Artykuł Monsunowe Wesele

Transkrypt

Artykuł Monsunowe Wesele
ellereportaż
Monsunowe
wesele
Na takim weselu jeszcze nie byłam! Trzy dni, setki osób,
różnorodność ceremonii. No, ale też nie co dzień wyzwolona
przyjaciółka z Polski wychodzi za mąż za posłusznego
rodzicom Hindusa nawykłego do posiadania służby.
beata sadowska
A
sia, moja koleżanka, bierze ślub. Super!
Z Hindusem. Z Hindusem?! Mama
i siostra sceptycznie podchodzą do radosnej wieści. Pamiętają artykuły
o Polkach, które wyszły się za mąż w odmiennych kulturach i dla których sielanka się kończyła.
Musiały usługiwać swoim nowym „panom”, a w domu rządziła królowa matka, czyli teściowa. Asia się nie bała: „Przed
ślubem poznałam rodzinę mojego chłopaka. Lubiłam ich
kulturę, akceptowałam jej zasady”. Jej najbliższych przekonał
przyszły mąż, Akshay, kiedy przyleciał za nią do Polski.
Uroczy, uśmiechnięty, bardzo europejski. „Jak mam się zwracać do twojej mamy?”, dopytywał. Mówił „ciociu”, czym natychmiast ją ujął. Jadę więc na ślub i wesele! Prawdziwe.
Hinduskie. Do Delhi. Spodziewam się, że będzie jak w filmach, bo historia tej miłości jest rodem z Bollywood.
s To tylko romans
zdjęcia beata sadowska, anna james
Jesień 2008 roku. Asia pracuje w dużej międzynarodowej firmie w Warszawie jako szefowa marketingu. Ale ma
dość korporacji. Zwołuje sabat czarownic, czyli krąg najbliższych przyjaciółek, i oświadcza: „Mam nowinę.
Wyjeżdżam na pół roku do Indii”. I rzeczywiście
wyjeżdża.
Zaczęła od Delhi. Na urodzinach u przyjaciół poznała
Akshaya. Wymienili się telefonami i adresami na Facebooku.
Ale zaraz potem wyruszyła w podróż po Azji. Kambodża,
Sri Lanka, Tajlandia. Akshay pisał… Po powrocie spotkali
się w Bombaju. Zabrał ją na romantyczną kolację. Po pięciu
miesiącach zamieszkali razem. „W Polsce żaden mężczyzna
tak o mnie nie dbał. Nie odprowadzał na przystanek, nie
sprawdzał rozkładu jazdy, nie czekał, aż przyjedzie autobus.
Jeśli miałam ochotę na lody, w ciągu pięciu minut lądowały na stole. Świetnie nam się rozmawiało”, opowiada Asia.
Był tylko jeden drobiazg. Już drugiego dnia związku Akshay powiedział:
„Nie licz, że cokolwiek z tego będzie.
Nie ożenię się z tobą. Czeka mnie
aranżowane małżeństwo”. Indie to
społeczeństwo kastowe, funkcjonujące wedle ściśle ustalonych reguł.
Akshay należy do wysokiej kasty,
więc żonę powinni znaleźć mu rodzice. W najlepszym wypadku zaproponować kilka kandydatek odpowiednio urodzonych i dostatecznie
posażnych. W Indiach to nikogo nie
dziwi, niewielu młodych się buntuje. „Wkurzył mnie.
Odezwała się we mnie kobieca duma”, wspomina Asia.
„Powiedziałam mu wtedy, że nie myślę o małżeństwie, jest
nam razem dobrze i korzystajmy z tego. I przystopowałam
emocje”. Akshay przedstawił Asię rodzicom jako koleżankę.
W tej roli wystąpiła też na zaręczynach i ślubie jego brata,
Gaurava. Zaciskała zęby i układała plan. Postanowiła pokazać mu Polskę. Czuła, że to zadziała. „Chciałam, żeby wiedział, że nie jestem znikąd, że stoi za mną rodzina, że przestrzegamy tradycji. No i chciałam, żeby poznał mój świat”.
W ciągu dziesięciu dni obwiozła go po Warszawie,
Krakowie, Wieliczce, Zakopanem, Wrocławiu, Toruniu,
Gdańsku, Sopocie. Kiedy wrócili do Indii, zaczął mówić
o ślubie.
s Tata mówi „tak”
Co więcej, powiedział o swoich planach rodzicom. „Nie
ma mowy!”, oświadczył ojciec. „Ona nie jest Hinduską, nie
jest z odpowiedniej kasty. Jest z innej tradycji i kultury. To
się nie uda”.
Ojciec Akshaya nie znosi sprzeciwu. Przez lata był prezesem
gigantycznej hinduskiej firmy paliwowej, wydawał rozkazy
i oczekiwał bezwzględnego posłuszeństwa. Od synów też.
Przeciąganie liny trwało pół roku. Przyszły teść zrobił wywiad wśród znajomych Hindusów mieszkających w Polsce.
Usłyszał, że Polki są zaradne, dbają o dom, rodzinę, mężów.
Lody zaczęły pękać, ale do zgody było jeszcze daleko.
Przyszła teściowa przyjechała na tydzień do Bombaju, żeby
zobaczyć, jak Asia prowadzi dom. Gdy się okazało, że świetnie gotuje, Akshay nie chodzi głodny, a w mieszkaniu jest
porządek, Polka zdała egzamin na przyszłą żonę Hindusa.
Przynajmniej tak zdawało się teściowej, która codziennie
dzwoniła do męża z peanami na cześć Asi. Ten jednak nie
był przekonany. Wciąż szukał Akshayowi hinduskiej żony.
Aż zbuntował się Akshay. „Albo wyjdę za Joannę, albo
w ogóle się nie ożenię. A ty najesz się wstydu i spalisz kontakty”, zagroził ojcu. Odmowa kandydatce traktowana jest
w Indiach jako afront dla całej jej rodziny. Wreszcie ojciec
W Indiach
żonę synowi
wybierają
rodzice. Polka?
Spoza kasty?
Nie ma szans!
ellereportaż
powiedział: „Zgoda!”. Na zaręczyny zaproszono tylko najbliższą hinduską rodzinę, czyli… około 120 osób. Asia dostała pierścionek z brylantem. „Sama też musiałam mu taki
kupić! Nigdy nie wydałam tylu pieniędzy na faceta”, śmieje
się. Zaczęły się przygotowania do ślubu.
s Dzień dobry, Delhi
night. Wieczorem samochody z hotelu przewiozą Was
na bankiet. Panowie tańczą, piją i się bawią. Panie tańczą,
piją i się bawią”. Lecimy więc. Lądujemy w Delhi. Parno,
gorąco. Za odprawą czeka uśmiechnięta Asia z wieńcami
kwiatów i specjalnym czerwonym barwnikiem tikka, którym robi nam kropki na czole. Błogosławieństwo i powitanie w domu. Jest trzecia nad ranem. Namawiam swoją przyjaciółkę Sabinę na wspólne bieganie. „Teraz?!”, pyta. Teraz!
„Gdzie tu jest park?”, zagaduję Asię. Uśmiecha się: „Nie
ma”. Ruszamy więc ulicami i podglądamy budzące się ze snu
Delhi. Smog już daje się we znaki, a przecież jeszcze nie ruszyła nawałnica samochodów. Rikszarze wstają z chodników, coś, co wydawało się leżącym na ulicy kocem, okazuje
się Hindusem, który spał pod starą derką. Dzień dobry,
Delhi! Ciągle ktoś trąbi. Samochody mają z tyłu napis:
„Horn me. Thank you” (Zatrąb na mnie. Dziękuję). W tłumie motorowerów, rowerów i aut tylko dzięki temu udaje
im się włączyć do ruchu. Przepisy drogowe w ogóle nie obowiązują. Wszyscy się wpychają, wrzeszczą, jadą pod prąd
albo skręcają na zakazach. Na ulicach billboardy przypominają (nieskutecznie) o tym, że motocykl służy do przewozu
dwóch osób, a nie całej rodziny. Czuję czyjś oddech na plecach, odwracam się, a tuż przy moim ramieniu… twarz kierowcy. Autobusu! Pierwszą zasadę już poznałam: „Nie daj
się zabić!”. Wracamy do hotelu. Spać!
s Henna night w rytm poloneza
Wieczorem jesteśmy gotowe na henna night. Tak nam
się przynajmniej zdaje, bo nie wiemy jeszcze, że ta noc naprawdę trwa osiem godzin. Zaczęło się od panny młodej.
Stopy, nogi aż za kolana, dłonie, ręce. Misterna robota.
Koronkowa. Goście też mogli doświadczyć tego tradycyjnego rytuału. Znajomy Asi poprosił o napis na czole:
„Joanna, Akshay – I love you!”. Na szczęście ktoś mu powiedział, że henna utrzymuje się około dwóch tygodni.
Chyba nigdy tak szybko nie biegł do łazienki!
Ja tymczasem uczestniczę wraz z przyjaciółmi i członkami
rodziny w przygotowywaniu specjalnych układów tanecznych. Coś z Bollywood, taniec brzucha, współczesny, jazz.
My szykujemy poloneza, dostojnie, do podkładu z „Pana
Tadeusza”. Asia nie ma o tym pojęcia. Gdy potem formujemy rząd par, robi się cicho jak makiem zasiał. Pierwsze takty
i ruszamy. Prostuję się jak struna, łapię sukienkę, dygam.
1
2
3
1. Obrzędy w domu pana
młodego trwają kilka godzin. 2. Tymczasem orkiestra obwieszcza ulicy radosną nowinę. 3., 4., 5.
Wzory z henny to obowiązkowa ślubna ozdoba.
Chcecie zobaczyć Indie
z bliska? Zajrzyjcie:
www.joannagorczyca.com
6. Dziewczyny muszą trzymać się razem. Asia z kobietami z rodziny męża.
zdjęcia beata sadowska, anna james
Miesiąc przed ślubem wszyscy, 23 polskich znajomych
Asi, dostaliśmy od niej e-maila: „Zaczynamy od henna
Na pocałunek
podczas ślubu musieli
uzyskać oficjalną
zgodę rodziny.
Suniemy para za parą. Jedna na prawo, druga na lewo. Mosty,
czwórki, dwójki. Jesteśmy naprawdę przejęci. Hinduscy goście oniemieli. Asia: „Miałam łzy w oczach i ściśnięte gardło.
Chciałam się dołączyć, ale nie wiedziałam, w którym momencie się wbić”. To dopiero pierwszy dzień uroczystości,
a ja już czuję się zmęczona. A to przecież nawet nie był ślub.
Z e-maila Asi: „Dzień drugi można podzielić na trzy części:
program panny młodej, program pana młodego i ceremonia ślubna. Moje uroczystości zaczną się o 9 rano”.
4
s Królowa i Sindbad Żeglarz
O godz. 9 jedziemy podglądać tradycyjne hinduskie rytuały, przygotowujące pannę młodą. Na materacu roz-
2
5
6
łożonym w salonie siedzi bramin, wokół niego Asia, jej mama, wuj, czyli najstarszy mężczyzna w rodzinie, siostra
i rzesza polskich przyjaciółek. Bramin ma z sobą cały ekwipunek: sznureczki, bransoletki, świeczki, jabłka, kwiaty,
pieniądze, mleko. W mleku moczy bransoletki, które potem wkłada Joannie na ręce. Będzie mogła je zdjąć dopiero
40. dnia po ślubie. Jeśli nie zdąży, to potem tylko w nieparzystych miesiącach. No, chyba że wcześniej zajdzie w ciążę.
„Teraz każdy będzie wiedział, że wzięłam ślub”, cieszy się
Asia. Tłumaczy mamie i wujowi, co mają robić w czasie
uroczystości: karmić ją słodkimi ciasteczkami ulepkami,
błogosławić, zawiązać supełek, przykryć głowy chustami.
Każdy ma rolę do odegrania. Bramin za wszystko bierze
opłatę, a banknoty zwinnym ruchem wsuwa do kieszeni.
Kult pieniądza jeszcze wielokrotnie da o sobie znać podczas
zaślubin. Hindusów to nie dziwi, ja coraz szerzej otwieram
oczy. Zwłaszcza gdy podczas obrzędów bramin dwa razy
odbiera telefon komórkowy. Mnie też błogosławi: za 200
rupii na moim ręku zawiązuje bransoletkę sznureczek. Nie
mogę jej zdjąć, ma sama odpaść. Kiedy to się stanie, nie będę mogła jej wyrzucić, lecz powinnam położyć ją na drzewie. Po dwóch godzinach Asia wygląda jak królowa z „Baśni
tysiąca i jednej nocy”. Tkane świecącymi nitkami krwistoczerwone sari, bransoletki na rękach i nogach, kolorowa
chusta. Jedziemy do pana młodego! Bez Joanny oczywiście.
Ona się jeszcze nim nacieszy. Akshay wygląda jak Sindbad
Żeglarz. Na głowie turban, w dłoni zakrzywiony nóż,
a na szyi rodzina zawiesza mu wieńce z prawdziwych pieniędzy! Już widać po nim zmęczenie, a to dopiero początek
ellereportaż
uroczystości. Po kilku godzinach wsiada na białego konia
i pod parasolem chroniącym od słońca udaje się do świątyni
na modlitwę. Zwykłym spacerem pokonalibyśmy tę trasę
w 10 minut, ale tym razem droga zajmuje trzy godziny!
Konia poprzedza wielobarwny, roztańczony tłum gości, orkiestra i bębniarze. Co pięć metrów przystanek i tańce. I tak
w kółko. Rodzice Akshaya machają nam banknotami nad
głowami. Na szczęście.
1
Kiedy pan młody dociera do hotelu, gdzie ma się odbyć
ślub i wesele, na dworze panuje już mrok. Akshay zasiada
na scenie. Czeka na Joannę. Gdy wchodzi, łzy kręcą mi się
w oczach. Wygląda jak rodowita Hinduska. Uśmiechnięta
kroczy pod baldachimem z kwiatów, prezentem niespodzianką od teściowej. Kiedy dołącza do swojego wybranka, musi
wymienić się z nim wieńcami kwiatów. To nie takie proste,
bo kuzyni Akshaya podnoszą go w górę, żeby panna młoda
tak łatwo go nie usidliła. A to nie koniec atrakcji. Jeszcze
przyjmowanie życzeń na scenie. Trwa dwie godziny!
W końcu goście udają się na uroczystą kolację, gdzie – jak
w każdym pięciogwiazdkowym hotelu w Indiach – obowiązuje zasada dużego talerza. Płaci się nie za gościa, tylko
za wykorzystany talerz. Chwila nieuwagi i koszty wesela mogą wzrosnąć trzykrotnie! O nasze talerze walczyłyśmy więc
jak lwice, a kelnerzy polowali na nie jak na zwierzynę. Taka
lokalna tradycja. Joanna i Akshay, jeszcze oficjalnie niezaślubieni, zasiadają pod baldachimem wokół płonącego ognia.
Zaślubiny zazwyczaj odbywają się o czwartej nad ranem.
Tym razem ze względu na Polaków zaczęły się przed północą. Wszystko na odwrót niż u nas. Najpierw jedzenie, picie,
tańce, potem sakramentalne „tak”, a raczej… siedem obietnic. Kiedy małżonkowie składają sobie przysięgę, większości
gości już nie ma. Zjedli i poszli do domów.
2
1., 2., 3. Zabawa
trwała już przed oficjalnymi zaślubinami.
4. Siostra Asi prowadzi ją do pana młodego. 5. Wzruszone mamy państwa młodych.
6. Ojciec Akshaya
i wuj Joanny.
7. Sakramentalne
„tak” to siedem okrążeń wokół ognia.
Każde oznacza jedną
obietnicę.
s Kęs na powitanie
3
Siedzimy więc wokół ognia: garstka Polaków, rodzina
Asi, najbliżsi Akshaya. Słuchamy powtarzanych hinduskich
9
mantr. Wuj Joanny przekazuje jej rękę Akshayowi. Młodzi
robią siedem okrążeń wokół ognia i składają sobie po siedem
obietnic. Trochę się martwię, gdy Joanna obiecuje, że jeśli
będzie chciała pójść na imprezę, a mąż nie będzie mógł, to
weźmie z sobą innego mężczyznę z rodziny. „I tak wyprowadzamy się do Sztokholmu”, mruga do mnie Aśka. Ma też
szanować religię męża, czyli hinduizm, ale nie musi zmienić
wiary. Teść poprosił ją tylko przed ślubem, żeby nie jadła
wołowiny. Akshay obiecuje Joannie, że wszystkie decyzje finansowe będzie podejmował w porozumieniu z nią, a wszystko, co jest jego – tu filuternie się waha – jest też własnością
żony. Po każdej przysiędze młodzi wsypują do ognia żółty
proszek. „Nie wiem, jak to wszystko wytrzymam!”, pisała
nam Asia przed ślubem. Wytrzymała nawet słodkie ciasteczka, którymi karmiła ją najbliższa rodzina męża. 120 osób.
zdjęcia beata sadowska, anna james
s Zaślubiny
Zamieszkali w Polsce.
On obiecał,
że nauczy się myć okna.
Ona będzie prasować.
4
„Tylko nie wy!”, błagała nas wzrokiem, gdy chcieliśmy podejść z tacą. „Już nie mogę!”. Jeśli myślicie, że na drugim
dniu uroczystości się skończyły, jesteście w błędzie. Trzeciego
dnia odbyła się uroczysta kolacja… dla teścia. Czyli przyjęcie, na którym pojawili się jego partnerzy biznesowi, ministrowie, oficjele, polski ambasador w Indiach, urzędnicy państwowi. Joanna zaprezentowała się w długiej sukni od Macieja
Zienia i diamentowej kolii, którą dostała od teściowej. Przed
kolacją mama Asi powitała Akshaya chlebem i solą. On, zamiast ucałować chleb, po prostu odgryzł kawałek. Asia pękała ze śmiechu, a gdy się potem złościł, że mogła go uprzedzić, wyjaśniła: „Ja od trzech dni nie wiem, jak się zachować,
i się nie denerwuję”.
s Dzień dobry, Warszawo
5
Po ślubie były kilkudniowy miesiąc miodowy na Ma­
lediwach (kolejny prezent od teściowej) i przeprowadzka
6
6
5
6
7
do Sztokholmu. Wytrzymali tam kilka miesięcy. Zapadła
­adecyzja: przeprowadzka do Polski! „Tam będzie nam łatwiej”,
przekonywała Asia. „W Szwecji kuzyni Akshaya mówili,
że po latach mają wyłącznie hinduskich znajomych. Ja tak
nie chcę. Tu mam mieszkanie, rodzinę, przyjaciół. Akshay poszuka pracy jako analityk finansowy, ja prowadzę biuro podróży specjalizujące się w organizowaniu wycieczek do Indii”.
„Jak to jest być żoną Hindusa?”, pytam. „Trzeba być cierpliwą,
czasem pokorną”, przyznaje, a ja trochę się dziwię, bo przecież
ona ma charakterek! „Trzymam emocje na wodzy. Kiedy jesteśmy sami, jest jak w Europie. Dyplomatyczni musimy być
przy rodzicach. Ale i tak osiągamy swoje”.
Akshay pokochał Polskę za parki i… świeże powietrze.
Ona Indie za to, że dały jej miłość i szczęście. Wierzy,
że kiedyś tam wrócą. Na razie Akshay uczy się, że w Polsce
nie ma służby, a buty zostawione na środku korytarza nie
przemieszczą się same do szafy. „Może wypijmy sok z jednej szklanki, nie będę musiał zmywać dwóch?”, proponuje.
Obiecał, że nauczy się myć okna. Ona będzie mu prasować.
Najważniejsze, że w końcu mogą się całować. Bez ograniczeń! W Delhi nawet podczas zaślubin i zaręczyn musieli
uzyskać oficjalną zgodę na jeden pocałunek. „Jestem szczęśliwa, a bajka trwa. Nie martwię się, co będzie za pięć lat.
Czasem słońce, czasem deszcz, ale wiem, że sobie poradzimy”, mówi Asia.

Podobne dokumenty