Symbole cechu górniczego

Transkrypt

Symbole cechu górniczego
www.koniniana.netstrefa.com.pl
MIESIĘCZNIK Towarzystwa Przyjaciół Konina
listopad 2013 r.
Nr 11 (131)
Choć nieco zestresowany, witam Czytelników, jak zawsze, serdecznie
Stres spowodowany jest wiadomością,
którą, niestety, muszę
Państwu przekazać.
Jesteśmy, co prawda,
tolerowani przez Was
już ponad dziesięć lat
– i sukcesem na pewno jest fakt, że wciąż jesteśmy oczekiwani
i czytywani. Tutaj pozwolę sobie na niezbyt dowcipny żart – w obawie, by się nie
zmieniło zainteresowanie naszym wydawnictwem, zaczniemy je trochę dawkować, dobra wiadomość że, jeszcze nie w tym roku.
Przepraszam Czytelników, teraz już zupełnie poważnie.
Dotknęła nas, jak większość czasopism, choroba zwana kryzysem. Jesteśmy
ukontentowani, że w ponad 130 numerach
Koninianów, udało się nam poruszyć i omówić najważniejsze kwestie związane z piękniejącym z dnia na dzień naszym miastem.
Jesteśmy wdzięczni naszym autorom oraz
niewątpliwie dobrej woli Wydawcy, Pana
Pluta-Plutowskiego. Serdeczne dzięki przede wszystkim Czytelnikom za ciepły odbiór
miesięcznika i jeszcze cieplejszą „krytykę”.
Niestety, już bardzo poważnie musimy
PT Czytelników zapytać, czy woleliby od
nowego roku spotykać się z dwumiesięcznikiem w obecnej postaci, czy też co miesiąc,
ale w wydaniu jednokartkowym, czyli tylko
dwustronicowym. Nie ukrywam, że wygodniejszym dla nas oraz redakcji „PK” byłaby edycja dwumiesięcznika, ale postaramy
się uwzględnić, na ile to oczywiście będzie
możliwe, Państwa sugestie. Na moją prośbę
Włodek Kowalczykiewicz (mł.) przeprowadził dość szerokie rozpoznanie wśród Czytelników i wyszło... że 98 proc. respondentów najchętniej widziałoby „K” w postaci
takiej jak obecnie, czyli czterostronicowy
wydawany raz w miesiącu. Oczywiście połechtało to nasze samopoczucie oraz utwier-
dziło w kontynuowaniu misji(!?!?) Niestety,
nie wszystko zależy od naszych chęci (tutaj
ze wzruszeniem muszę podziękować spontanicznie zgłoszonym się sponsorom, to naprawdę jest piękne(sic!), prawdopodobnie
jednak trudne do zrealizowania. Również
dość ostro zarysowała się linia podziału w
zespole redakcyjnym, jednakże zdecydowana większość optuje za dwumiesięcznikiem,
nie trzeba będzie drastycznie skracać opisywanych zagadnień (już obecnie redaktorzy
wykłócają się dosłownie o każdą linijkę
tekstu). I to byłoby na tyle odnośnie czekających nas zmian.
A teraz, jeszcze po staremu – ad res meritum.
Podejrzewam, że już tylko Zygmunt
Kowalczykiewicz (st.) pamięta oraz pisze o
Kopalni Węgla Brunatnego w Koninie. Jego
artykuł poświęcamy zbliżającym się uroczystościom barbórkowym. Damian Kruczkowski sprawozdaje zbiórkę organizowaną
Symbole cechu górniczego
Za kilka dni panować nam zacznie
miesiąc
nazwany
grudniem. W czwartym jego dniu obchodzić będziemy święto
Barbary, patronki konińskich górników. W
Koninie górnicy znani są od wieków. Od
średniowiecza, kiedy w Brzeźnie wykopywali i obrabiali skałę zwaną piaskowcem. Dzisiaj wydobywają węgiel
zwany brunatnym. Dawni kopacze i i
ci współcześni tworzą cech legitymujący się tradycją zawodową oraz zasadami prawa i obyczajów cechowych. Do
wyróżników – czyli symboli górników
polskich – zaliczamy godło, flagę, hymn
oraz inne insygnia utwierdzające hierarchię zawodową. Dzieje ich powstania
są równie stare jak wielowiekowe jest
górnictwo. W interesie każdego ówczesnego właściciela kopalni była ochrona
obszarów bogatych w w surowce. Z kopalń czerpali korzyści finansowe władcy
państw, hierarchia świecka i kościelna.
Zobrazować to możemy zbiorem przepisów Kazimierza Wielkiego (1334 r.),
podporządkujących saliny Wieliczki
władzy królewskiej. Pieczęć monarsza
stała się znakiem chroniącym prawa kopaczy soli. Kilka wieków później, w 1528 r.,
książę Jan Opolski zatwierdził pierwszą w
Polsce ustawę górniczą, zwaną „Ordunkiem
gornym” Ustawa złożona z 72 artykułów porządkowała obowiązki i przywileje pracowników kopalń kruszców. Ordunek określał
zależność górników wobec suzerena i jego
pełnomocnika w kopalni, zwanego hetmanem gornym. Również i w tym przypadku
pieczęć księcia była znakiem praw cechu
górniczego. Przez termin „insygnium” rozumiemy wszystkie trwale wykonane przedmioty, będące symbolem władzy i znaczenia
jednostek lub formalnych związków społecznych. Cech górników to jedna z grup zawodowych w której, hetman, zwany też starostą
gornym, jak i niższym od niego w hierarchii
zawodowej – żupnik (górmistrz), otrzymywali przywileje posługiwania się symbolem
swego zwierzchnika, właściciela kopalni.
Były to przedmioty różne w wielkości i formie graficznej. Od ozdobnego łańcucha z
herbem, przez pieczęcie, statuetki, szable,
szpady, po laski z rękojeściami wykonanymi
w postaci stylizowanego kilofa lub oskardu.
W miarę rozwoju górnictwa europejskiego,
oprócz insygniów już istniejących, tworzono
nowe znaki cechowe, wzorowane na herbach
ziemskich, miejskich lub rodowych. Powstała również grupa wyróżników nawiązujących
do narzędzi pracy. Między XIII a XV w. szlacheckie znaki herbowe poszerzone zostały o
inne, związane z wykonywaną funkcją świecką lub duchowną. Fundowały je korporacje
kościelne (biskupstwa, kapituły, opactwa,
zakony rycerskie) oraz cechy rzemieślnicze.
W taki sposób do cechu górników weszły nowe wyróżniki, wzorowane na herbach
właścicieli kopalń. Tak było między innymi
w Rudawach i Górach Kruszcowych, gdzie
wiele ośrodków górniczych należało do biskupów. Z kolei świeckim przykładem, jest
herb górników rudnych spod Łysej Góry
(Kielecczyzna), przedstawiający w owalnej
tarczy kilof wykonany z jeleniego rogu. Narzędzie to zwano kopasem.
O kształcie tarczy herbowej, barwie pola
i godła decydowały zasady heraldyczne.
Obowiązywały następujące kolory: czerwony, błękitny, zielony, czarny, złoty i srebrny. W okresie powstawania manufaktur, a
później fabryk, herby cechowe ulegały
stopniowemu zapomnieniu. Ich miejsce
przejmowały inne znaki. Wiek XIX w
sposób zasadniczy wpłynął na rozwinięcie technik wydobywczych. Kapitalizm
zerwał dotychczasowe więzi z rzemiosłem, tworząc nowe prawa ekonomiczne i społeczne. Aby zakłady mogły wydajnie pracować, potrzeba było coraz
więcej ludzi wykształconych, zdolnych
do efektywnego kierowania produkcją.
Europejskie, górnicze ośrodki akademickie zaczęły kształtować nowy model
tradycji zawodowej w przemyśle wydobywczym. Wraz ze wzrostem liczby
kopalń coraz większe znaczenie nabywały urzędy górnicze ustanawiające zasady eksploatacyjne i czuwające nad ich
przestrzeganiem. Zakończył się okres
dobrowolności w pojmowaniu prawa
górniczego. Równolegle z tworzeniem
nowych przepisów sterowania techniką i
technologią, unifikowano dotychczasowe
insygnia dotychczasowej przynależności cechowej. Usuwając niektóre z nich (np. herby właścicieli kopalń), wprowadzano nowe,
nawiązujące do znaków mających ścisły
związek z zawodem górnika. Przetrwały do
naszych czasów wizerunki i nazwy dwóch
bardzo starych narzędzi górniczych: perlika i
żelazka. Gdyby nie doszło do ich utrwalenia
w formie stylizowanej, zostałyby prawdopodobniej zapomniane, tak jak to się stało z
innymi narzędziami ręcznymi.
Godło górnicze obowiązujące
w Polsce
Godło w postaci dwóch skrzyżowanych
narzędzi: perlika i żelazka, uznały za swój
na renowację cmentarza przy ulicy Kolskiej
– z satysfakcją zauważamy zwiększanie się
co roku kwoty datków zbieranych przez
Towarzystwo Przyjaciół Konina. Gienio
Dmochowski odnalazł jeszcze jedną osobę
z okazji ostatniego zjazdu Liceum im. T.
Kościuszki. Opowieścią o Andrzeju Jarominiaku kończymy wspomnienia o „Budzie”
(przepraszam Gieniu za brutalne okrojenie
materiału). W tym miejscu sygnalizuję, że
do następnych obchodów szykuje się konińska „Budowlanka” – czekamy na artykuł
historyczny o szkole. Również artykuł Witolda Nowickiego i Marka Tylmana spotkał
los podobny – niestety brak miejsca, a będzie jeszcze gorzej. Dziękuję Rysiowi Fórmankowi za udostępnione w bieżącym roku
zdjęcia – wspaniale dokumentowały nasze
pisanie o mieście i jego rozwoju.
Wiele ciepła w zbliżającej się zimie
przekazuje
Stanisław Sroczyński
znak cechowy prawie wszystkie europejskie
ośrodki górnicze. Perlik to młotek górniczy
o dwóch obuchach i łukowatym kształcie, z
przeznaczeniem do pobijania klina (żelazka),
odspajającego kęsy od calizny górotworu.
Dla wygody pracujących, żelazka osadzano
w drewnianych trzonkach.
Patrząc na godło, perlik widzimy po lewej stronie. Leży on ukośnie na żelazku, którego ostrze jest skierowane ku dołowi. Układ
ten ma średniowieczny rodowód. Pochodzi z
czasów, w których po zakończeniu pracy, narzędzia te zostawiano w wyrobisku, układając z nich krzyż w celu odpędzenia duchów
nieprzyjaznych górnikom. Dla podniesienia
skuteczności działania krzyża, stawiano na
nim zapalony olejowy kaganek.
W Polsce godło cechu górniczego w postaci perlika i żelazka, zatwierdzone zostało
uchwałą Rady Ministrów z 1 kwietnia 1950
r. Jest ono znakiem rozpoznawczym wszystkich kopalń wydobywających surowce użyteczne oraz przedsiębiorstw pracujących na
rzecz tego przemysłu.
Godło przedstawia się w barwie czarnej na zielonym polu, względnie złotej lub
srebrnej na czarnym tle. Na fladze górniczej
(sztandarze) umieszcza się je w miejscu stykania się zieleni z czernią. Oprócz płaskiej
formy graficznej, godło może stanowić niezależną bryłę lub płaskorzeźbę.
Na kołpakach munduru galowego, perlik
i żelazko wpisane aż w półwieniec spleciony z liści dębowych z żołędziami (po lewej,
od patrzącego) oraz wawrzynu z owocami.
W dolnej części obie gałązki są spięte krótką wstęgą. Całość haftowana złotą nicią.
Dobór gałązek wieńca nie jest przypadkowy. Dąb był ulubionym drzewem Zeusa. U
Słowian i wielu innych ludów europejskich
jest symbolem wytrzymałości, mocarności, trwałości i odwagi. Takie przymioty
są bowiem górnikowi przydatne w jego w
zmaganiu się z potęgą górotworu Wawrzyn
(laur) oprócz wielu innych znaczeń, reprezentuje mądrość i sławę. Przed wiekami był
atrybutem, bogów, herosów, władców i kapłanów. Wstęga (symbol łączenia) podkreśla spójność symbolicznych znaczeń dębu i
wawrzynu.
Zygmunt Kowalczykiewicz
str. 17 (str. I)
KOMITET WSPARCIA
RENOWACJI KONIŃSKICH NEKROPOLII
TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ KONINA
Ulice Konina
Członkowie Towarzystwa Przyjaciół Konina
Szanowni Państwo,
Kłaniają się powstańcom
styczniowym i wielkopolskim
Armii Krajowej
Piłsudskiemu i Kościuszce
przypominają wyzwolenie
ważne daty majowe.
generała Dąbrowskiego.
już po raz czwarty Komitet Wsparcia Renowacji Konińskich Nekropolii, utworzony w ramach Towarzystwa
Przyjaciół Konina organizuje publiczną zbiórkę pieniędzy, mając za cel renowację nagrobków zabytkowych,
o wartościach artystycznych bądź upamiętniających osoby szczególne dla naszego miasta i regionu.
Tegoroczną zbiórkę zaczynamy już 28.10.2013, kiedy to uruchomiony zostanie nasz rachunek w Banku
Spółdzielczym w Koninie. Zbiórka „bankowa” trwać będzie do 31.03.2014 roku, kiedy poznamy ostateczne
wyniki ofiarności koninian i sympatyków miasta. Tę wersję pozostawiamy niecierpliwym, chcącym sypnąć
groszem jeszcze przed listopadem i na tyle nowoczesnym, by nie chcieć pamiętać o zabraniu ze sobą gotówki
na cmentarz.
nr rachunku Towarzystwa Przyjaciół Konina:
15 8530 0000 0000 1124 2000 0030 w Banku Spółdzielczym w Koninie
Tradycjonalistów zapewniamy zaś, że nie opuścimy odwiedzających cmentarze również 1 listopada,
kiedy wzorem wcześniejszych lat, zbiórka odbędzie się w godzinach 8.00-16.00. W tym czasie datki zbierane będą w formie dobrowolnych wpłat do puszek kwestarskich. Chcielibyśmy zaznaczyć, że w wyniku
zbiórki przeprowadzonej w roku 2013 zamierzamy wyremontować groby znajdujące się zarówno na cmentarzu administrowanym przez parafię pw. św. Bartłomieja w Koninie, jak i parafię ewangelicko-augsburską
pw. św. Ducha w Koninie. Na dzień dzisiejszy nie określamy, które z grobów zostaną wyremontowane w
efekcie tegorocznej kwesty – o tym zadecydują efekty szczodrości. Zapraszając i Was do stanięcia razem
z nami tego dnia na konińskich nekropoliach przy ul. Kolskiej, prosimy o ozpowszechnienie powyższych
informacji. Jeśli bylibyście Państwo zainteresowani osobistym uczestnictwem w zbiórce, prosimy o potwierdzenie udziału, które przyjmują i udzielają wszelkich wyjaśnień koordynujący akcję – Damian Kruczkowski (tel. 661-041-019, e-mail: [email protected]) i wspierający go Piotr Pęcherski (tel. 609-578-140, e-mail:
[email protected])
W załączniku – efekty zeszłorocznej zbiórki. Słowo komentarza – w ramach zgromadzonych środków
udało się:
a) grób Reymondów – wyczyszczono i zakonserwowano figurę Chrystusa, zabezpieczono otwory w jej konstrukcji, wyprostowano ogrodzenie, wyczyszczono jego konstrukcję i zabezpieczono, antykorozyjnie, zabezpieczono element granitowy element zdobniczy na jednym ze słupków, uporządkowano teren wewnątrz
ogrodzenia,
b) hr. Wodziński – wyczyszczono i wyprostowano grób, uzupełniono ubytki, zespoinowano i zabezpieczono
szczeliny w konstrukcji,
c) Zieliński – oczyszczono pomnik (grób wymaga dalszych prac),
d) Frieman (bonus od naszego wykonawcy) – oczyszczono grób (grób wymaga hydrofobizacji).
Damian Kruczkowski
Pełnomocnik Komitetu
Wsparcia RenowacjiKonińskich Nekropolii
PS W roku bieżącym zebrana kwota przekroczyła osiem tysięcy złotych.
Rozbłyskują agatem
topazem i szmaragdem
lśnią ametystem
miodowym bursztynem.
Są jak kwietne ogrody
hiacynty zapraszają jaśminy
goździki przywołują konwalie
uśmiechają się tulipany
krokusy pozdrawiają stokrotki.
Niosą pamięć o Zemełce
Moniuszce i Baczyńskim
doceniają talent Mickiewicza
Matejki i Szymanowskiego
pamiętają o Janie Pawle II.
Milowy Słup
Piotr Macierzyński, Łódź
Godło: Bierki
Opuszczeni
jeśli czujesz się skrzywdzony
pomyśl o Dostojewskim
jak 22 grudnia zaprowadzono go na plac
Siemionowski
jak przeczytano wyrok śmierci i dano do ucałowania krzyż
a potem wszystkim skazanym nałożono białe
koszule
czy po to żeby lepiej było widać gdzie trafią
kule
miano rozstrzeliwać po trzech
Fiodor był w drugiej trójce
widział więc jak pierwszych przywiązano do
słupów
zdążył już ucałować Pleszczewa i Durowa na
wieczne pożegnanie
gdy odczytano że Jego Wysokość Car darował im życie
potrzebny był ten cały cyrk z plutonem egzekucyjnym
i napięcie nerwów do granic
żeby łaska lepiej smakowała
ta podróż z Petersburga na Syberię
saniami w czterdziestostopniowym mrozie
i cztery lata katorgi za naiwność
czy nie była to troska cara
o tematy do Wspomnień z domu umarłych
dziś już mało kto dba o literatów
str. 18 (str. II)
Zauważone
Janusz Solarz. Nowy Jork (USA)
Gogło: Rabarbarowy trubadur
Sonnenizio modlitewne
Wszystkie zabiegane ulice
codziennie słyszą serce miasta…
(za Marię Pawlikowską-Jasnorzewską)
o pocałunku, któryś jest w niebie,
czy w niebie jest coś dla ust kobiety?
Czy wniebowzięcie jest po pogrzebie?
A może tylko grób jest niestety?
Danuta Olczak
Czy w miłowaniu jest trochę nieba?
Powiedz mi proszę, co jest dziś w cenie?
Czy jest afrontem prosić, prócz chleba,
o pocałunek? Gdzie jest zbawienie?
O pocałunku, jest wszechmogący
w tobie potencjał, jest w tobie siła,
i jest zwątpienie, kwas serce żrący,
jest skrzep na wargach, rzeżączka, kiła.
O pocałunku, któryś jest w niebie,
Jeśli jest niebo, uwierzę w ciebie.
PS. Zamieszczamy, bo się nam podoba, bo
został umieszczony w wierszach zauważonych oraz pokonał do nas bardzo długą drogę. (StS)
zdj. – R. Fórmanek
III nagroda
Dumne z dębów i sosen
zapraszają na czereśnie
szumią brzozowo – leszczynowo
lubią kasztany
pachną modrzewiem i akacją.
Kim jest Andrzej Jarominiak
Andrzej Jarominiak urodził się 14 sierpnia 1930 r. w Koninie. Syn Wojciecha,
przedwojennego działacza Związku Harcerstwa Polskiego wśród młodzieży rzemieślniczej Konina, oraz Leokadii z Zielińskich,
zasłużonej nauczycielki konińskiej, więźnia
GESTAPO. Po wysiedleniu przez Niemców
z Konina w 1940 r. do ówczesnej Generalnej Guberni, Andrzej Jarominiak ukończył w
czasie wojny na tajnych kompletach pierwszą klasę gimnazjum. Dużą maturę uzyskał
w Liceum Ogólnokształcącym w Koninie w
lutym 1947 r. W latach 1945-1947 był drużynowym 5. Drużyny Harcerskiej w Koninie im. Króla Jana III Sobieskiego, mając
stopień Harcerza Orlego. W latach 19481951 studiował w Szkole Inżynierskiej w
Poznaniu, uzyskując stopień inżyniera budownictwa lądowego w zakresie mostów (z
najwyższą ze swego rocznika średnią oceną
z ostatniego roku studiów). W latach 19521954 ukończył studia drugiego stopnia w
Politechnice Warszawskiej, otrzymując tytuł
inżyniera magistra budownictwa lądowego
w zakresie budowy mostów. W latach 19531954 był pracownikiem Zakładu Mechaniki
Ośrodków Ciągłych Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN; zajmował
się, pod kierunkiem prof. Zbigniewa Wasiutyńskiego, kształtowaniem wytrzymałościowym kratownic.
W latach 1952-1957 pracował w Oddziale Robót Kesonowych i Montażowych
Państwowego Przedsiębiorstwa Robót Kolejowych nr 1 w Warszawie, pełniąc m.in.
funkcję inżyniera obudowy zniszczonego w
czasie wojny mostu kratownicowego przez
Kanał Ulgi Warty w Koninie.
W latach 1957-1961 był starszym asystentem w Katedrze Budowy Mostów Żelbetowych i Kamiennych Politechniki Warszawskiej. Prowadził samodzielne wykłady
z mostów na Wydziale Komunikacji tej Politechniki. Kierował z ramienia Katedry opracowaniem pierwszego w Polsce mostu o filarach z wielkośrednicowych pali wierconych
w Kozłowie Biskupim przez Bzurę i konsultował jego budowę.
W 1961 r. przeszedł do pracy w Centralnym Ośrodku Badań i Rozwoju Techniki
Drogowej Ministerstwa Komunikacji. Był
zatrudniony na stanowisku inżyniera, docenta, kierownika Zakładu Fundamentowania
Mostów. W 1974 r., dzięki staraniom A. Jarominiaka, COBiRTD został przemianowany na
Instytut Badawczy Dróg i Mostów. W 1989 r.
uzyskał tytuł naukowy profesora nadzwyczajnego nauk technicznych. W latach 1974-1988
był członkiem Prezydium Rady TechnicznoEkonomicznej Ministra Komunikacji.
Od 1983 do 2007 r. pracował w Politechnice Rzeszowskiej, w której zorganizował na
Wydziale Budownictwa i Inżynierii Środowiska Katedrę Mostów. Był kierownikiem Katedry i profesorem zwyczajnym Politechniki,
w latach 1990-1993 dziekanem tego Wydziału. Zapoczątkował w kraju kształcenie na
studiach dziennych w zakresie utrzymania
mostów. Jest autorem pierwszego skryptu
dotyczącego tej dziedziny. Wykładał także
na Politechnice Warszawskiej, Wrocławskiej
i Krakowskiej. Przez wiele lat był członkiem
Komitetu Transportu i Komitetu Inżynierii
Lądowej i Wodnej PAN.
Od 1967 r. jest rzeczoznawcą Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji
RP w dziedzinie projektowania i wykonawstwa mostów oraz organizacji i mechanizacji
robót mostowych w zakresie kolejnictwa,
drogownictwa i komunikacji miejskiej.
Był konsultantem biur projektów (m.in.
TRANSPROJEKTU Warszawa) oraz przedsiębiorstw robót inżynieryjnych. Jest autorem zrealizowanej koncepcji wzmocnienia
przeciw obciążeniom sejsmicznym pomnika
Ernesta Malinowskiego na przełęczy Ticlio
w Andach, co zdecydowało o wyrażeniu
przez rząd Peru zgody na zbudowanie tam
pomnika.
Prof. A. Jarominiak został uhonorowany
licznymi dyplomami i nagrodami.
Otrzymał indywidualnie i jako współtwórca 38 patentów dokonania wynalazku
lub autorstwa wzoru użytkowego. Większość
tych rozwiązań została zrealizowana.
Jest autorem ponad dwustu artykułów,
ponad trzystu ekspertyz i opinii. Recenzował szereg prac doktorskich. Jest autorem
i współautorem kilkunastu książek i skryptów uczelnianych. Za książkę „Pale i fundamenty palowe” (ARKADY, 1976) otrzymał
Nagrodę Zespołową Ministra Budownictwa
i PMB. Napisał pierwszy w języku polskim
skrypt na temat mostów podwieszonych. Jest
współautorem (z Adrianą Rosset) książki
„Katastrofy i awarie mostów” wyróżnionej dyplomem Głównego Inspektora Pracy
(1987). Za trzecie wydanie książki „Lekkie
konstrukcje oporowe” nagrodę przyznał mu
minister edukacji narodowej (2000).
Wyrazem uznania osiągnięć prof. Andrzeja Jarominiaka są nadane mu liczne odznaczenia – państwowe, resortowe i społeczne,
m.in.: Odznaka „Za aktywną działalność w
rozwoju drogownictwa Ziemi Rzeszowskiej”
(1972), Srebrna Odznaka „Za Zasługi dla
Ziemi Krakowskiej (1972), Złota Odznaka
Honorowa Naczelnej Organizacji Technicznej (1989), Medal „Zasłużony dla Politechniki Rzeszowskiej” (1991), Medal Związku
Mostowców RP „Za wybitne osiągnięcia
w polskim mostownictwie” (2000), Złota
Odznaka Honorowa z Brylantem i godność
Członka Honorowego Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji RP (2002),
nadana przez ministra transportu, Honorowa
Odznaka „Zasłużony dla Drogownictwa”
(2007) oraz Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (2001).
Ciąg dalszy golińskich wspomnień
Pierwszego września 1939
roku Niemcy – armia niemiecka
napadła zbrojnie na Polskę. Już w
połowie września patrol żołnierzy
hitlerowskich przybył do Goliny.
Samochód pancerny ustawił się na
skrzyżowaniu ulicy wiodącej do
Kazimierza Biskupiego i w stronę
Radość miejscowych i okolicznych Niemców była wielka. Po
czym odbywały się na rynku wiece, parady orkiestr wojskowych.
My, dzieci – gapowicze też tam
byliśmy.
Miasto Golina w 1939 roku
liczyło 1800 osób. W tym po-
Od lewej: Stanisław Adamczyk, Barbara Adamczyk, Marian Bobrowski
ulicy Kościelnej. Dla ludności golińskiej to był szok. Są już wojska
niemieckie. Była piękna, słoneczna
pogoda. My, wtedy dzieci, szliśmy ze szkoły. Zaraz utworzyła się
grupka gapowiczów.
Niemiecki żołnierz – chyba oficer, wychylił się przez otwór pojazdu,
mówiąc czystą Polszczyzną zapytał,
czy jest w mieście burmistrz? Ktoś
powiedział, że nie ma. A czy jest zastępca? – zapytał. Ktoś odpowiedział,
że chyba jest. Żołnierz powiedział: to
niech tutaj przyjdzie. I przyszedł pan
Stanisław Gadzinowski. O czym rozmawiali, tego nie wiemy. Po jakimś
czasie Niemcy odjechali.
Nawała wojsk i administracja
niemiecka przybyła w październiku 1939.
chodzenia niemieckiego może
20 osób, żydowskiego około 700
osób.
Do października nikt z Polaków nie odczuwał przykrości, z
wyjątkiem ludności żydowskiej. Z
tym że kto posiadał: radio, broń,
nawet myśliwską, musiał oddać
wojsku. Zlikwidowano polską administrację. Następnie i naukę w
szkole. Zobowiązano wszystkich
Polaków do schodzenia z drogi
Niemcowi i zdejmowania czapki z
głowy, mówiąc „dzień dobry”.
Wiem, że sołtys ze wsi Barbarka
(gmina Golina) powiedział „dzień
dobry”, ale nie zdjął czapki z głowy
– otrzymał za to cios w głowę.
Już pod koniec października 1939 wysiedlono całe polskie
rodziny, z których chociaż jeden
członek należał do Polskiej Organizacji Wojskowej.
Niemcy uznali tę militarną organizację za wrogów.
Były to między innymi rodziny: Józef Majewski – dróżnik, 5
osób; Józef Brud – rolnik, 6 osób;
Konstanty Sparażyński – rolnik, 6
osób; Roman Kolasiński – rolnik,
3 osoby; Wacław Celer – stolarz, 3
osoby; Ignacy Gomulski – 2 osoby;
Władysław Drętkiewicz – 4 osoby; Adam Rowiński – 2 osoby; X
Świrgoń – 2 osoby; Stefan Wojciechowski – 5 osób; żona nauczyciela
Michała Kobylińska z małoletnim
synkiem – 2 osoby, Kobyliński Michał zginął w Katyniu. Był porucznikiem Wojska Polskiego; żona
nauczyciela Kwiatkowskiego z synem niemowlakiem 2 osoby.
Wszystkie rodziny, nie tylko
z Goliny, zostały skoszarowane w
remizie OSP.
Dzielna pani Józefa Szumińska
na siłę zaniosła kawę z przegotowanego mleka, krzycząc: „To mleko dla dzieci”.
Oni wszyscy zostali wywiezieni najpierw do Konina, a potem Generalna Gubernia w okolicę miasta
Tarnowa, razem 36 osób.
Jak pisze w swojej książce pt.
„Szkice do dziejów miasta Zagórowa” Jerzy Stępień, 22 listopada
1939 dziesięciu liderów z miasta
Zagórowa i okolic wywieźli nocą
do lasu pod Grabiną i tam ich zamordowano, ściśle mówiąc: „zarąbano saperkami, szpadlami i siekierkami”.
Inna uwaga: w styczniu 1940
włączono całą Wielkopolskę w
okręg „Warthland”.
Lata 1940/41: etapami przystąpiono do wysiedlania całych polskich rodzin.
Etap pierwszy:
17 luty 1941 i drugi
– lipiec 1941.
Oto imienny wykaz tych rodzin:
Wa w r z y n i e c
Jakubowski – emeryt – 3 osoby; Stanisław Szumiński
– właściciel młyna
– 5 osób; Franciszek Michalak
– robotnik – 6 osób; Władysław
Kubisiak – rymarz – 5 osób; X Ignasiak – kowal – 5 osób; Nikodem
Niekochański – rolnik – 2 osoby;
Stefan Grabowski – policjant – 5
osób; X Sadowska – nauczycielka
– 4 osoby; X Litman – policjant – 4
osoby; Stefan Łechtański – rolnik
– 5 osób; Stefan Ciesiołka – rolnik
– 7 osób; Bolesław Sparażyński
– rolnik – 3 osoby; Adam Kordylewski – rolnik – 3osoby; Stanisław
Sobczak – rolnik – 5 osób; Józef
Karnafel – rolnik – 2 osoby; Max
Różewicz – rolnik – 7 osób; Władysław i Zygmunt Kwiatkowski
– 2 osoby; Stefan Brud – rolnik – 6
osób; Ignacy Adamski – rolnik – 6
osób; Jan Umerle – rolnik – 7 osób;
Roman Wysocki – szewc – 2 osoby; Romuald Mejer – kupiec – 5
osób; X Lewandowski – organista
– 3 osoby; X Jastrzębska – emeryt – 3 osoby; Ludwik Makowski
– piekarz – 5 osób; Janusz Patrzykąt – urzędnik – 4 osoby; X Cwik
– nauczyciel – 2 osoby.
Rok 1945, powroty z wygnania. W marcu 1940 jako pierwsza
wróciła z tarnowskiego do Goliny
z dwojgiem dzieci, Bolesław miał
13 lat, Stanisław 10, a córka Zdzisława 6 lat. To był wielki wyczyn
matki, p. Heleny Majewskiej, a
także wyczyn – ryzyko Franciszka
Słomkowskiego – piekarza, że ich
przygarnął.
Nie wrócili z wygnania między
innymi Wawrzyniec Jakubowski,
mój dziadek W. Nowicki. Zmarł
tam w Tarnowie w 1941 roku i tam
jest pochowany.
Nikodem Niekochański z żoną
tam w G.G Niemcy wymordowali
całą wieś, między innymi i ich.
Nie wrócił syn Adama Kordylewskiego, zginął z wyroku swoich. /AK/
Piszemy te dramatyczne wspomnienia z zadumą, refleksją, aby
już nigdy „Ludziom ludzie nie zgotowali takiego losu”.
Witold Nowicki
PS Zdjęcie domu, w którym, podczas okupacji niemieckiej, jako
lokatorka, mieszkała Józefa Szumińska (mama Stanisława, a babcia Wojtka).
To w tym domu złożyli przysięgę – wstępując w szeregi Armii
Krajowej.
Byli to: Kazimierz Drzewiecki, Marek Gadzinowski, Stefan
Ficner i Kazimierz Ratajczyk z
Kawnic.
Ta starsza pani była skromną
kobietą. Reprezentowała odważnie Polaka katolika. Nie bała się
uczestniczyć w pogrzebach zmarłych w Golinie.
Barbara Łechtańska – 85 lat;
Krystyna Gadzinowska – 85 lat;
Bolesław Majewski – 86 lat; Witold Nowicki – 84 lata.
str. 31 (str. III)
Heimat i otoczenie (część III )
Pawłówek, cegielnia, wiatraki
Większość ziemi w okolicach miasta Konina była własnością królewską. W XVII wieku,
w wyniku widocznego napływu kolonistów
i rozkwitu parafii ewangelickiej w Żychlinie, przekazano niewielki folwark Pawłówek
kościołowi katolickiemu a konkretnie parafii
w Starym Mieście. Dochód z dzierżawy był
przeznaczony na uposażenie księży tej parafii.
Powstanie nazwy Pawłówek różnie jest tłumaczone: jako Pawłowa ziemia, czyli kościoła,
inna wersja, jaką słyszałem, jest taka, że dawni
dzierżawcy lubili hodować pawie, a okoliczni,
co śmielsi kawalerowie, czasami wybierali się
na łowy na pawie pióra, którymi obdarowywali
swe wybranki. Dziś, gdy słyszę pawie nawoływania z podwórka Pana Lachowicza, ta druga
wersja bardziej mnie przekonuje.
W okresie zaborów, kiedy te tereny były
pod zaborem pruskim, na mocy ustawy rządu Prus doszło do konfiskaty dóbr ziemskich,
które były własnością kościoła katolickiego.
Folwark Pawłówek został własnością braci Alfreda i Apolinarego de Schouppe. W kolejnych
latach folwark zmieniał właścicieli, aż ostatecznie został rozdrobniony. Budynek mieszkalny folwarku i stojące koło niego inwentarne
oraz 55 ha ziemi nabyła rodzina o nazwisku
Klich, ostatnim właścicielem w okresie międzywojennym był Franciszek Klich, którego
syn poległ na wojnie. Jego spadkobiercą został
znany większości z nas krzykacz pan Krzymiński (miał przezwisko Dziedzic), którego się
baliśmy, ale bardzo często dla rozrywki drażniliśmy. Z większych właścicieli ziemi w okresie
międzywojennym była rodzina Pełczyńskich z
ulicy Kaliskiej 15. Gospodarstwo to, po wczesnej śmierci, męża prowadziła Pani Stanisława
Pełczyńska z synami Stanisławem i Janem
oraz córką Janiną. Na ziemi tej, w okolicach
dzisiejszej ulicy Słonecznej, pracowała cegielnia. Glinę do wyrobu surówki pozyskiwano z
pobliskich pól, które następnie wyrównywano
ziemią zebraną uprzednio ze stropu pokładu
gliny. Była to niewielka cegielnia z piecem kręgowym, który miał kształt okrągły z kominem
w środku, posiadał osiem komór i kanały ogniowe o półkolistych sklepieniach, komin był
okrągły. Piece tego typu opalane były drewnem, torfem lub miałem węglowym. Cegielnia
zakończyła pracę pod koniec lat trzydziestych
ubiegłego wieku z powodu wyczerpania się
pobliskiego złoża gliny. Po zakończeniu wojny
komory były stopniowo rozbierane i stanowiły
miejsce zabaw. W jednej z nich przez kilka lat
trzymał czerwoną krowę Franciszek Nowakowski, który mieszkał z rodziną w dawnym
budynku cegielni. Komin samotnie górował
nad polami jeszcze przez wiele lat, rozebrano
go w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
Wspólnikiem rodziny Pełczyńskich w działalności cegielni był Ludwik Ganowicz, właściciel
dużego areału ziemi, która graniczyła z ziemią
Pełczyńskich. Pan Ganowicz, był burmistrzem
miasta Konina w latach 1924-1934, rodzina ta
mieszkała na obecnej ul. 3 Maja. Mieli dwóch
synów oraz córkę Janinę Gieras, nauczycielkę muzyki. Mniejsze areały ziemi, posiadała
rodzina Pawlickich. Pan Władysław Pawlicki
zakupił 30 ha, a na Solnej pobudował dom i
budynki inwentarskie oraz drewnianą stodołę.
Po II wojnie gospodarstwo rozdrobniono. Na
ojcowiźnie pozostał Ignacy Pawlicki, który
był inspektorem przemysłu ziemniaczanego,
domem i gospodarstwem zajmowała się jego
żona Janina Pawlicka. Państwo Pawliccy mieli
dwóch synów – Grzegorza i bardziej znanego
Szymona, który był aktorem (mieszkając i pracując w Gdańsku, uczył retoryki prezydenta
Lecha Wałęsę.) Na Solnej miała zabudowania
gospodarskie i mieszkała rodzina Kukulskich,
która również posiadała około 30 ha ziemi z
dawnego folwarku Pawłówek. Na Szpitalnej
mieszkała rodzina Rosińskich, która posiadała
wąski kawałek ziemi, na części której postawiono budynki heimatu. Na tym terenie w latach trzydziestych ubiegłego wieku pracowały
trzy wiatraki, lecz stopniowo przegrywały konkurencję z nowo powstałymi na ulicy Kaliskiej
dwoma młynami. Przy ul. Solnej, koło drogi
do cegielni, do wybuchu II wojny światowej
pracował wiatrak, który po powrocie z emigracji zarobkowej z USA nabył Michał Dobiński.
Został on w pierwszych latach wojny rozebrany przez niemieckiego okupanta. Dwa kolejne
stały koło ulicy Parowej (kiedyś słyszałem, że
nazwa tej uliczki powstała w czasie, gdy pobudowano tam młyn parowy, ale nigdy tego nie
sprawdziłem w wiarygodnych dokumentach),
dzisiaj to osiedle Zamełki, na którym jedna z
uliczek nazywa się Wiatraczna. Jeden z nich
spalił się przed 1939 rokiem, a drugi przetrwał
wojnę i po jej zakończeniu jeszcze czasami
był uruchamiany, miał silnik elektryczny, jego
właścicielami była rodzina Smelczyńskich.
Poniżej zamieszczam zdjęcie wykonane
na podwórzu koszar w czasie gimnastyki w latach trzydziestych ubiegłego wieku. W oddali
widać dwa wiatraki. A mniejszy budynek to
dom rodziny Górskich, na parterze którego w
tym okresie mieścił się sklep wielobranżowy,
w latach powojennych został przejęty przez
Skarb Państwa i mieścił się tam przez długie
lata sklep spożywczy. Janina, córka państwa
Górskich, bardziej znana z nazwiska po mężu
jako Oblamska. Na piętrze po wojnie mieszkały dwie rodziny o nazwisku Marczak. Pan
Konstanty miał syna Stanisława i dwie córki,
Irenę i Barbarę, a pan Leon miał dwóch synów,
Tadeusza i Stefana.
Po wybuchu II wojny światowej ziemie
dawnego folwarku Pawłówek zostały zabrane
ich dotychczasowym właścicielom, scalone i
przekazane Niemcowi o nazwisku Kokoszke.
Mieszkał on z żoną, córką i zięciem w domu
przy ulicy Solnej. Naprzeciwko muru koszar
stały dwie drewniane stodoły i murowany spichlerz, które należały do Pełczyńskich i Ganowiczów. W 1940 roku z części tych ziem
odłączono kilka mórg ziemi pod budowę nowego osiedla Heimat. W styczniu 1945 roku
po wejściu Rosjan do Konina, zięć Kokoszki,
który nie uciekł z wojskiem niemieckim, został zastrzelony. Będąc nadzorcą pracowników
rolnych, nie cieszył się dobrą opinią. Jako niechlubną ciekawostkę muszę wspomnieć, że
władze PRL za zabraną przez okupanta ziemię
pod budowę tego osiedla zapłaciły jej prawowitym właścicielom dopiero po 1960 roku.
Magazyny solne, koszary
Nie wszyscy z nas pamiętają z lekcji historii, że powiat koniński po drugim rozbiorze
Polski znalazł się w zaborze pruskim, departamencie kaliskim na terenie Prus Południowych. Wydobycie soli i handel tym surowcem
w XVIII wieku w Prusach był monopolem
rządowym, lecz był w gestii departamentów
terytorialnych. W 1794 roku rozpoczęto rozbudowę znajdującego się w Koninie małego składu w duży magazyn soli. Wybudowano z cegły
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych, zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania
ADRES REDAKCJI:
62-510 Konin, ul. Przemys³owa 9,
tel. 63-243-77-00, 63-243-77-03
ISSN 0138-0893
[email protected]
Redaktor prowadzący – Stanisław Sroczyński, Zespół redakcyjny – Piotr Rybczyński, Zygmunt Kowalczykiewicz (st),
Jan Sznajder, Janusz Gulczyński, Włodzimierz Kowalczykiewicz (mł), (Internet)
str. 32 (str. IV)
duże pomieszczenia o sklepieniu łukowym w
rejonie dzisiejszej ulicy Szpitalnej i Solnej, w
naturalnym zaniżeniu terenu, który od strony
ulicy Solnej obsypano ziemią i ogrodzono (po
wojnie w zimie, jak spadł śnieg, nasyp ten był
dla dzieciarni stokiem saneczkowym). Od strony ulicy Szpitalnej pobudowano dom strażników magazynu i drogę dojazdową do magazynu. Sól w tamtych latach transportowana była
w drewnianych beczkach wozami konnymi.
Rozbudowa magazynu trwała do roku 1806.
Później powiat koniński wszedł w skład Księstwa Warszawskiego, a po 1815 roku Królestwa Kongresowego. Magazyn w tym okresie
był wykorzystywany różnie, w zależności od
potrzeb zaborcy. Po odzyskaniu niepodległości
były tam magazyny wojskowe, później był w
posiadaniu browaru i winiarni oraz służb miejskich, ostatecznie, gdy teren te został własnością firmy Vin-Kon, magazyn i mur rozebrano,
a na ich miejscu postawiono kilkanaście dużych zbiorników potrzebnych winiarni. Po powstaniu styczniowym w 1863 roku w ramach
zaostrzenia kontroli nad poddanymi, carat do
Konina skierował 13. Kargopolski Pułk Dragonów. W mieście nie było budynków do zakwaterowania takiej liczby wojska. Część umieszczono w murach klasztoru oo. reformatorów,
zakonników wcześniej usunięto, powrócili
dopiero w 1919 roku. Reszta wojska została
rozmieszczona w zagrodach konińskich rolników. W kolejnych latach zmuszono władze
Po wybuchu I wojny światowej w koszarach stacjonowało wojsko niemieckie. Do
dzisiaj nie dotarłem do dokumentów, które wyjaśniałyby, kiedy i w jakim celu na tym terenie
wybudowano zaczynający się na placu koszar
murowany podziemny korytarz, który po kilkudziesięciu metrach się rozgałęział w trzech
kierunkach, były też wymurowane studnie, którymi można było do nich wejść lub wyjść. Już
po zakończeniu II wojny światowej był to teren, który został dokładnie spenetrowany przez
wielu chłopaków z heimatu i ulicy Kaliskiej.
Znajdowano wiele poniemieckich pamiątek
militarnych, lecz większość spodu korytarzy
była zalana wodą i dla celów poznawczych w
niejednym domu zginęła blaszana wanienka,
która służyła za łódź. W czasie jednego z pożarów w pobliżu, strażacy brali wodę z podziemnych zbiorników pod placem, której do końca
akcji nie zabrakło. Na polach za koszarami
były bunkry poniemieckie i one były miejscem
wyśmienitej zabawy.
Konin koszary od strony placu na początku XX wieku. Po odzyskaniu niepodległości
na koszary nie miano pomysłu, nieznane mi
jest ich zagospodarowanie w tych pierwszych
latach wolności. Dopiero w 1928 roku utworzono pierwszą w Polsce Szkołę Podoficerów
Piechoty dla małoletnich
W programie szkoły było ukończenie klas
5, 6 i 7 szkoły powszechnej z przedmiotów
ogólnych oraz trzyletni program szkoły podoficerskiej. Po ukończeniu szkoły jej absolwenci
dostawali przydział do jednostek piechoty na
terenie II Rzeczypospolitej. Podobne szkoły
do konińskiej powstały w Grudziądzu, Śremie
i Nisku.
Szkoła Podoficerska w Koninie, zdjęcie wykonane pod koniec lat dwudziestych ubiegłego
wieku
miasta do budowy koszar. Przeznaczono na ten
cel obszar ziemi na wzgórzu, naprzeciwko magazynu solnego.
Przez kilka kolejnych lat wybudowano z
cegły dwa budynki dla wojska, które ostatecznie połączono, oraz budynek w kształcie litery
L, dla dowództwa i mieszkania dla oficerów.
Budynek ten stanął naprzeciwko koszar i został połączony murowanym łukiem z domem
strażników, tworząc bramę wjazdową do magazynu i na plac koło niego. Plac koszar został
po jego granicach zabudowany dwoma stajniami. Od obecnej ulicy Solnej postawiono
z cegły mur, podobny wymurowano wzdłuż
dawnego magazynu solnego. Aby koszary
były w jednym miejscu część budynków była
najpierw wybudowana z drewna a dopiero
później w ich miejscu, budowano obiekty z
cegły. Maksymalnie w koszarach stacjonowało sześć szwadronów kawalerii (odpowiednik
kompani w piechocie), po około sto szabel
liczących.
Dowództwo pułku nabywało konie od okolicznych rolników, lecz – aby nadawały się do
służby w wojsku – musiały być odpowiednio
ułożone, podjęto decyzję o wybudowaniu ujeżdżalni pod dachem, która ostatecznie stanęła
przy drodze na Posokę, dziś ulica Zagórowska.
W 1902 roku w Koninie dla wyznawców prawosławia, głównie wojskowych i ich rodzin,
pobudowano i wyświęcono cerkiew. 13. Pułk
Kargopolski w koszarach pozostał do 1910
roku. Po nim do 1914 roku stacjonowały oddziały graniczne, mające tutaj bazę dla nieodległych posterunków w terenie.
Po wybuchu II wojny światowej koszary zasiedliły wojska Wehrmachtu i garnizon miejski,
które w styczniu 1945 roku, przed nadejściem
Rosjan, w pośpiechu opuścili. Pozostało jedynie kilku maruderów, którzy zginęli lub zostali
wzięci do niewoli. W koszarach przez krótki
czas stacjonowały wojska rosyjskie po powrocie z Niemiec. Pod koniec roku do Konina zostały skierowane dwie jednostki. Był to batalion
wojsk kolejowych, który w 1947 roku powrócił
do macierzystej jednostki we Wrześni, oraz drugi batalion budowy mostów, który kilka miesięcy później przeniesiono do Wołowa Śląskiego.
Koszary adaptowano na szkołę ćwiczeń i liceum
pedagogiczne oraz internat. Jednak w 1953 roku
ponownie do Konina powróciło wojsko, był to
17. batalion budowy lotnisk, który po 1956 roku
przeniesiono do Jarocina. Służbę wojskową w
tej jednostce w stopniu kaprala w 1954 roku zakończył Kazimierz Wiatrak, pochodzący z okolic Częstochowy, który zapoznał córkę państwa
Kościjańskich, mieszkających obok koszar,
i pozostał w Koninie na stałe. Razem z żoną i
dziećmi przez długie lata zajmował się ogrodnictwem. Z Wojskiem Polskim przez pewien czas
na terenie koszar przebywała niewielka grupa
wojskowych rosyjskich. W małym budynku od
strony stolarni przez okres pobytu wojska w koszarach była kantyna, w której pracowały panie
Janicka i Mazurowa, czasami była ona lepiej zaopatrzona niż sklep na heimacie. Była to ostatnia jednostka, która stacjonowała w konińskich
koszarach, od tego czasu budynki te służyły już
tylko szkolnictwu.
Marek Tylman

Podobne dokumenty