Czeszejko-Sochacki, PPS: Socjalfaszystowscy mordercy
Transkrypt
Czeszejko-Sochacki, PPS: Socjalfaszystowscy mordercy
JERZY CZESZEJKO-SOCHACKI SOCJALFASZYSTOWSCY MORDERCY. O BOJÓWKACH PPS 1 JERZY CZESZEJKO-SOCHACKI (1892-1933) 2 PRZEDMOWA DO WYDANIA ELEKTRONICZNEGO Mamy przyjemność udostępnić szerokiej publice znakomity tekst Jerzego Czeszejki Sochackiego ujawniający prawdziwe oblicze tak zwanej Polskiej Partii Socjalistycznej. PPS w dwudziestoleciu międzywojennym, a raczej to, co z niej zostało po rozłamie dokonanym w listopadzie 1906 roku przez prawicowo-oportunistyczną grupę z Józefem Piłsudskim i Witoldem Jodko-Narkiewiczem na czele, była burżuazyjną partią robotniczą. Cóż to znaczy? Mogłoby się wydawać, że w tym sformułowaniu tkwi sprzeczność, że to oksymoron. Jednak wcale tak nie jest. Dlaczego? PPS z jednej strony upominała się o prawa ludzi pracy: robotników, chłopów pracujących, rzemieślników i inteligencji pracującej. Jej skład członkowski miał charakter robotniczointeligencki. Mimo tego, PPS prowadziła politykę klasowej ugody z burżuazją, począwszy od roku 1914, kiedy Polska Partia Socjalistyczna – Frakcja Rewolucyjna udzieliła poparcia w pierwszej wojnie światowej Niemcom i Austro-Węgrom. Honor nazwy partii ratowała PPS-Lewica, która potem zjednoczyła się z SDKPiL w Komunistyczną Partię Robotniczą Polski. Potem PPS wstępowała do burżuazyjnych rządów Paderewskiego i Skrzyńskiego. Uważamy jednak, że nazywanie partii pokroju PPS mianem „socjalfaszystowskich”, choć umotywowane opowiedzeniem się ich kierownictwa po stronie burżuazyjnej reakcji ma dość sekciarski charakter, ponieważ podobna polityka - nazywania niemieckiej SPD mianem „socjalfaszystowskiej” zamiast uformowania z jej udziałem jednolitego frontu utorowała drogę do władzy nazistom. W późniejszych latach Komintern odszedł od tej polityki, głosząc konieczność tworzenia „frontów ludowych” w skład, których wchodziły m.in. partie socjaldemokratyczne W listopadzie 1918 roku powstał „socjalistyczny” i „ludowy” rząd polski pod przewodnictwem Ignacego Daszyńskiego, a potem Jędrzeja Moraczewskiego. O jego „socjalistyczności” i „ludowości” masy pracujące Polski mogły się przekonać już niedługo. W grudniu tego roku rząd wysłał przeciwko rewolucyjnym wystąpieniom proletariatu w Zagłębiu Dąbrowskim oddziały wojskowe, w celu ich pacyfikacji. Zresztą sam Moraczewski był niczym innym, jak marionetką Józefa Piłsudskiego, o czym pisał sam późniejszy dyktator: Powołałem na prezesa ministrów oficera I Brygady, przy tym kapitana saperów, inż. Moraczewskiego. Na wszelki wypadek kazałem mu stanąć na baczność (w owych czasach ostrożność ta nie była zbyteczna), a potem powiedziałem mu: „Panie kapitanie, ma pan zostać prezesem ministrów, ale pod dwoma warunkami: pierwszy by pan nie wkraczał swymi zarządzeniami w jakiekolwiek stosunki społeczne, drugi — i tu podniosłem głos — wypracuje pan w ciągu jednego tygodnia ustawę wyborczą i to tak, jak gdyby pan miał budować okopy”. Moraczewski prosił o trzy dni zwłoki, na co się zgodziłem. I oto po dziesięciu dniach prawo wyborcze było gotowe i przedłożone mi do podpisu. Kolejną haniebną kartą działalności PPS i zamiar faktycznej likwidacji Rad Delegatów Robotniczych. W 1920 roku PPS opowiedziała się po stronie kapitalistyczno-obszarniczego rządu polskiego walczącego z robotniczo-chłopską Rosją Radziecką, mimo sprzeciwu lewicowego, 3 zdrowszego ideologicznie nurtu w partii. Tym samym dokonała zdrady klasowej, zdradzając faktycznie proletariat z polską burżuazją i obszarnikami. Autor niniejszego tekstu, Jerzy Czeszejko-Sochacki sam był przedstawicielem lewicowej frakcji PPS, która wystąpiła przeciwko polskiej antyradzieckiej agresji i wstąpiła w skład KPRP. Na przełomie 1925 i 1926 roku PPS weszła w haniebną koalicję rządową z narodową demokracją, chrześcijańską demokracją, Narodową Partią Robotniczą i prawicą ruchu ludowego. Poza tym, PPS krwawo zwalczała Komunistyczną Partię Polski – wspomnijmy chociażby zabicie Wiktora Białego przez PPS-owską bojówkę czy prowokacje w czasie pochodów pierwszomajowych. Autor demaskatorskiej publikacji o PPS, Jerzy Czeszejko-Sochacki sam był przez pewien czas członkiem tej partii, należał tam do lewicowej opozycji. Jednak haniebna polityka Polskiej Partii Socjalistycznej w latach 1918-1920 pozwoliła mu przejrzeć na oczy i przejść do obozu rewolucji socjalnej – do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. Publikację tę dedykujemy wszystkim bezkrytycznym pogrobowcom PPS – szczególnie lewej nodze IPN – portalowi www.lewicowo.pl. REDAKCJA „WŁADZY RAD” – WWW.1917.NET.PL P.S. Tekst został udostępniony kilka lat temu przez Lewicę Bez Cenzury. Zachowano oryginalną, przedwojenną pisownię. 4 WSTĘP PPS - to jeden z szańców, broniących twierdzy kapitalizmu. Zdaje sobie z tego sprawę burżuazja i dlatego troskliwą opieką otacza pepesowych przywódców, starając się nie dopuścić do tego, żeby masy pracujące rozpoznały ich rzeczywiste oblicze. Zwalczanie socjalugody zaliczone zostało w Polsce do rzędu tych przestępstw politycznych, za które tysiące robotników i chłopów rewolucyjnych wtrącono na długie lata do więzień. Policja, defensywa, kodeksy carskie i kajzerowskie, cenzura, cały aparat państwa burżuazyjnego w ciągu 10 lat niepodległości Polski służył i nadal służy obronie PPS. Jednolity front od pospolitego agenta defensywy do radykalnego frazesowicza pepesowskiego, jakiegoś Zaremby czy Pragiera, jest najbardziej ,,rzeczywistą rzeczywistością” polską. Kiedy w r. 1922 zamierzałem wygłosić w Warszawie cykl odczytów pod tytułem „Prawda o PPS”, zostały one dwukrotnie zakazane przez komisarjat rządu. Systematycznym konfiskatom ulegają artykuły niezależnej prasy robotniczej o PPS i broszury, poświęcone wyjaśnieniu rzeczywistej roli tej partji, chociażby zawierały one materjał, składający się wyłącznie z faktów i dokumentów. Cała prasa burżuazyjna, wszystkie miarodajne organy klas posiadających okazują przywódcom PPS wydatną pomoc w dziele oszukiwania mas pracujących, usiłują zataić przed nimi wszystko to, co mogłoby przyczynić się do rzeczywistego poderwania wpływów socjalfaszyzmu na rzecz obozu rewolucji proletarjackiej. Gdy kilka miesięcy temu p. Bełcikowska, była współpracowniczka defensywy warszawskiej ogłosiła rewelacje o defensywiarskiej działalności posła pepesowskiego Mariana Malinowskiego (Wojtka), prasa burżuazyjna okazała wielkie zrozumienie dla interesów PPS i poparła zabiegi Niedziałkowskiego i Daszyńskiego, mające na celu zatuszowanie całej sprawy i niedopuszczenie do dalszych rewelacji, które by ujawniły kontakt z defensywą również innych wybitnych przywódców PPS. Szczególną dyskrecją odznacza się prasa burżuazyjna w traktowaniu działalności bojówki PPS, splamionej krwią setek robotników. Jeśli zaś przez nieostrożność reportera przedostanie się do pism jakaś wieść o zbrodni pepesowskich bojowców, defensywa, dobrze obsadzona przez „swoich ludzi” z PPS, skrzętnie sprawę tuszuje. Prawda o działalności bojówek PPS znana jest masom robotniczym Warszawy. Zbrodnie „milicji porządkowej” PPS dokonywane wszak były na oczach tysięcy proletarjuszy. Niejedna rodzina robotnicza opłakuje swych bliskich, zamordowanych przez zbirów, wykonywujących rozkazy przywódców PPS. Dziesiątki robotników znalazło się za kratami „Pawiaka” lub „Mokotowa”, dzięki troskliwej opiece socjaldefensywiarzy. Setki robotników utracił y pracę na skutek poufnej współpracy bojowców pepesowskich z przedsiębiorcami. Całe dzielnice robotniczej Warszawy pamiętają najazdy bojówki PPS, naładowanej na samochody ciężarowe magistrackiego Wydziału Zaopatrywania. Lecz mimo, że zbrodnie pepesowskich bojowców znane są masom pracującym, uważam za rzecz pożyteczną, a nawet nieodzowną, zgrupowanie materjałów, któreby dawały obraz działalności bojówki PPS. Wszak z biegiem czasu niejeden fakt, najbardziej nawet tragiczny, może pójść w zapomnienie. Zresztą to, o czem dobrze wiedzą robotnicy Warszawy, górze), jest już znane proletarjatowi Łodzi, Zagłębia, Górnego Śląska i innych ośrodków, nie zawsze 5 też dochodzi do wiadomości miljonowych mas ludu pracującego na roli. Poza tem poszczególne fakty gwałtów i morderstw, dokonywanych przez bojówkę PPS, dopiero przy uszeregowaniu ich i zestawieniu ze sobą pozwalają wyrobić możliwie dokładny pogląd nie tylko na istotę i rolę bojówki, lecz również na istotę i rolę całej PPS. Jest to szczególnie ważne dzisiaj, kiedy obydwa odłamy PPS - zarówno t. zw. KKS Niedziałkowskiego i Żuławskiego, jak BBS Jaworowskiego i Moraczewskiego - wysilają się na najbardziej wyrafinowaną oszukańczą demagogję, mającą na celu ukrycie przed masami tego niezbitego faktu, że i jedni i drudzy są agentami dyktatury faszystowskiej, w różny sposób służąc wspólnej sprawie umocnienia władzy klas posiadających, pogłębienia niedoli mas robotniczo-chłopskich. Zwłaszcza przywódcy rzekomo „opozycyjnej” PPS na zebraniach robotniczych ze skóry wprost wyłażą, żeby wywołać w masach wrażenie, iż morderstwa i gwałty bojówki PPS były wyłącznie dziełem jaworowszczyków. Fakty w broszurze tej zebrane niezbicie jednak świadczą o tem, że zbrodnie bojówek pepesowskich zapisać należy na rachunek całej PPS, na rachunek wszystkich jej przywódców. Odpowiedzialność za morderstwa z za węgła i za krwawe masakry demonstracji robotniczych spada zarówno na faszystów z „Przedświtu”, jak i na socjalfaszystów z CKW PPS. Zaznaczyć należy, że broszura niniejsza zawiera materjał bardzo niepełny. Wydaje mi się jednak, że i zgromadzone tutaj fakty przyczynić się mogą do zdarcia z obu odłamów PPS maski obłudnych i oszukańczych frazesów. Wyczerpanie w ciągu dwuch miesięcy pierwszego nakładu tej broszury wymownie świadczy o tem, że ukazanie się publikacji o zbrodniach bojówki PPS odpowiadało potrzebom rewolucyjnego ruchu robotniczo-chłopskiego, który w swej walce przeciw faszyzmowi zniszczyć musi PPS, jako jedną z głównych podpór panowania klasowego burżuazji. 6 WYPRAWY PO GOTÓWKĘ W pierwszych zaraz tygodniach „niepodległości” PPS, posługując się zręcznie frazesami radykalnemi, zgrupowała dosyć licznych robotników w t. zw. Milicji Ludowej. Robotnicy szli do Milicji Ludowej w głębokiem przeświadczeniu, że jest to organizacja zbrojna dla walki rewolucyjnej przeciw burżuazji. Przywódcy zaś PPS tworzyli Milicję Ludową dla wręcz przeciwnych celów, dla przeprowadzania „rewolucji w majestacie prawa”[1], co w rzeczywistości oznaczać miało utrzymanie mas pracujących w karbach posłuszeństwa wobec władz państwa burżuazyjnego i duszenie w zarodku wszelkich „prób siania zamętu społecznego”. W ten sposób przywódcy PPS zrobić chcieli z Milicji Ludowej narzędzie walki z ruchem rewolucyjnym, z komunizmem, z organizowaną przez SDKP iL i Lewicę PPS robotniczą Gwardją Czerwoną. Na tym tle odbywał się w Milicji Ludowej ciągły ferment. Robotnicy - żołnierze Milicji Ludowej domagali się od swych przywódców wykonania rzucanych na wiatr frazesów rewolucyjnych. Nieraz przez ulice miast przeciągały całe oddziały Milicji Ludowej ze śpiewem „Międzynarodówki”, demonstrując głośno swe niezadowolenie. Nieraz dla stłumienia wrzenia w poszczególnych oddziałach Milicji Ludowej przywódcy PPS uciekać się musieli do pomocy wojska, żandarmerji i policji. Nareszcie z pomocą przywódcom PPS przyszedł rząd Paderewskiego, wydając dekret o rozwiązaniu Milicji Ludowej. Przywódcy PPS, obłudnie manifestując swe niezadowolenie, w rzeczywistości zajęli się tylko jednem - przeprowadzeniem likwidacji Milicji Ludowej możliwie bez wszelkich wstrząśnień i wynalezieniem posad dla swych pupilów i protegowanych. Całe oddziały Milicji Ludowej wcielono do wojska, wysyłając je z punktu na front wschodni, różni zaś poplecznicy starszyzny pepesowskiej rozmieszczeni zostali w defensywach - wojskowej i cywilnej. Szczególnie ożywioną działalność na tem polu rozwinął patron defensyw warszawskiej i lubelskiej poseł „Wojtek” Ma1inowski. Najwięcej inicjatywy wykazał on również w organizowaniu - przeważnie z byłych członków M. L. - pepesowskich grup bojowych. Te „odrodzone” bojówki w Polsce „odrodzonej” otrzymały przede wszystkim zadanie zdobywania pieniędzy dla różnych przedsięwzięć Malinowskiego i innych przywódców PPS. Stąd też działalność ich skierowana była niemal wyłącznie na dokonywanie tzw. eksów. Ponieważ zaś PPS, jako partia państwotwórcza, szanować musiała własność państwową, ,,ekspropriacje”, przez bojówkę PPS przeprowadzane, nosiły charakter zwykłych napadów rabunkowych na domy bankowe, na kupców itp. Szczególnie odznaczyły się na tem polu pepesowskie grupy bojowe - lubelska, radomska i warszawska. Wszystkie one mniej lub więcej ściśle związane były z „Wojtkiem” Malinowskim i do jego kasy przelewały część zdobytych pieniędzy. Na czele najbardziej ruchliwej grupy lubelskiej stali byli oficerowie IIgo oddziału sztabu, Milicji Ludowej i Pogotowia Bojowego PPS - Leon Prybe i Czesław Gruszka. Grupą radomską dowodził Jan Żurawski, znany działacz pepesowski, kilkakrotnie przez partję wysyłany do Ameryki dla zbiórki pieniędzy, wreszcie na czele grupy warszawskiej stał Jan Trzciński (Długi), który zdobył sobie popularność w kołach pepesowskich udziałem w zamachu na szefa okupacyjnej niemieckiej policji politycznej Schulzego. Grupa lubelska dokonała między innymi napadów rabunkowych w Brześciu, Włodzimierzu Wołyńskim, Łucku, Zamościu, Dęblinie. Po każdym napadzie dalsze „akcje” stawały się 7 trudniejsze, gdyż policja coraz bardziej zaczynała węszyć, mimo, że przez różnych swoich ludzi starano się sprawy te zatuszować. Cóż było jednak robić? Wojtek wciąż żądał pieniędzy „dla partii”, a i ludzie przecież potrzebowali zryć. Wreszcie jednak rzecz się urwała i w marcu 1923 r. cała lubelska grupa bojowa z Prybem i Gruszką na czele została aresztowana. Postawiono ich przed sąd doraźny w Lublinie, który obu przywódców grupy skazał na karą śmierci. Wyrok wykonany został w połowie kwietnia tegoż roku. Ohydnym, ale jakżeż dla przywódców PPS charakterystycznym, jest stosunek do tej całej sprawy „Wojtka” Malinowskiego. Posyłał on bojowców na śmierć, wmawiał im, że wykonywują wielką i odpowiedzialną robotę dla partii, gdy jednak przyszło co do czego, jak Piłat umył ręce. W przeddzień wykonania wyroku śmierci Prybe wystosował list do KPP, list naprawdę wstrząsający. „Gryps” ten, przesłany za pośrednictwem jednego z towarzyszy, odsiadujących wyrok na „Zamku” lubelskim, dotarł do partji, rzecz jasna, już po rozstrzelaniu obu przywódców grupy lubelskiej. Prybe pisze w nim, że wszystkie "roboty" on i jego grupa wykonywali na rozkaz Malinowskiego i że oddawali mu zdobyte przy pomocy „eksów” pieniądze. Skarży się on dalej, że Malinowski w straszliwy sposób zawiódł ich zaufanie. Przez cały czas więzienia i w toku rozprawy przed sądem doraźnym Malinowski obiecywał, że przez swe stosunki potrafi ich uwolnić. Jako warunek postawił zaś to, żeby ani słówka nie pisnęli o kontakcie z nim, grożąc, że w przeciwnym razie całkowicie ich pogrąży, a w zarzuty, stawiane przez bandytów posłowi na sejm i tak nikt nie uwierzy. Wszystko to okazało się niecnym manewrem. W rzeczywistości Malinowskiemu zależało na tem, żeby jak najprędzej pozbyć się świadków swych machinacji. Wiedząc, że jutro czeka, go śmierć nieunikniona, Prybe zwraca się do partji komunistycznej, odsłaniając przed nią rzeczywisty stan rzeczy. Taka była treść listu przedśmiertnego jednej z ofiar wodzów pepesowskich. W niedługim czasie zginęli również kierownicy grup radomskiej i warszawskiej. Źurawski w czasie jednej z ,,robót”, broniąc się przed policją, zginął od własnego granatu, Trzciński zaś, aresztowany za napad na dom bankowy w. Warszawie, umarł w więzieniu w tajemniczych okolicznościach. W końcu 1922 roku PPS przystąpiła do zorganizowania bojówek na szerszej podstawie. Jako asumpt posłużyły jej wystąpienia młodzieży endeckiej w związku z wyborem i zamordowaniem prezydenta Narutowicza. Na specjalnej naradzie w warszawskim OKR PPS uchwalono utworzenie legalnej bojówki pod nazwą „milicji porządkowej PPS” i na komendanta jej powołano Łokietka. Z polecenia CKW „milicja porządkowa” zorganizowana została również w innych miastach. Utworzona rzekomo dla utrzymywania porządku w czasie demonstracji itp., „milicja PPS” rychło dała się we znaki masom pracującym, wykonywując zamachy na działaczy robotniczych, strzelając do uczestników rewolucyjnych wieców i demonstracji, organizując zbrojne najazdy na całe dzielnice robotnicze. 8 ZAMORDOWANIE TOW. WIKTORA BIAŁEGO Ilekroć wzbierała w masach fala nastrojów rewolucyjnych, tyle razy na scenie zjawiała się krwawa bojówka pepesowska, żeby przy pomocy kuli browningowej stłumić gorejący w piersiach proletarjuszy płomień buntu i wolę do walki o lepsze jutro. Jedną z najgłośniejszych zbrodni bojówki PPS było zamordowanie członka Komitetu Warszawskiego KPP tow. Wiktora Białego. Tło tej zbrodni było następujące: Pod koniec lipca 1924 r. na Górnym Śląsku wybuchł strajk powszechny przeciwko wprowadzeniu 10-ciu, a faktycznie 12 godzinnego dnia pracy w hutnictwie i w zakładach metalurgicznych Górnego Śląska. Wyłoniony przez Kongres Rad Załogowych - Centralny Komitet Akcji, tzw. „Komitet 21”, który proklamował strajk i objął kierownictwo nim - został przez władze wtrącony do więzienia. Represje spadały również na lokalne .Komitety Akcji. Działo się to między innymi dzięki systematycznemu i zaciekłemu szczuciu ugody przeciwko tym, wyłonionym przez masę robotniczą, organom nieugiętej, rewolucyjnej walki. Kilkutygodniowa bohaterska walka robotników zakończyła się całkowitą przegraną: dzień pracy w hutnictwie przedłużony został do 12 godzin, płace robotnicze obniżono, dziesiątki tysięcy robotników wyrzucono na bruk. Przyczyną porażki była przede wszystkim „cicha” zgoda przywódców ugody, głównie z pod znaku PPS - na wzmożony „sanacyjny” wyzysk, oraz jawne sabotowanie przez nich walki na terenie samego śląska. PPS ze wszystkich sił, z użyciem wszelkich środków zwalczała rzucone wówczas przez Komunistyczną Partję Polski hasło rzeczywistej pomocy i poparcia dla strajkujących robotników górnośląskich, na terenie zaś Zagłębia Dąbrowskiego wodzowie PPS namiętnie zwalczali i sabotowali proklamowany przez Komunistyczną Partję strajk powszechny. Jednocześnie jednak patentowana obłuda pepesowska, wypróbowana taktyka podwójnej gry nakazała PPS zwołanie w Warszawie wiecu w sprawie narzucenia robotnikom górnośląskim 12-godzinnego dnia pracy. Wiec miał stworzyć pozory, że także i PPS walczy z ofensywą kapitału. Na wiec ten, zwołany 3-go sierpnia 1924 r. do Teatru Powszechnego przy zbiegu ul. Żelaznej i Leszna, przybyli tłumnie robotnicy warszawscy. PPS, świadoma tego, że robotnicy przejrzeli jej podstępną grę, w obawie, żeby wiec nie stał się punktem wyjścia dla rzeczywistej walki robotników warszawskich i istotnej pomocy strajkującym hutnikom górnośląskim, ściągnęła na wiec swe bojówki. Bojowcom poruczyli wodzowie PPS zadanie zwalczania opozycji, „argumentem” pałki, kastetu i rewolweru. Przybyli na wiec dygnitarze pepesowscy: Jaworowski, Szczypiorski, Praussowa, nie uważali za potrzebne mówić o ofensywie baronów górnośląskich na prawa i byt tysięcy proletarjuszy, o wydzieraniu robotnikom przemocą 8-godzinnego dnia pracy przez rząd Grabskiego, którego „sanację gospodarczą”, przeprowadzaną kosztem spotęgowanego wyzysku mas pracujących, PPS całkowicie popierała. Cały swój atak mówcy pepesowscy skierowali w stronę rewolucyjnego obozu proletarjackiego, z pianą na ustach napadając na komunizm, który latem 1924 r. na gruncie wielkich bojów ekonomicznych zdobył dziesiątki tysięcy nowych zwolenników. Nie było najbardziej łajdackiego oszczerstwa, sfabrykowanego w spelunkach międzynarodowej kontrrewolucji, któregoby mówcy pepesowscy nie wywlekli dla podburzenia swych zwolenników przeciw komunistom. Szczególnie popisywała się pod tym 9 względem pani Praussowa. Nie udało się jednak przywódcom PPS zatruć masy robotniczej jadem nienawiści do walczących w pierwszych szeregach armji proletarjackiej komunistów. Zgromadzeni raz po raz z oburzeniem przerywali napaści pepesowskich oszczerców, którzy przemawiać dalej mogli tylko dzięki „robocie” bojowców. Sfory pałkarzy rzucały się na robotników, masakrując ich w straszliwy sposób; pobitych i rannych wywlekali bojowcy z sali i oddawali w ręce policji. Policja nie tylko nie reagowała na gwałty pałkarzy, lecz przytrzymywała i odsyłała do aresztu ich ofiary. Bandyckie praktyki bojowców i współdziałanie ich z policją nie steroryzowały świadomych robotników warszawskich, którzy domagać się poczęli, aby dopuszczono do głosu mówców komunistycznych. Na czoło wysunął się powszechnie znany i lubiany robotnik-komunista tow. Wiktor Biały. Pod razami socjalpałkarzy przedarł się tow. Biały ku trybunie, usiłując przemawiać do zebranych. Dziesiątki bojowców rzuciło się ku niemu z pałkami i kastetami, bijąc bez pardonu również i tych robotników, którzy usiłowali go osłonić. Zmasakrowany, broczący obficie, krwią, przedarł się tow. Biały ku wyjściu. Bojowcy pognali za nim. Na ulicy, na oczach policji do uciekającego dali bojowcy kilka strzałów, kładąc tow. Białego trupem na miejscu. Strzelano do niego kulami dum-dum, które rozerwały mu na strzępy płuca i wnętrzności. Następnego zaś dnia w redagowanym podówczas przez Feliksa Perla „Robotniku” zjawiła się wiadomość, że „nożowiec Biały” zastrzelony został przez „bandę opryszków komunistycznych”. Pepesowcy wiedzieli jednak dobrze, że nikt nie uwierzy w to, żeby komuniści sami zabijali swoich towarzyszy. Dlatego używali wszelkich sposobów, aby bezcześcić pamięć tow. Białego. Pepesowsko - defensywiarska agencja prasowa starała się zrobić z niego nie tylko nożowca, lecz również złodzieja, fabrykując na poczekaniu jakąś historję, którą niebawem nawet prasa burżuazyjna zmuszona była odwołać, jako od początku do końca opartą na kłamstwie. Te łajdactwa pepesowskich bandytów pióra spaliły jednak na panewce. Zbyt dobrze wszak Warszawa robotnicza znała tow. Wiktora. Setki robotników znały go bądź jako niestrudzonego działacza Związku Proletarjatu Miast i Wsi z czasów wyborów do sejmu w 1922 r., bądź jako wytrwałego organizatora i budowniczego nielegalnej, organizacji partyjnej. Tow. Wiktor Biały był to wspaniały typ robotnika - rewolucjonisty. Zawsze stał na posterunku. Nie dał się nikomu wyprzedzić. Głęboko przejęty był poczuciem obowiązku, jaki nakładała nań przynależność do obozu komunistycznego. Nie było dla niego rzeczy niewykonalnej. Śmiało patrzył w oczy niebezpieczeństwom, które zagrażały mu czy to ze strony defensywy, czy też ze strony bojowców pepesowskich, którzy ścigali go swoją nienawiścią. Za to proletarjat Warszawy otaczał tow. Białego niekłamaną sympatją i miłością. Ułatwiało to mu niezmiernie pracę i robiło z niego szczególnie groźnego przeciwnika dla pepesowskiej kliki. Tow. Biały zajmował wybitne stanowisko w ruchu robotniczym Warszawy. Był on członkiem Komitetu Warszawskiego KPP i brał udział w charakterze delegata organizacji warszawskiej w historycznym II Zjeździe KPP. Nad grobem tow. Białego na cmentarzu brudnowskim wzniesiony został ze składek robotniczych pomnik granitowy. Co rok zbierają się przy nim robotnicy Warszawy, żeby uczcić pamięć swego towarzysza i przywódcy. Co roku demonstracja proletarjatu Warszawy nad grobem tow. Wiktora rozpędzana jest przez szarże policji, która urządza dzikie harce po 10 alejach cmentarnych. Bojowcy PPS w bezsilnej wściekłości podkradają się pod osłoną nocy do grobu tow. Białego i pośpiesznie zdrapują napis, uwieczniający fakt ich zbrodni, tłuką przytwierdzoną do pomnika jego podobiznę. Mizerne hjeny cmentarne! W ten sposób nie da się przecie wyrwać z serc robociarzy warszawskich uczucia miłości do tow. Wiktora, nie da się zatrzeć pamięci o krwawej zbrodni pepesowskich morderców. Warszawa robotnicza nie zapomni o tow. Wiktorze Białym! Godzina ostatecznego boju z faszystowską dyktaturą i jej agentami będzie odwetem za śmierć niestrudzonego żołnierza rewolucji. ZAMORDOWANIE FRANCISZKA CIESIELSKIEGO Drugą zbrodnią bojówki PPS, która do głębi poruszyła opinię robotniczej Warszawy, było zamordowanie sekretarza Związku Zawodowego Robotników Piekarskich Franciszka Ciesielskiego. Ciesielski sam był pepesowcem. Pracując na terenie warszawskiej organizacji PPS i w Związku Piekarzy, z którego rekrutowało się wielu pepesowskich bojowców, miał możność z bliska poznać rzeczywiste oblicze przywódców PPS. Począł on coraz bardziej tracić do nich zaufanie. Zauważono to. Zaczęto go podejrzewać i pomawiać, nie tylko o zbytnią lewicowość, lecz bodaj i o komunizm. W obawie, że Ciesielski odsłonić może wobec robotników tajemnice bojówki, postanowiono go się pozbyć. Pewnej nocy - a było to na początku roku 1925-go r. kilku bojowców z wolskiej dzielnicy PPS napadło na Fr. Ciesielskiego, gdy wracał z kasą Związku do domu. Po tym napadzie Ciesielski oświadczył przywódcom pepesowskim (m.in. jednemu z hersztów bojówki Tasiemce - Siemiątkowskiemu), że jeśli pieniądze nie zostaną zwrócone, on zwoła zebranie piekarzy i przedstawi ogółowi całą sprawę, To zdecydowało o losie Ciesielskiego. Wkrótce potem w nocy do piekarni, w której pracował Ciesielski przyszło paru bojowców pepesowskich. Wywołali go do sieni. Po krótkiej rozmowie przybyli dali do niego kilka strzałów rewolwerowych, kładąc go na miejscu trupem. Sprawcy zbrodni zbiegli przez nikogo nie zatrzymani. Nazajutrz w prasie zjawiła się wiadomość o zamordowaniu Ciesielskiego, pisano nawet, że jest to dzieło bojówki PPS. Policja jednak pośpieszyła sprawę zatuszować. Mordercy pozostali nie wykryci. ZAMORDOWANIE ŁUKASIKA I PRZECHOROWSKIEGO W dniu 6 września 1925 r. bojówka PPS dzielnicy Wola zamordowała dwóch robotnikówkomunistów- Jana Łukasika i Henryka Przechorowskiego. Byli oni członkami Związku Robotników Przemysłu Skórzanego, który w oczach pepesowców uchodził za ostoję komunizmu w. Warszawie. Zamordowanie Łukasika i Przechorowskiego miało na celu sterroryzowanie robotników warszawskich, przede wszystkim członków Związku Skórzanego. Policja zatroszczyła się o to, żeby sprawa od razu została zatuszowana, a w prasie zjawiły się tylko krótkie wzmianki kronikarskie o zamordowaniu dwóch komunistów.. „Robotnik" pepesowski, wiedząc dobrze, na kogo spada krew za zamordowanych, celowo opuścił nawet wiadomość o tem, że zabici byli komunistami, podając tylko w kronice policyjnej wzmiankę o zamordowaniu dwóch „mężczyzn”. I tym razem sprawcy uszli bezkarnie. I tym razem za morderstwo nikomu włos ż głowy nie 11 spadł! Natomiast ta nowa zbrodnia bojówki pepesowskiej przyczyniła się do otwarcia oczu wielu robotnikom- pepesowcom, którzy dotychczas w dobrej wierze szli za swymi przywódcami. W licznych fabrykach warszawskich odbyły się masówki, na których piętnowano mord bojówkarzy, wzywając masy do solidarnej walki pod sztandarami komunizmu. „KONGRES” ROLNY PPS ZMASAKROWANIE POSŁÓW NPCh Latem 1925 r. toczyła się na terenie sejmu zacięta walka o ziemię dla chłopów. Prowadził ją sejmowy blok robotniczo-chłopski z Komunistyczną Frakcją Poselską na czele, mając naprzeciw siebie zjednoczony front Chjeny, Piasta i PPS. Rzucone przez posłów komunistycznych, oraz posłów NPCh i Hromady hasło konfiskaty ziemi obszarniczej i podziału jej między chłopów przez Komitety Chłopskie znalazło potężny oddźwięk wśród miljonowych rzesz ludu pracującego na wsi. To też szybko rosły wpływy komunistyczne wśród chłopów bezrolnych i małorolnych, zwiększały się szeregi rewolucyjnych stronnictw chłopskich, jak Niezależna Partja Chłopska i Białoruska Hromada. Jednocześnie zaś wzbierało w masach chłopskich wzburzenie i gniew z powodu stanowiska przywódców PPS, którzy w sejmie jak najściślej współdziałali z partjami burżuazyjnemi nad opracowaniem stołypinowskiej ustawy o reformie rolnej, obliczonej na oszukanie chłopów i na utrwalenie ucisku obszarniczo-kułackiego. O prawdziwych nastrojach wsi wiedzieli dobrze socjalugodowi lokaje burżuazji ze Związku Zawodowego Robotników Rolnych. Postanowili więc oni co rychlej ratować swe wpływy. Niezwłocznie też w ruch puścili różne, marką ochronną "PPS" opatentowane sposoby. Nie na próżno wszak Kwapińscy, Nowiccy, Baranowscy-od lat zaprawiali się w łamaniu strajków, w zdradzaniu i oszukiwaniu robotników rolnych. „Kongres rolny PPS”, zwołany na dzień 8 listopada 1925 r. do Warszawy, miał być „murowany”. Przecież organizatorem jego i głównym dyrygientem był sam Kwapiński, którego „palec wskazujący” zapisał się w pamięci proletarjuszy warszawskich jeszcze w czasie zjazdu Zw. Zaw. Rob. Rolnych w 1921 r. Przecież na żądanie Kwapińskiego został mu przydzielony do pomocy Łokietek z całą bandą bojówkarzy pepesowskich. To też "kongres rolny PPS" odbył się według programu, opracowanego przez Kwapińskiego i Łokietka, zamieniając się na masakrę opozycyjnych wobec PPS chłopów, w tej liczbie kilku posłów Niezależnej Partji Chłopskiej. Oto co czytamy we wniosku sejmowym klubu poselskiego NPCh z dnia 10-go listopada 1925 r.: Na parę tygodni przed zjazdem Polskiej Partji tzw. Socjalistycznej Niezależna Partja Chłopska otrzymywała z różnych miejsc wiadomości, że PPSowcy zwołują zjazd małorolnych i bezrolnych w Warszawie, nawołując chłopów bez różnicy przekonań na swój kongres powszechny, między innemi zwoływali także zwolenników Niezależnej Partji Chłopskiej; twierdząc, że na zjeździe będą przemawiać również posłowie z klubu NPCh. W rezultacie przygotowań pepesowskich, jawnie popieranych przez rząd, który dla zachęty udzielił chłopom, przybywającym na ten zjazd rządowej partji „socjalistycznej”, zniżki kolejowej w wysokości 75%, zjawiło się w Warszawie rankiem 8 listopada około paru tysięcy chłopów 12 różnych zapatrywań. Widok cyrku, otoczonego milicją pepesowską i policją państwową przekonał nas ostatecznie, że poczynione przez „socjalistycznych” pomocników rządu przygotowania, mające na celu niedopuszczenie naszego głosu do uszu masy chłopskiej, zaszły już bardzo daleko. Poprzestaliśmy wobec tego na kolportowaniu naszych odezw i pisma przed cyrkiem. Wtedy to już milicja pepesowską z czerwonemi opaskami rzuciła się na posła Hołowacza, zadając mu krwawą ranę w głowę. Pobili pałkarze pepesowscy również posła Bona i Ballina, zadając im szereg ciosów. Wiadomość o pobiciu naszych posłów dostała się na salę zjazdową. Zapanowało zamieszanie i żywiołowe protesty chłopów przeciwko bandytyzmowi. Orkiestra zjazdowa usiłowała zagłuszyć oburzenie zebranych, lecz gdy nareszcie przestała grać, jeden z obecnych zawołał: „Dość tej muzyki! Na ulicy leje się krew, tam biją posłów Niezależnej Partji Chłopskiej” Wówczas bojówka z czewonemi opaskami wyciągnęła śmiałka, jak się potem okazało inż. de Nisau (Denizo), sekretarza Niez. Partji Chł. z ław i zapakowawszy go do jakiejś komory czy piwnicy, obiła go kastetami do utraty przytomności i okrwawionego oddała w ręce policji. Podobnie postąpiono z całym szeregiem chłopów-delegatów, gdy ci żądali głosu i protestowali. Zaznaczyć należy, że nikomu z uczestników zjazdu nie dano możności złożyć nawet zapytania pod adresem prezydjum pepesowskiego. To też nic dziwnego, że zjazd, który miał trwać 2 dni, musieli organizatorzy zlikwidować w ciągu 2-ch godzin, wyrzekając się wobec groźnej postawy delegatów pochodu ze sztandarami i masowej manifestacji na placu Teatralnym. Posłowie Ballin, Fiderkiewicz, Hołowacz, Bon i Szakun w dalszym ciągu rozdawali naszą literaturę na ul. Ordynackiej blisko Nowego Światu. Co chwila przychodzili członkowie tajnej policji lub milicjanci pepesowscy i żądali od posłów legitymowania się. Kilku milicjantów z czerwonymi opaskami zdejmowało takowe przed spełnianiem tej policyjnej funkcji, a potem nanowo je zakładało. Jasne więc jest, że członkowie milicji pepesowskiej i agenci defensywy wzajem się wyręczali i dzielili rolami. Gdyśmy wsiadali do dorożki, policjanci pośpiesznie odeszli. Z dorożki zauważyliśmy, że na całym, jak sięgnąć okiem, terenie, nie było już policji, gdyż wycofała się ona poza wyręczającą ją milicję i ukryła się po bramach; kręcili się tylko agenci defensywy. W tym momencie wyskoczyli milicjanci dwoma skrzydłami i zostaliśmy -w dorożce osaczeni przez około 20-tu pałkarzy pepesowskich z nastawionemi rewolwerami. Poczęto nas bić pałkami, kastetami i kolbami rewolwerów. I tak: Dr. Fiderkiewiczowi rozbito głowę i zadano wiele uderzeń, posła Szakuna, który po uderzeniu" padł na chodnik, skopano nogami, czyniąc obrażenia na całym ciele, posłów Ballina i Hołowacza socjalfaszyści bili w bestjalski sposób kijami w dorożce. Tyle wniosek NPCh, będący bądź jak bądź charakterystycznym dokumentem „socjalistycznej” działalności polskiej sekcji II-giej Międzynarodówki. Na fakt ścisłego współdziałania policji z bojówką PPS ciekawe światło rzuca następujący list sekretarza NPCh Bohdana de Nisau, zamieszczony w warszawskim tygodniku „Przedjutrze” z dnia 14-go listopada 1925 r.: 13 W chwili usuwania mnie z cyrku przez gromadę podejrzanych indywiduów z t. zw. milicji PPS, widząc, że kongres od początku do końca zorganizowany jest pod znakiem teroru, ujrzawszy szefa Wydziału Bezp. Komisarjatu Rządu, pana Janusza Gorzechowskiego, którego znam z okresu mej działalności w PPS - krzyknąłem odruchowo: „A, pan Gorzechowski!” Odpowiedział mi kwaśno: „A tak, Gorzechowski”. Bezpośrednio po tem rozwalono mi głowę kastetem! Ani agent, prowadzący mnie, ani pan Gorzechowski nie zareagowali. Natomiast po zrobieniu opatrunku w Pogotowiu Ratunkowem - odstawiono mnie do aresztu. Wystarczy więc być poranionym przez pałkarzy PPSowskich, by stać się tem samem podejrzanym politycznie. Gwałty bojówki PPS znalazły pewien odgłos na posiedzeniu sejmu w dniu 10 listopada 1925 r., W sprawozdaniu sejmowem, zamieszczonem w syjonistycznym „Naszym Przeglądzie” z dnia 11 listopada czytamy: Dziwna scena przy początku posiedzenia. Na lewicy 5 zabandażowanych głów. Na mównicę wchodzi z zabandażowaną głową poseł Fiderkiewicz z NPCh, i oświadcza, że Klub jego zgłosił wniosek w sprawie zajść niedzielnych na zjeździe PPS. Mówca proponuje, aby Izba dziś przystąpiła do tego wniosku ze względu na wagę sprawy. Pobito i skatowano w biały dzień pięciu chłopskich posłów. Naturalnie „Wysoka Izba” nie raczyła uwzględnić wniosku NPCh. Cóż bowiem z tego, że bojówka PPS w biały dzień skatowała chłopów i posłów NPCh. Niech innym razem „chamy” siedzą cicho i pokornie słuchają Kwapińskich, Niskich i Malinowskich, zaś posłowie z NPCh na własnej skórze niech się przekonają, co to jest prawdziwa demokracja. Poprzedniego dnia w kuluarach sejmu rozegrała się charakterystyczna scena: Poseł Niski z PPS spotkał obandażowanego d-ra Fiderkiewicza z następującemi słowami: „Nie leźcie na drugi raz, gdzie was nie proszono. Ot, poznaliście, czem są socjaliści”. Poseł Fiderkiewicz słusznie mu odpowiedział, że są to metody faszystowskie. Socjalfaszystowskie oblicze PPS coraz bardziej stawało się widocznem nawet dla działaczy z radykalnych ugrupowań chłopskich już na długo przed przewrotem faszystowskim w Polsce. JEDNOLITY FRONT BOJÓWEK PEPESOWSKICH I OBSZARNICZYCH Napaść warszawskiej, bojówki PPS na posłów NPCh i na opozycyjnie nastrojonych chłopów na tzw. kongresie rolnym była wyrazem bezsilnej złości przywódców PPS z powodu coraz znaczniejszego przenikania na wieś wpływów komunistycznych, oraz takich radykalnych organizacji chłopskich, jak NPCh. Wypierana z ośrodków wielko-przemysłowych, PPS, w trosce o zabezpieczenie sobie mandatów do przyszłego sejmu, coraz bardziej zabiegała o pozyskanie wpływów na wsi. Zdradzając na każdym kroku interesy proletarjatu rolnego i chłopów małorolnych, przywódcy PPS coraz częściej uciekali się do argumentu pięści. I w tej dziedzinie rozszerzał się i utrwalał blok PPS z obszarnikami, zawarty w sejmowej Komisji reform rolnych. Świadczy o tem wymownie między innemi list posła Fiderkiewicza, wystosowany w dn. 23 listopada 1925 roku w imieniu Klubu Poselskiego Niezależnej Partji Chłopskiej do marszałka sejmu Rataja. W liście tym czytamy: 14 Poseł Stanisław Ballin padł w dniu 21 listopada r. b. ofiarą zorganizowanego i dowodzonego przez zastępcę starosty i komendanta PP na pow. Krasnostawski napadu bandyckiego. Pos. Ballin w dniu tym miał wiec sprawozdawczy we wsi Surków, gm. Czajki, pow. Krasnostawskiego. W 15 minut po otwarciu wiecu bojówka, złożona z 3-ch okolicznych obszarników (Skolimowski, Starosiewicz, Skub), ich oficjalistów, kilku szpicli z niejakim „Jeleńką” na czele, sześciu funkcjonarjuszy PPS i Zw. Zaw. .Robotników Rolnych z instruktorem Piętalem z Krasnego-stawu - zaatakowała posła laskami. Acz nieuzbrojony nawet w laski tłum chłopów zdecydowanie zaprotestował i czynnie opryszków odparł. Wtedy w sukurs bandytom przyszła policja. Z przeciwległej szkoły wypadł oddział uzbrojonych w bagnety i karabiny policjantów i z punktu, osłaniając bojówkę pepesowsko - obszarniczo szpiclowską, zaczął bić i aresztować chłopów, broniących posła. Osobnik, mieniący się zastępcą starosty, wlazł na wóz, z którego mówił pos. Ballin i zażądał od posła legitymacji. Gdy poseł legitymację okazał, zastępca starosty brutalnie mu ją wyrwał i uciekł. Jednocześnie podskoczył do posła z rewolwerem w ręku oficer policyjny (komendant na pow. Krasnostawski) i bijąc kolbą na prawo i lewo otaczających go chłopów, wskazywał rewolwerem na pos. Ballina i krzyczał na policjantów: "Ciągnijcie tego moskala-bolszewika, dajcie mu!" Widocznem z tego było, że ucieczka zastępcy starosty z legitymacją była celową, aby umożliwić policji pobicie posła i wytłomaczenie się potem, że nie wiedziała, kto w tłumie jest posłem. Gdy chłopi wynieśli posła na rękach z tłumu, katowanego przez policję i bojówkę, i prowadzili go do wsi, na schodach cmentarnych dopadła posła bojówka i dotkliwie go pobiła. Policja w tym czasie celowo pozostała w tłumie, dokonywując tam aresztów i masowego bicia chłopów. Dopiero dzięki ponownej obronie około 200 chłopów zawdzięcza poseł Ballin wydostanie się z rąk zbrodniczej szajki. Tak więc p. Kwapiński, najwidoczniej zadowolony z występów bojówki warszawskiej na „kongresie rolnym”, począł wzory jej przeszczepiać na teren wsi, zaprawiając w metodach pałkarskich instruktorów swego związku. Przytoczony powyżej fakt haniebnej napaści na posła Ballina jest jednym z wielu czynów bohaterskich bojówkarzy Kwapińskiego, którzy nieraz wespół z policją napadali na wiece Niezależnej Partji Chłopskiej. KRWAWY 1 MAJA 1926 R. W WARSZAWIE 1 Maja 1926 r. wypadł po półrocznych rządach chjeno-pepesowskiej koalicji. Wspólny rząd kapitalistów, obszarników i ich pachołków z PPS krwawemi zgłoskami zapisał się na karkach miljonowych mas robotniczych i chłopskich w Polsce. Z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień rosło bezrobocie, spadały realne płace robocze, coraz silnej przykręcana była śruba kapitalistycznej racjonalizacji, potęgował się straszliwy wyzysk i niedola mas. Na wszelkie odruchy protestu rząd Barlickich, Ziemięckich, Hausnerów i Moraczewskich, Kierników i Głąbińskich miał tylko jedną odpowiedź - bagnet i kulę. Polała się obficie krew demonstrujących bezrobotnych w Zawierciu, Stryju, Kaliszu, Włocławku, Lublinie i tylu, tylu innych miastach Polski i ziem okupowanych. 15 Burżuazja rozumiała dobrze, że w tych warunkach 1 maj stanie się potężną demonstracją protestu i woli do walki miljonowych mas proletarjackich. Wiedziała ona, że pod wpływem dobrodziejstw rządu koalicyjnego z dniem każdym wzmagał się w masach pęd do jedności. Rozbicie jednolitego frontu robotniczego - było to zadanie, przekraczające siły i zdolność policji, państwowej. Od czegóż jednak taka partja, jak PPS? Jej bojówka odegrać miała rolę pomocniczego ramienia zbrojnego burżuazji. Główną uwagę rząd burżuazyjny skupił rzecz jasna na Warszawie. Żadne jednak przygotowania, czynione przez policję i defensywę, w celu nie dopuszczenia do wystąpienia komunistów nie odniosły rezultatu. Ani masowe aresztowania przedpierwszomajowe (z relacji prasy warszawskiej wynika, że aresztowano ostatnich nocy przed 1-ym po prostu setkami), ani kordony pieszej i konnej policji nie zdołały przeszkodzić zebraniu się na pl. Teatralnym kilkutysięcznej rzeszy robotników-komunistów. Na pl. Teatralnym komuniści zajęli połowę placu - przeciwległą do ratusza - przed wejściem do Teatru Wielkiego. Z dwóch zaimprowizowanych trybun przemawiali przedstawiciele Komitetów Warszawskich Komunistycznej Partii Polski i Związku Młodzieży (Komunistycznej oraz posłowie komunistyczni - Warski i Sochacki, dalej przedstawicielka wydziału kobiecego KPP i przedstawiciel lewicy związkowej. Obok z innej trybuny przemawiali przedstawiciele organizacji radykalnej młodzieży socjalistycznej: ZNMS „Życie” i Stow. Akadem. Niezależnej Młodzieży Ludowej. Naokoło widniały sztandary Komitetu Warszawskiego KPP, sztandary ZMK, sztandary licznych fabryk i związków zawodowych; przy nich zgrupowali się robotnicy największych fabryk warszawskich, jak Budowa Parowozów, Lilpop, Norblin, Paschalski oraz szeregu pomniejszych. Po drugiej stronie placu przemawiali z samochodów ciężarowych - pod osłoną bojówek przywódcy PPS: Barlicki, Jaworowski, Praussowa i inni. Widok olbrzymiej ilości demonstrantów komunistycznych umocnił ich w powziętym już uprzednio zamiarze niedopuszczenia z a żadną cenę do pochodu komunistów przez miasto. To też ledwie tylko ruszono z pl. Teatralnego, specjalnie rozstawieni bojowcy PPS poczęli rzucać się na robotników-komunistów, a ciężarowe auta ze zbrojną w pałki i rewolwery milicją pepesowską odcinały komunistom możność wydostania się z placu Teatralnego, na który najeżdżała z drugiej strony policja. Pierwszą ofiarą bojówki pepesowskiej - padli akademicy z „Życia”, których bojówka jęła okładać kijami i odebrała im sztandar z napisem ZNMS „Życie”. Przewodniczący warszawskiego środowiska ZNMS „Życie”, Mieczysław Wągr o w s k i, został pobity przez bojowców PPS do utraty przytomności, Okrwawionego opatrzyło pogotowie, po czem aresztowała go policja polityczna. Gdy w ślad za pochodem pepesowskim ruszyły jednak olbrzymie masy komunistyczne, bojowcy PPS poczęli w rynsztokowy sposób wymyślać robotnikom komunistom i bić ich kijami. Pojawiły się okrwawione twarze ofiar terroru pepesowskich pałkarzy. Wzburzenie w masach, tak bestjalsko sprowokowanych, rosło. Mimo to odpowiedź ich na te chuligaństwa nie wykraczała nigdzie poza osłanianie się laskami przed napastnikami. 16 Plan pepesowskiej bojówki był następujący: nie dopuścić do sformowania się pochodu komunistycznego, odciąć komunistów od Krakowskiego Przedmieścia i w ten sposób ułatwić policji atak na znajdujących się na placu Teatralnym demonstrantów komunistycznych. Ten misterny plan, opracowany przez przywódców PPS i kierowników warszawskiej defensywy, pokrzyżowali jednak robotnicy. Kilkutysięczna masa robotnicza zerwała kordon pepesowskiej bojówki i szeroką lawą zalała Krakowskie Przedmieście. Tu miał się sformować pochód komunistyczny. Przywódcy PPS dali rozkaz bojówce nie dopuszczenia do tego. Gdy razem z grupą towarzyszy znalazłem się na przeciwko Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, zobaczyłem, że auto ciężarowe z bojówkarzami, jadące na tyłach pochodu pepesowskiego, raptem się zatrzymało. Po chwili rozległa się salwa rewolwerowa, za nią druga, trzecia. To bojowcy PPS prażyli wprost w tłum, na oślep. Pada trupem jakiś człowiek, wielu rannych tłoczy się do pobliskiej apteki, szukając pierwszej pomocy. Szeroką tyraljerą nadbiega policja i rzuca się na rannych i na grupę robotników, skupionych wokół trupa nieznanego mężczyzny. Bojówkarze zaś na aucie ciężarowem spokojnie ruszają dalej, szykując się do nowej rozprawy z niedającemi się zastraszyć proletarjuszami Warszawy. W międzyczasie znaczna część robotników komunistów przedostała się poza barjerę morderczych aut i spory kawałek drogi kroczyła ze śpiewem „Międzynarodówki” przez Krakowskie Przedmieście i Nowy świat. Na odgłos śpiewu i okrzyków: „Niech żyje Polska Republika Rad!” - nadjechały z boku auta z bojowcami PPS. Na wprost ministerstwa kolei rozległa się druga salwa. Pada śmiertelnie ranny robotnik komunista, Jan Gaw1ik. Odniesiony do apteki Mutniańskiego - w chwilę potem kona w obecności żony. Trzecią i ostatnią salwę dali bojowcy PPS na placu Trzech Krzyży. Kule pepesowskie kładą tutaj trupem robotnika Gustawa Wudla, wielu innych ranią. Ogólna ilość rannych dochodzi 30. Reszty dokonywa policja, która rozgania szablami i kolbami ludzi z przyległych bram nawet, aresztując na prawo i na lewo, nie tykając jeno sprawców mordu - bojowców PPS. Jednocześnie w niczem niezakłóconym spokoju, śród okrzyków „Żądamy powrotu Marszałka Piłsudskiego do armii”, posuwał się mizerny pochód PPS. Otwierali go posłowie Barlicki i Jaworowski oraz szef wydziału bezpieczeństwa w Komisarjacie Rządu, Gorzechowski. Przed lokalem OKR PPS poseł Jaworowski wygłosił przemówienie, w którem złożył pochwałę swej bojówce i oświadczył, że komuniści srodze się zawiedli, myśląc, że pepesowcy strzelać będą gałkami z chleba. W odezwie, wydanej po masakrze 1 majowej, OKR PPS z cynizmem morderców pisał: „Wzięliśmy na siebie utrzymanie porządku i zażądaliśmy wycofania policji. Milicja PPS z zimną krwią porządek utrzymała”. Tak oto przywódcy PPS publicznie chełpili się tem, że wykonawcy ich rozkazów - bojowcy PPS przelewali krew robotniczą, zbierając za to oklaski burżuazji, która salwy browningowe witała z balkonów okrzykami: „Brawo PPS!”. Wieczorem tegoż dnia na „akademii” pierwszomajowej przedstawiciele OKW PPS - Perl i Barlicki złożyli słowa uznania zbroczonym krwią robotniczą bojowcom. Po krwawej zbrodni bojówki pepesowskiej wielu robotników, świadków naocznych wydarzeń 17 pierwszomajowych, zgłaszało się do Komunistycznej Frakcji Poselskiej, podając nazwiska bojowców PPS, którzy strzelali do demonstrantów. Między innemi wielu świadków podało, że strzelano z auta, na którem znajdował się poseł Jaworowski [2]. Według zeznań świadków strzelali następujący bojówkarze pepesowscy: Sieczko, piekarz, sekretarz Związku tragarzy, Maran Ofenberg, zamieszk. przy ul. Skierniewickiej, pracował u Gerlacha, Julian Luckorzyński, Młynarska 6, pracuje u Gerlacha, Stanisław Fidzyński z Woli, żyje z Kercelaka, Ludwik Stasiak, pracuje u Gerlacha, Henryk Ulicki, piekarz, sekretarz Związku Strycharzy, Moskal - piekarz, Macanek, sekretarz Związku Garbarzy, Edmund Musuła, Wolska 45, Andrzej Kowalski, żyje z Kercelaka, Klemens (pseudonim Klipa), Majsterek z Woli, Morawski, sekretarz Związku Spożywczego Serwach Stanisław, piekarz. Oprócz powyższych strzelali również bojów-karze, znani pod pseudonimami „Matros” i „Szmaja”. Bezpośrednio dowodził bojówkarzami znany zbir pepesowski, „komendant milicji porządkowej PPS” - Łokietek. Zbrodnia, dokonana przez bojowców PPS na oczach tysiącznych tłumów, była tak oczywistą, że nawet prasa burżuazyjna nie odważyła się pójść za przykładem pepesowskiego „Robotnika”, który pisał, że to sami komuniści strzelali do swego pochodu (tak jak według „Robotnika” sami komuniści zamordowali tow. W. Białego!). Bojowo-antykomunistyczny „Kurjer Czerwony” w wydaniu popołudniowem z dn. 1-go maja pisząc z tryumfem o „zwycięstwie PPS nad komunistami”, podał następujący opis przebiegu demonstracji: Punkt kulminacyjny demonstracji nastąpił o godzinie 11.25, gdy zwolennicy partji komunistycznej wraz ze swemi delegacjami usiłowali przedostać się z pod Opery na ul. Senatorską. W momencie tym nastąpiło starcie przy sztandarze Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej „Życie” (grupa komunizująca). Milicja PPS sztandar ten pochwyciła laskami. Powstała bójka, krzyki, popłoch… Komuniści formują oddzielny pochód i zdążają za pochodem PPS. Na rogu Miodowej i Senatorskiej pada prowokacyjny strzał rewolwerowy w powietrze. Na szczęście nie czyni to żadnego wrażenia na manifestujących. Na tyłach pochodu PPS trwa ciągła walka. Wśród komunistów widzimy już okrwawionych manifestantów. Do ciężej rannych, wyłącznie wskutek uderzeń laskami, wezwano Pogotowie Ratunkowe. Godz. 11 m.. 45. Na Krakowskiem Przedmieściu, tuż za pochodem PPS, zbiera się tłum komunistów. Słychać gwizdy, krzyki. Nagle rozlega się strzał. Milicjanci PPS, stojący na samochodzie ciężarowym, zaczynają strzelać. Tłum komunistów pierzcha w kierunku placu Zamkowego. Godz. 11 m. 50. Po strzałach tumult nieopisany. Komuniści rozbiegają się na wszystkie strony. Jednocześnie z ulicy Miodowej wybiega oddział policji Przed apteką Wendego przechodnie podnoszą z chodnika jakiegoś mężczyznę. Jest ranny kulą rewolwerową – kona. Zajeżdża 18 dyżurna karetka Pogotowia, po chwili druga. Lekarz Pogotowia stwierdza zgon. Godzina 12 m. 15, Na rogu Al. Jerozolimskich i Nowego Świata doszło do ponownego krwawego starcia na tyłach pochodu PPS. Z samochodu milicji PPS dano strzały. Kilka osób zwaliło się na ziemię. Do apteki Mutniańskiego przyniesiono ciężko rannego Jana Gawlika (Młocińska 13), garbarza. Godz. 12.20. Telefon z apteki; W tej chwili Gawlik kona. Jest to starszy, siwy człowiek. Żona rozpaczliwie płacze”. Poczem bezpośrednio - sprawozdawca pisma burżuazyjnego może, stylem komunikatu z placu boju, zakończyć z tryumfem: Na końcu pochodu grupa komunistyczna. Zlikwidowano ją na przestrzeni od rogu Al. Jerozolimskiej do placu Trzech Krzyży. „Grupę komunistyczną” zlikwidowano! „Zlikwidowano” przy pomocy wściekłego ognia PPS-owskich kul rewolwerowych, poprzez krew robotników, poprzez śmierć Gawlika, Wudla i innych. A oto co pisała „Warszawianka” z dnia 2-go maja tegoż roku: Ze zgodnych świadectw wynika niezbicie, że strzały padały z samochodów ciężarowych, na których jechali bojowcy PPS, ranni zaś od kul i zabici byli ludzie z tłumu. NPR-owski „Głos Codzienny” z dnia 2-go maja w następujący sposób podsumował krwawą robotę PPS-owską: Od dwu tygodni ćwiczono, zbrojono i organizowano bojówkę. Od tygodnia z zimną krwią szykowano się na to, że w pewnych momentach musi popłynąć krew robotnicza na bruk uliczny! Ciężarowemi automobilami, według wzorowych zasad walki ulicznej podwożono „szturmowe oddziały” zawodowych zabijaków, aby prażyli ogniem tłum. Po wyjściu z rządu socjaliści postanowili zacząć działać na ulicy. Tutaj natknąć się musieli na komunistów; obronić swój prestige na ulicy mogli tylko przy pomocy policji i własnych brauningów. Tak się też stało... W pierwszych dniach maja razem z posłem tow. Skrzypą odwiedziłem rannych w dniu 1 maja, przebywających w szpitalach warszawskich. Przeważali wśród nich ciężko ranni (rany postrzałowe klatki piersiowej, brzucha itp.), gdyż lżej ranni, po opatrzeniu ich przez Pogotowie Ratunkowe, odwiezieni zostali do domów. Wszyscy jednozgodnie stwierdzali, że ranieni zostali przez bojowców PPS, strzelających z samochodów ciężarowych. Komunistyczna Frakcja Poselska zebrała dziesiątki zeznań świadków zbrodni pepesowskiej. Szereg tych zeznań ogłoszony został m. in. w jednodniówce „Pod sąd klasy robotniczej!”, wydanej w kilka dni po masakrze 1-majowej. Podajemy tu dla ilustracji kilka zeznań. Oto, np., co zeznaje żona zabitego robotnika - komunisty Jana Gawlika: 19 Razem z mężem mym, Janem Gawlikiem, szłam po trotuarze za pochodem PPS. Szliśmy Nowym Światem. W pobliżu ulicy Smolnej rozległy się liczne strzały. Stwierdzam, bo widziałam to na własne oczy, że strzelali bojowcy PPS ż samochodu ciężarowego. Jeden z tych strzałów zabił mego męża. A oto kilka zeznań rannych przez bojówkarzy uczestników demonstracji pierwszomajowej: Jagodziński Andrzej, lat 27, zamieszkały przy ul. Grochowskiej 18 m 60, kontroler zapalników armatnich w „Pocisku”. Przechodziłem Ąl. Jerozolimską w stronę Nowego Mostu, Pochód przeszedł, usłyszałem, że się posypały strzały z trzech samochodów. Na tych samych samochodach znajdowała się bojówka PPS. Z chwilą, gdy usłyszałem strzały, poczęli do okoła mówić, że jedna z kobiet została ranna, a mężczyzna zabity. Posypały się znowu strzały z samochodów i w tym trakcie zostałem ranny w lewą pierś. Jakiś jegomość podskoczył, wziął mnie pod ręce i doprowadził do apteki na Nowym Świecie, ten pan nałożył mi opatrunek. .Z apteki przewieziono mnie. do szpitala Św. Rocha. Jagodziński, 6. 5. 1926 r. Szpital Św. Rocha. Ziembowicz Władysław, lat 39, zamieszkały w Mokotowie przy ul. Dolnej 24 m. 4. Blacharz bezrobotny. Przechodziłem przez plac Trzech Krzyży. Jechał samochód ciężarowy z ludźmi. Strzały zaczęły padać z samochodu salwami. Ja zostałem ranny: w dłoń lewej ręki, a przy mnie upadł raniony kilkoma strzałami nieznany mi robotnik; jak później okazało się, był to p: Wudel, który zmarł w szpitalu Św. Rocha. W. Ziembowicz. Szpital Św. Rocha, 6 maja 1926 r. Stwierdzam, iż byłem naocznym świadkiem, jak bojówka PPS strzelała do bezbronnych ludzi z ciężarowego samochodu na Nowym Świecie Nr. 13 albo 15; przy mnie padły 2 osoby, kobieta i mężczyzna ranny w nogę. Jeszcze stwierdzam, że na placu Bankowym samochód z bojówką PPS przerwał pochód i zaczął odbierać sztandary i bić ludzi, idących koło sztandarów. Następnie byłem naocznym świadkiem strzelania, z 2 czy 3 samochodów, bojówkarzy na placu Trzech Krzyży. Za prawdomówność składam podpis. Pajewski J. Pomimo, że były setki świadków zbrodni pepesowskiej, pomimo że w prasie ogłoszone zostały nazwiska wybitniejszych bojowców, biorących udział w masakrze 1 majowej, nikomu z nich włos z głowy nie spadł, nikt z nich nawet dla zachowania pozorów nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej, zaś wszczęte na razie śledztwo zostało niebawem umorzone. Jeszcze raz w całej pełni ujawniony został fakt ścisłego współdziałania PPS z policją, jeszcze raz wodzowie tej partji ukazali swe rzeczywiste oblicze obrońców wyzysku kapitalistycznego i lokajów burżuazji, zaciekłych wrogów wyzwoleńczej walki proletarjatu. 20 Strzały pierwszomajowe wymierzone były przez bojówkarzy pepesowskich nie tylko w piersi Gawlików i Wudlów. W intencji wodzów PPS miały one stłumić ogień buntu w piersi dziesiątków tysięcy rewolucyjnych proletarjuszy. W pierwszych dniach pamiętnego maja 1926 r. jednodniówka „Pod sąd klasy robotniczej!”, w artykule poświęconym 1 maja 1926 r. w Warszawie pisała: Przywódcy PPS nie dopuścili do jednolitej demonstracji - utorowali drogę faszyzmowi. Niebawem przywódcy PPS wstąpili w okres dyktatury faszystowskiej w Polsce z bogatym dorobkiem krwi robotniczej, przelanej, przez zbirów z „milicji porządkowej PPS”. NAPAD POLICJI I BOJÓWKI PPS NA POCHÓD MŁODZIEŻY ROBOTNICZEJ 5 września 1926 r. odbyła się w Warszawie demonstracja z powodu Międzynarodowego Dnia Młodzieży. Podczas, gdy pochód ze sztandarem Związku Młodzieży Komunistycznej i transparentami szedł ulicą Wolską, napadła nań policja, płazując szablami i przystawiając do skroni rewolwery. Do napadu przyłączyła się bojówka PPS, która rzuciła się na demonstrantów z większą jeszcze zaciekłością, niż policja. Tłum stawiał opór, nie dając się rozpraszać. Gdy wśród tłumu rozległy się w stronę policji i pałkarzy okrzyki: „Nie bić!”, bojówkarze rzucili się z laskami i pięściami na krzyczących. Największem zezwierzęceniem odznaczyli się członkowie bojówki PPS - Jendryszek i Tasiemka. Jendryszek, który był pijany, rzucał się między innemi na dziewczęta, przewracał je na ziemię i kopał. Na ulicy stały 2 auta ciężarowe z policją. Bojówka PPS przy pomocy policji pakowała pobitych i stawiających opór na samochody, gdzie bito ich w dalszym ciągu. Większość pobitych stanowili młodzi robotnicy żydowscy. Na miejsce przybyło pogotowie (wezwane przez publiczność) i nałożyło pierwsze opatrunki. Aresztowanych uczestników pochodu, po większej części rannych, przewieziono do komisarjatu policji. Wśród aresztowanych (w liczbie około 60 osób) przeważała młodzież w wieku lat 16-17. Znajdowali się wśród nich i przypadkowi przechodnie, którzy nie brali udziału w pochodzie. W komisarjacie przetrzymano aresztowanych kilka godzin, poczem znowu wpakowano wszystkich wraz z rannymi a auta i przewieziono ich do defensywy. Wśród ciężej rannych znajdował się śmiertelnie pobity Grünbaum, który przez cały czas leżał na korytarzu nieprzytomny, zalany krwią, z wypłyniętem okiem. Nikomu z aresztowanych nie pozwolono zbliżyć się do niego dla okazania pomocy. Nie tylko nie wezwano lekarza, lecz usilne żądania aresztowanych, by sprowadzono doktora, pozostawały bez echa. Dopiero o ósmej wieczór, gdy aresztowani bez przerwy krzykami i waleniem w drzwi- domagali się ratunku dla Grünbauma - lekarz przybył. Było już za późno. Grünbaum zmarł z ran i upływu krwi. O 10ej wieczór wypuszczono wszystkich aresztowanych, nie spisując nawet protokołu. O tym napadzie bojówki PPS na pochód młodzieży robotniczej zamieścił korespondencję paryski tygodnik „Trybuna Robotnicza” w numerze z dnia 9 października 1926 r. Czytamy tam między innymi: Policja rozpędzała manifestantów. Jeden z bojowców PPS chcąc o sprowokować ją do użycia broni palnej, zaczął na ulicy Staszyca strzelać w górę. Gdy i to nie pomogło, bojowcy wzięli 21 się do bicia aresztowanych demonstrantów. Na środku ul. Wolskiej stoi oddział policji, w środku aresztowani, wpada banda pepesowców między policjantów, bijąc aresztowanych rękojeściami rewolwerów i kijami. „Towarzysz” Tasiemka, znany szpicel defensywy, uderzył nożem czy jakimś innym ostrym narzędziem jednego z aresztowanych w twarz, aż mu oko wypłynęło. „Towarzysz” Jendryszek, były specjalista: od wymuszania zeznań od więźniów politycznych, bił rękojeścią rewolweru aresztowanych. „Towarzysz” Lucek bił kijem i chciał strzelać, gdy aresztowani byli w samochodzie ciężarowym; bili i inni. "Towarzysz" "Mały Jasio", właściwe jego nazwisko Jan Łaniewski (służy w defensywie w specjalnym oddziale do pilnowania Piłsudskiego) i cały szereg in. znęcali się nad aresztowanymi wtedy, gdy policja trzymała aresztowanych za ręce. Na ulicy Młynarskiej bojowcy w oczach policji pobili jakiegoś przechodnia do utraty przytomności. NAPAD BOJOWCÓW PEPESOWSKICH NA ODCZYT PPS-LEWICY Na niedzielę 26 września 1926 r. w Warszawie, w teatrze Kamińskiego przy ul. Oboźnej zapowiedziany został odczyt trzech byłych członków PPS: Andrzeja Czumy, sekretarza generalnego PPS-Lewicy, dr. Albina Różyckiego i Tadeusza Wieniawy-Długoszewskiego. Odczyt ten p. t. „Dlaczego wystąpiliśmy z PPS?”, wywołał wśród robotników warszawskich znaczne zainteresowanie. To też w oznaczonej porze, na godzinę 10 ½ przybyło na odczyt przeszło 2000 robotników, szczelnie wypełniając wielką salę teatru. Tuż przed rozpoczęciem odczytu przed teatr zajechały pamiętne robotnikom warszawskim z dnia 1 maja auta ciężarowe z bojówką PPS-owską, której przewodził „komendant” Łokietek. W „szyku bojowym”, podzieleni na dziesiątki i uzbrojeni w pałki, kastety i brauningi, zaczęli bojowcy wdzierać się przemocą na salę, bijąc pałkami stojących przy drzwiach bileterów i robotników, którzy wspólnymi: siłami starali się: nie wpuścić napastników do teatru. Bijąc pałkami na prawo i na lewo, przedarli się bojówkarze ku scenie, z której przemawiać mieli prelegenci. Tutaj bojowcy wszczęli hałas, uniemożliwiając w ten sposób rozpoczęcie odczytu i ustawiwszy, się półkolem zagrozili, że rozprawią się po swojemu z tymi, którzy odważą się odczyt zagaić. I tym razem, podobnie jak 1-go maja wyszło na jaw współdziałanie PPS i jej bojówek z policją. Rzekomo w celu „zlikwidowania zajść” - bynajmniej nie w celu usunięcia napastników - nadciągnął niebawem większy oddział policji, który wkroczył do teatru i usunął z sali odczytowej Wszystkich zebranych. Nasłani przez wodzów PPS-owskich socjalpałkarze dopuszczali się gwałtów nie tylko na robotnikach, którzy pragnęli usłyszeć nieco prawdy o zaprzedaniu się burżuazji i zdradzie przywódców socjalugody; bojowcy nie szczędzili razów i przygodnym przechodniom, którzy piętnowali ich bandycką, napaść. Przed teatrem pobili bojowcy dotkliwie starszego mężczyznę, który rzucił uwagę tej oto treści: ,,To jest cywilizacja- XX-go wieku - nie pozwolić ludziom mówić!”. Ogółem obrażenia odniosło kilkunastu robotników,: jeden zaś - nieznanego nazwiska - został ciężko ranny w głowę jakimś ostrym metalowym narzędziem (prawdopodobnie kastetem) karetka pogotowia odwiozła go do szpitala. W napadzie bojówkarzy pepesowskich brali udział między innymi następujący działacze PPS: Piłacki, Łokietek, Siemiątkowski, Preis, Dewódzki. 22 WALKI WEWNĘTRZNE W BOJÓWCE PPS Bojówka PPS - to zbiorowisko odpadków klasy robotniczej. Składa się ona z elementów do szpiku kości zdemoralizowanych, które swą służbę PPS łączą z pracą w defensywie w charakterze tajnych agentów oraz z różnymi praktykami jawnie bandyckimi. Nic przeto dziwnego, że nieraz wśród członków tej uzbrojonej zgrai dochodzi do krwawych zatarganie ów i rozpraw, które nie zawsze udaje się przywódcom PPS osłonić mrokiem tajemnicy. Tak np. w październiku 1926 r. cała prasa burżuazyjna pisała o wzajemnym mordowaniu się członków pepesowskiej bojówki. Organ Bundu „Naje Fołkscajtung” w Nr. 218 z dnia 12 października 1926 r. podaje następujący opis zabójstwa bojowca pepesowskiego Lubelskiego: Wczoraj, dnia 11 października r. b. około godziny 10 ½ przed południem na placu Mirowskim obok hal targowych kilkoma strzałami rewolwerowymi został ciężko ranny 33-letni tragarz Matys Lubelski (Niska 72), wiceprzewodniczący sekcji żydowskiej przy związku spożywczym robotników polskich, który znajduje się pod wpływami PPS. W chwili, gdy Lubelski rozmawiał z kilkoma tragarzami podeszło do niego dwóch członków bojówki PPS-owskiej - dzielnicy Powązkowskiej: Makowiecki i Groszyński, którzy przyjęli udział w ich rozmowie. Lubelski jest również członkiem organizacji PPS dzielnicy Powązkowskiej, jak również członkiem pepesowskiej bojówki. Podczas rozmowy Makowiecki wyciągnął niespodziewanie rewolwer i strzelił do Lubelskiego. Ten zaś rzucił się do ucieczki. Makowiecki pognał za nim i dał do uciekającego z tyłu jeszcze pięć strzałów. Lubelski upadł na chodniki Wśród przechodniów powstała panika. Zjawił się policjant. Makowiecki doszedł do niego, wręczył mu broń i legitymując się, zażądał od policjanta, by go aresztował. Na zapytanie policjanta, dlaczego zabił Lubelskiego, Makowiecki odpowiedział: "Proszę mi nie zadawać pytań, tylko odprowadzić mnie do komisariatu. Makowiecki wraz ze swym towarzyszem, wsiedli do dorożki samochodowej i odjechali w towarzystwie policjanta do 7 komisariatu policji, następnie zaś do urzędu śledczego. Karetka pogotowia odwiozła Lubelskiego w stanie ciężkim do szpitala Dzieciątka Jezus. W chwili obecnej walczy on ze śmiercią; kula przedziurawiła mu głowę i klatkę piersiową. Z kół PPS-owskich donoszą nam - pisze dalej „Naje Fołkscajtung” - że Matys Lubelski był wiernym członkiem PPS. Wykonywał on ściśle wszystkie uchwały Powązkowskiej dzielnicy partyjnej, do której należał. Makowiecki zaś był ostatnio zawieszony w prawach członka partji za nieposzanowanie jej uchwał. Jest on zaciekłym antysemitą i miewał często zatargi z Lubelskim, któremu zazdrościł z powodu obdarzania go przez sfery partyjne większem zaufaniem i powierzania mu poważniejszych zadań. Ciężko ranny Lubelski wkrótce umarł. Organizacja warszawska PPS urządziła mu wystawny pogrzeb. Na cmentarzu szereg przywódców PPS wygłosił przemówienia, poczem bojówka PPS oddała salwę rewolwerową. Organ centralny PPS „Robotnik” zamieścił nekrolog 23 Lubelskiego, w którym podnosił jego zasługi dla partji. Kim w samej rzeczy był ten „wierny członek PPS”, o tem dowiadujemy się z broszury pepesowca Minkiewicza „Klika warszawska OKR PPS”. Na stronicy 27-ej czytamy: Po wszystkim, co powiedziane, zrozumiałem jest najzupełniej, że klika Jaworowskiego nie mogła mieć żadnych wstrętów moralnych w urządzeniu okazałego „pepesowego” pogrzebu właścicielowi domów publicznych, Matysowi Lubelskiemu, niosąc sztandary dzielnic bok w bok z setkami wdzięcznych klijentek tego plugawca. Słyszycie ?.. Czerwone sztandary... bezczeszczone przez przyjaźniących się z alfonsami i sutenerami Jaworowszczyków. Klasa robotnicza Warszawy otrzymała więc jeszcze jedną lekcję poglądową. Demonstracyjny pogrzeb właściciela domów publicznych Lubelskiego był wymownym dowodem tego, że PPS, odpowiadając salwami rewolwerowymi na dążenie robotników do utworzenia jednolitego frontu proletariackiego, szuka oparcia w jednolitym froncie z sutenerami i alfonsami, skupia i mobilizuje przeciw idei wyzwolenia mas pracujących, wszelkie zdeklasowane i przeżarte demoralizacją żywioły. Pewne światło; na tajniki bojówki pepesowskiej rzucił również proces zabójcy Lubelskiego; Makowieckiego, który odbył się w dniu 10 stycznia 1928 r. przed warszawskim sądem okręgowym. W charakterze świadków odwodowych wezwani zostali na rozprawę liczni działacze PPS, między innymi radni Siemiątkowski (Tasiemka), Piłacki, Szczypiorski i in. Sąd skazał Makowieckiego na 6 lat ciężkiego więzienia. Za kulisami działali; Jednak przyjaciele Makowieckiego z PPS, których celem było wykazanie rzekomej niepoczytalności zabójcy. W dn. 21 maja 1928 r. odbyła się sprawa Makowieckiego przed sądem apelacyjnym w Warszawie, zakończona odroczeniem procesu. W związku z tym procesem „Wieczór Warszawski” 21. 5. 28 podał charakterystyczne szczegóły przewodu sądowego: W komisarjacie Makowiecki nie przyznał się do zabicia kogokolwiek, twierdząc, iż nic nie pamięta. W policji politycznej ustalono, iż Makowiecki również był członkiem PPS, jak i zabity. Po wypadkach majowych, służył w III-m kordonie zewnętrznej ochrony Marszałka Piłsudskiego i z racji tej posiadał przy sobie rewolwer. Motywów zbrodni, pomimo skrupulatnego zbadania kilkudziesięciu świadków nie ustalono. Stwierdzono natomiast, iż Makowiecki, poprzedniego dnia pił dużo alkoholu. Pijatykę rozpoczął poprzednimi libacyjkami u ojca i szwagra, skąd udał się na miasto i po spotkaniu się z kilkoma znajomymi, zaczęto odwiedzać restauracje: „Pod Psami”, „Mikado”, wreszcie końcową wizytę, złożono w „Asturji”, gdzie pito do rana. Przeciąg czasu od wyjścia z „Asturji” aż do chwili zabójstwa Lubelskiego, osłonięty jest mrokiem tajemnicy. Nie wiadomo, co Makowiecki robił wówczas i gdzie się znajdował, Sam zaś oskarżony twierdzi, że nie pamięta. Że mord Makowieckiego nie był jego aktem indywidualnym, że działał on w porozumieniu z jakąś grupą pepesowskich bojowców, z którymi bezpośrednio przed dokonaniem morderstwa odwiedzał restauracje ,,Pod Psami”, „Mikado”, „Asturję”, dowodem tego ta walka, która wywiązała się wśród bojówkarzy zaraz po zabiciu Lubelskiego. Pod tytułem „Krwawe walki i akty zemsty między członkami bojówki PPS” pisze „Naje Fołkscajtung” z dn. 14 24 października 1928 r., co następuje: Napad na tragarza Matysa Lubelskiego był zaledwie początkiem całego szeregu aktów terorystycznych. W poniedziałek wieczór towarzysze Lubelskiego zemścili się na przedsiębiorcy ślusarskim Groszyńskim (Okopowa 18), który brał udział w napadzie Makowieckiego na Lubelskiego. Kilku osobników poszukiwało Groszyńskiego przez cały wieczór w szeregu restauracji warszawskich, w końcu znaleźli go w restauracji Huricha na Żelaznej 44 przy piwie. Około 10-ej do traktjerni weszło kilka osób i zażądało od Groszyńskiego, by wyszedł na ulicę. Z tonu tego żądania Groszyński zrozumiał,' że grozi mu niebezpieczeństwo i próbował uciec tylnymi drzwiami. Przybyli popędzili jednak za nim i dali do niego kilka strzałów. Jedna kula trafiła go w brzuch, druga w szyję. Jednocześnie usłyszano gwizdek policji, którą zaalarmowały strzały. Przed nadejściem policji strzelający znikli. Groszyński został odwieziony do szpitala Dz. Jezus. Stan jego byt ciężki. Gdy podszedł do niego policjant i zapytał go o przyczyny, nie chciał Groszyński dać żadnych wyjaśnień, twierdząc, że to są tajemnice partyjne. Groszyński zmarł na stole operacyjnym. Żadnych wiadomości nie udało się od niego wydostać. Napad na Groszyńskiego nie był jednak ostatnim, -O północy nastąpił trzeci napad na 24letniego robotnika Franciszka Sieczkę (Młynarska 42). Sieczko już od dłuższego; czasu jest funkcjonariuszem Zw. Spożywczego. Przedtem był sekretarzem oddziału Zw. Piekarskiego, ostatnio pracował w sekcji tragarzy, gdzie Lubelski-był wiceprzewodniczącym. Jak twierdzą poinformowani, Sieczko był bardzo zaprzyjaźniony z Lubelskim. Więcej, przed napadem był przed halami i rozmawiał właśnie z Lubelskim. Mówią również, że był między, mścicielami nad Groszyńskim, Podług tej wersji, przyjaciele Groszyńskiego zemścili, się nad Sieczką za krew Groszyńskiego. Późną nocą Sieczko został odwieziony do ambulatorium Kasy Chorych na Solcu 93; został on ranny kulą w nogę. Wśród robotników krążą o napadzie, na Sieczkę również inne wersje. Tak, na przykład, nie jest wykluczonym, że napad na Sieczkę został zorganizowany przez wykonawców napadu na Groszyńskiego. Gdyby ta wersja miała się sprawdzić, sądzić by należało, że również Sieczko maczał ręce w śmierci Lubelskiego, i że przyjaciele Lubelskiego dlatego mścili się na Sieczce. Ostateczną prawdę trudno ustalić na podstawie tych wszystkich pogłosek. Ci, co mogliby coś powiedzieć, milczą w obawie przed kulą. Mniej więcej w tym samym czasie przez swych kompanów zamordowany został również członek bojówki PPS Antoni K r y ń s k i. Szereg morderstw wewnątrz bojówki PPS udało się jej kierownikom utrzymać w tajemnicy. Tak np. prasa przemilczała fakt zamordowania przez bojowców w dniu 18 lipca 1926 r. jednego ze swych kamratów - Stanisława Łapińskiego. Rzekomo „śmiercią samobójczą” zginęli na jesieni tegoż roku bojowcy: O f e n b e r g (pseudonim „W a r g a”), Edmund Mosała, Arlikiewicz (pseudonim „W ar ja t”). PASOŻYTY KERCELAKA Rozgrywające się w świetle białego dnia walki poszczególnych grup pepesowskiej bojówki między sobą zmusiły nawet prasę burżuazyjną do odsłonięcia chociażby części tajemnicy, którą wodzowie PPS usiłowali zakryć machinacje i zbrodnie swej zbrojnej, straży 25 przybocznej. Oto co pisał enperowski „Głos Codzienny” w numerze z dnia 18 października 1926 r.: Każde niemal dziecko robotnicze na Woli czy na Powązkach zna ich nazwiska i adresy. Każde dziecko niemal zna ich kochanki, ich spelunki, gdzie piją gorzałę, zna ich sprawki, ofiary, narowy i sposoby. Pieniędzy mają w bród: przeważnie przepijają wszystkie. - Chodzą stale uzbrojeni, z czem się zresztą wcale nie kryją: ludność przywykła, przywykła zresztą i - policja. Broń mają doskonałą: mausery, belgijskie browningi, "hiszpany" itd. Pozatem sztylet nie jest też rzadki, a nóż ma prawie każdy. Na brak broni nie narzekają: taki G., jeden z najwybitniejszych bojowców, chodzi na "robotę" z dwoma rewolwerami; kieszenie pełne magazynów i luźnych nabojów. Liczby ich nie jesteśmy w stanie dokładnie określić. Sądząc z niektórych wystąpień (np. przy krwawej rozprawie w dniu 1 Maja r. b.) bojówka PPS-u jest dość liczna. W razie potrzeby łatwo wystawi 100 ludzi, bogato uzbrojonych i lubiących krew przelewać ...[3]. Jest to w ogóle gromada ludzi, o przytępionych uczuciach i rozwydrzonych temperamentach. Częste bijatyki bojowców nierzadko kończą się awanturniczą strzelaniną. Wiele knajpek na terenie Krochmalnej, na Okopach, Wolskiej, Karolkowej itd. ma gęste ślady salw w sufitach, ścianach i meblach. Bojowcy lubią gorące lufy rewolwerów i suchy trajkot strzałów. Z dalszych rewelacji „Głosu Codziennego” dowiadujemy się (od dawna, zresztą, to było wiadome całej Warszawie robotniczej), że bojowcy zdobywają środki pieniężne z wyzysku najbiedniejszych i najciemniejszych elementów. Ciągną oni zyski z haraczu, nakładanego na zakazane policyjnie gry hazardowne na Kercelaku, z rozjemstwa między złodziejami i paserami i z tzw. „sądów” między robotnikami w sprawach towarzyskich lub rodzinnych, nakładając „kary”, które egzekwują pod groźbą rewolweru. Zdobyty i wyłudzony w ten sposób krwawy grosz robotniczy trwonią na pijatykę i rozpustę. Według relacji ze sfer robotniczych zabójstwo prezesa związku tragarzy, członka PPS, Lubelskiego, miało miejsce na tle zatargu o przydział nałożonej na robotnika przez bojowców kary w sumie 75 zł. Jeszcze jednym źródłem dochodu jest wymuszanie od robotników pieniędzy za różne świadczenia. Tak np. zabity Lubelski pobierał od tragarzy opłatę za udzielanie odpowiednich miejsc w halach i zyskiem dzielił się z innymi bojowcami, między innemi z osławionym TasiemkąSiemiątkowskim. Celem zdobycia „forsy” bojowcy PPS nieraz wynajmują się na usługi różnym burżujom i aferzystom, występując w charakterze ich prywatnej siły zbrojnej. Przeważnie te rzeczy uchodzą im bezkarnie, czasami jednak noga się podwinie, bo wszak nie idzie tu już o walkę z komunizmem. Nader ciekawa pod tym: względem sprawa była przedmiotem rozpraw warszawskiego sądu okręgowego w dn. 25 czerwca 1928 r. Jako oskarżeni występowali Fajwel Rozenberg i Majer Cukier, którzy zostali pociągnięci do odpowiedzialności przez dyrektora szkoły tańców „Carillon” - Kalinę. Oskarżał on ich o rozbój, który miał polegać na tem, że pewnego dnia, podając się za członków bojówki PPS wymierzyli mu dwa silne ciosy pięścią w twarz. Wówczas Kalina zwrócił się do znanego sobie członka PPS Bronisława Michaleckiego, który przy współudziale policji oddał Kalinę i Rozenberga w ręce policji. Tak brzmiało oskarżenie Kaliny. Na rozprawie sądowej sprawa ukazała się jednak w innem świetle. Stwierdzone tam. zostało, że Kalina, spoliczkowany przez Rozenberga na tle jakiegoś zatargu osobistego, zagroził mu z punktu: 26 - Mogę postawić 100 złotych, że będziesz mnie jeszcze musiał przeprosić na klęczkach! Na trzeci dzień po zajściu - czytamy w sprawozdaniu z tego procesu, zamieszczonem w „Wieczorze Warszawskim” - Rozenberg nocując w sklepie ojca przy ul. Miłej 31, usłyszał wołanie: - Rozenberg, wyłaź! Gdy spojrzał w stronę, skąd dochodził nieznany głos, ujrzał jakiegoś mężczyznę, który z rewolwerem w dłoni rozkazał mu, ubierać się i iść z nim. Pod groźbą rewolweru, oberluftem wyszedł ze sklepu, gdyż sklep był zamknięty z zewnątrz. Nieznajomy mężczyzna oświadczył, że jest bojowcem PPS, kazał mu wsiąść do auta, w którem siedział Kalina i kilku bojowców. Szoferowi rzucono adres – „Przyokopowa”. Rozenberg zaprowadzony został do jakiegoś mieszkania, gdzie go zaczęto bić, żądając wyjaśnienia nazwiska i adresu towarzyszącego mu młodego osobnika, który razem z nim uderzył Kalinę w twarz. Z bólu Rozenberg wydał Cukiera, którego w niedługi czas przywieziono. Obu bito jeszcze długi czas, poczem odwieziono samochodami do domów. Na drugi dzień, stawili się według polecenia u "starego" w OKR PPS na Jerozolimskiej Nr. 6. Był to Michalecki, który polecił im umieścić przeproszenie Kaliny w „Naszym Przeglądzie” za czynne znieważenie go. Gdy po dwuch dniach nakaz nie został wykonany, Rozenbergowi złożono powtórnie nocną wizytę. Oparł się, nie chcąc wyjść z domu, gdyż bał się, żeby go znów nie obito. Bojowcy wówczas udali się do mieszkania Cukiera, lecz ten uprzedzony przez dozorcę, zawiadomił policję. Przybyły przodownik - wraz z trzema policjantami - zaaresztował całą bojówkę. Po sprowadzeniu bojowców do 5-go komisarjatu znaleziono u Michaleckiego rewolwer marki „Sztajer”, u innych zaś grube laski gumowe i gruby powróz gumowy, zakończony mosięznemi kółkami. Dwie sztuki z zabranych trofeów samosądu bojówkowego załączono jako dowód rzeczowy do akt sprawy. Ostatni świadek Bronisław Michalecki, oświadcza, że jest członkiem OKR, że w tej sprawie występował z polecenia PPS. Wobec braku materjału dowodowego co do rozboju, prokurator zrzekł się oskarżenia i wniósł o przesłanie protokółu zeznań oskarżonych do Urzędu Prokuratorskiego, celem pociągnięcia Michaleckiego i towarzyszów do odpowiedzialności za bezprawne pozbawienie wolności Rozenberga i Cukiera. Ta cała historia wyglądałaby wprost na jakiś awanturniczy romans kryminalny, gdyby nie była ścisłą relacją z posiedzenia Wydziału VIH-go karnego Sądu Okręgowego w Warszawie. Bojowcy PPS, podpiwszy i zabawiwszy się porządnie, lubią też niekiedy wyjść sobie na ulicę i rozpocząć strzelaninę do celu. Tym celem mogą się stać również przygodni przechodnie. Ujawniła to sprawa sądowa znanego bojowca pepeesowskiego Ludwika Stasiaka, skazanego przez sąd okręgowy w Warszawie na 2 lata więzienia za postrzelenie na ul. Skierniewickiej spokojnie spacerującej pary narzeczonych. 27 Aby moc odgrywać rolę panów Woli, Powązek i Ochoty, bojowcy pepesowscy systematycznie terroryzują robotników, grożąc śmiercią opornym. Posługiwanie się rewolwerami dla załatwienia porachunków jest na porządku dziennym, jak ta dowodzi np. strzelanina 9 października 1926 r. w restauracji Leszno 40, gdzie jeden z dowódców bojówki radny z PPS Pitacki i wywiadowcy policyjni Szeinmann i Frankfurcki strzelali do siebie nawzajem. Morderstwa bojówki PPS, wszystkie gwałty i zbrodnie jej członków uchodziły i uchodzą jej bezkarnie, gdyż cieszy się ona troskliwą opieką władz i jak najściślej związana jest z defensywą. Około 60% członków bojówki pepesowskiej przebywa jednocześnie na służbie defensywy. Jeden z hersztów bojówki - Tasiemka utrzymuje z defensywą kontakt jak najbliższy. Bojowcy Jendryszek, Jan Łaniewski, Czesław Doro-ciak, Andrzej Kowalski, Kłosowicz, Makowi e c k i (zabójca Lubelskiego) itd. są znani jako członkowie defensywy, przyczem Kowalski z rekomendacji posła Jawo-rowskiego został przydzielony do specjalnego oddziału osobistej ochrony Marszałka Piłsudskiego, jak również Dorociak Czesław i Jan Łaniewski. BOJÓWKA, JAKO ORĘŻ W WALCE PPS Z KOMUNISTYCZNĄ FRAKCJĄ POSELSKĄ Od powstania państwa polskiego PPS usilnie pracowała nad tem, żeby jaknajgłębiej zepchnąć w podziemia awangardę mas pracujących - Komunistyczną Partję Polski. Daszyńscy i Malinowscy, Żuławscy i Jaworowscy, Niedziałkowscy i Moraczewscy łudzili się, że uda się im, do spółki z całą burżuazją, w podziemiach niepodległej Polski zamurować głos rewolucji socjalnej. To też już za tak zwanego „rządu ludowego” posypały się represje na organizacje robotnicze, zapełniły się więzienia komunistami. 10 lat niepodległości- to 10 lat współpracy przywódców PPS z defensywą, celem zaś tej współpracy było złamanie i rozbicie walki mas pracujących o wyzwolenie z kajdan kapitalizmu[4]. 10 lat białego terroru nie zdołały jednak powstrzymać rozwoju komunizmu w Polsce. Wepchnięty w podziemia konspiracji zdobywał on zaufanie coraz szerszych mas robotniczych i chłopskich. Rozwój masowego ruchu rewolucyjnego doprowadził wreszcie do tego, że komunizm zdobył sobie legalną trybunę. Trybuną tą jest Komunistyczna Frakcja Poselska. Jedyna ta legalna placówka komunizmu w Polsce nie daje spać spokojnie burżuazji i jej sługusom. Raz po raz powtarzają się ataki prasy burżuazyjnei, żądające likwidacji Kom. Frakcji Poselskiej i uwięzienia posłów komunistycznych. W kancelarjach stronnictw burżuazyjnych opracowywane są projekty specjalnych ustaw antykomunistycznych, których celem jest między innemi usunięcie z powierzchni życia w Polsce komunistycznej reprezentacji parlamentarnej. Przy głosowaniu wniosków- o wydanie posłów komunistycznych, PPS-owcy bacznie pilnują, aby przypadkiem, przez nieporozumienie, wnioski te nie zostały odrzucone. Tak np. na posiedzeniu sejmowej komisji regulaminowej w maju 1928 r. przy głosowaniu wniosku o wydanie mnie sądom wstrzymał się od głosowania przewodniczący tej komisji poseł pepesowski Lieberman, przeważając w ten sposób szalę na rzecz wydania. Na plenum sejmu PPS wprawdzie oficjalnie zapowiedziała, że głosować będzie przeciw wydaniu, w rzeczywistości jednak szereg posłów pepesowskich cichaczem wyniósł się do bufetu, żeby zapewnić większość wnioskowi sanacyjno - endeckiemu. W 28 obawie zaś przed tem, ażeby manewr ich nie został zdemaskowany, posłowie PPS głosowali przeciw postawionemu przez posła Walnickiego wnioskowi o głosowanie imienne. To samo powtórzyło się przy głosowaniu wniosku o wydanie tow. Wł. Baczyńskiego. Zarówno w poprzednim, jak i w obecnym sejmie PPS, wyzyskując zajmowane oficjalnie urzędy sejmowe, stara się utrudnić lub wręcz uniemożliwić działalność parlamentarną posłów komunistycznych. Tak np. w poprzednim sejmie ówczesny pepesowski wicemarszałek Mo r a - c z e w s k i nie dopuścił do złożenia wniosku posła tow. Prystupy w sprawie pomocy ludności Ukrainy Zachodniej, dotkniętej klęską nieurodzaju. Obecny zaś pepesowski marszałek Daszyński stale nie przepuszcza przez swoją i cenzurę wniosków i interpelacji komunistycznych, kwestjonując w nich takie wyrażenia, jak „rząd kapitalistów i obszarników”, jak „sprawiedliwość klasowa” itp. Pod tym względem pepesowski marszałek okazuje o wiele więcej gorliwości od marszałka poprzedniego sejmu, piastowca Rataja P. Daszyński, służąc wiernie faszyzmowi, usiłuje również nie dopuścić komunistów do głosu na trybunie sejmowej, ucinając przed nimi dyskusję, odbierając im głos pod lada pretekstem itp. W obronie przed o pogwałceniem praw ludu pracującego posłowie komunistyczni byli zmuszeni uciec się do gwałtownej obstrukcji. P. Daszyński odpowiedział na to wprawdzie represjami, wykluczeniem kilku naszych towarzyszy z posiedzenia sejmu, zmuszony jednak został na przyszłość do udzielania głosu posłom komunistycznym[5]. W walce z komunistami na terenie sejmowym pepesowcy nie zadowalają się wyzyskiwaniem stanowisk urzędowych. Usiłują oni również sterroryzować posłów komunistycznych. Pamiętna jest ohydna kampanja oszczercza prasy pepesowskiej przeciw tow. Łańcuckiemu za to, że zerwał z obozem ugody i zdrady. Pamiętamy również haniebną napaść socjaldefensywiaków Malinowskiego i Śledzińskiego na posła komunistycznego tow. Królikowskiego. W obecnym sejmie - w związku ze spotęgowaniem się terroru faszystowskiego wobec klasy robotniczej komunistycznego ogóle - jeszcze bardziej rozzuchwalili się pepesowscy pachołkowie faszystowskiej dyktatury. Na posiedzeniu sejmu w dniu 31-go marca r. b., gdy na znak protestu przeciw trzykrotnemu niedopuszczeniu do głosu posłów komunistycznych, rozpoczęła się obstrukcja na naszych ławach, posłowie pepesowscy przyjęli na siebie rolę policji, która na pierwszym posiedzeniu na rozkaz Piłsudskiego wtargnęła na salę i wywlokła z niej kilku naszych towarzyszy oraz posłów ukraińskich. Pepesowscy, na czele z Żuławskim i Zarembą rzucili się na posłów komunistycznych i, korzystając z przewagi liczebnej, pobili tow.tow. Bitnera, Rosiaka, Baczyńskiego i Gawrona, szarpiąc ich i rwąc na nich ubranie. Posłowie PPS nie ograniczali się zresztą do stosowania tego rodzaju „metod” walki na terenie sejmu. Widząc wzrastającą iw masach popularność Komunistycznej Frakcji Poselskiej postanowili sterroryzować posłów komunistycznych przy pomocy swych bojówek. Na popołudniowym posiedzeniu sejmu z dnia 31-go marca w czasie przemówienia tow. Warskiego poseł pepesowski Żuławski rzucił groźbę: Panie Warski, policzymy się poza sejmem. Na wykonanie tej groźby nie trzeba było długo czekać. Dnia następnego odbywał się w Warszawie pogrzeb ofiar katastrofy budowlanej przy pl. Starynkiewicza. W pogrzebie uczestniczyły tłumy robotników. Nad grobem ofiar kapitalistycznej racjonalizacji przemawiali m. in. posłowie komunistyczni Bitner, Sypuła i Gawron. Kiedy tow. Bitner 29 wychodził z cmentarza, rzuciła się na niego specjalnie czatująca banda bojówkarzy pepesowskich i szpiclów i zaczęła go straszliwie katować. Kilku robotników zaopiekowało się tow. Bitnerem i odprowadziło go do pobliskiego zakładu fryzjerskiego dla nałożenia pierwszego opatrunku. Po chwili zapukała policja i zażądała otwarcia drzwi. Zobaczywszy tow. Bitnera policjanci udali zdziwienie, przeprosili go i dyskretnie się usunęli. Był to manewr spółki pepesowsko-policyjnej. W tym właśnie momencie znów wpadła banda bojowców i powtórnie skatowała tow. Bitnera. Dopiero po dłuższym przeciągu czasu zbrodniarze pepesowscy wycofali się z lokalu, po czem zawezwany lekarz Pogotowia nałożył tow. Bitnerowi opatrunek, stwierdzając na głowie siedem ran tłuczonych i ciętych. Rannego odwieziono odo prywatnej lecznicy, gdzie zmuszony był przeleżeć kilka dni. Przy wyjściu z cmentarza zraniony również został tow. Gawron. Naturalnie bandycka napaść bojowców pepesowskich wzmocniła tylko ścisły związek Kom. Frakcji Poselskiej z robotnikami Warszawy, wyrazem czego były delegacje robotnicze, które odwiedziły rannego tow. Bitnera. Napaść na tow. Bitnera nie była pierwszą próbą pepesowców „policzenia się” poza sejmem z posłami komunistycznemi, W czasie przewrotu majowego bojówka PPS otrzymała polecenie „zlikwidowania” mnie. Sądzono, że wśród walk ulicznych rzecz ta będzie mogła pójść najbardziej gładko. W drugim dniu przewrotu - 13 maja 1926 r. - miałem wiec w Warszawie na rogu Wolskiej i Okopowej. W trakcie wiecu przyjechała bojówka PPS z radnym pepesowskim Kowalewskim, sekretarzem Związku Garbarskiego Macankiem i znanym bojowcem J e g e r e m. Usiłowali oni przy pomocy prowokacyjnych okrzyków zerwać wiec i wywołać zamieszanie. Nie udało się to im, gdyż zgromadzeni robotnicy stali po naszej stronie. Wówczas bojowcy postanowili „działać” po wiecu. Gdy już większość robotników się rozeszła, bojowcy PPS rzucili się na otaczającą mnie gromadkę robotników, bijąc pałkami, następnie zaś jeden z bojowców wyciągnął rewolwer i oddał do mnie trzy strzały. Zamiar bojówki PPS nie udał się. Strzały chybiły. Dnia następnego OKR PPS wydał odezwę, specjalnie przeciw mnie wymierzoną, która miała na celu przynajmniej wśród robotników pepesowców wywołać w stosunku do mnie nastroje pogromowe i pośrednio usprawiedliwić zamach bojówki. Inna rzecz, że i te zamiary spełzły na niczem, gdyż w przeciwieństwie do przywódców PPS i ich bojówki, którzy mięli powody nienawidzieć mnie, nawet masy robotnicze niewyzwolone jeszcze z pod wpływów PPS, odnosiły się z zaufaniem do mnie, jak i do innych posłów komunistycznych. Swój atak na Komunistyczną Frakcję Poselską bojówka PPS postanowiła powtórzyć po krwawej łaźni pierwszomajowej 1928 r. To właśnie miało na celu rozpowszechnianie przez OKR PPS łajdackiej pogłoski, że „pierwsi strzelali posłowie komunistyczni Sochacki i Warski”, to właśnie było powodem wymienienia w uchwale warszawskiego OKR PPS nazwisk posłów komunistycznych Sypuły, Warskiego i Sochackiego, jako „odpowiedzialnych” za mord pierwszomajowy. Co się nie udało W czasie przewrotu majowego w roku 1926, miało być -wykonane teraz. W dniu 4 maja 1928 r. do posła tow. Sypuły zgłosili się robotnicy - członkowie PPS i ostrzegli go, żeby się miał na baczności, gdyż Siemiątkowski (Tasiemka): otrzymał rozkaz przygotowania na niego zamachu. Ujawnienie przez Komunistyczną Frakcję Poselską tych przygotowań pokrzyżowało plany zbirów pepesowskich. Panowie Niedziałkowscy, Żuławscy, Jaworowscy i Łokietki! Możecie być pewni, że pałką i 30 kulą nie zastraszycie komunistów. Przedstawiciele rewolucyjnego proletar jatu Polski i nadal stać będą wytrwale na czołowej placówce walki z faszyzmem, jaką jest Komunistyczna Frakcja Poselska. KRWAWA MASAKRA 1 MAJA 1928 ROKU Od skrytobójczego mordowania poszczególnych komunistów i lewicowych działaczy robotniczych do jawnej masakry tysiącznych mas robotniczych, przeprowadzanej według z góry opracowanego planu strategicznego - taki jest szlak rozwojowy zbrodni pepesowskich bojówek. W miarę, jak w szeregach proletariatu rosły nastroje rewolucyjne, wzmagał się również terror bojówek pepesowskich, przy których pomocy przywódcy PPS usiłowali wstrzymać proces radykalizacji mas robotniczych. Lato 1924 roku. Na gruncie spotęgowanego wyzysku kapitalistycznego przez cały kraj przeszła szeroka fala walk strajkowych. PPS - polska partja sługusów kapitału - ze skóry wprost wyłaziła, żeby zagasić ogień strajkowy, który wciąż to tu, to tam wybuchał wielkim płomieniem. Wszystko dla kapitalistycznej „sanacji gospodarczej”, której chorążym był premjer Władysław Grabski - oto ówczesny program PPS. Na ołtarzu "sanacji" gotowa ona była złożyć krew, pot, nędzę i; niedolę miljonowych mas pracujących, dla niej zdradzała, rozparcelowywała walki strajkowe, ażeby umożliwić burżuazji rozbić armję proletarjacką częściami. Setki tysięcy robotników, wciągniętych w wir walki, naocznie przekonywały się, że przepaść nieprzebyta oddzielą obóz komunistyczny od obozu zdrajców sprawy robotniczej, przykrywających swój niecny proceder obłudą wyświechtanych socjalistycznych frazesów. Robotnicy widzieli, że komuniści konsekwentnie wprowadzają w życie swoje hasła walki z sanacją kapitalizmu, która w rzeczywistości nie była niczem innem, jak próbą ustabilizowania i spotęgowania kapitalistycznego wyzysku, zwalenia na barki miljonowych mas jeszcze większych, jak dotąd, ciężarów, mocniejszego zaciągnięcia pętli na szyi proletarjusza i biednego chłopa. Złamanie wszelkich wysiłków stabilizacji kapitalistycznej, zmobilizowanie do walki jak najszerszych mas, wykuwanie jednolitego frontu robotniczego dla walki z wyzyskiem i białym terrorem - oto był program, z którym szliśmy do mas pracujących. Był to program miljonów robotników i chłopów, uginających się pod brzemieniem rządów jaśniepańskich. I dlatego masy coraz bardziej garnęły się pod nasze czerwone sztandary, i dlatego komuniści wszędzie wysuwali się na czoło walki. Tak było na Górnym Śląsku, gdzie powstał słynny Komitet 21, tak było w Łodzi, gdzie po fabrykach zakładano Komitety Akcji, tak było w Zagłębiu i w Warszawie. Widziała to PPS, widziała burżuazja. Cała prasa burżuazyjna podjęła zgodny alarm z powodu szybkiego wzrostu komunizmu w masach pracujących. Zaś PPS, miotając się bezradnie, rozpoczęła szaloną nagankę na Komitety Akcji, aby odstraszyć od nich robotników i skierować w ich stronę uwagę organów policyjnych. Nie pomogły jednak represje policyjne, które posypały się na górnośląski Komitet 21 i na Komitety Akcji w innych częściach kraju. PPS nie była w stanie wstrzymać procesu radykalizowania się mas robotniczych. Bo co znaczyły jej obłudne frazesy o obronie praw ludzi pracy wobec jej zdradzieckich czynów, które wszak działy się na oczach miljonowych mas? I oto w poczuciu swej bezsilności przywódcy PPS postanowili uciec się do teroru, zastraszyć masy, w pierwszym zaś rzędzie ich awangardę, idącą pod sztandarem komunizmu. 31 Zamordowanie to w. Wiktora Białego była odpowiedzią PPS na wzrost nastrojów rewolucyjnych w masach, na spotęgowanie się ich aktywności, na rozwój wpływów KPP. Druga fala przypływu nastrojów rewolucyjnych i sympatji do komunizmu w masach robotniczych i chłopskich przypadła na koniec r. 1925 i pierwszą połowę r. 1926-go. Załamanie się prób kapitalistycznej sanacji Wł. Grabskiego potwierdziło w oczach mas słuszność stanowiska komunistów, którzy od początku wypowiedzieli jej nieubłaganą walkę. Rząd endecko-pepesowskiej koalicji, utworzony dla ratowania władzy burżuazji, nie zdołał wpłynąć na poprawę gospodarczej sytuacji kraju, lecz za to jeszcze bardziej pogorszył położenie szerokich mas pracujących, wtrącając je na samo dno nędzy. Już pierwszy krok rządu - zniesienie mnożnej w zastosowaniu do płac robotników i pracowników przedsiębiorstw państwowych - był symbolem całej jego półrocznej polityki. Zniesienie mnożnej przy nieustannym wzroście drożyzny oznaczało dla setek tysięcy proletarjuszy stałą, automatyczną obniżkę płac. Ilość bezrobotnych rosła z tygodnia na tydzień, przekraczając w lutym-marcu 1926 roku cyfrę 350 000. Jedyną odpowiedzią rządu na wzburzenie mas były gazy trujące (Zawiercie) i rozstrzeliwanie demonstrujących, wyniszczonych głodem bezrobotnych. PPS silniej niż kiedykolwiek bądź przedtem związała się z burżuazją. Zrobiła to w sposób jawny, swą przynależność do jednego obozu burżuazyjnego pieczętując dzień w dzień wspólną pracą z endekami, chadekami, piastowcami i enpeerowcami w Radzie Ministrów i w innych organach państwowych. Na gruncie tego wysługiwania się kapitalistom i obszarnikom nie było wśród przywódców PPS żadnych rozbieżności. Barlicki i Jaworowski, Żuławski i Moraczewski, Zaremba i Ziemięcki solidarnie głosowali za zniesieniem mnożnej do płac robotniczych i pracowniczych, wspólnie dokładali wysiłków dla złamania oporu mas wobec ofensywy kapitału. Jedynym obozem, który prowadził walkę przeciw skoalizowanej burżuazji, byli komuniści. Oni tylko mobilizowali masy w obronie bezrobotnych, przeciw obniżkom płac, przeciw łamaniu 8-godzinnego dnia pracy, przeciw białemu terrorowi, oni jedni rzucili hasło przymusowego ściągnięcia z kapitalistów i obszarników zaległego miljarda złotych podatku majątkowego i przeznaczenia go na uruchomienie warsztatów pracy, na roboty publiczne, na pomoc dla bezrobotnych, na dożywianie dzieci robotniczych. Masy to widziały i coraz liczniej garnęły się pod sztandary KPP. Widziała to również PPS i odpowiedziała salwami swej bojówki do pierwszomajowego pochodu komunistów. Tow. tow. Gawlik i Wudel przypłacili życiem to, że miljony robotników nauczyły się już rozpoznawać, kto jest ich wrogiem, a kto-przyjacielem, współtowarzyszem walki i przywódcą w tej walce. Przewrót majowy i rządy faszystowskiej dyktatury Piłsudskiego nie zdołały zahamować procesu rewolucjonizowania się mas pracujących. Przeciwnie, postępuje on dalej i pogłębia się. Już pierwsze tygodnie i miesiące rządów Piłsudskiego upamiętnione zostały takiemi faktami, jak wyprawa wojska przeciw zbuntowanym chłopom w pow. Włoszczowskim, jak salwy policyjne do strajkujących i demonstrujących robotników w Ostrowcu, Inowrocławiu, Gostyninie. Kłamliwe frazesy ministrów faszystowskich i sprzedajnej prasy burżuazyjnej o rzekomej poprawie położenia robotników pod rządami majowemi nie zdołały powstrzymać 32 walk ekonomicznych proletarjatu, broniącego się przed obniżką płac, przed zwiększonym wyzyskiem kapitalistycznej racjonalizacji, przed coraz bardziej mnożącemi się zamachami na wywalczone w latach 1918-1919 prawa. I znów rząd odpowiedział salwami policji (Dźwiniacz, Nadworna) i narzucaniem robotnikom pętli wyroków arbitrażowych. Obłudne deklamacje rządu obszarniczo - kapitalistycznej dyktatury nie mogły też powstrzymać rozwoju ruchu rewolucyjnego wśród mas chłopskich. Powstanie i szybki wzrost wpływów Niezależnej Partji Chłopskiej, Białoruskiej „Hromady”, Ukraińskiego Sel-Robu były to przejawy zataczającego coraz szersze kręgi niezadowolenia i wrzenia wśród chłopów. Hasła sojuszu robotniczo-chłopskiego i rządu robotniczo-chłopskiego stają się programem miljonowych rzesz ludu pracującego na wsi. Rząd o faszystowski odpowiada na to pogromem w Starobierezowie, zamknięciem NPCh i Hromady aresztowaniem ich posłów, strzałami do demonstrujących chłopów białoruskich w Kossowie i Słonimiu, masowemi aresztami na Białorusi i Ukrainie Zachodniej, procesem 151 we Włodzimierzu Wołyńskim i długim szeregiem procesów politycznych w Łucku, Kowlu, Brześciu, Chełmie, Zamościu, Wilnie itd. Blisko 900 000 głosów, zebranych przez blok antyfaszystowski z KPP na czele przy wyborach do sejmu w marcu 1928 r., były najlepszą ilustracją tego, że i terror faszyzmu, i jego bezgraniczna demagogja, i wysiłki PPS okazały się bezsilne wobec postępującego wciąż naprzód procesu radykalizowania się mas robotniczych i chłopskich. I oto PPS znów postanowiła sięgnąć po swój krwawy argument. Już nazajutrz po wyborach sejmowych w spelunkach bojówkarzy poczęto gorączkowo czyścić broń. Już wybory do senatu zaznaczyły się w Warszawie spotęgowanym terrorem pepesowskich bojowców. Szykowali się jednak oni do większej rzeczy, do generalnego porachunku z „komuną”. Chociażby za cenę krwi i życia dziesiątek i setek robotników. Nie darmo PPS na sztandarach swych ma wypisane hasło demokracji, nie-darmo przywódcy PPS powtarzają, że „głos ludu to głos boga”. Na głos ludu Warszawy, Zagłębia, Łodzi postanowili więc oni odpowiedzieć krwawą masakrą demonstrujących w dniu 1 - g o maja proletarjuszy. Uplanowany, od miesięcy przygotowywany „rewanż” za przegrane w Warszawie wybory do sejmu i senatu, przybrał w straszliwym dniu 1-go maja 1928 r., odpowiadającą pojęciom, nałogom i uczuciom warszawskiego OKR PPS, formę ulicznej masakry kilkuset bezwinnych robotników. Tak pisze długoletni członek PPS, p. Romuald Minkiewicz[6]. PPS, mając doświadczenie demonstracji majowej w latach poprzednich, doświadczenie wyborów samorządowych i wyborów do sejmu, wiedziała dobrze, że demonstracja pierwszomajowa stanie się potężnym przeglądem sił komunizmu w całej Polsce, a jednocześnie będzie odbiciem procesu zanikania wpływów PPS wśród proletarjatu przemysłowego. Dlatego też PPS w takiem Zagłębiu Dąbrowskiem oficjalnie zrezygnowała z demonstracji pierwszomajowych, wydając okólnik, w którym polecała manifestacji nie urządzać, ani też w takowych udziału nie brać, jak również nie udzielać sztandarów związków zawodowych do jakichkolwiek bądź w tym dniu manifestacji. Dlatego to w Warszawie postanowiła przy pomocy salw rewolwerowych zdusić pochód komunistyczny w zarodku i za cenę krwi przelanej zapewnić sobie monopol demonstrowania na ulicach stolicy. Pomimo rozległych przygotowań policji i gróźb pepesowskiej bojówki 1 maja 1928 r. zapowiadał się w Warszawie wspaniale. Już od godziny 7-ej rano gromadziły się pod fabrykami tłumy robotników, demonstrując przeciw dyktaturze faszystowskiej i jej agentom. Z fabryk ruszały pochody na plac Teatralny. Po drodze napadała na nie policja i pepesowscy 33 bojówkarze, a mimo to na placu Teatralnym pod sztandarami komunistycznymi zgromadziły się tysiące robotników, z entuzjazmem słuchając mówców komunistycznych. Według licznych świadectw uczestników demonstracji pierwszomajowej w Warszawie, wiec komunistyczny na placu Teatralnym był w r. 1928 trzykrotnie większy od wiecu PPS. Mniej więcej w połowie wiecu wśród odznaczonej opaskami milicji PPS, zaczęły się przesunięcia. Pochód, ściśle pepesowski został odgraniczony podwójnym kordonem bojówkarzy. Wszystkie wyloty z pl. Teatralnego zostały również zamknięte przez bojówkarzy, którzy jak zwykle przyjechali w samochodach ciężarowych Wydziału Zaopatrywania m. Warszawy. Jednocześnie w ulicach, prowadzących od pl. Teatralnego była pochowana w bramach policja. Bojówkarze od samego przyjścia zachowywali się prowokacyjnie. Czuć było od nich wódką. Akcję bojówkarzy prowadzili Łokietek, Kowa1ew i Gorzechowski. Gdy na wiecu komunistycznym zaczęła przemawiać jedna z robotnic, bojówkarze zakończyli swe przygotowania. Do zgrupowanych od strony Nowo-Senatorskiej i pod Filarami bojówkarzy, odznaczających się opaskami z napisem „Milicja PPS”, podszedł osobnik z taką samą opaską i rzucił rozkaz jednemu z bojowców: pal. Ten dał strzał w górę. Był to sygnał, na który bojówkarze rzucili się z kijami na grupę młodzieży. Gdy jednak popłochu to nie wywołało, kordon bojówkarzy z rogu Nowo-Senatorskiej cofnął się, przyklęknął i rozpoczął strzelaninę w tłum. Bojówka strzelała w kierunku ul. Wierzbowej. Ze strony komunistycznej dla uniknięcia rozlewu krwi w czasie salw padł rozkaz: paść na ziemię. Jednocześnie w niezorganizowanych masach zaczęła się panika. Zezwierzęceni, pijani bojówkarze strzelali do pojedynczych ludzi. Z grubemi kijami rzucali się na bezbronnych, wybierając słabszych, pastwili się nad dziewczętami i młodymi chłopcami żydowskimi, unikając starcia ze zwartemi grupami robotników. Na Nowo-Senatorskiej trzech drabów z opaskami PPS dopadło uciekającą młodą dziewczynę, żydówkę, bijąc ją laskami i kopiąc aż do utraty przytomności. Takie same ohydne sceny pogromowe odbywały się na pl. Teatralnym i we wszystkich przecznicach. Z chwilą, gdy bojówkarze rozpoczęli strzelaninę, z bram wyszła policja konna i piesza, zamykając wszystkie przecznice i nie wypuszczając uciekających. Bojówkarze wpadali w tłum, któremu ucieczkę przegradzała policja i w ohydny sposób masakrowali robotników. Jednocześnie pepesowcy formowali swój oficjalny pochód, wśród jęków rannych robotników i tratowania kobiet i dzieci przez policję. Oburzeni robotnicy, nawet ci, co przyszli z dzielnic pod sztandarami PPS, nie stawiali się do pochodu morderców. Robotnicy pepesowscy zwinęli 2 sztandary i odeszli z nimi. Oddziały policyjne, które zamknęły wszystkie przecznice, prowadzące do placu, przepuściły tylko oficjalne grupki PPS. Wówczas na pozostałych uczestników wiecu, rzuciła się ze wszystkich stron piesza i konna policja, tratując, rozbijając, raniąc szablami. Obraz pl. Teatralnego przypominał słynną masakrę, urządzoną przez carat na pl. Teatralnym w 1905 r. Bojówkarze pepesowscy mieli najwidoczniej rozkaz nadania masakrze charakteru pogromu żydowskiego, rzucali się bowiem przede wszystkiem na młodocianych robotników żydowskich. Gdy robotnice wołały: „Wstyd wam mordować robotników”, padały odpowiedzi: „Bijemy żydów”. PPS - wzorem caratu - usiłowała więc skierować niezadowolenie mas na tory antysemityzmu. 34 I tutaj z pomocą przyszła jej policja, która po masakrze na placu Teatralnym urządziła napad na pochód Poalej-Syjon Lewicy i na lokal Bundu. Na miejscu zbrodni pepesowskiej bojówki pozostało 8 trupów zamordowanych robotników; około 600 rannych odwiezionych zostało do szpitali i do domów, w tej liczbie kilkadziesiąt ciężko rannych. Pod wodzą posła pepesowskiego Jaworowskiego, za wiedzą i zgodą Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS, bojówka PPS w dniu 1-go Maja salwami strzelała do robotników. I oto unurzani świeżo we krwi przywódcy PPS z cynizmem zawodowych morderców puszczają w świat wersję, że to komuniści zaczęli, że komuniści strzelali! „Oskarżamy komunistów o pohańbienie święta robotniczego i przelew krwi robotniczej” - cynicznie pisał centralny organ PPS „Robotnik” z dn. 2 maja 1928 r. Zaś pepesowska agencja prasowa „Korespondencja Warszawska”, wykonywując plan, opracowany w kwaterze głównej pepesowskich morderców, nie zadowolą się tem, że to rzekomo „komuniści strzałami z browningów rozpędzali zgromadzonych robotników”, lecz lansuje do prasy wiadomość, że „pierwszy, strzelał poseł komunistyczny Sochacki”. To samo korespondentom pism komunikują w warszawskim OKR PPS. Gdy jednak stwierdzone zostało, że Sochacki w dniu 1 maja przemawiał na wiecu we Lwowie i nie mógł tem samem jednocześnie strzelać w Warszawie, z tego samego źródła idzie inna informacja, że „pierwszy strzał padł z ręki posła Warskiego”. Łajdackie te kłamstwa, powtórzone przez dziesiątki dzienników burżuazyjnych i socjalugodowych, obliczone były na to, że chociaż część robotników w nie uwierzy i że uda się ich w ten sposób utrzymać przy państwowo-twórczej i patrjotycznej PPS. Przywódcy PPS spekulowali na tem, że komuniści, pozbawieni legalnej prasy, nie będą w stanie przedstawić masom rzeczywisty stanu rzeczy. Przeliczyli się jednak. Wbrew wysiłkom defensywy dotarło do fabryk i warsztatów następujące oświadczenie posłów komunistycznych: Prawda o 1 Maja w Warszawie. Prasa PPS oraz inspirowana przez nią prasa burżuazyjna twierdzi, jakoby 1 Maja na placu Teatralnym strzelali pierwsi komuniści i przez to Wywołali ohydną masakrę. „Korespondencja Warszawska”, kierowana przez pepesowców, podaje nawet, że pierwszy strzelał poseł Sochacki. W wywiadzie, udzielonym przez członków OKR PPS bundowskiej „Fołkscajtung” z dn, 2. 5. 1928 r. czytamy: „Pierwsze strzały padły ód strony filarów Teatru Wielkiego. Wielu naszych towarzyszy opowiada, że widzieli, jak pierwszy strzelał poseł komunistyczny Sochacki”. My, obecni na manifestacja w dn. 1 Maja posłowie robotniczej Warszawy, oświadczamy, że powyższe twierdzenia są niecnem kłamstwem, mającem na celu usprawiedliwić dotychczasowe i nowe gwałty wobec rewolucyjnego ruchu robotniczego. Stwierdzamy: 1. Poseł Sochacki w dniu 1-go Maja był we Lwowie, uczestniczył tam publicznie w demonstracji i przemawiał do zgromadzonych mas. Już ten jeden fakt dostatecznie piętnuje wiarygodność „świadków” PPS. 35 2. Komuniści nie tylko nie strzelali pierwsi, lecz w ogóle nie strzelali, albowiem żadnej bojówki komunistycznej na placu Teatralnym nie było i być nie mogło. Nikt nie stwierdził, aby zamordowani, ranni i aresztowani posiadali broń. Dotychczas przynajmniej nikt jeszcze nie włożył im do kieszeni broni, aby w ten sposób stworzyć „dowód” prawdy. Nie stwierdzono nawet, że na placu masakry znaleziono broń, porzuconą przez komunistów. 3. Natomiast każdy wie, że „bojówka” PPS istnieje formalnie i jawnie, i sama prasa PPS wraz z innemi pismami stwierdza, że bojówka ta, rzekomo w odpowiedzi na strzały komunistów strzelała do zgromadzonej masy. Pomimo to ani jeden z tych bojowców nie został aresztowany. Nikt nie wątpi, że każdy komunista, strzelający w odpowiedzi na strzały pepesowca, byłby natychmiast aresztowany. 4. Wszyscy wiedzą o poprzednich zabójstwach, dokonanych przez „bojowców” PPS, pisały o tem nieraz gazety, pomimo to zabójstwa te uchodziły zupełnie bezkarnie. 5. Warszawa robotnicza pamięta dzień 1 Maja 1926 r., kiedy „bojówka” PPS strzelała do komunistów i padły ofiary, a morderstwa te pozostały zupełnie bezkarne. 6. Tysiące ludzi na pl. Teatralnym było świadkami posunięć i manewrów „bojówki” pepesowskiej, szykującej się do ataku i następnie na dany znak strzelającej do bezbronnego tłumu. „Bojówka” strzelała również do uciekających i biła ich, wyszukując specjalnie żydów, aby wyzyskać instynkty antysemickie ciemnych mas. Fakty te oburzyły nawet robotników pepesowskich. Na to oburzenie „bojowcy” odpowiadali, że biją nie robotników, lecz żydów. O tem, że pogrom dokonany przez „bojówkę” PPS ma charakter nie tylko antykomunistyczny, lecz również antysemicki - świadczą listy zabitych i ranionych przez nią ofiar. Fakty te są jeszcze nowym dowodem, że odpowiedzialni za nie wodzowie PPS stali się wśród mas pracujących narzędziami rządzącej dyktatury faszystowskiej. W sejmie wodzowie ci harmonijnie i lojalnie - w myśl wskazań marszałka Daszyńskiego współpracują z rządem. Na ulicy niemniej harmonijna i lojalna współpraca z policją tegoż rządu. Niech każdy uczciwy robotnik pepesowiec sam wyda sąd o wypadkach w dniu 1 Maja 1928 r. Posłowie robotniczej Warszawy: (-) Konstanty Sypuła, (-) A. Warski-Warszawski. Warszawa, 2 maja 1928 r. Zresztą czyż najbardziej nawet sprytnie obmyślana kampanja kłamstw, chociażby prowadzona przy poparciu całe; prasy burżuazyjnej i organów państwowych faszystowskie) dyktatury, mogła przed masami ukryć prawdę o zbrodni bojówki PPS. Przecież ranni - a były ich setki - wiedzieli, że strzelali do nich i bili ich laskami bojowcy PPS, zaopatrzeni w opaski pepesowskiej „milicji porządkowej” przecież działo się to na oczach tysiącznych tłumów. Z braku miejsca nie mam tutaj możności przytaczać zeznań rannych i świadków krwawej pepesowskiej masakry. Ograniczę się więc do przytoczenia tylko jednego zeznania, między 36 innemi dlatego, że ma ono znaczenie poniekąd symboliczne, złożone bowiem zostało przez syna długoletniego przywódcy i organizatora PPS, nieżyjącego już teraz B. A. Jędrzejowskiego (Baja), oraz przez córkę pepesowskiej posłanki Praussowej i zmarłego przed paru laty pepesowskiego senatora i ministra Praussa. Zeznanie to brzmi, jak następuje: Dnia 1-ego Maja około godziny 11-ej szliśmy ulicą Wierzbową od placu Saskiego w stronę placu Teatralnego. Gdy dochodziliśmy do rogu Fredry usłyszeliśmy krzyki i zobaczyliśmy falę ludzi, uciekających w popłochu z placu Teatralnego w kierunku ulicy Wierzbowej. W parę minut potem, przedostawszy się poprzez prąd uciekającego tłumu, wydostaliśmy się na plac Teatralny. Część placu, przylegająca do ulicy Wierzbowej, była już całkowicie wolna od tłumów, które zalegały jeszcze wyloty ulicy Bielańskięj, Senatorskiej, oraz Nowosenatorskiej. Na samym środku placu, przed głównym wejściem do Opery ujrzeliśmy grupy ludzi ruszających się żywo, oraz automobil ciężarowy, zapełniony milicją PPS. Skierowaliśmy się w tamtą stronę. W parę chwil po wejściu na plac ujrzeliśmy pojedynczych łudzi, biegnących ku Bielańskiej, schylonych nisko przy ziemi celem uniknięcia kul; usłyszeliśmy strzały od strony Bielańskiej, z za budki tramwajowej, oraz od strony wspomnianego wyżej automobilu, wypełnionego milicją PPS, który w chwilę później odjechał ku Nowosenatorskiej. W czasie posuwania się ku środkowi placu ujrzeliśmy szereg ludzi okrwawionych, biegnących z pod filarów Teatru Wielkiego, ściganych i bitych przez gromady osobników, uzbrojonych w kije, drągi itp., noszących na ramieniu czerwone opaski milicji PPS. Jeden ze, ściganych, po otrzymaniu silnego ciosu w głowę, upadł na ziemię; na leżącego rzuciło się trzech milicjantów PPSowych, i w zwierzęcy sposób zaczęli okładać powalonego drągami.; Po kilkunastu uderzeniach bity zdołał wyrwać się z rąk swych oprawców, uciekając w stronę Wierzbowej. W chwilę potem dostrzegliśmy uciekającego robotnika, trzymającego w ręku czerwony drąg, wyglądający na drzewce od sztandaru. Jeden z milicjantów PPS uderzył go trzymanym obu rękoma transparentem tak: silnie, że dosłownie roztrzaskał: mu go na głowie. Deska transparentu rozprysła się na kawałki, bijący pozostał z samym tylko drągiem w ręku, którym usiłował powtórnie ugodzić swą ofiarę. Tymczasem mniejwięcej na środku placu, utworzyło się zbiegowisko ludzi, między któremi przeważali milicjanci PPS odróżniający się nawet z daleka czerwonemi opaskami na ramionach. W środku powstałej gromady znajdowali się robotnicy, bici laskami i drągami przez otaczających, - Od ulicy Wierzbowej nadbiegła tyraljera policjantów z karabinami z, nasadzonymi bagnetami w rękach. Minęła nas nie czyniąc szkody, rzuciła się; w stronę walczącej gromady i otrzymała z rąk milicji PPS bitych robotników. Skierowawszy się nieco w prawo, ku filarom, otaczającym wejście do Teatru Wielkiego, ujrzeliśmy leżące trupy: jednego młodego chłopca w ubraniu robotniczem, oraz drugiego, któremu nie zdążyliśmy się przyjrzeć, gdyż podeszliśmy do leżącego pod filarami w poprzek drzwi wejściowych do teatru, robotnika, ciężko rannego. Ranny trzymał się za brzuch, konwulsyjnie podrzucając nogami. Około trupów i pod filarami zaczęły się zbierać gromady ludzi oraz milicjantów PPS z opaskami czerwonemi. Na zwrócone do jednego z kręcących się słowa: „Ależ ten człowiek jeszcze żyje, trzeba zawezwać pogotowie!” otrzymaliśmy odpowiedź: „Alboż to człowiek... ?” - z charakterystycznym machnięciem ręki. 37 Po otrzymaniu tak „ludzkiej” odpowiedzi zaczęliśmy szukać telefonu, w parę jednak sekund potem zajechała karetka pogotowia i zabrała rannego, myśmy zaś opuścili plac Teatralny przez ulicę Wierzbową, zagrodzony już kordonem policji. (-) dr. Henryk Jędrzejowski. (-) Jadwiga Jędrzejowska. Warszawa 3 maja 1928 r. Nawet prasa burżuazyjna mimo najszczerszych pod tym względem chęci nie była w stanie całkowicie ukryć rzeczywistego stanu rzeczy. I uważny czytelnik, wbrew nagłówkom, że „komuniści strzelali”, mógł przy czytaniu sprawozdań z przebiegu 1 mają w Warszawie wyrobić sobie zdanie, że i inicjatorami i sprawcami pierwszomajowej masakry byli tylko i wyłącznie przywódcy PPS wraz ze swoją bojówką... Tak, np. syjonistyczny „Nasz Przegląd” z dnia 2 maja pisał: Podczas przemówienia posła Warskiego o godz. 11 rozpoczęła się walka z komunistami. Zaczęto wyrywać z rąk komunistów sztandary, łamać je i szarpać. Wkrótce też rozległy się strzały rewolwerowe. Tłum rzucił się do ucieczki, Strzelanina rewolwerowa stawała się coraz gęstsza - oddano kilkadziesiąt strzałów. Tłum w panice usiłował dostać się do bram domów, prawie wszystkie jednak były zamknięte. Nadaremnie szturmowano do zamkniętych bram Ratusza. W szamotaninie kobiety mdlały - ludzie tratowali się wzajemnie padając pokotem na ziemię, aby uniknąć niebezpieczeństwa strzałów! Tu i ówdzie padali ranni. Pepesowcy poczęli wypierać komunistów w stronę ulicy Wierzbowej. Ulica ta jednak była zamknięta silnym kordonem policji. W pewnej chwili rezerwa policji wdarła się pomiędzy komunistów, a pepesowców i jęła rozpędzać komunistów. Brali również czynny udział członkowie milicji PPS. Gdy bojówka zrobiła już swoje krwawe dzieło, na scenie zjawiła się policja.. Oto co dalej pisze „Nasz Przegląd”: Oddział policji rozproszył w ciągu kilku minut nieliczną grupę pozostałych, na, placu komunistów. Po przepędzeniu komunistów z pl. Teatralnego rozpoczęło się oczyszczanie klatek schodowych i bram domów przy Wierzbowej od ukrywających się komunistów. Policja wyławiała ich po jednemu przy współudziale osób cywilnych. Przy tej okazji osoby cywilne nie szczędziły razów napotkanym żydom pod pozorem walki z komunistami. A oto opis „Gazety Warszawskiej” (2.05.28): W tym momencie od strony ul. Wierzbowej nadciągnął nowy duży pochód komunistów, prąc na środek placu ku grupom PPS. Na tym według „Gazety Warszawskiej” polegać miał „atak komunistów”. A jaka była odpowiedź pepesowskich zbrodniarzy? 38 Z kontratakiem – czytamy dalej, w sprawozdaniu „Gazety Warszawskiej” - wystąpiła bojówka PPS, ulokowana, na samochodzie ciężarowym, ochraniającym grupę PPS, na lewo od frontu teatru Wielkiego od strony ul. Trębackiej. Stojący na samochodzie „milicjanci” wydobyli rewolwery i zaczęli s t r z e 1 a ć salwami, większość w górę, wielu jednak strzelało w tłum. Bojowcy pepesowscy wyręczając policję odbierali demonstrantom komunistycznym sztandary i dopomagali do aresztowania podejrzanych. W czasie walk - pisał rządowy „Kurjer Poranny” - członkowie PPS skonfiskowali komunistom 21 sztandarów z napisami o treści antypaństwowej, które zostały złożone w Jakalti WOKR PPS[7]. Zresztą nieraz w „sąsiedzkich sporach” z PPS pisma burżuazyjne wręcz stwierdzały, że PPS jest sprawcą mordu pierwszomajowego. Ironizując na temat demokratyzmu PPS piłsudczykowski, „Głos Prawdy” (3. 5. 28) pisał: Rozgrywanie walki z komunistami tyraljerą nie odpowiada duchowi obrońców demokracji parlamentarnej. Gdzie jest walka, jest krew, a krwi daremnie przelewać nie wolno, nie wolno tam, gdzie chodzi o to, kto ma iść w pochodzie. Nie w ten sposób przebywa się próbę sił i pieczętuje zwycięstwo! Postrzelanie ludzi nie jest wszak zwycięstwem nad komunizmem. W innym znowu numerze tego pisma czytamy o krewkich milicjantach PPS, ćwiczących się na placu Teatralnym w strzelaniu salwami do tłumu. „Głos Prawdy” zaznacza, że troskę o walkę z komunizmem mogą ci, posługujący się brauningami „obrońcy demokracji parlamentarnej” spokojnie pozostawić władzom bezpieczeństwa. Ich miarowe salwy do likwidacji komunizmu się nie przyczynią. Jest rzeczą charakterystyczną, że panowie z "Robotnika" nie zdobyli się choćby na słowo potępienia swej "bojówki", która przelała tyle krwi niewinnej. I jeszcze jedno: Trzy czwarte ofiar strzelaniny na placu Teatralnym, to robotnicy żydowscy. Jak opowiadają naoczni świadkowie, bojówkarze partji, która tak pochopnie zarzuca innym antysemityzm, wyładowywali swą waleczność, z największym zapałem w kierunku „mniejszości narodowej”[8]. Fakt mordowania przez bojówkę PPS demonstrujących robotników stwierdza też pepesowiec Romuald Minkiewicz w swym liście otwartym do OKW PPS, zamieszczonym w majowym zeszycie „Życia Wolnego”. Czytamy m.in.: Skutki straszliwe ujawnił pogrom pierwszomajowy: zmasakrowanie kilkuset robotników, przeważnie żydów (85%), przez milicję okręgową PPS... Radość pism burżuazyjnych, wielbiących czyn milicji PPS zgodnym chórem hyjen trupojadnych, świadczy chyba dość o „czynu” ohydzie. To fakt. Nagi. Okropny. I żadne mydłkowania, żadne wiecowe antybolszewickie wrzaski, żadne obłudne rezolucje OKR, żadne zaaranżowane przez klikę (Jaworowskiego) obdarzanie Łokietka kwiatami „za dzielną obronę, pochodu PPS” – ohydy jego nie zmniejszą. Przeciwnie! budzą odrazę i niesmak najwyższy. "Potwornie wstrętną komedją jest wyłonienie przez OKR "komitetu pomocy dla rannych pepesowców", wobec notorycznego braku tych rannych pepesowców. Kogo się tem chciało oszukać? robotników warszawskich? publiczność? władze ?.. Również centralny organ zaprzyjaźnionego i sprzymierzonego z PPS –em Bundu – „Naje Fołkscajtung” - przyłączając swój głos do łajdackiego chóru burżuazyjnych obrońców zbirów pepesowskich, nie mógł jednak, mimo najszczerszych chęci, zataić faktu salw bojówki PPS. 39 W sprawozdaniu z przebiegu 1 maja w Warszawie, zamieszczonem w tem piśmie (2. 5. 28) czytamy: Padają salwy podług komendy. Całe grupy milicjantów pepesowskich, w gotowości bojowej, przyklękają i raz po raz strzelają. Po 1 maja r. b. puszczono w ruch cały aparat defensywy, aby sfabrykować komunistów, którzy „strzelali” na placu Teatralnym. Faszystowski minister spraw wewnętrznych p. Składkowski pospieszył jeszcze tegoż dnia wieczorem złożyć oświadczenie, że do przelewu krwi przyczyniły się wystąpienia antypaństwowe komunistów, które zerwały tamę uczuć obywatelskich i „patriotycznych”. Jednocześnie p. Składkowski nie omieszkał oświadczyć, że „władze bezpieczeństwa zarządziły energiczne śledztwo i będą traktowały fakt dokonanych zabójstw, jako zwykłe przestępstwo kryminalne. Sprawcy, zabójstwa muszą być odpowiednio ukarani, bez względu na to, czy strzały były skutkiem „roznamiętnienia politycznego”. I oto mijał miesiąc za miesiącem i „energiczne śledztwo” nie dawało jakoś wyniku, pomimo, że jeszcze 3 maja rządowy „Kurjer Poranny” pisał, że „od razu na placu aresztowano kilkanaście osób z bronią palną, z okrwawionemi nożami i sztyletami oraz ze stalowemi, we krwi ubroczonemi, laskami”; Biedny p. Składkowski! Cóż miał zrobić, skoro nie udało się włożyć do kieszeni aresztowanych komunistów broni! Przecież nie mógł dla wykonania złożonej publicznie zapowiedzi pociągnąć do odpowiedzialności swoich ludzi, ze swojej defensywy i ze związanej z nią jak najściślej bojówki PPS. To tez aresztowani na placu z bronią palną i z ubroczonemi we krwi stalowemi laskami bojowcy PPS zostali wnet cichaczem wypuszczeni, po stwierdzeniu przez Jaworowskich, Łokietków i Tasiemki, że to sami swoi. Występy krwawej bojówki pepesowskiej nie ograniczyły się do Warszawy. Przeciwnie, w całej Polsce bojowcy pepesowscy do spółki z defensywą i policją mundurową napadali na pochody komunistyczne. Tak było w Zagłębiu Dąbrowskiem; tak było we Lwowie, gdzie bojówkarze pepesowscy spełniali rolę hyjen, rzucając się na poszczególnych robotników po rozbiciu wiecu komunistycznego przez policję; tak było w Borysławiu, gdzie bojówka PPS, nie mogąc rozbić wiecu, na którym przemawiał poseł Sel-Robu Lewicy Walnicki, sprowadziła policję i po rozpędzeniu przez nią zgromadzonych robotników, rzuciła się na posła Walnickiego; tak było w Drohobyczu i Stanisławowie, gdzie pepesowiec Kochański publicznie dziękował policji za „rozpędzenie komunistycznej hołoty”. Pierwszy maja 1928 roku w całej rozciągłości ujawnił fakt coraz ściślejszego zrastania się PPS z aparatem państwowym faszystowskiej dyktatury, w całej pełni odsłaniając przed masami pracującemi tą ohydną rolę, która PPS została wyznaczona przez faszyzm. 40 ŁAŃCUCH ZBRODNI BOJÓWKI PPS PO MAJU 1928 ROKU Strzały bojówki PPS do zgromadzonych na placu Teatralnym robotników były punktem wyjścia dla spotęgowanego terroru bojówek PPS. Jeszcze nie zostały pochowane ofiary zbrodni pepesowskiej, gdy zebrała się konferencja międzydzielnicowa warszawskiej Organizacji PPS i uchwaliła jasne zasady postępowania robotników komunistycznych: taktyki morderstw i napadów zza węgła. Konferencja ta postanowiła „rozpocząć likwidację komunizmu w Warszawie”, a jak ta „likwidacja”, miała być przeprowadzona, co do tego nie, mogło być żadnej wątpliwości, po straszliwym mordzie 1-Majowym. Zwłaszcza, że sama konferencja warszawskiej organizacji PPS postawiła kropkę nad „i”, wyrażając podziękowanie „milicji porządkowej” za „obronę” pochodu majowego przed komunistami i manifestując swą wdzięczność zbroczonemu krwią robotniczą „komendantowi” milicji tow. Łokietkowi. OKW PPS całkowicie się solidaryzował z „taktyką” w a r s z a w s k i c h b o j ó w k a r z y i wezwał wszystkie organizacje PPS do naśladowania warszawskiego OKR-u. I w tym duchu centralny organ PPS „Robotnik” ogłosił serię artykułów Niejdziałkowskiego i innych luminarzy „polskiego socjalizmu”, którzy z cynizmem politycznych szarlatanów deklamując patetycznie o demokracji, sprawiedliwości społecznej itp. pięknych rzeczach, wzywali ogół swych towarzyszy partyjnych do pójścia po drodze, wytkniętej w Warszawie przez Jaworowskich i Łokietków. Apel „Robotnika” podchwycony został wnet przez krakowski „Naprzód”, lwowski „Dziennik Ludowy”, katowicką „Gazetę Robotniczą” Wszystkie te szanowne organy socjaldefensywiarzy i socjalbojówkarzy wzywały swych „towarzyszów” do naśladowania warszawskiego OKR. „Dziennik Ludowy”(7.5. 28) pisał: Doświadczenia uczą. Warszawska organizacją PPS na drugi dzień po wypadkach zwołała międzydzielnicową konferencję, celem zajęcia stanowiska wobec tego, co się stało. Podczas niej stanowiono przystąpić do zdecydowanej walki z komunizmem. Lwów i Małopolska Wschodnia nie mogą pozostać w tyle. I my musimy stanąć do walki. Będzie ona ciężka i trudna. Ale jest konieczna. Jest więc faktem niezbitym, że z krwawą zbrodnią pierwszomajową bojówkarzy pepesowskich zsolidaryzowało się całe kierownictwo PPS, wszystkie organy tej partji. Bojówkarze warszawscy, wręczając na wiecu w cyrku swemu hersztowi - Łokietkowi bukiet róż, robili to nie tylko w imieniu Jaworowskiego i Tasiemki, lecz również w imieniu Niedziałkowskiego, Żuławskiego, Barlickiego i Zaremby. Pamiętać o tem i powinni wszyscy robotnicy, zwłaszcza teraz, kiedy przywódcy PPS przez swe wystąpienia przeciw BBS i przy pomocy oszukańczego frazesu opozycyjnego zatrzeć chcą pamięć o swej krwawej zbrodni. Niedługo wypadło czekać na owoce uchwał pepesowskich ciał partyjnych, wzywających do naśladowania, warszawskiego OKR PPS i do „zaostrzenia” walki z komunistami. Napad bojówki PPS na delegata fabryki Lilpopa Rucińskiego. Już w dniu 2 maja wolska bojówka PPS dokonała napadu a fabryki Lilpopa Rucińskiego , wymownie ilustrując, jak rozumieć należy uchwałę warszawskiego OKR-u o „usuwaniu delegacji komunistycznych w fabrykach” i artykuł Niedziałkowskiego o „usuwaniu komunistów z wszelkich placówek kierowniczych w ruchu robotniczym”. 41 Opis tego nowego gwałtu bojówki pepesowskiej znajdujemy w komunikacie prasowym Komunistycznej Frakcji Poselskiej z dn. 4 maja 1928 r. Brzmi on, jak następuje: Dnia 2 maja 1928 r. o godz. 5 wiecz. delegat fabryki „Lilpop i Rau”, Ruciński wyszedł z fabryki i skierował się ul. Prądzyńskiego ku miastu. Gdy mijał przejazd kolejowy, został uderzony z tyłu brauningiem w głowę przez znanego pałkarza pepesowskiego, Andrzeja Kowalskiego, zamieszkałego przy ulicy Karolkowej. Ruciński upadł. Rzuciło się na niego, oprócz Kowalskiego, 6 innych pałkarzy pepesowskich, między nimi pracujący u Lilpopa t. zw. Mały Pawełek i jeden ślusarz. Pałkarze w siedmiu bili lagami Rucińskiego. O 20 kroków na przejeździe stał policjant, który mimo krzyków i wołań o pomoc napadniętego nie ruszył się z miejsca i przypatrywał się, jak pałkarze katują swą ofiarę. Nadeszły urzędniczki Lilpopa, które wszczęły alarm i zmusiły posterunkowego do interwencji. Posterunkowy, nie aresztując pałkarzy, którzy spokojnie odeszli, spytał Rucińskiego, czy chce wezwać Pogotowie. Urzędniczki i urzędnicy odprowadzili Rucińskiego do ambulatorjum fabrycznego, gdzie go opatrzył lekarz fabryczny. Ruciński leży chory. Pałkarze odgrażają się, że „zatłuką, jak psów” kijami delegatów Lilpopa, Rucińskiego i Komarowskiego, delegata Norblina - Federowicza i innych delegatów i robotników. Wkrótce po napadzie na Rucińskiego nastąpiły dalsze gwałty bójówkarzy pepesowskich, bądź przemilczane przez prasę burżuazyjną i socjalugodową, bądź też podawane, jako „zatargi osobiste”. Przytaczamy tu relacje o tych zbrodniach bojówki pepesowskiej, według komunikatów Komunistycznej Frakcji Poselskiej. Ekspedycja zbrojna bojówkarzy pepesowskich na Budy. Komunikat Komunistycznej Frakcji Poselskiej z dn. 5 czerwca 1928 r.: Dnia 2 czerwca 1928 r. po godz. 10-ej wieczór pod tunelem kolejowym na Woli (w Warszawie) stanęły 4 ciężarowe auta. Wysiadło z nich 35 bojówkarzy. Między nimi byli: znany zabójca Białego, bojówkarz Jędrzej Kowalski, który brał udział w napadzie na delegata fabrycznego Rucińskiego, brat jego Tomasz Kowalski, Aleksander Krajewski, Jeger, Rogowiecki, Bednarek. Bojówkarze urządzili napad na t. zw. Budy, wyłapując spotkanych robotników, bijąc ich i strzelając do nich. Ponieważ była to sobota, przeto wielu robotników znajdowało się na ulicy. Bojówkarze rzucali się na upatrzone ofiary, kalecząc bezbronnych robotników. Bito również i tych, którzy chcieli stawać w obronie bitych oraz okazujących niezadowolenie. Bito pałkami i kolbami rewolwerów. Ofiarą bandyckiego napadu pepesowskich bojówkarzy padło 16-tu robotników. Pierwszy zmasakrowany został robotnik Wilhelm Fruziński, zamieszkały przy ulicy Zawiszy 27, który wystąpił z PPS po masakrze pierwszomajowej. Część bojówkarzy wdarła się do mieszkania, część została na podwórzu, reszta przed domem na ulicy i w chwili, gdy Wilhelm Fruziński wracał z pracy do domu, napastnicy rzucili się na niego i zaczęli się nad nim znęcać, zadając mu cały szereg ran rękojeściami rewolwerów. Wśród ran głowy są 4 rany kilkucalowej szerokości. Fruziński ma złamane żebro. Na skutek odniesionych obrażeń Wilhelm Fruziński został odwieziony do szpitala. Następnie cała banda udała się na ulicę Opawską 16, gdzie zostali napadnięci Aleksander Pole i Stanisław Błaszczyk, którzy odnieśli cały szereg ran od uderzeń rękojeściami rewolwerów, a nadto Stanisław Błaszczyk otrzymał postrzał rewolwerowy w szczękę. O 42 znęcaniu się nad ofiarami świadczą 2 rany cięte głowy o szerokości 2 cali i 2 rany tłuczone u Błaszczyka, oraz 11 ran ciętych głowy oraz rany tłuczone głowy i pleców u Polca. Stan Aleksandra Polca jest tak ciężki, że po 3 dniach został on zabrany do szpitala Dzieciątka Jezus, gdzie do tej pory przebywa. Zmasakrowany został inwalida wojenny Boczkowski za to, że zaprotestował przeciwko bandyckiemu napadowi. Władysław Brodalko, woziwoda, zamieszkały przy ulicy Obozowej 12, schronił się do piwiarni. Bojówkarze wpadli za nim, chcąc go bić. Właścicielka piwiarni ukryła go, mówiąc: „przecież to kaleka”. Na to rozwścieczeni bojówkarze krzyczeli: „chociaż kaleka, ale komunista”. Pobici zostali również Józefa Tarnowska, która odniosła 2 rany tłuczone pleców i Edward Pawłowski, któremu zadano kilka ran tłuczonych boku. 9 czerwca na Budach znów była strzelanina. Bandyci bojówkarscy odgrażają się, że zabiją Aleksandra Szymborskiego, robotnika budowlanego i Stefana Grabarka, bezrobotnego. Napad na Budy jest dalszym ciągiem wykonywania znanych uchwał warszawskiej konferencji międzydzielnicowej PPS. Zwracamy uwagę na znamienny fakt, że prasa polska nie podała ani jednego słowa o napadzie bandytów bojówkarskich na Budy. Jest-to oczywiście przemilczenie tendencyjne. Należy zaznaczyć, że jest to taktyka stale stosowana przez prasę, pozostająca niepodzielnie na usługach faszyzmu. Zwracamy również uwagę na ten fakt, że bojówkarze zajechali ciężarowemi autami, wiadomo zaś jest powszechnie, że bojówkarze stale używają magistrackich aut ciężarowych Wydziału Zaopatrywania Miasta. Napad na członka Związku Rob. Przem. Budowlanego E. Jadczaka. Komunikat KFP z dnia 30 lipca 1928 r.: Prasa niedzielna podała wiadomość o tem, że ranny został Edward Jadczak, murarz, zamieszkały przy ulicy Górczewskiej 71, przez Marjana Matulaka , zamieszkałego przy ul. Balickej 13. „Głos Prawdy”, „Express” i inne sanacyjne pisma starają się oświetlić tę sprawę, jako porachunki osobiste. List, który otrzymała Komunistyczna Frakcja Poselska, przedstawia sprawę tę w świetle rzeczywistym. List ten podajemy, ze zrozumiałych względów, nie ogłaszając nazwiska autora: „Szanowni Towarzysze! Wczoraj wieczorem członek Związku Zawodowego, tow. Jadczak, został wywołany ze swego mieszkania przez Matulaka, znanego na Woli pałkarza pepesowskiego, z którym był drugi pałkarz o przezwisku „Morda”. Kiedy tow. Jadczak wyszedł z mieszkania, Matulak powiedział mu: „Chodź tu Edek, mamy ci coś osinauważnego do powiedzenia”, i wyciągnąwszy rewolwer strzelił wprost w piersi stojącego obok Jadczaka. Tow. Jadczak upadł, obaj zabójcy zbiegli. Tow. Jadczak podniósł się i zawlókł do mieszkania. Ktoś zaalarmował Pogotowie i policję; tow. Jadczaka odwieziono do szpitala na Gzystem,- a policja zrobiła, rewizję w jego mieszkaniu i gwałtownie domagała się od żony, żeby oddała rewolwer, którego tow. Jadczak wcale nie posiadał. To jest jeszcze jeden mord bojówkarski. Bojówkarze grożą, że dalej będą mordowali.” Sprawa próby mordu, popełnionego na Jadczaku jest dalszym ciągiem wykonania uchwał OKR warszawskiego o likwidowaniu rewolucyjnych robotników. Prasa stara się rzecz tę zatuszować i przedstawić to, jako bójki między robotnikami. 43 Wiadomem nam jest, że parę tygodni temu na posiedzeniu w lokalu OKR warszawskiego została ułożona lista z 12-tu nazwisk r o b o t n i k ó w , znanych z tego, że zwalczają bandyckie bojówki. Robotnicy ci mają być wymordowani, przy czem uchwała żąda, aby nadawać mordom charakter prywatnych porachunków. Nazwiska umieszczonych na liście są znane. Jadczak również był na tej liście. Nie ulega kwestji, że napad na Jadczaka jest mordem politycznym pepesowsko-faszystowskich pałkarzy. Ale zarówno władze, jak cała prasa starają się sprawę zatuszować, nadać jej charakter bójki prywatnej. Napad na dwuch robotników na tzw. Budach. Komunikat KFP z dnia 1 sierpnia 1928 r.: Wczoraj o godz. 10 na idących na Budy dwuch robotników z Woli napadło 4-ch bojówkarzy pepesowskich, którzy z okrzykami: „stać!” wyciągnęli rewolwery. Bezbronni robotnicy zdołali jednak ujść dzięki ciemnościom przed bojówkarzami. Nazwiska napadniętych, którzy zgłosili się do tow. Sypuły, są znane i stwierdzamy, że nazwiska te znajdują się na liście, ułożonej na warszawskim OKR PPS, a wymieniającej 12-tu robotników, skazanych przez bojówki na zamordowanie. Po zamachu na Jadczaka jest to nowa próba wprowadzenia w życie uchwał OKR. Zaznaczamy, że ogłaszać nazwisk napadniętych nie możemy, gdyż robotnicy ci, którzy szczęśliwie uszli rewolwerów bojówkarskich, w razie ogłoszenia nazwisk mogą znaleźć się w rękach defensywy. Zamordowanie Zygmunta Baranowskiego. Komunikat KFP z dnia 30 sierpnia 1928 r.: Prasa stale donosi o „tajemniczych” zabójstwach, które do niedawna nazywała jeszcze mętnie „porachunkami partyjnemi”. Ostatnio zaś z powodu tego, że stały się one zbyt częste i stale kompromitują PPS, prasa przestała te mordy nazywać politycznemi, a wzmiankuje o nich, jako o porachunkach osobistych, lub wręcz je przemilcza. Jednym z ostatnich mordów bojówki pepesowskiej jest mord, dokonany na Zygmuncie Baranowskim, zam. przy ul. Grzybowskiej 56. Szczegóły przedstawiają się następująco: Dnia 18. 8. r. b. udał się Zygmunt Baranowski wraz z bratem i jednym znajomym do restauracji, mieszczącej się na ul. Młynarskiej 2. Baranowski zwrócił się do orkiestry, by zagrała „Białe Kwiaty”, czemu przeciwstawiła się grupa znajdujących się w tej restauracji bojówkarzy pepesowskich, żądając zagrania „Pierwszej Brygady”. Orkiestra przychyliła się do żądania bojówkarzy, którzy się tem nie zadowolnili, zmuszając obecnych do zdjęcia czapek i powstania. Gdy B, wraz ze swymi dwoma współtowarzyszami przeciwstawili się temu, bojówkarze rzucili się na nich, bijąc ich. Jeden z bojówkarzy Wiślak uderzył brata Z. Baranowskiego flaszką w głowę, a Tomasz Kowalski, zam. przy ul, Prądzyńskiego 27, robotnik fabryki Lilpop, dał do Z. Baranowskiego 3 śmiertelne strzały. Kowalski i Wiślak zostali aresztowani, ale ten ostatni został już zwolniony, a na Kowalskiego, który u sędziego śled. odgrażał się, że ze świadkami, którzy będą zeznawać na jego niekorzyść, „zrobi koniec”, jego współkamraci z pepesowskiej bojówki chcieli zebrać składkę w fabryce Lilpopa w celu złożenia kaucji. Tym bezczelnym pomysłom PPSowców przeciwstawili się robotnicy, mówiąc, iż dla morderców nie będą zbierali pieniędzy. Czy (Kowalski, korzystając ze specjalnych względów, jako zawodowy morderca robotników, w krótkim czasie znajdzie się na wolności, tak jak już szereg innych - niedaleka przyszłość pokaże. Zaznaczyć należy, że bojówka PPS obok napadów i zabójstw poszczególnych robotników zaczęła po 1 maja coraz częściej organizować zbrojne wyprawy na całe dzielnice robotnicze, 44 w których szczególnie silnie ujawniły się wpływy komunistyczne. Oprócz podanego tutaj napadu na Budy wiadomem mi jest o takich samych napadach na Ochocie i Pe1cowiźnie. Obóz komunistyczny zdaje sobie sprawę z tego, że i nadal wzmacniać się będzie terror bojówki PPS, że będą się mnożyć gwałty i morderstwa zbirów socjalfaszystowskich. Mylą się jednak przywódcy PPS, gdy myślą, że kastetem, rewolwerem i drągiem żelaznym zastraszyć zdołają rewolucyjnych proletarjuszy, cofnąć wstecz rozwój, dziejowy, powstrzymać nieuniknione zwycięstwo mas pracujących nad faszyzmem i jego pachołkami. PRECZ Z SOCJALFASZYSTAMI Rozłam w PPS dokonany został przy akompanjamencie wzajemnych zarzutów i oskarżeń o rozkradanie pieniędzy partyjnych, rozpajanie członków organizacji, fałszowanie podpisów na wekslach, fabrykowanie fałszywych donosów, „uprawianie bydlęcych argumentów pięści i kopyta”, itp. Te przejawy procesu gnicia i rozkładania się PPS są produktem ubocznym coraz ściślejszego zrastania się PPS z burżuazją, zlewania się jej z aparatem państwowym faszystowskiej dyktatury. PPS jako całość jest częścią obozu faszystowskiego. Niezależnie od przynależności do tej czy innej grupy, do takich czy innych odcieni, wszyscy przywódcy PPS na swój sposób służą dyktaturze kapitału i obszarnictwa. Różnica pomiędzy nimi zachodzi tylko co do metod, co do sposobów oszukiwania i terroryzowania klasy robotniczej i mas chłopskich. Grupa Jaworowskiego i „Przedświtu” chce jawnej współpracy, ściślej mówiąc - jawnego wykonywania dyrektyw faszyzmu. Grupa rzekomo opozycyjnych w stosunku do rządu wodzów PPS, partja Niedziałkowskich, Żuławskich, Zarembów i Kwapińskich - pragnie jak najbardziej zataić przed masami pracującymi swą przynależność do obozu faszystowskiego, służbę swoją. Piłsudskiemu usiłuje zamaskować frazesem o walce z pomajowym systemem rządzenia. Do najważniejszych zadań PPS należy torowanie faszyzmowi drogi bezpośrednio do mas robotniczych. Zadanie to sumiennie wypełniali i nadal wypełniają przywódcy PPS wszystkich kierunków. Dotychczasowe usługi socjalugodowych lokajów nie wystarczają już jednak faszyzmowi. Dyktatura kapitalistów i obszarników przeżywa okres dosyć ciężki. Stała bierność bilansu handlowego, która Za rok 1928 wyniosła olbrzymią sumę 854 miljonów złotych, o trudnościach w otrzymaniu dalszych pożyczek zagranicznych nie wspominając. Ciasnota na krajowym rynku kredytowym, stosunkowe kupczenie się masowego rynku konsumpcyjnego, wzmożona konkurencja zagraniczna - są to zapowiedzi ogólnego pogorszenia się sytuacji gospodarczej. Zaostrzenie się walk społecznych, tak jak również spotęgowanie się walki narodowo-wyzwoleńczej ujarzmionych przez burżuazję polską miljonowych mas ukraińskich i białoruskich - piętrzy coraz nowe trudności na drodze stabilizacyjnych wysiłków polskiego faszyzmu. Klasycznym tego przykładem jest wielki strajk bohaterskich włókniarzy łódzkich, który przeobraził się w walkę powszechną całego proletarjatu Łodzi i okręgu łódzkiego przeciw wyzyskowi baronów przemysłu i popierającemu ich rządowi; strajk ten z łatwością przerzuciłby się na inne ośrodki wielkoprzemysłowe Polski, gdyby nie haniebna rola zaprzedanych faszyzmowi wodzów PPS. Zdrajcy Żuławscy i Szczerkowscy jeszcze raz wbili nóż w plecy walczącego proletarjatu. Pomimo, że strajk łódzki złamany został przez przywódców PPS, jest on nie tylko wielkim wkładem w skarbnicę doświadczeń bojowych proletarjatu całej Polski, lecz stanowi niewątpliwą porażkę dyktatury faszystowskiej. Bowiem w całej pełni ujawniło się bankrutowanie faszystowskiego oszustwa arbitrażowego i niedostateczność dotychczasowych metod oszukiwania mas i pętania ich energji rewolucyjnej. Strajk łódzki dowiódł, że masy 45 robotnicze w odpowiedzi na ataki kapitalistów i faszyzmu zaczynają już przechodzić od obrony do kontrofensywy, stają do walki wbrew zdradzieckim przywódcom o pepesowskim. b potęgowanie się- aktywności proletariatu idzie w parze z zaostrzeniem się walki klasowej na wsi j ze wzrostem ruchu narodowowyzwoleńczego ujarzmionych mas ukraińskich i białoruskich. Strajki rolne, które ogarnęły znaczną: połać Ukrainy Zachodniej, odznaczały się wielką solidarnością i bojowym nastrojem strajkujących robotników rolnych i chłopów małorolnych, zrozumieniem, że ich walka strajkowa prowadzona jest nie tylko przeciw obszarnikom, lecz również przeciw dyktaturze faszyzmu. Krwawe masakry w Hreberinem, Dębach, Batiatyczach nie zdołały złamać strajkujących, którzy wytrwali w walce i w większości wypadków doprowadzili ją do zwycięskiego końca. Tem, czem był strajk łódzki na odcinku faszystowskiej, polityki robotniczej, czem były Batiatycze w dziedzinie polityki rolnej faszyzmu, tem stały się pierwszolistopadowe wydarzenia we Lwowie dla polityki narodowościowej; obozu „rewolucji majowej”. 1 listopada 1928 r. we Lwowie - to również przejaw wzmożonej ofensywy faszyzmu, z drugiej jednak strony odpór, jaki masy ukraińskie dały we Lwowie policji i spuszczonym z łańcucha bandom polskiej młodzieży faszystowskiej - to odpowiedź ujarzmionych mas ukraińskich kontratakiem na atak faszyzmu, to przejście ruchu narodowo-wyzwoleńczego na wyższy etap walki przeciw polskiej okupacji faszystowskiej, to przejaw bankrutowania polityki narodowościowej faszyzmu polskiego. Faszyzm pragnie znaleźć wyjście z tych wzmagających się trudności i złamać, walkę mas pracujących i narodów ujarzmionych na drodze zwiększonego wyzysku kapitalistycznego, mocniejszego przykręcenia śruby podatkowej, spotęgowania reakcji w kraju (faszyzacja konstytucji, wzmożony terror), podniesienia na wyższy szczebel konsolidacji burżuazji j jej agentów wokół dyktatury faszystowskiej (tworzenie jednej wszechstanowej partji), jeszcze bardziej forsownego organizowania wojny przeciw ZSRR. I oto na rozkaz sztabu faszystowskiego Jaworowszczycy stają pod chorągwią o „rzeczowego” ustosunkowania się do rządu, przeprowadzają w PPS rozłam, zakładają nową partję - BBS, będącą filją faszystowskiego Bloku Bezpartyjnego Współpracy z Rządem. Byłoby błędem mniemać, że rozłam w PPS jest przejawem walki „opozycyjnych” wodzów PPS z faszyzmem. Wręcz przeciwnie, jest on wynikiem coraz większego faszyzowania się PPS jako c a ł o ś c i. Zerwanie Niedziałkowskiego i Żuławskiego z Jaworowskim wcale nie oznacza zerwania z Piłsudskim. Dyktatura faszystowska i nadal posługiwać się będzie obu odłamami PPS. Rozłam w PPS powiększył rozpiętość haseł, przy których pomocy obóz faszystowski usiłuje przykuć do swego rydwanu masy pracujące. Rozłam w PPS zwiększył zdolność manewrową faszyzmu. Gdzie nie poradzi Jaworowski zostaną wnet zmobilizowani Żuławscy, Szczerkowscy, Kwapińscy, Stańczyki i Kuryłowicze, którzy od lat specjalizowali się w rozbijaniu, łamaniu i zdradzaniu walk ekonomicznych proletarjatu. Przez utworzenie BBS faszyzm szerszym niż dotychczas frontem zdołał wedrzeć się bezpośrednio do klasy robotniczej. Traktując BBS jako swój szturmowy oddział w klasie robotniczej, dyktatura faszystowska posługuje się nadal rzekomo opozycyjnemi wodzami PPS, dla wciągania w orbitę wpływów faszystowskich tych robotników, którzy wrogo się odnoszą do rządu faszystowskiego, lecz pozyskać których nie zdołał jeszcze obóz komunistyczny. Nawet w procesie rzekomej, walki z „wpływami sanacyjnemi” we własnych szeregach „opozycyjni” wodzowie PPS za naczelne swe zadanie uznali spotęgowanie kampanji oszczerstw i napaści na jedynego rzeczywistego wroga faszyzmu - KPP, na jedyne państwo robotniczo-chłopskie - ZSRR, na sztab rewolucji socjalistycznej na całym świecie – Międzynarodówkę Komunistyczną. W ten sposób Niedziałkowscy i Czapińscy wykonywują zlecenie, wyraźnie dane im przez faszyzm. 46 Drugie niezmiernie ważne zadanie, które „opozycyjni” przywódcy PPS gorliwie wypełniali przez blisko 3 lata rządów faszystowskich, polega na wybielaniu faszyzmu w kraju i zagranicą, paraliżowanie energji mas w walce z dyktaturą kapitalistów i obszarników. To też nawet otrzymując sanacyjne szturchańce pepesowski „Robotnik” liże łapy faszystowskiego dyktatora, zaklinając się, że oszczerstwem jest pomawianie o faszyzm „system rządów”, który w Polsce batem zaprowadził Piłsudski[9]. W czasie wyborów do sejmu p. Niedziałkowski pisał, że przed PPS obok walki z reakcją wyrósł siłowy front wałki 'z komunizmem. Uczony „marksista” pepesowski popełnił tu małą nieścisłość. Wie on wszak dobrze, że front walki socjalugody i socjalzdrady z obozem rewolucji socjalnej istnieje już długie lata. Front walki z komunizmem - to jedyny rzeczywisty front walki PPS, tego narzędzia burżuazji do rozbijania szeregów robotniczych. Na tym froncie PPS z rąk swoich chlebodawców-kapitalistów i obszarników - otrzymała już nie jeden krzyż zasługi. Godzimy się więc całkowicie z p. Niedziałkowskim, kiedy na łamach „Robotnika” podkreśla znaczenie pomocy, okazanej przez PPS panowaniu burżuazji w najbardziej dla niej krytycznym okresie (lata 1918 - 1920). Naprawdę wodzowie PPS mogą być dumni, gdy patrząc wstecz na ubiegłe 10 lat rządów polskiej burżuazji uświadamiają sobie cały ogrom swej zasługi. Lecz również miljony ludu pracującego wiedzą komu zawdzięczać mają ogrom swej, krzywdy i poniewierki, kto w sposób zdradziecki stanął na drodze ich walki o wyzwolenie. PPS spełnia zresztą pod tym względem taką samą rolę, jak i inne partje II-giej Międzynarodówki. Szczególne jednak warunki, w jakich znajduje się polskie państwo burżuazyjne, sprawiają, że dla wykonania swego zadanie PPS uciekać się musi do metod najbardziej plugawych. Polska - jak z dumą stwierdzają to różni burżuazyjni pismacy - jest najdalej w Europie na wschód wysuniętą placówką kapitalizmu, Polska burżuazyjna jest przedmurzem wyzysku i niewoli miljonów robotników i chłopów. Polska dzisiejsza - to strażnik drutu kolczastego, którym burżuazja światowa opasać chce robotniczo - chłopską republikę sowiecką. Polska faszystowska - to brama wypadowa kapitalizmu w jego walce na śmierć i życie przeciw ognisku międzynarodowej rewolucji socjalnej - ZSSR. Cena wartość Polski w oczach zachodu - pisze poseł „jedynki” St. Mackiewicz - polega nie na tem, że Polska jest państwem demokratycznem, lecz raczej na tem, że jest państwem reakcyjnem[10]. Ta reakcyjność dzisiejszego państwa polskiego, przykryta blichtrem groszowych frazesów i formułek demokratycznych, wynika m.in. z roli Polski, jako "obrońcy cywilizacji zachodniej": Masy pracujące Polski uginające się pod brzemieniem straszliwego wyzysku kapitalistycznego widzą, jak, tuż za miedzą graniczną proletarjat ZSRR w sojuszu z wielomiljonowemi masami chłopstwa, już jedenaście lat buduje nowy ład społeczny. Przepędziwszy precz jaśniepanów, kapitalistów-pasibrzuchów oddał ziemię tym, którzy na niej pracują, z dniem każdym coraz wyżej wznosi zręby socjalistycznego przemysłu. Jednocześnie miljony Ukraińców, Białorusinów, Żydów, Niemców, Litwinów, którym rząd faszystowski przemocą wydziera elementarne prawa narodowe, widzą na wschodzie, w wolnym związku republik radzieckich wspaniałe przykłady całkowitego rozwiązania kwestji narodowościowej przez zwycięską klasę robotniczą. W tych warunkach szczególnie trudnem i skomplikowanem jest zadanie powstrzymania wrzenia w masach pracujących Polski i ziem przez burżuazję polską okupowanych. Zgniecenie ruchu rewolucyjnego w Polsce staje się pierwszorzędnym zadaniem całej burżuazji międzynarodowej, szykującej wyprawę krzyżową przeciw ZSRR. 47 W walce świata kapitału ze światem prący naprawdę odpowiedzialna rola wyznaczona została przywódcom PPS. To też dla wypełnienia swego zadania - dla złamania (do spółki z całym aparatem faszyzmu) ruchu wyzwoleńczego mas pracujących Polski - wodzowie PPS wyzyskują wszystkie środki: od najbardziej wyrafinowanej frazeologji demokratycznej i pacyfistycznej do patrjotycznych i państwotwórczych usług, oddawanych odrodzonej polskiej ochranie i do morderstw krwawej bojówki PPS. Przy tej pracy spotykamy obok siebie obłudnego świętoszka Posnera i „flaczarza” Piłackiego, faszystowskiego moralizatora Minkiewicza i bohatera domów publicznych Łokietka. W rozpaczliwych wysiłkach odzyskania zaufania robotników Wodzowie obu grup PPS usiłować będą nadal nawzajem przerzucić na siebie odpowiedzialność za zdrady i zbrodnie, które wspólnie popełniali, za które wspólnie przed klasą robotniczą: zdadzą rachunek, gdy nadejdzie „dzień zapłaty”. Zwłaszcza przywódcy pseudo-opozycyjnej PPS próbować będą zrzucić z siebie odpowiedzialność za wiele zbrodni pepesowskich bojówek. Daremny trud. Nikt wam nie uwierzy, panowie Niedziałkowscy, Czapińscy, Pragiery, Zaremby, Kwapińscy. Nic nie zdoła zmazać z waszych rąk krwi Białego, krwi setek ofiar waszej bojówki. Robotnicy Warszawy i innych miast Polski pamiętają dobrze, że zbrodnicza robota zbirów z „milicji porządkowej” cieszyła się całkowitym waszym poparciem. Wyście to byli inspiratorami i ideologami morderstw Łokietków, Piłackich, Gorzechowskich, Tasiemek, wyście usiłowali „teoretycznie” uzasadnić gwałty i zbrodnie bojówkarzy, i na zbrodniach tych uciułać kapitał polityczny. To też masy pracujące, walcząc z faszystowskimi zbrodniarzami z bojówki PPS, wiedzą, że odpowiedzialność za ich gwałty i morderstwa spada na całe kierownictwo PPS na obydwa, dzisiaj powaśnione odłamy socjalzdrady - PPS i BBS. Pędząc precz bojowców pepesowskieh, organizując samoobronę robotniczą po fabrykach i warsztatach, wykuwając jednolity front mas pracujących - robotnicy i chłopi ostrze swego ataku skierowują przeciw całej PPS, przeciw obu jej grupom, przeciw wszystkiem jej wodzom. Walka z bojówką PPS jest jednocześnie walką z faszystowskim rządem Piłsudskiego, który ponosi całkowitą współodpowiedzialność za zbrodnie bojowców. Znajdują się wszak oni na jego rozkazach, korzystają z całkowitego poparcia obozu "sanacji moralnej", zapewnioną mają zupełną bezkarność i opiekę władz. Walka przeciw bojówce PPS może być prowadzona tylko szerokim frontem mas robotniczych, skierowujących swój atak przeciw faszyzmowi i jego socjalfaszystowskiej ekspozyturze. Mnożą się zbrodnie i zdrady przywódców PPS. Krwawa masakra pierwszomajowa i haniebne zaprzedanie strajku łódzkiego - to wszak tylko najjaskrawsze objawy wysługiwania się PPS rządzącemu w Polsce faszystowskiemu blokowi kapitalistów i obszarników. Ale jednocześnie rosną siły robotników i chłopów, hartują się w walce ich bojowe szeregi, wzmacnia się i rozszerza antyfaszystowski blok robotniczo-chłopski. Coraz liczniejsze masy ludu roboczego garną się pod sztandary Komunistycznej Partji Polski, stają do walki przeciw dyktaturze faszyzmu o dyktaturę proletarjatu. Coraz więcej robotników i chłopów, tych, co ufali jeszcze Niedziałkowskim i Jaworowskim, porzuca zdradziecką PPS i jednoczy się z proletarjuszami, którzy pod czerwonemi komunistycznemi znakami walczą o wyzwolenie z jarzma kapitalizmu. Tysiące i setki tysięcy robotników i chłopów rozumieją już, że warunkiem zwycięstwa nad faszyzmem jest zgniecenie, całkowite wyparcie z szeregów robotniczych jego socjalfaszystowskiej ekspozytury, zarówno jawnej, jak zamaskowanej. Z okrzykiem: Precz z faszystowską dyktaturą Piłsudskiego! nierozdzielnie łączy się drugi okrzyk: Precz z socjalfaszystowskimi mordercami, precz z PPS! 48 [1] Słowa F. Perla. To samo stwierdziła nazajutrz po 1 maja „Gazeta Poranna Warszawska”, pisząc, że strzelano z samochodu PPS nr 17119, na którym znajdował się poseł Jaworowski. [3] W ostatnich paru latach liczebność warszawskiej bojówki PPS znacznie wzrosła. Rząd faszystowski wyznaczył jej bowiem w swym systemie odpowiedzialne miejsce terroryzowania od wewnątrz klasy robotniczej. To też jak podaje pepesowski „Przedświt” w zbiórce warszawskiej „milicji porządkowej” w dniu 21 października 1928 r. brało udział 600 milicjantów. Jest to, być może, cyfra przesadzona, nie ulega jednak wątpliwości, że perspektywą lekkich zarobków i bezkarności udało się przywódcom PPS zgrupować w swej milicji sporą, ilość zdeklasowanych żywiołów, zaszczepiając im jawnie faszystowską ideologję. [4] Do zakresu niniejszej broszury nie należą materjały, dotyczące stosunków PPS z defensywą. Tem niemniej jednak uważam za wskazane przytoczyć tutaj następujący [Urywek z wywiadu b. współpracowniczki defensywy i byłej członkini PPS p. Alicji Bełcikowskiej, zamieszczonego w maju 1928 r. w „Gazecie Porannej 2 Grosze”: Pos. Malinowski pozostawał w stałym kontakcie z defensywą w ciągu lat 1919-20-21 i później. Traktował on tę instytucję z punktu widzenia partyjnego, jako placówkę, którą popierać należy, bo prześladując komunistów, ułatwiała ona działalność PPS. Pos. Malinowski pozostawał w stałym kontakcie z centralą policji politycznej w Warszawie, gdzie go bardzo ceniono. Po konferencjach z ni m odbywanych następowały zwykle liczniejsze rewizje i aresztowania. W owym czasie (1920-21 r.) mówiono, że PPS w Lublinie rozwój swój zawdzięcza w znacznej części współpracy pos. Malinowskiego z szefem miejscowej policji politycznej. [5] Znamienną była scena, kiedy po usunięciu posłów komunistycznych z sali i złożeniu przez Daszyńskiego zapowiedzi „zduszenia w zarodku” wszelkiej obstrukcji komunistycznej, podszedł do niego ówczesny wicepremjer rządu faszystowskiego p. Bartel i obiema rękami uścisnął dłoń pepesowskiego marszałka. Posłowie rządowi; „jedynki” odpowiedzieli na to demonstracyjnemi oklaskami. [6] R. Minkiewicz, „Klika Warszawska OKR PPS”, str. 13. [7] Również bundowska „Naje Fołkscajtung” podaje, że „według na wpół oficjalnego komunikatu pepesowskiego milicja PPS „skonfiskowała” komunistom 21 sztandarów. [8] „Głos Prawdy” 6 maja 1928 r. [9] Patrz artykuł Niedziałkowskiego „Polityka PPS” w „Robotniku” z 18 października 1928 r. [10] Stanisław Mackiewicz, „Kropki nad i” Str. 71. [2] 49