Tak wychowywać, żeby wychować Tak wychowywać, żeby wychować

Transkrypt

Tak wychowywać, żeby wychować Tak wychowywać, żeby wychować
Tak wychowywać, żeby wychować
Raz "wszerz", raz "pionowo", ale najważniejsze, aby z sercem i zdrowym
rozsądkiem.
Newsweek: Chcielibyśmy sprawić, aby dorosłe życie naszego dziecka wypełnione
było samymi sukcesami. No, powiedzmy, że marzymy, aby przynajmniej uchronić je
przed życiową klęską. Jak postępować z dzieckiem?
Dr ElŻbieta Supryn: Wychowanie można przyrównać do kładzenia fundamentu pod
budowę domu. Ma ono trzy etapy. Pierwszy zaczyna się, kiedy dziecko jest malutkie,
i trwa mniej więcej do 10. roku życia. Wtedy poznaje ono świat, wszystkim się
interesuje, chce dotknąć, sprawdzić, polizać. Naszą rolą w tym okresie jest
zapewnienie mu jak największej liczby bodźców. Taki maluch jest prawdziwym
siłaczem - może uczyć się języków, uprawiać sporty, rozwijać artystycznie - wszystko
naraz. I zupełnie się nie męczy.
Wielu rodziców oczekuje jednak, że ich dziecko już w pierwszych latach życia
zacznie zdradzać jakieś konkretne uzdolnienia. I skłonni są inwestować od małego w
edukację muzycznego czy matematycznego geniusza.
- To błąd. Na tym etapie trzeba, mówiąc obrazowo, "iść wszerz", aby dzieciak poznał
jak najwięcej dziedzin życia, a nie "pionowo". Inaczej rozwój nie będzie przebiegał
harmonijnie. Na profilowanie zainteresowań przyjdzie czas później.
No i nie przesadzajmy z edukacją na siłę - dzieciak nie powinien nawet zdawać sobie
sprawy z tego, że się uczy, wtedy będzie wchłaniał najwięcej. Najlepiej podczas
zabawy, bo ona jest przyjemna. A kiedy odczuwamy przyjemność i jesteśmy
zrelaksowani, nasz mózg działa najsprawniej. Ponadto dziecko uczy się, że
poznawanie świata sprawia radość.
Ale dzieci w tym wieku szybko się nudzą.
- I bardzo dobrze. Jak jedna rzecz je znudzi, szybko szukają innej. To cecha
osobowości twórczych. Obserwujmy reakcje dziecka. Właśnie one nawet bardziej niż
słowa mogą nam pomóc zrozumieć, jakie ono naprawdę jest. Na przykład te zdolne,
niespokojne duchem, nie mieszczą się w żadnych ramach. Nie lubią ubierać się w
obcisłe rzeczy - golfy, rajstopy. Czują się w nich uwięzione. Lepiej wtedy zakładać im
coś, co nie będzie krępowało ich ruchów, bo inaczej dostaną alergii - to kwestia
psychosomatyczna. I tak samo podchodźmy do wychowania. System nakazów i
zakazów, kar i nagród stosowany wobec takich dzieci sprawia, że zamykają się w
sobie, przestają pytać, myśleć. Pozwólmy więc im samym wybierać.
Na szczęście jest wiele gier edukacyjnych przeznaczonych dla dzieci w tym wieku,
którymi możemy się wspomagać.
- Są bardzo pomocne, ale, na litość boską, kupmy też dziecku jakąś przytulankę,
choćby pluszowego misia. Dzisiaj wiele się mówi o tym, że aby tę twórczą, kreatywną
stronę osobowości dziecka rozwijać, powinniśmy mu czytać bajki.
- A ja twierdzę, że lepiej jest te bajki samemu opowiadać. Kiedy czytamy, robimy to
zwykle w jednym rytmie, bez przerwy i dzieciak nie ma okazji, by się wtrącić, o coś
spytać. Nie ma czasu na wyobrażenie sobie tego wszystkiego. I szybko przestaje
słuchać. Zaś opowiadając, mamy z dzieckiem kontakt wzrokowy, a te nasze
wszystkie "eee" i "aaa" między zdaniami, te zawahania, sprawiają, że dziecko
koncentruje się na opowieści, jest ciekawe, co będzie dalej, podąża w wyobraźni za
nami. W efekcie - bajka staje się przeżyciem emocjonalnym, które zostawia w jego
pamięci trwały ślad.
Przychodzi jednak dzień, kiedy nasze maleństwo przemienia się w nastolatka.
- I tak mniej więcej od 11-12 roku życia trzeba przełączyć się na inny "program
obsługi" naszego potomstwa. Musimy pomóc mu w sprecyzowaniu zainteresowań,
odnalezieniu zdolności. Teraz jest więc czas na delikatne przykręcanie śruby i
motywowanie do pracy.
Z wyczuciem, ale stanowczo. Jeśli zaobserwujemy, że dziecko ma zdolności, dajmy
na to, muzyczne, zapiszmy je do szkoły muzycznej i zachęcajmy do ćwiczeń, do
zagłębiania się w wybranej dziedzinie. Bo jeśli nie nauczymy go, że osiąganie celu
wymaga wysiłku, w dorosłym życiu też nie będzie potrafiło konsekwentnie do niego
dążyć. To jest właśnie pora na tę "pionową" edukację latorośli - już tylko w kilku
wybranych przez nią, określonych dziedzinach.
W tym zachęcaniu powinno być więcej kija czy marchewki?
- A gdyby panią ktoś traktował kijem? Znienawidziłaby pani i takiego wychowawcę, i
swoją wcześniejszą pasję, do której panią nim skłaniał. Chwalmy, nagradzajmy, a
sukcesy szybko same się pojawią. I wtedy nie trzeba będzie już dziecka do niczego
zmuszać - samo będzie chciało. I nie będzie z nim problemów nawet wtedy, gdy
młody człowiek wejdzie w ten oczekiwany z drżeniem serca przez większość
rodziców okres burzy i naporu.
- To nieuchronne - hormony wyruszają na wojnę, a dziecko zaczyna dojrzewać.
- Kiedy kończy 15 lat, najważniejsza w jego życiu staje się grupa rówieśnicza. A tego
nie jesteśmy w stanie ani też nie powinniśmy zmieniać.
A jeśli jego koledzy nam się nie podobają?
- Trudno, już musimy mu zaufać, zaryzykować. Pozwolić, by samo wybrało sobie
przyjaciół, uczyło się nawiązywać bliskie więzi. Ba, nie wolno nam krytykować ludzi z
jego otoczenia. Bo im bardziej będziemy się starać ingerować, tym większe
niebezpieczeństwo, że całkowicie odwróci się od nas i wybierze grupę. Bo to ona, a
nie my, jest teraz dla niego autorytetem.
I to już koniec dzieciństwa...
- Trzeba pozwolić dziecku, aby na tych fundamentach, które mu stworzyliśmy, już
samo budowało swój dom. Nie zmuszajmy go, by realizowało nasze ambicje i
kształciło się na architekta, kiedy chce zostać grafikiem. I tak zrobi po swojemu. Rafał
Olbiński, wybitny rysownik, za namową rodziców, którzy chcieli, aby miał porządny
fach w ręku, skończył właśnie architekturę. A efekt wszyscy znamy.
Największe galerie, które chcą wystawić jego prace, muszą czekać w kolejce i
zamawiać je co najmniej pięć lat wcześniej.
Z dr Elżbietą Supryn, psychologiem, szefową Uniwersytetu dla Rodziców i Centrum
Dzieci Zdolnych, rozmawiała Katarzyna Bonda, Newsweek, Nr 22/05
http://newsweek.redakcja.pl

Podobne dokumenty