Hitler z Harare - Jakub Ciećkiewicz

Transkrypt

Hitler z Harare - Jakub Ciećkiewicz
10 C
13.01.2012
AFRYKAŃSKI DLA
POCZĄTKUJĄCYCH
Jakub Ciećkiewicz
Hitler Harare
C
złowiekiem, który
doprowadził
do upadku kwitnący
kraj na południu Afryki, był
absolwent uniwersytetu
warszawskiego dr Chenjer
„Hitler” Hunzvi. Na fotografiach wygląda pompatycznie: w drogim, lśniącym
garniturze, z białą kobietą
u boku; w kościele – podczas chrztu dziecka; a potem już samotnie – w willi
z kominkiem i w ogrodzie
przed domem. Jak można
się domyślać – zrobił karierę, ale kosztem bliskich. Zaglądam do artykułu: „Dramat rodzinny. Czarny ląd,
czarny los”, biorę do rąk
książkę Magdy Hunzvi – nosi tytuł: „Biała niewolnica”.
***
–Kiedy przyjechałam
do Harare w 1980 roku
z Afryki Zachodniej – rozmarza się pani Anna
Sungweme – wszystko
wokoło było na wysoki
połysk. –To był wypieszczony kraj. Całe miasto
miało gładziusieńkie chodniki, mogłam chodzić
w szpilkach przez pół
dnia. Powiedziałam
do męża – No, wreszcie cywilizacja!
HISTORIE
Z PARAGRAFEM
Ewa Kopcik
„Przekręt”
w spedycji
P
odjechali pod dom
w biały dzień – dwóch
napakowanych muskułami dryblasów. – Zapomnij
o pieniądzach i zostaw tę sprawę. Masz rodzinę, dzieci...
Znamy twój adres – oznajmili
na dzień dobry. Mieli pretensje, że upomniała się o zwrot
długu.
– Byli pewni siebie, zachowywali się arogancko. Powiedziałam, że się zastanowię,
bo myślałam już tylko o tym,
żeby jak najszybciej się wynieśli. Byłam sama w domu
z dwójką malutkich dzieci.
Nigdy nie miałam do czynie-
Doktor Krystyna Grabowska, która od 1984 roku
pracowała w szpitalu uniwersyteckim w Harare,
wspomina: – Po przyjeździe
byłam absolutnie zaskoczona. Kraj rewelacyjny. Rozwinięty, o wspaniałej infrastrukturze. Otaczało mnie
piękne, nowoczesne, niesamowicie czyste i bardzo spokojne miasto. Poznałam
sympatycznych, miłych,
pracowitych ludzi, z którymi łatwo nawiązałam przyjaźń. Przez wiele lat było
fantastycznie – aż przyjechał Hitler...
***
Wszystko, co o nim wiem, to
okruchy z pamięci świadków – koraliki, które próbuję nanizać na nitkę wyobraźni. Katarzyna Konieczna,
żona ówczesnego konsula,
wspomina, że Hunsvi wywodził się z ziemi Czibutu.
– Cała wieś pracowała, żeby
wykształcić jednego człowieka – najzdolniejszego. Inni
nie dojadali, on był karmiony. Potem wysłali go do miasta, żeby się uczył. Dostał stypendium. Kiedy wyjeżdżał
za granicę, miał już dwie żony – jedną poślubioną według prawa plemiennego,
a drugą w formalnym związku obyczajowym. Urodziły
mu troje dzieci.
Imię Hitler wybrał sobie
jako mający budzić postrach przydomek wojenny,
choć jak wielu krzykliwych
weteranów, nigdy nie brał
udziału w walce o niepodległość Zimbabwe. Zamiast
walczyć albo ciężko pracować, wyjechał do Moskwy,
był w Pradze, Jugosławii,
Anglii, studiował 2 lata stomatologię w Poznaniu,
wreszcie zapisał się na me-
nia z takimi ludźmi, nie wiedziałam, jak daleko mogą się
posunąć. Na szczęście po 5
minutach odeszli – wspomina Iza, właścicielka małej
firmy transportowej ze Śląska, która przez jakiś czas
robiła interesy z jednym
z krakowskich przedsiębiorstw spedycyjnych
i po tej współpracy pozostały jej niezapłacone faktury.
Następnego dnia zjawiła
się na policji i opowiedziała
o wizycie „silnorękich”. Usłyszała, że oficjalnego zawiadomienia nie mogą przyjąć, bo
w czasie rozmowy wyraźne
groźby nie padły. Dała więc
za wygraną.
Podobną wizytę ta sama
dwójka „dobrze odżywionych” złożyła Mariuszowi.
– Byłem akurat w trasie,
gdy dostałem od nich telefon,
że są pod moim domem i chcą
rozmawiać. Miałem do przejechania jeszcze ponad 100
km, powiedziałem więc, że
będę najwcześniej za dwie godziny. „To nic, będziemy czekać” – usłyszałem w słuchawce. A kiedy już się spotkaliśmy, stwierdzili bez ogródek:
„Masz odpuścić i przestać
dycynę w Warszawie, gdzie
rozkochał w sobie urzędniczkę. „Miłość jest ślepa,
nie odróżniałam tego, co
nas łączyło na seks i uczucia
wyższe” – wspomina
w książce Magda Hunzvi.
Hitlera poznała w 1980
roku, był bez grosza
przy duszy. Opowiadał, że
pochodzi z rodziny królewskiej, jest bohaterem, wojennym i należy
do zimbabwskiej elity.
Utrzymywała go. Urodziła
mu dwóch synów, pozwalała się zdradzać... O żonach
i dzieciach czekających
w Zimbabwe nie wiedziała.
***
8 marca 1991 Hitlerowie
przybyli do Harare. Czarna
rodzina nieustannie przychodziła w odwiedziny
do ich służbowego mieszkania, wyjadała zawartość lodówki, zabierała ubrania,
rzeczy osobiste, bieliznę, biżuterię. – Hunsvi zaciągnął
dług wobec swego klanu
i musiał go spłacać już
do końca życia, wszystko co
miał, było wspólne – wyjaśnia Katarzyna Konieczna
– Magda nie potrafiła tego,
niestety, zrozumieć. Ale to
wcale nie było najgorsze.
Wkrótce plemienne żony
zaczęły się domagać swoich
praw i odgrażać, że otrują
rywalkę – wrzucały Magdzie do ogródka magiczne
fetysze, mąż ją zdradzał,
a potem zaczął bić i publicznie poniżać.
„Na początek dostałam
policzek, potem cios
w twarz i jeszcze ostre
pchnięcie. Upadłam
na podłogę – Hitler zaczął
mnie kopać wyglansowanym butem. Kiedy zobaczył, jak krew płynie mi
nas nagabywać o forsę”. Odpowiedziałem, że nie dam się
zastraszyć. Chyba ich to nie
przekonało, bo na zakończenie wizyty stwierdzili, że zamierzają odwiedzać pozostałych wierzycieli – opowiada
przewoźnik.
Dopiero po tym wizytach
dostali od spedytora pismo,
informujące o kłopotach
z płatnościami za usługi.
Winna miała być upadłość
głównego kontrahenta, który zamawiał transport. Potem telefony zamilkły. Jeszcze później w aktach spółki,
znajdujących się w sądzie
rejestrowym, pojawił się
wpis o zmianie właściciela.
Stracili wówczas ostatecznie nadzieję na odzyskanie
pieniędzy.
– Zapłaciliśmy za paliwo,
jeżdżąc po całej Europie, VAT
do skarbówki od wystawionych faktur i rachunki telefoniczne za wykonane rozmowy do spedytora. Ale nie mamy złudzeń, że po zmianie
właściciela spółki jeszcze jakieś pieniądze odzyskamy.
Droga sądowa jest kosztowna, a da nam jedynie możliwość zrobienia porządku
FOT. JAKUB CIEĆKIEWICZ
Rozmaitości
„Otaczało mnie piękne, nowoczesne, czyste miasto...”
z nosa, pochylił się i próbował ją zatamować ręcznikiem, zacisnął go mocno
wokół mojej szyi i zaczął
dusić... Znęcał się nade
mną w obecności kuzyna,
który był zupełnie bierny...”
– opowiada w książce o jednej z awantur. Po dwóch latach udręki – dzięki pomocy konsula i polskich przyjaciół – udało jej się uciec
razem z dziećmi.
– Gdyby nie było polskiej ambasady, pływałaby dzisiaj w nurcie
Zambezi – uważa Katarzyna Konieczna. –
W tamtych czasach małżeństwa czarno – białe
były już de mode,
a Hunsvi marzył, że zostanie ministrem. Biała
żona zaczęła mu więc
po prostu przeszkadzać
w karierze...
Finał lekarskiego stażu
doktora Hitlera był równie fatalny. Źle znieczulił
dwudziestoletnią dziewczynę z ciążą pozamaciczną, która – pomimo akcji
ratunkowej – zmarła.
Wtedy postanowił się zająć pracą polityczną. I od-
Stracili ostatecznie
nadzieję
na odzyskanie
pieniędzy
w księgowości firmy – mówią
rozgoryczeni.
– Takich spółek są w Polsce
tysiące. Wyłudzanie usług
transportowych to niemal norma. Każdy jest komuś coś winien. Klienci nam nie płacą,
my – zalegamy przewoźnikom. Praca w spedycji sprowadza się dziś w znacznej
mierze do odbierania telefonów od zdesperowanych wierzycieli i przekonywaniu ich,
że muszą czekać na pieniądze.
Mniej więcej tyle samo telefonów wykonuje się po to, żeby
skłonić klienta do zapłaty
za wykonaną usługę – przyznaje pracownik firmy spedycyjnej.
Spedycja jest pośrednictwem, które kojarzy firmę
zamawiającą transport
z przewoźnikiem. Pobiera
za to marżę (zwykle od 50
do 100 euro). Do prowadze-
krył przed sobą nowe możliwości...
***
W Zimbabwe od czasów kolonialnych istniał świetnie
zorganizowany system ubezpieczeń, gwarantujący dobrą opiekę medyczną, za niewielkie pieniądze. – System
działał, póki Hunsvi nie zaczął oszukiwać – wyjaśnia dr
Krystyna Grabowska. – Niestety. Zaraz po stażu otworzył prywatną klinikę, wyłudzał pieniądze za operacje,
które się nigdy nie odbyły,
a potem kradł renty kombatantów...
Fundusz kompensacyjny,
utworzony na pokrycie odszkodowań i comiesięcznych
wypłat dla weteranów wojennych, był w tamtych czasach systematycznie rozkradany przez hochsztaplerów,
skarżących się na nieistniejące schorzenia. Kilku w pełni
sprawnych członków rządu
uznano za tetraplegików
i przyznano im świadczenie
za 100-procentową utratę
zdrowia. Z lewych zaświadczeń korzystali partyjni prominenci i parlamentarzyści.
Wielu z nich, podczas wojny nosiło pieluchy!
W komisji weryfikującej
renty zasiadała wówczas angielska lekarka dr Godwin
W setkach decyzji o przyznaniu świadczeń znajdowała
rozpoznanie Humnsviego:
poliartretyzm. Jednym z rencistów był zresztą on sam –
z racji rzekomej, 85 -procentowej utraty zdrowia. Dr
Godwin zakwestionowała
setki fałszywych świadectw
lekarskich – narażając się
na nienawiść Hitlera, który
wysłał nawet notatkę, że
„wybiera się zrobić z nią porządek” i że powinna „uważać”. W końcu w kasie państwa, zabrakło pieniędzy
na odszkodowania dla autentycznych kombatantów.
Wtedy Hunsvi – już jako
szef Stowarzyszenia Weteranów Wojennych – wyprowadził ludzi na ulice. Sam szedł
na czele demonstracji, wykrzykując obłudnie, że fundusz został ograbiony przez
partyjnych bossów. Przestraszony prezydent Mugabe,
aby załagodzić konflikt, natychmiast przyznał kolosalne
jednorazowe odszkodowania: po 50 tys. dolarów 50 tysiącom weteranów. Wielu
ekonomistów uważa, że
wskutek tej decyzji wybuchł
późniejszy kryzys: hiperinflacja, odnotowana w księdze
rekordów Guinessa.
Acosięstałoz„Hitlerem”?
Awansował.Trafiłdorządu
idoparlamentu.Wroku2000
poprowadził„weteranów”
przeciwbiałymfarmerom,którychpozbawianoziemi,przejmującgospodarstwaidoprowadzajączimbabwskierolnictwodoupadku.Zmarł
naAIDS.
Jego żona i synowie
mieszkają w Warszawie.
nia działalności nie potrzebne
są ciężarówki. Wystarczy wynająć pokój, kupić komputer,
sprzęt biurowy, zainstalować
fax i telefon. Trzeba jeszcze tylko postarać się o licencję, którą
wystawia prezydent miasta.
I można zacząć działać.
Pośrednictwo zwykle obwarowane jest wymogiem, by
firma zlecająca przewóz nie
kontaktowała się z przewoźnikiem. Spedytor wystawia
klientowi fakturę i wyznacza
mu termin zapłaty. Z tych
pieniędzy powinien zapłacić
przewoźnikowi, ale już w odleglejszym czasie. Najczęściej
jest to 60 dni od wystawienia
faktury.
– W tym czasie można
rządzić wirtualnym pieniądzem. Jest dobrze, póki
wszystko się kręci, bo transport zawsze był, jest i będzie.
Rynek jest ogromny.
Problemy pojawiają się
w momencie, kiedy pieniądze
za wykonaną usługę nie wpływają na konto. Kiedy transporty krążą po całej Europie, jeden
klient potrafi szybko zadłużyć
się w spedycji na kilkaset tysięcy złotych i rozłożyć ją na łopatki. Jeśli on nam nie płaci,
my nie płacimy przewoźnikom.
Bo i z czego? – pyta retorycznie
krakowski spedytor.
Zatory finansowe to jednak
tylko jedna z przyczyn kłopotów w tej branży. Druga – to
spore pole do nadużyć, wynikających z możliwości dysponowania dużą gotówką. Co jakiś
czas na rynku pojawiają się firmy „wydmuszki”, które po roku zwijają działalność, pozostawiając na lodzie setki
oszukanych.
Zwykle wtedy okazuje się, że
majątek spółki uległ już amortyzacji. Udziałowcy odpowiadają jedynie do wysokości swojego
wkładu, czyli zazwyczaj do kilku tysięcy złotych. A prezes jest
zwykłym „figurantem” – gołym, jak mysz kościelna.
Takie doświadczenia mają
m.in. przewoźnicy współpracujący z dwoma krakowskimi
firmami spedycyjnymi, w których stanowisko prezesa piastował Wojciech H. , skazany
prawocnie za brutalne napady
na Pohalu. Do więzienia nie
trafił dzięki opiniom psychiatrów . Firmy doprowadził
do plajty. Obydwie już nie istnieją. H. dla wierzycieli jest
nieosiągalny.

Podobne dokumenty