 25 IV 1922 r.)
lub też gdy uczestnicy, chcąc sprawdzić realność zjawiska,
starali się zjawę uchwycić i mocno ją uderzyli (seans w dniu
27 V 1923 r.). Gdy zaś medium po prostu zapomniało przed
seansem opróżnić kieszenie z drobiazgów, pozostawiając między
innymi zegarek, to po seansie wystąpił na ciele dość bolesny
czerwony ślad, pochodzący jakby od oparzenia i mający dokładny
kształt zegarka z łańcuszkiem.”
O stanie Franka Kluskiego po seansach pisał także z troską
biorący udział w dwóch z nich jego redakcyjny kolega, literat,
lekarz – Tadeusz Boy-Żeleński (1874-1941): „Przykro na niego
patrzeć: oczy wpółbłędne, twarz obrzękła. Kaszle, w chustce
pełno krwi (nie jest to, wyjaśnia mi jeden z obecnych lekarzy,
poważny krwotok, ale raczej wyniki chwilowego przekrwienia).
Kto by go widział w tym stanie, temu z pewnością nie
powstałaby w głowie myśl, aby ten człowiek zapraszał nas po
to, by urządzić sobie naszym kosztem jakąś mistyfikację. Nie
można ani chwili wątpić: jesteśmy w obliczu cudownej
właściwości.”
Świadkami seansów z Frankiem Kluskim, oprócz wspomnianych
wyżej, byli również między innymi: naukowcy różnych dziedzin –
Aleksander Bylina, Henri Breuil, Everard Feilding, Camille
Flammarion, Armaud Gramont, Czesław Jankowski, Leon Karwacki,
Hewat Mackenzie, Kazimierz Nencki, Juliusz Potocki – oraz
przedstawiciele polskiej kultury – literat Andrzej
Niemojewski, aktor Juliusz Osterwa i ksiądz Stefan Lubomirski.
Stefan Ossowiecki tak wypowiadał się na temat zjawisk
zachodzących w obecności Franka Kluskiego: „Objawy te zrobiły
na mnie wrażenie bardzo silne, głęboko przekonały mnie, że
osobowość trwa poza śmiercią ciała.(…) Uwierzyłem w
nieśmiertelność duszy i reinkarnację, czyli kolejność jej
cielesnych istnień na ziemi.(…) Przez takie media, jakim jest
p. Kluski, powinno się uzyskać ten poważny wstęp dla
poszukiwań prawdy, w nim jest bogate pole do niezmiernych
odkryć, z których ludzkość powinna skorzystać.” Potwierdzał to
cytowany już Norbert Okołowicz: „Trudno mi jest wyliczać, ile
osób skutkiem samego tylko uczestniczenia w seansach z nim
odzyskało równowagę życiową, zachwianą ciężkimi przejściami.
Ile ciężkich i brzemiennych łez zostało otartych w chwilach
zetknięcia się z tymi dziwami. Ile osób uwierzyło w wieczność
ewolucji i w wieczność istnienia duszy ludzkiej. Ile wiary
odzyskano!„.
Cytowany wyżej Stefan Ossowiecki (1868-1944) był
najsłynniejszym polskim medium jasnowidzącym. Urodzony w
Moskwie, ukończył studia w Petersburskim Instytucie
Technologicznym i prowadził założoną przez ojca (asystenta
Mendelejewa) fabrykę chemiczną.
Już jako czternastoletni chłopiec odznaczał się zdolnościami
telepatycznymi, które wkrótce przekształciły się w medialność
fizyczną: na seansach w jego obecności poruszały się
przedmioty, a ołówki wypisywały różne komunikaty (na przykład
po grecku). Po pewnym czasie Ossowiecki potrafił siłą woli
przesuwać i przenosić ciężkie przedmioty. Chcąc uniemożliwić
mu jakiekolwiek oszustwo, związywano go sznurami i kładziono
na podłodze w koszuli z zawiązanymi na plecach długimi
rękawami. Ossowiecki jest autorem słynnej autobiografii „Świat
mego ducha”, w której tak pisał o jednym ze swoich seansów:
„Ostatnie doświadczenie ściągania ku sobie przedmiotów robiłem
w mieszkaniu pani Olesza wobec całego szeregu osób. Będąc
mocno związanym, przesunąłem z miejsca bardzo ciężką palmę, a
w obecności także kilku osób, między którymi był K. Biskupski,
Dr. Łempicki i płk. Żółkiewski. Leżąc na podłodze, ściągnąłem
z kominka w przeciągu 1 i pół minuty ogromny zegar, złożony z
różnych części. Powlokłem go do siebie z odległości trzech, a
może więcej metrów, stał zaś on na wysokości 1 metra, i
stamtąd bardzo zręcznie i sprawnie wraz ze wszystkimi swymi
częściami spłynął jak gdyby do mego boku. Takich doświadczeń
robiłem w Rosji setki, byłem ogólnie znany i podziwiany z tego
powodu.(…) Moje zdolności telekinetyczne później zupełnie mnie
opuściły, przekształciwszy się w dar jasnowidzenia.” Istotnie
– potrafił on odczytywać listy w zapieczętowanych kopertach,
widywał aurę i na tej podstawie określał stan psychofizyczny
jej właściciela. Badaczy i zwykłych ciekawskich zdumiewał
umiejętnością określania przeszłości przedmiotów materialnych,
których losy opisywał czasem w granicach kilku tysięcy lat.
Przepowiadał też wydarzenia polityczne, poszukiwał
zaginionych, ustalał fakty związane z przestępstwami i
katastrofami. Wysyłał swoje ciało duchowe do czasem bardzo
oddalonych miejsc, skąd przynosił rozmaite przedmioty.
Zjawiska będące udziałem Ossowieckiego były niekiedy tak
zdumiewające, że powierzchowni badacze z góry odmawiali
jakichkolwiek eksperymentów, uznając, że i tak mają do
czynienia z oszustem. Tymczasem sam Charles Richet pisał: „Dla
mnie, jak również i dla Geleya, pewność, że nie zachodzi tu
żadne oszustwo, jest tak wielka, jaka byłaby potrzebna do
zasądzenia człowieka na śmierć.” Oprócz nich, zdolności tego
fascynującego medium badali Hewat Mackenzie, Eugčne Osty,
Adalbert von Schrenck-Notzig, Bestermann, Dingwall, Neumann i
inni – potwierdzając jego uczciwość oraz realność
towarzyszących mu zjawisk.
W warszawskich eksperymentach Stefana Ossowieckiego brał
udział Józef Piłsudski (1867-1935) wraz z adiutantem
porucznikiem Świrskim, generał Kazimierz Sosnkowski
(1885-1969), a interesujący szkic poświęcił mu także literat
Adam Grzymała Siedlecki (1876-1967). Zainteresowani
eksperymentami byli też prezydent Ignacy Mościcki (1867-1946),
aktor Juliusz Osterwa (1885-1947), pianista i polityk Ignacy
Jan Paderewski (1860-1941), filozof i socjolog Leon Petrażycki
(1867-1931), kompozytor Karol Szymanowski (1882-1937) i
polityk Andrzej Wierzbicki (1877-1962). Poetka Maria
Jasnorzewska-Pawlikowska (1891-1945), biorąca udział w
seansach wraz z całą rodziną Kossaków, swe wrażenia przelała
nawet na papier, nadając jednemu ze zbiorów swych wierszy
tytuł „Profil białej damy”.
Na przełomie XIX i XX wieku działało w Polsce wiele podobnych
mediów, choć nie wszystkie cieszyły się dobrą sławą. Do takich
zaliczyć można Czesława Norberta Czyńskiego (1859-1932),
znanego też pod pseudonimem Punar Bhawa, którego
charakteryzowały zdolności jasnowidzenia i umiejętność
świadomego wysyłania ciała duchowego. Czyński nigdy nie był
spirytystą. Początkowo związał się z francuskimi martynistami,
którymi swego czasu kierował słynny Papus. Następnie przeniósł
się do Petersburga i Warszawy, gdzie w kręgach okultystycznych
popisywał się hipnozą, wydając swe teorie drukiem. W 1909 roku
udało mu się odnaleźć poszukiwanego przez policję zbrodniarza
Andrzeja Gilewicza. Był jednym z nielicznych mediów, które
potrafiły wysyłać swe ciało duchowe na bardzo duże odległości,
potrafiąc przy jego pomocy wykonywać ustalone wcześniej
czynności. O takim zjawisku wspomina Bolesław Wójcicki,
uczestnik jednego z eksperymentów Czyńskiego: „Zaproszony
byłem raz na seans z Janem Guzikiem, z którym oczywiście
seansowałem już nieraz i przedtem. Wiedząc o zdolnościach
Czyńskiego dowolnego wysyłania swego sobowtóra i pragnąc
urozmaicić seans, udałem się do niego i zaproponowałem jakiś
objaw, po którym moglibyśmy przekonać się o jego obecności. –
Dobrze – powiedział Czyński – postaram się zjawić o godzinie
9.30 wieczorem. Ale niech Pan weźmie ze sobą jabłko i położy
na szafie lub komodzie. Może uda mi się podzielić je na części
i rozdać obecnym. W dniu seansu kupiłem ładne jabłko i
położyłem na kredensie w głębi pokoju. Zgaszono światło,
zaczęły się pukania, dotknięcia, światełka… Nagle wszystkie
objawy ustały, a rozległ się głos Czyńskiego: „Dobry wieczór;
przyszedłem nieco wcześniej”(była godzina 9.22). Usłyszeliśmy
głuchy stuk spadającego jabłka, po chwili zaś poczuliśmy jego
zapach, nawet smak, gdyż niewidzialna ręka wsunęła w usta
uczestników seansu po kawałeczku pokrajanego jabłka.”
Karierę publiczną Czyńskiego zakończyło w roku 1930 posądzenie
go o związki z satanistami.
Jednym z mediów, których działalność rozpoczęła się w czasach
narodzin spirytyzmu, choć kształtowała się dzięki wpływom
różnych nurtów filozoficznych, była hrabina Romana Stecka,
znana też pod pseudonimem Myrtha Noel. Charakteryzowała się
medialnością
widzenia,
lecz
zasłynęła
głównie
z
przepowiedzenia zamachu w Sarajewie i wydarzeń politycznych
związanych z rozpoczęciem pierwszej wojny światowej oraz
śmierci prezydenta Gabriela Narutowicza (1865-1922) i zamachu
stanu Józefa Piłsudskiego. Hrabina Stecka twierdziła, że
wszelkie informacje polityczne o charakterze przepowiedni
uzyskiwała od manifestujących się jej Duchów.
Polskie media wykorzystywane były również do celów politycznomilitarnych. Oprócz Stefana Ossowieckiego, do najsłynniejszych
w tej dziedzinie należał Wolf Messing (1891-1966), który
zaskakiwał świat swymi zdolnościami jasnowidzenia i wprawiania
nawet przypadkowo spotkanych osób w stan transu hipnotycznego.
Jedną z jego pierwszych głośnych przygód tego rodzaju była
ucieczka z domu w wieku dziewięciu lat i natychmiastowe
zahipnotyzowanie w pociągu konduktora, który odpowiednio do
woli medium skasował czysty skrawek papieru, uważając go za
bilet. Messing organizował w Warszawie publiczne seanse,
odnosząc oszałamiające sukcesy. Stołeczna prasa szeroko
rozpisywała się na temat odnalezienia przez niego skradzionych
klejnotów rodowych Czartoryskich. Już w 1937 roku medium
przepowiedziało ze szczegółami wojnę światową i klęskę
Niemiec, czego nie zapomniał mu Adolf Hitler (1889-1945). Za
jego ujęcie wyznaczono nagrodę w wysokości 200 tysięcy marek.
Uwięziony przez gestapo Messing zahipnotyzował jednak swych
strażników i uciekł. Tuż po wojnie został zatrzymany ponownie,
tym razem przez wysłanników Iosifa Stalina (1879-1953), który
bardzo interesował się jego zdolnościami i aby je wypróbować,
polecił zorganizowanie napadu na bank z wykorzystaniem
hipnozy. Napad się powiódł, lecz wyprowadzony z równowagi
urzędnik bankowy, odpowiadający za stan kasy, zmarł wskutek
tego na zawał serca. Uwięziony przez służby specjalne Messing
ponownie wyrwał się z więzienia i chcąc udowodnić Stalinowi
swoją moc, stosując hipnozę, przedostał się do jego gabinetu,
sugerując strażnikom, że jest Ławrentijem Berią (1899-1953),
szefem radzieckich organów bezpieczeństwa. Rozmowa, do której
doszło po tym fakcie zaowocowała współpracą, do dziś owianą
tajemnicą. Niektórzy twierdzą, że Messing pracował aż do
śmierci jako „tajna broń” Stalina, a następnie jego miejsce
zajęło medium rosyjskie Teofil Dadaszew, który specjalizuje
się w odczytywaniu myśli osób niemówiących po rosyjsku.
Zdolnościami Messinga interesowali się między innymi Mohandas
Karamchand Gandhi (1869-1948) i Albert Einstein (1879-1955).
Spośród działających w okresie międzywojennym polskich mediów
rysujących największy rozgłos zyskał wilnianin Marian
Grużewski (1885 lub 1898-1963), którego medialność ujawniła
się już we wczesnym dzieciństwie, utrudniając mu nawet naukę.
W czasie eksperymentów, którym asystował, stwierdzono
przypadki lewitacji, przenoszenia przedmiotów, materializacji
ektoplazmatycznych rąk i głów oraz głosu bezpośredniego i
telepatii. Oto jak sam Grużewski opowiadał doktorowi Osty’emu
o swych pierwszych seansach, organizowanych za namową kuzyna:
„Z początku seanse odbywały się w ciemności, potem przy
świetle czerwonej lampki. Po miesiącu stół zaczął unosić się w
górę pod wpływem dotyku rąk, a następnie bez żadnego dotyku,
ale pod warunkiem, że tworzyliśmy koło, trzymając się wszyscy
za ręce. Potem jakaś niewidzialna siła przynosiła na stół
różne przedmioty znajdujące się w pokoju. Życząc sobie coraz
nowych zjawisk, kładliśmy na stole papier i ołówki. Po
ukończonym seansie znajdowaliśmy na papierze skreślone różne
sentencje i wskazówki. Wreszcie nastąpiły zjawiska jeszcze
ważniejsze: materializacje rąk, głów, głosu. Niekiedy te
materializacje wyłaniały się z sąsiedniego pokoju.”
Od 1919 roku, dzięki pomocy Prospera Szmurły, Grużewski
pracował jako medium tworzące w głębokim transie prace
symboliczne, malując w stylach barokowym, renesansowym,
klasycystycznym i impresjonistycznym. O swej pracy mawiał:
„Rękę prowadzi jakby niewidzialna siła – nieraz dająca do
zrozumienia w sposób myślowy, kim jest i w jakiej epoce żyła
na ziemi. Moje ciało już nie jest moje, nie mogę już myśleć.
Nagle doznaję potężnego wstrząsu i tracę świadomość. Po
zbudzeniu, czasami zdarza mi się przypomnieć sobie tę lub ową
wizję, ale obraz nie jest jasny i zanika, tak jak zanikają
wspomnienia niektórych snów.” Posługiwał się pastelami i
farbami olejnymi. W liście do doktora Osty’ego Szmurło pisał,
że w obecności Grużewskiego stwierdził liczne przypadki
telekinezji, pisma bezpośredniego i zjawisk świetlnych,
zachodzących w stopniu wyższym niż w przypadku Guzika.
Najważniejsze było jednak medialne malastwo, o którego
początkach opiekun naukowy medium pisał tak: „W 1919 roku (gdy
Grużewski był już cenionym medium, produkującym podczas
seansów ciekawe zjawiska w transie, w który wprawiał sam
siebie przy pomocy pewnej koncentracji i specjalnego
rytmicznego oddychania) poradziłem mu raz, aby przygotował
papier i ołówki i wzbudził w sobie przed zapadnięciem w trans
silną chęć narysowania czegoś(…). Już pierwsza próba tego
rodzaju dała wynik dodatni, następne zaś powiodły się jeszcze
lepiej(…). Rysując, oczy ma zamknięte lub może przymknięte.
Nie podnosząc opuszczonych powiek, medium ujmuje ołówek i,
pozornie bezwładnie, nie kreśląc żadnego konturu, szybko i
chaotycznie rzuca na papier to tu, to tam jakieś linie,
kreski, plamy, które dopiero przy końcu łączą się ze sobą w
harmonijną całość(…). Ma się wrażenie jakby medium od razu
widziało na czystym jeszcze papierze cały – dla innych
niewidzialny – obraz, który tylko utrwala ołówkiem lub kredką.
Niektóre rysunki wykonane były w absolutnej ciemności(…).
Potem p. Grużewski zaczął malować pastelami i olejno duże
wielobarwne obrazy o wysokim poziomie artystycznym, w dzień,
przy świetle, ale już w głębokim trwającym niekiedy nawet
godzinę transie, podczas którego oczy miewał otwarte. Niektóre
obrazy wymagały paru seansów. Czasem w transie wyjaśniał
znaczenie i symbolikę obrazów(…). Przy przebudzeniu się z
transu p. Grużewski nie pamiętał nigdy, co się działo podczas
jego trwania, czy i co wtedy malował i mówił.”
W tym samym czasie wpadające w trans medium zaczęło też
improwizować wierszem na zadany temat. Jego zdolności
poddawane były badaniom między innymi w paryskim
Międzynarodowym Instytucie Metapsychicznym przez doktora
Osty’ego. Pierwsza wystawa prac plastycznych Mariana
Grużewskiego odbyła się w Warszawie w 1921 roku. Był on chyba
jedynym polskim medium, którego prace wystawiane były
wielokrotnie za granicą (m.in. w Paryżu – 1927 r., Atenach –
1929 r. i Rzymie – 1930 r.). Jego przedwojenne malarstwo
transowe odnosiło się głównie do przejawów życia poza materią.
Po drugiej wojnie światowej zaczęła w nim dominować tematyka
związana z pradawnymi lądami i kulturami (m.in. cykl
poświęcony Atlantydzie). Po wojnie Marian Grużewski mieszkał w
Toruniu i Łodzi. Pod koniec życia nie malował już w transie,
utrzymywał się z wykonywania portretów na zamówienie. Zmarł
samotnie w biedzie, całkowicie zapomniany.
Znakomitym malarzem medialnym był także Jan Radwan
Radziszewski z Warszawy, którego prace, podobnie jak
Grużewskiego, powstawały w głębokim transie. Jego prace nie
zyskały takiego rozgłosu jak Grużewskiego, lecz były bardzo
popularne w środowisku warszawskich artystów i okultystów.
Oprócz wspomnianych, w międzywojennej Polsce działały liczne
media jasnowidzące, których zdolności niczym nie odbiegały od
ich kolegów z zagranicy. Wymienić tu należy Marię
Białobrzeską, Sabinę Churamowicz, Zofię Kattową, Antoninę
Primę, Marię Przybylską (wiceprzewodniczącą Towarzystwa Badań
Psychicznych), Elżbietę Schmal-Widkowską, Gizelę Winiarską i
Władysława Prażmowskiego, z którym doktor Sokołowski
przeprowadził w roku 1934 ciekawy eksperyment jasnowidzenia na
odległość.
Spośród publikacji na temat zjawisk mediumicznych i osób z
nimi związanych na uwagę zasługują przede wszystkim cztery
tomy „Encyklopedii okultyzmu współczesnego”, autorstwa Ludwika
Szczepańskiego (1872-1954). W tym pierwszym tego rodzaju
dziele w Polsce zawarto zarys fenomenologii sławnych mediów do
roku 1936, krytyczną charakterystykę środowisk podejmujących
badania oraz relację stanu nauk w tej dziedzinie. Szczepański
był wybitnym literatem, dziennikarzem, prezesem Towarzystwa
Metapsychicznego w Krakowie i redaktorem „Kuriera
Metapsychicznego”, ukazującego się jako tygodniowy dodatek do
„Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Pismo to redagowane było
w dużej części dzięki listom od czytelników.
Szczególnie aktywne grupy spirytystów działały w okresie
międzywojennym na Śląsku. W latach 1921-1929 ukazywał się tam
miesięcznik „Odrodzenie” wydawany pod kierunkiem Józefa
Chobota (1875-?) – nauczyciela i urzędnika, jednego z
czołowych popularyzatorów spirytualizmu w Polsce. „Odrodzenie”
wydawane było początkowo w Cieszynie, później w Katowicach.
Zawierało liczne materiały z dziedziny duchowości, w tym także
spirytyzmu. Chobot założył w Wiśle Książnicę Wiedzy Duchowej –
wydawnictwo popularyzujące literaturę spirytualistyczną – był
też autorem interesujących prac z zakresu historii tej
dziedziny.
Na Śląsku ukazywał się Miesięcznik Wiedzy Duchowej „Hejnał”,
wydawany
początkowo
przez
sekretarza
Towarzystwa
Metapsychicznego w Krakowie Jana Hadynę (1899-1971). Hadyna
zajmował się popularyzacją parapsychologii od 1929 roku.
Cztery lata później założył wydawnictwo – Bibliotekę Wiedzy
Duchowej i redagował miesięcznik „Wiedza Duchowa”,
przemianowany później na „Lotos”. Obowiązki Hadyny w redakcji
„Hejnału” przejął w 1934 roku Jan Pilch, mąż słynnej
wizjonerki Agnieszki Pilchowej. Oficyna Wydawnicza „Hejnał”
przygotowywała także polskie wydania dzieł Allana Kardeca i
innych znanych spirytystów (fragmenty zamieszczane były także
na łamach miesięcznika). Publikacje te nie zawsze jednak były
opracowane fachowo, zawierały liczne niedociągnięcia
redaktorskie, a w wydaniu całej serii prac Kardeca
przeszkodziła zawierucha wojenna. Agnieszka Pilchowa (1886 lub
1888-1944), znana też jako Agni P. – z wykształcenia
nauczycielka – już od najmłodszych lat przejawiała zdolności
medialne. Jej późniejsza działalność miała miejsce w okolicach
Ostrawy: w Radwanicach, Jaworznie i Mariańskich Górach. W roku
1919 w Pradze została poddana szczegółowym badaniom zespołu
uniwersyteckiego, który zainteresowany był jej zdolnościami
jasnowidzenia i leczenia. Cieszyła się tam sympatią prezydenta
Tomaša Garrigue’a Masaryka (1850-1937), który zaproponował jej
nawet willę na Hradczanach. Medium odmówiło jednak i
przeniosło się do Polski, gdzie spotkało swego drugiego męża –
Jana Pilcha. Oboje aresztowani przez hitlerowców trafili do
Ravensbrück, gdzie Agnieszka zginęła. Jan powrócił do Wisły,
by uporządkować w formie niewielkiej książeczki spuściznę po
żonie i redakcji „Hejnału”. Prace spirytystów cieszyńskich
zawierają wiele aluzji do modnego w okresie międzywojennym
mesjanizmu narodowego i dlatego są często lekceważone jako
nieaktualne, choć dla badaczy zjawisk mediumicznych stanowią
bardzo ciekawy materiał.
Z „Hejnałem” przez pewien czas związana była także Halina
Bronikowska-Smolarska (1899-1964), medium piszące i
jasnowidzące. Przekazywane przez nią wiersze, publikowane na
łamach wydawanego przez Pilchów miesięcznika, doczekały się
także wydania książkowego nakładem Wydawnictwa „Ludziom Dobrej
Woli” w Stanach Zjednoczonych. Zdolności jasnowidzenia
wykorzystywała Smolarska zwłaszcza po drugiej wojnie
światowej, pomagając wielu osobom w odszukiwaniu zaginionych i
przekazując rady udzielane przez zmarłych krewnych. Medium to
posiadało też zdolność wysyłania swego ciała duchowego, co
potwierdziło wielu świadków w Piotrkowie, Warszawie i Łodzi.
Po śmierci Halina Bronikowska-Smolarska komunikowała się
poprzez medium Józefę Jasiewicz (1912-1984), żonę słynnego
ezoteryka Eugeniusza Jasiewicza. Przekazała w ten sposób ponad
tysiąc utworów. Józefa Jasiewicz miewała też symboliczne wizje
i sny, a w latach 1956-1960 przekazywała interesujące
komunikaty sygnowane m.in. przez Duchy zbrodniarzy. Badaniem
zjawisk mediumicznych w tym okresie zajmował się również
profesor Stefan Manczarski (1899-1979) – radioelektronik, geoi biofizyk, dyrektor Zakładu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk.
Jego badania wykazały, że jednym z nośników informacji
przekazywanych
telepatycznie
jest
promieniowanie
elektromagnetyczne mózgu. Interesował się również zjawiskami
pre- i retrokognicji, wykorzystując w czasie eksperymentów
wzory kart sporządzone przez Friedricha Zöllnera.
W okresie międzywojennym istniało w Polsce kilka organizacji
parapsychologicznych. W 1920 roku w Warszawie powstało Polskie
Towarzystwo Badań Psychicznych założone przez Piotra
Lebiedzińskiego i Tadeusza Sokołowskiego. Równolegle działało
założone rok później przez Prospera Szmurłę Warszawskie
Towarzystwo Psychiczno-Fizyczne i utworzone pod patronatem
Ksawerego Watraszewskiego Towarzystwo Metapsychiczne, z
którego wyłoniło się w roku 1927 Polskie Stowarzyszenie
Metapsychiczne im. Juliana Ochorowicza. Stanisław Breyer i
następnie Ludwik Szczepański pełnili funkcję prezesów
Towarzystwa Metapsychicznego w Krakowie, natomiast Józef
Świtkowski szefował Towarzystwu Parapsychologicznemu im.
Juliana Ochorowicza we Lwowie. W marcu 1938 roku
ukonstytuowało się w Warszawie Polskie Towarzystwo
Parapsychologiczne, łącząc wszystkie istniejące poprzednio na
tym terenie organizacje. Prezesem został Alfons Gravier,
wiceprezesami Tadeusz Sokołowski i Stanisław Krzemieniewski, a
Stefan Ossowiecki ogłoszony został członkiem honorowym.
W 1923 roku odbył się w Warszawie II Międzynarodowy Kongres
Badań Psychicznych, wzbudzając duże zainteresowanie zarówno
oficjalnych kół naukowych, jak i wielu miłośników spirytyzmu i
parapsychologii. W skład komitetu organizacyjnego, którego
siedziba znajdowała się na Uniwersytecie Warszawskim, weszli
przedstawiciele władz państwowych i miejskich oraz znani
naukowcy – m.in.: Artur Chojecki, Janina Garczyńska, Alfons
Gravier, Leon Karwacki, Piotr Lebiedziński i Władysław
Wytwicki. Wśród zaproszonych z zagranicy byli Gustave Geley,
Fritz Grunewald, Gardner Murphy, Wilhelm Neumann, Adalbert
Schrenck-Notzig i René Sudre. Wszyscy oni uczestniczyli w
wielu odczytach i eksperymentach, badając zdolności medialne
Jana Guzika, Stefana Ossowieckiego, Stanisławy Popielskiej,
Marii Przybylskiej i innych.
Po drugiej wojnie światowej działalność spirytystów w Polsce
znacznie osłabła, przestała się też ukazywać literatura
przedmiotu. Niektórzy działacze zginęli w czasie działań
wojennych lub zostali zamordowani w obozach koncentracyjnych –
inni wyemigrowali, nie utrzymując ściślejszych kontaktów z
krajem. Spowodowało to obecny katastrofalny wręcz stan wiedzy
na temat spirytyzmu. Dowodem tego może być fakt, że przez
wiele lat za najgłośniejszego polskiego spirytystę jeszcze do
niedawna uchodził niesłusznie astrolog Leszek Szuman
(1903-1984), autor niezwykle popularnej w Polsce książki
„Życie po śmierci”. Niestety praca ta, stanowiąca zbiór
artykułów i ciekawostek na temat zjawisk mediumicznych i
własnych teorii autora, aż roi się od błędów i nigdy nie
uzyskała pozytywnych ocen za granicą. Na podkreślenie
zasługuje fakt, że Szuman nigdy spirytystą nie był, a jego
wiedza na temat charakteru zjawisk mediumicznych wykazana w
publikacjach nie wykroczyła poza krąg popularnych, lecz nie
zawsze prawdziwych opinii. Ze współczesnych mediów polskich
najsłynniejszy był niewątpliwie Czesław Andrzej Klimuszko
(1905-1980) – ksiądz, franciszkanin, którego zdolności w
dziedzinie jasnowidzenia rozwinęły się w czasie drugiej wojny
światowej, między innymi pod wpływem zmian w organizmie
wywołanych pobiciem przez hitlerowców w roku 1940. Gdy po
wojnie objął probostwo w Prabutach, zasłynął jako specjalista
w odnajdywaniu osób zaginionych lub ich grobów. W swych
pracach posługiwał się przeważnie fotografiami, z których
wkrótce potrafił też odczytywać choroby przedstawionych osób.
Medialność Klimuszki nigdy nie była badana, choć potwierdziło
ją wielu świadków. W prasie pojawiały się ataki na jego osobę,
co przyczyniło się do stworzenia wokół medium atmosfery
niezdrowej sensacji. Księdza zapraszano też na kongresy
parapsychologiczne do Szwajcarii, Niemiec i Monako.
Z mediów leczących na wspomnienie zasługuje też Stanisław
Nardelli (1928-1985) – ekonomista, który od roku 1978 pracował
nad własną metodą leczenia energią, uzyskując wiele
klinicznych potwierdzeń swej skuteczności. Dokonywał także
magnetyzacji wody, która w wyniku tego powodowała szybszy
wzrost roślin oraz gojenie się ran i owrzodzeń.
Najsłynniejszym dokonaniem Nardellego był odbyty w 1981 roku
grupowy seans na stadionie w Tarnowie, gdy w ciągu jednego
dnia oddziaływał na sto tysięcy osób.
Ze współczesnych mediów jasnowidzących szczególnie prasa
wspomina Mariana Węcławka i Władysława Biernackiego. Pierwszy
(bazujący na snach o charakterze prekognicyjnym) zasłynął
głównie dzięki współpracy z policją, choć przypisuje mu się
również liczne przepowiednie dla osób prywatnych. Biernacki
został skompromitowany opublikowaniem przez katolickie
wydawnictwo w Holandii (a nawet w Belgii, w języku esperanto!)
zbioru jego fałszywych przepowiedni, dotyczących trzeciej
wojny światowej i śmierci wielu głów państw.
Renesans polskiego spirytyzmu rozpoczął się w początkach lat
dziewięćdziesiątych. Wtedy to powstała pierwsza powojenna
(nieformalna) grupa spirytystyczna w Bydgoszczy, wspierana
przez ośrodki we Francji i Brazylii. Ruchowi spirytystycznemu
w naszym kraju potrzeba dziś przede wszystkim literatury
fachowej i funduszy na rozwinięcie szerokiej działalności
charytatywnej.
źródło: P.Grzybowski „Opowieści spirytystyczne”

Podobne dokumenty