represja - po assitej
Transkrypt
represja - po assitej
Kieubasa „REPRESJA” Występują: Jonatan Oleg Mężczyźni w średnim wieku. Znają się od dziecka. Skromna scenografia. Niesprecyzowana lokalizacja. Może mieszkanie Jonatana. Nieco w lewo wysunięty stolik z dwoma krzesłami, może na nim stać świeczka. Po prawej komódka/stolik z różnymi butelkami sugerującymi napoje wyskokowe. Aktorzy ubrani elegancko. Jonatan koszula i spodnie, Oleg garnitur, koszula, krawat. Jonatan nieco zagubiony, sprawia wrażenie nieporadnego życiowo. Oleg jest konkretny, stanowczy, nie uśmiecha się. Wchodzą. Witają się jak starzy przyjaciele. Jonatan otwarty i szczery, Oleg nieco zdystansowany. JONATAN: Stary, tyle lat! OLEG: Niesamowite, nic się nie zmieniłeś! JONATAN: Ty też! Pokaż no się, (ogląda Olega z każdej strony) proszę, proszę garniaczek, krawacik - Francja elegancja! OLEG: Widzę, że tobie też niczego nie brakuje. JONATAN: (wskazuje miejsce przy stole) Siadaj. To co, szkocka? OLEG: Czerwone wino, (poklepuje się po brzuchu) trzeba dbać o zdrowie. JONATAN: (z aprobatą) No, no, no. Nawet i ciałko masz w dobrej formie. Podchodzi o stolika z butelkami JONATAN: (nalewając do kieliszków) Dobra, to opowiadaj co się ciekawego wydarzyło przez te lata. Ile to już – pięć, sześć? OLEG: Siedem będzie w lipcu. Przynosi kieliszki i butelki, dla siebie i dla Olega. Siada. JONATAN: Pamiętam jak się dowiedziałem o twoim wyjeździe. Wiesz, że wtedy pobiegłem za tobą ale tylko zdążyłem zauważyć jak wsiadasz do pociągu… (chwila zastanowienia, żywiej) Teraz chyba możesz powiedzieć co robiłeś przez ten czas, co? OLEG: Wtedy dostałem propozycję z uczelni, ale sprawa nie była pewna więc… wiesz jak jest, nie chciałem zapeszać. Ty zostałeś w mieście? (wyciąga papierosa, zapala) JONATAN: Jak widać. Co prawda jeździło się czasem to tu, to tam. Ale zawsze i tak wracałem na stare śmieci. Nie ma jak w domu. OLEG: Pracujesz? JONATAN: Tak. Ale nie na stałe. Bardziej takie no… (szuka słowa) roboty dorywcze! Znasz mnie, krzywdy sobie nie dam zrobić więc na stan portfela nie mogę narzekać. Na szczęście trochę się w tym życiu nauczyłem, także radzę sobie, a w każdym razie się nie nudzę. OLEG: To dobrze. Rutyna faktycznie może zniszczyć, wiem co mówię. Mój brat przez codzienne siedzenie w kancelarii nad tymi wszystkimi papierkami wpadł w deprechę. Leczy się teraz za granicą. JONATAN: Iwan? Popatrz, popatrz… Wydawałoby się, że taki silny facet… (pauza, kręci głową z niedowierzaniem.) OLEG: (przerywa milczenie chrząknięciem) A co u Lenki, podobno to twoja żona? JONATAN: O! Pamiętasz ją! (smutnieje) To już była żona, niestety. OLEG: Była? Przykro mi. JONATAN: Mnie jeszcze bardziej. Uciekła z dzieckiem i jakimś cholernym prawnikiem, wyobrażasz sobie?! OLEG: Baby. Jaka ona była? JONATAN: Jaka? Piękna, uśmiechnięta… OLEG: I co, nie znalazłeś sobie nikogo innego? JONATAN: Nie… coś ty. Żadna by nie mogła dorównać mojej Lence. Zostawiła mnie, to fakt. Ale dziś jestem pewny, że to była jedyna kobieta mojego życia. Ty masz kogoś? OLEG: Nie. JONATAN: No to do roboty, chłopie. Przydałaby ci się jakaś – z ciebie chłop jak dąb! A i ładnie by ci z dzieckiem było do twarzy, hm? Super sprawa. OLEG: Tak? (pauza, zaciąga się) Przemyślę to. JONATAN: Naprawdę. Tak spojrzeć na moją córcię. Rośnie to nie wiadomo kiedy. A jaki talent ma do rysunku, mówię ci. OLEG: Przecież umiałeś rysować. Może odziedziczyła po tobie talent. JONATAN: Tak myślisz? OLEG: Pewnie. Jonatan wzdycha. JONATAN: Brakowało mi cię stary. Strasznie. OLEG: Poradziłeś sobie. Obaj jakoś to przetrwaliśmy. Stukają się kieliszkami, piją. JONATAN: Mam nadzieję, że zostaniesz w mieście dłużej? OLEG: Jeszcze nie wiem. To zależy. JONATAN: Od czego? OLEG: Muszę załatwić pewne sprawy. JONATAN: Ach, tak… Wszyscy tylko jakieś sprawy, załatwiania… OLEG: Jonatan… muszę z tobą porozmawiać. JONATAN: Wal jak z mostu, nie krępuj się. OLEG: Mógłbyś opowiedzieć mi coś więcej o Lence? Jonatan jest nieco zmieszany. JONATAN: Czemu pytasz? OLEG: W końcu wychowałem się z nią na jednym podwórku. Dziwi mnie, że potraktowała w ten sposób tak porządnego faceta jak ty. (widząc, że Jonatan wciąż nie ma ochoty na rozmowę dodaje) W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Może mógłbym ci jakoś pomóc… JONATAN: A co jeszcze chciałbyś wiedzieć? OLEG: Jak to się właściwie stało? Może zrobiłeś coś nie tak. JONATAN: Oleg ja nie wiem. Nie pamiętam… Wstałem rano, a jej już nie było. OLEG: Zostawiła list, czy coś? JONATAN: Nie. Zostawiła ubrania, wszystkie rzeczy. Myślałem, że poszła do sklepu. I tak czekałem parę dni, tygodni… OLEG: Mówiłeś, że uciekła z jakimś facetem. JONATAN: Tak, z prawnikiem. OLEG: Skąd to wiesz? JONATAN: Po prostu… (zmieszany) Ale zaraz, porozmawiajmy może o tobie. Co cię sprowadza w rodzinne strony? OLEG Praca. Już ci mówiłem. Mam parę spraw do zrobienia. JONATAN: A gdzie właściwie pracujesz? OLEG: Jonatan, słuchaj to nie jest ciekawy temat… żyję pracą właściwie dwadzieścia cztery godziny na dobę, mam dość. Kiedyś ci opowiem, dobra? Znałeś tego człowieka? JONATAN: Którego? OLEG: Tego, z którym uciekła twoja żona. JONATAN: Nie, nie wiem kto to. Nigdy go nie spotkałem, przynajmniej tak mi się wyd… hej, też mam dość tego tematu. Czemu mnie tak wypytujesz? OLEG: Wybacz, po prostu… Jonatan – olśnienie, rośnie w nim gniew. Oleg wciąż spokojny. JONATAN Zaraz, zaraz! Powiedziałeś, że twój brat leczy się za granicą! OLEG Tak… JONATAN Lenka uciekła za granicę. A twój brat jest prawnikiem! OLEG: Nie, Jonatan. To nie on. JONATAN: OCZYWIŚCIE! Teraz wszystko jest już jasne! Powiedz szczerze, po co tu przyjechałeś?! OLEG: Jonatan uspokój się! Jonatan wstaje, miota się po scenie. JONATAN: Chcesz zgarnąć pieniądze? Zostawić mnie na bruku?! I co z tego, że dom był Lenki! Mieszkaliśmy w nim razem! Nie moja wina, że wolała nadzianego prawnika, który w dodatku popadł w depresję! Przecież to TAKIE NA CZASIE! A co, ja jej nie wystarczałem?! JA?! OLEG: Jonatan uspokój się. Mój brat nie ma związku z tą sprawą. Jonatan nie zwraca uwagi. JONATAN: Jestem aż tak beznadziejny i nieporadny, że nie da się ze mną wytrzymać?! Powiedz prawdę. Powiedz, Oleg, byłeś moim przyjacielem! OLEG: Jon… JONATAN: (kopie krzesło) Powiedz do cholery prawdę! OLEG: (wstaje) Uspokój się! JONATAN: Jestem spokojny! Ty masz mi powiedzieć czy naprawdę się do niczego nie nadaję?! Rzuca się na Olega. Ten szybko wyjmuje zza paska pistolet i celuje w Jonatana. Jonatan cofa się z podniesionymi rękami. JONATAN: (zaskoczony) Hej! OLEG: Albo w końcu przerwiesz swoje pojebane rozważania i się uspokoisz albo w końcu wpakuję ci kulkę w ten pieprznięty łeb! JONATAN: (zszokowany, spokojniej) Dobra, Oleg, przestań! To nie jest śmieszne! OLEG: SPOKÓJ! Siadaj! Jonatan siada przy stoliku, jest w miarę opanowany. Oleg siada na swoim miejscu celując w Jonatana. OLEG: Mam w dupie to, czy byłeś kochanym mężem i ojcem. Nie interesuje mnie z kim uciekła twoja żona i na pewno nie był to mój brat. Wiesz dlaczego? JONATAN: Nie. OLEG: Bo jesteś zasranym wariatem! JONATAN: Ale człowieku, ja… OLEG: Powiem ci prawdę. Kilka lat temu rzeczywiście dostałem propozycję z uczelni. Nie była to jednak byle jaka szkoła tylko renomowana akademia szkoląca najlepszych ludzi do aresztowania takich popaprańców jak ty. JONATAN: (zaciekawiony) Czemu nie powiedziałeś, że jesteś policjantem? (pauza, zmiana nastroju) Zaraz, co ty, chcesz zrobić ze mnie psychopatę?! OLEG: Wariat nie wie, że jest wariatem. Teraz proszę cię, zastanów się dobrze. Czy na pewno twoja żona uciekła od ciebie? JONATAN: Ile razy mam ci powtarzać? Tak! Zabrała dziecko i wyjechał! OLEG: Kiedy to się stało? JONATAN: Nie pamiętam dokładnej daty. OLEG: Nie? A może pamiętasz wyjazd z córką nad jezioro? Zeszłego lata… JONATAN: Nie. Zeszłego lata byłem z rodziną w górach. OLEG: Tak, to prawda. Ale pod koniec wakacji wziąłeś dziecko i pojechaliście nad jezioro. JONATAN: Nie. OLEG: Co się wydarzyło, kiedy wracaliście do domu? JONATAN: Nie było żadnego wyjazdu! Oleg celuje w niego OLEG: Nie? NIE BYŁO?! To ciekawe dlaczego twoja córka nie żyje?! Jonatan nie odpowiada, w jego oczach widać zdezorientowanie. Oleg spuszcza z tonu. OLEG: Skup się Jonatan, a może jeszcze będzie dla ciebie jakaś szansa. Tamtego wieczoru wydarzył się wypadek. Jechałeś za szybko, wpadłeś w poślizg. W tył samochodu uderzył tir. Tam siedziała twoja córka. JONATAN: Nie. OLEG: Nie? Jonatan kręci głową. JONATAN: Nie, nie, nie, nie ! OLEG: Jonatan. Musisz sobie uświadomić, że ona nie żyje. JONATAN: NIE!!! OLEG: Jonatan! JONATAN: To był wypadek! Jonatan tłucze się pięściami po głowie. OLEG: Tak, wypadek. I twoja córka nie żyje. Wciąż uważasz, że wyjechała z kraju? JONATAN: To był wypadek! OLEG: Dobrze. W takim razie przypomnij sobie, proszę, co się stało z twoją żoną. JONATAN: Wyjechała! Wiem to dobrze! OLEG: Przestań! Przecież nie jesteś aż tak głupi! Co się działo z tobą i Lenką po stracie córki? Przypomnij sobie! JONATAN: To był wypadek… OLEG: Skup się do cholery! Jak to znosiliście?! JONATAN: Nie wiem… ja… nie wiem! OLEG: Lenka potrzebowała trzech miesięcy, żeby dojść do siebie. Pamiętasz? Leżała całe dnie w sypialni z zasłoniętymi oknami. Dobrze, że zaopiekowała się nią wasza sąsiadka, pani Jorg bo ty w tym czasie nawet nie umiałeś się podetrzeć. Stara, dobra pani Jorg załatwiła Lence psychiatrę, pomogła jej dojść do siebie. Ty nie chciałeś pomocy. Całymi dniami obijałeś się po domu, a jadłeś tylko wtedy kiedy musiałeś. Nawet nie rozpoznawałeś, czy to chleb, czy szmata do podłogi. Wpieprzałeś to co było pod ręką. Spałeś, srałeś, rzygałeś w jednym miejscu. Tak, Jonatan. W sumie dobrze się złożyło, że tak się stoczyłeś bo inaczej już dawno siedziałbyś w pierdlu. Teraz słuchaj dalej – coś się zmieniło, kiedy Lenka zaczęła normalnie żyć. Nastała zima, twoja żona wróciła do pracy, a ty wciąż siedziałeś całe dnie w domu. Chyba trochę cię to wkurzało, co? JONATAN: Nie wiem o czym mówisz! OLEG: Wkurzało jak cholera. Dwudziestego pierwszego grudnia – pamiętasz tę datę? JONATAN: Nie. OLEG: Kiedy Lenka poszła spać tego wieczora zszedłeś do kuchni po nóż do krojenia mięsa. Zakradłeś się do jej sypialni – swoją drogą kto by chciał sypiać z takim wrakiem człowieka jak ty - i zadźgałeś ją. Pięćdziesiąt ran kłutych. JONATAN: Bzdura! OLEG: Przypomnij sobie! Pamiętasz jak krzyczała?! Jak błagała żebyś przestał?! Jonatan zaczyna łapać i bić się po głowie OLEG: Poszukaj w pamięci wariacie! Na pewno musiało ci po tym zostać jakieś wspomnienie! JONATAN: Przestań! OLEG: Słuchaj stary, co tydzień spotykam takich obłąkańców jak ty. Na co dzień udają przykładnych obywateli, zakładają spodnie w kant i chodzą co niedzielę do kościoła. Nocami gwałcą swoje żony, a potem zrelaksowani idą do pubu poderżnąć gardło pierwszemu lepszemu frajerowi, który krzywo na nich spojrzy. Nie jesteś jedyny. JONATAN: Nie zabiłem Lenki! OLEG: Przykro mi, ale zabiłeś. Zabiłeś, a zwłoki ukryłeś w krzakach obok cmentarza. Tu też miałeś szczęście bo trochę upłynęło zanim odnaleziono ciało. Dopiero tydzień temu jakiś trep zauważył już porządnie gnijące ciało. Szkoda, że nie pomyślałeś o ukryciu noża i zostawiłeś go parę metrów dalej, całego w odciskach palców. (prycha z dezaprobatą) – najlepszy dowód na to, że głowa już dawno przestała ci pracować jak potrzeba. Taka jest prawda. Zabiłeś Lenkę. JONATAN: Nie zabiłem! Ona uciekła! Zabrała dziecko i uciekła! OLEG: Twoja córka zginęła w wypadku, a żona… JONATAN: Nie! Chcesz zrobić ze mnie wariata! Chcesz mnie wsadzić do zamknąć w szpitalu! OLEG: Tak Jonatan, tego właśnie chcę. JONATAN: Czemu? (zaczyna szlochać) Czemu mi to robisz?! OLEG: Bo kiedyś byłeś moim przyjacielem. Nadal nim jesteś. Chcę, żebyś wyzdrowiał. JONATAN: Zostawisz mnie! Tak jak 7 lat temu! A ja nie mam nikogo, żona uciekła… OLEG: Nie zostawię. Dostałem nadzór nad tobą do czasu wyroku. JONATAN: Wyroku?! Jakiego wyroku?! OLEG: W ciągu paru dni zostaniesz aresztowany, jeśli zgodzisz się na szpital dostaniesz mniejszą karę. JONATAN: Oleg proszę cię, ja nic nie rozumiem… Przecież ja nie zrobiłem nic złego! Jaki wyrok?! OLEG: (traci panowanie nad sobą) Czy ty w ogóle słuchasz co do ciebie mówię?! Jesteś mordercą! MORDERCĄ! JONATANL Oleg ja… ja… nikogo nie zabiłem… Oleg milczy, pociąga solidny łyk z butelki. Wciąż w dłoni trzyma broń. JONATAN: To nie była Lenka! (płacz) Oleg nieco zdezorientowany. OLEG: Słucham? JONATAN: Ta kobieta tylko podawała się za moją żonę. (uspokaja się, gestykuluje, kpi) Myślała, że będzie mogła od tak wejść do mojego życia i nie zauważę tego. (zaczyna chichotać) Psikus! OLEG: O czym ty mówisz? Jonatan wstaje, przechadza się, widać znaczną różnicę w jego nastroju. JONATAN: Śmiała się. Lenka nigdy by się nie uśmiechnęła po stracie córki. OLEG: Jednak przypomniałeś sobie, że twoje dziecko nie żyje? JONATAN: Nie! Ona zniknęła… Ja… przepraszam Oleg ale nie pamiętam. Do Olega zaczyna coś docierać. OLEG: Ach tak… JONATAN: Wkurzało mnie, że się uśmiechała. Że z tym swoim wyrazem twarzy wyglądała jak gospodyni z amerykańskiego serialu. To nie mogła być moja żona. OLEG: To BYŁA twoja żona. JONATAN: Nie! Lenka zachowywała się inaczej! OLEG: Czy w nocy z 21. na 22. grudnia zabiłeś kogoś? Jonatan szeroko otwiera oczy. OLEG: Odpowiedz. JONATAN: Nie. OLEG: Przestań, widzę, że kłamiesz. JONATAN: Ja tylko chciałem, żeby przestała się tak głupkowato uśmiechać. OLEG: Pytam, czy kogoś zabiłeś. JONATAN: (zaczyna się atak histerii) Ja nie chciałem… OLEG: To była twoja żona. JONATAN: Poznałbym swoją żonę. OLEG: Nie w twoim stanie. Potrzebujesz pomocy Jonatan, leczenia… (pauza, Jonatan kręci głową) Dostaniesz mniejszy wyrok. JONATAN: To nie była Lenka. OLEG: Daj spokój, napij się. Potem pokażesz mi swój dom. JONATAN: Nie jestem wariatem… OLEG: Na pewno jest bardzo ładny. JONATAN: Nie jestem wariatem… OLEG: Dużo wydałeś na niego kasy? JONATAN: Nie jestem… (pauza, patrzy na Olega) tak. Był bardzo drogi. Ale jest naprawdę ładny. Jonatan chowa głowę w rękach. Płacze. Oleg chwilę siedzi, obserwując go. Chowa broń. Wstaje, podchodzi do Jonatana. Klepie go po ramieniu, zachęca do wstania. W końcu Jonatan ulega. Wychodzą powoli. Oleg trzyma Jonatana za łokieć, krok Jonatana jest słaby, sam mężczyzna zakrywa twarz dłonią. Ociera łzy. Znikają za kulisami. Wskazówka: dla uzyskania lepszej dramaturgii można podczas ostatniej wymiany zdań rozbrzmieć może utwór „Lullaby” Gorana Bregovica, który będzie towarzyszył aktorom dopóki nie znikną za kulisami. KONIEC