Psychoterapia Systemu Wewnętrznej Rodziny
Transkrypt
Psychoterapia Systemu Wewnętrznej Rodziny
Psychoterapia Systemu Wewn trznej Rodziny (SWR) Barbara Rogers tøum. Robert TULO Wa kiewicz Cz 1 – dysocjacja Jedn z najtrudniejszych i najbardziej pora aj cych konsekwencji traumy dzieci cej jest dysocjacja – rozszczepienie osobowo ci, do którego terapia systemu wewn trznej rodziny podchodzi jak do niezale nych cz ci (Internal Family Systems Therapy - IFS). Dawniej okre lano to zaburzenie „osobowo ci mnog ”, obecnie – „dysocjacyjnym zaburzeniem to samo ci”, co jest czytelniejsze gdy wskazuje na przyczyn . Osobi cie jednak nie cierpi tych klinicznych etykietek i wol przyja niejszy termin: „wewn trzna rodzina”. Terapia ta uznaje istnienie w psychice bardzo silnych, odr bnych i gø boko wro ni tych cz ci, od których wiadoma ja jest odci ta i nawet nie wie, e istniej . Pami tam jak przed laty zafascynowaøa mnie ksi ka Trudi Chase: When Rabbit Howls (Gdy królik wyje). Absolutnie przera aj ce nadu ycia, jakie autorka przeszøa w dzieci stwie spowodowaøy zaistnienie w niej ró nych osobowo ci, nie wiedz cych o sobie nawzajem, maj cych ró ne imiona i charaktery pisma, inaczej si nosz cych, zachowuj cych i reaguj cych. Nast pnie przyszøa przeszywaj ca dreszczem ksi ka Guilty by Reason of Insanity (Winna z powodu obø du) Dorothy Otnow Lewis1, peøna wstrz saj cych przykøadów ostrej dysocjacji, czyli licznych osobowo ci zwi zanych z histori bestialskiego wykorzystywania w dzieci stwie. Cho temat mnie fascynowaø i pochøaniaø, byøam w stanie czyta nie wi cej ni jeden rozdziaø dziennie lub na dwa dni, gdy prawda ta otwieraøa ból wøasny ból. Na szcz cie wi kszo ludzi nie jest a tak zrujnowana wewn trznie i porozdzielana, jednak pami tam, jak bardzo odø czona od siebie i cierpi ca byøam zaczynaj c terapi SWR. Przekonaøam si , e nie ka de uczucie, jakiego do wiadczam, jest autentycznie moje. Gdy na przykøad rodzic czuje nienawi do dziecka i chce si na nim wy y – oboj tne jak: werbalnie, fizycznie, seksualnie, emocjonalnie – jasne jest, e takie emocje i postawy wobec samej siebie nie s moimi prawdziwymi pragnieniami i potrzebami. Wi c jak sobie radzi z takimi cz ciami w terapii? Wszyscy wiemy, e os dzanie ich, pot pianie, odsyøanie a nawet wyrzucanie siø nic nie pomaga. Ale je li zaczniesz z tak cz ci rozmawia i wypytywa j , to owa nienawi wkrótce opowie, co j wywoøaøo i jakie urazy stoj za ni – co strasznego zrobili ci rodzice czy inni ludzie, od których zale aø twój los. Wtedy spontanicznie wypøywaj na wierzch wspomnienia i ukazuj si fakty, o jakich klient nie miaø wiadomego poj cia lub nie braø ich powa nie. W moim przypadku bezwarunkowa, odwa na i niezachwiana pewno Richarda Schwartza co do autentyczno ci tych powracaj cych wspomnie , pomogøy mi uwierzy im oraz temu, o czym mówiøy – cho to cz sto zabieraøo troch czasu. Zawsze, gdy przychodziøa ta forma wewn trznego zrozumienia i nawi zywaøam znacz c , uwie czon powodzeniem komunikacj z tymi moimi cz ciami, do wiadczaøam wyra nej ulgi i wzmocnienia. Ta pot nie dziaøaj ca forma osi gania wewn trznego porozumienia pozwalaøa mi du o skuteczniej przechodzi – po ród mentalnych walk z obsesyjnymi przekonaniami i schematami my lenia, jakie mn szarpaøy – przez agonalne, traumatyczne uczucia i pokonywa 1 Nawi zuj to tej pozycji w moim artykule: "Child Abuse—The Essential Reason for Murder"; http://www.screamsfromchildhood.com/child-abuse-murder.html . dysocjacj . Pozwalaøa mi kwestionowa sam siebie, podwa a wzorce zachowa i odreagowywania traumy na zewn trz, zachowuj c szacunek do siebie, bez wzbierania i wybuchów i tak mocno os dzaj cej nienawi ci do siebie, któr dzi mam bardzo rzadko, a je li ju , to w øagodnej formie. Wci uwa am terapi SWR za drog uwolnienia zanurzaj c mnie w miøo ci i wspóøczuciu dla siebie, gdy wchodziøam w te najgø bsze, tak przera aj ce i odpychaj ce stany i sceny, których zawsze si baøam i w które nigdy nie mogøam uwierzy : „Czy to ja?” „O, NIE! To na pewno NIE JA” – zanurzaj c we wspóøczuciu, którego zawsze miaøam tak wiele dla innych, ale nigdy dla siebie. O ile stosuj c wcze niejsze formy terapii – wieloletni prac z psychoanalitykiem, a potem pisemn terapi pierwotn prowadzon wøasnymi siøami – wci byøam na øasce i nieøasce pora aj co silnych emocji i zm ce trwaj cych godzinami, dniami i tygodniami, co rodziøo poczucie zaklinowania, ugrz ni cia, a nawet uwi zienia w tych stanach, o tyle w terapii SWR mój proces ruszyø naprzód, a cierpienia i rozdarcie zacz øy do szybko ust powa . Cho wszyscy moi terapeuci byø wspóøczuj cy cho nie moralizowali i nie pouczali – cho chcieli, bym miaøa kontakt z sob oraz ufaøa swojemu prawdziwemu ja i pod aøa za nim – to jednak aden z nich nie wiedziaø, e to „gniew i oburzenie jest motorem terapii”. My l e bali si wøasnej uprawnionej lecz støumionej zøo ci, e przykrywali swoj emocjonaln prawd zøudzeniami duchowymi i ten ich zam t hamowaø mnie coraz bardziej. My l , e poniewa nie skonfrontowali si z wøasnym dzieci stwem i dawnymi urazami i nie zawalczyli nigdy o siebie prawdziwych i swoje wyzwolenie, z tego powodu nie mogli w peøni sta po stronie mojego skrzywdzonego i oburzonego dziecka wewn trznego, wi c wypychali te moje uczucia z powrotem. W ko cu doprowadziøo mnie to takiego bólu w stopie, e nie mogøam chodzi o wøasnych siøach; moje ciaøo cierpiaøo zamiast duszy, która utraciøa autonomi . Kiedy zostawiøam ich i odeszøam – chodziøo o chód – ból znacznie zel aø, a z ka dym toksycznym zwi zkiem i relacj , jakie zrywaøam, moja stopa byøa coraz mocniejsza i zdrowsza. Jak napisaøam, terapia SWR nie jest jedyn odpowiedzi dla mnie i nigdy nie byøa mi rekomendowana ani wpajana jako taka. SWR wymaga intensywnej pracy mentalnej na emocjach oraz odwagi stawiania rozwa nych i peønych szacunku pyta wobec wøasnej osoby. Istotnie terapia ta wyzwoliøa mnie z l ków przed wysuwaniem jakichkolwiek pyta czy w tpliwo ci na wøasny temat. Praca z ta cem i ruchem (Dance Movement Therapy) byøa inna; pozwoliøa mi nawi za kontakt z caøym ciaøem i jego ruchami, co przyniosøo ekscytuj ce i daj ce wgl dy prace w ró nych innych dziedzinach artystycznych Praca z psychoanalitykiem skontaktowaøa mnie w pewnych stopniu z uczuciami i wspomnieniami z dzieci stwa, a pisana terapia pierwotna dala mi siø do odkrycia a nawet speøniania moich wa nych potrzeb. Na ka dej terapii czego si nauczyøam i z ka dej wyniosøam co dobrego, cho na ko cu co do ka dej prze ywaøam rozczarowanie i czuøam gniew. Skrajnie bolesne poczucie bycia zdradzon otwieraøo mi oczy naprawd o zaprzeczaniu wiata i dawaøo moc stawiania kolejnych kroków do prawdziwej siebie. Techniki SWR, tak jak ka da inna forma lub szkoøa psychoterapii, mog powodowa zam t je li terapeuta w jaki sposób trzyma si iluzji, zwøaszcza nakazów etycznych czy religijnych, hoøduje cho troch tzw. czarnej pedagogice i je li nie skonfrontowaø si w peøni z prawd o wøasnym dzieci stwie. Je li nie zakwestionowaø krzywdz cych zachowa swoich rodziców czy innych bliskich osób i nie wst piø na wøasn drog do wyzwolenia, nie mo e mie kontaktu z wøasnymi gø bokimi uczuciami i prawdziwymi potrzebami, co zawsze grozi pacjentom tym, e gdy tylko zaczn prawdziwie czu , b d przez niego cofani, odwodzeni lub uciszani, gdy ich prawda emocjonalna zagra a mu zalewem jego wøasnego nie przepracowanego traumatycznego materiaøu. w obronie przed napøywem. Od døu szego czasu i obecnie, gdy pracuj z wøasnymi uczuciami i wewn trznym cierpieniem jak te z fizycznymi symptomami, spontanicznie si gam do ró nych metod i podej terapeutycznych, o których wiem, e sprawdziøy si w moim procesie zdrowienia i znam ich skuteczno z autopsji. Je li moje swobodne pisanie odsøania jak nie zaspokojon potrzeb , stosuj nieraz sposoby komunikacji wewn trznej z moimi cz ciami i wiatem, jakich nauczyøa mnie terapia SWR. Odkrywam dzi ki temu n kaj ce mnie destrukcyjne przekazy i przekonania moich rodziców i innych opiekunów, które nast pnie konfrontuj , podwa am, oprotestowuj i pokonuj . Odzyskuj przez to dla siebie ich energi , która dot d kierowaøa si przeciw mnie. Innym sposobem uwalniania cierpienia psychicznego lub fizycznego jest pisanie listów, w które przelewam moje uczucia i które „konteneruj ” mój gniew. Nie wysyøam ich; czytam je na gøos lub prosz , by kto mi je czytaø i to pozwala mi zøapa gø boki kontakt z moimi zranieniami – ich emocjonaln dynamik i skutkami. Dopiero potem, z czasem, klaruje mi si , czy potrzebuj je wysøa moim oprawcom lub osobi cie ich skonfrontowa , czy nie. Wedøug mnie, pomocna i sensowna terapia stosuje ró ne podej cia, techniki i do wiadczenia – pracuje eklektycznie – i musi te mie skuteczne narz dzia do pracy z dysocjacj i jej skutkami: osobowo ci wielorak , nios c okradaj ce z siø, bezradne cierpienie, które nieraz tak dobrze wida w samookaleczeniach lub innych autodestrukcyjnych i destrukcyjnych zachowaniach. Poza tym, nie mo emy si zmienia , wzrasta i zdrowie z powa nych nadu y i zaniedba z dzieci stwa, je li nie mamy przy sobie tzw. o wieconego wiadka – sojusznika, który stoi po naszej stronie, rozumie i oddycha wraz z nami wspóøodczuwaniem – wiadka, prowadz cego nas drog integrowania prawdy i uczu zwi zanych z dawn traum – drog , któr sam poznaø i przeszedø. Tak osob mo e by przede wszystkim terapeuta, lub kto , kto sam si wyzwoliø. Nie do przecenienia jest tak e wsparcie grupy samopomocowej ofiar, je li taka jest w zasi gu. Je li pracujemy terapeutycznie sami ze sob , bez wiadka wspieraj cego nas wiadom empati na tej drodze lub je li nasz terapeuta nie umie do ko ca sta po stronie cierpie wykorzystywanej Ofiary i „kontenerowa ” ich, to tylko pogø biamy swoj i tak przecie bezdenn samotno i l k traumatyzowanego dziecka. ***** Cz druga – jak karmi i wzmacnia nasze prawdziwe JA W miar jak pogø biaø si mój wgl d w istot i skuteczno metod terapii, musiaøam zakwestionowa sens wentylowania lub rozøadowywania w ciekøo ci jako gøówne b d jedyne narz dzie leczenia. Dynamiczna ekspresja gniewu øatwo mo e wypiera jego gø bokie odczuwanie. Oczywi cie jestem wiadoma, jak wa ne jest dopuszczenie døugo tøumionej w ciekøo ci a nawet nienawi ci i jak bardzo kontakt z ni jest konieczny dla odzyskania zaradno ci, mocy i stawiania granic opresorom; Operowanie gniewem to podstawowe narz dzie terapii nadu y z dzieci stwa. Mój gniew od zawsze byø moim „ukochanym partnerem”, a Alice Miller – empatyczny, o wiecony wiadek na skal wiatow – zach caøa mnie go czucia go jeszcze wyra niej. Pisanie lisów wyra aj cych zøo i w ciekøo za dawne nadu ycia, wysyøanie ich b d osobiste konfrontowanie swoich oprawców, byøo jednym z moich narz dzi terapeutycznych przez wiele lat. Pomogøo mi zøagodzi niektóre fizyczne symptomy i wiele cierpie mentalnych i na tym polegaø najwa niejszy wkøad Alice Miller w proces mojej terapii. Wszystko, co napisaøa na temat „oburzenia jako motoru psychoterapii”, sprawdziøo si stu procentach je li chodzi o moje do wiadczenia i doprowadziøo mnie do wyzwolenia z traumy. Tak e w mojej pracy z klientami stale si przekonuj , jak bardzo wspieranie ich oburzenia pomaga im stan po wøasnej stronie: znale empati dla siebie i wewn trzny rezonans z dusz wykorzystywanego, katowanego i porzuconego dziecka – zdemaskowa oprawców i ich przest pstwa w caøym ich okrucie stwie i zakøamaniu, a cierpi cej istocie ludzkiej przemówi gøo no i wyra a swoj prawd . http://www.alice-miller.com/articles_en.php?lang=en&nid=54&grp=11 W 1997 roku, po døugim okresie korzystania z dwóch form terapii polecanych przez Alice Miller w jej wczesnych ksi kach (psychoanalizy i pisanej terapii pierwotnej Stedtbachera, które pó niej Alice przestaøa popiera i zanegowaøa) miaøam sen, w którym byøam na ni w ciekøa za to, e wepchn øa mnie na lepy tor, odcinaj c od czucia i ycia peøni siebie – i o tym ten sen mnie informowaø. Dzi ki temu wgl dowi postanowiøam poszuka innego leczenia. Rozmawiaøam z terapeutami polecanymi przez przyjacióø, ale moje sny po kolei mówiøy „nie” ka demu z nich; w ko cu moja dusza zaakceptowaøa kolejnych dwóch, których podej cie do terapii miaøo dla mnie – i wci ma – wielki sens. Sen o lepym torze skierowaø mnie na drog wiod c do terapii systemów wewn trznej rodziny oraz terapii ruchem i ta cem. Zako czyøam prac z psychoanalitykiem prowadzon od pocz tku 1995 roku i porzuciøam pisanie terapii pierwotnej, które, cho polecane wcze niej przez Alice Miller, wtr caøo ludzi w powa ne stany l kowe i przytøaczaøo, czego i ja do wiadczyøam na sobie. W rezultacie stany te pchn øy mnie do „ratunkowego” zakochania i zawarcia drugiego toksycznego maø e stwa. Staøo si dla mnie jasne, e prowadzenie wøasnej terapii samotnie, swoimi siøami i bez wsparcia terapeuty jako wspóøczuj cego, przebudzonego wiadka, byøo bardzo niebezpiecznym krokiem, przed którym sama Alice Miller przestrzegaøa w nast pnych latach. Dzi ki moim ostatnim do wiadczeniom mam coraz gø bsze spojrzenie na terapi i i wiem, e nie mo na uleczy ani nawet dotkn dysocjacji za pomoc technik wyøadowywania gniewu, zøo ci i w ciekøo ci – sk din d w peøni søusznych i uzasadnionych uczu – zwøaszcza je li jego odbiorcami s osoby, które niczym sobie na to nie zasøu yøy. Dopiero gdy mamy narz dzia pozwalaj ce ujawni si i wyrazi ró nym odszczepionym cz ciom osobowo ci, mog one by poznane, zrezygnowa z destrukcji i zacz wspóøprac . Technik, jakich nauczyøam si w terapii systemów wewn trznej rodziny, nie uwa am za uniwersalne i lecz ce wszystko; to tylko jedno z wyspecjalizowanych narz dzi, cho bardzo wa ne w leczeniu traumy. Przestrzegam te przed pewnymi duchowymi przekonaniami, z jakimi zetkn øam si na sobie u moich terapeutów: http://www.screamsfromchildhood.com/spirituality_cements_childhood_blindness.html Mimo pewnych rozczarowa , wiem te z do wiadczenia, e wiele technik stosowanych w terapii SWR skutecznie leczy dysocjacj , gdy pozwala bolesnym, rujnuj cym i szokuj cym traumatycznym zdarzeniom – postaciom nios cym to cierpienie i pami jego przyczyn – wypøyn w zdumiewaj co czysty sposób i uwolni døugo zablokowane uczucia, co daje przeøomowe wgl dy w rzeczywisto wøasnego dzieci stwa. Pracuj c z Richardem Schwartzem nauczyøam si wydobywa i uwzgl dnia wszystko, co istnieje i pracuje we mnie, nie tylko moje czasem szalone przekonania i schematy reagowania, ale i obsesje, przekonania oraz stany. Nauczyøam si stawa z nimi twarz w twarz bez os dzania, niech ci czy przera enia i komunikowa si z nimi. I nade wszystko nauczyøam si WIERZY w to, co owe „cz ci” mi przekazuj na temat mojego dzieci stwa i ich pochodzenia – bra to caøkiem na serio. O ile wcze niej na wiele sposobów oceniaøam siebie i tre ci mojej pami ci (dotycz ce rzecz jasna post powania rodziców i nia ki) jako przesadzone, wyimaginowane, szalone, nieprawdziwe i zwodnicze, nauczyøam si , z pomoc mego terapeuty i mentora, ufa tym wspomnieniom, pozwala im wyj na wierzch i od y , a nade wszystko wierzy im. Staøam si pewna, e mog zaufa temu, co objawia mi mój wewn trzny wiat i jego „mieszka cy” i co mówi na temat ró nych sposobów i form pami tania. Dzi ki temu mogøam ujrze , jak obsesyjnie i magicznie czuøam, my laøam, dziaøaøam (w odniesieniu do siebie i innych) oraz jak i dlaczego powtarzaøam na nowo moje dawne traumy. Zacz øam wierzy , e te cz ci reprezentuj moje prawdziwe do wiadczenia, gdy jak mogøabym chcie wymy la dla siebie „co tak okropnego”. Zacz øam zadawa im pytania i rozmawia z nimi, okazuj c im zrozumienie i wspóøczucie – a przez to samej sobie. W ko cu zacz øam stosowa wobec siebie to, co ju od lat stosowaøam wobec innych – wspóøczucie i nowy, gø boki rodzaj zrozumienia i przyjmowania swoich najbardziej przera aj cych inklinacji, cierpie i przekona , o sobie i innych. Pracuj c wewn trznie w ten sposób, co i rusz natykaøam si na dewastuj ce wspomnienia z dzieci stwa oraz dzieci ce uczucia schowane za dorosøymi l kami, obsesjami, Znajdowaøam te mnóstwo nie-moich, idiotycznych i gro nych przekona , postaw, oczekiwa , wymaga oraz sposobów reagowania i zafaøszowywania uczu , jakie wchøon øam w trakcie dzieci stwa od wszczepiaj cych mi to rodziców. Kiedy zrozumiaøam pochodzenie tej toksycznej zawarto ci, mogøam j przesia : cz przeksztaøci , a reszt wyrzuci . Mam jeszcze jedno spostrze enie, które towarzyszy mi od czasów pracy z Richardem Schwartzem: Moje prawdziwe JA stale obserwuje i bada wszelkie moje uczucia, my li, postawy, przekonania, zachowania i schematy odreagowywania na zewn trz i do wewn trz (acting in / acting out). Komunikuje si ze wszystkimi moimi cz ciami i wszystkim co dzieje si we mnie, co pozwala mi pozna , co z tej zawarto ci jest prawdziw mn , a co introjektem, wdrukiem; jakie uczucia pochodz ode mnie, a jakie zostaøy mi „wgrane na dyskietk ”. Pozna , które z nich chc uzewn trzni i komu, gdzie, kiedy i jak, a które zachowa dla siebie lub przeksztaøci . To moje prawdziwe JA pomaga mi wyøawia uczucia pochodz ce od „cz ci” obsesyjnie przykutych do dawnej traumy i wci reaguj cych z jej perspektywy, tak jakby dziaøa si dzi – od cz ci usiøuj cych ochroni mnie przed niezno n prawd (nieraz w brutalny sposób) lub karz cych mnie zanim zd to zrobi moi oprawcy. To moje prawdziwe JA daje mi siø odpierania ich ataków i nie wchodzenia w zachowania, które zawsze pozwalaøy mi uciec przed tymi cz ciami – siø pozostania po stronie mojej integralno ci, godno ci i prawdy. To Ono pozwala mi, poprzez peøne wspóøczucia, m dre wewn trzne rozmowy, znajdowa i wybiera opcje oznaczaj ce wierno sobie i mojemu gøosowi prawdy. To Ono, poniewa czuje, zauwa a terapeutyczne nonsensy i puøapki, jak np. odgradzanie si od Niego wrzaskliwym wyøadowywaniem w ciekøo ci, co tylko wzmaga zam t i pozwala si øudzi na temat post pów w zdrowieniu. Cz 3 – zdrowienie poprzez bycie w zwi zkach Od pewnego czasu mam poczucie, e rozwiaøa si obronna mgøa, która mnie o lepiaøa; nazywam j mgø uwielbienia. W trakcie mojej terapeutycznej podró y poznaøam i pokonaøam wiele mgieø – mi dzy innymi mgøy zam tu, l ku, racjonalizacji. Mgøa uwielbienia pozwalaøa mi usprawiedliwia rani ce zachowania moich oprawców – chowa je za „szacunkiem” do nich. Pozwalaøa wierzy , e odnosz korzy , bo to „dla mojego dobra” i e jestem doceniona i chroniona. Pozwalaøa mi po wi ca si hojnie do granic zupeønego wyczerpania i skøadania siebie w ofierze oraz nazywa to „oddaniem si wy szym celom”. Gdy uwielbienie opadøo, to byø tak, jakby kto zdj ø mi z oczu czarny welon. Posypaøy si wgl dy: jeden za drugim odkrywaøam, uksztaøtowane przez krzywdy dzieci stwa, destrukcyjne i sabotuj ce mnie mechanizmy, które mn wøadaøy z ukrycia. Wszystkie moje zwi zki z dorosøego ycia niosøy mi sposobno uczenia si i wzrastania – czasami sposób w zdumiewaj cy i cudowny, cz ciej w sposób bolesny i wstrz sowy. Wierz , e darem dla nas do jakiego mog nas doprowadzi jest komunikacja i rozwój osobisty – nawet je li ko cz si rozczarowaniem czy kl sk i nawet je li trwaj tylko przez pewien raczej krótki czas. Moim najgø bszym pragnieniem zawsze byøa uczciwa i otwarta komunikacja oraz dzielenie si i w wielu z moich dorosøych zwi zków mogøam to praktykowa , cho by tylko przez pewien czas lub chwil , a ka dym w stopniu na pewno wi kszym ni ten, jaki byø moim udziaøem w dzieci stwie. Niektóre z moich zwi zków ko czyøy si jednak dlatego wøa nie, e si dzi ki nim rozwin øam i wyrosøam z nich – a tak e przez to, e dzi ki mojej pracy nad sob w terapiach byøam coraz bli ej siebie prawdziwej i zyskiwaøam coraz lepsze czucie moich potrzeb, staj c po ich stronie, wi c na pewne rzeczy i zachowania nie mogøam si ju godzi . Gdy moja potrzeba uczciwej, otwartej komunikacji oraz dzielenia si natrafiaøa na mur, potrzebowaøam troch czasu, by zobaczy , co si staøo. Analizowaøam wstecz wydarzenia, a moje ciaøo podpowiadaøo mi czym one byøy, w jaki sposób mnie raniøy, gdzie i jak nakøadaøy uzd oraz czym powinien by bliski, wa ny zwi zek. Ciaøo mówiøo mi to najpierw søowami bólu, nast pnie j zykiem chorób i infekcji jak cz ste zapalenia gardøa i napady gor czki, by w ko cu krzycze przez chroniczne symptomy. Kiedy søuchaøam tych informacji i nazywaøam mój dyskomfort oraz punkt widzenia - kiedy rosøa moja wiadomo bólu i nie zaspokojonych potrzeb – stawaøo si dla mnie jasne, e w niektórych zwi zkach nie ma, nie byøo i nie mo e by dla mnie miejsca. W trakcie i w miar zmagania si z tymi wrogimi reakcjami wobec mnie, u wiadamiaøam sobie, e co – niew tpliwie ja sama – zmieniaøo si w tych zwi zkach i e nie maj one szans przetrwa , je li obie strony s uwikøane w nie rozwi zan traumatyczn przeszøo i z niej reaguj na siebie poprzez ró ne swoje „cz ci” czy „alter”, tworz c dysocjacyjny koktajl odreagowywania na zewn trz i do wewn trz zranie , z którymi nie chc lub nie umiej si zmierzy albo cho by ich uzna . Gdy tero rodzaju zwi zki ko czyøy si , musiaøam przez chwil wycofa si , zdystansowa , by spojrze na nie i na siebie z boku, z uwolnionej i jasnej perspektywy. Mgøa opadaøa, ukazuj c kolejn biaø plam na mapie urazów z dzieci stwa, któr zaczynaøa doznawa uzdrowienia przez napøywaj ce uczucia protestu, w ciekøo ci, opøakiwania i aøoby oraz dzielenia si tym wszystkim ze wspieraj cymi mnie osobami, co pomagaøo mi uznawa kolejne kawaøki mojej traumy i bra je powa nie. Zamiast dalej ufa komu , kto brakiem szacunku, ranieniem a nawet zdradami po wielokro udowodniø, e nie zasøuguje na zaufanie, zaczynaøam ufa samej sobie, a moje poczucie warto ci i godno ci rosøo za ka dym takim relacyjnym przeøomem. Odchodziøy od gøosu te moje „cz ci”, które niosøy nienawi do siebie samej i zwykøy mnie oskar a o (kolejn ) pora k i o to, czemu wcze niej nie przejrzaøam na oczy tylko osøaniaøam problem trwaj c w toksycznym ukøadzie. Porzucaøam wysiøki przebaczania partnerowi jego zachowa i postaw wobec mnie, by zrobi miejsce przebaczeniu samej sobie, e tak wiele kosztowaøa mnie ta kolejna przemiana. Traumy z dzieci stwa to wskutek krzywd zaznawanych przez dzieci w najwa niejszych zwi zkach, w zwi zku z tym wszelkie konsekwencje mog by uzdrawiane tak e w zwi zkach, tyle e CAèKIEM INNYCH ni pierwotne, gdzie Ofiary cierpiaøy w samotno ci, milczeniu i izolacji. Zwi zki w moim dorosøym yciu dawaøy mi okazje do nauki kochania i byøy bod cem – cz sto bardzo trudnym – w rozwoju osobistym. Oczywi cie, e chciaøabym mie inne dzieci stwo, szcz liwe i bez traumy nadu y , by nie musie zmaga si potem z jego potworami spowitymi przez g ste mgøy l ków, posøusze stwa, wielbienia oprawców, dezorientacji itd. – do tego stopnia bym chciaøa, e tworzyøam sobie i wmawiaøam pozytywne „wspomnienia” o doznawanej miøo ci, którymi chciaøam zatrze prawdziw pami – tak, chciaøabym bardzo nie b d c obarczon konsekwencjami móc spontanicznie dokonywa zdrowych wyborów, osi ga swoj peøni i budowa takie ycie, jakiego zawsze pragn øam, ale to si nie staøo. Oczywi cie te , rodziøo to we mnie wielk w ciekøo , smutek, al i poczucie straty, ale te uczucia przemin øy i dzi cz sto mam wielk satysfakcj , nawet dum z tego, e yj w ko cu wierna prawdziwej sobie, e osi gn øam to, co odebraøa mi trauma, a co zawsze byøo moim ukrytym pragnieniem. Wci si ucz i rozwijam, ka dego dnia i nawet gdy mam wra enie zastojów, czuj pokój ducha i yj warto ciami zupeønie przeciwnymi do tych, które wpajano mi w domu i które staøy si moj zmor na wiele lat. Nieraz zbyt døugo i zbyt gorliwie staraøam si podtrzymywa swoje zwi zki lub reanimowa je; jestem osob , która przywi zuje si bardzo mocno. Zdumiewaj ce, e w ogóle byøam w stanie wydostawa si ze zwi zków, które mnie raniøy i niszczyøy; przecie jako niemowl , dziewczynka, nastolatka i møoda kobieta ka de „pa-pa” – zwøaszcza ze strony tych, którzy siøa rzeczy mieli by ju „na zawsze” – odbieraøam jak koniec wiata (mojego wiata). Ale prze ywaøam te „katastrofy”, gromadz c do wiadczenie, e nie tylko mog je przetrwa , ale i odbi si od „dna” i pój w gór w rozwoju: wyj mocniejsza, m drzejsza i bardziej samo wiadoma. Z biegiem lat coraz mniej staraøam si docieka mechanizmów rani cych zachowa je li partner nie chciaø zobaczy i wzi odpowiedzialno ci za swój wkøad w agresj , wrogo , m ciwo i inne swoje destrukcyjne cz ci czy pod-osobowo ci. W takiej sytuacji dociekanie przyczyn i próby zmieniania chorych wzorców nie przyczyniaøyosi do budowy zwi zku na zasadach równo ci i wzajemnego szacunku; wr cz przeciwnie: wyniszczaøo i zatapiaøo zwi zek w nieczuøo ci, arbitralno ci i chronicznym zranieniu. Oczywi cie widz , jak bardzo byøam lepa i podatna na te mgøy. Ich atmosfera i obronne mechanizmy byøy ywcem wzi te z moich dzieci cych do wiadcze , wøadaøy wi c mn wsz dzie tam, gdzie ich jeszcze nie prze wietliøam i nie przepracowaøam EMOCJONALNIE stoj cych za nimi pierwotnych zranie . Dopiero owo EMOCJONALNE przepracowanie traumy uwalniaøo mnie od niej. Poza tym uwa am je za najbardziej wynagradzaj ce je li chodzi o zwi zki mi dzyludzkie. Of course I realize that I was blind and susceptible and impressible to these fogs; their atmosphere and mechanisms were all too familiar because of childhood experiences which I had not yet EMOTIONALLY seen through and freed myself from. And it is this EMOTIONAL understanding that I have experienced as most liberating, and I also consider it as granting us the healing that is only possible in relationship with other human beings. Autentyczny, emocjonalny wzrost wewn trzny dokonuje si poprzez „bycie w zwi zku” – tak mówi mi moje do wiadczenie – gdy to zwi zki dorosøego ycia daj nam najwi cej siø do przemiany wzorców wdrukowanych przez toksyczne, traumatyczne zwi zki dzieci stwa. To w dorosøym zwi zku mogøam mie dzieci i to wi z moimi dzie mi oraz ich istnienie zasilaøo mnie energi do coraz uczciwszego spogl dania na sam siebie – do kwestionowania zasad i warto ci na jakich yøam i odnajdywania wøasnych, prawdziwych. Nie jestem w stanie wyrazi w peøni mojej wdzi czno ci do nich za inspiracj jak mi daøy. Do tego miaøam przy sobie bliskich przyjacióø daj cych wgl dy, docenienie, zach t , miøo i wsparcie, zwøaszcza w trudnych chwilach bolesnych przemian, jakie przechodziøam. Bez nich nigdy nie dotarøabym do celu. Tak e bez trojga moich terapeutów, którzy pomogli mi odnale i rozwin autentyczne wspóøczucie, miøo i zaufanie do samej siebie, do moich wspomnie , moich gøosów wewn trznych i informacji od mojego ciaøa. Do tego miaøam wsparcie m a przebijaj ce si przez nasze traumatyczne uwikøania, które przeniosøo mnie poza wiele ogranicze z dzieci stwa. Okres ostatnich wielu miesi cy to zmiany w moich pogl dach (kolejne) na skuteczn terapi – to docenienie niezwykøej roli, jak peøni te zwi zki w zdrowieniu i jak bardzo buduj potencjaø ocalenia. © Barbara Rogers, wrzesie / pa dziernik 2008