Nr 62 Bezpłatny miesięcznik informacyjno-ogłoszeniowy maj 2016

Transkrypt

Nr 62 Bezpłatny miesięcznik informacyjno-ogłoszeniowy maj 2016
Bezpłatny miesięcznik informacyjno-ogłoszeniowy
Nr 62
maj 2016
Tel.: 0177 83 81 167
[email protected]
www.poloniaberlin.de
Matka to dar od Boga, który
kocha i kochać nas będzie. Matka to
bezcenny skarb, który strzec trzeba w
nocy i we dnie. Matka to na ranę plaster,
kiedy jest nam smutno i źle. Matka to też
czasem ster, który pilnuje byś nie zatopił się.
Matka to wiara w nas, kiedy zwątpienia mam
dni. Matka nam nadzieję da, kiedy straszne
mamy sny. Matkę tylko jedną masz, wiec
broń jej i kochaj co sił, Bo kiedy przyjdą
gorsze dni, tylko Ona naprawdę
pomoże Ci.
Od lewej: przewodniczący Polskiej Rady Związku Krajowego w Berlinie Ferdynand Domaradzki, burmistrz dzielnicy Reinickendorf Frank Balzer, konsul generalny RP w Berlinie
Marcin Jakubowski, szefowa biura burmistrza Margarete Pawelski
CZŁOWIEK CZYNU W SPRAWIE FESTYNU
22 maja, przed Ratuszem Reinickendorf, już tradycyjnie po
raz szósty, odbędzie się Festyn
Dzień Polonii.
Rozmawiam z Ferdynandem
Domaradzkim, przewodniczącym Polskiej Rady Związku
Krajowego w Berlinie, inicjatorem i głównym animatorem
tego przedsięwzięcia.
Pan Ferdynand znany ze swojej
społecznej działalności na rzecz berlińskiej Polonii jest również posiadaczem
sporego gospodarstwa rolnego w Lübars, gdzie odbyło się już wiele spotkań i imprez polonijnych, jak znane
wielu Topienie Marzanny czy Latawce.
Przd kilkoma dniami pan burmistrz
dzielnicy Reinickendorf Frank Balzer,
zaprosił organizatorów oraz konsula
generalnego RP w Berlinie pana Marcina Jakubowskiego na robocze spotkanie dotyczące festynu. Omawiano
bieżące problemy organizacyjne. Pan
burmistrz deklarował istotną pomoc i
gotowość do współpracy.
G.G.: Co zamierzaliście osiągnąć,
czemu miała służyć ta idea?
F.D.: Przede wszystkim pokazaniu Polaków i naszego miejsca w Berlinie. Pokazaniu, że żyjemy tu, pracujemy.
Prezentujemy nasz dorobek, nasze stowarzyszenia. Dlatego formuła spotkania jest otwarta. Zapraszamy zatem
wszystkich do zaprezentowania swojej
działalności stowarzyszeniowej, indywidualnej, zespołowej w tym dniu,
wobec rodaków, ale także dla strony
niemieckiej.
region Polski. W tym roku jest to mazowiecka gmina Węgrów, czy są jakieś
efekty tej prezentacji?
F.D.: Od trzech lat zapraszamy partnerów z Polski. Zapraszamy te gminy lub
te regiony, które uważamy za atrakcyjne, aby pokazały swoją kulturę,
kuchnię, agroturystykę, jednym
słowem ofertę turystyczną. Efekty tej
prezentacji na pewno są. Wiele osób
skorzystało, zaciekawiło się tymi miejscami. Na pewno zadziałał tu osobisty
kontakt.
G.G.: Każdego roku prezentujecie inny
G.G.: W jaki sposób udało się namó-
G.G.: Dlaczego nam, berlińskim Polakom, warto uczestniczyć czynni e lub
biernie w tej imprezie, dlaczego warto
przyjechać nawet z drugiego końca
miasta?
F.D.: Przede wszystkim jest okazja, by
się spotkać, prywatnie, ale też dla
wielu organizacji i stowarzyszeń, które
otrzymują za darmo miejsce, gdzie
mogą zaprezentować swą obecność w
Berlinie, nawiązać lub odświeżyć kontakty. Ważne jest, aby pokazać nasz
potencjał intelektualny, organizacyjny,
ale przede wszystkim, że lubimy się
spotykać pod polską flagą biało-czerwoną, że czujemy się w tym mieście
normalnymi obywatelami. Mamy
swoje korzenie, swoją kulturę i chcemy
od czasu do czasu ją pokazać, a jest co,
bo program artystyczny i oferta kulinarna są bardzo interesujące.
Graża Grużewska: Kiedy i skąd pojawiła się idea Festynu Polonii?
Ferdynand Domaradzki: Idea dnia Polonii powstała w gremium działaczy
zarządu Polskiej Rady i ówczesnego
konsula generalnego Mariusza Skórko,
który szybko to podchwycił i bardzo
poważnie się w to włączył. Dzień Polonii był od początku sprzęgnięty z
datą 2 maja, świętem Polaków zamieszkałych poza granicami Polski i
świętem Flagi Polskiej.
Tekst, Foto: Graża Grużewska
Ferdynand Domaradzki
2
wić do współpracy stronę niemiecką?
F.D.: To była długa droga. Poprzednicy
pana burmistrza Balcera traktowali
nas, moim zdaniem, nie tak, jak byśmy
sobie życzyli. Pojęcie zorganizowanej
Polonii było im obce. W końcu
zadziałały kontakty osobiste, ale też
strona niemiecka w pewnym momencie doszła do wniosku, że jednak w
Berlinie żyje duża grupa Polaków, potencjalnych wyborców i warto by było
ich zauważyć i zacząć jakąś
współpracę. W tej chwili rzeczywiście
pomoc ratusza jest ogromna. Warto
podkreślić wielkie zaangażowanie
pana Balcera i całego jego aparatu w
organizację festynu.
www.poloniaberlin.de
www.poloniaberlin.de
SINGIELKA
125 – 128
Najbliższy tydzień serialowych bohaterów
„Singielki” będzie obfitował w wiele niespodzianek. Ciekawe zaskoczenie spotka
zarówno Olgierda, który spotka się z
żoną, jak i załogę redakcji na wieść pewnej informacji dotyczącej Elki. Co jeszcze
podkręci atmosferę? Zapraszamy do IITVN
od poniedziałku do czwartku 2 – 5 maja o
godz. 20.35 (CET – Berlin, Paryż) w ITVN.
ciążowego. Niefortunnym zbiegiem okoliczności
Dorota zauważa badanie w rękach dziennikarki,
dlatego Tomasz wypytuje redaktor, kto jest ojcem
dziecka Singielki. Wieść o jej stanie kompletnie wytrąciła go z równowagi. Z kolei niczego nieświadoma panna Kowalik jedzie na reportaż z
Konradem, na którym ma udawać jego żonę! Dodatkowo w wyniku nieporozumienia Andrzej nie
domyśla się, że temat ojcostwa może dotyczyć
właśnie jego. Księgowy odczytuje aluzje partnerki
Sława postanawia utrzeć nosa mężowi, zaprasza
go do domu, w którym właśnie jest Marcin. Olgierd
nie kryje zdziwienia na widok nowego adoratora
byłej partnerki, ale postanawia nie dać tego po
sobie poznać. Plan jednak nie przynosi zamierzonego rezultatu, ponieważ dochodzi do starcia między mężczyznami.
Natomiast Monika podejrzewa, że zaszła w ciążę i
prosi Elkę o wsparcie podczas robienia testu
SEKRETY LEKARZY
– NOWY SEZON
W nowym sezonie programu „Sekrety lekarzy” widzowie ITVN zobaczą kolejne
zmagania ekspertów z nietypowymi schorzeniami i ciężkimi chorobami. Czy dzisiejsza medycyna jest w stanie
sprostać oczekiwaniom
wszystkich pacjentów? Na
premierowe odcinki zapraszamy w każdy wtorek od 24
maja o godzinie 20.35 (GMT –
Londyn) i 21.35 (CET – Berlin,
Paryż).
Każdego dnia specjaliści TVN Style
podejmują walkę o ludzkie zdrowie
i dają nadzieję na lepsze życie. W
nowym sezonie programu „Sekrety
lekarzy” zajmą się m.in.: siedemnastolatką z rozszczepem twarzy oraz mężczyzną zmagającym się z
nadmiernym wydzielaniem hormonu wzrostu. Operacje zostaną jak zawsze przeprowadzane w naj-
6
po swojemu, co przysparza mu mnóstwa kłopotów.
Tymczasem Górski coraz bardziej załamuje się z
uwagi na brak odpowiedzi Elki na jego telefony.
Nawet Natalia nie ma czasu się z nim spotkać i porozmawiać. Zrezygnowany trafia do Antypodów,
gdzie topi smutki w alkoholu, ale tutaj na ratunek
przybiega Nadia. Jednocześnie przyjaciółka
odsłuchuje wiadomość od fotografa i zaintrygowana oddzwania. Odbiera jednak była sympatia,
która oświadcza, że nie zamierza go budzić. Czy
spędzili razem upojną noc?
Potem Konrad zaprasza Elkę na Bal Mediów, która
zgadza się na wspólne wyjście z nadzieją, że chociaż na chwilę przestanie myśleć o Tomaszu. On z
kolei nie ma pojęcia, co się tak naprawdę wydarzyło i nadal nie może uwolnić się od Nadii. Zaproszenie na uroczystość dociera także do redakcji, w
której toczy się walka o to, kto pójdzie na nią jako
reprezentant. Inwestor postanawia wybrać się z
kimś z redakcji, czym wywołuje olbrzymie zaskoczeniem…
MATERIAŁY TVN
FOTO TVN, Agnieszka K Jurek
lepszych i najnowocześniejszych klinikach. Specjaliści Fachowcy z różnych dziedzin wykonają skomplikowane zabiegi. W ruch pójdą piły oscylacyjne,
młoty, śrubokręty i specjalistyczne wiertarki.
W pierwszym odcinku z prośbą o pomoc zwróci
się Marek. Cierpi na wyjątkowo rzadkie schorzenie
genetyczne, które od 15 lat dewastuje jego organizm. Mężczyzna nie raz był wyszydzany i atakowany przez ludzi mijających go na ulicy. I choć
sam rozumie, że jego wygląd, może wywoływać
poruszenie, to coraz częściej traci ducha
walki o normalną przyszłość dla siebie i
ukochanej żony. Jego ostatnią szansą na
nową twarz jest skomplikowana operacja.
Kolejna bohaterka to Anita. Mając zaledwie 17-cie lat, zdecydowała się na
wykonanie tatuażu w domowych warunkach. Planowany początkowo symbol miłości, przykryty następnie
wizerunkiem smoka, nie tylko ją oszpecił, ale okazał się budzącym grozę koszmarem, którego dziewczyna za wszelką cenę
pragnie się pozbyć. Czy lekarzom uda się spełnić
marzenia wszystkich pacjentów?
MATERIAŁY TVN STYLE
FOTO TVN, Monika Grotowska
www.poloniaberlin.de
www.poloniaberlin.de
www.poloniaberlin.de
Głos w sprawie Jugendamtu
Po obejrzeniu kolejnego filmiku z cyklu „Jugendamt kradnie polskie dzieci” pękam i chociaż pewnie tego pożałuję, głos zabieram.
Jakie mam do tego prawo? Takie, że przez rok z Jugendamtem w
dwóch dzielnicach Berlina współpracowałam. Do zadań JA należy między innymi
chronienie dzieci przed niebezpieczeństwami czyhającymi na nie w rodzinnym
domu. Do tych niebezpieczeństw należą
np.: alkoholizm, przemoc, molestowanie,
choroba psychiczna rodzica, skrajne zaniedbywanie mogące prowadzić do utraty zdrowia lub życia oraz do zahamowania
rozwoju.
Praca asystenta rodziny (Familienhelferin), którą wykonywałam, polega na pomaganiu rodzinom z dziećmi w uporaniu się z różnymi problemami. Mówiąc
krótko, kiedy do JA trafia rodzina (czasem zgłasza się
sama, częściej jest do tego zmuszana), przydziela się
jej takiego asystenta, który ma pomóc w poprawie
sytuacji, ale i kontrolować ją, dla dobra dziecka.
W czasie mojej pracy poznałam wielu pracowników
JA i styl ich pracy. W większości były to młode, bardzo
empatyczne kobiety, którym widocznie zależało na poprawie losu dzieci. Pracownicy JA, tak jak my wszyscy, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że dla
dziecka niewiele jest gorszych przeżyć niż zabranie z rodzinnego domu. Dlatego,
jeśli nie jest to przypadek kryminalny, gdzie działa się szybko, rodzinie zawsze dawana jest szansa. Wspólnie tworzony jest plan pracy nad poprawą sytuacji. Taki
www.poloniaberlin.de
plan rozłożony jest najczęściej na poł roku, a nawet rok i dłużej. Myślę, że to wystarczający czas, żeby naprawić to, co przeszkadza rodzinie normalnie funkcjonować. Gdy jednak dojdzie do konieczności zabrania dziecka z rodziny, która nie
daje mu szans na normalne życie, zawsze jest to tragedia. Rodzic się awanturuje, czuje się pokrzywdzony,
dziecko płacze, a pracownik JA próbuje zachować spokój,
czym sprawia wrażenie osoby bez uczuć. To właśnie
takie rozdzierające serca scenki oglądamy w telewizji i
internecie. Jednostronnie przedstawione, z kontekstu wyrwane, wąskie skrawki smutnej rzeczywistości.
Praca asystenta rodziny to cholernie ciężka robota. Stale
jest się świadkiem dramatów dzieci, nie tych telewizyjnych z płaczem i krzykiem, lecz tych cichych, codziennych, dramatów samotności, niekochania, braku szans
na rozwój. Dramatów zapomnienia.
W tym temacie nie ma prostych rad i rozwiązań. Rzadko
kiedy sytuacja jest czarno-biała. Urzędnicy nie są wszystkowiedzący i wolni od pomyłek. Jednak ja wierzę, że nie
ma w nich złej woli, a sam urząd nie ma żadnego interesu w „porywaniu” polskich dzieci. Nie wierzcie w takie
spiskowe teorie. Jeśli ktoś kocha swoje dzieci, nie zaniedbuje ich i działa dla ich dobra, nie musi obawiać się
Jugendamtu. Przynajmniej nie bardziej niż Baby Jagi. I
pomyślcie obiektywnie, że jednak dobrze, że jest ktoś, kto troszczy się o dobro
dzieci i młodzieży właśnie wtedy, kiedy najbliżsi zawodzą.
Kasia Willmann
natandpol.blogspot.com
Berlińskie salony i balkony. Spacer przez dawne
wsie Biesdorf, Kaulsdorf i Mahlsdorf. Część I
WILLA SIEMENSA
W BIESDORF
KOŚCIÓŁ
W KAULSDORF
Kilka lat temu internauci jednego z polskich portali zostali poproszeni o pokazanie swoich miejsc zamieszkania w innym
świetle. Chodziło o zdjęcia, których nie
zrobiłby turysta, które nie widnieją na
ulotkach, broszurach czy w przewodnikach. Przyznam, że moja prezentacja wywołała sporo komentarzy, że coś „mało
Berlina w tym Berlinie”, bo ujęcia można
było śmiało przypasować do rejonów górskich potoków (Wuhletal), nadmorskiego
wybrzeża (Wannsee) czy opustoszałych
wsi. Myślę, że nie jest tajemnicą, iż poza
widokami z utartych szlaków turystycznych Berlin ma znacznie więcej twarzy i to
niekiedy mało znanych nawet samym
mieszkańcom. Taką okolicą, która może
sprawić niespodziankę, jest na przykład
kilka dzielnic położonego na wschodzie
okręgu Marzahn-Hellersdorf.
Proponowana trasa „Wanderroute am
Barnimhang” ma około 7 kilometrów
długości i zaczyna się na stacji kolejki miejskiej S-Biesdorf. Już po kilkuset metrach
dociera się do parku (Schlosspark Biesdorf)
i willi z wieżą o pałacowym charakterze.
Wzniesiona w późnoklasycystycznym stylu
dla Hansa-Hermanna Rüxlebena w 1868
roku niedługo potem zmieniła właściciela,
by w 1887 trafić do rąk Wernera von Siemensa. Na 13 grudnia tego roku przypada
200. rocznica urodzin znanego konstruktora i wynalazcy. Jego syn poczynił w
pałacu wiele udogodnień będących w
owym czasie technologicznymi nowin-
12
kami, spekuluje się nawet, że z wieży czynił pierwsze próby z bezprzewodowym telegrafem. W latach 1891-1898 otaczający
willę park został poszerzony i przekształcony w stylu angielskim przez Alfreda Brodersena. Po zakończeniu
trwającego obecnie remontu willa ma powrócić do swojej dawnej funkcji centrum
kultury i sztuki. Od pałacu tylko kilka kroków wiedzie do kościoła wzniesionego w
czasach, kiedy Biesdorf był jeszcze odrębną wsią. Pierwsza wzmianka o miejscowości pochodzi z 1375 roku, choć
powstanie świątyni datuje się na wcześniejszy wiek. Obecna postać kościoła jest
wynikiem odbudowy po zniszczeniach
wojennych.
KOŚCIÓŁ
W BIESDORF
Kolejny odcinek drogi wiedzie wzdłuż
ruchliwej B5/1. Najlepiej przejść go
szybko, zwłaszcza jeśli są to godziny
szczytu. Tuż za wiaduktem metra należy
skręcić w lewo i podążyć platanową aleją
w kierunku cmentarza, na którym zaraz
przy wejściu znajdują się groby wojenne z
1945 roku. Dalej droga przecina malowniczą dolinę rzeki Wuhle i omija łagodnym
łukiem Biesdorfer Höhe, wzgórze o wysokości 82 metrów. Naturalne wzniesienie
miało wysokość 45 metrów, ale od początku XVII wieku aż do pierwszej wojny
światowej było używane jako wysypisko
śmieci, a po wojnie zrzucano tu gruz z
przebudowywanej alei Stalina (dzisiaj
Karl-Marx-Allee) czy wysadzonego w 1950
roku zamku berlińskiego. Dopiero w latach
80. ubiegłego wieku rozpoczęto sadzenie
drzew i krzewów oraz wytyczono drogę z
punktem widokowym na pobliski Kaulsdorf. Niewielka rzeka Wuhle, która początek bierze na płaskowyżu Barnim, od
2001 roku widnieje w herbie okręgu Marzahn-Hellerdorf. W sąsiednim Köpenick
Wuhle uchodzi do Szprewy. Wzdłuż jej
biegu, w ramach ogólnoberlińskiego projektu „zielonych dróg”, powstała 16-kilometrowa
piesza
trasa,
chętnie
wykorzystywana w celach rekreacyjnych
przez mieszkańców okolic.
Nasza trasa biegnie dalej wzdłuż osiedla
mieszkaniowego i głównej osi dawnej wsi
Kaulsdorf, gdzie po drodze obok nowej zabudowy widoczne są wille i domy z początku
XX
wieku.
Z
badań
archeologicznych wynika, że Kaulsdorf powstał na terenie dawnej osady słowiańskiej. Zasiedlanie nastąpiło w ramach akcji
kolonizacyjnych w XI i XII wieku. Po raz
pierwszy o wsi wspomniano, wymieniając
jednego z jej mieszkańców - Nicolao de
Caulestorp, w 1285 roku. Majątek był we
władaniu kościołów, najpierw św. Piotra
w Cölln, później katedry berlińskiej, a w
końcu po reformacji kościoła w pobliskim
Biesdorf. W XVIII wieku nowy nabywca
Franz Carl Achard, członek Akademii Nauki
w Berlinie, próbował pozyskać tutaj cukier
z „europejskich roślin”. Decydując się ostatecznie na buraka pastewnego położył solidne podwaliny pod przyszłą masową
produkcję cukru z buraków, a w 1801
roku założył pierwszą na świecie cukrownię w Prusach. Miało to już miejsce jednak
w miejscowości Konary, dzisiaj na terenie
województwa dolnośląskiego. W Kaulsdorf o słodkiej działalności pruskiego
naukowca przypomina tablica pamiątkowa na fasadzie domu przy Dorfstraβe 1. To niejedyny przemysłowy
wątek w historii okolicy. Do dzisiaj działa
tu bowiem, znany z wyrobów spirytusowych, zakład Schilkin założony przez rosyjskiego
emigranta
Apollona
Fiodorowicza Schilkina, który przybył do
Berlina z rodziną w 1921 roku. Jego syn,
Sergiej Schilkin, odbudował zniszczoną w
czasie wojny fabrykę i w czasach enerdowskich był jednym z wiodących producentów mocnych trunków. Prowadzona
przez niego fundacja wspomogła między
innymi założenie ogrodu zoologicznego
we wschodniej części Berlina (Tierpark)
oraz wsparła wiele lokalnych projektów,
między innymi platformę widokową na
wzgórzu Biesdorfer Höhe, która została
nazwana od nazwiska fundatora.
cdn.
Tekst / Foto: Joanna Maria
Czupryna
www.poloniaberlin.de
1
Mała przerwa w spotkaniach z rodakami i opisywania,
jak i dlaczego znaleźli się w Berlinie spowodowana
między innymi Świętami Wielkanocnymi. Spróbuję podsumować to, czego w ciągu tych kilku miesięcy
wysłuchałam. Dotychczasowe moje spotkania ograniczyłam do stosunkowo młodej emigracji, ale młodej ze
względu na czas pobytu w Berlinie, a nie wiek rozmówców, chociaż rzeczywiście dominują ludzie młodzi, do
35. roku życia.
POLACY W BERLINIE
Przyczyny masowych wyjazdów Polaków za granicę są znane powszechnie. Każdy potrafi powiedzieć, czego rodacy szukają za granicą. Przede wszystkim z kraju uciekają w poszukiwaniu lepszego
życia. Nie mogąc zaspokoić podstawowych potrzeb życiowych uciekają się do ostateczności. Wyjeżdżają za pracą, gdy w ojczyźnie nie
znajdują miejsca, które by ich zatrudniło. Jest to typowa emigracja
zarobkowa, chociaż nie przyjechali tu, żeby zarobić pieniądze i wrócić do Polski. Zdecydowali się tu osiąść i prowadzić stabilną egzystencję. Kiedyś takie zjawisko budziło zdziwienie, bo rzadko kto
decydował się na opuszczenie kraju, swojego miejsca zamieszkania, rodziny. Obecnie na wyjazd z kraju decydują się nie tylko pojedyncze osoby, ale i całe rodziny. Wyjeżdżają z Polski, szukając poprawy
warunków, w jakich przyszło im mieszkać. Próbują zapewnić sobie lepszą przyszłość. Na początku jest ciężko, tęskni się za rodziną i znajomymi. Jednak w dzisiejszych czasach, kiedy swobodnie można poruszać się niemal po całej Europie,
to też nie jest problemem. Po prostu od czasu do czasu jeżdżą w odwiedziny do
kraju i wszystko jest w porządku.
Dlaczego wybrali Berlin? Powodów jest kilka. Najczęściej dlatego, że jest stosunkowo niedaleko do Polski i dzięki temu wyjazdy do kraju nie są sporadyczne.
Inne powody, to wcześniej mieszkający ktoś z rodziny w Berlinie, ponadto otwartość miasta, jego wielonarodowość, wielokulturowość. No i oczywiście duża
liczba rodaków tu mieszkających, dzięki czemu nowo osiedlający się nie czują się
wyobcowani.
Polaków w Berlinie przybywa. Wielu jest tu zameldowanych, lecz nadal posiada
polskie obywatelstwo. Zwłaszcza od przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Choć berliński rynek pracy uchodzi za jeden z najtrudniejszych - ma bowiem opinię miasta z niskim poziomem płac i mało atrakcyjnymi kontraktami, to jednak
uchodzi wśród Polaków za najbardziej atrakcyjne miasto w Niemczech. Zaletą jest
bliskość do Polski. Berlin uchodzi też za miasto stosunkowo tanie, co sprawia, że
wielu odważa się tu wystartować „od zera”.
Mówiąc o Polakach w Berlinie, jeszcze raz zwrócę uwagę na osoby, które nie zdecydowały się na zamieszkanie tu, natomiast niemal codziennie dojeżdżają do pracy.
Moje zainteresowanie wzbudzili szczególnie młodzi ludzie, którzy na brak pracy w
Polsce nie narzekali, nie szukali zatrudnienia. Kiedy jednak otrzymali propozycje z
firm w Berlinie, nie zastanawiali się. Nie zatrudnili się na stanowiskach, które nie
odpowiadają ich wykształceniu, wykonują pracę, która jest zgodna z ich kwalifikacjami. Otrzymali szansę na rozwój zawodowy i skorzystali z niej.
A.W.
Dieta wegańska - z czym to się je? Cz. 1.
Dieta wegańska stała się w ostatnich latach bardzo modna i można znaleźć o niej
wiele informacji. Dzisiaj i ja chciałabym napisać kilka słów na ten temat. Przygotowując się do prowadzenia seminariów
dietetycznych zaczęłam dużo czytać o wegetarianizmie i weganizmie. Rok temu
przez dwa miesiace wykluczyłam ze swojej
diety mięso i produkty mięsne. Nie
spożywałam też nabiału, który i tak w
mojej codziennej diecie jest bardzo rzadko.
Zwiększyłam ilość surowych warzyw, ryb i
nasion strączkowych. Przez ten okres tylko
kilka razy zjadłam kurze jaja. O tym, jak to
wpłynęło na mój organizm, może uda mi
się napisać w innym artykule.
CO TO JEST WŁAŚCIWIE
WEGANIZM?
Jest to bardziej restrykcyjna forma diety wegetariańskiej, która polega na wykluczeniu z codziennego
jadłospisu produktów pochodzenia zwierzęcego, takich jak: mięso, produkty mięsne, ryby, mleko i jego
przetwory, jaja, a często też miodu i produktów pszeczelich. Dietę wegańską stosują dzisiaj nie tylko
osoby, które z przyczyn swojej ideologii przechodzą
na tę formę odżywiania, ale także ci, którzy chcą zre-
1
dukować swoją masę ciała lub borykają się z tzw.
chorobami cywilizacyjnymi, takimi jak np. cukrzyca, nadciśnienie, choroby serca czy dna
moczanowa. Wiele badań potwierdza pozytywny wpływ
diety wegańskiej na nasze zdrowie, ale nie zapominajmy, że również zmiana złych nawyków
żywieniowych i stosowanie zasad
zdrowego żywienia, a także zwiększona aktywność fizyczna, przynoszą
takie same, a często lepsze efekty niż przejście na restrykcyjny weganizm.
CZYM CHARAKTERYZUJE SIĘ
DIETA WEGAŃSKA?
U podstaw piramidy w tej formie odżywiania leżą
warzywa, głównie spożywane na surowo i produkty
zbożowe, zwłaszcza te z pełnego przemiału. Jest dopuszczalna również forma obróbki termicznej warzyw, ale pamiętajmy o tym, że te spożywane na
surowo są bogatszym źródłem witamin, minerałów,
antyoksydantów i błonnika. Jednakże nie każdemu
służy stosowanie tzw. witarianizmu, czyli spożywania
warzyw i owoców tylko na surowo. Kolejnym bardzo
ważnym produktem w weganizmie są strączki (so-
czewica, ciecierzyca, fasole
itp.), nasiona (słonecznik,
pestki dyni, siemię
lniane, nasiona chia) i
orzechy. Ta grupa produktów dostarcza nam
dużej ilości kwasów
tłuszczowych niezbędnych do prawidłowego
funkcjonowania
m.in.
układu nerwowego, witamin,
błonnika i aminokwasów, z których nasz organizm buduje białka. Weganie w swojej diecie nie powinni zapominać o stosowaniu
glonów morskich (spirulina, chlorella), które są idealnym źródłem białka, chlorofilu i żelaza. Jako że dieta
wegańska nie zawiera mleka i produktów mlecznych,
powinniśmy sięgać po zamienniki, takie jak mleka
roślinne, np. sojowe, ryżowe, migdałowe i in., które
czesto są wzbogacane o witamię D3 i wapń. Również soja i jej produkty (np. tofu) mogą, a nawet powinny się znaleźć w daniach wegańskich. Dieta
wegańska powinna być jak najbardziej urozmaicona,
co pozwoli uniknąć nam niedoborów żywieniowych.
O tym, jakie ryzyko niedoborów niesie za sobą dieta
wegańska, napiszę w kolejnym artykule.
www.poloniaberlin.de
Dorota Mazurkiewicz
Ernährungswissenschaftlerin (M.Sc.)
mgr dietetyk kliniczny
Nie zakocham się tej wiosny…
Od lewj: Ilona Gawlik, Agnieszka Winter, Katarzyna Willmann, Ewelina Jaworska, Cyprian Taraciński, Dorota Puszakowska, Wojciech Sowiński
Foto: Marek Wischniewski
W Berlinie już wiosna pełną
parą. Ale nie tylko na ulicach
czy w parkach. Wiosna zawitała
także do klubu Mastul przy Liebenwalder Str. 33. Dla tych, którzy lubią piosenki Jeremiego
Przybory i Jerzego Wasowskiego, była to nie lada gratka.
Można się było, jak to bywa na wiosnę,
wbrew temu, co sugerował tytuł programu, na nowo rozkochać w tych
przepięknych perełkach polskiej litera-
tury muzycznej. Z tą niełatwą materią
zmierzyli się: Agnieszka Winter, Ewelina Jaworska-Bone, Dorota Puszakowska, Katarzyna Willman, Agnieszka
Doleżyńska, Cyprian Taraciński, Wojtek
Sowiński i Ilona Gawlik, która całość
przygotowała od strony muzycznej i
akompaniowała wykonawcom. Trzeba
przyznać, że się udało i zespół wypadł
bardzo dobrze. Zabawne teksty Przybory i piękna muzyka Wasowskiego
wybornie bawiły przybyłą publiczność.
A jednak można się zakochać na
www.poloniaberlin.de
wiosnę, chociażby w tych utworach.
I jeszcze parę słów o tym, co zdarzyło
się tydzień później, tj. w sobotę 16
kwietnia w Pierogarni. W tym gościnnym lokalu, w którym jest iście rodzinna atmosfera (a to za sprawą
właścicieli, Państwa Kozłowskich), co
jakiś czas odbywają się bardzo interesujące imprezy. Właśnie w sobotę, w
programie „Życie to kabaret” wystąpiła
wspomniana już wyżej Ilona Gawlik.
Tym razem w półtoragodzinnym recitalu mogliśmy usłyszeć znane polskie
piosenki, takie jak „To mi wystarczy” z
repertuaru Zuli Pogorzelskiej czy „Kaziu
zakochaj się”, kilka znanych standardów światowych („My Way”, „Life is a
cabaret”, „Mackie Messer”), a także
własne kompozycje i teksty artystki.
Brawurowe i pełne temperamentu wykonanie Ilony Gawlik nagrodzone zostało gromkimi brawami zebranej
publiczności, o czym donosi Państwu
prowadzący wieczór.
W.S.
1
OGŁOSZENIA DROBNE
l Kobieta, 30 lat, poszukuje mieszkania/pokoju do wynajęcia na okres trwania kursu 1.06.2016-28.02.2017 z
dobrym dojazdem komunikacją miejską
do dzielnicy Mitte, do szkoły filmowej.
(potrzebne pokwitowania). Tel. +48
504 481 333
l Sprzedam atrakcyjny dom poniemiecki, 2 mieszkania o łącznej pow. 150
m kw. + poddasze + duźy budynek
gospodarczy.działka 6400 m kw.,
położony blisko jeziora i lasu (90 km od
Berlina) okolice Kostrzyna. Cena 79000
euro. Tel. 030/7150837, 01787150837
l Firma SUN & GLASS Technik zatrudni
osobę ze znajomością języka niemieckiego oraz prawem jazdy do działu
sprzedaży, praca biurowa z wyjazdami
na spotkania z klientem na terenie Berlina.
[email protected],
www.sunglasstechnik.de, tel. +49
(0)157 579 145 19
l Domek dwa pokoje, otwarta kuchnia,
altanka i domek gospodarczy na
działkach rekreacyjnych w Międzyzdrojach. Działka około 500 m kw., 800 m
od morza na sprzedaż. Tel. 0172 444 46
15
l Zachęcamy dzieci i młodzież z Niemiec do wakacyjnego wyjazdu na polsko-niemieckie
warsztaty
do
Międzynarodowego Domu Spotkań
Młodzieży Mikuszewo. Wszystkie warsztaty koordynuje Małgorzata Bobrowska
z MDSM Mikuszewo we współpracy z
niemieckim stowarzyszeniem Hoch Drei
e.V. z Poczdamu. Wszystkie spotkania są
dotowane przez Polsko-Niemiecką
Współpracę Młodzieży, dlatego koszt tygodniowych warsztatów to ok. 130-150
euro w zależności od tematyki. Więcej
informacji pod: www.mikuszewo.org
lub www.hochdrei.org
l Wynajmę mieszkanie w Berlinie, wraz
z dziewczyną, dzielnica nie ma znaczenia, od 15 maja, oboje pracujemy. Interesuje nas kawalerka lub 2 pokoje w
części umeblowane, ale niekoniecznie,
mieszkania szukamy na dłuższy okres.
Mieszkanie na dłużej i tylko z meldunkiem. Kontakt: 0151 459 832 64
l Poszukuję zmotywowanej, samodzielnej i komunikatywnej osoby z
dobrą znajomością języka niemieckiego
do pracy na stanowisku promotora na
terenie Berlina dla bardzo znanej i dużej
niemieckiej firmy. Wysokie wynagrodzenie. Zainteresowanych proszę o kontakt telefoniczny pod numerem 0176
728 417 35
l Kursy komputerowe dla SENIORÓW „obsługa komputera”. Po kilku spotkaniach nie będziesz musiał prosić
wnuczka, aby włączył komputer lub wyszukał coś dla ciebie w internecie.
Wszelkie informacje pod: tel. 030 / 588
523 96, kom. 0157 749 163 03
l Serdecznie zapraszamy wszystkich
polskich twórców, artystów, muzyków
oraz miłośników muzyki na spotkania do
„Pierogarni” w każdy czwartek od godz.
18.00, Turiner Straße 21, 13347 BerlinWedding
Przesympatyczna
staruszka Margott
Z silnym bólem pleców trafiłam do szpitala. Przyjechałam tu tylko na zastrzyk, ale przemiły pan doktor
stwierdził, że dobrze byłoby pozostać jedną dobę na obserwacji. Brzmiało niezbyt zachęcająco, ale zgodziłam
się. Pan doktor argumentował to w ten sposób, że bardzo dobrze zrobi mi całkowity odpoczynek w szpitalnym
łóżku z dala od obowiązków. Czerwona opaska na rękę,
basen przy każdym łóżku jak w pięciogwiazdkowym hotelu z opcją All Inclusive. Wiedziałam sama, że jedna
doba ciszy i spokoju dobrze mi zrobi.
CISZA I SPOKÓJ...
Przebrałam się w piżamę, położyłam na szpitalnym łóżku i zostałam odwieziona na oddział. Bardzo przytulny żółto-biały dwuosobowy pokój. Tylko ja i
starsza siedemdziesięcioparoletnia pani. Sympatyczna, uśmiechnięta siwa staruszka przez pierwsze minuty przyglądała mi się bacznie. Po chwili przyszła do
mnie pielęgniarka i powiedziała na ucho, że moja sąsiadka jest po wypadku i
choruje na demencję. Uśmiechnęłam się i dałam znać, że wszystko jest w porządku. Demencja starcza - bardzo popularna choroba staruszek nieraz obiła mi
się o uszy. Nie miałam, oczywiście, okazji zapoznać się z tą chorobą, ale nie
brzmiało to dla mnie źle. Kiedy ułożyłam się wygodnie na łóżku moja cisza i
spokój dobiegły końca.
Staruszka Margott (tak ma na imię!) zapytała o moje imię, o moje dzieci, o to
co mi dolega. W pierwszej chwili pomyślałam, że to bardzo miło z jej strony,
że zainteresowała się moją osobą. Dobre wychowanie nakazuje wymianę kilku
zdań na początku - pomyślałam. Na kilku zdaniach się jednak nie skończyło.
Staruszce buzia się nie zamyka. Zdanie po zdaniu, pytanie po pytaniu. Potok
słów. Zastawiam się momentami, kiedy ona oddycha? Opowiada coś, a za
chwilę zadaje pytanie, znowu coś opowiada, w międzyczasie pyta, jaki jest
miesiąc, jaki dzień, co chwilę pyta o godzinę. Po następnej opowieści prosi
znowu o podanie tego samego i tak w kółko. Myślałam, że czas posiłków będzie moim odpoczynkiem, ale też nie. Sympatyczna Margott ma przy łóżku
czerwony guzik do wezwania pomocy i pilota do regulacji łóżka.
Guzik naciska średnio co pół godziny, a łóżko reguluje cały czas. Prosi o otwarcie okna, drzwi, za chwilę chce, aby je zamknąć. Wymęczona pytaniami i opowieściami nie mogłam doczekać się nocy. Długo miałyśmy zapalone światło, a
Margott wciąż opowiadała. Miałam już naprawdę dość i powiedziałam, że
gaszę światło i idę spać. Myślicie, że pomogło? Staruszka wyjęła z szuflady
małą latareczkę i co chwilę świecąc mi w oczy pytała: Śpisz już? Nie spałam,
ale nie reagowałam. Czekałam na moment, kiedy ona zaśnie, wtedy ja odpocznę. Radość moja nie trwa długo. Kiedy wreszcie zasnęła, zaczęła bardzo
mocno chrapać. Śmiałam się do rozpuku. Gdzie mój spokój? Zasnąć, niestety,
się nie dało. Przed czwartą ustąpiło chrapanie i zrelaksowana i wypoczęta staruszka znowu zaczęła opowieści. Po raz chyba piąty o tym samym. Jestem wymęczona jak nigdy, głowa mi pęka.
CHCĘ DO DOMU. TAM ODPOCZNĘ.
Wszystko inne to nic w porównaniu z tą przesympatyczną staruszką. Demencja starcza to naprawdę poważna choroba może nie dla niej samej, ale dla
wszystkich dookoła. Staruszkę Margott będę długo wspominała i jeszcze nieraz pomyślę o tym, że moje łóżko się zwolni, a na moje miejsce położą kogoś
innego. Ona tu jeszcze trochę poleży i niejednemu sąsiadowi umili czas. Życzę
jej szybkiego powrotu do zdrowia i wytrwałości tym, którzy trafią na moje
miejsce.
Katarzyna Góreczna
16
www.poloniaberlin.de
www.poloniaberlin.de
1
KRZYŻÓWKA
NA WESOŁO
Rozwiązania prosimy przesyłać pod adres: PoloniaBerlin, Barfusstraße 11, 13349 Berlin, z dopiskiem:
„Krzyżówka”. Za prawidłowe rozwiązania czekają na Państwa atrakcyjne nagrody ufundowane przez itvn.
Rozwiazanie krzyzowki z nr. 61 - Magdalena Kowalska, Stefan Morkis
SUDOKU
Sudoku 2 (Medium)
Sudoku 1 (Medium)
4
4
1
8
4
6
2
9
3
1
2
6
8
9
2
7
4
3
7
4
5
6
8
6
3
4
7
3
5
4
6
2
9
6
5
4
7
3
2
2
9
1
Sudoku 3 (Hard)
1
9
9
1
9
7
2
5
9
5
4
5
7
8
8
8
1
2
9
3
-----------------------------------Przychodzi blondynka do sklepu elektrycznego i mówi:
- Poproszę lotnika.
- Nie mamy lotników, ale chyba pani chodzi
o pilota do telewizora.
- O tak, tak. Proszę się ze mnie nie śmiać. W
tej dziedzinie jestem lajkonikiem.
-----------------------------------– Tato, a czemu mamę tak często boli
głowa?
– Bo przynoszę do domu mało pieniędzy.
– A dlaczego przynosisz mało pieniędzy?
– Bo dużo wydaję na kobiety, których
głowa nie boli.
-----------------------------------Blondynka telefonuje do Telekomunikacji i
mówi:
– Nie mogę połączyć się z Internetem.
– Czy poprawnie wpisała pani hasło?
– Tak, widziałam jak robił to mój mąż.
– A jakie jest to hasło?
– Pięć gwiazdek.
-----------------------------------– Dlaczego pan młody po ślubie wnosi na
rękach żonę do mieszkania?
– A kto kiedy widział, żeby nowy sprzęt
AGD sam wchodził do domu?
-----------------------------------Sędzia na rozprawie rozwodowej:
– Postanowiłem przyznać pańskiej żonie 2
tysiące złotych miesięcznie.
– Świetnie, wysoki sądzie. Ja też od czasu
do czasu dorzucę jej parę złotych od siebie!
-----------------------------------Idzie pogrzeb. Do mężczyzny idącego za
trumna podchodzi znajomy:
- Żona?
- Nie, teściowa.
-Tez pięknie
-----------------------------------Jagna zaniepokojona dziwnymi odgłosami
dochodzącymi od sąsiada, pyta:
- Co się u was dzieje, kumie?
- Nic. To tylko teściowa śpiewa wnukom
kołysanki.
- Chwała Bogu! Już myślałam, że świnia
wam zdycha.
------------------------------------ Ach, czuję się jak bateryjka - żartuje po
stosunku kochanek. Jestem do cna wyczerpany!
- Ech wy, faceci, a potem się dziwicie, że
się was wymienia...
-----------------------------------Okulista zasiadający w komisji wojskowej
pyta poborowego:
- Czy widzicie tam jakieś litery?
- Nie widzę.
- A widzicie w ogóle tablice?
- Nie widzę.
- I bardzo dobrze, bo tam nic nie ma!
Zdolny!
------------------------------------
Sudoku 4 (Medium)www.poloniaberlin.de
6
4
7
4
8
2
Salon ODRZUCONYCH
Razem z pierwszymi chłodami tego lata wyszedł przepis, że trzeźwym kierowcom należy zabierać prawo jazdy. Na ulicach powiało
zgrozą, bo zwiększył się odsetek zalanych samochodów. Ludzie
bali się nawet stać na chodnikach, a co dopiero wsiąść do taksówki, więc i ja straciłem pracę, a z nadzieją na jej odzyskanie,
zacząłem tęgo popijać. Co nie należało do łatwych zadań, tym bardziej, że podówczas uchodziłem za nałogowego abstynenta.
Na chodnikach zalegały sfrustrowane gromady porzuconych fur:
smutnych, rozklekotanych, z nieaktualnymi tablicami rejestracyjnymi, ze zderzakami obrażonymi
na calutki świat, tak że skrzynie
biegów przestawały być automatyczne i tylko wiatr hulał pod bagażnikami skulonymi z zimna.
Czasem jakaś litościwa dusza przynosiła im rozgrzewkę w postaci
pół basa wysokooktanowej okowity, dzięki czemu lube ciepło
rozpływało się po wszystkich wystających częściach karoserii.
I w ten sposób płynął mi niespieszny czas.
Z początku jeździłem po garażu, ale
przeszedł mi ten zwyczaj, toteż w bezksiężycowe noce wymykałem się na
szosę pilnie unikając chłopców z suszarką. Jeździłem sakramenckimi obrzeżami, po wertepach, anonimowym polem, leśnymi traktami, nieraz brzegiem plaży, zapiaszczonej i mdłej, a tak rozmokłej, że co chwilę musiałem
wykopywać się z podłoża.
Szybko mi więc obrzydły te kursy bez celu, na oślep i dokądkolwiek, bo uświadomiłem sobie, że gdzie bym nie pojechał, nie zajadę, gdzie bym chciał.
Wobec tego spasowałem i chcąc nie chcąc stałem się członkiem bandy bezdomnych szoferaków. Zagarażowałem na dobre, a miało to miejsce pod
chmurką, na jednej z bocznych ulic, z dala od rynsztoków śródmieścia, w pobliżu remizy, zaraz za śmietnikiem Domu Kultury.
Byłem teraz jednym z nich, bratem-łatem, automobilistą z uprawnieniami do
leżenia pod maską swojego rzęcha, a na dokładkę zostałem się bez klientów i na chama wyrzucono mnie ze służbowej kawalerki (komornik oznajmił
mi uroczyście - jakbym nie wiedział! - że nie powinienem jeździć po trzeźwemu, gdyż wystawiam złe świadectwo pozostałym kierowcom).
Krótko mówiąc byłem w dupce, bez dachu nad głową, dołączyłem więc do
www.poloniaberlin.de
reszty odstawionych od złudzeń i zwolnionych z otuchy. Zaprzyjaźniłem się
z nimi, uczestniczyłem w dyżurach na placu parkingowym, polubiłem je
nawet, bo pilnowanie czegoś, co nie istnieje, ma głębszy sens.
Wspominam o śmietniku, ponieważ w jego wnętrzu urządziliśmy sobie kafejkę do jednoczenia się w kupę, coś w rodzaju gustownej świetlicy połączonej z czytelnią i sypialnią przeznaczoną dla najbardziej niczyich spośród nas.
Tam żeśmy - ze wzniosłymi miny - prowadzili dysputy o perforacjach losu i
trąbach powietrznych oczekującej przyszłości. Tam też
udawało się nam przez
chwilę oderwać od myślenia na jawie. Tam też,
wspólnymi siły, podczas
palenia trawki lub ognisk
czy smażenia kiełbasek, wykonywaliśmy chóralne skowyty,
rozhasane
przyśpiewki wywodzące się
z mroku zetempowskich
muz, jakieś fałsze refrenów
i parafraz, jakieś mydlane
kawałki w rodzaju nie
płacz, kiedy zostanę Marino
Mariniego czy budujemy
stary dom.
Przez moment znajdowaliśmy się poza kłuciem w sercu, ćmieniem zęba,
strzykaniem w przerdzewiałych gnatach. W rojeniach widzieliśmy, jak dookoła szumiał las, a drogą, kwietnym duktem zieloności, szła Stokrotka Polna,
rumiana kumpela z harcerskich czasów. Były to czasy tak wysublimowane i
tchnące taką melancholią, że uspokojeni, zapominaliśmy o tym, co nas zmusza do poddawania się wyrokom losu.
Ale przeważnie drzemaliśmy z dala od paragrafów, w tak nieobecnym oddaleniu, że zajmowane przez nas stoliki zanosiły się od cichych westchnień
i ukradkowych łez. Lecz już pod koniec dnia czekał nas powrót do rozsądku.
Spadaliśmy z obłoków na ziemię, by zająć się wyżymaniem obrusów, by były
suche na rano, gdy odwiedzi nas Przewodniczący Zrzeszenia Zmotoryzowanych Opojów, by nam wygłosić kolejną pogadankę o życiu wbrew, by ubolewać, że wyłamujemy się z szeregu, narzekać, że jesteśmy nieprzepisowo
trzeźwi.
Marek Jastrząb
1