W poszukiwaniu straconego (wyw)czasu autorka

Transkrypt

W poszukiwaniu straconego (wyw)czasu autorka
10
tytuł:
Wposzukiwaniu straconego (wyw)czasu
autorka:
Paula Kaniewska
źródło:
„Widok. Teorie i praktyki kultury wizualnej” 10 (2015)
odsyłacz:
http://pismowidok.org/index.php/one/article/view/332/601
wydawca:
Instytut Badań Literackich PAN
Instytut Kultury Polskiej UW
Widok. Fundacja Kultury Wizualnej
Paula Kaniewska
W poszukiwaniu straconego (wyw)czasu
Solanka pompowana jest na szczyt tężni, skąd skapuje po gałązkach tarniny, ściśle
ułożonych wewnątrz drewnianej konstrukcji. Krople wody odbijają się od twardego
materiału, następnie się rozbryzgują. Część wody odparowuje, na dół spływa już
gęstszy roztwór. Operację tę powtarza się, aż do uzyskania odpowiedniego stężenia
solanki, którą następnie transportuje się do warzelni. Ogromne znaczenie w tym
procesie ma pogoda. Słońce i ciepło wspomagają parowanie, jednak zbyt dużo
światła powoduje nadmierne osadzanie się soli na tarninie. Deszcz jest
niepożądany, ale podwyższona wilgotność sprawia, że kryształki przyczepione do
gałązek spływają w dół.
Ten stosunkowo prosty sposób otrzymywania soli powstał na terenie Niemiec w XVI
i XVII wieku. Na ziemiach polskich tężnie pojawiają się w okresie zaborów, w drugiej
dekadzie XIX wieku. Po utracie kopalni w Wieliczce na rzecz Cesarstwa
Austriackiego przy słonych źródłach w Ciechocinku powstają szopy graduacyjne.
Inicjatorem budowy jest Stanisław Staszic, projekt przygotowuje kielecki inżynier
Jakub Graff. Dwie tężnie zostają oddane do użytku w 1833 roku, trzecia dołączy
dopiero w 1859. Każda z nich ma prawie szesnaście metrów wysokości, a ich łączna
długość wynosi niemal dwa kilometry1.
W roku 2014 na kieleckim placu Artystów staje konstrukcja dużo mniejsza, jednak
kształtem przypominająca te z Ciechocinka – nowy projekt Roberta Kuśmirowskiego.
Artysta wybrał Kielce jako miejsce premiery właśnie ze względu na pochodzenie
projektanta najsłynniejszych w Polsce tężni. Obiekt ma sześć metrów wysokości i
dwanaście długości. Jego szerokość wynosi również dwanaście metrów: pomiędzy
dwoma skrzydłami tężni znajduje się prześwit umożliwiający swobodne przejście
przez jej środek. W listopadzie 2014 roku konstrukcja zostaje przeniesiona z Kielc do
lubelskiej Galerii Labirynt. Z nastaniem wiosny, kiedy to prawdziwe tężnie powoli
zaczynają przyciągać kuracjuszy, instalacja Kuśmirowskiego chowa się do wnętrza.
„Widok” 10 (2015)
1/7
Paula Kaniewska
Wposzukiwaniu straconego (wyw)czasu
Od marca do maja 2015 roku pokazywana jest w hangarze białostockiej Galerii
Arsenał, potem jedzie jeszcze do Tbilisi i Lwowa, by na początku listopada osiąść na
dłużej w Warszawie. Ustawiona przed wejściem do Centrum Sztuki Współczesnej
Zamek Ujazdowski, pozostanie tam aż do pierwszych roztopów.
Wnętrze konstrukcji, wykonanej z sosnowego drewna, nie jest jednak wypełnione
tarniną. Zamiast powiązanych w pęczki gałązek na kolejnych poziomach Tężni
ułożone są przedmioty wyciągnięte z prywatnego magazynu artysty, na szczycie
zaś znalazły się skrzynie, z których przedmioty te zostały wyjęte. Wśród zbieranych
od dwunastu lat eksponatów są połamane manekiny, ubrania robocze, tablice
informacyjne, kable, zakurzone książki i przestarzały sprzęt elektroniczny.
Przedmioty są pokryte patyną, noszą ślady użytkowania, ale i długiego
przechowywania. Wizualnie należą do tej samej rodziny co rzeczy wykorzystywane
przez Kuśmirowskiego (albo przez niego podrabiane) w innych projektach –
stworzenie z nich Tężni ma służyć pozbyciu się poczucia wygody, ucieczce od rutyny.
Wielki zbiór obiektów pasujących do każdej wystawy grozi bowiem – zwłaszcza
artyście tak pracowitemu jak Kuśmirowski2– przemianą twórczości w produkcję.
Projekt zainaugurowany w Kielcach rozciągnięty został na kilka etapów: oznacza to,
że podobnie jak w rzeczywistej tężni również w konstrukcji stworzonej przez
Kuśmirowskiego zachodzić będą procesy osadzania, wypłukiwania i krystalizacji. Pod
wpływem słońca, deszczu i wiatru przedmioty ułożone na półkach mają się zmieniać.
Początkowo artysta rozważał nawet polewanie ich solanką, co byłoby efektowne
i przyspieszyłoby niszczenie zbiorów3. Sprawiłoby też, że Tężnia przypominałaby
swoje pierwowzory nie tylko pod względem wyglądu, ale odtwarzałaby również ich
działanie.
Wokół prawdziwej tężni panuje mikroklimat, temperatura jest niższa. Spadająca na
tarninowe gałązki słona woda paruje i wytwarza bogaty w jod aerozol. Początkowo,
kiedy tężnie służyły przede wszystkim pozyskiwaniu soli, była to właściwość
niepożądana, wiązała się bowiem ze stratami cennego związku chemicznego.
Inhalacje, którym oddają się pacjenci, są możliwe dzięki powstającemu naddatkowi
– wilgotnemu i bogatemu w składniki mineralne powietrzu, leczącemu umysł i ciało.
Aby w pełni skorzystać z jego dobroczynnego wpływu należy jak najdłużej
„Widok” 10 (2015)
2/7
Paula Kaniewska
Wposzukiwaniu straconego (wyw)czasu
przebywać blisko źródła. Dlatego też wokół tężni powstają deptaki i parki, kuracjusze
przysiadają na ławkach i gawędzą, oddychając głęboko.
Kuśmirowski zachęca odbiorców do częstego odwiedzania swojej instalacji.
Podobnie jak roztwór soli przesączający się przez gałązki dzieło ma się powoli
„krystalizować”, nabierając stopniowo wartości. Uważny obserwator będzie mógł
wychwycić zachodzące zmiany, uczestniczyć w swoistym performansie materii.
Spektakl ten warto podziwiać o różnych porach dnia i przy zmieniającej się
pogodzie. Poprzez ażurową konstrukcję otoczenie dzieła wnika do jego wnętrza, jest
zarówno częścią, jak i tłem pracy, bezustannie ją odmieniającym. Tężnia to
przestrzeń do powolnego przechadzania się, dostępna także po zapadnięciu
zmroku. Choć instalację można obejść i obejrzeć z każdej strony, preferowaną
ścieżką zwiedzania jest prowadzący przez środek korytarz: to w jego stronę
zwrócone są twarze manekinów, okładki książek oraz tablice rozdzielcze. Pomimo
pozornego chaosu zbiorowiskiem tym rządzą pewne prawa. Przedmioty
posegregowane są tematycznie, a także według wielkości. Pozwala to oglądać
instalację segmentami, czasem tylko zatrzymać wzrok na ciekawszym eksponacie.
Tężnia – w przeciwieństwie do swoich pierwowzorów, które, poprzez kojący szum
ściekających kropel i morski zapach powietrza, oddziałują na wiele zmysłów –
stymuluje przede wszystkim oko. Zawartości wnętrza broni siatka oraz czujna
ochrona.
Uzdrowisko, którego częścią były tężnie, postrzegano w XIX wieku jako miejsce
wytchnienia dla zmęczonego nadmiarem bodźców i rozedrganego wewnętrznie
człowieka nowoczesnego. Dieta, powtarzalny i uregulowany tryb dnia, świeże
powietrze, spacery oraz miłe towarzystwo miały przywracać zdrowie fizyczne oraz
psychiczne4. Dobroczynne działanie wód, choć poświadczone przez tradycję oraz
wykorzystywane na długo przed XIX wiekiem, właśnie w tym stuleciu zostanie
prawdziwie docenione i zyska naukowe podstawy. Klasyfikacji chorób towarzyszyć
będzie topografia leczenia: typ klimatu oraz mineralne właściwości źródeł zostaną
przypisane konkretnym dolegliwościom. I tak do Karlsbadu jechali cierpiący na
kamicę, do Druskiennik reumatycy5, a w Ciechocinku uśmierzano przypadłości
skórne, nerwowe oraz oddechowe6. Europę pokryła więc sieć sanatoriów
połączonych trasami kolejowymi. Lekarze, którym zamożni powierzali swoje zdrowie
„Widok” 10 (2015)
3/7
Paula Kaniewska
Wposzukiwaniu straconego (wyw)czasu
i pieniądze, kierowali kuracjuszy do odpowiednich zdrojów. Wielu jednak przybywało
tam za namową krewnych lub po prostu podążając za modą7. W sezonie należało
pokazać się u wód, gdzie toczyło się bogate życie towarzyskie: grano w karty,
kojarzono małżeństwa, nawiązywano romanse. Współcześnie chwała uzdrowisk
przebrzmiała. Pobyt w sanatorium stał się domeną starszego pokolenia, młodsze co
najwyżej „skoczy na weekend” do SPA.
Melancholią utraconego znaczenia przepełniona jest też instalacja Kuśmirowskiego.
Pozostałości nie tak odległych przecież czasów dokumentują błyskawiczne starzenie
się technologii, mód i informacji. Choć rozpoznanie modelu ulubionego keyboardu
czy wypełnianego kiedyś druku może powodować nostalgiczne uniesienia, obecny
stan przedmiotów oraz sposób ich przechowywania są raczej swoistym memento
mori. Kolekcjonujący te rupiecie Kuśmirowski tworzy prywatne archiwum przemian,
ale też zbiór pamiątek, z którym łączą go emocjonalne więzi8. Wystawiając
zawartość magazynu w Tężni, nadaje jej pozory ważności, ale korzysta też
z ochronnego płaszcza sztuki.
Dziecinne kolekcje, od których każdy zaczyna swoją przygodę z gromadzeniem,
przechowywane są w puszkach lub pudełkach. Zapewniają one porządek i osłaniają
przed zniszczeniem, ale z konieczności wyznaczają też rozmiary zbiorów. Kolekcjoner
zmuszony jest do odrzucenia części przedmiotów albo sprawienia sobie nowego
pojemnika, który je pomieści. Na budynku warszawskiego CSW Lawrence Weiner
umieścił kiedyś napis „O wiele rzeczy za dużo by zmieścić w tak małym pudełku”9,
wskazujący na ograniczone możliwości instytucji wobec rozrostu produkcji
artystycznej, ale także na ekskluzywność i normatywność świata sztuki. Do tego
niewystarczającego pudełka galerii Kuśmirowski dostawia swój własny pojemnik:
zamieniony w dzieło za pomocą zręcznego opakowania magazyn staroci. Można
tym samym potraktować ją jako rodzaj metakomentarza: sytuując swą pracę na
marginesie instytucji, artysta znajduje się na tyle daleko, by komentować, lecz na
tyle blisko, by pozostawać pod jej opieką.
Znalezienie miejsca jest jednak dopiero pierwszym krokiem do udostępnienia
zbiorów. Nawet najpiękniejsze pudełko nie stworzy bowiem kolekcji, jeśli będzie
panował w nim chaos. Przejście od podejrzanych, fetyszystycznych praktyk
„Widok” 10 (2015)
4/7
Paula Kaniewska
Wposzukiwaniu straconego (wyw)czasu
zbieracza do szacownej postawy kolekcjonera wymaga podporządkowania się
odpowiednim wytycznym. Układanie i selekcja przedmiotów jest metaforą
kształtowania spójnej tożsamości, a wystawienie ich na widok publiczny gwarantuje
poskromienie ukrytych pragnień. Nawet najdziwniejszy zbiór może służyć dydaktyce
i to właśnie użyteczność staje się alibi dla niebezpiecznych pasji10. Nie bez przyczyny
więc Kuśmirowski przyrównuje swoje dzieło do różnych modeli wizualnej prezentacji
wiedzy.
Tężnia miałaby przypominać bibliotekę albo muzeum. Artysta planował stworzyć
„spis inwentarzowy” wszystkich eksponatów, by podkreślić ten hierarchiczny
i przejrzysty charakter. Ostatecznie lista nie została jednak opublikowana, co może
świadczyć o jedynie pozornym poddaniu się rygorom rozumu. Wielkość kolekcji oraz
zasada nią rządząca są znane jedynie Kuśmirowskiemu. Tężnia pozostaje więc
dziełem o półprywatnym charakterze, bliższym gabinetowi osobliwości
niż prawdziwemu muzeum. Oprócz odczytania kolekcji jako statycznego nośnika
stężałej już wiedzy Kuśmirowski proponuje także dynamiczną interpretację Tężni:
jako laboratorium11. Warto wspomnieć, że w projekcie The Ornaments of Anatomy
(2005) stworzył on już podobne otoczenie, sam zaś wcielił się w postać
diabolicznego Doktora Verniera12. O ile jednak w The Ornaments of Anatomy
wszystko sprawiało wrażenie jakby ekscentryczny badacz miał za chwilę powrócić,
o tyle tężnia-laboratorium wydaje się porzucona przez swojego demiurga.
Opuszczona pracownia zamienia się w grobowiec – podobnie jak każda kolekcja
wyłącza przedmioty ze zwyczajnego życia, gwarantując im odosobnioną
nieśmiertelność. Zniszczone i przestarzałe, zamiast prosto na śmietnik trafiają do
klatki, w której czeka je powolny rozkład. Problem polega na tym, że destrukcja nie
następuje. Pomimo że stojąca obecnie przed warszawskim CSW Tężnia ma już za
sobą udział w kilku ekspozycjach, przedmioty znajdujące się w jej wnętrzu noszą
niewielkie ślady zniszczenia. Jest to szczególnie widoczne w przypadku kartek
papieru i książek, które przez rok nie doznały właściwie żadnego uszczerbku.
Dostrzeżenie zmian w pokazywanych obiektach utrudnia to, że nie wiemy, w jakim
stanie trafiły do kolekcji Kuśmirowskiego. Trudno jednak nie nabrać podejrzeń, że
artysta nie jest w pełni uczciwy i że podmienia oraz uzupełnia wyposażenie Tężni.
Odracza w ten sposób śmierć przedmiotów, z którymi jest związany.
„Widok” 10 (2015)
5/7
Paula Kaniewska
Wposzukiwaniu straconego (wyw)czasu
Znany z rozgrywek z czasem Kuśmirowski naśladuje tym razem Doktora Gotarda,
kierującego Schulzowskim Sanatorium pod Klepsydrą. Pacjenci, mimo że
w „prawdziwym życiu” umarli, w prowadzonym przez lekarza zakładzie żyli nadal,
choć „w granicach uwarunkowanych sytuacją”13. Cofając czas o bliżej nieokreślony
interwał, Gotard umożliwiał im dalszą egzystencję. Było to rozwiązanie
prowizoryczne, „godny pożałowania surogat życia, zawisły od powszechnej
pobłażliwości, od tego consensus omnium, z którego czerpał swe nikłe soki”14.
Przedmioty zgromadzone przez Kuśmirowskiego są równie wrażliwe na krytykę, jak
pacjenci Gotarda. Przestarzały sprzęt elektroniczny, formularze i tablice
informacyjne należące do minionego systemu, książki zawierające
zdezaktualizowaną wiedzę – dla zwiedzających nic innego jak „szmelc”, „starocie”,
„śmietnisko”... Wszystkie te rzeczy zgromadzone w jednym miejscu mogą trwać
jeszcze trochę dzięki konserwującym sokom świata sztuki. Atrapą nie jest jednak
sama konstrukcja, ale właśnie zasada, wedle której działa: chodzi o odroczoną
zagładę i pozorne niszczenie, nad którymi w rzeczywistości czuwa artysta.
Przypisy
1
Danuta Iwanowska-Jeske, Z kart przeszłości, w: Uzdrowisko Ciechocinek, red. D.
Iwanowska-Jeske, Sport i Turystyka, Warszawa 1983, s. 62nn.
2
Robert Kuśmirowski, Tężnia i Traumgutstrasse, rozmowę przeprowadziła Z.M.
Cielątkowska, „MagazynSzum.pl”
z 5 września 2014, http://magazynszum.pl/rozmowy/teznia-i-traumgutstrasserozmowa-z-robertem-kusmirowskim, dostęp 14 grudnia 2015.
3
Ibidem.
4
Heikki Lempa, The Spa: Emotional Economy and Social Classes in Nineteenth-
Century Pyrmont, „Central European History”, 2002, vol. 35, nr 1,
DOI:http://dx.doi.org/10.1163/156916102320812391, s. 42nn.
5
Krzysztof Paweł Woźniak, Wyjazdy polskiego ziemiaństwa i burżuazji „do wód”
w świetle pamiętników i wspomnień XIX wieku, w: Kultura uzdrowiskowa na Dolnym
„Widok” 10 (2015)
6/7
Paula Kaniewska
Wposzukiwaniu straconego (wyw)czasu
Śląsku w kontekście europejskim, red. B. Płonka-Syroka, A. Kaźmierczak, t. 1,
Quaestio, Wrocław 2013, s. 246 i 250.
6
Wacław Iwanowski, Ciechocinek w okresie międzywojennym. Rozwój wskazań
leczniczych od roku 1836 do roku 1939, w: Uzdrowisko Ciechocinek…, s. 79 i 80.
7
Krzysztof Paweł Woźniak, Wyjazdy polskiego ziemiaństwa i burżuazji „do wód”…,
s. 242 i 253.
8
Robert Kuśmirowski, Tężnia i Traumgutstrasse…
9
Lawrence Weiner, O wiele rzeczy za dużo by zmieścić w tak małym pudełku /
Far too many things to fit into so small a box, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek
Ujazdowski w Warszawie, praca prezentowana od 4 czerwca 1996 do sierpnia 2012
roku.
10
James Clifford, Kłopoty z kulturą, przeł. E. Dżurak et al., Wydawnictwo KR,
Warszawa 2000, s. 236 i nast.
11
Robert Kuśmirowski, Tężnia i Traumgutstrasse…
12
Praca pokazana po raz pierwszy w Kunstverein w Hamburgu, następnie
prezentowana w zmienionej wersji w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki
w Warszawie oraz w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie.
13
Bruno Schulz, Sklepy cynamonowe. Sanatorium pod Klepsydrą, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 1985, s. 231.
14
Ibidem, s. 235.
„Widok” 10 (2015)
7/7

Podobne dokumenty