Aneta Kamińska – Cząstki pomarańczy. Nowa

Transkrypt

Aneta Kamińska – Cząstki pomarańczy. Nowa
Oksana Zabużko (1960)
W drodze do piekła
Jesteś ciałem, wciśniętym bokiem w napęczniałą walizę autobusu:
twarz akurat mieści się w czyimś bucie, od którego noga
gdzieś w przeciwległym kątku wypełnia zwolnioną rurkę przestrzeni
do spółki z damską parasolką; z tyłu do pośladków
mocno, na śmierć przyspawał się męski dół – i mimo ciasnoty
jakoś tam nawet się rusza; byłoby lepiej, gdyby tego nie robił,
bo jeśli, nie daj Boże, się spuści,
to zupełnie poplami mi spódnicę,
i kiedy rozewrą się zamki błyskawiczne klap, i powytrząsa nas,
to przede wszystkim trzeba mnie będzie zaprać.
Najgorsze jednak, że w tym tłoku już nie wiem,
czy myśli, które myślę, są naprawdę moje –
czy może przyszły spod tej potarganej peruki,
którą już od dwóch przystanków (dwóch lat czy dwóch żyć) usiłuję wypluć –
a to serce, przez które, myślałam, że cierpię,
bije na odwrocie krawatu, który zagiął mi się
na samym nosie. I wszystkie odczucia –
pojedyncze, zdeformowane – które przepływają przeze mnie,
należą do kogoś i jestem tylko publiczną toaletą złości i bezsilności.
O! – przychodzi mi do głowy. – Wiem, już wiem, gdzie jest wyjście:
chcę Golgoty, chcę krzyża – oto, gdzie można
rozprostować ręce-nogi, nie bojąc się, że się zaczepi
złoczyńcę z lewej albo złoczyńcę z prawej,
i wznieść oczy do nieba, i przypomnieć sobie własne imię!
Idiotko – odpowiada gdzieś przez mikrofon metalowy głos setnika –
najwygodniejsze krzyże rozdzielono jeszcze w zeszłym stuleciu, resztę zaś,
podzieliwszy na belki, pocięto na deski:
z jednego krzyża w ten sposób wychodzi prycza,
na której można położyć pokotem sześć osób,
a jeśli dwoma warstwami, to nawet dwanaście.
Boże, co się dzieje – chcę zmieszana wybąkać,
ale właśnie mój język ktoś podał do skasowania.
(tłum. Aneta Kamińska i Andrij Porytko)
Оксана Забужко (1960)
Дорогою до пекла
Ти — тіло, втиснуте боком в розбухлу валізку автобуса:
обличчя якраз уміщається в чийсь черевик, од якого нога
десь в протилежнім кутку заповнює звільнену рурку простору
вкупі з дамською парасолькою; ззаду до сиднів
міцно, насмерть приваривсь чоловічий низ — і, попри тисняву,
якось там навітьмусується; краще б цього не робив,
бо, наколи, боронь Боже, спуститься,
то геть поплямить мені спідницю,
і коли розчахнуться поздовжні «блискавки» клапанів і нас повитрушують,
то мене доведеться насамперед запирати.
Найгірше, однак, що в цій тичбі я вже не знаю,
чи думки, котрі думаю, є насправді моїми —
чи, може, вони прийшли з-під цієї злямченої перуки,
яку я вже дві зупинки (чи два роки, чи два життя) силкуюсь відплюнути,—
а це серце, котрим гадала, ніби страждаю,
калатає з вивороту краватки, що заломилась
у мене на самому переніссі, і всі відчуття —
порізнені, здеформовані, — котрі сочаться крізь мене,
комусь належать, і я — лиш громадська вбиральня злоби та безсилля.
О! — здогадуюсь. — Знаю, вже знаю, де вихід:
Хочу Голготи, хочу хреста — от де можна
випростать руці_нозі, не боячись зачепити
ані розбійника зліва, ані розбійника справа,
і звести очі д’горі, і згадати власне ім’я!
Ідіотко,—відказує десь в мікрофон металевий голос центуріона,—
найзручніші хрести розібрали ще в минулім столітті, а решту,
рознявши на перекладини, порозпилювали на дошки:
з одного хреста таким робом виходять нари,
на які можна вкласти покотом шість чоловік,
а якщо в два поверхи, то й дванадцять!
Господи, що ж це діється, — хочу розгублено бевкнути,
та тимчасом мого язика передано на компостер.
Wiktor Neborak (1961)
Twarz Prezydenta
Chcieliśmy przystojniaka
na wzór Alaina Delona
obrzydły nam pyski nomenklatury
z kaczymi nosami
i sztucznymi włosami
chcieliśmy inteligentnego
i nie z krzywym ryjem
wyrozumiałego
i nie zarozumiałego
ojca a nie watażki
chcieliśmy ukraińskojęzycznego
niechby nawet i z pojedynczymi
demokratycznymi surżykizmami
chcieliśmy uczciwego
porządnego
wychowanego prawdolubcę
i zwycięskiego smokobójcę...
no i wszystko to mamy
chociaż z pewnymi poprawkami
...................................................
Kto dba o ludzi tego kraju?
w lecie – Dażbóg z Ładą i Daną
w zimie – Święty Mikołaj i Dziadek Mróz
matka ziemia
przyjmuje nasienie
i oddaje pomnożone po stokroć płody
my grzejemy się w kryjówkach swoich domów
przejadamy po trochu zapasy
i mamy nadzieję
że dożyjemy
do następnego urodzaju
w tym czasie
Prezydent
ogląda swoją twarz
w czarodziejskim zwierciadle
taka twarz
potrzebuje
rzetelnej opieki
specjalnego pudru
leczniczych porannych i wieczornych masek
taka twarz potrzebuje
wysokokwalifikowanej obsługi
kosmetologów ze Wspólnoty Europejskiej
tybetańskich znachorów
od twarzy Prezydenta
zależy przyszłość
tego kraju –
dokąd on teraz podryfuje?
do Atlantyku?
czy do Tybetu?
więc
modlimy się za twarz Prezydenta
wszystkimi językami Ukrainy
każdy do swojego boga
daj jej Boże być taką
jaka powinna być
daj Boże nam rozumieć
co oznacza
ten czy ten jej wyraz
i zmiany
w tym czy tym kierunku
Prezydent tego kraju
powinien mieć
mężną twarz
żebyśmy my i nasi wrogowie
wyryli sobie na czole:
wolność t o wojownik
a nie kurwa!
(tłum. Aneta Kamińska)
Віктор Неборак (1961)
Обличчя Президента
Ми хотіли красунчика
на зразок Алена Делона
нам обридли номенклатурні писки
з качиними носами
і накладним волоссям
ми хотіли інтелігентного
та не хирла-мурла
вирозумілого
та не зарозумілого
батька а не пахана
ми хотіли україномовного
хай навіть і з окремими
демократичними суржикізмами
хотіли ми чесного
порядного
вихованого правдолюбця
і звитяжного змієборця...
і ось ми все це маємо
хоча й з певними корективами
.........................................................
Хто дбає про людей «цієї країни»?
улітку – Дажбог з Ладою і Даною
узимку – Святий Миколай і Дід Мороз
земля-матінка
приймає насіння
і повертає помножені устократ плоди
ми гріємося у сховках своїх жител
проїдаємо потрохи запаси
і уповаємо
що доживемо
до наступного врожаю
в цей час
Президент
розглядає своє обличчя
у чарівнім люстерку
таке обличчя
потребує
ретельного догляду
особливої пудри
цілющих ранкових і вечірніх масок
таке обличчя потребує
висококваліфікованої обслуги
косметологів з Євроспільноти
тибетських шептунів
від обличчя Президента
залежить майбутнє
«цієї країни» –
куди вона тепер дрейфуватиме?
до Атлантики?
чи до Тибету?
отож
молімося за обличчя Президента
усіма мовами України
кожен до свого бога
дай йому Боже бути таким
яким воно повинно бути
дай Боже нам розуміти
що означає
той чи той його вираз
і переміни
у той чи той бік
Президент «цієї країни»
повинен мати
мужнє обличчя
щоб ми і наші вороженьки
зарубали собі на носах:
свобода – це воїн
а не курва!
Jurij Izdryk (1962)
(bożonarodzeniowe naśladowanie Żadana)
Wszystkie zombie, wampiry, wilkołaki
mieszkają daleko od Hollywood.
Nie dlatego, że ich nie zadowalają kalifornijskie plaże –
po prostu producenci szukają tańszej natury
i już od dawna nikomu nie wydaje się dziki
pomysł, żeby szukać Drakuli
po transylwańskich bazarach.
Do tego, dzisiejsze zombie – nie do porównania
z romantycznymi trupami z lat 80.:
mają własną gildię,
mają kodeks honorowy
i czyste kartoteki w dziale kadr.
W kieszeniach nadszarpniętych Cardinem smokingów
noszą legitymacje związkowe.
Ich kły z masy plastycznej mają nie tylko numery inwentarza,
ale i numery ubezpieczenia medycznego,
bo sztuczna krew też bywa zakaźna:
układ Rh,
lewe erytrocyty,
itede.
Wysysać ersatz – misja trudna i zaszczytna.
O, dobry boże,
któryś jest światłym duchem transylwańskich bazarów!
Daruj mi lateksowe kły,
silikonowy penis
i trzecie oko z papier-mâché!
Jestem w bałkańskim typie,
mam aryjski profil,
mówię po cygańsku –
zaoszczędzisz na dubbingu.
Daj mi swojej plastikowej krwi!
Użycz mi swojej lateksowej płci!
Związku naszego zawodowego daj tam gdzieś dziś!
Uwierz:
Nothing personal –
Only personal Jesus.
(tłum. Aneta Kamińska)
Юрій Іздрик (1962)
(різдвяне подражаніє Жаданові)
Усі зомбі, вампіри, перевертні
мешкають далеко від Голлівуду.
Не тому, що їх не влаштовують пляжі Каліфорнійщини —
просто продюсери шукають дешевшої натури,
і вже давно нікому не видається дикою
ідея шукати Дракулу
по трансильванських базарах.
До того ж нинішні зомбі — не рівня
романтичним мертв’якам 80-х:
у них — своя гільдія,
у них — кодекс честі
і чисті анкети у відділі кадрів.
В кишенях пошарпаних Карденом смокінгів
вони носять профспілкові квитки.
Їхні пластмасові ікла мають не лише інвентарні номери,
але й номери медичного страхування,
адже штучна кров також буває заразна:
резус-фактор,
ліві еритроцити,
те-се.
Смоктати ерзац — місія важка й почесна.
О, добрий боже,
що єси світлим духом трансильванських базарів!
Даруй мені латексні ікла,
силіконовий пеніс
і третє око із пап’є-маше!
У мене балканський тип,
у мене арійський профіль,
у мене циганська мова —
зекономиш на дубляжі.
Дай мені своєї пластикової крові!
Вділи мені своєї латексної плоті!
Даждь профспілки своєї десь там днесь!
Повір:
Nothig personal —
Only personal Jesus.
Marija Szuń (1962)
Do muzyki Pożegnanie Słowianki
(12 lat temu)
1. Wprowadzenie
Objechane zostały wszystkie punkty skupu opakowań szklanych –
po pieczątkę na wyjazd za granicę na stałe,
(żeby czasem nie
zBAŃKrutowały
przez takich pijaków jak ty),
że – na Boga – nic nie ukradłeś
z banku
jednego... trzeciego!
Jak ważna jest
this procedura
odcięcia się od
butelek Lwowa!
Oraz zameldowania go
u ciebie
i w twojej kysz!!!eni –
tym bardziej...
2. Akt
Głos po kobiecemu płacze,
głos cliché:
Żadnego szkła nikomu nie jestem winna –
ani ze strefy Gazy,
ani z brzegu Banku,
i nie jestem bankrutką we Lwowie,
jestem tylko troszkę bałamutką
tam, gdzie są Bermudy...
...............................
Ulice utwardzone słownikami Hrinczenki
i nasycone
ich sto-ulami,
żywo
przysięgam im –
pluję na Warszawę – babę Wawę!
lecę przez Kijów!
...wszystkie pluszowe misie i pieski
zostały we Lwowie beze mnie,
wszystkie pinakle i binokle rozetowych kamienic,
wszystkie konopie w kapilarach bohemowych pilarów
oraz wszystkie zaświadczenia-zameldowania
z Teatru Leniwej Istoty –
które są zaprotokołowane przez Naza del Honczara –
to prawie ja, według
moich misiów i piesków,
one nie skłamią!
..............................
Chociaż nawet nie lubię miodu
od najbardziej głębokiego i siwego dzieciństwa,
ale ulice – ich sto-ule – to coś innego!
To jak świątecznie upieczone indie,
ich kaczuszki, porozrzucane
wszystkim – zapraszamy serdecznie na wesele! –
całymi kwartałami-zakamarkami!
To cały Nazarowy t eat r jednego akt ora w akcji –
Teatr Leniwej Istoty –
moje wewnętrzne robótki
na kwoty siebie –
koniec! zabieram siebie z niego, kwita!
Z jego banków, baniek! Zdzieram siebie z uliczek,
obnażam się
przed tym wieczorem pożegnalnym –
bo odtąd
jestem tylko
transatlantycką
podróżną –
that’s it!
I kiedy po tych wszystkich opakowaniach szklanych
i ostatniej łapówce1 w wysokości 50$
szczęśliwie czy gorzko
celnie uśmiechałam się,
moja ojczyzna
płakała
za mną.
The End.
(tłum. Aneta Kamińska i Andrij Porytko)
1
której zażądali celnicy – inaczej wypatroszą wszystkie moje walizki [przyp. autorki].
Марія Шунь (1962)
Під музику
Прощння слов’янки
(12 років тому)
1. В в е д е н н я
Об'їжджено усі пункти здачі склотари
за печаткою на ПМЖ,
(щоби часом вони не
зБАНКрутували
через таких питущих, як ти),
що, бігме-боже - нічо' не вкрав-есь
із банку
одного... третього !
Яка важлива
ot sya процедура
відчуження від
склотари Львова!
Та його прописки
до тебе
і до твоєї киш!!!ені —
тим паче...
2. Д ія
Голос по-жіночому плаче,
голос кліше:
Я ніякого скла нікому не винна —
ні з сектора Газу,
ні з берега Банку,
і я не банкрутка у Львова,
я всього лиш трішечки баламутка
у напрямку, де Бермуди...
.......................................
Вулиці, втрамбовані словниками Грінченка,
і насичені
їхніми сто-вуликами,
жваво
клянуся їм —
я плюю на Варшаву — бабу Ваву!
я лечу через Київ!
...всі плюшеві ведмедики та песики
лишилися у Львові без мене,
всі пінаклі та біноклі розеткових кам’яниць,
всі коноплі у капілярах богемних п і л я р,
та всі довідки-прописки
із «Театру ледачої істоти» —
що є запрото-кольовані Назом сієї Гончарої
це майже я, згідно
моїх ведмедиків та песиків,
вони не збрешуть!
.................................
Хоч я і не люблю меду
із самого глибокого та сивого дитинства –
але вулиці - їхні сто-гулики , це щось інше!
Це як святкововипечена Індія ,
її качечки , порозкидувані
усім — ласкаво просимо на весілля! —
цілими кварталами-закамарками!
Це весь Назарів театр одного актора у дії –
«Театр ледачої істоти» —
моє внутрішнє рукоділля
на квоти себе —
все! я забираю себе з нього, квит!
З його банків, склотар! Здираю себе з вуличок,
заголюю себе
перед цим прощальним вечором бо я відтепер
всього лиш є
трансатлантичною
подорожньою –
децит!
...........................
І коли я, опісля отих склотар,
і останнього хабаря на $50 
щасливо чи гірко
митнично усміхалася,
моя батьківщина плакала за мною
услід.
The End.

(якого затребували митники, - інакше вони розпотрошать усі мої чемодани)
Nazar Honczar (1964-2009)
***
Symbolizmy
i mistyfikacje,
i fantazje,
i inne itede –
to jest mi obce:
za prawdą jestem,
choćby gorzka, choćby kwaśna, choćby słona,
choćby jakakolwiek, a jednak jak szydło,
co go nie schowasz do worka.
Wczoraj wpadłem w gnojówkę –
ledwo wylazłem,
a odmyć się nie mogę:
nie pomagają pachnidła,
te, które leję na siebie,
ani te, które piję.
I przewlekły katar
też nie pomaga.
Mojego smrodu
może i nie czujecie,
ale ja się nie kryję,
nie kryję się, nie.
(tłum. Aneta Kamińska)
Назар Гончар (1964-2009)
***
Символізми,
і містифікації,
і фантазії,
та інше і т.д. –
це чуже мені:
за правду я,
хоч гірка, хоч кисла, хоч солона…
хоч яка, а все одно як шило,
що його не заховаєш у мішку.
Вчора я в гноївку впав –
ледве виліз,
а відмитися не можу:
не допомагають аромати,
ті, що ллю на себе,
й ті, що п’ю.
І хронічний нежить
теж не помагає…
мого смороду
вам, може, і не чути,
але я не криюсь,
я не криюсь, ні.
Iwan Łuczuk (1965)
Co nieco o ja:
dawnym i nowoczesnym,
cudzym i własnym
Ja ptak siedmiooki,
do tego ja dozorca: siedem-osiem listków
zmiotłem,
ja trawa, ja niebo, ja ręka, ja noga,
ja guzik, ja płyta gazowa,
ja wycieczka do zamku w Olesku,
ja przymknięte oko,
ja siedzę na tarasie i
ja mlaskam przy jedzeniu.
Ja porządny, ja wyprasowałem spodnie,
ja zapomniałem, że ja miałem przyjść gdzieś tam na siódmą,
ale ja wybrudziłem sweter
i ja nigdy nie noszę zegarka.
Ja pierwszy, ja ostatni, ja nijaki.
Ja wreszcie znalazłem nie skasowany
bilet na tramwaj, bo bez niego
ja nijak nie mogłem wyjść z domu.
Trzeba zajrzeć do encyklopedii –
co to takiego ja, lecz tam pod bukwą ja niczego nie ma.
Ale czort z nimi – z tymi ja
i pewnie czort ze mną.
Ja – jaja (najprędzej – od strusia).
(tłum. Aneta Kamińska)
Іван Лучук (1965)
Дещо про я:
давнє і новочасне,
чуже і власне
Я птаха семиока,
а ще я двірник: сім-вісім листочків
підмів,
я трава, я небо, я рука, я нога,
я ґудзик, я газова плитка,
я екскурсія в Олеський замок,
я примружене око,
я сиджу на терасі і
я пля!мкаю коли їм.
Я пор’ядний, я випрасував штани,
я забув, що мав прийти кудись-то на сьому,
зате я вимазав светр
і ніколи не ношу годинника.
Я перший, я останній, я ніякий.
Нарешті я знайшов непробитий
трамвайний талон, бо без нього
я ніяк не міг вийти з хати.
Треба заглянути до енциклопедії –
що таке я, а там під буквою я нічого нема.
Але чорт із ними – з тими я,
і, певно, чорт зі мною.
Я – яя (швидше всього – страусові).
Iwan Andrusiak (1968)
Zamawianie z gołębiami
Katrusi
przepłyń mnie przez anioła
przez aniołka aniołeczka
o białych skrzydełkach w białej cyrylicy
z duszyczką nad ustami
na błękitnej wodzie
no przepłyń mnie przez anielę
poprzez wiatr lewadami
haftowaną wodę krzyżykiem
głosem łysicą nitką okrętu
z duszyczką nad ustami
no przepłyń mnie przez anielątko
no przytul się sobie z każdej strony wody
no przytul się mi w jej anieleść
białymi skrzydełkami haftowana anieleńka moja
anielanna moja anielenna z duszyczką na policzku
no przepłyń mnie przez anieleniątko
poprzez kręgi cyryliczne w błękitnej wodzie nad ustami
duszyczką okrętu na dłoni anieleść moja anieliść
rozbrzmiewając krzyżykiem ponad lewadami
łysicą ponad haft ust anielelum
no przepłyń
(tłum. Aneta Kamińska i Andrij Porytko)
Іван Андрусяк (1968)
Замовляння з голубами
Катрусі
перелети мене через янгола
через янголя янголятко
з білими крильцями в білій кирилиці
з потерчам над губами
на голубій воді
та перелети мене через янголеня
почерез вітер левадами
вишиту воду хрестиком
голосом щекавицею ниткою корабля
з потерчам над губами
та перелети мене почерез янголенятко
та пригорнися собі обабіч води
та пригорнися мені в її янголінь
білими крильцями вишита янголань моя
янголедь моя янголинна з потерчам на щоці
та перелети мене почерез янголенятонько
почерез кола кириличні в голубій воді над губами
потерчам корабля на долоні янголень моя янголинь
відлунюючи хрестиком понад левадами
щекавицею понад вишиття вуст янголелю
та перелети
Marianna Kijanowska (1973)
***
kiedy wszystko odchodzi i zaczyna się
zeszła jesień
pokrywa się krą
na powierzchni wody
tylko skąd biorą się
te liście
przez wszystkich przewidziane
właśnie dzisiaj
z kroplami ptasiej krwi
to z jednej to z innej strony
przyschnięte wyschnięte szeleszczące
jesień jest niewinna
jak każda śmierć
musi nastąpić
i wszystko powstaje jako coś innego
kiedy musi zniknąć
dno
głębokie niebezpieczeństwo śniegu
tak jak całkiem zwyczajne niebezpieczeństwo
przestaje być zwyczajne
krzepnie
kroplami ptasiej krwi
i ktoś posypuje
cukrem i popiołem
chrupkie gorzkawe suchary
liści
po co równowaga
skoro ty to drzewo
ty
na powierzchni wody
nie po Nowym Testamencie
(tłum. Aneta Kamińska i Andrij Porytko)
Mаріанна Кіяновська (1973)
***
коли все відходить і починається
минула осінь
береться кригою
на поверхні води
та звідки береться
те листя
усіма передбачене
саме сьогодні
з краплями пташиної крові
то з одного то з іншого боку
присохле висохле шарудке
осінь невинна
як кожна смерть
мусить настати
і все виникає іншим
коли мусить зникнути
дно
глибока небезпека снігу
наче цілком звичайна небезпека
перестає бути звичайною
запікається
краплями пташиної крові
і хтось посипає
цукром і попелом
сухі гіркуваті пряники
листків
нащо рівновага
якщо ти дерево
ти
на поверхні води
не після Нового Заповіту
Marjana Sawka (1973)
Potomkom
chcę wam zostawić swój głos
może nie tak jak zostawiła go Marilyn
zresztą kto pamięta jaki miała głos
oprócz stareńkiego Izdryka?
pamięta się jakie miała piersi
i muszkę nad wargą
i to że spała z którymś prezydentem
zdaje się że z Clintonem
on tak pięknie wprawiał się na swoim saksofonie
nie nie tak
chcę wam zostawić swój głos
na taśmie w stareńkim walkmanie
który przypadkowo ocaleje
podczas trzęsienia ziemi we Lwowie
obok w pudełku będzie leżeć
kilka starych fotografii
młodzieńcy w przekwitłej porze dojrzewania
oglądając znalezisko
wzruszą chudymi ramionami
i powiedzą: ta babka na fotce – byłaby niczego sobie
jakby nie te staroświeckie ciuchy
a kasetę z głosem
oddadzą dziadkowi
on kocha retro
ma nagranie Caruso, Pokalczuka i Jurka Andruchowycza
(tłum. Aneta Kamińska)
Мар’яна Савка (1973)
Нащадкам
я вам хочу лишити свій голос
може не так як лишила його Мерилін
зрештою хто пам’ятає, який в неї голос,
окрім старенького Іздрика?
пам’ятають які в неї груди
і мушка понад губою
й те що спала з котримсь президентом
здається із Клінтоном
він так гарно вправлявся зі своїм саксофоном
ні не так
я вам хочу лишити свій голос
на плівці в старенькому плеєрі
що випадково вціліє
під час землетрусу у Львові
поруч в пуделку лежатиме
кілька старих фотокарток
юнаки в передцвітній порі пубертату
розглядаючи знахідку
пересмикнуть худими плечима
і скажуть: ця тітка на фото – так наче б нічого
якби не оцей старосвітський прикид
а касету із голосом
віддадуть дідусеві
він кохається в ретро
має запис Карузо, Покальчука і Юрка Андруховича
Oksana Łucyszyna (1974)
carlos and titos
johny mnie zostawił
już wszyscy o tym słyszeli i wszystkim obrzydło
millage avenue pobłyskuje dziewczęcymi ramionami
to laski z żeńskich akademików wyszły na polowanie
swoje i chłopięce
mają na sobie sukieneczki z podwyższoną talią
wytapetowane buźki
i wielką plastikową butelkę na wszystkie
gra muzyka w carlos and titos
grzeją pochodnie, stukają obcasy
po drewnianych podłogach
kelner mówi – proszę pani piwo
gość obok mnie jest już, jak to mówią, naczytany
pół tomu wojny i pokoju tak dokładnie
nie jest mi nawet zimno dlatego że wokół są ludzie
ludzie i kwiecień
i ich piwo w metalowych puszkach
i ich pijany język
ten sam jakim mówi johny
pati, pati –
jutro i pojutrze będzie jeszcze jedno pati
Panie Boże, Ty jesteś miłosierny
nawet dla przestępców i zdrajców
na środku tarasu – drewniana łódka
miejscowa przynęta, pełna wody
gdzieś koło niej, kiedy ognie zgasną
znajdą jeden z moich mokasynów
potem mnie
w litościwej ameryce
w jej wodzie
ku radości wszystkich czytelników
leżeć będę jak bardzo wielki gatsby
(tłum. Aneta Kamińska)
Оксана Луцишина (1974)
карлос енд тітос
джонні покинув
вже всі про це чули і всім набридло
мілледж авеню сяє дівочими плечима
це фіфочки із сестринств вийшли на полювання
своє і хлопяче
у них платтячка із завищеною талією
наквецяні личка
і велика пластикова пляшка на всіх
грає музика у «карлос енд тітос»
гріють смолоскипи, стукотять підбори
по дерев’яних настилах
офіціант каже – ось ваше пиво
чувак біля мене вже, як то кажуть, начитаний
півтома «війни і миру» так точно
мені навіть не зимно тому що довкола люди
люди і квітень
і їхнє пиво у залізних бляшанках
і їхня сп’яніла мова
та сама якою говорить джонні
паті, паті –
завтра і післязавтра буде ще одне паті
Господи Боже, Ти, милосердний
навіть до відступників і ренегатів
посеред тераси – дерев’яний човен
місцева принада, повна води
десь біля нього, коли вогні погаснуть
знайдуть один із моїх мокасинів
потім мене
у жалісливій америці
у її воді
на радість усім читальникам
я лежатиму як дуже великий гетсбі
Dmytro Łazutkin (1978)
Ten szalony świat
w ciągu ostatnich kilku lat
wielu moich przyjaciół
zrezygnowało z telewizora
po prostu nie oglądają jeśli już jest
albo jeśli nie ma –
nie kupują i już
nawet na kredyt
o minimalnych odsetkach
oczywiście
rozumiem ich –
cały ten klonowany brud
bezstronne wiadomości
klub wesołych i bystrych
ośrodek tępych i gniewnych
cudzy show biznes
co pozostaje?
sport i pogoda
ale i one nie gwarantują oczekiwanego rezultatu
do tego przecież długie bloki reklamowe
męczące jak noworoczne orędzie prezydenta
prezydenci się zmieniają
noworoczne orędzia – nie za bardzo
co prawda są jeszcze nocne seanse dla dorosłych
ale do nich jeszcze trzeba doczekać
bo najpierw jednak –
wydania z ostatniej chwili i specjalne reportaże
jest nas dużo
wyśpiewują chórem chińczycy
ziemia – dla ziemian
mówią ziemianie
zagłębiając się w szybach
serce imperium
znaleziono pod skórą świętej krowy
trzeba poczekać
aż umrze własną śmiercią
żeby nie obrażać uczuć wierzących
natychmiastową ingerencją
w sfabrykowane sprawy
organów wewnętrznych
nie tam pocierasz synku!
guy ritchie i ricky martin
sven göran eriksson
i josif dawidowicz kobzon
biełki striełki kosmonauta kadeniuk
posłowie wszystkich frakcji
akty terrorystyczne stają się częstsze niż akty płciowe
t.a.t.u. i tomasz adamek
nasz triumf – na eurowizji
w łóżku z madonną
w gościach u skazki
ludzkość interesują osobistości
narodowi potrzebni są bohaterowie
rozumiem swoich przyjaciół
coraz lepiej rozumiem swoich przyjaciół
w supermarkecie staram się kupować
tylko naturalne produkty
przynajmniej dwa razy w miesiącu rzucam palenie
często wychodzę na ulicę –
chcę poznać trochę prawdy
o tym szalonym szalonym świecie
(tłum. Aneta Kamińska)
Дмитро Лазуткін (1978)
Цей шалений світ
за останні кілька років
багато моїх друзів
відмовилося від телевізора
просто не дивляться якщо вже є
або якщо ні –
не купують і все
навіть у кредит
з мінімальним відсотком
звичайно
я їх розумію –
весь цей клонований бруд
неупереджені новини
клуб веселих і кмітливих
осередок тупих і сердитих
чужий шоу-бізнес
що залишається?
спорт і погода
але й вони не гарантують бажаного результату
до того ж довгі рекламні блоки
виснажливі як новорічне звернення президента
президенти змінюються
новорічні звернення – не дуже
щоправда є ще нічні сеанси для дорослих
але їх ще треба дочекатися
бо ж спершу все одно –
екстренні випуски і спеціальні репортажі
нас багато
виспівують хором китайці
земля – землянам
кажуть земляни
заглиблюючись у шахти
серце імперії
відшукали під шкірою священної корови
треба дочекатися
поки помре власною смертю
щоб не ображати почуття віруючих
терміновим втручанням
у сфабриковані справи
внутрішніх органів
не там треш синку!
гай річі і рікі мартін
свен горан ерікссон
і йосип давидович кобзон
бєлкі стрєлкі космонавт каденюк
депутати всіх фракцій
терористичні акти стають частішими за акти статеві
тату і томаш адамек
наш тріумф – на євробаченні
у ліжку з мадоною
в гостях у сказкі
людство цікавлять особистості
народу потрібні герої...
я розумію своїх друзів
все краще розумію своїх друзів
у супермаркеті намагаюся купувати
лише натуральні продукти
принаймні двічі на місяць кидаю палити
часто виходжу на вулицю –
хочу дізнатися трохи правди
про цей шалений шалений світ
Katrina Haddad (1978)
karpacka ulewa
dzień pierwszy. karpacki deszcz
typowe domy, którymi zabudowano galicyjską stolicę
– janusowie o czterech twarzach – mozolni syzyfowie –
trzymają w swoich drewnianych płucach pogłosy
prze-długo
prze-ciągle
prze-głęboko
drewniane pośladki-żebra-płuca-serca
wibrują kołami schodzą za głębokim głosem
trembita kamień który rzuca w wodę
: łuuuuuuuuuuu!
(pora pierwsza. woda z nieba. trochę mgły. drzewa.)
w oceanie ciepłe i zimne prądy przecinają się
przenikają się nawzajem
pięciogłose strugi płyną
cymbały to ocean z łodziami na falach
(pora druga. karpackie odgłosy. początek ulewy)
(tłum. Aneta Kamińska)
Катріна Хаддад (1978)
карпатська злива
день перший. карпатський дощ
типові будинки, що ними забудовано галицьку столицю,
- чотирилиці януси – сизифи многотрудні –
тримають у своїх дерев’яних легенях луну
над-довго
над-протяжно
над-глибоко
дерев’яні судини-ребра-легені-серця
вібрують колами сходять за грудним голосом
трембіта камінь що пірнає в воду
: лууунннннь!
(час перший. вода з неба. трохи туману. дерева.)
в океані теплі й холодні течії перетинаються
перетікають одна в іншу
п’ятилунні цівки течуть
цимбали то океан із човнами на хвилях
(час другий. карпатські відлуння. початок зливи.)
Ołena Husejnowa (1979)
Bracia
Początek ubiegłego wieku
obfitował w braterskie sojusze.
Bracia Czerepanow wymyślali
parowóz.
Wyobrażam sobie dwóch chłopców z bródkami
jak u Wołodomyra Wynnyczenki,
którzy kreślą na cztery ręce.
Ten rysunek przypomina mi
Miró,
jakby miał czarno-białe obrazy.
Na ulicy jest noc.
Słychać, jak krzyczą koty i pijane dziewczęta.
Bracia Czerepanow ich nie słyszą –
gryzą ołówki
i rysują śruby.
Nad ranem zaczyna im się podobać,
rozumieją,
że ten potwór jednak
będzie się ruszać.
Rzucają ołówki,
obejmują się,
nalewają sobie nawzajem
wódki,
szybko wypijają.
Znowu obejmują się.
Jest im obojętne, jak patrzą
ze ścian
ich
długobrodzi dziadkowie.
Z tego by wyszedł dobry film,
myślą bracia Lumière
i wymyślają kamerę.
(tłum. Aneta Kamińska)
Олена Гусейнова (1979)
Брати
Початок минулого століття
був плідний на братські союзи.
Брати Черепанови вигадували
паровоз.
Уявляю двох хлопців з борідками,
як у Володимира Винниченка,
в чотири руки вони креслять.
Мені цей малюнок нагадує
Міро,
якби в нього були чорно-білі картини.
На вулиці ніч.
Чути як кричать коти і п’яні дівчата.
Брати Черепанови їх не чують –
вони гризуть олівці,
і малюють гвинтики.
Під ранок їм починає подобатись,
розуміють –
ця потвора все-таки
буде рухатись.
Кидають олівці,
обіймаються,
наливають один одному
горілку,
швидко випивають.
Знову обнімаються.
Їм байдуже, як дивляться
зі стін
їх
довгобороді діди.
«З цього б вийшов хороший фільм»,
думають брати Люм’єр
і вигадують кінокамеру.
Ołeh Kocarew (1981)
Wstęp do inflacji
Jest taki egzystencjalny moment,
kiedy chleb podrożał już o jedną trzecią,
olej sześciokrotnie,
bilety co miesiąc o 10%,
ale jałmużny staruszce w metrze
dają tak samo po 10 kopiejek,
tak jak i trzy lata temu,
nawet tak, jak wtedy, kiedy byłem mały
i mieszkałem w Związku Radzieckim.
Przynosiłem wtedy ślepej na bazarze
10 twardych radzieckich kopiejek,
a potem szliśmy kupować
u ogromnej baby marchew.
Staruszka w metrze czeka teraz
na swoją chwilę inflacji,
żeby chociaż po 50, a nie po 10,
i baba z marchwią, niby moneta,
zmniejszyła się pod wpływem inflacji,
bo ja urosłem,
a ona nie jest już taka wielka,
a jej marchew jest zupełnie mizerna,
tylko bazar, o dziwo, się rozrósł,
nad bazarem błąka się słońce,
a do niego w gości przychodzi księżyc
i proponuje: Kup ode mnie ser.
Słońce targuje się i kupuje,
płaci błękitnymi niebiańskimi piątkami –
aż dzienny księżyc prawie się z niebem zlewa,
wtedy słońce proponuje, żeby kupił od niego cebulę,
ale księżyc mówi: Gdzie mam tę cebulę podziać?
Oburzone słońce wyrzuca cebulę
i łuski jak deszcz paranoidalny
spadają na miasto.
Staruszka przyjmuje za znak
te niebiańskie dziesiątki.
Jej czas nastaje,
zaciera ręce.
(tłum. Aneta Kamińska)
Олег Коцарев (1981)
Вступ до інфляції
Є такий екзистенційний момент,
Коли хліб подорожчав уже на третину,
Олія ушестеро,
Квитки щомісяця на 10%,
Але милостиню бабусі в метро
Подають так само по 10 копійок,
Так, як і три роки тому,
Навіть так, як коли я маленьким був
І жив у Радянськім Союзі.
Я приносив тоді сліпій на базарі
10 твердих радянських копійок,
А потім ми йшли купувати
У величезної тітки моркву.
От бабуся в метро й чекає тепер
Своєї хвилі інфляції,
Щоб хоча б по 50, а не по 10,
І тітка з мокрвою, ніби монета,
Зменшилась під впливом інфляції,
Бо я виріс,
А вона вже не така й велика,
А мокрва її зовсім мізерна,
Тільки базар на диво розрісся,
Над базаром сонце блукає,
А до нього в гості приходить місяць
Та пропонує: «Купи в мене сир».
Сонце торгується і купує,
Платить блакитними небесними п’ятірками –
Аж денний місяць майже з небом зливається,
Тоді сонце пропонує купити в нього цибулю,
Та місяць каже: «Де ж мені цю цибулю положить?»
Обурене сонце викидає цибулю,
Й лушпайки дощем параноїдальним
Спадають на місто.
Бабуся сприймає за знак
Ці небесні десятки.
Її час – настає,
Вона потирає руки.
Bohdana Matijasz (1982)
15 (57)
nigdy nie umiałam dobrze malować a ostatnio tak obsesyjnie myślę
że gdybym była fridą kahlo mogłabym teraz namalować kobietę z obciętymi
od samych ramion rękami ale malowałabym nie tak jak frida nie byłoby ani bólu
ani krwi po prostu kobieta bez rąk po prostu kobieta która płacze i nie może wytrzeć łez
po prostu kobieta która może dotknąć twojego ramienia tylko spojrzeniem i nawet
nie głosem bo ona go już nie ma po prostu kobieta która nie widzi daleko i twoje
ubranie zlewa jej się z niebem po prostu kobieta która nawet nie może cię objąć czy
nie widzisz obcięto jej ręce a blizny schowano daleko w środku obcięto jej ręce
nożycami i gdzieś daleko schowano nożyce nie malowałabym ich na obrazie jak frida
kobietom które idą na wygnanie już nie są potrzebne ani nożyce ani ręce kobiety więcej
nie muszą się bać że ktoś zobaczy czym im rozcinano skórę jak im przelewano krew
z jednej żyły do drugiej kiedyś im obiecano że zamiast rąk wyrosną skrzydła i
staną się aniołami i będą wędrować po świecie i nie będą robić więcej
nic złego wiesz kiedy zostaję bez rąk i kiedy nie mogę wyciągnąć do ciebie
choćby kwiatka podać kubka wody nie wiem czy naprawdę tak bardzo chciałam
stać się aniołem i czemu tak nagle i czemu tak przykro ode mnie odchodzisz bo nie mogę
niczym się z tobą podzielić zupełnie nie umiem malować zbieram tylko maleńkie
wizerunki twojej twarzy twojego uśmiechu twojej radości i tak się boję od tej pory
że na zawsze zapomnę jak się śmiejesz jak patrzysz na świat jak oglądasz obrazy
fridy boję się przez tak długi czas bez przerwy być kobietą z obciętymi rękami
i oczami które nieznośnie bolą od niespodziewanej jesiennej powodzi
(tłum. Aneta Kamińska)
Богдана Матіяш (1982)
15 (57)
я ніколи не вміла добре малювати а ці останні дні так нав’язливо думаю
що якби була фрідою кало могла би тепер намалювати жінку з обітнутими
від самих плечей руками але малювала би не так як фріда не було би ні болю
ні крові просто жінка без рук просто жінка що плаче і не може витерти сльози
просто жінка що може доторкнутися твого плеча тільки поглядом і навіть
не голосом бо вона його вже не має просто жінка що не бачить далеко і твій
одяг зливається їй із небом просто жінка що навіть не може тебе обняти хіба ж
не бачиш їй відрізали руки а рубці заховали далеко всередину їй відрізали руки
ножицями і десь далеко заховали ножиці я би не малювала їх на картині як фріда
жінкам які йдуть на вигнання вже не потрібні ні ножиці ні руки жінкам більше
не треба боятися що хтось бачитиме чим їм розтинали шкіру як їм переливали кров
із однієї судини в іншу їм колись обіцяли що замість рук виростуть крила і вони
стануть ангелами і вони мандруватимуть світом і вони не робитимуть більше
нічого лихого знаєш коли я залишаюся без рук і коли я не можу простягнути тобі
назустріч бодай квітку подати горнятко води я не знаю чи насправді дуже хотіла
стати ангелом і чому так раптово і чому так прикро від мене відходиш бо я не можу
нічим із тобою поділитися я зовсім не вмію малювати я збираю тільки маленькі
образки твого обличчя твого усміху твоєї радості й так боюся відтепер
назавжди забути як ти смієшся як ти дивишся на світ як ти розглядаєш фрідині
картини боюся так багато часу поспіль бути жінкою із обітнутими руками
і очима що нестерпно болять від несподіваної осінньої повені
Lubow Jakymczuk (1985)
Słów żurawina rozłożysta
drzewo-kikut
gimnastycznie jak jaskółka
pnie się do góry
burza w czymś podobna jest do rewolucji, do sztandarów czerwonych muchomorów
które pod nogami kwitną
butami Semenki
on idzie i czołga się
czołga
długo-długo
ze zmartwionym nosem
od dni powszednich Władywostoku
Semenko dzisiaj
jest smutny dzisiaj
– dzisiaj palę i palę papierosy –
za kilka miesięcy powie na głos
tak samo jak teraz
wciąga dym
zamiast powietrza zimnego
czy z nim
jest śmiertelnie smutny
jak zakochany Pierrot
ale nie w ciepłych Włoszech
nie pod palmą
tylko na mroźnej
bezróżej
Północy
– dzisiaj palę i palę...
Sem mruczy pod nosem
– prosimy, prosimy
wielkiego towarzysza Lenina
wielkiego zwłaszcza
na późniejszych fotografiach –
gardłowy głos
przepowiada w Kiental
w dalekiej Szwajcarii
sprzeciw
– archiważnym jest′ porażenie
swojego prawitielstwa
słów żurawina rozłożysta
głosem carskim
owija kalosze
wszystkich mas
proletariackich
które są nie-Europą
aż do samego Władywostoku
mózgi zagłusza
kołysze hipnotycznie
oto kto mówi rozumnie
oto kto mówi celnie
najlepsze spaghetti
do tego z charyzmą
przygotowuje on
Wołodymyr Lenin
gdzie tam jakiemuś Marinettiemu
Majakowskiemu
tym bardziej Semence
pchać się do przyszłości
oto gdzie jest prawdziwy futuryzm
oto gdzie jest future
(tłum. Aneta Kamińska)
Любов Якимчук (1985)
Слів клюква розложиста
обрубок-дерево
гімнастично ластівкою
тягнеться вгору
буря чимось схожа на революцію, на прапорів червоні мухомори
що під ногами квітнуть
Семенковими човниками
він іде і човгає
човгає
довго-довго
зі схвильованим носом
від владивостокових буднів
Семенко сьогодні
смутний сьогодні
- я сьогодні курю і курю папіроси –
через кілька місяців скаже він вголос
так само, як зараз
всмоктує дим
замість повітря зимного
чи з ним
він смертельно смутний
як закоханий П’єро
але не в теплій Італії
не під пальмою
а на морозній
безрозній
Півночі
- я сьогодні курю і курю...
Сем гундосить
- просимо, просимо
великого товариша Леніна
особливо великого
на пізніших фото –
гаркавий голос
віщає в Кінталі
в далекій Швейцарії
про супротив
- архиважным есть поражение
свого правительства
слів клюква розложиста
голосом царським
обвиває калоші
всіх мас
пролетарських
які – не Європа
аж до самого Владивостока
мізки глушить
заколихує гіпнотично
от хто говорить путньо
от хто говорить влучно
найкращі спагеті
до того ж з харизмою
готує він
Володимир Ленін
куди там якомусь Марінетті
Маяковському
тим більше Семенку
лізти в майбутнє
он де справжній футуризм
от де future
Bohdan Ołeh Horobczuk (1986)
Niektóre Miejskie Pejzaże
wszystkie moje teksty
znajdują się między snem a rzeczywistością
kiedy byłem jeszcze bardzo młodym poetą
kiedy miałem 15 lat
kiedy nie miałem jeszcze nawet pierwszego – dosyć nieudanego – ale drogiego jako pamiątka
– tomiku
zobaczyłem jak na ulicy zabiło psa
przejechała po nim ciężarówka
po czarnym małym psu
chudziutkim i wynędzniałym
tak że wszystkie jego wściekle czerwone wnętrzności wyleciały
tak że wyleciało jego agonalne skomlenie
takie przejmujące i szczere
jak niektóre wiersze Lorki
dzieci – właściciele psa – stały na chodniku
i wołały i wołały: Szarik Szarik Szarik
dzieci to dzieci
samochody mijały go
on skowyczał
jeszcze długo skowyczał
kiedy go mijałem
skowyczał kilkaset metrów
a dwie noce później przyśniło mi się
jak na stadionie koło mojego domu pocięto menela
i jego brzuszysko było tak samo czerwone
jak psie
we śnie uwierzyłem w to co widziałem – dech zaparło i dusiło i ściskało
obudziłem się wstrząśnięty
ale tekst o tym napisałem dopiero jakieś 4 lata później
kiedy pamięć wybaczyła mi zanik bólu
napisałem o menelu a nie o psie
nie o szybkich szczękach ciężarówki
tylko o czystych jak niebo nożach żelaznych jak krew w smaku
ale byłem uczciwy wobec siebie do końca
bo właśnie menel umierał w mojej głowie
lecz – rzeczywistą – psią śmiercią
właśnie on wypuszczał wnętrzności na zewnątrz
i krew wypuszczał
i jęki i szepty i ostatnie nieudane słowa
wypuszczał na zewnątrz
właśnie on robił ten wewnętrzny striptiz
na który ja tak chciwie czekałem
i w takim skupieniu mijałem na tej żytomirskiej ulicy
w ten mój bezchmurny 15. rok
(tłum. Aneta Kamińska)
Богдан-Олег Горобчук (1986)
Деякі Міські Пейзажі
всі мої тексти
перебувають між сном і реальністю
коли я був ще дуже юним поетом
коли мені було 15
коли я не мав іще навіть першої – досить невдалої – але дорогої як пам’ять – збірки
я побачив як на вулиці збило пса
по ньому проїхалась вантажівка
по чорному малому псові
по двірнязі з двірняг – худецькому і миршавому
так що всі його червонющі нутрощі вивалились
так що вивалилось агонійне його скавучання
таке пронизливе і щире
як деяка поезія Лорки
діти – власники пса – стояли на тротуарі
і кликали і кликали: Шарік, Шарік, Шарік
діти є діти
авта минали його
він верещав
ще довго верещав
поки минав я його
верещав кількасот метрів
а за кілька ночей мені наснилося
як на стадіоні біля мого будинку підрізали бомжа
і його животяра був таким же червоним
як песів
уві сні я повірив у бачене – подих перехопило і душило і тисло
прокинувся вражений
але текст про це написав лише роки 4 по тому
коли пам’ять пробачила мені зникнення болю
я написав про бомжа а не про пса
не про швидкі вантажівчині щелепи
а про чисті як небо ножі залізні як кров на смак
але я був чесним з собою до кінця
бо саме бомж помирав у моїй голові
але – реальною – псовою смертю
саме він випускав нутрощі назовні
і кров випускав
і стогони і шепоти і останні невдалі слова
випускав назовні
саме він робив той внутрішній стриптиз
якого я так спрагло чекав
і який так зосереджено минав на тій житомирській вулиці
в ті мої безхмарні 15
Andrij Lubka (1987)
Zakaz palenia
Wszelka normalna literatura zaczyna się od cenzury.
Wszelki normalny biznes zawsze jest nielegalny.
Dlatego zakaz palenia w miejscach publicznych
to poważna reklamowa sztuka, żeby parę milionów
znowu wpadło w nałóg.
Ile płacą poetom z Ministerstwa Zdrowia
za te genialne wiersze, co oni chcą powiedzieć narodowi
przez frazę palenie powoduje impotencję?
Kiedy przypalam, stale myślę o raku, chorobach
sercowo-naczyniowych, impotencji i ciąży.
Chwała Bogu, nie jestem w ciąży.
Najmniej mnie interesują sercowo-naczyniowe awarie,
kichać mi się chce na raki i inną żywność z głębin naszej ojczyzny.
Tylko z impotencją nijak nie mogę sobie dać rady:
co ja będę z nią robić, czy raczej –
czego nie będę mógł z nią robić?
(tłum. Aneta Kamińska)
Андрій Любка (1987)
Заборона куріння
Всяка нормальна література починається із цензури.
Всякий нормальний бізнес завжди нелегальний.
Тому заборона куріння в громадських місцях –
Серйозна рекламна штука, аби пару мільйонів
Знову підсіли на пачку.
Скільки ж платять поетам із міністерства охорони здоров’я
За ці геніальні верлібри, що вони хочуть сказати народу
Фразою «куріння викликає імпотенцію»?
Коли я припалюю, постійно думаю про рак, серцево-судинні
Захворювання, імпотенцію і вагітність.
Слава Богу, я не вагітний.
Мене найменше цікавлять серцево-судинні збої,
Мені чхати хотілося на раків та іншу живність глибин нашої Батьківщини.
Ось тільки з імпотенцією ніяк не можу собі дати раду:
Що ж я буду робити із нею, чи краще –
Що я не зможу робити з нею?