Marta Guz
Transkrypt
Marta Guz
Marta Guz Wyjątkowy dzień Dziś był wyjątkowy dzień. Mama szybko wbiegła do mojego pokoju i zaczęła śpiewać „Sto lat”. Chwilę po wejściu mamy pojawiła się siostra i tata. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi… Nareszcie! Moje szesnaste urodziny zapowiadały się wyjątkowo. Tata jak zwykle, ubrał się w jasnoniebieską koszule, czarne spodnie i krawat w paski. Szeroki uśmiech na jego twarzy sugerował, że szykuje się coś niezwykłego. Sprytnie wymigał się od spalonych naleśników mamy i poszedł do pracy. – Mamo! Wiesz może gdzie Sara schowała moją ulubioną bluzkę?! – Nie Soniu. Odpowiedziała mi mama i zajęła się zmywaniem naczyń. Po chwili przybiegła Sara i powiedziała mi czy czegoś może nie szukam. Wyraz jej twarzy trochę zbił mnie z tropu. Myślałam, że wie gdzie jest moja bluzka. Jednak coś było nie tak… Cały czas chowała ręce za plecami, jakby chciała coś ukryć. Nie wiedziałam co to, więc spytałam: – Co tam masz za plecami? – A, nic. – No powiedz! – Ence pence, w której ręce? – Hmm… W prawej. – Dobrze! Sara wyjęła zza pleców pudełko owinięte srebrnym papierem. Dała mi je i kazała otworzyć. Gdy uchyliłam wieko, zobaczyłam piękną, błękitną sukienkę i… Moją bluzkę! Byłam przeszczęśliwa! Pytałam, gdzie ją znalazła, ale nic nie mówiła. Od razu pobiegłam się przebrać. Materiał, z którego była wykonana sukienka, był miękki i gładki. Duży dekolt został obszyty koronką, a ramiączka krzyżowały się na plecach. Sięgała mi do kolan. Niespodziewanie przyszła mama i wręczyła mi buty, które idealnie pasowały do mojego stroju. – Wszystkiego najlepszego kochanie! – Och… Dziękuję ci mamusiu. Są piękne! – Nie ma za co. O, i jeszcze jedno. Dziś wieczorem idziemy do parku linowego, ale najpierw zjemy obiad w restauracji „Krewetka”. – Serio? Przecież tam jest bardzo drogo! – Wiem, ale ja i tata zbieraliśmy na twoją szesnastkę. str. 1 Marta Guz – To są najlepsze urodziny w świecie! Mama poszła, a ja zastanawiałam się, czy tata ma jakiś prezent dla mnie. Minęły trzy godziny. Przyszedł tata, a w rękach trzymał karton z dziurami. Spytałam się, po co mu to, a on powiedział, żebym sama się przekonała. Kiedy zdjęłam pokrywkę, oniemiałam z zachwytu! W środku siedział piesek! Malutki szczeniaczek patrzył na mnie swoimi świecącymi oczkami… Był taki uroczy. Postanowiłam nazwać go Szafir, ponieważ tego koloru była jego obróżka i większość akcesoriów przyniesionych przez tatę. Wieczorem po wszystkich atrakcjach, które zapewnili mi rodzice, byłam zmęczona, ale szczęśliwa i w dodatku najedzona. Szafir, gdy tylko przyszłam, zaczął skakać i szczekać z radości. Kiedy leżałam w łóżku, a obok mnie mój piesek, myślałam o tych wszystkich zdarzeniach i uznałam ten dzień za najlepszy w życiu. str. 2