Wielka wsypa 2-scenariusz
Transkrypt
Wielka wsypa 2-scenariusz
Scenariusz filmu fabularnego pt.: WIELKA WSYPA 2 Na podstawie opowiadania Czesława Magnowskiego „Trądziarz” Czesław „Cynio” Magnowski Katowice, 2004 1 WNĘTRZE. GABINET W WILLI PREZESA. WIECZÓR. PREZES, DOSTOJNY PREZES (gospodarz – 50—latek, dostojny, elegancko ubrany mężczyzna) włączył ogromny telewizor i sam zaczął celebrować mieszanie trunków. DOSTOJNY - nie mniej dostojny, siwy z brodą, rozparł się wygodnie w fotelu i od niechcenia spojrzał na ogromny ekran. Na ekranie oszalała tłuszcza walczyła z policją. Prezes podał trunek. Chwilę popijali w milczeniu. Na ekranie miotał się tęgi cham. Prezes zatrzymał obraz. PREZES I co powiesz? DOSTOJNY Masz ładny ten stolik. Chyba niedawno go kupiłeś. PREZES A tak. Wygrzebała go skądś Gosia. DOSTOJNY XVII wiek, Gdańsk. Taki u nas stał w domu. Gospodarz spytał z zainteresowaniem. PREZES Okradli cię? Kiedy? Gość odpowiedział mentorskim tonem. DOSTOJNY W trzydziestym dziewiątym. Sprawiedliwość dziejowa! PREZES A gówno mnie obchodzi stolik i sprawiedliwość dziejowa! 2 Gość zmarszczył brwi, rzucił się do przodu, jakby miał wybuchnąć, ale w ułamku sekundy uspokoił się, łyknął ze szklanki i obojętnie odpowiedział. DOSTOJNY A skąd masz to nagranie? W „telewizorni” tego nie było. PREZES Taki jeden mi dał. Ale do rzeczy. Co o nim sądzisz? Gość bystro strzelił oczami w gospodarza i bez zastanowienia, z aktorską swadą przemówił. DOSTOJNY Niewątpliwie ten trybun ludu, aczkolwiek w nie wyważonych słowach podaje słuszne racje najbiedniejszych rolników, nad których dolą myślący i wrażliwy polityk musi się pochylić, a nie jak ci obecnie rządzący... Prezes przerwał brutalnie rozmówcy. PREZES Co ty pieprzysz? Przecież nie wiesz, co on mówi. Wyłączyłem głos. Co, w sejmie jesteś? Dostojny wrzasnął i wstał z fotela. DOSTOJNY No, tego już za dużo. Takim tonem rozmawiać nie będziemy! Gospodarz drwiąco spojrzał na gościa. PREZES A idź w diabły do swego prezesostwa, tylko nie wiem, jak długo będziesz tam siedział? Gość chwilę stał niezdecydowany, w końcu wrócił na fotel. Prezes zaczął. 3 PREZES No? Gość wolno w przestrzeń cedził słowa. DOSTOJNY Cham głupi, ale ma w sobie siłę. Może być niesterowalny. Prezes pochwalił. PREZES No, zaskoczyłeś. Trzeba, żebyś go poparł. DOSTOJNY Ja? Po co? Prezes zaczął kusić. PREZES Powiem ci brutalnie i nie unoś się. Znaczyć, to ty faktycznie niewiele znaczysz, ale jesteś jakimś tam symbolem i poglądy wyznajesz tak samo idiotyczne, jak ten głupek. Spokojnie, posłuchaj do końca. Wysadzili cię z siodła, mówię ci uspokój się, a ciebie zżera chęć bycia wciąż na górze. Dlatego słuchaj. Tu idzie o grubszy szmal. Europa już dała na banki, przemysł, górnictwo, i już na tej forsie siedzą inni. Zostało rolnictwo i na nie dadzą ciężki szmal. I my na tym szmalu musimy siąść. Dlatego jesteś jak znalazł. Dostojny, niesprzedajny, zasłużony. No, zgoda? Na dużym koniu wrócisz do polityki. DOSTOJNY Muszę się zastanowić. PREZES Dobrze, zastanawiaj się. A może przyjedziesz do mnie „pogrilować” w sobotę? DOSTOJNY No wiesz, na Mazury to kawał drogi, a ja mam pracy... 4 PREZES Praca nie zając… Gospodarz nacisnął przycisk na biurku. Odezwał się miły kobiecy głos. GŁOS Słucham. PREZES Zamów auto na piątek wieczorem dla pana prezesa. GŁOS Na którą? Gospodarz pytająco spojrzał na gościa. DOSTOJNY Niech będzie na dziewiętnastą. PREZES Słyszała pani? Na dziewiętnastą. Pod domem prezesa. Gospodarz wyszedł zza biurka, wziął gościa pod rękę i poprowadził do drzwi. PREZES Przyjedziesz, odpoczniesz, poznasz paru ludzi, a zresztą prawie wszystkich znasz. I porozmawiamy sobie w spokoju. Tylko to między nami, rozumiesz? Dostojny uśmiechnął się i teatralnie wyszeptał. DOSTOJNY Konspira? 5 Roześmiali się obaj. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. TEN SAM GABINET. WIECZÓR. PREZES Prezes wrócił do biurka. Pomanipulował guzikami. Z lewej strony uniosła się część blatu. Wyjął stare notesy telefoniczne i zaczął je przeglądać. Wreszcie coś znalazł i zapisał parę słów na osobnej kartce. Znowu coś przycisnął i wieko opadło. PREZES Pani Gosiu, proszę mnie połączyć z numerem 158 30 30. Po chwili odezwał się telefon. Podniósł słuchawkę. PREZES Mówi Roman. Mogę ze Zbyszkiem? (słucha). A, taty nie ma? To z mamą mogę rozmawiać? (słucha) Dobrze, czekam (słucha) Cześć Klarko, mówi Romek (słucha) No, tak zeszło, to tu, to tam... (słucha) Nie, nie, chciałem tylko rozmawiać ze Zbyszkiem (słucha). Co ty powiesz? Wypieprzyłaś go? I co on teraz robi? (słucha) O kurwa! A masz do niego numer? (słucha, zapisuje na kartce) No to cześć. Skontaktuję się z tobą. Prezes odkłada słuchawkę i osobiście wykręca numer telefonu. PREZES Mogę rozmawiać ze Zbyszkiem Gnojkiem? (słucha) To ty? Ależ masz głos (słucha). O, chorujesz (słucha). Zbyszek, nie mam czasu. Kiedy kończysz (słucha). O szóstej? (słucha). No to ja będę po ciebie o szóstej. Czekaj na mnie. Pomanipulował palcami na biurku. PREZES Pani Gosiu, proszę powiedzieć mojej żonie, że nie będę dzisiaj w domu, 6 a Stasiu niech mi przyprowadzi skodę (słucha). Tak, tak. Zaraz wychodzę. Prezes wszedł w jakieś drzwi i po chwili wyszedł stamtąd starszy, siwy, skromnie ubrany pan. CIĘCIE NA: PLENER. WNĘTRZE SAMOCHODU. POPOŁUDNIE. PREZES, ZBYSZEK Pod hurtownię zajechała dobrze utrzymana, acz leciwa skoda. Z auta wysiadł PREZES i po chwili witał się Ze ZBYSZKIEM GNOJKIEM - 60-latkiem, też schludnie, lecz biedniutko ubranym. Prezes ciągnie opierającego się Zbyszka. PREZES No, siadaj, jedziemy do mnie. Wsiedli do auta. Zbyszek spytał groźnie. ZBYSZEK Romek, nim ruszymy. Czego ty ode mnie chcesz? PREZES Chcę, żebyś coś dla mnie zrobił. ZBYSZEK Przecież coś tu śmierdzi. Ty, taki prezes, w takim autku, i do mnie, do ciecia, masz interes? Prezes pochwalił. PREZES Miałem rację. Ty jednak dużo wiesz o wszystkim. A nie mam interesu do ciecia, tylko do redaktora, ba, czołowego redaktora pism rolniczych... 7 ZBYSZEK Wypieprzonego na rentę... PREZES Ale z wiadomościami. Jedziesz? Zbyszek zamyślił się. ZBYSZEK Co to ma być? PREZES Jedźmy, to ci opowiem. Skoda ruszyła. Zajechali na „blokowisko”. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. KAWALERKA PREZESA. PRZEDPOKÓJ. KUCHNIA.DZIEŃ. PREZES Weszli do przytulnego, standardowego mieszkania w bloku. Przeszli do kuchenki. Prezes zaproponował. PREZES No to zobaczmy, co jest w lodóweczce. Zróbmy sobie bankiecik. W lodówce było wszystko. Po chwili obaj krzątali się przy posiłku. PREZES No, Zbysiu, to kucharski, na smak, jeszcze w kuchni. Zbyszkowi, z kieliszkiem w ręku pełnym wódki, oczy wyszły na wierzch. Przez chwilę targały nim suche wymioty. Poszły mu łzy z oczu. Wreszcie przemógł się i jednym haustem wypił, i szybciutko popił wodą. ZBYSZEK 8 No, przeszło. Prezes z uwagą popatrzył na kolegę. PREZES Ciebie tak często bierze? ZBYSZEK Nie. Tylko przy pierwszym. A zresztą jestem trochę przetrenowany. Prezes zarządził. PREZES To nieśmy ten majdan do pokoju. CIĘCIE NA: WNĘTRZE TO SAMO. PRZYTULNY POKÓJ. WIECZÓR. PREZES, ZBYSZEK GNOJEK PREZES ze ZBYSZKIEM przy stole. ZBYSZEK jadł, jakby miał kaca „głodomorka”. Następna wódka przeszło całkiem gładko. PREZES Ty, kiedyśmy tak ostatnio balowali? Zbyszek roześmiał się. ZBYSZEK Przy budowie huty „Katowice”. Wczesny Gierek. Otwierali jakiś spust czy inne gówno. Ładny kawał czasu, ale wtedy nie za swoje. Teraz też nie, bo za twoje. Prezes odpowiedział śmiechem. PREZES Twoje, moje, mówmy nasze. Zbyszek śmiejąc się. 9 ZBYSZEK Tak jest, nasze. Całe życie chlałem za pieniądze tego narodu. Prezes przestraszył się. PREZES Co ty? Spiłeś się? ZBYSZEK Nie, jeszcze wytrzymuję trzy ćwiartki. Ale tak myślę, że wszystkie sympozja, narady, kursokonferencje, obozy, to jeden wielki jubel, i to w czasie, kiedy człowiek ocierał się o kryminał, kombinując gorzałę na te przyjęcia. Pamiętasz, zjadaliśmy tony herbatników, żeby zaksięgować wódkę. Prezes roześmiał się. PREZES Tak. Nawet jeden z Zielonej Góry to wyrok dostał, bo oprócz tego, że organizował te ochlaje, to jeszcze na boku kitrał dla siebie, a tego partia nie cierpiała. I zresztą dobrze na tym wyszedł, bo robił w sejmie za Witosa. Nagle Prezes walnął pięścią w stół. PREZES Kurwa żesz jego mać! Złodziej pospolity Witosem! W czterdziestomilionowym kraju w Europie. ZBYSZEK To mi się podoba, zawsze pryncypia. No, napijmy się. Wypili. Prezes zaproponował. PREZES Słuchaj, a może by tak damy jakieś? Zbyszek oponował. 10 ZBYSZEK Eee... Dziś jestem raczej za gorzałą. Prezes kusił. PREZES Nie bój się. O, mam tu .. Prezes wyciągnął pojemnik z niebieskim lekiem. Zbyszek się zdziwił. ZBYSZEK Nosisz ze sobą? PREZES A jak. Ja jak żołnierz, broń przy sobie, a amunicja w kieszeni. No to pod hujaka, niech stoi jak sosna! Wypili. Prezes podpytywał. PREZES Ty, ty o tym Witosku to coś więcej wiesz? Zbyszek spoważniał. ZBYSZEK Tadek, ja w tym zielonym burdlu pracowałem lata. Ja o nich wiem wszystko. Ale to ma swoją cenę. Co chcesz wiedzieć? PREZES Wiesz Zbysiu, wszystko. Kto czyj wuja stryja brat. Kto z kim gdzie kupił sprzedał. Kim była stryjeczna ciotki i tak dalej... A w zamian... Dam ci dobrą robotę. Napiszesz książkę... O, napiszesz książkę pod tytułem „Morfologia handlu ziemiopłodami w świetle transcendentalnych przemian własnościowych”. Zbyszek wybuchnął śmiechem. 11 ZBYSZEK Przecież to bzdura. Kto za to zapłaci? PREZES Ja. A właściwie Wyższa Szkoła Zarządzania, Marketingu i Leasingu w Mszanie. ZBYSZEK W Mszanie? Tam nie ma żadnej uczelni, a może i żadnej szkoły. PREZES Jest. Organizuje ją moja fundacja. A umowa brzmi: sto złotych za stronę maszynopisu i drugie sto na koszty uzyskania materiału. ZBYSZEK To za mało. A może inaczej. Ile stron? PREZES Sto stron. Czas – dwa miesiące. I dam ci jeszcze pięć tysięcy na reprezentację. ZBYSZEK A niech mi będzie Alojz.... PREZES I jeszcze mieszkaj tu przez pół roku. Zbyszek wytrzeszczył oczy. Wyjąkał. ZBYSZEK To jakaś pierdolona afera. A zaliczka? Prezes wyjął książeczkę czekową. PREZES Masz tu czek na dwa i pół tysiąca. ZBYSZEK 12 Wolę gotówkę. PREZES Tyle nie mam. Ale rano pójdziemy z tym do banku. Zgoda? ZBYSZEK Zgoda. Przybili ręce. ZBYSZEK Ciągle mnie męczy ten bzdurny tytuł: „Morfologia handlu i jakieś tam duperele”. PREZES Zbysiu, a historia idei? A ilu już jest profesorów w PAN–ie. Głupio brzmi, a jakie mądre? Świat się zachwyca. I Europa też. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. NOWOCZESNE BIURO PREZESA. DZIEŃ. PREZES, HENIO PREZES przy biurku przeglądał pilnie papiery. Obok stoi księgowy HENIO, korpulentny facet w sile wieku. PREZES To jest na dzisiaj, tak? HENIO Tak. PREZES Bez kopii? HENIO No pewnie. 13 Prezes wrzucił papiery do niszczarki. PREZES A jak wydruki w maszynach? HENIO Tam jest tak czysto jak w sraczu angielskim. PREZES Niech nie będzie za czysto. Zostaw trochę tym gównojadom z NIK-u. Wynika z tego, że sto dużych baniek możemy skręcić bez szkody. Księgowy prychnął lekceważąco. HENIO Pewnie. Pójdzie w inwestycje ekologiczne i kaleków. Prezes roześmiał się. PREZES Nie wiedziałem, że jestem miłośnikiem zielonego. A tobie nic nie brakuje? HENIO Chyba własnej planety. PREZES Staraj się, a może będziemy ją mieli. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. TO SAMO BIURO. DZIEŃ. PREZES, DAREK WAŁACH Odezwał się głośnik. GŁOS Pan Derk Łelcz do pana. PREZES Proś! 14 Do gabinetu wszedł sportowym krokiem Dariusz Wałach, wysportowany, młody okularnik, ubrany jak z salonu Versace. Rozpromienił się i błysnął aparatem na bielutkich zębach. DAREK Hello! Prezes się naburmuszył. PREZES Dzień dobry. Siadaj i powiedz co słychać. Młodzian odezwał się nonszalancko. DAREK No więc w „International School Politic”... Prezes syknął. PREZES Dość! Cicho! Młodzian się spłoszył: DAREK O co ci chodzi? Przecież... Prezes przerwał jeszcze cichszym głosem. PREZES Milcz. Przy ludziach to możesz być ze mną na ty. A w tym gabinecie to ja jestem pan prezes, ty gnojku. Za moje dolary kształciłem cię w Ameryce, ty Dariuszu Wałachu i chcę, byś więcej wiedział niż ja. Dlatego siedzisz na tym stanowisku. DAREK O, jak pan prezes sobie życzy. Nie muszę jednak siedzieć na łasce pana prezesa. PREZES Szczochu, musisz, bo cię zgnoję. Obsłuż się. 15 Prezes rzucił na biurko dyskietkę. Młodzian podszedł do komputera. Prezes rozwalony na fotelu grzebał w nosie. Po chwili czerwony jak burak, już nie elegant, a flak, stanął przed biurkiem. DAREK Słucham pana prezesa. Prezes tryumfalnie spojrzał na pracownika. Mruknął. PREZES No, zmądrzał. Te wszystkie wasze techniki to jedno wielkie gówno. Ja idę do kiosku i kupuję gazety. Lewica – kłapciuch jeden ma siedemset tysięcy egzemplarzy. Ja to liczę ostrożnie razy trzy i mam dwa miliony sto głosów na lewicę pewnych. Cała prawica ma tyle samo nakładu łącznie. Też razy trzy, to jest równowaga. Nie wiadoma to Radio Maryja i czarna, ledwo piśmienna masa Trądziarza. Na Radio Maryja liczy prawica i nikt tam nic nie zrobi. Zostaje Trądziarz. I ty masz mi powiedzieć, czy będzie tych głosów milion, czy może, cholera, cztery, a to już może przesądzić wszystko. DAREK Pan prezes raczy przesadzać, przecież ludzie myślący... PREZES Nie przerywaj. Myślałem, że jesteś mądrzejszy. Czy ty nie widzisz, że od lewicy do prawicy każdy żebrze o łaskę tego chama. Magister, Dupcyngier, Żeleźniak, nawet Kłapciuch, który fizycznie na jego widok rzyga - łaszą się z lewej. A z prawej to już jedna wielka pielgrzymka i włazidupstwo. Ty się zajmij tym jak najszybciej. Wyślij swoich darmozjadów, niech mi zrobią badania. Rzetelne badania. I chcę mieć prognozę co dwa tygodnie. No, idź już... A tak na marginesie, to na twojej wizytówce widnieje Darc Walach i wszyscy, w przeważającej większości rodacy czytają „Walach” a nie „Łelcz”. Serwus. I nie zapomnij, że w towarzystwie jestem dla ciebie Romek. DAREK 16 To pod co podciągnąć zlecenie, panie Prezesie? PREZES Przecież jesteśmy w maszynach rolniczych, w paszy, mięsie. Weź od którejś z tych spółek. A najlepiej idź do Henia i coś wymyślcie. Badaj synek rynek. O, to jest to! Prezes zaśmiał się. CIĘCIE NA: PLENER. PODJAZD PRZED WILLĄ PREZESA. DZIEŃ. PREZES, KAZIO, OCHRONIARZ II Zajechali pod niezbyt okazałą, jak na nowe posiadłości, willę. Zza żywopłotu wyszedł KAZIO, ochroniarz Prezesa, olbrzymi młodzian w roboczym stroju, z nożycami ogrodniczymi w rękach i otworzył bramę. PREZES (w stronę KAZIA) Kaziu, bądź rano jak zwykle. Wszedł do willi. Drzwi otworzył mu drugi barczysty OCHRONIARZ II – ogrodnik. PREZES Pani u siebie? OCHRONIARZ II Nie, w kuchni. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. DZIEŃ. PREZES, PREZESOWA, KUCHARKA RENATA, POKOJÓWKA STEFA 17 W nowoczesnej, obszernej, dobrze wyposażonej kuchni krzątały się trzy kobiety: PREZESOWA – na oko zadbana czterdziestolatka, KUCHARKA – typ doktora habilitowanego, POKOJÓWKA Prezesowa ucieszyła się. PREZESOWA O, już jesteś. Chodźmy do stołu. PREZES Zjedzmy może na tarasie? CIĘCIE NA: TARAS WILLI PREZESA. DZIEŃ. PREZES, PREZESOWA, KUCHARKA, POKOJÓWKA PREZES z PREZESÓWĄ zasiedli na obszernym tarasie, z którego rozciągał się widok na duży trawnik z gustownie rozrzuconymi kępami drzew i krzaków i zamknięty rzędami szklarni. Prezesowa poprosiła. PREZESOWA Przesiądź się. PREZES Dlaczego? PREZESOWA Bo razi mnie w oczy blask od cieplarni. Nie ochlapali ich jeszcze wapnem. Kiedy je zlikwidujesz? Prezes roześmiał się. PREZES Nigdy. Niektórzy myślą, że z tego żyjemy. Jesteśmy najbiedniejsi na tej uliczce. 18 Huknęły strzały. Prezesowa wybuchła. PREZESOWA Och, znowu polują! Te bydlaki strzelają do królików! Zrób coś z tym! PREZES A co mogę zrobić? Hodują sobie króliki, mają pozwolenie na broń. Strzelają sobie, gówno to kogo obchodzi. Ale nie bój się, już niedługo. Prezesowa zaciekawiona. PREZESOWA A co, a co? Ho, ho, ho, takie przedsiębiorstwo i splajtował? A czego? PREZES Bo był głupi i handlował z Rosją. Przestraszyła się. PREZESOWA A my? Przecież też handlujemy z nimi. PREZES Ale nie tylko. Przerwali rozmowę, bo weszły dwie panie z kuchni. Rozłożyły nakrycia, podały zupę, wyszły. Pan Prezes nieufnie powąchał, potem skosztował. PREZES Co to jest? PREZESOWA „Zupa rybaków z Marsylii”. Prezes się wściekł. PREZES 19 A nie może być jakiś chłodnik albo barszcz? PREZESOWA I schabowy z kapuchą. Czy ty chcesz, żeby się kucharka obraziła i odeszła? Jedz i chwal. Jej zazdroszczą mi koleżanki. Najlepsze przyjęcia mi robi. Prezes szybko jadł zupę. Żona skrzywiła się. PREZESOWA Jesz jak fornal. PREZES A propos przyjęć. Zorganizuj w sobotę jakieś party charytatywne i zrób tak, by to poszło w „telewizorni”. PREZESOWA Charytatywne? A z jakiej okazji? PREZES Nie wiem. Wymyśl coś. Jakieś sierotki z Litwy czy Ukrainy. Albo kaleki. Tak jest, kaleki. I zrób tak, żeby było widać Dostojnego. A jeszcze lepiej, żeby on współorganizował, wspierał i żeby poszła jego wypowiedź. Prezesowa zainteresowała się. PREZESOWA Który to? PREZES No nie wiesz? Baba z brodą. No, ględzenie nocą. PREZESOWA Aaa! Hrabia. PREZES 20 Oo, właśnie. Prezesowa miała wątpliwości. PREZESOWA Może być trudno z telewizją, bo on teraz jakby wypadł. PREZES Właśnie ma być. Dlatego że wypadł. Po co utrzymujesz tę nimfomankę? Niech się stara. Co na drugie? PREZESOWA Sola w papilotach. PREZES To dobre dla elektryka z Gdańska. Ja idę do Wróbelka. PREZESOWA Nie możesz. Bo się obrazi. PREZES No to powiedz, że źle się poczułem i każ zanieść mi do dziupli Wróbelka. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. PIWNICA W WILLI PREZESA. SHODY. PREZES Prezes zszedł do piwnicy i otworzył masywne drzwi. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. SŁUŻBÓWKA. PREZES, WRÓBELEK, POKOJÓWKA STEFA, KUCHARZ Pomieszczenie bez okien przypominające dobrze wyposażone stanowisko dowodzenia. Na ścianach ekrany monitorujące ogród i wszystkie pomieszczenia willi, oprócz prywatnych 21 pokoi Prezesa i Prezesowej. PREZESA przyjął go duży wąsaty mężczyzna w średnim wieku WRÓBELEK. Przywitał wchodzącego z pewną zażyłością. WRÓBELEK Uszanowanie panu Prezesowi! PREZES Wróbelek, nie masz co zeżreć? Zobacz, co w kuchni. Wróbelek pomajstrował przy konsolecie i na jednym z monitorów zobaczyli kuchnię, ale nie tę, w której przed chwilą był Prezes. Właśnie na ekranie facet w kitlu wychylał szklankę. WRÓBELEK Wypieprzymy go, Prezesie? PREZES A za co? Niech pije. Przecież gotuje dobrze i nie kradnie. WRÓBELEK No niby tak. Gotuje dobrze, to fakt. A nie kradnie, bo pilnuję. PREZES Każ mu zrobić schabowe z kapustą i chlebem, ale tak, żeby nie widziała tego kucharka z góry. Wróbelek przez krótkofalówkę wydał polecenia .Prezes rozkazał. PREZES Włącz „Dziennik”! Zaczęli oglądać telewizję, kiedy ktoś zapukał. WRÓBELEK Wejść! 22 Weszła pokojówka z pełną tacą. POKOJÓWKA Gdzie nakryć, panie Prezesie? PREZES A niech pani tu położy. Sam się obsłużę. Pokojówka wyszła. Prezes ogląda telewizję. PREZES Rąbaj, Wróbelek! WRÓBELEK A pan prezes nie? Przecież to sola. Pycha. PREZES Poczekam na schabowego. Po chwili KUCHARZ wniósł schabowe. Wyszedł. Zaczęli jeść. PREZES Daj jakie piwo. Wróbelek otworzył lodówkę pełną różnych piw. WRÓBELEK Jakie? PREZES Żywca daj. A ty? WRÓBELEK 23 Ja nie. Jestem na służbie. Prezes ze smakiem napił się piwa i mruknął. PREZES Przesadzasz. Ukroił kawałek mięsa i zastygł z jedzeniem na widelcu. Na ekranie pojawił się Trądziarz w towarzystwie prezydenta, potem ministra rolnictwa. Prezes przestał jeść. Na ekranie minister rolnictwa oznajmił, że rząd przygotowuje ustawę o cenach minimalnych na sprzedaż płodów rolnych oraz gwarancji ich skupu. Prezes napił się. PREZES Wróbelek, ty widzisz to co ja? Idioci. Robią z chama potęgę. Też tak myślisz? WRÓBELEK No pewnie. Panie Prezesie, ci politycy głupną. Oni nie wiedzą zazwyczaj co mówi ulica. Patrz pan, ja mam takiego kolegusa, z którym byłem na szkółce. Spotykam ci ja tego kutafona niedawno, a on mi jakieś bzdury mówi o poparciu społecznym, o sile partii, jego partii, o globalizmie. Gówno zjedliśmy, gówno wypili, i zapłacił on, bo chciał błysnąć, coś około pięć stów. No to ja go pytam, czy on wie, ile musi robić robol na pięćset złotych? Skoczył na mnie ze złością i wrzeszczał, że oni mają lepsze rozeznanie niż ja, bo globalne. Bo im naukowcy opracowują rankingi, wyciągi... PREZES Czekaj, Wróbelek, a kto on jest, ten twój koleś? PREZES A, to ten super glina z ław poselskich. On jest taki ekspert od policji i bezpieczeństwa czy czegoś tam... PREZES A, już wiem kto to. Za nim ciągnie się parę spraw. 24 WRÓBELEK Taa, to ten sam. PREZES No, to on nam niepotrzebny. A czy ty nie masz kogo, kto wszedłby w otoczenie Trądziarza? Wróbelek zamyślił się. WRÓBELEK Jest taki jeden, ale ja z nim nie bardzo. PREZES Kto to? WRÓBELEK A, to jest typ doskonałego najemnika. Jak się czegoś podejmie, to najwierniejszy z wiernych. Ma pakę takich samych jak on, ale teraz wiszą na nim jakieś dochodzenia z minionego czasu. PREZES Tak, ten może być dobry. Wróbelek, dojdź jakoś do niego i powiedz mu, że ja go wezmę w ochronę, jak on się wkręci w otoczenie Trądziarza. WRÓBELEK To będzie łatwe. Koło Tradziarza kręcą się niezweryfikowani, tylko... Wróbelek zawiesił głos PREZES Wróbelek, ty się kurważ jego mać nie bój o swoją pozycję. Ja potrzebuję jego, ale pod twoją kontrolą. A jak on z tym sejmowym oberpolicjantem? WRÓBELEK 25 Nienawidzi go. Tak jak wszyscy z branży. Zadzwonił telefon komórkowy. Prezes, zdziwiony, wyciągnął z kieszeni komórkę. PREZES Kto to może być? Przyłożył telefon do ucha. PREZES (słucha). A, to ty Heniu (słucha) Właśnie skończyłem oglądać i miałem cię prosić, byś wpadł do mnie (słucha). Dobrze (słucha). Będziesz za godzinę. Prezes schował komórkę. PREZES No to, Wróbelek, nie ma czasu. Jak najszybciej załatw tego koleżkę, i nie bój się, twoje miejsce u mnie jest żelbetowe. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. DZIEŃ. PREZES, KUCHARKA RENATA Prezes wszedł do kuchni. PREZES Pani Renatko kochana, niech pani coś przyrządzi, ale tak w swoim stylu. Na kolacji będę miał gościa. Kucharka odpowiedziała zimno. KUCHARKA Muszę uzgodnić z panią. Prezes zgodził się potulnie. PREZES Dobrze, dobrze. 26 Wyszedł z kuchni. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. WILLA. BUDUAR PREZESOWEJ. DZIEŃ. PREZES, PREZESOWA Prezes wszedł do gustownie urządzonego buduaru. Znalazł żonę rozmawiającą przez komórkę. PREZESOWA O, tatuś jest. Chcesz z nim porozmawiać? (słucha). Dobrze, daję tatusia. Prezes przejął aparat od żony. PREZES Cześć, co słychać? (słucha). To się cieszę, to dobra średnia (słucha). He, he, he (zachichotał), filmy chcesz robić? Myślę, że na tym się trzeba trochę znać (słucha). Nie trzeba? (słucha). Jesteś bezczelny bezczelnością młodych. Ale to dobrze. Gdzie teraz jesteś? (słucha) Nie, nie, kończ tę nierówną walkę ze mną (słucha). Nie! Na asystenta to przyjedziesz tu, do kraju, a nie w Hollywood (słucha). Nie, nie, przyjeżdżaj jak najszybciej. Wytłumaczę ci to (słucha). Tak jest (słucha). A rozmawiaj sobie z mamą ile chcesz, ale to ci nic nie pomoże. Cześć. Serwus. Masz mamę. Podał żonie telefon. PREZESOWA Nie, kochanie, przecież wiesz, że jest uparty jak wół (słucha) Tak, ale nie zapomnij o tym, że on zawsze ma rację (słucha) Dość dobrze na tym wychodzimy (słucha). Wszyscy. Cześć! Wyłączyła telefon. PREZESOWA Co o tym myślisz? PREZES Byłem w kuchni i poprosiłem panią Renię o wykwintną kolację. 27 PREZESOWA Dobrześ zrobił. Ale kto to zje, Wróbelek? PREZES A gdzież tam. Zaprosiłem Henia, a on żarty. Prezesowa wróciła do tematu. PREZESOWA No, a co o tym myślisz? PREZES Słuchaj, nam może zagrozić tylko ogólnoświatowy komunizm, bo nawet krach nam nie grozi. Ale pamiętaj, nie ma pieniędzy, których nie można przepieprzyć. Dlatego niech on przyjedzie tu. Tu też się robi filmy. Są szkoły filmowe. Niech się bawi. Ale pod nadzorem i w miarę tanio. A ty na kolacji nie będziesz? PREZESOWA Nie, bo jadę na pokaz mody i zacznę organizować ten bal charytatywny dla ciebie. PREZES Kiedy wrócisz? Uśmiechnęła się kokieteryjnie. PREZESOWA Jak sobie zażyczysz, to mogę być na termin. A dużo zostało ci pigułek po wczorajszym? PREZES Aleś ty głupia, wczoraj urabiałem Zbyszka Gnojka. Pamiętasz go? PREZESOWA Pewnie. On był bardzo inteligentny. Co on teraz robi? 28 PREZES Wyciągam go z dołka. O, a może byś go na jakieś przyjątko zaprosiła? PREZESOWA Nie mogę. Żeby go zaprosić, to on musi coś znaczyć. Muszą mieć do niego jakiś interes. A tak, ni z gruchy ni z pietruchy przyjdzie jakiś Zbig Gnojek, żeby jakiś Gnojnicki, to by latał za arystokratę, a tak to nie mogę stempu sobie robić. PREZES Może i masz rację. Ale on jest mi potrzebny. I wiesz co? Ty go wsadź na Woronicza. On jest dziennikarz. Ty go wsadź do redakcji rolniczej i to jak najszybciej. Prezesowa droży się. PREZESOWA Czy ja wiem? Tam teraz trudno. PREZES Trudno nie trudno. Pogoń tę nimfomankę albo jakiegoś innego gównojada, daj co trzeba, a on musi być za dwa tygodnie na wizji. PREZESOWA Tak jest, sir. Ty masz królewskie życzenia, a ja biedna służka muszę załatwić... Prezes czule przytulił żonę. PREZES Nie służka, a wróżka. Kobieta szepnęła. PREZESOWA Wróżka dla Gnojka. 29 PREZES Nie marudź, to jest prosta sprawa. Gnojek na zielonym się zna, a kto pamięta dziennikarza z zielonych za komuny. To nie Janek, którego się pamięta. To gnojek. O wiele sympatyczniejszy i mądrzejszy. Wybuchli śmiechem. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. UBIKACJA W WIILI PREZESA. PREZES W eleganckiej ubikacji Prezes siedzi na sedesie. Czyta. Skądś odezwał się głos. GŁOS Pan Henryk! Prezes rzucił w przestrzeń. PREZES Proś do salonu. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. SALON W WILLI PREZESA. WIECZÓR. PREZES, HENIO, POKOJÓWKA STEFA Wnętrze nie jest olśniewające. Ot, wygodne i na pewno nie biedne – skóra, lustra, tu i ówdzie jakiś antyk, obraz. Do siedzącego samotnie w salonie HENIA podszedł od tyłu PREZES. Chciał go przestraszyć. Henio nie odwracając się, powiedział. HENIO Widzę cię w szybie. PREZES Zawsze zepsujesz zabawę. 30 Stojący antyczny zegar zaczął bić. Prezes marudził. PREZES Punktualny. HENIO Punktualność to przywilej królów. PREZES I księgowych. HENIO Coś taki zły, Prezesie? PREZES A daj spokój. Nie mam już zdrowia do picia. Wczoraj dałem w rurę i do dzisiaj źle się czuję. Poza tym w telewizji tańczą koło Trądziarza, a w sraczu czytam to gówno. Henio zainteresował się. HENIO A co to jest? PREZES Książka o męczenniku. Pisarz, reżyser, nagle przejrzał, jak miał pięćdziesiąt parę lat. I jakby nigdy nic, on niewinny. Wręcz jedyny sprawiedliwy. HENIO Oni wszyscy tacy. Ale nie wzywałeś mnie, by roztrząsać wschody i zachody niegdysiejszych gwiazd. PREZES A czort z nimi. Widziałeś bzdennik? 31 HENIO Poszaleli. Z czego oni wezmą szmal dla chłopów? A jak chłop dostanie raz, to będzie chciał wiecznie. I to coraz więcej. Ten minister to jakiś przygłup. Prezes chciał przerwać. PREZES To nie on... Henio nie pozwolił. HENIO No pewnie że nie on. Ale ta cała partia ludzi rozumnych musi w końcu uwierzyć, że chłopstwo na nich nie zagłosuje, choćby im dupy wyzłocili. Oni niech się zajmują, tak jak profesor, polityka światową. Drugi profesor uzdrawianiem gospodarki Polski albo innego Mozambiku. Niech piszą mądre książki i niech myślą, że to „przypadkowe społeczeństwo” nie dorosło do nich. PREZES Cicho, uspokój się. A kogo widzisz zamiast nich? Następnego profesora, tego co jednego ministra wyrzucił, bo złodziejsko prywatyzował, a wziął na jego miejsce tego, co złodziejsko kupił. Czy jeszcze jednego profesora od gospodarki, co sobie osiedle zbudował za państwowe pieniądze? Czy idiotę, który powodzianom mówi, by się ubezpieczali. HENIO Nie rozumiem, ty mnie uciszasz, a sam się wściekasz? Rozmowę przerwało pukanie do drzwi. PREZES Proszę! Weszła pokojówka. POKOJÓWKA Czy już podać kolację? 32 PREZES Tak, proszę. Pokojówka wyszła, zamykając drzwi. PREZES No to Heniu, zmieszaj sobie jakiś aperitif, a ja rąbnę setę. Może mi pomoże. Weszła pokojówka, pchając przed sobą barowy wózek, i zaczęła krzątać się przy stoliku. Panowie podeszli do baru, potem usiedli przy suto zastawionym stole. HENIO Świetne, świetne! A ty nie tego? PREZES Ja nie lubię tych morskich potworów. Z ryb to węgorzyka, śledzika, karpia, a te gówna niech jedzą inni. HENIO Ale to zdrowe. PREZES Dla kogo zdrowe, to zdrowe. Człowieku, te małże, raki czy inne ślimaki to są czyściciele morza. To trupożercy. HENIO A węgorz? To dopiero. PREZES Zbrzydziłeś mi. Chyba walnę jeszcze setkę. Prezes wypił i wrócił do stołu. PREZES 33 Fakt, wszyscy się zżeramy. Dlatego trzeba myśleć, by się nie dać zeżreć. Czy ty Heniu zauważyłeś, że u nas nie ma wodza? HENIO Wspaniała ta sałatka. Muszę spytać kucharkę, jak ona to robi. PREZES Z lewej, z prawej, w środku – nie ma wodza. Jak jakiś zaczyna wychodzić na czoło, to go pozostali walą w łeb. HENIO Ale magister dobrze stoi. PREZES Niby tak, ale za nim stary elektorat. Skompromitowany jednak troszeczkę, nie? HENIO I boisz się, że ten nowy Tymiński może wygrać? PREZES Heniu, trafiłeś w sedno. To może się stać. Osiemdziesiąt procent społeczeństwa jest wkurwione i nie widzi drogi wiodącej do poprawy. HENIO A ty widzisz? PREZES A ty? Henio sapnął i nabrał nową porcję z półmiska. HENIO 34 Przejem się, ale niech tam. Jest wyjście. PREZES No jakie? HENIO A niechby obecny rząd wydał walkę patologii. Zamknął i osądził stu celników, stu policjantów, stu urzędników, stu ordynatorów, stu działaczy… PREZES Zgłupiałeś? Taki rząd upadłby w ciągu jednej nocy. Henio spokojnie się zgodził. HENIO No pewnie. Więc popieramy Trądziarza? PREZES Właśnie. To jest pytanie. Na ile go poprzeć? A może coś innego? HENIO Romek, przecież nam to nie szkodzi. I tak popieramy i tych z lewa i tych z prawa. Trądziarza też można poprzeć, ale... Prezes mu przerwał. PREZES Właśnie. I otoczyć „opieką”. HENIO No widzisz, to jest to. Dlatego przejrzyjmy kogo mamy. Prezes się zdziwił. PREZES Przyniosłeś? 35 HENIO A jak? Prezes zadzwonił gustownym dzwoneczkiem. PREZES No to do roboty. Prezes i Henio wychodzą z salonu. W drzwiach spotykają pokojówkę. PREZES Kawę i trunki proszę podać do pracowni. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. GABINET PREZESA. WIECZÓR. PREZES, HENIO Podeszli do biblioteczki. Prezes pomanipulował przy pilocie i biblioteczka odsłoniła drzwi. Prezes nacisnął guziczki w ścianie przy drzwiach i drzwi bezszelestnie się otworzyły. Weszli do środka, a biblioteczka wróciła na swoje miejsce. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. PRACOWNIA PRZESA. WIECZÓR. PREZES, HENIO W pomieszczeniu bez okien, ale dyskretnie oświetlonym, zasiedli przed mądrymi maszynami. PREZES Psiakrew, zapomniałem wziąć coś do popicia! Przygotuj maszynę, a ja przyniosę kawę i trunek. 36 Prezes wziął znowu pilota do ręki i otworzyły się drugie drzwi. Prezes wyszedł i skierował się prosto do kuchni. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. WIECZÓR. PREZES, POKOJÓWKA Prezes stanął w drzwiach kuchni. PREZES Pani Stefo, mogę wziąć kawę? Pokojówka spojrzała z wyrzutem i powiedziała z przekąsem. POKOJÓWKA Jak pan może sam nosić kawę? Zastawiła piękną tacę filiżankami. POKOJÓWKA Likier czy koniak? PREZES Koniak. Pokojówka podała odpowiednie kieliszki i gustowną karafkę. Prezes zabrał tacę. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. PRACOWNIA PREZESA. WIECZÓR/NOC. PREZES, HENIO Prezes z tacą wrócił do pracowni. Nalał koniak do kieliszków. PREZES (w stronę Henia) Łyknij! 37 Mężczyźni upili ze szklanek i prezes włączył duży monitor zainstalowany w ścianie. Na monitorze pojawił się Trądziarz przemawiający w jakiejś wiejskiej świetlicy. Przez chwilę słuchali jego słów: Obraz na ekranie telewizora. TRĄDZIARZ …musi być płaca minimalna. Taka, za którą da się żyć. Taki Balcerowicz ma sześćset tysięcy miesięcznie, a bezrobotny czterysta złotych. Sześćdziesiąt tysięcy państwowy urzędnik… Prezes zatrzymał obraz. PREZES Trzeba nim albo rządzić, albo utrącić. Czy tak, czy tak, trzeba go osaczyć. Bo nawet jak przegra, to stworzy nową siłę. Założy partię i spieprzy to, co zostało do tej pory zrobione. HENIO Przecież Zachód nie zgodzi się na powrót socjalizmu. PREZES Na socjalizm kapitalistyczny to by się może i zgodził, bo sam ma taki u siebie. Ale to może być dyktatura, ba, narodowa dyktatura. Henio przerwał ironicznie. HENIO Faszyzm? Taki głupi to nawet nie jest reżyser patriota. Prezes upierał się przy swoim. PREZES Nie wiem, nie wiem. Ludzie chcą się czuć pewnie. HENIO A skąd ty wiesz, czego ludzie chcą? 38 PREZES A chociażby od Stasia. HENIO Dobry informator. A po co my u diabła trzymamy tego Walacha? PREZES Nie wiesz? Tatuś jest u katolików, a poza tym już go dzisiaj wziąłem do galopu. HENIO Widzę, żeś się poważnie zabrał do roboty (spojrzał na zegarek). O cholera, już trzecia. PREZES Dobra, Heniu, odprowadzę cię. CIĘCIE NA: PLENER. GANEK PRZED WILLĄ PREZESA. ŚWIT. PREZES, HENIO, KAZIO Wyszli na ganek. Prezes pomanipulował przy pilocie i po chwili jak duch zjawił się ochroniarz KAZIO, rosły osiłek z owczarkiem przy nodze. Prezes rozkazał. PREZES Sprowadź auto. Odwieziesz pana. KAZIO Już idę. Zniknął tak samo dyskretnie jak się pojawił. Świtało. Prezes rozmarzył się. PREZES Ależ pięknie! Te zapachy, ta cisza, jak w raju… 39 HENIO Ale bywa śnieg z deszczem i zawierucha. Prezes wzdrygnął się. PREZES Brr. Myślisz, że jest tak źle? HENIO Chciałbym się mylić, ale jeden kataklizm z pogodą i szlag może to trafić. Prezes ni to zażartował, ni to poważnie zaklął. PREZES Niech się twoje słowa w gówno obrócą. HENIO Prezesie kochany, a nie kojarzymy ci się z tymi myszkami laboratoryjnymi z kreskówki? PREZES Może, ale ty, Heniu w żadnym razie nie jesteś Pinki. Wsiadaj, jest auto. Podali sobie ręce. PREZES Dobranoc, a właściwie dzień dobry. HENIO Dobranoc. Henio wsiadł do auta i odjechał. Prezes został chwilę i patrzył za odjeżdżającym. Potem wszedł do domu. CIĘCIE NA: 40 WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. RANO. PREZES, PREZESOWA. Przy stole siedział żona i czekała na niego. Pocałował ją i usiadł. Zobaczywszy męża zaczęła smarować ciemne pieczywo miodem. PREZESOWA Ty tak długo nie pracuj, a jak pracujesz, to pośpij dłużej. Mówiąc to, podała mu kromkę. PREZES A ty skąd wiesz, kiedy skończyłem? PREZESOWA A wróciłam z party i czytałam ciekawą rzecz. PREZES Nie można by zjeść czegoś innego? Jakichś jajek albo szynki? Prezesowa odpowiedziała kategorycznie. PREZESOWA Nie. Zaraz przyniosą ci napój mleczny. PREZES Mój stary całe życie żarł tłusto, pieprznie i cebulno i cienia sklerozy nie miał. A tobie jak poszło? PREZESOWA A jak zwykle. Baby głupieją, a już najgorzej to ta córcia swego taty. Denerwuje, oj denerwuje. PREZES To ją odsuń! 41 PREZESOWA Nie mogę, plotkara! PREZES Nam plotki nie szkodzą. PREZESOWA Ale lepiej, by ich nie było. PREZES To ją ugotuj w coś i niech ją jej firma utrąci. PREZESOWA To jest myśl. Ona pazerna i można ją wpuścić. No a potem wyciągnąć i znowu będzie użyteczna. Zobaczy się, ale pomysł przedni. Kiedy wrócisz? PREZES Na weekend muszę skoczyć do Katowic i Szczecina. PREZESOWA Dzieje się coś? PREZES Jeszcze nie, ale trzeba być czujnym. To pamiętaj, kochanie, zorganizuj mi ten ochlaj dobroczynny. PREZESOWA Pamiętam, pamiętam. PREZES No to lecę. 42 PREZESOWA W żadnym wypadku. Musisz wypić ten napój. Najnowsze osiągnięcie medyczne. Usiadł zrezygnowany. PREZES Dobra. CIĘCIE NA: PLENER. ULICE/WNĘTRZE SAMOCHODU. DZIEŃ. PREZES, STASIO Prezes wsiadł do auta. Spytał kierowcę – ochroniarza STASIA. PREZES Jak samopoczucie? Kierowca uśmiechnął się całą gębą. STASIO Amerykańskie, panie prezesie. Trzy zawały, córka w ciąży z pijakiem, żona skarży o odszkodowanie, firma padła, a my happy full i pełna gęba zębów na wierzchu. Prezes zainteresował się. PREZES Coś poważnego? STASIO Nie, skąd znowu, tylko przypomniały mi się amerykańskie filmy. Facet ubity przez szajkę powinien nie żyć. Koleś pyta: „Of cors. Jes, bjutyful”. PREZES A ty wiesz, że oni w życiu tak samo robią. Tam jak człowiek nie suszy zębów i nie tryska humorem, to przepada. 43 STASIO To dziwny kraj, panie prezesie. PREZES Dziwny, ale bogaty. Dojeżdżali do głównej drogi. STASIO Na trening, panie prezesie? PREZES Tak. CIĘCIE NA: PLENER. PODJAZD POD FITNESS CLUB. DZIEŃ. PREZES, STASIO, CIEĆ, HRABINA Jechali chwilę szosą, po czym skręcili w boczną drogę i po chwili stanęli przed nowoczesną, ale solidną bramą. Z domku obok bramy wyszedł ogromny cieć i bez słowa wpuścił samochód do środka. Mijając bramę, można było zauważyć maleńki szyldzik: „Fitness Club”. Samochód stanął przed okazałą willą. Na powitanie wyszła leciwa, acz smukła dama. Nienaganną dykcją i ciepłym głosem powitała gościa. HRABINA Witamy. Świetnie pan prezes dziś wygląda. PREZES Dziękuję, pani też kwitnie. Z tym samym czarującym uśmiechem dama zażartowała. HRABINA Przekwitam, a może już owocuję. 44 Weszli do środka. PREZES Jest ktoś? HRABINA Nikogo, jak zwykle, kiedy pan jest. PREZES Doskonale, to proszę dzisiaj o kontrast. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. WINDA. KORYTARZ. GABINET. DZIEŃ. PREZES, BRUNETKA, BLONDYNKA Prezes wszedł do windy. Zjechał w podziemia. Wszedł do gabinetu. Zdejmował buty, kiedy bezszelestnie otworzyły się drzwi i weszły dwie cud dziewczyny. Smukłe, ale muskularne, z długimi włosami. Blondynka i brunetka. Ubrane były w krótkie greckie tuniki. Brunetka spytała uwodzicielsko. BRUNETKA Co dzisiaj? Obie zaczęły rozbierać Prezesa. Prezes rozmarzył się. PREZES Zapasy. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. SALKA TRENINGOWA. DZIEŃ. PREZES, BRUNETKA,BLONDYNKA. Po chwili w osobnej salce wyłożonej matą czarna i biała walczyły w stylu wolnym przeciwko Prezesowi. Walczyli serio i na całkiem dobrym poziomie. Prezes zlany jest potem. PREZES 45 Puść! Wystarczy! Teraz basen. Wstali i przeszli do pomieszczenia obok. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. BASEN. DZIEŃ. PREZES, DZIEŃ. BRUNETKA, BLONDYNKA Zanurzyli się w niedużym basenie podświetlanym od dołu. Baraszkowali w wodzie jak dzieci. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. SALKA REKREACYJNA. DZIEŃ.PREZES,BRUNETKA, BLONDYNKA Potem przeszli do następnego pomieszczenia i Prezes poddał się masażowi. Ale tu już było inaczej, masaż był erotyczny. Na koniec dziewczyny zrobiły profesjonalny balet. CIĘCIE NA: PLENER. PODJAZD PRZED FITNESS CLUBEM/WNĘTRZE SAMOCHODU. DZIEŃ. PREZES, STASIO Prezes wsiadł do auta. PREZES Taka godzinka gimnastyki, Stasiu, to więcej daje niż dwie godziny na korcie. Ty grasz? STASIO Nie, ja mam swój cykl. PREZES No tak, ty masz swój zawód. Ale obaj wyglądamy, co? STASIO Ba, pan prezes to młodzik. Dokąd? Do biura? 46 PREZES Nie, do hali. Chwilę jechali w milczeniu. Prezes włączył radio. Spikerka zachwalała agrowczasy. PREZES Stasiu, gdzie jedziesz na urlop? STASIO Mam tę budowę, to chyba pojadę, jak pan prezes się zgodzi, na dwa tygodnie gdzieś do ciepłych krajów jesienią. PREZES Stasiu, ja mam do ciebie prośbę. Ty machnij ręką na ciepłe kraje i jedź na te agrowczasy. Ja ci za to zapłacę i wiesz ty co, wyślij tego roku chłopaków w Polskę. Ja im to zasponsoruję. Ale chcę mieć jesienią króciutkie raporty z tych wakacji. Takie, wiesz... STASIO Wiem, wiem, takie jak kiedyś. PREZES Nastroje, opinie, sytuacja, ceny. No, zgoda? STASIO Rozkaz! A ilu ich wysłać? PREZES No tak, by pokryli kraj, po dwóch na powiat. I to Stasiu jak najszybciej. CIĘCIE NA: 47 WNĘTRZE. NOWOCZESNE BIURO. HOL. HALA. DZIEŃ. PREZES, DAREK WAŁACH, SEKRETARKA Prezes wszedł do nowocześnie urządzonego holu. Przez oszklone drzwi widać było ogromną halę z upchanymi biurkami. Na każdym biurku stał komputer, a przy biurkach siedziała młodzież w białych koszulach i pilnie pracowała. Prezes podszedł do biurka w holu wyglądającego jak stanowisko dowodzenia. Czarująco się uśmiechając, powitało go śliczna sekretarka. SEKRETARKA Słucham. PREZES Chcę się widzieć z panem Łelczem (Walachem) SEKRETARKA A pan? Prezes podał jej wizytówkę. Dziewczę uwodzicielsko się uśmiechnęło i zniknęło za obitymi skórą drzwiami. Po chwili wróciło. SEKRETARKA Pan Łelcz (Walach) bardzo przeprasza, ale ma bardzo pilną naradę i prosi, by pan prezes poczekał parę minut. Prezes roześmiał się serdecznie. PREZES Nie, nie, to nic pilnego. Wpadnę kiedy indziej. CIĘCIE NA: PLENER. ULICA/WNĘTRZE SAMOCHODU. DZIEŃ. PREZES, STASIO Prezes, wsiadając do auta. 48 PREZES Stasiu, wal do biura! Stasiu skrzywił się. Prezes spytał czujnie. PREZES Co jest? STASIO Będzie korek. PREZES Skąd wiesz? Stasiu wskazał na radio. STASIO Bo zamykają ulice. PREZES Z jakiej okazji? Stasiu odpowiedział tajemniczo. STASIO Kanclerz jedzie do „harówy”. I faktycznie na rogu pojawił się patrol żandarmerii. Prezes warknął. PREZES Nie daj Boh z hama zrobyty pana. Idę na piechotę. Wysiadł i pomaszerował w tłum, za nim bez słowa ruszył Stasio. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. GABINET PREZESA. DZIEŃ. PREZES, HENIO 49 W gabinecie Prezesa siedział Henio w fotelu, a Prezes spacerując mówił: PREZES Wypieprz tego Wałacha natychmiast. Zwołaj Zarząd i wypieprz jego i jego ludzi. Chyba możemy to zrobić? HENIO Bez kłopotu. PREZES I zrób tak, żeby wiedział, że to ja go wypieprzyłem za chamstwo. Henio uśmiechnął się. HENIO Rozumiem. Mobilizacja przez strach. Prezes zmrużył oko i pokazał rękę. PREZES Żelazna rączka. HENIO A co ze starszym Wałachem? PREZES Nie łączyć. Niech pocierpi i pomyśli. Prezes przez cały czas czarująco się uśmiechał i był uosobieniem dobrego wujaszka. CIĘCIE NA: PLENER. ULICA. DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK 50 Prezes ze Zbyszkiem Gnojkiem szli Pragą. Prezes nie rzucał się w oczy ubraniem, za to Gnojek to był szczyt elegancji. PREZES Więc mówisz, żeś trafił na jego szefa? Gnojek uśmiechnął się z dumą. ZBYSZEK A jak! Nie darmo pracowałem w zielonym, by nie mieć swoich. Oni kiedyś plackiem padali przed gazetą, a ja byłem ludzki i stąd przyjaźnie. PREZES Nie bój się, dobrze zainwestowałeś. CIĘCIE NA: PLENER. SKRZYŻOWANIE . DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK Stanęli na światłach. W ogromnej wystawie odbijali się jak w lustrze. Prezes uśmiechnął się. PREZES Trochę cię to kosztowało, ale to dobrze, bo idziesz do telewizji. Gnojek zbaraniał. ZBYSZEK Co? Ja? PREZES Tak, tak. (wziął Gnojka pod rękę) Ale chodźmy, bo mamy zielone światło. PREZES Tu kiedyś była taka knajpa ze zrazami, wstąpimy? 51 Gnojek ożywił się. ZBYSZEK No pewnie. Ja stawiam. Roześmiał się. PREZES Czego ryczysz? ZBYSZEK A bo ty mnie utrzymujesz, ba tworzysz, a ja, jak jaki tuman, wyrywam się ze stawianiem. Prezes przystanął i całkiem poważnie patrząc w oczy Gnojkowi wyrecytował: PREZES Właśnie dlatego żeś taki... wybrałem ciebie. A postawić ci pozwalam. Poszli dalej. PREZES Zbyszek, przecież to było gdzieś tu. Stanęli i rozejrzeli się. Stali przed eleganckim, oszklonym wejściem do lokalu. ZBYSZEK To tu, ale jaki szyk. PREZES Trudno, co by nie było, wchodzimy. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. ELEGANCKA RESTAURACJA. PREZES, ZBYSZEK, GRUPKA KELNERÓW 52 Usiedli w pustym, eleganckim lokalu w dyskretnym kąciku. Prócz nich była tylko grupka kelnerów, z których jeden podszedł i skłonił się bez słowa. ZBYSZEK Po śledziku i karafeczkę. Kelner odszedł i już po chwili zmienił popielniczkę. Zastawił stół i zniknął. Prezes wzniósł toast. PREZES No to pod nowego redaktora! Wypili. ZBYSZEK No to za mojego protektora! Wypili. ZBYSZEK Ty, jak oni na tym wychodzą, przecież tu puchy? Prezes mruknął. PREZES Przecież wiesz. Pralnia. Zyski wykazują na papierze, płacą podatki i już szmal jest legalny. Ale co cię to obchodzi... No, przepraszam, tyś przecież dziennikarz, ciebie teraz interesuje wszystko. Mnie tylko to, za co płacą. ZBYSZEK Cóż chcesz, byt określa świadomość. Dlatego mam tu już część mojej pracy. Otworzył „bondówkę” i wręczył Prezesowi elegancki neseserek. 53 PREZES To sobie potem przeczytam, a teraz powiedz w skrócie. ZBYSZEK W skrócie to Trądziarz jest pełen produkt awansu społecznego minionego okresu. Rodzina pegeerowska. Technikum rolnicze. Polowy, brygadzista, kierownik gospodarstwa w pegeerze. Znał środowisko, to trzymał hołotę twardo i miał wyniki. Odważny, miał bójki z robolami. Prezes zainteresował się. PREZES Czekaj, czekaj, bije? ZBYSZEK A tak. W technikum trenował boks, miał parę walk to i tłukł kwiatków. PREZES Kradł? ZBYSZEK Jak każdy. Chłop tylko rozpalonego żelaza i gówna nie weźmie. Ale inteligentny, nigdy nie wpadł. PREZES No to dlaczego wpadł w długi? ZBYSZEK Bo on był mądry na komuny. Wziął pożyczkę i myślał, że zapłaci za dwadzieścia lat tym, co wyprodukuje, a państwo od niego kupi. A zwłaszcza, że zapłaci połowę pieniędzy. Dlatego kupił super auto, postawił dom i zaczął coś tam orać, a tu prezenty Balcerowicza i klapa. PREZES Był partyjny? 54 ZBYSZEK No pewno. Przecież bezpartyjny nie zostałby kierownikiem. Tam nauczył się przemawiać. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. TA SAMA RESTAURACJA. DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK, GRUPA „BIZNESMENÓW” Przerwali, bo do lokalu weszła grupka „biznesmenów”. Złote łańcuchy na szyjach, złote zegarki, wytworne garnitury. Rozejrzeli się po sali. Jeden z nich kiwnął głową siedzącym. Prezes odkłonił się. Nowo przybyli zasiedli daleko od dwóch Prezesa i Zbyszka, i natychmiast zostali otoczeni gromadką kelnerów. Gnojek uważnie popatrzył na Prezesa. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. TA SAMA RESTAURACJA. DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK, GRUPA „BIZNESMENÓW” PREZES Zbyszek, a teraz przejdziem do telewizorni. Ja chcę, byś robił szum koło Trądziarza, ale chcę też, byś mi gromadził to, co nie wchodzi do emisji. I tak raz na tydzień kasetka. Poza tym chcę, byś był koło niego, dawaj mu dobre rady, dawaj wiadomości, podpowiadaj, wkładaj mu w gębę gotowe zwroty, w końcu dawaj prezenty. Gnojek zawiesił głos i zrobił ruch palcami jakby liczył pieniądze ZBYSZEK No a... PREZES Nie bój się, jak dostaniesz się do telewizji, to już same zarobki cię oszołomią. A poza tym ja dam, ale stopniowo, 55 tak, byś się w oczy nie rzucał. Prezes kiwnął na kelnera. PREZES No, chodźmy! Kelner podszedł i podał rachunek na tacy. Gnojek sięgnął po rachunek, ale uprzedził go Prezes, rzucił na tacę 150 złotych i ruchem ręki odprawił kelnera. Gnojek aż sapnął z wrażenia. Prezes to zauważył. PREZES Piłeś najlepszą czystą w swym życiu. (powtórzył) Chodźmy. ZBYSZEK Nie zostawię! Gnojek postawił się desperacko i jednym haustem opróżnił karafkę. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. RESTAURACJA. DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK Wychodząc, minęli stolik z rozbawionym towarzystwem. Prezes znowu wymienił ukłony. W drzwiach minęli się z trzema barczystymi osiłkami. CIĘCIE NA: PLENER. ULICA PEZED RESTAURACJĄ. DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK, PRZECHODNIE Byli już na ulicy, kiedy huknęły strzały. Widzieli jak na dłoni trzech, których minęli w drzwiach, jak strzelają do siedzących przy stoliku. Posypały się szyby, ludzie przerażeni padli na ziemię, oni zresztą też. Trwało to sekundy, a oni widzieli dokładnie, jak walą się śmiertelnie ugodzeni na podłogę. Jak zamachowcy wybiegają z knajpy, jak uciekają. Zapadła cisza. Gnojek się trząsł, za to Prezes spokojnie rozkazał. 56 PREZES Idziemy. Spokojnie! Wstali. Prezes szeptał. PREZES Spokojnie, spokojnie! Wolno oddalali się od restauracji. Większość ludzi też gdzieś znikła. Byli już kawałek drogi od strzelaniny, kiedy usłyszeli sygnały policji. Prezes lekko puknął Gnojka palcem w brzuch. PREZES Zbyszek, coś taki biały? Zbyszek, to Chicago. CIĘCIE NA: PLENER. DROGA ZA MIASTEM. WNĘTRZE SAMOCHODU. PREZES, STASIO Prezes wskazał na mijane przedziwne, ogromne posiadłości. PREZES Stasiu, nie chciałbyś mieć jednego z nich? STASIO Nie. Prezes się zdziwił. PREZES Czemu? Stasio wskazał na grupę zaniedbanych budynków, po prostu bud. STASIO Panie Prezesie, o, niech pan zobaczy. Ci z tych bud kiedyś pójdą na te pałace. A mają doświadczenie, bo już dwa razy zabierali, a teraz czują, że na ich plecach 57 to rośnie i czują, że ssie ich w dołku głód. PREZES To mówisz, że mam się bać? Stasio prychnął. STASIO Czego? Pan Prezes to ma przy nich chałupkę. Ot, taki większy badylarz. Roześmiali się. Prezes drążył. PREZES Ale na świecie wszędzie tak jest, jest bogacz i jest nędzarz. STASIO Zgoda, ale nigdy nie było tam niby równości komunistycznej i poza tym krawężnik ma dwa i pół tysiąca zielonych na miesiąc. A u nas tysiąc złotych. Kto za tysiąc złotych będzie gonił złodziei? PREZES No ty masz więcej. STASIO Pan Prezes jak coś palnie... PREZES Dobrze, Stasiu, dobrze, dostaniesz podwyżkę. CIĘCIE NA: PLENER. MAŁE LOTNISKO. BUDYNEK KAPITANATU. PREZES, STASIO, PUŁKOWNIK Zajechali na małe lotnisko. Z kapitanatu na powitanie wybiegł PUŁKOWNIK - szczupły, przystojny, siwy mężczyzna. Trzasnął po oficersku obcasami. 58 PUŁKOWNIK Witam pana Prezesa. PREZES Panie pułkowniku kochany, nie tak oficjalnie. Ja nie inspekcja z MON-u. PUŁKOWNIK Panie Prezesie, co się należy, to się należy. PREZES Dobrze, dobrze. Co pan ma dla nas? PUŁKOWNIK Wszystkie są gotowe. PREZES Polecę ja, Stasiu, drugi pilot, mechanik. Może pan chce? PUŁKOWNIK Ja i tak lecę. Będę drugim pilotem. Prezes ucieszył się. PREZES O, dziękuję. No to może „krowę?” PUŁKOWNIK Dobrze, może być „krowa”. No to proszę do mnie, a ja wydam rozporządzenia. Weszli do budynku, a po chwili mechanicy wytoczyli z hangaru transportowy dwupłat, już zabytek. CIĘCIE NA: 59 PLENER. BUDYNEK DWORCA LOTNICZEGO. PREZES, STASIO, GRUPKA BIZNESMENÓW Z dworca lotniczego w Katowicach wyszedł Prezes w otoczeniu grupki mężczyzn ubranych w długie płaszcze, wyraźnie biznesmenów. Podeszli do oczekujących aut. Prezes rozbawiony zwrócił się do Stasia: PREZES A skąd się tu wziął Kazio z moim autem? STASIO Myślałem, że pan... PREZES I dobrze myślałeś... CIĘCIE NA: PLENER. TORY KOLEJOWE. DZIEŃ. STASIO, ALOJZ, TŁUM DEMONSTRANTÓW, „BIZNESMENI” Stasiu z małym chuderlawym pięćdziesięciolatkiem – ALOJZ, stali obok dużej plątaniny torów. Na torach tłum ubrany w robocze ubrania montował barykady. Powiewał transparentami, na których czerwieni białe litery krzyczały o obronie miejsc pracy, o obalenie rządu, o chleb. Wśród nich kręcili się ludzie w obszernych, długich płaszczach biznesmenów z komórkami w rękach. Były wszystkie związki zawodowe. Niemrawo przechadzali się umundurowani sokiści. Kręciły się też ekipy z kamerami. Z dwóch stron stały pociągi pasażerskie. ALOJZ (do Stasia) No, napatrzyłeś się. Starczy, jedźmy stąd. Wsiedli do samochodu. Jechali chwilę w milczeniu. CIĘCIE NA: 60 PLENER. BOCZNE DROGI/WNĘTRZE SAMOCHODU. STASIO, ALOJZ STASIO Alojz, oni zablokowali kolej w całej Polsce. ALOJZ No, nie w całej, ale w dużej części. STASIO I nikt o tym nie wiedział? ALOJZ Wiedzieli, a jakże. Kierowca dopytuje się STASIO Szuwarek taki chętny do rozpędzania chłopów, nie? ALOJZ A nie, bo się obraził, że nie został wicepremierem, a nie został, bo ciąży na nim podejrzenie o złodziejstwo. STASIO Będziesz coś miał z tego dla mnie? ALOJZ Na jutro ci zmontuję kasetkę. STASIO A masz szmalczyk? ALOJZ Jasne. 61 STASIO No to wpadnijmy na „maluszka”. Zgoda? CIĘCIE NA: WNĘTRZE. HOTELOWA RESTAURACJA. WIECZÓR. STASIO, ALOJZ, KELNERKA, GOŚCIE Stasio i Alojz siedzieli w hotelowej knajpie, w której przy wejściu wisiała tabliczka: „Wejście tylko za kartami”. Stasio ucieszył się. STASIO Ty jak zwykle. ALOJZ Tu, kochany Stasiu, to w dalszym ciągu jest Stalinogród. Usiedli w kąciku. Podeszła kelnerka i zamówili. ALOJZ No i co o tym sądzisz, Stasiu? STASIO Alojz, Alojz, ja dzisiaj czytam w gazecie, że kryminalista posądzony o narżnięcie państwa na miliard zielonych, na którym wisi sprawa o ten miliard i który siedział cztery lata w śledztwie, zakłada firmę z drugim oskarżonym o przekręt na miliard złotych, który wychodzi z pierdla za kaucją 16 i pół miliona i uważaj, firmę nastawioną na eksport na zachód kożuchów. To ja, Alojz, nic nie myślę, ja nie chcę myśleć, ja nie chcę zwariować. ALOJZ Mnie się wydaje, Stasiu, że żyjemy w konspirze. 62 Stasio zdziwił się. STASIO W konspirze? ALOJZ Tak jest, w konspirze. Istniejemy jako tako, bo działamy w podziemnym państwie finansowym i najdziwniejsze, że nikt tego nie chce rozpierdolić. A wystarczyłby jeden dawny wydział PG i jeden dawny sąd. STASIO Do czego by wystarczył? Do zapełnienia kwartału na cmentarzu? CIĘCIE NA: WNĘTRZE. TA SAMA RESTAURACJA. WIECZÓR. STASIO, ALOJZ, GOŚCIE, GRUPKA PIJANYCH Do cichego dotychczas lokalu wtoczyła się dziwna procesja. Grupa młodych pijanych mężczyzn miała na rękach nie mniej pijanego, który się darł. PIJANY Dla wszystkich gorzała! STASIO Co to? ALOJZ Werbusy. Stasio popatrzył na Alojza. ALOJZ Nie wiesz, co to werbus? Skąd ty jesteś? Z Warszawki? Alojz przyjął profesorski ton. 63 ALOJZ Otóż do pracy w kopalni werbowano w całej Polsce, a najwięcej rzeszowskie, kieleckie, krakowskie. Wysyłano naganiaczy, którym płacono od łebka zwerbowanego do kopalni. A zwerbowanym dawano w pierwszej kolejności mieszkania, bony na dobra wszelkie, od drewnianych IF i motorów po Fiaty 126 p. Mało tego, ściągano żywność z całej Polski i na święta mięso szło ze Śląska na wioskę. Kombajn kwitł, dziadek sprzedał świnię i za to dostawał prócz szmalu deputaty a to nawozów, a to przydział węgla, a to traktor. Syn czy wnuczek kupował mięcho i wiózł na wieś, a dopłacała do tego „komuna” i pierdolnęła z taką gospodarką. Czy ty wiesz, że Komitet Strajkowy w Jastrzębiu organizowała firma? A co z mężem, Stasiu, którego tak ładnie naśladujesz? STASIO A, towarzysz Edward. No cóż, godnie się starzeje, nie przestając złorzeczyć na towarzyszy, którzy „przerwali” mu „dekadę”. Ja mam nawet taką teorię, że to wszystko przez telewizję. ALOJZ Przez telewizję? Pieprzysz. STASIO Może i pieprzę, ale popatrz. Towarzysze mieli dość tego absurdu i pozwolili na ruchawkę, bo chcieli zmian i poza tym wiedzieli, że ekonomia pieprznęła i dobrze. Ale nie przewidzieli, że naród jest tak wkurwiony, a wkurwiała go telewizja dziennikiem. Ty pamiętasz, każdy dziennik zaczynał się od: „Dziś towarzysz Edward Gierek...” Alojz roześmiał się. ALOJZ To wspaniała teoria na tę knajpę, no ale może coś w tym jest. Alojz wskazując na pijanego. 64 ALOJZ A to pewnie jeden z tych górników, co przepija odprawę. Bo tak po prawdzie, to co on może za te 50 tysięcy zrobić? Łba do interesu nie ma. Zawodu nie ma, bo jest hajer i zna tylko proste roboty. A jakby wymyślił coś mądrego, to mu nie starczy na łapówki, a gdzie lokal, transport, pieniądze na rozruch... To przynajmniej się nachleje. STASIO Kurwa żeś mać świata całego! No a gdzie etos śląski? Przecież Ślązak to wspaniały robotnik, wspaniały żołnierz, posłuszny, sumienny… Alojz się zaśmiał. ALOJZ Hi, hi, hi! To, co mówisz, to etos niemiecki, a Niemcy wyjechali. Ci, co zostali, to mają za sobą chlubną kartę w PZPR, ZMP, MO i SB oczywiście. Ślązak? Ściągnęli hołotę z werbunku, przyzwyczaili do przywilejów i teraz jest to, co jest (przedrzeźniał nad wyraz udanie Gierka). Bo wiecie, towarzysze, Polska na węglu stoi ( zdenerwowany) To pogranicze, tu panuje serwilizm. STASIO Ty mówisz etos, a zobacz co z etosem pracy, obowiązku zrobiła komuna w dedeerze? CIĘCIE NA: WNĘTRZE. GABINET PREZESA. WIECZÓR. PREZES, HENIO Henio siedział z Prezesem w gabinecie przed ogromnym telewizorem. HENIO Wasza wysokość, to wiemy o Katowicach. A co w Szczecinie? 65 Prezes zapytał z zaciekawieniem. PREZES Czemu „jego wysokość”? HENIO Bo dotykasz dna w swoim państwie jak Harun al Raszid lub jaki inny król Jordanii. Prezes roześmiał się. PREZES Tak, tak. Słyszałem, że ten nowy król przylepił sobie brodę, zwołał telewizje z całego świata i „przeniknął” w tłum poddanych. Odważny do szaleństwa. HENIO Tak jest, zwłaszcza że tłum składał się wyłącznie z ochroniarzy. Prezes obraził się zabawnie. PREZES No, Heniu, tylu ochroniarzy to ja nie mam. Wybuchli śmiechem. HENIO Ale poważnie, rozumiem, że na Śląsku walczą o jakiś milion głosów. A co w Szczecinie? PREZES W Szczecinie, Heniu, to patrz. Naciska pilota. Na ekranie pojawiło się przejście graniczne. Kamera pokazuje zbliżenie jednego z nich. Do stojącego tira podjeżdża facet na motorowerze z pojemnikiem, na którym pisze „Hot dogi. Napoje”. Kierowca otwiera drzwi od strony roweru. Sprzedawca podaje jedzenie. Kierowca w zamian daje mu reklamówkę. 66 PREZES Teraz, Heniu, uważaj. W tej reklamówce jest czterdzieści tysięcy marek. HENIO A co w tirze? PREZES Papierosy. Widać jednego ze sprzedawców. Żaden z kierowców nic od niego nie kupuje. Sprzedawca podchodzi do posterunku Straży Granicznej i torba znika w okienku. Auta przesuwają się wolno. Zbliża się do odprawy nasz tir. Nagle wybucha zamieszanie. Wyskakują dodatkowi celnicy. Pojawia się Straż Graniczna. W aucie poprzedzającym naszego tira coś znaleźli. Odstawiają samochód na bok. W tym czasie pobieżnie odprawiają znanego nam już tira. HENIO Ładne. A tego co złapali, to co? PREZES E, pewno jakieś gówno. O, patrz teraz tu. Na zatłoczonym targu trzech byczkowatych w skórach prawie oficjalnie inkasuje od sprzedawców paczki pieniędzy, które skrupulatnie liczą. PREZES O, a tu! Jak okiem sięgnąć, to nie pola a istny busz. Z lotu ptaka widać hektary nieużytków. Gdzie niegdzie pasie się krowa, ktoś pracuje traktorem. Ogromne opuszczone gospodarstwo w stanie agonalnym, po prostu ruina. HENIO To agencja rolna? PREZES 67 A gdzie tam, dzierżawy. HENIO To za co oni płacą podatki? PREZES Oni nie płacą. Płacą ci. Na ekranie, również z lotu ptaka, pojawia się wspaniała zabytkowa rezydencja. Ludzie jak mrówki uwijają się przy remoncie. Za pałacem stado koni, widać spłoszone samolotem, galopuje po pastwisku. HENIO Któż to? PREZES Heniu, Heniu, zaczynam wątpić w ciebie. To fundacja na rzecz pojednania polsko-niemieckiego, na razie z małym udziałem, ale z pozwoleniem na działalność gospodarczą, rolną i oni gospodarują na tym buszu. HENIO No a co na to ten święty jebnięty prezydent Szczecina? PREZES On uzdrawia. HENIO No to sądzę, że Trądziarz ma milion głosów, ale może prezydencina uzdrowi? PREZES Heniu, tam są wilki, jego kupią i udupią. Dlatego bierzemy się do roboty. Po tym spędzie u mnie, tym, co organizuje u mnie moja żona, odetniemy od cycka kogo trzeba i damy tym, co potrzebują. 68 HENIO Stawiam na magistra. PREZES Tak, ale raczej na Dupcyngiera, on ma gadane wiecowe. HENIO W tym tylko szkopuł, że oni mają swego szmalu w bród. PREZES Stawiamy, Heniu, na głodnych, to znaczy na Cebernego, Ogrodnika, Trądziarza, Podrzutka, Przystojnego, ale oczywiście nie stronimy od naszych dawnych towarzyszy i będziemy w mozole ciągnąć ten wóz. (zakończył z emfazą wyraźnie drwiąc) Oni bez wojny swoje odwojują. HENIO A profesory? PREZES Profesory constans. Wiedzą, gdzie stoją powidła, i już się czają. Po chwili. PREZES Heniu, czasu to my nie mamy za dużo, ale ja chyba zrobię sobie urlop i dmuchnę do ciepłych krajów. Po tym spędzie, oczywiście. I przyślę tu syna. HENIO I chciałbyś, bym nad nim czuwał? PREZES Oczywiście. 69 HENIO Wasza Wysokość, przyjmę delfina należycie. PREZES Nie kpij, Heniu. Żeby on miał tyle rozumu, co delfin, to bym go zrobił jakimś prezesem, ale może wyszumi się i zmądrzeje. W każdym razie nie dopuść, by narobił jakichś głupstw, jak te potomki pierzydenta. Henio zaprotestował. HENIO No, taki głupi to on nie ma po kim być. PREZES Daj Boże, Heniu, daj Boże! HENIO A teraz poważnie. Jest tak źle, że lecisz na Florydę? PREZES A skąd ty wiesz, że ja chcę jechać na Florydę? HENIO Bo znam cię. Ty byś nie płacił za hotel, jak masz dom w ciepłym miejscu i ciekawym. Jest aż tak źle? PREZES Heniu, dobrze nie jest, ale to nie pierdolnie tak szybko. Owszem, rozglądać się trzeba, ale jeszcze nie tak szybko. Ja po prostu chce rzucić okiem na to, co tam mam, ot i wszystko. Ale, Heniu, zaskoczyłeś mnie. O tej Florydzie to tylko ja wiedziałem. Cieszę się, że jesteś ze mną. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. KAWIARNIA. DZIEŃ. STASIO, EDZIO 70 Ochroniarz Stasio siedzi w kawiarni naprzeciw EDZIA - niewysokiego, krępego, niczym nie wyróżniającego się mężczyzny. Ten zjadł ze smakiem ogromny deser i nagle spojrzał znad salaterki. Oczy miał niesamowite, głęboko osadzone, bladoniebieskie – prawie białe. STASIO Edziu, dostaniesz przyzwoite utrzymanie, zgoda? EDZIO Stasiu, ty wiesz, kto to był Traugutt? Stasia zatkało. STASIO Traugutt? No, dyktator powstania styczniowego. Zginął, powieszony w Cytadeli. EDZIO No właśnie. Żył sobie spokojnie emerytowany pułkownik carski w mająteczku z emeryturą, z rodziną, leciwy, już nie żaden gówniarz i nagle wyrwało go na zatracenie. Przecież nie był głupkiem, wiedział, że prawie nie ma szans na zwycięstwo, a poszedł. Wiesz dlaczego? Bo był patriotą. STASIO Edek, po co mi to mówisz? EDZIO Stasiu, ja utrzymanie mam. Pić nie piję, hazardu nie uprawiam, na dupy nie wydaję, w autkach się nie kocham, ot, żeby szybko jeździć, to utrzymaniem mnie nie kupisz. Owszem, coś tam potrzebuję, altruistą nie jestem, ale ty mnie przekonaj, że trzeba się wziąć za tego Trądziarza, że on szkodnik. Stasio się skrzywił. STASIO Co ja cię będę przekonywał, ty sam się przekonaj. Patriota się zrobiłeś? 71 Edzio odpowiedział poważnie. EDZIO Ty się nie śmiej, ja naprawdę jestem patriotą. STASIO No to bierzesz ochronę tego hotelu? EDZIO Stasiu, daj mi czas. Wpierw się rozglądnę, a tak za tydzień przyślij tego kontrahenta do mnie do biura. Dzisiaj jest dwunasty, no to niech będzie u mnie 19-ego o 9-tej. A my na 12-stą. Stasio zanucił. STASIO W samo południe się zaczęło. CIĘCIE NA: PLENER. ULICA PRZED KAWIARNIĄ/WNĘTRZE SAMOCHODU. DZIEŃ. STASIO Pożegnali się. Stasiu wsiadł do auta. Uruchomił silnik. Chwilę siedział. Parsknął ni to śmiechem, ni to gniewnie. STASIO Nie zweryfikowany ubek-patriota. Po czym dorzucił w zamyśleniu. STASIO A może to prawda, Stasiu? I ruszył przed siebie CIĘCIE NA: 72 WNĘTRZE. POKÓJ URZĄDZONY RUSTYKALNIE. DZIEŃ. STASIO, ŻONA STASIA Ładna rozeźlona kobieta, dygocząc, wskoczyła pod kołdrę. Stasiu leżał na drugim tapczaniku w dresie i przeglądał gazetę. ŻONA STASIA Stasiu, ty dusigroszu, czyś ty zaczął głupnąć, żeś nas tu wywiózł? Znowu nie było ciepłej wody. Ja się tu zaziębię! Stasio, uśmiechając się. STASIO Czemu miałbym zgłupnąć? ŻONA STASIA Zrób kawuni! Zachęcał z uśmiechem. STASIO Nie chce mi się iść do kuchni. Może łykniesz dziobka? Kobieta zrezygnowała. ŻONA STASIA A daj, bo się zaziębię. Stasiu podał jej szklaneczkę. Kobieta wypiła i zaczęła marudzić. ŻONA STASIA Zapłaciliśmy po 86 złotych od osoby za tę dziupelkę. STASIO Z wyżywieniem. 73 ŻONA STASIA Tak jest, z wyżywieniem. Już drugi raz były kartofelki ze słoninką i kwaśnym mleczkiem. Stasio łagodził. STASIO Nie marudź, kuchnia regionalna. Żona się wściekła. ŻONA STASIA Ja mam gdzieś taką kuchnię regionalną za takie pieniądze! STASIO Nie narzekaj, masz atrakcje. Z politowaniem spojrzała na męża. ŻONA STASIA Stasiu, Stasiu! Licz ile kosztują atrakcje. Rower – 5 złotych za godzinę, drożej jak w Warszawie. Jazda konna droższa niż na Legii. Spacer zaprzęgiem – cena jak w Krakowie. Wędka – 10 złotych dziennie. Ryba, którą złowisz, cena jak w sklepie. Pieczenie rybki – 5 złotych. Stasiu, za te pieniądze to siedzielibyśmy na jakiejś Costa del Sol, a nie w tym zadupiu. Zdecydowała. ŻONA STASIA Wyjeżdżamy! STASIO (spokojnie) Dokąd? ŻONA STASIA Do domu. STASIO 74 Nie możemy. ŻONA STASIA Jak to? Stasio mruknął. STASIO Widzisz, prezes kazał się rozejrzeć po kraju. Zatryumfowała ŻONA STASIA Aha! I pewnie za to płaci! Już rozumiem twoją rozrzutność, ale nic z tego, ja tu dłużej nie zostaję. Już nie mogę patrzeć na te wiecznie płaczące nad swoją niedolą mordy gospodarzy. STASIO Zgoda, ale ty z nimi to załatwisz. Rozpromieniła się. ŻONA STASIA Z przyjemnością, już ja się z nimi rozliczę! CIĘCIE NA: WNĘTRZE. TEN SAM POKÓJ. DZIEŃ. STASIO, WCZASOWICZ Stasiu został sam w pokoiku i zaczął się pakować. Po chwili usłyszał pukanie. STASIO Proszę. Do pokoju wszedł chuderlawy mężczyzna w okularach. STASIO Słucham? 75 Przybysz zaczął nieśmiało. WCZASOWICZ Przepraszam za najście, ale słyszałem, że państwo wyjeżdżają… STASIO Tak. No i? WCZASOWICZ Otóż, jak pan odbierze pieniądze? Stasio roześmiał się. STASIO To pan też? WCZASOWICZ No tak. Wie pan, dałem się namówić na tę agroturystykę, by popierać przedsiębiorstwa chłopskie, wieś, a tu panie wielkie gówno. STASIO I kant. WCZASOWICZ No właśnie, trafnie pan to ujął. Wiec jak pan odbierze pieniądze? STASIO Idź pan do kuchni, tam jest moja żona i przyłącz się pan do niej. Ona diabłu odebrałaby swoje, to może i od chłopa wydrze. CIĘCIE NA: PLENER. SZOSA/WNĘTRZE SAMOCHODU. OCHRONIARZ STASIO, ŻONA STASIA W samochodzie żona opowiadała. 76 ŻONA STASIA I wyobraź sobie, że w momencie kiedy ta baba, no gospodyni, powiedziała, że dzisiejszy obiad to musimy zapłacić, to ten mały wstał i spytał, gdzie ten obiad. To baba mówi, że o tu w tym garze jest zupa, a ten mały mówi dobrze, zapłacę i napluł do gara. Stasio ryknął śmiechem. STASIO O ku...! I co? ŻONA STASIA I nic, bo okazało się, że on jest jakiś naukowiec od ekonomiki wsi i że on jest firma gdzieś tam, ale swoje „joby” otrzymał. Stasiu, dokąd jedziemy? STASIO Na dalszy odpoczynek. ŻONA STASIA Ale teraz to ja chcę do cywilizacji! STASIO Zgoda. Tu niedaleko jest dawny Centralny Ośrodek Sportowy, jedziemy tam. CIĘCIE NA: PLENER. BRAMA PRZED OŚRODKIEM. DZIEŃ. STASIO, ŻONA STASIA, WARTOWNIK Podjechali pod zamknięty szlaban. Z budki strażniczej wyszedł bykowaty, na czarno umundurowany WARTOWNIK. Spytał grzecznie. WARTOWNIK 77 Przepraszam, w jakiej sprawie? Stasio patrzył w okno wartowni. STASIO Czy to nie Michał Konieczny? Wartownik zdziwił się. WARTOWNIK Tak. Pan go zna? Stasio nie czekał na odpowiedź, tylko wszedł do wartowni. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. WARTOWNIA. STASIO, MICHAŁ Stasio wita się wylewnie ze szczupłym, ale barczystym ochroniarzem MICHAŁEM KONIECZNYM CIĘCIE NA: PLENER. WJAZD DO OŚRODKA. DZIEŃ. STASIO, MICHAŁ, ŻONA STASIA, WARTOWNIK, MICHAŁ Wyszli i wsiedli do auta. Wartownik bez słowa podniósł szlaban. Wjechali na teren ośrodka. CIĘCIE NA: PLENER. ALEJKI OŚRODKA /WNĘTRZE SAMOCHODU. STASIO, ŻONA, MICHAŁ W samochodzie Stasia. STASIO Poznaj, kochanie, koleżkę serdecznego. 78 Ochroniarz przedstawił się. MICHAŁ Michał Konieczny . Kobieta uśmiechnęła się kokieteryjnie. ŻONA STASIA Miło mi. MICHAŁ Teraz w prawo. O, i już. Zatrzymali się przed restauracją. STASIO Chodź z nami. MICHAŁ O nie, w tym uniformie nie mogę wejść do restauracji. STASIO Kurwa, co to? Michał warknął MICHAŁ Kapitalizm. Koło nich przechadzały się stadka usportowionych osób w różnym wieku. Na każdym było ładnych parę złotych. STASIO Są tu wolne miejsca? MICHAŁ Jak zwykle, ale najtańsze za półtorej starej bańki i nie dla każdego. 79 STASIO A możesz załatwić parę dni? MICHAŁ No pewnie, nawet z upustem. STASIO Nie, bez upustu. MICHAŁ Patrząc po aucie, to ty Stasiu dobrze stoisz? STASIO Nie narzekam. No to załatwimy zameldowanie, pójdziemy z żoną coś zjeść, a ty o której kończysz? MICHAŁ O szóstej. STASIO No to spotkamy się na wartowni pięć po szóstej, zgoda? Michał zażartował. MICHAŁ Co robić, jak mus, to mus. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. SYPIALNIA W OŚRODKU, STASIO, ŻONA STASIA Na szerokim łożu przeciągała się leniwie żona i liczyła. ŻONA STASIA Sto pięćdziesiąt od osoby to fakt. Ale śniadanie gratis, basen gratis, korty gratis, sauna gratis, bezpieczeństwo na parkingu gratis. 80 Stasio zburzył wyliczankę. STASIO Obiad na dwie osoby bez alkoholu prawie stówkę. ŻONA STASIA Ale jak podany. A teraz. Kobieta zadowolona jest kobietą chętną. Uśmiechnęła się zalotnie. CIĘCIE NA: PLENER. POBOCZE SZOSY. POPOŁUDNIE. STASIO, MICHAŁ Pięć po szóstej poboczem szli Stasio i Michał. STASIO No to gdzie idziemy? może tam? Stasio wskazał ręką na restaurację po drugiej stronie jezdni. MICHAŁ Nie, tam nie możemy iść. Tam za skrzyżowanie. STASIO Czego nie? MICHAŁ Widzisz, przy tej drodze z Warszawy do Łodzi lewa strona to Wołomin, a prawa Pruszków. Moja buda jest z prawej, no to ja muszę chodzić z lojalności do knajp po prawej. Weszli do knajpy i usiedli. CIĘCIE NA: 81 PLENER. SZOSA. POBOCZE. NOC. STASIO, MICHAŁ Późnym wieczorem przyjaciele wracali do ośrodka. STASIO I ty, Michał, godzisz tę robotę z sumieniem? Michał oburzył się. MICHAŁ A co ma kurwa żesz jego mać sumienie z tą robotą? A co ja takiego robię? Jestem specjalistą od walk. Pracowałem w ZOMO, nie zweryfikowali mnie, dostałem grosze renty, to co, miałem zdychać? Tu nas szanują, bo pilnujemy porządku. Płacą przyzwoicie, a co wyprawiają, to gówno mnie obchodzi. Tym niech zajmuje się ta nowa policja i to nowe UB, to UOP-e, gówniażeria filmowa, a ty co wyprawiasz? Stasio odpowiedział w zadumie. STASIO Hm, niby to samo, co ty. To są głupki. Kilkadziesiąt tysięcy zorganizowanych ludzi nie wyrzuca się bezkarnie. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. GABINET PREZESA. WIECZÓR. HENIO, ZBYSZEK GNOJEK W gabinecie Henio z Gnojkiem patrzyli w telewizor, a w telewizorze Trądziarz ogromnym zielonym grzebieniem czesał rzadkie włoski. Ubrany był elegancko, jak na Boże Narodzenie w Grójcu. Koło niego kłębił się tłum młodocianych dziennikarzy. Trądziarz mówił. TRĄDZIARZ Tak, trzeba patrzeć tym łajdakom na ręce. To nie rząd, to nie sejm, to banda złodziei i aferałów. Taki Balcerowicz to głupek, bo nie wie jak żyje wieś. Ale my wiemy, że trzydzieści dwa miliardy dolarów leży w bankach szwajcarskich. Ta bab od banku myśli, że oszuka chłopa, który nie ma z czego żyć. Jak może być tak, 82 by chłopskie dzieci głodne chodziły. By ludzie z głodu umierali. My im będziemy patrzeć na ręce i będziemy bić po tych rękach, a po pyskach też i nie tylko po pyskach. Niech prymas pamięta, że w Polsce już raz powiesili Prymasa. Henio zainteresował się i zatrzymał obraz.się HENIO Co on gada? Gnojek odpowiedział skromnie. ZBYSZEK Podsunąłem mu. HENIO Nie rozumiem. ZBYSZEK Panie Heniu, parę dni temu Prymas nawoływał chłopów do spokoju, więc wyciągnąłem sprawę z historii, jak lud Warszawy w czasie insurekcji kościuszkowskiej powiesił prymasa Kossakowskiego, swoją drogą wyjątkową szuję i zdrajcę. Henio pochwalił. HENIO Pięknie. Grzebień też pan wymyślił? ZBYSZEK A jakże? Prezydent obalacz miał ogromny długopis, to temu podsunąłem grzebień, by czesał władzę. Henio włączył zatrzymany obraz. HENIO No, dalej. 83 Trądziarz puszył się przed kamerą. TRĄDZIARZ Wywleczemy ich za łby z tych ich gmachów, ale na razie damy im czas na opamiętanie się, a jak nie, to dwa miliony chłopów zablokuje drogi i ruszy na Warszawę. Zadzwonił telefon. Przyjął go Henio HENIO Słucham (słucha).Walach starszy? (słucha). No i czego chce? (słucha) Spotkania? No dobrze. Niech mnie pani umówi z nim jutro na drugą w „Belwederze” (słucha) Tak, na lunch. Odłożył słuchawkę. HENIO No, dobra robota. Kaseta zostaje. A swoją drogą głupek zadziera z Kościołem. ZBYSZEK Tu się pan myli, panie Heniu. Głupek to on nie jest. On zna wieś. Tam wiara, a zwłaszcza we wsiach pegeerowskich jest powierzchowna, a pasterze często bez wyobraźni kłują ludzi w oczy a to autkiem, a to balangą, a to arogancją. Poza tym komuna zostawiła ślad i na Kościele, bo poza autentycznymi powołaniami zostało księżmi masa, co tu ukrywać, tumanów, bo to, co mądre, szło na łatwiejszy chleb. Choćby w aparacie propagandy. HENIO Nie może, ale na pewno. Oni chcą księży w tych Siemierzach, Siemiechowach czy innych Sianowach ubranych jak ksiądz – w sutannie, jeżdżących polonezem z gosposią starszawą, bez atrakcyjnych kuzynek, a za to z cukierkami i obrazkami dla dzieci w kieszeniach. Kościół i hierarchia o tym wie. CIĘCIE NA: 84 WNĘTRZE. RESTAURACJA. WIECZÓR. HENIO, WALACH SENIOR. W eleganckiej restauracji, pustawej, przy wytwornie zastawionym stoiku siedział Henio ze szpakowatym jegomościem sarmackim wyglądzie. WALACH SENIOR Wiec nie rozumiem tego ochłodzenia stosunków między nami, to znaczy miedzy naszym stronnictwem a panem prezesem. Oczywiście pomijam sprawę mego syna jako w zasadzie nieistotną... HENIO (przerwał) Panie pośle, ja, widzi pan, uwielbiam szparagi, ale niestety, nie mogę ich jeść. I co robię? Zamawiam je, wącham, odstawiam i ukradkiem zjadam, po czym cierpię. WALACH SENIOR Niech pan wybaczy, panie Henryku, ale dalej nie rozumiem. HENIO Dlatego siedzimy przy obiedzie, a nie przy biurku. O, niech pan patrzy na tych dwóch na środku. Poseł spojrzał ukradkiem i zobaczył dwóch niechybnie ważnych osobników, jak siedząc przy wspólnym stole odwróceni do siebie bokiem, każdy z osobna rozmawiał z komórki. HENIO Oni nie dorośli do komórki. Oni powinni być szoferami, bo tylko szofer rozmawia komórką. W tej chwili zadzwoniła komórka posła. Starszy Walach się zmieszał. WALACH SENIOR Przepraszam. Henio uśmiechnął się pobłażliwie. 85 HENIO Nie ma o czym mówić. Pan po prostu zapomniał wyłączyć aparat. Ale do rzeczy. Jak głosowaliście 16, dwa miesiące temu? Poseł odetchnął. WALACH SENIOR A, o to chodzi. Powiem panu, głosowaliśmy według sumienia. Coś przecież jest na tym świecie bez ceny. HENIO Owszem, zgadzam się z panem w całej pełni, są rzeczy bezcenne, takie jak honor, zdrowie i parę jeszcze, ale przepraszam, bo oto idą moje szparagi. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. FIRMA OCHRONIARSKA. BIURO. EDZIO, DZIUPLA Zadzwonił telefon w pomieszczeniu ni to biura ni to wartowni siedział ochroniarz DZIUPLA i kilku innych czarno ubranych ochroniarzy. Edzio podniósł słuchawkę. Chwilę słuchał i twarz zrobiła mu się kamienna. EDZIO Dziób i Śruba? Niemożliwe.(słucha). Dobrze, jedziemy. Odłożył słuchawkę. Rozkazał. EDZIO Wszystko, co żyje, alarm! Daj, ile masz w kasie. Dziupla, Bierzemy broń ostrą. Dziub i Śruba ciężko pobici w szpitalu. CIĘCIE NA: PLENER. SZPITAL – PODJAZD. EDZIO, OCHRONIARZE Dwa osobowe mercedesy i mikrobus zajechały pod szpital. Wysypali się z nich czarno umundurowani ochroniarze. 86 EDZIO Idę z Dziuplą, reszta czeka. Edek z Dziuplą weszli do szpitala. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. SZPITAL. RECEPCJA. EDZIO, DZIUPLA, PIELĘGNIARKA, LEKARZ Edzio w recepcji spytał ostro. EDZIO Gdzie leżą pobici? PIELĘGNIARKA Na urazówce, ale teraz nie wolno ich odwiedzać. EDZIO (w stronę Dziupli) Daj jej! Dziupla wręczył papierowy pieniądz. PIELĘGNIARKA Pokój 216, drugie piętro. Weszli na oddział, zagrodził im drogę lekarz. LEKARZ Panowie, nie wolno. EDZIO Daj mu! 87 Dziupla wręczył pieniądze. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. SALA SZPITALNA. EDZIO, DZIUPLA, LEKARZ, DZIÓB, ŚRUBA Na salę weszli z lekarzem. Na wyciągach leżało, strasznie kontrastując obitymi ciałami z bielą szpitalnych pościeli, dwóch mężczyzn. Jeden był nieprzytomny, drugi skrzywił się w uśmiechu. Edek nachylił się nad pobitym, niezręcznie poprawiając pościel. EDZIO Kto wam to zrobił i gdzie? Pobity wyszeptał. POBITY Samochodziarze w „Leśnej”. EDZIO Zabieram was z tej kostnicy. Lekarz zaprotestował. LEKARZ Dokąd? Tu też ich wyleczą. EDZIO ( do Dziupli) Daj mu, i niech przygotuje ich do transportu. CIĘCIE NA: PLENER. SZPITAL MSW – PODJAZD. EDZIO, DZIUPLA, SIERŻANT SZTABOWY, NOSZOWI 88 Kawalkada samochodów ochroniarskich (dwa osobowe mercedesy i mikrobus) z ambulansem szpitalnym zajechała pod szpital MSW. Zagrodził im drogę szlaban. Z wartowni wyszedł sierżant sztabowy. SIERŻANT SZTABOWY To szpital MSW. Edek pokazał legitymację i warknął. EDZIO A my renciści resortu. Sierżant zasalutował. Podjechali pod izbę przyjęć. Edek z Dziuplą weszli do środka. Po chwili wybiegli noszowi i wnieśli pobitych do szpitala. CIĘCIE NA: PLENER. TEREN PRZED DYSKOTEKĄ. NOC. GRUPA OCHRONIARZY Pod jasno oświetlona dyskotekę z napisem „Leśna” zajechali ochroniarze. Byli uzbrojeni, w hełmach, kamizelkach kuloodpornych i jak stado wilków runęli do środka. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. DYSKOTEKA. NOC. TŁUM Przeszli jak burza przez tłum i po chwili wywlekli czterech rosłych chłopaków. CIĘCIE NA: PLENER. PRZED DYSKOTEKĄ. NOC. EDZIO, OCHRONIARZE. DYSKOTEKOWICZE, POLICJA, STRAŻ POŻARNA, POGOTOWIE Ochroniarze Edzia wyciągnęli czterech rosłych chłopaków na zewnątrz i zaczęli bić. Rozległo się wycie wściekłości dyskotekowiczów, jak szarańcza rzucili się do zaparkowanych samochodów i już po chwili uzbrojeni w pały bejsbolowe zwartą masą runęli na ochroniarzy. 89 Edek rozkazał. EDZIO Ognia po nogach! Ochroniarze wystrzelili. Kilkunastu z napastników upadło, ale reszta, nieczuła na straty, runęła na strzelców. Edek ryknął. EDZIO Spierdalać! Ochroniarze rozbiegli się każdy w inną stronę. Oszalały tłum rzucił się z wściekłością na samochody ochroniarzy. Po chwili buchnął ogień. Auta zaczęły wybuchać, kiedy pojawiła się policja, straż pożarna i pogotowie ratunkowe. Policjant pyta leżącego na noszach chłopaka. POLICJANT Kto cię postrzelił? Ranny wrzasnął. RANNY A czy ja, kurwa, wiem? CIĘCIE NA: WNĘTRZE. POKÓJ HOTELOWY W OŚRODKU. NOC. STASIO, ŻONA STASIA W hotelowym pokoju Stasio oglądał z żoną późny dziennik na prywatnym kanale. W telewizji pokazano „Leśną”. Spalone auta, rannych i padło nazwisko Edzia. Stasiu bez słowa sięgnął po komórkę. Żona ekscytowała się. ŻONA 90 Ależ to jest banda. Ci strzelali, a ci padali i szli dalej. Niesamowite. Stasio poprosił. STASIO. Cicho. Stasio rozmawia przez komórkę. STASIO Edek? (słucha). No, gdzie jesteś? (słucha) Aha, dobrze (słucha). Nie, nie przyjeżdżaj, ja jadę do Warszawy (słucha). E, niedaleko, stówkę (słucha) Tak, w COS-ie. No to zaczynam działać. Wyłączył telefon. STASIO (do żony) Wiesz co, ty tu zostań, a ja wyskoczę do Warszawy. Żona przeraziła się. ŻONA Co ty masz z tym wspólnego? STASIO Ja nie mam nic, ale muszę lecieć. Jutro wieczorem przyjadę. CIĘCIE NA: PLENER. PUSTA SZOSA/WNĘTRZE SAMOCHODU. NOC. STASIO Stasio gnał pusta szosą i rozmawiał z panem Heniem przez telefon komórkowy. STASIO Panie Heniu, to jest nasz człowiek. Prezes mi kazał (słucha). Tak, tak (słucha). Dobrze, będę za jakąś godzinę. CIĘCIE NA: 91 WNĘTRZE. POKÓJ PRZESŁUCHAŃ. NOC. EDZIO, CYWIL W pokoju przesłuchań siedział Edzio i pił kawę z jakimś cywilem. Zadzwonił telefon. Cywil podniósł słuchawkę. CYWIL Oczywiście wpuścić. (do Edzia). Edziu, ależ ty masz chody. Idzie tu pan mecenas Niezłomny. EDZIO Pieprzysz, Niezłomny? Ja go nie znam. CYWIL Aleś, Edziu, wpadł między kamienie - mecenas Niezłomny i prokurator Kat-Nieskazitelny. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. KAWIARENKA. DZIEŃ. MECENAS NIEZŁOMNY. PROKURATOR KAT-NIESKAZITELNY Prokurator Kat-Nieskazitelny i mecenas Niezłomny siedzieli w maleńkiej kawiarence przy ruchliwej ulicy. Mecenas z westchnieniem pokiwał głową. MECENAS Rozumiem pana, imponderabilia to przecież sens istnienia. A propos, mówi coś panu imię Poc? Prokurator roześmiał się. PROKURATOR He, he, He! Przecież to po żydowsku członek. A skąd to nazwisko? MECENAS A znaleźli po wojnie w niemieckim burdelu niemowlę, 92 ojciec i matka NN, i jakiś dowcipniś tak go nazwał. Prokurator zbladł. MECENAS No tak, ale on sobie w Australii dołożył jedną kreseczkę i teraz jest... znanym i szanowanym adwokatem na antypodach. I właśnie przysłał mi list, w którym prosi, bym sprawdził jego pamięć z rzeczywistością, bo on postanowił… jak pan wie, miał hopla historycznego, napisać przyczynek do historii najnowszej, i właśnie zabrał się za rozruchy studenckie w 68 na uniwersytecie we Wrocławiu, a ja jak wiem, właśnie pan jest absolwentem tej szacownej instytucji im. Bolesława Bieruta. I ciekawe, w tym okresie był pan tam... Prokurator wycharczał. PROKURATOR Czego chcesz ty skurwysynu? Mecenas warknął. MECENAS Tylko nie tym tonem, bo mamusia z dobrego domu i prowadziła się nieskazitelnie. (roześmiał się) Przynajmniej tak sądzono. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. DZIEŃ. PREZESOWA, HENIO Prezesowej trzęsły się ręce, kiedy z torebki wyjęła małe paczuszki z proszkiem i jakimiś badylami. PREZESOWA Heniu, rany boskie, ratuj! Henio spojrzał obojętnie na paczuszki. HENIO A bierze? 93 Prezesowa oburzyła się. PREZESOWA No, nawet nie sprawdzałam. HENIO A co będę sprawdzał, przecież widać, że to nie cukier puder, ani nie podręczny zielnik. No, bierze czy nie? PREZESOWA Nie zauważyłam. HENIO Matki nic nie widzą. Jest w domu? PREZESOWA Nie, wyszedł. HENIO Chodźmy do jego pokoju. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. POKÓJ SYNA. DZIEŃ. PREZESOWA, HENIO Weszli do młodzieżowej graciarni. Henio od niechcenia wziął buty do konnej jazdy. Wyjął prawidła i okazało się, że prawidła są wydrążone, a w butach dwa pokaźne opakowania. Henio włożył je z powrotem do butów i wcisnął prawidła. Prezesowa oburzyła się. PREZESOWA No jak to, nie zabierasz? HENIO Uspokój się, to zdaje się poważna sprawa. Była tu balanga pod twoją nieobecność? 94 PREZESOWA No, jakieś przyjątka robili, jak to młodzi. HENIO Oj, matki, matki, kiedy wy zmądrzejecie? Na razie udawaj, że nic się nie zmieniło, nie uświadamiaj męża. Zajmę się tym. Prezesowa ocierała łzy. Henio zażartował. HENIO Gdzie twoje aktorstwo? Uśmiechaj się, jakby nigdy nic. Zajmę się tym. No to pa. CIĘCIE NA: PLENER. PRZED WILLĄ PREZESA. DZIEŃ. HENIO, OCHRONIARZ JUREK Henio wyszedł z domu, ochroniarz Jurek podszedł do niego. HENIO Nic nie zauważyłeś? JUREK Nie, nic. HENIO A na balangach? JUREK Balangi jak balangi, pieprzyli się chlali, grali... HENIO A brali? 95 JUREK Nie, przynajmniej nie rzucało się w oczy. Henio mruknął. HENIO Źle. A ktoś w oczy się rzucił? JUREK Takich dwóch, jakby Włosi czy Cyganie. HENIO Dobrze, melduj jakby co i pisz numery tych czarnych. Henio wsiadł do auta. Rozkazał. HENIO Jedź! Wystukał na komórce kilka cyfr. HENIO No, jak cenne zdrówko? (zarżał). Może byśmy je podreperowali? (słucha). Tak jest! Wieczorkiem, w „Aquaparku”. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. BASEN. WIECZÓR. HENIO, PŁYWAK W basenie z wody wystawała głowa Henia i jakiegoś drugiego faceta. HENIO Wydaje mi się, że mały Prezesa wziął się za handelek. PŁYWAK A mnie się nie wydaje. Ja to wiem. HENIO 96 To czemu ja nie wiem? PŁYWAK Bo Stary trzyma to w zanadrzu dla Prezesa. HENIO A gdzie jest Stary? PŁYWAK W Stanach na walce. HENIO No to ja ich spiknę. A wy co na to? PŁYWAK My nic, bo on się związał z Cyganami i nam bruździ. HENIO Uuu, to ja muszę to uzgodnić z Prezesem. No to cześć! Henio pożegnał się i zanurkował. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. POKÓJ W MIESZKANIU HENIA. WIECZÓR. HENIO Henio mówi do słuchawki: HENIO (do PREZESA) Co ja radzę? Ja radzę, Romek, byś się dogadał ze Starym, to od ciebie krok ziemi, i żeby Stary go przestraszył, ale tak, by gówniarz osiwiał. A tak poza tym to idzie wszystko jak trzeba. No cześć! CIĘCIE NA: 97 PLENER. POLANKA W LESIE. ŚWIT. BANDYTA I, BANDYTA II, BANDYTA III, SYN PREZESA, POŁUDNIOWIEC I, POŁUDNIOWIEC II Na polankę leśną o świcie zajechał elegancki van. Otworzyły się boczne drzwi i trzech rosłych, ładnie ubranych panów wywlokło trzech zakneblowanych mężczyzn. Dwóch dojrzałych o śródziemnomorskiej urodzie, a trzeci – chłopak jeszcze, blondynkowaty. Wszyscy mieli skute ręce i nogi. Najstarszy rozkazał młodemu blondynowi, synowi Prezesa. BANDYTA I Nu ty, siadaj! Młody siadł. BANDYTA I ( w stronę SYNA PREZESA) Teper dywysi, a dobre dywysi. BANDYTA I (w stronę BANDYTY II) Prygnuj sobi, Petry! W tym momencie rosły i ciężki bandyta wyskoczył w górę i obiema nogami skoczył na klatkę piersiową najbliższego południowca. Głuchy ni to jęk, ni to gruchot łamanych kości potoczył się z charkotem, bo masa krwi runęła jak fontanna nosem nieszczęśnikowi. BANDYTA I (wrzasnął) O bladź! Bandyta I skoczył do chłopaka. Zerwał mu plaster z ust. Spod plastra wylały się wymiociny. 98 BANDYTA I ( stronę BANDYTY II) Duj w neho! Bandyta II sprawnie zaczął robić sztuczne oddychanie usta-usta. Chłopak otworzył oszalałe ze strachu oczy. Bandyta I odetchnął. BANDYTA I No, sława Bohu, żyw. Taho druhoho ubyj, jak choczysz. Bandyta II sięgnął pod marynarkę, wyjął pistolet z tłumikiem i strzelił w głowę drugiemu więźniowi. Chłopak po raz drugi zemdlał. Ocucili go, rozkuli. Bandyta I wyciągnął zza pazuchy płaskówkę. BANDYTA I (w stronę SYNA PREZESA) Na, masz! Nie chciał pić. W dwójkę, na siłę, wlali mu w usta alkohol. BANDYTA I Ne boj si, detyno, i bilsze ne berysi za to. A teper ukikaj, gitczy synu. No, bud zdarow. Wsiedli do auta i odjechali. CIĘCIE NA: PLENER. ŁÓDŹ NA JEZIORZE. DZIEŃ. KAZIO, BASIA, CÓRKA KRYSIA, SYN Na jeziorze niedaleko brzegu kołysze się jacht kabinowy. Na pokładzie, z wędką w ręku, stoi ochroniarz Prezesa– Kazio. Obok niego na leżaku siedzi ładna kobieta około czterdziestki – 99 żona Basia, i śmiała 17-nastolatka – córka Krysia. Kazio wyciąga ładną rybę. Pokazuje rybę. Cieszy się. KAZIO No to obiadek już jest. BASIA A gdzie to ja ją przyrządzę w tej dziupelce? KAZIO To nie dziupelka a kambuz. CÓRKA A mama to nie mama, tylko kuk. Tata pochwalił. KAZIO (w stronę CÓRKI) Dobrze, majteczku, a gdzie bosman? CÓRKA Bosman śpi, jak zwykle. KAZIO (w stronę BASI) Trzeba je wypatroszyć, oskrobać, nasolić, obłożyć cebulą, zalać octem... BASIA Wspaniale, i kto to zrobi? KAZIO Myślę, że załoga, bo ja muszę żeglować. Córka wtrąciła się. 100 CÓRKA O, wielki mi kapitan. Taka łupinka. KAZIO Nie łupinka, tylko przyzwoity jachcik kabinowy. Żona wtrąciła. BASIA Za takie pieniądze, córeczko, to na Morzu Śródziemnym mielibyśmy jacht z robolem. Ojciec miał wątpliwości. KAZIO Eee! BASIA O masz, bezczelni, zostawili ofertę. My płacimy osiem stów za dobę, to jest dwieście zielonych, a w Tunezji 150 zielonych biorą za dobę za łódkę z wyżywieniem. KAZIO Tak jest i gdzieś cię po drodze napadną i porwą. . O, już widać świętą Lipkę. Cumujemy przy tym cypelku. Żona poprosiła. BASIA Podpłyń do ośrodka. KAZIO Nie, jak włóczęga, to włóczęga. BASIA A ja mam włóczęgi dość i idę z dziećmi do cywilizacji. 101 Mąż spytał z niedowierzaniem. KAZIO Poważnie? BASIA A jakże. Wykąpiemy się, zjemy jak ludzie i wyśpimy się bez komarów. Zeszła pod pokład i wyszła z torbą i 5-letnim zaspanym chłopczykiem. CÓRKA Mamo, może ja zostanę z tatą? BASIA Nie. Jak chce żyć jak Robinson, to niech żyje. A Piętaszek był chłopakiem. Córka zachichotała. CÓRKA Miał też Robinson kozy. KAZIO (w stronę ZONY) Ty, koza, kiedy wrócicie? BASIA Nie wiem, wpierw zwiedzimy kościół, a potem poszukamy mieszkania i nie spodziewaj się nas wcześniej jak koło południa. KAZIO Idźcie od razu do dawnego domu wypoczynkowego, może jest tam jakiś znajomy. To niedaleko. Dobił do brzegu. Pożegnał się czule z rodziną. CIĘCIE NA: 102 WNĘTRZE. RECEPCJA. DZIEŃ. BASIA, CÓRKA, SYN, MIECIO, RECEPCJONISTKA W recepcji przyzwoitego hotelu recepcjonistka przekonywała: RECEPCJONISTKA Proszę panią, ja wszystko rozumiem, ale to jest ośrodek Straży Granicznej i nic nie mogę poradzić. Nagle rozległo się nad uchem Basi. MIECIO Co ty tu robisz? Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła przed sobą przystojnego majora. Wrzasnęła uradowana. BASIA Miecio! A ty.. MIECIO No, to ja jestem szefem tego bardaczku. Chodź do mnie. To Krysia? (stronę Krysi). Pewnie wiesz, byłem na twoich chrzcinach. Czekaj, ty teraz będziesz miała z piętnaście lat. CÓRKA Nie, siedemnaście. MIECIO (w stronę Basi) A ten to ile? BASIA Pięć, albo co? 103 MIECIO A gdzie twórca tych piękności? BASIA Jak już - to współtwórca. MIECIO No wchodźcie. Jesteście głodni? Zaraz załatwię, poczekaj chwilę. Major wyszedł. Po jego wyjściu córka zapytała. CÓRKA Kto to jest? BASIA To kuzyn taty. CÓRKA To nasz krewny? BASIA A jakże. Zobaczysz, pewnie zapomniał, jak ja mam na imię. Major wrócił. MIECIO No, zaraz będzie co nieco, a teraz opowiadaj. Gdzież on jest? BASIA Wybraliśmy się na włóczęgę jachtem i ja mam chwilowo dość, a on został przy łódce koło świętej Lipki. MIECIO To nie wiedział, że ja tu jestem? 104 BASIA A ty wiesz, jak ja mam na imię? MIECIO Na pewno Zosia. BASIA Pudło. Roześmiali się. MIECIO Basia. To macie trochę grosza, dzięki Bogu. BASIA No, nie narzekamy, ale ten jacht to za pieniądze firmy, w której pracuje. MIECIO Ty, Basiu, ty wiesz co? Ja pójdę po niego, a wam dam apartamencik. Wyśpijcie się, a mu pobalujemy. BASIA Jak ty go znajdziesz? MIECIO Nie bój nic, my się znajdziemy. Jak się nazywa wasz krążownik? BASIA „Matka Giżycko”. Aleś ty narwany, przecież już robi się ciemno. MIECIO Spoko. Ja tu mam takie cudo z Bundes, że wszędzie wlezie i wszystko widzi. BASIA A płaczecie, że nie macie sprzętu. 105 MIECIO Bo nie mamy. To jest na testowaniu, więc testuję takie różne. No to kończcie i marsz do apartamentu generalskiego. Chyba żaden już dziś nie przyjedzie. No, chodźcie, zaprowadzę was. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. APARTAMENT W OŚRODKU. DZIEŃ. BASIA, CÓRKA, SYN, MIECIO Weszli do apartamentu. Córce wyrwało się. CÓRKA Jak tu ładnie! Major nagle warknął, nie wiadomo czemu zły. MIECIO Co chcesz, weszliśmy do NATO. Dobrej nocy damom. Jakby co, to tylko telefon i będzie wszystko (w stronę CHŁOPCA) No, żołnierzu, pilnuj domu. Strzelił obcasami i wyszedł. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. BIURO MAJORA W HOTELU. WIECZÓR. MIECIO, CHORĄŻY MAREK, SIERŻANT SZMIDT, KIEROWCA Major poszedł do swojego biura. Podniósł słuchawkę. MIECIO Wyprowadź volksa terenowego, zatankuj! Zawiadom chorążego Marka i sierżanta Szmidta, by stawili się u mnie natychmiast z bronią. 106 Rzucił słuchawkę i zaczął się przebierać. Kończył dopinać pas, kiedy rozległo się pukanie. MIECIO Wejść! Weszło dwóch uzbrojonych: chorąży i sierżant. Chorąży zaczął meldować. CHORĄŻY Chorąży… Major przerwał. MAJOR Dobra. To nie jest akcja. Prywatnie jedziemy. CHORĄŻY Tak jest! Usłyszeli warkot samochodu. Wszedł kierowca. MIECIO No to do wozu! Major odesłał kierowcę. MIECIO Zjeżdżaj spać! Ruszyli w stronę drzwi. CIĘCIE NA: PLENER. LEŚNA DROGA. WNĘTRZE SAMOCHODU. WIECZÓR. MIECIO, SIERŻANT, CHORĄŻY Major sam prowadzi terenowego volkswagena. 107 MIECIO Słuchajcie, mój kuzyn wybrał się z rodziną na włóczęgę jachtem i rodzina przyszła do mnie, a on cumuje na cyplu za Świętą Lipką. Chorąży wtrącił się. CHORĄŻY Oszalał? MIECIO No właśnie. To taki chojrak z desantu. Sierżant uzupełnił. SIERŻANT A tu noc ciemna, jak znalazł dla tych z Giżycka. Szkoda, że nie wzięliśmy Misia. Major uspokoił. MIECIO E tam. Jeszcze by kogo zeżarł. (w stronę CHORĄŻEGO) No, już cypel. Świeć szperaczem. CIĘCIE NA: PLENER. POLANKA PRZY BRZEGU. JACHT. NOC. MIECIO, CHORĄŻY, SIERŻANT. KAZIO. GRUPA NAPASTNIKÓW Ostre światło oświetliło zakotwiczony jacht i niesamowitą scenę. Ze trzy postacie kopały jakiś kształt w namiocie, a kilka innych rabowało, co było pod ręką. Stanęli oślepieni. Major rozkazał spokojnie. MIECIO O kurwa! W nich, Szmidt, świeć! 108 Major z chorążym wyskoczyli z auta. MIECIO Ognia w górę. Walnęła seria. Bandyci z tobołami rzucili się do ucieczki. Major z chorążym podeszli do namiotu i wyciągnęli nieprzytomnego, zakrwawionego ochroniarza Kazia. To był kuzyn majora. Major rozkazał. MIECIO Nosze! Po chwili nieśli rannego do auta. MIECIO Wy dwaj zostaniecie tutaj. Ja go zawiozę do Kętrzyna, a wy w tym czasie wezwijcie radiem policję. No, jadę. Major wsiadł do auta. Zaczął łączyć się przez radio ze szpitalem. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. SALA SZPITALNA. NOC. MIECIO, OCHRONIARZ, ORDYNATOR W szpitalu pobity otworzył oczy. Roześmiał się. KAZIO Mieciu, to ty? Zaniepokoił się. KAZIO Gdzie Basia? Gdzie dzieci? MIECIO U mnie. Siedzieli tu przy tobie, a teraz poszli się przespać, bo padali. 109 Podszedł do nich elegancki lekarz z plakietką „Ordynator”. KAZIO O, pan doktor. Ordynator z wprawą badał chorego, żartując. ORDYNATOR Ależ pan ma czaszkę, jak jakiś murzyn. Dziw, że nie pękła. No, pobicie ciężkie, ale dzięki najwyższemu to, co najważniejsze, całe. KAZIO To znaczy, co całe? ORDYNATOR Oczywiście głowa, podroby. KAZIO Kiedy mogę wyjść? ORDYNATOR Coś pan taki narwany? Czy oni wszyscy z desantu takie twardziele, majorze? MIECIO A no, co robić, tacy są. ORDYNATOR (w stronę KAZIA) Panie, pan ma wstrząśnienie mózgu i jest pan ciężko pobity. Sześć tygodni jak nic. Zaraz panu podamy coś na sen, bo je pan tymi sznureczkami. Wskazał na kroplówkę. ORDYNATOR 110 (w stronę MIECIA) Niech go pan nie męczy. Na razie. Ordynator wyszedł. Pobity poprosił. KAZIO Mietek, zabierz mnie stąd. MIECIO Wariat. Słyszałeś, co powiedział. KAZIO Słyszałem, na słuch mi się nie rzuciło, ale on ma mojego roleksa na ręce. Major zbaraniał. MIECIO. Pieprzysz. KAZIO Nie, to mój roleks. Mam poza tym w pamięci numer, a papiery w domu. Major myślał chwilę i zaczął się łączyć przez komórkę. MIECIO Tak. Niech natychmiast do szpitala przyjadą chorąży z sierżantem. Natychmiast. KAZIO Co kombinujesz? MIECIO Zostawię moich chłopaków przy tobie, a sam pojadę do sztabu, niech Olsztyn przyśle po ciebie helikopter. 111 KAZIO Nie dadzą. MIECIO Dadzą, dadzą. Po pierwsze jesteś rencista wojskowy, po drugie - jak się da, to dadzą, a po trzecie - ja też coś znaczę. Potem skoczę do półchłopków. Chory zdziwił się. KAZIO Jakich znowu półchłopków? Major roześmiał się. MIECIO No, UOP-ków. I pomyślimy, co zrobić z ordynatorkiem. Coś mi się wydaje, że to nie on rabuje, ale jego synek. No, ale teraz cicho, bo możesz nie dożyć do jutra. Albo wiesz, ja nie będę po tych z UOP-u chodził. Ja ściągnę takiego jednego tutaj. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. TA SAMA SALA SZPITALNA. DZIEŃ. KAZIO, MIECIO, SIERŻANT, ORDYNATOR, CYWIL (PRACOWNIK UOP) Przy łóżku pobitego zrobił się tłok. Trzech wojskowych – MAJOR MIECIO, CHORĄŻY, SIERŻANT i jakiś cywilny wymoczek. MIECIO (w stronę SIERŻANTA) Zamknij drzwi! MIECIO (w stronę CYWILA) A ty słuchaj! Ja nie mówię, że ordynator to rozbójnik, ale mówię, że ma zegarek mojego kuzyna, a wszyscy wiedzą, że jego chłopak, chłopak komendanta policji i tej szychy z Warszawy chodzą razem, i koło nich śmierdzi. Masz okazję – albo 112 wpadniesz w gówno albo na top. Wymoczkowaty chwilę milczał. CYWIL No. CYWIL (w stronę pobitego) Niech pan napisze na kartce numer zegarka, markę i datę kupna. Niech pan pisze własnoręcznie. Pobity nabazgrał coś na kartce. UOP-ek przeczytał, złożył kartkę, skleił i przyłożył pieczątkę. Zwrócił się do żołnierzy. CYWIL A teraz wy podpiszcie i przypieczętujcie. Wykonali o co prosił. CYWIL Otwórzcie drzwi i czekamy. Nie czekali długo. Gnany ciekawością ordynator wpadł zbadać chorego. CYWIL Ma pan piękny zegarek, panie ordynatorze. Lekarz rozpromienił się. ORDYNATOR A tak, to roleks, dostałem go wczoraj na imieniny od syna. CYWIL A zna pan jego numer? ORDYNATOR Nie, nie zapamiętałem. 113 Cywil indagował uparcie. CYWIL Może go pan pokazać? Ordynator rozeźlił się. ORDYNATOR A cóż pana, do cholery, obchodzi mój zegarek? CYWIL Obchodzi. Kapitan Żmigród, Urząd Ochrony Państwa. A oto moja legitymacja! Machnął elegancką, skórzaną legitymacją. CYWIL Proszę o zegarek. Ordynator rozeźlił się nie na żarty. ORDYNATOR Panie, pan oszalał… W tym momencie, niespodziewanie, szybki jak błyskawica UOP-owiec zerwał z ręki lekarza zegarek. Spojrzał na wieczko i rozkazał. CYWIL Aresztować go! Chorąży z sierżantem sprawnie złapali lekarza pod ręce. Lekarz zaczął wrzeszczeć jak szalony. Major wrzasnął na Ordynatora. MIECIO Stul pysk! Lekarz zamilkł. 114 CIĘCIE NA: WNĘTRZE. GABINET PREZESA. WIECZÓR. HENIO, ZBYSZEK GNOJEK W gabinecie Henio z Gnojkiem oglądali telewizję. Na ekranie banda chłopów walczyła z policją. Padły strzały. Podekscytowana dziennikarka nadawała: DZIENNIKARKA I tak padły strzały gumowymi pociskami w stronę protestujących rolników. Za nią w tle chłopi wywlekli z auta faceta próbującego złamać blokadę. Facet dostał parę ciosów ręką i nogą. Dochodzi do brutalnych starć. NASTĘPNY OBRAZ Przed pałacem prezydenckim Trądziarz w otoczeniu tłumu małoletnich reporterów. Trądziarz udziela wywiadu. DZIENNIKARKA (w stronę TRĄDZIARZA) I co dalej, panie przewodniczący? TRĄDZIARZ Padły strzały, polała się krew. Właśnie to jest tragedia. Chłopscy synowie strzelają do swoich ojców i braci. Za nędzne srebrniki przelali krew bratnią, ale niech pamiętają, my mamy ich buźki sfotografowane, sfilmowane i oni odpowiedzą za to tak samo jak ci, co strzelali do górników na Wujku. DZIENNIKARKA No ale ktoś może powiedzieć, że strzelali, broniąc bitych ludzi. TRĄDZIARZ Proszę pani, pani jest młoda, to pani nie wie, co się robi z łamistrajkami. Chłopi bronią swych rodzin, swego życia, oni maja prawo poszarpać tam 115 kogoś. Przed wojną też była samoobrona chłopska. Jak przed zagrodą były wbite kosy na sztorc, to żaden komornik nie ośmielił się tam wejść, bo wejść wszedł, ale żywy nie wyszedł. DZIENNIKARKA I co dalej? TRĄDZIARZ Ano idziemy do prezydenta i niech on się opamięta, niech przerwie rządy tych złodziei, tych targowiczan, co złodziejsko wyprzedają Polskę, bo on tez może polecieć z tego pięknego pałacu. Reportaż przygotowała Agnieszka... Henio wyłączył telewizor. HENIO To twoja robota? ZBYSZEK Zła? HENIO Nie. Ale nie za ostro? ZBYSZEK A gdzież tam. Patrz na kasetę. Henio włączył wideo. Przed remizę strażacką zajechał elegancki wóz, z którego wyszedł Trądziarz. Otoczył go zwarty tłum byle jak ubranych ludzi. Buchnęło chóralne sto lat. Trądziarz wszedł na trybunę: TRĄDZIARZ Przyszedłem do was, by spojrzeć wam w oczy i przekonać się czy jesteście ze mną. 116 Tłum oszalał. „Tak, z tobą. Prowadź” – ryczała tłuszcza. Trądziarz uciszył tłum ręką. TRĄDZIARZ Jak jesteście ze mną, to słuchajcie. Ten złodziejski rząd chce was sprzedać. Zrobić z was dziadów. Parobków u obcych złodziei. Ale my się nie damy. Na razie będziemy blokować przejścia graniczne, jak nie, to ponownie pójdziemy na Warszawę i będziemy ich chłostać. Na gołą dupę i golić skórę jak kurwom sprzedajnym. Tłum zawył. Trądziarz delektował się owacją. W końcu uspokoiło się. TRĄDZIARZ No, chłopy, a może wy macie jakieś propozycje? Wykrzyknął chudy wyskrobek z wąsem. DEMONSTRANT Ja mam pytanie. TRĄDZIARZ No, słucham. DEMONSTRANT A nie można by było porozumieć się z robotnikami z Radomia? Bo widzi pan, panie przewodniczący, policja strzela do nas, robotnicy nie mają co jeść, my nie mamy gdzie sprzedać świń. To może by tak my im jedzenie, a oni nam broń. Henio zatrzymał obraz. HENIO Zbyszek, to twoja robota? ZBYSZEK 117 Nie, taki dobry to ja nie jestem. To samorodny dureń. Patrz dalej. Henio włączył wideo. Przez ulicę Warszawy leje się groźny tłum. W pierwszym szeregu, trzymając się pod ręce, idą Trądziarz w środku, a po bokach Dupcyngier, Ceberny, Głupi Gabryś, Ogrodnik, Dostojny, Nawiedzony PPS. Henio warknął. HENIO Ale menażeria, od katolika do alkoholika. ZBYSZEK Ale słuchaj. Do Trądziarza podbiegła młoda dziennikarka. DZIENNIKARKA II Panie przewodniczący, jak pan pogodził wszystkie postacie w tym proteście. TRĄDZIARZ Ja nikogo nie godziłem, ja bronię prawdy i sprawiedliwości. Oni doczepili się do naszej manifestacji. Jak będą przydatni, to dobrze, a jak nie, to na nich też się bat znajdzie. Henio przerywa. HENIO Co go tak ci dziennikarze otaczają? ZBYSZEK Heniu, on głupi nie jest. On wie, jak trafić do motłochu, i taki młody dziennikarz z takim wywiadem trafia od razu na top. A on kocha dziennikarzy. Dla każdego ma czas, jest miły i dowcipny, i młyn się kręci. Trafia to, co on mówi, a komentarza i tak tłum nie rozumie, bo mówią profesorsko-dziennikarskim bełkotem. Ale patrz dalej. 118 Na ekranie pojawił się Trądziarz na zielonej trybunie i przemawiał. TRĄDZIARZ Państwo ma miliardy i powinno nam dopłacać do żywności. (Tłum stęknął z aprobatą) Powinno nam dać tyle, byśmy godnie żyli, bo my produkujemy zdrową żywność. Nie taką, jak w Unii Europejskiej, gdzie świnie karmią gównem krowim. Powinni tak płacić, by każde gospodarstwo na wsi miało dochód minimum sto złotych dziennie, stary milion... Tłum oszalał. „Niech żyje Jerzy! Sto lat!” TRĄDZIARZ Cicho! Ucichło jak w kościele. TRĄDZIARZ … i taki dochód powinien być za każdy dzień w roku, bo my nie mamy wolnych sobót czy niedziel. Zwierzyna musi jeść codziennie. (Sala oniemiała) Tak, takie będą nasze rządy. „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród” – zaintonował rotę Trądziarz i sala podjęła za nim rotę. Henio wyszeptał. HENIO Groza, groza! A elity nic. ZBYSZEK Ano nic, dwa miliony karnych głosów, ale zdaje się, że niedługo Prezes wróci z urlopu. HENIO I mnie się tak wydaje. 119 CIĘCIE NA: WNĘTRZE. STANDARDOWE MIESZKANIE. POKÓJ. ŚWIT. PREZES, HENIO Henia zbudził telefon. Leżał obok golutkiej cud dziewczyny. HENIO Tak, oczywiście. Odłożył słuchawkę i zerwał się jak sarenka. Pobiegł otwierać, po drodze włożył szlafrok. CIĘCIE NA: TO SAMO WNĘTRZE. PRZEDPOKÓJ. ŚWIT. PREZES, HENIO Henio powitał stojącego w drzwiach Prezesa. HENIO Wszelki duch Pana Boga, aleś mnie zaskoczył. Henio pomógł wnieść elegancki skórzany neseser podróżny. HENIO Wchodź, rozgość się. Jak się kapnąłeś, że tu jestem? PREZES Przecież wczoraj był wtorek. HENIO Ależ ty masz pamięć. Tak jest, wtorek, dzień małolatek. PREZES A jest? Henio potwierdził. HENIO 120 Jest. Chcesz zobaczyć? PREZES Nie teraz. Teraz wezmę prysznic. HENIO W porządku, a ja zrobię coś na ząb. CIĘCIE NA: WNĘTRZE TO SAMO. ŚWIT. KUCHNIA. Po chwili siedzieli przy stole. PREZES Mówię ci, Heniu, te jajka to są jajka, a nie to amerykańskie gówno. (Delektuje się jedzeniem.) Ale coś za bardzo przestraszyli małolatka. Ty nic nie wiesz? HENIO Nie. I nawet twoja nie dzwoniła do mnie. PREZES Ale za to dzwoniła do mnie i mówi, że siedzi zamknięty w pokoju i pije jak głupi. Henio zmartwił się. HENIO No, będzie zła na mnie. PREZES Ona mądra kobieta i zrozumie, że lepiej mieć głupa jak trupa. (chwilę je w milczeniu) A co z naszymi chłopakami? Są raporty? Henio wręczył mu dyskietkę. 121 HENIO Tak, tu masz. Ale teraz chyba się prześpisz. Henio mrugnął okiem. PREZES A warto? HENIO Warto, pracowita dziewiętnastolatka Ale najpierw ją uprzedzę. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. PRACOWNIA PREZESA. PREZES, HENIO, ZBYSZEK GNOJEK W tajnej pracowni Prezesa siedzieli Prezes, Henio i Gnojek. Oglądając telewizję, rozmawiają. PREZES To straszne. Z raportów wynika, że w tym średniej wielkości kraju najuczciwsi są ubeki, milicjanty i armia. Koszmar. Henio uzupełnił. HENIO No i biedne, tyrające średniaki. PREZES Ty wiesz, ja w tej Ameryce czytałem pamiętniki von Papena To taki jeszcze kajzerowski mąż stanu. Henio wtrącił z przekąsem. HENIO Dziękuję za oświecenie. PREZES O, przepraszam cię, ty wiesz, ja tak z rozpędu, bo ci nasi durnie to nic nie wiedzą. 122 Henio uśmiechnął się. HENIO Przyjąłem przeprosiny. I co z tym von Papenem? PREZES Więc on w pamiętnikach pisze, że niemiecka elita, ta kajzerowska, światła, nie miała na tego chama Hitlera żadnego sposobu. Oni uważali, że z takimi poglądami to Adolf splajtuje politycznie. Że jego poglądy są tak oczywiście idiotyczne, iż każdy jako tako myślący człowiek je odrzuci, że to margines. I patrz co się stało. Trzeba było morza krwi, by utopić tego potwora. Ale ja nie jestem von Papen, ja tego potwora oswoję. Na ekranie telewizora Trądziarz w eleganckim, jasnym garniturku i w kowbojskim kapeluszu nieudolnie galopował na koniu. Po czym stanął przed kamerą i wyrąbał: TRĄDZIARZ Tak, my nie zgadzamy się z przemysłowym tuczem świń! To jest holokaust Świń! To jak Oświęcim! My popieramy drobnych farmerów amerykańskich. Prezes zatrzymał obraz. PREZES (w stronę ZBYSZKA) Tyś to wymyślił? Gnojek wzburzył się. ZBYSZEK Za kogo mnie masz. Ten polish joke wymyślił on sam. Prezes uruchomił obraz. Na ekranie pojawiły się świnie w korytarzach z metalu, a między nimi kręcili się ludzie z metalowymi, błyszczącymi prętami. Nie bili nimi świń, tylko delikatnie dotykali po zadkach. PREZES Zbyszek, co ci faceci mają w rękach? 123 HENIO To metalowe? PREZES Tak. HENIO To są poganiacze elektryczne. Pastuchy elektryczne. Prezes wykrzyknął. PREZES Mam, mam! Prąd! Prądem go! CIĘCIE NA: WNĘTRZE. MIESZKANIE. TRĄDZIARZ, OCHRONIARZ I, OCHRONIARZ II, OCHRONIARZ III, OCHRONIARZ IV W eleganckiej, obszernej sypialni leżał na podłodze spętany jak świnia Trądziarz. W pokoju było czterech rosłych mężczyzn w kominiarkach. Ochroniarz I siedział wygodnie rozparty w fotelu. Wokół stało trzech. Ochroniarz II trzymał w rękach przyrząd do poganiania świń. Tradziarz leżał w ogromnej kałuży, miał zakneblowane usta, tylko oszalałe ze strachu oczy latały jak u pajacyka. OCHRONIARZ I (w stronę TRĄDZIARZA) Słuchaj tu są twoje kwity z banku. Tu są twoje wytyczne w tym skoroszycie. Kwity zabieram, wytyczne zostawiam. Wybieraj. Na pożegnanie dam ci jeszcze coś na pamiątkę. (w stronę OCHRONIARZA II) Daj mu makra. 124 Zamaskowany przekręcił coś w małej skrzyneczce, którą miał zawieszoną na ramieniu i przytknął koniec poganiacza do tyłka Trądziarzowi. Trądziarz zawył i zemdlał. OCHRONIARZ I No to chodźmy! OCHRONIARZ III Rozwiązać go? OCHRONIARZ I Nie, niech go tak znajdą. OCHRONIARZ III A nie zdechnie? OCHRONIARZ I Nie, to zdrowe bydlę. CIĘCIE NA: TO SAMO WNĘTRZE. TRĄDZIARZ, ZBYSZEK GNOJEK, EDZIO Trądziarz leżał na łóżku. Obok siedział Zbyszek Gnojek. Na krześle siedział Henio. TRĄDZIARZ Mówię ci Zbyszek, tak mi zrobili! Jak świnię prądem! Co zrobić? Podać do prasy, zgłosić zamach na policję, wziąć ochroniarzy? Radź. Gnojek chwilę milczał. ZBYSZEK Wziąć ochroniarzy można, nie zawadzi. Nawet mam takich na oku. Zgłosić prasie i policji to głupota. Węzmą cię na języki i obśmieją, że trzymają cię jak świnię. Nie, odpada. A próbowałeś zaglądnąć w te papiery, co ci zostawili? Trądziarz zawył. 125 TRĄDZIARZ Ja? Ja w te papiery? Ja tych bandytów wytłukę! O, muszę się wyszczać. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Po chwili z łazienki rozległ się przerażający wrzask. Gnojek wpadł do łazienki i zobaczył klęczącego obok sedesu Trądziarza, który wył: TRĄDZIARZ Prąd! Prąd mnie potelepał! Gnojek go podniósł i zaprowadził do łóżka. Podszedł do drzwi, otworzył. Rzucił do kogoś za drzwiami. ZBYSZEK Chodź! Do pokoju wszedł Edek. HENIO Sprawdź łazienkę czy nie ma tam jakiegoś przebicia prądu. Pana przewodniczącego poraziło jak sikał. Edek krzątał się chwilę w łazience. Wyszedł i zameldował. EDZIO Nic nie ma! HENIO No to dalej pilnuj drzwi. Ochroniarz wyszedł. Trądziarz zdenerwował się. TRĄDZIARZ Kurwa, niemożliwe, znam się trochę na prądzie. (w stronę ZBYSZKA) Chodź ze mną. CIĘCIE NA: 126 WNĘTRZE. ŁAZIENKA. TRĄDZIARZ, ZBYSZEK Weszli razem do łazienki. Trądziarz rozkazał. TRĄDZIARZ Szczyj! ZBYSZEK Nie chce mi się. TRĄDZIARZ No, chociaż trochę! Gnojek nadął się i siknął. TRĄDZIARZ I co? ZBYSZEK I nic. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. GABINET PREZESA. PREZES, HENIO W telewizorze Trądziarz w zielonkawym garniturku przemawiał: TRĄDZIARZ Ten złodziejski rząd musi znaleźć środki, żebyśmy my, przedstawiciele chłopów, siedzieli tu w Brukseli i patrzyli na ręce tym aferzystom. Żeby te euro trafiało do chłopów na polską wieś, a nie do jakichś tam banków złodziejskich, tylko naszych, do których mamy zaufanie. Przed telewizorem siedział Prezes i Henio. 127 PREZES No to francuza, Heniu, za zwycięstwo? Henio zaprotestował. HENIO O nie, po szklance „belwedera”. PREZES Masz rację. Po szklance i po schabowym. Wstał, podszedł do barku i przyniósł dwie szklanki wódki. Wzniósł toast. PREZES Za zwycięstwo! Stuknęli się i wypili. CIĘCIE NA: WNĘTRZE. SALA KONFERENCYJNA. DZIEŃ. TRĄDZIARZ, ZBYSZEK. DZIENNIKARZE Konferencja prasowa. Na scenie mównica, za którą stoi Trądziarz. Rzędy krzeseł. Trądziarz tokuje. TRĄDZIARZ Będziemy sprawdzać każdy urząd, każdą prywatyzację, będziemy żądać wyroków na każdego, będziemy bić… Siedzący w pierwszym rzędzie Zbyszek Gnojek uchyla pazuchę i pokazuje przyrząd do poganiania świń. Trądziarz to zauważa. Milknie na chwilę, chrząka i kontynuuje. TRĄDZIARZ Ale że jesteśmy w demokracji, tak, w demokracji, to ta demokracja demokratycznie sądzić będzie Balcerowiczów i innych aferałów… 128 CIĘCIE NA: Po paru latach WNĘTRZE. MIESZKANIE. POKÓJ. WIECZÓR. PREZES, TRĄDZIARZ, ZBYSZEK GNOJEK, MECENAS NIEZŁOMNY, PROKURATOR, WALACH SENIOR W mieszkaniu na rozbebeszonym łóżku leży facet z wypiętym gołym tyłkiem. Nad nim stoi postarzały Trądziarz, za nim postarzały Gnojek, mecenas Niezłomny, prokurator KatNieskazitelny, Walach Senior. Trądziarz uśmiechnięty, trzyma w ręku przyrząd do poganiania świń. TRĄDZIARZ No to prądzikiem. Dotyka przyrządem goły tyłek. Rozlega się straszliwe wycie. Związany pręży się i widzimy zakneblowanego PREZESA z oczami wychodzącymi z orbit. Smiejący się głos Trądziarza. GŁOS TRĄDZIARZA No Prezesuniu! Teraz numery kont, albo zawyjesz się na śmierć. KONIEC 129