grudzień 2012.cdr

Transkrypt

grudzień 2012.cdr
20 │vis a vis | grudzień 2012
fot. B. Kucharek
numer 12 (55), Kraków, grudzień 2012
Wiesław Siekierski (1947-2012)
NIEWIADOMA
kto
kiedy
może ja
może teraz
w deszczu ze śniegiem
w chłodzie bliskim zera
zachłysnę się raz jeszcze
powietrzem jesieni
i w wełnianym swetrze
wiatru słów posłucham
dotknę ostatnim czuciem
nasiąkniętej ziemi
i spokojnie
bez żalu
tak
wyzionę ducha
Wydawca: Andrzej Dyga Bogusaw Kucharek Kontakt: Półeczka Vis a Vis
www.vis-a-vis.netart.eu.org
www.zvis.pl [email protected]
[email protected] Skład i współpraca: Bogdan Zimowski
telewizja
vis a vis
Najlepsze życzenia Świąteczne i Noworoczne,
wszystkim swoim Czytelnikom składa Redakcja
W prezencie świątecznym DVD z filmem
Marka Kawy pod tytułem: ... z muzyką w tle ...
fot. B. Kucharek , B. Zimowski, H. T. Kaiser
2 | vis a vis | grudzień 2012
Andrzej Sikorowski
OKNO
NA PLANTY (11)
fot. B. Kucharek
Za pasem Święta, zatem kulinarna orgia uświęcona
tradycją.Wspomagać ją będą media, bo one bez mieszania
w garnkach wytrzymać nie mogą. Nie ma już prawie stacji
telewizyjnej, w której tła dla porannych wiadomości o wojnach
,przewrotach, zamachach terrorystycznych, katastrofach, klęskach
żywiołowych, nie stanowi jegomość pichcący wymyślne
śniadanko, jakiego nota bene nikt przy zdrowych zmysłach we własnym domu by nie zrobił. Kilka lat
temu skleciłem o tym okolicznościową pastorałkę i pragnę się nią jak opłatkiem podzielić. Występuje
w niej zresztą nieżyjący już Maciej Kuroń - jeszcze jeden nieobecny przy stole.
grudzień 2012 | vis a vis │ 19
Gdzie? - spytałem.
-Do domu, do domu - szepnęła.
Po czym wyrzuciła z siebie cichą, zdumiewającą, rojącą się od mnóstwa niejasności opowieść.
-Proszę pana. Zaczęło się od pokrywki. Patrzę, uniesiona z jednej strony. Podnoszę, a tam z ogórkowej wyrasta tulipan. Głupi żart, myślę sobie. Urywam mu łeb, wrzucam do kubła i cześć.
Nocą kładę się do łóżka i w pewnym momencie czuję coś twardego pod prześcieradłem.
Odsłaniam. Tulipan! Stoi i rośnie. Urwałam mu głowę, bo nie lubię głupich żartów I zasnęłam.
W nocy śniły mi się tulipany, które wzięły w posiadanie całe moje mieszkanie. Wyjadały cukier
z cukiernicy, włączyły komputer, kąpały się pod prysznicem, dobierały się do nalewek, wyrywały
z książki o kwiatach kartki z niezapominajkami, różami, konwaliami, forsycjami, paląc wszystkie
w kominku. Została tylko ostatnia kartka, na której dumnie czerwienił się tulipan.
A jak jeden, też czerwony, wyższy od Pana stanął nade mną i wrzasnął: „Będziesz moja" obudziłam się.
Sen mara, Bóg wiara - pomyślałam.
I rzeczywiście, proszę Pana. W moim mieszkanku nie było ani jednego tulipana. Panował w nim
idealny porządek. Idealna cisza. Idealny smutek. Idealna... samotność.
Dlaczego to wszystko Pani wymyśliła?
Dlatego, że od lat, nikt mi nie przynosi kwiatów. Dlatego ich nie lubię i boję się. Dlatego... mi się
śnią. Dziwny powód do niechęci, strachu i snów - prawda Panie Piotrze?
Pański Jan Nowicki
Pastorałka kulinarna
Wszystkie materiały publikowane są za zgodą autorów
By rzeczywistość zmienić ponurą
stuknęli się pokrywkami
Robert Makłowicz, Pascal i Kuroń
gotują barszcz z uszkami
potem mieszają orzechy z miodem
i jeszcze rybę smażą
opłatkiem dzielą się z narodem
Wigilia z ludzką twarzą
Świąteczne gotowanie tylko na małym ekranie
patrzą panowie zerkają panie
co się za chwilę stanie
aż się zachwycił anioł - jak smacznie i jak tanio
a potem strzelił dla animuszu
szklankę kompotu z suszu
JUŻ Z NAMI:
Chmura niebieska frunie nad kuchnią
zmieszana z solą i pieprzem
no i nadzieja cicha że jutro
wszystko się zmieni na lepsze
Że ością w gardle nic nam nie stanie
nie będzie dziury w niebie,
bo najważniejsze Świąteczne danie
to przecież danie siebie
Pamiętaj więc staruszko i naucz się pacholę
co szepnę Wam na uszko przy Wigilijnym stole
niechby najbiedniej było niechby się wszystko przypaliło
jednej nie może braknąć potrawy od Helu do Warszawy
ona nazywa się miłość.
Andrzej Warchał, Stanisław Stabro, Jan Andrzej Nowicki „Viking”, Andrzej Warzecha,
Krzysztof Tyszkiewicz, Adam
Ziemianin, Aleksander Rozenfeld, Wiesław Siekierski, Andrzej Sikorowski, Jacek Lubart-Krzysica, Jan Nowicki, Leszek
Pizło, Jerzy Michał Czarnecki, Aleksander Jasicki, Tomek H. Kaiser, Wojciech Gawłowski, Jacek Podgórski, Kazimierz
Oćwieja, Magdalena Rychel, Dorota Kazimiera Zgałówna, Henryk Rafalski, Paweł Kozłowski, Bogusław Kucharek, Win,
Dorota Dużyk, Mieczysława Dużyk, Marek Kawa, Wojciech Mucha, Michał Kulpa, Aurelia Mikulińska, Darek Bojda, Stanisław Franczak, Jerzy Dębina, Ewa Durda „Lubelka”, Joanna „Malgwen” Mielniczek, Witold Banach, Edward Michalik,
Wiesław Jarosz, Omar Khayya, Walery Popov, Marek Studnicki, Tomek Kałuża, Kasia Hypsher, Krzysztof „Kris” Cedro,
Sebastian Kudas, Woytek Woyciechowski, Zbigniew Żarow, Marek Przybyłowicz, Roman Mucha, Zofa Daszkiewicz,
Bożena Boba-Dyga, Halina Pląder, Robert Czekalski, Agnieszka Stabro, Jędrzej Cyganik, Jadwiga Grabarz, Marek Wróbel,
Magdalena Tuszyńska, Henryk Arendarczyk, Marzena Krzyżak, Ewa Maciejczyk, Magdarius, Maro Zender, Adam „Bobs”
Marczek, Janusz Wosiek, Roman Gustaw Woźniak, J.B.W., johny porter (ona), Andrzej Dyga, Magda Marciniak, Edward
Biały „Wódz”, Maciej Dudek, Tomasz Kowalczyk, Ryszard Świątek „Pikuś”, Ryszard Szociński, Anna Burns Wyller, Anna
Widlarz, Ryszard Sokołowski, Marek Wróbel, Elżbieta Żurawska-Dobrowolska, Ryszard Bochenek-Dobrowolski, M, Car lie, Wojciech Pestka, Józef Bator, Renata Nalepa, Justyna Sokół, Maciej Szymczak, Pan Smth, Paweł Rzegot, Marcin Her nas, Ewald Tomon, Gina Gurgul, Miguel Cortez, Małgorzata Łempicka-Brian, Damian, Katarzyna, Alicja, Agata Marczek,
Róża Dominik, Ania Karez, Julka Dyga, Renata Dubiel, Czesław Robotycki, Roman Wysogląd, Iwona Siwek-Front, Danuta
Mucharska, Karolina Dyga, Teresa Lange, Krzysztof J. Lesiński, Tadeusz Łukasiewicz-Tigran, Anna Witek, Pablo, Jarek
Potocki, Mariola Frankiewicz, Robert Florczyk - celnik z Północy, Paulina Simlar (Rzepicha), Aleksandra Pędzisz, Magda
Konopska, Iwona Chojnacka, Wiktoria Mizia, Wojciech Kwinta, Wojtek Morek, Bogdan Zimowski, Adam Kawa, Roman
Kownacki, Krzysztof Janik, Wawrzyniec Sawicki, Krzysztof Miklaszewski, Zygmunt Konieczny, Konrad Pollesch, Maciej
Dyląg, Jan Czopek, Leszek Długosz, Andrzej Szełęga, Krzysztof Pasierbiewicz, Alsana, Piotr Kędzierski, Piotr Błachut,
Tony, Andrzej Matusiak, Adam Komorowski, Bruno, Monika Kozłowska, Dorota Czarnecka, Ryszard Rodzik, Jerzy
Stasiewicz, Aleksander Szumański, Agnieszka Grochowicz, Kazimierz Machowina, Magdalena Świtek, Paweł Kozłowski
Jerzy Skarżyński, Arleta Opioła, Anna Dziadkowiec, Maciej Serafin, Wojciech Firek, Andrzej Pacuła, Owca, Wojciech
Woyciechowski, Andrzej Banaś, Tadeusz Smolicki, Wit Jaworski
..a Ty?..dołącz..czekamy
☺...
grudzień 2012 | vis a vis │ 3
18 │vis a vis | grudzień 2012
Paweł Kozłowski
Furor (1)
fot. B. Kucharek
LIST 15
Kochany Panie Piotrze.
Tulipany kojarzą mi się z wiosną. Lubię kształt i
kolor tulipanów. Jest taki tydzień - zwykle pod koniec
kwietnia - kiedy ich najwięcej. W niedalekiej
przeszłości zbite w gromady czerwienią skwerów
zapowiadały nadejście święta 1 maja. Dzisiaj na rynkach osiągają w pewnym
momencie tak niską cenę, że producenci kwiatów klnąc w żywe kamienie z
utęsknieniem czekają na powrót królowania róż i gerber. Pięknych i opłacalnych. Róź
bym się nie czepiał. Róża to róża.
Ale z gerberami - proszę Pana - nie mam najlepszych stosunków. Może dlatego, że od
lat moją sympatią cieszy się cynia. Prosta, osadzona na grubej łodydze, różnobarwna,
często rosnąca pod płotem - starsza siostra gerbery.
Podejrzewam, że gerbera to cynia, którą najpierw przebrano za gerberę, a potem
podstępnie... zdeprawowano. W dobrej wierze wysłano ją na salony, gdzie w krótkim
czasie zamiast nauczyć się dobrych manier zajęła się prostytucją. Kupujemy ją
wprawdzie czasem na specjalne okazje, ale rzadko i bez przekonania. Lubię tulipany.
Kupuję je przez okrągły rok. Także wtedy, gdy płytę Mariackiego Rynku pokrywa
śnieg. Jakiś czas monopol na zimowe tulipany mieli, rzecz jasna, Holendrzy. Teraz
coraz częściej włączają się do rywalizacji polscy hodowcy.
Nabyty w tym miesiącu u Zuzanny bukiet tulipanów z miejscowym rodowodem stał się
dla mnie powodem jedynego w swoim rodzaju zdumienia. Nie wiem, czym te kwiaty
były karmione, w każdym razie zachowały się niecodziennie — proszę Pana.
Kupiłem dziewięć tulipanów w różnych kolorach, włożyłem je do wazonu wypełnionego
zwykłą kranówą i postawiłem na stole. W niewielkim oddaleniu od miejsca, gdzie piszę
listy do Pana.
Zauważyłem, że kwiaty rosną. Normalna rzecz — pomyślałem. Ale po czterech dniach
stwierdziłem, że rosną jak oszalałe. Przy czym nie chodzi mi o łodygi, tylko o same
kwiaty. Jak je kupowałem miały - tak na oko - trzy do czterech centymetrów, a teraz, po
paru dniach powiększyły się do dziesięciu.
Nieświadom niebezpieczeństwa wyjechałem na parę dni do Łodzi. A po powrocie...
Znalazłem zatkniętą w drzwiach mojego mieszkania karteczkę z krótką wiadomością:
„Czekam obok w kawiarni. Sąsiadka z piętra nad panem. Pilne!"
Co robić. Nie wchodząc do mieszkania udałem się pod wskazany adres. W kąciku
kawiarni siedziała blada, z podkrążonymi od staropanieństwa oczyma smutna pani
I gestem głowy wskazywała mi miejsce obok. Usiadłem.
Miałem coś napisać. Dowiedziałem się, że powinien to być
artykuł naukowy. Rzecz ma dotyczyć jakiegoś innego kraju.
Zapytałem którego. Ta informacja właściwie nie była mi
potrzebna, ale od pomyślnego przejścia okresu dojrzewania
mam w sobie rozbudowaną ciekawość. Czasami ona tężeje.
Zadzwoniłem. Po kilku dniach prób usłyszałem, że chodzi o
Londyn, a także o Litwę. Usiłowałem sobie przypomnieć,
gdzie są te kraje. Skorzystałem z encyklopedii. Ktoś w niej napisał, że Londyn jest w
Anglii, a Litwa nie. Tekst był anonimowy, a więc po lekturze zachowałem ostrożność. Po
kilku dniach zastanawiania się nie nabrałem pewności, ale uznałem, że to jest
prawdopodobne. Zabrałem się do prac przygotowawczych. Zrobiłem pranie. Zawsze je
robię ręcznie. Użyłem dwóch rąk i proszku. Nalałem także wody. Zastanawiałem się, czy
umyć okna. Myślałem o takiej ewentualności przez kilka dni. W nocy robiłem co innego.
Zrezygnowałem, bo mogło to w następnym kroku doprowadzić do odkurzenia całego
mieszkania i oczyszczenia umieszczonych w nim kafelków. Ponadto przypomniałem
sobie, że okna umyłem niedawno. Nie minęły jeszcze trzy lata. Światło przedostaje się
prze nie delikatnie i miękko. Czasami tylko nie wiem, czy na zewnątrz jest mgła.
Dzwonię wtedy do przyjaciół w Krakowie i w Gdańsku, i od nich dowiaduję się o
pogodzie. Raz jednak poczułem się wprowadzony w błąd. Ostatnio łączę się również z
Berlinem. Czuję się już pewniej.
Uważam, by nie dać się wpędzić w obsesję porządkowania. Odnoszę sukcesy. Któregoś
dnia przygotowań uświadomiłem sobie, że nie znam terminu oddania dzieła. Ponownie
zadzwoniłem. Dowiedziałem się, że termin minął miesiąc temu. Uspokoiłem się, bo to
oznacza, że mam jeszcze mnóstwo czasu. Przeliczyłem sobie dni na godziny, a te na
minuty. Rachunki wykonywałem przez dwie kolejne doby. Zużyłem kilkadziesiąt kartek,
na ostatniej napisałem długą liczbę. Nie potrafiłem jej nazwać. Chyba powinna mieć
silnię. Wkrótce niespodziewanie usłyszałem, że termin jednak minął dwa, a właściwie
dwa i pół miesiąca temu. Rzecz jasna to niczego nie zmieniło. Patrzę na życie
perspektywicznie, a nie retrospektywnie.
Do dalszych prac potrzebowałem jeszcze większej koncentracji. Wyjechałem do
przyjaciół, w góry. Tam jest rozrzedzone powietrze, występuje trochę owiec oraz dużo
zakonnic. Tu i ówdzie stoją tabliczki informujące, że to park narodowy. Nie mogłem
dociec dlaczego obok, na innych tablicach jest masa zakazów. Szczególnie poruszył mnie
zakaz karmienia niedźwiedzi. To nie może się przyjąć. Przecież dużo ludzi lubi je karmić,
ja bardzo. Na razie niedźwiedzia w narodowym parku jeszcze nie spotkałem, więc karmię
wiewiórki oraz siebie.
c. d. n.
grudzień 2012 | vis a vis │ 17
4 │vis a vis | grudzień 2012
Andrzej Banaś
Wiesław Siekierski
Jubileusz
TAK BYŁO ( fragmenty )
fot. R. Kownacki
Urodziłem się w 1947 roku, w sierpniową sobotę
pomiędzy dwoma świętami: Wniebowzięcia i
niedzielą. Dzień ten z całą pewnością wolny był od
pracy i powietrze nasycone nastrojem radosnego
świętowania musiało przeniknąć w psychikę
nowonarodzonego organizmu i naznaczyć go piętnem lenistwa. Po dzień
dzisiejszy, chociaż rozsądek nakazuje mi zmuszać się do pracy i choćbym na
przekór sobie podjął jakąś szlachetną czynność, której na imię robocizna, to i
tak czynię to z niechęcią, przedkładając świętowanie ponad wszelką inną
działalność. (…)
Nie przypominam sobie kiedy pierwszy raz byłem w teatrze, ani co to
był za spektakl. Być może dlatego, że teatr zwyczajnie mną zawładnął i byłem
w nim bardzo częstym gościem. Niewykluczone, że na skutek tej fascynacji, w
gorących, choć młodych głowach szóstoklasistów, zrodził się pomysł
stworzenia szkolnego teatrzyku. (…) Jednakże szkolny teatrzyk niepokornym
duszom dorastających marzycieli nie wystarczył. Obok powstał kabaret i
zespół muzyczny, a w nich pierwsze próby własnej twórczości literackiej i
kompozytorskiej. Z tych właśnie usiłowań, na początku lat sześćdziesiątych,
powstał zespół big-beatowy Śmiacze (po beatlesowsku "The Smilers"), który
rychło przerodził się w Lampartów, a gdy te okrzepły, przeistoczyły się w
grupę o nowej nazwie, nagradzanych już na powiatowych festiwalach
Tytanów. Nie minęło dziesięć lat, a z ziarna Tytanów wyrosła legendarna już
dzisiaj grupa Laboratorium.(…)
Matura, w 1965 roku, a także wkrótce pomyślnie zdany egzamin
wstępny na studia, utwierdziły mnie w przekonaniu, że już nie z dziedzictwa,
ale dzięki osobistym osiągnięciom mogę zaliczyć się do inteligencji. W
klasowym, socjalistycznym społeczeństwie warstwa ta była najniżej
notowana. (…) Twórczo każdy mógł się wypowiedzieć na kratkowanych
kartkach notatnika akademickiego, zwanego Kromką. Wypowiedzi te niekiedy
nawet zgrabnie rymowane, zawierały niestety pewien ładunek sprośności,
dalekich jednak od prostackich wulgaryzmów. Ale nie rozumiała tego któraś
panienka z dobrego domu i w swym pruderyjnym zaślepieniu, targnęła się na
Podczas uroczystości przesadzania, w ogrodowej
scenerii, wręczono dostojnemu jubilatowi kilka różnych
rzeczy i po czubek głowy obsypano kwieciem.
Ciętym i nie tylko.
Nadano mu też tytuł.
Zasłużony Dla Ziemi Doniczkowej brzmi ładnie i
przydaje powagi.
Jednakże
fot. B. Kucharek
nie wszystko było jak należy.
Jąkały się od dawna wymagające remontu cykady.
Wyblakły horyzont wyraźnie się łuszczył.
Niegdyś, choćby pod koniec XX wieku, bardziej dbano o scenografię.
Galeria „ Vis a Vis ” - nowa wystawa
grudzień 2012 | vis a vis │ 5
16 │vis a vis | grudzień 2012
Adam Bobs
Marczek
.. świąteczne podarunki …
Chciałbym podarować Ci swój czas
Świątecznie na każdy dzień
fot. R. Nalepa
I podać nie jedne raz
To co przygotowałem dla Ciebie
Na życia dalszy czas …
Dzisiaj choć Ty tam
A tu ja
… że taka kolęda …
Połammy się opłatkiem i
Niech nam się darzą nasze dni
Nie spędzę Świąt
Czekanie …
Nie
Popatrz
Nie
spędzam
już Świąt bez Twoich rąk
Pierwsza gwiazda
To wymów to Życzenie
Jak ja ..
Nie będę piekł
Bez Twoich porannych słów
Makowce mi nie smakują
Na stole obrus w grochy
Ten biały w szafce
Zostawiłem go by przywitał Twoje ciche kroki
I wiesz
W tym roku usiądę tylko zatroskany
A koło mego okna będzie hulał wiatr
A koło mego okna niebo w chmurach będzie
Zasłoni gwiazdy
Nie będę więc wróżył z gwiazd
Nie będę …
Potem jednak zamknę oczy
I zniknie ten cały świat
A ja pod powiekami – Tam
Zaśpiewam Ci cichą kolędę …
fot. B. Zimowski
czyn świętokradzki, wykradając klubowe arcydzieło, do dziś nie odnalezione,
nawet w Saragossie. (…)
Odrzuceni na wstępnym egzaminie do PWST, stawali się zazwyczaj
maszynistami teatralnymi, niedoszli plastycy - sprzedawcami obrazów,
instrumentaliści bez osiągnięć, w najlepszym wypadku, krytykami
muzycznymi, poeci bez dorobku - kompanami od wódy prawdziwych poetów,
inni - satelitami Piwnicy pod Baranami. To właśnie ci, którym zabrakło
wytrwałości, odporności psychicznej na dotkliwą krytykę środowiska,
cierpliwości, a czasem i szczęścia, ale nigdy talentu, bo nim w jakiś sposób byli
naładowani, stanowili otoczkę wokół tych, co zaistnieli. Jest to pewien rodzaj
swoistej symbiozy i wątpić należy, czy któryś z tych gatunków mógłby istnieć
odrębnie.(...)
W szczególny sposób utkwiła mi w pamięci dekoracja budynku krakowskiego
Biprostalu. Widniejące na nim trzy słowa: NARÓD-PARTIA-WIESŁAW
były zawsze dla mnie niezrozumiałe i bez związku.
Bo o ile mogę identyfikować się z narodem, to nie wiem doprawdy, co
mogło łączyć mnie z partią.
6 │vis a vis | grudzień 2012
Zbigniew Bajka
Maciek Skalski - wspomnienie
Znajomość to 40-letnia, pełna wspomnień i spotkań
m.in. w Vis-a-vis, ale nie tylko. Maciek był
prawdziwym melomanem, kochał jeździć na nartach,
był życzliwy wielu ludziom i wielu ludziom pomógł.
Dla mnie był – i o tym chcę napisać – świetnym
fot. B. Kucharek i
towarzyszem naszych różnych wypraw, m.in. do Włoch
Francji. W podziale funkcji w naszej grupie dwóch wojażujących małżeństw, Ania
Skalska była „kierownictwem” (zwłaszcza od organizacji podróży i pobytów), mnie
przypadała rola wybierającego – co zobaczyć, co zwiedzać, zwłaszcza jeśli chodzi o
zabytki. Włóczyliśmy się po starych uliczkach Paryża i Rzymu, ale nie tylko,
wędrowaliśmy po Korsyce, pijąc rozmaite dobre trunki (lokalne specialitety),
próbowaliśmy miejscowych potraw i zwiedzaliśmy zabytki. Maciek był ciekawy zawsze
świata i historii różnych narodów, stąd nasze wędrowanie po zamkach, pałacach i
muzeach. Zawsze słuchał uważnie moich objaśnień lub informacji od fachowych
przewodników, widać było, że historia go autentycznie interesuje. Raz w Paryżu, kiedy
nasze żony poszły buszować do sklepów pojechaliśmy do Parc de la Villette, aby
zobaczyć słynne Muzeum Techniki. Z równym zainteresowaniem wędrował z nami po
Cmentarzu Per Lachese, oglądał piękną katedrę w Chartres, czy bazylikę Saint-Denis.
Pokonywaliśmy razem schody z rzymskich katakumbach św. Kaliksta, razem także
zwiedzaliśmy dom Napoleona w Ajaccio na Korsyce itp. itd. Piszę to nie po to, aby robić
spis naszych podróży i zwiedzania, ale aby pokazać, że dr nauk medycznych Maciej
Skalski był szalenie zainteresowany poznawaniem przeszłości, ale i teraźniejszości
różnych nacji, w czym (wybaczą mi inni znajomi lekarze) był lekarzem nietypowym,
bardzo ciekawym lokalnych tradycji i historii. W tej materii nie był tylko biernym
słuchaczem, zaskakiwał mnie czasami wiedzą – także historyczną, w końcu przecież –
jak zwykł przekornie mawiać – ukończył najlepsze liceum na Podgórzu (przekornie, bo
w tamtych czasach – w tej dzielnicy – jedyne).
Wspominam też nasze pogaduszki w moim góralskim domu przy dobrych trunkach, czy
różne szalone imprezy w wiejskim domu Skalskich w Konarach. Dziś o spotkaniach w
stylu „western and country”, czy w stylu „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” w Konarach,
kiedy przebieraliśmy się stosownie do przewodniego „tematu” imprezy, mogę
wspominać oglądając zdjęcia, ale już bez Maćka. Odszedł parę miesięcy po przejściu na
emeryturę , w przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia. A tyle mieliśmy sobie jeszcze do
powiedzenia, tyle mogliśmy wspólnie zobaczyć i przeżyć.
Dla mnie Maciek wciąż JEST, choć przecież pożegnałem Go wraz z innymi na
Cmentarzu na Salwatorze w zimny grudniowy dzień…
grudzień 2012 | vis a vis │ 15
orszakiem do wręczania podarków dzieciom w domu. Taki orszak Św.Mikołaja
przedstawił w pięknym secesyjnym stylu na prezentowanej kartce pocztowej sprzed I
wojny św. – Witold Stefan Matejko (1871-1933) bratanek Jana Matejki, znany głównie
jako uznany twórca polichromii i witraży (Zakład Witraży Żeleńskiego).
Po Św. Mikołaju, Rynek Główny od strony Siennej i kościółka Św.Wojciecha do lat 60tych XX w. zamieniał się w choinkowy las, głównie jodłowy, jako że świerki z racji
szybkiego tracenia igieł nie były popularne, ale przez to i tańsze. W jakiś sposób tradycję
wskrzesza Radio RMF, rozdając choinki pod „Adasiem”. Ciekawostką jest , że ceny
choinek były kiedyś jednolite, ustalane przez Magistrat i zależały od ich wysokości.
Zalesiony Rynek Główny pokazuje świąteczna kartka z 1911 r. z urokliwym obrazem
„Malarza Krakowa” Stanisława Tondosa (1854-1917). Tutaj należy wspomnieć, że
ponieważ nie umiał on malować postaci, domalowywali mu je Juliusz i Wojciech
Kossakowie. Sama tradycja choinkowa pojawiła się u nas wraz z Niemcami i
Austriakami w 2-giej poł. XIX w. , ale krakowianie nadal na świąteczną choinkę mówią
tradycyjnie po staropolsku „drzewko”. Przedtem bowiem wieszano pod sufitem nad
stołem wigilijnym, ucięty czubek choinki zwany „drzewkiem”, przystrojony złoconymi
kłosami, orzechami, jabłkami , ciasteczkami, kolorowymi papierowymi łańcuchami i
ozdobami. Sama Wigilia i Święta Bożego Narodzenia w polskim wydaniu z wieloma
tradycjami i łamaniem się opłatkiem są światowym unikatem i nie mają konkurencji, o
krakowskiej szopce nie wspominając.
Tak więc łamiąc się tradycyjnym polskim opłatkiem, życzę od Siebie wszystkim
Czytelnikom naszego Zwisowego skromnego pisemka Rodzinnych, Zdrowych etc.
etc....... Wesołych Świąt
- Święty Mikołaj- W.Stefan Matejko, kartka pocztowa ok.1910r.
14 │vis a vis | grudzień 2012
Andrzej Matusiak
MÓJ DAWNY KRAKÓW
- MIASTO, LUDZIE, WYDARZENIA
na starej pocztówce i fotografii oraz wspomnieniach (6)
Grudzień jest miesiącem w którym
świąteczna atmosfera panuje od jego
początku, nie tylko za sprawą atakujących
nas prawie na każdym kroku już od
listopada, świątecznych dekoracji i reklam.
Zaraz po andrzejkowych zabawach, 4 grudnia
górnicy wszelkiej maści obchodzą święto
swojej patronki Św. Barbary. Wprawdzie
kopalni w Krakowie nie mamy, ale jest
szacowna AGH od 1919 r. kształcąca
górniczy stan i wiele branżowych firm,
których przedstawiciele godnie zwieńczają to
święto w organizowanych tradycyjnie
karczmach piwnych. W pewnym sensie Św.
Barbarę można by uznać za patronkę
wszystkich mężczyzn, gdyż każdy z nas w
swoim życiu coś i gdzieś fedrował,
jakkolwiek z różnym natężeniem i skutkiem.
W XVIII/XIX w. przyszedł z Niemiec
zwyczaj, który przyjął się zwłaszcza w
Krakowie i Galicji, obdarowywania dzieci
podarkami w dniu 6 grudnia przez Św.
Mikołaja, często w towarzystwie anioła i
diabła. Do podarków dodaje się pozłacane
rózgi dla niegrzecznych, aby sie poprawili, a innym na szczęście. My oczywiście
dostajemy rózgi jako dodatek na szczęście. Ten Mikołaj to biskup Miry (dzisiaj w
Turcji) zmarły w 342 r. człowiek wielkiej dobroci i cudotwórca, stąd stał się patronem
wielu profesji w tym literatów i uczonych, a więc wielu zwisowych klientów. Jako
opiekun cnotliwych panien w naszym przypadku nie ma zastosowania. Mikołaj
pochodzący z Bieguna Północnego, przywożący w Wigilię upominki na saniach
zaprzęgniętych w jelenio podobne renifery (jeden z czerwonym nosem, chyba lekko
nawalony), krakowskiej tradycji nie był znany. Azaliż nie miałem nic przeciwko, gdy
będąc pacholęciem na zabawach dziecięcych w zakładach pracy rodziców,
otrzymywałem słodycze od Dziadka Mroza w towarzystwie Śnieżynek. Pojawił się on w
Polsce po 1945 r. i usiłował zastąpić Św. Mikołaja, ale z racji wschodniego pochodzenia
pisanego bukwami, ostatecznie wyjechał w 1993 roku z ostatnim pociągiem Armii
Czerwonej. Już w XIX w. kramy przed kościołem Mariackim oferowały piernikowe Św.
Mikołaje z brodami z waty, w biskupich szatach z pastorałem, jak też pozłacane rózgi,
aniołki, ozdoby choinkowe i opłatki. Tam też można było wynająć Św. Mikołaja z
grudzień 2012 | vis a vis │7
8 │vis a vis | grudzień 2012
grudzień 2012 | vis a vis │ 13
Skarżyński
według Wysogląda (2)
Krzesła
Nagle zdałem sobie sprawę, iż większość czasu, który
spędziliśmy w swoim towarzystwie po prostu
przesiedzieliśmy. W kinach, domach, pociągach, samolotach,
teatrach, a przede wszystkim w knajpach.
Tylko część tego czasu przestaliśmy, wyłącznie przy barach,
i w starym ustroju na postojach taksówek, wiec przedmiotami,
które odegrały jakby ważną role w naszej znajomości były
fot. W. Siekierski
krzesła.
Różne, wygodne, i nie. Najlepiej zapamiętałem dwa. W jego mieszkaniu przy ul. Lea,
wcześniej Dzierżyńskiego, a drugie w Klubie Dziennikarzy przy Szczepańskiej. Można
powiedzieć, iż były podobne. Masywne, szerokie, z wygodnymi oparciami. Szczególnie
u Dziennikarzy, gdzie przesiadywaliśmy godzinami, było to niesłychanie pomocne
w zachowaniu jako takiej równowagi.
O podobnym krześle znajdującym sie pod koniec lat pięćdziesiątych w mieszkaniu
Marka Hłaski w Warszawie przy ulicy Częstochowskiej, Jerzy opowiedział mi tylko raz.
Było to już po wyjeździe Hłaski z kraju, a Jerzy jako jeden z kilku przyjaciół, któremu
Hłasko pozostawił klucze od mieszkania i zanim lokatorami tego subtelnego przybytku
sztuki nie zainteresowała sie Milicja, Jerzy czasami tam sypiał.
I właśnie krzesło stojące pod ścianą, tego bardzo rzadko, jeżeli nigdy nie sprzątanego
mieszkania, przypomniało sie kiedyś Jerzemu, kiedy Pod Gruszką Leśni Lirycy, czyli
poeci grupy Tylicz ( Warzecha, Ziemianin, Baran) odeszli lekko chwiejącym sie krokiem
do swoich prozatorskich, rodzinnych zajęć, a Lidia zakreślała w tygodniowym
programie telewizyjnym, filmy które Jerzy musi koniecznie zobaczyć. Jakby nie widział
ich juz dużo wcześniej.
Otwieram drzwi - opowiada - i pierwsze, co rzuca sie w oczy to krzesło. Kobieta,
która jest ze mną nie chce wejść, przeraża ją widok nie sprzątanego od lat pokoju, na
dodatek nad łóżkiem jeden ze współwłaścicieli kluczy od mieszkania ( Adam
Pawlikowski) powypisywał na ścianach świńskie wierszyki.
- To, nie może być mieszkanie pana Hłaski, przyprowadziłeś mnie do jakiejś meliny kobieta już chciała wyjść, gdy nagle jej wzrok zatrzymał sie właśnie na krześle.
- Kompozycja doskonała - śmieje sie Jerzy jak z niderlandzkiego obrazu przedstawiającego
martwą naturę. Na wpół opróżniona butelka wina owocowego, przepełniona popielniczka,
jakieś majtki, oraz przewieszone, nieaktualne, spóźnione o ponad sto lat, wydanie Trybuny
Ludu.
- Gdyby nie ta doskonała kompozycja spędziłbym samotnie kilka najbliższych nocy - Jerzy
zapala nowego papierosa, chociaż dwa poprzednie wolno dogasają w popielniczce,
dziewczyna miała poczucie humoru. Oraz zmysł kompozycyjny.
- Skoczymy do Spatifu ? pyta Jerzy nagle, a znając odpowiedź wstajemy z krzesła na którym
- w jakiś tam sposób - siedział Hłasko.
Roman Wysogląd
dziarsko szereg młodych robotników w błękitnych płaszczach i z czerwonymi
szturmówkami w rękach, deptał tę „imperialistyczną gnidę”. W szkole, niestety, wraz z
procesem „nabierania rozumu”, fascynacja 1 Majem gasła. Zgasła zaś zupełnie kiedy jako
pracownik Telewizji polskiej S.A. musiałem nieść szturmówkę, z którą zwykle, po
pochodzie, trafiałem do baru i tam ją... gubiłem.
Dlatego też, kiedy 1 Maja 1982 roku przyjechałem wraz z Cricotem z
Guanajuato, z Festiwalu Cervantino do stolicy Meksyku, nie przypuszczałem, że znowu
czeka mnie pochód. A raczej: przymus pochodu.
Nie przypuszczałem, że manifestacja pierwszomajowa wysuwa się w tym kraju
na plan pierwszy właśnie w tym miesiącu, w którym Meksyk świętuje na przemian
religijnie, na przemian narodowo. A fiesta dla każdego Meksykanina rzecz święta.
Zwłaszcza 1-majowa.
Plac na Zacalo, przed którym stawia się trybuny, kryje w sobie wiele tajemnic
politycznych, związanych chociażby z serią gwałtownych śmierci prezydentów, nosi na
sobie ślady rebelii społecznych, a także jest symbolem triumfów narodowych. Jeden z
najbardziej po dziś opiewany to... nacjonalizacja przemysłu naftowego przez rząd
prezydenta Lazara Cardenasa. Od jego też czasów Zacalo jest świadkiem manifestacji
w Dniu Święta Pracy. Przed prezydentem Republiki, senatorami i deputowanymi, a także
korpusem dyplomatycznym defiluje co roku ponad dwa miliony ludzi.
Pochodem kieruje Kongres Pracy, którego przedstawiciele stojąc – jak co roku –
przed gigantycznym zadaniem organizacyjnym, nie bez troski stwierdzali:
„Musimy wyruszać na trasę między 4. a 5. rano, żeby zdążyć przedefilować
przed zmrokiem.”
Pochód jest barwny, wesoły, poszczególne grupy zadziwiają jednolitością koloru:
każdy uczestnik ubrany w wyjściowy garnitur swojej firmy harmonizuje z transparentami i
kwiatami kolumn. W przeciwieństwie zaś do naszych zachowań pręży się dumnie,
eksponuje swoją plakietkę z nazwiskiem. Każda z kolumn natomiast manifestuje pod
różniącymi się swoją wymową polityczną hasłami (wtedy, w roku 1982 przeważała ostra
krytyka rządu) mając do dyspozycji swoje własne orkiestry, zespoły taneczne, sportowe
ansamble, które przy każdym niemal postoju, a jest ich wiele, bo pochód porusza się
żółwim krokiem, popisują się przed wyległymi na ulicę tłumami mieszkańców.
Cricot 2 też otrzymał szansę wzięcia udziału w pochodzie. Na samym czele
kolumny. Przedstawiciel organizatorów, któremu przypadło w udziale przekonanie
Kantora o jedności dusz artystów i ludzi pracy, otrzymał odprawę krótką. Na myśl o
wstawaniu w środku nocy przez czoło Kantora przebiegła nerwowa zmarszczka. A kiedy
w towarzystwie Adama Komorowskiego, niezawodnego tłumacza i przewodnika, ów
meksykański entuzjasta 1 Maja, kreślił Kantorowi poznawczy aspekt marszu śladami
trzech przenikających się kultur, twórca Cricotu nie bez zniecierpliwienia machnął ręką:
„Miejmy w dupie piramidy” i szybko dodał : „ale 1 Maja też”.
Wszyscy gospodarze byli zgorszeni: „Polska przecież kraj socjalistyczny, Polska
przecie... Ludowa”. Ale propozycji nie ponowiono. Nie musieliśmy – wobec tego –
wcześnie wstawać. Wdzięczni Kantorowi mogliśmy się udać na świąteczny obchód
miasta. Ta wdzięczność też chyba sprawiła, że zapamiętałem te głębokie w swej penetracji
przykazanie. Od tej pory nie byłem już na żadnym pochodzie. Nie manifestowałem na
ulicy na rzecz jakiejkolwiek rocznicy. I chyba już nie będę, co wszystkim serdecznie
polecam.
grudzień 2012 | vis a vis │ 9
12 │vis a vis | grudzień 2012
Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Miklaszewski
TRZASK PRZEŁAMYWANEGO OPŁATKA
fot. B. Kucharek
DEKALOG KANTORA
I
- A NAM SIĘ PO PROSTU NIE CHCE!
II - MÓJ PODPIS NIC NIE ZNACZY!
III - PROSZĘ NATYCHMIAST OPUŚCIĆ TĘ ULICĘ!
IV - PROSZĘ TEMU PANU POWIEDZIEĆ ŻEBY PRZESTAŁ MÓWIĆ!
V - ODTĄD - DOTĄD: SAME CHUJE
VI - NIE MOŻNA JEŚĆ ŚNIADANIA, JAK KTOŚ RUSZA DUPĄ!
VII - NIE WOLNO UMIERAĆ PRZED PREMIERĄ!
VIII - MIEJMY W DUPIE PIRAMIDY, ALE 1 MAJA TEŻ!
IX - PROSZĘ NIE ROBIĆ Z SIEBIE IMBECYLA I NIE WYBAŁUSZAĆ
BAWOLICH OCZU!
X - MOŻE JA JESTEM KOPNIĘTY, ALE WY WSZYSCY - TEŻ !
PRZYKAZANIE VIII:
MIEJMY W DUPIE PIRAMIDY,
ALE 1 MAJA TEŻ!
Święto 1 Maja zawsze wywoływało w moim pokoleniu sprzeciw. Nic dziwnego
w Polsce Ludowej obchodzone było pod przymusem. Pod przymusem moralnym i
fizycznym. Przymus moralny (czytaj: ideologiczny) dowodził, że to „Święto ludzi
pracy” i tylko „renegaci” i „wrogowie ustroju” nie cieszą się z niego. Przymus fizyczny,
od najmłodszych lat w szkole stosowany, wymagał uczestnictwa w pochodzie. Jednym
słowem 1 Maja w PRL to był „patriotyczno-ideologiczny” obowiązek.
By – pozostać sprawiedliwym – Święto 1 Maja uwielbiałem oglądać w wieku
przedszkolnym. Wtedy było ono najbardziej zteatralizowane. Pamiętam olbrzymie
kukły imperialistów: Dullesa z cygarem, Tito z toporem, Czang-kaj-szeka ze swoja
świtą „zbrodniarzy”, generała Franco na wózku i wreszcie Churchilla ze strzelbą. Kukła
premiera Wielkiej Brytanii zafascynowała mnie najbardziej: Oto Churchill zapragnął
uśmiercić „gołąbka pokoju”. Wśród dzieci zapanowała groza: „Jak to!” I właśnie w tym
właśnie momencie odzywał się z głośnika głos młodzieńca (Jak się okazało po latach
był to głos znanego aktora, potem opozycjonisty: Andrzeja Łapickiego, dziś
„Solidarnościowego” nestora). Jego kwestia : „Nie, panie Churchill! Nie będzie pan
strzelał do Gołąbka Pokoju!!!!” – bardzo nas podbudowała, zwłaszcza, że maszerujący
Bóg się rodzi! Moc truchleje!
Na rynku strzelista choinka rozbłysła kaskadą różnobarwnych iskier,
ludzie się radują, kupują świąteczne prezenty,
słychać pobrzękiwanie dzwoneczków i melodię zbłąkanej kolędy.
Tylko pan, panie Piotrze siedzi sam, zamyślony, nad niedopitą filiżanką
kawy
u progu werandy kawiarenki Vis à Vis w Krakowie.
I wie pan, panie Piotrze, mimo tej całej zawieruchy nic się nie zmieniło.
Bowiem, jak co roku, w przedświąteczny czwartek,
wierne córy i synowie piwnicznego kultu,
mimo upływu lat i, co tu ukrywać, już nie tej, jak kiedyś kondycji
nadal, jak ptaki do swych gniazd ciągną przed Wigilią pod Barany
i póki im sił starczy, będą do końca ciągnęli
do wyczarowanej przez pana, panie Piotrze, Mekki krakowskiej bohemy,
gdzie, raz do roku,
rozlega się sakramentalny trzask przełamywanego opłatka,
a Krakowianie stają się dla siebie mili, życzliwi
i przez chwilę wolni od zazdrostek bytu codziennego.
Ja też idę.
Zapewne, jak zawsze, będzie malowniczy stół
pięknie przystrojony
wonnym sianem, jabłkami, orzechami i frykasami domowej roboty,
a z pierwszą gwiazdką sfruną z nieba piwniczne anioły
czyniąc ten szczególny moment
majestatyczną symfonią galicyjskiego snu nocy przedświątecznej.
I wie pan, panie Piotrze, mam tu za pazuchą listeczek opłatka,
więc jeśli pan łaskawie pozwoli,
chciałbym się z panem nim przełamać
z gorącym życzeniem
by przyjazny ludziom piwniczny obrządek
przemógł złowieszczy czas,
kiedy
Polak stał się Polakowi wilkiem.
10 │vis a vis | grudzień 2012
grudzień 2012 | vis a vis │ 11
Marek Wróbel
Jadwiga Grabarz
***
z tomiku ”Tańcząc Bieszczadem”
Żyłem w tym mieście
Mieście knajp i kościołów
Papieża i Tischnera
Ktokolwiek wie
Lisica ruda przyszła odwiedzić bestiarium dzikie,
Chcą ją przywitać moje zwierzątka z wrzaskiem i krzykiem,
Aż mi się skryła pod połem płaszcza, wyjść nie chce wcale,
A już czekają dzik i perliczka – tu jakieś „ale”.
Lisica ruda przyszła odwiedzić bestiarium śliczne,
Co chociaż dzikie, to w gruncie rzeczy jest anhelliczne,
Lecz co tu zrobić z lisicą taką, która się wstydzi
Pod płaszczem siedzi z uśmiechem niczym u Mona Lisy.
Lisica ruda przyszła odwiedzić bestiarium różne,
Zwierzątka krzyczą, wrzeszczą zwierzątka, nic nieposłuszne,
Ona by chciała, ale się boi, siedzi pod płaszczem,
Ach, kto lisicę po rudej główce chociaż pogłaszcze.
Lisica ruda przyszła odwiedzić bestiarium liczne,
Pod moim biurkiem, upchane w kąty i bukoliczne,
Siedzi pod płaszczem i wzrokiem szuka w zwierzyńcu lisa
Gdzie się podziewa, ktokolwiek wie, ktokolwiek widział?
Jacek
Lubart - Krzysica
Słyszałem dźwięk filiżanek
Szczekanie psów
Widziałem krętą ścieżkę
Wóz pełen owoców
I pomnik Świętego Idziego
Czas odmierzany w poziomie
I klepsydra z butelek po wódce
Twarzą w twarz
Głową w ścianę
przyszedł do mnie śnieżny Bieszczad
usiadł przy kominku
i milczeliśmy ciszą
podarował mi spokój
i trwaliśmy tak do popołudnia
a gdy już słońce
stoczyło się pasmem Jasła
poszliśmy na piwo
by
dalej milczeć
Żyłem w tym mieście
Widzę ślady mojej krwi na chodniku
Na rogach kamienic
Na placach
Na knajpianych blatach
Teraz jest jesień
Teraz jest wiosna
Teraz jest lato i zima
Czas przekroczył linię czasu
Życie stało się od nowa
POMODLIĆ SIĘ DOBROCIĄ
Pomodlić się dobrocią Zauważyć siebie
W oczach innych
Milcząco czekających wsparcia
Pomodlić się dobrocią Uwierzyć w człowieka
Przyjmując go jak miłość
Bez żadnych warunków...
Ryszard Szociński
Z szuflady Lubelki
Tyle co
- krople deszczu
po suszy
jabłka witające
ziemię
dłoń matki
na twym czole
kłosów przed żniwem
brzemię
rzucane tonącym
koła
ta co serce wstrzyma
kula
- właśnie ważą
słowa
fot. Pablo

Podobne dokumenty