Czeszejko-Sochacki, PPS: Socjalfaszystowscy mordercy

Transkrypt

Czeszejko-Sochacki, PPS: Socjalfaszystowscy mordercy
JERZY CZESZEJKO-SOCHACKI
SOCJALFASZYSTOWSCY
MORDERCY.
O BOJÓWKACH PPS
1
JERZY CZESZEJKO-SOCHACKI (1892-1933)
2
PRZEDMOWA DO WYDANIA ELEKTRONICZNEGO
Mamy przyjemność udostępnić szerokiej publice znakomity tekst Jerzego Czeszejki
Sochackiego ujawniający prawdziwe oblicze tak zwanej Polskiej Partii Socjalistycznej.
PPS w dwudziestoleciu międzywojennym, a raczej to, co z niej zostało po rozłamie
dokonanym w listopadzie 1906 roku przez prawicowo-oportunistyczną grupę z Józefem
Piłsudskim i Witoldem Jodko-Narkiewiczem na czele, była burżuazyjną partią robotniczą.
Cóż to znaczy? Mogłoby się wydawać, że w tym sformułowaniu tkwi sprzeczność, że to
oksymoron. Jednak wcale tak nie jest. Dlaczego?
PPS z jednej strony upominała się o prawa ludzi pracy: robotników, chłopów pracujących,
rzemieślników i inteligencji pracującej. Jej skład członkowski miał charakter robotniczointeligencki.
Mimo tego, PPS prowadziła politykę klasowej ugody z burżuazją, począwszy od roku 1914,
kiedy Polska Partia Socjalistyczna – Frakcja Rewolucyjna udzieliła poparcia w pierwszej
wojnie światowej Niemcom i Austro-Węgrom. Honor nazwy partii ratowała PPS-Lewica,
która potem zjednoczyła się z SDKPiL w Komunistyczną Partię Robotniczą Polski. Potem
PPS wstępowała do burżuazyjnych rządów Paderewskiego i Skrzyńskiego. Uważamy jednak,
że nazywanie partii pokroju PPS mianem „socjalfaszystowskich”, choć umotywowane
opowiedzeniem się ich kierownictwa po stronie burżuazyjnej reakcji ma dość sekciarski
charakter, ponieważ podobna polityka - nazywania niemieckiej SPD mianem
„socjalfaszystowskiej” zamiast uformowania z jej udziałem jednolitego frontu utorowała
drogę do władzy nazistom. W późniejszych latach Komintern odszedł od tej polityki, głosząc
konieczność tworzenia „frontów ludowych” w skład, których wchodziły m.in. partie
socjaldemokratyczne
W listopadzie 1918 roku powstał „socjalistyczny” i „ludowy” rząd polski pod
przewodnictwem Ignacego Daszyńskiego, a potem Jędrzeja Moraczewskiego. O jego
„socjalistyczności” i „ludowości” masy pracujące Polski mogły się przekonać już niedługo.
W grudniu tego roku rząd wysłał przeciwko rewolucyjnym wystąpieniom proletariatu w
Zagłębiu Dąbrowskim oddziały wojskowe, w celu ich pacyfikacji.
Zresztą sam Moraczewski był niczym innym, jak marionetką Józefa Piłsudskiego, o czym
pisał sam późniejszy dyktator:
Powołałem na prezesa ministrów oficera I Brygady, przy tym kapitana saperów, inż.
Moraczewskiego. Na wszelki wypadek kazałem mu stanąć na baczność (w owych czasach
ostrożność ta nie była zbyteczna), a potem powiedziałem mu: „Panie kapitanie, ma pan
zostać prezesem ministrów, ale pod dwoma warunkami: pierwszy by pan nie wkraczał
swymi zarządzeniami w jakiekolwiek stosunki społeczne, drugi — i tu podniosłem głos —
wypracuje pan w ciągu jednego tygodnia ustawę wyborczą i to tak, jak gdyby pan miał
budować okopy”. Moraczewski prosił o trzy dni zwłoki, na co się zgodziłem. I oto po
dziesięciu dniach prawo wyborcze było gotowe i przedłożone mi do podpisu.
Kolejną haniebną kartą działalności PPS i zamiar faktycznej likwidacji Rad Delegatów
Robotniczych.
W 1920 roku PPS opowiedziała się po stronie kapitalistyczno-obszarniczego rządu polskiego
walczącego z robotniczo-chłopską Rosją Radziecką, mimo sprzeciwu lewicowego,
3
zdrowszego ideologicznie nurtu w partii. Tym samym dokonała zdrady klasowej, zdradzając
faktycznie proletariat z polską burżuazją i obszarnikami. Autor niniejszego tekstu, Jerzy
Czeszejko-Sochacki sam był przedstawicielem lewicowej frakcji PPS, która wystąpiła
przeciwko polskiej antyradzieckiej agresji i wstąpiła w skład KPRP.
Na przełomie 1925 i 1926 roku PPS weszła w haniebną koalicję rządową z narodową
demokracją, chrześcijańską demokracją, Narodową Partią Robotniczą i prawicą ruchu
ludowego.
Poza tym, PPS krwawo zwalczała Komunistyczną Partię Polski – wspomnijmy chociażby
zabicie Wiktora Białego przez PPS-owską bojówkę czy prowokacje w czasie pochodów
pierwszomajowych.
Autor demaskatorskiej publikacji o PPS, Jerzy Czeszejko-Sochacki sam był przez pewien
czas członkiem tej partii, należał tam do lewicowej opozycji. Jednak haniebna polityka
Polskiej Partii Socjalistycznej w latach 1918-1920 pozwoliła mu przejrzeć na oczy i przejść
do obozu rewolucji socjalnej – do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski.
Publikację tę dedykujemy wszystkim bezkrytycznym pogrobowcom PPS – szczególnie lewej
nodze IPN – portalowi www.lewicowo.pl.
REDAKCJA „WŁADZY RAD” – WWW.1917.NET.PL
P.S. Tekst został udostępniony kilka lat temu przez Lewicę Bez Cenzury.
Zachowano oryginalną, przedwojenną pisownię.
4
WSTĘP
PPS - to jeden z szańców, broniących twierdzy kapitalizmu. Zdaje sobie z tego sprawę
burżuazja i dlatego troskliwą opieką otacza pepesowych przywódców, starając się nie
dopuścić do tego, żeby masy pracujące rozpoznały ich rzeczywiste oblicze.
Zwalczanie socjalugody zaliczone zostało w Polsce do rzędu tych przestępstw politycznych,
za które tysiące robotników i chłopów rewolucyjnych wtrącono na długie lata do więzień.
Policja, defensywa, kodeksy carskie i kajzerowskie, cenzura, cały aparat państwa
burżuazyjnego w ciągu 10 lat niepodległości Polski służył i nadal służy obronie PPS.
Jednolity front od pospolitego agenta defensywy do radykalnego frazesowicza
pepesowskiego, jakiegoś Zaremby czy Pragiera, jest najbardziej ,,rzeczywistą
rzeczywistością” polską.
Kiedy w r. 1922 zamierzałem wygłosić w Warszawie cykl odczytów pod tytułem „Prawda o
PPS”, zostały one dwukrotnie zakazane przez komisarjat rządu. Systematycznym konfiskatom
ulegają artykuły niezależnej prasy robotniczej o PPS i broszury, poświęcone wyjaśnieniu
rzeczywistej roli tej partji, chociażby zawierały one materjał, składający się wyłącznie z
faktów i dokumentów.
Cała prasa burżuazyjna, wszystkie miarodajne organy klas posiadających okazują
przywódcom PPS wydatną pomoc w dziele oszukiwania mas pracujących, usiłują zataić przed
nimi wszystko to, co mogłoby przyczynić się do rzeczywistego poderwania wpływów
socjalfaszyzmu na rzecz obozu rewolucji proletarjackiej. Gdy kilka miesięcy temu p.
Bełcikowska, była współpracowniczka defensywy warszawskiej ogłosiła rewelacje o
defensywiarskiej działalności posła pepesowskiego Mariana Malinowskiego (Wojtka), prasa
burżuazyjna okazała wielkie zrozumienie dla interesów PPS i poparła zabiegi
Niedziałkowskiego i Daszyńskiego, mające na celu zatuszowanie całej sprawy i
niedopuszczenie do dalszych rewelacji, które by ujawniły kontakt z defensywą również
innych wybitnych przywódców PPS.
Szczególną dyskrecją odznacza się prasa burżuazyjna w traktowaniu działalności bojówki
PPS, splamionej krwią setek robotników. Jeśli zaś przez nieostrożność reportera przedostanie
się do pism jakaś wieść o zbrodni pepesowskich bojowców, defensywa, dobrze obsadzona
przez „swoich ludzi” z PPS, skrzętnie sprawę tuszuje.
Prawda o działalności bojówek PPS znana jest masom robotniczym Warszawy. Zbrodnie
„milicji porządkowej” PPS dokonywane wszak były na oczach tysięcy proletarjuszy.
Niejedna rodzina robotnicza opłakuje swych bliskich, zamordowanych przez zbirów,
wykonywujących rozkazy przywódców PPS. Dziesiątki robotników znalazło się za kratami
„Pawiaka” lub „Mokotowa”, dzięki troskliwej opiece socjaldefensywiarzy. Setki robotników
utracił y pracę na skutek poufnej współpracy bojowców pepesowskich z przedsiębiorcami.
Całe dzielnice robotniczej Warszawy pamiętają najazdy bojówki PPS, naładowanej na
samochody ciężarowe magistrackiego Wydziału Zaopatrywania.
Lecz mimo, że zbrodnie pepesowskich bojowców znane są masom pracującym, uważam za
rzecz pożyteczną, a nawet nieodzowną, zgrupowanie materjałów, któreby dawały obraz
działalności bojówki PPS. Wszak z biegiem czasu niejeden fakt, najbardziej nawet tragiczny,
może pójść w zapomnienie. Zresztą to, o czem dobrze wiedzą robotnicy Warszawy, górze),
jest już znane proletarjatowi Łodzi, Zagłębia, Górnego Śląska i innych ośrodków, nie zawsze
5
też dochodzi do wiadomości miljonowych mas ludu pracującego na roli. Poza tem
poszczególne fakty gwałtów i morderstw, dokonywanych przez bojówkę PPS, dopiero przy
uszeregowaniu ich i zestawieniu ze sobą pozwalają wyrobić możliwie dokładny pogląd nie
tylko na istotę i rolę bojówki, lecz również na istotę i rolę całej PPS.
Jest to szczególnie ważne dzisiaj, kiedy obydwa odłamy PPS - zarówno t. zw. KKS
Niedziałkowskiego i Żuławskiego, jak BBS Jaworowskiego i Moraczewskiego - wysilają się
na najbardziej wyrafinowaną oszukańczą demagogję, mającą na celu ukrycie przed masami
tego niezbitego faktu, że i jedni i drudzy są agentami dyktatury faszystowskiej, w różny
sposób służąc wspólnej sprawie umocnienia władzy klas posiadających, pogłębienia niedoli
mas robotniczo-chłopskich. Zwłaszcza przywódcy rzekomo „opozycyjnej” PPS na zebraniach
robotniczych ze skóry wprost wyłażą, żeby wywołać w masach wrażenie, iż morderstwa i
gwałty bojówki PPS były wyłącznie dziełem jaworowszczyków. Fakty w broszurze tej
zebrane niezbicie jednak świadczą o tem, że zbrodnie bojówek pepesowskich zapisać należy
na rachunek całej PPS, na rachunek wszystkich jej przywódców. Odpowiedzialność za
morderstwa z za węgła i za krwawe masakry demonstracji robotniczych spada zarówno na
faszystów z „Przedświtu”, jak i na socjalfaszystów z CKW PPS.
Zaznaczyć należy, że broszura niniejsza zawiera materjał bardzo niepełny. Wydaje mi się
jednak, że i zgromadzone tutaj fakty przyczynić się mogą do zdarcia z obu odłamów PPS
maski obłudnych i oszukańczych frazesów. Wyczerpanie w ciągu dwuch miesięcy pierwszego
nakładu tej broszury wymownie świadczy o tem, że ukazanie się publikacji o zbrodniach
bojówki PPS odpowiadało potrzebom rewolucyjnego ruchu robotniczo-chłopskiego, który w
swej walce przeciw faszyzmowi zniszczyć musi PPS, jako jedną z głównych podpór
panowania klasowego burżuazji.
6
WYPRAWY PO GOTÓWKĘ
W pierwszych zaraz tygodniach „niepodległości” PPS, posługując się zręcznie frazesami
radykalnemi, zgrupowała dosyć licznych robotników w t. zw. Milicji Ludowej. Robotnicy szli
do Milicji Ludowej w głębokiem przeświadczeniu, że jest to organizacja zbrojna dla walki
rewolucyjnej przeciw burżuazji. Przywódcy zaś PPS tworzyli Milicję Ludową dla wręcz
przeciwnych celów, dla przeprowadzania „rewolucji w majestacie prawa”[1], co w
rzeczywistości oznaczać miało utrzymanie mas pracujących w karbach posłuszeństwa wobec
władz państwa burżuazyjnego i duszenie w zarodku wszelkich „prób siania zamętu
społecznego”. W ten sposób przywódcy PPS zrobić chcieli z Milicji Ludowej narzędzie walki
z ruchem rewolucyjnym, z komunizmem, z organizowaną przez SDKP iL i Lewicę PPS
robotniczą Gwardją Czerwoną.
Na tym tle odbywał się w Milicji Ludowej ciągły ferment. Robotnicy - żołnierze Milicji
Ludowej domagali się od swych przywódców wykonania rzucanych na wiatr frazesów
rewolucyjnych. Nieraz przez ulice miast przeciągały całe oddziały Milicji Ludowej ze
śpiewem „Międzynarodówki”, demonstrując głośno swe niezadowolenie. Nieraz dla
stłumienia wrzenia w poszczególnych oddziałach Milicji Ludowej przywódcy PPS uciekać
się musieli do pomocy wojska, żandarmerji i policji.
Nareszcie z pomocą przywódcom PPS przyszedł rząd Paderewskiego, wydając dekret o
rozwiązaniu Milicji Ludowej. Przywódcy PPS, obłudnie manifestując swe niezadowolenie, w
rzeczywistości zajęli się tylko jednem - przeprowadzeniem likwidacji Milicji Ludowej
możliwie bez wszelkich wstrząśnień i wynalezieniem posad dla swych pupilów i
protegowanych. Całe oddziały Milicji Ludowej wcielono do wojska, wysyłając je z punktu na
front wschodni, różni zaś poplecznicy starszyzny pepesowskiej rozmieszczeni zostali w
defensywach - wojskowej i cywilnej. Szczególnie ożywioną działalność na tem polu rozwinął
patron defensyw warszawskiej i lubelskiej poseł „Wojtek” Ma1inowski. Najwięcej inicjatywy
wykazał on również w organizowaniu - przeważnie z byłych członków M. L. - pepesowskich
grup bojowych.
Te „odrodzone” bojówki w Polsce „odrodzonej” otrzymały przede wszystkim zadanie
zdobywania pieniędzy dla różnych przedsięwzięć Malinowskiego i innych przywódców PPS.
Stąd też działalność ich skierowana była niemal wyłącznie na dokonywanie tzw. eksów.
Ponieważ zaś PPS, jako partia państwotwórcza, szanować musiała własność państwową,
,,ekspropriacje”, przez bojówkę PPS przeprowadzane, nosiły charakter zwykłych napadów
rabunkowych na domy bankowe, na kupców itp. Szczególnie odznaczyły się na tem polu
pepesowskie grupy bojowe - lubelska, radomska i warszawska. Wszystkie one mniej lub
więcej ściśle związane były z „Wojtkiem” Malinowskim i do jego kasy przelewały część
zdobytych pieniędzy. Na czele najbardziej ruchliwej grupy lubelskiej stali byli oficerowie IIgo oddziału sztabu, Milicji Ludowej i Pogotowia Bojowego PPS - Leon Prybe i Czesław
Gruszka. Grupą radomską dowodził Jan Żurawski, znany działacz pepesowski, kilkakrotnie
przez partję wysyłany do Ameryki dla zbiórki pieniędzy, wreszcie na czele grupy
warszawskiej stał Jan Trzciński (Długi), który zdobył sobie popularność w kołach
pepesowskich udziałem w zamachu na szefa okupacyjnej niemieckiej policji politycznej
Schulzego.
Grupa lubelska dokonała między innymi napadów rabunkowych w Brześciu, Włodzimierzu
Wołyńskim, Łucku, Zamościu, Dęblinie. Po każdym napadzie dalsze „akcje” stawały się
7
trudniejsze, gdyż policja coraz bardziej zaczynała węszyć, mimo, że przez różnych swoich
ludzi starano się sprawy te zatuszować. Cóż było jednak robić? Wojtek wciąż żądał pieniędzy
„dla partii”, a i ludzie przecież potrzebowali zryć.
Wreszcie jednak rzecz się urwała i w marcu 1923 r. cała lubelska grupa bojowa z Prybem i
Gruszką na czele została aresztowana. Postawiono ich przed sąd doraźny w Lublinie, który
obu przywódców grupy skazał na karą śmierci. Wyrok wykonany został w połowie kwietnia
tegoż roku.
Ohydnym, ale jakżeż dla przywódców PPS charakterystycznym, jest stosunek do tej całej
sprawy „Wojtka” Malinowskiego. Posyłał on bojowców na śmierć, wmawiał im, że
wykonywują wielką i odpowiedzialną robotę dla partii, gdy jednak przyszło co do czego, jak
Piłat umył ręce. W przeddzień wykonania wyroku śmierci Prybe wystosował list do KPP, list
naprawdę wstrząsający. „Gryps” ten, przesłany za pośrednictwem jednego z towarzyszy,
odsiadujących wyrok na „Zamku” lubelskim, dotarł do partji, rzecz jasna, już po rozstrzelaniu
obu przywódców grupy lubelskiej. Prybe pisze w nim, że wszystkie "roboty" on i jego grupa
wykonywali na rozkaz Malinowskiego i że oddawali mu zdobyte przy pomocy „eksów”
pieniądze. Skarży się on dalej, że Malinowski w straszliwy sposób zawiódł ich zaufanie.
Przez cały czas więzienia i w toku rozprawy przed sądem doraźnym Malinowski obiecywał,
że przez swe stosunki potrafi ich uwolnić. Jako warunek postawił zaś to, żeby ani słówka nie
pisnęli o kontakcie z nim, grożąc, że w przeciwnym razie całkowicie ich pogrąży, a w
zarzuty, stawiane przez bandytów posłowi na sejm i tak nikt nie uwierzy. Wszystko to
okazało się niecnym manewrem. W rzeczywistości Malinowskiemu zależało na tem, żeby jak
najprędzej pozbyć się świadków swych machinacji. Wiedząc, że jutro czeka, go śmierć
nieunikniona, Prybe zwraca się do partji komunistycznej, odsłaniając przed nią rzeczywisty
stan rzeczy.
Taka była treść listu przedśmiertnego jednej z ofiar wodzów pepesowskich.
W niedługim czasie zginęli również kierownicy grup radomskiej i warszawskiej. Źurawski w
czasie jednej z ,,robót”, broniąc się przed policją, zginął od własnego granatu, Trzciński zaś,
aresztowany za napad na dom bankowy w. Warszawie, umarł w więzieniu w tajemniczych
okolicznościach.
W końcu 1922 roku PPS przystąpiła do zorganizowania bojówek na szerszej podstawie. Jako
asumpt posłużyły jej wystąpienia młodzieży endeckiej w związku z wyborem i
zamordowaniem prezydenta Narutowicza. Na specjalnej naradzie w warszawskim OKR PPS
uchwalono utworzenie legalnej bojówki pod nazwą „milicji porządkowej PPS” i na
komendanta jej powołano Łokietka. Z polecenia CKW „milicja porządkowa” zorganizowana
została również w innych miastach. Utworzona rzekomo dla utrzymywania porządku w czasie
demonstracji itp., „milicja PPS” rychło dała się we znaki masom pracującym, wykonywując
zamachy na działaczy robotniczych, strzelając do uczestników rewolucyjnych wieców i
demonstracji, organizując zbrojne najazdy na całe dzielnice robotnicze.
8
ZAMORDOWANIE TOW. WIKTORA BIAŁEGO
Ilekroć wzbierała w masach fala nastrojów rewolucyjnych, tyle razy na scenie zjawiała się
krwawa bojówka pepesowska, żeby przy pomocy kuli browningowej stłumić gorejący w
piersiach proletarjuszy płomień buntu i wolę do walki o lepsze jutro. Jedną z najgłośniejszych
zbrodni bojówki PPS było zamordowanie członka Komitetu Warszawskiego KPP tow.
Wiktora Białego.
Tło tej zbrodni było następujące:
Pod koniec lipca 1924 r. na Górnym Śląsku wybuchł strajk powszechny przeciwko
wprowadzeniu 10-ciu, a faktycznie 12 godzinnego dnia pracy w hutnictwie i w zakładach
metalurgicznych Górnego Śląska. Wyłoniony przez Kongres Rad Załogowych - Centralny
Komitet Akcji, tzw. „Komitet 21”, który proklamował strajk i objął kierownictwo nim - został
przez władze wtrącony do więzienia. Represje spadały również na lokalne .Komitety Akcji.
Działo się to między innymi dzięki systematycznemu i zaciekłemu szczuciu ugody przeciwko
tym, wyłonionym przez masę robotniczą, organom nieugiętej, rewolucyjnej walki.
Kilkutygodniowa bohaterska walka robotników zakończyła się całkowitą przegraną: dzień
pracy w hutnictwie przedłużony został do 12 godzin, płace robotnicze obniżono, dziesiątki
tysięcy robotników wyrzucono na bruk. Przyczyną porażki była przede wszystkim „cicha”
zgoda przywódców ugody, głównie z pod znaku PPS - na wzmożony „sanacyjny” wyzysk,
oraz jawne sabotowanie przez nich walki na terenie samego śląska. PPS ze wszystkich sił, z
użyciem wszelkich środków zwalczała rzucone wówczas przez Komunistyczną Partję Polski
hasło rzeczywistej pomocy i poparcia dla strajkujących robotników górnośląskich, na terenie
zaś Zagłębia Dąbrowskiego wodzowie PPS namiętnie zwalczali i sabotowali proklamowany
przez Komunistyczną Partję strajk powszechny.
Jednocześnie jednak patentowana obłuda pepesowska, wypróbowana taktyka podwójnej gry
nakazała PPS zwołanie w Warszawie wiecu w sprawie narzucenia robotnikom górnośląskim
12-godzinnego dnia pracy. Wiec miał stworzyć pozory, że także i PPS walczy z ofensywą
kapitału.
Na wiec ten, zwołany 3-go sierpnia 1924 r. do Teatru Powszechnego przy zbiegu ul. Żelaznej
i Leszna, przybyli tłumnie robotnicy warszawscy. PPS, świadoma tego, że robotnicy
przejrzeli jej podstępną grę, w obawie, żeby wiec nie stał się punktem wyjścia dla
rzeczywistej walki robotników warszawskich i istotnej pomocy strajkującym hutnikom
górnośląskim, ściągnęła na wiec swe bojówki. Bojowcom poruczyli wodzowie PPS zadanie
zwalczania opozycji, „argumentem” pałki, kastetu i rewolweru.
Przybyli na wiec dygnitarze pepesowscy: Jaworowski, Szczypiorski, Praussowa, nie uważali
za potrzebne mówić o ofensywie baronów górnośląskich na prawa i byt tysięcy proletarjuszy,
o wydzieraniu robotnikom przemocą 8-godzinnego dnia pracy przez rząd Grabskiego, którego
„sanację gospodarczą”, przeprowadzaną kosztem spotęgowanego wyzysku mas pracujących,
PPS całkowicie popierała. Cały swój atak mówcy pepesowscy skierowali w stronę
rewolucyjnego obozu proletarjackiego, z pianą na ustach napadając na komunizm, który latem
1924 r. na gruncie wielkich bojów ekonomicznych zdobył dziesiątki tysięcy nowych
zwolenników. Nie było najbardziej łajdackiego oszczerstwa, sfabrykowanego w spelunkach
międzynarodowej kontrrewolucji, któregoby mówcy pepesowscy nie wywlekli dla
podburzenia swych zwolenników przeciw komunistom. Szczególnie popisywała się pod tym
9
względem pani Praussowa. Nie udało się jednak przywódcom PPS zatruć masy robotniczej
jadem nienawiści do walczących w pierwszych szeregach armji proletarjackiej komunistów.
Zgromadzeni raz po raz z oburzeniem przerywali napaści pepesowskich oszczerców, którzy
przemawiać dalej mogli tylko dzięki „robocie” bojowców. Sfory pałkarzy rzucały się na
robotników, masakrując ich w straszliwy sposób; pobitych i rannych wywlekali bojowcy z
sali i oddawali w ręce policji. Policja nie tylko nie reagowała na gwałty pałkarzy, lecz
przytrzymywała i odsyłała do aresztu ich ofiary.
Bandyckie praktyki bojowców i współdziałanie ich z policją nie steroryzowały świadomych
robotników warszawskich, którzy domagać się poczęli, aby dopuszczono do głosu mówców
komunistycznych. Na czoło wysunął się powszechnie znany i lubiany robotnik-komunista
tow. Wiktor Biały. Pod razami socjalpałkarzy przedarł się tow. Biały ku trybunie, usiłując
przemawiać do zebranych. Dziesiątki bojowców rzuciło się ku niemu z pałkami i kastetami,
bijąc bez pardonu również i tych robotników, którzy usiłowali go osłonić. Zmasakrowany,
broczący obficie, krwią, przedarł się tow. Biały ku wyjściu. Bojowcy pognali za nim. Na
ulicy, na oczach policji do uciekającego dali bojowcy kilka strzałów, kładąc tow. Białego
trupem na miejscu. Strzelano do niego kulami dum-dum, które rozerwały mu na strzępy płuca
i wnętrzności.
Następnego zaś dnia w redagowanym podówczas przez Feliksa Perla „Robotniku” zjawiła się
wiadomość, że „nożowiec Biały” zastrzelony został przez „bandę opryszków
komunistycznych”. Pepesowcy wiedzieli jednak dobrze, że nikt nie uwierzy w to, żeby
komuniści sami zabijali swoich towarzyszy. Dlatego używali wszelkich sposobów, aby
bezcześcić pamięć tow. Białego. Pepesowsko - defensywiarska agencja prasowa starała się
zrobić z niego nie tylko nożowca, lecz również złodzieja, fabrykując na poczekaniu jakąś
historję, którą niebawem nawet prasa burżuazyjna zmuszona była odwołać, jako od początku
do końca opartą na kłamstwie.
Te łajdactwa pepesowskich bandytów pióra spaliły jednak na panewce. Zbyt dobrze wszak
Warszawa robotnicza znała tow. Wiktora. Setki robotników znały go bądź jako
niestrudzonego działacza Związku Proletarjatu Miast i Wsi z czasów wyborów do sejmu w
1922 r., bądź jako wytrwałego organizatora i budowniczego nielegalnej, organizacji partyjnej.
Tow. Wiktor Biały był to wspaniały typ robotnika - rewolucjonisty. Zawsze stał na
posterunku. Nie dał się nikomu wyprzedzić. Głęboko przejęty był poczuciem obowiązku, jaki
nakładała nań przynależność do obozu komunistycznego. Nie było dla niego rzeczy
niewykonalnej. Śmiało patrzył w oczy niebezpieczeństwom, które zagrażały mu czy to ze
strony defensywy, czy też ze strony bojowców pepesowskich, którzy ścigali go swoją
nienawiścią. Za to proletarjat Warszawy otaczał tow. Białego niekłamaną sympatją i miłością.
Ułatwiało to mu niezmiernie pracę i robiło z niego szczególnie groźnego przeciwnika dla
pepesowskiej kliki.
Tow. Biały zajmował wybitne stanowisko w ruchu robotniczym Warszawy. Był on członkiem
Komitetu Warszawskiego KPP i brał udział w charakterze delegata organizacji warszawskiej
w historycznym II Zjeździe KPP.
Nad grobem tow. Białego na cmentarzu brudnowskim wzniesiony został ze składek
robotniczych pomnik granitowy. Co rok zbierają się przy nim robotnicy Warszawy, żeby
uczcić pamięć swego towarzysza i przywódcy. Co roku demonstracja proletarjatu Warszawy
nad grobem tow. Wiktora rozpędzana jest przez szarże policji, która urządza dzikie harce po
10
alejach cmentarnych. Bojowcy PPS w bezsilnej wściekłości podkradają się pod osłoną nocy
do grobu tow. Białego i pośpiesznie zdrapują napis, uwieczniający fakt ich zbrodni, tłuką
przytwierdzoną do pomnika jego podobiznę. Mizerne hjeny cmentarne! W ten sposób nie da
się przecie wyrwać z serc robociarzy warszawskich uczucia miłości do tow. Wiktora, nie da
się zatrzeć pamięci o krwawej zbrodni pepesowskich morderców. Warszawa robotnicza nie
zapomni o tow. Wiktorze Białym! Godzina ostatecznego boju z faszystowską dyktaturą i jej
agentami będzie odwetem za śmierć niestrudzonego żołnierza rewolucji.
ZAMORDOWANIE FRANCISZKA CIESIELSKIEGO
Drugą zbrodnią bojówki PPS, która do głębi poruszyła opinię robotniczej Warszawy, było
zamordowanie sekretarza Związku Zawodowego Robotników Piekarskich Franciszka
Ciesielskiego.
Ciesielski sam był pepesowcem. Pracując na terenie warszawskiej organizacji PPS i w
Związku Piekarzy, z którego rekrutowało się wielu pepesowskich bojowców, miał możność z
bliska poznać rzeczywiste oblicze przywódców PPS. Począł on coraz bardziej tracić do nich
zaufanie. Zauważono to. Zaczęto go podejrzewać i pomawiać, nie tylko o zbytnią
lewicowość, lecz bodaj i o komunizm. W obawie, że Ciesielski odsłonić może wobec
robotników tajemnice bojówki, postanowiono go się pozbyć.
Pewnej nocy - a było to na początku roku 1925-go r. kilku bojowców z wolskiej dzielnicy
PPS napadło na Fr. Ciesielskiego, gdy wracał z kasą Związku do domu. Po tym napadzie
Ciesielski oświadczył przywódcom pepesowskim (m.in. jednemu z hersztów bojówki Tasiemce - Siemiątkowskiemu), że jeśli pieniądze nie zostaną zwrócone, on zwoła zebranie
piekarzy i przedstawi ogółowi całą sprawę, To zdecydowało o losie Ciesielskiego. Wkrótce
potem w nocy do piekarni, w której pracował Ciesielski przyszło paru bojowców
pepesowskich. Wywołali go do sieni. Po krótkiej rozmowie przybyli dali do niego kilka
strzałów rewolwerowych, kładąc go na miejscu trupem.
Sprawcy zbrodni zbiegli przez nikogo nie zatrzymani. Nazajutrz w prasie zjawiła się
wiadomość o zamordowaniu Ciesielskiego, pisano nawet, że jest to dzieło bojówki PPS.
Policja jednak pośpieszyła sprawę zatuszować. Mordercy pozostali nie wykryci.
ZAMORDOWANIE ŁUKASIKA I PRZECHOROWSKIEGO
W dniu 6 września 1925 r. bojówka PPS dzielnicy Wola zamordowała dwóch robotnikówkomunistów- Jana Łukasika i Henryka Przechorowskiego. Byli oni członkami Związku
Robotników Przemysłu Skórzanego, który w oczach pepesowców uchodził za ostoję
komunizmu w. Warszawie. Zamordowanie Łukasika i Przechorowskiego miało na celu
sterroryzowanie robotników warszawskich, przede wszystkim członków Związku
Skórzanego. Policja zatroszczyła się o to, żeby sprawa od razu została zatuszowana, a w
prasie zjawiły się tylko krótkie wzmianki kronikarskie o zamordowaniu dwóch komunistów..
„Robotnik" pepesowski, wiedząc dobrze, na kogo spada krew za zamordowanych, celowo
opuścił nawet wiadomość o tem, że zabici byli komunistami, podając tylko w kronice
policyjnej wzmiankę o zamordowaniu dwóch „mężczyzn”.
I tym razem sprawcy uszli bezkarnie. I tym razem za morderstwo nikomu włos ż głowy nie
11
spadł! Natomiast ta nowa zbrodnia bojówki pepesowskiej przyczyniła się do otwarcia oczu
wielu robotnikom- pepesowcom, którzy dotychczas w dobrej wierze szli za swymi
przywódcami. W licznych fabrykach warszawskich odbyły się masówki, na których
piętnowano mord bojówkarzy, wzywając masy do solidarnej walki pod sztandarami
komunizmu.
„KONGRES” ROLNY PPS
ZMASAKROWANIE POSŁÓW NPCh
Latem 1925 r. toczyła się na terenie sejmu zacięta walka o ziemię dla chłopów. Prowadził ją
sejmowy blok robotniczo-chłopski z Komunistyczną Frakcją Poselską na czele, mając
naprzeciw siebie zjednoczony front Chjeny, Piasta i PPS. Rzucone przez posłów
komunistycznych, oraz posłów NPCh i Hromady hasło konfiskaty ziemi obszarniczej i
podziału jej między chłopów przez Komitety Chłopskie znalazło potężny oddźwięk wśród
miljonowych rzesz ludu pracującego na wsi. To też szybko rosły wpływy komunistyczne
wśród chłopów bezrolnych i małorolnych, zwiększały się szeregi rewolucyjnych stronnictw
chłopskich, jak Niezależna Partja Chłopska i Białoruska Hromada. Jednocześnie zaś
wzbierało w masach chłopskich wzburzenie i gniew z powodu stanowiska przywódców PPS,
którzy w sejmie jak najściślej współdziałali z partjami burżuazyjnemi nad opracowaniem
stołypinowskiej ustawy o reformie rolnej, obliczonej na oszukanie chłopów i na utrwalenie
ucisku obszarniczo-kułackiego.
O prawdziwych nastrojach wsi wiedzieli dobrze socjalugodowi lokaje burżuazji ze Związku
Zawodowego Robotników Rolnych. Postanowili więc oni co rychlej ratować swe wpływy.
Niezwłocznie też w ruch puścili różne, marką ochronną "PPS" opatentowane sposoby. Nie na
próżno wszak Kwapińscy, Nowiccy, Baranowscy-od lat zaprawiali się w łamaniu strajków, w
zdradzaniu i oszukiwaniu robotników rolnych.
„Kongres rolny PPS”, zwołany na dzień 8 listopada 1925 r. do Warszawy, miał być
„murowany”. Przecież organizatorem jego i głównym dyrygientem był sam Kwapiński,
którego „palec wskazujący” zapisał się w pamięci proletarjuszy warszawskich jeszcze w
czasie zjazdu Zw. Zaw. Rob. Rolnych w 1921 r. Przecież na żądanie Kwapińskiego został mu
przydzielony do pomocy Łokietek z całą bandą bojówkarzy pepesowskich. To też "kongres
rolny PPS" odbył się według programu, opracowanego przez Kwapińskiego i Łokietka,
zamieniając się na masakrę opozycyjnych wobec PPS chłopów, w tej liczbie kilku posłów
Niezależnej Partji Chłopskiej. Oto co czytamy we wniosku sejmowym klubu poselskiego
NPCh z dnia 10-go listopada 1925 r.:
Na parę tygodni przed zjazdem Polskiej Partji tzw. Socjalistycznej Niezależna Partja
Chłopska otrzymywała z różnych miejsc wiadomości, że PPSowcy zwołują zjazd małorolnych
i bezrolnych w Warszawie, nawołując chłopów bez różnicy przekonań na swój kongres
powszechny, między innemi zwoływali także zwolenników Niezależnej Partji Chłopskiej;
twierdząc, że na zjeździe będą przemawiać również posłowie z klubu NPCh. W rezultacie
przygotowań pepesowskich, jawnie popieranych przez rząd, który dla zachęty udzielił
chłopom, przybywającym na ten zjazd rządowej partji „socjalistycznej”, zniżki kolejowej w
wysokości 75%, zjawiło się w Warszawie rankiem 8 listopada około paru tysięcy chłopów
12
różnych zapatrywań.
Widok cyrku, otoczonego milicją pepesowską i policją państwową przekonał nas ostatecznie,
że poczynione przez „socjalistycznych” pomocników rządu przygotowania, mające na celu
niedopuszczenie naszego głosu do uszu masy chłopskiej, zaszły już bardzo daleko.
Poprzestaliśmy wobec tego na kolportowaniu naszych odezw i pisma przed cyrkiem. Wtedy to
już milicja pepesowską z czerwonemi opaskami rzuciła się na posła Hołowacza, zadając mu
krwawą ranę w głowę. Pobili pałkarze pepesowscy również posła Bona i Ballina, zadając im
szereg ciosów.
Wiadomość o pobiciu naszych posłów dostała się na salę zjazdową. Zapanowało zamieszanie
i żywiołowe protesty chłopów przeciwko bandytyzmowi. Orkiestra zjazdowa usiłowała
zagłuszyć oburzenie zebranych, lecz gdy nareszcie przestała grać, jeden z obecnych zawołał:
„Dość tej muzyki! Na ulicy leje się krew, tam biją posłów Niezależnej Partji Chłopskiej”
Wówczas bojówka z czewonemi opaskami wyciągnęła śmiałka, jak się potem okazało inż. de
Nisau (Denizo), sekretarza Niez. Partji Chł. z ław i zapakowawszy go do jakiejś komory czy
piwnicy, obiła go kastetami do utraty przytomności i okrwawionego oddała w ręce policji.
Podobnie postąpiono z całym szeregiem chłopów-delegatów, gdy ci żądali głosu i
protestowali. Zaznaczyć należy, że nikomu z uczestników zjazdu nie dano możności złożyć
nawet zapytania pod adresem prezydjum pepesowskiego. To też nic dziwnego, że zjazd, który
miał trwać 2 dni, musieli organizatorzy zlikwidować w ciągu 2-ch godzin, wyrzekając się
wobec groźnej postawy delegatów pochodu ze sztandarami i masowej manifestacji na placu
Teatralnym.
Posłowie Ballin, Fiderkiewicz, Hołowacz, Bon i Szakun w dalszym ciągu rozdawali naszą
literaturę na ul. Ordynackiej blisko Nowego Światu.
Co chwila przychodzili członkowie tajnej policji lub milicjanci pepesowscy i żądali od posłów
legitymowania się. Kilku milicjantów z czerwonymi opaskami zdejmowało takowe przed
spełnianiem tej policyjnej funkcji, a potem nanowo je zakładało. Jasne więc jest, że
członkowie milicji pepesowskiej i agenci defensywy wzajem się wyręczali i dzielili rolami.
Gdyśmy wsiadali do dorożki, policjanci pośpiesznie odeszli. Z dorożki zauważyliśmy, że na
całym, jak sięgnąć okiem, terenie, nie było już policji, gdyż wycofała się ona poza
wyręczającą ją milicję i ukryła się po bramach; kręcili się tylko agenci defensywy.
W tym momencie wyskoczyli milicjanci dwoma skrzydłami i zostaliśmy -w dorożce osaczeni
przez około 20-tu pałkarzy pepesowskich z nastawionemi rewolwerami. Poczęto nas bić
pałkami, kastetami i kolbami rewolwerów.
I tak: Dr. Fiderkiewiczowi rozbito głowę i zadano wiele uderzeń, posła Szakuna, który po
uderzeniu" padł na chodnik, skopano nogami, czyniąc obrażenia na całym ciele, posłów
Ballina i Hołowacza socjalfaszyści bili w bestjalski sposób kijami w dorożce.
Tyle wniosek NPCh, będący bądź jak bądź charakterystycznym dokumentem
„socjalistycznej” działalności polskiej sekcji II-giej Międzynarodówki.
Na fakt ścisłego współdziałania policji z bojówką PPS ciekawe światło rzuca następujący list
sekretarza NPCh Bohdana de Nisau, zamieszczony w warszawskim tygodniku „Przedjutrze” z
dnia 14-go listopada 1925 r.:
13
W chwili usuwania mnie z cyrku przez gromadę podejrzanych indywiduów z t. zw. milicji
PPS, widząc, że kongres od początku do końca zorganizowany jest pod znakiem teroru,
ujrzawszy szefa Wydziału Bezp. Komisarjatu Rządu, pana Janusza Gorzechowskiego, którego
znam z okresu mej działalności w PPS - krzyknąłem odruchowo: „A, pan Gorzechowski!”
Odpowiedział mi kwaśno: „A tak, Gorzechowski”. Bezpośrednio po tem rozwalono mi głowę
kastetem!
Ani agent, prowadzący mnie, ani pan Gorzechowski nie zareagowali. Natomiast po zrobieniu
opatrunku w Pogotowiu Ratunkowem - odstawiono mnie do aresztu. Wystarczy więc być
poranionym przez pałkarzy PPSowskich, by stać się tem samem podejrzanym politycznie.
Gwałty bojówki PPS znalazły pewien odgłos na posiedzeniu sejmu w dniu 10 listopada 1925
r., W sprawozdaniu sejmowem, zamieszczonem w syjonistycznym „Naszym Przeglądzie” z
dnia 11 listopada czytamy:
Dziwna scena przy początku posiedzenia. Na lewicy 5 zabandażowanych głów. Na mównicę
wchodzi z zabandażowaną głową poseł Fiderkiewicz z NPCh, i oświadcza, że Klub jego
zgłosił wniosek w sprawie zajść niedzielnych na zjeździe PPS. Mówca proponuje, aby Izba
dziś przystąpiła do tego wniosku ze względu na wagę sprawy. Pobito i skatowano w biały
dzień pięciu chłopskich posłów.
Naturalnie „Wysoka Izba” nie raczyła uwzględnić wniosku NPCh. Cóż bowiem z tego, że
bojówka PPS w biały dzień skatowała chłopów i posłów NPCh. Niech innym razem „chamy”
siedzą cicho i pokornie słuchają Kwapińskich, Niskich i Malinowskich, zaś posłowie z NPCh
na własnej skórze niech się przekonają, co to jest prawdziwa demokracja.
Poprzedniego dnia w kuluarach sejmu rozegrała się charakterystyczna scena: Poseł Niski z
PPS spotkał obandażowanego d-ra Fiderkiewicza z następującemi słowami: „Nie leźcie na
drugi raz, gdzie was nie proszono. Ot, poznaliście, czem są socjaliści”. Poseł Fiderkiewicz
słusznie mu odpowiedział, że są to metody faszystowskie. Socjalfaszystowskie oblicze PPS
coraz bardziej stawało się widocznem nawet dla działaczy z radykalnych ugrupowań
chłopskich już na długo przed przewrotem faszystowskim w Polsce.
JEDNOLITY FRONT BOJÓWEK PEPESOWSKICH I OBSZARNICZYCH
Napaść warszawskiej, bojówki PPS na posłów NPCh i na opozycyjnie nastrojonych chłopów
na tzw. kongresie rolnym była wyrazem bezsilnej złości przywódców PPS z powodu coraz
znaczniejszego przenikania na wieś wpływów komunistycznych, oraz takich radykalnych
organizacji chłopskich, jak NPCh. Wypierana z ośrodków wielko-przemysłowych, PPS, w
trosce o zabezpieczenie sobie mandatów do przyszłego sejmu, coraz bardziej zabiegała o
pozyskanie wpływów na wsi. Zdradzając na każdym kroku interesy proletarjatu rolnego i
chłopów małorolnych, przywódcy PPS coraz częściej uciekali się do argumentu pięści. I w tej
dziedzinie rozszerzał się i utrwalał blok PPS z obszarnikami, zawarty w sejmowej Komisji
reform rolnych. Świadczy o tem wymownie między innemi list posła Fiderkiewicza,
wystosowany w dn. 23 listopada 1925 roku w imieniu Klubu Poselskiego Niezależnej Partji
Chłopskiej do marszałka sejmu Rataja. W liście tym czytamy:
14
Poseł Stanisław Ballin padł w dniu 21 listopada r. b. ofiarą zorganizowanego i dowodzonego
przez zastępcę starosty i komendanta PP na pow. Krasnostawski napadu bandyckiego.
Pos. Ballin w dniu tym miał wiec sprawozdawczy we wsi Surków, gm. Czajki, pow.
Krasnostawskiego. W 15 minut po otwarciu wiecu bojówka, złożona z 3-ch okolicznych
obszarników (Skolimowski, Starosiewicz, Skub), ich oficjalistów, kilku szpicli z niejakim
„Jeleńką” na czele, sześciu funkcjonarjuszy PPS i Zw. Zaw. .Robotników Rolnych z
instruktorem Piętalem z Krasnego-stawu - zaatakowała posła laskami. Acz nieuzbrojony
nawet w laski tłum chłopów zdecydowanie zaprotestował i czynnie opryszków odparł. Wtedy
w sukurs bandytom przyszła policja. Z przeciwległej szkoły wypadł oddział uzbrojonych w
bagnety i karabiny policjantów i z punktu, osłaniając bojówkę pepesowsko - obszarniczo szpiclowską, zaczął bić i aresztować chłopów, broniących posła.
Osobnik, mieniący się zastępcą starosty, wlazł na wóz, z którego mówił pos. Ballin i zażądał
od posła legitymacji. Gdy poseł legitymację okazał, zastępca starosty brutalnie mu ją wyrwał
i uciekł. Jednocześnie podskoczył do posła z rewolwerem w ręku oficer policyjny (komendant
na pow. Krasnostawski) i bijąc kolbą na prawo i lewo otaczających go chłopów, wskazywał
rewolwerem na pos. Ballina i krzyczał na policjantów: "Ciągnijcie tego moskala-bolszewika,
dajcie mu!" Widocznem z tego było, że ucieczka zastępcy starosty z legitymacją była celową,
aby umożliwić policji pobicie posła i wytłomaczenie się potem, że nie wiedziała, kto w tłumie
jest posłem.
Gdy chłopi wynieśli posła na rękach z tłumu, katowanego przez policję i bojówkę, i
prowadzili go do wsi, na schodach cmentarnych dopadła posła bojówka i dotkliwie go pobiła.
Policja w tym czasie celowo pozostała w tłumie, dokonywując tam aresztów i masowego bicia
chłopów.
Dopiero dzięki ponownej obronie około 200 chłopów zawdzięcza poseł Ballin wydostanie się
z rąk zbrodniczej szajki.
Tak więc p. Kwapiński, najwidoczniej zadowolony z występów bojówki warszawskiej na
„kongresie rolnym”, począł wzory jej przeszczepiać na teren wsi, zaprawiając w metodach
pałkarskich instruktorów swego związku. Przytoczony powyżej fakt haniebnej napaści na
posła Ballina jest jednym z wielu czynów bohaterskich bojówkarzy Kwapińskiego, którzy
nieraz wespół z policją napadali na wiece Niezależnej Partji Chłopskiej.
KRWAWY 1 MAJA 1926 R. W WARSZAWIE
1 Maja 1926 r. wypadł po półrocznych rządach chjeno-pepesowskiej koalicji. Wspólny rząd
kapitalistów, obszarników i ich pachołków z PPS krwawemi zgłoskami zapisał się na karkach
miljonowych mas robotniczych i chłopskich w Polsce. Z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na
tydzień rosło bezrobocie, spadały realne płace robocze, coraz silnej przykręcana była śruba
kapitalistycznej racjonalizacji, potęgował się straszliwy wyzysk i niedola mas. Na wszelkie
odruchy protestu rząd Barlickich, Ziemięckich, Hausnerów i Moraczewskich, Kierników i
Głąbińskich miał tylko jedną odpowiedź - bagnet i kulę. Polała się obficie krew
demonstrujących bezrobotnych w Zawierciu, Stryju, Kaliszu, Włocławku, Lublinie i tylu, tylu
innych miastach Polski i ziem okupowanych.
15
Burżuazja rozumiała dobrze, że w tych warunkach 1 maj stanie się potężną demonstracją
protestu i woli do walki miljonowych mas proletarjackich. Wiedziała ona, że pod wpływem
dobrodziejstw rządu koalicyjnego z dniem każdym wzmagał się w masach pęd do jedności.
Rozbicie jednolitego frontu robotniczego - było to zadanie, przekraczające siły i zdolność
policji, państwowej. Od czegóż jednak taka partja, jak PPS? Jej bojówka odegrać miała rolę
pomocniczego ramienia zbrojnego burżuazji.
Główną uwagę rząd burżuazyjny skupił rzecz jasna na Warszawie.
Żadne jednak przygotowania, czynione przez policję i defensywę, w celu nie dopuszczenia do
wystąpienia komunistów nie odniosły rezultatu. Ani masowe aresztowania przedpierwszomajowe (z relacji prasy warszawskiej wynika, że aresztowano ostatnich nocy przed
1-ym po prostu setkami), ani kordony pieszej i konnej policji nie zdołały przeszkodzić
zebraniu się na pl. Teatralnym kilkutysięcznej rzeszy robotników-komunistów.
Na pl. Teatralnym komuniści zajęli połowę placu - przeciwległą do ratusza - przed wejściem
do Teatru Wielkiego. Z dwóch zaimprowizowanych trybun przemawiali przedstawiciele
Komitetów Warszawskich Komunistycznej Partii Polski i Związku Młodzieży
(Komunistycznej oraz posłowie komunistyczni - Warski i Sochacki, dalej przedstawicielka
wydziału kobiecego KPP i przedstawiciel lewicy związkowej. Obok z innej trybuny
przemawiali przedstawiciele organizacji radykalnej młodzieży socjalistycznej: ZNMS
„Życie” i Stow. Akadem. Niezależnej Młodzieży Ludowej.
Naokoło widniały sztandary Komitetu Warszawskiego KPP, sztandary ZMK, sztandary
licznych fabryk i związków zawodowych; przy nich zgrupowali się robotnicy największych
fabryk warszawskich, jak Budowa Parowozów, Lilpop, Norblin, Paschalski oraz szeregu
pomniejszych.
Po drugiej stronie placu przemawiali z samochodów ciężarowych - pod osłoną bojówek przywódcy PPS: Barlicki, Jaworowski, Praussowa i inni. Widok olbrzymiej ilości
demonstrantów komunistycznych umocnił ich w powziętym już uprzednio zamiarze
niedopuszczenia z a żadną cenę do pochodu komunistów przez miasto.
To też ledwie tylko ruszono z pl. Teatralnego, specjalnie rozstawieni bojowcy PPS poczęli
rzucać się na robotników-komunistów, a ciężarowe auta ze zbrojną w pałki i rewolwery
milicją pepesowską odcinały komunistom możność wydostania się z placu Teatralnego, na
który najeżdżała z drugiej strony policja.
Pierwszą ofiarą bojówki pepesowskiej - padli akademicy z „Życia”, których bojówka jęła
okładać kijami i odebrała im sztandar z napisem ZNMS „Życie”. Przewodniczący
warszawskiego środowiska ZNMS „Życie”, Mieczysław Wągr o w s k i, został pobity przez
bojowców PPS do utraty przytomności, Okrwawionego opatrzyło pogotowie, po czem
aresztowała go policja polityczna.
Gdy w ślad za pochodem pepesowskim ruszyły jednak olbrzymie masy komunistyczne, bojowcy PPS poczęli w rynsztokowy sposób wymyślać robotnikom komunistom i bić ich
kijami. Pojawiły się okrwawione twarze ofiar terroru pepesowskich pałkarzy. Wzburzenie w
masach, tak bestjalsko sprowokowanych, rosło. Mimo to odpowiedź ich na te chuligaństwa
nie wykraczała nigdzie poza osłanianie się laskami przed napastnikami.
16
Plan pepesowskiej bojówki był następujący: nie dopuścić do sformowania się pochodu
komunistycznego, odciąć komunistów od Krakowskiego Przedmieścia i w ten sposób ułatwić
policji atak na znajdujących się na placu Teatralnym demonstrantów komunistycznych. Ten
misterny plan, opracowany przez przywódców PPS i kierowników warszawskiej defensywy,
pokrzyżowali jednak robotnicy. Kilkutysięczna masa robotnicza zerwała kordon pepesowskiej
bojówki i szeroką lawą zalała Krakowskie Przedmieście. Tu miał się sformować pochód
komunistyczny. Przywódcy PPS dali rozkaz bojówce nie dopuszczenia do tego.
Gdy razem z grupą towarzyszy znalazłem się na przeciwko Muzeum Przemysłu i Rolnictwa,
zobaczyłem, że auto ciężarowe z bojówkarzami, jadące na tyłach pochodu pepesowskiego,
raptem się zatrzymało. Po chwili rozległa się salwa rewolwerowa, za nią druga, trzecia. To
bojowcy PPS prażyli wprost w tłum, na oślep. Pada trupem jakiś człowiek, wielu rannych
tłoczy się do pobliskiej apteki, szukając pierwszej pomocy. Szeroką tyraljerą nadbiega policja
i rzuca się na rannych i na grupę robotników, skupionych wokół trupa nieznanego mężczyzny.
Bojówkarze zaś na aucie ciężarowem spokojnie ruszają dalej, szykując się do nowej rozprawy
z niedającemi się zastraszyć proletarjuszami Warszawy.
W międzyczasie znaczna część robotników komunistów przedostała się poza barjerę
morderczych aut i spory kawałek drogi kroczyła ze śpiewem „Międzynarodówki” przez
Krakowskie Przedmieście i Nowy świat.
Na odgłos śpiewu i okrzyków: „Niech żyje Polska Republika Rad!” - nadjechały z boku auta
z bojowcami PPS. Na wprost ministerstwa kolei rozległa się druga salwa. Pada śmiertelnie
ranny robotnik komunista, Jan Gaw1ik. Odniesiony do apteki Mutniańskiego - w chwilę
potem kona w obecności żony.
Trzecią i ostatnią salwę dali bojowcy PPS na placu Trzech Krzyży. Kule pepesowskie kładą
tutaj trupem robotnika Gustawa Wudla, wielu innych ranią. Ogólna ilość rannych dochodzi
30. Reszty dokonywa policja, która rozgania szablami i kolbami ludzi z przyległych bram
nawet, aresztując na prawo i na lewo, nie tykając jeno sprawców mordu - bojowców PPS.
Jednocześnie w niczem niezakłóconym spokoju, śród okrzyków „Żądamy powrotu Marszałka
Piłsudskiego do armii”, posuwał się mizerny pochód PPS.
Otwierali go posłowie Barlicki i Jaworowski oraz szef wydziału bezpieczeństwa w
Komisarjacie Rządu, Gorzechowski. Przed lokalem OKR PPS poseł Jaworowski wygłosił
przemówienie, w którem złożył pochwałę swej bojówce i oświadczył, że komuniści srodze się
zawiedli, myśląc, że pepesowcy strzelać będą gałkami z chleba. W odezwie, wydanej po
masakrze 1 majowej, OKR PPS z cynizmem morderców pisał: „Wzięliśmy na siebie
utrzymanie porządku i zażądaliśmy wycofania policji. Milicja PPS z zimną krwią porządek
utrzymała”.
Tak oto przywódcy PPS publicznie chełpili się tem, że wykonawcy ich rozkazów - bojowcy
PPS przelewali krew robotniczą, zbierając za to oklaski burżuazji, która salwy browningowe
witała z balkonów okrzykami: „Brawo PPS!”.
Wieczorem tegoż dnia na „akademii” pierwszomajowej przedstawiciele OKW PPS - Perl i
Barlicki złożyli słowa uznania zbroczonym krwią robotniczą bojowcom.
Po krwawej zbrodni bojówki pepesowskiej wielu robotników, świadków naocznych wydarzeń
17
pierwszomajowych, zgłaszało się do Komunistycznej Frakcji Poselskiej, podając nazwiska
bojowców PPS, którzy strzelali do demonstrantów. Między innemi wielu świadków podało,
że strzelano z auta, na którem znajdował się poseł Jaworowski [2]. Według zeznań świadków
strzelali następujący bojówkarze pepesowscy: Sieczko, piekarz, sekretarz Związku tragarzy,
Maran Ofenberg, zamieszk. przy ul. Skierniewickiej, pracował u Gerlacha, Julian
Luckorzyński, Młynarska 6, pracuje u Gerlacha, Stanisław Fidzyński z Woli, żyje z
Kercelaka, Ludwik Stasiak, pracuje u Gerlacha, Henryk Ulicki, piekarz, sekretarz Związku
Strycharzy, Moskal - piekarz, Macanek, sekretarz Związku Garbarzy, Edmund Musuła,
Wolska 45, Andrzej Kowalski, żyje z Kercelaka, Klemens (pseudonim Klipa), Majsterek z
Woli, Morawski, sekretarz Związku Spożywczego Serwach Stanisław, piekarz. Oprócz
powyższych strzelali również bojów-karze, znani pod pseudonimami „Matros” i „Szmaja”.
Bezpośrednio dowodził bojówkarzami znany zbir pepesowski, „komendant milicji
porządkowej PPS” - Łokietek.
Zbrodnia, dokonana przez bojowców PPS na oczach tysiącznych tłumów, była tak oczywistą,
że nawet prasa burżuazyjna nie odważyła się pójść za przykładem pepesowskiego
„Robotnika”, który pisał, że to sami komuniści strzelali do swego pochodu (tak jak według
„Robotnika” sami komuniści zamordowali tow. W. Białego!).
Bojowo-antykomunistyczny „Kurjer Czerwony” w wydaniu popołudniowem z dn. 1-go maja
pisząc z tryumfem o „zwycięstwie PPS nad komunistami”, podał następujący opis przebiegu
demonstracji:
Punkt kulminacyjny demonstracji nastąpił o godzinie 11.25, gdy zwolennicy partji
komunistycznej wraz ze swemi delegacjami usiłowali przedostać się z pod Opery na ul.
Senatorską.
W momencie tym nastąpiło starcie przy sztandarze Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej
„Życie” (grupa komunizująca).
Milicja PPS sztandar ten pochwyciła laskami. Powstała bójka, krzyki, popłoch…
Komuniści formują oddzielny pochód i zdążają za pochodem PPS. Na rogu Miodowej i
Senatorskiej pada prowokacyjny strzał rewolwerowy w powietrze. Na szczęście nie czyni to
żadnego wrażenia na manifestujących. Na tyłach pochodu PPS trwa ciągła walka. Wśród
komunistów widzimy już okrwawionych manifestantów. Do ciężej rannych, wyłącznie wskutek
uderzeń laskami, wezwano Pogotowie Ratunkowe.
Godz. 11 m.. 45. Na Krakowskiem Przedmieściu, tuż za pochodem PPS, zbiera się tłum
komunistów.
Słychać gwizdy, krzyki. Nagle rozlega się strzał. Milicjanci PPS, stojący na samochodzie
ciężarowym, zaczynają strzelać. Tłum komunistów pierzcha w kierunku placu Zamkowego.
Godz. 11 m. 50. Po strzałach tumult nieopisany. Komuniści rozbiegają się na wszystkie
strony.
Jednocześnie z ulicy Miodowej wybiega oddział policji Przed apteką Wendego przechodnie
podnoszą z chodnika jakiegoś mężczyznę. Jest ranny kulą rewolwerową – kona. Zajeżdża
18
dyżurna karetka Pogotowia, po chwili druga. Lekarz Pogotowia stwierdza zgon.
Godzina 12 m. 15, Na rogu Al. Jerozolimskich i Nowego Świata doszło do ponownego
krwawego starcia na tyłach pochodu PPS.
Z samochodu milicji PPS dano strzały. Kilka osób zwaliło się na ziemię.
Do apteki Mutniańskiego przyniesiono ciężko rannego Jana Gawlika (Młocińska 13),
garbarza.
Godz. 12.20. Telefon z apteki; W tej chwili Gawlik kona. Jest to starszy, siwy człowiek. Żona
rozpaczliwie płacze”.
Poczem bezpośrednio - sprawozdawca pisma burżuazyjnego może, stylem komunikatu z
placu boju, zakończyć z tryumfem:
Na końcu pochodu grupa komunistyczna. Zlikwidowano ją na przestrzeni od rogu Al.
Jerozolimskiej do placu Trzech Krzyży.
„Grupę komunistyczną” zlikwidowano! „Zlikwidowano” przy pomocy wściekłego ognia
PPS-owskich kul rewolwerowych, poprzez krew robotników, poprzez śmierć Gawlika, Wudla
i innych.
A oto co pisała „Warszawianka” z dnia 2-go maja tegoż roku:
Ze zgodnych świadectw wynika niezbicie, że strzały padały z samochodów ciężarowych, na
których jechali bojowcy PPS, ranni zaś od kul i zabici byli ludzie z tłumu.
NPR-owski „Głos Codzienny” z dnia 2-go maja w następujący sposób podsumował krwawą
robotę PPS-owską:
Od dwu tygodni ćwiczono, zbrojono i organizowano bojówkę. Od tygodnia z zimną krwią
szykowano się na to, że w pewnych momentach musi popłynąć krew robotnicza na bruk
uliczny! Ciężarowemi automobilami, według wzorowych zasad walki ulicznej podwożono
„szturmowe oddziały” zawodowych zabijaków, aby prażyli ogniem tłum.
Po wyjściu z rządu socjaliści postanowili zacząć działać na ulicy. Tutaj natknąć się musieli na
komunistów; obronić swój prestige na ulicy mogli tylko przy pomocy policji i własnych
brauningów. Tak się też stało...
W pierwszych dniach maja razem z posłem tow. Skrzypą odwiedziłem rannych w dniu 1
maja, przebywających w szpitalach warszawskich. Przeważali wśród nich ciężko ranni (rany
postrzałowe klatki piersiowej, brzucha itp.), gdyż lżej ranni, po opatrzeniu ich przez
Pogotowie Ratunkowe, odwiezieni zostali do domów. Wszyscy jednozgodnie stwierdzali, że
ranieni zostali przez bojowców PPS, strzelających z samochodów ciężarowych.
Komunistyczna Frakcja Poselska zebrała dziesiątki zeznań świadków zbrodni pepesowskiej.
Szereg tych zeznań ogłoszony został m. in. w jednodniówce „Pod sąd klasy robotniczej!”,
wydanej w kilka dni po masakrze 1-majowej. Podajemy tu dla ilustracji kilka zeznań. Oto,
np., co zeznaje żona zabitego robotnika - komunisty Jana Gawlika:
19
Razem z mężem mym, Janem Gawlikiem, szłam po trotuarze za pochodem PPS. Szliśmy
Nowym Światem. W pobliżu ulicy Smolnej rozległy się liczne strzały. Stwierdzam, bo
widziałam to na własne oczy, że strzelali bojowcy PPS ż samochodu ciężarowego. Jeden z
tych strzałów zabił mego męża.
A oto kilka zeznań rannych przez bojówkarzy uczestników demonstracji pierwszomajowej:
Jagodziński Andrzej, lat 27, zamieszkały przy ul. Grochowskiej 18 m 60, kontroler zapalników
armatnich w „Pocisku”.
Przechodziłem Ąl. Jerozolimską w stronę Nowego Mostu, Pochód przeszedł, usłyszałem, że
się posypały strzały z trzech samochodów. Na tych samych samochodach znajdowała się
bojówka PPS. Z chwilą, gdy usłyszałem strzały, poczęli do okoła mówić, że jedna z kobiet
została ranna, a mężczyzna zabity. Posypały się znowu strzały z samochodów i w tym trakcie
zostałem ranny w lewą pierś. Jakiś jegomość podskoczył, wziął mnie pod ręce i doprowadził
do apteki na Nowym Świecie, ten pan nałożył mi opatrunek. .Z apteki przewieziono mnie. do
szpitala Św. Rocha.
Jagodziński, 6. 5. 1926 r. Szpital Św. Rocha.
Ziembowicz Władysław, lat 39, zamieszkały w Mokotowie przy ul. Dolnej 24 m. 4. Blacharz bezrobotny.
Przechodziłem przez plac Trzech Krzyży. Jechał samochód ciężarowy z ludźmi. Strzały
zaczęły padać z samochodu salwami. Ja zostałem ranny: w dłoń lewej ręki, a przy mnie upadł
raniony kilkoma strzałami nieznany mi robotnik; jak później okazało się, był to p: Wudel,
który zmarł w szpitalu Św. Rocha. W. Ziembowicz.
Szpital Św. Rocha, 6 maja 1926 r.
Stwierdzam, iż byłem naocznym świadkiem, jak bojówka PPS strzelała do bezbronnych ludzi z
ciężarowego samochodu na Nowym Świecie Nr. 13 albo 15; przy mnie padły 2 osoby, kobieta
i mężczyzna ranny w nogę. Jeszcze stwierdzam, że na placu Bankowym samochód z bojówką
PPS przerwał pochód i zaczął odbierać sztandary i bić ludzi, idących koło sztandarów.
Następnie byłem naocznym świadkiem strzelania, z 2 czy 3 samochodów, bojówkarzy na placu
Trzech Krzyży. Za prawdomówność składam podpis. Pajewski J.
Pomimo, że były setki świadków zbrodni pepesowskiej, pomimo że w prasie ogłoszone
zostały nazwiska wybitniejszych bojowców, biorących udział w masakrze 1 majowej, nikomu
z nich włos z głowy nie spadł, nikt z nich nawet dla zachowania pozorów nie został
pociągnięty do odpowiedzialności karnej, zaś wszczęte na razie śledztwo zostało niebawem
umorzone. Jeszcze raz w całej pełni ujawniony został fakt ścisłego współdziałania PPS z
policją, jeszcze raz wodzowie tej partji ukazali swe rzeczywiste oblicze obrońców wyzysku
kapitalistycznego i lokajów burżuazji, zaciekłych wrogów wyzwoleńczej walki proletarjatu.
20
Strzały pierwszomajowe wymierzone były przez bojówkarzy pepesowskich nie tylko w piersi
Gawlików i Wudlów. W intencji wodzów PPS miały one stłumić ogień buntu w piersi
dziesiątków tysięcy rewolucyjnych proletarjuszy. W pierwszych dniach pamiętnego maja
1926 r. jednodniówka „Pod sąd klasy robotniczej!”, w artykule poświęconym 1 maja 1926 r.
w Warszawie pisała: Przywódcy PPS nie dopuścili do jednolitej demonstracji - utorowali
drogę faszyzmowi. Niebawem przywódcy PPS wstąpili w okres dyktatury faszystowskiej w
Polsce z bogatym dorobkiem krwi robotniczej, przelanej, przez zbirów z „milicji porządkowej
PPS”.
NAPAD POLICJI I BOJÓWKI PPS NA POCHÓD MŁODZIEŻY ROBOTNICZEJ
5 września 1926 r. odbyła się w Warszawie demonstracja z powodu Międzynarodowego Dnia
Młodzieży. Podczas, gdy pochód ze sztandarem Związku Młodzieży Komunistycznej i
transparentami szedł ulicą Wolską, napadła nań policja, płazując szablami i przystawiając do
skroni rewolwery. Do napadu przyłączyła się bojówka PPS, która rzuciła się na
demonstrantów z większą jeszcze zaciekłością, niż policja. Tłum stawiał opór, nie dając się
rozpraszać. Gdy wśród tłumu rozległy się w stronę policji i pałkarzy okrzyki: „Nie bić!”,
bojówkarze rzucili się z laskami i pięściami na krzyczących. Największem zezwierzęceniem
odznaczyli się członkowie bojówki PPS - Jendryszek i Tasiemka. Jendryszek, który był
pijany, rzucał się między innemi na dziewczęta, przewracał je na ziemię i kopał.
Na ulicy stały 2 auta ciężarowe z policją. Bojówka PPS przy pomocy policji pakowała
pobitych i stawiających opór na samochody, gdzie bito ich w dalszym ciągu. Większość
pobitych stanowili młodzi robotnicy żydowscy. Na miejsce przybyło pogotowie (wezwane
przez publiczność) i nałożyło pierwsze opatrunki.
Aresztowanych uczestników pochodu, po większej części rannych, przewieziono do
komisarjatu policji. Wśród aresztowanych (w liczbie około 60 osób) przeważała młodzież w
wieku lat 16-17. Znajdowali się wśród nich i przypadkowi przechodnie, którzy nie brali
udziału w pochodzie.
W komisarjacie przetrzymano aresztowanych kilka godzin, poczem znowu wpakowano
wszystkich wraz z rannymi a auta i przewieziono ich do defensywy. Wśród ciężej rannych
znajdował się śmiertelnie pobity Grünbaum, który przez cały czas leżał na korytarzu
nieprzytomny, zalany krwią, z wypłyniętem okiem. Nikomu z aresztowanych nie pozwolono
zbliżyć się do niego dla okazania pomocy. Nie tylko nie wezwano lekarza, lecz usilne żądania
aresztowanych, by sprowadzono doktora, pozostawały bez echa. Dopiero o ósmej wieczór,
gdy aresztowani bez przerwy krzykami i waleniem w drzwi- domagali się ratunku dla
Grünbauma - lekarz przybył. Było już za późno. Grünbaum zmarł z ran i upływu krwi. O 10ej wieczór wypuszczono wszystkich aresztowanych, nie spisując nawet protokołu.
O tym napadzie bojówki PPS na pochód młodzieży robotniczej zamieścił korespondencję
paryski tygodnik „Trybuna Robotnicza” w numerze z dnia 9 października 1926 r. Czytamy
tam między innymi:
Policja rozpędzała manifestantów. Jeden z bojowców PPS chcąc o sprowokować ją do użycia
broni palnej, zaczął na ulicy Staszyca strzelać w górę. Gdy i to nie pomogło, bojowcy wzięli
21
się do bicia aresztowanych demonstrantów. Na środku ul. Wolskiej stoi oddział policji, w
środku aresztowani, wpada banda pepesowców między policjantów, bijąc aresztowanych
rękojeściami rewolwerów i kijami. „Towarzysz” Tasiemka, znany szpicel defensywy, uderzył
nożem czy jakimś innym ostrym narzędziem jednego z aresztowanych w twarz, aż mu oko
wypłynęło. „Towarzysz” Jendryszek, były specjalista: od wymuszania zeznań od więźniów
politycznych, bił rękojeścią rewolweru aresztowanych. „Towarzysz” Lucek bił kijem i chciał
strzelać, gdy aresztowani byli w samochodzie ciężarowym; bili i inni. "Towarzysz" "Mały
Jasio", właściwe jego nazwisko Jan Łaniewski (służy w defensywie w specjalnym oddziale do
pilnowania Piłsudskiego) i cały szereg in. znęcali się nad aresztowanymi wtedy, gdy policja
trzymała aresztowanych za ręce. Na ulicy Młynarskiej bojowcy w oczach policji pobili
jakiegoś przechodnia do utraty przytomności.
NAPAD BOJOWCÓW PEPESOWSKICH NA ODCZYT PPS-LEWICY
Na niedzielę 26 września 1926 r. w Warszawie, w teatrze Kamińskiego przy ul. Oboźnej
zapowiedziany został odczyt trzech byłych członków PPS: Andrzeja Czumy, sekretarza
generalnego PPS-Lewicy, dr. Albina Różyckiego i Tadeusza Wieniawy-Długoszewskiego.
Odczyt ten p. t. „Dlaczego wystąpiliśmy z PPS?”, wywołał wśród robotników warszawskich
znaczne zainteresowanie. To też w oznaczonej porze, na godzinę 10 ½ przybyło na odczyt
przeszło 2000 robotników, szczelnie wypełniając wielką salę teatru.
Tuż przed rozpoczęciem odczytu przed teatr zajechały pamiętne robotnikom warszawskim z
dnia 1 maja auta ciężarowe z bojówką PPS-owską, której przewodził „komendant” Łokietek.
W „szyku bojowym”, podzieleni na dziesiątki i uzbrojeni w pałki, kastety i brauningi, zaczęli
bojowcy wdzierać się przemocą na salę, bijąc pałkami stojących przy drzwiach bileterów i
robotników, którzy wspólnymi: siłami starali się: nie wpuścić napastników do teatru. Bijąc
pałkami na prawo i na lewo, przedarli się bojówkarze ku scenie, z której przemawiać mieli
prelegenci. Tutaj bojowcy wszczęli hałas, uniemożliwiając w ten sposób rozpoczęcie odczytu
i ustawiwszy, się półkolem zagrozili, że rozprawią się po swojemu z tymi, którzy odważą się
odczyt zagaić.
I tym razem, podobnie jak 1-go maja wyszło na jaw współdziałanie PPS i jej bojówek z
policją. Rzekomo w celu „zlikwidowania zajść” - bynajmniej nie w celu usunięcia
napastników - nadciągnął niebawem większy oddział policji, który wkroczył do teatru i
usunął z sali odczytowej Wszystkich zebranych.
Nasłani przez wodzów PPS-owskich socjalpałkarze dopuszczali się gwałtów nie tylko na
robotnikach, którzy pragnęli usłyszeć nieco prawdy o zaprzedaniu się burżuazji i zdradzie
przywódców socjalugody; bojowcy nie szczędzili razów i przygodnym przechodniom, którzy
piętnowali ich bandycką, napaść. Przed teatrem pobili bojowcy dotkliwie starszego
mężczyznę, który rzucił uwagę tej oto treści: ,,To jest cywilizacja- XX-go wieku - nie
pozwolić ludziom mówić!”.
Ogółem obrażenia odniosło kilkunastu robotników,: jeden zaś - nieznanego nazwiska - został
ciężko ranny w głowę jakimś ostrym metalowym narzędziem (prawdopodobnie kastetem) karetka pogotowia odwiozła go do szpitala.
W napadzie bojówkarzy pepesowskich brali udział między innymi następujący działacze PPS:
Piłacki, Łokietek, Siemiątkowski, Preis, Dewódzki.
22
WALKI WEWNĘTRZNE W BOJÓWCE PPS
Bojówka PPS - to zbiorowisko odpadków klasy robotniczej. Składa się ona z elementów do
szpiku kości zdemoralizowanych, które swą służbę PPS łączą z pracą w defensywie w
charakterze tajnych agentów oraz z różnymi praktykami jawnie bandyckimi. Nic przeto
dziwnego, że nieraz wśród członków tej uzbrojonej zgrai dochodzi do krwawych zatarganie
ów i rozpraw, które nie zawsze udaje się przywódcom PPS osłonić mrokiem tajemnicy. Tak
np. w październiku 1926 r. cała prasa burżuazyjna pisała o wzajemnym mordowaniu się
członków pepesowskiej bojówki.
Organ Bundu „Naje Fołkscajtung” w Nr. 218 z dnia 12 października 1926 r. podaje
następujący opis zabójstwa bojowca pepesowskiego Lubelskiego:
Wczoraj, dnia 11 października r. b. około godziny 10 ½ przed południem na placu Mirowskim
obok hal targowych kilkoma strzałami rewolwerowymi został ciężko ranny 33-letni tragarz
Matys Lubelski (Niska 72), wiceprzewodniczący sekcji żydowskiej przy związku spożywczym
robotników polskich, który znajduje się pod wpływami PPS.
W chwili, gdy Lubelski rozmawiał z kilkoma tragarzami podeszło do niego dwóch członków
bojówki PPS-owskiej - dzielnicy Powązkowskiej: Makowiecki i Groszyński, którzy przyjęli
udział w ich rozmowie.
Lubelski jest również członkiem organizacji PPS dzielnicy Powązkowskiej, jak również
członkiem pepesowskiej bojówki.
Podczas rozmowy Makowiecki wyciągnął niespodziewanie rewolwer i strzelił do Lubelskiego.
Ten zaś rzucił się do ucieczki. Makowiecki pognał za nim i dał do uciekającego z tyłu jeszcze
pięć strzałów. Lubelski upadł na chodniki
Wśród przechodniów powstała panika. Zjawił się policjant. Makowiecki doszedł do niego,
wręczył mu broń i legitymując się, zażądał od policjanta, by go aresztował. Na zapytanie
policjanta, dlaczego zabił Lubelskiego, Makowiecki odpowiedział: "Proszę mi nie zadawać
pytań, tylko odprowadzić mnie do komisariatu.
Makowiecki wraz ze swym towarzyszem, wsiedli do dorożki samochodowej i odjechali w
towarzystwie policjanta do 7 komisariatu policji, następnie zaś do urzędu śledczego.
Karetka pogotowia odwiozła Lubelskiego w stanie ciężkim do szpitala Dzieciątka Jezus. W
chwili obecnej walczy on ze śmiercią; kula przedziurawiła mu głowę i klatkę piersiową.
Z kół PPS-owskich donoszą nam - pisze dalej „Naje Fołkscajtung” - że Matys Lubelski był
wiernym członkiem PPS. Wykonywał on ściśle wszystkie uchwały Powązkowskiej dzielnicy
partyjnej, do której należał. Makowiecki zaś był ostatnio zawieszony w prawach członka
partji za nieposzanowanie jej uchwał. Jest on zaciekłym antysemitą i miewał często zatargi z
Lubelskim, któremu zazdrościł z powodu obdarzania go przez sfery partyjne większem
zaufaniem i powierzania mu poważniejszych zadań.
Ciężko ranny Lubelski wkrótce umarł. Organizacja warszawska PPS urządziła mu wystawny
pogrzeb. Na cmentarzu szereg przywódców PPS wygłosił przemówienia, poczem bojówka
PPS oddała salwę rewolwerową. Organ centralny PPS „Robotnik” zamieścił nekrolog
23
Lubelskiego, w którym podnosił jego zasługi dla partji.
Kim w samej rzeczy był ten „wierny członek PPS”, o tem dowiadujemy się z broszury
pepesowca Minkiewicza „Klika warszawska OKR PPS”. Na stronicy 27-ej czytamy:
Po wszystkim, co powiedziane, zrozumiałem jest najzupełniej, że klika Jaworowskiego nie
mogła mieć żadnych wstrętów moralnych w urządzeniu okazałego „pepesowego” pogrzebu
właścicielowi domów publicznych, Matysowi Lubelskiemu, niosąc sztandary dzielnic bok w
bok z setkami wdzięcznych klijentek tego plugawca. Słyszycie ?.. Czerwone sztandary...
bezczeszczone przez przyjaźniących się z alfonsami i sutenerami Jaworowszczyków.
Klasa robotnicza Warszawy otrzymała więc jeszcze jedną lekcję poglądową. Demonstracyjny
pogrzeb właściciela domów publicznych Lubelskiego był wymownym dowodem tego, że
PPS, odpowiadając salwami rewolwerowymi na dążenie robotników do utworzenia
jednolitego frontu proletariackiego, szuka oparcia w jednolitym froncie z sutenerami i
alfonsami, skupia i mobilizuje przeciw idei wyzwolenia mas pracujących, wszelkie
zdeklasowane i przeżarte demoralizacją żywioły.
Pewne światło; na tajniki bojówki pepesowskiej rzucił również proces zabójcy Lubelskiego;
Makowieckiego, który odbył się w dniu 10 stycznia 1928 r. przed warszawskim sądem
okręgowym. W charakterze świadków odwodowych wezwani zostali na rozprawę liczni
działacze PPS, między innymi radni Siemiątkowski (Tasiemka), Piłacki, Szczypiorski i in.
Sąd skazał Makowieckiego na 6 lat ciężkiego więzienia. Za kulisami działali; Jednak
przyjaciele Makowieckiego z PPS, których celem było wykazanie rzekomej niepoczytalności
zabójcy. W dn. 21 maja 1928 r. odbyła się sprawa Makowieckiego przed sądem apelacyjnym
w Warszawie, zakończona odroczeniem procesu. W związku z tym procesem „Wieczór
Warszawski” 21. 5. 28 podał charakterystyczne szczegóły przewodu sądowego:
W komisarjacie Makowiecki nie przyznał się do zabicia kogokolwiek, twierdząc, iż nic nie
pamięta.
W policji politycznej ustalono, iż Makowiecki również był członkiem PPS, jak i zabity. Po
wypadkach majowych, służył w III-m kordonie zewnętrznej ochrony Marszałka Piłsudskiego i
z racji tej posiadał przy sobie rewolwer.
Motywów zbrodni, pomimo skrupulatnego zbadania kilkudziesięciu świadków nie ustalono.
Stwierdzono natomiast, iż Makowiecki, poprzedniego dnia pił dużo alkoholu. Pijatykę
rozpoczął poprzednimi libacyjkami u ojca i szwagra, skąd udał się na miasto i po spotkaniu
się z kilkoma znajomymi, zaczęto odwiedzać restauracje: „Pod Psami”, „Mikado”, wreszcie
końcową wizytę, złożono w „Asturji”, gdzie pito do rana.
Przeciąg czasu od wyjścia z „Asturji” aż do chwili zabójstwa Lubelskiego, osłonięty jest
mrokiem tajemnicy. Nie wiadomo, co Makowiecki robił wówczas i gdzie się znajdował, Sam
zaś oskarżony twierdzi, że nie pamięta.
Że mord Makowieckiego nie był jego aktem indywidualnym, że działał on w porozumieniu z
jakąś grupą pepesowskich bojowców, z którymi bezpośrednio przed dokonaniem morderstwa
odwiedzał restauracje ,,Pod Psami”, „Mikado”, „Asturję”, dowodem tego ta walka, która
wywiązała się wśród bojówkarzy zaraz po zabiciu Lubelskiego. Pod tytułem „Krwawe walki i
akty zemsty między członkami bojówki PPS” pisze „Naje Fołkscajtung” z dn. 14
24
października 1928 r., co następuje:
Napad na tragarza Matysa Lubelskiego był zaledwie początkiem całego szeregu aktów
terorystycznych. W poniedziałek wieczór towarzysze Lubelskiego zemścili się na
przedsiębiorcy ślusarskim Groszyńskim (Okopowa 18), który brał udział w napadzie
Makowieckiego na Lubelskiego. Kilku osobników poszukiwało Groszyńskiego przez cały
wieczór w szeregu restauracji warszawskich, w końcu znaleźli go w restauracji Huricha na
Żelaznej 44 przy piwie. Około 10-ej do traktjerni weszło kilka osób i zażądało od
Groszyńskiego, by wyszedł na ulicę. Z tonu tego żądania Groszyński zrozumiał,' że grozi mu
niebezpieczeństwo i próbował uciec tylnymi drzwiami. Przybyli popędzili jednak za nim i dali
do niego kilka strzałów. Jedna kula trafiła go w brzuch, druga w szyję. Jednocześnie
usłyszano gwizdek policji, którą zaalarmowały strzały. Przed nadejściem policji strzelający
znikli. Groszyński został odwieziony do szpitala Dz. Jezus. Stan jego byt ciężki. Gdy podszedł
do niego policjant i zapytał go o przyczyny, nie chciał Groszyński dać żadnych wyjaśnień,
twierdząc, że to są tajemnice partyjne. Groszyński zmarł na stole operacyjnym. Żadnych
wiadomości nie udało się od niego wydostać.
Napad na Groszyńskiego nie był jednak ostatnim, -O północy nastąpił trzeci napad na 24letniego robotnika Franciszka Sieczkę (Młynarska 42). Sieczko już od dłuższego; czasu jest
funkcjonariuszem Zw. Spożywczego. Przedtem był sekretarzem oddziału Zw. Piekarskiego,
ostatnio pracował w sekcji tragarzy, gdzie Lubelski-był wiceprzewodniczącym. Jak twierdzą
poinformowani, Sieczko był bardzo zaprzyjaźniony z Lubelskim. Więcej, przed napadem był
przed halami i rozmawiał właśnie z Lubelskim. Mówią również, że był między, mścicielami
nad Groszyńskim, Podług tej wersji, przyjaciele Groszyńskiego zemścili, się nad Sieczką za
krew Groszyńskiego.
Późną nocą Sieczko został odwieziony do ambulatorium Kasy Chorych na Solcu 93; został on
ranny kulą w nogę. Wśród robotników krążą o napadzie, na Sieczkę również inne wersje. Tak,
na przykład, nie jest wykluczonym, że napad na Sieczkę został zorganizowany przez
wykonawców napadu na Groszyńskiego. Gdyby ta wersja miała się sprawdzić, sądzić by
należało, że również Sieczko maczał ręce w śmierci Lubelskiego, i że przyjaciele Lubelskiego
dlatego mścili się na Sieczce. Ostateczną prawdę trudno ustalić na podstawie tych wszystkich
pogłosek. Ci, co mogliby coś powiedzieć, milczą w obawie przed kulą.
Mniej więcej w tym samym czasie przez swych kompanów zamordowany został również
członek bojówki PPS Antoni K r y ń s k i.
Szereg morderstw wewnątrz bojówki PPS udało się jej kierownikom utrzymać w tajemnicy.
Tak np. prasa przemilczała fakt zamordowania przez bojowców w dniu 18 lipca 1926 r.
jednego ze swych kamratów - Stanisława Łapińskiego. Rzekomo „śmiercią samobójczą”
zginęli na jesieni tegoż roku bojowcy: O f e n b e r g (pseudonim „W a r g a”), Edmund
Mosała, Arlikiewicz (pseudonim „W ar ja t”).
PASOŻYTY KERCELAKA
Rozgrywające się w świetle białego dnia walki poszczególnych grup pepesowskiej bojówki
między sobą zmusiły nawet prasę burżuazyjną do odsłonięcia chociażby części tajemnicy,
którą wodzowie PPS usiłowali zakryć machinacje i zbrodnie swej zbrojnej, straży
25
przybocznej. Oto co pisał enperowski „Głos Codzienny” w numerze z dnia 18 października
1926 r.:
Każde niemal dziecko robotnicze na Woli czy na Powązkach zna ich nazwiska i adresy. Każde
dziecko niemal zna ich kochanki, ich spelunki, gdzie piją gorzałę, zna ich sprawki, ofiary,
narowy i sposoby. Pieniędzy mają w bród: przeważnie przepijają wszystkie. - Chodzą stale
uzbrojeni, z czem się zresztą wcale nie kryją: ludność przywykła, przywykła zresztą i - policja.
Broń mają doskonałą: mausery, belgijskie browningi, "hiszpany" itd. Pozatem sztylet nie jest
też rzadki, a nóż ma prawie każdy. Na brak broni nie narzekają: taki G., jeden z
najwybitniejszych bojowców, chodzi na "robotę" z dwoma rewolwerami; kieszenie pełne
magazynów i luźnych nabojów.
Liczby ich nie jesteśmy w stanie dokładnie określić. Sądząc z niektórych wystąpień (np. przy
krwawej rozprawie w dniu 1 Maja r. b.) bojówka PPS-u jest dość liczna. W razie potrzeby
łatwo wystawi 100 ludzi, bogato uzbrojonych i lubiących krew przelewać ...[3].
Jest to w ogóle gromada ludzi, o przytępionych uczuciach i rozwydrzonych temperamentach.
Częste bijatyki bojowców nierzadko kończą się awanturniczą strzelaniną. Wiele knajpek na
terenie Krochmalnej, na Okopach, Wolskiej, Karolkowej itd. ma gęste ślady salw w sufitach,
ścianach i meblach. Bojowcy lubią gorące lufy rewolwerów i suchy trajkot strzałów.
Z dalszych rewelacji „Głosu Codziennego” dowiadujemy się (od dawna, zresztą, to było
wiadome całej Warszawie robotniczej), że bojowcy zdobywają środki pieniężne z wyzysku
najbiedniejszych i najciemniejszych elementów. Ciągną oni zyski z haraczu, nakładanego na
zakazane policyjnie gry hazardowne na Kercelaku, z rozjemstwa między złodziejami i
paserami i z tzw. „sądów” między robotnikami w sprawach towarzyskich lub rodzinnych,
nakładając „kary”, które egzekwują pod groźbą rewolweru. Zdobyty i wyłudzony w ten
sposób krwawy grosz robotniczy trwonią na pijatykę i rozpustę. Według relacji ze sfer
robotniczych zabójstwo prezesa związku tragarzy, członka PPS, Lubelskiego, miało miejsce
na tle zatargu o przydział nałożonej na robotnika przez bojowców kary w sumie 75 zł. Jeszcze
jednym źródłem dochodu jest wymuszanie od robotników pieniędzy za różne świadczenia.
Tak np. zabity Lubelski pobierał od tragarzy opłatę za udzielanie odpowiednich miejsc w
halach i zyskiem dzielił się z innymi bojowcami, między innemi z osławionym TasiemkąSiemiątkowskim.
Celem zdobycia „forsy” bojowcy PPS nieraz wynajmują się na usługi różnym burżujom i
aferzystom, występując w charakterze ich prywatnej siły zbrojnej. Przeważnie te rzeczy
uchodzą im bezkarnie, czasami jednak noga się podwinie, bo wszak nie idzie tu już o walkę z
komunizmem. Nader ciekawa pod tym: względem sprawa była przedmiotem rozpraw
warszawskiego sądu okręgowego w dn. 25 czerwca 1928 r. Jako oskarżeni występowali
Fajwel Rozenberg i Majer Cukier, którzy zostali pociągnięci do odpowiedzialności przez
dyrektora szkoły tańców „Carillon” - Kalinę. Oskarżał on ich o rozbój, który miał polegać na
tem, że pewnego dnia, podając się za członków bojówki PPS wymierzyli mu dwa silne ciosy
pięścią w twarz. Wówczas Kalina zwrócił się do znanego sobie członka PPS Bronisława
Michaleckiego, który przy współudziale policji oddał Kalinę i Rozenberga w ręce policji.
Tak brzmiało oskarżenie Kaliny. Na rozprawie sądowej sprawa ukazała się jednak w innem
świetle. Stwierdzone tam. zostało, że Kalina, spoliczkowany przez Rozenberga na tle jakiegoś
zatargu osobistego, zagroził mu z punktu:
26
- Mogę postawić 100 złotych, że będziesz mnie jeszcze musiał przeprosić na klęczkach!
Na trzeci dzień po zajściu - czytamy w sprawozdaniu z tego procesu, zamieszczonem w
„Wieczorze Warszawskim” - Rozenberg nocując w sklepie ojca przy ul. Miłej 31, usłyszał
wołanie:
- Rozenberg, wyłaź!
Gdy spojrzał w stronę, skąd dochodził nieznany głos, ujrzał jakiegoś mężczyznę, który z
rewolwerem w dłoni rozkazał mu, ubierać się i iść z nim. Pod groźbą rewolweru, oberluftem
wyszedł ze sklepu, gdyż sklep był zamknięty z zewnątrz. Nieznajomy mężczyzna oświadczył, że
jest bojowcem PPS, kazał mu wsiąść do auta, w którem siedział Kalina i kilku bojowców.
Szoferowi rzucono adres – „Przyokopowa”. Rozenberg zaprowadzony został do jakiegoś
mieszkania, gdzie go zaczęto bić, żądając wyjaśnienia nazwiska i adresu towarzyszącego mu
młodego osobnika, który razem z nim uderzył Kalinę w twarz. Z bólu Rozenberg wydał
Cukiera, którego w niedługi czas przywieziono. Obu bito jeszcze długi czas, poczem
odwieziono samochodami do domów.
Na drugi dzień, stawili się według polecenia u "starego" w OKR PPS na Jerozolimskiej Nr. 6.
Był to Michalecki, który polecił im umieścić przeproszenie Kaliny w „Naszym Przeglądzie” za
czynne znieważenie go.
Gdy po dwuch dniach nakaz nie został wykonany, Rozenbergowi złożono powtórnie nocną
wizytę. Oparł się, nie chcąc wyjść z domu, gdyż bał się, żeby go znów nie obito. Bojowcy
wówczas udali się do mieszkania Cukiera, lecz ten uprzedzony przez dozorcę, zawiadomił
policję. Przybyły przodownik - wraz z trzema policjantami - zaaresztował całą bojówkę.
Po sprowadzeniu bojowców do 5-go komisarjatu znaleziono u Michaleckiego rewolwer marki
„Sztajer”, u innych zaś grube laski gumowe i gruby powróz gumowy, zakończony mosięznemi kółkami.
Dwie sztuki z zabranych trofeów samosądu bojówkowego załączono jako dowód rzeczowy do
akt sprawy. Ostatni świadek Bronisław Michalecki, oświadcza, że jest członkiem OKR, że w
tej sprawie występował z polecenia PPS.
Wobec braku materjału dowodowego co do rozboju, prokurator zrzekł się oskarżenia i wniósł
o przesłanie protokółu zeznań oskarżonych do Urzędu Prokuratorskiego, celem pociągnięcia
Michaleckiego i towarzyszów do odpowiedzialności za bezprawne pozbawienie wolności
Rozenberga i Cukiera. Ta cała historia wyglądałaby wprost na jakiś awanturniczy romans
kryminalny, gdyby nie była ścisłą relacją z posiedzenia Wydziału VIH-go karnego Sądu
Okręgowego w Warszawie.
Bojowcy PPS, podpiwszy i zabawiwszy się porządnie, lubią też niekiedy wyjść sobie na ulicę
i rozpocząć strzelaninę do celu. Tym celem mogą się stać również przygodni przechodnie.
Ujawniła to sprawa sądowa znanego bojowca pepeesowskiego Ludwika Stasiaka, skazanego
przez sąd okręgowy w Warszawie na 2 lata więzienia za postrzelenie na ul. Skierniewickiej
spokojnie spacerującej pary narzeczonych.
27
Aby moc odgrywać rolę panów Woli, Powązek i Ochoty, bojowcy pepesowscy
systematycznie terroryzują robotników, grożąc śmiercią opornym. Posługiwanie się
rewolwerami dla załatwienia porachunków jest na porządku dziennym, jak ta dowodzi np.
strzelanina 9 października 1926 r. w restauracji Leszno 40, gdzie jeden z dowódców bojówki
radny z PPS Pitacki i wywiadowcy policyjni Szeinmann i Frankfurcki strzelali do siebie
nawzajem.
Morderstwa bojówki PPS, wszystkie gwałty i zbrodnie jej członków uchodziły i uchodzą jej
bezkarnie, gdyż cieszy się ona troskliwą opieką władz i jak najściślej związana jest z
defensywą. Około 60% członków bojówki pepesowskiej przebywa jednocześnie na służbie
defensywy. Jeden z hersztów bojówki - Tasiemka utrzymuje z defensywą kontakt jak
najbliższy. Bojowcy Jendryszek, Jan Łaniewski, Czesław Doro-ciak, Andrzej Kowalski,
Kłosowicz, Makowi e c k i (zabójca Lubelskiego) itd. są znani jako członkowie defensywy,
przyczem Kowalski z rekomendacji posła Jawo-rowskiego został przydzielony do specjalnego
oddziału osobistej ochrony Marszałka Piłsudskiego, jak również Dorociak Czesław i Jan
Łaniewski.
BOJÓWKA, JAKO ORĘŻ W WALCE PPS Z KOMUNISTYCZNĄ FRAKCJĄ
POSELSKĄ
Od powstania państwa polskiego PPS usilnie pracowała nad tem, żeby jaknajgłębiej zepchnąć
w podziemia awangardę mas pracujących - Komunistyczną Partję Polski. Daszyńscy i
Malinowscy, Żuławscy i Jaworowscy, Niedziałkowscy i Moraczewscy łudzili się, że uda się
im, do spółki z całą burżuazją, w podziemiach niepodległej Polski zamurować głos rewolucji
socjalnej. To też już za tak zwanego „rządu ludowego” posypały się represje na organizacje
robotnicze, zapełniły się więzienia komunistami. 10 lat niepodległości- to 10 lat współpracy
przywódców PPS z defensywą, celem zaś tej współpracy było złamanie i rozbicie walki mas
pracujących o wyzwolenie z kajdan kapitalizmu[4].
10 lat białego terroru nie zdołały jednak powstrzymać rozwoju komunizmu w Polsce.
Wepchnięty w podziemia konspiracji zdobywał on zaufanie coraz szerszych mas
robotniczych i chłopskich. Rozwój masowego ruchu rewolucyjnego doprowadził wreszcie do
tego, że komunizm zdobył sobie legalną trybunę. Trybuną tą jest Komunistyczna Frakcja
Poselska.
Jedyna ta legalna placówka komunizmu w Polsce nie daje spać spokojnie burżuazji i jej
sługusom. Raz po raz powtarzają się ataki prasy burżuazyjnei, żądające likwidacji Kom.
Frakcji Poselskiej i uwięzienia posłów komunistycznych. W kancelarjach stronnictw
burżuazyjnych opracowywane są projekty specjalnych ustaw antykomunistycznych, których
celem jest między innemi usunięcie z powierzchni życia w Polsce komunistycznej
reprezentacji parlamentarnej. Przy głosowaniu wniosków- o wydanie posłów
komunistycznych, PPS-owcy bacznie pilnują, aby przypadkiem, przez nieporozumienie,
wnioski te nie zostały odrzucone. Tak np. na posiedzeniu sejmowej komisji regulaminowej w
maju 1928 r. przy głosowaniu wniosku o wydanie mnie sądom wstrzymał się od głosowania
przewodniczący tej komisji poseł pepesowski Lieberman, przeważając w ten sposób szalę na
rzecz wydania. Na plenum sejmu PPS wprawdzie oficjalnie zapowiedziała, że głosować
będzie przeciw wydaniu, w rzeczywistości jednak szereg posłów pepesowskich cichaczem
wyniósł się do bufetu, żeby zapewnić większość wnioskowi sanacyjno - endeckiemu. W
28
obawie zaś przed tem, ażeby manewr ich nie został zdemaskowany, posłowie PPS głosowali
przeciw postawionemu przez posła Walnickiego wnioskowi o głosowanie imienne. To samo
powtórzyło się przy głosowaniu wniosku o wydanie tow. Wł. Baczyńskiego.
Zarówno w poprzednim, jak i w obecnym sejmie PPS, wyzyskując zajmowane oficjalnie
urzędy sejmowe, stara się utrudnić lub wręcz uniemożliwić działalność parlamentarną posłów
komunistycznych. Tak np. w poprzednim sejmie ówczesny pepesowski wicemarszałek Mo r a
- c z e w s k i nie dopuścił do złożenia wniosku posła tow. Prystupy w sprawie pomocy
ludności Ukrainy Zachodniej, dotkniętej klęską nieurodzaju. Obecny zaś pepesowski
marszałek Daszyński stale nie przepuszcza przez swoją i cenzurę wniosków i interpelacji
komunistycznych, kwestjonując w nich takie wyrażenia, jak „rząd kapitalistów i
obszarników”, jak „sprawiedliwość klasowa” itp. Pod tym względem pepesowski marszałek
okazuje o wiele więcej gorliwości od marszałka poprzedniego sejmu, piastowca Rataja
P. Daszyński, służąc wiernie faszyzmowi, usiłuje również nie dopuścić komunistów do głosu
na trybunie sejmowej, ucinając przed nimi dyskusję, odbierając im głos pod lada pretekstem
itp. W obronie przed o pogwałceniem praw ludu pracującego posłowie komunistyczni byli
zmuszeni uciec się do gwałtownej obstrukcji. P. Daszyński odpowiedział na to wprawdzie
represjami, wykluczeniem kilku naszych towarzyszy z posiedzenia sejmu, zmuszony jednak
został na przyszłość do udzielania głosu posłom komunistycznym[5].
W walce z komunistami na terenie sejmowym pepesowcy nie zadowalają się wyzyskiwaniem
stanowisk urzędowych. Usiłują oni również sterroryzować posłów komunistycznych.
Pamiętna jest ohydna kampanja oszczercza prasy pepesowskiej przeciw tow. Łańcuckiemu za
to, że zerwał z obozem ugody i zdrady. Pamiętamy również haniebną napaść
socjaldefensywiaków Malinowskiego i Śledzińskiego na posła komunistycznego tow.
Królikowskiego. W obecnym sejmie - w związku ze spotęgowaniem się terroru
faszystowskiego wobec klasy robotniczej komunistycznego ogóle - jeszcze bardziej
rozzuchwalili się pepesowscy pachołkowie faszystowskiej dyktatury. Na posiedzeniu sejmu w
dniu 31-go marca r. b., gdy na znak protestu przeciw trzykrotnemu niedopuszczeniu do głosu
posłów komunistycznych, rozpoczęła się obstrukcja na naszych ławach, posłowie pepesowscy
przyjęli na siebie rolę policji, która na pierwszym posiedzeniu na rozkaz Piłsudskiego
wtargnęła na salę i wywlokła z niej kilku naszych towarzyszy oraz posłów ukraińskich.
Pepesowscy, na czele z Żuławskim i Zarembą rzucili się na posłów komunistycznych i,
korzystając z przewagi liczebnej, pobili tow.tow. Bitnera, Rosiaka, Baczyńskiego i Gawrona,
szarpiąc ich i rwąc na nich ubranie.
Posłowie PPS nie ograniczali się zresztą do stosowania tego rodzaju „metod” walki na terenie
sejmu. Widząc wzrastającą iw masach popularność Komunistycznej Frakcji Poselskiej
postanowili sterroryzować posłów komunistycznych przy pomocy swych bojówek. Na
popołudniowym posiedzeniu sejmu z dnia 31-go marca w czasie przemówienia tow.
Warskiego poseł pepesowski Żuławski rzucił groźbę:
Panie Warski, policzymy się poza sejmem.
Na wykonanie tej groźby nie trzeba było długo czekać. Dnia następnego odbywał się w
Warszawie pogrzeb ofiar katastrofy budowlanej przy pl. Starynkiewicza. W pogrzebie
uczestniczyły tłumy robotników. Nad grobem ofiar kapitalistycznej racjonalizacji
przemawiali m. in. posłowie komunistyczni Bitner, Sypuła i Gawron. Kiedy tow. Bitner
29
wychodził z cmentarza, rzuciła się na niego specjalnie czatująca banda bojówkarzy
pepesowskich i szpiclów i zaczęła go straszliwie katować. Kilku robotników zaopiekowało
się tow. Bitnerem i odprowadziło go do pobliskiego zakładu fryzjerskiego dla nałożenia
pierwszego opatrunku. Po chwili zapukała policja i zażądała otwarcia drzwi. Zobaczywszy
tow. Bitnera policjanci udali zdziwienie, przeprosili go i dyskretnie się usunęli. Był to
manewr spółki pepesowsko-policyjnej. W tym właśnie momencie znów wpadła banda
bojowców i powtórnie skatowała tow. Bitnera. Dopiero po dłuższym przeciągu czasu
zbrodniarze pepesowscy wycofali się z lokalu, po czem zawezwany lekarz Pogotowia nałożył
tow. Bitnerowi opatrunek, stwierdzając na głowie siedem ran tłuczonych i ciętych. Rannego
odwieziono odo prywatnej lecznicy, gdzie zmuszony był przeleżeć kilka dni.
Przy wyjściu z cmentarza zraniony również został tow. Gawron. Naturalnie bandycka napaść
bojowców pepesowskich wzmocniła tylko ścisły związek Kom. Frakcji Poselskiej z
robotnikami Warszawy, wyrazem czego były delegacje robotnicze, które odwiedziły rannego
tow. Bitnera.
Napaść na tow. Bitnera nie była pierwszą próbą pepesowców „policzenia się” poza sejmem z
posłami komunistycznemi, W czasie przewrotu majowego bojówka PPS otrzymała polecenie
„zlikwidowania” mnie. Sądzono, że wśród walk ulicznych rzecz ta będzie mogła pójść
najbardziej gładko. W drugim dniu przewrotu - 13 maja 1926 r. - miałem wiec w Warszawie
na rogu Wolskiej i Okopowej. W trakcie wiecu przyjechała bojówka PPS z radnym
pepesowskim Kowalewskim, sekretarzem Związku Garbarskiego Macankiem i znanym
bojowcem J e g e r e m. Usiłowali oni przy pomocy prowokacyjnych okrzyków zerwać wiec i
wywołać zamieszanie. Nie udało się to im, gdyż zgromadzeni robotnicy stali po naszej
stronie. Wówczas bojowcy postanowili „działać” po wiecu. Gdy już większość robotników
się rozeszła, bojowcy PPS rzucili się na otaczającą mnie gromadkę robotników, bijąc pałkami,
następnie zaś jeden z bojowców wyciągnął rewolwer i oddał do mnie trzy strzały.
Zamiar bojówki PPS nie udał się. Strzały chybiły. Dnia następnego OKR PPS wydał odezwę,
specjalnie przeciw mnie wymierzoną, która miała na celu przynajmniej wśród robotników
pepesowców wywołać w stosunku do mnie nastroje pogromowe i pośrednio usprawiedliwić
zamach bojówki. Inna rzecz, że i te zamiary spełzły na niczem, gdyż w przeciwieństwie do
przywódców PPS i ich bojówki, którzy mięli powody nienawidzieć mnie, nawet masy
robotnicze niewyzwolone jeszcze z pod wpływów PPS, odnosiły się z zaufaniem do mnie, jak
i do innych posłów komunistycznych.
Swój atak na Komunistyczną Frakcję Poselską bojówka PPS postanowiła powtórzyć po
krwawej łaźni pierwszomajowej 1928 r. To właśnie miało na celu rozpowszechnianie przez
OKR PPS łajdackiej pogłoski, że „pierwsi strzelali posłowie komunistyczni Sochacki i
Warski”, to właśnie było powodem wymienienia w uchwale warszawskiego OKR PPS
nazwisk posłów komunistycznych Sypuły, Warskiego i Sochackiego, jako
„odpowiedzialnych” za mord pierwszomajowy.
Co się nie udało W czasie przewrotu majowego w roku 1926, miało być -wykonane teraz. W
dniu 4 maja 1928 r. do posła tow. Sypuły zgłosili się robotnicy - członkowie PPS i ostrzegli
go, żeby się miał na baczności, gdyż Siemiątkowski (Tasiemka): otrzymał rozkaz
przygotowania na niego zamachu. Ujawnienie przez Komunistyczną Frakcję Poselską tych
przygotowań pokrzyżowało plany zbirów pepesowskich.
Panowie Niedziałkowscy, Żuławscy, Jaworowscy i Łokietki! Możecie być pewni, że pałką i
30
kulą nie zastraszycie komunistów. Przedstawiciele rewolucyjnego proletar jatu Polski i nadal
stać będą wytrwale na czołowej placówce walki z faszyzmem, jaką jest Komunistyczna
Frakcja Poselska.
KRWAWA MASAKRA 1 MAJA 1928 ROKU
Od skrytobójczego mordowania poszczególnych komunistów i lewicowych działaczy
robotniczych do jawnej masakry tysiącznych mas robotniczych, przeprowadzanej według z
góry opracowanego planu strategicznego - taki jest szlak rozwojowy zbrodni pepesowskich
bojówek. W miarę, jak w szeregach proletariatu rosły nastroje rewolucyjne, wzmagał się
również terror bojówek pepesowskich, przy których pomocy przywódcy PPS usiłowali
wstrzymać proces radykalizacji mas robotniczych.
Lato 1924 roku. Na gruncie spotęgowanego wyzysku kapitalistycznego przez cały kraj
przeszła szeroka fala walk strajkowych. PPS - polska partja sługusów kapitału - ze skóry
wprost wyłaziła, żeby zagasić ogień strajkowy, który wciąż to tu, to tam wybuchał wielkim
płomieniem. Wszystko dla kapitalistycznej „sanacji gospodarczej”, której chorążym był
premjer Władysław Grabski - oto ówczesny program PPS. Na ołtarzu "sanacji" gotowa ona
była złożyć krew, pot, nędzę i; niedolę miljonowych mas pracujących, dla niej zdradzała,
rozparcelowywała walki strajkowe, ażeby umożliwić burżuazji rozbić armję proletarjacką
częściami.
Setki tysięcy robotników, wciągniętych w wir walki, naocznie przekonywały się, że przepaść
nieprzebyta oddzielą obóz komunistyczny od obozu zdrajców sprawy robotniczej,
przykrywających swój niecny proceder obłudą wyświechtanych socjalistycznych frazesów.
Robotnicy widzieli, że komuniści konsekwentnie wprowadzają w życie swoje hasła walki z
sanacją kapitalizmu, która w rzeczywistości nie była niczem innem, jak próbą ustabilizowania
i spotęgowania kapitalistycznego wyzysku, zwalenia na barki miljonowych mas jeszcze
większych, jak dotąd, ciężarów, mocniejszego zaciągnięcia pętli na szyi proletarjusza i
biednego chłopa. Złamanie wszelkich wysiłków stabilizacji kapitalistycznej, zmobilizowanie
do walki jak najszerszych mas, wykuwanie jednolitego frontu robotniczego dla walki z
wyzyskiem i białym terrorem - oto był program, z którym szliśmy do mas pracujących. Był to
program miljonów robotników i chłopów, uginających się pod brzemieniem rządów
jaśniepańskich. I dlatego masy coraz bardziej garnęły się pod nasze czerwone sztandary, i
dlatego komuniści wszędzie wysuwali się na czoło walki. Tak było na Górnym Śląsku, gdzie
powstał słynny Komitet 21, tak było w Łodzi, gdzie po fabrykach zakładano Komitety Akcji,
tak było w Zagłębiu i w Warszawie. Widziała to PPS, widziała burżuazja. Cała prasa
burżuazyjna podjęła zgodny alarm z powodu szybkiego wzrostu komunizmu w masach
pracujących. Zaś PPS, miotając się bezradnie, rozpoczęła szaloną nagankę na Komitety Akcji,
aby odstraszyć od nich robotników i skierować w ich stronę uwagę organów policyjnych.
Nie pomogły jednak represje policyjne, które posypały się na górnośląski Komitet 21 i na
Komitety Akcji w innych częściach kraju. PPS nie była w stanie wstrzymać procesu
radykalizowania się mas robotniczych. Bo co znaczyły jej obłudne frazesy o obronie praw
ludzi pracy wobec jej zdradzieckich czynów, które wszak działy się na oczach miljonowych
mas? I oto w poczuciu swej bezsilności przywódcy PPS postanowili uciec się do teroru,
zastraszyć masy, w pierwszym zaś rzędzie ich awangardę, idącą pod sztandarem komunizmu.
31
Zamordowanie to w. Wiktora Białego była odpowiedzią PPS na wzrost nastrojów
rewolucyjnych w masach, na spotęgowanie się ich aktywności, na rozwój wpływów KPP.
Druga fala przypływu nastrojów rewolucyjnych i sympatji do komunizmu w masach
robotniczych i chłopskich przypadła na koniec r. 1925 i pierwszą połowę r. 1926-go.
Załamanie się prób kapitalistycznej sanacji Wł. Grabskiego potwierdziło w oczach mas
słuszność stanowiska komunistów, którzy od początku wypowiedzieli jej nieubłaganą walkę.
Rząd endecko-pepesowskiej koalicji, utworzony dla ratowania władzy burżuazji, nie zdołał
wpłynąć na poprawę gospodarczej sytuacji kraju, lecz za to jeszcze bardziej pogorszył
położenie szerokich mas pracujących, wtrącając je na samo dno nędzy. Już pierwszy krok
rządu - zniesienie mnożnej w zastosowaniu do płac robotników i pracowników
przedsiębiorstw państwowych - był symbolem całej jego półrocznej polityki. Zniesienie
mnożnej przy nieustannym wzroście drożyzny oznaczało dla setek tysięcy proletarjuszy stałą,
automatyczną obniżkę płac. Ilość bezrobotnych rosła z tygodnia na tydzień, przekraczając w
lutym-marcu 1926 roku cyfrę 350 000. Jedyną odpowiedzią rządu na wzburzenie mas były
gazy trujące (Zawiercie) i rozstrzeliwanie demonstrujących, wyniszczonych głodem
bezrobotnych.
PPS silniej niż kiedykolwiek bądź przedtem związała się z burżuazją. Zrobiła to w sposób
jawny, swą przynależność do jednego obozu burżuazyjnego pieczętując dzień w dzień
wspólną pracą z endekami, chadekami, piastowcami i enpeerowcami w Radzie Ministrów i w
innych organach państwowych.
Na gruncie tego wysługiwania się kapitalistom i obszarnikom nie było wśród przywódców
PPS żadnych rozbieżności. Barlicki i Jaworowski, Żuławski i Moraczewski, Zaremba i
Ziemięcki solidarnie głosowali za zniesieniem mnożnej do płac robotniczych i
pracowniczych, wspólnie dokładali wysiłków dla złamania oporu mas wobec ofensywy
kapitału.
Jedynym obozem, który prowadził walkę przeciw skoalizowanej burżuazji, byli komuniści.
Oni tylko mobilizowali masy w obronie bezrobotnych, przeciw obniżkom płac, przeciw
łamaniu 8-godzinnego dnia pracy, przeciw białemu terrorowi, oni jedni rzucili hasło
przymusowego ściągnięcia z kapitalistów i obszarników zaległego miljarda złotych podatku
majątkowego i przeznaczenia go na uruchomienie warsztatów pracy, na roboty publiczne, na
pomoc dla bezrobotnych, na dożywianie dzieci robotniczych.
Masy to widziały i coraz liczniej garnęły się pod sztandary KPP.
Widziała to również PPS i odpowiedziała salwami swej bojówki do pierwszomajowego
pochodu komunistów. Tow. tow. Gawlik i Wudel przypłacili życiem to, że miljony
robotników nauczyły się już rozpoznawać, kto jest ich wrogiem, a kto-przyjacielem,
współtowarzyszem walki i przywódcą w tej walce.
Przewrót majowy i rządy faszystowskiej dyktatury Piłsudskiego nie zdołały zahamować
procesu rewolucjonizowania się mas pracujących. Przeciwnie, postępuje on dalej i pogłębia
się. Już pierwsze tygodnie i miesiące rządów Piłsudskiego upamiętnione zostały takiemi
faktami, jak wyprawa wojska przeciw zbuntowanym chłopom w pow. Włoszczowskim, jak
salwy policyjne do strajkujących i demonstrujących robotników w Ostrowcu, Inowrocławiu,
Gostyninie. Kłamliwe frazesy ministrów faszystowskich i sprzedajnej prasy burżuazyjnej o
rzekomej poprawie położenia robotników pod rządami majowemi nie zdołały powstrzymać
32
walk ekonomicznych proletarjatu, broniącego się przed obniżką płac, przed zwiększonym
wyzyskiem kapitalistycznej racjonalizacji, przed coraz bardziej mnożącemi się zamachami na
wywalczone w latach 1918-1919 prawa. I znów rząd odpowiedział salwami policji
(Dźwiniacz, Nadworna) i narzucaniem robotnikom pętli wyroków arbitrażowych.
Obłudne deklamacje rządu obszarniczo - kapitalistycznej dyktatury nie mogły też
powstrzymać rozwoju ruchu rewolucyjnego wśród mas chłopskich. Powstanie i szybki wzrost
wpływów Niezależnej Partji Chłopskiej, Białoruskiej „Hromady”, Ukraińskiego Sel-Robu były to przejawy zataczającego coraz szersze kręgi niezadowolenia i wrzenia wśród chłopów.
Hasła sojuszu robotniczo-chłopskiego i rządu robotniczo-chłopskiego stają się programem
miljonowych rzesz ludu pracującego na wsi. Rząd o faszystowski odpowiada na to pogromem
w Starobierezowie, zamknięciem NPCh i Hromady aresztowaniem ich posłów, strzałami do
demonstrujących chłopów białoruskich w Kossowie i Słonimiu, masowemi aresztami na
Białorusi i Ukrainie Zachodniej, procesem 151 we Włodzimierzu Wołyńskim i długim
szeregiem procesów politycznych w Łucku, Kowlu, Brześciu, Chełmie, Zamościu, Wilnie itd.
Blisko 900 000 głosów, zebranych przez blok antyfaszystowski z KPP na czele przy
wyborach do sejmu w marcu 1928 r., były najlepszą ilustracją tego, że i terror faszyzmu, i
jego bezgraniczna demagogja, i wysiłki PPS okazały się bezsilne wobec postępującego wciąż
naprzód procesu radykalizowania się mas robotniczych i chłopskich.
I oto PPS znów postanowiła sięgnąć po swój krwawy argument. Już nazajutrz po wyborach
sejmowych w spelunkach bojówkarzy poczęto gorączkowo czyścić broń. Już wybory do
senatu zaznaczyły się w Warszawie spotęgowanym terrorem pepesowskich bojowców.
Szykowali się jednak oni do większej rzeczy, do generalnego porachunku z „komuną”.
Chociażby za cenę krwi i życia dziesiątek i setek robotników. Nie darmo PPS na sztandarach
swych ma wypisane hasło demokracji, nie-darmo przywódcy PPS powtarzają, że „głos ludu to głos boga”. Na głos ludu Warszawy, Zagłębia, Łodzi postanowili więc oni odpowiedzieć
krwawą masakrą demonstrujących w dniu 1 - g o maja proletarjuszy.
Uplanowany, od miesięcy przygotowywany „rewanż” za przegrane w Warszawie wybory do
sejmu i senatu, przybrał w straszliwym dniu 1-go maja 1928 r., odpowiadającą pojęciom,
nałogom i uczuciom warszawskiego OKR PPS, formę ulicznej masakry kilkuset bezwinnych
robotników. Tak pisze długoletni członek PPS, p. Romuald Minkiewicz[6].
PPS, mając doświadczenie demonstracji majowej w latach poprzednich, doświadczenie
wyborów samorządowych i wyborów do sejmu, wiedziała dobrze, że demonstracja
pierwszomajowa stanie się potężnym przeglądem sił komunizmu w całej Polsce, a
jednocześnie będzie odbiciem procesu zanikania wpływów PPS wśród proletarjatu
przemysłowego. Dlatego też PPS w takiem Zagłębiu Dąbrowskiem oficjalnie zrezygnowała z
demonstracji pierwszomajowych, wydając okólnik, w którym polecała manifestacji nie
urządzać, ani też w takowych udziału nie brać, jak również nie udzielać sztandarów związków
zawodowych do jakichkolwiek bądź w tym dniu manifestacji. Dlatego to w Warszawie
postanowiła przy pomocy salw rewolwerowych zdusić pochód komunistyczny w zarodku i za
cenę krwi przelanej zapewnić sobie monopol demonstrowania na ulicach stolicy.
Pomimo rozległych przygotowań policji i gróźb pepesowskiej bojówki 1 maja 1928 r.
zapowiadał się w Warszawie wspaniale. Już od godziny 7-ej rano gromadziły się pod
fabrykami tłumy robotników, demonstrując przeciw dyktaturze faszystowskiej i jej agentom.
Z fabryk ruszały pochody na plac Teatralny. Po drodze napadała na nie policja i pepesowscy
33
bojówkarze, a mimo to na placu Teatralnym pod sztandarami komunistycznymi zgromadziły
się tysiące robotników, z entuzjazmem słuchając mówców komunistycznych. Według
licznych świadectw uczestników demonstracji pierwszomajowej w Warszawie, wiec
komunistyczny na placu Teatralnym był w r. 1928 trzykrotnie większy od wiecu PPS.
Mniej więcej w połowie wiecu wśród odznaczonej opaskami milicji PPS, zaczęły się
przesunięcia. Pochód, ściśle pepesowski został odgraniczony podwójnym kordonem
bojówkarzy. Wszystkie wyloty z pl. Teatralnego zostały również zamknięte przez
bojówkarzy, którzy jak zwykle przyjechali w samochodach ciężarowych Wydziału
Zaopatrywania m. Warszawy.
Jednocześnie w ulicach, prowadzących od pl. Teatralnego była pochowana w bramach
policja. Bojówkarze od samego przyjścia zachowywali się prowokacyjnie. Czuć było od nich
wódką. Akcję bojówkarzy prowadzili Łokietek, Kowa1ew i Gorzechowski.
Gdy na wiecu komunistycznym zaczęła przemawiać jedna z robotnic, bojówkarze zakończyli
swe przygotowania. Do zgrupowanych od strony Nowo-Senatorskiej i pod Filarami
bojówkarzy, odznaczających się opaskami z napisem „Milicja PPS”, podszedł osobnik z taką
samą opaską i rzucił rozkaz jednemu z bojowców: pal. Ten dał strzał w górę. Był to sygnał,
na który bojówkarze rzucili się z kijami na grupę młodzieży. Gdy jednak popłochu to nie
wywołało, kordon bojówkarzy z rogu Nowo-Senatorskiej cofnął się, przyklęknął i rozpoczął
strzelaninę w tłum. Bojówka strzelała w kierunku ul. Wierzbowej. Ze strony komunistycznej
dla uniknięcia rozlewu krwi w czasie salw padł rozkaz: paść na ziemię. Jednocześnie w
niezorganizowanych masach zaczęła się panika. Zezwierzęceni, pijani bojówkarze strzelali do
pojedynczych ludzi. Z grubemi kijami rzucali się na bezbronnych, wybierając słabszych,
pastwili się nad dziewczętami i młodymi chłopcami żydowskimi, unikając starcia ze zwartemi
grupami robotników. Na Nowo-Senatorskiej trzech drabów z opaskami PPS dopadło
uciekającą młodą dziewczynę, żydówkę, bijąc ją laskami i kopiąc aż do utraty przytomności.
Takie same ohydne sceny pogromowe odbywały się na pl. Teatralnym i we wszystkich
przecznicach.
Z chwilą, gdy bojówkarze rozpoczęli strzelaninę, z bram wyszła policja konna i piesza,
zamykając wszystkie przecznice i nie wypuszczając uciekających. Bojówkarze wpadali w
tłum, któremu ucieczkę przegradzała policja i w ohydny sposób masakrowali robotników.
Jednocześnie pepesowcy formowali swój oficjalny pochód, wśród jęków rannych robotników
i tratowania kobiet i dzieci przez policję. Oburzeni robotnicy, nawet ci, co przyszli z dzielnic
pod sztandarami PPS, nie stawiali się do pochodu morderców. Robotnicy pepesowscy zwinęli
2 sztandary i odeszli z nimi.
Oddziały policyjne, które zamknęły wszystkie przecznice, prowadzące do placu, przepuściły
tylko oficjalne grupki PPS. Wówczas na pozostałych uczestników wiecu, rzuciła się ze
wszystkich stron piesza i konna policja, tratując, rozbijając, raniąc szablami. Obraz pl.
Teatralnego przypominał słynną masakrę, urządzoną przez carat na pl. Teatralnym w 1905 r.
Bojówkarze pepesowscy mieli najwidoczniej rozkaz nadania masakrze charakteru pogromu
żydowskiego, rzucali się bowiem przede wszystkiem na młodocianych robotników
żydowskich. Gdy robotnice wołały: „Wstyd wam mordować robotników”, padały
odpowiedzi: „Bijemy żydów”.
PPS - wzorem caratu - usiłowała więc skierować niezadowolenie mas na tory antysemityzmu.
34
I tutaj z pomocą przyszła jej policja, która po masakrze na placu Teatralnym urządziła napad
na pochód Poalej-Syjon Lewicy i na lokal Bundu.
Na miejscu zbrodni pepesowskiej bojówki pozostało 8 trupów zamordowanych robotników;
około 600 rannych odwiezionych zostało do szpitali i do domów, w tej liczbie kilkadziesiąt
ciężko rannych.
Pod wodzą posła pepesowskiego Jaworowskiego, za wiedzą i zgodą Centralnego Komitetu
Wykonawczego PPS, bojówka PPS w dniu 1-go Maja salwami strzelała do robotników. I oto
unurzani świeżo we krwi przywódcy PPS z cynizmem zawodowych morderców puszczają w
świat wersję, że to komuniści zaczęli, że komuniści strzelali! „Oskarżamy komunistów o
pohańbienie święta robotniczego i przelew krwi robotniczej” - cynicznie pisał centralny organ
PPS „Robotnik” z dn. 2 maja 1928 r. Zaś pepesowska agencja prasowa „Korespondencja
Warszawska”, wykonywując plan, opracowany w kwaterze głównej pepesowskich
morderców, nie zadowolą się tem, że to rzekomo „komuniści strzałami z browningów
rozpędzali zgromadzonych robotników”, lecz lansuje do prasy wiadomość, że „pierwszy,
strzelał poseł komunistyczny Sochacki”. To samo korespondentom pism komunikują w
warszawskim OKR PPS. Gdy jednak stwierdzone zostało, że Sochacki w dniu 1 maja
przemawiał na wiecu we Lwowie i nie mógł tem samem jednocześnie strzelać w Warszawie,
z tego samego źródła idzie inna informacja, że „pierwszy strzał padł z ręki posła Warskiego”.
Łajdackie te kłamstwa, powtórzone przez dziesiątki dzienników burżuazyjnych i socjalugodowych, obliczone były na to, że chociaż część robotników w nie uwierzy i że uda się ich
w ten sposób utrzymać przy państwowo-twórczej i patrjotycznej PPS. Przywódcy PPS
spekulowali na tem, że komuniści, pozbawieni legalnej prasy, nie będą w stanie przedstawić
masom rzeczywisty stanu rzeczy.
Przeliczyli się jednak. Wbrew wysiłkom defensywy dotarło do fabryk i warsztatów
następujące oświadczenie posłów komunistycznych:
Prawda o 1 Maja w Warszawie.
Prasa PPS oraz inspirowana przez nią prasa burżuazyjna twierdzi, jakoby 1 Maja na placu
Teatralnym strzelali pierwsi komuniści i przez to Wywołali ohydną masakrę.
„Korespondencja Warszawska”, kierowana przez pepesowców, podaje nawet, że pierwszy
strzelał poseł Sochacki. W wywiadzie, udzielonym przez członków OKR PPS bundowskiej
„Fołkscajtung” z dn, 2. 5. 1928 r. czytamy:
„Pierwsze strzały padły ód strony filarów Teatru Wielkiego. Wielu naszych towarzyszy
opowiada, że widzieli, jak pierwszy strzelał poseł komunistyczny Sochacki”.
My, obecni na manifestacja w dn. 1 Maja posłowie robotniczej Warszawy, oświadczamy, że
powyższe twierdzenia są niecnem kłamstwem, mającem na celu usprawiedliwić
dotychczasowe i nowe gwałty wobec rewolucyjnego ruchu robotniczego.
Stwierdzamy:
1. Poseł Sochacki w dniu 1-go Maja był we Lwowie, uczestniczył tam publicznie w
demonstracji i przemawiał do zgromadzonych mas. Już ten jeden fakt dostatecznie piętnuje
wiarygodność „świadków” PPS.
35
2. Komuniści nie tylko nie strzelali pierwsi, lecz w ogóle nie strzelali, albowiem żadnej
bojówki komunistycznej na placu Teatralnym nie było i być nie mogło. Nikt nie stwierdził, aby
zamordowani, ranni i aresztowani posiadali broń. Dotychczas przynajmniej nikt jeszcze nie
włożył im do kieszeni broni, aby w ten sposób stworzyć „dowód” prawdy. Nie stwierdzono
nawet, że na placu masakry znaleziono broń, porzuconą przez komunistów.
3. Natomiast każdy wie, że „bojówka” PPS istnieje formalnie i jawnie, i sama prasa PPS
wraz z innemi pismami stwierdza, że bojówka ta, rzekomo w odpowiedzi na strzały
komunistów strzelała do zgromadzonej masy. Pomimo to ani jeden z tych bojowców nie został
aresztowany. Nikt nie wątpi, że każdy komunista, strzelający w odpowiedzi na strzały
pepesowca, byłby natychmiast aresztowany.
4. Wszyscy wiedzą o poprzednich zabójstwach, dokonanych przez „bojowców” PPS, pisały o
tem nieraz gazety, pomimo to zabójstwa te uchodziły zupełnie bezkarnie.
5. Warszawa robotnicza pamięta dzień 1 Maja 1926 r., kiedy „bojówka” PPS strzelała do
komunistów i padły ofiary, a morderstwa te pozostały zupełnie bezkarne.
6. Tysiące ludzi na pl. Teatralnym było świadkami posunięć i manewrów „bojówki”
pepesowskiej, szykującej się do ataku i następnie na dany znak strzelającej do bezbronnego
tłumu. „Bojówka” strzelała również do uciekających i biła ich, wyszukując specjalnie żydów,
aby wyzyskać instynkty antysemickie ciemnych mas.
Fakty te oburzyły nawet robotników pepesowskich. Na to oburzenie „bojowcy” odpowiadali,
że biją nie robotników, lecz żydów. O tem, że pogrom dokonany przez „bojówkę” PPS ma
charakter nie tylko antykomunistyczny, lecz również antysemicki - świadczą listy zabitych i
ranionych przez nią ofiar.
Fakty te są jeszcze nowym dowodem, że odpowiedzialni za nie wodzowie PPS stali się wśród
mas pracujących narzędziami rządzącej dyktatury faszystowskiej.
W sejmie wodzowie ci harmonijnie i lojalnie - w myśl wskazań marszałka Daszyńskiego współpracują z rządem.
Na ulicy niemniej harmonijna i lojalna współpraca z policją tegoż rządu. Niech każdy
uczciwy robotnik pepesowiec sam wyda sąd o wypadkach w dniu 1 Maja 1928 r.
Posłowie robotniczej Warszawy: (-) Konstanty Sypuła, (-) A. Warski-Warszawski.
Warszawa, 2 maja 1928 r.
Zresztą czyż najbardziej nawet sprytnie obmyślana kampanja kłamstw, chociażby
prowadzona przy poparciu całe; prasy burżuazyjnej i organów państwowych faszystowskie)
dyktatury, mogła przed masami ukryć prawdę o zbrodni bojówki PPS. Przecież ranni - a były
ich setki - wiedzieli, że strzelali do nich i bili ich laskami bojowcy PPS, zaopatrzeni w opaski
pepesowskiej „milicji porządkowej” przecież działo się to na oczach tysiącznych tłumów.
Z braku miejsca nie mam tutaj możności przytaczać zeznań rannych i świadków krwawej
pepesowskiej masakry. Ograniczę się więc do przytoczenia tylko jednego zeznania, między
36
innemi dlatego, że ma ono znaczenie poniekąd symboliczne, złożone bowiem zostało przez
syna długoletniego przywódcy i organizatora PPS, nieżyjącego już teraz B. A.
Jędrzejowskiego (Baja), oraz przez córkę pepesowskiej posłanki Praussowej i zmarłego przed
paru laty pepesowskiego senatora i ministra Praussa. Zeznanie to brzmi, jak następuje:
Dnia 1-ego Maja około godziny 11-ej szliśmy ulicą Wierzbową od placu Saskiego w stronę
placu Teatralnego. Gdy dochodziliśmy do rogu Fredry usłyszeliśmy krzyki i zobaczyliśmy falę
ludzi, uciekających w popłochu z placu Teatralnego w kierunku ulicy Wierzbowej.
W parę minut potem, przedostawszy się poprzez prąd uciekającego tłumu, wydostaliśmy się
na plac Teatralny. Część placu, przylegająca do ulicy Wierzbowej, była już całkowicie wolna
od tłumów, które zalegały jeszcze wyloty ulicy Bielańskięj, Senatorskiej, oraz
Nowosenatorskiej. Na samym środku placu, przed głównym wejściem do Opery ujrzeliśmy
grupy ludzi ruszających się żywo, oraz automobil ciężarowy, zapełniony milicją PPS. Skierowaliśmy się w tamtą stronę.
W parę chwil po wejściu na plac ujrzeliśmy pojedynczych łudzi, biegnących ku Bielańskiej,
schylonych nisko przy ziemi celem uniknięcia kul; usłyszeliśmy strzały od strony Bielańskiej, z
za budki tramwajowej, oraz od strony wspomnianego wyżej automobilu, wypełnionego milicją
PPS, który w chwilę później odjechał ku Nowosenatorskiej. W czasie posuwania się ku
środkowi placu ujrzeliśmy szereg ludzi okrwawionych, biegnących z pod filarów Teatru
Wielkiego, ściganych i bitych przez gromady osobników, uzbrojonych w kije, drągi itp.,
noszących na ramieniu czerwone opaski milicji PPS. Jeden ze, ściganych, po otrzymaniu
silnego ciosu w głowę, upadł na ziemię; na leżącego rzuciło się trzech milicjantów PPSowych, i w zwierzęcy sposób zaczęli okładać powalonego drągami.; Po kilkunastu
uderzeniach bity zdołał wyrwać się z rąk swych oprawców, uciekając w stronę Wierzbowej.
W chwilę potem dostrzegliśmy uciekającego robotnika, trzymającego w ręku czerwony drąg,
wyglądający na drzewce od sztandaru. Jeden z milicjantów PPS uderzył go trzymanym obu
rękoma transparentem tak: silnie, że dosłownie roztrzaskał: mu go na głowie. Deska
transparentu rozprysła się na kawałki, bijący pozostał z samym tylko drągiem w ręku, którym
usiłował powtórnie ugodzić swą ofiarę.
Tymczasem mniejwięcej na środku placu, utworzyło się zbiegowisko ludzi, między któremi
przeważali milicjanci PPS odróżniający się nawet z daleka czerwonemi opaskami na
ramionach. W środku powstałej gromady znajdowali się robotnicy, bici laskami i drągami
przez otaczających, - Od ulicy Wierzbowej nadbiegła tyraljera policjantów z karabinami z,
nasadzonymi bagnetami w rękach.
Minęła nas nie czyniąc szkody, rzuciła się; w stronę walczącej gromady i otrzymała z rąk
milicji PPS bitych robotników. Skierowawszy się nieco w prawo, ku filarom, otaczającym
wejście do Teatru Wielkiego, ujrzeliśmy leżące trupy: jednego młodego chłopca w ubraniu
robotniczem, oraz drugiego, któremu nie zdążyliśmy się przyjrzeć, gdyż podeszliśmy do
leżącego pod filarami w poprzek drzwi wejściowych do teatru, robotnika, ciężko rannego.
Ranny trzymał się za brzuch, konwulsyjnie podrzucając nogami. Około trupów i pod filarami
zaczęły się zbierać gromady ludzi oraz milicjantów PPS z opaskami czerwonemi. Na
zwrócone do jednego z kręcących się słowa: „Ależ ten człowiek jeszcze żyje, trzeba zawezwać
pogotowie!” otrzymaliśmy odpowiedź:
„Alboż to człowiek... ?” - z charakterystycznym machnięciem ręki.
37
Po otrzymaniu tak „ludzkiej” odpowiedzi zaczęliśmy szukać telefonu, w parę jednak sekund
potem zajechała karetka pogotowia i zabrała rannego, myśmy zaś opuścili plac Teatralny
przez ulicę Wierzbową, zagrodzony już kordonem policji.
(-) dr. Henryk Jędrzejowski. (-) Jadwiga Jędrzejowska.
Warszawa 3 maja 1928 r.
Nawet prasa burżuazyjna mimo najszczerszych pod tym względem chęci nie była w stanie
całkowicie ukryć rzeczywistego stanu rzeczy. I uważny czytelnik, wbrew nagłówkom, że
„komuniści strzelali”, mógł przy czytaniu sprawozdań z przebiegu 1 mają w Warszawie
wyrobić sobie zdanie, że i inicjatorami i sprawcami pierwszomajowej masakry byli tylko i
wyłącznie przywódcy PPS wraz ze swoją bojówką... Tak, np. syjonistyczny „Nasz Przegląd”
z dnia 2 maja pisał:
Podczas przemówienia posła Warskiego o godz. 11 rozpoczęła się walka z komunistami.
Zaczęto wyrywać z rąk komunistów sztandary, łamać je i szarpać. Wkrótce też rozległy się
strzały rewolwerowe.
Tłum rzucił się do ucieczki, Strzelanina rewolwerowa stawała się coraz gęstsza - oddano
kilkadziesiąt strzałów.
Tłum w panice usiłował dostać się do bram domów, prawie wszystkie jednak były zamknięte.
Nadaremnie szturmowano do zamkniętych bram Ratusza.
W szamotaninie kobiety mdlały - ludzie tratowali się wzajemnie padając pokotem na ziemię,
aby uniknąć niebezpieczeństwa strzałów! Tu i ówdzie padali ranni.
Pepesowcy poczęli wypierać komunistów w stronę ulicy Wierzbowej. Ulica ta jednak była
zamknięta silnym kordonem policji.
W pewnej chwili rezerwa policji wdarła się pomiędzy komunistów, a pepesowców i jęła
rozpędzać komunistów. Brali również czynny udział członkowie milicji PPS.
Gdy bojówka zrobiła już swoje krwawe dzieło, na scenie zjawiła się policja.. Oto co dalej
pisze „Nasz Przegląd”:
Oddział policji rozproszył w ciągu kilku minut nieliczną grupę pozostałych, na, placu
komunistów.
Po przepędzeniu komunistów z pl. Teatralnego rozpoczęło się oczyszczanie klatek schodowych
i bram domów przy Wierzbowej od ukrywających się komunistów.
Policja wyławiała ich po jednemu przy współudziale osób cywilnych. Przy tej okazji osoby
cywilne nie szczędziły razów napotkanym żydom pod pozorem walki z komunistami.
A oto opis „Gazety Warszawskiej” (2.05.28):
W tym momencie od strony ul. Wierzbowej nadciągnął nowy duży pochód komunistów, prąc
na środek placu ku grupom PPS.
Na tym według „Gazety Warszawskiej” polegać miał „atak komunistów”. A jaka była
odpowiedź pepesowskich zbrodniarzy?
38
Z kontratakiem – czytamy dalej, w sprawozdaniu „Gazety Warszawskiej” - wystąpiła bojówka
PPS, ulokowana, na samochodzie ciężarowym, ochraniającym grupę PPS, na lewo od frontu
teatru Wielkiego od strony ul. Trębackiej. Stojący na samochodzie „milicjanci” wydobyli
rewolwery i zaczęli s t r z e 1 a ć salwami, większość w górę, wielu jednak strzelało w tłum.
Bojowcy pepesowscy wyręczając policję odbierali demonstrantom komunistycznym
sztandary i dopomagali do aresztowania podejrzanych. W czasie walk - pisał rządowy
„Kurjer Poranny” - członkowie
PPS
skonfiskowali
komunistom 21 sztandarów z
napisami o treści antypaństwowej, które zostały złożone w Jakalti WOKR PPS[7].
Zresztą nieraz w „sąsiedzkich sporach” z PPS pisma burżuazyjne wręcz stwierdzały, że PPS
jest sprawcą mordu pierwszomajowego. Ironizując na temat demokratyzmu PPS
piłsudczykowski, „Głos Prawdy” (3. 5. 28) pisał:
Rozgrywanie walki z komunistami tyraljerą nie odpowiada duchowi obrońców demokracji
parlamentarnej. Gdzie jest walka, jest krew, a krwi daremnie przelewać nie wolno, nie wolno
tam, gdzie chodzi o to, kto ma iść w pochodzie. Nie w ten sposób przebywa się próbę sił i
pieczętuje zwycięstwo! Postrzelanie ludzi nie jest wszak zwycięstwem nad komunizmem.
W innym znowu numerze tego pisma czytamy o krewkich milicjantach PPS, ćwiczących się
na placu Teatralnym w strzelaniu salwami do tłumu.
„Głos Prawdy” zaznacza, że troskę o walkę z komunizmem mogą ci, posługujący się
brauningami „obrońcy demokracji parlamentarnej” spokojnie pozostawić władzom
bezpieczeństwa. Ich miarowe salwy do likwidacji komunizmu się nie przyczynią. Jest rzeczą
charakterystyczną, że panowie z "Robotnika" nie zdobyli się choćby na słowo potępienia swej
"bojówki", która przelała tyle krwi niewinnej. I jeszcze jedno:
Trzy czwarte ofiar strzelaniny na placu Teatralnym, to robotnicy żydowscy. Jak opowiadają
naoczni świadkowie, bojówkarze partji, która tak pochopnie zarzuca innym antysemityzm,
wyładowywali swą waleczność, z największym zapałem w kierunku „mniejszości
narodowej”[8].
Fakt mordowania przez bojówkę PPS demonstrujących robotników stwierdza też pepesowiec
Romuald Minkiewicz w swym liście otwartym do OKW PPS, zamieszczonym w majowym
zeszycie „Życia Wolnego”. Czytamy m.in.:
Skutki straszliwe ujawnił pogrom pierwszomajowy: zmasakrowanie kilkuset robotników,
przeważnie żydów (85%), przez milicję okręgową PPS... Radość pism burżuazyjnych,
wielbiących czyn milicji PPS zgodnym chórem hyjen trupojadnych, świadczy chyba dość o
„czynu” ohydzie.
To fakt. Nagi. Okropny. I żadne mydłkowania, żadne wiecowe antybolszewickie wrzaski,
żadne obłudne rezolucje OKR, żadne zaaranżowane przez klikę (Jaworowskiego) obdarzanie
Łokietka kwiatami „za dzielną obronę, pochodu PPS” – ohydy jego nie zmniejszą.
Przeciwnie! budzą odrazę i niesmak najwyższy. "Potwornie wstrętną komedją jest wyłonienie
przez OKR "komitetu pomocy dla rannych pepesowców", wobec notorycznego braku tych
rannych pepesowców. Kogo się tem chciało oszukać? robotników warszawskich?
publiczność? władze ?..
Również centralny organ zaprzyjaźnionego i sprzymierzonego z PPS –em Bundu – „Naje
Fołkscajtung” - przyłączając swój głos do łajdackiego chóru burżuazyjnych obrońców zbirów
pepesowskich, nie mógł jednak, mimo najszczerszych chęci, zataić faktu salw bojówki PPS.
39
W sprawozdaniu z przebiegu 1 maja w Warszawie, zamieszczonem w tem piśmie (2. 5. 28)
czytamy:
Padają salwy podług komendy. Całe grupy milicjantów pepesowskich, w gotowości
bojowej, przyklękają i raz po raz strzelają.
Po 1 maja r. b. puszczono w ruch cały aparat defensywy, aby sfabrykować komunistów,
którzy „strzelali” na placu Teatralnym. Faszystowski minister spraw wewnętrznych p.
Składkowski pospieszył jeszcze tegoż dnia wieczorem złożyć oświadczenie, że do przelewu
krwi przyczyniły się wystąpienia antypaństwowe komunistów, które zerwały tamę uczuć
obywatelskich i „patriotycznych”.
Jednocześnie p. Składkowski nie omieszkał oświadczyć, że „władze bezpieczeństwa
zarządziły energiczne śledztwo i będą traktowały fakt dokonanych zabójstw, jako zwykłe
przestępstwo kryminalne. Sprawcy, zabójstwa muszą być odpowiednio ukarani, bez względu
na to, czy strzały były skutkiem „roznamiętnienia politycznego”.
I oto mijał miesiąc za miesiącem i „energiczne śledztwo” nie dawało jakoś wyniku, pomimo,
że jeszcze 3 maja rządowy „Kurjer Poranny” pisał, że „od razu na placu aresztowano
kilkanaście osób z bronią palną, z okrwawionemi nożami i sztyletami oraz ze stalowemi, we
krwi ubroczonemi, laskami”; Biedny p. Składkowski! Cóż miał zrobić, skoro nie udało się
włożyć do kieszeni aresztowanych komunistów broni! Przecież nie mógł dla wykonania
złożonej publicznie zapowiedzi pociągnąć do odpowiedzialności swoich ludzi, ze swojej
defensywy i ze związanej z nią jak najściślej bojówki PPS. To tez aresztowani na placu z
bronią palną i z ubroczonemi we krwi stalowemi laskami bojowcy PPS zostali wnet
cichaczem wypuszczeni, po stwierdzeniu przez Jaworowskich, Łokietków i Tasiemki, że to
sami swoi.
Występy krwawej bojówki pepesowskiej nie ograniczyły się do Warszawy. Przeciwnie, w
całej Polsce bojowcy pepesowscy do spółki z defensywą i policją mundurową napadali na
pochody komunistyczne. Tak było w Zagłębiu Dąbrowskiem; tak było we Lwowie, gdzie
bojówkarze pepesowscy spełniali rolę hyjen, rzucając się na poszczególnych robotników po
rozbiciu wiecu komunistycznego przez policję; tak było w Borysławiu, gdzie bojówka PPS,
nie mogąc rozbić wiecu, na którym przemawiał poseł Sel-Robu Lewicy Walnicki,
sprowadziła policję i po rozpędzeniu przez nią zgromadzonych robotników, rzuciła się
na posła Walnickiego; tak było w Drohobyczu i Stanisławowie, gdzie pepesowiec Kochański
publicznie dziękował policji za „rozpędzenie komunistycznej hołoty”.
Pierwszy maja 1928 roku w całej rozciągłości ujawnił fakt coraz ściślejszego zrastania się
PPS z aparatem państwowym faszystowskiej dyktatury, w całej pełni odsłaniając przed
masami pracującemi tą ohydną rolę, która PPS została wyznaczona przez faszyzm.
40
ŁAŃCUCH ZBRODNI BOJÓWKI PPS PO MAJU 1928 ROKU
Strzały bojówki PPS do zgromadzonych na placu Teatralnym robotników były punktem
wyjścia dla spotęgowanego terroru bojówek PPS.
Jeszcze nie zostały pochowane ofiary zbrodni pepesowskiej, gdy zebrała się konferencja
międzydzielnicowa warszawskiej Organizacji PPS i uchwaliła jasne zasady postępowania
robotników komunistycznych: taktyki morderstw i napadów zza węgła. Konferencja ta
postanowiła „rozpocząć likwidację komunizmu w Warszawie”, a jak ta „likwidacja”, miała
być przeprowadzona, co do tego nie, mogło być żadnej wątpliwości, po straszliwym mordzie
1-Majowym. Zwłaszcza, że sama konferencja warszawskiej organizacji PPS postawiła kropkę
nad „i”, wyrażając podziękowanie „milicji porządkowej” za „obronę” pochodu majowego
przed komunistami i manifestując swą wdzięczność zbroczonemu krwią robotniczą
„komendantowi” milicji tow. Łokietkowi.
OKW PPS całkowicie się solidaryzował z „taktyką” w a r s z a w s k i c h b o j ó w k a r z y i
wezwał wszystkie organizacje PPS do naśladowania warszawskiego OKR-u. I w tym duchu
centralny organ PPS „Robotnik” ogłosił serię artykułów Niejdziałkowskiego i innych
luminarzy „polskiego socjalizmu”, którzy z cynizmem politycznych szarlatanów deklamując
patetycznie o demokracji, sprawiedliwości społecznej itp. pięknych rzeczach, wzywali ogół
swych towarzyszy partyjnych do pójścia po drodze, wytkniętej w Warszawie przez
Jaworowskich i Łokietków. Apel „Robotnika” podchwycony został wnet przez
krakowski „Naprzód”, lwowski „Dziennik Ludowy”, katowicką „Gazetę Robotniczą”
Wszystkie te szanowne organy socjaldefensywiarzy i socjalbojówkarzy wzywały swych
„towarzyszów” do naśladowania warszawskiego OKR. „Dziennik Ludowy”(7.5. 28) pisał:
Doświadczenia uczą. Warszawska organizacją PPS na drugi dzień po wypadkach
zwołała międzydzielnicową konferencję, celem zajęcia stanowiska wobec tego, co się stało.
Podczas niej stanowiono przystąpić do zdecydowanej walki z komunizmem.
Lwów i Małopolska Wschodnia nie mogą pozostać w tyle. I my musimy stanąć do walki.
Będzie ona ciężka i trudna. Ale jest konieczna.
Jest więc faktem niezbitym, że z krwawą zbrodnią pierwszomajową bojówkarzy
pepesowskich zsolidaryzowało się całe kierownictwo PPS, wszystkie organy tej partji.
Bojówkarze warszawscy, wręczając na wiecu w cyrku swemu hersztowi - Łokietkowi bukiet róż, robili to nie tylko w imieniu Jaworowskiego i Tasiemki, lecz również w imieniu
Niedziałkowskiego, Żuławskiego, Barlickiego i Zaremby. Pamiętać o tem i powinni
wszyscy robotnicy, zwłaszcza teraz, kiedy przywódcy PPS przez swe wystąpienia przeciw
BBS i przy pomocy oszukańczego frazesu opozycyjnego zatrzeć chcą pamięć o swej
krwawej zbrodni.
Niedługo wypadło czekać na owoce uchwał pepesowskich ciał partyjnych, wzywających do
naśladowania, warszawskiego OKR PPS i do „zaostrzenia” walki z komunistami.
Napad bojówki PPS na delegata fabryki Lilpopa Rucińskiego.
Już w dniu 2 maja wolska bojówka PPS dokonała napadu a fabryki Lilpopa Rucińskiego ,
wymownie ilustrując, jak rozumieć należy uchwałę warszawskiego OKR-u o „usuwaniu
delegacji komunistycznych w fabrykach” i artykuł Niedziałkowskiego o „usuwaniu
komunistów z wszelkich placówek kierowniczych w ruchu robotniczym”.
41
Opis tego nowego gwałtu bojówki pepesowskiej znajdujemy w komunikacie prasowym
Komunistycznej Frakcji Poselskiej z dn. 4 maja 1928 r. Brzmi on, jak następuje:
Dnia 2 maja 1928 r. o godz. 5 wiecz. delegat fabryki „Lilpop i Rau”, Ruciński wyszedł z
fabryki i skierował się ul. Prądzyńskiego ku miastu. Gdy mijał przejazd kolejowy, został
uderzony z tyłu brauningiem w głowę przez znanego pałkarza pepesowskiego, Andrzeja
Kowalskiego, zamieszkałego przy ulicy Karolkowej. Ruciński upadł. Rzuciło się na niego,
oprócz Kowalskiego, 6 innych pałkarzy pepesowskich, między nimi pracujący u Lilpopa t. zw.
Mały Pawełek i jeden ślusarz. Pałkarze w siedmiu bili lagami Rucińskiego. O 20 kroków na
przejeździe stał policjant, który mimo krzyków i wołań o pomoc napadniętego nie ruszył się z
miejsca i przypatrywał się, jak pałkarze katują swą ofiarę. Nadeszły urzędniczki Lilpopa,
które wszczęły alarm i zmusiły posterunkowego do interwencji. Posterunkowy, nie aresztując
pałkarzy, którzy spokojnie odeszli, spytał Rucińskiego, czy chce wezwać Pogotowie.
Urzędniczki i urzędnicy odprowadzili Rucińskiego do ambulatorjum fabrycznego, gdzie go
opatrzył lekarz fabryczny. Ruciński leży chory.
Pałkarze odgrażają się, że „zatłuką, jak psów” kijami delegatów Lilpopa, Rucińskiego i
Komarowskiego, delegata Norblina - Federowicza i innych delegatów i robotników.
Wkrótce po napadzie na Rucińskiego nastąpiły dalsze gwałty bójówkarzy pepesowskich, bądź
przemilczane przez prasę burżuazyjną i socjalugodową, bądź też podawane, jako „zatargi
osobiste”.
Przytaczamy tu relacje o tych zbrodniach bojówki pepesowskiej, według komunikatów
Komunistycznej Frakcji Poselskiej.
Ekspedycja zbrojna bojówkarzy pepesowskich na Budy.
Komunikat Komunistycznej Frakcji Poselskiej z dn. 5 czerwca 1928 r.:
Dnia 2 czerwca 1928 r. po godz. 10-ej wieczór pod tunelem kolejowym na Woli (w
Warszawie) stanęły 4 ciężarowe auta. Wysiadło z nich 35 bojówkarzy. Między nimi byli:
znany zabójca Białego, bojówkarz Jędrzej Kowalski, który brał udział w napadzie na delegata
fabrycznego Rucińskiego, brat jego Tomasz Kowalski, Aleksander Krajewski, Jeger,
Rogowiecki, Bednarek. Bojówkarze urządzili napad na t. zw. Budy, wyłapując spotkanych
robotników, bijąc ich i strzelając do nich.
Ponieważ była to sobota, przeto wielu robotników znajdowało się na ulicy. Bojówkarze
rzucali się na upatrzone ofiary, kalecząc bezbronnych robotników. Bito również i tych, którzy
chcieli stawać w obronie bitych oraz okazujących niezadowolenie. Bito pałkami i kolbami
rewolwerów. Ofiarą bandyckiego napadu pepesowskich bojówkarzy padło 16-tu robotników.
Pierwszy zmasakrowany został robotnik Wilhelm Fruziński, zamieszkały przy ulicy Zawiszy
27, który wystąpił z PPS po masakrze pierwszomajowej. Część bojówkarzy wdarła się do
mieszkania, część została na podwórzu, reszta przed domem na ulicy i w chwili, gdy Wilhelm
Fruziński wracał z pracy do domu, napastnicy rzucili się na niego i zaczęli się nad nim
znęcać, zadając mu cały szereg ran rękojeściami rewolwerów. Wśród ran głowy są 4 rany
kilkucalowej szerokości. Fruziński ma złamane żebro. Na skutek odniesionych obrażeń
Wilhelm Fruziński został odwieziony do szpitala.
Następnie cała banda udała się na ulicę Opawską 16, gdzie zostali napadnięci Aleksander
Pole i Stanisław Błaszczyk, którzy odnieśli cały szereg ran od uderzeń rękojeściami
rewolwerów, a nadto Stanisław Błaszczyk otrzymał postrzał rewolwerowy w szczękę. O
42
znęcaniu się nad ofiarami świadczą 2 rany cięte głowy o szerokości 2 cali i 2 rany tłuczone u
Błaszczyka, oraz 11 ran ciętych głowy oraz rany tłuczone głowy i pleców u Polca. Stan
Aleksandra Polca jest tak ciężki, że po 3 dniach został on zabrany do szpitala Dzieciątka
Jezus, gdzie do tej pory przebywa.
Zmasakrowany został inwalida wojenny Boczkowski za to, że zaprotestował przeciwko
bandyckiemu napadowi. Władysław Brodalko, woziwoda, zamieszkały przy ulicy Obozowej
12, schronił się do piwiarni. Bojówkarze wpadli za nim, chcąc go bić. Właścicielka piwiarni
ukryła go, mówiąc: „przecież to kaleka”. Na to rozwścieczeni bojówkarze krzyczeli: „chociaż
kaleka, ale komunista”.
Pobici zostali również Józefa Tarnowska, która odniosła 2 rany tłuczone pleców i Edward
Pawłowski, któremu zadano kilka ran tłuczonych boku. 9 czerwca na Budach znów była
strzelanina. Bandyci bojówkarscy odgrażają się, że zabiją Aleksandra Szymborskiego,
robotnika budowlanego i Stefana Grabarka, bezrobotnego.
Napad na Budy jest dalszym ciągiem wykonywania znanych uchwał warszawskiej konferencji
międzydzielnicowej PPS. Zwracamy uwagę na znamienny fakt, że prasa polska nie podała ani
jednego słowa o napadzie bandytów bojówkarskich na Budy. Jest-to oczywiście przemilczenie
tendencyjne. Należy zaznaczyć, że jest to taktyka stale stosowana przez prasę, pozostająca
niepodzielnie na usługach faszyzmu.
Zwracamy również uwagę na ten fakt, że bojówkarze zajechali ciężarowemi autami, wiadomo
zaś jest powszechnie, że bojówkarze stale używają magistrackich aut ciężarowych Wydziału
Zaopatrywania Miasta.
Napad na członka Związku Rob. Przem. Budowlanego E. Jadczaka.
Komunikat KFP z dnia 30 lipca 1928 r.:
Prasa niedzielna podała wiadomość o tem, że ranny został Edward Jadczak, murarz,
zamieszkały przy ulicy Górczewskiej 71, przez Marjana Matulaka , zamieszkałego przy ul.
Balickej 13. „Głos Prawdy”, „Express” i inne sanacyjne pisma starają się oświetlić tę
sprawę, jako porachunki osobiste.
List, który otrzymała Komunistyczna Frakcja Poselska, przedstawia sprawę tę w świetle
rzeczywistym. List ten podajemy, ze zrozumiałych względów, nie ogłaszając nazwiska autora:
„Szanowni Towarzysze!
Wczoraj wieczorem członek Związku Zawodowego, tow. Jadczak, został wywołany ze swego
mieszkania przez Matulaka, znanego na Woli pałkarza pepesowskiego, z którym był drugi
pałkarz o przezwisku „Morda”. Kiedy tow. Jadczak wyszedł z mieszkania, Matulak
powiedział mu: „Chodź tu Edek, mamy ci coś osinauważnego do powiedzenia”, i
wyciągnąwszy rewolwer strzelił wprost w piersi stojącego obok Jadczaka. Tow. Jadczak
upadł, obaj zabójcy zbiegli. Tow. Jadczak podniósł się i zawlókł do mieszkania. Ktoś
zaalarmował Pogotowie i policję; tow. Jadczaka odwieziono do szpitala na Gzystem,- a
policja zrobiła, rewizję w jego mieszkaniu i gwałtownie domagała się od żony, żeby oddała
rewolwer, którego tow. Jadczak wcale nie posiadał.
To jest jeszcze jeden mord bojówkarski. Bojówkarze grożą, że dalej będą mordowali.”
Sprawa próby mordu, popełnionego na Jadczaku jest dalszym ciągiem wykonania uchwał
OKR warszawskiego o likwidowaniu rewolucyjnych robotników. Prasa stara się rzecz tę
zatuszować i przedstawić to, jako bójki między robotnikami.
43
Wiadomem nam jest, że parę tygodni temu na posiedzeniu w lokalu OKR warszawskiego
została ułożona lista z 12-tu nazwisk r o b o t n i k ó w , znanych z tego, że zwalczają
bandyckie bojówki. Robotnicy ci mają być wymordowani, przy czem uchwała żąda, aby
nadawać mordom charakter prywatnych porachunków. Nazwiska umieszczonych na liście są
znane. Jadczak również był na tej liście. Nie ulega kwestji, że napad na Jadczaka jest mordem
politycznym pepesowsko-faszystowskich pałkarzy. Ale zarówno władze, jak cała prasa starają
się sprawę zatuszować, nadać jej charakter bójki prywatnej.
Napad na dwuch robotników na tzw. Budach.
Komunikat KFP z dnia 1 sierpnia 1928 r.:
Wczoraj o godz. 10 na idących na Budy dwuch robotników z Woli napadło 4-ch bojówkarzy
pepesowskich, którzy z okrzykami: „stać!” wyciągnęli rewolwery. Bezbronni robotnicy
zdołali jednak ujść dzięki ciemnościom przed bojówkarzami. Nazwiska napadniętych, którzy
zgłosili się do tow. Sypuły, są znane i stwierdzamy, że nazwiska te znajdują się na liście,
ułożonej na warszawskim OKR PPS, a wymieniającej 12-tu robotników, skazanych przez
bojówki na zamordowanie.
Po zamachu na Jadczaka jest to nowa próba wprowadzenia w życie uchwał OKR.
Zaznaczamy, że ogłaszać nazwisk napadniętych nie możemy, gdyż robotnicy ci, którzy
szczęśliwie uszli rewolwerów bojówkarskich, w razie ogłoszenia nazwisk mogą znaleźć się w
rękach defensywy.
Zamordowanie Zygmunta Baranowskiego.
Komunikat KFP z dnia 30 sierpnia 1928 r.:
Prasa stale donosi o „tajemniczych” zabójstwach, które do niedawna nazywała jeszcze
mętnie „porachunkami partyjnemi”. Ostatnio zaś z powodu tego, że stały się one zbyt częste i
stale kompromitują PPS, prasa przestała te mordy nazywać politycznemi, a wzmiankuje o
nich, jako o porachunkach osobistych, lub wręcz je przemilcza.
Jednym z ostatnich mordów bojówki pepesowskiej jest mord, dokonany na Zygmuncie
Baranowskim, zam. przy ul. Grzybowskiej 56. Szczegóły przedstawiają się następująco:
Dnia 18. 8. r. b. udał się Zygmunt Baranowski wraz z bratem i jednym znajomym do
restauracji, mieszczącej się na ul. Młynarskiej 2. Baranowski zwrócił się do orkiestry, by
zagrała „Białe Kwiaty”, czemu przeciwstawiła się grupa znajdujących się w tej restauracji
bojówkarzy pepesowskich, żądając zagrania „Pierwszej Brygady”. Orkiestra przychyliła się
do żądania bojówkarzy, którzy się tem nie zadowolnili, zmuszając obecnych do zdjęcia czapek
i powstania. Gdy B, wraz ze swymi dwoma współtowarzyszami przeciwstawili się temu,
bojówkarze rzucili się na nich, bijąc ich. Jeden z bojówkarzy Wiślak uderzył brata Z.
Baranowskiego flaszką w głowę, a Tomasz Kowalski, zam. przy ul, Prądzyńskiego 27,
robotnik fabryki Lilpop, dał do Z. Baranowskiego 3 śmiertelne strzały. Kowalski i Wiślak
zostali aresztowani, ale ten ostatni został już zwolniony, a na Kowalskiego, który u
sędziego śled. odgrażał się, że ze świadkami, którzy będą zeznawać na jego niekorzyść, „zrobi
koniec”, jego współkamraci z pepesowskiej bojówki chcieli zebrać składkę w fabryce Lilpopa
w celu złożenia kaucji. Tym bezczelnym pomysłom PPSowców przeciwstawili się robotnicy,
mówiąc, iż dla morderców nie będą zbierali pieniędzy. Czy (Kowalski, korzystając ze
specjalnych względów, jako zawodowy morderca robotników, w krótkim czasie znajdzie się
na wolności, tak jak już szereg innych - niedaleka przyszłość pokaże.
Zaznaczyć należy, że bojówka PPS obok napadów i zabójstw poszczególnych robotników
zaczęła po 1 maja coraz częściej organizować zbrojne wyprawy na całe dzielnice robotnicze,
44
w których szczególnie silnie ujawniły się wpływy komunistyczne. Oprócz podanego tutaj
napadu na Budy wiadomem mi jest o takich samych napadach na Ochocie i Pe1cowiźnie.
Obóz komunistyczny zdaje sobie sprawę z tego, że i nadal wzmacniać się będzie terror
bojówki PPS, że będą się mnożyć gwałty i morderstwa zbirów socjalfaszystowskich. Mylą się
jednak przywódcy PPS, gdy myślą, że kastetem, rewolwerem i drągiem żelaznym zastraszyć
zdołają rewolucyjnych proletarjuszy, cofnąć wstecz rozwój, dziejowy, powstrzymać
nieuniknione zwycięstwo mas pracujących nad faszyzmem i jego pachołkami.
PRECZ Z SOCJALFASZYSTAMI
Rozłam w PPS dokonany został przy akompanjamencie wzajemnych zarzutów i oskarżeń o
rozkradanie pieniędzy partyjnych, rozpajanie członków organizacji, fałszowanie podpisów na
wekslach, fabrykowanie fałszywych donosów, „uprawianie bydlęcych argumentów pięści i
kopyta”, itp.
Te przejawy procesu gnicia i rozkładania się PPS są produktem ubocznym coraz ściślejszego
zrastania się PPS z burżuazją, zlewania się jej z aparatem państwowym faszystowskiej
dyktatury. PPS jako całość jest częścią obozu faszystowskiego. Niezależnie od
przynależności do tej czy innej grupy, do takich czy innych odcieni, wszyscy przywódcy
PPS na swój sposób służą dyktaturze kapitału i obszarnictwa. Różnica pomiędzy nimi
zachodzi tylko co do metod, co do sposobów oszukiwania i terroryzowania klasy robotniczej i
mas chłopskich.
Grupa Jaworowskiego i „Przedświtu” chce jawnej współpracy, ściślej mówiąc - jawnego
wykonywania dyrektyw faszyzmu. Grupa rzekomo opozycyjnych w stosunku do rządu
wodzów PPS, partja Niedziałkowskich, Żuławskich, Zarembów i Kwapińskich - pragnie jak
najbardziej zataić przed masami pracującymi swą przynależność do obozu faszystowskiego,
służbę swoją. Piłsudskiemu usiłuje zamaskować frazesem o walce z pomajowym systemem
rządzenia.
Do najważniejszych zadań PPS należy torowanie faszyzmowi drogi bezpośrednio do mas
robotniczych. Zadanie to sumiennie wypełniali i nadal wypełniają przywódcy PPS wszystkich
kierunków. Dotychczasowe usługi socjalugodowych lokajów nie wystarczają już jednak
faszyzmowi. Dyktatura kapitalistów i obszarników przeżywa okres dosyć ciężki. Stała
bierność bilansu handlowego, która Za rok 1928 wyniosła olbrzymią sumę 854 miljonów
złotych, o trudnościach w otrzymaniu dalszych pożyczek zagranicznych nie wspominając.
Ciasnota na krajowym rynku kredytowym, stosunkowe kupczenie się masowego rynku
konsumpcyjnego, wzmożona konkurencja zagraniczna - są to zapowiedzi ogólnego
pogorszenia się sytuacji gospodarczej. Zaostrzenie się walk społecznych, tak jak
również spotęgowanie się walki narodowo-wyzwoleńczej ujarzmionych przez burżuazję
polską miljonowych mas ukraińskich i białoruskich - piętrzy coraz nowe trudności na drodze
stabilizacyjnych wysiłków polskiego faszyzmu. Klasycznym tego przykładem
jest wielki strajk bohaterskich włókniarzy łódzkich, który przeobraził się w walkę
powszechną całego proletarjatu Łodzi i okręgu łódzkiego przeciw wyzyskowi baronów
przemysłu i popierającemu ich rządowi; strajk ten z łatwością przerzuciłby się na inne
ośrodki wielkoprzemysłowe Polski, gdyby nie haniebna rola zaprzedanych faszyzmowi
wodzów PPS. Zdrajcy Żuławscy i Szczerkowscy jeszcze raz wbili nóż w plecy walczącego
proletarjatu.
Pomimo, że strajk łódzki złamany został przez przywódców PPS, jest on nie tylko wielkim
wkładem w skarbnicę doświadczeń bojowych proletarjatu całej Polski, lecz stanowi
niewątpliwą porażkę dyktatury faszystowskiej. Bowiem w całej pełni ujawniło się
bankrutowanie faszystowskiego oszustwa arbitrażowego i niedostateczność dotychczasowych
metod oszukiwania mas i pętania ich energji rewolucyjnej. Strajk łódzki dowiódł, że masy
45
robotnicze w odpowiedzi na ataki kapitalistów i faszyzmu zaczynają już przechodzić od
obrony do kontrofensywy, stają do walki wbrew zdradzieckim przywódcom o pepesowskim.
b potęgowanie się- aktywności proletariatu idzie w parze z zaostrzeniem się walki klasowej
na wsi j ze wzrostem ruchu narodowowyzwoleńczego ujarzmionych mas ukraińskich i
białoruskich. Strajki rolne, które ogarnęły znaczną: połać Ukrainy Zachodniej, odznaczały się
wielką solidarnością i bojowym nastrojem strajkujących robotników rolnych i chłopów
małorolnych, zrozumieniem, że ich walka strajkowa prowadzona jest nie tylko przeciw
obszarnikom, lecz również przeciw dyktaturze faszyzmu. Krwawe masakry w Hreberinem,
Dębach, Batiatyczach nie zdołały złamać strajkujących, którzy wytrwali
w walce i w większości wypadków doprowadzili ją do zwycięskiego końca.
Tem, czem był strajk łódzki na odcinku faszystowskiej, polityki robotniczej, czem były
Batiatycze w dziedzinie polityki rolnej faszyzmu, tem stały się pierwszolistopadowe
wydarzenia we Lwowie dla polityki narodowościowej; obozu „rewolucji majowej”.
1 listopada 1928 r. we Lwowie - to również przejaw wzmożonej ofensywy faszyzmu, z
drugiej jednak strony odpór, jaki masy ukraińskie dały we Lwowie policji i spuszczonym z
łańcucha bandom polskiej młodzieży faszystowskiej - to odpowiedź ujarzmionych mas
ukraińskich kontratakiem na atak faszyzmu, to przejście ruchu narodowo-wyzwoleńczego na
wyższy etap walki przeciw polskiej okupacji faszystowskiej, to przejaw bankrutowania
polityki narodowościowej faszyzmu polskiego.
Faszyzm pragnie znaleźć wyjście z tych wzmagających się trudności i złamać, walkę mas
pracujących i narodów ujarzmionych na drodze zwiększonego wyzysku kapitalistycznego,
mocniejszego przykręcenia śruby podatkowej, spotęgowania reakcji w kraju (faszyzacja
konstytucji, wzmożony terror), podniesienia na wyższy szczebel konsolidacji burżuazji j jej
agentów wokół dyktatury faszystowskiej (tworzenie jednej
wszechstanowej partji), jeszcze bardziej forsownego organizowania wojny przeciw ZSRR.
I oto na rozkaz sztabu faszystowskiego Jaworowszczycy stają pod chorągwią o
„rzeczowego” ustosunkowania się do rządu, przeprowadzają w PPS rozłam, zakładają nową
partję - BBS, będącą filją faszystowskiego Bloku Bezpartyjnego Współpracy z Rządem.
Byłoby błędem mniemać, że rozłam w PPS jest przejawem walki „opozycyjnych” wodzów
PPS z faszyzmem. Wręcz przeciwnie, jest on wynikiem coraz większego faszyzowania się
PPS jako c a ł o ś c i. Zerwanie Niedziałkowskiego i Żuławskiego z Jaworowskim wcale nie
oznacza zerwania z Piłsudskim. Dyktatura faszystowska i nadal posługiwać się będzie obu
odłamami PPS. Rozłam w PPS powiększył rozpiętość haseł, przy których pomocy obóz
faszystowski usiłuje przykuć do swego rydwanu masy pracujące. Rozłam w PPS zwiększył
zdolność manewrową faszyzmu. Gdzie nie poradzi Jaworowski zostaną wnet zmobilizowani
Żuławscy, Szczerkowscy, Kwapińscy, Stańczyki i Kuryłowicze, którzy od lat specjalizowali
się w rozbijaniu, łamaniu i zdradzaniu walk ekonomicznych proletarjatu. Przez utworzenie
BBS faszyzm szerszym niż dotychczas frontem zdołał wedrzeć się bezpośrednio do klasy
robotniczej. Traktując BBS jako swój szturmowy oddział w klasie robotniczej, dyktatura
faszystowska posługuje się nadal rzekomo opozycyjnemi wodzami PPS, dla wciągania w
orbitę wpływów faszystowskich tych robotników, którzy wrogo się odnoszą do rządu
faszystowskiego, lecz pozyskać których nie zdołał jeszcze obóz komunistyczny.
Nawet w procesie rzekomej, walki z „wpływami sanacyjnemi” we własnych szeregach
„opozycyjni” wodzowie PPS za naczelne swe zadanie uznali spotęgowanie kampanji
oszczerstw i napaści na jedynego rzeczywistego wroga faszyzmu - KPP, na jedyne państwo
robotniczo-chłopskie - ZSRR, na sztab rewolucji socjalistycznej na całym świecie –
Międzynarodówkę Komunistyczną. W ten sposób Niedziałkowscy i Czapińscy wykonywują
zlecenie, wyraźnie dane im przez faszyzm.
46
Drugie niezmiernie ważne zadanie, które „opozycyjni” przywódcy PPS gorliwie wypełniali
przez blisko 3 lata rządów faszystowskich, polega na wybielaniu faszyzmu w kraju i
zagranicą, paraliżowanie energji mas w walce z dyktaturą kapitalistów i obszarników. To też
nawet otrzymując sanacyjne szturchańce pepesowski „Robotnik” liże łapy faszystowskiego
dyktatora, zaklinając się, że oszczerstwem jest pomawianie o faszyzm „system rządów”, który
w Polsce batem zaprowadził Piłsudski[9].
W czasie wyborów do sejmu p. Niedziałkowski pisał, że przed PPS obok walki z reakcją
wyrósł siłowy front wałki 'z komunizmem. Uczony „marksista” pepesowski popełnił tu małą
nieścisłość. Wie on wszak dobrze, że front walki socjalugody i socjalzdrady z obozem
rewolucji socjalnej istnieje już długie lata. Front walki z komunizmem - to jedyny
rzeczywisty front walki PPS, tego narzędzia burżuazji do rozbijania szeregów robotniczych.
Na tym froncie PPS z rąk swoich chlebodawców-kapitalistów i obszarników - otrzymała już
nie jeden krzyż zasługi. Godzimy się więc całkowicie z p. Niedziałkowskim, kiedy na łamach
„Robotnika” podkreśla znaczenie pomocy, okazanej przez PPS panowaniu burżuazji w
najbardziej dla niej krytycznym okresie (lata 1918 - 1920). Naprawdę wodzowie PPS mogą
być dumni, gdy patrząc wstecz na ubiegłe 10 lat rządów polskiej burżuazji uświadamiają
sobie cały ogrom swej zasługi. Lecz również miljony ludu pracującego wiedzą komu
zawdzięczać mają ogrom swej, krzywdy i poniewierki, kto w sposób zdradziecki stanął na
drodze ich walki o wyzwolenie.
PPS spełnia zresztą pod tym względem taką samą rolę, jak i inne partje II-giej
Międzynarodówki. Szczególne jednak warunki, w jakich znajduje się polskie państwo
burżuazyjne, sprawiają, że dla wykonania swego zadanie PPS uciekać się musi do metod
najbardziej plugawych. Polska - jak z dumą stwierdzają to różni burżuazyjni pismacy - jest
najdalej w Europie na wschód wysuniętą placówką kapitalizmu, Polska burżuazyjna jest
przedmurzem wyzysku i niewoli miljonów robotników i chłopów. Polska dzisiejsza - to
strażnik drutu kolczastego, którym burżuazja światowa opasać chce robotniczo - chłopską
republikę sowiecką. Polska faszystowska - to brama wypadowa kapitalizmu w jego walce na
śmierć i życie przeciw ognisku międzynarodowej rewolucji socjalnej - ZSSR.
Cena wartość Polski w oczach zachodu - pisze poseł „jedynki” St. Mackiewicz - polega nie
na tem, że Polska jest państwem demokratycznem, lecz raczej na tem, że jest
państwem reakcyjnem[10].
Ta reakcyjność dzisiejszego państwa polskiego, przykryta blichtrem groszowych frazesów i
formułek demokratycznych, wynika m.in. z roli Polski, jako "obrońcy cywilizacji
zachodniej": Masy pracujące Polski uginające się pod brzemieniem straszliwego wyzysku
kapitalistycznego widzą, jak, tuż za miedzą graniczną proletarjat ZSRR w sojuszu z
wielomiljonowemi masami chłopstwa, już jedenaście lat buduje nowy ład społeczny.
Przepędziwszy precz jaśniepanów, kapitalistów-pasibrzuchów oddał ziemię tym, którzy na
niej pracują, z dniem każdym coraz wyżej wznosi zręby socjalistycznego przemysłu.
Jednocześnie miljony Ukraińców, Białorusinów, Żydów, Niemców, Litwinów, którym rząd
faszystowski przemocą wydziera elementarne prawa narodowe, widzą na wschodzie, w
wolnym związku republik radzieckich wspaniałe przykłady całkowitego rozwiązania kwestji
narodowościowej przez zwycięską klasę robotniczą.
W tych warunkach szczególnie trudnem i skomplikowanem jest zadanie powstrzymania
wrzenia w masach pracujących Polski i ziem przez burżuazję polską okupowanych.
Zgniecenie ruchu rewolucyjnego w Polsce staje się pierwszorzędnym zadaniem całej
burżuazji międzynarodowej, szykującej wyprawę krzyżową przeciw ZSRR.
47
W walce świata kapitału ze światem prący naprawdę odpowiedzialna rola wyznaczona została
przywódcom PPS. To też dla wypełnienia swego zadania - dla złamania (do spółki z całym
aparatem faszyzmu) ruchu wyzwoleńczego mas pracujących Polski - wodzowie PPS
wyzyskują wszystkie środki: od najbardziej wyrafinowanej frazeologji demokratycznej i
pacyfistycznej do patrjotycznych i państwotwórczych usług, oddawanych odrodzonej polskiej
ochranie i do morderstw krwawej bojówki PPS. Przy tej pracy spotykamy obok siebie
obłudnego świętoszka Posnera i „flaczarza” Piłackiego, faszystowskiego moralizatora
Minkiewicza i bohatera domów publicznych Łokietka.
W rozpaczliwych wysiłkach odzyskania zaufania robotników Wodzowie obu grup PPS
usiłować będą nadal nawzajem przerzucić na siebie odpowiedzialność za zdrady i zbrodnie,
które wspólnie popełniali, za które wspólnie przed klasą robotniczą: zdadzą rachunek, gdy
nadejdzie „dzień zapłaty”. Zwłaszcza przywódcy pseudo-opozycyjnej PPS próbować będą
zrzucić z siebie odpowiedzialność za wiele zbrodni pepesowskich bojówek. Daremny trud.
Nikt wam nie uwierzy, panowie Niedziałkowscy, Czapińscy, Pragiery, Zaremby, Kwapińscy.
Nic nie zdoła zmazać z waszych rąk krwi Białego, krwi setek ofiar waszej bojówki.
Robotnicy Warszawy i innych miast Polski pamiętają dobrze, że zbrodnicza robota zbirów z
„milicji porządkowej” cieszyła się całkowitym waszym poparciem. Wyście to byli
inspiratorami i ideologami morderstw Łokietków, Piłackich, Gorzechowskich, Tasiemek,
wyście usiłowali „teoretycznie” uzasadnić gwałty i zbrodnie bojówkarzy, i na zbrodniach tych
uciułać kapitał polityczny.
To też masy pracujące, walcząc z faszystowskimi zbrodniarzami z bojówki PPS, wiedzą, że
odpowiedzialność za ich gwałty i morderstwa spada na całe kierownictwo PPS na obydwa,
dzisiaj powaśnione odłamy socjalzdrady - PPS i BBS. Pędząc precz bojowców pepesowskieh,
organizując samoobronę robotniczą po fabrykach i warsztatach, wykuwając jednolity front
mas pracujących - robotnicy i chłopi ostrze swego ataku skierowują przeciw całej PPS,
przeciw obu jej grupom, przeciw wszystkiem jej wodzom.
Walka z bojówką PPS jest jednocześnie walką z faszystowskim rządem Piłsudskiego, który
ponosi całkowitą współodpowiedzialność za zbrodnie bojowców. Znajdują się wszak oni na
jego rozkazach, korzystają z całkowitego poparcia obozu "sanacji moralnej", zapewnioną
mają zupełną bezkarność i opiekę władz.
Walka przeciw bojówce PPS może być prowadzona tylko szerokim frontem mas
robotniczych, skierowujących swój atak przeciw faszyzmowi i jego socjalfaszystowskiej
ekspozyturze. Mnożą się zbrodnie i zdrady przywódców PPS. Krwawa masakra
pierwszomajowa i haniebne zaprzedanie strajku łódzkiego - to wszak tylko najjaskrawsze
objawy wysługiwania się PPS rządzącemu w Polsce faszystowskiemu blokowi kapitalistów i
obszarników. Ale jednocześnie rosną siły robotników i chłopów, hartują się w walce ich
bojowe szeregi, wzmacnia się i rozszerza antyfaszystowski blok robotniczo-chłopski. Coraz
liczniejsze masy ludu roboczego garną się pod sztandary Komunistycznej Partji Polski, stają
do walki przeciw dyktaturze faszyzmu o dyktaturę proletarjatu. Coraz więcej robotników i
chłopów, tych, co ufali jeszcze Niedziałkowskim i Jaworowskim, porzuca zdradziecką PPS i
jednoczy się z proletarjuszami, którzy pod czerwonemi komunistycznemi znakami walczą o
wyzwolenie z jarzma kapitalizmu. Tysiące i setki tysięcy robotników i chłopów rozumieją
już, że warunkiem zwycięstwa nad faszyzmem jest zgniecenie, całkowite wyparcie z
szeregów robotniczych jego socjalfaszystowskiej ekspozytury, zarówno jawnej, jak
zamaskowanej. Z okrzykiem:
Precz z faszystowską dyktaturą Piłsudskiego!
nierozdzielnie łączy się drugi okrzyk:
Precz z socjalfaszystowskimi mordercami, precz z PPS!
48
[1]
Słowa F. Perla.
To samo stwierdziła nazajutrz po 1 maja „Gazeta Poranna Warszawska”, pisząc, że strzelano z
samochodu PPS nr 17119, na którym znajdował się poseł Jaworowski.
[3]
W ostatnich paru latach liczebność warszawskiej bojówki PPS znacznie wzrosła. Rząd faszystowski
wyznaczył jej bowiem w swym systemie odpowiedzialne miejsce terroryzowania od wewnątrz klasy
robotniczej. To też jak podaje pepesowski „Przedświt” w zbiórce warszawskiej „milicji porządkowej”
w dniu 21 października 1928 r. brało udział 600 milicjantów. Jest to, być może, cyfra przesadzona, nie
ulega jednak wątpliwości, że perspektywą lekkich zarobków i bezkarności udało się przywódcom PPS
zgrupować w swej milicji sporą, ilość zdeklasowanych żywiołów, zaszczepiając im jawnie
faszystowską ideologję.
[4]
Do zakresu niniejszej broszury nie należą materjały, dotyczące stosunków PPS z defensywą. Tem
niemniej jednak uważam za wskazane przytoczyć tutaj następujący [Urywek z wywiadu b.
współpracowniczki defensywy i byłej członkini PPS p. Alicji Bełcikowskiej, zamieszczonego w maju
1928 r. w „Gazecie Porannej 2 Grosze”:
Pos. Malinowski pozostawał w stałym kontakcie z defensywą w ciągu lat 1919-20-21 i później.
Traktował on tę instytucję z punktu widzenia partyjnego, jako placówkę, którą popierać należy, bo
prześladując komunistów, ułatwiała ona działalność PPS. Pos. Malinowski pozostawał w stałym
kontakcie z centralą policji politycznej w Warszawie, gdzie go bardzo ceniono. Po konferencjach z ni
m odbywanych następowały zwykle liczniejsze rewizje i aresztowania. W owym czasie (1920-21 r.)
mówiono, że PPS w Lublinie rozwój swój zawdzięcza w znacznej części współpracy pos.
Malinowskiego z szefem miejscowej policji politycznej.
[5]
Znamienną była scena, kiedy po usunięciu posłów komunistycznych z sali i złożeniu przez
Daszyńskiego zapowiedzi „zduszenia w zarodku” wszelkiej obstrukcji komunistycznej, podszedł do
niego ówczesny wicepremjer rządu faszystowskiego p. Bartel i obiema rękami uścisnął dłoń
pepesowskiego marszałka. Posłowie rządowi; „jedynki” odpowiedzieli na to demonstracyjnemi
oklaskami.
[6]
R. Minkiewicz, „Klika Warszawska OKR PPS”, str. 13.
[7]
Również bundowska „Naje Fołkscajtung” podaje, że „według na wpół oficjalnego komunikatu
pepesowskiego milicja PPS „skonfiskowała” komunistom 21 sztandarów.
[8]
„Głos Prawdy” 6 maja 1928 r.
[9]
Patrz artykuł Niedziałkowskiego „Polityka PPS” w „Robotniku” z 18 października 1928 r.
[10]
Stanisław Mackiewicz, „Kropki nad i” Str. 71.
[2]
49

Podobne dokumenty