Jak zostaÄ⁄ TravelbrytÄ–? Przewodnik krytyczny - Post

Transkrypt

Jak zostaÄ⁄ TravelbrytÄ–? Przewodnik krytyczny - Post
Jak zostać Travelbrytą? Przewodnik krytyczny
Paweł Cywiński
1.
Kim jest travelbryta? Podróżnikiem-bohaterem, będącym ucieleśnieniem naszych codziennych
marzeń o podróżach, przygodach i egzotycznych krańcach świata. Podróżnikiem-bohaterem,
który swoje wyprawy przekształcił w zawód i źródło dochodu. Podróżnikiem-bohaterem, który z
łatwością dostosował się do świata konsumpcji, kapitalizmu i logiki mediów. W końcu
podróżnikiem-bohaterem, który z łatwością zapładnia naszą turystyczną wyobraźnię i marzenia
tak silnie, że jesteśmy w stanie wydać niemałe pieniądze, by jeszcze bardziej się w nich
zadurzyć.
A Wy? Czy też chcielibyście kimś takim zostać? Czy też chcielibyście pójść w ślady Ferdynanda
Ossendowskiego, Arkadego Fiedlera, Jacka Pałkiewicza, Wojciecha Cejrowskiego, Martyny
Wojciechowskiej, Beaty Pawlikowskiej czy kilkudziesięciu innych mniej znanych polskich
travelbrytów? Jeżeli bez zawahania odkrzykniecie „tak!”, to ten krótki przewodnik jest
niewątpliwie dla was.
Jednakże przede wszystkim jest on dla tych, którzy wcale nie pragną zostać żadnymi
travelbrytami, natomiast z chęcią dowiedzieliby się, jak ten cały mechanizm budowania
travelbrytyzmu działa. Jest on również dla tych, którzy na co dzień spotykają się w książkach,
gazetach, programach radiowych czy telewizyjnych lub za pośrednictwem Internetu z
podróżnikami-bohaterami i ich opowieściami o świecie i samych sobie. Mam nadzieję, że dzięki
temu, zwrócą oni uwagę na te aspekty travelbrytyzmu, które do tej pory im umykały.
2.
Droga adeptko, drogi adepcie (zwracam się tymi słowami do tych, którym marzy się kariera
travebryty), mam nadzieję, że już macie na swoim koncie kilka wypraw w daleki świat. Mam też
nadzieję, że wiecie w co się pakujecie, że macie na to pieniądze, i że jesteście gotowi zamienić
swoje życie w jeden wielki projekt. Bo bycie travelbrytą to praca na cały etat. Jeżeli odpowiedź
jest twierdząca, to pora rozpocząć szybki kurs.
Na samym początku powinniście odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie: Kim będziecie?
Uwaga! To pytanie nie brzmi: Kim jesteście lub kim chcielibyście być. W świecie opartym na
mechanizmach rynkowych są to tak naprawdę kwestie drugorzędne, celebryta nie musi
utożsamiać się ze swoją publiczną twarzą. Nie po to się ją projektuje.
Wstępna odpowiedź na to pytanie powinna być następująca: Będziecie tym, kogo chcą oglądać,
słuchać i czytać wasi konsumenci. Dlatego też, na samym początku musicie precyzyjnie
zdefiniować grupę docelową, do której pragniecie docierać – inny wizerunek kreuje się dla
marzących o szalonych przygodach licealistów, inny dla skupionych na przeżywaniu sacrum
pielgrzymów, a jeszcze inny dla zainteresowanych ciekawostkami międzykulturowymi
aspirantów do klasy średniej. Jednak jedno musicie wiedzieć od samego początku: Większość
odbiorców waszego przekazu to będą, tak zwani, turyści statyczni, osoby niepodróżujące lub
robiące to rzadko i za pośrednictwem biur podróży. I to jest bardzo dobra wiadomość – dzięki
temu będzie wam dużo łatwiej zawładnąć ich umysłem i zaufaniem.
3.
Najważniejsze prawo marketingu brzmi: Wyróżnij się albo zgiń. Podróżników jest w Polsce
dziesiątki tysięcy, travelbryci mogą zmieścić się w jednym wagonie pociągu dalekobieżnego. Co
zrobić, aby też dostać bilet na tę trasę? Przyjrzyjcie się ich stylowi, wsłuchajcie się w ich
opowieść o samych sobie i miejscach, do których jeżdżą. Szybko zorientujecie się, że każdy z
nich przyjmuje nieco inną strategię: podróżują boso i w hawajskich koszulach, z rozpuszczonymi
blond włosami, na rowerach, pieszo, w stroju survivalowca lub bez żadnego bagażu. Z czasem
staje się to ich znakiem rozpoznawczym na giełdzie podróżników. Współczesny travelbryta jest
bowiem elementem globalnego przemysłu kulturowego, w którym coraz mniejsze znaczenie
mają towary, coraz większe zaś marki. Co to znaczy? Musicie zacząć myśleć o sobie w
kategoriach zarządzania marką.
To jaką opowieścią otoczycie swoją nową markę – nazwisko lub pseudonim – jest jednym z
kluczy do sukcesu. Opowieść ta musi być spójna, chwytliwa, angażująca ludzkie emocje,
odróżniająca się i trafiająca do przeciętnego odbiorcy. Macie już pomysł? Zastanówcie się raz
jeszcze – zbyt łatwo stworzyć kicz: Nikt już nie zwraca uwagi na następnych globtroterów,
włóczykijów czy prawdziwych odkrywców. Jak już jesteście pewni, że wasza grupa konsumencka
kupi waszą opowieść, to pora rozpocząć konsekwentne jej powtarzanie. Przy czym pamiętajcie,
to nie będzie wasza marka do końca życia – tak jak wielkie firmy robią co pewien czas
rebranding, tak i wy po jakiś trzech latach powinniście w swoim projekcie wprowadzić
wizerunkową rewolucję. Ot, możecie na przykład poza byciem zawodowym podróżnikiem, zostać
również sumieniem społecznym dbającym o zwierzątka w amazońskich dżunglach, wspierać
domy dziecka w Indonezji lub w kontrowersyjny sposób komentować bieżącą politykę. Rynek
rozrywki nie znosi nudy i stagnacji.
4.
Gdy już wiecie, kim się staniecie i jak będziecie o sobie opowiadali, to musicie się jeszcze
szybko nauczyć opowiadać o podróżowaniu. A wbrew pozorom nie jest to łatwa sztuka. Język
turystyki rządzi się własnymi prawami i umiejętność napisania ckliwej rozprawki na języku
polskim nie wystarczy w tym przypadku. Stając się travelbrytą, stajecie się tak naprawdę
trybikiem przemysłu sprzedającego marzenia i musicie się nauczyć skutecznie operować
językiem, który organizuje i zarządza myśleniem ludzi o podróżowaniu. Przyjrzyjmy się na co
powinniście zwrócić uwagę:
Po pierwsze, musicie biegle opanować ostatnich dwieście lat opisu świata przez ludzi Zachodu
(kolonizatorów, misjonarzy, podróżników, sprzedawców, żołnierzy, powieściopisarzy). Wasi
odbiorcy operują bowiem wyobraźnią turystyczną skonstruowaną na używanym przez nich
języku. To dzięki niemu intuicja podpowiada im co swojskie, a co obce, co egzotyczne, a co
rajskie, jak wygląda przygoda, a jak orient, kim jest dziki, a co to jest nienormalne, itd. Tym
samym musicie nauczyć się sprawnie orientalizować, esencjalizować, estetyzować, egzotyzować
i totalizować opisywanych ludzi i ich światy. Nie zapomnijcie tez o hiperbolach i zgrabnych
metaforach! Jak to zrobić? Najłatwiej sięgnąć po pierwszy lepszy podręcznik do teorii
postkolonialnej i opisywać świat dokładnie przeciwnie do tego, co postulują jego autorzy.
Specjaliści się oburzą, tłumy was pokochają.
Po drugie, musicie używanym językiem budować swój autorytet. To wy jesteście nieomylni, wy
najlepiej umiecie zinterpretować opisywaną sytuację, wu poznaliście tych, których poznać
należało, wy umiecie lepiej opisać lokalny świat, niż on sam by to zrobił. By podbudować ten
autorytet należy co pewien czas posłużyć się cytatem z jakiegoś zachodniego antropologa,
polityka lub dziennikarza. Unikajcie cytatów lokalnych myślicieli, bo brzmią niepoważnie. Chyba,
że jako ciekawostka lub egzotyzm. Pamiętajcie, w świecie travelbrytów, ten kto opisuje, staje się
ważniejszy od miejsc, do których podróżuje.
Po trzecie, musicie w taki sposób snuć opowieść, by zaangażować emocje czytelników.
Spróbujcie stworzyć pomiędzy tobą a nimi emocjonalną więź, pomost współpodróżowania. Nie
bójcie się trochę manipulować, sprawcie, by czytelnicy żyli waszymi przygodami i waszym
życiem. Przemysł rozrywki jest bowiem całkowicie zanurzony w tak zwanym kapitalizmie
emocjonalnym, w którym życie uczuciowe jest ściśle powiązane z logiką stosunków
ekonomicznych i wymiany. Waszym sekretnym celem jest utowarowienie emocji czytelników w
taki sposób, aby stały się elementem mikro-rynku, który kontrolujecie. Wtedy najłatwiej będzie
wam emocje te spieniężyć, na przykład za pomocą crowdfundingu lub wydanej przez siebie
książki.
5.
Do tej pory poruszaliśmy się po polu narracji. Wymyślenie strategii wizerunkowej swojej nowej
marki nie wymaga wielkich nakładów finansowych, musicie sami to zrobić i samemu w to
uwierzyć – inaczej nie będziecie wiarygodnymi travelbrytami. Jednakże jak już to wykonamy, to
następny krok wymagał będzie zainwestowania w ową markę jak najbardziej realnych pieniędzy.
I to często nie małych.
Na początku musicie wgryźć się w internetowy tort. I to na wielu poziomach jednocześnie. Po
pierwsze powinniście stworzyć dobrze zaprojektowaną stronę internetową – wręcz mały portal
poświęcony waszej podróżującej marce. Nie myśl o nim jak o blogu. Era blogów – jako form
pamiętnikowo-podobnych – odchodzi bezpowrotnie. Dziś królują małe portale, z funkcjami
vlogów, podcastów, wpisów i galerii multimedialnych. Na jakości graficznej, użytecznej,
komunikacyjnej, cms (systemie zarządzania treścią) czy możliwościach badań statystycznych
swojego portalu nie oszczędzaj. Nie warto – bo to trochę tak jakbyście otworzyli sklep i
przyjmowali klientów w starej, brudnej i zatęchłej klitce.
Wasza strona musi być nie tylko przejrzysta, ale i połączona z mediami społecznościowymi, za
pośrednictwem których będziecie przekierowywali ruch do siebie. Jednak nie dajcie się zwieść
samowystarczalności – nigdy się nie uniezależnicie od społecznościówek, więc od samego
początku powinniście traktować je jako równoprawną część waszego imperium. To oczywiście
kosztuje. Po pierwsze, musicie poświęcić czas na tworzenie ciekawych komunikatów na
Facebooku, Twitterze, YouTubie czy wszelkich innych kanałach, które uznacie za pożyteczne w
kreowaniu własnego wizerunku. Po drugie, nie bójcie się iść na skróty, zainwestujcie w dobrą
reklamę i postarajcie się szybko zgromadzić pierwsze dziesięć tysięcy fanów na Facebooku. Ci
fani i charakter relacji między wami a nimi, to wasz największy kapitał do czasu, aż nie
wychodzicie sobie własnego programu w radio lub telewizji.
6.
Bloga może pisać każdy, ale nie każdy angażuje wokół niego społeczność, wywiera poprzez
niego wpływ. Dlatego następna wasza misja, to zostać: digital influencerem. Truizmem jest
twierdzenie, że aby być opiniotwórczym, to trzeba mieć coś do powiedzenia. We współczesnym
świecie coraz częściej to jakość medium ma większe znaczenie, niż jakość komunikatu.
Wykorzystajcie to. Na początku musicie bardzo dobrze poznać swoich dziesięć tysięcy
odbiorców. Jako że są oni zazwyczaj wirtualni, to musicie zamienić się w mistrzów analizy
statystycznej. Takie narzędzia jak Google Analytics, Chartbeat, Lucky Orange czy Facebook
Audience Insights muszą przestać mieć przed wami tajemnice. Dzięki nim będziecie wiedzieć, co
pisać, jak o tym pisać, kiedy o tym pisać – by się jak najlepiej klikało (z czasem zacznijcie
operować odpowiednim żargonem!). Piszecie dla ludzi, nie dla siebie, a to jacy są ludzie, wszyscy
wiemy. Nie bez przyczyny bulwarówki królują w zestawieniach nakładów.
Ale to nie wszystko – musicie też na bieżąco analizować zainteresowanie odbiorców światem i
tematami. Będzie Mundial w Rosji, znaczy, że wzrośnie zainteresowanie Rosją i należy pół roku
wcześniej przygotować na ten temat materiał. Duże biuro podroży zamierza otworzyć nową
ciekawą destynację i aby ją rozreklamować posiada duży budżet reklamowy – podepnijcie się i
przygotujcie wcześniej materiały na temat tego miejsca. Musicie mieć oczy szeroko otwarte,
śledzić trendy, śledzić rankingi, śledzić raporty, śledzić statystyki wyszukiwarek na SimilarWeb
czy korzystać z takich narzędzi jak AddThis. Co z tego, że nie lubicie zimna, jeżeli dzięki krótkiej
relacji zza koła podbiegunowego możecie zmonopolizować narrację dotycząca podróżowania po
Uralu Północnym w polskiej sieci. Cel jest jeden: ma się klikać. A to, że wam się tam nie chce
jechać? Cóż, znam jednego travelbryte, który szczerze nie lubi ruszać się z domu... Co nie
zmienia faktu, że travelbrytą jest doskonałym.
Tworzenie dobrze opowiedzianych historii, na które jest zapotrzebowanie odbiorców jest bardzo
istotne. Ale aby zostać digital influencerem, trzeba również umieć dotrzeć z tymi historiami do
tychże odbiorców i pozyskać dzięki nim nowych. Tym samym do swojego czarnego pasa
mistrzowskiego analizy statystycznej musicie dokooptować jak najbardziej tęczowy i wysadzany
diamencikami pas mistrzowski internetowego marketingu i pozycjonowania. Co to oznacza? Że
już teraz możecie zacząć uczyć się obsługi takich narzędzi jak: Buffer, Click to Tweet, Hello Bar,
SproutSocial, Hootsuite, MailChimp, Ubbersuggest, Majestic SEO, Internet Marketing Ninjas.
Nie znacie większości wymienionych tu nazw? Znaczy, że musicie dużo się napracować. Dzięki
temu będziecie wiedzieli jak sensownie wydawać swoje pieniądze na reklamę na portalach
społecznościowych, kiedy najlepiej wysyłać maile do swoich odbiorców, czy za pomocą jakich
słów opłacić pozycjonowanie swoich materiałów w wyszukiwarkach. Internet daje wam mnóstwo
narzędzi do manipulacji, a wy – ponieważ postanowiłeś lub postanowiłaś zostać travelbrytą –
macie w sobie coś z Niccolo Machiavellego. Jednocześnie musicie mieć też coś z Rockefellerów,
bo chyba już wam pisałem, że jeżeli chcecie wykonywać swoją pracę dobrze, to musi to swoje
kosztować. Nie bójcie się, to się opłaci. Dzięki temu stosunkowo szybko możecie osiągnąć
rozpoznawalność i opiniotwórczość, które pozwolą wam wejść na nowy poziom travelbrytyzmu.
7.
Jesteście już internetowym travelbrytą? Macie dziesiątki tysięcy fanów, a kolejne dziesiątki
tysięcy ludzi ogląda, czyta i słucha waszych materiałów? To najwyższa pora, aby zaistnieć
również poza światem wirtualnym – co jest czymś o wiele trudniejszym i bardziej
skomplikowanym. Dlatego najlepiej się do tego dobrze przygotować. Przede wszystkim chodzi tu
o umiejętność mówienia – to ona w wielkim stopniu zadecyduje o waszym dalszym sukcesie. Nie
macie pomysłu jak zwalczyć tremę i nauczyć się przebojowości? Pomyślcie o jakimś kursie
krasomówczym dla wykładowców, dziennikarzy, trenerów czy polityków. W świecie
infotainmentu dobry przekaz to połączenie skrupulatnego przygotowania się i kilkunastu trików.
Popatrzcie na Cejrowskiego – on dokładnie w ten sam sposób sprzedaje podróż, Boga, herbatę i
polityków. Nie łudź się, prawdopodobnie nigdy go nie prześcigniesz.
Jak już nauczycie się operować swoim wizerunkiem również w świecie realnym, to pora na
nawiązywanie bezpośrednich kontaktów z waszymi odbiorcami. Pozwoli to wzmocnić więź
łączącą was z nimi. Wpraszajcie się ze swoimi występami na spotkania podróżnicze, slajdowiska,
targi turystyczne, imprezy dla podróżników. Dzwoń do bibliotek, domów kultury, szkół, galerii,
klubokawiarni czy organizatorów festynów. Nie zapominajcie o spotkaniach branżowych,
rozdaniach nagród czy imprezach niepodróżniczych. Im jest was więcej, tym lepiej. A jeżeli na
początku idzie to opornie – zacznijcie organizować własne wydarzenia. Z czasem zaczniecie na
tym zarabiać. Ilość podanych dłoni i wypowiedzianych z uśmiechem komplementów zawsze
procentuje. Jak myślicie, czemu przed każdą kampania wyborczą politycy wynajmują autobusy i
pociągi?
8.
Kolejne ważne stojące przed wami pytanie brzmi: po co stajecie się travelbrytą? Odpowiedź jest
prozaiczna. By zyskać sławę i pieniądze. Jeżeli do tej pory wszystko wykonaliście poprawnie, to
zalążek sławy już osiągnąłeś lub osiągnęłaś. Zbudowaliście produkt i zatroszczyliście się o ruch
wokół niego. Pora zastanowić się zatem jak przekształcić to w pieniądze. Mówiąc inaczej, jak
stworzyć przestrzeń do współpracy z biznesem.
Ścieżek zarabiania jest wiele, najlepiej, abyście wędrowali kilkoma z nich jednocześnie.
Jednakże po pierwsze i najważniejsze powinniście zacząć współpracę z mediami. W przypadku
turystyki, są one nie tylko swoistym multiplikatorem waszego głosu, ale również potwierdzeniem
waszego statusu travelbryty. Turystyka jest elementem lajfstajlu, przez co zawsze będzie obecna
w mediach coraz bardziej odpowiedzialnych za naszą rozrywkę. Skupiają one travelbrytów,
stając się głośną tubą narracji turystycznej wyobraźni. Jednocześnie zarabiając na was, dzielą się
z wami tymi zarobkami. Pora zatem zacząć publikować artykuły lub nawiązać współpracę z
telewizją i radiem. Nie jest to trudne, wymaga odpowiedniej polityki informacyjnej i żmudnego
procesu budowania relacji z mediaworkerami (nie mylić z dziennikarzami). Gdy już wam się uda
trafić do ich dzienniczków z numerami telefonów, to kula śniegowa właśnie rozpoczęła swój
bieg.
Jednakże prawda jest taka, że dużo na mediach nie zarobicie. A zarobić chcecie. Pora więc
rozpocząć współpracę z innymi branżami biznesu. Jakimi? Nawiązać współpracę z liniami
lotniczymi, firmami turystycznymi, producentami aparatów i kamer oraz wszystkimi, którzy mają
cokolwiek wspólnego z przemieszczaniem się. Jeżeli nie potraficie samemu przygotować dobrej
oferty projektowej (na kampanie reklamowo-podrózniczą) lub propozycji linków afiliacyjnych
(gdy się w nie kliknie i kupi polecaną na blogu książkę lub kurtkę, to nasz travelbryta dostanie
od niej procent), jeżeli nie potraficie samemu dobić się do odpowiednich osób, pora zadbać o
pośredników – możecie zatrudnić agenta (są tacy na rynku) lub wejść pod skrzydła agencji
marketingowej (ci najwięksi z blond włosami lub na boso tak właśnie czynią). Poza pieniędzmi
(często dużymi) zyskacie coś porównywalnie wartościowego. Co? Dzięki podpięciu się ze swoimi
wizerunkami pod cudzy budżet reklamowy, nagle to inni zaczynają promować ciebie na
podróżnika-bohatera. Ważne jest jedno - musicie od samego początku dać swoim biznesowym
partnerom do zrozumienia, że nie jesteście podróżnikiem-pisarzem-marzycielem ale travelbrytą
świadomym swojego celu. A cel ten jest poniekąd zbieżny z ich celem: kasa i rozpoznawalność.
No, i jak wiadomo, cel uświęca środki.
9.
Kiedy już wam się to uda, i kiedy uzbieracie już pewien budżet, to nie spoczywajcie na laurach.
Natychmiast zakładajcie własny biznes pod własną marką – obojętne czy zaczniecie być pilotem
wycieczek incentive (wycieczki biznesowo-motywacyjne), coachem (po polsku: nauczyciel lub
trener) podróżniczo-spirytualnym, założycie własną markę ubrań wyprawowych, zaczniecie
produkować filmy podróżnicze, hamaki czy sakwy do roweru albo otworzycie najbardziej
podróżniczą knajpkę w województwie. Ważne, abyście dywersyfikowali źródła dochodu. No i
pamiętajcie, wszystkim dookoła opowiadajcie, by rzucili pracę i sprzedali lodówki, aby wyjechać
na koniec świata, podczas gdy samemu inwestujcie każdą zarobioną na nich złotówkę zamiast ją
przejadać lub przepodróżować.
Musicie też napisać książkę. Powinna być ona spójna z waszym wizerunkiem, więc zastanówcie
się czy zamiast poświęcać na to zbyt dużo czasu, nie lepiej zacząć współpracę z dobrym
redaktorem (albo wręcz ghost writerem). Nie spieszcie się, książka musi być dobra (co to znaczy
sprawdźcie w punkcie 4 tego poradnika) i wyjść w dobrym wydawnictwie (to znaczy takim, które
ma budżet reklamowy, umie organizować spotkania z czytelnikami oraz nie oszczędza na
współpracy z Empikiem i innymi wielkimi sieciami księgarskimi). Na okładce musi być wasza
podobizna i co najmniej jedno słowo związane z klasycznym imaginarium podróżniczym, na
przykład: wyprawa, przygoda, koniec świata lub nazwa kontynentu.
10.
Jak już jesteście na tym etapie, to przyszła pora na krok ostatni. Jest nim przemiana z
travelbryty w celebrytę. Jak to zrobić? Po porostu musicie rozszerzyć tematykę, którą się
zajmujecie. Zacznijcie recenzować popkulturę, nagrajcie piosnkę lub zacznijcie coraz częściej
wypowiadać się o ważnych problemach globalnych (pomaga w tym współpraca z
rozpoznawalnymi organizacjami pozarządowymi). Możecie też zostać posłem lub posłanką
(wtedy będziecie podróżować za darmo z naszych podatków).
W ten oto sposób zaczynacie być pełnoprawnymi narratorami naszej wyobraźni, znanymi,
bogatymi, podziwianymi. Stajecie się jedną z wielu twarzy współczesnego rynku handlującego
marzeniami, jesteście pierwszoligowym travelbrytą. A przed wami rozpościerają się różne
ścieżki rozwoju. Kroczcie nimi dumnie i rozważnie. Ahoj przygodo!
11.
Drogi kontr-adepcie, droga kontr-adeptko (zwracam się tymi słowami do tych, którym kariera
travebryty się nie marzy, ale napotykają się oni na tychże co krok), travelbryci w znakomitej
większości są apostołami branży rozrywkowej – jedyną miarą ich sukcesu są słupki oglądalności,
poziom rozpoznawalności i wysokość sprzedaży reklam. Mam nadzieję, że tym krótkim
przewodnikiem pokazałem wam, jak to działa, że wystarczy pięćdziesiąt tysięcy złotych, aby w
dwanaście miesięcy przemienić zwykłego turystę w podróżnika-bohatera. Podziwianego przez
twoich wujków i ciotki, sąsiadów, dzieci, znajomych i psa.
Nie zapominajcie jednak, że ci travelbryci, którzy znają się na swoim fachu, z premedytacją
żerują na naszych emocjach, które w zaawansowanym kapitalizmie zbyt łatwo respektują logikę
stosunków ekonomicznych i wymiany, przez co są prostym celem do utowarowienia. To oni są
jednymi z najsilniejszych współczesnych narratorów turystycznej wyobraźni. Wraz ze swoimi
opowieściami, sprzedają nam w pakiecie zaprojektowane przez rynek marzenia, wraz z
niezliczoną ilością produktów okołoturystycznych. Wszystko to, co jeszcze mocniej zakotwicza
nas w wielkiej narracji turystycznej.
Podróżnicy-bohaterowie doskonale opanowali sztukę uwodzenia nas swoimi opowieściami o
świecie. Opowieściami, których głównym celem nie jest przekazanie nam rzetelnej wiedzy o tym,
jaki jest nasz świat. Są one tak skonstruowane i w taki sposób podane, aby przede wszystkim
przyniosły zysk i sławę naszym dzielnym podróżnikom-bohaterom. Dlatego śmiejmy się z nich,
śmiejmy się z nimi, bawmy się ich opowieściami i cieszmy się historyjkami, ale nigdy, przenigdy,
nie traktujmy ich jako wiarygodne źródło informacji dotyczące otaczającego nas świata, jako
ważny fundament budowania własnego świato-poglądu. Nawet, jeżeli zdarza im się czasem
altruistycznie zabłysnąć prawdą lub półprawdą, to pamiętajmy, że na co dzień napędza ich
logika rynku i reklamy, w której uczciwość i rzetelność nigdy nie były silną walutą.
Post-turysta.pl to największa w tej części Europy inicjatywa poświęcona odpowiedzialnemu i świadomemu
podróżowaniu. Tworzy ją kilkunastu specjalistów z różnych dziedzin, zajmujących się w swoich badaniach turystyką
i podróżami. Na stronie www.post-turysta.pl znajdziesz jeszcze kilkadziesiąt esejów na inne tematy związane z
odpowiedzialnym i świadomym podróżowaniem. Zapraszamy!
Projekt post-turysta.pl współfinansowany został w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa
Spraw Zagranicznych RP.
Esej ten jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Unported.

Podobne dokumenty