Życie Olsztyna 16.11-1.12.2015

Transkrypt

Życie Olsztyna 16.11-1.12.2015
REKLAMA
nr 22 (169) 2015 ISSN 1734-7076
NOWE
Życie
REKLAMA
(16.11-1.12. 2015)
BEZPŁATNY Dwutygodnik
REKLAMA
NAKŁAD 25 000
Olsztyna
REKLAMA
2
z olsztyna
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
Mieszkańcy za
elektrociepłownią
Powstanie elektrociepłowni związane jest z planowaną rezygnacją z dostaw ciepła przez francuski koncern Michelin. Ma
to nastąpić do końca 2017. Nakłada się na to konieczność modernizacji ciepłowni działającej w Kortowie.
Władze miasta przyznają, że same nie poradzą sobie finansowo z realizacją projektu. Rozwiązaniem ma być tzw. partnerstwo publiczno-prywatne. W tym celu zostanie powołana
spółka złożona z MPEC, Polskie Inwestycje Rozwojowe oraz
prywatny podmiot. Ze swojej strony miejska ciepłownia wniesie aportem grunty przy ul. Lubelskiej. Zanim to jednak nastąpi,
ratusz postanowił sprawdzić opinię mieszkańców. Odpowiedź
miała dać ankieta przeprowadzona wśród olsztynian.
Wynika z niej, że aż 88 procent pytanych uważa, że budowa
nowoczesnych ekologicznych elektrociepłowni, wytwarzających energię z odpadów komunalnych to dobry pomysł. A właśnie taki zakład ma powstać w Olsztynie.
– Ten wynik bardzo nas cieszy i zachęca do dalszych wzmożonych prac nad realizacją nowej inwestycji – mówi Konrad Nowak, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej.
– Teraz przede wszystkim stawiamy na komunikację z mieszkańcami. Chcemy ich poinformować o nowej inwestycji. Podjęliśmy szereg działań w tym kierunku, między innymi prowadzimy kampanię „Dobra Energia Olsztyna”.
Jak wynika z przeprowadzonych badań, świadomość olsztynian dotycząca bezpieczeństwa energetycznego stolicy regionu jest jeszcze niewielka. Aż 6 na 10 nie wie, że w przyszłości
ciepło przestanie dostarczać fabryka Michelin.
MPK zwiększa
liczbę kursów
Zbyt mała liczba połączeń autobusami miejskimi z centrum
to jeden z głównych problemów mieszkańców Gutkowa. W tej
sprawie zgłaszali do przewoźnika liczne petycje. Postulowali
REKLAMA
przede wszystkim zwiększenie częstotliwości kursów na linii
nr 6, która dojeżdża głównie na Likusy. Tylko część z tych połączeń realizowana jest dalej właśnie do Gutkowa. To 21 kursów
w tygodniu w dni powszednie.
Zdaniem mieszkańców jest to zdecydowanie za mało.
W końcu Zarząd Dróg Zieleni i Transportu, który odpowiada również za organizację przewozów, zdecydował się wprowadzić zmiany. Od 14 listopada wszystkie kursy „szóstki”,
kończące dotychczas jazdę na Likusach, zostają wydłużone
do Gutkowa.
To nie są jedyne zmiany w rozkładzie jazdy. W ciągu tygodnia ZDZiT przywraca częstotliwość kursów na linii nr 9 co 15
min. w godz. 9-14 w „dni robocze wolne od nauki szkolnej”. Tak
będzie również w przypadku linii nr 28.
Kolejna zmiana związana jest ze zwiększeniem liczby kursów na linii nr 20. Tam autobusy będą jeździć co kwadrans
w godz. 9-14 we wszystkie dni oprócz niedziel i świąt. Tak samo stanie się z częstotliwością kursów linii nr 24. Natomiast na
linii nr 27 ZDZiT uruchomi dwa dodatkowe kursy. Więcej ich
będzie również na linii nr 35.
Miasto pyta
o pomysły na Zatorze
Władze Olsztyna przygotowują się do przebudowy al. Sybiraków i wiaduktu w ciągu ul. Limanowskiego. Ma to służyć
poprawie przejazdu przez Olsztyn w kierunku Dobrego Miasta,
Bartoszyc i dalej granicy z Rosją w Bezledach. Najpierw miasto
podpisało umowę z projektantami. Wartość zamówienia to ponad 820 tys. zł.
W przypadku al. Sybiraków w planach jest wymiana nawierzchni i budowa buspasów. Dochodzi do tego jeszcze parking na kilkaset samochodów w obrębie skrzyżowania z ul. Rataja. Projekt ma uwzględnić także możliwość uruchomienia linii
tramwajowej. To samo dotyczy przebudowy wiaduktu w ciągu
ul. Limanowskiego.
Zanim jednak do tego dojdzie, miasto rozpoczęło konsultacje społeczne z zainteresowanymi mieszkańcami. 7 listopada, w okolicach wiaduktu w ciągu ul. Limanowskiego, pojawili się ankieterzy, którzy odpytywali przechodniów o planowane
inwestycje.
Kolejnym krokiem są spotkania z mieszkańcami, na których
będą dyskutowane propozycje zmian. Terminarz i miejsce planowanych konsultacji:
20.11, g. 17, Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych, ul.
Parkowa 1 – I spotkanie otwarte,
23.11, godz. 17, ratusz, sala 119 – I warsztaty (dotyczące
przebudowy al. Sybiraków),
24.11, g. 17, ratusz, sala 119 – II warsztaty (dotyczące przebudowy wiaduktu),
30.11, g. 17 CEiIK, ul. Parkowa 1 – II spotkanie otwarte.
Nowa tablica
pamiątkowa
w Olsztynie
W ten sposób uhonorowany został dr Władysław Gębik. Tablicę umieszczono na fasadzie kamienicy przy ul. Wyzwolenia
9. Wybór lokalizacji nie jest przypadkowy. Tam właśnie dr Gębik spędził wiele lat swojego życia. Upamiętnia to napis umieszczony na odlewie z brązu. „W tym domu w latach 1946-1964
mieszkał dr Władysław Gębik (1900-1986), dyrektor Polskiego
Gimnazjum w Kwidzynie, pedagog, literat, działacz społeczno-kulturalny, któremu w życiu przyświecało hasło: Wierzyć w
czyn, a nigdy w słowo. Choćby nam i słońce zgasło, Zapalimy
je na nowo”.
Projekt tablicy powstał w Państwowym Liceum Plastycznym im. Ericha Mendelsohna. Wykonały go dwie tegoroczne
maturzystki. Uroczyste odsłonięcie tablicy nastąpiło 10 listopada. Wcześniej odbyło się okolicznościowe seminarium poświęcone dr. Gębikowi.
Dr Władysław Gębik w listopadzie 1945 roku zamieszkał
w Olsztynie. Objął wówczas stanowisko naczelnika Wydziału
Szkół Średnich Kuratorium Mazurskiego Okręgu Szkolnego.
Założył też oddział Towarzystwa Teatrów i Muzyki Ludowej.
W latach 1948-1950 był kierownikiem Inspektoratu Kulturalno-Oświatowego Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik” w Olsztynie. W latach późniejszych kierował także oddziałem Towarzystwa Wiedzy Powszechnej oraz Delegaturą Państwowego
Instytutu Sztuki, która zajmowała się zbieraniem warmińskiego i mazurskiego folkloru.
Inicjatorami przedsięwzięcia są Warmińsko-Mazurski Oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich oraz Społeczna
Grupa Inicjatywna na rzecz upamiętnienia postaci dr. Władysława Gębika.
red.
REKLAMA
NOWE
Życie
Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza
INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik,
“
redaktor naczelny: Leszek Lik, [email protected];
redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik,
dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Cezary Kapłon, Jacek Panas, Jerzy Pantak,
Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas;
Okładka: materiał powierzony;
Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273;
(r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji.
Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie
prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Edytor Sp. z o.o.
Olsztyna
REKLAMA
Nakład 25 000
aglomeracja olsztyńska
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
3
Sukcesy sportowców z Dywit docenione przez władze gminy
Sportowi mistrzowie
wyróżnieni przez wójta
Mimo niesprzyjającej pogody w II Gminnym Biegu Niepodległości w Dywitach wzięło udział dokładnie 280 osób
Dobra frekwencja na II Biegu Niepodległości w Dywitach
Świąteczny bieg dookoła
Jeziora Dywickiego
Dokładnie 280 osób przebiegło, przemaszerowało lub przespacerowało trasę wokół Jeziora
Dywickiego podczas II edycji Gminnego Biegu Niepodległości! To bardzo dobry wynik, biorąc
pod uwagę niezbyt sprzyjającą pogodę, jaką mieliśmy 11 listopada. Na trasie pojawiły się
całe rodziny.
Dystans o długości 2,4 km
nie sprawił nikomu większych trudności. Najmłodszy z uczestników miał kilka
lat, a najstarszy około 70! Do
biegu zagrzewała wszystkich
dźwiękami samby ekipa bębniarzy Warmia Rhythm Team.
Każdy, kto pokonał dystans
wokół jeziora, otrzymał biało-czerwoną czapeczkę kibica,
a także mógł liczyć na ciepły
bigos, przygotowany przez
sołectwo Dywity i Stowarzyszenie „Aktywne Dywity”,
smaczne pączki i rozgrzewającą herbatę. Organizatorem
wydarzenia była gmina Dywity, LZS Dywity, OSP z terenu gminy Dywity, a także
GOK Dywity, który przygotował stanowisko do wspólnego malowania niepodległościowego obrazu oraz twarzy
w biało-czerwone barwy. Po
raz drugi okazało się, że taka radosna, rodzinna i aktywna forma świętowania Dnia
Niepodległości sprawdziła się
w Dywitach.
Chwilę po Gminnym Biegu Niepodległości do świętowania w zimnej (choć umówmy się, że nie tak do końca)
wodzie przystąpiły morsy
z Dywit, Różnowa, Słup, Ługwałdu, Olsztyna i okolic. Do
Jeziora Dywickiego z flagami
i w pięknych czapeczkach weszła około 40-osobowa grupa
morsów. Morsom należą się
wielkie brawa za tak spontaniczne i wesołe obchodzenie
Dnia Niepodległości.
Spotkanie
przebiegało
w bardzo serdecznej atmosferze. Wójt Jacek Szydło gratulował zawodnikom i trenerowi wspaniałych wyników
osiągniętych na mistrzostwach Polski i świata.
– Wiem, że sukcesów tych
nie byłoby, gdyby nie ciężka
praca, zaangażowanie i pasja
do sportu – mówi wójt Jacek
Szydło. – Jestem dumny, że
gmina Dywity ma tak wspaniałych sportowców.
Wójt gminy Dywity wręczył zawodnikom i trenerowi nagrody rzeczowe, m.in.
tablet i profesjonalny sprzęt
sportowy, a także oficjalne,
pisemne gratulacje. W spotkaniu uczestniczyli również Daniel Zadworny, sekretarz gminy Dywity i Julian Wojgieniec,
kierownik Referatu Bezpieczeństwa, Transportu Zbiorowego i Sportu. Wyróżnieni
sportowcy chętnie dzielili się
wrażeniami z mistrzowskich
zawodów, a także mówili
o planach na najbliższą przyszłość. Medalistka Alicja Potasznik, jak i cała sekcja gmin-
Na zakończenie spotkania wszyscy jego uczestnicy wykonali pamiątkowe zdjęcie pod
drzewkiem szczęścia...
nego klubu lekkoatletycznego
„Asy” Dywity, nie mogą się
już doczekać treningów na
zmodernizowanym stadionie,
gdzie jest profesjonalna tartanowa bieżnia.
– Trwa procedura uzyskiwania decyzji o pozwoleniu na użytkowanie obiektu,
jest szansa, że treningi będą
mogły ruszyć pod koniec listopada – odpowiada wójt
Jacek Szydło.
Trener GUKS „Asy” Dywity Szymon Niestatek zade-
klarował, że klub chciałby zorganizować w przyszłym roku
na stadionie, we współpracy
z gminą, dwie lub trzy imprezy rangi wojewódzkiej. Wójt
pozytywnie odniósł się do tej
propozycji.
– Cieszę się, że władze
gminy dostrzegły i doceniły to, co robimy – mówi Szymon Niestatek. – Dobry klimat wokół sportu jest bardzo
potrzebny.
4
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
Przestrzelona
kapsuła z cennymi
znaleziskami
Dokument o remoncie iglicy wieży zamku w Lidzbarku
Warmińskim oraz dwie gazety z przełomu lat 20. i 30. XX wieku znajdowały się w tzw. kapsule czasu odkrytej w trakcie prac
remontowych budowli.
Renowacja XIV-wiecznego zamku biskupów obejmie remont dachów wszystkich skrzydeł, a także wieży głównej
i trzech mniejszych wieżyczek, ściany od strony wjazdowej,
stolarki okiennej. Nowy wygląd zyskają też dwie kondygnacje
piwnic skrzydła północnego zamku, które zostaną zaadaptowane na cele wystawiennicze.
W trakcie prac co rusz prowadzący renowację natrafiają na
niecodzienne znaleziska. Najpierw, w lipcu odkryto list w butelce umieszczonej w zamkowej wieżyczce. Został odczytany
przez Rafała Gelo z Archiwum Państwowego w Olsztynie. Naj-
olsztyn
nowszym odkryciem konserwatorów była tzw. kapsuła czasu.
Wydobyto ją z kuli w iglicy na wieży. Została ona kilkakrotnie przestrzelona. Przewieziono ją do Archiwum Państwowego
w Olsztynie, gdzie poddana była badaniom. Teraz wiadomo
już, co się w niej znajdowało.
W środku natrafiono na dokument związany z remontem
zamku prowadzonym w latach 1927-1934. Z jego treści wynika,
że „latem 1928, w drugim roku prac remontowych, wieżyczki
narożne i zamkowa wieża otrzymały nowe pokrycie. W miejsce
dawnego pokrycia z angielskiego łupku, położono dachówkę typu mnich – mniszka. Wieża otrzymała także nowy hełm,
w którego iglicy umieszczono ten dokument”. Dodatkowo
w kapsule znaleziono dwie gazety z 1928 roku: „Ermlaendischer Zeitung” z 15 sierpnia 1928 oraz „Koenigsberger Tagesblatt” z 20 lipca 1928 roku.
poziomu glukozy, ciśnienia tętniczego i cholesterolu. Dochodziło do tego stężenie wydychanego tlenku węgla, a także zawartości wody i tkanki tłuszczowej w organizmie. Na miejscu
cały czas do lekarzy ustawiały się tłumy chętnych.
– To świetna sprawa. Przyszedłem z rodziną na zakupy,
to przy okazji wszyscy się chcemy przebadać – mówi starszy
mężczyzna.
Sami lekarze przyznawali z zadowoleniem, że zainteresowanie darmowymi badaniami było ogromne wśród odwiedzających Galerię Warmińską. – Bardzo cieszymy się z tego
powodu. To świadczy, że mieszkańcy dbają o swoje zdrowie
– stwierdził jeden z medyków biorących udział w akcji.
Organizatorem wydarzenia było Międzynarodowe Stowarzyszenie Studentów Medycyny IFMSA-Poland. To największa w Polsce organizacja zrzeszająca studentów uczelni
medycznych.
Miliony euro na
„ekspresówki”
Studenci medycyny
zbadali mieszkańców
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad otrzymała pieniądze z puli środków unijnych z PO Infrastruktura i Środowisko 2014-2020. W obecnej perspektywie finansowej dostępna kwota alokacji dla projektów realizowanych
przez GDDKiA to niemalże 10 mld euro. Na Warmii i Mazurach pieniądze pozyskane przez GDDKiA pokryją budowę
drogi ekspresowej na trasie Olsztynek – Olsztyn, a także odcinek S-7: Olsztynek – Miłomłyn. Niestety nadal nie wiadomo, co z pozostałymi odcinkami S-7 oraz zapowiadaną „ekspresówką” S-16.
red.
Tłumy chętnych przebadały się za darmo w Galerii Warmińskiej w czasie akcji „Dzień dla Zdrowia”. Studenci medycyny
Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego wykonywali pomiary
Współtworzę Zatorze,
czyli działania społeczników
Już niedługo, bo 27 listopada w siedzibie Rady Osiedla Zatorze odbędą się warsztaty muzyczne. Uczestnicy będą uczyli się nieznanych lub zapomnianych tradycyjnych kolęd z Warmii i Mazur.
Zarówno tych śpiewanych przez autochtonów, jak i ludność napływową z innych regionów Polski po 1945 roku. Prowadzić je będzie Anna Broda, uczestniczka tegorocznej edycji „Mam
Talent”. To wydarzenie wchodzi w skład większej inicjatywy o nazwie Współtworzę Zatorze.
Współtworzę Zatorze to
cykl działań realizowanych
w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z funduszy EOG (tzw.
fundusze norweskie). Projekt
został zainicjowany przez Stowarzyszenie Forum Animatorów Społecznych. Tworzą je
osoby z całego województwa,
dla których najważniejszym
celem jest rozwój społeczności lokalnych. Obecnie aktywnych jest ponad 30 osób w całym województwie, a około 10
w Olsztynie.
– Animacja jest dla nas
narzędziem
aktywizowania lokalnych społeczności – opowiada Monika
Hausman-Pniewska,
jedna
z realizatorek przedsięwzięcia.
Projekt Współtworzę Zatorze wyrósł z wcześniejszych
doświadczeń na olsztyńskim
Zatorzu i obejmuje działaniami pięć miejsc, nazwanych Podwórkami. Są to: Podwórko
na Puszkina, przy ul. Klasz-
tornej, podwórko u Stefana
przy ul. Żeromskiego, a także przy ulicach Gietkowskiej
i Zamenhofa. Geneza pomysłu powstała w 2012 roku na
Podwórku u Stefana (przy ulicy Żeromskiego), gdzie miesz-
kańcy przy pomocy lokalnych
społeczników zorganizowali spotkanie sąsiedzkie pod
nazwą „Herbatka u Stefana”,
a potem kino podwórkowe.
Na Zatorzu odbyły się już
warsztaty fotograficzne, kolędowanie, warsztaty ogrodnicze i wiele innych. Na wydarzenia przychodzą młodzież i
dzieci wraz z rodzicami.
– Mieszkam nieopodal
szkoły. Bardzo mi zależało,
żeby coś zrobić, aby lepiej się
nam tu żyło. W ciągu ostatniego roku zaczęła działać grupa
sąsiedzka na naszym podwórku. Stworzyliśmy wspólnie
Wiosenny Piknik Sąsiadów.
Złożyliśmy projekt dzielnicowy w ramach Olsztyńskiego Budżetu Obywatelskiego
i wygraliśmy. Mamy 110 tys.
zł, chcemy nieopodal szkoły wybudować altanę z zadaszeniem, stworzyć przyjazne
miejsce spotkań dla mieszkańców – mówi Marta Urban-Burdalska, animatorka z Podwórka na Puszkina. Wtóruje
jej Małgorzata Bartoszewicz,
która przyznaje, że w pomoc
przy organizacji wydarzeń
włączyły się inne podmioty.
– Na Podwórku na Puszkina aktywnie uczestniczy również Rada Rodziców oraz dyrektor Szkoły Podstawowej
nr 13 – dodaje. Przy projekcie
współpracuje wiele organizacji i mieszkańców Zatorza.
W ramach zatorzańskich
działań powstaje też Centrum
Aktywnego Mieszkańca. Sie-
dziba ma się znajdować w budynku Rady Osiedla Zatorze.
Według zapewnień organizatorów, można będzie tam posiedzieć, napić się herbaty,
podebatować o ważnych dla
mieszańców sprawach. Animatorzy chcą prowadzić tam
warsztaty o zróżnicowanej tematyce: dla dzieci, młodzieży
i dorosłych.
– Piszemy kolejny projekt
na koordynowanie Centrum,
ale będziemy kontynuować
nasze działania niezależnie,
czy dostaniemy dotacje – zapowiada Monika Hausman-Pniewska.
Cezary Kapłon
olsztyn
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
5
Tramwaj chlubą Olsztyna
O historii, przyszłości i rozwoju komunikacji miejskiej rozmawiamy z Piotrem Grzymowiczem, prezydentem Olsztyna.
Prawie w każdym olsztyńskim domu mówi się dziś
o mających wkrótce wyjechać na ulice miasta tramwajach. Niektórzy czekają
na nie z obawą, inni
z radością. Jakie jest Pana
oczekiwanie?
Z natury jestem optymistą,
więc do wszelkich zmian podchodzę z nadzieją. Zwłaszcza
na realizację wyzwań, jakie
stoją przed współczesnymi
miastami. Na te wyzwania
składają się potencjał rozwojowy miasta, gospodarcze
przyśpieszenie, płynność komunikacyjna, wygoda i ciekawa, przyjazna przestrzeń życiowa. Nikt z nas, na co dzień
poruszając się po mieście, nie
myśli o odległej przyszłości
komunikacyjnej, co najwyżej
o tej najblizszej – czy zdążę
odebrać dziecko z przedszkola, czy dojadę na spotkanie,
jak zaparkować koło teatru,
kina, restauracji. Problemy
przyszłości tej odległej i tej
najbliższej rozwiązuje, w dużej części, właśnie inwestycja
tramwajowa.
Co zatem olsztyniacy
zyskują, wpuszczając na
swoje ulice tramwaj?
Ta inwestycja pozwoliła
zrealizować naszemu miastu
nowe ulice, zmodernizować
wiele odcinków zniszczonej
nawierzchni, stworzyć ciekawą przestrzeń, także zieloną, poprawić chodniki,
wybudować ścieżki rowerowe, a także wprowadzić na
olsztyńskie ulice inteligentny system sterowania ruchem. Dzięki tej inwestycji
mamy nowy, szybki, ekologiczny i wygodny środek lokomocji. Możemy wygodnie
podróżować po Olsztynie
bez tego samochodowego
stresu, który nam towarzyszy w ciągu dnia. Zyskaliśmy także nowy punkt
widzenia – zmienia się nasze myślenie o mieście, jego funkcjach. Coraz częściej
olsztyniacy mówią: to jest
moje miasto, jestem zainteresowany tym, co chcecie
tu robić, chcę mieć wpływ
na jego rozwój. To cenne
wartości.
Czy kierowcy są gotowi na
to, by dzielić drogi z tramwajami, a nawet zrezygnować z przemieszczania
się swoim samochodem
na rzecz komunikacji
miejskiej?
Zacznę od wielkich podziękowań dla wszystkich
mieszkańców naszego miasta, którzy ze zrozumieniem i cierpliwością znosili
Czy podróżowanie po
Olsztynie tramwajem będzie się różnić od podróżowania autobusem?
Dziękuję za to pytanie.
Zawsze chętnie na nie odpowiadam, bo my, olsztyniacy,
za kilka dni dostaniemy naprawdę nowoczesny i przyszłościowy pojazd szynowy.
Olsztyński tramwaj jest cichy
– zadeklarowany poziom hałasu (74 dB) jest niższy niż wymagają przepisy. Wszystko
wskazuje na to, że będzie to
najcichszy tramwaj w Polsce!
Silniki zastosowane w naszych
tramwajach mogą pracować
także jako silniki napędowe pojazdu lub przy hamowaniu jako prądnica wytwarzająca prąd
elektryczny, co powoduje, że
tramwaj oszczędza energię.
To także bardzo wygodny
pojazd. Każdy wagon ma szerokość dwa i pół metra, co pozwala na umieszczenie siedzeń
po dwa po każdej stronie. Olsztyński tramwaj ma też wygodne drzwi, łącznie mamy 12
par drzwi na jeden pojazd. No
i jeszcze jedna zaleta: jest szybki. Zastosowane rozwiązania układu komunikacji tramwajowej pozwolą olsztyńskim
tramwajom rozwijać prędkość
nawet do 70 km na godzinę.
Nie bez znaczenia jest fakt, że
na większej części tras tramwaje będą jeździć po swoich wydzielonych pasach.
Piotr Grzymowicz, prezydent Olsztyna
uciążliwości komunikacyjne
w ostatnim roku. Wiem, jak
bardzo ta inwestycja wpływała na nasze życie i zmuszała do zmiany przyzwyczajeń, poszukiwania nowych
rozwiązań, nowej organizacji codzienności. Jestem
ogromnie dumny, że mieszkańcy dali nam kredyt zaufania
i z odwagą przyjęli tę miejską
zmianę. Naprawdę jestem pełen wdzięczności za to mądre
i wręcz wizjonerskie podejście do rozwoju naszego miasta. Dlatego jestem spokojny
o przyszłość współdzielenia przestrzeni drogowej.
To normalne, że na początku wszyscy będziemy jeździć
ostrożniej, z większym namysłem i dokonywać wyborów
– auto, tramwaj, autobus,
a może rower. Nie chodzi
przecież o to, by nagle wszyscy porzucili swoje samochody, ale by mieli możliwość
wyboru.
Komunikacja tramwajowa w Olsztynie ma swoją historię. Do 1965 roku
mieszkańcy przemieszczali
się po Olsztynie tramwajami. Czy czerpiemy też
z tych doświadczeń?
Historia
olsztyńskiego
tramwaju jest ściśle powiązana z rozwojem komunikacji,
motoryzacji i wiedzy o zarządzaniu przestrzenią miejską.
Można znaleźć w historii miasta argumenty dotyczące zarówno likwidacji komunikacji szynowej, jak i jej powrotu.
Miasta się zmieniają, zmieniają się nasze preferencje.
Więc może powinniśmy
z dumą, a nie obawą
przyjąć ten grudniowy
start tramwajowy
w naszym mieście?
Olsztyńskie tramwaje Tramino Solaris
Olsztyn jest obecnie znacznie większym miastem niż
w okresie powojennym. Ma
teraz dzielnice, które przypominają małe miasta połączone z centrum i dzielnicami
przemysłowymi. Życie przyspieszyło swój rytm, przemieszczamy się kilka razy
dziennie – do pracy, szkoły,
na zakupy, koncert czy załatwić sprawy w urzędach. Na
ulicach jest coraz więcej samochodów, które – najprościej to ujmując – wypełniają
po brzegi przestrzeń miejską
i życiową. Rozwój komunikacji miejskiej jest rozwiązaniem wielu problemów. Pozwala nadążać za rosnącym
tempem życia przy jednoczesnym zachowaniu wygody.
Pięćdziesiąt lat doświadczeń
umożliwiło wyciągnięcie prawidłowych wniosków.
W dyskusji nad przyszłością komunikacji tramwajowej pojawiają się także
sceptyczne opinie: za małe miasto, za drogie pojazdy, niepotrzebne tory,
nikt nie będzie tymi tramwajami jeździł. Zna Pan
takie opinie?
Oczywiście! Sam zadawałem kilka lat temu pytania,
które wypływały z przytaczanych tu obaw. Szukaliśmy
odpowiedzi u ekspertów,
przykładów z innych miast
polskich i europejskich, poszukiwaliśmy
skutecznych
sposobów na rozwój komunikacji miejskiej w Olsztynie. I właśnie komunikacja
z wykorzystaniem tramwajów okazała się najbardziej
ekonomiczna. Teraz staram
się każdemu szczerze odpo-
wiadać na wszystkie pytania
dotyczące komunikacji tramwajowej: jesteśmy miastem
średniej wielkości, w którym
komunikacja tramwajowa może zastąpić zarówno jazdę samochodem osobowym, jak
i jazdę autobusem. Sprawdziliśmy to na przykładach innych miast. Pojazdy są trwałe,
ekologiczne i wygodne. Dzięki budowie torów rozwiązaliśmy wiele podziemnych problemów:
wybudowaliśmy
setki kilometrów nowych rur
i instalacji, na te zmiany wielu mieszkańców czekało wiele, wiele lat. Nasze tramwaje
są wyposażone w klimatyzację, wifi, specjalny układ sterowania – już za kilkanaście
dni wspólnie będziemy mogli przekonać się, że warto podróżować szybko, wygodnie
i oszczędnie.
Ależ tak! Naprawdę mamy się czym pochwalić. Jesteśmy jako miasto stawiani za
dobry przykład myślenia perspektywicznego, przewidującego trendy i zjawiska. Nasz
wybór, zastosowane technologie i rozwiązania prezentujemy nie tyko w Polsce, ale
i na świecie. Dowodem na
prawidłowe
decyzje
jest
ogromna datacja, jaką otrzymaliśmy z Unii Europejskiej,
która wspiera właśnie takie
przedsięwzięcia. Wszystkim,
którzy obawiają się dzielenia dróg z tramwajem, chcemy pomóc poprzez wydany
właśnie poradnik tramwajowy. Tym zdecydowanym na
podróże tramwajem i autobusem proponujemy naprawdę
tanie sieciówki, a dla nowoczesnych i lubiących wygodę
podróżnych mamy kartę miejską. Śmiało mogę powiedzieć,
że jest co najmniej 101 powodów, by bez kompleksów
przyjąć komunikację tramwajową w Olsztynie.
(r)
6
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
ślady przeszłości
Jak Pawełek historię
Olsztyna poznaje
Już nieraz pisałem, że nasz redakcyjny kolega, miłośnik starego Olsztyna Jacek Panas lubi zaskakiwać różnymi nietypowymi zachowaniami – i tak się stało ostatnio.
Rano, jak zwykle,
otwieram elektroniczną skrzynkę pocztową
w celu sprawdzenia, czy
nie ma do mnie wiadomości, i tu konsternacja! Niezapowiedziany
e-mail od Jacka Panasa!
– Niemożliwe! – głośno myślę! – Na redakcyjne materiały jeszcze czas,
więc prawdopodobnie
tylko musiało się coś stać.
Trudno. Otwieram!
Własnym oczom nie
wierzyłem. Gotowy materiał o ciekawych miejscach w Olsztynie. Uspokoiłem się, nic memu
starszemu koledze się
nie stało. Po prostu chyba czytał w moich myślach, że chciałbym komplet materiałów mieć
wcześniej. On to zrobił,
do tego bez marudzenia
i zgryźliwości. Materiał
zaczynał się tak.
„Wiem
doskonale, Pawełku, że lubisz
mi dokuczać, prosząc
w ostatniej chwili o jakąś ciekawostkę. Żebym
nie musiał znów pisać: „oj! Ty
mnie, Pawełku, zamęczysz”,
postanowiłem
wyprzedzić
Cię i przysłać gotowca.
Robiłem porządki w papierach i wyobraź sobie, znalaREKLAMA
złem przedwojenną pocztówkę, na której uwidocznione są
dwa trolejbusy na tle budynku
poczty przy obecnej ulicy Pieniężnego. Prawdopodobnie
fotka została zrobiona w roku 1940 albo 41. W tym miej-
scu zaczynała się bowiem linia
prowadząca trolejbusy obecną
aleją Wojska Polskiego do Jakubowa. Zastąpiły one tramwaje, które czasowo przestały
kursować na trasie od ratusza
do Jakubowa.
Przypominam, a może
już wiesz. W tym roku (prawdopodobnie 14 grudnia) ponownie zostanie uruchomiona
w Olsztynie komunikacja tramwajowa. Na początek mają być
trzy linie, a za jakiś czas, kto
wie, kto wie może linii
tramwajowych będzie
więcej. Jednak z tego,
co się orientuję, na pewno w najbliższej przyszłości trolejbusy na ulice Olsztyna nie wrócą.
Elektryczne autobusy z pałąkami wymyślono w Niemczech
pod koniec XIX wieku.
Furorę w latach 20. XX
wieku zrobiły najpierw
w Ameryce, a dopiero
potem zaczęły jeździć
po ulicach europejskich miast. Do Olsztyna dotarły w 1939
roku – 32 lata po tramwajach. Pierwszy trajtek (tak nazywali olsztynianie te elektryczne
pojazdy) na trasę dworzec główny – osiedle
Mazurskie wyruszył
1 września, w dzień
wybuchu II wojny
światowej. Trasa wiodła obecnymi ulicami
Kościuszki, Piłsudskiego, 22 Stycznia, Pieniężnego do placu Roosevelta, a stamtąd w
kierunku Kolonii Mazurskiej.
Dwa tygodnie później uruchomiono drugą linię od placu Roosevelta ulicą Warszawską, Jagiellończyka, Armii Krajowej
do jednostki wojskowej.
Początkowo pasażerowie
korzystali z 6 wozów. W 1945
roku tabor liczył już 16 trolejbusów, w tym 2 produkcji rosyjskiej, przywiezione
do Olsztyna z Kijowa. Ostatni kurs niemieckiej komunikacji trolejbusowej odbył się
22 stycznia 1945 roku. Później była przerwa, bo radzieccy „wyzwoliciele” zniszczyli
tabor tramwajowy i sieć trakcyjną, w tym trolejbusową.
Na szczęście elektryczne wozy stojące w zajezdni, która
była zlokalizowana w pobliżu
miejskiej gazowni przy obecnej ulicy Knosały, ocalały. Jak
to się stało, nikt nie wie. Plotki
głoszą, że „zwycięzcy” przygotowali je do wywiezienia
do Rosji, ale nie mogli uruchomić, bo to przecież były pojazdy elektryczne.
W polskim Olsztynie trajtki wyjechały na ulice 10 grudnia 1946 roku. Najpierw jeździły od zajezdni do Kolonii
Mazurskiej, a potem na trasie
dworzec – Kolonia Mazurska,
ale już nie ulicą 22 stycznia,
a Piłsudskiego i Pieniężnego
w dół koło kina „Polonia”.
Pierwszymi kierowcami by-
ły kobiety – pani Waisgerber
i Maria Kalwec. W 1948 roku
uruchomiono drugą linię Kortowo – plac Roosevelta. Pięć lat
później linia trolejbusowa została przedłużona ulicą Limanowskiego do Jagiellońskiej.
Koniec był koło kościoła św. Józefa. Za dworcem było odgałęzienie do składów z węglem.
Przez jakiś czas specjalny elektryczny pojazd woził węgiel
z dworca do olsztyńskiej gazowni. Po wojnie, kiedy brakowało paliwa, było to rozwiązanie bardzo opłacalne
i w zasadzie zimą jedyne.
Jak pamiętam, trolejbusy były wygodne i bardzo pakowne. Ich dodatkowa zaleta,
że raczej kursowały punktualnie, a zimą było w nich ciepło.
Przeważnie zabierały z przystanków wszystkich czekających pasażerów. W każdym
pojeździe poza kierowcą był
konduktor. Jego zadaniem była sprzedaż biletów, jak również obsługa pałąków, które
łączyły trolejbus z trakcją. Jadąc do szkoły, nieraz obserwowaliśmy, jak drobna konduktorka podrywana była przez te
dwie tyki do góry. Przeważnie
jednak konduktorki doskonale
dawały sobie radę.
Bilety kosztowały 60
groszy, ulgowe 20 groszy.
W tramwaju bilet kosztował 50 groszy, a w autobusie
80 groszy. Po likwidacji 1965
roku tramwajów przez jakiś
czas w trolejbusach i autobusach pojawiły się automaty do
sprzedaży biletów, ale krótko.
Niezastąpieni byli konduktorzy. Najpierw w 1968 roku zamknięto linię nr 3 z Kortowa
do placu Roosevelta, a w 1970
roku nr 4 z Kolonii Mazurskiej. I to był koniec elektrycznej komunikacji w Olsztynie.
Główny powód to nieopłacalność. Podobno tramwaje i trolejbusy przynosiły
przedsiębiorstwu największe
straty, co po latach okazało się
nieprawdą, bo była to komunikacja samofinansująca się,
a nawet przynosząca lekki
zysk. Komunikacja autobusowa od samego początku musiała być dofinansowywana
przez miasto i tak się dzieje
do dzisiaj. Od 1970 roku zrezygnowano z konduktorów
w autobusach. Bilety sprzedawane były w kioskach Ruch”.
Sentymentalną podróż
z Jackiem Panasem odbył po
Olsztynie Pawełek
nasze osiedle
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
7
Rozpoczynamy cykl artykułów poświęconych olsztyńskim osiedlom. Są w Olsztynie 23, jedne stare jak miasto, inne liczące ledwie kilkanaście lat. Ale wszystkie mają
podobne problemy: brak urządzonej zieleni czy terenów sportowo-rekreacyjnych, ścieżek rowerowych, dziurawe chodniki i ulice, niewystarczające usługi, brak parkingów, koszy na śmieci czy azylów dla psów i kotów. Ale są też osiągnięcia, osiedlowe atrakcje i radości. Zapraszamy więc mieszkańców, zwłaszcza działaczy rad osiedli,
by zgłaszali swoje podpowiedzi tematów, zdjęcia i uwagi na adres redakcji: e-mail: [email protected], [email protected] lub [email protected].
Wykorzystamy je zarówno w druku, jak i na naszej stronie internetowej www.zycieolsztyna.pl.
Chcemy do szkoły nr 29
Mieszkańcy osiedla Brzeziny wystąpili do prezydenta miasta z petycją o zmianę rejonu szkolnego. Obecnie dzieci z Brzezin
(a jest ich niewiele) przydzielone są do zespołu szkół na Nagórkach (SP 25 im. H. Ch. Andersena). Stwarza to wiele niedogodności, gdyż osiedle nie ma bezpośredniej miejskiej komunikacji z tą szkołą. Dzieci muszą więc pokonać trasę pieszo: albo
przez Pozorty, albo obok lasku, gdzie kręcą się podejrzane typy. Po drodze mają niebezpieczne skrzyżowania i ulice o natężonym ruchu.
Niektórzy dowożą swe
pociechy do SP 25 przez Pozorty, co jest sporym utrudnieniem zwłaszcza dla pracujących rodziców (korki na
Tuwima i Sikorskiego, wkrótce dojdą tramwaje). Tymczasem z Brzezin jest bezpośrednie połączenie autobusowe
linią 28 do SP 29 im. J. Liszewskiego przy ul. Iwaszkiewicza
– niemal drzwi w drzwi.
Dlaczego i kiedy zaczęłyście zbierać podpisy pod
petycją o zmianę szkolnej
rejonizacji? – pytam jedną
z dwóch inicjatorek akcji, panią Paulinę O., matkę cór-
ki uczęszczającej do SP 29
i synka, przyszłorocznego
pierwszoklasisty.
– Zaczęłyśmy 10 września i zebrałyśmy 272 podpisy mieszkańców Brzezin. A to
dlatego, że obawiamy się, że
w przyszłym roku kolejne dzieci nie zostaną przyjęte do SP 29.
Dlaczego musi się to odbywać
kosztem bezpieczeństwa dzieci
z Brzezin, które mają blisko do
tej szkoły i idealne z nią połączenie autobusem?
Wiem, że druga inicjatorka akcji też ma jedno dziecko w SP 29, ale już drugiego
tam nie przyjęto, więc wozi je
do szkoły blisko swojej pracy
– powiedziałem.
– Tak. Bo do tej pory przyjmowano tam większość dzieci z Brzezin, ale rodzice musieli pisać dodatkowe podania
z uzasadnieniem, dlaczego
chcą posyłać dzieci akurat do
tej szkoły. Teraz to nie wystarcza, więc niektórzy – także
z innych rejonów, a nawet podmiejskich gmin – przemeldowują się, by ich dzieci zostały
przyjęte do SP 29. Dzieci tych,
którzy tego nie robią, nie są
przyjmowane. A ich młodsze
rodzeństwo musi uczęszczać
do SP 25, co powoduje roz-
dzielenie rodzeństwa i utrudnia współpracę rodziców
ze szkołami. Nie trzeba dużej wyobraźni, by zrozumieć
kłopoty z opieką nad dziećmi uczęszczającymi do różnych szkół. Chcemy wreszcie
wyjaśnić sytuację, przerwać
te problemy i raz na zawsze
załatwić możliwość zapisów
wszystkich dzieci z Brzezin
do SP 29. Gdy petycję poparła
rada osiedla, złożyłyśmy ją 12
października w Urzędzie Miasta i czekamy na odpowiedź
– dodaje pani Paulina.
Chodnik, skwerek i tulipany
Tuż przed wyborami przed sklepem PSS „Aksamitka” od strony ul. Wawrzyczka
powstał nowy chodnik dla pieszych – to sprawka służb miejskich (fot.1).
Natomiast Rada Osiedla Brzeziny urządziła nowy skwerek przed sklepem
od strony ul. Dubiskiego (fot.2). W miejscu dawnego dębu, który usunięto,
pojawiły się iglaki i zimotrwałe bukszpany. Nieco wcześniej członkowie
RO posadzili też kolejne partie cebulek tulipanów, także na skwerze przed
sklepem. Ich urodę zobaczymy na wiosnę, gdy dołączą do zakwitających już
od kilku lat tulipanów na trawnikach przy przystanku autobusowym.
(jjp)
Jerzy Pantak
Osiedle dzięki ART
Osiedle Brzeziny to teren
w prostokącie między Łyną
i ulicami Obrońców Tobruku, Sikorskiego, Kalinowskiego i Towarnickiego. Zaczęło się w 1972 r. od osiedla
indywidualnych
domów
„Przy Łynie” (trójkąt obecnych ulic Szostkiewicza, Kalinowskiego,
Wawrzyczka)
– wspomina Stanisław Krześlak
w książce „Olsztyn uniwersytecki. Nauka-Praktyka-Absolwenci” (2015). Pracownicy
PGR-u założyli wtedy społeczny komitet budowy domków i wykupili grunt od gospodarstwa doświadczalnego
uczelni. Wkrótce działacze
Związku Nauczycielstwa Polskiego ART podchwycili pomysł. Gdy zgłosiło się wielu
chętnych, powstał Społeczny Komitet Budowy Domków Jednorodzinnych pod
przewodnictwem
Antoniego Jarczyka (dr Krześlak był
jego zastępcą do 1976 r., potem przejął ster komitetu).
Komitet, poparty przez rektora ART prof. Tadeusza Krzymowskiego, zarejestrowano
w lutym 1974 r.
Patronat uczelni umożliwiał korzystanie z pomocy
prawnej oraz w zakupie działek, sporządzeniu planu zagospodarowania przestrzennego
i projektów domów. Inwestorzy upatrzyli sobie grunty
Rolniczego Zakładu Doświad-
czalnego w Pozortach, leżące
wtedy na terenie gminy Stawiguda. Wśród gruntów RZD
leżało też gospodarstwo rolne
po rodzinie Samsonów, która
wyjechała do RFN (14 ha). Plany nowego osiedla sporządzili pracownicy Wydziału Geodezji ART pod kierunkiem
dra Stanisława Surowca. Wytyczyli 80 działek do zabudowy trzema typami domów.
Inwestorzy otrzymali teren w lipcu 1974 r., a sprzedaż
działek rozpoczęto w 1975 r.
Nie wystarczyło kupić działkę, trzeba było też wpłacić 13
tys. zł na prowizoryczne instalacje elektryczne i wodne
REKLAMA
– w sumie ok. roczny dochód
uczelnianego asystenta. Gdy
zmieniły się przepisy budowlane i można było budować
domy ze stromymi dachami,
kryte dachówkami, to osiedle
zyskało specyficzny klimat.
Ulicom nadano imiona kortowskich profesorów.
W 1975 r. powstało 20 domów, m.in. przy ul. Dubiskiego, Olszewskiego i Młynka.
Wszystko dzięki prowizorycznej (napowietrznej) sieci elektrycznej i wodociągowej, bez
utwardzonych dróg. Były tylko żużlowe, wykonane za pieniądze mieszkańców! Jedyny
most na Łynie był w ciągu dzi-
siejszej ul. Tuwima, a droga
– gruntowa, błotnista i pod
górkę – z Pozort.
Pod koniec lat 70. społeczny komitet wyjednał dofinansowanie miasta na budowę
instalacji elektrycznej i wodociągowej z prawdziwego zdarzenia. Pierwszy asfalt położono na ul. Dubiskiego w 1977 r.
Wtedy też powstała ul. Kalinowskiego i most na Łynie.
Ostatnie ulice, m.in. Olszewskiego i Młynka, wybrukowano dopiero w 1998 r.!
Gazyfikacja osiedla (z inicjatywy społecznego komitetu i własnej pracy mieszkańców) nastąpiła w latach 80.,
REKLAMA
podobnie kanalizacja i telefonizacja. Wtedy społeczny komitet budowy rozwiązał się,
a osiedle – ze względu na
mnogość samosiewu brzóz
– nazwano Brzezinami. Potem
powstawały kolejne społeczne
komitety rozbudowy osiedla.
REKLAMA
Na jego terenie znajdują się
nie tylko sady i ogrody działkowe, ale też hipermarkety
i browar Kormoran. Niebawem powstaną kolejne domy
i sklepy na uniwersyteckich
gruntach przy ul. Sikorskiego.
Jerzy Pantak
8
dom
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
Rzymski o hipotekach
Od stycznia minimalny wkład
własny wzrośnie o 50%
2016 rok to kolejny czas dużych zmian na rynku kredytów hipotecznych. Rekomendacja S Komisji Nadzoru Finansowego nałożyła na banki obowiązki i ograniczenia. Od nowego roku minimalny wkład własny przy kredytach hipotecznych będzie wynosił 15%. O konsekwencjach zmian rozmawiamy z Krzysztofem Rzymskim, niezależnym doradcą finansowym.
chomości. Zasada jest prosta:
ten, kto włoży w nieruchomość swoją gotówkę, lepiej
spłaca kredyt niż ten, który nie
wniósł ani złotówki.
Co to jest wkład własny przy
zakupie nieruchomości?
Pojęcie to związane jest
z udzielaniem kredytów hipotecznych. Obecnie banki nie
mogą sfinansować pełnej ceny nieruchomości. Zasada jest
następująca: część ceny płaci klient w gotówce, a drugą część może zapłacić bank
w formie kredytu hipotecznego. Wkład własny to właśnie
część kwoty, którą płaci klient.
Jakie są więc
ograniczenia?
W tym roku klient musi
wnieść w gotówce (pieniądze
te nie mogą pochodzić z kredytów i pożyczek) minimum
10% wartości nieruchomości. Przy cenie mieszkania 200
tys. zł. kupujący musi posiadać minimum 20 tys. zł swoich środków. W praktyce kupujący powinien dysponować
znacznie większymi środkami, by pokryć koszty notariusza, podatku, wyceny itp.
Co zmieni się od stycznia
2016 roku?
Od stycznia minimalny
wkład własny, wymagany
przez banki, będzie wynosił
już 15%. W naszym przykładzie już za kilkadziesiąt dni
klient będzie musiał posiadać
w gotówce 30 tys. zł. Dla wielu
osób to poważna zmiana, która wręcz uniemożliwi zakup
Czy są jednak jakieś zalety posiadania dużego
wkładu?
własnego „M”.
Skala
problemu
może być znacząca. W 2015
roku połowa kredytów zaciąganych przez rodaków była
z niskim wkładem własnym
(niskim, czyli poniżej 20%).
Sugeruje pan, by spieszyć się z zakupem nieruchomości?
Zakup mieszkania to najpoważniejsza finansowa decyzja w życiu i powinna być
poprzedzona głębokimi przemyśleniami. Jednak ci, którzy
nie mają odłożonej gotówki,
mogą znaleźć się w trudnej
sytuacji. Albo kupią do końca
roku, albo pożegnają się z marzeniami na lata.
Nie rozumiem. Z jednej strony mówi Pan, że
trzeba się zastanowić,
a z drugiej, że ci, którzy
nie zdążą do końca roku,
będą mieli problem.
Nie będzie łatwo w rok
odłożyć kilkanaście tysięcy
złotych. Kolejne złe wieści są
takie, że od 2017 roku minimalny wkład własny będzie
wynosił już 20%. Myślę więc,
że słuszne jest twierdzenie, że
„kto nie załapie się w tym roku, ten skazuje się na lata wynajmu lub mieszkania przy
rodzinie”.
Na pewno są jakieś metody obejścia tych ograniczeń.
Rzeczywiście restrykcje od
2016 roku są mniejsze niż od
2015. W tym roku obowiązuje
bezwzględny obowiązek posiadania 10% wkładu własnego. Od kolejnego roku 15%,
ale… z pewnymi wyjątkami.
Banki będą mogły dopuścić
do sytuacji, w której klient
wpłaci 10%, pozostałe 5% będzie można w inny sposób za-
bezpieczyć. Dopuszczalne będą trzy formy zabezpieczeń:
blokada środków na lokacie, zabezpieczenie na obligacjach Skarbu Państwa lub NBP
oraz wykupienie dodatkowego ubezpieczenia. Nie wiemy
jeszcze, ile będzie kosztowało takie ubezpieczenie. Część
banków zapowiada, że będzie
wymagała jednak bezwzględnie 15% wkładu, część się jeszcze nie wypowiedziała, kilka
zaś dopuszcza możliwość 10%
plus dodatkowe zabezpieczenie. Konkurencja jednak będzie mniejsza, co w gospodarce rynkowej wprost przekłada
się na wzrost cen.
Jaki sens ma zabezpieczenie środków na rachunku bankowym czy
na obligacjach? Przecież
można to wypłacić i przeznaczyć na wyższy wkład
własny.
Jestem jednym z nielicznych profesjonalnych uczestników rynku finansowania
nieruchomości, dla którego
ma to sens. Wyobraźmy sobie dwóch klientów. Pierwszy
spełnia wymogi rynku i wpłaca 30 tys. zł na zakup mieszkania (ma 15% wkładu), drugi wpłaca 20 tys. zł (ma 10%
REKLAMA
wkładu), a pozostałe 10 tys.
ma ulokowane na rachunku. Klient pierwszy ma niższą ratę (bo niższy kredyt),
klient drugi ma wyższą ratę.
Co się dzieje, jak traci się źródło dochodów? Jeden i drugi
nie mają środków na spłatę rat
i życie? Nie, pierwszy klient
nie ma nic, a drugi i owszem
– ma swoje 10 tys. zł, co wystarczy mu na kilka miesięcy życia. Jest tu zasada drożej
– bezpiecznie lub taniej – przy
większym ryzyku.
A co z programem MdM,
pomoże w zdobyciu
wkładu własnego?
Rzeczywiście
dopłaty
z MdM są traktowane jako
wkład własny. Przypomnę,
że dopłaty stanowią od 10 do
30 proc. wartości mieszkania
(w przybliżeniu). Czyli ci
klienci, którzy mogą skorzystać z programu, nie muszą posiadać własnej gotówki. Czy to sprawiedliwe, czy
nie? Nie sposób rozstrzygnąć,
dlaczego niektórzy uczestnicy rynku są w pozycji uprzywilejowanej.
Największym
absurdem jest to, że jedną
z głównych przesłanek wprowadzenia obowiązku posiadania wkładu własnego było
poprawienie bezpieczeństwa
na rynku finansowania nieru-
Oczywiście, jest ich wiele. Czym wyższy wkład, tym
niższy kredyt. Niższy kredyt
to mniejsze koszty i raty. Banki uwielbiają takich klientów,
często proponując im niższe
oprocentowanie. Jeśli oszczędzasz, to w praktyce uczysz
się dyscypliny. Oszczędzając
np. 1 tys. zł miesięcznie, przez
wiele lat poznajesz swoje możliwości płatnicze – na pewno
będziesz bardziej odpowiedzialnym kredytobiorcą. Niższy kredyt – mniejszy stres.
Co Pan radzi na ostanie
kilkadziesiąt dni roku?
Proszę o zachowanie rozsądku. Jeśli ktoś zaplanował
zakup mieszania w pierwszych miesiącach 2016 roku, to
powinien rozważyć przyspieszenie zakupu. Odradzam kupowanie osobom, dla których
jedynym motywatorem może być zmiana przepisów bankowych. Należy pamiętać, że
kredyt nie jest dobrem samym
w sobie. On jedynie jest narzędziem służącym do spełnienia
potrzeby w postaci posiadania
własnego „M”. Wiele wskazuje na to, że w 2016 stopy procentowe będą jeszcze niższe,
a w 2017 stabilne. Ceny mieszkań są dużo niższe niż kilka
lat temu. Liczba kredytów hipotecznych powoli się zwiększa. Analitycy spodziewają się
znacznego wzrostu sprzedaży
w końcówce roku.
red.
kto ma rację?
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
9
A to ci
Temida jest
niespodzianka niestety ślepa
Czy zdarzyło ci się, Jacku, otrzymać kiedyś mandat? Za przekroczenie prędkości, złe parkowanie itp.? Jeżeli nie, to gratuluję. Jeśli tak, to na pewno wiesz, co w tym przypadku należy
zrobić. Ponieważ mnie nigdy taka sytuacja nie spotkała, a jedną z przyczyn jest brak prawa
jazdy, to nie znam procedur. Mój znajomy jest (a przynajmniej był) w tych sprawach fachowcem. To od niego usłyszałem coś, co mnie zaskoczyło.
Masz szczęście, że nie posiadasz prawa jazdy, ale to nic, Andrzeju. Takie nieszczęście, jakie
spotkało twojego znajomego, to tylko kara za karę. Jak otrzymasz mandat, to nie ma tłumaczenia, trzeba uregulować. Nikogo, a szczególnie komornika nie obchodzi, że niezapłacenie
nie jest twoją winą.
Znajomy dużo jeździ samochodem, zdarza mu się
popełnić jakieś drobne wykroczenie, więc widok mandatu nie jest mu obcy. Z tego, co się dowiedziałem, jeżeli
nie zapłaci się mandatu kredytowego, zaległe kwoty były (i prawdopodobnie nadal
są) potrącane przy rozliczaniu PIT-u rocznego. Komornik może też wejść na pensję.
A jak ktoś nie ma stałej
pracy? Okazuje się, że jest na
to bardzo prosty sposób, którego doświadczył mój znajomy. Kiedy chciał zrealizować
transakcję kartą płatniczą,
okazało się, że ma zablokowane konto. Żeby je odblokować, musiał nie tylko zapłacić zaległy mandat, ale także
się trochę nachodzić. Nauczka na przyszłość. Cel uświęca środki.
Zastanawia mnie w tym
zdarzeniu jednak inna sprawa, która czasami może na-
Mogło się przecież zdarzyć, że w jakiś niewytłumaczalny sposób pieniądze nie
dotarły do adresata. Powinieneś zostać poinformowany, że
mandat nie został w terminie
zapłacony, ale w Polsce prawo
jest ponad prawem i tych, co je
reprezentują, ono nie dotyczy.
Czyli jak oni w terminie nie
dostali pieniędzy, to natychmiast Cię karzą. Nasza wina,
bo trzeba w terminie zapłacić!
Ale skąd mamy wiedzieć, że
zapłaciliśmy? A to już nasza
sprawa, trzeba sprawdzić. Temida nie jest od tego, aby informować nas, że nie dostała
należnych pieniędzy.
Andrzeju, pisałem i podtrzymuję. W Polsce prawo jest
ponad prawem. Przykładem są
bezkarni komornicy. Ich zadaniem jest ściągnięcie należności. Ich nie obchodzi dłużnik,
REKLAMA
prawdę skomplikować komuś
życie. Wyobraź sobie, Jacku,
że taki delikwent z nieuregulowanym mandatem jest na
przykład za granicą. Ma do
zapłacenia za pobyt, za leczenie, za bilet czy nawet za posiłek. Zablokowane konto stawia go, delikatnie mówiąc,
w niewesołej sytuacji. Z powodu kilkudziesięciu czy kilkuset złotych zaczynają się
mnożyć problemy. Wiem, że
to tak naprawdę jego wina,
ale czy nie jest to zbyt daleko posunięta kara? Taki niezapłacony mandat może być
nie tylko chęcią uniknięcia finansowych
konsekwencji,
ale także roztargnienia, zapomnienia czy przeoczenia.
Nie każdy jest
cwania-
kiem, który kombinuje, jak tu
się wyłgać i nie zapłacić. A zemsta jest w tym przypadku
okrutna i mogąca mieć daleko idące, nieprzewidywalne
do końca skutki.
Dobrze by było, aby na
przykład na odwrocie takiego mandatu była informacja o tym, co nas czeka, kiedy nie uregulujemy zaległości
w terminie. Oczywiście taka wiedza nie jest potrzebna
wszystkim, ale na pewno nie
zaszkodzi. Bo – jak mówi stare porzekadło – chcącemu nie
dzieje się krzywda.
Andrzej
Zb. Brzozowski
który gdyby dostał zawiadomienie o wszczęciu postępowania, to prawdopodobnie
przyniósłby zaległe należności
w zębach. Łatwiej od razu zająć
pensję, konta w banku i cenne
rzeczy. Nieważne często, czy
są to dobra dłużnika. Pamiętasz
sprawę, w której komornik zabrał niewinnemu człowiekowi
ciągnik i sprzedał? Oni są ponad prawem, a my, nieszczęśni dłużnicy, jesteśmy narażeni
na wielkie karanie. Nic dodać,
nic ująć.
Powiem, Andrzeju, tak.
Jak jesteś coś komuś dłużny,
to oddaj natychmiast! Komornik nie będzie cię ścigał i nie
będzie niepotrzebnych kłopotów. Ale jest druga sprawa: postępowanie komorników bywa często niezgodne
z prawem i to trzeba naprawić. Myślę, że najlepiej byłoby, gdyby
REKLAMA
nad nimi stał taki inny komornik, który najpierw by ich karał, a potem szukał wyjaśnień,
postępując jak oni. A swojemu
znajomemu powiedz, że to jego wina. Komornik wiedział,
że może się migać, więc zablokował konto. Miał do tego prawo. Gorzej gdyby zamiast twojemu znajomemu, zajął twoje
konto, chociaż do tego prawa
nie ma, ale może mieć takie widzimisię, bo on jest
przecież wszechwładnym komornikiem!
Jacek Panas
10
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
zdrowie
Jak schudnąć, uprawiając sport?
Szacuje się, że zwiększając dzienną aktywność ruchową o 15 procent, zdrowy człowiek ma o 30 procent większe efekty w odchudzaniu. Jeśli zatem w planie redukcji wagi uwzględnimy
więcej ruchu, to co trzeci stracony kilogram będzie tego zasługą.
Odpowiednie żywienie,
wysiłek fizyczny, indywidualne uwarunkowania – to trzy
części składające się na odpowiedź, czy ktoś może schudnąć. O ile nie mamy wpływu
na swoje uwarunkowania, takie jak wiek, skłonność do tycia czy przebyte choroby, np.
tarczycy, o tyle wszyscy możemy sterować dwoma pozostałymi elementami: dietą
oraz aktywnością ruchową.
Co jeść, aby nie tyć, to wiemy, choćby intuicyjnie. Ale jak
ćwiczyć, by trening dał nam
fantastyczne rezultaty?
Od lat badacze spierają się
o to, z jaką intensywnością powinniśmy ćwiczyć. Jak pozbędziemy się tkanki tłuszczowej:
ćwicząc spokojnie kilkadziesiąt minut czy przez zaledwie
kilkanaście minut, ale bardzo
ostro? Innymi słowy: lepiej
trenować krótko i intensywnie czy długo i spokojnie?
Spokojny trening
– czy ma sens?
Większości zapewne wyda się, że ten drugi sposób jest
lepszy. W klubach fitness zaleca się, aby nie wypluwać płuc,
bo to nie ma sensu. Sądzi się,
Po drugie: dochodź do
wyższej intensywności stopniowo. Zamierzasz biec na
bieżni przez 10 minut. W takim razie część dystansu
przejdź energicznym marszem, część przebiegnij wolno, a część możliwie jak najszybciej. Udowodniono, że
trening interwałowy (o przeplatanej intensywności) jest
najbardziej absorbujący dla
organizmu. Dla nas to dobrze,
bo przecież chcemy skutecznie pozbyć się energetycznego paliwa, które w nas zalega. Dlatego przedostatni etap
swojego ćwiczenia wykonaj jak najintensywniej potrafisz. Ostatni niech natomiast
będzie spokojnym finiszem,
by pozwolić ciału stopniowo
wrócić do spokojnej, równej
pracy.
Jak żyć, panie trenerze?
że kluczem do zgrabnej sylwetki jest nie intensywność
treningu, ile czas jego trwania. Ma on zajmować minimum 40-50 minut, a najlepiej
ponad godzinę. Nie musimy
naśladować na bieżni chomika w kołowrotku. Wystarczy,
że będziemy energicznie szli
lub truchtali w tempie, które pozwala na swobodną rozmowę. Według tej szkoły tre-
ningu aktywność ruchowa ma
być przyjemnością. Naszym
zadaniem jest jedynie utrzymać organizm na wyższych
obrotach jak najdłużej. Intensywność wysiłku nie może
być wysoka, bo opadniemy
z sił. Mamy tak ćwiczyć, aby
bez zadyszki wytrwać godzinę.
Brzmi dobrze, prawda?
Taki trening jest do zrobienia dla zwykłego śmiertelnika. Jest na tyle przyjemny, że
chce się przychodzić do klubu
fitness codziennie. Czy jednak
mało intensywny wysiłek, nawet jeśli trwa aż kilkadziesiąt
minut, faktycznie przyczynia
się do spalania tkanki tłuszczowej? Może tylko łudzi nas
takimi obietnicami świat eleganckich klubów fitness, byśmy byli ich gośćmi jak najczęściej? Może o to chodzi, by
wmówić nam, że bez wysiłku,
bez wyjścia ze strefy komfortu
osiągniemy szczupłą sylwetkę? Czy faktycznie największe sukcesy w odchudzaniu
odnoszą te osoby, które pedałują na rowerze stacjonarnym
w umiarkowanym tempie,
czytając gazetę? A może naprawdę wysportowani są ci,
którzy biegną po bieżni z zacięciem na twarzy?
Takie właśnie argumenty wysuwa druga metodyka
treningu odchudzającego – ta
skłaniająca do wysiłku intensywnego, choć krótszego. Porównuje się tu organizm do
auta. Zgromadzony w ciele tłuszcz to paliwo. Im szybciej jedzie samochód, tym
więcej paliwa musi zużyć. Im
więc intensywniejszy jest trening, tym większe powysiłkowe spalanie tłuszczu. Jazda na stałych obrotach z niską
intensywnością, bez żadnych
zrywów, to jazda ekonomiczna. Tak spala się najmniej paliwa. To pływanie wolną żabką w basenie, marsz na bieżni,
wolna jazda na rowerku podczas czytania gazety. Te aktywności nie sprawiają, że się
męczysz, to stabilny, niski wysiłek. Na jednym baku paliwa
dojedziesz do Krakowa. Przecież nie o to nam chodzi. Chcemy błyskawicznie wyrzucić
z siebie nadmiar energetycznego paliwa i zacząć jechać na
rezerwie, czyż nie?
Warto się spocić
Dlatego musimy zakasać rękawy. Każdy wysiłek,
który podejmujemy, wykonujmy z większą intensywnością. Mamy przyprawić
się o szybsze bicie serca. Ta
metodyka treningu zakłada, byś wszedł po schodach
energicznym krokiem, zamiast robić to tak, by się nie
zmęczyć. Idź chodnikiem
pośpiesznie. Na basenie porzuć wolną żabkę dla wymagającego kraulu lub postaraj
sie przepłynąć kilka odcinków żabką sprinterką. Pedałuj na rowerze stacjonarnym
do przepocenia koszulki.
A na wioślarzu wytęż się tak,
jakbyś naprawdę ścigał się
w zawodach. Po tych ćwiczeniach będziesz zmęczony. Ale pewnie poczujesz,
że to był prawdziwy trening,
a nie oszukiwanie siebie.
Jest kilka rad, jak bezpiecznie osiągnąć cel. Po pierwsze:
pamiętaj o rozgrzewce. Daj organizmowi chwilę, by zrozumiał, że będzie wchodził na
wyższe pułapy zużycia energetycznego. Wykonaj lekki
trucht, wymachy ramion, rozgrzej stawy.
W klubach fitness nierzadko usłyszymy, by nie forsować się, jeśli chcemy schudnąć.
Mamy tak ćwiczyć, by podwyższone tętno utrzymywać
przez określony czas. Owo tętno możemy łatwo monitorować na większości urządzeń,
na których ćwiczymy. Niestety 55-65% tętna maksymalnego, bo do takiego zakresu zwykle namawia się ćwiczących, to
za mało, by wysiłek faktycznie
pobudził organizm, dał kopa metabolizmowi. Dla 50-letniego mężczyzny o normalnej
budowie ciała tym wskazanym „wysiłkiem” miałaby
być praca w strefie tętna 102
– 121 uderzeń na minutę. Praca
w takiej strefie tętna to dla
zdrowego człowieka o przeciętnej kondycji wcale nie żadna praca, a wakacje na Hawajach. Po takim treningu
poczujemy się odprężeni i doładowani, to fakt, ale w ten sposób nie zamienimy oponki na
brzuchu w ładnie wyrzeźbioną
sylwetkę.
Warto więc zastanowić się,
na czym naprawdę nam zależy. Na świadomości, że każdego dnia robimy coś przyjemnego, a zarazem pożytecznego
dla zdrowia? Wtedy trening
o niskiej intensywności jest
w porządku. Lepszy od siedzenia przed telewizorem,
a nawet po lekkim wysiłku jesteśmy szczęśliwi i czujemy
się zdrowiej. Jeżeli natomiast
naszym celem jest dojście
do smukłej sylwetki jak najszybciej, to nie zapomnijmy
o wzięciu ręcznika. Będzie
nam potrzebny, bo musimy
się nieźle napocić.
Aleksandra Ruda
dom
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
11
Urządzamy pokój niemowlęcia
Jeszcze kilkanaście lat temu niemowlęta spały z rodzicami na tapczanie lub w zwykłych kołyskach. Mało kto się zastanawiał, czy dla wrażliwej skóry noworodka lepszy będzie materac
z trawy morskiej czy może z włókna kokosowego i czy łóżeczko jest pomalowane farbą ekologiczną. Kto by się kiedyś tym przejmował! Czasy zmieniły się nie do poznania. Przypatrzmy się,
co oferuje się przyszłym rodzicom do pokoju nadciągającej pociechy.
Jeśli lokator twojego brzuszka już nieśmiało w niego stuka,
oznacza to, że nadchodzi czas
na zajęcie się wiciem gniazda.
Skoro czujesz ruchy dziecka, to
jesteś prawdopodobnie w połowie drugiego trymestru ciąży. Nie ma lepszego momentu
do rozpoczęcia prac nad kącikiem dla dziecka.
Nowe meble warto wstawić do pokoju co najmniej kilkanaście dni przed narodzeniem dziecka, aby przestały
pachnieć nowością i przyjęły
florę bakteryjną mieszkania.
Oczywiście to samo tyczy się
malowania ścian lub odświeżania podłogi. Pomieszczenie
musi być pozbawione zapachu chemii, gdy już dziecko
w nim zamieszka.
Z rodzicami
czy oddzielnie?
Niektóre pary przeznaczają na przestrzeń dla noworodka oddzielny pokój. Dzięki
temu mają miejsce na wstawienie łóżeczka, przewijaka,
wanienki na stelażu z półkami, a nawet wygodnego fotela do karmienia lub szafy na
dziecięce ubrania. Plusem oddzielnego pokoju jest i to, że
można go przygotować w stu
procentach pod dziecko. Brak
ścisku w pomieszczeniu daje
rodzicom komfort. Minusem
zakwaterowania noworodka
w jego pokoju będzie natomiast
konieczność nocnych wędrówek z sypialni do dziecka.
Częściej rodzice decydują się na wygospodarowanie
we własnym pokoju, w którym śpią, kącika dla noworodka. To wydaje się sensowne
– mamy maleństwo ciągle na
oku. Nie musimy się martwić,
że nie dosłyszymy jego płaczu
i dzieli nas od niego tylko kilka kroków. Niestety dzielenie
własnego pokoju z niemowlęciem sprawia, że może nam być
ciasno pomieścić się w trójkę.
Łóżeczko
czy kosz Mojżesza?
Łóżeczko standardowo jest
sprzedawane w dwóch wymiarach: 120 na 60 cm oraz 140 na
70 cm. Jeśli maluch ma własny
pokój, warto wybrać większy
mebel, dzięki temu wystarczy
mu aż do trzeciego roku życia.
Część mebli jest tak projektowana, że rośnie z dzieckiem.
Po trzech latach możemy opuścić boki łóżka i dosunąć mebel
do ściany. Dzięki temu dziecko
zyska tapczanik.
Zwykle jednak rodzice wybierają małe łóżeczko z powodu ograniczonej przestrzeni.
Mała ilość miejsca wymusza
też rezygnację z oddzielnego przewijaka, na którym wygodnie byłoby zmieniać maluchowi pieluchę, bo pod ręką
mielibyśmy preparaty do pielęgnacji dziecka. Takie miejsce bywa zastępowane nakładką do przewijania. Montuje się
ją na łóżeczku niemowlęcia,
a gdy maluch ma już sucho,
zdejmujemy nakładkę i odkładamy dziecko do łóżeczka. To
mniej wygodne niż oddzielny przewijak, bo i tak gdzieś
w zasięgu ręki musimy mieć
cały rozgardiasz: wilgotne
chusteczki, krem przeciw odparzeniom czy zapasową pieluszkę, a także pojemnik na zużyte pieluchy.
Jeszcze innym sposobem
zaaranżowania pomieszczenia dla małego lokatora jest
zakwaterowanie go w naszej sypialni tylko na pierwsze trzy miesiące jego życia.
Kupujemy specjalną dostawkę do łóżka dla noworodków.
Jest maleńka, a my mamy
dziecko dosłownie pod ręką.
Podobnym rozwiązaniem
jest kosz Mojżesza. To podłużny kosz z wygodnym materacem, umocowany na stelażu, często z funkcją kołyski.
Leżąc w łóżku, możemy jedną ręką kołysać dziecko. Gdy
chcemy je wyciągnąć z kosza
stojącego obok naszego łóżka,
nie musimy nawet wychodzić
spod kołdry. Niektórzy rodzice zdejmują ze stelaża kosz
i wkładają go sobie z dzieckiem do łóżka. Plusów kosza
Mojżesza jest dużo, ale cena
też jest niemała. Za nowy damy nawet pół tysiąca złotych,
czyli tyle, ile za solidne łóżeczko, a kosz posłuży nam znacznie krócej. Za używany kosz
Mojżesza damy jednak nie
więcej niż 200 złotych.
Bez względu na to, czy decydujemy się na łóżeczko, czy
kosz Mojżesza, pamiętajmy
o prawidłowym ustawieniu
tego mebla w pokoju. Dziecko nie powinno spać w przeciągu. To oznacza, że łóżeczko nie może stać na linii okna
z drzwiami. Nie jest też zalecane stawianie łóżeczek pod
rozgrzanym kaloryferem czy
ogólnie pod oknem.
Ważnym elementem łóżeczka jest materac. Najczęściej polecane są te z naturalnym wypełnieniem: z trawy
morskiej, włókna kokosowego, a dla małych alergików
– z pianki poliuretanowej.
Na takim materacu powinien
znaleźć się pokrowiec, byśmy
mogli dbać o czystość niemowlęcej sypialni. Co ciekawe, do łóżeczka noworodka
nie wkładamy pościeli. Lepszy będzie specjalny niemowlęcy śpiwór. Uniemożliwia
dziecku odkrycie się albo na-
ciągnięcie sobie materiału na
twarz, jakby to mogło zdarzyć
się przy kołderce.
Co stawiamy obok czego?
Urządzenie
przestrzeni
dla niemowlęcia jest wyzwaniem logistycznym. Tak trzeba rozstawić meble, aby wszędzie mieć wygodny dostęp
z dzieckiem na ręku. Obok łóżeczka ustawmy szafkę, a na
niej lampkę nocną dającą lekkie, rozproszone światło. Dzięki temu nie będziemy musieli
w nocy zapalać intensywnego
światła górnego, które mogłoby niepokoić dziecko.
Wanienka i stabilny stelaż to obowiązkowe wyposażenie zarówno do kąpie-
li w pokoju, jak i w łazience.
Niektóre z nich mają przegródki do przechowywania
pieluszek lub akcesoriów kąpielowych. Jeśli mamy za mało miejsca na wanienkę ze stelażem, to możemy wybrać
wanienkę na stelażu połączoną z przewijakiem. Wówczas w łatwy sposób zmienimy miejsce do przewijania
w miejsce do kąpieli.
Na podłodze warto zostawić trochę wolnego miejsca na
matę edukacyjną czy kocyk
– bawiąc się na leżąco, maluszek będzie zdobywał ważne umiejętności, np. pełzanie.
Alergolodzy radzą, aby na
początku w dziecięcych pokojach unikać zasłon i puszystych dywanów, bo to siedlisko kurzu i alergenów. Okna
można zasłonić roletami albo żaluzjami, na podłodze zaś
położyć lekki chodnik, który
łatwo wynieść i wytrzepać.
Łóżeczko, przewijak, wanienka, komoda, wózek, ubrania dla niemowląt – to wszystko kosztuje. Część rodziców
kupuje rzeczy używane. To
rozwiązanie pomaga zaoszczędzić od 40 do nawet 80
procent, a rzeczy bywają niezniszczone. Pamiętajmy jednak, żeby porządnie wyprać
to, co dostajemy po innych
dzieciach. Nie wiemy przecież, czy ktoś wózka nie trzymał w piwnicy lub łóżeczka
na zakurzonym strychu.
ar
12
rozmaitości
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
Książki pochodzą z wydawnictwa Prószyński i S-ka
Stephen King
Bazar złych snów
BARAN 21.03 – 20.04
Jeśli rozczarowały Cię
ostatnie wybory, to możesz
wziąć sprawy w swoje ręce.
Rozpocznij tworzenie własnego drzewa genealogicznego. Są w kraju ludzie, którzy
chcą króla. Kto wie, czy nie będziesz jedynym kandydatem?
LEW 23.07 – 23.08
Jeżeli chcesz mieć wszystko pod kontrolą, to nie stawiaj nigdy żadnej sprawy na
ostrzu noża. Nawet tępego. Jeśli masz inne zdanie niż wszyscy, to wyraź to spokojnie
i bez krzyków. Najlepiej kiedy
nikogo przy Tobie nie będzie.
STRZELEC 23.11 – 21.12
Chociaż jesteś chorobliwym niedowiarkiem, masz
szansę zmienić swój pogląd
na niektóre sprawy. Marzenia
się spełniają. Szczęście wreszcie uśmiechnie się do Ciebie.
Trafisz trójkę w lotka. Nie szalej za wygraną!
BYK 21.04 – 20.05
W najbliższym czasie będziesz otoczony życzliwymi
ludźmi. Wpadnie Ci niespodziewanie trochę grosza. Starzy znajomi i przyjaciele nagle
sobie o Tobie przypomną. Nic
im nie pożyczaj. Powiedz, że
kupiłeś jakieś obligacje.
PANNA 24.08 – 23.09
Ważne sprawy przenieś
na inny termin. Wycisz się
i unikaj jakichkolwiek konfliktów. Panowanie nad nastrojami przyniesie Ci wiele korzyści i wdzięczność Twojego
otoczenia. Potraktuj to jako
szczęśliwy uśmiech losu.
KOZIOROŻEC 22.12 – 20.01
Rozejrzyj się dokładnie
wokół siebie. W Twoim otoczeniu jest ktoś, kto tylko udaje życzliwość. Przemyśl sobie
ostatnie wydarzenia, a zgadniesz, kto to. Jak nie zgadniesz, to jeszcze lepiej. Tym razem dla niego. Odpuść.
BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06
Szczęśliwy okres na wyciągnięcie dużych pieniędzy
w formie pożyczki. Możesz
też rozpocząć daleką podróż
lotniczą lub morską. Nie podlewaj kwiatów. Zanim wrócisz i tak zwiędną. A za zużycie wody przecież się płaci.
WAGA 24.09 – 23.10
Odpowiedni czas na sprzedaż samochodu. Prawdę powiedziawszy, nawet czas najwyższy. Bierz, ile dają. Potem
będzie za późno. Możesz również pójść do kina lub teatru.
Jeżeli szkoda Ci pieniędzy, to
idź do biblioteki. Na kawę.
WODNIK 21.01– 19.02
Pamiętaj, że (jak mówi
przysłowie) wszystko dobre,
co się dobrze kończy. Skończył się urlop i wreszcie sobie
odpoczniesz. Wybór jednak
nie jest zbyt wielki. W domu...
to wiadomo, a w pracy jak
zwykle marazm i nudy.
RAK 22.06 – 22.07
Nie trzymaj się kurczowo tego, co było. Nowe spojrzenie na sytuację pozwoli Ci
wybrnąć z impasu. Z porażki należy wyciągać wnioski.
Zbytnio przywiązujesz się do
stanowisk. Możesz wystartować w kolejnych wyborach.
SKORPION 24.10 – 22.11
Nie panikuj. Zachowaj
chłodną głowę. Każdy problem da się rozwiązać. Niestety wszystko zależy od
tego, jak się zachowasz. Przypomnij sobie jednak, że nawet
w szkole zachowanie nie było Twoją najmocniejszą stroną.
RYBY 20.02 – 20.03
Musisz mieć więcej wiary
we własne siły. Najważniejszy
jest dobry pomysł. Potem trzeba go tylko zrealizować. Oto
prosty przykład. Żeby zdobyć
uznanie bliskiej Ci osoby, wystarczy udać się w Himalaje
i schwytać yeti.
Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn!
AZB
Od czasu, gdy przed trzydziestu pięciu laty ukazał się
jego pierwszy zbiór opowiadań „Nocna zmiana”, Stephen King olśniewa czytelników swoim darem tworzenia
krótkiej prozy. W „Bazarze złych snów” zebrał swoje najnowsze opowiadania.
Każdy utwór poprzedzony
jest krótkim wstępem przedstawiającym jego genezę.
Teksty zawarte w tym
zbiorze mają wspólne moty-
Kino
wy: zagadnienia moralności,
życia pozagrobowego, winy
i kary, pytanie, co zrobilibyśmy inaczej, gdybyśmy mogli zajrzeć w przyszłość lub
naprawić błędy popełnione
w przeszłości. „Życie po życiu” to historia o człowieku,
który umarł na raka okrężnicy i raz po raz przeżywa swoje
życie na nowo, powtarzając te
same błędy. W kilku opowiadaniach występują postacie,
które u kresu życia rozpamię-
tują swoje zbrodnie i występki. Inne utwory pokazują, jak
to jest, kiedy ktoś odkryje
w sobie nadprzyrodzone moce.
zaprasza
Aby dostać jeden z ośmiu biletów na dowolny film 2d grany od poniedziałku do czwartku,
należy wysłać SMS z uzasadnieniem, dlaczego właśnie do Ciebie ma trafić bilet, pod numer
7148 o treści „zycie1. treść uzasadnienia” Koszt SMS-a to 1,23 zł z VAT.
Listy do M. 2
Oto kontynuacja najpopularniejszej komedii wyświetlanej w polskich kinach
w ciągu ostatnich 25 lat – „Listy do M. 2”!
Bohaterowie najnowszego
filmu w reżyserii Macieja Dejczera będą rozśmieszać, wzruszać, inspirować widzów do
tego, by uwierzyli, że podczas
świąt wszystko jest możliwe
i że to właśnie miłość jest najlepszym prezentem pod choinkę.
„Listy do M. 2” przyniosą wielkie powroty i nowe,
gwiazdorskie kreacje. Dwie
REKLAMA
piękne kobiety Marta Żmuda-Trzebiatowska i Magdalena
Lamparska powalczą o serce
Macieja Zakościelnego. Maciej
Stuhr, Roma Gąsiorowska,
Piotr Adamczyk i Agnieszka
Dygant odkryją, że święta są
najlepszą porą na miłość. Niegrzeczny Mikołaj (w tej roli Tomasz Karolak) spróbuje
sił w nowej roli ojca. A uroku
wszystkiemu dodadzą Katarzyna Zielińska i Małgorzata
Kożuchowska, która powraca
na duży ekran po kilku latach
przerwy.
styl życia
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
13
Był słomiany zapał,
jest żelazna dyscyplina
Zacznę ćwiczyć, schudnę, przestanę wydawać tyle pieniędzy, będę się zdrowiej odżywiać, rzucę palenie – oto pięć najczęstszych postanowień Polaków. Statystyka jest bezlitosna. Tylko 8
na 100 osób potrafi wytrwać w którymkolwiek z tych postanowień! Reszta buja się w hamaku firmy „Pewnego Dnia Będę”. Wciąż sobie coś postanawiamy, by za chwilę porzucić swoje plany.
Czy jest jakiś sposób na to, by łatwiej nam było wytrwać w postanowieniu?
Wszyscy czasami wpadamy w ten schemat. Mamy jakieś postanowienie. Na przykład: zacznę biegać! Będę
trenować 3 razy w tygodniu po
30 minut, w poniedziałki, środy i piątki. Zaczynamy z entuzjazmem. Już widzimy oczami
wyobraźni te tracone kilogramy, nową jakość życia, atrakcyjność fizyczną. Niestety później następuje jakieś załamanie.
Przestaje nam się chcieć, musimy się zmuszać. Coraz mniej
nam wychodzi. Coraz częściej
uciekamy od naszego postanowienia. Wiedząc, że go nie
wypełniamy, już w ogóle nie
chcemy o nim myśleć. Postanawiamy, że zaczniemy od
nowa innym razem. Od poniedziałku, od pierwszego, od nowego roku...
Co zrobić, by tym razem
było inaczej?
Odkryto, że każdy z nas
może zwiększyć swoją skuteczność, stosując jedną, bardzo prostą zasadę. Tak prostą,
że aż trudno uwierzyć, że daje takie efekty. Ta jedna czynność, jeśli tylko jest wykonywana każdego dnia, podnosi
efektywność działania o kilkadziesiąt procent. Nagle osoba, która nie umiała wytrwać
w żadnym postanowieniu,
zaczyna być systematyczna
i uparcie realizuje swój plan.
Robi postępy, nie odpuszcza.
Wszystko dzięki tej jednej,
prostej czynności. Jest nią spisanie swojego celu i codzienne
stawianie sobie przy nim plusów i minusów.
Już samo sformułowanie
celu jest tym, co wyróżnia cię
z tłumu. Wielu ludzi w ogóle nie wie, co chce osiągnąć.
Wiedzą, co by chcieli, aby się
spełniło, ale nie potrafią tego
powiązać z własnym działaniem. Ty wiesz: chcę nabrać
kondycji, biegając w poniedziałki, środy i piątki przez
30 minut. To świetnie ujęty,
konkretny plan i zapisanie go
przybliża cię do sukcesu. Jednak tym, co jest kluczowe dla
wytrwania w postanowieniu,
będzie codzienne zaznaczanie, czy poprzedniego dnia
udało ci się wytrwać w postanowieniu, czy nie.
Wydrukuj tabelę, w której
będziesz mieć na jednej stronie
wszystkie dni miesiąca. Każdego dnia stawiaj sobie plusa,
jeśli poprzedniego wytrwałeś w postanowieniu. Jeśli danego dnia postanowienie cię
nie dotyczyło, to odnotuj, że
nie dotyczyło. Gdy nie udało
się zrealizować postawionego przed sobą celu, wstaw sobie minusa. Prowadź taki terminarz dzień w dzień, choćby
nie wiem co. Kluczowe jest to,
by każdego dnia monitorować
postępy nad swoim postanowieniem. Nawet jeśli tych postępów w ogóle nie ma.
Śledząc procesy decyzyjne
człowieka, badacze odkryli,
że przyspawanie się do swojego postanowienia jest kluczowe w jego realizacji. Dzięki codziennemu stawianiu
plusów i minusów przy swoim postanowieniu, jesteśmy
do niego przywiązani. Każdego dnia musimy zmierzyć
się z odpowiedzią na pytanie,
jak poszło mi dnia poprzedniego. Nie mamy jak uciec od
albo rzucić bieganie w cholerę. Bo przecież żadnej porażki jeszcze nie ponieśliśmy! Co
prawda, nie udało nam się
wypełnić swojego priorytetowego, głównego postanowienia. To jednak nie koniec świata. Mamy szansę zrealizować
postanowienie
awaryjne.
W naszym dzienniku aktywności zaznaczymy tego dnia
częściowy sukces.
92% ludzi tego nie robi
myślenia o swoim obowiązku.
Trudniej nam odpuścić sobie.
To właśnie największe naukowe odkrycie w tej dziedzinie.
Że sam tylko akt codziennego monitoringu postępów jest
tym, co przesądza, że trwamy
w postanowieniu!
A co mi tam!
Niech więc stworzenie sobie prostej tabeli prac nad twoim postanowieniem będzie
naszym pierwszym krokiem.
Będę biegać w poniedziałki,
środy i piątki przez 30 minut.
Jesteśmy na najlepszej drodze
do sukcesu, ale uważajmy na
pułapkę zwaną „a co mi tam”.
Polega ona na tym, że gdy
jednorazowo nie zrealizujemy
swojego postanowienia, to zasmuceni porażką zupełnie
porzucamy obrany cel. Mieliśmy nie jeść słodyczy. Skusiliśmy się jednak na kawałek
ciasta u teściowej. Postanowienie legło w gruzach, więc
już nie musimy trzymać dyscypliny. Do tortu dokładamy
pięć ciastek i chałkę. „A co mi
tam” – myślimy zrezygnowani, obiecując sobie, że od poniedziałku znów podejmiemy
swoją próbę. Ale jeszcze nie
dziś... W efekcie objadamy się
gorzej, niż gdybyśmy w ogóle nie mieli ustalonego wcześniej celu.
Wiedząc, że ludzie często wpadają w tę pułapkę,
spece od rozwoju osobiste-
go wymyślili tak zwany „cel
awaryjny”. Polega na tym, że
obmyślamy sobie, jak się zachowamy, gdy nasz plan A
spali na panewce. Na przykład gdy zjemy tort, choć mieliśmy absolutnie nie jeść słodyczy. Niech naszym planem
awaryjnym w tej sytuacji będzie: „mogę awaryjnie zjeść
jedną słodką rzecz dziennie”.
Dla naszego 30-minutowego
biegania celem awaryjnym
może być na przykład: „wyjdę awaryjnie chociaż na 5-minutowy trucht” albo: „zrobię
w zamian 50 przysiadów”.
Dzięki takiemu założeniu
nie będziemy mieli pretekstu, by osładzać sobie ciastkami gorycz poniesionej porażki
Ludzie porzucają swoje
postanowienia, gdy idzie im
nie tak, jakby chcieli. Zasmuceni tym, że znów nie wyszli
pobiegać, szukają sposobu na
to, jak stłamsić wyrzuty sumienia. Nikt nie lubi myśleć
o sobie: znów nie dałem rady,
znów coś innego mnie zajęło,
znów odpuściłem.
Wtedy diabełek szepcze
do ucha: no właśnie, odpuść.
Zaczniesz od nowa od poniedziałku.
Ty na to nie dasz się nabrać, bo do poniedziałku
masz jeszcze mnóstwo kratek
w swojej tabeli plusów i minusów. O nie – powiesz wtedy – odbębnię chociaż swój cel
awaryjny.
Tą decyzją dołączasz do
grona 8% ludzi, którzy potrafią trwać w postanowieniu. Masz plan, pilnujesz go.
A 92% nie ma, więc wolą wierzyć w diabelskie bajki o następnym poniedziałku.
Aleksandra Ruda
14
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
Zagraniczne
prawo jazdy
Każde państwo ma inne zasady wydawania prawa jazdy.
Polacy mieszkający za granicą często tam starają się o ten dokument. Po przyjeździe do kraju mogą, a nawet powinni wymienić
zagraniczne prawo jazdy na polski odpowiednik. W tym celu,
by przeprowadzić proces legalizacji, należy zgłosić się do miejscowego wydziału komunikacji. Cała operacja kosztuje kilkadziesiąt złotych. Oprócz zagranicznego dokumentu często potrzebne jest wydane w Polsce zaświadczenie o stanie zdrowia.
Wszystko dlatego, że prawa jazdy za granicą najczęściej są wydawane na czas określony. Podobne procedury dotyczą cudzoziemców, którzy legitymują się polskim obywatelstwem. Oni na
obowiązkową wymianę prawa jazdy mają 180 dni.
porady
z jego przeznaczeniem. Wykluczona jest w tym czasie inna praca zarobkowa i może ona być powodem utraty zasiłku za cały okres zwolnienia. ZUS regularnie kontroluje prawidłowość
wykorzystywania dni przeznaczonych na leczenie. W każdym
miesiącu przeprowadza się prawie 50 tysięcy takich kontroli.
Mniej więcej co dwudziesta sprawdzona osoba zostaje przyłapana na niewłaściwym, wręcz nagannym zachowaniu. Zamiast
leżeć w łóżku – remontuje mieszkanie, zamiast brać udział
w zajęciach rehabilitacyjnych – kopie ogródek lub udaje się do
lasu na grzyby. Wówczas ZUS bywa bezwzględny i wydaje decyzję o cofnięciu zasiłku.
Warto pamiętać, że jeśli niezdolność do pracy nastąpiła na
skutek nadużycia alkoholu, to zasiłek chorobowy nie przysługuje za pierwsze 5 dni, a jeśli spowodowana została nieumyślnym przestępstwem lub wykroczeniem, to świadczenie w ogóle nie przysługuje.
Przepraszają i...
Jesienne przesilenie, naliczają karne odsetki
Nie tak dawno Energa Obrót SA zamieściła w prasie komujesienne zachorowania nikaty
informujące o modernizacji systemu obsługi klientów.
Jesień już w pełni,, a z nią katary, przeziębienia i grypy. Konsekwencją są wizyty w poradniach zdrowia i zwolnienia lekarskie. W przypadku choroby wszystkie osoby objęte ubezpieczeniem mogą liczyć na zasiłek chorobowy. Jego wysokość jest
różna, regulują to liczne przepisy, a zasiłek zależy od przyczyny niezdolności do pracy. Tylko wówczas, gdy zwolnienie jest
konsekwencją wypadku w pracy, choroby zawodowej lub ciąży, można liczyć na 100 procent wynagrodzenia.
Z punktu widzenia Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
istotne jest to, by zwolnienie lekarskie wykorzystywać zgodnie
Przyznała, że ze względu na pewne komplikacje proces potrwa jeszcze kilka miesięcy. Energa dziękuje za dotychczasową cierpliwość i sygnalizuje, że w najbliższym czasie nadal pojawiać się będą trudności, między innymi z docieraniem faktur
za energię elektryczną.
Sam tego doświadczyłem. W lipcu – jak zwykle – Energa
wystawiła fakturę opłacaną przez mój bank poprzez „polecenie
zapłaty”. Ja otrzymałem fakturę, ale do mojego banku nie dotarła – jak to zwykle bywało – stosowna informacja, zatem przelewu nie wykonano. W sierpniu odebrałem tajemniczy telefon
o zaległościach w opłacie za prąd. Nie puściłem informacji mimo uszu i zacząłem drążyć temat. Pani w firmie Energa potwierdziła, że mam zaległość i muszę coś z tym zrobić.
Pani w banku powiedziała, że o żadnym „poleceniu zapłaty” nic nie wie i nie może wykonać przelewu. Wpadłem na pomysł, by bez dalszej zwłoki opłacić felerną fakturę na poczcie.
Najwyżej będę miał nadpłatę – pomyślałem. I dobrze zrobiłem!
Kolejne rozliczenie za energię elektryczną odbyło się bez problemów, z jednym zastrzeżeniem. Otóż na wrześniowej fakturze naliczone zostały „odsetki za nieterminową wpłatę”, za
opóźnienie, które powstało nie z mojej winy. Otrzymałem karę
za „okresowe trudności”, do których przyznaje się Energa Obrót SA. Mam tylko satysfakcję, że w prasowym komunikacie
zostałem za to przeproszony! Z niepokojem czekam na kolejną fakturę. Szanownych Czytelników namawiam do bacznego
śledzenia wszelkich rachunków, bo – jak widać – istnieją „kary za niewinność”.
Porozmawiaj
z notariuszem
o dziedziczeniu
Dorobek swego życia możemy przekazać, komu chcemy
lub możemy sprawę odłożyć „na potem”. Nasz majątek mogą dziedziczyć spadkobiercy ustawowi (jeżeli nie sporządzimy
testamentu) lub testamentowi – jeżeli testament sporządzimy.
Dobrze napisany testament umożliwia uniknięcie sporów, pozwala wynagrodzić za pomoc i opiekę za życia albo zapewnia
dalsze funkcjonowanie gospodarstwa rolnego lub przedsiębiorstwa. Tak czy inaczej wychodzi na to, że najlepszym sposobem
uregulowania spraw majątkowych jest dokonanie tego jeszcze
za życia. Może to być darowizna lub umowa o dożywocie albo właściwie napisany testament. O tym można porozmawiać
z notariuszami w ostatnią sobotę listopada, gdy po raz kolejny
zostanie zorganizowany Dzień Otwarty Notariatu.
Spraw do omówienia jest wiele, bo przed miesiącem weszły
w życie przepisy zmieniające prawo spadkowe. Celem nowelizacji jest wzmocnienie ochrony spadkobierców przed dziedziczeniem długów spadkowych. Główna zmiana polega między
innymi na dziedziczeniu z tzw. dobrodziejstwem inwentarza.
To nie są przepisy jednoznaczne. Kryją w tej materii wiele pułapek. Okazuje się bowiem, że przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza nie zawsze chroni spadkobiercę przed ponoszeniem pełnej odpowiedzialności za długi spadkowe.
Sprawy związane z testamentami i dziedziczeniem nie ograniczają listy zagadnień, które można omawiać podczas spotkania z notariuszem. Formuła Dnia Otwartego pozwala dowiedzieć się wszystkiego na temat spraw, które załatwia się
w kancelarii notarialnej. W Olsztynie Dzień Otwartego Notariatu odbędzie się 28 listopada w godzinach 10-16 w siedzibie NOT
przy placu Konsulatu Polskiego.
M.R.
motoryzacja
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
15
Grzechy główne
zimowych kierowców
Zima za pasem, a samochodów nie ubywa z olsztyńskich ulic. Trudno się dziwić.
W aucie wygodniej, cieplej
i przytulniej niż w autobusie,
a co najważniejsze – siedzimy we własnym szefowskim
fotelu. Niestety wtedy często
grzeszymy. Tak, za kierownicą popełniamy mniejsze lub
większe grzeszki, szczególnie
zimą. Zwróćmy na nie uwagę.
Zacznijmy od opon. Każdy z nas zna choć jedną taką osobę, która z wymianą
opon na zimówki czeka aż do
pierwszych śniegów. Ba! Są
i tacy, na których biały puszek
z nieba nie robi wrażenia! Oni
potrzebują silniejszego bodźca – nawału śniegu, tak aby tył
samochodu miotał się na boki
niczym bioderka ponętnej tancerki. Dopiero wtedy ci grzeszni kierowcy mobilizują się do
wymiany ogumienia. Pamiętajmy! Jazdę na letnich bądź
łysych oponach można przypłacić czasową utratą dowodu
rejestracyjnego.
Po grzechu zaniechania kolejnym występkiem zimowych kierowców jest lenistwo. Uwidacznia się ono
wtedy, gdy tylko pobieżnie odśnieżamy swój pojazd.
Obowiązkiem każdego kierowcy jest staranne usunięcie
śniegu i lodu z szyb, lusterek,
tablic rejestracyjnych, świateł, a także z dachu. W przeciwnym razie policja może
uznać, że nasze auto jest niedostatecznie przygotowane
do jazdy, przez co możemy
zrobić krzywdę swoim pasażerom lub innym użytkownikom drogi.
Czapa śniegu może podczas podróży zsunąć nam się
z nieodśnieżonego dachu na
przednią szybę i ograniczyć
pole widzenia. A gdy zahamujemy, tafla lodu niczym
tasak może zsunąć nam się
z dachu i uderzyć w pieszych
idących przez pasy. Kierowca
za nami może nie zauważyć,
że się zatrzymujemy, bo mamy osłonięte śniegiem światła
stopu. To tylko niektóre niebezpieczeństwa, jakie biorą
się z naszych grzesznych za-
więc zwykle kończy się na rozmowie albo pouczeniu.
Grzech zaniechania i lenistwa już za nami. Pozostaje do omówienia grzech zaniedbania. Nie dbamy o nasz
samochód, gdy opuszczamy
go, pozostawiając uruchomiony silnik. W niskiej temperaturze olej samochodowy
jest gęsty, przez co nie jest
w
stanie
nasmarować
wszystkich elementów wewnętrznych silnika. Odpalenie auta i pozostawienie
do nagrzania skutkuje tym,
że olej będzie stawał się coraz rzadszy zbyt wolno,
przez co wszystkie elementy nie zostaną odpowiednio nasmarowane. Najlepiej
wpierw odśnieżyć auto, następnie je odpalić, poczekać
kilka chwil, aż obroty silnika unormują się i ruszyć.
Unikajmy agresywnej jazdy.
Utrzymywanie wysokich obrotów nieznacznie wpłynie
REKLAMA
chowań. Policja zwraca na nie
uwagę, aby było bezpieczniej.
Za zaniechanie obowiązku usunięcia śniegu czy lodu
z auta możemy zapłacić grzywnę do pięciuset złotych. Jednak
za odśnieżanie w niewłaściwych warunkach – również ryzykujemy otrzymaniem mandatu. Może tak się stać, gdy
odśnieżamy z włączonym silnikiem. Jeśli kierowca pozostawi uruchomiony silnik podczas
postoju na obszarze zabudowanym, to może otrzymać mandat
do stu złotych. Gdy pracujący
silnik powoduje nadmierny hałas albo nadmierną emisję spalin, właściciel auta może zostać
ukarany grzywną do trzystu
złotych. Co do zasady więc powinniśmy unikać opuszczania
pojazdu, gdy mamy uruchomiony silnik, oraz nie hałasować. Na szczęście ewentualny
mandat może zostać wlepiony tylko za jedno z tych wykroczeń. Co więcej – mamy prawo
się bronić, powołując się na definicję słowa „wykroczenie”.
Kodeks wykroczeń definiuje je jako czyn społecznie
szkodliwy, bezprawny oraz…
zawiniony. Jeżeli sprawcy wykroczenia nie można przypisać winy, to nie zostaje on
ukarany! Każda tego typu sytuacja jest indywidualnie rozpatrywana przez policjantów.
W rozmowie z nimi możemy
argumentować, że nie jesteśmy w staranie przygotować
auta do jazdy, jeśli nie włączymy wcześniej silnika. Jest to
nam niezbędne do usunięcia
lodu z szyb. Potrzeba wcześniejszego nagrzania auta może u nas wynikać również
z faktu, że planujemy przewieźć małe dziecko. Celem policji nie jest wlepianie kierowcom mandatów bez powodu,
na czas rozgrzania silnika,
ale za to nadwyręży jego elementy wewnętrzne.
Na koniec pozostaje zimowy grzech lekkomyślności. Jadąc w niełatwych, mroźnych
warunkach, powinniśmy być
szczególnie wyczuleni, zamiast
lekkoduszni. Co jakiś czas warto znaleźć miejsce na bezpieczne przyhamowanie, aby ocenić
stan oblodzenia nawierzchni.
W pozostałych przypadkach
starajmy się hamować pulsacyjnie. Unikniemy zablokowania kół, co mogłoby skutkować
poślizgiem. Jeśli już znaleźliśmy się w takiej sytuacji, to
puśćmy pedał hamulca. To
zwiększy szanse na odzyskanie
przyczepności. Wtedy pozostanie tylko hamować silnikiem na
przemian z delikatniejszym już
naciskaniem hamulca.
Skoro mowa o hamulcach,
to warto je przejrzeć przed
białym sezonem. Działajace nierówno hamulce mogą
w zimie spowodować wyrzucenie pojazdu z drogi.
Zimna krew przyda się, gdy
czujemy, że zaczyna nas ściągać
w bok. Aby zmniejszyć ryzyko
zarzucenia auta podczas przyspieszania na śniegu, trzeba
przyspieszać stopniowo. Gdy
koła zaczną boksować, wrzucamy wyższy bieg, żeby zmniejszyć siłę działającą na koła.
Dzięki temu samochód łatwiej
odzyska płynność jazdy.
Unikajmy
niebezpiecznych sytuacji, kochani zimowi
kierowcy, a także ryzykownych podjazdów, zjazdów czy
oblodzonych uliczek. Jeśli już
będziemy musieli podjechać
pod śliską górę, to wrzućmy wyższy bieg, aby koła nie
kręciły nam się w miejscu po
lodzie. Bądźmy roztropni.
W końcu nikt z nas nie chciałby zostać tegorocznym bohaterem słynnego internetowego filmiku „Ale urwał”.
Piotr Grzywka
16
“Nowe Życie Olsztyna” nr 22 (169) 2015
reklama

Podobne dokumenty

Życie Olsztyna

Życie Olsztyna Neli trafiła wraz ze swoją psią koleżanką do jednej z gminnych przechowalni w okolicach Dobrego Miasta. Udało się ustalić, że całe swoje krótkie życie spędziła na łańcuchu przy rozpadającej się bud...

Bardziej szczegółowo

tutaj - Życie Olsztyna

tutaj - Życie Olsztyna – Wartość zamówienia to ponad 820 tys. zł. Przedmiotem zamówienia jest opracowanie dokumentacji przebudowy al. Sybiraków i wiaduktu w ciągu ul. Limanowskiego. W obu przypadkach celem jest podniesie...

Bardziej szczegółowo