Wielka wsypa 2-scenariusz

Transkrypt

Wielka wsypa 2-scenariusz
Scenariusz filmu fabularnego pt.:
WIELKA WSYPA 2
Na podstawie opowiadania Czesława Magnowskiego „Trądziarz”
Czesław „Cynio” Magnowski
Katowice, 2004
1
WNĘTRZE. GABINET W WILLI PREZESA. WIECZÓR. PREZES, DOSTOJNY
PREZES (gospodarz – 50—latek, dostojny, elegancko ubrany mężczyzna) włączył ogromny
telewizor i sam zaczął celebrować mieszanie trunków. DOSTOJNY - nie mniej dostojny, siwy
z brodą, rozparł się wygodnie w fotelu i od niechcenia spojrzał na ogromny ekran. Na ekranie
oszalała tłuszcza walczyła z policją. Prezes podał trunek. Chwilę popijali w milczeniu. Na
ekranie miotał się tęgi cham. Prezes zatrzymał obraz.
PREZES
I co powiesz?
DOSTOJNY
Masz ładny ten stolik. Chyba niedawno go kupiłeś.
PREZES
A tak. Wygrzebała go skądś Gosia.
DOSTOJNY
XVII wiek, Gdańsk. Taki u nas stał w domu.
Gospodarz spytał z zainteresowaniem.
PREZES
Okradli cię? Kiedy?
Gość odpowiedział mentorskim tonem.
DOSTOJNY
W trzydziestym dziewiątym. Sprawiedliwość dziejowa!
PREZES
A gówno mnie obchodzi stolik i sprawiedliwość dziejowa!
2
Gość zmarszczył brwi, rzucił się do przodu, jakby miał wybuchnąć, ale w ułamku sekundy
uspokoił się, łyknął ze szklanki i obojętnie odpowiedział.
DOSTOJNY
A skąd masz to nagranie? W „telewizorni” tego nie było.
PREZES
Taki jeden mi dał. Ale do rzeczy. Co o nim sądzisz?
Gość bystro strzelił oczami w gospodarza i bez zastanowienia, z aktorską swadą przemówił.
DOSTOJNY
Niewątpliwie ten trybun ludu, aczkolwiek w nie wyważonych słowach
podaje słuszne racje najbiedniejszych rolników, nad których dolą
myślący i wrażliwy polityk musi się pochylić, a nie jak ci obecnie rządzący...
Prezes przerwał brutalnie rozmówcy.
PREZES
Co ty pieprzysz? Przecież nie wiesz, co on mówi.
Wyłączyłem głos. Co, w sejmie jesteś?
Dostojny wrzasnął i wstał z fotela.
DOSTOJNY
No, tego już za dużo. Takim tonem rozmawiać nie będziemy!
Gospodarz drwiąco spojrzał na gościa.
PREZES
A idź w diabły do swego prezesostwa,
tylko nie wiem, jak długo będziesz tam siedział?
Gość chwilę stał niezdecydowany, w końcu wrócił na fotel. Prezes zaczął.
3
PREZES
No?
Gość wolno w przestrzeń cedził słowa.
DOSTOJNY
Cham głupi, ale ma w sobie siłę. Może być niesterowalny.
Prezes pochwalił.
PREZES
No, zaskoczyłeś. Trzeba, żebyś go poparł.
DOSTOJNY
Ja? Po co?
Prezes zaczął kusić.
PREZES
Powiem ci brutalnie i nie unoś się. Znaczyć, to ty faktycznie niewiele znaczysz,
ale jesteś jakimś tam symbolem i poglądy wyznajesz tak samo idiotyczne, jak
ten głupek. Spokojnie, posłuchaj do końca. Wysadzili cię z siodła, mówię ci
uspokój się, a ciebie zżera chęć bycia wciąż na górze. Dlatego słuchaj. Tu idzie
o grubszy szmal. Europa już dała na banki, przemysł, górnictwo, i już na
tej forsie siedzą inni. Zostało rolnictwo i na nie dadzą ciężki szmal. I my na
tym szmalu musimy siąść. Dlatego jesteś jak znalazł. Dostojny, niesprzedajny,
zasłużony. No, zgoda? Na dużym koniu wrócisz do polityki.
DOSTOJNY
Muszę się zastanowić.
PREZES
Dobrze, zastanawiaj się. A może przyjedziesz do mnie „pogrilować” w sobotę?
DOSTOJNY
No wiesz, na Mazury to kawał drogi, a ja mam pracy...
4
PREZES
Praca nie zając…
Gospodarz nacisnął przycisk na biurku. Odezwał się miły kobiecy głos.
GŁOS
Słucham.
PREZES
Zamów auto na piątek wieczorem dla pana prezesa.
GŁOS
Na którą?
Gospodarz pytająco spojrzał na gościa.
DOSTOJNY
Niech będzie na dziewiętnastą.
PREZES
Słyszała pani? Na dziewiętnastą. Pod domem prezesa.
Gospodarz wyszedł zza biurka, wziął gościa pod rękę i poprowadził do drzwi.
PREZES
Przyjedziesz, odpoczniesz, poznasz paru ludzi, a zresztą
prawie wszystkich znasz. I porozmawiamy sobie w spokoju.
Tylko to między nami, rozumiesz?
Dostojny uśmiechnął się i teatralnie wyszeptał.
DOSTOJNY
Konspira?
5
Roześmiali się obaj.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. TEN SAM GABINET. WIECZÓR. PREZES
Prezes wrócił do biurka. Pomanipulował guzikami. Z lewej strony uniosła się część blatu.
Wyjął stare notesy telefoniczne i zaczął je przeglądać. Wreszcie coś znalazł i zapisał parę
słów na osobnej kartce. Znowu coś przycisnął i wieko opadło.
PREZES
Pani Gosiu, proszę mnie połączyć z numerem 158 30 30.
Po chwili odezwał się telefon. Podniósł słuchawkę.
PREZES
Mówi Roman. Mogę ze Zbyszkiem? (słucha). A, taty nie ma? To z mamą
mogę rozmawiać? (słucha) Dobrze, czekam (słucha) Cześć Klarko, mówi
Romek (słucha) No, tak zeszło, to tu, to tam... (słucha) Nie, nie, chciałem
tylko rozmawiać ze Zbyszkiem (słucha). Co ty powiesz? Wypieprzyłaś go?
I co on teraz robi? (słucha) O kurwa! A masz do niego numer?
(słucha, zapisuje na kartce) No to cześć. Skontaktuję się z tobą.
Prezes odkłada słuchawkę i osobiście wykręca numer telefonu.
PREZES
Mogę rozmawiać ze Zbyszkiem Gnojkiem? (słucha) To ty? Ależ masz głos
(słucha). O, chorujesz (słucha). Zbyszek, nie mam czasu. Kiedy kończysz
(słucha). O szóstej? (słucha). No to ja będę po ciebie o szóstej. Czekaj na mnie.
Pomanipulował palcami na biurku.
PREZES
Pani Gosiu, proszę powiedzieć mojej żonie, że nie będę dzisiaj w domu,
6
a Stasiu niech mi przyprowadzi skodę (słucha). Tak, tak. Zaraz wychodzę.
Prezes wszedł w jakieś drzwi i po chwili wyszedł stamtąd starszy, siwy, skromnie ubrany pan.
CIĘCIE NA:
PLENER. WNĘTRZE SAMOCHODU. POPOŁUDNIE. PREZES, ZBYSZEK
Pod hurtownię zajechała dobrze utrzymana, acz leciwa skoda. Z auta wysiadł PREZES i po
chwili witał się Ze ZBYSZKIEM GNOJKIEM - 60-latkiem, też schludnie, lecz biedniutko
ubranym.
Prezes ciągnie opierającego się Zbyszka.
PREZES
No, siadaj, jedziemy do mnie.
Wsiedli do auta. Zbyszek spytał groźnie.
ZBYSZEK
Romek, nim ruszymy. Czego ty ode mnie chcesz?
PREZES
Chcę, żebyś coś dla mnie zrobił.
ZBYSZEK
Przecież coś tu śmierdzi. Ty, taki prezes, w takim autku,
i do mnie, do ciecia, masz interes?
Prezes pochwalił.
PREZES
Miałem rację. Ty jednak dużo wiesz o wszystkim. A nie mam interesu
do ciecia, tylko do redaktora, ba, czołowego redaktora pism rolniczych...
7
ZBYSZEK
Wypieprzonego na rentę...
PREZES
Ale z wiadomościami. Jedziesz?
Zbyszek zamyślił się.
ZBYSZEK
Co to ma być?
PREZES
Jedźmy, to ci opowiem.
Skoda ruszyła. Zajechali na „blokowisko”.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. KAWALERKA PREZESA. PRZEDPOKÓJ. KUCHNIA.DZIEŃ. PREZES
Weszli do przytulnego, standardowego mieszkania w bloku. Przeszli do kuchenki. Prezes
zaproponował.
PREZES
No to zobaczmy, co jest w lodóweczce. Zróbmy sobie bankiecik.
W lodówce było wszystko. Po chwili obaj krzątali się przy posiłku.
PREZES
No, Zbysiu, to kucharski, na smak, jeszcze w kuchni.
Zbyszkowi, z kieliszkiem w ręku pełnym wódki, oczy wyszły na wierzch. Przez chwilę
targały nim suche wymioty. Poszły mu łzy z oczu. Wreszcie przemógł się i jednym haustem
wypił, i szybciutko popił wodą.
ZBYSZEK
8
No, przeszło.
Prezes z uwagą popatrzył na kolegę.
PREZES
Ciebie tak często bierze?
ZBYSZEK
Nie. Tylko przy pierwszym. A zresztą jestem trochę przetrenowany.
Prezes zarządził.
PREZES
To nieśmy ten majdan do pokoju.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE TO SAMO. PRZYTULNY POKÓJ. WIECZÓR. PREZES, ZBYSZEK
GNOJEK
PREZES ze ZBYSZKIEM przy stole. ZBYSZEK jadł, jakby
miał kaca „głodomorka”.
Następna wódka przeszło całkiem gładko.
PREZES
Ty, kiedyśmy tak ostatnio balowali?
Zbyszek roześmiał się.
ZBYSZEK
Przy budowie huty „Katowice”. Wczesny Gierek. Otwierali
jakiś spust czy inne gówno. Ładny kawał czasu, ale wtedy
nie za swoje. Teraz też nie, bo za twoje.
Prezes odpowiedział śmiechem.
PREZES
Twoje, moje, mówmy nasze.
Zbyszek śmiejąc się.
9
ZBYSZEK
Tak jest, nasze. Całe życie chlałem za pieniądze tego narodu.
Prezes przestraszył się.
PREZES
Co ty? Spiłeś się?
ZBYSZEK
Nie, jeszcze wytrzymuję trzy ćwiartki. Ale tak myślę, że wszystkie sympozja,
narady, kursokonferencje, obozy, to jeden wielki jubel, i to w czasie,
kiedy człowiek ocierał się o kryminał, kombinując gorzałę na te przyjęcia.
Pamiętasz, zjadaliśmy tony herbatników, żeby zaksięgować wódkę.
Prezes roześmiał się.
PREZES
Tak. Nawet jeden z Zielonej Góry to wyrok dostał, bo oprócz tego,
że organizował te ochlaje, to jeszcze na boku kitrał dla siebie, a tego
partia nie cierpiała. I zresztą dobrze na tym wyszedł, bo robił w sejmie
za Witosa.
Nagle Prezes walnął pięścią w stół.
PREZES
Kurwa żesz jego mać! Złodziej pospolity Witosem!
W czterdziestomilionowym kraju w Europie.
ZBYSZEK
To mi się podoba, zawsze pryncypia. No, napijmy się.
Wypili. Prezes zaproponował.
PREZES
Słuchaj, a może by tak damy jakieś?
Zbyszek oponował.
10
ZBYSZEK
Eee... Dziś jestem raczej za gorzałą.
Prezes kusił.
PREZES
Nie bój się. O, mam tu ..
Prezes wyciągnął pojemnik z niebieskim lekiem. Zbyszek się zdziwił.
ZBYSZEK
Nosisz ze sobą?
PREZES
A jak. Ja jak żołnierz, broń przy sobie, a amunicja w kieszeni.
No to pod hujaka, niech stoi jak sosna!
Wypili. Prezes podpytywał.
PREZES
Ty, ty o tym Witosku to coś więcej wiesz?
Zbyszek spoważniał.
ZBYSZEK
Tadek, ja w tym zielonym burdlu pracowałem lata. Ja o nich
wiem wszystko. Ale to ma swoją cenę. Co chcesz wiedzieć?
PREZES
Wiesz Zbysiu, wszystko. Kto czyj wuja stryja brat. Kto z kim gdzie kupił
sprzedał. Kim była stryjeczna ciotki i tak dalej... A w zamian... Dam ci
dobrą robotę. Napiszesz książkę... O, napiszesz książkę pod tytułem
„Morfologia handlu ziemiopłodami w świetle transcendentalnych przemian
własnościowych”.
Zbyszek wybuchnął śmiechem.
11
ZBYSZEK
Przecież to bzdura. Kto za to zapłaci?
PREZES
Ja. A właściwie Wyższa Szkoła Zarządzania, Marketingu i Leasingu w Mszanie.
ZBYSZEK
W Mszanie? Tam nie ma żadnej uczelni, a może i żadnej szkoły.
PREZES
Jest. Organizuje ją moja fundacja. A umowa brzmi: sto złotych
za stronę maszynopisu i drugie sto na koszty uzyskania materiału.
ZBYSZEK
To za mało. A może inaczej. Ile stron?
PREZES
Sto stron. Czas – dwa miesiące. I dam ci jeszcze pięć tysięcy na reprezentację.
ZBYSZEK
A niech mi będzie Alojz....
PREZES
I jeszcze mieszkaj tu przez pół roku.
Zbyszek wytrzeszczył oczy. Wyjąkał.
ZBYSZEK
To jakaś pierdolona afera. A zaliczka?
Prezes wyjął książeczkę czekową.
PREZES
Masz tu czek na dwa i pół tysiąca.
ZBYSZEK
12
Wolę gotówkę.
PREZES
Tyle nie mam. Ale rano pójdziemy z tym do banku. Zgoda?
ZBYSZEK
Zgoda.
Przybili ręce.
ZBYSZEK
Ciągle mnie męczy ten bzdurny tytuł: „Morfologia handlu i jakieś tam duperele”.
PREZES
Zbysiu, a historia idei? A ilu już jest profesorów w PAN–ie.
Głupio brzmi, a jakie mądre? Świat się zachwyca. I Europa też.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. NOWOCZESNE BIURO PREZESA. DZIEŃ. PREZES, HENIO
PREZES przy biurku przeglądał pilnie papiery. Obok stoi księgowy HENIO, korpulentny
facet w sile wieku.
PREZES
To jest na dzisiaj, tak?
HENIO
Tak.
PREZES
Bez kopii?
HENIO
No pewnie.
13
Prezes wrzucił papiery do niszczarki.
PREZES
A jak wydruki w maszynach?
HENIO
Tam jest tak czysto jak w sraczu angielskim.
PREZES
Niech nie będzie za czysto. Zostaw trochę tym gównojadom z NIK-u.
Wynika z tego, że sto dużych baniek możemy skręcić bez szkody.
Księgowy prychnął lekceważąco.
HENIO
Pewnie. Pójdzie w inwestycje ekologiczne i kaleków.
Prezes roześmiał się.
PREZES
Nie wiedziałem, że jestem miłośnikiem zielonego. A tobie nic nie brakuje?
HENIO
Chyba własnej planety.
PREZES
Staraj się, a może będziemy ją mieli.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. TO SAMO BIURO. DZIEŃ. PREZES, DAREK WAŁACH
Odezwał się głośnik.
GŁOS
Pan Derk Łelcz do pana.
PREZES
Proś!
14
Do gabinetu wszedł sportowym krokiem Dariusz Wałach, wysportowany, młody okularnik,
ubrany jak z salonu Versace. Rozpromienił się i błysnął aparatem na bielutkich zębach.
DAREK
Hello!
Prezes się naburmuszył.
PREZES
Dzień dobry. Siadaj i powiedz co słychać.
Młodzian odezwał się nonszalancko.
DAREK
No więc w „International School Politic”...
Prezes syknął.
PREZES
Dość! Cicho!
Młodzian się spłoszył:
DAREK
O co ci chodzi? Przecież...
Prezes przerwał jeszcze cichszym głosem.
PREZES
Milcz. Przy ludziach to możesz być ze mną na ty. A w tym gabinecie to ja
jestem pan prezes, ty gnojku. Za moje dolary kształciłem cię w Ameryce, ty Dariuszu
Wałachu i chcę, byś więcej wiedział niż ja. Dlatego siedzisz na tym stanowisku.
DAREK
O, jak pan prezes sobie życzy. Nie muszę jednak siedzieć na łasce pana prezesa.
PREZES
Szczochu, musisz, bo cię zgnoję. Obsłuż się.
15
Prezes rzucił na biurko dyskietkę. Młodzian podszedł do komputera. Prezes rozwalony na
fotelu grzebał w nosie. Po chwili czerwony jak burak, już nie elegant, a flak, stanął przed
biurkiem.
DAREK
Słucham pana prezesa.
Prezes tryumfalnie spojrzał na pracownika. Mruknął.
PREZES
No, zmądrzał. Te wszystkie wasze techniki to jedno wielkie gówno. Ja idę do kiosku
i kupuję gazety. Lewica – kłapciuch jeden ma siedemset tysięcy egzemplarzy. Ja to liczę
ostrożnie razy trzy i mam dwa miliony sto głosów na lewicę pewnych. Cała prawica
ma tyle samo nakładu łącznie. Też razy trzy, to jest równowaga. Nie wiadoma to
Radio Maryja i czarna, ledwo piśmienna masa Trądziarza. Na Radio Maryja liczy
prawica i nikt tam nic nie zrobi. Zostaje Trądziarz. I ty masz mi powiedzieć, czy będzie
tych głosów milion, czy może, cholera, cztery, a to już może przesądzić wszystko.
DAREK
Pan prezes raczy przesadzać, przecież ludzie myślący...
PREZES
Nie przerywaj. Myślałem, że jesteś mądrzejszy. Czy ty nie widzisz, że od lewicy
do prawicy każdy żebrze o łaskę tego chama. Magister, Dupcyngier, Żeleźniak,
nawet Kłapciuch, który fizycznie na jego widok rzyga - łaszą się z lewej. A z
prawej to już jedna wielka pielgrzymka i włazidupstwo. Ty się zajmij tym jak
najszybciej. Wyślij swoich darmozjadów, niech mi zrobią badania. Rzetelne badania.
I chcę mieć prognozę co dwa tygodnie. No, idź już... A tak na marginesie, to
na twojej wizytówce widnieje Darc Walach i wszyscy, w przeważającej większości
rodacy czytają „Walach” a nie „Łelcz”. Serwus. I nie zapomnij, że w towarzystwie
jestem dla ciebie Romek.
DAREK
16
To pod co podciągnąć zlecenie, panie Prezesie?
PREZES
Przecież jesteśmy w maszynach rolniczych, w paszy, mięsie. Weź od którejś z tych
spółek. A najlepiej idź do Henia i coś wymyślcie. Badaj synek rynek. O, to jest to!
Prezes zaśmiał się.
CIĘCIE NA:
PLENER. PODJAZD PRZED WILLĄ PREZESA. DZIEŃ.
PREZES, KAZIO,
OCHRONIARZ II
Zajechali pod niezbyt okazałą, jak na nowe posiadłości, willę. Zza żywopłotu wyszedł
KAZIO, ochroniarz Prezesa, olbrzymi młodzian w roboczym stroju, z nożycami
ogrodniczymi w rękach i otworzył bramę.
PREZES
(w stronę KAZIA)
Kaziu, bądź rano jak zwykle.
Wszedł do willi. Drzwi otworzył mu drugi barczysty OCHRONIARZ II – ogrodnik.
PREZES
Pani u siebie?
OCHRONIARZ II
Nie, w kuchni.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. DZIEŃ. PREZES, PREZESOWA,
KUCHARKA RENATA, POKOJÓWKA STEFA
17
W nowoczesnej, obszernej, dobrze wyposażonej kuchni krzątały się trzy kobiety:
PREZESOWA – na oko zadbana czterdziestolatka, KUCHARKA – typ doktora
habilitowanego, POKOJÓWKA
Prezesowa ucieszyła się.
PREZESOWA
O, już jesteś. Chodźmy do stołu.
PREZES
Zjedzmy może na tarasie?
CIĘCIE NA:
TARAS
WILLI
PREZESA.
DZIEŃ.
PREZES,
PREZESOWA,
KUCHARKA,
POKOJÓWKA
PREZES z PREZESÓWĄ zasiedli na obszernym tarasie, z którego rozciągał się widok na
duży trawnik z gustownie rozrzuconymi kępami drzew i krzaków i zamknięty rzędami
szklarni.
Prezesowa poprosiła.
PREZESOWA
Przesiądź się.
PREZES
Dlaczego?
PREZESOWA
Bo razi mnie w oczy blask od cieplarni. Nie ochlapali ich jeszcze wapnem.
Kiedy je zlikwidujesz?
Prezes roześmiał się.
PREZES
Nigdy. Niektórzy myślą, że z tego żyjemy. Jesteśmy najbiedniejsi na tej uliczce.
18
Huknęły strzały. Prezesowa wybuchła.
PREZESOWA
Och, znowu polują! Te bydlaki strzelają do królików! Zrób coś z tym!
PREZES
A co mogę zrobić? Hodują sobie króliki, mają pozwolenie na broń.
Strzelają sobie, gówno to kogo obchodzi. Ale nie bój się, już niedługo.
Prezesowa zaciekawiona.
PREZESOWA
A co, a co? Ho, ho, ho, takie przedsiębiorstwo i splajtował? A czego?
PREZES
Bo był głupi i handlował z Rosją.
Przestraszyła się.
PREZESOWA
A my? Przecież też handlujemy z nimi.
PREZES
Ale nie tylko.
Przerwali rozmowę, bo weszły dwie panie z kuchni. Rozłożyły nakrycia, podały zupę, wyszły.
Pan Prezes nieufnie powąchał, potem skosztował.
PREZES
Co to jest?
PREZESOWA
„Zupa rybaków z Marsylii”.
Prezes się wściekł.
PREZES
19
A nie może być jakiś chłodnik albo barszcz?
PREZESOWA
I schabowy z kapuchą. Czy ty chcesz, żeby się kucharka obraziła i odeszła?
Jedz i chwal. Jej zazdroszczą mi koleżanki. Najlepsze przyjęcia mi robi.
Prezes szybko jadł zupę. Żona skrzywiła się.
PREZESOWA
Jesz jak fornal.
PREZES
A propos przyjęć. Zorganizuj w sobotę jakieś party charytatywne
i zrób tak, by to poszło w „telewizorni”.
PREZESOWA
Charytatywne? A z jakiej okazji?
PREZES
Nie wiem. Wymyśl coś. Jakieś sierotki z Litwy czy Ukrainy. Albo kaleki.
Tak jest, kaleki. I zrób tak, żeby było widać Dostojnego. A jeszcze lepiej,
żeby on współorganizował, wspierał i żeby poszła jego wypowiedź.
Prezesowa zainteresowała się.
PREZESOWA
Który to?
PREZES
No nie wiesz? Baba z brodą. No, ględzenie nocą.
PREZESOWA
Aaa! Hrabia.
PREZES
20
Oo, właśnie.
Prezesowa miała wątpliwości.
PREZESOWA
Może być trudno z telewizją, bo on teraz jakby wypadł.
PREZES
Właśnie ma być. Dlatego że wypadł. Po co utrzymujesz tę
nimfomankę? Niech się stara. Co na drugie?
PREZESOWA
Sola w papilotach.
PREZES
To dobre dla elektryka z Gdańska. Ja idę do Wróbelka.
PREZESOWA
Nie możesz. Bo się obrazi.
PREZES
No to powiedz, że źle się poczułem i każ zanieść mi do dziupli Wróbelka.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. PIWNICA W WILLI PREZESA. SHODY. PREZES
Prezes zszedł do piwnicy i otworzył masywne drzwi.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE.
SŁUŻBÓWKA.
PREZES,
WRÓBELEK,
POKOJÓWKA STEFA,
KUCHARZ
Pomieszczenie bez okien przypominające dobrze wyposażone stanowisko dowodzenia. Na
ścianach ekrany monitorujące ogród i wszystkie pomieszczenia willi, oprócz prywatnych
21
pokoi Prezesa i Prezesowej. PREZESA przyjął go duży wąsaty mężczyzna w średnim wieku WRÓBELEK. Przywitał wchodzącego z pewną zażyłością.
WRÓBELEK
Uszanowanie panu Prezesowi!
PREZES
Wróbelek, nie masz co zeżreć? Zobacz, co w kuchni.
Wróbelek pomajstrował przy konsolecie i na jednym z monitorów zobaczyli kuchnię, ale nie
tę, w której przed chwilą był Prezes. Właśnie na ekranie facet w kitlu wychylał szklankę.
WRÓBELEK
Wypieprzymy go, Prezesie?
PREZES
A za co? Niech pije. Przecież gotuje dobrze i nie kradnie.
WRÓBELEK
No niby tak. Gotuje dobrze, to fakt. A nie kradnie, bo pilnuję.
PREZES
Każ mu zrobić schabowe z kapustą i chlebem, ale tak,
żeby nie widziała tego kucharka z góry.
Wróbelek przez krótkofalówkę wydał polecenia .Prezes rozkazał.
PREZES
Włącz „Dziennik”!
Zaczęli oglądać telewizję, kiedy ktoś zapukał.
WRÓBELEK
Wejść!
22
Weszła pokojówka z pełną tacą.
POKOJÓWKA
Gdzie nakryć, panie Prezesie?
PREZES
A niech pani tu położy. Sam się obsłużę.
Pokojówka wyszła. Prezes ogląda telewizję.
PREZES
Rąbaj, Wróbelek!
WRÓBELEK
A pan prezes nie? Przecież to sola. Pycha.
PREZES
Poczekam na schabowego.
Po chwili KUCHARZ wniósł schabowe. Wyszedł. Zaczęli jeść.
PREZES
Daj jakie piwo.
Wróbelek otworzył lodówkę pełną różnych piw.
WRÓBELEK
Jakie?
PREZES
Żywca daj. A ty?
WRÓBELEK
23
Ja nie. Jestem na służbie.
Prezes ze smakiem napił się piwa i mruknął.
PREZES
Przesadzasz.
Ukroił kawałek mięsa i zastygł z jedzeniem na widelcu. Na ekranie pojawił się Trądziarz w
towarzystwie prezydenta, potem ministra rolnictwa. Prezes przestał jeść. Na ekranie minister
rolnictwa oznajmił, że rząd przygotowuje ustawę o cenach minimalnych na sprzedaż płodów
rolnych oraz gwarancji ich skupu. Prezes napił się.
PREZES
Wróbelek, ty widzisz to co ja? Idioci. Robią z chama potęgę. Też tak myślisz?
WRÓBELEK
No pewnie. Panie Prezesie, ci politycy głupną. Oni nie wiedzą zazwyczaj
co mówi ulica. Patrz pan, ja mam takiego kolegusa, z którym byłem na szkółce.
Spotykam ci ja tego kutafona niedawno, a on mi jakieś bzdury mówi o poparciu
społecznym, o sile partii, jego partii, o globalizmie. Gówno zjedliśmy, gówno
wypili, i zapłacił on, bo chciał błysnąć, coś około pięć stów. No to ja go pytam,
czy on wie, ile musi robić robol na pięćset złotych? Skoczył na mnie ze złością
i wrzeszczał, że oni mają lepsze rozeznanie niż ja, bo globalne. Bo im naukowcy
opracowują rankingi, wyciągi...
PREZES
Czekaj, Wróbelek, a kto on jest, ten twój koleś?
PREZES
A, to ten super glina z ław poselskich. On jest taki ekspert
od policji i bezpieczeństwa czy czegoś tam...
PREZES
A, już wiem kto to. Za nim ciągnie się parę spraw.
24
WRÓBELEK
Taa, to ten sam.
PREZES
No, to on nam niepotrzebny. A czy ty nie masz kogo, kto
wszedłby w otoczenie Trądziarza?
Wróbelek zamyślił się.
WRÓBELEK
Jest taki jeden, ale ja z nim nie bardzo.
PREZES
Kto to?
WRÓBELEK
A, to jest typ doskonałego najemnika. Jak się czegoś podejmie, to
najwierniejszy z wiernych. Ma pakę takich samych jak on, ale teraz
wiszą na nim jakieś dochodzenia z minionego czasu.
PREZES
Tak, ten może być dobry. Wróbelek, dojdź jakoś do niego i powiedz mu,
że ja go wezmę w ochronę, jak on się wkręci w otoczenie Trądziarza.
WRÓBELEK
To będzie łatwe. Koło Tradziarza kręcą się niezweryfikowani, tylko...
Wróbelek zawiesił głos
PREZES
Wróbelek, ty się kurważ jego mać nie bój o swoją pozycję. Ja potrzebuję
jego, ale pod twoją kontrolą. A jak on z tym sejmowym oberpolicjantem?
WRÓBELEK
25
Nienawidzi go. Tak jak wszyscy z branży.
Zadzwonił telefon komórkowy. Prezes, zdziwiony, wyciągnął z kieszeni komórkę.
PREZES
Kto to może być?
Przyłożył telefon do ucha.
PREZES
(słucha). A, to ty Heniu (słucha) Właśnie skończyłem oglądać i miałem cię
prosić, byś wpadł do mnie (słucha). Dobrze (słucha). Będziesz za godzinę.
Prezes schował komórkę.
PREZES
No to, Wróbelek, nie ma czasu. Jak najszybciej załatw tego
koleżkę, i nie bój się, twoje miejsce u mnie jest żelbetowe.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. DZIEŃ. PREZES, KUCHARKA
RENATA
Prezes wszedł do kuchni.
PREZES
Pani Renatko kochana, niech pani coś przyrządzi,
ale tak w swoim stylu. Na kolacji będę miał gościa.
Kucharka odpowiedziała zimno.
KUCHARKA
Muszę uzgodnić z panią.
Prezes zgodził się potulnie.
PREZES
Dobrze, dobrze.
26
Wyszedł z kuchni.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. WILLA. BUDUAR PREZESOWEJ. DZIEŃ. PREZES, PREZESOWA
Prezes wszedł do gustownie urządzonego buduaru. Znalazł żonę rozmawiającą przez
komórkę.
PREZESOWA
O, tatuś jest. Chcesz z nim porozmawiać? (słucha). Dobrze, daję tatusia.
Prezes przejął aparat od żony.
PREZES
Cześć, co słychać? (słucha). To się cieszę, to dobra średnia (słucha). He, he, he
(zachichotał), filmy chcesz robić? Myślę, że na tym się trzeba trochę znać (słucha).
Nie trzeba? (słucha). Jesteś bezczelny bezczelnością młodych. Ale to dobrze.
Gdzie teraz jesteś? (słucha) Nie, nie, kończ tę nierówną walkę ze mną (słucha).
Nie! Na asystenta to przyjedziesz tu, do kraju, a nie w Hollywood (słucha).
Nie, nie, przyjeżdżaj jak najszybciej. Wytłumaczę ci to (słucha).
Tak jest (słucha). A rozmawiaj sobie z mamą ile chcesz, ale to ci nic nie
pomoże. Cześć. Serwus. Masz mamę.
Podał żonie telefon.
PREZESOWA
Nie, kochanie, przecież wiesz, że jest uparty jak wół (słucha) Tak,
ale nie zapomnij o tym, że on zawsze ma rację (słucha) Dość dobrze
na tym wychodzimy (słucha). Wszyscy. Cześć!
Wyłączyła telefon.
PREZESOWA
Co o tym myślisz?
PREZES
Byłem w kuchni i poprosiłem panią Renię o wykwintną kolację.
27
PREZESOWA
Dobrześ zrobił. Ale kto to zje, Wróbelek?
PREZES
A gdzież tam. Zaprosiłem Henia, a on żarty.
Prezesowa wróciła do tematu.
PREZESOWA
No, a co o tym myślisz?
PREZES
Słuchaj, nam może zagrozić tylko ogólnoświatowy komunizm, bo nawet
krach nam nie grozi. Ale pamiętaj, nie ma pieniędzy, których nie można
przepieprzyć. Dlatego niech on przyjedzie tu. Tu też się robi filmy. Są szkoły
filmowe. Niech się bawi. Ale pod nadzorem i w miarę tanio. A ty na kolacji
nie będziesz?
PREZESOWA
Nie, bo jadę na pokaz mody i zacznę
organizować ten bal charytatywny dla ciebie.
PREZES
Kiedy wrócisz?
Uśmiechnęła się kokieteryjnie.
PREZESOWA
Jak sobie zażyczysz, to mogę być na termin.
A dużo zostało ci pigułek po wczorajszym?
PREZES
Aleś ty głupia, wczoraj urabiałem Zbyszka Gnojka. Pamiętasz go?
PREZESOWA
Pewnie. On był bardzo inteligentny. Co on teraz robi?
28
PREZES
Wyciągam go z dołka. O, a może byś go na jakieś przyjątko zaprosiła?
PREZESOWA
Nie mogę. Żeby go zaprosić, to on musi coś znaczyć. Muszą mieć
do niego jakiś interes. A tak, ni z gruchy ni z pietruchy przyjdzie
jakiś Zbig Gnojek, żeby jakiś Gnojnicki, to by latał za arystokratę,
a tak to nie mogę stempu sobie robić.
PREZES
Może i masz rację. Ale on jest mi potrzebny. I wiesz co?
Ty go wsadź na Woronicza. On jest dziennikarz. Ty go
wsadź do redakcji rolniczej i to jak najszybciej.
Prezesowa droży się.
PREZESOWA
Czy ja wiem? Tam teraz trudno.
PREZES
Trudno nie trudno. Pogoń tę nimfomankę albo jakiegoś innego
gównojada, daj co trzeba, a on musi być za dwa tygodnie na wizji.
PREZESOWA
Tak jest, sir. Ty masz królewskie życzenia,
a ja biedna służka muszę załatwić...
Prezes czule przytulił żonę.
PREZES
Nie służka, a wróżka.
Kobieta szepnęła.
PREZESOWA
Wróżka dla Gnojka.
29
PREZES
Nie marudź, to jest prosta sprawa. Gnojek na zielonym się zna,
a kto pamięta dziennikarza z zielonych za komuny. To nie Janek,
którego się pamięta. To gnojek. O wiele sympatyczniejszy i mądrzejszy.
Wybuchli śmiechem.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. UBIKACJA W WIILI PREZESA. PREZES
W eleganckiej ubikacji Prezes siedzi na sedesie. Czyta. Skądś odezwał się głos.
GŁOS
Pan Henryk!
Prezes rzucił w przestrzeń.
PREZES
Proś do salonu.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE.
SALON
W
WILLI
PREZESA.
WIECZÓR.
PREZES,
HENIO,
POKOJÓWKA STEFA
Wnętrze nie jest olśniewające. Ot, wygodne i na pewno nie biedne – skóra, lustra, tu i ówdzie
jakiś antyk, obraz. Do siedzącego samotnie w salonie HENIA podszedł od tyłu PREZES.
Chciał go przestraszyć. Henio nie odwracając się, powiedział.
HENIO
Widzę cię w szybie.
PREZES
Zawsze zepsujesz zabawę.
30
Stojący antyczny zegar zaczął bić. Prezes marudził.
PREZES
Punktualny.
HENIO
Punktualność to przywilej królów.
PREZES
I księgowych.
HENIO
Coś taki zły, Prezesie?
PREZES
A daj spokój. Nie mam już zdrowia do picia. Wczoraj dałem w
rurę i do dzisiaj źle się czuję. Poza tym w telewizji tańczą koło
Trądziarza, a w sraczu czytam to gówno.
Henio zainteresował się.
HENIO
A co to jest?
PREZES
Książka o męczenniku. Pisarz, reżyser, nagle przejrzał, jak miał pięćdziesiąt
parę lat. I jakby nigdy nic, on niewinny. Wręcz jedyny sprawiedliwy.
HENIO
Oni wszyscy tacy. Ale nie wzywałeś mnie, by
roztrząsać wschody i zachody niegdysiejszych gwiazd.
PREZES
A czort z nimi. Widziałeś bzdennik?
31
HENIO
Poszaleli. Z czego oni wezmą szmal dla chłopów? A jak chłop dostanie raz,
to będzie chciał wiecznie. I to coraz więcej. Ten minister to jakiś przygłup.
Prezes chciał przerwać.
PREZES
To nie on...
Henio nie pozwolił.
HENIO
No pewnie że nie on. Ale ta cała partia ludzi rozumnych musi w końcu
uwierzyć, że chłopstwo na nich nie zagłosuje, choćby im dupy wyzłocili.
Oni niech się zajmują, tak jak profesor, polityka światową. Drugi profesor
uzdrawianiem gospodarki Polski albo innego Mozambiku. Niech piszą mądre
książki i niech myślą, że to „przypadkowe społeczeństwo” nie dorosło do nich.
PREZES
Cicho, uspokój się. A kogo widzisz zamiast nich? Następnego profesora,
tego co jednego ministra wyrzucił, bo złodziejsko prywatyzował, a
wziął na jego miejsce tego, co złodziejsko kupił. Czy jeszcze jednego
profesora od gospodarki, co sobie osiedle zbudował za państwowe
pieniądze? Czy idiotę, który powodzianom mówi, by się ubezpieczali.
HENIO
Nie rozumiem, ty mnie uciszasz, a sam się wściekasz?
Rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
PREZES
Proszę!
Weszła pokojówka.
POKOJÓWKA
Czy już podać kolację?
32
PREZES
Tak, proszę.
Pokojówka wyszła, zamykając drzwi.
PREZES
No to Heniu, zmieszaj sobie jakiś aperitif,
a ja rąbnę setę. Może mi pomoże.
Weszła pokojówka, pchając przed sobą barowy wózek, i zaczęła krzątać się przy stoliku.
Panowie podeszli do baru, potem usiedli przy suto zastawionym stole.
HENIO
Świetne, świetne! A ty nie tego?
PREZES
Ja nie lubię tych morskich potworów. Z ryb to
węgorzyka, śledzika, karpia, a te gówna niech jedzą inni.
HENIO
Ale to zdrowe.
PREZES
Dla kogo zdrowe, to zdrowe. Człowieku, te małże, raki
czy inne ślimaki to są czyściciele morza. To trupożercy.
HENIO
A węgorz? To dopiero.
PREZES
Zbrzydziłeś mi. Chyba walnę jeszcze setkę.
Prezes wypił i wrócił do stołu.
PREZES
33
Fakt, wszyscy się zżeramy. Dlatego trzeba myśleć, by się nie
dać zeżreć. Czy ty Heniu zauważyłeś, że u nas nie ma wodza?
HENIO
Wspaniała ta sałatka. Muszę spytać kucharkę, jak ona to robi.
PREZES
Z lewej, z prawej, w środku – nie ma wodza. Jak jakiś
zaczyna wychodzić na czoło, to go pozostali walą w łeb.
HENIO
Ale magister dobrze stoi.
PREZES
Niby tak, ale za nim stary elektorat.
Skompromitowany jednak troszeczkę, nie?
HENIO
I boisz się, że ten nowy Tymiński może wygrać?
PREZES
Heniu, trafiłeś w sedno. To może się stać. Osiemdziesiąt
procent społeczeństwa jest wkurwione i nie widzi drogi
wiodącej do poprawy.
HENIO
A ty widzisz?
PREZES
A ty?
Henio sapnął i nabrał nową porcję z półmiska.
HENIO
34
Przejem się, ale niech tam. Jest wyjście.
PREZES
No jakie?
HENIO
A niechby obecny rząd wydał walkę patologii. Zamknął
i osądził stu celników, stu policjantów, stu urzędników,
stu ordynatorów, stu działaczy…
PREZES
Zgłupiałeś? Taki rząd upadłby w ciągu jednej nocy.
Henio spokojnie się zgodził.
HENIO
No pewnie. Więc popieramy Trądziarza?
PREZES
Właśnie. To jest pytanie. Na ile go poprzeć? A może coś innego?
HENIO
Romek, przecież nam to nie szkodzi. I tak popieramy i tych
z lewa i tych z prawa. Trądziarza też można poprzeć, ale...
Prezes mu przerwał.
PREZES
Właśnie. I otoczyć „opieką”.
HENIO
No widzisz, to jest to. Dlatego przejrzyjmy kogo mamy.
Prezes się zdziwił.
PREZES
Przyniosłeś?
35
HENIO
A jak?
Prezes zadzwonił gustownym dzwoneczkiem.
PREZES
No to do roboty.
Prezes i Henio wychodzą z salonu. W drzwiach spotykają pokojówkę.
PREZES
Kawę i trunki proszę podać do pracowni.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. GABINET PREZESA. WIECZÓR. PREZES, HENIO
Podeszli do biblioteczki. Prezes pomanipulował przy pilocie i biblioteczka odsłoniła drzwi.
Prezes nacisnął guziczki w ścianie przy drzwiach i drzwi bezszelestnie się otworzyły. Weszli
do środka, a biblioteczka wróciła na swoje miejsce.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. PRACOWNIA PRZESA. WIECZÓR. PREZES, HENIO
W pomieszczeniu bez okien, ale dyskretnie oświetlonym, zasiedli przed mądrymi maszynami.
PREZES
Psiakrew, zapomniałem wziąć coś do popicia!
Przygotuj maszynę, a ja przyniosę kawę i trunek.
36
Prezes wziął znowu pilota do ręki i otworzyły się drugie drzwi. Prezes wyszedł i skierował się
prosto do kuchni.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. WIECZÓR. PREZES, POKOJÓWKA
Prezes stanął w drzwiach kuchni.
PREZES
Pani Stefo, mogę wziąć kawę?
Pokojówka spojrzała z wyrzutem i powiedziała z przekąsem.
POKOJÓWKA
Jak pan może sam nosić kawę?
Zastawiła piękną tacę filiżankami.
POKOJÓWKA
Likier czy koniak?
PREZES
Koniak.
Pokojówka podała odpowiednie kieliszki i gustowną karafkę. Prezes zabrał tacę.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. PRACOWNIA PREZESA. WIECZÓR/NOC. PREZES, HENIO
Prezes z tacą wrócił do pracowni. Nalał koniak do kieliszków.
PREZES
(w stronę Henia)
Łyknij!
37
Mężczyźni upili ze szklanek i prezes włączył duży monitor zainstalowany w ścianie. Na
monitorze pojawił się Trądziarz przemawiający w jakiejś wiejskiej świetlicy. Przez chwilę
słuchali jego słów:
Obraz na ekranie telewizora.
TRĄDZIARZ
…musi być płaca minimalna. Taka, za którą da się żyć. Taki
Balcerowicz ma sześćset tysięcy miesięcznie, a bezrobotny
czterysta złotych. Sześćdziesiąt tysięcy państwowy urzędnik…
Prezes zatrzymał obraz.
PREZES
Trzeba nim albo rządzić, albo utrącić. Czy tak, czy tak, trzeba
go osaczyć. Bo nawet jak przegra, to stworzy nową siłę. Założy
partię i spieprzy to, co zostało do tej pory zrobione.
HENIO
Przecież Zachód nie zgodzi się na powrót socjalizmu.
PREZES
Na socjalizm kapitalistyczny to by się może i zgodził, bo sam ma
taki u siebie. Ale to może być dyktatura, ba, narodowa dyktatura.
Henio przerwał ironicznie.
HENIO
Faszyzm? Taki głupi to nawet nie jest reżyser patriota.
Prezes upierał się przy swoim.
PREZES
Nie wiem, nie wiem. Ludzie chcą się czuć pewnie.
HENIO
A skąd ty wiesz, czego ludzie chcą?
38
PREZES
A chociażby od Stasia.
HENIO
Dobry informator. A po co my u diabła trzymamy tego Walacha?
PREZES
Nie wiesz? Tatuś jest u katolików, a poza tym
już go dzisiaj wziąłem do galopu.
HENIO
Widzę, żeś się poważnie zabrał do roboty (spojrzał na zegarek).
O cholera, już trzecia.
PREZES
Dobra, Heniu, odprowadzę cię.
CIĘCIE NA:
PLENER. GANEK PRZED WILLĄ PREZESA. ŚWIT. PREZES, HENIO, KAZIO
Wyszli na ganek. Prezes pomanipulował przy pilocie i po chwili jak duch zjawił się
ochroniarz KAZIO, rosły osiłek z owczarkiem przy nodze. Prezes rozkazał.
PREZES
Sprowadź auto. Odwieziesz pana.
KAZIO
Już idę.
Zniknął tak samo dyskretnie jak się pojawił. Świtało. Prezes rozmarzył się.
PREZES
Ależ pięknie! Te zapachy, ta cisza, jak w raju…
39
HENIO
Ale bywa śnieg z deszczem i zawierucha.
Prezes wzdrygnął się.
PREZES
Brr. Myślisz, że jest tak źle?
HENIO
Chciałbym się mylić, ale jeden kataklizm
z pogodą i szlag może to trafić.
Prezes ni to zażartował, ni to poważnie zaklął.
PREZES
Niech się twoje słowa w gówno obrócą.
HENIO
Prezesie kochany, a nie kojarzymy ci się z tymi
myszkami laboratoryjnymi z kreskówki?
PREZES
Może, ale ty, Heniu w żadnym razie nie jesteś Pinki. Wsiadaj, jest auto.
Podali sobie ręce.
PREZES
Dobranoc, a właściwie dzień dobry.
HENIO
Dobranoc.
Henio wsiadł do auta i odjechał. Prezes został chwilę i patrzył za odjeżdżającym. Potem
wszedł do domu.
CIĘCIE NA:
40
WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. RANO. PREZES, PREZESOWA.
Przy stole siedział żona i czekała na niego. Pocałował ją i usiadł. Zobaczywszy męża zaczęła
smarować ciemne pieczywo miodem.
PREZESOWA
Ty tak długo nie pracuj, a jak pracujesz, to pośpij dłużej.
Mówiąc to, podała mu kromkę.
PREZES
A ty skąd wiesz, kiedy skończyłem?
PREZESOWA
A wróciłam z party i czytałam ciekawą rzecz.
PREZES
Nie można by zjeść czegoś innego? Jakichś jajek albo szynki?
Prezesowa odpowiedziała kategorycznie.
PREZESOWA
Nie. Zaraz przyniosą ci napój mleczny.
PREZES
Mój stary całe życie żarł tłusto, pieprznie i cebulno
i cienia sklerozy nie miał. A tobie jak poszło?
PREZESOWA
A jak zwykle. Baby głupieją, a już najgorzej
to ta córcia swego taty. Denerwuje, oj denerwuje.
PREZES
To ją odsuń!
41
PREZESOWA
Nie mogę, plotkara!
PREZES
Nam plotki nie szkodzą.
PREZESOWA
Ale lepiej, by ich nie było.
PREZES
To ją ugotuj w coś i niech ją jej firma utrąci.
PREZESOWA
To jest myśl. Ona pazerna i można ją wpuścić.
No a potem wyciągnąć i znowu będzie użyteczna.
Zobaczy się, ale pomysł przedni. Kiedy wrócisz?
PREZES
Na weekend muszę skoczyć do Katowic i Szczecina.
PREZESOWA
Dzieje się coś?
PREZES
Jeszcze nie, ale trzeba być czujnym. To pamiętaj,
kochanie, zorganizuj mi ten ochlaj dobroczynny.
PREZESOWA
Pamiętam, pamiętam.
PREZES
No to lecę.
42
PREZESOWA
W żadnym wypadku. Musisz wypić ten napój.
Najnowsze osiągnięcie medyczne.
Usiadł zrezygnowany.
PREZES
Dobra.
CIĘCIE NA:
PLENER. ULICE/WNĘTRZE SAMOCHODU. DZIEŃ. PREZES, STASIO
Prezes wsiadł do auta. Spytał kierowcę – ochroniarza STASIA.
PREZES
Jak samopoczucie?
Kierowca uśmiechnął się całą gębą.
STASIO
Amerykańskie, panie prezesie. Trzy zawały, córka w ciąży
z pijakiem, żona skarży o odszkodowanie, firma padła, a my
happy full i pełna gęba zębów na wierzchu.
Prezes zainteresował się.
PREZES
Coś poważnego?
STASIO
Nie, skąd znowu, tylko przypomniały mi się amerykańskie filmy.
Facet ubity przez szajkę powinien nie żyć. Koleś pyta: „Of cors. Jes, bjutyful”.
PREZES
A ty wiesz, że oni w życiu tak samo robią. Tam jak człowiek
nie suszy zębów i nie tryska humorem, to przepada.
43
STASIO
To dziwny kraj, panie prezesie.
PREZES
Dziwny, ale bogaty.
Dojeżdżali do głównej drogi.
STASIO
Na trening, panie prezesie?
PREZES
Tak.
CIĘCIE NA:
PLENER. PODJAZD POD FITNESS CLUB. DZIEŃ. PREZES, STASIO, CIEĆ,
HRABINA
Jechali chwilę szosą, po czym skręcili w boczną drogę i po chwili stanęli przed nowoczesną,
ale solidną bramą. Z domku obok bramy wyszedł ogromny cieć i bez słowa wpuścił
samochód do środka. Mijając bramę, można było zauważyć maleńki szyldzik: „Fitness Club”.
Samochód stanął przed okazałą willą. Na powitanie wyszła leciwa, acz smukła dama.
Nienaganną dykcją i ciepłym głosem powitała gościa.
HRABINA
Witamy. Świetnie pan prezes dziś wygląda.
PREZES
Dziękuję, pani też kwitnie.
Z tym samym czarującym uśmiechem dama zażartowała.
HRABINA
Przekwitam, a może już owocuję.
44
Weszli do środka.
PREZES
Jest ktoś?
HRABINA
Nikogo, jak zwykle, kiedy pan jest.
PREZES
Doskonale, to proszę dzisiaj o kontrast.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. WINDA. KORYTARZ. GABINET. DZIEŃ. PREZES, BRUNETKA,
BLONDYNKA
Prezes wszedł do windy. Zjechał w podziemia. Wszedł do gabinetu. Zdejmował buty, kiedy
bezszelestnie otworzyły się drzwi i weszły dwie cud dziewczyny. Smukłe, ale muskularne, z
długimi włosami. Blondynka i brunetka. Ubrane były w krótkie greckie tuniki.
Brunetka spytała uwodzicielsko.
BRUNETKA
Co dzisiaj?
Obie zaczęły rozbierać Prezesa. Prezes rozmarzył się.
PREZES
Zapasy.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. SALKA TRENINGOWA. DZIEŃ. PREZES, BRUNETKA,BLONDYNKA.
Po chwili w osobnej salce wyłożonej matą czarna i biała walczyły w stylu wolnym przeciwko
Prezesowi. Walczyli serio i na całkiem dobrym poziomie. Prezes zlany jest potem.
PREZES
45
Puść! Wystarczy! Teraz basen.
Wstali i przeszli do pomieszczenia obok.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. BASEN. DZIEŃ. PREZES, DZIEŃ. BRUNETKA, BLONDYNKA
Zanurzyli się w niedużym basenie podświetlanym od dołu. Baraszkowali w wodzie jak dzieci.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. SALKA REKREACYJNA. DZIEŃ.PREZES,BRUNETKA, BLONDYNKA
Potem przeszli do następnego pomieszczenia i Prezes poddał się masażowi. Ale tu już było
inaczej, masaż był erotyczny. Na koniec dziewczyny zrobiły profesjonalny balet.
CIĘCIE NA:
PLENER. PODJAZD PRZED FITNESS CLUBEM/WNĘTRZE SAMOCHODU.
DZIEŃ. PREZES, STASIO
Prezes wsiadł do auta.
PREZES
Taka godzinka gimnastyki, Stasiu, to więcej daje
niż dwie godziny na korcie. Ty grasz?
STASIO
Nie, ja mam swój cykl.
PREZES
No tak, ty masz swój zawód. Ale obaj wyglądamy, co?
STASIO
Ba, pan prezes to młodzik. Dokąd? Do biura?
46
PREZES
Nie, do hali.
Chwilę jechali w milczeniu. Prezes włączył radio. Spikerka zachwalała agrowczasy.
PREZES
Stasiu, gdzie jedziesz na urlop?
STASIO
Mam tę budowę, to chyba pojadę, jak pan prezes się zgodzi,
na dwa tygodnie gdzieś do ciepłych krajów jesienią.
PREZES
Stasiu, ja mam do ciebie prośbę. Ty machnij ręką na ciepłe kraje i jedź
na te agrowczasy. Ja ci za to zapłacę i wiesz ty co, wyślij tego roku
chłopaków w Polskę. Ja im to zasponsoruję. Ale chcę mieć jesienią
króciutkie raporty z tych wakacji. Takie, wiesz...
STASIO
Wiem, wiem, takie jak kiedyś.
PREZES
Nastroje, opinie, sytuacja, ceny. No, zgoda?
STASIO
Rozkaz! A ilu ich wysłać?
PREZES
No tak, by pokryli kraj, po dwóch na powiat. I to Stasiu jak najszybciej.
CIĘCIE NA:
47
WNĘTRZE. NOWOCZESNE BIURO. HOL. HALA. DZIEŃ. PREZES, DAREK
WAŁACH, SEKRETARKA
Prezes wszedł do nowocześnie urządzonego holu. Przez oszklone drzwi widać było ogromną
halę z upchanymi biurkami. Na każdym biurku stał komputer, a przy biurkach siedziała
młodzież w białych koszulach i pilnie pracowała. Prezes podszedł do biurka w holu
wyglądającego jak stanowisko dowodzenia.
Czarująco się uśmiechając, powitało go śliczna sekretarka.
SEKRETARKA
Słucham.
PREZES
Chcę się widzieć z panem Łelczem (Walachem)
SEKRETARKA
A pan?
Prezes podał jej wizytówkę. Dziewczę uwodzicielsko się uśmiechnęło i zniknęło za obitymi
skórą drzwiami. Po chwili wróciło.
SEKRETARKA
Pan Łelcz (Walach) bardzo przeprasza, ale ma bardzo pilną
naradę i prosi, by pan prezes poczekał parę minut.
Prezes roześmiał się serdecznie.
PREZES
Nie, nie, to nic pilnego. Wpadnę kiedy indziej.
CIĘCIE NA:
PLENER. ULICA/WNĘTRZE SAMOCHODU. DZIEŃ. PREZES, STASIO
Prezes, wsiadając do auta.
48
PREZES
Stasiu, wal do biura!
Stasiu skrzywił się. Prezes spytał czujnie.
PREZES
Co jest?
STASIO
Będzie korek.
PREZES
Skąd wiesz?
Stasiu wskazał na radio.
STASIO
Bo zamykają ulice.
PREZES
Z jakiej okazji?
Stasiu odpowiedział tajemniczo.
STASIO
Kanclerz jedzie do „harówy”.
I faktycznie na rogu pojawił się patrol żandarmerii. Prezes warknął.
PREZES
Nie daj Boh z hama zrobyty pana. Idę na piechotę.
Wysiadł i pomaszerował w tłum, za nim bez słowa ruszył Stasio.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. GABINET PREZESA. DZIEŃ. PREZES, HENIO
49
W gabinecie Prezesa siedział Henio w fotelu, a Prezes spacerując mówił:
PREZES
Wypieprz tego Wałacha natychmiast. Zwołaj Zarząd
i wypieprz jego i jego ludzi. Chyba możemy to zrobić?
HENIO
Bez kłopotu.
PREZES
I zrób tak, żeby wiedział, że to ja go wypieprzyłem za chamstwo.
Henio uśmiechnął się.
HENIO
Rozumiem. Mobilizacja przez strach.
Prezes zmrużył oko i pokazał rękę.
PREZES
Żelazna rączka.
HENIO
A co ze starszym Wałachem?
PREZES
Nie łączyć. Niech pocierpi i pomyśli.
Prezes przez cały czas czarująco się uśmiechał i był uosobieniem dobrego wujaszka.
CIĘCIE NA:
PLENER. ULICA. DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK
50
Prezes ze Zbyszkiem Gnojkiem szli Pragą. Prezes nie rzucał się w oczy ubraniem, za to
Gnojek to był szczyt elegancji.
PREZES
Więc mówisz, żeś trafił na jego szefa?
Gnojek uśmiechnął się z dumą.
ZBYSZEK
A jak! Nie darmo pracowałem w zielonym, by nie mieć swoich.
Oni kiedyś plackiem padali przed gazetą, a ja byłem ludzki i stąd przyjaźnie.
PREZES
Nie bój się, dobrze zainwestowałeś.
CIĘCIE NA:
PLENER. SKRZYŻOWANIE . DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK
Stanęli na światłach. W ogromnej wystawie odbijali się jak w lustrze.
Prezes uśmiechnął się.
PREZES
Trochę cię to kosztowało, ale to dobrze, bo idziesz do telewizji.
Gnojek zbaraniał.
ZBYSZEK
Co? Ja?
PREZES
Tak, tak. (wziął Gnojka pod rękę) Ale chodźmy, bo mamy zielone światło.
PREZES
Tu kiedyś była taka knajpa ze zrazami, wstąpimy?
51
Gnojek ożywił się.
ZBYSZEK
No pewnie. Ja stawiam.
Roześmiał się.
PREZES
Czego ryczysz?
ZBYSZEK
A bo ty mnie utrzymujesz, ba tworzysz, a ja,
jak jaki tuman, wyrywam się ze stawianiem.
Prezes przystanął i całkiem poważnie patrząc w oczy Gnojkowi wyrecytował:
PREZES
Właśnie dlatego żeś taki... wybrałem ciebie.
A postawić ci pozwalam.
Poszli dalej.
PREZES
Zbyszek, przecież to było gdzieś tu.
Stanęli i rozejrzeli się. Stali przed eleganckim, oszklonym wejściem do lokalu.
ZBYSZEK
To tu, ale jaki szyk.
PREZES
Trudno, co by nie było, wchodzimy.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. ELEGANCKA RESTAURACJA.
PREZES, ZBYSZEK,
GRUPKA
KELNERÓW
52
Usiedli w pustym, eleganckim lokalu w dyskretnym kąciku. Prócz nich była tylko grupka
kelnerów, z których jeden podszedł i skłonił się bez słowa.
ZBYSZEK
Po śledziku i karafeczkę.
Kelner odszedł i już po chwili zmienił popielniczkę. Zastawił stół i zniknął.
Prezes wzniósł toast.
PREZES
No to pod nowego redaktora!
Wypili.
ZBYSZEK
No to za mojego protektora!
Wypili.
ZBYSZEK
Ty, jak oni na tym wychodzą, przecież tu puchy?
Prezes mruknął.
PREZES
Przecież wiesz. Pralnia. Zyski wykazują na papierze, płacą podatki
i już szmal jest legalny. Ale co cię to obchodzi... No, przepraszam,
tyś przecież dziennikarz, ciebie teraz interesuje wszystko. Mnie
tylko to, za co płacą.
ZBYSZEK
Cóż chcesz, byt określa świadomość.
Dlatego mam tu już część mojej pracy.
Otworzył „bondówkę” i wręczył Prezesowi elegancki neseserek.
53
PREZES
To sobie potem przeczytam, a teraz powiedz w skrócie.
ZBYSZEK
W skrócie to Trądziarz jest pełen produkt awansu społecznego minionego
okresu. Rodzina pegeerowska. Technikum rolnicze. Polowy, brygadzista,
kierownik gospodarstwa w pegeerze. Znał środowisko, to trzymał hołotę
twardo i miał wyniki. Odważny, miał bójki z robolami.
Prezes zainteresował się.
PREZES
Czekaj, czekaj, bije?
ZBYSZEK
A tak. W technikum trenował boks, miał parę walk to i tłukł kwiatków.
PREZES
Kradł?
ZBYSZEK
Jak każdy. Chłop tylko rozpalonego żelaza i gówna
nie weźmie. Ale inteligentny, nigdy nie wpadł.
PREZES
No to dlaczego wpadł w długi?
ZBYSZEK
Bo on był mądry na komuny. Wziął pożyczkę i myślał, że zapłaci
za dwadzieścia lat tym, co wyprodukuje, a państwo od niego kupi.
A zwłaszcza, że zapłaci połowę pieniędzy. Dlatego kupił super auto,
postawił dom i zaczął coś tam orać, a tu prezenty Balcerowicza i klapa.
PREZES
Był partyjny?
54
ZBYSZEK
No pewno. Przecież bezpartyjny nie zostałby
kierownikiem. Tam nauczył się przemawiać.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. TA SAMA RESTAURACJA. DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK, GRUPA
„BIZNESMENÓW”
Przerwali, bo do lokalu weszła grupka „biznesmenów”. Złote łańcuchy na szyjach, złote
zegarki, wytworne garnitury. Rozejrzeli się po sali. Jeden z nich kiwnął głową siedzącym.
Prezes odkłonił się. Nowo przybyli zasiedli daleko od dwóch Prezesa i Zbyszka, i
natychmiast zostali otoczeni gromadką kelnerów. Gnojek uważnie popatrzył na Prezesa.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. TA SAMA RESTAURACJA. DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK, GRUPA
„BIZNESMENÓW”
PREZES
Zbyszek, a teraz przejdziem do telewizorni. Ja chcę, byś robił szum koło
Trądziarza, ale chcę też, byś mi gromadził to, co nie wchodzi do emisji.
I tak raz na tydzień kasetka. Poza tym chcę, byś był koło niego, dawaj
mu dobre rady, dawaj wiadomości, podpowiadaj, wkładaj mu w gębę
gotowe zwroty, w końcu dawaj prezenty.
Gnojek zawiesił głos i zrobił ruch palcami jakby liczył pieniądze
ZBYSZEK
No a...
PREZES
Nie bój się, jak dostaniesz się do telewizji, to już same
zarobki cię oszołomią. A poza tym ja dam, ale stopniowo,
55
tak, byś się w oczy nie rzucał.
Prezes kiwnął na kelnera.
PREZES
No, chodźmy!
Kelner podszedł i podał rachunek na tacy. Gnojek sięgnął po rachunek, ale uprzedził go
Prezes, rzucił na tacę 150 złotych i ruchem ręki odprawił kelnera. Gnojek aż sapnął z
wrażenia. Prezes to zauważył.
PREZES
Piłeś najlepszą czystą w swym życiu. (powtórzył) Chodźmy.
ZBYSZEK
Nie zostawię!
Gnojek postawił się desperacko i jednym haustem opróżnił karafkę.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. RESTAURACJA. DZIEŃ. PREZES, ZBYSZEK
Wychodząc, minęli stolik z rozbawionym towarzystwem. Prezes znowu wymienił ukłony. W
drzwiach minęli się z trzema barczystymi osiłkami.
CIĘCIE NA:
PLENER.
ULICA
PEZED
RESTAURACJĄ.
DZIEŃ.
PREZES,
ZBYSZEK,
PRZECHODNIE
Byli już na ulicy, kiedy huknęły strzały. Widzieli jak na dłoni trzech, których minęli w
drzwiach, jak strzelają do siedzących przy stoliku. Posypały się szyby, ludzie przerażeni padli
na ziemię, oni zresztą też. Trwało to sekundy, a oni
widzieli dokładnie, jak walą się
śmiertelnie ugodzeni na podłogę. Jak zamachowcy wybiegają z knajpy, jak uciekają. Zapadła
cisza. Gnojek się trząsł, za to Prezes spokojnie rozkazał.
56
PREZES
Idziemy. Spokojnie!
Wstali. Prezes szeptał.
PREZES
Spokojnie, spokojnie!
Wolno oddalali się od restauracji. Większość ludzi też gdzieś znikła. Byli już kawałek drogi
od strzelaniny, kiedy usłyszeli sygnały policji. Prezes lekko puknął Gnojka palcem w brzuch.
PREZES
Zbyszek, coś taki biały? Zbyszek, to Chicago.
CIĘCIE NA:
PLENER. DROGA ZA MIASTEM. WNĘTRZE SAMOCHODU. PREZES, STASIO
Prezes wskazał na mijane przedziwne, ogromne posiadłości.
PREZES
Stasiu, nie chciałbyś mieć jednego z nich?
STASIO
Nie.
Prezes się zdziwił.
PREZES
Czemu?
Stasio wskazał na grupę zaniedbanych budynków, po prostu bud.
STASIO
Panie Prezesie, o, niech pan zobaczy. Ci z tych bud kiedyś pójdą na te pałace.
A mają doświadczenie, bo już dwa razy zabierali, a teraz czują, że na ich plecach
57
to rośnie i czują, że ssie ich w dołku głód.
PREZES
To mówisz, że mam się bać?
Stasio prychnął.
STASIO
Czego? Pan Prezes to ma przy nich chałupkę. Ot, taki większy badylarz.
Roześmiali się. Prezes drążył.
PREZES
Ale na świecie wszędzie tak jest, jest bogacz i jest nędzarz.
STASIO
Zgoda, ale nigdy nie było tam niby równości komunistycznej
i poza tym krawężnik ma dwa i pół tysiąca zielonych na miesiąc.
A u nas tysiąc złotych. Kto za tysiąc złotych będzie gonił złodziei?
PREZES
No ty masz więcej.
STASIO
Pan Prezes jak coś palnie...
PREZES
Dobrze, Stasiu, dobrze, dostaniesz podwyżkę.
CIĘCIE NA:
PLENER. MAŁE LOTNISKO. BUDYNEK KAPITANATU. PREZES, STASIO,
PUŁKOWNIK
Zajechali na małe lotnisko. Z kapitanatu na powitanie wybiegł PUŁKOWNIK - szczupły,
przystojny, siwy mężczyzna. Trzasnął po oficersku obcasami.
58
PUŁKOWNIK
Witam pana Prezesa.
PREZES
Panie pułkowniku kochany, nie tak oficjalnie. Ja nie inspekcja z MON-u.
PUŁKOWNIK
Panie Prezesie, co się należy, to się należy.
PREZES
Dobrze, dobrze. Co pan ma dla nas?
PUŁKOWNIK
Wszystkie są gotowe.
PREZES
Polecę ja, Stasiu, drugi pilot, mechanik. Może pan chce?
PUŁKOWNIK
Ja i tak lecę. Będę drugim pilotem.
Prezes ucieszył się.
PREZES
O, dziękuję. No to może „krowę?”
PUŁKOWNIK
Dobrze, może być „krowa”. No to proszę
do mnie, a ja wydam rozporządzenia.
Weszli do budynku, a po chwili mechanicy wytoczyli z hangaru transportowy dwupłat, już
zabytek.
CIĘCIE NA:
59
PLENER.
BUDYNEK DWORCA LOTNICZEGO.
PREZES, STASIO, GRUPKA
BIZNESMENÓW
Z dworca lotniczego w Katowicach wyszedł Prezes w otoczeniu grupki mężczyzn ubranych w
długie płaszcze, wyraźnie biznesmenów. Podeszli do oczekujących aut. Prezes rozbawiony
zwrócił się do Stasia:
PREZES
A skąd się tu wziął Kazio z moim autem?
STASIO
Myślałem, że pan...
PREZES
I dobrze myślałeś...
CIĘCIE NA:
PLENER.
TORY
KOLEJOWE.
DZIEŃ.
STASIO,
ALOJZ,
TŁUM
DEMONSTRANTÓW, „BIZNESMENI”
Stasiu z małym chuderlawym pięćdziesięciolatkiem – ALOJZ, stali obok dużej plątaniny
torów. Na torach tłum ubrany w robocze ubrania montował barykady. Powiewał
transparentami, na których czerwieni białe litery krzyczały o obronie miejsc pracy, o obalenie
rządu, o chleb. Wśród nich kręcili się ludzie w obszernych, długich płaszczach biznesmenów
z komórkami w rękach. Były wszystkie związki zawodowe. Niemrawo przechadzali się
umundurowani sokiści. Kręciły się też ekipy z kamerami. Z dwóch stron stały pociągi
pasażerskie.
ALOJZ
(do Stasia)
No, napatrzyłeś się. Starczy, jedźmy stąd.
Wsiedli do samochodu. Jechali chwilę w milczeniu.
CIĘCIE NA:
60
PLENER. BOCZNE DROGI/WNĘTRZE SAMOCHODU. STASIO, ALOJZ
STASIO
Alojz, oni zablokowali kolej w całej Polsce.
ALOJZ
No, nie w całej, ale w dużej części.
STASIO
I nikt o tym nie wiedział?
ALOJZ
Wiedzieli, a jakże.
Kierowca dopytuje się
STASIO
Szuwarek taki chętny do rozpędzania chłopów, nie?
ALOJZ
A nie, bo się obraził, że nie został wicepremierem,
a nie został, bo ciąży na nim podejrzenie o złodziejstwo.
STASIO
Będziesz coś miał z tego dla mnie?
ALOJZ
Na jutro ci zmontuję kasetkę.
STASIO
A masz szmalczyk?
ALOJZ
Jasne.
61
STASIO
No to wpadnijmy na „maluszka”. Zgoda?
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE.
HOTELOWA
RESTAURACJA.
WIECZÓR.
STASIO,
ALOJZ,
KELNERKA, GOŚCIE
Stasio i Alojz siedzieli w hotelowej knajpie, w której przy wejściu wisiała tabliczka: „Wejście
tylko za kartami”. Stasio ucieszył się.
STASIO
Ty jak zwykle.
ALOJZ
Tu, kochany Stasiu, to w dalszym ciągu jest Stalinogród.
Usiedli w kąciku. Podeszła kelnerka i zamówili.
ALOJZ
No i co o tym sądzisz, Stasiu?
STASIO
Alojz, Alojz, ja dzisiaj czytam w gazecie, że kryminalista posądzony
o narżnięcie państwa na miliard zielonych, na którym wisi sprawa
o ten miliard i który siedział cztery lata w śledztwie, zakłada firmę
z drugim oskarżonym o przekręt na miliard złotych, który wychodzi
z pierdla za kaucją 16 i pół miliona i uważaj, firmę nastawioną
na eksport na zachód kożuchów. To ja, Alojz, nic nie myślę, ja nie
chcę myśleć, ja nie chcę zwariować.
ALOJZ
Mnie się wydaje, Stasiu, że żyjemy w konspirze.
62
Stasio zdziwił się.
STASIO
W konspirze?
ALOJZ
Tak jest, w konspirze. Istniejemy jako tako, bo działamy w podziemnym
państwie finansowym i najdziwniejsze, że nikt tego nie chce rozpierdolić.
A wystarczyłby jeden dawny wydział PG i jeden dawny sąd.
STASIO
Do czego by wystarczył? Do zapełnienia kwartału na cmentarzu?
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. TA SAMA RESTAURACJA. WIECZÓR. STASIO, ALOJZ, GOŚCIE,
GRUPKA PIJANYCH
Do cichego dotychczas lokalu wtoczyła się dziwna procesja. Grupa młodych pijanych
mężczyzn miała na rękach nie mniej pijanego, który się darł.
PIJANY
Dla wszystkich gorzała!
STASIO
Co to?
ALOJZ
Werbusy.
Stasio popatrzył na Alojza.
ALOJZ
Nie wiesz, co to werbus? Skąd ty jesteś? Z Warszawki?
Alojz przyjął profesorski ton.
63
ALOJZ
Otóż do pracy w kopalni werbowano w całej Polsce, a najwięcej rzeszowskie,
kieleckie, krakowskie. Wysyłano naganiaczy, którym płacono od
łebka zwerbowanego do kopalni. A zwerbowanym dawano w pierwszej
kolejności mieszkania, bony na dobra wszelkie, od drewnianych IF
i motorów po Fiaty 126 p. Mało tego, ściągano żywność z całej Polski
i na święta mięso szło ze Śląska na wioskę. Kombajn kwitł, dziadek
sprzedał świnię i za to dostawał prócz szmalu deputaty a to nawozów,
a to przydział węgla, a to traktor. Syn czy wnuczek kupował mięcho
i wiózł na wieś, a dopłacała do tego „komuna” i pierdolnęła z taką gospodarką.
Czy ty wiesz, że Komitet Strajkowy w Jastrzębiu organizowała firma?
A co z mężem, Stasiu, którego tak ładnie naśladujesz?
STASIO
A, towarzysz Edward. No cóż, godnie się starzeje, nie przestając
złorzeczyć na towarzyszy, którzy „przerwali” mu „dekadę”. Ja mam
nawet taką teorię, że to wszystko przez telewizję.
ALOJZ
Przez telewizję? Pieprzysz.
STASIO
Może i pieprzę, ale popatrz. Towarzysze mieli dość tego absurdu
i pozwolili na ruchawkę, bo chcieli zmian i poza tym wiedzieli,
że ekonomia pieprznęła i dobrze. Ale nie przewidzieli, że naród
jest tak wkurwiony, a wkurwiała go telewizja dziennikiem. Ty
pamiętasz, każdy dziennik zaczynał się od: „Dziś towarzysz
Edward Gierek...”
Alojz roześmiał się.
ALOJZ
To wspaniała teoria na tę knajpę, no ale może coś w tym jest.
Alojz wskazując na pijanego.
64
ALOJZ
A to pewnie jeden z tych górników, co przepija odprawę. Bo tak po
prawdzie, to co on może za te 50 tysięcy zrobić? Łba do interesu
nie ma. Zawodu nie ma, bo jest hajer i zna tylko proste roboty.
A jakby wymyślił coś mądrego, to mu nie starczy na łapówki,
a gdzie lokal, transport, pieniądze na rozruch... To przynajmniej się nachleje.
STASIO
Kurwa żeś mać świata całego! No a gdzie etos śląski? Przecież Ślązak
to wspaniały robotnik, wspaniały żołnierz, posłuszny, sumienny…
Alojz się zaśmiał.
ALOJZ
Hi, hi, hi! To, co mówisz, to etos niemiecki, a Niemcy wyjechali. Ci, co zostali,
to mają za sobą chlubną kartę w PZPR, ZMP, MO i SB oczywiście. Ślązak?
Ściągnęli hołotę z werbunku, przyzwyczaili do przywilejów i teraz jest to,
co jest
(przedrzeźniał nad wyraz udanie Gierka).
Bo wiecie, towarzysze, Polska na węglu stoi
( zdenerwowany)
To pogranicze, tu panuje serwilizm.
STASIO
Ty mówisz etos, a zobacz co z etosem pracy,
obowiązku zrobiła komuna w dedeerze?
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. GABINET PREZESA. WIECZÓR. PREZES, HENIO
Henio siedział z Prezesem w gabinecie przed ogromnym telewizorem.
HENIO
Wasza wysokość, to wiemy o Katowicach. A co w Szczecinie?
65
Prezes zapytał z zaciekawieniem.
PREZES
Czemu „jego wysokość”?
HENIO
Bo dotykasz dna w swoim państwie jak
Harun al Raszid lub jaki inny król Jordanii.
Prezes roześmiał się.
PREZES
Tak, tak. Słyszałem, że ten nowy król przylepił sobie brodę,
zwołał telewizje z całego świata i „przeniknął” w tłum
poddanych. Odważny do szaleństwa.
HENIO
Tak jest, zwłaszcza że tłum składał się wyłącznie z ochroniarzy.
Prezes obraził się zabawnie.
PREZES
No, Heniu, tylu ochroniarzy to ja nie mam.
Wybuchli śmiechem.
HENIO
Ale poważnie, rozumiem, że na Śląsku walczą
o jakiś milion głosów. A co w Szczecinie?
PREZES
W Szczecinie, Heniu, to patrz.
Naciska pilota. Na ekranie pojawiło się przejście graniczne. Kamera pokazuje zbliżenie
jednego z nich. Do stojącego tira podjeżdża facet na motorowerze z pojemnikiem, na którym
pisze „Hot dogi. Napoje”. Kierowca otwiera drzwi od strony roweru. Sprzedawca podaje
jedzenie. Kierowca w zamian daje mu reklamówkę.
66
PREZES
Teraz, Heniu, uważaj. W tej reklamówce jest czterdzieści tysięcy marek.
HENIO
A co w tirze?
PREZES
Papierosy.
Widać jednego ze sprzedawców. Żaden z kierowców nic od niego nie kupuje. Sprzedawca
podchodzi do posterunku Straży Granicznej i torba znika w okienku. Auta przesuwają się
wolno. Zbliża się do odprawy nasz tir. Nagle wybucha zamieszanie. Wyskakują dodatkowi
celnicy. Pojawia się Straż Graniczna. W aucie poprzedzającym naszego tira coś znaleźli.
Odstawiają samochód na bok. W tym czasie pobieżnie odprawiają znanego nam już tira.
HENIO
Ładne. A tego co złapali, to co?
PREZES
E, pewno jakieś gówno. O, patrz teraz tu.
Na zatłoczonym targu trzech byczkowatych w skórach prawie oficjalnie inkasuje od
sprzedawców paczki pieniędzy, które skrupulatnie liczą.
PREZES
O, a tu! Jak okiem sięgnąć, to nie pola a istny busz.
Z lotu ptaka widać hektary nieużytków. Gdzie niegdzie pasie się krowa, ktoś pracuje
traktorem. Ogromne opuszczone gospodarstwo w stanie agonalnym, po prostu ruina.
HENIO
To agencja rolna?
PREZES
67
A gdzie tam, dzierżawy.
HENIO
To za co oni płacą podatki?
PREZES
Oni nie płacą. Płacą ci.
Na ekranie, również z lotu ptaka, pojawia się wspaniała zabytkowa rezydencja. Ludzie jak
mrówki uwijają się przy remoncie. Za pałacem stado koni, widać spłoszone samolotem,
galopuje po pastwisku.
HENIO
Któż to?
PREZES
Heniu, Heniu, zaczynam wątpić w ciebie. To fundacja na rzecz
pojednania polsko-niemieckiego, na razie z małym udziałem, ale
z pozwoleniem na działalność gospodarczą, rolną i oni gospodarują
na tym buszu.
HENIO
No a co na to ten święty jebnięty prezydent Szczecina?
PREZES
On uzdrawia.
HENIO
No to sądzę, że Trądziarz ma milion głosów, ale może prezydencina uzdrowi?
PREZES
Heniu, tam są wilki, jego kupią i udupią. Dlatego bierzemy się do roboty.
Po tym spędzie u mnie, tym, co organizuje u mnie moja żona, odetniemy
od cycka kogo trzeba i damy tym, co potrzebują.
68
HENIO
Stawiam na magistra.
PREZES
Tak, ale raczej na Dupcyngiera, on ma gadane wiecowe.
HENIO
W tym tylko szkopuł, że oni mają swego szmalu w bród.
PREZES
Stawiamy, Heniu, na głodnych, to znaczy na Cebernego, Ogrodnika,
Trądziarza, Podrzutka, Przystojnego, ale oczywiście nie stronimy od
naszych dawnych towarzyszy i będziemy w mozole ciągnąć ten wóz.
(zakończył z emfazą wyraźnie drwiąc)
Oni bez wojny swoje odwojują.
HENIO
A profesory?
PREZES
Profesory constans. Wiedzą, gdzie stoją powidła, i już się czają.
Po chwili.
PREZES
Heniu, czasu to my nie mamy za dużo, ale ja chyba zrobię sobie urlop
i dmuchnę do ciepłych krajów. Po tym spędzie, oczywiście. I przyślę tu syna.
HENIO
I chciałbyś, bym nad nim czuwał?
PREZES
Oczywiście.
69
HENIO
Wasza Wysokość, przyjmę delfina należycie.
PREZES
Nie kpij, Heniu. Żeby on miał tyle rozumu, co delfin, to bym go zrobił
jakimś prezesem, ale może wyszumi się i zmądrzeje. W każdym razie
nie dopuść, by narobił jakichś głupstw, jak te potomki pierzydenta.
Henio zaprotestował.
HENIO
No, taki głupi to on nie ma po kim być.
PREZES
Daj Boże, Heniu, daj Boże!
HENIO
A teraz poważnie. Jest tak źle, że lecisz na Florydę?
PREZES
A skąd ty wiesz, że ja chcę jechać na Florydę?
HENIO
Bo znam cię. Ty byś nie płacił za hotel, jak masz dom
w ciepłym miejscu i ciekawym. Jest aż tak źle?
PREZES
Heniu, dobrze nie jest, ale to nie pierdolnie tak szybko. Owszem, rozglądać
się trzeba, ale jeszcze nie tak szybko. Ja po prostu chce rzucić okiem na to,
co tam mam, ot i wszystko. Ale, Heniu, zaskoczyłeś mnie. O tej Florydzie
to tylko ja wiedziałem. Cieszę się, że jesteś ze mną.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. KAWIARNIA. DZIEŃ. STASIO, EDZIO
70
Ochroniarz Stasio siedzi w kawiarni naprzeciw EDZIA - niewysokiego, krępego, niczym nie
wyróżniającego się mężczyzny. Ten zjadł ze smakiem ogromny deser i nagle spojrzał znad
salaterki. Oczy miał niesamowite, głęboko osadzone, bladoniebieskie – prawie białe.
STASIO
Edziu, dostaniesz przyzwoite utrzymanie, zgoda?
EDZIO
Stasiu, ty wiesz, kto to był Traugutt?
Stasia zatkało.
STASIO
Traugutt? No, dyktator powstania styczniowego.
Zginął, powieszony w Cytadeli.
EDZIO
No właśnie. Żył sobie spokojnie emerytowany pułkownik carski w mająteczku
z emeryturą, z rodziną, leciwy, już nie żaden gówniarz i nagle wyrwało go na
zatracenie. Przecież nie był głupkiem, wiedział, że prawie nie ma szans
na zwycięstwo, a poszedł. Wiesz dlaczego? Bo był patriotą.
STASIO
Edek, po co mi to mówisz?
EDZIO
Stasiu, ja utrzymanie mam. Pić nie piję, hazardu nie uprawiam, na dupy
nie wydaję, w autkach się nie kocham, ot, żeby szybko jeździć, to
utrzymaniem mnie nie kupisz. Owszem, coś tam potrzebuję, altruistą
nie jestem, ale ty mnie przekonaj, że trzeba się wziąć za tego
Trądziarza, że on szkodnik.
Stasio się skrzywił.
STASIO
Co ja cię będę przekonywał, ty sam się przekonaj. Patriota się zrobiłeś?
71
Edzio odpowiedział poważnie.
EDZIO
Ty się nie śmiej, ja naprawdę jestem patriotą.
STASIO
No to bierzesz ochronę tego hotelu?
EDZIO
Stasiu, daj mi czas. Wpierw się rozglądnę, a tak za tydzień przyślij
tego kontrahenta do mnie do biura. Dzisiaj jest dwunasty, no to niech
będzie u mnie 19-ego o 9-tej. A my na 12-stą.
Stasio zanucił.
STASIO
W samo południe się zaczęło.
CIĘCIE NA:
PLENER. ULICA PRZED KAWIARNIĄ/WNĘTRZE SAMOCHODU. DZIEŃ. STASIO
Pożegnali się. Stasiu wsiadł do auta. Uruchomił silnik. Chwilę siedział. Parsknął ni to
śmiechem, ni to gniewnie.
STASIO
Nie zweryfikowany ubek-patriota.
Po czym dorzucił w zamyśleniu.
STASIO
A może to prawda, Stasiu?
I ruszył przed siebie
CIĘCIE NA:
72
WNĘTRZE. POKÓJ URZĄDZONY RUSTYKALNIE. DZIEŃ. STASIO, ŻONA
STASIA
Ładna rozeźlona kobieta, dygocząc, wskoczyła pod kołdrę. Stasiu leżał na drugim tapczaniku
w dresie i przeglądał gazetę.
ŻONA STASIA
Stasiu, ty dusigroszu, czyś ty zaczął głupnąć, żeś nas tu wywiózł?
Znowu nie było ciepłej wody. Ja się tu zaziębię!
Stasio, uśmiechając się.
STASIO
Czemu miałbym zgłupnąć?
ŻONA STASIA
Zrób kawuni!
Zachęcał z uśmiechem.
STASIO
Nie chce mi się iść do kuchni. Może łykniesz dziobka?
Kobieta zrezygnowała.
ŻONA STASIA
A daj, bo się zaziębię.
Stasiu podał jej szklaneczkę. Kobieta wypiła i zaczęła marudzić.
ŻONA STASIA
Zapłaciliśmy po 86 złotych od osoby za tę dziupelkę.
STASIO
Z wyżywieniem.
73
ŻONA STASIA
Tak jest, z wyżywieniem. Już drugi raz były kartofelki ze słoninką i kwaśnym mleczkiem.
Stasio łagodził.
STASIO
Nie marudź, kuchnia regionalna.
Żona się wściekła.
ŻONA STASIA
Ja mam gdzieś taką kuchnię regionalną za takie pieniądze!
STASIO
Nie narzekaj, masz atrakcje.
Z politowaniem spojrzała na męża.
ŻONA STASIA
Stasiu, Stasiu! Licz ile kosztują atrakcje. Rower – 5 złotych za godzinę, drożej
jak w Warszawie. Jazda konna droższa niż na Legii. Spacer zaprzęgiem – cena jak w
Krakowie. Wędka – 10 złotych dziennie. Ryba, którą złowisz, cena jak w sklepie.
Pieczenie rybki – 5 złotych. Stasiu, za te pieniądze to siedzielibyśmy na jakiejś
Costa del Sol, a nie w tym zadupiu.
Zdecydowała.
ŻONA STASIA
Wyjeżdżamy!
STASIO
(spokojnie)
Dokąd?
ŻONA STASIA
Do domu.
STASIO
74
Nie możemy.
ŻONA STASIA
Jak to?
Stasio mruknął.
STASIO
Widzisz, prezes kazał się rozejrzeć po kraju.
Zatryumfowała
ŻONA STASIA
Aha! I pewnie za to płaci! Już rozumiem twoją rozrzutność, ale nic z tego,
ja tu dłużej nie zostaję. Już nie mogę patrzeć na te wiecznie płaczące nad
swoją niedolą mordy gospodarzy.
STASIO
Zgoda, ale ty z nimi to załatwisz.
Rozpromieniła się.
ŻONA STASIA
Z przyjemnością, już ja się z nimi rozliczę!
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. TEN SAM POKÓJ. DZIEŃ. STASIO, WCZASOWICZ
Stasiu został sam w pokoiku i zaczął się pakować. Po chwili usłyszał pukanie.
STASIO
Proszę.
Do pokoju wszedł chuderlawy mężczyzna w okularach.
STASIO
Słucham?
75
Przybysz zaczął nieśmiało.
WCZASOWICZ
Przepraszam za najście, ale słyszałem, że państwo wyjeżdżają…
STASIO
Tak. No i?
WCZASOWICZ
Otóż, jak pan odbierze pieniądze?
Stasio roześmiał się.
STASIO
To pan też?
WCZASOWICZ
No tak. Wie pan, dałem się namówić na tę agroturystykę, by popierać
przedsiębiorstwa chłopskie, wieś, a tu panie wielkie gówno.
STASIO
I kant.
WCZASOWICZ
No właśnie, trafnie pan to ujął. Wiec jak pan odbierze pieniądze?
STASIO
Idź pan do kuchni, tam jest moja żona i przyłącz się pan do niej.
Ona diabłu odebrałaby swoje, to może i od chłopa wydrze.
CIĘCIE NA:
PLENER. SZOSA/WNĘTRZE SAMOCHODU. OCHRONIARZ STASIO, ŻONA
STASIA
W samochodzie żona opowiadała.
76
ŻONA STASIA
I wyobraź sobie, że w momencie kiedy ta baba, no gospodyni, powiedziała,
że dzisiejszy obiad to musimy zapłacić, to ten mały wstał i spytał, gdzie ten
obiad. To baba mówi, że o tu w tym garze jest zupa, a ten mały mówi
dobrze, zapłacę i napluł do gara.
Stasio ryknął śmiechem.
STASIO
O ku...! I co?
ŻONA STASIA
I nic, bo okazało się, że on jest jakiś naukowiec od ekonomiki
wsi i że on jest firma gdzieś tam, ale swoje „joby” otrzymał.
Stasiu, dokąd jedziemy?
STASIO
Na dalszy odpoczynek.
ŻONA STASIA
Ale teraz to ja chcę do cywilizacji!
STASIO
Zgoda. Tu niedaleko jest dawny Centralny Ośrodek Sportowy, jedziemy tam.
CIĘCIE NA:
PLENER. BRAMA PRZED OŚRODKIEM. DZIEŃ. STASIO, ŻONA STASIA,
WARTOWNIK
Podjechali pod zamknięty szlaban. Z budki strażniczej wyszedł bykowaty, na czarno
umundurowany WARTOWNIK. Spytał grzecznie.
WARTOWNIK
77
Przepraszam, w jakiej sprawie?
Stasio patrzył w okno wartowni.
STASIO
Czy to nie Michał Konieczny?
Wartownik zdziwił się.
WARTOWNIK
Tak. Pan go zna?
Stasio nie czekał na odpowiedź, tylko wszedł do wartowni.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. WARTOWNIA. STASIO, MICHAŁ
Stasio wita się wylewnie ze szczupłym, ale barczystym ochroniarzem MICHAŁEM
KONIECZNYM
CIĘCIE NA:
PLENER. WJAZD DO OŚRODKA. DZIEŃ. STASIO,
MICHAŁ, ŻONA STASIA,
WARTOWNIK, MICHAŁ
Wyszli i wsiedli do auta. Wartownik bez słowa podniósł szlaban. Wjechali na teren ośrodka.
CIĘCIE NA:
PLENER. ALEJKI OŚRODKA /WNĘTRZE SAMOCHODU. STASIO, ŻONA,
MICHAŁ
W samochodzie Stasia.
STASIO
Poznaj, kochanie, koleżkę serdecznego.
78
Ochroniarz przedstawił się.
MICHAŁ
Michał Konieczny .
Kobieta uśmiechnęła się kokieteryjnie.
ŻONA STASIA
Miło mi.
MICHAŁ
Teraz w prawo. O, i już.
Zatrzymali się przed restauracją.
STASIO
Chodź z nami.
MICHAŁ
O nie, w tym uniformie nie mogę wejść do restauracji.
STASIO
Kurwa, co to?
Michał warknął
MICHAŁ
Kapitalizm.
Koło nich przechadzały się stadka usportowionych osób w różnym wieku. Na każdym było
ładnych parę złotych.
STASIO
Są tu wolne miejsca?
MICHAŁ
Jak zwykle, ale najtańsze za półtorej starej bańki i nie dla każdego.
79
STASIO
A możesz załatwić parę dni?
MICHAŁ
No pewnie, nawet z upustem.
STASIO
Nie, bez upustu.
MICHAŁ
Patrząc po aucie, to ty Stasiu dobrze stoisz?
STASIO
Nie narzekam. No to załatwimy zameldowanie, pójdziemy
z żoną coś zjeść, a ty o której kończysz?
MICHAŁ
O szóstej.
STASIO
No to spotkamy się na wartowni pięć po szóstej, zgoda?
Michał zażartował.
MICHAŁ
Co robić, jak mus, to mus.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. SYPIALNIA W OŚRODKU, STASIO, ŻONA STASIA
Na szerokim łożu przeciągała się leniwie żona i liczyła.
ŻONA STASIA
Sto pięćdziesiąt od osoby to fakt. Ale śniadanie gratis, basen gratis,
korty gratis, sauna gratis, bezpieczeństwo na parkingu gratis.
80
Stasio zburzył wyliczankę.
STASIO
Obiad na dwie osoby bez alkoholu prawie stówkę.
ŻONA STASIA
Ale jak podany. A teraz. Kobieta zadowolona jest kobietą chętną.
Uśmiechnęła się zalotnie.
CIĘCIE NA:
PLENER. POBOCZE SZOSY. POPOŁUDNIE. STASIO, MICHAŁ
Pięć po szóstej poboczem szli Stasio i Michał.
STASIO
No to gdzie idziemy? może tam?
Stasio wskazał ręką na restaurację po drugiej stronie jezdni.
MICHAŁ
Nie, tam nie możemy iść. Tam za skrzyżowanie.
STASIO
Czego nie?
MICHAŁ
Widzisz, przy tej drodze z Warszawy do Łodzi lewa strona to Wołomin,
a prawa Pruszków. Moja buda jest z prawej, no to ja muszę chodzić
z lojalności do knajp po prawej.
Weszli do knajpy i usiedli.
CIĘCIE NA:
81
PLENER. SZOSA. POBOCZE. NOC. STASIO, MICHAŁ
Późnym wieczorem przyjaciele wracali do ośrodka.
STASIO
I ty, Michał, godzisz tę robotę z sumieniem?
Michał oburzył się.
MICHAŁ
A co ma kurwa żesz jego mać sumienie z tą robotą? A co ja takiego robię?
Jestem specjalistą od walk. Pracowałem w ZOMO, nie zweryfikowali mnie,
dostałem grosze renty, to co, miałem zdychać? Tu nas szanują, bo pilnujemy
porządku. Płacą przyzwoicie, a co wyprawiają, to gówno mnie obchodzi.
Tym niech zajmuje się ta nowa policja i to nowe UB, to UOP-e, gówniażeria
filmowa, a ty co wyprawiasz?
Stasio odpowiedział w zadumie.
STASIO
Hm, niby to samo, co ty. To są głupki. Kilkadziesiąt tysięcy
zorganizowanych ludzi nie wyrzuca się bezkarnie.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. GABINET PREZESA. WIECZÓR. HENIO, ZBYSZEK GNOJEK
W gabinecie Henio z Gnojkiem patrzyli w telewizor, a w telewizorze Trądziarz ogromnym
zielonym grzebieniem czesał rzadkie włoski. Ubrany był elegancko, jak na Boże Narodzenie
w Grójcu. Koło niego kłębił się tłum młodocianych dziennikarzy. Trądziarz mówił.
TRĄDZIARZ
Tak, trzeba patrzeć tym łajdakom na ręce. To nie rząd, to nie sejm,
to banda złodziei i aferałów. Taki Balcerowicz to głupek, bo nie
wie jak żyje wieś. Ale my wiemy, że trzydzieści dwa miliardy
dolarów leży w bankach szwajcarskich. Ta bab od banku myśli,
że oszuka chłopa, który nie ma z czego żyć. Jak może być tak,
82
by chłopskie dzieci głodne chodziły. By ludzie z głodu umierali.
My im będziemy patrzeć na ręce i będziemy bić po tych rękach,
a po pyskach też i nie tylko po pyskach. Niech prymas pamięta,
że w Polsce już raz powiesili Prymasa.
Henio zainteresował się i zatrzymał obraz.się
HENIO
Co on gada?
Gnojek odpowiedział skromnie.
ZBYSZEK
Podsunąłem mu.
HENIO
Nie rozumiem.
ZBYSZEK
Panie Heniu, parę dni temu Prymas nawoływał chłopów do spokoju,
więc wyciągnąłem sprawę z historii, jak lud Warszawy w czasie
insurekcji kościuszkowskiej powiesił prymasa Kossakowskiego,
swoją drogą wyjątkową szuję i zdrajcę.
Henio pochwalił.
HENIO
Pięknie. Grzebień też pan wymyślił?
ZBYSZEK
A jakże? Prezydent obalacz miał ogromny długopis,
to temu podsunąłem grzebień, by czesał władzę.
Henio włączył zatrzymany obraz.
HENIO
No, dalej.
83
Trądziarz puszył się przed kamerą.
TRĄDZIARZ
Wywleczemy ich za łby z tych ich gmachów, ale na razie damy im czas
na opamiętanie się, a jak nie, to dwa miliony chłopów zablokuje drogi
i ruszy na Warszawę.
Zadzwonił telefon. Przyjął go Henio
HENIO
Słucham (słucha).Walach starszy? (słucha). No i czego chce?
(słucha) Spotkania? No dobrze. Niech mnie pani umówi z nim
jutro na drugą w „Belwederze” (słucha) Tak, na lunch.
Odłożył słuchawkę.
HENIO
No, dobra robota. Kaseta zostaje. A swoją drogą głupek zadziera z Kościołem.
ZBYSZEK
Tu się pan myli, panie Heniu. Głupek to on nie jest. On zna wieś. Tam wiara,
a zwłaszcza we wsiach pegeerowskich jest powierzchowna, a pasterze często
bez wyobraźni kłują ludzi w oczy a to autkiem, a to balangą, a to arogancją.
Poza tym komuna zostawiła ślad i na Kościele, bo poza autentycznymi
powołaniami zostało księżmi masa, co tu ukrywać, tumanów, bo to,
co mądre, szło na łatwiejszy chleb. Choćby w aparacie propagandy.
HENIO
Nie może, ale na pewno. Oni chcą księży w tych Siemierzach, Siemiechowach
czy innych Sianowach ubranych jak ksiądz – w sutannie, jeżdżących polonezem
z gosposią starszawą, bez atrakcyjnych kuzynek, a za to z cukierkami i obrazkami
dla dzieci w kieszeniach. Kościół i hierarchia o tym wie.
CIĘCIE NA:
84
WNĘTRZE. RESTAURACJA. WIECZÓR. HENIO, WALACH SENIOR.
W eleganckiej restauracji, pustawej, przy wytwornie zastawionym stoiku siedział Henio ze
szpakowatym jegomościem sarmackim wyglądzie.
WALACH SENIOR
Wiec nie rozumiem tego ochłodzenia stosunków między nami, to znaczy
miedzy naszym stronnictwem a panem prezesem. Oczywiście pomijam
sprawę mego syna jako w zasadzie nieistotną...
HENIO (przerwał)
Panie pośle, ja, widzi pan, uwielbiam szparagi, ale niestety, nie mogę ich jeść.
I co robię? Zamawiam je, wącham, odstawiam i ukradkiem zjadam, po czym cierpię.
WALACH SENIOR
Niech pan wybaczy, panie Henryku, ale dalej nie rozumiem.
HENIO
Dlatego siedzimy przy obiedzie, a nie przy biurku. O, niech pan
patrzy na tych dwóch na środku.
Poseł spojrzał ukradkiem i zobaczył dwóch niechybnie ważnych osobników, jak siedząc przy
wspólnym stole odwróceni do siebie bokiem, każdy z osobna rozmawiał z komórki.
HENIO
Oni nie dorośli do komórki. Oni powinni być szoferami,
bo tylko szofer rozmawia komórką.
W tej chwili zadzwoniła komórka posła. Starszy Walach się zmieszał.
WALACH SENIOR
Przepraszam.
Henio uśmiechnął się pobłażliwie.
85
HENIO
Nie ma o czym mówić. Pan po prostu zapomniał wyłączyć aparat.
Ale do rzeczy. Jak głosowaliście 16, dwa miesiące temu?
Poseł odetchnął.
WALACH SENIOR
A, o to chodzi. Powiem panu, głosowaliśmy według sumienia.
Coś przecież jest na tym świecie bez ceny.
HENIO
Owszem, zgadzam się z panem w całej pełni, są rzeczy bezcenne, takie jak
honor, zdrowie i parę jeszcze, ale przepraszam, bo oto idą moje szparagi.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. FIRMA OCHRONIARSKA. BIURO. EDZIO, DZIUPLA
Zadzwonił telefon w pomieszczeniu ni to biura ni to wartowni siedział ochroniarz DZIUPLA i
kilku innych czarno ubranych ochroniarzy. Edzio podniósł słuchawkę. Chwilę słuchał i twarz
zrobiła mu się kamienna.
EDZIO
Dziób i Śruba? Niemożliwe.(słucha). Dobrze, jedziemy.
Odłożył słuchawkę. Rozkazał.
EDZIO
Wszystko, co żyje, alarm! Daj, ile masz w kasie. Dziupla,
Bierzemy broń ostrą. Dziub i Śruba ciężko pobici w szpitalu.
CIĘCIE NA:
PLENER. SZPITAL – PODJAZD. EDZIO, OCHRONIARZE
Dwa osobowe mercedesy i mikrobus zajechały pod szpital. Wysypali się z nich czarno
umundurowani ochroniarze.
86
EDZIO
Idę z Dziuplą, reszta czeka.
Edek z Dziuplą weszli do szpitala.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. SZPITAL. RECEPCJA. EDZIO, DZIUPLA, PIELĘGNIARKA, LEKARZ
Edzio w recepcji spytał ostro.
EDZIO
Gdzie leżą pobici?
PIELĘGNIARKA
Na urazówce, ale teraz nie wolno ich odwiedzać.
EDZIO
(w stronę Dziupli)
Daj jej!
Dziupla wręczył papierowy pieniądz.
PIELĘGNIARKA
Pokój 216, drugie piętro.
Weszli na oddział, zagrodził im drogę lekarz.
LEKARZ
Panowie, nie wolno.
EDZIO
Daj mu!
87
Dziupla wręczył pieniądze.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. SALA SZPITALNA. EDZIO, DZIUPLA, LEKARZ, DZIÓB, ŚRUBA
Na salę weszli z lekarzem. Na wyciągach leżało, strasznie kontrastując obitymi ciałami z bielą
szpitalnych pościeli, dwóch mężczyzn. Jeden był nieprzytomny, drugi skrzywił się w
uśmiechu.
Edek nachylił się nad pobitym, niezręcznie poprawiając pościel.
EDZIO
Kto wam to zrobił i gdzie?
Pobity wyszeptał.
POBITY
Samochodziarze w „Leśnej”.
EDZIO
Zabieram was z tej kostnicy.
Lekarz zaprotestował.
LEKARZ
Dokąd? Tu też ich wyleczą.
EDZIO
( do Dziupli)
Daj mu, i niech przygotuje ich do transportu.
CIĘCIE NA:
PLENER. SZPITAL MSW – PODJAZD. EDZIO, DZIUPLA, SIERŻANT SZTABOWY,
NOSZOWI
88
Kawalkada samochodów ochroniarskich (dwa osobowe mercedesy i mikrobus) z ambulansem
szpitalnym zajechała pod szpital MSW. Zagrodził im drogę szlaban. Z wartowni wyszedł
sierżant sztabowy.
SIERŻANT SZTABOWY
To szpital MSW.
Edek pokazał legitymację i warknął.
EDZIO
A my renciści resortu.
Sierżant zasalutował. Podjechali pod izbę przyjęć. Edek z Dziuplą weszli do środka. Po chwili
wybiegli noszowi i wnieśli pobitych do szpitala.
CIĘCIE NA:
PLENER. TEREN PRZED DYSKOTEKĄ. NOC. GRUPA OCHRONIARZY
Pod jasno oświetlona dyskotekę z napisem „Leśna” zajechali ochroniarze. Byli uzbrojeni, w
hełmach, kamizelkach kuloodpornych i jak stado wilków runęli do środka.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. DYSKOTEKA. NOC. TŁUM
Przeszli jak burza przez tłum i po chwili wywlekli czterech rosłych chłopaków.
CIĘCIE NA:
PLENER. PRZED DYSKOTEKĄ. NOC. EDZIO, OCHRONIARZE.
DYSKOTEKOWICZE, POLICJA, STRAŻ POŻARNA, POGOTOWIE
Ochroniarze Edzia wyciągnęli czterech rosłych chłopaków na zewnątrz i zaczęli bić. Rozległo
się wycie wściekłości dyskotekowiczów, jak szarańcza rzucili się do zaparkowanych
samochodów i już po chwili uzbrojeni w pały bejsbolowe zwartą masą runęli na ochroniarzy.
89
Edek rozkazał.
EDZIO
Ognia po nogach!
Ochroniarze wystrzelili. Kilkunastu z napastników upadło, ale reszta, nieczuła na straty,
runęła na strzelców.
Edek ryknął.
EDZIO
Spierdalać!
Ochroniarze rozbiegli się każdy w inną stronę. Oszalały tłum rzucił się z wściekłością na
samochody ochroniarzy. Po chwili buchnął ogień. Auta zaczęły wybuchać, kiedy pojawiła się
policja, straż pożarna i pogotowie ratunkowe.
Policjant pyta leżącego na noszach chłopaka.
POLICJANT
Kto cię postrzelił?
Ranny wrzasnął.
RANNY
A czy ja, kurwa, wiem?
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. POKÓJ HOTELOWY W OŚRODKU. NOC. STASIO, ŻONA STASIA
W hotelowym pokoju Stasio oglądał z żoną późny dziennik na prywatnym kanale. W telewizji
pokazano „Leśną”. Spalone auta, rannych i padło nazwisko Edzia. Stasiu bez słowa sięgnął po
komórkę.
Żona ekscytowała się.
ŻONA
90
Ależ to jest banda. Ci strzelali, a ci padali i szli dalej. Niesamowite.
Stasio poprosił.
STASIO.
Cicho.
Stasio rozmawia przez komórkę.
STASIO
Edek? (słucha). No, gdzie jesteś? (słucha) Aha, dobrze (słucha).
Nie, nie przyjeżdżaj, ja jadę do Warszawy (słucha). E, niedaleko,
stówkę (słucha) Tak, w COS-ie. No to zaczynam działać.
Wyłączył telefon.
STASIO
(do żony)
Wiesz co, ty tu zostań, a ja wyskoczę do Warszawy.
Żona przeraziła się.
ŻONA
Co ty masz z tym wspólnego?
STASIO
Ja nie mam nic, ale muszę lecieć. Jutro wieczorem przyjadę.
CIĘCIE NA:
PLENER. PUSTA SZOSA/WNĘTRZE SAMOCHODU. NOC. STASIO
Stasio gnał pusta szosą i rozmawiał z panem Heniem przez telefon komórkowy.
STASIO
Panie Heniu, to jest nasz człowiek. Prezes mi kazał (słucha).
Tak, tak (słucha). Dobrze, będę za jakąś godzinę.
CIĘCIE NA:
91
WNĘTRZE. POKÓJ PRZESŁUCHAŃ. NOC. EDZIO, CYWIL
W pokoju przesłuchań siedział Edzio i pił kawę z jakimś cywilem. Zadzwonił telefon. Cywil
podniósł słuchawkę.
CYWIL
Oczywiście wpuścić. (do Edzia). Edziu, ależ ty masz chody.
Idzie tu pan mecenas Niezłomny.
EDZIO
Pieprzysz, Niezłomny? Ja go nie znam.
CYWIL
Aleś, Edziu, wpadł między kamienie - mecenas Niezłomny
i prokurator Kat-Nieskazitelny.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. KAWIARENKA. DZIEŃ. MECENAS NIEZŁOMNY. PROKURATOR
KAT-NIESKAZITELNY
Prokurator Kat-Nieskazitelny i mecenas Niezłomny siedzieli w maleńkiej kawiarence przy
ruchliwej ulicy. Mecenas z westchnieniem pokiwał głową.
MECENAS
Rozumiem pana, imponderabilia to przecież sens istnienia.
A propos, mówi coś panu imię Poc?
Prokurator roześmiał się.
PROKURATOR
He, he, He! Przecież to po żydowsku członek. A skąd to nazwisko?
MECENAS
A znaleźli po wojnie w niemieckim burdelu niemowlę,
92
ojciec i matka NN, i jakiś dowcipniś tak go nazwał.
Prokurator zbladł.
MECENAS
No tak, ale on sobie w Australii dołożył jedną kreseczkę i teraz jest...
znanym i szanowanym adwokatem na antypodach. I właśnie przysłał
mi list, w którym prosi, bym sprawdził jego pamięć z rzeczywistością,
bo on postanowił… jak pan wie, miał hopla historycznego, napisać
przyczynek do historii najnowszej, i właśnie zabrał się za rozruchy
studenckie w 68 na uniwersytecie we Wrocławiu, a ja jak wiem, właśnie
pan jest absolwentem tej szacownej instytucji im. Bolesława Bieruta.
I ciekawe, w tym okresie był pan tam...
Prokurator wycharczał.
PROKURATOR
Czego chcesz ty skurwysynu?
Mecenas warknął.
MECENAS
Tylko nie tym tonem, bo mamusia z dobrego domu i prowadziła się
nieskazitelnie. (roześmiał się) Przynajmniej tak sądzono.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. KUCHNIA W WILLI PREZESA. DZIEŃ. PREZESOWA, HENIO
Prezesowej trzęsły się ręce, kiedy z torebki wyjęła małe paczuszki z proszkiem i jakimiś
badylami.
PREZESOWA
Heniu, rany boskie, ratuj!
Henio spojrzał obojętnie na paczuszki.
HENIO
A bierze?
93
Prezesowa oburzyła się.
PREZESOWA
No, nawet nie sprawdzałam.
HENIO
A co będę sprawdzał, przecież widać, że to nie cukier puder,
ani nie podręczny zielnik. No, bierze czy nie?
PREZESOWA
Nie zauważyłam.
HENIO
Matki nic nie widzą. Jest w domu?
PREZESOWA
Nie, wyszedł.
HENIO
Chodźmy do jego pokoju.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. POKÓJ SYNA. DZIEŃ. PREZESOWA, HENIO
Weszli do młodzieżowej graciarni. Henio od niechcenia wziął buty do konnej jazdy. Wyjął
prawidła i okazało się, że prawidła są wydrążone, a w butach dwa pokaźne opakowania.
Henio włożył je z powrotem do butów i wcisnął prawidła.
Prezesowa oburzyła się.
PREZESOWA
No jak to, nie zabierasz?
HENIO
Uspokój się, to zdaje się poważna sprawa. Była tu balanga pod twoją nieobecność?
94
PREZESOWA
No, jakieś przyjątka robili, jak to młodzi.
HENIO
Oj, matki, matki, kiedy wy zmądrzejecie? Na razie udawaj, że nic
się nie zmieniło, nie uświadamiaj męża. Zajmę się tym.
Prezesowa ocierała łzy. Henio zażartował.
HENIO
Gdzie twoje aktorstwo? Uśmiechaj się, jakby nigdy nic. Zajmę się tym. No to pa.
CIĘCIE NA:
PLENER. PRZED WILLĄ PREZESA. DZIEŃ. HENIO, OCHRONIARZ JUREK
Henio wyszedł z domu, ochroniarz Jurek podszedł do niego.
HENIO
Nic nie zauważyłeś?
JUREK
Nie, nic.
HENIO
A na balangach?
JUREK
Balangi jak balangi, pieprzyli się chlali, grali...
HENIO
A brali?
95
JUREK
Nie, przynajmniej nie rzucało się w oczy.
Henio mruknął.
HENIO
Źle. A ktoś w oczy się rzucił?
JUREK
Takich dwóch, jakby Włosi czy Cyganie.
HENIO
Dobrze, melduj jakby co i pisz numery tych czarnych.
Henio wsiadł do auta. Rozkazał.
HENIO
Jedź!
Wystukał na komórce kilka cyfr.
HENIO
No, jak cenne zdrówko? (zarżał). Może byśmy je podreperowali? (słucha).
Tak jest! Wieczorkiem, w „Aquaparku”.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. BASEN. WIECZÓR. HENIO, PŁYWAK
W basenie z wody wystawała głowa Henia i jakiegoś drugiego faceta.
HENIO
Wydaje mi się, że mały Prezesa wziął się za handelek.
PŁYWAK
A mnie się nie wydaje. Ja to wiem.
HENIO
96
To czemu ja nie wiem?
PŁYWAK
Bo Stary trzyma to w zanadrzu dla Prezesa.
HENIO
A gdzie jest Stary?
PŁYWAK
W Stanach na walce.
HENIO
No to ja ich spiknę. A wy co na to?
PŁYWAK
My nic, bo on się związał z Cyganami i nam bruździ.
HENIO
Uuu, to ja muszę to uzgodnić z Prezesem. No to cześć!
Henio pożegnał się i zanurkował.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. POKÓJ W MIESZKANIU HENIA. WIECZÓR. HENIO
Henio mówi do słuchawki:
HENIO
(do PREZESA)
Co ja radzę? Ja radzę, Romek, byś się dogadał ze Starym, to od ciebie krok ziemi,
i żeby Stary go przestraszył, ale tak, by gówniarz osiwiał. A tak poza
tym to idzie wszystko jak trzeba. No cześć!
CIĘCIE NA:
97
PLENER. POLANKA W LESIE. ŚWIT. BANDYTA I, BANDYTA II, BANDYTA III,
SYN PREZESA, POŁUDNIOWIEC I, POŁUDNIOWIEC II
Na polankę leśną o świcie zajechał elegancki van. Otworzyły się boczne drzwi i trzech
rosłych, ładnie ubranych panów wywlokło trzech zakneblowanych mężczyzn. Dwóch
dojrzałych o śródziemnomorskiej urodzie, a trzeci – chłopak jeszcze, blondynkowaty.
Wszyscy mieli skute ręce i nogi.
Najstarszy rozkazał młodemu blondynowi, synowi Prezesa.
BANDYTA I
Nu ty, siadaj!
Młody siadł.
BANDYTA I
( w stronę SYNA PREZESA)
Teper dywysi, a dobre dywysi.
BANDYTA I
(w stronę BANDYTY II)
Prygnuj sobi, Petry!
W tym momencie rosły i ciężki bandyta wyskoczył w górę i obiema nogami skoczył na klatkę
piersiową najbliższego południowca. Głuchy ni to jęk, ni to gruchot łamanych kości potoczył
się z charkotem, bo masa krwi runęła jak fontanna nosem nieszczęśnikowi.
BANDYTA I
(wrzasnął)
O bladź!
Bandyta I skoczył do chłopaka. Zerwał mu plaster z ust. Spod plastra wylały się wymiociny.
98
BANDYTA I
( stronę BANDYTY II)
Duj w neho!
Bandyta II sprawnie zaczął robić sztuczne oddychanie usta-usta. Chłopak otworzył oszalałe
ze strachu oczy.
Bandyta I odetchnął.
BANDYTA I
No, sława Bohu, żyw. Taho druhoho ubyj, jak choczysz.
Bandyta II sięgnął pod marynarkę, wyjął pistolet z tłumikiem i strzelił w głowę drugiemu
więźniowi. Chłopak po raz drugi zemdlał. Ocucili go, rozkuli.
Bandyta I wyciągnął zza pazuchy płaskówkę.
BANDYTA I
(w stronę SYNA PREZESA)
Na, masz!
Nie chciał pić. W dwójkę, na siłę, wlali mu w usta alkohol.
BANDYTA I
Ne boj si, detyno, i bilsze ne berysi za to.
A teper ukikaj, gitczy synu. No, bud zdarow.
Wsiedli do auta i odjechali.
CIĘCIE NA:
PLENER. ŁÓDŹ NA JEZIORZE. DZIEŃ. KAZIO, BASIA, CÓRKA KRYSIA, SYN
Na jeziorze niedaleko brzegu kołysze się jacht kabinowy. Na pokładzie, z wędką w ręku, stoi
ochroniarz Prezesa– Kazio. Obok niego na leżaku siedzi ładna kobieta około czterdziestki –
99
żona Basia, i śmiała 17-nastolatka – córka Krysia. Kazio wyciąga ładną rybę. Pokazuje rybę.
Cieszy się.
KAZIO
No to obiadek już jest.
BASIA
A gdzie to ja ją przyrządzę w tej dziupelce?
KAZIO
To nie dziupelka a kambuz.
CÓRKA
A mama to nie mama, tylko kuk.
Tata pochwalił.
KAZIO
(w stronę CÓRKI)
Dobrze, majteczku, a gdzie bosman?
CÓRKA
Bosman śpi, jak zwykle.
KAZIO
(w stronę BASI)
Trzeba je wypatroszyć, oskrobać, nasolić, obłożyć cebulą, zalać octem...
BASIA
Wspaniale, i kto to zrobi?
KAZIO
Myślę, że załoga, bo ja muszę żeglować.
Córka wtrąciła się.
100
CÓRKA
O, wielki mi kapitan. Taka łupinka.
KAZIO
Nie łupinka, tylko przyzwoity jachcik kabinowy.
Żona wtrąciła.
BASIA
Za takie pieniądze, córeczko, to na Morzu Śródziemnym
mielibyśmy jacht z robolem.
Ojciec miał wątpliwości.
KAZIO
Eee!
BASIA
O masz, bezczelni, zostawili ofertę. My płacimy osiem stów
za dobę, to jest dwieście zielonych, a w Tunezji 150 zielonych
biorą za dobę za łódkę z wyżywieniem.
KAZIO
Tak jest i gdzieś cię po drodze napadną i porwą. .
O, już widać świętą Lipkę. Cumujemy przy tym cypelku.
Żona poprosiła.
BASIA
Podpłyń do ośrodka.
KAZIO
Nie, jak włóczęga, to włóczęga.
BASIA
A ja mam włóczęgi dość i idę z dziećmi do cywilizacji.
101
Mąż spytał z niedowierzaniem.
KAZIO
Poważnie?
BASIA
A jakże. Wykąpiemy się, zjemy jak ludzie i wyśpimy się bez komarów.
Zeszła pod pokład i wyszła z torbą i 5-letnim zaspanym chłopczykiem.
CÓRKA
Mamo, może ja zostanę z tatą?
BASIA
Nie. Jak chce żyć jak Robinson, to niech żyje. A Piętaszek był chłopakiem.
Córka zachichotała.
CÓRKA
Miał też Robinson kozy.
KAZIO
(w stronę ZONY)
Ty, koza, kiedy wrócicie?
BASIA
Nie wiem, wpierw zwiedzimy kościół, a potem poszukamy mieszkania
i nie spodziewaj się nas wcześniej jak koło południa.
KAZIO
Idźcie od razu do dawnego domu wypoczynkowego,
może jest tam jakiś znajomy. To niedaleko.
Dobił do brzegu. Pożegnał się czule z rodziną.
CIĘCIE NA:
102
WNĘTRZE. RECEPCJA. DZIEŃ. BASIA, CÓRKA, SYN, MIECIO,
RECEPCJONISTKA
W recepcji przyzwoitego hotelu recepcjonistka przekonywała:
RECEPCJONISTKA
Proszę panią, ja wszystko rozumiem, ale to jest ośrodek
Straży Granicznej i nic nie mogę poradzić.
Nagle rozległo się nad uchem Basi.
MIECIO
Co ty tu robisz?
Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła przed sobą przystojnego majora.
Wrzasnęła uradowana.
BASIA
Miecio! A ty..
MIECIO
No, to ja jestem szefem tego bardaczku. Chodź do mnie.
To Krysia? (stronę Krysi). Pewnie wiesz, byłem na twoich
chrzcinach. Czekaj, ty teraz będziesz miała z piętnaście lat.
CÓRKA
Nie, siedemnaście.
MIECIO
(w stronę Basi)
A ten to ile?
BASIA
Pięć, albo co?
103
MIECIO
A gdzie twórca tych piękności?
BASIA
Jak już - to współtwórca.
MIECIO
No wchodźcie. Jesteście głodni? Zaraz załatwię, poczekaj chwilę.
Major wyszedł. Po jego wyjściu córka zapytała.
CÓRKA
Kto to jest?
BASIA
To kuzyn taty.
CÓRKA
To nasz krewny?
BASIA
A jakże. Zobaczysz, pewnie zapomniał, jak ja mam na imię.
Major wrócił.
MIECIO
No, zaraz będzie co nieco, a teraz opowiadaj. Gdzież on jest?
BASIA
Wybraliśmy się na włóczęgę jachtem i ja mam chwilowo dość,
a on został przy łódce koło świętej Lipki.
MIECIO
To nie wiedział, że ja tu jestem?
104
BASIA
A ty wiesz, jak ja mam na imię?
MIECIO
Na pewno Zosia.
BASIA
Pudło.
Roześmiali się.
MIECIO
Basia. To macie trochę grosza, dzięki Bogu.
BASIA
No, nie narzekamy, ale ten jacht to za pieniądze firmy, w której pracuje.
MIECIO
Ty, Basiu, ty wiesz co? Ja pójdę po niego, a wam dam apartamencik.
Wyśpijcie się, a mu pobalujemy.
BASIA
Jak ty go znajdziesz?
MIECIO
Nie bój nic, my się znajdziemy. Jak się nazywa wasz krążownik?
BASIA
„Matka Giżycko”. Aleś ty narwany, przecież już robi się ciemno.
MIECIO
Spoko. Ja tu mam takie cudo z Bundes, że wszędzie wlezie i wszystko widzi.
BASIA
A płaczecie, że nie macie sprzętu.
105
MIECIO
Bo nie mamy. To jest na testowaniu, więc testuję takie różne.
No to kończcie i marsz do apartamentu generalskiego. Chyba
żaden już dziś nie przyjedzie. No, chodźcie, zaprowadzę was.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. APARTAMENT W OŚRODKU. DZIEŃ. BASIA, CÓRKA, SYN, MIECIO
Weszli do apartamentu. Córce wyrwało się.
CÓRKA
Jak tu ładnie!
Major nagle warknął, nie wiadomo czemu zły.
MIECIO
Co chcesz, weszliśmy do NATO. Dobrej nocy damom.
Jakby co, to tylko telefon i będzie wszystko
(w stronę CHŁOPCA)
No, żołnierzu, pilnuj domu.
Strzelił obcasami i wyszedł.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. BIURO MAJORA W HOTELU. WIECZÓR. MIECIO, CHORĄŻY
MAREK, SIERŻANT SZMIDT, KIEROWCA
Major poszedł do swojego biura. Podniósł słuchawkę.
MIECIO
Wyprowadź volksa terenowego, zatankuj! Zawiadom chorążego
Marka i sierżanta Szmidta, by stawili się u mnie natychmiast z bronią.
106
Rzucił słuchawkę i zaczął się przebierać. Kończył dopinać pas, kiedy rozległo się pukanie.
MIECIO
Wejść!
Weszło dwóch uzbrojonych: chorąży i sierżant. Chorąży zaczął meldować.
CHORĄŻY
Chorąży…
Major przerwał.
MAJOR
Dobra. To nie jest akcja. Prywatnie jedziemy.
CHORĄŻY
Tak jest!
Usłyszeli warkot samochodu. Wszedł kierowca.
MIECIO
No to do wozu!
Major odesłał kierowcę.
MIECIO
Zjeżdżaj spać!
Ruszyli w stronę drzwi.
CIĘCIE NA:
PLENER. LEŚNA DROGA. WNĘTRZE SAMOCHODU. WIECZÓR. MIECIO,
SIERŻANT, CHORĄŻY
Major sam prowadzi terenowego volkswagena.
107
MIECIO
Słuchajcie, mój kuzyn wybrał się z rodziną na włóczęgę
jachtem i rodzina przyszła do mnie, a on cumuje na cyplu za Świętą Lipką.
Chorąży wtrącił się.
CHORĄŻY
Oszalał?
MIECIO
No właśnie. To taki chojrak z desantu.
Sierżant uzupełnił.
SIERŻANT
A tu noc ciemna, jak znalazł dla tych z Giżycka.
Szkoda, że nie wzięliśmy Misia.
Major uspokoił.
MIECIO
E tam. Jeszcze by kogo zeżarł.
(w stronę CHORĄŻEGO)
No, już cypel. Świeć szperaczem.
CIĘCIE NA:
PLENER. POLANKA PRZY BRZEGU. JACHT. NOC. MIECIO, CHORĄŻY,
SIERŻANT. KAZIO. GRUPA NAPASTNIKÓW
Ostre światło oświetliło zakotwiczony jacht i niesamowitą scenę. Ze trzy postacie kopały jakiś
kształt w namiocie, a kilka innych rabowało, co było pod ręką. Stanęli oślepieni.
Major rozkazał spokojnie.
MIECIO
O kurwa! W nich, Szmidt, świeć!
108
Major z chorążym wyskoczyli z auta.
MIECIO
Ognia w górę.
Walnęła seria. Bandyci z tobołami rzucili się do ucieczki. Major z chorążym podeszli do
namiotu i wyciągnęli nieprzytomnego, zakrwawionego ochroniarza Kazia. To był kuzyn
majora.
Major rozkazał.
MIECIO
Nosze!
Po chwili nieśli rannego do auta.
MIECIO
Wy dwaj zostaniecie tutaj. Ja go zawiozę do Kętrzyna,
a wy w tym czasie wezwijcie radiem policję. No, jadę.
Major wsiadł do auta. Zaczął łączyć się przez radio ze szpitalem.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. SALA SZPITALNA. NOC. MIECIO, OCHRONIARZ, ORDYNATOR
W szpitalu pobity otworzył oczy. Roześmiał się.
KAZIO
Mieciu, to ty?
Zaniepokoił się.
KAZIO
Gdzie Basia? Gdzie dzieci?
MIECIO
U mnie. Siedzieli tu przy tobie, a teraz
poszli się przespać, bo padali.
109
Podszedł do nich elegancki lekarz z plakietką „Ordynator”.
KAZIO
O, pan doktor.
Ordynator z wprawą badał chorego, żartując.
ORDYNATOR
Ależ pan ma czaszkę, jak jakiś murzyn. Dziw, że nie pękła.
No, pobicie ciężkie, ale dzięki najwyższemu to, co najważniejsze, całe.
KAZIO
To znaczy, co całe?
ORDYNATOR
Oczywiście głowa, podroby.
KAZIO
Kiedy mogę wyjść?
ORDYNATOR
Coś pan taki narwany? Czy oni wszyscy z desantu takie twardziele, majorze?
MIECIO
A no, co robić, tacy są.
ORDYNATOR
(w stronę KAZIA)
Panie, pan ma wstrząśnienie mózgu i jest pan ciężko pobity. Sześć tygodni
jak nic. Zaraz panu podamy coś na sen, bo je pan tymi sznureczkami.
Wskazał na kroplówkę.
ORDYNATOR
110
(w stronę MIECIA)
Niech go pan nie męczy. Na razie.
Ordynator wyszedł. Pobity poprosił.
KAZIO
Mietek, zabierz mnie stąd.
MIECIO
Wariat. Słyszałeś, co powiedział.
KAZIO
Słyszałem, na słuch mi się nie rzuciło,
ale on ma mojego roleksa na ręce.
Major zbaraniał.
MIECIO.
Pieprzysz.
KAZIO
Nie, to mój roleks. Mam poza tym
w pamięci numer, a papiery w domu.
Major myślał chwilę i zaczął się łączyć przez komórkę.
MIECIO
Tak. Niech natychmiast do szpitala przyjadą chorąży z sierżantem. Natychmiast.
KAZIO
Co kombinujesz?
MIECIO
Zostawię moich chłopaków przy tobie, a sam pojadę
do sztabu, niech Olsztyn przyśle po ciebie helikopter.
111
KAZIO
Nie dadzą.
MIECIO
Dadzą, dadzą. Po pierwsze jesteś rencista wojskowy, po drugie - jak się da,
to dadzą, a po trzecie - ja też coś znaczę. Potem skoczę do półchłopków.
Chory zdziwił się.
KAZIO
Jakich znowu półchłopków?
Major roześmiał się.
MIECIO
No, UOP-ków. I pomyślimy, co zrobić z ordynatorkiem. Coś mi się wydaje,
że to nie on rabuje, ale jego synek. No, ale teraz cicho, bo możesz nie dożyć
do jutra. Albo wiesz, ja nie będę po tych z UOP-u chodził. Ja ściągnę takiego
jednego tutaj.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. TA SAMA SALA SZPITALNA. DZIEŃ. KAZIO, MIECIO, SIERŻANT,
ORDYNATOR, CYWIL (PRACOWNIK UOP)
Przy łóżku pobitego zrobił się tłok. Trzech wojskowych – MAJOR MIECIO, CHORĄŻY,
SIERŻANT i jakiś cywilny wymoczek.
MIECIO
(w stronę SIERŻANTA)
Zamknij drzwi!
MIECIO
(w stronę CYWILA)
A ty słuchaj! Ja nie mówię, że ordynator to rozbójnik, ale mówię, że ma zegarek
mojego kuzyna, a wszyscy wiedzą, że jego chłopak, chłopak komendanta policji
i tej szychy z Warszawy chodzą razem, i koło nich śmierdzi. Masz okazję – albo
112
wpadniesz w gówno albo na top.
Wymoczkowaty chwilę milczał.
CYWIL
No.
CYWIL
(w stronę pobitego)
Niech pan napisze na kartce numer zegarka, markę
i datę kupna. Niech pan pisze własnoręcznie.
Pobity nabazgrał coś na kartce. UOP-ek przeczytał, złożył kartkę, skleił i przyłożył pieczątkę.
Zwrócił się do żołnierzy.
CYWIL
A teraz wy podpiszcie i przypieczętujcie.
Wykonali o co prosił.
CYWIL
Otwórzcie drzwi i czekamy.
Nie czekali długo. Gnany ciekawością ordynator wpadł zbadać chorego.
CYWIL
Ma pan piękny zegarek, panie ordynatorze.
Lekarz rozpromienił się.
ORDYNATOR
A tak, to roleks, dostałem go wczoraj na imieniny od syna.
CYWIL
A zna pan jego numer?
ORDYNATOR
Nie, nie zapamiętałem.
113
Cywil indagował uparcie.
CYWIL
Może go pan pokazać?
Ordynator rozeźlił się.
ORDYNATOR
A cóż pana, do cholery, obchodzi mój zegarek?
CYWIL
Obchodzi. Kapitan Żmigród, Urząd Ochrony Państwa. A oto moja legitymacja!
Machnął elegancką, skórzaną legitymacją.
CYWIL
Proszę o zegarek.
Ordynator rozeźlił się nie na żarty.
ORDYNATOR
Panie, pan oszalał…
W tym momencie, niespodziewanie, szybki jak błyskawica UOP-owiec zerwał z ręki lekarza
zegarek. Spojrzał na wieczko i rozkazał.
CYWIL
Aresztować go!
Chorąży z sierżantem sprawnie złapali lekarza pod ręce. Lekarz zaczął wrzeszczeć jak
szalony.
Major wrzasnął na Ordynatora.
MIECIO
Stul pysk!
Lekarz zamilkł.
114
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. GABINET PREZESA. WIECZÓR. HENIO, ZBYSZEK GNOJEK
W gabinecie Henio z Gnojkiem oglądali telewizję. Na ekranie banda chłopów walczyła z
policją. Padły strzały. Podekscytowana dziennikarka nadawała:
DZIENNIKARKA
I tak padły strzały gumowymi pociskami w stronę protestujących rolników.
Za nią w tle chłopi wywlekli z auta faceta próbującego złamać blokadę. Facet dostał parę
ciosów ręką i nogą. Dochodzi do brutalnych starć.
NASTĘPNY OBRAZ
Przed pałacem prezydenckim Trądziarz w otoczeniu tłumu małoletnich reporterów. Trądziarz
udziela wywiadu.
DZIENNIKARKA
(w stronę TRĄDZIARZA)
I co dalej, panie przewodniczący?
TRĄDZIARZ
Padły strzały, polała się krew. Właśnie to jest tragedia. Chłopscy synowie
strzelają do swoich ojców i braci. Za nędzne srebrniki przelali krew bratnią,
ale niech pamiętają, my mamy ich buźki sfotografowane, sfilmowane i oni
odpowiedzą za to tak samo jak ci, co strzelali do górników na Wujku.
DZIENNIKARKA
No ale ktoś może powiedzieć, że strzelali, broniąc bitych ludzi.
TRĄDZIARZ
Proszę pani, pani jest młoda, to pani nie wie, co się robi z łamistrajkami.
Chłopi bronią swych rodzin, swego życia, oni maja prawo poszarpać tam
115
kogoś. Przed wojną też była samoobrona chłopska. Jak przed zagrodą
były wbite kosy na sztorc, to żaden komornik nie ośmielił się tam wejść,
bo wejść wszedł, ale żywy nie wyszedł.
DZIENNIKARKA
I co dalej?
TRĄDZIARZ
Ano idziemy do prezydenta i niech on się opamięta, niech przerwie rządy
tych złodziei, tych targowiczan, co złodziejsko wyprzedają Polskę, bo on
tez może polecieć z tego pięknego pałacu.
Reportaż przygotowała Agnieszka...
Henio wyłączył telewizor.
HENIO
To twoja robota?
ZBYSZEK
Zła?
HENIO
Nie. Ale nie za ostro?
ZBYSZEK
A gdzież tam. Patrz na kasetę.
Henio włączył wideo.
Przed remizę strażacką zajechał elegancki wóz, z którego wyszedł Trądziarz. Otoczył go
zwarty tłum byle jak ubranych ludzi. Buchnęło chóralne sto lat. Trądziarz wszedł na trybunę:
TRĄDZIARZ
Przyszedłem do was, by spojrzeć wam w oczy i przekonać się czy jesteście ze mną.
116
Tłum oszalał. „Tak, z tobą. Prowadź” – ryczała tłuszcza. Trądziarz uciszył tłum ręką.
TRĄDZIARZ
Jak jesteście ze mną, to słuchajcie. Ten złodziejski rząd chce was sprzedać.
Zrobić z was dziadów. Parobków u obcych złodziei. Ale my się nie damy.
Na razie będziemy blokować przejścia graniczne, jak nie, to ponownie
pójdziemy na Warszawę i będziemy ich chłostać. Na gołą dupę i golić
skórę jak kurwom sprzedajnym.
Tłum zawył. Trądziarz delektował się owacją. W końcu uspokoiło się.
TRĄDZIARZ
No, chłopy, a może wy macie jakieś propozycje?
Wykrzyknął chudy wyskrobek z wąsem.
DEMONSTRANT
Ja mam pytanie.
TRĄDZIARZ
No, słucham.
DEMONSTRANT
A nie można by było porozumieć się z robotnikami z Radomia? Bo widzi
pan, panie przewodniczący, policja strzela do nas, robotnicy nie mają co
jeść, my nie mamy gdzie sprzedać świń. To może by tak my im jedzenie,
a oni nam broń.
Henio zatrzymał obraz.
HENIO
Zbyszek, to twoja robota?
ZBYSZEK
117
Nie, taki dobry to ja nie jestem. To samorodny dureń. Patrz dalej.
Henio włączył wideo.
Przez ulicę Warszawy leje się groźny tłum. W pierwszym szeregu, trzymając się pod ręce, idą
Trądziarz w środku, a po bokach Dupcyngier, Ceberny, Głupi Gabryś, Ogrodnik, Dostojny,
Nawiedzony PPS.
Henio warknął.
HENIO
Ale menażeria, od katolika do alkoholika.
ZBYSZEK
Ale słuchaj.
Do Trądziarza podbiegła młoda dziennikarka.
DZIENNIKARKA II
Panie przewodniczący, jak pan pogodził wszystkie postacie w tym proteście.
TRĄDZIARZ
Ja nikogo nie godziłem, ja bronię prawdy i sprawiedliwości.
Oni doczepili się do naszej manifestacji. Jak będą przydatni,
to dobrze, a jak nie, to na nich też się bat znajdzie.
Henio przerywa.
HENIO
Co go tak ci dziennikarze otaczają?
ZBYSZEK
Heniu, on głupi nie jest. On wie, jak trafić do motłochu, i taki młody dziennikarz
z takim wywiadem trafia od razu na top. A on kocha dziennikarzy. Dla każdego
ma czas, jest miły i dowcipny, i młyn się kręci. Trafia to, co on mówi, a komentarza
i tak tłum nie rozumie, bo mówią profesorsko-dziennikarskim bełkotem. Ale patrz dalej.
118
Na ekranie pojawił się Trądziarz na zielonej trybunie i przemawiał.
TRĄDZIARZ
Państwo ma miliardy i powinno nam dopłacać do żywności.
(Tłum stęknął z aprobatą)
Powinno nam dać tyle, byśmy godnie żyli, bo my produkujemy
zdrową żywność. Nie taką, jak w Unii Europejskiej, gdzie świnie
karmią gównem krowim. Powinni tak płacić, by każde gospodarstwo
na wsi miało dochód minimum sto złotych dziennie, stary milion...
Tłum oszalał. „Niech żyje Jerzy! Sto lat!”
TRĄDZIARZ
Cicho!
Ucichło jak w kościele.
TRĄDZIARZ
… i taki dochód powinien być za każdy dzień w roku, bo my nie mamy
wolnych sobót czy niedziel. Zwierzyna musi jeść codziennie.
(Sala oniemiała)
Tak, takie będą nasze rządy. „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród” –
zaintonował rotę Trądziarz i sala podjęła za nim rotę.
Henio wyszeptał.
HENIO
Groza, groza! A elity nic.
ZBYSZEK
Ano nic, dwa miliony karnych głosów,
ale zdaje się, że niedługo Prezes wróci z urlopu.
HENIO
I mnie się tak wydaje.
119
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. STANDARDOWE MIESZKANIE. POKÓJ. ŚWIT. PREZES, HENIO
Henia zbudził telefon. Leżał obok golutkiej cud dziewczyny.
HENIO
Tak, oczywiście.
Odłożył słuchawkę i zerwał się jak sarenka. Pobiegł otwierać, po drodze włożył szlafrok.
CIĘCIE NA:
TO SAMO WNĘTRZE. PRZEDPOKÓJ. ŚWIT. PREZES, HENIO
Henio powitał stojącego w drzwiach Prezesa.
HENIO
Wszelki duch Pana Boga, aleś mnie zaskoczył.
Henio pomógł wnieść elegancki skórzany neseser podróżny.
HENIO
Wchodź, rozgość się. Jak się kapnąłeś, że tu jestem?
PREZES
Przecież wczoraj był wtorek.
HENIO
Ależ ty masz pamięć. Tak jest, wtorek, dzień małolatek.
PREZES
A jest?
Henio potwierdził.
HENIO
120
Jest. Chcesz zobaczyć?
PREZES
Nie teraz. Teraz wezmę prysznic.
HENIO
W porządku, a ja zrobię coś na ząb.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE TO SAMO. ŚWIT. KUCHNIA.
Po chwili siedzieli przy stole.
PREZES
Mówię ci, Heniu, te jajka to są jajka, a nie to amerykańskie gówno.
(Delektuje się jedzeniem.)
Ale coś za bardzo przestraszyli małolatka. Ty nic nie wiesz?
HENIO
Nie. I nawet twoja nie dzwoniła do mnie.
PREZES
Ale za to dzwoniła do mnie i mówi, że siedzi zamknięty w pokoju i pije jak głupi.
Henio zmartwił się.
HENIO
No, będzie zła na mnie.
PREZES
Ona mądra kobieta i zrozumie, że lepiej mieć głupa jak trupa.
(chwilę je w milczeniu)
A co z naszymi chłopakami? Są raporty?
Henio wręczył mu dyskietkę.
121
HENIO
Tak, tu masz. Ale teraz chyba się prześpisz.
Henio mrugnął okiem.
PREZES
A warto?
HENIO
Warto, pracowita dziewiętnastolatka Ale najpierw ją uprzedzę.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. PRACOWNIA PREZESA. PREZES, HENIO, ZBYSZEK GNOJEK
W tajnej pracowni Prezesa siedzieli Prezes, Henio i Gnojek. Oglądając telewizję, rozmawiają.
PREZES
To straszne. Z raportów wynika, że w tym średniej wielkości
kraju najuczciwsi są ubeki, milicjanty i armia. Koszmar.
Henio uzupełnił.
HENIO
No i biedne, tyrające średniaki.
PREZES
Ty wiesz, ja w tej Ameryce czytałem pamiętniki von Papena
To taki jeszcze kajzerowski mąż stanu.
Henio wtrącił z przekąsem.
HENIO
Dziękuję za oświecenie.
PREZES
O, przepraszam cię, ty wiesz, ja tak z rozpędu, bo ci nasi durnie to nic nie wiedzą.
122
Henio uśmiechnął się.
HENIO
Przyjąłem przeprosiny. I co z tym von Papenem?
PREZES
Więc on w pamiętnikach pisze, że niemiecka elita, ta kajzerowska, światła, nie
miała na tego chama Hitlera żadnego sposobu. Oni uważali, że z takimi
poglądami to Adolf splajtuje politycznie. Że jego poglądy są tak oczywiście
idiotyczne, iż każdy jako tako myślący człowiek je odrzuci, że to margines.
I patrz co się stało. Trzeba było morza krwi, by utopić tego potwora. Ale ja
nie jestem von Papen, ja tego potwora oswoję.
Na ekranie telewizora Trądziarz w eleganckim, jasnym garniturku i w kowbojskim kapeluszu
nieudolnie galopował na koniu. Po czym stanął przed kamerą i wyrąbał:
TRĄDZIARZ
Tak, my nie zgadzamy się z przemysłowym tuczem świń! To jest holokaust
Świń! To jak Oświęcim! My popieramy drobnych farmerów amerykańskich.
Prezes zatrzymał obraz.
PREZES
(w stronę ZBYSZKA)
Tyś to wymyślił?
Gnojek wzburzył się.
ZBYSZEK
Za kogo mnie masz. Ten polish joke wymyślił on sam.
Prezes uruchomił obraz. Na ekranie pojawiły się świnie w korytarzach z metalu, a między
nimi kręcili się ludzie z metalowymi, błyszczącymi prętami. Nie bili nimi świń, tylko
delikatnie dotykali po zadkach.
PREZES
Zbyszek, co ci faceci mają w rękach?
123
HENIO
To metalowe?
PREZES
Tak.
HENIO
To są poganiacze elektryczne. Pastuchy elektryczne.
Prezes wykrzyknął.
PREZES
Mam, mam! Prąd! Prądem go!
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. MIESZKANIE. TRĄDZIARZ, OCHRONIARZ I, OCHRONIARZ II,
OCHRONIARZ III, OCHRONIARZ IV
W eleganckiej, obszernej sypialni leżał na podłodze spętany jak świnia Trądziarz. W pokoju
było czterech rosłych mężczyzn w kominiarkach. Ochroniarz I siedział wygodnie rozparty w
fotelu. Wokół stało trzech. Ochroniarz II trzymał w rękach przyrząd do poganiania świń.
Tradziarz leżał w ogromnej kałuży, miał zakneblowane usta, tylko oszalałe ze strachu oczy
latały jak u pajacyka.
OCHRONIARZ I
(w stronę TRĄDZIARZA)
Słuchaj tu są twoje kwity z banku. Tu są twoje wytyczne w tym
skoroszycie. Kwity zabieram, wytyczne zostawiam. Wybieraj.
Na pożegnanie dam ci jeszcze coś na pamiątkę.
(w stronę OCHRONIARZA II)
Daj mu makra.
124
Zamaskowany przekręcił coś w małej skrzyneczce, którą miał zawieszoną na ramieniu i
przytknął koniec poganiacza do tyłka Trądziarzowi. Trądziarz zawył i zemdlał.
OCHRONIARZ I
No to chodźmy!
OCHRONIARZ III
Rozwiązać go?
OCHRONIARZ I
Nie, niech go tak znajdą.
OCHRONIARZ III
A nie zdechnie?
OCHRONIARZ I
Nie, to zdrowe bydlę.
CIĘCIE NA:
TO SAMO WNĘTRZE. TRĄDZIARZ, ZBYSZEK GNOJEK, EDZIO
Trądziarz leżał na łóżku. Obok siedział Zbyszek Gnojek. Na krześle siedział Henio.
TRĄDZIARZ
Mówię ci Zbyszek, tak mi zrobili! Jak świnię prądem! Co zrobić?
Podać do prasy, zgłosić zamach na policję, wziąć ochroniarzy? Radź.
Gnojek chwilę milczał.
ZBYSZEK
Wziąć ochroniarzy można, nie zawadzi. Nawet mam takich na oku. Zgłosić
prasie i policji to głupota. Węzmą cię na języki i obśmieją, że trzymają cię
jak świnię. Nie, odpada. A próbowałeś zaglądnąć w te papiery, co ci zostawili?
Trądziarz zawył.
125
TRĄDZIARZ
Ja? Ja w te papiery? Ja tych bandytów wytłukę! O, muszę się wyszczać.
Wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Po chwili z łazienki rozległ się przerażający wrzask.
Gnojek wpadł do łazienki i zobaczył klęczącego obok sedesu Trądziarza, który wył:
TRĄDZIARZ
Prąd! Prąd mnie potelepał!
Gnojek go podniósł i zaprowadził do łóżka. Podszedł do drzwi, otworzył. Rzucił do kogoś za
drzwiami.
ZBYSZEK
Chodź!
Do pokoju wszedł Edek.
HENIO
Sprawdź łazienkę czy nie ma tam jakiegoś przebicia prądu.
Pana przewodniczącego poraziło jak sikał.
Edek krzątał się chwilę w łazience. Wyszedł i zameldował.
EDZIO
Nic nie ma!
HENIO
No to dalej pilnuj drzwi.
Ochroniarz wyszedł. Trądziarz zdenerwował się.
TRĄDZIARZ
Kurwa, niemożliwe, znam się trochę na prądzie.
(w stronę ZBYSZKA)
Chodź ze mną.
CIĘCIE NA:
126
WNĘTRZE. ŁAZIENKA. TRĄDZIARZ, ZBYSZEK
Weszli razem do łazienki. Trądziarz rozkazał.
TRĄDZIARZ
Szczyj!
ZBYSZEK
Nie chce mi się.
TRĄDZIARZ
No, chociaż trochę!
Gnojek nadął się i siknął.
TRĄDZIARZ
I co?
ZBYSZEK
I nic.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. GABINET PREZESA. PREZES, HENIO
W telewizorze Trądziarz w zielonkawym garniturku przemawiał:
TRĄDZIARZ
Ten złodziejski rząd musi znaleźć środki, żebyśmy my, przedstawiciele chłopów,
siedzieli tu w Brukseli i patrzyli na ręce tym aferzystom. Żeby te euro trafiało do
chłopów na polską wieś, a nie do jakichś tam banków złodziejskich, tylko
naszych, do których mamy zaufanie.
Przed telewizorem siedział Prezes i Henio.
127
PREZES
No to francuza, Heniu, za zwycięstwo?
Henio zaprotestował.
HENIO
O nie, po szklance „belwedera”.
PREZES
Masz rację. Po szklance i po schabowym.
Wstał, podszedł do barku i przyniósł dwie szklanki wódki. Wzniósł toast.
PREZES
Za zwycięstwo!
Stuknęli się i wypili.
CIĘCIE NA:
WNĘTRZE. SALA KONFERENCYJNA. DZIEŃ. TRĄDZIARZ, ZBYSZEK.
DZIENNIKARZE
Konferencja prasowa. Na scenie mównica, za którą stoi Trądziarz. Rzędy krzeseł. Trądziarz
tokuje.
TRĄDZIARZ
Będziemy sprawdzać każdy urząd, każdą prywatyzację,
będziemy żądać wyroków na każdego, będziemy bić…
Siedzący w pierwszym rzędzie Zbyszek Gnojek uchyla pazuchę i pokazuje przyrząd do
poganiania świń. Trądziarz to zauważa. Milknie na chwilę, chrząka i kontynuuje.
TRĄDZIARZ
Ale że jesteśmy w demokracji, tak, w demokracji, to ta demokracja
demokratycznie sądzić będzie Balcerowiczów i innych aferałów…
128
CIĘCIE NA:
Po paru latach
WNĘTRZE. MIESZKANIE. POKÓJ. WIECZÓR. PREZES, TRĄDZIARZ, ZBYSZEK
GNOJEK, MECENAS NIEZŁOMNY, PROKURATOR, WALACH SENIOR
W mieszkaniu na rozbebeszonym łóżku leży facet z wypiętym gołym tyłkiem. Nad nim stoi
postarzały Trądziarz, za nim postarzały Gnojek, mecenas Niezłomny, prokurator KatNieskazitelny, Walach Senior.
Trądziarz uśmiechnięty, trzyma w ręku przyrząd do poganiania świń.
TRĄDZIARZ
No to prądzikiem.
Dotyka przyrządem goły tyłek. Rozlega się straszliwe wycie. Związany pręży się i widzimy
zakneblowanego PREZESA z oczami wychodzącymi z orbit. Smiejący się głos Trądziarza.
GŁOS TRĄDZIARZA
No Prezesuniu! Teraz numery kont, albo zawyjesz się na śmierć.
KONIEC
129

Podobne dokumenty