pdf - Ebooki123

Transkrypt

pdf - Ebooki123
Piotr Kacprzak
R ok
w
ruskim cyrku
Wydawnictwo Psychoskok
Konin 2015
Piotr Kacprzak
„Rok w ruskim cyrku”
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok sp. z o. o. 2015
Copyright © by Piotr Kacprzak 2015
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji
nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana
w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
„Wszelkie podobieństwo osób i nazwisk jest przypadkowe
i niezamierzone.”
Skład: Wydawnictwo Psychoskok
Projekt okładki: Piotr Kacprzak
Ilustracje: Piotr Kacprzak
Zdjęcie okładki © Shutterstock - Sergey Nivens
Korekta: Paweł Markowski
ISBN: 978-83-7900-332-7
Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.
ul. Chopina 9, pok. 23 , 62-507 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131
http://wydawnictwo.psychoskok.pl
e-mail:[email protected]
„Не верить человеку,
— заранее думать о нём, что он лгун,дурной,
— разве это можно?”
Максим Горький
„Rok w ruskim cyrku”
Piotr Kacprzak
Jest to wielowątkowa opowieść oparta na faktach i osadzona
w realiach z początku lat 90–tych, głównie w wyjątkowej
scenerii środkowoazjatyckiej części ówczesnego ZSRR, ale
nie tylko. Burząca do dziś funkcjonujące mity i wyobrażenia
na temat opisywanej rzeczywistości. Niezwykły świat, pokazany
przez pryzmat życia i pracy w cyrku. Historia osnuta na
niecodziennych i często zadziwiających zdarzeniach, których
doświadczył główny bohater.
4
Fragment:
„To wszystko sprawiało, że był zadowolony, ale też czuł się
jakoś dziwnie. Szczególnie po tej rozmowie. Dotarło chyba do
niego, że mimo wszystko jest tutaj też czas na rozmyślania
o rodzinie, o domu, o kraju. Jest czas i miejsce na tęsknotę za
bliskimi. Czyli na to, czego od wyjazdu sam jeszcze nie doświadczył. Mimo, że nieraz myślał o przeszłości pozostawionej gdzieś tam, tysiące kilometrów i o przyszłości, która każdego dnia niosła nowe wyzwania, zaskakiwała i nie dała się
w żaden sposób przewidzieć.
Ale historia tej maszyny była całkiem inna i dość osobliwa.
Szczególnie dla kierownika, bo dopiero teraz niesmak, który
towarzyszył mu przez wiele tygodni po jej zakupie, gdzieś
zaczął znikać. Może z powodu dobrego uczynku, który niewątpliwie właśnie zrobił? Przez co, jak się okazało, pomógł
nie tyko Ryśkowi, ale też sobie.”
0
***
Cyrk… Niegdyś fascynujący i tajemniczy świat wyjątkowej
rozrywki. Obecnie już raczej cień dawnej świetności, wysublimowanej sztuki. Czy dziś, w dobie powszechnej telewizji
i Internetu, ktokolwiek jeszcze chodzi do cyrku? Zapewne tak.
Jednak czy można tam zobaczyć coś, czego nie puszczali już
na Discovery czy nie zamieszczono na YouTube? Żywą sztukę? Przecież mamy to w teatrze, ale interesuje to nielicznych.
Żywe zwierzęta? Jest przecież zoo, lecz mimo to, rzadko tam
bywamy. Ile razy bowiem można zachwycać się słoniem, żyrafą czy małpą? Szczególnie kiedy jest za kratami klatki, czy
wybiegu. Współczesny człowiek znacznie mniej zainteresowany jest tym, co mógłby w cyrku zobaczyć, nawet jeśli nigdy
tam nie był. Bo kogo zachwycą akrobacje czy inne pokazy,
jeśli ma je na co dzień w postaci programów takich jak „Mam
talent”. W dodatku, pojadając chipsy popijane piwem, w każdej chwili można sobie zmienić kanał jeśli tylko nam się już
znudzi. A przy tym nie trzeba nawet ruszać się z wygodnego
fotela, ani też wydawać żadnych dodatkowych pieniędzy. Czy
w związku z tym można powiedzieć, że cyrk znika z naszego
życia? Sadząc po liczbie działających cyrków w kraju chyba
jeszcze nie. W Polsce jest ich obecnie aż kilkanaście. Jednak
najwięcej jest w Niemczech, bo aż ponad sto. Oczywiście są
wśród nich większe i mniejsze, dobre i słabe. Ale nie są to już
te same cyrki, jakie znali nasi ojcowie. Nie robią już takiego
wrażenia i nie powodują za każdym razem dreszczu emocji
1
u potencjalnego odbiorcy. Jednak jedno nadal je łączy. Coś,
czego nie ma nigdzie indziej. Coś, czego nie da się w żaden
sposób skopiować ani doświadczyć przed ekranem telewizora,
czy monitorem komputera. To coś, to wyjątkowa i niepowtarzalna cyrkowa atmosfera. Zapach popcornu, zapach zwierząt
wymieszany z zapachem trocin, którymi wysypany jest maneż1. Charakterystyczna muzyka, blask kolorowych świateł
i wspaniałe kostiumy artystów. I to wszystko pod ogromnym
namiotem, otoczonym cyrkowymi wozami. A do tego ludzie,
od których dzieli nas jakaś niewidzialna granica. Niby zwyczajni, a jednak całkiem inni. Czyli pewnego rodzaju surowość i namacalny realizm oraz prawdziwość formy w jakiej
zawiera się cała ta cyrkowa rzeczywistość. Do której zalicza
się także niezwykłe cyrkowe życie, niegdyś owiane niemal
legendą. Jeśli do tego dodamy inną legendę, jaką niewątpliwie
jest dawny ZSRR, to otrzymamy niezwykłą i niepowtarzalną
mieszankę dziś już zaginionego świata. Ktoś, kto zechce się
weń zagłębić, ujrzy niecodzienny i zaskakujący obraz, którego
doświadczyć mogli tylko nieliczni. A przy tym będzie miał
okazję uchylić rąbka tajemnicy, która od wieków towarzyszy
cyrkom i cyrkowej sztuce. Czy taka historia może kogokolwiek zainteresować? Sprawdź, bo może się okazać, że zainteresuje właśnie Ciebie.
1
Arena cyrkowa.
2
***
Na początku lat 90-tych w Polsce funkcjonowało wiele państwowych cyrków. Ich istnienie było głęboko zakorzenione
w świadomości ludzi i dość powszechne. Jednak wśród nich
był jeden, który różnił się od pozostałych. I nie chodziło
o wyjątkowy program, który w każdym cyrku zmieniał się co
sezon. Bo wtedy wszystkie cyrki utrzymywały dość wysoki
poziom artystyczny. Oczywiste różnice, wynikające z rozmiarów namiotu czy kolorystyki taboru też nie były przecież niczym wyjątkowym. Było jednak coś, o czym zwykły cyrkowy
widz nie miał w ogóle pojęcia. Nie miało to zresztą żadnego
wpływu na to, co oglądał podczas występów. Szeptano o tym
jedynie na cyrkowej bazie. Lecz oficjalnie, co zrozumiałe, nic
na ten temat się nie mówiło. Było to coś, co niewątpliwie mogło mieć wpływ na życie pracujących w nim ludzi. W tym
także na losy bohatera tej opowieści.
Nie od dziś wiadomo, że w społeczności osób pracujących
w filmie, teatrze czy telewizji nie brak ludzi o odmiennych
preferencjach seksualnych. Ten fakt specjalnie nikogo nie
dziwi, wszak środowisko artystów było z tego znane od wieków. I cyrk nie jest pod tym względem wyjątkiem. Jednak
tutaj zjawisko to, jeśli można tak powiedzieć, było znacznie
bardziej powszechne. Chodzi o to, że w tym właśnie cyrku,
według obiegowej opinii takich osób było znacznie więcej, niż
gdzie indziej. A dotyczyło to nie tylko artystów. Mówiło się
0
nawet „cyrk pedałów”. Prawdopodobnie działo się tak dlatego,
iż uważano powszechnie, że takie właśnie preferencje przejawiał jego dyrektor. Elegancki i zadbany, niewysoki pan po
pięćdziesiątce. Był to kawaler, zawsze z nienaganną szpakowatą fryzurą, starannie ogolony i w czystej, wyprasowanej
koszuli. Trzeba dodać, że czasy te były całkiem inne niż obecnie. Bowiem w tamtym okresie nie było jeszcze marszów
równości, transwestytów czy tęczy na Placu Zbawiciela
w Warszawie. Dziś wydaje nam się to całkiem normalne kiedy
ktoś oficjalnie przyznaje się przed kamerami, że jest homoseksualistą. Są nawet tacy, którzy się tym chwalą. Czy to nas
dziwi lub gorszy? Oczywiście, że nie. Ale wtedy było to tabu
nieakceptowane przez zdecydowaną większość społeczeństwa
i tępione przez kościół. W takim właśnie cyrku przyszło pracować bohaterowi tej opowieści, który podobnie jak większość, miał te same uprzedzenia i podobne nastawienie do tej
orientacji. Trzeba więc przyznać, że perspektywa wielu miesięcy pracy w tak specyficznym środowisku mogłaby rodzić
pewne obawy, czy wręcz przerażać. Jednak z upływem czasu
nasz bohater zaakceptował fakt, że wśród załogi są tacy, którzy sprawy dla niego oczywiste postrzegają dość osobliwie
i nieco inaczej. Okazało się nawet, że bez problemów można
wspólnie z nimi funkcjonować, nie wchodząc sobie w drogę.
Tym samym pewne stereotypy przestały mieć znaczenie,
a rzeczywistość okazała się być zgoła inną niż powszechnie
się uważało. W natłoku codziennych spraw, obowiązków,
zdarzeń i sytuacji nie było nawet czasu, aby się nad tym spe1
cjalnie zastanawiać. Mijały więc kolejne dni sezonu, a młody
człowiek rzucony w wir tego cyrkowego świata został przezeń
wciągnięty bez reszty. Z czasem jednak zatęsknił za rodziną
i normalnym, zwyczajnym życiem, które z każdym kolejnym
dniem stawało się coraz bardziej odległe.
***
Jeszcze dwa miesiące temu, czyli na początku sezonu, nawet
o tym nie myślał. Nie było czasu na tęsknotę czy inne takie
rozterki. Ale teraz, kiedy nagle jeden z pracowników nie wytrzymał i po prostu chce dać nogę, tęsknota za domem mogła
stać się całkiem realnym uczuciem. Okazało się bowiem, że
jeden z kierowców chce wrócić do Polski. Jednak wcale nie
dlatego, że nie radził sobie fizycznie ten, na oko, trzydziestoletni, dobrze zbudowany i rosły mężczyzna o kręconych włosach i jasnym spojrzeniu. Widać było, że codzienna ciężka
praca nie robi na nim takiego wrażenia, jak na innych. Ale to
psychika wzięła górę. Siła czy wytrzymałość fizyczna nie
zawsze, a może nawet rzadko kiedy, idą w parze z odpornością psychiczną. Rozstanie z rodziną, zbliżająca się Wielkanoc
i świadomość dzielącej go odległości od domu była widocznie
ponad jego siły. Kiedy tak o tym mówił, chcąc zapewne jakoś
się usprawiedliwić, nie potrafił ukryć łez. Widocznych, mimo
dość późnej pory.
2
– Pan odsprzeda mi tę maszynę – prosił, jak dziecko
o lizaka. - Nic jeszcze nie kupiłem, a bardzo chciałbym zrobić
prezent żonie.
W tych kilku słowach, kiedy opowiadał o rodzinie, można
było wyczuć, że żona i dzieci bardzo wiele dla niego znaczą.
Tak wiele, że wstyd z powodu paru łez nie był dla niego w tej
chwili w ogóle istotny. A przecież właśnie rozmawiał bądź co
bądź z przełożonym w poważnej sprawie, dotyczącej powrotu
do kraju. Bez jego bowiem poparcia nie byłoby to w ogóle
możliwe. Owszem, być może mógłby uciec jak to robią
w innych cyrkach w Europie. Ale jak uciec w Azji? Tak wiele
tysięcy kilometrów od domu. Bez paszportu? Bez znajomości
języka? Nie… To nie wchodziło w grę. I jeśli nawet przez ten
krótki czas nie zdążył jeszcze obdarzyć kierownika zbyt wielkim szacunkiem czy zaufaniem, to teraz stał przed nim niemal
jak dziecko. Bezbronny, bezradny, mimo, że wyższy o głowę
i starszy o dobre kilka lat. Skazany na jego decyzję, od której
wiele może zależeć.
Kierownik jak dotąd nie musiał prowadzić takich rozmów. To
pierwszy przypadek w tym sezonie i to już po dwóch miesiącach od wyjazdu. Nie miał jednak najmniejszego zamiaru
stwarzać jakichkolwiek problemów człowiekowi, który uczciwie stawiał sprawę. I którego chyba nawet darzył sympatią,
więc tym bardziej chciał pomóc. Zresztą od zawsze posiadał
jakiś dar do prawidłowej oceny ludzi. A tego człowieka od
3
pierwszych dni oceniał pozytywnie. Nie każdy bowiem jest
taki, jakim się wydaje na początku znajomości. I tak właśnie
zdarza się przecież dość często. Ale Rysiek nigdy nie wzbudzał w nim żadnych negatywnych odczuć, czy emocji. Jego
szczere i jasne wyznanie zasługiwało nawet na pewien szacunek. Przełożony wysłuchał go więc z uwagą i zrozumieniem,
a potem odparł:
– Oczywiście… nie ma sprawy, rozumiem... A co do
maszyny, to ja sobie przecież jeszcze kupię niejedną – dodał.
Uśmiechając się, klepnął Ryśka w przyjacielskim geście po
ramieniu, chcąc w ten sposób choć trochę rozładować napięcie
tej niecodziennej sytuacji. I z tą chwilą jasne oczy kierowcy
rozbłysły nowym blaskiem. Wyjął z kieszeni przygotowane
pieniądze i już po chwili wracał ucieszony do swojej działki,2,
niosąc w brązowej walizce nowiutką maszynę do szycia.
W dodatku miał już z głowy trudną rozmowę i bez obaw mógł
snuć plany na powrót, na przyszłość. Kierownik odprowadził
go wzrokiem, kiedy tak szedł przez środek cyrkowego placu,
mijając równo ustawione traktory, samochody i cyrkowe wozy.
Była piękna noc, choć jeszcze nadal chłodna. Niebo rozsiane
gwiazdami zdawało się być tak nisko, jak chyba nigdzie indziej na świecie. I wydawać się mogło, że wystarczy sięgnąć
2
Część mieszkalna wozu cyrkowego.
4
ręką, aby się do niego dostać. W dodatku wszędzie było czuć
to niewiarygodnie czyste i świeże powietrze. To wszystko
sprawiało, że był zadowolony, ale też czuł się jakoś dziwnie.
Szczególnie po tej rozmowie. Dotarło chyba do niego, że mimo wszystko jest tutaj też czas na rozmyślania o rodzinie,
o domu, o kraju. Jest czas i miejsce na tęsknotę za bliskimi.
Czyli na to, czego od wyjazdu sam jeszcze nie doświadczył.
Mimo, że nieraz myślał o przeszłości pozostawionej gdzieś
tam, tysiące kilometrów i o przyszłości, która każdego dnia
niosła nowe wyzwania, zaskakiwała i nie dała się w żaden
sposób przewidzieć.
Ale historia tej maszyny była całkiem inna i dość osobliwa.
Szczególnie dla kierownika, bo dopiero teraz niesmak, który
towarzyszył mu przez wiele tygodni po jej zakupie, gdzieś
zaczął znikać. Może z powodu dobrego uczynku, który niewątpliwie właśnie zrobił? Przez co, jak się okazało, pomógł
nie tyko Ryśkowi ale też sobie.
Otóż, pewnego dnia, przejeżdżając przez niewielkie miasteczko, a raczej wioskę w okolicach Kyzyłordy w południowym
Kazachstanie, dostrzegli niewielki sklep. Nie wyróżniał się on
niczym szczególnym pośród okolicznej zabudowy pomalowanych na biało, niewysokich budynków, z których większość
miała niebieskie wykończenia okien. Także drzwi i bramy,
które wykonane były zazwyczaj z jednolitej blachy, malowano
tu na niebiesko. A właściwie był to prawie błękit. To jeden
5
z wielu sklepików, które zawsze przyciągały ich uwagę. Chociaż tutaj raczej się go nie spodziewali. A właściwie nie spodziewali się żadnego sklepu. Dlatego, skoro już był, to tym
bardziej należało zajrzeć do środka. Kiedy dysponuje się gotówką kilkakrotnie większą od średniej miesięcznej pensji
miejscowej ludności, chęć robienia zakupów jest chyba czymś
naturalnym. Poza tym, raczej nie było towaru poza ich zasięgiem finansowym. Tym bardziej, że cały sens wyjazdu polegał
głównie właśnie na tym, ażeby przywieźć jak najwięcej tego,
czego w Polsce wtedy jeszcze nie było. A jeśli nawet było, to
trudno dostępne lub zbyt drogie. Chociaż, jak się okazało,
w tym właśnie czasie zbliżał się koniec ery złotych interesów
robionych na handlu wszelkimi dobrami przywiezionymi zza
wschodniej granicy. Bo same ruble nie miały w Polsce prawie
żadnej wartości.
Obecnie powiedzielibyśmy sklep RTV i AGD. Wtedy był to
sklep ze sprzętem domowym lub wielobranżowy. A tam nazywał się po prostu магазин3 i był to sklep ze wszystkim. Kierowca zatrzymał niebieskiego tarpana z zieloną plandeką
w części ładunkowej tuż przy niewielkich schodkach. Zaraz po
wejściu do środka okazało się, że jak w większości przypadków, sklep głównie świeci pustkami. Jakaś jedna lodówka i to
na talony, a poza tym żelazko, garnki, inny drobny sprzęt domowy i trochę chemii gospodarczej. Po prawej stronie wystawiony był typowy asortyment sklepu żelaznego, młotki,
3
Z ros. czytaj – magazin – sklep.
6
gwoździe oraz inne narzędzia. Po drugiej jednak stronie,
w oczy rzucała się brązowa walizka z maszyną do szycia.
–Tak… to mógłby być dobry zakup – pomyślał kierownik.
Ekspedientka od razu bezbłędnie rozpoznała иностранцев4
gdyż ich wygląd zewnętrzny różnił się diametralnie od wyglądu tubylców, którzy zazwyczaj ubierali się w tradycyjne stroje, składające się głównie z obszernej tuniki, szerokich szarawarów i wierzchniego płaszcza często bogato zdobionego oraz
nakrycia głowy. Czasem było to coś w rodzaju małego turbanu
i kamizelki z baraniej skóry. Nie były to stroje typowo muzułmańskie, ale nie mniej charakterystyczne. I choć zdobienia
na niektórych częściach garderoby mogłyby wskazywać na
dobrobyt, to był to region raczej ubogi. A bogactwo spotykanych orientalnych wzorów i ornamentów wynikało głównie
z tradycji i kultury właściwej dla Środkowej Azji.
4
Z ros. czytaj – inostrancew – cudzoziemców.
7
Jurta na tle Ałtaju Dżungarskiego
W ogóle, kraina ta łączyła w sobie bogate dziedzictwo różnorodnych grup etnicznych, co odzwierciedlało się również
w architekturze. Spotkać tu można było zarówno gliniane lepianki jak i prawdziwe pałace czy meczety. Nie brak też było
bardziej nowoczesnej architektury, szczególnie w większych
miastach. Jednak i ona zazwyczaj zachowana była w swoistym
stylowym klimacie regionu. Silny wpływ na całokształt wywierały tu liczne plemiona koczownicze. W niektórych nadal
żywe były pozostałości wierzeń jeszcze przedislamskich i całe
mnóstwo związanych z nimi symboli.
W tym właśnie rejonie częstym widokiem były znane z literatury i filmów jurty. Charakterystyczne namioty koczowniczych plemion, stanowiące powszechny element krajobrazu,
8
podobnie jak stada wypasanych kóz, owiec czy baktrianów5.
W naturalny więc sposób zróżnicowanie tych wszystkich kultur i tradycji znajdowało odbicie także w strojach. Dlatego
równie częsty widokiem był tu pasterz w burce6 z owczej skóry lub wełny jak i kupiec w typowo muzułmańskich, zwiewnych szatach. Innym razem wieśniak w charakterystycznej
kamizelce i zdobionej czapce. Co ciekawe, słowem burka
znacznie częściej określano w tej części Azji muzułmańskie
szaty przeznaczone dla kobiet. Zakrywały one głowę, a czasami też całe ciało. Natomiast w wersji pełnej, powszechnej
głównie w Afganistanie, również oczy. Ludy wiodące koczowniczy tryb życia, tradycyjnie nosiły ubrania z wielbłądziej wełny, które równie dobrze chroniły przed chłodem jak
i upałem. Kierownik zaś z kierowcą mieli na sobie typowe
ubrania europejskie. Dość ciasno skrojone dżinsowe spodnie
i koszulki z krótkim rękawem ozdobione kolorowym nadrukiem, a na nogach sportowe buty powszechnie zwane adidasami. Nic więc dziwnego, że rzucali się od razu w oczy. Również samochód, którym zazwyczaj podróżowali był w tamtych
stronach wyjątkowy i zawsze wzbudzał zainteresowanie.
A jego nazwa „TARPAN” widoczna na tylnej klapie czytana
była zazwyczaj jako „Tajarai”. Co spowodowane było tym, iż
duża litera R do złudzenia przypominała odwróconą rosyjską
literę Я czyli „ja”, litera P to rosyjskie „r” natomiast nasze
N to rosyjskie „i”.
5
6
Baktrian - dwugarbny wielbłąd.
Burka - rodzaj peleryny lub płaszcza.
9
Tradycyjne kazachstańskie stroje
Sprzedawczyni ubrana była w kwiecistą, kolorową długą sukienkę wykonaną z jedwabiu. A na ramionach miała coś
w rodzaju chusty. Zaczesane do tyłu i spięte złotymi grzebieniami kruczoczarne włosy i takież same oczy, które błyszczały
jak u śmiejącego się małego dziecka. Jak większość zamężnych kobiet w tym regionie, miała z przodu wstawione złote
zęby. Świadczyło to o jej statusie społecznym, no i o tym, że
jest mężatką. Nie każdy bowiem wie, że zgodnie z panującym
tu zwyczajem, kobiety po ślubie wyrywały sobie zęby, a następnie wstawiały nowe, ze złota. Oczywiście ich ilość zależała głównie od zamożności męża. Uśmiechała się więc przyjaźnie swym złotym uśmiechem, wyczuwając możliwość doro10
bienia paru rubli na boku. Po krótkiej rozmowie okazało się,
że walizka jest niestety pusta i stanowi jedynie element wystawy. A może był to taki znak, że tutaj można kupić швейную машину7, ale na specjalnych zasadach. Nie miało to jednak większego znaczenia dla miejscowych, gdyż i tak nie mieli zbyt wiele pieniędzy. Już sama oficjalna cena była dość
wysoka.
– Jeśli wam bardzo zależy – powiedziała, – to mogę
sprawdzić, bo być może jeszcze jedna by się znalazła.
Kierownik już nieraz prowadził podobne rozmowy i w takich
przypadkach negocjacje zwykle nie stanowiły żadnego problemu. Polegały głównie na uśmiechach, porozumiewawczych
spojrzeniach i wymianie kilku zdań dla zachowania bardziej
oficjalnej formy. Czasem padła też ta nieoficjalna cena. Ale
i bez tego jasnym było, że należy się więcej i na to wszyscy
byli przygotowani. Zazwyczaj dziesięć rubli, a czasem dziesięć procent. Nie było ścisłych reguł. Poszli więc na zaplecze.
Za sklepem, po drugiej stronie małego podwórka stała blaszana wiata zamknięta na dwie kłódki. Tam, po otwarciu blaszanych drzwi za dodatkowym zabezpieczeniem w formie stalowej siatki, było królestwo owej sprzedawczyni. Poza maszynami do szycia były też lodówki, pralki, odkurzacze i wiele
innego chodliwego towaru. Aż gorąco się robiło z wrażenia na
7
Z ros. czytaj – szwiejnuju maszinu – maszynę do szycia
11
taki widok. Kierownikowi zabłyszczały oczy i mimowolnie się
uśmiechał.
– I kto by pomyślał? W takiej dziurze? – przemknęło
mu przez myśl.
Ale nieprzewidywalna rzeczywistość tego kraju już nieraz go
w podobny sposób zaskoczyła.
– To ile kosztuje? – zapytał dla formalności.
– 133 ruble – z wymownym uśmiechem odpowiedziała, sięgając po walizkę.
Nie mogła przecież podać innej ceny niż państwowa, jednak
oczywistym było, że liczy na więcej. Więc na pewno wpadnie
dycha, a może nawet dwie – co zależało od zamożności kupującego oraz od stopnia wdzięczności jaką poprzez to okazywał
sprzedawcy za towar spod lady. W tym przypadku mogła liczyć na sporą wdzięczność, biorąc pod uwagę z kim ma
do czynienia. Kierownik bez namysły sięgnął do kieszeni
i sprawnie odliczając odpowiednią kwotę wręczył jej zapłatę.
Dumny z siebie i zadowolony dodał pytająco:
– Tak powinno być dobrze?
12
Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.
Wydawnictwo Psychoskok
13

Podobne dokumenty