moskwa. - Przegląd Powszechny

Transkrypt

moskwa. - Przegląd Powszechny
MOSKWA.
U s t ę p z większej całości.*)
I. Finno-Słowianie.
Najazd
skandynawskich
Warego-Russów
utworzył
Ruś
X . i X I . stulecia, sprzęgłszy w o l b r z y m i e p a ń s t w o p o t o m k ó w
Ruryka
liczną rzeszę luźnie ż y j ą c y c h
obszarze m i ę d z y z a t o k ą fińską
plemion na
rozległym
a morzem Czarnem. Byli
to
w p r z e w a ż n e j większości Słowianie wschodniej gałęzi t e g o szczepu,
obok n i c h nieliczni „ L e c h i c i " ( R a d y m i c z e i W i a t y c z e ) , a n a
p ó ł n o c y t a k ż e fińskie p l e m i o n a . Przez przyjęcie chrześcijaństwa
z
Bizancyum
weszła
Ruś
rychło w
skład
chrześcijańskiego
W s c h o d u , od p o ł o w y X I w i e k u s c h i z m a t y c k i e g o , a s z y b k o n a
tern p o d ł o ż u w y b u j a ł a i r ó w n i e s z y b k o zwiędła k u l t u r a r u s k a
spoiła w p e w n ą
organiczną
całość t e n o d r ę b n y ś w i a t
staro-
r u s k i , w k t ó r e g o g r a n i c a c h z a c i e r a ł y się niemniej s z y b k o ple­
m i e n n e różnice j e g o części s k ł a d o w y c h . W ś r ó d t e g o
dziejowego
poczęło
się j e d n a k
rychło
jego
procesu
rozczłonkowanie
n a t r z y różne gałęzie.: B i a ł o r u ś , obszar w i e l k o r u s k i i R u ś w ścislem t e g o słowa z n a c z e n i u , w obrębie k t ó r e j znalazło się t o
w s z y s t k o , co p o z o s t a ł o ze s t a r e j R u s i p o w y o d r ę b n i e n i u d w ó c h
*) Jest to jeden rozdział obszerniejszej książki prof. Smolki, która
wyjdzie niebawem równocześnie w dwóch wydaniach, francuskiem i niemieckiem. Prócz pierwszego ustępu, który autor napisał sam po polsku
dla zaokrąglenia przedmiotu, oraz paru następnych, które w t y m celu
cokolwiek przerobił, cały artykuł jest wiernym przekładem francuskiego
tekstu.
Bedakcya.
P . P . T . cxxxi.
T
2
MOSKWA
p ó ł n o c n y c h gałęzi. P i e r w s z ą z kolei n a d r o d z e tej ewolucyi b y ł a
Białoruś: wytwór przypadku,
około r. 1000 p o d
pozostającej
panowanie
niejako
pod
k t ó r y jej z a w i ą z e k
osobnej
Mątwą
całego
linii
oddał
już
Rurykowiczów,
panującego
domu,
a w s k u t e k t e g o z d a l a zawsze od niego się t r z y m a j ą c e j . P o z a
t y m p u n k t e m wyjścia, p o t ę ż n y m c z y n n i k i e m w w y o d r ę b n i e n i u
Białorusi s t a ł o się p o w o l n e w c h ł a n i a n i e sąsiedniego p i e r w i a s t k u
etnicznego, n a
rozszerzała,
którego
odwiecznych
siedzibach
mianowicie z a c h o d n i o - p o ł u d n i o w e j
Białoruś
rubieży
się
litew­
skiego p l e m i e n i a ; m o ż e wreszcie i „ l e c h i c k i " p i e r w i a s t e k , w k a ­
ż d y m razie z a b s o r b o w a n y zupełnie p r z e z B i a ł o r u ś , wszedł w skład
jej plemiennej
struktury.
P o d o b n i e ż i w w i ę k s z y m jeszcze s t o p n i u a b s o r p c y a
od­
m i e n n y c h p i e r w i a s t k ó w e t n i c z n y c h p r z y c z y n i ł a się d o w y t w o ­
rzenia żywiołu „ w i e l k o r u s k i e g o " , z a r o d k a wielkiej nie od d z i ś
Rosyi. Zawiązków jego należy szukać na północnych kresach
s t a r o r u s k i e g o ś w i a t a , w p i e r w o t n e j j e g o kolebce, n a obszarze,
gdzie jeszcze p r z e d najściem W a r e g ó w w i d n i a ł s ł a w n y N o w o ­
gród, gdzie t e ż przez k r ó t k i czas z n a j d o w a ł się p u n k t ciężkości
waregskiej R u s i , z a n i m g o p r z e s u n i ę t o n a p o ł u d n i e , d o K i j o w a .
Ż y ł y t a m o b o k siebie słowiańskie i fińskie p l e m i o n a . Późniejsze
pokolenia w a r e g s k i c h R u r y k o w i c z ó w l e k c e w a ż y ł y t ę p ó ł n o c n ą
połać swojego
ogromnego p a ń s t w a ;
służyła t e ż
ona z w y k l e
v
n a u p o s a ż e n i e m ł o d s z y c h książąt d y n a s t y i , k t ó r z y z a p i e r w s z ą
lepszą sposobnością r a d z i z t y c h s t r o n u s t ę p o w a l i , b y posiąść
j a k ą ś p o n ę t n i e j s z ą dzielnicę n a p o ł u d n i u . W s k u t e k t e g o w ł a d c y
N o w o g r o d u z a często się zmieniali, b y t u m o g ł a u t r w a l i ć się
j a k a ś o s o b n a linia p a n u j ą c e g o d o m u . I d l a t e g o z a p e w n e Utrzymał
się w N o w o g r o d z i e bez i s t o t n y c h z m i a n ó w osobliwy s t o s u n e k
l u d u d o p a n u j ą c e g o , n a linii t e g o s a m e g o f a k t u , k t ó r e m u R u ś
zawdzięcza swój h i s t o r y c z n y p o c z ą t e k . J a k w i a d o m o , s k a n d y ­
nawscy —
szczególniejszego
rodzaju
ziemię, p r z y b y w s z y n a zaproszenie
w i a ń s k i c h i fińskich,
— zaborcy^ posiedli
tę
okolicznych p l e m i o n sło-'
k t ó r e p o d d a ł y się p o d ich
panowanie,
b y z a c e n ę s t a ł y c h , s u m i e n n i e płaconych, d a n i n kupić
„ ł a d " w e w n ą t r z k r a j u i o b r o n ę od z ł y c h sąsiadów.
sobie
3
MOSKWA
Osobliwsze — z d a w a ł o b y
się — p r a g n i e n i e : zrzucić z e
siebie t e n słodki ciężar s w o b ó d , s t a n o w i e n i a o sobie, k t ó r e g o
i n n e l u d y nieraz t a k heroicznie b r o n i ł y . Nie b y ł o t o j e d n a k t a k i e m d z i w a c t w e m , j a k n a p o z ó r się m o ż e w y d a ć ; raczej znać
w tern o b j a w p r a k t y c z n e g o z m y s ł u i wielce realistycznego p o ­
g l ą d u n a życie. N o w o g r ó d b y ł z d a w i e n d a w n a
środowiskiem
z n a c z n e g o h a n d l u ; później urósł w p o t ę ż n e e m p o r y u m ,
pierwszorzędny
rynek
wschodnich
wyrobów,
jako
przybywających
z m o r z a K a s p i j s k i e g o W o ł g ą i p r z y l e g a j ą c e m i d o jej
źródlisk
w o d a m i , b y rozejść się n a Z a c h o d z i e m o r s k i m szlakiem Bał­
t y k u . B o t e ż N o w o g r o d z i a n i e , m o ż n i k u p c y , z m u s z e n i d o od­
b y w a n i a d a l e k i c h p o d r ó ż y , cenili n a d e w s z y s t k o czas i oswo­
b o d z e n i e od wszelakich uciążliwych
zajęć, nie m a j ą c y c h
w s p ó l n e g o z ich h a n d l o w y m i i n t e r e s a m i . R z ą d y k r a j u
wiali z a t e m
radzi
Rurykowiczom,
otoczonym
nic
zosta­
waregską
dru­
żyną.
„ W i e l k o r u s k i " p i e r w i a s t e k , t w ó r c a dzisiejszej R o s y i , m a ­
j ą c y w niej p r z e w a g ę w s z y s t k o p r z y g n i a t a j ą c ą , wiąże się w wyo­
b r a ź n i t a k ściśle z pojęciem a u t o k r a c y i , że t a osobliw a właści­
r
wość j e g o pierwszego z a r o d k u tern dziwniejszem
się
wydaje
zjawiskiem. I s t o t n i e p r ó ż n o b y szukać w całej h i s t o r y i t a k i e g o
urzeczywistnienia
chimerycznej
koncepcyi „ k o n t r a k t u
socyal-
n e g o " , j a k w t y m s t o s u n k u m i ę d z y p a n u j ą c y m a l u d e m sta­
r e g o N o w o g r o d u . Zwolna u r ó s ł s t ą d ściśle r e p u b l i k a ń s k i u s t r ó j
N o w o g r o d u i P s k o w a , k t ó r y się z czasem oddzielił od swej n o ­
wogrodzkiej m a c i e r z y . O b a t e m i a s t a , k w i t n ą c e w ciągu czte­
rech w i e k ó w , m i a ł y w p r a w d z i e k n i a z i ó w , k t ó r y c h
z pośród rozrodzonej
wybierano
r z e s z y R u r y k o w i c z ó w wedle woli lud­
ności, f a k t y c z n i e j e d n a k byli t o raczej k o n d o t y e r o w i e , z r o d u
R u r y k a , najęci i p ł a t n i p r z e z rzeczpospolitą. P o d s t e r e m t a ­
kiego r z ą d u i w o b e c ż y w o w z m a g a j ą c e g o
się h a n d l u ,
Nowo­
g r ó d r o z w i n ą ł silną a k c y ę k o l o n i z a c y j n ą k u wschodowi i pół­
n o c n e m u - w s c h ó d owi, n a g ó r n e m dorzeczu Wołgi i n a rozległej
p r z e s t r z e n i , zajętej przez l u d y fińskie. T e m u k o r z y s t n e m u roz­
wojowi h a n d l u zawdzięczał N o w o g r ó d „ W i e l k i " swą wielkość.
S t o p n i o w y w z r o s t kolonizacyi ruskiej p o s u w a ł się w t e n sposób
4
MOSKWA
wzdłuż Wołgi i w X I I . w. dosięgną! rzeki K a m y . T a m t o , 1 0 0 0 k m .
od N o w o g r o d u p o w s t a ł a n a wzór ojczystego m i a s t a , r e p u b l i k a
Wiatki.
Z n o w o g r o d z k ą kolonizacyą z e t k n ę ł a się n a
południowej
r u b i e ż y t e g o obszaru przeciwległa fala osadnicza,
napływająca
od p o ł u d n i a , p r z e w a ż n i e p e w n o z ziemi sąsiednich, z a d n i e p r z a ń skich W i a t y c z ó w . Niewątpliwie j e d n a k silniejszy i znaczniejszy
był napływ Nowogrodzian,
których handlowe kantory
posu­
w a ł y się coraz dalej n a wschód, j a k o w y s u n i ę t e n a p r z ó d p l a ­
cówki
nowogrodzkiego
handlu
na
tych
fińskich
obszarach,
nie m l e k i e m i m i o d e m p ł y n ą c y c h , ale b o g a t y c h obfitością dzi­
kiego zwierza, dającego k o s z t o w n e f u t r a .
Południowe
strony
tych
obszarów
o rządkiem
jeszcze
słowiańsko-fińskiem zasiedleniu, p o c z ę ł y wreszcie z czasem nęcić
rozmnażających
się coraz
bardziej
Rurykowiczów.
Wówczas
j u ż t e ziemie, t a k o d d a l o n e od c e n t r u m R u s i , m i a ł y za sobą
s k r z ę t n ą p r a c ę k i l k u p o k o l e ń , k t ó r e szerzyły t a m r u s k ą k u l t u r ę
n a r o d o w ą , t a k ściśle zespoloną z i s t o t ą ruskiej Cerkwi. W p r z y ­
szłości całego późniejszego r u s k i e g o ś w i a t a z a w a ż y ł o wiele wy­
dość
lekceważoną,
dzielnicą. N a j m ł o d s z y t o b y ł z licznych, s y n ó w
posażenie
J e r z e g o D o ł g o r u k i e g o tą, d o t ą d
Włodzimierza
Monomacha
kijowskich,
(1113—1125) o s t a t n i e g o w szeregu wielkich książąt
k t ó r y p o d swoją
władzą
dzierżył jeszcze
niemal
całe d a w n e p a ń s t w o R u r y k o W e g o r o d u . Z czasem, w ś r ó d n i e u ­
stających
wojen domowych,
w walkach z innymi
kniaziami
dzielnicowymi, J e r z y D o ł g o r u k i p o s i a d ł p r z e l o t n i e t r o n wielko­
książęcy k i j o w s k i . B y ł t o j e d e n z n a j w y b i t n i e j s z y c h
władców
R u s i . Szczerze p r z y w i ą z a n y d o niegościnnej z i e m i . s w e g o pół­
nocnego d z i e d z i c t w a , k t ó r e g o stolicą b y ł
dując, j a k się zdaje,
Suzdali
przewi­
szybki upadek potęgi Kijowa,
uczynił
) Suzdal dziś miasteczko, oddalone o 200 km. na płn.-wsch. od
Moskwy, na prawem dorzeczu Wołgi. Stolica tego państwa założonego
przez Jerzego Dołgorukiego, została przeniesioną do Włodzimierza nad
Klazmą. Gdy później przyszło do współzawodnictwa między Twerem
a Moskwą, w o b u bowiem t y c h stolicach panowali potomkowie Jerzego.
Moskwa wzięła górę i na długie wieki stała się ośrodkiem wielko-ruskiego
moskiewskiego państwa.
2
5
MOSKWA
z
tego
terytoryum
fińsko-słowiańskiego,
w
dorzeczu
Wołgi,
ośrodek nowej p o t ę g i „ w i e l k o - r u s k i e j " . Z czasem, przyjęła
ta nazwa, podczas gdy dawnemu
kowiczów daw-ano n a z w ę „Małej
centrum monarchii
się
Rury­
R u s i " . M o ż n a b y rzec : spór
E z a w a i J a k ó b a , a raczej I z a a k a i I z m a e l a p o w t ó r z y ł się t u
znowu,
a prawo
starszeństwa
wraz
u s t ą p i ł y p r z e d siłą i m a t e r y a l n ą
W
ten
sposób
ze swemi
przywilejami,
przewagą.
t e r y t o r y u m ' fińsko-słowiańskie
Wielkiej
R u s i s k ł a d a ł o się p o c z ą w s z y od X I I . w. z d w ó c h r ó ż n y c h części,
k t ó r e p o ł ą c z y ł y się d o p i e r o p o 400 l a t a c h . J e d n ą s t a n o w i ł długi
północny pas, o republikańskim
ustroju,
z a l e ż n y od
Nowo­
g r o d u ; drugą, p o ł u d n i o w a , k t ó r e j stolicami p o kolei b y ł y Suzdal,
W ł o d z i m i e r z , wreszcie M o s k w a — k o l e b k a a u t o k r a c y i moskiew­
skiej.
Słabe b y ł y
Jerzy
D o ł g o r u k i przeniósł z K i j o w a ,
ściśle złączony
jeszcze p i e r w i a s t k i a b s o l u t y z m u ,
z tradycyą
wytwór
bizantyńskiej
które
tu
bizantynizmu,
cerkwi. T e
zarodki
z n a l a z ł y j e d n a k od s a m e g o p o c z ą t k u p r z y c h y l n ą glebę w p a ń ­
stwie m o s k i e w s k i e m , p o d silną r ę k ą jego założyciela i p o t o m k ó w
J e r z e g o D o ł g o r u k i e g o . Słusznie n a z w a ć t ę m o ż n a n o w ą p o t ę g ę
. . p a ń s t w e m " , p o n i e w a ż b y ł t o od d a w n a świat zupełnie
od­
rębny i mało podobny do reszty państwa Rurykowiczów. Pod
w z g l ę d e m p o l i t y c z n y m dzieliło t o p a ń s t w o z r a z u losy całości,
z której
się w y ł a n i a ł o , rozbijając
się n a d r o b n e
ksiąstewka,
w s k u t e k p o d z i a ł ó w t e r y t o r y a l n y c h , k t ó r e p o n a w i a ł y się w każ d e m p o k o l e n i u . W Moskwie j e d n a k k s i ę s t w a t e nie b y ł y niczem i n n e m , j a k u p o s a ż e n i e m kniaziów, n a d k t ó r y m i rozcią­
gała się z w i e r z c h n i a w ł a d z a książąt, r e z y d u j ą c y c h w Moskwie,
S u z d a l u l u b W ł o d z i m i e r z u . N i e d a r m o t e ż ustalił się ich t y t u ł
W i e l k i c h K s i ą ż ą t , r e m i n i s c e n c y a wielkoksiążęcej w ł a d z y d a w n y c h
„ m o n a r c h ó w " kijowskich. P ó k i znaczenie stolicy nie w z m o g ł o
się jeszcze n a t y l e , b y kraj wziął n a z w ę od M o s k w y , n a z y w a n o
g o k r a j e m „ z a l e s k i m " , g d y ż szeroki p a s o l b r z y m i c h lasów dzielił
g o od dzielnic i n n y c h R u r y k o w i c z ó w , z k t ó r y m i nie m i a ł też
długo żadnych prawie stosunków.
Dziś jeszcze,
antropologii,
nie
mimo tylu
brak
gruntownych
sławi s t ó w , k t ó r z y
badań
w żywiole
na
polu
wielko-
MOSKWA
r u s k i m nie chcą d o p a t r z e ć się w y b i t n y c h z n a m i o n a m a l g a m u
e t n i c z n e g o . R a z i ć ich będzie p r a w d o p o d o b n i e n a s z e t w i e r d z e ­
n i e , iż z w ł a s z c z a
wpływ
w rozwoju
pierwiastka
typu
moskiewskiego
wschodnio-fińskiego,
przeważył
z pewną
tylko
do­
mieszką słowiańską. Tern bardziej m o ż e b y ć t a k i e z a p a t r y w a n i e
k a m i e n i e m o b r a z y dla szerszych kół, d l a k t ó r y c h
słowiańskość
Rosyi jest pewnego rodzaju artykułem wiary, drogim
sercu,
a n i e o d d z i e l n y m od całej ich politycznej i d e o l o g i i . ' J e d y n ą j e d n a k
dziedziną,
gdzie m o ż n a
bronić r z e k o m e g o s l a w i z m u
Wielkiej
R u s i , j e s t p o l e j ę z y k o z n a w s t w a . „ M o w a r o s y j s k a , t o przecież
j ę z y k n a w s k r o ś s ł o w i a ń s k i " : o t o a r g u m e n t , n a c e c h o w a n y ciasną
jednostronnością
pewnego
kierunku,
który
w rozbiorze
złożonego z a g a d n i e n i a n i e d o p u s z c z a d o głosu f a k t ó w ,
tak
wyni­
k a j ą c y c h z i n n y c h dziedzin n a u k o w e g o b a d a n i a . Z pewnością
n i k t nie z a p r z e c z y , iż j ę z y k r o s y j s k i j e s t s ł o w i a ń s k i m , chociaż
p r z e n i k ł obficie
obcemi p i e r w i a s t k a m i . A b y j e d n a k
dosadnie
w y k a z a ć b r a k i t a k i e g o k ą t a widzenia, dość z a p y t a ć , j a k wy­
padnie
określić ze s t a n o w i s k a
czysto naukowego żargon
ży­
d o w s k i . N i k t nie z a p r z e c z y r ó w n i e ż , że t o nic i n n e g o j a k n a ­
rzecze niemieckie, n a w e t bez t a k znacznej p r z y m i e s z k i o b c y c h
p i e r w i a s t k ó w , a j e d n a k n i k t nie p o c z y t a l u d u , k t ó r y się n i e m
posługuje, za gałąź g e r m a ń s k i e g o szczepu. K r z y ż o w a n i e
w z m a c n i a o r g a n i z m : t o f a k t biologiczny, k t ó r y s p r a w d z a
krwi
się
n a k a ż d y m k r o k u w h i s t o r y i . Nie jest że t o więc d z i e c i ń s t w e m
upierać
się p r z y
zaprzeczaniu
gicznego, g d y on b y n a j m n i e j
oczywistego
faktu
antropolo­
n a r o d o w i , o k t ó r y chodzi, nie
czyni u j m y . Z b y t e c z n a p r z y p o m i n a ć , że z r o d z i n y ugro-fińskiej
wyszły d w a n a r o d y europejskie, zażywające t a k
powszechnej
*) Ze strony lingwistów przynajmniej nie powinniśmy oczekiwać
zarzutu, jakoby języka rosyjskiego nie można porównywać z żargonem,
językiem zepsutym. Wiadomo, iż co profan nazywa zepsuciem, jest
w t y m zakresie z p u n k t u widzenia naukowego niczem innem jak prostem
zjawiskiem, lingwistycznem, nieraz wielce pouczającem. Któż zdoła
przewidzieć, do czego dojdzie t e n „żargon", jeśliby się rozwinął jako
język literacki, z ustalonemi regułami gramatycznemi itp., itp. Język
rosyjski przed Łomonosowem był bardziej może daleki od obecnego
swojego stanu rozwoju, niż dziś od niego jest oddalony żargon żydowski.
7
MOSKWA
s y m p a t y i , n a co też zasługują
n i e z a w o d n i e t a k przez
zalety
r a s o w e , j a k i przez rozwój k u l t u r a l n y . N a w e t jeśli chodzi o dą­
żności
rosyjskie
względem
narodów
o których
pochodzenie
słowiańskie nie m o ż e b y ć s p o r u , t o j ę z y k z pewnością w t y m
względzie więcej m a wagi, niż wszelkie imponderdbilia,
łączące
się z p r o b l e m e m r a s y . A j ę z y k słowiański P u s z k i n a ,
Turge-
niewa, T o ł s t o j a j e s t n i e n a r u s z a l n ą
własnością rosyjskiej
kul­
t u r y , k t ó r ą R o s y a m a wszelkie p r a w o się szczycić.
II. Moski e w s z c z y z n a .
Obie części Wielkiej
R u s i , rzeczpospolita
nowogrodzka
i d e s p o t y c z n a Moskwa, w y r ó ż n i a j ą c a się t a k z n a m i e n n i e w ś r ó d
całego r u s k i e g o ś w i a t a fińsko-słowiańskiem s w e m p o c h o d z e n i e m ,
różniły się m i ę d z y sobą n i e t y l k o r ę p u b l i k a n i z m e m
autokratyzmem
drugiej
części
składowej.
pierwszej,
Nowogród
od
po­
c z ą t k u b y ł b a r d z i e j słowiański, M o s k w a przeciwnie. J u ż n a w e t
s ł o w i a ń s c y o s a d n i c y owego t e r y t o r y u m „za l a s a m i " , s t a n o w i l i
p i e r w i a s t e k słowiański, z m i e s z a n y mniej l u b więcej z fińskim.
Tak
więc, t a
Ruś, która
„za lasami" zapanowała,
składała
się p r z e w a ż n i e ze Słowian, k t ó r z y p o d w a k r o ć przeszli przez
fiński filtr. T u b y l c y j e d n a k dorzecza górnej Wołgi, choć t a k
ł a t w o w y r z e k l i się r o d z i m e g o j ę z y k a , przyswajając sobie m o w ę
p r z y b y s z ó w , p o d i n n y m i w z g l ę d a m i z a c h o w a l i nierównie więcej
odporności. U t r z y m a ł y się t a m zresztą d o dziś d n i a
jeszcze
odosobnione „ w y s p y e t n o g r a f i c z n e " fińskiego plemienia, zwła­
szcza n a wschodniej r u b i e ż y t e g o o b s z a r u . D o dziś d n i a są t o
jeszcze p r z e w a ż n i e
p o g a n i e , gdzie żyli w z w a r t y c h
masach,
utrzymali i starą wiarę i narodowość.
T a r ó ż n i c a m i ę d z y d w i e m a częściami s k ł a d o w e m i Wiel­
kiej R u s i z a t a r ł a się powoli w ciągu czterech stuleci, od 1478 r.,
o d k ą d p o d b i t y N o w o g r ó d s t a ł się p r o w i n c y ą C a r a t u . A z a t a r ł a
się ona tern ł a t w i e j , iż p i e r w i a s t e k c z y s t o n o w o g r o d z k i w k r ó t c e
p r z e s t a ł p r a w i e zupełnie istnieć, w s k u t e k o k r u t n y c h rzezi i m a ­
sowych przesiedleń n a
wschód. Zwycięscy u w a ż a l i za
dobre
stosować t a k i e ś r o d k i względem swych p o d w ł a d n y c h . B y ł o t o
postępowanie na sposób znamiennie moskiewski X V .
wieku:
8
MOSKWA
w y n i k ogromnej z m i a n y , jakiej uległa w s c h o d n i a część ś w i a t a
wielko-ruskiego w ciągu p o p r z e d n i c h d w u wieków,
odskakując
d a l e k o n i e t y l k o od S ł o w i a ń s z c z y z n y i z a s a d n i c z y c h cech sło­
wiańskiej
d u s z y , ale i od z n a m i o n t e g o
fińsko-słowiańskiego
p i e r w i a s t k u , co b y ł w s p ó l n e m p o d ł o ż e m i M o s k w y i N o w o g r o d u .
P o t ę ż n y w p ł y w m o n g o l s k i p r z e n i k n ą ł Moskwę n a wskroś, od
XIII.
w.,
odkąd
Dżengischanidów.
poszła p o d
Wielcy
jarzmo
chanowie
olbrzybiiego
państwa
tego państwa,
podobnie
j a k i d r u g o r z ę d n i c h a n o w i e , naczelnicy r o z m a i t y c h j e g o części,
nie zmierzali n i g d y d o zniszczenia z d o b y t y c h i
państw.
ujarzmionych
R o d z i n n e d y n a s t y e p o z o s t a w a ł y u ich steru, a z d o ­
b y w c y nie mieszali się wiele w s p r a w y w e w n ę t r z n e p o d w ł a d ­
n y c h t e r y t o r y ó w , b y l e s p e ł n i a n o ściśle wszelkie obowiązki hołd o w n i k ó w . Wszelkie najlżejsze podejrzenie, j a k i e g o k o l w i e k o p o r u
s p r o w a d z a ł o — rzecz j a s n a — s t r a s z n ą r e p r e s s y ę , t a k też i w dzie­
j a c h M o s k w y s p o t y k a się kilku jęj W i e l k i c h K s i ą ż ą t , co głową
przypłacili b y l e j a k i d o n o s , k t ó r y m ó g ł p o d a ć w
ich
hołdowniczą
wierność. C h a n
teroryzował
wątpliwość
w ten
s w y c h m o s k i e w s k i c h wasali, b y zwiększyć wysokość
sposób
haraczu,
k t ó r y musieli płacić n a s t ę p c y W i e l k i c h K s i ą ż ą t , ściętych w j e g o
rezydencyi, albo też, b y wymódz jednorazowo znaczne
sumy
prócz z w y k ł e g o h a r a c z u . K i l k u z t y c h nieszczęśliwych
knia­
z i ó w , p o w o ł a n y c h n a ścięcie d o r e z y d e n c y i c h a n a , czci obecnie
cerkiew r o s y j s k a j a k o ś w i ę t y c h .
Ale, d z i w n a rzecz, t e n właśnie odcień u c i s k u
ową s p r ę ż y n ę , k t ó r a d a ł a p a ń s t w u
niejszą
wytworzył
moskiewskiemu
siłę. N a p r ó ż n o czczono świętą
osobę C h a n a ,
szczegól­
całując
z u s z a n o w a n i e m k a w a ł wosku, n a k t ó r y m z n a j d o w a ł się od­
cisk j e g o s t o p y ( b a s m a ) — a k t czci p r a k t y k o w a n y p o d okiem
wysokich
urzędników
mongolskich,
wys!anych
przez
Chana
i w obecności z e b r a n e g o l u d u . C h a n ż ą d a ł t e g o u p o k o r z e n i a ,
ale n i e m się nie z a d o w a l n i a ł b y n a j m n i e j . T r z e b a b y ł o płacić
i ciągle płacić. Chodziło t u o głowę wielko-książęcą, a że pełne
w o r y z ł o t a i srebra j e d y n y m
Damoklesowego
miecza,
jasna
były środkiem do
rzecz
zatem,
że
odwrócenia
moskiewscy
W . książęta n a d e w s z y s t k o n a d tern czuwali, b y d o s k a r b u nie
9
MOSKWA
z a w i t a ł y p u s t k i . Ale d b a j ą c o przyszłość, u n i k a l i również sta­
r a n n i e n a d m i e r n e g o z d z i e r s t w a wobec p o d d a n y c h , c h y b a w razie
nieubłaganej
konieczności,
gdy
trzeba
było
odwrócić
gniew
C h a n a . B y zawsze podołać w y m a g a n i o m C h a n ó w i u r z ę d n i k ó w
mongolskich,
stało
się koniecznością
ściśle a d m i n i s t r a c y ę
tym
z a ś właśnie
finansową
względem
nieodzowną
uregulować
moskiewskiego p a ń s t w a .
administracya
Pod
olbrzymiego
pań­
s t w a m o n g o l s k i e g o m o g ł a służyć za n i e z r ó w n a n y wzór.
B ł ę d e m b y ł o b y sądzić, j a k o b y tej olbrzymiej
barbarzyń­
skiej p o t ę d z e b r a k ł o p o r z ą d n e j a d m i n i s t r a c y i . Przeciwnie, b y ł a t o
niezmiernie m i s t e r n a a d m i n i s t r a c y a nierównie więcej r o z w i n i ę t a
niż w współczesnej zachodniej E u r o p i e . Bez t e g o Mongołowie
b y l i b y t y l k o h o r d ą , n a k s z t a ł t h o r d A t t y l i i r o z s p r z ę g ł a b y się
ze śmiercią s t r a s z n e g o n a j e z d c y .
D ż e n g i s c h a n i d z i , k t ó r y c h p o t ę g a ciążyła n a d całą
i E u r o p ą w s c h o d n i ą przez k i l k a wieków, zawdzięczali
mość z a s a d
sprawnej
administracyi
nietylko
Azyą
znajo­
geniuszowi
za­
łożyciela d y n a s t y i , ale zwłaszcza s t a r a n n e m u w y c h o w a n i u , j a ­
k i e g o n a b y ł on za m ł o d y c h ł a t , spędzając je w C h i n a c h , j a k o za­
kładnik. Potrafił
państwa.
on t o świetnie w y z y s k a ć n a korzyść
Wszak był t o ów niepospolity mechanizm
swego
admini­
s t r a c y i , co służy p a ń s t w u , unicestwiając j e d n o s t k ę : owoc długo­
wiecznej e w o l u c y i chińskiej k u l t u r y , k t ó r a doszedłszy d o peł­
n e g o r o z w o j u , j u ż z a czasów D ż e n g i s c h a n a niezdolną się s t a ł a
d o d a l s z e g o p o s t ę p u . D z i e d z i c t w o owego m e c h a n i z m u , przenie­
sione z a p o ś r e d n i c t w e m Mongołów, przeszło w z u p e ł n e posia­
d a n i e p a ń s t w a moskiewskiego, stając się jego p o z o r n i e niezwy­
ciężoną siłą w gruncie z a ś słabością *). J e g o z n a k i e m „ c z y n " —•
*) Czytając pisma Giragosa, autora ormiańskiego z czasu pod­
bojów Dżengischana, możnaby myśleć, że tam mowa o dzisiejszej Rosyi.
Mnóstwa skarg na nieprzyjemności i szykan administracyjnych, prakty­
k o w a n y c h przez mongolskich urzędników. Leona Cahan streszcza, jak
następuje, te niezmiernie zajmujące biadania Giragosa (Lavisse-Ramband „Histoire generale" I I . 947): „Giragos daje nam ż y w y obraz tego
postrachu, jaki siała administracya i tej tyranii biurokratycznej,
tak przerażającej dla ludzi średnich wieków. Nie „nieład" mongolski
10
MOSKWA
słowo chińskie
oznaczające
rangę w biurokracyi: pod
egidą
r z ą d ó w „ c z y n o w n i c t w a " i p o d j e g o w p ł y w e m r o z w i n ą ł się c a r a t ,
który
miał
objąć
cały t e r y t o r y a l n y
spadek
po
Dżengischa-
nidach.
D z i ę k i siłom, j a k i e w y t w a r z a ł s p r a w n y m e c h a n i z m a d m i ­
n i s t r a c y j n y , p r z y j ę t y od Mongołów, u d a ł o się Moskwie p o p ó ł ­
t o r a wiekowej niewoli zrzucić ich j a r z m o , w chwili, g d y Z ł o t a
H o r d a osłabiona b y ł a w e w n ę t r z n e m i n i e s n a s k a m i
ubiegających
o t r o n D ż e n g i s c h a n i d ó w . O d z y s k a n a wolność s p o t ę g o w a ł a j e d n a k
t y l k o o d d z i a ł y w a n i e Mongolszczyzny n a Moskwę, c o o d d a l a ł o
ją coraz bardziej od Słowiańszczyzny. Biorąc o d w e t za długą,
t w a r d ą niewolę, M o s k w a poczęła p o d b i j a ć W s c h ó d . Z r a z u c h o ­
dziło w t y c h p o d b o j a c h o z m i a ż d ż e n i e sąsiednich h o r d , b y za­
bezpieczyć się od ich zaczepnej a k c y i . P o K a z a n i u i A s t r a c h a n i u
przyszła kolej n a dalsze h o r d y . J u ż z k o ń c e m X V I . w. M o s k w a
dosięgła r z e k I r t y c z u i O b , a w k r ó t c e o p a n o w a ł a Sybir. D o p i e r o
u brzegów O c e a n u S p o k o j n e g o s t a n ę ł a t a n i e s ł y c h a n a e k s p a n z y a ,
d o k ą d j u ż w połowie X V I I . w. d o t a r l i z d o b y w c y m o s k i e w s c y .
Nie b y ł y t o z b y t t r u d n e z a b o r y p o z a c h w i a n i u p o t ę g i m o n g o l ­
skiej, k t ó r e j z a s o b y , z chińskich w z o r ó w c z e r p a n e , nie s t a r c z y ł y
n a d ł u g o , b y życie p a ń s t w a w ciągłej sile u t r z y m a ć . Od s a m e g o
p o c z ą t k u o w y c h p o d b o j ó w , w ciągu walki z C h a n a t a m i K a z a ń ­
skimi i a s t r a c h a ń s k i m i i p o ich zagarnięciu, p i e r w i a s t e k m o n ­
golski wsiąkał w n a r ó d moskiewski, t a k przez a s y m i l a c y ę p o d ­
b i t y c h l u d ó w m o n g o l s k i c h , gdzie nie o s t a ł y się w
zwartych
m a s a c h , j a k też przez przyjęcie w y n a r o d o w i o n y c h
Mongołów
7
tak działał, ale przeciwnie zbytek porządku i przesada biurokracyi.
Wszędzie gdziekolwiek ukazali się owi straszliwi administratorzy, p o ­
zostawiali oni ślad w trzech wyrażeniach jich j ę z y k a : „Yassak" = re­
gulamin ; „Ya-Men" — biuro; „Kam" = stacya pocztowa, gdzie wi­
zują paszporty. Najpierw wszystkim odbierano broń. P o t e m przystępywano do spisywania koni i mułów, wreszcie następowała plaga dal­
szych spisów, katastrów, zestawień i referatów. Spisywali wszystkich
począwszy od 10 lat, z wyjątkiem k o b i e t . . . Ściągano podatki z wszyst­
kich rzemieślników, ze stanów i jezior, gdzie łowiono ryby, z kopalni
żelaza, od kowali i murarzy".
11
MOSKWA
w szeregi moskiewskiej
jono
sobie
stamtąd
a r y s t o k r a c y i . N i e t y l k o więc p r z y s w o ­
konstrukcyę
politycznego
mechanizmu, ale i sama krew mongolska
i
społecznego
wpłynęła
w
żyły
niewolników H o r d y , n a s t ę p n i e p a n ó w olbrzymiej m a s y swoich
n i e g d y ś ciemięzców.
III. Carat.
W E u r o p i e d ł u g i czas u w a ż a n o Moskwę za p o t ę g ę zu­
pełnie a z y a t y c k ą , g d y d w i e z a c h o d n i e gałęzie r u s k i e g o ś w i a t a ,
B i a ł o r u ś i R u ś właściwa, w łączności z Polską,
przez
tensam
związek zbliżały się do Z a c h o d u i coraz b a r d z i e j odbiegały od
żyr/iolu
wielkoruskiego. N a j w y b i t n i e j s z y
przedstawiciel
tyckiej Moskwy, przedostatni Car z dynastyi
Iwan
Groźny
swem
panowaniem, znamienne
na
(1533—1584),
wycisnął
azja­
Rurykowiczów,
długiem
półwiekowem
piętno n a tej podówczas już
wskroś a z y a t y c k i e j p o t ę d z e , n a dziedzictwie
normańskich
swych a n t e n a t ó w . Okrucieństwem nieokiełzanem, czysto mongolskiem, a p o ł ą c z o n e m z m a ł o s t k o w ą b i g o t e r y ą
bizantyńską,
s t a ł się typoAvym p r z e d s t a w i c i e l e m m o s k i e w s z c z y z n y . T o p e w n a
b o w i e m , że b i z a n t y n i z m , p o d k t ó r e g o s k r z y d ł a m i
sześć wie­
k ó w p r z e d G r o ź n y m C a r e m k s z t a ł t o w a ł a się s t a r a R u ś R u r y ­
k o w i c z ó w , n a b r a ł n i e m a ł o siły w epoce a z y a t y c k i e j
Moskwy.
J e j o r y e r t a l n e podłoże sprzyjało niepospolicie i m p e r y a l i s t y c z n y m
p r e t e n s y o m , k t ó r e o g a r n ę ł y d w ó r moskiewski p o u p a d k u K o n ­
s t a n t y n o p o l a , od czasów d z i a d k a I w a n a G r o ź n e g o , pierwszego
„Cara" Iwana I I I
żeństwo
(1462—1505). On to przecież pojął w m a ł ­
dziedziczkę
Paleologów,
ostatniej
dynastyi
Wschod­
niego C e s a r s t w a , on przyjął t y t u ł Cara-Cezara z h e r b e m o orle
d w u g ł o w y m i u w a ż a ł się j u ż za j e d y n e g o s p a d k o b i e r c ę p r a w o ­
witej
władzy
n a d światem,
( a u t o k r a t o m ) „Nowej
Ostatnia
przekształcenia
ściśle z w i ą z a n a
faza
przysługującej
„Samowładcom"
Romy".
moskiewskiej
w „euroazyatycką"
z osobą
Piotra
państwowości,
potęgę
Wielkiego
epoka
dzisiejszej
jej
Rosyi,
(1689—1725), n i e
zmieniła j u ż p r a w i e wcale s t r u k t u r y etnicznej ś w i a t a moskiew-
12
MOSKWA
skiego, u s t a l o n e g o od t r z e c h stuleci. Zmieniła j e d n a k niezmiernie
n i e t y l k o z e w n ę t r z n ą jego fizyouomię, ale przeobraziła z n a c z n i e
istotę dawnej
Moskwy, wprowadzając
w nią zupełnie
nowe
s k ł a d n i k i , k t ó r e zespoliły się z c z y n n i k a m i p o c h o d z e n i a bizan­
t y ń s k i e g o i mongolskiego. B y ł y t o p i e r w i a s t k i k u l t u r y z a c h o d n i e j ,
ale p ł y p ą c e wyłącznie ze środowiska p r o t e s t a n c k i e g o i z podłoża
..oświeconego a b s o l u t y z m u "
XVIII,
wieku.
Do
dz'ś
dnia
co j e s t w R o s y i z a c h o d n i e m , m a p i ę t n o t e g o n a wskroś rosyj­
skiego o k c y d e n t a l i z m u . W i d o c z n e t o w całej umyslowości r o ­
syjskiej, o ile ją przeniknął z a c h o d n i p i e r w i a s t e k ; m i m o t y l u
w e w n ę t r z n y c h reform, k t ó r e w ciągu d w u
wieków p o
sobie
n a s t ą p i ł y , p o z o s t a ł t e n r y s d o dziś d n i a z n a m i e n n y cechą r o ­
syjskiej a d m i n i s t r a c y i , której główoie p o d s t a w y z b u d o w a ł P i o t r
Wielki, w e d l e rad przyjaciela niemieckiego L e i b n i t z a .
Góruje
on j e d n a k przedew S7ystkiem w dziedzinie d u c h o w n e j , n a s k u t e k
r
reform, k t ó r e Car w p r o w a d z i ł w cerkwi p r a w o s ł a w n e j .
Rzecz t o pierwszorzędnego, nieobliczonego znaczenia. Cer­
kiew' przez P i o t r a zreformow-ana, k s z t a ł t u j e życie religijne l u d u ,
w k t ó r e g o d u s z y t y l e t k w i pobożności. I n n e s t r o n y życia n a r o ­
d o w e g o łatwiej u m k n ą się z p o d w p ł y w u reform P i o t r a Wiel­
kiego, ale w rosyjskiem p r a w o s ł a w i u t a k są o p a n o w a n e p r z e z
ich zasadniczą i s t o t ę , że najbujniejsza
w y o b r a ź n i a nie zdoła
sobie w y s t a w i ć , j a k i m sposobem m o g ł o b y się j . t e g o j a r z m a
otrząsnąć.
P i o t r Wielki potrafił z n a d z w y c z a j n ą zręcznością zespolić
dwie z a s a d y , k t ó r e t o t y l k o m a j ą wspólnego, że obie są wręcz
przeciwne z a s a d o m k a t o l i c k i m . T o jest b i z a n t y ń s k i c e z a r o p a p i z m
i p r o t e s t a n c k i Kościół p a ń s t w o w y (LandesJcircJie).
Zręcznie zespo­
lone ze sobą, związane z o s t a ł y sztucznie ze s ł y n n ą fikcyą rze­
komo synodalnego ustroju,
drogą
schizma chce
widzieć
relikwię, troskliwie p r z e c h o w a n ą z pierwszych
wieków
chrześcijaństwa.
Po
w którym
usunięciu
patryarchatu
moskiewskiego,
r z ą d p r a w o s ł a w n e j cerkwi o d d a n o .,Sw. S y n o d o w i " , z siedzibą
w P e t e r s b u r g u . T o ciało złożone z d e l e g a t ó w wysokiego d u ­
chowieństwa
rosyjskiego
rządzi
pozornie
rosyjską
cerkwią.
P o z o r n i e — n a czele j e g o b o w i e m stoi świecki u r z ę d n i k i t e n
13
MOSKWA
c z y n o w n i k t . zw. „ P r o k u r a t o r " f a k t y c z n i e m a w swoim r ę k u
s t e r rosyjskiego kościoła. Członkowie „ S w . S y n o d u " często się
zmieniają i wespół z p o d w ł a d n y m i , częścią d u c h o w n y m i , częścią
świeckimi
urzędnikami,
utrzymują
w
ruchu
biurokratyczną
m a s z y n ę , służącą d o rządzenia d u s z a m i . N o w e t o n i e j a k o , p o ­
prawne
wydanie
cezaropapizmu,
działające
skuteczniej
b i z a n t y ń s k i pierwowzór, i nie o t a k j a s k r a w y c h ,
niż
krzyczących
b a r w a c h , k t ó r e n i e b y ł y w guście n o w o c z e s n e g o „oświeconego
a b s o l u t y z m u " *). T a m , n a d „ Z ł o t y m R o g i e m " , m i m o serwilizmu
p a t r y a r c h ó w względem „ A u t o k r a t ó w N o w e j R o m y " ,
nie r o z p o r z ą d z a ł o
kierować
zgoła
takimi
niezawodnymi
państwo
środkami,
by
wedle u p o d o b a n i a ż y c i e m d u c h o w n e m : t e n l u b ów
p a t r y a r c h a m ó g ł stawić przecież o p ó r i b y w a ł o t a k
niekiedy,
choć r z a d k o . T u Kościół jest niczem i n n e m j a k j s d n y m z wielu
„departamentów" administracyi caratu.
O s t a t n i męski p o t o m e k R o m a n o w ó w , P i o t r Wielki, z a s t a ł
C a r a t „ m o s k i e w s k i " wstępując n a t r o n , zostawił go „rosyjskim." ;
t a k i m go o d d a ł w ręce n a s t ę p c ó w , Niemców, co p r z e s h o d z i l i
n a p r a w o s ł a w i e z p r o t e s t a n t y z m u , b y zasiąść n a c a r s k i m t r o n i e .
Dziełem swojem wywalczył R o s y i miejsce w koncercie e u r o p e j ­
s k i m , gdzie p o t ę ż n y b a s n o w e g o w i r t u o z a o d t ą d t a k
wielkie
m a powodzenie. O d czasów P i o t r a Wielkiego w ciągu d w u wie­
k ó w , p o ś r ó d p o w s z e c h n e g o p r a w i e podziwu dla
prawdziwego
założyciela R o s y i , m o ż n a s p o t k a ć się w rosyjskich n a w e t k o ­
łach z ostrą k r y t y k ą jego "dzieła zwłaszcza c o d o
;
brutalnego
a tak charakterystycznego zerwania z dawną tradycyą
naro­
dową. Zwłaszcza z k ó ł t. z. „ S ł o w i a n o f i l ó w " d o dziśdnia od­
zywają
się t a k i e z a r z u t y . B ą d ź co bądź R o s y a P i o t r a
Wiel­
kiego, m i m o zbliżenia d o Z a c h o d u , oddaliła się w k a ż d y m razie
od o b u i n n y c h gałęzi ruskiego ś w i a t a (Białorusi i „ M a ł o r o s y i " ) ,
o wiele więcej n a w e t niźli w epoce starej M o s k w y . S k u t e k t o
*) Kosyanie oburzają się zwykle i wytykają to jako dowód wiel­
kiej ignorancyi, jeśli kto mówi, iż Car głową Kościoła. „Fałsz wierutny" —
mówią — „ustrój cerkwi rosyjskiej jest tylko wiernem odtworzeniem
tego, co istniało w epoce k a t a k o m b : ustrój synodalny".
14
głównie
MOSKWA
właściwych
znamion
tego
pierwiastka
zachodniego,
k t ó r y ś m y zaznaczyli, a z k t ó r e g o wielki ó w Car czerpał ś r o d k i
„europeizowania"
swojej
monarchii. Europejska
Rosya,
ucy­
wilizowana n a m o d ł ę p r o t e s t a n c k ą p o d z n a k i e m . „ o ś w i e c o n e g o "
r z e k o m o d e s p o t y z m u , odskoczyła d a l e k o od R u s i od Białorusi,
od r u s k i c h ziem, k t ó r e w ciągu c z t e r e c h stuleci k s z t a ł t o w a ł y
się p o d w p ł y w a m i katolickiej Polski.
Stanisław
Smolka.
Wojna i pokój.
( Z w y c i ę s t w o p i e r w i a s t k ó w p o k o j o w y c h w r o z w o j u ludzkości.)
I.
O d dawien dawna t o c z y się spór o t o , czy człowiek pier­
w o t n y był wojowniczo,
czy też pokojowo usposobiony?
Me
brak głosów, wedle których człowiek pierwotny p o d w p ł y w e m
wrodzonej wojowniczości „sicut
quem
devoret".
leo, rugiens
et rapiens,
ąuaeret,
P ó ź n i e j , nieco złagodniał. M n i e się zdaje,
że
człowiek p o d t y m względem mało się zmienił. P o p ę d y samo­
zachowawcze zawsze b y ł y silne w człowieku. N i g d y przeważna
część ani ludzi wogóle, ani członków t e g o samego plemienia,
narodu, czy państwa, nie była wybitnie wojowniczą.
Nawet
wśród mniejszości, sprawujących rządy i podejmujących wojny,
wrodzona wojowniczość prawdopodobnie rzadko była czynni­
k i e m rozstrzygającym. G d y jedni drugich napadali, często dzia­
łali pod w p ł y w e m niedowierzania. Człowiek był nieufny. Chciał
uprzedzić cudzy napad, którego się niejednokrotnie bezzasadnie
obawiał. N i e wahał się także chwytać za broń pod naciskiem
innej, rzeczywistej czy urojone] potrzeby. W a l c z y ł częściej l u b
rzadziej w miarę zmieniających się zewnętrznych
warunków,
a nie p o d w p ł y w e m Wzrastającej lub zmniejszającej się wro­
dzonej wojowniczości.
Pisząc o stosunku coraz większego
zindywidualizowania
społeczeństwa do zmian w działaniach wojennych
wyszedłem
z założenia, polegającego n a nierozstrzyganiu sporu o t o , czy
16
WOJNA I POKÓJ
najpierwotniejszy
alistycznym?
ustrój społeczny był, czy nie b y ł i n d y w i d u ­
Zadowolniłem
się stwierdzeniem,
że
społeczeń­
s t w a o naszej, zachodnio-europejskiej, współczesnej cywilizacyi
żyły ongi w u s t r o j u znacznie mniej i n d y w i d u a l i s t y c z n y m , m o ż e
nie w p i e r w s z y c h s t a d y a c h rozwoju, ale w k a ż d y m razie b a r d z o
wcześnie, w z a r a n i u dziejów z n a n y c h n a m nieco bliżej, niż czasy
p r z e d h i s t o r y c z n e , żyły w ustroju, w k t ó r y m więzy zbiorowości
społecznych,
rodzinnych,
religijnych,
państwowych,
pozosta­
wiały* j e d n o s t c e d a l e k o mniej s w o b o d y , niż dziś. D o p i e r o w d r o ­
dze rozwoju stopniowego, często p r z e r y w a n e g o n a w r o t a m i w kie­
r u n k u p r z e c i w n y m doszły d o o r g a n i z a c y i bardziej i n d y w i d u a l i ­
stycznej .
Podobnie
bardziej
przedstawia
pokojowego
trybu
mi
się zagadnienie
życia.
przejścia
Nie r o z s t r z y g a m
czy człowiek p i e r w o t n y żył w ciągłej walce z bliźnimi?
starcza
mi p r z y p o m n i e ć dość ogólnie u z n a n y fakt
do
pytania,
Wy­
staczania
może nie od p o c z ą t k u , ale b ą d ź co bądź od d a w i e n d a w n a w a l k
i wojen m i ę d z y l u d ź m i , z p o ś r ó d k t ó r y c h w t o k u stuleci w y ­
rosły współczesne społeczeństwa
europejskiej
cywilizacyi.
Po
okresie p i e r w s z y m , z k t ó r e g o t r u d n o n a m sobie zdać s p r a w ę ,
n a s t ą p i ł okres n i e m a l ciągłych s t a r ć o r ę ż n y c h . Później s t o s u n k i
się zmieniały.
Ludzkość
przeżywała
czasy mniej
wojownicze. Ale n a ogół przeważają
lub
więcej
n a szali w y p a d k ó w
po­
p ę d y i r o z u m o w a n i a doradzające z a n i e c h a n i a walki. L u d z k o ś ć
staje się coraz bardziej pokojową.
poleońskich
w roku
P o u k o ń c z e n i u wojen
1815 p r z e ż y ł a n i e m a l
stuletni
p o k o j o w y okies, p r z e r w a n y n i e d a w n o n a w r o t e m
szemu
orężnemu
sposobowi z a ł a t w i a n i a
na­
wybitnie
ku dawniej­
sporów. T e n
pogląd
chcę rozwinąć i u p r a w d o p o d o b n i ć .
Często w y r a ż a n o nadzieję, że ludzkość stanie się bardziej
pokojową l u b , że p o w i n n a się nią stać. J e d n o i d r u g i e p o m i j a m .
P y t a m , c z y żyje ż y c i e m bardziej p o k o j o w e m ? O ile mi wia­
d o m o , n i k t p o w a ż n i e n i e bronił w p r o s t przeciwnego
zdania.
N i k t nie dowodził, że ludzkość z biegiem wieków t o c z y coraz
t o więcej w a l k i wojen. N i e j e d n o k r o t n i e
dawano
twierdzącą
odpowiedź n a p y t a n i e , n a d k t ó r e m chcę się z a s t a n o w i ć ,
nie
W0JN4. I POKÓJ
zadając
sobie
trudu
należytego
uzasadnienia
tego
poglądu.
S t o s u n k o w o , ł a t w o b y ł o b y dowieść, że ludzkość nie staje
bardziej wojowniczą.
Moje w y w o d y p o ś r e d n i o w y k a ż ą
się
bezza­
sadność p o d o b n e g o p o g l ą d u . N i e m o ż n a r ó w n i e s t a n o w c z o w y ­
k l u c z y ć z a p a t r y w a n i a , wedle k t ó r e g o s t o s u n k i p o d t y m wzglę­
d e m nie uległy w y r a ź n e j z m i a n i e . Coraz t o większe pokojowości
życia ludzkiego nie m o ż n a dowieść. Co najwyżej m o ż n a ją u p r a w ­
d o p o d o b n i ć i t o t y l k o w dość ograniczonej
mierze.
W o j n ę określiłem j a k o j e d n e z form fizycznej w a l k i ludzi
m i ę d z y sobą. Jeżeli przez w a l k ę rozumieć b ę d z i e m y wszelkie
starcia zbrojne
z wyłączeniem
wojen, w ó w c z a s
zmniejszanie
się walki j e s t zjawiskiem zupełnie p e w n e m . T r u d n o u z n a ć z m n i e j ­
szanie się wojen czyli walk, k t ó r e ludzie toczą w c h a r a k t e r z e
poddanych
p a ń s t w a , za zjawisko
widoczne n a pierwszy r z u t oka.
oczywiste, z a
niewątpliwie
Ciągłe p o j a w i a n i e
się wojen
n a s u w a wątpliwości, czy m o ż n a mówić o z m n i e j s z a n i u się walki
w t o k u dziejów, o ile p r z e z nią rozumieć b ę d z i e m y s t a r c i a z b r o j n e
z włączeniem w o j e n n y c h .
pobiega
Państwo
orężnym zatargom
Czyż j e d n a k , z t e g o p o w o d u
swoich
nowoczesne s k u t e c z n i e za­
poddanych
między
zwiększona, pokojowość
życia l u d z k i e g o nie jest r ó w n o w a ż o n ą
sobą.
współ­
coraz c z ę s t s z y m i
woj­
nami i walkami z wrogiem zewnętrznym?
P r z e d e w s z y s t k i e m m u s i m y odpowiedzieć n a p y t a n i e , w ja­
k i e m z n a c z e n i u m o ż n a mówić o zmniejszaniu się p i e r w i a s t k ó w
w o j e n n y c h w dziejach ludzkości? P r z y p u ś ć m y , że i s t o t n i e w o j n y
toczą się r z a d z i e j , że obecnie ilość l a t w o j e n n y c h w p o r ó w n a n i u
z ilością l a t s p ę d z o n y c h w p o k o j u
j e s t mniejszą niż d a w n i e j .
Ale cóż z t e g o ? T o jeszcze niczego nie dowodzi. J e d e n r o k w o j n y
nie j e s t r ó w n y d r u g i e m u . Oczywiście t o s a m o odnosi się d o l a t
p o k o j u . R o k w o j n y k o s z t o w n e j , w k t ó r e j bierze udział b a r d z o
z n a c z n a część ludności, w a ż y n a szali w y p a d k ó w więcej, niż
szereg l a t m a ł e j w o j n y . I n t e n z y w n o ś ć wojen b y w a r ó ż n a
—
p o d o b n i e , j a k p o k o j u . R o k p o k o j u j e s t mniej lub więcej p o k o ­
j o w y w m i a r ę t e g o , czy j e s t obciążony m n i e j l u b więcej k o s z t a m i
p r z y g o t o w a n i a przyszłej w o j n y . Zresztą nie c h o d z i a n i o czas
t r w a n i a wojen, a n i o ich n a t ę ż e n i e , ale o ich znaczenie dzieP. P. T.CXXXL
a
WOJNA I POKÓJ
1»
j o w e . R o z s t r z y g a j ą c e m j e s t p y t a n i e , czy ono uległo z m n i e j ­
szeniu ? • B ę d ę się s t a r a ł uwzględnić k a ż d y z- t y c h c z y n n i k ó w .
II.
P o k o j o w o ś ć współczesnej cywilizacyi objawia się u j e m n i e
{ m a m n a myśli logiczne znaczenie t e g o słowa) s t o s u n k o w o m a ł ą
ilością s t a r ć z b r o j n y c h i d o d a t n i o zwiększoną
intenzywnością
p o k o j o w e g o współżycia ludzi. O b j a w i a się d o d a t n i o silniej, niż
u j e m n i e . Zwiększona i n t e n z y w n o ś ć p o k o j o w e g o współżycia i u d z i
jest bardziej
oczywistą,
nasuwa
znacznie
mniej
wątpliwości
i z a s t r z e ż e ń , niż pomniejszanie się ilości i znaczenia dziejowego,
starć orężnych.
Dawniej
członkowie r ó ż n y c h
plemion rzadko
wchodzili
ze sobą w s t o s u n k i . Jeżeli s t y k a l i się, t o z a p e w n e częściej w ce­
lach
nieprzyjacielskich,
niż
pokojowych.
Z
biegiem
wieków
pokojowe zetknięcie się ludzi n i e p o m i e r n i e w z r a s t a .
T r u d n o b y b y ł o mówić o mniejszej wojowniczości współ­
czesnych społeczeństw, g d y b y szła r ę k a w r ę k ę z p o m n i e j s z a ­
n i e m się styczności m i ę d z y l u d ź m i . J e ż e l i b y współżycie ludzi,
zwłaszcza zamieszkujących
różne państwa,
s t a w a ł o się coraz
luźniej szem, wówczas zacieśniałoby się pole możliwych
między państwami, ubywałoby
powodów do wojny. W
starć
rze­
czywistości przebieg zjawisk b y ł w p r o s t o d w r o t n y m .
U d o s k o n a l e n i e d a w n y c h , wynalezienie i z a s t o s o w a n i e n o ­
wych
środków
przewozu
i
porozumiewania
się
uruchomiło
w w y s o k i m s t o p n i u ludzkość. U m o ż l i w i ł o l u d z i o m t a n i o i s z y b k o
p o r o z u m i e w a ć się n a z n a c z n e odległości i przenosić się z miejsca
n a miejsce. D a w n i e j z d a r z a ł o się w y j ą t k o w o m a s o w e w y c h o d ź t w o ,
ale z b r o j n e . Dziś m a s o w e w y c h o d ź t w o j e s t z j a w i s k i e m codzienn e m , ale c o dziwniejsza, w y b i t n i e p o k ó j o w e m . W a r t o ś ć i ilość
t o w a r ó w w y m i e n i a n y c h w obrocie m i ę d z y n a r o d o w y m w d r u ­
giej połowie X I X - g o wieku
w z r a s t a ł a szybciej, niż
ludność.
P a ń s t w a z a w i e r a ł y coraz więcej u m ó w h a n d l o w y c h . I c h treść
r o z r a s t a ł a się, o b e j m o w a ł a c o r a z t o większy z a k r e s s p r a w . O k a ­
zała się p o t r z e b a t w o r z e n i a s t a ł y c h i n s t y t u c y i
międzynarodo-
WOJNA I POKÓJ
19
wych, u t r z y m y w a n y c h w s p ó l n y m k o s z t e m p a ń s t w , a
nych z rozwojem międzynarodowej
komunikacyi i
p r a w a m i ę d z y n a r o d o w e g o , z zacieśnieniem
związa­
wymiany,
międzynarodowego
współżycia w zakresie n a u k i , s z t u k i , l i t e r a t u r y , religii, słowem
n a wszystkich
polach. Obok państwowych, powstawały
stałe
instytucye międzynarodowe prywatne.
Spory rozwiązywano umownie łub za pośrednictwem
d ó w r o z j e m c z y c h . D a w n i e j sąd r o z j e m c z y m i ę d z y
są­
państwami
b y ł zjawiskiem w y j ą t k o w e m . W X I X - y m wieku p a ń s t w a w set­
k a c h w y p a d k ó w p o d d a w a ł y się d o b r o w o l n i e orzeczeniu sądów
rozjemczych i s t o s o w a ł y się d o ich wyroków". S t a r a ł y się ogra­
niczyć
wojny
układami
o
neutralizacyę
państw
mniejszych
l u b ich części.
T u ż p r z e d w y b u c h e m w o j n y mieszkało w L o n d y n i e m n i e j więcej t y l u u b o g i c h n ę d z a r z y , ilu naliczono s t o l a t t e m u . Bez­
w z g l ę d n a ilość u b o g i c h w ciągu s t u l a t ulegała m a ł y m z m i a n o m .
R ó w n o c z e ś n i e l u d n o ś ć ogólna L o n d y n u rosła, j a k n a d r o ż d ż a c h .
W s t o s u n k u d o niej ilość ubogich ciągłe się p o m n i e j s z a . Coś p o ­
d o b n e g o zachodzi, g d y r o z p a t r u j e m y s t o s u n e k w o j n y i p o k o j u
w dziejach ludzkości. N i e m o ż n a stwierdzić w z r o s t u ilości wojen
i ich z n a c z e n i a . C o p r a w d a zmniejszanie się wojen nie j e s t t a k
oczywiste, j a k b y m t e g o p r a g n ą ł . N a t o m i a s t o g r o m n e zwiększenie
się s t o s u n k ó w p o k o j o w y c h m i ę d z y l u d ź m i , a mianowicie współ­
działania
i pokojowego
współzawodnictwa
ludzi jest
niewąt­
pliwe, s k u t k i e m czego w z a j e m n y s t o s u n e k w o j n y i p o k o j u p r z e ­
s u w a się z biegiem c z a s u n a korzyść p o k o j u .
Rozrost współzawodnictwa pokojowego postępuje równo­
legle ze z m i a n a m i w u s t r o j u i działalności p a ń s t w a ,
stanowią­
cymi
kierunku.
niezbędne
uwarunkowanie
rozwoju
w
tym
W z a r a n i u dziejów ludzkość żyła, r o z b i t a n a d r o b n e
grupy,
złożone z osób, z w i ą z a n y c h p o k r e w i e ń s t w e m r o d z i n n e m , wio­
dące ż y w o t p r z e w a ż n i e koczowniczy, w e w n ą t r z z w a r t e .
Rody
g o s p o d a r o w a ł y w odosobnieniu od i n n y c h n a w s p ó l n y r a c h u n e k
członków. G ł o w a r o d u wydzielała k a ż d e m u j e g o zajęcie. W y n i k i
p r a c y p r z y p a d a ł y rodowi, j a k o t a k i e m u , w udziale. N a c z e l n i k
czy też naczelnicy r o d u wydzielali u c z e s t n i k o m t e g o społeczeń-
20
WOJNA I POKÓJ
s t w a ś r o d k i zaspokojenia ich p o t r z e b . P o d z i a ł p r a c i zasobów
o d b y w a ł się zgodnie z z a s a d a m i , k t ó r e powoli p o w s t a w a ł y i n a ­
b r a ł y m o c y obowiązującego zwyczaju. W ł a s n o ś ć p r y w a t n a t y l k o
w s z c z u p ł y m zakresie p r z y s ł u g i w a ł a j e d n o s t c e . Nie b y ł o m o w y
o p r a c y n a własną, osobistą korzyść. W y m i a n a b y ł a zjawiskiem
wyjątkowem.
runkowane
G o s p o d a r c z e w s p ó ł z a w o d n i c t w o pokojowe,
istnieniem
własności p r y w a t n e j
uwa­
i wymiany,
było
n i e m a l zupełnie obce ó w c z e s n e m u społeczeństwu. Nie istniało
w s p ó ł z a w o d n i c t w o pokojowe w i n n y c h d z i e d z i n a c h życia, ukształ­
towanych podobnie, jak gospodarstwo, na podstawie przewagi
c z y n n i k a zbiorowego n a d
Pierwotna
grupa
jednostką.
rodowa
w toku
dziejów
rozrosła
się
w p a ń s t w o , w p r z y m u s o w y zespół w s z y s t k i c h ludzi, zamiesz­
kujących
stale
wyraźnie
odgraniczoną
przestrzeń
ziemi,
już
niekoniecznie z w i ą z a n y c h p o k r e w i e ń s t w e m r o d z i n n e m , podleg­
łych władzy
n a c z e l n e j , n i e z a l e ż n y c h od p a ń s t w czy
plemion
sąsiednich. P r z e m i a n a g r u p y rodowej w p a ń s t w o , dalsze roz­
r a s t a n i e się p a ń s t w a j e s t połączone z p o d b o j e m i n n y c h plemion,
z w o j n a m i z e w n ę t r z n y m i , a równocześnie z d a l e k o i d ą c e m ogra­
niczeniem
walki
wewnętrznej.
Pod
tym
względem
polityka
r o d u i p a ń s t w a nie ulega z m i a n o m . N a t o m i a s t zmieniają
się
poglądy n a współzawodnictwo pokojowe i stanowisko władzy
wobec jego p r z e j a w ó w . W obrębie g r u p y rodowej współzawod­
nictwo pokojowe było niemal nieznane. Państwo,
obejmując
spadek po dawnych rodach, zapobiega nadal walkom wewnętrz­
n y m , ale b y n a j m n i e j nie w y s t ę p u j e p r z e c i w wszelkiemu współ­
z a w o d n i c t w u w ś r ó d swoich p o d d a n y c h . Z biegiem czasu
do­
puszcza, a n a w e t p o p i e r a w s p ó ł z a w o d n i c t w o pokojowe, widząc
w nim
źródło rozlicznych
J e d n o plemię podbija
korzyści gospodarczych
i
sąsiednie. Te d w a p l e m i o n a
innych.
tworzyły
p r z e d t e m o d r ę b n e j e d n o s t k i gospodarcze, k t ó r e obecnie mogą
zlać się zupełnie w większą całość, mogą p o z o s t a ć n a d a l z a m ­
k n i ę t y m i w sobie z w i ą z k a m i
e k o n o m i c z n y m i , złączonymi
je­
d y n i e politycznie. Najczęściej bieg w y p a d k ó w t o c z y się t o r e m
pośrednim,
ekonomicznie n a j k o r z y s t n i e j s z y m ;
odrębność oczywiście u t r z y m a ć t r u d n o ,
Dawną
ale i zupełne
zupełną
zlanie
21
WOJNA I POKÓJ
nie j e s t ł a t w e . N a s t ę p u j e n a w i ą z a n i e s t o s u n k ó w
połączone z w y t w o r z e n i e m się pokojowego
wymiennych,
współzawodnictwa
gospodarczego. D a w n e odosobnione g o s p o d a r s t w a nie odpowia­
dają n o w y m s t o s u n k o m , w y w o ł a n y m przez wzrost liczby ludzi
i ich p o t r z e b . Przejście d o g o s p o d a r s t w a w y m i e n n e g o , zastą­
pienie d a w n e g o , p r z y m u s o w e g o współdziałania
p o części d o -
b r o w o l n e m , p o części w s p ó ł z a w o d n i c t w e m p o k ó j o w e m z a p e w n i a
większą wydajność
potrzeb.
Państwo
p r a c y ludzkiej, d o s t a t n i e j s z e
przez
odpowiednie
zmiany
zaspokojenie
ustawodawcze,
p r z e d e w s z y s t k i e m przez dopuszczenie i zabezpieczenie własności
p r y w a t n e j , oraz s w o b o d y r o z p o r z ą d z a n i a swoją p r a c ą
warunki,
niezbędne
założenia
pokojowego
stwarza
współzawodnictwa
gospodarczego.
Za n a j w y b i t n i e j s z y
wyraz
wzrostu pokójowości
uważam
wzmożenie się p o k o j o w y c h s t o s u n k ó w m i ę d z y l u d ź m i , a mia­
nowicie współdziałania i w s p ó ł z a w o d n i c t w a pokojowego. Z a n i k
walk n a rzecz wojen u w a ż a m za dalszy doniosły w y r a z roz­
woju w t y m s a m y m k i e r u n k u .
III.
W a l k a ludzi ze z w i e r z ę t a m i n a l e ż y właściwie d o
prze­
szłości. Człowiek udoskonalił b r o ń d o t e g o stopnia, że ogranicza
się d o t ę p i e n i a zwierząt, o ile z a c h o d z i p o t r z e b a . Dziś a n i p o ­
lowania, a n i z a b i j a n i a zwierząt d o m o w y c h nie m o ż n a n a z w a ć
walką, ponieważ człowiek p r z y tej sposobności n i e m a l nie n a ­
r a ż a się n a niebezpieczeństwo. Z w i e r z ę t a nie są zdolne d o sta­
wiania s k u t e c z n e g o oporu. Z d a w a ć b y się mogło, że z a n i k walki
ludzi ze z w i e r z ę t a m i wywołał w z m o ż e n i e się w a l k i ludzi m i ę d / y
sobą. Nie znajdując d o s t a t e c z n e g o z a d o s y ć u c z y n i e n i a p o p ę d o m
w o j o w n i c z y m w walce ze z w i e r z ę t a m i , tern skwapliwiej
wal­
czyli m i ę d z y sobą. Mieli p o t e m u więcej czasu i sił, niż przed­
t e m , a l b o w i e m d a w n i e j b y l i więcej zajęci walką ze z w i e r z ę t a m i .
W rzeczywistości przebieg w y p a d k ó w b y ł o d w r o t n y .
Równo­
legle z z a n i k i e m walki ludzi ze z w i e r z ę t a m i , w a l k a ludzi m i ę d z y
sobą powoli zmniejsza się. Coraz b a r d z i e j ogranicza się d o walki
22
WOJNA I POKÓJ
w formie wojen. W a l k a m i ę d z y l u d ź m i ulega s t o p n i o w o ogra­
niczeniu, m i m o z a n i k u walki że z w i e r z ę t a m i i m i m o coraz częstsze­
g o s t y k a n i a się ludzi m i ę d z y sobą.
Przeciwstawienie
walki i w o j n y
jest
wynikiem
dziejo­
wego r o z w o j u . P ó k i nie p o w s t a ł o p a ń s t w o , nie mogło b y ć m o c y
0 zaistnieniu w o j e n . Członkowie d a w n i e j s z y c h
luźnych,
prze­
ważnie koczowniczych g r u p walczyli m i ę d z y Sobą l u b z człon­
k a m i i n n y c h p l e m i o n . S a m o p o m o c orężna nie hyŁa, w y r a ź n i e
1 stale z a k a z a n ą , zwłaszcza w s t o s u n k u d o obcych. P o w s t a n i e
i dalsze t r w a n i e g r u p , t a k b a r d z o u ż y t e c z n e człowiekowi, b y ł o
u w a r u n k o w a n e p r z e s t r z e g a n i e m spoistości w e w n ę t r z n e j , zakłó­
canej przez w a l k i m i ę d z y c z ł o n k a m i g r u p y . O d d a w i e n d a w n a
dążenie zapobieżenia s t a r c i o m z b r o j n y m
objawiało się silniej
w t e d y , g d y chodziło o walki w e w n ę t r z n e m i ę d z y
członkami
tej samej g r u p y , słabiej w s t o s u n k a c h z o b c y m i . Nieraz część
członków pewnej g r u p y społecznej p o d e j m o w a ł a w a l k ę z gro­
n e m osób, s t a n o w i ą c e m część i n n e g o związku n a własną r ę k ę
bez p o r o z u m i e n i a z n a c z e l n i k a m i g r u p y . Z a t a r g miał c h a r a k t e r
p r y w a t n y . Ż a d n a z obu g r u p , j a k o t a k a , j a k o całość nie b r a ł a
w n i m u d z i a ł u . Dziś p a ń s t w o z a s t r z e g a sobie w y ł ą c z n y
nopol
chwytania
podejmowanym
za
na
broń.
własną
Zapobiega
starciom
mo­
prywatnym,
r ę k ę bez p o r o z u m i e n i a z władzą,
m i ę d z y m i e s z k a ń c a m i p a ń s t w a , oraz m i ę d z y n i m i i mieszkań­
cami
sąsiednich
w starciach
państw.
orężnych,
Nakazuje
poddanym
które podejmuje.
współdziałać
N a z y w a m y je
woj­
n a m i , jeżeli p r z e c i w n i k i e m jest i n n e p a ń s t w o . P o j e d y n e k
instytucyą
prywatną,
ponieważ
żadna
ze
stron
jest
walczących
nie bierze w n i m u d z i a ł u w c h a r a k t e r z e u c z e s t n i k a organ izacyi
p a ń s t w o w e j . Więcej p u b l i c z n y c h p i e r w i a s t k ó w t k w i w pościgu
połicyantów
za
zbrodniarzami,
ponieważ
policyanci
w charakterze organów państwowych. Wojna jest
działają
instytucyą
w y b i t n i e publiczną, p a ń s t w o w ą , p o n i e w a ż jest s t a r c i e m d w ó c h
organizacyi
wytworzenia
państwowych.
Mogła
się ściśle określonych
powstać
dopiero
z
i odgraniczonych
chwilą
organi­
zacyi p a ń s t w o w y c h .
Równolegle z z a n i k i e m walki n a
rzecz wojen
przeciw-
23
WOJNA I POKÓJ
s t a w i e n i e w o j n y i p o k o j u s t a j s się coraz wyraźniejsze. D a w n i e j
przeciwstawienie j e d n e g o s t a n u d r u g i e m u b y ł o mniej s t a n o w c z e .
Między c z ł o n k a m i r ó ż n y c h g r u p z d a r z a ł y się z a t a r g i p r y w a t n e ,
później
uznane
za
niedopuszczalne
przez
państwa,
których
siły i z a k r e s d z i a ł a n i a wzrastają. P r z e c i w s t a w i e n i e w o j n y i p o ­
koju b y ł o p o c z ą t k o w o mniej w y r a ź n e t a k ż e i d l a t e g o , że za­
kończenie
zatargów
zbrojnych
między
plemionami
równoznaczne z nastaniem stosunków pokojowych.
nie
było
Zetknięcia
r ó ż n y c h g r u p b y ł y nieliczne. J e d n i nie znali i nierozumieli d r u ­
gich, co p o d s y c a ł o w z a j e m n ą nieufność. Zetknięcia p r z e r a d z a ł y
się ł a t w o w z a t a r g z b r o j n y , k o ń c z ą c y się faktycznie, ale nie
u m o w n i e , często o d n a w i a j ą c y się p r z y sposobności najbliższego
zetknięcia. T o n o w e starcie t r u d n o n a z w a ć d a l s z e m t r w a n i e m
d a w n e g o z a t a r g u , p o n i e w a ż w chwili f a k t y c z n e g o
zakończenia
d a w n e g o z a t a r g n nie było w y r a ź n e g o z a m i a r u podjęcia n a n o w o
k r o k ó w nieprzyjacielskich. Zakończenie z a t a r g n n ł e łączyło się
z zamiarem zaniechania nowych, póki do następnego zatargu
nie p r z y j d z i e , nie łączyło się z z a m i a r e m wejścia w s t o s u n k i
pokojowe
z
podejmowało
jownicy
dotychczasowym
napad
wracali,
nieprzyjacielem.
rozbójniczy
wzbogaceni
Jedno
przeciw d r u g i e m .
łupem.
plemię
Jego
Pozostawiali
wo­
najbliższy
u k ł a d w z a j e m n y c h s t o s u n k ó w zbiegowi okoliczności. N a razie
nie mieli z a m i a r u a n i podjęcia
nowej w y p r a w y , a n i
wejścia
w s t o s u n k i p o k o j o w e z t y m i , k t ó r y c h o b r a b o w a l i . Jeżeli za­
niechali p o n o w n e g o najścia,
wzajemniali
się n a p a d e m ,
jeżeli ich nieprzyjajiele
nie
od­
z d a r z y ć się mogło n a w i ą z a n i e
po­
k o j o w y c h s t o s u n k ó w h a n d l o w y c h l u b i n n y c h m i ę d z y o b u ple­
m i o n a m i l u b ich c z ł o n k a m i . A t o l i ich n a w i ą z a n i e nie b y ł o z g ó r y
przewidziane.
Brak
tego
przewidywania
stanowi
zasadniczą
różnicę w p o r ó w n a n i u z p ó ź n i e j s z y m s t a n e m rzeczy. D o p i e r o
w t o k u dalszego r o z w o j u w y p a d k ó w doszło d o z a w i e r a n i a u m ó w
p o k o j o w y c h , s t a n o w i ą c y c h z a k o ń c z e n i e wojen, a
n a przyjęciu
polegających
o b u s t r o n n e m z a s a d y , wedle k t ó r e j aż d o chwili
w y b u c h u w o j n y n o w e j , z a t a r g i z b r o j n e m i ę d z y p a ń s t w a m i za­
wierającymi u m o w ę , mają b y ć w y k l u c z o n e .
W y t w o r z e n i e się przeciwstawienia walki i w o j n y ,
wojny
.24
i
WOJNA I POKÓJ
pokoju
jest
przejawem
zwycięstwa
dążności
pokojowych.
Z a n i k w a l k n a rzecz wojen nie m ó g ł b y n a s t ą p i ć bez s t o p n i o w e g o
z r ó ż n i c z k o w a n i a się walki i w o j n y . Nie m o g ł o b y b y ć
mowy
0 zmniejszającem się znaczeniu wojen, g d y b y s t o s u n k i z e w n ę t r z n e
państw
nie uległy p r z e o b r a ż e n i u
w i e n i e w o j n y i pokoju
przez
wyraźne
przeciwsta­
(por. u s t ę p V ) . Z w y c i ę s t w o
dążności
p o k o j o w y c h w e w n ą t r z p a ń s t w a czyli z a n i k w a l k i jest o b j a w e m
wyraźniejszym,
mniej
wątpliwym,
niż z m n i e j s z a n i e
się
zna­
czenia wojen. P o objaśnieniu k i l k u k r ó t k i m i u w a g a m i z a n i k u
w a l k i , b ę d ę się s t a r a ł odpowiedzieć n a p y t a n i e , czy i o ile m o ż e
b y ć m o w a o coraz t o mniejszem z n a c z e n i u wojen?
Naczelnicy rodu dbali o wytworzenie
jaknajsilniejszego
poczucia łączności w ś r ó d osób podległych ich w ł a d z y .
się o w y k l u c z e n i e s t a r ć o r ę ż n y c h . Chcąc s k u t e c z n i e
Starali
przeciw­
działać w r o g o m z e w n ę t r z n y m musieli z a p o b i e g a ć w a l k o m w e ­
w n ą t r z r o d u . P i e r w o t n a g r u p a r o d o w a w t o k u dziejów
roz­
rosła się w p a ń s t w o , przez p o d b ó j , u w a ż a n y za źródło rozlicz­
n y c h korzyści. P a ń s t w a nie p o w s t a ł y wyłącznie przez
podbój
1 dla p o d b o j u , ale p e w n e m j e s t , że w ł a d c y społeczeństw l u d z ­
kich od d a w i e n d a w n a u w a ż a l i p o d b ó j za j e d n o ze s w y c h głów­
n y c h z a d a ń . S p o ł e c z e ń s t w a mniej usposobione, c z y mniej uzdol­
n i o n e d o p o d b i j a n i a i n n y c h , z o s t a ł y wcielone d o p a ń s t w
są­
siednich.
W
miarę dokonywania
szczęśliwych
podbojów
wzrasta
liczba ludzi i p r z e s t r z e ń , n a k t ó r ą rozciąga się działalność p o ­
kojowa p a ń s t w a , polegająca n a zapobieżeniu walk m i ę d z y wła­
snymi
poddanymi.
Naczelnicy
grup
rodowych
dbali
usilnie
o zapobieżenie s t a r c i o m w e w n ę t r z n y m . W ł a d c y p a ń s t w m u s z ą
z i s t o t y rzeczy iść t ą s a m ą drogą. R ó ż n i c a j e s t j e d y n i e ilościowa.
I c h pokójowość, polegająca
n a p r z e c i w d z i a ł a n i u w a ł k o m we­
w n ę t r z n y m , rozciąga się n a c o r a z t o większe o b s z a r y i n a c o r a z t o
liczniejsze z a s t ę p y ludzi.
S t a n y Zjednoczone n a z y w a j ą
często p a ń s t w e m ,
c e m s y s t e m o c h r o n y celnej. Niewątpliwie S t a n y
o ile chodzi o p r z y w ó z z z e w n ą t r z wielu t o w a r ó w ,
g o przez nałożenie ceł, a więc stosują
system
stosują-
Zjednoczone,
utrudniają
ograniczający
25
WOJNA I POKÓJ
w o l n y h a n d e l z e w n ę t r z n y . Zupełnie m y l n e m b y ł o b y p r z y p u s z ­
czenie, że wogóle nie p r o w a d z ą p o l i t y k i wolnego h a n d l u . W obrę­
bie S t a n ó w Z j e d n o c z o n y c h
przestrzegają
jej jaknajściślej
od
d a w i e n d a w n a . N i e m a m o w y o o d s t ą p i e n i u od n i e j . S t a n y Zjed­
noczone obejmują p r z e s t r z e ń n i e m a l r ó w n i e wielką, j a k E u r o p a ,
zamieszkałą obecnie przez blisko s t ó milionów ludzi, w e w n ą t r z
k t ó r e j g r a n i c e celne są z j a w i s k i e m zupełnie nie z n a n e m . S t a n y
Zjednoczone
prowadzą
p o l i t y k ę o c h r o n y celnej w o b e c
zagra­
nicy, p o l i t y k ę wolnego h a n d l u w e w n ą t r z k r a j u . Coś p o d o b n e g o
zachodzi w s p r a w i e w o j n y i , p o k o j u . S t a n y Zjednoczone u t r z y ­
m u j ą w o j s k o l ą d o w e , flotę wojenną.
O d czasu d o czasu p r o ­
w a d z ą w o j n y z p a ń s t w a m i sąsiedniemi. Chcąc w r a z i e w o j n y
skutecznie w y s t ą p i ć p r z e c i w k o z e w n ę t r z n e m u
nieprzyjacielowi,
oczywiście t a k ż e z i n n y c h p r z y c z y n , starają się usilnie o w y ­
kluczenie w alki n a ogromnej p r z e s t r z e n i w ś r ó d licznej rzeszy
T
ludzi podległej ich w ł a d z y .
Nie każde z p a ń s t w nowoczesnych występuje
przeciwko
wszelkim
jego w ł a d z y .
walkom
między
osobami
stanowczo
podlegającymi
S t a n o w i s k o wielu p a ń s t w n o w o c z e s n y c h
p o j e d y n k ó w j e s t c h a r a k t e r y s t y c z n ą pozostałością
wobec
dawniejszego
u s t r o j u , pozostałością czasów, k t ó r y m obcą b y ł a z a s a d a bez­
względnego w y k l u c z e n i a s t a r ć o r ę ż n y c h m i ę d z y
mieszkańcami
p a ń s t w a . Dziś p o j e d y n k i są wszędzie z a k a z a n e , ale z n a n ą jest
rzeczą, że w wielu p a ń s t w a c h p o d n a c i s k i e m opinii publicznej
władze a l b o u n i k a j ą ścigania u c z e s t n i k ó w p o j e d y n k u , a l b o wy­
mierzają
k a r y ł a g o d n e . D z i w n e jest w wielu p a ń s t w a c h
sta­
n o w i s k o władz w w y p a d k a c h , w k t ó r y c h j e d n ą ze s t r o n , bio­
r ą c y c h u d z i a ł w z a t a r g u , jest w o j s k o w y . W ó w c z a s w ł a d z e w o j ­
skowe wywierają p e w i e n p r z y m u s celem d o p r o w a d z e n i a d o p o ­
j e d y n k u . Grożą usunięciem z wojska w razie n i e u s k u t e c z n i e n i a ,
czy też nieprzyjęcia w y z w a n i a n a p o j e d y n e k z g o d n e g o z p r z y ­
j ę t y m i z w y c z a j a m i . T e n p r z y m u s nie w y k l u c z a k a r y , g d y d o j ­
dzie
do
pojedynku.
W
stanowisku
władz
tkwi
oczywista
sprzeczność.
Angielska opinia p u b l i c z n a p o t ę p i a p o j e d y n e k , t a k ż e woj­
skowych.
Tamtejsze
władze
państwowe
nie
czynią
różnicy
26
WOJNA i POKÓJ
m i ę d z y p o j e d y n k a m i a i n n y m i r o d z a j a m i walki. W Anglii i S t a ­
n a c h Z j e d n o c z o n y c h znikł t a k ż e i t e n w y ł o m w zasadzie bez­
względnego w y k l u c z e n i a s t a r ć orężnych m i ę d z y
mieszkańcami
państwa.
P a ń s t w a p o d o b n i e , j a k ludzie, k t ó r y c h są zespołem, żyją
równocześnie
dążeniami
wojennymi
i
pokojowymi.
Istnieją
t e o r y e p o w s t a n i a pańsówa, w y c h o d z ą c e z o d m i e n n y c h założeń.
Jedne
widzą
w państwie przedewszystkiem
organizacyę
wo­
jenną, d r u g i e z a d a n i a pokojowe p a ń s t w a uważają za główne.
Pogląd, wedle k t ó r e g o p a ń s t w o p o w s t a ć miało przez p o d ­
bój i d l a p o d b o j u , doczekał się d o p i e r o w X I X - y m wieku d o ­
kładniejszego sformułowania
z tłumaczeniem
rozwoju
i większego rozgłosu w
społecznego a n a l o g i a m i ,
związku
zaczerpnię­
t y m i z r o z w o j u ś w i a t a zwierzęcego, objaśnianego przez
Dar­
w i n a walką o b y t . Niewątpliwie p o d b ó j b y ł od d a w n a i jest
p o dziś dzień i s t o t n y m w s p ó ł c z y n n i k i e m życia
państwowego,
a więc i społecznego.. Atoli k a ż d y p o d b ó j b y ł
uwarunkowany
i s t n i e n i e m p e w n e j solidarności w ś r ó d g r u p y podbijającej,
był
równocześnie
Ta
aktem
współdziałania
i współzawodnictwa.
s a m a dwoistość t k w i n a dnie pokójowości p a ń s t w .
W
wieku
XVII-ym
rozumowano
na
podstawie
przy­
puszczenia o p i e r w o t n e m istnieniu walki w s z y s t k i c h ze w s z y s t ­
k i m i {homo homini
lupus).
N i e b y ł o ż a d n e j łączności
l u d ź m i . K a ż d y zwalczał sąsiadów. B y l i b y się ludzie
nawzajem,
wotną
między
wytępili
g d y b y n i s zawrócili z t e j drogi. Ograniczyli pier­
samowolę k a ż d e g o p r z e z wykluczenie w a l k i
zawierającymi
podstawową
umowę
społeczną,
przez
pomiędzy
uznanie
w ł a d z y naczelnej i przez przyjęcie i n n y c h p o s t a n o w i e ń ,
sta­
nowiących n i e z b ę d n y c z y n n i k życia społecznego. W t e r n oświetle­
n i u p a ń s t w o j e s t organizacyą, powołaną d o życia p r z e d e w s z y s t ­
k i e m w celach p o k o j o w y c h . R o z u m o w a n i e t a k i e m o ż n a u w a ż a ć
za p r a w d ę formalną, za h y p o t e c z n e założenie, p o t r z e b n e gwoli
logicznego ujęcia rozwoju
wypadków.
W
tern z n a c z e n i u
nie
jest w tej chwili p r z e d m i o t e m moich u w a g . S z u k a m odpowiedzi
na
pytanie,
padków?
czy j e s t
wyrazem
rzeczywistego
przebiegu
wy­
O d p o w i a d a m przecząco. P a ń s t w o j e s t jeszcze ciągłe
27
WOJNA I POKÓJ
i b y ł o od p o c z ą t k u o r g a n i z a c y ą ludzką, stworzoną dla posłu­
giwania się z a r ó w n o współdziałaniem, j a k w s p ó ł z a w o d n i c t w e m .
P a ń s t w o j e s t równocześnie j e d n y m i d r u g i m s p o s o b e m współ­
życia ludzi, z y s k a n i a ś r o d k ó w z a s p o k o j e n i a p o t r z e b . P y t a n i e ,
czy p a ń s t w o b y ł o p o c z ą t k o w o
jową, c z y wojenną,
konkretnie
organizacyą
poko­
j e s t w założeniu b ł ę d n e . N i e m o ż n a
dać
n a nie odpowiedzi. Można conajwyżej h y p o t e t y c z n i e j e d e n l u b
d r u g i p u n k t w i d z e n i a wziąć z a p o d s t a w ę wyjaśnienia
zjawisk.
(Dok. nast.)
Adam
Krzyżanowski.
Metoda religijno - pedagogiczna
Foerstera.
Nie p o d o b n a przewidzieć, czy i k i e d y prof. d r . F r .
W.
F o e r s t e r , z n a n y z p e d a g o g i c z n y c h s w y c h dzieł, t ł u m a c z o n y c h
t a k ż e n a j ę z y k polski, o b d a r z y n a s obiecaną od d a w n a książką
o m o r a l n o - p e d a g o g i c z n e j konieczności religii, a zwłaszcza o niczem n i e d a j ą c y m
się zastąpić
w p ł y w i e religii katolickiej,
dla
k t ó r e j o b j a w i a t u i ówdzie żywą s y m p a t y ę . U z n a n i e j e d n a k ,
a n a w e t uwielbienie, j a k i e znajduje F o e r s t e r w ś r ó d wielu w y k s z t a ł ­
c o n y c h k a t o l i k ó w , oraz i d u c h o w n y c h , w y m a g a ostrzegawczego
głosu i nie p o z w a l a dalej czekać n a zapowiedzianą p r a c ę . N i e
m o ż n a zaprzeczyć, że dzieła F o e r s t e r a w y w a r ł y już i wywie­
rają silny w p ł y w n a w y c h o w a w c ó w i d u s z p a s t e r z y k a t o l i c k i c h .
Czy j e d n a k t e n w p ł y w jest n a p r a w d ę d o d a t n i m ?
Czy prze­
ciwnie, nie p r z e c e n i a się może pedagogicznej w a r t o ś c i poglą­
dów
Foersterowskich
w
dziedzinie
religijnego
Czy m o ż n a t o u w a ż a ć z a z d r o w y o b j a w , że
katolickiej p e d a g o g i k i religijnej
nawołują
w y c h o w a n i a ?przedstawiciele
bez p o w a ż n y c h
strzeżeń d o większego u w z g l ę d n i a n i a Foersterowskiej
za­
metody
e t y c z n e j w n a u c e religii?
J u ż okoliczność, że F o e r s t e r m i m o s w y c h katolickich —
powiedzmy — sympatyi, n i e
p r z e k o n a ń , jest i zostaje
pro­
t e s t a n t e m , p o w i n n a b y n a s p o w s t r z y m a ć o d bezwzględnego za­
lecania jego dzieł k a p ł a n o m i w y c h o w a w c o m k a t o l i c k i m .
n i e k a t o l i k o w i muszą F o e r s t e r o w i b y ć obce najistotniejsze
Jako
dła
29
METODA RELIGIJNO PEDAGOGICZNA FOERSTERA
p e d a g o g i k i Kościoła k a t o l i c k i e g o c z y n n i k i , j a k i m i są p r a w d z i w a
wiara, uległość dla boskiej p o w a g i K o ś c i o ł a - M a t k i , i styczność
z B o g i e m przez S a k r a m e n t a św. i zwłaszcza św. E u c h a r y s t y ę .
Zaiste, bliższe z a s t a n o w i e n i e
się n a d m e t o d ą
Foerstera
i jego z a m i a r a m i d o p r o w a d z a n a s d o wniosku, że — m i m o n a j ­
lepszych może jego chęci — k a t o l i c k a
pedagogika
reli­
gijna jest d l a ń jeszcze księgą z a m k n i ę t ą . F o e r s t e r u ż y w a w p r a w ­
dzie
od czasu
do czasu
wyrażeń
„łaska",
„nadprzyrodzone
ż y c i e " , „ d o g m a t y " , „ D u c h Św.", ale czuć, że nie p o j m u j e ich
właściwego z n a c z e n i a ,
że p r z e c z u w a
p o t ę g ę i dzielność
nad­
p r z y r o d z o n y c h ś r o d k ó w , ale t y l k o z d a l e k a , w ś r ó d . m g i e ł i ciem­
ności. Pojęcia religijne F o e r s t e r a są m ę t n e i chwiejne, dalekie
od p r a w d z i w e g o
katolicyzmu.
Uznając
więc
niezaprzeczone
zasługi głośnego p e d a g o g a w k i e r u n k u psychologicznego pogłę­
b i e n i a n a u k e t y c z n y c h i p o w i ą z a n i a ich z k o n k r e t n e m życiem,
m u s i m y s t a n o w c z o d o m a g a ć się wielkiej oględności w s t o s o w a n i u
jego m e t o d w n a u c e religii k a t o l i c k i e j . Od F o e r s t e r a m o ż e m y
i p o w i n n i ś m y się uczyć, a n a w e t wiele się uczyć, ale cum
grano
salis t . j . ze s t a n o w c z e m i z a s t r z e ż e n i a m i w dziedzinie religijnej
pedagogiki.
P r z y p a t r z m y się tej sprawie t r o c h ę d o k ł a d n i e j . Zasadniczą
swą książkę „ W y c h o w a n i e c z ł o w i e k a " ) (w o r y g i n a l e :
1
Jugendlehre)
n a z w a ł F o e r s t e r „książką d l a rodziców, nauczycieli i k a p ł a n ó w " .
N i e m a wątpliwości, że miał n a myśli, jeśli nie głównie, t o w k a ż d y m
razie r ó w n o r z ę d n i e z p a s t o r a m i l u t e r s k i m i k a p ł a n ó w katolickich.
B ę d ą c człowiekiem t a k t u , zdał sobie s p r a w ę z niewłaści­
wości t e g o p r z e z n a c z e n i a swej książki dla d u s z p a s t e r z y obcego
m u w y z n a n i a . U s p r a w i e d l i w i ł więc k r o k swój s k r o m n ą
uwagą
w p r z e d m o w i e swego d z i e ł a : „ P r z e z n a c z e n i e tej książki t a k ż e
i d l a k a p ł a n ó w " nie o z n a c z a b y n a j m n i e j p r e t e n s y o n a l n e g o mie­
szania się d o pieczy n a d d u s z a m i . A u t o r sądzi, że „ o d p o w i a d a
wyrażanym
mu
często ze s t r o n y
duchowieństwa
życzeniom,
) Wychowanie człowieka. Tłum. W. Osterloff. Kraków-Warszawa.
Cytuję według przekładu polskiego, choć zostawia on wiele do życzenia
pod względem j ę z y k o w y m .
1
30
METODA RELIGIJNO PEDAGOGICZNA FOERSTERA
k i e d y s p e c y a l n i e d l a o p i e k u n ó w dusz w wielkich m i a s t a c h p o ­
daje t r o c h ę m a t e r y a ł u d o stosowanej [ n a u k i m o r a l n o ś c i " . (Str. I I ) .
T a k s k r o m n ą nie j e s t j e d n a k rola F o e r s t e r a w oddziały­
w a n i u n a religijną p e d a g o g i k ę , czy t o z w a ż y m y jego f a k t y c z n y
w p ł y w , czy t e ż t e o r e t y c z n e j e g o w y n u r z e n i a .
Zdaniem
czesnej
Foerstera
„nauczanie
nie k s z t a ł c i c h a r a k t e r u
religii
w
i nie s t a n o w i
szkole
nowo­
dostatecznego
p o u c z a n i a e t y c z n e g o " . ( W y c h ó w , czł. str. 92). Nie chodzi j e d n a k
F o e r s t e r owi „ o usunięcie l u b lekceważenie p o u c z a n i a
religij­
nego, lecz o m e t o d ę pedagogiczną właśnie w p o u c z a n i u religijnem"
(str.
94). T o
oświadczenie
m ó w i c h y b a coś więcej,
niż p r a g n i e n i e p o d a n i a „ t r o c h ę m a t e r y a ł u d o stosowanej n a u k i
m o r a l n o ś c i " . A t o l i a u t o r staje się jeszcze jaśniejszym,
ryzując
się z Fairscłiildem w American
(styczeń
Journal
of
solida­
Sociology
1 8 9 8 ) : „ K o ś c i e l n a n a u k a moralności z a n a d t o
oddala
się od życia. Kościołowi p o t r z e b a nowej m e t o d y dla k o n k r e t n e g o
s t o s o w a n i a s w y c h p r a w d d o codziennego t r y b u życia w sposób
możliwie w y r a z i s t y . Z e b r a w s z y i z e s t a w i w s z y k o n k r e t n e k o n ­
flikty e t y c z n e , n a l e ż y d y s k u t o w a ć z dziećmi o k w e s t y a c h . d o b r a
i zła n a t l e ich własnego ż y c i a " . (W o r y g i n a l e : „Man
konkreten
ethischen
KonfliJcte
die ganz bestimmten
Fragen
der Kinder
von Recht
Lebenserfahrung
sammeln
und
und mit
Unrecht
zutage
solle die
diesen
diskutieren,
die in ihrer
taglichen
lehre Berlin
1909, S. 122). T o ż ą d a n i e szczególnie p o d o b a się
treten".
Jugend-
F o e r s t e r o w i , d l a k t ó r e g o „ p r z e ż y w a n i e religijne i w y p ł y w a j ą c e
z w e w n ą t r z p o j m o w a n i e e w a n g e l i i " ( W y c h . czł. s t r . 109) j e s t
p o d s t a w ą e t y c z n e g o w p ł y w u p r z e z religijne w y c h o w a n i e .
„Zadanie
główne
pouczania
kościelnego
młodzieży
sta­
n o w i b u d z e n i e i w z m a c n i a n i e życia e t y c z n e g o przez jego s t o ­
sowanie d o i d e a ł ó w religijnych, oraz p r z y p o w i e ś c i i n a u k h i s t o r y i ś w i ę t e j " . ( W y c h . czł. s t r . 107). T u u w y d a t n i a się j u ż
dosyć
jaskrawo
protestancki
duch
religii chrześcijańskiej są dla niego
autora.
Wieczne
prawdy
p r z e d e w s z y s t k i e m
s y m b o l a m i p r a w d życiowych, d o z r o z u m i e n i a k t ó r y c h p r o w a d z ą
własne d o ś w i a d c z e n i a w e w n ę t r z n e w y c h o w a n k a .
Powiedziałem
„ p r z e d e w s z y s t k i e m " , b o a u t o r odczuwając z a p e w n e b r a k k o m -
METODA KJfiLIGIJNO-PEDAGOGICZNA F O E R S T E R A
petencyi
„zastrzega
się w y r a ź n i e
przeciw
31
nasuwającemu
może p r z y p u s z c z e n i u , j a k o b y d o g m a t y chrześcijańskie
się
poczy­
t y w a ł t y l k o z a s y m b o l e p r a w d e t y c z n y c h i z a p r z e c z a ł ich zna­
czeniu
metafizycznemu".
(Wych.
czł.
str.
112.
Przypisek).
W j a k i z a ś sposób p o j m u j e owo m e t a f i z y c z n e znaczenie, a u t o r
bliżej nie określa. Z m ę t n y c h jego, t u i ówdzie r o z s i a n y c h
uwag
w y p ł y w a , że w i a r a według F o e r s t e r a jest w y n i k i e m życia we­
wnętrznego każdej
jednostki.
W
zakończeniu
„Drogowskazu
ż y c i a " , w rozdziale,, Religia i c h a r a k t e r " c z y t a m y : „ P r a w d z i w e
pojęcie o naszej n a t u r z e d u c h o w e j o t r z y m u j e m y nie za p o m o c ą
n a u k o w y c h b a d a ń n a t u r y z e w n ę t r z n e j , lecz przez p o ­
z n a n i e i u d o s k o n a l e n i e siebie s a m y c h . K t o się w y t r w a l e ćwiczy
w p a n o w a n i u d u c h a n a d n a m i ę t n o ś c i a m i i ciałem (w oryginale :
„Korperzustande",
Lebensfiihrung,
Berlin
1909, S.
296),
ten
o d z y s k a wiarę w ś w i a t d u c h o w y . U m o c n i się w t e m i oświeci,
skoro' u ś w i a d o m i sobie, że największe i n a j b o g a t s z e dusze, k t ó ­
r y c h całe życie z w r ó c o n e m b y ł o k u rzeczywistościom
świata
w e w n ę t r z n e g o , k t ó r e żyły p e ł n e m i silnem życiem d u c h o w e m ,
coś pewniejszego powiedzieć mogą o istocie d u c h a , niż wszyscy
badacze
świata
zewnętrznego,
którzy
właśnie
przez
rodzaj
swych zajęć b y w a j ą p o z b a w i e n i życia w e w n ę t r z n e g o i d o ś w i a d ­
czenia' .
4
„ W t y c h p r a w d a c h p o d s t a w o w y c h znajduje się
sapientium,
consensus
zgodzenie się n a nie t y c h , k t ó r z y n i e t y l k o o nich
myśleli, lecz głęboko je przeżyli i odcierpieli i n a n i c h swą mą­
drość
oparli. . . Do
zrozumienia
religii nie d o p r o w a d z i
nas
r o z u m k r y t y c z n y , k t ó r y służy d o czego innego, lecz cześć i p o ­
k o r a wobec n i e z r ó w n a n e j wielkości d u s z y i znajomości
przemawiającej
do nas z pism świętych i tradycyi".
życia,
(Drogo­
wskaz życia. S t r . 212). P o w a g ą religijną j e s t dla F o e r s t e r a t r a d y c y a religijna, t . j . t r a d y c y a
Freiheit.
Mimchen
„wielkich d u s z " (Autoritat
u.
1910, 8. 97). W i e d z a nie p r o w a d z i d o w i a r y ,
nie u z a s a d n i a jej p o d s t a w — o n a n i e m a nic wspólnego z wiarą.
D o w i a r y p r o w a d z i n a t o m i a s t p o k o r a , k t ó r a się p o d p o r z ą d k o ­
wuje p r a w d z i e życiowej, s t w i e r d z o n e j przez zniewalającą
nas
zgodność wielkich c h a r a k t e r ó w i z n a w c ó w życia. (Autoritat
u.
32
METODA RELIGIJNO-PEDAGOGICZNA FOERSTERA
Freiheit,
S.
miotowy,
58, 59). W t a k i e j wierze t k w i p i e r w i a s t e k przed­
będący
normą
poprawczą
dla
podmiotowych
do­
świadczeń religijnych : „Religijny geniusz jest t y l k o n a pozór
p o d m i o t o w y m , w rzeczywistości zaś j e s t w n a j w y ż s z y m sensie
p r z e d m i o t o w y m ,
g d y ż p r z e m a w i a z pełni i głębi osobo­
wego życia, gdzie egoistyczne ograniczenie zostało przezwycięż o n e m , gdzie n a t o m i a s t dochodzi d o słowa całość życia, i s t o t a
r z e c z y " . (Autoritat
u. Freiheit,
S. 56, Anmerk.).
Ow p r z e d m i o ­
t o w y geniusz religijny, za k t ó r y m serce ludzkie t ę s k n i z n a t u r y
swej, j a k o za ź r ó d ł e m p i e r w o t n e m swego życia, j e s t wedle Foer­
s t e r a z b a w i e n i e m człowieka „ w o b e c p o w s z e c h n e g o c h a o s u in­
d y w i d u a l n y c h t y l k o p o j ę ć " , nie p o z o s t a w i a j ą c y c h j u ż
„ d l a wielkiego i p o r y w a j ą c e g o p r z e k o n a n i a " .
więcej
młodych
niedowiarków
naszego
Stąd to
wdeku
miejsca
„coraz
przyznaje
po
cichu, że n o w o ż y t n e oświecenie k a r m i ł o ich d u c h o w n e p o t r z e b y
k a m i e n i a m i t y l k o z a m i a s t chleba, oraz o d c z u w a z głębokiem
otrzeźwieniem
i udręczeniem,
że bez silnej w i a r y w p r a w d y
wieczne nie p o d o b n a siebie p o w a ż n i e w y r a b i a ć . D l a c z y s t y c h
h i p o t e z n i k t nie myśli się p o ś w i ę c a ć " . (Por. D r o g o w s k a z życia,
W a r s z a w a 1911, s t r . 211, Lebensfuhrung,
S. 296).
N i e d o s t a t e c z n o ś ć i n d y w i d u a l i z m u religijnego w y m a g a k o n ­
s e k w e n t n i e usunięcia t a k ż e p o d m i o t o w e j
„ i n t e r p r e t a c y i " reli­
gijnego p o d a n i a . W t y m celu kościół ż ą d a słusznie, „ a b y in­
d y w i d u a l n e p o s z u k i w a n i e za C h r y s t u s e m p o d p o r z ą d k o w a ł o się
wyobrażeniom,
w
których
miarodajni
wyznawcy
Chrystusa
śwdęcili d u c h o w n e swe połączenie z N i m , oraz pojęli zespolon e m i siłami i skrystalizowali całkowitość w p ł y w u jego osobi­
s t o ś c i " . (Autoritat
u. Freiheit,
S. 71). W y o b r a ż e n i a t e słusznie
u j ę t e z o s t a ł y „ w czcigodne z e w n ę t r z n e
i ciągłości" (Autoritat
u. Freiheit,
formy
autorytetu
S. 75), g d y ż „ j e d y n i e t r w a ł e
f o r m y w i a r y i i n t e r p r e t a c j e , w k t ó r y c h najwięksi n a ś l a d o w c y
C h r y s t u s a złożyli i s t o t ę i znaczenie j e g o p o s t a c i , z a c z e r p n i ę t e
z najgłębszego
wewnętrznego
doświadczenia... zdołają w y t w o ­
rzyć ową siłę w i a r y w jego niewzruszoną p r a w d ę , k t ó r ą
łącznie
może
być
p o d s t a w i e " (Autoritat
fundamentem
u. Freiheit,
kultury
S. 68).
na
wy­
chrześcijańskiej
METODA RELIGIJNO-PEDAGOGICZNA FOERSTERA
33
W i a r a w t a k p o j ę t e p r a w d y wieczne i d o g m a t y katolickie
n i e m a oczywiście nic wspólnego z wiarą katolicką.
Foerster
o d k r y ł — co j u ż T e r t u l l i a n szeroko w y k a z a ł w dziele „ 0 świa­
d e c t w i e d u s z y l u d z k i e j ' ' (anima humana rfrturaliter est Christiana)—
ż e „ p r z y k a z a n i a m o r a l n e religii chrześcijańskiej p r z e m a w i a j ą d o
d u s z y ludzkiej „ n a j b a r d z i e j jej w ł a ś c i w y m j ę z y k i e m " , i że dla­
t e g o religijne u z a s a d n i e n i e e t y k i u m i e przenieść n a k a z z e w n ę t r z n y
d o życia osobistego, p r z e m a g a j ą c w t e n sposób t o , c o św. P a w e ł
n a z y w a „niewolą p r a w a " i c o często p o z b a w i a moralność wszel­
kiego w p ł y w u właśnie n a ludzi n a s t r o j o n y c h b a r d z i e j i n d y w i ­
d u a l i s t y c z n i e . ( W y c h o w a n i e człow. s t r . V ) .
T a k chce F o e r s t e r pogodzić a u t o n o m i ę m o r a l n ą z h e t e ronomią, a ł ą c z n i k i e m jest geniusz religijny, k t ó r y p r z e m a w i a
zarówno
przez
w ł a s n e doświadczenie
wewnętrzne,
j a k przez
zgodność d o ś w i a d c z e ń wielkich dusz i znawców, życia. T e i n t e r p r e t a c y e k a t o l i c k i c h pojęć w i a r y , d o g m a t u i t . p . są zupełnie
modernistyczne:
są
mieszaniną
racyonalizmu
kantowskiego
z fideismem p r o t e s t a n c k i m i p e w n y m t r a d y c y o n a l i z m e m ,
w a j ą c y m i się p o d k a t o l i c k ą
Zapatrywania
niekatolickie
religijną
i
nie
terminologią.
religijne
mogą
ukry­
Foerstera
są z a t e m
na
wskroś
mieć n i c wspólnego z pedagogiką
Kościoła katolickiego. M u s i m y t o m o c n o
podkreślić
wobec s y m p a t y i k a t o l i k ó w , a t a k ż e księży, d l a m e t o d y
t e s t a n c k i e g o p e d a g o g a . W o b e c wrogich, nienawiścią
pro­
ziejących
k u w s z y s t k i e m u , co k a t o l i c k i e , p r ą d ó w i z a c z e p e k ze s t r o n y
z w o l e n n i k ó w niezależnej e t y k i , musiało silne zaznaczenie reli­
gijnej i w y z n a n i o w e j e t y k i s p o t k a ć się z u z n a n i e m wszystkich
d o b r z e m y ś l ą c y c h k a t o l i k ó w . Z a p r a s z a n o więc ze s t r o n y k a ­
tolickiej
Foerstera n a kongresy pedagogiczne i odczyty, b u ­
dząc tern m i m o chęci n i e z d r o w y k u l t F o e r s t e r o w s k i , i w yrar
biając m u opinię w k o ł a c h katolickich.
Dziś, g d y n i e m i l k n ą
wołujących
d o posługiwania
głosy p e d a g o g ó w katolickich, n a ­
się m e t o d ą
Foerstera
w
nauce
religii, t r z e b a s t a n o w c z o p r z e s t r z e d z p r z e d z g u b n y m i s k u t k a m i ,
które musiałyby wyniknąć z podobnych pogadanek etycznych
w duchu
P. P .
Foerstera, kosztem pedagogicznych
T.CXXXI.
metod
Kościoła
o
34
METODA RELIGUNO-PEDAGOGICZNA FOERSTERA
katolickiego.
Nikt
chyba nie przeczy, — i j a też nie m a m
t e g o z a m i a r u — że F o e r s t e r o w s k i e p o g a d a n k i i d y s k u s y e e t y ­
c z n e m a j ą wysoką w a r t o ś ć pedagogiczną, i że uczyć się z nich
należy wiele p o d względem realnej p l a s t y k i życia i psychologii
w y c h o w a w c z e j . P r z y z n a j ę też, że F o e r s t e r n a p o t r z e b n e koja­
rzenie p r a w d religijnych i p r z y k a z a ń z życiem słusznie kładzie
silny nacisk, ale sądzę, że energicznie z a p r o t e s t o w a ć p o w i n n i ś m y
przeciw roli, j a k ą F o e r s t e r sobie p r a g n i e p r z y w ł a s z c z y ć w k a ­
tolickiej
pedagogice
religijnej.
Owego
kojarzenia
religijnych
p r a w d i z a s a d z życiem k o n k r e t n e r a nie w y n a l a z ł d o p i e r o Foer­
s t e r ; istniało ono zawsze w pedagogice Kościoła,
począwszy
od jego założyciela, Boskiego N a s z e g o Z b a w c y J e z u s a
Chry­
stusa.
E w a n g e l i e są k l a s y c z n y m d o w o d e m , że słowa
Chrystu­
sowe t c h n ą s a m e m życiem, i n i e m a p r o s t s z y c h a z a r a z e m g ł ę b ­
szych
pogadanek
etycznych
nad
niezrównane .przypowieści
P a ń s k i e . H o m i l e t y k a i k a t e c h e t y k a kościelna zawsze kształciła
się n a w z o r a c h
Ewangelii i u s t a w i c z n i e t ł u m a c z y ł a
związek
wzniosłych jej p r a w d z r e a l n e m życiem. Asceza k a t o l i c k a zawsze
d o m a g a ł a się r o z w a ż a n i a t a j e m n i c w i a r y św. i p r z e ż y w a n i a ich
w d u s z y , oraz s t o s o w a n i a ich d o życia k o n k r e t n e g o i p o t r z e b
duszy aż d o najdrobniejszych
szczegółów. K a ż d y
podręcznik
r o z m y ś l a ń o życiu Zbawiciela zawiera co d o i s t o t y
metodę,
k t ó r ą F o e r s t e r objaśnia n a tle naszego n o w o ż y t n e g o życia p o
wielkich zwłaszcza m i a s t a c h . N a w i ą z y w a n o w n a u c z a n i u i w y ­
c h o w a n i u k a t o l i c k i e m zawsze d o doświadczeń i i n t e r e s ó w dziecka.
D z i ś zmienił się z a k r e s i c h a r a k t e r o w y c h życiowych s t o s u n k ó w
człowieka
do
otoczenia, i m o ż n a b y
słusznie p r z e m a w i a ć
za
obfitszem i realniejszem u w z g l ę d n i a n i e m ich w n a u c e religii.
P r z y p i s a ć z a ś sobie rolę ł a s k a w e g o d o r a d c y , p r a g n ą c e g o „ r o z ­
r o s t u kościelnych form ż y c i o w y c h " i wzbogacającego
gikę katolicką,
pozbawioną
pedago­
„ m e t o d " , jedynie skuteczną
me­
todą, t o s t a n o w c z o z a wiele. Nie w c h o d z ę w i n t e n c y e a u t o r a ,
ale nie m o g ę się oprzeć uczuciom słusznego żalu wobec niespra­
wiedliwego oskarżenia Kościoła, j a k i e mieści się w t y c h słowach :
„ L u b o t r a d y c y a kościelna b o g a t a j e s t w znajomość życia i d u -
35
METODA RELIGIJNO-PEDAGOGICZNA FOERSTERA
szy, t o j e d n a k , rzecz dziwna, b r a k Kościołowi t r a d y c y i p e d a ­
gogicznej, z a o p a t r u j ą c e j k a ż d e g o p a s t e r z a dusz w głębszą p s y ­
chologię
d u s z y dziecięcej i zabezpieczającej go od d r ó g i spo­
sobów n a u c z a n i a , u z n a w a n y c h od d a w n a za b ł ę d n e . W i d z i m y
fakt g o d n y p o ż a ł o w a n i a , iż właśnie w kościełnem
pasterstwie
dusz lekceważone są n a j e l e m e n t a r n i e j s z e p o s t u l a t y psychologii
p e d a g o g i c z n e j , i zaledwie usiłowane j e s t organiczne
złączenie
m a t e r y a ł u n a u c z a n i a z treścią d u s z y dziecka. W i e r z ą
naiwnie
w t o , iż s a m a t y l k o mniej l u b więcej u p r o s z c z o n a t r e ś ć b i b l i j n a
już o d d z i a ł y w a ć m u s i n a d u s z ę dziecka, a g d y b y niejedno nie
b y ł o z r o z u m i a n e , zasiew później w y d a p l o n " . ( W y c h . czł. str. 107).
Następnie
z
Kościołem,
zaś p y t a :
godne
„Czyż
pożałowania
w zakresie p r a w d y życiowej,
nych, nie p o w i n n y
właśnie
rozbrat
dorosłych
tych
odstępców
nieuctwo
w symbolach
religij­
n a s u w a ć p y t a n i a , czy nie należy
zawartej
przypi­
sywać w i n y t e g o o b j a w u w znacznej mierze b r a k o w i
pedagogicznych
w Kościele?
Gdyby
lepiej
metod
unaoczniano
sto­
sunek, z a c h o d z ą c y m i ę d z y n a u k ą i życiem, czyż w t e d y wstą­
pienie d o życia r z e c z y w i s t e g o t y l u ludzi, w y c h o w a n y c h w wie­
rzeniach religijnych, m o g ł o b y się stać r ó w n o z n a c z n e m z odstą­
pieniem
od nich, o d s t ą p i e n i e m
nietylko
od n a u k i
lecz r ó w n i e ż i od w i a r y w n i e z m i e r n e znaczenie
religijnej,
pierwiastka
e t y c z n e g o w świecie realności i f a k t ó w b r u t a l n y c h ? "
(Wych.
czł. s t r . 108).
. T a k i sąd o katolickiej pedagogice Kościoła j e s t w w y ­
sokim s t o p n i u p r e t e n s y o n a l n y m w u s t a c h p r o t e s t a n t a , nie p o ­
siadającego
wewnętrznych
d o ś w i a d c z e ń katolickich i
zniżają­
cego o b j a w i o n e prawdy- d o r z ę d u l u d z k i c h p r a w d
życiowych,
przez
zewnętrzne
ogół m ę d r c ó w p r z y j ę t y c h
za niewzruszone
formy w i a r y . F o e r s t e r nie t y l k o j e d n o s t k o m z a r z u c a b r a k me­
t o d y pedagogicznej w n a u c z a n i u religii, ale w p r o s t
Kościołowi t r a d y c y i pedagogicznej
i wyraża
się t a k ,
odmawia
jakoby
sobie p r z y p i s y w a ł p o w o ł a n i e o b d a r z e n i a n a s m e t o d ą , n a k t ó r ą
d o t ą d d a r e m n i e silono się w Kościele.
D l a k a ż d e g o k a t o l i k a p o w i n n o b y ć j a s n e m , że D u c h św.
nie działa w Kościele k a t o l i c k i m p r z e z p r o t e s t a n t ó w , że roz-
36
METODA RELIGIJNO-PEDACOGICZNA FOERSTERA
r o s t u życia religijnego k a t o l i k ó w nie d o c z e k a m y się za pomocą
s u r o g a t u naszej katolickiej w i a r y .
*
*
*
P o z n a l i ś m y j u ż wyżej p o g l ą d y religijne F o e r s t e r a . P r z y ­
p a t r z m y się t e r a z , w czem
upatruje
metodę, której
brakło
Kościołowi d o t ą d , i k t ó r ą chce K o ś c i ó ł o b d a r z y ć .
M e t o d a p e d a g o g i c z n a F o e r s t e r a nie jest wcale
lecz
psychologiczno-etyczną
na
tle
religijnych
religijną,
wierzeń.
Jej
celem i z a d a n i e m nie jest w z m o ż e n i e życia religijnego, ale etycz­
nego. Religia jest m u ś r o d k i e m , i to. n i e z b ę d n y m , dla wyro­
bienia e t y c z n e g o , jest konieczną deską r a t u n k u wobec rozbicia,
jakie z a g r a ż a e t y c e ze s t r o n y i n d y w i d u a l i z m u m o r a l n e g o i wolnej
myśli. N a u c z a n i e religijne m a w i e r z ą c e m u , „iż sens życia objawił
się i odzwierciedlił najdoskonalej w wielkich d u s z a c h "
(Wych.
czł. s t r . 130), wyłożyć znaczenie życia i „ n a t l e p r z y p o w i e ś c i
i obrazów
zrozumienie
z własnego codziennego otoczenia u d o s t ę p n i ć m u
najwyższych
wydarzeń,
widoków
i
rozwiązań"
(tamże str. 94). Religia daje d u s z y świadomość wyższego prze­
znaczenia i d u c h o w e g o życia, i b u d z i w niej p r a g n i e n i e wyswo­
b o d z e n i a się z p ę t sił p r z y r o d y , n a m i ę t n o ś c i i i n s t y n k t ó w , i w t e n
sposób u z u p e ł n i a siły e t y c z n e . Chrześcijańska religia jest
naj­
w y ż s z y m s t o p n i e m t a k i e g o u ś w i a d o m i e n i a i d l a t e g o niezbędną
dla najwyższego u d o s k o n a l e n i a się człowieka. (Por. W y c h . czł.
str. 128—129).
J a k dalece t a m e t o d a o d s t ę p u j e od z a s a d w i a r y katolickiej,
a n a w e t chrześcijańskiej, j a k b l i z k o n a t o m i a s t s t y k a się z p o s t u l a ­
t a m i niezależnej e t y k i , t o j a s n o p o k a z u j ą
słowa a u t o r a , k t ó -
r e m i z a m y k a swoje w y w o d y o n a u c e religii i p o u c z a n i u e t y c z n e m :
„ K o ń c z ą c t e r o z p a t r y w a n i a n a u k i religii i p o u c z a n i a religijnego
(w oryginale : „ e t y c z n e g o " ) , m u s i m y jeszcze zwrócić szczególną
u w a g ę i położyć n a c i s k n a fakt, l u b o z n a n y powszechnie, ale
wciąż jeszcze nie u w z g l ę d n i a n y należycie w w y c h o w a n i u mło­
dzieży.
F a k t e m t y m jest, iż ż y j e m y w epoce, w k t ó r e j z w ą t p i e n i e
o wszelkim
autorytecie
pokutuje
wśród
młodego
pokolenia,
ruUKSTUKA
METODA RELIGlJJNO-PEDAtrUlilUZJNA
rozsadzając i k w e s t y o n u j ą c p o d w a l i n y , n a k t ó r y c h o p a r t e b y ł y
pewniki etyczne.
F a k t t e n w y w o ł u j e konieczną p o t r z e b ę , b y rodzice wie­
r z ą c y z a o p a t r y w a l i swe dzieci n a drogę życia n i e t y l k o w uza­
sadnienie religijne e t y k i , lecz r ó w n i e ż w p o g l ą d y
które n i e z a l e ż n i e
od
wierzeń
i uczucia,
w y z n a n i o w y c h
mogą b y ć ostoją, g d y r u s z t o w a n i e
kościelne
ru­
n i e " * ) . ( W y c h . czł. 131, 132).
P r a w d a , że młodego człowieka, k t ó r y stracił w i a r ę , mogą
jeszcze
powstrzymać
od
najgłębszego
upadku
niemoralnego
s z l a c h e t n e u c z u c i a ogólno-ludzkie i s o c y a l n o - e t y c z n e
ale t o t y l k o dzięki n i e k o n s e k w e n c y i , w k t ó r e j
maksymy,
nie zdaje sobie
s p r a w y z t e g o , ze t e p o b u d k i , o ile nie- są o p a r t e n a a u t o r y ­
tecie B o g a , nie m a j ą
czanie
dostatecznej
podstawy. Należyte nau­
religii p o g ł ę b i a i u z a s a d n i a
etyczne maksymy
i
trzebie,
wspomina
o której
dlatego
w
z rozumu
praktyce czyni
Forester,
bnego
nauczania
żądać
nie wolno. D l a k a t o l i k ó w m u s i i
być —
„niezależnej
nietylko . „dawniej"
i wiary
a
etyki",
było
zadość
czyni t o
jakiego
bez
od
owe
po­
oso-,
katolika
dzisiajjeszcza
—• „ n i e m o ż l i w e m
napisać
książkę o w s k a z ó w k a c h życia, a nie zacząć t a k o w y c h od B o g a
i nie skończyć
n a B o g u " . (Por. D r o g o w s k a z
życia
s t r . 210).
D l a k a t o l i k a n i e m a m e t o d y religi]no-pedagogicznej b e z a k t ó w
w i a r y , nadziei, miłości, s k r u c h y , bez m o d l i t w y i r a c h u n k u su­
mienia, bez S a k r a m e n t ó w św. W s z y s t k i e t e ś r o d k i nie są też
u z u p e ł n i e n i e m t y l k o e t y c z n e g o w y r o b i e n i a , lecz i s t o t n y m i czyn­
nikami
religijnego
rozwiązywania
jego
wychowania.
etycznych
Znajomość
zagadek,
życia
i
sposobu
skierowanie
wzroku
gdzieś w z a ś w i a t y , d a l e k o p o n a d w s z y s t k o , co s t w o r z o n e , i u p o ­
jenie d u s z y swą d u c h o w ą wyższością n a d m a t e r y ę i n a d p o ­
p ę d y z m y s ł o w e — nie w y s t a r c z a d o t w o r z e n i a i kształcenia
c h a r a k t e r u , a zwłaszcza c h a r a k t e r u k a t o l i c k i e g o .
*
*
*) Uwydatnienie t y c h słów rozstrzelonym drukiem pochodzi od
autora niniejszego artykułu.
METODA
RELlOrlJJNU-fJiUAliUtrlU/ilMA
tUUKSIJSKA
Czy j e d n a k p e d a g o g i c z n e p o g l ą d y F o e r s t e r a są bez wszel­
kiego z n a c z e n i a dla naszej katolickiej pedagogiki?
Z a z n a c z y ł e m j u ż n a wstępie niniejszego a r t y k u ł u , że nie
m o ż n a F o e r s t e r o w i o d m a w i a ć zasługi w k i e r u n k u p r a k t y c z n e g o
p o u c z a n i a e t y c z n e g o n a tle w e w n ę t r z n y c h d o ś w i a d c z e ń w y c h o ­
w a n k a i r e a l n y c h k o n f l i k t ó w życia. F o e r s t e r , mając p e w i e n d a r
e t y c z n e j i n t u i c y i życiowej, d o s t r z e g a w d r o b n y c h w y d a r z e n i a c h
i w najprostszych
n a pozór czynnościach
i umie po mistrzowsku
stycznie
i
żywo.
całą pełnię
życia,
etyczne zagadnienia przedstawić
Posiada
też
głębokie
pla­
doświadczenie
we­
wnętrzne o duchowej potędze panowania n a d namiętnościami,
n a d gwałtownością,
porywczością,
n a d ślepemi silami żywio-
lowemi, k t ó r e p ł y n ą z e g o i z m u i wywołują z a m i e s z a n i e i roz­
k ł a d społeczny. J e g o p o g a d a n k i e t y c z n e cechuje j a k a ś s p o k o j n a
r ó w n o w a g a d u c h a , ś w i a d o m a swej wyższości i siły,
pragnąca
zło zwyciężyć d o b r e m .
możnaby
• wyprowadzić
indignari,
rzaj,
sed intelligerel"
ale
T a k t y k ę jego pedagogiczną
ze s ł y n n e g o h a s ł a
Spinozy:
— „Nie
wyrozumiej".
dziw
„Non
mirari,
się,
nie
non
obu­
Foerster upatruje w wyrozu­
m i e n i u d u s z y w y c h o w a n k a drogę d o p o r o z u m i e n i a się i p e d a ­
gogicznego w p ł y w u , odnajduje w d u s z y z a n i e d b a n e j ,
zgorzkniałej
ukryte
na dnie
szlachetne
zdziczałej,
uczucia, d o
których
u m i e p r z e m a w i a ć , b u d z ą c je d o n o w e g o ożywienia się i o p a n o ­
wania p ę t , k t ó r e je d o t ą d s k r ę p o w a ł y .
W tej d o p r a w d y s a m a r y t a ń s k i e j
życzliwości,
wlewającej
wino p o k r z e p i e n i a i oliwę w y r o z u m i e n i a w r a n y coraz liczniej­
szych ofiar naszej m a t e r y a l n e j k u l t u r y , nie liczącej się z k u l ­
t u r ą w e w n ę t r z n ą serca i . c h a r a k t e r u , z n a j d u j e się klucz w p ł y w u
F o e r s t e r a n a szerokie w a r s t w y i n a r o z m a i t e n a r o d y .
P o w i n n i ś m y w w y c h o w a n i u religijnem b u d z i ć życie, ale
nie j a k i e k o l w i e k
dzone,
e t y c z n e życie, lecz życie
życie k a t o l i c k i e ,
dziei, miłości, życie b u j n e ,
nadprzyro­
życie p ł y n ą c e z wiary,
zroszone
modlitwą
czyli
na­
żywą
stycznością z Bogiem, życie d u c h o w n e łaski, przez k t ó r e D u c h
Ś w i ę t y obiera sobie d u s z ę i ciało k a t o l i k a za kościół swój. F o e r ­
ster nie myśli o t a k i e m życiu, nie z n a g o wcale, a l b o p r z y n a j m n i e j
nie zdoła go ocenić. Z t a k i e g o życia w y p ł y w a mądrość życiowa,
k t ó r a jest d a r e m D u c h a św. i k t ó r e j m ą d r o ś ć , c h o ć b y największych
myślicieli, nie m o ż e zastąpić.
W y c h o w a w c ą dusz jest w p i e r w s z y m rzędzie D u c h Św.,
c o j e d n a k wcale nie w y k l u c z a konieczności religijnej
giki k a p ł a n ó w
i wychowawców-ludzi.
Kościołowi
nie
pedago­
brakło
i nie b r a k u j e dziś m e t o d p e d a g o g i c z n y c h dla k s z t a ł c e n i a k a ­
tolickiego c h a r a k t e r u . D o w o d e m , że Kościół p o s i a d a najwznio­
ślejszą t r a d y c y ę pedagogiczną,
są b o h a t e r o w i e Kościoła k a t o ­
lickiego, Święci k t ó r y c h p o s i a d a w Kościele k a ż d y s t a n , k a ż d y
wiek, k a ż d a płeć. N i e m o ż n a s t a w i a ć z a r z u t u , j a k t o F o e r s t e r
uczynił,
że religijne
pouczanie
dziś nie ^ k s z t a ł c i
charakteru,
jeśli się chce t a k ż e objąć t y m z a r z u t e m p e d a g o g i k ę katolicką.
Bez w ą t p i e n i a t r z e b a n a m dzisiaj w Kościele wobec coraz t r u d ­
niejszych
warunków
religijnego
życia p r a c o w a ć
usilniej
nad
m e t o d a m i religijnej pedagogiki, a b y umieć n i e m i w ł a d a ć s t o ­
sownie d o dzisiejszych p o t r z e b . Można bez p r z e s a d y powiedzieć,
że wielu, w y c h o w a w c ó w nie z n a się należycie n a m e t o d a c h k a ­
t o l i c k i e g o k i e r o w n i c t w a d u s z , że wielu szuka, t y c h m e t o d szcze­
rze, ale nie z d o ł a ł o o p a n o w a ć owej „ s z t u k i s z t u k " , j a k kiero­
w a n i e d u s z a m i n a z w a ł j u ż Grzegorz W i e l k i * ) . Nie m o ż n a n a ­
t o m i a s t o d m a w i a ć Kościołowi t r a d y c y i pedagogicznej i m e t o d
pedagogicznych, uczących poznawać duszę własną i
uzbrajać
j ą w z a s o b y sił d o o p a n o w a n i a życia w j e g o p o k u s a c h i niedomaganiach.
i
Brak
systematycznie
nam
może
zestawiła
gogikęreligijną,
książki,
któraby
wyczerpująco
n a d p r z y r o d z o n ą
peda-
ale nie b r a k w kościele jej znajomości,
właśnie dzięki j e g o t r a d y c y i p e d a g o g i c z n e j .
J e d n a istnieje książka, obejmująca całą p e d a g o g i k ę n a d ­
p r z y r o d z o n ą j ę d r n i e i k r ó t k o , g ł ę b o k o i w y c z e r p u j ą c o w swoim
rodzaju, i dlatego zastępująca
w e d ł u g słów św. K a r o l a B o r o -
meusza całą b i b l i o t e k ę , ale t a książeczka w y m a g a
głębokiego
s t u d y u m i t ł u m a c z e n i a jej n a w ł a s n e w e w n ę t r z n e życie.
Jej
pedagogicznej
ona
mądrości
poświęcę
osobny
artykuł.
Nosi
s k r o m n y t y t u ł : „Ćwiczeń d u c h o w n y c h " .
Ks.
Ernest
*) Reg. pastor. L. t. c. 1. Mignę P. L. 77, źol. 14.
Matzel.
Modernizm w książce polskiej.
(Ciąg dalszy).
Religia i n t e l l e k t u a l i s t y c z n a odbiera a u t o n o m i ę .
T r z e b a się p o r o z u m i e ć co d o z n a c z e n i a w y r a z u
„auto­
n o m i a " . A u t o n o m i ś c i n a s i , a m o d e r n i ś c i z n i m i , żądają w s p r a ­
wach
religijnych
zupełnej
od
Boga
niezależności.
p r a w d p o z y t y w n i e o b j a w i o n y c h przez B o g a , a więc
Żadnych
żadnych
d o g m a t ó w s t a ł y c h , żadnej e t y k i , gotowej z p r z e p i s a m i m o r a l ­
ności p r z e z B o g a w y d a n y m i i z o b o w i ą z k i e m p r z e z B o g a n a ­
ł o ż o n y m ; s t o s u n e k człowieka d o B o g a nie B ó g , ale człowiek
w e d ł u g swego u p o d o b a n i a m a n o r m o w a ć . Człowiek t w o r z y s a m
s y s t e m w i a r y i e t y k i , a B ó g staje j u ż w o b e c f a k t u d o k o n a n e g o ,
m a tylko dać a p r o b a t ę na t e n t w ó r ludzki. Historya
pokusy
p i e r w s z y c h rodziców w r a j u p o w t a r z a się u s t a w i c z n i e w ciągu
wieków, a dziś wyraźniej niż k i e d y k o l w i e k :
„będziecie
jako
bogowie, wiedząc d o b r e i z ł e " . Nie od B o g a będziecie odbierać
n o r m ę t e g o co d o b r e , a co złe, ale sami będziecie j ą s t a n o w i ć
i nie d o bożych, ale d o swoich p r z e p i s ó w będziecie się stosować.
T a k j a k B ó g j e s t n o r m ą d o b r a , t a k i w y będziecie d l a
siebie t a k ą n o r m ą : „będziecie j a k o b o g o w i e " . O t o pojęcie dzi­
siaj a u t o n o m i i , k t ó r e g o z n o w u K a n t jest n a d w o r n y m filozofem.
On t o ze swoją niezależną e t y k ą , z k a t e g o r y c z n y m
impera­
t y w e m , k t ó r y nie od B o g a , ale od człowieka p o c h o d z i , t a k b a r -
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
d z o dogodził p y s z e ludzkiej i dążności zepsutej n a t u r y ludz­
kiej d o e m a n c y p a c y i od wszelkiego a u t o r y t e t u , n a w e t od boskiego.
T o , że B ó g n a t a k i e j a u t o n o m i i źle wyjdzie, że będzie z a l e ż n y m
od człowieka, że będzie z r e d u k o w a n y d o m a r n e j
roli
widza
b e z r a d n e g o i t y l k o n a t o p o t r z e b n y , b y człowieka k i e d y ś n a
wieki uszczęśliwił, t o a u t o n o m i s t ó w
dzisiejszej
d o b y nic
nie
obchodzi. N a j p r z ó d człowiek i j e g o n i c z e m nieograniczona wol­
ność, a p o t e m Bóg, w y z u t y z p r a w d o człowieka, a t y l k o wiecznie
tern z a f r a s o w a n y , j a k b y człowieka uszczęśliwić.
T a k i Moderniści, z o b a w y n a r u s z e n i a a u t o n o m i i czło­
wieka, nie pozwalają B o g u n a o b j a w i a n i e człowiekowi g o t o w y c h
d o g m a t ó w i n o r m e t y c z n y c h , człowiek s a m ze siebie m u s i swe
wierzenia w y s n u ć i n o r m y p o s t ę p o w a n i a s a m sobie s t w o r z y ć .
Bóg najwyżej będzie m u w tern dziele p o m o c n y m , ale nie może
n a k ł a d a ć o b o w i ą z k u w i a r y l u b d o m a g a ć się w y k o n a n i a
prze­
pisów e t y c z n y c h — człowiek s a m , jeśli u z n a za s t o s o w n e , t a k i
obowiązek sobie n a ł o ż y , b o inaczej jego a u t o n o m i a p o n i o s ł a b y
uszczerbek.
Oczywiście
takiej
autonomii
człowieka
względem
Boga
religia k a t o l i c k a nie uznaje, a i z d r o w y r o z u m t a k ż e nie. Czło­
w i e k j a k o s t w o r z e n i e j e s t całem s w e m j e s t e s t w e m z a l e ż n y od
B o g a . W s z y s t k o co j e s t w człowieku i p o z a n i m t o dzieło Boże,
t o własność Boża. Bóg j e s t p a n e m człowieka b a r d z i e j , niż właści­
ciel j e s t p a n e m swego d o m u , l u b swego, o g r o d u —
człowiek
j e s t sługą B o g a n i e w tern z n a c z e n i u t y l k o , iż B ó g może roz­
porządzać
czynnościami
jego j a k p a n
czynnością
sługi, ale,
że B ó g dowoli może r o z p o r z ą d z a ć c a ł e m j e s t e s t w e m człowieka :
duszą, ciałem, w s z y s t k i m i w ł a d z a m i człowieka i czynnościami.
Wobec tego dziwne d o p r a w d y
są p r e t e n s y e
pewnych
ludzi,
g d y sądzą, że B ó g nie może człowiekowi ż a d n e j p r a w d y p o d a ć
d o wierzenia, ż a d n e g o o b o w i ą z k u n a niego n a ł o ż y ć , c h y b a t y l k o
za zgodą człowieka t a k , że człowiek bez swej w i n y m ó g ł b y nie
wierzyć w praw dę o b j a w i o n ą l u b nie spełnić p r a w a przez B o g a
r
w y d a n e g o z t e j j e d y n i e r a c y i , że t a p r a w d a , t o p r a w o nie od
człowieka p o c h o d z i ale od B o g a . P r a w d a c z y p r a w o objawione
nie może n a w e t n a z y w a ć się człowiekowi z z e w n ą t r z
„narzu-
42
c o n e " , b o n a r z u c a t e n coś, k t o nie m a d o t e g o p r a w a , n a r z u ­
cone j e s t t o p r a w o , k t ó r e j e s t w b r e w naszej n a t u r z e , k r z y w d z i
n a s , p o n i ż a . Ale mówić o p r a w d a c h i p r a w a c h b o ż y c h n a j m ę d r ­
szych, m a j ą c y c h
horyzonty,
za cel r o z t w o r z y ć u m y s ł o w i n a s z e m u
naszą
wolę
uszlachetnić,
podnieść
nowe
godność
czło­
w i e k a , w y z u w a j ą c go z w a d , z s o b k o s t w a , z w y s t ę p k ó w , d u ­
chowej wogóle n ę d z y , podnieść aż d o s t a n u , w k t ó r y m g o d n y m i
b y l i b y ś m y stać się dziećmi b o ż y m i , b y ć zaliczonymi d o wiełkiej familii bożej i podzielać n a wieki szczęście boże — t o c h y b a
nie może b y ć czemś naszej n a t u r z e w s t r ę t n e m , p r z e t o nie może
nazywać
się n a r z u c o n e m .
I p c c ó ż b y B ó g usiłował
wydobyć
z n a s n. p . p r a w d ę T r ó j c y Św., k i e d y ona przechodzi nasz u m y s ł
i n i g d y b y jej z naszej p o d ś w i a d o m o ś c i n i e w y d o b y ł .
Byłaby
t o t y l k o k o m e d y a , u t r z y m u j ą c a na& jeszcze w tern zaślepieniu
i k ł a m s t w i e , że m y m o ż e m y z siebie całą p r a w d ę poznać i całą
e t y k ę sobie stworzyć.
W s t o s u n k u człowieka d o B o g a nie może b y ć m o w y o a u t o ­
n o m i i człowieka, c h y b a t y l k o w g r a n i c a c h przez B o g a dozwo­
lonych
i o z n a c z o n y c h . Żądać
tu
jakiejś
bezwzględnej
auto­
n o m i i b y ł o b y t ą s a m ą niedorzecznością j a k g d y b y r o z u m ż ą d a ł '
a u t o n o m i i odnośnie d o p r a w d y l u b logicznego m y ś l e n i a , j a k b y
ziemia chciała a u t o n o m i i w s t o s u n k u d o słońca, członki ciała
o d n o ś n i e , d o całego o r g a n i z m u .
wolnością,
Autonomia
taka
nie
ale p r o w a d z i ł a b y d o z a t r a c e n i a i z g u b y .
byłaby
Wolność
jest d o b r ą , a u t o n o m i a j e s t d o b r ą , ałe w g r a n i c a c h n a t u r ą rzeczy
wyznaczonych.
Czy
może
ta
wszechstronna
zależność
czło­
wieka od B o g a ubliża godności człowieka, p r z y n o s i m u szkodę?
Bóg j e s t p r a w d ą , j e s t d o b r e m n a j w y ż s z e m ,
którego
pragnie
serce ludzkie i n a w e t n i e ś w i a d o m i e s z u k a , więc zależność czło­
w i e k a od B o g a j e s t dla człowieka t a k z b a w i e n n ą j a k dla k w i a t k a
zależność od słońca i r o s y , j a k dla d r z e w a zależność od ziemi,
dla r y b y zależność od w o d y . W m i a r ę i m więcej się człowiek
tej zależności p o d d a j e , tern więcej d u c h o w o rośnie, rozszerza
swój w i d n o k r ą g wiedzy, staje się w o l n y m wolnością dzieci bo­
żych : wolnością od błędu, od b r u d u m o r a l n e g o , t a k , że słusznie
p o w i e d z i a n o : służyć B o g u t o królować! A u t o n o m i a wobec Boga
m.\juxjt\auiai
w
KSIĄZ,U.K
S O L S K I E J
p o g r ą ż y ł a b y człowieka w c i e m n o ś c i a c h b ł ę d u i w niewoli wy­
s t ę p k ó w . P r a w d a , że n a u k a Kościoła k a t . o zupełnej zależności
człowieka od B o g a nie d a się pogodzić z d u c h e m
dzisiejszego
a u t o n o m i z m u , ale z t e g o t y l k o t o w y p ł y w a , że t e n d u c h j e s t
fałszywy
i zadaniem
uczonych
katolickich
jest w p ł y w a ć
na
jego z m i a n ę , a nie schlebiać m u ! Twierdzić d a l e j , iż „ n a r z u ­
c o n a " p r a w d a przez B o g a nie w y w o ł a d o siebie miłości i „za­
miast
rozkwitu
sprowadzi
zastygnięcie
życia",
znaczy
być
w sprzeczności i z d o ś w i a d c z e n i e m i ze z d r o w y m r o z s ą d k i e m .
B y ć w sprzeczności z d o ś w i a d c z e n i e m , b o Święci odnosili się
z największą
miłością d o p r a w d i p r a w b o ż y c h , d o Kościoła
k a t o l . , m i m o , że p r a w d y i p r a w a b y ł y i m „ n a r z u c a n e " , a K o ­
ściół n a wzór „ d e s p o t y " d o m a g a ł się od n i c h
posłuszeństwa.
W rzeczy samej r o z u m m ó w i , że p r a w d a , b y l e p i ę k n a , głęboka,
szerokie h o r y z o n t y przed u m y s ł e m otwierająca i b u d z ą c a słodkie
nadzieje, zawsze będzie dla t y c h z a l e t m i ł o w a n ą bez względu
n a t o , czy ją s a m człowiek odnajdzie, czy m u ją d r u g i odkryje.
T o s a m o odnosi się i d o p r a w a e t y c z n e g o .
7.
Rozum
zdaniem
Autora
„bezpośrednio
kieruje
się
w s t r o n ę n i e w i a r y " . „ Ś w i a t t e n , g d y go m y ś l ą j a k o całość objąć,
b e z ł a d e m j e s t i b e z r o z u m e m , nie zaś, j a k n a s u c z y , dziełem r o ­
z u m u : nie z r ą k B o g a on wyszedł. N i e m a B o g a , głosem wielkim
wołają i n a t u r a i h i s t o r y a " .
C z e m u t o , p y t a m y , n a t u r a i h i s t o r y a wołają głosem wiel­
k i m , że nie m a B o g a ? A u t o r k a ż e się n a m d o m y ś l a ć , że zło fizy­
czne i m o r a l n e , w świecie n a p o t y k a n e , t a k go p e s s y m i s t y c z n i e
n a s t r a j a . A p e s s y m i z m p r z y s ł a n i a oczy n a d o b r o fizyczne i m o ­
r a l n e , z n a j d u j ą c e się, m i m o w s z y s t k o , w świecie! T a k się rzecz
m a i z n a s z y m A u t o r e m . B o rzeczywiście t r z e b a b y ć s k r a j n y m
pesymistą, b y w n a t u r z e nie widzieć p i ę k n a i d o b r a , w y s t ę p u ­
jącego w n i e s k o ń c z o n y c h
odmianach
w świecie roślin, zwie­
rząt, żeby nie widzieć c u d o w n e j h a r m o n i i w ciałach niebies­
kich,
mądrości
w najmarniejszej
w przystosowaniu
środków
d o celów
nawet
t r a w c e i w n a j n ę d z n i e j s z y m r o b a c z k u , żeby
nie podziwiać h a r m o n i i i stałości p r a w p r z y r o d y , użyteczności
i obfitości i r o z m a i t o ś c i j e s t e s t w w p r z y r o d z i e , ż e b y z księgą
44
MODERNIZM
W KSIĄŻCE
POLSKIEJ
Mądrości nie zawołać : „Ależ t y (Boże) w s z y s t k o p o d
i liczbą i w a g ą r o z r z ą d z i ł " (11. 21) i z P s a l m i s t ą :
miarą
„Niebiosa
r o z p o w i a d a j ą c h w a ł ę Bożą, a dzieło r ą k j e g o o z n a j m u j e u t w i e r ­
d z e n i e " (18. 2). P s a l m 103. jest j e d n y m wielkim h y m n e m p o ­
d z i w u , uwielbienia, wielkości, m ą d r o ś c i i p o t ę g i B o ż e j ,
które
się objawiają w dziełach ś w i a t a . . Z a c h w y c o n y wielkością B o g a
p s a l m i s t a , k t ó r ą z o b a c z y ł w dziełach b o ż y c h , woła z wdzięcz­
nością i miłością,
k o ń c z ą c swój h y m n :
„ B ę d ę śpiewał
Panu
za ż y w o t a : b ę d ę g r a ł B o g u m e m u , p ó k i m i ę s t a w a ; niech m u
będzie wdzięczna w y m o w a m o j a , a j a się r o z k o c h a m w P a n u . . .
błogosław d u s z a
moja P a n u "
(33—35)... T a k się
rozkoszują
p i ę k n e m ś w i a t a p i s a r z e n a t c h n i e n i , a nasz A u t o r widzi t y l k o
zło w n a t u r z e i w m a w i a w nią, że ona wielkim głosem woła :
nie m a B o g a . O ileż piękniej i p r a w d z i w i ej m ó w i nasz p o e t a :
„ T a j e d n a licha d r z e w i n a
Nie t r z e b a d ę b ó w tysięcy,
Z s z e p t e m się k u m n i e p r z e g i n a :
J e s t Bóg i czegóż ci w i ę c e j ? ! "
„ W i d z i a ł e m , m ó w i L i n n e u s z , z d a l e k a przechodzącego B o g a ,
odwiecznego, w s z y s t k o wiedzącego, w s z e c h m o c n e g o i z d u m i a ł e m
się. Z n a l a z ł e m j e g o ś l a d y w rzeczach
stworzonych: w
nich
w s z y s t k i c h c h o ć b y n a j m n i e j s z y c h i d o nicości zbliżonych, j a k a ż
siła, j a k a ż m ą d r o ś ć , j a k a ż niezgłębiona d o s k o n a ł o ś ć " .
naturae,
Holmiae
(Systema
1766, t. I , str. 10). A m p e r e z a c h w y c o n y d z i w n ą
h a r m o n i ą p r a w , k t ó r e o d k r y w a ł w p r z y r o d z i e , m a w i a ł często
d o swego przyjaciela Ozan.ama : „ J a k w i e l k i m jest B ó g , Ozan a m i e , j a k wielkim j e s t B ó g , a n a s z a w i e d z a j e s t n i c z e m " . N i e
t r z e b a j e d y n i e n a u j e m n e s t r o n y p r z y r o d y p a t r z e ć , ale i n a
d o d a t n i e , b o t e o s t a t n i e s t o k r o t n i e przewyższają u j e m n e , a w t e d y
zniknie p e s s y m i z m .
A zło, j a k i e g n ę b i człowieka, zło fizyczne i m o r a l n e czyli
grzech, czy d a się pogodzić z dobrocią, miłością B o g a k u s w y m
s t w o r z e n i o m , czy raczej nie d o w o d z i , że B o g a nie m a , b o przecie
') Jan Kasprowicz, z Cyklu: Księga ubogich. Glos Narodu Nr. 478, 1915.
45
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
Bóg d o b r y i miłujący
nie m ó g ł b y p a t r z e ć n a n ę d z ę ludzką,
a s k o r o jest w s z e c h m o c n y , t o b y ją u s u n ą ł ? T o jest p r o b l e m ,
k t ó r y już od wieków z a p r z ą t a u m y s ł y myślicieli, a
trudność
j e g o r o z w i ą z a n i a w y w o ł a ł a j u ż wiele h e r e z y j . B e z p o ś r e d n i o idzie
o pogodzenie O p a t r z n o ś c i bożej ze złem n a świecie, ale p o ś r e d n i o
p r o b l e m d o t y c z y k w e s t y i istnienia B o g a .
F a k t s a m . O p a t r z n o ś c i bożej n a d ś w i a t e m i l u d ź m i
tak
z p u n k t u o b j a w i e n i a j a k i r o z u m u nie n a s t r ę c z a ż a d n e j t r u d ­
ności. „ O n (Bóg) u c z y n i ł m a ł e g o i wielkiego i j e d n a k o o wszystk i e m m a p i e c z ę " ( S a p . 6. 3). P r z y r ó w n u j e
p i s m o św.
troskę
B o g a o człowieka d o t r o s k i najczulszej, j a k ą z n a m y n a ziemi,
t r o s k i m a t k i o swoje dziecię : „ I z a l i może z a p o m n i e ć (mówi Bóg)
n i e w i a s t a niemowlęcia swego, a b y się nie zlitowała n a d s y n e m
ż y w o t a swego? A c h o ć b y ona z a p o m n i a ł a , wszakże j a nie za­
p o m n ę c i e b i e " (Is. 49. 15). T a k s a m o p s a l m i s t a : „ A l b o w i e m
ojciec mój i m a t k a m o j a opuścili m i ę : ale P a n przyjął
(26. 9). Prześliczne swą głębią i p r o s t o t ą są n a u k i
mię"
Chrystusa
o O p a t r z n o ś c i bożej : „Tzali d w u wróblów za pieniądz nie przedają : a j e d e n z n i c h nie u p a d n i e n a ziemię bez Ojca waszego.
A wasze włosy w s z y s t k i e n a głowie są policzone. Nie
bójcie
się t e d y : lepsiście w y niż wiele w r ó b l ó w " (Mat. 10. 29). „ N i e
troście się o d u s z ę waszą, cobyście jedli, a n i o ciało wasze, czembyście się o d z i e w a l i . . . Wejrzyjcie n a p t a k i niebieskie, iż nie
sieją, a n i żną, a n i zbierają d o gumien : a ojciec wasz niebieski
żywi je. Ażażcie w y nie d a l e k o ważniejsi niż o n i . . . A o odzienie
przecz
się troszczycie?
Przypatrzcie
się liliom p o l n y m
jako
r o s n ą : nie p r a c u j ą , a n i przędą. A p o w i a d a m w a m , iż a n i Sa­
l o m o n we w s z y s t k i e j c h w a l e swej nie b y ł o d z i a n y j a k o j e d n a
z t y c h . A jeśli t r a w ę polną, k t ó r a dziś jest, a j u t r o będzie w piec
w r z u c o n a B ó g t a k p r z y o d z i e w a : j a k o ż d a l e k o więcej w a s małej
w i a r y ? " (Mat. 6. 28). Objawienie t e d y w y k l u c z a wszelkie p o ­
wątpiewanie
o Opatrzności
Bożej
nad
światem,
w
szczegól­
ności n a d l u d ź m i .
Rozum
też
jasno
widzi, że t a k
być
musi.
Wszystkie
j e s t e s t w a istnieją z wiedzą i wolą bożą. B o g u od wieków n a ­
s u w a ł y się n a j r o z m a i t s z e i niezliczone p l a n y ś w i a t ó w , a w k a -
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
46
7
ż d y m z nich i n n e j e s t e s t w a s t a w a ł y p r z e d myślą bożą. J e d e n
z t y c h p l a n ó w t o nasz ś w i a t , ze w s z y s t k i m i j e s t e s t w a m i , k t ó r e
f a k t y c z n i e b y ł y , są, b ę d ą k i e d y ś l u b n a n i m . Bóg t e n p l a n obrał,
p o s t a n o w i ł g o w y k o n a ć i o t o w y k o n u j e g o w czasie.
Każda
i s t o t a w t y m p l a n i e była p r z e w i d z i a n a przez Boga i chciana.
G d y b y B ó g jej nie chciał, i n n y p l a n b y ł b y obrał, z i n n y m i wa­
r u n k a m i , s t o s u n k a m i i t d . Nie ulega też wątpliwości, że Bóg
k a ż d e j z i s t o t w y z n a c z y ł o d p o w i e d n i cel. T y l k o
nierozumny
działa bez celu. B y t e n cel s t w o r z e n i a m o g ł y osiągnąć,
je z a o p a t r z y ć w o d p o w i e d n e środki i t a k kierować
musi
stworze­
n i a m i , b y one t e środki z n a l a z ł y i ostatecznie cel swój m o g ł y
osiągnąć. A t o j e s t właśnie O p a t r z n o ś ć B o ż a . W s z y s t k i e p r z y ­
m i o t y boże biorą udział w O p a t r z n o ś c i bożej : m ą d r o ś ć , wszech­
m o c , sprawiedliwość, ale p r z e d e w s z y s t k i e m miłość k u stworze­
n i o m i miłosierdzie. „Miłujesz
(Boże) w s z y s t k o co jest, i nic
nie m a s z coś u c z y n i ł . . . a przepuszczasz w s z y s t k i m , g d y ż t w o j e
m i ł u j e s z " (Sap. 11. 25). Oczywiście i s t o t y r o z u m n e , p o n i e w a ż
są wolną wolą o b d a r z o n e , m o g ą nie współdziałać ze ś r o d k a m i
d o s t a r c z o n y m i i m przez S t w ó r c ę , l u b z t y c h ś r o d k ó w nie chcieć
korzystać, a wtedy
o s t a t e c z n e g o szczęścia nie osiągną,
choć
c h w a ł ę B o g u , chcąc nie chcąc, d a d z ą .
S k o r o j a k a ś p r a w d a g r u n t o w n i e j e s t uzasadnioną, t o t r u d ­
ności przeciw niej p o d n o s z o n e nie p o w i n n y n a s z b y t n i o nie­
pokoić, n a w e t w t e d y , g d y b y ś m y ich wcale nie umieli sobie roz­
wiązać. T a k t e ż p o w i n n i ś m y się z a p a t r y w a ć i n a s p r a w ę pogo­
dzenia O p a t r z n o ś c i z nieszczęściami i ze złem m o r a l n e m , j a k i e ,
p a n u j e w świecie. S k o r o i objawienie i r o z u m j a s n o n a m oka­
zują, że B ó g opiekuje
-dę ś w i a t e m , t o t r u d n o ś c i , p o d n o s z o n e
przeciw tej p r a w d z i e nie p o w i n n y n a s z b y t n i o t r a p i ć .
Czy B ó g m i m o , że się ś w i a t e m opiekuje, m i m o , że w tej
opiece kieruje się miłosierdziem i miłością s t w o r z e ń , czy m i m o
t o może chcieć zła fizycznego i dopuścić zło m o r a l n e , i n n e m i
słowy, czy zło w j a k i e j k o l w i e k o n o w y s t ę p u j e formie zaprzecza
istnienia B o g a ?
O l b r z y m i a j u ż b i b l i o t e k a d a ł a b y się złożyć z dzieł i toniepoślednich
uczonych
duchowych
i
świeckich,
którzy
nie
MODERNIZM W KSIĄŻCE
47
POLSKIEJ
widzą sprzeczności w istnieniu B o g a i zła n a świecie ) . R a c y e ,
1
i a k i e m i u z a s a d n i a j ą t e n b r a k sprzeczności są b a r d z o p o w a ż n e
i g o d n e uwagi. N a s z A u t o r ignoruje zupełnie i t e r a c y e i całą
o d n o ś n ą l i t e r a t u r ę i k a t e g o r y c z n i e oświadcza, iż zło n a świecie
głośno w o ł a : nie m a
się z a r g u m e n t a c y ą
Boga. Trzeba
b y ł o przecież
rozprawić
przeciwnego z a p a t r y w a n i a , w y k a z a ć nie­
d o s t a t e c z n o ś ć tej a r g u m e n t a c y i , a w t e d y d o p i e r o wolno b y ł o
A u t o r o w i owo p e s y m i z m e m przesiąkłe wygłaszać z a p a t r y w a n i e
i w d o d a t k u t r z e b a je było jeszcze p o z y t y w n i e u z a s a d n i ć .
Nie jest n a s z y m z a m i a r e m i nie może być w r o z p r a w c e
t e g o r o d z a j u j a k niniejsza p o d a w a ć w y c z e r p u j ą c o
argumenta,
p r z e m a w i a j ą c e za możliwością p o g o d z e n i a zła n a świecie z O p a t r z ­
nością bożą. S a m o z g r o m a d z e n i e a r g u m e n t ó w z a u t o r ó w , k t ó r z y
w tej
k w e s t y i pisali, objęłoby z a p e w n e k i l k u t o m o w e
dzieło.
Nie m o ż e m y a t o l i c a ł k i e m pomijać tej a r g u m e n t a c y i , d l a t e g o
kilka uwag niech wystarczy.
Przedewszystkiem
trzeba
zaznaczyć,
że
Bóg
tak,
jak
i człowiek, nie chce zła i chcieć nie m o ż e dla s a m e g o zła — t o
sprzeciwia się n a t u r z e woli r o z u m n e j i s t o t y , k t ó r e j p r z e d m i o t e m
j e s t d o b r o . J e ś l i t e d y B ó g chce zła fizycznego, a m o r a l n e d o ­
puszcza, t o t y l k o d l a t e g o , że z t e g o zła wiele d o b r e g o w y p ł y n i e .
„ B ó g , p o w i a d a św. A u g u s t y n , nie s t w o r z y ł b y był a n i anioła
a n i człowieka, o k t ó r y m przewidział, że się g r z e s z n y m s t a n i e ,
g d y b y z a r a z e m nie u m i a ł ich g r z e c h u k u d o b r y m obrócić c e l o m "
[de civ. Dei
11. 18). J a k i e ż t e d y m o g ą b y ć owe d o b r a , k t ó r e
B ó g m a n a oku, k i e d y n a złe p o z w a l a l u b je d o p u s z c z a ?
Zniszczenie w świecie i s t o t n i e r o z u m n y c h : roślin, zwie­
rząt, o d b y w a się często celem u t r z y m a n i a ludzi, i s t o t niepo­
miernie w y ż s z y c h od t a m t y c h . G d y b y nie t o zniszczenie, m u ­
siałby B ó g c u d o w n i e u t r z y m y w a ć ludzi p r z y życiu, a czynienie
c u d ó w bez p o t r z e b y sprzeciwiałoby się m ą d r o ś c i bożej. D l a t e g o
t a k ż e , że Bóg w y j ą t k o w o t y l k o w n a d e r r z a d k i c h
wypadkach
w k r a c z a w bieg p r a w p r z y r o d y , p r a w a t e z konieczności p o x
) Fr. u. p . ś w . T o m a s z ,
S. p. 1. q. 22 i 103; C. gent.
Bongand: Chrystyanizm i o b e c n e ezasy t. I.; Morawski:
nem. wyd. 5.
1. 3. c. 6 4 — 9 7 ;
Wieczory
nad Lema-
48
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
w o d u j ą t y s i ą c z n e złe fizyczne j a k k a l e c t w a , klęski e l e m e n t a r n e ,
śmierć zwierząt, ludzi. Ale t o n i e p r z e s z k a d z a n i e ze s t r o n y Boga
d z i a ł a n i u p r a w p r z y r o d y , s p r o w a d z a nieocenione d o b r e s k u t k i .
N a stałości p r a w ' f i z y c z n y c h opierają się w s z y s t k i e n a u k i . U s t a ­
wiczne z m i e n i a n i e t y c h p r a w u n i e m o ż l i w i ł o b y n a u k ę i uregu­
l o w a n i e s t o s u n k ó w l u d z k i c h . Człowiek w i e d z ą c , że n a c u d nie
zawsze liczyć może, w y s t ę p u j e d o w a l k i z ż y w i o ł a m i czyhają­
c y m i n a jego z g u b ę . P o w s t a j e m e d y c y n a ,
r o z w i j a się chemia,
m e c h a n i k a , n a u k i t e c h n i c z n e i t d . Człowiek p r z e m y ś l i w a d n i e m
i nocą, j a k b y zabezpieczyć
się przeciw n i e p r z y j a c i o ł o m swego
życia, w y d z i e r a t a j n i k i p r z y r o d z i e ,
odparcie ataków. A w tej walce
z jej
kształci
-mając ż a d n e j walki, a b ę d ą c z n a t u r y
praw
kuje broń n a
się, p o s t ę p u j e . Nie.
skłonny
do
lenistwa,
z g n u ś n i a ł b y , p o p a d ł b y w d u c h o w y z a s t ó j . Głód, u b ó s t w o p c h a
człowieka d o p r a c y i n i e p o z w a l a m u m a r n i e ć w bezczynności,
czyni
człowieka, o s z c z ę d n y m ,
gospodarnym,
zapobiegliwym,
p r z e z o r n y m , p r z e w i d u j ą c y m . Nieszczęście j e s t c z ę s t o albo k a r ą
za grzech osobisty, a l b o ś r o d k i e m oczyszczającym
z grzechu
i p r z y w i ą z a ń niezupełnie s z l a c h e t n y c h . Nieszczęście j e s t drogą
cierniową w p r a w d z i e , ale n i e r a z j e d y n ą d o r o z w o j u
geniuszu,
t a l e n t u , d o z r o d z e n i a się i d o j r z a n i a c n ó t miłosierdzia, litości,
poświęcenia się dla bliźnich, dla Ojczyzny. J a k ż e n i e p r z e j r z a n ą
j e s t liczba t y c h c n ó t , k t ó r e b i e d a l u d z k a rodzi, d o s k o n a l i i u t r w a l a .
B ó g d o p u s z c z a grzech, b o nie chce n a r u s z a ć wolnej woli czło­
wieka, najcenniejszego
przymiotu,
k t ó r y jest podstawą
war­
tości m o r a l n e j l u d z k i c h c z y n ó w . Okazuje Bóg swe miłosierdzie,
cierpliwość, g d y grzech p r z e b a c z a . Grzech nieraz d o p i e r o o t w i e r a
oczy człowiekowi n a jego n ę d z ę m o r a l n ą i d o g r u n t o w n e j p r a c y
n a d sobą p r z y m u s z a .
O t o k i l k a j a k b y w przelocie z a u w a ż o n y c h r a c y j , dlaczego
zło nie kłóci się z O p a t r z n o ś c i ą Bożą. R a c y e t e , o d p o w i e d n i o
rozwinięte, j a k t o w k a ż d e m dziele g r u n t o w n i e j s z e m w t e j mat e r y i s p o t k a ć m o ż n a , k a ż d y t o p r z y z n a , nie są d o zlekcewa­
żenia. A p a m i ę t a ć jeszcze p o t r z e b a i o tern, że ziemia t a nie
jest o s t a t e c z n e m z a k o ń c z e n i e m wszystkiego. Religia k a t o l i c k a
n a s p o u c z a , że ziemia jest t y l k o miejscem p r z y g o t o w a n i a
na
49
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
życie p o z a g r o b o w e , ' w k t ó r e m sprawiedliwość z a p a n u j e ,
gdzie
n i e z r o z u m i a ł a n i e r a z d y s h a r m o n i a s t o s u n k ó w ziemskich
znaj­
dzie wyjaśnienie,
gdzie
usprawiedliwienie i s h a r m ó n i z o w a n i e ,
„ B ó g otrze wszelką łzę z oczu, a śmierci dalej nie będzie, a n i
s m u t k u , a n i k r z y k u , a n i boleści więcej nie będzie, bo pierwsze
rzeczy p r z e m i n ę ł y " ( A p o ć . ' 2 1 . 4). J e ś l i zło p r ę d k o
przemija­
jące tej ziemi, z e c h c e m y oglądać w świetle w i e k u i s t e g o szczę­
ścia w niebie, z m a l e j ą kolce zła, gorycz j e g o się osłodzi, a p o ­
godzenie zła i o p a t r z n o ś c i bożej nie n a p o t k a n a
nieprzezwy­
ciężone t r u d n o ś c i .
Oczywiście p r z y t o c z o n e r a c y e i i n n e jeszcze j a k i e b y się
dały
przytoczyć
nie
zawsze,
w
poszczególnych
wypadkach,
d a d z ą n a m z a d o w a l a j ą c ą o d p o w i e d ź , dlaczego t o l u b owo niesz­
częście s p a d ł o n a człowieka czy n a cały n a r ó d . Ale czy t o n a s
uprawnia do zaprzeczania
najmniej.
O p a t r z n o ś c i Boskiej i B o g a ?
R a z d l a t e g o nie, bo f a k t
O p a t r z n o ś c i Bożej
prawdą objawioną i rozumem dobrze uzasadnioną,
By­
jest
a j a k już
wyżej z a z n a c z y l i ś m y , nie j e s t rzeczą r o z u m n ą p o r z u c a ć p r a w d ę
p e w n ą z p o w o d u t r u d n o ś c i . P o w t ó r e jest rzeczą j a s n ą , że w zro­
zumieniu działania
O p a t r z n o ś c i Bożej m u s i m y w poszczegól­
n y c h w y p a d k a c h n a p o t y k a ć n a nierozwiązalne t r u d n o ś c i . K t o b y
chciał zrozumieć zawsze O p a t r z n o ś ć bożą, m u s i a ł b y
przejrzeć
i o d k r y ć p l a n y i z a m i a r y Boże, p o z n a ć w s z y s t k i e drogi Boże,
k t ó r y m i swe' s t w o r z e n i a wiedzie d o celu, p o d p a t r z e ć
każdego stworzenia
i poszczególnych
wypadków
do
stosunek
wszech­
ś w i a t a , ocenić wielkość grzechu, w a r t o ś ć c n o t y , łaski i n a g r o d y
w niebie, w s z y s t k i e n a s t ę p s t w a d a n e g o c z y n u i t. d., i t.
d.,
a k t ó ż t o potrafi? J e ś l i p l a n ó w l u d z k i c h t r u d n o n i e r a z dociec,
t r u d n o z b a d a ć ich cel, n a t u r ę , środki d o celu wiodące, cóż m ó w i ć
o planie b o ż y m o d n o ś n i e d o całego w s z e c h ś w i a t a i wszystkich
w nim jestestw!
II.
Objawienie, wiara, dogmat według modernistów.
Z d a n i e m M o d e r n i s t ó w r o z u m e m nie m o ż n a dojść d o p o ­
z n a n i a B o g a , a n i d o w i a r y . A więc czy m a m y z t e g o p o w o d u
P
P. T. CXXXI.
A
50
MODERNIZM
W KSIĄŻCE
POLSKIEJ
oddać się czarnej r o z p a c z y ? B y n a j m n i e j
odpowiadają
Moder­
niści, b o j e s t i n n a d r o g a dojścia d o p r a w d y religijnej, d r o g a
osobistego d o ś w i a d c z e n i a .
Jestto pozytywny
prmkt
systemu
M o d e r n i s t ó w , t a k j a k e l i m i n a c y a i n t e l l e k t u a l i z m u z religii s t a ­
n o w i jego e l e m e n t n e g a t y w n y . P o s t a r a m y się o d n o ś n e , p o r o z ­
r z u c a n e p o książce z d a n i a M o d e r n i s t ó w i naszego A u t o r a ze­
stawić w p e w n ą s y s t e m a t y c z n ą całość.
„ B ó g się d a j e
poznać w bezpośredniem,
wewnętrznem
d o ś w i a d c z e n i u " (str. 269). W j a k i s p o s ó b się t o dzieje? Bóg,
b u d z i w d u s z y naszej ś p i ą c y gdzieś n a d n i e
podświadomości
„ z m y s ł r e l i g i j n y " . N a czem o n p o l e g a ? „ Z e s t r o n y n e g a t y w n e j
streszcza się ó w z m y s ł w b u n c i e przeciw skończoności, w świa­
d o m o ś c i , że n i g d y nie n a świecie ukoić n a s nie z d o ł a " (str. 292).
Ze s t r o n y p o z y t y w n e j z m y s ł religijny j e s t t o „pociąg k u c z e m u ś ,
co n i b y g w i a z d a j a k a ś c i e m n a s t a n o w i d l a n a s źródło niepo­
k o j u , bezsenności d u c h a " (ibid.),
t o „ t ę s k n o t a z a b y t e m wyż­
s z y m " , t o „głód B o g a " w sercu człowieka, t o głos B o g a , k t ó r y
g o z n ę d z y doczesnego istnienia w y d o b y w a i k u sobie p o d n o s i "
(wstęp X I I I ) . Ale c z y się nie m y l i m y , c z y t o rzeczywiście j e s t
głos B o g a ? A u t o r n a j p i e r w k a t e g o r y c z n i e t w i e r d z i b e z d o w o d u ,
że „nie m o ż e b y ć a n i b e z p o d s t a w n ą a n i b e z p r z e d m i o t o w ą tęsknotą,
za b y t e m w y ż s z y m z siłą t a k ą i n a m i ę t n o ś c i ą
wybuchająca,
nie jest ona t y l k o m a r z e n i e m p ł o n n e m lecz r z e c z y w i s t e m p r z e ­
czuciem r z e c z y p r z e d o k i e m z m y s ł o w e m u k r y t y c h , j e s t d o ś w i a d ­
czeniem w e w n ę t r z n e m w y s o k o p o n a d p o z i o m d o w o d ó w
mowych
wzniesionem"
( V I I I ) . Ale j a k b y
tchnięty
rozu­
przeczu­
ciem, że m i m o w s z y s t k o j a k i n i e d o w i a r e k m ó g ł b y żądać d o ­
wodu n a te twierdzenia, podaje go n a str. X V :
„Wgłębiamy
się w źródło n i e p o k o j u t e g o i w i d z i m y w ó w c z a s , że s a m p r y n o y p
woli naszej uganiającej
się z a nieskończenie d a l e k i m i n i e d o ­
ścigłym celem, n i e j e s t czemś r d z e n n i e n a s z e m , czyli, że w woli
naszej j e s t coś jej obcego a wyższego coś, czego o n a p o z b y ć
się nie m o ż e , słowem coś, c o jej p i e r w s z y p ę d n a d a j e . T o coś.
j e s t głosem B o g a , a n i e p o k ó j serca — b e z w i e d n e m j e g o szu­
k a n i e m " . „ G d y b y p i e r w i a s t k a b o s k i e g o w n a s nie b y ł o , B ó g
nie o b c h o d z i ł b y n a s w c a l e " (352). „ N i e p r a g n ą ł b y
człowiek
51
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
B o g a , g d y b y go nie b y ł o , nie s z u k a ł b y , g d y b y g o nie p c h a ł a
p o t r z e b a w e w n ę t r z n a " (390).
W z m y ś l e t e d y religijnym k a ż d e g o człowieka objawia się
Bóg. O b j a w i a swe istnienie i i n n e p r a w d y o sobie. B y j e d n a k
t e o b j a w i e n i a w sobie d o s t r z e d z , t r z e b a się s t a r a ć o czystość
serca p r z e z w a l k ę ze złem w sobie. W t e d y sumienie p o k i e r u j e
n a s z y m z m y s ł e m religijnym
w kierunku
prawdy i w
oczyszczania serca coraz n o w s z y c h i d o s k o n a l s z y c h
miarę
będziemy
d o z n a w a ć objawień. S t ą d t o „sumienie j e s t t y m wielkim m i s t r z e m
w e w n ę t r z n y m c o u c z y religii, sumienie j e s t najbliższem ze wszyst­
kich n a r z ę d z i p o z n a n i a , k t ó r e m i r o z p o r z ą d z a c z ł o w i e k " (182).
M e r o z u m ale s u m i e n i e p r o w a d z i d o B o g a . „ I m b a r d z i e j wsłu­
c h u j e m y się i s t o s u j e m y d o s u m i e n i a , t e m silniej n a s o ś w i e c a "
(193). W
poszukiwaniu
prawdy
trzeba
wyjść
od
moralnego
o b o w i ą z k u . . . K t o zgodnie z n i m żyje, t e m u o t w i e r a j ą się oczy
i p o z n a j e p r a w d y religijne . . . C z y n y d o b r e , są d r o g ą d o p o z n a n i a
p r a w d y (217). P r z e z w a l k ę ze złem z d o b y w a m y
„bezpośrednią,
e x p e r y m e n t a l n ą pewność B o g a i b o s k i e g o p o r z ą d k u we wszech­
ś w i e c i e " (371).
Czemże więc j e s t w i a r a ? „ W i a r a j e s t w i z y ą B o g a , oczy­
wiście b a r d z o n i e w y r a ź n ą , j e d n a k w i z y ą osobistą, nie z a ś wie­
r z e n i e m o p a r t e m n a t e m , c o się s ł y s z a ł o " (325).
Co j e s t p r z e d m i o t e m
wiary?
B a r d z o nie wiele.
Wiara
n a s z a streszcza się, z d a n i e m M o d e r n i s t ó w , w j e d n e m , w t e m
tylko,
że
Chrystus,
Zbawiciel
świata,
przyszedł
zwiastować
l u d z i o m d o b r ą n o w i n ę o n a d c h o d z ą c e m k r ó l e s t w i e b o ż e m i że
p r z e t o p o w i n n i ś m y oczyścić siebie ze wszelkiej s k a z y ,
zbliżyć p a n o w a n i e C h r y s t u s a .
ażeby
O t o i s t o t a Chrześcijaństwa.
„Wszystko inne w nauce Kościoła jest dopuszczalne,
—
nieraz
p o ż ą d a n e , ale n i g d y nie o b o w i ą z u j ą c e " (345).
A d o g m a t a k a t o l i c k i e , czemże t e są i c z y t r z e b a w nie
wierzyć? D o g m a t y w i a r y , k t ó r e n a m kościół p o d a j e : Trójca
św., stworzenie, u p a d e k , wcielenie, o d k u p i e n i e , z m a r t w y c h w s t a ­
nie, n i e b o i p i e k ł o , a n i o ł o w i e i s z a t a n i są analogią, są p r ó b ą
bliższego określenia t e g o w i e k u i s t e g o D o b r a , w świetle
któ­
rego człowiek p o w i n i e n kształcić uczucie swoje i w o l ę " (344).
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
52
Co n a l e ż y r o z u m i e ć przez analogię objaśniającą słowa : „ W i z y a
z m a r t w y c h w s t a n i a ciał u p l a s t y c z n i a wizyę nieśmiertelności, n i c
więcej . . . W z m a r t w y c h w s t a n i u i w n i e b o w s t ą p i e n i u
Chrystusa
m a m y s y m b o l pełni t e g o t r a n s c e n d e n t a l n e g o życia, ale s y m b o l
nie s u b s t a n c y ę " (355).
„Słusznie n a z w a n o Credo s y m b o l e m w i a r y , b o s y m b o l e m
jest, czyli z n a k i e m , g o d ł e m , analogią p r a w d y a nie w s p ó ł m i e r n y m
jej w y r a z e m " (295). S y m b o l e owe są w y r a z e m d o ś w i a d c z e ń reli­
g i j n y c h całego kościoła, są w y r a z e m sensus
communis
wiernych.
B o wszyscy wierni przez osobisty k o n t a k t z B o g i e m i z zaświa­
t e m odbierają objawienia i kościół daje t y l k o w y r a z w d o g m a ­
t a c h o n y m o b j a w i e n i o m . Zwłaszcza Święci w Kościele są n a j ­
d o s k o n a l s z y m o r g a n e m objawień, d l a t e g o „Święci p o w i n n i sta-,
nowić o tern, co j e s t p r a w d ą a c o f a ł s z e m " (299). P a p i e ż „ p o ­
winien b y ć głosem ż y w y c h czyli najlepszych, ś w i ę t y c h i t y l k o
wówczas papież j e s t n i e o m y l n y " (309). „ W i e l k a w i z y a , k t ó r ą
n a m d a j e Kościół czerpie m o c swoją ze zbiorowego d o ś w i a d ­
czenia j e d n o s t e k , k t ó r e ją p r z y j ę ł y j a k o o d p o w i e d n i ą ich n a ­
t u r z e , a l b o w i e m dla k a ż d e j z n i c h b y ł a ona i n d y wid u a l n e m
przeżyciem, k a ż d a mogła i może ją wyrazić p o swojemu, świeże
i żywe p i ę t n o myśli własnej n a nią n a k ł a d a j ą c " (395). P r a w d a
j e s t nieskończoną,
p r z e t o „wierzenia d o g m a t y c z n e nie
mogą
a n i jej wyczerpać, a n i z a m k n ą ć " . . . ofiarują t o t y l k o , „czego
nie w o l n o odrzucić, nie zaprzeczając z a r a z e m a dając d o zro­
z u m i e n i a , iż p o z a tern jeszcze zakres jej rozciąga się d a l e k o
w nieskończoność, w s k a z u j ą
n a k i e r u n e k , lecz nie
nakładają
k a j d a n ó w " (259).
O t o najważniejsze
p o g l ą d y M o d e r n i s t ó w , z książki
na­
szego A u t o r a w y j ę t e , n a i s t o t ę o b j a w i e n i a , w i a r y i d o g m a t u .
P r z y p a t r z m y się t e r a z w a r t o ś c i t y c h poglądów.
B ó g d a j e się b e z p o ś r e d n i o p o z n a ć za p o ś r e d n i c t w e m zmysłu
religijnego!
Nie
m y ś l i m y przeczyć, b o codzienne
doświadczenie
to
s t w i e r d z a , iż człowiekowi jest za ciasno n a świecie. R o z d ź w i ę k ,
53
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
j a k i p a n u j e m i ę d z y i d e a ł e m w d u s z y n o s z o n y m a rzeczywistością,
m u s i w y w o ł y w a ć w d u s z a c h m y ś l ą c y c h i szlachetniejszych, b o ­
l e s n y s m u t e k i p r a g n i e n i e lepszego życia, w k t ó r e m b y i d e a ł y
nasze m o g ł y b y ć ziszczone. Ograniczenie fizyczne, i n t e l l e k t u a l n e ,
nędza
moralna,
p e ł n o niedoskonałości
nawet
w
najlepszych,
u s t a w i c z n a w a l k a słuszności, sprawiedliwości z siłą m a t e r y a l n ą ,
g w a ł t e m , p r z e m o c ą i b a r d z o częste z w y c i ę s t w a t y c h o s t a t n i c h
n a d p i e r w s z y m i , t o w s z y s t k o wobec ideału, i a k i człowiek w d u s z y
nosi, ideału p i ę k n a , d o b r a , sprawiedliwości, p o k o j u , nieograni­
czonej w i e d z y , słowem jakiejś bezmiernej szczęśliwości s p r a w i a ,
że n a m t o życie cięży, a za i n n e m , lepszem się o g l ą d a m y i k u
n i e m u w z d y c h a m y . T o Wszystko p r a w d a , ale czy odczucie n ę d z y
t e g o ż y w o t a , a z drugiej s t r o n y owe wysokie ideały, k u k t ó r y m
w z d y c h a m y , czy t o jest rzeczywiście ,,głód B o g a , głos B o g a ,
k t ó r y człowieka z n ę d z y doczesnego istnienia w y d o b y w a i k u
sobie p o d n o s i ? " Czy w r z e c z y samej „ p r y n c y p woli n a s z e j , uga­
niającej się za nieskończenie d a l e k i m i niedościgłym celem nie
j e s t czemś r d z e n n i e n a s z e m " , ale czemś o b c e m . . . głosem B o g a ?
I n n y m i słowy, czy „ z m y s ł religijny", objawiający się niezado­
woleniem z rzeczywistości a t ę s k n o t ą
za lepszą
przyszłością
m o ż n a u w a ż a ć ża objawienie się B o g a ?
O d p o w i a d a m y , że w k a ż d y m r a z i e nie m o ż n a stwierdzić,
iż ów z m y s ł religijny j e s t głosem B o g a , g d y ż j e s t on „ c z e m ś
r d z e n n i e n a s z e m " , z naszej r o z u m n e j n a t u r y p ł y n ą c e m .
Człowiek j a k o i s t o t a r o z u m n a d o s t r z e g a z łatwością ogra­
niczoność swoją i w s z y s t k i e g o c o g o otacza. D r ę c z ą g o często
choroby,
patrzy
na
śmierć
swych
najdroższych,
doświadcza
u t r a t y zdrowia, sił, m a j ą t k u i t p . , widzi więc znikomość docze­
sności ; m i m o o d k r y c i a wielu p r a w d , r o z u m i e j a k szerokie jeszcze
pole d o z b a d a n i a , j a k wiele wątpliwości w t e m co w i e m y ; c h o ć b y
doszedł d o p e w n e g o s t o p n i a moralnej doskonałości, widzi jednak
n ę d z ę m o r a l n ą d r u g i c h , a i w sobie p e ł n o w a d , p r z y w a r , sła­
bości. Z drugiej s t r o n y obc a r z o n y
zdolnością a b s t r a k e y i , usu­
wając w myśli t e w s z y s t k i e n i e d o s t a t k i , ] a k i e w sobie i w d r u ­
gich spostrzega,
tworzy
scbie ideał nieograniczonej
prawdy,
bezwzględnego p i ę k n a , sprawiedliwości, c n o t y i t p . Za t y m ide-
54
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
a ł e m idzie p o ż ą d a n i e , p r a g n i e n i e , b y się gdzieś t e n ideał urze­
czywistnił. W s z a k poeci n. p . pewnie nie m a j ą objawień w zna­
czeniu religijnem, a j e d n a k wiodą n a s w „ k r a i n ę u ł u d y " , opi­
sują n a m ś w i a t y , gdzie mieszka sprawiedliwość p i ę k n a , d o b r o ,
swymi genialnymi myślami, jakby
w zaświatach
zaczerpnię­
t y m i r o z t w i e r a j ą dla. myśli ludzkiej n o w e h o r y z o n t y i nieraz
stają
się n a długie wieki g w i a z d a m i p r z e w o d n i e m i
narodów.
A więc o w o niezadowolenie z rzeczywistości i t ę s k n o t a
za i n n y m i ś w i a t a m i niekoniecznie m u s i b y ć głosem b o ż y m i obja­
w i e n i e m się B o g a — może b y ć b a r d z o d o b r z e t y l k o w y r a z e m
naszej r o z u m n e j n a t u r y . Czy t e m u ideałowi przez u m y s ł s t w o ­
r z o n e m u , a przez wolę u p r a g n i o n e m u o d p o w i a d a rzeczywistość,
z obecności t e g o ideału w d u s z y naszej b e z p o ś r e d n i o , bez d o ­
w o d u wiedzieć nie m o ż e m y . Z objawienia
zewnętrznego
w i e m y , że t a k j e s t ; r o z u m za p o m o c ą a r g u m e n t a c y i również
d o c h o d z i d o wniosku, że n a t u r a n a s nie m y l i , ale d o c h o d z i t y l k o
za p o m o c ą
ścisłej a r g u m e n t a c y i ,
bo bezpośrednio tego
wie­
dzieć n i e m o ż n a , g d y ż i d e a ł w y t w o r z o n y w u m y ś l e , a urzeczy­
wistnienie t e g o i d e a ł u , t o d w i e r z e c z y c a ł k i e m r ó ż n e .
Przyznając
n a t u r z e ludzkiej
zdolność w y t w a r z a n i a
idei
n a d z m y s ł o w y c h i o b u d z a n i a w sobie p r a g n i e ń p o z a ś w i a t o w y c h ,
nie m y ś l i m y zaprzeczać, iż się t o dzieje, p r z y n a j m n i e j w wielu
r a z a c h , p r z y p o m o c y łaski Bożej. Bez t e j n a d p r z y r o d z o n e j p o ­
m o c y z a p e w n e wielu nie w z n i o s ł o b y się d o p o ż ą d a ń p o n a d d o ­
czesność w y b i e g a j ą c y c h . T o j e d n a k nie zmienia s t a n u rzeczy
w naszej k w e s t y i . Obecność owej n a d p r z y r o d z o n e j p o m o c y nie
d a się w ż a d e n s p o s ó b stwierdzić d o ś w i a d c z e n i e m .
Ponieważ
człowiek p o s i a d a zdolność fizyczną wzniesienia się p o n a d d o ­
czesność, p r z e t o n i g d y nie m o ż n a wiedzieć, czy t o się s t a ł o wła­
s n y m i siłami czy p r z y p o m o c y łaski. Z r e s z t ą owa n a d p r z y r o ­
d z o n a p o m o c w n i c z e m doświadczalnie nie zmienia n a t u r a l n e g o
s t a n u d u s z y . Nie m o ż n a t e d y a n i d o ś w i a d c z e n i e m a n i n a w e t
r o z u m o w a n i e m sprawdzić, że w d a n y m w y p a d k u B ó g z n a m i
współdziałał. W o b e c t e g o ł a s k a Boża nie m o ż e b y ć dla n a s d o ­
ś w i a d c z a l n y m d o w o d e m obecności b o ż e j , działania w n a s B o g a ,
a t e m s a m e m nie może b y ć d o w o d e m istnienia Boga.
N a p o t w i e r d z e n i e swej t e o r y i p o d a j e A u t o r t a k i a r g u m e n t :
„ G d y b y p i e r w i a s t k a b o s k i e g o w n a s nie b y ł o , Bóg nie obcho­
d z i ł b y n a s w c a l e " , i z n o w u : „ N i e p r a g n ą ł b y człowiek B o g a ,
g d y b y go nie b y ł o , nie s z u k a ł b y , g d y b y go nie p c h a ł a p o t r z e b a
wewnętrzna".
Argument
ten także
nie p r z e k o n u j e .
Człowiek
pragnie
Boga posiąść, k i e d y się j u ż p r z e k o n a ł , że istnieje. S t a r z y d o b r z e
mówili : Ignoti nulla cupido. Człowiek nie m a j a k i e g o ś i n s t y n k t u ,
k t ó r y b y n i m bezwiednie k i e r o w a ł w s t r o n ę B o g a t a k , j a k zwie­
rzęciem kieruje i n s t y n k t w s t r o n ę p o k a r m u . O w o n i e z a d o w o ­
lenie ze ś w i a t a o b e c n e g o a t ę s k n o t a za czemś d o s k o n a l s z e m nie
jest właściwie b e z p o ś r e d n i ą t ę s k n o t ą za B o g i e m , ale za t a k i m
s t a n e m rzeczy c z y za t a k i m ś w i a t e m , w k t ó r y m b y o w y c h ogra­
niczeń nie b y ł o , j a k i e w t y m świecie n a k a ż d y m k r o k u n a p o ­
tykamy.
J e s t t o p r a g n i e n i e szczęścia bez p r z y m i e s z k i zła, ale
bez w y r a ź n e g o z a z n a c z e n i a k o n k r e t n e g o p r z e d m i o t u , k t ó r y n a m
t o szczęście d a ć m o ż e . Oczywistą j e s t rzeczą, że za p o m o c ą reflexyi . d o c h o d z i m y r o z u m o w a n i e m d o p r z e k o n a n i a , że szczęście,
j a k i e g o gęrce p r a g n i e , m o ż e dać t y l k o B ó g , i s t o t a N i e s k o ń c z o n a ;
ale t o j u ż s u p o n u j e s k ą d i n ą d n a b y t ą znajomość B o g a , b o s a m o
o w o nieokreślone p r a g n i e n i e
szczęścia t e j
znajomości
bezpo­
ś r e d n i o n i e daje.
Czy niezadowolenie z o b e c n y c h w a r u n k ó w życia i wyry r
w a n i e się d u s z y d o ideału, o b j a w p o w s z e c h n y n a t u r y l u d z k i e j ,
c z y nie m o ż e . służyć z a p o d s t a w ę d o p o z n a n i a B o g a ?
Owszem, i n a t y m p o w s z e c h n y m fakcie opierał się u O j ­
ców, u S c h o l a s t y k ó w i p o dziś d z i e ń opiera się u chrześcijań­
skich filozofów i t e o l o g ó w e u d a j m o n o l o g i c z n y czyli z p r a g n i e n i a
szczęścia a r g u m e n t n a istnienie B o g a . Boć j e s t rzeczą widoczną,
że niezadowolenie z doczesności i s z u k a n i e i d e a ł u w z a ś w i a t a c h
m a swój g r u n t w gonieniu człowieka za szczęściem. Ś w i a t dzi­
siejszy n a s nie z a d a w a l a , b o b r a k i w n i m n a p o t y k a n e w y w o ­
łują w n a s p r z y k r o ś ć , uczucie ograniczenia, boleść — s t ą d p r a g n i e ­
;
nie
takich
warunków,
g d z i e b y człowiek
mógł pełną
piersią
o d e t c h n ą ć , g d z i e b y nasze p r a g n i e n i a , n i e n a s y c o n e n a ziemi, m o g ł y
być zaspokojone, b y ś m y zamiast ustawicznie poszukiwać tego,
56
MODERNIZM W.ksi.y.t.r,
W J M I U M
co n a m n i e d o s t a j e , byli w pełni p o s i a d a n i a w s z y s t k i e g o d o b r a ,
w s z y s t k i e j p r a w d y i p i ę k n a . Moderniści nic n o w e g o t e d y n i e
wymyślili, w y s u w a j ą c p r a g n i e n i e szczęścia serca ludzkiego j a k o
p u n k t wyjścia d o p o z n a n i a B o g a . W t e m atoli pobłądzili, żę
t o , co j e s t t y l k o p u n k t e m wyjścia d o a r g u m e n t u istnienia B o g a ,
oni wzięli z a s a m a r g u m e n t ; o b j a w p ł y n ą c y z r o z u m n e j n a t u r y
ludzkiej wzięli za objawienie się Boga.
Argument eudajmonologiezny
opiewał w . krótkości t a k :
J e s t człowiekowi w r o d z o n e m p r a g n i e n i e szczęścia.
Pragnienie
t o jest p o w s z e c h n e m . P r a g n i e n i a w r o d z o n e i p o w s z e c h n e m u s z ą
b y ć spełnione, Ale ż a d n e s t w o r z e n i e t e g o p r a g n i e n i a zaspokoić
nie jest w s t a n i e . Więc istnieje B ó g , k t ó r y je z a s p o k o i .
.
Nie m o ż e b y ć t u t a j n a s z e m z a d a n i e m rozwijać i u z a s a d n i a ć
p r z e s ł a n k i owego a r g u m e n t u . K i l k a t y l k o słów m u s i w y s t a r ­
czyć, F a k t u p r a g n i e n i a szczęścia nie p o t r z e b u j e m y u d o w a d n i a ć .
F a k t t e n jest t a k p o w s z e c h n y i z d o ś w i a d c z e n i a w ł a s n e g o i d r u ­
gich, z n a n y , że w y s t a r c z y t y l k o n a ń wskazać, a b y g o t e m sa­
m e m u d o w o d n i ć . Ze świat o b e c n y t y c h p r a g n i e ń nie z a s p o k o i ,
w y s t a r c z y powołać się n a M o d e r n i s t ó w , k t ó r z y właśnie w t e m
p o w s z e c h n e m n i e z a d o w o l e n i u ze ś w i a t a w i d z ą aż b ł y s k
wienia się B o g a . Ale czy p r z e s ł a n k a
obja­
opiewająca : p r a g n i e n i a
w r o d z o n e m u s z ą b y ć spełnione, czy t a p r z e s ł a n k a jest p r a w d z i w ą ?
T a k . Jeśli nie c h c e m y p r z y p u ś c i ć , że s t a l i ś m y się i g r a s z k ą n a ­
t u r y , k t ó r a d a ł a n a m p o p ę d nieziszczalny n i g d z i e , a więc, że
człowiek k o r o n a dzieł n a t u r y , nie p o w i ó d ł się n a t u r z e , j e s t dziełem
n a t u r y , nie p o w i ó d ł się n a t u r z e , jest dziełem p o r o n i o n e m ,
to
z konieczności m u s i m y też p r z y j ą ć , że t o szczęście w życiu p r z y szłem m u s i b y ć o s i ą g n i ę t e m , a że t e g o szczęścia p r z e d m i o t e m
nie m o ż e b y ć
żadne stworzenie, t y l k o nieskończone
Dobro,
więc jest B ó g . N a t u r a nic nie czyni n a p r ó ż n o ; bezcelowo. T w o r y
niższe od człowieka j a k z w i e r z ę t a , idąc za p o p ę d a m i
natury
znajdują p r z e d m i o t d o ich zaspokojenia. G d y b y człowiek nigdzie
nie m ó g ł zadowolić swych n a j s z c z y t n i e j s z y c h p r a g n i e ń ,
bez swej w i n y , s t a n o w i ł b y w y j ą t e k w n a t u r z e .
Ks.
Dr. M.
nawet
(C. d. n.).
Sieniatycki
Chronologia
życia Chrystusowego.
I I I . Chronologia ostatnich dni Jezusowych )
1
należy do najbardziej zawiłych kwestyi w krytyce ewan­
gelicznej. Chodzi t u b o w i e m o z h a r m o n i z o w a n i e d a n y c h
św.
J a n a w r a z z t r z e m a S y n o p t y k a m i . N i e w c h o d z ą c we w s z y s t k i e
szczegóły,
któreby
wymagały
długich
traktatów,
trzeba
tu
j e d n a k z a r a z n a p o c z ą t k u z a z n a c z y ć , że n i e k t ó r e d a n e są w tej
k w e s t y i n a u k o w o p e w n e i p o w s z e c h n i e p r z y j ę t e m i ę d z y uczo­
n y m i , i n n e z a ś są t y l k o mniej l u b więcej p r a w d o p o d o b n e .
1. Prawdy
krytycznie
pewne.
d z a j ą się z sobą c o d o dni tygodnia,
W s z y s c y Ewangeliści
zga­
na które przypadły ostatnia
wieczerza, śmierć J e z u s a , p o b y t w grobie i z m a r t w y c h w s t a n i e .
) Por. n. p. J. Langęn, Die letzten Lebenstage Jesu, Freiburg,
1 8 6 4 ; Isenberg, Der Todestag des Herrn, 1868; O. Andred, Der Todestag
Jesu 1871 ; I. K. Aldrióh The time of Our"Saviours crucifbrion, Boston,
1882; Schegg, D a s Todesjąhr des Kónigs Herodes und das Todesjahr
Jesu Christi, Miinehen, 1 8 8 2 ; 31. Yelichy, Quo anno Dominus noster
mortuus sit, ąuaestio instituitur, Pragae 1892 ; J. Hontheim, Das To­
desjahr Christi und die' Daniel'sehe Wochenprophetie, w K a t h o l i k
1906 ( I I ) 1 2 — 3 6 ; Fr. Westberg, Die biblische Chronologie nach FI. Josephus und das Todesjahr Jesu Christi, Leipzig 1911 ; J. Bach, Monatstag
und Jahr des Todes Christi, Freiburg in Br. 1 9 2 0 ; O. Gerhardt, Das Datum der Kreuzigung Christi geschiohtlich und astronomisch berechnet,
Berlin 1914.
x
58
CHRONOLOGIA Z.YUIA U r m i s i u j s u w m j u
1°) O s t a t n i a
czwartek
(por. Mt 2 6
wieczerza
jlfk 1 4
26
17
Lk 2 2
odbyła
Jan
1 4
13
się
l n n
w
(wielki)
; a t a k ż e 1 Kor
ll ™).
23
2°) Ś m i e r ć
(por. Mt 2 6
Chrystusa
Jfk 15
6 2
3°) N a p o b y t
Lk 2 3
K
24
1
Mt
p r z y p a d ł a w (wdelki)
ifc 23 * Jan
42
w grobie
38
o d p a d a (wielka) sobota
(zob.
27 ).
62
4°) Z m a r t w y c h w s t a n i e
dzielę, (zob. Mt
Pana
2 8 - Jfk, 16 ™ i/fc 2 4
l n
1
5°) N a m a s z c z e n i e
m ę k ą — lubo przez Mt 2 6 ~
6
kich
piątek
19 ).
5
okolicznościach,
nastąpiło w
Jan
l n n
2
Chrystusa w B e t a n i i
1 3
i Mk
któreby
14
3 - 9
zdawały
nie­
20 - ).
1
przed
opowiedziane w ta­
się d o m a g a ć
umiesz­
czenia go w wielką ś r o d ę — z d a r z y ł o się n a p e w n o w 6 Bni
żydowską
Paschą
san) zdaniem
(Jan
1
jednych
w sobotę
innych w n i e d z i e l ę
ostatniem
przed
12 ), a więc (zależnie od k w e s t y i 15 Ni­
Wieczorem,
palmową
przypuszczeniu
wjazd
zdaniem
koło p o ł u d n i a .
do
Jerozolimy
W
tem
odbyłby
się
w niedzielę p o południu.
2. Problemy
niepewne.
panuje
natomiast
co
skiej
i śmierci
do
— Wielka
Jezusa
I n n e m i słowy chodzi o dzień
ostatnia
wieczerza
i śmierć
niepewność
związku
z Paschą
miesiąca,
Chrystusa.
i niejasność
wieczerzy
Pań­
żydowską.
n a który
przypadły
Ż y d z i obchodzili P a s c h ę
14 N i s a n p o d wieczór, a od 15—21 N i s a n o b c h o d z o n o święta
P r z a ś n i k ó w . 14 N i s a n nie b y ł d n i e m ś w i ą t e c z n y m ,
natomiast
15 N i s a n b y ł wielkiem świętem u Ż y d ó w . Chodzi więc o t o ,
czy Chrystus
odbył
ostatnią
wieczerzę
w dniu,
oznaczonym
przez
p r a w o żydowskie, czy n i e ? Czyli jeszcze inaczej : czy ów czwar­
t e k , w k t ó r y J e z u s o d p r a w i ł wieczerzę, b y ł 14 (czy t e ż 13) Ni­
s a n ? — Czy więc w zależności od t e g o dzień
śmierci
Jezusa
był 15, c z y 14 N i s a n ; a l b o jeszcze inaczej : czy Chrystus
VJ pierwszym
przygotowania
dniu
świąt
przed
Według
paschalnych,
świętem
czy też iv wigilię,
umarł
w
dzień
Przaśnikówl
S y n o p t y k ó w
Zbawca odprawił
wieczerzę „ w pierwszy [?] dzień P r z a ś n i k ó w " (Mt 2 6
1 7
ostatnią
Mk
14
12
Łk 22 ), w dzień, w k t ó r y m o f i a r o w y w a n o b a r a n k a p a s c h a l n e g o
7
59
CHRONOLOGIA ŻYCIA CHRYSTUSOWEGO
{Mk
więc
14 ), w k t ó r y m g o ofiarować należało (Łk 2 2 ) . B y ł b y t o
12
7
14 N i s a n , b o t a k n a k a z y w a ł o p r a w o (Ex
12
6
8
1 6
1 8
).
[ T a k ż e i szczegóły o s t a t n i e j wieczerzy zdają się raczej — j a k
m n i e m a b a r d z o wielu — p r z e m a w i a ć za t e m , że byłą t o p r a w ­
d z i w a u c z t a p a s c h a l n a ] . A w t a k i m razie w y n i k a ł o b y , że śmierć
J e z u s a m u s i a ł a n a s t ą p i ć 15 N i s a n , czyli w p i e r w s z y d z i e ń święta
P r z a ś n i k ó w w d z i e ń więc „wielkiego ś w i ę t a " ! Z drugiej j e d n a k
;
s t r o n y ci s a m i S y n o p t y c y o p o w i a d a j ą o t y m d n i u śmierci J e ­
z u s a szczegóły t a k i e , k t ó r e k a ż ą p r z y p u s z c z a ć i t o s t a n o w c z o ,
że d z i e ń śmierci J e z u s a nie b y ł d n i e m ś w i ą t e c z n y m (por.
27
32
Mk
15
21
Łk 2 3 , a n a d t o Mk
15
26
46
Mt
Łk 2 3 ) . T a k więc we­
56
d ł u g o p o w i a d a n i a S y n o p t y k ó w c z w a r t e k , d z i e ń o s t a t n i e j wie­
1
czerzy, b y ł — 14 N i s a n , a m i m o t o d z i e ń n a s t ę p n y
(piątek)
15 N i s a n , nie b y ł b y p i e r w s z e m ś w i ę t e m P r z a ś n i k ó w !
G d y z a ś b i e r z e m y n a u w a g ę św.
n i e k t ó r e jego w y r a ż e n i a (n. p . Jan
J a n a , , t o wprawdzie
1 3 19 ) możnafey bez t r u d ­
1
14
ności r o z u m i e ć w z n a c z e n i u S y n o p t y k ó w , ale n a t o m i a s t
(n. p . Jan
18
48
19
14
S1
) k a ż ą wnioskować, że Chrystus
w p i ą t e k , t. j . w dzień
przygotowania
do święta,
inne
umarł
Przaśników
(a więc 14 N i s a n ) , że więc o s t a t n i ą wieczerzę u r z ą d z i ł d z i e ń
p r z e d t e m (Jan
Jak
zór
13 . ) we c z w a r t e k , a więc 13 N i s a n !
1
22
przeto
sprzeczne
i św. J a n a ?
Uczeni
pogodzić
ze
so b ą
twierdzenia
próbowali
te na
po­
S y n o p t y k ó w
najrozmaitszych
sposobów^.
Można je ściągnąć d o czterech t e o r y i .
a) Teorya
harmonistyczna.
C h r y s t u s spożył b a r a n k a
s c h a l n e g o w i e c z o r e m 14 N i s a n , a u m a r ł
dzień
u r o c z y s t y
święta
m i a n i e zwykli b y l i k r z y ż o w a ć
15 N i s a n , w
żydowskiego.
wielkich
złoczyńców
pa­
sam
Rzy­
właśnie
w s a m dzień P r z a ś n i k ó w d l a p r z y k ł a d u i o d s t r a s z e n i a
olbrzy­
m i c h m a s l u d u żydowskiego, k t ó r y z całej P a l e s t y n y
zbierał
się n a święta. S a n h e d r y ś c i nie chcieli w p r a w d z i e w ów p i ą t e k
wejść d o n a m i e s t n i c t w a , a b y się nie skalać, lecz, a b y p o ż y w a ć
p a s c h ę , t. j . (nie b a r a n k a p a s c h a l n e g o , k t ó r e g o j u ż w przed­
d z i e ń spożyli), ale i n n e
k ó w , t a k z w a n e hagiga
ofiary
składane w dniu Przaśni­
(Dt 16 2 Par 3 0
2
22
2 4
3 5 ~ ) . T e g o zda8
9
co
CHRONOLOGIA ŻYCIA CHRYSTUSOWEGO
nia b r o n i ą Św. H i e r o n i m , A u g u s t y n , Ł u k a s z d e B r u g e s , T o l e t ,
Korneliusz a Lapide, Bochart, Reland, Langen, a z nowszych
P a t r i z i , Corluy, Pillion.
Z d a n i e t o m a wszelako swe p o w a ż n e
trudności.
Nie p o d o b n a n. p . u d o w o d n i ć , że p i e r w s z y „ w i e l k i " d z i e ń ś w i ę t a
P r z a ś n i k ó w b y ł właśnie z w y c z a j n y m d n i e m s t r a c e n i a ; że „ s p o ­
żywać p a s c h ę " oznaczać m a u św. J a n a nie b a r a n k a , ale i n n e
. . h a g i g a " ; t r u d n o też p r z y p u ś c i ć , a b y Żydzi we wielki d z i e ń
świąteczny d o k o n y w a l i t e g o wszystkiego, co rzeczywiście uczy­
nili i co j e d y n i e — według ich religijnych p r z e k o n a ń — z d n i e m
r o b o c z y m pogodzić m o ż n a (por. Mt 2 7
59
6 2
Mk
15
42
Lk
23 ~ ).
5s
Z t y c h w s z y s t k i c n względów t e o r y a h a r m o n i s t y c z n a nie
zadowalającego rozwiązania
b) Teorya
(anty cy pacy i).
Zbawiciel
o 24 g o d z i n (odprawił ją
w dniu „przygotowania" do
P r z a ś n i k ó w (Mt 2 7
15
Mk
s z a b a t u , czyli w p i ą t e k . W
42
Łk 2 3
Jan
5 4
uprze­
1'3 N i s a n ) ,
a u m a r ł »14 N i s a n ,
6 2
daje
problematu.
wyprzedzania
dził u c z t ę w i e l k a n o c n ą
M
święta
19 ), t . j . w wigilię
31
o w y m b o w i e m r o k u owa wigilia
s z a b a t u m i a ł a szczególny c h a r a k t e r : b y ł a z a r a z e m
przygoto­
w a n i e m d o s a m e g o ś w i ę t a P r z a ś n i k ó w . Sw. J a n z a ś n a z y w a
ów s z a b a t „ w i e l k i m " , g d y ż w o w y m r o k u schodził się on z pierwszem ś w i ę t e m p a s c h a l n e m . A b y t ę t e o r y ę „ w y p r z e d z a n i a " uza­
sadnić, p r z y j m u j e
Chwołson*),
że j u ż
za
czasów
Chrystusa
m i a ł a swe z n a c z e n i e p r a w n e z a s a d a : „ P a s c h a n i e znosi sza­
b a t u " i że w y r a ż e n i e p r a w n e : „między
ha-'arbaim;
Ex
1 2 Lew 2 2 Nu
6
5
dwoma
wieczorami
(ben
9 . . ) b y ł o wówczas jeszcze
3
5
u
t ł ó m a c z o n e ściśle, t. j . o b e j m o w a ł o zaledwie czas iy —2
go­
2
d z i n . G d y więc 14 N i s a n w y p a d ł w p i ą t e k (jak t o właśnie z d a ­
r z y ł o się w r o k u śmierci J e z u s o w e j ) , w t a k i m razie n a p o d ­
stawie
owych
dwóch
powyższych
zasad
baranek
paschalny
nie m ó g ł b y b y ć z a b i t y i u p i e c z o n y w o w y m k r ó t k i m
półtorej godziny. Z t e g o p o w o d u Żydzi przenosili
dzali)
czasie
^ u p r z e ­
ofiarowanie i pieczenie b a r a n k a n a c z w a r t e k (na
13
N i s a n ) , a j e g o s p o ż y w a n i a m o ż n a b y ł o d o k o n a ć a l b o w wie) Chwolson, D a s letzte Passahmahł Christi und der Tag seines
Todes, St. Petersburg 1892.
1
61
CHRONOLOGIA ŻYCIA CHRYSTUSOWEGO
czór c z w a r t k o w y , opierając się n a t e m , że b a r a n k a
ofiarowa­
n e g o n a l e ż y jeść tejże n o c y , a l b o w p i ą t k o w y (14 N i s a n ) . —
C h r y s t u s w r a z z u c z n i a m i spożył b a r a n k a 13 N i s a n (we czwar­
t e k ) , a u m a r ł 14 N i s a n (w p i ą t e k ) ; s t a r s z y z n a zaś ż y d o w s k a
o d p r a w i ł a swą u c z t ę 14 N i s a n , w p i ą t e k w i e c z ó r ) .
1
T e o r y ę w y p r z e d z a n i a s p o t y k a m y j u ż w drugiej
połowie
I I . w i e k u p o Chr. P r z y z n a w a l i się d o niej : I r e n e u s z , K l e m e n s
Aleks., P i o t r A l e k s . , T e r t u l l i a n , A p o ł l i n a r y z H i e r a p o l u , H i p p o l i t z P o r t o i i n n i . Szedł za nią Kościół grecki, k t ó r y z t e g o
p o w o d u d o Mszy św.
13 N i s a n
wolno
używa
było
używać
N a w e t i T a l m u d (Sanhedrin
chleba k w a s z o n e g o , g d y ż
jeszcze
f. 4 3
a
chlebów
dnia
kwaszonych.
67 ) z a m i e s z c z a śmierć J e ­
a
z u s a p o d d n i e m 14 N i s a n . Z n o w s z y c h b r o n i ą tej t e o r y i : Calm e t , S e p p , W a l ł o n , G o d e t i inni. ( N i e k t ó r z y z nich
nadto,
że
podczas
ostatniej
waeczerzy
przyjmują
Chrystus
zachował
w p r a w d z i e w g ł ó w n y c h r y s a c h r y t u a ł żydowski, ale, że w
miejsce
b a r a n k a p a s c h a l n e g o , k t ó r e g o nie spożył, u s t a n o w i ł P r z e n a j ś w .
S a k r a m e n t . Co o t e m sądzić, z o b a c z y m y niżej str. 20—21.
Wszelako teorya wyprzedzania, w jakiejkolwiek
sprzeciwia się t e k s t o m
formie,
S y n o p t y k ó w , a nie jest konieczna
ze
względu n a św. J a n a . S y n o p t y c y nie u p o w a ż n i a j ą n a s d o twier­
d z e n i a , że C h r y s t u s urządził u c z t ę p a s c h a l n ą w d n i u nielegal­
n y m (13 N i s a n ) ; owszem, cały ich sposób m y ś l e n i a i w y r a ż a n i a
się m a w t e d y t y l k o r a c y ę b y t u , jeśli C h r y s t u s w d z i e ń l e g a l n y
(14 N i s a n ) u c z t ę wdelkanocną spożył. Sw. J a n z a ś nie w y k l u c z a
*) Nieco inne, chociaż w gruncie rzeczy to samo rozwiązanie podał
J. Sehneid, (Der Monatstag des Abendmahles und Todes unseres Herrn
J. Christi, str. 88 nn.). Jego zdaniem Żydzi za czasów Chrystusa dwo­
jako tłómaczyli sobie „wieczór" w prawie mojżeszowem zachodzący.
Galilejczycy odnosili go do „pierwszego" wieczora 14 Nisan i spożywali
paschę wieczorem 13/14 Nisan. Żydzi z Judei zaś (do których zaliczała
się także starszyzna żydowska) odnosili g o . do drugiego wieczora i od­
bywali ucztę 14—15 Nisan. — Chrystus Pan zastosował się do zwy­
czaju galilejskiego. Wobec tego we czwartek wieczór, t. j . z 13/14 Nisan
odbyła się ostatnia wieczerza, w piątek zaś 14 Nisan Chrystus został
u k r z y ż o w a n y ; w tenże wieczór z 14/15 Nisan odbyli Sanhedryści swą
ucztę paschalną, a w sobotę 15 Nisan święcono pierwszy dzień świąt
Przaśników.
62
CHRONOLOGIA. ŻYCU CHRYSTUSOWEGO
u c z t y p a s c h a l n e j w d n i u 14 N i s a n . Co z a ś d o t y c z y t e o r y i Chwolsona i
S c h n e i d a , t o b r a k jej p o z y t y w n y c h d o w o d ó w ; w y r a ­
żenia z a ś E w a n g e l i s t ó w (Mk
14
12
Łk 22 ) sprzeciwiają się twier­
T
d z e n i u o o d r ę b n o ś c i galilejskich z w y c z a j ó w p a s c h a l n y c h .
c)
Teorya
przenosin.
Chrystus
spożył
u c z t ę "paschalną
14 N i s a n , a więc w d n i u p r a w n i e p r z e p i s a n y m , s t a r s z y z n a jed­
n a k żydowska w o w y m
roku
przeniosła u c z t ę
paschalną
n a d z i e ń n a s t ę p n y (na p i ą t e k , 15 N i s a n ) t a k , że C h r y s t u s tejże
g o d z i n y s k o n a ł n a k r z y ż u , w k t ó r e j Ż y d z i zabijali swe b a r a n k i
p a s c h a l n e . T e g o z d a n i a bronili j u ż : Epifaniusz (?), E u z e b i u s z
i C h r y z o s t o m , dalej R u p e r t T u i t i e n s i s , P a w e ł d e B u r g o s , Salmeron, Janseniusz z Gandawy, Maldonat, Petawiusz, Tillemont,
a z n o w s z y c h : H a n e b e r g , B a n k o , G r i m m , Coleridge, L e Ca­
m u s , Corneły, K n a b e n b a u e r , Schafer i i n n i .
J a k uzasadnić tę teoryę przenosin? Regułami kalendarza
ż y d o w s k i e g o . J e s t p r z y s ł o w i e m u r a b i n ó w , że A D U (t. j . : 1,
4, 6 d z i e ń t y g o d n i a ) nie może b y ć p o c z ą t k i e m r o k u , a B a D U
(t. j . 2, 4, 6 dzień t y g o d n i a ) d n i e m P a s c h y . J e ś l i więc P r z a ś n i k i
(15 N i s a n ) w y p a d ł y b y n a p o n i e d z i a ł e k , środę l u b p i ą t e k , " w t a ­
k i m razie przenosi się j e n a d z i e ń n a s t ę p n y (względnie trzeci).
T e g o s y s t e m u t r z y m a j ą się Ż y d z i d z i s i e j s i ; a t r z y m a ł a się g o
p r a w d o p o d o b n i e
starszyzna
żydowska
już
za
czasów
C h r y s t u s a , g d y ż regułę B a D U nie w p r o w a d z o n o n a g l e w życie,
ale powoli u s t a l a ł a się wśród Ż y d ó w , p o p o w r o c i e z niewoli b a ­
bilońskiej. S t a r s z y z n a ż y d o w s k a , d l a k t ó r e j t a r e g u ł a
kalen­
d a r z a b y ł a w y g o d n ą , b o w y k l u c z a ł a święcenie d w ó c h d n i z r z ę d u
(co u Ż y d ó w wobec s u r o w y c h p r z e p i s ó w o święceniu s z a b a t u
i d n i u r o c z y s t y c h -— b y ł o połączone z wielkiemi t r u d n o ś c i a m i ) ,
t r z y m a ł a się t e g o urządzenia. A b y j e d n a k obejść
prawo moj­
żeszowe, j u ż pierwszego d n i a N i s a n nie liczyła od n o w i u księ­
ż y c a , ale s a m n ó w przenosiła o j e d e n d z i e ń p ó ź n i e j , co (wobec
d o ś w i a d c z a l n e g o sposobu o z n a c z a n i a n o w i u , z a p o m o c ą
obser-
w a c y i księżyca, nie z a ś r a c h u n k i e m a s t r o n o m i c z n y m ) b y ł o rze­
czą b a r d z o ł a t w ą . T a k więc t e o r e t y c z n i e i oficyalnie o t r z y m y ­
w a n o 15 N i s a n w s o b o t ę , nie z a ś w p i ą t e k , a p r a w u mojżeszo­
wemu p o z o r n i e
s t a w a ł o się zadość. T o obejście p r a w a za-
63
CHRONOLOGIA ŻYCIA CHRYSTUSOWEGO
w a r t e w regule B a D U należało t a k ż e d o liczby owych „ p o d a ń
h i d z k i c h " , k t ó r e C h r y s t u s n i e j e d n o k r o t n i e u faryzeuszów
t ę p i a ł , a k t ó r e g o — p o n i e w a ż nie b y ł o o n o jeszcze
po­
ogólnie
p r z y j ę t e ) — s a m t a k ż e z wielu o r t o d o k s y j n y m i Ż y d a m i się
x
nie t r z y m a ł .
S t a r s z y z n a ż y d o w s k a godzić się m u s i a ł a z t y m
f a k t y c z n y m s t a n e m rzeczy i z p o c z ą t k u przez s z p a r y p a t r z a ł a ,
j a k wielka część n a r o d u różniła się od niej co d o d n i a p o ż y ­
wania baranka paschalnego ).
2
T a k więc w t e o r y i p r z e n o s i n C h r y s t u s w r a z z wieloma
Ż y d a m i spożył ucztę paschalną
14 Nisan
czywistego
we czwartek,
(oficyalny 13 N i s a n ) , a umarł
15 Nisan
w dniu
w piątek,
rzeczywistego
w dzień
rze­
(oficyalny 14 N i s a n ) ; s t a r s z y z n a z a ś ży­
d o w s k a s p o ż y w a ł a u c z t ę p a s c h a l n ą w p i ą t e k (rzeczywisty 15,
oficyalnie 14 N i s a n ) , a d o p i e r o w s o b o t ę (w rzeczywistości 16,
a oficyalnie
15 N i s a n ) obchodziła p i e r w s z y dzień
świąteczny
P r z a ś n i k ó w . P o n i e w a ż zaś ów oficyalny 15 N i s a n b y ł s z a b a t e m ,
a zarazem pierwszym dniem świątecznym Przaśników, dlatego
Jan
19
31
zowie g o „ w i e l k i m d n i e m
świątecznym".
T e o r y a p r z e n o s i n p o s i a d a j u ż większe
prawdopodobień­
s t w o , niż d w i e pierwsze h i p o t e z y , b o bez wielkich
naciągań
*) Dopiero za czasów drugiego Hillela regułę B a D U przyjęło żydostwo, z wyjątkiem antytalmudystów.
) Skąd Apostołowie mogli — w tej hipotezie — dostać baranka
paschalnego j u ż w e c z w a r t e k , jeśli baranka ofiarowano i zabi­
jano w świątyni, a więc dopiero w piątek? Zwolennicy tej teoryi odpo­
wiadają na t o : Prawo (Dt 16) przepisywało zabijanie baranka w miej­
scu, które P a n sobie wybierze, t. j . w J e r o z o l i m i e , nie zaś w samejże świątyni. Wprawdzie od czasów Jozyasza uczeni żydowscy wpro­
wadzili zwyczaj, że zabijanie baranka paschalnego miało się odbywać
w świątyni, ale ten przepis nie mógł być całkowicie przestrzegany wobec
kroci tysięcy Żydów, które z a czasów rzymskich napływały do Jero­
zolimy z całego świata. Co najmniej 20.000 baranków trzebaby było
zabić w przeciągu 2—3 godzin i to n a względnie szczupłym dziedzińcu
świątyni Heroda. N a to zabrakłoby miejsca; i czasu. — To też baranki
zabijano gdziekolwiek w Jerozolimie, nawet pp za świątynią. (Zresztą
nie jest wykluczone zdanie, że Chrystus podczas ostatniej wieczerzy nie
spożył baranka paschalnego, ale, że jedynie poprzestał na obchodzeniu
P a s c h y żydowskiej w sposób symboliczny, ustanawiając Najśw. Sa­
krament, który miał ją zastąpić. — N B . To już należy do następnej
teoryi).
2
61
CHRONOLOGIA ŻYCIA C H R Y S T U S O W E G O
godzi twierdzenia
S y n o p t y k ó w ze ś w i ę t y m J a n e m . A l e i ona
n a u k o w o p e w n a n i e jest, g d y ż d o w o d a m i
h i s t o r y c z n y m i nie
d a się niezbicie stwierdzić istnienia r e g u ł y B a D U j u ż z a czasów
C h r y s t u s a . N i e p o z o s t a j e więc nic i n n e g o , j a k szukać rozwią­
zania n a innej d r o d z e . :— T e m u , zdaje się, c z y n i zadość :
d) Teorya
prostej wieczerzy
1 3 Nisan.
P r z y j m u j e o n a zgo­
d n i e z t e o r y a a n t y c y p a c y i : 1 ) fakt, że C h r y s t u s
14 N i s a n ,
t . j . w piątek, w d n i u P a r a s c e v e ,
n i a " d o ś w i ę t a P r z a ś n i k ó w (Mt
27
na
krzyżu,
ranki
kanocną
w
1 4 Nisan
ostatnia
ale zwykłą
wieczerzą,
Janem
dzień
zabijali
dnia
3 1
skonał
s w e ba­
obchodzili
1
1 3 Nisan
[upb
TYJC
Paschy],
a
Najśw.
eopTY)c
ucztę
nie p r z e k ł a d a
w znaczeniu J a n a :
T^uipa
nie była
wiel­
paschalną,
TOĆO/J*
=
4 ) zgodę
w
przed­
S y n o p t y k a m i Mt 2 6 [TYJ Se
[>UM TYJ irpwTT)
1 2
Sakrament;
TOU
7
w t e n sposób,
8e
przyj­
M
p o d c z a s k t ó r e j C h r y s t u s w miejsce ba­
ustanowił
13
święta
TjXO-ev
2 3
Żydzi
S>JOV] o t r z y m u j e
7
Łk
godziny
14
22 :
i z teorya przenosin
4 2
tejże
T<SV aCup.o)v] i Mk
•Trptó-Tj
19 );
że więc Żydzi
Chrystusa
paschalnego
między
15
(owego r o k u w p i ą t e k ) ; ale t w d e r d z i : 3 ) że
wieczerza
ranka
której
p a s c h a l n e ,
Jan
6 2
a dalej z t e o r y a h a r m o n i s t y c z n ą
muje : 2 ) f a k t , że C h r y s t u s
Mk
umarł
„przygotowa­
z Wulgatą
Yjuipa
że. wyraz
primo
die
,,w p r z e d d z i e ń "
TWV aQi\>,m,
łj
ISei
irpdyrrj
TWV aC&[jt.<i>v, Ste
S y n o p t y k ó w TYJ
(azymorum),
ale
( P r z a ś n i k ó w ) ; a Łk
TO xaax« t ł ó -
ftusarihu
m a c z y z C h r y z o s t o m e m : „ n a d c h o d z i 1", t . j . b y ł j u ż błizko
( z a t e m 1 3 N i s a n ) , a n i e z W u l g a t ą venit
(coby
wskazywało
na 1 4 Nisan).
Przekład
•rcptS-oc,
Tcpw-Y),
t e n jest
7:pwxov
w
filologicznie
greczyźnie
dopuszczalny,
późniejszej
i
b o wyraz
w
pismach
Nowego T e s t a m e n t u wyparł co d o znaczenia wyrażenie
zpotśpoc,
•npiT£pov ),
1
a
na
oznaczenie
pierwszy
wputoc) u ż y w a j ą E w a n g e l i ś c i i h e b r a i z m u
unus.
Prócz tego
wyrażenie
TYJ
^pórtYj
rcpÓTepo;,
(klasyczne
s i ę , piia, l v , W u l g a t ą
•Ąjjiipą
TWV «CU|JW»)V odpo-
) Że takie rozumienie wyrazu wp^TYj usuwa także trudności hi­
storyczne Łk 2 , widzieliśmy wyżej n. 333.
x
2
UtlKUJNULiUliiA
wiada aramejskiemu
bima
ZYUA
UHHYSTUSOWJSUO
keme
defashd,
DO
które można
także
r o z u m i e ć : ,,w p r z e d d z i e ń święta P a s c h y ( P r z a ś n i k ó w ) " .
Tej t e o r y i b r o n i ą : L a m y , C a l m e t ,
Sidney,
Smidt,
Ba-
tiffol, L a g r a n g e , Beer, Michalski (u k t ó r e g o zob. s z e r o k o roz­
prowadzone
dowody
tej
teoryi:
Miesięcznik
katechetyczny
[1914] str. 274—283, 3 4 3 — 3 5 5 ; [1915] str. 470—489, 5 3 2 — 5 3 9 ;
[1916] s t r . 122—130).
Słabą s t r o n ą tej t e o r y i j e s t t o , że prócz t r z e c h
(Apolinary z Hierapolu, Klemens Aleksandryjski
wszyscy inni Ojcowie b y l i t e g o z d a n i a , iż o s t a t n i a
była ucztą paschalną,
Ojców
i Hippolit),
wieczerza
chociaż równocześnie p r z y t e m
twier­
dzili, że C h r y s t u s u m a r ł 14 N i s a n , i że u m i e r a j ą c , d o k o n a ł P a ­
schy na s o b i e
samym.
T e o r y a p r o s t e j wieczerzy 13 N i s a n jest więc filologicznie
u z a s a d n i o n a i egzegetycznie p o p r a w n a ; p o n i e w a ż p r z y t e m p r o s t o
i bez n a c i ą g a ń w y j a ś n i a p o z o r n e w p r a w d z i e , ale d o r o z w i ą z a n i a
b a r d z o t r u d n e , sprzeczności w o p o w i a d a n i u E w a n g e l i s t ó w , dla­
t e g o zdaje się b y ć ze w s z y s t k i c h
3. Wnioski.
najprawdopodobniejsza.
Biorąc za p o d s t a w ę , że C h r y s t u s u m a r ł w rze­
c z y w i s t y 14/15 N i s a n , m o ż e m y t a k ż e a s t r o n o m i c z n i e i c h r o n o ­
logicznie
oznaczyć
według
naszego k a l e n d a r z a
Jezusa. Według najpoważniejszych
dzień
śmierci
obliczeń ) między
rokiem
2
27—35 p o Chr. pełnia księżyca (rzeczywisty 13/14 N i s a n ) w y ­
p a d a we c z w a r t e k j e d y n i e 6 k w i e t n i a , r o k u 30 p o Chr.
stus zaś umarł w piątek,
a więc 7 kwietnia
Chry­
30 r. po Chr. ).
2
) N. p. Mr. Dr. K. Fotheringham,
The Journal of theological
studies 1890 (październik str. 120 n n . ) ; Handmann, w Natur und Offenbarung, 1904, 2 8 6 — 2 9 5 ; w ostatnich czasach: I. Bach, Monatstag und
Jahr des Todes Christi 1912 i O. Oerhardt, Das D a t u m der Kreuzigung
Jesu Christi geschichtlich und astronomisch berechnet, Berlin 1914.
) Zdania uczonych co do roku śmierci Jezusowej są dość roz­
bieżne i wahają się (zależnie od teoryi całej. chronologii życia Jezuso­
wego) między 29—35 r. po Chr. Największem jednak prawdopodobień­
s t w e m cieszy się rok 30, którego z nowszych uczonych bronią: Wieseler, Lichtenstein, v o n Gumpach, Chavannes, Schegg, Grimm, Caspari,
Rotermund, Nósgen, van Bebber, Nagel, Scłriirer, Achelis, Preuschen,
Didon, Belser, Hontheim, Mommert, Handmann, Mangenot, Lepin,
Jacąuier, Schafer, Pfattisch, Gerhardt.
x
2
p. p. T . c x x x i .
5
66
CHRONOLOGIA ŻYCIA CHRYSTUSOWEGO
W a r t o t u d o d a ć , że r o k 30 p o Chr., niezależnie od obli­
czeń a s t r o n o m i c z n y c h , i z t e g o p o w o d u zasługuje n a
uwagę,
iż z n i m najlepiej jeszcze godzi się chronologia życia św. P a w ł a .
Z r e s z t ą j u ż w I I . w i e k u p o Chr. 7 k w i e t n i a r. 30 b y ł z n a n y j a k o
dzień śmierci
J e z u s o w e j . T a k n. p . , j a k
Aleks. (Stromat.
styków
świadczy
I, 21. 146) ), n i e k t ó r z y
egipskich i wśród M o n t a n i s t ó w ,
Klemens
z u c z o n y c h Gno-
1
po dokładnem
d a n i u s p r a w y (axp$oXoYoii[j,£voi) u t r z y m y w a l i ,
że
zba­
śmierć
Chry­
s t u s a n a s t ą p i ł a 16 r o k u T y b e r y u s z a , d n i a 25 P h a r m u t h i
(=7
k w i e t n i a r. 30 p o Chr.). D o t e g o s a m e g o w y n i k u p r o w a d z i n a s
s t a r a t r a d y c y a p i e r w s z y c h Ojców, k t ó r z y (jak T e r t u l l i a n , L a k tancyusz,
Klemens
Sulpicyusz
Ałeks.,
Sewerus, A u g u s t y n , P r o s p e r ,
Juliusz
Afrykański)
twierdzą,
Victorius,
że
Chrystus
u m a r ł za k o n s u l a t u braci Gemini. W p r a w d z i e b r a c i a
Gemini
byli k o n s u l a m i w r. 29 p o Chr., ale t e n ż e r o k , liczony po
egipsku
(skąd t a właśnie t r a d y c y a wzięła swój p o c z ą t e k ! ) , r o z p o c z y n a ł
się 16/8 29 r., a k o ń c z y ł się 15/8 r. 30. W k w i e t n i u r. 30 p o
•Chr. (Według k a l e n d a r z a r z y m s k i e g o ) G e m i n i nie b y l i j u ż kon­
s u l a m i , g d y ż ich u r z ę d o w a n i e k o ń c z y ł o się ze s t y c z n i e m r. 30
w e d ł u g k a l e n d a r z a r z y m s k i e g o , ale dla Egiptu
pierwszą p o ł o w ę
r. 30 jeszcze d a t o w a n o w e d ł u g k o n s u l a t u braci
Gemini.
T a k więc r o k i dzień śmierci J e z u s o w e j , u z y s k a n y nie­
zależnie
od i n n y c h
dat
chronologicznych
życia
Jezusowego,
p o t w i e r d z a z a r a z e m ubocznie, że słusznie w y z n a c z y l i ś m y t r z e c h ­
letnią działalność J e z u s o w ą n a l a t a 27—30 p o Chr.
Zbierając
przeto krótko prawdopodobniejsze d a n e chro­
nologiczne z życia C h r y s t u s a P . , o t r z y m u j e m y :
Boże N a r o d z e n i e : od sierpnia 6 r. d o czerwca 5 r. p r z e d Chr.
Chrzest C h r y s t u s a : 27 r. (po Chr.) w s t y c z n i u .
T r z e c h - (i % ) l e t n i a działalność : 27—30 p o Chr.
Śmierć C h r y s t u s a : 7 k w i e t n i a (14 N i s a n ) 30 p o Chr.
C h r y s t u s P a n umierając m i a ł p r z e t o 3 4 — 3 5 l a t życia.
Ks.
W.
Szczepański.
*) O chronografii Klemensa Aleks. por. sumienną i nader cie­
kawą pracę W. HozdkowsMego, D e chronographia Clementis Alesandrini,
zwłaszcza jej pierwszą część: I. D e chronologia N o v i Testamenti a Clemente Alexandrino proposita, Monasterii Griiestf. 1896.
Współczesna galerya
powieściopisarek polskich.
VIII.
J e s t w ś r ó d m ł o d e g o p o k o l e n i a powieściopisarek i n n a g r u p a ,
zajęta r o z w i ą z a n i e m nie t y l e z a g a d n i e n i a płci, ile roli k o b i e t y
dzisiejszej w społeczeństwie. S p r a w a miłości i s t o s u n k u d o męż­
c z y z n y u w a ż a się i t u t a j za główną, acz nie wyłączną, a t r a k ­
t u j e się z większą d y s k r e c y ą i — że ośmielę się u ż y ć p r o s t e g o
w y r a z u — przyzwoitością. D o l e j g r u p y n a l e ż ą : M a r y a
nowska,
Eugenia
Żmijewska,
E.
Jeleńska,
Helena
Iwa­
Mniszek,
I z a Moszczeńska *). U źródeł T h e r e s i t y . I j a k i e ż są t e źródła?
P o s z u k i w a n i e ich -— t o w ą t e k powieści. M a r y a p r z e ż y ł a
mi­
łość k u g e n i a l n e m u a r t y ś c i e K o r s a k o w i , k t ó r y się zabił. P o s z ł a
d o k l a s z t o r u w Blois we F r a n c y i . S t a m t ą d w y d a l o n a , p o p o ­
wrocie d o W a r s z a w y w 1905 pełniła służbę miłosierdzia. P o t e m
*) Marya Iwanowska (Theresita). U źródeł. Powieść. Warszawa 1914.
Eugenia Żmijewska. Płomyk.
Z pamiętnika instytutki. War­
szawa 1907.
Eugenia Żmijewska. Bola. Powieść. Z przedmową Orzeszkowej.
Warszawa 1909.
Eugenia Żmijewska. Z pamiętnika
niedoszłej
literatki.
Nowele
i obrazki. Warszawa 1910.
Eugenia Żmijewska. Jutro. Powieść współczesna. Warszawa 1912.
E. Jeleńska. Obrączka. Powieść. Warszawa 1907.
Helena Mniszek. Trędowata.
Warszawa 1909.
Iza Moszczeńska. P o d Cierniową Koroną. Powieść. Warszawa 1913.
68
WSPÓŁCZESNA GALERYA
w W e n e c y i chwilowo, p o t e m w Scola cantorum
d ł u ż s z y czas w m i ę d z y n a r o d o w e m
w P a r y ż u przez
t o w a r z y s t w i e : kalif ornij ki
lvi, skandynawki Hildy, amerykanina Lorrimera. P o t e m jakiś
czas w C h a r t r e s . S t ą d d o L o n d y n u , gdzie s e k r e t a r k ą
bogatej
e m i g r a n t k i , p a n i D o w i a t t . Z nią d o K r a k o w a w celu zorgani­
zowania szkół, m a j ą c y c h dać n o w e w y c h o w a n i e k o b i e t o m pol­
skim. T r z e b a b o w i e m zwalczać i niweczyć zasadnicze k ł a m s t w o
życia k o b i e t y , w p a j a n e przez m a t k i , p i e l ę g n o w a n e przez lite­
r a t u r ę , uświęcane przez t r a d y c y ę , j a k o b y miłość b y ł a j e d y n e m
i n a j w y ż s z e m d o b r e m k o b i e t y . T r z e b a zastąpić j ą d ą ż e n i e m k u
światłu, c z y n e m t w ó r c z y m ; wyzwolić duszę kobiecą
od
dła­
w i ą c y c h ją p ę t i n s t y n k t u . P i ę k n i e . Ale c z y M a r y a d a j e
cień
g w a r a n c y i , że z a k ł a d e m s w y m w y c h o w a w c z y m p o d K r a k o w e m
i wielu
takimi
zakładami w innych podmiejskich
ustroniach
p r z e t w o r z y d u s z ę k o b i e t y młodego pokolenia? Ona, k t ó r a p r z e d
miesiącem n a g o t a ń c z y ł a t a n i e c śmierci, t a n i e c Salome, B o g u
na urągowisko,
męskiego s p r a g n i o n a uścisku?
(str. 270).
zbożnej i wielkiej p r a c y p r z e t w o r z e n i a p o k o l e ń d u ż e j
Do
trzeba
fachowej wiedzy, d ł u g o l e t n i c h n a u k , h a r t u d u c h a i n i e z m i e r n e j
cierpliwości. T y m c z a s e m t u i n t e l e k t p r a w i e w u ś p i e n i u . Cóż
z n a c z y n a p e ł n i ć głowę V e r l a i n ' e m , nasycić oczy prerafaelitami,
t o n ą ć w e k s t a z i e p o d w r a ż e n i e m śpiewu Miserere
w Notre
l u b r o z ż a r z y ć d o czerwoności uwielbienie swe d l a
Dame
symboliki
średniowiecznej r z e ź b y w C h a r t r e s ? Czyż t a k a m a b y ć kwalifik a c y a n a w y c h o w a w c z y n i ą n o w y c h , z d r o w y c h pokoleń? M a r y a
z własną d u s z y c z k ą r a d y sobie d a ć nie u m i e , a p o r y w a się n a
wielkie dzieło odrodzenia n a r o d o w e j d u s z y ! „ O t o p o z n a ł a m —
k o ń c z y swój p a m i ę t n i k — że k r e s e m d u c h a m o ż e b y ć t y l k o t o ,
co wiecznie żyje i t r w a n i e o d m i e n n i e : t a m , w p r z e s t w o r z a c h —
Bóg, t u —• n a r ó d n a ziemi. P r ó b a miłości mej skończona, a wstaje
życie n o w e : ofiarnego c z y n u " . P i ę k n e słowa. Otwierają
one
w r o t a d o n o w e g o życia i życzyć należy, i ż b y się o n o wiło dla
M a r y i p o linii najmniejszego
oporu.
Jednakże z taką
samą
gwiazdą u czoła staje n a p r o g u życia k a ż d e dziecię w polskim
i k a t o l i c k i m d o m u . P r z e d Maryą, j a k p r z e d dziecięciem, d ł u g a
d r o g a zwalczania niezliczonych w s t ę p n y c h t r u d n o ś c i , boć ona,
69
POWIEŚCIOPISAREK POLSKICH
j a k dziecię, woli w sobie nie wyrobiła, w obowiązku się n i e
u m o c n i ł a , d o t w a r d e j , szarej p r a c y nie n a w y k ł a , fachową wie­
dzą p e d a g o g i c z n ą w Scala
Ganiorum
pewnie się nie wzboga­
ciła, n a r o d o w e j d u s z y zbiorowej, błąkając
poznała,
do naczelnego
stanowiska
się p o E u r o p i e , nie
się nie uzdolniła.
Biada
n a r o d o w i , k t ó r e m u t a k i e m i s t r z y n i e , c h o ć b y głęboko wierzące,
światło przyszłości nieść mają!
Powieść p . I w a n o w s k i e j zasługuje n a inną m i a r ę oceny,
choć formalnie nie o d c h y l a się od m e t o d y powieściowej, p r z y ­
jętej przez ogół a u t o r e k . J e s t p a m i ę t n i k i e m . Szereg w e w n ę t r z ­
n y c h p r z e ż y ć i w a l k nieukojonej
d u s z y , o g r o m n i e wrażliwej,
przeczulonej
—
prawie
chorobliwie
w
poszukiwaniu
Boga,
ideału, celu życia. U n o s i się ona p o n a d n a t ł o k i e m z e w n ę t r z n y c h
wrażeń, chłonąc w siebie ból ś w i a t a , s p o t ę g o w a n y ciągiem w m y ś l a n i e m się i w y c z u w a n i e m . Z t r u d e m i m ę k ą w y k w i t a z t e g o
bolesnego procesu k w i a t p o s t a n o w i e ń : p r a c a w y c h o w a n i a po­
koleń lepszych i z d r o w s z y c h , niż d o t y c h c z a s o w e .
P r o s t s z ą d r o g ą z m i e r z a d o t e g o s a m e g o celu p . E u g e n i a
Ż m i j e w s k a w k i l k u powieściach : Płomyk,
Z. pamiętnika
niedoszłej
literatki.
Dola, Jutro i w z b i o r k u :
W z o r e m dla p a n i Żmijewskiej
b y ł a O r z e s z k o w a ; o n a t e ż jeszcze n a r o k p r z e d swą śmiercią
w m ą d r e j i serdecznej p r z e d m o w i e d o Doli
w p r o w a d z i ł a Żmi­
jewską n a l i t e r a c k ą a r e n ę ; j e j , j a k p r z y p u s z c z a m , zawdzięcza
Żmijewska
taki sam
wpływ na przekształcenie
i
wyrobienie
p r z e k o n a ń , j a k i w y w a r ł a E l ż b i e t a Orliczowa n a A n t o n i n ę R ó ­
życką w powieści Jutro *). Ż m i j e w s k a obecnie, j a k Orzeszkowa
w ó s m y m d z i e s i ą t k u l a t przeszłego wieku, pierwsze swe p o ­
wieści poświęca
sprawie w y c h o w a n i a
kobiety. Przemawia
za
w p ł y w e m Orzeszkowej n a Żmijewską i p o k r e w i e ń s t w o p o m y s ł u
Płomyka
myka,
z Pamiętnikiem
trzynastoletnia
Wacławy.
dziewczynka
Dola, główna p o s t a ć
Pło­
przez l a t
pa-
pięć pisze
*) W obrazie nieporozumienia pokoleń młodego i starego, dzieci
i rodziców i w obrazie skutków jego, a poniekąd w pojmowaniu skutków
t. z. emancypacyi kobiecej zbliża się Żmijewska do poglądów Wellsa,
autora sławnej powieści p. t. : Anna Weronika,
aczkolwiek angielski
pisarz więcej przechyla się na stronę dzieci, a potępia rodziców.
WSPÓŁCZESNA GALERYA
m i ę t n i k . J e s t córką z a m o ż n e g o z i e m i a n i n a n a W o ł y n i u i a r y s ­
tokratycznej, próżnej, pretensjonalnej, bezczynnej matki. Nau­
c z o n o Doli k i l k u j ę z y k ó w i gry n a fortepianie. Duszą jej i n a u k ą
życia z a j m o w a ł a się g a r d e r o b a . D o l a m a d u s z ę p ł o m i e n n ą , b a r d z o
w r a ż l i w ą ; b y s t r a jest i p o j ę t n a . Dzięki d o b r e j p a m i ę c i z d o b y w a
wiedzę ł a t w o ;
reaguje na
w r a ż e n i a szybko ; w y o b r a ź n i ę
ma
b u j n ą i wielką ciekawość ; czuje m o c n o i g ł ę b o k o ; jest szczera
i o p t y m i s t k a . I s t o t a z a t e m s t w o r z o n a d o c z y n n e g o życia, a l e
przez w y c h o w a n i e nie u b e z p i e c z o n a p r z e d d o t k l i w y m i r a z a m i
złego losu i złych ludzi. Ł a k n i e w r a ż e ń i ż y c i a — p r z e t o l u b i
n a j b a r d z i e j p r z e b y w a ć w g a r d e r o b i e , gdzie o d służących
bywa niejedno
uświadomienie i tylko
swemu
zawdzięcza, źe jej obcesowo nie w t a j e m n i c z o n o
zdo­
jaśniepaństwu
we wszystkie
b r u t a l n o ś c i bydlęcia-człowieka. Później w I n s t y t u c i e M a r y j s k i m
narażona
n a s p r y t n e z a k u s y rusyfikacyi,
na utratę
czystości
dziewiczej ; w y c h o d z i zwycięsko. Ojciec z u b o ż a ł . Los w p r z ę g a
ją w j a r z m o
zarobkowej pracy, d o której niema ani zamiło­
w a n i a , a n i p o g o t o w i a fachowego, a n i w y t r w a ł o ś c i ,
ani
hartu
w y r o b i e n i a w e w n ę t r z n e g o . D a l s z e dzieje rozwijają się j u ż w p o ­
wieści Dola.
C h a m s t w o m ę ż c z y z n święci t u s w e orgie. I s ł a w n y
d o k t o r , k t ó r y chorą D o l ę leczy, i wuj jej s t a r y h r . Orlicki i re­
d a k c y j n i koledzy c y n i c z n i e p r z e ś l a d u j ą n a i w n ą d z i e w c z y n ę , j a k o
ł u p , ł a t w y d o z d o b y c i a . O b r a z c z a r n o z a b a r w i o n y z dwóch p o ­
w o d ó w . D o l a z b y t b i e r n a , z b y t ślepa, z b y t n a i w n a ; t u j u ż nie
ofiara k u r s u w y c h o w a w c z e g o , lecz g ą s k a , p o z b a w i o n a zdolności
obserwacyjnej. Kazimierz obsypuje
ją g r a d e m
impertynencyi
w p r o s t w t w a r z •— o n a k u r c z y się i p o k o r n i e milczy : d o k t ó r
D e r k a c z d r w i z n i e j , szydzi, n a i g r a w a się z jej najgłębiej w p o ­
jonych palladyów — ona milczy: żadnego protestu ani odporu.
D u ż o się p r z e d jej o c z a m i p r z e w i n ę ł o ś w i a t a i życia
w ciągu
d w u d z i e s t u d w u l a t , a ońa wciąż p o c a ł u n e k m a z a pełnię m i ­
łosnych n a s y c e ń .
z brakiem
Owóż m o c n a
sensytywność
uświadowienia i zanikiem
w
połączeniu
o b s e r w a c y i c z y n i j ą ro­
d z a j e m niebieskiego p t a k a . P o w t ó r e o b r a z z b y t c z a r n y i dla
t e g o , że t o n i e w i n i ą t k o s p o t y k a n a swej d r o d z e wężowo c h y t r y c h ,
oślepłych z szału i c y n i c z n y c h s a m c ó w .
71
POWIEŚCIOPISAREK POLSKICH
Zresztą już Orzeszkowa zastrzegła się w słowie w s t ę p n e m :
„pragnęłabym
widzieć nieco mniej
fizyołogii, a
szczególniej
p a t o l o g i i " . Miała słuszność.
W powieści Jutro
nie t y l k o n i e m a fizyołogii i patologii,
lecz j a s n o p r z e c i w s t a w i o n e zasadnicze m y ś l i : egoizm a d o b r o
i n n y c h ; p r a c a i przez nią odrodzenie, a t a l e n t , k t ó r e m u w s z y s t k o
w o l n o ; młodzi i s t a r z y — ich n i e p o r o z u m i e n i e , w
okresach
przejściowych
chrześci­
naruszające
ład r o d z i n y ; stara etyka
j a ń s k a i n o w a , u p o s t a c i o w a n a w d w ó c h osobach o z g u b n y m
l u b d o b r o c z y n n y m w p ł y w i e n a młodzież : Ch m u r z y ń s k i m i Ora­
czowej *). Myśli t e Ż m i j e w s k a w y p o w i a d a oczywiście nie w p r o s t ,
lecz w p o w i e ś c i o w y m obrazie, u k a z u j ą c y m s t o p n i o w e przeista­
czanie się m ł o d e g o dziewczęcia
Antoniny
Różyckiej.
Uważa
się ona z a genialne d z i e c k o ; rodziców, zwłaszcza m a t k ę obce­
sowo i ciągle strofuje. E g o i s t k a z p r z e k o n a ń — nie chce p r a ­
cować, s t a r s z y c h nie lubi, siebie m a za nieomylną, za opuszczoną
i z a p o z n a n ą ; wyższość własną r a d a z a z n a c z y ć b o d a j d z i w a c z n y m
s t r o j e m . Dzieje z m i a n , d o k o n a n y c h czy t o p o d n a c i s k i e m p r z e ż y ć
nieszczęsnych, czy p o d w p ł y w e m Oraczowej rozwinęła powieścio­
p i s a r k a s t a r a n n i e , r y s za r y s e m , ze ścisłem i k o n s e k w e n t n e m
u w z g l ę d n i e n i e m psychologii.
Ideał pisarza-obywatela
wskazany w postaci
Antoniego
Bogdańskiego.
W t e n d e n c y i swej powieść Jutro
r ó ż n y m , niż Dola,
jest u t w o r e m
wybitnie
a r o z u m i e się, niż powieści Zapolskiej
lub
N a ł k o w s k i e j . Z n a m i o n u j e o n a niejaki z w r o t w twórczości Ż m i *) Że Chmurzyński to Przybyszewski, domyślam się po pierwsze z na­
zwiska, powtóre z zarozumiałości: wyraża się o sobie : ja, pierwszy poeta
w Polsce, po trzecie z uwydatnienia złego wpływu na młodzież, po czwarte
z rachunków za „nadprogramowe butelki wina i koniaków", po piąte z po­
gardy dla innych „mamutów", po szóste z wygłaszanych teoryi. Że Ora­
czowa — to Orzeszkowa, domyślam się po pierwsze z opisu jej postaci,
powtóre z imienia Elżbieta, po trzecie, że sławna powieściopisarka, po
czwarte, że wymieniona jej powieść „Pamiętnik" (trzeba dodać Wacławy),
po piąte, że sama wzmiankuje o kończeniu pensyi Panien Sakramentek,
jak Orzeszkowa; po szóste, że pierwsze dzieło swej protegowanej opatruje
wstępem, jak Orzeszkowa Dolę; po siódme z jej zapatrywań na zadanie
powieściopisarki.
72
WSPÓŁCZESNA GALERYA
jewskiej, z w r o t d o d a t n i . Z a w o ł a n i a n a r o d u n a s z e g o : B ó g i O j ­
czyzna rozbrzmiewają
donośniej ; p r z e k a z y e t y k i
chrześcijań­
skiej w s t a r c i u z e t y k ą m a t e r y a l i z m u z m a r t w y c h w s t a j ą ,
tryumfują.
O b o k Płomyka
niepowszedni
talent.
•— Jutro
Umiała
ona
nawet
z a p o w i a d a w Żmijewskiej
odsunąć
pokusy
moralizo-
w a n i a i d y d a k t y z m u . W c z u ł a się w dusze k o b i e t z o b j e k t y w n o ścią bez z a r z u t u . Ma dużą literacką k u l t u r ę . B y s t r o obserwuje ;
u j a w n i a z n a c z n ą ciekawość i znajomość życia
wewnętrznego.
Śmieszności m o d y , s z a b l o n u i zboczeń m o r a l n y c h ocenia z w y ­
żyny etycznego ideału z k r y t y c z n y m
zmysłem
i
samodziel­
nością s ą d u . Pisze ł a t w o i z przejęciem się, t o też c z y t e l n i k a
p o r y w a i p r z e k o n y w a . Orzeszkowa nie łudziła się, wróżąc p o ­
wieściom jej p o w o d z e n i e . W d o t y c h c z a s o w y c h powieściach jej
g ł ó w n y m m o t y w e m i u niej miłość, lecz Jutro
ośmieliłbym się
uważać za przejście d o i n n y c h z a g a d n i e ń .
N a r o z d r o ż u s t a n ę ł a i E . J e l e ń s k a w Obrączce.
Obrączki
W
Bohaterka
H a n n a L u b i ń s k a , d o k t o r filozofii, m a literacki t a l e n t .
okresie
studyów
w Krakowie
pozawierała
różne
związki
przyjaźni z cyganami sztuki i literatury. Ślubna obrączka obar­
czyła ją o b o w i ą z k a m i , bijącymi w b r e w jej a r t y s t y c z n y m za­
m i ł o w a n i o m i p r z y j a ź n i o m z dziką b o h e m i ą literacką. Musiała
w y b i e r a ć : mąż a l b o s z t u k a . W y b r a ł a m ę ż a — i nie b y ł a szczę­
śliwa. Dlaczego?
Odpowiedź
p.
Jeleńskiej
wypada
niejasno
i połowicznie. „ W i n a l e ż y w k o b i e c e m sercu. Z a n a d t o ono k o c h a ,
z a n a d t o się oddaje, z a n a d t o się całe umieszcza w małżeńskiej
obrączce. Cóż dziwnego, że jest nieocenione i w y z y s k a n e ? O p r a w a
swoje, chociaż je m a , chociaż je czuje, walczyć nie u m i e " (str. 283).
Powieść nie j e s t niczem i n n e m , j a k dziejami walki H a n n y
o t e p r a w a ; z r e z y g n o w a n i e jej z sukcesów literackich i roz­
głosu u w a ż a się za p o r a ż k ę . Ale b ł ą d z a s a d n i c z y w t e m , że d y ­
l e m a t s f o r m u ł o w a n y ciasno. Nie chodzi b o w i e m w m a ł ż e ń s t w i e
o t o , a b y d o s t a r c z y ć j e d n o s t c e męskiej, w t y m w y p a d k u dość
m a r n e j , pełni n a s y c e ń d o c z e s n y c h , lecz a b y s t w o r z y ć i u t r w a l i ć
b y t nowej r o d z i n y , cząstki społeczeństwa. Czyż w a r t o w k ł a d a ć
życie w t a k i cel, j a k uszczęśliwienie j e d n e g o słabego serca Mika,
j a k zadowolenie jego k a p r y s ó w ? G d y b y Mik p r z y n a j m n i e j
był
73
POWIEŚCIOPISAREK POLSKICH
t ę g ą siłą w z b i o r o w i s k u l u d z k i e m , nie zaś o k a z e m t u z i n k o w y m ,
t o b y i Obrączka
z a p e w n e świetniej zalśniła d r a m a t y c z n y m i od-
blyskami.
Ma je powieść H e l e n y Mniszek p . t . : Trędowata
— po­
m i m o m n o g i c h u ł o m n o ś c i ciesząca się z n a c z n y m m i r e m czy­
t e l n i k ó w . Z a w i k ł a n i e — j a k ś w i a t s t a r e . W nauczycielce zako­
chał się m a g n a t i m u s i obalić tysiąc p r z e s ą d ó w swej sfery, a b y
ją zaślubić. Ileż t o r a z y t a k i konflikt w powieściach o d t w a r z a ł a
Kavagnah, Marlitt, u nas Kraszewski
niowski (Żydzi), P r u s
(Dwa ś w i a t y ) , K o r z e ­
(Lalka), R o d z i e w i c z ó w n a i i n n i .
Sfera
a r y s t o k r a t y c z n a jeszcze r a z p o K r a s z e w s k i m i P r u s i e t u s z e m
c z a r n y m k r e ś l o n a . N a wsi życie jej wije się w ś r ó d z a b a w , obia­
d ó w , wycieczek, p r ó ż n i a c z y c h g a w ę d o niczem, n i e d y s k r e t n y c h ,
niekiedy
łobuzowskich
dowcipów.
W
Warszawie
•— plotki,
p i j a t y k i , miłostki . . . N a tle t e g o życia, n a t l e pastelą deli­
k a t n i e i b a r w n i e , j a k sztucznie s t r z y ż o n e szpalery francuskiego
parku,
malowanych pejzażyków
nad poziom l u d z i : ordynata
—
miłość d w o j g a
Waldemara
wyższych
i Stefanii. T o jest
d u s z a d r a m a t u . W ł a ś n i e t e ż rozdziały, opisujące w a l k ę ordy­
n a t a ze sferą
o narzeczoną
silne, d r a m a t y c z n e i
zajmujące.
K i e d y s t a n o w c z y i n i e u g i ę t y a dzielny człowiek z d o b y w a zgodę
i błogosławieństwo zawziętej k s i ę ż n y •— t o głęboko
wzrusza.
N i e s t e t y — rozdziałów t a k i c h niewiele. Wiele p o s t a c i
jakby
z ż u r n a l u m ó d w y c i ę t o ; z oddali i p r z y g o d n i e zaledwie widać
p r a c ę l u d u i m a s z y n r o l n i c z y c h ; z oddali i bez wagi r o z c h y l a
się w i d o k n a społeczne z a d a n i a sfery. Wiele figur szkicuje się
epizodycznie.
Czytelnik
nierad
znajomości
z
Brochwiczem,
z h r . B a r s k i m , z t y m l u b o w y m i n n y m h r a b i ą l u b księciem,
g d y ż i t a k w n e t się z n i m i rozstaje.
A j e d n a k i t u zaletę s t a n o w i b r a k fizyołogii i p a t o l o g i i ;
i t u , choć z a mgłą, d o s t r z e g a się o b r o n y swojszczyzny i szer­
szych h o r y z o n t ó w n a r o d o w e g o wysiłku. I t u nareszcie k o b i e t a
w p r a c y i w ł a s n e j zasłudze s z u k a podniesienia swego d o s t o ­
jeństwa.
W o l ę j u ż z u ż y t y m o t y w , zręcznie i z t a l e n t e m
jeszcze
raz r o z s n u w a j ą c y m i się p r z e d w y o b r a ź n i ą i uczuciem, niż t a k ą
74
WSPÓŁCZESNA GALERYA POWIEŚCIOPISAREK POLSKICh
agitatorsko-tendencyjną
niową
Koroną
a
bezdarną
powieść,
p . Moszczeńskiej. P o z a m a c h u
jak
Pod
Cier­
spiskowiec so-
c y a l i s t a d o s t a ł się d o s z p i t a l a . P a r t y a wysłała s t r z e d z go p .
Irenę. Rząd
p o ozdrowieniu spiskowca •— ujął go. Otóż i i a ł a
treść książki. N a t o m i a s t b l a d e m p i ó r e m a u t o r k i rysują się d n i
i noce m o n o t o n n e g o życia szpitalnej n ę d z o t y , o k r y t e j r a n a m i .
Z a p r a w i a się obrazeczki k w a ś n y m sosem k p i n z księży,
sza­
r y t e k , w s p ó l n y c h m o d ł ó w nieszczęsnej rzeszy. Słucha się mdłej
i p ł y t k i e j d y s k u s y i religijno-filozoficznej
księdza z ateistką
jakiegoś
francuskiego
I r e n ą , d y s k u s y i o t y l e bezcelowej, że a n i
ksiądz, a n i I r e n a , a n i c z y t e l n i k nie wierzą w d o d a t n i jej r e ­
zultat. Zakis tendencyjno-publicystyczny, podłożony pod nibyobrazy, d a ł b y się ująć w p a r ę s t r o n i c , a zabójcza rozwlekłość
p i s a n i n y p r z y b r a k u t a l e n t u d o stworzenia a k c y i , ż y w y c h figur,
c z y n i powieść p o r o n i o n y m p ł o d e m z n a n e j z p r a c p e d a g o g i c z n y c h
autorki.
Antoni
Mazanowski.
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA.
Z piśmiennictwa polskiego.
K o ź m i n W i e l k i i N o w y , X. Stanisław Łukomshi,
prob. ko­
źmiński i szamb, pap. Monografia histoiyezna P o z n a ń 1914.
Nakładem a u t o r a , czcionkami d r u k a r n i Św. Wojciecha,
str. 1 - 5 5 8 , 8°.
Pod powyższym tytułem wydał obszerna monografię histo­
ryczną o wielkopolskiem miasteczku Koźminie obecny jego pro­
boszcz X. Łukomski. W przedmowie przyznaje autor, że „książka
jego może nie jest przeprowadzona ściśle według reguł monogra­
ficznych i nie jest wolna od usterek". Zdanie t o autora podpiszemy
w całej pełni, ale i to dodamy na początku, że również szczegółowej
monografii nie posiada dotąd żadne miasteczko nietylko wielko­
polskie ale i polskie. Dzieło rzeczone świadczy o niesłychanym na­
kładzie rzetelnej pracy, podjętej w t y m celu, aby konfratrom swoim
dać zachętę i przekonać ich, że kto pilnie szuka, zawsze znajdzie re­
zultat dodatni. Dzieło ma służyć innym, jako zachęta dla wyciągnięcia
z mroku dziejów tego, co pod pyłem przeszłości zaginąć nie powinno.
Autor podzielił rzecz swą na następujące rozdziały: 1. Koźmin
i jego dziedzice, str. 1 —260. 2° Cechy i bractwa, str. 261 —375. 3° Żydzi
w Koźminie, str. 375—387. 4° Kościół parafialny, str. 387—480.
5° Kościół św. Ducha od 4 8 1 - 4 9 3 . 6° Kościół św. Trójcy od 3 9 4 - 4 9 7 .
7° Kościół św. Krzyża od 497 —507. 8° Klasztor 0 0 . Bernardynów,
str. 508—558. Autor podzielił rzecz swą n a te główne rozdziały, by
uniknąć rozerwania całości przez dalsze poddziały na części histo­
ryczną, obyczajową i ekonomiczną. Zdaniem mojem to unikanie
rozerwania całości przez poddziały jest jedną z zasadniczych wad
książki, która ma cechę kronikarsko-chronologicznych zapisek bez
76
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
ujęcia ich w całość wedle pewnych kategoryi. Nie metodycznem dalej
jest cytowanie n. p . Kórytowskiego : Arcybiskupi gnieźnieńscy bez
podania stronnicy (stronica 10-ta) lub gołosłowne n o t a t k i w rodzaju
Terrestr. Pyzder.j Terr. Posn. ; dalej cytowanie dokumentów z ai-chiwum państwowego w Poznaniu, lub archiwum konsystorskiego
tamże, albo książąt Radolińskich w Jarocinie bez podania numerów.
Archiwum nawet p r y w a t n e Radolińskich w Jarocinie jest dokładnie
skatalogowane, a rejestr dokumentów w niem przechowywanych
jest publikowany. Dla kontroli krytyków konieczne jest dokładne
oznaczanie źródeł, z których się skorzystało. Bez tej paginacyi dzieło
traci charakter naukowy. Wskutek nieszczęsnego podziału autor
robi ustawiczne dygresye, n. p . przy dokumencie Andrzeja Górki
z roku 1575, omawia urządzenia miasta Starego Koźmina i Nowego
Koźmina, stosunki społeczne, sądowe, ekonomiczne z różnych wie­
ków, które się domagały omówienia w osobnym ustępie str. 173—106.
Tak samo niesłychanie cenne dła naszych ekonomistów inwentarze
majątkowe z różnych wieków przytoczone w tekście, n. p . z r. 1677,
(str. 131—142) domagały się umieszczenia dosłownego w osobnych
dodatkach, a omówienia w osobnych ustępach Należą one do naj­
bardziej interesujących szczegółów niniejszej pracy Również nieo­
ceniony co do kryminalnej j u d y k a t u r y ustęp o czarach i czarow­
nicach (str 158 — 167) ciomagił się osobnego opracowania, a pro­
tokoły miejskie odnośne tem bardziej, że są nieliczne, domagały
się publikacyi w całości. Wskutek niezręcznej dyspozycyi autor nie­
jednokrotnie się powtarza, niepotrzebnie pisze n. p . o zagubionej
szpince przez księcia Piotra Sapiehę aż dwa r a z y (str. 182 i 534),
0 zamiarze żydów pochwycenia księdza Czechowskiego n a str. 382
1 459 i t. p . Także niemetodyczne jest podawanie całych dokumen­
tów po polsku w tekście, a po łacinie w przypiskach, czasami tylko
tłumaczenia dokumentów. Szkoda, że autor niezadowolił się w tekście
streszczeniem tych dokumentów, a całe dokumenta nie umieścił
na końcu w dodatkach z powołaniem się na nie w tekście. W t e n
sposób zyskalibyśmy kodeks dyplomatyczny miasta Koźmina, nie­
odzowny warunek do krytycznych b a d a ń naukowych n a d historyą
tego miasta. Ponieważ tych dokumentów jest tyle, a szereg ich jest
nieprzytoczonych w całości, lecz podanych w tłumaczeniu, autor
poprostu jest dłużnikiem swego miasta, a i umiejętności historycznej
i winien co lychlej taki „Zbiór praw i pizywilejów oraz dokumentów
Koźmina'' wydać osobno krytycznie z odpowiedniemi objaśnieniami
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
77
naukowemi. Będzie to praca na prawdę umiejętna, mająoa walor
na długie wieki. Nikt więcej nie jest przygotowany do takiego dzieła,
jak właśnie l u t o r , k t ó r y pierwszy aokumenra te zabrał. Dzięki wciąg­
nięciu wszystkiego materyału surowego lub półsurowego do tekstu,
dzieło staje się ciężkiem i niepr <:ystępnem dla szerszej publiczności,
a ala fachowców znowu nie całkiem naukowe. W ten sposób praca
naukowa, wymagająca tyle trudu, tyle mozołu, tyle czisu, nie znaj­
duje ani uznania, ani pokupu. Przerzuci ją jeden lub drugi znajomy,
któremu się książkę ofiarowało, o przestudyowaniu jej od *kołka
do kołka nie ma mowy, nawet w kole najbardziej interesowanych.
Uczyni to jeden i drugi badacz specyalista, z pewnością nie uczyni
przygodny recenzent dziennikarski, k t ó r y wielki zaszczyt zrobi au­
torowi, jeżeli raczy p a r u frazesami lub konceptami wspomnieć o pracy,
która tyle t r u d u kosztowała, a miejscami posiada pomnikową war­
tość. Książka cenna idzie w ten sposób w zapomnienie, spoczywa
zakurzona na pułkach księgarzy i a n t y k w a r z y i po bibliotekach pu­
blicznych czy prywatnych. Znajdzie ją zręczny stylista lub literat,
napisze poczytny feljeton lub powieść n a jej podstawie i zyszcze
poklask publiczności; o właściwym autorze i jego t r u d a c h i zasłu­
gach nikt nie wspomni. Setki m a m y takich monografii, które u t o ­
nęły w niepamięć i byle dlatego, że • ani po literacku ani poczytnie,
ani ściśle naukowo nie były napisane. Obawiam się, że i omawianą
niniejszą monografię spotka los podobny, chociaż zawiera niesły­
chanie cenny przyczynek do naszej przeszłości dziejowej t e m b a i dziej, że autor zebrał naprawdę pierwszorzędny materyał źródłowy
dostępny mu w archiwach, czy rządowych, czy miejskich, czy też
prywatnych. Autor nie będąc fachowym historykiem w dziele t a k
obszernem, nie ustrzegł się od błędów. Trudno się zgodzić, b y ,,Lutogneo" tłumaczyć przez Lutogniewski zamiast Lutogniew str. 3 .
Szkoda, że autor sprawę rzekomej śmierci głodowej Maćka Bor kowica, p a n a na Koźminie, nie zbadał dokładniej (str. 9). Bartosz z Odalanowa, pan n a Koźminie, został wprawdzie pozwany przez sąd
Jagiełły, lecz król nie wypędził go z kraju, przeciwnie, obdarzył go
godnością wojewody poznańskiego od roku. 1387 do 1393, jak to
już podniósł w Dziejach Gostynia ks. Kozierowski (str. 11). W r. 1408
nabywa od synów Bartosza Koźmin wdowa po Januszu ze Soko­
łowa dla syna najstarszego Bartosza. Janusz był również Wisenborgiem, a Sokołów, od którego biorą nazwę, nie jest Sokołowem
w powiecie gnieźnieńskim, lecz Sokołowem pod Trzebnicą, Zucklau.
r
78
PRZEGLĄD
PIŚMIENNICTWA
O tem mógł się autor dowiedzieć również z wspomnianej pracy ks.
Kozierowskiego (str. 15). Na stronie 16-tej nazywa autor Kazimierza
Jagiellończyka w dokumencie z roku 1439 z 14-go września obok
króla Władysława (Warneńczyka) elektorem czeskim, oczywiście
przez pomyłkę zamiast elektem czeskim. Wyrażenie „Po statucie
wiślickim, wydanym przez króla Kazimierza Sprawiedliwego! r. 1347
tłumaczyć tylko można jako lapsus calami na str. 80. Barbara Herburtówna z rodziny Falstalów chyba będzie pomyłką, zamiast Fulsztynów (str. 106). Imię najmłodszej córki księcia J a n a Kazimierza
Sapiehy z Ludwiki Opalińskiej, K a t a r z y n a Ludwika nie jest błędnie
podane przez Materyały historyczne genealogiczne, jak chce autor
na str. 173, imię to potwierdzone także jest w rękopiśmiennej za­
pisce w aktach kościoła radlińskiego ; może być, że było trzeciem
imieniem K a t a r z y n y Agnieszki, a ze względu, że odziedziczyła je
,po matce, było przez nią samą i otoczenie najbardziej używane. Ca­
rowa K a t a r z y n a I . była córką polskiego szlachcica tylko nie Ga­
wrońskiego, ale Skowrońskiego, jak podaje Korzon. Historya no­
wożytna I I . 360. Jej bratanicę Zofię Skowrońską poślubił właśnie
książę Piotr Sapieha (str. 174). P r z y fundacyi kościoła św. Ducha
w mieście Koźminie należało wspomnieć, że kościoły pod takiem
wezwaniem zawsze połączone były ze szpitalem, że fundacya Doroty
Pogorzelskiej miała nie tylko dewocyjne, lecz humanitarne pobudki
(str. 480). Z pewnością w dziele, obejmującem 558 stronnic, doty­
kaj ącem wszystkich dziedzin życiowych specyaliści w różnych dzia­
łach mieliby dużo do wytknięcia. Recenzenta jednak zadaniem nie
jest wyszukiwanie tylko błędów i odgrywania roli adwokata diaboli
wobec pracy cudzej, takie stanowisko zająć się powinno tylko wobec
prac marnych i powierzchownych. P i a c a ks. Łukomskiego zaiste
nie jest ani jedną, ani drugą. Przynosi n a m tyle cennych rzeczy,
tyle interesujących wiadomości, że naprawdę żaden historyk, zaj­
mujący się dziejami nie tylko Wielkopolski, ale i całej Polski n a d
niem nie może przejść do porządku dziennego. Taki ustęp n. p . o dzie­
dzicach Koźmina, ile on zawiera cennych, a nieznanych zresztą
szczegółów.
Koźmin i jego okolica należy od r. 1232 do 1312 do Templaryuszów, dostaje się w ręce Maćka Wizenborga w nadgrodę za za­
sługi około obrony Wielkopolski za Władysława Łokietka. Wizenborgi tak samo, jak i Przedpełkowicze Łodzie należeli do najzasłużeńszych budowniczych Polski Łokietkowej. Głośny Bartosz z Oda-
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
,
79
łanowa, spadkobierca Maćka, a w końcu wojewoda poznański to
także pan na Koźminie. Z rąk Wizenborgów dostaje się z początku
X V . wieku Koźmiński gród wraz z dobrami Łodziom, lecz z powodu
długów odstąpiony być musiał podskarbiemu koronnemu Hińczy
z Rogowa. Lata od roku 1449 do 1471, w których Koźmin jest w po­
siadaniu wymienionego doradcy Jagiełły, należą do najświetniej­
szych chwil w historyi tego miasta ; natomiast czasy władztwa Grusz­
czyńskich, później zwanych Koźmińskimi, którzy Koźmin nabyli
za sprawą swego krewniaka, arcybiskupa Gruszczyńskiego — to
czasy niepokojów i awantur. Gruszczyńscy uważali arcybiskupstwo
za dojną krowę, którą się im wyzyskać należy, ile tylko się da. Waśnią
się ustawicznie między sobą. Postrachem całej tej okolicy, Śląska
zarówno jak i Wielkopolski, staje jeden z nich Mikołaj, Kośmidrem
zwany, który niepokoi w czasach rządów Macieja Korwina z górą
20-cia lat Śląsk i sąsiednią Wielkopolskę; gnębi arcybiskupa Zbig­
niewa Oleśnickiego, tak, iż nawet powstaje poemat łaciński, opie­
wający t ę walkę o Koźmin. Gruszczyńscy-Koźmińscy w roku 1519
sprzedali Koźmin Górkom, którzy obok dóbr kórnickich, górec­
kich i szamotulskich dzierżą go aż do wymarcia roku 1592. Górkom
zawdzięcza Koźmin głównie określenie obowiązków swoich względem
dworu, swe przywileje, któremi się do końca Rzeczypospolitej jeszcze
rządził. Dzięki powinowactwu dobra Koźmińskie po wymarciu Górków dostały się w posiadanie rodzinie Czarnkowskich, a zwłaszcza
Stanisława Czarnkowskiego r. 1592—1599, k t ó r y jako świecki ocrzymał komandoryę maltańską w Poznaniu i Koźminie, przez arcybiskupa
Uchańskiego był zamianowany koadyatorem gnieźnieńskim z pra­
wem następstwa n a arcybiskupstwo po śmierci Uchańskiego. Henryk
Walezy dał mu nominacyę n a biskupa poznańskiego i g d y b y nie
ucieczka króla do F r a n c y i byłby zasiadł na stolicy poznańskiej nie
duchowny lecz świecki człowiek. Czarnkowski wskutek popierania
cesarza Maksymiliana na tron polski, popadł w niełaskę Stefana
Batorego, k t ó r y go odsądził od biskupstwa poznańskiego, pozbawił
wszystkich urzędów i dobra mu skonfiskował. Wprawdzie pogodził
się z królem Czarnkowski, lecz po śmierci Stefana stał znowu po
stronie Habsburgów i pod Byczyną dostał się do niewoli Zamoj­
skiego. Skutek tego postradał dobra znińskie, które mu n a d a ł w roku
1575 w słabej chwili arcybiskup Uchański. Od roku 1621 dzierży
Koźmin sympatyczna i szlachetna rodzina Przyjemskich, Stanisław
i synowie jego P i o t r i Andrzej. Andrzej odsprzedał w roku 1651 z ol-
80
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
brzymich dóbr swoich koźmińskich, borkowskich i Jarosińskich miasto
Jarocin Andrzejowi Radolińskiemu, którego ród po dziś dzień siedzi
na Jarocinie, a uzyskał niedawnemi czasy od cesarza niemieckiego
Fryderyka I I I . tytuł księcia n a Radolinie.
Największej sławy, po śmierci co prawda, dostąpił syn An­
drzeja, szlachetny Aleksander, podstoli koronny i następnie woje­
woda wielkopolski, towarzysz Krzysztofa Grzymułtowskiego w po­
selstwie do Moskwy, z którym zawarli nieszczęsny pokój w roku 1686.
Aleksander zmarł w roku 1694; ciało jego mimoto nietknięte zo­
stało po dziś dzień, tak, iż już w X V I I I , wieku powstała opinia,
że Przyjemski umarł in odore sanctitatis. Oglądali to ciało arcybiskupi
Raczyński i Dunin. Jenerał Franciszek Morawski napisał o panu
Przyjemskim baładę. Aleksander umarł, jak cała rodzina Przyjemskich na suchoty i kto wie, czy wyschnięte chorobą, a nadto zabal­
samowane ciało tej właśnie okoliczności nie zawdzięcza swej odpor­
ności. Siostrzenica Przyjemskiego Ludwika Opalińska, która w roku
1700 przez ożenek z księciem J a n e m Sapiehą z linii czerejskiej wniosła
tej rodzinie dobra koźmińskie, radlińskie, borkowskie, wieleńskie
i rawickie ; zmarła 19 grudnia 1719 r., również n a suchoty. Ciało
jej oglądał piszący około 1882 r. jeszcze zupełnie nietknięte o ślicz­
nych r y s i c h , jakby z m a r m u r u w y k u t e ; podczas gdy ciała później
zmarłych członków rodziny Sapiehów, mimo balsamowania, w mniej­
szym lub większym stopniu uległy zepsuciu. Od roku 1700 do 1793
koźmińskie dobra obok dóbr Wielenia, Rawicza, Radlina, Borku,
należały do książąt Sapiehów. Żaden ród nie zapisał się t a k w pa­
mięci ludu wielkopolskiego, jak ten ród książąt litewskich,' spowi­
nowaconych z carami moskiewskimi, skoro Piotr Sapieha, syn J a n a
Kazimierza, za pierwszą żonę miał bratanicę carowej K a t a r z y n y
I-szej, Skowrońską, a ojciec jego J a n Kazimierz Sapieha, otrzymał
buławę rosyjskiego feldmarszałka. Po dziś dzień krążą wśród ludu
wielkopolskiego prześliczne podania o strasznym rodzie Sapiehów,
którzy gnębili, uciskali swych poddanych. Cały szereg dokumentów
spółczesnych świadczy, że litewscy ci książęta inaczej postępowali
z ludem i bracią szlachtą, niż kulturalni Opalińscy lub szlachetni
Przyjemscy. „Pamięć po Janie Sapiesze" twierdzi zapiska kościelna
w Radlinie z początku X I X . wieku, „pozostała smutna, bo p a n J a n
umiał być nawet o k r u t n y m i jak niczem u niego było pogrozić panu
Hersztubskiemu, dziedzicowi sąsiedniej włości Mieszkowa, że mu
na kobiercu każe sto batów wypalić, t a k bił bez litości i wieszać kazał
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
SI
za cóż też chłopów i mieszczan. Nie lepszym od ojca był syn jego
Piotr względem poddanych". Autor poświęca rządom Sapiehów
w Koźminie sporo miejsca (str. 167 do 224). To, co podaje o nich,
zgadza się tylko w części z tradycyą ludową. Obok ujemnych stron
podnosi autor dodatnie, a. tych było wiele, bardzo wiele, zwłaszcza
pobożność, dzielność, uczciwość i nieugiętość. J a n Kazimierz Sa­
pieha walczył długie czasy przeciwko Augustowi I I . Piotr Sapieha
uciekać musiał przed Moskwą w czasie konfederacyi Barskiej, Ka­
zimierz Nestor Sapieha należy do twórców konstytucyi Trzeciego
Maja. Zniesławiona w pamiętnikach Kitowicza siostra Piotra Sa­
piehy, K a t a r z y n a Agnieszka Ludwika, ostatnia z linii czerejskiej,
która się rozwiódłszy z pierwszym mężem, b r a t e m stryjecznym Mi­
chałem Sapiehą, poślubiła dworzanina Sapiehów, mieszczańskiego
pochodzenia, Czecha Pawła Żywnego i zamieszkała w dobrach swych
śląskich na Frejnie (Freihahn) w całkiem innem dodatniem przed­
stawia się świetle u ks. Łukomskiego. By utrzymać dziedzictwo wiel­
kopolskie w rękach Sapiehów, zrzeka się 360 tysięcy złotych pol­
skich, okazuje się hojna zarówno dla mieszczan koźmińskich, ofia­
rując bractwu strzeleckiemu wspaniałe klejnoty (str. 353) jak i dla
kościołów parafialnego i klasztoru Bernardynów (str. 541). Szcze­
gólniejszym dobrodziejem Ojców Bernardynów bj-ł ks. Piotr Sa­
pieha. Sapiehowie wielkopolscy byli nieodrodnymi braćmi litew­
skich magnatów w rodzaju Radziwiłła „Panie kochanku", których
sylwetki ciekawe, a mimo dziwactw i gwałtowności sympatyczne
przechowały n a m nasze pamiętniki w rodzaju Chodźki lub Rzewus­
kiego. Nie brak też w dziele księdza Łukomskiego scen żywcem prawią
z „Pana Tadeusza" wziętych: mianowicie doręczenie wyroku banicyjnego sądu kaliskiego księciu Janowi Kazimierzowi Sapiesze w zamku
w Radlinie przez woźnego nie Protazego, ale Grzegorza Jurkowskiego.
Odważny urzędnik sądowy na szczęście swe Sapiehy nie zastał w domu.
Skwapliwie t e d y stwierdziwszy wobec zarządcy wedle, przepisów
prawa wiaiogodność dokumentu, złożył go na stole w zamku radliń­
skim i co prędzej .umykał, aż się za nim kurzyło (str. 172). Autor,
jako lauda-tor iemporis peracti, broni pamięci ostatnich polskich
dziedziców Koźmina i czyni to w interesie prawdy, a b y przeciw­
stawić jasne autentyczne r y s y jednostronnej tradycyi ludowej, która
o jasnych zapomniała, a pamiętała tylko ciemne.
Od roku 1793 Koźmin i inne dobra Sapiehów przesz!y w ręce
niemieckie rodziny Kałkreuthów, podstawionych przez rząd pruski,
P. P . T. CXXXI.
o
oz
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
aby jeszcze przed rozbiorem drugim Polski jak najwięcej nabyć ziemi
polskiej. Tak samo postąpił ten sam rząd z sąsiedniemi dobrami
krotoszyńskiemi przed pierwszym rozbiorem.
Nie mniej interesująco przedstawił autor dzieje kościoła p a ­
rafialnego koźmińskiego, k t ó r y wedle tradycyi już w X . wieku miał
być ze świątyni pogańskiej przerobiony na kościół chrześcijański.
Kościół obecny przechowuje cenne zabytki sztuki z ubiegłych wieków.
Między innemi ołtarz wielki, będący kopią Stwoszowego ołtarza
w kościele maryackim w Krakowie. Illustracyę tego ołtarza obok
innych udatnych illustracyi podnoszą bardzo wartość dzieła. Autor
twierdzi n a stronie 438, że wiek X V I I I , dał Koźminowi wiele pro­
boszczów i księży podwładnych, którzy gorliwością swą pasterską
rozbudzili niezmiernie życie religijne. Być może zewnętrznie, ale
trudno mówić o rozbudzeniu rzeczywistego życia religijnego t a m ,
gdzie proboszczowie koźmińscy mają obok duszpasterstwa w Koź­
minie szereg innych dostojeństw i obowiązków. Taki ksiądz Ma­
ciej Chełmicki, najbardziej sławiony przez autora, jest nietylko pro­
boszczem koźmińskim, ale i dziekanem koźmińskim, dziekanem ko­
legiaty kaliskiej, kanonikiem i kustoszem poznańskim, później oficyałeni i archidyakonem kaliskim, wreszcie jeneralnym komisarzem
dóbr biskupów poznańskich, jaki ksiądz Mirowski od roku 1735
do 1772 proboszcz koźmiński otrzymał n a d t o benificyum wałkowskie,
od roku 1740 jest dziekanem, w roku 1757 otrzymał n a d t o probo­
stwo kolegiackie św. Michała w Kaliszu. Następca jego, ksiądz F r a n ­
ciszek Czechowski r 1772 do 1810 dostaje równocześnie z p r o b o ­
stwem koźmińskiem, wałkowskie, sieradzkie, roku 1781 instalowany
został na koadyutoryę kanonicką z fundacyą Dalabuszki w Po­
znaniu, roku 1782 n a koadyutoryę kanonicką z fundacyą Żydówko
w Gnieźnie, w roku 1781 zostaje rzeczywistym kanonikiem gnieź­
nieńskim, a w roku 1787 otrzymał kustodye poznańską. P y t a m się
każdego, czy ludzie, obarczeni tyloma beneficyami, mogli spełnić
sumiennie obowiązki z niemi połączone, a poważne nasuwa się wąt­
pliwości, b y ludzie, przyjmujący tyle beneficyów, spełniali swe obo­
wiązki duszpasterskie „propter Jesum", a nie raczej „propter esum". Zycie
kościelne, jak i publiczne, było w ostatnich wiekach naszej Rzeczy­
pospolitej gruntownie skorumpowane kumulacyą urzędów w jednym
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
83
ręku i sprowadziło t e n upadek ducha i serwilizm wśród kteru pol­
skiego, jaki m u słusznie wytykają poważni badacze w rodzaju Kislinga (Geschichte des Kulturkampfes
in Deutschen
Reiche).
Autor patrzał
zbytnio przez różowe okulary na naszą przeszłość. Z pewnością miała
ona swe jasne strony, ale miała wiele bardzo wiele ciemnych plam.
Pokutujemy za nie po dziś dzień. Ze dzisiaj w kościele katolickim
właściwym panem nie jest Kościół i czynniki kościelne, lecz rząd
innowierczy, winne temu stosunki z czasów Polski. Po dziś dzień
królowie pruscy przy nominacyi biskupów w dawnych ziemiach
polskich powołują się na prawa królów polskich. Beneficya kościelne
były od X V . wieku u n a s t a k samo środkiem korupcyi publicznej,
jak nim były i żupy i starostwa królewskie. Jeżeli było życie reli­
gijne u n a s w X V I I I , wieku, zasługa t o nie kleru świeckiego, lecz
raczej kleru zakonnego w Koźminie, a mianowicie 0 0 . Bernardynów.
Ustęp też o klasztorze 0 0 . Bernardynów należy do najciekawszych.
Zawiera on nie tylko dzieje klasztoru 0 0 . Bernardynów koźmiń­
skich, ale daje przyczynki do historyi zakonu tego w całej prowincyi
wielkopolskiej. T a k samo t r u d n o bronić postępowania sufragana
poznańskiego, księdza Karola Tomińskiego, k t ó r y n a odnowienie
k a t e d r y poznańskiej nałożył składki nie tylko na katolickich du­
chownych i parafian, ale i n a dyssyaenckich. Ze luterskie pizeważme
miasto Rawicz się i e m u oparło, wcale się nie dziwię. Był to bowiem
taki sam a k t nietolerancyi ze strony konsystorza poznańskiego, ja­
kimi grzeszyli w trójnasób i grzeszą jeszcze rządy protestanckie czy
w Prusiech, czy w Anglii, czy w Szwecyi, czy w innych krajach wobec
katolików. Rzecz t r z a zawsze nazwać po imieniu, a pod t y m względem
autor zbytnio Polskę umiłował, a b y zająć wobec niej stanowisko
całkiem objektywne. Kamienia potępienia za t o stanowisko nie
'ciśniemy na a u t o r a . Pisze on w specyalnych warunkach, pisze dla
czytelników wielkopolskich głównie, dla których t r a d y c y e polskie
poniewierane i oczerniane systematycznie przez obecne rządy i pióra
rządowe, należy zdaniem autora w jasnych przedstawiać barwach.
Pisze on z takiem umiłowaniem o tej naszej przeszłości, tyle wlał
zapału serca i miłości w odgrzebywaniu tej przeszłości, że mu się
za t o prawdziwa wdzięczność należy. K a ż d y miłośnik naszej p r z e ­
szłości dzieje Koźmina z przyjemnością prawdziwą przeczyta, nauka
polska znajdzie w dziele t e m dużo materyałów do naszej przeszłości
i niejedną trafną uwagę. Piszący jako k r y t y k z urzędu wytykając
usterki, nie zapoznaje wartości dzieła i życzy tylko, b y każde miasto
84
PRZEGLĄD PIŚMIENNICZA
każdy kościół w Wielkopolsce posiadał t a k sumiennie opracowanej,
historyę. Książką swą ksiądz prałat Łukomski prawdziwą zasługę
zdobył sobie około swego miasta, około swego kościoła, a zwłaszcza
około polskiej przeszłości. Oby znalazł jak najwięcej naśladowników
i oby nie spoczął w swej pracy nad odgrzebywaniem naszej prze­
szłości!
Dr. K. Krotoski.
D z i e j e G o s t y n i a w ś r e d n i c h w i e k a c h . Ks- Stanisław
Kozierowski, proboszcz ze Skórzewa. (Odczyt wygłoszony n a po­
siedzeniu Koła obywatelskiego n a Gostyń i okolicę dnia 16
kwietnia 1913 r.). Odbitka z Miesięcznika kościelnego z czte­
rema ilustracyami. Poznań nakładem K s . Jackowskiego z Go­
stynia 1913 str. 1 - 3 0 .
W s t ę p powyższej pracy mieści kilka słów wydawcy o losach
fary gostyńskiej, nader cennego zabytku architektonicznego z X I V
i X V wieku. Dalsze stronnice mieszczą nie tyle właściwe dzieje
Gostyiiia w średnich wiekach, ile raczej zarys tych dziejów,
pierwszy zakus przedstawienia dziejów tego miasta, nie wolny
od usterek, jak sam powiada n a końcu autor.
Przyznać wszakże trzeba, że zarys ten zdradza miejscami,
zwłaszcza w pierwszej części, wcale poważnego badacza i dlatego
drobny ten przyczynek do dziejów najdawniejszych Gostynia, ma
miejscami nawet wartość ogólno naukową dla dziejów polskich.
Z przedstawienia jego wynika, że założyciel miasta Gosty­
nia, Mikołaj Przedpełkowicz, znany nam z monografii K s . Dr.
Sobkowskiego ,,o Benedyktynach lubińskich w S t a r y m Gostyniu",
fundator szpitala św. Ducha i probostwa starogostyńskiego, był
nie tylko protoplastą najpotężniejszych rodzin w Wielkopolsce
Łodziów, Górków, Opalińskich i Bnińskich, ale co więcej, obok?
Przemysława Pogrobowca, arcybiskupa J a k ó b a Świnki, a w końcu
Łokietka jeden z głównych twórców nowej Polski, k t ó r y działał
skutecznie p r z y połączeniu Pomorza z Wielkopolską i przy koronacyi Przemysława I I . n a króla. Rozległe s t u d y a heraldyczne
autora nasunęły mu szereg szczęśliwych wniosków i hipotez, jak
że pierwotnymi panami Gostynia byli Awdańce, poczytani nie­
słusznie za fundatorów klasztoru lubińskiego w X I I wieku. Kla­
sztor w X I wieku fundował kto inny, zdaniem mojem Kazimierz
Odnowiciel t a m , gdzie reakcya pogańska około 1038 najbardziej
szalała n a pograniczu pogańskich długo jeszcze Łużyczan i Wen-
85
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
clów. F u n d a c y a pierwotna podupadła, a podnieśli ją dopiero w X I I
wieku Awdańcy.
W posiadanie Łodziów weszły te okolice prawdopodobnie
przez ożenek, jak przypuszcza autor.
Tak samo przez ożenek weszły dobra gostyńskie zdaniem
autora po Łodziach w posiadanie łużycko-śląskiego rodu Wizemborgów. Ród ten wydał najgłośniejsze postacie wielkopolskie z X I V
wieku, znanego ze strasznej śmierci, na którą wedle legendy miał
buntowniczego wojewodę skazać Kazimierz Wielki i Bartosza z Odalanowa, nieustraszonego pomocnika Węgrów i Z y g m u n t a Luksem­
burskiego. Bartosz z Odalanowa był panem Gostynia. J e d e n z jego
krewniaków Maciej Borek, albo Strączek z Osiecznej, z Gryżyńskiej linii Wizembergów przez zamianę z wnukami Bartosza z Oda­
lanowa Nowego Miasta n a gostyńskie dobra, wszedł w posiadanie
Gostynia i dał początek buńczucznemu rodowi Gostyńskich, którzy
w czasie reformacyi jako jej żarliwi zwolennicy, a później prze­
ciwnicy głośną odegrali rolę.
Prześliczna fara gostyńska jest dziełem Bartosza z Odalanowa
i jego synów Bartosza i J a n a w pierwszych 40-tu latach XV-tego
wieku. Założycielem pięknej kaplicy przy farze był nie, jak twierdzi
Łukaszewicz, garncarz Makary Skoczylas, lecz burmistrz albo
prokonsul Gostynia Marcin Skoczylas, ale już w X V I . wieku.
Mimo niewłaściwego tytułu „Dzieje Gostynia w średnich
wiekach" autor w drugiej połowie swego szkicu wybiega het
w dzieje nowożytne Gostynia, czy przy b a r w n y m opisie Gostyń­
skich w X V I wieku, czy mówiąc o szkołach gostyńskich, czy
0 radnych, czy o przemyśle, czy o kolonii Szkotów w Gostyniu,
czy o dawnych mieszczanach polskich. Wszystkie te wzmianki są
bardzo interesujące, świadczą ' o chlubnej przeszłości Gostynia.
Szkoda tylko, że nie są zapowiedzią dziejowego obrazu tego miasta,
a na taki naprawdę Gostyń jedno z najbardziej polskich miast powia­
towych w Poznańskiem, głośna Jasnogóra wielkopolska zasługuje, j a k
tego dowodzi szereg prac, w ostatnich czasach o jego zabytkach
1 przeszłości publikowanych.
Dr. K.
Krotoski.
P a s c h a i O s t a t n i a W i e c z e r z a . Ks. Dr. Wilhelm Michalski
S t u d y u m egzegetyczne. Lwów 1916 (in 8° str. 52).
G. M.
Chronologia i egzegeza ostatnich dni Jezosowych przedstawia
liczne trudności głównie z tego tytułu, że wyrażenia św. J a n a zdają
86
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
się mówić co innego, niż twierdzenie trzech innych Ewangelii. Usiłowa­
nia wszystkich poważnych egzegetów zmierzają do tego, b y wzmian­
kowane trudności, jeśli już nie usunąć, t o przynajmniej wytłómaczyć.
J a k to wykazuję n a innem miejscu Przeglądu (wyżej str. 59) etc. —
wszystkie teorye uczonych można ściągnąć do czterech głównych
klas (harmonistycznej, antycypacyi, przenosin i prostej wieczerzy).
Znany i ceniony u nas jako egzegeta K s . Prof. Dr. W. Mi­
chalski idzie za czwartą teorya. Wszystkie dowody i momenty, prze­
mawiające za nią i przeciw niej, zebrał on starannie i omówił jasno
w dziełku, które właśnie m a m przed sobą. P o wstępie Autor ustala
naprzód dokładnie d a t ę miesiąca i dnia, w k t ó r y m P . Jezus spożył
ostatnią wieczerzę, wykazując, że przez wyrażenie : primo die azymorum (Mt 27.17 i Mk 14.12) należy rozumieć 13 Nisan czyli dzień
pierwszy przed świętem Przaśników; że natomiast 14 Nisan m a
u Ł k 22.1 nazwę dnia Przaśników (dies azymorum),
a 15 i 16 Nisan
nosiły w ówczesnej terminologii paschalnej n a z w y : dzień pierwszy
i drugi Przaśników (por. Józef FI., Ant. I I I 249—250). W drugiej
części swej rozprawy (str. 26—52) Autor roztrząsa pytanie, czy osta­
tnia wieczerza była paschalną? Opierając się głównie n a św. Janie,
odpowiada przecząco. Przypomina przytem, że wprawdzie Chrystus
z przedziwnej ku uczniom miłości jeszcze w przeddzień swej męki
pamiętał o tem, b y Jego śmierć nie przeszkodziła uczniom w odbyciu
uczty paschalnej, i dlatego j u ż dzień przedtem kazał poczynić przy­
gotowania do niej (Mt 26.17-20, Mk 14.12-20, Łk 22.7-14), ale, że
już sam jej nie spożył, lecz tylko w jej miejsce ustanowił Przen. Sa­
krament, a prawdziwej Paschy dokonał n a sobie samym, umierając
śmiercią krzyżową 14 Nisan. J a k już gdzieindziej zaznaczyłem, teorya
prostej wieczerzy jest filologicznie uzasadniona i egzegetycznie po­
prawna, i ze wszystkich zdaje s i ę ' b y ć najprawdopodobniejsza. —
Zasługa Ks. Prof. Michalskiego leży w tem, iż ją pierwszy po polsku
szerzej rozwinął, objaśnił i uzasadnił.
Ks. Wł.
Szczepański.
Ć w i c z e n i a d u c h o w n e . Ks. Bronisław
stowe 1913. Str. X I X + 2 5 7 .
Markiewicz.
Miejsce Pia­
Wielkiej zasługi w naszem społeczeństwie ś. p . ks. Bronisław
Markiewicz, twórca Miejsca Piastowego, zapisał dobrze swe imię
w homiletyce teoretycznem dziełem o wymowie kaznodziejskiej.
Nie dziw, że dla „Towarzystwa Powściągliwość" i praca drogą i cenną
po nim wszelka spuścizna, w której czyta ducha założyciela. Toż
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
87
wśród pośmiertnych wydawnictw znalazły również miejsce ćwiczenia
duchowne tego świątobliwego kapłana działacza. Rzecz wydana
z rękopisu, nie przygotowanego prawdopodobnie, w zupełnem wy­
kończeniu do druku, stanowiła cenną wystarczająco obrobioną, ale
tylko notatkę gorliwemu kapłanowi.
Stąd b r a k t u właściwie najcenniejszych, wytycznych w nau­
kach, kazaniach, czy konferencyach rekolekcyjnych. Brak okre­
ślonego słuchacza ; rekolekcye bowiem tem większą mają wartość
im bardziej zawodowo lub towarzysko zespolonym jest słuchacz.
A co za tem idzie brak należytego rozejrzenia jego sumienia i sto­
sunków zarówno w negatywnym j a k pozytywnym kierunku homi­
letycznym ; co jest znowu koniecznym warunkiem dobrej seryi rekolekcyi. Równocześnie z owemi pierwotnemi wytycznemi łączą się
rodzaje stylu, k t ó r y o tyle się skaluje, o ile pojęcia rekolektantów
tego wymagają, w parze idzie z niemi zawsze p u n k t obserwacyjny,
danego przedmiotu, jego dogmatyczne bardziej, czy moralne lub
filozoficzne rozwinięcie i uzasadnienie.
Widzimy więc, jak pominięcie pierwszej z zasadniczych wy­
tycznych siłą rzeczy pociąga w t y m rodzaju homiletycznym cały
szereg błędów, które dzieło ambony łatwo strącają do rzędu po­
wszednich, bezbarwnych czytań rekolekcyjnych.
A przecież tego o „Ćwiczeniach" ks. Markiewicza powiedzieć
nie można. J e s t t o dzieło dla ambony przeznaczone. Wskazuje na
to sposób porozumiewania się ze słuchaczem, jak cały szereg z życia
podpatrzonych wydarzeń. P a r ę zaledwie tematów więcej teoretycznej
treści mogłoby zachwiać t o wrażenie. Trza było jednak znać ks. Mar­
kiewicza. Proboszcz, duchem zakonnik, asceta. W duszpasterstwie
niczego nie zaniedbywał czemby mógł ułatwić wśród parafian czy
wychowanków rozwój życia katolickiego. Cenił przedewszystkiem
jako taki środek : rekolekcye. Nie mogąc często zyskać uproszonej
pomocy sam osobiście rok rocznie udzielał ich nawet zakonnicom.
A chciał wszędzie przeprowadzić z całą systematycznością według
klasycznej metody św. Ignacego z Loyoli. Zżył się z nią bowiem
i doskonale wystudyował. Znajdujemy też co do treści w jego ćwi­
czeniach całokształt t. zw. czterech tygodni rekolekcyjnych św. Igna­
cego. A wśród tego obok ścisłych rozmyślań w formie homiletycznej
podał właśnie niektóre instrukcye teoretyczno-ascetyczne, które wi­
docznie popularyzował słuchaczom, wychodząc z zasady, że nawet
88
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
wśród ludu znajdują się dusze, które trzeba uzdrawiająco pokierować,
lub inne zdolne do życia bardziej ascetycznego.
Tok i barwa myśli są nader proste i powszednie tłómaczenie
też przedmiotu bardzo popularne, obliczone przedewszystkiem n a
sfery mniej inteligentne. Tu i ówdzie podchwytuje myśl pracy spo­
łecznej, widocznie jednak jest w najściślejszem znaczeniu religijnem.
Znajomość Pisma św. i Ojców Kościoła, a żywotów Świętych do­
skonałe oddaje mu usługi w opracowaniu materyału. Zaznaczyliśmy
n a wstępie, iż są to notatki podstawowe, a że z tego p u n k t u należy
Ćwiczenie ks. Markiewicza oceniać, znajdujemy dowód w bardzo
wielu naukach zaledwie w kilku myślach skreślonych, łub wynoto­
wanych ustępami z pisarzy ascetycznych zwłaszcza św. Alfonsa
Liguorego. Wreszcie braku paru bardzo ważnych nauk jak n. p .
0 grzechach osobistych lub rachunku sumienia temu należy przy­
pisać. Dwie nauki t. j . o wielkości i potędze św. Józefa, jakoteż o czci
św. Michała nie mają nic wspólnego z rekolekcyami.
Rzecz całą poprzedziła rozprawa teoretyczna o rekolekeyach
1 misyach, osnuta na eksplikacyi 0 . R o o t h a n a szkoły ćwiczeń św.
Ignacego. Do tego dołączone m a m y programy rekolekcyi i misy i.
X. Jarosław
Bejowicz.
Metrum w p o e z y i h e b r a j s k i e j . Ks. Dr. Fr. Golba. Studyum
historyczne. Kraków 1916 (1913?) in 8" str. 82.
Mała to, ale bardzo pracowita, żmudna i pouczająca rozprawa.
Celem jej : „przygotować materyał do głębszego samodzielnego stu­
d y u m " n a d rzeczą t a k zawiłą, jaką. jest m e t r y k a hebrajska. J a k
wiadomo, dotychczasowe, usiłowania uczonych nie doprowadziły
jeszcze do pożądanego rezultatu, i nie odpowiedziały zadowalająco
n a p y t a n i e : n a czem właściwie polegało m e t r u m poezyi hebrajskiej ?
Aby się o tem przekonać, wystarczy przeglądnąć rozprawę K s . D r .
Gołby. Krótko, o ile możności przejrzyście, przechodzi on w porządku
chronologicznym wszystkie ważniejsze teorye uczonych od w. X V I I .
aż po nasze czasy (po r. 1912). Przed oczyma czytelnika stają uczeni
jak : Fr. Gomarus, M. Meibom, Fr. Hare, C. G. Anton, Christ. L.
Leutwein, E. J . Greve, J. J . Bellermann, J . L. Saalschutz, E. Meier,
A. Merx, A. Peters, B. Neteler, J . Ley, H. G r i m m e „ P . Vetter, G.
Bickell, G. Gietmann, V. Zapletal, Fr. Giesebrecht, C. Buddę, E.
Sievers i N . SohogL Autor wykłada zwięźle system każdego z nich
(nieraz bałamutny), przedstawia najważniejsze trudności i stawia
89
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
niejednokrotnie słuszne zarzuty. W końcu dochodzi do tego rozum­
nego wniosku, n a który i ja całkowicie się piszę : „póki nie otrzy­
m a m y systemu, którego ofiarą nie będzie padał tekst ustalony, zawsze
musimy podnosić wątpliwość co do wartości nowego s y s t e m u " (str. 82).
J e s t t o jedyny racyonalny sprawdzian wszystkich teoryi metrycznych.
Ks. Wł.
N i e z w y c i ę ż e n i . Wilczyński
aktach. Kraków 1916.
Stanisław.
Dramat
Szczepański.
chłopski w 3-ch
Wśród ulewy utworów lirycznych — d r a m a t . Nazwisko autora
literaturze pięknej dotąd — obce. Nie bez ciekawości bierze się do
ręki książeczkę. Wszystkie t r z y a k t y dzieją się w chłopskiej chacie
lub na jej zgorzelisku. Perypetye akcyi okropne! Chłop ginie, od kuli
kozackiej, chata jego idzie w popiół; n a d rodziną rozpości era swe
skrzydła nędza, głód, rozpacz. Nie chodzi już o stare pokolenie —
ono dla przyszłości przepadło. W którą stronę syn ma się zwrócić?
Gnębią go różne h y e n y ; ducha uboży młodość kultury i niedosta-r
teczne wykształcenie; Dziad i lira rwie go ku Polsce ; Dziewucha
wkłada mu broń w rękę i radzi — „trzeźwość szału" ; głos z grobu
ojcowego nagli do imania się pługa. Syn trzaska lirę o pień wierzby,
odtrąca Dziewuchę i woła z mocą : „Sam pójdę swoją drogą! J a ,
lud polski! Nie m a m dojrzałych doradców. Wiem tylko jedno : trzeba
pracować ; i t a dłoń czarna od pracy, ona mnie nie zawiedzie. J a —
niezwyciężony sam idę ku mojemu celowi". Idea d r a m a t u z a t e m :
odrębność ludu i jego praca dla przyszłej odbudowy ludowej Polski.
Ideał ten po raz ostatni z taką siłą przez Reymonta w Chłopach za­
znaczony. D r a m a t obfituje w mocne akcenty i w dyalogu i w akcyi
prawie przejaskrawione. Gdyby technika sceniczna znalazła środki
na ukazanie go w świetle gry dobrych aktorów, mógłby wywrzeć
potężne wrażenie. Nieznaczne usterki języka rosyjskiego i gwary
ludowej łatwe do usunięcia. K t o wie, czy przez p . Wilczyńskiego
sztuka d r a m a t y c z n a ludowa nie uzyska wzbogacenia. Dotąd uboga
w dzieła prawdziwego talentu.
Antoni
Mazanowski:
90
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
Z piśmiennictw obcych.
D i e H a u p t p r o b l e m e d e r W e l t a n s c h a u u n g . Klimke
Friedrich
S. J. K e m p t e n und Munchen 1911. (Sammlung Kósel, Nr. 37).
Toż, 2. Auflage 1914. K. t. 1, k. nl. 3, str. 167.
Praca rozpada się na wstęp (str. 1—7) i dwie główne części:
I. Czynniki poglądu na świat (str. 8—86) i I I . Systemy poglądu n a
świat (str. 87—162). Rzecz kończy się bibliografią ważniejszych publikacyi (str. 1 6 3 - 1 6 7 ) .
Część pierwsza („Die Faktoren der Weltanschauung")
składa
się z czterech rozdziałów: I . Zadania poglądu na świat (str. 8—27).
I I . Cechy tego poglądu (str. 28—50). I I I . Czynniki subjektywne
(str. 5 1 - 6 7 ) . I V . Czynniki objektywne (str. 6 8 - 8 6 ) .
I. Z a d a n i a poglądu na świat stara się autor określić w spo­
sób dwojaki: negatywny i pozytywny. 1. Nie jest zadaniem takiego
poglądu zebrać wiedzę o wszystkich rzeczach w sposób możliwie
wyczerpujący; tego rodzaju encyklopedyczne zgromadzenie wia­
domości nie jest najkrótszą drogą do zdobycia poglądu n a świat
i przewyższa siły jednostki ludzkiej. Nie chodzi t u również o wy­
tworzenie sobie takiego poglądu według naszych indywidualnych
zachcianek; nie miałby on wtedy bowiem cechy powszechności i nie
prowadziłby do właściwego celu. (Znaczeniu czynników subiektywnych
poświęca autor osobny I I I . rozdział). Chodzi zatem o to, żeby z po­
śród różnych wiadomości o świecie i naszym stosunku do świata
wybrać tylko niektóre, a to w ten sposób, ażeby odpowiadały pewnym
warunkom, t. j . dawały obraz możliwie jednolity i ogólny i poru­
szały zagadnienia najważniejsze. 2. Od codziennego doświadczenia,
jako podstawy, wznosimy się do coraz ogólniejszych praw i własności
bytu, do praw, wspólnych coraz większym zakresom rzeczywistości.
W ten sposób postępując, dochodzimy do poznania, że cała rzeczy­
wistość rozpada się n a dwa wielkie z a k r e s y : fizyczny czyli materyalny i psychiczny czyli duchowy. Wobec tego przychodzi kwestya
wzajemnego stosunku tych zjawisk, względnie tych zakresów, k t ó r e
posiadają odrębne cechy duchowości i mateiyalności.
D r u g i s z e r e g myśli ogólnych odnosi się do względności i za­
leżności jednostek i zjawisk w świecie. Jakikolwiek weźmiemy n a
uwagę przedmiot czy zjawisko, osobę czy zdarzenie, wszędzie napo­
t y k a m y cechę zależności. J e d n a rzecz zależy od drugie pod t y m
względem, druga pod innym i t. d. tworzy się cały łańcuch zależności.
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
91
Świat jako całość przedstawia system elementów, od siebie nawzajem
zależnych. Żaden z tych elementów ani ich całość nie zawiera w sobie
wystarczającej racyi istnienia i stąd wynika potrzeba przyjęcia Istoty
niezależnej, najdoskonalszej, od której inne pochodzą, czyli Absolutu.
Jeżeliby zestawić" k a t e g o r y e : materyalności i duchowości z jednej
strony, a kategorye : zależności i niezależności z drugiej i zapytać
o doniosłość tych dwóch par kategoryi, to wypadnie odpowiedzieć,
że k a t e g o r y e : zależności i niezależności są najważniejsze. Zrozumiał
t o Herbert Spencer, mimo trudności, jakie się mu nasuwały (str. 19).
Pojęcie I s t o t y bezwzględnej, niezależnej, istniejącej z siebie, pozwala
umysłowi rozwiązać najważniejsze problemy, odnoszące się do wszech­
świata i do życia ludzkiego.
I I . Pogląd n a świat powinien mieć n&stępujące c e c h y : jedno­
litość, jasność i pewność. T a k objektywna rzeczywistość j a k i właści­
wości naszej s t r u k t u r y duchowej wymagają, aby pogląd na świat
b y ł : ( 1 ) j e d n o l i t y (einheitlich). Pogląd ten musi prowadzić do jednej
ostatniej Zasady (Orund) i principium rzeczywistości, do wzniosłej
Jedności, od której pochodzi cały świat z mnogością i rozmaitością
zjawisk. Bez cechy ednolitości nie mógłby pogląd n a świat wytłómaczyć dziwnej harmonii, istniejącej w świecie, ani też uczynić za­
dość istotnym potrzebom poznającego umysłu. Tu jest zapewne
najgłębsze źródło walki między monizmem a dualizmem i pluralizmem.
Autor „Hauptprobleme der Weltanschauung" uznaje pewne dą­
żenia monizmu, jednak wykazuje równocześnie, że monizm w tem
znaczeniu, w jakiem dziś go się pojmuje, przekracza właściwe sobie
granice (str. 29).
(2). D r u g ą cechą poglądu na świat ma być : j a s n o ś ć (Klarheit)
Jasność polega n a świadomem i wyróżniającem poznaniu poszcze­
gólnych cech pojęcia .(str. 39).
(3). T r z e c i ą cechą poglądu na świat m a być: p e w n o ś ć (Gewissheit). Przynajmniej w najważniejszych punktach pogląd nasz po­
winien być pewny, wolny od hipotez (str. 44). Los niektórych współ­
czesnych teoryi, wątpliwości, wahania i smutne objawy społeczne,
które im towarzyszą, są aż nadto dobitnem świadectwem na to, że
ludzkości nie wystarczają błędne ogniki, lecz potrzeba pewnego,
trwałego oparcia (str. 45, 46).
Prawdziwym i w najszlachetniejszem znaczeniu jednolitym jest
ten pogląd na świat, k t ó r y prowadzi nas do poznania istnienia i wła­
ściwej n a t u r y Najwyższej Zasady b y t u i przez to zaspokaja nasze
92
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
najistotniejsze potrzeby intellektualne, moralne i religijne, całemu
życiu naszemu nadaje kierunek jednolity i jasno określonj i pod­
nosi je w ten sposób do wyżyn wiecznych, niewzruszonych ideałów
(str. 49).
Z tego określenia wynika, że przez „pogląd n a świat" rozumie
autor filozoficzne i pod pewnym względem religijne rozważania nad
światem i życiem. W ściślejszem znaczeniu pogląd n a świat schodzi
się z pojęciem metafizyki albo „kosmoteoryi" (wyrażenie Henryka
Gomperza). W szerszem znaczeniu, jakie przyjmuje autor, należy
do poglądu na świat także pogląd n a życie. Dwa te poglądy: pogląd
n a świat i na życie są ściśle ze sobą związane.
I I I . C z y n n i k i s u b j e k t y w n e : Mogłoby się wydać dziwnem, że
przy zagadnieniu poglądu n a świat kładziemy nacisk na czynniki sub­
jektywne, n a podmiot poznający i jego czynności. A jednak uwzględnie­
nie tych czynników jest bardzo ważne. Właśnie w tej kwestyi wystę­
puje różnica między naukami szczegółowemi a poglądem na świat.
Przeciwstawienie: „subjektywny-objektywny" może być b r a n e
w dwojakiem znaczeniu: albo genetycznie albo pod względem war­
tości. Autor używa w y r a ż e ń : „subjektywny-objektywny" w zna­
czeniu pierwszem. Subjektywnymi będą więc takie czynniki, które
są ugruntowane w n a t u r z e podmiotu. Dzielą się one n a : 1. uczu­
ciowe (emocyonalne) i 2. rozumowe (intellektualne) (str. 53).
W życiu człowieka bardzo charakterystycznem jest dążenie d o
szczęścia. K t o chce doprowadzić rozum i wolę do pełnego rozwoju,
musi zrezygnować z niejednej przyjemności. Stąd wnętrze duchowe
staje się nieraz widownią zwalczających się dążeń. Z tego płynie
ważna n a u k a dla kształcenia charakteru : tylko przez podporząd­
kowanie odpowiednie jednych dążeń drugim, mniej ważnych Ważniej­
szym, można uzyskać h a r m o n i ę sił duchowych. Nie o to chodzi,
żeby nie było walk i trudności, leez żeby cnota odniosła zwycięstwo
n a d występkiem. J a k w życiu człowieka, t a k samo jest i w życiu
ludzkości. Trzeba powagi, aby nie sprzeniewierzyć się jasno poznanym
zadaniom (str. 56). W historyi kultury można postawić ogólne prawo :
dążenie do szczęścia łączy ściśle u ludzkości z potrzebami religijnemi.
Religia jest osobistem, dobrowolnem oddaniem się człowieka Bogu
(str. 58) i opiera się n a poznaniu B o g a ; z czynu, na poznaniu opar­
tego, rozwija się moralne i religijne życie, które przenika rozum.,
uczucie i wolę (str. 59).
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
93
Czynniki intellektualne poglądu na świat mają źródło we władzy
poznawania. J a k n a t u r a podlega w swym rozwoju pewnym okre­
ślonym prawom, t a k podobnie i w umyśle ludzkim są zawarte pewne
normy, zasady i prawa, które mają udział w tworzeniu się naszej
wiedzy. Do najważniejszych momentów należą tutaj : A) Istnienie
poznającego podmiotu, jako niewzruszony, niezaprzeczony fakt
B) Wiara w zdolność umysłu do poznania prawdy. C) Zasada s k o ń ­
c z o n e g o logicznego regressu. Gdyby do logicznego uzasadnienia
jakiegoś sądu potrzeba było nieskończonego szeregu, to nie mogli­
byśmy tego w naszem myśleniu dokonać. Muszą istnieć pewne prawdy,
których nie trzeba dalej uzasadniać, lecz same w sobie mają pod­
stawę logiczną i są oczywiste (str. 61). Myślenie i doświadczenie muszą,
się nawzajem uzupełniać. Doświadczenie bez myśli jest ślepe, myślenie
bez doświadczenia jest próżne — mówi autor (str. 62), nawiązując
do znanego wyrażenia K a n t a . Przeciw takiemu pojmowaniu, jakie
głosi autor, wystąpił t. zw. „monizm doświadczenia"
(Erfahrungsmonismus). Kierunek t e n nie zdołał jednak wyłącznie z doświad­
czenia wyprowadzić logicznych z a s a d : tożsamości (D), sprzeczności
(E) i dostatecznego powodu (P). Za najważniejszy z czynników
intellektualnych uważa autor zasadę dostatecznego powodu. Zasada t a
wprowadza po-rządek, związek, prawidłowość do naszego poznania.
W myśl tej zasady nie możemy wydać prawdziwego logicznego sądu,
jeżeli nie m a m y do tego podstawy logicznej, każdy sąd wymaga konie­
cznie takiej racyi. Umiejętność każda jest szeregiem zdań, związanych
ze sobą za pośrednictwem tejże zasady. Wymieniona zasada tworzy
j a k b y cement, łączący naszą wiedzę. J e s t zarazem mostem, k t ó r y
prowadzi od podmiotu do przedmiotu, od poznającego ducha do
otaczającej go rzeczywistości (str. 67).
I V . O b j e k t y w n e c z y n n i k i poglądu n a świat dzielą się n a
materyalne i formalne. 1. Do materyalnych należy cały zakres nauk
szczegółowych. G d y filozofia zaczęła wpadać w drobiazgowe dyalektycznespory, zwróciły się do b a d a ń empirycznych wybitne umysły, jak
Mikołaj z Kuzy, Paracelsus, Galilei, Kepler, Newton i inni. Uświa­
domiono sobie, że ogólno-filozoficzne rozważania nie dają odpo­
wiedzi na pewne p y t a n i a konkretne, odnoszące się do zjawisk przy­
rody. Rozwinął się szereg nauk, z odpowiednio wykształeonemi me­
todami. Ale nadszedł znowu czas, kiedy powstało i rozszerzyło się
przekonanie, że nauki specyalne umysłowi ludzkiemu nie wystar­
czają. N a u k a nie dowodzi słuszności swych podstaw, tylko je z góry
94
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
przyjmuje; refleksye zaś n a d uprawnieniem tych podstaw prowa­
dziły do teoryi poznania, należącej do filozoficznych badań. Był t o
logiczny „regressus". Również i logiczny „progressus" Zmierzał w kie­
runku filozofii (str, 71). Ponieważ nauki poszczególne zajmują się
częściami, niejako wycinkami, rzeczywistości, więc nie mogą roz­
wiązać zagadnień, odnoszących się do całości doświadczenia. 1 tu
znowu jest rola filozofii, w szczególności metafizyki. Minęły jednak
czasy, kiedy tworzono systemy, nie oglądając się n a doświadczenie.
Obecnie metafizyka musi mieć za podstawę nauki szczegółowe, k t ó r e
rozpadają się n a dwa wielkie działy : nauki o przyrodzie (Naturwissenschaften) i nauki o duchu (Geisteswissenschaften) (str. 72). Choćby
nauki doszły w swym postępie t a k daleko, żeby rozłożyły rzeczy­
wistość n a szereg elementów, nie dających się już dalej zredukować,
to i t a k jeszcze pozostaną pytania, skąd są t e elementy i n a czem
polega ich związek. Pozostaną kwestye, odnoszące się do materyału,
z którego świat jest zbudowany (Weltenstoff) i do prawa światowego
(Weltgesetz) (str. 75).
2. Materyał nauk poszczególnych m a wejść w skład poglądu
na świat tak, aby przedstawiał pewną syntezę. Chcąc materyał t e n
uporządkować, ugrupować, potrzeba ogólnych zasad, mających d o ­
niosłość objektywną. Autor wylicza 3 takie czynniki formalno-objektywne : zasadę przyczynowości, zasadę celowości i prawo substancyi.
Następnie zastanawia się autor n a d źródłami, z których po­
chodzi zasada p r z y c z y n o w o ś c i i wprowadza ją w pewien związek
z zasadą dostatecznego powodu (str. 78), później zbija zarzuty, od­
noszące się do zasady przyczynowości. Mówiono n. p . , że t a zasada
nie prowadzi do poznania konkretnych przyczyn nowych zdarzeń
i jest wytworem spekulacyi. K t o taki zarzut podnosi, zdradza brak
zrozumienia przyczynowości. Określenie i badanie p o s z c z e g ó l n y c h
przyczyn jest wyłącznie rzeczą doświadczenia; zasada jednak, że
każde zdarzenie m a przyczynę, (czego nie może wykazać doświad­
czenie) jest t o p o s t u l a t , z którem do doświadczenia przystępujemy.
C e l o w o ś ć i przyczynowość pozostają w pewnem przeciwień­
stwie tak, że sądzono nawet, iż się wykluczają. P o badaniach jednak
H a r t m a n n a , Sigwarta, W u n d t a trudno, żeby ktoś chciał jeszcze
wyłączać pojęcie celowości z rozważania n a t u r y , pod pozorem, u ż
nie jest naukowe.
Oba principia, przyczynowość i celowość, łączą się ściśle w p r a ­
w i e s u b s t a n c y i . Prawa tego nie bierzemy bynajmniej w znaczeniu
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
95
Haeckla (jako prawa zachowania m a t e r y i i energii), lecz przez nie
rozumiemy postulat, że wszystkie poszczególne zdarzenia w świecie
mają swe oparcie w substancyach i że Najwyższą Zasadę świata
pojmować należy jako substancyę.
Z tego p u n k t u widzenia przeprowadza autor k r y t y k ę trzech
kierunków: czystego (wyłącznego) energetyzmu, absolutnego ewolucyonizmu i aktualnie-teoretycznego panteizmu (str. 82—85).
W drugiej części {„Die Systeme der Weltanschauung")
spoty­
k a m y na początku (rozdział I, str. 87—89) ogólny przegląd syste­
mów, w pięciu następnych rozdziałach (str. 90—146) rozwinięcie
szczegółowe różnych kierunków, w ostatnim (VII.) zaś są podane
r y s y prawdziwego poglądu n a świat (str. 147—162).
Istnieją pewne t y p y poglądów n a świat, które się w historyi
powtarzają. Autor podejmuje klasyfikacyę tych typów (str. 88, 89).
1) Ze względu n a ź r ó d ł o dzielą się poglądy n a : religijne, mityczne
i n a u k o w e ; 2) Ze względu n a m e t o d ę n a : dogmatyczne, skeptyczne
i k r y t y c z n e ; 3) Zę względu n a g r a n i c e poznania n a : pozytywne,
agnostyczne i t r a n s c e n d e n t n e ; 4) Ze względu n a l i c z b ę principiów
n a : pluralistyczne, dualistyczne i monistyczne; 5) Ze względu zaś
n a ich j a k o ś ć n a : materyalistyczne, spirytualistyczne i identycznoteoretyczne. Podział t e n służy za dyspozycyę dla rozdziałów I I — V I .
części drugiej, w których autor roztacza obraz naj różnorodniej szych
kierunków i ocenia je z wysokiego stanowiska. Rozdział I I . zawiera
myśli o znaczeniu religii dla tworzenia się ogólnych poglądów. Środek
poglądów religijnych tworzy pojęcie I s t o t y Najwyższej. I właśnie
idea Boga jest t y m czynnikiem, k t ó r y nawet pierwotnemu człowie­
kowi daje możność podniesienia się do wyżyny poglądu n a świat.
Syntezę zawiera rozdział V I I . (ostatni) części drugiej. Umysł
ludzki odkrywa idealną jedność (jedność planu) w naturze i w ludz­
kości i szuka podstawy, n a której się t a jedność i harmonia opiera.
Nie może ona być bez p r z y c z y n y ; myśl, że niema t u przyczyny,
oznaczałaby bankructwo nauki. Przyczyna t a nie jest identyczna
ze światem. Naszego problemu monizm nie rozwiązuje, tylko go za­
słania. N i j w y ż s z a Przyczyna wznosi się p o n a d światem empirycznym,
jest Zasadą transcendentną, czysto duchową, która cały b y t prze­
nika i swemi myślami napełnia. T a Zasada duchowa jest zarazem siłą
twórczą (str. 154). Wielcy badacze wyznawali przekonania teistyczne.
Karol Ly.ell, t a k wysoko ceniony nawet przez darwinistów, mówi
w : „Principles of Geology", że wszędzie spotyka bardzo jasne do-
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
wody istnienia twórczej Intelligencyi, Jej Opatrzności, mocy
i prawdy.
Samo nawet zastanowienie się nad przedmiotami świata ze­
wnętrznego (n. p . kamień), czy nad naszemi stanami wewnętrznymi
(n. p . myślenie ludzkie), prowadzi do głębszych refleksyi. Myśl ludzka
postępuje od jednej przyczyny do drugiej, od jednego b y t u do dru­
giego, aż dojdzie do takiej Przyczyny, k t ó r a już nie pochodzi od
innej, tylko istnieje sama z siebie odwiecznie w nieskończonej do­
skonałości. W ten sposób znowu dochodzimy do pojęcia Boga (str. 156)
J a k n a t u r a przyczyn empirycznych wskazuje na Przyczynę
metafizyczną, absolutną, t a k podobnie i fakt ruchu i zmienności
w świecie prowadzi do przyjęcia pierwszego Motora w sobie niezmien­
nego, (pierwszej Przyczyny ruchu). Ani monizm, ani ateizm n i e d a j e
wyjaśnienia ruchu w świecie, co jasno przyznał E. du Bois-Reymond.
Z całości rozważań autora wynika, że teizm — i tylko teizm —
może dać jednolity i jasny pogląd n a świat, pogląd, w k t ó r y m znaj­
dują swój wyraz wszystkie strony rzeczywistości i myślenia. Teizm,
w foimie pogłębionej przez objawienie, nadaje charakter trwały ca­
łemu naszemu życiu i jest niewzruszoną poastawą moralności (str.
159-162).
Ostatni rozdział, którego treść właśnie podaliśmy, jest zakoń­
czeniem i niejako koroną całej pracy. Cechą jego jest rozległy ho­
ryzont myśii i syntetyczne, znakomite ujęcie całości. Oprócz niego
szczególnie świetnie przedstawia się w V rozdziale 2. części (str. 130)
k r y t y k a v. zw. „teoryi aktualności" („Akiualitatstheorie"),
jak również
w V I rozdziale 2. części wykazanie, że przy t. zw. „teoryi identycz­
ności" („Identitatstheorie"),
czy weźmiemy n a uwagę formę objektywną tej teoryi („objeMive Zweiseitentheorie") czy też subjektywną
(,,subjektive Zweiseitentheorie") (str.. 144, 145), brakuje dostateczneg<
uzasadnienia, skąd pochodzi rozdział n a stronę fizyczną i duchową
{„Wo liegt also der zureichende Grund jener Spcdtung?" str. 145). —
Bardzo ważne jest wyróżnienie pojęcia „principium" w enaczeniu
przyczynowem a konstytutywnem (str. 123). Gdyby różni myśli­
ciele — także współcześni — o tem pamiętali, uchroniliby się od
niejednego błędu, jaki popełniają.
Podział różnych systemów ze względu n a : źródło, metodę, gra­
nicę, liczbę principiów i ich jakość (str. 89) daje doskonały przegląd
i już nie z jednej strony spotkał się z uznaniem.
Trudno podnosić szczegółowo dodatnie cechy pracy, o której
97
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
mówimy, jest ich bowiem t a k wiele, że trzebaby całą rozprawę o tem
napisać.
Wobec pochwał, n a k t ó r e zasługuje każdy rozdział, każda
niemal stronica w „Die Hauptprobleme der Weltanschauung",
tylko
drobnem wyda się to, co uważamy za usterki. I t a k wyrażenie : „Die
Wirklichheit ist namlich eine und gewiss" (str. 44) w y m a g a pewnego
wyjaśnienia. Jeżeli weźmiemy n a uwagę stosunek poznawanej rze­
czywistości do nas, t o trzeba przyznać, iż : „Die Wirkiichkeit ist ge­
wiss", ale autor w tekście, z którego cytowane zdanie jest wyjęte,
chce podać cechy rzeczywistości, niezależnej od nas i następnie wnio­
skować, że takie cechy, jakie m a rzeczywistość, powinien posiadać
również pogląd n a świat. Nasze przedstawienie rzeczywistości musi
tej rzeczywistości odpowiadać, nie wynika z tego jednak wcale, ja­
koby wszystkie cechy naszego poznania (a więc n. p . takie, j a k :
pewność, niepewność, prawdopodobieństwo) miały być zarazem ce­
chami rzeczywistości, od naszego poznania niezależnej. Jeżeliby
wnosić cechę pewności w rzeczywistość, a potem znowu wymienioną
cechę w tej rzeczywistości odnajdywać, możnaby się narazić n a nie­
bezpieczeństwo : „circulus" w rozumowaniu. Z tego, co powiedzie­
liśmy, nie wynika jednak, jakobyśmy nie uznawali, że pogląd n a
świat ma odznaczać się pewnością (Gewissheit). Co do m e r i t u m twier­
dzenia, zgadzamy się najzupełniej z autorem, iż pogląd n a świat m a
posiadać cechę pewności, chodzi n a m tylko o sposób przeprowa­
dzenia kwestyi.
Uderza także w pracy X. Klimkego niedocenienie znaczenia
pluralizmu. Zapytać się można, czy niema pewnej przesady w twier­
dzeniu : „Der Plurcdismus verzichtet, streng genom/men, auf jedes philosophische Y ersWmdnis der Weltwirklichkeit und des Weltgeschehens"
(str. 125). Recenzent nie podpisałby tych słów, a jest rzeczą wąt­
pliwą, czy autorowi łatwo byłoby znaleźć poza monistami wielu my­
ślicieli, którzyby n a to zdanie w całej rozciągłości się zgodzili. Autor
sam zresztą mówi, iż możliwe jest t a k i e połączenie, iż przyjmuje się
jedno principium przyczynowe, a więcej konstytutywnych (str. 123).
Podając charakterystykę pluralistycznych kierunków zbyt mało
odróżnia- autor poglądy atomistycznego materyalizmu od monadologii i spirytualizmu. P r z y „einjache, beharrliche Atome der Kraftzentren" spotykamy jako cechy składowe pluralizmu wieczność i niestworzoność elementów: „diese Seinselemente sind ewig und unerschaffen" (str. 124); cecha ostatnia odnosi się do atomów Demor.
P . T.
CXXXI.
7
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
ys
kryta, ale nie do monad Leibniza, k t ó r y wyróżnia, obok Boga, j a k o
Monady pierwotnej, m o n a d y pochodne, s t w o r z o n e ) .
W następnych wydaniach swej p r a c y możeby a u t o r był skłonny
wyraźniej nakreślić różnicę między atomizmem a monadologią.
Błąd drukarski zakradł się w obu wydaniach w spisie treści.
N a początku książki (karta 3 po k. tyt.) w
„Inhalisverzeichnis"
powtarza s i ę : „Die emotionalen Faktoren" w trzecim i czwartym
rozdziale pierwszej części. W czwartym rozdziale (wiersz 9 od dołu)
należy poprawić; z a m i a s t : „emotionalen" m a b y ć : „ m a t e r i a l e n " .
Przez nasze poprawki wcale nie m a m y zamiaru zmniejszać
istotnej wartości książki, z której zdajemy sprawę. P r a c a X . Klimkego nie należy do tych, któreby się przejrzało i odłożyło n a bok.
„Die Hauptprobleme
der Weltanschauung"'
przedstawiają się jako
książka, do której często wracać warto, gdyż wiele z niej można się
nauczyć.
Dr. Wojciech Gielecki.
1
D i e S t a d t R o m z u E n d e d e r R e n a i s s a n c e . Von Ludwig
von
Pastor. Freiburg im Breisgau 1916. Herdersche Verlagshandlung.
W przedmowie wyjaśnia autor, że celem dziełka jest przy­
pomnienie o bezcennych pomnikach architektury, rzeźby i malar­
stwa, które w Rzymie w epoce odrodzenia jeszcze istniały lub właśnie
powstały, a do dziś uległy bądź przekształceniu, bądź zupełnemu
zniszczeniu. Niestety bowiem nietylko w minionych wiekach, ale
ciągle jeszcze teraz ginie bezpowrotnie mnóstwo sławnych zabytków
starożytności i średniowiecza, t a k wskutek niedbalstwa i nieświa­
domości, jak wskutek gorączki budowlanej, k t ó r a nawet „wiecznego
m i a s t a " nie oszczędziła. Niniejsze dziełko jest oddzielnem wyda­
niem części wielkiego dzieła, p . t . : „Historya papiestwa". Do po­
jawienia się tego oddzielnego, bogato illustrowanego, wytwornego
wydania, przyczynili się miłośnicy pamiątek Rzymu, grupujący
się w towarzystwo t . z w . : „Associazione artistica fra i Cultori d'Architettura". Illustracye są doskonałemi reprodukcyami szkiców ory­
ginalnych Martena Heemskerck'a, Niemca, będącego n a studyach
w Rzymie w latach 1532—1535 (szkice te znajdują się w zbiorach
) M o n a s seu substantia simplex in generę continet perceptionem
et appetitum, estąue vel p r i m i t i v a seu D e u s , in qua est ultima
ratio rerum, vel est d e r i v a t i v a, nempe M o n a s c r e a t a " , Epist.
ad Bierlingium 1711, opera philos. wyd. Erdmanna Berol. 1839 str. 678,
Ueberweg-Heinze, Grundrissder Gesch. d.Philos. I I P B e r l i n 1901,str. 202.
1
99
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
gabinetu miedziorytów w Berlinie), sztychów : H . Cock'a, Antoine
Lafrery, burgunda, prowadzącego handel sztychami w Rzymie około
1575 r. — Etienne dv, Perac, francuza i innych sztycharzy niezna­
nych bliżej, włochów i holendrów. Wiele illustracyi są odbitkami
nowoczesnych fotografij.
L. v. P a s t o r zbadawszy clokumenta odnośnej epoki, znajdu­
jące się po bibliotekach włoskich i niemieckich i zapoznawszy się
gruntownie ze stanem obecnym najważniejszych pamiątek Rzymu,
przedsiębierze z czytelnikiem interesującą wędrówkę po 13-tu „Rioni"
t. j . dzielnicach wiecznego miasta. Podział t e n ułatwia oryentowanie
się w t y m labiryncie pałaców, kościołów, pomników i ruin, tak, że
w umyśle czytelnika wytwarza się jasny, dokładny obraz tego cen­
t r u m życia umysłowego i politycznego sławnej epoki odrodzenia
oraz utrwalają się w pamięci postaci wybitnych ludzi, biorących
udział w t y m ruchu. Czytelnik zaznajamia się nietylko z zewnętrznym
widokiem placów i ulic, ale wciska się za autorem do podwórzy i ogro­
dów, aby oglądać rozkruszające się fragmenta wielkiej przeszłości,
lub do wnętrz komnat dostojników i zbieraczy pamiątek, gdzie z pie­
tyzmem je przechowują, do zaułków, gdzie gnieżdżą się oberże z sym­
bolicznymi szyldami drapieżników dzikich i domowych. Śladami
sumiennych b a d a ń autora postępując, dowiadujemy się, które za­
bytki ocalały i gdzie się obecnie znajdują, a które uległy zniszczeniu.
Zainteresowanie dziełkiem wytwarza się czysto objektywnie, mimo
b r a k u podniety stylu anegdotycznego. Z samej tylko znajomości
rzeczy przekonywuje się czytelnik o wszechstronności i bujności
energii życiowej ludzi odrodzenia; nietylko bowiem powstały gmachy
opowiadające potomnym o sławie, przepychu i smaku estetycznym
ich założycieli, ale pomniki dźwignięte ręką wielkodusznej miłości
bliźniego, pomniki, które pozostawili w postaci fundacyi dohroczynych i oświatowych, szpitali i przytulisk, świadczące o głębokiem
zrozumieniu potrzeb wszelakiej nędzy i niedoli ludzkiej.
Zofia
»Marie Ellenrieder".
gau 1916.
Autorka
jako artystkę
cielką szkoły
sztukę przez
Klara
Siebert.
Korczyńska.
Herder Freiburg im Breis-
przedstawia Maryę Ellenrieder w powyższem dziele
i kobietę. Ellenrieder była w Niemczech przedstawi­
t a k zw. Nazareńczyków, których celem było odrodzić
idealny, romantyczno-religijny kierunek. Urodzona
1UU
PRZEGLĄD nSMIEMNlUTWA
w r. 1791 w Konstancyi nad jeziorem Bodeńskiem, kształciła się
w akademii monachijskiej, gdzie zasłynęła jako portrecistka o do­
skonałej technice rysunku. W Rzymie, pod wpływam dzieł sztuki,
otoczenia i t a m ż e osiadłych Nazareńczyków, szczególnie mistrza
ich Overbecka, dokonał się nagły zwrot w jej sztuce. Oto zachwy­
cona ich uduchowionym sposobem malowania, postanowiła sztuką
swą służyć Bogu. T a k więc powstały jej obrazy religijne, pełne głę­
bokości wyrazu i uczucia; niektóre wzorowane n a arcydziełach da­
wnych mistrzów włoskich. J a k o nadworna malarka W. K s . Ludwika
Bawarskiego, stanęła u szczytu sławy szczególnie przez Madonnę
królowę niebios. Rok 1840 przyniósł upadek okresu nazareńskiego;
odtąd też dzieła jej straciły n a sile i kolorycie, za to promieniał z nich
wniebowzięty s t a n duszy. Ten czas jej twórczości nosił piętno chrze­
ścijańskiego mistycyzmu i spełnił swą misyę zdolny unosić serca
ludzi do Boga. Podobnie jak wszyscy Nazareńczycy unikała scen
pasyjnych, gdyż wrodzona miękkość i czułość serca nie pozwalały
n a oddanie chwil krwawych, pełnych męki.
Marya Ellenrieder w dziwną harmonię złączyć potrafiła re­
ligię, sztukę i życie. Nietylko jako artystka, ale i jako kobieta była
przodowniczką łudzi ku drogom górnym. Dążeniem jej zaś było
sztuką i przykładem odrodzić w Bogu oziębłą ludzkość. Posłannictwo
to spełniła świątobliwem swem życiem, które odzwierciedliły jej
własne i współczesnych pamiętniki. Marya Ellenrieder jako kobieta
służyć może za wzór córki, siostry i przyjaciółki. Czar jej postaci
i obejścia oddziaływał n a wszystkich, którzy ją znali. Ujmowała
wrodzoną słodyczą, wesołością usposobienia, a niezwykła prawość
jednała ogólny szacunek. Ze szczególniejszą miłością odnosiła się
d o dzieci, stąd zapewne częsta w jej obrazach gloryfikacya macie­
rzyństwa. Wychowana w wierze katolickiej, trwała w niej aż do końca
życia z iście dziecinną ufnością. Ta niewzruszona wiara właśnie,
pomagała jej znosić dzielnie przeciwności i zawody, a nawet ka­
lectwo późniejsze, głuchotę. Stawiano ją za wzór niestrudzonej pra­
cowitości i prawdziwej miłości bliźniego, któremu nigdy nie zazdro­
ściła powodzenia. Przez skromność wrodzoną nie doszła do takiej
sławy, na jaką talentem swym zasłużyła. Wogółe rozwój jej ducha
i artyzmu spływał w harmonijną celowość, jakoby w linię strzeli­
stych wież g o t y k u : przez ciągłe doskonalenie, się, coraz bliżej Boga !
C. K.
SPRAWOZDANIE Z RUCHU
religijnego, n a u k o w e g o i społecznego.
Sprawy Kościoła.
Rocznica
Jubileusze nie są tylko przypominaniem dawnych faktów
historycznych i zasług, położonych niegdyś wobec kultur}
w Polsce. ludzkości lub poszczególnych jej odłamów, narodów lub
państw. Święcimy tylko jubileusze tego, co żyje dotychczas, co przynaj­
mniej w skutkach swoich oddziaływa jeszcze na obecne pokolenia, co
temsamem ma moc pokrzepiania nadziei wśród pracy n a d urzeczy­
wistnieniem tych samych ideałów i celów, co w imię tej nadziei pobudza
do nowego zapału i wskrzesza godne tych jubileuszów myśli i czyny.
Rocznice, które obchodzimy, nakłaniają do refleksyi, do sporządzenia
bilansu, uwidoczniającego dotychczasowe zyski i uprawnione widoki
przyszłości. Korzyść, wyłaniająca się z t a k pojętego obchodu rocznic,
oto racya ich bytu, tudzież pobudka do nawoływania szerokich warstw
do ich święcenia.
cłiraeśdjaństwa
Na pierwszy rzut oka może niejednemu wydawał się wyszu­
k a n y m ów 950-letni jubileusz W i a r y św. w Polsce. Czy nie należało
poczekać do roku- 1966 i obchodzić tysiącletni jubileusz zaprowa­
dzenia chrześcijaństwa w Polsce? Bez wątpienia, przyszłe pokolenia
święcić będą tysiąclecie katolicyzmu w Polsce z szczególniejszą uro­
czystością: Ale i to obecne przypominanie 950-ej rocznicy przyjęcia
Wiary w Polsce jest n a czasie, co więcej jest doniosłym bardzo czy­
nem, k t ó r y powinien znaleźć odgłos w całej Polsce. W chwili, w której
ważą się losy narodu, w której nowe warunki układają się dla swo­
bodniejszej działalności narodowej, powinien cały naród uprzytomnić
sobie, co zawdzięcza katolickiemu Kościołowi pod względem oświaty
1U2
SPRAWOZDA WIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
i obyczajności zarówno, jak pod względem dziejowej swej misyi,
która wraz z chrześcijaństwem przypadła jej w udzielę i która sta­
nowi najwspanialsze k a r t y jego historyi. I słuszna, że ten najdo­
nioślejszy fakt w dziejach narodu podniósł zasiadający n a dawnej
stolicy prymasów Polski, arcybiskup Gnieźnieński i Poznański, K s .
E d m u n d Dalbor, — wszak Gniezno i Poznań były pierwszemi ogni­
skami promieniejącej na całą Polskę wiary Chrystusowej.
Posłannictwo narodu na tle Wiary św. określa K s . Arcybiskup
Dalbor, nawiązując do pomnika Mieczysława, apostoła religii chrześ­
cijańskiej w Polsce, w złotej kaplicy K a t e d r y Poznańskiej, w tych
treściwych słowach : „Pomnik Mieczysława . -. . przedstawia go trzy­
mającego w lewej ręce krzyż, a prawą ręką wskazującego na krzyż.
T y m ruchem ręki wskazuje pierwszy władca chrześcijański naro­
dowi swojemu przeznaczenie jego dziejowe i misyę historyczną:
Chrystus ma być celem jego, Chrystusa nauka pokarmem jego,
Chrystusa przykazania jego drogowskazem" . . .
„Ze naród misyę swą historyczną zrozumiał, — są to dalsze
słowa orędzia arcybiskupiego, — o t e m świadczą dzieje jego, w któ­
rych najświetniejsze chwile są zarazem d a t a m i rozwoju królestwa
Głuystusowego n a ziemi: nawrócenie Litwy, unia z Kościołem wschod­
nim, odsiecz wiedeńska". •
Wpływ przyjętego chrześcijaństwa n a kulturę i oświatę na­
rodu treściwie ujmuje K s . Arcybiskup w te słowa : „Dziejopisarze
nasi wskazują n a różne środowiska, skąd n a nas płynęło światło
wiary i nauki, ale owe środowiska były strumieniami, z jednego wypływającemi źródła, a t e m źródłem była opoka Piotrowa, n a której
Zbawiciel nasz wybudował Kościół; była Stolica Apostolska w Rzy­
mie, skąd n a całą Europę zachodnią szli umocnieni powagą apostolską
misyonarze, b y nieść wspólną religię i wspólną oświatę".
Zrozumiał doniosłość chrześcijaństwa i Kościoła katolickiego
dla n a r o d u Mieczysław, gdy „złożył kraj swój, jak mówiono wówczas,
w darze Piotrowi Św., nawiązując w ten sposób najściślejszy związek
ze Stolicą Apostolską". Zrozumiały to i dalsze pokolenia i przyznają
to do dziśdnia wszyscy głębsi znawcy duszy polskiej, że. P o 1 s k a
jest narodem katolickim.
Tej właśnie refleksyi potrzeba dzisiaj powołanym czynnikom,
którym przypadnie rola odbudowania Polski. Jakkolwiek się ukształ­
tuje organizacya przyszłej Polski, jedno nie ulega żadnej wątpli­
wości, że powinna być o p a r t a n a podstawach katolickich, n a któ-
INAUA.UW.riUU 1
SfUŁiiU^riJilJU
1UO
rych wyrosło w Polsce wszystko, co było i jest w niej wielkie i wznio­
słe, stateczne i trwałe. Nie może być zdrową, dla n a r o d u odbudowa,
któraby zerwała z tem, co wsiąkło w duszę narodu i zespoliło się
z nią nierozerwalnie. Z narodem ma się rzecz, jak z organizmem na­
szym : nie można go leczyć inaczej, j a k tylko n a podstawie praw,
według których się ukształtował. Bardziej jeszcze w świetle historyozofii objawia się Polska, jako „przedmurze chrześcijaństwa",
2 wiązana z katolicyzmem dla urzeczywistnienia myśli Bożej i osiąg­
nięcia celu, k t ó r y wytknął narodowi Bóg w swych wiekuistych wy­
rokach.
Rocznica 950-letnia zaprowadzenia chrześcijaństwa w Polsce
niech pobudza do refleksyi n a d twórczą siłą katolicyzmu w dzisiej­
szej dobie, niech będzie też okazyą do poważnego rachunku sumienia
nad przeszkodami, dla których katolicyzm w Polsce nie mógł jeszcze
i nie może w całej pełni rozwinąć swej owocnej działalności.
Kościół kato- Po wyswobodzeniu Królestwa z pod rządów rosyjskich
licki w Króle- można się było spodziewać nowej ery dla katolicyzmu,
stwie Polskiem. k t ó r y był wprawdzie tolerowany w Rosyi, ale pod wielu
względami skrępowany w swej działalności. Kodeks rosyjski przyznaje
wprawdzie wolność wyznaniową religii rzymsko-katolickiej, ale w pra­
ktyce t a wolność nie istniała. Rząd rosyjski dążył do zgnębienia katoli­
cyzmu przez utrudnienie znoszenia się biskupów z Rzymem, przez
ograniczenie liczby seminarzystów, pragnących się poświęcić sta­
nowi kapłańskiemu, przez państwowy nadzór n a d działalnością bi­
skupów i kleru, cenzurę listów pasterskich i kazań księży, przez unie­
możliwienie propagandy katolicyzmu, konfiskatę majątków koś­
cielnych, zniesienie zakonów, przez ograniczenia prawa uczęszczania
d o wyższych zakładów naukowych i t. p . zarządzenia.
Wprawdzie ukaz tolerancyjny z 17 (30) kwietnia 1905 r. oraz
manifest z 17 (30) października tego samego roku przyniosły pewne
ulgi dla katolicyzmu, pozwalając na przechodzenie byłych unitów
i prawosławnych n a katolicyzm, jeśli ukończyli dwudziesty rok życia,
dalej n a budowę kościołów, nauczanie religii we wszystkich zakła­
dach państwowych w języku ojczystym, n a udzielanie Sakramentów
św. prawosławnym, którzy chcą przejść n a wiarę katolicką, tudzież
usuwając procedurę karania duchowieństwa w drodze administra­
cyjnej, t. j bez przesłuchania, bez obrony i wyroku. J e d n a k wkrótce
umiano, za pomocą „wyjaśnień" ukazu, d a n e swobody t a k ograni-
ornil
W U Z l U d f l l Ł
£i
l \ U UI L <
I ll^ijl ł J l t J l I
czyć i uwarunkować rozmaitemi formalnościami, że w praktyce prze­
chodzenie n a katolicyzm prawie, że uniemożliwiano. Ze zresztą ukaz
tolerancyjny w praktyce nie oddał jeszcze sprawiedliwości religii
katolickiej, t o pokazało się. wyraźnie z projektu licznej grupy posłów
pierwszej d u m y rosyjskiej, domagających się w maju 1906 r. pręd­
kiego urzeczywistnienia zasad ukazu z 17 (30) kwietnia 1905 r. Po­
dobny też projekt sformułowała druga d u m a w roku 1907, jednak
bez realnego skutku, gdyż i t a duma wnet istnieć przestała. Tę samą
sprawę poruszyła po części i trzecia duma, ale również bez powo­
dzenia, owszem z wręcz przeciwnym skutkiem, skoro ona właśnie
dokonała dzieła wyodrębnienia Chełmszczyzny n a wniosek biskupa
chełmskiego Eulogiusza. Powrót 200.000 unitów n a katolicyzm po
ogłoszeniu ukazu tolerancyjnego był zbyt dotkliwym ciosem dla
prawosławnego duchowieństwa; obmyślano więc sposób uniemożli­
wiania dalszego szerzenia się katolicyzmu i odzyskania w przyszłości
utraconych już owieczek. Wyodrębnienie Chełmszczyzny i oder­
wanie jej od Królestwa polskiego miało być skutecznym środkiem
ku temu, gdyż z niem oczywiście złączono szczególniejsze przywileje
dla ludności prawosławnej i prawa wyjątkowe dla katolików. Wnie­
siony do trzeciej d u m y projekt wyodrębnienia Chełmszczyzny w pierw­
szej połowie r. 1909 ostatecznie wszedł w życie w r. 1913, kiedy t o
ukończono określenie granic nowej gubernii Chełmskiej, zamiesz­
kałej przez 476.432 katolików, a tylko 278.311 p r a w o s ł a w n y c h ) .
Była to jaskrawa ilustracya do słów prawosławnego biskupa war­
szawskiego, Mikołaja, na jednem z posiedzeń R a d y państwa z r. 1912:
„Historycznem zadaniem państwa rosyjskiego było i jest zrusyfi­
kowanie wszystkiego, co nie rosyjskie i nawrócenie n a prawosławie
wszystkiego, co nie p r a w o s ł a w n e " ) . Co więcej Chełmszczyznę „na­
cjonaliści rosyjscy nietylko postanowili zrusyfikować, ale przekształcić
n a podstawę operacyjną w akcyi zdobycia G a l i c y i . . . W seminar y u m prawosławnem w Chełmie kształcono n a przyszłych propaga­
torów prawosławia rosyjskiego synów galicyjskich popów moskalofilów i t. d." ) . T a k wyglądała wolność religijna w Królestwie. Ale
m a m y też przykład z najnowszych czasów. Dumie przedłożono w czasie
tej wojny wniosek prawodawczy 42 posłów w kwestyi skasowania
ograniczeń, krępujących dotąd wyznanie rzymsko-katolickie i udzie1
2
3
) Eosya wobec Polaków w dobie „konstytucyjnej" przez Leona
Wasilewskiego. Kraków 1919. Nakł. N. K. N. str. 33.
1
2
) t a m ż e str. 9.
3
) tamże str. 34.
N A U K O W E G O 1 SPOŁECZNEGO
iur>
lenia Kościołowi katolickiemu praw w dziedzinie życia kościelnego.
Inicyatorem wniosku był K s . poseł Maciejowicz. Wniosek domagał się
uznania, że osoby różnych wyznań przy zawieraniu małżeństw mają,
prawo dokonania obrzędów ślubnych, chrzczenia dzieci, z tego mał­
żeństwa pochodzących, dowolnie, według porozumienia między sobą,
zawartego w świątyniach jednego z wyznań, do których należą ; że
określenie języka ojczystego uczniów przy wykładach religii w szkole
należy wyłącznie do rodziców lub opiekunów, nie zaś do władz szkol­
nych i policyi, jak dotąd ; dalej, że ma się uważać za świadomych
katolików od dnia faktycznego przejścia n a katolicyzm osoby, które
zawiadomiły władze dyecezalne o swem przejściu n a katolicyzm lub
0 wyznaniu zasad Kościoła katolickiego po dniu 17 (30) kwietnia
1905 r., chociażby bez wykonania formalności, przepisanych przez
okólnik specyalny, przyczem jednak osoby te winny złożyć odpo­
wiednie deklaracye władzom gubernialnym. Domagano się też prawa
otwierania nowych klasztorów, towarzystw religijnych i bractw pa­
rafialnych. Wreszcie przewidziano też projekt wyasygnowania n a
potrzeby Kościoła katolickiego sum, które przestano wypłacać bez
powodów uzasadnionych. Prasa petersburska, zarówno polska jak
rosyjska, zajmowała się żywo omawianiem szczegółowem tego wniosku.
Według prywatnego telegramu dziennika Beichspost, wysłanego ze
Sztockholmu 7 lipca bieżącego roku, żądania posłów odnośnie do
równouprawnienia ludności katolickiej zostały przez św. Synod od­
rzucone z takiem uzasadnieniem: „Posłowie, składając omawiany
wniosek prawodawczy, wykazali tendencyę do wydania prawa od­
rębnego wyłącznie na korzyść katolików, przez zniesienie i zmianę
praw ogólno-państwowych, normujących życie poddanych rosyj­
skich wszelkich wyznań, a w tej liczbie i prawosławnego, jakiemi
są wskazane we wniosku ustawy o małżeństwie, o języku rodzin­
n y m dzieci, o przejściu z jednego wyznania na drugie, o związkach
1 stowarzyszeniach i o budowie świątyń. Zmiana ogólno-państwo­
wych praw, n a rzecz wyłącznie ludności katolickiej, nie może być
uznana za sprawiedliwą. Wobec tego wniosek 42 posłów należy uznać
za niemający dostatecznej podstawy".
Pod rządami okupacyjnymi katolicyzm już swobodniej może
się rozwijać. W okupacyi austryacko-węgierskiej zarząd wojskowy,
opiekuje się szczerze ludnością katolicką, pozwala na misye ludowe,
na uroczyste obchody kościelne, przywraca nawet, jak to nie dawno
temu działo się w Radecznicy, zabrane katohjłom przez prawosław-
I uu
nych kościoły, lub przeznacza opuszczone cerkwie prawosławne n a
kościoły katolickie garnizonowe, dając też prawo dostępu do tych
nowo poświęconych kościołów ludności cywilnej, j a k n. p . w Dę­
blinie i Lublinie. Na r e s t a u r a c j ę kościołów, zburzonych przez Rosyan, zarząd wojskowy poświęcił dotychczas wedle sprawozdania
Apost. Wikaryusza polowego, K s . Biskupa Bjelika z dnia 25 czerwca
b . r. przeszło 200.000 kor. F a k t e m nader doniosłym i napełniającym
słusznie całą ludność polską żywą radością jest przyłączenie Chełm­
szczyzny do Królestwa Polskiego, n a mocy rozporządzenia Naczel­
nego K o m e n d a n t a c. k. armii z dnia 5 czerwca. Ma ono wejść w życie
z dniem 15 lipca. Nie potrzeba osobno wymieniać, że Kościół kato­
licki na obszarze okupacyjnym cieszy się tą samą swobodą działal­
ności swojej religijnej, jak w samej monarchii austryacko-węgierskiej. „Mogą teraz Polacy — t a k kończy biskup polowy, K s . E m e r y k
Bjelik swoje sprawozdanie, — swobodnie we wszystkich miejsco­
wościach i gminach modlić się do Boga i czcić „Niebieską Królowę
Polski". Wspaniałe obchody uroczystości Bożego Ciała, przy udziale
władz wojskowych, były zewnętrznym wyrazem tej zmiany, która
p o d względem swobody życia katolickiego nastała w Królestwie Pol­
akiem. Mimo usilnej pracy n a d skrępowaniem katolickiej religii
w Rosyi, lud polski zachował w swej duszy szczere i gorące przywią­
zanie do Kościoła i można się po uwolnieniu Polski z pod panowania
rosyjskie słusznie spodziewać, nowego rozkwitu życia katolickiego.
W okupącyi niemieckiej pocieszającym jest fakt, o k t ó r y m
niedawno t e m u doniosły dzienniki, że za staraniem Ojca św. rząd
rosyjski pozwolił dwom biskupom, którzy wraz z Rosyanami opuścić
musieli swoje dyecezye, t. j . K s . Karasiowi z Augustowa i K s . Ka­
rewiczowi z Kowna n a powrót do swych owieczek.
Także wskrzeszenie Macierzy szkolnej uprawnia do dobrych
nadziei pod względem ożywienia życia katolickiego, jak świadczą
o tem kurendy K s . arcybiskupa Rakowskiego i K s . biskupa Ździtowieckiego, k t ó r y z radością stwierdza, że w zawierusze wojennej
powstała za przyczynieniem się duchowieństwa „niezliczona wprost
liczba szkół".
Nieuznanie J e d n y m z środków zwalczania katolicyzmu było w Króle™w clrapacyi ^ ^ Polskiem popieranie sekty Maryawitów, zwłaszcza
austryackiej. od czasu potępienia jej przez Rzym. Biskup Eulogiusz
już w mowie, mianej w Chełmie 18 czerwca 1906 objawił swą sympatyę
r
11 a
w
e
N A U K O W E G O 1 SFUŁEL;Z.iNJStiU
d l a tej sekty, od której się spodziewał niezgody wśród Polaków-katolików i zbliżania się ich do prawosławia : „Daj Boże, mówił Eulogiusz, aby cała Polska stała się wkrótce maryawicką, bo wtedy zniknie
też duch niezgody między obu bratnimi narodami. Przyjdzie dzień,
kiedy maryawityzm i prawosławie połączą się w jedną społeczność.
W t e d y z tej unii religijnej wykwitnie jedność Słowian, a na Polskę
zleją się wszystkie dobrodziejstwa i błogosławieństwa, których wszyscy,
złączeni we wierze poddani naszego Monarchy są uczestnikami".
Unia t a między prawosławiem i maryawityzmem stała się faktem,
kiedy to w Łowiczu i Płocku urządzano wspólne nabożeństwa, i maryawiccy duchowni otrzymali równe przywileje z duchowieństwem
prawosławnem. Nie było wobec tego wątpliwem, że rząd rosyjskie
upatrywał w maryawityźmie środek propagandy prawosławia i rusyfikacyi.
Nie dawno temu, j a k donosi Zierna Lubelska, otrzymali wój­
towie gmin w Konopnicy, w Zemborzycach i Piotrkowie rozkaz
Lubelskiej Komendy obwodowej, domagający się zamknięcia ko­
ściołów maryawickich w Konopnicy, w Wrotkowie i w Chmielu n a
mocy rozporządzenia Naczelnego dowództwa wojsk austryackich,
„że w Królestwie Polskiem mogą działać publicznie tylko t e spo­
łeczności religijne, które w Austryi prawnie istnieją". Ponieważ
w Austryi niema wcale maryawitów, dlatego utracili oni wszelkie
prawa publiczne także w Królestwie Polskiem. Mogą jedynie od­
prawiać nabożeństwa domowe, w kółku najbliższej rodziny, kościoły
zaś, szkoły i zakłady zostały zamknięte. Beichspost z dnia 4 lipca b . r.
donosi, nie podając bliżej źródła, że z okazyi rozporządzenia po­
wyższego władz wojskowych austryackich niektórzy fanatyczni zwo­
lennicy maryawityzmu ponownie domagali się od biskupa maryawickiego, żeby dał się ukrzyżować celem poparcia sekty, i dodaje,
że potrzeba było w tej sprawie energicznego wystąpienia naszych
władz. Maryawitom przysługuje prawo odwołania się w sprawie
zniesienia publicznego uznania sekty do generał-gubernatora..
W prasie protestanckiej znaleźli maryawici obrońców w imię
tolerancyi i wolności sumienia. I t a k protestancki Wartburg dla uchy­
lenia prawnych podstaw rozkazu Komendy obwodowej Lubelskiej
pozwala sobie n a nieuzasadnione niczem twierdzenie, że maryawityzm jest właściwie „gałęzią starokatolickiego kościoła, uznanego
prawnie w Austryi". Zarządzenie władz okupacyjnych austryackich
wywołało przedewszystkiem w Łodzi, w stolicy maryawityzmu,
1U8
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
większe wrażenie, bo na terenie okupacja austryackiej maryawityzm
wogóle bardzo słabo tylko się rozwinął. W Łodzi natomiast m a r y a ­
wityzm cieszy się większą sympatyą, którą w czasie wojny usiłował
sobie zjednać dość ożywioną akcyą humanitarną. Zresztą maryawici
w czasie wojny niewiele dawali znaków życia. Wychodzące w Łodzi
dwa pisma maryawickie: Maryawita
i Wiadomości
maryawickie
z wybuchem wojnj' przestały wychodzić, a nawet z okazyi uroczy­
stości 3 maja duchowieństwo maryawickie nie przypomniało się
społeczeństwu, gdyż nie brało udziału w pochodzie. J e s t nadzieja,
że t a dziwaczna sekta w normalnych warunkach i pod wpływem
trwałego złączenia się Królestwa z kulturą religijną Zachodu, nie za
długo sama się rozpadnie.
Ks. Ernest
Matzel.
Kilka s ł ó w z okazyi artykułu p. Mazanowskiego:
Powieść dawniej
i
dziś.
Czytelnicy Przeglądu Powszechnego powitali z radością w ze­
szycie majowym podpis P . A. Mazanowskiego. Powitali jako dawnego
znajomego z k t ó r y m niejedną miłą i pożyteczną spędzili chwilę,
a którego teraz, gdy h u k dział nieco się oddalił z podwójną — p o
długiem niewidzeniu — odnajduje się ochotę. Stoi on u wrót arty­
kułu p. t. : Powieść dawniej i dzisiaj, bardzo cennym. Nie godziłoby
się nic z niego ująć — są natomiast rzeczy, któreby się pragnęło dodać,
tem bardziej, że młoda generacya przechodzi ponad niemi do po­
rządku dziennego, ignorując zupełnie ich. wartość. Otóż i w artykule
P. Mazanowskiego uderzało nas, ludzi starszych pewne niedocenienie.
Według treści rozprawy zdawałoby się, że po fazie literatury gorąco
patryotycznej nastąpiła era wyłącznej niemal pracy ekonomicznej,
bez wyższej aspiracyi, era stosunkowego zastoju z którego nagie
jak błyskawica zbudziła nas Sienkiewiczowska Trylogia. Na ten
p u n k t atoli pragnęlibyśmy zwrócić uwagę czytelników, wykazać, że
nowym pokoleniom nie wolno zapominać o wspaniałym ruchu umy­
słowym, jaki w Krakowie a za Krakowem i dalej w Polsce panował
między r. 1870 a 1880. Była to jakoby świetlana fala, gorący prąd
pod którego tchnieniem wszystko w koło nas zdało się rozkwitać,
a literatura i sztuka wkraczając w życie prywatne zespalały się z niem
i tworzyły cudną jedność. ,,Jestto Odrodzenie Odrodzenia" — mó­
wili z promienną twarzą młodzi humaniści. Było to jednak czemś
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
więcej, bo Odrodzenie X V . w. dotykało tylko umysłu, a t u były
ogarnięte i serca. I nie dziw. Toż wtedy dzwony naszych kościołów
po raz wtóry zabrzmiały n a d trumną Kazimierza Wielkiego, a lud
tłoczył się za nią poważny i rzewny, jak gdyby wczora dopiero do­
broczyńcę swego utracił. W parę łat później szliśmy za trumną ojca
naszych dziejopisarzy — Długosza — n a d którą brzmiały przemowy
licznych obcych pisarzy, dla uczczenia go do Krakowa przybyłych.
Ze swoich był i s t a r y Kraszewski, k t ó r y był całe pokolenie czytać
po polsku nauczył. W epoce tej Matejko i przedwcześnie zmarły
Zimmler pisali pendzlem dzieje narodu, a Grottgier r y m e m we łzach
zmaczanym, bóle jego szkicował. W t e d y co dnia tryskało nowe źródło
polskiej twórczości, choćby same przytoczyć „Przeglądy", rywali­
zujące ze sobą wzniosłością myśli, bogactwa treści i świeżością formy.
W a r t o je z pyłu zapomnienia otrząsnąć, b y się przekonać, że nigdy
przedtem a może i potem styl polski do t a k szlachetnej doskonałości
nie doszedł. W a r t o w nich odczytać niektóre powieści, j a k n. p . Kometa
Henryka Lisickiego, gdzie po raz pierwszy widzi się ludzi, rozma­
wiających tak, jak rozmawiają w naturze . . . Były t o również czasy
mnogich odczytów różnobarwnych a świetnych, czasy, gdzie skle­
pienia kościołów brzmiały od natchnionych słów kaznodziei, gdzie
Żeleński i X n a Marcelłina Czartoryska pieścili ucho cudnemi akkordy,
czasy Kalinki, Szujskiego, Klaczki, Siemieńskiego i tylu innych zna­
komitych umysłów, z których dziś już tylko samotne rozsadniki
zostały. W t e d y żyło się jakoby w pięknym śnie : biegło się z księ­
garni do W y s t a w y Sztuk Pięknych, z pracowni wielkiego malarza
na odczyt, z odczytu do teatru, gdzie każdy aktor był w rodzaju
swym doskonałym, a każde przedstawienie (zwłaszcza Fredry) roz­
koszą. W t e d y uniwersytet trzymał p r y m w społeczeństwie krakow­
skiem, przodował w towarzyskich zebraniach, a atmosfera t a k była
badaniem dziejów ojczystych przejęta, iż zdarzały się po salonach
dyskusye nad autentycznością gnieźnieńskich relikwii św. Wojciecha,
lub n a d sprawą testamentu Krzywoustego.
Ruch był wielki i piękny, promieniejący n a cały kraj, a główną
jego sprężyną był Józef Szujski. Dziwnie, prawie nieprzyzwoicie
cicho zrobiło się około tej jasnej postaci. Toż istnieją podręczniki
literatury polskiej X I X . w., w których niema jego nazwiska. Zda
się, jakoby jakieś podziemne żywioły usiłowały w popiele milczenia
zagrzebać pamięć tego czciciela Boga, czciciela Maryi i miłośnika
ojczyzny. „Dużo was było mądrych ludzi", rzekł ktoś po jakiemś
110
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
ważnem posiedzeniu Henrykowi Wodzickiemu". *— „Tak jest —
odparł — było ich sporo, ale żaden nie dorósł Szujskiemu. On pierw szem spojrzeniem ogarnia to, do czego inni badaniem dochodzą,,
a to jest cechą geniuszu". — Gdy Szujski umierał, otaczało go z bliska
czy z dalsza grono ludzi, z których każdy byłby chętnie przez mi­
łość ojczyzny kilka lat własnego życia odstąpił, byle potrzebne dla
niej życie przedłużyć. Bóg ofiary nie przyjął — Szujski skonał, a nie
wielu zauważyło, że za trumną jego szedł młody mocarz — Sien­
kiewicz.
W chwili, gdy trylogia na niebie naszem zabłysła, społeczeń­
stwo nasze jeszcze nie było ochłodło, grunt umysłów i serc przygo­
towanym był na jej przyjęcie. Ludzie czytający, od kilkudziesięciu
lat już umieli czytać po polsku ; ucho było wprawne do chwytania
wszelkich odcieni ojczystej mowy. Toż dwa już pokolenia były wy­
rosły wykołysane przez polskich poetów, zagrzane do miłości dziejów
przez historyków, malarzy, ,archeologów i powieściopisarzy. G d y b y
nie to — trylogia nie byłaby się może zrodziła, a w każdym razie
nie byłaby wywarła t a k zbawienno-piorunującego wrażenia. A wy­
warła je, bo jest skrystalizowaniem wszystkiego, co naówczas w d u ­
szy polskiej było najpiękniejszego i dlatego mógł o niej X . Zygmunt
Polan powiedzieć z a m b o n y : „To nie jest książka — to jest wielki
czyn!"
Z trylogii bez wątpienia wyrosły dzisiaj legiony, ale — czy
n a tem koniec ? Czy m a m y wraz z P . Mazanowskim uwierzyć smutnemu
faktowi, jakoby wpływ Przybyszewskiego skrzywił rdzennie kierunek
najmłodszej naszej literatury? Pewnem jest, że zabił lub skoszlawił
nie jeden młody t a l e n t ; bardzo silne t a l e n t y jednak umiały mu się
obronić. Takimi są n. p . : jasny poeta Lucyan Rydel, lub powieściopisarz Żeromski, Sieroszewski, Rejmont. Nie n a wszystko co ci pi­
sali, zgodzić się można, ale za to odpowiedzialni są oni sami a nie
Przybyszewski. Zresztą n a m się zdawało, że już przed wojną za­
raza t a zaczęła ustępować n a dobre tak, jak w' Anglii ustąpiła cho­
robliwa moda hodowania potwornych orchidei. Coraz już więcej
ludzi miało odwagę się przyznać, że nie może dostrzedz sensu wśród
owych, histeryczną ręką zbahranionych mętów. N a Zachodzie Die
Entartung Nordau'a padła jak młot zarówno n a pornografię Zoli
et Cie. jak i na chorobliwe majaczenia dekadentów, symbolistów itp.,
a choć z t y m pisarzem (jako z Żydem) nie można absolutnie pod
względem religijnym się zgodzić, przyznać trzeba, że podobna jego
111
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
pióru maczuga była i u nas potrzebna. Przyszła ona w strasznej formie
działowych gromów. Co się z tej burzy wyłoni i jaki będzie świt dla
młodych umysłów? Bóg jeden wie, ale można mieć nadzieję, że wśród
słońca pięknych czynów, wśród strumieni łez i nawałnicy piętrzą­
cych się faktów dziejowych, potęga rzeczywistości rozprószy kłęby
brudnej kurzawy, i młodym oczom ukaże jasno Boga n a niebie, a pracę
n a d ratowaniem nędz ludzkich na ziemi.
Niniejsze parę słów nie miały, broń Boże, na celu polemizowania
z artykułem P . Mazanowskiego. Chodziło jedynie o zapełnienie w nim
małej luki, prawdopodobnie przypadkowej ; chodziło tem bardziej,
iż obecnie coraz częściej można się spotkać z lekceważeniem pracy
poprzednich pokoleń, z zupełnem zapoznaniem warunków i przeszkód,
wśród których odbywała się t a praca. Zapomina się o tem, co roz­
biory w Polsce zniszczyły, zapomina o tem, z ozem ojcowie walczyć
musieli milcząco, uparcie, a b y zachować wiarę, mowę i ziemię; n a
matki nasze pobożne a wytrwałe młode panie rzucają pogardliwy
sąd za to, że ich miłosierdzie było prywatne a nie gremialne, że praca
była domowa a nie „społeczna". Chcąc zmierzyć zasługi drugich
należy wiedzieć jasno co uczynić było można, a że u nas środek X I X . w.
dokonał istnych cudów, dość wspomnieć, że gdy Szujski, Tarnowski,
Kalinka, Pawlicki i t. p . byli studentami nie było jednej polskiej
szkoły w Krakowie, ani mogli uczniowie wziąć polską książkę do
r ę k i : potem należy zważyć, jaką bujność narodowej oświaty zastała
Trylogia — i według tego wymierzyć sąd.
Teresa
Wodzicka.
Polski Związek Niewiast Katolickich.
(Ciąg dalszy.)
W łączności z Pol. Zw. Niew. Kat., jako jego członkowie po­
zostają : Stowarzyszenie katolickich pracownic w Krakowieiej fa­
bryce cygar, pod wezw. św. Józefa i Stowarzyszenie katolickich
pracownic konfekcyi damskiej, pod wezwaniem św. Antoniego, a k a ż d o ­
razowa prezesowa tychże stowarzyszeń zasiada w wydziale Związku.
Stowarzyszenia te rządzą się oddzielnymi s t a t u t a m i i zachowują
absolutną autonomię.
Stowarzyszenie sług katolickich pod wezwaniem św. Z y t y —
od samego założenia Związku — pozostawało w blizkich z nim sto--
112
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO
.sunkach wspólnej pracy. Członkowie nadzwyczajni stowarzyszenia
są zarazem członkami Pol. Związku M e w . K a t o l .
Ta łączność otrzyma w najbliższym czasie statutową formę,
gdyż w maju bież. roku wydział stow. sług katol. pod wezwaniem
św. Z y t y uchwalił przystąpienie do Polskiego Związku Niewiast
Katolickich w charakterze członka.
Sprawozdania tych 3 stowarzyszeń drukują się zawsze wspólnie
ze sprawozdaniem Polskiego Związku Niewiast Katolickich.
Stowarzyszenie sług katolickich pod wezwaniem św. Zyty.
Stowarzyszenie założone zostało w Krakowie w r. 1899 przez
W . O. Ledóchowskiego T. J . i p . A. Dziewicką, k t ó r a przez 6 lat
jako prezesowa kierowała Stowarzyszeniem. Następnie zaś od r. 1905
prezesową Stowarzyszenia obraną została p . Stanisława Rychłowska.
Zadaniem Stowarzyszenia j e s t : opiekować się służącemi, urnoralniać je, kształcić, urabiać je n a dobre, uczciwe i porządne służące,
a zarazem przychodzić im z pomocą w ich potrzebach i chorobach.
Do urzeczywistnienia tych celów zdąża ,,S. S. K . " wieloma
drogami. A więc dla umocnienia duchowego odbywają się w każdą
niedzielę (prócz wakacyi) nauki katechizmowe, udzielane przez W. O.
Kuratora, co roku zaś wspólne rekolekcye, jak i wspólna adoracya
Najśw. Sakramentu w kościele św. B a r b a r y .
Prócz tego bogata biblioteka jest oddaną n a usługi członka,
a co miesiąc zagląda do każdego członka gazetka ,,S. S. K . " „Przy­
jaciel sług". Dla analfabetek urządzoną jest w poobiedzie niedzielne
dwuklasowy k u r s nauki.
Prócz t y c h duchowych korzyści stara się Stow. Sług Katol.
o stworzenie członkom domu rodzinnego i dostarcza różnych roz­
rywek. Dziewczęta zbierają się n a loterye fantowe, przedstawienia
amatorskie, zabawy z podwieczorkami dla oglądania obrazów świetl­
nych, wspólne święcone i wspólne wilie, a co roku w maju schodzą
się wszystkie n a najpiękniejszą uroczystość w S. S. K . n a rozda­
wanie nagród za długoletnią służbę.
Wszystkie t e uroczystości i zabawy odbywają się w dużej sali
domu, będącego własnością S. S. K . w „Schronisku".
„Schronisko" obejmuje „Kuchnię wzorową", p r z y której kształcą
się „ Z y t k i " n a kucharki. Kuchnia t a wydała w r. 1913 100.500 obiadów.
Dochody, jakie przynosi kuchnia obracane są n a potrzeby „ S . S. K . " .
Dalszemi dochodami S. S. K . są wkładki członków zwyczajnych
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
113:
po 2 kor. 40 hal. i wpisowe pań, poszukujących sług. W „Schronisku"
bowiem jest biuro pośrednictwa pracy, z którego Zytki korzystają
bezpłatnie.
K a ż d a Żytka, będąca chwilowo bez miejsca, znajduje miesz­
kanie i utrzymanie w „Schronisku", również w razie choroby przy­
garnia ją „Schronisko", dając jej poradę lekarską, lekarstwa, a w cięż­
szym wypadku, troskliwą opiekę w szpitalu, a w razie potrzeby,
zapewniając jej możność kuracyi lub odpoczynku w Zakopanem,
gdzie S. S. K. od r. 1910 posiada „Schronisko" obecnie również już
umieszczone we własnym domu (szczególnie dzięki wydatnej pomocy
pieniężnej p . Szołayskiej) i rządzące się t y m i samymi prawami jak
d o m macierzysty w Krakowie.
I n a starość przygarnia „Schronisko" swoich członków, do­
starczając im u t r z y m a n i a i należne wiekowi wygody.
S. S. K. dba jednak i o dziewczęta po za S. S. K. będące i dla
nich to utrzymuje „Misyę kolejową", dając t y m przyjezdnym schro­
nienie i bezpłatnie wyszukując im odpowiedniej pracy.
Służące łatwo zrozumiały wszystkie korzyści, wypływające
z rzeszenia się w S. S. K , i gdy w r. 1906 S. S. K. liczyło 1476 człon­
ków, to już 1913 r. widzimy, że lista członków głosi liczbę 2400. —
Obecnie w wojennym czasie kuchnia wzorowa wydaje od kilku mie­
sięcy wyborne obiady dla inteligencyi w cenie 1 k o r o n y ; n a ten cel
Stowarzyszenie otrzymało pewną zapomogę dzięki szlachetnej ini­
cjatywie p a n a Delegata Fedorowicza. Zapotrzebowanie tych obia­
dów jest t a k wielkie, że w obiadowej porze t r u d n o się do jadalni
docisnąć.
Piękny rozwój Sto w. Sług K a t . co roku zatacza szersze kręgi,
co roku w coraz szersze Koło swych członJtów, siejąc ziarno moral­
ności i oświatę.
Stowarzyszenie katol. pracownic konfekcyi damskiej pod wezwaniem
św. Antoniego.
Zadaniem tego stowarzyszenia jest rozszerzenie pracownic igły
i udzielanie im pomocy moralnej i materyałnej, czy to przez pośredni­
czenie w pracy, czy też przez danie im zarobku w szwalni Stow. K a t .
Pracow. lub w jej filiii (która obecnie jest zamkniętą z powodu braku
poparcia ze strony klienteli). Stow. K a t . P r a c . udziela też pożyczek
bezprocentowych swym członkom i pomaga im w uzyskiwaniu za­
pomóg z fundacyi ś. p . ks. Karczewskiego, a w lecie stara się je umieszT. P . T. C X X X I .
o
114
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO",
czać po dworach wiejskich, z warunkiem tylko 4 god. pracy lub n a
kolonii wakacyjnej Pol. Zw. Niew. K a t . dla pracownic.
S. K. P . troszczy się również gorliwie i o zaspokojenie ducho­
wych potrzeb swych członków, przez p r a k t y k i religijne i niedzielne,
wykłady katechizmowe O. K u r a t o r a Chuzaina — etyczne, po któ­
rych zwykle następuje podwieczorek i wesoła zabawa, często połąezong z tańcami, przedstawieniami amatorskiemi i świetlnymi obra­
zami. Członkowie S. K. P . rozporządzają też swą własną biblioteką.
Dla wykształcenia zaś fachowego urządza S. K . P . kursy kroju,
szycia i haftu.
Niektóre z członkiń mieszkają w internacie S. K. P., w któ­
r y m za niewielką opłatą otrzymują mieszkanie, światło, opał i ob­
sługę.
Prezesową S. K . P . była najpierw p . K l a r a Jelska, potem do
r. 1911 p . Marya Straszewska, k t ó r a jednak z powodu słabego zdrowia
ustąpić musiała. Miejsce jej zajęła p . Stanisława Rychłowska,
Wdzięczne jednak członkinie S. K . P . uczciły zasługi swej
byłej prezesowej, prosząc ją o przyjęcie dożywotniej honorowej pre­
zesowej .
Od wybuchu wojny Stowarzyszenie walczy z wielkiemi t r u d ­
nościami. Dzięki poparciu ks. Pawiowej Sapieżyny, k t ó r a dostar­
czyła szwalni Stowarz. zamówień z Czerwonego Krzyża, udało się
członkom przetrwać najcięższe chwile. Prezesową zwróciła się o przy­
znanie zapomogi do Komitetu pomocy dla ofiar wojny w Polsce do
Vevey i dzięki życzliwemu poparciu p a n i Henrykowej Sienkiewiczowej K o m i t e t nadesłał 1.000 fi\
Stowarzyszenie katolickich pracownic w krakowskiej fabryce cygar
pod wezwaniem św. Józefa.
Zawiązane zostało w 1900 r. przez O. Ledóchowskiego i p . A.
Dziewicką w celu wzmocnienia i ożywienia ducha religijnego i soli­
darności wśród pracownic i niesienia im pomocy w ich potrzebach
materyalnych, moralnych i intelektualnych.
Pierwszem zadaniem S. K. P . F . C. było wyrwanie robotnic
z lichwy, k t ó r a je niszczyła ekonomicznie i moralnie i w t y m celu
funduszem 1.400 Kor., ofiarowanym przez hr. Andrzej ową Potocką
założono p r z y Stowarzyszeniu kasę pożyczkową, udzielającą swym
członkom pożyczek bezprocentowych, w wysokości mniej więcej
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
115
40 K o r . ; wysokość t a jednak często jest przekroczoną, wobec większej
potrzeby robotnicy.
Obrót bezprocentowych pożyczek stale się zwiększa i t a k w r.
1913 udzielono ich 503 w łącznej kwocie 27.210 Kor.
Prócz tego prowadzi Stowarzyszenie Kasę oszczędnościowe
markową i składa oszczędności pojedynczych członków n a imienne
książeczki składających. Ogółem oszczędności złożono w t y m 1913
roku 202 Kor.
Dodatnim objawem jest wyrobienie poczucia sumienności,
a członków w regularnem wypłacaniu pożyczek.
W roku 1914 i 1915 Stowarzyszenie i jego agendy funkcyonowały bez przerwy. Ruch pożyczkowy był znaczny. Obrót roczny
wynosił kokoło 60.000 Kor. N a fundusz żelazny Stowarzyszenia
złożono w roku 1915 1800 Kor.
*
Fundusz Stow. powiększa się corocznie wkładkami członków
zwyczajnych w wysokości 10 hal. tygodniowo i ofiarami członków
nadzwyczaj nych.
Kosztów administracyjnych niema prawie, bo cała praca kan­
celaryjna załatwiana jest przez członków nadzwyczajnych, którzy
zarazem są członkami Pol. Związku Niewiast Katol., a lokal Stow.
od długiego szeregu lat ofiarowywanym jest bezpłatnie przez skarb­
niczkę Stow. p . Szołajską. Pewna część funduszu Stow. przezna­
czoną jest n a fundusz żelazny budowy własnego domu, k t ó r y b y sa­
motnym robotnicom dawał bezpieczne mieszkanie, a wszystkim
miejsce godziwej rozrywki i wytchnienie po ciężkiej pracy. F u n ­
dusz ten wynosił w 1913 roku 12.615 koron.
J e d n y m z celów Stow. jest zapewnienie rozrywek swoim człon­
kom, czy to przez urządzanie wycieczek, czy miesięcznych, towa­
rzyskich zebrań, wspólnego święconego i wspólnego opłatka, czy
też przez wypożyczania książek, których dostarcza członkom biblio­
teka Stow. Również puszczano w obieg między członków wiele bro­
szur treści religijnej i moralnej. P r z y Stow. istnieje Sekcya Eucha­
rystyczna. N a u k i k u r a t o r a Stow. O. Kuznowicza T. J . rekolekcye
oraz udział w adoracyi Najśw. S a k r a m e n t u i procesyach Bożego
Ciała i Serca Jezusowego, przyczyniają się do podniesienia poziomu
religijnego w Stowarzyszeniu.
Stow. s t a r a się też o podniesienie wiadomości gospodarczych,
których robotnica fabryczna jest zazwyczaj prawie zupełnie pozba-
116
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
wioną; w t y m celu urządza Stow. kursą szycia, gotowania i rachun­
kowości domowej.
' Co roku też stara się Stow. wysyłać po kilka swoich członków
z kolonią wakacyjną pracownic Pol. Związku Niew. Katol., dając
sposobność zmęczonym powietrzem fabrycznem płucom, zaczerp­
nięcie ożywczego powietrza wiejskiego i zwykle stara się też co roku
wysłać kilkoro z dzieci stowarzyszonych do kolonii Rabczańskiej.
Członków w ostatnim dziesięcioleciu przybyło 2-gi raz tyle,
bo gdy w r. 1906 było członków 283, dziś Stow. liczy ich 413.
K u r s y nauki szycia i gotowania zostały dla robotnic zawie­
szone z wybuchem wojny. Rozpoczęto je z powrotem w 1916 roku.
Pierwszą prezesową była p . Adela Dziewicką. Następnie zo­
stała prezesową p . Zofia Popielówna, k t ó r a dotąd przewodniczy.
Zaczynając swą pracę w Stow. obrała ona sobie za motto słowa
Leona X I I I : ,,że bynajmniej nie pozostawiono n a m tego do woli,
czy zająć się dolą warstw niższych, czy też o nią nie dbać, ale w t y m
względzie wiąże nas zupełnie obowiązek. W społeczeństwie bowiem
nikt nie żyje dla swojej tylko, ale i dla wspólnej wszystkim korzyści,
t a k dalece, że w czem jedni dla dobra ogółu w odpowiedniej mierze
przyczynić się mogą, w tem inni, których n a tb stać, przyczynić się
muszą. A jak wielka z t y m obowiązkiem łączy się odpowiedzialność,
wynika już z tego, że im kto większe otrzymał dary, tem ściślejszą
też kiedyś musi z nich liczbę zdać, najwyższemu ich dawcy, Bogu.
Toż samo wskazuje t a powódź złego, k t ó r a jeżeli się jej zawczasu
nie zaradzi, wcześniej lub później zagładą grozi wszystkim zgoła sta­
nom i warstwom, ucząc iż kto zaniedbuje sprawy ubogiego ludu, ten
nie d b a ani o własne dobro ani o dobro społeczeństwa.
Zofia
Krzyżanowska-.
T a k przedstawiała się praca w Związku aż do Walnego Zgro­
madzenia jego członków w maju 1914 r., n a którem uchwalono zmiany
s t a t u t u , pozwalające n a tworzenie kół związkowych w Krakowie,
oraz przyjmowanie na członków innych stowarzyszeń kobiecych.
I to, i uchwały odnośnie do różnych ulepszeń i nowych planów w po­
szczególnych sekcyach zdawało się rokować nową erę w rozwoju
Związku, gdy wybuch wojny, wstrząsający wszystkiemi niemal
organizacyami społecznemi, bądź zmusił do przerwania, bądź do
zmian w różnych gałęziach działalności Związku.
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
117
Szczegóły, dotyczące tych zmian, uwydatniają się w spra­
wozdaniach poszczególnych sekcyi i kół, zaznaczę t u tylko, że w ty­
godniach poprzedzających okres wojenny, rozszerzyła się działal­
ność naszego Związku przez założenie nowego koła n a prowincyi,
a mianowicie w Myślenicach pod przewodnictwem pani Adelmannowej, następnie przez zgłoszenie się n a członków naszego Związku
Stowarzyszenia św. Salomei w Białej, Koła p a ń wiejskich ziemi
krakowskiej (Ziemianek), Stowarz. Opieki nad sługami i robotni­
cami polskiemi w Wiedniu. Z akcyi uchwalonych przyszło do skutku
wydanie i rozszerzenie odezwy przeciw niewłaściwym modom i t a ń ­
com, a tysiące podpisów nadsyłanych z różnych stron świadczyło,
że sprawa była aktualna i poruszyła ogół. W czerwcu wzięli człon­
kowie P . Z. N . K. czynny i liczny udział w II-gim zjeździe kobiet
polskich.
Natychmiast po ogłoszeniu mobilizacyi zebrał się wydział,
który postanowił zachęcać członków do współdziałania z Samary­
taninem Polskim, a zarazem rozpocząć akcyę n a dworcu kolejowym
celem dostarczania posiłku przejeżdżającym żołnierzom i rezerwistom,
oraz rozciągnięcia opieki n a d rodzinami powołanych pod b r o ń i le­
gionistów. P r a c a na dworcu t r w a do chwili obecnej i ważniejsze szcze­
góły podaję poniżej ze sprawozdania t. zw. „Komitetu kolejowego"
(herbaciarni), a akcya opieki złączyła się z ogólną pracą w t y m kie­
runku przez przystąpienie osób, biorących w niej udział do „Komi­
tetu dla ewakuowanych", n a czele którego stanęła p . Zofia Popie­
lo wna, członek naszego wydziału.
Urzędzenie nabożeństwa błagalnego za walczących, zbiórka
darów gwiazdkowych dla 13 pułku p . „Krakowskich dzieci" (485
sztuk), oraz pośredniczenie w wysyłce paczek dla nich od rodzin,
objęcie kierownictwa w jadalni Związku ekonomicznym prof. i urzęd­
ników, inicyatywa n a wiosnę 1915 r. w wysłaniu adresu do Ojca św.
od katolickich stowarzyszeń kobiecych dyecezyi krakowskiej z wy­
razami hołdu za działalność pokojową i ojcowską życzliwość dla
naszego narodu, oraz inicyatywa w utworzeniu komitetu „Dla głod­
nych W a r s z a w y " ; oto krótkie wyliczenie różnorodnych akcyi z ogól­
nego zakresu działania w miesiącach wojny.
I. W y c i ą g i z e s p r a w o z d a ń k o m i t e t ó w , s e k c y i i k ó ł .
Komitet kolejowy pracuje od początku wojny pod kierunkiem p .
Zofii Popielówny, przewodniczącej (obecnie przewodniczy pani Miziewiczowa), p . Dr. Maryi Estreicherówny, skarbniczki, p. Adeli
118
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
Zoilowej, oraz każdorazowej kierowniczki poszczególnych bufetów,
zatrudnia do stu osób kolejno dyżurujących dzień i noc zupełnie
bezinteresownie, płatnych funkcyonaryuszek nie posiadając wcale.
Dzięki tej ofiarności mógł komitet u t r z y m a ć stale (z wyjątkiem kilku­
n a s t u dni w czasie ofenzywy z. r. n a wiosnę, kiedy wszystkim cy­
wilnym wstęp n a peron był wzbroniony) swe bufety, których po­
czątkowo było cztery, obecnie są dwa, jednym zarządza p . W a n d a
Estreicherówna, drugim kolejno : p p . Feliksowa Szlachtowska, Ada
Kosmowska, Marya Baryczowa, a obecnie Marya Korytkowa. Żołnie­
rzom i ubogiej publiczności, ciągnącej w świat z powodu wojny roz­
daje się pożywienie darmo, zamożniejsi płacą umiarkowane kwoty.
Od władz wojskowych otrzymuje komitet 60 bochenków chleba
dziennie, przez 1 rok otrzymywał 10—30 litrów mleka n a dobę. Władza
wojskowa również pokryła koszta budowy i urządzenia bufetu.
Krajowy oddział i filia krakowska Czerwonego Krzyża ofia­
rowały łącznie dotychczas 3.150 K., Wydział S a m a r y t a n i n a 500 K.,
Magistrat miasta K r a k o w a 1.550 K., Arcybr. Miłosierdzia 500 K.,
Bank hipot. 50 K , Resursa urzędnicza dochód z przedstawienia
20 K . 23 h. D a r y osób prywatnych n a ręce skarbniczki złożone wy­
niosły do / 1916 — 2.394 K . 51 h. R a z e m 7.964 K . 74 h. - z tego
wypłacono kierowniczkom stołów 7.288 K . 87 h. Saldo n a r. 1916
wynosi 675 K . 87 h. Prócz tego napływają od p a ń dyżurnych d a r y
w n a t u r z e i naczyniach.
1
1
I I . S e k c y a c z y t e l n i a n a zmuszoną była ograniczyć godziny
otwarcia Czytelni z powodu bardzo ciężkich materyalnych stosunków,
w jakich się Związek i Czytelnia znajdowały. J e d n e czasopisma prze­
stały wychodzić, wielu książek sprowadzić nie można było, mimo to
Czytelnia funkcyonowała stale, a zestawienie kasowe nie notuje
niedoboru.
Przewodniczącą sekcyi p . Zofia Popielówna.
I I I . S e k c y a o d c z y t o w a wykazuje się licznymi odczytami
i pogadankami, k t ó r e odbyły się w Czytelni Związku; t e m a t a m i
ich były kwestye społeczne, literackie, ekonomiczne, pedagogika,
kwestya kobieca, historya muzyki i sztuk pięknych, historya polska
oraz rozmaite sprawy aktualne, jak sprawozdania ze zjazdów, czyn­
ności komitetów i t. d.
Przewodniczącą sekcyi odczytowej jest p . Marya Straszewska.
I V . S e k c y a o c h r o n y d z i e c i wykazuje w swem sprawoz­
daniu, jak z powodu zajęcia budynków szkolnych przez władze woj-
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
119
skowe, pozbawiona była miejsca działania, lecz nie chcąc dopuścić
do zupełnej przerwy w prowadzeniu tych popołudniowych ochron
wynajęła lokal w R y n k u kleparskim. Gdy miała już umieszczenie,
brakło dzieci z powodu przymusowej ewakuacyi ludności. Po licznych
trudnościach i zabiegach udało się Sek. Och. Dz. otworzyć n a nowo
swe ochrony w połowie kwietnia 1915 r., a mianowicie w Dębnikach,
Krowodrzy i Zwierzyńcu, a dnia 1 maja w Półwsiu Zwierzynieckiem.
Dziewczynki z ochrony oprócz pomocy w nauczaniu się lekcyi
szkolnych i szycia, pobierały naukę guzikarstwa i ogółem zrobiły
7 7 7 % tuzinów guziczków do bielizny za 176 K. 60 h.
W listopadzie otwarła sekcya jeszcze jedną nową ochronę w Ludwinowie. Frekwencya dziewczynek waha się od 60 —80 w każdej
z wyżej wymienionych ochron.
Szkółka szycia i koronkarstwa z b u d y n k u szkolnego p r z y pl.
Matejki po przerwie od czerwca 1914 r. do połowy lipca 1915 r. prze­
niesioną została częścią do szkoły żeń. przy ul. Topolowej, częścią
do prywatnego mieszkania. Na kursie szycia uczą się dziewczynki
także cerowania i łatania, a z kursu koronkarskiego roboty częściowo
dla domu, a częścią n a sprzedaż, z której od 1 stycznia do 15 kwietnia
uzyskały 257 K . Dziewczynki pracują chętnie, ciesząc się swym za­
robkiem.
K u r s łatania obuwia w Ludwinowie i n a Czarnej wsi zatrudnia
około 60 chłopców. N a u k i udziela p . E d w a r d Borek dwa r a z y ty­
godniowo po 2 godziny n a 1-szym, a t r z y razy tygodniowo po 3 go­
dziny n a 2-gim kursie. Chłopcy wykonali przez 8 miesięcy 87 p a r
zelówek i bardzo wiele mniejszych naprawek obuwia.
Przewodniczącą sekcyi jest p . Marya Wędrychowska, skarb­
niczką p . Marya Gubarzewska.
V. S e k c y a k o l o n i i w a k a c y j n y c h d l a s e m i n a r z y s t e k
wysłała z początkiem wakacyj 1914 r. 32 kolonistek pod kierunkiem
nauczycielki d o Myślenic, uzyskawszy t a m lokal bezpłatnie od bursy
gimnazyalnej. Z powodu t r u d n y c h warunków komunikacyi i aprówizacyi zmuszoną była sekcya do sprowadzenia kolonistek już w 1-ych
dniach sierpnia z powrotem do K r a k o w a i czeka lepszych czasów
do podjęcia swego zadania.
Przewodniczącą jest p . Marya Turska.
VI. S e k c y a kolonii w a k a c y j n y c h
dla
pracownic
również n a razie zawiesiła swą czynność, lecz bardzo interesujące
są dane ze sprawozdania za 1914 r., które dowodzą żywego zainte-
120
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
resowania się i współdziałania tych stowarzyszeń, których człon­
kowie korzystają z kolonii, a mianowicie Stow. pracownic fabr. cygar
pod wezw. św. Józefa, Związek m ł o d . r o b . kat., Sodalicya robotnic
papierowych i Zakład św. Jadwigi.
Przewodniczące 1-szego i 2-go z wymienionych stowarzyszeń
poparły naszą akcyę przez wydatną pomoc w urządzeniu r a u t u n a
cele kolonii, dwa drugie przez złożenie podwójnych opłat za dziewczęta
zgłoszone do kolonii. Również firma M. P r a u s ofiarowała 180 K .
n a umieszczenie 6-ciu pracownic. W lipcu 1914 r. korzystało 24 kolonistek z pobytu w Skawie. Przerwę w pracy sekcyi, spowodowaną
trudnościami wojennych czasów wyzyskuje przewodnicząca p . St.
Lewkowiczowa n a przygotowanie projektu przekształcenia ustroju
sekcyi dla wzmożenia owocnej działalności.
, V I I . S e k c y a m ł o d z i e ż y skupiła głównie swe usiłowania
w p r a c y n a d dziećmi w ochronce popołudniowej przy ul. Dietlowskiej.
0 rezultatach pracy najlepiej świadczy, że n a 36 dziewczynek uczęsz­
czających do ochrony prawie wszystkie przy końcu roku w szkole
uzyskały dobre świadectwa. Dzieci odrabiały lekcye, szyły bluzki
1 koszule, k t ó r e przechodziły n a ich własność. N a gwiazdkę otrzy­
m a ł y ciepłe sukienki i słodycze, codziennie dostawały podwieczorek,
co sobotę zmieniały książki do czytania. J e d n o dziecko umieściła
sekcya w kolonii rabczańskiej. Gdy wskutek zabrania budynków
szkolnych n a szpitale: wojskowe, brakło miejsca pracy członkom
sekcyi, osłabionej przez wyjazd wielu z nich z powody wojny, udało
się urządzić w Związku'król. Jadwigi szkółkę popołudniową dla 15
dzieci. N a u k a szła według planu szkolnego, prócz tego dzieci wy­
konywały roboty włóczkowe dla legionistów. Wyewakuowano część
tej garstki — z resztą przeniosły się panie z sekcyi do prywatnego
mieszkania, urządziły dzieciom św. Mikołaja, przygotowywały je
do Spowiedzi i Komunii św.
Prócz p r a c y n a d dziećmi nie zaniedbywała sekcya kółka samo­
kształcenia, zwłaszcza ożywiło się ono bardzo, gdy przyszły do skutku
za staraniem p n y Bogdanikówny wykłady ekonomii społecznej prof.
Strassburgera.
Sekcya zajmowała się też urządzaniem popołudnia artystycz­
nego lub pogadanki dla członków P . Z. N . K. w każdą ostatnią so­
botę miesiąca w Czytelni Związku.
P o dłuższej przerwie, spowodowanej wypadkami wojennymi,
podjęła sek. młodz. n a nowo działalność w październiku 1915 r. i przez
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
121
3 miesiące zajmowała się dyżurami pomocniczemi w ochronie przy
alei Krasińskiego dla dzieci rodzin powracających z ewakuacyi, pro­
wadzonej przez Arcybr. m a t e k chrz. Od połowy stycznia b . r. pro­
wadzi ochronkę własnemi siłami w lokalu, użyczonym przez Arcybr.
matek chrzęść, przy ul. Siennej 1. 5. Uczęszcza dzieci 35 z I I , I I I
i I V kl. ludowej. Przewodniczy sekcyi młodzieży po ustąpieniu p .
Maryi Kowalskiej, p . Matuszewska, dotychczasowa wice-przewodnicząca.
VIII. Sekcya burs: Seminarzystek i Studenckiej
w swem sprawozdaniu informuje, iż obie bursy musiały być zam­
knięte z początkiem nowego roku szkolnego 1914-15 z powodu kwa­
terunku i ewakuacyi i poniosły ogromne szkody t a k w zniszczonych
meblach jak i konieczności zapłacenia lokali. Na nowo otwarto je
we wrześniu 1915 r. i obecnie w bursie studenckiej jest 24 wycho­
wanków, zostających pod prawdziwie ojcowską, duchowną opieką
ks. Kuliga.-dŁegensem jest p . Łojek, słuch, fil., mający 2 zastępców,
wzorowych uczniów V I I I . kl. ginrn. W bursie seminarzystek we
wrześniu było 39 wychowanek, liczba t a wzrosła przy koścu roku
do 55. .
. '
.
Przewodniczącą sekcyi burs jest w dalszym ciągu p . Stani­
sława Rychłowska.
.
I X . S e k c y ę p e d a g o g i c z n ą , której kierownictwa zrzekła
się p . Woźniakowska z powodu bardzo ważnych i licznych obowiąz­
ków w wydziale Arcybr. m a t . chrz. polecił wydział n a nowo zorga­
nizować p . Zofii Korczyńskiej i p . Zofii Krzyżanowskiej, mianując
je pierwszą przewodniczącą, drugą sekretarką tejże sekcyi. Sekcya
opracowała plan założenia szkoły wychowawczyń dwojakiej kateg o r y i : wychowawczyń-kierowniczek z wyższem wykształceniem tepretycznem i wychowawczyń-nianiek, któreby n a zasadach fachowo
teoretycznych ćwiczyły się w zajęciach praktycznych, t. j . pielęg­
nowaniu dzieci t a k zdrowych, jak chorych. Wydział Związku zaapro­
bował ów plan i upoważnił obie wyżej wymienione panie do zba­
dania g r u n t u miejscowych stosunków odnośnie do danej kwestyi
oraz do rozpoczęcia kroków wstępnych dla zorganizowania tych
kursów. Sekcya zwróciła się do zakładu im. Dziec. Jezus i bardzo
życzliwie popierane przez przewodn. tamtejszego komitetu opie­
kuńczego hr. Rostworowską oraz ordynującego tamże lekarza dra
Bujaka, przedstawiła projekt współpracy n a gruncie zakładu, a mia­
nowicie korzystanie z lokalu i urządzeń w zakładzie dla p r a k t y k i
r
122
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
w zajęciach z dziećmi, a wzamian dostarczenie pomocy w pracy nad
dziećmi przez p r a k t y k a n t k i pod fachowem kierunkiem dozorczyni.
Poza zajęciami w Domu im. Dziec. Jezus p r a k t y k a odbywałaby
się w szpitalu chorób dzieci, n a co uzyskała sekcya pozwolenie Dyr.
tegoż szpitala p . Prof. Lewkowicza. Zarząd Domu im. Dziec. Jezus
po rozpatrzeniu przedłożenia odpowiedział, że w t y m tylko razie
przyjąłby projekt sek. pedagog., o ile t a zdołałaby wystarać się o od­
powiedni fundusz n a rozszerzenie domu, gdyż wobec panującej t a m
ciasnoty niepodobna myśleć o wprowadzeniu p r a k t y k a n t e k .
Równocześnie starała się sekcya o uzyskanie sali wykładowej
i prelegentów dla studyów teoretycznych, nawiązała korespondencyę
z i n s t y t u t a m i wychowawczyń w Warszawie, Wiedniu, F r y b u r g u
i Londynie i krzątała się, b y zebrać pewien fundusik n a 1-sze potrzeby
administracyjne. Celem umieszczenia p r a k t y k a n t e k weszła w poro­
zumienie z Siostrami Miłosierdzia przy ul. Piekarskiej. Wszystkie
te czynności, będące w toku przerwała w o j n a ; jedynie wewnętrznej
pracy przygotowawczej, polegającej n a studyowaniu odpowiednich
dzieł ograniczyła się czynność sekcyi, a prócz tego p . Krzyżanowska
korzystając z pobytu w Szwajcaryi zapoznała się z urządzeniem
istniejących t a m zakładów w rodzaju u n a s planowanego.
X. S p r a w o z d a n i e S e k c y i o c h r o n y k o b i e t , k t ó r a w 1-szej
połowie 1914 r. była w pełnym rozwoju daje obraz zawieszenia czyn­
ności wskutek wojny. Starania sekcyi w tych smutnych miesiącach
ochroniły inwentarz „schroniska" od zniszczenia i skupiły się w za­
biegach uzyskania od władzy wojskowej środków ochronnych przeciw
szerzącej się w zastraszający sposób niemoralności. Dopiero w maju
1915 r. otwarła sekcya ponownie biuro pośrednictwa pracy, któ­
remu początkowo bezinteresownego umieszczenia i kierownictwa
udzieliła p . Matejkówna, ale gdy rzesze kobiet bez zarobku zalewać
zaczęły biuro, zwróciła się sekcya o pomoc do h u m a n i t a r n y c h instytucyi. Za pośrednictwem p . Henrykowej Sienkiewiczowej, członka
Związku, uzyskała 5.000 franków od komitetu szwajcarskiego dla
ofiar wojny w Polsce, oraz 1.000 franków z instytucyi międzyna­
rodowej komitetu pomocy dla dziewcząt Polek, zawiązanego sta­
raniem Stow. międzyn. „Protectioń
de la jeune filie". Dzięki temu
mogła otworzyć swe dawne działy i nowy bardzo ważny warsztat
zarobkowy t. zw. „Salę zajęć" w wynajętym lokalu przy ul. K r u p ­
niczej 1. 16. Obszerność tego lokalu umożliwiła sekcyi udzielenia
gościny Związkowi kat. robotnic, kierowanemu przez pnę Zofię Że-
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
123
leńską, który to Związek przystąpił w jesieni 1915 r. n a członka pol.
Związku Niewiast katol. ; w każdą niedzielę i święto popołudniu
zamienia się warsztat pracy w miejsce godziwej rozrywki i swobod­
nego kształcenia polskiej robotnicy.
W jesieni 1915 r. brała sekcya czynny udział w pracach k o m i ­
t e t u o p i e k i n a d p o w r a c a j ą c y m i u c h o d ź c a m i , a mianowicie
w rozdawnictwie posiłków w tymczasowych schroniskach pracy przy
Alei Krasińskiego i w Podgórzu (około 400 osób dziennie gromadziło
się w każdem schronisku) w udzielaniu informacyi, załatwianiu for­
malności, związanych z osiedleniem i zagospodarowaniem się rodzin.
„ S a l a z a j ę ć " zrazu pomyślana w celu dostarczania natych­
miastowego zarobku nietylko mieszkankom schroniska, ale i zgła­
szającym się po pracę do biura miała obejmować prócz nauki szycia
i kroju bielizny i krawieczyzny także naukę t r y k o t a ż u i szmuklerstwa, lecz te 2 działy nie doszły do skutku z powodu b r a k u wełny
i bawełny. N a u k ę szycia i kroju pobierało 18 dziewcząt (od lat 14),
które po 2 miesiącach zaczęły zarabiać około 18 K. miesięcznie. Szat­
nia dawała poza d o m robotę 60 kobietom. Przez 3 miesiące do 1-go
stycznia sporządzono 408 koszul męskich, 31 damskich, 981 dzie­
cinnych, 587 u b r a ń chłopięcych, 500 sukienek, 175 kobiecych i t. d.,
ogółem 2.671 sztuk, wartości 14.546 K. 46 h. Zarządza szwalnią ks.
Leonowa Sapieżyna, kierowniczką jest p . Olga Odziemcówna.
M i s y a d w o r c o w a po przerwie, spowodowanej utrudnionym
dostępem do dworca, podjęła w lipcu 1915 r. swe czynności do 1-go
grudnia siłami p a ń dyżurnych, potem pozyskaną płatną funkcyonaryuszką. Obecnie jest ich dwie. Liczne usługi, świadczone prze­
jezdnym ilustruje kroniczka wypadków dnia.
Przewodniczącą misyi dworcowej jest p . Szlachtowska.
S c h r o n i s k o obecnie (przy ul. Krupniczej 1. 16) o t w a r t e od
września 1915 r. może pomieścić 5 osób n a I kl., 10 osób n a I I kl.,
a w osobnym pokoju mieszkają 3 osoby stale za opłatą miesięczną
10 K. Opłata n a I kl. wynosi 70 hal., a n a I I kl. 40 hal. W 1914 r.
do września w dawniej szem schronisku znalazło umieszczenie 791
osób, bez różnicy wyznań, narodowości i stanów. W 1915 r. (otwarte
od września) wykazuje 385 noclegów n a I kl., 593 n a I I kl., w po­
koiku małym 135, bezpłatnych 166, razem 1.279 noclegów 172 osobom.
N a bezpłatne obiady wydano 30 bonów herbat, bezpł. 176.
B i u r o p o ś r e d n i c t w a p r a c y prócz umieszczania na po­
sadach udziela porad i informacyi; natłok poszukujących pracy
124
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
wielki, a zgłoszeń pracodawców mało, ten stosunek mogłoby większe
poparcie społeczeństwa zrównoważyć. Zgłoszeń o posady służących,
gospodyń, pielęgniarek i t. p . było w 1914 r. 339, w 1915 r. 469.
Zarząd sekcyi zorganizował w ostatnich czasach nowy ważny dział
pracy t. j . „opiekę szpitalną". Celem jej zbliżenie się do kobiet, które
bądź dobrowolnie, bądź przypadkowo popadły w nieszczęście i cho­
robę, nieść im pomoc i pociechę, zachęcać do pracy i życia uczciwego,
dostarczyć sposobności do powrotu n a drogę prawa, licującą z god­
nością kobiecą. Koniecznem byłoby otwarcie przytułku n a wzór
warszawskiej „ P r z y s t a n i " w Piasecznej. Do urzeczywistnienia tych
planów potrzeba koniecznie poparcia społeczeństwa t a k groszem
jak czynem.
Przewodniczącą tej sekcyi jest p . Aleksandra Żuk-Skarszewska,
sekretarką p . W a n d a Telesznicka.
X I . S e k c y a t a n i c h k u c h n i najdotkliwiej ucierpiała wskutek
wojny, spadły bowiem n a nią ciężary dostarczania ludności taniego
pożywienia przy ciągle wzrastającej drożyźnie, a z drugiej strony
ciągłe zmiany w napływie swej klienteli utrudniały pracę. Począt­
kowo tysiące rodzin rezerwistów nagle pozbawione ojców i żywi­
cieli potrzebowało r a t u n k u zanim zasiłek rządowy otrzymać zdo­
łali ; setki królewiaków, niemogących wrócić do swych domów, a po­
zbawionych funduszów, potrzebowało pomocy. Nie mając innego
sposobu, ratowaliśmy ich bądź wydawaniem bezpłatnych obiadów
(8.700 obiadów dla rodzin rezerwistów) bądź biorąc za całodzienne
utrzymanie a 1 K . w porozumieniu z „ S a m a r y t a n i n e m " , k t ó r y wraz
z ofiarami publiczności pokryli koszta. W czasie ewakuacyi inna
trudność nastała, spadła bowiem ilość obiadów, a jedynie przy wiel­
kiej frekwencyi u t r z y m a ć się mogą tanie k u c h n i e ; zarząd sekcyi
zmuszony był podwyższyć cenę obiadu o 4 hal., potem o dalsze 6 hal.,
tak, że cena normalnego obiadu wynosiła w 1915 r. 30 hal., a obecnie
skutkiem drożyzny dochodzi do 40 hal. Stołownicy zdając sobie
sprawę z ciężkich warunków z niepokojem dopytywali czy tanie
kuchnie nie ulegną zwinięciu. W styczniu 1915 r. gmina m. K r a k o w a
ofiarowała sekcyi 400 q węgla, po worku mąki (dla każdej kuchni)
bezpłatnie, a 8 worków po zniżonej cenie. Uzyskała też sekcya bez­
procentowe pożyczki a 1.000 K . od skarbniczki sekcyi p . K o m a r nickiej, od h r . Andrzejowej Potockiej i od bar. Goetza ; umożliwiło
to kupno zimowych zapasów. Z radością przyjęła sekcya ofertę ma­
gistratu n a zorganizowanie trzech nowych kuchni dla ludności ewa-
NAUKOWEGO 1 SPOŁECZNEGO
125
kuowanej i robotników, a mianowicie n a Grzegórzkach, na Zwie­
rzyńcu i w Podgórzu. Oprócz czterech dawniejszych kuchen sekcya
ma w swoim zarządzie kuchnie Związku ekonom, urzędników.
Przewodniczącą sekcyi do 1 maja była p . Zofia Popielówna,
obecnie p a n n a Aniela Skaczkowska.
Sprawozdanie kół związkowych: W Z a k o p a n e m praca do­
znała zmian i trudności wskutek wojny i t a k : w Z w i ą z k u m ł o ­
d z i e ż y r z e m i e ś l n i c z e j znaczny % członków powołany został
do służby wojskowej lub zaciągnął się do Legionów. Pozostała gar­
stka chłopców (około 20 terminatorów) wyrusza co niedziela w góry
(w zimie n a nartach) poczem zbierają się w lokalu Związku n a od­
czyt i wspólną rozrywkę. Zajmują się n i e m i : prezes, ks. Rychlik
i ks. Winkowski, oraz starsi studenci tutejszego gimnazyum.
T a n i a k u c h n i a oddała wielkie usługi uchodźcom i odciętym
od domów rodakom z Królestwa. Zawiązany z początkiem wojny
komitet obywatelski, a od kilku miesięcy Delegacya komit. K . B. K.
zakupiły w taniej kuchni dla ofiar wojny 4,254 obiadów. Ogółem,
wydano w 1914 r. 14.355, a w 1915 r. 16.523 obiadów. Herbaciarnia
na Bystrem z powodu zbyt małego ruchu została zamknięta, nato­
miast obie herbaciarnie w Zakopanem funkcjonują dobrze.
W S z w a l n i zainicyowanej przez zakop. Sodał. p a ń brały
panie należące do P . Z. N . K . żywy udział. Szwalnia wysłała do Choczni
12-cie 5-cio kg. pudeł z ubraniami i bielizną i 6 takich pudeł do Kra­
kowa dla komitetu doraźnej pomocy dla ewakuowanych. Prócz tego
sporządzono ubranie, bieliznę i pościel dla 50 dzieci legionistów. Na
szycie zbierano się u p . I r y Scibor-Rylskiej.
Z w i ą z e k A n i o ł a S t r ó ż a Uczy przeszło 300 dzieci. Zebrania
odbywają się co miesiąc pod przewodnictwem katechety ks. J ó ­
zefa Orła oraz kilku pań. W maju 1914 r. Najprzew. ks. biskup Nowak
poświęcił sztandar Związku 1-szy sztandar abstynenckiej dziatwy
n a ziemi polskiej. Kółko eucharystyczne przy t y m związku gromadzi
dzieci w 1-szy piątek miesiąca n a krótką wspólną adoracyę Przen.
Sakramentu.
K a s a Oszczędn. przy Związku A. Stróża słabo funkcyonuje
podczas wojny, lecz przynajmniej oszczędności poprzednie są nie­
naruszone. Pracujący w t y m miłym Związku, widzą dobre rezul­
t a t y u dzieci, wyrabiają się c h a r a k t e r y karne, umiejące panować
nad zachciankami.
126
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
W D o m u z d r o w i a pol. młodz. katol. „ O d r o d z e n i e "
w chwili wybuchu wojny leczyło się. 15 młodzieńców, z których 9-ciu
z Królestwa lub wsch. Galicyi zostało odciętych od rodzin. „Odro­
dzenie" bezdomnych nie opuściło.
W 1914 i 1915 r. ogółem było 87 kuracyuszów:
Akademików
20
Alumn. sem. duch
5
Księży
•
3
Student, gimn
. . 20
Urzędników
9
Nauczycieli
9
Artystów malarzy
3
Rzemieślników
. . . . . . . .
16
Handlowców
2
Płaca miesięczna 105 K. w czasach normalnych, została pod­
niesioną na 110 K. Szereg kuracyuszów był umieszczonych bezpłatnie.
„Odrodzenie" ma swą kasę koleżeńską, szatnię, sprzedającą po naj­
niższych cenach ubranie i bieliznę, urządza pogadanki, odczyty i roz­
rywki. Pociechą duchowną niosą zawsze z największą chęcią 0 0 .
Jezuici. Między pensyonaryuszami panuje prawdziwie b r a t e r s k a jed­
ność mimo różnicy stanów, k t ó r a pod t y m polskim katohckim da­
chem równoważy się i zaciera.
Mimo wielkich trudności finansowych t r w a „Odrodzenie",
czując wyraźnie miłosierną Opatrzność Bożą nad sobą, za pośred­
nictwem wielkiego opiekuna św. Antoniego uproszoną.
Przewodniczy Kołu p . Jadwiga Biechońska, I. wicepr. p . K l a r a
Jelska, I I . wicepr. hr. Marya Tarnowska, sekretarką p . Karolina
Kupska, skarbniczką p . Emilia Korosteńska.
K o ł o w S k a w i n i e organizowało składki n a Legiony i Czerw.
Krzyż ; rozdawnictwo posiłku przejeżdżającym wojskom. P o przerwie
wskutek wypadków wojennych i ewakuacyi w maju 1915 r. podjęto
pracę n a nowo. Głownem staraniem Koła stało się uświadamianie
matek (na zebraniach Arcybr. Matek Chrzęść.) o doniosłości, nadzie­
jach i obowiązkach chwili-obecnej, o walce z chorobami zakaźnemi itp.
Koło pośredniczy w nabywaniu produktów spożywczych i towarów
bławatnych. Sprowadziło duże zapasy materyałów, a wszedłszy
w kontakt, z szwalnią dla dotkniętych wojną może dostarczać ubrania
gotowe dla kobiet i dzieci po cenach o połowę tańszych od jarmarcz­
nych ; poczyniło też starania o dostawę obuwia i- u b r a ń męskich.
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
127
W jesieni zajęło się Koło urządzeniem dnia „Głodnej W a r s z a w y "
m a t k i i dziewczęta zbierały po wsiach d a r y w n a t u r z e za loteryę
fantową z której dochód w kwocie kilkuset koron odesłało do ko­
mitetu k r a k . p a ń „Kraków — Warszawie".
Dawniej już dziewczęta okoliczne zgrupowały się w odrębne
stowarzyszenie, ale w łonie s t a t u t u Koła, które łączy się zawsze
z każdą pracą w duchu katolicko-narodowem w imię h a s ł a wspólnej
pracy dla Boga i Ojczyzny. Opieka n a d ubogiemi w parafii, zwłaszcza
n a d sierotami t o obecnie jedno z najgłówniejszych s t a r a ń i trosk
Koła
Prezesową jest p . Adamowa Mrozowicka.
K o ł a w C z a r n y m D u n a j c u . Sprawozdanie to przedewszystkiem zamieszcza wyrazy serdecznej wdzięczności dla hr. Zamoyskiej
z Zakopanego, k t ó r a przyjechała wraz z kilkoma wyszkolonemi wy­
chowankami swego zakładu kuźnickiego, b y udzielić członkom Koła
praktycznych, nieocenionych wskazówek w zakresie gospodarstwa
domowego i ofiarowała bezpłatnie 2 miejsca w zakładzie dla wyu­
czenia dziewcząt z grona członków związku. W czasie tworzenia się
Legionów Koło w Czytelni swej uczyniło p u n k t zborny dla dobro­
wolnych ofiar, a z darów gospodyń wiejskich : ręcznego płótna, szyły
panie związkowe plecaki i bieliznę dla legionistów. Przez zimę gro­
madziło się Koło n a pogadanki oświatowe pod kierunkiem preze­
sowej i sekretarki odbywające się. Biblioteka zaopatrzona jest w dodorowe dzieła. Obecnie założono szwalnię.
' |
Prezesową jest p . Wiktorya Małetowa, sekretarką p . Emilia
Romaniszyn.
K o l a w M y ś l e n i c a c h , które założone tuż przed wojną,
a nie mogące pracować przez bardzo długi czas wskutek inwazyi,
a potem wskutek zajęć swych członków w Lidze kobiet jako do­
raźnej pomocy dla legionistów, nie rozwinęło się jeszcze należycie,
ale gorliwość przewodniczącej rokuje jak najlepsze nadzieje. Dzięki
jej zabiegom wydział Koła uchwalił utworzenie kursu szycia i kroju
bielizny pod kierunkiem fachowej nauczycielki.
K a s a sekcyi wiejskiej Związku w Krakowie, zasilona prywat­
nymi darami, pokryła koszta utrzymania i pensyi nauczycielki (450 K.),
jakoteż udzieliła bezprocentowej pożyczki n a m a t e r y a ł y i przybory
(około 600 K.). Uczenie zapisało się 2 1 ; po 3 miesiącach nauki pewna
część uczenie prosiła o prowadzenie przez dalsze 3 miesiące; Koło
zdecydowało się, mając n a uwadze, że uczenice należycie wyszko-
128
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
lone będą mogły założyć szwalnię, co ideowo i praktycznie wielce
dodatnie będzie miało znaczenie.
Koło współdziała też z tow. ochronki w Myślenicach, które
przystąpiło n a członka P . Z. N. K. Założyło biblioteczkę dla mło­
dzieży (książek dostarczyła ks. Kazimierzowa Lubomirska i Sekcya
rozszerzenia „działalności na prowincyi" P . Z. N . -K.), oraz s t a r a
się o propagowanie Związku Ań. Stróża wśród dzieci szkolnych.
Prezesową Koła jest p . Helena Adelmannowa.
K o ł o w Z i e l o n k a c h rozpoczęło z wiosną swą działalność
urządzeniem paru pogadanek dla włościanek z dziedziny gospodar­
stwa i chowu drobiu.
K o ł o w G ó r c e N a r o d o w e j zajmuje się dziewczętami,
a w jesieni zamierza urządzić kurs gospodarczy. Przed miesiącem
zorganizowano Koło wiejskie w K r z e s z o w i c a c h , a 29 czerwca
ma się odbyć Walne Zgromadzenie Koła Związkowego w T e n c z y n k u .
Zachętą dla nas do dalsze pracy jest uznanie, jakie
ność Związku znalazła u N a prz. Pasterza nasze Dyecezyi
Biskupa Sapiehy. Nietylko udzielił n a m finansowe pomocy,
nasze prośby w swych notificationes przed wielkim postem
nych, w serdecznych słowach polecił życzliwości i poparciu
wieństwa parafialnego wszystkie nasze i Kół naszych a g e n d y
działal­
Księcia
ale n a
wyda­
ducho­
i pracy
Doradcą duchownym wydziału centralnego Związku est ku­
r a t o r O. Tuszowski T. J., k t ó r y z wielką życzliwością odnosi się do
wszystkich spraw związkowych.
N a t e m kończą się sprawozdania sekcyi Kół Pol. Zw. Niew. K a t . ,
z których podałam t u krótki' wyciąg, stawiając przed oczy Czytel­
ników niemal same tylko fakta i liczby — niech ofie same przemówią
za sobą, t e już dokonane, często z wielkim mozołem i te, co kiełkują
dopiero i do wzrostu potrzebują słońca, powietrza i pokarmu —
życzliwości, współpracy i poparcia materyalnego. K a n w a na ramach
naciągnięta, ale potrzeba więcej jeszcze rąk do wypełniania jej tła
najwspanialszą ornamentyką, bo czynów : energicznych, inteligentnych
uspołeczniających nas samych, nasze siostry i braci, a temsamem
dążących do odbudowy naszej kochanej, skołatanej Ojczyzny.
Zofia
Druk ukończono 18. lipca 1916 r.
Korczyńska.
Polski Sfinks.
R o k m i n ą ł — d r u g i r o k w o j n y światowej — j a k s t a ł e m
w Malborgu, n a d
i patrzyłem
szeroko rozlaną
na czerwony
odnogą
państwa pruskiego, gdy wystawiane z
oznajmiały,
Wisły,
Nogatem,
wał murów i bastyonów,
że w o j s k a p r u s k i e
i
budynków
austryackie
kolebkę
chorągwie
wyrwały
przed
c h w i l ą z r ą k rosyjskich L w ó w .
B y ł o o c z e m w t e j chwili myśleć — i o zmienności losów
ludzkich
związanych
Opatrzności
Oto
z
Malborgiem
i o
dziwnych
drogach
Bożej w t e j chwili.
państwo,
które
piędź
p o piędzi w y p i e r a ł o P o l s k ę
z t y c h ziem i ze ś w i a t a , — dziś, n i e z a m i e r z o n y m biegiem z d a ­
rzeń, s p r a w ę
t ę s t a w i a ł o w p i e r w s z y m rzędzie s p r a w
wotniejszych
Europy.
Poszła
potem
najży­
W a r s z a w a , W i l n o , G r o d n o , Brześć,
cała
p r a w i e P o l s k a p o s t a w i o n a z o s t a ł a n a k a r t ę przyszłego t r a k t a t u .
Dziwna zagadka
dziejów!
T e m d z i w n i e j s z a , że z p o c z ą t k i e m tej w o j n y n i k t n a s e r y o
o sprawie polskiej nie m y ś l a ł . B y ł y s p r a w y b a ł k a ń s k i e , a u s t r y a ­
ckie,
niemieckie,
Alzacya,
Trentino,
cieśniny
dardanelskie,
k w e s t y a m ó r z i m i ę d z y n a r o d o w e g o h a n d l u — k w e s t y i polskiej
nie b y ł o . D z i ś o niej m ó w i ś w i a t cały,
zabiegają
obie s t r o n y
walczące
o jej rozwiązanie.
P. P . T. CXXXI.
q
130
POLSKI SFINKS
I dziś r o z w i ą z a n ą b y ć m u s i i s a m i n t e r e s zwycięzcy d o ­
m a g a ć się będzie, b y rozwiązaną b y ł a najpełniej p o m y ś l i pol­
skiej. K t o wie, czy nie będzie t o j e d y n y w y n i k obecnej w o j n y ,
k t ó r ą w t e d y n a z w a ć b y trzeba- wojną o P o l s k ę .
A że z a g a d k a
ta
nie w y n i k ł a
z d a r z e ń , ale że t k w i w istocie rzeczy,
z p r z y p a d k o w e g o biegu
dowód
w t e m , że wiek
t e m u , p r z y napoleońskiej wędrówce l u d ó w , s p r a w a p o l s k a b y ł a
w t y m s a m y m stopniu sprawą żywotną.
Z e t k n ą ł się z nią N a p o l e o n b e z p o ś r e d n i o w r. 1807, wrócił
d o niej w r. 1809 i 1812, a więc w r a c a ł p o t r z y k r o ć . A g d y
później n a
w y s p i e św. H e l e n y r o z m y ś l a ł n a d d z i e j a m i swego
życia, za n a j w a ż n i e j s z y c z y n u w a ż a ł „ k a m p a n i ę p o l s k ą " , a od­
budowę Polski nazwał „kluczem europejskiego sklepienia".
D r u g i wielki m ą ż s t a n u , B i s m a r k , k t ó r e m u g e n i a l n e j intuicyi
nikt
nie odmówi, odczuwał
s p r a w y polskiej. S p r a w a
ryczną syntezę,
z powierzchni
bardzo
silnie
t a wchodziła k l i n e m
więc w s z y s t k i e
wytężył
ziemi. R o z m a c h ,
doniosłość
w j e g o histo­
siły,
by usunąć
ją
z j a k i m się d o niej z a b i e r a ł ,
u p ó r , z j a k i m p r z y walce z nią t r w a ł , liczne zabiegi celem u n i ­
cestwienia j e j , świadczą w y m o w n i e , j a k ą w a g ą jej p r z y p i s y w a ł .
L u d z i e , oceniający r z e c z y t r z e ź w o , p a t r z ą c n a bezsilność P o l s k i
porozbiorowej, Niemcy i sami Polacy, traktowali
antypolskie
wysiłki B i s m a r k a , j a k m a n i ę . Ze w t e j m a n i i t k w i ł a i n t u i c y a ,
najlepszy
dowód
w
tem,
że
wystarczyło,
iż z a c h w i a ł a
się
s z t u c z n a p r z y j a ź ń p r u s k o - r o s y j s k a , b y s p r a w a p o l s k a zaciężyła
całem swojem b r z e m i e n i e m n a szali e u r o p e j s k i e j .
T a k sądzili d w a j najwięksi mężowie s t a n u ,
jacy
p o rozbiorze P o l s k i — d w a p o t ę ż n e u m y s ł y , k t ó r e
g ł ę b s z y m docierały d o i s t o t y rzeczy.
Tymczasem
istnieli
wzrokiem
świat cały
sądził i n a c z e j . Ś w i a t t e n osądzał w i a r ę P o l a k ó w w o d r o d z e n i e
ojczyzny za objaw chorobliwy, — a słowa „jeszcze P o l s k a n i e
zginęła"
były
w
całej E u r o p i e
synonimem
lekkomyślności,
p o s u n i ę t e j a ż d o m a n i a c t w a . I s a m i P o l a c y , wierząc w t o od­
rodzenie, czyż nie wierzyli w b r e w r o z u m o w i , czyż nie r o z u m o ­
wali w b r e w
rzeczywistości?
!31
POLSKI SFINKS
Oto
niektóre
tylko
szczegóły
zagadkowe,
związane
ze
z m a r t w y c h w s t a n i e m s p r a w y p o l s k i e j , świadczące, że w obliczu
tej sprawy tkwi rys tajemniczy
Sfinksa.
P e w n e z t y c h szczegółów n i e z r o z u m i a ł e p o dziś d l a ś w i a t a ,
sercu p o l s k i e m u b y ł y od d a w n a j a s n e . Serce t o odczuwało, że
przez
rozbiór P o l s k i p o d e p t a n e m
było
prawo
przyrodzone,
a wierząc g ł ę b o k o w sprawiedliwość B o ż ą n i e w ą t p i ł o , iż wybije
t e j sprawiedliwości g o d z i n a .
W i d z i a ł o się p o t e m , j a k j a d złego c z y n u w s ą c z a ł się w ż y ł y
całego świata,
jak nieprawa
żądza
rozszerzania
się
cudzym
kosztem i brutalny egoizm n a r o d o w y zatruwały coraz bardziej
życie p a ń s t w , j a k w s k u t k u t e g o z a p a n o w a ł n a d ś w i a t e m p o k ó j
zbrojny,
a w końcu przyszła
wojna
światowa.
Widziało
się
od d a w n a i d ą c y sąd B o g a .
W i d z i a ł o się szczególniej, j a k R o s y a . w t a r g n ą w s z y w m i e j ­
sce P o l s k i , w t a r g n ę ł a w E u r o p ę . U n i c e s t w i ł a
o d r a z u , o ile t o
było w jej m o c y , całe d z i e d z i c t w o a p o s t o l s k i e g o
posłannictwa
P o l s k i n a L i t w i e i R u s i , a t e g o d o k o n a w s z y , zaczęła rozglądać
się dalej. N i e o k i e ł z n a n y w swej z a c h ł a n n o ś c i „ t r z e c i
Rzym",
j a k n i m mienią b y ć swoje p a ń s t w o R o s y a n i e , za d u ż o n a r a z i e
miał d o r o b o t y ze s t r a w i e n i e m P o l s k i , a n a d t o t r z y m a n y b y ł
t ą s p r a w ą n a s m y c z y p r z e z d y p l o m a c y ę niemiecką.
to
Ale m i m o
już od w i e k u wisiała w p o w i e t r z u w o j n a z A u s t r y ą ,
czasów d w u p r z y m i e r z a z F r a n c y ą w o j n a z N i e m c a m i .
a od
Oba te
p a ń s t w a czują dziś, czem j e s t s ą s i e d z t w o z R o s y ą i że o p a t r z ­
nościowym b y ł wał o c h r o n n y polski. Że t a świadomość przyjść
musi, w i e d z i a n o
w Polsce od d a w n a .
Najistotniejsza j e d n a k p r z y c z y n a t k w i w p r z y r o d z o n y c h
głębinach, w psychice
narodu
tak,
jak
o n a p r z e d s t a w i a się
w swych z a s a d n i c z y c h s k ł a d n i k a c h , j a k n a s t ę p n i e r o z w i n ę ł a się
przez h i s t o r y ę ,
przez położenie
swych
ziem,
przez
stosunki
sąsiedzkie i w p ł y w y otoczenia.
W o g ó l e , j u ż n i e j e d n o k r o t n i e s t w i e r d z a n o , że z a b u d o w a n i e
E u r o p y n o w o ż y t n e j o d b y ł o się w i e l o w i e k o w y m p r o c e s e m orga­
nicznego rozwoju i d o b o r u . P o wielkich
przewrotach
na
po­
czątku w i e k ó w ś r e d n i c h , p ó z l a n i u się r ó ż n y c h szczepów w n o -
132
POLSKI SFINKS
we n a r o d y , poczęły p o d p r z e m o ż n y m w p ł y w e m c h r z e ś c i a ń s t w a
p o w s t a w a ć n o w e o r g a n i z a c y e p a ń s t w o w e . D o k o ł a ogniska chrześciańskiej idei rozwijać się poczęła r o d z i n a n a r o d ó w , zjednoczo­
na temsamem
nadprzyrodzonem
życiem,
tą
k u l t u r ą i oświatą, w y t w a r z a j ą c a w r ó ż n y c h
t y p człowieczeństwa. Miały t e n a r o d y ,
samą
doczesną
narodach
tensam
zależnie od w e w n ę t r z ­
n y c h u z d o l n i e ń i z e w n ę t r z n y c h s t o s u n k ó w , r ó ż n e f u n k c y e , róż­
ne kierunki
i formy
działania,
mimo
dróg, mimo różnych starć i walk,
tych
jednak
różnych
b y ł a cała
Europa
jednem
d z i e d z i c t w e m chrześciańskiej m y ś l i , j e d n ą rodziną, j e d n y m or­
ganizmem. K a ż d y z narodów był tylko
jednym
z
członków
tego o r g a n i z m u , o d m i e n n e role n a r o d ó w b y ł y t y l k o f u n k c y a m i
r ó ż n y c h członków j e d n e g o ciała. T a k i m o r g a n i z m e m b y ł a i mi­
m o w s z y s t k o j e s t p o dziś d z i e ń t a E u r o p a , k t ó r a z katolickie­
go R z y m u b r a ł a cywilizację.
Członkiem tej r o d z i n y , t e g o o r g a n i z m u , b y ł a
członkiem
potrzebnym i istotnym,
bo
inaczej
i
nie
Polska;
mogłaby
przez osiem w i e k ó w b y ć wielkiem p a ń s t w e m . J a k człowiek t a k
i n a r ó d m u s i d o czegoś d ą ż y ć , mieć j a k i e p o w o ł a n i e i posłan­
nictwo.
J a k i e m słowem t o p o s ł a n n i c t w o P o l s k i się określi, n a ra­
zie mniejsza.
Nic
łatwiejszego w t e j k w e s t y i n a d
frazeologię.
B y ł a P o l s k a p r z e d m u r z e m c h r z e ś c i a ń s t w a przeciw T u r c y i , b y ­
ła p r z e d m u r z e m k a t o l i c y z m u przeciw R o s y i ,
spełniała w y r a ź ­
nie o p a t r z n o ś c i o w ą m i s y ę n a wschodzie, b ę d ą c p o m o s t e m m i ę d z y
wschodem a zachodem,
między
Europą
a
Słowiańszczyzną,
S ł o w i a ń s z c z y z n y tej k a t o l i c k i b i e g u n . O s t a t n i k a t o l i c k i
n a r u b i e ż y w s c h o d n i e j , n a r ó d calem sercem,
naród
c a ł e m uzdolnie­
n i e m , całą silą d u s z y cisnący się d o r o d z i n y n a r o d ó w zachod­
nich — a rasą, położeniem geograficznem, działalnością, p o d a t ­
nością n a w p ł y w y i zwyczaje, k o m u n i k u j ą c y ze w s c h o d e m .
Że unicestwienie t a k i e g o
p a ń s t w , że b y ł o r a n ą
ciężką
dzano to niejednokrotnie,
narodu
pokojowo
państwa
w
niszczyło
organizmie
Europy,
stwierdził t o N a p o l e o n .
usposobionego
przyszła
równowagę
W
zaborcza
stwier­
miejsce
Rosya,
w miejsce k a t o l i c k i e g o d o r o b k u P o l s k i weszło p r a w o s ł a w i e , za-
POLSKI
SFINKS
m i a s t p o c h o d u E u r o p y n a w s c h ó d , wschód wciska
się w E u ­
ropę.
Ale c z y P o l s k a nie u p a d ł a d l a t e g o ,
d o spełniania t y c h z a d a ń ? A jeżeli n i e ,
że
to
z a b r a k ł o jej sił
czyż
z a c h w i a n a u p a d k i e m P o l s k i , nie [da się w i n n y
t r z y m a ć , czy r a n a o r g a n i z m u europejskiego
równowaga
sposób
pod­
nie d a się zagoić
bez o d b u d o w y P o l s k i ? B i s m a r k twierdził, że P r u s y wzięły n a
siebie rolę P o l s k i , i n n i t o t w i e r d z ą o A u s t r y i . B l a s k o w i c h n a ­
zywa Austryę ryglem między pangermanizmem
a
pansławiz-
m e m , i n n i p o m o s t e m m i ę d z y w s c h o d e m a z a c h o d e m . Czy Pol­
ska m a jeszcze p o c o w r a c a ć d o ż y c i a ?
Ileż takich- i t y m p o d o b n y c h wątpliwości k r ą ż y ł o i k r ą ż y
p o dziś dzień w świecie, a n a w e t
i w słabszych sercach
pol­
skich. J e s t t o t e n n i e p r z e j r z a n y p i a s e k p u s t y n n y , k t ó r y w m i e j ­
sce d a w n e g o ż y c i a z a w i a ł p o d n ó ż e sfinksa. Sfinks s a m , wznosząc
głowę i w z r o k k u górze, z niesłabnącą siłą p a t r z y w przyszłość.
P o l s k a w s t a j e , a więc m a cel życia i m o c .
*
*
*
Czerwone słońce czerwcowe j u ż się chyliło k u . z a c h o d o w i
i r z u c a ł o ł u n ę b l a s k ó w n a fale N o g a t u , a m y ś l wciąż
jeszcze
biegła k u P o l s c e .
Gdzieś t a m w o d d a l i , z a s t u r z e k a m i , rozciągał się w uro­
c z y m p a r o w i e u s t ó p g ó r y z a m k o w e j , świeżo w y r w a n y z r ą k
rosyjskich L w ó w ,
,
M i a s t o j a k b y p o t o r ę k a m i p o l s k i e m i n a wschodzie z b u ­
d o w a n e , a ż e b y b y ć w y r a z e m i treścią dziejowego p o s ł a n n i c t w a
Polski. Ileż t o r a z y o t o p r z e d m u r z e c h r z e ś c i a ń s t w a r o z b i j a ł y
się h o r d y t a t a r s k i e , t u r e c k i e i k o z a c k i e — j a k ż e ż d a l e k o p r o ­
mieniowała s t ą d c y w i l i z a c y a
i
wiara
katolicka,
przywodząc
przez u n i ę n o w y c h w y z n a w c ó w R z y m o w i !
Jeżeli w k t ó r e m mieście p o K r a k o w i e w i n i e n b y ł s t a n ą ć
s y m b o l i c z n y , t y l k o n a m właściwy, kopiec polski,
W z n o s z ą c y się n a d L w o w e m , n a r o z ł o ż y s t e j
to
w
tem.
górze, z a m k o w e j
—V
»
majestatyczny kopiec Unii wymownie
słannictwie narodu.
mówi o wysokiem
po­
Nie b u d o w a n y z ciosów, j a k egipskie pi­
r a m i d y i sfinksy, t o s a m o spełnia z a d a n i e ;
jest
tajemniczym
głosem ziemi, z k t ó r e j j e s t u s y p a n y .
W d n i u t y m kopiec U n i i p e ł n y m głosem o p o w i a d a ł zna­
czenie s w e g o s y m b o l u .
Zawiany dymami armatnimi,
p o ż o g ą ognia i żelaza, wznosząc
się n a d walczącemi
tych trzech państw, które kiedyś rozebrały Polskę,
zatlony
armiami
głosił t e n
polski sfinks niezniszczalne p o s ł a n n i c t w o swego n a r o d u .
Ks.
J.
Pawelski.
Powstanie przekonań i obrzędów religijnych
według Malinowskiego.
O genezie religijnych p r z e k o n a ń i p r a k t y k istnieje wielka
liczba h i p o t e z ,
d a j ą c y c h się j e d n a k w p r o w a d z i ć d o k i l k u , zna­
n y c h w etnologii p o d n a z w a m i : a n i m i z m u , p r e a n i m i z m u , m a nizmu i magizmu ).
N i e m a m z a m i a r u o m a w i a ć i c h wszyst­
1
kich n a t e m m i e j s c u ;
uwag
o
hipotezie,
Wierzenia
pogląd
nieniem
c h c i a ł b y m j e d y n i e wypowiedzieć
pierwotne
na
parę
k t ó r ą p o s t a w i ł B r . Malinowski w dziele :
genezę
totemizmu,
i
formy
religii
ze
Kraków
ustroju
społecznego,
szczególnem
1915, a
przytem
uwzględ­
poruszyć
p e w n e p u n k t a , k t ó r e b y ć m o g ą s k r o m n y m p r z y c z y n k i e m .do
rozwiązania tego zagadnienia.
Etnografia
i b a d a n i a religijne z nią złączone m a j ą
g r a n i c ą wielu b a r d z o p o w a ż n y c h
badaczy, z którymi
nie zgadzać się w wielu k w e s t y a c h , ale
za
można
trzeba im przyznać,
że są t o l u d z i e wielkiej n a u k i , s z u k a j ą c y p r z e w a ż n i e szczerze
prawdy." U nas n a t e m polu panował przeważnie dyletantyzm,
p o ł ą c z o n y zazwyczaj z wielką p r e t e n s y o n a l n o ś c i ą i —
się m o g ł o z d a w a ć — z chęcią p o w i e d z e n i a możliwie j a k
jakby
naj­
więcej p i e p r z n y c h rzeczy, t y p o w y m z a ś p r z y k ł a d e m p o d t y m
względem j e s t Świętochowski *). O d t e g o r o d z a j u b a d a c z y k o ) Por. W. Schmidt, Ursprung der Gottesidee, Munster 1912;
ks. J. Radziszewski: Geneza religii w świetle nauki i filozofii, Włocła­
wek 1911.
) Por. jego „Źródła moralności", Warszawa 1912.
1
2
r z y s t n i e odbija Malinowski. Znać u niego z a p o z n a n i e się z d o ­
t y c z ą c ą l i t e r a t u r ą , znać spokój uczonego, k t ó r e m u c h o d z i o p o ­
z n a n i e p r a w d y , j e g o książkę m o ż n a p o s t a w i ć o b o k p o w a ż n y c h
z a g r a n i c z n y c h p u b l i k a c y j , co znów nie z n a c z y , ż e b y n i e m i a ł a
dosyć p o w a ż n y c h b r a k ó w . Mianowicie nieścisłość pojęć,
brak
j a s n e g o określenia rzeczy, o k t ó r e j m ó w i (n. p . religii), n a d a ­
w a n i e słowom p e w n y m
zupełnie d o w o l n e g o z n a c z e n i a
n a t u r a l n y ) , b r a k ścisłości w f o r m o w a n i u a r g u m e n t ó w ,
(nad­
powta­
r z a n i e się, t o są w a d y , dające się niemile odczuć p r z y c z y t a n i u
j e g o dzieła. Mówi o n n a d t o czasem z b y t o g ó l n i k o w o o p e w n y c h
poglądach,
zapatrywaniach,
nie
oznaczając
ich
konkretniej,
w s k u t e k czego t r u d n o nieraz ocenić, czy i o ile m a słuszność
(por. n. p . s t r . 41). J a k n a dzieło, k t ó r e m a nie b y ć z b i o r e m
„spekulacyj apriorystycznych"
(str. V I ) , z a m a ł o p o d a j e
ma­
t e r y a ł u k o n k r e t n e g o , za t o za d u ż o w n i o s k o w a n i a w r o d z a j u :
„ p i e r w o t n y człowiek m u s i " , l u b „ n i e m o ż e " t e g o l u b
owego
czynić. Niebezpieczna
pewne
t o rzecz
wypowiadać
a
priori
t w i e r d z e n i a co d o p i e r w o t n e g o człowieka ; j u ż n i e r a z
sprawił
on u c z o n y m n i e s p o d z i a n k ę , p o co n a r a ż a ć się n a n o w e ! N i e c o
d z i w n e m t e ż z d a j e się, że a u t o r nie u w z g l ę d n i a b a d a ń L a n g a ,
S c h m i d t a i i n n y c h , w y k a z u j ą c y c h istnienie u p i e r w o t n y c h w i a r y
w istnienie n a j w y ż s z e g o j a k i e g o ś B o g a . C z y ż b y a u t o r
sądził,
że t e n f a k t nie m a z n a c z e n i a d l a j e g o h i p o t e z y ?
W
razie
stanowiska.
wskazanem
byłoby
uzasadnienie
zajętego
każdym
K s i ą ż k a Malinowskiego dzieli się n a d w i e od siebie p r a w i e
niezależne i całość s t a n o w i ą c e c z ę ś c i : pierwsza s t a r a
jaśnić p o w s t a n i e wierzeń i obrzędów r e l i g i j n y c h ;
się w y ­
druga
zaj­
muje- się t o t e m i z m e m i m a b y ć n i e j a k o w y k a z a n i e m n a k o n ­
k r e t n y m w y p a d k u p r a w d z i w o ś c i z a s a d , p o s t a w i o n y c h w części
pierwszej (V). W a r t y k u l e niniejszym o g r a n i c z a m się d o o m ó ­
wienia j e g o h i p o t e z y o p o w s t a n i u p r z e k o n a ń i p r a k t y k reli­
gijnych. P o m i j a m zaś k w e s t y ę o t o t e m i z m i e zupełnie głównie
d l a t e g o , że j e s t ona d o t ą d n a d z w y c z a j niejasna i s p o r n a , w s k u t e k
czego t ł ó m a c z e n i e p o w s t a n i a religii przez rzecz
o wiele nie-
jaśniejszą i sporniejszą, u w a ż a m za błąd m e t o d y c z n y .
Dla ułatwienia zoryentowania
się w d a l s z y c h ,
szczegó-
137
WEDŁUG MALINOWSKIEGO
łowyeh w y w o d a c h , p o z w o l ę sobie: n a j p i e r w p o d a ć o g ó l n y , z a r y s
hipotezy
Malinowskiego
o powstaniu
przekonań
i
praktyk
religijnych.
D o wytworzenia
religijnych
obrzędów
i wierzeń,
kość — t w i e r d z i a u t o r — nie doszła drogą
ludz­
rozumowania.
W j a k i ż t e d y s p o s ó b doszła d o t e g o celu? A b y t o p o z n a ć , n a ­
leży z b a d a ć c h a r a k t e r y s t y c z n e
cechy
wierzeń i p r a k t y k
religijnych, n a s t ę p n i e w y s z u k a ć , k t ó r e przeżycia człowieka w y ­
wołują
zjawiska,
posiadające
także charakterystyczne
cechy.
T e przeżycia są ź r ó d ł e m religijnych wierzeń i p r a k t y k .
P o zastanowieniu
się n a d
naturą
religijnych
objawów,
d o c h o d z i a u t o r d o w n i o s k u , że d w i e są ich c h a r a k t e r y s t y c z n e
c e c h y : n a d p r z y r o d z o n o ś ć , .niepojętość, i n i e o p i e r a n i e
ich n a r o z u m o w y c h p o d s t a w a c h , lecz n a k o n i e c z n o ś c i
się
psy­
chicznej, z j a k ą n a r z u c a j ą się j e d n o s t c e .
Zjawdska, t e d w i e cechy posiadające, z a c h o d z ą p r z y uczu­
ciach' (emocyach), z a t e m u c z u c i a są ź r ó d ł e m p r z e k o n a ń i obrzę­
d ó w religijnych. Lecz nie t y l k o u c z u c i a ; w s z y s t k i e
czynności,
z u c z u c i a m i złączone, są obfitem
wogóle
źródłem- t y c h
wierzeń, ale j e d y n i e w t e d y , jeśli częściej się p o w t a r z a j ą , a kul­
t u r a nie d o s t a r c z a człowiekowi r a c y o n a l n e g o r o z w i ą z a n i a p r o ­
b l e m ó w , z a w a r t y c h w t a k i c h p r z e ż y c i a c h . Uczucia nie są j e d n a k
ź r ó d ł e m wszystkich" w i e r z e ń r e l i g i j n y c h ; one s t w a r z a j ą j e d y n i e
„ p ł a s z c z y z n ę " życia religijnego, w d a l s z y m zaś r o z w o j u r o z u m
w y p r o w a d z a , u z u p e ł n i a i łączy religijne p r z e k o n a n i a .
N a s t ę p n i e s t a r a się a u t o r w y k a z a ć , j a k z uczuć p o w s t a ­
wały k o n k r e t n e
religijne
wierzenia i obrzędy, n . p .
wiara
w s t r a c h y , c z a r n a m a g i a i jej o b r z ę d y , wierzenia w życie zagrobowe i pogrzebowe obrzędy.
^
Religię s t w a r z a j e d n o s t k a , ale n a d a l s z y jej rozwój w p ł y w a
w wieloraki s p o s ó b społeczeństwo, d l a t e g o a u t o r o m a w i a w k o ń c u
rolę, j a k ą o n o o d g r y w a w genezie i rozwoju wierzeń i o b r z ę d ó w
religijnych.
138
POWSTANIE PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH
W jaki sposób ludzkość nie przyszła do wytworzenia
sobie przekonań religijnych?
Religia — w e d ł u g a u t o r a — n i e j e s t
wynikiem
rozu­
m o w a n i a , d l a t e g o o d r z u c a o n p r z y n a j m n i e j częściowo genezę
religii, p o s t a w i o n ą
nizm)
wogóle
tych
przez T y l o r a (animizm), H . S p e n c e r a (mawszystkich,
którzy
najwybitniejszą
rolę
w jej p o w s t a n i u p r z y p i s u j ą r o z u m o w i (str. 42 n e . ) . „Człowiek
b o w i e m , a zwłaszcza człowiek p i e r w o t n y , żyjący w u s t a w i c z n y m
ogniu w a l k i o b y t , nie m o ż e b y ć i nie jest i s t o t ą r o z u m n ą i r o ­
zumującą. Żyje o n głównie życiem e m o c y o n a l n e m i c z y n n e m ,
w ś r ó d ciągłych w z r u s z e ń i n a m i ę t n o ś c i i t e c z y n n i k i k s z t a ł t u j ą
całe j e g o p o s t ę p o w a n i e , nie z a ś filozoficzna refleksya. D o p i e r o
p o d ł u g i m e w o l u c y j n y m procesie i n a s a m y m j e g o k o ń c u , re
fleksya i logika stają się n a j w a ż n i e j s z y m i e l e m e n t a m i w kształ­
t o w a n i u p o s t ę p o w a n i a i m y ś l e n i a l u d z k i e g o " (str. 76 p o r , s t r . 43).
Są j e d n a k ż e u a u t o r a z d a n i a , k t ó r e z d a w a ł y b y się w s k a z y w a ć ,
że i r o z u m o d g r y w a p e w n ą rolę p r z y p o w s t a w a n i u religijnych
p r z e k o n a ń . T a k n . p . n a s t r . 47 zdaje się p r z y z n a w a ć , że w tej
k w e s t y i „ c z y n n i k i uczuciowe i wola l u d z k a o d g r y w a ł y ważniejszą
a conajmniej r ó w n ą rolę, j a k m y ś l i r o z u m o w a n i e " . N a s t r . 55
podnosi potrzebę uwzględniania czynników uczuciowych
obok
i n t e l l e k t u a l n y c h , p o d o b n i e n a s t r . 58. J e d n a k ż e , jeśli d o b r z e
autora rozumiem, c a ł a d z i a ł a l n o ś ć r o z u m u j e s t
„aposte-
r i o r y c z n a " . „ T e o r y a n a s z a — m ó w i n a s t r . 115 — b y n a j m n i e j
nie
neguje
zasadniczej
roli
r e f l e k s y i . . . refleksya
analizuje
a p o s t e r i o r i , k o n s t a t u j e , u t r w a l a " wierzenia i a k t y k u l t u reli­
gijnego. Z a s a d n i c z o a u t o r chce koniecznie r o z u m u s u n ą ć
na
d r u g i p l a n , a b y , j a k później z o b a c z y m y , d a ć miejsce uczuciom,
k t ó r e są w e d ł u g niego b e z p o ś r e d n i e m źródłem religijnych wie­
rzeń i p r a k t y k ) .
1
*) Powyższe w y w o d y są przykładem nieścisłości autora. „Człowiek pierwotny nie jest istotą rozumną". Jest t o contradietio in adiecto ;
przez człowieka bowiem rozumiemy istotę rozumną (ens rationałe);
nazywać zatem pierwotnego człowiekiem, a mimo to twierdzić, że nie
jest istotą rozumną, to tyle znaczy, co utrzymywać, że koło nie jest
139
WEDŁUG MALINOWSKIEGO
D r u g i m d o w o d e m n a t o , że religijne p r z e k o n a n i a nie są
dziełem z a s t a n a w i a n i a się, ale raczej odczucia, j e s t w i a r a lu­
d ó w p i e r w o t n y c h w nieosobowe siły z w a n e m a n a ,
orenda.
manitu,
„ G d z i e k o l w i e k człowiek p i e r w o t n y w y k o n y w a
cere­
m o n i e religijne i m a g i c z n e , k i e d y k o l w i e k m a poczucie, ze stoi
wobec
świata
nadprzyrodzonego,
stawy
jaśniejszych
i
bardziej
zawsze i wszędzie
określonych
jeszcze znaleźć w i a r ę w j a k ą ś tajemniczą,
pojęć . . .
skutków, przekraczających
pod­
można
nieosobową, a b a r ­
d z o m g l i s t ą właściwość c z y s i ł ę " (str. 52), „ b ę d ą c ą
wszystkieh
u
przyczyną
jego poglądy
l a r n y m b i e g u p r z y r o d y ' ' (str. 53), a wierzenia t e
o regu­
spotykamy
n a w e t w religiach r o z w i n i ę t y c h n. p . w chaldejskiej (str. 54).
Z t e g o f a k t u wnioskuje a u t o r : „ t r u d n o p r z y p u ś c i ć , a b y t a k i e
nieokreślone w y o b r a ż e n i e , a raczej
odczucie j a k i c h ś
tajemni­
czych i n i e u j ę t y c h n i c z e m p o t ę g , b y ł o w y n i k i e m refleksyi, od­
powiedzią n a z a g a d n i e n i a , stojące p r z e d człowiekiem, rozdziałem
filozofii p i e r w o t n e j " (str. 54).
P r z y p a t r z m y się bliżej w y w o d o m a u t o r a n a s z e g o . Czło­
wiek p i e r w o t n y nie d o s z e d ł d o w y t w o r z e n i a sobie p r z e k o n a ń
religijnych
przez
rozumowanie,
gdyż
do
t e g o j e s t zupełnie
n i e z d o l n y . Czy t o t w i e r d z e n i e opiera się n a d a n y c h etnografii?
Oczywiście p i e r w o t n i ludzie nie s t w a r z a l i dzieł w r o d z a j u K a n t a
„Kritik
der reinen
Vemunft",
a n i nie z n a j d u j ą się w ś r ó d n i c h
S o k r a t e s y i P l a f o n y . Filozofowanie u m i e j ę t n e , ś w i a d o m e , j e s t
możliwe u n a r o d u w k u l t u r z e stojącego w y s o k o . Ale, c z y a u t o r
sądzi, że ludzkość nie r o z u m o w a ł a wcale p r z e d p o j a w i e n i e m
koliste. Człowiek pierwotny nie może być — mówi dalej — istotą ro­
zumującą, mimo to gdzieindziej mówi o jego refleksyach świadomych,
które przecież są niczem innem tylko rozumowaniem, obcą ochrzczonem
nazwą. Człowiek pierwotny według autora raz żyje w u s t a w i c z n y c h
walkach, to znów g ł ó w n i e wśród walk. Czy więc u s t a w i c z n i e wśród
walk to jest t o samo, co żyć wśród nich g ł ó w n i e ? Pierwotny — mówi
autor — żyje g ł ó w n i e wśród emocyj . . . one kształtują « a ł e jego po­
stępowanie. Wniosek zadaleki. Z faktu, że pierwotny g ł ó w n i e wśród
emocyj żyje, można rozumnie wyciągnąć wniosek, że one g ł ó w n i e ,
nigdy zaś, że w c a ł o ś c i kształtują jego postępowanie. Takie nieści­
słości logiczne można u autora spotkać prawie na każdej stronie.
140
POWSTANIE PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH
się z a w o d o w y c h
filozofów?
Wszak dziecko p y t a
matkę:
na
co t o ? p o co t o ? S z u k a p r z y c z y n r ó ż n y c h zjawisk i k a ż d y z n a s
podziwia je n i e r a z , j a k u m i e sobie coś w y r o z u m o w a ć — c h o ć
d o z o s t a n i a K a n t e m jeszcze m u d a l e k o . I ono m a swoją filo­
zofię p i e r w o t n ą . Czyż t e g o , co zdoła dziecko, nie m o g l i b y czynić
p i e r w o t n i , t e „wielkie dzieci", j a k ich n a z y w a j ą b a d a c z e ? Zre­
sztą s a m a u t o r n i e r a z t w i e r d z i , że refleksya u p i e r w o t n y c h zmie­
niała „ a k t y w i a r y e l e m e n t a r n e j " n a w i a r ę d o g m a t y c z n ą ;
widocznie d o j a k i e g o ś r o z u m o w a n i a
więc
są zdolni. U n a j p i e r w o t ­
niejszych l u d ó w z n a j d u j e m y różne n a r z ę d z i a , d o k t ó r y c h w y ­
nalezienia, s p o r z ą d z a n i a i u ż y w a n i a t r z e b a r o z u m o w a n i a i zastosowywania zasady przyczynowości; znajdujemy
u n i c h le­
g e n d y o p o c z ą t k u ś w i a t a , n i e b a , ludzi, zwierząt, k t ó r e są n a j oczywistszym
dowodem,
że oni r o z u m e m
szukali
przyczyny
t y c h rzeczy i n a sWój s p o s ó b znachodzili. N a t o s a m o w s k a z u j e
ich s p o s ó b p r o w a d z e n i a w a l k , p o l o w a ń , r y b o ł ó s t w a .
Jak
z a ś r o z u m o w a n i e m k i e r o w a n e są p r z e k o n a n i a
reli­
gijne l u d ó w p i e r w o t n y c h , m o ż e m y p o z n a ć c h o ć b y z p o w o d ó w ,
dlaczego w e d ł u g n i e k t ó r y c h z n i c h nie t r z e b a s k ł a d a ć ofiar n a j ­
w y ż s z e m u B o g u , ale i s t o t o m n i ż s z y m od niego. Nie
uciekają
się d o niego, b o d o b r y ,
zanadto
więc
i tak da wszystko*);
wielki, a b y z a j m o w a ł się s p r a w a m i l u d z k i m i ) ; z p o w o d u złości
2
ludzkiej u s u n ą ł się od ś w i a t a , z a t w a r d z i ł serca ludzi, w s k u t e k
czego a n i g o d n i e p o z n a ć a n i g o czcić nie są z d o l n i ) .
3
Nato­
m i a s t s k ł a d a j ą ofiary i s t o t o m w y ż s z y m złośliwym l u b d o b r y m ,
b o t e szkodzić l u b p o m a g a ć m o g ą ) .
4
wody podają
Taksamo rozumowe po­
oni z a p y t a n i , dlaczego n . p . u w a ż a j ą
wielożeń-
s t w o ) , z a b i j a n i e s t a r y c h r o d z i c ó w ) , - z a b i e r a n i e c u d z y c h rze­
6
6
czy w p e w n y c h w y p a d k a c h za d o z w o l o n e ' ) .
)
I. 565,
)
)
)
)
)
')
1
2
3
4
5
6
Wogóle w ich
Por. Cathrein, Einheit des sittl. Bewusstseins (Freiburg 1914)
I I . 83, 104, 113, 471, 487, 495.
Tamże I. 379, 649. I I . 148 n. 523.
Tamże II. 408, 462.
Tamże II. 239, 371. I I I . 2 n.
T a m ż e I I . 431. 1. 153, 629, 581. I I . 287.
Tamże I. 15 n. 266. I I . 410, 437, 484 n. I I I . 150.
Tamże I. 562, 589 n. I I . 414, 490. I I I . 279 n. 301.
141
WEDŁUG MALINOWSKIEGO
wierzeniach i p r a k t y k a c h
religijnych i p r z e k o n a n i a c h
moral­
n y c h jest „filozofii p i e r w o t n e j " dość, a b y stwierdzić, że przy­
p i s y w a n i e i m niezdolności r o z u m o w a n i a n i e z g a d z a się z f a k t a m i .
Przejdźmy
do
drugiego
argumentu
autora,
mającego
stwierdzić, że p r z e k o n a n i a religijne p i e r w o t n y c h n i e m o g ą b y ć
w y n i k i e m r o z u m o w a n i a ; m a z a t e m mianowicie świadczyć ich
w i a r a w w y ż s z e , nieosobowe siły. A u t o r p o s z e d ł w t e j k w e s t y i
częściowo p r z y n a j m n i e j
za zwolennikami t. zw.
twierdzącymi,
że w i a r ę w i s t o t y
dziła
w jakieś
wiara
wyższe
magizmu ),
1
osobowe
„nadprzyrodzone"
poprze­
nieosobowe
siły.
Twierdzenie t o n i e j e s t p o p a r t e ż a d n y m i f a k t a m i . . E t n o g r a f i a
nie z n a l u d u , k t ó r y b y m i a ł t y l k o t a k i e w i e r z e n i a ) , d l a t e g o
2
a u t o r słusznie jest n a t y l e o s t r o ż n y , że k a ż e
t e j wierze w y ­
s t ę p o w a ć „ z a w s z e i w s z ę d z i e " o b o k w i a r y w wyższe
w d u c h y d o b r e i złe. N a w i a s e m m ó w i ą c
owa „ m a n a "
istoty,
„ma­
n i t u " ) n i e jest, według p r z e k o n a n i a p i e r w o t n y c h , s a m a p r z y ­
3
c z y n ą s p r a w c z ą c z e g o ś ; o n a zawsze j e s t złączona z j a k ą ś i s t o t ą
w y ż s z ą ; wyj ą t k o w o o b d a r z e n i są n i ą n i e k t ó r z y , m o g ą c y wsku­
t e k t e g o d o k o n y w a ć czynności n a d z w y c z a j n y c h , przewyższaj ą) Należą do n i c h : H. King, E . Marett, M. Mauss, Th. Preuss,
Edv. Lehmann, S. Hartland i inni — por. Schmidt, Ursprung der Gottesidee, 412—488.
) Z melanczyjczyków, wierzących w „mana", papuasi mają, silnie
rozwiniętą wiaTę w duchy przeważnie złe — por. Guis, Proeeeding of
the first Australasian Catholic Congress at Sydney, S y d n e y 1900, 829 n,
owszem misjonarze przypisują i m nawet znajomość jednego Boga,
stwórcy i sędziego — por. Cathrein, Einheit I I I . 355, 359 n. Eównież
grupa „matulu" i walmani mają wzniosłe pojęcia o B o g u (por. Cathrein
I I I . 366, 3 8 3 ; W. Williamson,"Tłie Mafulu mountain People of British
N e w Guinea, London 1912). Podobnie szczepy Australii środkowej,
mające t ę wiarę w „manę", mają silnie rozwiniętą wiarę w duchy, a na­
w e t w Boga n. p. szczep aranda (por. Strehlov, Mythen, Sagen u. Marchen des Arandastammes in Zentralaustralien, bearb. v. Leonhardi,
Frankfurt 1907, 1 ^ 7 , Cathrein I I I . 326 ne contra Spencer); również
szczep dieri (Cathrein I I I . 318). 'Tosamo należy powiedzieć o „orendwistach" algonkinosach, indyanach (Cathrein I I . 479 n. 486 n), o szcze­
pie B a n t u (Cathrein I. 247, 253).
1
2
) Co do „ m a n i t u " prawdopodobne jest t o nazwa ogólna na ozna­
czenie fetysza, bóstwa, a nawet najwyższego „ D u c h a " — por. Cathrein,
Einheit des sittl. Bewusstseins I I . 4 8 3 , 544 n., 553 n.
3
142
POWSTANIE PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH
cych siły ludzi z w y k ł y c h ,
a takie przekonanie można spotkać
n a w e t w najwięcej r o z w i n i ę t y c h religiach. W s z a k i chrześcijań­
stwo przypisuje różne „ c h a r i s m a t a " wyjątkowym ludziom. J e s t
t o zatem wiara n i e
w nieosobowe siły, ale w o s o b y
posia­
dające t a k i e s i ł y ; co d o g e n e z y religii nie m o ż n a s t ą d wycią­
gnąć ż a d n y c h wniosków.
Lecz p r z y p u ś ć m y ,
że a u t o r m a
słuszność, t w i e r d z ą c ,
k o b y l u d y p i e r w o t n e m i a ł y zawsze i wszędzie w i a r ę
w
ja­
nieo­
sobowe siły, p r z y c z y n y s p r a w c z e r z e c z y n a d z w y c z a j n y c h .
takie przekonanie jedynie z o d c z u c i a
a nie z
Czy
rozumowa­
n i a mogło p o w s t a ć ? Czy ono, j a k o coś łatwiejszego d o poję­
cia, m u s i a ł o
uprzedzió uznawanie istot
wyższych,
będących
p r z y c z y n ą sprawczą t e g o , ©o j e s t n a świecie ? W c a l e nie. P o ­
zytywnych
danych,
stwierdzających
w s p o m n i a ł e m , nie m a m y ż a d n y c h .
wotnemu
to
pierwszeństwo,
Z n a t u r y z a ś rzeczy
człowiekowi znacznie t r u d n i e j
jak
pier­
b y ł o b y wpaść n a d o ­
myślanie się „ n i e o s o b o w y c h " p r z y c z y n s p r a w c z y c h , niż n a p r z y ­
jęcie j a k i e j ś wyższej i s t o t y , wywołującej
ska. P r z y k ł a d ó w b o w i e m i s t o t ,
nadzwyczajne
sprawujących
zjawi­
swem
działa­
n i e m p e w n e s k u t k i , m a on w s w o j e m życiu i otoczeniu p o d d o s t a t k i e m : w z o r u z a ś działania n i e o s o b o w e j s i ł y
żadnego. S t ą d też w i d z i m y , że za z j a w i s k a m i
niema
znaczniejszymi
ludzkość n a j p i e r w p r a w i e powszechnie s t a w i a j a k i e ś
istoty:
w i a t r , b u r z a , p i o r u n y , r u c h słońca, h u k m o r z a — t o ich c z y n y .
D o p i e r o z czasem, z p o s t ę p e m r o z w o j u
umysłowego,
ludzkość
dochodzi d o s t w o r z e n i a sobie pojęć sił n i e o s o b i s t y c h .
Dlatego
też
materyalizm, panteizm
zrozumienia dla prostych
trudniejszym
zwłaszcza
jest
systemem
dla
ludzi, niż d e i z m , n a
co
d o w ó d m a m y w I n d y a c h , gdzie p a n t e i s t y c z n ą religię b r a h m a nów
lud_
przemienił
sobie
na
zrozumialszy
mu
politeizm.
Wreszcie p r z y j m o w a n i e t a k i c h sił, w j a k i k o l w i e k sposób mieli­
b y ś m y je p o j m o w a ć , w k a ż d y m razie w s k a z y w a ł o b y , że pier­
w o t n i d o r o z u m o w a n i a są o d p o w i e d n i o uzdolnieni. Czemże b o ­
wiem jest t ł ó m a c z e n i e zjawisk przez p r z y c z y n y , c h o ć b y
sobiste,
jeśli nie
rozumowaniem
i zastosowywaniem
nieozasady
p r z y c z y n o w o ś c i ? W o b e c t e g o a n i pierwszy, a n i d r u g i a r g u m e n t
143
WEDŁDG MALINOWSKIEGO
a u t o r a nie w y k a z u j e wcale, że p i e r w o t n i
n i e z d o l n i byli
do
r o z u m o w a n i a , a wakwtffk" t e g o religii przez r o z u m o w a n i e s t w o ­
r z y ć g-obie nie mogli.
Charakterystyczne cechy religijnych przekonań.
P o p r ó b i e w y k a z a n i a , w j a k i s p o s ó b p r z e k o n a n i a religijne
nie m o g ł y p o w s t a ć , s t a r a się a u t o r p o d a ć
i w t y m celu b a d a n a j p i e r w ,
jakie
właściwe ich źródło
są ich
charakterystyczne
cechy, a b y n a s t ę p n i e w y s z u k a ć , p r z y k t ó r y c h p r z e ż y c i a c h czło­
wieka p o w s t a j ą o b j a w y , t a k i e c e c h y
Wszystkie ludy — mówi autor
posiadające.
— znają
różnicę
t e m , co religijne, święte, czego z n i e w a ż a n i e j e s t
między
świętokradz­
t w e m — a t e m , c o świeckie (str. 59). P o d z i a ł t e n
odpowiada
t a k ż e i n a s z e m u p s y c h i c z n e m u s t a n o w i s k u względem objawów,
z k t ó r y m i m a m y w życiu d o c z y n i e n i a . ,,W p s y c h i c e ludzkiej
istnieją d w i e niezależne od siebie d z i e d z i n y :
dziedzina
wiary
i dziedzina wiedzy, m i s t y c y z m u i myśli n a u k o w e j , religijnego
dogmatyzmu i teoretycznych b a d a ń "
(str. 61).
Czemże dzie­
d z i n a w i a r y r ó ż n i się z a s a d n i c z o od d z i e d z i n y w i e d z y ? R ó ż n i ą
się one z a r ó w n o t e m a t a m i
(przedmiotami), które mogą stać
się ich treścią, j a k t e ż i p s y c h i c z n y m
stanem,
który
i n n y jest w a k c i e w i e d z y i n a u k o w e g o p o z n a w a n i a ,
w akcie rehgijnęgo
Różni
się
a
inny
wierzenia.
wiara
i
wiedza
tematami.
m i o t e m b o w i e m w i e d z y jest t o , c o d o s t ę p n e
Przed­
rozumowi i
świadczeniu ; p r z e d m i o t e m z a ś w i a r y (religii) t o ,
do­
c o niezrozu­
miałe, n i e p o j ę t e , t a j e m n i c z e , święte, czego sprawdzić, a n i u d o ­
wodnić nie m o ż n a . P o n i e w a ż p r z e d m i o t y t e z a s a d n i c z o m i ę d z y
sobą się różnią, d l a t e g o p r z e d m i o t w i a r y nie m o ż e n i g d y
stać
się p r z e d m i o t e m w i e d z y (str. 6 1 , n . ) .
R ó ż n i się w i a r a od wiedzy,
psychiczny,
g d y ż i n n y j e s t nasz
g d y w i e r z y m y , a i n n y s t a n p s y c h i c z n y w akcie
wiedzy. T e n o s t a t n i b o w i e m ulega p r a w o m
a k t wiary zaś
stan
praw tych
zupełnie
logiki
się nie t r z y m a
i
empiryi,
(str. 62).
„ P r a w d z i w a w i a r a — m ó w i a u t o r n a s t r . 64 — n i g d y się nie
d a zachwiać
argumentacyą
i empirycznemi
doświadczeniami,
144
POWSTANIE PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH
n i g d y też nie opiera się n a a r g u m e n t a c h i d o ś w i a d c z e n i u c z y s t o
n a u k o w e m ;... c z y s t a w i a r a j e s t całkiem n i e d o s t ę p n a d l a rozu­
m o w e g o p o j ę c i a " . „ D z i e d z i n a w i a r y i w i e d z y są sobie zupełnie
obce i n i e m a m i ę d z y n i e m i ż a d n e g o
mostu,
żadnej
łączności
(str. 64). „Człowiek wierzący m u s i wierzyć nie dla d o w o d ó w ,
ale
d l a t e g o , że wierzenie j e s t
mu
psychiczną
(str. 6 2 ) ; p e w n e t e m a t y n a r z u c a j ą się m u z
koniecznością
(str. 75),
jako
coś
koniecznością
immanentną
pochodzącego
z ze­
w n ą t r z , a człowiek, nie m a j ą c możności p r z e k o n a n i a się, że t o
j e s t j e d y n i e j e g o s u b j e k t y w n e m odczuciem, u z n a j e r z e c z y w i s t e
istnienie tej z e w n ę t r z n e j i silniejszej
od
niego realności n a d ­
p r z y r o d z o n e j " (str. 76).
Różnicę m i ę d z y w i a r ą
na następującym
a wiedzą s t a r a się a u t o r
wyjaśnić
p r z y k ł a d z i e : „ Jeśli — mówd — z a p r o p o n u j ę
k o m u , a b y uwierzył...
w zasadę termodynamiki,
z a m k n i ę t e g o s y s t e m u n i g d y się nie z m n i e j s z a
że
entropia
— żądam
od
niego rzeczy n i e p o d o b n e j . D o p ó k i mój i n t e r l o k u t o r nie zrozu­
mie dokładnie twierdzenia,
dopóty
przedstawia
mu
się ono
j a k o zbiór p u s t y c h d ź w i ę k ó w . S k o r o j e d n a k p o j m i e z n a c z e n i e
t e r m i n ó w i z d a n i a , nie p o t r z e b u j e w nie w i e r z y ć , g d y ż właśnie
na zrozumieniu
pojęć
i
ich
związków polega
udowodnienie
t w i e r d z e n i a . P r a w d a k a ż d e g o t w i e r d z e n i a n a u k o w e g o staje się
oczywista w m i a r ę , j a k się je
rozumie. Przed
z a ś nie m o ż n a t w i e r d z e n i a d a n e g o ani p r z y j ą ć ,
zrozumieniem
ani
odrzucić,
g d y ż j e s t ono p o p r o s t u z b i o r e m p u s t y c h w y r a z ó w .
Całkiem inaczej rzecz się m a w zakresie w i a r y .
w i e m y d o s k o n a l e , co z n a c z y t w i e r d z e n i e ,
Wszyscy
że d u s z a jest nie­
śmiertelna, a j e d n a k j e d n i ludzie p r z y j m u j ą j e za p r a w d ę , i n n i
z a ś odrzucają. N i e m a t a k i e g o d o ś w i a d c z e n i a a n i r o z u m o w a n i a ,
któreby t o twierdzenie udowodnić
fałszywość
który
mogło, a l b o w y k a z a ć
jego
(str. 63). D l a t e g o też j e s t ono p r z e d m i o t e m religii,
pewne
osoby d l a swego
psychicznego ustroju
muszą
„ o d c z u ć " i koniecznie p r z y j ą ć (str. 6 2 ) ) . D w i e są z a t e m
1
—
) Mamy t u znowu przykład nieścisłości autora. Słusznie twierdzi
on, że nikt nie może mieć wiedzy ani wierzyć w twierdzenie, którego
nie rozumie; jest ono dla niego rzeczywiście „zbiorem pustych dźwięx
145
WEDŁUG MALINOWSKIEGO
wnioskuje a u t o r —
rzenia : jest
ono
cechy
charakterystyczne
nadprzyrodzone,
jest czemś niepojętem, tajemniczem,
psychicznie
czenia l u b
religijnego
wie­
„temat",
treść
jego
świętem;
k o n i e c z n e , a nie jest
jest ono n a d t o
wynikiem
doświad­
l o g i c z n e g o w n i o s k o w a n i a ( s t r . 66).
Czy rzeczywiście i s t o t n e m i c e c h a m i
religijnych
s ą owe d w a p r z y m i o t y w s p o m n i a n e p r z e z a u t o r a ?
przekonań
Aby to po­
z n a ć , m u s i m y z a p y t a ć , co p o w s z e c h n i e r o z u m i e l u d z k o ś ć p r z e z
religię, co j e s t t r e ś c i ą j e j , c o r e l i g i j n e m n a z y w a m y ?
p a t r z y m y się o b j a w o w i l u d z k i e g o
religią, z a u w a ż y m y ,
że istotną
życia, k t ó r y m y
jego
treścią
jest
Jeśli przy­
nazywamy
przekonanie
o istnieniu jakichś w zwykłych warunkach niewidzialnych istot,
od l u d z i w y ż s z y c h , w z g l ę d e m k t ó r y c h
człowiek
uznaje i okazuje przez odpowiednie c z y n n o ś c i ) .
1
s w ą zależność
D w i e są ż a ­
ków". Ale błędnie utrzymuje, że zrozumienie terminów i zdania jest
już udowodnieniem jego prawdziwości,, a temsamem uniemożliwieniem
wiary co do niego. Jeśli bowiem zrozumienie do udowodnienia twier­
dzenia wystarczy, czemuż autor, choć znakomicie r o z u m i e , co znaczy
z d a n i e : „dusza jest nieśmiertelna", nie przyjmuje go za „ t e m a t " wie­
dzy, ale uważa je za „ t e m a t religijny, którego prawdziwości ni fałszywości u d o w o d n i ć nie można? Widocznie zrozumienie terminów i zda­
nia n i e zawsze jest już jego udowodnieniem! Słuszniej przeto zauważa
autor, że udowodnienie zdania polega na „zrozumieniu pojęć i ich związ­
ków". Może bowiem ktoś rozumieć zdanie, ale ponieważ nie rozumie
związku między podmiotem a orzeczfeniem, dlatego nie widzi jeszcze
jego prawdziwości.
) Tak mniejwięcej określają religię e t n o l o d z y : „Unter Religion
mówi C a t h r e i n , Einheit des sittl. Bewusstseins I. 29 — verstehen wir
heute . . . die Verehrung hóherer, ausser und iiber der sichtbaren W e l t
stehender persónlicher Wesen, v o n denen m a n sich abhangig glaubt
und die m a n irgendwie giinstig zu stimmen sucht. Również S c h m i d t ,
LTrsprung der Gottesidee str. . 5 ; określa ją „ais die Anerkennung eines
oder mehrerer, persónlicher, iiber die irdischen und zeitlichen Verhaltnissę
herausragender Wesen u n d das sich Abhangigfuhlen v o n denselben". N a
str. 6 dodaje, ż e do jej istoty należy objawianie się jej na zewnątrz przez
pewne czynności: modlitwy, ofiary i t. d. W definicyi swojej nie do­
daję wzmianki o osobowości t y c h istot, gdyż jest już ona. wystarcza­
jąco zaznaczona calem zdaniem ; nie chciałbym też rozumieć przez t e
istoty wyższych istot pozaświatowych, nie widzialnych, bo to nie za­
chodzi wszędzie co do nich wszystkich. Przytoczę jeszcze def. D u r k h e i m a , L e s formes elementaires de la vie religieuse, Paris 1908, (55.
p. P. T. oxxxi.
10
J
146
POWSTANIE PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH
t e m n i e j a k o s t r o n y k a ż d e j religii : t e o r e t y c z n a ,
na przyjmowaniu pewnych
twierdzeń o tych
polegająca
istotach, o sto­
s u n k u n a s z y m d o nich, o obowdązku czei i sposobie w y r a ż a n i a
j e j ; druga
praktyczna,
polegająca
na
wykonywaniu
pe­
wnych c z y n o ś c i , wskazanych n a t u r ą wspomnianego stosunku.
Religijnem
zaś jest
wszystko to, co z jedną
s t r o n ą religii j e s t w j a k i k o l w i e k
twierdzenia
sposób
i przekonania
można
w
zyskać
odpowiedni sposób
sobie
ich
drugą
wszystkie
o wyższych istotach, o sto­
s u n k u i c h d o ludzi • w s z y s t k i e p r z e p i s y ,
w a n i e i m czci
lub
złączone;
lub
przychylność;
nakazujące
odda­
wskazujące,
jakby
same
w tymi celu w y k o n y w a n e , wreszcie r z e c z y ,
czynności
miejsca,
osoby,
d o t e g o celu służące — t o w s z y s t k o j e s t religijnem. N a t o m i a s t
t o , co d o B o g a , d o w y ż s z y c h i s t o t się nie odnosi, jest arełigijnem,
świeckiem. C e c h ą
istotną
ligijne różnią
ich
zatem,
się z a s a d n i c z o
odnoszenie
się do
D o t e g o s a m e g o wniosku
Boga,
którą
do
dojdziemy,
rzeczy
od ś w i e c k i c h ,
istot
jeśli
re­
jest
wyższych.
przypatrzymy
się
bliżej, czem jest świętość, k t ó r ą p r z y p i s u j ą w s z y s c y „ t e m a t o m " ,
p r z e d m i o t o m , o b j ę t y m z a k r e s e m religii. K a ż d a religia o b e j m u j e
ogól rzeczy ś w i ę t y c h , m a n a c z y n i a , b u d y n k i l u b miejsca, s z a t y ,
posągi święte, m a n a swoje usługi osoby święte, uświęca s w y c h
członków, czci święte i s t o t y , głosi świętą
saną
w
świętych
księgach.
Wogóle
naukę, czasem
cokolwiek
spi­
gdzieś
lud
j a k i ś czci j a k o ś w i ę t e nie w p r z e n o ś n e m z n a c z e n i u , t o zawsze
należy
czem
do
zakresu
polega
przedmiotów
świętość
za j e d n o z n a c z n ą
tych
niecznością.
ale w s k u t e k
objętych
przedmiotów?
z niepojętością,
czością p e w n y c h t e m a t ó w
dowodów,
;
Czy t a k i e p o j m o w a n i e
religią.
Autor
niezrozumiałością,
i przyjmowaniem
narzucania
jego
Na
uważa
ją
tajemni­
ich nie w s k u t e k
się ich z p s y c h i c z n ą
świętości t ł ó m a c z y
ko­
nam,
„ U u e religion est un systeme solidaire de croyances et de pratirjues relatives a des choses sacrees, c'est a dire separees, interdites, croyances
et pratiąues que unissent en une móme communaute morale, appelee
Eglise, tous ceux qui y adherent". Ta definieya uwzględnia raczej wyższe
religie, a nie religię najogólniej wziętą.
147
WEDŁUG MALINOWSKIEGO
d l a c z e g o w y z n a w c a j a k i e j ś religii u w a ż a
świątynie,
naczynia,
książki, osoby, i n s t y t u c y e p e w n e za coś świętego? S ą d z ę , że nie.
S p r ó b u j m y w y s z u k a ć lepsze wyjaśnienie
przejdziemy
ogół rzeczy, u w a ż a n y c h
świętości.
za święte,
Jeśli
przekonamy
się, że wszędzie za święte u c h o d z i , co w szczególniejszy sposób
złączone j e s t z B o g i e m l u b
istotami
wyższemi. które
uznaje
i czci w y z n a w c a j a k i e j ś r e l i g i i ; n a t e m złączeniu polega świę­
tość o n t o l o g i c z n a
w odróżnieniu od świętości
polegającej n a życiu z g o d n e m
z prawem
etycznej,
moralnem,
którego
n a j w y ż s z y m s t r ó ż e m j e s t B ó g . P r z e z p o d d a n i e się p r a w u m o ­
r a l n e m u człowiek o d d a j e się n i e j a k o
B o g u , łączy
się z
Nim
wolą i d l a t e g o j e s t ś w i ę t y m . Obie z a t e m świętości polegają n a
p e w n e m złączeniu z B o g i e m ; różnią się zaś, g d y ż j e d n a j e s t
p o ł ą c z e n i e m się z N i m z e w n ę t r z n e m , d r u g a zaś j e s t połączeniem
w e w n ę t r z n e m , przez wolę oddającego, „ p o ś w i ę c a j ą c e g o " się woli
Boga. Ponieważ rzeczy takie,
o s o b y są poświęcone,
złączone
z Bogiem, d l a t e g o u z n a j ą c y t o u w a ż a za swój obowiązek
ota­
czać je p e w n ą czcią i u s u w a ć o d . u ż y t k u codziennego, lęka się
ich znieważenia, g d y ż m o g ł o b y t o pociągnąć z a sobą k a r ę
ze
s t r o n y Boga l u b i s t o t w y ż s z y c h , a n a w e t ze s t r o n y społeczeń­
s t w a , w k t ó r e m p o d o b n e p r z e k o n a n i a cieszą się u z n a n i e m . I s t o ­
t n ą z a t e m cechą
różnią się
c h a r a k t e r y s t y c z n ą , przez k t ó r ą rzeczy święte
od n i e ś w i ę t y c h ,
religijne od areligijnych, j e s t wła­
śnie t o ich szczególniejsze odniesienie, złączenie, o d d a n i e Bogu
lub istotom
w y ż s z y m , k t ó r y c h istnienie d a n a
społeczeństwo p r z y j m u j e . W k a ż d y m p r z e t o
w s p o m i n a j ą c o tej
jednostka
lub
razie a u t o r ,
nie
c h a r a k t e r y s t y c z n e j c e s z e ' p r z e k o n a ń religij­
n y c h i świętych, pominął t o , co najbardziej
przy
zastanawia­
n i u się n a d n i e m i w p a d a w oczy.
Lecz czy oprócz c e c h y w s p o m n i a n e j p r z e k o n a n i a religijne
nie posiadają jeszcze i owych d w ó c h , p r z y j ę t y c h przez a u t o r a ,
t j . niezrozumiałości, niepojętości, i n a r z u c a n i a się i c h z p s y c h i ­
czną koniecznością?
N i e w i a d o m o , co
a u t o r przez
ową niepojętość
„wierzeń
r e l i g i j n y c h " r o z u m i e . P r z y p u s z c z a m , że nie sądzi on, a b y z d a ­
n i a , wyrażające sądy
o religijnych rzeczach,
same
w sobie
148
POWSTANIE PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH
b y ł y czemś n i e z r o z u m i a ł e m , w t e d y b o w i e m oczywiście b y ł y b y
zbiorem p u s t y c h dźwięków i nie m o ż n a b y b y ł o mieć
co
nich ani w i a r y , a n i w i e d z y .
treść
Więc c h y b a
prawda,
w t y c h t w i e r d z e n i a c h z a w a r t a , j e s t czemś n i e p o j ę t e m
dla
r
z u m u ludzkiego. Ale i t a k a niepojętość
charakterystyczną
nie m o ż e b y ć
wierzeń i o b r z ę d ó w religijnych
do
ro­
cechą
w ogó1e ,
j e s t b o w i e m wiele religijnych p r z e k o n a ń i obrzędów, k t ó r e są
czemś w sobie zupełnie j a s n e m i z r o z u m i a ł e m
Cóż b o w i e m j e s t treścią w s p o m n i a n y c h
dla
każdego.
przekonań?
Istnienie
Boga l u b w y ż s z y c h i s t o t d o b r y c h i złych, istnienie d u s z y , jej
t r w a n i e p o śmierci, obowdązek d o b r e g o życia, p r z e k o n a n i e o n a ­
grodzie l u b k a r z e za g r o b e m , obowiązek
czczenia
istot
wyż­
szych l u b z y s k i w a n i a sobie ich p o m o c y ofiarami, m o d l i t w ą i t d .
Sądzę, że z r o z u m i e n i e
t y c h rzeczy
nie zawiera w sobie nic,
c o b y przewyższało p o j ę t n o ś ć r o z u m u n a w e t najpierwotniejszego,
wiec
niezrozumiałość
cechą
religijnych
przekonań
być
nie m o ż e .
Z a s t a n ó w m y się t e r a z , czy
cechą religijnych
przekonań
i obrzędów jest p r z y j m o w a n i e ich nie d l a d o w o d ó w , za n i m i
przemawiających,
ale dla
psychicznej
konieczności,
z j a k ą się one religijnemu człowiekoiyi n a r z u c a j ą .
czy t a k a właściwość j e s t
cechą
charakterystyczną
A b y ocenić,
religijnych
objawów wogóle, p r z y p a t r z m y się, dlaczego n. p . k a t o l i k
przyjmuje, następnie zbadajmy,
n a czem opiera
p i e r w o t n y w ich u z n a w a n i u . N i m j e d n a k
p o d s t a w a c h spoczywają
je
się człowiek
podamy, na
jakich
p r z e k o n a n i a religijne k a t o l i k ó w ,
mu­
simy wpierw, p o k r ó t c e z a s t a n o w i ć się n a d s p o s o b a m i p o z n a w a ­
nia p r a w d y , czyli t e g o , co j e s t . D w i e d o niej p r o w a d z ą drogi :
wiedza i w i a r a . W i e d z a jest p o z n a n i e m , że coś j e s t ,
oczywistości w e w n ę t r z n e j , dającej
nam
wskutek
pewność, że t a k
być
m u s i . W s p o m n i a n ą z a ś oczywistość m o ż e m y osiągnąć w r ó ż n y
sposób. N a j p i e r w
przez
zrozumienie
pojęć
porównywa­
n y c h l u b p r z y c h o d z ą c y c h w p e w n e m z d a n i u . T a k n . p . wiem,
m a m wiedzę, że j e d e n a j e d e n j e s t d w a . D l a c z e g o uznaję,
rzeczywiście t a k j e s t ? G d y ż , z r o z u m i a w s z y , ,co z n a c z y
że
jeden,
co d w a , ujrzałem z bezwzględną oczywistością, że j e d e n a j e d e n
149
WEDŁUG MALINOWSKIEGO
musi być dwa.
N a s t ę p n i e m o ż e mi się coś stać oczy w i s t e m ,
przez
do p e ł n e j
dojście
świadomości,
świadczącej
mi
0 istnieniu czegoś, a u z y s k a n e j przez r o z u m e m k i e r o w a n e spo­
strzeżenia. N p . n a p o d s t a w i e o b s e r w a c y i m a m świadomość, że
t e r a z j e s t dzień. O czem świadomość
z p e ł n ą jasnością m ó w i
mi, że j e s t , istnienie czyli p r a w d z i w o ś ć t e g o j e s t m i oczywistą
bezwzględnie. Co n a s z e m u r o z u m o w i n a r z u c a się z bezwzględ­
n ą oczywistością
j a k o istniejące czyli p r a w d z i w e , n a p r a w d z i ­
wość t e g o m u s i m y się zgodzić b e z w a r u n k o w o , przeciw niej nie
7
m o ż n a mieć n a w e t n i e r o z s ą d n y c h wątpliwości. Z n a t u r y swojej
Ibowiem r o z u m nasz j e s t władzą, szukającą p r a w d y , j a k z w r o k
j e s t władzą, szukającą ś w i a t ł a . Lecz p o d o b n i e j a k oko z d r o w e ,
g d y p a t r z y n a oświetlone p r z e d m i o t y ,
nie m o ż e ich nie wi­
dzieć, t a k i r o z u m , g d y znajdzie się wobec p r a w d y oczywistej,
n i e m o ż e jej n i e u c z u w a ć . Oczywistość, że coś istnieje, m o ż e m y
wreszcie osiągnąć przez
wnioskowanie z p r a w d już
c z y l i przez d o w o d z e n i e .
N i e w s z y s t k i e j e d n a k d o w o d y , z jed­
nakową
oczywistością wykazują,
że t a k a nie inaczej coś jest
1 być m u s i . Mianowicie d o w o d y m a t e m a t y c z n e ,
jęciami
zupełnie
znanych,
operujące
o d e r w a n e m i od t e g o , co różnie b y ć
po­
może,
a mimo to dobrze n a m dostępnemi,
gdyż opartemi
na
zmy-
s ł o w e m p o z n a n i u (linia, liczba, k ą t ) ,
doprowadzają
do
wnio­
s k ó w , n a r z u c a j ą c y c h się z oczywistością b e z w z g l ę d n ą ;
każdy,
rozumiejący
dowód,
musi także
przyjąć
dlatego
wynikający
z niego wniosek. N a t o m i a s t n i e c o inaczej m a się s p r a w a z d o ­
wodami, opartymi na
o b s e r w a c y i t e g o , co r ó ż n o r a k i e
formy
p r z y b i e r a w swojem i s t n i e n i u ) . P o z n a n i e , oczywistość, że t a k
1
•a nie inaczej m u s i b y ć , j e s t t u m n i e j s z a , d l a t e g o t e ż wnioski,
n a t a k i c h d o w o d a c h o p a r t e , a c z k o l w i e k mają z a s o b ą d o w o d y ,
w y k a z u j ą c e , że t a k j e s t n a p r a w d ę , przecież n i e z m u s z a j ą
s ł u d o bezwzględnej z g o d y ; zawsze mogą
wątpliwości,
się n a s u w a ć
umy­
pewne
których nierozumność można wprawdzie poznać,
ale nie m o ż n a s p r a w i ć , ż e b y wogóle
n a s nie n a c h o d z i ł y i nie
przeszkadzały przyjęciu danego wniosku. Uznanie takich prawd
1
) Por. św. Tomasz in B o e t . de Trin. a. 6 a. 1 q. 2.
150
POWSTANIE PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH
zależy t a k ż e od
woli człowieka. P o n i e w a ż b o w i e m zgoda
nie jest czemś r o z u m n e m , r o z u m n e
na
zaś p o s t ą p i e n i e j e s t d q -
b r e m , wola zaś z n a t u r y d ą ż y d o tego, co d o b r e , d l a t e g o m o ż e
w t y m w y p a d k u k a z a ć się wznieść p o n a d n i e r o z s ą d n e w ą t p l i ­
wości i iść za t e m . co się u z n a ł o za o p a r t e n a
przekonywują­
cych a r g u m e n t a c h . Jeśli j e d n a k j a k i ś wniosek j e s t n i e d o g o d n y
człowiekowi, n a r u s z a jego u p o d o b a n i a , wola m o ż e w dalekich
już stadyach,
przygotowujących
dojście d o niego,
fałszować
nasz sąd, odwodzić od b a d a ń , od z a s t a n a w i a n i a się n a d t e m ,
co jest za, a z w r a c a ć u w a g ę n a t o , co c o n t r a , w s k u t e k czego
z a m k n i e d r o g ę d o przyjęcia t a k i e g o wniosku ) . Słusznie p r z e t o
x
uczyli j u ż s t a r o ż y t n i , że poznać p r a w d ę , zwłaszca m o r a l n ą i r e ­
ligijną,
może
tylko
człowiek d o b r y ,
gotowy
zawsze
dobrze
czynić i uznać wszelką p r a w d ę , n a w e t najniewygodniejszą.
Do
p e w n e g o t e ż s t o p n i a s ł u s z n e m jest, co k t o ś p o w i e d z i a ł : „ p o w i e d z
mi, j a k ą m a s z filozofię, a j a ci p o w i e m , j a k i m a s z c h a r a k t e r "
i nie bez słuszności t w i e r d z i C i c e r o ) , że „ p r z e w a ż n a część l u ­
2
dzi
kieruje
się w swoich sądach
miłością a l b o
nienawiścią,
skłonnością l u b niechęcią".
Drugim
sposobem
poznania
określić m o ż n a j a k o u z n a w a n i e
prawdy jest
prawdziwości
wiara,
którą
pewnego
twier-
*) Św. Tomasz 1, 2, q. 17 a, 6, attendendum est quod actus rationis potest considerari dupliciter; uno modo quantum ad exercitium
a c t u s ; et sic actus rationis semper imperari potest, sicut cum indicitur
alicui , ut attendat et ratione utatur. Alio modo quantum ad obiectum,
respectu cuius duo aetus rationis attenduntur: primo quidem ut verit a t e m circa aliquid apprehendat, et hoc non est in potestate nostra:
hoc enim contingit per virtutem alicuius luminis vel naturalis vel supernaturalis. E t ideo quantum ad hoc actus rationis non est in potestate
nostra, nec imperari potest. Alius autem actus rationis est, dum his*
quae apprehenditj assentit. Si igitur fuerint talia apprehensa, quibus naturaliter intellectus assentiat, sicut prima principia, assensus talium vel'
dissensus non est in potestate nostra, sed in ordine naturae et ideo, proprie
loquendo, naturae imperio subiacet. Sunt autem quaedam apprehensa,
quae non adeo convincunt intellectum, quin possit assentire vel dissentire, vel saltem assensum vel dissensum suspendere propter alkjuarn
eausam ; et in talibiis assensus ipse vel dissensus in potestate nostra
est et sub imperio cadit.
2
) D e oratore II. 43.
151
WEDŁUG MALINOWSKIEGO
dzenia nie dla j e g o o c z y w i s t o ś c i ,
ale dla
wiarygodno­
ś c i p o d a j ą c e g o j e za p r a w d z i w e . Oczywiście, a b y m m ó g ł k o ­
m u ś r o z u m n i e wierzyć, m u s z ę w i e d z i e ć ,
że on jest, że coś
p o d a j e z a p r a w d ę , a z a r a z e m m u s z ę wiedzieć, że z a s ł u g u j e n a
t o , a b y m u wierzyć, g d y ż i znać m o ż e p r a w d ę i w
wypowia­
d a n i u jej w b ł ą d n i e chce w p r o w a d z a ć .
A teraz wróćmy do przerwanego wątku naszych rozważań,
dlaczego k t o ś p r z y j m u j e z a p r a w d z i w e p e w n e t w i e r d z e n i a re­
ligijne? C z e m u chrześcijanin n p . u z n a j e nieśmiertelność duszy,
istnienie Boga, n a g r o d y i- k a r y p o śmierci, obowiązek czczenia
najwyższej I s t o t y ,
fakt
objawienia
d z e n i a i wiele i n n y c h
chrześcijanin
jeśli
być
religia j e g o
ma
godną
itd.? Te wszystkie twier­
przyjmuje,
rozumnej
w p i e r w s z y m rzędzie d l a d o w o d ó w za n i m i
P o n i e w a ż j e d n a k chodzi t u
o wnioski,
chce i m u s i ,
istoty,
uznawać
przemawiających.
oparte n a dowodach,
a t a k i e wnioski nie są bezwzględnie oczywiste, ale j e d y n i e p e ­
w n e , — p e w n e z a ś wnioski, lecz nie oczywiste, nie z m u s z a j ą n a ­
szego r o z u m u d o ich b e z w a r u n k o w e g o przyjęcia, — d l a t e g o u z n a ­
nie w s p o m n i a n y c h p r a w d zależy t a k ż e od naszej woli, w wyj a ś n i o n e m p o p r z e d n i o z n a c z e n i u . C h a r a k t e r y s t y c z n ą z a t e m ce­
chą t a k i c h
przekonań
religijnych
udowodnienia i przyjmowanie
nie j e s t
ich p o d
niemożność
wpływem
ich
psychicznej
konieczności, g d y ż właśnie o n e n a d o w o d a c h m u s z ą
się opie­
rać i d o p e w n e g o s t o p n i a od woli zależą.
A u t o r a z d a j e się b a ł a m u c i ć t a okoliczność, że j e d e n t a k i e
t w i e r d z e n i e p r z y j m u j e , d r u g i n i e , z a t e m zdaje
się
jakaś psychiczna
jednych,
konieczność,
zachodząca
u
tu
działać
która
nie z a c h o d z i u d r u g i c h . Otóż g ł ó w n y m p o w o d e m t e g o p r z y j m o ­
w a n i a l u b n i e p r z y j m o w a n i a p e w n y c h t w i e r d z e ń religijnych jest
oczywiście o b o k n i e z a j m o w a n i a
m i e n i a siły d o w o d ó w n a
się n i m i
i
niezrozu­
ich t w i e r d z e n i e — w o l n a
jednostki, która tak tu, jak i w innych
wola
k w e s t y a c h może
de­
c y d o w a ć się r o z u m n i e l u b n i e r o z u m n i e i oczywiście za d e c y z y ę
n i e r o z u m n ą zaciąga odpowiedzialność i przez d o t y c z ą c y w y b ó r
s a m a r o z s t r z y g a wogóle o k i e r u n k u , w k t ó r y m m a iść człowiek
przez całe życie.
152
POWSTANIE PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH
Oprócz p r a w d , k t ó r e
k a t o l i k u z n a j e dla d o w o d ó w ,
n i e m i p r z e m a w i a j ą c y c h , są w t e j religii n i e k t ó r e p r a w d y ,
za
któ­
r y c h w zupełności pojąć nie m o ż n a a n i u d o w o d n i ć , ale uznaje
się je za p r a w d z i w e dla p o w a g i objawiającego
je B o g a ,
m a się co d o n i c h wiarę. Religia chrześcijańska
czyli
n p . - twierdzi,
że w Bogu są t r z y osoby w jednej n a t u r z e . P r z y p u s z c z a m , że
k t o ś r o z u m i e , co t o j e s t Bóg, osoba, n a t u r a , t a k i r o z u m i e p o ­
wyższe z d a n i e . Ale, czy z r o z u m i a w s z y j e , u z n a j e z a p r a w d z i w e ?
D o t e g o jeszcze d a l e k o . A b y się p r z e k o n a ć o jego p r a w d z i w o ś ­
ci, szukający
prawdy
n a j p i e r w b a d a treść pojęć w z d a n i u t e m
p r z y c h o d z ą c y c h i nie widzi wcale, ż e b y z pojęcia Boga, osoby,
n a t u r y powyższe t w i e r d z e n i e
niema d o w o d ó w
wynikało. B a d a
następnie,
czy
n a stwierdzenie j e g o prawdziwości. Otóż nie
m o ż n a go u d o w o d n i ć oczywiście, j a k
n. p . u d o w a d n i a
się, że
w atmosferze słońca znajduje się w o d ó r ; nie m o ż n a dać n a nie
r o z u m o w y c h d o w o d ó w , j a k n p . n a s t w i e r d z e n i e jakiegoś z d a n i a
m a t e m a t y c z n e g o i filozoficznego,
a wskutek
t e g o nie
uznać p r a w d z i w o ś c i jego, dla d o w o d ó w , z a n i m
można
przemawiają­
cych. Co d o powyższego z d a n i a nie m o ż n a z a t e m mieć wiedzy.
Ale t e r a z p a t r z ę , k t o m i t o z d a n i e z a p r a w d z i w e
daje?
Udowodniłem sobie
(jak
przypuszczam),
że
po­
znajduje
się ono w o b j a w i e n i u , d a n e m przez B o g a ; m a m u d o w o d n i o n e ,
że Bóg a n i
w poznawaniu
prawdy
nie
może się mylić,
ani
w jej ogłaszaniu n a d t o w b ł ą d w p r o w a d z a ć — a z a t e m twier­
dzenie, przez Niego w y p o w i e d z i a n e ,
mogę
uznać
za
prawdę,
chociaż w e w n ę t r z n e j r a c y i , dlaczego t a k j e s t , nie widzę, p o d o ­
bnie, j a k m o g ę za p r a w d z i w e przyjąć
zdanie,
wypowiedziane
przez człowieka, k t ó r e g o znajomość tej k w e s t y i i
prawdomó­
wność jest m i w i a d o m a , chociaż n a nie nie m a m l u b n i e r o z u m i e m d o w o d ó w . Owszem, g d y b y m w z d a n i e , przez B o g a obja­
wione, nie wierzył, b y ł o b y
t o ubliżeniem dla Niego, j a k ubli­
żeniem j e s t d l a człowieka, gdy. się jego
twierdzeniom
wiary
nie daje. O ile z a t e m k t o ś m a u d o w o d n i o n e , że z d a n i e p o w y ż ­
sze objawił Bóg, P r a w d a najwyższa,
rozumnie
może i
powi­
n i e n uznać je za p r a w d z i w e , nie dla jego oczywistości, nie dla
d o w o d ó w jego prawdziwość w y k a z u j ą c y c h , ale d l a powagi obja-
153
WEDŁUG MALINOWSKIEGO
wiającego je Boga, czyli p o w i n i e n w nie w i e r z y ć ; jego
w t y m w y p a d k u będzie r o z u m n ą .
wiara
J e d n a k ż e , ponieważ zdanie
r
t o o c z y w i s t e m nie jest, co więcej, p o n i e w a ż r o z u m n i e w y k a ­
zuje jego w e w n ę t r z n e j prawdziwości,
a nawet sam fakt
wienia jest dla t e g o człowieka t y l k o p e w n ą , a
p r a w d ą , d l a t e g o jego r o z u m nie
jest
nie
zmuszony
obja­
oczywistą
uznać
go za
p r a w d ę ; przyjęcie go l u b nieprzyjęcie zależy od jego woli. Dla­
t e g o właśnie teologia k a t o l i c k a u w a ż a wiarę z a rzecz
w o l n ą ; credere vel non credere voluntatis
test nisi
volens ).
2
est )?
dobro­
credere non
1
po-
Z n o w u i t u los człowieka, k i e r u n e k jego ży­
cia zależy od jego woli. O s t a t e c z n i e z a t e m i t a k i c h p r z e k o n a ń
religijnych nie jest cechą c h a r a k t e r y s t y c z n ą n a r z u c a n i e się ich
z psychiczną koniecznością, g d y ż właśnie
i - ich przyjęcie
lub
nieprzyjęcie zależy t a k ż e od wołi d o p e w n e g o s t o p n i a .
A u t o r miesza pojęcie religii z pojęciem
z a m i a s t mówić o p o w s t a n i u
religijnych
wiary i
przekonań,
dzie m ó w i t y l k o o genezie religijnych w i e r z e ń .
są t o rzeczy r ó ż n e : w i a r a
jest
dlatego
uznawaniem
wszę­
Tymczasem
pewnych
twier­
d z e ń za p r a w d z i w e dla p o w a g i objawiającego je. Religia n a t o ­
m i a s t sięga z n a c z n i e dalej, o n a nie musi
obejmować
w ścisłem z n a c z e n i u , obejmuje
cały szereg p r z e k o ­
natomiast
wierzeń
n a ń i p r a k t y k , k t ó r e są o p a r t e b e z p o ś r e d n i o n a w y n i k a c h roz­
ważań
rozumowych
istoty
(religia
naturalna)
religii, j a k chce Malinowski
istnieć religia b e z wierzeń w ścisłem
Wiara
nie
stanowi
(str. 64), o w s z e m
znaczeniu
może
branych.
Po­
nieważ j e d n a k w i a r a w p e w n e p r a w d y j e s t częścią ważną
ligii
zamiast
chrześcijańskiej,
mówić o religii
chrześcijańskiej,
naukowym.
czego
Natomiast
Niektóre twierdzenia
chrześcijańskiej,
zresztą
unika
rzyfelanin
mówimy
się ściśle
autora, wypowiedziane
wierze
języku
o
z
religii,
fides.
mogą
do pewnych twier­
d z e ń , b ę d ą c y c h p r z e d m i o t e m w i a r y ściśle wziętej
*) Św. Ambroży (!) Rom. 4, 4.
) Św. August, in Joann, tr, 26. 2.
o
w
nie miesza religio
b y ć częściowo słuszne, jeśli je o d n i e s i e m y
2
re­
dlatego m y w potocznej mowie,
(tajemnice).
154
POWSTANIE PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH
(3 t y c h „ t e m a t a c h " m o ż n a
jętośe,
niemożność
powiedzieć,
udowodnienia
ich
że j e
cechuje
naukowo.
r o z u m i e m y , co znaczą t a k i e t w i e r d z e n i a , ale n i e
niepo-
Wprawdzie
pojmujemy
r a c y i , dlaczego t a k jest, d l a t e g o treść t e g o t w i e r d z e n i a
n a m czemś n i e p o j ę t e m ,
n a d t o nie m a m y
dowodów,
wykazu­
j ą c y c h b e z p o ś r e d n i o , że t a k b y ć m u s i ; u d o w o d n i o n e
j e d y n i e t o , że w i c h
żemy
i
powinniśmy
prawdziwość
wierzyć.
mamy
rozumnie
Autor
jest
utrzymuje,
mo­
że
w t w i e r d z e n i a , co d o k t ó r y c h m a m y wiedzę, nie m o ż e m y mieć
w i a r y . J e s t t o również j e d y n i e d o p e w n e g o s t o p n i a słuszne za­
p a t r y w a n i e . T a m , gdzie prawdziwość z d a n i a jest bezwzględnie
oczywista, r o z u m z m u s z o n y , u z n a j e j ą bez w a h a n i a , dla w i a r y
n i e m a t u m i e j s c a ; u z n a n i e n a t o m i a s t p r a w d d o w o d a m i stwier­
d z o n y c h , filozoficznych, m o r a l n y c h zależy t a k ż e od woli, k t ó r a
może n a k a z a ć zgodę n a nie albo d l a a r g u m e n t ó w , ich p r a w d z i ­
wość w y k a z u j ą c y c h , a w t e d y co d o n i c h m a m y
też n a k a ż e u z n a ć je
za
prawdę
dla
powagi
a w t e d y co d o nich m a m y w i a r ę .
wiedzę,
głoszącego
(C. d. n . ) .
Ks.
Dr.
St.
Zegarliński.
albo
je,
Paradoksy i ogólniki.
Z teki pośmiertnej Walerego Gostomskiego.
— P a r a d o k s y p r a w i s z — m ó w i ą nieraz t e m u , co wygłasza
z d a n i a n o w e , o r y g i n a l n e , śmiałe, w formie j a s k r a w e j od n a d m i a r u
dobitności,
brzmiącej
rozdżwiękami
niezwykłych
zestawień.
— Ogólniki p o w t a r z a s z — słyszy często t e n , co głosi p r a ­
w d y nie n o w e , k t ó r e j e d n a k wciąż n a n o w o t r z e b a p o w t a r z a ć ,
b o wciąż są z a p o m i n a n e .
I dogódźże t u l u d z i o m , ż ą d n y m zawsze nowości, a p r z y j m u ­
j ą c y m wszelką nowość nieufnie, j a k o d z i w a c t w o , z u c h w a l s t w o ,
l u b zgoła niedorzeczność, — p e ł n y m p o s z a n o w a n i a d l a p r a w d
s t a r y c h , p o d w a r u n k i e m j e d n a k , a b y one n i g d y o d n a w i a n e nie
były!
— D l a czego wszakże t e krańcowości? Czyż nie m a z d a ń
nowych
bez p a r a d o k s a l n y c h p r z e j a s k r a w i e ń i p r a w d
starych
bez o g ó l n i k o w y c h p o w t a r z a ń ?
Z a p e w n e , m i ę d z y d w o m a k r a ń c a m i są zawsze drogi pośre­
d n i e , ale znaleźć je nie ł a t w o , u t r z y m a ć się n a n i c h t r u d n o ,
a zajść n i m i d a l e k o n a j t r u d n i e j , częściej b o w i e m koło jakiegoś
blizkiego ś r o d k a k r ą ż ą
aniżeli d o celów odległych
prowadzą.
P r a w d a i t o , że w większej części w y p a d k ó w k r a ń c o w e dą­
ż e n i a słowa i c z y n u s t o p n i o w o zbliżają się d o ś r o d k a , d o złotego
ś r o d k a możliwej r e a l i z a c y i ; ale g d y b y w p o ś r e d n i c h
strefach
li t y l k o się poczęły, c z y ż b y ją m o g ł y osiągnąć?
Słusznie m ó w i s t a r a m e t a f o r a : w życiu j a k n a rzece, chcąc
się p r z e p r a w i ć n a b r z e g przeciwległy, t r z e b a p ł y n ą ć
przeciw
p r ą d o w i , a p r ą d i t a k zniesie n a s poniżej n a s z y c h zamierzeń.
PARADOKSY I OGÓLNIKI
156
W t e m jest usprawiedliwienie krańcow ości p a r a d o k s a l n e j .
r
B o czernie jest p a r a d o k s jeśli nie płynięciem przeciw p r ą d o w i ,
j a k t o n a s grecki źródłosłów w y r a z u p o u c z a : ( p a r a — przeciw,
d o k s e mniemanie =
przeciw m n i e m a n i e . )
A d r u g a k r a ń c o w o ś ć : ogólnik, wzięty w n a j s z e r s z y m zna­
czeniu l u d z k i c h słów i dążeń, czyż nie jest t e m , co p r ą d ż y c i o w y
r
z sobą w dół rzeki unosi?
Niedaleko
zaiste
zapłynąłby
ten,
c o b y przeciw
prądowi
u p a r c i e wciąż się zwracał. Z drugiej s t r o n y wszakże, k t o b y wciąż
t y l k o biernie d a w a ł m u się unosić, d o i s t o t n e g o celu życia z pe­
wnością b y nie d o p ł y n ą ł i n a mieliźnie n i e b a w e m osiąśćby
mu­
siał. Skądże się b o w i e m biorą fale, co n a s unoszą, jeśli nie ze źródeł,
co z d u s z n a s z y c h t r y s k a j ą ? G d y t y c h z a b r a k n i e s t r u m i e n i ży­
cia,
pozbawiony
nowych
dopływów,
nieodzownie
marnieje
i wysycha.
Płynąć
się
przez
przeciw p r ą d o w i , —
rwące
strumienie
wbrew
życia
na
prądom przeprawiać
poszukiwanie
i
zdo­
b y w a n i e n o w y c h k r a i n d u c h a : czyż nie jest t o z a d a n i e g o d n e
wysokich p r z e z n a c z e ń
wyglądało
człowieka? —
A
jakże
paradoksalnie
ono nieraz w oczach p o s p o l i t y c h z j a d a c z y
chleba!
Myśl K o p e r n i k a , c z y n K o l u m b a , p o e z y a B y r o n a l u b Mickiewicza :
wszystkie t e i t y m p o d o b n e t w ó r c z e z d o b y c z e d u c h a za p a r a ­
d o k s y w swoim czasie p o c z y t y w a n e b y w a ł y .
— I cóż z t e g o , że ciasnogłowe filistry p a r a d o k s a l n y m i na­
zwą wszelkie dążenia i zamierzenia ludzkie, sięgające p o z a ich
ograniczony w i d n o k r ą g ? Czyż przez t o owo złośliwie u j e m n e w y ­
zwisko cokolwiek wspólnego z n i m mieć może?
Dlaczego koniecznie u j e m n e ? dlaczego wyzwisko? Są p a r a ­
d o k s y i p a r a d o k s y , p o d o b n i e j a k są ogólniki i ogólniki. I t e i t a m t e ,
obok powszechnie p r z y j ę t e g o znaczenia ujemnego, mają
mniej
p o p u l a r n e , ale t e m p r a w d z i w s z e znaczenie d o d a t n i e , z samej ich
istoty
wynikające.
O p r a w d o p a r a d o k s u , z a p o z n a n a j a k wszystkie p r a w d y ! —•
w oła E r n e s t Hello, j e d e n z t y c h pisarzy, co w formie p a r a d o k s a l ­
r
nej wypowiedzieli najwięcej myśli b e z d e n n i e głębokich, a nie­
skończenie p r a w d z i w y c h .
157
PARADOKSY I OGÓLNIKI
G d y p r ą d y m n i e m a ń p o w s z e d n i c h n a d n i e p ł y t k i c h swych
fal m y ś l o w y c h p r z y n o s z ą n a m codziennie t y l e fałszów, złudzeń
i p r z y w i d z e ń , j a k ż e często głębia i p r a w d a myśli odnajdują
w przeciwprądach, przeciwmniemaniach,
się
paradoksach.
B y w a t o nieraz p r a w d a b a r d z o oczywista, b a r d z o p r o s t a ,
n i e n o w a n a w e t , j e n o n a n o w o i b a r d z o j a s n o oświetlona, a przez
t o zdająca się p r z e j a s k r a w i o n ą . W życiu p o t o c z n e m t y l e zawsze
p ó ł ś w i a t e ł i półcieniów, t y l e p ó ł p r a w d i półfałszów, że światło
zupełne, p r a w d a w p e ł n y m s w y m b l a s k u , dla oczów n i e p r z y w y ­
k ł y c h stają się niewidzialne dla t e g o właśnie, że n a d t o są wido­
czne.
B y w a też, że p a r a d o k s y przynoszą n a m p r a w d y nowe, choć
p o w s t a ł e z d a w n y c h , odwiecznie z n a n y c h p i e r w i a s t k ó w ideo­
wych,
podanych
nam
tylko
w
nowych,
niepraktykowanych
d o t ą d z e s t a w i e n i a c h i zespołach. Są one w t e d y j a k n o w e h a r m o ­
nie m u z y c z n e , b r z m i ą c e n i e p r z y w y k ł e m u u c h u dzikimi rozdżwię­
k a m i , d l a t e g o t y l k o , że n i g d y p r z e d t e m
w t a k i m właśnie p o ­
łączeniu d ź w i ę k ó w nie b y ł y słyszane.
I cóż się s t a ł o z n o w e m i h a r m o n i a m i i opiniami, co z a m ę t e m
rozdź-fflięków i p a r a d o k s ó w b r z m i a ł y niegdyś n a s z y m ojcom? —
J a k w s z y s t k o , co n a t y m świecie nowości zabłysło k w i a t e m ,
p o s t a r z a ł y się, z b l a d ł y , spowszechniały, i dzisiaj j a k o rzeczy zu­
ż y t e i p r z e ż y t e z b y t j u ż swojsko dźwięczą n a s z y m uszom, z b y t
ogólnikowo p r z e d s t a w i a j ą się n a s z y m u m y s ł o m .
Zawsze t a s a m a h i s t o r y a . „ D a w a j c i e n a m rzeczy nowe, wo­
łają j e d n i , z n u d z i ł y n a s już, p r z e j a d ł y się n a m wasze s t a r z y z n y " .
„ S c h o w a j c i e sobie wasze nowości, o d p o w i a d a j ą n a t o d r u d z y ,
nic n a m one nie m ó w i ą ; ogłuszają n a s t y l k o swą krzykliwością,
oślepiają swą j a s k r a w o ś c i ą " .
Gdzie t u p r a w d a w ś r ó d t y c h przeciwieństw ? —• gdzież t r w a ł a
w a r t o ś ć w ś r ó d t y c h z m i e n n y c h , przemijających
ocen? —
Ta
i t a m t a w t e m , co jest niewątpliwą zdobyczą- ludzkiej k u l t u r y ,
co w niej t r w a wiecznie, m i m o wiecznie n i e n a s y c o n y c h p o ż ą d a ń
nowości, co w niej wciąż świeżo z a k w i t a i n a n o w o powstaje,
p o m i m o wszelkich opozycyi zwolenników starej z a s a d y : niech
będzie, j a k b y w a ł o .
158
PARADOKSY I OGÓLNIKI
Nie w y n i k a s t ą d wszakże, a b y ci wzgardziciele s t a r z y z n y ,
ci wrogowie nowości n i g d y w niczem nie mieli r a c y i . Bywają
istotnie p r a w d y p r z e s t a r z a ł e , b y w a j ą też p r a w d y
młodzieńczo
niedojrzałe. T a m t e czuć stęchlizną, w t y c h n a d m i a r świeżości b u ­
r z y się f e r m e n t e m s p r z e c z n y c h żywiołów. I t o są w ściślej s z e m
znaczeniu ogólniki i p a r a d o k s y , j e d n e i d r u g i e z a r ó w n o odlegle
od n o r m a l n y c h d r ó g myśli współczesnej, ale r ó ż n i e u s t o s u n k o ­
w a n e d o ż y w o t n y c h jej z a d a ń w przyszłości.
Stęchlizną s t a r z y z n y z biegiem czasu coraz b a r d z i e j
się stęchlą, f e r m e n t y młodości
po wyburzeniu
się
staje
pozostawią
zazwyczaj, choć niezawsze, świeży i z d r o w y n a p ó j życia —- cza­
sem n a j p r z e d n i e j s z y n e k t a r . J a k ż e często idee n o w e o d p y c h a n e
zrazu j a k o dzikie p a r a d o k s y , już w d r u g i e m , t r z e c i e m pokoleniu
s t a w a ł y się t r w a ł ą zdobyczą zbiorowości ludzkiej i bogaciły d u ­
c h o w y jej skarbiec.
Ś w i a t idzie n a p r z ó d p o d r o g a c h p o s t ę p u : — oto m y ś l dość
powszednia, z a niewątpliwą
poczytywana
prawdę.
Nie
brak
wszakże s c e p t y k ó w , co w niej widzą ogólnik, jeśli nie całkiem
stęchły, t o w k a ż d y m razie m o c n o w y s z a r z a n y . J e d e n z n a j b a r ­
dziej
nowoczesnych
dziś t e o r e t y k
myślicieli d o b y
socyalizmu
obecnej,
francuskiego,
najwybitniejszy
Jerzy
Sorel,
napisał
n i e d a w n o książkę p . t. „ Z ł u d z e n i a p o s t ę p u " , s a m y m już t y t u ł e m
s w y m zwracającą się przeciw ustalonej d o k t r y n i e nieograniczo­
nego rozwoju p o s t ę p o w e g o ludzkości, k t ó r e w treści swej d r u z g o ­
cącej p o d d a j e k r y t y c e .
Paradoksalną
zda
się
ona
doktryny
owej
wyznawcom
i z w o l e n n i k o m . A j a b y m ją n a z w a ł p a r a d o k s e m o p a r a d o k s i e .
I s t o t n i e t r u d n o się pogodzić z o d s y ł a n i e m d o k r a i n y złudzeń
wszelkiej w i a r y w p o s t ę p . Ale t a w i a r a w d o b i e
nowoczesnej
czyż nie zrodziła się z k u l t u ideałów wielkiej rewolucyi francu­
skiej
— ideałów,
będących
w
znacznej
części
paradoksami
rozszalałej dążności w y w r o t o w e j ?
I dzisiaj p o u p ł y w i e przeszło stulecia, k t ó ż z całą pewnością
rozstrzygnąć
zdoła,
ile p o t y m wielkim fermencie dziejowym
pozostało m ę t ó w a ile zdrowego n e k t a r u życia?
Różne w t y m
względzie są z d a n i a i p r z e k o n a n i a ; ale n a w i d n o k r ę g u sądów o b -
159
PARADOKSY I OGÓLNIKI
j e k t y w n y c h wciąż jeszcze zarysowują się one tragicznie zawiłym
problematem.
Gdzie większy p a r a d o k s myśli współczesnej : w wierze wy­
z n a w c ó w d o k t r y n y nowoczesnego p o s t ę p u , czy w s c e p t y c y z m i e
t y c h , co za złudzenie ją p o c z y t u j ą ? I w k t ó r y m z t y c h p a r a d o k ­
sów więcej i s t o t n e j , twórczej p r a w d y życia? — A może p r a w d a
zawiera się j e d y n i e w z a c h o w a w c z y m ogólniku w r o g ó w wszel­
kiego p o s t ę p u i wszelkich w a r u n k u j ą c y c h go p r z e w r o t ó w dzie­
jowych?...
Tle p y t a ń , t y l e n i e r o z w i k ł a n y c h , m o ż e wogóle nierozwikła­
n y c h , z a g a d n i e ń i d e o w y c h : — w y m o w n y n a o g r o m n ą wszechdziejową
skalę
przykład
mówiąc p o p l ą t a n i a
wzajemnego
ustosunkowania,
p a r a d o k s ó w i ogólników życia
ściśle
ludzkiego,
w k t ó r e m , j a k m ó w i nasz p o e t a , w s z y s t k o t a k się dziwnie plecie :
że k t o b y chciał r o z u m e m wszystkiego d o c h o d z i ć ,
i zginie, a n i e będzie miał, w co ugodzić.
W s z e l a k o n i e t y l k o t a m n a w y ż y n a c h , n a szerokich p r z e ­
s t w o r z a c h d z i e j o w y c h — i n a p o w s z e d n i c h p o z i o m a c h , w cieśni
d o l i n i d o l i n e k codzienności d z i w n i e się zazwyczaj plecie. Spla­
tają się i s t n e węzły gordyjskie p r a w d s t a r y c h i n o w y c h , myśli
ż y w o t n y c h i p r z e ż y t y c h , ogólników i p a r a d o k s ó w , d o k t ó r y c h
w d o d a t k u o b ł u d a , sofistyka i najzwyklejsze, najliczebniejszekłam­
s t w o aż n a d t o często się p r z y p l ą t u j ą .
R o z u m e m dochodzić, trafnie ugodzić w tej s p l ą t a n i n i e m y ­
ślowej, t r u d n o b a r d z o , c z a s e m zgoła n i e p o d o b n a . Myśl l u d z k a
t o c z y się r ó w n o i g ł a d k o p o w y t k n i ę t y c h odwiecznie d r o g a c h
ogólników, l u b skacze b e z w ł a d n i e
p o dzikich
bezdrożach pa­
r a d o k s u , a r o z u m b i e r n i e się t y l k o t y m r ó ż n y m jej r u c h o m p r z y ­
patruje lub n a zawołanie dostarcza argumentów, mających
je
u z a s a d n i ć , usprawiedliwić, •— usprawiedliwić w j e d n y m w y p a d k u
zacofaństwo
starzyzny,
w innym
zuchwalstwo
nowatorstwa.
Co lepsze, co gorsze z d w o j g a złego? k t ó ż zdoła r o z s t r z y g n ą ć ?
T o p e w n a , że j e d n o i d r u g i e zło konieczne,
towarzyszące do­
b r e m u , o d w r o t n a s t r o n a m e d a l ó w , n a k t ó r y c h życie wybiło odd a w n a , l u b n a n o w o w y b i j a , rozliczne neowartości.
Z a l e ż y t o od r ó ż n y c h względów — od .wpływów z e w n ę t r z -
160
PARADOKSY I OGÓLNIKI
n y c h i w e w n ę t r z n y c h p o b u d z e ń , od usposobień, p r z e k o n a ń i skłon­
ności w r o d z o n y c h , k u k t ó r e m u z d w ó c h przeciwieństw, ku ogól­
nikowi czy p a r a d o k s o w i z w r a c a się p r z e w a ż n i e l u b
wyłącznie
i n d y w i d u a l n a m y ś l l u d z k a . Ale w t y m , czy w o w y m w y p a d k u
w t e d y j e d y n i e działa o n a t w ó r c z o l u b z a c h o w a w c z o ,
powołuje
d o życia nowe, l u b ożywia n a n o w o s t a r e p r a w d y , g d y rodzi się
z u m i ł o w a n i a rzeczy, nie s a m y c h słów t y l k o , z przejęcia
się
ideą żyw ą, nie p u s t y m frazesem, co ją odzwierciedla, l u b m a r t w ą
r
formułą, c o ją w s t a n i e z a s u s z o n y m przechowuje.
Słowa, frazesy, f o r m u ł y , •— j a k ż e często stajecie się g r o b a m i
p o b i e l a n y m i rzeczy i pojęć. P a r a d o k s czy ogólnik n a t y m c m e n ­
t a r z u i d e o w y m żyć n a p r a w d ę nie mogą, choć często przybierają
p o z o r y życia, b ą d ź w s z u m n e j f e r m e n t a c y i
nowatorstwa, bądź
w ciągiem d r e p t a n i u p r z e ż y t e j s t a r z y z n y n a d e p t a k u odwiecz­
nych nawyknień.
P r z y j r z y j m y się t e r a z bliżej, czem jest, czem b y ć może p a ­
r a d o k s w przenikającej go p r a w d z i e i s t o t n e g o i w p r z y o d z i e w a jącej go u ł u d z i e p o z o r n e g o życia.
W p i e r w s z y m w y p a d k u — powiedzieliśmy wyżej — j e s t
on t w ó r c z y , ożywia d a w n e , powołuje d o życia n o w e idee, p r z y ­
oblekając t e i t a m t e w b a r w y p r z e j a s k r a w i o n e , w h a r m o n i e mniej
lub więcej r o z d ź w i ę k a m i z a p r a w n e ; — w d r u g i m w y p a d k u jest
on litylko p a r a d o k s a l n y , istnieje przez siebie j e d y n i e i dla siebie,
dla swych p r z e j a s k r a w i e ń i rozdźwięków, — żyje własną t y l k o
f e r m e n t a c y ą , p o k t ó r e j prócz s z u m o w i n i m ę t ó w nic zgoła niepozostaje.
S k ą d się bierze t a k i p a r a d o k s •— d o k ą d z m i e r z a ? •— j a k i
jego r o d o w ó d , — j a k i e cele i z a d a n i a ?
Ród
jego z próżności
osobistej
zazwyczaj
się
wywodzi,
z chęci p o p i s a n i a się mniej l u b więcej zręczną, a zgoła b e z u ż y ­
teczną szermierką słowną, a celem jego — o ile celem n a z w a ć t o
m o ż n a — b y w a nieraz figiel ucieszny — pour epctter le
j a k się wyrażają F r a n c u z i , — i n t e l e k t u a l n e g o bourgeois,
bourgeois,
kultu­
r a l n e g o filistra, j a k go n a z w a ł Nietzsche, w s p o k o j n e j , mniej l u b
więcej zatęchłej atmosferze ogólników zdolnego j e d y n i e o d d y -
161
PARADOKSY I OGÓLNIKI
c h a ć , a w p a d a j ą c e g o w złość najwyższą, skoro j e n o j a k i ś n a g ł y
przeciąg myśli czy słowa z a m ą c i m u j e g o stęchliznę.
T a k a złość filisterska, widowisko b a r d z o z a b a w n e , b a r d z o
ucieszne.
M e dziw,
że
niejeden
p s o t n i k lubi się p o d n i e c a ć
antyfilistersko
usposobiony
swymi paradoksami;
ale
podobne
figle nic nie mają wspólnego z t w ó r c z ą p r a c ą myśli.
Z e s t a w i a ć d l a igraszki rozbieżne p i e r w i a s t k i ideowe, t o zu­
pełnie co innego, aniżeli t w o r z y ć n o w e ideowe w a r t o ś c i ; — prze­
j a s k r a w i a ć b a r w y swej myśli k u własnej uciesze, l u b k u z d u m i e n i u
rozgapionej
na
wszelkie
jaskrawości
gawiedzi i n t e l e k t u a l n e j ,
nie j e s t t e m s a m e m co rozjaśniać z b y t p r z y ć m i o n e z a k a m a r k i
d u s z y ś w i a t ł e m szerokich i w i d n y c h p r z e s t w o r ó w
myślowych.
A j e d n a k j a k wiele t a k i c h figlów ideowych, t a k i c h ł a m a ń c ó w
s ł o w n y c h , n i e t y l k o u r ó ż n y c h k u g l a r z y i trefnisiów słowa, lecz
t a k ż e u szczerych i p o w a ż n y c h jego rzeczników,
posługujących
się n i e m w służbie wyższej idei. L u d z i e t a k lubią p o p i s y w a ć s i ę .
własną zręcznością i z a b a w i a ć się k o s z t e m cudzej słabości.
P y t a n i e : j a k odróżnić paradoks twórczy, k t ó r y
przy twa­
rzą n o w y c h w a r t o ś c i m y ś l o w y c h , od p a r a d o k s u p s o t n e g o , k t ó r y
łbawi, i p a r a d o k s u
popisowego, k t ó r y
służy k u
zadowoleniu
próżności?
B r z m i e ć t o może będzie j a k p a r a d o k s o p a r a d o k s i e , jeśli
p o w i e m , że m y ś l l u b c z y n , sięgające p o n o w e z d o b y c z e i w p r z e ­
ciwieństwie d o p r z e s t a r z a ł y c h
ogólników zdające
się p a r a d o ­
k s a l n y m i , w t e d y t y l k o spełnią t w ó r c z e swe z a d a n i e , g d y n a d o ­
b r z e u s t a l o n y m gruncie ogólników zrodzą się i rozwiną.
P r z y j r z y j m y się j e d n a k bliżej t e m u j a s k r a w e m u przeciwień­
s t w u . Czy n i e d a j e się ono s h a r m o n i z o w a ć w a k o r d z i e przeci­
w i e ń s t w k o n i e c z n y c h , nieodzownie w a r u n k u j ą c y c h
się n a w z a ­
jem?
Sądzę, że p r z y k ł a d najlepiej rzecz t u wyjaśni — wielki, arcyw y m o w n y p r z y k ł a d , w z i ę t y z n a j w y ż s z y c h sfer naszego rozwoju
duchowego.
R o z u m n i szałem! — Czyż m o ż n a sobie w y o b r a z i ć
ocży-
wistszy o d t e g o h a s ł a mickiewiczowskiego p a r a d o k s z p u n k t u
widzenia p o w s z e d n i o ż y c i o w y c h ogólników? — w w i ę k s z y m p o p. p.
T.
era.
11
162
PARADOKSY I OGÓLNIKI
zostający rozdźwięku z całym ówczesnym, a nawet
wszelkim
racyonalnym światopoglądem ?
J a k o ż n i e t y l k o za czasów p s e u d o k l a s y c z n e g o r a c y o n a ł i z m u ,
lecz i wielokrotnie w czasach późniejszych — n p . w dobie p a ­
n o w a n i a u n a s d o k t r y n y p o z y t y w i s t y c z n e j — t e n rozgłośny o k r z y k
młodości filareckiej b y w a ł p o t ę p i a n y j a k o w y r a z
szałów z „rajskiej
opętańczych
dziedziny u ł u d y " , rozpościerających
się n a
naszą rzeczywistość życiową z t a k wielką dla niej szkodą.
A niech n i k t nie mówi, że t o t y l k o w epoce młodzieńczych
uniesień wielki p o e t a w t a k p a r a d o k s a l n e p o p a ś ć m ó g ł w y b r y k i .
W K s i ę g a c h N a r o d u i P i e l g r z y m s t w a , w K u r s i e l i t e r a t u r y sło­
wiańskiej, w r ó ż n y c h p i s m a c h z okresu t o w i a n i z m u s p o t k a ć t e ż
m o ż n a n i e j e d e n p a r a d o k s , od k t ó r e g o włosy powstają ze zgrozy
n a głowie u t u c z o n e g o p o w s z e d n i m i ogólnikami filistra k u l t u r y .
T r z e b a się z t e m pogodzić : genialny wieszcz nasz
para­
d o k s a m i nieraz' wojował i, j a k S a m s o n oślą szczęką, walił n i m i
0 t w a r d e głowy filisterskie.
C!zy w y k r z e s a ł z nich jakieś żywsze i s k r y d u c h a ? — t o i n n e
p y t a n i e , n a d k t ó r e m z b y t d ł u g o b y się t u z a s t a n a w i a ć . Ze za­
wierały w sobie owe m a c z u g i p a r a d o k s u olbrzymią moc twórczą,
z najgłębszych
n a t c h n i e ń geniuszu w nie przenikającą, — t o
ż a d n e j nie ulega wątpliwości.
A j e d n a k p a t r z m y , t e n geniusz, t a k n a wskroś s a m o r o d n y
1 s a m o r z u t n y , k t ó r y od l a t młodzieńczych aż d o zgonu n i w y n a ­
szej p o e z y i i naszego życia d u c h o w e g o „nowości p o t r z ą s a ł k w i e ­
c i e m " , miał od p o c z ą t k u i zawsze zachował głębokość zrozumienia
dla z a s a d n i c z y c h , ogólnych p r a w d życia i sztuki, k t ó r e z naszego
stanowiska,
z
uwzględnieniem
dwoistego
wyrazu
znaczenia,
ogólnikami n a z w a ć m o ż e m y , •— ogólnikami zachowawczej, od­
żywczej mocy, b e z k t ó r e j , wszelkie, połyskujące b l a s k a m i n o ­
wości, p a r a d o k s y twórcze są t y l k o p u s t e m , w p o w i e t r z u zawieszonem n o w a t o r s t w e m .
Ostatecznie t u n a ziemi wszelka twórczość nie czem i n n e m
jest j a k p o m n a ż a n i e m , — p o m n a ż a n i e m tego, co o d d a w n a istnieje,
t e m , co z istniejących p i e r w i a s t k ó w n a n o w o p o w s t a j e . My ludzie
nie m o ż e m y przecież j a k B ó g t w o r z y ć z niczego. K t o b y się o t o
163
PARADOKSY I OGÓLNIKI
kusił — a od p o c z ą t k u ś w i a t a t a k i c h z a k u s ó w n i e b r a k ł o — t e n
chyba
z nicości s w y c h
przywidzeń
tworzyłby
nicość
f a n t a z m a g o r y i . Ex nihilo nihil, j a k mówili d a w n i
swych
filozofowie.
K t ó ż zdoła obliczyć, k t ó ż zdoła określić, j a k i e m o l b r z y m i e m
p o m n o ż e n i e m d u c h o w e g o życia naszego n a r o d u s t a ł a się t w ó r ­
czość Mickiewicza! A przez co n i e m się stała i stać n i e m się mogła ?
P r z e z ścisłą swą łączność z n a g r o m a d z o n e m i od wieków z d o b y ­
c z a m i t e g o życia, z t k w i ą c ą
w nich odżywczą,
zachowawczą
jego m o c ą .
M e miejsce t u a n i sposób w n i k a ć w samą i s t o t ę rzeczy,
o g a r n i a ć ją w jej całokształcie w e w n ę t r z n y m . W e ź m y t y l k o s t o ­
s u n e k p o e t y d o zasobów d u c h a n a r o d o w e g o ze s t r o n y c z y s t o
a r t y s t y c z n e j , w obrębie l i t e r a t u r y r o d z i m e j . D a n a m t o m o ­
żliwość
uwydatnienia
należytego zasadniczych
naszych
pojęć
ogólnika i ogólnika w d w o i s t e m jego znaczeniu.
Młodzieńczy t w ó r c a D z i a d ó w wystąpił j a k o n o w a t o r p a r a ­
d o k s a l n y wobec p a n u j ą c y c h współcześnie ogólników p s e u d o k l a s y c z n y c h . Ale równocześnie t e n w y c h o w a n y n a w z o r a c h s t a r o ­
1
ż y t n y c h n o w a t o r s k i r o m a n t y k , wielbiciel a r t y z m u Trębeckiego,
b y ł od p o c z ą t k u i pozostał zawsze p r a w d z i w y m , w i e r n y m z a ­
chowawcą ogólnych p o d s t a w o w y c h z a s a d i s t o t n e g o k l a s y c y z m u ,
z k t ó r y c h p o w s t a ł a , k t ó r e m i wzrosła n a s z a l i t e r a t u r a a r t y s t y ­
czna od czasów K o c h a n o w s k i e g o . Dzięki t e m u w p e ł n y m roz­
kwicie swego geniuszu stworzyć mógł t a k i e arcydzieło j a k „ P a n
T a d e u s z " , klasycznie doskonałą
krystalizacyę
poetycką
życia
narodu.
Jeśli nazwą p a r a d o k s ó w twórczych — przeciwmniemań —
określimy dążność ideową d o t w o r z e n i a n o w y c h wartości, p r z e ­
ciwstawiających się d a w n y m w-artościom, u s t a l o n y m w panują­
c y c h współcześnie m n i e m a n i a c h i dążeniach -— t o czyż t e osta­
tnie
n i e mogą
być
nazwane
ogólnikami
zachowawczymi
w odróżnieniu od ogólników, k t ó r e nic nie mają d o zachowania,
prócz zatęchłej
s t a r z y z n y , a odpowiadają
paradoksom,
które
nic n i e t w o r z ą k r o m p u s t e j g r y słów i myśli w n o w a t o r s k i m p o ­
łysku.
T r u d n o o lepszy, w y m o w n i e j s z y p r z y k ł a d t y c h doniosłych
164
PARADOKSY I OGÓLNIKI
o g ó l n i k ó w j a k t e n , k t ó r e g o n a m dostarczają w s t o s u n k u d o t w ó r ­
czości Mickiewicza k l a s y c z n a z a s a d a i p s e u d o k l a s y c z n a d o k t r y n a
poezyi n o w o ż y t n e j , — t a w s w y m p r z e d w c z e s n y m s t a r c z y m uwiądzie z a n i k a j ą c a d o s z c z ę t n i e p o d świeżymi k w i a t a m i mickiewi­
czowskich n a t c h n i e ń t w ó r c z y c h , — t a , p o m i m o wszelkiej r o ­
mantycznej
ich
wybujałości,
nowem
w nich z a k w i t a j ą c a
ży­
ciem.
Z tego, co t r w a , p o w s t a j e wciąż to,, co się s t a j e . T a k i e j e s t
zasadnicze p r a w o istnienia, iszczące się w całem życiu ludzkości,
w jej d z i a ł a n i a c h i dążeniach, w r e a l i z a c y a c h wszelkich jej z a m i e ­
r z e ń i wysiłków. Ale s t a w a n i e się owo, j a k ż e r ó ż n e b y w a w swej
m o c y i rozciągłości. Stają się rzeczy wielkie i m a ł e , o l b r z y m i e
i d r o b n i u t k i e , zaledwie d o s t r z e g a l n e ; — stają się za s p r a w ą l u d z i
wielkich i m a ł y c h , wielkoludów i k a r ł ó w d u c h o w y c h .
R o z w ó j życiowy w z w y k ł y m p o w s z e d n i m s w y m p r z e b i e g u
d o k o n y w a się p r z e z ciągłe różniczkowanie, przez z m i a n y d r o b n e ,
niepochwytne, które następnie, dodane jeden do drugich, mno­
żone jedne przez drugie,
w całkowaniu
bezprzestannem
wy­
twarzają o g r o m n e p r z e o b r a ż e n i a , ś w i a t u n o w ą o d m i e n n ą n a d a j ą
p o s t a ć . Od czasu d o czasu w t e m
stopniowem wolnem pomna­
ż a n i u i w z m a g a n i u się życia, w t y m c z ą s t e c z k o w y m r u c h u wszechżyęiowej s u b s t a n c y i człowieczeństwa niespodziane n a s t a j e wstrząśnienie, g w a ł t o w n y d o k o n y w a się p r z e w r ó t . N a s p o k o j n e jego
fale p a d a i d e a wielkiego myśliciela, c z y n wielkiego działacza.
I o t o n a g l e w świecie m a ł y c h l u d z k i c h ż y j ą t e k z a m ę t wszczy­
n a się o k r u t n y — j a k g d y b y k t o kij w e t k n ą ł w m r o w i s k o . P o ­
r ó w n a n i e nieco może p r z y g r u b e , sądzę wszakże, że dość d o b r z e
rzecz m a l u j e . Mówi się przecież nieraz o m r o w i s k u l u d z k i e m . N o ­
woczesny rozwój społeczny, ze swą z a s a d ą postępującego
wciąż
podziału p r a c y i p r z y s t o s o w a n i a j e d n o s t k i d o w y ł ą c z n y c h
jej
w p r a c y zbiorowej czynności, d ą ż y j a k b y d o ideału j e d n o s t a j n e j
mrówczej k r z ą t a n i n y .
Nie chodzi t u n a razie o i s t o t n ą t e g o ideału wartość, lecz
o usposobienie, w z b u d z o n e przez wiodący d o ń u k ł a d s t o s u n k ó w
życiowych. J e s t t o n a ogół usposobienie wrogie w s z y s t k i e m u , co
p r z e r y w a i z a m ą c ą j e d n o s t a j n y t o k b y t u powszedniego, powsze-
165
PARADOKSY I OGÓLNIKI
d n i c h m n i e m a ń , dążeń i d z i a ł a ń , — wrogie p r z e t o wszelkim p r z e ciwmniemaniom, przeciwdążeniom, przeciwdziałaniem, jakie ka­
ż d a wielka i n i c y a t y w a t w ó r c z a r z u c a n a p o t o c z n e fale życia
w b r e w z w y k ł y m , u s t a l o n y m ich p r ą d o m .
P r z y t a c z a n y już poprzednio genialny paradoksista, Ernest
Hello, cały j e d e n rozdział swej książki- o człowieku
poświęca
cierpieniom, j a k i e wielcy ludzie znosić muszą od m a ł y c h , j e d y n i e
z racyi sw ej wielkości. D a j m y n a t o , że jest w t y m p e w n a p r z e s a d a ,
r
właściwa n a m i ę t n y m enjmzyastom, j e d n ą j a k ą ś ideą (w t y m wy­
p a d k u ideą wielkości i c h w a ł y człowieczeństwa) wyłącznie prze­
j ę t y m . Że j e d n a k p o s p o l i t y d r o b i a z g l u d z k i obok właściwej m u
zawsze czci dla wszelkiej siły, k t ó r ą w ludziach wielkich, chcąc
niechcąc, u z n a ć m u s i , pełen jest dla nich i n s t y n k t y w n e j niechęci,
p o n i ż a ich i d o k u c z a i m , ile t y l k o może : — t o aż n a z b y t oczywi­
ste, aż n a z b y t p e w n e .
W naszej epoce w s z e c h w ł a d z t w a
społecznych d r o b n o u s t r o ­
j ó w , przez t y p filisterstwa k u l t u r a l n e g o t a k c h a r a k t e r y s t y c z n i e
w y o b r a ż o n y c h , w r o d z o n a i m chęć pomniejszania wielkości ge­
niuszów znalazła swój w y r a z i swe uzasadnienie w t e ó r y a c h ,
uznających
wszelką
wielkość z a zbiorowy w y n i k
koniecznego
w d a n y c h w a r u n k a c h z e s u m o w a n i a licznych małości, zwałkow a n i a n i e d o s t r z e g a l n y c h różniczek społecznego r u c h u cząstecz­
kowego. O d t y c h t e o r y i k r o k t y l k o j e d e n (uczyniony kilkanaście
l a t t e m u przez s ł y n n e g o p s y c h i a t r ę włoskiego
p o c z y t a n i a geniusza za p e w n e g o r o d z a j u
Lombrosa)
do
m o n s t r u m duchowe,
w y t w ó r p o k r e w n e g o z w y k ł e m u o b ł ą k a n i u zboczenia u m y s ł o w e g o .
Czy j e d n a k , z,e swego p u n k t u widzenia, d r o b n o u s t r o j e niem a j ą dla p o d o b n y c h sądów p e w n e j p o d s t a w y ? — czy słusznem
jest z a r z u c a ć i m b r a k z r o z u m i e n i a dla wielkości, n a t u r z e ich
zgoła n i e d o s t ę p n e j ? Zrozumieć t o w y r ó w n a ć , mówią F r a n c u z i —
oczywiście w y r ó w n a ć niekoniecznie siłą geniuszu twórczego (bo
t o z n a c z y ł o b y u t o ż s a m i ć się z n i m ) lecz nieodzownie^siłą wzroku
d u c h o w e g o , zdolnego g e n i a l n y
t w ó r dojrzeć i ogarnąć.
d r o b n o u s t r o j o m l u d z k i m tej m o c y wzrokowej b r a k
Owóż
zupełnie:
t o j e s t właśnie ich cecha rodzajowa, ich właściwość c h a r a k t e r y s ­
tyczna.
PARADOKS! I OGÓLNIKI
166
Są ludzie, co ze sobą noszą swój w i d n o k r ą g . P o s t a w c i e ich
n a najwyższej górze, z a k r e s ich widzenia a n i t r o c h ę się nie roz­
szerzy. T a k i m wielkość wszelka, nie mieszcząca się w ich kącie
w z r o k o w y m , o ile nie daje się rozłożyć n a części i cząsteczki,
w y d a ć się m u s i j a k ą ś potwornością, j a k i m ś p o t w o r n e m n a t u r y
ludzkiej zboczeniem, i s t n y m p a r a d o k s e m człowieczeństwa, j a k
p a r a d o k s y s ł o w n e , ' bez r a c y o n a l n e g o u z a s a d n i e n i a , niewiedzieć
poco i dla czego, s t a j ą c y m przeciw n o r m a l n i e w s w y m cząstecz­
k o w y m r u c h u rozwijającej się d y a l e k t y c e życiowej.
D o p i e r o g d y , p o u p ł y w i e l a t wielu, n i e d o s t r z e g a l n a z blizka
wielkość u k a ż e się w p e r s p e k t y w i c z n e j oddali czasu, w odpowie­
d n i o przez nią p o m n i e j s z o n y m kącie widzenia, g d y się s t a n i e
„naszą z n a n ą i u z n a n ą wielkością", g d y j a k o nieodzowne jego
p o m n o ż e n i e wejdzie w skład c a ł o k s z t a ł t u d u c h o w e g o
naszego
życia naszej k u l t u r y , — w t e d y dopiero złożona z d r o b n o u s t r o j ó w
l u d z k i c h zbiorowość społeczna z r o z u m i e ją, pogodzi się z nią
i owszem szczycić się nią będzie, j a k o największem s w e m d o b r e m .
„Dzieje ś w i a t a s ą d e m są ś w i a t a " , słusznie, a dziwnie głęboko
rzekł Schiller. O s t a t e c z n i e nie bez r a c y i ogół l u d z k i u z n a n i e dla
wielkości z a l e ż n e m c z y n i od p r z y c h y l n e g o o niej s ą d u dziejów.
Bywają
wielkości, k t ó r e t a k p r ę d k o maleją i n i k n ą w o d d a l i
czasu, b y w a j ą g w i a z d y pozorne, k t ó r e okazują się p r z e l o t n y m i
m e t e o r a m i . D l a c z e g o t e z n i k a n i a , t e gaśnięcia?
Dlatego,
jak
sądzę, że o d n o ś n e g w i a z d y i wielkości niepotęgują światła ś w i a t a ,
nie p o m n a ż a j ą zbiorowych jego zasobów..
Mówiliśmy wyżej, że są p a r a d o k s y
twórcze,
przeciwmnie-
m a n i a , przeciwdążenia, przeciwdziałania, k t ó r e niweczą zmurszałą
s t a r z y z n ę życia, ale o d n a w i a j ą l u b n o w e m i z d o b y c z a m i b o g a c ą
treść jego żywotną, — i są p a r a d o k s y li t y l k o p a r a d o k s a l n e ,
k t ó r e s a m e d l a siebie istnieją, dla p s o t y p u s t e j i m a r n e g o p o ­
pisu. P i e r w s z e są z a p r z e c z e n i e m ogólników p r z e ż y t y c h a po­
m n o ż e n i e m wiecznie żywotwórczego ogółu istnienia —
są p r z e c z ą c y m i
w y b r y k a m i , k t ó r e najskuteczniej
same
drugie
sobie
przeczą własną swą p u s t k ą .
W o s t a t e c z n y m w y n i k u t a k m i się p r z e d s t a w i a
stosunek
w z a j e m n y m i ę d z y paradoksem-wielkością i ogólnikiem-małością
167
PARADOKSY I OGÓLNIKI
ludzką
— między paradoksem-gwiazdą
Mem-światełkiem
powszednich
firmamentu
poziomów.
się t r z y m a , w s z y s t k o się łączy.
W
i ogólni-
życiu
wszystko
N a j w i ę k s z a wielkość małością
jest w s t o s u n k u d o o g r o m u istnienia, a najdrobniejsza
małość
w ciągłem s w y c h różniczek cząsteczkowych c a ł k o w a n i u o g r o m
t e n wciąż w y t w a r z a .
J e s t coś n a pozór p o k r e w n e g o p a r a d o k s o w i , w istocie rzeczy
przeciwstawnego m u krańcowo: s o f i z m a t .
*
*
'
*
Sofistą uczynił wielki s a t y r y k grecki Aristofanes (w swej
Ł o m e d y i „ C h m u r y " ) największego z m ę d r c ó w greckich, S o k r a ­
t e s a . J a k i e m ż e b l u ź n i e r s t w e m w y d a j e n a m się dzisiaj t e n p o t w a r czy obraz szlachetnego myśliciela, k t ó r e g o p r z y w y k l i ś m y czcić
jako
jednego
z najwznioślejszych
duchów,
najpotężniejszych
g e n i u s z ó w ludzkości!
S k ą d t o przeciwieństwo sądów, t a oburzająca
w naszem
p r z e k o n a n i u złośliwość p o e t y , o k t ó r y m w i e m y , że b y ł t a k ż e
s z l a c h e t n y m człowiekiem, dla w y ż s z y c h celów genialnie posługu­
j ą c y m się b r o n i ą s a t y r y , miłośnikiem d o b r a i p r a w d y ?
A ż e b y ją sobie należycie u p r z y t o m n i ć , z o b a c z m y k i m jest,
j a k wygląda ów aristofaniczny
Sokrates-sofista.
J e s t t o p o s p o l i t y , a b e z c z e l n y szalbierz i k r ę t a c z ideowy,
• k t ó r y młodzieży w głowach p r z e w r a c a , najprzewrotniejsze n a u k i
jej
wpaja,
najfałszywsze
zaszczepia pojęcia,
schlebia
j e j p o p ę d o m i n a m i ę t n o ś c i o m , pseudofilozoficznymi
niskim
tłumacząc
je argumentami.
Więc j a k ż e ż t o możliwe? — p y t a m y z n o w u —• j a k możliwa
t a p o t w o r n o ś ć , niesprawiedliwość, t a niedorzeczna
karykatura,
z i s t o t n y m c h a r a k t e r e m odnośnej p o s t a c i nic zgoła
wspólnego?
Niesprawiedliwość
niemająca
v
t u oczywista, k a r y k a t u r a l n o ś ć
całkiem
n i e p r a w d o p o d o b n a ; a j e d n a k g d y się bliżej p r z y j r z y m y p o b u d ­
k o m i celom k a r y k a t u r z y s t y ,
z r o z u m i a ł a i w pełnej
mierze
usprawiedliwiona.
S o k r a t e s w d u c h o w y m r o z w o j u Grecyi w y j ą t k o w e z a j m o w a ł
168
PARADOKSY I OGÓLNIKI
s t a n o w i s k o , wielu współczesnym, a m i ę d z y i n n y m i i s ł y n n e m u
k o m e d y o p i s a r z o w i zupełnie niezrozumiałe. Myśl jego b y ł a ś w i t e m
nowej epoki, k t ó r a w znacznej mierze stać się m i a ł a zaprzecze­
n i e m staroheleńskiej t r a d y c y i obyczajowej, filozoficznej i ogólnożyciowej.
Owóż Aristofanes b y ł tej t r a d y c y i najgorliwszym w y z n a w ­
cą,
najznamienitszym
rzecznikiem —
b y ł najczystszej
wody
zachowawcą s t a r o h e l e ń s k i m , k t ó r y w r o d z i n n e j , t r a d y c y o n a l n e j
k u l t u r z e widział n a j w y ż s z y w y k w i t d u c h a ludzkiego, i w s z y s t k o ,
co t y l k o mogło ją osłabiać, p o d k o p y w a ć ; p o c z y t y w a ł za wielkie
względem p r a w ducha wykroczenie.
J a k ż e ż gniewać i o b u r z a ć go musiał t e n z u c h w a ł y myśliciel —•
n o w a t o r , o s z p e t n e m wcale n i e h e l e ń s k i m obliczu, z głową p e ł n ą
idei,
w
których
trafnym
instynktem
prawowiernego
w a w c y d o m y ś l a ł się u k r y t y c h dążeń, b ę d ą c y c h
zacho­
zaprzeczeniem
tradycyonalnego helenizmu.
T e n o s t a t n i w d a n e j epoce znajdował się w n a j b u j n i e j s z y m
s w y m rozkwicie, a z a t e m , j a k z w y k l e b y w a wedle n o r m a l n e g o r o ­
zwoju zjawisk życiowych, w pobliżu swego p r z e k w i t u i z w y r o d n i e ­
nia.
K o n i e c z n e t o przejście od jednego s t a n u d o drugiego, d w o ­
j a k i m i zazwyczaj w świecie idei zaznacza się o b j a w a m i : n o w y m i
t w o r a m i myśli, p r z y n o s z ą c y m i w sobie ż y w o t n e zarodki p r z y ­
szłego rozwoju,
oraz s z t u c z n y m i p r z e t w o r a m i p ł o d ó w
zwyro­
dniałego myślenia, k t ó r e g o pierwiastki r ó ż n o r o d n e , j a k o zeschłe
i zmurszałe, mogą być
zestawiane
dowolnie
wedle
prawideł
k u n s z t u d y a l e k t y c z n e g o , bez względu n a j a k i e k o l w i e k ich d l a
teraźniejszości czy dla przyszłości znaczenie.
Wedle powyższych naszych określeń: pierwsze-—to p a r a ­
d o k s y t w ó r c z e , r o z d ź w i ę k a m i b r z m i ą c e u s z o m współczesnych,
a z a c z ą t k i n o w y c h h a r m o n i i niosące
może p r z y s z ł y m pokole­
n i o m ; d r u g i e — t o s o f i z m a t y , k t ó r y c h rozdźwięk i d e o w y j e s t
odgłosem zasadniczego fałszu dusz, co j e w y d a ł y . T e i t a m t e
o tyle d o siebie p o d o b n e i nieraz ze sobą mieszane, o ile wzglę­
d e m obecności z a r ó w n o są zaprzeczne, t— j a k i e m i ż przeciwień­
s t w a m i okazują się w p e r s p e k t y w i e przyszłycJł-dróg d u c h a !
16$
PARADOKSY I OGÓLNIKI
Nowatorskie
ustalonych
idee
pojęć
Sokratesa,
i wyobrażeń
ze
stanowiska
odwiecznie
s t a r o h e l e ń s k i c h , za
paradoksy
mogły b y ć p o c z y t a n e ; — t w ó r c z y m i w n a j w y ż s z e m
znaczeniu
p a r a d o k s a m i w d u c h u naszej terminologii n a z w a ć je m o ż e m y .
J a k ż e ż stać się mogło, że p r z e z z n a m i e n i t e g o t w ó r c ę „Chmur""
m i ę d z y p r z e w r o t n e sofizmaty z o s t a ł y zaliczone?
N i e t r u d n o n a t o odpowiedzieć. P o m y ś l m y j e n o : wielki t e n
miłośnik ojczystej t r a d y c y i , b r o n i ą genialnej s a t y r y zwalczający
bezwzględnie
wszelkie
na
nią z a m a c h y , widział krecią r o b o t ę
p o d k o p u j ą c y c h ją sofistów a t e ń s k i c h ; w ślepem d l a niej u m i ł o ­
w a n i u a n i p r z y p u s z c z a ł , a b y o n a mogła mieć i n n y c h n i e s k o ń c z e ­
nie szlachetniejszego t y p u wrogów, k t ó r z y , i n t u i c y ą
geniuszu,
wiedzeni, r o z k o p y w a l i jej g r u n t s t a r o d a w n y p o d u p r a w ę n o w y c h ,
d o s k o n a l s z y c h zasiewów. S t ą d p o t w o r n a niesprawiedliwość owej
satyry
antysokratycznej,
zwiastuna
przyszłości
z
to
dziwne
małymi,
pomieszanie
szalbierczymi
wielkiegorzecznikami
współczesnego z w y r o d n i e n i a .
D l a n a s m i s t r z P l a t o n a jest j e d n y m z m i s t r z ó w n o w o ż y t n e j
k u l t u r y d u c h o w e j . — Czyż mógł przewidzieć t ę jego rolę n a p r z e ­
s t w o r z a c h wszechświatowego p o s t ę p u , z a s k l e p i o n y w kole s t a ­
rożytności heleńskich, zachowawca ateński?
A o t o dziś p o u p ł y w i e wieków d w u d z i e s t u czterech j e d e n
z najświetniejszych, ale t e ż n a j b a r d z i e j p a r a d o k s a l n y c h u m y s ł ó w
współczesnych,
F r y d e r y k Nietzsche
(unzeitgemasse),
j a k s a m j e zowie, sądach o z a g a d n i e n i a c h i d e ­
owych ludzkości p o w r a c a
niemal
w swych
„niewczesnych"
d o arystofanicznej
krytyki
S o k r a t e s a , k t ó r e g o p o c z y t u j e za j e d n e g o z największych s z k o ­
d n i k ó w i burzycieli c u d o w n e j , n a h a r m o n i j n e j grze
ugruntowanej
instynktów
k u l t u r y starogreckiej.
J a k dziwnie p o przez wieki s t y k a j ą się t u ideowe s ą d y —i p r z e s ą d y . U j e m n y sąd o Sokratesie w o b u w y p a d k a c h jest p r z e ­
s ą d e m myśli k r y t y c z n e j , k t ó r a n i e n a w i s t n i e p r z e c i w m n i e m a n i e
s k ł o n n a jest p o c z y t y w a ć z a m n i e m a n i e fałszywe, złą wolą s o ­
fistyki
zarażone.
Myśl niezwykła, śmiała, o r y g i n a l n a w formie swej, p r z y t e m
ż y w o z a b a r w i o n a , c h o ć b y zawierała p r a w d ę ńajgłębs/ą, ale nie-:
170
PARADOKSY 1 OGÓLNIKI
wczesną, czy t e ż przedwczesną,
— za
paradoks
w
ujemnem
z n a c z e n i u przez ogół l u d z k i b y w a p o c z y t y w a n a . T o jest, j a k wie­
m y n o r m a l n y o b j a w życia u m y s ł o w e g o wszech czasów i wszechk r a j ó w . J e ś l i w d o d a t k u m y ś l t a b y w a niemiła,
odstręczająca,
l u b zgoła n i e n a w i s t n a , — w t e d y widzi się w niej n i e t y l k o b ł ą d
s ą d u , lecz i złą wiarę sądzącego, czyli p a r a d o k s u z n a n y zostaje z a
sofizmat. W t e n sposób, doszedł Aristofanes d o p o t ę p i e n i a n a u k i
S o k r a t e s a , w t e n sposób o d s ą d z a m y nieraz od czci i w i a r y nie­
n a w i s t n ą ideę, k t ó r ą c h c e m y uśmiercić.
Ale idea, żyjąca własną swą p r a w d ą , t o t w ó r nieśmiertelny,
a
idea p r a w d y p o z b a w i o n a , t o rzecz m a r t w a ,
mająca
tylko
p o z o r y życia, rozsypująca się zaś j a k p r ó c h n o za l a d a p o t r ą c e ­
n i e m myśli k r y t y c z n e j .
Są s c e p t y c y , k t ó r z y j a k P i ł a t w t e d y n a w e t , g d y wcielona,
b o s k a p r a w d a w i d o m i e i m się jawi, p y t a j ą wątpiąco : co t o jest
p r a w d a ? -—• T a k i m w s z y s t k o j e d n o czy słyszą
nową
prawdę,
c z y s t a r e k ł a m s t w o w sztucznie odnowionej formie. O b j e k t y w n e
w a r t o ś c i życia są d l a nich bez znaczenia, o s u b j e k t y w n e z a d o w o ­
lenie j e d y n i e się troszczą. K t o j e d n a k o b o k własnej osoby i jej
z a d o w o l e ń coś jeszcze n a świecie ceni i miłuje, jeśli nie sądem ro­
z u m u , t o i n s t y n k t e m serca będzie u m i a ł odróżnić m y ś l prawdziwą,
ukrytą
w najdziwaczniejszym
n a w e t p r a d o k s i e od
m y ś l i „ c h o ć b y w n a j w y k w i n t n i e j s z e strojnej
kłamliwej
sofizmaty".
Nie w s z y s t k i e p a r a d o k s y mówią p r a w d ę . N i e k t ó r e , j a k wy­
żej z a z n a c z o n o , b y w a j ą l i t y l k o p u s t ą i p r o s t ą grą m y ś l i ; o ile
j e d n a k nie stają
się m y ś l o w e m s z a c h r a j s t w e m , z s o f i z m a t a m i
nie mogą b y ć u t o ż s a m i o n e . Sofizmat
m a zawsze nieczyste su­
m i e n i e logiczne — często i e t y c z n e . P a r a d o k s igra sobie często
z logiką,
ale bezinteresownie, schlebia fantazyi, k a p r y s o m —
n i g d y i n t e r e s o m z e t y k ą , w kolizyę nie wchodzi, figlarzem b y w a ,
nie s z a c h r a j e m .
Oczywiście w s z y s t k o t o stosuje się d o d r o b n y c h p a r a d o k s ó w
p o w s z e d n i o ż y c i o w y c h . Nic z n i m i nie mają wspólnego wielkie
paradoksy
twórcze,
czyli wielkie p r ą d y
przeciwmniemań,
k t ó r e w z w r o t n y c h chwilach życia d u c h o w e g o wstrząsają
za­
s t a ł e wody, zatęchłą atmosferę p r z e ż y t y c h , n i e ż y w o t n y c h m n i e -
171
PARADOKSY I OGÓLNIKI
m a ń . Te nieskończenie dalsze są od sofizmatów i t y l k o przez
złą wolę l u b u p r z e d z e n i e u p o d o b n i a n e d o nich bywają.
Ale n a t u r a l u d z k a , w n a j b u j n i e j s z y m n a w e t s w y m rozwoju
t a k niedoskonała, t a k i e n i e p r a w d o p o d o b n e nieraz zawiera w so­
bie p r z e c i w i e ń s t w a m r o c z n y c h nizin i j a s n y c h szczytów. Z d a r z a
się, że i najwięksi m i s t r z e p a r a d o k s u twórczego, k t ó r z y przynieśli
w n i m ś w i a t u b o g a t y s k a r b n o w y c h idei, świeżych, ożywczych
d ą ż e ń , sofistami s t a w a l i s i ę ; — całkiem świadomie l u b n a p o ł y
bezwiednie posługiwali się s z a c h r a j s t w e m ideowem, g d y n a m i ę ­
t n o ś ć ich d o t e g o p o p c h n ę ł a , — czasem, g d y t o zdało się p o t r z e ­
b n e dla d o b r a s p r a w y , k t ó r e j służyli, l u b z a d a n i a , jakie mieli d o
spełnienia.
Wymownym przykładem
J a n J a k ó b R o u s s e a u , t e n dzi­
w n y człowiek, p a p o ł y geniusz, n a p o ł y szaleniec, t a k w y n o s z o n y
i p o t ę p i o n y n a p r z e m i a n przez r ó ż n y c h sędziów, r ó ż n y m i czasy.
N a j w i ę k s z y p r z e c i w n i k nie może m u n i e p r z y z n a ć o l b r z y m i c h zdo­
b y c z y w dziedzinie d u c h a ,
potężnych
pobudzeń i
wpływów
w rozwoju n a j w y ż s z y c h m o c a r z y d u c h o w y c h e p o k i n o w o ż y t n e j ;
ale n a j g o r ę t s z y wielbiciel nie może nie d o s t r z e d z u t e g o p r a w o ­
d a w c y i w o d z a ideowego,jednej z największych e p o k dziejowych
t y s i ę c y n a d u ż y ć myśli i słowa, t y s i ę c y w y k r ę t n y c h sofizmatów,
k t ó r y m i usiłował u z a s a d n i ć swe dążenia n o w a t o r s k i e , l u b u s p r a ­
wiedliwić swe b ł ę d y życiowe.
E p o k a J a n a J a k ó b a b y ł a epoką wielkich p a r a d o k s ó w i wiel­
kich sofizmatów. J a k ż e się p r z e d s t a w i a za d n i n a s z y c h wzajem­
n y t y c h i t a m t y c h s t o s u n e k ? N i e b r a k n a m ś m i a ł y c h rzeczni­
ków
pobudzającego,
ożywczego
paradoksu.
Oto
Nietzsche,
T o ł s t o j , R u s k i n , Hello, W y s p i a ń s k i . Ale w m a s a c h
jakże
znaczną
ma
przewagę
bezpłodny
szerokich
krętacz-sofizmat.
Nie p o s i a d a m y w p r a w d z i e t a k i c h m i s t r z ó w t e o r e t y c z n e g o m ę d r ­
k o w a n i a , j a c y grasowali w dobie zwyrodniałej myśli starogreckiej,
l u b w s c h y ł k o w y m okresie filozofii scholastycznej ; n a t o m i a s t
jakim licznym i doborowym
zastępem
praktycznych
sofistów
poszczycić się m o ż e m y .
Zwłaszcza
w
dziedzinie
publicystyki
czasowej.
Niejeden
d z i e n n i k a r z współczesny w kozi r ó g by, zapędził naj w y t r a w n i e j -
172
PARADOKSY I OGÓLNIKI -
szego m i s t r z a sofistyki s t a r o ż y t n e j l u b średniowiecznej. Ci d a ­
wni
szalbierze
ideowi
mędrkowali
abstrakcyjnie,
dla szkolnego popisu, dla zadowolenia swej naiwnej
retorów, maniackich upodobań
najczęściej
próżności
w słownem i pojęciowem
ma­
t a c t w i e . Dzisiejszy k r ę t a c z - p u b l i c y s t a m a ściśle określone, p o z y ­
t y w n e z a d a n i a . Ma dowieść, że c z a r n e jest białe, a białe jest czarne*
bo tego
w y m a g a i n t e r e s w ładzy, kliki, p a r t y i , k t ó r e j służy, b o
r
w t y m k i e r u n k u zwracają się n a m i ę t n o ś c i t ł u m u , k t ó r e w y z y ­
skuje.
W
zastosowaniu
s z t u k i sofistycznej
jest t u
wyższość
rzeczywistości n a d a b s t r a k c y ą , realnego przeżycia n a d i d e o w e m
przemyśleniem.
Dość b y ć człowiekiem uczciwym, a b y nie b y ć sofistą ; — dość
mieć nieco r o z s ą d k u , a b y nie pleść p u s t y c h p a r a d o k s ó w ; — dość
posiadać t r o c h ę m y ś l i oryginalnej, a b y nie p o w t a r z a ć o k l e p a n y c h
ogólników!
Dlaczegóż
tak
często z a r z u t y
sofistyki,
paradoksalności,
ogólnikowości czynione są ludziom, k t ó r y m nie b r a k a n i uczci­
wych i n t e n c y i , a n i trzeźwego, z r ó w n o w a ż o n e g o u m y s ł u , ani s a m o ­
dzielnego s ą d u o rzeczach?
Odpowiedzieć m o ż n a i n n e m p y t a n i e m : dlaczego t y l e u p r z e ­
d z e ń w s ą d a c h n a s z y c h o sądach b l i ź n i c h — t y l e j e d n o s t r o n n y c h
wobec nich p u n k t ó w
widzenia?
Niech t o będzie p u n k t widzenia bezwzględnie z a c h o w a w c z y ,
czy nie o b a r c z y m y z a r z u t e m p a r a d o k s u wszelkiego przeciwmniem a n i a , k t ó r e obala l u b p o d k o p u j e s y s t e m u s t a l o n y c h m n i e m a ń ,
c h o ć b y najbardziej p r z e ż y t y c h i z m u r s z a ł y c h ? — A t a k i p a r a ­
d o k s , czyż nie jest t w ó r c z y m r u c h e m myśli, wobec zastałej nie­
r u c h o m e j myśli, wobec zastałej n i e r u c h o m e j jej beztwórczości?
O t o zakres, o t o znaczenie, j a k i e n a d a w a l i ś m y m u w powyższych
n a s z y c h r o z w a ż a n i a c h . Oczywiście t a k p o j ę t y jest on n i e t y l k o
m o ż l i w y m , lecz i k o n i e c z n y m współczynnikiem wszelkich wyż­
szych, o w o c n y c h dążeń ideowych..
Z drugiej s t r o n y przeciwieństwo jego : ogólnik, j a k rozumie­
liśmy go p o w y ż e j , j a k o ideowe odbicie tego, co żyje i wciąż od-
173
PARADOKSY 1 OGÓLNIKI
ż y w a w z a c h o w a w c z y c h siłach d u c h a , nie jest przecież j a k i m ś
martwym
zawalidrogą
w
dziedzinie
twórczych
prac
myśli,
lecz n i e o d z o w n y m również ich w a r u n k i e m . Myśleć p a r a d o k s a m i
i myśleć o g ó l n i k a m i : — t o d w a k r a ń c e skali ideowej, z połą­
c z e n i a k t ó r y c h powstają często w s p a n i a ł e h a r m o n i e .
W s z e l a k o w h a r m o n i a c h t y c h nie b r a k rozdźwięków,
ra­
żących n a s p a r a d o k s a l n e m p r z e j a s k r a w i e n i e m , l u b ogólnikową
wyblakłością b a r w m y ś l o w y c h . Czasem rozdźwięki t a k ą
gają
osią­
p r z e w a g ę , że głuszą wszelką h a r m o n i ę . B y w a t o w t e d y ,
k i e d y p a r a d o k s staje się l i t y l k o p a r a d o k s a l n y m , a ogólnik li
t y l k o o g ó l n i k o w y m , — k i e d y p i e r w s z y nie o ż y w a n o w e m , a d r u g i
nie o d ż y w a d a w n e m ż y c i e m myśli, a o b a są t y l k o p u s t ą , b e z m y ś l ­
n ą grą słów i pojęć, k t ó r e nic żywego nie przynoszą w j a s k r a w e j
swej nowości a n i nic odżywczego nie zachowują w
wyblakłej
swej s t a r z y ź n i e .
O t o są p a r a d o k s y i ogólniki w z w y k ł e m , u j e m n e m słów t y c h
z n a c z e n i u , aż n a d t o często z dużą, l u b n a w e t zupełną słuszno­
ścią
d a j ą c e m się zastosować d o wielu, b a r d z o wielu z d a ń i są­
d ó w ludzkich.
Pozwoliłem
sobie
jednak
powyżej
protestować
przeciw
r ó ż n y m z a s t o s o w a ń t y c h n a d u ż y c i o m ze s t r o n y bezmyślnej r u t y n y
l u b l e k k o m y ś l n e j p u s t o t y , wobec n o w y c h p r z e b ł y s k ó w l u b d a ­
wnych
jawią
o d b ł y s k ó w myśli twórczej
się
nam
niekiedy
i żywotnej.
gwiazdy
geniuszu,
W
pierwszych
—
w
drugich
p ł o n ą czasem ś w i a t ł a m ą d r o ś c i w i e k ó w ; — k t ó ż j e d n a k może
mieć pewność niezachwianą, że t e czy t a m t e jaśnieją w jego m y ­
śli, prześwietlają jego słowa? W i e l u p o w o ł a n y c h , m a ł o w y b r a n y c h .
A w y b r a n i t y l k o są z w i a s t u n a m i p r a w d n o w y c h , — wskrzesi­
cielami s t a r y c h .
N a t o m i a s t t ł u m y p o w o ł a n y c h kręcą się wciąż w
żakietem
kole p r a w d p r z e ż y t y c h , l u b d o życia zgoła n i e z d o l n y c h , — k a r m i ą
się s t a r ą
s t r a w ą ideową, niezawierającą
w sobie j u ż
żadnej
t r e ś c i odżywczej, l u b t e ż usiłują sobie przyswoić s t r a w ę świeżą,
w k t ó r e j więcej f e r m e n t u aniżeli pożywności, więcej d r o ż d ż y ani­
żeli ciasta.
174
PARADOKSY I OGÓLNIKI
O s t a t e c z n i e wszyscy j e s t e ś m y p o w o ł a n i d o myślenia,
do
mówienia. Toż myśl i słowo p r z y r o d z o n e d a r y człowieka, j e g o
siła, jego c h w a ł a w obliczu S t w ó r c y i stworzenia. J a k ż e t y c h d a ­
rów u ż y w a ?
Spytajmy
raczej, j a k ich n i e u ż y w a i
nadużywa
w pospolitej p r a k t y c e życia, g d y n i e u ż y t e c z n y m u g o r e m pozo­
stawia myśl swoją, nietyle przeorując, co zaśmiecając ją n a r z ę ­
dziem słowa?
M o w a służy d o u k r y c i a myśli, u t r z y m u j ą
szalbierczy
k u g l a r z e . W z a s t o s o w a n i u d o t ł u m u p o s p o l i t y c h jej
jej
partaczy
z większą jeszcze słusznością rzec m o ż n a , że służy d o p o k r y c i a
b r a k u wszelkiej myśli.
Denn
eben, wo Begriffe
fehlen,
Da stellt ein Wort zur rechten 7ie.it sich
ein.
T a m właśnie, gdzie pojęć nie staje, w s t a w i a się słowo w n a j ­
właściwszą p o r ę , p o u c z a Mefistofeles w F a u ś c i e Goethego.
Czyż w tej n a u c e d j a b l a - s a t y r y k a n i e m a wiele p r a w d y ludz­
kiego, aż n a d t o ludzkiego ż y d a ?
Ale czyż nie z d a r z a s i ę w n i e m też p r a w d a w p r o s t o d w r o t n a :
mglisty z a r y s pojęcia staje w polu naszej ś w i a d o m o ś c i ; b r a k je­
d n a k słowa, c o b y je d o k ł a d n i e ująć, oświetlić, ujawnić zdołało.
„ J ę z y k k ł a m i e głosowi, a głos myśli k ł a m i e " .
Jeśli mógł on k ł a m a ć t a k i e m u , j a k Mickiewicz, w ł a d c y s w e m u ,
j a k ż e opornie s t a w i a ć się m u s i t y m , k t ó r y c h w ł a d z a n a d n i m
z mickiewiczowską mocą ani r ó w n a ć się nie może!
Niewspółmierność
tragedya
naszego
myśli i s ł o w a :
życia
oto
umysłowego.
wielka,
odwieczna
Od wieków
poprzez
jego o b s z a r y płynie p o t o k słów, k t ó r e nic nie mówią, nie niosą
w sobie ż a d n e j
odżywczej
treści, zdolnej
użyźnić glebę serc
i dusz n a s z y c h . A i m dalej od źródeł, t e m obfitsze fale t e g o p o ­
t o k u , t e m b a r d z i e j rozlewne jego ł o ż y s k o . W p i e r w o t n e j
d y c y i ludzkości słowo jest r o z b ł y s k i e m
tra­
wielkich objawień d u ­
cha, z a c h o w a w c ą wielkich w s p o m n i e ń ż y c i a , •— dzisiaj, w epoce
bibuły
dziennikarskiej
i parlamentarnego
gadulstwa,
jak to
często nic ono n a m nie objawia, nic nie z a c h o w u j e , choć s z u m u
czyni nie m a ł o i t y s i ą c z n y m i n a p o w i e r z c h n i mieni się p o ł y s k a m i -
175
PARADOKSY I OGÓLNIKI
Nie z n a c z y t o wszakże, a b y w s z y s t k o , co b y ł o d o w y p o ­
wiedzenia, zostało już w y p o w i e d z i a n e , i a b y p o z o s t a ł
nadmiar
słów, k t ó r e ni i już d o powiedzenia nie mają. Owszem, w p r o s t
przeciwnie : n i g d y może nie b y ł o t y l e , co za d n i n a s z y c h , myśli
nie w y r a ż o n y c h , czy wyrazić się nie zdolnych, t a k i e g o ł a m a n i a
się myśli ze słowem, k t ó r e d a r e m n i e ująć ją się sili. Czy n i e
t e m u p r z y p i s a ć n a l e ż y t o b e z p r z y k ł a d n e za czasów d a w n i e j ­
szych w s z e c h w ł a d z t w o m u z y k i we współczesnem życiu
arty-
stycznem? Wyśpiewujemy
rodzą
się jakieś n i e u c h w y t n e
nastroje
dla mowy,
duszy,
z
których
wypowiedzieć się w
niej
nie dające, zestroję i rozstroje ideowe.
Z a n i m one k i e d y ś w przyszłości w n o w e m
słowem
wypowiedziane
zostaną,
płyną
objawieniu
tymczasem
potokiem
myśli, k t ó r y t a k często mija, k r z y ż u j e się z p o t o k i e m słów, nieznajdując w n i m n a l e ż y t e g o ujścia dla siebie.
Słowa, słowa, słowa! —
możnaby powtórzyć za
Ham­
l e t e m , zajrzawszy d o niejednej g a z e t y , b r o s z u r y , n a w e t książki
współczesnej.
Myśli, myśli, myśli! •—• chciałoby się z a w o ł a ć ,
zajrzawszy d o wielu p r z e i n t e l e k t u a l i z o w a n y c h głów naszej i n t e ł e k t u a l i s t y c z n e j e p o k i , — myśli, kłębiące się j a k i m ś
zawiłym
przedstworzennym chaosem ideowym, w k t ó r y m daremnie dosłuchiwać się p r o s t e g o
twórczego słowa p r a w d y .
A j e d n a k t a k i e właśnie słowo jest k o n i e c z n y m celem wszel­
kiej p r a c y ideowej, n a t u r a l n e m
ujściem
myśli i słowa. Więcej w a r t a j e d n a p r a w d a
wszystkich
potoków
aniżeli tysiące myśli
o p r a w d z i e , — p r a w d a w k t ó r ą się wierzy, o k t ó r e j jest się p r z e ­
k o n a n y m , k t ó r ą się żyje.
Owóż b y w a aż n a d t o często, że ż y w a p r a w d a d u s z l u d z ­
k i c h z biegiem czasu staje się m a r t w y m ogólnikiem, b ą d ź d l a
tego
że się p r z e ż y ł a , b ą d ź d l a t e g o
że w ciasnych
zmartwia­
ł y c h d u s z a c h b r a k jej p r z e s t w o r u , b r a k w a r u n k ó w życia.
W
pierwszym
wypadku
nie odżyje
n i g d y , choć
trwać
może p r z e z wieki j a k o zasuszona m u m i a d u c h a , — w d r u g i m
jest j a k o z i a r n a zbożowe, k t ó r e p r z e c h o w a n e
w piramidach
egipskich, przez
ż y w o t w ó r c z e j siły k i e ł k o w a n i a .
dziesiątki
wraz z mumiami
wieków,
niestraciły
176
PARADOKSY I OGÓLNIKI
Niejedno t a k i e ziarno p r a w d y , przechowujące się w m a r ­
t w y m o g ó l n i k u , n o w e m zakiełkowało i w y b u j a ł o życiem w oży­
wczej myśli, ożywczem słowie t y c h , co zdołali je w y d o b y ć z wie­
kowej pleśni s t a r y c h g r o b o w c ó w i d e o w y c h .
P y t a n i e j e d n a k : co robić z ogólnikami, w y d o b y t y m i ze
starych i nowych pudeł doktrynerskich,
w których
nietylko
z i a r n p r a w d y , ale i z i a r n jakiejkolwiek szczerej myśli o p r a w d z i e
t r u d n o się nieraz d o s z u k a ć . A t a k i c h p u d e ł bezlik za d n i n a ­
szych : istne magazyny
•dam aliis
doktryn
de omnibus
rebus et
quibus-
— o w s z y s t k i c h rzeczach i o n i e k t ó r y c h i n n y c h . —
J e s t t o o b j a w b a r d z o n a t u r a l n y w epoce, w k t ó r e j więcej myśli
aniżeli p r a w d , więcej słów aniżeli myśli.
W takiej
epoce rozumującej
i mędrkującej
każdy
chce
m i e ć n a w ł a s n y u ż y t e k j a k n a j w i ę k s z y zasób idei, pojęć, m n i e ­
m a ń , a oczywiście nie k a ż d e g o s t a ć n a zdobycie ich przez sa­
modzielną
pracę
umysłową.
Stąd
ogromne
zapotrzebowanie
g o t o w e g o m a t e r y a ł u myślowego i o d p o w i a d a j ą c a m u olbrzymia
p r o d u k c y a s p o r z ą d z a n y c h n a p r ę d c e d o k t r y n , w k t ó r y c h ło­
żyskiem
szerokich uogólnień
płyną
nieliczne, wątłe
ziarenka
p r a w d y , t o n ą c e w p o w o d z i z ł u d z e ń fałszów l u b zgoła p u s t y c h
frazesów.
W e p o k a c h n i e t y l e rozlewnej co skupionej w sobie, p r a c y
d u c h a , ogólniki p o w s t a w a ł y w głowach l u d z k i c h j a k k r y s z t a ł y
w
przyrodzie
pod
olbrzymim
ciśnieniem
wiekami
nagroma­
d z o n y c h m a s m y ś l o w y c h ; — w dobie t a k i e j o g r o m n e j , j a k za
d n i n a s z y c h , rozlewności
w pustyni mnożą
czy rozsypności ideowej n i b y p i a s e k
się one w nieprzeliczonej ilości n a
skutek
s t o p n i o w e g o wietrzenia i k r u s z e n i a p o t ę ż n y c h ongi skał i gła­
zów myśli.
R ó w n o c z e ś n i e z m n o ż e n i e m się ogólników, j a k o pospo­
litej
strawy doktrynerskiej
epoki,
na przeciwległym
paradoksy
jako
intelektualnego pospólstwa
krańcu
wyszukane
skali umysłowej
przysmaki
ideowe
naszej
mnożą
się
samorzutnych,
w y b i t n i e i n d y w i d u a l n y c h inteligencyi współczesnych.
J a k często r o z b r z m i e w a ł a n i m i l i t e r a t u r a i s z t u k a w ciągu
o s t a t n i c h l a t kilkudziesięciu. J e ś l i w tej i w t a m t e j
nagroma-
177
PARADOKSY I OGÓLNIKI
dziło się bez m i a r y m n i e m a ń - o g ó l n i k ó w
k r ą ż ą c y c h z głowy d o
głowy, j a k z rąk d o rąk krążą w y t a r t e l i c z m a n y —• t o czyż niew y d a ł y one też m n ó s t w a p r z e c i w m n i e m a ń - p a r a d o k s ó w
mają­
c y c h w y o b r a ż a ć n o w e wartości myślowe, n i e s t e t y ,
nadto
aż
często p o z o r n e , urojone, l u b zgoła u j e m n e .
Tam
nawet,
gdzie
one
wyobrażają
poważny,
istotnie
w a r t o ś c i o w y z a s ó b m y ś l i t w ó r c z e j — u t a k i c h n. p . m i s t r z ó w
paradoksu
nowoczesnego j a k N i e t z s c h e l u b Tołstoj —
wielu p r a w d doniosłych
piero mówić o g r a s u j ą c y m
za d n i n a s z y c h l i c z n y m
zastępie
k u g l a r z y i trefnisiów p a r a d o k s u , k t ó r y c h p r a w d a t y l e
o b c h o d z i co śnieg zeszłoroczny, k t ó r z y n a
wzajemnem
obok
j a k wiele złudzeń i u r o j e ń ! A cóż d o ­
w przejaskrawianiu
Wyrażenia te w literalnem
współzawodnictwie
swych b a r w , w
j a n i u s w y c h t o n ó w całą swą s z t u k ę
właśnie
przerozstra-
zasadzają.
znaczeniu mogą b y ć z a s t o ­
sowane do pewnych najnowszych prądów muzyki i malarstwa ;
-a w z n a c z e n i u p r z e n o ś n e m czyż nie znajdują więcej niż k i e d y ­
k o l w i e k słusznego z a s t o s o w a n i a d o r ó ż n y c h w y b r y k ó w
myśli
i słowa we współczesnej twórczości poetyckiej i literackiej ?
Co p r a w d a i dziwić się t e m u nie m o ż n a . Skoro t y l e snuje
się myśli ogólnikowo w y b l a k ł y c h w epoce m a s y w n e j
wytwórczości
i n t e l e k t u a l n e j ; co za dziw, że
fabrycznej
prawem
reakcyi
jawią się t e ż często myśli p a r a d o k s a l n i e przejaskrawione?
Skoro
t y l e letniej, s m a k u wszelkiego p o z b a w i o n e j , w o d y słownej p r z e ­
lewa się codziennie przez ł a m y n a s z y c h d z i e n n i k ó w i s t r o n n i c e
n a s z y c h w y d a w n i c t w p u b l i c y s t y c z n y c h , nie dziw, że zachciewa
się nieraz jakiejś ostrej gryzącej p r z y p r a w y ,
choćby
witryolu
słownego, d o k t ó r e g o p r z y z n a w a ł się otwarcie p e w i e n nasz sa­
t y r y k współczesny, r o z b r y k a n y w d z i k i m ferworze n i e t y l e p o n o
p a r a d o k s a l n y c h , co sofistycznych
W tem
pożywieniu
rzecz właśnie,
ani k u
przejaskrawień.
że p o d o b n e p r z y p r a w y
ani
u z d r o w i e n i u d u c h a ludzkiego zgoła
ku
nie­
p r z y d a t n e , owszem n i e r a z z d r o w i u jego wręcz szkodliwe, n a z b y t
często u ż y w a n e b y w a j ą przez r ó ż n y c h p r z y r z ą d z a c z y d u c h o w e j
jego s t r a w y . J e s t t o nie t w ó r c z e a raczej r o z k ł a d o w e , niszczące
P.
P . T. C X X X I .
12
178
PARADOKSY 1 OGÓLNIKI
działanie myśli i n d y w i d u a l n e j , k t ó r a za p o ś r e d n i c t w e m
swych
p a r a d o k s a l n y c h p r z e j a s k r a w i e ń r o z s t r a j a d a w n e h a r m o n i e ide­
owe, niezdolne dostroić ją wzbogaconą n o w y m i p i e r w i a s t k a m i ,
d o wyższego t o n u , d o większej pełni życia.
J e s t p e w n a analogia m i ę d z y n a d p r o d u k c y ą
intelektualną
i n a d p r o d u k c y ą p r z e m y s ł o w ą n a s z y c h czasów. W jednej i d r u ­
giej dziedzinie r o b o t a
fabryczna
obliczona głównie n a
ilość
i n a pośpiech. W y r a b i a j ą się p r z e d m i o t y u ż y t k u i z b y t k u niet y l e przez n a t u r a l n e z a p o t r z e b o w a n i e
nowe rodzaje
sztucznych
w y w o ł a n e , ile coraz t o
zapotrzebowań
wywołujące.
A
go
r
t o w a zawsze n a usługi całej tej m a s y w n e j wytwórczości p o ś r e d n i c z k a - r e k l a m a znajdzie zawsze sposoby wtłoczenia s p o ż y w c y
tego n a w e t , co n a j m n i e j m u p o t r z e b n e l u b n a nic zgoła nie­
przydatne.
N i k t nie zdoła zaprzeczyć, że obok t y c h fabrycznie wy­
produkowanych
i reklamiarsko rozpowszechnionych
ogólniko­
w y c h d o k t r y n i p a r a d o k s a l n y c h f a n t a z m a g o r y i w życiu i n t e l e k t u a l n e m naszej epoki, j a k p o wsze czasy, nie b r a k t e ż m n i e mań-uogólnień i p r z e c i w m n i e m a ń - p a r a d o k s ó w , zalecających
się
w e w n ę t r z n ą swą p r a w d ą czy t o p o d ciśnieniem mądrości wie­
k ó w powolnie w y k r y s t a l i z o w a n ą ,
czy t e ż t r y s k a j ą c ą
nagłym
rozbłyskiem geniuszu t w ó r c z e g o ; ale t o p e w n a , że w tej
czy
w owej swej p o s t a c i n a p o t y k a o n a dziś więcej niż k i e d y k o l ­
wiek w s p ó ł z a w o d n i c t w a
nawet
różnych
półprawd, ćwierćprawd,
całych fałszów, zalewających
nasz r y n e k
lub
intelektuali-
s t y c z n y istną powodzią p ł y t k i e g o d o k t r y n e r s t w a , czy t o w ogól­
nikowo w y b l a k ł e m czy p a r a d o k s a l n i e
przejaskrawionem
jego
zabarwieniu.
Ktoś
co p o w o ł a n y jest d o wypowiadania' swych
myśli
i sądów p r z e d mniej l u b więcej szerokim ogółem s p o ł e c z n y m —
o ile nie m a pewności geniuszu czy p r e t e n s y i
zarozumialca,
że należy d o liczby w y b r a n y c h jego rzeczników i m i s t r z ó w —
zawsze i wszędzie żywić może wątpliwości, czy t o co głosi, za­
wiera w sobie świeże ż y w o t w ó r c z e z a s a d y p r a w d y , czy też m a r ­
twe, zeschłe jej ł u p i n y , l u b z b y t w y b u j a ł e , jałowe jej p ę d y ?
179
PARADOKSY I OGÓLNIKI
Dziś, g d y p ł o d y d u c h a przebijać muszą t a k ą g r u b ą
powlokę
p r z y t ł a c z a j ą c e j go k u l t u r y m a t e r y a l n e j wątpliwości, t e
większe
niż k i e d y k o l w i e k .
U p r a w a u m y s ł o w a n a gruncie owej k u l t u r y szeroka i w y ­
silona
niezmiernie, w y h o d o w a n a
przez nią i d e o w a
roślinność
b u j n a i r ó ż n o r o d n a , ale c z y b a r d z o owocna, czy b a r d z o za­
s o b n a w p o ż y w n e dla d u s z y pierwiastki? Myśli się d u ż o , wie
się jeszcze więcej, a r o z p r a w i a się najwięcej, a w t e m wszystk i e m j a k m a ł o p r a c y p r a w d z i w i e t w ó r c z e j , j a k m a ł o dzieł wiel­
kich, t r w a ł y c h , p r z e n i k n i ę t y c h o ż y w c z e m t c h n i e n i e m d u c h a !
Myśleć i t w o r z y ć m y ś l o w o w t a k b a r d z o ożywionem, a t a k
b a r d z o j a ł o w e m środowisku i n t e ł e k t u a l i z m u współczesnego, t o
z a d a n i e nastręczające m n ó s t w o wątpliwości. T a myśl, t a idea,
j a k a powziąłem, z d a mi się pełną znaczenia, pełną treści ży­
w o t n e j ; ale w u m y ś l e m o i m t y l e jest n a b y t k ó w z
zewnątrz
p o c z e r p n i ę t y c h , z n a u k i , z c z y t a n i a , m i ę d z y n i m i , obok rzeczy
w a ż n y c h , z a s a d n i c z y c h , t y l e s ł a b y c h i z n i k o m y c h , że k t o wie,
czy nie jest t o j e d e n z nich, j e d e n zwłaszcza z t y c h
ostatnich,
j a k i ś ogólnik o g a d a n y , o p i s a n y n a w s z y s t k i e s t r o n y , j a k i ś sąd
d a w n o p r z e b r z m i a ł y o s p r a w a c h i rzeczach d a w n o z a p o m n i a n y c h .
O w z n o w u p o m y s ł ideowy, k t ó r y nagle mi z a b ł y s n ą ł j a k o
niewątpliwie s a m o r z u t n y , o r y g i n a l n y t w ó r mej myśli, czy w p a ­
r a d o k s a l n e j s w e j p o s t a c i przyniesie i s t o t n i e j a k ą ś nową p r a w d ę
„ n i e n a czasie", j a k się w y r a ż a ł N i e t z s c h e , t e m więcej dla cza­
sów p r z y s z ł y c h , m o ż e p o wsze czasy; p r a w d z i w ą ?
Niestety,
autor
„Zaratustry"
odstraszającym
jest
tu
p r z y k ł a d e m . W jego d u s z y n a g r o m a d z i ł o się t y l e niechęci i w s t r ę t u
d l a ideowej b a n a l n o ś c i naszych czasów, że ucieczki szukał p r z e d
nią
w ideowej ekscentryczności swych a f o r y z m ó w
paradoksal­
n y c h , w k t ó r y c h — p r z y całem u z n a n i u d l a genialnego a r t y s t y
p r z y c a ł e m współczuciu dla chorej
na podłowstręt
wzniosłej
d u s z y ludzkiej — n i e p o d o b n a d o p a t r z y ć się objawień n o w e j ,
żywotwórczej
mądrości
życiowej,
a
często t r z e b a
stwierdzić
o b j a w y p a r a d o k s a l n e g o zacietrzewienia, l u b co gorsza, sofistyczn e g o o m a m i e n i a myśli.
180
PARADOKSY I OGÓLNIKI
K t ó ż m i zaręczy, że t a k lub o w a k moja idea s a m o r z u t n a ,
t e n l u b ów o r y g i n a l n y p a r a d o k s , za p o ś r e d n i c t w e m
którego
wypowiedzieć ją usiłuję, nie zrodziły się z p o d o b n y c h w s t r ę t ó w
i niechęci, z t a k i e g o l i t y l k o zaprzecznego s t o s u n k u d o d u c h a
czasu, d o jego sądów, m n i e m a ń , doktryn,, ogólników.
Owóż p e w n ą je.it rzeczą, że z przeczenia n i g d y niew yniknie
r
twierdzenie, z ujemnego
li t y l k o
stanu
duszy
nie
powstanie
d o d a t n i a , t w ó r c z a siła, zdolna życie d u c h o w e przyszłości n o ­
w y m i z a p ł o d n i ć p i e r w i a s t k a m i . K t o ideę negacyi, słowo n e g a c y i
w swych samorzutnych przeciwmniemaniach
m a do
przeciw­
s t a w i e n i a o g ó l n i k o w y m m n i e m a n i o m swej epoki, t e n
lepiejby
milczał, dla siebie s a m e g o lepiejby schował r z e k o m e objawienia
swego p s e u d o g e n i u s z u .
Jeśli j e d n a k głowa p e ł n a myśli, a serce pełne p r a g n i e ń
z n i e p r z e p a r t ą siłą d o w y p o w i e d z e n i a się dążą, j a k i e są p r o ­
bierze p r a w d y słów, z t a k i e g o ich s t a n u
wynikających?
Są liczne i r ó ż n e . W e d l e mego m n i e m a n i a wszakże d a d z ą
się streścić w d w ó c h zasadniczych, k t ó r e t u p o d postacią
kich oto p r z y k a z a ń n a zakończenie pozw alam sobie
ta­
sformu­
r
łować. ^
Przedewszystkiem:
p o w i e d z i a n o : dość b y ć
sofistą
nie b ą d ź
sofistą.
A jak
człowiekiem uczciwym,
już
aby
wyżej
nie
•—• oczywiście u c z c i w y m n i e t y l k o życiowo, lecz
być
także
i d e o w o ; są b o w i e m ludzie, k t ó r z y nie dla własnego p o ż y t k u ,
lecz n a k o r z y ś ć s w y c h idei posługują
Korzyść
idei s t ą d
problematyczna,
się w y k r ę t n ą
a
szkoda
sofistyką.
idealizmu
nie­
w ą t p l i w a — i d e a l i z m u dążeń u m y s ł o w y c h , k t ó r e w sofistyczn y c h szalbierstwach n i e u c h r o n n e m u ulegają zwyrodnieniu.
Drugie
o sobie.
Zda
przykazanie
się
to
brzmi:
bądź
sobą,
może paradoksalnem
czyli
zapomnij
przeciwieństwem,
a w istocie rzeczy jest oczywistą a p r o s t ą b a r d z o p r a w d ą . K t o
myśli o sobie, myśli o t e m , j a k się w y d a w swej postaci, w swych
i d e a c h , w s w y c h słowach — j a k się p r z y s t r o i ć -w t e i w t a m t e ,
j a k najskuteczniej t y m i i t a m t y m i się popisać. S t r o i się w c u d z e
p i ó r k a , g d y nie m a swoich ; w cudze k o m u n a ł y i ogólndd, k t ó ­
r y c h zawsze p o d d o s t a t k i e m d o s t a r c z y ć m u mogą mające obieg
181
PARADOKSY I OGÓLNIKI
n a r y n k u i n t e l e k t u a l n y m t e o r y e i teoryjki, m n i e m a n i a i dok­
t r y n y . G d y go stać n a własne p i ó r k a , j a k p a w r o z t a c z a je d o ­
k o ł a siebie w p o s t a c i j a s k r a w y c h barwmych
przeciwmniemań-
p a r a d o k s ó w , k t ó r e nic nie m ó w i ą ,nic nie t w o r z ą w dziedzinie
myśli, a m a j ą t y l k o za z a d a n i e zadziwiać, olśniewać w dzie­
dzinie słowa i frazesu.
K t o o sobie z a p o m n i ,
t e n skuteczniej p a m i ę t a o t e m , co
m a w sobie. J e s t sobą, b o bez t r o s k i o t o , j a k się w y d a w sferze
idei, troszczy się o t o , czem j e s t w niej n a p r a w d ę , czem jest
w swych uczuciach, m y ś l a c h i słowach, j a k i e w y s n u ć z niej
się dają.
O s t a t e c z n i e k a ż d y człowiek, c h o ć b y n a j u b o ż s z y
duchem,
jeśli jest sobą, z siebie s a m e g o czuje, myśli, m ó w i , jest k i m ś
w świecie d u c h a , jest i n d y w i d u a l n o ś c i ą d u c h o w ą o nieobliczalnej
cenie, bezgranicznej w a r t o ś c i . N i e m a d w ó c h l i s t k ó w n a d r z e ­
wie, zupełnie p o d o b n y c h , nie m a d w ó c h dusz l u d z k i c h , z u p e ł n i e
jednakich. Każda,
coby wypowiedziała
z zupełną
szczerością
i p r a w d ą swą treść w e w n ę t r z n ą , swą i s t o t ę odrębną, s t a ć b y się
musiała zajmującą
d l a myślącego
u m y s ł u , j a k o zjawisko
je­
d y n e w swoim r o d z a j u , a z ogółem wszech zjawisk d u c h a b e z ­
p o ś r e d n i o złączone.
Najpowszedniejszy ogólnik; o d c z u t y w głębi w e w n ę t r z n e g o
ż y c i a d u s z y i z pełni t e g o odczucia z całą szczerością w y r a ż o n y ,
p r z e s t a j e b y ć p u s t y m o g ó l n i k i e m - k o m u n a ł e m , a staje się b o ­
gatą
w treść, z a r a z e m ogólną i i n d y w i d u a l n ą
prawdą
życia.
Najdziwaczniejszy paradoks, będący wyrazem samoistnego r z u t u
m y ś l i szczerej, c h o ć b y nie zwiastował n a m nowej p r a w d y wszechl u d z k i e g o znaczenia, p o d a j e n a m j e d n a k j a k ą ś d r o b n ą
bodaj
jej c z ą s t k ę , k t ó r a w z b i o r o w y m jej całokształcie coś przecież
z n a c z y , coś i s t o t n e g o p r a w d z i w i e żyjącego
Nie wielu j e s t
wybranych,
p r a w d y przyszłości, t r y s k a j ą c e
którym
w niej
dano
wyobraża.
objawić
s a m o r z u t n i e z genialnego
nowe
nat­
c h n i e n i a , l u b odsłonić d a w n e p r a w d y , u k r y t e w m ą d r o ś c i wie­
k ó w m i n i o n y c h . W s z y s c y są p o w o ł a n i d o u j a w n i e n i a dusz s w y c h
w p r a w d z i e i szczerości własnego, z głębi czucia i pełni m y ś l i
z r o d z o n e g o , słowa.
182
PARADOKSY I OGÓLNIKI
J a k niewielu wszakże ludzi k t ó r z y p o w o ł a n i u t e m u chcą
czy
mogą s p r o s t a ć , k t ó r z y zawsze i wszędzie chcą b y ć
tylko
sobą, z siebie i za siebie szczerze p r z e m a w i a ć . S t ą d w m o w i e
ludzkiej t y l e ogólników, co n a m nic zgoła nie mówią, t y l e p a ­
r a d o k s ó w , co mówią j e d y n i e o chęci błyszczenia w słowie, a nic
nie ujawniają
z w e w n ę t r z n e g o światła d u s z y .
Skończone w Czechach 1 września 1914 r.
Kacper Decurtins.
W m a j u b . r. obchodził ś w i a t k a t o l i c k i 25-letnią rocznicę
s ł y n n e j e n c y k l i k i Rerum
novarum,
w której Leon X I I I . potę­
ż n y m i r y s y kreśli g r o ź n e o b j a w y bezwzględnego e g o i z m u eko­
n o m i c z n e g o , niszczącego życie n a r o d ó w i w a r s z t a t p r a c y t w ó r ­
czej i p r o k l a m u j e uroczyście p r a w a ś w i a t a
robotniczego.
Z jednej strony wskutek wadliwego ustawodawstwa
braku
ustaw,
tępiących
„żarłoczną
lichwę" i
czy
ukrócających
b e z w z g l ę d n y egoizm e k o n o m i c z n y , w i d z i m y g w a ł t o w n i e rosnące
wielkie f o r t u n y i wielki k a p i t a ł , z drugiej m a s y ludzi, z a c h w i a ­
n y c h w swojej e g z y s t e n c y i , k t ó r z y ze s t a n o w i s k a niezależnego
zeszli d o r z ę d u
proletaryatu.-. W a r s t w y
p r z e d e w s z y s t k i e m opiera
średnie, n a
których
państw
warsztat
się siła z b r o j n a
p r a c y n a r o d o w e j „ p o s z ł y n a p a s t w ę nieludzkich
i współzawodników
pogorszyła
niepohamowanych
nienasycona lichwa
d n o k r o t n i e w y r o k i e m Kościoła,
p o d inną
występująca
postacią,
ludziom, żądnym zysku.
monopolem
niewielu,
vorax
i
kapitalistów
w chciwości.
usura,
zawsze t a
przynosi
Stosunki
potępiona
sama,
lubo
nieje­
coraz
nieprawe .dochody
P r o d u k c y a i h a n d e l s t a ł y się n i e m a l
a w ten
sposób g a r s t k a bogaczów n a ­
ł o ż y ł a j a r z m o p r a w i e niewolnicze s t a n o w i
pracującemu".
N a k r w a w e m t l e z a w i e r u c h y wojennej j a k
groźnie
wy­
olbrzymiały te rysy zachłannego kapitalizmu i lichwy wojennej!
W części p r a k t y c z n e j * e n c y k l i k i p r z y p o m i n a L e o n
i p r z y t a c z a cały szereg
XIII.
o b o w i ą z k ó w społecznych, k t ó r e , choć
złego nie u s u n ą z k o r z e n i e m , t o p r z y n a j m n i e j załagodzą
naj-
groźniejsze jego o b j a w y i u c h r o n i ą w a r s t w ę r o b o t n i c z ą od p o ­
wolnej d e g e n e r a c y i .
A więc główny obowiązek sprawiedliwego
wynagrodzenia
r o b o t n i k a , k t ó r y p o w i n i e n tyle zarobić, żeby mógł w y ż y ć z żoną
i dziećmi. — A więc r o b o t n i c z e u s t a w o d a w s t w o o c h r o n n e , ogra­
niczające i n o r m u j ą c e
czas p r a c y i s p o c z y n e k niedzielny, c h r o ­
niące o d w y z y s k u i zepsttcia k o b i e t ę i dziecko. — A wiec o b o ­
wiązek u s z a n o w a n i a
wolno się
godności c z ł o w i e k a : ,,z r o b o t n i k i e m
obchodzić, j a k z n i e w o l n i k i e m ;
w n i m , j a k słuszna,
nie
trzeba
uszanować
godność l u d z k ą " . — A więc
obowiązek
u d z i e l a n i a j a ł m u ż n y , według słów Ewangelii : „co z b y w a , d a j ­
cie j a ł m u ż n ę " .
P r z e d e w s z y s t k i e m j e d n a k o t e m p a m i ę t a ć należy, że „ r e ­
ligia j e d n a może
złe
wykorzenić
i
wytępić
u p r a g n i o n e g o r a t u n k u głównie wyczekiwać
doszczętnie... że
należy
od
miłości
chrześcijańskiej, streszczającej w sobie w s z y s t k i e p r z e p i s y e w a n ­
geliczne,
miłości, zawsze gotowej
d o poświęceń, b o t o n a j p e ­
wniejsze l e k a r s t w o n a p y c h ę i s a m o l u b s t w o " .
W
dniu
30
maja
b. r „ jakby
w
rocznicę
encykliki
w Szwajcaryi z a m k n ą ł powieki K a c p e r D e c u r t i n s , j e d e n z n a j ­
w y b i t n i e j s z y c h obecnej d o b y k a t o l i c k i c h p o l i t y k ó w s o c y a l n y c h
i wielkich z a p a ś n i k ó w s p r a w y Bożej, m ą ż z a u f a n i a L e o n a X I I I .
i P i u s a X „ k t ó r y od l a t młodzieńczych, idąc za p o p ę d e m g o ­
rącego serca, b e z i n t e r e s o w n i e o d d a ł się w służbę s p r a w y s o c y a l nej i cywilizacyi chrześcijańskiej.
Świeżo p o p o j a w i e n i u się encykliki Rerum
nomrum
zabrał
się D e c u r t i n s w celu w p r o w a d z e n i a w życie w s k a z a ń socyalnych
L e o n a X I I I . d o w y d a w a n i a katolickiej biblioteczki socyalnej
p . t. : Etudes
sociales
catholigues.
„ W a l k i b o w i e m lat o s t a t n i c h
w y k a z a ł y , że t y l k o g r u n t o w n e i b e z u s t a n n e zgłębianie p r o b l e ­
m ó w s o c y a l n y c h , ich p o c z ą t k u i rozwoju, u z d o l n i k a t o l i k ó w d o
zwycięskiego z m a g a n i a się z b ł ę d a m i , k t ó r e wylęgły się z n a u k i
bez
Boga".
„Leon X I I I . ukazał światu, czytamy w przedmowie
do
w y d a w n i c t w a t e g o , d e d y k o w a n e g o k a r d y n a ł o w i R a m p o l l i , nie­
bezpieczeństwa, z a g r a ż a j ą c e n a s z e m u społeczeństwu. P o s t a w i o n y
185
KACPER DECURTINS
p r z e z Boga n a
straży kultury
chrześcijańskiej
wielki
p o d a ł n a m ś r o d k i z a r a d c z e , k t ó r e mają uleczyć r a n y
i p r z y c z y n i ć się d o o d b u d o w y p o r z ą d k u
n i e zdrowej i t r w a ł e j p o d s t a w i e .
papież
socyalne
społecznego n a j e d y ­
Obowiązkiem
tedy
każdego
k a t o l i k a i p a ń s t w katolickich j e s t w p r o w a d z a ć w ż y c i e d o k t r y n y
s o c y a l n e L e o n a X I I I . , k t ó r e j e d n e pokój społeczny, t a k n a m
p o ż ą d a n y , zabezpieczyć i dać n a m m o g ą * ) " .
Społecznego o b o w i ą z k u t e g o j a s n y m w z o r e m b y ł o b o g a t e
w owoce życie jego.
D e c u r t i n s urodził się w r.
1855 w T r u n s
i w y n i ó s ł z d o m u rodzicielskiego s t a r a n n e
w Szwaj c a r y i
wychowanie
i wy­
k s z t a ł c e n i e religijne.
Mając l a t siedmnaście, o p o w i a d a
Goyau, t r a p i ł y go m y ­
śli, czy własność p r y w a t n a j e s t z g o d n a z p o s t ę p o w y m u s t r o j e m
s p o ł e c z n y m , czy opiera' się n a sprawiedliwej zasadzie p r a w n e j .
A ż e b y p r z e z w y c i ę ż y ć wątpliwości t e , z a c z e r p n i ę t e z a t m o s f e r y
s o c y a l i s t y c z n e j , m ł o d y s t u d e n t rozczytuje się w d o k t o r a c h K o ­
ścioła i w y c h o d z i z tej. l e k t u r y g o r ą c y m k a t o l i k i e m i z d e c y d o ­
w a n y m p r z e c i w n i k i e m liberalizmu e k o n o m i c z n e g o .
Z n a m i e n n y fakt t e n dowodzi, że w gorącem sercu młodego
i d e a l i s t y wcześnie zrodziła się myśl społeczna i w s t r z ą s n ę ł a d o
głębi jego s u m i e n i e m . S c e p t y c y z m t a k i , dodaje G o y a u , j e s t r z a d k i
przedewszystkiem
dzielną
pracą
u ludzi b o g a t y c h . K t o go d o z n a ł
przezwyciężył,
nie jest człowiekiem
i samo­
banalnym.
S t u d y a uniwersyteckie odbywał Decurtins w Monachium,
H e i d e l b e r g u i S t r a s b u r g u . B y ł y t o czasy p o t ę ż n i e
wzmagają­
cego się d u c h a religijnego wśród k a t o l i k ó w w N i e m c z e c h , a uni­
w e r s y t e t m o n a c h i j s k i ż y ł p o d ó w c z a s jeszcze t r a d y c y ą i j a ś n i a ł
o d b l a s k a m i ż y w o t n e g o ogniska
myśli k a t o l i c k i e j ,
roznieconej
w h i s t o r y c z n e m k ó ł k u „ o j c a " Górresa.
Prusy po pokonaniu mocarstw katolickich Austryi i Francyi
marzyły
o w z n o w i e n i u c e s a r s t w a niemieckiego,
któreby,
w przeciwieństwie d o ś r e d n i c h wieków, b y ł o ostoją p r o t e s t a n ­
t y z m u w E u r o p i e i d o k o ń c z y ł o dzieła reformacyi w N i e m c z e c h .
*) Etudes saciales catholiąues, publiees par Gr. Decurtins. Bale 1892.
ISO
KAUrłjri DEUUnT1JNS
Ażeby cel t e n osiągnąć,
żelazny
n a s t r o n n i c t w i e l i b e r a l n e m , podjął
hasło kulturkampfu. „ W a l k a
kanclerz,
opierając się
walkę z Kościołem i rzucił
obecna,
która
rozgorzała,
mówi
z t r y b u n y p a r l a m e n t a r n e j W i n d h o r s t , nie d a t u j e się od s o b o r u
w a t y k a ń s k i e g o , ani od ogłoszenia s y l a b u s u , ani encykliki. Moi
panowie, t o a b s o l u t n i e nie z g a d z a się z p r a w d ą . W a l k a t a i n a ­
czej się rozpoczęła. G d y A u s t r y ę p o k o n a n o , g d y P r a n c y a b y ł a
u stóp
naszych
powalona,
wówczas — p a n
prezydent
mini­
s t r ó w i k a n c l e r z n a p o m k n ą ł coś o t e m — t a m ot, n a p r z e c i ­
wległej s t r o n i e m ó w i o n o o p r o t e s t a n c k i e m cesarstwie,
o
zwy­
cięstwie p r o t e s t a n t y z m u , o o s t a t e c z n e m r o z e g r a n i u i dopełnie­
niu reformacyi, wówczas p r z y s z e d ł
r e f e r a t e m o z a k o n a c h , przyszli
p . prof.
kanoniści,
Gneist
ze
których
dzimy w otoczeniu pruskiego ministra oświaty i pod
k i e m prof. G n e i s t a uradzili w s z y s t k i e
te piękne
swym
teraz
wi­
kierun­
rzeczy,
któ-
remi nas obdarzono".
W a l k a t a wywołała w ś r ó d k a t o l i k ó w n i e m i e c k i c h gorącz­
kową p r a c ę o r g a n i z a c y j n ą i z b u d z i ł a p r a s ę katolicką.
l a m e n c i e i w i z b a c h poszczególnych k r a j ó w
rzyć frakcye
k a t o l i c k i c h posłów
W
par­
p o c z ę ł y się t w o ­
pod nazwą
centrum.
Kraje
całe poczęły się p o k r y w a ć siecią stowarzyszeń i r ó ż n y c h o r g a nizacyi k a t o l i c k i c h . G d y w r. 1876
Piusowi
IX.
przedłożono
zbiór u r o c z y s t y c h w y d a ń p i s m k a t o l i c k i c h w N i e m c z e c h , r z e k ł
papież z u ś m i e c h e m :
„ D a w n i e j mieliście w N i e m c z e c h
d w i e pięć p i s m k a t o l i c k i c h , a
teraz
r a z y t e obróciły się n a korzyść
macie
zale­
ich kilkaset.
waszą. D z i ę k u j m y
Tak
Bogu,
że
t a k się s t a ł o " .
W z m o ż o n e t o życie religijne i p o l i t y c z n e
w
katolickich
Niemczech, a p r z e d e w s z y s t k i e m w p ł y w i p r z y k ł a d w y b i t n y c h
wodzów i k i e r o w n i k ó w w y w a r ł y głębokie i n i e z a t a r t e w r a ż e n i e
na m ł o d y m
studencie,
który
w
ognistej
duszy
pielęgnował
wielkie i d e a ł y społeczne i religijne i czuł w sobie siłę n a m ó ­
wcę i wodza.
Przedewszystkiem w Monachium,
gdzie za czasów
resa p a d ł o w obozie k a t o l i c k i m pierwsze
hasło bojowe,
Górgdzie
kształcili się wielcy wodzowie r u c h u k a t o l i c k i e g o , owionęło poe-
KACPER DECURTINS
t y c z n ą d u s z ę jego t c h n i e n i e r o m a n t y z m u katolickiego. Religijn o - p o l i t y c z n e i d e a ł y J . G ó r r e s a o m a m i ł y d u s z ę jego i j a ś n i a ł y
w niej w ś r ó d najgorętszej p r a c y politycznej i społecznej i k u l ­
t u r a l n e j aż d o zgonu.
N a u n i w e r s y t e c i e też „wcześnie, pisze przyjaciel jego k s .
prof. Meyenberg, z b u d z i ł a się w n i m siła t w ó r c z a . Cechą jego
u m y s ł u b y ł a p r a g m a t y c z n a poglądowość, i d ą c a może n i e k i e d y
r a z e m z p e w n y m b r a k i e m s t u d y u m detalicznego, a l e b r a k i t e
on zastąpił już za m ł o d u s z l a c h e t n y m k r u s z c e m , rzucając w o k o ł o
n o w e myśli i p l a n y , i w t e n s p o s ó b prześcignął wielu, k t ó r z y
go może n a u k ą i p r a k t y c z n ą
ścisłością przechodzili.
Te różne
i i n d y w i d u a l n e c e c h y u m y s ł ó w t k w i ą j u ż w planie O p a t r z n o ­
ści — one uzupełniają się n a w z a j e m d l a d o b r a ogółu.
T e n r o z m a c h i z a p a ł i p ę d p r z e d s i ę b i o r c z y w życiu jego
j e d n a ł y m u j u ż z a czasów s t u d e n c k i c h p r z y j a c i ó ł w
słowa z n a c z e n i u . P r z y j a ź n i e
te
rozciągały
się
wyższem
n a całe
życie
i p r z e t r w a ł y nieraz wstrząsające b u r z e , ale nie w y g a s a ł y n i g d y .
O n e t o , wcześniej czy później z a d z i e r z g n i ę t e , w s p i e r a ł y b a r d z o
działalność jego i w y k l a r o w y w a ł y
nieraz niejasne drogi
pracy
i przysparzając m u nowych zwolenników wpływały nieraz do­
b r o c z y n n i e i w y d a t n i e n a cały r u c h «katolicki w k r a j u i z a g r a ­
nicą. K r ó l e m zaś t e g o r u c h u i t y c h przyjacielskich p o r o z u m i e ń
b y ł zawsze D e c u r t i n s aż d o ostatniej e p o k i życia swego. I on
u m i a ł t e ż i p o z a s a d n i c z y c h n i e p o r o z u m i e n i a c h zawsze n a n o w o
z e b r a ć swoich przyjaciół
i mamiącym
wprost czarem
swojej
i n d y w i d u a l n o ś c i ich zapalić d o nowej p r a c y i n o w y c h p l a n ó w .
W p ł y w jego n a młodzież t e ż zawsze b y ł d u ż y " * ) .
Wcześnie b a r d z o w y s t ą p i ł D e c u r t i n s n a a r e n ę p r a c y p o ­
litycznej. W Disentis
w kantonie
Graubiinden
jest
prastare
o p a c t w o b e n e d y k t y ń s k i e , k t ó r e m u o p i e k a r z ą d u p o d c i n a ł a soki
ż y w o t n e i groziła z u p e ł n ą r u i n ą .
Sprawą
tą zajął
się
p r a w n i k i p r z e d s t a w i ł j ą p r z e d najwyższą w ł a d z ą n a
wiecu k a n t o n a ł n y m w D i s e n t i s t a k
młody
majowym
w y m o w n i e i zręcznie,
O O . B e n e d y k t y n i u z y s k a l i w k r ó t c e zupełną s w o b o d ę
*) Schweizerische Kirchen-Zeitung z dnia 8 czerwca.
że
oddechu
188
KACPER DECURTINS
i rozwoju. I s t ą d d o z g o n n a
p r z y j a ź ń i wdzięczność
klasztoru,
k t ó r y nieraz u s u w a ł z a w a d y i gładził drogę p r z e d m ł o d y m p o ­
l i t y k i e m . W t y m s a m y m też r o k u
Decurtins,
który
zaledwie
skończył 24 lat, wszedł z a sprawą kierujących p o l i t y k ó w k a n t o n a l n y c h j a k o z d o l n y b o j o w n i k s p r a w y Bożej d o r a d y k a n t o n a l n e j , a w d w a l a t a później j a k o poseł d o szwajcarskiej
rady
narodowej.
W
S z w a j c a r y i srożyła się p o d ó w c z a s
walka
polityczno-
religijna o szkołę w y z n a n i o w ą . R z ą d związkowy, k t ó r y opierał
się n a
radykalnej
kantonom
większości
szkołę
parlamentarnej,
bezwyznaniową
chce
narzucić
i centralistyczną.
Kierunek
natomiast konserwatywny katolicki i protestancki walczy w obro­
nie wolności szkoły.
Sprawę w y t o c z o n o p r z e d forum l u d u
na
mocy
referen­
d u m . W całej Szwajcaryi w prasie i p o s t o w a r z y s z e n i a c h , w sfe­
rach
rządowych
i m i ę d z y l u d e m rozwinęła
się ż y w a ,
gorą­
czkowa a g i t a c y a . ,,Była t o , j a k w y r a ż a się j e d e n z u c z e s t n i k ó w
t e j walki w Historisch-
Politische
Bldtter,
w a l k a n a życie i śmierć
p o m i ę d z y c h r z e ś c i j a ń s t w e m a p a r t y ą b e z w y z n a n i o w ą i bezreligijną, p o m i ę d z y f e d e r a l i s t a m i
a centralistami,
pomiędzy pra­
k t y c z n y m z t r a d y c y i d u c h e m szwajcarskim a m o d e r n i s t y c z n y m i
profesorami i b i u r o k r a c y ą . J a k ongi w r o k u 1308 w k a n t o n i e
W a l d s t a t t e o b r z a s k u leci od wsi d o wsi r a d o s n a n o w i n a : g r o d y
w zgliszczach, t a k obecnie góra p o w t a r z a górze echo t r y u m f u :
„ D e r S c h u l v o g t ist
gefallen"
(t. j . p a ń s t w o w y u r z ę d n i k cen­
tralny)".
Odpowiedź
ta
ludu
szwajcarskiego
na
mocy
plebiscytu
w r o k u 1882 i 1884 u s p o k o i ł a r o z k o ł y s a n e n a m i ę t n o ś c i p o l i t y ­
czne i u t o r o w a ł a d r o g ę d o w y d a t n e j p r a c y p a r l a m e n t a r n e j i spo­
łeczno-politycznej .
W p r a c y tej D e c u r t i n s , p r z e j ę t y d o głębi ważnością chwili
i p o s e l s t w a swego, kierował się zawsze ideą szczerej d e m o k r a ­
cja i katolickiej a k c y i socyalnej.
R e a l i z a c y a b o w i e m prawdziwej d e m o k r a c y i w życiu i u s t r ó j u
państwowym jest w rozumieniu każdego Szwajcara
historyczną
misyą k r a j u t e g o i z a d a n i e m k a ż d e g o o b y w a t e l a . D o t e g o celu
189
KACPER DECURTINS
dążą, acz w r ó ż n y m s t o p n i u i o d m i e n n e m i
kie obozy
i stronnictwa
polityczne w
aspiracye demokratyczne
d r o g a m i , wszyst­
Szwaj earyi.
Tylko
że
Decurtinsa
p r z e r a ż a ł y nieraz r z e k o ­
m y m r a d y k a l i z m e m wielu k a t o l i k ó w ,
podobnie jak przekona­
n i a jego k a t o l i c k i e j a s k r a w y m u l t r a m o n t a n i z m e m wielu d e m o ­
kratów.
J e d n i i d r u d z y wszelako, g d y
się bliżej z n i m zetknęli,
p o z b y w a l i się n i e b a w e m o b a w t y c h . Ale b o też on u m i a ł t a k
d z i w n i e łączyć ludzi i g r u p y ludzi r ó ż n y c h i naj skraj niej szych
n i e k i e d y p r z e k o n a ń c z a r e m i n i e k ł a m a n y m z a p a ł e m swej oso­
bowości. W y b i t n y h i s t o r y k r u c h u k a t o l i c k i e g o G o y a u n a z y w a
go wodzem partyi robotniczej.
„ P r z y p o m n i j c i e sobie t y l k o , m ó w i on, j a k i c h t o słucha­
c z y m a z w y k l e h r . de M u n : jest t o g r u p a m ł o d y c h ludzi, k t ó ­
r z y z d a l e k a t r z y m a j ą się od r o b o t n i k ó w ,
a
którym
k ł a d z i e n a serce p o p i e r a n i e i n t e r e s ó w tej k l a s y .
de
Mun
Najpiękniejsze
m o w y h r . d e M u n nie są t e , w k t ó r y c h on p o u c z a lud, ale t e ,
k t ó r e kończą się słowy : Allez
au peuple
idźcie p o m i ę d z y
lud.
L u d natomiast, t o ulubione a u d y t o r y u m D r Decurtins'a.
J e s t t o u r o d z o n y m ó w c a l u d o w y . . . W razie p o t r z e b y
przema­
wiać będzie z t r y b u n y p a r l a m e n t a r n e j , ale woli p r z e m a w i a ć d o
l u d u . P a n u j e n a d t ł u m e m swoją p r z e r y w a n ą , p o r y w a j ą c ą
m o w ą n a d o r o c z n y c h wiecach, n a k t ó r e r o b o t n i c y
wy­
szwajcarscy
wysyłają swoich d e l e g a t ó w " .
N a z g r o m a d z e n i a c h r o b o t n i c z y c h we F r a n c y i m ó w c a k a ­
t o l i c k i bez względu n a t o , co mówi, u c h o d z i zawsze z a wyłącz­
n e g o o b r o ń c ę Kościoła, za b u r ż u j a , w y s ł a n e g o przez proboszcza.
T a m m ó w c ó w s o c y a l i s t y c z h y c h u w a ż a się z a o b r o ń c ó w i p r z e d ­
stawicieli s t a n u robotniczego.
„ K a c p e r D e c u r t i n s i n n e wyrobił sobie s t a n o w i s k o w ś r ó d
r o b o t n i k ó w , szwajcarskich. Ich bin ultramontan
powtarza
z naciskiem,
durch und
durch,
a m i m o t o n i e t y l k o nie u c h o d z i
w r o g a w o d z ó w r o b o t n i c z y c h , ale przeciwnie, r o b o t n i c y
za
witają
g o j a k o j e d n e g o ze swych w o d z ó w " *).
'
*) Leon Gregoire:
Sociale, str. 23.
Le
Pape,
/
Les
Catholiąues et La
Question
190
KACPER DECURTINS
W z o r e m i ideałem p r a c y
parlamentarnej
było c e n t r u m niemieckie w ś w i e t n y c h
ności religijno-politycznej
dla
czasach
Decurtinsa
swojej
działal­
i polityczno-socyalnej.
„ P r a c u j ę n a d t e m — : mówił d o mnie r a z u j e d n e g o — b y ł o
to- w czasie najbogatszej jego działalności p a r l a m e n t a r n e j i spo­
ł e c z n e j — b y u n a s w Szwajcaryi, p o d o b n i e j a k w N i e m c z e c h ,
w y t w o r z y ł o się spoiste katolickie koło p a r l a m e n t a r n e " .
— A ż e b y przeciwko większości rady&ałno-pt>stępowej p r o ­
wadzić p o l i t y k ę religijno-kościelną ? —
pytam.
— T a k , a ż e b y n a gruncie k o n s t y t u c y i szwajcarskiej b r o ­
nić Kościoła i r ó w n o u p r a w n i e n i a k a t o l i k ó w we wszystkich dzie­
d z i n a c h życia i p r a c y p u b l i c z n e j . D r u g i zaś cel nasz, to z d r o w a
p o l i t y k a socyalna, b o t o g ł ó w n y p r o b l e m -wieku naszego, k t ó r y
nieodparcie d o m a g a się rozwiązania".
W a r u n k i e m zaś d o tego n i e z b ę d n y m jest s p r ę ż y s t e i spo­
iste koło
parlamentarne,
któreby
w razie
potrzeby
każdej
chwili mogło k a r n i e wystąpić d o walki i p r a c y n a d realizacyą
społecznych i kościelno-państwow-ych ideałów
katolickich.
L u ź n y b o w i e m związek posłów, k t ó r z y b y t y l k o w
kwe-
s t y a c h religijno-kościelnych szli r a z e m , a w k w e s t y a c h e k o n o ­
m i c z n y c h d o r ó ż n y c h należeli g r u p
mencie bez znaczenia,
i obozów, b y ł b y w p a r l a ­
a w p o l i t y c e religijno-kościelnej
nie zdziałał. J e d n o ś ć t e d y
nicby
n i e t y l k o w dziedzinie p o l i t y k i reli­
gijno-kościelnej, ale i w k w e s t y a c h
ściśle p o l i t y c z n y c h
i eko-
nomiczno-społecznych j e s t t u k o n i e c z n a .
Do tego celu zaś j e d n a t y l k o p r o w a d z i d r o g a , m i a n o w i c i e
polityka k o m p r o m i s ó w . W e w n ą t r z koła p o l i t y k a t a jest k o n i e ­
czna p o p r o s t u ze względu n a r ó ż n o r o d n y
skład członków, r e ­
k r u t u j ą c y c h się z r ó ż n y c h w a r s t w społecznych
i
przedstawia­
jących rozbieżne i n t e r e s y e k o n o m i c z n e . A więc t r o s k a i o p i e k a
i
praca
dla
dobra
wszystkich
warstw
i klas
społecznych
w s t o p n i u r ó w n o m i e r n y m będzie najgłówniejszym i n a j w a ż n i e j ­
szym p u n k t e m
programu
naszego.
Gdzie k o a l i c y a
interesów
w j a k i e j ś p a r t y i bierze górę, p a r t y a t r a c i zaw sze n a spoistości
r
i znaczeniu.
W p r a c y zaś n a zewnątrz, w s t o s u n k u d o i n n y c h
partyi
191
KACPER DECURTINS
p o l i t y k a k o m p r o m i s o w a oczywiście
jest conditio
sine ąua
non
p r a c y p a r l a m e n t a r n e j wogóle.
J e d n o s t r o n n e b o w i e m l u b bezwzględne
sów różnych grup doprowadziłoby
wysuwanie intere­
konsekwentnie do rozpęta­
n i a w a l k i w s z y s t k i c h p r z e c i w k o w s z y s t k i m . P o d t y m względem
W i n d h o r s t b y ł j e d n y m z największych t a k t y k ó w p a r l a m e n t a r ­
n y c h naszego wieku. D a ł n a m p o p r o s t u nową o r y e n t a c y ę w p o ­
l i t y c e i p o k a z a ł ś w i a t u , czem p a r t y a k a t o l i c k a w p a r l a m e n c i e
stać się może, g d y stanie ściśle n a gruncie p r a w a i k o n s t y t u cyi. W służbę ideałów
katolickich
poddał
wszystko,
co
nam
k o n s t y t u c y a p a ń s t w o w a p r z y n i o s ł a i k o r z y s t a ł z k a ż d e g o chwi­
lowego położenia i k o n s t e l a c y i politycznej
ustępstw
i kompromisów
zmierzał
i drogą
zawsze
możliwych
z jasną
i nieod­
m i e n n ą k o n s e k w e n c y ą d o celów, w s k a z a n y c h m u przez r o z u m
i sumienie katolickie.
T a k c e n t r u m p o d n i o s ł o i pokrzepiło n a
wszystkich krajów i budując na zasadach
duchu
katolików
katolickich w m y ś l
wielkich m i s t r z ó w średniowiecza, w s k a z a ł o n a m € r o g ę , j a k p r a ­
k t y c z n i e rozwiązać n a l e ż y w s z y s t k i e
wielkie p r o b l e m y dzisiej­
szego życia e k o n o m i c z n e g o i socyalnego.
Praca polityczna
Decurtinsa
była
niewątpliwie
wydatna
b a r d z o i obliczona n a d a l e k ą m e t ę , ale spoistej p a r t y i polity­
cznej n a wzór c e n t r u m niemieckiego wielki t e n wódz k a t o l i c k i
fńe
stworzył.
Dlaczego? B o
w pracy
tej
z a m a ł o uwzględniał
psychologiczny i z a m a ł o się liczył ze z d a n i e m
moment
wybitniejszych
c z ł o n k ó w swego s t r o n n n i c t w a .
J a k i ś w y b i t n y p a r l a m e n t a r z y s t a p o w i e d z i a ł : Ich bin
also folgę ich
ihnen".
W słowach t y c h
polityczna. Dobry bowiem
wódz
t k w i głęboka
polityczny
m u s i s t a r a ć się p o z n a ć i należycie
i
uwzględnić
Fiihrer,
prawda
parlamentarny
różne
poglądy
i życzenia swego s t r o n n i c t w a , t a k , ż e b y m y ś l ą c y i p r a c u j ą c y
p o l i t y k miał wrażenie, że on w p ł y n ą ł n a r z ą d y p a r t y i , że d o ­
świadczenie
jego i w i e d z a
znalazły
odbicie w
kierownictwie
wodza. Takim wodzem był Windhorst.
D e c u r t i n s n a t o m i a s t , choć w y b o r n i e z n a ł fizyognomię czasu
192
KACPER DECURTINS
i ludzi i p e ł e n i n i c y a t y w y odznaczał się niezwykłą
rozległością i ruchliwością
bystrością,
u m y s ł u , zawsze z o g n i s t y m r o z m a ­
c h e m i bezwzględnie zmierzał d o celu.
Był o n częstokroć mówcą p o t ę ż n y m , k t ó r y podbijał-w m o c
swoją
nieodpartą dyalektyką
i wizyami
oratorskiemi umysły
i serca słuchaczy, k t ó r y n a r z u c a ł w olę swoją m a s o m , ale z b y ­
r
wało m u n a t y m t a k c i e p o l i t y c z n y m , n a t e j
cierpłiwej
aż d o
z n u ż e n i a polityce k o m p r o m i s o w e j , bez k t ó r y c h w p a r l a m e n c i e
n i e m a r z ą d u , a w polityce t r w a ł y c h
powodzeń.
P r z y j a c i e l jego ks. M e y e n b e r g t a k o c e n i a i c h a r a k t e r y z u j e
jego działalność
parlamentarną:
„ S i ł a jego b y ł a w t e m , że p o t ę ż n ą w y m o w ą w p a r l a m e n ­
r
cie u z a s a d n i a ł p r a w a k a t o l i k ó w , u g r u n t o w a n e w g ł ę b o k i m p o ­
glądzie religijno-filozoficznym i p r z y p a d a j ą c e d o
potrzeb
kul­
t u r y wieku.
W p a r l a m e n c i e p o l i t y k a z a s a d d w i e drogi m a p r z e d sobą
m o ż l i w e : raz pracując k o n s e k w e n t n i e
n a d realizacyą
jakiegoś
ideału możliwego, n p . n a d r ó w n o u p r a w n i e n i e m k a t o l i k ó w w ży­
ciu p a ń s t w o w e m
i kulturalnem,
nad
przeniknięciem
ustawo­
d a w s t w a s i l n y m d u c h e m religii C h r y s t u s o w e j , n a d wszechstron­
n y m , z d r o w y m rozwojem ojczyzny n a z a s a d z i e b o g a t e j i z a w ­
sze federalistycznej, bez u s z c z e r b k u d l a
silnego r z ą d u
związ­
kowego i w e d ł u g p o t r z e b czasu rozwiniętej, w ł a d z y c e n t r a l n e j :
oto cele, w y t k n i ę t e n a daleką m e t ę ,
do których
zmierzać n a ^
leży trzeźwo, z a d a w a l n i a j ą c się t e m , co n a razie osiągnąć m o ­
żna, d o k t ó r y c h dążyć należy s t o p n i o w o ,
wyzyskując
wszyst­
kie możliwe p o l i t y c z n e k o n s t e l a c y e i k o n j u n k t u r y .
Polityka taka
nie
może, rzecz
jasna,
odsłaniać
odrazu
wszystkich swoich c e l ó w : one t k w i ą w istocie K o ś c i o ł a , w nie­
odmiennej miłości ojczyzny i właściwych t y m p o t ę g o m ideałach
politycznych.
I n n a droga t o j a s n e , szczere, k a t o l i c k i e i k o n s e r w a t y w n o federalistyczne credo polityczne, t o j a s n e p r z e d s t a w i e n i e religijno-politycznych ideałów w p a r l a m e n c i e . N a z w a n o t o raz r e ­
c y t o w a n i e m k a t e c h i z m u wśród w r z a w y walk p o l i t y c z n y c h . Ale
t o coś więcej, niż r e c y t o w a n i e . Icl/ie t u o r e l i g i j n o - p o z y t y w n e
193
KACPER DECURTINS
i
filozoficzne
uzasadnienie prawa
katolickiego, s t o s u n k u Kościoła
katolickiego, i s t o t y
i ducha
Kościoła
chrześcijańskiego
da
o j c z y z n y , k u l t u r y , p o s t ę p u , d o k w e s t y i socyalnych i d z i a ł a l n o ­
ści p a ń s t w a we wszystkich d z i e d z i n a c h . Idzie o to, ż e b y
n i a p u b l i c z n a i najszersze
koła p o l i t y c z n e wszystkich
opi­
odcieni
p o z n a ł y , iż pogląd k a t o l i c k i i d u c h chrześcijański w życie wpro­
w a d z o n y , m a swoją r a c y ę
bytu
i nawet
konieczny jest
dla
c a ł e g o życia p a ń s t w o w e g o , idzie o t o , ż e b y się "przekonali, j a k
n i e z g o d n e z sprawiedliwością
są p e w n e p r z e s ą d y
ż y c i e katolickie ograniczenia i opieka
i
krępujące
ustawodawcza.
W a ż n ą też jest rzeczą p r z y t a k i c h e n u n c y a c y a c h i wśród
t a k i c h w a l k dołączyć dowód,
że polityczne ideały
katolickie
d a d z ą się w p r o w a d z i ć w życie bez n a r u s z e n i a p o d s t a w n o w o ­
czesnego p a ń s t w a . A ważniejszy jeszcze t e n d o w ó d p r a k t y c z n y ,
że p o z y t y w n a ' i kwitnąca
d l a dobrą
współpraca
katolików
jest w ł a ś n i e
państwa w wysokim stopniu korzystna.
D e c u r t i n s t r z y m a ł się p r z e w a ż n i e t e g o drugiego k i e r u n k u .
J e g o gorący zapał religijny i głębsze rozumienie
zasadniczych
k w e s t y i religijnych i p o l i t y c z n y c h , jego rozległe w y k s z t a ł c e n i e
i u m y s ł t w ó r c z y , jego w y r a z i s t a i w y b i t n a zdolność o r a t o r s k a
s p r a w i a ł y , że z w y c i ę s t w a r a z p o raz b y ł y jego u d z i a ł e m . Moc
' s ł o w a jego b y ł a n i e r z a d k o wielka i b o g a t a w
owoce.
D e c u r t i n s wszelako u m i a ł również u t r z y m y w a ć i p i e l ę g n o ­
w a ć łączność polityczną z wierzącymi i k o n s e r w a t y w n y m i pro­
testantami
i zmysłem
społecznym
ożywionymi
demokratami
i w t e n sposób t o r o w a ć sobie drogę d o szerszych kół p o l i t y ­
c z n y c h . I t u okazał się t a k t y k i e m p o l i t y c z n y m
w
z n a c z e n i u " *).
(D. n.)
pierwszem
) A. M. w „Scliweizerische Kirchenzyitung" z 8 czerwca 1916r.
Ks.
P . P. T. CXXXI.
Leonard
Lipke.
13
Koniec wojny, koniec świata
i złote czasy proroków.
I.
W ciągu zimy ubiegłej niejedno z czasopism katolickich
w y p o w i a d a ł o n a d z i e j ę , że u s t a n i e n a t r ę c t w o , z j a k i e m z a s t ę p y
p r o r o k i ń i p r o r o k ó w w c i s k a ł y n a m do rąk p i s m a o s w o i c h z a ­
chwytach i poobjawianych
im
wyrok Rzymu, który dnia
21/12
niż wpierw, o d e b r a ł g ł o s
Tajemnicy Saletteńskiej.
tajemnicach.
Nadzieję
1915 p o n o w n i e
prorokom
i
budził
surowiej,
najupartszym
w
obozie
Ledwo opadła powódź proroctw
za
W o g e z a m i , j u ż n o w a w e z b r a ł a bliżej n a s . N a d g ó r n y m D u n a ­
j e m B a r b a r a W e i g a n d ó w n a ś c i ą g a ł a t ł u m y s ł u c h a c z y dla s w o i c h
p r z e p o w i e d n i ; c z e r p a ł a j e ze ź r ó d e ł j u ż widocznie z g o ł a n i e ­
katolickich, a sprzecznych z Wiarą
i rozumem,
j u ż p r z e d k o ń c e m z i m y g o t o w y do
u s ł u g „Związek
c h a " , aby wieścić ś w i a t u
nowe Tajemnice;
ale
władza
znalazła
Schippakościelna
pośpieszyła zatamować zwłaszcza śród trwogi wojennej
nowy
u p u s t w i e s z c z b i a r s k i c h m ę t ó w . W t e m świeży ich n a p ł y w za­
l e w a ł W i e d e ń p o d n a z w ą Zeichen
der Zeit:
u p o z o r o w a ł się g o ­
d ł a m i w y d a w n i c t w a n a d o c h ó d Misyj katolickich,
i firmą p r z e d s i ę b i o r c y zwrócił
c z e ń s t w a i o k a z a ł się p r z y
C z y c o r a z to n o w a
oczy świeckich
ale
treścią
władz
bezpie­
rozprawie pospolitem
oszustwem.
kuźnia powstaje z wyrobami popła­
t n y m i śród t r w o g i w o j e n n e j ? Czy j e d n a t y l k o s p ó ł k a z d o b r y m
z a p a s e m p r o r o c t w p r z e s u w a się, w y g a n i a n a z Z a c h o d u ,
coraz
193
I ZŁOTE CZA.SY PROROKÓW.
bliżej n a W s c h ó d , a b y i dla n a s m o ż e
wydawać nowe Taje­
mnice M e s y a n i z m u , albo p r z y c z y n k i do W e r n y h o r y ?
Na jedno przedsiębiorstwo wydawnictw wieszczych wska­
zuje s p o i n a i c h m y ś l p r z e w o d n i a . Oto j e j t r e ś ć : P r z e c z e k a j m y
z obecną wojną rządy papieża po teraźniejszym jeszcze nastę­
p n e g o , aż n a s t ą p i trzeci, o z n a c z o n y g o d ł e m Pastor
Angelicus;
za j e g o r z ą d ó w w o j n ę r o z s t r z y g n ą w o j s k a k a t o l i c k i e z Ś w i a t o w ł a d c ą n a ożele, k t ó r e g o n a z w i s k o i r ó d zależą o d p r o r o k ó w
w obec słuchaczy, — przed F r a n c u z a m i prorokini mianuje
go
B u r b o n e m , p r z e d B a w a r a m i W e l f e m , p r z e d W ł o c h a m i G-ibelinem, przed nami może czterdziestką
i czwórką
Mickiewicza,
albo K r ó l e m - D u c h e m S ł o w a c k i e g o . O t ó ż ów Ś w i a t o w ł a d c a rozbroi
w s z y s t k i c h o d s z c z e p i e ń c ó w , i n o w i e r c ó w i p o g a n , zrzeszy w s z y s t ­
kie n a r o d y w Z j e d n o c z o n y c h S t a n a c h w s z e c h p a ń s t w a , aź u s p o ­
k o j o n y ś w i a t z g r o m a d z i się w j e d n e j
owczarni pod
n a s t ę p n y c h j u ż t y l k o sześciu p a p i e ż y , a b y
siąt l a t do k o ń c a ś w i a t a
rządami
p r z e ż y ć kilkadzie­
w braterstwie i zgodzie, — bo już,
w e d l e o w y c h p r o r o k ó w , z o b e c n e m s t u l e c i e m u b i e g a l a t 6000
od A d a m a , więc ś w i a t s k o ń c z y się w n e t , j e ż e l i nie w r. 1941,
tedy w innym,
W obec takioh proroctw czytelnik z uśmiechem zarzuci:
T o ć c h y b a r z e t e l n y p ó ł g ł ó w e k albo
oszust wierutny
popisuje
się t a k i m p o m y s ł e m , p r z e s t r a j a n y m w s z ę d z i e w świeżą
i z k r a j u do k r a j u się* p r z e n o s i n a z a r o b e k
póki
mu
głosu
nie
odbiera
zakaz
u
szatę,
łatwowiernych,
kościelnych
władz
albo
określa' osnowę
pro­
świeckich.
Z a r z u t t e n p o d o b n o najwłaśoiwiej
r o c t w i u p a r t ą i c h o b r o n ę w e F r a n c y i , m i m o p o p r z e d n i c h za­
k a z ó w ; z ł o t e c z a s y n a s t a ł y dla p r z e m y s ł u p r o r o c k i e g o , k t ó r y ,
c h o ć w sobie t y l k o p o g a r d y g o d z i e n , przecie z a s ł u g u j e n a p o ­
ważny odpór i źródłową
odprawę
ze
względu
na
wrażliwy
dziś n a s t r ó j u m y s ł ó w : w s z a k ściągał n a siebie w y r o k i b i s k u ­
pów jednego po drugim, nawet rzymskiego!
Zawsze śród niebezpieczeństw
i zamąconych
stosunków
t y s i ą c z n e u m y s ł y w y p a t r u j ą , k t o j e u s p o k o i obietnicą, ż e w n e t
n a m zmiana w y p a d k ó w da wstąpić n a tor najlepszy, n a p r a w i
196
KONIEC WOJNY, KONIEC Ś W I A T A
b y t z a c h w i a n y , p o k r y j e s t r a t y , owszem o d w e t u j e klęski, p r z y ­
czyni m a j ą t k u
i na
stanowisku
n a s w z m o c n i . Ale
na
czem
oprą n a d z i e j e ? P o w a ż n y myśliciel, c h o ć b y p o g a n i n , j a k P l a t o ,
odpowiada zdrowym rozumem:
,;Kto
cię s t w o r z y ł ,
Ten
cię
o p a t r z y , boć On n a j l e p s z y ) , u r z ą d z a w s z y s t k o d o b r z e , a nie
1
w t e m J e g o wola, ż e b y z m a r n i a ł o , co d o b r z e
urządził,
gdyż
tylko w dobrem m a w o l ę ) " .
2
A l e n a p r z y t o c z o n e s ł o w a P l a t o n a p a d ł a dziś o d p o w i e d ź
z chrześcijańskich ust:
Mądryś
dasz! — Więc i na słowa
Platonie,
Chrystusowe o
ale
chleba
Wierze
mi
w
nie
Eządy
O p a t r z n e s ł y c h a ć d o b r o d u s z n y p o d z i w dla W i a r y j a k o b y c h y b a
w y j ą t k o w o ż y w e j , g d y t a zdoła r ó w n i e bezpiecznie j a k P l a t o
ufać D o b r o c i O p a t r z n e j w dobie klęsk,
ale z z a p a ł e m w p r a c y
tak
i to
ochoczej, j a k
nie- b e z c z y n n i e ,
za
czasów
najle­
p s z y c h . W t e d y p r z e c i ę t n y w z r o k W i a r y nie aż w niebo p o siłę
do s a m o o b r o n y s p o g l ą d a , t y l k o p o l u d z k u idzie z a r a z w t ł u m
wsłuchany,
gdzie
natchnieni
o d n o s z o n e bez i c h p r a c y
prorocy
zwycięstwa
wieszczą
za
próżniakom
zwycięstwami;
oto
w r o z g r o m i o n y świat wniesie d o b ę p o k o j u Ś w i a t o w ł a d c a p r z y
boku papieża.
Ale wieszczba t a o k a z u j e się p o d s z y t ą
p r z ó d p r z e z to, iż się p o d a j e
kłamstwem
za t a j e m n i c ę o d k r y t ą
na­
niedawno
p o w i e r n i k o m , a w o b e c ś w i a d e c t w c i ą g ł y c h aż od średniowie­
cza d o w o d n i e się o k a z u j e
starzyzną,
g d y się w p a m i ę c i z a t a r ł a .
odnawianą
raz
po
raz,
W X . stuleciu z w i e r z y ł się p r z e d
francuską k r ó l o w ą G-erbergą
krewniak jej
a późniejszy
król
H u g o , że w p a d ł w z a c h w y t i w i d z i a ł cały ś w i a t z B u r b o n e m n a
czele z e b r a n y do j e d n e j o w c z a r n i P a p i e ż a ś w i ę t e g o ) . K r ó l o w a
3
zwróciła się do o p a t a A d s o n a p o w s k a z ó w k i
o czasach osta­
tecznych: dostała
przechowywaną
rozprawę
o
antychryście,
w e F r a n c y i j a k p o m n i k n a r o d o w y p r z y dziełach św. A u g u s t y n a ) .
4
T a m c z y t a m y : „Po
wszystkich
królestwach
nastąpiło
rzym­
skie, silniejsze od k a ż d e g o z p o p r z e d n i c h . . . Otóż A p o s t o ł mówi,
l
3
4
). P
L. t. l f 9 , sir. 427.
2
) T a m ż e str. C46.
) . Invariable r 1 8 1 0 , kwiecień, t. 14, zesz. 83, str. 280.
) P L t. i0, str. 1 1 2 9 - 1 1 3 4 .
19?
I ZŁOTE CZASY PROROKÓW.
że a n t y c h r y s t nie przyjdzie, aż zajdzie o d s t ę p s t w o , t b z n a c z y ,
aż w s z y s t k i e k r ó l e s t w a , p o d l e g ł e r z y m s k i e m u , od p o d d a ń s t w a
j e g o berłu odstąpią.
A t o d o t y c h c z a s nie zaszło, b o c h o ć wi­
dzimy p a ń s t w o r z y m s k i e p o części
w upadku,
się u t r z y m a j ą
którzy
berło r z y m s k i e ,
francuscy
królowie,
póki
przecie,
powinni
poty c a ł k o w i t a p o w a g a p a ń s t w a
dzierżyć
rzymskiego
nie zniknie. A n i e k t ó r z y z n a s z y c h u c z o n y c h twierdzą, że osta­
tni król francuski odzyska całkowicie w czasach ostatecznych
państwo r z y m s k i e ; ten król p o n a d wszystkich króli świata po­
tężniejszy, a o s t a t n i j u ż p o nich ze s z c z y t u w ł a d z y zstąpi do
J e r o z o l i m y , a b y n a g ó r z e Oliwnej złożył b e r ł o i k o r o n ę " .
N a t e m tle r o z p i s a n e dziś
zamaszyście
mnóstwo rozpraw, uwag i poglądów,
pióra
wysypały
a między nimi wywód,
że ów Ś w i a t o w ł a d c a zostawi ś w i a t p r z y b o k u p a p i e s k i m p e ł e n
gorących wyznawców W i a r y śród braterstwa
po „Pasterzu anielskim" następuje „Pasterz
narodów. Więc
i Majtek",
zamorski żeglarz do R z y m u zawinie na kardynała
p r z y p ł y n i e z d r u g i e j p ó ł k u l i Y a n k e s albo I n d y a n i n
t y a r ę dla Flos Florum,-
i
czyli
papieża,
Ten zostawi
więc M o r e n t c z y k a , k t ó r y
ostatni
już
z W ł o c h ó w p r z y c z y n i się K o ś c i o ł o w i do r o z k w i t u w całej pełni,
a d o s t a n i e n a s t ę p c ę „Z p o ł o w y k s i ę ż y c a " ,
z pod
mahometańskiej
słońca",
więc
czyli n a w r ó c o n e g o
chorągwi — turka, po
opalonego
pod
równikiem
nim
„Z
żaru
murzyna,
po
nim
„Chwała oliwy": kogóż góra Oliwna w chwale zapowiada, j a k
nie Ż y d a ? T a k n a s t ę p n e
godła papieskie zapowiadają
wszystkich szczepów w braterstwie
udział
p r a c y kościelnej — i j u ż
się ś w i a t s k o ń c z y z a P i o t r a W t ó r e g o . Z a t e m p o Ś w i a t o w ł a d c y
nie w i d a ć m i e j s c a i c z a s u n a a n t y c h r y s t a :
na tego rządy zo­
staje tylko p o r a o b e c n a pod godłem „Nabożeństwo wyludnione" ;
j e g o r z ą d o m o p r z e się b o h a t e r s k i p a p i e ż z n a s t ę p n e m g o d ł e m :
„Wiara niewzruszona", słowem obecną wojnę zakończy pogro­
mem » antychrysta" tajemniczy
Światowładca.
T e n k o n i e c ś w i a t a j u ż bliski w o b e c j u ż
tylko
siedmiu
p a p i e ż y m i ę d z y o b e c n y m a o s t a t n i m , — oto n a j ś w i e ż s z a p r z e ­
r ó b k a t w o r u ś r e d n i o w i e c z n e j w y o b r a ź n i , k t ó r a r ó w n i e ż wieściła
k o n i e c ś w i a t a j u ż bliski p r z y
ówczesnej
znów
przepowiedni,
198
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
że j u ż n i e b a w e m B u r b o n
zjawi z k o ń c e m stulecia
wicie
w r. 10ÓO. T ę
zwycięży
antychrysta,
bo ten
się
rzeczonej królowej Gerbergi, miano­
pogłoskę,
szerzoną
nawet
z
kazalnicy
w P a r y ż u , usłyszeli b e n e d y k t y n i z F l e u r y — i o p a c i t a m t e j s i ,
i j e d e n , i drugi, R y s z a r d i A b b o , z całą m o c ą
oparli
się
jej
słowem i pismem, zwróconem nawet wprost do króla H u g o n a
n a p r z e s t r o g ę p r z e d wieszczbą s p r z e c z n ą ze s ł o w a m i o k o ń c u
świata nieznanym i nieobliczalnym ).
1
U m i l k ł a w e F r a n c y i wieszczba o k o ń c u ś w i a t a ,
ale j u ż
b y ł a zaleciała aż do Florencyi.. T u n a w e t b i s k u p u l e g ł p o p ł o ­
chowi, k t ó r y t e m t r w o ż n i e j co dzień p y t a ł
o a n t y c h r y s t a , im
g o dłużej nie b y ł o w i d a ó p o r o k u 1000-m, o w s z e m ani w 1100-m.
Tedy u szczytu niepokoju biskup
ogłasza, że a n t y c h r y s t j u ż
żyje i l a d a dzień r o z p o c z n i e r z ą d y n a j o k r u t n i e j s z e , ale k r ó t k i e ,
bo n i e c h y b n i e świat się j u ż
kończy.
Aż
na
sąd
nad
siewcą
m r z o n e k zjechał P a s c h a l i s p a p i e ż W t ó r y w gronie 340 b i s k u ­
p ó w . Z a n i m i c i ą g n ę ł y do F l o r e n c y i rzesze, ż ą d n e u s ł y s z e ć co
rychlej w y r o k
o przeraźliwej
nowinie. Groźna
w r ó ż y ł a b i s k u p o w i ś m i e r ć niezawodną, skoro
ich
postawa
ów s o b ó r
miej­
scowy uzna go zwolennikiem bezpodstawnego pomysłu. Papież
po pierwszych posiedzeniach
soboru potępił
t r e ś ć p o m y s ł u , ale nim p r z y s z ł o
do
z nim
rozprawy
nad
rzeczoną
osobistą
s p r a w ą b i s k u p a , o s k a r ż o n e g o o o b r o n ę tej w i e s z c z b y , w y b u c h ł
zatarg groźny między cesarzem
a biskupami,
zgromadzonymi
w M e d y o l a n i e : p a p i e ż odjechał t a m spiesznie i p o nim b i s k u p i
rozwiązali t u s o b ó r bez sądu n a d osobistą s p r a w ą m i e j s c o w e g o
b i s k u p a ). Od o w y c h przecie w y p a d k ó w w r. 1105(6)-m K o ś c i ó ł
2
wskazał nam stanowisko w obec zwiastunów tajemnicy o końcu
świata.
P r z e m ó w i ł p a p i e ż n a s o b o r z e k i l k u s e t b i s k u p ó w , ale nie
n a p o w s z e c h n y m j e s z c z e , w i ę c nie z ł a m a ł u p o r u j a s n o w i d z ó w .
B r a k ł o im t y l k o w o d z a o d w a ż n e g o .
Znalazł
się J o a c h i m
de
). P. L. t. 133, str. 471 - 4 7 2 .
) . P L. t. 1G3, str. 19. Mansi Concilia t. 20, sir. 1191-1192 — U. Beniiini w The Calholie Encyclopedia pod wyrazem Floience. — Robert Davidsohn w Gesch. v. Florenz Berlin 1896 t. 1 , sir. 24S, 299—301.
x
2
I-ZŁOTE CZASY PROROKÓW.
F i o r i około r. 1200, wskrzesił chiliazm, odżywił p a m i ę ć o wieszcz­
b i e , że Ś w i a t o w ł a d c a n i e b a w e m w y s t ą p i w zwycięski bój z a n t y ­
chrystem, poprawił tylko
1260-ty, z a s ł u ż y ł n a
to
rok
w
przepowiedni
końcu,
że
go
z
1000-nego n a
Anielski
Tomasz
z Akwinu przytoczył j a k o przykład marzyciela, który n a chybi
trafi r z u c a p o m y s ł y , c z a s e m szczęśliwe, z a w s z e n i e g o d n e n a u ­
k o w e j u w a g i ) . T e n t o m a r z y c i e l b u j a ł p o t e o l o g i i t a k śmiało,
1
ż e z a j e d n ą z r o z p r a w ściągnął
imienny na
b o r u L a t e r a ń s k i e g o 4-go, k t ó r e m u p o d d a ł
siebie w y r o k so-.
się
wzorowo,
m a r z y ć nie p r z e s t a ł i n a p i s a ł w y k ł a d A p o k a l i p s y ,
w
ale
którym
przewodnią myśl stanowi Światowładca Adsona. Zachwycił tak
c z y t e l n i k ó w , że n a t c h n ą ł n a ś l a d o w c ó w p o d o b n y m i w i e s z c z b a m i
p o d n a p i s e m De 7 temporibus
Ecclesiae;
wtórował im
Ubertyn
d e Oasali j e s z c z e w X V . s t u l e c i u oraz b i s k u p Berfcold z C h i e m s e e . R o z c h w y t u j ą t o W ł o c h y , p o t w i e r d z a j ą p r o r o c t w a m i Tele­
sfora z r . 1386, r o z n o s z ą p o świecie : Ś w i a t o w ł a d c a , p r z e s t r o j o n y
stosownie, obiega N i e m c y ) , owszem, wedle Michała Picona ),
L
n i e t y l k o chrześcijańskie
3
proroctwa
coraz p ó ź n i e j s z e
zgodnie
w i e s z c z ą o w e g o p o g r o m c ę a n t y c h r y s t a p r z y b o k u p a p i e ż a , ale
n a w e t T u r c y czekają, k i e d y p r z e c i w nim w y r u s z y m o c a r z fran­
c u s k i n a czele p o t ę g i z b r o j n e j od s t ó p do g ł ó w , z a g a r n i e i c h
p o d s w o j e b e r ł o , n i e b a w e m p o d b i j e cały ś w i a t i p r z y p a p i e ż u
naówczas
świętym
tak
poprze
rozwój
Kościoła,
że
jedną
o w c z a r n i ę w z g o d z i e w y z n a n i o w e j u t w o r z ą w s z y s c y dziś
szczepieńcy, inowiercy i poganie. Kiedyż to nastąpi?
o d Joachima ta zagadka powraca. Po
zawiedzionych
od-
Ciągle
nadzie­
j a c h p o p r z e d n i c h nowi m a r z y c i e l e obrabiają t e n u g ó r j a ł o w y
z a p o w i a d a j ą k o n i e c ś w i a t a B e g u i n i n a r. 1335, A r n o l d n a r. 1376,
W i k l e f n a r. 1400, C y p r y a n L e w i t y k n a r. 1388.
T a m ę p r z e d tą p o w o d z i ą p r o r o c t w z a s t a w i ł Kościół, g d y
5 - t y s o b ó r L a t e r a ń s k i n a p o s i e d z e n i u U . d. 19/12. 1516 o r z e k ł
) Distinct. 43, q. 1, a 3, ąuaest et sol. 2, ad 3-m ; — Suppl. q. 79, a. 2
ad 2-m. — Fr. Kampers Histor.-Polit. Blaetter t. 118, str. 1 4 2 - 1 4 5 , rok 1896.
J Fr. Kampers: Die deutsche Kaiseridee in Sage und Prophetie. Munchen 1896.
) Proph. et Revel. des S. P. Pdiis 2-e ed Dujardin 1840.
) Hurlcr Theol. Comp. Oenip. 1890 t. 3, str. 621—U22.
l
2
3
4
200
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
z a wnioskiem L e o n a papieża X., j a k i c h błędów głównie chro­
n i ć się p o w i n n i k a z n o d z i e j e ;
tedy
do p r z e s t ę p s t w
najsurow­
s z y m wyrokiem potępionych załącza: „cobądź zapowiadać albo
zapewniać o czasach ostatecznych,
o latach antychrysta
albo
o j a k i m ś o z n a c z o n y m d n i u sądu, g d y ż P r a w d a m ó w i : ,o dniu
o n y m abo godzinie ż a d e n nie wie,
ani
a n i S y n , iedno O c i e c . . ) , nie w a s z a
1
Anyołowie w
rzecz
niebie,
iest z n a ć
a kto tylko śmiał dotychczas zapewniać o czemś
czasy ),
2
podobnem,
k a ż d y o k a z a ł się k ł a m c ą " ) . S o b ó r o r z e k a t o s ł o w a m i św. T o ­
3
m a s z a ) , k t ó r y u c z y za św. A u g u s t y n e m ) ,
4
że
5
o czasach, złożonych we W ł a d z y
Ojca,
«Pan
słowami
a niedostępnych
dla
naszego rozumu, rozsypał wszystkie tablice rachmistrzów i ka­
z a ł i m milczeć. B o c z e g o nie c h c i a ł a p o s t o ł o m o d k r y ć , g d y p y ­
tali, t e g o i n n y m nie objawi. Stąd, k t o
czasy rzeczone, każdy dotychczas
tylko
chciał
obliczyć
o k a z a ł się k ł a m c ą , bo
nie­
k t ó r z y z a p o w i a d a l i 4 0 0 l a t od W n i e b o w s t ą p i e n i a P a ń s k i e g o d o
J e g o p o w r o t u n a Sąd, inni 500, inni 1000, w i ę c n a j o c z y w i ś c i e j
z w o d z i l i ; r ó w n i e ż i ci n a j o c z y w i ś c i e j zawiodą, k t ó r z y j e s z c z e
nie przestają
obliczać".
Tak przejętą duchem
Kościoła naukę
twierdzili inowiercy mimowolnie.
Wyrok
św. T o m a s z a p o ­
Laterański
ukrócił
swawolę wyobraźni śród katolików przynajmniej na jakiś czas.
Przegląd piśmiennictwa
wieszczego spotyka
wój w krajach przeważnie Kościołowi
Brusch na koniec
świata
nie
oblicza r o k albo
d a l s z y ' j e g o roz­
podległych:
1589 albo
więc
1643;
H u e b n e r r o k 1666, Nicolai r o k 1670, B r a u n b o n r. 171.1, W h i s .
t o n r o k albo 1714, albo 1736, albo 1766, P i o t r A l i a k r. 1879,
H i e r o n i m K a r d a n z J a k ó b e m N a k l a n t e m r o k 1800, B e n g e l r o k
1836, I r w i n g i a n i e r o k 1835 albo i p ó ź n i e j s z y , byle p r z e d 1 9 0 0 ,
Miller n a w e t d z i e ń o z n a c z y ł : '21/3 1843, a g d y w d n i a c h n a ­
s t ę p n y c h słońce co r a n a
')
)
)
)
)
2
3
4
6
wschodziło nad światem nienaruszo-
Mr. 13, 32; Mt. 24, Ł6.
Dz. 1, 7.
Mansi t 32, s'r. 9 1 6 - 9 4 7 .
Distinct 43, q. 1, a. 3 qu. et sol. 2. c.
P. L. t. 41, str. bl6 -617.
c
201
1 ZŁOTE CZASY PROROKÓW.
n y m , p r z e n i ó s ł swoją w i e s z c z b ę n a ów dzień 23/10 r o k u 1874,
p r z e d k t ó r y m z a naszej j e s z c z e p a m i ę c i tysiące n a r o d u s p r z e ­
dały za bezcen przebiegłym prorokom wszelaki dobytek i składy
zapasów.
Również świadczy pamięć starców i niejeden księgozbiór
s k ł a d a p i ś m i e n n e d o w o d y , że dawniejsze r o z p r a w y o r ę ż n e n a ­
s t r a j a ł y s p o ł e c z e ń s t w o n a j k o r z y s t n i e j dla k s i ę g a r s k i e g o p o p y t u
wieszczb z w y c i ę s k i c h , dla w n i o s k ó w o n a s t ę p n y m p o k o j u i d o ­
b r o b y c i e b ł o g i m , c h o ó j u ż nie n a d ł u g o , b o B e n g e l czy Miller
zapowiedział k o n i e c ś w i a t a j u ż bliski. N o w s i z w i a s t u n i c z a s ó w
o s t a t e c z n y c h z d o b y l i ich t a j e m n i c ę
świętych sług Bożych
-Malachiasza
za r z e k o m y m
przewodem
irlandzkiego,
Augustyna
hippońskiego, Holzhausera szwabskiego,
owszem
śmieją
wy­
mieniać Prześwięte Imię Bogarodzicy, j a k o b y powierniczki ta­
j e m n i c , o k t ó r y c h „ ż a d e n nie w i e , i e d n o
Ojciec". I
upierają
s i ę : „ C z y ż d u c h p r o r o c k i zginął w K o ś c i e l e ? J a k ż e o p r z e p o ­
wiedniach ogólnie już
znanych jeszcze
rozumować?
Czemu
w nie ślepo w i e r z y ć nie w o l n o ? "
B o nie g o d z i się p r z y p i s y w a ć a n i św. M a l a c h i a s z o w i spisu
g o d e ł p a p i e s k i c h , o d s ą d z o n e g o o d wszelkiej p o w a g i s ą d e m z a ­
w o d o w c ó w , ani św. A u g u s t y n o w i p o g l ą d u
talmudystów,
r e g o się w y p a r ł , ani wiel. H o l z h a u s e r o w i
przeróbki
któ­
mrzonek
J o a c h i m a de Fiori, z a p r a w i o n e j g o r y c z ą n a K o ś c i ó ł „ ł a c i ń s k i " ,
n a j m n i e j zaś ze w s z y s t k i e g o K o ś c i ó ł ścierpi, ż e b y t a k o w i p r o ­
r o c y szli p o d c h o r ą g w i ą P r z e ś w i ę t e j B o g a r o d z i c y . G d y się n a
to z d o b y l i , K o ś c i ó ł z u c h w a l c o m o d e b r a ł g ł o s .
P r z e s t r o g ę p r z e d r z e k o m e m i p r o r o c t w a m i św. M a l a c h i a s z a
słyszą j u ż w i e k i ;
streścił
ją
obszernie
De
Backer
T. J . ) ,
1
a zwięźlej, ale dobitniej Z i m m e r m a n n T. J . ) . W p r o r o c t w i e t e m
2
z n a j d u j e m y k i l k a s e t g o d e ł albo h a s e ł , j a k o b y
od Celestyna" I I . w r. 1143 aż d o
wykaz papieży
ostatniego Piotra
końcu ś w i a t a . Rozgjjosu n a b r a ł y t e g o d ł a p a p i e ż y
w
II.
przy
r. 1595,
') Biblioth des Ecriv. de 1. C. de Je>us U. Serie pod wyrazem Menestrier
Claude Francois 1 101, 102, 113.
) Rozprawa umieszczona w „Kirchenlexikon" Wetzera i Wellogo pod
wyrazem Malachias 0'Morgair.
2
302
KONIEC WOJNY, KONIEC Ś W I A T A
g d y A r n o l d W i o ń umieścił j e w swojej książce Lignum
ale t a k j e p o b i e ż n i e p r z y t o c z y ł ,
jak
gdyby
Vitae ),
l
drobnostkę, spo­
t k a n ą gdzieś p r z y p a d k i e m , o k t ó r e j się ani w d o p i s k u nie daje
ż a d n y c h w s k a z ó w e k . Z a c i e k a w i ł t e n spis p a p i e ż y , b o w s k a z y ­
w a ł d a w n i e j s z y c h , — z p r z e d roku,
określnikami odrazu
pojętnymi,
i nazwiskiem. Jakżeby taki
w którym
np.
herbem
się zjawił, —
rodowym
albo
spis p a p i e ż y i s t n i a ł od św. M a l a -
c h i a s z a do W i o n ą ? Czy, przez blisko p ó ł t y s i ą e a l a t b ł ą k a ł się
p o r ó ż n y c h k r a j a c h E u r o p y od W y s p y n a d P ó ł n o c n e m m o r z e m
po stoki Alp
południowe,
a
niewidzialnie
g d y b y p r z e z tyle w i e k ó w i m i ę d z y
podróżował?
Bo
t y l u n a r o d a m i w p a d ł kie-
d y b ą d ź w czyje r ę c e g d z i e k o l w i e k , j n ż b y się d o s t a ł i do k a r ­
d y n a ł ó w i ci od d a w n a wiedzieliby
przed każdem
konklawe,
k t ó r y z n i c h t y a r ę o t r z y m a . N a d t o coś dziwi. J a k ż e b y św. Malaóhiasz ż a d n y c h p r o r o c t w i n n y c h nie taił, a
t e g o nie w y j a ­
wiał, k t ó r e d o t y c z y p o w s z e c h n e g o d o b r a K o ś c i o ł a ? A j e ś l i j e
w y j a w i ł , j a k ż e b y n i k t nie w i e d z i a ł ? J a k ż e b y n a j z a u f a ń s z y p o ­
w i e r n i k j e g o , św. B e r n a r d , dopuścił, ż e b y
światło
prorokowi
u d z i e l o n e w c i e m n y m gdzieś z a k ą t k u nikło w i e k a m i ?
Jaskrawo
p r z y t e m r a z i r ó ż n i c a o k r e ś l n i k ó w ścisłych dla
s a m e j o s o b y p a p i e ż a z p r z e d c z a s ó w W i o n ą od z a g a d k o w y c h
d w u z n a c z n i k ó w n a d o b ę p o W i o n i e późniejszą.
„W
tej dobie
n i e r a z t r u d n o do p a p i e ż y s t o s o w a ć k o l e j n e g o d ł a , c h y b a silnie
n a c i ą g a n e " — s ą d z i de B a c k e r , a Z i m m e r m a n n : „ G o d ł a p ó ź n i e j ­
sze dają się t u i ówdzie
nawiązywać
do
jakiegoś wypadku
w d z i e j a c h k o l e j n e g o p a p i e ż a ; gdzieindziej n a s u w a j ą t y l e ogól­
n y c h w i e l o z n a c z n i k ó w , że k t o b ą d ź , j a k chce, t a k r o z w i ą ż e za­
g a d k ę " . I c h o ć się d a coś j a k o ś w y s n u ć z z e w n ę t r z n y c h p r z y ­
g ó d papieża, j u ż t o nie w s k a ż e g o t a k
o k r e ś l n i k i dawniejsze, n i b y
palcem
znane wyniki
osobiście, j a k
każdego
zawczasu
k o n k l a w e . Dziś z t e m i g o d ł a m i w i d z i m y to, co się i p r z y g r z e
w k o s t k i z d a r z a , że g d y r z u c i m y d w i e r a z e m kilkadziesiąt r a z y ,
n i e r a z obie p a d n ą n a te s a m e oczka. W i ę c p o zgodzie n a m a ­
calnej g o d e ł z o s o b a m i p a p i e ż y p r z e d W i o n e m ,
') Ghror.ic. Ord. S. Bened. t. 11, c. 40, in fme.
po nim zda-
203
I ZŁOTE CZASY PROROKÓW.
r z y ł się z b i e g g o d ł a p r z y n a j m n i e j z przygodą, p a p i e ż a ,
skoro
j u ż nie z j e g o osobą, j a k d a w n i e j ; g d y b y
żadne
g o d ł o p a p i e ż a ani do j e g o o s o b y nie
po
dało
Wionie
się
przystosować,
a n i do s z c z e g ó ł u ż a d n e g o w j e g o dziejach, t e d y W i o n dostar­
c z y ł b y p r o r o c t w a n a o d w r ó t , k t ó r e rzetelnie w y k l u c z a ł o b y od
p a p i e ż a ową o z n a k ę czy g o d ł o .
Tymczasem
niejedno
godło
n a w i ą ż e się do p a p i e ż a p o j e g o śmierci, a p r z e d j e g o w y b o r e m
w r ó ż y ł o i n n e m u k a r d y n a ł o w i t y a r ę .— z r o z u m i a n e n a j p r o ś c i e j .
Nawet taki stronnik Wioną, j a k ów — jeszcze w pamięci
starców żywy, w Europie przed laty głośny dziennikarz Kor­
neli A g r i p p a — t e n p r z y z n a j e ) , że dziwi się, c z e m u d a w n i e j ­
1
sze o k r e ś l n i k i j a k b y za r ę k ę p r o w a d z i ł y p r z e d k a ż d e g o p a p i e ż a ,
a późniejsze d w u z n a c z n i k i zadają t r u d n e
zagadki?
Odgaduje,
ż e c h y b a w odpisie nie w i e r z y t e l n y m doszło do n a s p r o r o c t w o ,
b o — p o w i a d a — co n p . s p ó l n e g o z G r z e g o r z e m X V I . p r z e d ­
s t a w i a g o d ł o „Z łaźni
t o s k a ń s k i c h " ? Nie w t o s k a ń s k i e m u r o ­
dzony, tylko w Belluno, na ziemiach weneckich między Alpami,
p o t o m e k t a m t e j s z e j r o d z i n y o b y w a t e l s k i e j p r z e p ę d z i ł p r z y niej
l a t a c h ł o p i ę c e i w 16 r o k u o d j e c h a ł do k a m e d u ł ó w w R z y m i e ;
t a m ani j a k o p u s t e l n i k , ani j a k o p a p i e ż nie z a j m o w a ł się oso­
bliwie T o s k a ń ą z j e j
łaźniami.
Albo
czem
znamionuje Kle­
m e n s a X I . g o d ł o »Zwierz n i e n a s y c o n y " ? D a ł o
tylko rzymia­
n o m p o w ó d do śmiechu, bo p a p i e ż w y c h o d z i ł c h ę t n i e w t o w a ­
r z y s t w i e k a r d y n a ł a , k t ó r e g o p r z y p a d k i e m n a z w i s k o Cibo z n a c z y
p o k a r m ; s t ą d w o b i e g p o s z e d ł d o w c i p , że iście z w i e r z t o nie­
nasycony — papież,
k t ó r y m a ciągle Cibo p r z y
j a k z n a m i o n u j e P i u s a V I I - g o r a c z e j niż w i e l u
„Orzeł d r a p i e ż n y " r z e k o m o d l a t e g o ,
d o w a ł ? Czyż j e d n e g o p a p i e ż a
sobie.
innych
iż g o N a p o l e o n
tylko jeden władca
Albo
godło
prześla­
prześlado­
w a ł ? Z takich godeł nieudatnych wnosi Agrippa, że proroctwo
•ucierpiało w o d p i s i e : n a j a k ą ż w i a r ę z a s ł u g u j e w t y m s t a n i e ?
I n n y z n ó w z w o l e n n i k o w y c h wieszczb,
nazwiskiem
pod przybranem
Isuf y B o n R y o pisze w rozprawie
*) Museo scientifico, giornaL letlerario ed arti-stiro
a i a c a : II ConcLive CCLYIII
L'Antecristo
1816, Giugno, Cro-
204
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
Rivelato
r. 1863 o g o d ł a c h n a s t ę p c ó w P i u s a I X . B e z p o ś r e d n i e g o
n a s t ę p c ę o z n a c z a g o d ł o Lumen
de coelo d l a t e g o , że oświeci K o ­
ściół w chwili
mianowicie
najczarniejszej,
w k t ó r y m a n t y c h r y s t się u r o d z i .
godło „Ogień rozżarzony",
bo
obrany
w
roku,
P a p i e ż a n a s t ę p n e g o oznacza
za
niego
Rzym
spłonie
s z c z ę t u ; t e n z a k o ń c z y r z ą d y w r o k u 30. a n t y c h r y s t a ,
bo
do
na­
s t ę p n e g o d ł o „ R e l i g i a w y l u d n i o n a " w s k a z u j e , że w t e d y p a p i e ­
ż e m ogłosi się a n t y c h r y s t , j u ż j a k o k r ó l c a ł e g o
d y n a ł o w i e ogłoszą g o a n t y p a p ą i n a w a l k ę
świata;
z nim
kar­
obiorą p a ­
p i e ż a o g o d l e „ W i a r a n i e s t r u c h l a ł a " . J e s z c z e nie z a n i e g o K o ­
ściół z w y c i ę ż y ; d o p i e r o j e g o n a s t ę p c a „ P a s t e r z anielski" u j r z y
wszystkie narody w jednej
owczarni,
cięzką c h o r ą g i e w t a j e m n i c z y
odkąd
podniesie
zwy-
Swiatowładca.
I przy podobnych wymysłach
owe
g o d ł a p a p i e s k i e za­
t r z y m y w a ł y raz p o r a z swoich o r ę d o w n i k ó w
po Wionie:
oto
rzeczowy powód, czemu zawodowi badacze jednogłośnie
po­
parli M e n e s t r i e r a j u ż
od
XVII.
stulecia.
Menestrier,
z n a j p ł o d n i e j s z y c h p i s a r z y T . J., nie ż a ł o w a ł
w
tej
jeden
sprawie
czasu, n a u k i , p r a c y , a l e d w o m ó g ł n a s t a r c z y ó c z y t e l n i k o m c o r a z
n o w y c h p i s m , b o w lot r o z c h o d z i ł y się p o f r a n c u s k u i łacinie
P o wyborze Aleksandra V I I I . przestrzegł łatwowiernych przed
wróżbami o jego rządach: przedstawił
pismem
ulotnem,
jak
g o d ł a W i o n ą nie o d p o w i e d z i a ł y j u ż kilku p a p i e ż o m ani co d o
o s o b i s t y c h p r z y m i o t ó w , ani co do
przygód w rządach
i dzie­
jach. P o raz drugi znów pismem ulotnem wytknął to po wy­
borze Innocentego X I I .
rozprawą naukową ).
1
P o r a z trzeci w y s t ą p i ł j u ż
Tak
nią
zaciekawił
świat
ze
sporą
uczony, że
w jego ówczesnym języku pozwolił ją w y d a ć P . P o r t e r o w i )
2
p o łacinie. I j u ż w y c z e r p a n a p o k s i ę g a r n i a c h z a s a d z i ł a pisarza
do p r a c y z n ó w o b s z e r n i e j s z e j ) .
3
P o raz szósty czytamy naj-
obszerniej z e b r a n e z a r z u t y p r z e c i w „ m r z o n k o m " W i o n ą w świe-
) Refutation des propbeties fausseinent attribuees a S Malaohie 1'aii-*
chez B. J.-B. de la Caill^ in 4 o str. 12.
. Romae 1698 in 8-o.
i Examen de la suitę des Papes sur les prophelies attnbuess a S. Ma­
lachit. Pad-; chez H J.-B. d; la Caille in 4 o s r. 14.
1
2
3
205
I ZŁOTE CZASY PROROKÓW.
tle rządów ówczesnego papieża Innocentego X I I . ) . Zarzutami
x
z wieku X V I I . t a k w y ś w i e t l i ł n i e z g o d n e z p a p i e ż a m i
dła, że znalazł w u c z o n y m b e n e d y k t y n i e F e y j o ó
ich
go­
następcę
do
dalszej p r a c y n a wiek X V I I I . ) , a i n n e g o n a ś l a d o w c ę p ó ź n i e j ,
2
k t ó r y w t e ż t r o p y ś c i g a ł W i o n ą z j e g o g o d ł a m i p a p i e ż y aż p o
rok 1840 ).
3
Oto d l a c z e g o p i s a r z e naj wybitniej
katoliccy wierzą
św.
B e r n a r d o w i , że św. Malaohiasz m i a ł d u c h a p r o r o c k i e g o , k t ó r y
i p o n i m p r z e m a w i a ł w K o ś c i e l e , ale nie wierzą W i o n o w i , że
j e g o spis g o d e ł p a p i e s k i c h p o c h o d z i o d św. M a l a c h i a s z a , t y l k o
widzą w o w y m w y r o b i e z n a m i o n a
oszustwa,
komuś
przyda­
t n e g o , g d y się d o s t a ł o d o książki p o c z y t n e j .
II.
T a j e m n i c z y p o g r o m c a a n t y c h r y s t a nie schodzi z u s t p r o ­
r o k ó w , b o ci opierali się nie t y l k o
na Wionie z pocztem już
l e d w o kilku p a p i e ż y d o k o ń c a świata, ale o d w o ł y w a l i się t e ż
n a g ł o s d o n o ś n y , k t ó r y zaręcza, ż e ś w i a t się
skończy
nieba­
w e m , b o nie m a i s t n i e ć p o n a d 6 0 0 0 lat. T e m u g ł o s o w i m i a ł
n a w e t w t ó r o w a ć św. A u g u s t y n , g d y
pisał: )
„Dzień
4
jakoby
p i e r w s z y ś w i a t a u p ł y w a ł od A d a m a do N o e g o , w t ó r y od N o e g o
d o A b r a h a m a . . . G d y P a n p r z y s z e d ł n a świat, t e d y zaczął
d z i e ń szósty, w dniu s z ó s t y m
żyjemy.
Zatem
jak
się
Pan Bóg
c z ł o w i e k a s t w o r z y ł n a o b r a z S w ó j w d n i u s z ó s t y m , t a k w obe­
cnej dobie, niby w s z ó s t y m dniu
świata,
odradzamy
c h r z c i e , a b y o d z y s k a ć O b r a z B o ż y . G d y zaś t e n d z i e ń
upłynie, nastąpi spoczynek
się
na
szósty
po obeenem wiejadle i świętować
z a c z n ą święci i s p r a w i e d l i w i p r z e d B o g i e m " .
I
wyjaśnia,
że
r o z u m i a ł w k a ż d e m dniu t y s i ą c l e c i e : ) „ a b y p o n i e w a ż r z e c z o n o .)
5
!) Philo«ophie des imnges e n i g m a t i ą u e s . Lyon chez
str. 4 9 1 , od str. 299 do 385.
6
Bariiel 1694,
12 o,
» *) Teatro critico umversal, Madrii 1773 t. 2, str. 110 i d.
) Preuictions modernes. Avignon, 1810, chez Segnin, 12-o str. 2 4 4 .
•
) P. L. t 3 8 , str. 1198.
3
4
5
) Tamże t
4 1 , str
667.
e
) 2 P. 3 , 8.
206
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
,1 dzień u P a n a j a k o 1000 lat, a 1000 l a t j a k o 1 dzień' — p o
sześciu t y s i ą c l e c i a c h j a k o b y sześciu d n i a c h s k o ń c z o n y c h nastą­
pił j a k o b y ś w i ę t y dla o d p o c z y n k u dzień s i ó d m y " . W i ę c , p r z y
t a k bliskim k o ń c a ś w i a t a k i e d y ż stosowniejsza
pora na anty­
c h r y s t a z o s t a t e c z n y m uciskiem K o ś c i o ł a , j a k nie z a
papieża
z g o d ł e m Religii w y l u d n i o n e j ? K i e d y ż w ł a ś c i w s z a c h w i l a , a b y
S w i a t o w ł a d c a r o z b r o i ł n a r o d y , j a k nie dziś, p r z y p o w s z e c h n e j
t ę s k n o c i e do p o k o j u n a ś w i e c i e ? K i e d y ż T u r c y a p a d n i e , j e ś l i nie
obecnie, g d y w o j n ę t o c z y z nią F r a n c y a ? J a k się świat r a j e m
zaczął, t a k k i e d y ż r a j e m się s k o ń c z y , jeżeli nie t u ż od n a s z y c h
j u ż czasów, w o b e c w y l i c z o n y c h
dla niego sześciu
tysiącleci?
Liczba ta zażywa śród nowoczesnych jasaowidzów
takiej
p o w a g i , że w y p a d a j ą r o z p a t r z y ć ź r ó d ł o w o . O w e m u o k r e s o w i
tysiącleci j u ż S u a r e z T . J . o d m a w i a wszelkiej p o w a g i , wszelkiej
podstawy r o z u m n e j ) , choć jeszcze
biedził
1
się
z
zarzutami,
k t ó r e w y g l ą d a ł y p o z o r n i e z a j e g o c z a s u ; ale n a ńie dziś z n a ­
lazła się o d p o w i e d ź w e w y d a w n i c t w a c h M i g n e ' a i r o z p r a w a c h
pr. K a r l i ń s k i e g o , k t ó r e rozświetliły erę a l e k s a n d r y j s k ą .
krępowała
powaga
kilkunastu
pisarzy
starochrześcijańskich
z A u g u s t y n e m n a czele, j a k o b y o b r o ń c ó w
siącleci; dziś p o p r a w n i e
wydane
Suareza
owego
okresu
r ę k o p i s y okazują,
ty-
że i św.
Augustyn i z nim zastęp pisarzy, przeciwstawianych Suarezowi,
właśnie
z nim
zgodni,
za
tym
okresem
tysiącleci nie stali,
a w y j ą t k o w o t r z e j , c h o ć n a w e t nie bronili o w y c h sześciu t y ­
siącleci, p r z e c i e do w n i o s k u z g o d n e g o z t y m
zmyleni a s t r o n o m i ą
okresem
doszli
ptolemajską.
K t ó ż z a p o w i e d z i a ł o w y c h 6000 l a t
i kogo
z n a l a z ł usłu­
żnego, aby tę zapowiedź rozgłosić ?
Obwieścił t ę liczbę r a b i n E l i j a h za c z a s ó w M a c h a b e j s k i c h ,
p r z y t o c z o n y w talmudzie*), a w y k o m b i n o w a ł j ą
w
psalmie ):
3
,,Tysiąc l a t p r z e d o c z y m a T w e m i , iako dzień w c z o r a j s z y , k t ó r y
przeminął", wyrwał te słowa z toku myśli zupełnie
u D a w i d a , a swoją w n i c h
ogłosił
wieszczbę,
że
odrębnej
świat, j a k
') Comment. a c Disput. in 3 Partem D. T h o m a e IX. 59, disp. 53, sect. 4.
2
) (97 a)
3
) 89, 4.
20?
I ZŁOTE CZASY PROROKÓW.
w sześciu d n i a c h s t w o r z o n y ,
tak
w
sześciu
s k o ń c z y , mianowicie łiozy 2000 l a t
t y s i ą c l e c i a c h się
bez p r a w a ,
2000 lat pod
p r a w e m , 2 0 0 0 za dni M e s y a s z a . Nic p o d o b n e g o do myśli E l i j a ha
nie n a p i s a ł D a w i d : u c z y n a s
m o d l i ć się z
otuchą
nieza­
c h w i a n ą m i m o ciężkich w i n i s ł u s z n y c h za nie kar, bo t e p r z e j d ą ,
c h o ć się n a m dłużą b e z k o ń c a ; u c z y — w e d l e św. H i e r o n i m a —
ufnie m ó w i ć ) : „ N i e p o c z y t u j e m y ,
że d ł u g o z w l e k a s z z obie­
1
tnicą dóbr, n a k t ó r e d o t y c h c z a s c z e k a m y , b o czas n a j d ł u ż s z y , ,
p o r ó w n a n y z w i e k a m i , s z y b k o p r z e m i j a , b o ć w Obliczu T w o j e m t y s i ą c l a t liczy się l e d w o j a k dzień j e d e n " — i z a r a z D a ­
w i d się p o p r a w i a : „źle p o w i e d z i a ł e m , że za dzień i z a p r z e c i ą g
c a ł e g o d n i a liczy się p r z e d T o b ą t y s i ą c lat, b o
miałbym po­
wiedzieć, ż e t e l a t a miną, j a k g o d z i n y n a c z a t a c h p r z e z ć w i e r ć
n o c y " . T a k z w i a r ą D a w i d o w ą s i ę g a m y p o z a dzisiejszą
dobę
i p o z a m o c p r z e ś l a d o w c y : „ W i d z i a ł e m niezboźnika, w y n i o s ł e g o
i podniesionego iako cedry libańskie,
y minąłem, aleć g o i u ż
nie m a s z , y s z u k a ł e m g o , a nie znalazło
się m i e y s c e i e g o ) ,
2
c h o ć b y ż y ł p r z e z d w a t y s i ą c e l a t " ) . Okiem tej W i a r y z a t r z y ­
3
m u j e m y się w dobie z w y c i ę s k i e j n a d ciemiężcami,
dnią z a n i c p o c z y t u j e m y :
poprze­
„ y s t r a ż n o c n a , co z a n i c nie s t o i ,
ich lata będą^ rano iako trawa niech
kwitnie y przeminie,
a
w wieczór
przeminie,
niech
upadnie,
rano
niech
stwardnieie
y u s c h n i e " ) . T a k św. H i e r o n i m u c z y widzieć w i e k u i s t e r z ą d y
4
O p a t r z n e p o n a d nikłą d o b ą u c i s k u , g d y c z y t a m y s ł o w a p s a l m u
nie w y r w a n e z t o k u m y ś l i , j a k u Elijaha, ale o ś w i e t l o n e roz­
biorem poprzednich próśb
słów p s a l m u św. H i e r o n i m
i
następnych.
dopisuje
„ W i ę c sądzę, ź e z t e g o p s a l m u
n a z w a tysiąclecia dla dnia,
Do
uwagę
i słów
tego
wykładu
sprawozdawczą:
św. P i o t r a
utarła
aby s t ą d m n i e m a ć , j a k o b y
w y k o ń c z o n y w sześciu d n i a c h ,
miał
Ś w i ę t y P i o t r zaś. p i s z e w t e n
sposób:
trwać
sześć
,iedno
to
się
świat,
tysiącleci...
namileyszy
n i e c h w a m t a y n o nie będzie, iż ieden dzień u P a n a iako* 1 0 0 0
l a t , a 10d0 l a t i a k o i e d e n d z i e ń ; nie o d w ł a c z a ć P a n o b i e t n i c e
ł
3
) P. L t. 22 str. 1172.
) Ps. 36, 35—36.
) Ekles. 6, 6.
) Ps. 69, 5—6.
2
4
208
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
Swoiey, iako n i e k t ó r z y m n i m a i ą ' ) . . . W s z y s t k o , co n a
świecie
1
się dłuży, p r z e d Tobą, B o ż e , c h w i l ę s t a n o w i , b o i dnie i lata
z a k r e ś l o n e n a ż y w o t ludzki, a p o r ó w n a n e z w s z e c h w i e k a m i nie
znaczą n i c " ) .
2
J a k t ę m y ś l D a w i d a E l i j a h z g o ł a p r z e o c z y ł , t a k do s w o ­
jej kombinacyi najdowolniej
naciągał
erę
żydowską:
niej Mojżesz d o s t a ł dziesięcioro p r z y k a z a n i a
wedle
w r o k u 2428
od
A d a m a , a p o Mojżeszu u p ł y n ę ł o 856 l a t do Daniela, k t ó r y za­
powiedział M e s y a s z a za l a t 483, czyli w l a t 1339 p o Mojżeszu,
a w r o k u 3768 o d A d a m a ; w r o k u t y m
rzeczywiście
urodził
się P . J e z u s ; c h o ć G o M e s y a s z e m
nie
przecie
żydzi
uznali,
ówcześni rabini r o z u m i e l i , że n a d e s z ł y J e g o l a t a p o d a n e w p r o ­
r o c t w a c h , więc r a z p o r a z n a z y w a l i M e s y a s z a m i s a m o z w a ń c ó w ,
k t ó r z y p o d n o s i l i r o k o s z p r z e c i w R z y m o w i . Ale E l i j a h p o z w o ­
lił sobie z a o k r ą g l i ć j e d n e i d r u g i e lata, j e d n e s k r ó c i ć o piątą
część, d r u g i e o trzecią p r z e d ł u ż y ć , b y l e z r ó w n a ć
2 4 2 8 = 2000 =
1339 ; t a l m u d o s t a t n i ą liczbę
musi
je
z
sobą:
zwiększyć
o całą d o b ę chrześcijańską, b o n a M e s y a s z a j e s z c z e czeka, więc
w p r o r o c t w i e E l i j a h a liczą obecnie r o k 3248 od M o j ż e s z o w e g o ,
czyli 2 4 2 8 = 2 0 0 0 = 3248. T a k cała k o m b i n a c y a E l i j a h a oka­
zuje się b e z p r z e d m i o t o w ą igraszką w y o b r a ź n i , n i e o p a r t ą r z e ­
c z o w o ani n a D a w i d z i e , ani n a
canej i przedłużanej
żydowskiej
chronologii, skra­
dowolnie.
Któż do nas i jaką drogą doniósł tę kombinacyę rabińską?
D r o g ę do niej
utorował
mimowolnie
swój błąd a s t r o n o m i c z n y . Z a nim
Ptolemeusz
aleksandryjscy
przez
ohronolodzy
obliczali rok, w k t ó r y m r ó w n o n o c n i a z b i e g ł a się z n o w i e m w e
ś r o d ę . Żydzi w y m i e n i a l i
na
ten
stan
nieba
rok
3759 p r z e d
erą chrześcijańską, nie o p a r c i o ż a d e n w y w ó d n a u k o w y , t y l k o
przekonani o powadze przodków, którzy
z
pokolenia na po­
k o l e n i a p r z e k a z y w a l i ś w i a d e c t w o o w y t y c z n y c h l a t a c h dziejów,
s p i s a n e w k s i ę g a c h Mojżesza i n a s t ę p n y c h
i c h w s k a z ó w k ę o r o k u 3759 p r z e d
erą
rocznikarzy.
chrześcijańską
I
tę
ściśle
dziś p o t w i e r d z a a s t r o n o m i a . Ale u c z n i o w i e P t o l e m e u s z a w Ale-
Ł
) 2 P. 3, 8 - 9 .
*) P. L. t. 22, str 1173.
-I ZŁOTE CZASY PHOROKÓW.
k s a n d r y i nie u m i e l i doliczyć
209
się o w e g o zbiegu dni w stuleciu
3 8 . p r z e d C h r y s t u s e m : szukali t e g o z j a w i s k a p o r ó ż n y c h s t u ­
leciach. Niektórzy, n p . K l e m e n s a l e k s a n d r y j s k i ,
z a u w a ż y l i , że
w r. 228 p o Chr. w i e l k a n o c w y p a d n i e d n i a 6/4 p o p e ł n i 5/4,
z a t e m n ó w 2 3 / 3 , a k s i ę ż y c w i d o c z n y j u ż p o n o w i u będzie ś w i e ­
cił w n o c y z w t o r k u 2 5 / 3 n a ś r o d ę , czyli n a r ó w n o n o c n i ę j u ­
l i a ń s k ą . S t ą d w e d l e z a s a d y i n d y k c y o n u szukali t e g o z b i e g u dni
przed iloczynami lat
532 X 8, 532 X 9, 5320, 532 X U ,
t u znaleźli z a r ó w n o s z u k a n e z j a w i s k o
jak
aż
liczbę l a t 5852 od
A d a m a w e d l e Biblii 70-ciu aź do r o k u 228, z a t e m
że C h r y s t u s u r o d z i ł się w r o k u 5624 od A d a m a ) ,
1
wyliczyli,
a w
roku
194 p o Chr. u m a r ł K o m m o d , czyli w r o k u świata 5820, w k t ó ­
r y m p i s a ł to św. K l e m e n s ; za n i m t ę c h r o n o l o g i ę
powtarzają
T e o f a n e s , C y p r i a n , A m b r o ż y . Z n ó w i n n i z a u w a ż y l i , że n a r o k
345 p o Chr. w i e l k a n o c w y p a d a ł a dnia 7/4, p o p e ł n i 2/4, z a t e m
nów i ówczesna równonocnia we środę 20/3. Stąd
wedle za­
s a d y i n d y k c y o n u szukali t e g o ż z b i e g u r ó w n o n o c n i
z
nowiem
w e ś r o d ę p r z e d o k r e s e m l a t 5852 i znaleźli, że C h r y s t u s u r o ­
dził się w l a t 5508 od A d a m a .
S ł o w e m nadliczali 17 albo 18
s t u l e c i do ż y d o w s k i e j ery biblijnej i znajdowali, że ś w i a t u b r a ­
kło l e d w o p a r ę s e t l a t do k o ń c a sześciu tysiącleci w r o k u , g d y
-Chrystus urodził się w z a p o w i e d z i a n e j pełni czasów. T ę p e ł n i ę
czasów aleksandryjczycy
pojęli
w
świetle
chronologii,
widzieli w s k a z ó w k ę o k o ń c u świata w s ł o w a c h P a w ł a
c h o ć t e n n a u c z y c i e l W i a r y nie
chronologię
stąd
apostoła,
wykładał,
tylko
świadczy, że co s t a r o z a k o n n y m n a p i s a n o w figurach, t o s ł u ż y
do p r z e s t r o g i dla chrześcijan,
,,na k t ó r e p r z y s z ł y
ków ; ) gdy przyszło wypełnienie
2
czasów,
zesłał
k o ń c e wie­
Bóg
Syna
Swego ), mówiwszy B ó g dawno przez proroki, na ostatek t y c h
3
d n i mówił do n a s p r z e z S y n a ) . P r a w d ę m i a n o w i c i e p r z y s t ę p n ą
4
dla p r o s t o t y p i e r w s z y c h c h r z e ś c i j a n w y p o w i a d a ł św. k a z n o d z i e j a
n a r o d o m , że dla n i c h n a d e s z ł y
czasy
zupełnego
Miłosierdzia,
o których przepowiadali prorocy. Tę p r a w d ę z ust kaznodziei,
tę jego duchową pełnię wieków Aleksandryjczycy
zastosowali
•) P. G. t. 8, str. 876—877.
) 1 Kor. 10, 11.
) Gal. 4, 4.
) Żyd. 1, 1—2.
2
•
3
p. r. T . cxxxi.
4
14
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
210
do c h r o n o l o g i i ; znaleźli się w e d ł u g
wskazówek
Ptolomeusza
u s c h y ł k u s z ó s t e g o tysiąclecia, a w e d ł u g r z e k o m e j
Apostoła u końca wieków przeznaczonych
dla
wskazówki
świata ;
stąd
w y s n u l i swój w n i o s e k , g o d n y u w a g i , m i a n o w i c i e ' n i e t a k r o z u ­
mowali: Elijah przepowiada prawdę o wiekach przed prawem,
p o d p r a w e m i za Mesyasza, w i ę c świat k o ń c z y
się z s z ó s t e m
tysiącleciem, — a w p r o s t o d w r o t n i e d o w o d z i l i : ś w i a t d o b i e g a już:
k o ń c a , ( r z e k o m o ) w e d l e A p o s t o ł a , a istnieje o k o ł o 6000 l a t w e ­
dle p t o l e m e j s k i c h
w s k a z ó w e k , w i ę c co do j e g o k o ń c a u g o d z i ł
w p r a w d ę E l i j a h , c h o ć chybił co d o d ó b p o s z c z e g ó l n y c h .
Z tym błędem
ptolemejskiej
sarze, k t ó r z y p r z y t a c z a j ą
a s t r o n o m i i nie liczą się p i ­
j a k o najdawniejsze
6-ciu t y s i ą c l e c i a m i r z e k o m y list B a r n a b y ) ,
świadectwo
oczywisty
1
za
utwór
k r a s o m ó w c y , k t ó r y twierdzi, że „ P . B ó g k o ń c z y w 6-ciu t y s i ą c ­
l e c i a c h w s z y s t k o , b o d n i e m u N i e g o 1000 l a t i o d p o c z ą ł d n i a
7-go, o d k ą d z j a w i o n y S y n B o ż y , a b y p r z e r w a ć czas b e z p r a w i a
i sądzić b e z b o ż n i k i , zmienił
słońce
i księżyc z
gwiazdami...
W i ę c widzisz, j a k p i ę k n y m o d p o c z y n k i e m u ś w i ę c a
siódmy, g d y s p r o s t a m y u c z y n k o m
ten
sprawiedliwym,
ewanielią p o z w y c i ę s t w i e n a d b e z p r a w i e m .
u c z y n i ł e m dnie s i ó d m e , a p o k o ń c u
dzień
obdarzeni
Mówi tedy:
ostatecznym
takie
gotuję
po­
czątek d n i a ó s m e g o , t o z n a c z y p o c z ą t e k i n n e g o ś w i a t a " . Z t y c h
słów łatwo, w y c z y t a ć 6 0 0 0 lat, k r ą g ł o l i c z o n y c h z a l e k s a n d r y j ­
czykami na dobę przedchrześcijańską,
a nie z E l i j a h e m n a k o ­
niec świata, b o p r z e d nim ż y j e m y w s i ó d m e j dobie tysiącleci,
p r z e ż y w a m y „ t a k u c z y n i o n e dnie s i ó d m e " , a p o n i c h d o p i e r o
zacznie się p o k o ń c u ś w i a t a dzień ó s m y . Całe
tedy
rzekome
p r o r o c t w o B a r n a b y w y p o w i a d a m y ś l z u p e ł n i e inną, niż z a p o ­
wiedział Elijah.
Dopiero Syryjczyk, inowierca
owiany
duchem pelagiań-
skim, z o s t a w i ł dzieło d o c h o w a n e p r z y p i s m a c h św. I r e n e u s z a ) ,
2
w k t ó r e m p r z y w o ł u j e św. P a w ł a , j a k o b y
końcu świata,
a za p e w n i k
naukowy
proroka
poczytuje
o
bliskim
chronologię;
*) P. G. t. 2, str. 7 6 9 - 7 7 2 .
) P. G. t. 6, str. 1242—1246, 1312; por. Bardenhewer Gesch. der
altchr. Litt. 1 Band § 18, n. 8, d.
2
I ZŁOTE CZASY PROROKÓW.
211
a l e k s a n d r y j s k ą z j e j sześciu tysiącleciami d o b y p r z e d c h r z e ś c i j a ń ­
skiej, stąd w n o s i : „ C z y ż nie m o ż n a p r z y p u s z c z a ć ,
że to
pra­
w d a , co mówią, j a k o b y P . B ó g s t w o r z y ł ś w i a t n a 6000 l a t ? "
N a j d a w n i e j s z y w t e j s p r a w i e ś w i a d e k k a t o l i c k i , św. J u ­
s t y n , w y p o w i a d a p r z e l o t n i e m y ś l w y c i ą g n i ę t ą z A p o s t o ł a w świe­
tle p t o l e m e j s k i m , ale p o d s z y t ą E l i j a h e m ) :
„ Ś w i a t oczywiście
1
s k o ń c z y się w k r ó t c e , a p o w s t a ł l a t 6000, u r z ą d z o n y p r z e z d n i
r ó w n i e ż 6, w s z a k 1000 l a t p r z e d o c z y m a B o g a
jako
dzień".
P o d o b n i e n a t r a c ą tęź m y ś l św. H i p p o l i t ) . T r z e c i i j u ż o s t a t n i
2
z owej d o b y pisarz k a t o l i c k i ,
nasuwa, gdy wspomina
św. W i k t o r y n , r ó w n i e ż t ę m y ś l
o zwycięstwie
Pana
na
krzyżu nad
c z a r t e m , z w i ą z a n y m w e d l e A p o k a l i p s y n a 1000 l a t ) , „ t o z n a ­
3
czy n a p r z e c i ą g c z a s u , k t ó r e g o b r a k u j e d o k o ń c a
dnia
6-go,
czyli 6-ej d o b y t y s i ą c l e t n i e j " .
P r z y t y c h trzech pisarzach p r a w o w i e r n y c h widujemy ze­
s t a w i o n e niesłusznie
imię Laktancego,
bo
ten
chiliasta
nie
o g l ą d a ł się w m r z o n k a c h swoich ani n a K o ś c i ó ł , ani n a E l i j a h a .
Na Ptolemeuszu oparty z innymi,
obliczył
jednak
odrębnie
c h r o n o l o g i ę biblijną t a k , że w y d o s t a ł l a t 6 8 0 0 n a r o k 300 p o
Chr. P . , a n a s t ę p n i e r o z i g r a ł sobie w y o b r a ź n i ę n a d
tajemnicami
liczby 7, j a k b y k a b a l i s t a ze W s c h o d u , — i w r ó ż y ) : „ P o n i e w a ż
4
P . B ó g o p r a c o w a ł dzieło t w ó r c z e w d n i a c h 6-ciu, z a t e m p r z e z
6 dób tysiącletnich w pracy m a
cierpieć
d u c h ludzki,
czyli
jeszcze p r z e z 200 l a t p r z e b y w a ć o b e c n ą d o b ę szóstą p r z e w a g i
zła r o z p a n o s z o n e g o . A p o n i e w a ż P . B ó g o d p o c z ą ł
dnia
p o dziele
tysiącleciu
sześciodniowem,
stąd
s k o ń c z y n a ziemi zło w s z e l a k i e
cie s p r a w i e d l i w e i s p o k o j n e ,
po
się
po
szóstem
7-go
a rozpocznie siódme tysiącle­
którem
w d z i e ń s ą d u " , czyli m i e l i ś m y ż y ć w
skończy
rajskich
się
świat
stosunkach od
r. 500 do 1500 p o Chr. P . , a od l a t z g ó r ą 4 0 0 świat się m i a ł
s k o ń c z y ć . O p a c z n i e uroił t o L a k t a n c y , oczywiście t o w i d z i m y ,
i również o c z y w i ś c i e w i d z i m y r ó ż n i c ę 7-miu tysiącleci L a k t a n -
1
2
3
4
)
)
)
)
P.
P.
P.
P.
G.
G.
L.
L.
t. 7, str. 1200.
t. 10, str. 646.
t. 5, str. 342.
t. 6 str. 782—783, 808—815.
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
212
cego od 6-ciu
tysiącleci Elijaha.
Również uchodzi
Laktancy
niesłusznie za ś w i a d k a , że n a w e t Sybille i w y r o c z n i e p o g a ń s k i e
p r z e p o w i a d a ł y ś w i a t u 6000 lat z g o d n i e z E l i j a h e m , b o L a k t a n c y
nie w r ó ż b ę o k o ń c u świata czerpie z t y c h źródeł, t y l k o o p i e r a
się o te p o w a g i p o g a ń s k i e ,
aby
poganom
mówić ):
„Sybille
1
p r z e p o w i a d a j ą u p a d e k R z y m u (za i c h czasów b a ł w o c h w a l c z e g o )
za s ą d e m B o ż y m . . . H y s t a s p e s
też,
medyjski
król,
opowiada
sen p r o r o c z y , że R z y m ( p o g a ń s k i z a j e g o czasów) w ł a d z ę p o ­
strada... T e g o nie z a m i l c z a ł
też
Hermest
trismegistos
wedle
A s k l e p i e g o w księdze S ł o w o O s t a t n i e r o z d z . 9 " . Oto d o s ł o w n i e
owo rzekome świadectwo Laktancego, j a k o b y
nawet
poganie
znali okres 6-ciu tysiącleci E l i j a h a .
Z w o l e n n i c y t e g o o k r e s u p r z y w o ł u j ą za sobą p o w a g ę św.
H i l a r e g o . A l e dość w y r a ź n i e j e g o s ł o w a w y k l u c z a j ą g o z o b o z u
E l i j a h a . M i a n o w i c i e n a d m i e n i ł u s t a w ę Mojżesza o o d p o c z y n k u
roli co 7 l a t i r ó w n o c z e s n y m k o ń c u s ł u ż b y z a p r z e d a ń c ó w , s t ą d
w y w o d z i ) : „ D a w i d z a c h o w u j e ustawię siedmiolecia i dla siebie
2
p r a g n i e o d p o c z y n k u p o siedmiu t y s i ą c l e c i a c h " . O j a k i c h t y s i ą c ­
l e c i a c h t u m ó w i i co s i ó d m e m n a z y w a ? S i ó d m e m tysiącleciem
n a z y w a p r z e s t w ó r c z a s u nieobliczalnie długi, w k t ó r y m c h r z e ­
ścijaństwo się u s t a l i i z a p a n u j e n a d n a r o d a m i p r z e z ciąg w i e ­
ków, zwany tysiącem lat w Apokalipsie, a przed tem
t y s i ą c l e c i e m , p o p r z e d n i e stulecia,
zaokrąglone
liczbą
siódmem
sześciu
tysiącleci, w y r a ż a j ą niewolniczy s t a n r o d u l u d z k i e g o p r z e d C h r y ­
s t u s e m j stąd c z y t a m y , ż e b y nie r o z p a c z a ł n a r ó d albo g r z e s z n i k
p ó ź n o n a w r ó c o n y ) , b o ,,do n a d z i e i nie z a p ó ź n o o ż a d n e j g o ­
3
dzinie, w s z a k owi r o b o t n i c y z l i g o d z i n y dostali z a p ł a t ę n a d
z a s ł u g ę z m i ł o s i e r d z i a " ; a j a k ż e n a r o d o m liczyć w biegu wie­
k ó w g o d z i n y w c z e s n e albo p ó ź n e , w k t ó r y c h
się
O t o ) „o l godzinie czas r a n n y — p r z y m i e r z e
4
nawracają?
od A d a m a do
N o e g o ; 3 g o d z i n a do A b r a h a m a ; 6 do M o j ż e s z a ; 9 do D a w i d a
i p r o r o k ó w ; 11 o z n a c z a p o r ę , w k t ó r e j
J
) P. L. t. 6, str. 7 9 0 - 7 9 6 .
2
) P. L. t. 9, str. 520.
3
) T a m ż e str. 724.
4
) Tamże str. 1 0 2 9 — 1 0 3 4 .
Pan
się
urodził", —
213
I ZfiOTE CZASY PROROKÓW.
a p r z y P r z e m i e n i e n i u P a ń s k i e m bije 12 g o d z i n a , d o b i e g a k o ń c a
szósta d o b a t y s i ą c l e t n i a ) : „ p o sześciu d n i a c h o k a z a ł się P a n
1
w c h w a l e w i d z i a l n e j , mianowicie p o u p ł y w i e sześciu t y s i ą c l e c i
P a n w P r z e m i e n i e n i u p r z e d s t a w i ł n a Sobie
chwalebny
obraz
stanu błogosławionych w królestwie niebieskiem".
S ł o w e m św. H i l a r y zaokrąglił c h r o n o l o g i ę a l e k s a n d r y j s k ą
n a 6000 l a t do C h r y s t u s a , a nie do k o ń c a ś w i a t a . T ę ż m y ś l w y ­
p o w i a d a list, z n a n y
j a k o Z a c h ę t a do m ę c z e ń s t w a , a p r z y z n a ­
w a n y nieraz św. H i l a r e m u , częściej św. C y p r y a n o w i ) : m i a n o w i ­
2
cie p o w s t ę p n e j z a p o w i e d z i n o w e j d o b y m ę c z e ń s t w p r z y bliskich
j u ż c z a s a c h a n t y c h r y s t a , c z y t a m y n a te czasy p r z e s t r o g ę „ p r z e d
c h y t r y m c z a r t e m , o b y t y m z wojną, b o z a j e ż d ż a
z
pokusą
od
l a t j u ż około sześciu t y s i ę c y " . A p o o w y c h c z a s a c h a n t y c h r y ­
s t a u s c h y ł k u sześciu tysiącleci
czy z a r a z świat się k o ń c z y ?
J a k św. H i l a r y , t a k św. C y p r y a n liczy ś w i a t u j e s z c z e s i ó d m e
tysiąclecie w p o d o b i e ń s t w a c h
obrazowych ):
3
„Machabejskioh
siedmiu b r a c i , j a k B o s k i w y r o k o s i e d m i u d n i a c h p i e r w o t n y c h
z a w i e r a s i e d m tysiącleci, j a k siedmiu d u c h ó w i siedmiu a n i o ł ó w
p r z e d obliczem B o ż e m , i s i e d m i o r a m i e n n a p o c h o d n i a w P r z y ­
b y t k u , i w A p o k a l i p s i e siedm ś w i e c z n i k ó w , i u S a l o m o n a siedm
s ł u p ó w : t a k i liczba siedmiu b r a c i o b e j m u j e s i e d m k o ś c i o ł ó w " .
I św. A m b r o ż y szedł w
chronologii
za
aleksandryjczy­
k a m i , k t ó r z y liczyli p r z e d C h r y s t u s e m l a t 5624, w i ę c w dziele
s w o j e m z r o k u 384 p o Chr. d o l i c z y w s z y się l a t 6008 od A d a m a
z a r z u c a z w o l e n n i k o m tejże chronologii. ), że bezmyślnie wtórują
4
E l i j a h o w i z j e g o k o m b i n a c y ą sześciu tysiącleci
t w ó r c z y c h , s k o r o s a m i od kilku
a widzą świat j e s z c z e c a ł y :
l a t liczą
więc
zamiast
i sześciu
siódme
dni
tysiąclecie,
kombinować
dnie-
z t y s i ą c l e c i a m i , woli r o z u m i e ć ) „sześć dni, j a k o d o b y s y m b o ­
5
liczne, a nie m a t e m a t y c z n e , a b y liczba s t o s o w a ł a się do kolei
dzieł t w ó r c z y c h i r o z w o j u bez z w i ą z k u z d n i e m s ą d u i z m a r ­
twychwstania".
)
)
)
')
J
2
3
Tamże str. 1013-1014.
P. L. t i, str. 6 7 7 - 6 8 8 .
Tamże str. 694.
P. L. t. 15, str. 1605 -1606.
5
) Tamże sir. 1788.
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
214
Z a r z u t św. A m b r o ż e g o w i d o c z n i e w y w a r ł s k u t e k , b o od­
tąd spotykamy już tylko sprawozdawcze zmianki o kombinacyi
E l i j a h a , a o r ę d o w n i k ó w dla niej nie z n a j d u j e m y p r z e z d ł u g i e
stulecia, n i m p r z e d o s t a t n i e w i e k i p r z y s p o r z y ł y E l i j a h o w i m n ó ­
stwo stronników.
Ci chcą o p r z e ć się o p o w a g ę św. H i e r o n i m a , k t ó r y w sło­
wach już przytoczonych właśnie
myśl
psalmu
o nikłych
jak
przeciw
godziny
Elijahowi
straży
wykłada
tysiącleciach.
I gdzieindziej p r z e c i w E l i j a h o w i w y r a ż a z a l e k s a n d r y j s k a p e ł ­
nię w i e k ó w , w k t ó r e j urodził się C h r y s t u s ' ) : „ N a o s t a t k u dni
zbliżyło się k r ó l e s t w o n i e b i e s k i e , m i a n o w i c i e u s c h y ł k u w i e k ó w
okazał się n a m
Zbawca jako
Żertwa
i p r z y s z e d ł o g o d z . 11 z w o ł y w a ć
na
zagładę
robotniki,
bo
grzechów
jeśli
ilorazy
z 6000 l a t p r z e z 500 o d p o w i a d a j ą g o d z i n o m dni, t e d y
narody
przyjęły W i a r ę w ostatniej godzinie". Tęż samą myśl p o w t a ­
r z a gdzieindziej s ł o w a m i l e d w o nie św. H i l a r e g o ) , a b y p r z e d ­
2
s t a w i ć ż y d ó w w e z w a n y c h do w i n n i c y od p r z y m i e r z a
z N o e m i o b r z e z a n i a za A b r a h a m a ,
wczesnego
a zazdrosnych
nawróco­
n y m p o g a n o m , iż zaczęli r o b o t ę p ó ź n o , a m i ł o s i e r d z i a z a r ó w n o
doznali.
Niewątpliwie
tedy
św.
Hieronim
mówi,
że
bałwo­
c h w a l c y — p o r ó w n a n i z n a r o d e m w y b r a n y m — p ó ź n o się n a ­
wrócili, b o d o p i e r o
w tysiące lat po
patryarchach,
wiernych
p r z y m i e r z u p a ń s k i e m u i o b r z e z y w a n y c h . Ale z w o l e n n i c y E l i j a h a
więcej czytają w o w y c h s ł o w a c h św. H i e r o n i m a ,
a nie
t o , że ze w z g l ę d u n a ż y d ó w p o g a ń s t w o
się do win­
spóźniło
tylko
nicy i l e d w o o 11 g o d z i n i e p r z e s t a ł o p r ó ż n o w a ć , — p o n a d t o
twierdzą, że św. H i e r o n i m u w a ż a ł z w r o t p o g a n
b e z w z g l ę d n i e s p ó ź n i o n y , że p o c z y t a ł
ku
k r o k ich z a
B o g u za
p o r y w nie­
w c z e s n y i n i e p r z y d a t n y i m j u ż w p o c h o d z i e w i e k ó w , bo obli­
czył j u ż o s t a t n i ą g o d z i n ę ś w i a t u p r z e d j e g o k o ń c e m z sześciu
tysiącleciami. Otóż w najdobitniej s z y c h s ł o w a c h św. H i e r o n i m
nieraz o ś w i a d c z a , że nie obliczył ś w i a t u k o ń c a
ani
bliskiego,
ani dalekiego, b o nie d o c i e k a p r a w d y z a k r y t e j : „ c z e m u z a k r y ­
tej ? b o P . J e z u s o d p o w i e d z i a ł a p o s t o ł o m ,
:
) P. L. t. 25, str. 1186.
że
o
-) P. L. t. 26, str. 141
dniu
ostate-
215
I ZŁOTE CZASY PROROKÓW.
o z n y m nie w y p a d a wiedzieć, a b y a p o s t o ł o w i e ,
nigdy
nie
za­
b e z p i e c z e n i p r z e d p o z w e m n a sąd, t a k oodzień żyli, j a k g d y b y
w ostatnim dniu przed w y r o k i e m ) . . .
1
więc
dalej
Pan
uczy:
,Czuycież tedy, albowiem nie wiecie, którey godziny wasz P a n
p r z y d z i e , a to wiedzcie, że g d y b y w i e d z i a ł
gospodarz, którey
g o d z i n y złodziey m a p r z y ś ć , c z u ł b y w ż d y ' ) i p r z e j r z y ś c i e o k a ­
2
zuje, c z e m u r z e k ł p i e r w e j : ,o o w y m d n i u "y godzinie n i k t nie
wie, ani a n y o ł o w i e niebiescy i e d n o S a m O c i e c ' ) , a o t e m w i e ­
3
d z i e ć nie p r z y d a się a p o s t o ł o m , a b y z a w i e s z e n i n a d n i e p e w n e m
j u t r e m c o d z i e ń oczekiwali
Pana
nazajutrz,
póki
k i e d y p r z y j d z i e " ) : ,tak y w y b ą d ź c i e g o t o w i ,
nie
bo
wiedzą,
którey
go­
d z i n y niewzwiecie, S y n C z ł o w i e c z y p r z y d z i e ' ) . . . p r z y d a ł w z ó r
5
g o s p o d a r z a , a b y n a w o ł y w a ć do czujnej u w a g i i p a m i ę c i o o b o ­
w i ą z k u ; ...,a g d y b y r z e k ł o n zły s ł u g a w s e r c u s w o i m : d ł u g o
P a n p r z y ś d ź o m i ś s z k i w a ! — y p o c z ą ł b y bić t o w a r z y s z e
swoie
a i a d ł b y i pił z p i i a n i c a m i — p r z y d z i e P a n s ł u g i o n e g o w dzień,
k t ó r e g o się n i e s p o d z i e w a ' ) ; t e g o ż s a m e g o u c z y s ł o w a m i , że
6
P a n w dniu nieodgadnionym przyjdzie ) : ,Czuycież tedy, bo
7
nie wiecie dnia,-ani g o d z i n y ' ) : Z a w s z e u p o m i n a m r o z t r o p n e g o
8
c z y t e l n i k a , a b y nie p o p r z e s t a ł n a
n a słowach, dowolnie w y r y w a n y c h
wykładach
guśłarskich, ani
z pomiędzy d w u , przecin­
k ó w , a r o z p a t r z y ł k a ż d y u s t ę p od p o c z ą t k u p r z e z c a ł y t o k m y ­
ś l i aż do k o ń o a i d o p i e r o fco mówił, co znajdzie w związku ze
w s z y s t k i e m . Z a t e m , g d y P a n w n o s i , ż e b y ś m y czuwali n i e p e w n i
d n i a ani godziny, t e d y r o z u m i e m y w s z y s t k o , c z e g o u c z y ł o d w u
n a polu, o d w u p r z y m ł y n i e , o g o s p o d a r z u , i o dziesięciu p a n ­
n a c h : po to przywiódł podobieństwa,
ś w i a d o m i d n i a sądu, t r o s k l i w i e
dobrych uczynków,
a nie z a s t a ł
nas
n y c h " ) . I z n o w u : „Od Męki Pańskiej
9
abyśmy
wszyscy,
p r z y g o t o w a l i sobie
sędzia
nie­
pochodnię
nieprzygotowa­
aż do dziś u p ł y w a l a t
blisko 400, a ile czasu j e s z c z e zostanie do dnia
sądnego,
nie
wiedzą o t e m ani Anieli, ani S y n C z ł o w i e c z y ^ ) . M o ż n a b y t u
10
)
)
)
')
)
1
3
5
9
Tamże str. 181.
Mt. 24, 36.
Mt 24, 44.
P. L. t. 26, str. 183.
P. L. t. 26, ar. 186.
2
4
6
8
10
)
)
)
)
)
Mt. 24, 42—43.
P. L. t. 26, str. 182.
Mt. 24, 4 8 - 5 0 .
Mt. 2.), 13.
P. L. t. 25, str. 815
216
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
jeszcze przytoczyć sporo ustępów,
w
których
św.
Hieronim
o d r z u c a wszelkie w i e s z c z b y o k o ń c u świata, c h o ć liczy m u j u ż '
6000 l a t z a l e k s a n d r y j s k a ;
n a dalszy b i e g z a s ł o n ę w i d z i s p u ­
szczoną s t a n o w c z o , a z w ł a s z c z a p o t ę p i a ową — j a k m i e n i j ą —
b a j k ę żydowską, j a k o b y ów b i e g wieków p r z y s z ł y c h m i a ł się
zakończyć okresem siódmego tysiąclecia ).
Ł
Przecie obóz E l i j a h a szczyci się św. A u g u s t y n e m , j a k o b y
swoim przywódcą, a na dowód przytacza
słowa j e g o poprze­
dnio w y p i s a n e o s z ó s t e m tysiącleciu w b o j a c h o b e c n y c h , a sió­
d m e m n a o d p o c z y n k u . Ale ów obóz nierzetelnie p r z y t a c z a p o ­
w y ż s z e słqwa, „ w y r w a n e z p o m i ę d z y p r z e c i n k ó w " , a o p u s z c z a
dalsze, że mianowicie o d p o c z y n e k
w siódmem
tysiącleciu nie
z a c z ą ł b y się d o p i e r o p o k o ń c u świata, ale j u ż n a s t ą p i ł b y p r z e d
j e g o k o ń c e m i t r w a ł b y j e s z c z e aż do p r z e d e d n i a
ósmej ). G d y m ó w i ł to św. A u g u s t y n ,
2
fysiączki
lat
t e d y liczył o c z y w i ś c i e
ś w i a t u j u ż 6000 l a t z a l e k s a n d r y j c z y k a m i i czekał jeszcze 100J
l a t n a p r z e c i ą g k r ó l e s t w a C h r y s t u s o w e g o . Ale
później
przy­
znaje się j u ż t y l k o , że w p i e r w t a k m n i e m a ł
prostuje
swój
i
p o p r z e d n i d o m y s ł o o s t a t n i e m tysiącleciu n a z i e m i w t e n s p o ­
sób, że u s c h y ł k u tysiącleci
bałwochwalstwa
czeka
na
dobę
k r ó l e s t w a C h r y s t u s o w e g o w świecie i t ę d o b ę m i a n u j e t y s i ą c ­
leciem, a u w a ż a , że „1000 l a t r o z u m i e ć m o ż n a d w o j a k o , o ile
mi n a m y ś l p r z y c h o d z i : albo iż w o s t a t n i e m tysiącleciu t o się
zdarzy... t e d y k r a s o m ó w c z a p r z e n o ś n i a w y m i e n i a liczbę c a ł k o ­
witą zamiast j e j części, — albo liczba 1000 u ż y t a k r ą g ł o w y ­
r a ż a w s z y s t k i e w i e k i p r z y s z ł e i z a m y k a okres p e ł n y c h stuleci...
t a k c z y t a m y w P s a l m i e ) , że P a n „ p a m i ę t a ł wiecznie n a t e s t a ­
3
ment Swóy, na Słowo, które przykazał na tysiąc narodów",—•
to j e s t n a w s z y s t k i e " ) . Z a t e m j u ż s p r a w o z d a w c z o m ó w i o d r u ­
4
gich, k t ó r z y j e s z c z e z a p o w i a d a l i światu 7000 lat, ale
rzuca ): „Wszakże własne
5
J
I. 25,
im
za­
S ł o w a P a ń s k i e j a s n o zakazują
ko-
) P. L t . 2 3 , s i r . 6 3 7 ; — t. 24,
982, 9 8 6 ; — t . 26, s t r . 139.
) C L. t . 38, s t r . 1198.
str.
187, 290
41,
str.
6u8.
str.
2
3
5
) 104, 8.
) P. L. t . 36.
4
str.
) P. L.
90.
t.
357,
378,
522, 6 2 7 ; —
I Z Ł O T E CZASY P K O r l O K O W .
m u b ą d ź t u s z y ć , że obliczy dzień sądu.
A jeśliby kto wykrył
ów dzień w 7000 l a t od A d a m a , t e d y l a t o p i s zliczy l a t a i d o ­
wie się, k i e d y P a n przyjdzie ; cóż t e d y stanie
się
że o t y m dniu n i k t nie wie, j e d n o
znowu już po­
ojciec?"
wstaje przeciw z w o l e n n i k o m E l i j a h a :
ludzie rościć sobie w i e d z ę
I
z
prawdą,
„ A p r z e c i e ośmielili się
o przyszłych
c z a s a c h , c h o ć cieka­
w y c h u c z n i P a n z a s p o k o i ł s ł o w a m i , że Ojciec t o m a w e w ł a ­
dzy, •— i zakreślili t e m u ś w i a t u 6 0 0 0 l a t , j a k o b y m ó g ł się w 6-ciu
d n i a c h skończyć... a miało ich t o p o w a ż n i e u p o m n i e ć , a b y nie
i g r a l i z t a j e m n i c ą w i e k ó w " ) . S ł o w e m św. A u g u s t y n p r z e z j a ­
1
kiś czas liczył 6000 l a t b a ł w o c h w a l s t w u ,
a
7000
lat
światu,
a n i g d y ś w i a t u nie liczył sześciu tysiącleci.
Nierzetelne o d p i s y dzieł św. G r z e g o r z a N i c e ń s k i e g o w s k a ­
z y w a ł y t a k ż e w n i m w y z n a w c ę Elijaha,
ale w
przytoczonym
na dowód ustępie czytamy p o p r a w n e słowa o siedmiu p o s p o ­
l i t y c h d n i a c h t y g o d n i a , a nie
o sześciu t y s i ą c l e c i a c h ) :
2
początku światosprawca wypełnił siedmioma
czas t e g o ż y w o t a .
Zaczął
dzieło
twórcze
dniami
„Od
tygodnia
pierwszego
dnia,
a s k o ń c z y ł s z ó s t e g o . S i ó d m y dzień, j a k o ostatnie s ł o w o w dziele
t w ó r c z e m , z a m k n ą ł sobą t y d z i e ń o b l i c z o n y n a to dzieło... W r a z
z budową świata powstała siódemka
dni,
aby
mierzyć prze­
strzeń czasu. N a jego tedy pomiar u ż y w a m y dni zaczynanych
od 1-go a k o ń c z o n y c h n a 7-m, a b y z n o w u z a c z ą ć 1-y i p r z e z
o b i e g t y g o d n i o k r e ś l a m y b i e g czasu, aż t e n b i e g j e g o u s t a n i e
i t o n a s t ą p i , co j u ż n i e z m i e n n e i n i e r u c h o m e
Zapisywany w poczet zwolenników Elijaha R a b a n Maur
t a k się w y s ł o w i ł ) : „ W dziele sześciu d n i r o z u m i e m y sześć t y ­
3
siącleci uciążliwych, — w s p o c z y n k u d n i a 7-go w i d z i m y d o b ę
k r ó l e s t w a o n e g o , od k t ó r e g o o d p a d l i ż y d z i , iż cieleśnie się n i e m
cieszyli. Z a t e m , jeżeli w k a ż d e m dziele d ą ż y m y do s p o c z y n k u
w p r z y s z ł y m żywocie, t e d y i s t o t n i e o b c h o d z i m y s i ó d m y dzień
p o k o j u B o ż e g o " . T e n w y k ł a d d u c h o w y z g o ł a p r z e c i e nie w k r a ­
cza w m a t e m a t y k ę E l i j a h a z k o ń c e m ś w i a t a .
1
) T a m ż e str. 1 1 4 3 ; — t. 3 3 , str. 8 9 9 — 9 0 3 , 906
2
) P. G. t. 4 4 , str. 610.
3
) P. L. t . 108, str. 8 6 2 — 1 6 3 .
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
21S
Załączają tu n a k o n i e c w y k ł a d liturgii g r e c k i e j , p r z y p i s y ­
w a n y św. G e r m a n o w i ) , k t ó r y bez s ł o w a o t y s i ą c l e c i a c h E l i j a h a
1
mówi o błogosławieństwie palcami tak ułożonymi,
że
przed­
stawiają liczbę g ł o s k a m i g r e c k i e m i ,cl> czyli 6500, a stąd w y ­
w ó d , że p o t y l u ż l a t a c h P a n p r z y j d z i e
u św. G e r m a n a n a d o w ó d p i s a r z e n i c
na
sąd.
Przytoczeni
p o d o b n e g o nie mówią,
św. H i p o l i t liczy z a l e k s a n d r y j s k a l a t a , św. Z ł o t o u s t y ż a d n y c h
liczb nie w y m i e n i a ,
św. C y r y l j e r o z o l i m s k i
wręcz
liczyć nie
p o z w a l a ) : „ N i e w a s z a rzecz z n a ć czasy o s t a t e c z n e . . . nie od­
2
w a ż a j się o n i c h r o z s t r z y g a ć , czy w n e t , -czy
kiedy
nadejdą,
a n i z n o w u o s p a l e nie ż y j , g d y r z e c z o n o : c z u y c i e ż t e d y , a b o w i e m nie wiecie, k t ó r e y g o d z i n y P a n
przydzie". Ledwo nad­
m i e n i ć w y p a d a , że o r ę d o w n i c y sześciu tysiącleci ciągną do sie­
bie K a s i o d o r a , c h o ć t e n w r ę c z p o w i a d a ) , że n a z w a
3
tysiąca
l a t w psalmie o z n a c z a p r z e c i ą g czasu n i e z m i e r n y , a nie liczbę
arytmetyczną.
Nie dziw t e d y , że j a k d a w n i e j
nim, Augustyn, j a k w ostatnich
Ambroży,
stuleciach
Cyryl,
Hiero­
Suarez, Acosta ;
4
i n a s t ę p n i do M a z e l l i ) , t a k i ś r e d n i o w i e c z n y B e d a — ów n a j ­
5
w i e r n i e j s z y o d g ł o s Ojców K o ś c i o ł a — n i e r a z
przestrzega
ła­
t w o w i e r n y c h p r z e d tysiącleciami E l i j a h a czy j a k i e m i b ą d ź p r o ­
r o c t w a m i o d n i u S ą d u . U p o m i n a ) : „ W c a l e nie g o d z i się słu­
6
c h a ć n i k o g o , k t o b y m n i e m a ł , że P . B ó g p r z e z n a c z y ł dla ś w i a t a
od p o c z ą t k u t y l k o 6 0 0 0 l a t ; t e n i ów nie c h c e w r ę c z
przeciw Słowu Pańskiemu, więc przyznaje,
że
nie
wystąpić
wiadomo,
w k t ó r y m r o k u szóstego t y s i ą c l e c i a n a s t ą p i sąd, p r z e c i e o c z e ­
k u j e m y g o u s c h y ł k u sześciu tysiącleci. A p y t a n i , g d z i e w y c z y ­
tali, że t r z e b a t a k l i c z y ć i w i e r z y ć ,
b o inaczej nie m o g ą ,
na
odpowiedź,
z d o b y w a j ą się
że
P. Bóg
gniewnie^
w
sześciu
dniach s t w o r z y ł ś w i a t " . Z n o w u W. B e d a pisze do P l e g w i n a : )
7
)
)
)
)
)
)
')
ł
2
3
4
5
6
P. G. t. 10, str. 469, 576, 648; — t. 98, str. 418.
P. G. t. 33, str. 876.
P. L. t. 70, str. 645.
De temp. novis ks. 1, r. 2.
De Deo Creante. Stat. quaest ante Piop. 56, n. 1415.
P. L. t. 90, str. 572.
P. L. t 94, str. 673—674.
V
21»
I ZŁOTE CZASY PROROKÓW.
„ U p o m i n a m Cię, a b y ś nie d a ł się zwieść t a k i e j z a s a d z i e , j a k ą
c z y t a ł e m u i n o w i e r c y nie p a m i ę t a m k t ó r e g o , że w p r a w d z i e nie
z n a m y d n i a a n i g o d z i n y , p r z e c i e m o g l i b y ś m y obliczyć r o k , b o
P a n nie w y k l u c z a ł r o k u , t y l k o r z e k ł : ,o dniu
o n y m abo
go­
dzinie ż a d e n nie wie, ani A n y o ł o w i e w niebie, ani S y n , i e d n o
O c i e c ' ) . R z e k ł z n o w u b e z w z m i a n k i o r o k u : ,nie w a s z a r z e c z
1
iest z n a ć c z a s y y chwile, k t ó r e Ociec
w
S w e j władzy poło­
ż y ł ' ) . Z a t e m ów l a t o p i s h e r e z y a r c h a u s i ł o w a ł w y w i e ś ć , że do
2
W c i e l e n i a B o ż e g o u p ł y n ę ł o l a t 5500, a b r a k ł o t y l k o 500 do
s ą d u n a d g r z e s z n y m i , a z n i c h b y ł o z n ó w u p ł y n ę ł o 300 z górą,
g d y to w y m y ś l a ł " ) .
3
T e g ł o s y Ojców K o ś c i o ł a w r a z z w y r o k i e m
Y.
Laterańskiego powściągały wyobraźnię jasnowidzów
m n i e j n a p a r ę w i e k ó w , aż z a p o m n i a n e
ż y ł k ę wieszczbiarską.
przestały
Soboru
przynaj­
powściągać
K o m b i n a c y a E l i j a h a w y m a g a ł a od rabi­
nów coraz wykrętniej szych znów kombinacyj,
aby
się
prze­
c h o w a ł a w T a l m u d z i e w b r e w o c z y w i s t e m u ś w i a d e c t w u dziejów,
przecie znajduje w c h r z e ś c i a ń s t w i e coraz ł a t w o w i e r n i e j s z y p o ­
s ł u c h , n a w e t ś r ó d t a k i c h myślicieli, j a k
Pico
de
Mirandula:
w j e g o dziełach s p o t y k a m y p r o s t o d u s z n y w y w ó d w r. 1 4 8 6 ) ,
4
ż e do dnia s ą d u b r a k u j e l a t j e s z c z e 5 1 4 i dni 2 5 . Nie
że z a t a k ą p o w a g ą p o s z e d ł P i o t r B u n g o ) ,
5
ale
dziw,
niespodziankę
s p r a w i ł r a b i n o m i c h r z e ś c i a n o m p o w a ż n y m — Mikołaj / K u z a ń c z y k , g d y się o ś w i a d c z y ł za k o m b i n a c y a E l i j a h a , a z a c h w y c i ł
lekkomyślnych czytelników i słuchaczy tak,
że
w
nowszych
c z a s a c h p o w s t a ł a o s o b n a gałąź p i ś m i e n n i c t w a , k t ó r ą u p r a w i a j ą
pomysłowi, a raczej chyba przemysłowi zwiastuni antychrysta
n a czasy j u ż bliskie, a n a j n o w s i p r o r o c y wiążą g o
z
wypad­
kami wojny obecnej, którą rozstrzygnie zwycięski światowładca
p r z y anielskim P a s t e r z u z j e d n o c z o n y c h owczarni, — za l a t . 5 ,
) Mr. 14, 32; — Mt. 24, 36.
) Dz. ap. 1, 7.
) Czytamy to u Laktancego P. L. t. 6, str. 782—783, 805—815, — chiliasty, którego to nazwisko widocznie Będzie wypadło z pamięci; wedle tego
wymysłu mielibyśmy raj od r. 500 po Chr., a koniec świata w r. 1500.
) Astr. ks. 5, rozdz. 10; — Heptapl. ks. 7, r. 4.
) Be numer, mystet.
x
2
3
4
5
220
KONIEC WOJNY, KONIEC ŚWIATA
6, albo 326. Ci p r o r o c y m o g ą t e r a z z a r a b i a ć i r o z k o p y w a ć so­
bie złote g ó r y u c z y t e l n i k ó w i s ł u c h a c z y , bo p e w n i e
się
nie
przyznają, że szerzą za T a l m u d e m k o m b i n a c y ę E l i j a h a o k o ń c u
ś w i a t a , a ogół nie m a d o s t ę p u do Ojców ł a c i ń s k i c h i greckich,
nie s p r a w d z i , że z a o w e m i sześciu t y s i ą c l e c i a m i stoi p o z o r n i e
t r z e c h p i s a r z y s t a r o c h r z e ś c i j a ń s k i c h , a ci nie p r z e m a w i a l i j a k o
świadkowie nauki, podanej przez przodków, tylko
przygodnie
zbiegli się z E l i j a h e m p r z e z w n i o s e k z a s t r o n o m i i
ówczesnej.
(C. d. n.).
X. K.
Czaykowski.
Z Księgi Psalmów.
PSALM
68.
W y b a w mię, ,Boże :
boć weszły w o d y aż d o d u s z y mojej.
T o n ę w b a g n i e głębokiem : a n i e m a d n a ,
w p a d ł e m w głąb m o r z a : a n a w a ł n o ś ć z a t a p i a mię.
Z m ę c z y ł e m się wołając : o c h r y p ł o g a r d ł o moje ;
ustają oczy moje od w y g l ą d a n i a B o g a mojego.
R o z m n o ż y l i się n a d włosy głowy mojej ci, k t ó r z y mię n i e n a ­
widzą b e z p r z y c z y n y .
Zmogli się nieprzyjaciele moi, k t ó r z y mię prześladują
wiedliwie :
.
niespra­
•
czegom nie zagarnął, t o t e r a z o d d a w a ć muszę.
Boże, t y znasz g ł u p s t w o m o j e ,
a w y s t ę p k i moje nie są t o b i e t a j n e .
Niech nie b ę d ą z a w s t y d z e n i we m n i e ci, k t ó r z y cię
wyglądają,
o Panie, Panie, zastępów ;
niech nie doznają s r o m u we m n i e ci, k t ó r z y cię szukają, Boże
Izraelów.
B o d l a ciebie — t o znoszę j a u r ą g a n i e ,
w s t y d o k r y w a t w a r z moją.
1
) Urywek z nowego przekładu, który jest pod prasą.
Bedakcya.
22-2
Z KSIĘSI PSALMÓW
S t a ł e m się o b c y m dla braci mej :
c u d z y m dla s y n ó w m a t k i mojej.
Albowiem żarliwość d o m u twojego t r a w i mię,
a u r ą g a n i a u r ą g a j ą c y c h tobie spadają n a m n i e .
Morzyłem siebie p o s t e m ,
a wyszło mi t o n a urągowisko.
I m i a s t o " s z a t y o b l o k ł e m wór p o k u t n y ,
i wzięli mię n a języki.
Mówią przeciwko m n i e , co siedzą w b r a m i e ;
pijacy p r z y kieliszkach wygryw ają piosnki p o m n i e .
r
•Ta zaś, o P a n i e , z w r a c a m się z m o d l i t w ą k u t o b i e :
nadszedł czas zmiłowania, o Boże.
W wielkości miłosierdzia twego wysłuchaj mię :
w wierności t w e j d a j mi p o m o c swą.
R a t u j mię z b a g n a , b y m nie utonął,
w y b a w mię od t y c h , k t ó r z y mię nienawidzą, i z głębokich w ó d .
Niech p o w ó d ź nie zalewa mię,
i nie p o c h ł a n i a mię głębia :
ani s t u d n i a niech nie z a m y k a n a d e m n ą otworu swego.
Wysłuchaj mię, P a n i e , b o ł a s k a w e jest miłosierdzie twoje :
według m n ó s t w a litości t w o i c h wejrzyj n a mię.
A nie o d w r a c a j oblicza twego od sługi swego,
b o ciężko mi, p r ę d k o wysłuchaj mię.
Pospiesz się k u d u s z y m e j , a w y b a w ją,
z p r z y c z y n y nieprzyjaciół moich r a t u j mię.
T y znasz p o h a ń b i e n i e moje, i zelżywość moją, i w s t y d m ó j .
P r z e d o c z y m a t w e m i są wszyscy, k t ó r z y mię trapią,
serce moje oczekuje u r ą g a n i a i boleści.
Czekałem, k t o b y się m n i e użalił, a nie b y ł o ,
i k t o b y pocieszył, a nie znalazłem.
I dali m i żółć n a p o k a r m m ó j ,
a g d y m p r a g n ą ł , n a p o i l i mię o c t e m .
Niechajże stół ich będzie p r z e d n i m i sidłem,
k u zapłacie, i n a u p a d e k .
Niechaj się z a ć m i ą oczy ich, a b y nie widzieli,
a grzbiet ich t r z y m a j zawsze n a c h y l o n y .
223
Z KSIĘGI PSALMÓW
W y l e j n a nich gniew t w ó j ,
a srogość g n i e w u t w e g o niech d o p a d n i e ich.
Mieszkanie i c h niech się s t a n i e p u s t e ,
a w n a m i o t a c h ich niech nie będzie mieszkańca.
Bo prześladowali tego, któregoś t y uderzył,
a d o bolących r a n m o i c h d o d a w a l i n o w y c h .
D o p u ś ć , b y z n i e p r a w o ś c i w p a d a l i w nieprawość,
a niech nie dostąpią u ciebie łaski usprawiedliwienia.
Niech b ę d ą w y m a z a n i z księgi żyjących,
a ze s p r a w i e d l i w y m i n i e c h n i e b ę d ą z a p i s a n i .
J a m c i jest b i e d n y i zbolały,
p o m o c t w o j a , o Boże, b r o n i ć mię będzie.
P i e ś n i a m i wysławiać b ę d ę imię B o ż e :
b ę d ę je wielbił h y m n a m i c h w a ł y .
Milsze t o b ę d z i e P a n u , niż m ł o d y cielec,
k t ó r e m u p o d r a s t a j ą rogi i k o p y t a .
Obaczą t o b i e d n i , i cieszyć się b ę d ą :
szukajcie B o g a , a odżyje d u s z a wasza.
B o u c i ś n i o n y c h wysłuchuje
Pan:
a w i ę ź n i a m i s w y m i nie g a r d z i .
N i e c h a j go chwalą niebiosa i ziemia,
m o r z e , i w s z y s t k o co się w n i e m rusza.
Bo dopomoże Bóg Syonowi,
i o d b u d u j ą się m i a s t a
Judy:
I b ę d ą t a m m i e s z k a ć , i d o s t a n ą go d z i e d z i c t w e m .
A p o t o m s t w o sług jego posiędzie go,
i k t ó r z y miłują imię jego, b ę d ą mieszkać n a n i m .
Arcybiskup
Fr. A.
Symon.
Z listów kardynała Czackiego.
Z pośmiertnej teki Kazimierza Chłapowskiego.
Kiedy
mierzem
zawiązały
się s t o s u n k i k s . K o ź m i a n a
z Włodzi­
C z a c k i m , *) nie w i a d o m o . S t o s u n e k t e n s t a ł się ser­
d e c z n y i nie dziw, b o o b y d w ó c h o ż y w i a ł y gorące
niezmiernie
uczucia d l a kościoła i dla Polski i chęć służenia
wszystkiemi
siłami
obydwom
tym
nad
wszystko
ukochanym
sprawom.
Czacki m ł o d s z y m i a ł dla k s . K o ź m i a n a i n t e l i g e n c y i ,
rozumu
i n a u k i wielki s z a c u n e k , a d l a gorącości jego uczuć cześć i mi­
łość, k t ó r e się w j e g o l i s t a c h ż y w o odbijają.
P i e r w s z y list, k t ó r y m a m y p o d ręką, p i s a n y jest
22-go
czerwca 1 8 0 4 r. z B e r l i n a , gdzie Czacki b a w i ł dla oczu s i o s t r y
sw ojej, p r z y b y ł e j się leczyć u s ł y n n e g o wówczas profesora
r
listy
Graefego.
Proponuje
k s . Koźmianowd
zjazd,
w
oku­
danym
razie w Berlinie, a p o n i e w a ż t o się nie z d a ł o d o g o d n e m , spot­
kali się 1 lipca w F r a n k f u r c i e n a d Odrą w h o t e l u ,,z. K r o n p r i n z " .
*) Listy kardynała Czackiego udzielone mi uprzejmie przez Panią
Koźmian, siostrzenicę Księdza Prałata, zebrane przy pomocy Księdza.
Czaplewskiego, zawierają dużo interesujących rzeczy, sądów o wybit­
nych osobistościach.
Tu użyło się tylko tego, co się tyczy interesów Kościoła Polskiego
i działania Księdza Koźmiana.
Prawdopodobnie Ksiądz kardynał chował listy Koźmiana. Mogłyby
być w Krzeszowicach, bo wszelkie akta po kardynale Czackim nabył
hr. Andrzej Potocki i przewiózł tam.
Kop.
6. grudnia 1915.
K. Clihipowsld.
Z LISTÓW KARDYNAŁA CZACKIEGO
W s p o m i n a o t e m Czacki z n a j w i ę k s z ą
225
wdzięcznością w liście
z E m s d n i a 29 lipca, a n a s t ę p n i e 25 września z P a r y ż a , gdzie
u b o l e w a n a d zniesieniem z a k ł a d u w y c h o w a w c z e g o k s . K o ź m i a n a )
1
pisząc : „ D o w i e d z i a ł e m się ze s t r o n y , że z a k ł a d T w ó j zniesiony.
W i ę c t o , co p r z e w i d z i a n e m b y ł o , się sprawdziło — a j a
onej
n o c y błogiej sądziłem, że t a k nie będzie! raczej nie sądziłem,
a l e m t a k ż y w o p r a g n ą ł , że się aż nadzieiłem. Daj m i choć słówko
0 sobie i o s p r a w i e . Przecież m n i e obchodzi ze wszech wzglę­
d ó w , a n a d w s z y s t k o z p o w o d u Ciebie, k t ó r e m u b y m
chciał
p r z y c h y l i ć całe n i e b o , a odjąć ziemię całą — prócz zasługi, k t ó r ą
zbierasz co d n i a t a k obficie".
Z tegoż r o k u
1864 m a m y jeszcze d w a listy, z k t ó r y c h
j e d e n odnosi się m . i. b a r d z o życzliwie d o s p r a w
osobistych
k s . K o ź m i a n a , d r u g i z 31 g r u d n i a d o t y c z y s p r a w
Archidye-
cezyi i w spomina m i m o c h o d e m , że k s . K o ź m i a n b y ł p r z e d r o ­
r
k i e m w R z y m i e . Z R z y m u są oba l i s t y w y s ł a n e . Czacki mieszkał
tam
a
u ciotki swojej
księżnej
Odescalchi z d o m u
m i a ł j u ż w t e d y w y r o b i o n e s t o s u n k i z wielu
Branickiej,
dygnitarzami
r z y m s k i m i i w s t ę p d o P i u s a I X , u k t ó r e g o cieszył się szczegól­
n i e j s z y m i w z g l ę d a m i . P r z e z niego informował k s . K . Ojca Sw.
1 k u r y ę p a p i e s k ą o s t o s u n k a c h kościoła polskiego. J a k t e inf o r m a c y e sięgały d a l e k o i j a k b y ł y d o k ł a d n e , p o k a z u j e w s p o m ­
n i a n a k o r e s p o n d e n c y a Czackiego.
Nie z n a j d u j e m y w d o s t ę p n y m n a m zbiorze ż a d n e g o listu
z r. 1865, t e m więcej ich z a t o w l a t a c h n a s t ę p n y c h , począwszy
od 8 s t y c z n i a 1866 aż d o 31 września 1871 r. P o t e m p r z e r w a
d ł u g a aż d o d n i a 26 k w i e t n i a 1877 r. T a k o r e s p o n d e n c y a rzuca
d u ż o światła na stosunki obu tych mężów i na stosunki ko­
ścielne w całej Polsce, j a k o też n a p r ą d y , ścierające się w- sto­
licy kościoła, w R z y m i e . S z k o d a , że nie w s z y s t k i e g o
t a m zrozumieć. L i s t y b o w i e m p i s a n e są ostrożnie,
wybitniejszych
osobistości
pozmieniane
albo
można
nazwiska
chifrowane
d y n i e za p o m o c ą k l u c z a o d c z y t a ć m o ż n a . Są t o
je­
odpowiedzi
*) Zniesieniem zakładu zagrożono, ale za osobistą interwencyą
P a n a Kajetana Morawskiego, a Bisanaska cofnięto rozkaz.
P. P. T. CIIII.
J5
226
Z LISTÓW KARDYNAŁA CZACKIEGO
a l b o z a p y t a n i a l u b doniesienia, że coś doszło szczęśliwie. Można
z nich j e d n a k u t w o r z y ć sobie o b r a z , z j a k i e m g o r ą c e m sercem
obaj przyjaciele p r a c o w a l i , j a k szeroki b y ł t u i w k r a j u w p ł y w
ks. K o ź m i a n a . j a k rozgałęziona p o całej Polsce j e g o działalność.
Prócz spraw ważnych krajowych, na które miał baczną
u w a g ę , nie o d m a w i a ł o n i najdrobniejszych usług, p o d e j m o w a ł
się c h ę t n i e p r o t e k c y i i p r z e p r o w a d z e n i a p r ó ś b p r y w a t n y c h .
T e liczne i n d u l t a , d y s p e n s y , odznaczenia, t y t u ł y i i n n e
przywileje osobiste dla osób świeckich i d u c h o w n y c h w A r c h i d y e c e z y i i p o z a jej g r a n i c a m i o b a r c z a ł y go nieraz n a d m i e r n i e ,
ale z n a t u r y u c z y n n y nie o d m a w i a ł żadnej usługi.
n i e s p o ż y t ą zasługę z d o b y ł sobie k s . K o ź m i a n d o d a t n i m i
w p ł y w a m i n a A r c \ b i s k u p a Ledóchowskiego. O ile on się p r z y czynił d o j e g o wyniesienia n a Stolicę św. Wojciecha,
żemy
stwierdzić.
Jest
niemo-
a t o l i rzeczą p e w n ą , j a k k o l w i e k
p e w n i e z n a n ą , że k i e d y k a p i t u ł y a r c h i d y e c e z a m e
mało
wzbraniały
się ks. L e d ó c h o w s k i e g o w y b r a ć a r c y b i s k u p e m , m i a ł p r z y b y ć d o
p o z n a n i a Monsignore F r a n c h i , gorący przyjaciel P o l a k ó w , celem
p o p a r c i a tej k a n d y d a t u r y u k a p i t u ł y ,
o k a z a n i a jej
deferencyi
u z n a n i a jej p r a w i oszczędzenia względu n a jej godność. P r z y ­
j a z d k s . F r a n c h i o k a z a ł się ostatecznie z b y t e c z n y m , ale
fakt
t e n dow odzi, że k s . K o ź m i a n należał d o t y c h , k t ó r z y popie­
r
rali k a n d y d a t u r ę k s . Ledóchowskiego, j a k o zalecaną z R z y m u .
W s k a z u j e n a t o t a k ż e k o ń c o w y u s t ę p listu z 21 l u t e g o 1867 r „
p r z y t o c z o n y p o n i ż e j . Nie w y s u w a ł się i nie n a r z u c a ł się przy­
b y ł e m u d o d y e c e z y i A r c y b i s k u p o w i , owszem s t a ł n a
a nie w y p o w i a d a ł n a w e t wobec swego z a u f a n e g o
uboczu,
przyjaciela
Czackiego swojego o n i m s ą d u . O t o pisze Czacki : „ W y g l ą d a m
z u p r a g n i e n i e m wieści o p r z y b y c i u H a l k a (t. j . k s . A r c y b i s k u p a )
o T w e m z n i m s p o t k a n i u , o w r a ż e n i u T w e m i sądzie. Ne
pas parcimonieux
(20 k w i e t n i a
soyez
sur ce sujet, b o k a ż d e T w e słowo j e s t m i c e n n e
1866). „Pisz Ojcze, opowiedz szczegółowo
wra­
żenie T w e o Mgre L e d ó c h o w s k i m . B a r d z o m ciekaw. Mów szczerze
w s z y s t k o , obiecuję s e k r e t , ale m ó w , b o mi o t o idzie z p s y c h o ­
logicznego p u n k t u widzenia
(13 m a j a ) . „Cieszę się, że A r c y ­
b i s k u p a d o s k o n a l e p r z y j ę t o i że d o t ą d d o b r e s p r a w i a w r a ż e n i e .
227'
Z LISTÓW KARDYNAŁA CZACKIEGO
List p a s t e r s k i b y ł t u u k ł a d a n y w r a z z O. P i . ( P i o t r e m S e m e n e n k ą ? ) ale o t e m n i k o m u nie m ó w , t o dla Ciebie j e d n e g o . . .
Z listu T w e g o nie widzę n a w e t czyś się z a p o z n a ł z A r c y b i s k u ­
p e m i j a k . W s z y s c y o t o d b a m y i j e s t e ś m y ciekawi. G r e k (t. j .
Mgre F r a n c h i ) o t o wciąż p y t a i r a d b y , żebyście się zbliżyli,
ale p o j m u j e o n i wszyscy i n n i , że t o od Ciebie nie zależy. Opisz
mi s p o t k a n i e się T w e i s t o p ę n a k t ó r e j jesteście — a c o zechcesz
b y dla m n i e j e d n e g o b y ł o , t a k i e m p o z o s t a n i e (29 m a j a ) . „ O t r z y ­
m a ł e m T w ó j list 14 czerwca z a c z ę t y , a s k o ń c z o n y 1 lipca. D z i ę k i .
D o s k o n a l e m z niego z a d o w o l n i o n y . W i d z ę żeś przejrzał d o głębi
J e g o m o ś c i i go ocenił z z a l e t a m i i w a d a m i . . . W o g ó l e j e d n a k
cieszę się z t e g o , co m i piszesz, b o widzę, że d o b r o p e w n e zaszcze­
pić się d a , że są k ' t e m u żywioły . . . Żal m i , że J e g o m o ś ć p e w n e j
względem
Ciebie t r z y m a
się
odległości. B y ł e m
tego
pewien
i t a pewność najwięcej m n i e o przyszłość t r a p i ł a . . . P o m i m o
niesłychanej b y s t r o ś c i i przenikliwości u m y s ł u , nie z n a się n a
l u d z i a c h i j a k u m y s ł y niższego r z ę d u z niepospolitą
zdolnością,
d o m y ś l a się w a d bliźniego, a nie o d n a j d u j e ich zalet; G r a c z ę s t o
na
pierwszych, a d r u g i c h z u ż y t k o w a ć niedość u m i e , b o
jak
p o w i a d a m , nie ł a c n o j e d o s t r z e g a . (11 lipca). „Cieszę się, żeście
z A r c y b i s k u p a z a d ó w o l n i e n i . Co d o m n i e wogóle j e s t e m z d a n i a ,
że p o w i n n i należeć d o i z b (poselskich), ale nie przeczę, że w chwi­
lach dzisiejszych i u n a s d o b r z e A r c y b i s k u p zrobił, że z a b r o n i ł .
U n a s b o w i e m d u c h o w i e ń s t w o nie dość j e s t kościelne, a b y
do
p o l i t y k i kościół w p r o w a d z a ć b y ł o zdolne, a przeciwnie z i z b y
g o t o w e p o l i t y k ę w kościół przenosić. Zresztą m y ś m y p o d k a ż d y m
względem w t a k a n o r m a l n e m położeniu, że p r a w a p o w s z e c h n e
n a m się n a nic nie p r z y d a d z ą . Miło mi jest, żeś w r a d z i e A r c y ­
b i s k u p a , t o m i za n i m p r z e m a w i a . (28 czerwca).
K s . K o ź m i a n b y ł a t o l i w sprawie w y b o r ó w z d a n i a
od­
m i e n n e g o , a dalsze z a c h o w a n i e się A r c y b i s k u p a coraz wdększą
w y w o ł y w a ł o o b a w ę . W p r a w d z i e nie t r a c i Czacki n a razie n a ­
dziei p o m y ś l n e g o z w r o t u . Pisze b o w i e m
21 l u t e g o
1867 r. :
„ W s z y s t k o co mi piszesz o S p a d k o b i e r c y (t. j . o A r c y b i s k u p i e )
j e s t b a r d z o zajmujące
i t r a f n e ; całkiem o d p o w i a d a
mojemu
o n i m z d a n i u . Bez w ą t p i e n i a B ó g m a j a k i e ś cele, k t ó r e przez
228
Z LISTÓW KARDYNAŁA CZACKIEGO
t a k i e g o człeka
chce p r z e p r o w a d z i ć ,
który
jest
zbiegiem
tak
d z i w n y c h sprzeczności. B ą d ź co bądź, a b y t r o c h ę się u m i a r ­
k o w a ł w j ę z y k u co d o Polski, t o t r w a m w z d a n i u , że dla P o l s k i
jest
zbawczym,
opatrznościowym
człowiekiem.
Zresztą
póki
z T o b ą t r z y m a , p ó t y m s p o k o j n y — (ale co d z i w n a t o t a spółka
z t y m , co t a k w-alczył z Tobą, g d y o niego szło. T e g o pojąć nie
m o g ę . Czy w t e m n i e m a roli jakiejś? Czy t a k ludzie dojrzali
zmieniają się od A d o Z ) . "
K s . K o ź m i a n z y s k i w a ł powoli w p ł y w n a k s . A r c y b i s k u p a .
Niewątpliwie nie omieszkał k o r z y s t a ć z „swojego d a r u powie­
d z e n i a w s z y s t k o b e z k a r n i e " , k t ó r y p o d n o s i Czacki w j e d n y m
ze swoich listów (24 września 1867 r.). R a z n a R a d z i e k s . K o ź m i a n
b a r d z o się uniósł i ż y w o konieczność t r z y m a n i a się t r a d y c y i
zaznaczył. K s . A r c y b i s k u p w s t a ł w z b u r z o n y i wyszedł.
Rada
czekała, k s . L e d ó c h o w s k i p o k w a d r a n s i e powrócił i p o w i e d z i a ł :
Uniosłeś się b a r d z o , ale poszedłem się p o m o d l i ć i
przyznaję
Ci słuszność. W y m o w n e t o ś w i a d e c t w o dla zacności jego cha­
r a k t e r u . T a k i mąż nie m ó g ł zostać n i e p r z y s t ę p n y m dla r o z u m ­
n y c h a życzliwych p r z e d s t a w i e ń . Miał r a c y ę P i u s I N ,
ś. p . K a j e t a n o w i
Morawskiemu
powiedział,
że
kiedy
Ledóchowski
k a p ł a n t a k gorliwy, z o r y e n t u j e się w położeniu. Nie
nastąpił
z w r o t p o ż ą d a n y od r a z u , ale n a s t ą p i ł j e d n a k .
W
d z i e ń p o w y s ł a n i u powyższego listu d o n o s i
Czacki.
że przedsięwziął r ó ż n e k r o k i , b y nie dopuścić A r c y b i s k u p a d o
opuszczenia swojego s t a n o w i s k a .
W t y m ż e liście żałuje Czacki, że z a m i a s t k s . K o ź m i a n a
m a p r z y b y ć k s . M a r y a ń s k i d o R z y m u , wszelako z listu pisa­
n e g o 5 lipca w y n i k a , że k s . K o ź m i a n b y ł w R z y m i e . C z y t a m y
t a m b o w i e m : „ P r ó ż ń p o sobie o g r o m n ą zostawiłeś wokół m n i e —
ale nie we m n i e , boś ciałem t y ł k o odkoleił, ale d u c h a T w e g o
n i k t mi z piersi nie w y r w i e — n a w e t T y s a m . J a j e d e n mógł­
b y m go w sobie zatracić b o :
T y ł k o własne upodlenie d u c h a
N a g i n a wolne szyje d o ł a ń c u c h a . (Mic.)
229"
Z LISTÓW KARDYNAŁ l CZACKIEGO
Swoją m y ś l o t e m p o s e ł a m Ci n a k a r t c e o s o b n e j . J e s t t o
wiersz: „Uścisk ks. J . K.", który p r z y t a c z a m y :
Do Ks. J. K.
S m u t n o i ciężko b y ł o m i n a ziemi,
T a k , że p o w i e t r z a j u ż m i nie s t a w a ł o .
Ale się szczęście d l a m n i e c z y n e m stało,
B o ś t y m n i e wskrzesił odwiedziny t w e m i !
O d k ą d B ó g n a t o , b y z b a w i ł świat cały,
R a c z y ł się o k r y ć p o w ł o k ą człowieka,
Szczęście n a m w p o s t a ć l u d z k ą p r z y o b l e k a ,
By d u c h y nasze Jego wspominały.
P r z y b y ł e ś Ojcze d o b i e d n e g o s y n a ,
Z k t ó r e g o losy w s z y s t k o drogie z d a r ł y
I o n p r z e d chwilą, g d y b y t r u p u m a r ł y ,
O d r a z u ż y c i e m n o w e m żyć z a c z y n a !
O! w y z n a ć m u s z ę , że nie m a m p o k o r y ,
B o b i e d y serca przenieść nie u m i a ł e m ;
N i k t m n i e nie k o c h a ł , więc czułem się c h o r y .
Lecz p r z y t w e m sercu z c h o r o b y p o w s t a ł e m !
I nie z a p a d ł e m n a n o w o w chorobę,
Choć odjechałeś i m o ż e n a zawsze,
P o z o s t a w i a j ą c m i w sercu żałobę
I n a ź r e n i c a c h p o n a d k r e w łzy łzawsze.
N i e ! nie z a p a d ł e m , b o w t o b i e u z n a ł e m
C u d ó w p o t ę g ę — lecz nie ich z a s a d ę ,
B o m w t o b i e znalazł pociechę i r a d ę ,
B o w t o b i e silniej B o g a p o k o c h a ł e m !
Boś t y j e s t p i e r w s z y m ze z n a n y c h m i l u d z i
K t ó r e g o k l ę s k a nie zbija, ni t r u d z i —
P r z e c i w n i e — raczej d o c z y n u p o r u s z a ,
0 ! t y ś zaprawdę z krzyża rodna dusza!
5
Z LISTÓW KARDYNAŁA CZACKlEliO
Podwójnym krzyżaś naznaczony
znakiem,
Boś Rzymianinem a razem Polakiem,
Więc w s z y s t k i e ś wielkie pojął serca bicia —
I z m a r ł y m b y w a s z p o t ę g ą odżycia.
K l ę k n i j więc, Ojcze, p r z e d Bogiem j a k dziecię
I m u błogosław, b o ś dla m n i e o l b r z y m e m —
Ale dla Niego, j a k w s z y s t k o n a świecie,
Choć z żarów ś w i ę t y c h , przecież j e s t e ś d y m e m !
Ale t y m d y m e m , co sobą o d g r a d z a
Słabe stworzenia od r o z p a c z y c h m u r y ,
D y m e m , co gorycz nieszczęsnych osładza,
I z ich serc p ł y n i e w k r ą g nieba — d o g ó r y !
0 ! dziękuj N i e b u , b o k t o w braci swojej
Choć j e d n ą iskrę w y t r w a ł o ś c i wznieci,
T e n w życiu czerpie z łaski Bożej zdroi
A z śmierci p r o s t o w n i e b o n a g r ó d wzłeci.
A, g d y Ci s m u t n o k i e d y będzie w życiu,
S m u t n o Ci będzie, ale b a r d z o k r ó t k o ,
B o będziesz słyszał w k a ż d e m serca biciu,
Ż e m Cię uścisnął t ą weselną z w r o t k ą :
S m u t n o i ciężko b y ł o m i n a ziemi,
T a k , że p o w i e t r z a już m i nie s t a w a ł o ,
Ale się szczęście dla m n i e c z y n e m stało,
B o ś t y m n i e wskrzesił odwiedziny t w e m i !
3-go Lipca 1867 r. R o m a .
A r t u r B a ć co bąć.
Ten
wylew
uczuć
serdecznych
tłómaczy
się
najnieza-
wodniej serdecznem a głębokiem odczuciem wspólnych
trosk,
bólów i nadziei, o d n o s z ą c y c h się pewnie w p i e r w s z y m rzędzie
d o ks. A r c y b i s k u p a . W p r a w d z i e t e nadzieje jeszcze nie m i a ł y
się ziścić. Pisze b o w i e m Czacki 9 sierpnia 1867 r. : List T w ó j
zol
z 30 o t y l e z a j m u j ą c y , o ile r o z d z i e r a j ą c y . Ł z a m i g o c z y t a ł e m
nie o c z y m a . W i ę c g d y b y nie w i a r a t o b y należało wołać
finis.
W s z y s t k o co w a ż n e p r z e t ł u m a c z y ł e m i j u ż dziś r a n o chciałem
o d d a ć Monsg. F r a n c h P e m u , a l e m go widzieć nie mógł. I m i l k n ą
n a chwilę w z m i a n k i o A r c y b i s k u p i e , a t y m c z a s e m k s . K . b y ł
w Gałicyi (list z 17 września). Czacki zaś przeszedłszy cięższą
chorobę,
przygotowywał
się
na
przyjęcie
święceń
niższych
i w y ż s z y c h z głębokiem przejęciem, k t ó r e g o ś w i a d e c t w a
daje
w swoich listach, a szczególnie p o o t r z y m a n i u święceń k a p ł a ń ­
s k i c h 1 g r u d n i a 1867 r. : „Ojcze m ó j d r o g i ! Dzięki B o g u , d o ­
szedłem d o celu m e g o całego życia w e s t c h n i e ń , ale j u ż musisz
wiedzieć
wszystko
przez
Moraws. . . . )
x
który
wprzódy
Cię
z o b a c z y niż t e n list o t r z y m a s z . A n i m o w a l u d z k a a n i człowieka
z m y s ł w y m ó w i ć i opisać i pojąć nie zdoła szczęścia m e g o . Od
d n i 5 m ó w i ę Mszę św. Ojcze d r o g i ! J a najniegodniejszy ze sług
C h r y s t u s a . T e ż d n i e m i n o c ą o m s z y mojej m a r z ę . A m ó w i ę
nocą, b o p o b y t w k l a s z t o r z e s t r a s z n y m i cios z a d a ł z d r o w i u
i sypiać nie m o g ę i j e s t e m d o n i c z e g o ) .
2
Silny się czuję p r z y
Mszy t y l k o , b o w t e d y N . P . i Anioł Stróż m u s z ą d o p o m a g a ć .
Błogosław więc B o g u i p r o ś go, b y m nie b y ł m u n i e w d z i ę c z n y m ,
ż e b y m owszem b y ł w d z i ę c z n y m . A h ! g d y b y m m u choć milio­
n o w ą część o d d a ł t e g o , co m i o n uraczył, t o b y m N i e b o sobie
n a j p e w n i e j z a p e w n i ł . . . 1867. 5. g r u d n i a . D o p i e r o 16 k w i e t n i a
z n a j d u j e m y w z m i a n k ę o Arcybiskupie i t o znów bolesną: „Bar­
d z o m i ę z m a r t w i ł o w s z y s t k o co piszesz o A r c y b i s k u p i e . W i d o ­
c z n a t o c h o r o b a , k t ó r ą n a z w ę Patriofobią, n i e m a l
Patrisfagią.
Mojem z d a n i e m modlić się t r z e b a wiele, b o j e d n a łaska Boża
z d o l n a wyleczyć ludzi z o r g a n i c z n y c h c h o r ó b . S k ą d wiesz o listach
j e g o d o p a p i e ż a ? M y t u nic o n i c h nie w i e m y " . W t y m ż e liście
c z y t a m y j e d n a k : „ Z t e g o co piszesz widzę, że A r c y b i s k u p Cię
s ł u c h a ; w t e m j e g o z b a w i e n i e i p ó k i t a k będzie, m o ż e liczyć
n a p o m o c B o g a i uczciwych ludzi w s p ó ł d z i a ł a n i e " .
) Kajetan Morawski był w Rzymie. Przybył odwiedzić Edwarda
Raczyńskiego, któren był ciężko ranny 3-go listopada 1867 r. pod Mentaną.
) Czacki był niezmiernie słabego zdrowia, częściowo bezwładny
prawie.
1
2
Z LISTÓW KARDYNAŁA CZACKIEGO
N a t e m k o ń c z ą się w z m i a n k i u t y s k u j ą c e o A r c y b i s k u p i e .
Następują
powtarzające
się k i l k a k r o t n i e
uwagi, że nie
m o ż n a pomijać go w p o d a w a n y c h d o k u r y i r z y m s k i e j w n i o s k a c h .
A 14 k w i e t n i a 1869 pisze C z a c k i : „ W y przecież t a k
wysoko
stoicie religijnie j a k ż a d n a k r a j u część, a p r z y t e m macie Arcyp a s t e r z a j a k żadna, a n i m a r z y ł a a n i mieć m o ż e " . P o
pewnej
przerwie idą w i a d o m o ś c i z czasu p o b y t u A r c y b i s k u p a w R z y m i e
a m i a n o w i c i e : 18 l i s t o p a d a
1869 r. : ks. A r c y b i s k u p
przybył
i b y ł t a k ł a s k a w , że p r z y s z e d ł d o m n i e t e m u d n i kilka, a l e m
go p r z y j ą ć nie b y ł w s t a n i e . . . 14 lipca 1869 : A r c y b i s k u p o w i
L e d . powiedziałem, że b y w a ć u niego nie m o g ę , b o za w y s o k o
mieszka. 8 s t y c z n i a
1870 r. : T w e g o
Arcybiskupa
widziałem
t e m u d n i p a r ę i obaj u s k a r ż a l i ś m y się n a t o , że się n a d t o za­
męczasz i że nareszcie s t r u n a p ę k n i e .
T o pierwszy wyraz uznania Arcybiskupa dla ks. Koźmiana,
j a k i w t y c h listach s p o t y k a m y . W i d o c z n i e z m i e n i a się jego
usposobienie, b o i Czacki
otrzymał
odeń
k t ó r e k a ż e ks. K o ź m i a n o w i podziękować
ł a s k a w e słowa,
(18 sierpnia
za
1870).
Ale i z działalności p a s t e r s k i e j są przyjaciele zadowoleni, j a k
widać z listu p i s a n e g o 22 p a ź d z i e r n i k a 1870 r. : „ B o g u dzięki,
że A r c y b i s k u p d o s k o n a l e u s p o s o b i o n y i że działa. B y ł e m t e g o
pewien. Napisz c o m u Berlin o d p i s a ł " .
P o d koniec r o k u t e g o b y ł ks. K o ź m i a n w R z y m i e
(Cfr.
list z 8 g r u d n i a 1870 r.) i miał poufne p o s ł u c h a n i e u Ojca Św.,
ż e b y zdać s p r a w o z d a n i e z p o d r ó ż y , k t ó r ą b y ł z polecenia Ojca
św. ks. A r c y b i s k u p podjął d o W e r s a l u i z o d b y t y c h t a m k o n ferencyi j a k o t o w a r z y s z A r c y b i s k u p a w tej p o d r ó ż y . „ R a d b y m
wiedział t e r a z całą p r a w d ę , pisze Czacki 28 g r u d n i a
1870 r.,
b o p r a w d ą było, że choć g o (t. j . p a p i e ż a ) widziałem w czasie
T w e g o t u p o b y t u , nic mi w t e d y o tej części r o z m o w y
Twojej
nie mówił, (t. j . o k w e s t y i czy p a p i e ż m a w R z y m i e zostać czy
ma Rzym
opuścić
wobec
przewidywanego
zajęcia
miasta).
W t y m ż e liście c z y t a m y , że Ojciec św. k s . K o ź m i a n a i A r c y ­
biskupa
serdecznie
wspominał
i
dalej :
„On
(papież)
ceni
A r c y b i s k u p a b a r d z o , ale r o z u m i e się, że się s t a r a m za k a ż d ą
okolicznością
podnosić
bardziej.
Raz
mi
powiedział:
widzę,
żeś z niego d u m n y — a czyż nie m a z czego? o d r z e k ł e m , co
bardzo dobrze
przyjął".
W rzeczy samej mieli z czego b y ć d u m n i obaj z k s . K o ź m i a n e m , że u d a ł o i m się p r z e k o n a ć g o d o swoich z a s a d .
Owszem
z c z a s e m s t o s u n e k jego d o nich s t a ł się więcej j a k d o b r y . "Dnia
21 stycznia d o n o s i Czacki k s . K o ź m i a n o w i : „ P o w i e d z
Arcy­
b i s k u p o w i , że dla t e g o d o niego nie piszę . . . g d y ż z r o z u m i a ł e m
z jego listu, że m a m dalej j a k d a w n i e j d o wspólnego c h o r e g o
przyjaciela p i s y w a ć " .
Choroba
k s . K o ź m i a n a , n a on czas p r z y p a d a j ą c a ,
była
p o w a ż n a . W t y m ż e b o w i e m liście c z y t a m y : „ T e m u d n i kilka
o t r z y m a ł e m list T w ó j , żeś ciężko c h o r y . N i e p o t r z e b u j ę Ci m ó w i ć , ileśmy
tu
wszyscy
zasmuceni
i zatrwożeni. . .
Otrzymałem
jłrzed p a r o m a g o d z i n a m i list A r c y b i s k u p a . . . W i d z ę zeń, żeś
wciąż c h o r y . . . Onegdaj . . . prosiłem o b ł o g o s ł a w i e ń s t w o Ojca
Św., k t ó r e Ci niniejszem p r z e s y ł a m , a b y ś w y z d r o w i a ł " . I wy­
zdrowiał. 17 l u t e g o b o w i e m pisze C z a c k i : „ B o g u
błogosławię
n a p r z ó d , żeś nieco z d r o w s z y i nie p r z e s t a j ę go błagać o p o w r ó t
z u p e ł n y zdrowia i o łaskę p i e l ę g n o w a n i a go, k t ó r e j zdaje
mi
się nie dostąpiłeś d o t ą d n i g d y n i e s t e t y — a wierzaj m i , że jeźłi
o nią się nie p o s t a r a s z , t o odpowiesz za t ę t r a s c u r a n z ę p r z e d
Bogiem".
W t y m s a m y m liście czj^tamy : „ L i s t A r c y b i s k u p a w spra­
wie w y b o r ó w p y s z n y . D e k l a r a c y a i d e m . Bóg W a m t o odr łaci.
P r z e p y s z n a t o będzie h i s t o r y a p a n o w a n i a k s . L e d ó c h o w s k i e g o .
R a d b y m b y ł jej h i s t o r y o g r a f e m . N a B o g a , czy k t o o t e m myśli ?
B o t o w a ż n e dla h o n o r u dziejów n a s z y c h , t y c h n a s z y c h cza­
sów, w k t ó r y c h p o s t a ć j e g o j e s t j e d y n ą r z e c z y w i s t ą
chwałą".
W p e ł n y m b l a s k u miała t a p o s t a ć zajaśnieć w czasie kult u r k a m p f u . Ale z t e g o okresu l a t n i e m a j u ż listów w w s p o m n i a ­
n y m zbiocze. J e s t a t o l i list z 26 k w i e t n i a 1877 r. z o k a z y i m i a ­
n o w a n i a k s . A r c y b i s k u p a L e d ó c h o w s k i e g o , p i s a n y przez
kar­
d y n a ł a j u ż Czackiego. P r z y t a c z a m y go w całości, j a k k o l w i e k
w y r a ż a b e z p o ś r e d n i o uczucie tegoż,
o ile że u c z u c i a t e b y ł y
j e d n a k i e w sercach o b u przyjaciół, a n a d t o d a j e t e n list w y ­
mowne
świadectwo
o o b o p ó l n y m ich s t o s u n k u :
„Drogi
mój
Ojcze! T a k j e s t e m p r z y b i t y p r a c ą , że n i g d y nie m o g ę znaleźć
chwili, b y Ci p o d z i ę k o w a ć za T w ą ciągłą serdeczną
a p r z e d e w s z y s t k i e m za T w e p o m o c n e i świątobliwe
pamięć,
modlitwy.
O d e b r a ł e m T w ą k a r t k ę wczoraj, w k t ó r e j mi donosisz, że w y ­
jątkowe
trzy
t y l k o egzemplarze w y b i t o m e d a l i o n u n a
naszego
k a r d y n a ł a i że j e d n y m z t y c h t r z e c h m n i e o b d a r z y ć
i odznaczyć postanowiliście. O d n a l a z ł e m w t e m całą T w ą
cześć
do­
broć i serce k u m n i e , b o i n n y m nie j e s t e m d o s y ć z n a n y , a b y
i m przyszło n a m y ś l , t a k i m z n a k i e m w y j ą t k o w y m m n i e zaszczycić
i odznaczyć. T y z a ś znasz m o j e życie, p r a g n ą ł e ś wynagrodzić
i n t e n c y e i p r a c e moje, b o n i e s t e t y nic i n n e g o we m n i e znaleźć
nie
można.
Niemniej
jednak
proszę
Cię powiedz
wszystkim
współ z T o b ą d z i a ł a j ą c y m , żem d o głębi serca r o z c z u l o n y t y l ą
ich łaską, że p o s t a w i e n i e m n i e p o n i e k ą d p r z y Ojcu św. i p r z y
n a s z y m k a r d y n a l e c h y b a z t e g o m i się względu należało że
p i e r w s z e m u całe życie poświęciłem, a, d r u g i e m u c a l u t k i e
od­
d a ł e m serce, p r o s z ą c B o g a , a b y o b u p r z y k ł a d y b y ł y mi bodź­
cem w ciągu całego życia m e g o d o chwalenia B o g a zawsze i we
wszystkiem.
B ą d ź pewien, że się z a j m i e m y d e p u t a c y ą c a ł e m sercem.
Wierz, że co pragniesz, jest dla m n i e zawsze d r o g i e m . Dłużej
nie piszę, b o czasu nie m a m . Módl się a wiele o m n i e , b o mi
b a r d z o ale b a r d z o i coraz bardziej p o m o c Boża p o t r z e b n a . T w ó j
zawsze i n a zawsze. 26 k w i e t n i a 1877 r.
K.
G.
P o m i m o , że k s . K o ź m i a n cały b y ł n a usługi A r c h i d y e cezyi ) d o k t ó r e j należał i dla niej p r a c o w a ł
l
i wydatniej
wszechstronniej
m o ż e aniżeli k t o k o l w i e k z współczesnych m u ka­
płanów, nie tracił z oczu i n t e r e s ó w kościoła t a k ż e
w innych
częściach k r a j u .
) Jak Ksiądz Ledóchowski czcił wysoko Ks. Koźmiana dowodzi
rozmowa ze mną w 1877 r., kiedy biorąc udział w polskiej pielgrzymce —
byłem z żoną złożyć mu uszanowanie. P y t a ł mnie kardynał o zdrowie
Ks. Koźmiana. Odpowiedziałem, że ma się dość dobrze i z entuzyazmem
przykładał się do udania się pielgrzymki.
„A ja jestem z entuzyazmem, powiedział kardynał, dla Księdza
Koźmiana., ale drżę na myśl, że cały Kulturkampf opiera się na jednym
człowieku i coby było, g d y b y go zabrakło".
l
a
LilSlUW
KArlDIJNAŁA
UZ.AUKl.EliU
Z listu j e d n e g o bez d a t y w i d z i m y , że czyni p r z e d s t a w i e n i a
,,w s p r a w i e B i s k u p s t w a P r z e m y s k i e g o " . D n i a 9 sierpnia 1867 r.
dziękuje Czacki za przesłanie m u listu, k t ó r y b y ł o t r z y m a ł od
Zybłikiewicza i d o d a j e : „ J e s t c i e k a w y i nie g ł u p i , ale n a d t o
pełen siebie. W i d z ę , że należy d o t y c h ludzi c o sądzą, że n a
djable m o ż n a jeździć p o ziemi i n a w e t d o j e c h a ć d o n i e b a . Co
za szaleństwo, a j e d n a k popełniają j e wszyscy p ó ł m ę d r c y
—
wszyscy ci, co chcą wolności, a B o g a nie znają. D n i a 27 paździer­
n i k a 1867 r. c z y t a m y : „Szczęściem co d o Twojej o s o b y uspo­
k o j o n y z o s t a ł e m l i s t e m poczciwego Ł o b o s a , przez k t ó r e g o d o ­
wiedziałem się, żeś b y ł w G a l i c y i " . W liście z 2 s t y c z n i a 1868 r.
znajdujemy
w z m i a n k ę , że się i n t e r e s u j e
Zbyszewskim,
nieza­
wodnie p r z y s z ł y m a u t o r e m dzieła „ D e m o k r a c y a k a t o l i c k a w Pol­
s c e " . W czerwcu tegoż r o k u prosi C z a c k i : „ J e ś l i b y ś
znalaz
ś r o d k i oświecania s z w a g r a (t. j . ' iiuncyusza) wiedeńskiego,
to
u ż y w a j ich, b o dziś i n t e r e s a P o l s k i przez n i e g o się robią, a m y
t u widzim, że o n a n i m a w y o b r a ż e n i e o R o s y a n a c h , a n i o Polsce
s a m e j . T o n i e z r ó w n a n a klęska — owszem cały s c h w y c o n y (ale
w dobrej wierze, b o t o w gruncie ś w i ę t y człowiek) przez a d w o ­
k a t a (t. j . posła) R o s y j s k i e g o " . S p r a w a U b r y k ó w n e j i k a r m e l i ­
t a n e k k r a k o w s k i c h jest t a k ż e p r z e d m i o t e m
przedstawień
do
Czackiego. (List z 17 września 1869 r . ) . D n i a 14 m a r c a 1 S
p o w i a d a znów C z a c k i : „ T o , c o mi piszesz o d y e c e z y i p r z e m y s k i e j
j e s t b a r d z o w a ż n e , ale j a nic t e m u hinc et nunc
nie m o g ę p o ­
radzić. Nie m o g ę l-o : b o p r z e d s t a w i e n i a ż a d n e g o d o t ą d n i e m a ;
2 - o : b o mniej niż k i e d y b ą d ź m o g ę w p ł y w a ć wobec p r z y t o m ­
ności B i s k u p ó w t a m t e j s z y c h , k t ó r y c h t o rzecz. W r a z i e możli­
wości b ą d ź p e w i e n , że co t r z e b a z r o b i ę " . W sierpniu 1871 r.
(10 września) d o w i a d u j e m y się, że k s . K . b y ł z n ó w w Galicyi.
Czuwał
on t a m
nietylko nad
sprawami
czysto
ale t a k ż e n a d p r a s ą . W s z e l a k o źrenicą o k a j e g o
kościełnemi,
troskliwego
b y ł y p o t r z e b y kościoła p o d r z ą d e m r o s y j s k i m . P r z e g l ą d L w o w s k i
z 15 l i s t o p a d a 1877 r. p r z y t o c z y ł n a s t ę p u j ą c e z d a r z e n i e : „ K i e d y
dzisiejszy g u b e r n a t o r
B u ł g a r y i Czerkaskoj
trząsł
wszystkiem
w W a r s z a w i e , z d a r z y ł o się, że u d a n o się d o n i e g o z prośbą,
a b y uwolnił p e w n e g o k a p ł a n a ,
w y w i e z i o n e g o w g łąb
Rosyi
LI
u m i u n
!Y.ar\iJ JIHAŁA
UZiAUlUIiliO
D o b r z e , odrzekł, dajcie mi K o ź m i a n a , a w tej chwili wszyst­
kich księży s k a z a n y c h n a S y b i r , w r ó c i m y d o k r a j u . R z ą d m o ­
skiewski u p a t r y w a ł
w nim
nie bez słusznej
przyczyny
naj­
groźniejszego swoich d y p l o m a t y c z n y c h w W a t y k a n i e zabiegów
p r z e c i w n i k a " . J a k dalece t e n sąd b y ł u z a s a d n i o n y , widać z listów
r
Czackiego, j a k k o l w i e k nie uwzględniają one całego okresu od­
nośnej działalności k s . K o ź m i a n a , a i z t y c h czasów, z k t ó r y c h
pochodzą,
nie p o r u s z a j ą
wszystkiego, co dla kościoła w K r ó ­
lestwie i R o s y i czynił. J e d n a k t o , co t a m z n a j d u j e m y ,
daje
w y o b r a ż e n i e , czem k s . K o ź m i a n b y ł dla kościoła p o d b e r ł e m
carów.
Z CYKLU: WOJNA.
W SZPITALU.
P r z e z o k n o słońca p r o m i e ń się wdziera,
W i o s e n n e słońce b l a s k u
pieszczotą,
W s z y s t k o o k r y ł o drżącą
pozłotą
I łóżko n a w e t , gdzie k t o ś u m i e r a . . .
M ł o d z i u t k i żołnierz oczy błyszczące
U t k w i ł w p r z e s t r z e n i , w y c h u d ł e dłonie
N a z a p a d n i ę t e m s k r z y ż o w a ł łonie.
P o licach ł z y m u p ł y n ą gorące . . .
Dziś jeszcze . . . jeszcze i j u t r o może . . .
A t a m n a świecie życie się b u d z i ,
W i o s n a n a ziemi, w i o s n a w ś r ó d ludzi,
A o n u m i e r a ć m u s i . . . mój Boże . . .
W r o d z i n n e m siole k w i t n ą j u ż d z w o n k i
I m ł o d e z b o ż a szumią r a d o ś n i e . . .
Wieczór sło~viki n u c ą rozgłośnie,
A w c z e s n y m r a n k i e m dzwonią s k o w r o n k i . . .
G d y b y ż raz jeszcze . . . o m ł o d y m ł a n i e
Wrócić d o własnej c h a t y wieczorem . . .
G d y b y ż r a z jeszcze przejść s t a r y m b o r e m !
G d y b y ż raz jeszcze . . . B o ż e m ó j ! P a n i e !
M a t c z y n e n o g i objąć w p o k o r z e ,
N a s k r o n i a c h odczuć u s t a jej d r ż ą c e
I łzy . . . o s t a t n i e ciche, gorące . . .
B y ł o b y w t e d y lżej u m r z e ć m o ż e . . .
238
Z CYKLU: WOJNA
I B ó g w y s ł u c h a ł . . . gasnące oczy
Widzą twarz matki, rodzinną chatę,
P o l a zielenią młodą b o g a t e ,
B ó r cichy, s e n n y , s t r u m i e ń p r z e ź r o c z y . . .
J a k c u d n i e szumią k w i e t n e j a b ł o n i e . . .
M a t u ś czy słyszysz ? . . . g w a r z ę o B o g u . . .
J a m w p r o g u c h a t y , czy w n i e b a p r o g u ? !
Śmierć j a . . . czy życie m a m w łonie? . . .
W p y t a n i u zbladłe z a s t y g ł y wargi,
Śmierć przeszła cicho szpitalną salę,
I j e n o oczy zgasłe się żalą
W d w ó c h łzach . . . radości, b o l u czy skargi? . . .
D
R
A
M
A
T
U C I E C Z K I .
M a t u ś . . . m a t u ś co t o t o b i e . . .
w t y m w i l g o t n y m ległaś rowie
czy cię z m o ż y ł sen? . . .
M a t u ś . . . m a t u ś . . . t a k wesoło
płoną c h a t y , nasze sioło
świeci w ł u n i e h e n .
Z i m n y wicher p o l e m jęczy . . .
b i a ł y sypie śnieg,
J u ż p r z y s y p a ł t w ą spódnicę
i chusteczki brzeg . . .
M a t u ś słyszysz . . . coś t a k świszczy . . .
j a k b y s t a d o os.
J e d n o t a k i e , s r e b r n e całe,
sterczy w ś r ó d t w y c h k o s .
M a t u ś . . . skąd m a s z k o r a l i k i
23
Z CYKLU: WOJNA
czerwone jak krew?
R o z s y p a ł y się p o czole,
n a t w ą czarną b r e w .
I n a piersi m a s z k o r a l i
zawieszoną nić.
I we włosach się k o r a l e
z a c z y n a j ą wić . . .
S k ą d t o m a t u ś , czy z j a r m a r k u
ten przecudny sznur?
Z a m a s e ł k o od k r a s u l i
czy za t u z i n k u r ? . . . .
M^ok z a p a d a . . . m a t u l e ń k o
m n i e t a k m ę c z y głód . . .
Z i m n o , s t r a s z n o i od ciebie
z a l a t u j e chłód.
Przywiązałaś mnie rańtuchem
i nie m o g ę wstać
A t y chleba mi matulu
dzisiaj nie chcesz d a ć . . .
Cicho wicher p o l e m szumi,
b i a ł y sypie śnieg.
A z p o d niego z a k r w a w i o n e j
widać c h u s t y b r z e g . . .
A z p o d niego n i e w y r a ź n i e
widać twarze dwie
Pogrążone w t y m ostatnim . . .
j u ż . . . s p o k o j n y m śnie . . .
M.
Czeska.
Od 8. do 15. grudnia 1914 r.
Z pamiętnika P. P. Ksieni w Staniątkach.
Jedenasty
dzień pobytu Moskali w
S t a n i ą t k a c h , a pierwszy
dzień bombardowania, 8-g-o grudnia 1 9 1 4 r.
Nadeszły teraz dni
straszne.
W samą
uroczystość Nie­
p o k a l a n e g o Poczęcia N a j ś w . P a n n y , z pierwszą Mszą św. o M a t c e
Bożej,
rozpoczęło
się b o m b a r d o w a n i e ,
jakiego
jeszcze
nigdy
m u r y k l a s z t o r u naszego nie z a z n a ł y .
L i n i a p o z y c y i wojska rosyjskiego b y ł a m i ę d z y Z a g ó r z e m
a Słomirogiem, n a s t ę p n i e rozłożyli się w G r a b i u , B o d z a n o w i e ,
Podlężu, Chrości i S t a n i ą t k a c h . Moździerze a u s t r y a c k i e m i a ł y
s t a n o w i s k a n a p a g ó r k a c h Z a b a w y koło Wieliczki, skąd ostrze­
liwały S t a n i ą t k i i p r z e s t r z e ń k u p ó ł n o c n e m u wschodowi. R o syanie mieli w N i e p o ł o m i c a c h sześć a r m a t , k t ó r e
poprzednio
u s t a w i l i n a n a s z y c h p o l a c h w Zakrzowie, lecz p o d ogniem a u s t r y ackiej a r t y l e r y i wycofali je s t a m t ą d aż n a c m e n t a r z niepołomski
i stąd rozpoczęli ogień n a Podłęże, k t ó r y nie u s t a w a ł aż d o ich
odwrotu.
Cmentarz
n i e p o ł o m s k i został w s k u t e k
tego
bardzo
u s z k o d z o n y . Ciężkie d z i a ł a a u s t r y a c k i e wyrządziły n a
Grabiu
i B r z e g a c h o g r o m n e szkody. W
Grabiu
s t a ł y t r z y p u ł k i ro­
syjskie, rozpędziła je a r t y l e r y a a u s t r y a c k a , p r z y c z e m b u d y n e k
szkolny zniknął i 30 o l b r z y m i c h w y r w u t w o r z y ł o się w ziemi.
P i e c h o t a i k o n n i c a rosyjska wyszła z Niepołomskiej puszczy,
a r t y l e r y a z a ś z 6 a r m a t a m i s t a ł a za S t a n i ą t k a m i w D ą b r o w y
i strzelała n a nasze Zagórze, Słomiróg i S u c h o r a b ę , z sześciu
241
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
t u t a j u s t a w i o n y c h a r m a t . T e r e n walk w t y c h s t r o n a c h j e s t sze­
r e g i e m wzgórz. W s z y s t k i e t e wzgórza obsadzili Moskale, za­
siali gęsto r o w a m i strzeleckimi, a płaskie t e r e n y p o k r y l i kol­
c z a s t y m i d r u t a m i . A r m i a a u s t r y a c k a , wspierana ogniem
arty-
leryi, z wielkim t r u d e m m u s i a ł a z d o b y w a ć j e d n o wzgórze p o
d r u g i e m . W s a m y c h S t a n i ą t k a c h s t a ł a p i e c h o t a rosyjska, p u ł k
41, 42, 43 i 44, oraz k o z a c y . W Zakrzowie osadziła się a r t y lerya polna
11-go mikołajewskiego
pułku.
Było t a m
znowu
6 a r m a t , ale wypłoszyli je A u s t r y a c y .
Moskale porobili sobie o k o p y , począwszy
od
Zakrzowa
przez pola P o d l e s k i e granicą Chrości i p o d k o p a l i się aż p o d
wał kolejowy
niedaleko
Wisły.
W
samych
Staniątkach
sie­
działo w r o w a c h strzeleckich d o 1000 p i e c h o t y , zmieniając się
każdej nocy. Ci co wychodzili z rowów, u d a w a l i się d o c h a ł u p
za w s k a z ó w k a m i p a t r o l i , z a s t ę p o w a n i świeżerni siłami. P a t r o l e
c h o d z i ł y ' p o wsi p r z e z cały dzień, w y p a t r u j ą c , , g d z i e jest co d o
z a b r a n i a i zjedzenia.
W P o d b o r z u t u ż p r z y S t a n i ą t k a c h s t a ł o z n ó w sześć a r m a t
rosyjskich, z k t ó r y c h Moskale strzelali od 8-go d o 13-go g r u d n i a .
R o w y strzeleckie n a p o l a c h n a s z y c h
ciągnęły się kilku
rzę­
d a m i , w m i a r ę j a k żołnierzy z j e d n y c h w y p ę d z o n o , k r y l i się
w następnych.
Z rozpoczęciem
walki front
rosyjski
znajdował
się
na
polach s t a n i ą t e c k i c h , a jego a r t y l e r y a stała t u ż obok t o r u k o ­
lejowego. Z a c z ę t o strzelanie z dział rosyjskich od s t r o n y n a ­
szych stodół, lecz l o t n i k a u s t r y a c k i w y p a t r z y ł s t a n o w i s k o R o s y a n , pociski a u s t r y a c k i e skierowały się n a b a t e r y e rosyjskie,
z d e m o n t o w a ł y je, więc Moskale z tej p o z y c y i t r o c h ę się cofnęli.
W m i a r ę rozwoju walki w p r o w a d z a n o w działanie coraz
cięższe działa a u s t r y a c k i e . D o s z ł a wreszcie d o tego, że strze­
l a n o n a nasz k l a s z t o r z fortów z moździerzy wielkiego kali­
b r u 30.5 c m .
K l a s z t o r s t a n i ą t e c k i przez całe ośm d n i b y ł w ogniu k r z y ­
żowym i zbombardowany
został p r z e z a r t y l e r y ę
austryacka,
k t ó r a chcąc s t ą d w y p ę d z i ć Moskali, zmuszoną b y ł a skierować
n a k l a s z t o r cały swój ogień.
p . P . T. CXXXI.
ic
,242
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
A r m a t y g r a ł y przez cały dzień b e z u s t a n n i e od wczesnego
r a n a d o późnej nocy, a oprócz t e g o k u l k i k a r a b i n o w e ze wszech
s t r o n j a k g r a d n a - n a s leciały. Moskale o d p o w i a d a l i A u s t r y a k o m
n a ich s t r z a ł y z rowów strzeleckich i z k a r a b i n ó w m a s z y n o ­
w y c h , u s t a w i o n y c h n a m u r z e o g r o d o w y m . W i d a ć b y ł o z ze­
w n ą t r z j a k nabijali ł a d u n k i d o t a s i e m m a g a z y n o w y c h . A r m a t y
rosyjskie u s t a w i o n e t u ż z a k l a s z t o r e m , od 6-ej z r a n a d o sa­
mego wieczora, g r z m i a ł y straszliwie. T r z a s k i h u k
okropny,
niczem
najstraszniejsze
pioruny.
był p r z e -
Zdawało
się,
że
m u r y k l a s z t o r n e się r o z p a d n ą i że wszystkie s z y b y z okien w y ­
lecą ; m n ó s t w o k u l p a d a ł o
n a dziedziniec k l a s z t o r n y świszcząc
przeraźliwie.
P o d g r a d e m k u l ludzie całej wsi wynosili z d o m ó w s w y c h
m a n a t k i , co k t o mógł z a b r a ć -na plecy, j a k : w o r y w i k t u a ł ó w ,
pościel, n i e m o w l ę t a z k o ł y s k a m i , k u r y , gęsi, i n d y k i i całą c h u ­
d o b ę ; w s z y s t k o t o p o s u w a ł o się długą procesyą d o k l a s z t o r u ,
j a k b y d o a r k i Noego, prosząc mię o schronienie w tej k r y t y c z n e j
chwili.
N a t u r a l n i e całą t ę g r o m a d ę p r z y j ę ł a m z o t w a r t e m
ser­
cem, dając i m p r z y t u ł e k . Umieścili się n a p o k o j a c h k o n w i k t o r skich, gotowali w k u c h n i z a k o n n e j , zaś dzieciom
wszystkim
k a z a ł a m d a w a ć posiłek z naszej spiżarni. R z e w n y t o b y ł widok,
k i e d y t e n d r o b i a z g g r o m a d n i e otoczył p e ł n e m i s y p r z e d sobą
stojące i łapczywie zajadał, nie zdając sobie zupełnie s p r a w y
z niebezpieczeństwa, j a k i e m u w k a ż d e j chwili groziło. W s z y s t k i e
pokoje w k l a s z t o r z e d o t e g o s t o p n i a b y ł y zapełnione
ucieki­
nierami, że dzieci ich n a noc leżały j e d n o p r z y d r u g i e m n a p o ­
dłodze nie t y l k o w p o k o j a c h , ale i n a k o r y t a r z a c h n a gołych
k a m i e n i a c h , o k r y w s z y się lichą szmaciną. N a w e t k r o w y w i e ­
śniacze z a p ę d z o n o d o k l a s z t o r u przez główną
furtę,
aby
je
schronić p r z e d r a b u n k i e m . Ciężko c h o r y c h z całej wsi p r z y n i e ­
siono t a k ż e d o k l a s z t o r u , b y mieli obsługę i j a k i e t a k i e b e z ­
pieczeństwo. P o k o j e
szkolne i k o r y t a r z e k l a s z t o r n e roiły się
od ludzi i dzieci, k t ó r e h a ł a s o w a ł y , a n i e m o w l ę t a p r z e r a ź l i w y m
płaczem n a p e ł n i a ł y klasztor, nie czując się u siebie. M a t k i p r o -
'OB 8. ©O 15. GRUDNIA 1914 R.
243*,
wąchały dzieci d o Ł a p f i c y N a j ś w . P a n n y , m o d l ą c się o usunięcie,
nieszczęścia.
Pierwszy pocisk a a klasztor.
D e t y ć h c - s a s słyszeliśmy t y l k o h u k a r m a t , t e r a z
miełiśmy-
sdoświadezyć ieh g r o z y p r a w i e n a sobie.
IP© p o ł u S n i u we w t o r e k m i ę d z y godziną 3-ą a 4-ą. u d e ­
r z y ł a pierwsza k u l a w n a s z k l a s z t o r od s t r o n y B i s k u p i c , a w y ­
stawszy -ogromny o t w ó r ~w ścianie n a r u s z y ł a "sklepienie i w p a d ł a
de
wnętrza
szyfcy
łazienki. "Całą
wszystkie
wybiła,
ubikacyę
zasypała
wanny poszarpała,
rumowiskiem^
a cały
klasztor'
n a p e ł n i ł a s m r o d l i w ą wonią i d y m e m . O p a t r z n o ś ć B o ż a strzegła,,
że ssie nie z a p a l i ł o i i e L u l a t a nie z a b i ł a fornala, k t ó r y właśnieprzechodził t a m t ę d y , niosąc sobie r z e c z y d o k l a s z t o r u .
Kulę:
t ę e k s p l o d o w a n ą znaleziono w łazience n a posadzce i jest p r z e ­
chowana na pamiątkę.
W i e c z o r e m nadciągnęły
n o w e m a s y wojska d o naszego-
p o d w ó r c a , a z n i m i m n ó s t w o oficerów.
Gospodyni klasztoru
r
p a n n a S t o d s ł a w a , wyszła z a furtę, a b y się p r z y g l ą d n ą ć s z k o d o m .
Wtem przystępuje
d o niej t r z e c h k o z a k ó w ,
którzy
byli po­
p r z e d n i o n a rewizyi w k l a s z t o r z e i oznajmują j e j , że o t r z y m a l i
od swej
zwierzchności
polecenie,
by
zajechać
furami
przed
k l a s z t o r i połowę wszystkich z a p a s ó w z a b r a ć , a połowę
nam
zostawić. „ P a n i ! t o nie p o chrześcijańsku t y l e mieć zapasów,
a nie dać ich n a m ; j a k - b y ś c i e nie chcieli dać, t o b ę d z i e m y w a s
b d i n a h a j k ą " . G o s p o d y n i , dzielna niewiasta, ostro p o w s t a ł a n a
kozaków
mówiąc:
„Schowajcie
sobie n a h a j k i
n a wasze
z a c z k i ! p i ę k n y m i t o rząd, k t ó r e g o żołnierze grożą
ko­
bezbron­
n y m k o b i e t o m n a h a j k a m i i k a ż e k r a ś ć żołnierzom! T o mi cywilizacya ndelada!" K r z y c z a ł a t e słowa z całego g a r d ł a umyślnie,
a b y n i e d a l e k o stojący oficerowie j e usłyszeli. S k u t e k t e g o b y ł
t a k i , że w s z y s t k i c h k o z a k ó w n a t y c h m i a s t
oficerowie od
nas
zabrali i wiktuały zostały nietknięte.
D o późnej
nocy
armaty
stannie huczały, wyrzucając
austryackie
i rosyjskie
bezu­
g r a d y k u l dokoła. Żołnierze r o ­
syjscy j&k mogli chronili się p r z e d niemi, przyczajając
się d o
244
OD 3. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
ścian k l a s z t o r u i p o m i ę d z y furty.
Rozdano im w
podwórcu
n a s z y m n a rozkaz k o m e n d y a m u n i c y ę , a g d y już d o b r z e ściem­
niało i a r m a t y ucichły, wszyscy ruszyli d o r o w ó w strzeleckich,
a b y zmienić swoich t o w a r z y s z y . D o f u r t y k l a s z t o r n e j
przyszło
d w ó c h r a n n y c h żołnierzy w p r o s t z pola w a l k i w r a z z sanitet e m , prosząc o posiłek. P o o b a n d a ż o w a n i u w y p r a w i ł ich d o k t o r
d o linii, b o byli lekko r a n n i .
Dziś n a d k l a s z t o r e m p o ł u d n i o w ą godziną unosił się a u s t r y acki. a e r o p l a n .
Rosyjskie
wojsko strzelało d o niego z t r z e c h
p o z y c y i , lecz go s t r z a ł y nie dosięgły i uszedł szczęśliwie.
Środa 9-go grudnia 1 9 1 4 r., drugi dzień bombardowania
klasztoru. — Ograbienie s z k o ł y .
W n o c y żołnierze rosyjscy u k r y c i w ogrodzie z a k o n n y m
strzelali z p o z a m u r ó w z k a r a b i n ó w , a m a s z y n o w e k a r a b i n y mieli
u s t a w i o n e n a m u r z e , czekając n a wojsko a u s t r y a c k i e . Żołdaki
stojące n a p o z y c y i w ogrodzie z a k o n n y m wybili w nocy s z y b y
w n a s z y m gabinecie s z k o l n y m , otworzyli sobie o k n a i weszli
d o g a b i n e t u ; t u p o o d r y w a l i wszystkie z a m k i od szaf i w s z y s t k o
w szafach
splądrowali. M i n e r a ł y wyrzucili n a podłogę,
ptaki
i zwierzęta n a śnieg za okno, p r z y r z ą d y s z k l a n n e d o fizyki p o ­
tłukli, p o d e p t a l i n o g a m i , a s p i r y t u s z jaszczurek i wężów wypili.
Wiele k o s z t o w n y c h okazów zniszczyli, szyby w szafach okroili,
j e d n e m słowem wszystko zgrabili. P o t e m przeszli przez k l a s y
naukowe,
otwierając
drzwi powyrywali,
sobie
książki,
wszędzie
wytrychem.
zeszyty, p a p i e r y ,
W
rysunki
szafach
w ka­
wałki p o k r a j a l i i p o podłodze porozrzucali, j e d w a b i e i p r z y ­
b o r y d o h a f t u częścią zabrali częścią p o d e p t a l i , wszędzie chaos,
b r u d , n i e p o r z ą d e k . N a wzorach od haftów leżały s k o r u p y z jaj
niedopitych,
ł u p i n y z ziemniaków,
zapałki,
ogryzki z
cygar
pomieszane z pogniecioną kolorową k r e d ą . J e d e n z żołnierzy
w gabinecie wziął się d o picia k w a s u , u ż y w a n e g o d o
ogniw
elektr., myśląc, że t o wódka, lecz nie mogąc go p r z e ł k n ą ć opluł
n i m całą szafę. Z klas zrobili w y p r a w ę n a s t r y c h szkolny. U k r a d l i
t a m d u ż o m y d ł a i co t y l k o było d o wzięcia z g a r d e r o b y i p o -
24-5
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
ścieli k o n w i k t o r e k ,
za pieniądzmi.
poprzewracali
koszyki
i kufry,
szukając
Próbowali b a g n e t a m i wyważyć drzwi
żelazne
k l a u z u r o w e , ale j u ż i m czasu z a b r a k ł o d o tej operacyi. Gospo­
d a r z e ze wsi b ę d ą c y z s w y m i r o d z i n a m i w pokojach
konwik-
torskich w p r o s t szkoły, widzieli w k l a s a c h światło w nocy, dzi­
wili się t e m u , lecz ż a d e n nie miał odwagi p r z e k o n a ć się co t a m
się dzieje.
N o w e pociski — p i e r w s z a ofiara s t r z a ł ó w w k l a s z t o r z e .
Od wczesnego r a n a d o ciemnej n o c y a r m a t y ,
karabiny
m a s z y n o w e i g w e r y h u c z a ł y n a d n a s z e m i g ł o w a m i ; jęk, świst,
t r z a s k i h u k p r z e r a ź l i w y rozlegał się w p o w i e t r z u ,
wstrząsał
o k n a m i i otwierał wszystkie d r z w i . K u l e a r m a t n i e p a d a ł y n a
k l a s z t o r i p r z e d k l a s z t o r e m w r ó ż n y c h miejscach, j a k n p . .
w ogród z a k o n n y , gdzie w y b i ł y wszystkie s z y b y w o r a n ż e r y i
i w c i e p l a r n i ; p o ł a m a ł y k r z e w y , m i r t y , azalie i k o s z t o w n e k w i a t y ,
robiąc szkodę n a tysiące. W y r w a ł y k i l k a o l b r z y m i c h j a m w ogro­
dzie, w y s a d z a j ą c d r z e w a i k r z e w y . Zrobiły wielką w y r w ę w szpa­
lerze g r a b o w y m . J e d e n g r a n a t wielkiego k a l i b r u rozwalił m u r
o g r o d o w y od drogi n a długości p a r ę m e t r ó w . N a
podwórcu
p r z e d k u c h n i ą z a k o n n ą j e d n a k u l a , u d e r z y w s z y o róg b u d y n k u
klasztornego, wyrwała kawał m u r u ; inna uderzyła
klasztoru przy refektarzu,
w
ścianę
nad oknem kuchni zakonnej
zro­
biła dziurę, nie przeleciała j e d n a k d o k u c h n i , lecz odbiwszy się
od
muru
eksplodowała,
wyrzucając
z siebie m n ó s t w o
n y c h k u l e k , k t ó r e p o d z i u r a w i ł y ścianę z e w n ę t r z n ą
drob­
klasztoru,
a przeleciawszy górą n a d k l a s z t o r e m — s p a d a ł y w
ogrodzie
k o n w i k t o r e k r a z e m z gałęziami d r z e w , wydając szum i t r z a s k
nie d o opisania. K i l k a z t y c h kulek, wybiwszy o k n o ,
wpadło
d o k u c h n i z a k o n n e j i przeleciały t u ż koło stojącej t a m siostry
Eufrozyny
(konwerski).
Nie obeszło się j e d n a k bez t r a g i c z n e g o w y p a d k u . H e l e n a
Szewczykowa, k o b i e t a ze wsi, wraz z i n n y m i l u d ź m i schroniła
się d o naszego k l a s z t o r u . P o d c z a s strzelania wyszła n a p o d w ó ­
rzec k l a u z u r o w y , a b y d a ć jeść swej k r o w i e . W r a c a j ą c d o klasz­
t o r u , w s a m y c h d r z w i a c h w c h o d o w y c h , nieszczęściem, została
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
trafiona k u l k ą k a r a b i n o w ą .
K u l a przeszyła jej piersi i wyle­
ciała za ł o p a t k ą . Z r a n i o n a k o b i e t a powlekła się z wysiłkiem
jeszcze k a w a ł e k i n a k o r y t a r z u s z k o l n y m u p a d ł a n a
brocząc we k r w i . P o w s t a ł s t r a s z n y k r z y k i płacz,
ziemię,
przerażeni
ludzie i mąż jej przybiegli co prędzej — nie b y ł o r a t u n k u , więc
poprosiłam K s i ę d z a , a b y z a o p a t r z y ł chorą. Leżąc n a gołej p o ­
dłodze, s p o w i a d a ł a się n a głos i polecała swą duszę Bogu i modli­
t w i e o b e c n y c h . Ojciec H o l i k n a klęczkach słuchał ją spowiedzi,
udzielił K o m u n i i św. i o s t a t n i e g o Olejem św.
namaszczenia.
N a s t ę p n i e przeniesiono ją d o p o k o j u n a łóżko, gdzie * siostra
Służebniczka o p a t r z y ł a jej r a n y . Chora b a r d z o cierpiała z po­
wodu p o s t r z a ł u i m i m o s t a r a n n e j opieki w t r z e c i m d n i u u n a s
wśród h u k u a r m a t życie z a k o ń c z y ł a .
Tegoż d n i a p r z e d p o ł u d n i e m t a k ż e n a k o r y t a r z u u d r z w i
kościelnych z a o p a t r y w a ł O. K u r c z T. J . s t a r u s z k a z P o d ł ę ż a
ciężko chorego, k t ó r e g o przywiozła żona n a m a ł y m wózeczku,
ciągnąc t a k o w y w ł a s n e m i r ę k a m i , a c ó r k a z t y ł u wózek p o p y ­
chała, bo w całej wsi nie m o ż n a b y ł o d o s t a ć k o n i , a ci co je jeszcze
mieli, nie chcieli jechać dla g r a d u k u l lecących. S t a r u s z k a cho­
rego położono zaraz d o łóżka w pokoju, p o i n w a z y i
rosyjskiej
•przeniesiono d o d o m u , gdzie w k r ó t c e u m a r ł .
Dalsze uszkodzenia.
Olbrzymi granat padł na podwórzec klauzurowy,
przed
refektarz, p r z e b i ł sklepienie k a n a ł o w e i e k s p l o d o w a ł w k a n a l e ,
rozbiwszy t a m sklepienie n a k i l k a m e t r ó w . I n n y z n ó w g r a n a t
u d e r z y ł w ścianę szkoły, rozpękł się w k a w a ł k i ,
podziurawił
m u r , w p a d ł d o w n ę t r z a , podziurawił ściany i p o w y b i j a ł
okna
n a 2 salach. Również w r e f e k t a r z u zostało d u ż o s z y b w y b i t y c h .
Pożar w Zagórzu.
N a d o m i a r nieszczęścia, jeszcze w k a ż d e j chwili groziło
niebezpieczeństwo
ognia
od
szrapneli.
n a s s t r a s z n a wiadomość, że n a n a s z y m
Wreszcie
folwarku
przyszła
do
w Zagórzu
Z*/
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
3 s t o d o ł y pełne zboża, od k u l palą się
i przyległy,
dębowy
spichlerz — ogień obejmuje. Ostrzeliwanie Zagórza b y ł o stra­
szne, w y s t a r c z y powiedzieć, że n a j e d n y m n a s z y m łanie gra­
n a t y w y r w a ł y 50 o l b r z y m i c h dołów, t a k głębokich, że stojący,
dorosły człowiek s c h o w a ł b y się w n i c h p o s z y j ę ; ziemia zaś
z nich rozpierzchła się w około, robiąc o g r o m n e s z k o d y w polu.
J a k t r u d n ą więc b y ł a n a wiosnę u p r a w a roli, g d y a n i k o n i , a n i
ludzi nie b y ł o d o r o b o t y , a g r u n t t a k b y ł zniszczony g r a n a t a m i ,
r o w a m i strzeleckimi, d r u t a m i k o l c z a s t y m i i m i n a m i ,
gościńce
zaś poniszczone przeciągającemi a r m a t a m i , f o r s z p a n a m i i wojs­
kiem.
T e g o d n i a leciały n a d S t a n i ą t k a m i 2 a u s t r y a c k i e a e r o ­
p l a n y . Ze w s z y s t k i c h s t r o n strzelali d o nich Moskale, lecz aero­
p l a n y , n i e u s z k o d z o n e , u m k n ę ł y szczęśliwie.
Dzisiaj k a n o n y rosyjskie p o s u n ę ł y się nieco dalej od klaszt o i u w stronę P o d b o r z a . K l a s z t o r nasz zostaje ciągle w ogniu
k r z y ż o w y m , n a i a ż o n y n a g r a d k u l ze wszystkich s t r o n .
Czwartek 1 0 - g o grudnia 1 9 1 4 r., trzeci dzień bombardowania
klasztoru.
P r z e z całą n o c strzelanie z k a r a b i n ó w a n i n a chwilę nie
u s t a w a ł o , a od godz. BY
2
z r a n a r a z p o r a z rozlegał się h u k
a r m a t , k t ó r y z k a ż d ą chwilą w z m a g a ł się. O godz. 11-ej
południem
piorunujący
huk
kanonów
był
tak
przed
przeraźliwy,
że jUż nie m o ż n a b y ł o w y t r z y m a ć . W t y c h k r y t y c z n y c h chwi­
lach, gdzie u s t a w i c z n i e śmierć groziła n a m w s z y s t k i m , uciekłam
się z l u d e m d o naszej fortecy t . j . d o "Kaplicy M a t k i Boskiej
Bolesnej,
c u d a m i słynącej, szukając
u niej
ratunku.
Odma­
wiałam^ n a głos wspólnie z licznie z g r o m a d z o n y m l u d e m naj r o z m a i t s z e m o d l i t w y b ł a g a l n e . I m głośniej strzelali i i m gęściej
k u l biło n a nasz klasztor, t e m m y też głośniej o zmiłowanie
Boże
wołali.
Wstrząśnienie
murów
było
straszne;
posadzkę
k a m i e n n ą z n a m i klęczącymi p o d r z u c a ł o d o góry, k a ż d e j chwili
d o z n a w a ł o się wrażenia, że ołowiana k u l a u d e r z a o nasze k o ­
l a n a i g w a ł t o w n i e n a m i w s t r z ą s a . N i e p o d o b n a j u ż b y ł o dłużej
w y t r z y m a ć w kaplicy, l u d szlochał n a głos, dzieci przeraźliwie
248
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
k r z y c z a ł y , a k u l e j a k p i o r u n y b e z u s t a n n i e biły, j e d e n pisk, jęk
i t r z a s k rozlegał się wokoło. Nie wiedząc co począć w tej s t r a ­
sznej godzinie, p o w i e d z i a ł a m l u d z i o m : „ C h o d ź m y d o g r ó b k a ,
d o Błog. F u n d a t o r ó w n a s z y c h ! " N a co w s z y s t k o co żyło r z u ­
ciło się za m n ą i z p ł a c z e m zeszliśmy d o g r ó b k a , błagając t a m
w s t a w i e n n i c t w a i opieki Błog. F u n d a t o r ó w n a s z y c h d l a k l a s z t o r u
i wsi okolicznych. G r o z a j e d n a k nie zmniejszyła się wcale —
owszem ziemia j e s z c z e więcej się trzęsła, cały k l a s z t o r
drżał
w p o d w a l i n a c h swoich, z d a w a ł o się, że sklepienie r u n i e n a głowy
n a s z e . P o d grozą t y c h s t r a s z n y c h w r a ż e ń w y c h o d z i m y n a górę
l e d w i e żywi
tutaj
dowiadujemy
się o n o w e m
nieszczęściu,
j a k i e w t e j właśnie chwili klasztor s p o t k a ł o , o t o t r z y stodoły
nasze n a p r z e c i w k l a s z t o r u w S t a n i ą t k a c h zapaliły się od szrapnela i w m g n i e n i u oka doszczętnie spłonęły z ż y t e m i jęczmie­
n i e m . Spalił się r ó w n i e ż b u d y n e k z k i e r a t e m , sieczkarnia i d w a
brogi słomy. N i k t z n a s z y c h ludzi nie odważył się iść r a t o w a ć ,
gdyż k u l e j a k g r a d p a d a ł y w p o d w ó r c u . J e d y n i e Moskale rzu­
cili się w s t r o n ę ognia z e n e r g i c z n y m r a t u n k i e m ,
czuwając,
a b y p o ż a r dalej się nie r o z s z e r z y ł ; leżało t o w ich interesie,
gdyż
obok
przyległego d o p a l ą c y c h
mieli o g r o m n y s k ł a d swojej
się stodół
zabudowania
a m u n i c y i . Dzięki ich
ratunkowi
ogień zlokalizował się i dalej nie rozszerzył się, dopalając
się
n a miejscu.
Chwile g r o z y .
J u ż o d s a m e g o r a n a strasznie się z a p o w i a d a ł t e n dzień
fatalny. W ś r ó d h u k u a r m a t wyszła Msza św. d o bocznego oł­
t a r z a P a n a J e z u s a U k r z y ż o w a n e g o . Miał ją K s . K u r c z
blady
i wylękły. N a g l e bez żadnej p r z y c z y n y zgasła świeca p o d c z a s
nabożeństwa,
co ludzi o b e c n y c h
ogromnie przejęło. D o
dzi­
siejszego d n i a o d p r a w i a ł a m b r e w i a r z s a m a w chórze n a głos,
p r a g n ą c , b y c h w a ł a B o ż a nie u s t a ł a m i m o nieobecności sióstr.
Nie o d s t r a s z y ł y mię od t e g o groźne s t r z a ł y , a n i k u l k i k a r a b i ­
nowe, wybijające s z y b y i w p a d a j ą c e d o chóru. W c h ó r z e c z u ł a m
się dziwnie spokojną i p e w n ą b y ł a m , że mi się nic złego nie
stanie. N a s t a n o w c z y dopiero z a k a z 0 . Superiora, a b y nie na-
,249
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
r a ż a ć życia, z a p r z e s t a ł a m chodzić d o c h ó r u i o d t ą d
odmawia­
łam brewiarz prywatnie.
Groza d n i a t e g o doszła p o p o ł u d n i u d o p u n k t u k u l m i n a ­
cyjnego m i ę d z y godziną 3-cią a 5-tą. Z d a w a ł o się, że k l a s z t o r
rozsadzi, gdyż ze wszystkich s t r o n s y p a ł y się k u l e i szarpały
ogromnie m u r a m i
klasztoru.
Każda
padająca
na dach
eksplodując, w y d a w a ł a ze siebie ogień z y g z a k o w a t y ,
kula,
podobny
d o b ł y s k a w i c y i słup d y m u t a k i , j a k p r z y pożarze. J e d n a z t a ­
k i c h k u l u d e r z y ł a w r ó g klasztoru, a równocześnie n a d d a m e m
u k a z a ł się wysoki s ł u p białego d y m u i i s k r y od
pękających
szrapneli t a k , że w jednej chwili rozległ się o k r z y k : , K l a s z t o r
się p a l i ! " B i e g n ę więc d o o k n a p o d kaplicą i istotnie widzę stra­
szny d y m n a d a c h u — w p a d a m d o k u c h n i i w o ł a m p r z e r a ż o n a :
K l a s z t o r się pali! N a miłość Boską, k t o ż y w niech
biegnie
ze m n ą z k o n e w k a m i i c e b r z y k a m i n a s t r y c h gasić ogień!" —
W jednej chwili w s z y s t k o pędziło ze m n ą p o schodach n a ra­
t u n e k . O k r o p n a t o b y ł a w y p r a w a , a r m a t y raz p o r a z huczały
przeraźliwie, k u l e j a k p i o r u n y w d a c h biły, krusząc i g r u c h o t a j ą c n a d n a m i d a c h ó w k ę , k t ó r a z ł o s k o t e m i t r z a s k i e m wokoło
n a s p a d a ł a , zostawiając wielkie o t w o r y n a d n a s z e m i głowami.
Ognia nigdzie nie znaleźliśmy n a s t r y c h u , t y l k o nieznośny swąd,
dym,
odór siarki, nie d a j ą c y
odetchnąć.
Niezliczone
szkody
poniósł k l a s z t o r w t e n c z w a r t e k . O l b r z y m i g r a n a t w p a d ł
na
naszą szkołę, przebił d a c h b l a s z a n y , p o t r z a s k a ł belki n a s t r y ­
chu,
złamał
krokwie,
osmolił
strzępy
potrzaskanego
drzewa
i r o z t a r g a ł s k r z y n i ę z o b r a z a m i n a s t r z ę p y . T u t a j o k a z a ł a się
widoczna opieka Błog. F u n d a t o r ó w n a s z y c h , ^ ^ rzecz p r a w i e
n i e p o j ę t a : W s k r z y n i tej znajdował się t a k ż e s t a r y obraz Błog.
F u n d a t o r ó w n a s z y c h i j a k k o l w i e k skrzynię i i n n e o b r a z y rozt a r g a ł o , t e n obraz j e d n a k został nietknięty", a n a w e t szkło n a
n i m nie pękło! Gi nasi święci Ojcowie ustrzegli n a s od ognia
w tem
miejscu! B e l k a b o w i e m rozszczepiona, j a k
wiecha ze
słomy — zatliła się i s a m a zgasła, a g r a n a t przebił sklepienie,
w p a d ł d o klasy,
spalił w oknie
wiszącą
firankę,
roztrzaskał
o k n o i wyleciał n a ogród, uszkodziwszy p o d r o d z e r y n n ę . Od­
ł a m e k t e g o g r a n a t u jest t a k ciężki, że go ledwie d w o m a r ę k a m i
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
UDU
podnieść m o ż n a . I m więcej strzelali, t e m więcej szyb p a d a ł o
i d a c h ó w e k leciało, p r z y b y w a ł o coraz więcej d z i u r n a klasz­
torze, a w k o ń c u c a ł y d a c h naszego b u d y n k u k o c h a n e g o p r z y ­
b r a ł w y g l ą d sita, świecąc t y l k o d r e w n i a n e m i ł a t a m i , przez k t ó r e
śnieg i deszcz zalewał sklepienia.
Co s i ę działo w e w s i .
Kule
kierowane
w
nasz
klasztor
zasypywały
również
całą wieś. P r z e r a ż e n i wieśniacy, k t ó r z y d l a p i l n o w a n i a
d o m o s t w , pozostali w c h a ł u p a c h , nie mogąc w nich
swych
wytrzy­
m a ć , w y k o p a l i sobie p r z e d d o m a m i o g r o m n e j a m y w ziemi,
n a k r y l i je z wierzchu d e s k a m i , przywalili gałęziami i ziemią,
a zostawiając
tylko
m a ł y o t w ó r d o wejścia,
sprowadzili
się
t a m , zabierając z sobą b y d ł o , pościel, święte o b r a z y i l a m p k i
d o świecenia. W t y c h „ d e k u n k a c h " przesiadywali c a ł y m i dniami,,
modląc się i śpiewając n a b o ż n e p i e ś n i ; t y l k o n a n o c , g d y ucichły
a r m a t y szli d o c h a ł u p dla u g o t o w a n i a sobie żywności. Bojaźliwsi
ludzie, osobliwie k o b i e t y z m a ł e m i dziećmi, s z u k a ł y p r z y t u ł k u
w klasztorze.
M u r y k l a s z t o r u b y ł y t a k ż e zasłoną chwilową dla wojska
nieprzyjacielskiego,
bo
kiedy
największe
strzały
padały
do­
koła, w s z y s t k o wojsko rosyjskie, j a k i e było w pobliżu, tuliło
się i przyczajało d o ścian klasztoru, p r a g n ą c ujść śmierci. N a w e t
wozy z a m u n i c y ą ustawili szeregiem p r z e d o k n a m i k l a s z t o r u ,
a k o n i e ich w y s t r a s z o n e , w wielkiej p a n i c e przeczuwając
nie-
b e z p i e c z e ń s t w o ^ p c h a ł y się ł b a m i d o m u r ó w .
W
mieszkaniu
u jednego wieśniaka p o d c z a s
kanonady
bawiło się czteroletnie dziecko w pokoju p r z y oknie ; w t e m w p a d ł a
k u l a i zabiła je, a z r o z t r z a s k a n e j główki dziecka mózg w y ­
leciał p o d s a m sufit i przylepił się n a n i m . U innego w i e ś n i a k a
cała r o d z i n a b y ł a z g r o m a d z o n a w izbie, m i ę d z y n i m i znajdował
się żołnierz rosyjski, w t e m w p a d ł a k u l a p o m i ę d z y z g r o m a d z o ­
nych, m i e s z k a ń c o m d o m u nic nie zrobiła, a Moskalowi u r w a ł a
nogi powyżej k o l a n .
25 V
OD 8. DO lfr, GRWDKIA 1914 R.
Zniszczenie dzwonnicy.
P r z e d t r z e m a l a t y , p r z y o d n a w i a n i u całego k l a s z t o r u , od­
restaurowano także gruntownie dzwonnicę. Była ona
zawsze
n a klucz z a m y k a n a , a klucz z n a j d o w a ł się w k l a s z t o r z e . Dzisiaj
oficer rosyjski d o m a g a ł się s t a n o w c z o k l u c z a od niej d l a o b ­
serwowania
pozycyi
wojska
austryackiego.
Wzbraniałam
się
d a ć m u klucza, ale g d y groził w y s a d z e n i e m d r z w i , z b ó l e m se^ca
zmuszoną z o s t a ł a m uczynić zadość jego ż ą d a n i u , d o d a j ą c
z a t o w a r z y s z a zaufanego w i e ś n i a k a z poleceniem, b y
j a k najprędzej
z d z w o n n i c y sprowadził.
Bawił t a m
mu
oficera
zaledwie
k i l k a m i n u t , - b o s a m ze s t r a c h u p r z e d s t r z a ł a m i uciekł. L e p s z e
j e d n a k od jego szkieł b y ł y l o r n e t k i a u s t r y a c k i e j a r t y l e r y i ; spo­
strzegła go b o w i e m i w k r ó t c e n a p o z d r o w i e n i e p r z y s ł a ł a
mu
o l b r z y m i g r a n a t . K u l a t a o g r o m n a wyjąc i h u c z ą c leciała p o n a d
o g r o d e m z a k o n n y m i r u n ę ł a w s a m ś r o d e k górnego p i ę t r a d z w o n ­
n i c y . Zrobiła p r z y t e m o g r o m n ą w y r w ę w ścianie, rozbiła filar,
p o s z a r p a ł a okno, z g r u c h o t a ł a s c h o d y i belki, uszkodziła d a c h ,
a całe w n ę t r z e z a s y p a ł a r u m o w i s k i e m . S k u t k i e m t y c h uszko­
dzeń, d z w o n y z a m i l k n ą ć m u s i a ł y n a długie czasy.
P i ą t e k 1 1 - g o grudnia 1 9 1 4 r. — 14-ty dzień pobytu Moskali,
a 4-ty dzień bombardowania klasztoru.
Najstraszniejszy dzień.
Dzień dzisiejszy r o b i w r a ż e n i e d n i a s ą d n e g o . J a k k l a s z t o r
stoi od 700 łat, p o d o b n e g o d n i a nie z a z n a ł jeszcze i może j u ż
n i g d y nie d o z n a ! J a k b y się całe piekło r o z p ę t a ł o , a b y
k l a s z t o r zniszczyć d o f u n d a m e n t u ,
nasz
w s z y s t k o z m i a ż d ż y ć , zgru-
c h o t a ć , przewrócić. Cały^ t e n dzień b y ł j u ż nie d o w y t r z y m a n i a ,
groza p r z e c h o d z i ł a wszelkie pojęcie. P r z e z całą noc A u s t r y a c y
b e z u s t a n n i e strzelali z a r m a t , Moskale zaś k u l i w ziemi w p o ­
bliżu k l a s z t o r u n o w e d l a siebie „ d e k u n k i " d o s a m e g o r a n a .
O 6-tej godz. z r a n a w y s z e d ł K s . S u p e r i o r Wojciech Płlę­
k a s z ze Mszą św. d o Wielkiego O ł t a r z a . Mszę t ę p r a w i e całą
p r z e p ł a k a ł , co b a r d z o ludzi o b e c n y c h rozrzewniło. K i e d y mi-
252
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
nistrant
zadzwonił n a
podniesienie, rozległ się s t r a s z n y
w p o w i e t r z u , cały W i e l k i O ł t a r z zachwiał się n a d
huk
odprawia­
j ą c y m Mszę św. K a p ł a n e m . L u d z i podrzuciło d o g ó r y w k o ­
ściele. B y ł t o g r a n a t z m o ź d z i e r z a wielkiego k a l i b r u .
Uderzył
o n w stolarnię n a n a s z y m p o d w ó r c u i zabił t a m d w ó c h k o z a ­
k ó w i sześć ich k o n i . O d t ą d g r a n a t p o g r a n a c i e p a d a ł y w s t r o n ę
klasztoru, hucząc p r z e o k r o p n i e .
W chwili, g d y O. S u p e r i o r p o d a w a ł mi K o m u n i ę Św., pio­
runujący
huk
nowego w y s t r z a ł u przeraził n a s t a k
że K s i ą d z m i m o w o l n i e cofnął
okropnie,
się z Najśw. Hostyą^ a j a nie
b y ł a m w s t a n i e w tej chwili przyjąć P a n a J e z u s a . P o p r z y ­
jęciu s c h r o n i ł a m się m i ę d z y g r u b e m u r y , b o się z d a w a ł o , ż e
cały k l a s z t o r n a n a s r u n i e . P o s a d z k a k a m i e n n a trzęsła się z klę­
czącymi, n a p a w a j ą c
s t r a c h e m obecnych. K a n o n a d a nie u s t a ­
wała a n i n a chwilę, więc nie widząc innego r a t u n k u , z e b r a ł a m
l u d p r z e d Wielki O ł t a r z n a modlitwę, błagając wspólnie z n i m
miłosierdzia B o ż e g o w t y c h
wami naszemi
okropnych
godzinach.
N a d gło*-
t r z a s k a ł y kule przeraźliwie, sklepienie
groziło
zawaleniem, więc nie mogąc t a m w y t r z y m a ć , przenieśliśmy się
n a m o d l i t w ę d o k a p l i c y . W p r z e w o d n i c z e n i u w modlitwie zmie­
n i a ł a m się z siostrą Służebniczką, k i e d y j a z a c h r y p ł a m — o n a
mnie wyręczała i o d w r o t n i e .
Granaty na k o ś c i ó ł .
Nie bez s k u t k u b y ł y nasze błagania. J a k d ł u g o b y ł y pod­
niesione ręce nasze, P a n Bóg cios p o w s t r z y m y w a ł .
Zaledwie
b o w i e m w p o ł u d n i e p r z e s t a l i ś m y się modlić, a b y się cokolwiek
posilić, o I2y
2
wystrzeliła a r m a t a
od s t r o n y północnej i ol­
b r z y m i a k u l a u d e r z y ł a w z e w n ę t r z n ą ,ścianę kościoła od c m e n ­
tarza'. H u k nie d o opisania rozległ się p o c a ł y m klasztorze, zda­
wało się, że cały kościół runął. N a t e n s t r a c h p r z e o k r o p n y p ę d z ę
d o kościoła i . . .
o grozo! co widzę! Cały kościół p e ł n y k u r z u ,
d y m u i swędu, że a n i d y c h a ć , ani spojrzeć n a k r o k p r z e d siebie
n i e p o d o b n a było. P r z y t e m wicher przeraźliwy i o k r o p n y p r z e ­
ciągał. Z d a w a ł o się, że głowę urwie. W s z y s t k i e o k n a z futry-
253
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
n a m i w y r w a n e leżą n a posadzce, kościół cały z a s y p a n y szkłem
i g r u z a m i , że przejść nie b y ł o można, k r a t a żelazna w oknie
p o t r z a s k a n a , a o d ł a m k i jej r z u c o n e aż d o piszczałki w orga­
n a c h . W tej samej chwili z n ó w przeleciał p a l ą c y się g r a n a t
nad klasztorem w stronę mieszkania rządcy.
Miłosierdzie Boże, że g r a n a t p a d a j ą c y n a kościół nie przebił
n a wskroś m u r u , b o b y ł b y p o g r u c h o t a ł wszystkie ołtarze i roz­
t r z a s k a ł n o w e o r g a n y . G r a n a t t e n odbiwszy się n a
zewnątrz
od ściany kościoła eksplodował, porobił większe i mniejsze wy­
łomy
w m u r z e kościoła,
a następnie wyrwał ogromną
jamę
w ziemi n a c m e n t a r z u . Opieka również Boża n a d n a m i , że w tej
właśnie chwili nie b y ł o nikogo z ludzi w kościele, b o ś m y z w y k l e ,
cały dzień w czasie b o m b a r d o w a n i a k l a s z t o r u w kościele
prze­
bywali.
N a t y c h m i a s t p o zaszłym w kościele w y p a d k u
przenieśli
Ojcowie S a n c t i s s i m u m z Wielkiego O ł t a r z a d o k a p l i c y M a t k i
Bożej Bolesnej, gdzie t e ż zakończyli wspólnie 9-ty dzień n o ­
w e n n y d o M a t k i Najświętszej o z a c h o w a n i e k l a s z t o r u .
Zniszczenie Rezydencyi Ojców Jezuitów.
Groza z k a ż d ą chwilą się p o t ę g o w a ł a , cios p o ciosie s p a d a ł
n a k l a s z t o r ; z n o w u koło godz. 1-szej p o p o ł u d n i u rozległ się
h u k s t r a s z n y , g r a n a t y j e d e n p o d r u g i m biły w r e z y d e n c y ę O j ­
ców
Jezuitów,
gdzie się osiedlili oficerowie
rosyjscy.
t a k a k u l a rozbiła sklepienie p o d g a n k i e m w c h o d o w y m ,
Jedna
druga
u d e r z y ł a w ścianę zewnętrzną, zrobiła o g r o m n ą w niej w y r w ę ,
zerwała b a l u s t r a d ę żelazną, a skręciwszy ją wyrzuciła n a pod­
wórze. Trzeci o l b r z y m i g r a n a t
p a d ł n a d r z w i frontowe,
po­
t r z a s k a ł je w s t r z ę p y , w y r w a ł k a w a ł ściany, poniszczy] drzwi,
wybił w s z y s t k i e s z y b y w o k n a e h , p o t r z a s k a ł r a m y i f u t r y n y ,
zniszczył zupełnie p o s a d z k ę , a eksplodując n a k o r y t a r z u , po­
d z i u r a w i ł całe sklepienie i ś c i a n y wokoło —• d r z w i z a ś wyr­
w a n e z z a w i a s p o ł a m a ł i rzucił n a środek pokoju. I n n y g r a n a t
p a d ł . z n o w u od s t r o n y ogrodu, p o g r u c h o t a ł . d u ż e weneckie okno,
p o t r z a s k a ł d ę b o w e s c h o d y w k a w a ł y , zerwał i skręcił żelazną
254
OD 8. DO 15 GRUDNIA 1914 R.
b a l u s t r a d ę j a k ś r u b ę i zwiesił ją i g ó r y n a d ó ł ; n a s t ę p n i e eksplo­
d o w a ł n a 1-szem p i ę t r z e , odkroiwszy zupełnie ściany od skle
pień sufitowych i robiąc d z i u r y i z n a k i k u l n a ścianach i n a
sklepieniach.
Można
w
sobie w y o b r a z i ć
rezydencyi
bombardowania
oficerami
co się działo z
rosyjskimi,
tego budynku.
Na
podczas
miejscu
mieszkającymi
tak
strasznego
wewnątrz
rezy­
dencyi p a d ł o ich od k u l d w u d z i e s t u . N i e k t ó r z y zostali poszar­
p a n i w k a w a ł k i t a k dalece, że d ł u g o już p o u s t ą p i e n i u Moskali
znaleziono t a m
między
gruzami
szczęki dolne, k a w a ł k i
rąk
i nóg zczerniałych o t a k i m odorze, że osoby, robiące porządek,
bliskie b y ł y zemdlenia. Znaleziono też t a m ż e całe k a ł u ż e k r w i ,
p l a m y p o p o d ł o g a c h , oraz k a w a ł e k oficerskiego m a n k i e t a , hafto­
wanego złotem.
Ciała
zabitych
oficerów
wynosili
cichaczem
Moskale o z m r o k u n a noszach p o za wieś, d o lasu. N a poszar­
p a n y c h t r u p a c h , niesionych n a m a r a c h , leżały p o u r y w a n e ręce
i nogi. Z a z a b i t y m i niosło czterech żołnierzy ciężko r a n n e g o
oficera. W t e m p a d a n a nich k u l a ; dobija chorego n a n o s z a t h ,
kładzie t r u p e m n a miejscu t r z e c h niosących żołnierzy, zaledwie
jeden z życiem uciekł. R e s z t a oficerów, k t ó r z y w tej strasznej
chwili w r e z y d e n c y i jeszcze p r z y życiu zostali, nie mogąc się
z niej w y d o s t a ć dla s t r z a s k a n y c h schodów, w p a d l i w rozpacz,
a chcąc się r a t o w a ć , w y s k a k i w a l i z p i ę t r a przez okna, lecz prze­
płacili t o t a k ż e życiem, b o j e d e n u p a d ł s z y , rozpękł się i w y ­
płynęły z b i e d a k a wnętrzności, inni zaś p o ł a m a l i ręce i nogi.
Tak
więc szał w o j n y p o t r a f i ł
zamienić t e n d o m
Boży
w miejsce grozy i zniszczenia.
Dalsze uszkodzenia klasztoru.
Zaledwie ochłonęliśmy nieco z przerażenia, aż t u
nowy
t r z a s k rozległ się w p o w i e t r z u i g ę s t y d y m pojawił się w p o ­
kojach
konwiktorskich.
Wśród
przeraźliwego
i ludzi t a m z g r o m a d z o n y c h , wołających
biegniemy n a r a t u n e k i widzimy,
krzyku
dzieci
„pali się, pali się!"
że k u l a a r m a t n i a
•wpadła
d o sypialni k o n w i k t o r s k i c h , wyżłabiając w m u r z e n a m e t r g r u -
255
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
b y m o t w ó r rówtiej objętości, od p o c z ą t k u d o k o ń c a . W p o k o j u
rozpękła się, d z i u r a w i ą c całą ścianę i sklepienie. Ze stojącego
t a m f o r t e p i a n u zrobiła i s t n e s t r a s z y d ł o , j e d n ą m i e s z a n i n ę kla­
wiszy, s t r u n i skórek. Nogi p o t r z a s k a ł a , p e d a ł y u r w a ł a , a cały
b l a t n a szczypy p o t a r g a w s z y , p o c a ł y m p o k o j u rozniosła ; prócz
t e g o wszystkie meble, o b r a z y i l u s t r a t a m schowane
uszkodziła. W p r z y l e g ł y m p o k o j u b y ł o p e ł n o dzieci
bardzo
wieśnia­
czych, a j e d n o z nich b a w i ł a m a t k a n a r ę k u o b o k s z k l a n n y c h
d r z w i s t r z a s k a n e g o pokoju. Leoące szkło z w y b i t y c h d r z w i p o ­
kaleczyło t ę dziecinę. K r e w oblała całą główkę dziecka, p r z y ­
wołano służebniczkę, a b y m u r a n y o p a t r z y ł a , a d w u l e t n i dzie­
ciak zapominając o swem cierpieniu wołał n a cały głos : „ P o ć k a j ,
poekaj M o s k a l u — i n o j a p o w i e m m o j e m u t a t u s i o w i , t o on cię
z a b i j e " . M o w a t a dzielnego dzieciaka w s z y s t k i c h w t y m s t r a ­
s z n y m s m u t k u rozśmieszyła.
L u d z i e widząc co się dzieje, poczęli t ł u m n i e z p o k o i ucie­
k a ć , m a t k i .wynosiły kołyski z n i e m o w l ę t a m i i u s t a w i ł y je w z a ­
cisznym kącie p r z y d r z w i a c h d ę b o w y c h obok r e f e k t a r z a ,
dząc, że t a m
będzie i m najbezpieczniej,
bo któżby
są­
istotnie
przypuścił, że i t a m za chwilę będzie b a r d z o groźnie!
Granat n a moją sypialnię.
Jeszcze się j e d n o nie s k o ń c z y ł o a już n o w e nieszczęście.
P r z e d chwilą " b y ł a m w mojej s y p i a l n i i zaledwie zeszłam
na
dół p o d kaplicę, aż t u c a ł y k l a s z t o r zatrząsł się n a n o w o — m y ­
ślałam, że od h u k u ogłuchnę. O l b r z y m i g r a n a t p a d ł n a
moją
sypialnię od s t r o n y z a c h o d n i e j , s t r z a s k a ł cały d a c h , z g r u c h ó t a ł
wiązania,
wywalił
ogromny
otwór
w
sklepieniu
sufitowem,
w p r o s t n a d łóżkiem, wleciał d o p o k o j u i t u eksplodował. D z i a ­
łanie t e g o g r a n a t u b y ł o w p r o s t przerażające : Cały p o k ó j zo­
stał wraz z m e b l a m i z a m i e n i o n y w j e d n ą k u p ę g r u z ó w , k a m i e n i
i zgliszcz. Chaos nie d o opisania!
O l b r z y m i a szafa, w m u r o w a n a w e framugę,
żytnej
bardzo
cennej
porcelany
i kryształowych
pełna
staro­
nsaczyń
—
została w y r w a n a , r z u c o n a n a d r u g ą ścianę p o k o j u , a c a ł a jej
256
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
zawartość w proch starta i po całym pokoju rozsypana. Fra­
m u g a tej szafy, wielkości drzwi, została z b u r z o n a , a cegły z niej
wyrzucone na korytarz. Podwójne
silne d r z w i r a z e m ze swą
oprawą
szczypy p o t a r g a n e ,
i ramy
okien zostały n a
meble
i w s z y s t k i e o b r a z y k o m p l e t n i e zniszczone. Całe łóżko i pokój
zostały
zasypane
dachówką,
cegłą,
rumowiskiem,
drzewem,
szkłem i o d ł a m k a m i g r a n a t ó w , sypialnia nie b y ł a p o d o b n a d o
m i e s z k a n i a ludzkiego, ale raczej d o stosu zgliszcza.
Granat na rozmownicę.
N o w y p i o r u n ! A n i się o p a m i ę t a ć nie b y ł o m o ż n a .
Zda­
wało się, że m ó z g z głowy wyskoczy od strasznego h u k u ! Jeszcze
m u r y k l a s z t o r u d r ż a ł y p o rozbiciu pokoju, a t u n o w y g r a n a t
u d e r z a w t ę s a m ą stronę! O l b r z y m i pocisk z moździerza p a d a n a d
dormitarzem przed
g ó r n e sklepienie n a
pokojem
przełożeńskim.
k o r y t a r z u n a dębową
Wpadłszy
posadzkę,
sklepienie pierwszego p i ę t r a , zrobił ogromną
przez
przebił
w y r w ę w skle­
pieniu i przez nią w p a d ł d o rozmownicy, druzgocąc
sklepienie
i ściany. D r z w i d o r o z m o w n i c y zostały od w n ę t r z a t a k g r u z a m i
z a t a r a s o w a n e , że ich nie m o ż n a b y ł o wcale otworzyć ; dopiero
p ó ź n i e j p r z y r e s t a u r o w a n i u k l a s z t o r u spuścił się r o b o t n i k p o
d r a b i n i e przez w y b i t y w sklepieniu g r a n a t e m o t w ó r z d o r m i ­
tarza
n a dół d o r o z m o w n i c y ,
a usunąwszy
łopatą
zwaliska,
umożliwił o t w a r c i e d r z w i .
U d e r z e n i e t e g o g r a n a t u b y ł o t a k silne, że się cała
furta
zatrzęsła, s z y b y z okien wyleciały, a stojąca w pobliżu s. Słu­
żebniczka
z o c h r o n k i i służąca k l a s z t o r n a bezwiednie z prze­
rażenia p a d ł y sobie w objęcia.
Ja
podczas
tego
modliłam
się w k a p l i c y ,
spoglądając
za k a ż d y m w y s t r z a ł e m przez o k n o n a klasztor, gdzie się z n o w u
co wali. Stoję i p a t r z ę przez okno, a t o ż s a m o właśnie o k n o od
gwałtownego wstrząśnienia
powietrza
wyrywa
się całe z ra­
m a m i i leci n a mnie, sypiąc n a wszystkie s t r o n y
kawałkami
-szkła i r u m o w i s k i e m . Szczęściem u s u n ę ł a m się n a bok, b o inaczej
byłabym na
miejscu
zabita. To samo okno byłoby
również
257
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
zabiło K s . H o l i k a , k t ó r y p r z e d chwilką t ę d y przechodził, skoń­
czywszy drogę krzyżową, i t y l k o M a t c e Najświętszej zawdzięcza
swoje ocalenie.
Olbrzymi g r a n a t na dormitarz.
Serce się k r w a w i i r ę k a d r ż y , mając opisywać t ę straszną
godzinę, jakiej k l a s z t o r n i g d y jeszcze p r z e d t e m nie miał i p e w n i e
mieć nie będzie.
P i ą t e k ! g o d z i n a 3-cia p o p o ł u d n i u ! J a k p i o r u n z j a s n e g o
n i e b a strzelił w k l a s z t o r g r a n a t
o l b r z y m i z moździerza
naj­
większego k a l i b r u z f o r t ó w K r a k o w a . P a d ł n a d o r m i t a r z obok
mojej sypialni, z d r u z g o t a ł cały d a c h . Z o k r o p n y m h u k i e m s p a d ł o
n a r a z sklepienie g ó r n e n a d o r m i t a r z u
n a długość 6-ciu m e t r ó w
robiąc w suficie o t w ó r
a szeroki od ściany d o ś c i a n y t a k
o d r a z u t a część d o r m i t a r z a
znalazła
się p o d gołem
że
niebem.
R e s z t a t e g o p i ę k n e g o gotyckiego sklepienia została g w a ł t o w n e m
ciśnieniem p o w i e t r z a od ścian o d k r o j o n a
w y s a d z o n a w górę
i n a p o w r ó t j a k c z a p k a m i ę d z y ś c i a n y w s a d z o n a . Cały t e n k a ­
wał sklepienia p o p ę k a ł w g z y g z a k i , j a k szereg b ł y s k a w i c zwisał
się w p o w i e t r z u k a w a ł a m i i p o s z a r p a n e m i b e l k a m i , grożąc k a ż d e j
chwili z a w a l e n i e m t a k , że go w n i e d ł u g i m czasie m u s i a n o d o
reszty zburzyć.
/
Ściany b o c z n e t e g o d o r m i t a r z a
p r z y sklepieniu
piły się i cofnęły o 6 c m . n a z e w n ą t r z
rozstą­
oraz w całej długości
w połowie p ę k ł y . Całe p ł a t y sklepienia, k a w a ł y k a m i e n i , cegieł,
d a c h ó w e k , belek, gruzów, r u m o w i s k a i k u l r o z m a i t e g o k a l i b r u
w y s o k ą k u p ą zawaliły d o r m i t a r z , nie dozwalając
M u r o w a n a ściana z k a m i e n n e m i f u t r y n a m i
przejścia.
cała
runęła.
S c h o d y p r o w a d z ą c e n a s t r y c h znikły bez śladu, j a k b y ich n i g d y
nie b y ł o ; k o m o d a stojąca n a d o r m i t a r z u została t a k z m i a ż d ż o n a ,
iż m y ś l a n o , że p o d ziemię w p a d ł a , a w k o m o d z i e t e j z a w a r t a
m o j a g a r d e r o b a , z o s t a ł a częścią n a s t r z ę p y p o c i ę t a i p o p a l o n a ,
a szczątki z niej rozniesione p o c a ł y m d o r m i t a r z u . W
jednej
chwili o d a r t a z o s t a ł a m ze wszystkiego, mając t y l k o t o , co na
sobie. D z i w n a rzecz, n a d r u g i m k o ń c u t e g o d o r m i t a r z a
ńa
ścianie k r u c y f i k s ;
p. P . T. cxxxi.
eksplodujący
granat, podziurawił
wisiał
całą
17
258
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
ścianę n a o k o ł o k r z y ż a , nie t k n ą w s z y
wcale krucyfiksu,
czas g d y w s z y s t k i e o b r a z y s t a r o ż y t n e b a r d z o cenne,
pod­
wiszące
n a ścianach t e g o d o r m i t a r z a s p a d ł y z h a k ó w n a ziemię, n i e k t ó r e
zostały z r a m wyrw ane, i n n e zaś bliżej pocisku w s t r z ę p y p o ­
r
darte.
W e wszystkich celach szalony p ę d p o w i e t r z a
powyrywał
drzwi, j e d n e p o ł a m a ł w k a w a ł k i , i n n e p o w r z u c a ł d o
wnętrza
cel, w y s a d z a j ą c p r z y t e m o k n a r a z e m z r a m a m i .
Ściany
wzdłuż
i wszerz
wszystkie o k n a zostały
popękały
w
wielu
miejscach,
w y b i t e , z czego p o w s t a ł t a k
szalony
przeciąg, że w y t r z y m a ć nie b y ł o m o ż n a , gdyż b y ł t o grudzień.
Śnieg s y p a ł ze w s z y s t k i c h s t r o n n a d o r m i t a r z t a k , że n a k o r y ­
t a r z a c h k l a s z t o r n y c h b y ł o biało j a k n a ulicy. Można sobie wy o-.brazić co za piekielny h u k i t r z a s k rozlegał się w k l a s z t o r z e ,
kiedy się t o w s z y s t k o waliło. Ciężkie d r z w i d ę b o w e d o połowy
oszklone, p r o w a d z ą c e d o k l a u z u r y z o k r o p n y m t r z a s k i e m w y ­
p a d ł y , zasypując
szkłem k o r y t a r z . N a k i l k a m i n u t
przedtem
s t a ł y t u jeszcze kołyski z n i e m o w l ę t a m i , J e d n a z m a t e k m o d l ą c a
się ciągle d o M a t k i Bożej miała silne n a t c h n i e n i e , a b y t e k o ­
łyski s t a m t ą d u s u n ą ć i zaledwie j e usunęła, aż t u lecą z t r z a s k i e m
drzwi n a t o s a m o miejsce, gdzie dziecięta leżały. W i d o c z n a opieka
M a t k i Bożej sprawiła, że dzieci ocalały, inaczej b y ł y b y w s z y s t k i e
zmiażdżone.
Co chwila n o w e k u l e k r z y ż o w a ł y się n a d k l a s z t o r e m , a pę­
kając w y p u s z c z a ł y z siebie c i e m n y słup d y m u , k t ó r y j a k szara
k o l u m n a unosił się n a d d a c h e m , co wyglądało j a k b y się k l a ­
sztor
palił.
Wystraszeni
ludzie
odchodzili
od
przytomności,
usuwali się od o k i e n i d r z w i , a chronili się w miejsca bezpiecz­
niejsze, m i ę d z y g r u b e m u r y .
Jedna
z
dziewcząt
klasztornych
nieostrożna,
pomimo
przestróg, j a k i e jej d a w a n o , o d w a ż y ł a się pójść d o swej izby
n a piętrze od f r o n t u k l a s z t o r u , t a m usiadła p r z y oknie i szyła.
N a r a z — j a k s a m a o p o w i a d a — nie wie co się z nią stało. Nie
wie również j a k d ł u g o t o t r w a ł o , dosyć, że g d y przyszła
do
p r z y t o m n o ś c i , z n a l a z ł a się w zupełnie i n n e m otoczeniu. Z a w a ­
lona b y ł a
w
swej c i ż b i e
strzaskanenr
łóżkiem,
rumowiskiem
259
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
i szkłem.
Wszystkie
sprzęty
w stancyi były
poprzewracane
i p o g r u c h o t a n e . Głowę miała o p a r t ą o okno, a o k n o b y ł o całe
w y r w a n e . P o d głową n a oknie b y ł a k a ł u ż a k r w i k t ó r a ją p r z e ­
raziła, a nie wiedziała, że t o k r e w z jej głowy.
W y g r a m o l i w s z y się z p o d t y c h rupieci z p ł a c z e m i k r z y ­
k i e m z r y w a się n a nogi, z wysiłkiem wlecze się n a dół cała k r w i ą
zalana i po drodze
urwany
spostrzega
okropne
spustoszenie:
ganek
a schody z a s y p a n e k u p ą gruzów. Głowa służącej b y ł a
b a r d z o p o r a n i o n a s z k ł e m , i k a w a ł e c z k i żelaza t k w i ł y w skórze
p o m i ę d z y w ł o s a m i i d o p i e r o p o t e m p o t r o s z e z t r u d e m je w y ­
ciągano
s k u t k i e m czego d ł u g o chorowała. I d ą c z g ó r y p o scho­
d a c h m i ę d z y zgliszczami s p u s t o s z e n i a
krzyczała:
Dla
Boga !
gdzie j a j e s t e m ! Co się ze m n ą dzieje? R a t u j c i e m n i e ! S p r o ­
wadźcie m n i e n a d ó ł ! " N a d s z e d ł właśnie Ojciec H o l i k
wracając
z p o d k a p l i c y , a b y iść d o swego mieszkania. W t e m lecą z o k r o p ­
n y m t r z a s k i e m o g r o m n e d r z w i k o r y t a r z o w e — p a d a j ą n a zie­
mię t u ż p r z e d n i m .
G d y b y "był o m i n u t ę prędzej
przyszedł,
b y ł y b y go t e d r z w i n a miejscu zabiły. T a k więc uszedł Ojciec
t e n , p o r a z w t ó r y n i e c h y b n e j śmierci.
Stanął
przerażony
tarasowane gruzami
i p a t r z y , a t u s c h o d y p r z e d n i m za­
a n a d n i m i stoi z a k r w a w i o n a , n a pół nie­
p r z y t o m n a M a r y s i a . P r z y w o ł a ł coprędzej ludzi, a b y ją n a d ó ł
sprowadzili, s a m się zaś wrócił.
W i d o k p o r a n i o n e j i k r w i ą zalanej służącej,
przez
l u d z i , spotęgował
jeszcze
ogólną
panikę
prowadzonej
w
klasztorze.
D o k r z y k u i l a m e n t u z g r o m a d z o n y c h ludzi dołączył się jeszcze
r y k b y d ł a , wycie p s ó w i w r z a s k gęsi. P t a k i j a k szalone p r z e l a ­
t y w a ł y z miejsca n a miejsce, ziemia d r ż a ł a , m u r y się chwiały,,
kule jak pioruny trzaskały, siarka i d y m
t a m o w a ł y o d d e łr
i g r y z ł y w oczy! I s t n y dzień s ą d u !
Najcięższa k a t a s t r o f a . — Zabicie dwóch k s i ę ż y T. J.
S t r a s z n e jest t o , w s z y s t k o co się d o t y c h c z a s powiedziało,,
ale t o — co m a n a s t ą p i ć , p r z e c h o d z i już wszelką grozę. P a n
B ó g zażądał
ofiary k r w i K a p ł a n ó w .
N a s wszystkie —
lubo
260
OD 8. DO 15. GRUDNIA 191* R.
przeważnie n a t e n czas rozprószone p o świecie, z a c h o w a ł p r z y
życiu, k l a s z t o r ocalił od zupełnego zniszczenia, ale okupił
to
ofiarą I c h życia.
Zasłużeni Ci obaj
świątobliwi
Ojcowie,
w pełni
zasług
i dojrzałości życia, z c a l e m poświęceniem p r a c o w a l i dla
na­
szego k l a s z t o r u i d l a t u t e j s z e g o ludu, k o c h a n i i powszechnie
wysoko cenieni.
Kiedy huragan wojny w bombardowaniu klasztoru do­
szedł już d o z e n i t u i w y t r z y m a ć już w t y c h n a s z y c h ś w i ę t y c h
m u r a c h nie b y ł o m o ż n a , a w s z y s t k i m n a m śmierć w oczy za­
glądała, w s z y s t k o co żyło w klasztorze modliło się gorąco, g r o ­
m a d z ą c się k u p k a m i p o bezpieczniejszych miejscach k l a s z t o r u
j a k w piwnicy, koło k u c h n i , p r z y furcie i t . d. J a zaś z k i l k o m a
osobami wcisnęłam się w kącik k a p l i c y , p r a g n ą c ginąć w k o ­
ściele, p r z e d S a n c t i s s i m u m u s t ó p M a r y i . , T a m j u ż nie t y l k o
modliliśmy się, ale co sil starczyło, krzyczeli d o M a t k i Boskiej
o r a t u n e k i o miłosierdzie.
S t r a s z n y h u k nie u s t a w a ł a n i n a chwilę, m a ł o n a s t a m
nie z m i a ż d ż y ł o •—• więc w z b u d z a ł a m n a głos z l u d ź m i żal za
g r z e c h y i s k ł a d a ł a m ofiarę życia, oczekując śmierci u s t ó p cu­
downego obrazu. Z płaczem przypominałam Matce Najświętszej,
j a k w przeszłości t y l o k r o t n i e cudownie obroniła nasz k l a s z t o r
przed hordami Tatarów,
Szwedów i K o z a k ó w , j a k go zasła­
niała od t y l u nieszczęść i grabieży •— a że dziś niemniej jest
p o t ę ż n a i miłosierna — więc również może n a s obronić. Cały
lud n i e t y l k o p ł a k a ł , ale n a głos ryczał, zanosząc się- od p ł a c z u .
N a s z e przeczucie śmierci było słuszne. Śmierć przyszła —
t y ł k o , że nie n a n a s , ale p o i n n e Ofiary, b o w tej samej chwili
r o z g r y w a ł a się n a górze, n a d o r m i t a r z u , s t r a s z n a t r a g e d y a !
Grozę
położenia
powiększała
podczas
naszej
modlitwy
myśl, gdzie w tej chwili są Ojcowie n a s i i co się z N i m i dzieje.
K s . H o l i k b y ł p e w n y , że wyszli p r z e d k l a s z t o r i stojąc m i ę d z y
f u r t a m i nie mogą się d o s t a ć n a p o w r ó t
przez t ł u m y rosyjskich
żołnierzy, k t ó r z y się t u chronili przed s t r z a ł a m i . N a p r o w a d z i ł go
n a t ę myśl organista, k t ó r y mówiąc o swoich rodzicach, wyraził
się : „Ojcowie moi stoją p r z e d k l a s z t o r e m m i ę d z y M o s k a l a m i " .
261
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
Ojciec H o l i k b y ł p e w n y , że t o m o w a o n a s z y c h
dwóch
K s i ę ż a c h , posłał więc c h ł o p a k a , a b y Ojców p r z e p r o w a d z i ł , lecz
t e n wrócił z wiadomością, że Ojców t a m nie m a . P o c a ł y m więc
k l a s z t o r z e szukał I c h ustawicznie, ale nigdzie nie znalazł.
Równocześnie gospodyni klasztoru, p a n n a Stanisława, prze­
rażona
dormitarz
bocznymi
s c h o d a m i zobaczyć, co się t a m stało. U wejścia n a
okropnym
hukiem,
pobiegła
na
dormitarz
cofnęła się j e d n a k mimowoli, g d y ż d y m , k u r z i w o ń siarki za­
t a m o w a ł y jej o d d e c h i zasłoniły oczy. P o d r o d z e s p o t k a ł a słu­
żącą
Zofię z wysiłkiem wlokącą
się d o r m i t a r z e m i
brodzącą
we własnej k r w i , k t ó r a ledwie ż y w a jęczała z p ł a c z e m i ręce
ł a m a ł a wołając : „Ojcowie! d r o d z y Ojcowie ^moi, gdzie Oni są!
O n i z pewnością z a b i c i ! " i z w o ł a n i e m t e m p o w l o k ł a się d o
p i w n i c y , nie chcąc j u ż s t a m t ą d wyjść więcej.
S t a n i s ł a w a zaś, nie chcąc jeszcze powiększać i bez tego
okropnego
między
ludem
popłochu,
ciszyła
Zosię
mówiąc:
„Cicho b ą d ź ! Ojcowie żyją, nie k r z y c z , Ojcowie nie są z a b i c i ! "
i p ę d e m pobiegła w s t r o n ę ich mieszkania. Z o b a c z y w s z y j e d n a k
z e r w a n e sklepienie, z d r ę t w i a ł a ,
nie mogąc a n i k r o k u
zrobić.
Myśl j e d n a k ż e i o b a w a o księży w k r ó t c e jej sił d o d a ł a . P ę d z i
więc przez g r u z y przez zwaliska i k a m i e n i e , i p o d r o d z e natrafia,
n a j a k ą ś szarą skręconą l u d z k ą p o s t a ć , n a posadzce leżącą. P e w n a ,
że t o Moskal, chwilę się z a s t a n a w i a , s k ą d o n się t u t a j
wziął;
a w y t ł ó m a c z y w s z y sobie, że p e w n i e go g r a n a t przerzucił wierz­
c h e m k l a s z t o r u , i myśląc t y l k o o Ojcach, biegnie dalej I c h szukać.
Przeszła
wzdłuż cały d o r m i t a r z ,
a widząc przez
powybijane
d r z w i , że I c h w celach n i e m a , w r a c a z p o w r o t e m i z a t r z y m u j e
się n a d m n i e m a n y m M o s k a l e m . P r z y p a t r u j e się m u bliżej
—
i o zgrozo! T o nie Moskal, ale t o K s . S u p e r y o r P ł u k a s z , k t ó r y
w tej właśnie chwili k o n w u l s y j n i e , o s t a t n i r a z p o r u s z y ł głowę!
O. H o l i k t y m c z a s e m nie mógł sobie miejsca znaleść, nie­
s p o k o j n y o los Ojców. Uprosił więc j e d n e g o mężczyznę, że m i m o
strasznej k a n o n a d y o d w a ż y ł się pójść z n i m z l a t a r k ą n a dor­
m i t a r z . Obeszli w s z y s t k o , lecz, że b y ł o już zupełnie c i e m n o ,
prócz k u p y g r u z ó w i stosów r u m o w i s k a nic nie znaleźli. Zeszli
więc n a dół b o c z n y m i s c h o d a m i , a n a p o t k a w s z y n a
dolnym
262
OL) 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
k o r y t a r z u g r o m a d ę m o d l ą c y c h się ludzi, z a t r z y m a l i się m i ę d z y
n i m i . Ojciec H o l i k nie mógł się uspokoić, p o s z u k a ł sobie n o ­
wego t o w a r z y s z a i z n i m p o w t ó r n i e poszedł n a górę, a b y s z u k a ć
Ojców. Wszedł d o swojej celi i z p r z e r a ż e n i e m spostrzegł k a ­
łużę k r w i n a ziemi kolo pieca. J u ż nie wątpił co za nieszczęście
się stało. W y c h o d z i n a d o r m i t a r z , d o k ł a d n i e j s z u k a i rzeczy­
wiście t u ż p r z y d r z w i a c h o j e d n ą celę dalej znajduje
na po­
sadzce nieżywego już 0 . S u p e r y o r a P ł u k a s z a . Z a p ł a k a ł ,
ukląkł
p r z y n i m , ujął go z a rękę, r ę k a b y ł a już z i m n a —• więc w a r u n ­
k o w o udzielił M u absolucyi. Zbolały p o d w r a ż e n i e m
ciosu, p a t r z y 0 . H o l i k — a o kilka k r o k ó w dalej n a
nagłego
korytarzu
leży K s . K u r c z w k a ł u ż y k r w i twarzą, zwróconą k u ziemi.
Ze s t r a s z n e g o żalu i wielkiej boleści b i e d n y O. H o l i k , stra­
ciwszy n a r a z d w ó c h t a k z a c n y c h b r a c i , nie mógł już n a w e t p ł a k a ć ,
t y l k o z d r ę t w i a ł y zeszedł n a dół, biegnąc czemprędzej d o k o ­
ścioła p o Oleje św. K o ł o k a p l i c y s p o t y k a mnie i m ó w i co się
s t a ł o — b i e g n ę co t c h u w s t r o n ę k u c h n i , a t u sześciu mężczyzn
niesie z g ó r y zwłoki O. S u p e r y o r a , o b s y p a n e k u r z e m i r u m o ­
wiskiem nie d o p o z n a n i a t a k , j a k b y b y t y o k r y t e j a k i m s z a r y m
w o r e m ! Można sobie wyobrazić, co mi się w t e d y działo ; j e d y n i e
myśl, że t o W o l a B o ż a , t r z y m a ł a mnie jeszcze n a n o g a c h .
Czcigodne zwłoki złożono t y m c z a s e m n a s k r z y n i . Ojciec
Superyor miał t w a r z krwią zalaną i z a s y p a n ą p r o c h e m , wszystkie
włosy n a głowie s t a ł y m u najeżone j a k d r u t y , p r a w d o p o d o b n i e
z wielkiego p r z e r a ż e n i a i zupełnie ułożyć się nie d a ł y . R ę c e miał
j a k b y grubą s k o r u p ą oblepione z k r w i i z r u m o w i s k a .
Suknia
i trzewiki b y ł y koloru szarego z p o w o d u z a s y p a n i a , w u s t a c h
i w nosie miał p e ł n o k r w i , t a k s a m o i w kieszonce od z e g a r k a .
Złożywszy ciało n a s k r z y n i poszli chłopi p o zwłoki Ojca K u r c z ą
i znieśli je w p o d o b n y m stanie, j a k b y ł Ojciec S u p e r y o r . Oprócz
zalanej krwią t w a r z y miał jeszcze n a p r a w e j s k r o n i z n a k i od
kuli. Zwłoki Ojca K u r c z ą złożyli n a przyległej s k r z y n i . Z a r a z
obmyliśmy
I m t w a r z e , a Ojciec H o l i k udzielił k a ż d e m u
Olejem n a m a s z c z e n i a ,
św.
znacząc K r z y ż św. n a czole poległych
Ojców. W s z y s c y ludzie się zbiegli, l a m e n t , k r z y k i płacz nie
d o opisania, był t o i s t n y dzień s ą d n y ! P r z y c a ł y m t y m zamęcie
263
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
waliły
bezustannie
armaty.
Mężczyźni
łamiąc
ręce
wołali:
„Cóż t e r a z p o n a s z e m życiu, k i e d y P a s t e r z y n a m b r a k ł o ! "
R a n n a p r z e d t r z e m a d n i a m i k o b i e t a n a wiadomość o za­
biciu Ojców, wzniosła w słup oczy, zawoławszy : „Cóż p o m n i e ,
j a k Ojców nie m a ! " i w tej chwili skonała. N a m y ś l a ł a m się
-
długo, gdzie u s t a w i ć k a t a f a l k z czcigodnemi z w ł o k a m i n a s z y c h
Ojców,
g d y ż k u l e t a k gęsto n a k l a s z t o r p a d a ł y , iż o b a w i a ł a m
się, b y szczątki jeszcze p o śmierci nie b y ł y p o s z a r p a n e .
bezpieczniejszą
wydała
mi się cela f u r t y a ń s k a ,
Naj­
t a m też zło­
ż y l i ś m y o b y d w ó c h Ojców. W y g l ą d a l i j a k b y spali uśmiechnięci,
spokojni. Zaiste! c h w a l e b n a t o śmierć! b o p a d l i n a p o s t e r u n k u
swej p r a c y .
Ostatnie chwile Ojców.
W s z y s c y trzej n a s i Ojcowie w t y m s t r a s z n y m d n i u w s t a w s z y
w p o ł u d n i e od stołu, przy. k t ó r y m p r a w i e nic nie jedli, poszli
n a n a w i e d z e n i e p o d kaplicę. S t a m t ą d zaś u d a l i się d o cel swoich
d l a o d p r a w i e n i a b r e w i a r z a . P o t e m O. S u p e r y o r Wojciech
Płu-
lcasz został u siebie w celi, a d w a j i n n i Ojcowie modlili się cho­
dząc po korytarzu.
Następnie K s . Holik poszedł na
wienie D r o g i k r z y ż o w e j ,
a
odpra­
O. K u r c z wrócił d o swego miesz­
kania.
G d y g r a n a t p a d ł n a r e z y d e n c y ę p r z e r a ż e n i obaj Ojcowie
"wyszli z cel swoich, a b y zobaczyć p r z e z o k n o co t o się stało.
Służąca, k t ó r ą s p o t k a l i , oznajmiła i m , że ich r e z y d e n c y a zwa­
l o n a i o t w o r z y ł a i m d r z w i d o przełożeńskiego pokoju, b y s t a m t ą d
przyglądnęli się zniszczeniu. Chwilkę t a m bawili, a wyszedłszy
z a t r z y m a l i się p r z e d
pokojem i K s . S u p e r y o r , p a t r z ą c o k n e m
n a Moskali, w y r z e k ł : „Mój B o ż e ! poco oni t a k t u siedzą, t y l e
nieszczęścia przez nich m a k l a s z t o r ! " B y ł y t o ostaftnie słowa,
k t ó r e d z i e w c z y n a słyszała. R o z m a w i a j ą c ze sobą szli k u swoim
celom, z a t r z y m u j ą c się co p a r ę k r o k ó w .
R ó w n o c z e ś n i e i n n a służąca szła w t ę s a m ą s t r o n ę , niosąc
l a m p ę Ojcu. P o s t a w i ł a ją n a p r o g u celi, a nie chcąc przeszka­
d z a ć i wejść w drogę i d ą c y m Ojcom — umyśliła zejść n a dół
przeciwną
stroną
dormitarza.
Zaledwie uszła k a w a ł e k , w t e m
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
264
0 zgrozo! p a d a
ów nieszczęśliwy g r a n a t ,
który tyle
s p u s t o s z e n i a i wycisnął łez t y l e i kładzie b i e d n y c h
n i k ó w n a miejscu,
a rozpęklszy się sieje wokoło
narobił
męczen­
zniszczenie
1 śmierć!
Z położenia ciał znalezionych i śladów k r w i wnosić można,,
że O. K u r c z p a d ł o d r a z u z a b i t y , zaś O. S u p e r y o r chodził jeszcze
pokrwawiony,
lejąc
obficie
krew
drogą, aż p a d ł bezsilny
na
bok, niedaleko swojej celi. Męczył się jeszcze z godzinę, b o kiedy
pierwszy raz g o znaleziono, w t e d y ruszył jeszcze głową i skoń­
czył życie. Czas u d e r z e n i a tego g r a n a t u p o t w o r n e g o
zegar
starożytny
na
dormitarzu,
który
wskutek
wskazał
ogromnego
wstrząśnienia k l a s z t o r e m , stanął o godzinie 3-ej w piątek p o ­
p o ł u d n i u . Zegar t e n regulował i n a k r ę c a ł t y m c z a s o w o w n i e o ­
becności z a k o n n i c O. K u r c z .
Ciężkie zranienie drugiej s ł u ż ą c e j .
Nie skończyło się n a ofierze życia d w ó c h n a s z y c h
po­
ległych O j c ó w ; t e n s a m g r a n a t rozpęklszy się, m i o t a ł k u l a m i
i k a w a ł a m i żelaza p o c a ł y m k o r y t a r z u .
Stojąca
tam
opodal
s t a r a służąca została t r a f i o n a k i l k o m a k u l a m i . J e d n a z t y c h
przeszyła n a w s k r o ś jej s t o p ę , w y l a t u j ą c podeszwą, d r u g a t r a ­
fiła w b i o d r o i u t k w i ł a głęboko w ciele. P o d w r a ż e n i e m s t r a s z n e g o
bolu i p ę d u p o w i e t r z a , u p a d l a
dziewczyna
nieprzytomna
na
ziemię. S p ó d n i c ę n a niej k u l e p o t a r g a ł y , zalała się krwią c a ł a ,
bo i w głowę została zranioną. R u m o w i s k o , p r o c h i d y m za­
s y p a ł ją całą, że się podnieść nie mogła. O p o w i a d a : ,,że leżąc
n a ziemi myślała, że j u ż z a b i t a " . P o długiej chwili p r z y s z e d ł s z y
nieco d o siebie, podnosi się z ciężką biedą, przeciera oczy i p a t r z y :
„Cóż za o k r o p n y widok! N i e b o n a d głową o t w a r t e , k o r y t a r z
cały z a w a l o n y z g r u c h o t a n e m sklepieniem i k a m i e n i a m i , a Ojców
p r z e d chwilą t u stojących — j u ż nie m a ! P o m i m o s t r a s z n e g o
cierpienia, z a p o m i n a poczciwa d z i e w c z y n a o sobie i w p a d a j e j
myśl, że Ojcowie n a p e w n o zostali zabici. Z t y m więc k r z y k i e m :
„Moi Ojcowie, m o i d r o d z y Ojcowie, w y p e w n i e z a b i c i ! " wlecze
się z wysiłkiem, opierając się o ścianę n a dół d o piwnicy i całą
drogę polewa krwią własną.
265
OP 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
Można sobie w y o b r a z i ć , j a k i e wrażenie zrobił jej wygląd
i słowa n a z e b r a n y c h t a m ludziach, k t ó r z y również ze s t r a c h u
d o piwnicy się u k r y l i .
P o zabiciu Ojców. — P o p ł o c h m i ę d z y l u d e m .
Gdy
gruchła
wieść p o k l a s z t o r z e
o nieszczęściu
jakie
się stało — s t r a s z n y p o p ł o c h i p r z e r a ż e n i e ogarnęły lud. N i k t
już nie chciał dłużej p o z o s t a ć w k l a s z t o r z e ; n a w e t większa część
służących
naszych
poczęła
się w y b i e r a ć d o ucieczki.
Ludzie
odchodzili od zmysłów, z p o s p i e c h e m zabierali swoje m a n a t k i
i z t o b o ł a m i n a plecach i n a t a k a c h , z k o ł y s k a m i , z dziećmi,
z b y d ł e m , z gęsiami i t r z o d ą tłoczyli się g r o m a d n i e d o wszyst­
k i c h d r z w i , b y j a k n a j p r ę d z e j uciec z k l a s z t o r u , gdzie i m śmierć
groziła. K u l e ciągle biły i j a k g r a d p a d a ł y w p o w i e t r z u ,
oni
j e d n a k nie zważając n a niebezpieczeństwo, spiesznie w ciem­
ności nocy, p o t y k a j ą c
się co k r o k o leżące p r z e d
klasztorem
n a p o d w ó r c u t r u p y rosyjskich żołnierzy. R u c h , w r z a w a i bie­
g a n i e nie d o opisania b y ł y w c a ł y m klasztorze.
U f u r t y k l a s z t o r n e j zjawił się rosyjski oficer z oznajmie­
n i e m , że o n t e j n o c y odchodzi d o K r ó l e s t w a za Wisłę, więc k t o
chce, m o ż e z n i m r a z e m p r z e d s t r z a ł a m i d o R o s y i uchodzić.
N a t o w e z w a n i e zgłosiła się zaraz d o niego n a s z a n a u c z y c i e l k a
świecka oraz k i l k a służących, i niosąc m a ł e t ł ó m o c z k i w r ę k u
uciekły z oficerem pieszo w nocy, w s t r o n ę B r z e s k a za Wisłę.
Nasza u c i e c z k a do Bochni.
P o tej
strasznej
katastrofie
O. H o l i k z wielkiego
żalu
za O j c a m i p r a w i e odchodził od siebie i s t a n o w c z o nalegał, b y ś m y
n a dalsze k r y t y c z n e chwile usunęli się ze S t a n i ą t e k i nie n a ­
rażali swego życia, m a j ą c n a m a c a l n y tego d o w ó d n a poległych
Ojcach.
S p r z e c i w i a ł a m się t e m u b a r d z o , p r a g n ą c n a miejscu p o ­
zostać i czekać, co B ó g ześle ; lecz O. H o l i k słysząc z ust rosyj­
skich oficerów, że n a s t ę p n e d n i b ę d ą d a l e k o jeszcze k r y t y c z n i e j sze, nie chciał słyszeć o z o s t a n i u w k l a s z t o r z e i prosił, b y zaraz
266
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
w n o c y jechać, d o p ó k i milczą a r m a t y . Zgodziłam się więc n a t o ,
a dla zabezpieczenia się w d r o d z e p r z e d napaścią i r a b u n k i e m
żołdactwa, k t ó r e g o pełno b y ł o w całej okolicy, p o s t a r a ł a m się
u k o m e n d a n t a , że n a m d a ł za p r z e w o d n i k a p o d r ó ż y rosyjskiego
żołnierza n a k o n i u , w r a z z l e g i t y m a c y ą . Z a r a z z wieczora żoł­
nierz t e n przyszedł d o klasztoru, a posiliwszy się d o s t a t n i o —•
ułożył się w k u c h n i n a ławie, oczekując cierpliwie naszego wez­
w a n i a . My t y m c z a s e m czekaliśmy północy, a b y spożyć S a n c t i s simum.
Gdy na
wieży
wybiła
dwunasta
godzina,
poszliśmy
wszyscy d o kościoła, a o d m ó w i w s z y Confiteor, począwszy
od
siebie r o z d a w a ł O. H o l i k w s z y s t k i m K o m u n i ę Św., d o p ó k i cały
kielich się nie wypróżnił.
Ogromnie była to rzewna
chwila,
w s z y s c y ś m y p ł a k a l i — a ł k a n i e głośne jeszcze się powiększyło,
kiedy 0 . Holik upadłszy na kolana przed cudownym obrazem,
zaczął się n a głos żegnać z M a t k ą Boską. P r z e m a w i a ł d o niej
t a k rzewnie i tkliwie i z t a k ą miłością, j a k dziecko d o własnej
u k o c h a n e j M a t k i . Polecał J e j świętej Opiece i siebie i s i o s t r y
i cały nasz k l a s z t o r , oraz pozostające t u t a j dziewczęta służebne.
D z i ę k o w a ł za w s z y s t k i e łaski, o t r z y m a n e w tej k a p l i c y przez
ciąg siedmiu wieków i polecał Opiece M a t k i Najśw. naszą p o ­
d r ó ż z gorącem b ł a g a n i e m , b y dozwoliła n a m coprędzej d o S t a n i ą t e k wrócić. B y ł a t o m o d l i t w a przebijająca
obłoki.
J a z niezmiernego żalu nie mogąc już a n i słowa w y m ó w i ć ,
przez cały czas l e ż a ł a m k r z y ż e m i łzami ż e g n a ł a m
kochaną
Matkę.
wieczną
Straszna
była
t o chwila, k i e d y ś m y
zagasili
l a m p ę i o s t a t n i ą p u s z k ę wynieśli z kościoła. Z d a w a ł o się, że
i P a n J e z u s opuszcza t e r a z swój d o m .
N a s t r a ż y j e d y n i e pozostała M a t k a N a j ś w i ę t s z a !
Służące
zanosiły się od płaczu, k l a s z t o r p u s t o s z a ł coraz b a r d z i e j , p r z y ­
gnębienie, s m u t e k i cienie śmierci r o z p o s t a r ł y swe p a n o w a n i e ,
a n i k t nie wiedział, n a j a k d ł u g o !
Wyjazd i pochód do Bochni.
Wreszcie nadeszło t o , czego się najwięcej
obawiałam,
to
jest, ż e b y nie opuszczać k l a s z t o r u .
P o ż e g n a l i ś m y zwłoki n a s z y c h d r c g i c h Ojców, ucałowawszy
267
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
ich ręce. —• O godzinie 2-giej p o p ó ł n o c y zajechał n a p o d w ó r z e c
wóz o d r e w n i a n e j s k r z y n i od wożenia ziemniaków, b o lepszega
nie było. Służba zaczęła wynosić kuferki z n a j p o t r z e b n i e j s z e m i
rzeczami, w i k t u a ł a m i , pościelą, robiąc z nich n a wozie siedzenia.
G d y w s z y s t k o b y ł o gotowe, żegnani przez zrozpaczone służące,
ż e j u ż o s t a t n i e z a k o n n e osoby opuszczają k l a s z t o r , w y s z l i ś m y
płacząc n a pole. W ó z b y ł t a k w y s o k i i n i e d o s t ę p n y , że nie spo­
sób b y ł o w y d r a p a ć się n a niego p o m i m o ław ek i wyniesionych
r
stołków. J e c h a ł o n a s pięć osób i szósty f u r m a n t. j . K s . H o l i k ,
d w i e siostry Służebniczki r j a z s. konwerską. N a k o n i u zaś
obok wozu defilował Moskal z n a j e ż o n y m b a g n e t e m . Siedzimy
t a k długo, lecz konie nie c h c % ^ m i e j s c a r u s z y ć p o m i m o n a ­
);
woływania, głaskania i b W i a f ^ C f z y f ^ ^ ^ n o
inne konie,
lecz
i t e płoszyły się n a miejscu, nie chcąc ani k r o k u n a p r z ó d po­
stąpić. P o długich ceregielach s z a r p n ę ł y wóz gwałtownie, a pę­
dząc o m a ł o n a s d o s t a w u nie wrzuciły. J e c h a l i ś m y p o p o d
furtę
koło k l a s z t o r u , w ś r ó d
ciągłych
strzałów
karabinowych.
Co mi się w t e d y w sercu działo! J a k a boleść r o z r y w a ł a duszę,
żegnając t e święte m u r y i nie mając pewności, czy i k i e d y b ę d ę
mogła d o nich wrócić ; czy d n i n a s t ę p n y c h t o s t r a s z n e b o m b a r ­
d o w a n i e nie z a m i e n i t e g o świętego naszego p r z y b y t k u w k u p ę
g r u z ó w i zgliszcz!
Dojechaliśmy
zaledwie
poza
stodoły
klasztorne,
aż
tu
z n o w u s t a n ę ł y konie, t e r a z nie n a ż a r t y . Ani głaskanie i z a c h ę t a
a n i g r o ź b y i b a t y nic nie p o m a g a ł y ; pląsały t o w p r a w o t o w lewo,
p a d a ł y n a k o l a n a , d ę b a s t a w a ł y , t o z n o w u k ł a d ł y się n a ziemię,
niechcąc
ruszyć dalej.
Cała godzina zeszła n a m
wśród
tych
p r z y j e m n o ś c i , zegar n a klasztornej wieży odbił już 4-tą godzinę.
N i e b y ł o więc a n i chwili d o s t r a c e n i a , b o z k a ż d y m m o m e n t e m
s y t u a c y a s t a w a ł a się coraz groźniejszą,
z brzaskiem dnia bo­
w i e m w z m a g a ł y się strzały, a k u l e p r z e d k t ó r e m i uciekaliśmy
z k l a s z t o r u •— mogły n a s zabić w drodze. Z a d e c y d o w a ł a m więc
s t a n o w c z o , że dłużej już czekać nie m o ż n a i m u s i m y a l b o wrócić
d o klasztoru, a l b o zejść z wozu i piechotą u d a ć się d o B o c h n i .
O powrocie moi uciekinierzy
7
ani słyszeć nie chcieli, z d e c y d o ­
w a l i się raczej n a pieszą p i e l g r z y m k ę .
268
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
Zeszliśmy więc z n o w u
z
kłopotem
z tego
dziwacznego
wozu. W s z y s t k i e nasze rzeczy zostawiliśmy n a wozie p o d opieką
zaufanego
włościanina
z poleceniem,
by
wszystko
napowrót
d o k l a s z t o r u odstawił, a g d y b y b y ł o m o ż e b n e m , a b y
później
n a m t e rzeczy d o B o c h n i p r z y s ł a n o .
B ó g widocznie chciał, a b y ś m y zakosztowali g o r y c z y wy­
g n a n i a i pieszo bez ż a d n y c h z a p a s ó w drogę t ę odbyli, b o O n
s a m chciał mieć opiekę n a d n a m i .
*
*
*
W I m i ę Boże r u s z y l i ś m y więc pieszo k u B o c h n i . Żołnierz
n a k o n i u jechał n a przodzie, otwierając nasz s m u t n y p o c h ó d .
Za n i m szliśmy wszyscy gęsiego, a s. Służebniczki
dźwigały
swoje tłómoczki, nie chcąc ich zostawić n a los szczęścia. D r o g a
b y ł a b a r d z o p r z y k r a , w ciemności p o grudzie i p i a s k a c h wśród
gęstej m g ł y przez lasy. Co chwila s p o t y k a l i ś m y g r o m a d y r o ­
syjskich żołnierzy z ł o p a t a m i i k o p a c z k a m i n a r a m i o n a c h , w r a ­
cających od r o b i e n i a d e k u n k ó w . P r z y g l ą d a l i n a m się ciekawie.
Co t r o c h ę w y p a d a ł y z zarośli czujne moskiewskie p a t r o l e , wo­
łając : „ k t o i d e " A o t r z y m a w s z y od naszego ż o ł d a k a
?
wiedź : „ t w ó j " ,
albo:
„manaszki
z
monastyru",
odpo­
odchodzili
spokojnie w głąb lasu. I s t o t n i e , o p a t r z n o ś c i o w y m był t e n żoł­
nierz dla n a s , b o g d y b y nie jego opieka n a d n a m i , b y l i b y ś m y
ciągle n a p a s t o w a n i przez Moskali w drodze, a n a w e t doszczętnie
o b r a b o w a n i . Poczciwe t o żołnierzysko widząc, że się u g i n a m y
już od zmęczenia, chciał n a m t r o c h ę ulżyć. Zsiadł więc z k o n i a
i odezwał się d o n a s : „ D a w a j t e wasze m a n a t k i j a je t u p r y wiaziu u s i o d ł a " , p o c z e m przywiązał p o obu s t r o n a c h siodła
t ł ó m o c z k i ss. Służebniczek, moje futro przewiesił przez k o n i a
i t a k objuczone k o n i s k o lazło n o g a za nogą, spuściwszy ł e b
j a k oślę p r z e d n a m i . O b o k k o n i a szedł żołnierz, oglądając
się
ciągle n a n a s , czy m u n a d ą ż y m y , a k i e d y n a s t r o c h ę w y p r z e ­
dził, t o z n o w u się z a t r z y m y w a ł i czekał cierpliwie, aż d o j d z i e m y
d o niego. P o d r o d z e z p r z e r a ż e n i e m n a p o t k a l i ś m y r a z p o raz
w k o p a n e w ziemię rosyjskie a r m a t y , zwrócone p a s z c z a m i
zachód w s t r o n ę naszego k l a s z t o r u .
na
269
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
N i k t z n a s nie znał drogi, o b a w i a l i ś m y się, a b y nie zbłą­
dzić, więc dla pewności weszliśmy n a t o r kolejowy,
obecnie
wolny od r u c h u pociągów i t a k p o s z y n a c h , k r o c z y l i ś m y k u
Bochni, bez
żadnego
spoczynku,
postępując
zwolna
w
mil­
czeniu i s m u t n e m r o z w a ż a n i u , co n a m dalsza przyszłość p r z y ­
niesie.
Cały
czas
podczas
tej
pielgrzymki
przygrywały
nam
w o k r o p n y sposób a r m a t y , a k a ż d y ich w y s t r z a ł r a n i ł boleśnie
serce i s z a r p a ł duszą, b o b y ł w y m i e r z o n y n a z b o m b a r d o w a n i e
naszego
ukochanego
klasztoru,
z którego
—
sądziliśmy,
że
teraz tylko k u p a gruzów pozostanie.
T a k więc w ś r ó d c z a r n y c h myśli, z n ę k a n i a i łez szliśmy
bez w y t c h n i e n i a j e d n y m ciągiem całe ośm godzin. U
wejścia
n a m o s t ż e l a z n y n a R a b i e s t a ł n a warcie k o z a k i nie pozwolił
n a m przejść, wyciągając
k u n a m pikę. Nie było rady,
więc
zeszliśmy z t o r u kolejowego i n a k ł a d a j ą c sobie drogi przeszliśmy
Rabę
po prowizorycznym
moście d r e w n i a n y m ,
zbudowanym
przez Moskali. Zaledwie przeszliśmy m o s t , aż t u j a d ą d w a a u t o ­
mobile k u S t a n i ą t k o m . P i e r w s z y wiózł oficerów i g e n e r a ł a ro­
syjskiego i p r z e j e c h a ł szczęśliwie; d r u g i ciężki z a m u n i c y ą wje­
c h a w s z y n a m o s t z a ł a m a ł się n a d n i m i nie mógł dalej się r u s z y ć .
J a k i e szczęście, ż e ś m y p r z e d t e m przeszli przez t e n m o s t ,
b o inaczej b y l i b y ś m y odcięci, w ś r ó d pola, bez żywności i d a c h u
n a d głową.
Cała n a s z a g r o m a d k a b y ł a j u ż t a k z sił w y c z e r p a n a drogą,
w r a ż e n i a m i i g ł o d e m , b o ś m y od wczorajszego o b i a d u nic w u s t a c h
nie mieli — że nie b y l i ś m y j u ż w s t a n i e iść d a l e j . N a t r z y
kilometry
przed
Bochnią
stał domek
porządny
i
schludny.
D o w l e k l i ś m y się d o niego, a z a s t a w s z y w niej całą rodzinę, p r o ­
siliśmy o pozwolenie n a chwilę s p o c z y n k u i o g a r n u s z e k go­
rącej h e r b a t y . P o c z c i w i ci ludzie ulitowali się n a d n a m i , a d o ­
wiedziawszy się o n a s z e m s m u t n e m położeniu d o łez byli wzru­
szeni. N a w i a d o m o ś ć , że idziemy d o B o c h n i , p o w i a d a j ą
nam:
„Źłeście się p a ń s t w o w y b r a l i , w n a s z e m mieście w s z y s t k o zra­
b o w a n e " . Ci „ M o s k a l e " , rzekła gospodyni, wskazując
szego żołnierza, k t ó r y siedział ze zwieszoną głową
na
na­
„pokradli
270
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
t a m w s z y s t k o ; chociazbyście przepłacili, w całem mieście nic
nie dostaniecie, a n i k a w a ł e c z k a chleba, ani k r o p l i m l e k a , a n i
k ę s k a mięsa. Ot, wybraliście się c h y b a na t o , a b y w B o c h n i
z głodu u m r z e ć " !
N a t ę m o w ę p r z y g n ę b i e n i e jeszcze większe mię ogarnęło,
zafrasowałam
się n i e m a ł o co uczynić dalej. T y m c z a s e m pocz­
ciwa k o b i e c i n a p o d a ł a n a m gorącą
herbatę i po
kawałeczku
r a z o w e g o chleba. Poczciwi ludzi nie ehcieb*od n a s przyjąć ż a d n e g o
w y n a g r o d z e n i a za gościnę, więc p o d z i ę k o w a w s z y i m r u s z y l i ś m y
w drogę
k u Bochni,
n a r a d z a j ą c się, gdzie z a m i e s z k a ć i zgo­
dziliśmy się n a t o , że najlepiej umieścić się w O c h r o n c e z a k o n ­
nej l u b n a p l e b a n i i . P r z e d s a m e m m i a s t e m w y p a d a j ą z j a k i e ­
goś d o m u dwie m ł o d e p a n i e n k i i pędzą z d y s z a n e za n a m i ; po­
znajemy
w nich nasze d a w n e k o n w i k t o r k i , k t ó r e j a k o
kinierki, chwilowo t u t a j
zamieszkały.
ucie­
Łzom i lamentom
b y ł o k o ń c a , zbiegli się ludzie i w s z y s t k o w płacz n a d
nie
nami.
I d z i e m y dalej — 12-ta godzina odbiła n a s n a r y n k u , więc od­
mówiwszy „ A n i o ł P a ń s k i " , weszliśmy n a p l e b a n i ę .
Sobota 1 2 - g o grudnia. — 1 5 - t y dzień pobytu Moskali,
a 5-ty dzień bombardowania klasztoru.
Straszne
pustki
zapanowały
w
klasztorze
po
naszem
odejściu. Kościół opustoszał, b o nie b y ł o w n i m a n i P a n a J e ­
zusa ani k a p ł a n a . W k l a s z t o r z e — żadnej z a k o n n i c y . P o g w a r n e m d o n i e d a w n a życiu, o ż y w i o n e m p o b y t e m 50-ciu z a k o n n i c ,
siedemdziesięciu k o n w i k t o r e k , a później w czasie wojny kilku­
miesięcznym s z p i t a l u z przeszło 100 r a n n y m i żołnierzami a u s t r y ackimi •— n a r a z
zapanowały
w całym
gmachu
klasztornym
pustki . . .
N a j s m u t n i e j j e d n a k b y ł o bez P a n a J e z u s a i bez tej miłej
sercu wiecznej l a m p k i ! N a t o m i a s t w p u s t y m p r a w i e i ze wszyst­
kich
stron
postrzelanym
gmachu
śmierć
rozpostarła
swoje
panowanie.
T r z y ciała z a b i t y c h t . j . d w ó c h Ojców i k o b i e t y
wiej­
skiej s p o c z y w a ł y snem w i e c z n y m n i e p o c h o w a n e jeszcze w m u -
271
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
raeh
klasztoru.
Grobowej
ciszy t o w a r z y s z y ł j e n o
nieustanny
h u k a r m a t , złowrogo wstrząsając c a ł y m k l a s z t o r e m .
Ośm
tylko
wiernych
starszych
wiekiem
dziewcząt
słu­
ż e b n y c h z gospodynią n a czele p o z o s t a ł o w klasztorze. Chodziły
one j a k b ł ę d n e owce p o strasznej nocy, w k t ó r ą ani oka nie z m r u ­
ż y ł y . Nic nie g o t o w a ł y , nic nie j a d ł y , t y l k o u s t a w i c z n i e pła­
kały.
J e s z c z e większe p r z e r a ż e n i e z a p a n o w a ł o m i ę d z y
niemi,
k i e d y n a d r a n e m fornal, k t ó r y miał d o B o c h n i jechać z n a m i —
przyprowadził
konie do podwórca,
oznajmiając,
co się
i że wóz z w s z y s t k i ę m i r z e c z a m i stoi niedaleko w polu.
stało
Słu­
żące c z e m p r ę d z e j p o d ą ż y ł y w t ę s t r o n ę i poznosiły wszystkie
r z e c z y d o k l a s z t o r u . G o s p o d y n i zaś k a z a ł a czemprędzej
konie
p r z e p r z ą d z d o lekkiego w ó z k a i posłała je w p o g o ń za n a m i .
W o ź n i c a p o j e c h a ł gościńcem, ale n a s nie spotkał, b o ś m y szli
sztreką. Służące t y m c z a s e m czekały niecierpliwie p o w r o t u żoł­
d a k a , k t ó r y n a s prowadził, p r a g n ą c się dowiedzieć, j a k się n a m
d r o g a u d a ł a . Zjawił się dopiero o godz. 6-tej wieczorem i p r z y ­
niósł w i a d o m o ś ć , że z a k o n n i c e szły z księdzem pieszo aż d o
s a m e j B o c h n i i że k o n i k l a s z t o r n y c h nigdzie nie s p o t k a l i . N o w a
w ięc o b a w a p o w s t a ł a o k o n i e , o f u r m a n a i o wózek, czy t e ż
r
nie w p a d ł w ręce nieprzyjaciela.
N a r e s z c i e o godzinie 3-ciej n a d r a n e m przyjechał
furman
z o z n a j m i e n i e m , że n a s znalazł dopiero w B o c h n i n a plebanii,
lecz t a m b r a k w s z y s t k i e g o z p o w o d u r a b u n k u Moskali i że n a ­
l e ż y coprędzej posłać t a m j a k i e p r o w i a n t y . I s t o t n i e p o wiel­
k i c h s t a r a n i a c h , t r u d n o ś c i a c h i o b a w a c h u d a ł o się g o s p o d y n i
p o d opieką t e g o s a m e g o żołnierza przesłać n a m n a j p o t r z e b n i e j ­
sze rzeczy oraz t r o c h ę w i k t u a ł ó w , k t ó r e się n a m t a m
bardzo
przydały.
S t r z a ł y a r m a t n i e nie milkły w sobotę a n i n a chwilę lecz
n a szczęście większa ich część p a d a ł a za klasztor. Nie obeszło
się j e d n a k bez n o w y c h szkód u n a s , k i l k a g r a n a t ó w p a d ł o n a
o g r ó d z a k o n n y , w y r y w a j ą c o g r o m n e j a m y w ziemi, i n n e u d e ­
rzyły
w budynek
magazynowy,
potrzaskały
dach
i
zrobiły
d w i e w y r w y w ścianie. D o jednej celi z a k o n n e j w p a d ł szrapnel
o k n e m , p o g r u c h o t a ł s z y b y , w y r w a ł k a w a ł m u r u , odbił się o d
272
O D
8. D O
15. G R U D N I A
1914
R.
ściany za łóżkiem i t u eksplodował, rozsypał m a ł e k u l k i
całej celi, wbił się w d r e w n i a n e drzwiczki ściennej szafy,
trafiwszy n a b a w e ł n ę
w szafie
a
po
na­
cały się nią napełnił i o m o t a ł ,
pozostając t a k w d r z w i c z k a c h . Szczególny t e n okaz z a i n t e r e ­
sował b a r d z o zwiedzających
później k l a s z t o r oficerów
austry-
ackich, więc go z a b r a l i ze sobą d o K r a k o w a .
Niedziela 1 3 - g o grudnia, 6-ty dzień bombardowania k l a s z t o r u .
Nie b y ł o p r a w i e k ą t a
w klasztorze, gdzieby wojna
nie
w y r y ł a swoich g r o ź n y c h śladów.
Niedziela, ś w i ę t y Dzień P a ń s k i , cały przeszedł, w śród p i e ­
r
kielnych h u k ó w ! Nie dosyć, że a n i Mszy Św., a n i d z w o n ó w ,
ani organów, a n i K a p ł a n a , jeszcze nowe wciąż g r u z y i ciągłe
zniszczenie, oraz l a m e n t ludzi, szalejących p r a w i e z r o z p a c z y .
K a n o n a d a z wielkich dział rozpoczęła się ze ś w i t e m . W i e l k i
g r a n a t p a d ł n a N o w i c y a t t. j . n a sypialnię sióstr k o n w e r s e k
nowicyuszek
i przyległą
izbę, r o z t r z a s k a ł
dach. na
przestrzeni i zrobił olbrzymią w y r w ę w sklepieniu,
znacznej
przyczem
s z y b y z okien i d r z w i w y p a d ł y . I n n a k u l a , p a d ł s z y d o celi przez
o k n o w k i e r u n k u u k o ś n y m , rozbiła całą ścianę,
pogruchotała
wszystkie m e b l e , p o s z a r p a ł a w s z y s t k o w k a w a ł k i , lecz rzecz
dziwna, że d u ż y o b r a z Serca P . J e z u s a , wiszący n a tejże ścianie
n a d samą w y r w ą został n i e t k n i ę t y .
I n n a k u l a p a d ł a od s t r o n y ogrodu n a chórową
ścianę;
pocisk t e n lecąc, zawadził o d r z e w o grabowego szpaleru w o g r o ­
dzie z a k o n n y m , p o ł a m a ł wszystkie gałęzie, zrobił wielką
jamę
w s a m y m szpalerze, a n a s t ę p n i e u d e r z y ł w t y l n ą ścianę c h ó r u
zakonnego. D o c u d u m o ż n a zaliczyć, że o l b r z y m t e n nie przebił
m u r u n a wylot, a l e go t y l k o głęboko wyżłobił. W p r z e c i w n y m
b o w i e m razie b y ł b y przeleciał przez cały chór, p o d r o d z e p o ­
trzaskał ołtarze i ławki i trafiłby w sam Wielki Ołtarz, tylko
z a p o r a d r z e w cokolwiekby go osłabiła.
Po ludzku
sądząc
był t o prosty przypadek —
jednak
p a t r z ą c o k i e m wiary, widzi się j a s n o , że w y r a ź n i e chciał P . Bóg
chór nasz z a c h o w a ć , widocznie dla t y c h modłów, k t ó r e n a t e m
273
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
miejscu od 700 l a t dzień i noc rozbrzmiewają.
dla n a s , by t e n główny cel z a k o n u naszego
k t ó r e m u k l a s z t o r t e n zawdzięcza
Stąd
zachęta
t. j . c h w a ł a Boża,
t y l o k r o t n i e swoje
ocalenie,
b y ł zawsze j a k najgorliwiej i najgodniej s p e ł n i a n y i b y n i g d y
nie osłabł!
Nie p o d o b n a p o d a ć szczegółowo w s z y s t k i c h szkód i znisz­
czeń,
jakie
ta
wojna n a n a s sprowadziła. P r a w i e
wszystkie
b u d y n k i i z a b u d o w a n i a g o s p o d a r c z e więcej l u b mniej
uszkodzone.
Na
wszystkich
folwarkach
ploty
i
zostały
ogrodzenia
z o s t a ł y r o z e b r a n e i p r z e z wojsko spalone, lasy z o s t a ł y p r z e ­
t r z e b i o n e , a d r z e w a w nich k u l a m i strasznie p o s z a r p a n e , z czego
s z k o d y n a tysiące. S z y b w k l a s z t o r z e i w obrębie całego p o d w ó r c a
w y b i t o aż 1537! Ogrody, s t a r a n n i e u t r z y m a n e , z o s t a ł y zupełnie
zniszczone i k o ń m i , f o r s z p a n a m i i wojskiem p o t r a t o w a n e . R y n n y
p o ł a m a n e i od k u l p o d z i u r a w i o n e , z a m i a s t o c h r a n i a ć , zalewają
m u r y w o d ą ; d a c h y "wszędzie przeciekają,
a śnieg i w o d a za­
lewa k o r y t a r z e .
O p o w i a d a n i e p o z o s t a ł y c h służących w k l a s z t o r z e boleśnie
przeszywa
serce. O k r o p n ą
b y ł a d l a nich t a
niedziela.
Przy­
z w y c z a j o n e od szeregu l a t d o n a b o ż e ń s t w , K o m u n i i Św., k a z a ń
i ś p i e w ó w z a k o n n y c h , w najczarniejszej chwili życia były n a r a z
p o z b a w i o n e wszystkiego.
Śmierć wisiała n a d g ł o w a m i wszystkich, m i a ł y jej obraz
w z a b i t y c h Ojcach, a t u z n i k ą d pociechy d u c h o w n e j .
Same
powiadają,
wojna
że a n i b o m b a r d o w a n i e k l a s z t o r u , a n i cała
nie b y ł y dla n i c h t a k o k r o p n e , j a k t a s t r a s z n a , p r z y g n ę b i a j ą c a
pustka.
Zebrały
się więc
wszystkie
w jedną
gromadę,
usiadły
n a p r o g u swej i z b y i t a m p ł a k a ł y , modląc się, j a k k t ó r a mogła,
o głodzie i o chłodzie. A s t r z a ł y huczały, j a k j y k piekła, k u l e
świszczały i p s y w y ł y . O t o m u z y k a tej strasznej niedzieli!
L u d z i e n a wsi siedząc w n o r a c h i j a m a c h w ziemi, b a l i
się w y s t a w i ć głowy. W k r y j ó w k a c h t y c h pozaświecali l a m p k i
p r z e d o b r a z a m i ś w i ę t y m i i śpiewali litanie, o d m a w i a l i r ó ż a ń c e ,
zastępując
sobie w t e n sposób b r a k n a b o ż e ń s t w a w kościele.
r. P. T. cxxxi.
18
274
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
P o g r z e b Ojców.
Nie dosyć
strasznego
ciosu, że nasi p r z e z a c n i
Ojcowie
zginęli t a k t r a g i c z n ą śmiercią, ale widocznie musieli b y ć b a r d z o
mili B o g u , kiedy dopuścił, a b y p o g r z e b a n i u I c h ciał t o w a r z y ­
szyły okoliczności, p o d o b n e
jego własnego
Syna
pogrzebowi.
C h r y s t u s P a n w s z y s t k i m d o b r z e czynił i j a k o Bóg cały
świat o b s y p a ł d a r a m i , a S a m nie miał gdzie głowy skłonić i p o
śmierci nie miał n a w e t własnego g r o b u .
Coś p o d o b n e g o stało się z n a s z y m i Ojcami. Ci
wszystkich o d p r a w i a l i n a b o ż e ń s t w a ; ci
co dla
którzy naszym
zmar­
ł y m siostrom spieszyli z o s t a t n i ą posługą — sami mieli p o ­
g r z e b w t a k i e m u b ó s t w i e , że t o p r a w i e p o g r z e b e m n a z w a ć nie
można. Nie mieli a n i szat kościelnych n a sobie
ani biretu na
głowie, a n i k r z y ż y k a n i k o r o n k i w ręce, a n i jednej
świeczki
p r z y ciele. Nie dosyć n a t e m — nie było ani jednej deski w ca­
ł y m k l a s z t o r z e d l a zrobienia i m t r u m i e n . Nie miał t r u m n y k t o
zrobić, b o ludzi nie b y ł o , nie miał k t o zwłok p o k r o p i ć , a n i
quiem
Re­
zaśpiewać, nie b y ł o d z w o n ó w , nie b y ł o k a p ł a n a . Złość
wojny t a k się n a nich uwzięła, że przez cały dzień nie b y ł o chwilki
wolnej od strzałów, a b y ich ciała m o ż n a b y ł o przenieść d o g r o ­
bowca.
Wyjeżdżając,
w naszym
rozporządziłam,
murowanym
nych powodów,
grobowcu,
aby
Ojców
lecz dla zwyż
z d a w a ł o się t o n i e m o ż e b n e m ,
pochowano
wymienio­
Zdesperowane
dziewczęta chciały już Ojców p o g r z e b a ć w n o c y bez t r u m i e n
n a k l o m b i e k w i a t o w y m p o d M a t k ą Boską w ogrodzie z a k o n n y m .
T y m c z a s e m dowiedziała się p r z y p a d k o w o gospodyni, że
u jednej biednej k o b i e c i n y n a wsi znajduje się pięć desek /
5
4
cała
g r u b y c h , k t ó r e jej dali rosyjscy żołnierze w z a m i a n za z a b r a n e
od niej d r z e w o o p a ł o w e .
Niemało było kłopotu
z przeniesieniem t y c h desek
od
k o b i e t y d o k l a s z t o r u , b o dla strzałów n i k t nie chciał wyjść z d o m u .
Wreszcie ofiarowało się czterech m ę ż c z y z n i z n a r a ż e n i e m wła­
snego życia, w ś r ó d g r a d u k u l przenieśli t e deski. Ale cóż, n o w y
kłopot o stolarza! K l a s z t o r n y stolarz p r z e d 3-ma
tygodniami
u m a r ł h a serce, ze s t r a c h u p r z e d wojną, a p o m o c n i k jego uciekł
p r z e d Moskalami. D o p i e r o p e w i e n s t a r u s z e k cieśla, z d e c y d o w a ł
275
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
się na usilne p r o ś b y zrobić t i u m n y zupełnie p r o s t e , zaledwie
t r o c h ę h e b l e m ogładzone i t o jeszcze musiał często r o b o t ę p r z e ­
r y w a ć z p o w o d u ciągłych strzałów.
O d c i ą g a n o z p o g r z e b e m , czekając k o ń c a k a n o n a d y , k t ó r a
t e g o d n i a j a k b y n a p r z e k ó r przeciągła się aż d o godz. 10 w n o c y ,
a k u l e przez cały t e n dzień t a k g w a ł t o w n i e biły, że służące k a ż d e j
chwili o b a w i a ł y się, iż b i e d n i Ojcowie p o śmierci albo poszar­
p a n i , albo g r u z a m i z a s y p a n i zostaną.
Wreszcie około 10-tej godz. w n o c y ucichły nieco a r m a t y ,
karabiny
jednak trzaskały
ciągle. B i e d n e dziewczęta
zabrały
się d o s m u t n e g o o b r z ę d u . G o s p o d y n i poszła n a j p i e r w d o ofi­
cera rosyjskiego z u w i a d o m i e n i e m , że grobowiec t r z e b a o t w o ­
rzyć ; nie sprzeciwił się t e m u wcale. W ł o ż o n o zwłoki d o t r u ­
m i e n i z a b i t o wieka. P o zdjęciu ciał z p r o w i z o r y c z n y c h
kata-
t a l k ó w p o k a z a ł y się n a c a ł u n a c h p o d plecami k r w a w e
ślady,
co d o w o d z i , że byli t a k ż e w plecy r a n n i , p o m i m o , że mieli n a
sobie f u t r z a n e s e r d a k i , k t ó r y c h i m p o śmierci już nie zdjęto,
ą o d z n a k ę godności k a p ł a ń s k i e j włożono n a nich fiole­
towe stuły.
G o s p o d y n i p o k r o p i ł a obie t r u m n y święconą wodą i u s t a w i ł
się w celi p r z y furcie s m u t n y p o g r z e b o w y p o c h ó d . N a przodzie
szła g o s p o d y n i , przyświecając
m a ł ą l a t a r k ą , -wśród ciemności,
za nią 6-ciu chłopów niosło t r u m n ę O. S u p e r y o r a , a za t r u m n ą
p o s t ę p o w a ł y d w i e odważniejsze służące k l a s z t o r n e i j e d e n r o ­
syjski żołnierz P o l a k , k t ó r y w p i ą t e k r a n o , n i m poszedł n a plac
boju, b y ł w n a s z y m kościele d o spowiedzi, p r z y k t ó r e j j a k s a m
mówił, ksiądz
w konfesyonale
przygotowywał
go n a ś m i e r ć ;
chciał się więc p r z e k o n a ć , czy t o nie jest t e n Ojciec z a b i t y .
T a k a b y ł a cała p o g r z e b o w a świta t e g o zasłużonego
długolet­
niego M i s y o n a r z a ludowego, a naszego p r z e z a c n e g o O. S u p e r y o r a .
P o d c z a s p o c h o d u d o grobowca, żołnierze rosyjscy,
trzy­
m a j ą c y s t r a ż p r z y składzie a m u n i c y i swojej p r z e d k l a s z t o r e m ,
ustawili
się
rzędem,
pozdejmowali
czapki
z
uszanowaniem,
złożyli ręce i żegnali się t r z y k r o t n i e . Z ł o ż y w s z y zwłoki w gro­
bowcu, wrócili się chłopi z g o s p o d y n i ą d o k l a s z t o n i j p o t r u m n ę
O. K u r c z ą , k t ó r ą również wśród strzałów i g r a d u ' k u l k a r a h U
18»
276
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
n o w y c h przenieśli n a wieczny spoczynek d o g r o b u p r z y blade m
świetle l a t a r k i .
G o s p o d y n i klęcząc, odmówiła z o b e c n y m i pacierz i trzy
r a z y „ W i e c z n e o d p o c z y w a n i e " n a d z w ł o k a m i Ojców i na t e m
się zakończył t e n s m u t n y i n i e z w y k ł y o b r z ę d p o g r z e b o w y .
P o n i e d z i a ł e k 1 4 - g o grudnia, 17-ty dzień pobytu Moskali,
a 7-my dzień bombardowania klasztoru.
W poniedziałek przez cały dzień t r w a ł a jeszcze bez u s t a n k u
zacięta w a l k a . W i e c z o r e m z a u w a ż o n o , że się s y t u a c y a coś zmie­
nia.
Jeden
z
poważnych
mężczyzn
spotkawszy
rosyjskiego
żołnierza, k t ó r y p r z e m ó w i ł d o niego p o polsku, prosił go, a b y
m u powiedział co m a znaczyć t e n jakiś gorączkowy r u c h mię­
d z y Moskalami. Żołnierz odrzekł, że t e r a z nie m a czasu, bo jest
o r d y n a n s e m i idzie d o k a n c e l a r y i odebrać r o z k a z y , ale żeby
zaczekał, j a k będzie w r a c a ć , t o m u powie. I s t o t n i e p o chwili
wracał z r o z k a z a m i d o wojska, będącego n a pozycyi i oznajmił
poufnie, że w p r a w d z i e mówić m u t a k i c h rzeczy nie wolno —
ale będąc P o l a k i e m p r a g n i e swych r o d a k ó w pocieszyć : więc
oznajmia, że t e j n o c y R o s y a n i e cofną się n a całej linii o 35 k m .
P o c i e c h a i radość nie d o opisania z a p a n o w a ł a w c a ł y m
k l a s z t o r z e n a t ę w i a d o m o ś ć . R u c h i bieganie p o w s t a ł o ogólne
między d z i e w c z ę t a m i , k a ż d a chciała być pierwszą w udzieleniu tej
radosnej n o w i n y swojej t o w a r z y s z c e . Z d a w a ł o i m się, że wychodzą
z g r o b u , że j a k a ś ciężka c h m u r a
u s u w a się z n a d
klasztoru.
P ł a k a l i z radości, dziękując B o g u , że jest nadzieja o s t a n i a się
k l a s z t o r u i naszego p o w r o t u . T e myśli t a k ich podniosły n a d u ­
chu, że d o p i e r o dzisiaj o d e t c h n ę ł y swobodnie i nieco się posiliły.
T e g o d n i a o świcie z a n i m się rozpoczęły s t r z a ł y a r m a t n i e ,
pochowaną
została
zabita
w
dziedzińcu
klasztornym
wieś­
niaczka. N i k t z jej k r e w n y c h nie p a m i ę t a ł o t e m , a b y ją p o ­
chować
t a k ludzie z t y c h strzałów potracili głowy. Ciało za­
częło się już r o z k ł a d a ć i c u c h n ą ć , więc z n ó w g o s p o d y n i zajęła
się jej p o g r z e b e m . N a p r ę d c e sklecono j a k ą ś p a k ę i b e z ż a d n e g o
współudziału ludzi p o c h o w a n o ją w ziemi, koło kościoła.
277
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
Noc z 1 4 - g o na 15-ty grudnia. — Ucieczka Moskali z e S t a n i ą t e k .
I m bliżej b y ł o wieczora
t e m b a r d z i e j w z m a g a ł się r u c h
i zamieszanie m i ę d z y M o s k a l a m i . Uwijali się b e z u s t a n n i e
po
p o d w ó r c u i p o wsi całej — krzyczeli, n a w o ł y w a l i się, radzili,
roznosili r o z k a z y i zbierali swoje m ą n a t k i . Z n a d e j ś c i e m n o c y
w s z y s t k o pozornie ucichło, ale r u c h nie u s t a w a ł , owszem jeszcze
p o t ę g o w a ł się więcej g o r ą c z k o w o .
Służące n a s z e ciekawe co się dzieje, a bojąc się wyjść
p o z a -furtę, w y g l ą d a ł y z k l a s z t o r u s z p a r k a m i okien
nacieszyć w i d o k i e m uciekających
chcąc się
Moskali.
S p o s t r z e g ł y , że żołnierze owijali
słomą
kola> wozów
for-
s z p a ń s k i c h , okręcali k o p y t a k o n i słomą i wyścielali nią drogę,
b y nie b y ł o słychać że uciekają. R o b o t a t a t r w a ł a dosyć długo.
Potem
bramą
n a d a n y znak wszystko ruszyło k u
obok
konnica
rezydencyi.
Ciągnęła
najpierw
wschodowi
piechota,
a wreszcie szeregi wozów z a m u n i c y ą
i
potem
bagażami.
L u d z i e z a n i m i wznosili ręce, robili z n a k k r z y ż a św.
życząc
sobie, a b y ich t u więcej nie o g l ą d a n o . D o r a n a j u ż w S t a n i ą t ­
k a c h M o s k a l a nie b y ł o !
Odchodząc od n a s Moskale p o całej wsi skwapliwie szu­
k a l i n a f t y , chcąc nią oblać k l a s z t o r z b u d y n k a m i g o s p o d a r c z y m i
i p o d p a l i ć ; ale n a szczęście nigdzie jej nie znaleźli.
N a p o t k a w s z y p o d r o d z e N i e p o ł o m s k i e lasy,
popodcinali
w nich d r z e w a i z a t a r a s o w a l i drogi chcąc t y m sposobem u t r u d n i ć
i opóźnić pościg wojsk n a s z y c h za sobą.
W t o r e k 1 5 - g o grudnia, 8-my dzień bombardowania
klasztoru.
W e w t o r e k jeszcze d o s a m e g o p o ł u d n i a o k r o p n i e h u c z a ł y
a r m a t y i d u ż o p o c i s k ó w w y r z u c i ł y w s t r o n ę naszego k l a s z t o m ;
a r t y l e r y a b o w i e m a u s t r y a c k a nie wiedząc, że j u ż w n o c y Mo­
skale opuścili
S t a n i ą t k i , chciała ich s t a m t ą d wypłoszyć.
Kule
j e d n a k o m i j a ł y j u ż w t e n dzień k l a s z t o r , lecąc górą i p a d a j ą c
n a pola. P o d c z a s całego b o m b a r d o w a n i a k l a s z t o r u 40 pocisków
większego k a l i b r u u d e r z y ł o w nasz klasztor.
278
OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
P i e r w s z a patrol a u s t r y a c k a .
Co za
radość
w
Staniątkach!
Posłaniec
za
posłańcem
pędzi d o k l a s z t o r u , dając z n a ć , że A u s t r y a c y n a d c h o d z ą .
Rze­
czywiście około g o d z i n y 3-ciej p o p o ł u d n i u nadeszło d o k l a s z ­
toru
10-ciu a u s t r y a c k i c h .żołnierzy.
Służące nie wiedziały, co
mają robić z radości, chciały ich uraczyć, a nie m a j ą c
innej
żywności p o d ręką, p o r w a ł y ziemniaki g o t o w a n e w ł u p i n a c h ,
o b r a ł y je, omaściły i d a ł y żołnierzom, dołożywszy d o t e g o własne
p o r c y e jedzenia. Ci zrobili w c a ł y m klasztorze r e w i z y ę za Mo­
s k a l a m i i odeszli, poczem co chwila n o w e oddziały wojska n a ­
s z e g o n a d c i ą g a ł y , obierając k w a t e r u n e k w klasztorze. P o m i ę d z y
żołnierzami b y ł
też k s . k a p e l a n
Franciszkanin,
który
naza­
j u t r z odprawił Mszę św. w naszej k a p l i c y i udzielił K o m u n i i św.
s p r a g n i o n y m dziewczętom.
Modernizm w książce polskiej.
Objawienie, wiara, dogmat według modernistów.
(Ciąg dalszy).
Wielką rolę w p o z n a n i u B o g a i p r a w d objawionych p r z y ­
pisują
Moderniści, j a k słyszeliśmy, sumieniu.
„Sumienie
jest
wielkim m i s t r z e m religii, jest najbliższem n a r z ę d z i e m p o z n a n i a
B o g a , nie r o z u m , ale sumienie p r o w a d z i d o B o g a " . P o n i e w a ż
i n a t y m p u n k c i e pojęcia
M o d e r n i s t ó w są m ę t n e ,
wykazują
d u ż o p r z e s a d y , z a s t a n o w i m y się i n a d t y m p u n k t e m
Czem jest sumienie?
bliżej.
Sumienie jest sądem, że czynność,
j a k ą z a m i e r z a m y w y k o n a ć jest d o b r ą l u b złą i z a r a z e m jest
obowiązującym
n a k a z e m , b y d o b r y u c z y n e k spełnić, złego za­
niechać. K t ó ż t e n sąd w y d a j e
i k t o obwieszcza
obowiązek?
K t o jest sędzią? M e . k t o i n n y t y l k o r o z u m l u d z k i i wola ro­
z u m e m oświecona. R o z e z n a ć b o w i e m m i ę d z y d o b r e m a złem
n i k t i n n y nie zdoła t y l k o r o z u m ludzki. Czy r o z u m sądzi we­
d ł u g swego p r a w a , a wola s a m a od siebie n a k ł a d a obowiązek?
Bynajmniej.
Sędzia m u s i mieć n o r m ę sądzenia
między
złem
i d o b r e m . J e s t nią p r a w o . Sędzia s a m p r a w a nie t w o r z y , ale
je t y l k o stosuje d o poszczególnych czynności ludzkich, orzeka
czy t e c z y n n o ś c i są z p r a w e m zgodne czy nie. T a k i nasz r o z u m .
R o z u m p r a w nie s t w a r z a , ale je t y l k o , j a k o już istniejące, poznaje
i w e d ł u g nich osądza d a n y c z y n człowieka. A k t ó ż jest p r a w o ­
dawcą?
Prawodawcą
dla człowieka może b y ć t y l k o Bóg. O n
iuujjŁiiiiizjjx w
tvlko bowiem
jeden
rvaii\ZiUŁ r u J U S K 1J!«I
może j a k o
Stwórca
nałożyć
stworzeniu
obowiązek p o s ł u s z e ń s t w a p r a w u . S t ą d i słuszne p r a w a ludzkie
d l a t e g o t y l k o mają moc obowiązującą, iż się opierają n a p r a w i e
Bożem, n a k a z u j ą c e m
wierają
słuchać legalnej w i a d z y . P r a w a Boże za­
się j u ż t o w p o z y t y w n e m objawieniu b o ż e m , już
w samej
naturze
stosunków
przez
Boga
zrządzonych.
to
Stąd
podział p r a w a Bożego n a objawione i n a t u r a l n e . Z a d a n i e m t e d y
sumienia jest p o z n a ć p r a w o Boże, zastosować go d o
danego
zamierzonego
imieniu
prawa
lub
Bożego
już
spełnionego
obowiązek
czynu,
spełnienia
ogłosić w
względnie
zaniechania
czynu, p o czynie zaś udzielenia p o c h w a ł y l u b n a g a n y
Kant
na
o d e r w a ł e t y k ę od B o g a .
kategorycznym
prawo,
sam
sobie
imperatywie.
nakłada
O p a r ł ją n a
Człowiek
obowiązek,
sam
sam
czynu.
człowieku,
nadaje
go
sobie
wykonuje ).
1
E t y k a t e g o r o d z a j u schlebia próżności ludzkiej, b o człowieka
e m a n c y p u j e od B o g a i s t a w i a go n a miejscu B o g a : „będziecie
j a k o bogowie, wiedząc d o b r e i złe", d l a t e g o z t a k i m
applauzem
została przyjętą. M i m o t o wisi ona w p o w i e t r z u i g d y b y e t y k a
n a t a k i c h w rzeczy samej p o d s t a w a c h się opierała, j a k chce
K a n t , n i k o g o b y nie obowiązywała, b o człowiek r ó w n e g o sobie
człowieka zobowiązać we w ł a s n e m imieniu nie może.
Jeszcze
mniej może człowiek s a m siebie zobowiązać, raz, że nie m a wiel­
kiego sensu, b y k t o ś s a m sobie b y ł p r a w o d a w c ą
i wykonawcą
p r a w a , p o w t ó r e , b o w t a k i m razie t a k , j a k się k t o ś s a m związał
p r a w e m , t a k też s a m się może od p r a w a zwolnić. Ów zaś k a ­
t e g o r y c z n y i m p e r a t y w K a n t a , o k t ó r y m n i k t nie wie skąd p o ­
c h o d z i i co zacz, a przecież n a k ł a d a j ą c y istocie r o z u m n e j obo­
wiązek, t o ubliżenie godności r o z u m n e j i s t o t y , k t ó r a oczywiście
jest
obowiązaną
słuchać
„imperatywów",
ale
musi
wiedzieć
wprzód, k t o je w y d a j e i że w y d a j ą c y m a p r a w o p o t e m u . Ów
i m p e r a t y w k a t e g o r y c z n y K a n t a t o coś z t a j n y c h w ł a d z k o n s p i ­
r a c y j n y c h , k t ó r e w y d a j ą r o z k a z y , a n i k t t y c h władz nie z n a ,
ani wie, gdzie przebywają. T a k i e władze t y l k o w a n o r m a l n y m
) Zobacz moją rozprawę : Główne zasady etyki Kanta a etyka
chrześcijańska w Przeglądzie powszechnym z r. 1913, czerwiec i lipiec.
1
MODEKiNiZM
W K.SIĄZUU
rUL.SK.IJiJ
stanie społeczeństwa p o w s t a ć mogą. G d y b y k t o chciał w o w y m
, i m p e r a t y w i e " widzieć głos Boży, objawienie się Boga, b y ł o b y ,
t o naprzód wbrew systemowi K a n t a , k t ó r y Boga
wpływu
n a moralność,
a powtóre
byłoby
to
u s u w a od
twierdzeniem,
w y m a g a j ą c e m g r u n t o w n e g o , ścisłego u d o w o d n i e n i a , k t ó r e g o d o ­
tąd z K a n t y s t ó w nikt nie uskutecznił.
W r ó ć m y atoli p o tej koniecznej dygresyi d o k o n t y n u o ­
w a n i a naszej k w e s t y i o sumieniu. Widzieliśmy t e d y , że su­
mienie jest r o z u m e m p r a k t y c z n y m , k t ó r e p r a w o ludzkie czy
Boskie zastosowuje d o k o n k r e t n e g o czynu i orzeka, czy było
w y k o n a n e czy p r z e k r o c z o n e , e w e n t u a l n i e p r z e d c z y n e m ogłasza
istnienie obowiązku spełnienia p e w n y c h czynności, — z a n i e c h a n i a
innych.
S u m i e n i e może b y ć fałszywe i p r a w d z i w e . Że może być
s u m i e n i e t a k ż e fałszywem, doświadczenie p o u c z a i r o z u m t o
ł a t w o p o j m u j e . W s t a r o ż y t n o ś c i i dziś jeszcze u n a r o d ó w p o ­
gańskich
niejednemu
zapewne
nakazywało
sumienie
składać
ofiary f a ł s z y w y m b o g o m , a przecież b y ł o t o sumienie fałszywe.
Prześladowanie
prawdziwej
religii
odbywa
się p e w n i e
niejednego w y z n a w c ę fałszywych religii p o d w p ł y w e m
przez
nakazu
s u m i e n i a , a przecież sumienie w t y m razie jest fałszywem. Nie­
jednej
zapewne już zbrodni dokonano pod wpływem
fałszy­
wego s u m i e n i a .
R o z u m t e ż j a s n o widzi, że t a k b y ć m u s i . Sędzią czynu
powiedzieliśmy jest r o z u m . l u d z k i . A r o z u m może się przecie
mylić. Może się mylić twierdząc, że p e w n e p r a w o istnieje, choć
w rzeczywistości nie istnieje i o d w r o t n i e . Może się mylić w aplik a c y i p r a w a . Może sądzić, że p e w n e p r a w o w d a n y m w y p a d k u
m a zastosowanie, choć go w rzeczywistości nie m a . I d l a t e g o
b y ł o j u ż z g ó r y d o przewidzenia, że B ó g t a k , j a k n i e pozostawił*
swych d o g m a t ó w r o z t r z ą s a n i u r o z u m o w i poszczególnych ludzi,
t a k nie p o z o s t a w i i swej e t y k i dowolnej i n t e r p r ę t a c y i s u m i e n i a
ludzkiego, ale u s t a n o w i n i e o m y l n e g o , sędziego, k t ó r y b y
mylnie
ogłaszał i t ł ó m a c z y ł
p r a w o Boże. T a k i m
nieo­
tłumaczem
p r a w a Bożego jest p a p i e ż , są b i s k u p i w łączności z p a p i e ż e m
pozostający.
Sumienie w i e r n y c h Kościoła m a się u r a b i a ć we-
Z»2
MODKKNLiiM. W KS1ĄZUE rOLSKIEJ
dług p r a w a Bożego, i n t e r p r e t o w a n e g o nie p o d ł u g własnego za­
patrywania,
ale według i n t e r p r e t a c y i
Kościoła. B o w
religii
p o z y t y w n i e objawionej, jaką jest religia k a t o l . , nie wolno mieć
ani swoich d o g m a t ó w religijnych, ani swej e t y k i , t y l k o t ę , k t ó r e j
n a u c z a n i e o m y l n a władza. I d l a t e g o z tego, że k t o ś twierdzi,
p r z y p u ś ć m y w najlepszej wierze, iż głosi pewną n a u k ę , b o m u
t a k s u m i e n i e k a ż e , l u b p o s t ę p u j e według p e w n y c h zasad etycz­
n y c h , zgodnie ze swojem s u m i e n i e m , b y n a j m n i e j nie w y p ł y w a ,
że o n p o s i a d a o b j e k t y w n ą p r a w d ę lub p o s t ę p u j e według słu­
szności. N a urobienie jego fałszywego sumienia t a k j a k i n a
urobienie fałszywego sądu mogły w p ł y n ą ć p r z e r ó ż n e okoliczności:
b r a k odpowiedniej wiedzy religijnej, opinia publiczna, fałszywe
światopoglądy, uprzedzenia, namiętności, wychowanie domowe
i szkolne i t . d. K a t o l i k d o b r y , widząc, że jego z a p a t r y w a n i a
są' niezgodne z n a u k ą
Kościoła, p o t ę p i o n e p r z y p u ś ć m y
papieża, nie będzie n i g d y ich p o d t r z y m y w a ł ,
swem
sumieniem
i przeciwstawiając
przez
zasłaniając
się
ale swe
je Kościołowi,
sumienie w e d ł u g n a u k i Kościoła skoryguje. O ile k t o zawinił,
iż doszedł d o fałszywego s u m i e n i a , t r u d n o nieraz osądzić i osą­
dzenie m u s i m y zostawić B o g u , ale t o p e w n a
sprzecznego z n a u k ą
że k t o głosi ccś
p a p i e ż a , g d y ją t e n ż e j a k o
nauczyciel
Kościoła ogłasza, t e n m a sumienie fałszywe i nie powinien się
zasłaniać sumieniem, ale swe sumienie n a p r a w i ć według n a u k i
Kościoła.
W świetle t y c h r o z w a ż a ń k a ż d y oceni w a r t o ś ć
j ą c y c h słów A u t o r a : „ I z
r
następu­
g ó r y m o ż n a b y ł o przewidzieć . . .
że wielu z nich ów w i e k u i s t y n a m i e s t n i k C h r y s t u s a
p r a w o d a w c a i k a p ł a n , k t ó r y m jest
prorok
sumienie, d o p r o w a d z i
do
z a t a r g u z widzialną głową Kościoła i że p o m i m o t e g o w nie­
wzruszonej
jak
nauczał
pozostaną
pewności,
Towiański,
zaś obca czyj a bądź wola
tylko
iż są w kościele, albowiem,
grzech
własny
człowieka,
nie
może go z Kościoła w y k l u c z y ć " .
Ci wszyscy, k t ó r z y p o p a d l i w z a t a r g z głową
Kościoła
(ma tu A u t o r n a myśli T y r e l l a i Modernistów) nie mogą się
zasłaniać s u m i e n i e m , b o j a k o k a t o l i c y wiedzieli l u b mogli o t e m
wiedzieć, że ich sumienie b y ł o w t y m razie
„samozwańczym
283
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
n a m i e s t n i k i e m C h r y s t u s a , f a ł s z y w y m p r o r o k i e m , fałszywym p r a ­
wodawcą i k a p ł a n e m " . P e w n o ś ć , że pozostali w kościele, choć
ich p a p i e ż wykluczył, polegała też n a złudzie i nic w t e m p o ­
w a g a (sic\) T o w i a ń s k i e g o nie z m i e n i !
J a k i jest w p ł y w s u m i e n i a n a p o z n a n i e Boga?
Właściwie
t o raczej p o z n a n i e B o g a m a w p ł y w n a sumienie, a nie o d w r o t n i e .
I m lepiej, żywiej B o g a p o z n a j e m y , t e m i sumienie nasze staje
się lepsze, delikatniejsze. K t o
m a fałszywe pojęcie o
Bogu,
t e n będzie miał t a k ż e i sumienie fałszywe. A z a t e m znajomość
B o g a p o p r z e d z a formowanie się sumienia, a nie o d w r o t n i e , j a k
chce A u t o r , sumienie p r o w a d z i d o p o z n a n i a Boga. B o sumienie
nie jest j a k i m ś w r o d z o n y m i n s t y n k t e m , k t ó r y b y n a m ,
nawet
bez u p r z e d n i e g o p o z n a n i a z naszej s t r o n y , w s k a z y w a ł
nasze
obowiązki i p r o w a d z i ł d o B o g a , ale s u m i e n i e jest głosem, n a ­
kazującym
poprzód
n a m spełnić obowiązki, nałożone przez B o g a , już
poznanego. K a ż d y
rozumny,
z a n i m się poczuje
do
p e w n y c h " obowiązków, m u s i w p r z ó d wiedzieć, s k ą d t e obowiązki
pochodzą, k t o je n a k ł a d a i czy m a d o t e g o p r a w o . T y l k o obo­
wiązki i m p e r a t y w u K a n t o w s k i e g o są t a k i m deus
ex
machina,
gdzie n i k t nie wie, c z e m u jest o b o w i ą z a n y spełnić t o l u b owo,
k t o m u t o n a k a z u j e , czy m a p r a w o n a k a z y w a n i a i t . p .
Sumienie jeśli jest
prawdziwe, wpływa
n a głębsze i d o ­
kładniejsze p o z n a n i e B o g a ; jeśli człowiek idzie za p r a w d a i w e m
s u m i e n i e m i życie jego staje się c z y s t e m
niezamąconem
m i ę t n o ś c i a m i , t o i znajomość B o g a w n i m rośnie.
na­
Sprawdza
s i ę n a n i m już t u n a ziemi, co powiedział P a n J e z u s : „Błogo­
sławieni czystego serca, a l b o w i e m oni B o g a oglądają",
t. j .
widzą jego działanie w n a t c h n i e n i a c h łaski, w p r z y r o d z i e , w zda­
r z e n i a c h szczęśliwych i w klęskach, p o d c z a s g d y o d d a n i
m i ę t n o ś c i o m mają
na­
u m y s ł i serce j a k b y gęstą mgłą p r z y s ł o n i ę t e ,
iż B o g a nigdzie nie widzą. A więc z d a n i a A u t o r a :
Sumienie
jest wielkim m i s t r z e m religii, jest najbliższem n a r z ę d z i e m p o ­
z n a n i a B o g a ; nie r o z u m
ale sumienie p r o w a d z i d o B o g a " są
p r z e s a d n y m i , o ile podają s u m i e n i e za drogę, wiodącą d o p o ­
z n a n i a B o g a , są zaś p r a w d z i w e mi w t e m znaczeniu, że k t o idzie
stale z a p r a w d z i w e m
s u m i e n i e m , t e n n a b i e r a z czasem
284
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
głębszej znajomości Boga. M e sumienie m u ją daje, ale r o z u m ,
w i a r a i ł a s k a , a sumienie t y l k o u s u w a
grzechy,
namiętności,
a t e m s a m e m u s u w a p r z e s z k o d y działaniu r o z u m u , w i a r y i łaski.
3. S k o r o z a p a t r y w a n i a M o d e r n i s t ó w n a objawienie, zmysł
religijny, sumienie są b ł ę d n e m i , m u s i też b y ć b ł ę d n ą ich t e o r y a
o wierze, k t ó r a się cala n a t a m t y c h pojęciach opiera. „ W i a r a ,
zdaniem Modernistów,
rzeniem
jest wizyą Boga osobistą, nie zaś wie­
o p a r t e m n a t e m , co się słyszało" (325).
Wykazaliśmy
już
że t . zw. zmysł religijny
wcale
nas
nie p r o w a d z i d o B o g a , nie może n a m t e d y d a w a ć wizyi B o g a .
Z m y s ł religijny nie jest objawieniem się B o g a , ale
wyrazem
r o z u m n e j n a t u r y l u d z k i e j . P o n a d t o d o d a j e m y , że t e o r y a Mo­
dernistów
o b e z p o ś r e d n i m k o n t a k c i e z B o g i e m jest w
dzie zwietrzałą
teorya
Ontologów o b e z p o ś r e d n i e m
Boga, jest s e n t y m e n t a l i z m e m
zasa­
widzeniu
niemieckich filozofów w guście
J a c o b i ' e g o , opiera z r a c y o n a l i s t y c z n y m i p r o t e s t a n c k i m i
teolo­
g a m i religię n a uczuciu i osobistem doświadczeniu. Twierdzi,
lecz n i c z e m nie u z a s a d n i a , że g d y człowiek doznaje uczuć reli­
gijnych n. p . t ę s k n o t y za ideałem, t o się m u B ó g w t e d y o b ­
j a w i a , t a k , j a k g d y b y wykluczoną b y ł a p o m y ł k a b r a n i a włas­
n y c h p r z y w i d z e ń za objawienie Boże. I n d y f e r e n t y z m
religijny
b y ł b y r e z u l t a t e m t e g o s y s t e m u , boć w k a ż d e j religii d o z n a w a ć
m o ż n a religijnych doświadczeń, k t ó r e k a ż d y może u w a ż a ć z a
objawienie Boże. M e m a r a c y i , stojąc n a s t a n o w i s k u s y s t e m u
M o d e r n i s t ó w u w a ż a ć objawienia C h r y s t u s o w e za j e d y n i e p r a w ­
dziwe. M a h o m e t a n i n , zupełnie słusznie ze s t a n o w i s k a
systemu
Modernistów, m o ż e u w a ż a ć M a h o m e t a za p r a w d z i w e g o , a C h r y ­
stusa
za
fałszywego
proroka.
Twierdzenie,
że kościół
katol.
jest j e d y n i e p r a w d z i w y , b o w n i m przechowuje się n a j d o s k o ­
nalej d u c h C h r y s t u s o w y , nie polepszy s y t u a c y i , b o jest z a n a d t o
ogólnikowe, a p r o t e s t a n t o w i i p r a w o s ł a w n e m u t a pełnia d u c h a
Chrystusowego
w kościele k a t o l . w y d a
się raczej
zepsuciem
p i e r w o t n e j , j a k mówią, p r o s t o t y d u c h a Kościoła przez
Chry­
s t u s a założonego. M o d e r n i z m p o z b a w i a Kościół k a t o l i c k i d o ­
wodów, o p a r t y c h n a P i ś m i e Św., n a h i s t o r y i , n a rozumie, a zo­
s t a w i a m u j a k o d o w ó d t y l k o o d d z i a ł y w a n i e n a w r a ż e n i a ludz-
285
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
kie, a w i a d o m o j a k wrażenia
są osobistemi, zależnemi od kul­
t u r y d a n e g o osobnika, od jego s y m p a t y i cźy a n t y p a t y i ,
mi­
łości czy nienawiści, o d u p r z e d z e ń d o d a n e g o p r z e d m i o t u . Od
i n d i f e r e n t y z m u t y l k o j e d e n k r o k d o a g n o s t y c y z m u , a od tego
d o a t e i z m u . M o d e r n i z m chce bronić ludzkość s w y m s y s t e m e m
p r z e d a t e i z m e m , a s a m ją w a t e i z m w t r ą c a .
„Wiara,
powiada
Autor,
nie jest
wierzeniem,
opartem
n a t e m , co się słyszało". W t a k i e m pojęciu w i a r y mieści się,
zdaniem Autora, „krzycząca tautologia logiczna". „Wiara, t a k
d o w o d z i tautologii A u t o r , jest u z n a n i e m p r a w d y tego, co n a m
mówią, ponieważ w i e r z y m y t e m u , k t o m ó w i . P r a w d ę zaś religii
objawia
n a m s a m Bóg przez p e ł n o m o c n i k ó w
sw oich w
ściele, w i e r z y m y p r z e t o , j a k orzeczono n a soborze
skim,
propter
auctoritatem
Dei revelantis,
Ko­
r
watykań­
wierzymy,
bo
Bóg
k a z a ł wierzyć, czyli w i e r z y m y , ponieważ już wierzyliśmy. Zdając
sobie spraw ę z t e j
krzyczącej
r
tautologii
logicz­
n e " ] ' , ojcowie s o b o r u d o d a w a l i , że w i a r a jest cnotą
nadprzy­
rodzoną. Czyli w przeciwieństwie d o p r a w d n a u k o w y c h , k t ó r e
się narzucają,
prawdy
wiary wymagają
pomocy
woli,
która
wyręcza niedostateczność wszelkich d o w o d ó w r o z u m o w y c h czy
m o r a l n y c h " (388).
P r z e d e w s z y s t k i e m jest co najmniej b r a k i e m t a k t u i t r ą c i
lekkomyślnością posądzać Ojców S o b o r u W a t y k a ń s k i e g o , gdzie
był zgromadzony
kwiat
orzeczeń d o g m a t y c z n y c h ,
tautologię
logiczną".
umysłowości k a t o l i c k i e j , • o u k ł a d a n i e
w k t ó r y c h " się p o p e ł n i a
Gorzej
jeszcze posądzać
„krzyczącą
tychże
Ojców
o ś w i a d o m e p o d a w a n i e w i e r n y m j a k o definicyi tego, co jest
krzyczącą t a n t o l o g i ą logiczną. N a j g o r z e j , g d y się p o s ą d z a t y c h
Ojców, że dla r a t o w a n i a s y t u a c y i uciekają się d o n a d p r z y r o ­
dzonej p o m o c y Bożej, k t ó r a m a p o k r y ć ich t a u t o l o g i e i p o m ó c
d o p r z e m y c e n i a i zaszczepienia „ g ł u p s t w a "
mówię) w u m y s ł a c h
wiernych. N a t y m
(w sensie
ustępie, n a
Autora
jednym
zresztą z wielu, d o w o d n i e się p o k a z u j e , j a k A u t o r r z u c a
na
p r a w o i n a łewo oskarżenia, nie zdając sobie s p r a w y z d o n i o ­
słości t a k i e g o p o s t ę p o w a n i a .
A teraz wróćmy do argumentacyi Autora. W
argumen-
286
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
t a c y i p r z y t o c z o n e j z d r a d z a A u t o r , t a k j a k zresztą w całej o m a ­
wianej części książki, o g r o m n ą konfuzyę pojęć.
Przedewszyst­
k i e m nie rozróżnia pojęcia wiedzy od w i a r y . W i e d z a jest wi­
dzeniem p r a w d y , b e z p o ś r e d n i e m l u b p o ś r e d n i e m . W t o , że świat
istnieje, że całość jest większą od części, że t w i e r d z e n i e P y t a g o rasa jest p r a w d z i w e , nie p o t r z e b u j ę wierzyć, b o t o wiem, wi­
dząc t e p r a w d y czy przez doświadczenie, czy przez ich oczy­
wistość, czy wreszcie przez d o w ó d j a k p r z y t w i e r d z e n i u P y t a g o r a s a . T a w i a d o m o ś ć t y l k o przenośnie może się n a z y w a ć wiarą.
W i a r ą w ścisłem znaczeniu
jest
uznanie
jakiego
twierdzenia
za p r a w d z i w e n a słowo drugiego, n a jego porękę, dla jego p o ­
wagi. P o w a g a d r u g i e g o z a s t ę p u j e t u t a j r a c y e . Oczywiście, b y
wiara m o j a b y ł a rozumną, muszę, n i m n a czyje słowo uwierzę,
w p r z ó d p r z e k o n a ć się (nie wierzyć, ale wiedzieć), że t e n ,
na
czyje słowo m a m wierzyć, zasługuje n a wiarę, t. j . że może znać
t o , o czem t w i e r d z i i jest t a k u c z c i w y m , że mię w b ł ą d nie chce
i nie może w p r o w a d z i ć .
W i a r a religijna jest u z n a n i e m p e w n e g o z d a n i a za p r a w d ę
dlatego, że Bóg mi t ę p r a w d ę objawił. T u t a j powagą, dla k t ó r e j
p r z y j m u j ę p e w n ą p r a w d ę , jest Bóg. Z a n i m ją p r z y j m ę n a słowo
Boże, w p r z ó d u d o w a d n i a m
sobie r o z u m e m , że Bóg istnieje
i że p r a w d ę , w k t ó r ą m a m wierzyć, rzeczywiście objawił. Obja­
wienie tej p r a w d y u d o w a d n i a m j a k o fakt n a p o d s t a w i e źródeł
h i s t o r y c z n y c h , j a k i e m i są P i s m o św. i t r a d y c y a . P o n i e w a ż zba­
d a n i e f a k t u objawienia pewnej p r a w d y nie jest ł a t w e m , więc
mogę, nie b a d a j ą c s a m , polegać n a a u t o r y t e c i e Kościoła, o k t ó ­
r y m wiem (nie wierzę n a razie, ale wiem), b o t o ł a t w o w y k a z a ć
z P i s m a Św., j a k o d o k u m e n t u h i s t o r y c z n e g o , że został przez
C h r y s t u s a u s t a n o w i o n y i jest n i e o m y l n y m w ogłaszaniu p r a w d
objawionych.
Stąd
katechizmowa
definicya
wiary:
wierzyć
z n a c z y u z n a w a ć za p r a w d ę co Bóg objawił, a Kościół d o wie­
rzenia p o d a j e . A u t o r y t e t B o g a jest racyą formalną mej w i a r y ,
Kościół
jest
poznałem
wiernym
tłumaczem
objawienia
Bożego.
Skoro
(nie u w i e r z y ł e m n a razie), że B ó g istnieje i ani
omylić się, a n i w b ł ą d mię w p r o w a d z i ć nie może, n a d t o skoro
p r z e k o n a ł e m
się,
że p e w n ą
prawdę
objawił,
przeko-
.
287
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
n a ł e m się przez własne b a d a n i e , a l b o Kościół k a t o l . mi t o p o ­
wiedział, o k t ó r y m w i e m ,
że się mylić nie może, w t e d y cał­
k i e m r o z u m n i e i legalnie o b u d z a m sobie a k t w i a r y w p e w n ą
p r a w d ę , opierając się n a p o w a d z e B o g a . Widzenie p r a w d y bez­
pośrednie czy p o ś r e d n i e , j a k t o b y w a p r z y wiedzy,
mi tutaj
zastępuje
p o w a g a Boża. T a k , j a k k i e d y w i a r o g o d n y
człowiek
mi coś mówi, j a z b a d a w s z y jego wiarogodność, wierzę n a jego
słowo, t a k t u t a j , we wierze religijnej, p r z e k o n a w s z y się o istnie­
niu B o g a i fakcie objawienia
wierzę n a słowo B o g a .
Gdzież
w t y m procesie o w a „ki&ycząea t a u t o l o g i a l o g i c z n a ? "
Autor twierdzi
na tem
,,że wiara nie jest wierzeniem,
co się słyszało"
a A p o s t o ł św. P a w e ł uczy
opartem
iż „ w i a r a
ze s ł u c h a n i a , a słuchanie przez słowo C h r y s t u s o w e " . ( R z y m . 10,17).
D o w i a r y jest p o t r z e b n ą łaska. Ł a s k a , z d a n i e m A u t o r a ,
r a z e m z wolą l u d z k ą m a w y r ę c z y ć „niedostateczność wszelkich
d o w o d ó w r o z u m o w y c h czy m o r a l n y c h " . I t u jest p e w n a konfuzya pojęć. W e d ł u g n a u k i Kościoła w akcie w i a r y biorą udział
i r o z u m i wola i łaska. Sobór W a t y k a ń s k i stanowczo p o d k r e ś l a
udział r o z u m u w akcie w i a r y . U c z y , iż u z n a n i e p r a w d w i a r y
nie jest
ś l e p y m pociągiem d u s z y — motus animi
caecus •— ale
p o s ł u s z e ń s t w o wierze jest zgodne z r o z u m e m " . W k a n o n i e 3 .
p o t ę p i a Sobór t y c h , k t ó r z y mówią, iż „ludzie bywają pociągani
do
wiary
tylko
wewnętrznem,
osobist«$&
doświadczeniem
a l b o o b j a w i e n i e m p r y w a t n e m " . P i u s X . k a ż e składać w y z n a n i e
w i a r y w t ę p r a w d ę , iż „ w i a r a nie jest ś l e p y m z m y s ł e m reli­
g i j n y m , w y b u c h a j ą c y m z k r y j ó w e k podświadomości, lecz p r a w ­
dziwą zgodą r o z u m u " .
J a k i e z a d a n i e p r z y p a d a r o z u m o w i we wierze?
P r z e d e w s z y s t k i e m m u s i u d o w o d n i ć przesłanki w i a r y : istnie­
nie B o g a , jego p r a w d o m ó w n o ś ć , istnienie objawienia, względnie
p e w n e j objawionej p r a w d y , w k t ó r ą w d a n y m w y p a d k u m a m y
wierzyć. W c a l e z a ś nie jest p o t r z e b n ą rzeczą, j a k A u t o r myśli,
b y r o z u m k a ż d ą p r a w d ę objawioną u d o w a d n i a ł , j a k się u d o ­
w a d n i a p r a w d y m a t e m a t y c z n e . R a z , że między, p r a w d a m i objaw i o n e m i są t a j e m n i c e , k t ó r y c h w e w n ę t r z n e j oczywistości w y ­
k a z a ć nie m o ż n a . Są i t a k i e , k t ó r e r o z u m ściśle u d o w o d n i ć może
288
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
n. p . nieśmiertelność d u s z y , ale t a k i e g o u d o w o d n i e n i a nie p o ­
t r z e b a d o a k t u w i a r y . W y s t a r c z y wiedzieć, że t e p r a w d y zo­
s t a ł y objawione, b y m o ż n a sobie obudzić a k t w i a r y w t e p r a w d y .
Z a d a n i e m r o z u m u jest najwyżej
dowieść, że d a n a
objawiona
p r a w d a nie sprzeciwia się r o z u m o w i , że jest możliwą.
P o t e m p r z y g o t o w a n i u u m y s ł u przez r o z u m
d o działania
wola. P o n i e w a ż n i e k t ó r e z p r a w d
przychodzi
objawionych
t. j . t a j e m n i c e są niewidoczne dla r o z u m u , - — i n n e choć mogą b y ć
u d o w o d n i o n e — m o g ą n a s u w a ć p r z y n a j m n i e j n i e r o z t r o p n e wątpli­
wości, a w s z y s t k i e b y w a j ą
wierzone nie dla oczywistości w e ­
w n ę t r z n e j , ale dla powagi objawiającego
Boga, przeto
rozum
s a m przez się nie jest s k ł o n n y d o u z n a n i a t y c h p r a w d . B o r o ­
z u m , o ile nie pozostaje p o d w p ł y w e m i n n y c h w ł a d z
duszy,
t y l k o t e p r a w d y uznaje, k t ó r y c h oczywistość j e s t m u
jawną
i t o j a w n ą nie dla powagi z e w n ę t r z n e j
ale dla r a c y i w e w n ę t r z ­
n y c h . P o n i e w a ż p r z y wierze nie m a tej oczywistości, w s k u t e k
tego. wola musi skłonić r o z u m , b y się n a praw dy
r
objawione
zgodził. W o l a widzi w przyjęciu t y c h p r a w d d o b r o p e w n e dla
siebie, dla t e g o s k ł a n i a r o z u m d o ich przyjęcia. K a ż e r o z u m o w i
lekceważyć t r u d n o ś c i , p o d n o s z o n e przeciw p r a w d z i e objawionej,
skoro m a
udowodnione,
iż p e w n a
prawda
jest
rzeczywiście
przez B o g a objawioną. W a k t a c h r o z u m u i woli p m r a g a łaska.
Ł a s k a p o m a g a d o usunięcia u p r z e d z e ń d o p r a w d y objawionej.
Ł a s k a oświeca r o z u m , że t e n dostrzeże dostateczność a r g u m e n ­
t ó w n a d o w ó d , iż t a p r a w d a jest objawioną i że r o z u m o w i się
nie sprzeciwia. T r u d n o ś c i , k t ó r e w y d a w a ł y się p i e r w o t n i e wielkiemi, maleją p o d w p ł y w e m łaski. Ł a s k a pociągnie wolę k u tej
prawdzie
odsłaniając jej p i ę k n o , d o b r o c z y n n e s k u t k i dla życia
i dla wieczności. Ł a s k a osłabia n a m i ę t n o ś c i , k t ó r e się b u n t u j ą
przeciw u z n a n i u tej p r a w d y ,
a przynajmniej
b o widzą w t e m d l a siebie śmierć
wielkie ścieśnienie. Ł a s k a d o d a j e
męstwa
do
p o k o n a n i a w s z y s t k i c h , nieraz p r z y k r y c h k o n s e k w e n c y i w życiu,
i d ą c y c h za przyjęciem d a n e j p r a w d y . T y s i ą c z n e m o t y w a , oczy­
wiście z r o z u m e m zgodne, m o ż e łaska p o d s u n ą ć r o z u m o w i i woli
t a k , że człowiek w k o ń c u d o b r o w o l n i e z g a d z a się n a
uznanie
objawionej p r a w d y i obudzą w sobie w n i ą a k t w i a r y .
Skoro
289
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
j u ż człowiek uwierzył p r a w d z i e objawionej, dalszem d z i a ł a n i e m
rozumu
może b y ć pogłębienie z r o z u m i e n i a tej
prawdy,
usu­
nięcie t r u d n o ś c i przeciw niej p o d n o s z o n y c h i t. p . O t o k r ó t k i
szkic g e n e z y a k t u w i a r y . W c a l e nie m a w n i m t e g o a b s o l u t n e g o
p a n o w a n i a r o z u m u i bezwzględnej jego p r z e w a g i . O t y l e ro­
z u m w y s t ę p u j e o ile p o t r z e b a , b y a k t w i a r y b y ł a k t e m r o z u m n y m .
W o ł a i ł a s k a odgrywają w t y m akcie wielką rolę. Ł a s k a i d o b r a
wola jest p o t r z e b n ą nie n a t o , a b y „wyręczyć niedostateczność
wszelkich d o w o d ó w r o z u m o w y c h czy m o r a l n y c h " ale b y u s u n ą ć
te
wszystkie
przeszkody,
które
zasłaniają
rozumowi
wzrok,
b y m ó g ł d o s t r z e c dostateczność dowodów, p o w t ó r e , b y
skłonić
rozum
b y m i m o p e w n y c h jeszcze t r u d n o ś c i , nie opierał się
p r a w d z i e . B o j a k już powiedzieliśmy r o z u m , choć m a d o s t a ­
t e c z n e m o t y w a d o przyjęcia
prawdy,
gdyż p r z e s ł a n k i
wiary
są m u d o s t a t e c z n i e u d o w o d n i o n e , m ó g ł b y j e d n a k d a n e j p r a w d y
nie przyjąć, gdyż ją m a p r z y j ą ć dla p o w a g i Boga, a r o z u m ,
k i e d y się n a sobie j e d y n i e opiera, p r z y j m u j e t y l k o t e p r a w d y ,
k t ó r y c h oczywistość b e z p o ś r e d n i o l u b p o ś r e d n i o widzi, j a k t o
się rzecz m a p r z y p r a w d a c h m a t e m a t y c z n y c h i wielu i n n y c h
prawdach
naturalnych
4. D o g m a t a
są
symbolami,
analogiami
prawdy,
są
p r ó b ą bliższego określenia wiekuistego D o b r a n. p . wizya z m a r ­
twychwstania
ciał
uplastycznia
wizyę
nieśmiertelności,
nic
więcej . . .
Moderniści muszą p r z y z n a ć
że ich pojęcie d o g m a t u różni
się zasadniczo od pojęcia, j a k i e przez 19 wieków n i e p r z e r w a n i e
i s t n i a ł o w Kościele i p o dziś d z i e ń istnieje. D o t ą d zawsze wie­
r z o n o , czy w e ź m i e m y n a u w a g ę czasy Apostolskie, czy okresy
późniejsze, że d o g m a t z m a r t w y c h w s t a n i a ciał n a l e ż y dosłownie
rozumieć o r z e c z y w i s t e m z m a r t w y c h w s t a n i u
naszych ciał. . .
N i k o m u n a m y ś l nie przyszło p r z y p u s z c z a ć , że z m a r t w y c h w s t a n i e
ciał t o t y l k o „ s y m b o l n i e ś m i e r t e l n o ś c i " , i n n e m i słowy, że ciała
nie zmartwychwstaną,
a d o g m a t z m a r t w y c h w s t a n i a ciał upla­
s t y c z n i a t y l k o nieśmiertelność d u s z y , a może t y l k o
wieczną
p a m i ę ć c z y n ó w n a ziemi d o k o n a n y c h . T y c h , k t ó r z y w d o g m a t a
n i e wierzyli t a k j a k b r z m i a ł y dosłownie, w y k l u c z a n o z K ó p. p. T . cxxxi.
19
MODERNIZM
290
W KSIĄŻCE POLSKIEJ
ścioła, n a z y w a n o h e r e t y k a m i . Więc przez
19 wieków Kościół
był w błędzie, boć z m a r t w y c h w s t a n i e ciał j a k o symbol, a r e a l n e
zmartwychwstanie
ciał, t o niebo a ziemia ; jakiegoś
łącznika,
b y t e d w a pojęcia pogodzić, nie m a ! Cóż t a k i e g o zaszło, że d o ­
t y c h c z a s o w e pojęcie d o g m a t u , będące w s p o k o j n e m p o s i a d a n i u
Kościoła przez 19 wieków, n a l e ż y n a g w a ł t wymienić n a inne?
Czy może o d r o b n o s t k ę idzie t a k ą , że nie w a r t o się o pojęcia
sprzeczać? S k ą d ż e t a rewizya pojęć?
Moderniści nie mają d o t e g o ż a d n y c h p o d s t a w p o z y t y w n y c h
c z y t o n a P i ś m i e Św., czy n a t r a d y c y i
opartych,
przeciwnie
i P i s m o i t r a d y c y a głośno woła przeciw n i m — oni chcą t y l k o
dogodzić n o w y m p r ą d o m
m y ś l i dzisiejszej
jak
agnostycyzm,
pozytywizm, materyalizm i inne. Dla dogodzenia t y m p r ą d o m
skoszlawili pojęcie objawienia, dla nich psują pojęcie d o g m a t u .
P o n i e w a ż a g n o s t y c y z m o w i i e m p i r y z m o w i nie
podobają
się d o w o d y , o p a r t e n a c u d a c h i p r o r o c t w a c h , a n a nich fundo­
wało się objawienie z e w n ę t r z n e , więc t r z e b a b y ł o zarzucić obja­
wienia z e w n ę t r z n e . " D o g m a t a katolickie nie p o d o b a j ą
owym
prądom, więc
prądów
pewnych
dla
uspokojenia
Moderniści tlómaczą,
ogólnych
prawd
przedstawicieli
że d o g m a t a
chrześcijańskich.
b o t o o d p o w i a d a ich pojęciu objawienia.
nistów m a t a k nieokreśloną
i szczupłą
to tylko
Tem
się t e ż
onych
symbole
chętniej t o ,
Objawienie
treść, że
Moder­
niepodobna
żądać od nich j a k i c h ś określonych p r a w d , szczegółowych d o g m a ­
t ó w . Niechęć d o ś w i a t a , t ę s k n o t a za ideałem
nieskończonego
D o b r a , oto w s z y s t k o , co s t a n o w i ich objawienie. Żądać od t e g o
r o d z a j u objawienia, b y się t a m znalazło miejsce n a Trójcę Św.,
Wcielenie S y n a Bożego, obecność C h r y s t u s a w E u c h a r y s t y i itd.,
b y ł o b y ż ą d a ć niemożliwości, b o w objawieniu w e d ł u g pojęcia
M o d e r n i s t ó w n i k t jeszcze nie doświadczył t y c h
p r a w d . A przecież coś z d o g m a t a m i
katolickimi
szczegółowych
trzeba było
zrobić, inaczej jeszczeby k t o pomyślał, że objawienie
Moder­
nistów, w k t ó r e m nie m a o w y c h p r a w d , m u s i b y ć c h y b a nie­
katolickie czyli fałszywe. Więc powiedziało się, że i w Moder­
nizmie są d o g m a t a , ale one są w y r a z e m wysiłku bliższego okre­
ślenia najwyższego
Dobra,
są s y m b o l a m i . Ale cży nie było-
291'
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
r o z u m n i e j z a m i a s t p r z y s t o s o w y w a ć się d o pojęć p r ą d ó w w s p o m ­
n i a n y c h z b a d a ć w a r t o ś ć t y c h p r ą d ó w , w s k a z a ć źródła ich obłędu
i r o z p r a w i ć się z n i m i ? Czy Moderniści może są
przekonani
o p r a w d z i e t y c h p r ą d ó w ? W t a k i m razie t r z e b a p o d a ć a r g u m e n t a
t e g o p r z e k o n a n i a i zwalczyć w p r z ó d a r g u m e n t a o b o z u przeciw­
nego. Twierdzenie, że t r z y m a n i e się w religii d a w n y c h
pojęć
o d s t r ę c z y świat i n t e l i g e n t n y od religii, nie jest jeszcze d o w o ­
d e m , że d o t y c h c z a s o w e pojęcia d o g m a t u są fałszywe, a nowe
prawdziwe!
Rzecz
jest
widoczna,
że
zmiany
pojęcia
dogmatu
nie
mogą Moderniści u z a s a d n i ć a n i h i s t o r y a , a n i P i s m e m Św., więc
c h w y t a j ą się a p r i o r y s t y c z n y c h a r g u m e n t ó w . A p r i o r y z m w spra­
wie t a k "wielkiej wagi jest zawsze niebezpiecznym,
bo o po­
błądzenie w tej m e t o d z i e b a r d z o ł a t w o .
G ł ó w n y m a r g u m e n t e m , dlaczego d o g m a t a są s y m b o l a m i ,
a n a l o g i a m i , a nie w s p ó ł m i e r n y m i p r a w d y jest t e n , że B ó g j e s t
i s t o t ą nieskończoną, a t o , co nieskończone, nie d a się inaczej
pojąć a n i wyrazić j a k t y l k o analogią.
J e s t d w o j a k a analogia. J e d n a , k t ó r a podaje n a m p r a w ­
dziwe
pojęcie rzeczy i jej p r z y m i o t ó w ,
j a k k o l w i e k nie
daje
n a m pojęcia sposobu w j a k i rzecz i jej p r z y m i o t y istnieją, ani
stopnia intenzywności przymiotów.
Dzieło zawsze odbija n a sobie p r z y m i o t y swego t w ó r c y .
Czyni t o mniej l u b więcej d o s k o n a l e , zależnie od doskonałości
dzieła, ale zawsze w p e w n y m s t o p n i u t o czyni. Z książki m o ż n a
poznać
wiedzę, intelligencyę
autora,
jego p o g l ą d y
na
różne
s p r a w y , nieraz n a w e t jego w a r t o ś ć moralną. T a k s a m o obraz,
rzeźba, dzieła m u z y c z n e i t . d. ujawniają p r z y m i o t y o d n o ś n y c h
artystów.
Rzecz p r o s t a , że m a l a r z , p o e t a , rzeźbiarz,
muzyk
nie m u s i w k a ż d e swe dzieło przelać całego swego k u n s z t u , s t ą d
dzieła n a w e t t e g o samego m i s t r z a b ę d ą r a z doskonalsze, i n n y m
r a z e m mniej d o s k o n a ł e , ale j e d n e i d r u g i e odzwierciedlają zdol­
ności
artystyczne
twórcy.
sobie pojęcie o t w ó r c y .
Na
podstawie
dzieł
wytwarzamy
T w ó r c a może b y ć d a l e k o genialniej-
s z y m m u z y k i e m , m a l a r z e m , w o d z e m , a d m i n i s t r a t o r e m , niż m y
sobie m y ś l i m y n a p o d s t a w i e jego dzieł, k t ó r e nie odbijają w całej
292
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
pełni jego p r z y m i o t ó w , ale p r z y m i o t y te, k t ó r e m u p r z y p i s u ­
j e m y n a p o d s t a w i e jego dzieł, rzeczywiście p o s i a d a , l u b o może
w wyższym stopniu.
P o d o b n i e rzecz się m a i z dziełami Bożemi. Dzieła t e t a k
p r z y r o d z o n e j a k i n a d p r z y r o d z o n e odbijają n a sobie z koniecz­
nością p r z y m i o t y B o ż e : m ą d r o ś ć , wszechmoc, d o b r o ć i t .
Oczywiście dzieła Boże odzwierciedlają
d.
n a m p r z y m i o t y Boże
t y l k o niedoskonale. B ó g jest niesłychanie m ę d r s z y , piękniejszy,
miłosierniej szy, sprawiedliwszy niż t o mogą n a m
jego'dzieła
n a sobie odbić. M i m o t o j e d n a k pojęciu n a s z e m u o d o b r o c i ,
mądrości i t. d. Boga, w y t w o r z o n e m u n a p o d s t a w i e dzieł Bo­
żych o d p o w i a d a rzeczywistość choć nie co d o s t o p n i a i spo­
sobu, v/ j a k i t e p r z y m i o t y w B o g u istnieją. Sposób b y t u Boga,
bytu
jego
pojęcie,
przymiotów,
ale
rzecz
ich
intenzywność
odpowiadająca
naszemu
przewyższa
pojęciu
nasze
znajduje
się w Bogu. J a s n o t o p r z e d s t a w i a św. T o m a s z (p. 1, 9, 13, a. 3) :
„ B o g a p o z n a j e m y z doskonałości stworzeń, p o c h o d z ą c y c h
od
niego. Te doskonałości są w B o g u w sposób w y ż s z y niż w stwo­
rzeniach. U m y s ł atoli nasz p o j m u j e je w e d ł u g s p o s o b u , w j a k i
się znajdują
w stworzeniach i stosownie d o t e g o , j a k je p o j ­
m u j e t a k je też w y r a ż a w n a z w a c h . W n a z w a c h t e d y , k t ó r e m i
się p o s ł u g u j e m y mówiąc o B o g u , należy baczyć n a d w i e rzeczy :
n a doskonałości, w y r a ż o n e nazwą j a k d o b r o ć , życie i t . d. i n a
sposób określenia t y c h doskonałości. 0 ile się m a n a względzie
to,
co oznaczają
Bogu i b a r d z i e j
nazwy,
to nazwa
właściwie
przypada
w ł a ś c i w i e niż s a m y m s t w o r z e n i o m . . .
O ile atoli m a się n a względzie sposób, w j a k i n a z w y oznaczają
p r z y m i o t y , t o n a z w y niewłaściwie są u ż y t e o B o g u , b o sposób
w j a k i oznaczają p r z y m i o t y , p r z y p a d a t y l k o s t w o r z e n i o m " . P o ­
n i e w a ż sposób, w j a k i istnieją p r z y m i o t y w Bogu,
odpowiadające
n a s z y m pojęciom, jest o d m i e n n y od tego, w j a k i t e p r z y m i o t y
p o s i a d a j ą stworzenia, n a m bliżej n i e z n a n y , p r z e t o t r z e b a zgodnie
z prawdą
powiedzieć i mówili scholastycy, że nasze
o B o g u są p r a w d z i w e , ale nie mają
(non sunt
univoca)
identycznego
pojęcia
znaczenia
z t e m , w j a k i e m się ich u ż y w a o p r z y m i o ­
t a c h stworzeń, są analogicznymi. Analogia t a , j a k widać z przed-
293
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ
s t a w i e n i a d o p i e r o co p o d a n e g o daje p r a w d z i w e pojęcie o p r z y ­
m i o t a c h B o ż y c h , j a k k o l w i e k sposób istnienia t y c h p r z y m i o t ó w
w B o g u i s t o p i e ń i n t e n z y w n o ś c i jest nieskończenie r ó ż n y i d o ­
skonalszy, niż n a m t o pojęcia analogiczne ze s t w o r z e ń zapo­
życzone wyrazić mogą.
Jest
inna
jeszcze
analogia
n. p . , g d y m ó w i m y o ł ą k a c h
zwana także
metaforą.
oświeconych b l a s k i e m
Tak
słonecz­
n y m , iż się śmieją, jest t o m e t a f o r a , s t ą d wzięta, iż m i ę d z y
obliczem człowieka śmiejącego się a łąką
słońcem
oświeconą
jest p e w n e , ale tylko, z e w n ę t r z n e p o d o b i e ń s t w o . Śmiech
jest
właściwością t y l k o człowieka, j a k o i s t o t y r o z u m n e j ^ ł ą c e
przy­
pisuje się niewłaściwie t y l k o . Atoli dla z e w n ę t r z n e g o podobień­
stwa,
mianowicie p o d o b i e ń s t w a radości, j a k i e sprawia
widok
oblicza u ś m i e c h n i ę t e g o człowieka i w i d o k b l a s k i e m słońca p r z e ­
syconej
analogii
łąki, p o r ó w n a n i e
opierają
jest
uzasadnione. N a
się w s z y s t k i e
poetyckie
tego
rodzaju
przenośnie.
Kiedy
m ó w i m y o B o g u i człowieku, że i B ó g i człowiek jest m ą d r y ,
t o choć o B o g u t e n w y r a z jest t y l k o a n a l o g i c z n y m ,
przecież
t o , co pojęciu m ą d r o ś c i o d p o w i a d a , i w B o g u i w człowieku się
znajduje, choć w i n n y sposób w B o g u , a w i n n y w człowieku ; —
lecz k i e d y o człowieku i łące m ó w i m y , że człowiek i łąka się
śmieje, t o śmiech t y l k o jest w człowieku, a łące się t y l k o p r z y ­
pisuje. T a k a j e s t różnica m i ę d z y j e d n ą a d r u g ą
Pojęciu
metaforycznemu,
użytemu
analogią.
o B o g u , nie
odpo­
w i a d a w B o g u ż a d e n p r z y m i o t , p r z y n a j m n i e j nie w tej formie,
j a k t o m e t a f o r y c z n e pojęcie w y r a ż a . D l a t e g o pojęcie
ryczne
jest
tylko
uplastycznieniem,
symbolem
metafo­
jakiegoś
du­
c h o w e g o p r z y m i o t u w B o g u . T a k n. p . P i s m o św. m ó w i o Bogu,
iż jest o g n i e m , p o ż e r a j ą c y m : ,,Bo P a n B ó g twój jest ogień t r a ­
wiący, B ó g z a w i s t n y " ( D e u t . 4
24). J e s t t o m e t a f o r a . Bóg nie
jest ogniem, ale ogień w s z y s t k o niszczący jest d o b r y m
b o l e m karzącej
sym­
a potężnej sprawiedliwości Bożej. K i e d y
zaś
m ó w i m y o B o g u , że j e s t m ą d r y , sprawiedliwy, miłosierny, t o
t e w y r a z y , choć analogiczne, nie są wcale m e t a f o r a m i a n i s y m ­
b o l a m i p r z y m i o t ó w B o ż y c h , lecz oznaczają
rzeczywiste
przy­
m i o t y , w B o g u istniejące. Moderniści, a za nimi nasz A u t o r , nie
294
MODERNIZM
W KSIĄŻCE POLSKIEJ
uwzględniają różnicy, j a k a zachodzi m i ę d z y analogią a m e t a ­
forą i d l a t e g o wszystkie pojęcia, j a k i e m a m y o B o g u , nazywają
metaforami
i symbolami — a wyraz
„ a n a l o g i a " biorą
w znaczeniu „ m e t a f o r y i s y m b o l u " . T a k i e z a p a t r y w a n i e
tylko
mija
się z p r a w d ą , b o nasze pojęcia o B o g u t y l k o n i e k t ó r e są m e t a
f o r a m i , i n n e z a ś są a n a l o g i a m i , t o p r a w d a , ale t a analogia nie
p r z e s z k a d z a im, że są p r a w d z i w e m i i właściwemi.
(Dok. n a s t . ) .
Ks.
Dr. M.
Sieniatycki.
Wojna i pokój.
( Z w y c i ę s t w o p i e r w i a s t k ó w p o k o j o w y c h w r o z w o j u ludzkości.)
IV.
Państwo
było
od
początku
i jest
jeszcze
organizacyą
współdziałania i w s p ó ł z a w o d n i c t w a . Z m i e n i ł y się t y l k o
formy
j e d n e g o i d r u g i e g o s p o s o b u współżycia. S t a ł y się m n i e j p r z y ­
musowe. W
związku
z odpowiedniemi
państwa
obecnie ludzie w e w n ą t r z
bardziej
pokojowo,
mniej
zmianami
państwa,
orężnie.
w
ustroju
współzawodniczą
Współzawodnictwo
poko­
j o w e z a t a c z a coraz szersze kręgi t a k ż e w s t o s u n k u d o p a ń s t w
z a g r a n i c z n y c h i ich m i e s z k a ń c ó w . Czy z jego r o z r o s t e m p o ­
s t ę p u j e równolegle z a n i k w a l k z e w n ę t r z n y c h , z a n i k wojen mię­
d z y p a ń s t w a m i ? Może b a r d z o z n a c z n e ograniczenie s t a r ć orężnych
w e w n ę t r z n y c h r ó w n o w a ż o n e j e s t w z r o s t e m wojen i ich
zna­
czenia w rozwoju cywilizacyi? Może j e d n o d r u g i e znosi? Może
w o s t a t e c z n y m w y n i k u t r u d n o stwierdzić, c z y i s t o t n i e p r z y m u s
fizyczny j e s t dziś mniej r o z p o w s z e c h n i o n y m s p o s o b e m współ­
z a w o d n i c t w a niż d a w n i e j ? J e ż e l i b y u d a ł o się u p r a w d o p o d o b n i ć ,
że p a ń s t w a nowoczesne rzadziej rozstrzygają swe s p o r y orężną
rozprawą,
w ó w c z a s o d p a d ł b y z a r z u t , polegający
stawianiu
niewątpliwie
wnętrznych
między
ciągłego
skutecznemu
powtarzania
na
ograniczeniu
się
przeciw­
walk
we­
zatargów
zbrojnych
się p o
ukończeniu
państwami.
Ich liczba
i doniosłość
zmniejszyła
wojen n a p o l e o ń s k i c h . P o r ó w n u j ą c
czasokres od r o k u
1815 d o
296
WOJNA I POKÓJ
k o ń c a X I X - g o w i e k u z dziejami Grecyi i R z y m u , k t ó r y c h cywilizacya wycisnęła t a k głębokie p i ę t n o n a życiu ś w i a t a chrze­
ścijańskiego, p o r ó w n u j ą c ów czasokres z przebiegiem W3^padków
p o rozbiciu p a ń s t w a zachodnio-rzymskiego, t r u d n o z a p r z e c z y ć
istnieniu oczywistej różnicy w r o z s t r z y g a n i u
wych
międzypaństwo­
sporów. J e d y n i e w pierwszych wiekach c h r z e ś c i j a ń s t w a
w czasie r o z k w i t u c e s a r s t w a z a c h o d n i o - r z y m s k i e g o k t o wie, czy
nie m o ż n a b y w s k a z a ć n a mniejwięcej równie długi okres w y ­
bitnie p o k o j o w y .
P a ń s t w o się rozrosło. Pax
Romana
objęła
wielkie p r z e s t r z e n i e . B y ł y chwile w y r a ź n e g o zmniejszania
wojen, p r o w a d z o n y c h
w krajach
granicznych. Coprawda
się
we­
w n ą t r z p a ń s t w a p i e r w i a s t e k p r z y m u s o w y zaznaczał się istnie­
n i e m niewoli w sposób n i e z n a n y społeczeństwom
nowoczesnej
cywilizacyi.
Sześć
wielkich
mocarstw
europejskich
(Anglia,
R o s y a,
N i e m c y , F r a n c y a , A u s t r o - W ę g r y , W ł o c h y ) p o r o k u 1815 m i ę d z y
sobą t o c z y ł o wojen niewiele. N i e t o c z y ł y żadnej od r o k u 1815—•
1849 i od 1871—1914. P r o w a d z i ł y wówczas wojny, ale z inn e m i p a ń s t w a m i , a nie m i ę d z y sobą. N a r o k 1849 p r z y p a d a
wojna A u s t r y i z K r ó l e s t w e m S a r d y n i i , k t ó r e później
rozrosło
się w W ł o c h y i s t a ł o się szóstem wielkiem m o c a r s t w e m e u r o pejskiem. Anglia i R o s y a t y l k o r a z j e d e n p o r o k u 1815 t o c z y ł y
wojnę z j e d n e m z sześciu wielkich m o c a r s t w . W r o k u 1854 A n ­
glia r a z e m z F r a n c y ą p r o w a d z ą wojnę k r y m s k ą przeciw R o s y i .
P o l i t y k a Anglii p r z y c z y n i ł a się w znacznej mierze, może w w y ż ­
s z y m stopniu, niż i n n y c h p a ń s t w , d o pokójowości czasokresu,
0 k t ó r y m m o w a . Anglia zasłużyła n a m i a n o p a ń s t w a
najbar­
dziej pokojowego.
P o z a wojną k r y m s k ą Anglia p r o w a d z i ł a wyłącznie w o j n y
kolonialne. J e d n a z nich, wojna z B u r a m i , r o z p o c z ę t a w r o k u
1900 p r z y b r a ł a
większe r o z m i a r y . A n i wojna
krymska,
ani
w o j n a z B u r a m i nie mogą r ó w n a ć się z w o j n a m i n a p o l e o ń s k i e m i
1 z wojną obecną. Toczyły się dalej od k r a j u
macierzystego.
B y ł y znacznie m n i e j s z y m wysiłkiem p i e n i ę ż n y m i w o j s k o w y m ,
b o Anglia p o w o ł a ł a p o d b r o ń s t o s u n k o w o niewiele ludzi. W życiu
gospodarczem w y w o ł a ł y znacznie mniejsze z m i a n y . Anglia b y ł a
297
WOJNA I POKÓJ
w czasie w o j n y k r y m s k i e j i w czasie w o j n y z B u r a m i
b e z p o ś r e d n i o wciągnięta
w wir w o j n y ,
i obecnie. Anglia t o c z y ł a w t y m czasie liczne mniejsze
kolonialne, dzięki k t ó r y m pax
mniej
niż za N a p o l e o n a
britannica
I.
wojny
objęła coraz większe
p r z e s t r z e n i e . Z a p o b i e g ł a w a l k o m licznych p l e m i o n , zamieszku­
j ą c y c h rozległe I n d y e angielskie, a liczących
razem
niewiele
mniej głów, niż c a ł a E u r o p a k o n t y n e n t a l n a . W wieku X I X - y m
E u r o p e j c z y c y o p a n o w a l i w n ę t r z e Afryki, przez co d o k o ń c z o n y
został r o z p o c z ę t y j u ż p o p r z e d n i o podział Afryki m i ę d z y p a ń ­
s t w a europejskie.
Lwią
część z a p e w n i ł a sobie Anglia.
p o ł o w y X I X - g o wieku w n ę t r z e Afryki b y ł o widownią
Około
ciągłych
s t a r ć orężnych, p o l o w a ń n a ludzi, w y p r a w w o j e n n y c h p o nie­
wolnika gwoli z y s k o w n e j s p r z e d a ż y t e g o t o w a r u ,
potrzebnego
n a miejscu i za granicą. Anglia w y t ę p i ł a niewolę. W
połowie X I X - g o w i e k u n a r z u c i ł a
Afryce
pacem
drugiej
britannicam.
M a ł y b y ł współudział i n n y c h p a ń s t w w t e m wielkiem dziele.
Ż a d e n j ę z y k w w i e k u X I X - y m nie rozpowszechnił się t a k zna­
cznie, j a k angielski. Anglia j e s t dziś n a j w i ę k s z e m i n a j l u d n i e j szem p a ń s t w e m ś w i a t a .
Ma najliczniejszą flotę. N a m o r z u walczyła p o
ukończeniu
wojen n a p o l e o ń s k i c h rzadziej niż n a lądzie. J e j flota w pierw­
szej połowie X I X - g o wieku c z y n n ą b y ł a głównie w w y ł a p y ­
waniu
okrętów,
przemycających
niewolników
i
korsarskich.
Później b o m b a r d o w a ł a S e w a s t o p o l i A l e k s a n d r y ę . P ó k i Anglia
nie p r o w a d z i wojen, a p r o w a d z i ł a ich n a d e r m a ł o w stuleciu
poprzedzającem
sierpień r o k u
1914,
jest czynnikiem,
zabez­
pieczającym w w y s o k i m s t o p n i u p o k ó j n a z n a c z n y c h przestrze­
n i a c h l ą d u i m o r z a , p o d l e g ł y c h b e r ł u k r ó l a Anglii i cesarza
Indyi.
J e j d z i e r ż a w y kolonialne wzrosły znacznie w czasie dłu­
giego p a n o w a n i a
królowej
Wiktoryi. Po roku
1871
Francya
s z u k a ł a w y n a g r o d z e n i a s t r a t poniesionych s k u t k i e m p r z e g r a n e j
w o j n y z N i e m c a m i w p o m n o ż e n i u swych
posiadłości kolonial­
n y c h . Tą drogą poszły N i e m c y i R o s y a . P r ó b o w a n o t ł u m a c z y ć
przaważnie p o k o j o w y s t o s u n e k wielkich m o c a r s t w e u r o p e j s k i c h
m i ę d z y sobą p o r o k u
1815
łatwem powiększaniem
pozaeuro-
zi/o
WOJNA I POKÓJ
pejskioh posiadłości, c z y n i ą c e m zadosyć w d o s t a t e c z n e j mierze
ich z a b o r c z y m p o p ę d o m , czy p o t r z e b o m . Zadowolnione
tymi
z y s k a m i nie s z u k a ł y i n n y c h w wojnach m i ę d z y sobą. T a k ż e
i t a okoliczność w pewnej mierze z a w a ż y ł a n a szali w y p a d k ó w
w d u c h u p o k o j o w y m , ale d l a t e g o , że przez długie l a t a nie d o ­
szło
do
zbrojnych
mocarstwa
starć
europejskie.
o
podział Afryki
i
Nie b r a k ł o z a t a r g ó w
doszło d o wojen. Anglia przez długie l a t a nie
Azyi,
między
o podział,
nie
przeszkadzała
orężnie a n i F r a n r y i , a n i N i e m c o m w o b s a d z a n i u ziem
poza
E u r o p ą . C o p r a w d a r o z r o s t k o l o n i a l n y Niemiec, choć bez p o ­
r ó w n a n i a mniejszy niż francuski, budził w Anglii więcej
za­
niepokojenia, p o n i e w a ż u w a ż a n o N i e m c y n a lądzie i n a m o r z u
za znacznie silniejsze, niż F r a n c y ę — s t a n o w i s k o , k t ó r e nie­
wątpliwie
w
wysokim
stopniu
przyczyniło
się d o
w o j n y w r o k u 1914. Spór niemiecko-francuski
wybuchu
o podział Ma-
rocca, w ciągu k t ó r e g o Anglia silnie p o p i e r a ł a F r a n c y ę , z o s t a ł
ostatecznie p o k o j o w o z a ł a t w i o n y , ale wywołał napięcie,
utrudniało
pokojowe
rozstrzygnięcie
następnych
które
zatargów.
T o s a m o m o ż n a powiedzieć o z y s k i w a n i u przez N i e m c y wpły­
wów
w Turcyi.
kiej wedle
Anglików niepokoiła b u d o w a kolei b a g d a d z -
planów
niemieckich
inżynierów i za
niemieckie
pieniądze. W pierwszej połowie 1914 r o k u i t e n z a t a r g załat­
wiono u m o w n i e , ale w z a j e m n e niedowierzanie p o z o s t a ł o .
Po­
średnio s p o r y o podział ziem i w p ł y w ó w p o z a E u r o p ą p r z y c z y ­
n i ł y się d o w y b u c h u w o j n y z r o k u 1914, ale nie b e z p o ś r e d n i o .
P r z e z długie l a t a z a ł a t w i a n o je p o k o j o w o . G d y wielkim m o ­
c a r s t w o m t r u d n o b y ł o dojść d o p o r o z u m i e n i a , godziły się n a
r o z s t r z y g a n i e s p o r ó w przez s ą d y rozjemcze l u b n a
dokonanie
z a b o r u przez m a ł e p a ń s t w a (Kongo belgijskie), b y l e b y u n i k n ą ć
wojny.
Prusy
w
latach
1864—1870
trzykrotnie
brały
udział
w zbrojnych z a t a r g a c h , z k t ó r y c h w y k w i t ł a n i e m i e c k a k o r o n a
cesarska dla ich królów. I n n y c h wojen p o r o k u 1815 nie p r o ­
wadziły. A u s t r o - W ę g r y od l a t 48 p o r a z p i e r w s z y wiodą wielką
wojnę. Pierwsze l a t a p a n o w a n i a cesarza F r a n c i s z k a Józefa I-go
r o z b r z m i e w a ł y częściej r o z g w a r e m walki. Dalsze b y ł y
równie
WOJNA I POKÓJ
pokojowe, j a k pierwszych 33 l a t p o u k o ń c z e n i u wojen
leońskich. W e F r a n c y i
w w i e k u X l X - y m często z m i e n i a ł a się
forma
rządu.
Jedynie
Rosya
n a zachodzie t ł u m i ł a
k r o t n i e wojowała
Napo­
cesarstwo
okazało się
wojowriiczem.
p o w s t a n i a , n a wschodzie kilka­
z Turcyą.
Obecnie p a n u j ą c y
Mikołaj
II.,
wstępując n a t r o n , d a ł i n i c y a t y w ę d o o b r a d m i ę d z y n a r o d o w y c h ,
obesłanych
przez u r z ę d o w y c h
przedstawicieli
mocarstw,
któ­
r y c h p r z e d m i o t e m b y ł o u t r z y m a n i e p o k o j u . A przecie nie u d a ł o
się u n i k n ą ć w o j n y z J a p o n i ą .
W o j n y ubiegłego stulecia
Wojny
trzydziestoletnie
były stosunkowo
i siedmioletnie
wspomnieniem historycznem.
Żadna
krótkotrwałe.
są dla n a s
odległem
z wojen p o n a p o l e o ń s k i c h
n i e przeciągnęła się d o trzeciego r o k u . Dziś wielkie
europejskie
broń.
powołują
bardzo
państwa
znaczny procent ludności
S p o s o b y t e c h n i c z n e współczesnego p r o w a d z e n i a
wymagają
ogromnego
zużycia
pocisków,
środków
pod
wojny
wybucho­
w y c h i i n n y c h z a p a s ó w . T r u d n o sobie w y o b r a z i ć , a ż e b y wojna
prowadzona z tak
wielkim n a k ł a d e m p r a c y i k a p i t a ł u m o g ł a
t r w a ć siedem lat, c h o ć b y b r a k r o z s t r z y g a j ą c y c h w y n i k ó w w z b u ­
dzał
chęć p r z e d ł u ż e n i a
wojny.
Z podobnych
przyczyn
mało
p r a w d o p o d o b n e m w y d a j e się p o n o w n y w y b u c h wielkiej w b j n y
wkrótce
p o ukończeniu
żytego przygotowania
obecnej. Zrozumienie potrzeby
się d o nowej w o j n y
p a r c i e m z a p a t r y w a ń i dążeń, s k i e r o w a n y c h
b ę d z i e silnem
nale­
po­
k u odroczeniu no­
wego s t a r c i a .
N a z y w a j ą powszechnie ubiegłe stulecie o k r e s e m zbrojnego
p o k o j u — określenie, zawierające p o t w i e r d z e n i e , ale i p e w n e
ograniczenie w y w o d ó w , k t ó r y c h treścią podkreślenie siły czyn­
n i k a p o k o j o w e g o . I z b r o j n y p o k ó j j e s t p o k o j e m , ale, czy zna­
czenie t e g o p o k o j u n i e j e s t w w y s o k i m s t o p n i u
pomniejszone
ciężarami gospodarczymi, złączonymi z istnieniem tego stanu
rzeczy? K o s z t a z b r o j e ń w ciągu
X I X - g o wieku, a zwłaszcza
w pierwszych l a t a c h X X - g o w z r a s t a ł y s z y b k o , ale nie s t a n o -
300
WOJNA 1 POKÓJ
wiły znacznej części ogólnego d o c h o d u społecznego. N i e w z r a ­
s t a ł y r ó w n o m i e r n i e we w s z y s t k i c h p a ń s t w a c h . W z r o s t d o b r o ­
b y t u b y ł ogólny, choć r ó ż n y w r ó ż n y c h p a ń s t w a c h .
Różnice
t e nie o d p o w i a d a j ą różnicom w w y d a t k a c h n a zbrojenia. N i e
w i a d o m o , czy p o s t ę p d o b r o b y t u i cywilizacyi nie b y ł b y w i ę k s z y m
w razie znacznego zmniejszenia
w y d a t k ó w n a zbrojenia,
p e w n e m jest, że k o s z t a zbrojnego
państwom
łożenia
pokoju
coraz t o większych
i oświatę, n a p o p r a w ę w a r u n k ó w
nie
ale
uniemożliwiły
kwot na
zdrowotnych,
szkolnictwo
na
ubezpie­
czenie społeczne i n a i n n e p o d o b n e cele. W n i e j e d n y m z t y c h
d z i a ł ó w w z r o s t w y d a t k ó w b y ł większy, niż wojskowych. Ogólny
p o z i o m cywilizacyi podniósł się m i m o k o s z t o w n y c h
Gdy
mowa
zapominamy
zakupno
o pomniejszeniu
oręża.
urządzenia
o kosztownych
Dawniej
domowego.
nowoczesnych
się p r y w a t n y c h
broń była istotną
Dziś
zazwyczaj
zbrojeń.
zbrojeniach,
wydatków
częścią
ludzie
na
składową
mało
kupują
b r o n i n a swój osobisty u ż y t e k . W znacznej m i e r z e przerzucili
ten wydatek
na barki państwa.
Przeceniają
koszta
pokojo-
wości, złączone ze z b r o j n e m p o g o t o w i e m m o c a r s t w , ci, k t ó r z y
zapominają,
że p r z y g o t o w a n i a
wojenne
są
źródłem
dochodu
d l a wielu członków społeczeństwa.
P o m n i e j s z a n i e z n a m i o n p o k o j o w y c h w życiu n o w o c z e s n y c h
społeczeństw
powoływaniem
się n a
koszta
zbrojnego
pogo­
t o w i a w y d a j e mi się m a ł o u z a s a d n i o n e . Istnieją zjawiska, k t ó r e
stanowią prawdziwsze, silniejsze u z a s a d n i a n i e poglądów, p o d a ­
j ą c y c h w wątpliwość wzrost dążeń pokojowych w t o k u o s t a t ­
niego stulecia. T r u d n o zaprzeczyć, że p r z y m u s o w y i p o w s z e c h n y
obowiązek służby wojskowej, n i e z n a n y k r a j o m k u l t u r y anglo­
saskiej, Anglii i S t a n o m Z j e d n o c z o n y m , p r z y j ę t y za p r z y k ł a ­
d e m rewolucyjnej F r a n c y i (la leree en masse k o n w e n t u ) we wszyst­
kich
wielkich p a ń s t w a c h
europejskich
i w
Japonii,
p o w a ż n e ograniczenie c z y n n i k ó w p o k o j o w y c h . W
stanowi
okoliczności,
że wiek X I X - y jest równocześnie stuleciem p o k o j u , a z a r a z e m
przymusowego,
powszechnego
obowiązku
służby
wojskowej,
t k w i niewątpliwie p e w n a sprzeczność.
Władze
państwowe
od
dawien
dawna
narzucały
pod-
301
WOJNA I POKÓJ
d a n y m p r z y m u s o w y i p o w s z e c h n y obowiązek s ł u ż b y wojskowej
w chwilach wielkiego niebezpieczeństwa n. p . w razie oblężenia
r
m i a s t a . N a ogół w czasach, p o p r z e d z a j ą c y c h
rewolucyę
fran­
cuską, p r z y m u s o w y - i p o w s z e c h n y obowiązek służby wojskowej
j e s t zjawiskiem w y j ą t k o w e m
łających
w dziejach n a r o d ó w ,
współdzia­
w w y t w o r z e n i u się nowoczesnej cywilizacyi. W
rożytności
powoływano
pod
broń
wolnych
z
sta­
wykluczeniem
niewolników. W średnich w i e k a c h obowiązek s ł u ż b y wojskowej
ciężył p r z e d e w s z y s t k i e m
na
szlachcie,
w mniejszym
stopniu
n a i n n y c h s t a n a c h . Uczeni, księża, nie służyli p r z y m u s o w o w woj­
sku.
Później, gdy rozszerzano
obowiązek
służby
wojskowej,
zapewniano} b o g a t y m możność j a w n e g o , legalnego
wykupienia
się (system d o n i e d a w n a p r a k t y k o w a n y w R o s y i ) . Wiele p a ń s t w
posługiwało się w o j s k a m i z a c i ę ż n e m i . S t a n y Zjednoczone i A n ­
glia p o dziś dzień t y m s p o s o b e m zapewniają
sobie p o t r z e b n ą
ilość żołnierzy. Anglicy d o p i e r o w t o k u obecnej w o j n y z a p r o ­
wadzili p r z y m u s s ł u ż b y wojskowej, z ł a g o d z o n y liczne m i ogra­
niczeniami.
Wyznawanie
zasad
religijnych,
wykluczających
b e z w a r u n k o w o zabijanie bliźniego, jest d o s t a t e c z n y m p o w o d e m
uwolnienia od czynnej służby.
F r a n c u z i , t w ó r c y s y s t e m u powszechnej służby wojskowej,
zastosowali go w najszerszej
mierze. N a w e t księży,
n y c h w i n n y c h p a ń s t w a c h , kilkanaście l a t t e m u
zwolnio­
zobowiązali
d o p r z y m u s o w e j s ł u ż b y wojskowej. P a ń s t w o z m u s z a d o speł­
n i a n i a czynności w o j e n n y c h t a k ż e i t y c h , k t ó r z y u w a ż a j ą
bez
w y j ą t k u k a ż d e p r z e l e w a n i e k r w i bliźniego za grzech, za u c z y n e k
s p r z e c z n y z ich p o c z u c i e m m o r a l n e m l u b z ich w y z n a n i e m relig i j n e m . J e ż e l i j u ż nie wszyscy, t o p r z y n a j m n i e j księża p o w i n n i
mieć możność u c h y l e n i a się od s ł u ż b y wojskowej w razie, je­
żeli
zachodzi
zasadami
sprzeczność
moralnemi
i
między
religijnemi,
wyznawanemi
a
powołaniem
przez
nich
żołnierza.
W o j s k o stałe F r y d e r y k a Wielkiego s t a n o w i ł o blisko 4 % lud­
ności. W czasie w o j n y nie d o c h o d z i ł y jego z a s t ę p y d o
cyfry
o .wiele większej. I n n e p a ń s t w a ówczesne w y s t a w i a ł y w s t o ­
s u n k u d o ogółu swej ludności mniej wojska. P a ń s t w a
nowo­
c z e s n e powołują p o d b r o ń 1 0 % całej ludności, j e d n e piątą osób
WOJNA 1 POKÓJ
302
płci męskiej. Czyż m o ż n a m ó w i ć o zwiększaniu się dążeń p o ­
kojowych?
Pewne
złagodzenie
ciężarów
obecnie n a społeczeństwa,
wojskowych,
tkwi w znacznem
nakładanych
zużywaniu
w o ł a n y c h p o d b r o ń d o czynności pomocniozych,
nie
po­
złączo­
nych b e z p o ś r e d n i o z walką. D a w n i e j p r a w i e wszyscy żołnierze
brali udział w b i t w a c h . Dziś z n a c z n y p r o c e n t żołnierzy
nie
może uczestniczyć w b i t w a c h . Około połowa z a j ę t a jest w za­
rządzie kolei i i n n y c h d r ó g , w zarządzie szpitali,
p r o c h u , żywności, z a j ę t a
jest pracą
dostawami
w urządzeniach
pomoc­
niczych wszelakiego r o d z a j u , k t ó r e d a w n i e j b y ł y mniej u d o s k o ­
nalone. W
średnich
wiekach
u c z o n y c h nie p o w o ł y w a n o
pod
b r o ń . T a k ż e i dziś p a ń s t w o w pewnej mierze oszczędza w a r ­
s t w y w y k s z t a ł c o n e . F i z y c y i chemicy, ludzie t e c h n i c z n i e w y s z k o ­
leni, użyteczniejsi są w z a k ł a d a c h w y r o b u b r o n i , p r z y obsłudze
telegrafów i telefonów, niż w r o w a c h strzeleckich. L e k a r z e p r a ­
cują w szpitalach, k u p c y w i n t e n d a n t u r z e . Konieczności w o j ­
skowe, nie mówiąc
o i n n y c h , wykluczają
powołanie
wszyst­
kich mężczyzn, z d o l n y c h d o noszenia b r o n i . Ziemia m u s i b y ć
nadal uprawianą,
c h o ć b y w ograniczonej
mierze.
Kopalniom
węgla nie m o ż n a o d e b r a ć w s z y s t k i c h sił roboczych, b o bez węgla
koleje
nie
mogłyby
przewozić
żołnierzy,
a
zakłady
p r o c h u i b r o n i m u s i a ł y b y zawiesić swe czynności,
wyrobu
niezbędne
dla wojska. N a w e t z u w z g l ę d n i e n i e m t y c h okoliczności nie d a
się zaprzeczyć, że b r a n i e u d z i a ł u b a r d z o znacznej ilości ludzi
w wojnach
nowoczesnych
świadczy o t r w a ł o ś c i i sile współ­
c z y n n i k ó w wojowniczych naszej cywilizacyi.
Objaw,
o którym
mowa,
jest
znamiennym
przejawem
coraz silniejszego w y o d r ę b n i a n i a w o j n y i p o k o j u . D a w n i e j wielu,
ludzi chodziło stale z bronią w r ę k u . Obecnie w czasach d ł u g o ­
letniego p o k o j u t y l k o ludzie w czynnej służbie wojskowej noszą
broń. U ż y t e k z niej robią r z a d k o . W e F r a n c y i i w Anglii ofi­
cerowie w czynnej służbie p o z a g o d z i n a m i służby ubierają
po cywilnemu,
się
nie noszą b r o n i . W chwili w y b u c h u
wielkiej
wojny b a r d z o z n a c z n a część m ę ż c z y z n u b i e r a się w
mundur
w o j s k o r / y i chodzi u z b r o j o n a . N a polu b i t w y żołnierze walczą
303
WOJNA I POKÓJ
z wielkim wysiłkiem f i z y c z n y m
i umysłowym.
Wojna
toczy
się z n a k ł a d e m energii w i ę k s z y m , niż d a w n i e j . S t a ł a się i n t e n zywniejszą. P o z a p o l e m b i t w y w a l k i p r a w i e n i e m a . W czasach
długoletniego p o k o j u w a l k i są b a r d z o r z a d k i e . P o k ó j
współ­
czesny o d p o w i a d a idei p o k o j u w w y ż s z y m s t o p n i u , niż d a w ­
niejszy s t a n p o k o j o w y . W o j n a t a k ż e staje się coraz t o p e ł n i e j ­
szym w y r a z e m pojęcia o z n a c z a n e g o m i a n e m w o j n y .
W o j n a współczesna jest wielkim n a k ł a d e m energii i k a ­
p i t a ł u . Czyż d w a l a t a t a k i e j w o j n y nie r ó w n o w a ż y wielu
pokojowych?
Oceniając
rozmiary intenzywności
lat
współczesnej
w o j n y , nie m o ż n a z a p o m i n a ć o t e m , że ludzkość współczesną
stać n a wielkie przedsięwzięcia w o j e n n e . P a ń s t w a
przewyższają
nowoczesne
— m o ż n a bez wielkiej p r z e s a d y powiedzieć
nieskończenie dawniejsze ilością ludzi. Przewyższają
je
—
orga­
nizacyą życia społecznego. D o ż y l i ś m y znacznego p o s t ę p u w i e d z y
l u d z k i e j , jej
rozpowszechnienia
c z e ń s t w a nowoczesne górują
zywność nowoczesnej
wśród
szerokich
mas.
Społe­
zasobnością gospodarczą.
Inten-
w o j n y zmniejsza jej miejscowe
ograni­
czenie. S t o s u n k o w o m a ł e p r z e s t r z e n i e p a ń s t w wojujących
są
bezpośrednio wciągnięte w wir w y p a d k ó w w o j e n n y c h . W Belgii
i we F r a n c y i wojska jednej i drugiej s t r o n y walczą od p ó ł t o r a
r o k u mniej więcej n a t y c h s a m y c h s t a n o w i s k a c h . W o j n a a u s t r y acko-włoska t o c z y się dziesiąty miesiąc n a s t a n o w i s k a c h ,
za­
j ę t y c h przez obie s t r o n y w chwili w y b u c h u w o j n y . Umiejsco­
wienie w o j n y n a s t o s u n k o w o małej p r z e s t r z e n i łączy się z p r z e ­
k s z t a ł c e n i e m b i t w y polowej w w a l k ę , toczoną p r z e w a ż n i e w oko­
pach.
Można p o d a w a ć w wątpliwość większą pokój owość współ- '
czesnej cywilizacyi r o z u m o w a n i e m b a r d z i e j p ó d s t a w o w e m i n i e c o
więcej u z a s a d n i o n e m ,
niż p o w o ł y w a n i e
się n a
koszta
zbroj­
n e g o p o k o j u . J e s t bardziej pokojową, atoli t y l k o dzięki ciągłej
groźbie użycia p r z y m u s u fizycznego. W e w n ą t r z p a ń s t w a w ł a d z a
ogranicza walki p o d d a n y c h groźbą k a r y , a n a z e w n ą t r z w s t r z y ­
m u j e n a p a ś ć sąsiadów groźbą z b r o j n e g o ich o d p a r c i a . P o p i e r a
swe g r o ź b y u t r z y m y w a n i e m
odpowiedniego
aparatu
admini­
s t r a c y j n e g o , policyi, wojska. P r z y m u s fizyczny w wielkich r o z -
304
WOJNA I POKÓJ
m i a r a c h istnieje in potentia.
G d y b y go nie było, g d y b y nie b y ł o
gróźb państwa, popartych
możnością użycia siły, nie b y ł o b y
także pokoju wewnętrznego i zewnętrznego. Nie można utoż­
samiać g r o ź b y z jej u r z e c z y w i s t n i e n i e m . Zmniejszanie się walki
i wojen b y ł o b y z pewnością m o r a l n i e cenniejsze, g d y b y b y ł o
ściśle d o b r o w o l n e , ale nie t r a c i całej swej w a r t o ś c i p r z e ^ t o ,
że w pewnej mierze łączy się z groźbą
użycia p r z y m u s u .
Pa­
m i ę t a j m y i o t e m , że p r z y m u s , o k t ó r y m m o w a , nie j e s t c z y s t o
fizyczny, j a k b y n a pierwszy r z u t o k a w y d a w a ć się mogło. Nie
m ó g ł b y b y ć s k u t e c z n y m , g d y b y nie miał p o p a r c i a w p r z y c h y l n e j
opinii w a r s t w w p ł y w o w y c h .
Współdziałanie
i współzawodnictwo
pokojowe
stają
coraz t o donioślejszymi c z y n n i k a m i w t o k u dziejów.
s t y k a j ą się ze sobą coraz t o częściej. W a l k a
ze
się
Ludzie
zwierzętami
i ludzi m i ę d z y sobą j e s t w z a n i k u . W o j n y t r w a j ą n a d a l . T r u d n o
stwierdzić w y r a ź n y wzrost l u b oczywiste p o n i e c h a n i e tej f o r m y
ludzkiego współżycia.
J u ż t o s a m o dowodzi, że
stosunkowo
znaczenie wojen raczej maleje. R o z m i a r y i doniosłość t y c h form
ludzkiego współżycia, k t ó r e polegają
na
współdziałaniu i n a
w s p ó ł z a w o d n i c t w i e p o k ó j o w e m s t a n o w c z o wzrastają. W s t o s u n k u
d o nich znaczenie dziejowe wojen zmniejsza się, p o n i e w a ż t r u d n o
stwierdzić
wzrost
c z e ń s t w ludzkich.
wojowniczości
wśród
nowoczesnych
B ę d ę się s t a r a ł później
społe­
uprawdopodobnić,
że w o j n y obecnie są mniej z y s k o w n e , niż dawniejsze, że ich
znaczenie
gospodarcze
szybkiego r o z r o s t u
uległo pomniejszeniu
innych
w
stosunku
środków zarobkowania,
do
zapewnia­
j ą c y c h coraz t o większe zyski. Może b ę d ę miał sposobność t a k ż e
i z i n n y c h p u n k t ó w widzenia u p r a w d o p o d o b n i ć pogląd o z mnie j szającem się z n a c z e n i u wojen.
VI.
B u c k i e w głośnej książce o dziejach cywilizacyi angiel­
skiej zauważył, " że w wieku X I X - y m w o j n y s t a ł y się nieco r z a d ­
-
sze, a z a m i ł o w a n i e d o w ojen n i e m a l zupełnie zanikło. D a w n i e j
r
stan
żołnierski
był
uprzywilejowanym.
Władza
w
państwie
305
WOJNA I POKÓJ
spoczywała
w znacznej
mierze w ręku
jego
przedstawicieli.
T o s a m o zachodzi t a k ż e i dziś w wielu p a ń s t w a c h w czasie wiel­
kiej w o j n y . P o r o k u 1815 p r z e ż y ł y społeczeństwa
europejskie
długie l a t a p o k o j u , w ciągu k t ó r y c h w p ł y w w y ż s z y c h wojsko­
w y c h w r ó ż n y c h p a ń s t w a c h b y ł r ó ż n y m , ale n a ogół m o ż n a
stwierdzić
wzrost
znaczenia
politycznego innych
oczywiście nie mogło się stać bez równoczesnego
warstw,
co
umniejszenia
w mniejszej l u b większej mierze p r z e w a g i wojskowości. W X I X .
w i e k u k a r y e r a w o j s k o w a s t r a c i ł a d u ż o siły przyciągającej
na
rzecz z a w o d ó w p r z e m y s ł o w y c h , h a n d l o w y c h . L u d z i e ż ą d n i wła­
dzy,
majątku,
zaszczytnego
stanowiska,
dziś wybierają
rza­
dziej z a w ó d wojskowy. Posługują się chętniej i n n y m i d r o g a m i
dojścia d o t y c h celów. Dziś p r a w d o p o d o b n i e ludzie
wybitni
z d o l n o ś c i a m i g a r n ą się mniej c h ę t n i e , niż d a w n i e j , d o z a w o d u
wojskowego.
P r z e w r ó t w z a p a t r y w a n i a c h i dążeniach, o k t ó r y m m o w a ,
jest w i d o c z n y we F r a n c y i , w Anglii, w S t a n a c h Z j e d n o c z o n y c h .
W Niemczech stan umysłów jest odmienny. Zawód wojskowy
t a k ż e i w czasie p o k o j u z a p e w n i a w y b i t n e s t a n o w i s k o t o w a r z y ­
skie. Nie stracił swej siły przyciągającej
ników wybitniejszych.
w s t o s u n k u d o osob­
S k u t k i niemieckiej oceny z a w o d u
woj­
skowego w p r z e c i w s t a w i e n i u d o angielskiej i francuskiej
uwi­
doczniły się d o b i t n i e w t o k u obecnej w o j n y . Nie
zapoznając
różnicy, k t ó r a p o d t y m względem z a c h o d z i m i ę d z y N i e m c a m i ,
a wielu i n n y m i k r a j a m i ,
i w "Niemczech
m o ż n a j e d n a k stwierdzić', że t a k ż e
uprzywilejowane
stanowisko zawodu
wego d o z n a ł o p e w n e g o ograniczenia w ciągu X I X - g o
wojsko­
wieku.
R ó ż n e p r z y c z y n y złożyły się n a t e n p r z e w r ó t w z a p a t r y ­
w a n i a c h , ocenach i d ą ż e n i a c h l u d z k i c h . Zwyciężyły p r ą d y d e ­
m o k r a t y c z n e i k o n s t y t u c y j n e . W z r o s t r a c y o n a l i z m u , zwłaszcza
gospodarczego, p r z y c z y n i ł się d o t e g o , że dziś ludzkość gdzie­
indziej s z u k a w i d o k ó w korzystniejszego z a r o b k o w a n i a . Aristot e l e s u w a ż a ł wojnę za polowanie n a ludzi, z a ś r o d e k u z y s k a n i a
niewolników. U w a ż a ł ją n a r ó w n i z p o l o w a n i e m n a zwierzęta
za „ n a t u r a l n y " ś r o d e k z a r o b k o w a n i a . D o n i e n a t u r a l n y c h zali­
czał h a n d e l (pośrednictwo w w y m i a n i e , a nie w y m i a n ę ) . W p r o s t
p. p. T . cxxxi.
on
306
WOJNA I POKÓJ
odwrotne
twierdzenie
odpowiadałoby
bardziej
współczesnym
p o g l ą d o m . N a m w y d a j e się h a n d e l n a t u r a l n i e j s z y m
z a r o b k o w a n i a , niż wojna. A t e ń c z y k za Periklesa,
sposobem
przypatrując
się n a j b l i ż s z y m sobie s t o s u n k o m , mógł ł a t w o dojść d o p r z e k o ­
n a n i a , że w o j n a j e s t n a t u r a l n y m sposobem z a r o b k o w a n i a . D o ­
chód z niej był stale g ł ó w n e m ź r ó d ł e m u t r z y m a n i a dla wielu
Ateńczyków.
Państwo
ateńskie
nakładało
stałe
haracze
na
m i a s t a s p r z y m i e r z o n e , k t ó r e b e z p o ś r e d n i o czy p o ś r e d n i o p r z y ­
p a d a ł y w udziale jego- o b y w a t e l o m . O g r o m n a większość wol­
n y c h obywateli a t e ń s k i c h b y ł a p ł a t n a ze s k a r b u p a ń s t w a , zasi­
lanego głównie h a r a c z a m i sprzymierzeńców, a w m a ł y m s t o p n i u
p o d a t k a m i . Aristoteles, zaliczając
wojnę d o n a t u r a l n y c h
sobów z a r o b k o w a n i a , d a w a ł w y r a z p o g l ą d o m
spo­
wielce
rozpow­
s z e c h n i o n y m , p o części u z a s a d n i o n y m w ówczesnych
faktycz­
n y c h s t o s u n k a c h . Dziś s t a n rzeczy zmienił się. O b o k
wojny
p o w s t a ł y inne źródła z a r o b k ó w . Z h a n d l u i p r z e m y s ł u u z y s k u j ą
ludzie d o c h o d y i m a j ą t k i większe, niż ze z d o b y c z y w o j e n n y c h .
Znaczenie
wojny
jako
sposobu
zarobkowania
zmalało.
Dziś
u w a ż a m y pokój za s t a n n o r m a l n y , wojnę — za zjawisko wy­
jątkowe.
Starałem
się u p r a w d o p o d o b n i ć
zapatrywanie,
że
wojna-
i pokój różniczkują się coraz wyraźniej w t o k u dziejów, że za­
patrywania
i dążenia
pokojowe,
skłaniające
ludzi d o
zanie­
c h a n i a wojen, zyskują n a sile i skuteczności w s t o s u n k u d o d ą ż e ń
przeciwnych, dzięki c z e m u f o r m a w o j e n n a
doznała
pewnego
ograniczenia.
Doniosła
współzawodnictwa
zmiana n a kcrzyśó
pokojowego współżycia ludzi j e s t t e m b a r d z i e j
godną, że zaszła równolegle z o g r o m n y m
nia n a kuli
ziemskiej.
Większa
liczba ludzi
współzawodnictwo o skarby
przyrody.
l u d n i e n i a ludzkość p o w i n n a
się s t a w a ć
zastanowienia
r o z r o s t e m zaludnie­
powiększa
ich
W r a z z w z r o s t e m za­
bardziej
wojowniczą.
A przecie p r z e b i e g w y p a d k ó w j e s t wprost o d w r o t n y . Dlaczego
ludzkość
stała
się
bardziej
pokojową?
b y ł y może nie b e z p o ś r e d n i o działającą
mniej
jednym
z głównych
warunków
Zmiany
przyczyną,
gospodarczo
ale c o n a j -
urzeczywistnienia
tego
p r z e w r o t u . L u d z k o ś ć mogła stać się bardziej pokojową z chwilą,
307
WOJNA I POKÓJ
g d y z y s k i wojenne uległy zmniejszeniu. Pisząc w d a l s z y m ciągu
o rozwoju g o s p o d a r c z y m wojny, b ę d ę się s t a r a ł określić c z y n ­
niki, k t ó r e o b n i ż y ł y w a r t o ś ć gospodarczą z d o b y c z y
Na
tle
gospodarczem
będę
się
starał
wojennych.
wyjaśnić, j a k i m
spo­
sobem p r z y b y t e k l u d z i , m i a s t o wywołać n o w e wojny, p o n i e k ą d
wpłynął
na
zwycięstwo
dążności p o k o j o w y c h .
P r z y tej spo­
sobności może u d a mi się rzucić nieco światła n a p y t a n i e , d l a ­
czego wiek X I X - y b y ł w y b i t n i e p o k o j o w y m , dlaczego z począt­
k i e m n a s t ę p n e g o stulecia p r z e ż y w a m y
okres bardziej
wojow­
niczy ?
A może pokój owość wieku
wyraz
dążności, p r z e w a ż a j ą c y c h
zjawiskiem
przelotnem,
może
X I X - g o , którą
uważam
za
w rozwoju
dziejowym,
jest
wojowniczość
następnego
stu­
lecia u t r w a l i się i wyciśnie swe p i ę t n o n a d a l s z y m p r z e b i e g u
w y p a d k ó w ? Przyszłości nie m i a ł e m z a m i a r u p r z e s ą d z a ć . Cho­
dziło mi t y l k o o p r z y c z y n e k d o z r o z u m i e n i a przeszłości.
Adam
Krzyżanowski.
Z cyklu: „Opowieści Chrystusowe".
WSTAŃ!...
—- N a h u m i e . . . zali n a p r a w d ę o śmierci myślisz?
Spojrzał k u niej
i odsuwając
wpół w y p i t ą
czarę, p y t a ł
drwiąco:
—• Alboż ci m n i e żal?
K o b i e t a przeciągnęła wężowo g i ę t k ą kibić, a jej c z a r n e ,
w i n e m zamglone, p o d ł u ż n e oczy spojrzały w młodzieńczą, bladą,
ż y c i e m zniszczoną
twarz
i nagle
odbiło się w nich
współ­
czucie i ż a l :
— M ł o d y jesteś... o s i e m n a s t y r o k masz d o p i e r o .
— O s i e m n a s t y wiek... H e w o !
Pochyliła głowę:
— S z k o d a . . . b y ł e ś p o c z c i w y m , w e s o ł y m chłopcem, N a h u ­
mie, dłoń t w o j a b y ł a zawsze o t w a r t ą i miewałeś chwile, w k t ó
- r y c h m o ż n a cię b y ł o n a p r a w d ę miłować,
— Jakże
miło
jest
jeszcze. — P o d n i ó s ł c z a r ę
słyszeć
mowę pogrzebową
drżącą j a k
zdrowie t w o j e H e w o - m i s t r z y n i , k t ó r a
t r u c i z n ę , a żałujesz,
g d y z niej
za życia
u starca r ę k ą :
w żyły ludzkie
człowiek k o n a ! Z a
twoje, cudna, nieśmiertelna Hewo, mająca
—
Za
sączysz
zdrowie
w j e d n e j dłoni czarę
z p i e n i s t e m w i n e m rozkoszy, a w d r u g i e j . . . a l a b a s t r o w e n a c z y n i e
n a ł z y p o z m a r ł y c h k o c h a n k a c h . . . no, nie wiele t a m b y ć m u s i
tych
łez, b o są
one
u
ciebie
jako
ta
obfita
rosa
ziemi
o słońca z a c h o d z i e , k t ó r ą wschód n o w e g o słońca spija bez śladu.
309
WSTAŃ
Młodzieniec
czarę spełnił
d o d n a i rzucił ją o m a r m u r
wejściowej k o l u m n y , r o z p r y s n ę ł a się n a t y s i ą c z n e części, b ł y s k
p o c h o d n i rozpalił t ę c z e b l a s k ó w w o d ł a m k a c h k r y s z t a ł u . W czar­
n y c h oczach k o b i e t y p r z e s u n ę ł a się niechęć i zgasła z n a ć i n n ą
spłoszona myślą, ale uwagi p o w s t r z y m a ć nie m o g ł a :
— S y m p a t y c z n y m gościem jesteś dzisiaj. N a h u m i e , t a c z a r a
to
majątek.
— Zapominasz
rozbić
ją,
by
iż b y ł a m o i m d a r e m , m i a ł e m więc p r a w o
z niej
nikt
nie
pijał p o m n i e .
Tobie j e d n a k '
p r z y ś l ę dziś jeszcze inną, kosztowniejszą i n a p e ł n i ę ją z ł o t e m
p o brzegi, a b y ci miłą b y ł a p o d w ó j n i e . . . o b a w i a m się b o w i e m ,
iż g d y b y m odszedł
nie
mogłyby twoje piękne
wynagrodziwszy
oczy
ci r z e k o m e j
straty,
p ł a k a ć n a p r a w d ę , nie t y l e m n i e ,
co owej czary z k r y s z t a ł u .
. - - Czara z kryształu?...
czemże
ona
jest
wobec życia
ludzkiego...
— H e w o . . . czy i t y masz
ten
n i e p o t r z e b n y g r a t , co się
sercem n a z y w a ?
— Może i m a m . . . — p o p e ł n y c h , w i l g o t n y c h
ustach ko­
b i e t y przesunął się z a g a d k o w y p ó ł - u ś m i e c h , a c z a r n e oczy p o d
błękitnawą,
ciężką p o w i e k ą
przesłonił
smutek:
—
Słuchaj...
zali n a p r a w d ę nic cię d o życia nie wiąże?
P r z y g a s ł e oczy leżącego n a nizkim, r z y m s k i e m łożu mło­
dzieńca spojrzały ku niej s z y d e r c z o :
— N a w e t t w o j e p o c a ł u n k i . . . p o m y ś l więc, d o j a k i e g o sto­
p n i a p r z e s y t u dojść j u ż m u s i a ł e m . Mówię ci, słodka córo Afro­
d y t y , z m ę c z o n y j e s t e m , t a k i z m ę c z o n y , iż z S e n e k ą powiedzieć
m o g ę : „ j e d y n ą p r z y s t a n i ą j e s t ś m i e r ć " i cieszę się n a nią, j a k
n a ostatnią, n i e z n a n ą rozkosz.
— Zali- p e w n y jesteś... iż t a m . . . nic nie m a . . .
— Alboż m ą d r z e j s z e głowy nie t w i e r d z i ł y t e g o p r z e d e m n ą ?
— Uczeni n a s z e g o n a r o d u wierzą w życie p o z a g r o b o w e , a...
P r z e r w a ł jej ż y w o :
— Każdy
wyznaje
naukę,
która mu
lepiej
odpowiada,
H e w o . . . D o m n i e p r z e m a w i a ł a najsilniej w i e d z a E p i k u r a :
roz­
kosz d a w a ć i b r a ć , s z u k a ć jej i t w o r z y ć ją sobie, a g d y p r z e s y t
310
WSTAŃ
i zmęczenie
ogarnie
skorzystać
z wolności, j a k ą
natura dala
człowiekowi i odejść.
— R ó ż n e są pojęcia r o z k o s z y i rozkosz r ó ż n a . — K o b i e t a
s m u k ł e m i d ł o ń m i oplotła k o l a n a i odchylając nieco w t y ł ciemnemi warkoczami
oplecioną
głowę
mówiła
cicho: — Myśmy
s z u k a l i j e d y n i e z m y s ł o w y c h p o d n i e t , N a h u m i e , a życie l u d z k i e
zawiera p o d o b n o wiele i n n y c h
;
t r w a l s z y c h , bo d u c h o w y c h roz­
k o s z y i n i c z e m p r z y nich j e s t cielesnych
wiesz, b y ł a m
p r z e d kilku
p o ż ą d a ń szal... J a k
dniami z Kwintusem
w d r o d z e p o w r o t n e j , w okolicach K a n y ,
w
Tyberias.
nie mogli
się l e k t y -
k a r z e nasi przecisnąć przez rzesze l u d u słuchającego
wykładu
młodego n a u c z y c i e l a z N a z a r e t u , a ponieważ wieczór b y ł piękny
a zdziwiło n a s d z i w n e s k u p i e n i e , z j a k i e m nasz z a z w y c z a j r u c h ­
liwy i w r z a s k l i w y l u d słuchał... więc z a t r z y m a l i ś m y się... O N a ­
h u m i e . . . p o r w a ł m n i e t e n m ł o d y m i s t r z , nie p o t ę g ą
wymowy,
nie pięknością frazeologii, ale t ą treścią silną, żywą, wielką, co
w p r o s t z d a się z d u c h a d o d u c h a szła,
zwykłych
wykładów
Pisma.
i małą słuchając jego
słów,
a taka
Jakże nędzną
inna była
od
się sobie z d a ł a m
nieznane tęsknoty
wstawały
mi
w d u s z y . . . żal i w s t y d . . . b o wszakże d o t ą d j a m j e n o o p i ę k n o
ciała mego d b a ł a , o s z a t i s t o ł u w y t w o r n o ś ć , o rozkosz, a
mi czasem p r z y s z ł a m y ś l o śmierci, t o o d s u w a ł a m ją
gdy
daleko
z mieszaniną t r w o g i i w s t r ę t u . A g d y mi c z a s e m p r z y s z ł a myśl
o Bogu... t o s k ł a d a ł a m ofiary w ś w i ą t y n i J e d y n e g o , a czasem
Afrodycie l u b J o w i s z o w i . . . s z a l o n a b y ł a m . . . A o t o ów m i s t r z
z Nazaretu
mówił,
iż życie ciała jest t y l k o w s t ę p e m d o życia
d u c h a , on m ó w i ł : . , n i e troszczcie się t e d y : cóż b ę d z i e m y jeść?
a l b o co b ę d z i e m y pić? n i czem się b ę d z i e m y p r z y o d z i e w a ć , ale
szukajcie
naprzód
królestwa
wszystko
będzie w a m
Bożego
przydane"...
i sprawiedliwości, a t o
O Nahumie, jest w t y m
człowieku m o c , k t ó r a p r z y k u w a , a w jego słowach
porywająca
siła p r a w d y . . . z a p o m n i e ć go nie zdoła, k t o raz słowa jego sły­
szał.
W duszę m i
zapadła
wizya
jego młodzieńczej
głowy,
c i e m n o - b ł ę k i t n y c h oczu s p o k o j n a g ł ę b i a , i zda mi się, iż jego
głos wola n a m n i e . . . wróć się z szerokiej drogi, p o k t ó r e j
lone, życiem
i występkiem
pijane
przewalają się t ł u m y ,
sza­
bo
311
WSTAŃ
one n a z a t r a c e n i e dążą... t y B o g a szukaj d u c h e m , a odnajdziesz
cel życia, p e ł ń szczęścia. N a h u m i e , jeżeli j e d n a k jest Bóg, k t ó r y
n a s d o życia powołał, k t ó r y k r e s kładzie n a s z e m u istnieniu, t o
i wolność odejścia z b y t u j e s t t a r g n i ę c i e m się n a
jego p r a w a ,
błędem, występkiem.
Młodzieniec p o g a r d l i w i e w y d ą ł u s t a :
— Słyszałem
o
Jezusie
z Nazaretu,
mówił mi o n i m
p r z e ł o ż o n y synagogi... idą p o d o b n o za n i m n a i w n e rzesze n a ­
szego ł a t w o z a p a l n e g o l u d u .
— Nie t y l k o n a i w n e rzesze l u d u , N a h u m i e , p o m i ę d z y jego
uczniami
widziałam synów
bogatego
Zebedeusza,
widziałam
M a t e u s z a , k t ó r y przecież filozofii greckiej h o ł d o w a ł i b y ł świat o w c e m w k a ż d y m calu, a t e r a z zamienił c i e n k i j e d w a b s z a t y
n a s z a r y płaszcz człowieka
wyraz przesytu
z ludu,
ale z n i k n ą ł m u z t w a r z y
i p r z e d w c z e s n e g o z n u ż e n i a , zdał m i się czło­
w i e k i e m , k t ó r y długo błądząc w p u s t y n i , ożywcze wreszcie od­
n a l a z ł źródło.
— Może...
oby m u
z tem
dobrze
było... Wiesz, H e w o .
n u d z i m n i e t w ó j w y k ł a d , b y w a s z nieskończenie miłą, o ile nie
usiłujesz mówić r z e c z y m ą d r y c h . . . wierz m i , r o z u m w kobiecie
j e s t dla n a s t a k z b ę d n y j a k p e s t k a w b r z o s k w i n i .
— Nie z miąszu b r z o s k w i n i j e d n a k , ale z jej p e s t k i wy­
rasta nowe owocodajne drzewo.
— Miąsz b r z o s k w i n i chłodzi m o j e u s t a s p r a g n i o n e , z p e s t k i
zaś w y r a s t a d r z e w o dające owoce t y m , k t ó r z y p o m n i e przyjdą...
a coż m n i e
męczą
obchodzą
się, szukają,
przyszłe
niech
tak
pokolenia,
niech
sobie
żyją,
samo jak
ja w ciemni ranią
d u s z e , o b u m i e r a j ą t ę s k n o t ą , szaleją n u d ą .
— S a m o l u b n y m jesteś...
— K a ż d y człowiek j e s t
samolubem...
— K a ż d y człowiek, k t ó r e m u ziemia j e s t w s z y s t k i e m .
— D a j m y t e m u pokój
Hewo...
życiową
moją
ciekawość
zaspokoiłem w k a ż d y m kierunku, jestem chory, znużony i do­
p r a w d y od najbiedniejszego ż e b r a k a nędzniejszy p o m i m o moich
s t a d i włości... G d y b y ś
mi nawet
rzekła, iż t e n m i s t r z z N a ­
z a r e t u potrafi p r z y w r ó c i ć m i s t r a c o n ą d u c h a r ó w n o w a g ę , energię
312
WSTAŃ
życia i c z y n u , nie p o s z e d ł b y m d o niego, b o sił nie m a m , o c h o t y
ni chęci, b o z n u ż o n y j e s t e m t a k , iż j e n o snu p r a g n ę , k t ó r y od
powiek m o i c h ucieka od t y g o d n i a . D l a m n i e w s z y s t k o minęło...
nic mnie j u ż z życiem nie wiąże.
K o b i e t a milczała chwilę, o b r y w a ł a s m u k ł y m i p a l c a m i w o n n e
p ł a t k i z p u r p u r o w e j r ó ż y , aż jej w ręce ł o d y g a została... S m u k ł ą
jej p o s t a ć przebiegło d r ż e n i e ,
odrzuciła szkielet z m a r ł e j r ó ż y
i zapytała cicho:
— A miłość
matki
twojej, Nahumie...
jedynym
jesteś
u niej...
N a przedwcześnie
zwiędłą, młodzieńczą t w a r z
p a d ł cień
smutku:
— Matka?...
azaliż p r z y n i o s ł e m jej k i e d y r a d o ś ć ? . . . ból
j e n o i łzy... śmierć m o j a będzie ulgą dla niej jedynie... W c z o r a j
d o p i e r o powiedziała mi, iż m a r n u j ę życie, p r z y n o s z ę w s t y d pa­
mięci ojca i t a k d a l e j . . . p r z e s t a n i e się więc w s t y d z i ć .
— Śmierć dziecka n i g d y
długich
rzęsach
kobiety
nie jest ulgą d l a m a t k i — n a
zalśniły łzy i s t o c z y ł y się cicho p o
u b a r w i o n y c h policzkach n a b l a d e złoto h a f t o w a n y c h p o d u s z e k —
i j a n i e g d y ś m i a ł a m dziecko, b y ł a m w t e d y chora, b i e d n a , nie­
szczęśliwa, a j e d n a k g d y
t e d r o b n e rączki
objęły
mi
szyję...
Nie N a h u m i e , b y t o zrozumieć — kobietą, m a t k ą b y ć t r z e b a . . .
p e ł ń radości we m n i e b y ł a , jakiej n i g d y miłość m ę ż c z y z n y nie
d a ł a mi w życiu, z d a w a ł o mi się, że t a d u s z a , t o l u d z k i e ist­
nienie, p o w i e r z o n e mojej opiece, wiąże m a i e z n i e b e m i ziemią
równocześnie, d u m n ą b y ł a m i szczęśliwca chociaż głodną b y ł a m
i o b d a r t ą , a g d y u m a r ł mój b i e d n y , złotowłosy... m a l e ń k i J o z u e . . .
— Z a ł k a ł a , a jej c i e m n a , złotem p r z e p a s e k i c i e m n ą p u r p u r ą
róż s t r o j n a głowa o p a d ł a n a b a r w n e p o d u s z k i .
Młodzieniec p a t r z y ł k u niej z u ś m i e c h e m s z y d e r c z y m , ale
w głosie d r ż a ł m u t o n z a z d r o s n e g o p o d z i w u , g d y m ó w i ł :
— H e w o . . . j a k ż e t y jeszcze silnie życiu należysz, k i e d y
t a k i e odległe w s p o m n i e n i e w z r u s z a cię d o łez.
— B y ł a t o j e d y n a czysta, j e d y n a p i ę k n a miłość w m o j e m
życiu... o g d y b y m i b y ł a z o s t a ł a — nie b y ł a b y m . . . t e m czem
jestem...
przeminęło...
upadłam,
a Bóg
nie p o w i e r z a
duszy
WSTAŃ
313
V
ludzkiej
k o b i e t o m w y s t ę p n y m . M a t k a t w o j a będzie cię p ł a k a ć
podwójnie, Nahumie, j a k o syna i j a k o
człowieka...
zmarno­
wanego...
— U p r z e j m ą jesteś, H e w o . . .
— Szczerą
jestem...
może
pierwszy
r a z w życiu... ale
p ę k ł a w mojej d u s z y obręcz fałszu p o d w p ł y w e m słów J e z u s a
z N a z a r e t u i z o s t a ł t a k i k r w a w y żal i... t ę s k n o t a . — P o d n i o s ł a
się i k ł a d ą c białe, p i e r ś c i e n i a m i obciążone ręce n a j e g o r a m i o ­
n a c h , m ó w i ł a cicho: — W i e m , że j a głównie p r z y c z y n i ł a m się d o
tego, byś był z m a r n o w a n y m
człowiekiem, N a h u m i e , i żal m i
tego... m ł o d y jesteś jeszcze... o t r z ą ś n i j się z t e g o , zerwij z n a m i . ,
ożeń się... s p r ó b u j żyć i n a c z e j .
— Zbijaj pieniądze,
pij
w i n o z K a r m e l u , załóż r o d z i n ę
bez względu n a t o , n a jakich p o d s t a w a c h , c h o d ź d o synagogi,
święć s a b b a t , złóż kozła z a grzech, z a p o m n i j greckiej filozofii
i r z y m s k i e j r o z p u s t y . . . s t a ń się p a t r y a r c h ą . . . n i e p r a w d a ż H e w o . . .
t o t a k ł a t w o , j a k j e d n ą s z a t ę zniszczoną
j u ż n a d r u g ą świeżą
zamienić... K ł a m a ć sobie i d r u g i m . . . p o co?
Doprawdy jednak
w y k o b i e t y grzeszycie b r a k i e m logiki... czyż n a t o s p r o w a d z i ł a ś
m n i e n a k w i e t n e b e z d r o ż a , b y obłędną drogą n a p r o s t y przy­
wieść
gościniec...
Ty
przecież, H e w o życiodajna,
podsunęłaś
m o i m d z i e c i n n y m jeszcze u s t o m c z a r ę rozkoszy, a dziś...
— Żal m i tego...
— A jutro... uczynisz t o s a m o z innym...
Z a ś m i a ł się, oczy k o b i e t y p o c i e m n i a ł y ,
b y ł w nich b ó l :
— Nie...
— Och... nie?
— Nie, N a h u m i e . . . d l a t e g o m o ż e iż s ł u ż y ł a m
wyłącznie
k u l t o w i ciała c z u j ę dziś, iż nie j e s t on treścią życia, ale jego p r z e k l e ń s t w e m r a c z e j , t y m ł a ń c u c h e m , co z ziemią wiąże i du­
chowi lotu
wzbrania.
— D o s y ć . . . już d o s y ć ! N a w s z y s t k i e bogi G r e c y i i R z y m u
m y ś l a ł e m , iż s p ę d z ę dzisiaj
z tobą
o s t a t n i wieczór
rozkoszy,
a t y nudzisz m n i e k a z a n i a m i p i ę k n a , córo w y s t ę p k u . . .
zdrowa... c z a r ę ci odeślę...
— Daj ją b i e d n y m , N a h u m i e .
^
Bywaj
314
WSTAŃ
R a z p i e r w s z y spojrzał k u niej z ż y w e m z a i n t e r e s o w a n i e m :
— Aż t a k ? . . . G d y b y nie t o , iż p o s t a n o w i ł e m dziś jeszcze
skończyć, p o s z e d ł b y m p o s ł u c h a ć słów J e z u s a z N a z a r e t u , k t ó r y
H e w i e . . . z ł o t o obrzydził.
— O b y ś poszedł...
— Bywaj
zdrowa,
niech
wszyscy bogowie otaczają
cię
swoją opieką, boję się, iż n a starość będziesz wysoce m o r a l n ą
m a t r o n ą i żałuję, iż w tej roli
widzieć cię
nie b ę d ę . . . Musisz
się j e n o przenieść z N a i m u w j a k i ś z a k ą t e k i n n e g o ś w i a t a , b o
t u przeszłość jest za świeżą,
by
na
niej przyszłość
budować.
Żegnaj!
— N p h u m i e — d r o b n e jej dłonie o p l o t ł y k u r c z o w o
jego
ręce — jeżeliś m n i e k i e d y k o c h a ł . . .
— T y l k o bez scen, H e w o ! — w jego głosie dźwięczała n u d a ,
przelotnie
dotknął
ustami
jej
c i e m n y c h w a r k o c z y i wyszedł
spiesznie z k o m n a t y .
K o b i e t a p a t r z y ł a chwilę za n i m szeroko r o z w a r t e mi, peł­
ne mi p r z e r a ż e n i a o c z y m a , a w d u s z y jej szalała rozpacz :
— Zali on t o u c z y n i . . . uczyni...?
I
czyż k r e w jego nie
s p a d n i e n a m n i e w y s t ę p n ą . . . B o ż e ! B o ż e ! Boże!...
— S y n mój nie wrócił jeszcze?
— Nie p a n i . . .
Cicho p r z e s u n ą ł się w głębi sieni s e n n y n i e w o l n i k i w d o w a
p o S a m u e l u P a p l a n i e p o z o s t a ł a znów samą, w p a t r z o n a w m r o k
ogrodu
siedziała
na
kamiennych
piasek ścieżki nie z a s k r z y p i
Noc b y ł a cicha, p a r n a ,
ciężka
w przestrzeni, majaczyły
ścieżyn i c i c h u t k o ,
pod
schodach
krokami
woń
róż
ż a ł o b n e zjawy
miarowo,
nasłuchując,
wracającego
czy
syna.
r o z w i t y c h snuła
cyprysów
z nieubłaganą
nad
się
bielą
j e d n o s t a j n ością
o p a d a ł a w o d a f o n t a n n y w m a r m u r o w e łożysko, a b i e d n e
ma­
cierzyńskie serce biło n i e p o k o j e m , t o z a m i e r a ł o lękiem... S k o ń ­
czy się n i e d ł u g o k r ó t k a noc letnia, a on... wróci z n o w u . . . j a k
zazwyczaj
gniewem...
o świtaniu,
a ujrzawszy
ją
czekającą,
wybuchnie
315
WSTAŃ
— O P a n i e ! P a n i e ! Boże ojców
się p o b l a d ł e m i
moich i mój — modliła
u s t y k o b i e t a — zmiłuj
się n a d e m n ą i wróć go
z tej drogi, p o k t ó r e j idzie... ześlij d u s z y jego o p a m i ę t a n i e . . .
S ł a b a b y ł a m d l a niego, g r z e s z y ł a m ' m i ł o w a n i e m ślepem,
ale
c z w o r o dzieci w y d a r ł e ś j u ż z r a m i o n m o i c h , P a n i e , a on... jest
moim ostatnim... moim jedynym...
D w i e łzy w e z b r a ł y p o d
p o w i e k a m i i s t o c z y ł y się p o jej
t w a r z y bladej aż n a szczupłe, r a s o w e , k u r c z o w o zaciśnięte ręce.
Z c i c h y c h ścieżyn o g r o d u szły k u niej w s p o m n i e n i a , o t a ­
c z a ł y wkoło r o z w i r o w a n ą
sarabandą dawno zmarłych
twarzy,
a c i c h y szept f o n t a n n y p y t a ł : p a m i ę t a s z ?
Pamiętasz...
jak
ś m i e c h dźwięczał,
tu
synowie
niegdyś
twoi
bywało
igrali
wesoło,
dziecięcy
na trawnikach, córka
t ł u s t e m i r ą c z y n a m i czepiała się s z a t y t w o j e j . . . a g d y
święty
d z i e ń s a b b a t u wschodził n a d ziemią, p o w a ż n y głos m ę ż a wzy­
w a ł błogosławieństwa B o g a W s z e c h m o m e g o , a ś w i a t ł o oliwnych
lamp
padało
na
twarze
szczęśliwe.
A potem
mąż
umarł...
a p o t e m p r z y s z ł a złośliwa gorączka, c z t e r y ciche, żałobne m a r y
wyniesiono
z domu
w
przeciągu
tygodnia
i j e n o w kołysce
N a h u m p o z o s t a ł n a j m ł o d s z y . . . N a h u m , z dzieci t w o i c h o s t a t n i . .
D o dzisiaj jeszcze b ó l serce rwie... ale t a k chciałeś P a n i e . . .
A N a h u m w ą t ł y był... może j e n o oczom t w o i m t r w o ż n y m
w ą t ł y m się w y d a w a ł . . . k o c h a l a f go, w s z y s t k o
co czynił, pię­
k n e m ci się z d a ł o i m ą d r e m n a d wiek, k a ż d y chłopięcy k a p r y s
s t a w a ł się r o z k a z e m
i rósł n a
małego tyrana, przed k t ó r y m
drżeli niewolnicy, a p o t e m p r z y s z e d ł czas... że i t y
drżeć za­
częłaś... Ś w i a t zabierał ci dziecko... coraz większe o b s z a r y legły
p o m i ę d z y t o b ą a młodzieńczą d u s z ą t w e g o s y n a , p o r y w a ł a go
fala
sobie
życia
coraz
sprawę
z
dalej
i
dalej,
a
gdy ty
nareszcie
niebezpieczeństwa, t o n a p różno
już
zdałaś
wołałaś,
o s t r z e g a ł a ś , błagałaś, on p r z y w y k ł lekceważyć t w o j e słowa i znać
j e d y n i e swoją wolę... k o r z y s t a ł
z wolności,
którą
mu
dałaś,
szedł k u przepaści.
— Zawiniłam...
zawiniłam
Panie,
miłość w y d a j e czasem
owoce t a k gorzkie j a k nienawiść... -»- r w a ł o się w ł k a n i u z d u s z y
k o b i e t y , a n i e u b ł a g a n y szept f o n t a n n y dzwonił dalej :
316
WSTAŃ
W p r o c h p a d ł y j a s n e , szczęsne m a r z e n i a t w o j e o n o w e m
gnieździe r o d z i n n e m , z t a k ą p r a c ą z e b r a n y , z t r u d e m p o m n o ­
ż o n y m a j ą t e k szedł w ręce przyjaciół t w e g o s y n a ,
zgarniały
go białe dłonie H e wy j a w n o g r z e s z n i c y , a N a h u m t w ó j k u p o w a ł
sobie za niego p r z e s y t , z n u ż e n i e , niewiarę... I oto dzisiaj s a b b a t u ś w i ę t y dzień i s a m a j e d n a zasiadłaś p r z y r o d z i n n y m stole
z bólem swoim j e n o .
— O P a n i e ! P a n i e ! wróć go z błędnej
m a w i a r y n a w e t z a p o m n i e ć , t o lepiej
drogi... b o
jeżeli
b y ł o b y dla niego, i ż b y
nie żył...
Ciszę p r z e r w a ł z n u ż o n y , w l o k ą c y się k r o k i serce w d o w y
p o S a m u e l u k a p ł a n i e zabiło w d r ę c z ą c y m
niepokoju.
— Czy t o t y , N a h u m i e ?
— Czekałaś z n o w u ?
— Czekałam...
— Po
co? — p y t a ł ,
ale
pod
szorstkość k o n a ł a m u w głosie, a
dla tej s t a r e j ,
jej
bolesnym
owładnęło n i m
wzrokiem
współczucie
zmęczonej c z u w a n i e m k o b i e t y , w y j ą t k o w o b y ł
t r z e ź w y m dzisiaj. — P o co? — p o w t ó r z y ł m i ę k k o .
— C h c i a ł a m z t o b ą pomówić...
— S ł u c h a m cię — usiadł
ogarnął
go s m u t e k ,
n a s c h o d a c h o b o k niej i nagle
p r a g n i e n i e m a c i e r z y ń s k i e j pieszczoty, żal
n a d s a m y m sobą, o p a r ł w i ę c * g ł o w ę
o jej
kolana
i patrząc
w cichy m r o k ogrodu, raz p i e r w s z y odczuł, iż z m a r n o w a ł życie...
A w niej gniew u s t ą p i ł i został j e n o ból, d r ż ą c e m i d ł o ń m i
gładziła
jego
czarną, m i ę k k ą
czuprynę i
ow-e m o c n e słowa,
k t ó r e chciała m u powiedzieć, z a m i e r a ł y n a jej u s t a c h b l a d y c h ,
i spłynęło z nich t y l k o żałosne:
— N a h u m i e . . . z ł a m a ł e ś święto s a b b a t u . . .
— Ostatni raz, matko.
O d e t c h n ę ł a i mówiła cicho, a głos jej k o ł y s a ł go w j a k ą ś
ciszę słodką, bazbrzeżną.
— Drogi
ty
mój...
b y w a ł y czasy, iż myśl
twoja
była
dla mnie księgą o t w a r t ą , od d w ó c h l a t coraz dalej odchodzisz
odemnie i n a m n i e , k t ó r a
cię w y c h o w a ł a m ,
wypieściłam, p o -
glądasz obco i wrogo, a przecież p o m y ś l dziecko, k t ó ż bliższym
317
WSTAŃ
ci j e s t
od
matki, kto
k o c h a ć zdoła?
silniej
kto
szczęścia
cię
lepiej
twojego
goręcej i b a r d z i e j
ci życzy
na
niesamolubnie
świecie
całym?
kto
p r a g n i e ? . . . Przecież życiem, t a k i e m ,
j a k i e p r o w a d z i s z , s a m e m u sobie najgorszą w y r z ą d z a s z k r z y w d ę ,
z a t r a c a s z w n i e m d u s z ę i gubisz ciało...
— Gdybym
miał
zdrowie
i siły... z a c z ą ł b y m i n n e życie
m a t k o . . . ale tak...
— Zacznij u k o c h a n y
zapóźno,
rodzinę
sobie
mój...
na
stwórz,
p o p r a w ę n i g d y nie
daj
domowi
twemu
jest
panią,
a m n i e córkę...
— N i e m ó w m y o t e m . . . — t a k i e p r z y k r e uczucie b ó l u czuł
w piersi, n i e p o k ó j ,
zdawało
mu
się, iż
coś pełza
ku
niemu
z ciszy ogrodu, coś s t r a s z n e g o i n i e z n a n e g o , a głos m a t k i snuł
się p o n a d nim.
— D l a c z e g o ? p u s t o jest w d o m u n a s z y m , b r a k m u dźwięcz­
n e g o ś m i e c h u młodej
swawoli..
kobiety,
N a h u m i e , dzieci
brak
dziecięcej,
treść wnoszą
w
beztroskliwej
życie
człowieka,
a i P i s m o m ó w i : „ r o z r a d z a j c i e się i r o z m n a ż a j c i e , napełniajcie
ziemię i czyńcie ją sobie p o d d a n ą . . . "
Z n u ż o n y u ś m i e c h p r z e s u n ą ł się
p o młodzieńczej
twarzy,
milczał, nie m ó g ł mówić, głowa m u ciężyła, bolały kości, cały
1
o r g a n i z m tęsknił
za
wypoczynkiem,
a znaleźć go nie
mógł,
szalone życie spiło siły, odebrało sen, zmieniło go w k ł ą b prze­
czulonych
nerwów.
i przerażone
W mroku
oczy w d o w y
snuły
Samuelowej
t w a r z s y n a o s t a t n i e g o , leżącą n a
ś m i e r t n e j wid...
się pierwsze t o n y
świtu
patrzyły w
wychudłą
jej k o l a n a c h , j a k
maski po­
v
— N a h u m i e . . . co t o b i e ? synu!...
J e g o b ł ę k i t n e oczy o silnie powiększonej ź r e n i c y spojrzały
w jej t w a r z p r z e r a ż o n ą , bolesną...
— Nic... z m ę c z o n y j e s t e m . . . pójdę... się położyć... — m ó w i ł
z t r u d e m — t o nic...
Chciał się u ś m i e c h n ą ć , ale p o t w a r z y przebiegł m u t y l k o
b o l e s n y skurcz, s z u m i a ł o m u w m ó z g u , a równocześnie szaleń­
czy lęk m o t a ł d u s z ę i s k r o n i e z i m n y m oblewał p o t e m , coś się
z n i m działo, czego nie r o z u m i a ł i nie p o j m o w a ł .
318
WSTAŃ
Ż s b y t y l k o d o swojej k o m n a t y dojść... od t e g o l ę k u uciec...
t y l e siły mieć, b y t r u c i z n ę wypić...
1 nagle z a w i r o w a ł y
wokół ściany, z b r a k n ę ł o r o z w a r t y m
u s t o m t c h u , k r w a w a mgła przesłoniła w s z y s t k o . . . a w m ó z g u
j a s n o z a r y s o w a ł a się myśl... nie p o t r z e b a ci t r u c i z n y , N a h u m i e . . .
oto j a śmierć, k t ó r e j wzywałeś, j e s t e m w tobie! I w s t a ł w n i m
s t r a s z n y , o b ł ę d n y lęk...
— Matko!
J a k o s t a t n i głos życia dobiegł go jej k r z y k b r z e m i e n n y
troską:
— Nahumie!
A-a... — ileż r a z y wołała t a k n a niego n a p r ó ż n o . . .
S t a ł u p r o g u g r o b u i czul, iż jest p o z a n i m z n o w u życie...
oto ciało nie słuchało j u ż n a k a z u woli, o p a d a ł o k u
ziemi j a k
s z a t a zniszczona, a d u c h żył i wiedział, iż żyć będzie, a rów­
nocześnie w k r ó t k i e m , j a k myśl o s t a t n i a , m g n i e n i u
przesunęło
się p r z e d n i m całe z m a r n o w a n e życie, lęk i żal...
Zrobił jeszcze k r o k , w y c i ą g n i ę t e m i r ę k a m i s z u k a ł w prze­
strzeni
oparcia,
d r ż ą c e p a l c e ośliznęły się p o m a r m u r z e k o ­
l u m n y , z piersi zerwał
się o s t a t n i , o c h r y p ł y k r z y k :
— Boże!... mi... ł o . . sierdzia!
I runął w progu.
Raz
jeszcze
drgnęły palce,
bólu, żalu, m ę k i i nieszczęsna
gasnące
oczy odbiły piekło
matka trzymała w ramionach
m a r t w e zwłoki o s t a t n i e g o s y n a , p a t r z y ł a w jego straszną, pię­
tnem lęku i winy zmienioną twarz.
*
Zachodziło słońce,
ogrodu,
gdy
z domu
krwawa
Maryi
poświata
Samuelowej
gasła n a ścieżkach
ostatniego
wyno­
szono syna.
Szły
płaczki
zawodząc
żałośnie,
m e l o d y ą l u d z k i e g o bólu, s k a r ż y ł y
łkały
się c y m b a ł y
flety
namiętną
i h a r f y ostro,
przenikliwie, rozdzierająco... a obok m a r szła w d o w a S a m u e l o w a . . .
jej szeroko r o z w a r t e oczy p a t r z y ł y w m a r t w ą t w a r z syna, w y ­
chylającą się z csłony ś m i e r t e l n y c h c h u s t , chłonęły p o t ę p i e ń c z ą
319
WSTAŃ
m ę k ę zastygłą w r y s a c h , i z g a s ł y c h źrenic
lęk,
a
dusza
jej
w bezgłośnej m o d l i t w i e wiła się u s t ó p B o g a , d a w c y ż y w o t a ,
błagając dla d u s z y s y n a miłosierdzia.
— P a n i e ! P a n i e ! Boże ojców
przebacz
mu...
Panie...
przez
moich
lęk
i m ó j . . . ulituj
ostatniej
godziny...
się,
przez
p r a g n i e n i e p o p r a w y , p r z e z t e n o s t a t n i k r w a w y żal... P a n i e .
P o z w i ę d ł a m obliczu, p o s t a r z a ł e m m ę k ą o s t a t n i c h d w u n a s t u
godzin,
duszą
p ł y n ę ł y łzy... ciężkie, bolesne łzy m a t k i płaczącej
nad
syna.
G d y Bóg jej z a b r a ł t a m t y c h
dzieci czworo, b y ł w niej
ból, ale i ciche* k o r n e p o d d a n i e się J e g o woli, z m a c i e r z y ń s k i c h
jej r a m i o n przeszły t e dusze w objęcia W s z e c h o j c a , z j e d n e g o
życia w drugie... ale t u u m a r s y n a o s t a t n i e g o k o n a ł a w b ó l u
i trwodze, w poczuciu
w i n y i w męce... t u m o d l i t w a jej s t a ­
w a ł a się r o z p a c z l i w e m w o ł a n i e m o r a t u n e k ,
a łzy
jej
paliły.
O b o j ę t n y m b y ł jej ś w i a t , ludzie, z d a w a ł o się jej chwilami,
iż t r z y m a w objęciach
martwe
ciało
s y n a i błaga d l a
niego
p r a w wieczności całą p o t ę g ą m a c i e r z y ń s k i e g o m i ł o w a n i a , t e g o
j e d y n e g o uczucia l u d z k i e g o , w o l n e g o od s a m o l u b s t w a , mającego
w sobie coś z n i e ś m i e r t e l n o ś c i i n i e b a .
— P a n i e ! — ż e b r a ł a t e m i łzami cicho p ł y n ą c t m i p o licach —
d a j m u życie
ducha...
Ty,
który
źródłem
życia
jesteś!
Ty,
k t ó r y biednej S u n a m i t c e wskrzesiłeś dziecię... B o ż e ! Boże ojców
moich i mój.
Nie
widziała,
iż o r s z a k m i n ą ł
t y l k o szło c h w i e j n y m k r o k i e m
obok
bramę
mar
miejską, jej ciało
syna,
dusza
leżała
u s t ó p B o g a , k a ż d a jej m y ś l m o d l i t w ą była, k a ż d e u d e r z e n i e
serca
prośbą.
Drgnęła... cichy, ł a g o d n y głos
spłynął
u k o j e n i e m n a jej
d u s z ę , ociekającą k r w i ą m ę k i i b ł a g a n i a — z d a ł o się jej, iż t o
Bóg, d o k t ó r e g o wołała całem j e s t e s t w e m swojem p r z e m ó w i ł :
— ,,Nie p ł a c z " . . .
Ł z a m i z a m g l o n e jej źrenice o d e r w a ł y się od t w a r z y s y n a ,
i s p o t k a ł y głębie c i e m n o - b ł ę k i t n y c h oczu, p e ł n y c h litości i m o c y . . .
o b i e t n i c a w nich b y ł a i u k o j e n i e , b e e m i a r d o b r o c i i miłowania..
320
WSTAŃ
O t o Bóg w y s ł u c h a ł twojej prośby... p r z e m k n ę ł o jej w myśli...
oto Bóg d u s z y t w e g o s y n a d a możność wiecznego ż y w o t a .
W s t r z y m a l i się ludzie niosący m a r y
n i e r u c h o m ą t w a r z ą jej s y n a , pochyliła
i nad
wykrzywioną
się j a s n a ,
młodzieńcza
p o s t a ć , rzucając w p r z e s t r z e ń r o z k a z :
— Młodzieńcze! t o b i e mówię, w s t a ń !
I
równocześnie
po
martwym
kształcie
ciała
przebiegł -
dreszcz, r o z w a r ł y się s z e r o k o b ł ę k i t n e , pełne l ę k u i zdziwienia
oczy, o p a d ł y ś m i e r t e l n e c h u s t y i N a h u m jej w s t a ł z m a r .
B l a d e jego
usta
chwilę poruszały
się bez
d ź w i ę k u , aż
wreszcie spłynął z nich s z e p t :
— Gdzie przywiodłeś mnie z ciemni, P a n i e ? . . . N a i m - ż e t o ? . . .
Życie... — S p o j r z a ł d o koła, w m r o k u gasnącego
b r a m y m i a s t a , ciemną linię m i e r z c h n ą c y c h
żonego ludu, H e w e
włosami
zmiatającą
gór.
proch
d n i a dojrzał
tłum
przera­
ziemi,
matki
szeroko r o z w a r t e , dziwmie szczęsne oczy, a t u ż blisko wysoką,
smukłą, młodzieńczej p o s t a c i zjawę, życie od niej szło i m o c ,
p r z e n i k a ł o drżące ciało N a h u m a
zdrowiem...
Z pod
ciemnych
l u k ó w b r w i spoglądają k u n i e m u z tej obcej, a dziwnie drogiej
i z n a n e j t w a r z y oczy b ł ę k i t n e , surowe, ostrzegające i litościwe...
p o w y c h u d ł e m ciele N a h u m a ' przebiegł
dreszcz...
przypomniał
sobie wszystko... dojrzał m a r y , płaczki, pochodnie...
Przez życie idzie się w śmierć... przez śmierć
I jest
moc,
życie, k t ó r e nie
która
z martwych
d o życia...
d o życia b u d z i , i jest
przemija.
P o w y c h u d ł e j t w a r z y N a h u m a spłynęły łzy żalu, s k r u c h y ,
dziękczynienia,
a
osuwając
się
do
stóp
Chrystusa,
szeptał
urywanie :
•— P a n i e . . . j a m nie b y ł g o d n y T w e g o miłosierdzia.
Silna, pełnią życia t ę t n i ą c a dłoń ujęła j e g o rękę, a z błę­
k i t u oczu s p ł y n ę ł o w e z w a n i e
— S t a ń się więc g o d n y m . . . Śmierć zwycięża t y l k o ciało,
d u c h ś m i e r ć zwycięża.
I wiódł P a n w objęcia m a t k i z m a r t w y c h w s t a ł e g o syna,
powierzał g o jej r a z jeszcze.
Marya
Czeska.
Żegota Pauli.
( W Y G Ł O S Z O N E
NA
W
Z E B R A N I U
1 0 0 - N Ą
„ T O W .
ROCZNICĘ
URODZIN
N U M I Z M A T Y C Z N E G O " .
Ciekawe zaiste z j a w i s k o obserwować m o ż n a
-w dziejach
u m y s ł o w o ś c i p o l s k i e j . Rozwijając
od
się
wieków
kulturalnie
d o ś ć s t o s u n k o w o samodzielnie, z y s k i w a l i ś m y zawsze i
dotąd
z y s k u j e m y wiele sił a r t y s t y c z n y c h i n a u k o w y c h z p o z a P o l s k i ,
z
znacznie
posu­
wają nasz s t a n cywilizacyjny n a p r z ó d , s t w a r z a j ą n o w e
dalekiego
Zachodu,
które
niejednokrotnie
prądy
w n i e k t ó i y c h działach n a u k i i s z t u k i , skierowując j e n a t o r y
równolegle
bieżące
do podobnych
za
granicą.
Oddawna już
u w i d o c z n i a się j a s n o , j a k ą t o czarodziejską p o t ę g ą a t r a k c y j n ą
i a s y m i l a c y j n ą p o s i a d a d r o g a ziemia n a s z a , g d y k a ż d e g o n i e m a l
cudzoziemca
z
pochodzenia
na
niej
urodzonego
przeistacza
w wzorowego i najlepszego P o l a k a , że w s p o m n i m y j e n o k i l k a
nazwisk:
Wita
Stwosza,
Wincentego
Pola,
generała
Bema,
Oskara Kolberga, F r y d e r y k a Chopina . . .
J e d n y m z p o ś r ó d t a k i c h b y ł również z a s ł u ż o n y p o l i h i s t o r
Ż e go ta
Pauli,
polskich, k t ó r e g o
jeden z pierwszych
także
ludoznawców
100-na rocznica u r o d z i n u p ł y w a właśnie w r o k u
bieżącym.
- Z dalekich stron z Negen w Trewirskiem poprzez
l o n i ę , Dusseldorf, H o l a n d y ę , B r a b a n c y ę i Śląsk p r z y b y w a
Ko­
do
) Szczegóły biograficzne wzięte z L. L e p s z e g o : „Żegota Pauli,
jego ż y w o t i spuścizna literacka". „Wiadomości num.-arch." 1896, Nr. 4.
i 1897, Nr. 1-2. Odb.
Ł
p. P. T.[CXXXL
21
322
ŻEGOTA PAULI
P o l s k i w r. 1801 ubogi k r a w i e c Maciej P a u l i , b y osiąść n a s t a ł e
w N o w y m Sączu. W t r z y n a ś c i e l a t p o t e m p r z y c h o d z i n a ś w i a t
1 lipca t a m ż e d r u g i s y n j e g o Ż e g o t a , k t ó r y o d e b r a w s z y p o ­
czątkowe i g i m n a z y a l n e w y k s z t a ł c e n i e w mieście
zapisuje się w r. 1832 n a w y d z i a ł filozoficzny
lwowskiego.
wymi
Jako
prądami
ośnmastoletni
romantycznymi,
młodzieniec
nurtującymi
rodzinnem,
Uniwersytetu
zapalony
wówczas
no­
silnie
wśród społeczeństwa polskiego, z a c h ę c o n y n a d t o przez p r a c o ­
w i t e g o etnologa
ks.
Głowackiego, puszcza
się Ż e g o t a
pieszo
w wędrówdłę p o Galicyi, nie pomijając ni c h a t y , ni d w o r u , szpe­
rając
skrzętnie
w archiwach
kościelnych
i klasztornych
po
wsiach i m i a s t e c z k a c h , n i e s t r u d z e n i e n o t u j ą c pieśni i t a j e m n i ­
czością owiane p o d a n i a , opisując w i d z i a n e osobliwe
i obrzędy, szkicując z a b y t k i h i s t o r y c z n e , r a t u j ą c
przeddziejowe.
Poznał
dobrze
wówczas
Żegota
zwyczaje
od
zagłady
mało
dotąd
z n a n e s t r o n y n a r o d u polskiego, zdołał w t a r g n ą ć w n i e z b a d a n y
jeszcze ś w i a t życia l u d u polskiego i ruskiego, zgłębić c i e k a w ą
ze wszech m i a r p s y c h i k ę wieśniaczą, sięgającą m i m o w s z y s t k o
w, j u ż daAvno — z d a w a ł o się — w y k o r z e n i o n e , m r o k i pogańszczyzn y , p r z e t r w a ł e wszakże,
j a k się okazało,
d o czasów
najnow­
szych.
Powróciwszy
do Lwowa, pracuje
nad
sobą
niezmiernie
gorliwie. O p r a c o w u j e z d o b y t e w czasie p o d r ó ż y z a p i s k i , uczęszcza
pilnie n a w y k ł a d y , u c z y się j ę z y k ó w , pisze wreszcie l i t e r a c k i e
artykuły
i
Mnemosine.
wiersze
do
niemieckiego
czasopisma
lwowskiego
Żyje n i e m a l w n ę d z y , u t r z y m u j ą c się z l e k c y i i spo­
r z ą d z a n i a k o r e k t , s t u d y u j ą c z a r a z e m t a k ż e i chirurgię,
chcąc
zostać j a k
sobie
najprędzej
lekarzem
wojskowym,
zapewnić
lepszy b y t i możność d o spokojnej p r a c y . T y m c z a s o w e zaś sta­
r a n i a o u z y s k a n i e w r. 1834 p o s a d y p r a k t y k a n t a w b i b l i o t e c e
i m . Ossolińskich pełzną n a niczem, p o n i e w a ż p o d e j r z a n y o współautorstwo
pamfłetu
na
rząd
austryacki,
musi
się
ukrywać,
a s c h w y t a n y wreszcie w g r u d n i u w r. 1835 p r z e b y w a w wię­
zieniu d o l u t e g o r. 1836. Mija ciężkich ł a t osiem, j e d n o p a s m o
u s t a w i c z n y c h b o r y k a ń się z n i e l i t o s n y m d l a ń losem, p r z e p ę ­
d z o n y c h n a s t a n o w i s k u t ł u m a c z a i k o r e k t o r a w Gazecie
lwów-
323'
ŻEGOTA PAULI
skiej i w księgarni K a j e t a n a J a b ł o ń s k i e g o , znacznie u t r u d n i a jącem m u studyowanie przezeń ukochanej historyi. Mimo t o
j e d n a k zdołał puścić w ś w i a t k i l k a c e n n y c h dzieł n a u k o w y c h
i w y d a ć J a n a G a w i ń s k i e g o „ P o e z y e " w r. J 8 4 3 . D o p i e r o w r o k
p o t e m spełniły się m a r z e n i a Ż e g o t y d o s t a n i a z a r o b k u ,
wiadającego
kierunkowi
jego s t u d y ó w ,
mianowicie
odpo­
otrzyma!
w K r a k o w i e w d o m u h r . A d a m a P o t o c k i e g o p o s a d ę bibliote­
karza i sekretarza.
Rok
Mając
1844 j e s t p r z e ł o m o w y m
w życiu Ż e g o t y
s p o r o czasu wolnego, p o z a zajęciami
d o p e ł n i a , a raczej n a b y w a
Paulego.
obowiązkowemi,
dopiero gruntownego
wykształce­
n i a , n a b i e r a p e w n o ś c i siebie, k t ó r a g o o d t ą d cechuje.
zaś nadzwyczaj
s u m i e n n y m , zyskuje wielkie z a u f a n i e
Będąc
chlebo­
d a w c ó w swoich i jeździ z ich i n t e r e s a m i d a l e k o p o z a g r a n i c e
P o l s k i d o W i e d n i a , D r e z n a , B e r l i n a , P r a g i i t . d,,
zwiedzając
t e ż W a r s z a w ę , P o z n a ń , W r o c ł a w i i n n e miejscowości polskie.
T o t e ż nic dziwnego, iż n a ów okres rówmież ośmioletni p r z y ­
p a d a n a j w i ę k s z a ilość p u b l i k a c y i Ż e g o t y o wielkiej
której probierzem
wartości,
b y ł f a k t z a m i a n o w a n i a go członkiem
kowskiego „Towarzystwa Przyjaciół
kra­
Nauk".
L e ż y t o j u ż a t o l i w usposobieniu^ w s z y s t k i c h ludzi, iż
chcą w ciąż i wciąż lepsze] doli, bardziej odpowiadającej
r
aspi-
r a c y o m l i t e r a c k i m , czy n a u k o w y m . T a k s a m o p r z e t o i Ż e g o t a
nie
zadowalniając
starał
się p o s i a d a n e m
o posadę adjunkta
stanowiskiem,
biblioteki
usilnie
Jagiellońskiej.
się
Nadzieje
j e d n a k z a w i o d ł y , a c o gorsza z n i e w i a d o m y c h bliżej p r z y c z y n
stracił również miejsce u P o t o c k i c h , zachowując
wszakże
na
zawsze u nich s z a c u n e k i u z n a n i e . Z n a l a z ł się t e d y „ n a b r u k u " —
b y ł z m u s z o n y wziąć się z n ó w d o d a w n e g o sposobu z a r a b i a n i a
n a swe u t r z y m a n i e , z a p i s a w s z y się p o w t ó r n i e n a
Jagiellońską.
Z nader
skromnych
funduszów,
Wszechnicę
uzyskiwanych
p r a c ą w p r o s t n a d siły, zdołał jeszcze oszczędzić n i e c o grosza
n a wycieczki p o k r a j u , n a dłuższą w r. 1854 p o d r ó ż w T a t r y
i n a Spiż dla b a d a ń e t n o g r a f i c z n o - s t a r o ż y t n i c z y c h .
Podziwiać
naprawdę trzeba taką w nim moc charakteru, która — w dod a t n i e m t y c h w y r a z ó w z n a c z e n i u — per fas
et nefas,
prowa-
324
ŻEGOTA PAULI
dziła d o u r z e c z y w i s t n i e n i a u k o c h a n y c h idei, k t ó r y m
poświęcił
życie całe.
Dzięki niezwykłej szczerości, p r a w d o m ó w n o ś c i , nie obwij a n i u n a w e t d r a ż l i w y c h s p r a w w płaszczyk o b ł u d y ,
muszonej w y r o z u m i a ł o ś c i , z y s k i w a ł coraz więcej
lub wy­
nieprzyjaciół,
d a j ą c y c h znać o sobie p r z y l a d a sposobności, zwłaszcza
przy
s t a r a n i a c h w k r ę c e n i a się n a u r z ę d n i k a w a r c h i w u m g r o d z k i e m ,
w „ t o w a r z y s t w i e d o b r o c z y n n o ś c i " i t . p „ czego p r z y k r e konsekwencye d o t k l i w i e odczuwał, nie poniżając się w s z e l a k o d o
zmiany dawnego postępywania, które jedynie uznawał z a g o d n e
człowieka uczciwego. „ W i d z i B ó g " — m ó w i ł nieraz — „iż żadną,
c h o ć b y i ciężką p r a c ą i g o d z i w y m z a r o b k i e m nie p o g a r d z a m ,
b y l e nie b y ł grzecznością,
dobrodziejstwem
i jałmużną! . . ."
W r. 1856 z a m i e s z k a ł w s k r o m n e j izdebce w k l a s z t o r z e
00.
Bonifratrów
na Kaźmierzu i t a m też przepędził
znojnego ż y w o t a . W i n t e n z y w n e j
resztę
p r a c y nie u s t a w a ł a n i
na
chwilę, w y d a j ą c wiele n i e z n a n y c h jeszcze dzieł s t a r s z y c h , z e p o k
m i n i o n y c h a u t o r ó w , p o p r z e d z a n y c h świetnie u j ę t y m i w s t ę p a m i
i o b j a ś n i e n i a m i rzeczowemi. D o c z e k a ł się jeszcze Ż e g o t a zna­
cznie lepszej doli, a l b o w i e m w r. 1870 zaofiarował m u d r . K .
Estreicher posadę a m a n u e n t a
biblioteki
Jagiellońskiej,
którą
p i a s t o w a ł j u ż d o k o ń c a życia. W ó w c z a s t o z a p r o s z o n o go t a k ż e
do
opracowania
dzieł
poświęconych
historyi
Uniwersytetu
krakowskiego, w t e d y posiadł t y t u ł historyografa
kiego, n i e g d y ś hojnie
uniwersytec­
u p o s a ż o n e , dziś h o n o r o w e
stanowisko,
n a d a w a n e przez k a ż d o c z e s n e g o księcia-biskupa, n a
podstawie
f u n d a c y i S e b a s t y a n a P e t r y c e g o z r. 1622.
U s c h y ł k u życia, w o s t a t n i c h p r z e d z g o n e m l a t a c h mniej
wydatną
jest
jego
działalność
naukowa,nastąpiło
natomiast
większe zbliżenie się d o o r g a n u T o w a r z y s t w a N u m i z m a t y c z n e g o ,
objęcie
korektorstwa,
darzenie
„Wiad.
num.-arch."
cennymi
p r z y c z y n k a m i d o n u m i z m a t y k i polskiej — p r z e r w a n e niespo­
dziewaną, b u d z ą c ą żal p o w s z e c h n y śmiercią d n i a 20 paździer­
n i k a 1895 r. w malej k l a s z t o r n e j celi . . .
Cicho
przeminęło
gorzkie
nieraz
życie,
lecz
pozostały
zasługi. I p a m i ę ć o Żegocie P a u l i m p o w i n n a żyć zawsze przy-
325'
ŻEGOTA PAULI
n a j m n i e j u t y c h w s z y s t k i c h , k t ó r z y cenić umieją wiedzę i cał­
k o w i t e poświęcenie się dla d o b r a n a u k i p o l s k i e j !
*
*
*
K r ó t k o — nie chcąc p o w t a r z a ć w s z y s t k i m z n a n y c h epi­
z o d ó w z życia Ż e g o t y P a u l e g o — opisałem główne m o m e n t y
ciągłego a m o z o l n e g o w s p i n a n i a się jego k u w y ż y n o m
myśli
l u d z k i e j , b r u t a l n i e n i e k i e d y u t r u d n i a n e g o przez b r a k zasobów
m a t e r y a l n y c h , przez nieżyczliwość j e d n o s t e k . M i m o
wszystko
a t o l i zdołał Ż e g o t a d o k o n a ć dzieł wielu, s t a n o w i ą c y c h
n a u k i polskiej, d o dziś d n i a p o s i a d a j ą c y c h
Mało
kto
odznaczał
się
tak
ogromną pamięcią i erudycyą,
wartość
wszechstronnemi
chlubę
niemałą.
zdolnościami,
c e c h a m i p o z w a l a j ą c e m i n a zo­
s t a w i e n i e p o t a k przecież k r ó t k i e m życiu t a k wielkiej
ilości
publikacyi,
przy­
z- k t ó r y c h
każda
wymagała
gruntownego
gotowania.
Żegota
Pauli
pierwsze
swe
poważniejsze
kroki
począł
s t a w i a ć n a g r u n c i e l u d o z n a w s t w a krajowego. S t o l a t t e m u —•
t o czasy n a d e r o ż y w i o n e g o , p o d z n a c z n y m w p ł y w e m
kultu­
r a l n y m Niemiec, r o m a n t y z m u polskiego, k i e d y z w r ó c o n o b a c z n ą
u w a g ę t a k ż e n a b a ś n i e ludow*e, n a motyYy s t a r y c h p o d a ń i k l e c h d
odwiecznych, k i e d y „ p i e ś ń l u d o w a n a j b a r d z i e j
barbarzyńskiego
n a r o d u n a b i e r a ł a w a r t o ś c i większej, niż naj regularniej sza t r a g e d y a " — j a k się d o s a d n i e w y r a z i ł p e w i e n e s t e t a
francuski.
Z a c z ę t o t e d y pilnie spisywać wiejskie p o d a n i a i śpiewki, zwłaszcza
0 p e ł n y m g r o z y w ą t k u i odnoszące się d o ś w i a t a d u c h ó w i wo­
góle i s t o t n a d p r z y r o d z o n y c h , m a ł o zważając n a i c h n a u k o w ą
w a r t o ś ć , n a t ł o , ' n a j a k i e m się zrodziły, n a czas, k i e d y są śpie­
w a n e , n a ich p i e r w o t n e p r z y c z y n o w e znaczenia, oraz odwieczne
p o c h o d z e n i e , a n i e m a l wyłącznie z celem p r z y s p o r z e n i a współ­
czesnym poetom, przetwarzającym je w sposób romantyczny,
n i e w y c z e r p a l n e g o źródła p o m y s ł ó w i n a t c h n i e ń . I u n a s w p o ­
d o b n y s p o s ó b z e b r a ł s p o r o pieśni l u d o w y c h Z. D . C h o d a k o w s k i
(Ad. Czarnocki), K . W ł . W ó j c i c k i , a p o części Ł . Gołębiowski
1 W a c ł a w z Oleska (Zaleski). Z n a c z n i e p o n a d t e n p o z i o m w y ­
niosły się —* dzięki m e t o d z i e p o r ó w n a w c z e j o p r a c o w a n i a i wy-
326
ŻEGOTA PAULI
jaśnienia ich roli i p i e r w o t n y c h wierzeniach l u d u wiejskiego —
o b y d w a dziełka Ż e g o t y P a u l e g o , plon licznych w ę d r ó w e k
po
k r a j u , n a p i s a n e j u ż w r. 1833, ale d o p i e r o w pięć l a t później
w y d a n e Pieśni
ludu polskiego
10 Galicy i (Lwów 1838, str. 234)
i w d w a l a t a p o nich o p u b l i k o w a n e Pieśni
licyi
ludu ruskiego
w Ga-
(2 t. s t r . 177 i 285 p t . 50). . . P o c z ą t k i e m i c h " — j a k sam
m ó w i w p r z e d m o w i e — „ b y ł o zamiłowanie, j a k i e od dzieciń­
s t w a czułem d o t y c h pieśni, k t ó r e w w i o s e n n y m w i e k u czło­
wieka j e d y n y m
są ż y w i o ł e m " . . .
S u m i e n n i e spisane,
podane
są m a t e r y a ł y w t e n sposób, iż składają się n a całość zjawisk
z w y c z a j o w y c h w ciągu r o k u . D o pieśni o b r z ę d o w y c h dołączone
są opisy obrzędów, „ a b y t e m ł a t w i e j " — m ó w i t a m ż e — „ w y ­
kazać d u c h a w j a k i m się one o d b y w a j ą i p i e ś n i , ' k t ó r e z obrzę­
d a m i ściśle są połączone, łatwiejszerni d o z r o z u m i e n i a
uczy­
n i ć " . . . Oprócz t e g o z n a j d u j e m y t a m zestawienia z pieśniami
i obrzędami innych
p o k o l e ń słowiańskich
„do poznania,
jak
j e d e n i t e n s a m d u c h jeszcze cały o g r o m n y p r z e s t w ó r ożywia,
k t ó r e g o części r ó ż n y m ulegały p r z e m i a n o m ; i j a k j e d n e i też
s a m e myśli ze wspólnego n i e g d y ś zdroju c z e r p a n e , m i m o t y l u
wieków p r z e t r w a ł y " . . .
Już
z słów t y c h przebija
głębsze z r o z u m i e n i e
i znaczenia t w o r ó w p o e z y i l u d o w e j ,
wartości
z u m i e j ę t n e g o zaś opra­
cowania widać w y b i t n e zdolności, k t ó r e w czasie dziecięctwa
etnografii polskiej, pozwoliły m u n a zadowolenie chociaż w części
dzisiejszych w y m a g a ń n a u k o w y c h .
Nie w y c z e r p a ł j e d n a k Ż e g o t a i nie ograniczył się j e n o
d o o p u b l i k o w a n i a dzieł w s p o m n i a n y c h . Ciągle interesując
przejawami
życia
ludu,
zbierał dalej
materyały,
się
dotychczas
n i e w y d a n e , w r ę k o p i s a c h , mieszczących się obecnie w B i b l i o ­
tece
J a g i e l l o ń s k i e j . T a k poci N r . 5390 istnieją
„Przysłowia
i pieśni r u s k i e " (2 f a s c y k u ł y w 1 t . ) , p o d N r . 5389 „ P r z y s ł o ­
wia i przypowieści l u d u polskiego oraz sposoby m ó w i e n i a i p r z y m ó w k i " (1 t . i 1 zesz.), p o d N r . 5391 „ P i e ś n i i o b r z ę d y g m i n n e ,
powieści g m i n n e o r o z b ó j n i k a c h " (1 t.), p o d N r . 5445 „ O r m i a n i e
p o l s c y " (1 zesz.), p o d 5371 „ Ż y d z i " (1 f a s c ) , p o d 5372 „ B u ­
k o w i n a . W o ł o s i " (1 f a s c ) , p o d 5373 „ T a t r y , Spiż,
Karpaty"
ZEGOTA PAULI
oz i
(4 fasc. w 1 t . ) , p o d 5374 „ O p i s a n i e gór k a r p a c k i c h czyli T a t r ó w ,
t u d z i e ż u k r y t y c h w nich s k a r b ó w , M e t a l l o g n o m i a i i n f o r m a c y a
o wirgułach, odpis d a w n i e j s z y c h r ę k o p i s ó w " (1 t . ) . D o tej też
właściwie g r u p y należą p r a c e r ę k o p i ś m i e n n e o p o d k ł a d z i e ling­
w i s t y c z n y m : N r . 5392 „ I m i o n a
s ł o w i a ń s k i e " (1 f a s c ) ,
5393
„ T e r m i n o l o g i a leśnicza, flisacka, pszczolarska i w części gór­
n i c z a " (1 zesz.), 5394 „Uber
chen,
nebst tibersicht
sonderer
Krakau
Werden
u. Einiheilung
der Hauptsprachgebiete
Berilcksichtigung
der
der Erde,
des indoeuropaischen
Spra-
mit
be-
Sprachstammes,
1 8 5 3 " (2 zesz.). Wielce zasłużył się Ż e g o t a l u d o z n a w s t w u
n a s z e m u , ocalając od n i e c h y b n e j z a t r a t y wiele c i e k a w y c h szcze­
gółów z d u c h o w e g o życia włościan i dzięki n i m i m i ę j e g o zawsze
z a j m o w a ć będzie s z c z y t n e miejsce w poczęcie e t n o g r a f ó w pol­
s k i c h z K o l b e r g i e m n a czele.
Mniejsze bezsprzecznie z r o z u m i e n i e rzeczy u w i d o c z n i a się
w wydanych
w
„Starożytnościach
galicyjskich"
(Lwów
1840)
artykułach z zakresu a r c h e o l o g i i p r z e d h i s t o r y c z n e j : „ P o ­
sąg s t a r o ż y t n y n a górze W r o n o w s k i c h we L w o w i e " (str. 5—7),
„Starożytne
zbroje
i narzędzia
znalezione
w
Galicyi"
(str.
25—28), oraz „ P o p i e l n i c e znalezione w G a l i c y i " — z k t ó r y c h
dobrze zrobione ilustracye jedynie mają wartość. Nie
wybija
się w sądzie o n i c h n a d p o j m o w a n i e współczesnych m u s t a r o ż y t n i k ó w , i dla niego w s z y s t k o j e s t pozostałością p o p r a d a w n y c h
S ł o w i a n a c h , u m b a od t a r c z są m i m o m a l e ń k i c h k s z t a ł t ó w heł­
m a m i , t y p o w e i m p o r t o w a n e z W ę g i e r miecze b r o n z o w e
„no­
żami ofiarniczymi", a o t o p o r k u k a m i e n n y m przypuszcza, „że
b y ł n a r z ę d z i e m ofiarniczem i że n i m t a k ż e n a zgliszczu spa­
l o n e kości z m a r ł e g o t ł u c z o n o , a b y się t y m łatwiej d o popielnic
z m i e ś c i ł y " . . . (str. 27).
Bez p o r ó w n a n i a lepiej t a m ż e o p i s a n y m i są z a b y t k i hi­
storyczne jak „Grobowiec Rafała Tarnowskiego w Przeworsku"
(str. 7—-9), odnoszące się d o „ S t a n i s ł a w a i A n n y O ś w i ę c i m ó w "
o b r a z y i g r o b y w K r o ś n i e (str. 1—5), „ S t . T a r ł o i n a d g r o b e k
t e g o ż w K r o ś n i e " (15—17), „ N a d g r o b e k K r z y s z t o f a
Herburta
w F u l ś z t y n i e " (str. 17—19), a r t y k u ł y o „ J a n i e H e r b u r c i e z F u l sztyna"
(19—22),
„ R ox olanie ' (22—25),
„Stanisławie
Stad-
n i c k i m , staroście z y g w u l s k i m " (str. 28—30), ,,St. O r z e c h o w s k i m "
(str. 30—33), „ P o m n i k u
St.
Jabłonowskiego,
hetmana
wiel­
kiego k o r o n n e g o " (str. 33—35), „ S z y m o n i e O k ó l s k i m " (38—40),
„ G e d e o n i e B a r a b a n i e " (41—42), „ N a j s t a r s z y c h pieczęciach mia­
s t a T a r n o w a i N o w e g o S ą c z a " (43—44), t u d z i e ż o „ N a d g r o b k u
Jana
Siemieńskiego
pierwsze r o z p r a w k i
w
Rymanowie"
objaśnione p i ę k n i e w y k o n a n e m i
niać
stale
(str.
45—47).
krajoznawczo-historyczne,
wydawany
rocznik
rysunkami
—
poświęcony
Były
to
które
—
miały
wypeł­
„starożytnościom
g a l i c y j s k i m " . B r a k j e d n a k n a b y w c ó w nie pozwolił na" k o n t y ­
n u o w a n i e zamierzonej p u b l i k a c y i , i n n e o p r a c o w a n i a j a k n. p .
„ R y t o w n i c y i a r c h i t e k c i p o l s c y " (28 fasc. w 2 t „ N r . 5396),
a l b o „ S p i s b l a c h r y t o w a n y c h przez K . W . K i e l i s i ń s k i e g o " (1 zesz.
N r . 5442) m u s i a ł y spocząć j u ż n a zawsze w m a n u s k r y p t a c h .
Niemniej c h ę t n i e i n t e r e s o w a ł się t e ż Ż e g o t a
tyką,
sfragistyką
i heraldyką.
tykułów, drukowanych
0 „ M o n e t a c h biskupów
monet Zygmunta
Prócz
w „Wiadomościach
r
III"
numizma­
wartościowych ar­
numizm.-archeolog."
p o l s k i c h " (1889 N r . 2), „ P o d r a b i a n i e
(1891, N r .
9) i „ K r z y s z t o f
Moniwid
D o r o h o s t a j s k i " (1894 N r . 3 i Odb.) i j a k o w s t ę p d o P a p r o c ­
kiego „ H e r b y
rycerstwa
p o l s k i e g o " życiorysu
tegoż
autora,
pozostawił w t e c e nieogłoszone d o t ą d „ O m o n e t a c h r z y m s k i c h
1 g r e c k i c h " (1 fasc. N r . 5398), „ O m o n e t a c h , w a g a c h i m i a ­
r a c h p o l s k i c h " (1 fasc. N r . 5399), „ S f r a g i s t y k a p o l s k a " (1 fasc.
N r . 9403), „ H e r b y m i a s t g a l i c y j s k i c h " (1 fasc. N r . 5370), „ H e r ­
b a r z r o d z i n p o l s k i c h " (4 t . in folio, N r . 5344) i 3 t e k i „ N o t a t e k
g e n e a l o g i c z n y c h " (Nr. 5345 i 5346) w k t ó r y c h są liczne wypisld z wielu dzieł i a k t ó w odnośnie d o P o g e l w e r d e r ó w , K r u p p k ó w ,
M o r s z t y n ó w , S a l o m o n ó w , T a r n o w s k i c h i T ę c z y ń s k i c h . Rzecz zu­
pełnie n a t u r a l n a , iż wiele p o g l ą d ó w w y r a ż o n y c h w w y m i e n i o ­
n y c h r o z p r a w a c h w o b e c dzisiejszych w y n i k ó w w i e d z y w t y m
zakresie j e s t co n a j m n i e j
niewystarczających,
jeśli wręcz
m y l n y c h , ale posiadając
b a r d z o obfite w i a d o m o ś c i i
ze źródeł a r c h i w a l n y c h ,
dziś n i e j e d n o k r o t n i e
nie
wyciągi
nieistniejących,
zasługują n a b a c z n ą u w a g ę , a — co się t y c z y r ę k o p i ś m i e n n y c h
prac — na ponowne opracowanie.
329
ŻEGOTA PAULI
I n t e r e s u j ą c się wogóle w s z y s t k i e m i d z i e d z i n a m i w z a k r e s
historyi polskiej w c h o d z ą c e m i , nie p o m i j a ł t a k ż e Ż e g o t a w s w y c h
s t u d y a c h a r c h i w a l n y c h w i a d o m o ś c i , o d n o s z ą c y c h się d o d z i e j ó w ,
k u l t u r y , j a k o t e m ś w i a d c z ą b o g a t e t e k i m a t e r y a ł ó w d o cha­
r a k t e r y s t y k i „ W o j s k a p o l s k i e g o i l i t e w s k i e g o " (1 fasc. N r . 5397),
„ T e a t r u i m u z y k i w P o l s c e " (1 fasc. N r . 5400), „ P r a w a p o l ­
s k i e g o " (1 fasc. N r . 5401), „ R z e m i o s ł a , cechów, k u c h m i s t r z o w s t w a
i u b i o r ó w " w P o l s c e (8 fasc. w 1 t . N r . 5402), wreszcie
oso­
bliwe e p i z o d y z życia „ k r ó l o w y c h p o l s k i c h " (1 fasc. N r . 5405).
B r a k ś r o d k ó w nie pozwolił n a ogłoszenie d r u k i e m b a r d z o
ciekawych
opracowań
z
historyi
kościelnej,
mianowicie
„ B i s k u p s t w a w P o l s c e " (30 fasc. w 2 t . N r . 5364),
„Zakony
i s y n o d y " w P o l s c e (1 t . N r . 5365), „ L e g a c i p a p i e s c y w P o l s c e
i polscy w R z y m i e " (1 fasc. N r . 5407), „ C u d o w n e o b r a z y w P o l s c e "
(2 t . N r . 5362) i „ C u d o w n e o b r a z y B o g a r o d z i c y M a r y i w R o s y i "
(1 zesz. N r . 5363).
O d d a w n a j u ż d o t k l i w i e , odczuć się d a w a ł p o w a ż n y
bibliografii,
obejmującej
brak
całokształtnie dorobek myśli
pol­
skiej w ciągu t y l u w i e k ó w . Chciał l u k ę t ę zapełnić Żegota, p o ­
p r z e d n i k E s t r e i c h e r a , n a j k o m p e t e n t n i e j szy m o ż e w ó w c z a s
stworzenia na taką
m i a r ę z a k r o j o n e g o dzieła, znając
do
dosko­
nale biblioteki Lwowa, K r a k o w a , Warszawy, Wrocławia, Wiednia,
Pragi, Drezna,
Lipska,
Gótyngi,
B e r l i n a i wiele
mniejszych
p r y w a t n y c h , wszędzie u w a ż n i e śledząc za „ P o l o n i c a ' m i "
Nęka­
j ą c y g o od młodości los p r z e c i w n y , przeszkodził i w urzeczy­
w i s t n i e n i u bibliograficznych p r o j e k t ó w , zmuszając d o p o z o s t a n i a
w r ę k o p i s a c h „Bibliografii p o l s k i e j " (2 t
Nr
5382), pierwszego
w t y m r o d z a j u o p r a c o w a n i a p . t. : „ A u t o r k i polskie i ich dzieła
w spisie bibliograficznym, z e b r a ł Ż . . . P . . .
1850"
(1 t
i 1
zesz , N r 5381), „ M a p y p o l s k i e " , n o t a t k i bibliograficzne (1 fasc
Nr
5383), „Bibliografia
francusko-polska"
„Bibliografia l i t e w s k a i ł o t e w s k a " (3 zesz
grafia r o s y j s k a " (4 fasc
w i t
w i a ń s k i e " (bułgarska, i l y r y j s k a ,
s ł o w a c k a (7 fasc. w i t .
(1 t
Nr
Nr
5384),
5385), „Biblio­
N r . 53 8 6 ^ „ B i b l i o g r a f i e
czeska, k o r u t a ń s k a ,
sło­
łużycka,
N r . 5387) i szkic s y n t e t y c z n y , posia-
330
ŻEGOTA PAULI
dający jeno historyczną wartość p . t. : „Literatura słowiańska"
(1 fasc. w 1 t, N r . 5388).
Niemniej owocną b y ł a d z i a ł a l n o ś ć w y d a w n i c z a
Żegoty
P a u l e g o . I d ą c za p i e k ą c e m i p o t r z e b a m i ogółu ogłosił J a n a
Ga­
wińskiego z W i e l o m o w i c „ P o e z y e " z rękopisu d a w n e g o (Lwów
1843, w 12 , str. 208 i ul. 24), S a m u e l a B r o d o w s k i e g o „ Ż y w o t y
hetmanów królestwa Polskiego i W. Ks. Litewskiego z mater y a ł ó w w P o d h o r c a c h z n a l e z i o n y c h " (Lwów 1844, 8 , s t r . I V .
i 114), k t ó r e doczekało się w sześć łat p o t e m d r u g i e g o w y d a n i a .
Zachęoony p o w o d z e n i e m opracowuje w r. 1846 „ P a m i ę t n i k i d o
życia i s p r a w y
Samuela i Krzysztofa
8 , str. 215), n a s t ę p n i e „ J a n a
i E g i p t u " (Kraków
Zborowskich"
1849) z wiadomością
o życiu i
tegoż a u t o r a , L e o n a R z e w u s k i e g o „ O dążnościach
cyjnych w społeczeństwie" (Kraków
centego Reklewskiego
„Sielanki
(Lwów,
Potockiego podróż d o
Turcyi
pismach
reorganiza­
1849, 8 , str. 16) i W i n ­
krakowskie"
(Kraków
1850,
16 , str. V. i 46). Z n a j d u j ą c z a ś p o p y t n a t e g o r o d z a j u p u b l i k a c y e nie z a p r z e s t a ł ich, lecz dobierając ze z n a w s t w e m t e m a t y
d r u k u j e w r. 1853 „ P a m i ę t n i k i o wojnie c h o c i m s k i e j " , n a s t ę p n i e
w r. 1858 „ P a m i ę t n i k i Ł o s i a " , w r o k później S t a n i s ł a w a G r o ­
chowskiego „ W i e r s z e i i n n e p i s m a " ( K r a k ó w
1859, w y d . Bi­
blioteki polskiej T u r o w s k i e g o ) , tegoż r o k u St.
Orzechowskiego
„ Z i e m i a n i n , a l b o r o z m o w a ojca z s y n e m " z p r z e d m o w ą i p r z y ­
p i s a m i ( K r a k ó w 1859, n a k ł . Księg. F r i e d l e i n a ) i t e g o s a m e g o
autora
„Policya
sowskich
Królestwa
Polskiego na
p o l i t y k " z rękopisu
wypisaną
kształt
Arystotele-
i w końcu
ostatnie
t a k i e g o t y p u , w y d a n i e w r. 1861, j a k o d o W a c ł a w a R z e w u s k i e g o
„Psalmy
pokutne",
opatrzone
życiorysem
autora,
wyjętym
z „ Ż y w o t ó w h e t m a n ó w K r ó l e s t w a Polskiego i W . K s . Litew­
s k i e g o " (Berlin 1861). Liczne t e , w y m a g a j ą c e wielkiego obycia
się z l i t e r a t u r ą n a s z ą i niemałej e r u d y c y i w y d a w n i c t w a , c h l u b n i e
zdają się mówić o a s p i r a c y a c h i b e n e d y k t y ń s k i e j
pracowitości
a u t o r a , j a k k o l w i e k nie zawsze zgodzić się m o ż n a n a
metodę
p u b l i k a c y i — w. p o r ó w n a n i u z dzisiejszą — oczywiście p r z e ­
starzałą.
Z widoczną p r e d y l e k c y ą b a d a ł Żegota P a u l i w y b i t n i e j s z e
331
ŻEGOTA PAULI
osobi&tości w Polsce i ich c z y n y , zostawiając w spuściźnie rę­
kopiśmiennej
rozliczne
zapiski d o n i c h się odnoszące,
mało
j e d n a k m i ę d z y sobą z w i ą z a n e , m i a n o w i c i e d o : „Dołęgi
d a k o w s k i e g o " (1 fasc. N r . 5413), „ D ł u g o s z a " (6 fasc.
Cho­
w i t .
N r . 5414), „ D o r o h o s t a j s k i e g o " częściowo o p u b l i k o w a n e (1 zesz.
N r . 5415), „ Ł u k a s z a G ó r n i c k i e g o " (3 zesz. w 1 t . N r . 5416),
„Grochowskiego"
(1 zesz. N r .
5418), „ K a l l i m a c h a "
(1 fasc.
N r . 5420), p . t . „ K a n a w e l i ć i k r ó l S o b i e s k i " (1 fasc. N r . 5421),
d o „ M i a s k o w s k i e g o " (1 .zesz. N r . 5424), „ M o r s z t y n a " (1 zesz.
N r . 5425), „ K o s t k i N a p i e r s k i e g o " (1 zesz. N r . 5426), „ P a s k a "
(1 fasc. N r . 5427), p . t . „ W y p i s y z d y a r y u s z a W a l e n t e g o Smalciusa, m i n i s t r a socyniańsckiego w R a k o w i e " (1 z e s z ^ N r . 5432),
d o „ F a u s t a S o c y n a i L u c ł a w d c " (1 zesz. N r . 5433), „ B i s k u p a
S o ł t y k a " (1 t . N r . 5434), „ S z y m o n a
Szymonowicza
Bendoń-
s k i e g o " (1 fasc. N r . 5436), „ Z i m o r o w i e z a " (5 zesz. w 1 fasc.
N r . 5438), „ M i c h a ł a G l i ń s k i e g o " (1 fasc. N r . 5441), „ K o ś c i u s z k i "
(1 zesz. N r . 5443), „ O p a t a P o n g ł o w s k i e g o " (1 fasc. N r . 5446),
tudzież
„Listy
Stanisława
Augusta,
króla
polskiego
z
lat
1 7 6 5 — 1 7 8 5 " ( 1 1 . N r . 5430). N i e p o d o b n a zaś wymienić — z b r a k u
miejsca — w s z y s t k i c h odpisów r ę k o p i s ó w poezja, j a k o t e ż treści
politycznej i społecznej, kryjących się w c y t o w a n y m t u zbiorze
manuskryptów
Żegoty
Paulego,
darowanych
do
Biblioteki
Jagiellońskiej.
N a j ważniej szem wszakże dziełem Ż e g o t y — m o ż n a w p r o s t
nazwać pomnikowem
•— jest w y d a n y k o s z t e m
k r a k o w s k i e g o ,,Codex
diplomaticus
Cracoviensis",
universitatis
Uniwersytetu
studii
o b e j m u j ą c y w czterech t o m a c h źródła
generalis
dziejowe
W s z e c h n i c y od r. 1365 d o 1548 ( K r a k ó w 1870 — 84) i — j a k
słusznie powiedział p . L . L e p s z y — „ j e s t f u n d a m e n t a l n ą p o d w a ­
liną historyi naszego uniwersytetu i oświaty w Polsce". W p r a w ­
dzie
zarzucić
mu
można
wcale
znaczną
nieścisłość
z aktów? i ksiąg n a d n i s z c z o n y c h , m y l n e c z a s a m i
odpisów
rozwiązanie
s k r ó c e ń , n i e f o r t u n n e w p r o w a d z e n i e współczesnej Żegocie pisowni,
w s k u t e k czego w y n i k a j ą
d z i w a c z n e n a w e t słowa i z d a n i a —•
j e d n a k o w o ż b e z s p o r n i e m a dzieło w y m i e n i o n e w a r t o ś ć
n i e z m i e n n ą , p r a w i e bezcenną,
nigdy
jest dokonane niezwykłym
na-
332
ŻEGOTA FAULI
k ł a d e m sił i p r a c o w i t o ś c i . M o ż n a — p o w t ó r z ę — nie godzić
się n a m e t o d ę o p r a c o w a n i a , ale nie p o d o b n a o d m ó w i ć e p o k o ­
wego znaczenia owej p o d s t a w i e s t u d y ó w n a d r o z w o j e m
nau­
czania w p o d w a w e l s k i m grodzie, s k ą d rozchodziło się o n o n i b y
p r o m i e n i e z głównego źródła światła p o n a s z y m k r a j u
całym.
J a k g d y b y d o d a t k i e m d o ń j e s t w y s z ł y w r. 1883 „Album
diosorum
annum
universitatis
Cracoviensis"
(fasc. I., ab anno
stu-
1400 ad
1434). I z n o w u ż dopełnienia szukać t r z e b a w s p a d k u
rękopiśmiennym Żegoty, zawierającym
bibliograficzny
bakałarzy,
„Słownik
magistrów, doktorów
biograficznoi
profesorów
U n i w e r s y t e t u k r a k . " (2 t . A — M i N — Z , K r . 5359), oraz „ N o t a t y luźne d o W s z e c h n i c y Jagiell., jej d o m ó w , b u r s , kościołów
i k o l o n i i " (20 fasc. w 3 t. N r . 5360).
P r z e m i e s z k u j ą c przez przeszło l a t 5 0 w p i a s t o w s k i e j sto­
licy,
wielką
ilość
zebrał
większość w formie
Żegota
mniejszych
Pauli
,,Cracoviana'ów"
l u b większych
bez
-—
związku
głębszego m i ę d z y sobą wyciągów a r c h i w a l n y c h , j a k n a s t ę p u j e :
„Codex
diplomaticus
Cracoviensis"
„Liber
colloquiorum
castri
inscriptionum
Nr
5348),
castri Gracov."
,,Libri
1202—1502 (1 t . N r . 5347),
Cracoviensis"
(1400—1548) i
.relationum
seu
oblatarum
castri
Cracov."
1572—1699 i 1700—1804 (w streszoz. 2 t . N r . 5349),
consularia
Gracov."
ab anno
„Liber
(1428—1616), (w streszczeniu 1 t
1392 et „Acta
scabinalia
ab a. 1 4 3 1 — w. X V I I I . wł. (w streszcz. 1 t . ) ,
„Acta
Gracov."
„Najdawniejsze
wilkierze m . K r a k o w a " od r. 1367 (1 t. N r . 5351), „ I n w e n t a r z e
p o z m a r ł y c h w K r a k o w i e m i e s z c z a n a c h l u b i n n e g o s t a n u oso­
b a c h od p o c z ą t k u X V w " (1 t N r
5352), „ C e c h y k r a k o w s k i e "
w p o r z ą d k u a b e c a d ł o w y m z e b r a n e (84 zesz
w i t
Nr
5353),
„ S p i s d o m ó w m . K r a k o w a , z oznaczeniem i c h właścicieli w r ó ż n y c h
c z a s a c h " (1 t. Nr. 5354), „ D y e c e z y a k r a k o w s k a w r ó ż n y c h cza­
s a c h " (1 t. Nr- 5355), Józefa K r o m e r a „ W y m i a r g e o m e t r y c z n y
m. K r a k o w a z r
1783, z 4 m a p
(1 ze"-z N r
5356), „ N o t a t y
d o h i s t o r y i m. K r a k o w a " ( K r a k ó w , S t r a d o m , K l e p a r z , B i s k u ­
pie,
G a r b a r y , K a z i m i e r z , Żydzi, j u r y d y k i , szpitale,
nagrobki,
cmentarze)
wypisy
z
aktów
i k a p i t u l n y c h k r a k o w s k i c h (32 fasc
w 4 t
grodzkich,
Nr
kościoły,
miejskich
3357), w k o ń c u
333
ŻEGOTA PAULI
„ N o t a t y z d a w n y c h k a l e n d a r z y k r a k . " (1 fasc. Nr- 5358). O t o
b o g a t y p l o n .dla b a d a c z a dziejów i k u l t u r y g r o d u J a g i e l l o n ó w ,
d o t ą d n i e w y z y s k a n y jeszcze, a t y l e przecież i s t n y c h
skarbów
kryjący!
Nie koniec n a t e m . D l a d o p e ł n i e n i a c h a r a k t e r y s t y k i t a k
zasłużonej
indywidualności
muszę
wspomnieć
jeszcze
o nie-
o p u b l i k o w a n y c h „ D z i e j a c h K s i ę s t w Oświęcimia i Z a t o r a w X I V
i XV
s t u l . " (1 t
Nr
otrzymał Pauli w r
5375) za którą, p r z e d ł o ż y w s z y r z ą d o w i ,
1850 p o d z i ę k o w a n i e od ówczesnego guber­
n a t o r a Galicyi. D w a t e ongiś p a ń s t e w k a z a j m o w a ł y d o k o ń c a
życia Ż e g o t ę j a k i i c h najbliższa okolica, t o t e ż w t e k a c h zaj­
m u j ą d o n i c h w i a d o m o ś c i źródłowe zgoła nie o s t a t n i e
miejsce
(Nr 5376 i 5377, 11 fasc i lt ) Oprócz n i c h z g r u p o w a n e są n a d t o
p o d n a z w ą „ S a n d e c " k o d e x d y p l o m a t y c z n y od r
(1 t
i 2 fasc , N r
(1 fasc
Nr
5378), „ d w ó r " (1 t
5380) i „ S z l ą s k " (1 fasc
Nr
1204—1470
5379), „ W i e l i c z k a "
Nr
5404)
Specyalnie z a ś d o G a l i c y i , j a k o j e d n o s t k i odrębnej a d m i ­
n i s t r a c y j n i e — odnosi się ,,Codex diplomaticus"
(1 t
Nr
5367), „ l u ź n e z a p i s k i " (2 t
mieckie w G a l i c y i " (1 fasc
Nr
Nr
ab a
1244—1568
5368), „ k o l o n i e nie­
5369) i „Streszczenie k r o n i k i
c e r k w i stauropigialnej we L w o w i e " 1460—1800 (1 zesz N r 5444)
J e ś l i z a ś chodzi wogóle o d z i e j e
gesta
et Indices"
(1 t
Nr
Polski,
j ą c y c h się w K r ó l e s t w i e P o l s k i e m " (1 t
weneckie w P o l s c e " (1 fasc
(Nr
5406),
Dyabeł"
(1 fasc
„Rokosz
(1 fasc
Nr
znajdujemy t u
,,Be-
5361), „ O p i s s t a r o ż y t n o ś c i , z n a j d u ­
Nr
Nr
5366), „ P o s e l s t w a
5408), „ K r o n i k a
Zebrzydowskiego,
Herbort,
5409), „ B r a n i c k i , k o n f e r e n c y a
litewska"
Stadnicki
barska"
N r . 5410), wreszcie „ Z b i ó r ważniejszych p i s m u r z ę d o ­
w y c h , d o t y c z ą c y c h p o w s t a n i a polskiego w r. 1 7 9 4 " ( 1 1 . N r . 5411).
N a t u r a l n i e nie zdołał Ż e g o t a w s z y s t k i e g o należycie
uporząd­
k o w a ć i uzupełnić, większa część p r z y t o c z o n y c h t o m ó w z a w i e r a
d r o b n e j e n o w y j ą t k i z n a j r o z m a i t s z y c h dzieł, ż m a r g i n e s o w e m i
t r a f n e m i u w a g a m i , k t ó r e p o z b i e r a ł „ c h o d z ą c wszędzie z teczką
pełną d r o b n y c h a r k u s i k ó w " — j a k o p o w i a d a ł s e r d e c z n y Ż e g o t y
przyjaciel p . W ł . B a r t y n o w s k i — „ i c o b y ł o t y l k o godniejszego
u w a g i n a nie z a p i s y w a ł powiększając w t e n sposób "swoje u k o -
334
ŻEGOTA PAULI
c h a n e zbiory, z k t ó r y c h k o r z y s t a ł niejeden p r a c o w n i k n a r ó ż n y c h
p o l a c h h i s t o r y i , t a k ż e i ja s a m c z ę s t o k r o ć " . . .
Zarysowuje
się n a d e r ciekawa s y l w e t k a
niezwykłej
po­
staci, k t ó r a m i m o p r z y k r e j życia u d r ę k i , potrafiła je w y k o r z y ­
stać j a k m a ł o k t o i n n y , nie dla u z n a n i a , k t ó r e g o d ł u g o nie zna­
lazła, nie dla s ł a w y —- z a p o m n i a n o o zasługach — ale u m i ł o ­
w a w s z y s t a r o ż y t n o ś c i , k t ó r e •— j a k c z y t a m y w jednej z książek
P a u ł e g o — j a k o pierwsza p o d s t a w a dziejów k a ż d e g o n a r o d u ,
należą
niezaprzeczenie
do
najciekawszych
pizedmiotów naukowych . . . " I m
i
najważniejszych
więcej z a ś z a g ł ę b i a m y
się
w dzieła Ż e g o t y , t e m widoczniej w y k s z t a ł c a się z p r a c o w i t e g o
szperacza
uczony badacz,
typu
Helciowskiego, k t ó r e g o
zda­
n i e m nie czas b y ł o jeszcze t w o r z y ć dzieje właściwe, b o nie b y ł o
ich n a czem oprzeć, t r z e b a b y ł o wpierw stworzyć p o s a d y , n a
k t ó r y c h wesprzeć m ó g ł b y się g m a c h h i s t o r y i p o l s k i e j , G r o m a ­
dził więc u m i e j ę t n i e
b o g a t e m a t e r y a ł y z licznych
rzadszych
dziel i r ę k o p i s m ó w , w y s t r z e g a j ą c się ile możności od zawiłości
i b ł ę d ó w . " Służyło m i — w s p o m i n a m i m o c h o d e m — za g w i a z d ę ,
p r o w a d z ą c ą p r z y m y c h p r a c a c h owo sławne H e r b u r t ó w godło :
„Prawdą
a p r a c ą " i d l a t e g o też za wielki w y s t ę p e k
poczy­
tuję k a ż d e l e k k o m y ś l n e skażenie dziejów przez ogłaszanie p o d ­
r a b i a n y c h r a m o t l u b u t w o r z o n y c h przez siebie d a t
historycz­
n y c h , j a k i e g o sobie n i e k t ó r z y dla n a d a n i a p o w a g i s w y m p i s m o m ,
ze szkodą ogółu pozwalają . . . " D o k o ń c a życia nie sprzenie­
wierzył się h a s ł u o w e m u co d o p i e r o w o s t a t n i c h u z n a n o ł a t a c h ,
z m a r ł b o w i e m j a k o członek też obcej i n s t y t u c y i ,, Verein
GescJiiehte und Allerthum
Schlesiens"
jur
we W r o c ł a w i u i z d y p l o ­
m e m członka h o n o r o w e g o „ T o w a r z y s t w a archeologicznego we
L w o w i e " . A dziś — s m u t n e lecz p r a w d z i w e — j u ż p r a w i e o n i m
zapomniano.
Włodzimierz
Antoniewicz.
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA.
Z piśmiennictwa polskiego.
Z
LITERATURY
E K O N O M I C Z N E J .
(Z w y d a w n i c t w N, K. N.)
W drugiej połowie zeszłego stulecia dążenia narodowe i poli­
tyczne polskie w Galicyi zostały uwieńczone powodzeniem, którego
nie zaznały ani w Rosyi ani w Niemczech. Rozwój wypadków w Gali­
cyi byłby dla Polaków jeszcze korzystniejszym, gdyby stosunki go­
spodarcze układały się pomyślniej. Niedomagania gospodarcze Ga­
licyi z pewnością poczęści pochodzą z przyczyn, sięgających głęboko
wstecz. Nie bez słusznych powodów pro/. Górski ) b r a k i współczesnej
krajowej produkcyi rozpatruje n a tle historycznem. Rozpoczyna swą
najnowszą pracę rozdziałem z a t y t u ł o w a n y m : „Zapatrywania gospo­
darcze w Polsce od połowy XVI-go wieku do rozbiorów", w k t ó r y m
wykazuje, że poglądy ekonomiczne w Polsce rozpowszechnione m a ł o
sprzyjały usilnej i wydajnej pracy gospodarczej. W następnych roz­
działach omawia kolejno' braki współczesnej produkcyi rolnej, r ę k o ­
dzielniczej i przemysłowej w Galicyi. Rozdział piąty „Krajowa produkcya wobec nowych t r a k t a t ó w h a n d l o w y c h " (str. 73. — 91), jest
j a k b y rzutem oka w przyszłość. Autor wychodzi z założenia, że „ n a ­
sze gospodarstwo p r y w a t n e i społeczne zetknie się w niezadługim
czasie z konkurencyą niemiecką, lepiej wyposażoną w urządzenia,
zabezpieczające korzystny wynik gospodarczej p r a c y " (str. 99).
1
) P r o f . D r . A. G ó r s k i : „Braki krajowej produkcyi w Galicyi'V
Kraków 1916, str. 126. (Wydawnictwo I n s t y t u t u ekonomicznego N. K. N .
zeszyt V.).
1
r
336
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
Nowe t r a k t a t y handlowe będą prawdopodobnie oparte n a zasa­
dzie gospodarczego zbliżenia Austro-Węgier do Niemiec. Autor do­
maga się zbliżenia, któreby nie wykluczało ochrony wszelkiej produkcyi rodzimej wobec niemieckiego gospodarstwa, stojącego znacznie
wyżej. Nawet rolnictwo może doznać pewnych trudności w razie,
g d y b y zbliżenie celne Austro-Węgier do Niemiec przekroczyło gra­
nice, uzasadnione w stosunku obustronnych sił gospodarczych. Szcze­
gólnie t r u d n e m będzie stanowisko rękodzieł i przemysłu wobec współ­
zawodnictwa niemieckiego. Przyjdzie m u z pomocą zdrowa samoobro­
n a gospodarczo-narodowa: „Społeczeństwo polskie posiada dość
siły i gospodarczego wykształcenia, żeby w czasach walki konkuren­
cyjnej przez dłuższy czas płacić drożej za produkt krajowy, niż za
tańszy zagraniczny. Potrafi wykonać presyę n a kupców, aby tylko
krajowy towar trzymali n a składzie, o czem dobitnie świadczy szczę­
śliwy dla rodzinnego przemysłu przebieg walki kartelu z cukrownią
w Przeworsku" (str. 88).
Przyszły pomyślny rozwój gospodarczy oprzeć się musi n a zwię­
kszeniu ilości i wydajności pracy. Słusznie Carlyle z a u w a ż y ł : „świat
jest pełen niedokonanej p r a c y " . „ J e d n ą z głównych przyczyn braków
produkcyi u nas jest mała intenzywność p r a c y " — oto wniosek, do
którego dochodzi prof. Górski w ostatnim rozdziale: „Niedomagania
publicznych urządzeń, a zadanie jednostek" (str. 90 i nast.)
Admmistracya państwowa i autonomiczna w Austryi jest n a d
wyraz kosztowna, a mało sprawna. Nie można jednak przypisywać
wszystkiego złego administracyi. Należy od każdej jednostki domagać
się zwiększenia wysiłku. Niema obawy o wynik. „ W duszę polską
tchnął Stwórca niewyczerpane skarby moralne. Tylko żeby do nich
dotrzeć, trzeba postępować jak p r z y biciu s t u d n i : nie zadowalniać się
wodą zaskórną, ale jak przez ił przebić się przez m a r t w e pokłady
wygody i p r y w a t y w głąb, aż do źródła".
Prof. Buzek ) omawia najpierw wzrost ludności polskiej i obcej
n a ziemiach polskich, a później wzrost ludności rdzennie polskiej.
Najpierw pisze o przyroście naturalnym, wywołanym przez przewyżkę
liczby urodzin n a d w y p a d k a m i śmierci, a potem o ubytku, pochodzą­
c y m z przewyżki wychodźtwa w porównaniu z ilością wypadków
1
*) Prof. Dr. J ó z e f B u z e k : „Pogląd na wzrost ludności ziem pol­
skich w wieku X I X " . {Wydawnictwo Instytutu ekonomicznego N. K. N.,
zeszyt I.). Kraków 1915, str. 75.
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
337
osiedlenia się n a ziemiach polskich. Prof. Buzek rozróżnia czasokres
d o roku 1857 i lata późniejsze: 1857—1910. „Ludność ziem polskich
wzrastała po r. 1857 przeszło dwa razy t a k szybko, j a k przed r. 1857.
W l a t a c h 1804 — 1857 miały ziemie polskie tylko nieznacznie,silniej­
szy przyrost ludności, niż E u r o p a wzięta jako całość. W latach 1857 —
1910 miały natomiast ziemie polskie przyrost bardzo znacznie szybszy"
{str. 4). Obecnie ziemie polskie pod względem przyrostu naturalnego
dorównują krajom, posiadającym najwyższy przyrost n a t u r a l n y .
Atoli przyrost rzeczywisty przedstawia się mniej korzystnie z powodu
silnego wychodźtwa. Autor omawia wyczerpująco różnice zachodzące
miedzy poszczególnymi dzielnicami.
Rozprawa p r o f . B u z k a , stosunkowo szczupła rozmiarami, jest
niezwykle bogatą w treść. Zwięzłość w przedstawieniu rzecz,y nie przy­
nosi ujmy jasności i przejrzystości obrazu. Dotąd nie mieliśmy w na­
szej literaturze poglądu n a całokształt polskich zagadnień demografi­
cznych. Dzięki rozprawie p r o f . B u z k a zyskujemy ów pogląd i t o
w opracowaniu ze wszech miar wybitnem. Prawdopodobnie nie wszy­
stkie wnioski, do których doszedł, ostoją się wobec przyszłych b a d a ń ,
ale w każdym razie rozprawą swoją rzucił dużo światła n a zagadnienie
w z r o s t u ludności n a ziemiach polskich.
Juliusz H r . Andrassy ), syn austro-węgierskiego ministra spraw
zagranicznych, k t ó r y dzierżył ten wysoki urząd w czasie zajęcia Bo­
śni i Hercogowiny przez Austro-Węgry i podpisania przymierza
z Niemcami zawartego n a wypadek wojny z Rosyą, kilka tygodni
t e m u pisał o przyszłym rozwoju tegoż przymierza. Wyraził zapatry­
wanie, że po wojnie stosunek obu p a ń s t w sprzymierzonych musi
uledz zmianie. Stanie się albo luźniejszym, albo ściślejszym. K t o chce
uniknąć rozluźnienia, musi dążyć usilnie do zacieśnienia węzłów łączą­
c y c h oba p a ń s t w a . H r . Andrassy, obecnie jeden z najwybitniejszych
członków opozycyi w sejmie węgierskim, broni idei wzmocnienia
przymierza przez nawiązanie bliższych stosunków gospodarczych.
Związek gospodarczy środkowo-europejski musiałby objąć t a k ż e
i ziemie polskie.
1
Dotychczasowy przebieg wypadków wojennych nie osłabił we­
wnętrznej polityki łączności obu g r u p walczących ze sobą. Przeciwnie,
) „Środkowo-Europejski Związek gospodarczy, i Polska". Studya
ekonomiczne. Kraków 1916. Nakł. Centralnego Biura W y d a w n i c t w
N . K. N., str. V I I . i 215 oraz 2 mapy.
x
P.
P.
T.
CXXXI.
22
338
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
raczej ją wzmocnił. Wyrazem coraz to większej wewnętrznej spoisto­
ści obu grup jest zamiar, z naciskiem omawiany przez obie strony
walczące, zawarcia związku gospodarczego, któryby stanowił utwier­
dzenie i dalszy ciąg dotychczasowej polityki. Jeżeli przypuścimy, że
polityczne ugrupowanie mocarstw po wojnie nie idegnie zmianie,
wówczas zbliżenie gospodarcze między sprzymierzeńcami, kto wie,
czy nie stanie się aktualne? Wpraw-dzie każda ze stron walczących
chciałaby utrzymać polityczne węzły, łączące je ze sprzymierzeńcami,
a równocześnie rozbić spoistość wewnętrzną przeciwników, ale nie jest
wykluczonem, że przymierza obecne po obu stronach przetrwają
obecną wojnę i że rozrosną się w ściślejsze związki gospodarcze. Coprawda byłoby rzeczą pożądaną zawrzeć ściślejszy związek gospodar­
czy bez narażenia się n a odwet ze strony związku gospodarczego,
utworzonego przez przeciwników, atoli być może, że mimo pogróżek
strony przeciwnej, o których niewiadomo, czy się ziszczą, środkowo­
europejski związek gospodarczy dojdzie do skutku.
N a czemże będzie polegał? Zwolennicy tego ideału, opartego n a
dotychczasowych przesłankach politycznych, pragną nadać możliwie
konkretny wyraz swym dążeniom. Książka zbiorowa, n a którą pozwa­
lam sobie zwrócić uwagę Sz. Czytelników jest, o ile mi wiadomo, pierw­
szym poważniejszym przejawem tych usiłowań w języku polskim.
Przedmowę do niej napisała Dr. Zofia Daszyńska-Golińska,'
autorka
szeregu prac ekonomicznych.
Jej pióra jest także pierwszy artykuł (str. 34), którego tytuł
jest równocześnie tytułem całej książki. Chodzi o wspólną granicę
cłową n a zewnątrz, oraz o dopuszczalność ceł między państwami,
należącymi do środkowo-europejskiego związku gospodarczego" (str..
23). Zdaniem Autorki „rolę przodowniczą w t y m związku obejmą
prawdopodobnie Niemcy" (str. V) z zastrzeżeniem, że „uzyskanie
warunków prawno-państwowych, w których okazałoby się możebnem
prowadzenie samodzielnej polityki gospodarczej, stanowi przesłankę
wszelkich zamierzeń i postulatów Polski w przyszłym środkowo-europejskim związku gospodarczym" (str. 31).
Związek powstanie jako wynik założeń politycznych. W interesie
jego trwałości byłoby pożądanem, ażeby przystosował się w pewnej
mierze do dotychczasowych stosunków gospodarczych. W tej myśli
redakcya książki zbiorowej o środkowo-europejskim związku gospo­
darczym zamieściła w niej kilka rozpraw, poświęconych zbadaniu
współczesnych polskich stosunków gospodarczych. C h o d k i e w i c z
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
339
i M a r c i n k i e w i c z piszą o kolejach i taryfach, A n g e r m a n i H e r b s t
0 „drogach wodnych dla Polski", M a r y a B a l s i g e r i H e l e n a L a n d a u B a u e r o wychodźtwie, Al. S z c z e p a ń s k i o „zdolności ekspor­
towej przemysłu galicyjskiego", Z. L i m a n o w s k i o „cukrownictwie
w Polsce".
Dr. Adam
Krzyżanowski.
N a u k i rekolekcyjne i d o r o c z n e przed przyjęciem Sakra­
m e n t ó w ś w . Ks. Józef Koterbski. Tarnów 1913. S t r . 241.
Dzieło rekolekcyi t a k dzisiaj się już rozpowszechniło, iż można
powiedzieć, odnawia i odradza rok rocznie wszystkie warstwy społe­
czeństwa. Nie tylko odbywają się one w domach rekolekcyjnych
1 klasztornych, ale w znacznej części rekolekcye zastąpiły dzisiaj misye ludowe. Urządza się je w kościołach i większych kaplicach dla ró­
żnych klas. Tak,Aveszły one n a kazalnicę, a ze ścisłej ascetyki przedo­
stały się dzisiaj do wymowy kościelnej, tworząc sobie w homiletyce wła­
ściwszy rodzaj. W ścisłem znaczeniu bardzo określony ich t e m a t
przedstawia jednakże niezmiernie bogate pole dawnej formie homile­
tycznej i indywidualnej obserwacyi kaznodziei.
Egzorty swoje do dziatwy szkół ludowych uzupełnia ks. Koter­
bski tomem nauk rekolekcyjnych dla swego ulubionego „drobiazgu".
T a sama wieje z nich miłość, charakteryzuje solidarność w wyrażaniu,
zwięzła jasność stylu, myśl objaśniona zrozumiałemi dla dzieci po­
równaniami i przykładami. W żywem słowie, przypuścić łatwo można,
autor używał przykładów, wziętych wprost z życia swoich uczniów,
które widocznie t u dla zwięzłości, czy w tyni razie nie zbyt skrupula­
tnej, w znacznej mierze wypuścił. Prawdy wykładane znajdują za­
wsze utwierdzenie swoje w słowach Pisma Św., gdy stronę życiową
obrazują epizody hagiograficzne. Myśli w formie homiletycznej do­
brze i miarowo rozłożone, a nauki cyklowe, starannie związane między
sobą, zadość uczyniły zasadom teoretycznym. N a d t o uchwycił dosko*
nale autor myśli i wartość rekolekcyi, nie ograniczając się do zwykłego
przeprowadzenia tematu, aie położył nacisk n a osobiste wglądanie
w własne życie w co wprowadza swojego małego słuchacza. Egzorty
t e wskutek tego nazwał autor zbyt rozwlekłemi. Jeśli kiedy atoli,
to w rekolekcyach wszelki szablon zarówno formy, j a k myśli i czasu
zbyt często niestety unicestwia owoce tyle trudnej obopólnej pracy.
r
Pod względem treści znajdujemy w omawianej książce t r z y cykle
z a t y t u ł o w a n e : 1) rzeczach ostatecznych; 2) o grzechu i 3) staeye
męki Zbawiciela.
340
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
Właściwa materyą rekolekcyi zajmują się też pierwsze cykle,
z których pierwszy najdokładniej uwzględnił całość ścisłego t e m a t u
rekolekcyjnego. Trzeci cykl należy do pasyjnych, stąd się t u widocznie
znalazł, iż dawniej w wielkim poście pod imieniem rekolekcyi, przez
dwa dni z rzędu czytywano po zakładach naukowych mękę pańską
według Ewangelii św. i objaśniano ją uczniom zastosowaniami moralnemi. Zresztą rodzaj ten z n a t u r y rzeczy opiera się n a innych niż reko­
lekcyjne zasadach wymowy. Dzieci t a k często spotykają się z obrazami
drogi krzyżowej, słusznie więc, że autor wziął za treść swojego wykładu
męki pańskiej to właśnie, co uderza oko dziecka. Opowiadane obrazy
męki Bożej przyjemnie i praktycznie związał z życiem swego słucha­
cza a wlał dużo uczucia. Każdą seryę rekolekcyi, składającą się z czte­
rech nauk, kończy nauką przed pierwszą Komunią św. W istocie
z wielkim byłoby to.pożytkiem, gdyby wszędzie odnowiono p r a s t a r y
zwyczaj przygotowywania najbliższego dziatwy do tego a k t u kilkudniowem skupieniem w naukach rekolekcyjnych.
Niestety powszechnie jeszcze panuje mniemanie, jakoby rekolekcye
były zespojone z Wielkim Postem jako przygotowanie do wielkanocnej
spowiedzi. Dla ogółu zapewne jestto najsposobniejszy czas odrodzenia
się duchowego. Ale niech rekolekcye będą też przygotowaniem duszy
w najważniejszych chwilach życia.
Poza cyklami dołączył autor dwie egzorty przed spowiedzią
szkolną, w których przypomina uczniom naukę Kościoła i upomnienia
przed spowiedzią i opowiada dobrodziejstwa tego sakramentu, i je­
dną o siedmiu darach Ducha św. jako przygotowanie do Sakramentu
Bierzmowania. Sympatyczny ten tom egzort ks. Koterbskiego oddać
powinien wiele usług kapłanom, a zwłaszcza przełamać pewien prze­
sąd jakoby rozwinięcie t e m a t u rekolekcyjnego przechodziło po­
jęcie dziatwy szkolnej. Oby w każdej szkole rekolekcye i najdrobniej­
szą dziatwę corocznie odradzały i przygotowywały do 1-szej Komunii
św. i Bierzmowania.
X . Jarosław
Rejowicz.
Żyd
w p o w i e ś c i p o l s k i e j . S t u d y u m . Teodor
Jeske-ChoińsJci.
Warszawa 1914. Nakładem Księgarni Kroniki Rodzinnej. Str.
150. (Z portretem autora).
Autor zajmuje się — rzecz znana — eon amore kwestyą żydow­
ską wogóle — a polską żydowską w szczególności. P o „Żydach oświe­
conych", po „Programie i metodzie żydów", po „Neofitach", po bar-
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
341
dzo przychylnie przyjętej książce „Poznaj żyda", po nowem wydaniu
wreszcie Brafmanna „Żydów i bohaterów", sięgnął on do dziejów
żyda w polskiej powieści. Studyum t o — zaznaczyć trzeba — jest nie
tylko literackiem, ale w dość wielkiej części i społecznem. Prócz analizy
typów żydowskich, skreślonych ręką powieściopisarzy, przynosi t u
i ówdzie d a n e historyczne z życia żydostwa w Polsce, dorzuca p a r ę
ogólnych linij do charakterystyki żyda. Choiński przeszedł powieść
polską od Niemcewicza „Lejby i Sióry" — do Gruszeckiego „Szachra
jów".
1
Figurują w t y m przeglądzie Kraszewski, Jeż, Orzeszkowa, Ba­
łucki, Świętochowski, B . Prus, Junosza, Litowski, Gawalewicz,- K .
Prz.-Tetmajer, Weyssenhof i Gruszecki. Nie wszyscy t o — jeszcze —
ale moralnie cała powieść polska „z żydem". Wszędzie t e n s a m żyd,
tensam jego charakter, t a s a m a jego robota, tensam wieczny żyd
wyzyskiwacz, arrogant, czy t o żyd ciemny, szachraj, m a ł y „handlo­
wiec", skupujący skórki królicze, czy żyd średni kupiec, trochę wykształceńszy, czy wreszcie żyd wielki bankier, giełdziarz. Przyznać
należy — że powieściopisarze polscy nie odmalowali żyda w jasnych
barwach — nie rozbudzili w czytającem społeczeństwie platonicznej
choćby tylko miłości do żyda — i dali n a m — j a k powiada autor,
(str. 160) przeważnie bardzo mało typów dodatnich, dali „ t y p u j e m n y "
i t. d. — zrobili jednem słowem — naogół — powieść polską de facto
antyżydowską.
Winą wielką niektórych z nich — a raczej błędem — że nie spo­
strzegli tej wielkiej, zasadniczej przepaści, leżącej między każdym ży­
dem, jego zasadami, poglądami, tradycyą, metodą działania i myślenia,
etyką wreszcie, a światem chrześcijańskim katolickim z całym jego
kapitałem żelaznym i obrotowym — a mimo to wyznawali Credo
assymilacyjne.
Przyczynili się też do zbałamucenia niektórych głów polskich
receptą assymilacyi. Pióra tych niektórych ,(Orzeszkowa, T. Jeż,
Świętochowski, Bałucki) chciały szerzyć i szerzyły hasło assymilacyi.
Nie były w t y m względzie jednak tłumaczami polskiego ogółu. Utopia
bowiem nie t a k prędko pochłonie masę — tłumy.
O prawdziwej assymilacyi może być mowa — jak pisał swego
czasu O. M. Morawski T. J . — dopiero przy chrzcielnicy.
St. G.
342
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
I. P o l i c h r o m i a S k l e p i e n i a b i b l i o t e k i o p a c t w a
z r. 1 5 3 8 . — Ks. Gerard Kowalski O. Cist.
mogilskiego
II. Z w y c i e c z k i d o w a d o w i c k i e g o i o ś w i ę c i m s k i e g o p o w i a t u .
Ks. Gerard Kowalski 0 . Cist.
Kraków 1914. Nakładem Tow. Op. nad polskimi zabytkami.
Str. 46. D r u k . E . i Dr. K. Koziańskich.
Od dobrych kilku lat — w murach klasztoru mogilskiego wre po­
ważna robota konserwatorsko-restauracyjna, mająca za cel uchronić
przed zagładą to, co warte artystycznych i estetycznie wykształco­
nych oczu. Odnowiono śliczny wirydarz klasztorny, rekonstruowano
wielkiej wartości fresk Ukrzyżowanego n a krużgankach, odświeżono
inne pomniejsze freski, zdobiące żebrowanie sklepienia sali mogilskiej
bibliotecznej. I o tej polichromii właśnie zdaje sprawę X . Gerard —
nawiasem mówiąc — dusza artystycznej strony konserwatorskich
robót w Mogile. Polichromia sali bibliotecznej, dokładnie a fachowo
opisana i artyst. reprodukcyami zilustrowana w powyższem sprawo­
zdaniu, wiąże się ściśle z nazwiskiem i rządami (1522 — 1546) mo­
gilskiego opata — humanisty — Erazma, mile widzianego ongiś
w otoczeniu królewskiem. On bowiem zbudował salę biblioteczną ; jego
staraniem powstał ten dziś zachwycający oko zabytek czasów Odro­
dzenia w Polsce.
Ale artystyczne walory polichromii są dziełem i zasługą zakon­
nika — a r t y s t y Stanisława z Mogiły, sławnego a bardzo uzdolnionego
miniaturysty, przypomnianego polskiemu światu przez D r a Jerzego
Kieszkowskiego w „Kanclerzu Krzysztofie Szydłowickim".
Sądzimy że wiadomości o restauracyi zabytków Clarae Tumbae
będzie więcej. Wynikami z odbytej w r. 1913 wycieczki artystycznokonserwatorskiej w powiat oświęcimski i wadowicki — dzieli się z na­
mi autor w I I części pracy. Wyniki owe nie bardzo co prawda obfite —
ale nie wina w tem autora — odnoszą się do wartości artystycznych,
spoczywających w tamecznych kościołach i kościółkach, ich budowie
i wyglądzie, w p a r a m e n t a c h etc. Szczegółowo przebiega autor zwie­
dzane przez się miejscowości, podając — coraz ważniejsze opisowe,
architektoniczne, ornamentacyjne, historyczne d a n e .
Przesuwają się przed nami Barwałd, Klecza, Wadowice, Andry­
chów i t. d. aż do Zatora. Kilka jasnych, wcale nie zamazanych illustracyi — nadaje piękny wygląd już i t a k z siebie dość zbytkownej
edycyi.
St. G.
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
„ G e s c h i c h t e d e r m i t t e l a l t e r l i c h e n P h i l o s o p h i e " . M. De Wulf.
Autorisierte deutsche Obersetzung von dr. R . Eisler, Tiibingen, 1913, str. X V I . , 464.
„ D i e e u r o p a i s c h e P h i l o s o p h i e d e s Mittelalters". CL. Baeumker.
K u l t u r der Gegenwart I, 5, Berlin 1913, str. 338 — 431.
„ G r u n d r i s s d e r G e s c h i c h t e d e r P h i l o s o p h i e " . Friedrich tiberweg. Zweiter Teil: Die mittłere oder die patristische und scholastische Zeit. Zehnte, vollstandig neu bearbeitete und stark
vermehrte, mit einem" Philosophen- und Literaturen-Register
versehene Auflage. Herausgegeben von Dr. Mathias Baumgartner, Berlin 1915, str. X V I I I , 658, 266.
Od ogłoszenia encykliki „Aeterni P a t r i s " Leona X I I I . w r. 1879.
rozpoczyna się w obozie zwolenników filozofii scholastycznej coraz
intenzywniejsza praca w podwójnym k i e r u n k u : jedni starają się za
pomocą metody analitycznej rozłożyć j a k b y n a pierwiastki system to' mistyczny, ażeby wszechstronnie zbadać wewnętrzny związek poszcze­
gólnych idei, d r u d z y usiłują za pomocą metody historyczno-genety­
cznej odtworzyć wierny obraz filozofii średniowiecznej w jej stopnio­
wym rozwoju. Profesorowie 01. Baeumker z Monachium, M. De Wulf
z Lowanium i M. B a u m g a r t n e r z Wrocławia, znając i wyznając sy­
stem scholastyczny, dają niemal z góry rękojmię, że w ich opracowa­
niach idee średniowiecznych myślicieli nie uległy błędnej interpretac y i ; n a d t o trzeba zaznaczyć, że każdy z tych autorów, zanim sformu­
łował syntetyczny pogląd n a całość dziejów filozofii średniowiecznej,
udowodnił przez szereg rozpraw, że opanował znakomicie skompliko­
waną i mozolną metodę b a d a ń , jaką przez 40 lat wydoskonalała sto­
pniowo praca n a d średniowieczną myślą filozoficzną. W dziełach
Baeumkera o Witelonie, B a u m g a r t n e r a o Alanusie z Lille i Wilhelmie
z Auvergne, De Wulfa o Egidiuszu z Lessines łączy się skrupulatna
praca k r y t y c z n a i literacko-historyezna filologa z wykładem idei nie­
zwykle jasnym, trafnym i o p a r t y m n a bogatem tle historycznem.
Dzieła o filozofii średniowiecznej, powstałe przed rokiem 1880,
albo nie wnikały dosyć energicznie w treść rozmaitych kierunków fi­
lozoficznych, nie uwydatniały specyficznych różnic między nimi za­
chodzących, t r z y m a ł y się j a k b y n a powierzchni, wypełniając braki
w rzeczowem przedstawieniu dygresyami n a t e m a t jałowości i zawi­
łości średniowiecza — albo też nie operowały dostatecznym materyałem, nie sięgały zwłaszcza do rękopisów, nie badały krytycznie au­
tentyczności >różnych pism, nie wprowadzały a p a r a t u historyczno-
1 1 H - I U V T 1 i / J l'
1 iOili Jlllil
X TT
1\
krytycznego. Cum ira, a bez wniknięcia należytego w istotę
scholastyki pisał jej dzieje B. H a u i e a u , k t ó r y w latach 1850 — 58.
ogłosił „Histoire de la philosophie scolastique" w dwóch tomach,
a w łatach 1872 — 1880 rozszerzył ja do trzech tomów. J u ż dawniej
szereg francuskich badaczy, jak V. Cousin, B . Remusat, Rousselot,
Jourdain ogłaszali specyalne studya z zakresu filozofii średniowiecznej,
czerpiąc materyał z nieocenionych skarbów rękopiśmiennych, jakie
zdołała zgromadzić paryska Bibliotheąue Nationale. H a u r e a u jako kon­
serwator rękopisów tej biblioteki porobił liczne wyciągi z t r a k t a t ó w
takich pisarzy, których dotąd zaledwie znano z nazwiska, i n a t y m
materyale oparł swoja syntezę filozofii średniowiecznej : błędnych
ocen jest wiele, nie mniej niepotrzebnych zupełnie wycieczek polemi­
cznych, ale bądź co bądź bardzo bogaty materyał i liczne poprawki
bibliograficzne dawniejszych wiadomości stanowią rzetelną wartość
tej książki.
H a u r e a u był już podstawą oryentacyjną dla G. Prantla, kiedy
ten w latach 1855 — 1870 wydawał 4-tomową Geschichte der Logik
im Abendlande, poświęcając z niej aż t r z y t o m y wiekom średnim.
Tylko ten, kto pracował samodzielnie nad filozofią średniowieczną,
wie, z jakiemi trudnościami trzeba walczyć, kiedy się chce mieć pod
ręką pierwsze wydanie dzieł, tylko ten także należycie potrafi oce­
nić u P r a n t l a zadziwiające wprost bogactwo cytatów, wziętych naj­
częściej z inkunabułów, rozproszonych po całej Europie. Trzeba
także przyznać, że P r a n t l , posiadając daleko głębsze wykształcenie
filozoficzne, niż H a u i e a u , potrafił do pewnego stopnia wyznaczyć
kierunek rozwojowy różnych idei, wykazać ich pokrewieństwo,
uwydatnić nowe elementa. Z tem wszystkiem, jeżeli H a u r e a u pisał
cum ira, to u Prantla, był Niemcem, zjawia się nieraz furor, zwłasz­
cza, kiedy jest mowa o tomistach i możliwa, że głównie n a m i ę t n a
a n t y p a t y a do średniowiecza nie pozwoliła mu częstokroć n a spo­
kojny, objektywny i trafny wykład, ale oprócz tego widoczny jest
u P r a n t l a pośpiech, gorączkowe zestawianie obok siebie m a t e r y a ł u
bez głębszego przemyślenia, są błędne oceny i dosyć liczne rzeczowe
błędy, jak t o n a innem miejscu wykażę.
W przeciwieństwie do H a u r e a u ' a i P r a n t l a , którzy z nie­
chęci d o scholastyki, a częstokroć także z b r a k u zrozumienia pe­
wnych idei, podawali nieraz błędną jej ocenę, Albert Stóckl, sam
wybitny przedstawiciel budzącej się z m a r t w o t y do nowego życia
myśli scholastycznej, podał bardzo objektywny obraz średniowiecz-
rK&UUbĄD FISMIEJNMCTWA
.i*0
nej filozofii w Geschichte der Philosophie des Mittelalters (Bd. 1—111.
Mainz 1864—1866), choć i u niego zachodzą, zadziwiające pomyłki,
n p . kiedy t a k wybitnego terministę, jakim był Marsyliusz d'Inghen,
zalicza do obozu tomistycznego. Główne pomyłki i braki wypły­
nęły u Stockla stąd, że czerpał swój m a t e r y a ł wyłącznie z dzieł
drukowanych, że nie zajmował się kwestyą autorstwa i dlatego
wprowadzał czasem do charakterystyki pisarza pierwiastki, zączer^
pnięte z dzieł nieautentycznych (Ihms Skot); mimo t o wszystko
dzieło Stockla trzeba uznać za najlepszy z podręczników do filozofii
średniowiecznej, napisanych przed rokiem 1880. i jeszcze dzisiaj
t r z e b a do niego zaglądać, ilekroć chodzi o pisarza, nieobjętego przez
nowsze badania.
- •
Nie odnajdujemy ani jasności ani trafności sądu Stockla
u K . Wernera, profesora wiedeńskiego, k t ó r y w olbrzymich mono­
grafiach (najobszerniejsze o św. Tomaszu z Akwinu i Suarezie)
starał się przedstawić całość dziejów filozofii średniowiecznej. J e s t
wprawdzie u Wernera t o , czego niema u Stockla, jest bogatszy
a p a r a t historyczno-biograficzny, jest tendeneya do studyowania
raczej całych prądów aniżeli poszczególnych tylko ich przedstawi­
cieli, ale zestawienia nie zawsze są szczęśliwe, m a t e r y a ł y b r a n e cza­
sem z drugiej ręki i stąd naogół panuje u nowych badaczy duża
nieufność do prac wiedeńskiego historyka.
Nowy kierunek w badaniach nad scholastyką powstał pod
wpływem dwóch ludzi, którzy równocześnie niemal rozpoczęli studya n a d archiwalnemi źródłami do k u l t u r y średniowiecznej : jednym
był jezuita, O. P r . Ehrle. drugim dominikanin, O. H . Denifle.
J u ż w r. 1879. ogłosił O. Ehrle rodzaj historycznego k o m e n t a r z a
do encykliki Aeterni Patris (Die papstliche Enzyklika vom 4. August
1879. und die Bestauration der christlichen Philosophie. Stimmen aus
Maria Laach, XVIII.
(r. 1880). gdzie w kilku mistrzowskich rzu­
tach naszkicował rozwój myśli scholastycznej, specyalnie tomistycznej, chcąo w ten sposób odsłonić jej wewnętrzną wartość i zdol­
ność do dalszego życia. Znaczenie programu dla historyków filo­
zofii średniowiecznej posiada a r t y k u ł Ehrlego z r. 1883 p . t. „Das
Studium
der * Handschriften
der mittelalterlichen
Scholastik
mit
besonderer
Beriicksichtigung
der Schule
des hi.
Bonawentura".
Zebranie • całej spuścizny literackiej wybitniejszych autorów * średdniowiecznych nie tylko drukowanej, ale i kryjącej się w manu­
skryptach, jej krytyczne opracowanie, uzasadnienie każdego sądu,
346
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
każdego uogólnienia w sposób indukcyjny, oparcie całego obrazu
filozofii scholastycznej na ogólnem tle k u l t u r y średniowiecznej —
są. najogólniejszemi zadaniami dla historyka scholastyki. P o s t u l a t y
t e w sposób zdumiewający zaczął realizować 0 . H . Dehifle w ba­
daniach n a d mistyką średniowieczną, w historyi uniwersytetów
(1885), a równocześnie przygotował razem z Chatelainem klasyczną
publikacyę dokumentów do historyi wszechnicy paryskiej, która
w średniowieczu b y ł a metropolią całego świata, naukowo pracu­
jącego. Odkąd zjawiły się d w a pierwsze tomy (Paryż 1889—1891),
Chartularium
Unwersitatis Parisiensis i dzieje uniwersytetów śred­
niowiecznych, mógł historyk filozofii wniknąć w to ruchliwe i bo­
gate życie, jakie skupiały w sobie s t u d y a generalia i niektóre
klasztory.
Rozpoczyna się żywa, lecz nie gorączkowa, b o sumienna
praca wydawnicza, kontrolująca każdą wątpliwość n a bogatej pod­
stawie rękopiśmiennej. Franciszkanie Fidelis F a n n a i I g n a c y Ieiler
z klasztoru Quaracchi zwiedzają niemal wszystkie większe biblio­
teki europejskie, zbierając rękopisy do monumentalnego wydania
dzieł św. Bonawentury, które się okazało w latach 1882—1902.
Ehrle kreśli plan do Bibliotheca selecta Philosophiae et Theologiae
scholasticae, a razem z Deniflem obejmuje redakcyę nowego cza­
sopisma Archw fur Litteratur und Kirchengeschichte, gdzie ogłasza
nieprzedawnione nigdy, krytyczne i źródłowe prace z zakresu filo­
zofii i kultury średniowiecznej ; wprawdzie organ ten po kilku
latach zamiera, ale nie zamiera już ruch, raz o b u d z o n y : w Lowanium De Wulf wydaje teksty i opracowania belgijskich filozo­
fów (Les Philosophes belges), w Niemczech Baeumker i Baumgartner gromadzą około Beitrage zur Geschichte der Philosophie im Mittelalter (od roku 1891.) grono młodych i dzielnych współpracowników,
z których B a u m g a r t n e r niebawem wchodzi do wydziału reda­
kcyjnego.
Ze cała t a ewolucya pracy n a d filozofią średniowieczną doko­
nała się przedewszystkiem i niemal wyłącznie pod wpływem katolic­
kich uczonych, najwymowniej świadczyfakt, że redakcya olbrzymiego
wydawnictwa Kultur der Gegenwart poleciła Baeumkerowi napisanie
zarysu historyi filozofii średniowiecznej ; Baumgartnerowi zaś powie­
rzono gruntowną rewizyę drugiej części znanego powszechnie Grundriss Ueberwega. Przynajmniej na polu b a d a ń nad filozofią średnio­
wieczną nie dali się katolicy wyprzedzić protestantom i zjednali
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
347
sobie z ich strony naj zupełniej sze uznanie za znakomite rezultaty,
w tej dziedzinie zdobyte. Również D e Wulf, k t ó r y w roku 1900.
zjednoczył po raz pierwszy owoce nowych prac nad średniowie­
czną literaturą filozoficzną w syntetyczną całość, znalazł dla
czwartego wydania swego dzieła odrazu tłómaczów na język wło­
ski, angielski i niemiecki. Ponieważ w tłómaczeniu niemieckiem
n a polecenie a u t o r a uwzględniono szereg poprawek i wprowadzono
pewne uzupełnienia, nie obrałem do recenzyi wydania francuskiego.
N a szczegółowszą też analizę zasługuje dzieło De Wulfa, gdyż
niektóre poglądy, w niem zawarte, przeszły do Baeumkera i Baumgartnera, w niem najpierw skrystalizowały się w jedność wszystkie
t e wnioski, jakie w indukcyjny sposób zdobyły poszczególne dro­
biazgowe studya nad filozofią średniowieczną.
Ażeby wskazać źródła, z których głównie czerpała swe soki
żywotne filozofia scholastyczna, podaje De Wulf na czele swego
dzieła z a r y s historyczny filozofii zarówno greckiej, jak i patry­
stycznej, skupiając najsilniejsze światło n a Arystotelesie i na św.
Augustynie, gdyż dwie t e osobistości najsilniej oddziałały n a myśl
średniowieczną. N a drugim dopiero planie występuje z jednej
s t r o n y system neoplatoński, z drugiej idee Pseudo-Dyonizego —
bardzo trafnie, bo nie neoplatonizm, lecz perypatetyzm był źró­
dłem, z którego scholastyka najwięcej i t o najlepszego wzięła materyału do zbudowania i wykończenia swych teoryi, a teza, bro­
niona przez Picaveta (Esąuisse d'une histoire generale et comparee
des philosophies mediivales, Paris 1907), jakoby cała filozofia śre­
dniowieczna wyrosła' i rozkwitła głównie na podłożu neoplatońskiem,
nie jest uzasadniona, lecz jest raczej owocem pewnego daltonizmu
duchowego, który nie pozwala przynajmniej z równą bystrością
dojrzeć wszystkich kolorów tego bądź co bądź różnobarwnego
obrazu myśli, jaki stworzyły wieki średnie. Daleko więcej miejsca
należałoby się Cyceronowi, w k t ó r y m się rozczytywały i rozko­
szowały wieki niecycerońskiej łaciny, jakieś miejsce powinno by
się było znaleźć dla Jana Damasceńskiego, co t a k bardzo oddzia­
łał n a Piotra Lombard a i n a św. Tomasza z Akwinu.
P o części wstępnej stara się De Wulf w bardzo obszernym
paragrafie (str. 75—93) określić pojęcie scholastyki. Ustęp ten jest
razem z jednym z dalszych rozdziałów, mającym napis „synteza
scholastyczna", częścią najbardziej interesującą, bo tutaj rozpra­
wia się autor ze Wszystkimi odmiennymi poglądami n a myśl śred-
348
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
niowieczną, tutaj skupia r e z u l t a t y swych b a d a ń historycznych.
Zcjaje mi się, że nigdzie w sposób t a k zwięzły i t a k jasny nie
zebrano wszystkich oskarżeń przeciw scholastyce i wszelkich jej
błędnych definicyi, jak w t y m jednym paragrafie. Najbardziej za­
ciekawiają dowody, wykazujące, że nie można określić scholastyki,
podając jedynie rzeczywisty i ścisły związek, jaki ją łączył z filo­
zofią grecką lub z teologią katolicką, gdyż scholastyka jest syste­
mem filozoficznym, posiadającym swoją własną treść i tylko t a
treść może być podstawą do jej rzeczowego określenia. Jakie są
t e elementa, k t ó r e stanowią wewnętrzną istotę systemu scholastycznego, jakie jest ich znaczenie i wzajemny stosunek — t o wszystko
znajdujemy w wymienionym już rozdziale p . n. ,,synteza scholastyczna. Autor występuje przeciw zapatrywaniom, według któ­
rych scholastyka utożsamia się z filozofią średniowieczną wogóle
(Cousin, H a u r e a u , TJeberweg — Heinze, E r d m a n n , Picavet, w osta­
tnich czasach Endres), dowodząc, że najnowsze badania history­
czne stwierdziły istnienie w średnich wiekach szeregu systemów
wprost sobie przeciwnych i nawzajem się zwalczających — t r u d n o
zatem odnosić do nich tę samą nazwę i łączyć je w jedno p o ­
jęcie. Scholastyką należy nazwać raczej pewną grupę systemów,
w których powtarzają się te same zasadnicze myśli. J a k w ka­
tedrach z Amiens, Chartres, Paryża i Kolonii możemy odkryć t e
same charakterystyczne linie gotyku pomimo ich cech indywi­
dualnych, t a k w systemach św. Anzelma, Bonawentury, Toma­
sza, Skota czy nawet O k k a m a wyśledzimy pewną ilość wspólnych
i zasadniczych idei, które stanowią jakby szkielet całej ich bu­
dowy. To właśnie patrimonium, które sobie przekazywali mistrzo­
wie średniowieczni, wyciskając jednak n a niem swoje specyalne
piętno, nazywa de Wulf „syntezą scholastyczną". W dawniej­
szych wydaniach swej historyi (cfr. Ms. str. 5), rozwijając system
św. Tomasza, uwydatniał te myśli, które łączyły tomizm z in­
nymi systemami scholastycznymi, w czwartem zaś wydaniu oma­
wia to wspólne dobro, das Gemeingut der Scholastik, jak się
wyraża Baeumker, w osobnym rozdziale. Pojęcia b y t u , a k t u
i potencyi, substancyi i przypadłości, mateiyi i formy, istoty
i istnienia, w pewien sposób zrozumiane, składają się n a sam
rdzeń metafizyki scholastyczno-perypatetycznej, k t ó r a stanowi pod­
stawę wszystkich innych części filozofii. Mojem zdaniem należało
wykazać centralne stanowisko dwóch par pojęć, t j . b y t u i nico-
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
349
ści oraz aktu i potencyi i około nich ugrupować całą, resztę idei,
bo w ten sposób lepiej by się uwydatnił zarówno element staty­
czny jak i dynamiczny, rozwojowy, w syntezie scholastycznej.
W dziejach filozofii średniowiecznej odróżnia autor cztery
okresy: jeden stopniowego rozwoju (do X I I . wieku włącznie),
drugi okres rozkwitu (w. X I I I . ) , trzeci upadku (w. X I V . i pierw­
sza połowa X V . w.), czwarty okres przejściowy, gdzie w urnysłowości europejskiej kiełkują ziarna filozofii nowożytnej. W każdym
okresie wyodrębnia rozwój filozofii scholastycznej, antyscholastycznej, oi az pewną ilość prądów, które trudno zaliczyć do pierwszego
lub drugiego kierunku i dlatego noszą nazwę ,,kierunków drugo­
rzędnych", „innych form" łub ,,objawów eklektycznych". Ten podział
wprowadza wprawdzie bądź co bądź wiele jasności w cały układ
materyału, ale należałoby zmodyfikować ten sztuczny i sztywny
schemat tam, gdzie wskutek niego może u czytelnika powstać
błędna perspektywa: w pierwszym okresie autor, trzymając się
swego szablonu, najpierw przedstawia kierunek scholastyczny, wy­
mieniając niemal wyłącznie pisarzy X I . i X I I . w., a potem do­
piero przechodzi do Jana Skota Eriugeny, jako przedstawiciela
kierunku antyscholastycznego, chociaż ten dziwny lecz potężny
umysł już w I X . wieku, a zatem przed scholastykami, doszedł
do konstrukcyi całkowitego systemu filozoficznego. We wstępie do
każdego okresu wymienione są wszystkie czynniki, działające do­
datnio lub ujemnie na rozwój filozofii, w kilku zawsze wiernych
zarysach naszkicowane tło kulturalne, oświatowe — na końcu re­
trospektywny rzut oka na całą epokę, gdzie się uwydatniają głó­
wne jej cechy.
Książka De Wulfa uwzględnia wszystkie najnowsze publikacye, ale, jak raźno postępują obecnie studya nad filozofią śred­
niowieczną świadczy to, że już i ta książka wymaga liczniejszych
sprostowań. Pomijam rezultaty obcych badań i zaznaczam tylko
kilka szczegółowych wyników, d o których sam doszedłem, a które
u De Wulfa albo nie są wyjaśnione, albo też błędnie podane.
Zagadkowe stanowisko uniwersytetu paryskiego, który potępia
okkamizm (atr. 381), a forytuje okkamistę Buridana (str. 382),
tłómaczy się przez to, jak gdzieindziej wykażę, że Buridanus nie
we wszystkiem szedł za Okkamem i nie poruszał problemów teo­
logicznych. Aleksander de Alexandria błędnie je8t zaliczony do
przedstawicieli ortodoksyjnego skotyzmu (sir. 387), pomyłka tem
350
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
dziwniejsza, że autor już poprzednio (str. 280) umieścił go zupełnie
trafnie wśród uczniów św. Bonawentury. Heimericus de Campo
nazwany jest (str. 431) jednym z najbardziej wpływowych tomistów
w Kolonii, jednym z przewódców w walce przeciw tamtejszym albertystom, tymczasem w rzeczywistości było całkiem przeciwnie,
Heimericus przez swoje pisma najbardziej zaognił —• jeżeli t a m wogóle o ogniu może być mowa — spór koloński, hetmaniąc albertystom. Nie wiadomo, dlaczego Versor (str. 430) zajmuje skromne
wprawdzie, lecz uprzywilejowane miejsce, skoro on należy do sza­
rego zupełnie t ł u m u tomistów kolońskich. Za Prantlem widocznie
umieścił De Wulf naszego Michała z Wrocławia wśród zwyrodnia­
łych terministów, ale Vratislaviensis nie był ani terministą; ani zwy­
rodniałym, był raczej tomistą bez zarzutu i bez większego znacze­
nia. Pawła z Wenecyi znam jako gorącego zwolennika jego mistrza
zakonnego, Egidrasa Rzymskiego, autor wymienia go (str. 396)
w szeregu włoskich aweroistów. Możnaby się także posprzeczać
o Okkama. Wszystkie te szczegóły nie obniżają wcale wartości
dzieła, odnoszą się bowiem do okresu, dotąd najmniej zbadanego,
ale mogą posłużyć za dowód, za przykład, jak wielki jeszcze zostaje
obszar do zbadania.
We wszystkich pracach naukowych De Wulfa ujawnia się wy­
bitna zdolność i dążność do s y n t e z y : profesor lowański wszędzie
grupuje, klasyfikuje, stara się nie tylko z danego materyału wydo­
być koniecznie jakieś uogólnienia, ale nadaje mu pewną formę sy­
metryczną, prostolinijną. Ten rodzaj umysłowości a u t o r a wystąpił
najjaskrawiej w jego historyi średniowiecznej filozofii; wskutek tego
zrywa się raz po raz wątek wykładu i zdaje się łamać linia rozwo­
jowa w samej rzeczy, ale za to w tem jaśniejszem świetle okazują
się wszelkie ogólne spostrzeżenia.
Bardzo znamiennym jest fakt, że do takich samych poglądów
n a filozofię średniowieczną dochodzi Baeumker, kierownik redakcyjny
znanych Beitrage, gdzie wszystkie niemal studya posiadają wybitny
charakter analityczny. R a m y , w jakich profesor monachijski miał
zmieścić obraz filozofii średniowiecznej, były z góry nakreślone przez
redakcyę wydawnictwa Kultur der Gegenwart, .która postanowiła w je­
d n y m tomie podać historyę całej wogóle filozofii, nie wyłączając na­
wet nieeuropejskiej. Na stu stronach potrafił jednak Baeumker sku­
pić olbrzymią ilość treści. Właściwy: obraz historyczny wyprzedza
wstęp, zawierający charakterystykę filozofii średniowiecznej i omó.
PRZEGLĄD PIŚMIENNIGTWA
351
wienie jej źródeł. Pewien głód duchowy, przejawiający się w asymilacyi coraz nowych materyałów greckich, patrystycznych czy
arabsko-żydowskich, szkolne traktowanie problemów i wynikający
stąd charakter bezosobisty, objektywny, wykluczający nietylko elem e n t a uczuciowe, ale i psychologiczne, narodowościowe, wreszcie
dążność do godzenia, harmonizowania, do syntezy w przeciwieństwie
do tendencyi krytycznej w myśli nowożytnej i ścisły związek z teo­
logią, dochodzący czasem aż do zależności — są cechami formalnemi średniowiecznej filozofii; w jej treści przeważa p u n k t widze­
nia transcendentny; zaznacza się dominujące stanowisko metafizyki
i analiza logiczna pojęć, a n a drugi plan ustępują zagadnienia teoryo-poznawcze i materyał empiryczny., J u ż tutaj wskazuje autor n a
pewien kompleks idei, stanowiących wspólny fundament wszystkich
systemów scholastycznych. Odnajdujemy t u tezę De Wulfa, że nie
można każdego poglądu średniowiecznego n a świat zaliczać do scho­
lastyki, że zatem wszystkie prądy panteistyczne należy wyosobnić
wtenczas, kiedy się mówi o samej filozofii scholastycznej. W dzie­
jach scholastyki zachodzi okres stopniowego rozwoju (Zeit der wer~
denden Scholastik) i okres rozkwitu (Zeit der entwickelten
Scholastik),
kończący się fazą przejściową, prowadzącą do b r a m czasów nowo­
żytnych (tfbergang zur neueren Zeit). Postać św. Tomasza z A k w i n u
skupia n a sobie w przedstawieniu Baeunikeia wszystkie promie­
nie, gdyż w jego syntezie filozoficznej uwydatniony jest cały t e n
z r ą b myśli (das Gemeingut), jaki się stopniowo ustalił i wszedł j a k o
część podstawowa do wszystkich systemów scholastycznych. J a k o
najogólniejszy rezultat z przedstawienia Baeumkera wynika sąd, ż e
w pierwszym okresie scholastyki dominowała myśl platońska, w dru­
gim perypatetyczna, a n a schyłku myśl krytyczna. Dzieło badacza
monachijskiego jest syntetycznym szkicem historycznym, gdzie
każdy rys, k a ż d e zdanie budzi u znawcy rój dalszych myśli, dając
nawet silną rozkosz estetyczną, ale dla tego, co się nie zajmował
bliżej filozofią średniowieczną, dla tego, co nie zna szczegółów, nie­
jeden pogląd a u t o r a będzie t r u d n y do zrozumienia łub może wywo­
łać błędną inferpretacyę.
Najwięcej szczegółowych wiadomości i wykład niemal anali­
tyczny znajdujemy u M. Baumgartnera. J u ż same rozmiary dzieła
świadczą bardzo jasno o tem, j a k a zachodzi różnica między dziewiątem wydaniem drugiego tomu TJeberwega-Heinzego, a wydaniem
dziesiątem w opracowaniu B a u m g a r t n e r a : całość urosła o 500 s t r o n .
352
PRZEGLĄD PIŚMIENNICTWA
Aparat literacko-bibliograficzny wyłączono z tekstu, umieszczając
go w drugiej części książki z osobną paginacyą ; ten dział bibliogra­
ficzny, ułożony według autorów, jest nieocenionym skarbem dla
specyalisty, bo s t a r a n o się w nim zebrać w sposób wyczerpujący
całą literaturę przedmiotu. Wśród tekstu zostały jedynie n a czele
poszczególnych paragrafów spisy wydań i tłomaczeń dzieł filozofów
t a m omawianych. Daleko pełniejszy niż u De Wulfa jest obraz
filozofii patrystycznej, jaśniej także występują te prądy, które do­
piero w nowszych czasach dojdą do swego rozwoju, ale już w osta­
tniej epoce średniowiecza wyraźniej się zarysowują: krytycyzm
u Okkama, sceptycyzm u Mikołaja z Autrecourt, nowa fizyka, pro­
wadząca do mechanizmu — u Buridana, Alberta de Sasonia i Mi­
kołaja z Oresme. Autor usiłuje jak najwierniej odtworzyć doktrynę
głównych myślicieli średniowiecznych, uzasadniając każdy swój sąd
przez wplecione w tok opowiadania c y t a t y albo z dzieł omawianych
filozofów, albo też z najlepszych o nich rozpraw. Każda t a k a naczelna
postać skupia koło siebie mniejsze lub większe grono uczniów, roz­
wijających poszczególne idee,,mistrza". Przed umysłem naszym prze­
suwa się pokaźny szereg szkół, obrabiających system swoich twór­
ców : znak, że nawet w obrębie samej scholastyki była rozmaitość
zdań i kierunków i t a swoboda ruchu, która jest warunkiem wszel­
kiego życia i rozwoju. Wykład zasadniczych idei i niektórych sy­
stemów jest wprost znakomity. Z a t a r t a do pewnego stopnia
przez wydawców z Quaracchi różnica, j a k a zachodzi między św.
Bonawenturą a Tomaszem z Akwinu została n a nowo energicznie
zaakcentowana, system Skota odtworzony po raz pierwszy z wy­
zyskaniem wszechstronnem i skrupulatnem najnowszych nad nim
badań, ma się tylko pewien żal do autora, że c h a r a k t e r y s t y k a św.
Tomasza mniej się udała, że jego geniusz niedoceniony.
W recenzyi wprost niepodobna zdać sprawę z olbrzymiego
materyału, nagromadzonego w książce Baumgartnera, wszystkie wy­
niki najdrobniejszych rozpraw, nietylko uwzględnione, ale ocenione,
zakwestyonowane, zmodyfikowane. J e s t to niezawodnie dotąd naj­
lepsze dzieło o filozofii średniowiecznej, najlepsze, ale nie doskonałe ;
w uogólnieniach, w charakterystyce epok, w określeniu samej scho­
lastyki jest wiele braków i niedomówień. Kiedy autor pisze (str. 196),
że scholastyka jest reprodukcyą, rozwojem i syntezą starożytnych
filozofii w zależności od nauki Kościoła, to definicya t a jest z pe­
wnością za ciasna. A jednak w rzeczywistości Baurtigartner nie ina-
r t l Z E U L Ą D FiSMlEJNiNtUTWA
nos
«zej pojmuje' scholastykę, aniżeli De Wulf lub Baeumker, jak o tem
przekonuje polemika z Grabmannem, k t ó r y w swojej, skądinąd zna­
komitej, n a kilka tomów obliczonej „Geschićhte der scholastischen
Methode" (T. 1. 1909, T. I I . 1911) podaje określenie raczej teologii,
"aniżeli filozofii scholastycznej. K t o samodzielnie nie badał dziejów
scholastyki, znajdzie uzupełnienie B a u m g a r t n e r a w historyi De
Wulfa i Baeumkera. N a początek d l a pierwszej oryentacyi polecił
b y m bardzo dobrze napisaną książeczkę, p . t. „Geschićhte der mittelalterlichen Philosophie", jaką wydał Dr Józef Ęndres w kollekcyi
monachijskiej KóseFa. Dzieła historyczne Gonzaleza i Willmanna
wymagają dzisiaj wielu poprawek, rozprawy E u c k e n ' a i Dilthey'a
z zakresu średniowiecznej filozofii nie opierają swych sądów n a
indukcyi, n a ścisłej analizie treści, i dlatego, choć zawierają niektóre
uwagi bardzo głębokie, nie posiadają rzetelnej wartości naukowej.
Jeżeli historya wogóle jest mistrzynią, to specyalnie historya
-średniowiecznej filozofii jest mistrzynią dla ruchu neoscholastycznego, wskazując n a wszystkie te elementa, które w przeszłości
wprowadziły do szkół scholastycznych tę bujnośó życia, j a k a
w X I I I . wieku wyraziła się w imponujących syntezach filozo­
ficznych. Dzieła de Wulfa, B a e u m k e r a i B a u m g a r t n e r a starają się
nawiązać myśl filozoficzną średnich wieków do ówczesnego ruchu
religijnego i b a d a ń naukowych jako do dwóch głównych składników
tego t ł a cywilizacyjnego, z którego wyrasta historyczny obraz
scholastyki. Trzeba jednak przyznać, że średniowieczny ruch nau­
k o w y w dziedzinie fizyki i m a t e m a t y k i był dotąd bardzo mało
z n a n y i dopiero studya Piotra Duhema, głośnego t e o r e t y k a fizyki
z Bordeaux, n a d Leonardem d a Vinci zwróciły uwagę n a ten
d u ż y zasób myśli, jaki z wieków rzekomej c i e m n o t y wszedł do
poglądów Leonarda i Galileusza. Tuż przed wybuchem wojny wydał
D u h e m pierwszy tom swej nowej, n a olbrzymie rozmiary zakro­
jonej pracy, p . t. Le systóme ^du monde, Histoire des doctrines
aosmologiąues
de Platon a Gopernic. Należy się spodziewać, że
dzieło t o razem z dalszymi tomami „Geschićhte der
scholastischen
Methode"
ks. G r a b m a n n a stworzy n a m jeszcze głębszy' pogląd
n a umysłowość średniowiecza i u w y d a t n i jaśniej związek, jaki
"wówczas zachodził między nauką a filozofią.
Ks,
P . P. T. CXXSI.
Dr. Konstanty
Michalski.
23
d&4
PKZEGLĄL) rJSMIENJNIGTWA
Josef Gorbach f Eines Feldkuraten Streben und Schaffen
in K r i e g s t a g e n . Von Weihbischof Dr. Sigmund Waitz. Verlagsanstalt Tyrolia, Innsbruck. 8° S. 232. 3 K.
Piękny t o pomnik, który biskup Waitz poświęcił pamięci
gorliwego kapłana-bohatera, zestawiając z jego listów, pisanych
do krewnych i dobroczyńców, a zwłaszcza do ukochanej przezeń
matki, imponujący obraz duszpasterskiej działalności na polu
walki wśród wysokich gór alpejskich i później w K a r p a t a c h
wśród śniegów zimowych, wiosennych roztopów i letnich upałów
w latach 1914—1915. Biografia, oparta na t a k szczerych wynurze­
niach przedwcześnie zmarłego apostoła żołnierzy, posiada, szczegól­
niejszy urok, tchnie żywą świeżością i aktualnością i skreśla w bezpretensyonalnych, skromnych rysach prawdziwy ideał kapelana
polowego. Istna to apologia wobec zarzutu, k t ó r y t u i ówdzie
daje się słyszeć, że kapłanowi należy wziąć z ręki kielich i stułę
a wcisnąć w nią karabin. Słusznie powiada wydawca ks. biskup
Waitz w przedmowie, że niejeden list zmarłego chciałoby się za­
tytułować : ,,Udział kapłana w zwycięstwach naszych wojsk". Nie
tylko siła zbrojna rozstrzyga o zwycięstwie, ale nie mniej siła
moralna walczących, a tę właśnie budzi, podtrzymuje i pomnaża
żarliwa i duchem B o ż y m ożywiona działalność duszpasterza polo­
wego ; o tem świadczy wymownie ten właśnie życiorys.
Ks. Gorbach, zasłużony około katolickich organizacyi robotni­
czych działacz społeczny, mimo długoletniej słabości i wątłego
zdrowia, stanął dobrowolnie w szeregach polowych kapelanów z po­
budki szczerej miłości dusz, której dał zadziwiające dowody 9-miesięczną, pełną poświęcenia służbą, aż padł ofiarą ciężkiej, na polu
walki zaciągniętej choroby. Gorąca miłość Chrystusa P a n a i Matki
Najśw., szczere przywiązanie do Kościoła katolickiego, nieustanne
pragnienie chwały Bożej, nadzwyczajnie czuła cześć i miłość matki
łączą się w postaci Gorbacha z nieustraszonem męstwem i boha­
terstwem ; widać, że nie daremnie ś. p. Józef Gorbach był przez
jakiś czas, póki zdrowie mu pozwalało, godnym uczniem rycerzakapłana, św. Ignacego z Lojoli.
Kapelani polowi, wszyscy wogóle duszpasterze i ludzie świeccy
nauczyć się mogą wiele z tej biografii, a przedewszystkiem zaczerpnąć
z niej dużo miłości i zapału do działalności miłosiernej wśród
ofiar wojny.
Ks. Ernest
Matzel.
SPRAWOZDANIE Z RUCHU
L I G I J N E G O ,
N A U K O W E G O
I
S P O Ł E C Z N E G O
Sprawy Kościoła.
30-go lipca bieżącego roku przyjął Ojciec św. w sali królewskiej, w otoczeniu swego dworu i gwardyi szlacheckiej
szwajcarskiej, 4.000 rzymskich dzieci, które r a n o tego samego dnia
przyjęły Komunię św. na intencyę uproszenia pokoju według roz­
porządzenia papieskiego. P o przemowie Kardynała-Wikaryusza mia­
sta Rzymu zwrócił się sam B e n e d y k t X V . do dzieci obecnych, jako
do przedstawicieli dzieci świata katolickiego, w słowach, które cha­
rakteryzują dobitnie Jego stanowisko na wskroś religijne i ojcowskie
w dążeniu do rychłego i trwałego pokoju. Słowa B e n e d y k t a X V .
owiane głębokim smutkiem, ale też niezachwianą wiarą, zasługują
na uwagę szerszego ogółu ; dlatego podajemy je w tem miejscu w ca­
łości :.
Benedykt X / .
do dzreci.
„Było to słusznem i naturalnem, że zwróconemu do wszyst­
kich dzieci w Europie wezwaniu Naszemu do licznego i gorącego
przyjęcia Komunii św. w rocznicę smutnego wydarzenia wybuchu
obecnej wojny, odpowiedziały przedewszystkiem dzieci naszego
miasta Rzymu. Będąc bliższe sercu Namiestnika Chrystusowego,
bardziej zdają sobie sprawę z potrzeb i łatwiej pojmują Jego p r a g ­
nienia i troski. J u ż nieraz nasuwała się N a m smutna myśl, czy życie,
jakie ludzie, dalecy wprawdzie od pola walki, ale nie od strasznych
skutków wojny, prowadzą aż do tej jeszcze pory, nie stoi"w sprzecz­
ności z duchem chrześcijańskiego umartwienia, do którego obecne
położenie z naciskiem nakłania. Niestety, musieliśmy stwierdzić,
że utrapienie, k t ó r e wedle słów Pisma św. po raz drugi nawiedza
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
świat cały, nie maluje się na twarzach, i że dorośli nie zdołają się
oprzeć ponętom świata i rozrywkom światowym, jakkolwiek ogrom
nieszczęść głośno nawołuje do skupienia się i pokuty.
Drżąc o zbawienie rodzaju ludzkiego, ale bynajmniej nie roz­
paczając o miłosierdziu Tego, k t ó r y „uleczalnymi uczynił n a r o d y "
sanabiles fecit nationes — (Ks. Mądr. 1, 14), szukamy ukojenia w jed­
nej myśli i jednem pragnieniu : oby się podobało łaskawości i do­
broci Ojca Niebieskiego, patrzeć raczej na niewinność maluczkich,
niż na pokutę dorosłych. Dlatego to zwróciliśmy się do was, drogie
dziatki! Wy jesteście źrenicą oka rodziców waszych, ich pociechą
w cierpieniu i ich nadzieją, wy też jesteście ulubieńcami Ojca wier­
nych, słodką Jego pociechą wśród goryczy i gwiazdą Jego nadziei.
Widząc was, drogie dzieci, u p a t r u j e m y w was wszystkie te
dziatki, k t ó r e dziś na całym świecie przystąpiły do Stołu Pańskiego,
a w tysiącznych twarzach rozpoznawamy obraz Boży, k t ó r y od­
zwierciedla się w lustrze czystych waszych dusz, i k t ó r y jest rękojmią
wszechmocy, łączącej się z prośbą warg waszych. Wszechmoc jest
córką niewinności waszej, albowiem u Boga więcej może głos nie­
winnego, aniżeli pokutującego i skruszonego serca. Wszechmoc to­
warzyszy niewinności waszej, bo Wszechmogący wybiera to, co
słabe wobec świata, aby zawstydzić złudną potęgę świata. A jeśli
niewinność i słabość wasza t a k czyni was przemożnemi, to ileż bar­
dziej sprawia to szczególniejsza miłość, jaką wam Zbawiciel okazuje.
W tej wszechmocy waszej położyliśmy nadzieję, kiedy zaprosiliśmy
was wszystkie z powodu t a k smutnej rocznicy do Stołu Pańskiego.
My, jako Ojciec wszystkich wiernych, w którego sercu wszystkie
cierpienia i jęki dzieci Naszych znajdują odgłos, cierpimy, napo­
minamy, błagamy już od dwóch blizko lat. D a r e m n e m i były dotąd
Nasze zachęty do złożenia broni, daremną Nasza prośba, aby na
drodze rozumu i sprawiedliwości szukać porozumienia, któreby po­
łożyło kres tej hańbiącej rzezi. Dlatego postanowiliśmy wezwać po­
mocy Bożej za pośrednictwem wszechmocnego środka niewinności
waszej. Może — t a k sądziliśmy — P a n Bóg, choć nie przejednany
chłostą swych niewdzięcznych dzieci, da się wzruszyć westchnie­
niami niewinności, będącemi westchnieniami sprawiedliwego, po­
dobnie jak westchnienie J e g o Syna, Zbawiciela świata,, ze sprawie­
dliwego płynęło serca. Może — t a k powiedzieliśmy sobie — wznowi
się u stóp ołtarzy cud dziecięcia H a g a r y , które błąkając się po pu­
styni skazane było wraz z matką n a śmierć. Gdy H a g a r a w rozpaczy
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
357"
usiadła, b y u m r z e ć ; „wysłuchał Bóg głos dziecięcy . . . z miejsca
na którem j e s t " (Gen. X X I . 1 7 ) , i jak anioł zawołał z nieba na Hagarę : „Nie bój się", t a k też może P a n Bóg „wysłuchać głosy tych
dzieci z miejsca, na k t ó r e m są, t. j . z pod stóp ołtarza, aby ich nie­
winności powierzyć wieść nadziei i r a t u n k u " .
Podajcież więc, drogie i wszechmocne dziatki, rękę swoją Na­
miestnikowi Chrystusowemu i popierajcie gorące Jego prośby waszą
modlitwą! A rodzice wasi, rodzeństwo i dorośli z grona rodzin wa­
szych wtórować wam będą w pokornych modłach ; jeśli bowiem bła­
gające głosy wasze wszystko zdołają osiągnąć u Boga, to i wasz przy­
kład działać będzie porywająco na waszych drogich rodziców i krew­
nych, dla których wy jesteście wszystkiem. Rozumiecie, czego prag­
niemy. My chcemy, aby społeczność ludzka zaprzestała nienawiści
i rzezi, i aby, jak niecnym sposobem stała się godną Kaina, t a k znów
godną się stała Abla w dziełach pokoju, pracy i przebaczenia. W jaki
jednak sposób ma się to urzeczywistnić? Pod t y m względem żadnych
nie podajemy planów, z obawy, że Naszym dzieciom, k t ó r e wszystkie
obejmujemy równą miłością, mogłyby one nie być równie miłymi.
Poprzestajemy na tem, żeby dziś ponownie stwierdzić Nasze
życzenie, i poruczamy spełnienie jego Wszechmogącemu, którego
jesteśmy Namiestnikiem, Bogu sprawiedliwości, miłosierdzia i prze­
baczenia. On pokieruje wszystkiem ponad wszelką myśl ludzką i sprawi
to, co w mądrej swej i litościwej Opatrzności uznaje za najlepsze
dla pokoleń ludzkich celem osiągnienia przez nie najwyższego dobra.
W y zaś, dziatki moje, jesteście t u w Rzymip i na Cidym świe­
cie, zwłaszcza w tych zbyt rozległych i nieszczęsnych obszarach,
na których rozpanoszyły się miecz i ogień, moimi u Boga zwiastu­
nami pokoju. J e d n o dziecię urokiem swym wzrusza Serce Boże :
jedno niegdyś dziecię n a ramionach admirała Albviquerque'a uśmie­
rzyło u przylądka Dobrej Nadziei burzę i uratowało załogę. Czy dziś
tysiące dzieci nie miałyby wzruszyć Serca Zbawiciela? Bądźcież, drogie
moje dziatki, podobne do dzieci Izraela, idących naprzeciw t r y u m ­
fującemu Zbawicielowi z gałązkami oliwnemi w ręku ku czci i uwiel­
bieniu księcia pokoju, i z pobożnem Hosannah Synowi Dawidowemu
na ustach. Podnieście i wy gałązkę oliwną, ten zapomniany dziś
symbol, i stańcie się zwiastunami, pośrednikami przez modlitwę,
co więcej twórcami, że t a k powiemy, pokoju.
P a n Bóg zaś, k t ó r y oszczędził dzieci Izraela dla krwi, znaczącej
b r a m y ich domów, niechaj i wam i rodzinom waszym i całemu światu
358
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
o. zczędzi dalszego krwi rozlewu dla Przenajdroższej Krwi, która
niegdyś zrosiła Krzyż Boskiego Jego Syna i dziś po mistycznej uczcie
czerwieni jeszcze wargi wasze, znów jako symbol zbawienia i prze­
baczenia, jakiego tylko Jezus może n a m użyczyć. Błogosławieństwo
Boże, którego wam udzielamy z głębi serca, niechaj spełnienie tego
życzenia przyspieszy!"
Prasa koalicyi, jak paryski ,,Temps' i neapolitański „Maitino"
oburzają się na tę przemowę Ojca Św., którj w solu g ich zapatry­
wania nie powinien był powiedzieć, że „wszystkie swe dzieci obej­
muje równą miłością".
:
Z przyłączeniem się Bułgaryi do państw centralnych n a t%P^° też pewne zbliżenie się narodu bułgarskiego do Kow Bułgaryi. ścioła rzymsko-katolickiego. Według doniesienia „Kólnische
Volkszeitung" Nr. 925 z dnia 11 listopada 1915 r., opierającego się
na „St. Petersburger Borsenzeitung"
(listopad 1915), miał bułgarski
następca tronu Borys przed wyruszeniem na pole walki przyjąć pu­
bliczne błogosławieństwo w cerkwi grecko-unickiej, nie zaś w greckoprawosławnej, choć r. 1896 przyjął bierzmowanie w cerkwi schyzmatyckiej. Wiadomość t a nie została skądinąd stwierdzona, ale nie­
mniej jest prawdopodobna wobec tego, że często podobnoś bywa
na nabożeństwach katolickich wraz z ojcem i przyjmuje też Sakramenta św. według obrządku katolickiego. Chociaż oficyalnie Borys
nie przeszedł na łono katolickiego Kościoła, to jednak ojciec jego,
król Ferdynand pojednał się w czasie wojny osobiście z Kościołem
katolickim, z którego wskutek schyzmatyckiego bierzmowania Bo­
rysa był wykluczony. Ponieważ następca tronu, doszedłszy do peł­
noletności, obecnie sam ponosi odpowiedzialność za swoją przyna­
leżność religijną, mógł król ze swej strony pogodzić się już z Kościo­
łem. Na wielkanoc 1915 r. przyjął król publicznie Komunię św. według
obrządku rzymsko-katolickiego, a w lutym 1916 przyjął ją z rąk
K a r d y n a ł a Pronuncyusza Scapinelłiego, w czasie swego pobytu
w Wiedniu. Odbył też z nim dwugodzinną konferencyę, n a której wedle
doniesienia dzienników miał omawiać sprawę osobnego konkordatu
Bułgaryi ze Stolicą Apostolską, oraz sprawę stałej ambasady buł­
garskiej przy Watykanie. Obdarzył też król F e r d y n a n d K a r d y n a ł a
Pronuncyusza Wielkim Krzyżem orderu św. Aleksandra z brylan­
tami. W następstwie tego pogodzenia się z Kościołem katolickim
odbyło się też pojednanie się króla z księżną parmeńską, matką pierwZwrot ku
kirtoucktemu
s
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
359
szej jego żony, Luizy, księżnej burbońsko-parmeńskiej i siostry naj­
dostojniejszej małżonki następcy tronu austro-węgierskiego. Tak
więc dokonywa się w samej rodzinie królewskiej ponowny, silniejszy
zwrot ku Kościołowi katolickiemu. Wprawdzie druga małżonka
króla Ferdynanda, Eleonora, jest protestantką, ale otacza ona także
wielką i szczerą życzliwością Kościół katolicki.
Pomyślnym t y m objawom katolickiego życia w rodzinie kró­
lewskiej wtóruje też sympatya narodu bułgarskiego dla Kościoła
rzymsko-katolickiego. Datuje się ona już od przebudzenia się świa­
domości narodowej wśród ludności bułgarskiej w połowie X I X . wieku,
a zwłaszcza od dążności Bułgarów do zjednoczenia się z Rzymem
w latach 1859—1861. Po wojnie krymskiej odczuwano zależność
cerkwi bułgarskiej od Konstantynopola i opiekę św. Synodu peters­
burskiego, jako nieznośne już jarzmo, i domagano się niezależności
kościelnej, a więc biskupów narodowości bułgarskiej, oraz zapro­
wadzenia języka słowiańskiego w liturgii, a później nawet arcybiskupa
bułgarskiego. Gdy patryarcha Konstantynopolitański Cyryl sprze­
ciwił się t y m żądaniom, Bułgarzy oderwali się 3. kwietnia 1860 r.
oficyalnie od patryarcha tu i zwrócili się ku Rzymowi. Ruch cały
rozwinął się najsilniej w Konstantynopolu, gdzie 30. grudnia tego
samego roku uroczyście ogłoszono w kościele Ducha św. połączenie
cerkwi bułgarskiej z Kościołem zachodnim w obecności ormiańskiego
p a t r y a r c h y unickiego, msgr. Hassuna i łacińskiego wikaryusza ge­
neralnego, msgr. Brunoniego, przyczem rząd turecki przez usta wiel­
kiego wezyra zapewnił im poszanowanie wolności sumienia. Pius I X .
śledził z radością ten zwrot Bułgarów ku Kościołowi katolickiemu
i oświadczył w osobnem brewe z dnia 24 stycznia 1861, wystosowanem do msgr. Brunoniego, że chętnie przychyla się do życzeń
Bułgarów i zezwala n a utworzenie unickiej cerkwi bułgarskiej, któr a b y zachowała swe odrębne zwyczaje, obrzędy i liturgię. Co więcej,
14 kwietnia 1861 wyświęcił sam Ojciec św. Pius I X . archimandrytę
Józefa Sokolskiego n a arcybiskupa. Przyłączyło się wówczas do unii
około 60.000 Bułgarów, ale nie na długo, bo unia napotykała także
n a licznych nieprzyjaciół. Z szczególniejszą gorliwością pracowali
n a d jej udaremnieniem Sir Bulwer, angielski ambasador przy Wy­
sokiej Poicie, i Książę Lobanoff, przedstawiciel interesów rosyjskich
w Konstantynopolu. Nagle, z początkiem lipca 1861 r., dowiedziano się
z gazet, że 80-letni arcybiskup Sokolski zniknął w tajemniczy sposób
z Konstantynopola. Czy usunięto go przemocą, czyaąo że c tnłmfs
360
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
się z obranej drogi ? Nie wszyscy bowiem Bułgarzy byli za unia z R z y ­
mem, choć powszechnie żądano wyzwolenia cerkwi z zależności od
patryarchy konstantynopolitańskiego; wielu domagało się wogóle
autonomicznego kościoła bułgarskiego. F a k t e m jest, że później wi­
dziano Sokolskiego w Odessie, i że wreszcie zamknięto go w jakimś
klasztorze w Kijowie. Pod datą 24 sierpnia ,,Courier d'Orient" do­
niósł, że Sokolski w czasie swej bytności w Odessie zwiedził seminaryuin teologiczne, w k t ó r e m liczni bułgarscy alumni oddawali się
studyom, i że na ich zapytanie, czemu opuścił Konstantynopol, ze
łzami w oczach odpowiedział, iż zwiedziono go w sposób niegodziwy.
Na dalsze pytanie, czy nie zamyśla wrócić do swej stolicy, odrzekł
z goryczą : „To niepodobna . . . jestem w żelaznych rękach". Amba­
sador angielski bez wątpienia zniweczył unię przez agitacyę na rzecz
autonomicznego kościoła bułgarskiego, podczas gdy Rosya chwyciła
się poprostu przemocy. Wywiezienie arcybiskupa zniszczyło jednym
zamachem piękne nadzieje przyszłości; z 60.000 unitów pozostało
tylko ok. 4.000 p r z y unii. Nieunici ostatecznie utworzyli osobny
exarchat bułgarski, k t ó r e m u rząd turecki dał swoje przyzwolenie
r. 1872, podczas gdy p a t r y a r c h a Anthimos V I . zawiesił n a d exarchą i jego owieczkami ekskomunikę. Tak zwyciężyła właściwie
nie Rosya, lecz Anglia.
Ponownie wyłoniła się sprawa unii z Rzymem, również n a tle
politycznem, po ostatnich wojnach bałkańskich, począwszy od roku
1909. Większa część ludności bułgarskiej doszła do przekonania,
że polityka rosyjska pod płaszczykiem schizmy popiera własne, a nie
bułgarskie interesy. Z dnia n a dzień słabła sympatya do Rosyi, a wzma­
gała się przychylność dla Kościoła katolickiego. T y m razem działał
jeszcze inny czynnik, k t ó r y szczególnie zwykł ważyć n a szali u ludu,
mianowicie wzniosły przykład katolickich misyonarzy i zakonnic.
Podczas gdy ze strony sprzymierzeńców Bułgarzy widzieli się opusz­
czonymi i pokrzywdzonymi, misyonarze katoliccy okazywali lud­
ności, i to bez różnicy wyznania, wszelkie dowody ofiarności i po­
święcenia i czynili wszystko, co było w ich mocy, aby ciężko nawie­
dzonemu narodowi nieść prawdziwą pociechę i ulgę. K i e d y po skoń­
czeniu wojny bałkańskiej wysłane przez Apostolstwo św. Cyryla
i Metodego Siostry miłosierdzia wracały do kraju, żegnała j e
w otoczeniu szlachty z Sofii sama t a k ż e królowa Eleonora ze łzami
w oczach, wyrażając raz po raz życzenie, aby jak najwięcej Sióstr
pracowało w szpitalach i zakładach wychowawczych w Bułgaryi.
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
361
Obecnie wojna światowa stworzyła nowe warunki dla przy­
szłości cerkwi w Bułgaryi. Przed pierwszą wojną bałkańską ledwie
trzy czwarte prawosławnych chrześcijan exarchatu zamieszkiwały te­
rytoryum królestwa Bułgaryi, obecnie natomiast cały obszar cerkwi
bułgarskiej znajduje się w obrębie państwa także pod względem
politycznym. Odłączenie się od p a t r y a r c h a t u greckiego zakończy się
wobec tego zapewne utworzeniem samoistnego p a t r y a r c h a t u buł­
garskiego. Czy sprawa unii z R z y m e m znów wejdzie n a lepsze tory,
o tem na razie t r u d n o coś powiedzieć. Dziś do unii przyznaje się około
15.000 Bułgarów. Co zaś najważniejsza, ustała obecnie agitacya ze
strony rosyjskiej za pomocą rubli, prowadzona przedtem zwłaszcza
wśród schizmatyckiego duchowieństwa. Może wobec tego obecnie
duchowieństwo okaże większą skłonność do liczenia się z uczuciami
ludu przychylnego unii.
Charakterystycznem jest także dla stosunków religijnych w Buł­
garyi, że nie dawno temu wspaniała k a t e d r a w Sofii, wybudowana
na pamiątkę wyzwolenia z pod j a r z m a tureckiego i dotąd nazwana,
imieniem Aleksandra Newskiego, poświęconą została czci apostołów
Słowian, ŚS. Cyryla i Metodego. Nie jest to jeszcze zwrotem do ka­
tolicyzmu, ale w każdym razie objawem antyrosyjskiego usposo­
bienia bułgarów t a k ż e pod względem religijnym. Aleksander Newski,
Wielki książę rosyjski i wódz z X I I I wieku, doznaje w Rosyi czci
świętego i p a t r o n a narodowego, któremu też poświęcona jest wspa­
niała cerkiew w Moskwie i klasztor w Petersburgu. O t e m samem
antyrosyjskiem usposobieniu świadczy też przyjęcie kalendarza
Oregoryańskiego znaczną większością głosów, uchwalone przez sobranie i autoryzowane także przez św. Synod bułgarskiego kościoła
narodowego. Wprawdzie za kalendarzem Gregoryańskim przema­
wiają liczne racye naukowej i społecznej n a t u r y , ale w rzeczywistości
nie mniej jest prawdą, co powiedział w swem orędziu pasterskiem
K s . Biskup Chomyszyn, że kalendarz Juliański faktycznie jest zna­
mieniem rosyjskiego państwa i schizmy. W miarę odwracania się
od Rosyi propaganda katolicka może w przyszłości lepsze wydać
owoce.
Nie można j e d n a k pominąć, co pisze prof. dr. Neundorfer
w „Allgemeine Rundschau", Monachium Nr. 27, że wojna obecna miała
też ujemne skutki dla katolicyzmu w Bułgaryi. Katolicyzm bowiem
bułgarski, zwłaszcza unicki, obrządku wschodniego, miał, jak wogóle
n a Wschodzie, silne zabarwienie francuskie. Francuscy Asumpcyo-
362
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
niści w Tracyi i francuscy Lazaryści w Macedonii byli głównymi
pionierami unickiego kościoła bułgarskiego. Z przystąpieniem Buł­
garyi do mocarstw centralnych w obecnej wojnie, musieli ci pracow­
nicy w winnicy Pańskiej, jako poddani wrogiego państwa, opuścić
pole swej działalności, co z pewnością nie jest korzystnem dla unii.
Ale to usunięcie misyonarzy francuskich w Bułgaryi mniej daje się
odczuć, aniżeli w Turcyi. Bułgarya bowiem ma dostateczną ilość
własnych kapłanów, a b y i w czasie wojny obsłużyć około 30 parafii
unickich, istniejących w Bułgaryi, wraz z katolickiem seminaryum
duchownem, na którego czele stoi niemiecki asumpcyonista.
Że i obecnie w pierwszym rzędzie polityczne i kulturalne po­
budki nakłaniają do unii, to nie przesądza wcale kwestyi szczerości
w powrocie do Kościoła. Opatrzność Boża posługuje się jak wogóle
doczesnymi i naturalnymi środkami, t a k w szczególności i politycz­
nymi warunkami dla przeprowadzenia swych odwiecznych zamiarów.
Podnosi to słusznie książę Maksymilian Saski, dodając :,, Nie można
j e d n a k poprzestać na samej tylko polityce, bo to nie przyniosłoby
błogich owoców, lecz dążyć należy do urobienia prawdziwego, reli­
gijnego przekonania, któreby i przy zmiennych warunkach mogło
się ostać" *).
Ks. Ernest Matzel.
Polityka ekonomiczna Królestwa Polskiego.
J e d n ą z z a s a d n i c z y c h k w e s t y i p r z y o m a w i a n i u przyszłego
u k s z t a ł t o w a n i a p o l i t y k i gospodarczej P o l s k i p o wojnie jest
s t o s u n e k K r ó l e s t w a d o R o s y i , co d o k t ó r e g o p a n u j ą zupełnie
n i e u s p r a w i e d l i w i o n e p o g l ą d y o konieczności sojuszu z R o s y ą .
Z n a k o m i t y wgląd w t e s p r a w y daje dzieło Marcelego L e w y :
,,Życie e k o n o m i c z n e K r ó l e s t w a Polskiego i R o s y j s k i e t a r y f y
celne i kolejowe i ich w p ł y w n a życie e k o n o m i c z n e K r ó l e s t w a
Polskiego, W a r s z a w a 1915, s. 2 7 5 " . k t ó r e g o obszerne stresz­
czenie posłużyć p o w i n n o c z y t e l n i k o m „ P r z e g l ą d u " d o zoryent o w a n i a się j a k oddziaływała R o s y a n a rozwój g o s p o d a r c z y
Polski.
l
) Yorlesungen liber die orientalische Kirchenfrage. S. 46.
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
363
S t r u k t u r a e k o n o m i c z n a Król. Pol. w p o r ó w n a n i u z C e s a r s t w e m .
W interesie k a ż d e g o r z ą d u leży p o p i e r a n i e gospodarczego
rozwoju własnego p a ń s t w a , z w s z y s t k i e m i d o ń p r z y n a l e ż n e m i
częściami w s t o p n i u o d p o w i e d n i m d o p o t r z e b całości. O ile
z a t e m rozwój o r g a n i z m u p a ń s t w o w e g o w y m a g a pewnej u m y ś l n e j
i ś w i a d o m e j p o l i t y k i e k o n o m i c z n e j , w zasadzie może b y ć o n a
szkodliwą dla poszczególnych t e r y t o r y ó w , g d y ich s t r u k t u r a
e k o n o m i c z n a j a k K r ó l . Polskiego w s t o s u n k u d o R o s y i , jest zu­
pełnie o d m i e n n a . P o z a t e m prócz t e n d e n c y i wyłącznie e k o n o ­
m i c z n y c h działają c z y n n i k i n a r o d o w e i społeczno-polityczne,
k t ó r e o d d z i a ł y wuj ą n a rozwój p r z e m y s ł u stosownie d o c h a r a k ­
teru- w a r s t w r z ą d z ą c y c h w p a ń s t w i e . U s t r ó j g o s p o d a r c z y R o s y i
c z y n i ją d o s t a w c z y n i ą ś r o d k ó w s p o ż y w c z y c h i m a t e r y a ł ó w
s u r o w y c h dla E u r o p y zachodniej i ś r o d k o w e j . J a k o k r a j rol­
n i c z y p r z e d e w s z y s t k i e m p o p i e r a w y t w ó r c z o ś ć i wywóz t y c h
p r o d u k t ó w , m i m o względnego rozwoju p r z e m y s ł u w c e n t r a l ­
n y c h g u b e r n i a c h . W e d ł u g S t a t i s t i c z . J e ż e g o d , z 1914 r. wywóz
z R o s y i w l a t a c h od 1908 d o 1913 wynosił 1.400,000.000 r b . ,
z k t ó r y c h a r t . spożywcze s t a n o w i ł y 5 6 , 9 % , m a t e r y a ł y s u r o w e
i półfabrykaty 33,9%, zwierzęta 2 % , a wyroby tylko 3,6%,
p r z y t e m p r z e m y s ł rosyjski w y w o z i n a w s c h ó d d o k r a j ó w a z y a t y c k i c h , stojących n a n i ż s z y m s t o p n i u rozwoju, co właśnie
ś w i a d c z y o jakości i c h a r a k t e r z e rosyjskiego i n d u s t r y a ł i z m u .
O d p o w i e d n i o d o tego, p r z y w ó z d o R o s y i obejmuje w y r o b y
g o t o w e w ilości 3 1 , 4 % , c a ł k o w i t e g o i m p o r t u , d o c h o d z ą c e g o
d o k w o t y 1,000,000.000 r b . przeciętnie w l a t a c h 1908—1912.
W s t o s u n k u d o R o s y i , K r ó l . P o l . stoi wyżej w -rozwoju
e k o n o m i c z n y m : jest o n o d o s t a w c ą i p r o d u c e n t e m pół- i f a b r y ­
k a t ó w , g d y R o s y a wobec K r ó l e s t w a p r o d u k u j e a r t y k u ł y spo­
żywcze i m a t e r y a ł y surowe. W e w z a j e m n y c h s t o s u n k a c h h a n ­
d l o w y c h saldo b i l a n s u p r o d u k t ó w r o l n y c h jest d l a K r ó l e s t w a
stale ujemnem, jak jest niem i dla zagranicy. J e d n a k ż e „dla
z n a k o m i t e j większości Wyrobów g o t o w y c h saldo K r ó l e s t w a
w s t o s u n k a c h h a n d l o w y c h z C e s a r s t w e m jest d o d a t n i e : K r ó ­
l e s t w o d a l e k o więcej w y r o b ó w w y w o z i d o Cesarstwa, niż z Ce­
s a r s t w a i m p o r t u j e . N i e k i e d y jest widoczne, że K r ó l . wywozi
z Ces. m a t e r y a ł y s u r o w e p o t o , a b y j e w p o s t a c i w y r o b u w y ­
słać d o C e s a r s t w a z p o w r o t e m " . N . p . w bilansie skór s u r o w y c h
364
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
i w y p r a w i o n y c h , w p r z e m y ś l e w ł ó k n i s t y m i dowozie b a w e ł n y ,
j a k również w m e t a l u r g i i i w p r z e m y ś l e m e c h a n i c z n y m i m a ­
szynowym.
, „ K r ó l . s p r o w a d z a z R o s y i r u d ę żelazną, m a t e r y a ł su­
r o w y , p o t r z e b n y d o p r o d u k c y i surowca żelaza i poczęści spro­
w a d z a s a m surowiec żelaza j a k o p ó ł w y r ó b , z k t ó r e g o się w y ­
r a b i a żelazo i stal. N a t o m i a s t K r ó l . wywozi d o Cesar, g o t o w y
p r o d u k t •— żelazo i s t a l i — w jeszcze w i ę k s z y m s t o p n i u wy­
r o b y z żelaza i stali — m a s z y n y , n a r z ę d z i a i t. p . " .
Przy porównaniu produkcyi Królestwa i Rosyi znaj­
d z i e m y : 1 s t y c z n i a 1911 r. ludność 10 g u b . K r ó l . s t a n o w i ł a
1 0 , 3 % z a l u d n i e n i a 50 e u r o p e j . g u b . R o s y i , a 7 , 6 % całego p a ń ­
s t w a bez F i n l a n d y i . P r z e s t r z e ń 10 g u b . K r ó l . jest 2 , 6 % p r z e s t r z e n i
R o s y i e u r o p . , a 0 , 5 9 % całkowitego i m p e r y u m . Z a r a z e m p r o d u k c y a p r z e m . K r ó l . z r. 1910 według G r a b s k i e g o s t a n o w i ł a
15,6% wytwórczości Cesarstwa.
„ D o c h a r a k t e r u p a ń s t w a ros., j a k o p r o d u c e n t a s u r o w y c h
materyałów. k t ó r y natomiast sprowadza wyroby, musi być
p r z y s t o s o w a n a p o l i t y k a e k o n o m i c z n a r z ą d u : rząd p r z e d e w s z y s t ­
k i e m i w w y ż s z y m s t o p n i u o t a c z a opieką p r o d u k c y ę s u r o w y c h
m a t e r y a ł ó w , mniej zaś się troszczy o p r o d u k c y ę w y r o b ó w . S t r u k ­
t u r a e k o n o m i c z n a K r ó l e s t w a j e s t o d m i e n n a , niż s t r u k t u r a Ce­
s a r s t w a , skąd w y p ł y w a , że p o l i t y k a e k o n o m i c z n a r o s y j s k a nie
może o d p o w i a d a ć i czynić zadość p o t r z e b o m K r ó l e s t w a " .
T a r y f y c e l n e . R o s y j s k a p o l i t y k a celna służy zwiększeniu
d o c h o d ó w s k a r b u i zmniejszeniu dowozów z z a g r a n i c y , t u d z i e ż
d o p o p i e r a n i a rozwoju p r z e m y s ł u l u b r o l n i c t w a w e w n ą t r z p a ń ­
s t w a . Oprócz t a r y f y „ o g ó l n e j " , o p a r t e j wyłącznie n a p o s t a ­
nowieniach r z ą d u r o s y j . *) jest w R o s y i s t o s o w a n a t a r y f a celna,
o p a r t a n a t r a k t a t a c h m i ę d z y n a r o d o w y c h z 28 lipca 1904 r.
Mocą t y c h ż e , p a ń s t w a k o n t r a k t u j ą c e we wzajemnej w y m i a n i e
u s t a n a w i a j ą celne s t a w k i obniżone, p r z y z n a j ą c sobie najwyższe
uprzywilejowania, z w a n e t a r y f ą k o n w e n c y j n ą . R o s y j s k a p o l i t y k a
celna w zakresie cel p r o t e k c y j n y c h z a s t o s o w a n ą jest d o gospo­
darstwa państwowego Rosyi, a przedewszystkiem cesarstwa.
W y ł ą c z n ą opieką o t a c z a o n a wytwórczość m a t e r y a ł ó w suro­
wych, u s t a n a w i a j ą c za ich wwóz wysokie o p ł a t y , g d y s t a w k i
*) Zmieniona z pierw, z 1891 r. na taryfę z dnia 13 stycznia 1. 903L
NAUKOWEGO i SPOŁECZNEGO
365
d l a p ó ł f a b r y k a t ó w są niższe, a najmniejsze dla g o t o w y c h wy­
r o b ó w . T a k a p o l i t y k a szczególniej jest n i e k o r z y s t n ą d l a K r ó ­
lestwa, k t ó r e większości s u r o w c ó w j a k k o k s , r u d a żelazna,
b a w e ł n a , sól, nie p o s i a d a l u b m a w n i e d o s t a t e c z n e j jakości,
b ą d ź ilości, i m u s i je s p r o w a d z a ć . Cła n a surowce, wpływając
n a ich podrożenie, p o d r a ż a j ą f a b r y k a t y , są więc dla rozwoju
p r z e m y s ł u szkodliwe. Z konieczności wobec rozwoju w R o s y i
w y t w ó r c z o ś c i surowców i p ó ł f a b r y k a t ó w , k t ó r e zalewają r y n k i
K r ó l e s t w a , z m u s z a je d o p r o d u k o w a n i a f a b r y k a t ó w , czyli w in­
t e r e s i e K r ó l e s t w a o c h r o n a celna p o t r z e b n a b y ł a b y dla w y ­
r o b ó w , a b y w y t r z y m a ć mogło k o n k u r e n c y ę ze starszą i wyższą
p r o d u k c y ą Z a c h o d u . ( U n a o c z n i t o najlepiej przegląd poszcze­
g ó l n y c h gałęzi w y t w ó r c z o ś c i k r a j o w e j ) .
M i m o obfitości p o k ł a d ó w r u d y żelaznej w K r ó l . z a w i e r a
o n a j e d n a k n i e d o s t a t e c z n ą ilość żelaza ( 3 0 — 4 0 % ) i w y t a p i a n i e
z niej k r u s z c u opłaca się p r z y z m i e s z a n i u jej z r u d ą b o g a t s z ą
w -żelazo w s t o p n i u od 3 0 — 5 0 % . R u d y więcej w a r t o ś c i o w e
z n a j d u j ą się n a Zachodzie — w R o s y i n a K r z y w y m R o g u i n a
K a u k a z i e . P o n i e w a ż d l a p o p a r c i a p r o d u k c y i r u d y rosyjskiej
n a z a g r a n i c z n ą n a ł o ż o n e jest cło, b ę d ą c e 175** cen r u d y K r y woskiej, j e s t t o cło ściśle o c h r o n n e , z m u s z a j ą c e K r ó l e s t w o d o
s p r o w a d z a n i a r u d y , wyłącznie z p o ł u d n i a R o s y i , z. odległości
o k o ł o 1300 wiorst. Z a r a z e m R o s y a h a m u j e rozwój e k s p l o a t a c y i
r u d y k r a j o w e j , g d y ż wywóz tejże z a g r a n i c ę w y m a g a u m y ś l n e g o
zezwolenia ministerstw Finansów, Rolnictwa i z obrót, pań­
s t w a p r z y opłacie cła w y w o z o w e g o od p u d a (40 funt. ros. = 16 kg)
w kwocie 1 % k o p . w złocie, w y w o ł u j ą c t e ż z a s t ó j w t y m dziale
.górnictwa pol. i obecnie t a e k s p l o a t a c y a j e s t 2 r a z y mniejsza,
niż w r. 1899 i 1900.
Dla produkcyi metalurgicznej niezbędnym jest koks,
k t ó r e g o w k r a j u n i e m a , g d y ż węgiel d ą b r o w s k i nie k o k s u j e .
T u ż obok n a Śląsku G ó r n y m i A u s t r y a c k i m są b o g a t e p o k ł a d y
węgla koksującego. A b y j e d n a k k o r z y s t a ć z k o k s u , K r ó l e s t w o
o p ł a c a cło, nałożone celem p o p i e r a n i a węgla koksującego w Za­
głębiu D o n i e c k i e m . P r ó c z t e g o cło od k o k s u wwożonego za­
c h o d n i ą granicą (Król.) jest wyższe (3 k o p . od p u d a ) , g d y s p r o ­
w a d z a n e przez p o r t y b a ł t y c k i e w y n o s i połowę tej k w o t y , t e r a z
podług taryfy konwencyjnej z Niemcami 2 % kop. jak i do
p o r t ó w b a ł t y c k i c h z tej t y l k o p r z y c z y n y , że w d a n y m w y p a d k u
aoo
Sr-KAWOZDAJFUJ!; Z
KUlJiiU
RELfuIJJNEBO,
i n t e r e s właścicieli k o p a l ń n a Śląsku b y ł i d e n t y c z n y m z p r z e ­
m y s ł e m m e t a l u r g i c z n y m K r ó l e s t w a , co ustrzegło o s t a t n i e od
cła p r o h i b i c y j n e g o p o 4 % k o p .
„ R o s y j s k a pol. celna uniemożliwia s p r o w a d z a n i e r u d y
z z a g r a n i c y i w k ł a d a n a p r z e m y s ł K r ó l e s t w a ciężar wysokich
k o s z t ó w p r z y w o z u z p o ł u d n i a R o s y i , w k ł a d a n a ń ciężar d a
od k o k s u , p o d w y ż s z a k o s z t e k s p l o a t a c y i r u d y polskiej, ogra­
niczając s p o ż y c i e " , s k u t k i e m czego p r z e m y s ł h u t n i c z y K r ó l .
rozwija się obecnie wolniej, ulegając k o n k u r e n c y i ros. D a t ą
przełomową w h u t n i c t w i e p o l s k i e m jest r o k 1 8 9 3 , o d k ą d p o ­
c z y n a ono p o d u p a d a ć , co m a ścisły związek z k r y s t a l i z u j ą c ą
się n a ó w c z a s ros. t a r y f ą celną z l a t 1 8 9 1 — 1 8 9 3 . P r z y t e m w o s t a t ­
nich l a t a c h 1 9 0 8 — 1 9 1 0 wytwórczość surowca żel. z K r ó l e s t w a
jest a b s o l u t n i e mniejszą, p r z y c z e m n a s t ę p n e l a t a 1 9 1 1 i 1 9 1 2
z a d o w ó d w z r o s t u służyć nie mogą, są one b o w i e m n a s t ę p s t w e m
przejściowego zmniejszenia p r o d u k c y i w Cesarstwie. T a m u j ą c
h u t n i c t w o polskie, R o s y a z m u s z a je dla p o k r y c i a z a p o t r z e b o ­
w a n i a d o s p r o w a d z a n i a surowca z zagranic k r a j u , t a k , iż w la­
t a c h 1 9 0 9 — 1 9 1 2 dowóz surowica b y ł 2 , 3 r a z y większy, aniżeli
w latach
1894—1897.
W K r ó l . p r o d u k c y a surowca, a p o n i e k ą d żelaza i stali
n i e m a p r z e d sobą wielkiej przyszłości, n a t o m i a s t wielkie z n a ­
czenie p o s i a d a p r z e m y s ł m a s z y n o w y n a r z ę d z i i w y r o b ó w z m e ­
tali ; w s t o s u n k u d o R o s y i K r ó l . jest d o s t a w c ą i w y t w ó r c ą t y c h ż e .
Mimo j e d n a k , że może ono p r o d u k o w a ć je s a m o , s p r o w a d z a ich
d u ż e ilości z z a g r a n i c y .
T y m c z a s e m o c h r o n a celna jest tu. b a r d z o słabą. Tm p r o ­
d u k t wyższy, bardziej s k o m p l i k o w a n y i droższy, s t a w k i celne
niższe. W rzeczywistości o c h r o n a celna dla wytwórczości m a ­
szyn, n a r z ę d z i i t. p . ze stali i żelaza jest jeszcze niższą, gdyż
w istocie rzeczy t y l k o część staw:ki celnej służy ochronie dla
wytwórczości p o w y ż s z y c h w y r o b ó w . T a s t a w k a celna zawiera
w sobie t a k ż e ochronę celną dla wytwórczości żelaza i stali,
s t a n o w i ą c y c h s u r o w y m a t e r y a ł w tej p r o d u k c y i : p o d o b n i e
s t a w k a celna n a żelazo i s t a l służy celowa o c h r o n y p r o d u k c y i
surow ca żelaza, zaś s t a w k a n a surowiec — celowi o c h r o n y eks­
p l o a t a c y i k o k s u i r u d y żelaznej. P r z y t e m ros. o c h r o n a c e l n a
d o t y c z y raczej części n i e p r e c y z y j n y c h , co o d p o w i a d a c h a r a k ­
t e r o w i t a r y f y celnej, wogóle dającej silniejszą o c h r o n ę p r o r
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
367
d u k t o m n i ż s z y m , a słabszą w y ż s z y m i z n o w u jest n i e k o r z y s t n ą
dla Królestwa.
Podstawowym materyałem w przemyśle chemicznym jest
sól k u c h e n n a ; w K r ó l e s t w i e niewielkie jej ilości znajdują się
w Ciechocinku — j e d n a k ż e o g r o m n e n a nią z a p o t r z e b o w a n i a
z a s p o k a j a ć t r z e b a d o w o z e m . T u ż w Polsce, w P o z n a ń s k i e m
i Galicyi jest ona w najbliższem sąsiedztwie K r ó l . W s z a k ż e
soli „ z a g r a n i c z n e j " k r a j u ż y w a ć nie może, a t o celem p o p i e ­
r a n i a e k s p l o a t a c y i tejże w R o s y i , s t ą d n a sól u s t a n o w i o n o w y ­
sokie cło, uniemożliwiające jej i m p o r t . N a m o c y t a r y f y r. 1903
cło od p u d a wynosi 30 k o p . , p r z y c z e m w taryfie k o n w e n c y j n e j
n i e m a obniżenia cła dla soli, p o n i e w a ż zaś cena p u d a soli n a
miejscu e k s p l o a t a c y i w y n o s i — 8 k o p . , cło p o d n o s i jej c e n ę
przy sprowadzaniu z zagranicy o 4 0 0 % . P o n a d t o cena p u d a
soli w W a r s z a w i e wynosi od 50—70 k o p . , jest najwyższą w p a ń ­
stwie ros., uniemożliwiając rozwój p r z e m y s ł u c h e m i c z n e g o .
T a k s a m o wwóz s o d y z p o w o d u olbrzymiego cła jest uniemożli­
w i o n y i w t y m w y p a d k u za t e n p r o d u k t m u s i K r ó l . o p ł a c a ć
w y g ó r o w a n e c e n y w R o s y i od 1 6 0 — 2 0 0 % , wyższe od z a g r a ­
nicznych.
P o d o b n i e p r z e d s t a w i a j ą się cła w p r z e m y ś l e w ł ó k i e n ­
niczym.
,
K o n k u r e n c y a p r z e m y s ł u polskiego n a r y n k a c h rosyjskich
z p r z e m y s ł e m rosyjskim ż y w o z a j m o w a ł a r z ą d ros. jeszcze
p r z e d 1831 r. P o p o w s t a n i u i zniesieniu odrębności p r a w n o p a ń s t w . K r ó l . p o z o s t a w i o n o g r a n i c ę celną, w p r o w a d z a j ą c t a ­
ryfę wysoką dla t o w a r ó w , i d ą c y c h d o R o s y i , g d y w y r o b y , p r z y ­
c h o d z ą c e z Cesarstwa, p o d l e g a ł y t a r y f i e d a w n e j z niskiemi
o p ł a t a m i . K i e d y w r. 1850 zniesiono g r a n i c ę celną, p r z e m y s ł
t k a c k i w Moskwie s p o w o d o w a ł r z ą d w r. 1889 d o p o d w y ż s z e n i a
cła od b a w e ł n y n a g r a n i c y z a c h o d n i e j , przez k t ó r ą K r ó l . t e n
p r o d u k t s p r o w a d z a w s t o s u n k u d o drogi morskiej o 15 k o p .
w złocie n a p u d z i e . Zniesiono t e n ciężar w taryfie k o n w e n c y j n e j
z N i e m c a m i z r. 1894 w interesie z a g r a n i c y , j e d n a k f a k t y c z n a
r ó ż n i c a w k o s z t a c h b a w e ł n y dla K r ó l . a R o s y i p o z o s t a ł a w i n n e j
formie. K r ó l . nie p o s i a d a j ą c - b a w e ł n y m u s i ją wwozić, p o d c z a s
k i e d y R o s y a m a własne p l a n t a c y e , d l a p o p i e r a n i a k t ó r y c h
r z ą d rosyjski nałożył n a b a w e ł n ę cło 4 r b . z a p u d , co w s t o ­
s u n k u d o cen m a t e r y a ł u wynosi 3 4 + 6 0 % . W s k u t e k t e g o K r ó -
iSOS
SPRAWOZDANIE Z R U L . H U RELIGIJNEGO,
l e s t w o z konieczności s p r o w a d z a coraz więcej b a w e ł n y z R o s y i ,
co w p o r ó w n a n i u z k o s z t e m odległego t r a n s p o r t u p o d r a ż a t e n
surowiec o 20 k o p . n a p u d z i e . N a d t o w s k u t e k cła w e ł n y b a w e ł n y
n a r y n k u ros. są o całą s t a w k ę celną wyższe od z a g r a n i c z n y c h ,
s k u t k i e m czego s t a n o w i ą silną z a p o r ę w rozwoju spożycia w y ­
t w o r ó w b a w e ł n i a n y c h w p a ń s t w i e rosyjskiem, t e m s a m e m od­
działy wuj ąc n a s a m ą p r o d u k c y ę t k a c k ą . O ile dla R o s y i rozwój
jej p l a n t a c y i b a w e ł n y jest r ó w n o w a ż n i k i e m szkód przez t o
w y r z ą d z o n y c h , d l a K r ó l e s t w a są t o bezwzględne s t r a t y bez
żadnej korzyści.
P r ó c z w y k a z a n y c h d o t ą d s t r o n wojennego o d d z i a ł y w a n i a
p o l i t y k i p r z e m y s ł o w e j R o s y i n a rozwój ekon. K r ó l . t r z e b a
z a z n a c z y ć i t e s t r a t y , j a k i e o n o p o n o s i przez o d p ł y w k a p i t a ł ó w
d o R o s y i , t a k j a k o p ł a t y celne, j a k o t e ż n a d w y ż k ę c e n y z a p r o ­
d u k t y surowe, s p o w o d o w a n e niemi, p r z y t e m n i e p r a w d o p o d o b n e m
jest, b y k i e d y k o l w i e k p o l i t y k a celna t e g o p a ń s t w a (o ile R o s y a
t r z y m a ć się będzie p r o t e k c y o n i z m u ) odstąpiła od o c h r o n y su­
r o w c a , a g d y b y t a k b y ł o , n a s t ą p i t o wówczas, g d y p r z e m y s ł
w Cesarstwie się rozrośnie i n a r ó w n i z K r ó l . w y t w a r z a ć pocznie
wyższe w y r o b y . B ę d z i e t o z a r a z e m chwilą u p a d k u t e o r y i o „ r y n ­
k a c h w s c h o d n i c h " , j a k o o t e r e n i e e k s p a n s y i ekon. K r ó l . , a w t e d y
wobec b r a k u s u r o w c a w K r ó l . p r z e m y s ł polski nie będzie w s t a n i e
k o n k u r o w a ć z wytwórczością f a b r y c z n ą R o s y i , może i n a r y n ­
k a c h K r ó l e s t w a . „ W t e d y wspólność g r a n i c y celnej dla K r ó l .
t y l k o s z k o d y w p o s t a c i pol. celnej n i e p r z y s t o s o w a n e j d o p o t r z e b
K r ó l e s t w a i ż a d n y c h korzyści, ż a d n y c h za t o k o m p e n s a t , w po­
s t a c i „ r y n k ó w w s c h o d n i c h " p r z y n o s i ć nie b ę d z i e " . Twierdzenie
n a l e ż y uogólnić : p o l i t y k a celna obcej, nie polskiej p a ń s t w o ­
wości, n i g d y nie może b y ć w y r a z e m p o t r z e b K r ó l e s t w a , m u s i
•ona b o w i e m b y ć w y p a d k o w ą r ó ż n o l i t y c h p o t r z e b całego p a ń ­
s t w a , p r z y s t o s o w a n i e pol. celnej obcej, może b y ć r e z u l t a t e m
p r z y p a d k o w e j zgodności w p e w n y m p o s z c z e g ó l n y m p u n k c i e
p o t r z e b K r ó l e s t w a z p o t r z e b a m i całego p a ń s t w a , n i g d y wy­
r a z e m ś w i a d o m e g o i celowego p r o g r a m u , p r z y s t o s o w a n e g o dla
K r ó l . , może ono d o t y c z y ć k i l k u p u n k t ó w , n i g d y całości t a r y f y
celnej i c a ł o k s z t a ł t u p o t r z e b K r ó l e s t w a . O p r a w i d ł o w y m roz­
woju e k o n . k r a j u p r z y p o m o c y t a r y f celnych, o p o p i e r a n i u
r o z w o j u t y c h właśnie działów wytwórczości, k t ó r e n a t o n a j ­
b a r d z i e j zasługują, k t ó r e mają największą przyszłość w k r a j u ,
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
369
a l b o k t ó r y c h r o z k w i t j e s t dla k r a j u n a j u ż y t e c z n i e j s z y — n a
g r u n c i e obcej p a ń s t w o w o ś c i nie m o ż e b y ć m o w y .
P o l i t y k a fiskalna ros. w sferze ceł m a oczywiście n a celu
p r z e d e w s z y s t k i e m powiększenie d o c h o d ó w s k a r b u , przez sy­
s t e m p o d a t k ó w p o ś r e d n i c h , a p o n i e w a ż R o s y a więcej i m p o r ­
t u j e aniżeli wywozi, p r z e t o d l a u z y s k a n i a ś r o d k ó w n a poprawcę
swego b i l a n s u h a n d l o w e g o s t a r a się ograniczyć p r z y w ó z przez
wysokie cła wwozowe.
Gdy jednak Królestwo przy wydatkowaniu dochodów
p a ń s t w a j e s t upośledzone, stają się one n i e t y l k o dla i n t e r e s ó w
Ł r a j u n i e p r o t e k c y j n e m i , lecz n a d t o szkodliwemi, t e m więcej,
iż K r ó l . s k u t k i e m położenia geogr. z t r z e c h s t r o n otoczone gra­
nicą o d c z u w a ich ciężar d a l e k o b a r d z i e j .
W e d ł u g Ż u k o w s k i e g o w r. 1901—1905 ludność K r ó l e s t w a
o p ł a c a ł a ceł 1 2 % , p o d c z a s g d y liczba jego m i e s z k a ń c ó w d o
ogółu z a l u d n i e n i a R o s y i w y n o s i zaledwie 8 % . N a głowę miesz­
k a ń c a w K r ó l . w y p a d a ł o 2,63 r b . , w p a ń s t w i e 1,60 r b .
W k o ń c u „ n i e wolno p o m i n ą ć m o m e n t u r a c y o n a l i s t y c z n e g o , b ę d ą c e g o w z w i ą z k u z całą p o l i t y k ą ros. w s t o s u n k u d o
T o l s k i . O n t o wpłynął, iż w okresie 1831 r. d o 1860 r. n a t o w a r y
idące z cesar. d o k r a j u , cła b y ł y niskie w p r z e c i w i e ń s t w i e d o
n a d c h o d z ą c y c h z K r ó l . d o cesar. ; d l a t e g o w r. 1889 p o d n i e ­
s i o n o cło n a b a w e ł n ę , s p r o w a d z a n ą z a c h o d n i ą granicą l ą d o w a ;
zjawia się o n i t e r a z , że n a g r a n i c y K r ó l . z z e w n ą t r z są wyższe
n i ż n a i n n y c h g r a n i c a c h , wreszcie, iż w taryfie k o n w e n c y j n e j
i p r z y o d n o ś n y c h p e r t r a k t a c y a c h , r z ą d ros. okazał się n a j b a r ­
dziej s k ł o n n y d o u s t ę p s t w t a m , gdzie chodziło o i n t e r e s y K r ó ­
lestwa.
T a r y f y k o l e j o w e . Zupełnie p o d o b n i e j a k cła, i t a r y f y
kolejowe r e g u l o w a n e są przez p a ń s t w o w e k o n o m i c z n y m i n t e ­
resie j e g o t e r y t o r y ó w . W referacie r o s . k o m i s y i rządowej z r. 1878
dla z b a d a n i a s p r a w kolejowych, c z y t a m y : Z a r z ą d y d r ó g że­
l a z n y c h , obniżając dowolnie o p ł a t y z a p r z e w ó z t o w a r ó w o b c y c h
w p o r ó w n a n i u z k r a j o w e m i , o tyleż obniżają s t a w k i celne, de­
zorganizując s y s t e m c e l n y i s a m o w o l n i e r o z p o r z ą d z a j ą się h a n ­
d l e m m i ę d z y n a r o d o w y m k r a j u " . P o w t ó r e chodzi o oddziały­
w a n i e n a w z a j e m n y s t o s u n e k r ó ż n y c h części p a ń s t w a p o d wzglę­
d e m e k o n o m i c z n y m , p r z y c z e m r z ą d staje n a s t a n o w i s k u „ s p r a ­
wiedliwego r o z j e m c y " . W s k u t e k t e g o n a zasadzie p r a w a z r. 1899.
F. P. T. CXXX1.
nA
370
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
u s t a n o w i o n o u m y ś l n i e u r z ę d y kol. p r z y m i n i s t e r y u m finansów
ros. dla u k ł a d a n i a t a r y f kolejowych, nie czyniące różnic p o ­
m i ę d z y k o l e j a m i p r y w a t , a r z ą d o w e m i w imię „ o g ó l n o - p a ń stwowego i n t e r e s u p u b l i c z n e g o " . W u r z ę d o w e m s p r a w o z d a n i u
z r. 1914 z p o w o d u 25-lecia ich istnienia piszą :
„Godzeniem sprzecznych interesów wewnątrz p a ń s t w a "
n a z y w a się p o l i t y k a , k t ó r e j o w o c e : u r z ę d y t a r y f o w e p o d w y ż ­
szyły wiele taryf na k r ó t k i c h przestrzeniach, a obni­
ż y ł y je n a ś r e d n i c h , a s z c z e g ó l n i e n a w i e l k i c h od­
l e g ł o ś c i a c h " . Wreszcie u r e g u l o w a n o k w e s t y ę k r e s ó w . P r z e d
r >formami „ t a r y f y zniżone n a przewóz od p u n k t ó w p o r t o w y c h
i pogranicznych do wewnątrz państwa, były stosowane i do
w y t w o r ó w rosyjskiego p r z e m y s ł u i d a w a ł y w t e n sposób ulgi
dla rozwoju p r z e m y s ł u n a k r e s a c h p a ń s t w a " . D l a z a p o b i e ż e n i a
temu „ p o d w y ż s z o n o r o z m i a r y s t a w e k n a p r z e w ó z ła
d u n k ó w ze s t a c y i p o g r a n i c z n y c h
i
sąsiadujących
z n i e m i k r e s ó w d o w e w n ą t r z p a ń s t w a " . Wobec tego
j a k t a r y f y celne, t a k i kolejowe, b ę d ą c e w e d ł u g s t w i e r d z e n i a
s a m e g o r z ą d u ros. rozwinięciem i u z u p e ł n i e n i e m p o p r z e d n i c h ,
p r z y s t o s o w a n e d o p o t r z e b R o s y i , nie mogą b y ć w y r a z e m p o t r z e b
K r ó l . P o l . i m u s z ą n a ń w p ł y w a ć szkodliwie.
P r z y bliższem r o z p a t r z e n i u t a r y f p r z e w o z o w y c h z n a j ­
dziemy :
O p ł a t y p r z e w o z o w e dla z b o ż a ros., a szczególniej d l a
m ą k i , polegają n a u m y ś l n e m o b n i ż a n i u d l a t y c h p r o d u k t ó w
s t a w e k kol., g d y ż w b d a n s i e h a n d l . p a ń s t w a w y w ó z z b o ż a z a
g r a n i c ę m a znaczenie d e c y d u j ą c e g o i od niego zależy s a l d o b i ­
l a n s u h a n d l o w e g o . Dążność R o s y i d o p o p i e r a n i a w y w o z u s p o ­
t ę g o w a ł o w p r o w a d z e n i e w p a ń s t w i e złotej w a l u t y , a nie chcąc
się z d e c y d o w a ć n a z a s a d n i c z e r e f o r m y w celu p o d n i e s i e n i a
ogólnego p o z i o m u z a m o ż n o ś c i i finansowego uniezależnienia od
z a g r a n i c y przez umożliwienie l o k o w a n i a p o ż y c z e k w e w n ą t r z
i m p e r y u m , r z ą d u c i e k a się d o m e c h a n i c z n y c h ś r o d k ó w , j a k
ograniczenie w w o z u l u b zwiększanie w y w o z u . D r u g ą w a ż n ą
cechą t a r y f y zbożowej j e s t jej r ó ż n i c z k o w y c h a r a k t e r w związku
z wielką jej obniżką n a o g r o m n y c h p r z e s t r z e n i a c h . N . p . d o
200 wiorst o p ł a t a z a p u d o w i o r s t ę wynosi 0,0294 k o p . , od 200-1000
s p a d a s t o p n i o w o d o 0,0188 k o p . , w odległościach o d 2780 i więcej
wiorst wynosi już t y l k o 0,0125 k o p . , czyli ^so ^ ś ć k o p . od
c z
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
371
w i o r s t y . P o d o b n i e m a się rzecz z m ą k ą . N a t o m i a s t o p ł a t y t e ,
t a k z a przewóz z i a r n a , j a k o t e ż i m ą k i n a m a ł y c h p r z e s t r z e n i a c h
poniżej 540 wiorst w pasie p o g r a n i c z n y m są wyższe od n o r m a l ­
n y c h i t a k d o 150 wiorst za p u d o w i o r s t ę 0,0400 k o p . , od 150—300
s p a d a s t o p n i o w o d o 0,0312 k o p . , od 300—540 'wiorst o b n i ż a
się d o t a r . n o r m a l n e j n a 0,0254 k., p r z y t e m o ile m ą k a jest isto­
t n i e w y s ł a n ą za g r a n i c ę (tylko n a wielkich, p r z e s t r z e n i a c h ) oblicza
się s t a w k ę kol. według p r z e w o z u z b o ż a w ziarnie d o p u n k t ó w
p o g r a n i c z n y c h obniżoną o 2 0 % , a w t e d y k o s z t t e n s p a d a j u ż
p r z y odległościach 600 .wiorst, n a 0,0180 k o p . p r z y 1500 w. n a
0,0125, a około 4000 w. n a 0,0100 k o p . z a p u d o w i o r s t ę .
W cytowanem poprzednio sprawozdaniu urzędów tary­
fowych p i s z ą : P r z y rewizyi t a r y f y n a zboże (ziarno i m ą k ę )
w y s u n i e t o n a p r z ó d konieczność t a k i e g o w z a j e m n e g o s t o s u n k u
m i ę d z y r ó ż n e m i o k r ę g a m i rolniczemi w p a ń s t w i e , k t ó r y b y w d o ­
statecznym stopniu ochraniał i n t e r e s y r o l n i c t w a
Rosyi
C e n t r a l n e j . A b y d l a r o l n i c t w a R o s y i C e n t r a l n e j zapewnić
wewnętrzne rynki w państwie, zaś dla zboża z oddalonych
części p a ń s t w a u ł a t w i ć wyjście n a r y n e k m i ę d z y n a r o d o w y ,
u s t a n o w i o n o dla p r z e w o z u z b o ż a d w a s z e m a t y : j e d e n n a w y w ó z
za granicę, d r u g i d l a k o m u n i k a c y i w e w n ą t r z . D l a u ł a t w i e n i a
d o s t a r c z a n i a z b o ż a z gubernii centralnych do kraju „ N a d ­
w i ś l a ń s k i e g o " w p r o w a d z o n o n i e z n a c z n e obniżenie t a r y f y w p a s i e
m i ę d z y 800—1120 wiorst. Z a t e m t a r y f y ros. j a k o cel m a j ą u ł a t ­
wienie p r o d u c e n t o m c e n t r . g u b . o p a n o w a n i e r y n k ó w w e w n ę t r z ­
n y c h i n a k r e s a c h , szczególniej w K r ó l . P o l . J e ś l i n a w e t dowóz
zboża do Król. w pewnych warunkach mógłby być korzystnym,
t o dowóz m ą k i j e s t n i e p o ż ą d a n y m , g d y ż p r z e m y s ł m ł y n a r s k i
K r ó l . n a t e m cierpi i coraz więcej j e s t h a m o w a n y , p r z e c i w czemu
K r ó l . p o z b a w i o n e samodzielności e k o n . b r o n i ć się nie m o ż e .
J e d n o c z e ś n i e d l a ż y t a , k t ó r e g o R o s y a niewiele wwozi d o K r ó l .
z p o w o d u k o n k u r e n c y i z N i e m c a m i , w p r o w a d z o n o w r. 1914
(14 m a j a ) cło, a b y d o w ó z t e n uniemożliwić. P r z e d o w e m c ł e m
k o n k u r e n c y a z a g r a n i c z n a w części u s u w a ł a s z k o d y , p o w s t a ł e
s k u t k i e m z a l e w u K r ó l . z b o ż e m i m ą k ą rosyjską, a m ł y n a r s t w o
pol. szczególniej p r z y p r z e r o b i e ż y t a mogło s p r o s t a ć r o s . k o n ­
kurencyi.
„ G d y b y w y b u c h w o j n y nie przeszkodził u j a w n i e n i u się
n a s t ę p s t w nowego cła, p o d d z i a ł a n i e m tegoż K r ó l . p o d o b n i e
372
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO
j a k p r z e d 1900 r., s p r o w a d z a ł o b y m ą k ę z odległych p r o w i n c y i
R o s y i . N o w e cło s t a n o w i n z u p e ł n . t a r y f k o l e j o w y c h : g d y się
o k a z a ł o , iż bez cła, chroniącego o d k o n k u r e n c y i z a g r a n i c z n e j ,
t a r y f y kolejowe nie spełniają z a d a n i a o t w a r c i a w s z y s t k i c h
r y n k ó w w e w n ą t r z p a ń s t w a d l a zboża z c e n t r a l n y c h p r o w i n . —
ustanowiono cło".
N a odległościach w i ę k s z y c h p r z e w o z y d o k o n y w a n o w in­
teresie ros. p r o d u c e n t ó w zboża, s t a w k i o p a d a j ą poniżej własnego
k o s z t u kolei, p o w s t a ł e zaś s t ą d s t r a t y zostają p o k r y t e w t e n
sposób, iż p r z e w ó z z b o ż a n a i n n y c h odległościach i przewóz
i n n y c h ł a d u n k ó w p r ó c z z b o ż a w y n o s i więcej, aniżeli w ł a s n y
k o s z t p r z e c i ę t n y kolei. W t e n sposób w s z y s t k i e t a r y f y są ze
sobą związane i p o n i e k ą d s k u t k i e m obniżeń n a d u ż y c h p r z e ­
strzeniach podniesiono przewóz do p u n k t ó w pogranicznych
i p o r t ó w , n a p r z e s t r z e n i a c h m n i e j s z y c h od 540 wiorst. A b y
więc części p a ń s t w a odległe od g r a n i c y m o g ł y t a n i o w y s y ł a ć
zboże za granicę, a g u b e r n i e c e n t r . d o kresów, okręgi położone
n a d granicą m u s z ą płacić za p r z e w ó z d o g r a n i c y 2 d o t r z e c h
r a z y d r o ż e j . W o b e c t e g o K r ó l . , k t ó r e w y s y ł a jeszcze z n a c z n e
pości zboża za granicę, t r a c i wszelkie korzyści d l a nieobowiązujących w n i e m t a r y f o b n i ż o n y c h , p o n a d t o opłacając wyższe
s t a w k i r e k o m p e n s u j e dla r z ą d u ros. t e p r z e w o z y zboża, k t ó r e
o n poniżej k o s z t ó w kolei przewozi. P o d w y ż s z o n a t a r y f a d l a
w y w o z u zboża pol. za g r a n i c ę u t r u d n i a go i h a m u j ą c o w p ł y w a
n a g o s p o d a r k ę rolną w K r ó l e s t w i e . T e n w y j ą t k o w y c h a r a k t e r
s t a w e k kol. dla zboża w K r ó l . o t y l e się więcej z a z n a c z a , iż dla
wielkich m i a s t R o s y i , j a k i n i e k t ó r y c h p u n k t ó w p o r t o w y c h
i p o g r a n i c z n y c h (Morza Czarnego) poniżej odległości 540, istnieją
w y j ą t k o w o b a r d z o niskie o p ł a t y , z k t ó r y c h właśnie t y l k o K r ó ­
lestwo całkowicie k o r z y s t a ć nie może. Obniżają one przewóz
d o p o ł o w y t a r y f y n o r m a l n e j , lecz dła K r ó l . ż a d n y c h ulg n i e m a .
P o d o b n i e s k o n s t r u o w a n ą jest t a r y f a kolejowa n a p r z e ­
wóz węgli.
P o n i e w a ż t a k s a m o t a r y f a n o r m a l n a i w y j ą t k o w a w za­
s t o s o w a n i u d o p r z e w o z u w ęgla z okręgów k o p a l n i a n y c h , D o nieckiego, uralskiego, p o d m o s k i e w s k i e g o , syberyjskiego i k a u kazskiego, dają n i e d o b o r y w p o r ó w n a n i u z p r z e c i ę t n y m d o ­
b o r e m i k o s z t e m w ł a s n y c h kolei, p r z e t o za z a s a d ę n a l e ż y u w a ­
żać, że p r z e c i ę t n a c e n a p r z e w o z u węgla ros. jest niższą od p r z e r
NAUKOWEGO i SPOŁECZNEGO
373
ciętnego dochodu i kosztu własnego dróg żelaznych. Wyrów­
n a n i e n i e d o b o r ó w i p o k r y c i e deficytów n a s t ę p u j e dzięki t e m u ,
że i n n e r o d z a j e ł a d u n k ó w , a t a k ż e węgiel w i n n y c h k i e r u n k a c h
są p r z e w o ż o n e p o wyższej cenie.
D o t y c z y t o m i a n o w i c i e węgla dąbrowskiego, wobec czegoK r ó l e s t w o płaci drożej niż rosyjskie części p a ń s t w a , p o k r y ­
wając n i e d o b o r y , w y p ł y w a j ą c e z taniości t r a n s p o r t ó w w Ce­
s a r s t w i e , a stosuje się t o w w y ż s z y m s t o p n i u d o węgla
niż d o z b o ż a . K r ó l e s t w o płaci d r o ż e j , g d y ż p r z e w o z y o d b y ­
wają się n a m n i e j s z y c h odległościach, z a t e m s t o s u n k o w o t a ­
ryfa droższa, p r z y t e m d l a w ę g l a w K r ó l . i s t n i e j ą w y ­
j ą t k o w e t a r y f y p r z e w o z o w e , z n a c z n i e wyższe, p o z a je­
dyną t a r y f ą
u l g o w ą dla Zagłębia D ą b r o w i e c k i e g o N r . 5
o d p o w i a d a j ą c ą j e d n a k p r z e w o z o m n a odległościach p o n a d 498
wiorgt, z a t e m j u ż p o z a g r a n i c a m i k r a j u i t e ulgi z a w a r t e
w t a r y f i e N r . 5 są t a k obliczone, iż o d p o w i e d n i o d o w a r t o ś c i
węgla d ą b r o w s k i e g o jest wyższą niźłi d l a w a r t o ś c i k a l o r y c z n e j
donieckiego. J e d n a k p r z y n a j w i ę k s z e m obniżeniu, s t a w k a t a ­
ryfy o b n i ż o n a d l a węgla d ą b r o w s k i e g o s t a n o w i w związku z nor­
m a l n ą nie 8 7 , 1 % j a k donieckiego, ale 9 4 % . Zresztą ze wzglę­
d ó w geograficznych (położenie) przez w y j ą t k o w e t a r y f y i gor­
szy g a t u n e k nie m o ż e o n k o n k u r o w a ć z węglem r o s y j s k i m w b r e w
p r z e p o w i e d n i o m p . R . L u x e n b u r g , że polskie k o p a l n i e węgla
z d o b y ł y w 1884 r. w s z y s t k i e ważniejsze r y n k i z b y t u : Odessę,
Moskwę, Petersburg, n a w e t południe R o s y i " .
Z węgli, w y d o b y w a n y c h
dąbrowski ulega taryfom
%p Warszawy
„ Włocławka
Kutna
Żyrardowa
N. Radomska
Częstochowy
Zawiercia
w p a ń s t w i e ros. t y l k o
podwyższonym.
v
węgiel
(290 wiorst) drożej o
ll'2°/ nad taryfę normalną
(331
„ )
„
„
6-0 „
„
11-7,
(280
14'4,
(249
390-10 ,
(112
40-6,
(74
104 0 ,
(32
0
Cena p r z e w o z u r o z p a t r y w a n e j t a r y f y p r z e w y ż s z a p r z e ­
szło 2 r a z y p r z e w ó z w e d ł u g t a r y f w y j ą t k o w y c h d l a węgla ro­
syjskiego. N i e t y l k o n a t e m z a s a d z a się obciążenie przewozu
węgla d ą b r o w s k i e g o w K r ó l e s t w i e . „ J e ż e l i ł a d u n e k z kolei W a r s z . W i e d . p r z e c h o d z i n a linię i n n e j , t o o p ł a t a za p r z e w ó z (prócz
374
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
kol. łódzkiej, d o k t ó r e j stosuje się p o d w y ż s z o n a t a r y f a N r . 6)
jest obliczaną według t a r . n o r m a l n e j , wszakże p r z e s t r z e ń p r z e ­
wozu ł a d u n k u n a i n n y c h k o l e j a c h p o z a W a r s z . - W i e d . jest oce­
n i a n ą nie j a k o d a l s z y ciąg d r o g i i j e d n a z nią p o d r ó ż •— lecz
jako n o w y
oddzielny
p r z e w ó z . W s k u t e k tego wbrew
p r z e p i s o m o k o m u n i k a c y i bezpośredniej d o t a k i e g o p r z e w o z u
nie są s t o s o w a n e niskie s t a w k i , lecz wysokie p o b i e r a n e na- m a ­
ł y c h odległościach". D l a k a ż d e j z d r ó g ż e l a z n y c h w K r ó l . , p o
k t ó r y c h p r z e c h o d z i ł a d u n e k , c e n a p r z e w o z u obliczana j e s t
o d d z i e l n i e , według t a r y f y właściwej tej kolei w t e n sposób,
j a k g d y b y p r z e w ó z po k a ż d e j z t y c h d r ó g był no­
w y m p r z e w o z e m , o p ł a t y t a k obliczone są s u m o w a n e . W s k u ­
t e k tego, bez względu n a rzeczywistą p r z e s t r z e ń przewozu,
zawsze są s t o s o w a n e wysokie s t a w k i , p o b i e r a n e n a m a ł y c h
odległościach. Wreszcie n a kolei łódzkiej obowiązuje t a r y f a
N r . 6, p o d ł u g k t ó r e j przewóz p u d a n a p r z e s t r z e n i w i o r s t y p r z e ­
wyższa o / cenę p r z e w o z u t a r y f y n o r m a l n e j .
S t o p i e ń obciążenia węgla d ą b r o w s k i e g o przez k o s z t p r z e ­
wozu jest p r a w i e 20 r a z y większy niż s t o p i e ń t a k i e g o ż obcią
żania mąki.
D r o ż y z n a p r z e w o z u węgla dąbrowskiego w K r ó l e s t w i e
t e m dotkliwiej się p r z e d s t a w i , g d y się za&naczy, iż 9 5 % tegoż
węgla p o z o s t a j e w k r a j u , j a k wskazują d a n e z l a t o s t a t n i c h .
P o d w y ż s z e n i e w K r ó l . t a r y f y n a węgiel, i t o właśnie w p r z e ­
mysłowej części tegoż, m a za s k u t e k p o z b a w i e n i e c e n t r ó w prze­
m y s ł o w y c h t y c h korzyści, j a k i e p ł y n ą ze s t o s u n k o w e j bliskości
złóż węgla od f a b r y k — i s z t u c z n e oddalenie t y c h c e n t r ó w od
kopalń.
Obowiązująca w K r ó l . p o d w y ż s z o n a t a r y f a za węgiel
z a g r a n i c z n y , znow u obciąża p r z e m y s ł k r a j o w y , a podniesienie
cen z a niego w i r i o b y ć u w a ż a n e m za p o z y s k a n i e d o d a t k o w e g o
d o c h o d u z Królek twa.
P r z y p a t r z m y się t e r a z t a r y f i e za przewóz r u d y żelaznej.
Złoża tejże r o z r z u c o n e są n i e m a l p o całej R o s y i e u r o p ,
n a p o ł u d n i e n a U r a l u , w zagłębiu m o s k i e w s k i e m , n a północy
i n a K a u k a z i e . W s z y s t k i e one zawierają w sobie od 4 0 — 7 0 %
czystego żelaza. W K r ó l . jest r u d a , p o s i a d a j ą c a 2 1 — 3 7 % że­
laza w P i o t r k o w s k i e m , K a l i s k i e m , K i e l e c k i e m i R a d o m s k i e m .
T a r y f a kolejowa za r u d ę w p o r ó w n a n i u z i n n e mi jest m a ł o
1
4
r
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
375
z r ó ż n i c z k o w a n ą i niewiele się obniża z w z r o s t e m odległości,
b ę d ą c w s t o s u n k u d o m a ł e j w a r t o ś c i ł a d u n k u w y s o k ą n a wiel­
k i c h p r z e s t r z e n i a c h . T a k a b u d o w a t a r y f y za przewóz r u d y jest
w y r a z e m p o t r z e b R o s y i , w k t ó r e j h u t y żelazne z n a j d u j ą się
w p o b l i ż u złóż r u d y w y s o k o p r o c e n t o w e j , wobec czego nie t r z e b a
u ł a t w i a ć jej p r z e w o z u n a wielkich d y s t a n s a c h p r z e z obniżenie
o p ł a t . N a t o m i a s t K r ó l . położone z d a ł a od k o p a l n i r u d y w y ­
s o k o p r o c e n t o w e j i odcięte k o r d o n e m c ł o w y m od z a g r a n i c y
p o t r z e b o w a ł o b y właśnie o d m i e n n e g o ułożenia s t a w e k z niskiem!
o p ł a t a m i n a d u ż e odległości.
J e ś l i idzie o r u d ę polską., t o i s t n i e j ą c a dla niej t a r y f a
n o r m a l n a n a w e t p r z y m a ł y c h p r z e s t r z e n i a c h j e s t wysoką. N a ­
leży b o w i e m z a u w a ż y ć , iż t a s a m a o p ł a t a , s t o s o w a n a d o p r o ­
d u k t u o połowę m n i e j wartościowego, obciąża go p o d w ó j n ą
o p ł a t ą n a t ę s a m ą ilość ł a d u n k u i d r o g ę ; zresztą podnieść t r z e b a ,
że w K r ó l e s t w i e n a p e w n y c h kolejach obowiązuje
taryfa
u m y ś l n i e p o d w y ż s z o n a . Dzieje się t o n a linii H e r b y — K i e l c e
p r z e z Częstochowę, p r z y t e m z n o w u p r z y p r z e ł a d o w y w a n i u
z innej drogi, t e n s a m t r a n s p o r t t r a k t o w a n y m j e s t j a k o nowy
ł a d u n e k , .wobec czego s t o s o w a n e są wyższe o p ł a t y właściwe
t e j w y j ą t k o w e j t a r y f i e n a m a ł y c h odległościach. T y m c z a s e m
d l a r u d y r o s . obowiązuje t a r y f a obniżona, z w y j ą t k i e m r u d y
p o c h o d z ą c e j z K r z y w e g o R o g u , k t ó r a obniżonej t a r y f i e nie
.podlega, a z k t ó r e g o K r ó l e s t w o r u d ę dla siebie s p r o w a d z a .
O p ł a t y za przewóz n a f t y są również n a d m i e r n i e wysokie.
D r o ż y z n a p r z e w o z u p o z o s t a j e w związku z s a m y m p r z e d m i o ­
t e m , j a k o a r t y k u ł e m pierwszej p o t r z e b y i i s t n i e n i e m cła p r o h i b i c y j n e g o . Cło za naftę oczyszczoną wynosi od p u d a 1,80 r u b . ,
w i e l o k r o t n i e przewyższając cenę n a f t y czyszczonej w B a k u ,
wynoszącą od 1909 d o 1913, od 16 względnie 33 k o p . d o 73 k o p .
z a p u d . W s k u t e k cła całe p a ń s t w o ros. z a o p a t r u j e się w n a f t ę
n a K a u k a z i e , płacąc o l b r z y m i e k w o t y za przewóz. Szczegól­
niej j e s t t o uciążliwem d l a K r ó l . , k t ó r e s t o s u n k o w o najdalej
leży od K a u k a z u i g d y b y nie cło, m o g ł o b y s p r o w a d z a ć naftę
z Galicyi. J e s t t o więc t a k s a m o d l a k r a j u , j a k g d y b y p o d a t e k
p o ś r e d n i , n a ł o ż o n y n a najszersze w a r s t w y ludności n i e z a m o ż n e j .
T a r y f y n a b a w e ł n ę są głównie d l a t e g o g o d n e uwagi, że
w t a r y f a c h t y c h u j a w n i a się szczególniej j a s k r a w o s t o s u n e k
r z ą d u rosyjskiego d o p r z e m y s ł u K r ó l e s t w a . W i e m y , iż n a s k u t e k
376
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
k o n k u r e n c y i M o s k w y z Łodzią, p o d n i e s i o n o cło n a b a w e ł n ę
z a g r a n i c z n ą n a g r a n i c y Królestw-a, k t ó r e z o s t a ł o zniesionem
wyłącznie n a s k u t e k t r a k t a t u h a n d l o w e g o z N i e m c a m i .
Wszakże
w granicach
K r ó l . są w
znacznym
stopniu stosowane taryfy wyjątkowe, podwyższone,
a n i e n o r m a l n e . Mianowicie w K r ó l . i obwodzie b i a ł o s t o c k i m
k o s z t przewozu w y p a d a — d o
400
wiorst p o / k o p . za wiorstę,
401—900 w i o r s t p o 40 k o p . , z a w i o r s t ę p o w y ż e j 4 0 0
wiorst d o d a j e się za k a ż d ą dalszą wiorstę p o /
k o p . , czyli
w zestawieniu
taryfa normalna:
taryfa dla Królestwf
0.56 k o p .
10 wiorst — 1 k o p
—
2
„
1.11 „
20
»»
1.67 „
—
3
„
30
7»
2.78 „
50
ł,
— 5
„
5.56
„
100
io
„
tr
16.67 „
200
20
„
»»
23.75
kop.
300
—
30
„
»
26.38
k
op. przytem
400
—•
»
t a r y f a t a n a m a ł y c h odległościach jest p r a w i e o 1 0 0 % wyższa
i stosuje się ją wyłącznie n a liniach kolejowych K r ó l . P o l .
i w obwodzie b i a ł o s t o c k i m (taryfa w y j ą t k o w a N r . 1).
1
l 0
l
1 2
4
0
Jeśli ł a d u n e k nie jest przeznaczony dla Kró­
lestwa lub Białegostoku, podwyższona taryfa niema
zastosowania.
P r z e d e w s z y s t k i e m j e d n a k d l a ognisk p r z e m y s ł u włókni­
stego j a k Ł ó d ź z okolicznemi o s a d a m i , p o s ł u g u j ą c y c h się k o m u n i k a c y ą n a d r o d z e kaliskiej i łódzkiej, obowiązuje t a r y f a
p o d w y ż s z o n a N r . 2, wyższa n a w e t od p o d a n e j N r . 1, a k t ó r a
t a k się p r z e d s t a w i a :
n a odległ. 10 wiorst — 1.25 k o p . z a m . 0.56 wedł. n o r m a l n e j
20
„
— 2.50 ..
1.11
30
3.75
1.67
50
6.25
2.78
100
12.50
5.56
150
18.75
12.50
i jest n a odległości 100 wiorst p r a w i e 2~y r a z y wyższą od nor­
malnej .
2
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
37T
-
Powyższy przegląd taryf kolejowych prowadzi do wnio­
sków następujących :
1. T a r y f y kolejowe i celne są d w o m a częściami j e d n e g o '
s y s t e m u , u z u p e ł n i a j ą się w z a j e m n i e . P o l i t y k a w y w o z o w a , z n a j ­
d u j ą c a swój w y r a z w t a r y f a c h n a w y w ó z z a g r a n i c ę z b o ż a i węgla
donieckiego, s t a n o w i u z u p e ł n i e n i e ceł, o g r a n i c z a j ą c y c h p r z y w ó z
z z a g r a n i c y , obie s t a n o w i ą ś r o d e k d l a u z y s k a n i a k o r z y s t n e g o
b i l a n s u h a n d l o w e g o . Bez o c h r o n y celnej o p ł a t y kolejowe d l a
soli i n a f t y nie b y ł y b y możliwe, a cło n a zboże w ziarnie w p r o ­
w a d z a się w r. 1914, j a k o u z u p e ł n i e n i e t a r y f k o l e j o w y c h , b e z
czego nie m o g ł o b y osiągnąć celu, u ł a t w i e n i a ros. z b o ż u o p a ­
n o w a n i a r y n k ó w K r ó l . i F i n l a n d y i . G d y b y nie cło, nie b y ł o b y
e w e n t . .ujemnych n a s t ę p s t w z t a r y f n a przewóz r u d y żel. i b a ­
w e ł n y d l a K r ó l e s t w a . P o z a t e m t a r y f y k o l e j o w e spełniają w wielu
w y p a d k a c h rolę d o d a t k o w e j o c h r o n y celnej, j a k n. p . d l a . b a ­
wełny, węgla, r u d y żelaznej. Z t y c h p o w o d ó w K r ó l . jest p r z e d ­
m i o t e m p r z e p i s ó w w y j ą t k o w y c h n i e k o r z y s t n y c h , g d y ż wszelkie
p r z e p i s y i t a r y f y kol. m a j ą n a celu p o t r z e b y R o s y i , z u p o ś l e ­
d z e n i e m p o t r z e b kraju..
2) D l a przewozu t o w a r ó w w K r ó l . istnieją t a r y f y w y ­
j ą t k o w e , wyższe niż dla i n n y c h części p a ń s t w a . P o z a t e m d l a
p r o d u k t ó w z R o s y i stosuje się o p ł a t y u m y ś l n i e niskie w i n t e ­
resie R o s y i .
Zresztą w cesarstwie p r z e w o z i się za licznemi t a r y f a m i
szczególniej o b n i ż o n e m i , poniżej o p ł a t n o r m a l n y c h , a mającemi b a r d z o szerokie z a s t o s o w a n i e . W t e m p o s t ę p o w a n i u r z ą d u
ros. w K r ó l . prócz m o t y w ó w n a c y o n a l i s t y c z n o - c e n t r a l i s t y c z n y c h
są i i n n e c z y n n i k i . N a l e ż y uwzględnić, że t a r y f y kol. w g r a n i ­
c a c h p a ń s t w a , s t a n o w i ą j e d n o l i t ą o r g a n i z a c y ę , k t ó r e j części
p o w i ą z a n e są t a k , a b y ogólny b i l a n s b y ł d o d a t n i m . J e ż e l i więc
p e w n e ł a d u n k i p r z e w o ż o n e są p o c e n a c h p r z y n o s z ą c y c h kolei
s t r a t y , i n n e m u s z ą b y ć p r z e w a ż n i e droższe, a z r o z p a t r y w a n i a
t a r y f w y n i k a , że t e r e n e m , d a j ą c y m d o d a t k o w y d o c h ó d kolejom
ros. j e s t właśnie K r ó l . P o l s k i e .
3. Ł a d u n k i d o t a n i e g o l u b drogiego p r z e w o z u są w y b i e ­
r a n e stosownie d o p o t r z e b całego p a ń s t w a ros., nie z a ś d o p o t r z e b
K r ó l e s t w a . D l a R o s y i roi. niskie o p ł a t y obowiązują d l a b o ­
g a c t w l e ś n y c h i rolniczych, p r o d u k c y a p r z e m y s ł o w a j e s t m a ł o
stosunkowo popieraną.
K r ó l . j a k o wyżej u p r z e m y s ł o w i o n e
ii/8
SPHAWOZUAJNIE Z KUCHU RELIGIJNEGO,
przez t a k s k o n s t r u o w a n ą p o l i t y k ę kolejowo-celną cierpi na
t e m i p r z y n o r m a l n y m u k ł a d z i e taryf, s t o s o w a n y c h dla p o t r z e b
K r ó l . w i n n y one być z m i e n i o n e .
4. T a r y f y n a j e d e n i t e n s a m rodzaj ł a d u n k u b y w a j ą
w r ó ż n y c h k i e r u n k a c h różne, a są one z b i e r a n e , stosownie d o
p o t r z e b p a ń s t w a n a szkodę K r ó l e s t w a .
5. Z p o w o d u rozległości R o s y i ł a d u n k i przebiegają ol­
b r z y m i e p r z e s t r z e n i e . S t ą d n a wielkich odległościach s t a w k i
niskie, n a m a ł y c h d u ż e . Z t e g o p o c h o d z i d r o ż y z n a n a m a ł y c h
przestrzeniach w Królestwie.
6. J a k o w a r u n e k złączenia K r ó l . z R o s y ą jest t o , że nie­
zgodność interesów? e k o n . obojga p o w o d u j e przeniesienie k o ­
s z t u p r z e w o z u t o w a r ó w ros. n a K r ó l e s t w o .
7. K r ó l . nie obfituje w surowce i m u s i je s p r o w a d z a ć z R o ­
syi dla s t a w e k celnych. D l a k r a j u jest t e ż p o t r z e b n y t a m p r z e ­
wóz surowców. P o d a m ? u k ł a d t a r y f d r o ż s z y dla surowców, t a ­
m u j e rozwój p r z e m y s ł u w K r ó l . p r z e r a b i a j ą c e g o t e surowce.
Widać to w przemyśle hutniczym, chemicznym, młynarskim.
8. P r z y t e m n i e k t ó r e o p ł a t y noszą c h a r a k t e r p o d a t k ó w
p o ś r e d n i c h , o b a r c z a j ą c y c h k l a s y najliczniejsze, j a k n. p . za
sól i naftę. W p ł y w a n a t o s t r u k t u r a społeczna R o s y i , a wobe:o d m i e n n e j b u d o w y s p o ł e c z e ń s t w a polskiego uniemożliwiła de­
m o k r a t y z o w a n i e się K r ó l e s t w a i u r a b i a społeczną p s y c h i k ę
n a r o d u n a m o d ł ę rosyjską.
Zakończenie.
W sferze p o d a t k o w e j t e s a m e z a r z ą d z e n i a , wobec odmien­
n e g o u k ł a d u społ.-ekon. K r ó l . i R o s y i dają i n n y r e z u l t a t w o b u
k r a j a c h . P o d a t k i od z a p a ł e k , c u k r u , n a f t y , t y t o n i u , t e s a m e
cła dają w K r ó l . większy d o c h ó d niż w ces. t a k i e ż o p o d a t k o ­
w a n i e wódki, j a k o m o n o p o l u mniej p r z y n o s i w K r ó l e s t w i e ,
c z y l i t a k i e ż s a m e p o d a t k i inaczej oddziały wuj ą n a życie go­
s p o d a r c z e K r ó l e s t w a a C e s a r s t w a . Że w związku z z a s a d ą jednoli­
t o ś c i p r a w o d a w s t w a w K r ó l . i R o s y i , wiele p a l ą c y c h p o t r z e b
ż y c i a e k o n . K r ó l . b y ł o w z a n i e d b a n i u , d l a t e g o , że one d l a R o s y i
nie i s t n i a ł y l u b nie b y ł y t a k w a ż n e , jest powszechnie z n a n e m .
Doniosłe n a s t ę p s t w a g o s p o d a r c z e mają p r z e p i s y wyjąt­
k o w e d l a K r ó l e s t w a . U w a ż a n e za k r a j b ę d ą c y celem eksploa-
379"
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
t a c y i R o s . i z a t e m r o z p r a w y orężnej R o s y i z z a c h o d n i e m i są­
s i a d a m i celem o b r o n y R o s y i , m u s i p o d p o r z ą d k o w a ć swe życie
e k o n o m i c z n e , s t ą d s y s t e m a t y c z n i e h a m u j e się rozwój kolei,
g d y ż istniejące mają j e d y n i e s t r a t e g i c z n e znaczenie. S y s t e m
t e n znajduje swój w y r a z w b u d ż e c i e ros. S t o p a o p o d a t k o w a n i a
jest w K r ó l . z n a c z n i e wyższa. N a t o m i a s t i n w e s t y c y j n e , czyli
p r o d u k c y j n e w y d a t k i są d l a K r ó l e s t w a niższe, niźli w R o s y i .
J e d y n i e z n a c z n e są . w y d a t k i n a u t r z y m a n i e polic y j n o - b i u r o k r a t y c z n e g o s y s t e m u rządzenia, n a a d m i n i s t r a c y ę p a ń s t w o w ą ,
n a policyę. N a u t r z y m a n i e u r z ę d n i k ó w R o s y a n a K r ó l . w y d a ­
w a ł a w l a t a c h 1901—1905 około 35 mil. r b . rocznie.
W y d a t k i p r o d u k c y j n e s k a r b u w K r ó l . są t a k małe, że
p o s t r ą c e n i u w s z y s t k i c h w y d a t k ó w , w tej liczbie i n i e p r o d u k c y j ­
n y c h , K r ó l . daje s k a r b o w i ros. z n a c z n e zyski około 13 mil. r b .
r o c z n i e ; z a s a d ą r z ą d u jest wziąć j a k najwięcej, d a ć j a k n a j m n i e j .
R ó w n i e ż mają n a s t ę p s t w a e k o n o m i c z n e u s t a w y l u b za­
r z ą d z e n i a , nie mające n a pozór z w i ą z k u z życiem e k o n o m i c z n e m :
w a l k a p o l i t y c z n a z polskością i k u l t u r ą polską, w y m i a r spra­
wiedliwości przez osoby obce k r a j o w i p o c h o d z e n i e m , nie z n a
j ą c e j ę z y k a , życia, wyłączenie C h e ł m s z c z y z n y , b r a k s a m o r z ą d u
lokalnego, k t ó r y istnieje w c a ł e m p a ń s t w i e i t . d. J e s t oczyw i s t e m , że w t y c h w a r u n k a c h o p r a w i d ł o w y m rozwoju ekono­
m i c z n e m K r ó l . m o w y b y ć nie m o ż e . J a k się t o d o b i t n i e ujawniło
p r z y r o z p a t r y w a n i u t a r y f c e l n y c h i kolejowych, życie e k o n o ­
m i c z n e j e s t w z n a c z n y m s t o p n i u w y t w o r e m świadomej i ce­
lowej p o l i t y k i p a ń s t w o w e j , k t ó r a n a d a j e k i e r u n e k usiłowaniom
j e d n o s t e k , d l a t e g o bez ś w i a d o m e g o k i e r o w n i c t w a w ł a d z y p a ń ­
stwowej, przystosowanego do potrzeb kraju, 'bez posiadania
własnej w ł a d z y p a ń s t w o w e j , ż a d e n k r a j nie może p r a w i d ł o w o
r o z w i j a ć się p o d względem e k o n o m i c z n y m .
Władysław
Włodarczyk.
Uchwały Komitatów węgierskich
w sprawie polskiej.
Zjazd Komitetu Somogy. Naród węgierski odczuwa trady­
cyjną s y m p a t y ę ^ d l a narodu polskiego, dlatego też zjazd autono­
micznego komitatu Somogy wypowiada życzenie, aby po szczęśliwem zakończeniu — jak się tego spodziewamy- — wojny, wywo-
380
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
łanej przez egoizm mocarstw nieprzyjacielskich, po wojennym k o n ­
gresie pokojowym, zostało przyznane narodowi polskiemu zupełne
prawo do wolności i życia narodowego według słusznych życzeń na­
rodu polskiego. Wychodząc z tego stanowiska, autonomiczny ko­
mitat uprasza królewski rząd węgierski, aby w swoim czasie i miejscu
wpływ swój w t y m kierunku wywarł. (3 listopada).
Zjazd Komitatu Udvarhely (L. 7506 351 1915) pełnem sercem
podziela tradycyjną sympatyę narodu węgierskiego ku polskiemu
i wobec Król. Węg. rządu daje wyraz życzeniu, b y przy zawarciu
pokoju doznały z jego strony odpowiedniej opieki byt narodowy
i prawa wolnościowe Polaków.
Zjazd Komitatu Csanad (L. 483 kgy 9823/1915) zwraca się
z prawdziwą sympatyą ku ludowi polskiemu, k t ó r y tyle wycierpiał.
Uznając bohaterstwo, z jakiem Polacy przyczynili się do zrzucenia
od t a k dawna w więzach trzymającej ich niewoli, daje wyraz n a ­
dziei, że pokój przyniesie im podstawy lepszej i pewniejszej przy­
szłości. Hołdując tradycyi, która w przyszłości uczyniłaby narody
polski i węgierski sprzymierzeńcami, sąsiadami i przyjaciółmi w złej
i dobrej doli, zjazd z w i a c a się do Izby posłów sejmu węgierskiego,
polecając jej rozwadze słuszne i sprawiedliwe załatwienie sprawy
polskiej.
Zjazd Komitatu Nograd (L. 1569/319 1915) z zadowoleniem
wita ten wielkiej doniosłości fakt, że ziemie, stanowiące największą
część dawnej Polski, uwolnione zostały z pod jarzma rosyjskiego
i że dzielne wojska węgierskie wzięły godny udział w uwolnieniu
narodu, żywiącego ku nam braterskie uczucia — a idąc za wska­
zówką historyi i zwracając się do minionych wielkich czasów z nie­
wzruszoną świadomością odczuwa, że ukochana ojczyzna węgierska
wtedy była silną i wtedy najbardziej otoczona była szacunkiem
Europy, kiedy naród polski żył, rozwijał się i z braterskiem uczu­
ciem stał u boku węgierskiego narodu. Dlatego to w dobrze zrozu­
miałym interesie naszego państwowego bytu zwracamy się do Król.
węg. rządu, by przy zawieraniu pokoju, który nastąpi po krwawej
walce zechciał ująć się za losem narodu polskiego i zapewnić mu t o
sprawiedliwe traktowanie, na które w pełni zasługuje ten wraz z nami
walczący naród.
Zjazd Komitatu Jesz-Nagykun-Szolnok (L. 26.229 kgy 1915)
przejęty temi przyjaznemu uczuciami, które oddawna oba narody
łączyły i wyłącznie wspominając mężne zachowanie się bratniego
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
381
n a r o d u w czasie naszych walk, daje wyraz głębokiej sympatyi ku
narodowi polskiemu i zwraca się przez król. węg. rząd z prośbą do
sejmu węgierskiego, b y na mającym się zebrać kongresie pokojo­
wym reprezentant nasz podniósł dobitnie swój głos w interesie przy­
wrócenia wolności Polaków. Uchwałę tę przedstawia się rządowi
i panu król. prezydentowi min.
/
K o m i t a t y Vas i trenczyński ograniczyły się tylko do wyra­
żenia swej s y m p a t y i narodowi polskiemu. Debreczyn (miasto) na­
tomiast uchwalił w myśl odezwy bar. Nyaryego wystosować do Sejmu
węgierskiego petycyę, zmierzającą ku ziszczeniu narodowych intere­
sów Polaków. (L. 292-19.096/7506 1915). Dalsze uchwały przy­
taczamy w całości.
K o m i t a t Szolnok-Doboka uchwalił: „Zjazd K o m i t a t u SzolnokDoboka przejęty tradycyjnem uczuciem sympatyi, żyjącem od wie­
ków w duszy węgierskiej, serdecznie pozdrawia naród polski i daje
wyraz życzeniu, b y pretensye do wolności tego narodu, k t ó r y prze­
szedł przez tyle prób, przy zawarciu pokoju wzięte były po uwagę.
Aczkolwiek zjazd nie czując się powołanym do zabrania głosu w kwe­
styi międzynarodowej, nie wysyła adresu do sejmu, poleca jednak
s p r a w ę Polaków światłej i sprawiedliwej rozwadze czynników, dzia­
łających przy zawarciu pokoju".
Miasto Nagyvarad „ . . . nie chcąc obecnie rozwodzić się nad
korzyściami, jakiebyśmy zyskali w zdolnej do życia, silnej, z nami
duchowo złączonej Polsce, przeciw słowiańskiej hegemonii, naszemu
największemu wrogowi, nie zapomina i o tych uczuciowych kartach,
które wspólna, historyczna przeszłość i pokrewne właściwości cha­
rakteru wniosły między nasz naród, a Polaków, a które w sercu każdego
Węgra budzą pragnienie, by mający się zebrać kongres pokojowy
postąpił z Polakami sprawiedliwie. Dając wyraz sympatyi swej dla
Polaków odkłada jednak do czasu ukończenia wojny światowej po­
wzięcie uchwały, co do poparcia w Budapeszcie dla odzyskania wol­
ności Polaków".
K o m i t a t Komarom (Komorno) stanął na podobnem stanowisku,
co K o m i t a t Szolnok-Doboka, uchwalając jednak, że „kierując się
wobec rycerskiego narodu polskiego najgorętszą sympatyą, wyni­
kającą ze wspólnej z nim przeszłości, uważa dążenia narodu pol­
skiego do wolności nietylko za sprawiedliwe, ale i zupełnie upra­
wnione i ufa, że mający się odbyć kongres pokojowy, powołany do
ułożenia losów świata, odda w swym czasie Polakom sprawiedli
382
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
wość i odbudowaniem wolności polskiej umocni jeszcze węzły łą­
czące oba n a r o d y " .
K o m i t a t Hont. „Zjazd Komitatu, wychodząc od. tych przez
wieki istniejących węzłów między narodem polskim i węgierskim
daje wyraz swym przyjaznym uczuciom, opartym na historycznych
podstawach, dziś, kiedy zmartwychwstały znowu dni dawnej naro­
dowej chwały i kiedy niedalekiem jest rozstrzygnięcie losów na­
rodu polskiego, dając wyraz najgorętszej sympatyi głęboko odczu­
wanej wobec narodu polskiego i jego przyszłych losów- i spodziewając
się, że n a nowo w całości odżyje dawna jego narodowa chwała Iśniącemi zgłoskami, zapisana na wieki w dziejach świata, ma n a sercu
także słuszne i sprawiedliwe załatwienie kwestyi p o l s k i ' j " .
Komitat Lipto. „Zjazd K o m i t a t u liptowskiego postanawia
zwrócić się cło pana węgierskiego Prezydenta ministrów, b y przy
sposobności układów o zawarciu pokoju wywarł pełny swój wpływ
w t y m kierunku, by w odpowiedni sposób wzięto pod uwagę p r e tensye narodu polskiego do wolności i narodowego b y t u " .
Komitat Esztergom (Ostrzyhom, siedziba Prymasa). Viceżupan
tego komitatu zawiadomił bar. Nyaryego jako inicyatora akcyi komitatowej pismem pod 1. 9761 1915, że zjazd komitatu Esztergom
na ostatniej kwartalnej sesyi wziął pod obrady jego odezwę i „przyjąwszy ją za swoją w interesie tej sprawy zwrócił się z ręzolucyą
do I z b y (Panów) posłów". W a r t o przytoczyć wspomnianą odezwę
w ważniejszych wyjątkach:
„ W roku 1849 szeregi rosyjskie przedzierające się przez Kar­
p a t y tylko po trupach Polskiego Legionu, stojącego t a m na straży,
zejść mogły na nasze żyzne równiny, a dzisiaj pierwsze fale groźnego
najazdu rosyjskiego powstrzymały dzieci legendarnego Legionu Pol­
skiego. Wsi, miasta, komitaty uratowali od spustoszenia. Bronili n a s ,
gdy własna ich Ojczyzna legła wskutek wojny w gruzach i popiołach.
Podział Polski był jednym z najniesprawiedliwszyeh historyi świata.
Polska może z podniesioną głową prawnie żądać dla siebie wolności".
W końcu odezwa powołując się na stanowisko Deaka, Kossutha
i Andrassyego w kwestyi polskiej wzywa do uchwalenia rezołucyi
w powyższym duchu.
Zjazd K o m i t a t u Zolyom stwierdza (1. 299), że tradycyjne bra­
terstwo Polaków i Węgrów, oparte na przeszłości żyje i dzisiaj —
a zjazd komitatu Toina (1. 610 rk.) 99 (12/545) zaznacza, że wyswo­
bodzenie narodu polskiego z pod jarzma rosyjskiego napełnia wszyst-
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
383
kich Węgrów prawdziwą, i szczerą radością. A co się tyczy wysto­
sowania rezolucyi do Sejmu w sprawie utworzenia niezależnego K r ó ­
lestwa Polskiego, to choć przedwczesnem byłoby zajmować stano­
wisko w jakimkolwiek kierunku w tej kwestyi, jednak zjazd ze spo­
kojem zawierza rozwiązanie tej ważnej sprawy światłym kierowni­
kom mocarstw centralnych, którzy z pewnością będą się kierować
najlepszą wolą wobec narodu polskiego i bez wątpienia przy zawarciu
pokoju sprawią, że prawa narodu polskiego do wolnego b y t u i wol­
ności narodowej będą odpowiednio zaspokojone".
Zjazd K o m i t a t u Maramaros (1. 269/1915) śledzi z żywem za­
interesowaniem przyszły los narodu polskiego, k t ó r y świetna i zwyciężka wojna, prowadzona wespół z naszym sprzymierzeńcem bezwątpienia korzystnie ukształtuje. Ścisłe związki Polskiego i Wę­
gierskiego narodu, wspólne cierpienia i pełne chwały wspomnienia
• walk o wspólmych celach budziły zawsze dla Polaków w narodzie
węgierskim prawdziwe sympatye i szczere współczucie w ciężkich
czasach p r ó b y " .
Zjazd K o m i t a t u Maramaros wyraża niewzruszone przekonanie,
że -po ukończeniu wojny w porozumieniu z naszymi sprzymierzeń­
cami prawa narodu polskiego do narodowego b y t u i wolności zo­
staną słusznie i sprawiedliwie zaspokojone. W konsekwencyi t y c h
uczuć powyższy zjazd wystosuje pismo do węgierskiego królewskiego
prezydenta ministrów".
R a d a samorządnego miasta Aradu powzięła dnia 13 stycznia
1916 roku następującą uchwałę: „Prośbie (Klubu Polsko-węgier­
skiego w Budapeszcie) z radością czynimy zadość, wiedzeni wielką
czcią i miłością ku bratniemu, rycerskiemu narodowi i oświadczamy
w drodze u c h w a ł y : zwracamy się z lezolucyą przez Królewsko-Węgierski Rząd do ciał prawodawczych, prosząc, b y p r z y zawarciu
pokoju, po ukończeniu obecnie toczącej się wojny, wzięto odpowiednio
pod uwagę słuszne prawa męzkiego narodu polskiego do narodo­
wego b y t u i wolności".
Podobną uchwałę powzięła R a d a samorządnego miasta Kecskement i zawiadomiła K l u b Polsko-Węgierski, iż już 30 września
z. r. zwróciła się z rezolucyą do sejmu „ W interesie wzięcia pod uwagę
słusznych praw narodu polskiego, przy zawarciu pokoju".
Zjazd K o m i t a t u Torda Aranyos, odkładając wystosowanie r e .
zolucyi do rządu do chwili, w której decydować się będą łosy za­
jętych obszarów, „daje z radością wyraz przywiązania i sympatyi
384
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
odczuwanej wobeo bratniego rycerskiego narodu i z gotowością uznaje,
• że w ciągu 1000 lat istnienia Węgier naród polski zawsze z wierno­
ścią, i oddaniem się prawdziwego towarzysza broni udział w naszych
walkach brał. Zjazd komitatu z radością przyjmuje myśl, odbudo­
wania samodzielnej i niezależnej Polski, spełnienie jej uważa za po­
żądane".
K o m i t a t Szabolcs, k t ó r y już raz powziął uchwałę w kwestyi
polskiej na posiedzeniu z 21 grudnia 1915 r. raz jeszcze zajął się na­
szą sprawą, uchwalając następującą rezolucyę: „Zjazd K o m i t a t u . . .
dając raz jeszcze wyraz współczuciu swemu dla losu Polaków i raz
jeszcze biorąc pod uwagę wierną i pełną oddania się pomoc towa­
rzysza broni, okazywaną n a m przez Polaków w naszych walkach
w ciągu tysiącletniego trwania Węgier, przejęty wzniosłą ideą wol­
ności ludów, uchwala zwrócić się z rezolucyą do królewsko-węgierskiego rządu, by był w stosunku do przyszłych losów Polski rzeczni,
kiem, popierającym i podzielającym spełnienie narodowych ideałów
Polski. Żaden naród nie przelał tyle krwi za wolność, co Polacy, i w hi­
storyi świata wiecznie błyszczeć będą te k a r t y , na których zapisane
są ich walki o wolność, od upadku Polski, w których nie znajdowali
nigdy pomocy na szerokim świecie. Los poniżył tę dawniej wielką
potęgę, a ręka t y r a n a po każdej próbie topionej w krwi strumieniach,
tem więcej eiążyła nad nią. Bezlitośnie zazdrosne stało się o nią pań­
stwo rosyjskie, rozciągające się na, pół świata, wiedząc, że potęgi
jego dotąd tylko lękać się będą, dokąd zdoła utrzymać w więzach
Polskę. Z pośród ruin Polski, spustoszałej w obecnej wojnie świa­
towej, wyrywają się znowu stare i pełne ufnej nadziei słowa h y m n u " :
„Boże coś Polskę" i Polska krwawiąc zrazu z nadzieją woła do świata
o sprawiedliwość. A my, Węgrzy, podnosimy i nasz głos o lepszy
los dla Polaków, któizy i dzisiaj, wstrzymując pierwsze fale, ze zgrozą
przeżytego rosyjskiego najazdu uratowali całą część kraju od spusto­
szenia i bronili nas, gdy ich własną ojczyznę obracała wojna w pu­
stynię. Zjazd komitatu Szabolcs postanawia przeto zająć stanowisko
w interesie Polaków, życząc sobie pomyślnego i słusznego rozwią­
zania sprawy polskiej. O czem zawiadamia się królewsko-węgierski
rząd w drodze rezolucyi".
Komitat Orawa uchwala: „Naród węgierski łączyła z naro­
dem polskim przez stulecia wspólna historyczna przeszłość i w jej
naturalnem następstwie, prawdziwa sympatya. Sympatya t a wzmoc­
niła się jeszcze w srożącej się obecnie wojnie światowej, kiedy oba
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
385
n a r o d y ramię w ramię walczą ze wspólnym wrogiem. Wiedziony tem
uczuciem zjazd komitatu postanawia zwrócić się z proAbą w formie
uchwały do Wysokiego król. węgierskiego Rządu, jako powołanego
ku temu czynnika, b y przy zawarciu pokoju raczył wziąć pod nale­
żytą rozwagę pretensye narodu polskiego do narodowego b y t u i wol­
ności. Uchwałę tę postanawia się przedłożyć Wysokiemu król. wę­
gierskiemu Rządowi".
K o m i t a t Saros uchwala : „Zjazd K o m i t a t u ocenia wierne i od­
dane poparcie towarzysza broni, jakiego Węgrzy w ciągu tysiąc­
letniej historyi doznawały zawsze od Polaków i uchwala zwrócić
się do węgiersko-król. Rządu i do I z b y poselskiej z przedłożeniem
w t y m celu, b y był wspierającym i współdziałającym rzecznikiem
p r z y s z ł e g o l o s u P o l s k i i urzeczywistnienia się polskich idei na­
rodowych i t o w t y m kierunku, b y pretensye narodu polskiego do
narodowego b y t u i wolności pozostały zaspokojone. To przedkłada
się węgiersko-królewskiemu Rządowi".
K o m i t a t Mosocz uchwala : „Zjazd Komitatu Mosocz, oceniając
wierne i oddane poparcie towarzysza broni, okazywane przez Po­
laków w ciągu tysiącletnich walk o istnienie Węgier, uchwala dla
poparcia i urzeczywistnienia polskich idei narodowych zwrócić się
z rezolucyą do król. węgierskiego Rządu, b y był wspierającym i współ­
działającym rzecznikiem przyszłego losu Polski i ziszczenia się pol­
skich idei narodowych i ażeby pretensye narodu polskiego do naro­
dowego b y t u i wolności odpowiednio wzięte były pod rozwagę.
My Węgrzy, przez tysiąc lat żyliśmy w bezprzykładnej niemal
sąsiedzkiej przyjaźni z Polską, k t ó r a tak, jak w czasie walki o nie­
podległość w r. 1849 wobec przedzierających się przez K a r p a t y Rosyan, t a k w obecnej wojnie światowej, dla odparcia zalewających
Węgry hord rosyjskich z braterskiem uczuciem stanęła przy nas
i dopomogła do zniweczenia i poskromienia molocha, chcącego uni­
cestwić b y t narodu węgierskiego. Niech odezwą się zatem Węgry,
i żądają słusznego i sprawiedliwego załatwienia kwestyi polskiej.
Jeśli inaczej nie możemy, to t e m poprzyjmy ich w odzyskaniu wol­
ności. Węgry pozyskały sobie wielką cześć i dlatego ich bezintere­
sowne słowo ważko padnie w każdym razie na wagę sprawiedliwości.
Niniejszą uchwałę, celem poparcia sprawy podobnemi rezolucyami, przesyła się wszystkim komitatom, oraz jako rezolucyę przed­
kłada się P a n u węgiersko-król. Prezydentowi Ministrów i węgier­
skiemu Sejmowi".
p. P. T . c x x x i .
9*
386
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
K o m i t a t Koloszwar uchwala : „Zjazd K o m i t a t u Koloszwai
przyjmuje za swoją, uchwaloną przez zjazd komitatu Moson rezolucyę co do urzeczywistnienia narodowych ideałów Polaków i po­
stanawia poprzeć ją rezolucyą, zwróconą do król.-węgierskiego Rządu.
Zredagowanie rezolucyi powierza się Wiceżupanowi".
Wiceżupan tegoż komitatu, powołując się na powyższą uchwałę,
przesłał węgierskiemu Prezydentowi Ministrów pismo z d a t y 3 stycznia
1916 r., w którem oświadcza : „Na polecenie zjazdu komitatowego
i w imieniu komitatu proszę jego Ekscelencyę, b y raczył być współ­
działającym i wspierającym rzecznikiem przyszłego losu Polski i pol­
skich idei narodowych i działać w t y m kierunku, b y pretensye pol­
skiego narodu do narodowego b y t u i wolności odpowiednio wzięte
były pod uwagę".
Wystawa wojenna w e Lwowie.
Na wyniosłem wzgórzu p a r k u Kilińskiego, jak za dotknięciem
różdżki czarodziejskiej, wyrosły zgrabne pawilony i kioski, rozsypały
się jak paciorki ozdobne galerye i smukłe wieżyczki. Muzyka gra,
strojny tłum spaceruje z zaciekawieniem, oglądając twórczość i tro­
fea wojenne.
Tu jednakże wojna nie wygląda strasznie. Obrazy w pięknie zie­
lenią osnutych pawilonach, eksponaty w zachęcających witrynach,
w szklanych gablotkach z pedantycznie uporządkowaną treścią,
czysto jak altanki u t r z y m a n e wężykiem biegnące rowy strzeleckie,
pajęczyny d r u t ó w kolczastych, morze świateł, powódź tonów, bo­
gato czerwienią tkane kobierce kwiatów — takie to wszystko śliczne,
eiche, niewinne n a pozór. I te śmiercionośne narzędzia mordercze,
arcydzieła wypieszczone żelaznej, nieubłaganej konieczności rządzą­
cej nami, t e i n s t r u m e n t y samoobrony, na wytworzenie których umysł
ludzki bezustanku się wysila w kierunku niszczenia pomimo, że z utę­
sknieniem wciąż dąży do produkcyi twórczej, budującej... I te dwa ro­
dzaje twórczości reprezentuje wystawał
Spokojnie, milcząco leżą t u trofea, świadectwa niedawnych zwy­
cięstw, ale i groźnych burzą, wybuchających nienawiścią, jak cmenta­
rze świeże jeszcze, wilgotne, bo ociekające krwią i łzami. Tak, t u wojna
nie wygląda strasznie, wygląda pokojowo.
Dawniej, g d y ś m y w muzeach i zbiorach oglądali zbroje, działa,
broń, zniszczenie i śmierć siejącą, wówczas z podziwem dla umarłej
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
387
w nich siły odzywało się w nas uczucie trwoźnego życzenia : obyśmy
broni tej nigdy użyć nie potrzebowali!
Dzisiaj działa i modele, k t ó r y c h działalność pokazuje n a m wy­
stawa, huraganowym ogniem grzmią na wszystkich frontach, siła ich
doszła do p u n k t u najwyższego rozpętania, zdobyte zaś nieprzyjaciel­
skie karabiny, b a g n e t y i noże, symetrycznie t u w kozły i piramidy uło­
żone, pławią się t a m n a froncie we k r w i naszych braci, i dużo z nich
poległo śmiercią bohaterską, zanim trofea znalazły się n a wystawie
wojennej we Lwowie. I podczas gdy oglądamy t u n a bezładną kupę
zrzucone odłamki szrapneli, zdobyte siodła i piki, zestrzelone latawce,
gdy zatrzymujemy się przed drucianemi zasiekami, zaglądamy do
rowów strzeleckich, podziwiamy zaiste imponującą sprawność pracy?
w e t a p a c h — wojna idzie dalej swoją krwawą drogą, codziennie po­
rywa tysiące ofiar, nieubłaganie zacięta. Moira przesuwa linię frontów
0 kilometry wstecz i naprzód, przesuwa wśród takichże rozciągnię­
tych pajęczyn kolczastych, przez poorane głębokiemi bruzdami strze­
leckich rowów łono ziemi, zapomocą t y c h uśpionych t u dział i najeżo­
nych ostrzem ściany bagnetów... T a m wojna jest straszną...
*
*
*
P ł a w i e w drugą rocznicę wybuchu wojny o t w a r t o poświeconą jej
wystawę. Od dwóch lat żyjemy w czemś nieogarnionem myślą, przepotężnem, niebywałem, nadcodziennem, co przecież codziennem
1 zwykłem dla nas się stało, do czego dorosnąć i przystosować się m u
simy. Dzisiaj, g d y pobieżnie okiem rzucimy na okres ubiegłych dwóch
łat, t r u d n o jeszcze dfereślic, jak nadludzkie t e przejścia i zmagania się
oddziałają n a nasze u m y s ł y i n e r w y . J e d n o stanowczo stwierdzić
m o ż e m y : powaga chwil przeżywłmych wyrzuciła z dostępnych dla niej
dziedzin drobiazgowość wszelką, oczyściła z zamiłowania do rzeczy
błahych i błyskotliwych. Licząc się z nią, odrzuciła wystawa wojenna
tak nieodzowną dawniej w tego rodzaju przedsięwzięciach jarmarczność
stylu i potrafiła stworzyć arcydzieło wdzięku i stosującego się do wy­
m a g a ń tejże d o b y wojennej t a k t u . B u d y n k i przeważnie w stylu „po­
l o w y m " u t r z y m a n e , przedstawiają się poważnie i szlachetnie; pełne
prostoty, ale w liniach i rozmiarach umiejętnie zestrojone place i g a
lerye chlubne dają świadectwo artyzmowi organizatorów.
N a wstępie, strzeżony przez zdobyte na Rosyariach groźne działa,
wznosi się pawilon główny, z b u d o w a n y z odzianej w białą korę brzozy.
Ta wytworna, delikatna biel łagodzi surowość dość prymitywnych
_
388
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
wiązań i ornamentacyi pawilonu, n a froncie którego widnieje napis :
,,Indivisibiliter ac inseparabiliter". W bogato i gustownie kilimami
i dywanami p r z y b r a n y m halTu środkowym, wśród klombu zieleni,
ustawiono biust Monarchy, zaś tło górne n a tylnej ścianie tworzy ol­
brzymi obraz Kutzera, przedstawiający tryumfalne wkroczenie I I .
armii do Lwowa. Budynek t e n mieści zbiory i trofea wojenne, pamiątki
inwazyi rosyjskiej we Lwowie, wypożyczone komitetowi wystawy
przez Archiwum miejskie, niezmiernie interesujące różne rodzaje b r o n i
palnej i siecznej, odłamki pocisków, biusty i p o r t r e t y wodzów, modele
fortów, mostów, modele obozowisk, z wielką dokładnością drobiaz­
gowo przedstawiające życie w polu, prace żołnierzy i jeńców, r o b o t y
ręczne inwalidów, wszystko rozłożone z wielkim smakiem bez prze­
ładowania materyałem.
Idąc dalej, wchodzimy do niezwykle interesującego pawilonu,,
przedstawiającego gospodarstwo etapowe, a więc budowę dróg że­
laznych, budynków dla celów wojskowych, mostów, wozów, automo­
bili, poczty polowej, służby sanitarnej, oraz działalność i n t e n d a n t u r y ,
tego spichlerza, skąd płynie życie w organizm stojących w polu żoł­
nierzy. N a lewo lekka galerya prowadzi do pawilonu „przemysłu
w polu", gdzie w sposób dla laików dostępny i pouczający przedsta­
wione są zakłady fabryczne i przemysłowe w obrębie I I . armii. P a ­
wilon ten, zdobny w oryginalne płaskorzeźby w drzewie, reprezentuje
się bardzo ozdobnie i dzieli się n a t r z y architektonicznie odrębne czę­
ści, w których demonstrowane są budowy wiaduktów, motorów, ce­
gielnie, t a r t a k i i t. d. W osobnym kiosku mieści się grupa rolnicza,
dalej zaś wzrok nęci prześliczna willa, poświęcona działalności Czer­
wonego Krzyża. Specyałny b u d y n e k przedstawia stacyę posiłkową
(Labestation), ambulatorya i szpitale polowe, różne rodzaje noszy
dla rarmych, przyrządy kąpielowe, a p a r a t y dezynfekcyjne i t. d. D a ­
lej kaplice polowe i cmentarze. Wszystkie t e g r u p y zasługują n a specyalne studya i opisy, zebrano t u bowiem bardzo bogaty m a t e r y a ł ,
z k t ó r y m warto się zapoznać. I chociaż w y s t a w a l i , armii nie może, co
prawda, pochlubić się, jak obecnie wystawa w Wiedniu, trofeami ro­
dzaju tronu serbskiego króla lub zdobytym orłem serbskiej skupczyny,
ale jednak, p r z y pobieżnem nawet obejrzeniu musimy z podziwem
uchylić czoła przed potęgą organizacyi w chwili najcięższych przejść
i heroicznych zmagań się z przeważającą siłą, że potrafiła zdobyć się
n a urządzenie luksusowego przedsiębiorstwa, które w czasach poko­
jowych wymaga wielkiego wytężenia sił i środków. To też dzisiaj, p a -
NAUKOWEGO I SPOŁECZNEGO
389
trząc n a wspaniały obraz wystawy I I . armii, m a m y mocne przeświad­
czenie, że zanim zamknie swe podwoje, będzie mogła w całem tego słowa
znaczeniu być „wystawą zwycięstwa".
J.
Walicka.
Traktat o miłości ojczyzny z roku 1809.
Wojska księstwa warszawskiego zajęły Kraków. Miasto, g w a ł t o ­
wnie od trzeciego rozbioru germanizowane, odetchnęło. Znikły bez.
śladu obce naleciałości; pionierzy nowego porządku, awanturnicy,,
w nowej prowincyi poszukujący szczęścia, opuścili gród podwawelski.
Również profesorowie uniwersytetu „wraz z wszystkimi cudzoziem­
cami opuścili stanowiska uczone pomimo usilne starania t y m c z a s o ­
wego rządu, pomimo n a m o w y tych, których bliżej dotykała oświece­
nia publicznego sprawa". J e d n a k nowy rząd nie opuścił rąk, zabrał się;
raźno do dzieła. Poniatowski przy współudziale Kołłątaja powtórnie
reformuje uniwersytet. Obok tego nowi rządcy nie zaniedbali jeszcze
ważniejszej sprawy, potrzeby wzniecenia uczuć patnyotycznych
u młodzieży świeżo odzyskanego kraju.
Czternaście lat był K r a k ó w pod obcem panowaniem. Najmłod­
sze pokolenie, zmuszone uczęszczać d o szkoły obcej, uczyć się w o b c y m
języku, było oczywiście wychowane w duchu interesów austryackichNależało teraz wywołać u tej młodzi miłość ojczyzny, nauczyć ją k o ­
chać przeszłość, przedstawić jej dawnych królów, tych wielkich b o h a ­
terów nieznanych jej dotychczas, wychowywać ją n a tych wzniosłych
wzorach n a obywateli odrodzonego państwa polskiego. Mając to wszy­
stko n a względzie, zwraca się nowy rząd do J . Sołtykowicza z wezwa­
niem do napisania t r a k t a t u o miłości ojczyzny. Wezwanie t o b r z m i a ł a
j a k następuje:
W Krakowie, dnia 20. Mca Października 1809 roku.
W imieniu Napoleona Wielkiego, Cesarza Francuzów, króla wło­
skiego, protektora Ligi. Reńskiej &. &. urząd administracyjny cyrkułu
krakowskiego, radzca wydziału edukacyj, z komjsyą do interesów
akademickich.
*
, Gdy wolą jest wysokiego rządu centralnego, aby końcem u t r z y ­
m a n i a ducha narodowego młodzież względem miłości ojczyzny oświe­
cona była, przeto radzca wydziału eduk. z komisyą do int. Akad. za­
prasza Wnego Sołtykowicza, dyr. F a c . Phil. powszechnie z gorliwo­
ści o dobro kraju i rozknzewienie n a u k znanego, aby chciał t r a k t a t
o miłości ojczyzny, k t ó r y przykładami sławnych w tej mierze mężów
390
SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
z dawnej historyi t a k krajowej, jako i obcej wyjętemi dla szkól k r a ­
jowych wygotować raczył.
Znana gorliwość i zdatność Wnego Sołtykowicza daje prawo po­
łożenia zupełnego w nim zaufania i dziełko to niezbyt obszerne (które
do druku p o d a n y m będzie) wygotowanym i życzenie komisyi usku­
tecznionym zostanie.
Antoni Stadnicki
Ad.
Krzyżanowski
prezes
sekretarz.
Posłuszny temu wezwaniu, zabrał się Sołtykowicz do pracy, któ­
rej owocem był żądany t r a k t a t . Rękopis obejmuje 18 arkuszy. T y t u ł
jego b r z m i : „ T r a k t a t dla szkół narodowych o miłości ojczyzny, z roz­
kazu rządu ułożony. Za motto wziął a u t o r : Discenda wrtus est: ars
est bonum fieri. Całą rozprawę podzielił n a t r z y rozdziały, z których
pierwszy, jak sam podaje, m a dać wyobrażenie ojczyzny i jej miłości,
drugi wyobrażenie samoistności czyli egoizmu i wystawić razem jego
przyczyny i skutki, trzeci wyłoży cechy prawdziwej miłości ojczyzny.
Zgodnie z założeniem uzasadnia autor w pierwszym rozdziale
miłość ojczyzny, dowodzi jej konieczności, jako rzeczy leżącej już w na­
turze człowieka, w drugim określa w dosadnych słowach samolubstwo,
egoizm obywateli, których t o wad skutkiem jest słabość, a nawet upa­
dek państwa. Trzeci najdłuższy przedstawia cechy prawdziwego uko­
chania ojczyzny. Więc prawdziwego obywatela cechuje bezintereso­
wność, stateczność, gorliwość, wspaniałomyślność, poświęcenie samego
siebie. Każdą cnotę ilustruje szeregiem przykładów, zaczerpniętych
z dziejów Polski, dla k o n t r a s t u podając równocześnie szereg rad
jak i odstraszających przykładów.
T r a k t a t napisany jest językiem dobrym, układ jego nie pozosta
wia niczego do zarzucenia, chyba tylko zbytnią obszerność. Z całości
przebija się troska o przyszłość państwa, t a k cechująca ówczesne po­
kolenie, najserdeczniejsza dążność wzniecenia w młodem pokoleniu
płomiennej miłości ojczyzny. Mimo zapowiedzi rządu t r a k t a t ten nie
został wydrukowany i pozostał w rękopisie. Co stanęło temu n a prze­
szkodzie, niewiadomo. Może wpłynęły stosunki polityczne; poszuki­
wania dadzą n a to może odpowiedź.
Dr. Ludwik
Druk ukończono 2£b-Sierpnia 1916 r.
Stolarzewicz.
PRZEGLĄD
P O W S Z E C H N Y
BŁOGOSŁAWIONY
LUD,
KTÓREGO
PANEM
BÓG
JEGO.
Pt. 143.
R O K T R Z Y D Z I E S T Y TRZECI. — T O M CXXXI.
LIPIEC,
SIERPIEŃ—WRZESIEŃ.
1916.
KRAKÓW.
DRUK EUGENIUSZA i Dra KAZIMIERZA
1916.
KOZIAŃSKICH,
S P I S RZECZY.
A r t y k u ł y n a u k o w e i literackie.
PROBLEM NOWEJ AUSTRYI. Przez Ks. J. Pawelskiego
MOSKWA. (Ustęp z większej całości). Przez
Smolkę
T.J,
1*
Stanisława
,
METODA RELIGIJNO-PEDAGOGICZNA
Ks.
Strona
E. Matzla
CHRONOLOGIA
T.J.
.
1
FOERSTERA.
Przez
.
28
ŻYCIA CHRYSTUSOWEGO. (Dokończenie).
Przez Ks. W. Szczepańskiego
T . J , , . . . .
57
WSPÓŁCZESNA GALERYA POWIEŚCIOPISAREK POLSKICH.
(Ciąg dalszy). Przez
A . MAZANOWSKKGE
POLSKI SFINKS. Przez Ks. J. Pawelskiego
POWSTANIE
T.J.
.
.
.
67
.
.
.
129
PRZEKONAŃ I OBRZĘDÓW RELIGIJNYCH WE­
DŁUG MALINOWSKIEGO. P r z e z
Ks.
Dr.
St.
Ze-
garlińskiego
135
PARADOKSY I OGÓLNIKI. Z tek* p o ś m i e r t n e j W a l e r e g o
Gbstomskiego
155
KACPER DECURTINS. Przez Ks. Leonarda
183
KONIEC WOJNY,
KONIEC ŚWIATA
Lipkego
T. J.
I ZŁOTE CZASY PRO­
ROKÓW. Przez Ks. K, Gzaykowskiego
T. J.
.
193
Z KSIĘGI PSALMÓW. P s a l m 68. P r z e z J. E. Ks. Arcy­
biskupa Fr. A. Symona
221
Z LISTÓW KARDYNAŁA CZACKIEGO. Z p o ś m i e r t n e ' t e k i
Kazimierza Chłapowskiego
224
Strońit
Z CYKtU w o j n a : W szpitalu. — D r a m a t ucieczki.
EWśez' M. CZESKĄ
. . . . .
237
Z PAMIĘTNIKA P. P. KSIENI W STANIĄTKACH. Od 8. d o
15. grudnia 1914 r.
..
.
. .
240
MODERNIZM W KSIĄŻCE POLSKIEJ. (Ciąg dalszy). Przez
KS,
DR.
SIENIATYCKIEGO
40,
279
15,
295
WOJNA 1 POKÓJ. (Zwycięstwo pierwiastków pokojo­
wych w rozwoju ludzkości). Przez DR.
ADAMA
KRZYŻANOWSKIEGO.
.
.
.
.
*
..
.
.
.
.
WSTAŃ!... Z cyklu: „Opowieści.Chrystusowe". Przez
. . . .
30tv
ŹEOOTA PAULI. (Wygłoszone w 100-ną rocznicę uro­
dzin na zebraniu „Tow. N u m i z m a t y c z n e g o * .
Przez WŁODZIMIERZA
ANTOMETMEZA
. . . .
321
M.
CZESKĄ.
.,-.*>-. . . . . .
•.
Przegląd
piśmiennictwa.
Z PUMIENNFOTARA-JNŁAICFEGO.
Koźmin Wielki i Nowy. Ks. STAIUSUW, ŁUKAWSKI.
(DR.
K. KROŁOSKI).
Dzieje Gostynia w średnich wiekSQ& Kś. STANISŁAW KOZIEROWSKI.
75"
,.f'.\.
Pascha i Ostatnia wieczerzał :Kb/Or. Wilhelm
84
(DR.
K.
KROŁOSKI)..
(KS.
WŁADYSŁAW
;.
.
SZCZEPAŃSKI.
Ćwiczenia duchowne. Ks.
REJOWICZ)
.
}
. • ..
T.
%)
BRONISŁAW
. . . . s.
.
..
T.
J.)
.
.
.
. ' .
.
.
CM.
85
Markiewicz.
»:
.
.
.
.
.
.
(KS.
JAROSŁAW
. . . . .
Metrum w poezyi hebrajskiej. Ks- Pr. Fr. Golba.
SZCZEPAŃSKI
MICHALSKI
,
(KS.
.
.
.
.
.
.
.
.
Niezwyciężeni. Wilczyński Stanisław. (AMŁOTTI MAZANOUTSMFY
. . .
Z literatury ekonomicznej. (Z wydawnictw N . K. H^^Rr. ADAM
KRZYŻANOWSKI)
. ...
.
.
. .•
• . A'<>f^;,.
• . .
Nauki rekolekcyjne i doroczne przed przyje.ci0m;9p£«lrnentów
Św.
KS. JÓZEF KOTĘRBSKI. (KS. JAROSŁAW
FSEFÓ^TĘI^g,
86
WŁADYSŁAW
. . . .
Żyd w powieści polskiej STUDYUM. Teodor | ^ » p f e m | t ó . (SŁ. G.)
I. Polichromia Sklepienia biblioteki opa£l|(&-,!*Ń>9 skiego.
II. Z wycieczki do wadowickiego i oświe.€%&ti§M$i$ • powiatu.
88
89
33$
339
340
i|
KS. GERARD KOWALSKI O. CIST. (ST. G.) -
•
:--Y"'ż
34*
IH
STRONA
Z PIŚMIENNICTW OBCYCH.
Die Hauptprobleme der Weltanschauung. KLIMKE FRIEDRICH S. J.
(DR.
WOJCIECH
GIELECKI)
90
Die Stadt Rom zu Ende der Renaisśance. VON LUDWIG VON PASTOR.
(ZOFIA
„Marie
KORCZYŃSKA)
.
Ellenrieder". KLARA SIEBERT (CK.)
„Geschićhte
der
mittelalterlichen
99
100
Philosophie". M. DE WULF.
,.Die europaische Phil sophie des Mittelalters". Cl. BAEUMKER.
„Grundriss der Geschićhte der Philosophie". FRIEDRICH TJBERWEG.
(KS.
DR.
KONSTANTY
.
MICHALSKI.
343
Josef Gorbach. f Eines Feldkuraten Streben und Schaffen in
Kriegstagen. VON WEIHBISCHOF Dr. SIGMUND WAITZ. {KS. ERNEST
MATUL
T.J.)
.
354
S P R A W O Z D A N I E
religijnego, n a u k o w e g o
Z
R U C H U
1 społecznego.
LIPIEC.
Sprawy Kościoła: ROCZNICA ZAPROWADZENIA CHRZEŚCIJAŃSTWA W POLSCE. —
KOŚCIÓŁ KATOLICKI W KRÓLESTWIE POLSKIEM. — NIEUZNANIE MARYA­
WITYZMU W OKUPACYI AUSTRYACKIEJ. (KS. ERNEST MATTEL T. J.)
.
101
Kilka stów z okazyi artykułu p. Mazanowskiego: Powieść daw­
niej i dziś. (TERESA WODZICKA)
. .
RO8
Polski Związek Niewiast Katolickich. (CIĄG DALSZY). STOWARZYSZENIE
SŁUG KATOLICKICH POD WEZWANIEM ŚW. ZYTY. — STOWARZYSZENIE KA­
TOLICKICH PRACOWNIC KONFEKCYI DAMSKIEJ POD WEZWANIEM ŚW. ANTO­
NIEGO. — STOWARZYSZENIE KATOLICKICH PRACOWNIC W KRAKOWSKIEJ
FABRYCE CYGAR POD WEZWANIEM ŚW. JÓZEFA. (ZOFIA KRZYŻANOWSKA),
I I I
Polski Związek Niewiast katolickich. I. WYCIĄGI ZE SPRAWOZDAŃ
KOMITETÓW, SEKCYI I KÓŁ. — SEKCYA CZYTELNIANA. — SEKCYA ODCZY­
TOWA. — SEKCYA OCHRONY DZIECI. — SEKCYA KOLONII WAKACYJNYCH
DLA SEMINARZYSTEK. — SEKCYA KOLONII WAKACYJNYCH DLA PRACOWNIC. —
SEKCYA MŁODZIEŻY. — SEKCYA BURS: SEMINARZYSTEK I STUDENCKIEJ. —
SEKCYA PEDAGOGICZNA. — SPRAWOZDANIE SEKCYI OBRONY KOBIET. —
SEKCYA TANICH KUCHNI. —- SPRAWOZDANIE KÓŁ ZWIĄZKOWYCH.
(ZOFIA
KORCZYŃSKA)
116
IV
Strona
SIERPIEŃ—WRZESIEŃ.
Sprawy Kościoła: Benedykt XV. do dzieci. — Zwrot ku kościołowi
katolickiemu w Bułgaryi. Ks. E. Matul 2.
.
355
Polityka ekonomiczna Królestwa Polskiego: Struktura ekono­
miczna Król. Pol. w porównaniu z Cesarstwem..— Zakończenie.
(Władysław Włodarczyk)
362
t/chwały Komitatów węgierskich w sprawie polskiej
379
Wystaswa w©jertna ww Lwowie, (j. Walieka)
Traktat « Włfeśei ojczyzny z r@ku 1809. (Dr. Ludwik •Stslanst&icz)
386
386

Podobne dokumenty