(June) 2011r. No 11 (1025)
Transkrypt
(June) 2011r. No 11 (1025)
POLIS H- CA N A D IA N IN D EPEN D EN T COU RIER ï www.nowykurier.com ES TA B LIS HED 1 9 7 2 1-15 Czerwca (June) 2011 No 11 (1025) ISSN 0848-1946 Globalizacja a interes narodowy Nauka i wiara Jolanta Cabaj Dr Ryszard Gokieli - reakcje najwyższych energii - IPJ Hoża D. W. Kulczyński CERN (Conseil Européen pour la Recherche Nucléaire) to europejskie centrum badań jądrowych mieszczące się pod Genewą w okolicach granicy szwajcarsko francuskiej. Oficjalna nazwa centrum w języku angielskim brzmi obecnie European Organi zation for Nuclear Research. Członkami Dzwon Zygmunt (2) Grażyna Majka Na płaszczu dzwonu widoczne są postacie świętych: Zygmunta i Stanisława. W górnej części kielicha widnieje łacińska inskrypcja, która głosi: Bogu Najlepszemu, Największemu i Dziewicy Bogarodzicy, świętym patronom swoim, znakomity Zygmunt król Polski ten dzwon godny wielkości umysłu i czynów swoich kazał wykonać w roku zbawienia 1520. Taki właśnie napis, autorstwa biskupa Andrzeja Krzyckiego, kazał umieścić na wawelskim dzwonie król Zygmunt I Stary. W zamyśle króla było, iż nie tylko Bogu Najwyższemu, ale także na chwałę do mu Jagiellonów i Królestwa Polskiego miał dzwonić. Poniżej napisu znajdują się dwie plakiety. Z jednej strony jest to wyobrażenie św. Stanisława wskrzeszającego Piotrowina (boha ter hagiograficznej legendy z XI wieku. Biskup krakowski św. Stanisław ze Szczepanowa zakupił od Piotra Strzemieńczyka z Janiszewa, zwanego Piotrowinem, dobra ziemskie na rzecz biskupstwa. Po śmierci Piotrowina ustalenie własności było niemożliwe, toteż biskup Stanisław wskrzesił Piotrowina, by ten poświadczył prawdę w procesie), z drugiej św. Zygmunta – króla Burgundii, w pełnej zbroi oraz płaszczu z insy- CERN jest 20 państw europejskich, w tym od 1991 roku także Polska finansująca 2.85% budżetu tej organizacji. Natomiast polscy fizycy uczestniczyli w badaniach jądrowych w CERN-ie już w latach siedem dzie siątych 20. wieku. Z byłych państw RWPG obok Polski członkami CERN-u są Czechy, Słowacja, Węgry i Bułgaria. W 2008 roku w CERN-ie uruchomiono super-akcelerator LHC (Large Hadron Collider), który służy do zderzenia dwóch przeciw bieżnych wiązek Hadronów (protonów lub jonów). Po zderzeniu naukowcy przewidują powtórzenie warunków jakie istniały bezpośrednio po wielkim DokoÒczenie na stronie 16 najgrubsze miejsce kielicha dzwonu. Na końcu znajduje się ogon, który stanowi swoisty napęd serca i nadaje mu odpowiednią prędkość. Serce „Zygmunta”, bijąc, wydoby wa dźwięk Fis w oktawie wielkiej. Dzwon Zygmunta został odlany ze stopu miedzi i cyny w proporcji 80:20. Średnica klosza wynosi 242 cm, wysokość klosza z koroną - 241cm, a całkowita wysokość dzwonu - 460 cm. Długość serca - 220 cm. Serce z pasem waży 365kg. Całkowita masa dzwo nu 12 600kg. Ob ję tość - 1,2 m3. Dzwon Zygmunt z nowym sercem Oryginalne, pierwsze serce dzwonu wykuto z żelaza. gniami władzy monarszej. Po obu Miało 218,5 cm długości i ważyło stronach plakiet znajdują się 323 kg. Pierwszy raz uderzyło w godła państwowe Rzeczpospolitej klosz „Zygmunta” 13 lipca 1521 Obojga Narodów, Orzeł w koro- roku na uroczystość św. Małgonie i litewska Pogoń. Poniżej rzaty. Służyło 479 lat, wykonując znaj duje się imię i nazwisko w tym czasie około 12 milionów wykonawcy w języku łacińskim i uderzeń. niemieckim oraz jego gmerk W XIX wieku jego serce samo (znak) i rok wykonania dzwonu. Wewnątrz kielicha, na żelaz - z siebie trzykrotnie pękało: w nym uchwycie, jest zawieszone 1859, w 1866 i w 1876. W Boże na pasie z wołowej skóry piękne Na rodzenie 2000 roku serce gotyckie serce. Pas w najgrub - dzwo nu pękło po raz czwarty. szym miejscu składa się z dwuna- Nowe serce zostało odlane 15 stu warstw. Serce składa się z stycznia 2001 r. Ma dwa metry ucha, trzonu oraz kuli, która bez- długości, waży 344 kg i jest DokoÒczenie na stronie 9 pośrednio uderza w kryzę, tzn. w Powszechnie mówi się, że globalizacja pomaga rozwijać gospodarkę państw, jednakże niekontrolowany rozwój tego zjawiska godzi w ich interesy narodowe. Po zachłyśnięciu się globali zacją i transformacją obywateli państw w obywateli świata, coraz częściej przywraca się właściwe miejsce narodowi i ojczyźnie, a w konsek we n cji przyznaje prymat interesu narodowego nad interesem wspólnot globalnych. Zjawisko globalizacji uwidacznia się za pomocą instrumentów gospodarczych. Historycznie, silne państwo występuje w roli eksp loatora, zaś państwo słabsze eko nomiczno-politycznie jest poddane procesowi eksploatacji. Oczywistym jest, że rząd każdego państwa stara się pozyskać jak najwyższe miejsce w hierarchii globalnej. Jest to trudne wyzwanie m.in dlatego, że publikatory kształtujące świadomość społeczną są w rękach globalnych reprezentujac nie zawsze interesy kra ju w którym działają. Nie tylko prasa, radio i te le wi zja popularyzowały ideę globalizacji, również lektury szkolne podporząd kowywano jej intere som. Przykład stanowi m.in. „Placówka” Bolesława Prusa, gdzie umiłowanie i zachowanie ziemi ojczystej krytykowano, jako promocję nacjonalizmu - szkodliwego trendu dla globalizacji. Ziemia, naród, ojczyzna i państwo wraz z jego granicami stały się, dla DokoÒczenie na stronie 17 Nordyckaalternatywa Od wiosny 2009 roku prezy dent Lech Kaczyński zabiegał o zawarcie sojuszu wojskowego z krajami skandynawskimi i o opracowanie lepszych planów obrony NATO dla krajów nadbałtyckich. – Jeśli założyć, że w Smoleńsku doszło do zamachu, a nie do katastrofy, to przyczynę upatrywał bym właśnie w tych działaniach prezydenta – mówi Romuald Szeremietiew, były minister obrony. Mimo tragicznej śmierci Kaczyńskiego, Szwecja zaproponowała Polsce wejście do sojuszu na wypadek rosyjskiej agresji, jednak rząd Donalda Tuska propozycję odrzucił. Leszek Szymowski Historia zaczyna się 10 lutego 2009 roku. Prasa w Skandynawii ujawniła podpisany poprzedniego dnia plan bezpieczeństwa nordyckiego opracowany przez Thor valda Stoltenberga - norweskiego polityka, który w przeszłości był mi nistrem spraw zagranicznych Norwegii i ministrem obrony narodowej. Stoltenberg opracował kon cepcję wzmocnienia współ pracy między krajami skandy nawskimi w dziedzinach: eksploatacja Arktyki, ściganie zbrodni wojennych, niesienie pomocy ludności cywilnej dotkniętej kataklizmami na całym świecie i w końcu obrona militarna zwłaszcza w obszarze Morza Bałtyckiego. Sojusz wojskowy Thorvald Stoltenberg to jeden z najbardziej znanych norweskich polityków. Jest również ojcem DokoÒczenie na stronie 6 JAN CZAN Broker - od $129,900 - Condominia - Mississauga - od $229,000 -Townhouse z Garażem - Mississauga - od $329,900 - PołÛwki domÛw - Mississauga - od $349,000 - Samodzielne Domy - Mississauga - Nowe Domy i Działki Budowlane - Sprzedaże Bankowe i Spadkowe Dzwoń lub Text : 416-578-9349 - Prześlemy Aktualny wykaz ìPower of Saleî !!! TOP PRODUCER Szybka Telefoniczna darmowa wycena domÛw! Wycena poprzez [email protected] . Strona 2 Kazimierz Z. PoznaÒski University of Washington Każdego rana Mój wąwoz, jak się nim szło nie do góry tylko w dół, do rynku, prowadził wprost do piekarni, położonej przy obetonowanym strumieniu, a spod jej drzwi, z progu, otwierał się widok na ten rynek, o tej porze prawie pusty, jak zawsze z pompą – czy raczej wodopojem - na środku, wszystko wiekowe, równo pokryte warstwą czasu. Na oglądanie rynku nie miałem dużo czasu, więc zaraz stawałem przy lądzie, gdzie za szkłem, czy pod szkłem zgromadzone było pieczywo, w tym pączki, raczej nie zdarne, jakby wygniecione przez dziecko, ale wyjątkowo smaczne, tyle że jak się je wzięło do ręki to w żaden prawie sposób nie dało się odkleić palców. No, i, dobrze. Nie pączki były najważniejsze, ja tam wybierałem się stale głównie żeby kupić bułki takie wyłożone z góry cebulą. Były tak spłaszczone, czyjąś dłonią czy łok ciem, że wyglądały jak placki. Powiedział mi ktoś, że na te bułki, jak placki, mówi się tutaj cebularze. Tyle, że to brzmi jak nazwa za wodu. Cebularz to musi być ktoś kto je robi. Z tym pieczywem to nie było jeszcze śniadanie, więc z piekarni zaraz szedłem do pobliskiego sklepu spożywczego, małego jak przedział kolejowy, pod drewnianymi schodami kamienicy zastanawiając się czy są już ci panowie, którzy przekazują sobie butelkę, i rzucają te teksty, których można słuchać bez końca i bez żadnego znudzenia. Jak się okazywało, oni tam zawsze byli, więc przystawałem, żeby zlepić z ich rozmowy coś sensownego, ale nie na długo, bo w końcu musiałem zająć się śniadaniem, czyli kupieniem czegoś do pieczywa, a ponieważ lubię rutyny, za każdym razem brałem biały ser, gęstą śmietanę, ogórki z pola i małe pomidory, dokładnie w tej kolejności. W tym zakątku Polski, jeszcze nie ma supermarketów, i może, ich tu nie będzie, bo trochę za mało ludzi, i dwa razy w tygodniu – wtorek i piątek – jest targ, gdzie wszystkiego jest pod dostatkiem i przyjeżdżają nawet dwa samo cho dy z mięsem, które leży na ladzie, na świeżym powietrzu, tak jak wszystko inne, prosto w dwóch rzedach. Sklepowa, jak się mówi o sprze dawcach w sklepach, ża chnęła się kiedy powiedziałem, że jakiś towar jest za drogi, i odparowala mi, że można go dostać o złotowkę taniej, ale chyba tylko w supermarkiecie, czyli jakieś piętnaście minut samochodem, na przedmieściach Puław, gdzie trudno znaleźć miejsce do parkowania. Przypomniał się mi w czasie tej rozmowy artykuł mówiący o tym, że już prawie połowa handlu detalicznego, do którego zaliczyło by się tą moją sklepową – chyba właścicielkę, jest już w rękach supermarketów, no i, że w najbliższym czasie ich główna trójka czy czwórka skończy budo wę dodatkowych pięciuset sklepów, w tym małych. Bodome Flooring (Canada) zatrudni osoby z umiejętnością układania podłóg marki “Bodome” Już pierwszego dnia, jak jechałem z lotniska, w Warszawie, tak tego nowego lotniska, międzynarodowego, do Kazimierza Dolnego, zauważyłem nazwy tych supermarketów, i wszystkie które zauważyłem miały znane nazwy, to były światowe giganty, z Francji, Niemiec, Anglii, nawet z Portugalii, ale żadnego, na tę skalę, z Polski. Z dwoma plastikowymi torebkami zabierałem ten towar do siebie, do Kuncewiczówki, żeby rozłożyć na szklanych talerzach, odsłonić do końca firankę, otworzyć szerzej okno - zresztą podwójne - i zabrać się do jedzenia, myśląc co ja będę robił tego dnia, który tak jak każdy przed tem, będzie się ciągnął, bo wszystko tu idzie wolno Dr Wojciech Øurowski Urazy sportowe, przewlek≥e i pourazowe choroby miÍúni, koúci i stawÛw 2238 Dundas St. W Unit 112 Toronto Tel.: (416) 531-1056 KAZIMIERZ POZNAŃSKI, urodzony w Polsce, jest profesorem wykładającym na University of Washington w Seattle. Znany polskim czytelnikom głównie ze swoich dwóch książek „Wielki przekręt” (2000) i „Obłęd reform” (tę pozycję wydała w 2001 r. LSW). Obydwie znalazły się na liście polskich bestsellerów. Drobiazgowa i wyważona analiza reform gospodarczych po 1989 r. znalazła setki tysięcy sympatyków. Wkrótce po tym sukcesie Poznański zabrał się do pisania nowel a potem spróbował sił w poezji. Jego poezja jest poświęcona pięknu świata, w którym miłość wygrywa ze zwątpieniem. Ta sama wizja przyświeca też jego malarstwu, cieszącym się uznaniem. Wystawiał swoje prace w wielu galeriach w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Chinach. Maluje dużego formatu krajobrazy na papierze ryżowym używając chińskiego wodnego pigmentu. Ostatnio zaczął również malować obrazy olejne. „Długi wiersz” jest jego debiutem poetyckim w Polsce. Tematem tomiku jest znaleziona i stracona miłość, po której zostają chaotyczne wspomnienia chwil i przedmiotów. Wiersze zostały napisane najpierw po angielsku a potem po polsku. Obydwie wersje są drukowane obok siebie. „Długi wiersz” jest zilustrowany jego czarno-białymi obrazami w oleju. Gotowy do druku zbiór wierszy „Prawie pięknie” jest opisem Kazimierza Dolnego, ściślej mówiąc życia, które było i życia, które przetrwało. Kazimierz Poznański Długi wiersz Long poem Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza Każdego rana, raczej wcześnie, ze względu na różnice czasu, wchodziłem w wąwóz, który szedł w górę niedaleko domu, gdzie się zatrzymałem, do punktu gdzie wszystko stawało się płaskie, no niezupełnie, bo raczej powyginane, i od czasu do czasu, raczej rzadko, jakaś chałupa, albo raczej gospodarstwo, wyrąbane w drzewie no i z gontami. Ten wąwóz to jeden z najbardziej frapujących tutaj, a jest ich sporo, gdyż ziemia jest tutaj lesso wa, więc woda wypłukuje te wyry, jak w tym moim wąwozie, który jest wyłożony kostką ka mienną, z chodnikiem po jednej stronie, prawie całkiem przerośniętym trawą i chwastami, gdyż tutaj, co zielone, to się pleni bez opamiętania. Inny ważny wąwóz to ten, który idzie koło klasztoru, nie od rzeki – Wisły – ale po drugiej stronie, z wapiennym murem, który się urywa tam gdzie zaczyna się tunel, bo od tego miejsca liść jest na liściu, gałąź na gałęzi, a drzewo na drzewie, tak że widać tylko skrawki nieba i jest inny klimat, trochę tutaj chłodniej i jakby trochę straszno. Chyba najważniejszy z nich jest ten z korzeniami, gdzieś położony na uboczu, z ukrytym wejściem, tak że trafia się do niego jakby przez przypadek, a w środku, jakby tylko korzenie, różne jak ludzie, i, jak ludzie, w różnym wieku, każdy – korzeń – jakby nagle przyłapany przy przebieraniu, w pół negliżu, chyba po jakiejś gorącej nocy. No 11 (1025) 1-15/06/2011 Centrum Medyczne LEK Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej ul. W.K. Roentgena 5 02-781 Warszawa (przy Centrum Onkologii - wejście C Tel. 416-259-0999 POLSKA SZKOŁA MUZYCZNA The Frederic Chopin Music School Fortepian/pianinoïSkrzypceïGitara ï E m i s j a g ≥ o s u ( Vo k a l ) ï F l e t ï Tr π b k a ï K l a r n e t ï A k o r d e o n ï Te o r i a - w s z y s t k i e p o z i o m y K O M P O Z Y C J A ï I M P R O W I Z A C J A ï D Y RY G O WA N I E -dla zaawansowanych RY T M I K A i U M U Z Y K A L N I E N I E d l a d z i e c i o d 4 - g o r o k u ø y c i a 2399 Cawthra Rd. East, Unit 101, Mississauga Tel. (905) 279-7761 Tel./fax 01148-22 643 5911 Specjaliści 47 LATA OBS£UGI POLONII Tel: 01148 -22-643 8469 Stomatologia POMNIKI Pomniki z granitu P≥yty z brπzu Gwarantowana wysoka jakoúÊ us≥ugi Duøy wybÛr kolorÛw i wzorcÛw PrzystÍpne ceny 24 godzinna obs³uga oraz dostawa oleju opa³owego (416) 232-2262 83 Six Point Road Toronto, ON M8Z 2X3 (416) 232-1250 83 SIX POINT ROAD No 11 (1025) 1-15/06/2011 Strona 3 Małopolska Wyższa Szkoła Zawodowa w Krakowie Wojciech Błasiak Hipoteza oligarchicznego Konsensusu Klimatycznego Cywiliacja śmierci jako kulturowy projekt globalnej oligarchii (Niniejszy tekst jest ostatnim odcinkiem publicystycznej wersji mo jego artykułu naukowego z 2010 roku pt. „Walka z globalnym ociepleniem” jako polityczna gra o przyszłość światowej gospodarki”. Artykuł przedstawiał hipotezę, iż tzw. ”walka z ociepleniem klimatu” jest globalną grą polityczną, której celem jest wprowadzenie zerowego lub ujemnego wzrostu gospodarczego oraz ludnościowego dla krajów peryferyjnych i semiperyferyjnych światowego systemu kapitalistycznego. „Walka z ocieple niem klimatu” sprowadzona do redukcji przemysłowych emisji dwutlenku węgla do atmosfery i globalny handel wielkościami tej emisji, czyni z po wietrza dobro rzadkie i pro wadzi do utowarowienia powietrza, a światowe licytacje praw emisji CO2 skazują kraje światowych peryferii i semiperyferii na zerowy lub ujemny wzrost gos podarczy, a w konsekwencji na redukcję ludności przede wszystkim krajów Południa.) xxx Jeśli przeanalizować opisany przez D. Rothkopfa sposób globalnego funkcjonowania jego „superklasy”, to wyraźnie widoczny staje się istnienie jej rdzenia czyli oligarchii finansowej. Oligarchia korporacji transnarodowych jest wyraźnie drugoplanowa. Globalna zaś grupa polityczna „superklasy”, przenikająca się z finansową i korporacyjną oligarchią, jest zasadniczo im podporząd kowana. W istocie więc pozycję kla sową w globalnej strukturze społecznej „superklasy” D. Rathkopa, ma tylko oligarchia kapitału finansowego i oligarchia kapitału korporacyjnego, z kluczową rolą tej pierwszej. A globalna oligarchia finansowa to zaledwie kilkaset osób, które zasadniczo panują nad światowymi finansami. „Bill McDonough – pisze D. Ratkopf viceprzewodniczący Merill Lynch i były prezes Nowojorskiego Banku Rezerwy Federalnej, potwierdził, że kilkuset ludzi „trzęsie” świa tem globalnych finansów.” Jest to możliwe dzięki kontroli przez nich zaledwie 100 największych instytucji finansowych, zarzą dzających aż 43 bilionami dolarów czyli jedną trzecia światowych aktywów finansowych. Oligarchia kapitału finansowego jako rdzeń globalnej klasy panującej, nie ma oferty cywilizacyjnej dla miliardów ludzi naszej planety. Krach finansowy roku 2008 i obecna światowa głęboka depresja gospodarcza jest tylko tego potwierdzeniem. Witold Kula w swej podsumo- wującej w istocie jego dorobek naukowy pracy „Historia, zacofanie, rozwój”, analizował histo ryczne sytuacje, gdy przyrost ludności nie może znaleźć swego miejsca w procesie gospodarczym w ramach danego systemu spo łecz nego i pojawia się problem tzw. ludności zbędnej. Ten dylemat uznawał on za najbardziej decydujący „w dziejach wszystkich społeczeństw”, ich „być albo nie być”. Jednym z rozwiązań tego dylematu była historia Japonii. „Gdy znalazła się ona w tej sytuacji – pisał W. Kula – rozumowanie jej sfer kierowniczych (szogunatu) poszło trybem następują cym: produkcji zwiększyć nie możemy, więc grozi nam stopniowe zmniejszanie się dochodu społecznego na jednostkę, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ergo, by tego uniknąć, jedynym wyjściem jest niedopuszczenie do dalszego przyrostu ludności. I rzeczywiście. Liczba ludności Japonii najdrastyczniejszymi metodami ustabilizowana została na niezmienionym poziomie około 35 milionów na czas od początku XVIII wieku do połowy wieku XIX … .” Dążenie do ograniczenia przyrostu naturalnego na świecie, aż do drastycznego zmniejszenia liczby ludności świata, jest widoczne wśród elit krajów rdzenia już od kilku dekad. Sądzę, że światowa oligarchia finansowa ma świadomość, iż system światowy w jego obecnej formule stanął wobec tego najważniejszego dla jego „być albo nie być” dylematu. Ponieważ nie można się rozwijać gospodarczo w skali świata w ramach tego systemu, a przyrost ludności świata w krajach peryferyjnych i semiperyferyjnych Południa postępuje, zagrażając światowej stabilności i pozycji krajów rdzenia, a nade wszystko jej własnej pozycji, należy ograniczać przyrost ludności świata szczególnie w krajach Południa, aż do znaczącej redukcji liczby „ludności zbędnej”. Antyludnościowy program koncentruje w sobie najistotniejsze interesy oligarchii finansowej i jest wdrażany w formule konsensusu klimatycz nego. Moja hipoteza „walki z globalnym ociepleniem” brzmi: antropogeniczna zmiana klimatu ma uzasadniać konsensus klimatyczny światowej oligarchii finansowej, którego celem jest redukcja ludności świata, w szczególności krajów Południa oraz zablokowanie przemysłowego rozwoju krajów semiperyferyjnych i peryfe ryjnych poprzez narzucenie limitów emisji dwutlenku węgla oraz globalny handel „kwotami” tej emisji. Jest to poszukiwanie ścieżki wyjścia z rozpadającego się systemu globalnego dla zachowania, a wręcz wzmocnienia pozycji oligarchicznych elit kapitałowych państw rdzenia. Sądzę, że jest to realizacją globalnej ‘formuły 80:20’, wyartykułowanej na konferencji w San Francisco w 1995 ro ku przez elity reprezen tujące światowe oligarchie kapitałowe i elity polityczne, jako kierunkowej wizji przyszłego porządku świata. W ramach tej wizji możliwości cywilizacyjnego rozwoju i kreatyw nej ludzkiej egzystencji ma mieć tylko około 20% populacji świata. „W nadchodzącym stu leciu – piszą Hans-Peter Martin i Harald Schuman w swym prze milczanym w Polsce bestsellerze „Pułapka globalizacji. Atak na demokrację i dobrobyt” - wystarczy 20 procent zdolnej do pracy populacji, aby utrzymać światową gospodarkę w rozmachu. (…) Jedna piąta wszystkich poszukują cych pracy wystarczyłaby do wy produkowania towarów i świadczenie wyspecjalizowanych usług, na jakie zgłasza popyt światowa społeczność.” Pozostałe 80% nie ma być wyłączone z cywilizacyjnego rozwoju, a de facto skazane na cywilizacyjną śmierć. To światowa oligarchia finansowa wydaje się tworzyć od kilku dekad nową kulturę globalną, którą papież Jan Paweł II nazwał w swej encyklice „Evangelium vitae” „kulturą śmierci”. Ta „kultura śmierci” to koncepcja społeczeń stwa, w której najważniej szym kryterium jest sukces. Uzasadnia to „wojnę silnych przeciwko bezsilnym”: „życie – pisał Jan Paweł II – które domaga się większej życzliwości, miłości i opieki, jest uznawane za bezużyteczne jako nieznośny ciężar, a w konsekwencji odrzucane na różne sposoby. Człowiek, który swoją chorobą, niepełnosprawnością lub – po prostu – samą swoją obecnością zagraża dobrobytowi lub życiowym przyzwyczajeniom osób bardziej uprzywilejowanych, bywa postrzegany jako wróg, przed którym należy się bronić albo którego należy wyelimino wać. Powstaje w ten sposób swoisty <spisek przeciwko życiu>. Wciąga on nie tylko pojedyncze osoby w relacjach indywidual nych, rodzinnych i społecznych, ale sięga daleko szerzej i zyskuje wy miar globalny, naruszając i niszcząc relacje łączące narody i państwa.” Globalne kampanie na rzecz upowszechniania aborcji, wszelkich możliwych form antykoncepcji, sterylizacji i eutanazji, prowadzone są w imię indywidual nej wolności jednostki i ich egoistycznych praw. Sądzę, że u podstaw tej „kultury śmierci” leżą celowo promowane antywartości egoizmu, pogardy dla wszystkiego co słabsze i akceptacja niesprawiedliwości wynikającej z siły i bogactwa. Są to antyludzkie wartości ideologii, którą nazywam neoliberalizmem moralnym. Z promocją antywartości w kulturze globalnej idzie w parze głębokie zwalczanie w różnych formach tych wartości kulturo wych, które są podstawą „kultury życia”. Jest to przede wszystkim zwalczanie wartości promujących i umacniających rodzinę, od solidarności międzypokoleniowej, po jej seksualność i płciowość. Atak na seksualność człowieka jest tu już atakiem na same biologiczne korzenie życia gatunkowego ludzkości. Najbardziej powszechnym, wręcz codziennym jej wyrazem jest to, co Jan Paweł II nazwał „banalizacją płciowości”. „Banalizacja płciowości – pisał w „Evangelium vitae” - jest jednym z głównych czynników, które stoją u początków pogardy dla rodzącego się życia: tylko prawdziwa miłość umie strzec życia.” Takim atakiem jest również promowanie homoseksualizmu jako równoprawnej formy dla heteroseksualności. W Polsce głównym medium ma sowym promującym kulturę śmierci oraz Konsensus Waszyngtoński i Konsensus Klimatyczny, jest „Gazeta Wyborcza”. To może wskazywać, iż również inne propagowane tam antywartości mogą mieć jakiś związek z szerszym pro jektem światowej oligarchii finansowej. Obok relatywizowania wartości chrześcijańskich, na szczególną uwagę zasługuje podważanie spoistości polskiego społeczeństwa narodowego. Ta spoistość jest podważana poprzez kwe stionowanie i podważanie pozytywnego przeżywania tożsamości narodowej, zwalczanie dumy narodowej i ośmieszania znaczenia patriotyzmu. Być może jest to fragment szerszego projektu oligarchicznego podważania spo istości narodowej społe czeństw semiperyferyjnych i peryferyjnych dla łatwiejszego realizowania ‘formuły 80:20’. Chciałbym postawić więc jeszcze jedną hipotezę, iż antyludnościowy program globalnej oligarchii finansowej przybiera szerszą ‘formułę 80:20’ w postaci próby tworzenia konsensusu kultury śmierci szczególnie w odniesieniu do narodów peryferyjnych i semiperyferyjnych. I niezależnie od tego czy uda się globalnie wdrożyć Konsensus Klimatyczny, będzie podejmowany wysiłek wdrożenia w różnych formach ‘formuły 80:20’. Dlatego kulturę śmierci należy analizować nade wszystko nie tyle jako spontaniczny produkt współczesnych procesów społecznych i kulturowych wyrastających z postaw he donizmu górnych warstw światowej i krajowych struktur społecznych, choć mają one w niej swój istotny udział, lecz projekt konceptualizowany i wdrażany przez światową oligarchię finansową. „(...) stoimy – napisał Jan Paweł II – wobec nadludzkiego, dramatycznego zmagania między złem a dobrem, między śmiercią i życiem, między <kulturą śmierci> i <kulturą życia>. Jesteśmy nie tylko świadkami, ale nieu chronnie zostajemy wciągnięci w te walkę: wszyscy w niej uczestni czymy i stąd nie możemy uchylić się od obowiązku bezwarunkowego opowiedzenia się po stronie życia.” 1-15/06/ 2011 No 11 (1025) Strona 4 XVIII Ś.F.M.P. - Gmina i Miasto Witkowo Zofia Lachowicz Licząca niecałe 14 tys. mieszkańców Gmina Witkowo przyjęła nas suto zastawionymi stołami w pięknie udekorowanej sali. Po bogatym posiłku Burmistrz - Krzysztof Szkudlarek dokonał pre zentacji Witkowa. Ziemia witkowska jest piękna, czysta, nowowczesna i dynamicznie rozwijająca się. Jest atrak-cyjna i przyjazna mieszkańcom, turystom oraz inwestorom. „W naszej gminie znajdziecie Państwo atmo sferę sprzyjającą ro zwojowi przedsiębiorczości, ciekawe miej sca jak i doskonale wyposażone ośrodki rekreacyjnosportowe. Gwarantujemy Pańs twu goś cin ność, otwartość i życzliwość mieszkańców. Zachęcamy do odwiedzenia naszej okolicy by zachwycać się pięknem przyrody i prowadzić tu interesy. ” Witkowo leży we wschodniej części powiatu gnieźnieńskiego, blisko autostrady A2 (BerlinPoznań-Warszawa). Ma dobre połączenia komunikacyjne: Witkowo-Gniezno- Poznań lub Bydgoszcz, Witkowo-Września. Jest gminą rolniczo-turystyczno-usługową. Należy do niej 26 wsi sołeckich i 5 osiedli wyodrębnionych administracyjnie na terenie miasta Witkowa. Zajmuje powierzchnię 18.440,ha, w tym mia sto - 830 ha. Grunty rolne, sa dy, łąki i past wiska stanowią ok. 66% jej obszaru, zaś lasy i jeziora - 26%. Jest tutaj dobrej jakości ziemia, głównie klasy II, III i IV, na której uprawiane są buraki, rzepak, pszenica, ziemniaki i jęczmień. W gminie dominują (75%) poniżej 15 ha gospodarstwa, których średnia powierzchnia wynosi 13,6 ha. Znaczącą pozycję w miejscowej gospodarce zajmują hodowle. Gmina posiada 890 gospo darstw rolnych. Innym miejscem pracy oprócz rolnictwa są: usługi, drobna wytwórczość, turystyka i rekreacja. Funkcjonuje 750 podmiotów gospodarczych świadczących usługi w ramach: handlu, budownictwa, transportu, gastronomii, stolarstwa i usług medycznych. Witkowo prowadzi aktywną politykę wobec przedsiębiorców stwarzając dogodne warunki rozwoju ich działalności. „Witkowo to tereny czyste, ekologiczne, zdrowe, t.zw. czyste płuca, przepiękne jeziora o krystalicznych wodach .” - zapewniał burmistrz. Znajdują się tutaj cztery koła łowieckie. Zwierzyna to: jelenie, sarny, daniele, dziki,... . Lasy przeważnie sosno we i olchowe zajmują powierz chnię 3848 ha. Około 5000 ha obszaru gminy jest częścią Powidzkiego Parku Krajobrazowego, utworzonego w 1998 r. w celu ochrony terenu polodowcowego, bogatego w faunę i florę. Można podziwiać 900 gatunków roślin (z których 50 znajduje sie pod ochro ną), 147 gatunków ptaków, 34 gatunki ssaków. Jezioro Powidzkie ma powierzchnię 1175 ha, długość 11,5 km i głębokość – 46 m, w którym żyją m.in.: sieja i sielawa – ryby typowe dla wód głębokich. Wśród wyznaczonych szlaków turystycznych pieszych i rowerowych parku na terenie Witkowa znajdują się: Szlak pieszy zielony – 33 km, Szlak pieszy czarny – 9 km, Szlak rowerowy – 25 km „Dookoła jeziora Niedzię giel”. W Skorzęcinie, we wschodniej części gminy, znajduje się jeden z największych w Polsce ośrodków wypoczynkowych nad jeziorami. Zajmuje on powierzchnię 41 ha malowniczego, zadrzewionego terenu, nieskażonego, położonego wzdłuż linii brzegowej krystalicznie czystych jezior: Niedzięgiel i Białego z szerokimi i piaszczystymi plażami oraz łagodnymi brzegami. Kompleks oferuje 6 tys. miejsc noclegowych, pole namiotowe i pole kempingowe, bogate zaplecze gastronomicznohandlowe, dobrze zaopatrzone wypożyczalnie sprzętu wodnego, boiska do gry w pikę nożną, ręczną, koszykówkę, siatkówkę i korty. Nie zapomniano o najmłodszych; istnieje wiele plac zabaw oraz wesołe miasteczko. Gmina postawiła na rozwój turystyki m.in. poprzez transformację skorzęcińskiego ośrodka wypoczynkowego w kurort. Głównym celem projektu był zrównoważony rozwój społeczno-gospodarczy oraz poprawa jakości życia mieszkańców gminy. Opracowano plan projektu modernizacji równolegle z planem finansowym. Planem objęto wyko nanie wielu kosztownych ro bót, m.in.: przebudowę Alei Handlowej, Spacerowej, Gwieździ stej, Jasnej, Promienistej, Słonecznej oraz alei parkingowych także nowych alejek i placów z kostki betonowej wraz z krawężni kami i obrzeżami; Odbudowę schodów terenowych z wykonaniem poręczy; Rozebranie na wierzchni asfaltowej na boiskach sportowych i wykonanie nowo czesnych boisk do piłki nożnej, koszykówki i kortów tenisowych wraz z odpowiednimi ogrodze niami; Rekultywację plaży; Remont mola (nawierzchnia z kostki betonowej); Przebudowę fontanny; Wykonanie boiska do piłki plażowej; Wykonanie placów zabaw na terenie plaży i przy boiskach sportowych; Montaż ławek; Wymianę lamp ulicznych; Montaż przebieralni dla kobiet i mężczyzn. Całkowity koszt projektu, według kosztorysu inwe storskiego, zaplanowano na kwotę 5.604.772 złotych. Po zakończonych procedurach przetargowych, całkowita wartość projektu wyniosła znacznie mniej - 3.604.309 złotych. Umowę o do fi nansowaniu projektu pod pisano we wrześniu 2009 r między Zarządem Województwa Wielkopolskiego a Gminą i Miastem Witkowo. Termin finansowego zakończenia projektu ustalono na koniec sierpnia 2010. Gmina Witkowo pokryła koszt rewitalizacji ośrodka z własnych środków w kwocie – 1.683.980 złotych. Jest to ogromnej wagi przed sięwzięcie finansowe dla zaledwie kilkunastotysięcznej gminy. Poprzez realizację tej inwestycji oczekuje się znacznego wzrostu udziału turystyki w gospo darce gminy. Intensyfikacja ruchu turystycznego wpłynie na rozwój innych branż: gastrono micznej, handlowej i spożywczej co stworzy nowe miejsca pracy i w konsekwencji przyczyni się do rozwoju Witkowa i zwiększy zamożność jego mieszkańców. Gmina jest właścicielem ziemi na której jest kompleks wypoczyn ko wy, zaś inwestorzy są prywat ny mi właścicielami podmiotów gospodarczych, od których płacą podatek. Na ziemi witkowskiej znajduje się 100 jezior. Jest to ogromny potencjał ekonomiczny regionu. W 2011 r. samorząd planuje kolejną rewitalizację, której koszt oszacowano na 5 mln złotych. Władze samorządowe Witkowa prowadzą politykę gospodarczą mającą na celu zachęcenie i przyciągnięcie inwestorów do rozpoczęcia działalności gospodarczej na terenie gminy. Jak efektywnie zarządzają, świadczy wielość odznaczeń i tytułów, m.in przy znany tytuł „Gminy sprzyjającej inwestorom”. Krzysztof Szkudlarek jest burmistrzem przez cztery kolejne kadencje. Wodociągi, kanalizacja, sieć gazowa i ocieplenie bu dynków to tylko część dokonań samorządu. Na terenie gminy funkcjonuje dobrze rozwinięta sieć placówek szkolnych i opiekuń czych: przedszkola, szkoły pod sta wowe, gimnazjum i Ze spół Szkół Ponadgimnazjalnych. W celu zapewnienia wysokiego poziomu edukacji, opieki i wycho wania, szkoły zapewniają wła ściwe pomoce naukowe np. pracownie komputerowe. Samorząd dba o dzieci i ich rozwój nie tylko intelektualny ale także fizyczny. Szkoły wyposażono w boiska sportowe. „Dobra szkoła wyposaży uczniów w wiedzę i umiejętności, które pomogą wejść dzieciom i młodzieży we współczesny świat.” – mówił burmistrz. Witkowo jest otwarte na wymianę i współpracę w zakresie kultury, tradycji, oświaty, sportu, turystyki działalności turystyki społecznej oraz ochrony środowiska. Współpraca między gminami poza spotkaniami władz samorządowych i przedsiębior ców może być poszerzona np. o współpracę kultralno-sportową młodzieży. Gmina współpracuje z gminami na Ukrainie, w Niemczech oraz w Hiszpanii. W ramach działalności kulturalno – sportowej gmina organizuje cykliczne imprezy, pielęgnujące tradycję i folklor. Uroczyście obchodzone są Świę ta narodowe, Dożynki Gminne, Dni Witkowa. Licznie uczęszczane są Majówki i Biegi Uliczne. A oto kilka organizacji pozarządowych angażujących się w organizację imprez witkow skich: Stowarzyszenie Centrum Rehabilitacyjno-Kulturalne „Cen- trum”, Honorowi Dawcy Krwi, Koło Hafciarskie „Róże”, Zespół „My Młodzi”, Polski Związek Emerytów i Rencistów w Witkowie, Zespół Taneczny „Kleks”, Klub Modelarski „Sokół”, Gminny Klub Sportowy „Vitcovia”, Liga Obrony Kraju. Zespół pracowników Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Witkowo organizuje spotkania poetyckie, wystawy i konkursy plastyczne. Z inicjatywy władz samorządowych powstała w 2006 r. Sala Historii Witkowa. Organizowane są tutaj wystawy prezentujące dorobek kulturalny i historię Witkowa na bazie gromadzonych dokumentów i zachowanych pamiątek. Wybrane daty i wydarzenia z historii Witkowa: 1131 r. - pierwsza wzmianka o Witkowie, nazwa pochodzi od imienia Witków syna Witosława 1363 r. - w źródłach pisanych pojawiło się Witkowo jako wieś szlachecka 1676-84 r. – Witkowo uzyskało prawa miejskie 1793 r. - po II Rozbiorze Polski miasto odłączono od Polski; znalazło się pod panowaniem pruskim 1918 r. - 1 listopad był ostatnim dniem rządów pruskich w Witkowie 1918 r. - 25 listopada powstała Powiatowa Rada Ludowa z ks. Malczewskim na czele Witkowianie walczyli z naporem niemieckim 27 grudnia 1918 r., później pod Zdziechową k/Gniezna i o Inowrocław. Tablicę oddającą hołd Powstańcom Wielkopolskim wmurowano na ścianie budynku Banku Spółdzielczego. W centrum miasta znajduje się Pomnik z 1968 r. ku czci po ległym w walce o niepod le głość. Wśród zabytków, na terenie gminy warto zobaczyć: młyn wodny, wiatrak, grodzisko, cmen- tarz, kościół i pałac. Więcej nformacji o Witkowie i działaniach władz samorządo wych można uzyskać pod adresami: Urząd Gminy i Miasta Witkowo, ul. Gnieźnieńska 1, 62-230 Witkowo, Tel: 61.4778.184, Fax: 61.4778.855, e-mail:[email protected], www.witkowo.pl Gmina wydaje bezpłatny miesię czny biuletyn informacyjny „Witkowskie Wiadomości Samorządowe”. Strona 5 No 11 (1025) 1-15/06/2011 Plantacje Virginii Barbara Sharratt Mąż powiedział: “Jedziemy do Waszyngtonu”. Wspomniałam o zamachu w Pakistanie, żeby ostudzić zapał. I zaproponowałam plantacje. W Waszyngtonie byliśmy kilkakrotnie, plantacje zwiedzaliśmy jakieś 25 lat temu i byłam nimi oczarowana, Piękne XVIII wieczne pałace otoczone zielenią, bo każdy ma park i dostęp do rzeki, to była wówczas konieczność, gdyż produkty z plantacji i towary importowane z Anglii spławiane były rzeką. Każdy dom na plantacji ma swoją wielopokoleniową historie. Tu rodzili się, żenili i umierali pierwsi prezydenci Ameryki: Washington, Harrison i Jefferson, tu urodził się też generał Lee, szlachetny i ogólnie szanowany przywódca sił Południa w czasie Wojny Domowej. Odwiedziliśmy plantacje należącą od pokoleń do rodziny Lee. Nosi piękną nazwę Stratford. Plantacja położona jest tak daleko od głównej szosy, że jechaliśmy tam prawie trzy godziny. Ciekawostka: najbliższa miejs cowość na mapie nazywa się “Warsaw”. Kilkanaście kilometrów dalej jest miejsce urodzenia Waszyngtona. Dom jego matki zwiedziliśmy w Fredericksburgu, a jego rezydencję w Mount Vernon oblegały takie tłumy wycieczkowiczów, że czem prędzej stamtąd ucie k liśmy. Zresztą dom był architektonicznie nieciekawy. A Martę Washington mieliśmy zaszczyt powitać w Wiliamsburgu dawnej stolicy Virginii, do kąd przybyła karetą. Kiedy wysiadła przed rezydencją guber na tora i przemówiła do tłumu, powitano ja owacją. Tłum przybył na tę okazję zaopatrzony w choragiewki amerykańskie, którymi patriotycznie wymachiwał. Bo w Williamsburgu takie historyczne “happeningi” zdarzają się prawie codziennie, jest to dodatkowa atrakcja tego uroczego miasteczka. Następnego dnia w lokalnym budynku sądu odbywał się sąd nad czarownicą - tego nie “zaliczyłam”, bo dwukrotnie obejrzałam sztukę Artura Millera na ten właśnie temat. Za jedne 40 dolarów można zwiedzić wszystkie ciekawe budynki miasta (realistycznie - trzy, wiecej się nie da, bo oprowa dzają). Zwiedziliśmy kościół prezbiteriański gdzie wysłuchaliśmy koncertu na organach i na szpinecie. Program: muzyka XVII i XVIII wieku. Przy kościele - stary cmentarz z grobami prominentów Williamsburga. Ciekawostka: na jednym z grobów rodzinnych figuruje imię niani - Murzynki (“Mummy”) widocznie odegrała ważną rolę w życiu tej rodziny. Przypomina mi się niania Scarlett z “Przeminęło z wiatrem”. Murzynów przywożono do Virginii statkami z różnych krajów afrykańskich. Pierwszy statek przypłynął z Angoli. Wtedy jeszcze w Virginii nie było niewolnictwa - pierwsi osadnicy jeszcze nie zdołali się zakorzenić - musieli walczyć o przeżycie i bronić się przed atakami Indian. Później sytuacja się zmieniła - zamożni właściciele plantacji potrzebowali siły roboczej do pracy na roli. Najwygodniej było przywieźć sobie zakupionych tanio Afrykańczyków, (często byli to więźniowie wojenni lub ludzie po prostu łapani i wsadzani na statki) i zrobić z nich niewolników. W ten sposób wolni ludzie stali się towarem, którym można handlować i który można maksymalnie wyzyskiwać. Wymyślono system według którego Murzynom nie wolno było zawierać mał żeństw żeby nie zakładali rodzin. W ten sposób męża czy dziecko można było sprzedać na inną plan tację, co znamy z “Chaty wuja Toma”. A Murzyni mieli własny system funkcjonowania małżeństwa zakochana para wspólnie przeskakiwała przez miotłę w obecności świadków. Kiedy jednego z małżon ków miano sprzedać, para małżeńska często uciekała (przeważnie na północ, gdzie nie było niewolnictwa, a także do Kanady). Bardzo liczne bywały też niezalegizowane związki między właścicielami niewolników i czarnymi kobietami. Najsłynniejszym przypadkiem był wieloletni związek prezydenta Jeffersona, jednego z “ojców” konstytucji amerykań skiej z piękną Sally - mulatką, która była przyrodnią siostrą jego zmarłej żony. Sally urodziła prezydentowi kilkoro dzieci, które on - już na łożu śmierci - wyzwolił. Reszty niewolników nie wyzwolił, mimo iż był liberałem i demokratą, głoszącym hasła rewolucji francuskiej: “Wolność, równość i braterstwo”. Hasła te, niestety, stosował tylko dla białych. Dla kontrastu dodam, że w kilkadziesiąt lat generał Lee, też wychowany w rodzinie plantatorów i prawdziwy “syn Południa” wy- zwolił wszystkich swoich niewolników. Jego plantacja Arlington jest teraz największym cmenta rzem wojskowym Ameryki, a pamięć o tym wybitnym dowódcy i wspaniałym człowieku zachowali do tej pory w sercach miesz kańcy Virginii - Pani oprowadzająca nas po parlamencie Virginii w Richmond miała łzy w oczach, kiedy mówiła o generale Lee. Co hodowano na plantacjach? Zboże, len, bawełnę, trzcinę cukro wą uprawiano na Wyspach Ka raibskich. Jarzyny hodowali niewolnicy na własnych “dział kach”, a wlaściciele plantacji kupowali je u Murzynów. Co importowano? Piękne materiały dla rodziny plantatora. Niewolnicy nosili tkaniny z bawełny lub lnu domowej roboty. Pewne kolory były zarezerwowane dla służby: beżowy, brązowy, biały, chyba że byli to lokaje wystepujący w barwach właściciela plantacji - ci byli ubrani według najświeższej europejskiej mody. Importowano też meble, karety, powozy, srebro, dywany, lustra, pianina - wszystko co stanowiło luksus. Właściciel plantacji Carter’s Grove sprowadził kilkunastu rzeźbiarzy z Angliii, którzy dekorowali mu dom. Trwało to miesiącami, za to efekt był wspaniały - cała boazeria w rzeźbie dębowej. Teraz Carter’s Grove nie jest dostępny do zwiedzania, bo właściciel który kupił plantację od miasta Williamsburga procesuje się z miastem, a szkoda, bo był to najpiękniejszy i najbogatszy dom. Plantacje Berkeley i Shirley są też w rękach prywatnych, zwiedzać można tylko parter - na piętrze mieszczą się apartamenty prywatne gdzie mieszkają spadkobiercy plantatorów. Właścicieli Berkeley poznaliśmy 25 lat temu - odziedziczyli właśnie tę plantację i przybyli z Anglii żeby dom odrestaurować. Zabrało im to ładne kilka lat. Niestety, już nie żyją, ale jak za ich życia sprzedaje się na plantacji bukszpan w doniczkach i biegają po parku czarne labradory. Właściciele Shirley mieszkają na plantacji, która nadal “produkuje”. (Wiele plantacji podzielono lub wynajęto pod uprawę po Wojnie domowej). A prawnuki wyzwolonych niewolników oprowadzają nas po Williamsburgu, prowadzą hotel w którym się zatrzymujemy i pracują w różnych zawodach. Christie młoda, sympatyczna czarna Amerykanka podaje nam śniadanie na tarasie. Kiedy żegnamy się wyjeżdżając z Willimasburga, rzuca mi się w ramiona. Przywiązałyśmy się do siebie przez te dziesięć dni. No i jeszcze kilka słów o duchach. Duchy straszą na plantacjach i w starych domach Wil liamsburga. Wieczorami po mieście chodzą grupy z latarkami, a przed “straszącymi” domami ustawione są świece. Wdałam się w rozmowę z młodą parą strzegącą wejścia do takiego domu. Właśnie oczekiwali kolejnej gru- py zwiedzających, a że grupa była niezbyt wielka, zaprosili mnie do środka, mimo, że nie miałam biletu. Posadzono nas wszystkich na krzesłach ustawionych w sieni. Dom był prawie zupełnie ciemny, słabe światło padalo tylko na schody na których miał się ukazywać duch mlodej kobiety, która rzekomo popełniła samobójstwo rzucając się ze schodów. Duch się nie ukazał, ale aktorka z którą, jak się okazało, rozmawia łam przed domem, odegrała nam genialnie “Balladynę”: opowieść o złej młodszej siostrze, która kochała szwagra i zepchnęła siostrę ze schodów, zeby ją zabić. Cialo zmarłej Anny znaleziono, ale dochodzenia nie było, a w rok później zła Jean wyszła za mąż za szwagra. Grzech i występek nagrodzone, jak to często w życiu bywa. Nie jestem pewna, czy opo wieść jest oparta na faktach, ale jej wersję znalazłam w książce o duchach William s burga, którą kupiłam na prezent dla sąsiadki, opiekującej się naszymi kotami. Sąsiad ka jest ate istką, która wierzy w duchy i bardzo lubi być straszona w Halloween. Mówi, że boi się być sama w na szym domu, bo u nas straszy. Nic dziwnego, dom kończy w tym roku 100 lat. Ja z kolei uważam, że jeśli mamy tu duchy, to są to duchy dobre, przy najmniej nam zupełnie nie przeszkadzają. A że podłoga trzeszczy i coś spada z wysokości ... to pewnie koty szaleją w nocy. No 11 (1025) 1-15/06/2011 Obserwacje z USA Andrzej Targowski Młodym być i więcej ...nic? W USA od kiedy prezydent R. Reagan urzędował mając blisko 80 lat, zerwano z ograniczaniem wie ku, przynajmniej na uczel niach stanowych. Bo jakże wymagać ograniczeń w pracy z uwagi na wiek w "podległych" placówkach, skoro "szef" jest w podeszłym wieku. Na moim uniwersytecie w tym roku dopiero odszedł na emeryturę w wieku 84 lat prof. Paul Maier, świetny historyk, ktory przepracował na uniwersytecie 51 lat. Oczywiście, profesorowie w tym wieku unikają prac jako kierownicy katedr czy dziekani, lub rektorzy, choć i ta droga nie jest zamknięta. Z tym, że w USA na ogół do administrowania garną się profesorowie o zmyśle organizacyjnym i po "zakończeniu" kariery naukowej. Bowiem nie da się jej kontynuować w admini stracji. Zresztą wspominanie wieku w tej czy innej formie jest w USA nawet karane jako "age discrimination". Poszkodowany może dochodzić wysokiego odszkodowania. W życiorysie nigdy tu nie podaje się daty urodzenia, choć inne daty, jak np. ukończenia szkoły łatwo wskazują na prawdopodobny wiek. Rozmowa na temat wie ku z kimkolwiek na uczelni należy do nietaktownych. "Młodzi" fizycy i matematycy, w tym polscy, skonstruowali bomby; atomową i wodorową, ale gdy byli "starsi" i "madrzejsi" protestowali przeciw ich użyciu w Ruchu Pugwash i dostali za to nawet Pokojową Nagrodę Nobla. Nie ma racji znany amerykański futurolog Ray Kurzweil, gdy twierdzi, że zmieni się człowiek w inne "stworzenie", z chwilą gdy komputery będą szybciej myślały od człowieka. Może będą szybsze ale czy mądrzejsze? Dobrym przykładem służy Jean -Jacques Rousseau, który gdy współwydał encyklopedię i trochę się dorobił, sprzedał zegarek, bowiem uważał, że służy biednym, a on przecież już nim nie jest. Obecna moda na komórki, zwłaszcza wśród młodych wcale nie oznacza, że są lepiej poinformowani a przez to... mądrzejsi. Być może jest nawet odwrotnie, z uwagi na chaos w jaki się wdali. Mój numer komórki zna tylko żona. Bowiem myślę podobnie jak... stary francuski wspomniany filozof? www.nowykurier.com Strona 6 Nordyckaalternatywa DokoÒczenie ze strony 1 obe c nego premiera Norwegii – Jensa Stoltenberga, który od początku był zwolennikiem opracowanej koncepcji. Powodem opraco wania planu - jak podkreślał Thorvald Stoltenberg - była potrzeba obrony strategicznych interesów wszystkich krajów skandynawskich. Jeśli chodzi o sferę militarną, to cena wysokich technologii rośnie tak szybko, że mamy do wyboru współdziałać albo patrzeć, jak nasze systemy obronne ulegają degradacji - pisał w swo- im projekcie Thorvald Stol ten berg. - Jeśli nie zdecydujemy się na współpracę, za 20 lat w Europie mogą być tylko 4 kraje z wiarygodnym systemem obrony Rosja, Niemcy, Francja i Wielka Brytania. Sędziwy dyplomata zaproponował podpisanie porozumienia wojskowego z Danią, Finlandią, Szwecją, Islandią i trzema krajami nadbałtyckimi: Estonią, Litwą i Łotwą. Stoltenberg nie wykluczył również Polski jako strate gicz nego partnera krajów skandynaw- skich. Porozumienie ma pre cy zować zachowanie państw w wypadku agresji militarnej na jedno z państw członkowskich według zasady artykułu 5 paktu waszyngtońskiego - pisał. Arty kuł ten obliguje członków NATO do wsparcia kraju członkows kie go zaatakowanego przez agresora. W swoim opracowaniu, Thorvald Stoltenberg zwrócił uwagę, że choć Szwecja i Finlandia nie są członkami NATO to jednak oba kraje z Norwegią, Danią i Islandią DokoÒczenie na stronie 7 Wspomnienia zapachu jaśminu Elżbieta Leppek „Jaśminu zapach w biegu łapie mnie za ramiona próbuje mnie zatrzymać do czegoś mnie przekonać Przypomnieć może to co nigdy się nie zdarzyło a może zapomnianą we śnie przeżytą miłość...” Mimo upływu lat, czerwiec nieod parcie wywołuje we mnie wspomnienia o zapachu jaśminu... Pamiętam tę cudną woń wydobywającą się z maleńkich, śnieżnobiałych płatków ubarwionych w środku żółtymi pręcikami, które wypełniały krzaki tego kwiatu wyrosłe wokół domu moich Dziadków, a potem, po ich śmierci, na moją prośbę, przesadzone do zagrody moich rodziców. Jaśmin zawsze urzekał mnie nie tylko swoją wonią, ale i delikatnością zawartą w nieskazitelnej bieli i ulotności płatków kwiatu, który poetycko określany jest „skrzydłami anioła”. Wspomnienia zapachu jaśminu, to powrót do moich własnych „pól malowanych, owej mazo wiec kiej równiny, ścielącej się płaszczem pól obsianych żytem i pszenicą, łąkami naznaczonymi gdzieniegdzie olszynami między którymi robiło się ze sznura i babcinego koca, namioty. Piękne, ukwiecone ziołami łąki, poprzecinane rowami wodnymi i wpisanymi w ten pejzaż ckliwymi brzozami, po których lepkie osocze spływało jak łza żalu za niedościgłym marzeniem. Brzozy są nieodłącznym elementem tamtego pejzażu, a dla mnie szczególnym wspomnieniem domu moich dziadków w malowniczej wiosce Szymanów, naprzeciwko którego posadzono brzozy, między którymi zawsze była ławeczka... Taka dla wszy stkich, kto tutaj mieszkał, bądź tędy przechodził i chciał odpocząć. Powiew mazowieckiego wiatru przynosi wspomnienie tamtych uro k liwych, beztroskich chwil sprzed lat, gdy słychać było jak trawa rośnie, pobliski jar brzmiał osami, bose stopy czesały mokre trawy, a serca pełne miłości czerpały zachłannie zapachy i kolory otaczającej przyrody. Z utęsknieniem czekałam na tę chwilę, gdy pożegnawszy szkołę, z pośpiechem spakowaną torbą gnałam na dworzec kolejowy, z radością wypatrując pociągu, który za kilka godzin dowiezie mnie do mojego ukochanego miejsca! A tam, czekali już na mnie moi ukochani dziadkowie, przyjaciele z dzieciństwa, a niedaleko, tak na wyciągnięcie ręki, ten chłopak o oczach koloru przypalonego miodu... Na pewno za domem, w pół cieniu rozkwitły już moje ukochane jaśminy, których żywot choć krót ki, zostawia wspomnienie oszałamiającej woni, nieodmiennie kojarzonej z rozkwitłym czerwcem i wakacjami. Czas kanikuły otwierał się dla nas nocą świętojańską, przypa dającą na letnie przesilenie słońca z 23-go na 24-go czerwca, którą witaliśmy jako początek lata, naszego lata. Z zerwanej koniczyny, polnych kwiatów i ziół, wśród których dominował dziurawiec, zwany także zielem świętojańskim, plotłyśmy wianki, które puszczałyśmy wieczorem na rzeczce Piasecznicy. To pogańskie święto kojarzy się z zapachem polnych kwiatów, aromatem ziół, wieszanych także w domach wraz z wiankami, oraz z wierzeniami, wśród których dominująca jest legenda o kwiecie paproci, który zakwita tylko raz, w tę jedną, jedyną noc... A potem wieczorne ognisko (stąd inna nazwa nocy święto jańskiej – „Sobótka”, od ognisk zapalanych tej nocy), przeszywając pieszczotą złotego promienia, drgające błyskami, roztaczało wokół ciepło i radość. Byliśmy szczęśliwi beztroską tamtej chwili i mimo, iż los rzucił nas w różne strony, powracamy wspomnieniem do tych miejsc, ze wspomnień czerpiąc przekonanie o nieprzemijającym uroku tam tych dni. Jak powiedział nasz poeta, Adam Asnyk w jednym ze swoich pięknych wierszy : ”...Los nas może na zawsze rozłączyć, Wyszukiwać męczarnie naj rzadsze, Może w serca truciznę nam sączyć, Tych chwil szczęścia on Jednak nie zatrze!” Wtedy, przy ognisku, przytu leni, zapatrzeni w siebie, mając nad głowami niebo ukwiecone gęsto gwiazdami, wierzyliśmy w istnienie kwiatu paproci, który zakwita tylko jednej, jedynej nocy w roku, a ten kto go odnajdzie zazna szczęścia... Ileż marzeń poetyckich wzbudzał ten kwiat, skoro pisali o nim nasi wielcy poeci, między innymi, cytowany przeze mnie wyżej, Adam Asnyk: „Zakwita w puszczach dziwny kwiat paproci Na jedną chwilę, w tajem niczym cieniuCały świat blaskiem czarodziejskim złoci, Lecz można tylko dotknąć go w marzeniu. ....Tyle też jego trwanie: gdy z zachwytu Zbudzona dusza chce go ująć w dłonie, Zniknął bez śladu Tylko wśród błękitu Zostały po nim jakieś dziwne wonie.” Wierzę, że jednak należy szukać swojego kwiatu paproci, bo można go odnaleźć i to niekoniecznie w tę jedną, jedyną, świętojańską noc... No 11 (1025) 1-15/06/2011 DokoÒczenie ze strony 6 łączą wspólne nordyckie korzenie, wspólna kultura i wspólny język. Podkreślił także, że wszystkie kraje znakomicie ze sobą współpracują od lat m.in. w sferze działań służb specjalnych. Dla każdego było czytelne, że projekt Thorvalda Stoltenberga ma zbudować porozumienie sojusznicze na wypadek agresji ze strony Rosji. Aby uniknąć dyploma tycznych protestów, Stoltenberg uznał więc za konieczne włączenie Rosji do tego projektu, ale tylko w dziedzinie współpracy przy łagodzeniu skutków katakliz mów, eksploatacji Arktyki i ochro ny środowiska. Droga do współpracy wojskowej była dla Rosjan zamknięta. Taki scenariusz w oczywisty sposób musiał doprowadzić do lep szej integracji NATO z Fin landią i Szwecją - dwoma krajami nie będącymi członkami sojuszu, oficjalnie deklarującymi się jako neutralne. Nieznane rozmowy Co działo się dalej? Z przecieków, jakie przedostały się do prasy wynika, że dyplomaci państw skandynawskich sondowali sąsiadów i potencjalnych sojuszników. Państwa skandynawskie wykazywały bardzo daleko posunięte zainteresowanie i omawiały szczegóły współpracy. Szczególną aktyw ność przejawiała Szwecja, której rząd od 2009 roku wyrażał głębokie zaniepokojenie rosnącą dominacją rosyjską w obszarze Morza Bałtyckiego - zwłaszcza budową tzw. Gazociągu Północnego (Nord Stream). Premier Szwecji Fredrik Reinfeldt od początku stał na stanowisku, że Nord Stream zagraża bezpieczeństwu i ładowi międzynarodowemu w basenie Bałtyku. Czy rozmowy na ten temat były prowadzone także z Polską? Od 2009 roku w szwedzkiej i norweskiej prasie pojawiały się in for macje mówiące o tym, że nasz kraj ma być włączony do programu Stoltenberga. Jednak żadna polska instytucja nigdy się oficjalnie na ten temat nie wypowiedziała. Dwaj ówcześni doradcy Lecha Kaczyńskiego odmówili komentarza ze względu na nie jaw ny charakter rozmów. To z ko lei wskazuje na to, że jakieś rozmowy ze stroną polską były prowadzone i że najprawdopodobniej patronował im prezydent, a nie rząd. Odpowiedź na manewry W tej sytuacji wydaje się, że z całą sprawą mogły mieć związek manewry wojskowe białorusko rosyjskie opatrzone kryptonimem „Zapad 2009”. Odbyły się one latem 2009 roku w pobliżu polskiej granicy. Oficjalnie podano, że uczestniczyło w nich 12,5 tysiąca żołnierzy, ponad 900 czołgów, około 100 samolotów i śmigłowców, oraz 600 spadochroniarzy z elitarnej jednostki powietrzno desantowej z Iwanowa koło Lidy. Oficjalnym powodem było ćwiczenie obrony na wypadek ataku polskich wojsk na Grodno. Prasa rosyjska pisała jednak wprost, że żołnierze ćwiczą działania na wy- Strona 7 padek ataku obcych państw na rurociągi i gazociągi. Zaskakujące jest, że strona rosyjska złamała dyplomatyczne kon wenanse nakazujące niewy mienialnie nazw państw w negatywnym kontekście. Gdy manewry rozpoczęły się tuż przy polskiej granicy, szef polskiej dyplomacji Radek Sikorski zażądał od NATO zdecydo wanej reakcji na mane wry ,,Zapad 2009”. Na tą „zdecydowaną” reakcję czeka liś my aż dwa miesiące. Dopiero bowiem w listopadzie rzecznik pra sowy Kwatery Głównej NATO skrytykował Rosję za przeprowadzenie ćwiczeń bez udziału ob ser wa torów z Sojuszu. Wyraził również zaniepokojenie faktem, że Rosja dopuszcza możliwość ataku ze strony krajów NATO, choć jest to całkowicie sprzeczne z doktry nami i założeniami dzisiejszego Sojuszu. Tego samego dnia Dmitrij Rogozin - stały przedstawiciel Rosji przy NATO - nie przy jął jednak pretensji Sojuszu. To wybuch negatywnych emocji stwierdził w oficjalnym komunikacie Rogozin. Na tym sprawa się zakończyła. Cała ta sytuacja przyniosła Rosjanom odpowiedź na pytanie o ich siłę i pozycję w Europie. Manewry ,,Zapad 2009” pokazały do bitnie, że NATO praktycznie nie reaguje, jeśli w pobliżu granicy państwa należącego do Sojuszu wojska rosyjskie odbywają wielkie ćwiczenia. Po rezygnacji USA z planów budowy “tarczy antyrakietowej” był to wyraźny sygnał, że Rosja ma “wolną rękę” w Europie. Rzecz ciekawa: manewry i skandal dyplomatyczny miał miejsce dokładnie wtedy, gdy wicepremier Waldemar Pawlak negocjował ze stroną rosyjską warunki umowy gazowej i wynegocjował warunki bardzo niekorzystne. W tym kontekście większego znaczenia nabiera antypolska histeria propagandowa, którą Rosjanie rozpętali we wrześniu 2009 roku, obarczając władze II RP odpowiedzialnością za antyradziecki sojusz z Hitlerem. Nowa strategia NATO 16 stycznia 2010 roku brytyjski tygodnik „The Economist” opublikował sensacyjny artykuł. Wynikało z niego, że kierownictwo NATO zdecydowało się opracować awaryjne plany obronne dla trzech krajów nadbałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii na wypadek agresji ze strony Rosji. Jest to w dużym stopniu zasługą Polski, która nalegała na ich opracowanie. Sojusz rozważał opracowanie takich planów od 5 lat. W wyniku trudnych negocjacji USA przekonały Niemcy i inne państwa do wycofania obiekcji, a największą presję, by takie plany przygotować, wywierała Polska - czytamy w artykule. Projekt Kaczyńskiego Nie ma wątpliwości, że „zasługa Polski” dla opracowania planów sojuszu dla krajów nadbałtyckich to de facto zasługa Lecha Kaczyńskiego, który zajmował się relacjami z NATO i robił wszystko, aby pogłębić integrację Sojuszu z Polską i jej sąsiadami. Lech Kaczyński upatrywał w NATO głównego sojusznika przeciwko odrastającemu się ro syjskiemu imperializmowi i głównie dlatego zabiegał o poparcie dla koncepcji przyjęcia do Gruzji NATO. Ten sukces Lecha Kaczyńskiego prawdopodobnie zaowocował drugim wydarzeniem, bardzo korzystnym dla Polski. Oto bowiem Szef Sztabu Generalnego - generał Franciszek Gągor zaczął być typowany jako główny kandydat na następcę generała Ja mesa Stavridisa na stanowisku Naczelnego Dowódcy Sił Zbroj nych NATO (ujawnił to b. szef polskiej dyplomacji Adam Dan iel Rott fed). To o tyle prawdopodobne, że Gągor był zwolennikiem koncepcji, iż to właśnie Rosja jest największym zagroże niem dla państw NATO i przy gotowując się do stanowisk w Kwaterze Głównej NATO opra co wywał antyrosyjską strategię Sojuszu na wiele lat. W tej sytuacji zawiązanie sojuszu z krajami nordyckimi i zmiana strategii NATO w ogromnym stopniu zwiększyłoby bezpieczeństwo Polski na arenie międzynarodowej. Wiedzę o kulisach działań w tej sprawie Lech Kaczyński i jego współpracow nicy zabrali jednak do grobów. Generał Gągor 10 kwietnia 2010 roku wsiadł na pokład rządowego tupolewa i zginął wraz z nimi. Aneks bezpieczeństwa Powołując się na dobrze po informowane źródła w Kwaterze Głównej NATO, tygodnik The Economist napisał, że od czasu przystąpienia do sojuszu krajów bałtyckich w 2004 roku NATOwscy planiści odsuwali na bok pytanie, co to oznacza dla organizacji. Zakładano, że jeśli Rosja jest partnerem sojuszu, a nie przeciwnikiem, plany obronne dla byłych krajów komunistycznych nie powinny być potrzebne. Faktycznie do połowy roku 2008 ocena zagrożenia ze strony Rosji była niska. Znamienna jest data po łowy roku 2008. To właśnie wtedy Thorvald Stoltenberg zaczął pracę nad swoim projektem. Znamienne jest również zachowa nie Sekretarza Generalnego NATO Andersa Vogh Rasmussena. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, powiedział tylko tyle, że Sojusz nie komentuje podejmowanych przez siebie działań. Rasmussen nie potwierdził ani nie zaprzeczył informacjom The Economist. Powściągliwość wykazywali również ministrowie obrony trzech krajów nadbałtyckich. Jeszcze bardziej znamienne jest to, że o sprawie nie napisało żadne polskie medium. The Economist przedstawił szczegóły planów NATO. Wynikało z nich, że działania wobec Litwy, Łotwy i Estonii zostaną opisane w aneksie zawierającym precyzyjne plany Sojuszu wobec Polski. Aneks ten przewidywał włączenie do współpracy Szwecji i Finlandii - krajów formalnie nienależących do Paktu. W oczy wisty sposób zwiększało to bezpieczeństwo obu krajów w razie ich ataku ze strony Rosji. Francuskie okręty Choć główny polski orędownik sojuszów wojskowych - prezy dent Lech Kaczyński - zginął w Smoleńsku - państwa skandynawskie nie wstrzymały prac nad porozumieniem. Iskrą do ich przyspieszenia okazała się transakcja, którą 24 grudnia 2010 roku biuro prasowe prezydenta Rosji ogłosiło, że po wielu miesiącach negocjacji Rosja kupi od Francji dwa okręty desantowe typu Mistral. Okręt tego typu może je dnorazowo zabrać na pokład 450 żołnierzy, 70 wozów bojowych, 13 czołgów i 16 helikop te rów. Okręty Mistral są zaprojektowane w taki sposób, aby służy ły do prowadzenia inwazji na Bałtyku lub Morzu Czarnym. - Gdybyśmy mieli takie okręty w 2008 roku to inwazja na Gruzję trwałaby maksymalnie 26 godzin - powiedział jeden z rosyjskich wojskowych. Komunikat prezy denta Rosji spotkał się z natychmiastową krytyką państw NATO w tym Norwegii i USA (rząd Polski - rzecz jasna - nie widział powodów do niepokoju). Niepokój wywołało to, że według porozumienia Francja przekaże Rosji również do kumentację techniczną umożli wiającą zbudowanie takich okrętów w stoczniach rosyjskich. We wtorek 25 stycznia w miejs co wości Saint Nazare wicepremier Rosji Igor Sieczin i minister obrony Francji Alain Juspe podpisali ostateczny protokół, po czym oficjalnie przekazano stronie rosyjskiej dokumentację techniczną i oba statki. Przy okazji wyszło na jaw, że Francja sprzedaje dwa okręty, a dwa następne Rosjanie zbudują w swoich stoczniach. Przeciwko temu protestowała również Szwecja, która ogłosiła, że czuje się zagrożona przez to, że Rosja kupuje okręty zaplanowane do prowadzenia desantu na Morzu Bałtyckim. Propozycja dla Polski W efekcie, 5 stycznia 2011 roku, komisja obrony narodowej szwedzkiego parlamentu uchwaliła wystąpienie do Polski z zapytaniem o możliwość zawarcia sojuszu wojennego mającego na celu wspólną obronę interesów obu państw w wypadku agresji zbrojnej lub w wypadku naruszenia ich wód terytorialnych przez inne państwo. Dokument podpisał Mikael Oscarsson - przewodniczący komisji. Jednak strona polska oficjalnie się do niego nie odniosła. Przedstawiciele MON zapewniali najpierw, że rozmowy się toczą, ale później demen towali to. Ostatecznie rząd Polski nie zdecydował się na przyjęcie pro pozycji strony szwedzkiej. Wprowadził jednak embargo informa cyjne związane z tym te matem. Fakt, że strona polska odmówiła Szwedom stał się jasny już 19 stycznia. W Londynie rozpoczął się wówczas dwudniowy szczyt zorganizowany przez premiera David Camerona dla przywódców Estonii, Litwy, Łotwy, Finlandii, Szwecji, Norwegii i Islandii. Choć oficjalnie tematem szczytu był rozwój wolnego rynku i poprawa roli kobiet w życiu publicznym, rozmowy dotyczyły bezpieczeń stwa w rejonie Bałtyku. Przedstawiciele Polski nie zostali na szczyt zaproszeni. W efekcie ustalono, że w najbliższych miesiącach zostanie zawiązana Unia Nordycka skupiająca Danię, Finlandię, Szwecję, Norwegię i Islandię i obejmująca nie tylko współpracę gospodarczą, ale także wojskową. 7 lutego 2011 Szwecja zawarła sojusz militarny z Estonią na tych samych warunkach, które proponowała Polsce. Oba państwa zobowiązały się udzielać sobie pomocy w wypadku agresji militarnej ze strony państwa trzeciego, oraz współpracować w dziedzinie bezpieczeństwa cybernetycznego i militarnego na Morzu Bałtyc kim. 1 kwietnia 2011 roku premie rzy Estonii, Litwy i Łotwy pod pisali w Tallinie Sojusz Państw Bałtyckich zakładający m.in. współpracę wojskową. Bez sojuszników W efekcie, w pobliżu Polski powstają dwa sojusze: nordycki i bałtycki złożone z państw połączonych między sobą traktatami o wzajemnej pomocy na wypadek agresji. W oczywisty sposób poprawia to poziom bezpieczeństwa każdego z tych krajów. Polska została jedynym krajem, który nie należy do żadnego z tych sojuszy, bo rząd odrzucił propozycję szwedzką. Porozumienia ze Skandynawami i Bałtami dawały nam lepszą pozycję w sytuacji gdyby zawiodło NATO, które od 2009 roku nie wydaje się szczególnie zainteresowane losem Polski. W oczywisty sposób sprzyja to interesom Rosji dla której Polska pozbawiona sojuszników - staje się łatwym kąskiem. Ze strony polskiego rządu, doprowadzenie do tej sytuacji trudno określić inaczej niż kryminalnym aktem zdrady stanu. Pozostaje mieć nadzieję, że rządząca ekipa - odpowiedzialna za ten stan rzeczy - w wolnej Polsce zostanie pociągnięta do odpowiedzialności. Leszek Szymowski JOLANTA KRYSTKOWICZ Adwokat, Notariusz L.L.B, LLM By≥y SÍdzia w Polsce 2347 Kennedy Rd. Unit 402, Scarborough, Ont. M1T 3T8 pÛ≥nocno-wschodni rÛg ulic Kennedy Rd. i Sheppard Ave. Tel.: 416-292-8337 Fax:416-292-4669 1-15/06/ 2011 No11(1025) Strona 8 Powroty i przypomnienia Litewskie epizody Jakowlewa Zenowiusz Ponarski Tytuł może jest niezrozumiały. Jakie epizody i dlaczego są litewskie? Odpowiadam: Związane są z Litwą, wydarzeniami w których esauł będzie uczestniczył. Jedne miały miejsce w Wilnie, Lidzie czy Grodnie, a inne działy się w Kownie lub w Prusach Wschodnich. Niektóre są znane, a inne spowite są mrokiem. Aby dojść do sedna rzeczy, cofnąć się należy do 16 grudnia 1926 roku, do wojskowego zamachu w Kownie. Zamach spowodował lawinę wyda rzeń, związanych z pojawie niem się w Polsce sporej grupy emigrantów, a właściwie uciekinierów, szkolonych przez Jakowlewa. Ponieważ początkiem tego wszystkiego były wydarzenia na Litwie z 16 grudnia 1926 roku, zaczniemy od nich. Rozpoczniemy od opinii o zamachu historyka Henryka Wisnera, która rzetelnie przedstawia stan rzeczy: „W nocy z 16 na 17 grudnia (1926) w Kownie nastąpił zamach stanu. Rząd Slezevicziusa został obalony, do władzy doszła partia narodowa (Lietuviu Tautininku Sajunga). Urząd prezydenta objął Antanas Smetona, premiera - Augustinas Voldemaras. Oznaczało wzrost wpływów niemieckich i zaostrzenie kursu antypolskiego zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej – napisał – W polityce wewnętrznej rząd Voldemarasa okazał się skrajnie nacjonalistyczny. W zagranicznej – antypolski. Na granicy poczęły się grupować od działy szaulisów (strzelców). Dochodziło do lokalnych incydentów” (Wojna, nie wojna, W., 1978). Tak pokrótce przedstawia się prawicowy przewrót. Obalił rząd ludowców i socjaldemokratów, popierany przez miejsco wych Polaków. Istniał zaledwie 6 mie sięcy, i jak podkreśla inny historyk Krzysztof Buchowski : „Lewicowa władza od razu przystąpiła do realizacji przedwyborczych obietnic. Już 17 czerwca 1926 roku zniesiono stan wojenny ( z wyjątkiem rejonów przygranicznych), a w lipcu cenzurę. Zniesiono zakaz urządzania zgromadzeń pod gołym niebem, zezwolo no na sprowadzanie prasy i książek z zagranicy – napisał – Wyraźnie poprawiła się sytuacja mniejszości narodowych, czego symbolem stało się zarządzenie z 14 sierpnia 1926 roku nakazujące naczelnikom wpisywanie do paszportów takiej narodowości, jaką zadeklarują obywatele… Stosunkowo wiele zyskała także ludność polska, co uwidoczniło się zwłaszcza w oświacie” (Polacy w niepodległym państwie litewskim 1918 – 1940 , Białystok 1999). Ale jeszcze w Sejmie Ustawodaw czym, wybranym 14 -15 kwietnia 1920, Polaków otwarcie dyskryminowano. Mieli 3 posłów (na listę polską padło 32.821 głosów). Od początku prac sejmo wych doszło do zgrzytu. Żydzi (6 posłów) przemawiali w sejmie po rosyjsku. Ale po oświadczeniu posła Tumenasa, że żydowski jest miejscowym językiem z którego mogą korzystać, Polacy zaczęli występować po polsku. Wówczas uznano to za antylitewską demonstrację polityczną. I przy każdej okazji byli napastowani. O tym przed laty napisałem :„Stale frakcji polskiej przypominano krzywdy doznane przez włościan, nie tylko w okresie pańszczyzny, lecz i po jej likwidacji”. (Polacy i sprawy polskie w Sejmie Ustawo dawczym Republiki Litewskiej, Acta Baltico – Slavica, Poznań, 1986 , t. XVII). W późniejszych sejmach polskich przedstawicieli też lekceważono i prześladowano. Wyjątkiem był sejm III kadencji: „Na ustaloną liczbę 85 miejsc poselskich wybrano; 30 chadeków, 22 ludowców, 15 socjaldemokratów, 2 z partii rolników (radykalnej) oraz 3 narodowców. Polacy i Żydzi uzyskali po 3 miejsca, Niem cy zaś mieli 6 posłów (w tym 5 z Kłajpedy, cieszącej się z autonomii). I w ten sposób przyszła do władzy lewica. Rząd utworzony został z ludowców i socjaldemokra tów i popierany był przez mniejszości narodowe. Po 6 miesiącach został obalony przez zamachowców z kół wojskowych, cieszących się poparciem naro dowców i w pewnej mierze chade ków, będących wówczas w opozycji. ( Z. Ponarski, Polacy w sejmach litewskich, maszynopis artykułu opublikowanego w Wilnie). A jak przedstawiali swoją sytuację polscy posłowie? ; ”W maju 1926 r. upływa trzechlecie naszej pracy w II Sejmie, do jakiej w swoim czasie powołani zostaliśmy przez polskie społeczeństwo Litwy… Wychodząc z założenia, że w Kraju katolickim prezydentem państwa powinien być katolik – oddaliśmy swe głosy na kan dydata prawicy... Łączyło nas z lewicą Sejmu zupełnie mechanicznie, jednakże stanowisko większości sejmowej, która do opozycji Polską Frakcję zepchnęła … Tak w Kraju, jak i w Sejmie, pogrom polskości czerwoną nicią przebiega okres mijającego trzechlecia. Wypowiedziano otwartą wojnę kulturalną i naszemu społeczeństwu… Polskim posłom dawano stale do odczucia i zrozumienia, że są posłami drugiego rzędu, zaledwie tolerowani w Sejmie... We wrześniu 1923 r. uderza w nas spis ludności, którego fałszywe dane mają później służyć stale do uszczuplenia przyna leżnych nam praw narodowych”. (Polska Frakcja w II Semie Litewskim 1923 – 1926, Kowno, kwiecień 1926; druk w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego). A teraz jak prawica widziała przewrót. Przedstawiamy wypowiedź zwolennika Voldemarasa, Stepasa Jakubickiego, (organizatora puczu sier żantów w sierpniu 1934 r., skazanego na 15 lat więzienia): ”Blok Chrześcijańskich Demo kra tów, będący dwie kadencje przy władzy, podczas wyborów do sejmu III kadencji w 1926 r. stracił większość. Rząd utworzyli; Frakcja Włościan Ludowców, Socjaldemokraci i Blok Mniejszości Narodowych. Taka pstra koalicja rządowa nie była efektywna. Przedstawicieli mniejszości w sejmie mało obchodziły sprawy Litwy. Zajmowali się głównie swoimi sprawami – napisał – Litewscy Polacy, finansowani i popierani przez rząd Polski, otwierali polskie szkoły. Prezydent dr Kazys Grinius i premier Mykolas Sleżeviczius, jako prawdziwi litewscy patrioci, będąc w koalicji z mniejszościami, nie potrafili przeciwstawić się wygórowanym żądaniom mniejszości i komu nistów. Dlatego po półrocznych rządach koalicji, 17 grudnia 1926 r., doszło do przewrotu i obalenia lewicowego rządu, nie dbającego o sprawy państwa. Inicjatywę przywódców chrześcijańskich demokratów i narodowców, przejął Aktyw Wojskowy Armii Litewskiej. Do kierowania państwem wybrano … prezydenta Antanasa Smetonę, i premiera… Augustyna Voldemarasa… Po przewrocie 17 grudnia, naród litewski skierował byt swój na tory narodowe”. ( Czym jest Związek Odrodzenia Litwy, Delhi, Ontario (Kanada), 1978, lit.). Przedstawimy jeszcze obiek tywną opinię historyka, Juozasa Jaksztasa: „Nie wiemy, wobec konspiracji, kto i jak go przygotowywał. Inicjatorami i wyko nawcami niewątpliwie byli młodsi oficerowie, którzy zawczasu uzgodnili to z przywódcami prawicowych partii. Bodźcem były ostre utarczki słowne w sejmie, a podstawą liczne prawicowe interpelacje i udzielane przez rząd odpowiedzi Hałaśliwe mowy i spory, np. jakie miały miejsce na posiedzeniu 3 grudnia, gdy premier odpowiadał na dawną interpelację prawicy, o demon stracjach studentów 21 listopada … Żywe były rozmowy o koalicji chadeków z ludowcami, wykluczające udział w rządzie socjaldemokratów. Powiadano, że przychylny temu jest prezydent dr K. Grynius. Przed głosowaniem o zmianę władzy, zamierzano przyjąć nowy budżet, który rząd chciał bardzo okroić. - napisał A tymczasem zamachowcy zdecy dowali dokonać przewrotu w nocy z 16 – 17 grudnia, w przededniu 60 rocznicy urodzin prezydenta. W związku z przygotowaniem do uroczystości, w Kownie zebrali się dowódcy wszystkich dywizji i pułków, aby złożyć prezydentowi życzenia. Była to dobra okazja dla spiskowców, by do spisku wciągnąć przychylnych wojskowych, i unieszkodliwić niechętnych, oddalonych od swoich jednostek. Zamach przygotowywano za zgodą i aprobatą ludzi z partii prawicowych (chadeków i narodowców). Dokonano go sprawnie; wojsko zajęło Sztab Ge ne ralny, okrążyło Prezyden turę, Sejm, policję i niektóre urzędy. Aresztowano też ministrów, niepewnych wojskowych i in.”. ( Historia niepodległej Litwy 1918 – 1940, Chicago 1992, lit.). Ludowcy, którzy ponoć mieli utworzyć rząd z chadekami, po usunięciu socjaldemokratów, zamach krytycznie ocenili po latach: “Musimy spojrzeć zupełnie negatywnie, na to co się stało w Kownie nocą na 17 grudnia. Oficjalną wersją był strach przed grożącym przewrotem komunistycznym… przygotowywanym za warszawskie pieniądze, aby stworzyć pretekst Polakom, do napadu na Litwę”. Dalej w tymże zbiorowym opracowaniu, szef Sztabu Generalnego, płk Kazis Szkirpa napisał: „ Przed zamachem usiłowano dezinformować i też częściowo de moralizować wojskowe do wódz two... W prasie chadeków ukazywały się wieści, wyssane z palca, iż podobno Polacy są gotowi napaść na Litwę, a do koszar płynęły oskarżenia, że dowództwo wojskowe jest senne, nie widzi niebezpieczeństwa ... Pierwszy przybył gen. Ladyga... powiadomił mnie, że posiada „prawdziwe” wieści… że Polacy ściągają swoje wojsko do linii demarkacyjnej w kierunku Wiłkomierza... Uspokoiłem generała, że według ostatnich informacji Oddziału II, nie zauważono żadnych ruchów wojsk polskich w kierunku Litwy i że jego wiadomości są kłamliwe. Po wyjściu gen. Lodygi zjawił się drugi informator: major Plechaviczius. Podał, że jego brat, dowódca 2 pułku ułanów, dopiero co telefonował, że zauważono kolumnę wojska polskiego, maszerującą w kierunku Pren. Zauważyłem, że z gen. Lodygą między sobą dobrze nie uzgodnili … Podobna strategia konspiratorów dowodziła, że dzieje się coś bardzo niedobrego … Nie można było zawczasu izolować konspiratorów nie znając ich nazwisk”. (Mykolas Sleżeviczius (praca zbiorowa, Chicago 1954, lit.) Przygotowywany zamach był tajemnicą poliszynela. Wiele polityków i wojskowych uprze DokoÒczenie na stronie 9 1-15/06/2011 No 11 (1025) DokoÒczenie ze strony 8 dzało o nim prezydenta i premiera, którzy bagatelizowali prze strogi. A poseł sowiecki, Siergiej Aleksandrowski ( Józef Mackiewicz wspominał, że Ja kowlew przy gotowywał na niego za mach), od swoich agentów do wiedział się o zamierzonym zamachu. Telefonicznie 16 grudnia, ok. 23 wieczorem, powiadomił premiera Slezevicziusa, że wojsko przygotowuje przewrót. Ale premier nie przydał temu żadnego znaczenia, ale porozmawiał z kilkoma ministrami, i spokojnie poszedł spać. (Aleksandras Merke lis, Antanas Smetona, jego działalność społeczna, kulturalna i polityczna, Nowy Jork 1964. lit s. 328.). Gdy się obudził, czy został obudzony, był już w nowej rzeczy wistości; jego i ministrów inter no wano w sztabie wojsko wym. Prezydenta Gryniusa izolowano w prezydenturze, zabraniając mu kontaktów z ministrami. Nastały rządy twardej ręki, krytykowane przez politycznych oponentów. W wielu miejscach niezadowolenie ludności doprowadziło do zbrojnych wystąpień, kierowanych przez socjaldemokratów i ludowców, do których przyłączyli się socjal – rewolucjoniści. Pierwszą próbą przywrócenia porządku demokratycznego uczynił b. poseł z ramienia ludowców Juozas Pajaujis. Ale władze rychło wpadły na jego trop i na począt ku kwietnia 1927 r. został are sztowany, a wraz z nim w więzieniu osadzono kilkadziesiąt osób. Pajaujisa dwóch najbliższych jego współpracowników, 28 kwietnia 1927 r. Polowy Sąd Wojskowy skazał na karę śmierci. Zamieniono ją w drodze łaski na dożywocie, a na podstawie amnestii, w sierpniu 1929 r. byli już na wolności. Strona 9 Następną próbą obalenie rządów prawicowych było powołanie Komitetów Ocalenia Republiki. Najsilniejsze ich ośrodki były w Taurogach i Olicie, które przygotowały powstanie, wyznaczone na noc z 8 na 9 września 1927 roku. Powstaniem w Taurogach dowodzili były poseł s.-d. Povilas Mikuckis i kapitan rezerwy Antanas Majus. Po opanowaniu miasta, rozbrojeniu policji i szaulisów (strzelców), przybyłe wojsko po kilku godzinach walk zdławiło powstanie. W Olicie gdzie działali byli posłowie s.-d. ; J. Pleczkaitis, J. Kedys i J. Paplauskas, zebrało się ok. 200, ale wskutek dekonspiracji do wystąpienia nie doszło, ale nie uchroniło uczestników od prześladowań. Po stłumieniu wystąpień zbrojnych i demonstracji, nastąpiły ostre represje wobec opozycjonistów wszelkiej maści. Sądy wojskowo – polowe nie próżnowały a wielu działaczy zesłano do obozu pracy powstałego w Worniach. Uchodząc przed prześladowaniami wielu socjaldemokratów, ludowców i in, opozycjonistów opuściło Litwę. Jedni przybyli na Łotwę, inni do Prus Wsch. W Polsce, zamieszkało ich najwięcej. Schronili się też byli posłowie – socjaldemokraci; Pleczkaitis, Paulauskas i Kedys. Ilu opozycjonistów opuściło Litwę? Jedni podają, że 200 - 300, a inni, ok. 500. Dokładnie nie wiemy. Ale wiadomo, że wielu z tych, którzy przybyli do Polski znalazło się pod pieczą esauła Jakowlewa. Szkolił do przyszłych działań zbrojnych na Litwie, które przygotowywał marszałek Piłsudski Ale nazwisko jego rzadko znajdziemy w opracowaniach polskich, litewskich lub innych. Kozak Piłsudskiego, i współpracownik wileńskiej Ekspozytury Oddziału II, działał incognito, bez żadnego rozgłosu. Dzwon Zygmunt (2) Pamiątkowa tablica o pęknięciu serca dzwonu VISTULA TRAVEL Promocyjne ceny BiletÛw do Polski Income - Tax Wakacje na s≥onecznym po≥udniu - ìlast minuteî Ubezpieczenia turystyczne - juø od $1.10 Wysy≥ka paczek i pieniÍdzy Tel.: 905-624-4141 Dixie DokoÒczenie ze strony 1 cięższe od starego o 21 kg. Po rekon strukcji, dzwon Zygmunt zabrzmiał ponownie w Wielką Sobotę 14 kwietnia 2001 roku. Jego dźwięk jest wyjątkowy, niepodobny do wszystkich innych tej wielkości dzwonów. Jego ton jest głuchy, matowy, złamany, a jed nocześnie łagodny i miękki. Najpiękniej słychać go w Katedrze Wawelskiej, której mury na chwilę ożywają. Katedralna cisza napełnia się echem starych dziejów. Ten dźwięk przenosi nas na chwilę w świat potężnej monar chii, świetności daw nej Polski, ale też w czasy zaborów, upadku, powstań, wojen i niepokoju. „Brzmi w tym uroczystym graniu modlitwa wieków o wolność i po myślność Ojczyzny, a równocześnie jakieś wezwanie do uwalniania serc od wszystkiego, co jej może szkodzić, i do wznoszenia ducha ku tym wartościom, które nasze pokolenie przejęło ze wspaniałej tradycji ojców” (Ojciec Święty Jan Paweł II o „Zygmuncie”). VISTULA TRAVEL Dundas St. E. Erik Turski, Broker of Record 905-624-4807 $34,000 - Condominium dwusypialniowe Pe≥ne badanie oczu EWA G£ADECKA 3115 Dundas St., West Mississauga, (Starsky 2) Tel.: 905-569-1177 1425 Dundas St. E. Unit 5A Mississauga $114,900 - Mississauga - Condominium z balkonem $165,000 $450,000 $ 33,000 - Dom wolnostojący, 3 sypialnie, dwa piętra Etobicoke, dom backsplit 6 poziomowy, dochód Mississauga427/Dundas, warsztat samochodowy $1,300,000$2,600,000- Mississauga, 20,000 Sg. Ft. budynek przemysłowy Hotel 100 unit z Banquet Hall + Restauracja $ 49,900 $ 99,900 - Połówka 3 sypialnie + 2 pietra, cegła Wolnostojacy dom, cegła, 3 sypialnie $7 per Sg.Ft. w pobliżu IKEA-Queensway, budynek wolnostojący do wynajęcia 2000-6,000 Sq.Ft. 1-15/06/2011 No 11 (1025) Strona 10 Czeska omega Wiesław Piechocki Wełtawa jest tu płytka i szeroka. Kajakarze wiedzą o tym, pływając w swych łódkach, czółenkach i pontonach grupami po rzece, robiąc sobie przyjemność w poziomie. Wszystko inne tu, czyli zamek, skały, strzeliste wieże zamku i kościołów podkreślają tu pion. Nie przyjechałem tu, aby podziwiać ukośne progi na płyciutkiej Wełtawie, lecz by oddychać średniowiecznym powietrzem Czeskie go Krumlowa. Zostawiłem bagaże w renesansowym budynku hoteliku „Leonardo” (ulice Soukenická 33), gdzie pokój ma niespodzianie autentycznie średniowieczne gotyckie sklepienie z freskami (!). Zaczynam w mieście obchód tych skalnych ścian. Zakręcają one wzdłuż rzeki w przedziwny sposób, tworząc charakterystyczne pętle. Krumlov słynny jest z tego, iż młoda tu jeszcze Wełtawa tworzy silne zakola. A te zakola to grecka litera omega. Rzeka oplata wręcz miasto Krumlov jak „omega”. Jej brzegi tworzą swymi krętymi liniami zawijasy, tworzące „głowę”. W tej głowie mieści się zasadnicze średniowieczne miasto. Filuternie rzadki i uroczy wymysł mat ki natury! Chodzę wzdłuż nadbrzeżnych tras, po żwirowanych alejkach, po zielonej trawie, zadzierając głowę. Nade mną niemal pionowe, romantyczne skały. Nad wszechobecnymi skałami zamek, nieprzyzwoicie wielki w tak małym średniowiecznym miasteczku. W „szyi głowy” przekopano rów. Powstał kanalik-potoczek. Łączy on te same wody rzeki, która i tak musi opłynąć „głowę”. Nad sztucznym poprzecznym potoczkiem widzę ważny most kamienny. Wchodzę na niego jak i setki tysięcy innych turystów, odwiedzających corocznie Czeski Krumlow. Przez niego podążam ku rynkowi, gdzie jak i na sąsiednich uliczkach panuje celebrowane dla turystów średniowiecze. Uliczki też są krzywe jak zakręty rzeki – harmonia geometryczna. Te zakręty spowodowały może starą niemiecką nazwę miasta: „Krummau”, co znaczy „Krzywe Błonia”. ko ju w ramach monarchii au striackiej Czesi i Niemcy. Tych ostatnich było tu zawsze spo ro: od fali śre dniowiecznej ko lonizacji i dzięki odkryciu srebra w ska łach obok gi gantycznego zamku. Jeszcze w roku 1910 w traKościół św. Wita od strony Wełtawy kcie spisu powMyślę: ta głowa, na której leży szechnego większość miesz miasto mogłaby być płaska. Ale kańców podała, iż czują się nie! Ona jest wypukła, powyginana. Ciągle muszę się wspinać i schodzić po ciasnych, krzywych, stromych, brukowanych ulicz kach. Wchodzę do parafialnego kościoła św. Wita. Imponuje strze listością. Wewnątrz czysty gotyk, pulsujący rytmem kolumn, zwłaszcza kiedy ciekawskie słońce zagląda intensywnie przez mleko jasnych witraży. Z tłumem z całego świata wspinam się teraz ku zamkowi, do którego wiodą strome i wąskie schody. Zamek jest olbrzymi, przypominający praskie Hradczany. Ma trzy podwórce. W kasie mam wybór – muszę wybrać jedną z 3 ofe rowanych tras zwiedzania zamku. Decyduję się na szlak nr 1. Nie żałuję wydanych czeskich koron, bowiem wchłaniam całym sobą przez godzinę komnaty, korytarze, sale, podwórce, balkony, tarasy, kuchnie i kaplice, tworzące piękny kalejdoskop w głowie. Wszędzie tu ślady, herby przedniej arystokracji (Schwarzenberg, Liechtenstein, Eggenberg, Rosenberg – stąd w herbie miasta tkwi róża), do której należały olbrzymie gmachy krumlowskiego zamku i która zaszczycała swymi pobytami część własnego majątku. Zamek widział wielu właścicie li. Oglądam meble, obrazy, rzeźby, dywany, arrasy, żyrandole, witraże i tysiące innych przedmiotów. Po zakończeniu wizyty, wychodzę na podwórzec oblany słońcem, siadłszy w przyzamkowej kawiarni, aby przetrawić w sobie rekwizyty Matki Historii. A ta była przez wieki łaskawa dla Krumlowa. Głównie żyli tu w po- Teatr w zamku Uliczka i zamek Niemcami. Rdzenna Austria była blisko – jadąc na południe, minąwszy kilka wiosek, leżących u brzegów Wełtawy, podziwiając łagodne i idylliczne zielone wzgórza, dociera się wszak do Linzu, metropolii Górnej Austrii. A tu, dopiero po 1918 roku powstała Czechosłowacja. UNESCO zadbała w roku 1992 o to, by miasto Krumlow stało się chronionym i uprzywilejowanym miejscem, umieszczając je na liście Dóbr Kulturalnych Ludz kości. Chodząc po Krumlowie, porównuję w głowie oglądane pejzaże miejskie z obrazami Egona Schiele, Austriaka. Namalował wiele z piękna tego miejsca, stylistycznie w swej indywidualnej drapieżnej manierze. Trudno odnaleźć hic et nunc „jego” miejsca. Czasy się zmieniają. Egona matka pochodziła z Krumlowa, toteż często przyjeżdżał tutaj. Zmarł mając ledwie 28 lat, ścięty kosą tzw. grypy „hiszpanki”, grasującej przy końcu pierwszej wojny światowej. Jego malarstwo harmo nizuje z dekadencją ówczesnego Wiednia. Egon Schiele ma w Krum lowie poczesne miejsce, blisko hotelu „Leonardo”. To wielkie centrum sztuki, nazwane jego imieniem. Tu wystawia się dzieła nie tylko jego. Debiut w tym miejscu dla młodego artysty, nie tylko z Czech, to zaszczyt. Egon odwdzięczył się kreatywnie miastu rodzinnemu swej matki. Czuł artystycznym instynktem, iż musi się spieszyć, iż śmierć czyha za zakrętem (rzeki?). Zmarł litery omega. To byłaby replika krajobrazowa Krumlowa. No tak! Przecież francuskie miasto Besançon, leżące nad rzeką Doubs (wymowa du), tkwi też w literze „omega”. Doubs, rzeka stanowiąca w górnym bie gu gra nicę mię dzy Francją a Szwaj ca rią, opły wa „omegowato” stare miasto Besançon. T a m „głowa” między brzegami Czeski Krumlow, Panorama od góry zamkowej Doubs też jest wysoledwie trzy dni przed zgo - ka, tworząc wzgórza i dominujący nem swej młodej żony, będą- szczyt. Na tym wierz chołku cej w tym momencie w cią- rozpostarta jest wielka cytadela. ży. Potrójnie okropny dra - Już Rzy mianie 2000 lat wstecz mat! Nie myślą o nim tłumy bronili się tam przed krnąbrnymi roześmianych i zdro wych Gal la mi. Ci nie chcieli uz nać turystów z całego świata, fo- agresyw nych Rzy mian jako to grafujących este ty czne swych władców i ich wersji cuda Krumlowa. układania pokoju, czyli narzucoW średniowiecznym słoń- nej formuły pax Romana. cu miasta wydaje się przez chwi lę, iż życie trwa może A tu czeskość musiała też walnie wie cznie, ale przynaj - czyć o swoje przez wieki. Naj mniej długo. Przecież domy i pierw rządziły tu arystokratyczne restauracje, hotele i pałace, rody w imieniu cesarza z dalekiekościoły i zamek uśmiechają go Wiednia, potem napłynął żysię do turystów, zachęcając wioł niemiecki, prężny i obcy do dłuższego pobytu. Jedna słowiańskości. Później komunizm z te orii istnienia powiada zgwałcił demokrację i dumę narowszak, iż jesteśmy jedynie dową w lutym 1948, fałszując turystami na ziemskim glo- wybory. Nastał typ rządów rodem bie... z Moskwy. W Czechach nad Wełtawą i na Słowacji nad Dunajem zapanował przaśny komunizm. Aż do sierpnia 1968, kiedy ZSRR już dłużej nie tolerował ekspery mentów liberalizacji systemu w Pra dze. Brtutalnie wje chały do Cze cho słowacji czołgi i wtargnęli żoł nie rze krajów Układu War szaw skiego. Patrzę w jedno stajnie płynący nurt Wełtawy: ciągle ten sam rytm, nie zwa żający na żadne zmiany polityczne wokół. To koi. Cieszę się za Czechów, że wygrało poczucie tradycji i narodowości. Krumlow, zamek widziany od dołu Siadam na ławeczce w par ku Komunistyczny Goliat został nad Wełtawą. Obok parking nr 3, zwy ciężony. Kłamliwa propa gdzie zostawiłem samochód. ganda przegrała z kretesem walkę, Opłata w koronach czeskich trwającą niemal pół wieku. Czewynosi 20 za godzinę, czyli nie- chy mogą się suwerennie roz mal 1 euro! Ale z hotelu otrzy- wijać, omijając zakola proble małem jako gość zniżkę - na mów. Wełtawa w Krumlowie ze szczęście. Patrząc na czyste wody swą omegą też z biegiem osiąga – Wełtawy, usiłuję sobie przypom- mimo meandrów – Pragę, dumną nieć gdzie już kiedyś widziałem i przepiękną stolicę Czechów. Ta miasto leżące w środku greckiej myśl też koi. www.nowykurier.com No 11 (1025) 1-15/06/2011 Strona 11 Książki autorów publikujących w “Nowym Kurierze” Kazimierz Poznański Długi wiersz Long poem Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza KAZIMIERZ POZNAŃSKI, urodzony w Polsce, jest profesorem wykładającym na University of Washington w Seattle. Znany polskim czytelnikom głównie ze swoich dwóch książek „Wielki przekręt” (2000) i „Obłęd reform” (tę pozycję wydała w 2001 r. LSW). Obydwie znalazły się na liście polskich bestsellerów. Drobiazgowa i wyważona analiza reform gospodarczych po 1989 r. znalazła setki tysięcy sympatyków. Wkrótce po tym sukcesie Poznański zabrał się do pisania nowel a potem spróbował sił w poezji. Jego poezja jest poświęcona pięknu świata, w którym miłość wygrywa ze zwątpieniem. Ta sama wizja przyświeca też jego malarstwu, cieszącym się uznaniem. Wystawiał swoje prace w wielu galeriach w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Chinach. Maluje dużego formatu krajobrazy na papierze ryżowym używając chińskiego wodnego pigmentu. Ostatnio zaczął również malować obrazy olejne. „Długi wiersz” jest jego debiutem poetyckim w Polsce. Tematem tomiku jest znaleziona i stracona miłość, po której zostają chaotyczne wspomnienia chwil i przedmiotów. Wiersze zostały napisane najpierw po angielsku a potem po polsku. Obydwie wersje są drukowane obok siebie. „Długi wiersz” jest zilustrowany jego czarno-białymi obrazami w oleju. Gotowy do druku zbiór wierszy „Prawie pięknie” jest opisem Kazimierza Dolnego, ściślej mówiąc życia, które było i życia, które przetrwało. Strona 12 1-15/06/2011 No 11(1025) No 11 (1025) 1-15/06/2011 Strona 13 BioEkoTech Canada Inc, & BioEkoTech Canada Inc. & EnviroCement Technologies 1-15/06/2011 No 11 (1025) Strona 14 Politechnika GdaÒska Henryk Bug≥acki Historia i dane DCT Gdańsk Terminal kontenerowy DCT (Deepwater Container Terminal) Gdańsk to jeden z dwóch terminali w Gdańsku, zlokalizowany na terenie Portu Północnego w Porcie Gdańskim. Działalność operacyjną rozpoczął w październiku 2007 roku, po zakończeniu pierwszego etapu inwestycyjnego. DCT zajmuje powierzchnię 44 ha i jest wyposażony w nabrzeża o długości 650 metrów (265 metrów o głębokości 13,5 metra i 385 metrów o głębokości 16,5 metra) oraz pola składowe mogące pomieścić 18 000 TEU. Aktualnie przez terminal jest obsługiwanych dziesięć połączeń: Maersk Line AE10 (Szanghaj Kaohsiung - Yantian - Hong Kong - Tanjung Pelepas - Le Havre - Felixstowe - Zeebrugge Hamburg - DCT Gdańsk - Göteborg - Aarhus - Bremerhaven Rotterdam - Singapur - Hong Kong - Kobe - Nagoja - Shimizu Jokohama - Ningbo), Maersk Line F16 (Bremerhaven – DCT Gdańsk – Szczecin – Bremerhaven), Maersk Line F15 (DCT Gdańsk – St. Petersburg – Kotka – DCT Gdańsk), Team Lines (DCT Gdańsk – Bremerhaven / Hamburg – DCT Gdańsk – Rotterdam), Team Lines (DCT Gdańsk - Kłajpeda - Hamburg Bremerhaven - DCT Gdańsk), Team Lines (DCT Gdańsk Rotterdam - DCT Gdańsk), Unifeeder (DCT Gdańsk – Bałtijsk – DCT Gdańsk), Unifeeder (DCT Gdańsk - Rotterdam), Unifeeder (DCT Gdańsk - Bre merhaven - Hamburg), Unifeeder (DCT Gdańsk - Helsinki - Kotka DCT Gdańsk). Spośród wyżej wymienionych połączeń najważniejsze znaczenie wydają się mieć połączenia Maersk Line. Przeładunki DCT Gdańsk od chwili jego powstania systematycznie rosną: 2007 4.423 TEU, 2008 - 106.356 TEU, 2009 - 162.189 TEU, 2010 451.751 TEU. Docelowo terminal ma osiągnąć roczną zdolność przeładunkową 2 mln TEU. Dodatkowo jedno ze stanowisk jest wyposażone w rampę ro-ro. Obsłu ga odbywa się z zastoso waniem nowoczesnego systemu komputerowego zgodnego z EDI. Od stycznia 2010 roku, oprócz kontenerowych serwisów feedero wych, terminal DCT Gdańsk obsługuje regularny serwis oceaniczny AE10 armatora Maersk Line. DCT Gdańsk S.A. jest spółką zarejestrowaną w Polsce, będącą w większości własnością GIF II (Global Infrastructure Fund II), specjalistycznego funduszu zarządzanego przez Macquarie Group of Companies, z siedzibą główną w Australii. Terminal DCT Gdańsk oferuje całoroczny, niezamarzający kanał Terminal kontenerowy DCT Gdańsk wchodzi do wielkiej gry podejściowy o głębokości 17,0 m i nabrzeże przeładunkowe o głebokości 16,5 m, zapewniając doskonałe warunki do utworzenia tu bałtyckiego „hubu” portowego dla Morza Bałtyckiego. Bocznica kolejowa na DCT Gdańsk (2 x 1000 m) zlokalizowana jest w sąsiedztwie nabrzeża przeładunkowego. DCT Gdańsk, jako jedyny terminal na Morzu Bałtyckim, oferuje bezpośrednie połączenie z Dalekim Wschodem. Terminal DCT sąsiaduje z położonym na terenie liczącym 100 ha Pomorskim Centrum Logistycznym, budowanym przez firmę Good man, które zgodnie z planami rozpocznie działalność w 2012 roku, oferując polskiej gospodarce rozwiązania zaczerpnięte z koncepcji „port centric logistics”. Od czasu wprowadzenia bezpośrednich połączeń z Dalekim Wschodem w styczniu 2010 r. Gdańsk stał się w pełni niezależnym „hubem”, z którego towary będą od teraz rozwożone mniejszymi statkami (feederami) do coraz większej ilości portów w regionie Morza Bałtyckiego. Za stałe podnoszenie sprawności załogi i stworzenie perspektyw dobrego zatrudnienia oraz wła ściwe kształtowanie relacji między pracownikami, a firmą Kapituła “Pracodawców Pomorza“ wyróżniła terminal DCT Gdańsk honorem wpisania do grona “Najlepszych Pomorskich Pracodawców 2010 roku“. Uruchomienie tzw. serwisu AE10 do Gdańska wywołało wzmożony obrót kontenerowy także mniejszymi statkami. Feederowe połączenia do portów rosyjskich i skandynawskich obsługują zarówno kontenerowce Maerska, jak i Unifeeder, realizując założenia gdańskiego „hubu” kontenerowego dla Bałtyku. Każdy kolejny dzień w Porcie Gdańsk przynosi istotną korektę obsłużonej masy towarowej. W ciągu stycznia port przeładował ponad półtora miliona ton towarów, w tym blisko 26 000 TEU drobnicy w kontenerach. Nie bez znaczenia dla obrotu kontenerowego jest uruchomienie przekazanego służbom weterynaryjnym w styczniu nowego obiektu Granicznego Posterunku Kontroli Weterynaryjnej (GPKW). 28 stycznia 2010 r., na spotkaniu pod sumowującym w Głównym Inspektoracie Weterynarii (GIW) w Warszawie, inspektorzy FVO zakończyli misję kontrolną. GPKW w Gdańsku uzyskał bardzo wysoką ocenę. GIW przekazał inspektorom FVO doku menty zawierające wszelkie dane, niezbędne do uruchomienia procedury zatwierdzającej GPKW w Porcie Północnym, dopełniając tym samym wszystkie wymagania stawiane stronie polskiej. Zarząd Morskiego Portu Gdańsk li czy obecnie na możliwość “eks - presowego” przeprowadzenia procedury zatwierdzającej GPKW w Komisji Europejskiej - Dyrekcji Generalnej ds. Zdrowia i Ochrony Konsumentów. Tym samym pokonany zostanie ostatni ele ment ograniczający jakość i tempo obsługi kontenerów w prawobrzeżnej części gdańskiego portu. Aktualne wydarzenia w DCT Gdańsk Według Centrum Informacyjnego Rządu (CIR), największe kontenerowce świata będą wpływać do gdańskiego portu systematycznie, mniej więcej co ty dzień, na podstawie podpisanej umowy pomiędzy DCT Gdańsk S.A. a Maersk Line, która jest największym przewoźnikiem na świecie, obsługującym 16 proc. przewozów kontenerowych. Kontenerowce będą przypły wać do Gdańska m.in. z Dalekiego Wschodu, Indii i Bliskiego Wschodu. Dotychczas duże kontenerowce obsługiwały porty w Hamburgu, Rotterdamie lub Bremerhaven, skąd ładunki transportowane były mniejszymi statkami dowozowymi do bałtyckich portów. Teraz - jak zauważa CIR duże kontenerowce będą obsługiwane także w Gdańsku. “Maersk Line wybierając gdańs ki port docenił wysoką wiary godność gospodarczą Polski, szczególnie w czasie światowego kryzysu gospodarczego. Na decyzję wpłynął także szybki i obiecujący rozwój infrastruktury, terminal DCT połączony zostanie z autostradą A1 przez obwodnicę południową“ - czytamy w komunikacie CIR. DCT Gdańsk i Maersk Line wprowadziły na Bałtyk pierwszy statek klasy E „Maersk Elba” 11 maja 2011 r. Do Gdańska zaczęły systematycznie zawijać największe kontenerowce świata należące do duńskiego armatora A.P. Moller-Maersk. Już w połowie maja DCT Gdańsk przyjął „Maersk Elba” i „Maersk Eubank” o zdolności prze wozowej 13 092 TEU. 25 maja przyjęto tu kontenerowiec „Eleonora Maersk”. Tego dnia do terminalu DCT wpłynął ten jeden z ośmiu największych kontenerowców pływających obecnie po morzach i oceanach. Kontenerowiec przycumował w środę przed południem do nabrzeża gdańskiego DCT, gdzie był obsługiwany do piątku 25 maja. Aktualnego rekordzistę przyprowadził do Gdańska polski kapitan Wojciech Kucz, stojący na czele zaledwie 13-osobowej załogi. Statek był nie lada atrakcją. To jedna z ośmiu największych tego typu jednostek na świecie. Ma 398 metrów długości i 56 metrów szerokości. Może pomieścić aż 15 550 kontenerów 20-sto powych. Moc silnika wynosi aż 110 tys. KM i zapewnia prędkość maksymalną 21,4 węzłów. Polskie porty jeszcze nigdy nie gościły takiego kolosa. Jest to możliwe dzięki otwarciu w ubiegłym roku przez potentata Maersk Line regularnego połączenia gdańskiego terminalu z portami azjatyckimi. Już 1 czerwca wpłynął kolejny 15,5-tysięcznik – „Edith Maersk”. Dwa tygodnie później w Gdańsku zjawi się „Ebba Maersk”, za kolejny tydzień „Elly Maersk”. Nato miast 29 czerwca będziemy mogli podziwiać „Emmę Maersk” - pierwszego zbudowanego kontenerowca z serii gigantów. Długość „Emmy Maersk” można porównać do całkowitej wysokości Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Kontenerowiec przewyższa dwukrotnie swą długością Pałac bez iglicy. Te najdłuższe na świecie kontenerowce duńskiego koncernu Maersk wywołują emocje wszędzie tam, gdzie się pojawiają. Podziw i szacunek budzi nie tylko umożliwiająca żeglugę z niewielką załogą automatyka i monu mentalne rozmiary, ale i skonstruowane z troską o ekonomię i ekologię wielkiej mocy silniki. których wartość przekracza rocznie 100 miliardów zło tych. Ilu takich “gigantów gospodarczych” wpisać można na listę polskich liderów mnożenia PKB? Dziewicze wejście „Maersk Elba” do DCT uświetnione było dwudniowymi obchodami, w czasie których wiele znanych osobistości ze świata polityki i biznesu gra tulowało prezesom Maersk Line i DCT Gdańsk. Premier Donald Tusk odwiedził terminal DCT Gdańsk S.A. w dniach, kiedy zawinął tam jeden z największych kontenerowców na świecie - “Maersk Elba“. Szef rządu wszedł na pokład tego kontenerowca. „Jesteśmy w Gdańsku i w Polsce pod dużym wrażeniem postępu, jaki w ostatnich latach odno towaliśmy w stosunkowo nowej dziedzinie, jaką jest transport morski kontenerów na tak wielką skalę“ - powiedział premier na konferencji prasowej w Gdańsku. Premier Donald Tusk uważa, że Gdańsk może stać się portem, który będzie obsługiwał tranzyt na cały region, na kilka, kilkanaście państw europejskich. Szef rządu powiedział też, że został przekonany co do koniecz ności “maksymalnej koordynacji i “Eleonora Maersk” w terminalu DCT Gdańsk (bandera: Denmark(DK), roku budowy: 2007, nośność DWT: 11500 t.) Foto: Grzegorz Mehring Gdańsk umacnia swoją pozycję koncentracji wysiłków ze strony na szlakach żeglugowych. Port, rządu i parlamentu, aby znieść który w 2010 roku - rekordową bariery, które dokuczają wielu obsługą ponad 27 milionów ton przedsięwzięciom (w sprawie towarów - potwierdził tytuł pol- transportu morskiego - PAP) w skiego lidera wśród portów mor- Polsce“. „Cieszę się, że Gdańsk skich, i teraz - w ciągu ledwie może teraz naprawdę stać się czte rech miesięcy 2011 roku - hubem dla naszych sąsiadów, przeładował już ponad 10,5 milio- którzy nie mają dostępu do na ton. morza” – powiedział Donald Obok paliw płynnych (ponad Tusk. „Rozmawiałem z wieloma 5,5 mln ton) znaczącą pozycję osobami, które miały wpływ na dynamicznie umacnia obsługa rozwój DCT i zostałem przeko kontenerów. Z zaplanowanego na nany o konieczności maksymaliten rok przeładunku 800 tysięcy zacji koordynacji i koncentracji TEU, obsłużono już blisko 230 wysiłków, także Rządu i Parla tysięcy TEU. Te wszystkie liczby, men tu, w kierunku usunięcia opatrzone przymiotnikiem “rekor- barier stojących na drodze wielu dowe”, nie oddają jednak naj - przedsięwzięć. Tutaj, jak w soczeistotniejszego parametru, potwier- wce, widzimy zmiany, które są kodzającego rzeczywiste znaczenie nieczne, aby Polska mogła konkumorskiego portu dla krajowej gos- rować z takimi gigantami jak podarki: wartości przeładowanej Hamburg, Rotterdam czy St. Pemasy towarowej. Dodajmy zatem, tersburg” - dodał Donald Tusk że gdański port obsługuje ładunki, Cdn. No 11(1025) 1-15/06/2011 Strona 15 1-15/06/ 2011 No 11 (1025) Strona 16 Nauka i wiara DokoÒczenie ze strony 1 wybuchu (Big Bang) kiedy pojawił się czas, cząstki elementarne, temperatura, a w dalszej kolej ności atomy, galaktyki, gwiazdy i planety. Otrzyma nie danych z eks pery mentu wy maga super szybkiej elektroniki i super-potężnych komputerów w laborato riach CERN-u. Ich analiza po trzebuje jednak możliwości obliczeniowych prawie całego świata. Istnieje sieć komputerów ulokowanych w wielu państwach, także i w Polsce. Każdego roku ekspery menty Wielkiego Zderzenia dostarczą 15 petabajtów danych czyli 15 mi lionów gigabajtów albo równowartość miliona siedmiuset tysięcy dwuwarstwowych dysków DVD. Jak potężny jest umysł ludz ki, jak potężny jest Człowiek... Zachwycając się geniuszem ludzkim, patrząc na sprawność sportowców lub świetnie wyszkolonych żołnierzy możemy jednak mylnie ocenić rzeczywistość. Popu larny angielski muzyk Sting (Gordon Matthew Thomas Sumner) w jednym ze swoich przebojów śpiewa „Lest we forget how fragile we are” (żebyśmy nie zapom nieli jak kruchymi istotami jesteśmy). Ilustruje to doskonale dylemat naszej egzystencji. Możemy żyć jedynie w bardzo wąskim prze dziale parametrów fi zycznych, takich jak na przykład zawartość tlenu niezbędna do funkcjonowania mózgu. Umysł ludzki wznosi się czasem na wyso kości galaktyk, ale ściąga nas zaraz na ziemię nieubłagana biologia. Jak powiedział Jezus Chrystus o śpiących w Ogrójcu Apostołach: „duch wprawdzie ochoczy, ale ciało mdłe”... Czy to jest sprawiedliwe, że ludziom szczególnie utalentowa nym itelektualnie, np. genialnym fizykom (i to nie tylko Stephen’ owi Hawking’owi) natura poskąpiła sił fizycznych? W „kazaniu na Górze” Jezus Chrystus wyjaśnia jednak szerszy wymiar sprawiedliwości... Dowiadujemy się, że nieszczęśliwi są błogosławieni, ponieważ ich jest królestwo niebieskie podczas gdy szczęśliwi na Zie mi odbierają już swoją na grodę. Te słowa Pana Jezusa nadają sens cierpieniu, temu tak bardzo ludzkiemu doznaniu. Czym jest królestwo niebieskie i jak może realizować się udział ludzi w życiu wiecznym? Od tysiącleci było to pytaniem, obiektem traktatów filozoficznych, hipotez i spekulacji tych, którzy nie chcieli się opowiedzieć za ateizmem. Istnienie świadomości poza sferą materialną ciała wymyka się naszej wyobraźni. Jeśli świadomość jest funkcją mózgu, to gdzie mieści się dusza? Jeżeli mózg, czy też jego kora, względnie ośrodki podkorowe umierają, to co się dzieje z duszą? Skoro śmierć ma być rozłączeniem się duszy z ciałem to czy następuje ona przy utra cie świadomości („śmierci mózgu”) czy też przy ostatecz - nym zatrzymaniu akcji serca? A może szczęście wieczne lub wieczne potępienie to ta ostatnia chwila świadomości człowieka, w której zdaje on sobie sprawę z całokształtu swojego życia – jak żył a jak żyć powinien? Ta chwila zamienia się w wieczność, bo ‘czas jest tylko sposobem myślenia’. To stwierdzenie przeczytałem w dzieciństwie w powieści pt. „Historia Amuletu”. Jej au torką była Edith Nesbit, angielska pisarka dla dzieci, podobnie jak H. G. Wells czy Bernard Shaw należąca do Fabian [Socialist] Society. To postępowe towarzystwo intelektualistów położyło podwaliny pod brytyjską Partię Pracy. Edith Nesbit napisała wspa niałą trylogię: „Pięcioro dzieci i coś”, „Feniks i Dywan” i wspomnianą „Historię Amuletu”. Właśnie w tej ostatniej książce bohaterowie mogą podróżować w przeszłość i w przyszłość gdyż... czas jest tylko sposobem myślenia. Książki Edith Nesbit otrzymałem w dzieciństwie od mojego wuja, Dra Ryszarda Gokielego, fizyka doświadczalnego specjalizującego się we wspomnianych na wstępie reakcjach wielkich energii, wieloletniego pracownika naukowego IBJ-tu, CERN-u i Instytutu Problemów Jądrowych. Przez dziesięciolecia pisał pro gramy komputerowe dla badań reakcji najwyższych energii, które prowadził w CERN-ie i w IPJ na Hożej. Od wielu lat kierował rozwojem infrastruktury i oprogramowania wspierającego badania jądrowe najwyższych energii tak w Szwajcarii jak i w Polsce. W ostatnich latach Ryszard Gokieli współkierował budową i organizacją nowego centrum obliczeniowego IPJ w Świerku pod Warszawą. Będąc fizykiem doświadczal nym tak blisko ocierającym się o pytania podstawowe stworzenia wszechrzeczy, Dr Ryszard Gokieli wierzył w Boga. Jeszcze na studiach był ministrantem w parafii Św. Andrzeja Boboli w Warszawie na Rakowieckiej i głęboka wiara towarzyszyła mu przez cały okres kariery zawodowej. Kon flikt między nauką i wiarą nie jest więc nieunikniony. To właśnie zainspirowało mnie do podjęcia nienowego zresztą tematu nauki i wiary i napisania niniejszego eseju. Przy ocieraniu się o rzeczy ostateczne pewne pytania automatycznie wykraczają poza sferę doznań materialnych. „Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom...”W ostateczności ... wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój.... Pytania, ludzkie pytania... Na przykład... Czym jest mi łość, zwłaszcza ta pozbawiona aspektów seksualnych, powiedzmy więź rodzinna wśród normalnie wrażliwych ludzi? Czy można zredukować kontakty z osobami, które się kocha do ilości bodź ców, do których przyzwyczaja się nasz mózg? Przestrzeń i czas oczywiście do pewnego stopnia izolują, tłumią poczucie bólu gdy pewna więź się przerywa, gdy odchodzi bardzo bliska osoba. Nie można tego utożsamić z częstotliwością impulsów informacji jakie daje kontakt. Przez lata kontaktów może być niewiele, a zerwania więzi nadal nie można zaakceptować. Prawie trzydzieści lat temu, szedłem Opoczyńską w kierunku Rakowieckiej, było chłodno. Pamiętam dobrze to ogromne, przedwojenne mieszkanie na drugim piętrze. Tam mieszkał mój dziadek Witold Gokieli, w czasie wojny Szef Produkcji Konspiracyjnej i członek Komendy Głównej AK. To tutaj aresztowało go UB w 1951 roku. Pamiętam siwego, cichego mężczyznę, który sadzał mnie na ogromnym biurku i ku mojej uciesze, przebierał palcami po blacie, jakby grał jakieś etiudy. Potem, kiedy dziadek już nie żył, przychodziłem tu często do jego syna, mojego wuja Rysia. Jego matka, robiła świetny rosół z makaronem i doskonałe wafelki przekładane masą kakaową. Ryś Gokieli brał mnie na długie spacery na Wołoską, jeszcze kiedy byly tam tory kolejki wąskotorowej. Kiedy żegnałem się z nim i jego rodziną przed emigracją do Kanady, powiedział: „Będziesz żałował”... Nad prezbiterium kościoła Św. Jakuba na Placu Narutowicza paliła się kiedyś czerwona ‘wieczna lampka’, mosiężna, na długim łańcuchu. W Polsce post-komunistycznej lampka nagle znikła, nie dowiedziałem się nigdy w jakich okolicznościach... Nawa główna wygląda jednak nadal prawie tak jak ją pamiętam z dzieciństwa. Klęknąłem i przez chwilę patrzyłem na stary, górny ołtarz, w którym mieściło się tabernaculum. Kiedyś tam właśnie odprawiały się wszystkie msze. Dopiero po Soborze dodano dolny ołtarz, skierowany ‘twarzą do ludu’, najpierw drewniany, później marmurowy. W pierwszej klasie religii uczyla nas katechetka, nie ksiądz. Kazała nam narysować w zeszycie krzyż, a potem to co zoba czyliśmy w kościele. Przez całą godzinę pani katechetka oprowadzała nas od ołtarza do ołtarza, a my rysowaliśmy w swoich zeszytach, na brudno. Pamiętam, że zainteresowały mnie symbole na postumencie górnego ołtarza ALFA, PX i OMEGA. Narysowałem to w zeszycie, ale nie wiedziałem co właściwie ma to oznaczać. Katechetka powiedziała, że PX to Pan Jezus... Teraz już rozumiałem symbolikę ołtarza, Chrystus był ALFĄ i OMEGĄ, POCZĄTKIEM i KOŃCEM życia. Zmówiłem wieczny odpoczynek za wszystkich, którzy w naszej rodzinie odeszli, a potem modliłem się wyłącznie do jednej osoby, Czułem jej bliskość. Tak jak kiedyś, po śmierci prababci czułem jej obecność, gdy siadywa łem w maleńkim pokoiku gdzie mieszkała przez ostatnie lata życia. Przez jakiś czas po jej śmierci pachniał on landrynkami, które trzymała w słoiczku. Czułem, że patrzyła na mnie, gdzieś z góry. Potem to minęło; jej obecność bladła, aż w końcu zniknęła zu pełnie. Rysio Gokieli znał babunię; przyjeżdżał do mnie co tydzień z Mokotowa 14-stką, która wówczas jeździła na Ochotę przez Puławską i Plac Zbawi ciela... Czy to pamięć? A cóż to takiego pamięć? Zapis wydarzeń? Ale taki zapis nie blednie, pamiętam bardzo dokładnie wszystko co kiedykolwiek Rysio mi powiedział, upływ lat nie zatarł wcale tych słów. Więc wrażenie bliskości i obecności osób, które przeszły do innego wymiaru nie może być jednoznaczne z naszą o nich pamięcią. Kiedy następuje dzień ostatecznego rozstania? Ze strony żywych może ono być wynikiem niedoskonałości, ale wierzę, że podobnie jest po tamtej stronie. Najbliźsi nie odchodzą całkowicie, pozostają aby wspierać tych, którzy odmawiają za nich modlitwy. Z czasem, gdy osieroceni nau czą się żyć bez nich, dusze sta ją się nieobecne. Tak jakby napiły się wody zapomnienia z jakiejś nowożytnej Lety. Aby podtrzymać tę lączność bliskich dusz z różnych światów należy się stale do nich modlić. Czy z powyższych rozważań wynikają jakieś wnioski? Nawet jeżeli tak, to mają one tylko wartość przeszłą, natury dydakty cznej. Tych wniosków powinienem był słuchać w dzieciństwie, kiedy zapamiętuje się najlepiej. Wniosek ten to... paradoks przemi ja nia... Dlaczego więc nikt o tym nie wspomniał? Przecież wszyscy minęli ten zakręt... Im także musiało się to przydarzyć... Rodzice... wśród codziennych frustracji, może po prostu uważali to za zbędną informację. Po co filozofować skoro zmienić się tego nie da? Zresztą, przy prostych celach, coraz trudniejszych do realizacji, to nagłe przyśpieszenie umknęło ich uwadze. Ale dziadkowie... Oni musieli to zaobserwować. Przecież przed wojną dokonali tylu rzeczy, a potem życie z dnia na dzień, ich uwaga poświęcona coraz bardziej cza som młodości. A może mówili tylko nie chciałem ich słuchać? Czy gdybym wiedział, że czas mija nieproporcjonalnie, że przyjdzie mu pszyśpieszyć tak nagle, że żadne plany nie dojdą do skutku, czy bardziej liczyłbym się z przemijaniem? Przecież nie chciałem nawet aby wspominano o racjonalizacji życia, o racjo na lizacji uczuć. Więc może, chociaż wszyscy wiedzieli, nikt nie potrafił tego określić, ująć w spójny, prze konywujący wykład. Być może ta energia życiowa, która wypala się w nas na przestrzeni kilkudziesięciu lat, uniemożliwia przezwyciężenie konfliktu pokoleń? Czy było złem dążenie do realizacji marzeń poprzez osią gnięcie materialnej stabilizacji? Czy nadzieja, że z wolnością miną wszystkie inne kłopoty, była błędem tylko moim czy całego pokolenia? Czy zasada solidar ności może istnieć przy rozwa stwieniu, zróżnicowaniu, programo wej nierówności ludzi? Jak Kościół ma głosić Chrystusa przemawiając jednocześnie do tych, którzy się wzbogacili, jak i do tych, którzy zubożeli? A przecież mamy być, jako chrześcijanie, Polacy...solidarni, ze wszystkimi bez względu na stopień zamoż ności, religię czy narodowość... Pokolenie wychowane w pokoju, pokolenie olśnione wyzwaniem rzuconym porządkowi planowanej równości, poszukiwało usunię cia ograniczeń. JEDEN ZA WSZYSTKICH, WSZYSCY ZA JEDNEGO, to dawało poczucie SIŁY. Nieograniczoną wolność zgniotły gąsienice czołgów, pałki, aresztowania, podwyżki i kolejki. Czy pokolenie, które chciało WIELKIEJ ZMIANY wiedziało, że przyśpieszy czas i już nigdy nie zdążą zrealizować wszystkich planów? Czy w ogóle ktoś wiedział jak będzie? Czy istnieje rachunek zasług i win, a jeżeli, to jak się dowiedzieć, która szala przeważa? Czy w naszym, solidarnym niegdyś proteście, postępowaliśmy słusznie? Dlaczego tak niewiele zostało z uczucia, które łączyło nas wszystkich...w tamtych latach? Godziny o długości minuty, dni o długości godzin, przyśpieszające wciąż przemijanie. Spotykamy się dziś już nie na przyjęciach komunijnych czy weselach, spotykamy się na pogrzebach... Więc kiedy to wszystko nazwać, określić, przeanalizować i zapisać? Bo przecież chcemy jednak pozostawić ślad tej bezsensownej walki z PARADOKSEM PRZEMIJANIA. Chcemy aby przynajmniej inni nie zakładali, że mają jeszcze czas na zrobienie tego czego pragną... Dariusz Witold Kulczyński www.nowykurier.com Strona 17 No 11 (1025) 1-15/06/2011 Globalizacja a interes narodowy DokoÒczenie ze strony 1 wielu, anachronizmem. Pojęcia te były tematen wielu debat prowadzonych przez autorytety, gdzie analizujący proces globalizacji nie rozwijali idei suwerenności społeczeństw i istniejącego zagro żenia uzale żnienia interesów bie dniejszych państw od państw bo gatszych, tworzą cych elitę polityki światowej. Przed globalizacją, gdy Polska była we wspólnocie ekonomi czno-politycznej krajów demo kracji ludowej pojęcia: na ród, ojczyzna i państwo były jed noznacznie zdefiniowane i nie podlegały luźnej interpretacji. W Słowniku Języka Polskiego, PWN, wydanym w Warszawie w 1988 r. czytamy, że naród jest to „trwała wspólnota ludzi utworzona historycznie, powstała na grun cie wspólnoty losów histo rycznych, kultury, języka, terytorium i życia ekonomicznego przejawiająca się w świadomości narodowej jej członków.” Jako przykład podano: „Naród polski” oraz „ Wielkie, małe, stare, młode narody.” Uzupełnienie objaśnienia hasła stanowią: ”Prawo, zasada samostanowienia narodów” i „Historia narodu polskiego”. Pod hasłem „ojczyzna” czytamy, że jest to: „kraj, w którym się ktoś urodził, którego jest obywatelem lub z którym jest związany więzią narodową.” W dalszym objaśnieniu podano: „Niepodległa, wolna, wyzwolona ojczyzna. Obrońcy, synowie ojczyzny. Wróg, zdrajca ojczyzny. Bronić ojczyzny. Służyć ojczyźnie. Polec, prze lewać krew, walczyć, zginąć za ojczyznę.” Spośród wielu znaczeń słowa „państwo” czytamy, że jest to: „organizacja polityczna obejmująca zakresem swojego działania ogół członków społeczeństwa zamieszkującego określone teryto- rium, istniejąca dla zapewnienia panowania poli ty cznego klasie panującej pod względem ekonomicznym i wyposażona w tym celu w zorganizowany aparat przymusu: Państwo polskie, bułgarskie, węgier skie. Państwo feu dalne, demo kra tycz ne, proleta riackie, ludowe. Państwo suwerenne, niepodległe, niezależne. (...)” Państwowość znaczy: Ñzespół cech właściwy państwu; odrę b ność, niezależność państwowa, byt państwowy”, zaś znaczenie przymiotnika „państwowy” objaśniono jako: „odnoszący się do pań stwa-organizacji politycz nej.(...) Aparat państwowy. Hymn państwowy. Flaga państwowa. Godło państwowe. Majątek, budżet państwowy. Odznaczenia państwowe.” Objaśnienia poszczególnych pojęć specyficznie definiują znaczenie poszczególnych słów i łatwo zauważyć, że ojczyzna to jest kraj, a nie miasto i popularyzowanie sformułowań typu „Radom – moja mała ojczyzna” jest w niezgodzie ze znaczeniem słowa “ojczyzna”. Zauważyć moż na, w środo wisku nie tylko medialnym ale także t.zw. autorytetów, mylenie pojęć i rozpowszechnianie wątpliwości w uznane wartości. Koncentracja nad kultywowaniem gwary, tra dycji regio nu bez położenia odpo wiedniego nacisku na edukację społeczeństwa dumy z his torii po twier dzającej przy na leż ność na ro dową regionu nie jest polityką jednoczącą państwo. Ponadto ciągłe powtarzanie i upa miętnianie przywar narodo wych z jednoczesną afirmacją i afektacją z możliwości przynależności do wspólnoty prowadzić może do decentralizacji władzy pań stwowej poprzez, najpierw pominięcie i później odrzucenie przynależności państwowej na rzecz wspólnoty globalnej, kontynentalnej, itd. Niestety, z dumą używane określenia przez polskich polityków różnych szczebli rządowych: mia sto europejskie, re gion europejski zamiast miasto polskie i region polski, sygnalizuje tendencje wiodące do rozpadu społeczeństwa na regiony z niekorzyścią na rzecz podtrzymania spój nej pań stwowości, jako jednej z pod stawowych wartości dla każdej jednostki i społeczności. Ks. prof. Czesław Bartnik w „Pieśni o ojczyźnie” o roli pańs- 3730Lakeshore Blvd. West, Etobicoke, OntarioM8W 1N6 twa dla narodu mówi: „Państwo jest chyba najwyraźniejszą i najsilniejszą organizacją narodu. Stanowi zatem względnie autonomiczną organizację życia ludzkiego na danym terytorium. Organizm państwowy ma bardzo duży udział w kształtowaniu konkretnych rysów ojczyzny(...)”. Na temat ojczyzny mówi: „Pojęcie ojczyzny jest bliskie do pojęcia szeroko rozumianego ma cierzyństwa społecznego. Ojczyz na jest faktem pierwotnie da nym.(...) Polska chyba też rodziła się w blasku mitów jak wszystkie inne ojczyzny, wielkie i małe. (...)Jan Długosz prowadzi nas fantastycznie gdzieś do Noego i w dół przez Jafeta, Alana i Negnona – ojca Słowian. Dochodzimy do Lecha, brata Czecha i Rusa, żyjących pierwotnie w Panonii. Zgodnie z kanonami myślenia musiały przyjść katalogi władców polskich: Lech, Krak, Lech II, Wanda; wojewodowie, Przemysław, Leszek, Leszek II, Leszek III, Popiel, Piast, Ziemowit, Leszek IV, Ziemomysł, Mieszko I... . I tak zaczęła się bynajmniej nie legenda. Zaczęła się Polska. Rodzili się ludzie, przychodziły zdarzenia i sprawy, które złożyły się – i składają się nadal – na Polskę.” Wspólny język jest jed nym z wa żniejszych czynników jed ności, który ułatwia kontakt międzyludzki i przechodzenie z te raźniejszości ku wspólnej przeszłości. Nie ma ojczyzny bez historii. Poczucie współzale ż ności i wspólnota duchowa są tworzone podczas wspólnej egzystencji. Ojczyzna, państwo i naród są war tościami niezbędnymi dla społeczeństwa i koniecznymi dla człowieczeństwa, bo ich brak pro wadzi do prymitywizmu, zdrady swego orlego gniazda; jest ro dza jem degradacji oso bowościowej. Ks. prof. zasygnalizował nie pokojące zjawisko w Polsce, że: „(...) z samym pojęciem ojczyzny stało się coś tragicznego, wprost przestępczego; w warszawskiej katolickiej szkole średniej na słowo „ojczyzna” niektórzy uczniowie śmieją się.” O patriotyźmie ks. prof. Bartnik mówi, że na patriotyzm składają się: przeświadczenie o podstawowej wartości ojczyzny, żywienie do niej szacunku i miłości i pracy dla niej. Jest to świadome przeżywanie i ogólne dopełnianie swej więzi z początkami i egzystencją wyższą, z której się wywodzimy. “(...)Chrześcijaństwo stoi na gruncie afirmacji i podstawowej wartości w ojczyźnie. Każda religia szerzy kult macierzyństwa i początków ludzkich i sam Bóg jest rozumiany przede wszystkim jako Początek.(...) Wydaje się, że zasada ojczy zny nie zginie, bo każda grupa ludzi będzie musiała mieć swoje prapierwotne milieu macie rzyńskie w sensie biolo gicznym, psychicznym, kulturowym i społecznym. Doniosłość zaś konkre tnych kształtów tego milieu będzie jeszcze rosła.” Wybrane myśli - cytaty z „Pieśni o ojczyźnie” ks. prof. Czesława S. Bartnika są przypom nie niem i pomocą w znalezieniu odpo wiedzi na pytania o zasa dni czych wartościach warunkujących istnienie, a więc przetrwanie narodu. Można oczekiwać, że pojęcia: naród, państwo i ojczy zna będą ulegały zmianom podobnie do pojęcia suwerenności pojmowanej obecnie odmiennie niż w przeszłości. Zgodnie ze Słownikiem PWN z 1988 r. słowo „suwerenność” znaczy: „niezależność władzy pań stwo wej w stosunkach z innymi państwami i organizacjami między narodowymi: Suwerenność państwa. Mieć, utracić suwerenność.” W dobie globalizacji i wielkich międzynarodowych korporacji o suwerenności państwa decyduje jego aktywność na arenie międzynarodowej i po zycja polityczna w stosunkach międzynarodowych. Globalizacją objęta jest gospodarka, a więc występują powiązania ekonom iczne państw, gdzie reprezentowane są przeciwstawne interesy. W konsekwencji zagrożo na jest suwerenność państw mniej rozwiniętych gospodarczo, mniej liczebnych i o mniejszych gospodarkach. Globalizacja jest wielkim wyzwaniem dla każdego rządu. Wielu politologów twierdzi, że w wy niku dzia łalności wielkich międzynarodowych korporacji gospodarki są uzależnione, w konsekwencji suwerenność jest organiczona. Dla zachowania pozycji mię dzynarodowej i tożsamości narodowej, potrzebne są najwyższe umiejętności dyplomatyczne niejednokrotnie poparte autorytetem naukowym rangi światowej. Istnieje groźba zaniku utworzonej historycznie wspólnoty ludzi na gruncie terytorium, kultu ry, jezyka i świadomości przynależności narodowej jej członków. Badania wykazały, że życie w granicach suwerennego państwa jest najkorzystniejszym warun kiem pomyślności rozwoju narodu. Państwo scala różne grupy etniczne eksponując wspólne wartości dla wspólnego dobra. Utrzymaniu takiego porządku państwa nie sprzyja globalizacja. Niestety doświadczenie uczy, że globalny rynek przysparza, nie malże, wszechbogactwa nie któ rym i eksploatację wielu. Ponadto niesie kryzys nie krajowy, ale światowy, gdzie jeden zły gospodarz powo duje załama nie innych, powiązanych gospodarek; występuje efekt jak w grze „domino”. Globalizacja to także wielość spotkań na szczycie elity światowej, przy zamkniętych drzwiach, na terenie ogrodzonym wielometrowymi siatkami, których strzegą kordony służb i policji przed ciekaw skimi obywatelami świata. Wielu twierdzi, że glob jest mały, chociaż to stwierdzenie może być słuszne w odniesieniu do biznesu i tworzenia pieniądza; nie znajduje potwierdzenia w potrzebach ludzkich. Wielość kultur, rosnąca liczba ludności i państw świadczą inaczej. Zatrucie śro do wi ska w wyniku bezwzględnej eksplo a tacji zasobów naturalnych globu stwarza dodatkowy, poważny prob lem trudny do ogar nięcia i wymaga tęgich głów nie koniecznie znawców od wzbogacania się. Jolanta Cabaj Redakcja dwutygodnika “Nowy Kurier” poszukuje osoby do współpracy. Wymagane wykształcenie wyższe, bardzo dobra znajomość języka polskiego i angielskiego. Tel. 416-259-4353 email: [email protected] Alderwood Naturopathic Clinic • Detoxification • Clinical Nutrition • Chinese Medicine - Acupuncture - Chinese Herbal Patents • Homeopathy • WesternHerbal Medicine • BOWEN Therapy Jolanta Polewczak N.D.,M.D.(PL) Doctor of Naturopathic Medicine Tel: 416- 824-4464 545A Horner Ave., Etobicoke, M8W 2C3 Jerry J.Ouellette M.P.P. - Oshawa 170 Athol St. East Oshawa, On., L1H 1K1 Phone: 905-723-2411 Fax: 905-723-1054 email:[email protected] Website: www.oshawampp.com 1-15/06/ 2011 No 11 (1025) Strona 18 Informacje o książkach wydanych w Polsce Maria Budziakowska Michał Majewski, Paweł Reszka: Daleko od Wawelu. Warszawa Wydawnictwo Czerwone i Czarne, 2010. 283 str. Przytaczam w całości Wstęp do książki: „Miesiącami przyglądaliśmy się Lechowi Kaczyńskiemu i jego otoczeniu, które nazwaliśmy „strasznym dworem”. Napisaliśmy o tym kilka tekstów, za które urzędnicy publicznie nas rugali, a w rozmowach przy kawie przyznawali rację. Ludzie prezydenta nigdy nie zerwali z nami kontaktów. Ciągle opowiadali, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Pałacu Prezydenckiego. Książka, która jest złożona w dużym stopniu z ich opinii i wypowiedzi, była na ukończeniu na początku kwietnia 2010 roku. Miała być głosem w dyskusji o tym, jaka była prezydentura Lecha Kaczyńskiego. Przed publikacją chcieliśmy porozmawiać z prezydentem i kilkoma jego ministrami. Pałac zastanawiał się przez długie tygodnie. Planowana książka nie pokoiła otoczenie głowy państwa i jego samego. Prezydencki minister osobiście dzwonił do jednego z naszych rozmówców, prosząc, by nie udzielał nam wypowiedzi. Potem nastąpił przełom. Zostaliśmy zaproszeni do Pałacu i po informowano nas, że jest zgoda na wywiad z prezydentem i jego urzędnikami. Na przeszkodzie stanęła drobna okoliczność techniczna. Prezydent leciał do Smoleńska i nikt w rozgardiaszu przygotowań do wizyty nie miał głowy do spotykania się z reporterami. Wszystko miało odbyć się, więc „zaraz po 10 kwietnia”… Postanowiliśmy niczego nie zmieniać w tej książce. Nie wycięliśmy żadnego fragmentu. Nie dodaliśmy żadnych historii. W niektórych cytatach – z oczywistych powodów – zmieniliśmy czas z teraźniejszego na przeszły. Dokonaliśmy poprawek redakcyjnych. To wszystko. Książka nie pokazuje pomnikowego Lecha Kaczyńskiego, a polityka pełnego sprzeczności, takiego, jakim widzieliśmy go przed 10 kwietnia”. Książka składa się z czterech części i zakończenia. Część I. Straszny dwór (Wielka kłótnia braci, Pałac jest nasz, Narodziny dworu, Kto dziś wystraszy prezydenta). Część II. Nie w swojej roli (Inteligent w klatce, Postać ulepiona z emocji, Stres, Młodszy brat bliźniak, Trzy kobiety, Walka bez końca, Dyplomata, Między Wschodem a Zachodem). Cześć III. Straszy Tusk (Szzk, Prze ciwnik, Kopanie po kost kach, Kłótnia na cały świat). Część IV. Trzy przegrane bit- wy (Lizbona – na własne życzenie, Wojna o Gruzję, Czy zna pan Rona Asmusa?) Zakończenie. „Intelektualiści i naukowcy, z którym Lech Kaczyński regularnie spotykał się w ośrodku w Lucie niu, podkreślali, ze zapropo nował im zupełnie nową wersję prezydentury. Wizję głowy państwa, która rozumie, co to tradycja, która nie wstydzi się słowa „patriotyzm”, która w imię sprawiedliwości historycznej pamięta o zapomnianych bohaterach i nie waha się rozdawać orderów nawet swoim przeciwnikom. Kaczyński na nowo stawiał priorytety – Polska miała być wolna od komunistycznej przeszłości, silna w walce o swoje na arenie międzynarodowej. Czemu nie? To była dobra wizja, jeśli nie dla całej, to przynajmniej dla konserwatywnej Polski, szczególnie po poprzednich kadencjach: Lecha Wałęsy (kłótliwej i z cieniem, które rzucały postacie takie jak Mieczysław Wachowski) oraz Aleksandra Kwaśniewskiego (prezydentury sprawnej, ale uważanej za bez ideową)”. Anna Poppek: Obrączki. Opowieść o rodzinie Marii i Lecha Kaczyńskich. Warszawa: G+J Gruner + Jahr Polska, 2010. 269 str. Z tyłu okładki czytamy: „Przez lata media nie zostawiały na nich suchej nitki. W rankingach popularności byli na szarym końcu. W Internecie krążyły setki złośli - wych dowcipów na ich temat. Po katastrofie rządowego samolotu pod Smoleńskiem wszystko zmieniło się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki: dziennikarze piszą o nich w niemal hagio graficznym stylu, z archiwów wyciągnięto zapomniane zdjęcia, na których wyglądają elegancko, ciepło i sympatycznie. Maria i Lech Kaczyńscy – bohaterowie największej tragedii w powojennej historii Polski. Kim naprawdę byli? Skąd pochodzili? Jakie wychowanie odebrali? Co spowodowało, że po ich śmierci set ki tysięcy Polaków z całego kraju pielgrzymowało pod Prezydencki Pałac? Na pytania te spróbowano udzielić odpowiedzi w niniejszej książce, będącej spisaną na gorąco relacją z traumatycznych kwietniowych dni, a także zbiorem wypowiedzi, wspomnień, anegdot i fragmentów publikacji prasowych o Pierwszej Parze Rzeczpospolitej i jej rodzinie. Nie jest to rozprawa polityczna, Nie jest to również analiza przyczyn katastrofy samolotu, w której zginęło wraz z Parą pre zydencką kilkadziesiąt osób spośród politycznej i intelektualnej elity naszego kraju. To jest książka o miłości…” Książka składa się z siedmiu rozdziałów i epilogu. Rozdział I. Lech „Katyński” – Życie prezydenta Kaczyńskiego to od początku konsekwentna, trudna i bolesna droga. Droga do Katynia. Rozdział II. Sanitariuszka Bratek Rozdział III. Virtuti Militari Rozdział IV.… a potem ukradli księżyc Rozdział V. żona żołnierza Ciekawostka: „W Chrypsku Wielkim trzy tygodnie po katastrofie pod Smoleńskiem zakwitły tulipany „Maria Kaczyńska”. Dwa lata temu, gdy pierwsza dama otrzymała cebulkę tej wyhodowanej przez Jana Lightarra odmiany oznaczoną numerem 00001, przyznała, ze tulipany są jej ulubionymi kwiatami. Nie kryła wzruszenia. Była pierwszą Polką wyróżnioną w ten sposób – Holendrzy wyhodowali tulipany o imionach „Laura Bush”, Bernadette Chirac” i „Hilary Clinton”. … „Maria Kaczyńska” ma duże, kremowo żółte kielichy, trochę jaśniejsze i karbowane na koń cach”. Przemówienie „Wolność i prawda”, które prezydent Lech Kaczyński miał wygłosić 10 kwietnia na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu podczas uroczystość w 70. Rocznicę zbrodni katyńskiej. Przemówienie kończyłoby się tymi słowami: „Zbrodnia Katyńska już zawsze będzie przypo minać o groźbie zniewolenia i zniszczenia ludzi i narodów. O sile kłamstwa. Będzie jednak także świadectwem tego, że ludzie i narody potrafią – nawet w czasach najtrudniejszych – wybrać wolność i obronić prawdę. Oddajemy wspólnie hołd pomordo wanym: pomódlmy się nad ich grobami. Chwała bohaterom! Cześć ich pamięci!” Strona 19 No 11 (1025) 1-15/06/2011 Jerzy Przystawa Uniwersytet Wroc≥awski Mózg w obcęgach Kiedyś, za czasów, których nie pamiętają już najstarsi górale, mieliśmy w Polsce dwa programy telewizyjne, które miały zaspokajać naszą ciekawość świata i spraw na nim się dziejących. Potem, po odejściu komunistów i Armii Czerwonej, nasi opiekunowie podarowali nam setki różnorakich, bajecznie kolorowych kanałów telewizyjnych, w których można przebierać dowoli i w dowolnej kolejności i które powinny pokrywać całe spektrum zaintereso wań polskiego, a może też i światowego odbiorcy. Moim osobistym, historycznym osiągnię ciem jest fakt, że udało mi się wpaść na temat, na który żaden z tych setek kanałów informacyjnych nie zwraca najmniejszej uwagi i, ze swej strony, na przekór telewizyjnej rzeczywistości, temu tematowi poświęciłem już setki tekstów publicystycznych, a nawet kilka książek. Mam na myśli procedurę wyborczą do Sejmu RP. Czy to jest w ogóle mo żliwe, żeby temat, trwale i stale, nieobecny w tych wszystkich „kanałach”, nieobecny w pismach zarówno „prorządowych”, jak i w „antyrządowych”, mógł mieć jakiekolwiek znaczenie dla naszego życia publicznego, mógł być ważną sprawą państwową i obywatelską? Naturalnie, nie chodzi mi tu o temat wyborów powszechnych, bo te są trwale i niezmiennie uważane za sprawę pierwszej wagi, a udział w wyborach zawsze przedstawiany jest jako najważniejszy obowiązek obywatelski. Konstytucja w tym celu zapewnia dzień wolny od pracy, na przeprowa dzenie wyborów przeznacza się wielkie kwoty z budżetu państwa, środki masowego przekazu muszą być do dyspozycji kampanii wyborczej, a Kościół nakazuje udział w tym przedsięwzięciu obywa telskim pod „grzechem zaniechania”. Tymczasem sprawa procedury wyborczej nie jest przedmiotem debat, dyskusji obywatels kich, nie zachęca do podejmowania tematu przez wybitnych publicystów ani z prawa ani z lewa, nie zajmują się nią listy pasterskie Episkopatu Polski, w których biskupi nakazują wiernym „do- brze wybierać”. Zupełnie tak, jakby kwestia „dobrego wybierania” nie miała jakiegokolwiek związku ze sposobem w jakim się go dokonuje! Kiedy zwracamy się do Hierarchów z propozycją zainteresowania się ordynacją wyborczą, nieodmiennie odpowiadają, że „Kościół nie miesza się do polityki”, a więc nawoływanie do „dobrego wybierania” miesza niem się nie jest, byłoby nato miast, gdyby biskupi chcieli powiedzieć jak ta „dobroć” powinna wyglądać. W tej sytuacji nie jest niczym zaskakującym, że nawet wykształceni i inteligentni Polacy uważają tę kwestię za rzecz bez znaczenia. Niedawno odbyła się, na jednej z elitarnych uczelni wyższych, tzw. debata oxfordzka, podczas której dwie drużyny młodych aka demików debatowały nad kwestią, jaka ordynacja jest lepsza: proporcjonalna, czy więk szościowa z jednomandatowymi okręgami wyborczymi (JOW)? Debatę oceniało jury ekspertów, w którym zasiadło, między innymi, paru fachowców od politologii. Tak się składa, że w akademickich podręcznikach politologii i prawa konstytucyjnego w Polsce trudno znaleźć jakieś pozytywne opinie o wyborach w JOW, za to pisze się wiele i pozytywnie o przewagach tzw. systemu wyborów proporcjonalnych. Nie jest więc rzeczą dziwną, że drużyna adwokatów takiego rozwiązania była stosunkowo lepiej przygotowana i ze swadą przytaczała opinie autorów podręczników utrzymujących, iż system ten jakoby (1) jest bardziej reprezentatywny, (2) zwiększa frekwencję wyborczą, (3) zapewnia poszanowanie mniejszości, i to wszystko w przeciwieństwie do JOW, w których (1)wygrywa partia, która otrzymuje mniej głosów, ale ma za to więcej mandatów (2) wyborcy nie głosują na tych, których woleliby widzieć w parlamencie, tylko głosują „strategicznie”, na ludzi, na których raczej nie chcieliby głosować, na dodatek (3) pojawia się niebezpieczeństwo gerrymanderingu i (4) wygrywają bogacze przekupujący wyborców, jak np. senator Henryk Stokłosa. Wszystkie te podręcznikowe argumenty nie wiele są warte, ale nie miejsce tu na polemikę z nimi. Chodzi raczej o to, że jury tej debaty zgodnie uznało wyższość zespołu optującego za ordy- nacją proporcjonalną, lecz, ku zaskoczeniu wszystkich, młodzież tworząca „bagno”, a więc publikę rozstrzygającą, olbrzymim stosunkiem głosów przyznała przewagę zespołowi broniącemu JOW! Najciekawszy jednak był referat profesora politologii, który wy stąpił po „debacie”. Otóż omówił on szczegółowo ewolucję systemu wyborczego w Polsce od roku 1989, uzasadniając obszernie wszystkie machinacje z systemem wyborczym, jakich mieliśmy, w ciągu tych ponad 20 lat, bez liku. Nawet potrafił uzasadnić słusz ność zmiany ordynacji wyborczej w trakcie historycznych wyborów roku 1989, kiedy, jak niektórzy z nas pamiętają, miała miejsce kom promitująca wpadka z tzw. listą krajową. Profesor uznał, że lepiej było zmienić reguły gry pomiędzy pierwszą i drugą turą wyborów, niż powtarzać całe wybory! Najbardziej smakowity był koniec tego interesującego wystąpienia: profesor politologii na elitarnej szkole humanistycznej stwierdził, że jego osobistym zdaniem najlepszą procedurą wyborczą byłoby wyłanianie posłów drogą losowania komputerowego! Oczywiście, trudno się z nim nie zgodzić. Ruch Obywatelski na rzecz JOW od początku głosi i wyjaśnia, że tzw. ordynacja proporcjonalna jest procedurą selekcji negatywnej. Losowanie po słów byłoby selekcją przypadkową. Selekcja przypadkowa zawsze będzie lepsza od selekcji nega tywnej. Przeciwstawiamy się takim procedurom i proponujemy JOW, ponieważ jest to system selekcji pozytywnej. Czy jednak można się dziwić postawom polskich inteligentów, skoro takie mają podręczniki akademickie i profesorów opowiadających banialuki, a publiczne skorygowanie tych fałszy i przekłamań jest praktycznie niemożliwe? W książce „Bunt mas” hiszpański filozof i socjolog Jose Ortega y Gasset, napisał: „Zdrowie demokracji, każdego typu i każdego stopnia, zależy od jednego drobnego szczegółu technicznego, a mianowicie:procedury wyborczej. Cała reszta to sprawy drugorzędne.” (Wydawnictwo „Muza”, Warszawa 2006, str. 175). Guru polskich socjologów, prof. Jerzy Szacki, we wstępie do tej książki pisze, że powinna ona być dla XX wieku tym, czym był „Kapitał” Marksa dla wieku XIX czy „Umo wa społeczna” Rousseau dla wieku XVIII. Z jakiegoś powodu tak się jednak nie stało, a polski socjolog, politolog, inteligent w ogóle, ma w tej sprawie najzupełniej odmienne zdanie. Stanisław Cat-Mackiewicz, po powrocie ze Związku Sowiec kiego, napisał książkę zatytuło- waną „Mózg w obcęgach”. Wysiłek peerelowskich profesorów politologii, prawa konstytucyj nego i tym podobnych dyscyplin, wespół w zespół z telewizją, wytworzył imadło, z którego umysły polskich inteligentów XXI wieku nie są w stanie się uwolnić. A tylko wyrwanie się z tych cęgów może otworzyć drogę do budowy suwerennego, demokratycznego państwa polskiego. Check the Fine Print Before Breaking Your Mortgage A job transfer, a divorce or some other change in financial circumstances can leave you with a mortgage you no longer want or can afford. So, what happens if you need to break your mortgage? Chartered Accountant Robyn Negin is a licensed mortgage agent with Dominion Lending Centers Mortgage Connection in Toronto. Breaking a mortgage should never be a casual undertak ing, she says, as there will almost certainly be costs and penalties. Your best strategy is to fully read and understand all the fine print before you sign the loan papers, so you can build in some wiggle room at the beginning. But hindsight is twenty-twenty. Should you find yourself needing – or wanting – to break your mort g age, here are some things Negin suggests you consider. Tax breaks may help cover the costs – If you’re breaking a mortgage because you need to move for work, there may be some financial help available. With intra-company transfers, your employer may cover the costs as part of your moving expenses. Or, if you’re moving to start a new job or to be signi ficantly closer to your work, the fees may be tax-deductible. More details are available on the Canada Revenue Agency website at http://www.cra-arc.gc.ca. Do some homework – If someone offered you $10,000 to make a few phone calls, or spend a few hours researching mortgage rates online, would you do it? Shopping around for a mortgage could easily save you that much over its lifetime. So if you’re considering breaking your mortgage to get a better deal on the financing, be sure to look – thoroughly – before you leap. Check the fine print, and the math – Often, Negin says, the calculations used to determine the penalties of breaking a mortgage are not properly disclosed to clients. Further, different lenders calculate the penalties differently. Some use posted rates, some use discounted rates, and some will only let you break a mortgage if there’s a bona fide sale to replace it. Amortization rules have changed – Last year, new rules were intro duc ed that limited amorti zation periods to 30 years instead of 35. While this prudent measure may help prevent home buyers from overextending themselves, it also has implications for property or real estate investors, who may want to divide costs over the longest period possible. Make sure you know how this may affect you before you break your existing mortgage. Paying late tarnishes your credit rating – Don’t sign on for bigger payments than you can comfortably afford. If you fall behind, or even are occasionally late with a payment, your credit rating will suffer. That can place you at a whole different risk level for financing purposes, and mortgage packages or preferential rates for which you might have once qualified may be lost. Any gains you may have made with the higher payments will now go to paying higher interest rates. Know the costs – Most fixedrate mortgages have a standard charge for breaking them, which is the greater of either (a) three months interest penalties or (b) the interest rate differential between the old and new rates. But other mortgage agreements may have collateral charges that must be satisfied, especially if you’re breaking the mortgage to change to a different lender. Legal fees may also be involved. Negin says it’s quite possible that none of this was clearly explained or fully disclosed to you at the time you signed the mortgage papers, either. Try to blend and extend – For a plan with a five-year term, many mortgagees will consider refi nanc ing around the four-year mark, Negin says. She suggests you find out if your lender will let you “blend and extend”. With the right circumstances, timing and interest rates, they may offer you a better rate for a longer period, which may make the mortgagebreaking penalties worthwhile. Make friends with your broker – For the best handle on the rates you pay for a mortgage, Negin suggests you stay in touch with your broker. He or she will keep you in the loop, watch out for good deals and keep you apprised of the bigger financial picture. Your broker will also help you evaluate the pros and cons, so you can make an informed decision as to whether it’s better to break the mortgage, pay the penalty and get a lower rate, or stay with the one you have because the costs outweigh the benefits. You’ll then be in the best position possible to take advantage of timing – one of the best and biggest advantages you can have if ever you want to break your mortgage. By The Institute of Chartered Accountants of Ontario Strona 20 1-15/06 2011 No 11 (1025) KLINIKA REGENERACJI NATURALNEJ MedQuantum Research Laboratory® Dr. T. Szcz´sny Andrews, Ph.D. • Akupunktura • Homeopatia • Electro-Medicine “Medycyna Przysz∏oÊci” • Enart Therapy • Zio∏olecznictwo • Irydologia • Dietetyka • Programy odwykowe • Skuteczne metody odchudzania • Walka z bólem, stanami alergicznymi • Komputerowa analiza diety i alergenów • Elektroniczna identyfikacja oraz detoksyfikacja jelita grubego, krwi i limfy • Pomoc w schorzeniach: nadciÊnienie, cholesterol, cukrzyca, dro˝d˝yce, paso˝yty, zaburzenia hormonalne, skóra, przewód pokarmowy, nowotwory, artretyzm, astma, stawy, mi´Ênie oraz wiele innych. TEST KOMPUTEROWEJ OCENY ZDROWIA “Total Health CyberScan” Opis i wykresy graficzne NajnowoczeÊniejsza metoda dostarczajàca informacji na temat szczegó∏owego stanu zdrowia, w tym wielu narzàdów wewn´trznych cz∏owieka: serca, wàtroby, ˝olàdka, p∏uc, tarczycy, nerek, nadnerczy, trzustki, narzàdów p∏ciowych, gruczo∏ów sutkowych, prostaty i wielu innych. Badanie jest: bezpieczne, wygodne, bezbolesne, szybkie, bezinwazyjne. Warto znaç odpowiedê, aby: poznaç stan swego zdrowia, uniknàç wielu niebezpiecznych chorób, na czas wykryç poczàtki schorzenia i rozpoczàç kuracj´, dobraç odpowiednie lekarstwa. Dok∏adna, cyfrowa, oparta na bio-feedback ocena stanu zdrowia. Podczas badanie jest mo˝liwoÊç obejrzenia analizowanego organu na monitorze komputera. Nie zwlekaj z decyzjà, dzwoƒ jeszcze dziÊ i umów si´ na wizyt´. e-mail: [email protected] Mississauga: Natural Regeneration Clinic, 1755 Rathburn Rd. East, Unit 60 (905) 602-4191 1-877-949-9993 Goraczka czy temperarura MEDYCYNA NATURALNA Redaguje Dr.T.SzczÍsny Andrews, Ph.D. MÛwi siÍ czÍsto, øe ktoú ma ÑtemperaturÍî, chodzi tutaj zazwyczaj o tzw. ÑgorπczkÍî, bo temperaturÍ musimy mieÊ zawsze, bez niej nie moglibyúmy nor mal nie funkcjonowaÊ. Chodzi zatem o okreúlenie, jak bardzo trzeba byÊ gorπcym, aby moøna by≥o powiedzieÊ, øe masz gorπczkÍ ? U zdrowej osoby temperatura mierzona w ustach waha siÍ miÍdzy 36.4 - 37.2 stopni C. Rano budzimy siÍ z niøszπ tem pe ra turπ, ktÛra pÛüniej podwyøsza siÍ w ciπgu dnia, zwykle miÍdzy go dzinπ 6 a 10 wieczorem. Jeøeli two ja temperatura kszta≥tuje siÍ powyøej 37.2 st.C d≥uøej niø przez jeden lub dwa dni, to wtedy moøesz powiedzieÊ, øe masz go rπ czkÍ. Naleøy pamiÍtaÊ, øe gÛrna granica prawid≥owej temperatury moøe byÊ nieco wyøsza w go rπcym klimacie. Poza tym naleøy uwzglÍdniÊ fakt, øe temperatura nieco wzrasta po gorπcej kπpieli lub po intensywnym tre nin gu. Kobiety nieznacznie gorπczkujπ jeden lub dwa dni - po owulacji. £ykniÍcie gorπcej kawy moøe byÊ widoczne na odczycie termometru, podczas gdy porcja zje dzo nych lodÛw moøe za mas ko waÊ rzeczywistπ gorπczkÍ. MierzyÊ temperaturÍ moøna na trzy sposoby - umieszczajπc termometr w ustach, pod pachπ lub w odbytnicy. Jeøeli uøywamy Ñtradycyjnegoî termometru rtÍciowego, to niezaleønie od tego, jakπ metodÍ wybierzesz, naleøy siÍ najpierw upewniÊ, øe rtÍÊ jest strzaúniÍta i trzymaÊ go naleøy co najmniej trzy minuty (pod pachπ oko≥o 8 minut). Nowoczesne termometry elektronicznie same poin formujπ ciÍ, gdy up≥ynie czas pomiaru. Przy mierzeniu temperatury w ustach, termometr naleøy trzymaÊ w jednym miejscu z zaciúniÍtymi wargami. Oddychaj przez nos, jeúli moøesz (nie zawsze jest to ≥atwe, zw≥aszcza kiedy jesteú przeziÍbiony i masz obrzÍk b≥ony úluzowej nosa). Pomiary w odbytnicy sπ preferowane u niemowlπt i dzieci oraz u ciÍøko cho rych. Wynik jest o jeden stopieÒ wyøszy niø mierzony w ustach. A teraz za≥Ûømy, øe poczu≥eú siÍ chory i przewidujπc, øe masz gorπczkÍ, zmierzy≥eú sobie tempe raturÍ w ustach, odczyta≥eú wynik 37.7 st. C. Doskonale, moøesz mieÊ pe≥nπ satysfakcjÍ, øe natura pomaga ci udowodniÊ úwiatu, jaki jesteú naprawdÍ chory. KtÛø by ci uwierzy≥, øe czujesz siÍ naprawdÍ okropnie, jeúli nie mia≥byú gorπczki. I nie spiesz siÍ z obniøaniem swojej podwyøszonej temperatury. Gorπczka nie jest chorobπ tylko jest objawem i czÍsto jest zjawiskiem korzyst nym - jest to bowiem sposÛb, w jaki twÛj organizm radzi sobie z atakujπcymi wirusami, bakteriami lub innymi patogenami. WiÍk szoúÊ tych zarazkÛw nie rozwija siÍ w gorπcym úrodowisku. Jeúli szybko obniøysz sobie temperaturÍ, za pomocπ aspiryny, acetamino fenu (Tylanol) lub zimnych ok≥adÛw, nie ustalajπc dlaczego gorπczkujesz, nie tylko pozostawiasz przyczynÍ bez wyjaúnienia, ale pozbawiasz siÍ naturalnego mechanizmu obrony. W przypadkach nasuwajπcych jakiekolwiek wπtpliwoúci naleøy zawsze zasiÍgnπÊ rady swojego lekarza. Nasza kolumna Zdrowia Naturalnego pomaga zrozumieÊ genezÍ i przebieg choroby, za war te w niej rady i opisy maja charakter popularny i nigdy nie powinny zastπpiÊ fachowej konsultacji medycznej. Przyk≥adowo, inna drobna rada: jeúli twoje dziecko ma podwyøszonπ temperaturÍ z powodu jakiegoú zakaøenia wirusowego, np. ospy wietrznej, nigdy nie stosuj samodzielnie aspiryny, poniewaø mogπ rozwinπÊ siÍ u niego powaøne neurologiczne zaburzenia w postaci tzw. zespo≥u Raya. GorπczkÍ powinieneú obniøyÊ jeúli siÍga 39 st. C i dziecko jest niespokojne lub ma drgawki. Moøesz to uczyniÊ za pomocπ zimnych ok≥adÛw (ktÛre ch≥odzπ w wyniku szybkiego parowania ze skÛry). Udar cieplny, w wyniku d≥ugiego przebywania w bardzo wysokiej temperaturze, z ktÛrπ mechanizm termoregulacji naszego organizmu po prostu nie moøe sobie poradziÊ, charakteryzuje siÍ dramatycznie wysokπ gorπczkπ i rÛønymi objawami neurologicznymi - od drgawek do úpiπczki. Jeúli ofiarπ by≥by ktoú z twego otoczenia, wezwij natychmiast ambulans. Poszukiwanie przyczyny gorπczki nie jest takie ≥atwe, jak by siÍ mog≥o wydawaÊ. Nie wyjaúniona gorπczka trwajπca dniami i tygodniami nazywana jest przez lekarzy gorπczkπ niewiadomego pochodzenia. W wiÍkszoúci przypadkÛw spowodowana jest ukrytπ gdzieú infekcjπ. Gorπczka moøe takøe byÊ wywo≥ana przez leki. Powiedzmy, øe przyszed≥eú do lekarza z powodu jakiegoú problemu zdrowotnego, otrzyma≥eú zestaw lekÛw, a po kilku dniach wzros≥a ci temperatura. Normalnie winisz za to chorobÍ, ktÛ ra ciÍ dotknÍ≥a. Moøe i tak jest, ale zawsze zwrÛÊ uwagÍ, czy nie spowodowa≥y jej przyj mo wane przez ciebie leki. Gorπczka moøe towarzyszyÊ rÛw nieø chorobom, w ktÛrych tkanki organizmu ulegajπ uszkodzeniu (zawa≥ serca, udar mÛzgu, nowotwory, choroby autoimmuno lo giczne), lub tym, w ktÛrych wzmoøony jest metabolizm, jak w nadczynnoúci tarczycy. Aby wykryÊ ürÛd≥o gorπczki trzeba czÍsto byÊ Ñdetektywemî, a ty w takiej sytuacji, jako pacjent moøesz i powinieneú uczestniczyÊ w tej akcji. åledztwo rozpocznij od rejestrowania swojej temperatury o rÛønej porze dnia i nocy. Jeúli temperatura mierzona w ustach nigdy nie bywa niøsza niø 37.8 st.C i nie towarzyszπ jej øadne inne objawy, przejrzyj wszystkie przyjmo wa ne przez siebie leki. Kaødy lek moøe nagle, niespodziewanie wywo≥aÊ gorπczkÍ, nawet ten, ktÛry przyj mo wa≥eú przez lata. NajczÍúciej sprawcami nag≥ej zwyøki tem pe ratury by wajπ: ï Antybiotyki i sulfonamidy. Jak na ironiÍ, leki, ktÛre siÍ bierze, aby wyeliminowaÊ zakaøenie i gorπczkÍ, same mogπ spowodowaÊ podniesienie temperatury. ï Leki przeciwhistaminowe. Przyjmujesz je w przypadku uczu lenia i nagle dostajesz go rπczki. Jeúli nie masz oczywistej infekcji, to po odstawieniu leku temperatura powrÛci do wartoúci normalnych. ï Barbiturany - leki uspokajajπce. WiÍkszoúÊ z tych, ktÛre koÒczπ siÍ na -al (fenobarbital, Seco- nal, Nembutal, Tuinal) sπ bardzo szeroko stosowane w przypadku bezsennoúci lub padaczki. Kaødy z nich od czasu do czasu moøe spowodowaÊ gorπczkÍ. ï Leki stosowane w przypadku nadciúnienia. Hydralazyna (Apreso line), metyldopa (Aldomet) i tiazydowe leki moczopÍdne (Hydrodiuril, Esidrix, Dyazide, Maxzide, Moduretic) sπ przyjmowane przez setki tysiÍcy ludzi kaødego dnia na obniøenie wysokiego ciúnienia tÍtniczego krwi lub usu niÍcie nadmiaru groma dzπ cego siÍ p≥ynu. Wszystkie mogπ indukowaÊ gorπczkÍ. Chociaø sπ to najczÍúciej stosowane leki, ktÛre potencjalnie mogπ wywo≥aÊ gorπczkÍ pamiÍtaj, øe kaødy inny lek moøe zadzia≥aÊ podobnie bez wzglÍdu na to, jak úwietnie go dotychczas tolerowa≥eú. Innπ waønπ przyczynπ przewlek≥ej, nie wyjaúnionej gorπczki jest podostre bakteryjne zapalenie wsierdzia, zakaøenie, na ktÛre szczegÛlnie wraøliwe sπ zastawki serca. Przez Ñwraøliweî rozu miem zastawki, ktÛre albo by≥y zdeformowane od urodzenia, albo uszkodzone w pÛüniejszym okresie øycia, najczÍúciej przez go rπczkÍ reumatycznπ. Zastawki te zostajπ zakaøone w wyniku tak niewinnych czynnoúci, jak czyszczenie zÍbÛw, wyciúniecie krosty lub wyrwanie w≥osa z zapalnie zmienionego mieszka w≥osowego w skÛrze. Kaøda z tych manipulacji uwalnia bakterie do krwi, z ktÛrπ dostajπ siÍ one do serca i tam usadawiajπ siÍ powodujπc zapalenie i uszkodzenie zastawek. Przed erπ antybiotykÛw podostre bakteryjne zapalenie wsierdzia by≥o úmiertelne. Niewielka gorπczka, czasem trwajπca miesiπcami, moøe byÊ jedynym objawem podostrego bakteryjnego zapalenia wsierdzia. Jeúli obserwujesz takπ gorπczkÍ i wiesz, øe masz szmer w sercu, przypomnij sobie, kiedy ostatnio by≥eú u dentysty. Czy niedawno wycisnπ≥eú czyraka lub wyrwa≥eú wy roú niÍ ty w≥os? Czy by≥eú u urologa lub by≥aú u ginekologa i czy cew nikowano ciÍ z powodu jakiegoú problemu urologicznego? Czy ktÛraú z powyøszych sy tuacji zaistnia≥a, zanim zaczÍ≥a siÍ gorπczka? jeúli tak, to podostre bakteryjne zapalenie wsierdzia jest rzeczywiúcie moøliwe. Oto kilka dalszych uwag o innych przyczynach gorπczki: ï Jeúli masz gorπczkÍ przez wiÍkszoúÊ dnia, ale temperatura normuje siÍ co najmniej raz na dwadzieúcia cztery godziny, ürÛd≥em moøe byÊ ropieÒ, czyli otorbiony zbiornik ropy, ukryty gdzieú w zatokach, dziπs≥ach, wπtrobie, nerkach, p≥ucach, pod przeponπ, w brzuchu - lub w jakikolwiek innym miejscu cia≥a. RÛw nieø nowotwÛr moøe daÊ taka przerywanπ gorπczkÍ. ï Czy by≥eú w trzecim åwiecie lub w jednym z krajÛw tropikalnych w ciπgu ostatnich szeúciu miesiÍcy? Jeúli tak, to moøliwe, øe z≥apa≥eú amebÍ albo malariÍ. ï Waønym tropem wiodπcym do znalezienia przyczyny gorπczki niewiadomego pochodzenia moøe byÊ miejsce twojego sta≥ego zamieszkania. W Ameryce jest co najmniej piÍÊ rodzajÛw zakaøeÒ, ktÛre powodujπ u ludzi tajemniczπ zwyøkÍ temperatury: 1/ kokcydioi domikoza (gorπczka z doliny), zakaøenie grzybicze rozpowszechnione na po≥udniowym zachodzie; 2/ gorπczka plamista GÛr Skalistych, zakaøenie przenoszone przez kleszcze na zachodzie, pÛ≥nocnym wschodzie i stanach úrodkowo-atlantyckich; 3/ blastomikoza, droødøyca, zakaøenie grzybicze w dolinie Missisipi; 4/ histoplazmoza, zakaøenie grzybicze na wschodzie i úrodkowym zacho dzie i ostatnio 5/ choroba z Lyme, zakaøenie przenoszone przez kleszcze na pÛ≥nocnym wscho dzie. ï Uprawiany przez ciebie zawÛd moøe mieÊ rÛwnieø zwiπzek z przyczynπ gorπczki niewiadomego pochodzenia. Robotnicy w zak≥adach produkujπcych plastyk dostajπ na przyk≥ad gorπczki, poniewaø naraøeni sπ na wdychanie oparÛw unoszπcych siÍ w ich úrodowisku pracy, zaú pracownicy zak≥adÛw miÍsnych mogπ od zwierzπt oprawianych w rzeüni zaraziÊ siÍ bruce lozπ, powodujπcπ gorπczkÍ i rozsiane bÛle. Istnieje bardzo wiele informacji, ktÛrych tylko ty moøesz udzieliÊ lekarzowi, a ktÛre mogπ mieÊ znaczenie rozstrzygajπce dla postawienia diagnozy lub co najmniej dla w≥aúciwego ukierun ko wania poszukiwaÒ. Na przyk ≥ad jeúli jesteú myúliwym i masz bezpoúredni kontakt z dzikimi zwierzÍtami, to moøesz zaraziÊ siÍ tularemiπ; jeúli jesteú mi≥oúnikiem soko≥Ûw lub innych ptakÛw, to wdychajπc py≥ z ich odchodÛw moøesz nabawiÊ siÍ choroby zwanej papuzicπ. Dla lekarza poszukujπcego przyczyny twojej gorπczki bardzo pomocna by≥aby informacja, czy mia≥eú jeden z poniøszych objawÛw: Gwa≥towne dreszcze, obfite poty (gruülica?), utrata wagi cia≥a, biegunka z ropπ lub krwiπ (pasoøyty, nowotwÛr, choroba Crohna ?), bolesne oddawanie moczu, powiÍkszone wÍz≥y ch≥onne, wysypka skÛrna, bÛl i zapalenie stawÛw (choroby z autoagresji), bÛle miÍúniowe (np. Listerioza - obecnie panujπca w USA epidemia), bÛle w krzyøu itp. Poszukujπc przyczyn gorπczki niewiadomego pochodzenia, poza bardzo uwaønym badaniem fi zycz nym, naleøy wykonaÊ bar dziej wyszukane badania dodatkowe. NajczÍúciej zaczyna siÍ od ca≥kowitego badania krwi i badania biochemicznego. Informacjπ kluczowa jest liczba i rodzaj komÛrek znajdujπcych siÍ we krwi. Na przyk≥ad komÛrki nazywane eozynofilami sπ charakterystyczne dla alergii i chorÛb wywo≥anych przez pasoøyty. Waønπ informacjπ jest takøe ca≥kowita liczba bia≥ych krwinek. Jeúli jest ich bardzo duøo, to bardziej prawdopodobnym powodem gorπczki jest zakaøenie bakteryjne niø wi ru sowe, w ktÛrym liczba krwinek moøe pozostaÊ w normie, mimo podniesionej temperatury. A teraz na koniec chcia≥bym drogi Czytelniku ciÍ uspokoiÊ, abyú nie przestraszy≥ siÍ tym wszystkim co tutaj przeczyta≥eú. W rzeczywistoúci 90% przyczyn gorπczki nieznanego pochodzenia uda je siÍ wykryÊ i skutecznie leczyÊ 1-15//06/ 2011 No 11 (1025) Strona 21 Dwór w Kraśnicy i hubalowy Demon (Warszawa, PIW 2009) Odc. 22 Aleksandra Ziółkowska-Boehm „Los nasz dla Was przestrogą”. WANDA OSSOWSKA Henryk i Wanda byli rodzeństwem „malowanym”, „stworzonym do walki”1. Wanda była ukochaną siostrą Henryka, osobą wyjątkową, którą podziwiał i o której mówił chętnie i z dumą. Życie Wandy jest dramatyczną kwintesencją losów pokolenia wojennego. Od walki konspira cyjnej w AK, przez Gestapo na Szucha, Pawiak, Majdanek, Auschwitz – po represje w powojennych czasach stalinowskich. Jej postawę cechowały opanowanie, hart, brak użalania się nad sobą, godność i elegancja – budziła podziw i zachwyt. Wiele razy patrzyłam na jej fotografie, szczególnie na moją ulubioną, ze spotkania z papieżem. Wyprostowana, wysoka postać kobiety o szlachetnym, pięknym profilu. Rozmawiając z Wandą Ossowską, czytając o niej czy jej wspomnienia, można poznać wiele faktów z jej życia, przede wszystkim o tym, co zrobiła, o jej postawie. Mniej mówi o sobie samej. Została zapamiętana dzięki swoim uczynkom i swojej postawie, swojemu życiu. Była dzielna i szlachetna, była naprawdę niezwykłym człowiekiem. Po maturze w warszawskim gimnazjum imienia Zofii Wołowskiej i ukończeniu szkoły pielęgniarskiej pracowała w lwowskim sanatorium chirurgicznym Polskiego Czerwonego Krzyża. Z siostry tak zwanej odcinkowej awansowała na operacyjną, a potem została przełożoną. Pracowała z profesorem Adamem Grucą, wybitnym ortopedą 2. Zawiązana między nimi we Lwowie przyjaźń przetrwała długie lata po wojnie. Wanda, młoda i energiczna, po wybuchu wojny zgłosiła się do Kadry Zapasowej Wojska Polskiego, prosząc o pracę na odcinku frontowym. Była to praca najtrudniejsza. 7 września dostała przydział do 604 Szpitala Ewakuacyjnego przy ulicy Kurkowej, którego komendantem był dr Józef Aleksiewicz. Spędzała noce i dnie na asystowaniu przy operacjach, przeprowadzała sama mniejsze zabiegi. Patrząc na jęki i konanie żołnierzy, słysząc słowa wdzięczności za ulgę, którą niosła, utwierdziła się w przekonaniu, że chce robić właśnie to, że chce pomagać innym. Włączyła się do pracy konspiracyjnej w ZWZ. Została łączniczką szefa „Straganu” –„Stanisława” (majora Stanisława Rogińskiego). „Straganowi” podlegały komórki na terenie całej Warszawy, lotnictwo i kolej. Wanda jako łączniczka musiała kilkakrotnie przechodzić granicę Generalnej Guberni. Częstokroć na potykała trudne sytuacje, w któ rych musiała sobie radzić. Używała różnych pseudonimów: „Wanda”, „Helena Press”, „Krystyna Załucka”. Wiele razy udawało się jej umknąć napotykanym trudnym sytuacjom. Do czasu. W nocy z 26 na 27 sierpnia 1942 roku w warszawskim mieszkaniu jej siostry, Heleny z Ossowskich Maszczykowej, zostaje areszto wana i przewieziona na Pawiak. W czasie rewizji w mieszkaniu znaleziono między innymi listę 280 pseudonimów ludzi pracujących dla „Straganu”. Wraz z Wan dą aresztowano jej siostrę, szefa, majora Rogińskiego, jego sekretarkę Janinę Despot-Zeno wicz „Ninę”. Uważa się, że aresztowanie nastąpiło na skutek zeznań agenta nr 97, Ludwika Kalksteina. Tego samego, który był współ winny wydania generała Grota-Roweckiego. W ciągu półtora miesiąca, po 28 sierpnia Wandę przesłuchi wano 57 razy, chcąc z niej wydobyć prawdziwe nazwiska. Wożono ją czasami kilka razy dziennie z Pawiaka na Aleję Szucha, gdzie poddawana była torturom. Miała pękniętą czaszkę, wybite zęby i uszkodzone ucho. Umęczona do granic moźliwości, zażyła truciznę i przez osiem dni Niemcy ratowali ją, bo była im potrzebna. Zakuta w kajdany, trzymana była w Alei Szucha przez kolejne tygodnie. Nie wydała nikogo. Skazano ją na dwa lata obozu, po których w styczniu 1945 roku miano wykonać karę śmierci. 17 stycznia 1943 roku znalazła się w Majdanku i niebawem włączyła się w pomoc medyczną. W kilka tygodni po pierwszych wypad kach tyfusu plamistego Niemcy zezwolili na otwarcie szpitala. Mieścił się w baraku z ogrom nymi szparami między deskami, wyposażony był w obszarpane koce i pozarywane piętrowe prycze. Było prymitywnie, ale chore były myte, czesane, zapewniano im elementarną opiekę. 13 kwietnia 1944 roku ewakuowano Majdanek. Chore z personelem rewiru, Białorusinki i Żydówki skierowano do Auschwitz, w sumie około 1350 kobiet, resztę wywieziono do Ravensbrück. Wanda w obozie w Auschwitz www.nowykurier.com chorowała na zakrzepowe zapalenie żył. Po wiadomości o śmierci siostry Heli z Ossowskich Masz czykowej, która 30 maja 1943 roku zmarła na tyfus, wpadła w apatię, gorączkowała. Straciła wolę życia. Umarłaby, gdyby nie oddane jej i szanujące ją opiekuńcze koleżanki więźniarki. W porównaniu z Majdankiem, gdzie w szpitalu panował pewien porządek, szpital w Brzezince to była umieralnia. Personel nie dysponował żadnymi środkami, brak było nawet czystej wody. W tych warunkach nie było żadnej moźliwości, aby pomóc pacjentom. Wanda początkowo pracowała przy wykopach warzyw, ziemniaków, noszeniu kamieni, potem w kuchni. W obozie, powszechnie wie dziano, że czeka ją wyrok śmierci. Mijały równo dwa lata. 18 stycznia 1945 roku wyrok miał być wykonany. W przed dzień, 17 stycznia, rozpoczęła się ewakuacja obozu. Nadciągali Rosjanie, Niemcy palili w pośpiechu dokumenty. Ossowska szła trzy doby w pieszym transporcie do Wodzisławia, potem pociągiem została wysłana do Ravensbrück. Następnie był obóz w NeustadtGlewe w Meklemburgii, gdzie także zorganizowała i prowadziła obozowy szpital. Tu doczekała zakończenia wojny. 2 maja Niemcy uciekli. Więźniar ki ruszyły za bramę obozu. Zgłodniałe penetrowały żołnierskie baraki w poszukiwaniu jedzenia, chwyciły stojące butelki z winem, rzuciły się na je dze nie. Tej pierwszej nocy trzydzieści sześć kobiet zmarło na skręt kiszek. Następnego dnia, 3 maja, pojawiła się amerykańska czołówka frontowa. Okazało się, że wśród przy byłych Amerykanów wielu było polskiego pochodzenia. Płakały kobiety w pasiakach, płakali ludzie w mundurach. Potem nadeszły oddziały z kolumną sanitarną. Chore kobiety postanowiono przewieźć do pobliskiego szpitala. Wanda i dr Perzanowska udały się z nimi, by zapewnić im odpowiednią opiekę. Niemiecki dyrektor szpitala w Meklemburgii próbował protestować, że nie przyjmie do swego szpitala „zawszonych brudnych więźniarek”. Doktor Stefania Perzanowska powiedziała mu ostro, że ma trzy godziny na przygotowanie łóżek. Ostry ton sprawił, że wyprężył się w odpowiedzi: — Jawohl, Frau Doktor. Pod koniec maja 1945 wróciła do Warszawy. W październiku Wanda Ossowska została aresztowana i znalazła się w więzieniu UB. Po latach nie mówiła na ten temat wiele. W czasie nadawa nych w TV „Rozmów z Wandą Osssowską” krótko i przejmująco powiedziała, że było to „najcięższe więzienie. Jakkolwiek nie byłam uderzona, nie zrobiono mi żadnej krzywdy fizycznej”3. W 1989 roku Wanda Ossowska otrzymała najwyższe odznaczenie dla wybitnie zasłużonych pielęgniarek, medal Florence Night ingale, przyznawany co dwa lata przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża w Genewie. . O życiu Wandy po wojnie opowiedzieli mi Danuta i Janusz Krasiccy. Po wojnie wróciła do pracy jako instrumentariuszka, asystując przy operacjach profesora Adama Grucy, z którym pracowała we Lwowie. Ponadto Wanda stała się wielką miłośniczką nart. Zwracała uwagę swoją opaloną, szlachetną twarzą, prostą, wysoką sylwetką. Razem z profesorem i jego żoną wyjeżdżała na narty, pozosta li w wielkiej przyjaźni do śmierci profesora w 1983 roku. Gdy w 1988 roku Michał Ja gieł ło przeprowadzał z nią wy wiad, 76-letnia wówczas Wanda Ossowska na pytanie:4 Gdyby Panią poproszono o napisanie własnego biogramu, co chciałaby Pani w nim zawrzeć – odpowiedziała powściągliwie, bez patosu: „Urodziłam się 28 kwietnia 1912 roku w rodzinie ziemiań skiej, religijnej i patriotycznej. Nasze spokojne, dostatnie życie zmieniło się z dniem śmierci Ojca w 1925 roku. Gdy zdałam maturę, postanowiłam skończyć szkołę pielęgniarstwa, aby móc praco wać i zarabiać. W 1939 roku we wrześniu zostałam powołana do czołówki chirurgicznej i następnie do 604 Szpitala Wojskowego we Lwo wie. Przysięgę w Służbie Zwycięstwa Polski składałam w paź dzierniku 1939 roku. W 1940 roku zostałam wysłana przez władze organizacji do Warszawy celem nawiązania łączności. W drodze powrotnej aresztowano mnie i osadzono w więzieniu. W 1941 roku podczas wojny nie miecko-rosyjskiej zostałam uwolniona przez ludność cywilną. W lipcu wysłano mnie ponownie do Warszawy. Tam po wykonaniu rozkazów zostałam przydzielona do komórki „Stragan” wywiadu ofensywnego ZWZ. Aresztowana w sierpniu 1942 roku przez Gestapo, z obciążającymi mnie dokumentami, po bardzo trudnym śledztwie 17 stycznia 1943 roku zostałam wysłana do obozu koncentracyjnego Majdanek z wyrokiem dwa lata obozu i karą śmierci. Następny obóz to Aushwitz który ewakuowano na dzień przed wykonaniem wyroku. Potem Ravensbrück i NeustadtGlewe. 2 maja 1945 roku oswobodzono obóz, zaś 23 maja byłam już w Warszawie. W październiku tego roku aresztowało mnie UB. 1 lutego 1946 roku podjęłam pracę w Klinice Ortopedycznej prof. Adama Grucy. W 1986 roku przeszłam na emeryturę po pięćdziesięciu latach pracy zawodowej”. Wanda i jej brat Henryk uczęszczali do Szkoły Podstawowej, która po latach przyjmie ich imię. W mieszkaniu Danuty i Janusza Krasickich obejrzałam nagrany przez nich cykl rozmów z Wandą Ossowską nadawany w telewi zji.5 Mówiła niezwykle jasno i skupiała się na innych, nie na sobie. Zauważyła to także Elżbieta Strojny, „ciocia mówi z wielkim talentem, krótko i tak treściwie, że trudno byłoby cokolwiek dodać. To «natchnienie» zawsze jej towarzyszyło. Nigdy nie była rozwlekła czy nudna. Niewiele mówiła o swoich sprawach, więcej o innych, o cierpieniach innych”. (ciag dalszy nastąpi) 1 Tak określiła ich Danuta Brzosko-Mędryk, autorka Matyldy (Wyd. MON, Warszawa 1970) i wielu innych książek. 2 Adam Gruca (1893–1983) profesor medycyny, w latach 1931–1939 pracował jako ordynator Oddziału Chirurgicznego Szpitala Ubezpieczalni Społecznej we Lwowie. W kampanii wrześniowej brał udział w obronie Lwowa – był naczelnym chirur giem szpitala wojskowego, mieszczącego się w gmachu głów nym Politechniki Lwows kiej. W okresie pierwszej okupacji sowieckiej (1939–1941) był kierownikiem Kliniki Chirurgii Ogólnej lwowskiego Instytutu Medycznego, pełniąc jednocze śnie funkcję szefa sanitarnego w Komendzie Obszaru ZWZ. W czasie okupacji niemieckiej (od lipca 1941) pracował jako wy kładowca medycznych kursów zawodowych we Lwowie. Zagrożony aresztowaniem przez Niemców i śmiercią ze strony UPA we wrześniu 1943 opuścił Lwów i ukrywał się w Kalwarii Zebrzydowskiej. Po wojnie był profe sorem Uniwersytetu Warszaw skiego, kierownikiem Katedry i III Kliniki Ortopedycznej AM w Warszawie. 3 Rozmowy z Wandą Ossowską, 6 odcinków, TV Niepokalanów, 1996, powtórka w roku 2000. Cykl: „Majdanek. Opo wieść o życiu i śmierci”. 4 Lwów 1939/40. Z Wandą Ossowską rozmawia Michał Jagiełło, „Przegląd Powszechny” nr 9, 1988, s. 249–262. 5 Op.cit. 1-15/06/ 2011 No11(1025) Strona 22 Jean Chretien: The Lucky Prime Minister By Michael Bliss Jean Chrétien’s career shows how much can be accomplished in Canadian politics by someone who is ambitious, hard-working, and has good luck — even if they speak English with a very thick accent. Chrétien did not speak English at all when he was elected to Parliament in 1963 from rural Quebec. He was only 29 years old, one of a middle-class family of 19 children. He worked hard, began to learn English, made many Liberal friends, and by 1967 had become a minister in Lester Pearson’s Liberal government. Chrétien was an enthusiastic supporter of Pierre Elliott Tru deau. During the Trudeau years he held every major position in the Canadian Cabinet and was one of the chief negotiators of constitutional reform in 1981-82. He earned a reputation as a tough guy not afraid to make hard decisions. The Liberal Party had a tradition of alternating between French and English-speaking leaders, so it was unlikely that Chrétien could succeed Trudeau in 1984. But after John Turner lost two elections, it was no surprise that the Liberals turned to Chrétien in 1990. The problem was that many felt he was a figure from the past, yesterday’s man. His streak of good luck occurred when the Progressive Conservative party fell apart in the early 1990s, and the Liberals crushed Kim Campbell’s Conservatives in the 1993 election. With the Conservatives divided and quarrelling, Jean Chrétien had no trouble winning big majorities in the 1997 and 2000 elections. His Liberals seemed to be Canada’s only national party. Jerzy Malara Stowarzyszenie InżynierÛw i TechnikÛw GÛrnictwa Wybitny nasz rodak Stanisław Staszic mawiał by „myśleć o przyszłości, a o przeszłości nie zapominać”. Warto więc przypomnieć jak postrzegana była w przeszłości rola górnictwa węglowego w gospodarce narodowej i jaki był stosunek władz państwowych do tej gałęzi przemysłu. Węgiel kamienny stanowił w okresie międzywojennym podstawowe źródło zaopatrzenia energetycznego gospodarki narodowej. Roczne wydobycie węgla ka mien nego osiągało wielkości przedstawione w tabeli 2. Miarą niskiego poziomu życia gospodarczego był między innymi wskaźnik konsumpcji węgla na głowę ludności. W 1937 r. wynosił on w Polsce 736 kg, natomiast w Anglii 3982 kg, w Niemczech 2650 kg, we Francji 1781 kg a w Belgii 4106 kg. Wydobycie węgla w Polsce nie przekraczało w zasadzie 40 mln ton w skali rocznej. Wyjątek stanowił rok 1929, w którym z uwagi na strajk górników w Anglii i większe możliwości zbytu węgla wydobyto około 46 mln ton. W roku 1938 wydobycie węgla kamiennego przekroczyło nieznacznie poziom 38 mln ton. Uzyskano je z 77 czynnych w It was more difficult to govern a troubled country. In 1995 a second referendum in Quebec on separating from Canada almost passed. If just a few thousand votes had swung from “Non” to “Oui” Canada would have entered a terrible crisis. Chrétien would have been forced to resign as a failed prime minister. But his good luck held. After the referendum his government fought the separatist movement to a standstill. By the beginning of the 21st century the idea of independence seemed to be old, tired and in decline in popularity in Quebec. The Chrétien government was also forced to tackle the very large budget deficits Canada had been running since the 1970s. Major cutbacks in government spending in the mid-1990s proved surprisingly popular with voters worried that Canada was drowning in an ocean of debt. By the end of the decade the government was accumulating large financial surpluses. These enabled it to start cutting taxes even as it resumed spending. Many Canadians felt that Chrétien’s minister of finance, Paul Martin, had done an outstanding job and would soon become the next prime minister. Jean Chrétien liked to present himself as the little guy (le petit gars) from Shawinigan, Quebec. People joked that his accent was difficult to understand in either English or French. To average Canadians, including many recent immigrants, the Chrétien Liberals seemed both friendly and good communicators. At the end of the 20th Century Canada was a peaceful, prosperous and proudly multicultural country, a nation that minded its own business in world affairs, and supported most world organizations. Chrétien also got favourable publicity for leading groups of businessmen on Team Canada trade missions to China and other countries. On September 11, 2001, air ports in eastern Canada welcomed thousands of travellers diverted from their journeys because of the terrorist attacks on the United States. Canadians sympathized with Americans in their war against terrorism, and on many other issues, and were very concer ned that trade and people should continue to flow easily across the border. When pressed to join the American invasion of Iraq in 2003 the Chrétien government refused. Many experts were surprised that Canada had dared to disagree with the United States on this issue, but polls showed that the Canadian people strongly supported Chrétien’s position. Many Liberals had hoped there would be a smooth transition in their leadership from Chrétien to Martin early in the new century but the two Liberal giants did not like one another. There was a long and bitter struggle in the party that eventually resulted in Chrétien’s resignation in 2003 with Martin becoming his successor. Under Paul Martin, the Liberals were weak and divided and badly hurt by scandals in Quebec. They lost power in early 2006 to the revived Conservative Party under Stephen Harper. Very fit and active in retire ment, Chrétien did not accept any of the blame for his party’s problems. For 40 years he had done his job, fought to preserve Canada, and enjoyed amazing success. Few politicians in the history of the country had wielded so much power in so many high offices for so many years. Restrukturyzacja czy likwidacja polskiego przemysłu węglowego? (2) owym czasie kopalń znajdujących się w trzech rejonach: górnośląskim, dolnośląskim i krakowskim. Kopalnie w zdecydowanej większości były w rękach kapitału zagranicznego. W roku 1938 firmy polskie i polsko-francuskie („Skarboferm”) uczestniczyły w wydobyciu węgla kamiennego na terenie Polski w 35,3%, firmy nie mieckie – w 44,8%, firmy amerykańsko-niemieckie („Giesche”) – w 6,1%, firmy francuskie i belgijskie – w 13, 7%. Kopalnie należały głównie do koncernów: Ballesterna, Schaffgorschów, Donersmarcków, Hohenlohego, Spadkobierców Gieschego, Wspólnoty Interesów Gór niczo-Hutniczych, kopalń ksią żąt Pszczyńskich oraz Ryb nickiego Gwarectwa Węglowego. Jednym z typowych reprezentan tów koncernów o kapitale mieszanym (polsko-fransuskim) był „Skarboferm” posiadający 4 duże kopalnie („Prezydent Mościcki”, „Barbara-Wyzwolenie”, „Bielszowice” i „Knurów”), których łączne wydobycie roczne wynosiło (w 1938 r.) ponad 4 mln ton. Kapitał zakładowy tej organizacji w 50% należał do rządu polskiego i w 50% do udziałowców francuskich. Stanowiska we władzach „Skarbofermu” (rada nadzorcza, komitet stały, dyrekcja) rozdzielone były po połowie między przedstawicieli strony francuskiej i strony polskiej; tych ostatnich mianowało Minister stwo Skarbu oraz Ministerstwo Przemysłu i Handlu. O ile w roku 1918 w granicach Polski znalazły się tylko dwa okrę gi węglowe: dąbrowski i krakowski, których wydobycie węgla nie pokrywało potrzeb państwa, to w wyniku plebiscytu i powstań śląskich okręg górno śląski został podzielony między Polskę i Niemcy. W wyniku tego Polsce przypadły 52 kopalnie węgla, Niemcom zaś 14 kopalń. Organizacja górnictwa węglowego w okresie międzywojennym opierała się na bardzo zróżnicowanej strukturze jednostek gospodarczych o kapitale polskim, mieszanym lub zagranicznym, działających w warunkach gos podarki rynkowej. Kierując się jed nak interesami ogólnokrajo wymi władze państwowe ingerowały w niezbędnym zakresie w działalność tego przemysłu. Władze państwowe chcąc zachować kontrolę nad działalnością gospodarczą przemysłu węglowego będącego w przeważającej części w rękach kapitału zagranicznego – popierały tworzenie tzw. konwencji węglowych czyli „porozumień” producentów węgla mając na celu eliminowanie, między innymi, walki konkurencyjnej poprzez ustalanie podziału rynków zbytu oraz cen minimalnych węgla. Rząd polski obawiał się bo wiem, że wolna konkurencja w tej gałęzi gospodarki może prowa dzić do upadku słabszych gospodarczo przedsiębiorstw i zamykania kopalń mających gorsze wa- runki eksploatacyjne. Tą drogą starano się chronić rynek pracy i przeciwdziałać wzrostowi bezrobocia. W okresie dekoniunktury były jednak przypadki wyłączania z produkcji niektórych kopalń. Kopalnie te nie były, tak jak się robi obecnie, likwidowane, lecz zamykane. Niektóre z nich zostały ponownie uruchomione po II wojnie światowej. Produkcja węgla w Polsce przekraczała chłonność krajowego rynku. Sytuacja ta uległa znacznemu pogorszeniu, gdy Niemcy, począwszy od połowy 1925 roku, zahamowały import polskiego węgla przez wprowadzenie wysokich ceł przywozowych – pragnąc w ten sposób doprowadzić do pogłębienia trudności gospodar czych Polski. W zaistniałej sytuacji, wobec potęgowania się trudności gospodarczych przemysłu węglowego doszło do utworzenia 2 konwencji: Górnośląskiej, która objęła kopalnie w należącej do Polski części okręgu górnoślą skiego, oraz Dąbrowsko-Krakowskiej do której należały kopalnie z okręgu dąbrowskiego i krakowskiego. Zadaniem tych konwencji było ustalanie maksymalnej wysokości kontyngentów sprzedaży węgla w kraju i na tzw. rynkach bliskich oraz cen minimalnych. Następnie te regionalne konwencje utworzyły (od 30 IX 1925 r.) Konwencję Ogólnopolską z siedzibą w Katowicach. Z począt kiem lat trzydziestych w miejsce tej konwencji została wprowadzona nowa umowa konwencyjna zawarta bezpośrednio przez przedsiębiorstwa, a nie przez konwencje regionalne. Przyjęła ona nazwę Polskiej Konwencji Węglowej i uzyskała własną osobowość prawną. Obrót węglem był regulowany Rozporządzeniem Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 6 kwietnia 1932 r., a więc aktem normatywnym wysokiej rangi. W wymie nionym Rozporządzeniu na szczególne podkreślenie zasłu guje zapis dotyczący obowiązku przy mu sowego zrzeszania się przedsiębiorstw węglowych i ich zwią z ków w celu normowania produ kcji oraz zbytu węgla w kra ju i za granicą, oraz upowa żnienia Ministra Przemysłu i Handlu do kon troli zarządów przedsiębiorstw węglowych, ich związków zajmujących się sprzedażą węgla oraz innych osób zajmujących się sprzedażą lub przewozem węgla – w zakresie produkcji, zbytu i przewozu węgla. Charakterystycznym jest również zapis dotyczący powierzenia orzecznictwa karno-administra cyjnego w odniesieniu do win nych naruszenia postanowień Rozporządzenia – urzędom górniczym. Zdecydowana większość pro ducentów węgla powierzała sprawy zbytu swoich produktów (węgiel kamienny, brykiety, koks) wy specjalizowanym, dużym DokoÒczenie na stronie 23 No 11 (1025) 1-15/06/2011 DokoÒczenie ze strony 22 firmom handlowym określonych w ówczesnej terminologii nazwą „koncernów”. Działały trzy takie duże organizacje handlowe, a mianowicie: „Robur”, „Progress” i „Fulmen”. „Robur” reprezentował interesy handlowe producentów eksploatujących łącznie 16 kopalń i około 35–40% wydobycia węgla. Posiadał on liczne placówki handlowe jak również własne statki do transportu węgla. „Progress” reprezentował interesy 15 kopalń dających łącznie około 23% wydobycia. Firma „Fulmen” dokonywała sprzedaży około 9% produkcji. Zbytem węgla z kopalń księcia Pszczyńskiego zajmowała się mniejsza firma „Unitas”. Wszystkie wymienione firmy należały obligatoryjnie do Polskiej Konwencji Węglowej i zobowiązane były do przestrzegania jej postanowień. Nieliczne kopal nie, szczególnie dąbrowskie i krakowskie sprzedawały węgiel przez własne biura sprzedaży. Przedsiębiorcy reprezentujący kapitał zagraniczny w wielu przypadkach starali się ukryć przed władzami skarbowymi swoje prawdziwe zyski i przedstawiać kopalnie, jako zakłady deficytowe. Usiłowano to osiągnąć, między innymi, przez wykreowy wanie sztucznie wygórowanych kosztów własnych, zaniżanie wpływów z eksportu węgla, naliczanie procentów od fikcyjnych zadłużeń oraz zakupy zagraniczne po nadmiernie wysokich cenach. Niekiedy stosowano też fałszowanie ksiąg rachunkowych i bilansów dla uniknięcia opodatkowania. Podejmowane były także liczne próby nielegalnego transfe ru części kapitału za granicą, po garszając w ten sposób pozornie swój stan finansowy. Przodował w tym kapitał niemiecki i francuski. Typowym w tym wzglę dzie przykładem były kopalnie książąt Pszczyńskich. Wykazywane przez nie straty bilansowe jak również jawne lekceważenie okazywane przez księcia Pszczyń skiego polskiej administracji i jej zarządzeniom – zmusiło władze polskie do ustanowienia w 1934 r. zarządu przymusowego nad majątkami Pszczyńskimi. Dzięki zlikwidowaniu nadużyć i usprawnieniu ich administracji, już w pierwszym okresie działalności zarządu przymusowego, kopalnie księcia Pszczyńskiego osiągnęły zyski. W pewnych przy padkach brano koncerny górniczo-hutnicze pod nadzór sądowy, a następnie ich akcje przejmowane były przez skarb państwa i państwowe banki z tytułu należności podatkowych. By położyć kres tym szkodliwym dla Skarbu Państwa zjawiskom, dążono do utworzenia przymusowego syndykatu węglowego kontrolowanego przez państwo. W roku 1939 rząd polski zdecydował się na utworzenie przymu sowego zrzeszenia przedsię biorców węglowych i ich związków pod nazwą „Naczelna Organizacja Przemysłu Węglowego”. Działalność tej organizacji podporządkowana była ministrowi przemysłu i handlu, który miał jej również nadać statut. Rozporzą- dze nie w tej sprawie opubliko wane w Dzienniku Ustaw Rze czypospolitej Polskiej z 30 sierpnia 1939 r. nie mogło jednak wejść w życie wobec wybuchu II wojny światowej. Istotną rolę w działalności przemysłu węglowego odgrywał eksport węgla. Jak już wspomniano produkcja węgla w Polsce przekraczała chłonność krajowego rynku. Dla pełniejszego wykorzystania zdolności produkcyjnej kopalń, a tą drogą poprawienia wyników ekonomicznych zakładów górniczych, podejmowane były działania mające na celu maksymalizację eksportu węgla. Wynosił on od 8 do 14 milionów ton rocznie (przy wydobyciu całkowitym nieprzekraczającym 40 mln ton. W roku 1925 Niemcy, kierując się względami politycznymi, wstrzymały import polskiego węgla. (W roku 1923 eksport ten wynosił ponad 8 mln ton zaś w roku 1926 tylko 23 tys. ton). Z powodu utraty rynku nie mieckiego polskie kopalnie węgla znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Utrata rynku niemieckiego oraz nasilająca się konkurencja ze strony innych eksporterów węgla w Europie zmusiła polskie górnictwo do poszukiwania rynków zbytu w krajach bardziej odległych, w tym również pozaeuro pejskich, co wywarło negatywny wpływ na ceny uzyskiwane za eksportowany węgiel. Rząd polski był zainteresowany eksportem węgla widząc w tym środek do utrzymania kopalń w ruchu i przeciwdziałaniu tą drogą wzrostowi bezrobocia. Rząd polski wspierał działania proeks portowe, obniżając taryfy na przewóz węgla do portów oraz tworząc specjalny fundusz dla pre mio wania eksportu morskiego. Ceny uzyskiwane za węgiel eksportowany były z reguły znacznie niższe od cen krajowych, a po nadto bardzo zróżnicowane w zależności od rynku, na który skierowano węgiel. Najniższe ceny uzy skiwano w eksporcie mors kim. Wpływy z eksportu pokrywały, więc tylko część kosztów własnych. Prowadzenie tego pozornie deficytowego eksportu wiązało się nie tylko z koniecznością utrzy mania kopalń w ruchu i zabezpieczeniem tym samym określonej ilości miejsc pracy. Słusznie uważano, że eksport węgla nawet po cenach niższych od kosztów własnych jest opłacalny, jeżeli tylko osiągane z niego wpływy są wyższe od kosztów zmiennych. Pozwala to, bowiem nie tyle na osiągnięcie zysków, ale zmniejszenie strat w stosunku do tych, jakie kopalnie musiałyby ponosić w związku z utrzy my waniem niewykorzystanej części swej zdolności produkcyjnej. W okresie międzywojennym, podobnie jak obecnie, węgiel kamienny stanowił podstawowe źródło zaopatrzenia energetycznego gospodarki narodowej. Przemysł wydobywczy funkcjonował w warunkach gospodarki rynkowej. Władze państwowe zdając sobie sprawę z roli, jaką odgrywa górnictwo w gospodarce narodowej – wpływały w nie zbęd nym zakresie na politykę przemysłu węglowego. Sprowa- Strona 23 POLISH-CANADIAN INDEPENDENT COURIER SEMI-MONTHLY WYDAWCA-PUBLISHER Nowy Kurier Inc. REDAKTOR NACZELNY: JolantaCabaj REKLAM/ADVERTISING Cell: 647-886-1804 Email: [email protected] REDAKCJI/ADDRESS OF EDITORIAL BOARD: 12 Foch Ave, Toronto, ON M8W 3X1 (Canada) Tel/Fax: . (416) 259-4353 E-mail: [email protected] website: www.nowykurier.com PUBLICYSCI /CONTRIBUTORS: dzało się to, jak już wspomniano, do obligatoryjnego zrzeszania się producentów węgla w ramach organizacji zwanej od 1931 r. Polską Konwencją Węglową. Organizacja ta, w zależności od uwarunkowań koniunkturalnych, poprzez ustalania wysokości kontyngentów sprzedaży węgla regulowała wysokość zbytu (a więc i produkcji), a ponadto ustalała poziom cen minimalnych obowiązujących przy sprzedaży węgla. Tą drogą starano się chro- nić rynek pracy nie dopuszczając do nieuzasadnionej konkurencji na rynku węglowym, która mogła prowadzić do upadku słabszych gospodarczo przedsiębiorstw i w konsekwencji do wzrostu bezrobocia. Dodać należy, że w ów czesnej strukturze organizacyjnej Ministerstwa Przemysłu i Handlu funkcjonował departament górniczo-hutniczy zatrudniający liczących się fachowców tej branży. c.d.n. Rok 2012 - Rokiem Władysława Wagnera PYANA* i Yacht Club WHITE SAILS** zapraszają wszystkich polskich żeglarzy na Wagner Sail ing Rally, British Virgin Islands, 21-22 stycznia, 2012 Władysław Wagner – Pierwszy Polski Żeglarz Opłynął Ziemię 21-22 stycznia, 2012 Pod koniec roku 2010 powstał komitet organizacyjny Wagner Sailing Rally zainicjowany przez Jerzego Knabę ([email protected]), który zaprasza wszystkich chętnych do współpracy. Komitet (1932-1939) W roku 2012 będą obchodzone trzy okrągłe rocznice Władysława Wagnera: - 100 rocznica urodzin (Krzyżowa Wola, 17 września 1912) - 80 rocznica rozpoczęcia z rejsu (Gdynia, 8 lipca 1932) - 20 rocznica śmierci (Floryda, 15 września 1992) * Polish Yachting Association of North America http://www.pyana.com/ ** Polish Canadian Yacht Club ”White Sails”, Toronto http://www.whitesailstoronto.org Spotykamy się na Wagner Sailing Rally, British Virgin Islands, skupia przedstawicieli Bractwa Wybrze ża, Yacht Klubu Polski (Londyn), Polskiej Fundacji Morskiej i żeglarskich klubow polonijnych zrzeszonych w organizacji PYANA: White Sails (Toronto), Polski Klub Zeglarski (New York), Yacht Klub Polski (San Francisco), Jacht Klub Zawisza Czarny (Hamilton, Kanada) oraz Joseph Conrad (Chicago). Uroczystosci zostały zaplanowane na 21-22 stycznia 2012 roku na Beef Island w archipelagu Brytyjskich Wysp Dziewiczych. . Jacht Klub White Sails, Toronto wyczarterował 8 jachtów na Wagner Sail-ing Rally. Informacje o Wiesław Blaschke (Polska), Majka Bochnia, Wojciech Błasiak, Henryk Bugłacki (Polska), Izabella Bukraba -Rylska (Polska), Wini cjusz Gure cki, Jan Jekiełek, Zofia Lachowicz, Grażyna Majka (Polska), Elżbieta Marcińczak -Leppek, Zbigniew Moszu ma ń ski (Polska) Janusz Niem czyk, Wiesław Piec hoc ki (Austria), Zenowiusz Ponarski, Kazimierz Z. Poznański (USA), Jerzy Przystawa (Polska), Barba ra Sharratt, Kry sty na Star czak-Kozłowska, Edward Sołtys, Le szek Szymowski (Pol ska), Tadeusz Szczęsny, Andrzej Targowski (USA), Aleksandra Ziółkowska -Boehm (USA), Janusz Zuziak (Polska) Redakcja nie odpowiada za treúÊ zamieszczonyvch reklam. Teksty zawierajπce numery telefonÛw sπ tekstami reklamowymi. Zamieszczone materia≥y nie zaw sze odzwierciedlajπ poglπdy Redakcji. Przedruk bez zezwolenia Re dakcji zabroniony czarterze jachtu na British Virgin Islands: Józef Aleksandrowicz ([email protected]), Antoni Kantor ([email protected]) Kalendarium rejsu Wagnera • 8 lipca 1932 roku Wagner i Kornilowski wyszli z Gdyni na Zjawie I rozpoczynając swój rejs • 1932-1933: Zjawa I, Gdynia – Dakar (Afryka) – Belem (Ameryka Południowa) 1934: Zjawa II, Kanał Panamski – Fidzi • 1937-1939: Zjawa III, Ekwador – Tahiti – Bora Bora – Sydney – Dżakarta – Kanał Sueski – Gibraltar – Anglia • 4 lipca 1939 o godzinie 16:20 Zjawa III przeszła trawers Faro (Portugalia), który Zjawa I przecięła 4 stycznia 1933r - zamknął się krąg wokół ziemi pod żaglami kolejnych jachtów Zjawa I, Zjawa II i Zjawa III, Wladyslaw Wagner, z powodu wojny, zakończył rejs w Anglii a nie w Gdyni jak planował. W czasie wojny, służył w polskiej marynarce handlowej; dwa razy ratował się z tonących statków. Po wojnie osiedlił się na British Virgin Islands a potem na Florydzie. Wiecej informacji: http://projektwagner2012.glt.pl/ Strona 24 1-15/06/2011 No. 11(1025)