Poza duchową fasadą Ewa Jasik Jakiś czas temu w
Transkrypt
Poza duchową fasadą Ewa Jasik Jakiś czas temu w
Poza duchową fasadą Ewa Jasik Jakiś czas temu w tygodniku „Polityka” (nr 52/53) pojawił się artykuł Adama Krzemińskiego pt. „Freud na kozetce”. A to za sprawą filmu Davida Cronenberga „Niebezpieczna metoda”, który przyciągnął do kin tłumy. Pojawiło się pytanie, czy Freud umarł, czy nie. Czy leczenie mową jest skuteczne, czy to – jak niektórzy twierdzą – zwykła szarlataneria? Okazuje się, że nie i że psychoanaliza nadal się rozwija i modyfikuje. W 1932 r. Jacques Lacan, francuski psychiatra, obronił pracę doktorską i rozpoczął praktykę psychoanalityczną. Zgłębiał tajemnice nauk humanistycznych, językoznawstwa, antropologii strukturalnej. W swojej praktyce i nauczaniu kładł nacisk właśnie na mowę. Na myśli Lacana opierają się współcześni filozofowie, tacy jak Slavoj Žižek, Alain Badiou czy Jacques Alan-Miller, prowadzący od 1992 r. Word Association of Psychoanalysis, zajmujące się szkoleniem psychoanalityków lacanowskich Północnej, Austrii, Iraku. w Europie, Ameryce Lacan wyznaczył w latach 50. XX w., wraz z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Psychoanalitycznym, swoją drogę pod nazwą „Powrót do Freuda”. Odcinał się od amerykańskiej i angielskiej odmiany psychoanalizy zwanej psychologią ego, która skupiała się na wzmacnianiu i przystosowaniu ego do warunków zewnętrznych. Psychoanaliza lacanowska rozwija się również w Polsce pod okiem kilku stowarzyszeń psychoanalitycznych i zagranicznych gości. Okazuje się, że mimo wielu krytycznych uwag na temat działania psychoanalizy temat nieświadomości, ego i superego powraca, mimo że rynek psychologiczny jest mocno nasycony: terapia behawioralna, terapia dynamiczna, terapia systemowa, terapia Gestalt i wiele innych. Powstał również pokaźny rynek farmaceutyczny z długą listą leków nowej generacji, m.in. przeciwdepresyjnych, przeciwlękowych, przeciwmaniakalnych i nasennych. Dlaczego zatem wraca się do „niebezpiecznej metody”, mimo iż upłynęło tyle lat? Dlaczego mimo wszystko pacjenci trafiają do gabinetów analitycznych ze słynną kozetką freudowską, na której latami roztrząsają albo – jak niektórzy twierdzą – rozgrzebują swoje dzieciństwo i swoje traumy? Bo psychoanaliza działa, a wiarygodność jej mogą potwierdzić tylko ci, którzy przez nią przeszli. Oczywiście nie uważam, że jest ona panaceum na wszystkie dolegliwości psychiczne i że każdy, kto ma problemy, jest kandydatem do kozetki. W Ameryce większość psychoanalityków należała do establishmentu hollywoodzkiego. Wszystkie niemal gwiazdy Hollywoodu miały swoich psychoanalityków. Marilyn Monroe nawet kilku, z których jeden, Ralph Greenson, pobierał sowite wynagrodzenie za tzw. postawienie Monroe na nogi przed nakręceniem kolejnego filmu. Trudno mu było również zachować dystans wobec tak pięknej kobiety. Jak widać, psychoanaliza jest pewnego rodzaju niebezpieczną metodą, gdyż opiera się na przeniesieniu, o którym Carl Jung pisał: „Dla każdego, kto zna praktykę psychoterapeutyczną z własnego doświadczenia, proces, który Freud określił mianem przeniesienia, często stanowi trudny problem. Zapewne nie ma przesady w założeniu, że poniekąd wszystkie tak zwane przypadki wymagające dłuższego leczenia, krążą wokół zjawiska przeniesienia oraz że – przynajmniej jak się wydaje – zjawisko to wywiera niemały wpływ na sukces lub niepowodzenie całej terapii (...). O tym, jak wielkie znaczenie przypisywał Freud zjawisku przeniesienia, przekonałem się podczas naszego pierwszego osobistego spotkania w 1907 roku. Po wielogodzinnej rozmowie nastąpiła w końcu chwila przerwy. I wtedy, ni stąd, ni zowąd, Freud zapytał mnie wprost: A cóż pan sądzi o przeniesieniu? Odparłem z najgłębszym przekonaniem, że jest to alfa i omega metody analitycznej, a na to Freud: Zatem zrozumiał pan sprawę najistotniejszą”. Zjawisko przeniesienia wyrasta na gruncie związku psychicznego – w wypadku terapii związek ten tworzą pacjent i terapeuta (choć, oczywiście, zjawisko to występuje także poza terapią, we wszystkich stosunkach międzyludzkich). Ale psychoanaliza może być skuteczną i bezpieczną metodą, jeśli obejmuje wieloletnie kształcenie psychoanalityków, a przede wszystkim systematyczne superwizje (ang. clinical supervision). Jest to metoda używana w konsultacjach, psychoterapii i innych dyscyplinach związanych z opieką nad zdrowiem psychicznym oraz kontaktach z osobami dotkniętymi psychologicznymi problemami zdrowotnymi; obejmuje regularne spotkania terapeuty z innym specjalistą posiadającym certyfikat superwizora. Superwizja polega na konsultowaniu pracy z pacjentem i innych kwestii związanych z wykonywaniem obowiązków psychoterapeuty w toku ustrukturyzowanej dyskusji. Celem superwizji jest pomoc terapeucie w przyjrzeniu się jego własnemu doświadczeniu w pracy z pacjentem, ewentualnym przeszkodom w tym kontakcie leżącym zarówno po stronie samego terapeuty, jak i pacjenta, jak również zapewnienie wysokiej jakości świadczonych usług terapeutycznych. Superwizja może przebiegać indywidualnie lub grupowo. Oprócz superwizji bardzo istotnym czynnikiem jest własna analiza, którą obowiązkowo musi przejść każdy psychoanalityk należący do swojego stowarzyszenia. Unika się w ten sposób trudnych sytuacji, jakich doświadczył w swoim czasie Andrzej Samson, jak również Carl Gustaw Jung, którego miłość da Sabine Spielrein spowodowała, iż wyszedł daleko poza ramy psychoanalizy, co pokazał w swoim filmie David Cronenberg. Psychoanaliza nie jest lekarstwem na problemy, z jakimi boryka się ogół ludzkości. Nie jest też formą leczenia, chociaż efektem końcowym jest znaczne polepszenie się stanu pacjenta. Psychoanalityk nie różnicuje pacjentów na dobrych i złych, nadających się do psychoanalizy lub nie. Adam Krzemiński pisze: „Do terapii nadawali się tylko młodzi, wykształceni biali z warstwy średniej, a odpadli kolorowi, robotnicy, pijacy i chorzy na demencję. (…) wielu z nich lądowało na oddziałach neurologicznych, gdzie byli traktowani elektrowstrząsami, kaleczeni lobotomią”. Elektrowstrząsy są stosowane w wielu szpitalach psychiatrycznych do dziś i uznawane są za skuteczną metodę. Stosowane jako forma ostatniego rzutu w lekoopornych postaciach ciężkich chorób psychicznych, głównie ciężkich depresjach. Wielu pacjentów skarży się jednak, że po zabiegu ich pamięć na stałe uległa uszkodzeniu, że stracili swoje umiejętności, stali się kimś innym. Nie wiadomo również, jakie skutki spowodują leki nowej generacji oraz operacje neurochirurgiczne, mające na celu eliminowanie objawów obsesyjno-kompulsywnych, dawniej zwanych nerwicą natręctw, poprzez wycięcie fragmentu mózgu hipotetycznie odpowiadającego za to schorzenie. Nie twierdzę przez to, że psychofarmakologia powinna być wycofana. Są przypadki, jak np. stany nagłe w psychiatrii, kiedy pomoc farmakologiczna jest jak najbardziej wskazana. Ale istnieją przypadki, kiedy leki zlecane są na wyrost, głównie w nerwicy i depresjach, a niekiedy mówi się pacjentom, że depresja jest jak cukrzyca i leczenie trwa do końca życia. W tym ostatnim przypadku jest to rodzaj lobotomii farmakologicznej. Zgadzam się z tym, że „psychika ludzka to nie maszyna i że nie jest też szafą z trzema szufladami: ego, superego i id”. Niewiele wiemy jeszcze na temat ludzkiego mózgu i ludzkich zachowań, ale nie mogę też zgodzić się, że wiemy aż tak dużo, żeby traktować psyche jak kawałek tkanki, aby tak odważnie dokonywać na niej operacji czy też traktować ją środkami farmakologicznymi w każdym napotkanym przypadku. Można zatem przyjąć, że istnieją inne, bardziej ryzykowne i niebezpieczne formy leczenia niż leczenie mową. Peter Medawar w latach 70. uznał psychoanalizę za horrendalne oszustwo XX w. Uważam, że nikt inny jak tylko sam pacjent może ocenić, czy jego terapia odniosła skutek, czy nie. Firmy farmaceutyczne ścigają się w produkcji coraz to nowszych leków. Ale czy to jedyna skuteczna droga? Może czasami szybko powodująca poprawę, jak działanie przeciwlękowe, ułatwiające zasypianie, ale powodują szybkie uzależnienie, a skutki tego bywają opłakane. Skoro zatem leczenie mową przynosi rezultaty, a pacjenci to potwierdzają, to czy zamiast ignorować je i wyśmiewać nie warto się ku niemu przychylić, zwłaszcza w dobie dzisiejszej wysoko rozwiniętej medycyny, która postrzega pacjenta jako wyniki badań i tylko ciało do leczenia? Czy pisane we „Wstępie do psychoanalizy” ponad sto lat temu słowa Freuda skierowane do lekarzy nie są nadal aktualne? „Wykształcenie dotychczasowe dało waszemu sposobowi myślenia pewien kierunek, daleki od psychoanalizy. Szkolono was w tym kierunku, byście funkcje organizmu i ich zakłócenia uzasadniali anatomicznie, wyjaśniali chemicznie i fizycznie, ujmowali biologicznie. Ani cząstki waszego zainteresowania nie skierowano na życie psychiczne, które jest przecież punktem szczytowym tego przeciwnie skomplikowanego organizmu. Dlatego obcy wam jest psychologiczny przyzwyczailiście się sposób patrzeć myślenia nań z i dlatego niedowierzaniem, odmawiać mu naukowego charakteru, pozastawiać go laikom, poetom, filozofom i mistykom. To ograniczenie jest niezawodnie szkodliwe dla waszej działalności lekarskiej. Gdyż chory, jak się to zdarza z reguły w stosunkach między ludźmi, przede wszystkim ukazuje wam swą duchową fasadę”. Warto się nad tym zastanowić.