Internatka nr 8 Marzec 2016
Transkrypt
Internatka nr 8 Marzec 2016
Internat Zespołu Szkół Nr 23 we Wrocławiu „INTERNATKA” MARZEC 2016 WYDANIE NR 8 Spis treści Od redakcji Z życia internatu Pora na nigdy niekończące się wakacje :) - wywiad z Panią Alą Dzień Życzliwości Kulinarne potyczki Chłopska Szkoła Biznesu w internacie Przy wigilijnym stole Konkurs na świąteczny wystrój pokoju Zbiórka charytatywna Trochę kultury nie zaszkodzi Pomiędzy wierszami Galeria twórczości Martyny Kędzi Galeria twórczości Wiktorii Gajzler Galeria fotografii Sandry Bagińskiej Problemy współczesnej młodzieży Współczesne formy uzależnień młodzieży Po drugiej stronie lustra – anoreksja Młodzi wstydzą się rzeczy, których nie powinni Przeciw stereotypom Najlepsze felietony, artykuły, refleksje Przebudzić się, to znaczy żyć radośnie Czas na życie bez wyścigu. Slow Life Ucieczka z Alcatraz Następny przystanek: Wzgórze Partyzantów Święty Mikołaj nie istnieje Kara śmierci. Trochę historii Słowa, bogactwo, bieda? Żołnierze Niezłomni - dawni bohaterowie Co się dzieje Moje hobby: deskorolka Miejsca we Wrocławiu warte odwiedzenia Mindfulness oraz rebus 1 2 3 6 8 10 11 12 13 14 15 16 18 19 21 22 24 26 28 31 34 36 38 40 41 42 43 44 46 Od redakcji… Kiedyś słowo pisane było czymś niedostępnym. Obecnie dostępność do niego jest czasami zbyt duża. W momencie, kiedy naszym podstawowym narzędziem do komunikacji z innymi stają się internetowe komunikatory tekstowe. Narzędzie, które pozbawia bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, a co za tym idzie pozbawia nas – odbiorców komunikatu, aż 70% jego niewerbalnej treści. Taki okrojony z gestykulacji, mimiki twarzy, postawy ciała i tonu głosu „surowy” komunikat wędruje do drugiego człowieka, o czym czasami zdarza nam się zapominać. Zamiast emocji wysyłamy emotikonki. Skutkiem tej nowoczesnej technologii jest cofanie się do średniowiecza, ponieważ nie rozwijamy naszych zdolności logicznego argumentowania i dłuższego wypowiadania się zarówno słownie jak i na papierze. Coraz częściej można spotkać widok nastolatków siedzących obok siebie na ławce w parku i rozmawiających ze sobą przez Messengera itp. Nie potrafimy rozmawiać ze sobą. Na szczęście w tej globalnej wiosce znajdują się osoby, które przełamują ten schemat. Obiecującym jest, kiedy przy okazji składania gazetki słyszymy: „kiedy się nudzę piszę opowiadania”. Coraz częściej zdarzają się też osoby, które mają odwagę poprawić nas, kiedy w koleżeńskiej wymianie zdań popełnimy jakiś błąd. Są to osoby, które potrafią się odwrócić do tego „nowoczesnego średniowiecza” plecami i powiedzieć: „technologia jest tylko narzędziem, które ma mi pomóc w komunikacji z drugim człowiekiem, ale nigdy jej nie zastąpi” i tym samym dbają o piękno naszej polszczyzny. Nasza „Internatka” jest żywym dowodem na potwierdzenie tej tezy. Otóż znajdują się w niej teksty pisane przez nas dla nas – mieszkańców internatu i poruszają tematy, które aktualnie są na czasie. Zatem oddajemy w Wasze ręce kolejny, już ósmy numer naszej gazetki i życzymy miłej lektury. Redakcja 2 Z ŻYCIA INTERNATU Pora na nigdy niekończące się wakacje :) – wywiad z panią Alą - Od kiedy pracuje Pani w naszym internacie? - Jestem z wami od 2006 roku. W zasadzie mam już ponad 25 lat pracy za sobą. Poprzednio pracowałam w ZS nr 23, a później przeniosłam się do internatu. Pierwotnie technikum kolejowe, oraz internat były ze sobą ściśle powiązane. Do internatu byli przyjmowani tylko uczniowie w/w technikum. - Proszę opisać, jak wyglądał internat w tamtym czasie? Ile było pokoi, czy były takie pomieszczenia, które obecnie stały się bezużyteczne? - Wyglądał podobnie jak teraz, nie ma zasadniczych zmian. Jeszcze dawniej, jakieś 25 lat temu wyremontowano i zagospodarowano poddasze. Wcześniej nie było czwartego piętra, były tam tylko strychy. I dzięki temu, że przeprowadzono remont powstały nowe pomieszczenia, tzn. biblioteka (obecny pokój nr 58), świetlica oraz siedem pokoi. W każdym pokoju mieszkały po 3-4 osoby. Problem był z łazienkami, bo tych łazienek zawsze było za mało, a młodzieży zawsze było dużo. Nie było pomieszczeń bezużytecznych, każde lokum było należycie wykorzystane. Na parterze były dwie izolatki. Obecny pokój nr 17 i nr 26 były pokojami nauki własnej, a w pokoju nr 25 mieściła się kuchnia uczniowska. - Jak wyglądało życie młodzieży w internacie (czy królowała tylko nauka, czy czas poświęcano również na rozrywkę - zabawę)? - Myślę, że w internacie zawsze był czas na wszystko. A więc, był czas na naukę, był też czas na dyskoteki, które dosyć często były organizowane (przeważnie w czwartki), ale… jak był czas na naukę, to był to czas na rzetelną naukę. Jeszcze zanim ja tu przyszłam, jakiś rok wcześniej, to panie wychowawczynie miały swoich uczniów, którzy, jak już mówiłam, chodzili tylko do Technikum Kolejowego; każda z nich chodziła do szkoły, zaglądała do dziennika: jak się dzieciak sprawuje, czy chodzi na zajęcia, czy ma jakieś problemy z nauką, a jeżeli je miał, to faktycznie panie wychowawczynie organizowały różne lekcje dodatkowe, żeby te dzieci podciągnąć. Czy młodzież rozrabiała? No też rozrabiała, jak to mówią, był czas na wszystko, na naukę, na zabawę i na różne „hocki klocki” (śmiech). No wiesz, u nas, w internacie, nigdy nie było narkotyków, nie zdarzały się takie rzeczy… żeby ktoś tam za dużo…Za to, zresztą, młodzież miała karę. Jak któryś próbował alkoholu, czy nie wrócił na czas, no to miał jakieś dodatkowe zajęcia porządkowe. To nie była taka kara, jak teraz, że był relegowany z internatu, natomiast było jakieś sprzątanie, np.: sprzątanie chodnika przed internatem, usuwanie śniegu, zamiatanie podwórka itp. To były kary za wykroczenia, które czegoś uczyły i przestrzegały przed następnym złamaniem regulaminu. -Teraz jest większy rygor? - Myślę, że teraz uczniowie mają więcej przestrzeni, więcej luzu. Kiedyś wszystko było sprawnie zorganizowane. Młodzież pomagała w kuchni, miała dyżury na portierni… Jak tutaj przyszłam, to w recepcji pracowały starsze panie i jak któraś, przykładowo, złamała nogę, czy się rozchorowała, to wtedy uczniowie mieli dyżury w portierni. Pamiętam, że ktoś był kiedyś „oddelegowany” do kuchni. Tam często trzeba było pomóc, no i wychowawczynie, czy pani kierownik sporządzali listę doraźnych dyżurów. My byłyśmy z panią Ulą, jak to mówią,” dobre ciocie”. Dzieci przychodziły do nas, w zasadzie, więcej się zwierzały niż wychowawcom. Kiedyś bardziej się bano wychowawców. Trzeba było “chodzić” jak w zegarku, a teraz jest większy luz, tak mi się wydaje. - Jakie imprezy okolicznościowe organizowano? - Były spotkania wigilijne, otrzęsiny, często jakieś konkursy na ozdoby bożonarodzeniowe, wielkanocne, Pamiętam takie imprezy, jeszcze z początku (dawniej, dawniej), to się organizowało spotkanie listopadowe, czytano wiersze, wspomnienia. Ja też miałam czas i lubiłam się tym zajmować. Pamiętam, że np. przy otrzęsinach wychowawczynie przebierały się za pielęgniarki, pani kierownik za Wielkiego Brata. -Które, w Pani ocenie, święta internackie mogłyby być dalej kultywowane? 3 Z ŻYCIA INTERNATU Pora na nigdy niekończące się wakacje :) – wywiad z panią Alą c.d. - W mojej ocenie wszystkie, bo wtedy młodzież uczy się tego, że warto robić coś dobrego dla siebie i innych. - Czy pamięta Pani, jakieś spektakularne wydarzenie, typu pożar w naszym internacie? Czy zawsze można było czuć się bezpiecznie? - Nie było nigdy pożaru, czy jakiegoś innego zagrożenia. Bywało nieraz, że nas zalało, no ale nie z naszej przyczyny. Studzienki się zatykały, ale nie gdzieś tam na górze, tylko piwnicę nam zalewało. Czasami zdarzało się, że otworzył nam jakiś pijaczyna i zabłądził, usiadł na schodach i się kiwał, wtedy wzywano policję albo, co silniejsi chłopacy, odstawiali go na posterunek, ale innych rzeczy nie pamiętam. - Czy regulamin internatu zawsze budził kontrowersje? Myślę o godzinach nauki, ciszy nocnej? - Zawsze, zawsze. Wydaje mi się, że cisza nocna powinna obowiązywać po godzinie 22.00 i tak zawsze było. Cisza nocna obowiązywała nas nawet, gdy w internacie była organizowana jakaś impreza, bo zaraz nas monitorują mieszkańcy z przylegającego do internatu budynku i są, że tak powiem, różne cyrki. A jeżeli chodzi o godziny nauki? Regulaminy są po to, żeby je łamać, jak to niektórzy mówią, ale można też rozmawiać o tym z dyrekcją. - Czy przypomina sobie Pani pierwszy dzień pracy? - No tak, 10 lat temu byłam załamana; nie wiedziałam co mam robić; nie wiedziałam, które klucze, komu dać, jak i co? Do pracy przyszłam we wrześniu, było dużo nowych uczniów. Pani Ula zawsze mnie motywowała, mówiła: „dasz radę!”. No i faktycznie, dałam. - Co najbardziej się tutaj Pani podoba, a co – w Pani ocenie – powinno ulec zmianie? - Najbardziej podoba mi się atmosfera. Jest taka rodzinna! Może dlatego, że jest pani kierownik, która tak o nią dba. Ta atmosfera wszystkim się udziela. Panie w kuchni też są fajne, nie ma żadnych konfliktów. Co bym chciała zmienić? Nic. - Czy bywały w Pani pracy takie momenty, że miała Pani wszystkiego dosyć? - No też miałam czasami takie dni, np. gdy byłam chora i szłam do pracy, a w internacie trzeba było być od godziny 14.00 do 22.00, albo odwrotnie - od 6.00 do 14.00. Czasami miałam dosyć; czasami dzieci były też złośliwe, potrafiły nam takie kawały robić, że naprawdę w głowie się nie mieściło. Potrafiły nam klucze pozabierać, gdzieś tam powyrzucać. No różnie bywało. Czasami miałyśmy z Panią Ulą dosyć takich numerów. A staramy się, żeby nie było konfliktów między nami, a dzieciakami; a nie wszystkie dzieci nas lubią. Nie wpuścisz koleżanki – gościa o niedozwolonej godzinie i już jest zła na Ciebie. Kiedyś przyszła taka dziewczynka w niedzielę - a ja mówię “Nie ma odwiedzin”, potem przyszła w piątek i mówię “w piątki też nie ma wizyt” - no to już się pogniewała na mnie, bo jej nie wpuściłam z chłopakiem, a on chciał tylko jej plecak, czy torbę zanieść. No, ale są przepisy i trzeba się do nich dostosować. - Kim chciała Pani zostać w dzieciństwie? - Bardzo ładnie malowałam. Całe życie marzyłam, aby zostać plastykiem, albo dekoratorem, bo to lubiłam robić… Ale minęłam się z powołaniem i robię to, co robię. Skończyłam zawodówkę, a później Technikum Kolejowe, ale bardzo późno żeśmy je skończyły, bo skończyłyśmy je z Panią Wiesią – jakieś 10 lat temu. Też razem z panią Wiesią robiłyśmy maturę. Muszę przyznać, że byłyśmy z tego powodu bardzo dumne, bo w naszym wieku zdawać maturę… Miałam wtedy z 50 lat, ale satysfakcja była niesamowita. Chodziłyśmy z Panią Wiesią we wszystkie soboty i w niedziele do szkoły (od godziny 6 do 15), ale opłaciło się. Utarłam komuś nosa, sobie zrobiłam satysfakcję i córkę zmobilizowałam, że też ma zdawać maturę. Moja córka zrobiła maturę zaraz po mnie. - Czy praca w internacie wpłynęła na zmianę Pani poglądów, co do życia i zachowania młodzieży? --Wydaje mi się, że zawsze były takie same – nic się nie zmieniło w moich poglądach na młodzież. 4 Z ŻYCIA INTERNATU Pora na nigdy niekończące się wakacje :) – wywiad z panią Alą c.d. - Czy praca z młodzieżą sprawia pani satysfakcję? - Tak, nawet dużą, bo kiedy posadzę kogoś (z młodzieży) na portierni to czuje się bardzo ważny (śmiech). - Wydarzenia z przeszłości budzą w nas wspomnienia. Czy jest Pani sentymentalną osobą? - Na starość wszyscy robimy się sentymentalni. Lubimy wspominać, to co było, ale chyba większość ludzi jest sentymentalna. - Jeśli miałaby Pani opisać internat w trzech słowach, jak by one brzmiały? - Super placówka, w innych internatach, czy bursach we Wrocławiu nie ma takich obiadów – my tu mamy, w zasadzie, wszystko swoje, nie mamy nic obcego, nie mamy tutaj żadnego cateringu, jesteśmy, jak to mówią, samowystarczalni. - Doszły do nas słuchy, że w tym roku – 2016! – w lutym, odchodzi Pani na emeryturę. Czego najbardziej będzie Pani brakowało? - Tej młodzieży (śmiech), niektórych wychowawców i pracy... Pracy będzie mi brakowało... Wszystko się kiedyś kończy, jak to się mówi. Jest pora na pracę, jest pora na emeryturę i pora na nigdy niekończące się wakacje! To już mój czas… Na pewno Was będzie mi brakowało. I tej atmosfery. Czasami dzieje się dużo między nami, ale jest zawsze ok. Będę odchodzić, jak to mówią, ze łzami w oczach. Człowiek się przyzwyczaił. 10 lat w internacie, 15 lat w szkole, razem to ponad 25 lat. Rozczulam się. Wszystko kiedyś się kończy! Krzysztof Haszczuk 5 Z ŻYCIA INTERNATU Dzień Życzliwości 21 listopada we Wrocławiu po raz kolejny obchodzono Dzień Życzliwości. Ideą akcji było hasło: "Jednego dnia przypominamy o tym, że warto być życzliwym przez cały rok. ". Mieszkańcy naszego internatu przygotowania do tego święta zaczęli miesiąc wcześniej, by 19 listopada (czwartek) wszystko było dopięte na ostatni guzik. Motywacyjnymi cytatami obkleiliśmy schody. Na drzwi od pokoi doczepiliśmy hasztagi (m.in. "#życzliwiżyjądłużej", "#życzliwinacodzień"). Przy wyjściu powiesiliśmy baner (ciekawostka: robiliśmy to po północy). W widocznych dla wszystkich miejscach przywiesiliśmy plakaty. Zdobyliśmy gadżety od Urzędu Miasta. Kupiliśmy batoniki. Poprosiliśmy panie kucharki o upieczenie szarlotki. Przykleiliśmy cytaty do talerzyków, na które nakładaliśmy ciasto. Po wszystkim możemy stwierdzić, że watro było zaangażować się w obchody Dnia Życzliwości w 100%. O godzinie 17:00 rozpoczęliśmy wieczór gier planszowych, który cieszył się dużym zainteresowaniem. Jenga, Eurobusines, Monopoly, Ponad Słowami, Scrablle, Poker, Wygibajtus to planszówki, w które grano najchętniej. Każdy zwycięzca mógł wylosować nagrodę za pokonanie przewodników. (Wszystkim wygranym raz jeszcze gratulujemy!). Rozgrywki trwały ponad 1,5 h. Po kolacji i ciepłym prysznicu, ponad trzydzieści osób zebrało się w świetlicy, by uczestniczyć w dyskusji. Na początku obejrzeliśmy krótki materiał filmowy, posłuchaliśmy piosenki pt. "Dziwny jest ten świat" Czesława Niemena, a następnie zaczęliśmy rozmowę na temat tzw. hejtu. Wyjaśniliśmy siebie, jaka jest różnica między konstruktywną krytyką a hejtem oraz uznaliśmy, że najlepszą postawą wobec hejtu jest ignorowanie złośliwych komentarzy. Na zakończenie rozpoczęliśmy "grę niespodziankę" - po świetlicy krążyły kartki z imionami, na których każdy o każdym z obecnych napisał coś miłego - oraz poczęstowaliśmy się przepyszną szarlotką. Wraz z końcem dnia teoretycznie zakończyliśmy świętować Dzień Życzliwości, natomiast praktycznie obchodzimy go nadal - codziennie, aż do końca naszego pobytu w internacie. P.S. Pamiętaj, że to Ty decydujesz, jaki będzie dzisiejszy dzień! (:) Karolina Wakczak 6 Z ŻYCIA INTERNATU Dzień życzliwości - zdjęcia 7 Z ŻYCIA INTERNATU Kulinarne potyczki Osoby, które zostały w internacie 11 listopada lub 6 stycznia br., wiedzą, że na stołówkowych stołach w tych dniach pojawiło się wiele pyszności, których na co dzień w jadłospisie nie widujemy. Pierogi ruskie, ciasta, rogaliki, hot-dogi w cieście, krokiety... Chcąc, nie chcąc lodówka, bądź piekarnik niczego gotowego nie wypluje. Ktoś musiał to wszystko przygotować, wyrobić, rozwałkować, pokroić, posklejać, doprawić, wymieszać, ugotować, upiec, podsmażyć, wyłożyć na talerze. Przyszła Ci do głowy myśl „Kto?”. Nawet jeśli nie wiesz, to bez obaw – za moment poznasz odpowiedź. Za wszystkie potrawy przygotowane jedenastego listopada oraz szóstego stycznia należą się gorące brawa dla naszej niezastąpionej, wspaniałej, internackiej kucharki – Pani Marysi. Chociaż, jak często sama podkreśla, nie zdołałaby zrobić tego wszystkiego, gdyby nie jej pomocnicy... W Dzień Niepodległości zeszłam na śniadanie, jak każdego innego dnia. Nie spodziewałam się tego, kogo zobaczę w roli osoby wydającej posiłki. Kacper (jeden z pierwszoklasistów, który zyskał pseudonim: Wnuk Pani Marysi) w kuchennym fartuchu uśmiechnął się promiennie i powiedział - jak gdyby nigdy nic -„Cześć”. To on zdradził mi, co dzieje się w kuchni. Po skończonym śniadaniu, czym prędzej do niej pognałam. Jola i Gosia u boku Pani Marysi były zajęte formowaniem ciasta. Podciągnęłam rękawy; akcję pt. „Lepienie pierogów” czas zacząć. Mijały minuty, a w kuchni robiło się coraz tłoczniej. Maciek, Ola, Natalia, Przemek, Patrycja, Kasia i Krzysiek też zdecydowali się pomóc. Mąka była dosłownie wszędzie, ale podczas pracy nie zwracaliśmy na to uwagi. Nikt nie przypuszczał, że dzięki rozmowie czas przyspieszy, a lepienie pierogów będzie przyjemniejsze, niż kiedykolwiek. I pomyśleć, że niektórzy po raz pierwszy mieli w dłoniach surowe ciasto. Około 900 sztuk. Tyle pierogów ruskich udało nam się zrobić. Niedługo musieliśmy czekać, aż zostaną zjedzone... Jak wiecie, bądź nie wiecie, 5 stycznia zorganizowaliśmy Noc Filmową. Na zegarach dochodziła 3:00, gdy skończyliśmy oglądać filmy pt. „Więzień labiryntu: Próby ognia” oraz „Interstellar”. Idealna pora, by pójść do kuchni, prawda? Poszliśmy. Krzysiek, Marek i Przemek byli moimi towarzyszami. W końcu nie mogliśmy zostawić Pani Marysi samej, wiedząc iż 6 stycznia jest dniem wolnym od szkoły, dzięki czemu zdążymy się wyspać. Myśleliśmy, że nasza praca skończy się na przygotowaniu jednej potrawy, lecz kiedy Pani Marysia powiedziała, ile smakołyków dla nas zaplanowała, nie kryliśmy zdumienia. Zaczęliśmy przygotowywać ciasto na naleśniki, hot-dogi i rogaliki. Na tym się nie skończyło. Trzeba było ciasto drożdżowe ugnieść, rozwałkować, pokroić, nałożyć na nie powidła, uformować i czekać, aż piec się nagrzeje. Doczekaliśmy zmiany wychowawców. Pani kierownik zobaczyła nas pracujących o 6:00 nad ranem. Wróciliśmy do pokoi jakieś 30-40 minut później. Owocnie zaczął się ten dzień. Odsypiałam, kiedy inni pomocnicy (jak się później dowiedziałam) przyszli do kuchni. Maciek i Gosia przygotowali pyszne krokiety, których mogłabym zjeść setkę, a Wojtek dzielnie i wytrwale kroił mięso, mieszał sos oraz zawijał naleśniki. Brawa dla nich! Wspomniane dwa dni były wspaniałe i zdecydowanie wyróżniają się na tle rutyny, którą się otaczamy. Nigdy się nie powtórzą, ale i nie wyfruną z pamięci. Jedyne co mogę tu jeszcze napisać, to to, iż zachęcam do zaangażowania się w pomoc w kuchni. Jest w niej niewiarygodnie sympatycznie, pogodnie, szczerze i zabawnie. Polecam. Karolina Walczak 8 Z ŻYCIA INTERNATU Kulinarne potyczki - zdjęcia 9 Z ŻYCIA INTERNATU Chłopska Szkoła Biznesu w internacie Po raz pierwszy w naszym internacie zagraliśmy w „Chłopską Szkołę Biznesu”. Jest to gra ekonomiczna wydana przez MIK (Małopolski Instytut Kultury w Krakowie ). Uczy ona jak zarządzać pieniędzmi, towarem oraz wolnym czasem. Z pozoru bardzo chaotyczna i trudna do opanowania, ale to tylko pozory. Na zajęcia prowadzone przez Ewę Grobelną oraz Agatę Chwiszczuk zgłosiło się 13 osób. Zabawa odbywała się w świetlicy na 4 piętrze. Z zapałem rywalizowaliśmy ze sobą przez 45 min. Po ciele spływał pot zwycięzców i łzy przegranych. Wszyscy jednogłośnie zdecydowali, że gra ich porwała i chcą więcej takich sposobów spędzania wolnego czasu w internacie. Będzie możliwość zorganizowania części II, jeśli tylko zgłosi się minimum 12 osób. Jeśli jesteś zainteresowany/a/, więcej informacji znajdziesz na stronie: csb.mik.krakow.pl/opisgry/ Franek Grobelny 10 Z ŻYCIA INTERNATU Przy wigilijnym stole W czwartek, 17 grudnia 2015 roku w naszym internacie odbyła się Wigilia. To wydarzenie, które w placówce posiada niezwykle bogatą tradycję, umożliwiło wspólne spotkanie zarówno wszystkich członków internatu, jak i kadry pedagogicznej. Na początku Pani kierownik przedstawiła program wspólnego wieczoru, po czym wspólnie powitaliśmy Panią dyrektor, która poza swoją obecnością uświetniła ten wieczór pięknym wystąpieniem, w którym skierowała do nas wszystkich życzenia. Pani kierownik również życzyła nam Wesołych Świąt i wszystkiego dobrego. Po tej chwili refleksji nadszedł czas na rozstrzygnięcie świątecznych konkursów. Wychowawczyni pani Adrianna Błaszczyk, która jest opiekunem Samorządu Internatu, oraz Przemek Świderski – który reprezentował nasz Samorząd – wspólnie wręczyli nagrody za najładniej ozdobiony świątecznie pokój. Po tych krótkich ogłoszeniach, na zakończenie części oficjalnej, Wiktoria Gajzler i Kamila Rezner zaprezentowały swój talent, wykonując utwór „All I want for christmas”. Następnie rozpoczęła się druga część Wigilii, czyli przygotowana przez nasze panie z kuchni kolacja, na której nie zabrakło świątecznych potraw, które oczywiście były wyśmienite:) Jakub Dworzański 11 Z ŻYCIA INTERNATU Konkurs na świąteczny wystrój pokoju Samorząd Uczniowski pragnie serdecznie podziękować za duże zainteresowanie, jakim cieszył się konkurs na świąteczny wystrój pokoju. W konkursie udział wzięło 12 pokoi (10 pokoi dziewcząt i 2 pokoje chłopców), łącznie 38 osób. Nagrodą dla pokoi, które uplasowały się na podium były bony podarunkowe i słodki poczęstunek. Z kolei wyróżnienia nagrodzono zestawem słodyczy, a dla pozostałych uczestników przewidziano słodki poczęstunek. Nagrody przyznawała komisja w składzie: opiekun SU – pani Adrianna Błaszczyk oraz przedstawiciele SU: Ola Lange, Maciej Jakobina, Przemysław Świderski, a wystrój pokojów uwieczniła aparatem Sandra Bagińska. Poniżej prezentujemy wyniki obrad komisji. Za udział w konkursie dziękujemy: p. 55 (Angelika, Oliwia, Karolina) p.54 (Paulina, Patrycja) p.46 (Ola, Agata, Klaudia) p.43 (Wiktoria, Jagoda, Wiktoria) p.40 (Julia, Basia, Ola) p.29b (Kaja, Patrycja, Karolina, Kasia) Wyróżnione zostały: p.58 (Klaudia, Ola, Natalia) p.43b (Martyna, Magda, Zuzia) Miejsca na podium: III m-ce ex aequo p.36 (Wojtek, Łukasz, Krzysiu) p.43b (Martyna, Magda, Zuzia) II m-ce p.42 (Ola, Dorota, Laura, Agata) I m-ce p.47 (Ula, Magda, Ada, Ania) Opracowanie: Przemek Świderski 12 Z ŻYCIA INTERNATU Zbiórka charytatywna Jak wiadomo - a może niektórzy z Was nie wiedzą - w październiku powstał nasz internacki wolontariat. Co tydzień spotykamy się z Panią Kierownik i planujemy działania, które mają na celu niesienie pomocy mieszkańcom naszego osiedla. Wielu z nich boryka się z biedą, brakiem wsparcia i chorobami, które utrudniają im codzienne życie. Ostatnio wolontariusze, w naszej stołówce, wystawili kartony, do których każdy wrzucał to, co mógł. I tak, w pudle znalazły się: cukier, mąka, sól, ryż, herbata, płatki śniadaniowe, słodycze oraz wiele innych artykułów potrzebnych do codziennego funkcjonowania gospodarstwa domowego. Zawartość, a nazbierało się tego kilka kartonów, trafiła do wielodzietnej rodziny, która znalazła się w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Przynajmniej tak mogliśmy im pomóc:) Jeśli tylko chcecie - możecie do nas dołączyć. Wspólnie możemy zdziałać jeszcze więcej! Zapraszamy na spotkania wolontariatu – więcej informacji u Pani Kierownik. Krzysztof Haszczuk 13 TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI Pomiędzy wierszami… Poezja autorstwa Bartosza Dulskiego Spotkanie Zanim mnie zobaczysz Chcę byś powiedziała Gdzie pierwsze nasze spojrzenie się zdarzy Które już zawsze będziesz pamiętała Jak Cię rozpoznam? Ludzkie spojrzenia, Każdy błądzi, szuka krótkiego zdarzenia Każdy chwile chce ziścić wyśnione By móc się zakochać i sny mieć spełnione *** Stropy wciąż te same Ta sama samotność i cisza Uczucia nienazwane Spokoju zawodność Nie zbliża Nas do siebie. Po co się trudzę? Szara pustka wewnątrz Nikt inny nie wie? Wierzę, że kiedyś się przebudzę i wyjdę na zewnątrz poszukać siebie *** Kwiaty róż powiewają na samotnej drodze Zachód słońca przy dźwiękach pianina Bordowe płatki światkami samotnego cierpienia Zapomnianego przez tych, co w przód podążają srodze Na białym stole samotny kielich gorzkiego wina Nie wrócisz. Już Cię Tam nie ma. Więc idź śmiało w przód, odkryj nowe pejzaże Niech los maluje czernią i bielą Niech smutki i z przeszłości wojaże Twej wędrówki ku świcie nie dzielą 4 14 TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI Galeria twórczości Martyny Kędzi 15 TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI Galeria rysunku Wiktorii Gajzler 16 TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI Galeria rysunku Wiktorii Gajzler c.d. 17 TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI Galeria fotografii Sandry Bagińskiej 18 PROBLEMY WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY Współczesne formy uzależnień młodzieży Postęp technologiczny i charakter cywilizacji XXI w., która z jednej strony naraża nas na niekontrolowany stres, nudę i pustkę, a z drugiej wzmacnia dążenia do natychmiastowej gratyfikacji potrzeb, doprowadziły w konsekwencji do pojawienia się niespotykanych dotąd uzależnień. Nowe uzależnienia to uzależnienia nie od substancji, a uzależnienia behawioralne. Poniżej prezentujemy niektóre z nich: 1.Ortoreksja - forma zaburzenia psychicznego podobnego do anoreksji. Jego skutkiem jest przyjęcie ideologii „jedynie słusznego jedzenia”. Patologiczna obsesja na punkcie spożywania zdrowej żywności. Osoby dotknięte ortoreksją unikają spożywania określonych pokarmów, czasami również określonych sposobów obróbki żywności, ponieważ uważają, że są one szkodliwe dla zdrowia. Cechy charakteryzujące ortorektyków: •koncentracja na wszystkim, co jest związane z przygotowywaniem, przechowywaniem i konsumowaniem żywności, •stopniowe eliminowanie z diety kolejnych produktów, uznawanych za szkodliwe, •odstępstwo od ustalonych zasad prowadzi do pojawienia się poczucia winy i lęku, •ze względu na pojawiające się trendy i presję społeczną osoba dotknięta zaburzeniem nie zdaje sobie sprawy ze skali problemu. 2.Bigoreksja – dysmorfia mięśniowa, zaburzenie psychiczne polegające na subiektywnym niedostatku estetyki własnego ciała pod postacią uczucia posiadania niewystarczającej masy mięśniowej. Swój początek bierze pod koniec okresu dojrzewania, często dotykając osoby wcześniej rzeczywiście wątłe, mające problemy z funkcjonowaniem w grupie rówieśniczej lub zaburzone relacje z bliskimi (np. rodzicami). Może współistnieć z zaburzeniami depresyjnymi. Kryteria rozpoznania według H. Pope •zaabsorbowanie uporczywą myślą, że ciało nie jest wystarczająco umięśnione, spędzanie wielu godzin w siłowni i stosowanie wymagających diet, •nadmierne zaabsorbowanie budową własnego ciała, •częsta ocena wizualna własnych mięśni w lustrze, sprawdzanie obwodów mięśni wszystkich partii ciała, •podporządkowywanie rozkładu zajęć treningom i rezygnacja z zajęć mogących skrócić trening, •kontynuowanie treningów i diety nawet w sytuacji gdy pogarszają one samopoczucie, bądź stanowią zagrożenie dla zdrowia, •unikanie sytuacji mogących prowadzić do pokazania własnego ciała. 3. Fonoholizm – nadmierne i szkodliwe korzystanie z telefonu komórkowego. Telefon dla młodych ludzi to narzędzie służące utrzymywaniu kontaktów towarzyskich, narzędzie dostępu do informacji oraz źródło rozrywki. Nomofobia – paniczny strach przed brakiem dostępu do telefonu. 19 PROBLEMY WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY Współczesne formy uzależnień młodzieży c.d. 4. Siecioholizm, netoholizm, netopatia Zespół uzależnienia od Internetu (ZUI, uzależnienie od Internetu; ang. Internet Addiction Disorder, IAD) syndrom uzależnienia się użytkownika Internetu od wielogodzinnego obcowania w tym środowisku. Uzależnienie od portali społecznościowych FOMO – Fear of Missing Out FOMO – „boję się, że coś mnie ominie”, uzależnienie od portali społecznościowych oraz od informacji na nich umieszczanych. 5. Socjomania internetowa – jest to uzależnienie od internetowych kontaktów społecznych. Opracowała: Marta Pilarska Bibliografia C. Guerreschi, Nowe uzależnienia, Wyd. SALWATOR, Kraków 2006. B.Kosek-Nita, UZALEŻNIENIE od komputera i jego następstwa ,Wychowanie na co Dzień, 2006 nr 3. A. Andrzejewska, Ryzyko uzależnień dzieci i młodzieży od mediów cyfrowych, [w:] CYBERŚWIAT - możliwości i zagrożenia red. nauk. J. Bednarek, A. Andrzejewska, Wydawnictwo Akademickie "Żak", Warszwa 2009. 20 PROBLEMY WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY Po drugiej stronie lustra – anoreksja Anoreksja, czyli jadłowstręt psychiczny, określana jest mianem "choroby duszy, a nie ciała" i jest jedną z najpopularniejszych współczesnych chorób. Charakteryzuje się zaburzeniami odżywiania i obrazu własnego ciała. Anoreksja najczęściej dotyka nastolatki między 14 a 18 rokiem życia. Choroba zaczyna się niewinnie. Zazwyczaj młode dziewczyny po prostu chcą się odchudzać, zaczynają ćwiczyć, liczyć kalorie. W pewnym momencie choroba zaczyna przybierać coraz bardziej niebezpieczną postać. Osoba nią dotknięta zaczyna coraz mniej jeść, coraz więcej ćwiczyć. Ukrywa jedzenie, wyrzuca, obsesyjnie się waży i mierzy. W tym też czasie następuje fizyczne wyniszczenie organizmu, które często pozostawia nieodwracalne zmiany. Dlaczego nastolatki chorują na anoreksję? Obok podłoża psychicznego, czy biochemicznego wymienia się także niską samoocenę i niskie poczucie własnej wartości, lęk przed dorosłością i dojrzewaniem, depresję. Jak rozpoznać anoreksję ? Osoby, chore na anoreksję stają się coraz bardziej zamknięte w sobie. Mniej czasu spędzają, wychodząc gdzieś z przyjaciółmi (nie pójdą przecież z nimi na frytki, czy na lody!) Stają się często jeszcze bardziej ambitne (co nierzadko dotyczy również nauki) oraz skrupulatne (wiele z nich prowadzi codzienne zapisy i wykresy dotyczące aktualnej wagi). Ich czynności poznawcze dotyczące wizerunku własnego ciała są zaburzone – wydają się sobie grube, choć w ich ciele widoczne są żebra i kości. Leczenie anoreksji Anoreksja wyniszcza zarówno ciało, jak i psychikę chorego. Wycieńczony organizm nie ma już siły dłużej walczyć, dlatego w tym momencie konieczna jest pomoc rodziny, lekarza, psychologa. Samoocena anorektyka jest tak bardzo zaburzana, że niekiedy (w skrajnych przypadkach) nie da się jej już całkowicie odbudować. Anorektykom towarzyszą stany depresyjne i wahania nastroju. Jednak najpoważniejszym i wcale nierzadkim skutkiem anoreksji jest śmierć (nieleczona anoreksja prowadzi do śmierci w około 10 proc. przypadków). Katarzyna Wróbel 21 PROBLEMY WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY Młodzi wstydzą się rzeczy, których nie powinni Wiele elementów współczesnego życia młodych ludzi jest odbieranych negatywnie przez starsze pokolenia. Są to zwykle nowe przyzwyczajenia, inne poglądy na życie, charakterystyczne działania, które jeszcze parę lat temu wydawałyby się niedopuszczalne. Obecne życie dorastających ludzi znacznie się różni od życia ich rodziców, czy dziadków. Chociażby ze względu na rozwój cywilizacyjny, możliwości edukacyjne i inny rynek pracy. Nie jest to jednak przeszkodą, by edukacja oraz surowa ocena młodych pokoleń w pewnych kwestiach pozostawała niezmienna. Jest to powód, dla którego wciąż młodzi wstydzą się rzeczy, których nie powinni, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak ma to miejsce. Kultura człowieka od wieków ma bardzo restrykcyjne podejście do seksualności niezależnie od czasów, czy położenia geograficznego. Każda próba zmiany ingerującej w tę kwestię, zawsze była odbierana negatywnie przez większość "starszyzny". Mówię tutaj również o sprawach, które obecnie wydają się śmieszne. Przecież kiedyś niedopuszczalnym było małżeństwo z miłości, a co dopiero odkrywanie kobiecych kolan podczas spaceru po plaży. Wszystko co dotyczyło ciała i bliskości, a nieobowiązujące w ówczesnej kulturze było negowane, a zachowania odbiegające od niej często były tragiczne w skutkach. Mimo to świat zmieniał się, i choć był to jeden z elementów akceptowanych jako ostatni w kolejnych ewaluacjach cywilizacji, zmiany te miały pozytywny wpływ na rozwój człowieka. Obecnie borykamy się również z taką falą sprzeciwu, tym razem słyszymy o problemie przedwczesnego współżycia. Tylko, czy aby na pewno jest to problem? Czy może współcześnie stosunki seksualne wśród młodych ludzi są bardziej odpowiedzialne i odpowiednie, niż kiedykolwiek wcześniej? Na początku takich rozważań warto spojrzeć na człowieka z czysto naukowego punktu widzenia. Popęd seksualny warunkują hormony (u kobiet są to głównie estrogeny, a u mężczyzn androgeny). Wydzielanie tych hormonów w większej ilości rozpoczyna się w okresie dojrzewania, kiedy to organizm powoli staje się dojrzały płciowo i gotowy do rozrodu. Niezależnie jak bardzo bronilibyśmy się przed przyjęciem tego faktu, to właśnie między innymi te hormony oraz budowa ciała ludzkiego (np. zlokalizowanie odpowiednich nerwów) powodują, że niewymuszony stosunek płciowy jest dla człowieka (i wielu innych zwierząt, choć nie wszystkich) bardzo przyjemny. Stanowi to przystosowanie ewolucyjne, a sam popęd i przyjemność z odbywania stosunku płciowego świadczą o zdrowiu człowieka. W naszych ciałach jest też narząd dokrewny - szyszynka, której aktywność spowalnia dojrzewanie płciowe. Wydzielanie hormonów przez ten narząd jest hamowane przez światło. Od czasu kiedy elektryczność dla ludzi stała się codziennością, "dzień" stał się sztucznie przedłużony, cykl dobowy został więc częściowo zaburzony. Pozwala to wnioskować, że rozwój cywilizacji pośrednio przyczynia się do obniżenia wieku dojrzałości płciowej, więc i do wcześniejszego wieku odczuwania popędu płciowego. Jeszcze nie tak dawno wiek 18 czy 20 lat (czasem nawet wcześniej) był całkowicie normalnym wiekiem zawierania małżeństwa. Młodzi ludzie, którzy decydowali się na taki krok dziesięć, dwadzieścia czy czterdzieści lat temu nie byli odmieńcami, mimo że małżeństwo determinowało dla nich rozpoczęcie życia seksualnego. Mieli oni dokładnie takie same potrzeby jak ci, żyjący obecnie. Współczesne realia kulturowe i gospodarcze pozwalają na planowanie rodziny dopiero po ukończeniu wyższej lub zawodowej edukacji, a najlepiej wtedy jak ma się "w ręku" pewną pracę. Dlatego późne związki i długie poświęcenie się nauce jest preferowane, zarówno przez młodych, jak i ich rodziców. Zegar biologiczny jednak tyka, a samo "chciejstwo" nie jest w stanie go zatrzymać. Mimo prób, bardzo ciężkim, wydaje się, przesunięcie okresu odczuwania największego popędu na później. Bez wątpienia jest to przyczyna szerokiego rozpowszechnienia antykoncepcji oraz konsumowania niesformalizowanych związków. Dlaczego więc słyszymy o problemie "przedwczesnego współżycia"? Wiek inicjacji seksualnej ,prawdę mówiąc, nie zmienił się znacznie, zwłaszcza, że kiedyś wiele małżeństw było spowodowanych niechcianą ciążą. 22 PROBLEMY WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY Geocaching. Bądź się razem z nami Młodzi wstydzą rzeczy, których nie powinni c.d. Obecna edukacja seksualna w szkołach jest bardzo podzielona. Istnieją placówki, gdzie młodzież może rozwiać swoje wątpliwości w wielu kwestiach, a postawa nauczyciela jest wspierająca, potrafiąca zrozumieć bardzo wiele. Są jednak też szkoły, gdzie np. wciąż mówi się więcej o szkodliwości antykoncepcji, niż jej dobrych aspektach lub gdzie uczniowie dowiadują się że masturbacja, czy współżycie przedmałżeńskie to choroby psychiczne albo dewiacje. Wciąż w wielu szkołach przedmiotu zwanego wychowaniem do życia w rodzinie uczą księża lub siostry zakonne. Istnieją książki do WDŻ-tu gdzie można przeczytać, że dziecko wychowywane przez jednego rodzica, nie ma szans na normalny rozwój. Wiele informacji przekazywanych na tych lekcjach, może mieć bardzo negatywny wpływ na rozwój młodego człowieka (zwłaszcza późnej w podstawówce i gimnazjum). Takie treści wprowadzają młodego człowieka w poczucie nieuzasadnionego wstydu, blokują w nim chęć szukania potrzebnej wiedzy lub pomocy. Bardzo restrykcyjne poglądy nauczyciela budują takie (lub radykalnie inne) poglądy w uczniach, rzadko kiedy doprowadzają one młodzież do dobrych wniosków. Ważne jest, aby na lekcjach poruszane były tematy współczesne, te które nurtują młodych ludzi i zapobiegają problemom w przyszłości. Na szczęście niektóre negatywne skutki zmian kulturowych powoli znikają. Coraz rzadziej ciężarne dziewczyny są porzucane przez swoich partnerów seksualnych, a otoczenie tylko czasami je piętnuje, zrzucając jedynie na nie całą winę. To dobry krok, ponieważ odpowiedzialność powinna być równa po obu stronach. To też przyczyniło się do tego, że niechciane z początku dzieci powoli przestają być piętnem młodej, "puszczalskiej" dziewczyny, która do końca życia będzie krytykowana przez rodziców, na których utrzymaniu żyje. Mężczyźni, czując się odpowiedzialni, walczą o dobro rodziny lub nie chcą wymigać się od płacenia godziwych alimentów. Coraz częściej też decyzja o inicjacji seksualnej jest podejmowana świadomie, po rozważeniu sprawy przez dwoje kochających się ludzi, bez pośpiechu, często po wizycie u lekarza, doborze odpowiedniej antykoncepcji. Stosunki przedmałżeńskie wcale nie są mniej przemyślane, niż te u par sformalizowanych, nawet jeśli mają miejsce u ludzi bardzo młodych. Właściwa edukacja w szkołach i szeroki dostęp do wiedzy w tym zakresie (np. w książkach, czy w Internecie) pozwolił na dostosowanie swoich oczekiwań wobec partnera, czy partnerki do realiów, co powoli zmniejsza wpływ pornografii na wiedzę młodych ludzi o seksualności. Oczywistym jest, że każdy człowiek ma swój system wartości oraz poglądy na życie. Obecnie jest bardzo wiele osób młodych które planują rozpocząć życie seksualne po zakończeniu edukacji i zawarciu związku małżeńskiego. Nie ma w tym nic złego. Jednak, czy wcześniejsza inicjacja seksualna jest zła? Czy surowa ocena młodych ludzi, którzy chcą zaspokoić swój popęd seksualny jest odpowiednia? Uważam, że problem jest rozdmuchiwany, a odpowiednia edukacja seksualna młodzieży i wspierająca postawa rodziców powinna zaradzić wszystkim negatywnym skutkom tego procederu, którego też nie nazwałabym "problemem przedwczesnego współżycia". Zuzia Gołębska 23 PROBLEMY WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY Przeciw stereotypom "Zastanawia mnie, jakie byłyby moje uczucia, gdyby się nie pojawiła – moja druga połówka; mój skarb, poprawiający mi humor przy każdej złej chwili... Słońce, dbające o mnie bardziej, niż ktokolwiek inny; troszczące się. Dla mojego szczęścia jestem w stanie zrobić wszystko... Moje przemyślenia przerwało ciche, nieśmiałe pukanie do drzwi, odgłos ten rozległ się echem po całym moim mieszkaniu, te było dosyć spore. Podnoszę się z kanapy. To pewnie Alex. Już nie mogę się doczekać, aż zaserwuję nam moje popisowe danie, zapiekankę... co prawda nic wielkiego, ale dzięki temu zobaczę uśmiech na tej pięknej twarzyczce. Kocham wzrok tych rozpromienionych oczek na mojej skórze. Gdy drzwi się otworzyły, zaczynam witać mój skarb, ściskając mocno; przyjmuję masę buziaków, wysłanych w moją stronę. Uznając, iż każdy może być dżentelmenem, pomagam zdjąć płaszcz, po czym wieszam go z gracją - na nieco za wysokim dla nas obu - wieszaku, wspomagając się stawaniem na palcach. Z tyłu słyszę cichy śmiech. Domyślam się, jak komicznie musiało to wyglądać. Moszcząc się na kanapie, padła propozycja obiadu. -Co powiesz kociaku na... zapiekankę? - pytam, sunę piórkiem, które widocznie musiało wypaść z poduszki, po nosku Alex.- Bardzo, bardzo chętnie, ale możesz, Taylor, czasem zachować odrobinę powagi - słucham uważnie, szczerząc się i kiwając głową. Moja pociągnięta gwałtownie ręka, podnosi z kanapy całe ciało. Daję się bezwładnie prowadzić do kuchni, zastanawiam się skąd w tym ciałku tyle siły... Przy oknie padliśmy sobie w objęcia z takim impetem, że nieopodal stojąca szklanka z wodą zadrżała w niepokoju, dając nam do zrozumienia, że należy się pohamować. - A po obiadku zabieram Cię do parku. Dziś pierwszy tak ciepły dzień od miesiąca, uczcimy to! - słyszę delikatny szept. Zapowiada się kolejny cudowny dzień." Wszyscy mamy prawo, by przeżywać piękne chwile; wszyscy cierpimy, kochamy, czasem jesteśmy smutni. Tak samo funkcjonujemy; żyjemy w tym samym okrutnym świecie. Ten świat wywyższa jednych, gardząc drugimi; drugich traktując, jak popychadło, Jednym przytrafia się cudowna miłość, jak ta opisana powyżej; rodzice tulą, gratulując; znajomi nie szczędzą uznania. Inni właśnie za taką miłość są skazani na drwiny i złe spojrzenia, czasem nawet omija się ich, przechodząc na drugą stronę ulicy... a to przecież może być historia równie piękna, jak tej pary opisywanej przeze mnie kilka linijek wyżej... Wszystko przez stereotyp. Czemu Taylor i Alex nie miałyby być kobietami? Nie są to wyłącznie męskie imiona, Taylor Swift, Alex Parks - piękne kobiety, nikt nie zabroni im nosić tego imienia. Na przykładzie wielu znanych i mniej znanych osób można dowieść, iż każda miłość jest tak samo wartościowa, każdą należy szanować lub choćby zostawić w spokoju, nie wtrącając się, by płynęła własnym tokiem. Związek Angeliny Jolie i Brada Pitta miałby być mniej wartościowy od miłości Sira Eltona Johna z Davidem Furnishem? Jeśli się nie toleruje osób spoza przyjętej heteronormy, zamiast tępić należy poczekać, aż sprawy potoczą się własnym torem. Osoby te mogą żyć bardzo szczęśliwie, a jeżeli się stanie tak jak wielu myśli, jeśli się sparzą, sami wyniosą z tego naukę. 24 PROBLEMY WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY Przeciw stereotypom c.d. Skąd się bierze stereotyp? Wszędzie zdarzają się jednostki wybitne... na przykład wybitnie ordynarne, starające się wybić spoza tłumu w złym tego zdania znaczeniu; wybitnie głupie, robiąc wiele rzeczy zanim pomyślą, wtedy słyszy się o nich w mediach. Media mają to do siebie, że lubią pokazywać nieszczęścia, złe wypadki, skandale; sprawy pozytywne są znacznie mniej głośne. Ludzie na podstawie owych złych, zasłyszanych zdarzeń, zaczynają nieprzychylnie patrzeć na całą grupę, z której wywodzi się ten nieudany człowiek. Mówiąc źle o ludziach homoseksualnych przez to, że była para mężczyzn gwałcąca zaadoptowane dziecko; możemy również powiedzieć źle o ludziach, jako całym gatunku. Ile razy się słyszało o HETEROSEKSUALNYM mężczyźnie, porywającym małe dziewczynki by się "pobawić"? Idąc tym tropem, możemy bruździć na wszystkich księży przez to, że jeden z nich przespał się z siostrą zakonną, czy o wszystkich matkach, bo jedna była tak bezmyślna, by wyrzucić swoje maleństwo do śmietnika, gdzie prawie nie zmarło. To wszystko takie niesprawiedliwe, bo wszyscy wiemy, że choć była ta nieudana matka, zły ksiądz, czy choćby wredna babcia w tramwaju, to i babcie, i księża, i homoseksualiści, i matki, i mężczyźni, i ... ludzie są dobrzy, tylko trzeba to dobro chcieć i umieć dostrzec. (nazwisko autora do wiadomości redakcji) 25 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Przebudzić się, to znaczy żyć radośnie Przebudzenie to duchowość. Ludzie najczęściej śpią, nie zdając sobie z tego sprawy. (Anthony de Mello) Autorem Przebudzenia jest hinduski jezuita Anthony de Mello. Był to człowiek gruntownie wykształcony, nie tylko w zakresie teologii czy duchowości, ale także w dziedzinie psychologii. Wiedzę i zdolności psychoterapeutyczne wykorzystał w swojej pracy duszpasterskiej, wkraczając w tzw. psychologię duchowości. Przebudzenie jest zbiorem tekstów wygłoszonych podczas rekolekcji, których Autor nie zdążył ostatecznie zredagować. Książka De Mello stała się światowym bestsellerem, wydanym w ogromnych nakładach, który niewątpliwie wpłynął na miliony ludzi, zarówno wierzących jak i niewierzących. Duchowość można traktować jako wyróżnik człowieka, który określa jego sposób bycia. Natomiast istotę duchowości można określić poprzez pewnego rodzaju aktywność, jaką jest transcendencja. W psychologii termin transcendencja oznacza wykraczanie ponad to, co aktualnie doświadczane. Transcendencja może zachodzić w obrębie danej osoby i wtedy charakteryzujemy ją jako samorealizację, samodoskonalenie czy rozwój osobisty. Takie też rozumienie dominuje w książce Anthonego de Mello. „Przebudzenie” jest lekturą, która pokazuje, że można inaczej spojrzeć na wiele spraw. Między innymi Jezuita mówi o konieczności zdjęcia z siebie poczucia winy czy też nienawiści do samego siebie i nawołuje do świadomego życia. Uważa bowiem, że żyjemy w świecie iluzji; a my ludzie jesteśmy niewolnikami, którzy pogrążeni są w głębokim śnie. Stąd też tytuł książki, który stanowi metaforę, że powinniśmy obudzić się ze snu i zacząć żyć własnym życiem. Autor słusznie zauważa, iż często czujemy, że ktoś nas zawiódł lub też okazał się inny niż się spodziewaliśmy. Jednak myśli te bardzo często wynikają z naszych koncepcji, jakie wytworzyliśmy sobie na czyjś temat. Konsekwencją tego jest, że to nie ktoś się zmienił, tylko my wytworzyliśmy sobie iluzję o jakiejś osobie. Ta sama zasada odnosi się do przygnębienia czy innych negatywnych stanów emocjonalnych, których powodem najczęściej są nasze wyobrażenia, co do jakiejś rzeczy. Pierwszym krokiem aby osiągnąć tytułowe Przebudzenie jest uświadomienie sobie, że tak naprawdę nie chcemy się przebudzić. O wiele bardziej wolimy trwać w swojej hipnotycznej wędrówce, razem z tym co jest dla nas ważne i konieczne do przetrwania. Jak zresztą każdy z nas wie, budzenie się nie jest rzeczą przyjemną. Autor, bynajmniej, nie usiłuje nikogo z tego snu wyrwać; jedynie „tańczy swój taniec” i liczy, że ktoś na tym skorzysta. Kolejną istotną rzeczą jest zrozumienie, że istnieje taka możliwość, iż swoje dotychczasowe życie oparliśmy na fałszywych przesłankach. Poglądy te mogą dotyczyć miłości, wolności czy szczęścia. Wszystkie z tych przekonań przejęliśmy od innych ludzi, dlatego Autor nazywa je „praniem mózgu”. Tak naprawdę, nie jesteśmy sobą. 26 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Przebudzić się, to znaczy żyć radośnie c.d. Następną, niemniej ważną, kwestią jest zdemaskowanie swoich negatywnych uczuć, a także uświadomienie i zaakceptowanie faktu, że uczucia te znajdują się w nas. Ludzie często szukają usprawiedliwienia ich swoich nieszczęść czy złego humoru na zewnątrz siebie. De Mello radzi, aby nie identyfikować się z danym uczuciem, to znaczy żeby nie definiować siebie w kategoriach, które to uczucie nam narzuca. Na koniec Autor Przebudzenia przypomina, że nieskończoność nie zaczyna się w życiu po śmierci – zaczyna się tu i teraz. Zatem powinniśmy żyć, dostrzegać wszystko, co czyni nas szczęśliwymi i korzystać z tego, pamiętając że należy dostrzegać zarówno potrzeby duszy, jak i ciała. W relacjach z innymi natomiast nie możemy zapominać, że oni nie są naszą własnością. Powinniśmy kochać, a nie tylko mówić o miłości. Przebudzenie” jest psychologiczną i duchową „wyprawą”, w której musimy się zmierzyć z własnymi lękami i słabościami. Nie bez przyczyny wielokrotnie akcentowałem, że Anthony de Mello chce nam coś ważnego uświadomić. Świadomość tego, co nas zniewala jest w tym przypadku kluczem. W mojej ocenie, książka jest dla każdego kto poszukuje sensu swojego życia, kto szuka odpowiedzi na pytanie, jak lepiej poznać siebie. Przebudzenie jest jedną z tych nielicznych pozycji, która to mnie „przeczytała”, a nie odwrotnie. Dawid (nazwisko do wiadomości redakcji) 27 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Czas na życie bez wyścigu. Slow Life Tak się zaczęło… Jestem podekscytowana. Tyle mam do zrobienia i tylko 24 godziny! Sen? Nie mam na to czasu. Zresztą, szkoda życia! Przecież tyle ode mnie zależy. Tyle ode mnie oczekują inni (nauczyciele, trenerzy, wykładowcy). Niestety, nie mogę poświęcić ci więcej niż pięć minut. Czas mnie goni. Nie wiem, czy dzisiaj wieczorem będę miała czas na odpoczynek, chociażby minimalny. Zjem coś w biegu – nie ważne gdzie i co. Mam mnóstwo zajęć i niczego nie mogę zaniedbać. Nic nie może mi umknąć. Czas, tylko czas się liczy. Szaleńcze tempo, to prawda, ale inaczej nie mogę i już nawet nie chcę. Muszę być kimś. Lepsza. By ogarnąć życie według własnych zasad. Może czasami narzekam, ale tak naprawdę, lubię to! Nie umiem żyć inaczej. Zresztą, po co? Wszyscy tak żyją. Tego też oczekują ode mnie moi nauczyciele /wykładowcy/. Tego sama od siebie oczekuję. Szybko, dynamicznie, zadaniowo. To jest to! Nie mogę przecież wypaść z obiegu, muszę być na bieżąco w szkole / na studiach/ treningach/w pracy/. Jak będę zbyt powolna, dopadną mnie inni. Przegram? No… na pewno dużo stracę. A więc, szybciej! Muszę być dobra…najlepsza? Zresztą, nieróbstwo mnie zabija. Czuję się wtedy jakoś nieswojo, źle. Tylko adrenalina pozwala mi na bycie sobą, bycie u szczytu… Pełna satysfakcja! Kilka lat później… Jestem na szczycie! ( takie mam wrażenie). Zarządzam dużą firmą. Mam posłuch. Cieszę się uznaniem (przynajmniej tak mi się wydaje). Zresztą, nie mam czasu na bezowocne rozważania… Terminy gonią! Jestem w ciągłym pośpiechu. Tyle spraw, tyle zadań! Ciągle zarywam noce. Mało śpię, często pobudzam się kawą. Przecież muszę być produktywna. Nieprzerwana mobilizacja, kontrola wszystkiego i wszystkich. Jest ok, daję radę. Pracodawcy są ze mnie zadowoleni. W perspektywie nowy awans. Dlaczego więc robię się coraz bardziej drażliwa? Ludzie wokół mnie denerwują. Często wybucham bez powodu. Czuję, że coś jest ze mną nie tak, z moim życiem także. Nie wiem, co się dzieje… Dotychczas było tak dobrze, wszystko układało się po mojej myśli. Przecież osiągnęłam sukces! Inni mi zazdroszczą, widzę to! Przez pewien czas sprawiało mi to satysfakcję. Ale teraz? Już sama nie wiem, dlaczego nie jestem szczęśliwa… A przecież powinnam być! Mam wszystko, czego dusza zapragnie – wykształcenie, wymarzoną pracę, stanowisko, władzę. W takim razie, w czym problem? Muszę to jednak przemyśleć. Zaduma Podarowałam sobie czas, którego nigdy wcześniej dla siebie nie miałam. Właściwie, trochę zostałam do tego zmuszona. Przez to ciągłe wewnętrzne rozdrażnienie. Musiałam poznać przyczynę! Przyjrzeć się sobie. A więc, tylko ja i mój czas. Razem we dwoje. Zero pośpiechu. I wtedy, powoli, dotarło do mnie. Pojęłam, że życie to coś więcej niż praca, awanse, zewnętrzne priorytety, intratna kariera, zaszczyty, gromadzenie dóbr doczesnych. To niekończąca się pogoń za fatamorganą! Tak, byłam zniewolona. Uzależniona. Teraz to widzę. Moim narkotykiem był sukces i to, co do sukcesu prowadzi. Moje dotychczasowe życie dawało mi poczucie spełnienia, choć nigdy nim nie było! U szczytu swoich (złudnych) możliwości odkryłam, że moje życie, tak naprawdę, nigdy nie było moim. Inni, nie ja, mieli na nie wpływ. Wdrukowano we mnie wzorce zachowań, które, tylko z pozoru, dawały mi poczucie szczęścia. Realizacji. Satysfakcji. Zadaniowy styl życia, który obrałam, zaburzył mój, zgodny z naturą, rytm życia. Jak omamiona wspinałam się po szczeblach awansu społecznego /kariery/dóbr materialnych/ zapominając o tym, co tak naprawdę może mnie uszczęśliwić. Odkryłam, wsłuchując się w siebie, że moje potrzeby duchowe zdecydowanie różnią się od tych, które lansuje dzisiejszy świat: pośpiech, status społeczny, dobrostan, tytuły, osiągnięcia naukowe. Dotąd nie miałam czasu na myślenie o przyjaźni, spotkaniach ze znajomymi, pięknie przyrody, sztuce, miłości, altruizmie. O harmonii w sobie i ze światem. 28 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Czas na życie bez wyścigu. Slow Life c.d. Teraz już wiem, że to właśnie mi doskwierało. To był mój problem. Wreszcie go dostrzegłam! Mój umysł /psyche/duchowość/ upomniały się o swoje prawo do życia. Zapragnęłam tego wszystkiego, czego w pogoni życia doczesnego nie uchwyciłam. Teraz już wiem. Im mniej pośpiechu, tym więcej świadomego życia. Czas na życie bez wyścigu! W pojednaniu ze sobą. Potrzebuję wyciszenia, spowolnienia tempa, aby poznać siebie i odkryć drogę do innego człowieka. Potrzeby wpisane w naturę człowieka nigdy się nie zmieniają, są w niej mocno osadzone i prędzej czy później upomną się o swoje. A zatem, mam kreować własne życie? Tak, myślę, że mogę to zrobić! Teraz Jestem innym człowiekiem. Jakby nowym. Włożyłam w tę odnowę dużo wysiłku… Ale nie żałuję. Odnalazłam siebie. Żyję bez pośpiechu. Mam czas dla siebie. Mam czas dla przyjaciół. Nadal pracuję zawodowo. Praca sprawia mi zadowolenie, choć mam do niej dystans. Umiem wyznaczać granice. Jest dla mnie ważna, ale już nie najważniejsza. Staram się zachować równowagę we wszystkim, co robię. Teraz już wiem, co tak naprawdę się liczy. Świadome życie. Slow Life. Życie bez pośpiechu. Mariola Wadowska 29 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Czas na życie bez wyścigu. Slow Life c.d. Slow Life W dzisiejszych czasach ciągle dokądś pędzimy, zbyt dużo pracujemy, zapominamy o odpoczynku, jemy byle jak, nie dbając o jakość pożywienia. Powszechnie obowiązuje zasada: „zrób to szybciej!”, nie chcąc więc wypaść z obiegu narzucamy sobie zawrotne tempo życia, zadaniowy styl życia. Ludzie skupiają się na co raz wyższym podnoszeniu sobie poprzeczki, wspinaniu się po drabinie awansu społecznego, gromadzeniu dóbr materialnych, jednocześnie zapominając o tym, co tak naprawdę ubogaca ludzkie życie. W opozycji do tego pędu stanęła między innymi idea Slow Life. W 1999 roku Norweg Geir Berthelsen powołał do życia - The World Institute of Slowness, czyli Światowy Instytut Powolności. Jego hasłem stało się Slow Planet, które przeciwstawiało się powszechnej globalizacji i uniformizacji życia. W Slow Life nie chodzi jedynie o wolniejsze tempo życia, bowiem nie każdy jest stworzony do zaprzestania aktywnego tempa życia, spełniania się w intensywnej pracy zawodowej, niektórym bardzo taki styl odpowiada. Jeśli więc dana osoba świetnie czuje się w roli menedżera, który pracuje ponad 12 godzin dziennie a oprócz tego ma mnóstwo dodatkowych zajęć, to jest to ok, ale tylko wówczas jeśli w swoim życiu potrafi odpoczywać (nie traktuje urlopów jak konkretne zadanie, nie czuje że weekend to zło konieczne) i nie straciła kontaktu i głębokich, intensywnych relacji ze swoją rodziną i przyjaciółmi. Ważne jest zatem by wszystkie wybory podejmować świadomie, by odnaleźć równowagę pomiędzy karierą, budowaniem relacji interpersonalnych, rozrywką a własną duchowością. Pięć przykazań Slow Life: 1. Zwolnij - w ciągłym pędzie nie dostrzeżesz otaczającego cię piękna. 2. Pielęgnuj relacje z drugim człowiekiem – nie te płytkie, narzucone przez konwenans, lecz głębokie relacje z najbliższymi tobie ludźmi. 3. Postaw na duchowość – wzbogacaj swoje życie, kontempluj przyrodę i sztukę, celebruj posiłki, poświeć czas na swoje hobby. 4. Naucz się żyć świadomie – nie pozwól by stereotypy i przymus ciągłego podnoszenia poprzeczki przesłoniły to, co dla ciebie najcenniejsze. 5. Określ swoje priorytety – zastanów się, co jest w twoim życiu najważniejsze i skup na tym swoją energię." Tekst zaczerpnięty z: http://dooktor.pl/artykuly-medyczne/relaks_i_odpoczynek/moda_na_slow_food_i_slow_life.html Opracowała: Mariola Wadowska 30 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Ucieczka z Alcatraz Znowu do szkoły. Nienawidzę tego miejsca. Wiecie, z czym mi się kojarzy? Z więzieniem, w sumie jak całe nasze życie. Każdy wykonuje to, co mu każą; to, co należy zrobić. Jedni chodzą do pracy, i są terroryzowani przez szefa, mają się wyrobić ze zleconą pracą na czas. Inni zajmują się dziećmi, realizując jakoby areszt domowy. Niektórzy wykrzykują swoje spostrzeżenia w sejmie, sugerując często, że ograniczana jest ich wolność słowa oraz przekonania. Zdarzają się nawet przypadki, gdy ludzie uważają, że więzieni są we własnym ciele… Każdy z nas jest takim osadzonym w najróżniejszych aspektach życia, które jest czymś na wzór Alcatraz, czy Guantanamo. A czym jest moje Alcatraz? Znowu do szkoły. Wsiadam do zatłoczonego tramwaju. Czuję odór tytoniu oraz zbyt intensywne perfumy, zmieszane z ostrym zapachem potu, mężczyzny obok mnie. Jakieś dziecko na mnie spogląda. Uśmiecha się. Myślę o tym, jak bardzo ten maleńki człowiek zawiedzie się na świecie, w którym żyje. Jest taki beztroski i szczęśliwy. Patrzę na niego wzrokiem nienawiści. Na wszystkich tak patrzę. Dziecko nadal mnie obserwuje, lecz już się nie uśmiecha. Momentalnie urywam kontakt wzrokowy, bo wpada na mnie jakiś chłopak albo o niezdrowych zmysłach, albo - co bardziej prawdopodobne - pod wpływem jakiś środków odurzających. „Ej laleczka, soreczka, nie chciałem narrrruszyć twej przestrzeni osobistej” – mówi ewidentnie do mnie, kładąc swoje łapska na mojej talii. Ludzie obserwują całą sytuację, ale nikt nie zareaguje. Równie dobrze mógłby mnie zgwałcić na ich oczach. A ludzie, co by zrobili? Obserwowaliby dalej, jak obserwują. Mogłabym mu strzelić w twarz, ale po co prowokować? Wyrywam się i wychodzę z tramwaju. Dwa przystanki wcześniej niż powinnam. Trudno, i tak jestem już spóźniona. Wchodzę do klasy w połowie lekcji. Mamroczę jakieś denne przeprosiny za spóźnienie i siadam w ławce. Mamy akurat fizykę. Nauczycielka jednak nie przyjmuje do wiadomości, że mam ciężki dzień i słyszę swoje nazwisko. Gdy nie reaguję, słyszę je jeszcze głośniej i dobitniej, więc podnoszę się z krzesła i idę do tablicy. Nawet nie słucham, co ta kobieta do mnie mówi. Wiem tyle, że za swoją niesubordynację trafiam do dyrektora. Ten poucza mnie, jak nie powinnam się zachowywać, a jak powinnam; co należy mówić, a czego nie wypada; co mam robić, a czego nie…Czy to nie jest ograniczanie? Czy to nie jest próba kierowania moim życiem? Gdy obejmował mnie jakiś naćpany anarchista, nikt się mną nie interesował, a teraz ktoś próbuje na siłę mnie ukierunkować. W jaki sposób mam funkcjonować w tym pieprzonym życiu? W końcu wychodzę z gabinetu. Idę na kolejne lekcje i staram się nie rzucać w oczy. Nauczyciel z biologii oddaje sprawdziany. Świetnie, nie zaliczyłam. Znowu. Lekcje się kończą. W końcu. Podążam ulicą w stronę domu. Przechodzę obok boiska. Widzę Igora. Mój były chłopak. Zaufałam mu, zakochałam się. Takie love story. On się o mnie tylko założył. Nienawidzę go. Nienawidzę wszystkich. Nie ma gorszych zwyrodnialców niż ludzie. Boisz się pająków? Boisz się potworów z szafy? Boisz się ciemności? Boisz się małych pomieszczeń? To nie znasz ludzi. Nagle ktoś łapie mnie za ramię. Aż podskakuję, wyrwana z zamyślenia. Ach, to tylko Kamil. Jest miły. Pyta, czy wybrałabym się z nim na koncert jakiegoś zespołu rockowego. Masa ludzi. Krzyczących, złych, okrutnych ludzi. Kamil na pewno nie ma dobrych intencji. Odmawiam, usprawiedliwiając się masą nauki. Nie próbuje mnie na siłę namówić, odchodzi, uśmiecha się i macha na pożegnanie. Dziwny człowiek. W końcu jestem w domu. Rodziców nie ma. Nie wrócili jeszcze z pracy. Zjadam coś na szybko i idę do swojego pokoju. Wreszcie jestem sama. Biorę laptopa i wchodzę na Facebook’a. Mój azyl. Piszę do Kornelii - mojej przyjaciółki. Poznałyśmy się kiedyś na czacie internetowym. Mieszka w Anglii, więc nigdy się nie widziałyśmy na żywo, ale żadnej z nas to nie przeszkadza. Wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Tak, jak na Filipa. Z nim zaprzyjaźniłam się, grając w jakąś grę internetową. Często razem gramy. W grze możemy tworzyć własne życie, a ludzie nie są tacy straszni. A nawet, jeśli ktoś mnie zdenerwuje, to go po prostu blokuję i po problemie. 31 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Ucieczka z Alcatraz c.d. Powinnam się pouczyć na biologię... ale po co? I tak w życiu to mi się do niczego nie przyda. Znowu zatracam się w pełni w wirtualnym świecie. Loguję się na czat. Może poznam kogoś nowego i ciekawego. Po chwili pisze do mnie niejaki „alvik_23”. Zaczęliśmy rozmawiać. Pisaliśmy o wszystkim. Jako, że moi rodzice wracają z pracy bardzo późno, nawet do mnie nie zaglądają. Co daje mi tyle, że nikt się mnie nie czepia o to, że siedzę po nocy „na Internecie”, zamiast spać. Nadal piszę z Kornelią, Filipem oraz tajemniczym alvik’iem. Kornelia wysyła mi zdjęcia jakiś proszków – mówi, że to pomaga odciąć jej się od rzeczywistości. Sugeruje mi, że też powinnam spróbować. Jednak póki co, bagatelizuję jej propozycję. Zatraciłam się bez reszty w konwersacji z tajemniczym chłopakiem. Jest jakiś…inny. Porusza tematy sensu życia, radości i szczęścia. Pewnie tak, jak Kornelia bierze coś, co sprawia, że mówi o szczęściu. On neguje moją opinię, że życie jest więzieniem. Dyskutuję z nim zawzięcie. Jednak koło pierwszej alvik wyłącza się z czatu. Mówi, że będzie jutro. Postanawiam, że nie pójdę do szkoły. Nie nauczyłam się. Poza tym na myśl, że znowu mam się mijać z masą ludzi, których nienawidzę, wręcz przyprawia mnie o mdłości. Nie pójdę nigdzie. Nie wyjdę z domu. „Nie znasz składu powietrza, którym oddychasz. To powietrze Cię zabija, widzę to” – dostaję wiadomość od Kornelii. Już gdzieś słyszałam te słowa. Ach tak, wiem, to słowa Sylwii z „Sali samobójców”. Oglądałam kiedyś ten film. Bez sensu. Pytam jej, o co chodzi, na co ona odpowiada kolejnym cytatem „Tabletki i alkohol. Chciałabym tak”. Ponawiam pytanie, na co ona odpowiada, że ma dość ludzi, że ich nienawidzi. No tu akurat ją rozumiem. Mówi, że wypisuje sobie cytaty z filmu, bo są świetne i takie prawdziwe, a nie takie, jak te denne teksty o miłości. Ogólnie rozumiemy się świetnie. Jednak nie do końca wiem, co nią teraz kieruje. Nadszedł nowy dzień. Nie odsłaniam żaluzji. Nigdzie nie wychodzę. Piszę z ludźmi, których obchodzę. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dzisiaj moja mama wraca wcześniej i dostaję ochrzan za to, że nie byłam w szkole. Od kilku dni. Tygodni. Tak, minęło wiele czasu od tamtego dnia, kiedy poznałam alvika, kiedy zdecydowałam, że nie pójdę do szkoły. Widocznie ktoś w końcu zauważył, że mnie nie ma. Prędko sobie o mnie przypomnieli. Bagatelizuję gadaninę matki i zamykam się znów w pokoju. Wychodzę tylko czasem, aby wziąć coś do jedzenia, czy skorzystać z toalety. Czy wychodzę z domu? Nie. Nie chcę znów spotykać tych okropnych stworzeń, jakimi są ludzie. Wykańczało mnie to. Tutaj mam wszystko. Jednak od tamtego czasu raz opuściłam mury domu. Jeden, jedyny raz. Zmusiła mnie do tego Kornelia. Wzięłam swoje oszczędności i spotkałam się ulicę dalej z niejakim „Grabarzem”, który sprzedał mi kilka gram - jak to mówi Kornelia - „magicznego pyłu”. Póki co nie wzięłam tego jeszcze. Nie miałam odwagi. Moja przyjaciółka ciągle mnie namawia, lecz nie czuję się jeszcze na siłach. Przekonuje mnie, że to mi pomoże i odetnie od tego okropnego świata. Wierzę jej, ale na razie wystarcza mi to, że nigdzie nie wychodzę; że ograniczam się do przyjaciół w wirtualnym świecie. Im mogę zaufać. Oni mnie nie zawiodą. Co do tajemniczego chłopaka alvik’a… czasem do mnie pisze. Dobrze nam się rozmawia, lecz jest w nim coś dziwnego. Zachowuje się tak jakby się... martwił o mnie? Interesuje się moim życiem. Podobnie jak Kornelia w sumie. Tylko, że różnica jest taka, że ona wie jak się czuję i stara mi się pomóc. A on zadaje pytania. Mnóstwo pytań. Wydaje mi się, że on dopiero przekonuje się, jakim okropnym miejscem jest świat, a koszmarnym stanem życie. Dlatego śmiało dzielę się z nim wszystkim. Jestem sama w domu. Nic nowego. Przynajmniej rodzice na siłę nie chcą znowu ze mną rozmawiać i wyciągać mnie z domu. Dziwnie się czuję. Towarzyszy mi pustka. Beznadziejność. Niemoc. To chyba ten stan, o którym mówiła Kornelia. Jej opinię znam, więc trochę wbrew sobie pytam o zdanie alvik’a. On uważa, że to zły pomysł i to jeszcze nie czas. Ale jednak… chyba moja przyjaciółka wie lepiej, prawda? Tajemniczy chłopak próbuje mnie powstrzymać, ale ja już wiem; wiem, że to ten moment. 32 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Ucieczka z Alcatraz c.d. Sięgam po „magiczny pył”. I niech dzieje się magia. Coś się zaczyna dziać. Świat zaczyna wirować. Czuję się… świetnie. Nigdy tak się nie czułam. Tak trudno to wszystko opisać. Jest po prostu świetnie. Pięknie. Doskonale. Idealnie. Zachwycająco. Fantastycznie. Wspani…ale. Cudow…nie. Wiem, co się dzieje. Otwieram oczy. Coś się zmieniło. Coś jest nie tak. Białe ściany. Wszędzie biało. Słyszę równomierne pikanie dochodzące z mojej prawej, a może lewej strony. „Panie doktorze pacjentka się obudziła” –słyszę. Podchodzi do mnie mężczyzna. Coś do mnie mówi, ale nie słucham. Pragnę sobie przypomnieć, co się stało. Po jakimś czasie widzę, jak podchodzi do mnie chłopak. Znam go. Filip? Nie, to nie Filip. To ktoś, kogo widziałam. To Kamil. To ten Kamil, który chciał mnie zabrać na koncert. Skąd…Jak… Co on tu robi. Próbuję zadać pytanie, lecz z moich ust wydobywa się tylko „Sss…”. Na co on z uśmiechem mówi: "Skąd się tu wziąłem? O to chciałaś spytać?". Czuję się cholernie źle; boli mnie głowa. Ogólnie okropnie się czuję. "Alvik_23, miło mi" – słyszę. Momentalnie ogarnia mnie złość i nienawiść, bo wszystko sobie przypominam. On wszystko wiedział, dzieliłam się z nim swoimi przemyśleniami i…ni stąd ni zowąd pojawia się moja matka. "Dziecko, moje dziecko, coś Ty zrobiła? Podziękuj koledze, że w porę zareagował. Gdyby nie on to… " - mówi chlipiąc. "Och dziecko, moje dziecko" - płacze nade mną, a Kamil uśmiecha się i oddala. Co ja najlepszego zrobiłam? Chciałam uciec od swojego życia. Nie brać za nie odpowiedzialności, oddalić się w najdalszy kąt, schować, ukryć się. Chciałam odciąć się od ludzi. Myślę o tym anarchiście, który mnie kiedyś objął. Pewnie tak samo, jak ja zaczął nienawidzić ludzi, świata. Tak łatwo zatracić się w nienawiści. Tak łatwo odizolować się od świata. Zamiast patrzeć na siebie z nienawiścią. Zacznijmy się uśmiechać. Taki mały gest, taki mały szczegół, a ma gigantyczną moc. Zamiast przyglądać się, jak komuś dzieje się krzywda – po prostu pomóżmy. Nie żyjmy w wirtualnym świecie, nie piszmy – zacznijmy rozmawiać. Chęć wyłączenia się z życia prowadzi do nienawiści, nałogów, problemów, smutku…Chciałam uciec od życia, nazwałam je swoim więzieniem, swoim Alcatraz. A nim okazała się izolacja od świata. Sama stworzyłam własne więzienie i zamykając się na ludzi, zamknęłam się w nim. Gdy uśmiecha się do Ciebie dziecko w tramwaju, po prostu odwzajemnij uśmiech. Anna Kister 33 Następny przystanek: Wzgórze Partyzantów Sielankowy krajobraz, najatrakcyjniejsza dla handlu dzielnica w mieście, idealnie skomunikowana z każdą stroną Wrocławia, architektura przypominająca czasy świetności Breslau. Dodać do tego tylko otoczenie Promenady Staromiejskiej i rodzi się nowy gigant komercji i handlu, coś na miarę Polish Lodów, albo Tigera. A jednak… nie. Miejsce, o którym piszę, od lat straszy pustkami, odpadającym płatami tynkiem i zwisającymi z balustrad siatkami – przypominającymi blaknący welon panny młodej; wszystko to zwiastuje remont, który podobnie jak wesele ów panny – do dziś się nie odbył. Mowa, oczywiście, o Wzgórzu Partyzantów. No właśnie, partyzantów – choć górka partyzantów na oczy nie widziała. Trochę historii. W XVI wieku powstała tam jedna z bram wjazdowych do miasta. Później zbudowano obok zespół fortyfikacji obronnych. Kluczowym momentem okazało się zwycięskie natarcie wojsk napoleońskich. Wtedy w Hieronimie, bracie Napoleona, zrodził się pomysł budowy promenady, służącej rozrywce mieszkańców Breslau. Było to również przykrywką do wyburzenia ¾ budynków obronnych na tym terenie. Po odejściu wojsk francuskich, miasto postanowiło podtrzymać pomysł Bonaparte i stworzyć tam teren rekreacyjny. Zrobił to Adolf Liebiech, niemiecki kupiec. Tak powstała kolumnada, wieża widokowa oraz liczne kawiarnie. Do czasów drugiej wojny Wzgórze Liebiecha było najczęściej fotografowanym obiektem. Można było je nazwać wizytówką miasta - zadbane, oblegane przez wszystkie klasy społeczne i znane na całym Dolnym Śląsku. Cóż - miejsce o ogromnym potencjale, nieskazitelnej urodzie pałacu królewskiego stało się miejscem dostępnym dla osób wywodzących się z różnych, nawet odległych klas społecznych. W czasie wojny Niemcy wysadzili wieżę widokową w powietrze z obawy przed przekształceniem jej przez sowietów na punkt ostrzeliwania cywilów. Co się działo po przejęciu miasta przez Polaków? Jego okres świetności zakończył się, jednak Wzgórze Partyzantów nie pozwoliło o sobie całkowicie zapomnieć. Nazwano je najpierw Wzgórzem Miłości (przez niepoprawnie przetłumaczenie nazwiska Liebiech), a potem Wzgórzem Partyzantów. Władze PRL nie traktowały wzniesienia, jako miejsca atrakcyjnego pod jakimkolwiek względem. Cegły z rumowiska wieży wywieziono do Warszawki, zniszczone wnętrza pozostawiono na pastwę losu. Dlaczego jednak całkowicie nie zapomniano o Wzgórzu? W 1967 miały tam miejsce juwenalia dla studentów, zwane żakinadami. Od wczesnych godzin Wzgórze było licznie oblegane przez uczestników. Ktoś uderzył ławką o balustradę i ta nie wytrzymała, spadając na schody, które - również nieremontowane od lat - runęły, pociągając za sobą kilka osób. Jeden mężczyzna zginął. Dla władz stało się to pretekstem do zakazania żakinad, a Wzgórze poddano remontowi. Takich renowacji w jego historii było wiele dlatego, że za każdym razem ograniczano się jedynie do malowania elewacji i uzupełnienia tralek, ewentualnie adaptacji jakiegoś pomieszczenia. Po następnym „odświeżeniu” Wzgórza Partyzantów powstała tam kawiarnia Reduta. W tym czasie też nastał jego renesans. Obchodzono tam Dni Wrocławia, organizowano koncerty i inne masowe imprezy. W 1989 roku znów nadawało się jedynie do gruntownego remontu. A był to okres przemian ustrojowych i gospodarczych, w którym miasto wyzbywało się problemów i prywatyzowało wiele zabytków, co było zwykłym barbarzyństwem. Pod warunkiem remontu oddano Wzgórze (tak, bezpłatnie!) na 40 lat firmie Retropol. Przedsiębiorstwo otworzyło w dawnym bastionie kasyno i kilka dyskotek. Później w miejscu kasyna powstał słynny klub o nazwie nawiązującej do kawiarni Reduta. (Słynny, bo pewnego dnia został napadnięty przez… antyterrorystów, którzy – kilka dni wcześniej – w cywilu zostali wyrzuceni z lokalu za pijackie awantury). Po 1997 roku na Wzgórzu Partyzantów zapanowała „grobowa cisza” i… trwa do dziś. Światełkiem w tunelu była dla niego ESK2016, czyli Europejska Stolica Kultury, którą – w tym roku jest Wrocław – ale przez zawiłą sytuację prawną, ostatecznie od pomysłu odstąpiono i nic się tam nie odbyło. A szkoda, bo jest to miejsce idealne do masowych imprez. 34 Następny przystanek: Wzgórze Partyzantów c.d. Zapomniane przez Boga czeka na swoje zmartwychwstanie. Ostatni remont okazał się największą w jego historii fuszerką, bo niecały rok po zakończeniu prac, sztukaterie zaczęły „odchodzić”, być może już na zawsze. I jak upadły anioł staje się diabłem, tak dawny Bastion Sakwowy zostanie stertą ruin pogrążonych w niepamięci o czasach swojej świetności. Co na to nasz wrocławski Apollo, konserwator zabytków? Tu sytuacja wygląda nieco lepiej, lecz tylko na pierwszy rzut oka. Jego wizyta przy kolumnadzie zaowocowała wszczęciem postępowania administracyjnego, w którym miasto powalczy sobie z Retropolem o odzyskanie – przed ustalonym terminem – już nie swojego terenu. Nasze realia wyglądają jednak tak, że prawdopodobnie miasto, kiedy wygra proces, nie będzie miało już czego odzyskiwać, ale cóż - to jest Polska właśnie! Krzysztof Haszczuk 35 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Święty Mikołaj nie istnieje To nie tak, że nie lubię walentynek, bo to święto zakochanych. Nie lubię, bo wszędzie jest za dużo tej sztucznie wytworzonej miłości. Czyż nie jest tak, ze jak się kogoś kocha, to kocha się cały rok, dzień i w nocy, w sierpniu i w styczniu, podczas deszczu i podczas upałów, po prostu zawsze? A co roku, 14 lutego mam wrażenie, że Ziemia staje się jedną, wielką czerwoną kulą emanującą miłość w wszechświat. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale dlaczego ta miłość znika na co dzień? Idę spokojnie ulicą w stronę szkoły. Tak, zapowiada się kolejny zadziwiająco ciekawy dzień. Jakaś kobieta rozmawia przez telefon i obsypuje pytaniami rozmówcę, dlaczego jeszcze nie teraz, na co czeka, żeby w końcu zrobił ten krok. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Czekając pod klasą na rozpoczęcie lekcji obserwuję co się dzieje. Nic ciekawego. Ta sama codzienna monotonia. Nagle widzę jak blond dziewczyna ze starszej klasy dopada do najwyraźniej swojego chłopaka. Wykrzykuje rozhisteryzowana, że jej przyjaciółka widziała go wczoraj w towarzystwie jakiejś Pauliny. Chłopak jest zdezorientowany i nawet nie może dojść do słowa. Miłość nie zazdrości. Lekcje mijają mi całkiem szybko. Na jednej z przerw wyciągam telefon i sprawdzam Facebooka. Przewijam tablicę gdy trafiam na status „w związku” Klary i Filipa. Prawie dwieście polubień i kilkadziesiąt komentarzy typu „Szczęścia gołąbeczki”, „Wytrwałości”. Nie szuka poklasku. Drogę ze szkoły na przystanek tramwajowy pokonuję w towarzystwie Sary i jej chłopaka Wiktora. Całe dziesięć minut słucham o tym, że są najlepiej dobraną parą na całym świecie. Wiktor nawet uważa, że nic nie jest w stanie ich rozłączyć i przerwać najidealniejszego i najdoskonalszego uczucia jakie ich łączy. Nie unosi się pychą. W końcu wsiadam do tramwaju. Zajmuje miejsce, lecz po chwili zauważam staruszkę, więc ustępuje jej miejsca. Stoję oparta o poręcz i zauważam dwoje młodych ludzi naprzeciw mnie. Najwyraźniej nie przeszkadza im to, ze znajdują się w miejscu publicznym, ponieważ całują się płomiennie jednocześnie perfidnie się obściskując i zapominając o otaczającym świecie. Nie dopuszcza się bezwstydu. Wchodzę do domu. Zdziwiłam się, ze zastałam drzwi otwarte. No tak, mogłam się domyślić. Moja siostra wróciła wcześniej. Jak zwykle rozmawia przez telefon. Zdejmując płaszcz i buty słyszę jak dyskutuje ze swoim chłopakiem. Powtarza, że musi z nią pójść, że skoro ją kocha to powinien się poświęcić i odwołać spotkanie, że te zakupy są dla niej bardzo ważne… Nie szuka swego. Zjadam coś na szybko i idę odpocząć. Potem robię lekcje. Wychodzę z pokoju dopiero na obiad, który spożywam wspólnie z rodziną, ponieważ rodzice już wrócili z pracy. Posiłek przebiega spokojnie póki mama nie zadaje pytania tacie czy zapłacił rachunek za prąd. Mówi, że zapomniał, ze zbyt dużo miał na głowie. Mama nie mówi już spokojnie, nawet nie unosi głosu, ale krzyczy, że miał o tym pamiętać, że to jest ważne, że zawsze musi robić wszystko sama. Tata najwyraźniej nie chce przyjąć do siebie winy zarzucanej mu przez małżonkę i zaczyna się kłótnia. Nie unosi się gniewem. Wychodzę pobiegać. Po kilkunastu minutach jednak się męczę i zatrzymuję się przy ławeczce w parku, aby troszeczkę odsapnąć. Wtedy zauważam kobietę, która przez łzy prosi o wybaczenie mężczyznę, który jednak twardo informuje ją, że to koniec, że nie jest w stanie wybaczyć jej tego co zrobiła. Ona powtarza, że przechodziła trudne chwile i te słowa wypowiedziała w złości, całkowicie 36 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Święty Mikołaj nie istnieje nie przemyślanie. Jej rozmówca nie przyjmuje tego do wiadomości i utrzymuje przy swoim, że to koniec. Nie pamięta złego. Wracam do domu. Przed wejściem spotykam sąsiada Mariusza z żoną Krysią. Pan Mariusz śmieje się szyderczo i mówi do żony, że bardzo dobrze, że jej nie przyjęli do pracy, bo ona jest od tego, żeby zajmować się dziećmi i gotować obiady. Nie cieszy się z niesprawiedliwości. Wchodzę do mieszkania i włączam telewizję. Skaczę po kanałach aż wreszcie zostawiam na serialu paradokumentalnym. Młode małżeństwo prowadzi poważną rozmowę na temat posiadania dziecka. W pewnym momencie mężczyzna głęboko wzdycha i informuje małżonkę, że nie może mieć dzieci. Kobieta wpada w szał, krzyczy jak mógł to przed nią ukrywać i jaki sens ma teraz ich małżeństwo skoro nie mogą mieć własnych dzieci. Lecz wpółweseli się z prawdą. Nagle ni stąd, ni zowąd wpada do nas ciocia Aurelia. Najwyraźniej stało się coś złego, ponieważ zanosi się płaczem tak, że niewiele można wyłapać z jej słów. Jednak po chwili dociera do mnie, że Iga, jej córka zaszła w ciąże, a jej chłopak dowiedziawszy się o tym zerwał z nią wszelki kontakt. Wszystko znosi. Ciocia rozmawia z rodzicami, więc zostawiam ich samych i idę do pokoju. Wchodzę na Facebooka i widzę, że napisał do mnie Kamil. Pisze, że nie wie co robić, ponieważ jest w domu z bratem i jego narzeczoną, która właśnie poinformowała , że zrywa zaręczyny, bo nie wierzy w to, że co tydzień w piątek on znika, aby napić się z kolegami piwa, że na pewno kłamie i nie ma zamiaru być już z osobą, która nawet nie potrafi przyznać się do winy. Wszystkiemu wierzy. Próbuję odpisać coś sensownego i w jakiś sposób pocieszyć przyjaciela, gdy wpada do mnie moja siostra i pyta czy słyszałam co się stało Oldze, jej koleżance ze studiów. Mówię, że nie wiem, więc ona szybko zaznajamia mnie z całą historią. Mówi, że zachorowała na raka i leży w szpitalu. Jej chłopak, z którym jest od czterech lat, coraz rzadziej ją odwiedza. Ktoś podobno nawet słyszał, jak mówił, że to i tak będzie dla niego ciężkie rozstanie, a skoro ona i tak umrze, lepiej , żeby pogodził się z tym wcześniej. We wszystkim pokłada nadzieję. Znowu słyszę kłótnię rodziców. Najwyraźniej nasz gość już wyszedł. Sprzeczają się chyba sami nie wiedzą o co. Wyłapuje pojedyncze słowa, ale nic sensownego nie układa się z tego. Zakładam słuchawki, żeby nie słyszeć awantury. Wszystko przetrzyma. Rozkoszowanie się utworem Adele przerywa mi dzwoniący telefon. To moja przyjaciółka, Natalia. Odbieram i słyszę jej histeryczny płacz. Próbuję dowiedzieć się co się stało. Dopiero po jakimś czasie udaje jej się wydusić słowa „Moi rodzice się rozwodzą”. Miłość nigdy nie ustaje. Więc gdzie jest ta miłość na co dzień? Gdzie się podziewa to uczucie przez pozostałe 364 dni? Boże Narodzenie ma fikcyjną postać Świętego Mikołaja. Wielkanoc wymyślonego zająca. Może Walentynki mają złudną miłość? Może to fantastyczne, magiczne uczucie, o którym zapomniano nas poinformować, że nie istnieje? Miłość istnieje. Jednak trzeba w nią uwierzyć. Odnaleźć. I pielęgnować. Przez cały rok. Dzień i noc. I w sierpniu, i w styczniu. Podczas deszczu i upału. Zawsze. Anna Kister 37 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Kara śmierci. Trochę historii Kara śmierci jeszcze do 1988 roku była praktykowana w polskim więziennictwie. W Polsce polegała ona na zawieszeniu sznura wokół szyi skazańca i otwarciu zapadni, na której stał winny. W przypadku żołnierzy kara była wykonywana poprzez rozstrzelanie. Od pierwszego września 1998 roku nie ma kary śmierci w polskim systemie karnym. Została zastąpiona dożywotnim pozbawieniem wolności. Są kraje, które do tej pory stosują kary śmierci w przypadku największych zbrodniarzy, należą do nich między innymi Stany Zjednoczone, Chiny, prawie wszystkie państwa w Afryce. Można zauważyć, że w większości są to państwa, w których panuje terror i nie są przestrzegane prawa człowieka np. w Chinach dokonują mordów w Tybecie, a w krajach Afryki dzieci są porywane i zmuszane do pełnienia służby w armii. Odwołując się do sytuacji w Polsce, zadajmy sobie pytanie, czy rząd, likwidując karę śmierci, postąpił słusznie? Część funduszy z podatków, które płacą obywatele są przeznaczane na utrzymywanie więzień i przebywających tam skazańców. Miesięczny koszt utrzymania jednego więźnia w Polsce kosztuje nawet około 1500 zł. Zwróćmy uwagę na to, że wiele polskich rodzin za tę kwotę musi przeżyć miesiąc. Kara śmierci zapewniałaby na pewno zmniejszenie kosztów utrzymania więzienia. Zaoszczędzone pieniądze można byłoby przeznaczyć na ważniejsze cele, na które brakuje funduszy. Więźniowi skazanemu na dożywocie będzie już wszystko obojętne. Nawet gdyby się poprawił, to i tak nikomu już nic to nie da. Pozbawianie wolności ma na celu odizolowanie kogoś od reszty społeczeństwa, aby przez czas jego przebywania za kratami była bezpieczna. Ma to także za zadanie sprawić, aby dla osoby skazanej więzienie było miejscem, od którego będzie chciał trzymać się z daleka. Osadzony z wyrokiem dożywocia może próbować ucieczki, może zastraszać pracowników więzienia lub współwięźniów, którzy są skazani za mniejsze przestępstwa, a i tak tej osobie sąd nie może wymierzyć już wyższej kary. Kara śmierci jest karą ostateczną, tzn. że osoba skazana nie byłaby w stanie uciec od niej, w przeciwieństwie do kary więzienia, gdzie więźniowie mają teoretyczną możliwość ucieczki. Co będzie, gdy zabójca skazany na dożywocie ucieknie z więzienia? Być może, póki będzie na wolności, będzie zabijał dalej, ponieważ będzie świadomy tego, że już wyższy wyrok ze strony sądu mu nie grozi. Niestety, nasz system prawny nie jest doskonały. Zdarzają się również pomyłki. Może wydarzyć się taka sytuacja, kiedy ktoś zostanie niesłusznie skazany, a kary śmierci, jak wiemy nie da się cofnąć. Niejednokrotnie zdarzało się, że osoby skazane na karę dożywocia, walczyły o prawdę i w rezultacie udawało im się jej dowieść, ale niestety często już po odbyciu kilku, czy kilkunastu lat pozbawienia wolności. Ostatnim głośnym przypadkiem pomyłki w wyroku kary śmierci, była sprawa Debry Jean Milke. Spędziła ona 22 lata w celi śmierci, oczekując na wykonanie wyroku. 25 lat temu sąd w Phoenix skazał ją na karę śmierci za zorganizowanie morderstwa 4-letniego syna Christophera. Prokuratorzy twierdzili, że Milke nakłoniła swojego przyjaciela i jego znajomego do zabicia chłopca. Teza ta została oparta na fałszywych zeznaniach policjanta, który twierdził, że Milke przyznała się do winy. Nie nagrał jednak jej zeznań, jak wymagały tego procedury. Kobieta od początku zaprzeczała jego oskarżeniom. Zabójcy chłopca także twierdzili, że nie miała nic wspólnego z morderstwem. W późniejszych latach przywoływany wcześniej policjant doczekał się kilku wyroków za brutalne traktowanie oskarżonych i wymuszanie zeznań. W 2013 roku sąd ponownie rozpatrzył sprawę i wstrzymał egzekucję. Milke wyszła na wolność, ale otrzymała elektroniczną opaskę i zakaz opuszczania miejsca zamieszkania. W 2015 roku została ostatecznie oczyszczona z zarzutów i uniewinniona. 38 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Kara śmierci. Trochę historii c.d. Takich przypadków jak ten jest więcej. Jednak nie zapominajmy o zbrodniarzach, dla których kara więzienia jest nieodpowiednia, ponieważ ciągle są zagrożeniem. Najlepszym tego przykładem jest Mariusz Trynkiewicz. 29 września 1989 roku, wyrokiem sądu, został czterokrotnie skazany na karę śmierci – za każde zabójstwo z osobna. W wyniku amnestii z 1989 roku wyrok został zmieniony na karę 25 lat pozbawienia wolności. Odbywanie kary kończyło się 11 lutego 2014 roku. Dzień przed wyjściem mordercy funkcjonariusze więzienni przekazali prokuraturze szkice i zdjęcia znalezione w celi Mariusza Trynkiewicza, które miały zawierać treści o charakterze pedofilskim. 11 lutego prokuratura, po zbadaniu przekazanego materiału, stwierdziła, że nie zawierają treści zabronionych przez prawo. Tego samego dnia Trynkiewicz wyszedł na wolność. 3 marca 2014 roku sąd – na podstawie ustawy o postępowaniu wobec osób stwarzających zagrożenie (tzw. ustawy o bestiach) – uznał Mariusza Trynkiewicza za osobę stwarzającą zagrożenie i nakazał jego izolację w zamkniętym ośrodku w Gostyninie. 31 lipca 2015 roku został skazany za posiadanie dziecięcej pornografii. Wobec tego przykładu polskie prawo było bezsilne i gdyby nie napisana w trybie błyskawicznym ustawa o postępowaniu wobec osób stwarzających zagrożenie, Mariusz Trynkiewicz znajdowałby się na wolności, bo pomimo opinii biegłych psychiatrów, że nie nadaje się do życia w społeczeństwie, w świetle prawa był po odbyciu kary, a jej przedłużenie byłoby niezgodne z prawem. Uważam, że kara śmierci powinna być dozwolona, ale tylko w określonych przypadkach, a mianowicie, przy zbrodniach na tle seksualnym i zabójstwach ze szczególnym okrucieństwem. Wojciech Gnat 39 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Sława, bogactwo, bieda...? Pewnego dnia, jadąc tramwajem, byłam świadkiem rozmowy dwójki ludzi. On zadał Jej następujące pytanie: „Lepiej być sławnym, ale biednym, czy niesławnym, ale bogatym?”. Nie pamiętam, co odpowiedziała. Zapomniałam też, jak on zareagował na jej odpowiedź. W mojej pamięci zostało tylko to, że zaczęli długą dyskusję na ten temat. Jak ona się potoczyła? Nie wiem. Wiem natomiast to, iż dzięki niemu zaczęłam zastanawiać się nad odpowiedzią na pytanie, które zadał. Na początku w mojej głowie pojawiła się myśl „Przecież bycie sławnym wiąże się z bogactwem”. Po dłuższej chwili zapytałam siebie „Ale czy zawsze?”. Uświadomiłam sobie, że nie. Ile razy słyszeliśmy o osobach popularnych, które są znane tylko z tego, że są znane? Ci ludzie najczęściej zasłynęli ze swojej głupoty w Internecie. Chwilowa sława rzadko kiedy sprawia, że portfel „gwiazdy” zaczyna pękać w szwach od nadmiaru pieniędzy. Są też przypadki osób sławnych, które straciły swój majątek przez kilka popełnionych błędów; nadmiar używek; kłopoty ze zdrowiem, które doprowadziły do końca kariery, a co za tym idzie... do bankructwa. Pozostaje jeszcze druga część pytania do rozważenia. Oczywiste jest to, że można być niesławnym i biednym jednocześnie. Większość dwunożnych stworzeń (potocznie nazywanych ludźmi) nie jest popularna i ledwo wiąże koniec z końcem. Naturalne jest też to, że po Ziemi chodzi wiele osób, którzy nie są obgadywani na Pudelku, mimo imponującej kwoty na koncie bankowym. I co w związku z tym? Do czego zmierzam? Pragnę zdecydować, które grono osób reprezentuję. Jestem sławna i bogata; sławna i biedna; niesławna i biedna, czy może niesławna i bogata? Chyba nie pasuję do żadnej z tych grup. Jak większość z nas. Ponieważ czym jest SŁAWA, BOGACTWO, BIEDA? To pojęcia, których definicje można znaleźć w Google. Jednak nie patrząc na nie, każdy potrafi samodzielnie powiedzieć, co oznaczają. Dla wszystkich znaczą to samo, ale jednocześnie coś innego. Dla jednego sławą jest duża ilość lików pod postem; dla drugiego liczbą sprzedanych biletów na swój występ; jeszcze inny powie, iż bycie sławnym oznacza to, że każdy w szkole zna twoje imię. Niektórzy bogactwem nazwą dobra materialne; inni stwierdzą, że bogaty jest ten, który ma rodzinę, przyjaciół. Biedą natomiast może być samotność, jak i brak środków do życia. Sława, bogactwo, bieda to pojęcia względne. To już ustaliliśmy, ale co z odpowiedzią na nasze, nie nasze pytanie? Lepiej być sławnym, ale biednym, czy niesławnym i bogatym? Zanim odpowiesz, zastanów się, czy wolisz być popularny, czy nieznany. Wybrałeś pierwszy wariant? Teraz postaraj się ze wszystkich sił, by bieda nie zawitała do Twojego życia. Zdecydowałeś się na odpowiedź numer dwa? Nie pozwól na to, by bogactwo sprawiło, że staniesz się nieczuły na nieszczęścia innych. Na zakończenie powinnam napisać coś mądrego i błyskotliwego. Nie chcę przekroczyć liczby 500 słów w tym artykule, więc ograniczę się do jednego, krótkiego zdania podsumowującego. Zanim odpowiesz na jakiekolwiek pytanie, kilkakrotnie zastanów się nad odpowiedzią. Karolina Walczak 40 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Żołnierze Niezłomni – dawni bohaterowie Żołnierze Niezłomni – dawni bohaterowie, oskarżeni przez komunistyczne władze i skazani na śmierć za walkę o wolną i prawdziwie demokratyczną, niepodległą Polskę. A jednak… Często, przede wszystkim w szkołach, nie porusza się tych tematów, bo po co zajmować się historią najnowszą, skoro na każdym szczeblu edukacji można zacząć od Mieszka i Chrobrego, a w rezultacie nie zdążyć z materiałem i nie dojść do tych raptem dwóch zdań na końcu podręcznika – o Żołnierzach Wyklętych. I to właśnie ten temat stał mi się na tyle bliski, że postanowiłam zebrać grupę kilku znajomych, zgłosić się do Ogólnopolskiej Olimpiady „Zwolnieni z Teorii” i zorganizować projekt „Zapomniani bohaterowie”. Początkowo przedsięwzięcie miało być nieduże – ot takie jedno przedstawienie dla uczniów mojej szkoły – LO nr VII we Wrocławiu. Jednak z czasem plany uległy zmianie i na chwilę obecną organizujemy 5 przedstawień, oraz dużą grę miejską dla mieszkańców Wrocławia. Tworzenie takiego projektu to wbrew pozorom ciężka praca, ale również cudowna zabawa i masa satysfakcji jak coś kończy się sukcesem! Najwspanialsza jest jednak świadomość, że robi się coś dobrego dla innych. Mnie osobiście daje to wielką radość. Choć spotykam się z krytycznymi głosami ze strony nauczycieli, którzy twierdzą, że tylko fizyka czy chemia ma w naszym życiu sens, to jednak nadal twierdzę, że nie samą szkołą człowiek żyje. Posiadanie pasji i rzeczy, dzięki której jest się szczęśliwym daje dużo więcej niż rozwiązywanie w kółko zadań, aby dostać dobrą ocenę. Ze swojej strony mogę jedynie zachęcić do podejmowania takich właśnie inicjatyw, bo da Wam to dziesięć razy więcej radości niż poprawne rozwiązanie najtrudniejszego zadania z matematyki, jak również będzie pożyteczne dla ludzi, którzy na takim przedsięwzięciu skorzystają. Julia Kłonowska 01. marca został ustanowiony Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Każdy z nas może w bardzo prosty sposób pokazać, że pamięta o tych ważnych dla historii naszego kraju postaciach. Wystarczy w tym dniu zmienić swoje zdjęcie profilowe na portalu facebook.com na grafikę prezentującą wizerunek Niezłomnych. Tym samym pokażemy, że pamiętamy i przyczynimy się do zwiększenia świadomości społecznej na ten temat. Redakcja 41 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Co się dzieje? Tak wiele Wszyscy jesteśmy świadkami obecnych wydarzeń na polskiej scenie politycznej. Nastąpiła zmiana władzy. Polacy – po raz pierwszy w historii III RP – powierzyli sprawowanie władzy tylko jednej partii. Media głównego nurtu starały się przedstawić to jako bardzo złe wydarzenie dla Polski. Czy jest tak naprawdę? Politycy opozycji czyli PO, Nowoczesnej i PSL-u nie wiedzą jak pogodzić się z tym, że utracili władzę i chcą za wszelką cenę zniechęcić Polaków do rządów Prawa i Sprawiedliwości (Nowoczesna choć formalnie nie rządziła to jednak skupia ludzi związanych kiedyś z PO, UW czy AWS.) Po ośmiu latach rządów koalicji PO-PSL partie te są skompromitowane wszystkimi aferami, które do dzisiaj są nierozliczone, np. afera hazardowa, afera taśmowa, afera Amber Gold, afera Elewaru, afera informatyzacji MSWiA i wiele, wiele innych. Dlatego obóz dotychczas trzymający władzę musiał wymyślić coś, co Polaków zaniepokoi i pozwoli zapomnieć o ich nieudolnych rządach. Postanowili wyprowadzić ludzi na ulicę pod przykrywką obrony demokracji, która w Polsce – nota bene – ma się dobrze. Został powołany Komitet Obrony Demokracji, który jest tworem czysto politycznym, a nie oddolnym ruchem obywatelskim, jak sugerują politycy opozycji. Wymyślili organizację o jakże szlachetnej nazwie tylko dlatego, żeby Nowoczesna i osoby które oficjalnie dotychczas nie uczestniczyły w życiu politycznym nie kojarzyły się ze skompromitowanym rządem PO-PSL. Na “pierwszy ogień” poszedł Trybunał Konstytucyjny. Zarzucono Prawu i Sprawiedliwości łamanie zasad demokracji, a to Platforma Obywatelska w październiku, czyli kiedy mieli jeszcze większość w parlamencie, postanowiła wybrać sędziów Trybunału Konstytucyjnego, na miejsca tych, których kadencje kończyły się w listopadzie. Finalnie doprowadzając do tego, że w 15 osobowym składzie TK zasiadało 14 sędziów nominowanych przez PO i tylko 1 nominowany przez PiS. Takie zachowania nie mają racji bytu w państwie demokratycznym. Dlatego Prawo i Sprawiedliwość postanowiło nie zważać na ten niezgodny z prawem czyn PO i unieważniło wybór tych 5 sędziów z października 2015 roku. Na ich miejsce powołało nowych orzekających, zgodnie z terminem ukończenia kadencji ustępujących sędziów. Próba obrony zasad państwa prawa przez PiS, została odwrócona przeciwko tej partii. W mediach kreowano obraz tego, iż to Prawo i Sprawiedliwość dokonało “skoku” na TK. Nic bardziej mylnego. Platforma Obywatelska łamiąc zasady konstytucji RP wybrała sędziów do przodu. To tak jakby PiS mając teraz wysokie poparcie społeczne w sondażach, przeprowadziło wybory parlamentarne, których wyniki będą obowiązywać za 4 lata. Kolejną sprawą jest tzw. ustawa medialna. KOD zarzuca rządowi, że nowa ustawa jest pogwałceniem obowiązujących standardów unijnych. Nic bardziej mylnego. Ustawa o podobnym kształcie obowiązuje między innymi we Włoszech i tam nikt z tego powodu nie protestuje. Moim zdaniem, te wszystkie protesty spowodowane są tym, że poprzednia “ekipa” nie może pogodzić się z utratą wpływów i władzy. Opozycji nie podoba się również to, że rząd Beaty Szydło realizuje, w trybie błyskawicznym, obietnice wyborcze np. projekt Rodzina 500+, zniesienie obowiązku szkolnego dla 6-latków, reforma prokuratury, ustawa medialna, zakaz odbierania dzieci rodzicom – tylko i wyłącznie – z powodów finansowych, czy podatek bankowy. To dopiero trzy miesiące sprawowania władzy, a już możemy dostrzec, że polityka może wyglądać inaczej. Polska prowadzi również bardzo aktywną politykę zagraniczną. Zacieśniła współpracę z państwami grupy Wyszehradzkiej. Szuka prawdziwych sojuszników, którzy reprezentują te same interesy, co my. MSZ prowadzi również odważną politykę wobec Niemiec, które niejednokrotnie nas zawiodły np. w sprawie Nord Steam 2, czy też w sprawie uchodźców. Myślę, że wszyscy powinniśmy wnikliwie przyglądać się temu, co dzieje się w polityce – zarówno tej polskiej jak i zagranicznej – aby nie dać się zmanipulować. Każdy musi wyrobić sobie własny pogląd na dany temat. Bo tylko wtedy może podejmować właściwe decyzje. Wojciech Gnat 42 NAJLEPSZE ARTYKUŁY Moje hobby: deskorolka Wiele z was pewnie słyszało o deskorolce. Jest to sport bardzo popularny na całym świecie od 1950r. Chcąc zacząć zabawę z deskorolką wypadałoby znać jej budowę. Zaczynając od najważniejszej czyli deck to 7 warstw klonu kanadyjskiego (Czemu siedem i dlaczego klon kanadyjski? Dzięki takiej liczbie i materiałowi deska jest idealnie giętka i twarda, aby się nie złamać przy każdym skoku. Jeśli było by za dużo warstw, deska byłaby za ciężka i łatwo by się łamała). Trucki – metalowy element dzięki, któremu skręcamy na deskorolce. Rozróżniamy 2 rodzaje trucków: wysokie i niskie. Niskich częściej używa się na skateparkach. Kółka charakteryzują się wielkością ( najczęściej 52mm na skateparkach) oraz twardością ( większość kółek ma twardość od 99A do 101A. Im większy numer tym twardsze są koła). Griptape – papier ścierny, który przykleja się na wierzchnią stronę deskorolki. W deskorolce znajdują się również montażówki, podkładki pod trucki, łożyska, tulejki, ale nie będę się o nich rozpisywać. Kiedy wiecie już jak skonstruowana jest deskorolka dobrze byłoby wiedzieć czy jeździcie goofy(prawa noga z przodu) czy regular(lewa noga w przodu). Najprostszym testem jest zamknięcie oczu i poproszenie osoby, aby was popchała do przodu. Noga, która pierwsza ruszy się do przodu powinna również być ustawiona z przodu podczas jazdy na deskorolce. :) Okej mamy już deskorolkę i wiemy którą nogę dać w przodu deski (nose). Teraz musimy nauczyć się kilku tricków. Aby rozpocząć zabawę z trikami należy nauczyć się ollie, czyli wyskok. Następnym z listy jest shove it, kickflip, heelflip, bigspin czy 360 flip. Cały proces rozwoju deskorolki w Ameryce bardzo dobrze ukazany jest w filmie „królowie dogtown”.Deskorolka to bardzo wymagający sport. Często zdarzają się otarcia, rany, zwichnięcia oraz złamania. Nawet pro-skaterzy upadają i kończą swoją karierę z tym sportem. Deskorolka jest trudna dla osób, które zaczynają. Ja po pół roku jazdy kilka dni w tygodniu dopiero zauważyłem drobne efekty. Jest to bardzo motywujące, lecz osoby mniej zdeterminowane porzucają deskorolkę nie widząc nic poza swoimi ranami na piszczelach. :) Deskorolka poprawia w dużym stopniu refleks oraz koordynacje ciała. Polecam deskorolkę wszystkim, którzy nie boją się upadać, a szukają czegoś ciekawego co pozytywnie wpłynie na ich sposób spędzania czasu. Franek Grobelny 43 Miejsca we Wrocławiu warte odwiedzenia Wrocław jako wielowiekowe miasto może poszczycić się nie tylko niesamowitymi zabytkami, ale również klimatycznymi miejscami. Miłe zaułki i stare uliczki, które swoją tajemniczością zapraszają do ich przemierzania. Chciałbym przedstawić kilka z nich, moim zdaniem tych szczególnych. Naszą małą podróż zaczniemy od Placu Solnego. Przestrzeń ta nie jest (oczywiście w porównaniu z rynkiem) specjalnie okazała i duża, ale chętnie odwiedzana nie tylko przez turystów, lecz także przez stałych mieszkańców. W centralnej części tego miejsca, między kwiecistymi straganami, zajdziemy fontannę. Przykuwa ona uwagę każdego, żaden spacerowicz nie przejdzie obok niej obojętnie. Miejsce to jest idealne na różnego rodzaju spotkania towarzyskie, ponieważ znajduje się tam także wiele kawiarenek i restauracji. Stamtąd łatwo można przejść do Zaułka Solnego. Jeszcze do niedawna teren ten cieszył się dużą renomą i był miejscem przejścia wielu wycieczek. Niestety jakiś czas temu obszar ten przeszedł remont. Początkowo miały być to tylko drobne prace renowatorskie i doświetlenie miejsca, aby wyeksponować znajdującą się tam bramę. Jednakże, jak się okazało, całkowicie zmieniono całą małą architekturę tego miejsca. Straciło ono swój klimat. Innego zdania jest miejski konserwator zabytków - Katarzyna Hawrylak-Brzezowska, która twierdzi inaczej. Na szczęście dzięki działalności miłośników miasta, którzy apelują do władz miasta o przywrócenie tej bramy do poprzedniej formy, uda się zmobilizować ludzi i wrócić do dawnego stanu. Bądźmy dobrej myśli i trzymajmy za to kciuki. :) Opiszę jeszcze jedno miejsce, ale oczywiście jest ich więcej. Ostrów Tumski jest najprawdopodobniej jednym z najbardziej rozpoznawalnych ośrodków w naszym pięknym mieście. Oblegany przez turystów i okolicznych mieszkańców. Spacerujący po nim ludzie zapominają o czasie, spacerują tam, by się odprężyć, zebrać myśli albo zobaczyć wspaniałą architekturę sakralną. Miejsce epatuje dostojnością i jest pełne zadumy. W gąszczu uliczek i dróg dojazdowych można odnaleźć Most Tumski, który przyciąga od lat pary, pozostawiające tam symboliczną przysięgę miłości. Zauważalny roczny przyrost zaczepianych tam kolejnych, nowych kłódek jest zdumiewający, a to tylko jest poświadczeniem magii tego mostu. Mam nadzieję, że każdy znajdzie chociaż chwilkę, aby móc zobaczyć te miejsca i poczuć chęć powrotu do nich. Gorąco zachęcam do zwiedzania i życzę miłych wrażeń. Szymon Pawletko 44 Miejsca we Wrocławiu warte odwiedzenia 45 Mindfulness Co to jest Mindfulness? To inaczej uważność. Sztuka koncentracji. Koncentracji podczas kolorowania. Działa relaksująco. Wycisza. Uspakaja. Rozbudza kreatywność. Zwraca sens prostym czynnościom życia. Uwalnia spod presji pędzącego czasu. Uczy żyć tu i teraz. Pozwala doświadczyć każdą przeżywaną chwilę i na niej skupić swoją uwagę, by w pełni ją docenić. Jest jedną z dróg wiodących do opanowania sztuki życia bez pośpiechu (Slow Life). Do odnalezienia siebie i tego, co jest w życiu ważne. Redakcja Internatki zaprasza wszystkich mieszkańców internatu na wspólne kolorowanie. Mindfulness. Podczas spotkania otrzymasz kolorowankę (piękny wzór geometryczny, do wyboru), oraz kredki. Na dużym ekranie zobaczysz inspirującą myśl, która pobudzi Cię do refleksji. A subtelność muzyki, w tle, zaprowadzi Cię tam, gdzie w swoim zabieganiu i stresie chciałbyś się zatrzymać i poczuć naprawdę dobrze. Bliższe informacje o naszych spotkaniach już wkrótce, na tablicy ogłoszeń. Redakcja Jako przedsmak naszych spotkań proponujemy do pokolorowania wzór stworzony przez Martynę Kędzię. Znajduje się on na kolejnej stronie. REBUS 46 STOPKA REDAKCYJNA Opiekunowie: Elżbieta Janicka Mariola Wadowska Redaktor Naczelny: Przemysław Świderski Z-ca Redaktora Naczelnego Krzysztof Haszczuk Redaktorzy Wydania: Marta Pilarska Karolina Walczak Sandra Bagińska Anna Kister Julia Kłonowska Katarzyna Wróbel Zuzia Gołębska Wiktoria Gajzler Wojciech Gnat Franek Grobelny Jakub Dworzański Kacper Górny Przemysław Filipowicz Bartosz Dulski Dawid Szymon Pawletko