UCZYNKI MIŁOSIERDZIA
Transkrypt
UCZYNKI MIŁOSIERDZIA
UCZYNKI MIŁOSIERZDIA UCZYNKI MIŁOSIERDZIA POMOCE DUSZPASTERSKIE, cz. IX Redakcja: ks. dr Marian Biskup WROCŁAW 2015 Opracowanie graficzne, skład komputerowy i druk: Eikon - czyste media dla integracji Edwin Gulanowski [email protected] ©Wydział Duszpasterski Kurii MetropolitalnejWrocławskiej, 2015 Wydawca: WYDZIAŁ DUSZPASTERSKI KURII METROPOLITALNEJ WROCŁAWSKIEJ [email protected] Ks. Marian Biskup 1. SŁOWO WSTĘPNE Program duszpasterski w roku 2015/2016 oparty jest na czterech filarach: dwa o charakterze ogólnokościelnym i dwa o charakterze ogólnopolskim. Ogólnokościelny program związany jest z Rokiem Jubileuszowym Bożego Miłosierdzia z mottem: Miłosierni jak Ojciec oraz Światowymi Dniami Młodzieży, które będą miały miejsce w Krakowie z udziałem Ojca Świętego Franciszka z hasłem: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Natomiast ogólnopolski program związany jest z hasłem: „Nowe życie w Chrystusie” oraz z Jubileuszem 1050 - lecia chrztu Polski. Zatem Rok 2016 będzie dla nas szczególnym czasem łaski. Celem podstawowym programu jest podjęcie działań zmierzających do przyjęcia i ożywienia osobistej wiary w Syna Bożego, zakorzenionej w łasce chrztu świętego, która owocuje zaangażowaniem w życie wspólnoty i świadectwem życia chrześcijańskiego. Wspominając początki wiary na polskiej ziemi, będziemy dziękować Bogu za łaskę chrztu świętego, a także za ludzi, którzy podzielili się z nami doświadczeniem żywej wiary. Dzięki ich świadectwu żyjemy Ewangelią, chcąc wiarę praojców przekazać następnym pokoleniom. SŁOWO WSTEPNE 5 W związku z tym programem duszpasterskim pojawiają się pewne sugestie czy inspiracje duszpasterskie mające służyć głębszemu i świadomemu przeżyciu tych wydarzeń przez wiernych Archidiecezji Wrocławskiej. Jubileuszowy ROK MIŁOSIERDZIA BOŻEGO, zapowiedziany przez Ojca Świętego Franciszka Bullą Misericordiae Vultus, staje się szczególnie dla wszystkich wierzących w Chrystusa, czasem wyjątkowym, obfitującym w Łaskę Miłosierdzia. Jest to wymowny „czas łaski” dla Kościoła i współczesnego świata. Ojciec Św. ogłaszając Rok Łaski m.in. podkreśla: „Potrzebujemy nieustannie kontemplować tę tajemnicę miłosierdzia. Jest ona dla nas źródłem radości, ukojenia i pokoju. Jest warunkiem naszego zbawienia. Miłosierdzie: to jest słowo, które objawia Przenajświętszą Trójcę. Miłosierdzie: to najwyższy i ostateczny akt, w którym Bóg wychodzi nam na spotkanie. Miłosierdzie jest podstawowym prawem, które mieszka w sercu każdego człowieka, gdy patrzy on szczerymi oczami na swojego brata, którego spotyka na drodze życia. Miłosierdzie: to droga, która łączy Boga z człowiekiem, ponieważ otwiera serce na nadzieję bycia kochanym na zawsze, pomimo ograniczeń naszego grzechu” (Misericordiae vultus, nr 2). Papież Franciszek, we wspomnianej Bulli, podpowiada jak duszpastersko zagospodarować ten Jubileuszowy Rok. „Jest moim gorącym życzeniem – pisze Ojciec Św. – aby chrześcijanie przemyśleli podczas Jubileuszu uczynki miłosierdzia względem ciała i względem ducha. Będzie to sposobem na obudzenie naszego sumienia, często uśpionego w obliczu dramatu ubóstwa, a także umożliwi nam coraz głębsze 6 SŁOWO WSTEPNE wejście w serce Ewangelii, gdzie ubodzy są uprzywilejowani dla Bożego miłosierdzia. Przepowiadanie Jezusa przedstawia te uczynki miłosierdzia, abyśmy mogli poznać, czy żyjemy jak Jego uczniowie, czy też nie” (Misericordiae vultus, 15). Ojciec Święty nawiązuje bardzo wyraźnie do swojej sugestii zawartej w Bulli w „Orędziu do Młodych z okazji XXXI ŚDM w Krakowie w 2016 r.”: Zapraszam was zatem do ponownego odkrycia uczynków miłosierdzia względem ciała: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać, umarłych grzebać. Nie zapominajmy również o uczynkach miłosiernych względem duszy: grzesznych upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych. Jak widzicie, miłosierdzie nie jest „postawą na pokaz”, nie jest też zwykłym sentymentalizmem. Jest sprawdzianem autentyczności naszej postawy jako uczniów Jezusa, naszej wiarygodności jako chrześcijan we współczesnym świecie. Wam, młodym, którzy jesteście bardzo praktyczni, chciałbym zaproponować, abyście przez pierwszych siedem miesięcy 2016 roku, wybierali co miesiąc jeden uczynek miłosierny względem ciała i jeden względem duszy, i realizowali je. Odpowiadając na „gorące życzenie” i ”zaproszenie” Ojca Franciszka, podejmujemy konkretny krok zrealizowania tego postulatywnego życzenia. Wydział Duszpasterski Kurii Metropolitalnej Wrocławskiej przekazuje kapłanom, osobom życia konsekroSŁOWO WSTEPNE 7 wanego i wiernym świeckim, szczególnie katechetom, w formie pomocy duszpasterskiej, rozważania dotyczące uczynków miłosierdzia względem ciała i względem ducha. Niech ten przekaz pomoże nam kontemplować tajemnicę miłosierdzia wyrażającą się w uczynkach. Uczynki miłosierdzia względem ciała i uczynki miłosierdzia względem duszy – stwierdza w artykule Ks. Bp Andrzej Siemieniewski – stają się jak dwa skrzydła nadające chrześcijaninowi dynamizmu. Charytatywna troska o potrzeby ciała i ewangelizacyjna troska o potrzeby duszy. Imieniem Wydziału Duszpasterskiego Metropolitalnej Kurii Wrocławskiej pragnę bardzo serdecznie podziękować Księdzu Arcybiskupowi Metropolicie Wrocławskiemu za akceptację i pasterskie Błogosławieństwo dla takiego pomysłu zrealizowania apelu Ojca Świętego, dotyczącego uczynków miłosierdzia. Bardzo gorąco dziękuję Ks. Arcybiskupowi Józefowi Kupnemu, Ks. Biskupowi Świdnickiemu Ignacemu Decowi, Ks. Biskupowi Andrzejowi Siemieniewskiemu, Księżom Profesorom Papieskiego Wydziału Teologicznego, autorom artykułów, za życzliwe przyjęcie zaproszenia do udziału w powstaniu tego opracowania. Serdeczne słowa wdzięczności kieruję ku Panu Edwinowi Gulanowskiemu za przygotowanie okładki i przygotowanie książki do druku. Mamy nadzieję, że ten upominek na „czas łaski”, na Rok Miłosierdzia Bożego zostanie życzliwie przyjęty przez czytelników i pomoże na tych dwóch skrzydłach nowej ewangelizacji dawać świadectwo, że Bóg jest bogaty w Miłość Miłosierną. Byśmy byli miłosierni jak Ojciec nasz jest miłosierny (Łk 6,36). 8 SŁOWO WSTEPNE Bp Andrzej Siemieniewski 2. UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII Uczynki miłosierdzia według Biblii Jubileuszowy Rok Miłosierdzia przed nami! Zacznie się z dniem 8 grudnia 2015 a skończy…. Pewnie ostatecznym jego celem jest, by właśnie nie mieć kresu, by trwać w swoich skutkach jak najdłużej. Jakie są oczekiwane owoce tego jubileuszowego roku? Posłuchajmy samego papieża Franciszka: „Jest moim gorącym życzeniem, aby chrześcijanie przemyśleli podczas Jubileuszu uczynki miłosierdzia względem ciała i względem ducha. Będzie to sposobem na obudzenie naszego sumienia, często uśpionego w obliczu dramatu ubóstwa, a także umożliwi nam coraz głębsze wejście w serce Ewangelii, gdzie ubodzy są uprzywilejowani dla Bożego miłosierdzia. Przepowiadanie Jezusa przedstawia te uczynki miłosierdzia, abyśmy mogli poznać, czy żyjemy jak Jego uczniowie, czy też nie” (Misericordiae vultus, 15). 1. Uczynki miłosierdzia względem ciała Prawdę mówiąc, nie musielibyśmy odkrywać uczynków miłosierdzia względem ciała (opera mise- UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII 9 ricordiae corporalis), gdyby nasza znajomość Pisma Świętego była odpowiednio głęboka. Przecież w Nowym Testamencie czytamy słowa Pana Jezusa: „byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” (por. Mt 25, 34-46). Tu właśnie znajdujemy biblijną podstawę pod tradycyjną wyliczankę, którą przypominamy sobie z lekcji katechezy: 1. głodnych nakarmić, (cibum esurientibus dare) (Mt 25, 35) 2. spragnionych napoić, (potum sitientibus praebere) (Mt 25, 35) 3. nagich przyodziać, (nudos operire) (Mt 25, 36) 4. przybyszów w dom przyjąć, (hospites excipere) (Mt 25, 35) 5. więźniów pocieszać, (infirmis assidere) (Mt 25, 36) 6. chorych nawiedzać, (captivos invisere) (Mt 25, 36) 7. umarłych pogrzebać (mortuos sepelire) (Tb 1,17-18) Z Nowego Testamentu znamy też motywację, którą Chrystus dołączył jako fundament spełniania tych uczynków: „Wówczas zapytają sprawiedliwi: 10 UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? Lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 37-43). Co do niektórych z wyliczonych uczynków miłosierdzia znajdujemy też biblijny dowód, że były nie tylko postulowanym zadaniem dla chrześcijańskich wspólnot, ale że były również gorliwie praktykowane. Oto jak przedstawia chrześcijańską codzienność List do Hebrajczyków: „Niech trwa braterska miłość. Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę. Pamiętajcie o uwięzionych, jakbyście byli sami uwięzieni, i o tych, co cierpią, bo i sami jesteście w ciele” (Hbr 13, 2-3). Tego samego dowiadujemy się też od Apostoła Pawła, który z wdzięcznością wspominał gościnność jego słuchaczy i pomoc okazaną mu w chorobie: „Wiecie przecież, jak pierwszy raz głosiłem wam Ewangelię zatrzymany chorobą i jak mimo próby, na jaką moje niedomaganie cielesne was wystawiło, nie wzgardziliście mną ani nie odtrąciliście, ale mnie przyjęliście jak anioła Bożego, jak samego Chrystusa Jezusa” (Ga 4, 13). UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII 11 Sto pięćdziesiąt lat później Tertulian, wielki chrześcijański apologeta zapisał słynne zdanie wypowiadane przez sąsiadów chrześcijan z Kartaginy. Kiedy kartagińscy poganie patrzyli na wyznawców Ewangelii, ich reakcją było: „Patrzcie, jak oni się miłują” (Tertulian, Apologeticum 39). Na co właściwie trzeba było wtedy patrzeć, aby zobaczyć - jak oni się miłują? Jak wyglądała wtedy realizacja zasady: „po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali?” (J 13,35) Dowiadujemy się z dzieła Tertuliana, że wtedy – około roku 200 w Kartaginie – istniała organizacja charytatywna w niczym nie ustępująca dzisiejszej Caritas. Był zwyczaj regularnych zbiórek na cele charytatywne (deposita pietatis). Powstała w ten sposób kasa finansowała pomoc dla ubogich, dla osieroconych dzieci, dla zwolnionych ze służby starych niewolników, dla rozbitków morskich, dla więźniów – a część funduszy szła także na pogrzeby osób, o które nikt nie chciał się zatroszczyć. To o tak doskonale zorganizowanej pomocy sąsiedzi chrześcijan mówili: patrzcie. To na widok takiego znaku roztropnej i zorganizowanej pomocy mówili: jak oni się miłują. Przy okazji zacytowania Tertuliana i jego Apologetyku przypomnieliśmy sobie o ostatnim z siedmiu uczynków miłosiernych co do ciała: umarłych pogrzebać. O takiej ofiarnej posłudze charytatywnej wobec zmarłych wspomina biblijna księga Tobiasza: „W dniach (panowania) Salmanassara dawałem często jałmużnę braciom z mojego narodu. Dawałem mój chleb głodnym i ubranie nagim. A jeśli widziałem zwłoki któregoś z moich rodaków wyrzucone 12 UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII poza mury Niniwy, grzebałem je. (…) Potajemnie zabierałem ich ciała i grzebałem je” (Tb 1,17-18). Współczesna nam południowokoreańska chrześcijańska wspólnota charyzmatycznego Apostolstwa Świeckich obok szpitali, szkół i hospicjów założyła cmentarz dla tych, którymi po ich śmierci nie interesują się rodziny. Siedem uczynków miłosierdzia względem ciała: gdyby tylko z ciała składał się człowiek, moglibyśmy na tym skończyć. Ale oprócz ciała jest i dusza w człowieku. O nią trzeba dbać niemniej niż o ciało. Dlatego kolejnych siedem uczynków miłosiernych jest równie ważnych, co te pierwsze. 2 …I nie zapominajmy o uczynkach miłosierdzia względem ducha Zanim zaczniemy wyliczać siedem uczynków miłosiernych co do duszy, już na wstępnie można spróbować dać im wspólne miano: możemy je nazwać siedmioma twarzami ewangelizacji. 1. wątpiącym dobrze radzić (dubitantibus consilia dare) Pierwszy z tych uczynków odnosi się do sytuacji zwątpienia w cel i sens życia i w wartość wiary, Człowiek osuwa się w bezsens i wewnętrzny chaos. Św. Paweł radził kiedyś, jak postąpić w takim wypadku: „Raczej wypada teraz wybaczyć i podtrzymać na duchu, aby nie popadł ów człowiek w rozpaczliwy smutek” (2 Kor 2, 7). UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII 13 2. nieumiejętnych pouczać (ignorantes instruere) Na pierwszym miejscu nie chodzi tu o nieumiejętność w zakresie jakichś praktycznych zdolności, ale o najbardziej fundamentalną nieumiejętność życia. W szczególności zaś – o niepewność, jak żyć zgodnie z wiarą chrześcijańska. Zobaczmy, jak Dzieje Apostolskie opisują nam wprowadzenie w życie tego uczynku miłosierdzia co do duszy: „Apollos, rodem z Aleksandrii, człowiek uczony i znający świetnie Pisma przybył do Efezu. Znał on już drogę Pańską, przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, znając tylko chrzest Janowy. Zaczął on odważnie przemawiać w synagodze. Gdy go Pryscylla i Akwila usłyszeli, zabrali go z sobą i wyłożyli mu dokładnie drogę Bożą” (Dz 18, 24-26). Od tej chwili Apollos mógł pełnić swoją misję z pełnią umiejętności. 3. grzeszących upominać (peccatores monere) Nie chodzi tu o to, byśmy byli zgryźliwymi sędziami braci i sióstr, ale by jasno i z mocą przypominać: nie wszystkie uczynki są dobre, niektóre są złe i grzeszne i trzeba się z nich nawrócić. Przykład takiej postawy dał nam św. Paweł, który pisał Koryntianom: „Nie łudźcie się! Wskutek złych rozmów psują się dobre obyczaje. Ocknijcie się naprawdę i przestańcie grzeszyć! Są bowiem wśród was tacy, co nie uznają Boga. Ku waszemu zawstydzeniu to mówię” (1 Kor 15, 33-34). 4. strapionych pocieszać (afflictos solari) Jako ludzie wierzący często doznajemy ducho14 UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII wej radości i podmuchu odświeżającej nadziei. Te dary są niezmiernie ważne, ale są nie tylko dla nas: trzeba się nimi dzielić. „ … Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga” (2 Kor 1, 3-4). 5. krzywdy cierpliwie znosić (offensas remittere) Powinno to być oczywiste dla nas, którzy codziennie mówimy „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…” Powinno być, ale nie jest. Często trzeba się z trudem przełamywać w tym celu za wzorem Apostoła: „Komu zaś cokolwiek wybaczyliście, ja też (mu wybaczam). Co bowiem wybaczyłem, o ile coś wybaczyłem, uczyniłem to dla was wobec Chrystusa, ażeby nie uwiódł nas szatan, którego knowania dobrze są nam znane” (2 Kor 2, 10). 6. urazy chętnie darować, (molestos patienter sustinere) Wielki manifest życia chrześcijańskiego z Listu do Efezjan jest właśnie o tym: „Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie – wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie” (Ef 4, 30-32). Zrealizowany w 2014 film L’Apôtre (Apostoł) opowiada historię młodego muzułmanina, który poznaje Ewangelię, przyjmuje Jezusa Chrystusa i przez UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII 15 chrzest wchodzi do Kościoła. A katalizatorem jego nawrócenia stało się świadectwo przebaczenia, które zaobserwował u sąsiada – chrześcijanina. 7. modlić się za żywych i umarłych” (pro vivis et defunctis Deum orare) Modlimy się za innych, gdyż „modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone. Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego” (Jkb 5,15-16). O modlitwie za zmarłych zaś wspomina nam już Stary Testament: „(Juda) uczyniwszy składkę pomiędzy ludźmi, posłał do Jerozolimy…, aby złożono ofiarę za grzech. Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. (…) uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda: była to myśl święta i pobożna” (2 Mch 12, 44-45). 3. Dwa skrzydła chrześcijańskiej dobroci W ten sposób uczynki miłosierdzia względem ciała i uczynki miłosierdzia względem duszy stają się jak dwa skrzydła nadające chrześcijaninowi dynamizmu. Charytatywna troska o potrzeby ciała i ewangelizacyjna troska o potrzeby duszy. „Jeśli brat albo siostra nie mają się w co przyodziać i brakuje im powszedniego chleba, a ktoś z was powiedziałby im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i nasyćcie, a nie dalibyście im tego, czego ciało potrzebuje, cóż to pomoże?” 16 UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII (Jk 2,14-16) – to prawda. Z drugiej jednak strony, gdybyśmy zadbali tylko o czyjś dobrostan fizyczny, a zapomnieli o godności jego duszy i najgłębszych pragnieniach jego serca – czy oddamy sprawiedliwość Bożemu planowi wobec bliźniego? Jedno i drugie jest potrzebne: to czynić, a tamtego – nie zaniedbywać. Dobry jest Bóg i miłosierny, a wy „bądźcie miłosierni jak Ojciec was jest miłosierny” (Łk 6,36). UCZYNKI MIŁOSIERDZIA W BIBLII 17 UCZYNKI MIŁOSIERDZIA CO DO CIAŁA Abp Józef Kupny 3. GŁODNYCH NAKARMIĆ Katalog uczynków miłosierdzia co do ciała otwiera wezwanie do tego, by dzielić się chlebem z potrzebującymi. Chrystus w opisie Sądu Ostatecznego (Mt 25, 31-46) wyraźnie stwierdza, że osoby, które znajdą się po prawej stronie Króla usłyszą: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść”. Starożytny Kościół interpretując ten fragment Pisma Świętego wyraźnie wskazywał, że świadcząc miłosierdzie wobec drugiego człowieka możemy być pewni błogosławieństwa, które daje Bóg Ojciec, stąd wezwanie: „Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego”. Ojcowie Kościoła przeciwstawiali te słowa wypowiedzi, jaką usłyszeli ci, którzy miłosierdzia nie świadczyli: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść”. One ich zdaniem wskazują, że praktykowanie uczynków miłosierdzia jest papierkiem lakmusowym jasno prezentującym, czy żyjemy blisko Chrystusa. Określenie pewnej grupy ludzi „przeklętymi” ma wskazywać na to, iż rezygnując z okazji do czynienia dobra każdy sam ściąga na siebie przekleństwo przez czyny, które są godne potępienia. GŁODNYCH NAKARMIĆ 19 Warto podkreślić, że to, co Jezus potępia nie jest tutaj łamaniem przykazań Bożych, lecz zaniechaniem dobra. Chrystus przestrzegał swoich uczniów, że jeśli ich sprawiedliwość nie będzie większa od sprawiedliwości faryzeuszy i uczonych w Piśmie, nie wejdą do Królestwa Niebieskiego (por. Mt 5,20). W miłosierdziu zatem chodzi o coś więcej niż zwyczajną sprawiedliwość. „Chodzi o przezwyciężenie egoizmu, który czyni nas głuchymi i ślepymi na potrzeby cielesne i duchowe innych ludzi. Chodzi o pokonanie zatwardziałości serca na wezwanie Boga, który przychodzi do nas w spotkaniu z nędzą drugiego człowieka” (W. Kasper, Miłosierdzie klucz do chrześcijańskiego życia). Wydawałoby się, że najłatwiej jest nam dostrzec u innych nędzę ekonomiczną, która wyraża się m.in. brakiem pokarmu. Wrażliwości na tego rodzaju nędzę Chrystus uczył nie tylko słowami, ale przede wszystkim własną postawą. Wystarczy przypomnieć wydarzenie, które miło miejsce nad Jeziorem Galilejskim (Mt 15,29-39). Zachwycamy się sceną rozmnożenia chleba. Zwracamy uwagę na siedem koszów pełnych ułomków, które pozostały po czterech tysiącach mężczyzn nakarmionych kilkoma chlebami i rybami, jednak umyka naszej uwadze szczegół, iż tym, co stało u podstaw cudu było silne współczucie, jakie odczuł Jezus widząc ludzi pozostających trzy dni bez posiłku. Ono wyraziło się wyznaniem: „Żal mi tego ludu”. Ciekawie zauważył św. Jan Chryzostom, że ludzie, którzy przyszli prosić o uzdrowienie nie mieli odwagi błagać o chleb. Tymczasem Jezus mocą miłości 20 GŁODNYCH NAKARMIĆ współczującej dał im nawet to, o co Go nie prosili, ale o czym wiedział, że tego potrzebują. Tym samym Zbawiciel wskazał swoim uczniom bardzo konkretny przykład wrażliwości na ludzką nędzę. Mamy bowiem świadomość, że cierpiący z powodu niedostatku często wstydzą się do tego przyznać. Ukrywają swoją biedę. Pragnienie naśladowania Jezusa może uruchamiać w nas wyobraźnie miłosierdzia, dzięki której będziemy w stanie dostrzec tę nędzę, którą nasi bracia niekoniecznie wyrażają słowami. Św. Paweł wzywając Koryntian do tego rodzaju wyobraźni miłosierdzia przytoczył ważny argument. Napisał do nich: „Znacie przecież łaskę Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla nas stał się ubogim, aby nas swoim ubóstwem ubogacić” (2 Kor 8,9). Pierwsze słowo tej wypowiedzi, które zostało przetłumaczone na język polski jako „znacie” w języku oryginalnym wyraźnie wskazuje, że nie chodzi jedynie o poznanie teoretyczne. Tutaj pojawia się wyraz, który mówi o takim rodzaju poznania, do jakiego dochodzi między mężczyzną a kobietą podczas aktu małżeńskiego. Maryja w scenie zwiastowania posłużyła się tym samym słowem kiedy mówiła aniołowi: „Nie znam męża”. Chodzi zatem o poznanie, które bierze się z bardzo zażyłej relacji. A więc, nie chodzi o to, że znam Jezusa, bo przeczytałem o Nim kilka książek. Chodzi najpierw o to, co mnie z Nim łączy. To jest niezwykle ważny aspekt chrześcijaństwa. I kiedy Paweł będzie zachęcał Kościół w Filipii do jałmużny nie powie: „Podzielcie się, bo w Jerozolimie są biedni”. Nie wspomni ilu ubogich czy ilu bezdomnych GŁODNYCH NAKARMIĆ 21 znajduje się w świętym mieście. Powie natomiast o Jezusie, który ogołocił samego siebie. Filipianie mieli mieć przed oczami Jezusa Chrystusa (Flp 2,4nn). Nasza relacja z Jezusem i pragnienie naśladowania Go to argument skłaniający do dzielenia się, do troski o biednych, i do dawania siebie innym. Bo sami zostaliśmy obdarowani przez Boga. Dzielenie się chlebem to nie tylko dzielenie się swoją pracą, wysiłkiem i tym co zdobyliśmy, ale to także, a może przede wszystkim dzielenie się Bożym darem. Podkreślamy to w codziennej modlitwie, kiedy prosimy “chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Wypowiadając te słowa nie można zachowywać się tak, jak byśmy prosili jedynie o swój chleb, bo wyraźnie prosimy Boga o chleb „nasz” i Bóg go daje tak, żeby wystarczyło dla wszystkich. Fakt, iż – jak donoszą organizacje charytatywne – na świecie jest około miliarda ludzi głodujących, a co kilka minut dziecko umiera z głodu, nie oznacza, że ręka Boga stała się krótsza. To raczej znak, że ręce ludzkie zagarniają wszystko jako swoje. Można jednak zapytać: jak możemy domagać się od Boga czegoś, czego sami nie chcemy dawać? Chleb łamany będzie nas łączył z ludźmi, chleb „niepodzielony” będzie nas od innych oddzielał. I trzeba jasno powiedzieć, że brak chleba, tam gdzie go potrzeba, jest skandalem. Aramejskie słowo, którego Jezus używa w Ewangelii na określenie bogactwa to mammona. Ono oznacza dosłownie „ukryty skarb” – coś, co zazdrośnie chowamy jedynie dla siebie. W Kościele pierwszych wieków nikt nie cierpiał niedostatku, bo 22 GŁODNYCH NAKARMIĆ nikt nie nazywał „swoim” tego, co posiadał. Dzielenie się z innymi ma nas uczyć, że to, co mamy jest darem, który ma nam służyć, ale jeśli widzimy obok siebie kogoś, komu ten dar może pomóc, jesteśmy gotowi się nim podzielić. W ten sposób ta prosta praktyka zmienia myślenie o tym, co uważamy za swoje. Chroni nas przed pędem do posiadania i zbierania jedynie z myślą o samym sobie. Dziś realizacja wezwania do dzielenia się i nakarmienia głodnych może przybrać także formę ofiarowania 1% naszego podatku instytucjom niosącym realną pomoc ludziom potrzebującym, bądź aktywnego zaangażowania się w pracę na rzecz ubogich, np. poprzez włączenie się w działalność zespołów charytatywnych, działających przy parafiach czy fundowanie obiadów w szkołach dla dzieci z ubogich rodzin. Przede wszystkim chodzi o wyobraźnię miłosierdzia i o wyrobienie w sobie umiejętności dostrzegania osób potrzebujących w naszej okolicy. Może się bowiem okazać, że obok nas żyje rodzina, której nie stać na to, by dzieci przed wyjściem do szkoły zjadły śniadanie. Mogą wstydzić się o tym powiedzieć i poprosić o pomoc. Obojętność na ten stan rzeczy już będzie poważnym zaniedbaniem. Czasem prosty gest w postaci propozycji przygotowania jedzenia, uczyniony z delikatnością, pełną szacunku dla godności tych ludzi może okazać się dla nas zbawienny. Chrystus daje nam jeszcze jeden argument za tym, by nie pozostawiać potrzebujących bez wsparcia. Czyni to w przypowieści O bogaczu i Łazarzu (Łk 16,19-31). Zwraca bowiem uwagę, że po za- GŁODNYCH NAKARMIĆ 23 kończeniu ziemskiego życia to właśnie osoby, którym pomogliśmy mogą być naszymi orędownikami przed Bogiem. Św. Grzegorz Wielki mówi wprost, że warto szukać tych, którzy w dniu sądu będą naszymi adwokatami. Odpowiada przy tym na pytanie jak postępować z tymi ubogimi, których życie pod względem moralnym zasługuje na naganę. Poleca, by wraz z chlebem dawać im słowa: chleb do spożycia i słowo upomnienia. „I tak podwójny posiłek od was otrzymają, choć o jeden prosili; zewnętrznie nasycą się pokarmem, a wewnętrznie mową. Gdy się widzi ubogiego zasługującego na skarcenie, należy go upomnieć, ale nie należy nim gardzić” – pouczał w jednej ze swoich homilii św. Grzegorz. Tłumaczył także, że jeśli widzimy ubogich, o których nie wiemy kim są i jakie życie prowadzą, należy ich wszystkich szanować. Nie jesteśmy bowiem w stanie stwierdzić, „który spomiędzy nich jest Chrystusem”. Pamięć o głodnych wymaga także roztropnego korzystania z chleba i żywności. Grzechem jest marnowanie jedzenia. Co jakiś czas – zwłaszcza w bliskości czasowej większych świąt – media donoszą najpierw o szale zakupów w supermarketach, a następnie o stertach jedzenia leżących na śmietnikach. Takie zachowanie można odbierać jako lekceważenie pracy innych oraz darów Bożych, co jest wyrazem pychy, a ta znajduje się wśród grzechów głównych. Może się zatem okazać, że realizacja w praktyce uczynku miłosierdzia „głodnych nakarmić” rozpocznie się od zmiany myślenia i np. dokładnego przygotowania listy zakupów przed udaniem się 24 GŁODNYCH NAKARMIĆ do sklepu, tak, by nic z tego, co mogłoby służyć innym nie zostało zmarnowane. Problem ludzi biednych i potrzebujących pomocy jest obecny w każdej epoce. Jezus wyraźnie stwierdził, że ubogich zawsze mieć będziemy. To nie była przestroga, ani wyraz pesymizmu, ale Dobra Nowina, że nie zabraknie nam okazji, by dawać świadectwo, iż słowo „miłość” w naszych ustach nie jest pustą abstrakcją. GŁODNYCH NAKARMIĆ 25 Ks. Rafał Kowalski 4. SPRAGNIONYCH NAPOIĆ Kiedy kilka lat temu dane mi było zatrzymać się na jednej z wysp Republiki Zielonego Przylądka, moją uwagę przykuły skromne, rozpadające się często budynki, zawsze umiejscowione w pobliżu centrum każdego miasta. Ludzie na wózkach i taczkach przywozili kilkudziesięciolitrowe puste plastikowe baniaki, wymieniając je na pełne i płacąc za każdy poważne sumy w dolarach. Moje zdziwienie było ogromne, gdy dowiedziałem się, że były to punkty, w których mieszkańcy zaopatrywali się w wodę pitną. Jak to możliwe – wyspy leżą na Oceanie Atlantyckim, ponad 600 km od lądu, a woda jest tutaj o wiele droższa od mięsa, ryb, czy innych pokarmów? W naszym klimacie i naszej szerokości geograficznej trudno nam zrozumieć konieczność kupowania wody za niezwykle wysoką cenę. Tym bardziej trudno zrozumieć kolejny uczynek miłosierdzia, który poleca nam napoić spragnionych. Wydawać by się mogło, że nie mamy zbyt wielu okazji, by takowy uczynek spełniać. Nie mówię o pielgrzymkach, wycieczkach czy podróżach w upalne dni. Może w takich chwilach łatwej spotkać kogoś, z kim możemy podzielić się napojami. Większość jednak zaopatruje się w wodę, z której zdobyciem w Polsce nie 26 SPRAGNIONYCH NAPOIĆ ma większych problemów. W tym kontekście wydaje się dziwne, że mimo wszystko ten uczynek miłosierdzia nie został wykreślony z Katechizmu Kościoła Katolickiego w naszym kraju ani tym bardziej, że przy opisie sceny sądu ostatecznego, zawierającym kryteria, według których Jezus oddzieli zbawionych od potępionych tłumacze nie pominęli słów: „byłem spragniony, a daliście mi pić” (Mt 25,35). Okazuje się zatem, że jeśli chcemy wejść do Królestwa Niebieskiego, nie możemy zwalniać się także od tego, by dać wodę do picia tym, którzy jej nie mają. Zdecydowanie łatwiej było zrozumieć wspomniane wezwanie biblijne pierwszym czytelnikom tekstów świętych. Oni rozumieli, co w strefie klimatycznej, w jakiej leży Izrael oznaczała prośba Jezusa skierowana do Samarytanki: „Daj mi pić” (J 4,7), kiedy – jak mówi Ewangelista – Chrystus – zmęczony wędrówką usiadł przy studni. Oni także rozumieli doskonale wydarzenia spod Massa i Meriba, gdzie lud kłócił się z Mojżeszem, mówiąc: „Czy po to wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby nas, nasze dzieci i nasze bydło wydać na śmierć z pragnienia?” (Wj 17,3) i gdzie sytuacja wyprowadzenia wody ze skały była konkretnym znakiem Bożej opieki, Jego obecności pośród Narodu Wybranego i pragnienia podtrzymywania życia człowieka. Jedną z podstawowych bowiem funkcji, jaką autorzy natchnieni przypisywali wodzie było podtrzymywanie życia. Już w raju wody czterech rzek ożywiały cały Eden (Rdz 2,10-14). U Ezechiela woda wypływała spod progu świątyni i dokądkolwiek do- SPRAGNIONYCH NAPOIĆ 27 tarła sprawiała, że istoty żywe mogły nadal egzystować (Ez 47,1-9). Tak Biblia przechodziła od naturalnego pojmowania wody do przypisywania jej znaczenia nadprzyrodzonego, ukazując ją jako źródło życia doczesnego i wiecznego. Wystarczy wspomnieć o Nikodemie, który usłyszał od Jezusa, że jeśli chce być zbawionym musi odrodzić się „z wody i Ducha Świętego” czy o innych tekstach zapowiadających sakrament chrztu świętego, jako początek nowego życia w Chrystusie. Woda w liście św. Pawła do Koryntian stała się obrazem Ducha Świętego. Apostoł Narodów napisał „wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem” (1 Kor 12,13), chociaż dosłownie należałoby to zdanie przetłumaczyć: „Wszyscy otrzymaliśmy Ducha do wypicia”. Odwołując się do obrazu pragnienia i spożywania wody św. Paweł pokazuje, że to nie jest tak, iż Duch Świętu napełnia nas sam z siebie mechanicznie, wbrew naszej woli. Nie – dostajemy Go jak wodę – do wypicia. Porównanie Ducha Świętego do wody jest o tyle trafne, że wskazuje, iż należałoby Go pić codziennie. Chrześcijanin każdego dnia dostaje Ducha do wypicia. Jeśli tego nie robi, naraża się na odwodnienie duchowe. Skutki są podobne do tego fizycznego, tyle że wszystko dzieje się w naszej duszy. Święty Franciszek mówił ciekawie o wodzie, że jest pokorna. Wśród jego zapisków czytamy: Bądź pochwalony Panie mój przez siostrę wodę, która jest bardzo pożyteczna, i pokorna, i cenna, i czysta. Z tą pokorą wody jest tak, że codziennie pijemy kawę lub herbatę, jemy rosół czy barszcz, ale nikt nie mówi, 28 SPRAGNIONYCH NAPOIĆ że pije wodę z herbatą. Woda jakby nie istnieje w naszej pamięci. Żeby zrozumieć ile dla nas znaczy woda, musielibyśmy przeżyć jej brak. Wody w Piśmie Świętym „nie brakuje”. Samo słowo „woda” pojawia się w Biblii Tysiąclecia 588 razy. Nie brakuje jej także na mapie świata. Dane statystyczne mówią, że ok. 70 proc. powierzchni globu to woda (na mapie przeważa kolor niebieski), jednak w zdecydowanej większości jest to woda słona, niezdatna do picia. Tymczasem okazuje się, że niecałe 3 proc. to wody słodkie. To już wiele wyjaśnia, dlaczego uczynek miłosierdzia: „spragnionych napoić” nie został wykreślony z naszego katechizmu i uczymy się o nim na katechezie. Wprawdzie w Europie tylko 2 proc. mieszkańców nie ma dostępu do czystej wody, ale już w Azji ponad pół miliarda ludzi ma z tym poważne problemy. W Afryce natomiast co czwarty mieszkaniec musi walczyć o łyk wody do picia. Okazuje się, że dziś jedna trzecia mieszkańców naszego globu ma problemy z dostępem do wody i z zapewnieniem właściwych warunków sanitarnych. Zdaniem ekspertów, co osiem sekund z przyczyn wywołanych brakiem dostępu do czystej wody umiera jedno dziecko. W 2050 r., jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, problem z wodą będzie miała połowa światowej populacji, a wraz z tym śmiertelność najmłodszych i najsłabszych będzie jeszcze wyższa. Nie trzeba zatem wielkiej wyobraźni, by zrozumieć, że jeśli w uczynkach miłosierdzia chodzi o większą sprawiedliwość, to mamy okazję, by spro- SPRAGNIONYCH NAPOIĆ 29 stać temu wezwaniu. Także w Polsce działają bowiem organizacje charytatywne podejmujące się np. budowy studni w krajach, w których dostęp do wody pitnej stanowi problem. Nasze wsparcie tych działań będzie stanowiło konkretny uczynek, dzięki któremu ludzie, którzy pragną otrzymają wodę do picia. W tych braciach i siostrach mamy prawo i obowiązek zobaczyć Jezusa. Osobnym problemem, który w tym kontekście należałoby podjąć jest kwestia marnotrawienia wody i zanieczyszczenia jej. Bardzo wyraźnie te tematy zaistniały w encyklice papieża Franciszka „Laudato si”. Ojciec Święty kreśląc bardzo ogólnie wizję ograniczonego dostępu do tego „niebieskiego złota”, jak zwykło się mówić o wodzie, szczególnie dla ludzi ubogich, wyraźnie zaznaczył, że „dostęp do wody pitnej i bezpiecznej jest istotnym, fundamentalnym i powszechnym prawem człowieka, ponieważ determinuje przeżycie i z tego względu jest warunkiem korzystania z innych praw człowieka. Potępiając zaś marnotrawienie wody zauważył, że może ono wynikać z degradacji człowieka i społeczeństwa. Ludzie bowiem „żyjąc i dumając w luksusowych warunkach, które są poza zasięgiem większej części ludzkości” nie mają świadomości, że stanowią cząstkę wielkiej rodziny ludzkiej i popadając w globalizację obojętności zapominają, że woda zmarnotrawiona to woda niejako ukradziona osobom ubogim i zamieszkującym m.in. kraje Azji i Afryki. Parafrazując słowa papieża Franciszka wody ze wspomnianej encykliki nie wolno traktować ja- 30 SPRAGNIONYCH NAPOIĆ ko dobra, nie posiadającego właściciela. To wszystko bowiem stworzone zostało przez Ojca i dlatego chrześcijanom nie wolno nigdy pogodzić się, by jedni ludzie byli uważani za godniejszych korzystania z Bożych darów od innych „Nadal bowiem praktycznie godziny się na to, że niektórzy czują się bardziej ludźmi, tak jakby się urodzili z większymi prawami” – podkreślił ojciec święty. Trudno tych słów nie odnieść do sytuacji, w której jedni marnotrawią wodę, inni zaś umierają z pragnienia. Rację ma papież, kiedy zauważa, że każdy z nas ma jedno serce i niszczenie przyrody należy traktować jako wyraz pychy – wynoszenia się ponad inne stworzenia, co w rzeczywistości szybko się przekłada na relacje z ludźmi. Marnotrawienie i zanieczyszczanie wody, odsuwanie od siebie myśli, że na Wyspach Zielonego Przylądka i w wielu innych krajach ludzie słono płacą za łyk wody sprawia, iż w dniu sądu możemy usłyszeć: „byłem spragniony, a nie daliście mi pić” i na nic zda się pytanie: „Panie, kiedy wiedzieliśmy Cię spragnionym”. SPRAGNIONYCH NAPOIĆ 31 Ks. Jacek Kiciński 5. NAGICH PRZYODZIAĆ W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że: „Nędza ludzka pod swymi różnorodnymi postaciami, takimi jak: niedostatek materialny, niesprawiedliwy ucisk, choroby fizyczne i psychiczne, a wreszcie śmierć – jest jawnym znakiem wrodzonej słabości człowieka, w jakiej znajduje się on od grzechu pierworodnego oraz potrzeby zbawienia. Dlatego przyciągnęła ona współczucie Chrystusa – Zbawiciela, który zechciał wziąć ją na siebie i utożsamić się z najmniejszymi braćmi. Stąd ci, których przygniata nędza są przedmiotem szczególnej miłości ze strony Kościoła, który od samego początku swego istnienia, mimo grzechów wielu swoich członków, nie przestał pracować, by przynieść im ulgę, bronić ich i wyzwalać. Czynił to przez niezliczone dzieła dobroczynności, które zawsze i wszędzie są niezbędne” (KKK 2448). Należy podkreślić, że uczynkami miłosierdzia są przede wszystkim dzieła miłości, poprzez które jesteśmy w stanie przychodzić z pomocą drugiemu człowiekowi. A ponieważ człowiek stanowi jedność duchowo-cielesną, dotyczy to zarówno wymiaru fizycznego, jak i duchowego. Spośród wielu uczynków szczególne miejsce zajmuje Chrystusowe zaproszenie do postawy „nagich przyodziać”. Uczynek ten 32 NAGICH PRZYODZIAĆ jest wyrazem miłosierdzia wobec człowieka znajdującego się w konkretnej potrzebie, i wskazuje m.in. na obowiązek szacunku i troski o jego godność. „Nagich przyodziać” w Starym Testamencie W Pierwszej księdze Starego Testamentu możemy przeczytać, że z całego stworzenia, tylko człowieka Bóg stworzył na swój obraz i podobieństwo. Owo podobieństwo stanowi o godności człowieka. Istotną rolę odgrywa tu wymiar cielesny. Poprzez ciało – ożywione przez sferę duchową – człowiek wyraża siebie jako osoba. Za pośrednictwem ciała może nawiązywać relację osobową z drugim człowiekiem i Bogiem (MN43)1. Pierwotna ludzka nagość była wolna od wstydu; w Księdze Rodzaju czytamy: „Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu” (Rdz 2, 25). Przed grzechem pierworodnym człowiek nie zatrzymywał się i nie koncentrował jedynie na wymiarze cielesnym. Ciało stanowiło przestrzeń dla jego wnętrza. Stan pierwotnej niewinności nie znał wewnętrznego pęknięcia, a w konsekwencji przeciwstawienia między tym, co duchowe, a tym, co zmysłowe. Panowała pełna harmonia, co sprawiało, że ciało i duch stanowiły jedność i całość – panował ład i porządek. Nagość oznaczała więc pierwotne dobro Bożego widzenia, poprzez które ujawniła się czysta wartość człowieka jako mężczyzny i kobiety; czysta wartość płci. 1 Por. Jan Paweł II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, Lublin 1981. NAGICH PRZYODZIAĆ 33 Wstyd pojawił się po grzechu Adama i Ewy: „Poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski” (Rdz 3, 7). Po grzechu pierworodnym człowiek zagubił poczucie obrazu Bożego w sobie, wyrazem tego był wstyd ciała (Rdz 3, 10-11), który przechodząc na wzajemne relacje mężczyzny i kobiety, przyczynił się do tego, że jedność cielesno - duchowa człowieka, wyrażająca pełnię jego osoby, ustąpiła miejsca samemu odczuciu płciowości. Poczucie wstydu stało się obroną przed sprowadzeniem drugiej osoby tylko i wyłącznie do wymiaru cielesnego, a z nim do zaistniałego pożądania2. Potwierdzenie tych słów znajdujemy także w Księdze Wyjścia: „Jeśli weźmiesz w zastaw płaszcz twego bliźniego, winieneś mu go oddać przed zachodem słońca, bo jest to jedyna jego szata i jedyne okrycie jego ciała podczas snu. I jeśliby się on żalił przede Mną, usłyszę go, bo jestem litościwy” (Wj 22,25-26). Przyodzianie nagiego w Starym Testamencie było jednym ze znaków wypełniania Bożego zamysłu wobec człowieka, którego Bóg pragnął wyzwolić z jarzma grzechu i wszystkich jego skutków. Po grzechu pierworodnym, odziewając człowieka w ubrania ze skóry (Rdz 3,21), Bóg okrył ciało człowieka, aby ochronić go od skutków pożądliwości. W ten sposób wezwał również samego człowieka do troski o szacunek dla ciała i jego godność. W księdze proroka Izajasza czytamy: „Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszel2 Tamże. 34 NAGICH PRZYODZIAĆ kie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pańska iść będzie za tobą” (Iz 68,6-8). „Nagich przyodziać” w Nowym Testamencie Boża troska o człowieka i jego faktyczne potrzeby osiąga swoją pełnię we Wcieleniu. Bóg przyjmuje ludzkie ciało z Maryi Dziewicy i – nie przestając być Bogiem – staje się Człowiekiem. Ta wielka tajemnica Bożej miłości do człowieka przywraca nam utracone dziedzictwo – tożsamość dziecka Bożego. W Jezusie Chrystusie ciało ludzkie odzyskuje swoją pierwotną godność. Można powiedzieć, że Wcielenie jest szczególnego rodzaju przyodzianiem nagości człowieka. Dobrze obrazuje to znana teologiczna formuła przypisywana różnym wczesnochrześcijańskim autorom (Atanazy, Ireneusz z Lyonu): „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się bogiem”. W przestrzeni sakramentalnej dokonuje się to przede wszystkim w Eucharystii, w której Jezus karmiąc nas swoim Ciałem, przyodziewa nas płaszczem nieśmiertelności (por. J 6,54). W całym swoim ziemskim życiu Jezus Chrystus zwracał szczególną uwagę na ciało człowieka. Wielokrotnie w Jego nauczaniu możemy odnaleźć słowa wzywające do troski o odziewanie tych, którzy po- NAGICH PRZYODZIAĆ 35 zbawieni są okrycia. W Ewangelii znajdujemy m.in. takie słowa: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni” (Łk 3, 11). W Liście św. Jakuba 2,14 czytamy: „Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta a nie da im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie”. Na szczególną uwagę zasługują słowa, którymi Jezus opisuje dzień Sądu Ostatecznego: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. (…) On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: «Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie». Wówczas zapytają sprawiedliwi: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyję- 36 NAGICH PRZYODZIAĆ liśmy Cię? Lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?» A Król im odpowie: «Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili»” (Mt 25,31-40). W tych słowach Chrystus przypomina, że w ostatecznym rozrachunku z naszego życia, Bóg zapyta nas także o uczynki miłości względem ciała, wśród których odnajdujemy wezwanie, „by nagich przyodziać”. Istotne znaczenie w tym względzie ma utożsamienie się Boga z każdym człowiekiem. Słowa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” potwierdzają, że poprzez Wcielenie Bóg nie tylko stał się jednym z nas, ale, w tajemnicy Misterium Paschalnego my staliśmy się członkami Jego Mistycznego Ciała – Kościoła. Stąd też, gdy cierpi jeden człowiek, cierpi cały Kościół, a w Nim – Chrystus. „Nagich przyodziać” w praktyce życia chrześcijańskiego Ojciec święty Jan Paweł II w Evangelium vitae bardzo jasno podkreślił, że w posłudze miłości powinna nas – osoby wierzące wyróżniać konkretna postawa, której praktycznym wymiarem jest troska o drugiego człowieka, jako o osobę, którą Bóg powierzył naszej odpowiedzialności. Stąd też, jako uczniowie Jezusa Chrystusa, jesteśmy wezwani, by wobec każdego człowieka przyjmować postawę miłości (por. Łk 10,29-37). W szczególności należy otoczyć NAGICH PRZYODZIAĆ 37 opieką osoby zepchnięte na margines życia społecznego, samotne i potrzebujące, które z różnych przyczyn doświadczają zarówno nagości fizycznej, jak i moralnej. Poprzez pomoc okazywaną takim osobom jest nam dane służyć samemu Chrystusowi, o czym wspomniano już wyżej: „Wszystko co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25,40). Przypominał o tym św. Jan Złotousty: „Chcesz czcić ciało Chrystusa? Nie gardź Nim, gdy ujrzysz Go nagim. Nie oddawajmy Mu czci w świątyni, odzianemu w jedwabie, aby potem wzgardzić Nim za bramą, gdzie cierpi zimno i nagość” (cyt. za EV 87) Szczególnie wymowną w tym względzie jest ewangeliczna scena odarcia Jezusa z szat: „Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części, dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę” (J19,23). Scena ta ponad obnażenie cielesne, ukazuje Boga – Człowieka, w którym odarta zostaje ludzka godność. Wszędzie więc tam, gdzie człowieczeństwo odzierane jest z przynależnej mu godności, jesteśmy wezwani, by tę godność – w łączności z Chrystusem – ponownie mu przywracać. Nauka kościoła zawarta Piśmie Świętym i jego Tradycji wskazuje bardzo jasno, że uczynek miłosierdzia związany z przyodzianiem nagich jest odpowiedzią na wezwanie do przywracania człowiekowi jego godności, która wyraża się w cielesności. W konsekwencji zadaniem wierzących jest nieustanna troska i szacunek wobec ciała człowieka, które ze swej natury jest darem Boga i zostało tak pomyślane przez 38 NAGICH PRZYODZIAĆ Stwórcę, że to właśnie w cielesności zawarł On całą ideę zbawienia. Nieustanna troska o ludzkie ciało stanowi fundament każdej dobroczynnej działalności Kościoła. Każdy wierzący i każda chrześcijańska wspólnota przeniknięta poczuciem odpowiedzialności, winna więc wychodzić naprzeciw wszystkim potrzebom wynikającym z troski o godność ludzkiego życia. Dotyczy to zarówno troski o życie ludzkie w przestrzeni zaspokajania jego podstawowych potrzeb, jak i troski o życie w sensie dosłownym – chroniąc je od naturalnego poczęcia aż po naturalną śmierć. Z Ewangelii wg św. Łukasza dowiadujemy się, że Maryja po narodzeniu Jezusa, owinęła Go w pieluszki (Łk 2,7). Scena ta ma także znaczenie symboliczne. Każde dziecko przychodzące na świat jest nagie – bezbronne, stąd też potrzeba, aby na wzór Maryi, otoczyć miłością każde rodzące się życie. Należy dostrzegać te dzieci i rodziców, którzy potrzebują okrycia w swojej nagiej codzienności. Przedmiotem tej troski są również osoby będące w jesieni życia, potrzebujące płaszcza miłości i obecności drugiego człowieka. Warto przy tym uświadomić sobie, że pomagając drugiemu człowiekowi nie możemy ograniczać się do tego, co nam zbywa, ale winniśmy dzielić się i tym, co dla nas wartościowe. Znanym w tradycji Kościoła jest tydzień miłosierdzia. Praktyka ta jest nie tylko okazją do zaangażowania się w pomoc dla potrzebujących, ale także sposobnością, by uczynić rachunek sumienia wobec wezwania „nagich przyodziać”. NAGICH PRZYODZIAĆ 39 W codziennym życiu zdarza się, że trudno nam skutecznie wychodzić naprzeciw napotkanej biedzie ludzkiej. Pomoc finansowa ofiarowana bezpośrednio zainteresowanym może przynieść odwrotny skutek do zamierzonego. Dotyczy to przede wszystkim osób zmagających się z różnego rodzaju nałogami. Należy wtedy odwołać się do instytucji charytatywnych, które mądrze pomagają osobom będącym w potrzebie. Szczególne miejsce zajmuje tu Caritas, która w szeroki sposób stara się wspierać najbardziej potrzebujących. „Nagich przyodziać” to również troszczyć się o dobre imię drugiego człowieka. Żyjemy bowiem w świecie, w którym bardzo szybko można obnażyć człowieka i wystawić go na pośmiewisko. Jako osoby wierzące winniśmy stać na straży godności i szacunku wobec dobrego imienia drugiego człowieka. Podsumowując nasze rozważania na temat Chrystusowego zaproszenia „nagich przyodziać” warto wspomnieć o trzech sposobach czynienia miłosierdzia, które Jezus przekazał św. Faustynie. W Dzienniczku czytamy: Podaję ci trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim, pierwszy – czyn, drugi – słowo, trzeci – modlitwa; w tych trzech stopniach zawiera się pełnia miłosierdzia (Dz 742). By odkryć tę prawdę potrzeba nieustannego wysiłku wychodzenia poza własne sprawy, które bardzo często zatrzymują nas w postawie egoistycznego patrzenia na życie codzienne. Pokonując swój własny egoizm i wychodząc naprzeciw Chrystusowemu zaproszeniu „nagich przyodziać”, stajemy się świadkami czynnej miłości Boga w świecie współczesnym. 40 NAGICH PRZYODZIAĆ Warto zaznaczyć, że troska o to, by nagich przyodziać nie może ograniczać się do jednorazowych akcji, ale winna stać się miłością czynną, a nawet uprzedzającą. Często bowiem ci, którzy najbardziej potrzebują okrycia nie mają odwagi, by o nie poprosić. Chrześcijanin ze swej natury winien być człowiekiem miłosierdzia, a więc nie tylko w postawie biernej oczekiwać, aż ktoś poprosi o pomoc, ale wychodzić naprzeciw każdej ludzkiej biedzie. Trzeba nam zatem prosić w modlitwie o światłe oczy serca, abyśmy umieli dostrzegać każdą ludzką potrzebę i odpowiadać na nią uczynkami miłosierdzia. W ten sposób we wzajemnej odpowiedzialności za siebie będziemy przywracali godność naszemu człowieczeństwu. Podsumowanie Wobec powyższego formacja chrześcijańska winna troszczyć się o wychowanie ludzkich sumień zgodnie z prawem Bożym. Osłabienie wrażliwości na Boga prowadzi w konsekwencji do materializmu praktycznego, co z kolei sprzyja postawom indywidualizmu, utylitaryzmu i hedonizmu. Jedynym celem, który towarzyszy ludziom w takich sytuacjach to osobiste zaspokajanie potrzeb. „Mieć” zaczyna dominować nad „być”. W ten sposób człowiek skupia uwagę tylko i wyłącznie na sobie. Mamy tu doczynienia z nieuporządkowanym konsumpcjonizmem, który zatrzymuje człowieka w przestrzeni przyjemności. Ewangeliczną odpowiedzią na taki sposób życia jest otwartość na potrzeby innych, która przyczynia się do NAGICH PRZYODZIAĆ 41 niekoncentrowania się na własnych problemach. Nasze trudne sprawy stają się niczym wobec cierpienia innych, których spotykamy na swojej drodze życia. W tym względzie, podejmowane zagadnienie „nagich przyodziać”, jest niezwykle aktualne w każdym czasie i miejscu. 42 NAGICH PRZYODZIAĆ Ks. Aleksander Bober CMF 6. PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem przybyszem, a przyjęliście mnie (Mt 25, 34-35). Czwarty z siedmiu uczynków miłosierdzia co do ciała poleca nam „podróżnych w dom przyjąć” i zwraca naszą uwagę na potrzeby naszych bliźnich znajdujących się w trakcie podróży. Sama sytuacja bycia w podróży, choć dla obserwatora może wydawać się interesująca i pełna przygód, bez wątpienia ściśle łączy się z pewnego rodzaju kryzysem, czyli zmaganiem. Każde wyruszenie z miejsca swojego egzystowania, bez względu na przyczynę, łączy się z koniecznością pozostawienia dotychczasowego bezpiecznego portu. Podróż jest czasem destabilizacji życiowej, nierzadko walki z samym sobą, doświadczeniem ubóstwa, niewygody i niedostatku; chwilą niepewności i osamotnienia. Dlatego Kościół, mając na uwadze właśnie te troski naszych sióstr i braci, będących z różnych względów i powodów w trakcie swej podróży, zwraca naszą uwagę na jakże szlachetną cechę gościnności. PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ 43 „Podróż i gościnność” na kartach Starego Testamentu Lud Izraela, który poznajemy na kartach Pisma Świętego Starego Testamentu, jest ze swej natury ludem wędrownym. Koczowniczy tryb życia nie był niczym nadzwyczajnym wśród ówczesnych plemion Beduinów. Migracje z powodów wojennych podbojów nowych terenów, poszukiwania pokarmu dla trzody czy dogodniejszych warunków życia wynikały z konieczności życia codziennego. W takich realiach historycznych kształtował się naród wybrany przez Boga, naród, który znał niebezpieczeństwa pielgrzymowania zagrażające zarówno ze strony żywiołów natury, dzikich zwierząt, jak i innych ludzi. Izrael, sam doświadczając trudów podróży, miał świadomość, że jest tylko gościem na ziemi należącej do Pana. A skoro cały świat jest domem Boga, to On w każdej chwili może nadejść, jednocześnie spotkanie drugiego człowieka może być znakiem Bożej obecności. Pismo Święte opisuje takie właśnie spotkania. Pierwsze z nich i chyba najpiękniejsze w Starym Testamencie, ukazuje czytelnikowi gościnę, jakiej samemu Bogu udzielił Abraham: „Pan ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy ten siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Abraham spojrzawszy dostrzegł trzech ludzi naprzeciw siebie. Ujrzawszy ich podążył od wejścia do namiotu na ich spotkanie. A oddawszy im pokłon do ziemi, rzekł: «O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi! Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć 44 PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ sobie nogi, a potem odpocznijcie pod drzewami. Ja zaś pójdę wziąć nieco chleba, abyście się pokrzepili, zanim pójdziecie dalej, skoro przechodzicie koło sługi waszego». A oni mu rzekli: «Uczyń tak, jak powiedziałeś». Abraham poszedł więc spiesznie do namiotu Sary i rzekł: «Prędko zaczyń ciasto z trzech miar najczystszej mąki i zrób podpłomyki». Potem Abraham podążył do trzody i wybrawszy tłuste i piękne cielę, dał je słudze, aby ten szybko je przyrządził. Po czym, wziąwszy twaróg, mleko i przyrządzone cielę, postawił przed nimi, a gdy oni jedli, stał przed nimi pod drzewem” (Rdz 18,1-8). Druga sytuacja to opis gościnności Lota: „Owi dwaj aniołowie przybyli do Sodomy wieczorem, kiedy to Lot siedział w bramie Sodomy. Gdy Lot ich ujrzał, wyszedł naprzeciw nich i oddawszy im pokłon do ziemi rzekł: «Raczcie, panowie moi, zajść do domu sługi waszego na nocleg; obmyjcie sobie nogi. a rano pójdziecie w dalszą drogę». Ale oni mu rzekli: «Nie! Spędzimy noc na dworze». Gdy on usilnie ich prosił, zgodzili się i weszli do jego domu. On zaś przygotował wieczerzę, poleciwszy upiec chleba przaśnego. I posilili się” (Rdz 19,1-3). W obu powyższych przykładach, za okazaną gościnność gospodarza spotyka nagroda: Abraham ugościł trzech nieznanych mu ludzi, a później okazało się, iż gościł samego Pana i Jego aniołów. Pan obiecał mu, że za rok Sara urodzi mu upragnionego syna (por. Rdz 18,9-15). Lot gościnnie podjął w swoim domu dwóch przybyszów nie wiedząc, że gości aniołów. Dzięki swej gościnności uratował swoje życie (por. Rdz 19,12-23). PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ 45 W 2 Księdze Królewskiej odnajdujemy opis podobnego zdarzenia, w którym to gościnność nie pozostała bez nagrody: „Pewnego dnia Elizeusz przechodził przez Szunem. Była tam kobieta bogata, która zawsze nakłaniała go do spożycia posiłku. Ilekroć więc przechodził, udawał się tam, by spożyć posiłek. Powiedziała ona do swego męża: «Oto jestem przekonana, że świętym mężem Bożym jest ten, który ciągle do nas przychodzi. Przygotujmy mały pokój górny, obmurowany, i wstawmy tam dla niego łóżko, stół, krzesło i lampę. Kiedy przyjdzie do nas, to tam się uda»” (2 Krl 4,8-10). Jej dobroć została również pobłogosławiona i otrzymała to, czego najbardziej pragnęła – syna (por. 2 Krl 4,12-17). O ile sam fakt przestrzegania gościnności jest powiązany z błogosławieństwem, o tyle pogwałcenie tego „świętego prawa” ściąga przekleństwo: Sodoma i Gomora zostały doszczętnie zniszczone (por. Rdz 19,23-25); mieszkańcy Gibea, którzy również skrzywdzili podróżnych, zostali osądzeni przez pozostałe plemiona i zabici (por. Sdz 19,22-20,48). Brak gościnności traktowany był jako jedna z najgorszych wad: „A i kary przychodziły na grzeszników nie bez uprzednich znaków - gwałtownych piorunów. Słusznie cierpieli za swe własne złości, bo żywili ku gościom najgorszą nienawiść. Tamci nie przyjęli przybyszów nieznanych, ci wzięli w niewolę dobroczynnych gości” (Mdr 19,13-15). „Gościnność” w Ewangelii i nauczaniu pierwotnego Kościoła W Nowym Testamencie też znaleźć można przykłady gościnnego przyjmowania podróżnych, cho46 PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ ciażby kiedy to Maryja idzie odwiedzić swą krewną Elżbietę (por. Łk 1,39-42). Sam Jezus doświadczał trudów pielgrzymiego życia, gdyż sam mówił, że: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Mt 8, 20). Natomiast po rozpoczęciu swej działalności sam wielokrotnie korzystał z ludzkiej gościnności: „W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług” (Łk 10,38-40a). Jezus był zapraszany przez faryzeuszów i uczonych w Piśmie (por. Łk 11,37). Jednakże tylko ci, którzy zdecydowali się szczerym sercem ugościć Jezusa, przemieniali swoje życie: „Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło»” (Łk 19,5-10). Po swoim zmartwychwstaniu Jezus korzystał z gościnności nieświadomych uczniów: „Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ 47 «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?» W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy” (Łk 24,28-33a). Chrześcijanin, starając się wypełniać ten uczynek miłosierdzia, powinien pamiętać o bardzo ważnym Gościu, który „przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1,11). A ponieważ, jak mówił Apostoł Paweł, każdy człowiek jest „świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w nim” (1 Kor 3,16), dlatego Apostołowie nawoływali do gościnności wobec bliźnich: „Niech trwa braterska miłość. Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę” (Hbr 13,1-2); „Okazujcie sobie wzajemną gościnność bez szemrania!” (1 P 4,9); „Zaradzajcie potrzebom świętych! Przestrzegajcie gościnności!” (Rz 12,13). Gościnność traktowano jako ważną powinność, którą każdy chrześcijanin powinien spełniać: „Biskup bowiem winien być, jako włodarz Boży, człowiekiem nienagannym, niezarozumiałym, nieskłonnym do gniewu, nieskorym do pijaństwa i awantur, nie chciwym brudnego zysku, lecz gościnnym, miłującym dobro, rozsądnym, sprawiedliwym, pobożnym, powściągliwym” (Tt 1,7-8). Gościnność była cechą przynależności do wspólnoty chrześcijańskiej: „Do spisu należy wciągać taką wdowę, która ma co najmniej 48 PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ lat sześćdziesiąt, była żoną jednego męża, ma za sobą świadectwo o [takich] dobrych czynach: że dzieci wychowała, że była gościnna, że obmyła nogi świętych, że zasmuconym przyszła z pomocą, że pilnie brała udział we wszelkim dobrym dziele” (1 Tm 5,9-10). Sam Jezus okazywał człowiekowi swoją gościnność, gdy zapewniał: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce” (J 14,2). „Gość w dom, Bóg w dom” czyli „podróżnych w dom przyjąć” w polskiej, i nie tylko, kulturze Gościnność, zakorzeniona głęboko w Biblii i chciana przez Boga jako swoistego rodzaju jałmużna, może oczyścić nas z wielu grzechów i zakryć liczne winy. W kulturze polskiej od zarania dziejów gościnność stanowiła punkt honorowy narodu polskiego. Już Ignacy Kraszewski w powieści „Stara Baśń” opisuje ciekawy słowiański zwyczaj. W osiedlach słowiańskich, domów nie zamykano na wymyślne zamki. Każdy przechodzień, podróżny, głodny mógł usiąść przy stole, na którym leżał chleb, sól i nóż, obok była świeża woda i czerpak. Głodny, strudzony i spragniony mógł w każdej chwili zaspokoić swoje potrzeby niezależnie od tego, czy mieszkańcy byli w domu, czy też nie. W naszej epopei narodowej „Pan Tadeusz” znajdujemy obraz dworku w Soplicowie, który ma bramę szeroko otwartą dla przybyszów. Natomiast w swojej sztuce teatralnej „Gość oczekiwany” Zofia Kossak-Szczucka w usta potrzebującej pomocy PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ 49 dziewczynki wkłada słowa kierowane do zamożnego młynarza oczekującego nadejścia Pana Jezusa: „ratuj mnie i siebie!”. Młynarz, który nie rozpoznał w człowieku potrzebującym pomocy samego Jezusa, stracił swój dobytek. Nie bez znaczenia jest również zwyczaj pozostawiania wolnego nakrycia na wieczerzy wigilijnej przeznaczonego dla strudzonego wędrowca, który w każdej chwili może zapukać do naszych drzwi. Jeśli tak się stanie, to co wtedy? Czy kiedykolwiek zadaliśmy sobie takie pytanie? Z wielką dumą szczycimy się tym, jak przeżywamy wigilijną wieczerzę, jak i tym pozostawionym, czekającym nakryciem. A gdyby w trakcie wieczerzy, do drzwi naszych rodzinnych domów, drzwi naszych klasztorów czy plebanii faktycznie zapukał „podróżny”, czy znalazłoby się tam dla niego miejsce – czekające przecież na niezapowiedzianego gościa, podróżnego, bezdomnego, biednego, samotnego … tego, który właśnie wtedy, tego wieczoru nie ma z kim zasiąść do wigilii. Jeśli nie doświadczyliśmy takiej sytuacji, to z pewnością jesteśmy przygotowani, zostawiając przy stole jedno wolne nakrycie; niech czeka, może kiedyś w końcu ktoś zapuka do drzwi i poprosi o gościnę, a my przyjmiemy go z otwartym sercem i radością; według naszej staropolskiej gościnności, przekazywanej z pokolenia na pokolenie, a wynikającej z tej jakże pięknej wigilijnej tradycji. Innym namacalnym przykładem gościnności, i tej ewangelicznej i tej zwykłej – ludzkiej, jest gościnność, której doświadczyłem jako pielgrzym na szlaku 50 PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ pielgrzymki do Santiago de Compostela – szlakiem św. Jakuba. Plecak, trochę jedzenia, cisza, droga i napotkani ludzie … wieczorem przychodzę na nocleg w tzw. albergue, a tu wspaniały przykład wypełniania uczynku miłosierdzia: „podróżnych w dom przyjąć”. I dosłownie przyjęli, tak po prostu ugościli, jak czytamy w cytowanych już fragmentach ze Starego Testamentu o gościnie u Abrahama czy Lota; Nakarmili pielgrzymów, dali kąt do spania, a rano wyprawili w dalszą drogę, mówiąc: Buen Camino! – Dobrej Drogi! Czy tego wszystkiego nie doświadczamy również podczas naszych pieszych pielgrzymek na Jasną Górę? Ileż to domów otwiera na oścież swoje drzwi, aby przyjąć strudzonych pielgrzymów? Iluż to ludzi, dzieli się tym, co posiada, często swoją biedą, ale za to ogromnym, szczerym i otwartym sercem. […] Zobaczył też, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki, i rzekł: Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. […] (Łk 21,1-4). Temat gościnności w sytuacji polityczno-ekonomicznej świata, w jakiej przyszło się nam znaleźć, wydaje się nadzwyczaj aktualny. Emigranci szukający schronienia w krajach Europy stanowią wyzwanie dla postawy człowieczeństwa narodów Starego Kontynentu. Z jednej strony lęk przed nadmierną ilością imigrantów posiadających własną kulturę, religię i system wartości, a z drugiej ludzka i chrześcijańska konieczność udzielenia schronienia pomimo różnic, są nieodłączną częścią dyskusji. Warto pamiętać PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ 51 o słowach Jezusa, który mówił, że: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Nie możemy jednocześnie zapomnieć o pewnej ostrożności i przezorności, którą również zaleca Jezus: „Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10,16). Każdy chrześcijanin zobowiązany jest udzielić koniecznego schronienia tym, którzy faktycznie tego potrzebują, jeśli tylko potrafią uszanować dar wolności każdego człowieka. Nie mniej jednak więcej czasu powinno się poświęcić na rozwiązanie konfliktu u jego źródła, niż koncentrować się na szukaniu rozwiązań najprostszych likwidując jedynie skutki, a bagatelizując przyczyny. Pełniąc ten uczynek miłosierdzia, „Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę” (Hbr 13,2). 52 PODRÓŻNYCH W DOM PRZYJĄĆ O. Krzysztof Tyburski 7. WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ Posługa Kościoła wśród ludzi pozbawionych wolności to jedna z najbardziej znamiennych dla nas, katolików, obecność i realizacja słów Jezusa Chrystusa. Mówi On do swoich uczniów: „Byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie” (Mt 25, 36). W tych słowach zawiera się nakaz nie tylko nawiedzenia więźniów, ale jest w nich również bardzo wyraźne utożsamienie się Chrystusa z człowiekiem pozbawionym wolności. Jezus wskazuje, że to On sam jest w więzieniu. Pocieszając więźniów, pocieszamy samego Chrystusa. Nigdzie indziej człowiek nie czuje się tak osamotniony i zagubiony, jak w rzeczywistości, kiedy jest pozbawiony wolności. Jezus Chrystus nie tylko uczył o tym, że trzeba pocieszać więźniów, ale dał nam również przykład pocieszenia i to przykład bardzo wymowny, bo uczyniony w sytuacji, kiedy On sam był „więźniem-skazańcem”, ekstremalnie opuszczonym na krzyżu. Chodzi oczywiście o słowa pociechy i nadziei skierowane do Dobrego Łotra: „Dziś ze mną będziesz w raju.” (Łk 23, 43). Jakże często my, ludzie wierzący, o tym uczynku Pana Jezusa zapominamy. Jest to jednak pierwszy człowiek, któremu Chrystus zapewnił zbawienie i nie jest to przypadkowy przestępca, lecz WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ 53 jest to człowiek obciążony wielką zbrodnią. Na karę śmierci krzyżowej byli skazywani tylko najwięksi przestępcy. Po Wniebowstąpieniu Pana młoda wspólnota Kościoła przedłuża misję pocieszania więźniów, uczestnicząc w ich niedoli. Mamy tego przykłady w osobach św. Piotra i św. Pawła, którzy będąc uwięzieni, sami pocieszali innych osadzonych. Czynili to przez modlitwy, śpiewy i słowa otuchy (Dzieje Apostolskie). Tę posługę obecności i pociechy w więzieniach Kościół prowadził przez wszystkie wieki i dalej ją kontynuuje. Dla mnie motywacją do pracy w więzieniu są wyżej cytowane słowa Chrystusa i świadomość tego, że tam, gdzie jest człowiek, powinien być Chrystus, którego reprezentuje kapłan, a którego posyła Kościół. Dodatkową motywacją do tej pracy są słowa motta Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, którego jestem członkiem: „Głosić Ewangelię ubogim posłał mnie Pan” (por. Łk 4, 18). Jednym z pierwszych zaangażowań naszego założyciela świętego Eugeniusza de Mazenod była posługa w więzieniu, którą prawie przepłacił życiem zarażając się tyfusem od tych, którym posługiwał. Dzisiaj również św. Eugeniusz posyła swoich synów do pocieszania więźniów. Misjonarze Oblaci posługują w kilku więzieniach w Polsce. Duszpasterstwo więzienne w okresie PRL-u było bardzo utrudnione. Dopiero po 1981 roku w okresie stanu wojennego Kościół katolicki w Polsce wszedł z posługą obecności i pocieszenia wśród internowanych, a następnie rządzący naszym krajem otworzyli 54 WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ się na posługę wśród wszystkich więźniów. Było to pod wyraźnym naciskiem tych ostatnich. Początkowo gromadzono się w świetlicach, aby sprawować Mszę św. i inne sakramenty. Z czasem zaczęły powstawać pierwsze kaplice i Chrystus Eucharystyczny mógł na stałe zamieszkać wśród osadzonych. W Archidiecezji Wrocławskiej, po stanie wojennym, posługa wśród więźniów została zlecona przez ks. kardynała Henryka Gulbinowicza Misjonarzom Oblatom Maryi Niepokalanej, którzy ją pełnią po dziś dzień. We Wrocławiu istnieją trzy więzienia: Zakład Karny nr 1 przy ulicy Kleczkowskiej, Zakład Karny nr 2 przy ulicy Fiołkowej i Areszt Śledczy przy ulicy Świebodzkiej. W Zakładzie Karnym nr 1 posługę sprawuje o. Michał Lepich OMI, natomiast Zakład Karny nr 2 i Areszt Śledczy został powierzony trosce o. Kazimierza Tyberskiego OMI. Posługa w zakładach karnych obejmuje wymiar sakramentalno-katechetyczny i materialny. Msze św. są sprawowane regularnie: od 3 do 4 Mszy świętych w Areszcie Śledczym i w Zakładzie Karnym nr 1 w każdą sobotę i niedzielę. Natomiast w Zakładzie Karnym nr 2 w każdą sobotę jest jedna Msza św. Najczęstszym sprawowanym sakramentem oprócz Mszy św. i spowiedzi jest sakrament bierzmowania. W Zakładzie na ul. Kleczkowskiej co roku jest sprawowana uroczysta Pasterka z udziałem biskupa. W każdy czwartek i piątek w Zakładzie przy ul. Fiołkowej odbywają się katechezy biblijne, w których bierze udział od 15 do 25 osób. Natomiast w każdą środę jest katecheza w Areszcie Śled- WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ 55 czym. Odbywają się również regularne spotkania opłatkowe i tak zwane „spotkanie przy jajku” na Święta Wielkanocne. Bardzo ciekawą inicjatywą, przynoszącą wiele dobrych owoców, jest spotkanie z rodzinami skazanych. Każdorazowo takie spotkanie rozpoczyna się Mszą św., następnie jest spotkanie przy stole z poczęstunkiem ciastem i herbatą. Jest to możliwość rozmowy kapelana z rodzinami osadzonych. Ma to funkcję jednoczenia rozerwanych więzów rodzinnych. Daje to też wiele nadziei i pociechy dla obu stron – osadzonych i ich rodzin. Inną inicjatywą są coroczne piesze pielgrzymki z udziałem skazanych na Jasną Górę. W tym roku uczestniczyło w nich siedmiu osadzonych, dla których był to czas pojednania się z Bogiem. Wszyscy uczestniczący skorzystali z możliwości sakramentu pokuty i na koniec pielgrzymki dali świadectwo swojej przemiany, podkreślając jak wielkie to było dla nich doświadczenie duchowe. Również co roku skazani pielgrzymują do grobu św. Jadwigi w Trzebnicy. Trudno wyobrazić sobie duszpasterstwo więzienne bez pomocy osób świeckich. Odgrywają oni wielką rolę w tej posłudze. Czasami kapłan jest spostrzegany przez osadzonych jako osoba, która musi z nimi być z urzędu, natomiast wolontariusze świeccy są odbierani bardzo pozytywnie jako ci, którzy całkowicie bezinteresownie dają siebie i swój czas. Ciągle są dla więźniów znakiem prawdziwości Ewangelii, która uczy nas bezinteresownej miłości. Do wrocławskich więzień przychodzą wolontariusze z grup parafialnych takich jak Odnowa w Duchu Świętym, czy Duszpasterstwo Akademickie „Wawrzyny”. 56 WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ W każdym zakładzie karnym i areszcie działają katolickie biblioteki. Jednak najważniejszą z posług wydaje się spotkanie i rozmowa indywidualna z osadzonym. Ze względów izolacyjnych ta posługa najbardziej rozpowszechniona jest w areszcie śledczym. Najbardziej dającym do myślenia doświadczeniem dla mnie jako kapelana była rozmowa z pewnym osadzonym, który przyszedł do mnie prosząc, abym pomógł mu uwierzyć w Boga. Nie widząc go na Mszach św. i spotkaniach katechetycznych, zapytałem, dlaczego chce wierzyć, a on odpowiedział: „Nocą, kiedy światło jest zgaszone i wszyscy śpią, leżąc zwrócony do ściany wołam z głębi serca – jeżeli tam jesteś, to usłysz mnie. Chciałbym, żeby On tam był.” Zrozumiałem wówczas, jak głęboko może być samotne życie człowieka wśród ludzi i jak bardzo ważna jest posługa obecności i pocieszenia więźniów. Innym ciekawym doświadczeniem było spotkanie z byłym więźniem na meczu piłki nożnej na wrocławskim stadionie. Człowiek ten przedstawił mi się i przypomniał, że kiedyś uczestniczył w zajęciach katechetyczno-formacyjnych w zakładzie karnym. Wspominając to przyznał szczerze, że zaczął chodzić na Msze św. i spotkania tylko dlatego, że z kapłanem przychodziły osoby świeckie, z którymi można było sobie porozmawiać i miło spędzić czas. „Dzisiaj, kiedy jestem na wolności – wspominał on – po 12 latach małżeństwa niesakramentalnego wziąłem ślub kościelny, ochrzciłem dziecko i wspólnie z całą rodziną chodzimy co niedzielę do kościoła, co sprawia radość mojej żonie i teściowej.” WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ 57 Wiele jest jeszcze różnych znaków i owoców posługi obecności i pociechy dla więźniów. To, co powyżej przytoczono, pokazuje jak ważne jest bycie z tymi ludźmi i niesienie im duchowej pomocy. Obietnica życia wiecznego w raju dla tych, którzy wypełnili przykazanie Chrystusa dotyczące odwiedzania i obecności z uwięzionymi, wypełnia się już tu na ziemi, kiedy dostrzegamy owoce naszej posługi. Ta posługa nam samym przynosi pociechę i radość, możemy doświadczyć bardzo namacalnie tę „większą radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nawrócenia nie potrzebują”. Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych posługą obecności i pocieszenia wśród więźniów do osobistego kontaktu z kapelanami poszczególnych jednostek karnych. 58 WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ Ks. Aleksander Radecki 8. CHORYCH ODWIEDZAĆ Wygląda na to, że spotkania z chorymi to rzeczywiście poważna i trudna sztuka! Bo o czym z leżącym, cierpiącym, niepełnosprawnym, umierającym człowiekiem rozmawiać? Co mu przynieść? Czym ucieszyć? Jak się zachować? Każdy, kto leżał chory, już wie, że odwiedziny znajomych i przyjaciół są czymś więcej, niż tylko procesem leczniczym czy towarzyską kurtuazją: one mogą uratować życie – i to nie tylko to doczesne, ale także wieczne! Zacznijmy od przypomnienia „złotej zasady postępowania”, jaką pozostawił nam Pan Jezus w swoim Kazaniu na Górze: Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! (Mt 7, 12). Jaki to ma związek z omawianym tu tematem? Każdy z nas: zna wielu chorych, sam był/jest chory i… ma wielką szansę na chorowanie do późnej starości. To oznacza, że temat zawsze był, jest i będzie aktualny, dotycząc absolutnie każdego z nas. Wobec tego sięgnijmy po drugie ewangeliczne przypomnienie, zawarte w opisie Sądu Ostatecznego (zob. Mt 25, 31-46): Wszystko, co uczyliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (w. 40). Czyli: sądzeni będziemy z miłości, która po- CHORYCH NAWIEDZAĆ 59 lega na rozpoznaniu w ludziach potrzebujących pomocy samego Jezusa! I na wszelki wypadek przypomnienie przypowieści o miłosiernym samarytaninie (zob. Łk 10, 30-37) zakończonej stwierdzeniem Nauczyciela: Idź i ty czyń podobnie. Wniosek zatem jest jasny: odwiedzanie chorych ludzi jest absolutnym obowiązkiem każdego, kto chce się zbawić, a tu, na Ziemi, zasłużyć na miano chrześcijanina. Pozostaje jednak do rozstrzygnięcia jeszcze kilka kwestii szczegółowych: 1. Po co odwiedzać chorych? 2. Z czym do chorego? 3. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? 4. Co mają do zrobienia ze swej strony ludzie chorzy? 5. Pokusy czyhające na chorych. 6. Cierpiącym najbardziej potrzeby jest Pan Jezus! 7. Co można zyskać w kontaktach z chorymi? O tym właśnie jest nasze rozważanie. 1. Po co odwiedzać chorych? Pytanie nie jest jedynie teoretyczne, a wykrętnych odpowiedzi, tłumaczących nieodwiedzanie cierpiących na wiele sposobów ludzi usłyszymy bez liku: nie chcę przeszkadzać, nie chcę się narzucać, nie jestem lekarzem, tylu jest innych, o mnie też nikt nie pamiętał w chorobie, nie wiem jak się zachować przy chorym, nie mam czasu… Tymczasem okazuje się, że w obecnej sytuacji, jaka dotyka wszystkich potrzebujących medycznej opieki ze strony uspołecznionej służby zdrowia 60 CHORYCH NAWIEDZAĆ w Polsce, spełnienie postulatu odwiedzania chorych, to wręcz „być albo nie być” tego chorego, niepełnosprawnego, starego czy umierającego człowieka! Dlaczego? W oparciu o własne doświadczenie, zdobyte dzięki posłudze kapelana szpitalnego, wielokrotne bycie pacjentem i dzięki niezliczonym odwiedzinom chorych, mogę napisać, że marny los czeka chorego, za którym nikt nie stoi, który w swej walce z chorobą, starością czy niepełnosprawnością jest sam. Sytuacja groźna jest zwłaszcza dla tych, którzy po raz pierwszy w swoim życiu stają oko w oko z własnym cierpieniem. Już samo sprowadzenie lekarza czy pogotowia do domu chorego (na miejsce wypadku) bywa mimo wszelkich udogodnień (?) trudnością nie do pokonania dla osoby samotnej. Proszę osobiście przekonać się, jak wygląda standardowy proces przyjęcia pacjenta do szpitala (nie mówiąc już o oczekiwaniu na tzw. planowe zabiegi) i co się dzieje, gdy schorowany, bezbronny i zestresowany człowiek wchodzi w „procedury” (!) szpitalnej machiny. Kto ma dla pacjenta czas w szpitalu? Nikt. Dobrze, gdy przynajmniej wykonana zostanie na przyzwoitym poziomie usługa medyczna wobec pacjenta. Bezosobowe traktowanie człowieka, który w uspołecznionej placówce zdrowia jest jedynie (!) jednostką chorobową (a może jeszcze bardziej ekonomiczną), mniej lub bardziej pomyślnie rokującym „przypadkiem”. CHORYCH NAWIEDZAĆ 61 Niekończąca się ekonomiczna zapaść naszych placówek medycznych i opiekuńczych powoduje, że choremu może brakować podczas kuracji nawet lekarstw – cóż mówić o oprzyrządowaniu czy nawet wystarczającej ilości odpowiedniego jedzenia! Chorzy potrafią popaść w apatię, a nawet depresję – zwłaszcza wtedy, gdy rokowania wobec nich są niepomyślne, a choroba czy niepełnosprawność ma charakter przewlekły lub/i nieodwracalny. Jak łatwo wtedy myśleć o samobójstwie czy dopuszczać myśli o eutanazji! Nieobce jest w cierpieniu doświadczenie odrzucenia, nieprzydatności, niekochania, wyrzutów sumienia, poczucie bezsensu i rozpaczy. Tragicznego obrazu dopełnia brak pieniędzy: biedny (także nieubezpieczony odpowiednio) człowiek niemal od razu znajduje się na straconej pozycji. Nie mam przekonania, że wyliczyłem na tej „czarnej liście” wszystkie niebezpieczeństwa, powstające w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia ludzkiego. Ale będę szczęśliwy, gdy się okaże, że w tej ocenie nie mam racji i kłaniam się wszystkim, którzy autentycznie realizują podstawowe założenia opieki zdrowotnej: primum non nocere i pamiętają, że miser res sacra oraz tym, którzy w biedzie nie zostawią swych bliźnich. 2. Z czym do chorego? Najcenniejszym darem jest po prostu obecność przy chorych, Jednak – jak się okazuje w praktyce – to proste i jasne zadanie jest… najtrudniejsze! 62 CHORYCH NAWIEDZAĆ Usiąść przy łóżku, „stracić” czas dla cierpiących ludzi, uważnie i cierpliwie słuchać nawet tego, czego odwiedzana osoba… nie wyraża słowami! Tu otwiera się ogromne pole do uruchomienia wyobraźni miłosierdzia (umyć, ogolić, dokarmić, przebrać, rozśmieszyć…), do udowodnienia przyjaźni, sympatii oraz potwierdzenia czynem wszelkich deklaracji pomocy w potrzebie. Czasem trzeba stanąć w obronie pacjentów, pokonując własny strach i „układy”, ale czasem przyjdzie bronić chorego przed nim samym, gdy ten swoją myślą, mową i uczynkiem występuje przeciw zdrowemu rozsądkowi (niekoniecznie świadomie) i chce łamać przykazanie „Nie zabijaj”. Obecność przy łóżku chorego oznacza aktywny pomost między nim a „resztą świata”: rodziną, przyjaciółmi, światem kultury, wreszcie Panem Bogiem. Dlatego: radio czy/i telewizor, książka, wspólna modlitwa, rozmowa (sięgająca poza fizjologię, studiowanie wyników badań laboratoryjnych, wyszukiwanie znachorów czy krytykowanie medyków). Nierzadko nasi pacjenci mogliby się nie nudzić i nie leniuchować, gdyby dostarczyć im pomysły i odpowiednie materiały do zagospodarowania ich czasu oraz posiadanych talentów. Właściwie żadnego z tych zadań nie wykonają lekarze jako tzw. personel wyższy, pielęgniarki jako personel średni, salowe, laborantki i inni pracownicy szpitalni, czyli tzw. personel niższy (klasyczny feudalizm w naszych szpitalach wciąż ma się znakomicie!) – i nie powinniśmy nawet tego oczekiwać w obec- CHORYCH NAWIEDZAĆ 63 nych realiach od tych osób. Jednak to, co niemożliwe dla nich – czeka na każdego, kto ma choć trochę wrażliwości i zgodzi się oddać swój czas bliźniemu w potrzebie, rezygnując z kręcenia się wokół siebie. Tak więc najlepszym lekarstwem dla chorych ludzi jest… drugi człowiek! Najtragiczniejszym wołaniem, którego echo wciąż słychać w całym świecie, są słowa chorego od 38. lat mężczyzny znad jerozolimskiej sadzawki Betesda: Panie, nie mam człowieka! (J 5, 7). Po stokroć ma rację bł. Matka Teresa z Kalkuty twierdząc, że: „Największą chorobą naszych czasów nie jest trąd czy gruźlica, lecz raczej doświadczenie tego, że się jest nie chcianym, porzuconym, zdradzonym przez wszystkich. Największym złem jest brak miłości i miłosierdzia, okrutna obojętność wobec bliźniego, który wyrzucony został przez margines życia wskutek wyzysku, nędzy, choroby”. Zatem jeszcze inaczej: co się należy chorym? Kochająca obecność bliźnich. Pomoc w złagodzeniu bólu, w leczeniu choroby, przezwyciężaniu niepełnosprawności. Zapewnienie godnych człowieka warunków życia, leczenia, mieszkania, pracy. Wprowadzenie (na ile to tylko możliwe) w normalny rytm życia społeczności, do której chory człowiek należy, integracja ze społeczeństwem. Pomoc w wydobyciu wszelkich posiadanych przez cierpiącego człowieka talentów i wykorzystanie ich dla dobra jego samego oraz innych. 64 CHORYCH NAWIEDZAĆ Poznanie i zrozumienie potrzeb ludzi chorych tak, by z jednej strony ułatwiać ich życie codzienne, zaś z drugiej – nie wyręczać tam, gdzie sobie sami wspaniale dają radę i dzięki temu rozwijają się. I tak np.: człowieka niewidomego nie musimy nosić na rękach, ale trzeba podać mu rękę; dla niesłyszącego stać się słuchem, sparaliżowanemu na wózku – usłużyć swoimi nogami itd. Chorzy i niepełnosprawni ludzie po swoim otoczeniu mają prawo spodziewać się pomocy w poszukiwaniu i znajdowaniu sensu życia oraz ostatecznego Celu ziemskiej drogi. Trudne? Owszem! Zachętą do podjęcia tego wysiłku niech będą znów słowa bł. Matki Teresy z Kalkuty: „Należy dawać to, co jakoś kosztuje, wymaga poświęcenia, pozbawia czegoś, co się lubi – aby dar miał wartość przed Bogiem”. 3. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Powiedzmy jasno: pomiędzy światami ludzi chorych i zdrowych zionie ogromna przepaść, stanowiąc swoistą barierę wzajemnego niezrozumienia i egoizmu po obu stronach. „Materiałami budowlanymi” dla wznoszenia murów podziału na świat ludzi zdrowych i chorych, są: egoizm i egocentryzm, który daje efekt wyjątkowej krótkowzroczności; brak wyobraźni; CHORYCH NAWIEDZAĆ 65 niewiedza; izolacja społeczna; materializm najbardziej praktyczny, przeliczający wyjątkowo co się opłaca, a co nie; brak dialogu; niewiara, która spłaszcza wszystko do wymiarów doczesności; agresja (po obu stronach); nieustanny brak pieniędzy przeznaczanych na rzecz ludzi cierpiących i wynagrodzenia dla tych, którzy im służą (patrz np. pielęgniarki!); niewłaściwe wychowywanie dzieci i młodzieży; ubóstwianie zdrowia, młodości, sprawności fizycznej, urody, wydajności w pracy; brak szacunku dla życia od poczęcia do naturalnej śmierci, co owocuje pomysłami na eutanazję, zachęca do manipulacji, ucieczek w chorobę, samobójstw. Efekty takiego stanu rzeczy widoczne są tzw. gołym okiem… Prawdą jest, że sami chorzy mogą i powinni swym opiekunom (krewnym, znajomym) pomóc w znalezieniu się wobec niełatwego zadania, jakie rodzi taka sytuacja. Bo najczęściej jest tak: Ludzie zdrowi „nie chcą przeszkadzać” chorym czy nawet umierającym, nie chcą się narzucać, nie chcą być podejrzewani o ciekawość czy inne niecne zamiary. Przede wszystkim zaś, bojąc się cierpienia, 66 CHORYCH NAWIEDZAĆ nie chcą niczym urazić chorego czy jego otoczenia, czując swoją bezradność i niepewność. W związku z tym po prostu uciekają jak najdalej, choć w głębi serca wiedzą, że to nie tak być powinno. Chorzy i ich otoczenie z kolei także „nie chcą się nikomu narzucać”, sprawiać kłopotu; przeżywają wstyd i upokorzenie, nie umieją prosić. Są przekonani, że to ci inni powinni wiedzieć, powinni się domyślić, jak i w czym pomóc. Istne błędne koło! 4. Co mają do zrobienia ze swej strony ludzie chorzy? Ponieważ nie wszyscy (jeszcze) przeszli osobiście etap życia z cierpieniem w tle (szpitale, niepełnosprawność, samotność w chorobie czy starości), ponieważ niewielu jest wśród nas odpowiednio przygotowanych wolontariuszy i niewielu chętnych do zajęcia się potrzebującymi pomocy, dlatego osoby cierpiące i ich otoczenie muszą podjąć pewne działania – i to dla własnego dobra, jak i dla uaktywnienia swych bliźnich. Pierwszym krokiem powinno być powiadomienie bliźnich o chorobie, wypadku, niepełnosprawności, pogorszeniu sytuacji życiowej, pobycie w szpitalu czy innym zakładzie opieki. Tego wymaga zwykła uczciwość w ludzkich kontaktach. Twierdzenie typu: „nie chcę nikogo martwić” albo „oni powinni się mną interesować” – to błąd, bo… sami tego nie robimy, zagonieni w codzienności. CHORYCH NAWIEDZAĆ 67 Drugi krok to zaproszenie do spotkania, odwiedzin, rozmowy telefonicznej, napisania listu. Dzięki temu może nastąpić oswojenie otoczenia z nową sytuacją i przyuczenie go do nowych zadań. Tylko wtedy pokonana zostanie wspomniana już wcześniej przepaść dzieląca zdrowych od chorych. Trzeci krok to wyraźne ujawnienie ze strony chorego swoich potrzeb duchowych i materialnych. To jest klasyczne kłamstwo, gdy na pytanie, „czego potrzebujesz?”, odwiedzający słyszą: „niczego, wszystko mam”. A potrzeby mogą być najróżniejsze: od zwykłego głodu poprzez usługi pralnicze, prawne, gospodarcze, opiekę nad pozostałymi członkami rodziny – aż do potrzeb duchowych czy posługi duszpasterskiej. „Jasne układy czynią jasnych przyjaciół” – także i w tej sytuacji. Jeśli sam potrzebujący nie jest w stanie wyartykułować swoich bied, powinni to zrobić w jego imieniu wszyscy ci, którzy się nim opiekują. Tak więc chorzy i ich otoczenie muszą umieć również prosić! Chociaż odwiedzanie chorych nie jest „robieniem łaski” ze strony zdrowych (zwłaszcza gdy uważają się za ludzi wierzących!), to jednak niewdzięczność ze strony osób chorujących, ich brak współpracy z otoczeniem czy zamykanie się w sobie (ucieczka w chorobę) – mają moc skutecznego odstraszania nawet najbardziej wytrwałych. Warto i o tym pamiętać. Zdolność do poproszenia o pomoc i gotowość jej przyjęcia wymaga odrobiny pokory i zwykłego uszanowania bliźnich. Inna rzecz, że jeśli całymi latami 68 CHORYCH NAWIEDZAĆ ludzie – rzekomo bliscy sobie – nie mają ze sobą żadnego kontaktu, to trudno oczekiwać jakichś rewelacji w sytuacji choroby, kryzysu czy nieszczęścia. 5. Pokusy czyhające na chorych Papież Benedykt XVI uczy: „Nie unikanie cierpienia ani ucieczka od bólu uzdrawia człowieka, ale zdolność jego akceptacji, dojrzewania w nim prowadzi do odnajdywania sensu przez zjednoczenie z Chrystusem, który cierpiał z nieskończoną miłością (Spe salvi, 37). Towarzyszenie osobom chorym jest potrzebne po to także, by to niełatwe zadanie mogły one podjąć i wykonać. „Oswajanie” cierpienia i jednoczenie się z Chrystusem w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia w pojedynkę raczej się nie uda! Stąd wezwanie, by chorych odwiedzać, domaga się wzięcia na siebie cząstki odpowiedzialności za duchowe problemy cierpiących sióstr i braci. Nie porywając się na ocenę stanu duchowego i moralnego kogokolwiek z ludzi, chciejmy przypomnieć sobie i bliźnim, że wszyscy wezwani jesteśmy do naśladowania Chrystusa, do świętości, do nieustannego rozwoju, do nawracania się – aż do końca życia. Tymczasem wszystko […], co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia (1 J 2, 16) nie omija osób cierpiących na tysiące sposobów – a nawet nie oszczędza ludzi umierających! I – jakby tego było jeszcze za mało – pojawia się cały katalog problemów, które niejako „przyklejone” są do starczego wieku, niepełno- CHORYCH NAWIEDZAĆ 69 sprawności czy przewlekłej choroby człowieka. Oto próba rekonstrukcji tej wyjątkowo ponurej listy: narzekanie, zrzędzenie, „uciekanie w chorobę”, szantaż emocjonalny i psychiczny, skrajny egoizm, pretensjonalność, zamykanie się w sobie, odrzucanie oferowanej pomocy, depresje i „dołki”, usprawiedliwianie chorobą własnych nałogów i słabości, hipochondria, agresywność, pretensje do całego świata (i Pana Boga też), apatia, niewdzięczność, lenistwo (także duchowe), myśli samobójcze, oskarżanie bliźnich za przeżywane cierpienia, brak współpracy z lekarzami… Człowieka chorego pokusy także nie opuszczają! Jak łatwo w doświadczeniu cierpienia załamać się, zniechęcić, przerwać leczenie, odrzucić modlitwę, zamknąć się w sobie, uciec w chorobę… „Co mi zostało z tego życia?”, „o, ja biedna i nieszczęśliwa”, „o śmierci, przybywaj, bo mam już wszystkiego serdecznie dosyć!”… A kto z nas nie wie, co może powodować bezczynność, długie leżenie w łóżku, samotność, godziny biernego i bezkrytycznego oglądania TV? Jakim terrorystą (tak!), egoistą (tak!) i egocentrykiem (tak!) może być chory? Ile talentów potrafi zakopać tylko dlatego, że z jego punktu widzenia „wszystko jest bez sensu”? Kto choremu i staremu człowiekowi ma powiedzieć o uporządkowaniu spraw życiowych, spisaniu testamentu, pojednaniu z bliźnimi, pokucie – jeśli nie Jezus przez kapłana w sakramencie pokuty i prawdziwie kochający go bliźni? Teraz chyba nikt nie ośmieli się twierdzić, że chory nie będzie się miał z czego spowiadać i da się przekonać, że nikomu z doświadczonych cierpieniem 70 CHORYCH NAWIEDZAĆ ludzi nie zabraknie tematów do ustawicznej pracy nad sobą. Jeśli zaś ta konkretna praca nad sobą nie zostanie podjęta, nasi cierpiący będą… straszni – i dla siebie, i dla otoczenia. Co zatem można zrobić, by tak się nie stało? 6. Cierpiącym najbardziej potrzeby jest Pan Jezus! Sposób jest jasno przedstawiony w Liście św. Jakuba: Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone (Jk 5, 14-15). Kapłan Kościoła przychodzi do cierpiących w Imię Jezusa i z Jezusem w sakramentach: pokuty, namaszczenia chorych i Eucharystii, a do umierających z Wiatykiem. Co się stało z nami – podobno wierzącymi ludźmi – że zarówno chorzy, jak i zdrowi z ich otoczenia… boją się tych spotkań i wymyślają tysiące przeszkód, by do nich nie dochodziło! Jak to jest, że większość naszych chorych i umierających odchodzi z tego świata na sąd Boży bez posługi sakramentalnej – choć po ludziach wierzących należałoby się spodziewać, że przyjęciem Wiatyku pożegnają ziemię? Jak się to stało, że wezwania księdza do umierających można policzyć na palcach? Dlaczego kapelan w szpitalu postrzegany jest wciąż jako „anioł śmierci”? Dlaczego w szpita- CHORYCH NAWIEDZAĆ 71 lach bardzo wielu chorych nie korzysta z bliskości Jezusa w kaplicy, ignoruje odwiedziny kapłanów i wręcz odmawia skorzystania z ich posługi? Dlaczego bardzo wielu chorych i starszych, którzy przebywają w domach, nie zaprasza Pana Jezusa w comiesięcznych odwiedzinach i nie chce też posługi nadzwyczajnych szafarzy Eucharystii, którzy nawet co tydzień mogliby przynosić im Chleb Żywy? Dlaczego w scenariusz cierpień i chorób nie wpisują się audycje rozgłośni radiowych i telewizyjnych, a duszy nie umacnia odpowiednia lektura religijna? Dlaczego, dlaczego?! To są ważne pytania, kierowane do nas wszystkich, gdyż raczej nikogo nie minie zadanie towarzyszenia osobom chorym i umierającym, a w dodatku ten „etap prawdy” dotknie bezpośrednio absolutnie nas wszystkich! Wniosek jest prosty: litość, „delikatność” i „oszczędzanie” cierpiących, polegające na omijaniu najistotniejszych tematów dla zbawienia człowieka – nie wystarczą; taka postawa jest wręcz niegodna chrześcijanina. 7. Co można zyskać w kontaktach z chorymi? Okazuje się, że wszelkie spotkania z osobami cierpiącymi mogą dać każdemu z nas niespodziewanie wiele! Ludzie zanurzeni niejako w tajemnicę najrozmaitszych cierpień: Uczą prymatu ducha nad materią, człowieka nad rzeczą, być nad mieć. 72 CHORYCH NAWIEDZAĆ Mogą nauczyć pokory – czyli życia w prawdzie o sobie, jako człowieku. Pomagają (dzięki służeniu im właśnie, najsłabszym), wydobywać to, co w ludziach najlepsze i najszlachetniejsze. Uczą wrażliwości, cierpliwości, delikatności. Pozwalają pamiętać o znikomości życia ludzkiego i dóbr tego świata. Niejednokrotnie przestrzegają zdrowych i silnych swym przykładem przed życiem lekkomyślnym, brawurą, nałogami itp. Ich siłą, godną często największego podziwu, jest wytrwałość, nieustanne pokonywanie siebie samego i tysięcy trudności. Bardzo często właśnie od tych – po ludzku patrząc – osób nieszczęśliwych, uczyć się można prawdziwej radości! Wielu z grona ludzi ciepiących w przejmujący i autentyczny sposób zaświadcza, czym jest dla nich w takim doświadczeniu wiara, Kim jest Pan Bóg. Ta lista na pewno nie jest kompletna... Zauważmy, że uczynek miłosierny polegający na odwiedzaniu chorych (jak zresztą każdy inny!), jest tak naprawdę świadczeniem dwustronnym i nie da się jednoznacznie ocenić, która ze stron korzysta w tych spotkaniach więcej. Zachętą do budowania właściwych i odpowiedzialnych relacji z osobami chorymi, które weryfikują naszą wyobraźnię miłosierdzia, niech będą słowa św. Jana Pawła II, zawarte w encyklice Dives in Misericordia: CHORYCH NAWIEDZAĆ 73 „Miłość miłosierna we wzajemnych stosunkach ludzi nigdy nie pozostaje aktem czy też procesem jednostronnym. Nawet w wypadkach, w których wszystko zdawałoby się wskazywać na to, że jedna strona tylko obdarowuje, daje, a druga tylko otrzymuje, bierze (jak np. w wypadku lekarza, który leczy, nauczyciela, który uczy, rodziców, którzy utrzymują i wychowują swoje dzieci, ofiarodawcy, który świadczy potrzebującym), w istocie rzeczy zawsze również i ta pierwsza strona jest obdarowywana. […] Ten, kto daje, daje tym bardziej, gdy równocześnie czuje się obdarowany przez tego, kto przyjmuje jego dar; ten zaś, kto umie przyjąć ze świadomością, że i on również przyjmując, świadczy dobro, ze swej strony służy wielkiej sprawie godności osoby, która najgłębiej może jednoczyć ludzi pomiędzy sobą” (DiM 14). 74 CHORYCH NAWIEDZAĆ Ks. Arkadiusz Chwastyk 9. UMARŁYCH POGRZEBAĆ Umarłych pogrzebać – tak kończy się katechizmowa lista uczynków miłosierdzia względem ciała. W ten sposób Kościół podkreśla, że sprawienie pochówku zmarłemu oraz samo uczestnictwo w pogrzebie nie może być rozumiane jedynie jako wymóg ludzkiej przyzwoitości czy tradycji. Na cmentarz nie powinno się iść po to, by być dostrzeżonym lub tylko dlatego, że wypada, albo żeby inni (nie) obmawiali. Kościół naucza, że każdy pogrzeb to uczynek miłosierdzia, miłosierdzia chrześcijańskiego, dar poświęcenia swego czasu, miłości, modlitwy, obecności. To dar ofiarowania siebie zmarłemu, szczególnie piękny i szczodry, bo przecież zmarły nie ma jak się za niego odwdzięczyć. Pogrzeb zatem uczy prawdziwego miłosierdzia, darmo dawanego, bo trudno za niego otrzymać odpłatę. Jeśli zatem ktoś pyta, gdzie można uczyć się prawdziwego, szczerego, darmowego miłosierdzia, to warto mu wskazać cmentarz. To miejsce bardzo się do tego nadaje, a pogrzeby są szczególną okazją ćwiczenia się w miłosierdziu chrześcijańskim. Warto zwrócić uwagę, że fenomen grzebania zmarłych jest obecny właściwie we wszystkich kulturach. Ten powszechny zwyczaj wskazuje na naturę społeczną człowieka, na jego wspólnotowe przeży- UMARŁYCH POGRZEBAĆ 75 wanie swego losu. Historia potwierdza, że ludzie żyjący zawsze czuli się zobowiązani do pochówku ciała kogoś, kto był członkiem ich wspólnoty. Tak jest i dzisiaj. Wszędzie udział w pochówku jest wyrazem szacunku, wdzięczności i jedności ze zmarłym i jego bliskimi. Ale jeśli jest to pogrzeb kościelny, katolicki, szczególnie istotny jest aspekt religijny pochówku. Obrzęd pogrzebu kościelnego został zbudowany w oparciu o respekt wobec Boga i wszystkiego, co zostało przez Niego darowane i uświęcone. Chodzi tu o bycie z Bogiem w tej trudnej – po ludzku – chwili, o bycie razem we wspólnocie Jego ludu. Istotny jest szacunek wobec ciała osoby ochrzczonej i uświęcanej sakramentami. Stąd w obrzędach pogrzebowych Święta Matka Kościół poleca zmarłych miłosiernemu Bogu i oddaje cześć ciałom zmarłych, które były świątynią Ducha Świętego, przynosząc zmarłym duchową pomoc, a żyjącym daje pociechę płynącą z nadziei i wiary w zmartwychwstanie wszystkich z Chrystusem. Przy tak rozumianym pogrzebie ważna jest zarówno osoba zmarłego, jak też wspólnota żyjących, jednocząca się przy Bogu w świętych obrzędach. W ten sposób zacny uczynek udziału w pogrzebie uobecnia tajemnicę miłości i miłosierdzia. Zwraca człowieka wierzącego ku dobremu Bogu, by wypraszać Jego miłosierdzie, by je przyjmować do swego serca i by okazywać miłosierdzie zmarłemu i jego bliskim. Każdy pogrzeb może i powinien być okazją do praktykowania miłosierdzia. Dotyczy to nie tylko pochówków osób, które umarły w stanie łaski uświę- 76 UMARŁYCH POGRZEBAĆ cającej. Dawniej podkreślano, że pogrzeb kościelny przynależał ludziom odrodzonym przez chrzest i pozostającym w stanie łaski. Jeśli ktoś utracił łaskę i opuścił wspólnotę Kościoła, to wówczas odmawiano mu ceremonii religijnej. Nie oznaczało to jednak, że jego ciała nie grzebano. Był pochówek, tyle że cichy i skromny. Później zaś wprowadzono obrzędy świeckie. Takie pochówki wynikały nie tylko z obowiązku chowania zmarłych, który należał do społeczności lokalnej. Wprawdzie nie było publicznych modlitw, ale uczynek miłosierdzia pozostawał do zrealizowania. To dlatego i dzisiaj udział w świeckim pogrzebie nie jest automatycznie zakazany. Każdy pochówek jest przecież zawsze uczynkiem miłosierdzia. Jeśli jednak zdarzy się sytuacja, że konieczność uniknięcia publicznego zgorszenia przeszkodzi w tym, by być obecnym na jakimś pogrzebie, to nie powinno się zapominać, że obowiązek uczynienia miłosierdzia pozostaje. Należy je wtedy okazać zmarłemu na inny sposób, poprzez inne dostępne uczynki miłosierdzia, przede wszystkim przez prywatną modlitwę. Kościół nie udziela pogrzebu nieochrzczonym, chyba że rozpoczęli już przygotowanie do chrztu (katechumeni), a jeśli chodzi o dzieci, to jeżeli rodzice mieli zamiar je ochrzcić. Odmowa pogrzebu osoby ochrzczonej zdarza się dziś niezwykle rzadko. Nie wynika ona z braku miłosierdzia. Jest podyktowana szacunkiem wobec publicznie znanej woli zmarłego, który za życia deklarował, że nie chce pogrzebu katolickiego lub że jest przeciwny wierze katolickiej, jej dogmatom, czy istotnym zasadom moralności chrze- UMARŁYCH POGRZEBAĆ 77 ścijańskiej. Prawo kościelne (kanon 1184) mówi o notorycznych apostatach, heretykach i schizmatykach, o osobach, które wybrały kremację z motywów przeciwnych wierze chrześcijańskiej, o innych jawnych grzesznikach, którym nie można przyznać pogrzebu bez publicznego zgorszenia wiernych. Jeśli «niewierzący» świadomie odrzucił wiarę chrześcijańską i ta postawa niewiary jest znana innym w taki sposób, że nie można ma żadnych wątpliwości, powinien być pozbawiony pogrzebu kościelnego. Jeśli jednak nie ma pewności, czy zmarły podjął tak radykalną decyzję lub też pozostaje ona ukryta przed innymi, może otrzymać pogrzeb katolicki. Trzeba podkreślić jednak, że Kościół cierpliwie i miłosiernie liczy na przemianę każdego człowieka. Szanuje zawsze zmianę woli przez umierającego. Jeśliby ktoś przed śmiercią dał oznaki pokuty, choćby niepublicznie, nie zostanie pozbawiony pogrzebu kościelnego. Ponieważ rzadko zdarzają się prośby o posługę religijną «niewierzących» w sytuacji, gdy ta ich postawa niewiary jest oczywista i znana, odmowy pogrzebu należą do rzadkości. Częściej podejmuje się decyzję o skromniejszej formie pogrzebu, co umożliwia rytuał, zezwalając na zastosowanie np. tylko jednej z trzech stacji pogrzebu (w domu zmarłego, w kościele lub kaplicy cmentarnej, przy grobie). Każdy katolik powinien jednak pamiętać, niezależnie od formy pogrzebu, że miłosierdzie chrześcijańskie należy okazywać zawsze i wszystkim. Bo przecież Boże Miłosierdzie też jest dla wszystkich i na wszystkich czeka. 78 UMARŁYCH POGRZEBAĆ Szczególną formą pogrzebu jest ta, następująca po kremacji. Choć Kościół usilnie zaleca, by zachowano pobożny zwyczaj grzebania ciał, a nie prochów, to nie sprzeciwia się kremacji, chyba że zostaje ona wybrana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej. Kremacja jest dopuszczalna i godziwa; może być bez większych przeszkód wybierana i stosowana przez katolików. Spopielenie zwłok, choć utrudnia symbolikę nawiązującą do śmierci, pogrzebu Ciała i zmartwychwstania Chrystusa Pana, nie sprzeciwia się – samo przez się – żadnym dogmatom, czy to o życiu wiecznym, czy o wszechmocy Bożej lub o zmartwychwstaniu ciał przy końcu czasów, o nieśmiertelności duszy. Również godność ciała ludzkiego – stworzonego, odkupionego, uświęcanego przez Boga i przeznaczonego do wskrzeszenia – nie wydaje się być naruszana przez jego spalenie, oczywiście jeśli proces ten dokonuje się z należytym szacunkiem i ostrożnością. Trudno dziś doszukiwać się w kremacji pogardy dla człowieka czy dla jego wiary. Choć przy pochówku prochów nie ma już ciała, to jednak udział w tym obrzędzie może być traktowany jako uczynek miłosierdzia względem ciała. A skoro jest to przejaw chrześcijańskiej miłości, to nie można go też zaniechać. Biskupi polscy wskazują, że Msza Święta i ostatnie pożegnanie, w których uczestniczy rodzina, wspólnota parafialna, przyjaciele i znajomi, powinny być celebrowane przed kremacją ciała ludzkiego. Natomiast po spopieleniu zwłok sprawuje się obrzęd związany ze złożeniem urny w grobie. Nie ma wąt- UMARŁYCH POGRZEBAĆ 79 pliwości, że udział w takim pogrzebie, czy choćby w ostatniej jego części na cmentarzu jest uczynkiem miłosierdzia. Problemy pojawiają się jednak, gdy po kremacji nie ma pochówku, a prochy są przechowywane poza cmentarzem czy też są rozsypywane. W takich przypadkach trudno jest mówić o «pogrzebaniu umarłych», a jeśli motywacja takiego wyboru wynika z pobudek panteistycznych lub naturalistycznych, może być oceniana jako niegodziwa. Rozsypywanie prochów przyczynia się do anonimowości człowieka, uniemożliwia wyrażanie mu szacunku w konkretnym miejscu, bólu osobistego i wspólnotowego, znacznie utrudnia modlitwę i pamięć o zmarłych, szczególnie w dalszej perspektywie czasowej. Psychologowie podkreślają trudności, jakie mogą powstawać na skutek przechowywania urny z prochami bliskiej osoby we własnym domu: przedłużanie w nieskończoność stanu żałoby i smutku, wyłączając powoli żyjącą osobę z realiów tego świata. Prochy zmarłego mogą też stać się niczym zwykła fotografia czy jakiś przedmiot, kiedyś należący do zmarłego, co byłoby sprzeczne z godnością ciała ludzkiego i jego pozostałości. Szkodziłoby to właściwej i zdrowej relacji pomiędzy żywymi a zmarłymi. Czy zatem zgoda na taki wybór będzie wyrazem chrześcijańskiego miłosierdzia? W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Ciała zmarłych powinny być traktowane z szacunkiem i miłością wypływającą z wiary i nadziei zmartwychwstania. Grzebanie zmarłych jest uczynkiem miłosierdzia względem ciała; jest uczczeniem dzieci Bo- 80 UMARŁYCH POGRZEBAĆ żych, będących świątynią Ducha Świętego” (n. 2300). Dla człowieka wierzącego sprawienie pogrzebu i udział w nim jest obowiązkiem wiary. Podobnie jak nakaz, by pragnąć pogrzebu kościelnego dla siebie. Warto żyć tak, aby na końcu dać innym sposobność spełnienia nie tylko ostatniej posługi, ale prawdziwego, szczerego, zasługującego przed Bogiem uczynku miłosierdzia. UMARŁYCH POGRZEBAĆ 81 UCZYNKI MIŁOSIERDZIA CO DO DUSZY Ks. Bp Ignacy Dec 10. GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ Wstęp Pośród uczynków miłosiernych co do duszy na pierwszym miejscu Kościół wymienia: „Grzesznych upominać”. Jeśli kolejność ma jakieś znaczenie, to trzeba powiedzieć, że ten uczynek jest bardzo ważny. Podejmując refleksję nad tym uczynkiem miłosiernym, sądzę, że warto zastanowić się nad następującymi pytaniami: jakie są podstawy biblijne obowiązku upominania?; kto jest powołany do udzielania upomnień?; jaki jest właściwy motyw upominania i jak winna wyglądać jego forma?; jak upomnienia powinny być przyjmowane przez upominanego? 1. Biblijne podstawy upominania grzeszących W Piśmie Świętym znajdujemy wiele tekstów wzywających do upominania grzeszących. W Starym Testamencie najwięcej ich możemy spotkać w księgach dydaktycznych oraz w psalmach. W Księdze Syracha np. czytamy: „Upomnij przyjaciela, a może tak nie uczynił? a jeśliby uczynił, by już nie powtórzył czynu. Upomnij bliźniego swego, zanim mu gro- GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ 83 zić będziesz” (Syr 19,13.17); „Synu mój, słuchaj karcenia swego ojca, nie odrzucaj pouczenia swej matki... Głupi gardzi karceniem ojca, kto nagany przyjmuje jest roztropny” (Prz 1,8; 15,5). Najwięcej jest mowy o napomnieniach w psalmie 119. W Nowym Testamencie znajdujemy klasyczny tekst Pana Jezusa o upomnieniu braterskim: „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego lub dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. A jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin mi celnik” (Mt 18,15-17). Liczne wezwania do upominania znajdujemy w listach św. Pawła Apostoła. W Drugim Liście do Tymoteusza św. Paweł napisał: „Zaklinam cię na Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych oraz na Jego pojawienie się i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę i nie w porę, wykazuj błąd, napominaj, podnoś na duchu z całą cierpliwością w każdym nauczaniu. Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą odwracali się od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie” (2 Tm 4,1-5). Z innych tekstów Pawłowych można przytoczyć następujące: „Nie piszę tego, żeby was zawstydzić, lecz aby was napomnieć” (1 Kor 4,14); „Dlatego napominam was, abyście z miłością rozstrzygnęli tę sprawę... 84 GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ Tak więc w imieniu spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 2,8; 5,20); „Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli” (2 Tes 3,12). Gdy wgłębimy się w treść tekstów dotyczących upominania, zauważymy, że upominanie jest środkiem moralnego kształtowania człowieka. Pan Bóg upomina ludzi grzeszących i nam poleca ich upominać, by zeszli z grzesznych dróg życia, zmienili swoje postępowanie i podjęli drogę ku osobowej doskonałości świętości, ku pełniejszemu człowieczeństwu. 2. Osoby powołane do udzielania upomnień Pierwszym mającym szczególny tytuł, władzę i moc upominania jest sam Bóg. W Starym Testamencie tak często upominał Bóg naród wybrany przez proroków. Posyłał ich zwłaszcza wtedy, gdy naród stawał się niewierny zawartemu przymierzu, gdy odchodził od Boga prawdziwego, gardząc Jego prawem. W czasach Nowego Testamentu Bóg kierował najpierw upomnienia do grzeszących ludzi ustami św. Jana Chrzciciela, a następnie ustami samego Jezusa Chrystusa. Poprzednik Pański napominał ludzi na pustyni, wzywając ich do nawrócenia: „Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie... Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godny owoc nawrócenia...” (Mt 3,2.7b-8a). Potem Jan upomniał Heroda, który wziął do siebie żonę swego brata Filipa. Jan nie udawał, że tego nie GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ 85 widzi, ale stanął przed monarchą i powiedział odważnie: „Nie wolno ci mieć żony twego brata” (Mk 6,18). Za to upomnienie przepłacił śmiercią. W działalności nauczycielskiej Pana Jezusa znalazło się wiele upomnień, adresowanych głównie do faryzeuszów i uczonych w Piśmie oraz do zatwardziałych mieszkańców niektórych miast (por. np. Mt 11,20-24; 23,13-36). Misję upominania zlecił Chrystus swojemu Kościołowi. W Dziejach Apostolskich czytamy jak to św. Piotr i Jan napominali Sanhedryn za występowanie przeciw Bogu (por. Dz 4-5). W dziejach Kościoła znajdujemy tak wielu odważnych pasterzy, którzy upominali grzeszących. Wymieńmy chociażby św. Stanisława biskupa krakowskiego, który upominał króla Bolesława Śmiałego i przyjął z tego powodu od niego męczeństwo. Dzisiaj pasterze Kościoła upominają grzeszników, upominają nawet rządzących, którzy w życiu publicznym łamią Boże Prawo i ustanawiają prawa ludzkie niezgodne z Bożymi przykazaniami. Przez to ściągają na siebie krytykę, a niekiedy i agresję mediów oraz lewicowych polityków i dziennikarzy. Drugim podmiotem powołanym do upominania są rodzice. Upomnienie rodzicielskie jest ważnym czynnikiem kształtowania młodego człowieka. Znamy epizod z życia św. Jana Pawła II, jak to ojciec pewnego razu upomniał małego Karola, że za mało się modli do Ducha Świętego. To upomnienie ojcowskie zabrał syn Karol w swoje życie i starał się do niego stosować. Dziś słyszymy o rodzicach, którzy np. nie mają odwagi upomnieć syna lub córkę, którzy sprowadzają sobie partnerów do siebie i żyją ze sobą przed zawarciem związku małżeńskiego. Nie86 GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ kiedy powodem zaniechania takiego upomnienia jest to, żeby dziecko nie straciło partnerki czy partnera do małżeństwa. Niektórzy rodzice boją się upominać dzieci, by je nie stresować. Warto wiedzieć, że dzieci zachowują w pamięci zasadne upomnienia swoich rodziców i nawet, gdy się zagubią w życiu, przypominają sobie dobre rady i upomnienia swoich rodziców. Łatwiej im wtedy wrócić na właściwą drogę życia. Następnym podmiotem powołanym do upominania są nauczyciele i wychowawcy w szkole. W dzisiejszej edukacji coraz rzadziej pojawia się mechanizm upominania. Nauczyciele niekiedy boją się uczniów. Nie chcą się narażać dzieciom i ich rodzicom. Dla świętego spokoju wolą zachować milczenie wtedy, gdy dobre wychowanie domaga się słowa napomnienia. Jest to poważny błąd wychowawczy. Jeszcze innym podmiotem powołanym do upominania są rówieśnicy: koleżanki i koledzy. Bywa niekiedy tak, że upomnienie koleżeńskie okazuje się bardziej skuteczne niż upomnienie ze strony osób starszych, czy to rodziców, czy nauczycieli. Trzeba zauważyć, że niemal w każdym przypadku upominanie wymaga od osoby upominającej niemałej odwagi. 3. Motyw i forma upominania Motywem upominania winna zawsze być miłość do człowieka, który błądzi i popełnia grzech. Motywem upominania nie powinna być chęć upokorzenia kogoś, pokazania mu jego małości, okazywanie swojej wyższości, swojej władzy. Tylko upominanie, GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ 87 u którego źródeł stoi troska o człowieka i miłość do niego, może być upomnieniem skutecznym. Upomnienie nie powinno mieć nic wspólnego z krzykiem, agresją, wszak wtedy staje się najczęściej nieskuteczne. W jednej parafii ksiądz przygotowywał młodych do zawarcia związku małżeńskiego. Ksiądz zauważył, że między narzeczonymi raz po raz dochodzi do scysji i kłótni. Ona żaliła się, że on na nią krzyczy. On zaś ubolewał i prosił, żeby mu pomóc, bo on inaczej nie potrafi. Widać, że rodzinny dom nie nauczył go prawdziwego dialogu. Zwykle tak bywa, że upominany potrafi wyczuć intencje, motywy i postawę upominającego. Złośliwe upomnienia rzadko kiedy bywają skuteczne. 4. Przyjmowanie upomnień Rozważanie o uczynku miłosiernym: Grzesznych upominać, należy zakończyć wskazaniem jak należy przyjmować upomnienia. Wiadomo z doświadczenia, że przez upomnienie można stracić kolegę czy koleżankę, że może być zachwiana międzyosobowa przyjaźń. Najczęstszą przyczyną nie przyjmowania upomnień jest pycha i miłość własna, po prostu brak pokory. Ludzie pyszni, zapatrzeni w siebie, patrzący na innych z góry, mają zwykle kłopoty z przyjmowaniem upomnień. Często się wtedy obrażają. Przyjmowanie upomnień może być jednak drogą do lepszego poznania siebie i do ćwiczenia się w pokorze. W każdym razie nigdy nie przegrywamy, gdy przyjmujemy upomnienia z pokorą i cichością. 88 GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ Stąd też za upomnienia winniśmy dziękować, bowiem często budzą nas one z letargu i otwierają nam oczy na prawdę o nas samych. W przypadku otrzymywania upomnienia warto przyjmować postawę psalmisty Pańskiego: „Dobrze to dla mnie, że doznałem poniżenia, bym się nauczył Twych ustaw. Prawo z ust Twoich jest dla mnie lepsze niż tysiące sztuk złota i srebra” (Ps 119,71-72). Zakończenie Wszystkie uczynki miłosierne, zarówno co do duszy, jak i co do ciała, są nie tylko świadczeniem dobra dla drugich, ale duchowo ubogacają tych, którzy je ochotnie i bezinteresownie spełniają. Także pierwszy uczynek miłosierny co do duszy: Grzesznych upominać spełnia taką rolę w kształtowaniu naszego człowieczeństwa i w naszym wzrastaniu w świętości. GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ 89 Ks. Krzysztof Ora 11. NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ Wstęp Pamiętam, jak jeden z cenionych kaznodziejów, pouczył mnie kiedyś, dopiero, co wyświęconego księdza, że dobre kazanie, jak każde wystąpienie, powinno mieć swój zaplanowany porządek. Znawca tematu miał na myśli zapowiedziany wcześniej projekt przedłożenia, który potem jest konsekwentnie przez mówiącego realizowany. Odwołując się do tej cennej rady, zamierzam swojej refleksji nad drugim uczynkiem miłosiernym co do ciała, wyznaczyć trzy etapy. Temat „nieumiejętnych pouczać”, bo o tym uczynku miłosierdzia mowa, rozważymy w trzech odsłonach ze znakiem zapytania. Odsłona pierwsza: jak Bóg okazuje miłosierdzie pouczając? W niej przyjrzymy się przede wszystkim Boskiemu pouczeniu wypowiedzianym w Słowie Wcielonym. Odsłona druga: w jaki sposób Kościół jest miłosierny pouczając? W tym punkcie rozważań wskażemy na zadania Kościoła w Jego misji nauczania. I odsłona trzecia: jak być miłosiernym pouczając? Na koniec zastanowimy się jak i wobec kogo ochrzczeni mogą pełnić pouczającą rolę. 90 NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ Jak Bóg okazuje miłosierdzie pouczając? Nikt nie ma wątpliwości, że praktykowane przez nas uczynki miłosierne są jedynie bladym odbiciem dzieł Bożego miłosierdzia wobec świata i człowieka. Jakkolwiek wspaniale i szlachetnie postąpiłby człowiek, zawsze będzie to jedynie marna imitacja Bożego dzieła. A zatem w pierwszej kolejności przyjrzyjmy się jak u Boga realizuje się miłosierdzie wyrażone w pouczeniu nieumiejętnych. Bóg okazał bogactwo swego miłosierdzia w posłaniu na świat swego Syna. Cała misja Chrystusa, była głoszeniem ubogim dobrej nowiny, więźniom wolności, przejrzenia niewidomym, wolności uciśnionym i obwoływaniem łaski (por. Łk 4, 18). Jezus objawił Ojca, Jego miłość i łaskawe przebaczenie wobec grzeszników. W zakończeniu Prologu Ewangelii św. Jana czytamy: „Boga nikt nigdy nie widział […] Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył” (J 1,18). Wobec tych słów, uświadamiamy sobie, że człowiek sam z siebie nie był w stanie poznać Boga. Ludzka zdolność poznania Boga ze względu na zranienie grzechem została osłabiona. Owszem, kierując się rozumem i obserwacją świata mógł mieć poczucie istnienia Autora stworzenia (Rz 1,19-20; KKK 32). Ale ostatecznie wysiłki rodzaju ludzkiego względem poznania Boga, okazywały się w historii jałowym wysiłkiem. Najczęściej skutkiem starań korony stworzenia w tej dziedzinie była karykatura swego Stwórcy czy wręcz grzech bałwochwalstwa. Ojciec, NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ 91 wobec niemożności zrealizowania pragnień stworzenia, ostatecznie odsłonił siebie przez posłanie na świat Syna (por. Hbr 1,1). Syn pouczył, kim jest i jaki jest Ojciec. Syn pouczył o miłości i miłosierdziu Ojca. Wskazał słowem i życiem, że Bóg jest miłością. Wielokrotnie dał swoim słuchaczom do zrozumienia, że Bogu miłe jest ludzkie wnętrze, postawa serca, a nie powierzchowna i w gruncie rzeczy nieuczciwa pobożność. Mowa Wcielonego Boga była słowem pouczenia. Były to słowa zatroskania pobudzającego do nawrócenia, a tym samym zmiany kierunku podejmowanych działań i decyzji. Chrystus pouczał całym sobą: słowem, gestem i postawą. Pouczając o Ojcu nauczał także reguł nowego życia zagubionego przez grzech człowieka (por J 15,15). Zatem nie można zapomnieć, że misja Syna Bożego na ziemi to nie tylko pouczenie o Ojcu, ale, że jest to także wskazanie na właściwą formę życia człowieka. Ewangelie pokazują Jezusa, który naucza kierując się własną inicjatywą, a innym razem, jak udziela odpowiedzi na kierowane pod Jego adresem pytania (por. Mt 19,16-22). Warto zwrócić uwagę na styl kierowanych przez Chrystusa pouczeń. Można powiedzieć, że Jezus uczył słowem, głosząc katechezę, która stanowiła pouczenie dla tych, którzy chcieli Go naśladować. Ale Jezus nie był jednak moralizatorem, który wyłącznie pięknie mówił jak ma wyglądać droga życia człowieka nawróconego. On uczył swoją postawą. Wszak przecież wszyscy wiedzą, że verba docent, exempla trahunt (słowa pouczają, przykłady 92 NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ pociągają). Chrystus sam spędzał długie godziny na modlitwie. On nie wykluczał nikogo z grona osób, z którymi przebywał. Spotykał się nawet z ludźmi powszechnie uważanymi za skazanych na margines społeczny. Nie tylko mówił o miłości bliźniego, ale ostatecznie sam na sobie pouczenia wypełnił: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Warto zauważyć, że Jezus jest w Ewangelii Nauczycielem, który zachowuje cierpliwość i jest blisko tych, którzy Go słuchają. Jezus zna człowieka, wie co się w nim kryje. Chrystus widząc słuchających Go ludzi, porównuje ich do owiec bez pasterza, które w związku z tym potrzebują pouczenia i rady (por. Mk 6,34). Należy podkreślić, że pouczenie Jezusa jest dostosowane do odbiorcy. Słowo Jezusa jest szczególnie cierpkie wobec uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Inaczej odnosi się Jezus do ludzi skruszonych (por. J 8,10-11) zainteresowanych autentyczną zmianą życia (por. J 3, 1n). Na koniec tej części, w której zwróciliśmy uwagę na miłosierne pouczania Boga, zauważamy, że pomimo swej mocy Słowo Jezusa i Jego pouczenie nie spotkało się z powszechną akceptacją. Słowo pouczenia było także odrzucone. Nie wszyscy poszli za słowem Prawdy. W jaki sposób Kościół jest miłosierny pouczając? Kościół kontynuuje misje Chrystusa, przedłużając w historii Jego dzieło. Kościół z mandatu Chry- NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ 93 stusa, który przy swoim Wniebowstąpieniu rozesłał uczniów głosi naukę Jezusa (por. Mk 16,15-18). Dlatego należy jasno stwierdzić, że Kościół nie rości sam z siebie prawa do pouczania, ale czyni to ze względu na powierzony mu depozyt prawdy objawionej oraz z racji na zleconą mu przez swoją Głowę misję nauczania. Stąd Kościół nie może milczeć. Zabiera on głos, kiedy jest zapraszany do wyrażenia swego stanowiska, ale naucza także w sposób systematyczny w każdym pokoleniu. Czyni to po to, by człowiekowi każdego czasu przedłożyć naukę w oparciu o którą mógłby podjąć trud kształtowania prawidłowego kształtu własnego życia. Każde pokolenie jest narażone na pokusę bycia uwiedzionym zgubną ideologią, które może skomplikować czy wręcz zrujnować życie. Dlatego Kościół poprzez Urząd Nauczycielski, poprzez głos kolejnych papieży, biskupów, kapłanów kieruje słowa pouczenia. Czyni to w trosce o pojedynczego człowieka i całą ludzkość. Naukę ufundowaną na autorytecie swego Założyciela kieruje nade wszystko do wierzących, do ochrzczonych. Ale Kościół nie zawęża swej posługi nauczania wyłącznie do swoich, ale wierny swojej misji kieruje orędzie wobec wszystkich ludzi dobrej woli. Nie jeden raz w historii to wyjście z pouczeniem poza własny krąg wspólnoty przynosił błogosławione skutki (por. Dz 8, 31). Wachlarz pouczeń kierowanych przez Kościół dla wszystkich, którzy uświadamiają sobie swoje braki dotyczące wiedzy bądź zdolności w zakresie mądrego wykorzystania życia, jest bardzo szeroki. 94 NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ Należy zauważyć, że Kościół najpierw ewangelizuje wskazując na Chrystusa jako na prawdziwego Mistrza i Nauczyciela. Dalej wspólnota Kościoła katechizuje – przekazuje naukę, w oparciu o którą ma rozwijać się właściwe życie chrześcijańskie. Kościół nie tylko poprzez teologię poucza o Bogu i Jego misteriach, ale odwołując się do pouczeń Boskich przychodzi z pomocom życiu osobistemu, małżeńskiemu, rodzinnemu czy w końcu społecznemu w różnych jego wymiarach. Zatem z racji na rozważny przez nas uczynek miłosierdzia powiedzmy z całą pewnością, iż Kościół okazuje miłosierdzie wówczas, gdy zabiera głos, kiedy kieruje słowa pouczenia. Choć jest ono wyrazem troski o człowieka i miłości do niego, to napotyka ono ze zrozumiałych racji (por. J 15, 20) na odrzucenie i pogardę. Kościół często bywa redukowany do roli instytucji charytatywnej, która miałaby za zadanie wyłącznie troskę o biednych, wykluczonych, życiowo wykolejonych. Od takiej roli Kościół się nigdy nie uchylał. Ale warto na kanwie tych rozważań widzieć Kościół realizujący dzieła miłosierdzia także wtedy, kiedy naucza, kiedy kieruje swoje pouczenia. Wspólnota wierzących dąży do tego, by wzorem Chrystusa, nie poprzestawać na słowach, ale poprzez przykład życia, zbudowanego na ewangelicznych wartościach, kierować zachętę do przyjęcia Bożego słowa wobec tych, pośród których jest obecna. NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ 95 Jak być miłosiernym pouczając? Dla wyjaśnienia zaraz na początku tej części ustalmy, iż do ewangelicznego zadania pouczania są upoważnieni są ci, którzy przyjęli Ewangelię i próbują według niej żyć. Chodzi o ludzi, których myślenie, działanie, wybory określa Dobra Nowina. W naszym spojrzeniu na drugi uczynek miłosierny co ducha nie chodzi nam wyłącznie o czysty przekaz wiedzy, której inni z różnych przyczyn nie posiadają. Tutaj idzie o coś więcej. Chodzi o przekaz zdolności do życia wiarą. Na ogół wszyscy znają smak pokusy pouczania innych. Jakże często słychać od urażonych osób: nie pouczaj mnie, wiem co mam robić lepiej. Najczęściej słychać tego typu zwroty nie wtedy kiedy ktoś czegoś nie potrafi wykonać np.: w nowym miejscu pracy, czy w związku z brakiem np.: umiejętności artystycznych. Brak zgody na pouczenia jest typowe na poziomie rad dotyczących stylu życia, umiejętności funkcjonowania w świecie ludzi i ich problemów. A przecież to jest najważniejsza dziedzina. Mądra recepta, pomysł na życie to podstawowa sprawa. Sprawa wręcz życia i śmierci. W dziedzinie sztuki życia każdy uznaje się za eksperta albo zakłada, że ostatecznie sam dojedzie o posiadania niezbędnych umiejętności kierowania życiem. Tymczasem, jak to pokazuje doświadczenia, to w tej dziedzinie potrzeba właśnie mistrza, kogoś, kto podzieli się swą wiedzą, mądrością, doświadczeniem. Wydaje się słusznym, by w tym miejscu wskazać na rolę i zadania rodziców oraz szkoły. To dom, 96 NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ wychowawcy i nauczyciele, duszpasterze są formatorami młodego pokolenia, które wchodzi na scenę życia. To najpierw dom i rodzice, nierzadko także babcia i dziadek, uczą swoje dzieci i wnuki chodzić, mówić, wiązać buty, czy też wpajają pierwsze zasady dobrego wychowania, które dotyczą słów: dziękuję, przepraszam i proszę. Potem tę rolę, zadanie podejmuje szkoła, która wraz ze środowiskiem rodzinnym nie tylko dostarcza wiedzy o świecie i człowieku, ale także uczy sztuki życia w dużej społeczności. Jakże ważna jest rola rodziców, wychowawców i nauczycieli. To przecież ich mądrość, wyczucie, pasja, cierpliwość nie jednemu uczniowi umożliwiła właściwy start w dorosłe życie. Odwołując się jednak do tego, co zostało powiedziane na początku tej części podkreślmy, że ten, kto pełni rolę pouczającego młodego człowieka, nie wprawionego w ars vitae, winien być osobą o ukształtowanej duchowości. Ona, rozumiana jako efekt wzrastania w szkole Bożego Słowa, jest wiodącą siłą i motywem upoważniającym kogoś do kierowania innymi w kierunku coraz bardziej dojrzałego życia. Dodajmy na koniec, że pouczanie, choć niekiedy bywa krzyżem, jest jednak zadaniem uczniów Pańskich, które wynika z troski i poczucia odpowiedzialności za innych. Stąd każdy ochrzczony mając świadomość wewnętrznego przynaglenia wspartego właściwą oceną sytuacji nie może wykluczyć się z miłosierdzia okazanego w pouczeniu. NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ 97 Zakończenie W Naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis czytamy zachętę: szukaj rady u każdego mądrego i rzetelnego, staraj się raczej, aby ktoś cię pouczył, niż miałbyś się gubić we własnych domysłach. To duchowe dzieło, które pomogło wielu osobom we wzroście życia chrześcijańskiego, wskazuje na konieczność szukania nauki i umiejętność przyjmowania pouczeń. Szkoda marnować czas i bezproduktywnie zużywać życiowe siły jeśli można sobie, swojej teraźniejszości i przyszłości, pomóc. Dlatego otwarci na pouczenia doświadczajmy miłosierdzia. Czyńmy miłosierdzie pouczając nieumiejętnych. 98 NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ O. Kazimierz Lubowicki OMI 12. WĄTPIĄCYM DOBRZE RADZIĆ Zwątpienie, bo słaba wiara Jezus łączy zwątpienie ze słabą wiarą. Pyta Piotra: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” (Mt 14,31). Nie chodzi tutaj o intensywność wiary, lecz o to w co, a raczej komu się wierzy. Nie wystarczy bowiem wierzyć, że Jezus potrafi czynić cuda. Trzeba wierzyć, że On jest Bogiem i traktować Go jak Boga. Piotr nie miał wątpliwości, że Jezus jest kimś nadzwyczajnym – widział Go kroczącego po falach morza. Co więcej, był przekonany, że Jezus ma moc, aby i jemu pozwolić kroczyć bezpiecznie po wzburzonym morzu. Jednak prawdziwa wiara zaczęła się dopiero wtedy, gdy – jak opowiada Ewangelista – „ci, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (Mt 14,33). W naszym życiu jest nieraz podobnie. Nie brakuje różnych praktyk pobożności. Wierzymy, że „dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37). Szczególnie, gdy spotykają nas trudności, choroby czy inne zagrożenia, nasza gorliwość w praktykach pobożności wzrasta. Potrafimy nie szczędzić wtedy trudu na pielgrzymki i długie modlitwy. Naszemu myśleniu przyświeca zachęta: „Proście, a otrzymacie” (J 16,24). WĄTPIĄCYM DOBRZE RADZIĆ 99 Gdy to wszystko nie przynosi oczekiwanych przez nas efektów – niekiedy pojawia się zwątpienie. Kwestionujemy cicho czy głośno miłość Boga do nas, sens modlitwy. Uskarżamy się, że Bóg nas nie słucha. Tymczasem w takich przypadkach, to nasza wiara jest „mała” czyli niedojrzała. Pod pobożnością i gorliwością kryje się bowiem przekonanie, że to Bóg ma nas wysłuchiwać, a nie my Boga, że Bóg ma nam służyć, a nie my Jemu, że to Bóg ma realizować nasze plany, bo to my wiemy, co dla nas najlepsze. Zwątpienie, bo słaby człowiek Zwątpienie jest także konsekwencją naszej ludzkiej słabości. Często szczerze kochamy Boga, czujemy się z Nim związani i odpowiedzialni za Jego sprawę. Potem zaś dziwimy się samym sobie i mamy żal do siebie samych, że mogliśmy się tak zachować. Św. Paweł Apostoł czuł w sobie ten dramat wewnętrznego rozdarcia, gdy skarżył się: „Nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę. Łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci?” (zob. Rz 7, 15-24). 100 WĄTPIĄCYM DOBRZE RADZIĆ Klasycznym przykładem jest entuzjazm i dobra wola św. Piotra. Gdy Jezus realistycznie przestrzega uczniów: „Oto nadchodzi godzina, a nawet już jest, że się rozproszycie każdy w swoją stronę, a mnie zostawicie samego” (J 16,32), Piotr odpowiada spontanicznie, z całą szczerością: „Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” (Mt 26,33). Jezus, który jako jedyny wie, co się kryje w człowieku (zob. J 2,25), odpowiada Mu jednak ze spokojem: „Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz” (Mt 26, 34). Piotr miał dobrą wolę, ale był za słaby wewnętrznie. Zwątpienie, bo zło też jest potężne Człowiek jest słaby, ale też nie żyje w idealnym świecie. Grzech pierworodny zostawił swoje piętno spustoszenia. Słaby człowiek musi więc stawić czoła potędze zła. „Całej historii ludzkości towarzyszy bowiem ostra walka przeciwko mocom ciemności, która rozpocząwszy się na początku świata, będzie trwała, jak mówi Pan, aż po dzień ostatni” (GS 37). Dla Apostołów taką okrutną próbą było Misterium Krzyża Chrystusowego. Jezus jest tego świadomy. Wyraźnie wiąże zwątpienie uczniów ze swoją męką: „Wy wszyscy zwątpicie we mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada” (Mt 26,31). Zwątpienie nie jest jednak normalną ani usprawiedliwioną postawą. Jezus mówi: „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi” (Mt 11,6). Na przestrzeni całej historii zbawienia zło atakuje uczniów Chrystusa. Pamiętamy prześladowania WĄTPIĄCYM DOBRZE RADZIĆ 101 pierwszych chrześcijan, igrzyska i Koloseum. Pamiętamy zaciekłość i okrucieństwa komunistów i nazistów. Dzisiaj, w XXI wieku obserwujemy z zażenowaniem, jak przy obojętności świata uczniowie Chrystusa na Bliskim Wschodzie płacą swoim życiem i niewyobrażalnymi cierpieniami. Sami też nie jeden raz doświadczamy wrogości i kpiny. Jak w takim wypadku mają brzmieć słowa pociechy? Wciąż aktualne są te, które do pierwszych chrześcijan skierował Paweł Apostoł: „Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele. Ciągle bowiem jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele” (2 Kor 4,8-11). To jest mądrość Ewangelii przemieniająca nasze życie. To jest światło zdolne rozjaśnić nasze ciemności. To jest źródło mocy i nadziei. Zwątpienie, gdy wiara przeintelektualizowana Wiara i rozum idą razem. Wiara potrzebuje rozumu, a rozum potrzebuje wiary. Gdy jednak wiarę traktujemy jedynie jako swego rodzaju system światopoglądu, wówczas banalizujemy ją, odzieramy z jej piękna i mocy. Zmartwychwstały zwraca się do swoich uczniów: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach?”(Łk 24, 38). Trzeba pamiętać, że w codziennym życiu duchowym 102 WĄTPIĄCYM DOBRZE RADZIĆ są rzeczy, których „rozum nie ogarnie”. Zdarzają się one częściej aniżeli mogłoby się wydawać. Dobrze radzić Wobec tego, co wyżej powiedziano, wątpiącym dobrze radzić, to na pierwszym miejscu pomóc im umocnić i pogłębić ich wiarę. Ukazać jej głębię i blask. Dać świadectwo swojej wiary, wprowadzić w modlitwę i rozważanie Słowa Bożego, podpowiedzieć tytuły książek, adresy portali internetowych, wskazać środowiska czy wspólnoty, miejsca rekolekcji zamkniętych, umożliwić spotkanie z kapłanem mającym dar posługiwania takim osobom. Doprowadzić do traktowania Boga jako Boga, pomóc przejść od wiary w Kogoś do wiary Komuś. W jednym z hymnów liturgii mozarabskiej przedstawiono dialog między Maryją a Kościołem. „Skąd wiedziałaś, Maryjo, że Twój Syn zmartwychwstał? Piotr z Janem zaszli do Ciebie, wracając od pustego grobu? A może Anioł – ten, z którym rozmawiałaś w dniu zwiastowania? A może Twoje serce czuło, jak życie powraca na świat?”. Za każdym razem Maryja zaprzecza. Kościół pyta więc: „Skąd zatem wiedziałaś? Skąd Twoja pewność?”. A oto odpowiedź Maryi: „Jak zapisał Łukasz w Ewangelii, ja po prostu słucham Słowa Bożego, zachowuję je i rozważam w swoim sercu. Jezus zaś powiedział: Trzeciego dnia zmartwychwstanę. Jak mogłam wątpić? Przecież znam Jezusa. Od tylu lat jesteśmy zawsze i wszędzie razem”... Dobrze radzić wątpiącym, to także zachęcić i umożliwić dojrzewanie osobowościowe. Św. EugeWĄTPIĄCYM DOBRZE RADZIĆ 103 niusz de Mazenod, który 200 lat temu założył Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów M.N. pisze: „Najpierw uczynić ich ludźmi, następnie chrześcijanami, a dopiero potem doprowadzić do świętości”. Ważny jest realizm tak ukazanej drogi. Dzisiaj, w ramach doskonalenia siebie, zwykło się dbać o tężyznę fizyczną bądź o rozwój zawodowy czy intelektualny. Niestety, duch coraz bardziej karłowacieje. Tymczasem życie musi być prawdziwie ludzkie, czyli prawdziwie cielesne i prawdziwie duchowe. Dojrzałości duchowej nie wolno zaniedbać. Dobrze radzić wątpiącym, to uczyć ich takiego życia wiarą, gdzie Chrystusa nie wyznaje się po cichu, prywatnie, dla siebie, lecz całym życiem stara się „wykrzyczeć Ewangelię”. Pielęgnować pamięć męczenników i w jej imię wychowywać do odważnego życia wiarą w każdym środowisku i każdym czasie. Ukazywać walkę duchową, jako normalny element w życiu uczniów Jezusa. Wreszcie kształtować pokorę wobec Boga i wobec własnych możliwości intelektualnych. Wychowywać do relacji osobowych z Bogiem, do zawierzenia i zaufania Bogu. Wszystko zaś czynić z pokorą, bez wywyższania się, ale ze szczerą miłością braterską i troską o zbawienie. Nie jako doskonali, lecz jako ci, którzy sami znają gorzki smak zwątpienia, wiedzą jak potrafi przyjść nagle i zupełnie wbrew nam. Przykładem niech będzie Apostoł Narodów, który wyznaje: „Daję radę jako ten, który wskutek doznanego od Pana miłosierdzia godzien jest, aby mu wierzono” (1Kor 7, 25). 104 WĄTPIĄCYM DOBRZE RADZIĆ Ks. Rajmund Pietkiewicz 13. STRAPIONYCH POCIESZAĆ Strapienie ( hebr. cara, gr. thipsis) to stan smutku oraz wewnętrznego bólu i cierpienia związany z różnego rodzaju trudnymi doświadczeniami spadającymi na człowieka z zewnątrz: tułaczka po obcej ziemi (Rdz 35,3), nienawiść ze strony najbliższych (Rdz 42,21), niewola (Wj 4,31), wojna, oblężenie, głód (Pwt 28,53.57; 2 Krl 13,4; 2 Krl 19,3; 2 Krn 20,9; Ne 9,37; Jdt 4,13; 1 Mch 5,16; 12,13; 13,5; Jr 6,24), działanie osobistych wrogów (Ps 86,7.14), skazanie całego narodu na eksterminację (Est 1,1g), prześladowanie z powodów religijnych (1 Mch 9,27; 2 Mch 1,7; Mt 13,21; 24,9; Hbr 10,33). O strapienie mogą przyprawiać człowieka również zjawiska naturalne: bezdzietność (1 Sm 1,6) czy choroba (1 Mch 6,11). Szczególną formę strapienia niesie ze sobą śmierć (Ps 116,3) oraz oczekiwanie na sąd eschatologiczny (So 1,15; Dn 12,1; Mt 24,21.29; Mk 13,19.24). Wymienione tu rodzaje strapienia to w większości skutki cudzych grzechów wymierzone przeciwko innym (Ps 55,2-5). W takich sytuacjach człowiek zostaje poddany próbie zaufania do Boga (Iz 30,20; 33,2): gdy cierpi, wydaje mu się, że Bóg go opuścił, co zadaje mu jeszcze większe cierpienie i wystawia na próbę jego nadzieję. STRAPIONYCH POCIESZAĆ 105 Strapienie może być również doświadczeniem skutków własnych grzechów i poczucia winy z ich powodu (Ps 25,17-18; 78,49; Rz 2,9). Staje się ono wtedy rodzajem kary (Ps 78,49; 90,7-17; Iz 10,3; 37,3; 57,13), która zadaje wewnętrzne cierpienie i pozbawia odczucia obecności Boga. Jest to zrozumiałe, gdyż wybór grzechu jest zawsze odrzuceniem Boga, niejako dobrowolną rezygnacją z Jego obecności. Szczególne miejsce zajmuje tu grzech bałwochwalstwa, który polega na wyborze „innego boga” (Pwt 31,17; Sdz 10,14; 2 Krn 15,6). Takie działanie Boga ma wymiar pedagogiczny, jego celem jest doprowadzenie grzesznika do nawrócenia (Jr 10,18; 2 Kor 7,8-11; Ap 2,22). Szczególną formą strapienia są cierpienia i trudy ponoszone przez ludzi głoszących Ewangelię. Posiadają one jednak ogromną wartość, gdyż umożliwiają rozszerzanie się Dobrej Nowiny (Dz 11,19; 20,23; 2 Kor 3,13) i przynoszą nowe życie. Ten rodzaj strapienia jest rekompensowany przez radość, której doświadcza ewangelizator widząc działanie Boga: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat” (J 16,21; por. 2 Kor 7,4). Uczniowie doznający ucisku muszą pokładać nadzieję w samym Jezusie, który „zwyciężył świat” (J 16,33) – Jego przyjście na końcu czasów będzie dla nich ostatecznym pocieszeniem. Na razie jednak „przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego” (Dz 14,22). Ten rodzaj strapień daje uczniom możliwość ćwiczenia 106 STRAPIONYCH POCIESZAĆ się w wytrwałości, cnotach i nadziei (Rz 5,4; 8,35; 12,12; 2 Kor 6,3-10). Wielkim strapieniem ludzi głęboko kochających Boga i bliźnich jest świadomość grzechów innych osób, które odrzucają Bożą miłość (2 Kor 2,4). Z drugiej jednak strony pociecha kochających Boga pochodzi z obserwowania tych, którzy przyjmują Ewangelię i w niej trwają (1 Tes 3,7; 2 Tes 1,4). Jaką postawę powinien zająć człowiek wobec doświadczenia utrapienia? Biblia najczęściej mówi o wzywaniu Boga w trudnych chwilach. Bóg jest tym, który wyzwala z utrapienia (1 Sm 10,19; 26,24; 2 Sm 4,9; 22,19; 1 Krl 1,29; Ps 4,2; 9,10; 10,1; 138,7; Iz 63,9). Psałterz pełen jest błagalnych modlitw wzywających Boga w chwilach strapienia (Ps 10,1; 20,2; 22,12; 32,7; 34,7; 46,2; 50,15; 81,8; 86,7). Bóg może wyzwolić człowieka z każdego utrapienia, nawet ze śmierci (Ps 116,3-4; Jon 2,3). Strapienie wywołane własnym grzechem jest ukazane w Biblii jako ukrywanie przez Boga oblicza przed człowiekiem (Ps 44,25; Oz 5,15). Zmianę sytuacji przynosi nawrócenie polegające na uznaniu własnego grzechu. Człowiek, który wyznaje swój grzech może ponownie odnaleźć Bożą obecność w swoim życiu i doświadczyć Jego dobroci, litości, łaski, zostaje napełniony radością, a Bóg znowu zaczyna wspierać pracę jego rąk (Ps 90,7-17). Natchnieni autorzy ukazują to nawrócenie jako szukanie Boga (Ps 77,3). Człowiek może uniknąć strapienia w życiu. Bóg pociesza sprawiedliwych, jeśli więc człowiek umiłuje STRAPIONYCH POCIESZAĆ 107 Boże przykazania i będzie według nich postępował, to staną się one dla niego rozkoszą, która zneutralizuje doświadczenia negatywne (Ps 119,43). Zachowywanie Bożych przykazań to prawdziwa mądrość. Ten, kto kroczy drogami mądrości unika wielu strapień (Prz 1, 20-33) – to mądrość wybawia człowieka ze złych doświadczeń. Ona każe powstrzymywać się np. od grzechów języka, które sprowadzają utrapienie (Prz 21,23). Innym sposobem unikania strapień jest bezgraniczne zaufanie samemu Bogu. Jest ono przeciwstawiane złudnej nadziej pokładanej w człowieku (Ps 142; 143; Syr 6,8.10; 37,4; 51,1-6). Księga Hioba pokazuje, że ludzkie pocieszenie w strapieniu jest bardzo ułomne i niewystarczające. Przyjaciele Hioba zamiast pocieszyć go zaczęli udowadniać mu jego winę i oskarżać (Hi 1,11; 15,4-6; 33,8-12; por. 42,7-9). Zupełnie inne jest pocieszenie pochodzące od Boga – jest ono jedną z form Jego dobroci, miłości i miłosierdzia (Syr 35,24; 51,3; Na 1,7). Tym co przynosi człowiekowi pocieszenie w strapieniu jest okazywanie innym miłosierdzia, np. przez dawanie jałmużny (Syr 40,24). Dzieląc się z innymi stajemy się pośrednikami Bożego miłosierdzia i pocieszenia. Strapienia, które przeżywa wierzący pełnią ważną funkcję w jego życiu osobistym oraz wspólnotowym (Kol 1,24). Człowiek przeżywający utrapienia, szczególnie w pracy apostolskiej i w różnych aspektach życia wiarą, jest pocieszany przez samego Boga – „Ojca miłosierdzia i Boga wszelkiej pociechy” (2 Kor 1,3). Im więcej chrześcijanin musi znosić cier108 STRAPIONYCH POCIESZAĆ pień tym więcej pociech daje mu Chrystus. W ten sposób wierzący nabiera duchowego doświadczenia i może dzielić się nim i pocieszać tych, którzy przechodzą przez podobne sytuacje. Dar pociechy, który od Boga otrzymuje doświadczana osoba jest w ten sposób dzielony z innymi. „Strapionych pocieszać” oznacza więc dzielić się z innymi doświadczeniem Bożej miłości i miłosierdzia, którego doświadczyło się samemu w trudnych chwilach (2 Kor 1, 3-6; zob. też 1 Tes 1,6). Tylko ten, kto przeszedł przez cierpienie rozumie tych, którzy to samo przeżywają i potrafi pomagać im rzeczywiście skutecznie. Pomoc osoby doświadczonej jest również o wiele łatwiej przyjmowana przez cierpiących, którzy często zamykają się na „mądre” rady ludzi, którym brak doświadczenia. Są jednak w życiu takie utrapienia, które sprowadzają śmierć. Dobrze wiedział o tym św. Paweł oraz inni apostołowie i ewangelizatorzy oddający życie za Chrystusa. W tej sytuacji pociechę wierzącym daje nadzieja ostatecznego wybawienia przez powszechne zmartwychwstanie: „Nie chciałbym bowiem, bracia, byście nie wiedzieli o udręce doznanej przez nas w Azji; jak do ostateczności i ponad siły byliśmy doświadczani, tak iż zwątpiliśmy, czy uda się nam wyjść cało z życiem. Lecz właśnie w samym sobie znaleźliśmy wyrok śmierci: aby nie ufać sobie samemu, lecz Bogu, który wskrzesza umarłych” (2 Kor 1,8-9). „Niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie” (2 Kor 4,18). STRAPIONYCH POCIESZAĆ 109 Na końcu też czasów, gdy Chrystus powróci, odpłaci wszystkim tym, którzy uciskali wierzących (2 Tes 1,68). Sama świadomość odpłaty eschatologicznej jest dla wierzącego pociechą (Ap 2,10). Odkryta tutaj biblijna prawda o pocieszaniu strapionych znajduje bogate przełożenie na postawy życiowe. Bardzo często, gdy przeżywamy strapienia buntujemy się i nie rozumiemy dlaczego one nas spotykają. Słowo Boże pokazuje nam, że ucisk jest dla nas okazją do ćwiczenia się w wytrwałości i cnocie. Nabieramy w ten sposób doświadczenia, którym będziemy mogli podzielić się z innymi w podobnych sytuacjach. Tym, co pozwala przeżyć trudne chwile jest wiara w Boga, w Jego mądrość, moc i opatrzność. W trudnych chwilach warto szukać pociechy u Boga wychwalając Go i uwielbiając. Można również uwielbiać Boga w sytuacjach i osobach, które są powodem strapienia. Taka modlitwa jest usilną prośbą o to, aby moc Boża pokonała zło i grzech, aby Bóg zwyciężył w sytuacjach i osobach zasmucających nas. Wiele przykładów takich modlitw znajduje się w Biblii (zob. np. Ps 37,39; 54,8-9; 59,17; 81,8; 86,7; 116,3-4; 118,5). W chwilach strapienia należy modlić się do Ducha Świętego, który w Biblii, podobnie jak Jezus (1 J 2,1) nazywany jest Parakletem – jedno ze znaczeń tego greckiego słowa to Pocieszyciel (greckie para-kaleo oznacza „wzywać” oraz „pocieszać”; zob. J 14,16.26; 15,26; 16,7). Akt pocieszania to dzielenie się dobrocią, miłością i miłosierdziem, które sami otrzymujemy od Bo- 110 STRAPIONYCH POCIESZAĆ ga. Można to pokazać na przykładzie przebaczenia. Każdy z nas doświadcza wewnętrznego bólu spowodowanego poczuciem winy z powodu własnych grzechów. W takiej sytuacji zwracamy się do Boga i bliźnich z prośbą o przebaczenie (zob. Ps 51; por. Mt 18,23-27). Odpuszczenie win, np. poprzez sakrament pokuty, przynosi nam ulgę, pocieszenie i pokój. Jest to dar Bożego miłosierdzia. To doświadczenie pocieszenia przez Boga powinno ułatwić nam przebaczanie innym. Zmienia ono nasz punkt widzenia na niełatwy problem przebaczenia: nie patrzymy na naszą krzywdę, upokorzenie, ból, smutek, ale pragniemy podzielić się z winowajcą Bożym miłosierdziem, które otrzymaliśmy od Boga. Każdy grzesznik, któremu przebaczono jest w stanie przebaczyć własnym winowajcom, ponieważ otrzymał dar potrzebny do tego aktu – Boże miłosierdzie. Pocieszanie strapionych to akt cnoty miłości, która poprzez jednego człowieka jest darowana innemu. Brak przebaczenia w takiej sytuacji jest wielkim grzechem, ponieważ stanowi odmówienie bratu tego, co sami otrzymaliśmy od Boga (Mt 18, 28-35). Przykład przebaczenia jako aktu pocieszania strapionych bardzo dobrze oddaje biblijną prawdę wyrażoną przez św. Pawła: „Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga” (2 Kor 1,3-4). Trzeba również pamiętać, że są w życiu takie sytuacje, w których jest bardzo trudno pocieszyć in- STRAPIONYCH POCIESZAĆ 111 nych. Chodzi tu o doświadczenie choroby zmierzającej ku śmierci, męczeństwa w samotności, fałszywego oskarżenia itd. Oczywiście, że ekstremalność tych momentów nie zwalnia nas z towarzyszenia bliźnim i prób pocieszania. Są to jednak chwile, w których nawet obecność innych nie uwalnia od pewnej formy poczucia samotności i wewnętrznego bólu. W tych sytuacjach pozostaje głównie nadzieja sięgająca poza granice śmierci ku życiu wiecznemu i zmartwychwstaniu umarłych. Ostatecznym pocieszeniem dla człowieka jest przecież sam Bóg. 112 STRAPIONYCH POCIESZAĆ ks. Rafał Hołubowicz 14. KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ Święty Piotr, w swoim pierwszym Liście, skierowanym do chrześcijan zamieszkujących Rzym, udzielając im pouczeń i wskazówek dotyczących życia chrześcijańskiego oraz pragnąc dodać odwagi pierwszym uczniom Jezusa, żyjącym we wrogim środowisku pogańskim, zachęca ich m.in. do cierpliwego znoszenia nieufności, braku życzliwości i różnego rodzaju krzywd, pochodzących od tychże pogan. Ukazuje nam Chrystusa, który sam, jako pierwszy, przeszedł drogę cierpliwego znoszenia wielu krzywd, fałszywych oskarżeń, kłamliwych zarzutów, aż po niesprawiedliwy wyrok Piłata, skazujący Go na śmierć. Wskazuje, że życie Jezusa z Nazaretu jest najlepszym przykładem tego, jak z godnością, wiarą i nadzieją, cierpliwie znosić ludzką niesprawiedliwość. Jezus jest przecież tym, który za nas cierpiał, i zostawił nam swój przykład po to, abyśmy szli Jego śladami (por. 1 P 2, 21). Pisze św. Piotr: „On nie popełnił grzechu, ani na Jego ustach nie było fałszu. Gdy Go znieważano nie odpłacał zniewagami. Gdy cierpiał, nie odgrażał się, ale oddał sprawę w ręce sprawiedliwego Sędziego” (1 P 2, 22-23). Ukrzyżowany Chrystus jest dla nas najlepszym wzorem tego, czym jest, zarówno czynienie miłosier- KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ 113 dzia, jak i przyjmowanie miłosierdzia. Św. Jan Paweł II napisał w swojej encyklice Dives in misericordia: „Jezus Chrystus ukazał, że człowiek nie tylko doświadcza i „dostępuje” miłosierdzia Boga samego, ale także jest powołany do tego, ażeby sam czynił miłosierdzie drugim: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Kościół znajduje w tych słowach wezwanie do czynu i stara się czynić miłosierdzie”. Dlatego też w swoim nauczaniu, nieprzerwanie głosi On zasadę: „zło dobrem zwyciężaj”. Piąty z uczynków miłosierdzia względem duszy dotyczy właśnie pokornego, cichego i cierpliwego znoszenia różnego rodzaju krzywd, zadawanych nam przez innych. „Tutaj Chrystus ukrzyżowany jest dla nas najwyższym wzorem, natchnieniem, wezwaniem – kontynuuje Święty Papież. W oparciu o ten przejmujący wzór możemy z całą pokorą okazywać miłosierdzie drugim wiedząc, że On przyjmuje je jako okazane sobie samemu. W oparciu o ten wzór musimy też stale oczyszczać wszelkie nasze działania i wszelkie intencje działań, w których miłosierdzie bywa rozumiane jako praktykowane w sposób jednostronny: jako dobro czynione drugim”. Aby więc dobrze zrozumieć i prawdziwie zgłębić tajemnicę tej pięknej postawy pełnej miłosierdzia, musimy najpierw zastanowić się, czym są te krzywdy, w odniesieniu do których Kościół zaleca nam cierpliwe ich znoszenie. Myślę, że trzeba tu wskazać na podstawową krzywdę, która została wyrządzona człowiekowi już u zarania dziejów. Tę pierwszą krzywdę uczynił 114 KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ człowiekowi nasz największy wróg – szatan. To on zwiódł człowieka, doprowadził go do upadku, który jest źródłem wszystkich pozostałych krzywd, jakich człowiek będzie doświadczał właściwie do końca świata. Doskonale wiemy, że skutki grzechu pierwszych rodziców przejawiają się na trzech niejako płaszczyznach: dotykają naszych relacji z Bogiem, z przyrodą i z drugim człowiekiem. Jeśli chodzi o tę pierwszą płaszczyznę, to dosyć ciekawie podejmuje ten temat Autor natchniony w Księdze Rodzaju. Oto Pan Bóg, jak zwykle w porze łagodnego powiewu, przyszedł do Ogrodu Eden, aby być blisko z Adamem, aby „przechadzać się z nim”, jak mówi Pismo Święte (por. Rdz 3, 8). Jest to obraz ukazujący niezwykłą zażyłość Boga z człowiekiem. Jednak tym razem Bóg „ma problem” ze znalezieniem Adama, ponieważ ten ukrył się przed Nim. Dlaczego? Dlatego, że popełnił straszne zło: odrzucił Boga, sprzeciwił się Mu, przekroczył Jego zakaz. W ten sposób Autor natchniony pokazuje, co tak naprawdę się stało: zaistniała ogromna przepaść między Bogiem a człowiekiem. Nieco ironicznie tenże Autor natchniony wkłada w usta Boga pytanie: „Adamie, gdzie jesteś?” (por. Rdz. 3, 9). Dlaczego jest to pytanie ironiczne? Bo przecież Wszechwiedzący Bóg doskonale wiedział, gdzie jest Adam. Pytanie to ma tylko pokazać, jak już zostało to zaznaczone, jak ogromna przepaść zaistniała między Bogiem a człowiekiem wskutek grzechu. „Gdzie jesteś?” – pyta Bóg. „Słyszałem Twój głos w ogrodzie, zląkłem się, gdyż jestem nagi i ukryłem się” – odpowiada człowiek (Rdz 3, 10). KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ 115 Doskonale znamy ciąg dalszy tej historii. Pierwszą krzywdą, jakiej doświadczył człowiek, był więc wielki nieład w jego relacjach ze Stwórcą. Ponadto, grzech niszczy także relacje człowieka z przyrodą, ze światem. Ogród Eden zmienia się w ugór, który od tej pory rodzi osty i ciernie. Bóg mówi: „ (…) przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu. W trudzie będziesz zdobywał na niej pożywienie przez wszystkie dni życia. Będzie ci ona rodziła ciernie i osty, a przecież twoim pokarmem mają być płody roli. W pocie czoła będziesz zdobywał pożywienie, aż wrócisz do ziemi, bo z niej zostałeś wzięty” (Rdz 3, 17-19). Nie ma już więc pierwotnej harmonii z przyrodą. Wszystko zostało zniszczone, nastąpiło głębokie rozdarcie. Świat, który człowieka otacza nie jest już mu tak przyjazny, jak na początku. Kryje się w nim coraz więcej zasadzek, coraz więcej zła. Coraz więcej krzywd będzie człowiek doświadczał na tej ziemi, która staje się mu wroga. I ostatecznie, to rozdarcie wchodzi również w relacje międzyludzkie. Ludzie nie patrzą już na siebie z pierwotną miłością, czystością, szacunkiem. Najlepszym tego przykładem są dwaj bracia, Kain i Abel. Pierwotna miłość braterska zostaje przezwyciężona przez zawiść i zazdrość, które prowadzą do pierwszego morderstwa: Kain zabija Abla, brat zabija brata, człowiek zabija człowieka. Taka jest geneza krzywd, których od tego czasu człowiek będzie doświadczał, od momentu poczęcia aż do chwili śmierci. Bo czyż nie jest potworną krzywdą zadawaną dziecku jeszcze nie poczętemu, jego 116 KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ morderstwo już w łonie matki. Jest nie tylko krzywdą ale i przestępstwem, które to bezbronne dziecko znosi cierpliwie, nie mając żadnej możliwości obrony. A czy nie jest krzywdą zadawaną matce, która dowiaduje się, że jest w ciąży i niepokoi się, jak poradzi sobie z wychowaniem kolejnego dziecka, doradzanie jej, że w takiej sytuacji, jedynym właściwie wyjściem jest aborcja. Może to dosyć drastyczne przykłady. Ale jest jeszcze wiele innych, powiedzielibyśmy bardziej powszednich. Bo przecież jest krzywdą i to wielką krzywdą, brak miłości w rodzinie; zdrady, jakich małżonkowie dopuszczają się względem siebie, ulegając własnym namiętnościom; rozwody, z powodu których cierpią niewinne dzieci. A ileż krzywd związanych jest z naszym życiem społecznym, z różnego rodzaju niesprawiedliwością, z wykorzystywaniem w pracy, z niesprawiedliwą płacą, z różnego rodzaju oszustwami, poniżaniem, odbieraniem dobrego imienia. A ileż jest dziś krzywd, których doznaje chrześcijanin, właśnie przez to, że jest wyznawcą Chrystusa. Ile kpin znoszą dziś chrześcijanie, ile przejawów nietolerancji w tolerancyjnym rzekomo świecie, ile prześladowań, aż po przelanie własnej krwi. Przykłady tych krzywd moglibyśmy mnożyć w nieskończoność, a każdy z nas z pewnością dopisałby tu niejedną własną krzywdę, której w życiu doświadczył. Nie chodzi jednak o to, abyśmy teraz sporządzali dokładną listę tych wszystkich krzywd. O wiele ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, co to znaczy: krzywdy cierpliwie znosić. Już na wstępie należy wyraźnie zaznaczyć, że nie KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ 117 ma to nic wspólnego z cierpiętnictwem, z odgrywaniem roli ofiary, z biernym godzeniem się na zło czy z tolerowaniem niesprawiedliwości. Na zło należy reagować, niesprawiedliwość należy zwalczać. Najlepszym tego przykładem jest sam Jezus Chrystus. Kiedy został spoliczkowany przed kapłanem Annaszem przez jednego z żołnierzy, zapytał go: „Jeśli źle coś powiedziałem, to udowodnij, co było złe, a jeśli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18, 23). Jezus nigdy nie pozostawał obojętny wobec zła, ani kiedy dotyczyło to innych, ani kiedy dotykało Jego samego. Zawsze domagał się szacunku i sprawiedliwości. My też mamy takie prawo, a nawet obowiązek. Na czym więc ma polegać to cierpliwe znoszenie krzywd? Ojciec Leon Knabit, w jednej ze swoich książek słusznie zauważa, że odpowiedź na to pytanie jest dosyć złożona. „Niektóre krzywdy są nie do usunięcia, ich skutki trwają wciąż, rzutując na osobowość i zachowanie się człowieka. Tu potrzebna jest mądrze prowadzona terapia, by pomóc człowiekowi, zwłaszcza młodemu, w odzyskaniu poczucia bezpieczeństwa i wskazania, jak ma sobie dawać radę w tej trudnej dla niego sytuacji. Strywializowane powiedzenie: Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, może mieć bardzo poważne zastosowanie. Trzeba pomóc człowiekowi w odnalezieniu własnej godności, naruszonej przez krzywdę”. Cierpliwe znoszenie krzywd, które dotykają innych, nie jest więc biernym przyglądaniem się im, uleganiem złu, które ma miejsce. Cierpliwość, którą wskazuje nam Kościół w takich sytuacjach, nie jest przecież postawą 118 KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ bierności. Cierpliwość jest jedynym z owoców Ducha Świętego. Już starożytni Grecy rozumieli cierpliwość (hypomoné) jako odważną stałość w przeciwstawianiu się złu i znoszenie go bez poddawania się mu. Była to wyraźnie różna postawa od upokarzającej tolerancji zła osób nie umiejących sobie z nim poradzić. Wiązała się ona z mężnością i mocą. W Biblii cierpliwość ma sens głęboko religijny, związany z pokładaniem ufności w Jahwe: jest ufnym oczekiwaniem Jego wyzwalającego działania. Zachowanie spokoju i pogody w obliczu życiowych trudności jest aktem nadziei: „Bądźcie mocni i mężnego serca, wszyscy, którzy pokładacie ufność w Panu” (Ps 31, 25). W Nowym Testamencie cierpliwość, jako owoc Ducha Świętego, przybiera znaczenie aktu wierności wobec Chrystusa i Jego obietnic. Staje się dowodem miłości, która, jak pisze św. Paweł: „cierpliwa jest (…), nie pamięta złego (…), wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję (…), wszystko znosi” (por. 1 Kor 13, 4-7). Fundamentem więc cierpliwego przyjmowania krzywd, nie tylko tych, które spotykają innych, ale i tych, które dotykają nas samych, jest ta wewnętrzna jedność z Chrystusem, która rodzi się z Ducha Świętego, na modlitwie. To tam, podczas tego cichego przebywania z Mistrzem, rodzi się cierpliwość, owoc Ducha Świętego, która pozwala nam mężnie przyjmować różne cierpienia, zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne. Dlatego należy pamiętać, że ten czyn miłosierdzia, o którym mówimy, wiąże się nieuchron- KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ 119 nie z cierpieniem. Chrystus z miłości ku człowiekowi podjął krzyż. My, z miłości do Chrystusa, możemy cierpliwie znosić niesprawiedliwość, krzywdę, przeciwności. Ten, kto prawdziwie kocha, zawsze musi liczyć się z tym, że w parze z miłością podążać będzie cierpienie. Często cierpimy po prostu z powodu niedoskonałości tych, których kochamy. Im bardziej kochamy, tym większe jest nasze cierpienie. Cierpliwe znoszenie krzywd będzie więc często wiązać się po prostu z wyzbywaniem się negatywnych postaw czy uczuć, które mogą się w nas rodzić pod wpływem takiego czy innego zachowania drugiego człowieka. „Krzywdy cierpliwie znosić” może oznaczać więc walkę z agresją, zawiścią, chęcią zemsty, odrazą, itp. Owocem tych naszych duchowych zmagań może być często prosty uśmiech, innym razem podanie komuś ręki lub życzliwa rozmowa z tym, który nas skrzywdził. Czasami jednak sytuacja może być o wiele poważniejsza, jak np. przy fałszywym oskarżeniu, raniących plotkach na nasz temat, niesprawiedliwym zwolnieniu z pracy, itp. W tych sytuacjach, w których pierwszym, niejako naturalnym odruchem, jest chęć dochodzenia swoich praw, trudniej jest tak głęboko zjednoczyć się z Chrystusem, aby dla wyższego dobra przyjąć cierpienie, i szukać takich metod rozwiązania problemu, które nie spowodują krzywdy drugiego człowieka i nie będą przyczyną zgorszenia dla innych. Jak więc widzimy, nie ma jednej, prostej definicji tego, czym jest ten uczynek miłosierdzia wobec duszy. Raz będzie on polegał, jak powiedzieliśmy, na 120 KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ wyciągnięciu do kogoś pomocnej dłoni i okazaniu mu wsparcia w momencie, kiedy doznał jakiejś krzywdy. Innym razem będzie to zaniechanie dochodzenia swoich praw. Jeszcze kiedy indziej będzie to pokonywanie własnych słabości i negatywnych uczuć do bliźnich. W każdej z tych sytuacji miłość do Chrystusa i nasze zjednoczenie z Nim na modlitwie, wskazywać nam będą właściwą drogę wypełnienia tego uczynku, właściwy sposób czynienia miłosierdzia. Jak zawsze, tak i tutaj, miłość będzie najlepszym drogowskazem. KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ 121 Ks. Włodzimierz Wołyniec 15. URAZY CHĘTNIE DAROWAĆ Żywienie urazy Podejmując refleksję nad szóstym uczynkiem miłosierdzia co do duszy, który brzmi: „urazy chętnie darować”, warto realnie spojrzeć na odwrotną, ciemną stronę tego uczynku. Chodzi tu o tak zwane żywienie urazy. Myślę, że rzecz jest dobrze znana każdemu z nas. Żywienie urazy może przybierać postać jawnego obrażania się z jakiegoś powodu, kiedy w głowie kłębią się myśli, a na usta cisną się słowa: „Mam do ciebie żal. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. Nie odzywam się do ciebie. Nienawidzę cię! Ja ci jeszcze pokażę!”. Chyba jednak częściej żywienie urazy przybiera postać ukrytą. Dokonuje się w sercu, we wnętrzu człowieka, w którym gromadzi się coraz bardziej złość. Najgorzej jest wtedy, gdy człowiek nie stara się pozbyć tej złości. Przeciwnie, czeka tylko, aż ten, kto jest przyczyną urazy, popełni jakiś błąd, potknie się, uczyni coś złego. W sercu narasta wówczas złość, a wyobraźnia podsuwa jeszcze gorsze myśli. Uraza rośnie i rośnie, bo jest niejako żywiona nowymi myślami. Można ją porównać z robakiem, siedzącym w wnętrzu człowieka. Złymi myślami dokarmiam go stale i żywię, tak że robak rośnie i pęcz- 122 URAZY CHĘTNIE DAROWAĆ nieje. Żywiona uraza staje się poważną chorobą mojej duszy. Jest to nienawiść i chęć zemsty. Trzeba zauważyć, że uraza może powstać z prawdziwej i realnej przyczyny, na przykład z powodu zranienia. Ale także może powstać z przyczyny nierealnej, wyimaginowanej. Słowo Boże mówi w Księdze Rodzaju o urazie, którą żywili do Józefa jego bracia. Jej przyczyną było to, że Józef był najmłodszy, że miewał sny, a nade wszystko – że ojciec Jakub sprawił mu długą suknię z rękawami. W ich mniemaniu ojciec kochał go bardziej niż każdego z nich. Dlatego mówi słowo Boże: „tak go znienawidzili, że nie mogli zdobyć się na to, aby przyjaźnie z nim porozmawiać” (Rdz 37,4). Oto wymowny przykład żywienia urazy bez prawdziwej przyczyny, który doprowadził do zemsty. Józef został potraktowany jak niewolnik i sprzedany przez braci. Lekarstwo na urazy Aby leczyć chorobę duszy wynikającą z żywienia urazy, Prawo Starego Przymierza zabrania zemsty i żywienia urazy oraz wskazuje inną drogę rozwiązania problemu. Najwyraźniej jest o tym mowa w Księdze Kapłańskiej, w której zakaz odwetu i żywienia urazy łączy się z nakazem miłości bliźniego: „Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan!” (Kpł 19,18). Lekarstwem na urazy jest zatem tylko miłość. Słowo Boże chce nam powiedzieć: „Kiedy pojawia się w to- URAZY CHĘTNIE DAROWAĆ 123 bie uraza, to nie żyw jej, ale zacznij kochać tego, kto jest przyczyną tej urazy! Miłość przywraca wewnętrzny ład i pokój serca, ale także buduje wspólnotę między ludźmi, która jest zagrożona przez żywienie urazy w sercu. Słowo Boże w Księdze Kapłańskiej przekazuje zakaz odwetu i żywienia urazy oraz nakaz miłości bliźniego w kontekście przymierza, w którym inicjatorem i prawodawcą jest sam Bóg. Dlatego zakazy i nakazy Prawa przymierza mają źródło w Bogu i opierają się na Jego autorytecie: „Ja jestem Pan!”. W Nim nie ma żadnej urazy. I chociaż ludzie stale ranią Boga, sprzeciwiając się Jego woli, to On nigdy się nie obraża, nie żywi urazy. Taki jest Bóg przymierza. Zamiast urazy jest w Nim nadmiar miłości. Wiedział o tym dobrze naród wybrany i niekiedy próbował nadużywać Bożej miłości w sposób zuchwały. Prorok Jeremiasz surowo karci taką postawę ludu, który zachowując się jak kobieta cudzołożna, pyta Boga: „Czy będziesz się gniewał na wieki albo na zawsze żywił urazę? Tak mówiłaś, a popełniałaś przewrotności i udawało się Tobie” (Jr 3,5). Pan Jezus objawiając w pełni miłość i miłosierdzie Boga, wskazuje równocześnie na konieczne warunki jej przyjęcia. Nie można żywić urazy w sercu, lecz przebaczyć bratu: „Ojcze, przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili” (Mt 6,12). Łaska darowania urazy O własnych siłach nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z urazami. Żeby nie żywić urazy i chętnie 124 URAZY CHĘTNIE DAROWAĆ je darować, trzeba przyjąć lekarstwo miłości Bożej. Darować urazy (i to chętnie!) może tylko ten, kto jest napełniony miłością Bożą. Ona nie tylko rozszerza nasze serca, ale także zmienia myślenie i pozwala inaczej spojrzeć na tych, którzy powodują urazy. Właśnie dzięki miłości Bożej możemy zobaczyć, że ci, którzy ranią, sami są poranieni, biedni i potrzebujący miłości. Chętne darowanie krzywdy i urazy wymaga przyjęcia postawy dobrego samarytanina z ewangelicznej przypowieści Pana Jezusa (por. Łk 10,30-37). Samarytanin okazał się bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców. Pan Jezus zmienia w tej przypowieści perspektywę widzenia. Nie chodzi jedynie o to, żeby traktować innych jak bliźnich, ale chodzi o to, żeby stawać się bliźnim dla innych. A jest to możliwe tylko wtedy, kiedy będę zmieniał moją drogę, którą idę, właśnie tak, jak samarytanin z przypowieści, kiedy dostrzegę w drugim człowieka w potrzebie i będę chciał mu pomóc. Samarytanin mógł mieć przecież uprzedzenia do człowieka, którego spotkał na drodze, mogły w nim odezwać się żale i pretensje wynikające z różnic między samarytanami a żydami. A jednak potrafił spojrzeć ze współczuciem na niego. Jeśli więc stać mnie na takie spojrzenie, to będę potrafił darować chętnie urazy. W Kazaniu na górze Pan Jezus podaje jeszcze konkretne wskazania, w jaki sposób chętnie darować urazy. Mówi tak: „Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmu- URAZY CHĘTNIE DAROWAĆ 125 sza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie” (Mt 5,39-42). Jeśli twoje serce będzie napełniać coraz bardziej miłość Boża, to zaczniesz rozumieć te słowa i będziesz mógł wprowadzać je w życie. Nie jest to jednak możliwe bez łaski Bożej. Chętne darowanie i zapomnienie urazy przyniesie ci ostatecznie prawdziwą chwałę i szczęście, co obiecuje już słowo Boże w Starym Przymierzu: „Rozsądny człowiek panuje nad gniewem, chwałą jego zapomnieć urazy” (Prz 19,11). 126 URAZY CHĘTNIE DAROWAĆ Ks. Józef Pater 16. MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5, 7). 1. Człowiek istotą społeczną z prawami i obowiązkami Z dniem 8 grudnia 2015 r. rozpocznie się Nadzwyczajny Rok Jubileuszowy Miłosierdzia. W bulli Misericordiae Vultus, Ojciec Św. Franciszek wyraził życzenie, aby w tym szczególnym roku, chrześcijanie na nowo przemyśleli obowiązujące ich na co dzień uczynki miłosierdzia względem ciała i duszy. Uczynki te związane są bowiem z naturą człowieka, który został stworzony na obraz i podobieństwo swego Stwórcy, jakim jest Trójedyny Bóg. Podobnie jak Bóg w Trójcy Jedyny nie jest sam, tak też i człowiek z natury nie jest samotnikiem, ale istotą społeczną. W Księdze Rodzaju czytamy, że Bóg stwarzając człowieka wyraźnie powiedział: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” (Rodz 2, 18). Tak więc każdy człowiek rodzi się od tej chwili w społeczności, w niej wyrasta, rozwija się i w niej także najpełniej się MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH 127 wyraża. W społeczności człowiek ma wiele praw, ale ma też obowiązki. Ma prawo oczekiwać od społeczności pomocy i wsparcia, gdy znajdzie się w jakiejś potrzebie, ale też ma obowiązek pospieszyć innym z pomocą, gdy zajdzie taka konieczność. Bóg tak uporządkował sprawy, że żaden człowiek nie jest całkowicie niezależny od swoich współbliźnich. On związał razem członków Swojej ludzkiej rodziny więzami wzajemnej zależności. I chociaż każdy człowiek ma w życiu swój własny ciężar do niesienia, to nie może też zapominać o słowach św. Pawła apostoła: „Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie zakon Chrystusowy” (Gal. 6, 2). A św. Piotr dopowie: „Bądźcie wszyscy jednomyślni, współczujący, braterscy, miłosierni, pokorni; nie oddawajcie złem za zło ani obelgą za obelgę, lecz przeciwnie, błogosławcie, gdyż na to powołani zostaliście, abyście odziedziczyli błogosławieństwo” (1 P 3,8-9). Pan Jezus żąda byśmy uznawali prawa każdego człowieka. Stąd, zgodnie z nauką Chrystusa, wszyscy ludzie mają być traktowani z subtelnością i delikatnością, jako synowie i córki Boga. Sprawy tej nie pozostawia tylko naszej własnej chęci i możliwościom wyboru. Pan Jezus swoim życiem i nauką zamienił ją w obowiązek, który mamy wypełniać, jako akt lojalności względem Boga. Naturalne odruchy naszego serca muszą zostać zamienione na odruchy Chrystusa. Pan Jezus dopowie: „Wszystko, co byście chcieli, aby wam ludzie czynili, to i wy im czyńcie” (Mt 7, 12). A zatem w naszych kontaktach ze sobą nawzajem mamy być nie tylko wyrozumiali, ale też 128 MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH w miarę możności służyć pomocą. Nasze współczucie i konkretna pomoc mają wychodzić ku tym, którzy są wokół nas. Ubogich mamy wspomagać, chorych odwiedzać, zasmuconych i pogrążonych w smutku pocieszać, niedoświadczonym doradzać, w bojaźliwych budzić nadzieję. Wszystkie takie czyny, znane nam jako uczynki miłosierdzia co do duszy i ciała, możemy i powinniśmy spełniać i wobec bliższych i dalszych, w różnym czasie i w różnym wymiarze, nie oczekując niczego w zamian. 2. Modlitwa szczególnym rodzajem pomocy dla potrzebujących Ale są też w życiu niejednego z nas takie momenty, kiedy wobec potrzebujących stajemy bezsilni i bezradni, kiedy w naszym mniemaniu niczym nie możemy się podzielić z potrzebującym: bo nie mamy środków pomocy materialnej, albo potrzebujący wzgardzi naszą pomocą, albo też w sprawach duchowych pozostaje obojętny na nasze prośby, pociechy, rady i wskazania, czy wreszcie z chwilą śmierci znalazł się już w innej rzeczywistości. I kto wie, czy właśnie w takich momentach nie warto przypomnieć sobie o wyjątkowo ważnym uczynku miłosierdzia co do duszy, jakim jest modlitwa za żywych i umarłych. Pamiętała o tym św. Monika, która 28 lat modliła się wytrwale o nawrócenie swego syna Augustyna, mimo iż nie widziała doraźnych skutków swej prośby. Kiedy swoją troską podzieliła się ze św. Ambrożym – arcybiskupem Mediolanu, ten odpowiedział krótko: MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH 129 „Matko, syn tylu łez i modlitw nie może zginąć”. Czekała więc dalej, modląc się. I doczekała się tej radosnej chwili, kiedy Augustyn nawrócił się i wraz ze swoim synem Adeodatem przyjął chrzest. Z czasem został kapłanem i biskupem Hipony. A dziś jest czczony jako wielki filozof i teolog, a zarazem Doktor Kościoła. Czym jest modlitwa w życiu człowieka ilustruje to przykład bawiącego się na podwórku małego chłopca. W pewnym momencie chłopcu zaczął przeszkadzać leżący kamień. Postanowił go więc usunąć. Ale kamień był ciężki. Chłopiec widział co zwykle robili z ciężarami starsi. Owinął więc kamień sznurem od bielizny i próbował go ciągnąć. Ale kamień ani drgnął. Następnie wziął drążek i próbował podważać, ale kamień ani drgnął. Zmaganiom chłopca przypatrywał się stojący obok ojciec. W końcu malec podbiegł do ojca i płaczliwym głosem zapytał co ma zrobić, aby usunąć kamień? Ojciec spokojnie zapytał, czy już wyczerpał wszystkie możliwości? Chłopiec odpowiedział – tato, przecież pchałem, ciągnąłem, podważałem – to co jeszcze mogę zrobić? Wówczas ojciec odrzekł – jeszcze mnie synku mogłeś poprosić! Następnie podszedł, uchwycił kamień w swe mocne ręce i odrzucił go na bok. W życiu naszym możemy spotkać najprzeróżniejsze kamienie – trudności, niekiedy bardzo ciężkie, wobec których jesteśmy bezsilni. Ale mamy przecież Wszechmogącego Ojca, którego zawsze możemy poprosić o pomoc. Sam Jezus pouczył nas: „Proście, a otrzymacie, szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a będzie wam otworzone”. (Łk 11, 11-13). Czy też: „O cokolwiek poprosicie Ojca mego w imię moje, da wam”. 130 MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH (J 14, 13-14). „Módlcie się i w modlitwie nie ustawajcie” (por. Łk 18, 1). A zatem tam, gdzie kończą sie ludzkie możliwości, tam zawsze istnieje jeszcze moc Boża. I w różnych potrzebach, a tym bardziej w trudnościach, zawsze możemy poprosić naszego Ojca o pomoc. Możemy uczynić to tym bardziej, że modlitwa jest równie skutecznym sposobem świadczenia miłosierdzia wobec innych, podobnie jak czyn i miłosierne słowo. Modlitwa za ludzi będących w potrzebie uświadamia nam, że nad nami jest Ktoś, kto nas kocha i może przyjść nam z pomocą w każdej niedoli. Co więcej, modląc się za innych, uznajemy także, że Bóg wie najlepiej, co jest dobre dla człowieka i co w danej chwili jest mu najbardziej potrzebne. 3. Za kogo, gdzie, kiedy i jak się modlić? Wiemy z Pisma świętego, że Abraham wstawiał się do Boga za Sodomą, Mojżesz modlił się za naród swój, a pierwsi chrześcijanie za uwięzionego Piotra. I Chrystus modlił się przy Ostatniej Wieczerzy za bliskich Mu uczniów, lecz także za nieprzyjaciół. W Starym Testamencie wzorem wstawienniczej modlitwy jest właśnie Mojżesz. Wielokrotnie wykłócał się on z Bogiem o naród wybrany, który był ludem o twardym karku (Wj 32,9), często odchodził od Boga, narzekał, buntował się i popadał w bałwochwalstwo. I właśnie wtedy, kiedy Bóg unosił się gniewem na Izraelitów, Mojżesz, biorąc rodaków w obronę, przypominał Bogu: „ten naród jest Twoim ludem” – MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH 131 racz go zachować (Wj 33,13). Symbolem wstawiennictwa Mojżesza są jego wzniesione ręce, gdy naród wybrany walczył z Amalekitami. Izraelici zwyciężali wtedy, gdy ręce Mojżesza były podniesione, przegrywali, gdy opadały. To niezwykle wymowny symbol, że modlitwa człowieka ma ogromny „wpływ” na Boga, który chętnie spieszy nam z pomocą. Pytamy nieraz – jak się modlić za innych? Otóż każda forma jest dobra. Możemy modlić sie indywidualnie i we wspólnocie: swoimi słowami i wyuczonymi formułkami, a także Różańcem, Koronką do Miłosierdzia Bożego, psalmami, ofiarowaniem Mszy świętej, za konkretne osoby i wspólnoty – zarówno żyjące, jak i zmarłe. Każde „Ojcze nasz” czy „Zdrowaś Maryjo”, każdy akt strzelisty „Panie, pomóż, zmiłuj się nad nami” mają swoją moc i znaczenie. Można ofiarować za kogoś także post – wtedy całe ciało zostaje włączone w modlitwę w jakiejś intencji. Modlitwa wstawiennicza nie zna granic. Możemy prosić Boga za wszystkich bez wyjątku z nadzieją, że On może znacznie więcej, niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Wolą Boga jest byśmy modlili się za rodziców naszych i dobroczyńców, za Papieża, za panujących, za biskupów i duszpasterzy, za nauczycieli i wychowawców, za spowiedników, za przyjaciół i nieprzyjaciół naszych (Łk 6, 28). Św. Paweł poucza, że dobrą i miłą Bogu rzeczą jest jeśli modlimy się za wszystkich ludzi (l Tm 2, 3). Co więcej, naszym obowiązkiem jest modlitwa również za tych, którzy nie wierzą w Boga lub wypowiadają Mu wojnę. Oni tej modlitwy potrzebują i to 132 MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH może nawet najbardziej, bo zagrożone jest przecież ich zbawienie. Modlitwa za nich jest więc szczególnym wyrazem okazanego im miłosierdzia. Czyni to Kościół zwłaszcza w Wielką Sobotę. Aktem miłosierdzia ogarniamy nie tylko żywych, lecz także zmarłych. W Starym Testamencie, nie ma wprawdzie jeszcze jasnej wizji życia wiecznego, ale pojawia się już myśl o potrzebie modlitwy za zmarłych. W 2 Księdze Machabejskiej jest mowa o złożeniu ofiary za Żydów, którzy zginęli za wiarę, ale przy których znaleziono też przedmioty poświęcone bożkom. Wtedy Juda zarządził składkę na ofiarę za grzechy tych zmarłych. Autor wspomnianej księgi zaznaczył, że „Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. Gdyby nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym, lecz jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda to – była to myśl święta i pobożna” (2 Mach. 12, 43-45). Ta myśl zostaje w pełni uprawomocniona w Nowym Testamencie. Modlimy się za zmarłych, prosząc o odpuszczenie ich grzechów i jak najszybszy udział we wspólnocie świętych. Modlitwa za zmarłych jest wyrazem naszej więzi z nimi. Towarzyszymy im w ten sposób naszą miłością. Błagamy Boga o niebo dla nich. Jest tajemnicą, w jaki sposób nasza modlitwa „działa”. Bóg jest wolny w swoim działaniu i wie, czego nam potrzeba. A jednak On sam chce, byśmy się nawzajem za siebie modlili. MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH 133 4. Modlitwa nie zwalnia z działania na rzecz potrzebujących O miłości bliźniego nie powinno się mówić. Ją trzeba czynić. Każda modlitwa wstawiennicza, tak za żywych jak i za umarłych, ma swoją wartość i znaczenie, ale należy strzec się udziwnień, zwłaszcza zawężania jej do jakichś określonych tylko form, a tym bardziej do nacisku na natychmiastowe rezultaty. Może się zdarzyć, że ktoś nie podaje choremu leków, a tylko „aplikuje” mu modlitwę. Ma zdawać egzamin, ale się nie uczy, tylko się pomodli, bo Pan Bóg powinien mu pomóc. Tu trzeba wyraźnie powiedzieć, że taka postawa nie ma nic wspólnego z wiarą. Zaufanie do Boga nie oznacza rezygnowania z tego, co podpowiada rozum. Podaję antybiotyk, idę na operację i zarazem modlę się o to, by lekarstwo zadziałało, a operacja się powiodła. Mam egzamin, to uczę się i jednocześnie modlę o pomoc Ducha Świętego. Tak postępuje chrześcijanin, który pamięta o nakazie Stwórcy skierowanym do ludzi w raju: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rodz 1, 26). Przypomnijmy też sobie myśl św. Ignacego: „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie”. A zatem działając we współczesnym świecie, nie zapominajmy o wielkim i naprawdę znaczącym uczynku miłosierdzia co do duszy każdego człowieka, jakim jest modlitwa za żywych i umarłych. Jednocześnie pamiętajmy, że modlitwa nie zastępuje działania, a raczej do niego mobilizuje. Modlitwa 134 MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH za innych wyzwala nas z ciasnego kręgu egoizmu, gdyż odrywa nas od nas samych i otwiera nasze oczy na potrzeby innych. Bywa tak, że rzeczywiście, nie wiemy, jak pomóc komuś w potrzebie, gdy wyczerpaliśmy już wszystkie środki, ale to jedno możemy zawsze – pomodlić się za niego. To jest nasze prawo, obowiązek i wyjątkowy przywilej. MODLIĆ SIĘ ZA ŻYWYCH I UMARŁYCH 135 SPIS TREŚCI 1. Słowo wstępne Ks. Marian Biskup ........................................ 2. Uczynki miłosierdzia w Biblii Ks. Bp Andrzej Siemieniewski ...................... 3. Głodnych nakarmić Ks. Abp Józef Kupny ..................................... 4. Spragnionych napoić Ks. Rafał Kowalski ......................................... 5. Nagich przyodziać Ks. Jacek Kiciński ......................................... 6. Podróżnych w dom przyjąć Ks. Aleksander Bober .................................... 7. Więźniów pocieszać O. Krzysztof Tyburski ................................... 8. Chorych odwiedzać Ks. Aleksander Radecki .................................. 9. Umarłych pogrzebać Ks. Arkadiusz Chwastyk ............................... 10. Grzeszących upominać Ks. Bp Ignacy Dec ........................................ 11. Nieumiejętnych pouczać Ks. Krzysztof Ora .......................................... 12. Wątpiącym dobrze radzić O. Kazimierz Lubowiecki .............................. 13. Strapionych pocieszać Ks. Rajmund Pietkiewicz ............................... 14. Krzywdy cierpliwie znosić Ks. Rafał Hołubowicz ................................... 15. Urazy chętnie darować Ks. Włodzimierz Wołyniec ............................ 16. Modlić się za żywych i umarłych Ks. Józef Pater ................................................ 136 SPIS TREŚCI 5 9 18 26 32 43 53 59 75 82 90 99 105 113 122 127