(June) 2011r. No 11 (1025)

Transkrypt

(June) 2011r. No 11 (1025)
POLIS H- CA N A D IA N IN D EPEN D EN T COU RIER ï
www.nowykurier.com
ES TA B LIS HED 1 9 7 2
1-15 Czerwca (June) 2011 No 11 (1025)
ISSN 0848-1946
Globalizacja a interes
narodowy
Nauka i wiara
Jolanta Cabaj
Dr Ryszard Gokieli - reakcje
najwyższych energii - IPJ Hoża
D. W. Kulczyński
CERN (Conseil Européen pour
la Recherche Nucléaire) to europejskie centrum badań jądrowych
mieszczące się pod Genewą w
okolicach granicy szwajcarsko
francuskiej. Oficjalna nazwa centrum w języku angielskim brzmi
obecnie European Organi zation
for Nuclear Research. Członkami
Dzwon Zygmunt (2)
Grażyna Majka
Na płaszczu dzwonu widoczne
są postacie świętych: Zygmunta i
Stanisława. W górnej części kielicha widnieje łacińska inskrypcja, która głosi: Bogu Najlepszemu, Największemu i Dziewicy
Bogarodzicy, świętym patronom
swoim, znakomity Zygmunt król
Polski ten dzwon godny wielkości
umysłu i czynów swoich kazał
wykonać w roku zbawienia 1520.
Taki właśnie napis, autorstwa biskupa Andrzeja Krzyckiego, kazał
umieścić na wawelskim dzwonie
król Zygmunt I Stary. W zamyśle
króla było, iż nie tylko Bogu Najwyższemu, ale także na chwałę
do mu Jagiellonów i Królestwa
Polskiego miał dzwonić.
Poniżej napisu znajdują się
dwie plakiety. Z jednej strony jest
to wyobrażenie św. Stanisława
wskrzeszającego Piotrowina (boha ter hagiograficznej legendy z
XI wieku. Biskup krakowski św.
Stanisław ze Szczepanowa zakupił od Piotra Strzemieńczyka z
Janiszewa, zwanego Piotrowinem,
dobra ziemskie na rzecz biskupstwa. Po śmierci Piotrowina ustalenie własności było niemożliwe,
toteż biskup Stanisław wskrzesił
Piotrowina, by ten poświadczył
prawdę w procesie), z drugiej św.
Zygmunta – króla Burgundii, w
pełnej zbroi oraz płaszczu z insy-
CERN jest 20 państw europejskich, w tym od 1991 roku także
Polska finansująca 2.85% budżetu
tej organizacji. Natomiast polscy
fizycy uczestniczyli w badaniach
jądrowych w CERN-ie już w
latach siedem dzie siątych 20.
wieku. Z byłych państw RWPG
obok Polski członkami CERN-u
są Czechy, Słowacja, Węgry i
Bułgaria.
W 2008 roku w CERN-ie uruchomiono super-akcelerator LHC
(Large Hadron Collider), który
służy do zderzenia dwóch przeciw bieżnych wiązek Hadronów
(protonów lub jonów).
Po zderzeniu naukowcy przewidują powtórzenie warunków jakie
istniały bezpośrednio po wielkim
DokoÒczenie na stronie 16
najgrubsze miejsce kielicha
dzwonu. Na końcu znajduje
się ogon, który stanowi
swoisty napęd serca i nadaje
mu odpowiednią prędkość.
Serce „Zygmunta”, bijąc,
wydoby wa dźwięk Fis w
oktawie wielkiej.
Dzwon Zygmunta został
odlany ze stopu miedzi i
cyny w proporcji 80:20.
Średnica klosza wynosi 242
cm, wysokość klosza z
koroną - 241cm, a całkowita
wysokość dzwonu - 460 cm.
Długość serca - 220 cm.
Serce z pasem waży 365kg.
Całkowita masa dzwo nu 12 600kg. Ob ję tość - 1,2
m3.
Dzwon Zygmunt z nowym sercem Oryginalne, pierwsze serce dzwonu wykuto z żelaza.
gniami władzy monarszej. Po obu Miało 218,5 cm długości i ważyło
stronach plakiet znajdują się 323 kg. Pierwszy raz uderzyło w
godła państwowe Rzeczpospolitej klosz „Zygmunta” 13 lipca 1521
Obojga Narodów, Orzeł w koro- roku na uroczystość św. Małgonie i litewska Pogoń. Poniżej rzaty. Służyło 479 lat, wykonując
znaj duje się imię i nazwisko w tym czasie około 12 milionów
wykonawcy w języku łacińskim i uderzeń.
niemieckim oraz jego gmerk
W XIX wieku jego serce samo
(znak) i rok wykonania dzwonu.
Wewnątrz kielicha, na żelaz - z siebie trzykrotnie pękało: w
nym uchwycie, jest zawieszone 1859, w 1866 i w 1876. W Boże
na pasie z wołowej skóry piękne Na rodzenie 2000 roku serce
gotyckie serce. Pas w najgrub - dzwo nu pękło po raz czwarty.
szym miejscu składa się z dwuna- Nowe serce zostało odlane 15
stu warstw. Serce składa się z stycznia 2001 r. Ma dwa metry
ucha, trzonu oraz kuli, która bez- długości, waży 344 kg i jest
DokoÒczenie na stronie 9
pośrednio uderza w kryzę, tzn. w
Powszechnie mówi się, że globalizacja pomaga rozwijać gospodarkę państw, jednakże niekontrolowany rozwój tego zjawiska
godzi w ich interesy narodowe.
Po zachłyśnięciu się globali zacją i transformacją obywateli
państw w obywateli świata, coraz
częściej przywraca się właściwe
miejsce narodowi i ojczyźnie, a w
konsek we n cji przyznaje prymat
interesu narodowego nad interesem wspólnot globalnych.
Zjawisko globalizacji uwidacznia się za pomocą instrumentów
gospodarczych. Historycznie, silne państwo występuje w roli eksp loatora, zaś państwo słabsze
eko nomiczno-politycznie jest
poddane procesowi eksploatacji.
Oczywistym jest, że rząd każdego państwa stara się pozyskać
jak najwyższe miejsce w hierarchii globalnej. Jest to trudne wyzwanie m.in dlatego, że publikatory kształtujące świadomość społeczną są w rękach globalnych
reprezentujac nie zawsze interesy
kra ju w którym działają. Nie
tylko prasa, radio i te le wi zja
popularyzowały ideę globalizacji,
również lektury szkolne podporząd kowywano jej intere som.
Przykład stanowi m.in. „Placówka” Bolesława Prusa, gdzie umiłowanie i zachowanie ziemi ojczystej krytykowano, jako promocję nacjonalizmu - szkodliwego
trendu dla globalizacji. Ziemia,
naród, ojczyzna i państwo wraz z
jego granicami stały się, dla
DokoÒczenie na stronie 17
Nordyckaalternatywa
Od wiosny 2009 roku prezy dent Lech Kaczyński zabiegał o
zawarcie sojuszu wojskowego z
krajami skandynawskimi i o opracowanie lepszych planów obrony
NATO dla krajów nadbałtyckich.
– Jeśli założyć, że w Smoleńsku
doszło do zamachu, a nie do katastrofy, to przyczynę upatrywał bym właśnie w tych działaniach
prezydenta – mówi Romuald Szeremietiew, były minister obrony.
Mimo tragicznej śmierci Kaczyńskiego, Szwecja zaproponowała
Polsce wejście do sojuszu na wypadek rosyjskiej agresji, jednak
rząd Donalda Tuska propozycję
odrzucił.
Leszek Szymowski
Historia zaczyna się 10 lutego
2009 roku. Prasa w Skandynawii
ujawniła podpisany poprzedniego
dnia plan bezpieczeństwa nordyckiego opracowany przez Thor valda Stoltenberga - norweskiego
polityka, który w przeszłości był
mi nistrem spraw zagranicznych
Norwegii i ministrem obrony narodowej. Stoltenberg opracował
kon cepcję wzmocnienia współ pracy między krajami skandy nawskimi w dziedzinach: eksploatacja Arktyki, ściganie zbrodni
wojennych, niesienie pomocy
ludności cywilnej dotkniętej kataklizmami na całym świecie i w
końcu obrona militarna zwłaszcza
w obszarze Morza Bałtyckiego.
Sojusz wojskowy
Thorvald Stoltenberg to jeden z
najbardziej znanych norweskich
polityków. Jest również ojcem
DokoÒczenie na stronie 6
JAN CZAN
Broker
- od $129,900 - Condominia - Mississauga
- od $229,000 -Townhouse z Garażem - Mississauga
- od $329,900 - PołÛwki domÛw - Mississauga
- od $349,000 - Samodzielne Domy - Mississauga
- Nowe Domy i Działki Budowlane
- Sprzedaże Bankowe i Spadkowe
Dzwoń lub Text : 416-578-9349
- Prześlemy Aktualny wykaz ìPower of Saleî !!!
TOP
PRODUCER
Szybka Telefoniczna darmowa wycena domÛw!
Wycena poprzez [email protected]
.
Strona 2
Kazimierz Z. PoznaÒski
University of Washington
Każdego rana
Mój wąwoz, jak się nim szło
nie do góry tylko w dół, do rynku,
prowadził wprost do piekarni,
położonej przy obetonowanym
strumieniu, a spod jej drzwi, z
progu, otwierał się widok na ten
rynek, o tej porze prawie pusty,
jak zawsze z pompą – czy raczej
wodopojem - na środku, wszystko
wiekowe, równo pokryte warstwą
czasu.
Na oglądanie rynku nie miałem
dużo czasu, więc zaraz stawałem
przy lądzie, gdzie za szkłem, czy
pod szkłem zgromadzone było
pieczywo, w tym pączki, raczej
nie zdarne, jakby wygniecione
przez dziecko, ale wyjątkowo
smaczne, tyle że jak się je wzięło
do ręki to w żaden prawie sposób
nie dało się odkleić palców. No, i,
dobrze.
Nie pączki były najważniejsze,
ja tam wybierałem się stale głównie żeby kupić bułki takie wyłożone z góry cebulą. Były tak spłaszczone, czyjąś dłonią czy łok ciem, że wyglądały jak placki. Powiedział mi ktoś, że na te bułki,
jak placki, mówi się tutaj cebularze. Tyle, że to brzmi jak nazwa
za wodu. Cebularz to musi być
ktoś kto je robi.
Z tym pieczywem to nie było
jeszcze śniadanie, więc z piekarni
zaraz szedłem do pobliskiego
sklepu spożywczego, małego jak
przedział kolejowy, pod drewnianymi schodami kamienicy zastanawiając się czy są już ci panowie, którzy przekazują sobie butelkę, i rzucają te teksty, których
można słuchać bez końca i bez
żadnego znudzenia.
Jak się okazywało, oni tam
zawsze byli, więc przystawałem,
żeby zlepić z ich rozmowy coś
sensownego, ale nie na długo, bo
w końcu musiałem zająć się śniadaniem, czyli kupieniem czegoś
do pieczywa, a ponieważ lubię
rutyny, za każdym razem brałem
biały ser, gęstą śmietanę, ogórki z
pola i małe pomidory, dokładnie
w tej kolejności.
W tym zakątku Polski, jeszcze
nie ma supermarketów, i może,
ich tu nie będzie, bo trochę za
mało ludzi, i dwa razy w tygodniu
– wtorek i piątek – jest targ, gdzie
wszystkiego jest pod dostatkiem i
przyjeżdżają nawet dwa samo cho dy z mięsem, które leży na
ladzie, na świeżym powietrzu, tak
jak wszystko inne, prosto w
dwóch rzedach.
Sklepowa, jak się mówi o
sprze dawcach w sklepach, ża chnęła się kiedy powiedziałem, że
jakiś towar jest za drogi, i odparowala mi, że można go dostać o
złotowkę taniej, ale chyba tylko
w supermarkiecie, czyli jakieś
piętnaście minut samochodem, na
przedmieściach Puław, gdzie
trudno znaleźć miejsce do parkowania.
Przypomniał się mi w czasie tej
rozmowy artykuł mówiący o tym,
że już prawie połowa handlu
detalicznego, do którego zaliczyło by się tą moją sklepową –
chyba właścicielkę, jest już w
rękach supermarketów, no i, że w
najbliższym czasie ich główna
trójka czy czwórka skończy budo wę dodatkowych pięciuset
sklepów, w tym małych.
Bodome Flooring
(Canada) zatrudni
osoby z umiejętnością
układania podłóg marki
“Bodome”
Już pierwszego dnia, jak jechałem z lotniska, w Warszawie, tak
tego nowego lotniska, międzynarodowego, do Kazimierza Dolnego, zauważyłem nazwy tych supermarketów, i wszystkie które
zauważyłem miały znane nazwy,
to były światowe giganty, z Francji, Niemiec, Anglii, nawet z Portugalii, ale żadnego, na tę skalę, z
Polski.
Z dwoma plastikowymi torebkami zabierałem ten towar do
siebie, do Kuncewiczówki, żeby
rozłożyć na szklanych talerzach,
odsłonić do końca firankę, otworzyć szerzej okno - zresztą podwójne - i zabrać się do jedzenia,
myśląc co ja będę robił tego dnia,
który tak jak każdy przed tem,
będzie się ciągnął, bo wszystko tu
idzie wolno
Dr Wojciech Øurowski
Urazy sportowe, przewlek≥e
i pourazowe choroby
miÍúni, koúci i stawÛw
2238 Dundas St. W Unit 112
Toronto
Tel.: (416) 531-1056
KAZIMIERZ POZNAŃSKI,
urodzony w Polsce, jest profesorem wykładającym na University
of Washington w Seattle. Znany
polskim czytelnikom głównie ze
swoich dwóch książek „Wielki
przekręt” (2000) i „Obłęd reform”
(tę pozycję wydała w 2001 r. LSW).
Obydwie znalazły się na liście polskich bestsellerów. Drobiazgowa i wyważona analiza
reform gospodarczych po 1989 r. znalazła setki tysięcy
sympatyków. Wkrótce po tym sukcesie Poznański
zabrał się do pisania nowel a potem spróbował sił
w poezji. Jego poezja jest poświęcona pięknu świata,
w którym miłość wygrywa ze zwątpieniem. Ta sama
wizja przyświeca też jego malarstwu, cieszącym się
uznaniem. Wystawiał swoje prace w wielu galeriach
w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Chinach. Maluje
dużego formatu krajobrazy na papierze ryżowym używając chińskiego wodnego pigmentu. Ostatnio zaczął
również malować obrazy olejne. „Długi wiersz” jest
jego debiutem poetyckim w Polsce. Tematem tomiku
jest znaleziona i stracona miłość, po której zostają
chaotyczne wspomnienia chwil i przedmiotów.
Wiersze zostały napisane najpierw po angielsku
a potem po polsku. Obydwie wersje są drukowane
obok siebie. „Długi wiersz” jest zilustrowany jego
czarno-białymi obrazami w oleju. Gotowy do druku
zbiór wierszy „Prawie pięknie” jest opisem Kazimierza Dolnego, ściślej mówiąc życia, które było i życia,
które przetrwało.
Kazimierz
Poznański
Długi
wiersz
Long
poem
Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Każdego rana, raczej wcześnie,
ze względu na różnice czasu,
wchodziłem w wąwóz, który
szedł w górę niedaleko domu,
gdzie się zatrzymałem, do punktu
gdzie wszystko stawało się płaskie, no niezupełnie, bo raczej
powyginane, i od czasu do czasu,
raczej rzadko, jakaś chałupa, albo
raczej gospodarstwo, wyrąbane w
drzewie no i z gontami.
Ten wąwóz to jeden z najbardziej frapujących tutaj, a jest ich
sporo, gdyż ziemia jest tutaj lesso wa, więc woda wypłukuje te
wyry, jak w tym moim wąwozie,
który jest wyłożony kostką ka mienną, z chodnikiem po jednej
stronie, prawie całkiem przerośniętym trawą i chwastami, gdyż
tutaj, co zielone, to się pleni bez
opamiętania.
Inny ważny wąwóz to ten, który
idzie koło klasztoru, nie od rzeki
– Wisły – ale po drugiej stronie, z
wapiennym murem, który się urywa tam gdzie zaczyna się tunel,
bo od tego miejsca liść jest na
liściu, gałąź na gałęzi, a drzewo
na drzewie, tak że widać tylko
skrawki nieba i jest inny klimat,
trochę tutaj chłodniej i jakby
trochę straszno.
Chyba najważniejszy z nich jest
ten z korzeniami, gdzieś położony
na uboczu, z ukrytym wejściem,
tak że trafia się do niego jakby
przez przypadek, a w środku,
jakby tylko korzenie, różne jak ludzie, i, jak ludzie, w różnym wieku, każdy – korzeń – jakby nagle
przyłapany przy przebieraniu, w
pół negliżu, chyba po jakiejś gorącej nocy.
No 11 (1025) 1-15/06/2011
Centrum Medyczne LEK
Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej
ul. W.K. Roentgena 5
02-781 Warszawa
(przy Centrum Onkologii - wejście C
Tel. 416-259-0999
POLSKA SZKOŁA MUZYCZNA
The Frederic Chopin
Music School
Fortepian/pianinoïSkrzypceïGitara ï
E m i s j a g ≥ o s u ( Vo k a l ) ï F l e t ï Tr π b k a ï K l a r n e t
ï A k o r d e o n ï Te o r i a - w s z y s t k i e p o z i o m y
K O M P O Z Y C J A ï I M P R O W I Z A C J A ï D Y RY G O WA N I E
-dla zaawansowanych
RY T M I K A i U M U Z Y K A L N I E N I E d l a d z i e c i o d 4 - g o r o k u ø y c i a
2399 Cawthra Rd. East, Unit 101, Mississauga
Tel. (905) 279-7761
Tel./fax 01148-22 643 5911
Specjaliści
47 LATA
OBS£UGI
POLONII
Tel: 01148 -22-643 8469
Stomatologia
POMNIKI
Pomniki z granitu
P≥yty z brπzu
Gwarantowana wysoka
jakoúÊ us≥ugi
Duøy wybÛr kolorÛw
i wzorcÛw
PrzystÍpne ceny
24 godzinna obs³uga
oraz dostawa oleju
opa³owego
(416) 232-2262
83 Six Point Road
Toronto, ON M8Z 2X3
(416) 232-1250
83 SIX POINT ROAD
No 11 (1025) 1-15/06/2011
Strona 3
Małopolska Wyższa Szkoła Zawodowa w Krakowie
Wojciech Błasiak
Hipoteza oligarchicznego Konsensusu Klimatycznego
Cywiliacja śmierci jako kulturowy projekt globalnej oligarchii
(Niniejszy tekst jest ostatnim
odcinkiem publicystycznej wersji
mo jego artykułu naukowego z
2010 roku pt. „Walka z globalnym ociepleniem” jako polityczna
gra o przyszłość światowej gospodarki”. Artykuł przedstawiał
hipotezę, iż tzw. ”walka z ociepleniem klimatu” jest globalną grą
polityczną, której celem jest wprowadzenie zerowego lub ujemnego
wzrostu gospodarczego oraz
ludnościowego dla krajów peryferyjnych i semiperyferyjnych światowego systemu kapitalistycznego.
„Walka z ocieple niem klimatu”
sprowadzona do redukcji przemysłowych emisji dwutlenku węgla
do atmosfery i globalny handel
wielkościami tej emisji, czyni z
po wietrza dobro rzadkie i pro wadzi do utowarowienia powietrza, a światowe licytacje praw
emisji CO2 skazują kraje światowych peryferii i semiperyferii na
zerowy lub ujemny wzrost gos podarczy, a w konsekwencji na
redukcję ludności przede wszystkim krajów Południa.)
xxx
Jeśli przeanalizować opisany
przez D. Rothkopfa sposób globalnego funkcjonowania jego „superklasy”, to wyraźnie widoczny
staje się istnienie jej rdzenia czyli
oligarchii finansowej. Oligarchia
korporacji transnarodowych jest
wyraźnie drugoplanowa. Globalna zaś grupa polityczna „superklasy”, przenikająca się z finansową i korporacyjną oligarchią,
jest zasadniczo im podporząd kowana. W istocie więc pozycję
kla sową w globalnej strukturze
społecznej „superklasy” D. Rathkopa, ma tylko oligarchia kapitału
finansowego i oligarchia kapitału
korporacyjnego, z kluczową rolą
tej pierwszej. A globalna oligarchia finansowa to zaledwie kilkaset osób, które zasadniczo panują
nad światowymi finansami. „Bill
McDonough – pisze D. Ratkopf viceprzewodniczący Merill Lynch
i były prezes Nowojorskiego Banku Rezerwy Federalnej, potwierdził, że kilkuset ludzi „trzęsie”
świa tem globalnych finansów.”
Jest to możliwe dzięki kontroli
przez nich zaledwie 100 największych instytucji finansowych,
zarzą dzających aż 43 bilionami
dolarów czyli jedną trzecia światowych aktywów finansowych.
Oligarchia kapitału finansowego jako rdzeń globalnej klasy
panującej, nie ma oferty cywilizacyjnej dla miliardów ludzi naszej
planety. Krach finansowy roku
2008 i obecna światowa głęboka
depresja gospodarcza jest tylko
tego potwierdzeniem.
Witold Kula w swej podsumo-
wującej w istocie jego dorobek
naukowy pracy „Historia, zacofanie, rozwój”, analizował histo ryczne sytuacje, gdy przyrost ludności nie może znaleźć swego
miejsca w procesie gospodarczym
w ramach danego systemu spo łecz nego i pojawia się problem
tzw. ludności zbędnej. Ten dylemat uznawał on za najbardziej
decydujący „w dziejach wszystkich społeczeństw”, ich „być albo
nie być”. Jednym z rozwiązań tego dylematu była historia Japonii.
„Gdy znalazła się ona w tej sytuacji – pisał W. Kula – rozumowanie jej sfer kierowniczych (szogunatu) poszło trybem następują cym: produkcji zwiększyć nie
możemy, więc grozi nam stopniowe zmniejszanie się dochodu społecznego na jednostkę, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ergo,
by tego uniknąć, jedynym wyjściem jest niedopuszczenie do dalszego przyrostu ludności. I rzeczywiście. Liczba ludności Japonii najdrastyczniejszymi metodami ustabilizowana została na
niezmienionym poziomie około
35 milionów na czas od początku
XVIII wieku do połowy wieku
XIX … .”
Dążenie do ograniczenia przyrostu naturalnego na świecie, aż
do drastycznego zmniejszenia
liczby ludności świata, jest widoczne wśród elit krajów rdzenia już
od kilku dekad. Sądzę, że światowa oligarchia finansowa ma świadomość, iż system światowy w jego obecnej formule stanął wobec
tego najważniejszego dla jego
„być albo nie być” dylematu.
Ponieważ nie można się rozwijać
gospodarczo w skali świata w ramach tego systemu, a przyrost
ludności świata w krajach peryferyjnych i semiperyferyjnych
Południa postępuje, zagrażając
światowej stabilności i pozycji
krajów rdzenia, a nade wszystko
jej własnej pozycji, należy ograniczać przyrost ludności świata
szczególnie w krajach Południa,
aż do znaczącej redukcji liczby
„ludności zbędnej”. Antyludnościowy program koncentruje w sobie najistotniejsze interesy oligarchii finansowej i jest wdrażany w
formule konsensusu klimatycz nego. Moja hipoteza „walki z globalnym ociepleniem” brzmi:
antropogeniczna zmiana klimatu
ma uzasadniać konsensus klimatyczny światowej oligarchii finansowej, którego celem jest redukcja ludności świata, w szczególności krajów Południa oraz zablokowanie przemysłowego rozwoju
krajów semiperyferyjnych i peryfe ryjnych poprzez narzucenie
limitów emisji dwutlenku węgla
oraz globalny handel „kwotami”
tej emisji.
Jest to poszukiwanie ścieżki
wyjścia z rozpadającego się systemu globalnego dla zachowania,
a wręcz wzmocnienia pozycji
oligarchicznych elit kapitałowych
państw rdzenia. Sądzę, że jest to
realizacją globalnej ‘formuły
80:20’, wyartykułowanej na konferencji w San Francisco w 1995
ro ku przez elity reprezen tujące
światowe oligarchie kapitałowe i
elity polityczne, jako kierunkowej
wizji przyszłego porządku świata.
W ramach tej wizji możliwości
cywilizacyjnego rozwoju i kreatyw nej ludzkiej egzystencji ma
mieć tylko około 20% populacji
świata. „W nadchodzącym stu leciu – piszą Hans-Peter Martin i
Harald Schuman w swym prze milczanym w Polsce bestsellerze
„Pułapka globalizacji. Atak na
demokrację i dobrobyt” - wystarczy 20 procent zdolnej do pracy
populacji, aby utrzymać światową
gospodarkę w rozmachu. (…)
Jedna piąta wszystkich poszukują cych pracy wystarczyłaby do
wy produkowania towarów i
świadczenie wyspecjalizowanych
usług, na jakie zgłasza popyt
światowa społeczność.” Pozostałe
80% nie ma być wyłączone z cywilizacyjnego rozwoju, a de facto
skazane na cywilizacyjną śmierć.
To światowa oligarchia finansowa wydaje się tworzyć od kilku
dekad nową kulturę globalną,
którą papież Jan Paweł II nazwał
w swej encyklice „Evangelium
vitae” „kulturą śmierci”. Ta „kultura śmierci” to koncepcja społeczeń stwa, w której najważniej szym kryterium jest sukces. Uzasadnia to „wojnę silnych przeciwko bezsilnym”: „życie – pisał Jan
Paweł II – które domaga się
większej życzliwości, miłości i
opieki, jest uznawane za bezużyteczne jako nieznośny ciężar, a w
konsekwencji odrzucane na różne
sposoby. Człowiek, który swoją
chorobą, niepełnosprawnością
lub – po prostu – samą swoją
obecnością zagraża dobrobytowi
lub życiowym przyzwyczajeniom
osób bardziej uprzywilejowanych,
bywa postrzegany jako wróg,
przed którym należy się bronić
albo którego należy wyelimino wać. Powstaje w ten sposób swoisty <spisek przeciwko życiu>.
Wciąga on nie tylko pojedyncze
osoby w relacjach indywidual nych, rodzinnych i społecznych,
ale sięga daleko szerzej i zyskuje
wy miar globalny, naruszając i
niszcząc relacje łączące narody i
państwa.” Globalne kampanie na
rzecz upowszechniania aborcji,
wszelkich możliwych form antykoncepcji, sterylizacji i eutanazji,
prowadzone są w imię indywidual nej wolności jednostki i ich
egoistycznych praw. Sądzę, że u
podstaw tej „kultury śmierci” leżą
celowo promowane antywartości
egoizmu, pogardy dla wszystkiego co słabsze i akceptacja niesprawiedliwości wynikającej z siły i
bogactwa. Są to antyludzkie wartości ideologii, którą nazywam
neoliberalizmem moralnym.
Z promocją antywartości w
kulturze globalnej idzie w parze
głębokie zwalczanie w różnych
formach tych wartości kulturo wych, które są podstawą „kultury
życia”. Jest to przede wszystkim
zwalczanie wartości promujących
i umacniających rodzinę, od solidarności międzypokoleniowej, po
jej seksualność i płciowość. Atak
na seksualność człowieka jest tu
już atakiem na same biologiczne
korzenie życia gatunkowego ludzkości. Najbardziej powszechnym,
wręcz codziennym jej wyrazem
jest to, co Jan Paweł II nazwał
„banalizacją płciowości”.
„Banalizacja płciowości – pisał
w „Evangelium vitae” - jest jednym z głównych czynników, które stoją u początków pogardy dla
rodzącego się życia: tylko prawdziwa miłość umie strzec życia.”
Takim atakiem jest również promowanie homoseksualizmu jako
równoprawnej formy dla heteroseksualności.
W Polsce głównym medium
ma sowym promującym kulturę
śmierci oraz Konsensus Waszyngtoński i Konsensus Klimatyczny,
jest „Gazeta Wyborcza”. To może
wskazywać, iż również inne propagowane tam antywartości mogą
mieć jakiś związek z szerszym
pro jektem światowej oligarchii
finansowej. Obok relatywizowania wartości chrześcijańskich, na
szczególną uwagę zasługuje podważanie spoistości polskiego społeczeństwa narodowego. Ta spoistość jest podważana poprzez
kwe stionowanie i podważanie
pozytywnego przeżywania tożsamości narodowej, zwalczanie
dumy narodowej i ośmieszania
znaczenia patriotyzmu. Być może
jest to fragment szerszego projektu oligarchicznego podważania
spo istości narodowej społe czeństw semiperyferyjnych i
peryferyjnych dla łatwiejszego
realizowania ‘formuły 80:20’.
Chciałbym postawić więc jeszcze jedną hipotezę, iż antyludnościowy program globalnej oligarchii finansowej przybiera szerszą
‘formułę 80:20’ w postaci próby
tworzenia konsensusu kultury
śmierci szczególnie w odniesieniu do narodów peryferyjnych i
semiperyferyjnych. I niezależnie
od tego czy uda się globalnie
wdrożyć Konsensus Klimatyczny, będzie podejmowany wysiłek
wdrożenia w różnych formach
‘formuły 80:20’. Dlatego kulturę
śmierci należy analizować nade
wszystko nie tyle jako spontaniczny produkt współczesnych
procesów społecznych i kulturowych wyrastających z postaw
he donizmu górnych warstw
światowej i krajowych struktur
społecznych, choć mają one w
niej swój istotny udział, lecz projekt konceptualizowany i wdrażany przez światową oligarchię
finansową.
„(...) stoimy – napisał Jan Paweł II – wobec nadludzkiego,
dramatycznego zmagania między
złem a dobrem, między śmiercią i
życiem, między <kulturą śmierci> i <kulturą życia>. Jesteśmy
nie tylko świadkami, ale nieu chronnie zostajemy wciągnięci w
te walkę: wszyscy w niej uczestni czymy i stąd nie możemy
uchylić się od obowiązku bezwarunkowego opowiedzenia się po
stronie życia.”
1-15/06/ 2011 No 11 (1025)
Strona 4
XVIII Ś.F.M.P. - Gmina i Miasto Witkowo
Zofia Lachowicz
Licząca niecałe 14 tys. mieszkańców Gmina Witkowo przyjęła
nas suto zastawionymi stołami w
pięknie udekorowanej sali. Po bogatym posiłku Burmistrz - Krzysztof Szkudlarek dokonał pre zentacji Witkowa.
Ziemia witkowska jest piękna,
czysta, nowowczesna i dynamicznie rozwijająca się. Jest atrak-cyjna i przyjazna mieszkańcom,
turystom oraz inwestorom. „W
naszej gminie znajdziecie Państwo atmo sferę sprzyjającą ro zwojowi przedsiębiorczości, ciekawe miej sca jak i doskonale
wyposażone ośrodki rekreacyjnosportowe. Gwarantujemy Pańs twu goś cin ność, otwartość i
życzliwość mieszkańców. Zachęcamy do odwiedzenia naszej okolicy by zachwycać się pięknem
przyrody i prowadzić tu interesy.
”
Witkowo leży we wschodniej
części powiatu gnieźnieńskiego,
blisko autostrady A2 (BerlinPoznań-Warszawa). Ma dobre
połączenia komunikacyjne: Witkowo-Gniezno- Poznań lub Bydgoszcz, Witkowo-Września. Jest
gminą rolniczo-turystyczno-usługową. Należy do niej 26 wsi sołeckich i 5 osiedli wyodrębnionych administracyjnie na terenie
miasta Witkowa.
Zajmuje powierzchnię 18.440,ha, w tym mia sto - 830 ha.
Grunty rolne, sa dy, łąki i past wiska stanowią ok. 66% jej obszaru, zaś lasy i jeziora - 26%.
Jest tutaj dobrej jakości ziemia,
głównie klasy II, III i IV, na której uprawiane są buraki, rzepak,
pszenica, ziemniaki i jęczmień.
W gminie dominują (75%) poniżej 15 ha gospodarstwa, których
średnia powierzchnia wynosi 13,6
ha. Znaczącą pozycję w miejscowej gospodarce zajmują hodowle.
Gmina posiada 890 gospo darstw rolnych. Innym miejscem
pracy oprócz rolnictwa są: usługi,
drobna wytwórczość, turystyka i
rekreacja. Funkcjonuje 750 podmiotów gospodarczych świadczących usługi w ramach: handlu,
budownictwa, transportu, gastronomii, stolarstwa i usług medycznych. Witkowo prowadzi aktywną politykę wobec przedsiębiorców stwarzając dogodne warunki
rozwoju ich działalności.
„Witkowo to tereny czyste,
ekologiczne, zdrowe, t.zw. czyste
płuca, przepiękne jeziora o krystalicznych wodach .” - zapewniał burmistrz. Znajdują się tutaj
cztery koła łowieckie. Zwierzyna
to: jelenie, sarny, daniele, dziki,...
. Lasy przeważnie sosno we i
olchowe zajmują powierz chnię
3848 ha. Około 5000 ha obszaru
gminy jest częścią Powidzkiego
Parku Krajobrazowego, utworzonego w 1998 r. w celu ochrony
terenu polodowcowego, bogatego
w faunę i florę. Można podziwiać
900 gatunków roślin (z których
50 znajduje sie pod ochro ną),
147 gatunków ptaków, 34 gatunki
ssaków. Jezioro Powidzkie ma
powierzchnię 1175 ha, długość
11,5 km i głębokość – 46 m, w
którym żyją m.in.: sieja i sielawa
– ryby typowe dla wód głębokich.
Wśród wyznaczonych szlaków
turystycznych pieszych i rowerowych parku na terenie Witkowa
znajdują się: Szlak pieszy zielony – 33 km, Szlak pieszy czarny –
9 km, Szlak rowerowy – 25 km
„Dookoła jeziora Niedzię giel”.
W Skorzęcinie, we wschodniej
części gminy, znajduje się jeden z
największych w Polsce ośrodków
wypoczynkowych nad jeziorami.
Zajmuje on powierzchnię 41 ha
malowniczego, zadrzewionego
terenu, nieskażonego, położonego wzdłuż linii brzegowej krystalicznie czystych jezior: Niedzięgiel i Białego z szerokimi i piaszczystymi plażami oraz łagodnymi
brzegami. Kompleks oferuje 6
tys. miejsc noclegowych, pole namiotowe i pole kempingowe,
bogate zaplecze gastronomicznohandlowe, dobrze zaopatrzone
wypożyczalnie sprzętu wodnego,
boiska do gry w pikę nożną, ręczną, koszykówkę, siatkówkę i korty. Nie zapomniano o najmłodszych; istnieje wiele plac zabaw
oraz wesołe miasteczko.
Gmina postawiła na rozwój
turystyki m.in. poprzez transformację skorzęcińskiego ośrodka
wypoczynkowego w kurort. Głównym celem projektu był zrównoważony rozwój społeczno-gospodarczy oraz poprawa jakości życia mieszkańców gminy.
Opracowano plan projektu modernizacji równolegle z planem
finansowym. Planem objęto wyko nanie wielu kosztownych ro bót, m.in.: przebudowę Alei Handlowej, Spacerowej, Gwieździ stej, Jasnej, Promienistej, Słonecznej oraz alei parkingowych
także nowych alejek i placów z
kostki betonowej wraz z krawężni kami i obrzeżami; Odbudowę
schodów terenowych z wykonaniem poręczy; Rozebranie na wierzchni asfaltowej na boiskach
sportowych i wykonanie nowo czesnych boisk do piłki nożnej,
koszykówki i kortów tenisowych
wraz z odpowiednimi ogrodze niami; Rekultywację plaży; Remont mola (nawierzchnia z kostki
betonowej); Przebudowę fontanny; Wykonanie boiska do piłki
plażowej; Wykonanie placów
zabaw na terenie plaży i przy
boiskach sportowych; Montaż
ławek; Wymianę lamp ulicznych;
Montaż przebieralni dla kobiet i
mężczyzn. Całkowity koszt projektu, według kosztorysu inwe storskiego, zaplanowano na kwotę 5.604.772 złotych.
Po zakończonych procedurach
przetargowych, całkowita wartość
projektu wyniosła znacznie mniej
- 3.604.309 złotych. Umowę o
do fi nansowaniu projektu pod pisano we wrześniu 2009 r między Zarządem Województwa
Wielkopolskiego a Gminą i Miastem Witkowo. Termin finansowego zakończenia projektu ustalono na koniec sierpnia 2010.
Gmina Witkowo pokryła koszt
rewitalizacji ośrodka z własnych
środków w kwocie – 1.683.980
złotych. Jest to ogromnej wagi
przed sięwzięcie finansowe dla
zaledwie kilkunastotysięcznej
gminy.
Poprzez realizację tej inwestycji oczekuje się znacznego wzrostu udziału turystyki w gospo darce gminy. Intensyfikacja ruchu
turystycznego wpłynie na rozwój
innych branż: gastrono micznej,
handlowej i spożywczej co stworzy nowe miejsca pracy i w konsekwencji przyczyni się do rozwoju Witkowa i zwiększy zamożność jego mieszkańców. Gmina
jest właścicielem ziemi na której
jest kompleks wypoczyn ko wy,
zaś inwestorzy są prywat ny mi
właścicielami podmiotów gospodarczych, od których płacą podatek.
Na ziemi witkowskiej znajduje
się 100 jezior. Jest to ogromny
potencjał ekonomiczny regionu.
W 2011 r. samorząd planuje kolejną rewitalizację, której koszt
oszacowano na 5 mln złotych.
Władze samorządowe Witkowa
prowadzą politykę gospodarczą
mającą na celu zachęcenie i przyciągnięcie inwestorów do rozpoczęcia działalności gospodarczej
na terenie gminy. Jak efektywnie
zarządzają, świadczy wielość odznaczeń i tytułów, m.in przy znany tytuł „Gminy sprzyjającej
inwestorom”.
Krzysztof Szkudlarek jest
burmistrzem przez cztery kolejne
kadencje. Wodociągi, kanalizacja,
sieć gazowa i ocieplenie bu dynków to tylko część dokonań
samorządu. Na terenie gminy
funkcjonuje dobrze rozwinięta
sieć placówek szkolnych i opiekuń czych: przedszkola, szkoły
pod sta wowe, gimnazjum i Ze spół Szkół Ponadgimnazjalnych.
W celu zapewnienia wysokiego
poziomu edukacji, opieki i wycho wania, szkoły zapewniają
wła ściwe pomoce naukowe np.
pracownie komputerowe.
Samorząd dba o dzieci i ich
rozwój nie tylko intelektualny ale
także fizyczny. Szkoły wyposażono w boiska sportowe. „Dobra
szkoła wyposaży uczniów w wiedzę i umiejętności, które pomogą
wejść dzieciom i młodzieży we
współczesny świat.” – mówił
burmistrz. Witkowo jest otwarte
na wymianę i współpracę w zakresie kultury, tradycji, oświaty,
sportu, turystyki działalności
turystyki społecznej oraz ochrony
środowiska. Współpraca między
gminami poza spotkaniami władz
samorządowych i przedsiębior ców może być poszerzona np. o
współpracę kultralno-sportową
młodzieży.
Gmina współpracuje z gminami
na Ukrainie, w Niemczech oraz
w Hiszpanii. W ramach działalności kulturalno – sportowej
gmina organizuje cykliczne imprezy, pielęgnujące tradycję i folklor. Uroczyście obchodzone są
Świę ta narodowe, Dożynki
Gminne, Dni Witkowa. Licznie
uczęszczane są Majówki i Biegi
Uliczne. A oto kilka organizacji
pozarządowych angażujących się
w organizację imprez witkow skich: Stowarzyszenie Centrum
Rehabilitacyjno-Kulturalne „Cen-
trum”, Honorowi Dawcy Krwi,
Koło Hafciarskie „Róże”, Zespół
„My Młodzi”, Polski Związek
Emerytów i Rencistów w Witkowie, Zespół Taneczny „Kleks”,
Klub Modelarski „Sokół”, Gminny Klub Sportowy „Vitcovia”,
Liga Obrony Kraju. Zespół pracowników Biblioteki Publicznej
Miasta i Gminy Witkowo organizuje spotkania poetyckie, wystawy i konkursy plastyczne.
Z inicjatywy władz samorządowych powstała w 2006 r. Sala
Historii Witkowa. Organizowane
są tutaj wystawy prezentujące dorobek kulturalny i historię Witkowa na bazie gromadzonych dokumentów i zachowanych pamiątek.
Wybrane daty i wydarzenia z
historii Witkowa:
1131 r. - pierwsza wzmianka o
Witkowie, nazwa pochodzi od
imienia Witków syna Witosława
1363 r. - w źródłach pisanych
pojawiło się Witkowo jako wieś
szlachecka
1676-84 r. – Witkowo uzyskało
prawa miejskie
1793 r. - po II Rozbiorze Polski
miasto odłączono od Polski;
znalazło się pod panowaniem
pruskim
1918 r. - 1 listopad był ostatnim
dniem rządów pruskich w
Witkowie
1918 r. - 25 listopada powstała
Powiatowa Rada Ludowa z ks.
Malczewskim na czele
Witkowianie walczyli z naporem niemieckim 27 grudnia 1918
r., później pod Zdziechową
k/Gniezna i o Inowrocław. Tablicę oddającą hołd Powstańcom
Wielkopolskim wmurowano na
ścianie budynku Banku Spółdzielczego. W centrum miasta znajduje się Pomnik z 1968 r. ku czci
po ległym w walce o niepod le głość.
Wśród zabytków, na terenie
gminy warto zobaczyć: młyn wodny, wiatrak, grodzisko, cmen-
tarz, kościół i pałac.
Więcej nformacji o Witkowie i
działaniach władz samorządo wych można uzyskać pod adresami:
Urząd Gminy i Miasta
Witkowo, ul. Gnieźnieńska
1, 62-230 Witkowo,
Tel: 61.4778.184,
Fax: 61.4778.855,
e-mail:[email protected],
www.witkowo.pl
Gmina wydaje bezpłatny miesię czny biuletyn informacyjny
„Witkowskie Wiadomości Samorządowe”.
Strona 5
No 11 (1025) 1-15/06/2011
Plantacje Virginii
Barbara Sharratt
Mąż powiedział: “Jedziemy do
Waszyngtonu”. Wspomniałam o
zamachu w Pakistanie, żeby ostudzić zapał. I zaproponowałam
plantacje.
W Waszyngtonie byliśmy kilkakrotnie, plantacje zwiedzaliśmy
jakieś 25 lat temu i byłam nimi
oczarowana, Piękne XVIII wieczne pałace otoczone zielenią, bo
każdy ma park i dostęp do rzeki,
to była wówczas konieczność,
gdyż produkty z plantacji i towary importowane z Anglii spławiane były rzeką.
Każdy dom na plantacji ma
swoją wielopokoleniową historie.
Tu rodzili się, żenili i umierali
pierwsi prezydenci Ameryki:
Washington, Harrison i Jefferson,
tu urodził się też generał Lee,
szlachetny i ogólnie szanowany
przywódca sił Południa w czasie
Wojny Domowej. Odwiedziliśmy
plantacje należącą od pokoleń do
rodziny Lee. Nosi piękną nazwę
Stratford. Plantacja położona jest
tak daleko od głównej szosy, że
jechaliśmy tam prawie trzy godziny. Ciekawostka: najbliższa miejs cowość na mapie nazywa się
“Warsaw”.
Kilkanaście kilometrów dalej
jest miejsce urodzenia Waszyngtona. Dom jego matki zwiedziliśmy w Fredericksburgu, a jego
rezydencję w Mount Vernon oblegały takie tłumy wycieczkowiczów, że czem prędzej stamtąd
ucie k liśmy. Zresztą dom był
architektonicznie nieciekawy. A
Martę Washington mieliśmy zaszczyt powitać w Wiliamsburgu dawnej stolicy Virginii, do kąd
przybyła karetą. Kiedy wysiadła
przed rezydencją guber na tora i
przemówiła do tłumu, powitano
ja owacją. Tłum przybył na tę
okazję zaopatrzony w choragiewki amerykańskie, którymi patriotycznie wymachiwał.
Bo w Williamsburgu takie historyczne “happeningi” zdarzają
się prawie codziennie, jest to
dodatkowa atrakcja tego uroczego
miasteczka. Następnego dnia w
lokalnym budynku sądu odbywał
się sąd nad czarownicą - tego nie
“zaliczyłam”, bo dwukrotnie
obejrzałam sztukę Artura Millera
na ten właśnie temat.
Za jedne 40 dolarów można
zwiedzić wszystkie ciekawe budynki miasta (realistycznie - trzy,
wiecej się nie da, bo oprowa dzają).
Zwiedziliśmy kościół prezbiteriański gdzie wysłuchaliśmy koncertu na organach i na szpinecie.
Program: muzyka XVII i XVIII
wieku. Przy kościele - stary cmentarz z grobami prominentów Williamsburga.
Ciekawostka: na jednym z grobów rodzinnych figuruje imię niani - Murzynki (“Mummy”) widocznie odegrała ważną rolę w
życiu tej rodziny. Przypomina mi
się niania Scarlett z “Przeminęło z
wiatrem”.
Murzynów przywożono do Virginii statkami z różnych krajów
afrykańskich. Pierwszy statek
przypłynął z Angoli. Wtedy jeszcze w Virginii nie było niewolnictwa - pierwsi osadnicy jeszcze nie
zdołali się zakorzenić - musieli
walczyć o przeżycie i bronić się
przed atakami Indian. Później
sytuacja się zmieniła - zamożni
właściciele plantacji potrzebowali
siły roboczej do pracy na roli.
Najwygodniej było przywieźć sobie zakupionych tanio Afrykańczyków, (często byli to więźniowie wojenni lub ludzie po prostu
łapani i wsadzani na statki) i zrobić z nich niewolników.
W ten sposób wolni ludzie stali
się towarem, którym można handlować i który można maksymalnie wyzyskiwać. Wymyślono system według którego Murzynom
nie wolno było zawierać mał żeństw żeby nie zakładali rodzin.
W ten sposób męża czy dziecko
można było sprzedać na inną
plan tację, co znamy z “Chaty
wuja Toma”.
A Murzyni mieli własny system
funkcjonowania małżeństwa zakochana para wspólnie przeskakiwała przez miotłę w obecności
świadków. Kiedy jednego z małżon ków miano sprzedać, para
małżeńska często uciekała (przeważnie na północ, gdzie nie było
niewolnictwa, a także do Kanady).
Bardzo liczne bywały też niezalegizowane związki między właścicielami niewolników i czarnymi
kobietami. Najsłynniejszym przypadkiem był wieloletni związek
prezydenta Jeffersona, jednego z
“ojców” konstytucji amerykań skiej z piękną Sally - mulatką,
która była przyrodnią siostrą jego
zmarłej żony. Sally urodziła prezydentowi kilkoro dzieci, które on
- już na łożu śmierci - wyzwolił.
Reszty niewolników nie wyzwolił, mimo iż był liberałem i demokratą, głoszącym hasła rewolucji
francuskiej: “Wolność, równość i
braterstwo”. Hasła te, niestety,
stosował tylko dla białych.
Dla kontrastu dodam, że w kilkadziesiąt lat generał Lee, też wychowany w rodzinie plantatorów i
prawdziwy “syn Południa” wy-
zwolił wszystkich swoich niewolników. Jego plantacja Arlington
jest teraz największym cmenta rzem wojskowym Ameryki, a
pamięć o tym wybitnym dowódcy
i wspaniałym człowieku zachowali do tej pory w sercach miesz kańcy Virginii - Pani oprowadzająca nas po parlamencie Virginii
w Richmond miała łzy w oczach,
kiedy mówiła o generale Lee.
Co hodowano na plantacjach?
Zboże, len, bawełnę, trzcinę cukro wą uprawiano na Wyspach
Ka raibskich. Jarzyny hodowali
niewolnicy na własnych “dział kach”, a wlaściciele plantacji
kupowali je u Murzynów.
Co importowano? Piękne materiały dla rodziny plantatora. Niewolnicy nosili tkaniny z bawełny
lub lnu domowej roboty. Pewne
kolory były zarezerwowane dla
służby: beżowy, brązowy, biały,
chyba że byli to lokaje wystepujący w barwach właściciela plantacji - ci byli ubrani według najświeższej europejskiej mody.
Importowano też meble, karety,
powozy, srebro, dywany, lustra,
pianina - wszystko co stanowiło
luksus. Właściciel plantacji Carter’s Grove sprowadził kilkunastu
rzeźbiarzy z Angliii, którzy dekorowali mu dom. Trwało to miesiącami, za to efekt był wspaniały -
cała boazeria w rzeźbie dębowej.
Teraz Carter’s Grove nie jest
dostępny do zwiedzania, bo właściciel który kupił plantację od
miasta Williamsburga procesuje
się z miastem, a szkoda, bo był to
najpiękniejszy i najbogatszy
dom. Plantacje Berkeley i Shirley
są też w rękach prywatnych,
zwiedzać można tylko parter - na
piętrze mieszczą się apartamenty
prywatne gdzie mieszkają spadkobiercy plantatorów.
Właścicieli Berkeley poznaliśmy 25 lat temu - odziedziczyli
właśnie tę plantację i przybyli z
Anglii żeby dom odrestaurować.
Zabrało im to ładne kilka lat.
Niestety, już nie żyją, ale jak za
ich życia sprzedaje się na plantacji bukszpan w doniczkach i biegają po parku czarne labradory.
Właściciele Shirley mieszkają
na plantacji, która nadal “produkuje”. (Wiele plantacji podzielono
lub wynajęto pod uprawę po
Wojnie domowej).
A prawnuki wyzwolonych niewolników oprowadzają nas po
Williamsburgu, prowadzą hotel w
którym się zatrzymujemy i pracują w różnych zawodach. Christie młoda, sympatyczna czarna Amerykanka podaje nam śniadanie na
tarasie. Kiedy żegnamy się wyjeżdżając z Willimasburga, rzuca mi
się w ramiona. Przywiązałyśmy
się do siebie przez te dziesięć dni.
No i jeszcze kilka słów o duchach. Duchy straszą na plantacjach i w starych domach Wil liamsburga. Wieczorami po mieście chodzą grupy z latarkami, a
przed “straszącymi” domami
ustawione są świece. Wdałam się
w rozmowę z młodą parą strzegącą wejścia do takiego domu.
Właśnie oczekiwali kolejnej gru-
py zwiedzających, a że grupa była
niezbyt wielka, zaprosili mnie do
środka, mimo, że nie miałam biletu.
Posadzono nas wszystkich na
krzesłach ustawionych w sieni.
Dom był prawie zupełnie ciemny,
słabe światło padalo tylko na
schody na których miał się ukazywać duch mlodej kobiety, która
rzekomo popełniła samobójstwo
rzucając się ze schodów.
Duch się nie ukazał, ale aktorka
z którą, jak się okazało, rozmawia łam przed domem, odegrała
nam genialnie “Balladynę”: opowieść o złej młodszej siostrze,
która kochała szwagra i zepchnęła
siostrę ze schodów, zeby ją zabić.
Cialo zmarłej Anny znaleziono,
ale dochodzenia nie było, a w rok
później zła Jean wyszła za mąż za
szwagra. Grzech i występek nagrodzone, jak to często w życiu
bywa.
Nie jestem pewna, czy opo wieść jest oparta na faktach, ale
jej wersję znalazłam w książce o
duchach William s burga, którą kupiłam
na prezent dla sąsiadki, opiekującej się naszymi kotami.
Sąsiad ka jest ate istką, która wierzy w
duchy i bardzo lubi
być straszona w Halloween. Mówi, że boi
się być sama w na szym domu, bo u nas
straszy. Nic dziwnego, dom kończy w
tym roku 100 lat. Ja z
kolei uważam, że jeśli mamy tu duchy, to
są to duchy dobre,
przy najmniej nam zupełnie nie
przeszkadzają. A że podłoga trzeszczy i coś spada z wysokości ...
to pewnie koty szaleją w nocy.
No 11 (1025) 1-15/06/2011
Obserwacje z USA
Andrzej Targowski
Młodym być i więcej ...nic?
W USA od kiedy prezydent R.
Reagan urzędował mając blisko
80 lat, zerwano z ograniczaniem
wie ku, przynajmniej na uczel niach stanowych. Bo jakże wymagać ograniczeń w pracy z uwagi na wiek w "podległych" placówkach, skoro "szef" jest w podeszłym wieku. Na moim uniwersytecie w tym roku dopiero odszedł na emeryturę w wieku 84 lat
prof. Paul Maier, świetny historyk, ktory przepracował na uniwersytecie 51 lat.
Oczywiście, profesorowie w
tym wieku unikają prac jako kierownicy katedr czy dziekani, lub
rektorzy, choć i ta droga nie jest
zamknięta. Z tym, że w USA na
ogół do administrowania garną
się profesorowie o zmyśle organizacyjnym i po "zakończeniu" kariery naukowej. Bowiem nie da
się jej kontynuować w admini stracji.
Zresztą wspominanie wieku w
tej czy innej formie jest w USA
nawet karane jako "age discrimination". Poszkodowany może dochodzić wysokiego odszkodowania.
W życiorysie nigdy tu nie podaje się daty urodzenia, choć inne
daty, jak np. ukończenia szkoły
łatwo wskazują na prawdopodobny wiek. Rozmowa na temat
wie ku z kimkolwiek na uczelni
należy do nietaktownych.
"Młodzi" fizycy i matematycy,
w tym polscy, skonstruowali
bomby; atomową i wodorową, ale
gdy byli "starsi" i "madrzejsi"
protestowali przeciw ich użyciu w
Ruchu Pugwash i dostali za to nawet Pokojową Nagrodę Nobla.
Nie ma racji znany amerykański
futurolog Ray Kurzweil, gdy
twierdzi, że zmieni się człowiek
w inne "stworzenie", z chwilą gdy
komputery będą szybciej myślały
od człowieka. Może będą szybsze
ale czy mądrzejsze?
Dobrym przykładem służy Jean
-Jacques Rousseau, który gdy
współwydał encyklopedię i trochę
się dorobił, sprzedał zegarek, bowiem uważał, że służy biednym,
a on przecież już nim nie jest.
Obecna moda na komórki,
zwłaszcza wśród młodych wcale
nie oznacza, że są lepiej poinformowani a przez to... mądrzejsi.
Być może jest nawet odwrotnie, z
uwagi na chaos w jaki się wdali.
Mój numer komórki zna tylko
żona. Bowiem myślę podobnie
jak... stary francuski wspomniany
filozof?
www.nowykurier.com
Strona 6
Nordyckaalternatywa
DokoÒczenie ze strony 1
obe c nego premiera Norwegii –
Jensa Stoltenberga, który od początku był zwolennikiem opracowanej koncepcji. Powodem opraco wania planu - jak podkreślał
Thorvald Stoltenberg - była potrzeba obrony strategicznych interesów wszystkich krajów skandynawskich. Jeśli chodzi o sferę militarną, to cena wysokich technologii rośnie tak szybko, że mamy
do wyboru współdziałać albo patrzeć, jak nasze systemy obronne
ulegają degradacji - pisał w swo-
im projekcie Thorvald Stol ten berg. - Jeśli nie zdecydujemy się
na współpracę, za 20 lat w Europie mogą być tylko 4 kraje z wiarygodnym systemem obrony Rosja, Niemcy, Francja i Wielka
Brytania.
Sędziwy dyplomata zaproponował podpisanie porozumienia
wojskowego z Danią, Finlandią,
Szwecją, Islandią i trzema krajami
nadbałtyckimi: Estonią, Litwą i
Łotwą. Stoltenberg nie wykluczył
również Polski jako strate gicz nego partnera krajów skandynaw-
skich. Porozumienie ma pre cy zować zachowanie państw w wypadku agresji militarnej na jedno
z państw członkowskich według
zasady artykułu 5 paktu waszyngtońskiego - pisał. Arty kuł ten
obliguje członków NATO do
wsparcia kraju członkows kie go
zaatakowanego przez agresora.
W swoim opracowaniu, Thorvald Stoltenberg zwrócił uwagę,
że choć Szwecja i Finlandia nie są
członkami NATO to jednak oba
kraje z Norwegią, Danią i Islandią
DokoÒczenie na stronie 7
Wspomnienia zapachu jaśminu
Elżbieta Leppek
„Jaśminu zapach w biegu
łapie mnie za ramiona
próbuje mnie zatrzymać
do czegoś mnie przekonać
Przypomnieć może to
co nigdy się nie zdarzyło
a może zapomnianą
we śnie przeżytą miłość...”
Mimo upływu lat, czerwiec nieod parcie wywołuje we mnie
wspomnienia o zapachu jaśminu...
Pamiętam tę cudną woń wydobywającą się z maleńkich, śnieżnobiałych płatków ubarwionych
w środku żółtymi pręcikami, które wypełniały krzaki tego kwiatu
wyrosłe wokół domu moich Dziadków, a potem, po ich śmierci, na
moją prośbę, przesadzone do zagrody moich rodziców.
Jaśmin zawsze urzekał mnie nie
tylko swoją wonią, ale i delikatnością zawartą w nieskazitelnej
bieli i ulotności płatków kwiatu,
który poetycko określany jest
„skrzydłami anioła”.
Wspomnienia zapachu jaśminu,
to powrót do moich własnych
„pól malowanych, owej mazo wiec kiej równiny, ścielącej się
płaszczem pól obsianych żytem i
pszenicą, łąkami naznaczonymi
gdzieniegdzie olszynami między
którymi robiło się ze sznura i
babcinego koca, namioty.
Piękne, ukwiecone ziołami łąki,
poprzecinane rowami wodnymi i
wpisanymi w ten pejzaż ckliwymi
brzozami, po których lepkie osocze spływało jak łza żalu za niedościgłym marzeniem. Brzozy są
nieodłącznym elementem tamtego
pejzażu, a dla mnie szczególnym
wspomnieniem domu moich dziadków w malowniczej wiosce Szymanów, naprzeciwko którego posadzono brzozy, między którymi
zawsze była ławeczka... Taka dla
wszy stkich, kto tutaj mieszkał,
bądź tędy przechodził i chciał odpocząć.
Powiew mazowieckiego wiatru
przynosi wspomnienie tamtych
uro k liwych, beztroskich chwil
sprzed lat, gdy słychać było jak
trawa rośnie, pobliski jar brzmiał
osami, bose stopy czesały mokre
trawy, a serca pełne miłości czerpały zachłannie zapachy i kolory
otaczającej przyrody.
Z utęsknieniem czekałam na tę
chwilę, gdy pożegnawszy szkołę,
z pośpiechem spakowaną torbą
gnałam na dworzec kolejowy, z
radością wypatrując pociągu, który za kilka godzin dowiezie mnie
do mojego ukochanego miejsca!
A tam, czekali już na mnie moi
ukochani dziadkowie, przyjaciele
z dzieciństwa, a niedaleko, tak na
wyciągnięcie ręki, ten chłopak o
oczach koloru przypalonego miodu...
Na pewno za domem, w pół cieniu rozkwitły już moje ukochane jaśminy, których żywot choć
krót ki, zostawia wspomnienie
oszałamiającej woni, nieodmiennie kojarzonej z rozkwitłym
czerwcem i wakacjami.
Czas kanikuły otwierał się dla
nas nocą świętojańską, przypa dającą na letnie przesilenie słońca
z 23-go na 24-go czerwca, którą
witaliśmy jako początek lata, naszego lata.
Z zerwanej koniczyny, polnych
kwiatów i ziół, wśród których dominował dziurawiec, zwany także
zielem świętojańskim, plotłyśmy
wianki, które puszczałyśmy wieczorem na rzeczce Piasecznicy.
To pogańskie święto kojarzy się
z zapachem polnych kwiatów,
aromatem ziół, wieszanych także
w domach wraz z wiankami, oraz
z wierzeniami, wśród których dominująca jest legenda o kwiecie
paproci, który zakwita tylko raz,
w tę jedną, jedyną noc...
A potem wieczorne ognisko
(stąd inna nazwa nocy święto jańskiej – „Sobótka”, od ognisk
zapalanych tej nocy), przeszywając pieszczotą złotego promienia,
drgające błyskami, roztaczało wokół ciepło i radość.
Byliśmy szczęśliwi beztroską
tamtej chwili i mimo, iż los rzucił
nas w różne strony, powracamy
wspomnieniem do tych miejsc, ze
wspomnień czerpiąc przekonanie
o nieprzemijającym uroku tam tych dni.
Jak powiedział nasz poeta,
Adam Asnyk w jednym ze swoich
pięknych wierszy
:
”...Los nas może na zawsze
rozłączyć,
Wyszukiwać męczarnie naj rzadsze,
Może w serca truciznę nam
sączyć,
Tych chwil szczęścia on
Jednak nie zatrze!”
Wtedy, przy ognisku, przytu leni, zapatrzeni w siebie, mając
nad głowami niebo ukwiecone
gęsto gwiazdami, wierzyliśmy w
istnienie kwiatu paproci, który
zakwita tylko jednej, jedynej nocy
w roku, a ten kto go odnajdzie
zazna szczęścia...
Ileż marzeń poetyckich wzbudzał ten kwiat, skoro pisali o nim
nasi wielcy poeci, między innymi,
cytowany przeze mnie wyżej,
Adam Asnyk:
„Zakwita w puszczach dziwny
kwiat paproci
Na jedną chwilę, w tajem niczym cieniuCały świat blaskiem czarodziejskim złoci,
Lecz można tylko dotknąć go w
marzeniu.
....Tyle też jego trwanie:
gdy z zachwytu
Zbudzona dusza chce go
ująć w dłonie,
Zniknął bez śladu
Tylko wśród błękitu
Zostały po nim
jakieś dziwne wonie.”
Wierzę, że jednak należy szukać swojego kwiatu paproci, bo
można go odnaleźć i to niekoniecznie w tę jedną, jedyną, świętojańską noc...
No 11 (1025) 1-15/06/2011
DokoÒczenie ze strony 6
łączą wspólne nordyckie korzenie, wspólna kultura i wspólny język. Podkreślił także, że wszystkie kraje znakomicie ze sobą współpracują od lat m.in. w sferze działań służb specjalnych.
Dla każdego było czytelne, że
projekt Thorvalda Stoltenberga
ma zbudować porozumienie sojusznicze na wypadek agresji ze
strony Rosji. Aby uniknąć dyploma tycznych protestów, Stoltenberg uznał więc za konieczne
włączenie Rosji do tego projektu,
ale tylko w dziedzinie współpracy
przy łagodzeniu skutków katakliz mów, eksploatacji Arktyki i
ochro ny środowiska. Droga do
współpracy wojskowej była dla
Rosjan zamknięta.
Taki scenariusz w oczywisty
sposób musiał doprowadzić do
lep szej integracji NATO z Fin landią i Szwecją - dwoma krajami
nie będącymi członkami sojuszu,
oficjalnie deklarującymi się jako
neutralne.
Nieznane rozmowy
Co działo się dalej? Z przecieków, jakie przedostały się do prasy wynika, że dyplomaci państw
skandynawskich sondowali sąsiadów i potencjalnych sojuszników.
Państwa skandynawskie wykazywały bardzo daleko posunięte zainteresowanie i omawiały szczegóły współpracy. Szczególną aktyw ność przejawiała Szwecja,
której rząd od 2009 roku wyrażał
głębokie zaniepokojenie rosnącą
dominacją rosyjską w obszarze
Morza Bałtyckiego - zwłaszcza
budową tzw. Gazociągu Północnego (Nord Stream). Premier
Szwecji Fredrik Reinfeldt od początku stał na stanowisku, że
Nord Stream zagraża bezpieczeństwu i ładowi międzynarodowemu w basenie Bałtyku.
Czy rozmowy na ten temat były
prowadzone także z Polską? Od
2009 roku w szwedzkiej i norweskiej prasie pojawiały się in for macje mówiące o tym, że nasz
kraj ma być włączony do programu Stoltenberga. Jednak żadna
polska instytucja nigdy się oficjalnie na ten temat nie wypowiedziała. Dwaj ówcześni doradcy
Lecha Kaczyńskiego odmówili
komentarza ze względu na nie jaw ny charakter rozmów. To z
ko lei wskazuje na to, że jakieś
rozmowy ze stroną polską były
prowadzone i że najprawdopodobniej patronował im prezydent, a
nie rząd.
Odpowiedź na manewry
W tej sytuacji wydaje się, że z
całą sprawą mogły mieć związek
manewry wojskowe białorusko rosyjskie opatrzone kryptonimem
„Zapad 2009”. Odbyły się one latem 2009 roku w pobliżu polskiej
granicy. Oficjalnie podano, że
uczestniczyło w nich 12,5 tysiąca
żołnierzy, ponad 900 czołgów,
około 100 samolotów i śmigłowców, oraz 600 spadochroniarzy z
elitarnej jednostki powietrzno desantowej z Iwanowa koło Lidy.
Oficjalnym powodem było ćwiczenie obrony na wypadek ataku
polskich wojsk na Grodno. Prasa
rosyjska pisała jednak wprost, że
żołnierze ćwiczą działania na wy-
Strona 7
padek ataku obcych państw na
rurociągi i gazociągi.
Zaskakujące jest, że strona rosyjska złamała dyplomatyczne
kon wenanse nakazujące niewy mienialnie nazw państw w negatywnym kontekście. Gdy manewry rozpoczęły się tuż przy polskiej
granicy, szef polskiej dyplomacji
Radek Sikorski zażądał od NATO
zdecydo wanej reakcji na mane wry ,,Zapad 2009”. Na tą „zdecydowaną” reakcję czeka liś my aż
dwa miesiące. Dopiero bowiem w
listopadzie rzecznik pra sowy
Kwatery Głównej NATO skrytykował Rosję za przeprowadzenie
ćwiczeń bez udziału ob ser wa torów z Sojuszu. Wyraził również
zaniepokojenie faktem, że Rosja
dopuszcza możliwość ataku ze
strony krajów NATO, choć jest to
całkowicie sprzeczne z doktry nami i założeniami dzisiejszego
Sojuszu. Tego samego dnia Dmitrij Rogozin - stały przedstawiciel
Rosji przy NATO - nie przy jął
jednak pretensji Sojuszu. To wybuch negatywnych emocji stwierdził w oficjalnym komunikacie Rogozin. Na tym sprawa się
zakończyła.
Cała ta sytuacja przyniosła
Rosjanom odpowiedź na pytanie
o ich siłę i pozycję w Europie.
Manewry ,,Zapad 2009” pokazały
do bitnie, że NATO praktycznie
nie reaguje, jeśli w pobliżu granicy państwa należącego do Sojuszu wojska rosyjskie odbywają
wielkie ćwiczenia. Po rezygnacji
USA z planów budowy “tarczy
antyrakietowej” był to wyraźny
sygnał, że Rosja ma “wolną rękę”
w Europie. Rzecz ciekawa: manewry i skandal dyplomatyczny
miał miejsce dokładnie wtedy,
gdy wicepremier Waldemar Pawlak negocjował ze stroną rosyjską
warunki umowy gazowej i wynegocjował warunki bardzo niekorzystne. W tym kontekście większego znaczenia nabiera antypolska histeria propagandowa, którą
Rosjanie rozpętali we wrześniu
2009 roku, obarczając władze II
RP odpowiedzialnością za antyradziecki sojusz z Hitlerem.
Nowa strategia NATO
16 stycznia 2010 roku brytyjski
tygodnik „The Economist” opublikował sensacyjny artykuł. Wynikało z niego, że kierownictwo
NATO zdecydowało się opracować awaryjne plany obronne dla
trzech krajów nadbałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii na wypadek
agresji ze strony Rosji. Jest to w
dużym stopniu zasługą Polski,
która nalegała na ich opracowanie. Sojusz rozważał opracowanie
takich planów od 5 lat. W wyniku
trudnych negocjacji USA przekonały Niemcy i inne państwa do
wycofania obiekcji, a największą
presję, by takie plany przygotować, wywierała Polska - czytamy
w artykule.
Projekt Kaczyńskiego
Nie ma wątpliwości, że „zasługa Polski” dla opracowania planów sojuszu dla krajów nadbałtyckich to de facto zasługa Lecha
Kaczyńskiego, który zajmował się
relacjami z NATO i robił wszystko, aby pogłębić integrację Sojuszu z Polską i jej sąsiadami. Lech
Kaczyński upatrywał w NATO
głównego sojusznika przeciwko
odrastającemu się ro syjskiemu
imperializmowi i głównie dlatego
zabiegał o poparcie dla koncepcji
przyjęcia do Gruzji NATO.
Ten sukces Lecha Kaczyńskiego prawdopodobnie zaowocował
drugim wydarzeniem, bardzo korzystnym dla Polski. Oto bowiem
Szef Sztabu Generalnego - generał Franciszek Gągor zaczął być
typowany jako główny kandydat
na następcę generała Ja mesa
Stavridisa na stanowisku Naczelnego Dowódcy Sił Zbroj nych
NATO (ujawnił to b. szef polskiej
dyplomacji Adam Dan iel Rott fed). To o tyle prawdopodobne, że
Gągor był zwolennikiem koncepcji, iż to właśnie Rosja jest największym zagroże niem dla
państw NATO i przy gotowując
się do stanowisk w Kwaterze
Głównej NATO opra co wywał
antyrosyjską strategię Sojuszu na
wiele lat. W tej sytuacji zawiązanie sojuszu z krajami nordyckimi
i zmiana strategii NATO w
ogromnym stopniu zwiększyłoby
bezpieczeństwo Polski na arenie
międzynarodowej. Wiedzę o kulisach działań w tej sprawie Lech
Kaczyński i jego współpracow nicy zabrali jednak do grobów.
Generał Gągor 10 kwietnia 2010
roku wsiadł na pokład rządowego
tupolewa i zginął wraz z nimi.
Aneks bezpieczeństwa
Powołując się na dobrze po informowane źródła w Kwaterze
Głównej NATO, tygodnik The
Economist napisał, że od czasu
przystąpienia do sojuszu krajów
bałtyckich w 2004 roku NATOwscy planiści odsuwali na bok
pytanie, co to oznacza dla organizacji. Zakładano, że jeśli Rosja
jest partnerem sojuszu, a nie przeciwnikiem, plany obronne dla byłych krajów komunistycznych nie
powinny być potrzebne. Faktycznie do połowy roku 2008 ocena
zagrożenia ze strony Rosji była
niska. Znamienna jest data po łowy roku 2008. To właśnie wtedy Thorvald Stoltenberg zaczął
pracę nad swoim projektem.
Znamienne jest również zachowa nie Sekretarza Generalnego
NATO Andersa Vogh Rasmussena. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, powiedział tylko
tyle, że Sojusz nie komentuje podejmowanych przez siebie działań. Rasmussen nie potwierdził
ani nie zaprzeczył informacjom
The Economist. Powściągliwość
wykazywali również ministrowie
obrony trzech krajów nadbałtyckich. Jeszcze bardziej znamienne
jest to, że o sprawie nie napisało
żadne polskie medium.
The Economist przedstawił
szczegóły planów NATO. Wynikało z nich, że działania wobec
Litwy, Łotwy i Estonii zostaną
opisane w aneksie zawierającym
precyzyjne plany Sojuszu wobec
Polski. Aneks ten przewidywał
włączenie do współpracy Szwecji
i Finlandii - krajów formalnie nienależących do Paktu. W oczy wisty sposób zwiększało to bezpieczeństwo obu krajów w razie
ich ataku ze strony Rosji.
Francuskie okręty
Choć główny polski orędownik
sojuszów wojskowych - prezy dent Lech Kaczyński - zginął w
Smoleńsku - państwa skandynawskie nie wstrzymały prac nad porozumieniem. Iskrą do ich przyspieszenia okazała się transakcja,
którą 24 grudnia 2010 roku biuro
prasowe prezydenta Rosji ogłosiło, że po wielu miesiącach negocjacji Rosja kupi od Francji
dwa okręty desantowe typu Mistral. Okręt tego typu może je dnorazowo zabrać na pokład 450
żołnierzy, 70 wozów bojowych,
13 czołgów i 16 helikop te rów.
Okręty Mistral są zaprojektowane
w taki sposób, aby służy ły do
prowadzenia inwazji na Bałtyku
lub Morzu Czarnym. - Gdybyśmy
mieli takie okręty w 2008 roku to
inwazja na Gruzję trwałaby maksymalnie 26 godzin - powiedział
jeden z rosyjskich wojskowych.
Komunikat prezy denta Rosji
spotkał się z natychmiastową krytyką państw NATO w tym Norwegii i USA (rząd Polski - rzecz
jasna - nie widział powodów do
niepokoju). Niepokój wywołało
to, że według porozumienia Francja przekaże Rosji również do kumentację techniczną umożli wiającą zbudowanie takich okrętów w stoczniach rosyjskich. We
wtorek 25 stycznia w miejs co wości Saint Nazare wicepremier
Rosji Igor Sieczin i minister obrony Francji Alain Juspe podpisali
ostateczny protokół, po czym
oficjalnie przekazano stronie rosyjskiej dokumentację techniczną
i oba statki. Przy okazji wyszło na
jaw, że Francja sprzedaje dwa
okręty, a dwa następne Rosjanie
zbudują w swoich stoczniach.
Przeciwko temu protestowała
również Szwecja, która ogłosiła,
że czuje się zagrożona przez to,
że Rosja kupuje okręty zaplanowane do prowadzenia desantu na
Morzu Bałtyckim.
Propozycja dla Polski
W efekcie, 5 stycznia 2011 roku, komisja obrony narodowej
szwedzkiego parlamentu uchwaliła wystąpienie do Polski z zapytaniem o możliwość zawarcia sojuszu wojennego mającego na
celu wspólną obronę interesów
obu państw w wypadku agresji
zbrojnej lub w wypadku naruszenia ich wód terytorialnych przez
inne państwo. Dokument podpisał
Mikael Oscarsson - przewodniczący komisji. Jednak strona
polska oficjalnie się do niego nie
odniosła. Przedstawiciele MON
zapewniali najpierw, że rozmowy
się toczą, ale później demen towali to. Ostatecznie rząd Polski
nie zdecydował się na przyjęcie
pro pozycji strony szwedzkiej.
Wprowadził jednak embargo informa cyjne związane z tym te matem.
Fakt, że strona polska odmówiła Szwedom stał się jasny już 19
stycznia. W Londynie rozpoczął
się wówczas dwudniowy szczyt
zorganizowany przez premiera
David Camerona dla przywódców
Estonii, Litwy, Łotwy, Finlandii,
Szwecji, Norwegii i Islandii.
Choć oficjalnie tematem szczytu
był rozwój wolnego rynku i poprawa roli kobiet w życiu publicznym, rozmowy dotyczyły bezpieczeń stwa w rejonie Bałtyku.
Przedstawiciele Polski nie zostali
na szczyt zaproszeni. W efekcie
ustalono, że w najbliższych miesiącach zostanie zawiązana Unia
Nordycka skupiająca Danię, Finlandię, Szwecję, Norwegię i Islandię i obejmująca nie tylko współpracę gospodarczą, ale także wojskową.
7 lutego 2011 Szwecja zawarła
sojusz militarny z Estonią na tych
samych warunkach, które proponowała Polsce. Oba państwa zobowiązały się udzielać sobie pomocy w wypadku agresji militarnej ze strony państwa trzeciego,
oraz współpracować w dziedzinie
bezpieczeństwa cybernetycznego
i militarnego na Morzu Bałtyc kim. 1 kwietnia 2011 roku premie rzy Estonii, Litwy i Łotwy
pod pisali w Tallinie Sojusz
Państw Bałtyckich zakładający
m.in. współpracę wojskową.
Bez sojuszników
W efekcie, w pobliżu Polski
powstają dwa sojusze: nordycki i
bałtycki złożone z państw połączonych między sobą traktatami o
wzajemnej pomocy na wypadek
agresji. W oczywisty sposób poprawia to poziom bezpieczeństwa
każdego z tych krajów. Polska
została jedynym krajem, który nie
należy do żadnego z tych sojuszy,
bo rząd odrzucił propozycję
szwedzką. Porozumienia ze Skandynawami i Bałtami dawały nam
lepszą pozycję w sytuacji gdyby
zawiodło NATO, które od 2009
roku nie wydaje się szczególnie
zainteresowane losem Polski. W
oczywisty sposób sprzyja to interesom Rosji dla której Polska pozbawiona sojuszników - staje
się łatwym kąskiem. Ze strony
polskiego rządu, doprowadzenie
do tej sytuacji trudno określić
inaczej niż kryminalnym aktem
zdrady stanu. Pozostaje mieć nadzieję, że rządząca ekipa - odpowiedzialna za ten stan rzeczy - w
wolnej Polsce zostanie pociągnięta do odpowiedzialności.
Leszek Szymowski
JOLANTA KRYSTKOWICZ
Adwokat, Notariusz
L.L.B, LLM By≥y SÍdzia w Polsce
2347 Kennedy Rd. Unit 402, Scarborough, Ont.
M1T 3T8
pÛ≥nocno-wschodni rÛg ulic Kennedy Rd. i Sheppard Ave.
Tel.: 416-292-8337
Fax:416-292-4669
1-15/06/ 2011 No11(1025)
Strona 8
Powroty i przypomnienia
Litewskie epizody Jakowlewa
Zenowiusz Ponarski
Tytuł może jest niezrozumiały.
Jakie epizody i dlaczego są litewskie? Odpowiadam: Związane są
z Litwą, wydarzeniami w których
esauł będzie uczestniczył. Jedne
miały miejsce w Wilnie, Lidzie
czy Grodnie, a inne działy się w
Kownie lub w Prusach Wschodnich. Niektóre są znane, a inne
spowite są mrokiem. Aby dojść
do sedna rzeczy, cofnąć się należy do 16 grudnia 1926 roku, do
wojskowego zamachu w Kownie.
Zamach spowodował lawinę wyda rzeń, związanych z pojawie niem się w Polsce sporej grupy
emigrantów, a właściwie uciekinierów, szkolonych przez Jakowlewa. Ponieważ początkiem tego
wszystkiego były wydarzenia na
Litwie z 16 grudnia 1926 roku,
zaczniemy od nich.
Rozpoczniemy od opinii o zamachu historyka Henryka Wisnera, która rzetelnie przedstawia
stan rzeczy: „W nocy z 16 na 17
grudnia (1926) w Kownie nastąpił
zamach stanu. Rząd Slezevicziusa
został obalony, do władzy doszła
partia narodowa (Lietuviu Tautininku Sajunga). Urząd prezydenta
objął Antanas Smetona, premiera
- Augustinas Voldemaras. Oznaczało wzrost wpływów niemieckich i zaostrzenie kursu antypolskiego zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej – napisał – W polityce wewnętrznej
rząd Voldemarasa okazał się
skrajnie nacjonalistyczny. W zagranicznej – antypolski. Na granicy poczęły się grupować od działy szaulisów (strzelców). Dochodziło do lokalnych incydentów” (Wojna, nie wojna, W.,
1978). Tak pokrótce przedstawia
się prawicowy przewrót. Obalił
rząd ludowców i socjaldemokratów, popierany przez miejsco wych Polaków. Istniał zaledwie 6
mie sięcy, i jak podkreśla inny
historyk Krzysztof Buchowski :
„Lewicowa władza od razu
przystąpiła do realizacji przedwyborczych obietnic. Już 17 czerwca
1926 roku zniesiono stan wojenny
( z wyjątkiem rejonów przygranicznych), a w lipcu cenzurę. Zniesiono zakaz urządzania zgromadzeń pod gołym niebem, zezwolo no na sprowadzanie prasy i
książek z zagranicy – napisał –
Wyraźnie poprawiła się sytuacja
mniejszości narodowych, czego
symbolem stało się zarządzenie z
14 sierpnia 1926 roku nakazujące
naczelnikom wpisywanie do paszportów takiej narodowości, jaką
zadeklarują obywatele… Stosunkowo wiele zyskała także ludność
polska, co uwidoczniło się zwłaszcza w oświacie” (Polacy w niepodległym państwie litewskim
1918 – 1940 , Białystok 1999).
Ale jeszcze w Sejmie Ustawodaw czym, wybranym 14 -15
kwietnia 1920, Polaków otwarcie
dyskryminowano. Mieli 3 posłów
(na listę polską padło 32.821 głosów). Od początku prac sejmo wych doszło do zgrzytu. Żydzi (6
posłów) przemawiali w sejmie po
rosyjsku. Ale po oświadczeniu
posła Tumenasa, że żydowski jest
miejscowym językiem z którego
mogą korzystać, Polacy zaczęli
występować po polsku. Wówczas
uznano to za antylitewską demonstrację polityczną. I przy każdej
okazji byli napastowani. O tym
przed laty napisałem :„Stale frakcji polskiej przypominano krzywdy doznane przez włościan, nie
tylko w okresie pańszczyzny, lecz
i po jej likwidacji”. (Polacy i
sprawy polskie w Sejmie Ustawo
dawczym Republiki Litewskiej,
Acta Baltico – Slavica, Poznań,
1986 , t. XVII).
W późniejszych sejmach polskich przedstawicieli też lekceważono i prześladowano. Wyjątkiem
był sejm III kadencji: „Na ustaloną liczbę 85 miejsc poselskich
wybrano; 30 chadeków, 22 ludowców, 15 socjaldemokratów, 2 z
partii rolników (radykalnej) oraz
3 narodowców. Polacy i Żydzi
uzyskali po 3 miejsca, Niem cy
zaś mieli 6 posłów (w tym 5 z
Kłajpedy, cieszącej się z autonomii). I w ten sposób przyszła do
władzy lewica. Rząd utworzony
został z ludowców i socjaldemokra tów i popierany był przez
mniejszości narodowe. Po 6 miesiącach został obalony przez zamachowców z kół wojskowych,
cieszących się poparciem naro dowców i w pewnej mierze chade ków, będących wówczas w
opozycji. ( Z. Ponarski, Polacy w
sejmach litewskich, maszynopis
artykułu opublikowanego w Wilnie).
A jak przedstawiali swoją sytuację polscy posłowie? ; ”W maju
1926 r. upływa trzechlecie naszej
pracy w II Sejmie, do jakiej w
swoim czasie powołani zostaliśmy przez polskie społeczeństwo
Litwy… Wychodząc z założenia,
że w Kraju katolickim prezydentem państwa powinien być katolik
– oddaliśmy swe głosy na kan dydata prawicy... Łączyło nas z
lewicą Sejmu zupełnie mechanicznie, jednakże stanowisko większości sejmowej, która do opozycji Polską Frakcję zepchnęła …
Tak w Kraju, jak i w Sejmie,
pogrom polskości czerwoną nicią
przebiega okres mijającego trzechlecia. Wypowiedziano otwartą
wojnę kulturalną i naszemu społeczeństwu… Polskim posłom
dawano stale do odczucia i zrozumienia, że są posłami drugiego
rzędu, zaledwie tolerowani w Sejmie... We wrześniu 1923 r. uderza
w nas spis ludności, którego fałszywe dane mają później służyć
stale do uszczuplenia przyna leżnych nam praw narodowych”.
(Polska Frakcja w II Semie
Litewskim 1923 – 1926, Kowno,
kwiecień 1926; druk w Bibliotece
Uniwersytetu Warszawskiego).
A teraz jak prawica widziała przewrót. Przedstawiamy wypowiedź
zwolennika Voldemarasa, Stepasa
Jakubickiego, (organizatora puczu
sier żantów w sierpniu 1934 r.,
skazanego na 15 lat więzienia):
”Blok Chrześcijańskich Demo kra tów, będący dwie kadencje
przy władzy, podczas wyborów
do sejmu III kadencji w 1926 r.
stracił większość. Rząd utworzyli;
Frakcja Włościan Ludowców, Socjaldemokraci i Blok Mniejszości
Narodowych. Taka pstra koalicja
rządowa nie była efektywna.
Przedstawicieli mniejszości w
sejmie mało obchodziły sprawy
Litwy. Zajmowali się głównie
swoimi sprawami – napisał –
Litewscy Polacy, finansowani i
popierani przez rząd Polski, otwierali polskie szkoły. Prezydent
dr Kazys Grinius i premier Mykolas Sleżeviczius, jako prawdziwi
litewscy patrioci, będąc w koalicji
z mniejszościami, nie potrafili
przeciwstawić się wygórowanym
żądaniom mniejszości i komu nistów. Dlatego po półrocznych
rządach koalicji, 17 grudnia 1926
r., doszło do przewrotu i obalenia
lewicowego rządu, nie dbającego
o sprawy państwa. Inicjatywę
przywódców chrześcijańskich demokratów i narodowców, przejął
Aktyw Wojskowy Armii Litewskiej. Do kierowania państwem
wybrano … prezydenta Antanasa
Smetonę, i premiera… Augustyna Voldemarasa… Po przewrocie
17 grudnia, naród litewski skierował byt swój na tory narodowe”. (
Czym jest Związek Odrodzenia
Litwy, Delhi, Ontario (Kanada),
1978, lit.).
Przedstawimy jeszcze obiek tywną opinię historyka, Juozasa
Jaksztasa: „Nie wiemy, wobec
konspiracji, kto i jak go przygotowywał. Inicjatorami i wyko nawcami niewątpliwie byli młodsi oficerowie, którzy zawczasu
uzgodnili to z przywódcami
prawicowych partii. Bodźcem
były ostre utarczki słowne w sejmie, a podstawą liczne prawicowe interpelacje i udzielane przez
rząd odpowiedzi Hałaśliwe mowy i spory, np. jakie miały miejsce na posiedzeniu 3 grudnia, gdy
premier odpowiadał na dawną
interpelację prawicy, o demon stracjach studentów 21 listopada
… Żywe były rozmowy o koalicji
chadeków z ludowcami, wykluczające udział w rządzie socjaldemokratów. Powiadano, że przychylny temu jest prezydent dr K.
Grynius. Przed głosowaniem o
zmianę władzy, zamierzano przyjąć nowy budżet, który rząd
chciał bardzo okroić. - napisał A tymczasem zamachowcy zdecy dowali dokonać przewrotu w
nocy z 16 – 17 grudnia, w przededniu 60 rocznicy urodzin prezydenta. W związku z przygotowaniem do uroczystości, w Kownie
zebrali się dowódcy wszystkich
dywizji i pułków, aby złożyć
prezydentowi życzenia. Była to
dobra okazja dla spiskowców, by
do spisku wciągnąć przychylnych
wojskowych, i unieszkodliwić
niechętnych, oddalonych od swoich jednostek. Zamach przygotowywano za zgodą i aprobatą ludzi
z partii prawicowych (chadeków i
narodowców). Dokonano go
sprawnie; wojsko zajęło Sztab
Ge ne ralny, okrążyło Prezyden turę, Sejm, policję i niektóre urzędy. Aresztowano też ministrów,
niepewnych wojskowych i in.”. (
Historia niepodległej Litwy 1918
– 1940, Chicago 1992, lit.).
Ludowcy, którzy ponoć mieli
utworzyć rząd z chadekami, po
usunięciu socjaldemokratów, zamach krytycznie ocenili po latach:
“Musimy spojrzeć zupełnie negatywnie, na to co się stało w Kownie nocą na 17 grudnia. Oficjalną
wersją był strach przed grożącym
przewrotem komunistycznym…
przygotowywanym za warszawskie pieniądze, aby stworzyć pretekst Polakom, do napadu na Litwę”. Dalej w tymże zbiorowym
opracowaniu, szef Sztabu Generalnego, płk Kazis Szkirpa napisał: „ Przed zamachem usiłowano
dezinformować i też częściowo
de moralizować wojskowe do wódz two... W prasie chadeków
ukazywały się wieści, wyssane z
palca, iż podobno Polacy są gotowi napaść na Litwę, a do koszar
płynęły oskarżenia, że dowództwo wojskowe jest senne, nie
widzi niebezpieczeństwa ...
Pierwszy przybył gen. Ladyga...
powiadomił mnie, że posiada
„prawdziwe” wieści… że Polacy
ściągają swoje wojsko do linii
demarkacyjnej w kierunku Wiłkomierza... Uspokoiłem generała, że
według ostatnich informacji Oddziału II, nie zauważono żadnych
ruchów wojsk polskich w kierunku Litwy i że jego wiadomości są
kłamliwe. Po wyjściu gen. Lodygi
zjawił się drugi informator: major
Plechaviczius. Podał, że jego brat,
dowódca 2 pułku ułanów, dopiero
co telefonował, że zauważono kolumnę wojska polskiego, maszerującą w kierunku Pren. Zauważyłem, że z gen. Lodygą między sobą dobrze nie uzgodnili …
Podobna strategia konspiratorów
dowodziła, że dzieje się coś bardzo niedobrego … Nie można było zawczasu izolować konspiratorów nie znając ich nazwisk”.
(Mykolas Sleżeviczius (praca
zbiorowa, Chicago 1954, lit.)
Przygotowywany zamach był
tajemnicą poliszynela. Wiele
polityków i wojskowych uprze DokoÒczenie na stronie 9
1-15/06/2011 No 11 (1025)
DokoÒczenie ze strony 8
dzało o nim prezydenta i premiera, którzy bagatelizowali prze strogi. A poseł sowiecki, Siergiej
Aleksandrowski ( Józef Mackiewicz wspominał, że Ja kowlew
przy gotowywał na niego za mach), od swoich agentów do wiedział się o zamierzonym zamachu. Telefonicznie 16 grudnia,
ok. 23 wieczorem, powiadomił
premiera Slezevicziusa, że wojsko przygotowuje przewrót. Ale
premier nie przydał temu żadnego
znaczenia, ale porozmawiał z kilkoma ministrami, i spokojnie
poszedł spać. (Aleksandras Merke lis, Antanas Smetona, jego
działalność społeczna, kulturalna
i polityczna, Nowy Jork 1964. lit
s. 328.).
Gdy się obudził, czy został
obudzony, był już w nowej rzeczy wistości; jego i ministrów
inter no wano w sztabie wojsko wym. Prezydenta Gryniusa izolowano w prezydenturze, zabraniając mu kontaktów z ministrami. Nastały rządy twardej ręki,
krytykowane przez politycznych
oponentów. W wielu miejscach
niezadowolenie ludności doprowadziło do zbrojnych wystąpień,
kierowanych przez socjaldemokratów i ludowców, do których
przyłączyli się socjal – rewolucjoniści.
Pierwszą próbą przywrócenia
porządku demokratycznego uczynił b. poseł z ramienia ludowców
Juozas Pajaujis. Ale władze rychło wpadły na jego trop i na począt ku kwietnia 1927 r. został
are sztowany, a wraz z nim w
więzieniu osadzono kilkadziesiąt
osób. Pajaujisa dwóch najbliższych jego współpracowników,
28 kwietnia 1927 r. Polowy Sąd
Wojskowy skazał na karę śmierci. Zamieniono ją w drodze łaski
na dożywocie, a na podstawie
amnestii, w sierpniu 1929 r. byli
już na wolności.
Strona 9
Następną próbą obalenie rządów prawicowych było powołanie Komitetów Ocalenia Republiki. Najsilniejsze ich ośrodki były
w Taurogach i Olicie, które przygotowały powstanie, wyznaczone
na noc z 8 na 9 września 1927 roku. Powstaniem w Taurogach
dowodzili były poseł s.-d. Povilas
Mikuckis i kapitan rezerwy Antanas Majus. Po opanowaniu miasta, rozbrojeniu policji i szaulisów (strzelców), przybyłe wojsko
po kilku godzinach walk zdławiło
powstanie. W Olicie gdzie działali byli posłowie s.-d. ; J. Pleczkaitis, J. Kedys i J. Paplauskas,
zebrało się ok. 200, ale wskutek
dekonspiracji do wystąpienia nie
doszło, ale nie uchroniło uczestników od prześladowań.
Po stłumieniu wystąpień zbrojnych i demonstracji, nastąpiły
ostre represje wobec opozycjonistów wszelkiej maści. Sądy wojskowo – polowe nie próżnowały a
wielu działaczy zesłano do obozu
pracy powstałego w Worniach.
Uchodząc przed prześladowaniami wielu socjaldemokratów, ludowców i in, opozycjonistów
opuściło Litwę. Jedni przybyli na
Łotwę, inni do Prus Wsch. W
Polsce, zamieszkało ich najwięcej. Schronili się też byli posłowie – socjaldemokraci; Pleczkaitis, Paulauskas i Kedys. Ilu opozycjonistów opuściło Litwę?
Jedni podają, że 200 - 300, a inni,
ok. 500. Dokładnie nie wiemy.
Ale wiadomo, że wielu z tych,
którzy przybyli do Polski znalazło się pod pieczą esauła Jakowlewa. Szkolił do przyszłych działań zbrojnych na Litwie, które
przygotowywał marszałek Piłsudski Ale nazwisko jego rzadko
znajdziemy w opracowaniach
polskich, litewskich lub innych.
Kozak Piłsudskiego, i współpracownik wileńskiej Ekspozytury
Oddziału II, działał incognito, bez
żadnego rozgłosu.
Dzwon Zygmunt (2)
Pamiątkowa tablica o
pęknięciu serca dzwonu
VISTULA TRAVEL
Promocyjne ceny BiletÛw do Polski
Income - Tax
Wakacje na s≥onecznym po≥udniu - ìlast minuteî
Ubezpieczenia turystyczne - juø od $1.10
Wysy≥ka paczek i pieniÍdzy
Tel.: 905-624-4141
Dixie
DokoÒczenie ze strony 1
cięższe od starego o 21 kg.
Po rekon strukcji, dzwon
Zygmunt zabrzmiał ponownie w Wielką Sobotę 14
kwietnia 2001 roku.
Jego dźwięk jest wyjątkowy, niepodobny do wszystkich innych tej wielkości
dzwonów. Jego ton jest głuchy, matowy, złamany, a
jed nocześnie łagodny i
miękki. Najpiękniej słychać
go w Katedrze Wawelskiej,
której mury na chwilę
ożywają. Katedralna cisza
napełnia się echem starych
dziejów. Ten dźwięk przenosi nas na chwilę w świat potężnej
monar chii, świetności daw nej
Polski, ale też w czasy zaborów,
upadku, powstań, wojen i niepokoju. „Brzmi w tym uroczystym
graniu modlitwa wieków o wolność i po myślność Ojczyzny, a
równocześnie jakieś wezwanie do
uwalniania serc od wszystkiego,
co jej może szkodzić, i do wznoszenia ducha ku tym wartościom,
które nasze pokolenie przejęło ze
wspaniałej tradycji ojców”
(Ojciec Święty Jan Paweł II o
„Zygmuncie”).
VISTULA TRAVEL
Dundas St. E.
Erik Turski, Broker of Record
905-624-4807
$34,000 - Condominium dwusypialniowe
Pe≥ne badanie oczu
EWA G£ADECKA
3115 Dundas St., West Mississauga, (Starsky 2)
Tel.: 905-569-1177
1425 Dundas St. E.
Unit 5A
Mississauga
$114,900 -
Mississauga - Condominium z balkonem
$165,000 $450,000 $ 33,000 -
Dom wolnostojący, 3 sypialnie, dwa piętra
Etobicoke, dom backsplit 6 poziomowy, dochód
Mississauga427/Dundas, warsztat samochodowy
$1,300,000$2,600,000-
Mississauga, 20,000 Sg. Ft. budynek przemysłowy
Hotel 100 unit z Banquet Hall + Restauracja
$ 49,900 $ 99,900 -
Połówka 3 sypialnie + 2 pietra, cegła
Wolnostojacy dom, cegła, 3 sypialnie
$7 per Sg.Ft. w pobliżu IKEA-Queensway, budynek wolnostojący do wynajęcia
2000-6,000 Sq.Ft.
1-15/06/2011 No 11 (1025)
Strona 10
Czeska omega
Wiesław Piechocki
Wełtawa jest tu płytka i szeroka. Kajakarze wiedzą o tym, pływając w swych łódkach, czółenkach i pontonach grupami po
rzece, robiąc sobie przyjemność
w poziomie. Wszystko inne tu,
czyli zamek, skały, strzeliste wieże zamku i kościołów podkreślają
tu pion.
Nie przyjechałem tu, aby podziwiać ukośne progi na płyciutkiej
Wełtawie, lecz by oddychać średniowiecznym powietrzem Czeskie go Krumlowa. Zostawiłem
bagaże w renesansowym budynku
hoteliku „Leonardo” (ulice Soukenická 33), gdzie pokój ma niespodzianie autentycznie średniowieczne gotyckie sklepienie z
freskami (!). Zaczynam w mieście
obchód tych skalnych ścian. Zakręcają one wzdłuż rzeki w przedziwny sposób, tworząc charakterystyczne pętle. Krumlov słynny
jest z tego, iż młoda tu jeszcze
Wełtawa tworzy silne zakola.
A te zakola to grecka litera
omega. Rzeka oplata wręcz miasto Krumlov jak „omega”. Jej
brzegi tworzą swymi krętymi liniami zawijasy, tworzące „głowę”.
W tej głowie mieści się zasadnicze średniowieczne miasto. Filuternie rzadki i uroczy wymysł
mat ki natury! Chodzę wzdłuż
nadbrzeżnych tras, po żwirowanych alejkach, po zielonej trawie,
zadzierając głowę. Nade mną niemal pionowe, romantyczne skały.
Nad wszechobecnymi skałami zamek, nieprzyzwoicie wielki w tak
małym średniowiecznym miasteczku.
W „szyi głowy” przekopano
rów. Powstał kanalik-potoczek.
Łączy on te same wody rzeki,
która i tak musi opłynąć „głowę”.
Nad sztucznym poprzecznym
potoczkiem widzę ważny most
kamienny. Wchodzę na niego jak
i setki tysięcy innych turystów,
odwiedzających corocznie Czeski
Krumlow. Przez niego podążam
ku rynkowi, gdzie jak i na sąsiednich uliczkach panuje celebrowane dla turystów średniowiecze.
Uliczki też są krzywe jak zakręty
rzeki – harmonia geometryczna.
Te zakręty spowodowały może
starą niemiecką nazwę miasta:
„Krummau”, co znaczy „Krzywe
Błonia”.
ko ju w ramach
monarchii au striackiej Czesi
i Niemcy. Tych
ostatnich było
tu zawsze spo ro: od fali śre dniowiecznej
ko lonizacji i
dzięki odkryciu
srebra w ska łach obok gi gantycznego zamku. Jeszcze w
roku 1910 w traKościół św. Wita od strony Wełtawy
kcie spisu powMyślę: ta głowa, na której leży szechnego większość miesz miasto mogłaby być płaska. Ale kańców podała, iż czują się
nie! Ona jest wypukła, powyginana. Ciągle muszę się wspinać i
schodzić po ciasnych, krzywych,
stromych, brukowanych ulicz kach. Wchodzę do parafialnego
kościoła św. Wita. Imponuje
strze listością. Wewnątrz czysty
gotyk, pulsujący rytmem kolumn,
zwłaszcza kiedy ciekawskie słońce zagląda intensywnie przez mleko jasnych witraży. Z tłumem z
całego świata wspinam się teraz
ku zamkowi, do którego wiodą
strome i wąskie schody.
Zamek jest olbrzymi, przypominający praskie Hradczany. Ma
trzy podwórce. W kasie mam wybór – muszę wybrać jedną z 3
ofe rowanych tras zwiedzania
zamku. Decyduję się na szlak nr
1. Nie żałuję wydanych czeskich
koron, bowiem wchłaniam całym
sobą przez godzinę komnaty, korytarze, sale, podwórce, balkony,
tarasy, kuchnie i kaplice, tworzące piękny kalejdoskop w głowie.
Wszędzie tu ślady, herby przedniej arystokracji (Schwarzenberg,
Liechtenstein, Eggenberg, Rosenberg – stąd w herbie miasta tkwi
róża), do której należały olbrzymie gmachy krumlowskiego
zamku i która zaszczycała swymi
pobytami część własnego majątku. Zamek widział wielu właścicie li. Oglądam meble, obrazy,
rzeźby, dywany, arrasy, żyrandole, witraże i tysiące innych przedmiotów. Po zakończeniu wizyty,
wychodzę na podwórzec oblany
słońcem, siadłszy w przyzamkowej kawiarni, aby przetrawić w
sobie rekwizyty Matki Historii. A
ta była przez wieki łaskawa dla
Krumlowa. Głównie żyli tu w po-
Teatr w zamku
Uliczka i zamek
Niemcami. Rdzenna Austria była
blisko – jadąc na południe,
minąwszy kilka wiosek, leżących
u brzegów Wełtawy, podziwiając
łagodne i idylliczne zielone
wzgórza, dociera się wszak do
Linzu, metropolii Górnej Austrii.
A tu, dopiero po 1918 roku powstała Czechosłowacja. UNESCO
zadbała w roku 1992 o to, by
miasto Krumlow stało się chronionym i uprzywilejowanym
miejscem, umieszczając je na
liście Dóbr Kulturalnych Ludz kości.
Chodząc po Krumlowie, porównuję w głowie oglądane pejzaże
miejskie z obrazami Egona Schiele, Austriaka. Namalował wiele z
piękna tego miejsca, stylistycznie
w swej indywidualnej drapieżnej
manierze. Trudno odnaleźć hic et
nunc „jego” miejsca. Czasy się
zmieniają. Egona matka pochodziła z Krumlowa, toteż często
przyjeżdżał tutaj. Zmarł mając
ledwie 28 lat, ścięty kosą tzw.
grypy „hiszpanki”, grasującej
przy końcu pierwszej wojny światowej. Jego malarstwo harmo nizuje z dekadencją ówczesnego
Wiednia. Egon Schiele ma w
Krum lowie poczesne miejsce,
blisko hotelu „Leonardo”. To
wielkie centrum sztuki, nazwane
jego imieniem. Tu wystawia się
dzieła nie tylko jego. Debiut w
tym miejscu dla młodego artysty,
nie tylko z Czech, to zaszczyt.
Egon odwdzięczył się kreatywnie
miastu rodzinnemu swej matki.
Czuł artystycznym instynktem, iż
musi się spieszyć, iż śmierć czyha
za zakrętem (rzeki?). Zmarł
litery omega. To byłaby replika
krajobrazowa Krumlowa. No tak!
Przecież francuskie miasto Besançon, leżące nad rzeką Doubs
(wymowa du), tkwi też w literze
„omega”. Doubs, rzeka stanowiąca w górnym bie gu gra nicę mię dzy Francją
a
Szwaj ca rią, opły wa „omegowato”
stare miasto Besançon.
T a m
„głowa”
między
brzegami
Czeski Krumlow, Panorama od góry zamkowej
Doubs też
jest wysoledwie trzy dni przed zgo - ka, tworząc wzgórza i dominujący
nem swej młodej żony, będą- szczyt. Na tym wierz chołku
cej w tym momencie w cią- rozpostarta jest wielka cytadela.
ży. Potrójnie okropny dra - Już Rzy mianie 2000 lat wstecz
mat! Nie myślą o nim tłumy bronili się tam przed krnąbrnymi
roześmianych i zdro wych Gal la mi. Ci nie chcieli uz nać
turystów z całego świata, fo- agresyw nych Rzy mian jako
to grafujących este ty czne swych władców i ich wersji
cuda Krumlowa.
układania pokoju, czyli narzucoW średniowiecznym słoń- nej formuły pax Romana.
cu miasta wydaje się przez
chwi lę, iż życie trwa może
A tu czeskość musiała też walnie wie cznie, ale przynaj - czyć o swoje przez wieki. Naj mniej długo. Przecież domy i pierw rządziły tu arystokratyczne
restauracje, hotele i pałace, rody w imieniu cesarza z dalekiekościoły i zamek uśmiechają go Wiednia, potem napłynął żysię do turystów, zachęcając wioł niemiecki, prężny i obcy
do dłuższego pobytu. Jedna słowiańskości. Później komunizm
z te orii istnienia powiada zgwałcił demokrację i dumę narowszak, iż jesteśmy jedynie dową w lutym 1948, fałszując
turystami na ziemskim glo- wybory. Nastał typ rządów rodem
bie...
z Moskwy. W Czechach nad Wełtawą i na Słowacji
nad
Dunajem
zapanował przaśny
komunizm. Aż do
sierpnia 1968, kiedy
ZSRR już dłużej nie
tolerował ekspery mentów liberalizacji
systemu w Pra dze.
Brtutalnie wje chały
do Cze cho słowacji
czołgi i wtargnęli
żoł nie rze krajów
Układu War szaw skiego.
Patrzę w jedno stajnie płynący nurt
Wełtawy: ciągle ten
sam rytm, nie zwa żający na żadne zmiany polityczne wokół.
To koi. Cieszę się za
Czechów, że wygrało poczucie tradycji i
narodowości.
Krumlow, zamek widziany od dołu
Siadam na ławeczce w par ku
Komunistyczny Goliat został
nad Wełtawą. Obok parking nr 3, zwy ciężony. Kłamliwa propa gdzie zostawiłem samochód. ganda przegrała z kretesem walkę,
Opłata w koronach czeskich trwającą niemal pół wieku. Czewynosi 20 za godzinę, czyli nie- chy mogą się suwerennie roz mal 1 euro! Ale z hotelu otrzy- wijać, omijając zakola proble małem jako gość zniżkę - na mów. Wełtawa w Krumlowie ze
szczęście. Patrząc na czyste wody swą omegą też z biegiem osiąga –
Wełtawy, usiłuję sobie przypom- mimo meandrów – Pragę, dumną
nieć gdzie już kiedyś widziałem i przepiękną stolicę Czechów. Ta
miasto leżące w środku greckiej myśl też koi.
www.nowykurier.com
No 11 (1025) 1-15/06/2011
Strona 11
Książki autorów publikujących w “Nowym Kurierze”
Kazimierz
Poznański
Długi
wiersz
Long
poem
Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
KAZIMIERZ POZNAŃSKI,
urodzony w Polsce, jest profesorem wykładającym na University
of Washington w Seattle. Znany
polskim czytelnikom głównie ze
swoich dwóch książek „Wielki
przekręt” (2000) i „Obłęd reform”
(tę pozycję wydała w 2001 r. LSW).
Obydwie znalazły się na liście polskich bestsellerów. Drobiazgowa i wyważona analiza
reform gospodarczych po 1989 r. znalazła setki tysięcy
sympatyków. Wkrótce po tym sukcesie Poznański
zabrał się do pisania nowel a potem spróbował sił
w poezji. Jego poezja jest poświęcona pięknu świata,
w którym miłość wygrywa ze zwątpieniem. Ta sama
wizja przyświeca też jego malarstwu, cieszącym się
uznaniem. Wystawiał swoje prace w wielu galeriach
w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Chinach. Maluje
dużego formatu krajobrazy na papierze ryżowym używając chińskiego wodnego pigmentu. Ostatnio zaczął
również malować obrazy olejne. „Długi wiersz” jest
jego debiutem poetyckim w Polsce. Tematem tomiku
jest znaleziona i stracona miłość, po której zostają
chaotyczne wspomnienia chwil i przedmiotów.
Wiersze zostały napisane najpierw po angielsku
a potem po polsku. Obydwie wersje są drukowane
obok siebie. „Długi wiersz” jest zilustrowany jego
czarno-białymi obrazami w oleju. Gotowy do druku
zbiór wierszy „Prawie pięknie” jest opisem Kazimierza Dolnego, ściślej mówiąc życia, które było i życia,
które przetrwało.
Strona 12
1-15/06/2011 No 11(1025)
No 11 (1025) 1-15/06/2011
Strona 13
BioEkoTech
Canada Inc, &
BioEkoTech Canada Inc. & EnviroCement Technologies
1-15/06/2011 No 11 (1025)
Strona 14
Politechnika GdaÒska
Henryk Bug≥acki
Historia i dane DCT Gdańsk
Terminal kontenerowy DCT
(Deepwater Container Terminal)
Gdańsk to jeden z dwóch terminali w Gdańsku, zlokalizowany na
terenie Portu Północnego w Porcie Gdańskim. Działalność operacyjną rozpoczął w październiku
2007 roku, po zakończeniu pierwszego etapu inwestycyjnego.
DCT zajmuje powierzchnię 44
ha i jest wyposażony w nabrzeża
o długości 650 metrów (265 metrów o głębokości 13,5 metra i
385 metrów o głębokości 16,5
metra) oraz pola składowe mogące pomieścić 18 000 TEU.
Aktualnie przez terminal jest
obsługiwanych dziesięć połączeń:
Maersk Line AE10 (Szanghaj Kaohsiung - Yantian - Hong
Kong - Tanjung Pelepas - Le
Havre - Felixstowe - Zeebrugge Hamburg - DCT Gdańsk - Göteborg - Aarhus - Bremerhaven Rotterdam - Singapur - Hong
Kong - Kobe - Nagoja - Shimizu Jokohama - Ningbo), Maersk
Line F16 (Bremerhaven – DCT
Gdańsk – Szczecin – Bremerhaven), Maersk Line F15 (DCT
Gdańsk – St. Petersburg – Kotka
– DCT Gdańsk), Team Lines
(DCT Gdańsk – Bremerhaven /
Hamburg – DCT Gdańsk –
Rotterdam), Team Lines (DCT
Gdańsk - Kłajpeda - Hamburg Bremerhaven - DCT Gdańsk),
Team Lines (DCT Gdańsk Rotterdam - DCT Gdańsk),
Unifeeder (DCT Gdańsk – Bałtijsk – DCT Gdańsk), Unifeeder
(DCT Gdańsk - Rotterdam),
Unifeeder (DCT Gdańsk - Bre merhaven - Hamburg), Unifeeder
(DCT Gdańsk - Helsinki - Kotka DCT Gdańsk).
Spośród wyżej wymienionych
połączeń najważniejsze znaczenie
wydają się mieć połączenia
Maersk Line. Przeładunki DCT
Gdańsk od chwili jego powstania
systematycznie rosną: 2007 4.423 TEU, 2008 - 106.356 TEU,
2009 - 162.189 TEU, 2010 451.751 TEU. Docelowo terminal
ma osiągnąć roczną zdolność
przeładunkową 2 mln TEU. Dodatkowo jedno ze stanowisk jest
wyposażone w rampę ro-ro.
Obsłu ga odbywa się z zastoso waniem nowoczesnego systemu
komputerowego zgodnego z EDI.
Od stycznia 2010 roku, oprócz
kontenerowych serwisów feedero wych, terminal DCT Gdańsk
obsługuje regularny serwis oceaniczny AE10 armatora Maersk
Line.
DCT Gdańsk S.A. jest spółką
zarejestrowaną w Polsce, będącą
w większości własnością GIF II
(Global Infrastructure Fund II),
specjalistycznego funduszu zarządzanego przez Macquarie Group
of Companies, z siedzibą główną
w Australii.
Terminal DCT Gdańsk oferuje
całoroczny, niezamarzający kanał
Terminal kontenerowy DCT
Gdańsk wchodzi do wielkiej gry
podejściowy o głębokości 17,0 m
i nabrzeże przeładunkowe o głebokości 16,5 m, zapewniając doskonałe warunki do utworzenia tu
bałtyckiego „hubu” portowego
dla Morza Bałtyckiego. Bocznica
kolejowa na DCT Gdańsk (2 x
1000 m) zlokalizowana jest w
sąsiedztwie nabrzeża przeładunkowego.
DCT Gdańsk, jako jedyny terminal na Morzu Bałtyckim, oferuje bezpośrednie połączenie z
Dalekim Wschodem. Terminal
DCT sąsiaduje z położonym na
terenie liczącym 100 ha Pomorskim Centrum Logistycznym,
budowanym przez firmę Good man, które zgodnie z planami
rozpocznie działalność w 2012
roku, oferując polskiej gospodarce rozwiązania zaczerpnięte z
koncepcji „port centric logistics”.
Od czasu wprowadzenia bezpośrednich połączeń z Dalekim
Wschodem w styczniu 2010 r.
Gdańsk stał się w pełni niezależnym „hubem”, z którego towary
będą od teraz rozwożone mniejszymi statkami (feederami) do coraz większej ilości portów w
regionie Morza Bałtyckiego.
Za stałe podnoszenie sprawności załogi i stworzenie perspektyw
dobrego zatrudnienia oraz wła ściwe kształtowanie relacji między pracownikami, a firmą Kapituła “Pracodawców Pomorza“
wyróżniła terminal DCT Gdańsk
honorem wpisania do grona “Najlepszych Pomorskich Pracodawców 2010 roku“.
Uruchomienie tzw. serwisu
AE10 do Gdańska wywołało
wzmożony obrót kontenerowy
także mniejszymi statkami. Feederowe połączenia do portów rosyjskich i skandynawskich obsługują zarówno kontenerowce Maerska, jak i Unifeeder, realizując
założenia gdańskiego „hubu”
kontenerowego dla Bałtyku. Każdy kolejny dzień w Porcie Gdańsk
przynosi istotną korektę obsłużonej masy towarowej.
W ciągu stycznia port przeładował ponad półtora miliona ton
towarów, w tym blisko 26 000
TEU drobnicy w kontenerach.
Nie bez znaczenia dla obrotu
kontenerowego jest uruchomienie
przekazanego służbom weterynaryjnym w styczniu nowego obiektu Granicznego Posterunku Kontroli Weterynaryjnej (GPKW). 28
stycznia 2010 r., na spotkaniu
pod sumowującym w Głównym
Inspektoracie Weterynarii (GIW)
w Warszawie, inspektorzy FVO
zakończyli misję kontrolną.
GPKW w Gdańsku uzyskał
bardzo wysoką ocenę. GIW przekazał inspektorom FVO doku menty zawierające wszelkie dane,
niezbędne do uruchomienia procedury zatwierdzającej GPKW w
Porcie Północnym, dopełniając
tym samym wszystkie wymagania
stawiane stronie polskiej. Zarząd
Morskiego Portu Gdańsk li czy
obecnie na możliwość “eks -
presowego” przeprowadzenia
procedury zatwierdzającej GPKW
w Komisji Europejskiej - Dyrekcji Generalnej ds. Zdrowia i
Ochrony Konsumentów. Tym samym pokonany zostanie ostatni
ele ment ograniczający jakość i
tempo obsługi kontenerów w
prawobrzeżnej części gdańskiego
portu.
Aktualne wydarzenia w DCT
Gdańsk
Według Centrum Informacyjnego Rządu (CIR), największe
kontenerowce świata będą wpływać do gdańskiego portu systematycznie, mniej więcej co ty dzień, na podstawie podpisanej
umowy pomiędzy DCT Gdańsk
S.A. a Maersk Line, która jest
największym przewoźnikiem na
świecie, obsługującym 16 proc.
przewozów kontenerowych.
Kontenerowce będą przypły wać do Gdańska m.in. z Dalekiego Wschodu, Indii i Bliskiego
Wschodu. Dotychczas duże kontenerowce obsługiwały porty w
Hamburgu, Rotterdamie lub Bremerhaven, skąd ładunki transportowane były mniejszymi statkami
dowozowymi do bałtyckich portów. Teraz - jak zauważa CIR duże kontenerowce będą obsługiwane także w Gdańsku.
“Maersk Line wybierając gdańs ki port docenił wysoką wiary godność gospodarczą Polski,
szczególnie w czasie światowego
kryzysu gospodarczego. Na decyzję wpłynął także szybki i obiecujący rozwój infrastruktury, terminal DCT połączony zostanie z
autostradą A1 przez obwodnicę
południową“ - czytamy w komunikacie CIR.
DCT Gdańsk i Maersk Line
wprowadziły na Bałtyk pierwszy
statek klasy E „Maersk Elba” 11
maja 2011 r. Do Gdańska zaczęły
systematycznie zawijać największe kontenerowce świata należące
do duńskiego armatora A.P.
Moller-Maersk.
Już w połowie maja DCT
Gdańsk przyjął „Maersk Elba” i
„Maersk Eubank” o zdolności
prze wozowej 13 092 TEU. 25
maja przyjęto tu kontenerowiec
„Eleonora Maersk”. Tego dnia do
terminalu DCT wpłynął ten jeden
z ośmiu największych kontenerowców pływających obecnie po
morzach i oceanach.
Kontenerowiec przycumował w
środę przed południem do nabrzeża gdańskiego DCT, gdzie był
obsługiwany do piątku 25 maja.
Aktualnego rekordzistę przyprowadził do Gdańska polski kapitan
Wojciech Kucz, stojący na czele
zaledwie 13-osobowej załogi.
Statek był nie lada atrakcją.
To jedna z ośmiu największych
tego typu jednostek na świecie.
Ma 398 metrów długości i 56 metrów szerokości. Może pomieścić
aż 15 550 kontenerów 20-sto powych. Moc silnika wynosi aż
110 tys. KM i zapewnia prędkość
maksymalną 21,4 węzłów.
Polskie porty jeszcze nigdy nie
gościły takiego kolosa. Jest to
możliwe dzięki otwarciu w ubiegłym roku przez potentata Maersk
Line regularnego połączenia
gdańskiego terminalu z portami
azjatyckimi.
Już 1 czerwca wpłynął kolejny
15,5-tysięcznik – „Edith Maersk”.
Dwa tygodnie później w Gdańsku
zjawi się „Ebba Maersk”, za kolejny tydzień „Elly Maersk”. Nato miast 29 czerwca będziemy
mogli podziwiać „Emmę Maersk”
- pierwszego zbudowanego kontenerowca z serii gigantów. Długość „Emmy Maersk” można porównać do całkowitej wysokości
Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Kontenerowiec przewyższa
dwukrotnie swą długością Pałac
bez iglicy.
Te najdłuższe na świecie kontenerowce duńskiego koncernu
Maersk wywołują emocje wszędzie tam, gdzie się pojawiają. Podziw i szacunek budzi nie tylko
umożliwiająca żeglugę z niewielką załogą automatyka i monu mentalne rozmiary, ale i skonstruowane z troską o ekonomię i
ekologię wielkiej mocy silniki.
których wartość przekracza rocznie 100 miliardów zło tych. Ilu
takich “gigantów gospodarczych”
wpisać można na listę polskich
liderów mnożenia PKB?
Dziewicze wejście „Maersk
Elba” do DCT uświetnione było
dwudniowymi obchodami, w czasie których wiele znanych osobistości ze świata polityki i biznesu
gra tulowało prezesom Maersk
Line i DCT Gdańsk. Premier
Donald Tusk odwiedził terminal
DCT Gdańsk S.A. w dniach, kiedy zawinął tam jeden z największych kontenerowców na świecie
- “Maersk Elba“. Szef rządu
wszedł na pokład tego kontenerowca. „Jesteśmy w Gdańsku i w
Polsce pod dużym wrażeniem postępu, jaki w ostatnich latach
odno towaliśmy w stosunkowo
nowej dziedzinie, jaką jest transport morski kontenerów na tak
wielką skalę“ - powiedział premier na konferencji prasowej w
Gdańsku. Premier Donald Tusk
uważa, że Gdańsk może stać się
portem, który będzie obsługiwał
tranzyt na cały region, na kilka,
kilkanaście państw europejskich.
Szef rządu powiedział też, że został przekonany co do koniecz ności “maksymalnej koordynacji i
“Eleonora Maersk” w terminalu DCT Gdańsk (bandera: Denmark(DK), roku budowy: 2007, nośność DWT: 11500 t.)
Foto: Grzegorz Mehring
Gdańsk umacnia swoją pozycję koncentracji wysiłków ze strony
na szlakach żeglugowych. Port, rządu i parlamentu, aby znieść
który w 2010 roku - rekordową bariery, które dokuczają wielu
obsługą ponad 27 milionów ton przedsięwzięciom (w sprawie
towarów - potwierdził tytuł pol- transportu morskiego - PAP) w
skiego lidera wśród portów mor- Polsce“. „Cieszę się, że Gdańsk
skich, i teraz - w ciągu ledwie może teraz naprawdę stać się
czte rech miesięcy 2011 roku - hubem dla naszych sąsiadów,
przeładował już ponad 10,5 milio- którzy nie mają dostępu do
na ton.
morza” – powiedział Donald
Obok paliw płynnych (ponad Tusk. „Rozmawiałem z wieloma
5,5 mln ton) znaczącą pozycję osobami, które miały wpływ na
dynamicznie umacnia obsługa rozwój DCT i zostałem przeko kontenerów. Z zaplanowanego na nany o konieczności maksymaliten rok przeładunku 800 tysięcy zacji koordynacji i koncentracji
TEU, obsłużono już blisko 230 wysiłków, także Rządu i Parla tysięcy TEU. Te wszystkie liczby, men tu, w kierunku usunięcia
opatrzone przymiotnikiem “rekor- barier stojących na drodze wielu
dowe”, nie oddają jednak naj - przedsięwzięć. Tutaj, jak w soczeistotniejszego parametru, potwier- wce, widzimy zmiany, które są kodzającego rzeczywiste znaczenie nieczne, aby Polska mogła konkumorskiego portu dla krajowej gos- rować z takimi gigantami jak
podarki: wartości przeładowanej Hamburg, Rotterdam czy St. Pemasy towarowej. Dodajmy zatem, tersburg” - dodał Donald Tusk
że gdański port obsługuje ładunki,
Cdn.
No 11(1025) 1-15/06/2011
Strona 15
1-15/06/ 2011 No 11 (1025)
Strona 16
Nauka i wiara
DokoÒczenie ze strony 1
wybuchu (Big Bang) kiedy pojawił się czas, cząstki elementarne,
temperatura, a w dalszej kolej ności atomy, galaktyki, gwiazdy i
planety. Otrzyma nie danych z
eks pery mentu wy maga super szybkiej elektroniki i super-potężnych komputerów w laborato riach CERN-u. Ich analiza po trzebuje jednak możliwości obliczeniowych prawie całego świata.
Istnieje sieć komputerów ulokowanych w wielu państwach, także
i w Polsce. Każdego roku ekspery menty Wielkiego Zderzenia
dostarczą 15 petabajtów danych
czyli 15 mi lionów gigabajtów
albo równowartość miliona siedmiuset tysięcy dwuwarstwowych
dysków DVD. Jak potężny jest
umysł ludz ki, jak potężny jest
Człowiek...
Zachwycając się geniuszem
ludzkim, patrząc na sprawność
sportowców lub świetnie wyszkolonych żołnierzy możemy jednak
mylnie ocenić rzeczywistość. Popu larny angielski muzyk Sting
(Gordon Matthew Thomas Sumner) w jednym ze swoich przebojów śpiewa „Lest we forget how
fragile we are” (żebyśmy nie zapom nieli jak kruchymi istotami
jesteśmy). Ilustruje to doskonale
dylemat naszej egzystencji. Możemy żyć jedynie w bardzo wąskim prze dziale parametrów fi zycznych, takich jak na przykład
zawartość tlenu niezbędna do funkcjonowania mózgu. Umysł ludzki wznosi się czasem na wyso kości galaktyk, ale ściąga nas zaraz na ziemię nieubłagana biologia. Jak powiedział Jezus Chrystus o śpiących w Ogrójcu Apostołach: „duch wprawdzie ochoczy, ale ciało mdłe”...
Czy to jest sprawiedliwe, że ludziom szczególnie utalentowa nym itelektualnie, np. genialnym
fizykom (i to nie tylko Stephen’
owi Hawking’owi) natura poskąpiła sił fizycznych? W „kazaniu
na Górze” Jezus Chrystus wyjaśnia jednak szerszy wymiar sprawiedliwości... Dowiadujemy się,
że nieszczęśliwi są błogosławieni,
ponieważ ich jest królestwo niebieskie podczas gdy szczęśliwi na
Zie mi odbierają już swoją na grodę. Te słowa Pana Jezusa
nadają sens cierpieniu, temu tak
bardzo ludzkiemu doznaniu.
Czym jest królestwo niebieskie
i jak może realizować się udział
ludzi w życiu wiecznym? Od tysiącleci było to pytaniem, obiektem traktatów filozoficznych, hipotez i spekulacji tych, którzy nie
chcieli się opowiedzieć za ateizmem. Istnienie świadomości poza
sferą materialną ciała wymyka się
naszej wyobraźni. Jeśli świadomość jest funkcją mózgu, to gdzie
mieści się dusza? Jeżeli mózg,
czy też jego kora, względnie ośrodki podkorowe umierają, to co się
dzieje z duszą? Skoro śmierć ma
być rozłączeniem się duszy z ciałem to czy następuje ona przy
utra cie świadomości („śmierci
mózgu”) czy też przy ostatecz -
nym zatrzymaniu akcji serca? A
może szczęście wieczne lub wieczne potępienie to ta ostatnia
chwila świadomości człowieka, w
której zdaje on sobie sprawę z całokształtu swojego życia – jak żył
a jak żyć powinien? Ta chwila
zamienia się w wieczność, bo
‘czas jest tylko sposobem myślenia’. To stwierdzenie przeczytałem w dzieciństwie w powieści
pt. „Historia Amuletu”. Jej au torką była Edith Nesbit, angielska
pisarka dla dzieci, podobnie jak
H. G. Wells czy Bernard Shaw
należąca do Fabian [Socialist]
Society. To postępowe towarzystwo intelektualistów położyło
podwaliny pod brytyjską Partię
Pracy. Edith Nesbit napisała
wspa niałą trylogię: „Pięcioro
dzieci i coś”, „Feniks i Dywan” i
wspomnianą „Historię Amuletu”.
Właśnie w tej ostatniej książce
bohaterowie mogą podróżować w
przeszłość i w przyszłość gdyż...
czas jest tylko sposobem myślenia. Książki Edith Nesbit otrzymałem w dzieciństwie od mojego
wuja, Dra Ryszarda Gokielego,
fizyka doświadczalnego specjalizującego się we wspomnianych
na wstępie reakcjach wielkich
energii, wieloletniego pracownika
naukowego IBJ-tu, CERN-u i
Instytutu Problemów Jądrowych.
Przez dziesięciolecia pisał pro gramy komputerowe dla badań
reakcji najwyższych energii, które
prowadził w CERN-ie i w IPJ na
Hożej. Od wielu lat kierował rozwojem infrastruktury i oprogramowania wspierającego badania
jądrowe najwyższych energii tak
w Szwajcarii jak i w Polsce. W
ostatnich latach Ryszard Gokieli
współkierował budową i organizacją nowego centrum obliczeniowego IPJ w Świerku pod Warszawą.
Będąc fizykiem doświadczal nym tak blisko ocierającym się o
pytania podstawowe stworzenia
wszechrzeczy, Dr Ryszard Gokieli wierzył w Boga. Jeszcze na studiach był ministrantem w parafii
Św. Andrzeja Boboli w Warszawie na Rakowieckiej i głęboka
wiara towarzyszyła mu przez cały
okres kariery zawodowej. Kon flikt między nauką i wiarą nie jest
więc nieunikniony. To właśnie
zainspirowało mnie do podjęcia
nienowego zresztą tematu nauki i
wiary i napisania niniejszego
eseju.
Przy ocieraniu się o rzeczy
ostateczne pewne pytania automatycznie wykraczają poza sferę
doznań materialnych. „Więcej
jest rzeczy na ziemi i w niebie,
niż się ich śniło waszym filozofom...”W ostateczności ... wiarą
ukorzyć trzeba zmysły i rozum
swój.... Pytania, ludzkie pytania...
Na przykład... Czym jest mi łość, zwłaszcza ta pozbawiona
aspektów seksualnych, powiedzmy więź rodzinna wśród normalnie wrażliwych ludzi? Czy można
zredukować kontakty z osobami,
które się kocha do ilości bodź ców, do których przyzwyczaja się
nasz mózg? Przestrzeń i czas
oczywiście do pewnego stopnia
izolują, tłumią poczucie bólu gdy
pewna więź się przerywa, gdy
odchodzi bardzo bliska osoba.
Nie można tego utożsamić z
częstotliwością impulsów informacji jakie daje kontakt. Przez
lata kontaktów może być niewiele, a zerwania więzi nadal nie można zaakceptować.
Prawie trzydzieści lat temu,
szedłem Opoczyńską w kierunku
Rakowieckiej, było chłodno.
Pamiętam dobrze to ogromne,
przedwojenne mieszkanie na drugim piętrze. Tam mieszkał mój
dziadek Witold Gokieli, w czasie
wojny Szef Produkcji Konspiracyjnej i członek Komendy Głównej AK. To tutaj aresztowało go
UB w 1951 roku. Pamiętam
siwego, cichego mężczyznę, który
sadzał mnie na ogromnym biurku
i ku mojej uciesze, przebierał palcami po blacie, jakby grał jakieś
etiudy. Potem, kiedy dziadek już
nie żył, przychodziłem tu często
do jego syna, mojego wuja Rysia.
Jego matka, robiła świetny rosół z
makaronem i doskonałe wafelki
przekładane masą kakaową. Ryś
Gokieli brał mnie na długie spacery na Wołoską, jeszcze kiedy
byly tam tory kolejki wąskotorowej. Kiedy żegnałem się z nim i
jego rodziną przed emigracją do
Kanady, powiedział: „Będziesz
żałował”...
Nad prezbiterium kościoła Św.
Jakuba na Placu Narutowicza paliła się kiedyś czerwona ‘wieczna
lampka’, mosiężna, na długim
łańcuchu. W Polsce post-komunistycznej lampka nagle znikła, nie
dowiedziałem się nigdy w jakich
okolicznościach... Nawa główna
wygląda jednak nadal prawie tak
jak ją pamiętam z dzieciństwa.
Klęknąłem i przez chwilę patrzyłem na stary, górny ołtarz, w którym mieściło się tabernaculum.
Kiedyś tam właśnie odprawiały
się wszystkie msze. Dopiero po
Soborze dodano dolny ołtarz,
skierowany ‘twarzą do ludu’,
najpierw drewniany, później
marmurowy.
W pierwszej klasie religii
uczyla nas katechetka, nie ksiądz.
Kazała nam narysować w zeszycie krzyż, a potem to co zoba czyliśmy w kościele. Przez całą
godzinę pani katechetka oprowadzała nas od ołtarza do ołtarza, a
my rysowaliśmy w swoich zeszytach, na brudno. Pamiętam, że
zainteresowały mnie symbole na
postumencie górnego ołtarza
ALFA, PX i OMEGA. Narysowałem to w zeszycie, ale nie wiedziałem co właściwie ma to oznaczać. Katechetka powiedziała, że
PX to Pan Jezus... Teraz już
rozumiałem symbolikę ołtarza,
Chrystus był ALFĄ i OMEGĄ,
POCZĄTKIEM i KOŃCEM
życia. Zmówiłem wieczny odpoczynek za wszystkich, którzy w
naszej rodzinie odeszli, a potem
modliłem się wyłącznie do jednej
osoby, Czułem jej bliskość. Tak
jak kiedyś, po śmierci prababci
czułem jej obecność, gdy siadywa łem w maleńkim pokoiku
gdzie mieszkała przez ostatnie lata życia. Przez jakiś czas po jej
śmierci pachniał on landrynkami,
które trzymała w słoiczku. Czułem, że patrzyła na mnie, gdzieś z
góry. Potem to minęło; jej obecność bladła, aż w końcu zniknęła
zu pełnie. Rysio Gokieli znał
babunię; przyjeżdżał do mnie co
tydzień z Mokotowa 14-stką,
która wówczas jeździła na Ochotę
przez Puławską i Plac Zbawi ciela... Czy to pamięć? A cóż to
takiego pamięć? Zapis wydarzeń?
Ale taki zapis nie blednie, pamiętam bardzo dokładnie wszystko
co kiedykolwiek Rysio mi powiedział, upływ lat nie zatarł wcale
tych słów. Więc wrażenie bliskości i obecności osób, które przeszły do innego wymiaru nie może
być jednoznaczne z naszą o nich
pamięcią. Kiedy następuje dzień
ostatecznego rozstania? Ze strony
żywych może ono być wynikiem
niedoskonałości, ale wierzę, że
podobnie jest po tamtej stronie.
Najbliźsi nie odchodzą całkowicie, pozostają aby wspierać tych,
którzy odmawiają za nich modlitwy. Z czasem, gdy osieroceni
nau czą się żyć bez nich, dusze
sta ją się nieobecne. Tak jakby
napiły się wody zapomnienia z
jakiejś nowożytnej Lety. Aby
podtrzymać tę lączność bliskich
dusz z różnych światów należy się
stale do nich modlić.
Czy z powyższych rozważań
wynikają jakieś wnioski? Nawet
jeżeli tak, to mają one tylko wartość przeszłą, natury dydakty cznej. Tych wniosków powinienem był słuchać w dzieciństwie,
kiedy zapamiętuje się najlepiej.
Wniosek ten to... paradoks przemi ja nia... Dlaczego więc nikt o
tym nie wspomniał? Przecież
wszyscy minęli ten zakręt... Im
także musiało się to przydarzyć...
Rodzice... wśród codziennych
frustracji, może po prostu uważali
to za zbędną informację. Po co
filozofować skoro zmienić się
tego nie da? Zresztą, przy prostych celach, coraz trudniejszych
do realizacji, to nagłe przyśpieszenie umknęło ich uwadze. Ale
dziadkowie... Oni musieli to zaobserwować. Przecież przed wojną dokonali tylu rzeczy, a potem
życie z dnia na dzień, ich uwaga
poświęcona coraz bardziej cza som młodości. A może mówili
tylko nie chciałem ich słuchać?
Czy gdybym wiedział, że czas
mija nieproporcjonalnie, że przyjdzie mu pszyśpieszyć tak nagle,
że żadne plany nie dojdą do skutku, czy bardziej liczyłbym się z
przemijaniem? Przecież nie chciałem nawet aby wspominano o
racjonalizacji życia, o racjo na lizacji uczuć. Więc może, chociaż
wszyscy wiedzieli, nikt nie potrafił tego określić, ująć w spójny,
prze konywujący wykład. Być
może ta energia życiowa, która
wypala się w nas na przestrzeni
kilkudziesięciu lat, uniemożliwia
przezwyciężenie konfliktu pokoleń? Czy było złem dążenie do
realizacji marzeń poprzez osią gnięcie materialnej stabilizacji?
Czy nadzieja, że z wolnością miną wszystkie inne kłopoty, była
błędem tylko moim czy całego
pokolenia? Czy zasada solidar ności może istnieć przy rozwa stwieniu, zróżnicowaniu, programo wej nierówności ludzi? Jak
Kościół ma głosić Chrystusa przemawiając jednocześnie do tych,
którzy się wzbogacili, jak i do
tych, którzy zubożeli? A przecież
mamy być, jako chrześcijanie,
Polacy...solidarni, ze wszystkimi
bez względu na stopień zamoż ności, religię czy narodowość...
Pokolenie wychowane w pokoju,
pokolenie olśnione wyzwaniem
rzuconym porządkowi planowanej równości, poszukiwało usunię cia ograniczeń. JEDEN ZA
WSZYSTKICH, WSZYSCY ZA
JEDNEGO, to dawało poczucie
SIŁY. Nieograniczoną wolność
zgniotły gąsienice czołgów, pałki,
aresztowania, podwyżki i kolejki.
Czy pokolenie, które chciało
WIELKIEJ ZMIANY wiedziało,
że przyśpieszy czas i już nigdy
nie zdążą zrealizować wszystkich
planów? Czy w ogóle ktoś wiedział jak będzie? Czy istnieje
rachunek zasług i win, a jeżeli, to
jak się dowiedzieć, która szala
przeważa? Czy w naszym, solidarnym niegdyś proteście, postępowaliśmy słusznie? Dlaczego
tak niewiele zostało z uczucia,
które łączyło nas wszystkich...w
tamtych latach? Godziny o długości minuty, dni o długości
godzin, przyśpieszające wciąż
przemijanie. Spotykamy się dziś
już nie na przyjęciach komunijnych czy weselach, spotykamy się
na pogrzebach... Więc kiedy to
wszystko nazwać, określić, przeanalizować i zapisać? Bo przecież
chcemy jednak pozostawić ślad
tej bezsensownej walki z PARADOKSEM PRZEMIJANIA.
Chcemy aby przynajmniej inni
nie zakładali, że mają jeszcze czas
na zrobienie tego czego pragną...
Dariusz Witold Kulczyński
www.nowykurier.com
Strona 17
No 11 (1025) 1-15/06/2011
Globalizacja a interes narodowy
DokoÒczenie ze strony 1
wielu, anachronizmem.
Pojęcia te były tematen wielu
debat prowadzonych przez autorytety, gdzie analizujący proces
globalizacji nie rozwijali idei suwerenności społeczeństw i istniejącego zagro żenia uzale żnienia
interesów bie dniejszych państw
od państw bo gatszych, tworzą cych elitę polityki światowej.
Przed globalizacją, gdy Polska
była we wspólnocie ekonomi czno-politycznej krajów demo kracji ludowej pojęcia: na ród,
ojczyzna i państwo były jed noznacznie zdefiniowane i nie
podlegały luźnej interpretacji.
W Słowniku Języka Polskiego,
PWN, wydanym w Warszawie w
1988 r. czytamy, że naród jest to
„trwała wspólnota ludzi utworzona historycznie, powstała na
grun cie wspólnoty losów histo rycznych, kultury, języka, terytorium i życia ekonomicznego przejawiająca się w świadomości narodowej jej członków.”
Jako przykład podano: „Naród
polski” oraz „ Wielkie, małe, stare, młode narody.” Uzupełnienie
objaśnienia hasła stanowią: ”Prawo, zasada samostanowienia narodów” i „Historia narodu polskiego”.
Pod hasłem „ojczyzna” czytamy, że jest to: „kraj, w którym się
ktoś urodził, którego jest obywatelem lub z którym jest związany
więzią narodową.” W dalszym
objaśnieniu podano: „Niepodległa, wolna, wyzwolona ojczyzna.
Obrońcy, synowie ojczyzny. Wróg,
zdrajca ojczyzny. Bronić ojczyzny.
Służyć ojczyźnie. Polec, prze lewać krew, walczyć, zginąć za
ojczyznę.”
Spośród wielu znaczeń słowa
„państwo” czytamy, że jest to:
„organizacja polityczna obejmująca zakresem swojego działania
ogół członków społeczeństwa zamieszkującego określone teryto-
rium, istniejąca dla zapewnienia
panowania poli ty cznego klasie
panującej pod względem ekonomicznym i wyposażona w tym celu
w zorganizowany aparat przymusu: Państwo polskie, bułgarskie,
węgier skie. Państwo feu dalne,
demo kra tycz ne, proleta riackie,
ludowe. Państwo suwerenne, niepodległe, niezależne. (...)”
Państwowość znaczy: Ñzespół
cech właściwy państwu; odrę b ność, niezależność państwowa,
byt państwowy”, zaś znaczenie
przymiotnika „państwowy” objaśniono jako: „odnoszący się do
pań stwa-organizacji politycz nej.(...) Aparat państwowy. Hymn
państwowy. Flaga państwowa.
Godło państwowe. Majątek, budżet państwowy. Odznaczenia
państwowe.”
Objaśnienia poszczególnych
pojęć specyficznie definiują znaczenie poszczególnych słów i
łatwo zauważyć, że ojczyzna to
jest kraj, a nie miasto i popularyzowanie sformułowań typu „Radom – moja mała ojczyzna” jest
w niezgodzie ze znaczeniem
słowa “ojczyzna”.
Zauważyć moż na, w środo wisku nie tylko medialnym ale
także t.zw. autorytetów, mylenie pojęć i rozpowszechnianie
wątpliwości w uznane wartości.
Koncentracja nad kultywowaniem gwary, tra dycji regio nu
bez położenia odpo wiedniego
nacisku na edukację społeczeństwa dumy z his torii po twier dzającej przy na leż ność na ro dową regionu nie jest polityką
jednoczącą państwo.
Ponadto ciągłe powtarzanie i
upa miętnianie przywar narodo wych z jednoczesną afirmacją i
afektacją z możliwości przynależności do wspólnoty prowadzić
może do decentralizacji władzy
pań stwowej poprzez, najpierw
pominięcie i później odrzucenie
przynależności państwowej na
rzecz wspólnoty globalnej, kontynentalnej, itd.
Niestety, z dumą używane
określenia przez polskich polityków różnych szczebli rządowych: mia sto europejskie, re gion europejski zamiast miasto
polskie i region polski, sygnalizuje tendencje wiodące do rozpadu społeczeństwa na regiony
z niekorzyścią na rzecz podtrzymania spój nej pań stwowości,
jako jednej z pod stawowych
wartości dla każdej jednostki i
społeczności.
Ks. prof. Czesław Bartnik w
„Pieśni o ojczyźnie” o roli pańs-
3730Lakeshore Blvd. West,
Etobicoke, OntarioM8W 1N6
twa dla narodu mówi: „Państwo
jest chyba najwyraźniejszą i najsilniejszą organizacją narodu.
Stanowi zatem względnie autonomiczną organizację życia ludzkiego na danym terytorium. Organizm państwowy ma bardzo duży
udział w kształtowaniu konkretnych rysów ojczyzny(...)”.
Na temat ojczyzny mówi: „Pojęcie ojczyzny jest bliskie do pojęcia szeroko rozumianego ma cierzyństwa społecznego. Ojczyz na jest faktem pierwotnie da nym.(...) Polska chyba też rodziła
się w blasku mitów jak wszystkie
inne ojczyzny, wielkie i małe.
(...)Jan Długosz prowadzi nas fantastycznie gdzieś do Noego i w
dół przez Jafeta, Alana i Negnona
– ojca Słowian. Dochodzimy do
Lecha, brata Czecha i Rusa, żyjących pierwotnie w Panonii.
Zgodnie z kanonami myślenia
musiały przyjść katalogi władców
polskich: Lech, Krak, Lech II,
Wanda; wojewodowie, Przemysław, Leszek, Leszek II, Leszek
III, Popiel, Piast, Ziemowit, Leszek IV, Ziemomysł, Mieszko I...
. I tak zaczęła się bynajmniej nie
legenda. Zaczęła się Polska. Rodzili się ludzie, przychodziły zdarzenia i sprawy, które złożyły się
– i składają się nadal – na Polskę.”
Wspólny język jest jed nym z
wa żniejszych czynników jed ności, który ułatwia kontakt międzyludzki i przechodzenie z te raźniejszości ku wspólnej przeszłości. Nie ma ojczyzny bez historii. Poczucie współzale ż ności i
wspólnota duchowa są tworzone
podczas wspólnej egzystencji.
Ojczyzna, państwo i naród są
war tościami niezbędnymi dla
społeczeństwa i koniecznymi dla
człowieczeństwa, bo ich brak
pro wadzi do prymitywizmu,
zdrady swego orlego gniazda;
jest ro dza jem degradacji oso bowościowej.
Ks. prof. zasygnalizował nie pokojące zjawisko w Polsce, że:
„(...) z samym pojęciem ojczyzny
stało się coś tragicznego, wprost
przestępczego; w warszawskiej
katolickiej szkole średniej na słowo „ojczyzna” niektórzy uczniowie śmieją się.”
O patriotyźmie ks. prof. Bartnik
mówi, że na patriotyzm składają
się: przeświadczenie o podstawowej wartości ojczyzny, żywienie
do niej szacunku i miłości i pracy
dla niej. Jest to świadome przeżywanie i ogólne dopełnianie swej
więzi z początkami i egzystencją
wyższą, z której się wywodzimy.
“(...)Chrześcijaństwo stoi na
gruncie afirmacji i podstawowej
wartości w ojczyźnie. Każda
religia szerzy kult macierzyństwa
i początków ludzkich i sam Bóg
jest rozumiany przede wszystkim
jako Początek.(...) Wydaje się, że
zasada ojczy zny nie zginie, bo
każda grupa ludzi będzie musiała
mieć swoje prapierwotne milieu
macie rzyńskie w sensie biolo gicznym, psychicznym, kulturowym i społecznym. Doniosłość
zaś konkre tnych kształtów tego
milieu będzie jeszcze rosła.”
Wybrane myśli - cytaty z „Pieśni o ojczyźnie” ks. prof. Czesława S. Bartnika są przypom nie niem i pomocą w znalezieniu odpo wiedzi na pytania o zasa dni czych wartościach warunkujących
istnienie, a więc przetrwanie narodu. Można oczekiwać, że pojęcia: naród, państwo i ojczy zna
będą ulegały zmianom podobnie
do pojęcia suwerenności pojmowanej obecnie odmiennie niż w
przeszłości.
Zgodnie ze Słownikiem PWN z
1988 r. słowo „suwerenność” znaczy: „niezależność władzy pań stwo wej w stosunkach z innymi
państwami i organizacjami między narodowymi: Suwerenność
państwa. Mieć, utracić suwerenność.” W dobie globalizacji i
wielkich międzynarodowych korporacji o suwerenności państwa
decyduje jego aktywność na arenie międzynarodowej i po zycja
polityczna w stosunkach międzynarodowych.
Globalizacją objęta jest gospodarka, a więc występują powiązania ekonom iczne państw, gdzie
reprezentowane są przeciwstawne
interesy. W konsekwencji zagrożo na jest suwerenność państw
mniej rozwiniętych gospodarczo,
mniej liczebnych i o mniejszych
gospodarkach. Globalizacja jest
wielkim wyzwaniem dla każdego
rządu. Wielu politologów twierdzi, że w wy niku dzia łalności
wielkich międzynarodowych korporacji gospodarki są uzależnione, w konsekwencji suwerenność
jest organiczona.
Dla zachowania pozycji mię dzynarodowej i tożsamości narodowej, potrzebne są najwyższe
umiejętności dyplomatyczne niejednokrotnie poparte autorytetem
naukowym rangi światowej.
Istnieje groźba zaniku utworzonej historycznie wspólnoty ludzi
na gruncie terytorium, kultu ry,
jezyka i świadomości przynależności narodowej jej członków.
Badania wykazały, że życie w
granicach suwerennego państwa
jest najkorzystniejszym warun kiem pomyślności rozwoju narodu. Państwo scala różne grupy
etniczne eksponując wspólne
wartości dla wspólnego dobra.
Utrzymaniu takiego porządku
państwa nie sprzyja globalizacja.
Niestety doświadczenie uczy,
że globalny rynek przysparza,
nie malże, wszechbogactwa nie któ rym i eksploatację wielu.
Ponadto niesie kryzys nie krajowy, ale światowy, gdzie jeden zły
gospodarz powo duje załama nie
innych, powiązanych gospodarek;
występuje efekt jak w grze „domino”.
Globalizacja to także wielość
spotkań na szczycie elity światowej, przy zamkniętych drzwiach,
na terenie ogrodzonym wielometrowymi siatkami, których strzegą
kordony służb i policji przed ciekaw skimi obywatelami świata.
Wielu twierdzi, że glob jest mały,
chociaż to stwierdzenie może być
słuszne w odniesieniu do biznesu
i tworzenia pieniądza; nie znajduje potwierdzenia w potrzebach
ludzkich. Wielość kultur, rosnąca
liczba ludności i państw świadczą
inaczej. Zatrucie śro do wi ska w
wyniku bezwzględnej eksplo a tacji zasobów naturalnych globu
stwarza dodatkowy, poważny
prob lem trudny do ogar nięcia i
wymaga tęgich głów nie koniecznie znawców od wzbogacania
się.
Jolanta Cabaj
Redakcja dwutygodnika
“Nowy Kurier” poszukuje osoby do współpracy.
Wymagane wykształcenie wyższe, bardzo dobra
znajomość języka polskiego i angielskiego.
Tel. 416-259-4353 email: [email protected]
Alderwood Naturopathic Clinic
• Detoxification
• Clinical Nutrition
• Chinese Medicine
- Acupuncture
- Chinese Herbal Patents
• Homeopathy
• WesternHerbal Medicine
• BOWEN Therapy
Jolanta
Polewczak
N.D.,M.D.(PL)
Doctor
of Naturopathic Medicine
Tel: 416- 824-4464
545A Horner Ave., Etobicoke, M8W 2C3
Jerry J.Ouellette
M.P.P. - Oshawa
170 Athol St. East
Oshawa, On., L1H 1K1
Phone: 905-723-2411
Fax: 905-723-1054
email:[email protected]
Website: www.oshawampp.com
1-15/06/ 2011 No 11 (1025)
Strona 18
Informacje o książkach wydanych w Polsce
Maria Budziakowska
Michał Majewski, Paweł Reszka: Daleko od Wawelu. Warszawa Wydawnictwo Czerwone i
Czarne, 2010. 283 str.
Przytaczam w całości Wstęp do
książki: „Miesiącami przyglądaliśmy się Lechowi Kaczyńskiemu
i jego otoczeniu, które nazwaliśmy „strasznym dworem”. Napisaliśmy o tym kilka tekstów, za które urzędnicy publicznie nas rugali, a w rozmowach przy kawie
przyznawali rację. Ludzie prezydenta nigdy nie zerwali z nami
kontaktów. Ciągle opowiadali, co
dzieje się za zamkniętymi drzwiami Pałacu Prezydenckiego. Książka, która jest złożona w dużym
stopniu z ich opinii i wypowiedzi,
była na ukończeniu na początku
kwietnia 2010 roku. Miała być
głosem w dyskusji o tym, jaka
była prezydentura Lecha Kaczyńskiego.
Przed publikacją chcieliśmy
porozmawiać z prezydentem i
kilkoma jego ministrami. Pałac
zastanawiał się przez długie tygodnie. Planowana książka nie pokoiła otoczenie głowy państwa
i jego samego. Prezydencki minister osobiście dzwonił do jednego
z naszych rozmówców, prosząc,
by nie udzielał nam wypowiedzi.
Potem nastąpił przełom. Zostaliśmy zaproszeni do Pałacu i po informowano nas, że jest zgoda
na wywiad z prezydentem i jego
urzędnikami. Na przeszkodzie
stanęła drobna okoliczność techniczna. Prezydent leciał do Smoleńska i nikt w rozgardiaszu przygotowań do wizyty nie miał głowy do spotykania się z reporterami. Wszystko miało odbyć się,
więc „zaraz po 10 kwietnia”…
Postanowiliśmy niczego nie
zmieniać w tej książce. Nie wycięliśmy żadnego fragmentu. Nie
dodaliśmy żadnych historii. W
niektórych cytatach – z oczywistych powodów – zmieniliśmy
czas z teraźniejszego na przeszły.
Dokonaliśmy poprawek redakcyjnych. To wszystko.
Książka nie pokazuje pomnikowego Lecha Kaczyńskiego, a polityka pełnego sprzeczności, takiego, jakim widzieliśmy go
przed 10 kwietnia”.
Książka składa się z czterech
części i zakończenia.
Część I. Straszny dwór (Wielka kłótnia braci, Pałac jest nasz,
Narodziny dworu, Kto dziś wystraszy prezydenta).
Część II. Nie w swojej roli
(Inteligent w klatce, Postać ulepiona z emocji, Stres, Młodszy
brat bliźniak, Trzy kobiety,
Walka bez końca, Dyplomata,
Między Wschodem a Zachodem).
Cześć III. Straszy Tusk (Szzk,
Prze ciwnik, Kopanie po kost kach, Kłótnia na cały świat).
Część IV. Trzy przegrane bit-
wy (Lizbona – na własne życzenie, Wojna o Gruzję, Czy zna pan
Rona Asmusa?)
Zakończenie.
„Intelektualiści i naukowcy, z
którym Lech Kaczyński regularnie spotykał się w ośrodku w Lucie niu, podkreślali, ze zapropo nował im zupełnie nową wersję
prezydentury. Wizję głowy państwa, która rozumie, co to tradycja,
która nie wstydzi się słowa „patriotyzm”, która w imię sprawiedliwości historycznej pamięta o
zapomnianych bohaterach i nie
waha się rozdawać orderów nawet
swoim przeciwnikom. Kaczyński
na nowo stawiał priorytety –
Polska miała być wolna od komunistycznej przeszłości, silna w
walce o swoje na arenie międzynarodowej. Czemu nie? To była
dobra wizja, jeśli nie dla całej, to
przynajmniej dla konserwatywnej
Polski, szczególnie po poprzednich kadencjach: Lecha Wałęsy
(kłótliwej i z cieniem, które rzucały postacie takie jak Mieczysław Wachowski) oraz Aleksandra
Kwaśniewskiego (prezydentury
sprawnej, ale uważanej za bez ideową)”.
Anna Poppek: Obrączki. Opowieść o rodzinie Marii i Lecha
Kaczyńskich. Warszawa: G+J
Gruner + Jahr Polska, 2010. 269
str.
Z tyłu okładki czytamy: „Przez
lata media nie zostawiały na nich
suchej nitki. W rankingach popularności byli na szarym końcu. W
Internecie krążyły setki złośli -
wych dowcipów na ich temat. Po
katastrofie rządowego samolotu
pod Smoleńskiem wszystko
zmieniło się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki:
dziennikarze piszą o nich w niemal hagio graficznym stylu, z
archiwów wyciągnięto zapomniane zdjęcia, na których wyglądają
elegancko, ciepło i sympatycznie.
Maria i Lech Kaczyńscy – bohaterowie największej tragedii w
powojennej historii Polski. Kim
naprawdę byli? Skąd pochodzili?
Jakie wychowanie odebrali? Co
spowodowało, że po ich śmierci
set ki tysięcy Polaków z całego
kraju pielgrzymowało pod Prezydencki Pałac?
Na pytania te spróbowano
udzielić odpowiedzi w niniejszej
książce, będącej spisaną na gorąco relacją z traumatycznych
kwietniowych dni, a także zbiorem wypowiedzi, wspomnień,
anegdot i fragmentów publikacji
prasowych o Pierwszej Parze
Rzeczpospolitej i jej rodzinie.
Nie jest to rozprawa polityczna,
Nie jest to również analiza przyczyn katastrofy samolotu, w
której zginęło wraz z Parą pre zydencką kilkadziesiąt osób spośród politycznej i intelektualnej
elity naszego kraju.
To jest książka o miłości…”
Książka składa się z siedmiu
rozdziałów i epilogu.
Rozdział I. Lech „Katyński” –
Życie prezydenta Kaczyńskiego
to od początku konsekwentna,
trudna i bolesna droga. Droga do
Katynia.
Rozdział II. Sanitariuszka
Bratek
Rozdział III. Virtuti Militari
Rozdział IV.… a potem ukradli
księżyc
Rozdział V. żona żołnierza
Ciekawostka: „W Chrypsku
Wielkim trzy tygodnie po katastrofie pod Smoleńskiem zakwitły
tulipany „Maria Kaczyńska”.
Dwa lata temu, gdy pierwsza dama otrzymała cebulkę tej wyhodowanej przez Jana Lightarra
odmiany oznaczoną numerem
00001, przyznała, ze tulipany są
jej ulubionymi kwiatami. Nie
kryła wzruszenia. Była pierwszą
Polką wyróżnioną w ten sposób –
Holendrzy wyhodowali tulipany o
imionach „Laura Bush”, Bernadette Chirac” i „Hilary Clinton”.
… „Maria Kaczyńska” ma duże,
kremowo żółte kielichy, trochę
jaśniejsze i karbowane na koń cach”.
Przemówienie „Wolność i prawda”, które prezydent Lech Kaczyński miał wygłosić 10 kwietnia na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu podczas uroczystość w 70. Rocznicę zbrodni
katyńskiej.
Przemówienie kończyłoby się
tymi słowami: „Zbrodnia Katyńska już zawsze będzie przypo minać o groźbie zniewolenia i
zniszczenia ludzi i narodów. O
sile kłamstwa. Będzie jednak także świadectwem tego, że ludzie i
narody potrafią – nawet w czasach najtrudniejszych – wybrać
wolność i obronić prawdę. Oddajemy wspólnie hołd pomordo wanym: pomódlmy się nad ich
grobami.
Chwała bohaterom!
Cześć ich pamięci!”
Strona 19
No 11 (1025) 1-15/06/2011
Jerzy Przystawa
Uniwersytet Wroc≥awski
Mózg w obcęgach
Kiedyś, za czasów, których nie
pamiętają już najstarsi górale,
mieliśmy w Polsce dwa programy
telewizyjne, które miały zaspokajać naszą ciekawość świata i
spraw na nim się dziejących.
Potem, po odejściu komunistów i
Armii Czerwonej, nasi opiekunowie podarowali nam setki różnorakich, bajecznie kolorowych kanałów telewizyjnych, w których
można przebierać dowoli i w dowolnej kolejności i które powinny
pokrywać całe spektrum zaintereso wań polskiego, a może też i
światowego odbiorcy. Moim osobistym, historycznym osiągnię ciem jest fakt, że udało mi się
wpaść na temat, na który żaden z
tych setek kanałów informacyjnych nie zwraca najmniejszej
uwagi i, ze swej strony, na przekór telewizyjnej rzeczywistości,
temu tematowi poświęciłem już
setki tekstów publicystycznych, a
nawet kilka książek. Mam na
myśli procedurę wyborczą do
Sejmu RP. Czy to jest w ogóle
mo żliwe, żeby temat, trwale i
stale, nieobecny w tych wszystkich „kanałach”, nieobecny w pismach zarówno „prorządowych”,
jak i w „antyrządowych”, mógł
mieć jakiekolwiek znaczenie dla
naszego życia publicznego, mógł
być ważną sprawą państwową i
obywatelską?
Naturalnie, nie chodzi mi tu o
temat wyborów powszechnych,
bo te są trwale i niezmiennie uważane za sprawę pierwszej wagi, a
udział w wyborach zawsze przedstawiany jest jako najważniejszy
obowiązek obywatelski. Konstytucja w tym celu zapewnia dzień
wolny od pracy, na przeprowa dzenie wyborów przeznacza się
wielkie kwoty z budżetu państwa,
środki masowego przekazu muszą
być do dyspozycji kampanii wyborczej, a Kościół nakazuje udział
w tym przedsięwzięciu obywa telskim pod „grzechem zaniechania”. Tymczasem sprawa procedury wyborczej nie jest przedmiotem debat, dyskusji obywatels kich, nie zachęca do podejmowania tematu przez wybitnych publicystów ani z prawa ani z lewa, nie
zajmują się nią listy pasterskie
Episkopatu Polski, w których
biskupi nakazują wiernym „do-
brze wybierać”. Zupełnie tak,
jakby kwestia „dobrego wybierania” nie miała jakiegokolwiek
związku ze sposobem w jakim się
go dokonuje! Kiedy zwracamy się
do Hierarchów z propozycją zainteresowania się ordynacją wyborczą, nieodmiennie odpowiadają, że „Kościół nie miesza się do
polityki”, a więc nawoływanie do
„dobrego wybierania” miesza niem się nie jest, byłoby nato miast, gdyby biskupi chcieli powiedzieć jak ta „dobroć” powinna
wyglądać. W tej sytuacji nie jest
niczym zaskakującym, że nawet
wykształceni i inteligentni Polacy
uważają tę kwestię za rzecz bez
znaczenia.
Niedawno odbyła się, na jednej
z elitarnych uczelni wyższych,
tzw. debata oxfordzka, podczas
której dwie drużyny młodych
aka demików debatowały nad
kwestią, jaka ordynacja jest lepsza: proporcjonalna, czy więk szościowa z jednomandatowymi
okręgami wyborczymi (JOW)?
Debatę oceniało jury ekspertów,
w którym zasiadło, między innymi, paru fachowców od politologii. Tak się składa, że w akademickich podręcznikach politologii
i prawa konstytucyjnego w Polsce
trudno znaleźć jakieś pozytywne
opinie o wyborach w JOW, za to
pisze się wiele i pozytywnie o
przewagach tzw. systemu wyborów proporcjonalnych. Nie jest
więc rzeczą dziwną, że drużyna
adwokatów takiego rozwiązania
była stosunkowo lepiej przygotowana i ze swadą przytaczała opinie autorów podręczników utrzymujących, iż system ten jakoby
(1) jest bardziej reprezentatywny,
(2) zwiększa frekwencję wyborczą, (3) zapewnia poszanowanie
mniejszości, i to wszystko w przeciwieństwie do JOW, w których
(1)wygrywa partia, która otrzymuje mniej głosów, ale ma za to
więcej mandatów (2) wyborcy nie
głosują na tych, których woleliby
widzieć w parlamencie, tylko
głosują „strategicznie”, na ludzi,
na których raczej nie chcieliby
głosować, na dodatek (3) pojawia
się niebezpieczeństwo gerrymanderingu i (4) wygrywają bogacze
przekupujący wyborców, jak np.
senator Henryk Stokłosa.
Wszystkie te podręcznikowe
argumenty nie wiele są warte, ale
nie miejsce tu na polemikę z
nimi. Chodzi raczej o to, że jury
tej debaty zgodnie uznało wyższość zespołu optującego za ordy-
nacją proporcjonalną, lecz, ku
zaskoczeniu wszystkich, młodzież
tworząca „bagno”, a więc publikę
rozstrzygającą, olbrzymim stosunkiem głosów przyznała przewagę
zespołowi broniącemu JOW!
Najciekawszy jednak był referat profesora politologii, który
wy stąpił po „debacie”. Otóż
omówił on szczegółowo ewolucję
systemu wyborczego w Polsce od
roku 1989, uzasadniając obszernie
wszystkie machinacje z systemem
wyborczym, jakich mieliśmy, w
ciągu tych ponad 20 lat, bez liku.
Nawet potrafił uzasadnić słusz ność zmiany ordynacji wyborczej
w trakcie historycznych wyborów
roku 1989, kiedy, jak niektórzy z
nas pamiętają, miała miejsce
kom promitująca wpadka z tzw.
listą krajową. Profesor uznał, że
lepiej było zmienić reguły gry
pomiędzy pierwszą i drugą turą
wyborów, niż powtarzać całe
wybory!
Najbardziej smakowity był koniec tego interesującego wystąpienia: profesor politologii na elitarnej szkole humanistycznej stwierdził, że jego osobistym zdaniem
najlepszą procedurą wyborczą
byłoby wyłanianie posłów drogą
losowania komputerowego!
Oczywiście, trudno się z nim
nie zgodzić. Ruch Obywatelski na
rzecz JOW od początku głosi i
wyjaśnia, że tzw. ordynacja proporcjonalna jest procedurą selekcji negatywnej. Losowanie po słów byłoby selekcją przypadkową. Selekcja przypadkowa zawsze będzie lepsza od selekcji nega tywnej. Przeciwstawiamy się
takim procedurom i proponujemy
JOW, ponieważ jest to system
selekcji pozytywnej. Czy jednak
można się dziwić postawom polskich inteligentów, skoro takie
mają podręczniki akademickie i
profesorów opowiadających banialuki, a publiczne skorygowanie
tych fałszy i przekłamań jest
praktycznie niemożliwe?
W książce „Bunt mas” hiszpański filozof i socjolog Jose Ortega
y Gasset, napisał: „Zdrowie demokracji, każdego typu i każdego
stopnia, zależy od jednego drobnego szczegółu technicznego, a
mianowicie:procedury wyborczej.
Cała reszta to sprawy drugorzędne.” (Wydawnictwo „Muza”,
Warszawa 2006, str. 175). Guru
polskich socjologów, prof. Jerzy
Szacki, we wstępie do tej książki
pisze, że powinna ona być dla XX
wieku tym, czym był „Kapitał”
Marksa dla wieku XIX czy
„Umo wa społeczna” Rousseau
dla wieku XVIII. Z jakiegoś
powodu tak się jednak nie stało, a
polski socjolog, politolog, inteligent w ogóle, ma w tej sprawie
najzupełniej odmienne zdanie.
Stanisław Cat-Mackiewicz, po
powrocie ze Związku Sowiec kiego, napisał książkę zatytuło-
waną „Mózg w obcęgach”. Wysiłek peerelowskich profesorów
politologii, prawa konstytucyj nego i tym podobnych dyscyplin,
wespół w zespół z telewizją, wytworzył imadło, z którego umysły
polskich inteligentów XXI wieku
nie są w stanie się uwolnić. A tylko wyrwanie się z tych cęgów
może otworzyć drogę do budowy
suwerennego, demokratycznego
państwa polskiego.
Check the Fine Print Before
Breaking Your Mortgage
A job transfer, a divorce or
some other change in financial
circumstances can leave you with
a mortgage you no longer want or
can afford. So, what happens if
you need to break your mortgage?
Chartered Accountant Robyn
Negin is a licensed mortgage
agent with Dominion Lending
Centers Mortgage Connection in
Toronto. Breaking a mortgage
should never be a casual undertak ing, she says, as there will
almost certainly be costs and
penalties. Your best strategy is to
fully read and understand all the
fine print before you sign the loan
papers, so you can build in some
wiggle room at the beginning.
But hindsight is twenty-twenty.
Should you find yourself needing
– or wanting – to break your
mort g age, here are some things
Negin suggests you consider.
Tax breaks may help cover the
costs – If you’re breaking a
mortgage because you need to
move for work, there may be
some financial help available.
With intra-company transfers,
your employer may cover the
costs as part of your moving
expenses. Or, if you’re moving to
start a new job or to be signi ficantly closer to your work, the
fees may be tax-deductible. More
details are available on the
Canada Revenue Agency website
at http://www.cra-arc.gc.ca.
Do some homework – If someone offered you $10,000 to make
a few phone calls, or spend a few
hours researching mortgage rates
online, would you do it? Shopping around for a mortgage could
easily save you that much over its
lifetime. So if you’re considering
breaking your mortgage to get a
better deal on the financing, be
sure to look – thoroughly – before
you leap.
Check the fine print, and the
math – Often, Negin says, the
calculations used to determine the
penalties of breaking a mortgage
are not properly disclosed to
clients. Further, different lenders
calculate the penalties differently.
Some use posted rates, some use
discounted rates, and some will
only let you break a mortgage if
there’s a bona fide sale to replace it.
Amortization rules have changed – Last year, new rules were
intro duc ed that limited amorti zation periods to 30 years instead
of 35. While this prudent measure
may help prevent home buyers
from overextending themselves, it
also has implications for property
or real estate investors, who may
want to divide costs over the
longest period possible. Make
sure you know how this may
affect you before you break your
existing mortgage.
Paying late tarnishes your credit
rating – Don’t sign on for bigger
payments than you can comfortably afford. If you fall behind, or
even are occasionally late with a
payment, your credit rating will
suffer. That can place you at a
whole different risk level for
financing purposes, and mortgage
packages or preferential rates for
which you might have once
qualified may be lost. Any gains
you may have made with the
higher payments will now go to
paying higher interest rates.
Know the costs – Most fixedrate mortgages have a standard
charge for breaking them, which
is the greater of either (a) three
months interest penalties or (b)
the interest rate differential between the old and new rates. But
other mortgage agreements may
have collateral charges that must
be satisfied, especially if you’re
breaking the mortgage to change
to a different lender. Legal fees
may also be involved. Negin says
it’s quite possible that none of this
was clearly explained or fully
disclosed to you at the time you
signed the mortgage papers,
either.
Try to blend and extend – For a
plan with a five-year term, many
mortgagees will consider refi nanc ing around the four-year
mark, Negin says. She suggests
you find out if your lender will let
you “blend and extend”. With the
right circumstances, timing and
interest rates, they may offer you
a better rate for a longer period,
which may make the mortgagebreaking penalties worthwhile.
Make friends with your broker
– For the best handle on the rates
you pay for a mortgage, Negin
suggests you stay in touch with
your broker. He or she will keep
you in the loop, watch out for
good deals and keep you apprised
of the bigger financial picture.
Your broker will also help you
evaluate the pros and cons, so you
can make an informed decision as
to whether it’s better to break the
mortgage, pay the penalty and get
a lower rate, or stay with the one
you have because the costs
outweigh the benefits. You’ll then
be in the best position possible to
take advantage of timing – one of
the best and biggest advantages
you can have if ever you want to
break your mortgage.
By The Institute of Chartered
Accountants of Ontario
Strona 20
1-15/06 2011 No 11 (1025)
KLINIKA
REGENERACJI NATURALNEJ
MedQuantum Research Laboratory®
Dr. T. Szcz´sny Andrews, Ph.D.
• Akupunktura
• Homeopatia
• Electro-Medicine
“Medycyna Przysz∏oÊci”
• Enart Therapy
• Zio∏olecznictwo
• Irydologia
• Dietetyka
• Programy odwykowe
• Skuteczne metody odchudzania
• Walka z bólem, stanami alergicznymi
• Komputerowa analiza diety i alergenów
• Elektroniczna identyfikacja oraz detoksyfikacja jelita
grubego, krwi i limfy
• Pomoc w schorzeniach: nadciÊnienie, cholesterol,
cukrzyca, dro˝d˝yce, paso˝yty, zaburzenia
hormonalne, skóra, przewód pokarmowy, nowotwory,
artretyzm, astma, stawy, mi´Ênie oraz wiele innych.
TEST KOMPUTEROWEJ
OCENY ZDROWIA
“Total Health CyberScan”
Opis i wykresy graficzne
NajnowoczeÊniejsza metoda dostarczajàca informacji na temat
szczegó∏owego stanu zdrowia, w tym wielu narzàdów
wewn´trznych cz∏owieka: serca, wàtroby, ˝olàdka, p∏uc,
tarczycy, nerek, nadnerczy, trzustki, narzàdów p∏ciowych,
gruczo∏ów sutkowych, prostaty i wielu innych.
Badanie jest: bezpieczne, wygodne, bezbolesne, szybkie,
bezinwazyjne.
Warto znaç odpowiedê, aby: poznaç stan swego
zdrowia, uniknàç wielu niebezpiecznych chorób, na czas
wykryç poczàtki schorzenia i rozpoczàç kuracj´, dobraç
odpowiednie lekarstwa.
Dok∏adna, cyfrowa, oparta na bio-feedback ocena stanu
zdrowia. Podczas badanie jest mo˝liwoÊç obejrzenia
analizowanego organu na monitorze komputera.
Nie zwlekaj z decyzjà, dzwoƒ jeszcze dziÊ
i umów si´ na wizyt´.
e-mail: [email protected]
Mississauga: Natural Regeneration Clinic, 1755 Rathburn Rd. East, Unit 60
(905) 602-4191 1-877-949-9993
Goraczka czy temperarura
MEDYCYNA NATURALNA
Redaguje Dr.T.SzczÍsny
Andrews, Ph.D.
MÛwi siÍ czÍsto, øe ktoú ma
ÑtemperaturÍî, chodzi tutaj zazwyczaj o tzw. ÑgorπczkÍî, bo temperaturÍ musimy mieÊ zawsze, bez
niej nie moglibyúmy nor mal nie
funkcjonowaÊ. Chodzi zatem o
okreúlenie, jak bardzo trzeba byÊ
gorπcym, aby moøna by≥o powiedzieÊ, øe masz gorπczkÍ ?
U zdrowej osoby temperatura
mierzona w ustach waha siÍ miÍdzy 36.4 - 37.2 stopni C. Rano budzimy siÍ z niøszπ tem pe ra turπ,
ktÛra pÛüniej podwyøsza siÍ w
ciπgu dnia, zwykle miÍdzy go dzinπ 6 a 10 wieczorem. Jeøeli
two ja temperatura kszta≥tuje siÍ
powyøej 37.2 st.C d≥uøej niø przez
jeden lub dwa dni, to wtedy moøesz powiedzieÊ, øe masz go rπ czkÍ. Naleøy pamiÍtaÊ, øe gÛrna
granica prawid≥owej temperatury
moøe byÊ nieco wyøsza w go rπcym klimacie. Poza tym naleøy
uwzglÍdniÊ fakt, øe temperatura
nieco wzrasta po gorπcej kπpieli
lub po intensywnym tre nin gu.
Kobiety nieznacznie gorπczkujπ jeden lub dwa dni - po owulacji.
£ykniÍcie gorπcej kawy moøe byÊ
widoczne na odczycie termometru, podczas gdy porcja zje dzo nych lodÛw moøe za mas ko waÊ
rzeczywistπ gorπczkÍ.
MierzyÊ temperaturÍ moøna na
trzy sposoby - umieszczajπc termometr w ustach, pod pachπ lub w
odbytnicy. Jeøeli uøywamy
Ñtradycyjnegoî termometru rtÍciowego, to niezaleønie od tego, jakπ
metodÍ wybierzesz, naleøy siÍ
najpierw upewniÊ, øe rtÍÊ jest
strzaúniÍta i trzymaÊ go naleøy co
najmniej trzy minuty (pod pachπ
oko≥o 8 minut). Nowoczesne termometry elektronicznie same poin formujπ ciÍ, gdy up≥ynie czas
pomiaru.
Przy mierzeniu temperatury w
ustach, termometr naleøy trzymaÊ
w jednym miejscu z zaciúniÍtymi
wargami. Oddychaj przez nos, jeúli moøesz (nie zawsze jest to
≥atwe, zw≥aszcza kiedy jesteú przeziÍbiony i masz obrzÍk b≥ony
úluzowej nosa). Pomiary w odbytnicy sπ preferowane u niemowlπt i
dzieci oraz u ciÍøko cho rych.
Wynik jest o jeden stopieÒ wyøszy
niø mierzony w ustach.
A teraz za≥Ûømy, øe poczu≥eú
siÍ chory i przewidujπc, øe masz
gorπczkÍ, zmierzy≥eú sobie tempe raturÍ w ustach, odczyta≥eú
wynik 37.7 st. C. Doskonale,
moøesz mieÊ pe≥nπ satysfakcjÍ, øe
natura pomaga ci udowodniÊ
úwiatu, jaki jesteú naprawdÍ chory. KtÛø by ci uwierzy≥, øe czujesz siÍ naprawdÍ okropnie, jeúli
nie mia≥byú gorπczki. I nie spiesz
siÍ z obniøaniem swojej podwyøszonej temperatury. Gorπczka nie
jest chorobπ tylko jest objawem i
czÍsto jest zjawiskiem korzyst nym - jest to bowiem sposÛb, w
jaki twÛj organizm radzi sobie z
atakujπcymi wirusami, bakteriami
lub innymi patogenami. WiÍk szoúÊ tych zarazkÛw nie rozwija
siÍ w gorπcym úrodowisku. Jeúli
szybko obniøysz sobie temperaturÍ, za pomocπ aspiryny, acetamino fenu (Tylanol) lub zimnych
ok≥adÛw, nie ustalajπc dlaczego
gorπczkujesz, nie tylko pozostawiasz przyczynÍ bez wyjaúnienia,
ale pozbawiasz siÍ naturalnego
mechanizmu obrony.
W przypadkach nasuwajπcych
jakiekolwiek wπtpliwoúci naleøy
zawsze zasiÍgnπÊ rady swojego
lekarza. Nasza kolumna Zdrowia
Naturalnego pomaga zrozumieÊ
genezÍ i przebieg choroby, za war te w niej rady i opisy maja
charakter popularny i nigdy nie
powinny zastπpiÊ fachowej konsultacji medycznej. Przyk≥adowo,
inna drobna rada: jeúli twoje dziecko ma podwyøszonπ temperaturÍ
z powodu jakiegoú zakaøenia wirusowego, np. ospy wietrznej,
nigdy nie stosuj samodzielnie aspiryny, poniewaø mogπ rozwinπÊ
siÍ u niego powaøne neurologiczne zaburzenia w postaci tzw. zespo≥u Raya. GorπczkÍ powinieneú
obniøyÊ jeúli siÍga 39 st. C i dziecko jest niespokojne lub ma
drgawki. Moøesz to uczyniÊ za
pomocπ zimnych ok≥adÛw (ktÛre
ch≥odzπ w wyniku szybkiego parowania ze skÛry). Udar cieplny,
w wyniku d≥ugiego przebywania
w bardzo wysokiej temperaturze,
z ktÛrπ mechanizm termoregulacji
naszego organizmu po prostu nie
moøe sobie poradziÊ, charakteryzuje siÍ dramatycznie wysokπ
gorπczkπ i rÛønymi objawami neurologicznymi - od drgawek do
úpiπczki. Jeúli ofiarπ by≥by ktoú z
twego otoczenia, wezwij natychmiast ambulans.
Poszukiwanie przyczyny
gorπczki nie jest takie ≥atwe, jak
by siÍ mog≥o wydawaÊ. Nie wyjaúniona gorπczka trwajπca dniami i tygodniami nazywana jest
przez lekarzy gorπczkπ niewiadomego pochodzenia. W wiÍkszoúci
przypadkÛw spowodowana jest
ukrytπ gdzieú infekcjπ. Gorπczka
moøe takøe byÊ wywo≥ana przez
leki. Powiedzmy, øe przyszed≥eú
do lekarza z powodu jakiegoú
problemu zdrowotnego, otrzyma≥eú zestaw lekÛw, a po kilku
dniach wzros≥a ci temperatura.
Normalnie winisz za to chorobÍ,
ktÛ ra ciÍ dotknÍ≥a. Moøe i tak
jest, ale zawsze zwrÛÊ uwagÍ, czy
nie spowodowa≥y jej przyj mo wane przez ciebie leki. Gorπczka
moøe towarzyszyÊ rÛw nieø
chorobom, w ktÛrych tkanki
organizmu ulegajπ uszkodzeniu
(zawa≥ serca, udar mÛzgu, nowotwory, choroby autoimmuno lo giczne), lub tym, w ktÛrych
wzmoøony jest metabolizm, jak w
nadczynnoúci tarczycy.
Aby wykryÊ ürÛd≥o gorπczki
trzeba czÍsto byÊ Ñdetektywemî,
a ty w takiej sytuacji, jako pacjent
moøesz i powinieneú uczestniczyÊ
w tej akcji. åledztwo rozpocznij
od rejestrowania swojej temperatury o rÛønej porze dnia i nocy.
Jeúli temperatura mierzona w
ustach nigdy nie bywa niøsza niø
37.8 st.C i nie towarzyszπ jej øadne inne objawy, przejrzyj wszystkie przyjmo wa ne przez siebie
leki. Kaødy lek moøe nagle, niespodziewanie wywo≥aÊ gorπczkÍ,
nawet ten, ktÛry przyj mo wa≥eú
przez lata. NajczÍúciej sprawcami
nag≥ej zwyøki tem pe ratury by wajπ:
ï Antybiotyki i sulfonamidy.
Jak na ironiÍ, leki, ktÛre siÍ bierze, aby wyeliminowaÊ zakaøenie
i gorπczkÍ, same mogπ spowodowaÊ podniesienie temperatury.
ï Leki przeciwhistaminowe.
Przyjmujesz je w przypadku
uczu lenia i nagle dostajesz go rπczki. Jeúli nie masz oczywistej
infekcji, to po odstawieniu leku
temperatura powrÛci do wartoúci
normalnych.
ï Barbiturany - leki uspokajajπce. WiÍkszoúÊ z tych, ktÛre koÒczπ siÍ na -al (fenobarbital, Seco-
nal, Nembutal, Tuinal) sπ bardzo
szeroko stosowane w przypadku
bezsennoúci lub padaczki. Kaødy
z nich od czasu do czasu moøe
spowodowaÊ gorπczkÍ.
ï Leki stosowane w przypadku
nadciúnienia. Hydralazyna (Apreso line), metyldopa (Aldomet) i
tiazydowe leki moczopÍdne (Hydrodiuril, Esidrix, Dyazide, Maxzide, Moduretic) sπ przyjmowane
przez setki tysiÍcy ludzi kaødego
dnia na obniøenie wysokiego ciúnienia tÍtniczego krwi lub usu niÍcie nadmiaru groma dzπ cego
siÍ p≥ynu. Wszystkie mogπ indukowaÊ gorπczkÍ.
Chociaø sπ to najczÍúciej stosowane leki, ktÛre potencjalnie
mogπ wywo≥aÊ gorπczkÍ pamiÍtaj, øe kaødy inny lek moøe zadzia≥aÊ podobnie bez wzglÍdu na
to, jak úwietnie go dotychczas tolerowa≥eú.
Innπ waønπ przyczynπ przewlek≥ej, nie wyjaúnionej gorπczki jest
podostre bakteryjne zapalenie
wsierdzia, zakaøenie, na ktÛre
szczegÛlnie wraøliwe sπ zastawki
serca. Przez Ñwraøliweî rozu miem zastawki, ktÛre albo by≥y
zdeformowane od urodzenia, albo
uszkodzone w pÛüniejszym okresie øycia, najczÍúciej przez go rπczkÍ reumatycznπ. Zastawki te
zostajπ zakaøone w wyniku tak
niewinnych czynnoúci, jak czyszczenie zÍbÛw, wyciúniecie krosty
lub wyrwanie w≥osa z zapalnie
zmienionego mieszka w≥osowego
w skÛrze. Kaøda z tych manipulacji uwalnia bakterie do krwi, z
ktÛrπ dostajπ siÍ one do serca i
tam usadawiajπ siÍ powodujπc zapalenie i uszkodzenie zastawek.
Przed erπ antybiotykÛw podostre
bakteryjne zapalenie wsierdzia
by≥o úmiertelne. Niewielka gorπczka, czasem trwajπca miesiπcami, moøe byÊ jedynym objawem
podostrego bakteryjnego zapalenia wsierdzia. Jeúli obserwujesz
takπ gorπczkÍ i wiesz, øe masz
szmer w sercu, przypomnij sobie,
kiedy ostatnio by≥eú u dentysty.
Czy niedawno wycisnπ≥eú czyraka
lub wyrwa≥eú wy roú niÍ ty w≥os?
Czy by≥eú u urologa lub by≥aú u
ginekologa i czy cew nikowano
ciÍ z powodu jakiegoú problemu
urologicznego?
Czy ktÛraú z powyøszych sy tuacji zaistnia≥a, zanim zaczÍ≥a siÍ
gorπczka? jeúli tak, to podostre
bakteryjne zapalenie wsierdzia
jest rzeczywiúcie moøliwe.
Oto kilka dalszych uwag o innych przyczynach gorπczki:
ï Jeúli masz gorπczkÍ przez
wiÍkszoúÊ dnia, ale temperatura
normuje siÍ co najmniej raz na
dwadzieúcia cztery godziny, ürÛd≥em moøe byÊ ropieÒ, czyli otorbiony zbiornik ropy, ukryty
gdzieú w zatokach, dziπs≥ach,
wπtrobie, nerkach, p≥ucach, pod
przeponπ, w brzuchu - lub w jakikolwiek innym miejscu cia≥a.
RÛw nieø nowotwÛr moøe daÊ
taka przerywanπ gorπczkÍ.
ï Czy by≥eú w trzecim åwiecie
lub w jednym z krajÛw tropikalnych w ciπgu ostatnich szeúciu
miesiÍcy? Jeúli tak, to moøliwe,
øe z≥apa≥eú amebÍ albo malariÍ.
ï Waønym tropem wiodπcym
do znalezienia przyczyny gorπczki niewiadomego pochodzenia
moøe byÊ miejsce twojego sta≥ego
zamieszkania. W Ameryce jest co
najmniej piÍÊ rodzajÛw zakaøeÒ,
ktÛre powodujπ u ludzi tajemniczπ
zwyøkÍ temperatury: 1/ kokcydioi domikoza (gorπczka z doliny),
zakaøenie grzybicze rozpowszechnione na po≥udniowym zachodzie; 2/ gorπczka plamista GÛr
Skalistych, zakaøenie przenoszone
przez kleszcze na zachodzie, pÛ≥nocnym wschodzie i stanach úrodkowo-atlantyckich; 3/ blastomikoza, droødøyca, zakaøenie grzybicze w dolinie Missisipi; 4/ histoplazmoza, zakaøenie grzybicze na
wschodzie i úrodkowym zacho dzie i ostatnio 5/ choroba z Lyme,
zakaøenie przenoszone przez
kleszcze na pÛ≥nocnym wscho dzie.
ï Uprawiany przez ciebie zawÛd
moøe mieÊ rÛwnieø zwiπzek z
przyczynπ gorπczki niewiadomego
pochodzenia. Robotnicy w zak≥adach produkujπcych plastyk dostajπ na przyk≥ad gorπczki, poniewaø
naraøeni sπ na wdychanie oparÛw
unoszπcych siÍ w ich úrodowisku
pracy, zaú pracownicy zak≥adÛw
miÍsnych mogπ od zwierzπt oprawianych w rzeüni zaraziÊ siÍ bruce lozπ, powodujπcπ gorπczkÍ i
rozsiane bÛle.
Istnieje bardzo wiele informacji,
ktÛrych tylko ty moøesz udzieliÊ
lekarzowi, a ktÛre mogπ mieÊ znaczenie rozstrzygajπce dla postawienia diagnozy lub co najmniej
dla w≥aúciwego ukierun ko wania
poszukiwaÒ. Na przyk ≥ad jeúli
jesteú myúliwym i masz bezpoúredni kontakt z dzikimi zwierzÍtami,
to moøesz zaraziÊ siÍ tularemiπ;
jeúli jesteú mi≥oúnikiem soko≥Ûw
lub innych ptakÛw, to wdychajπc
py≥ z ich odchodÛw moøesz nabawiÊ siÍ choroby zwanej papuzicπ.
Dla lekarza poszukujπcego
przyczyny twojej gorπczki bardzo
pomocna by≥aby informacja, czy
mia≥eú jeden z poniøszych objawÛw:
Gwa≥towne dreszcze, obfite poty (gruülica?), utrata wagi cia≥a,
biegunka z ropπ lub krwiπ (pasoøyty, nowotwÛr, choroba Crohna
?), bolesne oddawanie moczu,
powiÍkszone wÍz≥y ch≥onne, wysypka skÛrna, bÛl i zapalenie stawÛw (choroby z autoagresji), bÛle
miÍúniowe
(np. Listerioza - obecnie panujπca w USA epidemia), bÛle w krzyøu itp.
Poszukujπc przyczyn gorπczki
niewiadomego pochodzenia, poza
bardzo uwaønym badaniem fi zycz nym, naleøy wykonaÊ bar dziej wyszukane badania dodatkowe. NajczÍúciej zaczyna siÍ od
ca≥kowitego badania krwi i badania biochemicznego.
Informacjπ kluczowa jest liczba
i rodzaj komÛrek znajdujπcych siÍ
we krwi. Na przyk≥ad komÛrki
nazywane eozynofilami sπ charakterystyczne dla alergii i chorÛb
wywo≥anych przez pasoøyty. Waønπ informacjπ jest takøe ca≥kowita liczba bia≥ych krwinek. Jeúli
jest ich bardzo duøo, to bardziej
prawdopodobnym powodem gorπczki jest zakaøenie bakteryjne
niø wi ru sowe, w ktÛrym liczba
krwinek moøe pozostaÊ w normie,
mimo podniesionej temperatury.
A teraz na koniec chcia≥bym drogi
Czytelniku ciÍ uspokoiÊ, abyú nie
przestraszy≥ siÍ tym wszystkim co
tutaj przeczyta≥eú. W rzeczywistoúci 90% przyczyn gorπczki nieznanego pochodzenia uda je siÍ
wykryÊ i skutecznie leczyÊ
1-15//06/ 2011 No 11 (1025)
Strona 21
Dwór w Kraśnicy i hubalowy Demon
(Warszawa, PIW 2009) Odc. 22
Aleksandra Ziółkowska-Boehm
„Los nasz dla Was przestrogą”.
WANDA OSSOWSKA
Henryk i Wanda byli rodzeństwem „malowanym”, „stworzonym do walki”1. Wanda była
ukochaną siostrą Henryka, osobą
wyjątkową, którą podziwiał i o
której mówił chętnie i z dumą.
Życie Wandy jest dramatyczną
kwintesencją losów pokolenia
wojennego. Od walki konspira cyjnej w AK, przez Gestapo na
Szucha, Pawiak, Majdanek, Auschwitz – po represje w powojennych
czasach stalinowskich. Jej postawę cechowały opanowanie, hart,
brak użalania się nad sobą, godność i elegancja – budziła podziw
i zachwyt. Wiele razy patrzyłam
na jej fotografie, szczególnie na
moją ulubioną, ze spotkania z
papieżem. Wyprostowana, wysoka postać kobiety o szlachetnym,
pięknym profilu. Rozmawiając z
Wandą Ossowską, czytając o niej
czy jej wspomnienia, można poznać wiele faktów z jej życia,
przede wszystkim o tym, co zrobiła, o jej postawie. Mniej mówi o
sobie samej. Została zapamiętana
dzięki swoim uczynkom i swojej
postawie, swojemu życiu. Była
dzielna i szlachetna, była naprawdę niezwykłym człowiekiem.
Po maturze w warszawskim
gimnazjum imienia Zofii Wołowskiej i ukończeniu szkoły pielęgniarskiej pracowała w lwowskim
sanatorium chirurgicznym Polskiego Czerwonego Krzyża. Z siostry tak zwanej odcinkowej awansowała na operacyjną, a potem
została przełożoną. Pracowała z
profesorem Adamem Grucą, wybitnym ortopedą 2.
Zawiązana między nimi we
Lwowie przyjaźń przetrwała długie lata po wojnie. Wanda, młoda
i energiczna, po wybuchu wojny
zgłosiła się do Kadry Zapasowej
Wojska Polskiego, prosząc o pracę na odcinku frontowym. Była to
praca najtrudniejsza. 7 września
dostała przydział do 604 Szpitala
Ewakuacyjnego przy ulicy Kurkowej, którego komendantem był
dr Józef Aleksiewicz. Spędzała
noce i dnie na asystowaniu przy
operacjach, przeprowadzała sama
mniejsze zabiegi. Patrząc na jęki i
konanie żołnierzy, słysząc słowa
wdzięczności za ulgę, którą
niosła, utwierdziła się w przekonaniu, że chce robić właśnie to, że
chce pomagać innym.
Włączyła się do pracy konspiracyjnej w ZWZ. Została łączniczką
szefa „Straganu” –„Stanisława”
(majora Stanisława Rogińskiego).
„Straganowi” podlegały komórki
na terenie całej Warszawy, lotnictwo i kolej.
Wanda jako łączniczka musiała
kilkakrotnie przechodzić granicę
Generalnej Guberni. Częstokroć
na potykała trudne sytuacje, w
któ rych musiała sobie radzić.
Używała różnych pseudonimów:
„Wanda”, „Helena Press”, „Krystyna Załucka”. Wiele razy udawało się jej umknąć napotykanym
trudnym sytuacjom. Do czasu. W
nocy z 26 na 27 sierpnia 1942
roku w warszawskim mieszkaniu
jej siostry, Heleny z Ossowskich
Maszczykowej, zostaje areszto wana i przewieziona na Pawiak.
W czasie rewizji w mieszkaniu
znaleziono między innymi listę
280 pseudonimów ludzi pracujących dla „Straganu”. Wraz z
Wan dą aresztowano jej siostrę,
szefa, majora Rogińskiego, jego
sekretarkę Janinę Despot-Zeno wicz „Ninę”. Uważa się, że aresztowanie nastąpiło na skutek zeznań agenta nr 97, Ludwika Kalksteina. Tego samego, który był
współ winny wydania generała
Grota-Roweckiego.
W ciągu półtora miesiąca, po
28 sierpnia Wandę przesłuchi wano 57 razy, chcąc z niej wydobyć prawdziwe nazwiska. Wożono ją czasami kilka razy dziennie
z Pawiaka na Aleję Szucha, gdzie
poddawana była torturom. Miała
pękniętą czaszkę, wybite zęby i
uszkodzone ucho. Umęczona do
granic moźliwości, zażyła truciznę i przez osiem dni Niemcy ratowali ją, bo była im potrzebna.
Zakuta w kajdany, trzymana była
w Alei Szucha przez kolejne
tygodnie. Nie wydała nikogo.
Skazano ją na dwa lata obozu,
po których w styczniu 1945 roku
miano wykonać karę śmierci. 17
stycznia 1943 roku znalazła się w
Majdanku i niebawem włączyła
się w pomoc medyczną. W kilka
tygodni po pierwszych wypad kach tyfusu plamistego Niemcy
zezwolili na otwarcie szpitala.
Mieścił się w baraku z ogrom nymi szparami między deskami,
wyposażony był w obszarpane
koce i pozarywane piętrowe prycze. Było prymitywnie, ale chore
były myte, czesane, zapewniano
im elementarną opiekę.
13 kwietnia 1944 roku ewakuowano Majdanek. Chore z personelem rewiru, Białorusinki i Żydówki skierowano do Auschwitz,
w sumie około 1350 kobiet, resztę
wywieziono do Ravensbrück.
Wanda w obozie w Auschwitz
www.nowykurier.com
chorowała na zakrzepowe zapalenie żył. Po wiadomości o śmierci siostry Heli z Ossowskich
Masz czykowej, która 30 maja
1943 roku zmarła na tyfus, wpadła w apatię, gorączkowała. Straciła wolę życia. Umarłaby, gdyby
nie oddane jej i szanujące ją opiekuńcze koleżanki więźniarki. W
porównaniu z Majdankiem, gdzie
w szpitalu panował pewien porządek, szpital w Brzezince to była
umieralnia. Personel nie dysponował żadnymi środkami, brak
było nawet czystej wody. W tych
warunkach nie było żadnej moźliwości, aby pomóc pacjentom.
Wanda początkowo pracowała
przy wykopach warzyw, ziemniaków, noszeniu kamieni, potem w
kuchni. W obozie, powszechnie
wie dziano, że czeka ją wyrok
śmierci. Mijały równo dwa lata.
18 stycznia 1945 roku wyrok
miał być wykonany. W przed dzień, 17 stycznia, rozpoczęła się
ewakuacja obozu. Nadciągali Rosjanie, Niemcy palili w pośpiechu
dokumenty. Ossowska szła trzy
doby w pieszym transporcie do
Wodzisławia, potem pociągiem
została wysłana do Ravensbrück.
Następnie był obóz w NeustadtGlewe w Meklemburgii, gdzie
także zorganizowała i prowadziła
obozowy szpital. Tu doczekała
zakończenia wojny.
2 maja Niemcy uciekli. Więźniar ki ruszyły za bramę obozu.
Zgłodniałe penetrowały żołnierskie baraki w poszukiwaniu jedzenia, chwyciły stojące butelki z
winem, rzuciły się na je dze nie.
Tej pierwszej nocy trzydzieści
sześć kobiet zmarło na skręt
kiszek.
Następnego dnia, 3 maja, pojawiła się amerykańska czołówka
frontowa. Okazało się, że wśród
przy byłych Amerykanów wielu
było polskiego pochodzenia.
Płakały kobiety w pasiakach, płakali ludzie w mundurach. Potem
nadeszły oddziały z kolumną sanitarną. Chore kobiety postanowiono przewieźć do pobliskiego
szpitala. Wanda i dr Perzanowska
udały się z nimi, by zapewnić im
odpowiednią opiekę. Niemiecki
dyrektor szpitala w Meklemburgii
próbował protestować, że nie
przyjmie do swego szpitala „zawszonych brudnych więźniarek”.
Doktor Stefania Perzanowska powiedziała mu ostro, że ma trzy
godziny na przygotowanie łóżek.
Ostry ton sprawił, że wyprężył się
w odpowiedzi: — Jawohl, Frau
Doktor.
Pod koniec maja 1945 wróciła
do Warszawy. W październiku
Wanda Ossowska została aresztowana i znalazła się w więzieniu
UB. Po latach nie mówiła na ten
temat wiele. W czasie nadawa nych w TV „Rozmów z Wandą
Osssowską” krótko i przejmująco
powiedziała, że było to „najcięższe więzienie. Jakkolwiek nie
byłam uderzona, nie zrobiono mi
żadnej krzywdy fizycznej”3. W
1989 roku Wanda Ossowska
otrzymała najwyższe odznaczenie
dla wybitnie zasłużonych pielęgniarek, medal Florence Night ingale, przyznawany co dwa lata
przez Międzynarodowy Komitet
Czerwonego Krzyża w Genewie.
.
O życiu Wandy po wojnie opowiedzieli mi Danuta i Janusz Krasiccy. Po wojnie wróciła do pracy
jako instrumentariuszka, asystując
przy operacjach profesora Adama
Grucy, z którym pracowała we
Lwowie. Ponadto Wanda stała się
wielką miłośniczką nart. Zwracała uwagę swoją opaloną, szlachetną twarzą, prostą, wysoką sylwetką. Razem z profesorem i jego
żoną wyjeżdżała na narty, pozosta li w wielkiej przyjaźni do
śmierci profesora w 1983 roku.
Gdy w 1988 roku Michał Ja gieł ło przeprowadzał z nią wy wiad, 76-letnia wówczas Wanda
Ossowska na pytanie:4 Gdyby
Panią poproszono o napisanie
własnego biogramu, co chciałaby
Pani w nim zawrzeć – odpowiedziała powściągliwie, bez patosu:
„Urodziłam się 28 kwietnia
1912 roku w rodzinie ziemiań skiej, religijnej i patriotycznej.
Nasze spokojne, dostatnie życie
zmieniło się z dniem śmierci Ojca
w 1925 roku. Gdy zdałam maturę,
postanowiłam skończyć szkołę
pielęgniarstwa, aby móc praco wać i zarabiać.
W 1939 roku we wrześniu zostałam powołana do czołówki
chirurgicznej i następnie do 604
Szpitala Wojskowego we Lwo wie. Przysięgę w Służbie Zwycięstwa Polski składałam w paź dzierniku 1939 roku. W 1940 roku zostałam wysłana przez władze organizacji do Warszawy celem nawiązania łączności. W
drodze powrotnej aresztowano
mnie i osadzono w więzieniu. W
1941 roku podczas wojny nie miecko-rosyjskiej zostałam uwolniona przez ludność cywilną. W
lipcu wysłano mnie ponownie do
Warszawy. Tam po wykonaniu
rozkazów zostałam przydzielona
do komórki „Stragan” wywiadu
ofensywnego ZWZ.
Aresztowana w sierpniu 1942
roku przez Gestapo, z obciążającymi mnie dokumentami, po bardzo trudnym śledztwie 17 stycznia 1943 roku zostałam wysłana
do obozu koncentracyjnego Majdanek z wyrokiem dwa lata obozu
i karą śmierci. Następny obóz to
Aushwitz który ewakuowano na
dzień przed wykonaniem wyroku.
Potem Ravensbrück i NeustadtGlewe. 2 maja 1945 roku oswobodzono obóz, zaś 23 maja byłam
już w Warszawie. W październiku
tego roku aresztowało mnie UB.
1 lutego 1946 roku podjęłam
pracę w Klinice Ortopedycznej
prof. Adama Grucy. W 1986 roku
przeszłam na emeryturę po pięćdziesięciu latach pracy zawodowej”.
Wanda i jej brat Henryk uczęszczali do Szkoły Podstawowej,
która po latach przyjmie ich imię.
W mieszkaniu Danuty i Janusza
Krasickich obejrzałam nagrany
przez nich cykl rozmów z Wandą
Ossowską nadawany w telewi zji.5 Mówiła niezwykle jasno i
skupiała się na innych, nie na
sobie. Zauważyła to także Elżbieta Strojny, „ciocia mówi z wielkim talentem, krótko i tak treściwie, że trudno byłoby cokolwiek
dodać. To «natchnienie» zawsze
jej towarzyszyło. Nigdy nie była
rozwlekła czy nudna. Niewiele
mówiła o swoich sprawach, więcej o innych, o cierpieniach
innych”.
(ciag dalszy nastąpi)
1 Tak określiła ich Danuta
Brzosko-Mędryk, autorka Matyldy (Wyd. MON, Warszawa
1970) i wielu innych książek.
2 Adam Gruca (1893–1983)
profesor medycyny, w latach
1931–1939 pracował jako ordynator Oddziału Chirurgicznego
Szpitala Ubezpieczalni Społecznej we Lwowie. W kampanii
wrześniowej brał udział w obronie Lwowa – był naczelnym chirur giem szpitala wojskowego,
mieszczącego się w gmachu
głów nym Politechniki Lwows kiej. W okresie pierwszej okupacji sowieckiej (1939–1941) był
kierownikiem Kliniki Chirurgii
Ogólnej lwowskiego Instytutu
Medycznego, pełniąc jednocze śnie funkcję szefa sanitarnego w
Komendzie Obszaru ZWZ. W
czasie okupacji niemieckiej (od
lipca 1941) pracował jako wy kładowca medycznych kursów
zawodowych we Lwowie. Zagrożony aresztowaniem przez Niemców i śmiercią ze strony UPA we
wrześniu 1943 opuścił Lwów i
ukrywał się w Kalwarii Zebrzydowskiej. Po wojnie był profe sorem Uniwersytetu Warszaw skiego, kierownikiem Katedry i
III Kliniki Ortopedycznej AM w
Warszawie.
3 Rozmowy z Wandą Ossowską, 6 odcinków, TV Niepokalanów, 1996, powtórka w roku
2000. Cykl: „Majdanek. Opo wieść o życiu i śmierci”.
4 Lwów 1939/40. Z Wandą
Ossowską rozmawia Michał
Jagiełło, „Przegląd Powszechny”
nr 9, 1988, s. 249–262.
5 Op.cit.
1-15/06/ 2011 No11(1025)
Strona 22
Jean Chretien: The Lucky Prime Minister
By Michael Bliss
Jean Chrétien’s career shows
how much can be accomplished
in Canadian politics by someone
who is ambitious, hard-working,
and has good luck — even if they
speak English with a very thick
accent.
Chrétien did not speak English
at all when he was elected to Parliament in 1963 from rural Quebec. He was only 29 years old,
one of a middle-class family of
19 children. He worked hard,
began to learn English, made
many Liberal friends, and by
1967 had become a minister in
Lester Pearson’s Liberal government.
Chrétien was an enthusiastic
supporter of Pierre Elliott Tru deau. During the Trudeau years
he held every major position in
the Canadian Cabinet and was
one of the chief negotiators of
constitutional reform in 1981-82.
He earned a reputation as a tough
guy not afraid to make hard
decisions.
The Liberal Party had a tradition of alternating between
French and English-speaking
leaders, so it was unlikely that
Chrétien could succeed Trudeau
in 1984. But after John Turner
lost two elections, it was no
surprise that the Liberals turned to
Chrétien in 1990. The problem
was that many felt he was a figure
from the past, yesterday’s man.
His streak of good luck occurred when the Progressive Conservative party fell apart in the early
1990s, and the Liberals crushed
Kim Campbell’s Conservatives in
the 1993 election. With the Conservatives divided and quarrelling, Jean Chrétien had no trouble
winning big majorities in the
1997 and 2000 elections. His
Liberals seemed to be Canada’s
only national party.
Jerzy Malara
Stowarzyszenie InżynierÛw
i TechnikÛw GÛrnictwa
Wybitny nasz rodak Stanisław
Staszic mawiał by „myśleć o
przyszłości, a o przeszłości nie
zapominać”.
Warto więc przypomnieć jak
postrzegana była w przeszłości
rola górnictwa węglowego w
gospodarce narodowej i jaki był
stosunek władz państwowych do
tej gałęzi przemysłu.
Węgiel kamienny stanowił w
okresie międzywojennym podstawowe źródło zaopatrzenia energetycznego gospodarki narodowej.
Roczne wydobycie węgla ka mien nego osiągało wielkości
przedstawione w tabeli 2.
Miarą niskiego poziomu życia
gospodarczego był między innymi wskaźnik konsumpcji węgla
na głowę ludności. W 1937 r. wynosił on w Polsce 736 kg, natomiast w Anglii 3982 kg, w Niemczech 2650 kg, we Francji 1781
kg a w Belgii 4106 kg.
Wydobycie węgla w Polsce nie
przekraczało w zasadzie 40 mln
ton w skali rocznej. Wyjątek
stanowił rok 1929, w którym z
uwagi na strajk górników w
Anglii i większe możliwości
zbytu węgla wydobyto około 46
mln ton. W roku 1938 wydobycie
węgla kamiennego przekroczyło
nieznacznie poziom 38 mln ton.
Uzyskano je z 77 czynnych w
It was more difficult to govern
a troubled country. In 1995 a
second referendum in Quebec on
separating from Canada almost
passed. If just a few thousand
votes had swung from “Non” to
“Oui” Canada would have entered
a terrible crisis. Chrétien would
have been forced to resign as a
failed prime minister.
But his good luck held. After
the referendum his government
fought the separatist movement to
a standstill. By the beginning of
the 21st century the idea of independence seemed to be old, tired
and in decline in popularity in
Quebec.
The Chrétien government was
also forced to tackle the very
large budget deficits Canada had
been running since the 1970s.
Major cutbacks in government
spending in the mid-1990s proved
surprisingly popular with voters
worried that Canada was drowning in an ocean of debt. By the
end of the decade the government
was accumulating large financial
surpluses. These enabled it to start
cutting taxes even as it resumed
spending. Many Canadians felt
that Chrétien’s minister of
finance, Paul Martin, had done an
outstanding job and would soon
become the next prime minister.
Jean Chrétien liked to present
himself as the little guy (le petit
gars) from Shawinigan, Quebec.
People joked that his accent was
difficult to understand in either
English or French. To average
Canadians, including many recent
immigrants, the Chrétien Liberals
seemed both friendly and good
communicators. At the end of the
20th Century Canada was a peaceful, prosperous and proudly
multicultural country, a nation
that minded its own business in
world affairs, and supported most
world organizations. Chrétien
also got favourable publicity for
leading groups of businessmen on
Team Canada trade missions to
China and other countries.
On September 11, 2001, air ports in eastern Canada welcomed
thousands of travellers diverted
from their journeys because of the
terrorist attacks on the United
States. Canadians sympathized
with Americans in their war
against terrorism, and on many
other issues, and were very concer ned that trade and people
should continue to flow easily
across the border. When pressed
to join the American invasion of
Iraq in 2003 the Chrétien government refused. Many experts were
surprised that Canada had dared
to disagree with the United States
on this issue, but polls showed
that the Canadian people strongly
supported Chrétien’s position.
Many Liberals had hoped there
would be a smooth transition in
their leadership from Chrétien to
Martin early in the new century
but the two Liberal giants did not
like one another. There was a
long and bitter struggle in the
party that eventually resulted in
Chrétien’s resignation in 2003
with Martin becoming his successor. Under Paul Martin, the
Liberals were weak and divided
and badly hurt by scandals in
Quebec. They lost power in early
2006 to the revived Conservative
Party under Stephen Harper.
Very fit and active in retire ment, Chrétien did not accept any
of the blame for his party’s
problems. For 40 years he had
done his job, fought to preserve
Canada, and enjoyed amazing
success. Few politicians in the
history of the country had wielded so much power in so many
high offices for so many years.
Restrukturyzacja czy likwidacja
polskiego przemysłu węglowego? (2)
owym czasie kopalń znajdujących
się w trzech rejonach: górnośląskim, dolnośląskim i krakowskim.
Kopalnie w zdecydowanej większości były w rękach kapitału zagranicznego. W roku 1938 firmy
polskie i polsko-francuskie („Skarboferm”) uczestniczyły w wydobyciu węgla kamiennego na terenie Polski w 35,3%, firmy nie mieckie – w 44,8%, firmy amerykańsko-niemieckie („Giesche”) –
w 6,1%, firmy francuskie i belgijskie – w 13, 7%.
Kopalnie należały głównie do
koncernów: Ballesterna, Schaffgorschów, Donersmarcków, Hohenlohego, Spadkobierców Gieschego, Wspólnoty Interesów
Gór niczo-Hutniczych, kopalń
ksią żąt Pszczyńskich oraz Ryb nickiego Gwarectwa Węglowego.
Jednym z typowych reprezentan tów koncernów o kapitale
mieszanym (polsko-fransuskim)
był „Skarboferm” posiadający 4
duże kopalnie („Prezydent Mościcki”, „Barbara-Wyzwolenie”,
„Bielszowice” i „Knurów”), których łączne wydobycie roczne
wynosiło (w 1938 r.) ponad 4 mln
ton. Kapitał zakładowy tej organizacji w 50% należał do rządu
polskiego i w 50% do udziałowców francuskich. Stanowiska we
władzach „Skarbofermu” (rada
nadzorcza, komitet stały, dyrekcja) rozdzielone były po połowie
między przedstawicieli strony
francuskiej i strony polskiej; tych
ostatnich mianowało Minister stwo Skarbu oraz Ministerstwo
Przemysłu i Handlu.
O ile w roku 1918 w granicach
Polski znalazły się tylko dwa
okrę gi węglowe: dąbrowski i
krakowski, których wydobycie
węgla nie pokrywało potrzeb
państwa, to w wyniku plebiscytu i
powstań śląskich okręg górno śląski został podzielony między
Polskę i Niemcy. W wyniku tego
Polsce przypadły 52 kopalnie
węgla, Niemcom zaś 14 kopalń.
Organizacja górnictwa węglowego w okresie międzywojennym
opierała się na bardzo zróżnicowanej strukturze jednostek gospodarczych o kapitale polskim,
mieszanym lub zagranicznym,
działających w warunkach gos podarki rynkowej. Kierując się
jed nak interesami ogólnokrajo wymi władze państwowe ingerowały w niezbędnym zakresie w
działalność tego przemysłu. Władze państwowe chcąc zachować
kontrolę nad działalnością gospodarczą przemysłu węglowego
będącego w przeważającej części
w rękach kapitału zagranicznego
– popierały tworzenie tzw. konwencji węglowych czyli „porozumień” producentów węgla mając
na celu eliminowanie, między innymi, walki konkurencyjnej poprzez ustalanie podziału rynków
zbytu oraz cen minimalnych węgla. Rząd polski obawiał się bo wiem, że wolna konkurencja w tej
gałęzi gospodarki może prowa dzić do upadku słabszych gospodarczo przedsiębiorstw i zamykania kopalń mających gorsze wa-
runki eksploatacyjne. Tą drogą
starano się chronić rynek pracy i
przeciwdziałać wzrostowi bezrobocia.
W okresie dekoniunktury były
jednak przypadki wyłączania z
produkcji niektórych kopalń.
Kopalnie te nie były, tak jak się
robi obecnie, likwidowane, lecz
zamykane. Niektóre z nich zostały ponownie uruchomione po II
wojnie światowej.
Produkcja węgla w Polsce przekraczała chłonność krajowego
rynku. Sytuacja ta uległa znacznemu pogorszeniu, gdy Niemcy,
począwszy od połowy 1925 roku,
zahamowały import polskiego
węgla przez wprowadzenie wysokich ceł przywozowych – pragnąc
w ten sposób doprowadzić do pogłębienia trudności gospodar czych Polski. W zaistniałej sytuacji, wobec potęgowania się trudności gospodarczych przemysłu
węglowego doszło do utworzenia
2 konwencji: Górnośląskiej, która
objęła kopalnie w należącej do
Polski części okręgu górnoślą skiego, oraz Dąbrowsko-Krakowskiej do której należały kopalnie z
okręgu dąbrowskiego i krakowskiego. Zadaniem tych konwencji
było ustalanie maksymalnej wysokości kontyngentów sprzedaży
węgla w kraju i na tzw. rynkach
bliskich oraz cen minimalnych.
Następnie te regionalne konwencje utworzyły (od 30 IX 1925 r.)
Konwencję Ogólnopolską z siedzibą w Katowicach. Z począt kiem lat trzydziestych w miejsce
tej konwencji została wprowadzona nowa umowa konwencyjna
zawarta bezpośrednio przez
przedsiębiorstwa, a nie przez konwencje regionalne. Przyjęła ona
nazwę Polskiej Konwencji Węglowej i uzyskała własną osobowość prawną.
Obrót węglem był regulowany
Rozporządzeniem Prezydenta
Rzeczypospolitej z dnia 6 kwietnia 1932 r., a więc aktem normatywnym wysokiej rangi. W wymie nionym Rozporządzeniu na
szczególne podkreślenie zasłu guje zapis dotyczący obowiązku
przy mu sowego zrzeszania się
przedsiębiorstw węglowych i ich
zwią z ków w celu normowania
produ kcji oraz zbytu węgla w
kra ju i za granicą, oraz upowa żnienia Ministra Przemysłu i
Handlu do kon troli zarządów
przedsiębiorstw węglowych, ich
związków zajmujących się sprzedażą węgla oraz innych osób zajmujących się sprzedażą lub przewozem węgla – w zakresie produkcji, zbytu i przewozu węgla.
Charakterystycznym jest również zapis dotyczący powierzenia
orzecznictwa karno-administra cyjnego w odniesieniu do win nych naruszenia postanowień
Rozporządzenia – urzędom górniczym.
Zdecydowana większość pro ducentów węgla powierzała sprawy zbytu swoich produktów (węgiel kamienny, brykiety, koks)
wy specjalizowanym, dużym
DokoÒczenie na stronie 23
No 11 (1025) 1-15/06/2011
DokoÒczenie ze strony 22
firmom handlowym określonych
w ówczesnej terminologii nazwą
„koncernów”. Działały trzy takie
duże organizacje handlowe, a
mianowicie: „Robur”, „Progress”
i „Fulmen”.
„Robur” reprezentował interesy
handlowe producentów eksploatujących łącznie 16 kopalń i około
35–40% wydobycia węgla. Posiadał on liczne placówki handlowe
jak również własne statki do transportu węgla. „Progress” reprezentował interesy 15 kopalń dających łącznie około 23% wydobycia. Firma „Fulmen” dokonywała sprzedaży około 9% produkcji. Zbytem węgla z kopalń księcia Pszczyńskiego zajmowała się
mniejsza firma „Unitas”. Wszystkie wymienione firmy należały
obligatoryjnie do Polskiej Konwencji Węglowej i zobowiązane
były do przestrzegania jej postanowień. Nieliczne kopal nie,
szczególnie dąbrowskie i krakowskie sprzedawały węgiel przez
własne biura sprzedaży.
Przedsiębiorcy reprezentujący
kapitał zagraniczny w wielu przypadkach starali się ukryć przed
władzami skarbowymi swoje
prawdziwe zyski i przedstawiać
kopalnie, jako zakłady deficytowe. Usiłowano to osiągnąć, między innymi, przez wykreowy wanie sztucznie wygórowanych
kosztów własnych, zaniżanie
wpływów z eksportu węgla, naliczanie procentów od fikcyjnych
zadłużeń oraz zakupy zagraniczne
po nadmiernie wysokich cenach.
Niekiedy stosowano też fałszowanie ksiąg rachunkowych i bilansów dla uniknięcia opodatkowania.
Podejmowane były także liczne
próby nielegalnego transfe ru
części kapitału za granicą, po garszając w ten sposób pozornie
swój stan finansowy. Przodował
w tym kapitał niemiecki i francuski. Typowym w tym wzglę dzie przykładem były kopalnie
książąt Pszczyńskich. Wykazywane przez nie straty bilansowe jak
również jawne lekceważenie okazywane przez księcia Pszczyń skiego polskiej administracji i jej
zarządzeniom – zmusiło władze
polskie do ustanowienia w 1934 r.
zarządu przymusowego nad majątkami Pszczyńskimi.
Dzięki zlikwidowaniu nadużyć
i usprawnieniu ich administracji,
już w pierwszym okresie działalności zarządu przymusowego,
kopalnie księcia Pszczyńskiego
osiągnęły zyski. W pewnych
przy padkach brano koncerny
górniczo-hutnicze pod nadzór
sądowy, a następnie ich akcje
przejmowane były przez skarb
państwa i państwowe banki z
tytułu należności podatkowych.
By położyć kres tym szkodliwym
dla Skarbu Państwa zjawiskom,
dążono do utworzenia przymusowego syndykatu węglowego kontrolowanego przez państwo.
W roku 1939 rząd polski zdecydował się na utworzenie przymu sowego zrzeszenia przedsię biorców węglowych i ich związków pod nazwą „Naczelna Organizacja Przemysłu Węglowego”.
Działalność tej organizacji podporządkowana była ministrowi
przemysłu i handlu, który miał jej
również nadać statut. Rozporzą-
dze nie w tej sprawie opubliko wane w Dzienniku Ustaw Rze czypospolitej Polskiej z 30 sierpnia 1939 r. nie mogło jednak
wejść w życie wobec wybuchu II
wojny światowej.
Istotną rolę w działalności przemysłu węglowego odgrywał eksport węgla. Jak już wspomniano
produkcja węgla w Polsce przekraczała chłonność krajowego
rynku. Dla pełniejszego wykorzystania zdolności produkcyjnej
kopalń, a tą drogą poprawienia
wyników ekonomicznych zakładów górniczych, podejmowane
były działania mające na celu
maksymalizację eksportu węgla.
Wynosił on od 8 do 14 milionów
ton rocznie (przy wydobyciu całkowitym nieprzekraczającym 40
mln ton. W roku 1925 Niemcy,
kierując się względami politycznymi, wstrzymały import polskiego węgla. (W roku 1923 eksport
ten wynosił ponad 8 mln ton zaś
w roku 1926 tylko 23 tys. ton).
Z powodu utraty rynku nie mieckiego polskie kopalnie węgla
znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Utrata rynku niemieckiego
oraz nasilająca się konkurencja ze
strony innych eksporterów węgla
w Europie zmusiła polskie górnictwo do poszukiwania rynków
zbytu w krajach bardziej odległych, w tym również pozaeuro pejskich, co wywarło negatywny
wpływ na ceny uzyskiwane za
eksportowany węgiel.
Rząd polski był zainteresowany
eksportem węgla widząc w tym
środek do utrzymania kopalń w
ruchu i przeciwdziałaniu tą drogą
wzrostowi bezrobocia. Rząd polski wspierał działania proeks portowe, obniżając taryfy na przewóz węgla do portów oraz tworząc specjalny fundusz dla pre mio wania eksportu morskiego.
Ceny uzyskiwane za węgiel eksportowany były z reguły znacznie
niższe od cen krajowych, a po nadto bardzo zróżnicowane w zależności od rynku, na który skierowano węgiel. Najniższe ceny
uzy skiwano w eksporcie mors kim.
Wpływy z eksportu pokrywały,
więc tylko część kosztów własnych. Prowadzenie tego pozornie
deficytowego eksportu wiązało
się nie tylko z koniecznością
utrzy mania kopalń w ruchu i
zabezpieczeniem tym samym
określonej ilości miejsc pracy.
Słusznie uważano, że eksport
węgla nawet po cenach niższych
od kosztów własnych jest opłacalny, jeżeli tylko osiągane z niego
wpływy są wyższe od kosztów
zmiennych. Pozwala to, bowiem
nie tyle na osiągnięcie zysków,
ale zmniejszenie strat w stosunku
do tych, jakie kopalnie musiałyby
ponosić w związku z utrzy my waniem niewykorzystanej części
swej zdolności produkcyjnej.
W okresie międzywojennym,
podobnie jak obecnie, węgiel
kamienny stanowił podstawowe
źródło zaopatrzenia energetycznego gospodarki narodowej.
Przemysł wydobywczy funkcjonował w warunkach gospodarki
rynkowej. Władze państwowe
zdając sobie sprawę z roli, jaką
odgrywa górnictwo w gospodarce
narodowej – wpływały w nie zbęd nym zakresie na politykę
przemysłu węglowego. Sprowa-
Strona 23
POLISH-CANADIAN
INDEPENDENT COURIER
SEMI-MONTHLY
WYDAWCA-PUBLISHER
Nowy Kurier Inc.
REDAKTOR NACZELNY:
JolantaCabaj
REKLAM/ADVERTISING
Cell: 647-886-1804
Email: [email protected]
REDAKCJI/ADDRESS
OF EDITORIAL BOARD:
12 Foch Ave, Toronto, ON
M8W 3X1 (Canada)
Tel/Fax: . (416) 259-4353
E-mail: [email protected]
website:
www.nowykurier.com
PUBLICYSCI
/CONTRIBUTORS:
dzało się to, jak już wspomniano,
do obligatoryjnego zrzeszania się
producentów węgla w ramach
organizacji zwanej od 1931 r.
Polską Konwencją Węglową.
Organizacja ta, w zależności od
uwarunkowań koniunkturalnych,
poprzez ustalania wysokości
kontyngentów sprzedaży węgla
regulowała wysokość zbytu (a
więc i produkcji), a ponadto
ustalała poziom cen minimalnych
obowiązujących przy sprzedaży
węgla. Tą drogą starano się chro-
nić rynek pracy nie dopuszczając
do nieuzasadnionej konkurencji
na rynku węglowym, która mogła
prowadzić do upadku słabszych
gospodarczo przedsiębiorstw i w
konsekwencji do wzrostu bezrobocia. Dodać należy, że w ów czesnej strukturze organizacyjnej
Ministerstwa Przemysłu i Handlu
funkcjonował departament górniczo-hutniczy zatrudniający liczących się fachowców tej branży.
c.d.n.
Rok 2012 - Rokiem
Władysława Wagnera
PYANA* i Yacht Club
WHITE SAILS** zapraszają
wszystkich polskich żeglarzy na
Wagner Sail ing Rally, British
Virgin Islands, 21-22 stycznia,
2012
Władysław Wagner – Pierwszy
Polski Żeglarz Opłynął Ziemię
21-22 stycznia, 2012
Pod koniec roku 2010 powstał
komitet organizacyjny Wagner
Sailing Rally zainicjowany przez
Jerzego Knabę
([email protected]),
który zaprasza wszystkich chętnych do współpracy. Komitet
(1932-1939)
W roku 2012 będą obchodzone
trzy okrągłe rocznice Władysława
Wagnera:
- 100 rocznica urodzin (Krzyżowa Wola, 17 września 1912)
- 80 rocznica rozpoczęcia z
rejsu (Gdynia, 8 lipca 1932)
- 20 rocznica śmierci (Floryda,
15 września 1992)
* Polish Yachting Association
of North America
http://www.pyana.com/
** Polish Canadian Yacht Club
”White Sails”, Toronto
http://www.whitesailstoronto.org
Spotykamy się na Wagner Sailing Rally, British Virgin Islands,
skupia przedstawicieli Bractwa
Wybrze ża, Yacht Klubu Polski
(Londyn), Polskiej Fundacji
Morskiej i żeglarskich klubow
polonijnych zrzeszonych w
organizacji PYANA: White Sails
(Toronto), Polski Klub Zeglarski
(New York), Yacht Klub Polski
(San Francisco), Jacht Klub Zawisza Czarny (Hamilton, Kanada)
oraz Joseph Conrad (Chicago).
Uroczystosci zostały zaplanowane na 21-22 stycznia 2012 roku
na Beef Island w archipelagu
Brytyjskich Wysp Dziewiczych. .
Jacht Klub White Sails, Toronto
wyczarterował 8 jachtów na Wagner Sail-ing Rally. Informacje o
Wiesław Blaschke (Polska),
Majka Bochnia, Wojciech Błasiak, Henryk Bugłacki (Polska),
Izabella Bukraba -Rylska (Polska), Wini cjusz Gure cki, Jan
Jekiełek, Zofia Lachowicz, Grażyna Majka (Polska), Elżbieta
Marcińczak -Leppek, Zbigniew
Moszu ma ń ski (Polska) Janusz
Niem czyk, Wiesław Piec hoc ki
(Austria), Zenowiusz Ponarski,
Kazimierz Z. Poznański (USA),
Jerzy Przystawa (Polska), Barba ra Sharratt, Kry sty na Star czak-Kozłowska, Edward Sołtys,
Le szek Szymowski (Pol ska),
Tadeusz Szczęsny, Andrzej Targowski (USA), Aleksandra Ziółkowska -Boehm (USA), Janusz
Zuziak (Polska)
Redakcja nie odpowiada za treúÊ
zamieszczonyvch reklam.
Teksty zawierajπce numery telefonÛw sπ tekstami reklamowymi.
Zamieszczone materia≥y nie zaw sze
odzwierciedlajπ poglπdy Redakcji.
Przedruk bez zezwolenia Re dakcji zabroniony
czarterze jachtu na British Virgin
Islands:
Józef Aleksandrowicz
([email protected]),
Antoni Kantor
([email protected])
Kalendarium rejsu Wagnera
• 8 lipca 1932 roku Wagner i
Kornilowski wyszli z Gdyni na
Zjawie I rozpoczynając swój rejs
• 1932-1933: Zjawa I, Gdynia –
Dakar (Afryka) – Belem (Ameryka Południowa) 1934: Zjawa II,
Kanał Panamski – Fidzi
• 1937-1939: Zjawa III, Ekwador – Tahiti – Bora Bora – Sydney – Dżakarta – Kanał Sueski –
Gibraltar – Anglia
• 4 lipca 1939 o godzinie 16:20
Zjawa III przeszła trawers Faro
(Portugalia), który Zjawa I przecięła 4 stycznia 1933r - zamknął
się krąg wokół ziemi pod żaglami
kolejnych jachtów Zjawa I,
Zjawa II i Zjawa III,
Wladyslaw Wagner, z powodu
wojny, zakończył rejs w Anglii a
nie w Gdyni jak planował. W
czasie wojny, służył w polskiej
marynarce handlowej; dwa razy
ratował się z tonących statków.
Po wojnie osiedlił się na British
Virgin Islands a potem na Florydzie.
Wiecej informacji:
http://projektwagner2012.glt.pl/
Strona 24
1-15/06/2011 No. 11(1025)

Podobne dokumenty