Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski - Kursy
Transkrypt
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski - Kursy
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 1 2 Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski Dariusz Zalewski Rebelia w ogrodzie Eden Kalendarium wydarzeń na podstawie dzienników Dominika R. Lublin 2012 Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 3 Tytuł: Rebelia w ogrodzie Eden. Kalendarium wydarzeń na podstawie dzienników Dominika R. Autor: Dariusz Zalewski ISBN: 978-83-934015-2-9 Data wydania: 2012 r. Projekt okładki: Paweł Pomianek Zdjęcie okładkowe: Photoxpress.com (ABC photos) Korekta: Paweł Pomianek Skład: Paweł Pomianek Pierwsze wydanie: Klub Libenter.pl (2010) Zabrania się obrotu oryginałem niniejszego utworu lub egzemplarzami, na których utwór utrwalono – wprowadzania do obrotu, użyczenia, najmu oryginału albo egzemplarzy oraz umieszczania w Internecie. (c) Copyright for this edition by Dariusz Zalewski Wydawca: Firma EK, Dariusz Zalewski ul. Biskupinska 53 lok. 2 20-830 Lublin tel. 513 04 32 60 http://www.edukacja-klasyczna.pl Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved. Spis treści Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 4 Spis treści Rozdział I: Pierwszy sygnał – porwanie..................................................���5 Rozdział II: Drugi sygnał – przypadek Weroniki...................................�48 Rozdział III: Rebelia...................................................................................�81 Epilog: Ostatnia notatka���������������������������������������������������������������������������127 Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 5 Rozdział I Pierwszy sygnał – porwanie 26.03.2074 r. Kilka dni temu wylądowałem na lotnisku Okęcie w Warszawie. W drodze do mojej rezydencji miałem okazję przyjrzeć się ludziom. Na ogół mijałem pogodne twarze z domieszką melancholii i tajemniczości. Pomyślałem sobie, że pogodę Polaków można wiązać z oświeconym, pozytywnym spojrzeniem na świat, tolerancją, ideami równości i wszechistotowego braterstwa. Wśród tych idei teraz żyją i to one odciskają na ich obliczach swój blask. Melancholia zaś to skutek genetycznego konserwatyzmu, ich katolickofundamentalistycznej przeszłości. Przywieziono mnie do XIX-wiecznego pałacyku, takiego ze starymi dębowymi wrotami i z mosiężną klamką. Z dużego holu wchodzi się prosto do salonu. Po prawej ręce znajduje się gabinet do pracy i biblioteka, po lewej – pokoik dla oczekujących gości. Sypialnie są na górze, a kuchnia i pokoje dla służby w podziemiach. Oprócz kucharki i lokaja mam do dyspozycji kierowcę i dwóch ochroniarzy. Jednak sprawy związane z codziennym funkcjonowaniem nie zajmują moich myśli. Pochłaniają mnie problemy, które prawdopodobnie napotkam na Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 6 placówce w Warszawie. Głównie spodziewam się trudności wynikających ze specyficznego charakteru ludności tubylczej. Dodatkowo będą rzutowały na moją pracę problemy o charakterze ekonomiczno-społecznym w samym Nowym Edenie. Wystarczy wspomnieć problem Arabów. Zbieramy dziś owoce nadmiernej tolerancji wobec nich. Muzułmanie swoim stylem życia podcinają korzenie naszym ideom. Niewątpliwie będę musiał wziąć pod uwagę fatalną sytuację ekonomiczną odziedziczoną po polityce ekologicznej Unii Europejskiej. Jej skutki ponosimy do dziś w postaci kartek na podstawowe produkty żywnościowe. Choć w Polsce, z tego co wiem, nie jest tak źle. Sklepy są lepiej zaopatrzone niż w strefach zachodnich. Zarazy wywołane antyekologiczną polityką Unii, które doprowadziły do reglamentacji wielu towarów na Zachodzie, ominęły ten kraj. Paradoksalnie wynikło to z oporu odnośnie wdrażania nowych technologii unijnych przez Polaków, co w konsekwencji minimalizowało występowanie kolejnych epidemii. Przejściowe problemy w zaopatrzeniu wywołują ogniska zapalne w różnych strefach Nowego Edenu. Niedawno buntowano się w Alzacji, Lotaryngii i Toskanii. Wczoraj, po wprowadzeniu kartek na piwo, gwałtowne rozruchy wybuchły w Bawarii. Zagadkowa choroba atakująca szyszki chmielowe już od dwóch lat pustoszy plantacje w tamtym regionie. Z przyczyn ogólnie znanych Bawarczycy nie chcą się z tym pogodzić. Niepokoją również sygnały o podobnej chorobie pszenicy i winorośli. Wprowadzenie kartek na chleb i wino niewątpliwie pogorszyłoby jeszcze bardziej nastroje społeczne. Najwięcej chorób dotyczy zwierząt, ale ze względu na milenarystyczną ideę braterstwa wszystkich istot w Nowym Edenie mięsa się nie jada. Dopuszcza się tylko spożywanie roślin. Takie stanowisko nie jest ostateczne. Obowiązuje do czasu, aż nasi naukowcy opracują skuteczne farmakologiczne diety, umożliwiające żywienie bez zadawania cierpienia roślinom. Według najnowszych opracowań naukowych rośliny odczuwają ból podobnie, jak inne istoty, dlatego nie można tego faktu bagatelizować. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 7 Wieczorem oglądałem lokalną telewizję. I tu miła niespodzianka. Z okazji objęcia przeze mnie misji w Polsce pokazano obszerne fragmenty z ceremonii mojego zaprzysiężenia na kapłana Nowego Edenu. Powróciły wspomnienia sprzed trzech tygodni. Uroczystość miała podniosły charakter. Do Orleanu przybyli zaproszeni goście z całego świata. Ceremoniał prowadził bóg Wolter. Ubrany w śnieżną tunikę z głową przystrojoną rzymskim wawrzynem. W gronie nominowanych dwudziestu kapłanów – moja skromna osoba. Gdy Wolter zgodnie z ceremoniałem położył mi dłoń na ramieniu – przeniknął mnie dreszcz. Usłyszałem, jakby z zaświatów, słowa: „Dominiku czynię cię kapłanem. Pełnij swoją służbę dla Nowego Edenu z żarliwością i oddaniem. Niech twoja praca przynosi owoce: tolerancji, dialogu, równości, braterstwa i wolności, prowadząc lud do szczęśliwości”. „Tak mi dopomóżcie bogowie” – odpowiedziałem. Po ceremonii mieliśmy prywatne spotkanie z Wolterem. W bliskim kontakcie sprawia naprawdę korzystne wrażenie. Interesował się naszymi prywatnymi problemami. Zjedliśmy uroczystą kolację, wypiliśmy wino, a później, już w dżinsach, pobiegłem co sił na spotkanie z przyjaciółmi. W miłej knajpce bawiliśmy się do rana. Jeszcze teraz robi mi się mdło, gdy przypomnę sobie uboczne skutki tej imprezy. Niestety, Weronika nie tryskała humorem. Prawie się nie odzywała, niewiele piła. Katja szepnęła mi w pewnym momencie, że po naszym rozstaniu odsunęła się także od nich. Nie miałem złudzeń – mój sukces (w końcu nie każdy zostaje kapłanem Nowego Edenu) nie był jej sukcesem. Wtedy jednak, idąc na spotkanie z przyjaciółmi, miałem nadzieję na jakiś cud. Zawiodłem się. Ten „szczegół” skutecznie zatruł atmosferę najpiękniejszego dnia w moim życiu. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 8 *** Zaraz po przyjeździe do Pałacu Arcykapłana przejąłem obowiązki po swoim poprzedniku. Przejrzałem ostatnie decyzje Leo van Bergha, zapoznałem się ze współpracownikami, wydałem kilka dyspozycji, co do wyglądu mojego gabinetu, który znajdował się na piątym piętrze wieżowca. Stefan Schmit – Arcykapłan Polski rezydował na ostatnim, szóstym piętrze. Pozostali kapłani, którym podlegały określone obszary życia społecznogospodarczego, zajmowali, wraz ze swoimi podwładnymi, piętra niższe. Duńczyk Simon Larsson, nadzorujący sprawy ekonomiczno-skarbowe, miał swoje biuro na czwartym piętrze. Luksemburczyk Daniel Pointe od spraw kultury i zdrowia – na trzecim. Paolo Marinetti z Włoch od transportu i komunikacji – na drugim. W końcu, Miguel de Sousa z Portugalii od spraw wojskowych i policyjnych – na piętrze pierwszym. Dla porządku nadmienię, że mi podlegają szeroko pojęte sprawy społeczne: od edukacji począwszy, a na kwestiach społeczno-moralnych skończywszy. Gwoli ścisłości: obszar Polski posiada, jak każde z byłych państw europejskich, lokalne władze. Kapłani z ramienia Nowego Edenu kontrolują ich prace, a także mają duże możliwości wetowania ich zarządzeń oraz wydawania własnych. Arcykapłan z kolei koordynuje pracę jednych i drugich. Schmit przedstawił mnie oficjalnie na uroczystej naradzie. Przybyli kapłani i przedstawiciele władz lokalnych. Nasz „arcy” ma przeszło dwudziestoletni staż kapłański. Kilka tygodni przed przyjazdem do Warszawy zostałem mu oficjalnie przedstawiony w Orleanie. Wrażenie jakie wówczas na mnie zrobił, potwierdziło się obecnie. Niewątpliwie jest typem technokraty, dopiero później ideowca. Spotkanie miało charakter kurtuazyjny. Prezydent Polski zrobił na mnie wrażenie potulnego i usłużnego. Kłaniał się wszystkim w pas, wylewnie Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 9 ściskał ręce na przywitanie, rozdając dookoła przymilne uśmiechy. Najwidoczniej jest świadomy swojej raczej symbolicznej i wykonawczej roli. Kapłani z kolei reprezentowali cały wachlarz typów charakterologicznych. Typem gaduły i wesołka jest z pewnością Marinetti – rzymski brunet o orlim nosie. Kontrastowali z nim Duńczyk Larsson oraz Luksemburczyk Pointe – obaj blondyni – sprawiający wrażenie wiecznie przemęczonych flegmatyków. Uśmiechali się zdawkowo pogrążeni w myślach. Typem mruka jest również de Sousa (od służb porządkowych). Nudził się i bynajmniej nie miał zamiaru tego ukrywać, ziewając ostentacyjnie. Schmit, gdy już wypowiedział wszystkie kurtuazyjne słowa, jakie posiadał w swoim niezbyt bogatym repertuarze, zaczepił o sprawy trudniejsze: – Sytuacja jest złożona – mówił z rękami złożonymi w charakterystyczną „piramidkę”. – Najbliższe miesiące mogą zadecydować o kierunku rozwoju naszego milenarystycznego państwa. Zwrócił się też bezpośrednio do mnie: – Myślę, że będzie się tu bratu dobrze pracowało. Ten kraj jest jednym z najsilniejszych w Edenie, między innymi dzięki naszej pracy. Wzniósł w mojej intencji toast. Po zebraniu poprosił mnie bym chwilę pozostał. Sam opadł w skórzany, mahoniowy fotel. Jego tłuste ciało wypełniło go szczelnie, niczym galareta szklane naczynie. – Zaczynamy nasze wspólne gubernatorstwo – rzekł, wskazując mi fotel po przeciwległej stronie mahoniowego stoliczka. – Czuję się tu jak gubernator Frank. Westchnął, a po chwili ułożył ponownie ręce w niemodną „piramidkę” i trajkotał dalej: Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 10 – Czy brat wie, kim był gubernator Frank? – Chodzi mi po głowie to nazwisko, lecz nie potrafię skojarzyć go z żadną epoką ani sytuacją. Na te słowa zrobił nieokreśloną minę, oznaczającą mniej więcej: „trudno”. Lokaj w międzyczasie nalał whisky do kieliszków. – Za wspólne urzędowanie – rzekł, wznosząc szkło. Chwilę smakował przełykany trunek. Potem przyjrzał mi się badawczo i powiedział tajemniczo: – Mam do brata szczególną propozycję. – Zamieniam się w słuch. – Propozycja jest do rozważenia i absolutnie proszę jej nie traktować jako polecenie służbowe. Znowu popatrzył na mnie uważnie, jakby jeszcze wahał się, czy powierzać mi sekret. – Brat jest tu nowy, mało znany. Czy nie wybrałby się brat incognito na rekonesans po Polsce? Oczywiście nie od razu – rozłożył ręce. – Za miesiąc, dwa... Chodzi mi o przyjrzenie się z bliska zwykłym ludziom. Przysłuchaniu się ich rozmowom w pociągach, w sklepach, restauracjach. Po takim doświadczeniu na pewno inaczej spoglądałby brat na problemy, z którymi się zetknie. – Mam podróżować i podsłuchiwać...? – zdumiałem się. – No nie... – zmieszał się. – To tylko taka propozycja. – Jeżeli ja mam wyręczać służby specjalne, to co właściwie robi de Sousa? Przecież składa co tydzień szczegółowe raporty o sytuacji w kraju – moje oburzenie było autentyczne. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 11 – No cóż, jak to powiedzieć, te raporty są zbyt optymistyczne. Chciałbym otrzymać informację z drugiego źródła, lecz jeśli brat nie chce – nie ma sprawy. Nie bez trudu próbował wygramolić się z fotela. – Nie mówię „tak”, nie mówię „nie”. Muszę się nad tą propozycją po prostu zastanowić – powiedziałem i upewniwszy się, że nie ma dla mnie więcej propozycji, wyszedłem. Wieczorem w komputerowym słowniku sprawdziłem, kim był ów Frank. Gdy przeczytałem adnotację pod nazwiskiem, komputer niemal upadł mi na podłogę. Frank to hitlerowski gubernator w okupowanej Polsce. Dziwne poczucie humoru ma mój szef. Może należy do grupy reformatorów doceniających zasługi Hitlera dla idei Nowego Edenu. Rzeczywiście w pewnych jego posunięciach idea postępowa znajdowała ucieleśnienie (choćby kwestia eugeniki). Niemniej nazizm jest pomysłem skompromitowanym propagandowo, więc nie sposób do niego wracać. 6.04.2074 r. Stopniowo wdrażam się do swoich obowiązków. Do południa przerzucam dokumenty, a po obiedzie odbywam spotkania z różnymi organizacjami, instytucjami i wyższymi urzędnikami. Dziś na przykład odwiedziłem jedno z warszawskich liceów. Chciałem namacalnie sprawdzić, jak funkcjonuje tutejsza oświata. W planie wizyty znajdowało się uczestnictwo w lekcjach pokazowych, spotkanie z całą społecznością szkolną w sali gimnastycznej oraz nieformalne rozmowy z dyrekcją i nauczycielami. Na pierwszej z lekcji uczniowie przepytywali młodą nauczycielkę z jej kwalifikacji zawodowych. Dziewczyna radziła sobie dobrze do momentu, gdy zaczęto ją pytać o subkultury młodzieżowe. Wówczas trochę się Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 12 pogubiła. W efekcie wystawiono jej ocenę dostateczną. Przy okazji dowiedziałem się, iż w szkole nie korzysta się już od dawna z podręczników, nie ma zeszytów, ale za to kładzie się akcent na spontaniczność młodzieży w odkrywaniu prawdy o tolerancji i wiecznej szczęśliwości na ziemi. O wiele ciekawsza wydała mi się druga lekcja. Nauczycielka zaprezentowała zajęcia prowadzone nowoczesną metodą farmakologiczną. Na pierwszy rzut oka była to lekcja tradycyjna, wykładała jakieś zagadnienie, ale na zakończenie danej sekwencji podawała młodzieży czerwoną pigułkę, która ponoć pomagała lepiej zachować w pamięci wcześniej przekazaną wiedzę. Rezultaty tej metody są ponoć rewelacyjne! Następnie udałem się na mityng z młodzieżą do sali gimnastycznej. Już na wejście zgotowano mi owacyjne powitanie. Uczniowie skandowali: „Eden!!!”, „Eden!!!”, „Eden!!!”. „Reżyseria czy pełny spontan?” – zadałem sobie pytanie. Trudno zgadnąć. Jedno jest pewne – mile mnie zaskoczono. Pod wpływem tego aplauzu powiedziałem do mikrofonu: – Na widok takiej młodzieży – serce rośnie. Z wami chce się zmieniać ten kraj w... raj. Burza braw. Po oficjalnym powitaniu przez dyrektora i moim dosyć ogólnikowym zagajeniu oddano mikrofon uczniom: – Na Zachodzie Europy młodzież od lat może uczyć się nowoczesnej edukacji seksualnej – mówiła piegowata dziewczyna. – W Nowym Edenie wprowadzony jest program „edukacji transseksualnej” przygotowujący młodzież do wyboru odpowiedniej opcji: homo, bi, zoo, pedo, a niekiedy mówi się już o nekro. Nasze programy obejmują jedynie homo i bi. Kiedy to się w końcu zmieni? Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 13 Proszę, jakimi problemami żyje to pokolenie – myślałem w duchu, wsłuchując się w jej pytanie. Dziewczyna wyglądała niepozornie. Przypominała grzeczną pensjonariuszkę ze starych filmów: długi pleciony warkocz na plecach, nawet jej niebieska sukienka kojarzyła się z fartuszkiem. – Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałem o tych opóźnieniach – odpowiedziałem. – Obiecuję niezwłocznie znormalizować edukację seksualną ze standardami przyjętymi na Zachodzie. Oczywiście oprócz nekro. Za zalegalizowaniem tego typu seksualizmu opowiadają się co prawda niektóre grupy, ale ta opcja nie jest jeszcze wprowadzona do programów szkolnych. Musicie zatem cierpliwie czekać. Pozwólcie, że wyrażę przy tej okazji swój pogląd. Zwolennicy zrównania opcji nekro z innymi będą mieli spore trudności. Do legalizacji przez państwo innych wymienionych tu orientacji seksualnych warunkiem jest zgoda partnera. W przypadku osób zmarłych, jak wiadomo, jest to niemożliwe. Ostatnio słyszałem o propozycji, żeby ewentualni chętni spisywali specjalne oświadczenie przed śmiercią. Salę najwyraźniej zainteresował poruszony temat. Niewysoki chłopak o inteligentnej twarzy, w okrągłych okularkach, przedarł się do mikrofonu: – Podobne trudności wystąpiły w przypadku opcji zoo. Posługiwano się argumentem, jakoby zwierzęta nie mogły wydać zgody na akt. Zgoda taka jest fundamentem postępowania w demokratycznym państwie. Na tym przykładzie widzimy obłudę wrogów postępu. Bo skąd nagle u reakcjonistów taka troska o prawa zwierząt? Po sali rozszedł się pomruk aprobaty, który utwierdził małego okularnika w słuszności swojego wywodu: – Wszystko dobrze się skończyło – kontynuował. – Wypracowano consensus, według którego zwierzę może dawać zewnętrzne oznaki zadowolenia. Opcja zoo w końcu została zalegalizowana przez Radę Bogów. Ufam, że postęp Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 14 zwycięży również w tej sprawie i dla zwolenników opcji nekro w końcu zaświeci słońce. Żyjemy przecież w czasach postneopostmodernizmu, w epoce milenarystycznej, będącej zwieńczeniem osiągnięć ludzkiego rozumu. Młodzian mówił z pasją, niczym wytrawny mówca wiecowy. Później dowiedziałem się, że należy do prężnych działaczy „Koła Poszukiwaczy Coraz To Nowych Postępów”. Dalej pytano o różne aktualne kwestie polityczne, aż w końcu ktoś dotknął tematów gospodarczych. Nie muszę tłumaczyć, że są to drażliwe zagadnienia. Sprytnie wywinąłem się od odpowiedzi, zasłaniając się brakiem czasu. Wtedy nastąpił wielce wymowny incydent. Kilku wyrostków nagle uniosło w górę transparent z napisem: „Precz z obcym namiestnikiem”. Skandowano równocześnie: „Zboczeńcy, zboczeńcy, zboczeńcy” oraz „Farsa, farsa, farsa”. Ochrona w miarę szybko poradziła sobie z małoletnimi fundamentalistami. Zmieniony w kredową kartkę papieru dyrektor, dopadł do mnie i dłuższą chwilę tłumaczył się z incydentu: – Od jutra ci uczniowie zostaną wydaleni ze szkoły – zakończył monolog. – Spokojnie, panie dyrektorze. Nic się nie stało... – odrzekłem, ledwo tłumiąc oburzenie. – Należy otoczyć ich szczególną troską pedagogiczną i nie stosować żadnych staroświeckich kar. Zdarzenie to jednak dało mi sporo do myślenia. Jeśli wśród młodzieży zdarzają się takie spektakularne akcje, to co dopiero dzieje się wśród dorosłych? Trzeba będzie przyjrzeć się temu problemowi i w miarę potrzeby organizować obozy reedukacyjne. Samo karanie eutanazją ludzi chorych z nienawiści nie wystarczy. Tu trzeba pójść znacznie dalej, starając się zmieniać sposób myślenia tych osób. Po mityngu zakończonym skandalem dyrektor oprowadził mnie po szkole. Między innymi pokazał mi gabinet kar dla nauczycieli urządzony Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 15 w piwnicach szkoły. Tego typu gabinety od lat funkcjonują w strefach francuskich i niemieckich – tradycyjnie najbardziej postępowych. Samo usytuowanie miejsca kar było zgodne z najnowszymi normami wydanymi ostatnio przez Radę Bogów. Na Zachodzie bowiem często dochodzi do protestów środowisk nauczycieli, gdy pokój usytuowany jest w głównym miejscu szkoły, na przykład przy samym wejściu, co sprawia, że krzyki nauczycieli roznoszą się po całym budynku. Tutaj mądrze uniknięto tego problemu. Uczniowie wymierzają karę chłosty w piwnicy. Nikt nie słyszy krzyków, a co wrażliwsze dzieci unikają niepotrzebnych stresów. Dyrektywa Rady Bogów, uchwalająca karę dla nauczycieli za nietaktowne zachowanie i brak efektów nauczania, w swoim czasie wywołała ognistą dyskusję w prasie. Reakcjoniści proponowali, żeby wymierzać kary przez szkolnych ochroniarzy. Środowiska postępowe domagały się stworzenia możliwości karania pedagogów przez samych uczniów. Argumentowano, że tylko w ten sposób da się wyrównać rachunki krzywd z przeszłości. Od wieków nauczyciele znęcali się nad dziećmi – teraz współczesne pokolenie dzieciaków ma szansę odpłacić okrutnym pedagogom za krzywdy wyrządzone swoim poprzednikom w ławie szkolnej. Wprowadzenie takiego rozwiązania uciszyło głosy o konieczności finansowego zadośćuczynienia dla współczesnej dziatwy, analogicznie do zadośćuczynienia, jakie otrzymali afroamerykańscy niewolnicy w USA od potomków dawnych prześladowców. Pochwaliłem dyrektora za świetne urządzenie gabinetu sprawiedliwości dziejowej (tak nazwę stosuje się w oficjalnych dokumentach). Jego twarz stała się teraz pąsowa i niemal natychmiast przystąpił do kontrataku, wyczuwając, że może coś ugrać: – Młodzież wymierza kary praktycznie non stop... – mówił zatroskany. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 16 – Przydałoby się drugie pomieszczenie. Ten gabinet nie spełnia wymaganych standardów dla szkoły liczącej pięćdziesięciu pedagogów. Poradziłem mu, żeby złożył wniosek o dotację do mojej kancelarii. Na koniec miałem jeszcze krótkie spotkanie z kadrą pedagogiczną. Podsumowałem na nim swoją wizytę w szkole: – Wasza szkoła jest przykładem postępu godnego XXI, a może nawet XXII wieku. W nauczaniu stosujecie metody aktywne, uczycie myślenia krytycznego, to musi w końcu przynieść efekty. Co prawda zdarzają się incydenty, takie jak dzisiaj, ale gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą – pocieszałem. – Milenarystyczna szkoła zmieniła podejście do kary. Teraz już nie wy, lecz dzieci wymierzają wam karę, żeby wyrównać krzywdy przeszłości. W wielu sercach budzi to opór. Pamiętajcie, że jest to zwyczaj przejściowy, który potrwa do wyrównania krzywd międzypokoleniowych. Tymczasem przyjmujcie wymierzane wam kary z pokorą, ucząc swoim przykładem, na czym polega prawdziwy postęp i jak fatalnym błędem ludzkości było uznawanie przez wieki barbarzyńskiego prawa zezwalającego na bicie dzieci. Brawa co prawda nie były zbyt owacyjne, ale na wielu twarzach wyczytałem zrozumienie. 9.04.2074 r. Dzisiaj jest poniedziałek. Dzień wolny od pracy. Spędziłem go w domu. Trochę czytałem, a trochę wspominałem. Przypomniałem sobie, jak pierwszy raz w dzieciństwie usłyszałem w telewizji o powołaniu Rady Bogów, która przejęła władzę w Nowym Edenie. Pierwszy raz w historii „pogardzani” przez wieki buntownicy, zwani złośliwie „skrajnymi”, doszli do władzy. Oto ekologowie, pacyfiści, anarchiści, antyklerykałowie, zwolennicy Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 17 równouprawnienia opcji seksualnych, aborcjoniści, entuzjaści eutanazji, feministki, antypedagodzy i inne „błędne duchy” otrzymały swoje pięć minut w historii, zjednoczeni wokół idei milenaryzmu wolnościowego. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, co dzieje się wokół... Przeczuwałem tylko coś wielkiego. Gdy oglądałem transmisję z konstytuowania się Rady Bogów, moje plecy przeniknął ten sam dreszcz, co po latach w trakcie ceremoniału zaprzysiężenia na kapłana. Ale dzisiaj, oprócz przeczucia, mam głębokie intelektualne przekonanie, że uczestniczę w czymś, co stanowi finalny efekt intelektualnej pracy ludzkości. Gdyby bowiem głębiej zastanowić się nad tym, co stało się w ostatnich kilkudziesięcioleciach, to ułomna myśl nie jest w stanie ogarnąć geniuszu Liberta i Hajnasa – dawnych działaczy ekologicznych i pacyfistycznych – którzy pod projektem milenaryzmu zebrali wszystkich „błędnych rycerzy ducha”. Ich talent polityczny przejawiał się w umiejętności wykorzystania koniunktury politycznej po upadku Unii Europejskiej, zmobilizowania aktywistów wolnościowych w całej Europie, przejęciu władzy w każdym państwie i utworzeniu imperium Nowego Edenu. Niewątpliwie ich zasługą jest tchnięcie w stare idee wolnościowe nowej energii, poprzez sięgnięcie do koncepcji milenarystycznych. Hajnas i Libert wcielili w życie dawne ideały, dając im wolnościową oprawę. Dawniej nadejście epoki milenijnej wieścił Joachim z Fiore, później do miana idei milenijnych pretendowały komunizm, nazizm oraz socliberalizm. Panowanie danej idei było interpretowane jako epoka doskonała, będąca kwintesencją ducha ludzkiego. Niestety, tamte projekty nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań. Diagnoza Hajnasa i Liberta – przypominam „skrajnych”, zielonych anarchistów – była zaskakująca. Otóż, ci dwaj ateusze stwierdzili, że główną przyczyną upadku idei komunistycznych, nazistowskich i liberalnych jest pomijanie w tych projektach Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 18 znaczenia potrzeb transcendentalnych rodzaju ludzkiego. Uznali, że choć życie pozagrobowe nie istnieje, to religia wciąż pozostaje „opium dla ludu”, czy nam się to podoba, czy nie. Polityk powinien wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. Ludowi należy zatem dać religię, ale religię oświeconą, która będzie siłą pozytywną, a nie demobilizującą. Najlepiej, gdy będzie to religia stworzona przez ludzki rozum. Nie był to nowy pomysł, ale budowniczowie Nowego Edenu odświeżyli go. W tym miejscu należy oddać hołd Mateuszowi Lanzamowi, Mikołajowi Fiodorowowi1 oraz twórcom ideologii transhumanizmu z początków XXI wieku. Gdy trzydzieści lat temu Lanzam, inspirowany pismami Fiodorowa i transhumanistów, odkrył prawo regeneracji obumarłych komórek, człowiek stał się wreszcie równy bogom. Mógł już wskrzeszać zmarłych i podtrzymywać życie, nie tylko poprzez klonowanie i przeszczepy, ale przede wszystkim dzięki odtworzeniu pierwowzoru człowieka z jego szczątków. Odkrycie zostało sprytnie wykorzystane przez Hajnasa i Liberta. Wpadli oni na pomysł, by wskrzesić w pierwszej kolejności mędrców zasłużonych dla idei wolnościowych. Owi mędrcy zostali bogami, którym oddają dziś cześć poddani Nowego Edenu. Odkrycie miało zatem znaczenie religijne, ale i wzmocniło potencjał intelektualny wolnościowego milenaryzmu. Gdybym wierzył w pozaziemskie światy, uznałbym bowiem, że rzeczywiście Rada Bogów działa z natchnienia Opatrzności. Geniusz Woltera, Lenina, Rousseau, Kanta, Hegla, Fiodorowa i innych da się porównać z geniuszem transcendentnej siły, opisywanej przez religie całego świata. W jednym momencie historii i na jednej przestrzeni spotykają się tak potężne umysły, tworząc duchową energię równą sile bóstwa. Jednocześnie są bogatsze o doświadczenia historii. Mogą poprawić i udoskonalić swoje idee sprzed lat. 1 Mikołaj Fiodorow (zm. w 1902 r.) był myślicielem religijnym nawiązującym w swych pismach do idei gnostycznych. Doszedł do wniosku, że wskrzeszenie zmarłych nastąpi w wyniku rozwoju nauki. Postęp naukowy doprowadzi do sytuacji, że zmarli zmartwychwstaną i będą żyć w raju na ziemi. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 19 Hajnas i Libert poszli dalej. Aby zmobilizować ludzi do życia w wolności, obiecali zbawienie (poprzez powtórne wskrzeszenie) wszystkim obywatelom otwartym na tolerancję i postęp, a zagrozili potępieniem ciemniaków i patriarchalnych wsteczniaków. Religijne pojęcie „grzechu” znalazło mądre zastosowanie w nowych warunkach. Z tym, że teraz grzechem było to wszystko, co nie służyło wolnościowemu milenaryzmowi2. Szczegółowy katalog grzechów, rachunek sumienia i sposób właściwego postępowania spisali w Katechizmie wolnego człowieka, który dzisiaj znajduje się obowiązkowo w każdym domu. Pod koniec życia każdego obywatela sprawdza się jego kartotekę w komputerowej bazie danych, przeprowadza się wywiad środowiskowy i na tej podstawie lokalny arcykapłan wydaje decyzję, czy dany osobnik będzie mógł być w przyszłości wskrzeszony do życia wiecznego w raju na ziemi. (Później weryfikują to jeszcze specjalne komórki przy Radzie Bogów, nie chcę jednak wchodzić w szczegóły). Rada Bogów kieruje państwem, dekretuje wszelkie ustawy. W ten sposób bogowie znajdują się blisko ludzi. Dotychczas biedny człowiek na klęczkach pytał anonimowego Stwórcę o zdanie i musiał domyślać się odpowiedzi. Dzisiaj bóstwo samo odpowiada na pytania ludu. Tacy jak ja kapłaniurzędnicy są pasami transmisyjnymi ich woli działającymi w bezpośredniej bliskości z wiernymi i mają za zadanie pomóc im dojść do zbawienia. Po raz wtóry rozważałem to wszystko, gdyż wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla twórców tego systemu. Przez cały wolny poniedziałek przeglądałem książki ojców założycieli Nowego Edenu, wczytywałem się w dzieła Fiodorowa. Przed snem ponownie sięgnąłem do Katechizmu wolnego człowieka. Trafiłem na ustępy dotyczące szczęścia. Tekst pobudził moją wyobraźnię do 2 Słowo „milenaryzm” przyjęło się trochę niezgodnie ze stanem faktycznym. W sensie ścisłym na koniec świata i wskrzeszenie wszystkich zasłużonych dla nowej idei nie będziemy czekać tysiąc lat, ale, co najwyżej kilka dekad. Jednak ze względów stylistycznych, preferowane początkowo przez władze sformułowanie „dekadyzm wolnościowy”, nie przyjęło się. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 20 głębszej refleksji. Cóż, należałoby określić granicę możliwej intensyfikacji przeżywania szczęścia przez jedną istotę, nieprowadzącą do cierpienia innych istot. Nie jest to wcale takie proste. W rezultacie musimy wprowadzić coś na kształt umowy społecznej. Osiągnięcie szczęścia absolutnego nie jest zatem na razie możliwe, gdyż zawsze musi mieć ono na względzie szczęście innych (Katechizm pisze o tym wyraźnie). Szczególny przykład takiej sytuacji występuje w przypadku wegetarianizmu. Jego krytycy twierdzą, że ogranicza on prawo do szczęścia w sferze smaku. „Ogranicznikiem” jest w tym przypadku prawo zwierzęcia do życia w godnych warunkach. Nieco inne problemy występują, gdy w poszukiwaniu szczęścia zmysłowego uwzględnimy czynnik zdrowotny. Na przykład, moda na budowanie ruchomych chodników na deptakach europejskich miast celem uniknięcia niepotrzebnego męczenia się spacerowiczów rykoszetem uderza w ludzi. Co prawda mniej się męczą (co jest elementem szczęśliwości fizyczno-zmysłowej), ale w zamian odbija się to na ich zdrowiu. Czemu zatem dać priorytet? W Katechizmie wyraźnie podkreślono, że prawdziwe szczęście osiągniemy dopiero w ziemskim raju, po wskrzeszeniu (oczywiście gdy na to zasłużymy). Dzisiaj musimy doskonalić się w otwartości i tolerancji, a równocześnie pokornie godzić się z mniejszym poziomem szczęśliwości ogółu. Dopiero w raju, „zbawieni” osiągną pełnię szczęścia. Może nawet będą mogli jeść mięso! Brrr... za takim rozwiązaniem jako wegetarianin bynajmniej się nie opowiadam. 15.04.2074 r. Od kilku dni pracuję między innymi nad projektem o nazwie „Doppel-mutter”. Projekt ma objąć opieką dzieci z rodzin rozbitych przejawiające Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 21 syndrom braku matczynej miłości. Dzieci te, o ile nie trafiły do „Domu Dziecka Wyzwolonego”, wychowywane są przez samotnych ojców lub matki. Z tej grupy, według statystyk policyjnych, rekrutuje się najwięcej przestępców lub osób mających w dorosłym życiu kłopoty z nawiązaniem kontaktu interpersonalnego z drugą istotą. Zważywszy, że średnio siedemdziesiąt siedem procent wszystkich dzieci w Nowym Edenie pochodzi z rodzin rozwiedzionych, perspektywy przed naszymi społeczeństwami nie są zbyt optymistyczne. W niektórych krajach, gdzie rozwodów jest ponad 90%, jak w Holandii czy Danii, prawie cała populacja ma kłopoty z prawidłowym funkcjonowaniem w społeczeństwie. I choć w Polsce tych dzieci jest zdecydowanie mniej, to przecież nie można ich pozostawić na pastwę losu. Rozwody są niewątpliwie jedną z ważniejszych zdobyczy epoki pooświeceniowej. Niestety, prowadzą do klasycznego konfliktu dwóch wolności i dwóch pragnień szczęścia: z jednej strony kobiety cierpią w nieudanych związkach, a z drugiej – dzieci cierpią w wyniku zerwania kontraktu małżeńskiego. W tej kwestii przyjęło się wyżej stawiać racje kobiet. Dzieci schodzą na drugi plan. Postępowy milenaryzm dostrzegł niesprawiedliwość pojawiającą się na tym tle. W epoce, która we wzorcowy sposób zmierza do doskonałej równości między płciami, rasami, kulturami, istotami różnych gatunków, a także między dziećmi a dorosłymi, nie można przymykać oczu na ten problem. Wiem ze swoich źródeł, iż bogowie pracują nad nowymi rozwiązaniami w tym zakresie. Tymczasem fakty są przygnębiające. Nieszczęśliwych dzieci ciągle przybywa, a rasizm antydziecięcy wśród płytko myślącej lewicy jest wciąż duży. Doradcy podsunęli mi projekt niemieckiego psychologa Jürgena Witzke. Pomysł Witzkego sprowadza się do zabrania dzieci od ojców wychowujących córki i synów w pojedynkę i oddania ich pod opiekę kobiet żyjących w zarejestrowanych związkach. Jest to autentyczne novum. Dzięki temu rozwiązaniu rozwody nie naruszają już praw dzieci. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 22 Witzke, na podstawie badań nad dziećmi rozwodników, doszedł do interesującego spostrzeżenia, że pustkę panującą w duszy dzieciaków może zapełnić niejako „podwójna dawka matkości” (w oryginale „doppel-mutter”). Po prostu – braki emocjonalne dzieci kompensują dwie matki żyjące w związkach jednopłciowych. Za jednym zamachem rozwiązano dwa problemy. Kobiety spragnione dzieci, a nie mogące z przyczyn obiektywnych ich urodzić, otrzymały to, czego pragnęły. Nasi najmłodsi obywatele zaś dostali szansę na powrót do właściwego życia emocjonalnego. Dwie takie wioski utworzono w Niemczech. Jeszcze przed przyjazdem do Warszawy jeździłem je oglądać i wywarły na mnie ogromne wrażenie. Teraz przesunąłem trochę pieniędzy z budżetu oświaty, uzyskując środki finansowe na prowadzenie kilku takich wiosek w strefie polskiej. Nie muszę budować nowych obiektów, gdyż „podwójne matki” wprowadzą się do istniejących wiosek dziecięcych, w których sieroty wychowywały „ciocie”. „Doppel-mutter” przejmą też opiekę nad sierotami. Projekt w moim imieniu ma pilotować młoda urzędniczka Hortensja Plaff (Luksemburg), która zabrała się do jego realizacji z wielkim entuzjazmem. W najbliższych dniach ma powołać komisję, która będzie kwalifikować kobiety na „doppel-mutter”. Z innych spraw. Po głowie chodzi mi propozycja starego, bym incognito podróżował po Polsce. Z każdym dniem perspektywa takiej wycieczki zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Praca w biurze nudzi mnie. Ciągła konieczność podejmowania różnych decyzji rodzi niepotrzebne stresy, które pewnie już wkrótce odbiją się na moim zdrowiu. Tuż przed snem zadzwoniła do mnie Katja. Wypytywała o pracę i samopoczucie. Zapowiedziała przyjazd całej paczki za kilka tygodni. Moje myśli ponownie poszybowały do Weroniki. W zawirowaniach codziennych spraw zapomniałem o swojej nieszczęśliwej miłości. Teraz myślałem ponownie o niej i wspominałem dawne szczęśliwe czasy, gdy razem mieszkaliśmy w Orleanie. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 23 25.04.2074 r. W końcu znudzony pracą biurową postanowiłem pozytywnie odpowiedzieć na prośbę Schmita. Pojechałem windą na górę i od drzwi głośno zakomunikowałem: – Jadę w Polskę! Stary podpisywał jakieś dokumenty. Oderwał od nich twarz i wypuścił z rąk pióro, jakby się nim sparzył. Przyjrzał mi się uważnie wiercącymi oczkami osadzonymi w okrągłej, co ja piszę, grubej twarzy, którą można by ciągle pokazywać w horrorach. (Nasz arcykapłan mógłby z powodzeniem obsadzać się w rolach starego lokaja w ponurym zamczysku.) – Nareszcie! Gratuluję decyzji! – wykrzyknął. – Kiedy wyruszamy? Miałem go zapytać, czy on też jedzie, ale zorientowałem się, że to tylko taki kolokwializm i specyficzny sposób wyrażania. – Na początku maja – powiedziałem, wpatrując się w tę dziwną fizjonomię. – Świetnie – wycedził, klepiąc mnie po ramieniu. – Niech brat uważnie słucha, co ludzie mówią, jak się zachowują, czym handlują, jakie mają poglądy. W ten sposób mamy szansę dotrzeć do istoty kryzysu, jaki nas gnębi i mu skutecznie przeciwdziałać. Poczłapał do stołu. Podniósł z biurka cygaro, zapalił je i dopiero teraz – widząc, że stoję – wskazał mi miejsce w fotelu. – Czy de Sousa wie o mojej podróży? – zaskoczyłem go pytaniem. Nie udało mu się ukryć zakłopotania, choć bardzo się starał. – Nie wie, ale mogę mu powiedzieć... Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 24 – Proponuję zrobić to zaraz. Nie chciałbym żeby pomyślał, że coś kombinuję za jego plecami. Po kilku sekundach sekretarka już wezwała kapłana od służb specjalnych. De Sousa zjawił się po pięciu minutach. Jego południowa karnacja dobitniej wyakcentowała ciemne doliny pod oczami. Dodatkowo nieufność do świata bijąca z jego twarzy, którą rozsiewał wokół siebie (może cierpiał na kamienie w nerkach), tworzyła trudny do pokonania dystans. Stary bez mrugnięcia powieką opowiedział mu o swoim pomyśle i mojej decyzji. De Sousa nie ukrywał zdziwienia: – Nie rozumiem, czy moje działania są niezadowalające? – Nie w tym rzecz. Spostrzeżenia kapłana Rose mogą rzucić nowe światło na pewne sprawy, wyakcentować inne – niezbyt wiarygodnie przekonywał szef. – Po co fatygować kapłana, odrywać go od obowiązków, skoro posiadamy specjalistów od wywiadu wewnętrznego? Zresztą, wykonują oni non stop podobne zadania operacyjne – dziwił się De Sousa. – Kapłan Rose będzie miał okazję poznać mentalność tutejszych ludzi – tłumaczył Schmit. – Jego świeże spojrzenie dostrzeże to, co bagatelizują rutyniarze. Ta naciągana argumentacja nie przekonała de Sousy, ale wkrótce dał za wygraną. Spuścił oczy, jak uczniak słuchający reprymendy belfra i smutno gapił się w podłogę. Najwyraźniej panowie grali w jakąś grę, której nazwy nie znałem. Szczerze powiedziawszy, mało mnie obchodziły ich wzajemne niesnaski. Po prostu chciałem się oderwać od sterty papierów i odetchnąć świeżym powietrzem. Przed wyjazdem postanowiłem zrobić sobie porządny rachunek sumienia. Cóż, nawet kapłan jest ułomny. Dzisiaj na przykład zapomniałem Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 25 w ciągu dnia pokłonić się w stronę Orleanu. Po raz kolejny dochodzę do wniosku o potrzebie regularnej lektury Katechizmu, która musi wejść mi w krew i stać się, jak kiedyś mówiono, drugą naturą. Choć z drugiej strony nie mogę zmuszać się do czegoś wbrew sobie, bo to ogranicza moją wolność, o którą tak walczę na co dzień. Cóż, muszę doprowadzić do stanu, w którym Katechizm będę czytał spontanicznie, bez wysiłku woli. 3.05.2074 r. 1 maja wyruszyłem w trasę. Ekspres Warszawa-Lublin pędził co sił w stalowych płucach, zostawiając daleko w tyle zdziwione drzewa. Słońce grzało, niczym w lipcu, zamieniając przedział w tropikalną plażę (zepsuła się wentylacja). Uchyliłem okno. Rozpędzony wiatr wdarł się do wagonu, owiewając twarz. Do miasteczka Dęblin podróżowałem z dwiema kobietami. Ich rozmowy koncentrowały się wokół chorób dzieci. W Dęblinie młode matki opuściły przedział, ich miejsce zajęło dwóch podpitych mężczyzn. Starszy, pewnie po siedemdziesiątce, dzierżył w jednej dłoni drewnianą laskę z „rączką” w kształcie łba wilka, a w drugiej – biały kapelusz z brązową obwódką. Na jego chudym torsie zwisała sfatygowana jasnobeżowa marynarka. Przypominał mi łysego dziadunia ze starych filmów z Benny Hillem, którego Benny Hill ciągle okładał po głowie. Młodszy, około pięćdziesięcioletni grubas w jasnobłękitnej bluzce, wstydliwie zasłaniał nogami brzęczącą butelkami reklamówkę. Na jego pulchnych policzkach kwitł szkarłatny rumień. Dyskretnie nasłuchiwałem, o czym gaworzą mężczyźni, obojętnym wzrokiem spoglądając na umykające drzewa. Tym razem trafiłem na rolników, narzekających na niekorzystną koniunkturę w rolnictwie. – Panie, Niemcy gnębią chłopa – rzekł w pewnej chwili staruszek. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 26 – Ano – odpowiedział enigmatycznie grubas. – Prawie całe zboże na Zachód wywożą, bo tam bieda. Niedługo przyjdzie zdechnąć z głodu. Grubas wymownie spojrzał w moją stronę. – Co? Że doniesie? A niech donosi – temperamentny dziadek stuknął zamaszyście laską o podłogę. – Doniesiesz? – zwrócił się do mnie. – Nie – zaprzeczyłem zaskoczony bezpośredniością mężczyzny. – Słyszysz – zwrócił się do kompana. – Swój chłop! Grubas uśmiechnął się dwuznacznie, ale dalej nieufnie spoglądał w moim kierunku. – Mój dziadek opowiadał, jak wprowadzali rządy unijne. Chcieli odebrać chłopom ziemię i oddać ją obszarnikom – machał laską podekscytowany staruszek. – Szybko się na tym przejechali. Pulchny mężczyzna nachylił się, poszperał w reklamówce i po sekundzie w jego dłoni zabłysła przezroczysta butelka wódki. – Nie gadaj tyle, bo język ci się zmęczy – powiedział do staruszka, mrugając okiem w moim kierunku. Między nami pojawiła się jakby nić sekretnego porozumienia, którą można by opisać słowami: „Stary jest śmieszny, gada jak najęty, bo sobie trochę podpił. Słabą ma już głowę... My młodsi jesteśmy mocniejsi”. Zaraz znalazły się plastikowe szklaneczki, które grubas starannie wypełnił wódką. Nalał również mnie. Cóż, skoro miałem się dowiedzieć, co myśli prosty lud, musiałem się z nim bratać! Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 27 – Spożyjmy – rozkazał rumiany chłopek, wymownie wznosząc plastik w górę. Spożyłem. Ciepły trunek utkwił mi gdzieś między gardłem a wątrobą i nie chciał posunąć się nawet o centymetr w dół. Towarzysze podróży nie mieli takich problemów. Wręcz przeciwnie. Ożywili się, wygłaszając coraz radykalniejsze sądy. Nawet grubas uznał, że po wspólnym „przepiciu” jestem teraz „swój gość”. – Słyszeliście panowie, dziś rano w radiu powiedzieli, że chcą rzucić na nasz rynek trochę niemieckiego, zatrutego zboża – obwieścił nowinę. – Tak... Niemcy nas wykorzystują. Chcą zniszczyć nasze rolnictwo. Gdy zniszczą chłopa, zniszczą naród – powtarzał stare antyniemieckie slogany dziadunio. Po dwóch, może trzech minutach, grubas ponownie napełnił plastikowe pojemniki alkoholem. Próbowałem się opierać, ale bez większych efektów. – Nie krępuj się pan. Odstawisz następnym razem – powiedział ten od Benny Hilla. – Spożyjmy – dodał grubas. Wysiłkiem woli próbowałem przemóc się i wypić podgrzany słońcem płyn, lecz, jak za pierwszym razem, zatrzymał się on między gardłem a wątrobą. – Wiecie panowie – odezwał się czerwony jak burak tłuścioch – znam taki przypadek. Dwóch homosiów zamieszkało w sąsiedniej wsi. Wzięli ten ich „ślub” w gminie i urządzili huczne wesele. Wystawili stoły na podwórzu, sprosili gości, grała ichnia muzyczka i takie tam... Ludziska zbiegli się z opłotków i gapili na przedstawienie. Po kilku godzinach „państwo młodzi” zaczęli tańczyć na stole, odprawiać „gorzko, gorzko” i takie tam. Wieś nie wytrzymała. Chłopi chwycili za widły i wygonili całe szemrane towarzystwo ze wsi. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 28 – Ha, ha, ha – śmiał się dziadek. – Wybuchła afera – kontynuował grubas. – Przyjechała policja. Kilku bardziej krewkich chłopów obłożono grzywnami, a dwóm czy trzem dali nawet wyroki w zawieszeniu i takie tam... – Co to się, panie, wyrabia? – próbował podjąć filozoficznie temat staruszek. – Na tym nie koniec. Za jakiś czas przyjechał zastępca burmistrza od spraw postępu czy czegoś takiego i kazał wszystkich zwołać do remizy. Gdy wieś się zeszła, jakiś filutek opowiadał o tej, jak jej tam, no... tolerancji. Później po wsi od domu do domu chodzili ci... psychologowie z dwoma miastowymi homosiami i tłumaczyli, że niby to teraz obowiązuje... jak się nazywa, równouprawnienie i takie tam... – I co, przekonali? – Nie – odparł grubas, nalewając kolejną porcję mdłego płynu. – Ktoś w nocy podłożył ogień pod chatę homosiów i chłoptasie uciekali oknami na łeb na szyję z podsmażonymi kuprami – zaśmiewali się wiejscy reakcjoniści. Broniłem się dzielnie. Niestety, poniosłem porażkę. W głowie mi szumiało i dlatego dosyć łatwo złamano mój opór. – Pij pan, nie krępuj się – zachęcał rumiany. – Odstawisz przy okazji. Trzymałem alkohol, szukając okazji, aby chlusnąć płyn przez otwarte okno. Uśmiechnąłem się głupio i wysiłkiem woli wlałem w siebie kolejne pół szklanki wódki. „Ciekawe, jaką zrobią minę, gdy zaraz zawołam straż kolejową, żeby ich zamknęła za głoszenie reakcyjnych poglądów” – myślałem sobie. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 29 Niestety, zabrakło mi czasu. Mój organizm tym razem na dobre zbuntował się i płyn powrócił do ust. W ostatniej chwili zdążyłem powracający strumień skierować w stronę okna. Niewiele to pomogło. Wiatr rozbryzgał wszystko po przedziale. Mężczyźni instynktownie cofnęli się, jakby chcieli wbić się w miękkie fotele. To również niewiele pomogło. Zawstydzony usiłowałem opuścić przedział. Niestety, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Z powrotem opadłem na brudny fotel. Przedział wirował jak na karuzeli, jakby zza światów słyszałem głosy mężczyzn: – Panie, co pan wyprawiasz? – Z taką głową do ludzi! – Tyle alkoholu zmarnował! – Chodźmy stąd, w takim smrodzie nie da się wysiedzieć. Nie miałem siły się podnieść i chyba przysnąłem. Dalej sprawy potoczyły się koszmarnie. Przed Lublinem do przedziału zajrzał konduktor. Wkrótce zjawili się trzej umundurowani strażnicy kolei. Kazali się podnieść, a gdy nie dałem rady, pociągnęli mnie za ręce do góry. Ponownie żołądek podszedł mi do gardła i zwymiotowałem wprost na mundur sokisty. Mundurowy zaklął, wyjął pałkę przywieszoną przy pasie i kilka razy boleśnie zdzielił mnie po plecach. Próbowałem coś powiedzieć. Wycedziłem nawet przez usta: – Mam immunitet. Mundurowi nie słyszeli bądź nie chcieli słyszeć. Koniec końców trafiłem do izby wytrzeźwień. Dopiero tam sprawdzono mi dokumenty. Dyrektor placówki osobiście zadzwonił do kancelarii Schmita z informacją o moim zatrzymaniu i zarazem przeprosinami za wynikłe nieporozumienie. Arcykapłan ponoć rozkazał, aby obchodzono się ze mną Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 30 delikatnie i pod żadnym pozorem nie informowano prasy. Po kilku godzinach, gdy doszedłem do siebie, skontaktowałem się z nim osobiście: – Bracie Dominiku, co się stało, czy to jakaś prowokacja? – pytał z troskliwością ojca. – Prowokacja? Raczej przedziwny splot wypadków. Wolałbym o tym nie mówić przez telefon – odrzekłem zawstydzony. – Dobrze. Jeśli taka twoja wola... Ale mam rozumieć, że już jest wszystko w porządku? – Tak. – W takim razie zda mi brat relację po powrocie. Odwieziono mnie do hotelu. Na wspomnienie ostatnich godzin robiło mi się mdło. I to nie tylko ze względu na kondycję fizyczną, ale także z uwagi na koszmarne poglądy tych mężczyzn, które w majakach błąkały się po mojej głowie. – Miałem rację – powtarzałem sobie w myślach. – Miałem rację... Jeszcze przed wyjazdem, zaraz po skandalu w szkole, wpadłem na pomysł stworzenia obozu reedukacyjnego. Przygoda w pociągu utwierdziła mnie co do zasadności tego projektu. Wielu tzw. zwykłych ludzi potrzebuje natychmiastowej reedukacji (gdzieś szwankuje system oświaty) – w przeciwnym razie grozi im potępienie! Novum tego przedsięwzięcia polegało na wykorzystaniu, obok znanych dotychczas technik reedukacyjnych nawiązujących do myśli Freuda, Rogersa, Skinnera, również nowoczesnych metod bezpośredniego wpływu na psychikę oraz dotychczas zakazanych technik represywnych. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 31 Tuż przed wyjazdem podjąłem wstępne przygotowania do tworzenia ośrodka. Znalazłem jakiś stary opuszczony obiekt wczasowy w okolicach Mikołajek, który teraz wystarczyło tylko odpowiednio zagospodarować. Przesunąłem na ten cel środki finansowe i powołałem zespół ekspertów pracujących nad programem. Za dwa tygodnie ośrodek powinien ruszyć. *** Następnego dnia od rana miałem potwornego kaca. Wypiłem hektolitry wody. Dopiero około południa wróciłem do jako takiej równowagi fizycznej. Zjadłem obiad, a później włóczyłem się bez celu po mieście. Zaskoczyło mnie, że na jednym z bazarów legalnie handlowano mięsem. Służby porządkowe najwyraźniej bagatelizują ten fakt. Pokątny handel mięsem oraz katolickie nabożeństwa po lasach są dla de Sousy i Schmita problemami tabu. Przypominam sobie ostatni raport de Sousy. O handlu mięsem żadnej wzmianki. O katolickich zlotach po lasach wspomina bardzo enigmatycznie. Pisze coś o drażliwym problemie, bo ponoć w tradycji polskiej głęboko zakorzeniony jest fakt prześladowania katolicyzmu przez władze carskie w XIX wieku. W tamtych czasach też odprawiano modły na łonie natury. Hitem dnia jest news o epidemii szczurów w Paryżu. Gryzonie ponoć biegają po ulicach, nie zważając na ludzi. Prawdziwe szczurze oblężenie przechodzi stacja metra na Trocadéro. Walka ze szczurzą plagą jest ważkim problemem moralnym. Przed kilkoma miesiącami głośny stał się przypadek napaści watahy wilków na jedną z wiosek w Tyrolu. Wilki zagryzły wówczas kilka osób. Od tamtego czasu stanowisko Rady Bogów w kwestii doktryny pacyfistycznej, która zapisana jest jako priorytetowa w naszej konstytucji, wyraźnie ewoluuje. Wczoraj bóg Wolter wypowiedział się publicznie za odejściem – w niektórych uzasadnionych przypadkach – od Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 32 fundamentalistycznego pacyfizmu, który przyczynę rozprzestrzeniania się agresji łączy z „łańcuchem zła” (agresja pociąga za sobą zemstę, zemsta kolejną zemstę itd.). Według niego przemoc można by stosować nie tylko doraźnie przed napaścią agresorów, ale także w przypadkach agresji zwierzęcej (co do tej pory było zakazane). Takie stanowisko jest realistyczne. Cóż, nasze ekologiczne i pacyfistyczne przekonania w pełni da się zrealizować dopiero po wskrzeszeniu i zbawieniu wybranych. W pierwszej fazie rewolucji przyjęliśmy zbyt idealistyczne prawo. Teraz musimy je skorygować. Podobno przygotowywany jest dekret w tej sprawie. *** W przedziale pociągu pędzącego z Lublina do Krakowa siedziała tylko jedna osoba. Nie groziło mi powtórzenie sytuacji sprzed dwóch dni. Współpasażerem był młody chłopak w wieku około 14 lat. Na pierwszy rzut oka wyglądał na buntownika. Świadczyły o tym kolczyki w uszach, kosmyki włosów pomalowane na różne kolory tęczy oraz wysokie, ciemne, skórzane buty. W takich młodzieńcach skrywa się pozytywna energia, która jest potencjalnym motorem napędowym naszej milenarystycznej rewolucji. Dwa lata temu wygłosiłem na ten temat referat na berlińskim sympozjum, pt. „Młode pokolenie a milenarystyczna rewolucja”. Dosyć precyzyjnie wykazałem tam związek pomiędzy młodzieńczym buntem, a buntem tkwiącym na dnie duszy każdego rewolucjonisty. Próbowałem zagaić rozmowę. Początkowo bez powodzenia. Temat pogody najwyraźniej go nie interesował. Dodatkowym utrudnieniem była słuchawka w jego lewym uchu podłączona do walkmana, która dosyć istotnie utrudniała nam wzajemną komunikację. Ta sama słuchawka przyczyniła się również do nawiązania rozmowy. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 33 – Kiedyś też byłem taki, jak ty – powiedziałem głośno, niepewny czy mnie usłyszał. Usłyszał. W jego oku zabłysły iskierki ciekawości. – To znaczy, jaki? – mruknął. Młodzieńczy głos poddawany torturom mutacji zdradzał zuchwałość wymieszaną ze zniecierpliwieniem i ciekawością. Wyjął z ucha słuchawkę, aby lepiej słyszeć. – Denerwował mnie dorosły świat – odrzekłem. – Słuchałem trash techno i złościłem się, gdy dorośli odmawiali mu prawa do miana muzyki. Malowałem włosy, w uszach nosiłem kolczyki. Niestety, nikt mnie nie rozumiał. Rozłożyłem ręce, żeby zobrazować beznadziejność sytuacji. – Jakiej muzyki słuchałeś? – zainteresował się młodzian. Ryba złapała przynętę – pomyślałem. Zgodnie z przewidywaniami muzyka była jego „konikiem”. Jak większość dzieciaków uważał rocka za sztukę wyjątkową dla jego pokolenia. – Trash techno – powtórzyłem. Uśmiechnął się z niezrozumiałym dla mnie poczuciem wyższości: – Techno to starocie. Teraz słucha się wierto-rocka i piło-rocka – ekscytował się. Obrócił się w moim kierunku i gwałtownie gestykulował rękami. – Jednostajne wycie wiertarki w różnych tonacjach połączone z jednostajnym rytmem perkusji doprowadza słuchaczy niemal do duchowej ekstazy... Głos mu zadrżał i załamał się na chwilę. Chłopaczek bardzo emocjonalnie identyfikował się z tym, co mówi. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 34 – ...Podobny efekt osiąga się słuchając piło-rocka lub pneumo-rocka. Wycie piły połączone z perkusją prowadzi do wrażenia, jakby ktoś przecinał moje „ja”, jakbym się rozpoławiał i żył w dwóch postaciach. – Ciekawe. W XX wieku był taki muzyk, nazywał się... Jimi Hendrix... – Znam – klepnął dłonią w swoje kolano. – Taki dziadek od szarpania drutów... Niezły był... Pokiwał głową do własnych myśli. – Hendrix chciał ludzi narkotyzować muzyką. Doprowadzać do stanów ekstatycznych bez konieczności zażywania LSD i innych środków wspomagających. – Hm... Gościo ciekawie kombinował, ale dopiero współcześni muzycy zrealizowali ten projekt – oświadczył z satysfakcją. – Niestety, podobnie jak w twoim przypadku, moi starzy nie znają się na muzyce. Może to zabrzmi groteskowo, ale przez wierto-rocka rozwiodłem się z nimi. – Zdarza się. A co, nie pozwalali ci słuchać? – Kazali słuchać tak cicho, że nie dawało to żadnego efektu ekstatycznego. W takich warunkach dźwięki płynące z magnetofonu nie przeszywały mojej jaźni. – Porzuciłeś dom? Pokiwał głową i smutno spojrzał w okno. – Któregoś dnia nie wytrzymałem. Spakowałem manatki i ruszyłem w świat. – Gdzie teraz mieszkasz? – W „Domu Dziecka Wyzwolonego” w Krakowie – odpowiedział jeszcze smutniej. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 35 – Rodzice płacą alimenty? – Nie mają wyjścia. Komornik reaguje nawet, gdy wpłata wpłynie dzień po terminie – pochwalił pracę lokalnego wymiaru sprawiedliwości, co nie uszło mojej uwagi. Celem mojej podróży nie było tylko poszukiwanie negatywów życia społecznego, lecz również pozytywów. – Zazdroszczę ci... Żyjesz w sprawiedliwszych czasach, niż ja – rzekłem z nostalgią. – Za moich szczenięcych lat nie byłoby to możliwe. *** Rozmawialiśmy tak do samego Krakowa. Powiedział mi na pożegnanie, że jestem „fajny gość”, co mocno mnie podładowało. Już w trakcie rozmowy postanowiłem odwiedzić wspomniany w rozmowie „Dom Dziecka Wyzwolonego”. Po rozlokowaniu się w hotelu i godzinnej drzemce wezwałem taksówkę. Z zewnątrz budynek sprawiał korzystne wrażenie. Świeży róż na zewnętrznej elewacji usposabiał pogodnie przechodniów, musiał wpływać także pozytywnie na mieszkańców „Domu”. Podobne wrażenia w środku. Wszędzie sterylna czystość. Na korytarzu wałęsająca się młodzież, kilka sprzątaczek. Jednej z nich zaświeciłem w oczy legitymacją. Zaraz zaprowadziła mnie do gabinetu dyrektora. Za mahoniowymi drzwiami stało mahoniowe biurko, za nim z kolei skórzany fotel. Wystrój wnętrza przypominał wnętrze gabinetu arcykapłana. Czyżby stary wydał jakieś dyspozycje, co do wyglądu gabinetów urzędników w całym kraju? Znad fotela unosiły się kłęby dymu. Zrobiłem niepewnie trzy kroki do przodu. Nagle fotel obrócił się i objawił się kilkunastoletni chłopiec z nogą założoną na nogę i z fajką w zębach. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 36 Przedstawiłem się. Mój tytuł nie zrobił na nim większego wrażenia. Gapił się na mnie z obojętną miną. Źle piszę... Nie tyle gapił się, co błądził obojętnie oczami od czasu do czasu, obijając się o mnie. Miał piętnaście, może szesnaście lat... Tęczę na głowie i kolczyk w uszach. Pochwaliłem schludność i estetykę „Domu”, podświadomie licząc, że zaskarbię sobie przychylność gospodarza. Młody dyrektor nie chwycił przynęty. – Wy kapłani zadawalacie się połowicznymi sukcesami. Rzucicie parę groszy i już wam się wydaje, że rozwiązaliście problem – powiedział z wyrzutem. – Zdaję sobie sprawę, że problem wcale nie jest rozwiązany, lecz taki dom, jak ten, prawa uczniów w szkołach czy ustawodawstwo rozwodowe dla dzieci, to chyba niezły początek – tłumaczyłem się. Chłopak nie zachęcał mnie do siadania. Stałem przed nim na baczność w pokorze, jakbym przyjmował reprymendę od swojego pryncypała. Po chwili domyśliłem się, iż młodociany dyrektor nie przywykł do bawienia się w kurtuazyjne zwroty w rodzaju „Pan spocznie”, „Jak minęła podróż?” itp. Jego wyzwolenie od tradycyjnych stereotypów kulturowych okazało się być pełne. Wielu kapłanów mogłoby się od niego uczyć korzystania z wolności. Nie zachęcał mnie do siadania, ale też mi go nie bronił. Jako osobny podmiot społeczny samodzielnie miałem zadbać o swoją wolność – bez żadnych sugestii gospodarza. Dopiero, gdy to zrozumiałem, osunąłem się i zapadłem w skórzanym fotelu. – Ustawodawstwo rozwodowe? – powtórzył jak echo moje słowa. Podniósł się z fotela. Podszedł do okna. Wypuścił z płuc kłęby dymu. Najwyraźniej pozował na męża stanu czy na jakąś inną ważną personę. Wyglądał zabawnie. Poza nie pasowała do jego młodzieńczej sylwetki. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 37 – Ustawodawstwo rozwodowe nie obejmuje wszystkich dzieci. Wolność w tym względzie nie jest pełna – oświadczył ze szczególnym naciskiem na słowo „wolność”. – Zgoda. Przez okres przejściowy nasze prawo nie dopuszcza rozwodów dzieci adoptowanych przez ludzi żyjących w związkach homoseksualnych. Poruszyłem się niepewnie, nie wiedząc tak naprawdę, o co mu chodzi. – Rada Bogów powinna się zdecydować, czy stoi po stronie homosiów, czy dzieci, a nie uciekać od decyzji? Nie spodobał mi się jego pogardliwy stosunek do homoseksualistów, lecz dla dobra sprawy powstrzymałem się od reakcji. – Rada Bogów nie chce uciekać od decyzji – rzekłem spokojnie. – Bogowie dążą do równości. W tej konkretnej sytuacji postanowili wprowadzić okres przejściowy. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Otóż nawet słuszne oskarżenia wysuwane przez dzieci w stosunku do homoseksualnych rodziców mogłyby zostać łatwo wykorzystane przez reakcjonistów do walki z mniejszościami. Mówiono by, że homoseksualni rodzice znęcają się nad dziećmi itd. Dopiero, gdy społeczeństwo przeniknięte zostanie doskonałą tolerancją w stosunku do tej mniejszości, okresy przejściowe zostaną zniesione. Młody dyrektor kręcił głową. – Wraz z zaprzyjaźnionymi kolegami – ciągnął, ostentacyjnie ignorując moją argumentację – założyłem organizację pod nazwą „Bataliony Wyzwolenia Dzieci”. – Wspólnie walczymy o prawa dla dzieci z takich związków. Nie wiesz, co to znaczy być adoptowanym przez homosiów i nie móc się od nich uwolnić. Mam kolegę, który ma ten problem. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 38 Nagłe przejście na „ty” – zaskoczyło mnie. Zbyt sztywne, arystokratyczne relacje między ludźmi oparte na przesadnym używaniu zwrotów „pan” czy „pani”, śmieszą mnie. Niemniej, gdy taki młody bufon zaczyna mi „tykać”, coś we mnie zaczyna się burzyć. – Walczycie? W jaki sposób? – nawet nie usiłowałem ukryć ironii. – Piszemy petycje, organizujemy pikiety. Ale zbliża się czas, gdy nasze protesty przyjmą radykalniejszą formę. Już wiedziałem. Fajka w jego zębach, sposób mówienia, gestykulacji, zdradzały fascynację postacią XX-wiecznego bojownika o wolność i demokrację – Che Guevary. Miny tego szczawia rozśmieszały mnie. Z ledwością powstrzymałem się od śmiechu. – Macie zamiar rozpętać rewolucję? Moje pytanie zabrzmiało ironicznie. Oderwał wzrok od okna i po raz pierwszy przyjrzał mi się uważnie. – Nie wierzysz? – „tykał” mi dalej. – Walka o prawa dzieci musi wejść teraz na wyższy poziom – dowodził. – Co byście chcieli jeszcze osiągnąć? Macie wszystko! Prawo do rozwodów, „Domy Dziecka Wyzwolonego”, wolność wyboru materiału nauczania w szkole, karania nauczycieli... Czego jeszcze można chcieć? – niemal krzyknąłem zirytowany. – Myślisz tradycyjnymi schematami. Trawi cię typowe złudzenie umysłu karmionego wolnościowymi frazesami. Nie mamy wolności od nauki, zajmowanie kierowniczych stanowisk w administracji publicznej jest wciąż utrudniane. Mamy zastrzeżenia również do wielu innych spraw. Od rzeczywistego awansu społecznego dzieli nas „przezroczysta szyba”. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 39 – Bogowie nigdy nie uwolnią dzieci od obowiązku nauki. Młodzież musi być przygotowywana do życia w tolerancji. W przeciwnym razie odcięlibyśmy jej możliwość dostania się do ziemskiego raju. Bez wychowania do dialogu i wszechistotowego braterstwa zostałaby skazana na potępienie albo... nicość. Zresztą jakiekolwiek zmiany prawne będą wprowadzane sukcesywnie. Wszelkie nieroztropne decyzje podkopałyby fundamenty, na których zbudowane jest nasze państwo. – W takim razie dążenie do równości absolutnej zapisane w konstytucji nigdy nie będzie urzeczywistnione – zapalał się coraz bardziej. – Będzie urzeczywistnione – odparłem spokojnie – ale w przyszłym raju. Dzisiaj równość społeczną można osiągnąć jedynie w granicach natury. Dziecko np. nigdy nie będzie bogiem! – wykrzyknąłem. – Swoje bóstwo musi wypracować poprzez zasługi dla tolerancji. – Jeśli tak – warknął ze złością – to przyjdzie czas, gdy nasze pokolenie zacznie budować Nowy Eden od początku – walnął pięścią w biurko, żeby przypieczętować swoje słowa. – Gdy naruszycie tę cienką, niewidzialną linię równowagi, którą stworzyli bogowie przez swoje mądre zarządzenia, zniszczycie dorobek mojego i wcześniejszych pokoleń. – Szczerze powiedziawszy, nie zależy nam na przechowywaniu czyjegoś dorobku – wołał w rewolucyjnym uniesieniu. – Nam chodzi o zwykłą sprawiedliwość! Teraz zdenerwował mnie na dobre. Za kogo on się uważa? Niedouczony, narwany szczyl! Powiedziałem, że trudno mi się z nim porozumieć czy coś podobnego i zacząłem zbierać się do odejścia. Nie przejął się tym zbytnio. Uśmiechał się głupio, czym jeszcze bardziej mnie rozdrażnił. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 40 Nie odpowiedział też ani słowem na moje pożegnanie. – Bojownik dziecięcy – syknąłem do siebie i trzasnąłem drzwiami. Tacy narwańcy są gorsi od konserwatystów. Rozumiem młodzieńczy bunt, lecz bez przesady. Równowaga społeczna, jaką stworzyli swoimi dekretami bogowie, jest bardzo płocha i nietrwała. Głupimi posunięciami można łatwo ją naruszyć. Cóż, wizyta w „Domu Dziecka Wyzwolonego” nie powiodła się. Dopiero po wyjściu uświadomiłem sobie, że nie zapytałem go o praktyczne funkcjonowanie „Domu” i o mojego znajomego z pociągu. Polityka pochłonęła nas na dobre. *** Wieczorem wybrałem się na spacer po Krakowie. Przechadzka nasunęła mi kilka refleksji. Wawel – prastara siedziba królów polskich – nie pasuje do współczesnej architektury miasta. Najzwyczajniej w świecie szpeci krajobraz. Gdyby to ode mnie zależało, natychmiast zburzyłbym ten skansen i zrównał go z ziemią. Jest on świadectwem historii dla małolatów i ze swej istoty godzi w podstawy światopoglądowe Nowego Edenu! Domyślam się jednak, iż z uwagi na fundamentalistycznych sentymentalistów, Schmit boi się zburzyć tę budowlę. Wieczór znowu spędziłem przed telewizorem. Wśród doniesień dominowały materiały o exodusie arabskim z Europy. Muzułmanie masowo wyjeżdżają z naszego kontynentu. Na zatłoczonych lotniskach wykrzykiwali antyeuropejskie hasła. Przyczyną tego wrzenia jest klątwa rzucona na Europę przez przywódców islamskich za, tu cytat, „świecką religię i niemoralny sposób urządzenia życia społecznego” (bez komentarza). Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 41 7.05.2074 r. Mój pociąg do Wrocławia odjeżdżał o 15.00. Na rynku jak zwykle tłum ludzi. Przekupki sprzedają kwiaty, jacyś grajkowie dają uliczny koncert otoczeni wianuszkiem słuchaczy. Jeden z mężczyzn grał na skrzypcach, drugi na akordeonie. W pewnej chwili zaczęli grać piosenki antysystemowe. W refrenie śpiewali: „Nie damy się bogom z nowego Olimpu, z wielkim hukiem spadną z piedestału”. Zebrani wokół klaskali, wyraźnie sympatyzując z muzykantami. Początkowo myślałem, że to jakiś żart. Niestety, grajkowie realnie naigrywali się z Nowego Edenu, a zebrany tłumek zagrzewał ich do śpiewu. Po zagraniu i prześpiewaniu trzech opozycyjnych utworów ktoś podniósł alarm i muzykanci natychmiast wrócili do neutralnego politycznie repertuaru. Po kilku sekundach z tłumu wyłoniło się dwóch policjantów: pierwszy – wysoki i chudy, drugi – niski, gruby. Mundurowi przystanęli obok mnie i przysłuchiwali się grajkom. Przedstawiłem się i szepnąłem do ucha wyższemu: – Ci muzykanci śpiewają antypaństwowe pieśni. Policjant powtórzył wiadomość koledze. Wylegitymowano muzykantów. Na pytanie, czy rzeczywiście śpiewają antypaństwowe utwory, oczywiście zaprzeczyli. – Słyszałem na własne uszy – oświadczyłem na głos. Wysoki policjant zawahał się przez chwilę, ale zaraz powiedział: – Kapłanowi wierzymy bardziej niż wam. Aresztowano muzykantów i odprowadzono na posterunek. Poczułem wewnętrzną satysfakcję z dobrze spełnionego obowiązku, która zresztą nie trwała długo. Gdy policjanci odeszli, spostrzegłem setki złowrogich Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 42 oczu wpatrujących się w moją sylwetkę. Nieprzyjazny tłum stanął w półkolu, wyraźnie mnie piętnując. Nie pozostało mi nic innego, jak wbić oczy w ziemię i dyskretnie się wycofać. Czułem wściekłe spojrzenia na plecach. Dopiero, gdy udało mi się opuścić rynek i skręcić w boczną uliczkę – odetchnąłem z ulgą. Ten stan nie trwał zbyt długo. Po zrobieniu kilkunastu kroków, jakby coś przeczuwając, obejrzałem się za siebie. W odległości trzydziestu metrów zobaczyłem dwóch młodych mężczyzn. Poznałem ich od razu. Stali w tłumie, osłaniając muzykantów. To jeden z nich gwizdnął, ostrzegając przed zbliżającymi się policjantami. Obejrzałem się raz i drugi. Z każdą sekundą zbliżali się do mnie szybkim krokiem. Wpadłem w panikę. Wbiegłem gwałtownie na ulicę. Usłyszałem pisk opon. Dwaj mężczyźni momentalnie znaleźli się przy aucie. Otworzyli drzwi i wepchnęli mnie do środka samochodu. W oddali mignął jakiś starszy człowiek ze zdziwieniem obserwujący zdarzenie. W oknie kamienicy ujrzałem zmarszczoną twarz kobiety z zielonymi włosami. Później zdałem sobie sprawę, że to nie były włosy, ale gałęzie paproci. Samochód pędził przed siebie, z piskiem opon zbierając zakręty. Wrzucono mi worek na głowę i kazano siedzieć cicho. Po około dziesięciu minutach odgłosy miasta ucichły. Po dalszych kilku – samochód skręcił, jak sądzę, w polną nieubitą drogę. Wkrótce zatrzymaliśmy się. Z workiem na głowie, podtrzymywany przez porywaczy, wyszedłem z auta. Prawdopodobnie byliśmy w lesie. Świadczył o tym śpiew ptaków i intensywny zapach drzew. Prowadzono mnie po drewnianych schodach w dół. Poczułem chłód, jakbym wchodził do podziemnego bunkra. Porywacze przedstawili mnie komuś, kogo nazywali „kapitanem”: – Złapaliśmy go w Krakowie, po tym jak zakapował naszych muzyków na rynku. Jest jakąś znaczną szychą. W centrali powiedzieli nam, żeby przywieźć go tutaj. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 43 – Tak, wiem. To Dominik Rose, kapłan Nowego Edenu – usłyszałem stanowczy głos wojskowego. – Posadźcie go na krześle. Cztery ręce natychmiast spełniły rozkaz, usadzając mnie na twardym krześle. – Dziękuję, możecie odejść. Gdy zamknęły się skrzypiące drzwi, „kapitan” rzekł: – Witam serdecznie panie Rose. Pan wybaczy, ale nie możemy się zobaczyć. Powinien pan być zadowolony z tego faktu. Świadczy on bowiem o pana sporych szansach na przeżycie. – Z kim rozmawiam? – zapytałem odważnie. – Jestem przedstawicielem tajnej organizacji wyzwoleńczej. Przypomniałem sobie, co mówił o bojówkach dziecięcych dyrektor „Domu Dziecka Wyzwolonego” i w pierwszej chwili pomyślałem, że może to jakiś dorosły odłam tej organizacji. – Od kogo chcecie wyzwalać ten kraj? – Od obcych, którzy nami rządzą. – Hm... to jakieś monstrualne nieporozumienie. My – czyli ci obcy, o których pan mówi – pełnimy jedynie rolę strażników pewnej idei i nie zależy nam na panowaniu nad polskim narodem. – Idei? A co to za idea? Jego głos dochodził raz z jednej, raz z drugiej strony. Domyśliłem się, że spaceruje po pomieszczeniu. – Dobrze pan wie. Idea milenarystyczna. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 44 Już nie miałem wątpliwości – to nie byli chłopcy od „Che Guevary”. – Mój dziadek pamiętał jeszcze czasy komunizmu w Polsce – mówił „kapitan”. – Opowiadał jak komuniści też ciągle mówili o pokoju, wolności, postępie, lecz za tymi słowami nie szły czyny. Chodziło o władzę i dominację. Ideologia była środkiem do jej osiągnięcia. – Sugeruje pan, jakoby Nowy Eden był metodą kolonizacji Polski. To jakiś... absurd. Przejaw myślenia nacjonalistycznego. – Nacjonalistami jesteście wy, kolonizatorzy! – burknął zirytowany. – Co prawda jestem z urodzenia Francuzem, ale nie czuję jakiejś szczególnej więzi ze swoim narodem – odciąłem się. – Jestem internacjonalistą. Jak zatem mogę być nacjonalistą? – Pan wybaczy, ale określiłbym pana raczej mianem „pożytecznego idioty” w rękach takiego nacjonalisty, jak Schmit! – „Pożyteczny idiota”? – powtórzyłem urażony. – Tak. Schmit ewidentnie dba o interesy niemieckie. Tacy naiwni ludzie, jak pan, są mu potrzebni. Teza była dosyć karkołomna. Chciałem zażądać dowodów. Ale „kapitanowi” najwyraźniej znudziła się rozmowa na te tematy. Miał ważniejsze pytania. – Może lepiej powie pan, co robił w Krakowie? Po tej nagłej zmianie tematu musiałem ostrożnie ważyć słowa, żeby przypadkowo nie wyjawić jakiejś ważnej informacji. – Wizytowałem administrację lokalną. – W jakim celu? – pytał natarczywy głos. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 45 – A gdybym nie odpowiedział? – Nie radzę. Nasze zimne bunkry na pewno nie przysłużą się pańskiemu zdrowiu. Choć z drugiej strony kilka dni ścisłego postu poprawiłoby samopoczucie – drwił. – Mówi pan głosem dawnej epoki – uśmiechnąłem się i nie dałem poznać po sobie strachu. – Cała ta sytuacja utwierdza mnie tylko w celowości mojej misji. – Dobrze, dobrze. Mów człowieku, bo szkoda mojego i twojego czasu – niecierpliwił się „kapitan”. Po kilku sekundach zastanowienia powiedziałem na odczepne: – Sprawdzałem sprawność funkcjonowania lokalnej administracji. Mówiłem już. – Konkretnie co? – Kontrolowałem wydawanie pieniędzy na kulturę, oświatę, sprawy społeczne. Im więcej dopytywał się, tym bardziej musiałem wysilać umysł, żeby opowiadać mu o rzeczach prawdopodobnych, ale nieprawdziwych. Podawałem zmyślone sumy z budżetu miasta przeznaczone na poszczególne działy, opowiadałem o nieistniejących projektach nowych uchwał czy ustaw. Przesłuchanie trwało kilkadziesiąt minut. Po pewnym czasie zacząłem odnosić wrażenie, że przesłuchującemu nie chodzi o uzyskanie konkretnych informacji. Tajemniczy „kapitan” wypytywał mnie, jakby z nudów. Po około godzinie ktoś wszedł do pomieszczenia. Przywitał się bez słowa z wojskowym. Słyszałem jego kroki i czułem ciężki oddech wokół siebie, aż w końcu gruby głos oznajmił: Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 46 – A więc to jest ten kapłan z piekła rodem. Powiedział coś? – Nic ciekawego. Jakieś zmyślone sumy odnośnie rozdysponowania budżetu państwa i Krakowa – odpowiedział „kapitan”. – Kłamczuszek – rzekł pieszczotliwie gruby głos. – Oj, nieładnie. – Z kim rozmawiam? – nie wytrzymałem. – Chcesz wiedzieć z kim rozmawiasz? Niedługo się dowiesz. Na razie musisz pozostać w niepewności. – Panie „pułkowniku” – rzekł „kapitan”. – Co z nim zrobimy? – Wypuścimy go. Słowa te przyniosły mi ulgę, za to całkowicie zaskoczyły „kapitana”. – Panie „pułkowniku”, on wsypał naszych ludzi – protestował. – Ja bym mu sprawił przynajmniej tęgie lanie. – Rzeczywiście parę batów mu się należy. Ale tamci aresztowani na rynku są już wolni i tak. „Jak to wolni?” – zdziwiłem się. Albo łże, albo ta organizacja to bardziej niebezpieczna sprawa, niż myślałem. Wyprowadzono mnie z ciemnego lochu na świeże powietrze. Zapach sosen znowu buchnął mi w nozdrza. Przebijające przez wierchy drzew słońce dotknęło mojej twarzy. Ustawiono mnie pod jakimś drzewem i związano ręce z tyłu. Nagle jakiś piskliwy i wrzaskliwy głos zawołał: – Dominiku Rose, w imieniu Podziemnego Państwa Polskiego wymierzona zostanie ci kara 10 batów za donosicielstwo. Pierwszy sygnał – porwanie Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 47 – Jakim prawem? – jęknąłem. Wokół rozległy się męskie śmiechy. – Normalnym! – ryknął mi ktoś do ucha. – I tak masz szczęście – usłyszałem z boku – jako okupant powinieneś być ukarany śmiercią. Wyrwałem się i próbowałem biec przed siebie na oślep, ale po chwili wylądowałem w krzakach i dotkliwie się podrapałem. – Dobrze, dobrze – rozległ się głos „pułkownika”. – Dosyć tych żartów, bo sobie naprawdę zrobi krzywdę. Zobaczcie, jak się podrapał. Po kilku minutach, nie zdejmując mi worka z głowy, wrzucono mnie do samochodu. Po pół godzinie leżałem już w przydrożnym rowie, kilka kilometrów od Krakowa. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 48 Rozdział II Drugi sygnał – przypadek Weroniki Obolały wkroczyłem do gabinetu Schmita. Arcykapłan albo udawał, albo rzeczywiście przeraził się moją przygodą. – Bracie Dominiku, proszę usiąść – rzekł z troskliwością ojca. – Czego się napijesz? Może coś zjesz? Odmówiłem, kręcąc głową. – Opowiadaj – rozkazał. Opowiedziałem mu, jak umiałem najkrócej o okolicznościach porwania, przesłuchania i pobicia ciernistymi rózgami. Ten ostatni fakt nieco naciągnąłem, ale rodzaje ran na ciele skłaniały raczej do uwierzenia w moją wersję. Schmit wysłuchał opowieści, współczując, jak mi się wydawało, szczerze. – Torturowali i przesłuchiwali dranie – powtórzył bezwiednie. – Co oni sobie myślą!? – Uważają się za powstańców. Karę wymierzyli mi w imieniu Podziemnego Państwa Polskiego. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 49 – Bzdura. Ja im dam Podziemne Państwo. Wyłapię drani i wystrzelam! – pieklił się, biegając po pokoju. Przemknęło mi przez głowę, że na pewno ich nie wystrzela. Chyba że wyprosi u bogów jakąś specjalną klauzulę dopuszczającą uśmiercenie moich oprawców w sposób tradycyjny. Pierwszy raz żałowałem zniesienia kary śmierci na obszarze Nowego Edenu. – Ciekawe, co na to de Sousa! – zacierał ręce. – Zaraz tu powinien być. Nic mi nie meldował o istnieniu grup wywrotowych! – To nie jest grupa wywrotowców, ale doskonale zorganizowana struktura antypaństwowa – sprostowałem. – Mają bazę w lesie. Pewnie prowadzą tam jakieś szkolenia wojskowe. Do pokoju wszedł blady de Sousa. Stary zmusił mnie do ponownego zrelacjonowania swoich leśnych przygód. Kapłan od służb mundurowych sprawiał wrażenie na dobre wystraszonego. – Nie wiedział brat nic o istnieniu takiej podziemnej organizacji? – znęcał się nad nim Schmit. – Być może ta organizacja dopiero jest w fazie budowania swoich struktur – tłumaczył się de Sousa. – Czy widział brat ich twarze? – zwrócił się nagle do mnie. – Twarzy nie widziałem. Miałem opaskę na oczach. W razie jej ściągnięcia grożono mi śmiercią. Miejsce uwięzienia znajduje się około piętnastu minut od Krakowa. Oni zwracali się nawzajem do siebie „per pułkowniku” i „per kapitanie”. – Starałem się opowiedzieć mu jak najwięcej szczegółów. – Musicie przeczesać cały teren w promieniu piętnastu minut od Krakowa – rozkazał stary. – Piętnastu minut? – zdziwił się de Sousa. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 50 – No, musicie to jakoś przeliczyć na kilometry – tłumaczył swój pomysł arcykapłan. – Wy tam już macie swoje metody. – Równie dobrze mogli krążyć gdzieś po Krakowie i zajechać z nim na jakąś posesję prywatną albo do parku – ripostował. – Tak czy owak, trzeba to posprawdzać. Stary najwyraźniej wyżywał się na de Sousie. – Jest jeszcze jeden ślad – powiedziałem z naciskiem. Natychmiast przerwali wzajemne utarczki i ciekawie nastawili uszu. – Chodzi o tych dwóch aresztowanych grajków z rynku. Podobno zostali odbici przez organizację. – Sprawdzę to – powiedział spode łba de Sousa. Ustaliliśmy termin mojego szczegółowego przesłuchania przez agentów de Sousy i wkrótce szef służb specjalnych szybko ewakuował się „do swoich obowiązków”. Schmit popatrzył za nim z pogardą. Później bez słowa, swoim zwyczajem, nalał mi i sobie whisky. – Jego agenci zajmują się chyba gównie grą w karty – wypalił. Pomilczał chwilę, delektując się trunkiem. Nagle na pulchnej twarzy pojawił się uśmiech. Coś wylęgło się w myślach starego. Zanim jeszcze przekonałem się, co to jest, już wiedziałem, że nie będzie to dla mnie przyjemne. – Co to za historia z tym pijaństwem? – Nic takiego. Dziwny zbieg okoliczności – jęknąłem na wspomnienie o tragicznej podróży z Warszawy do Lublina. – W ramach bliższego zapoznania się z ludem próbowałem nawiązać kontakt z dwoma tubylcami, Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 51 którzy poczęstowali mnie wódką. Przeliczyłem swoje siły i wylądowałem w szpitalu. Nie ma czego opowiadać. – Trzeba więcej trenować – rechotał arcykapłan. – Czy przynajmniej opłaciło się poświęcenie? – Powiem krótko: nastroje w państwie są antymilenarystyczne. Ściślej: antyniemieckie. – Antyniemieckie? – zdziwił się, a może tylko udawał. – Mężczyźni z pociągu uważają naszą politykę za proniemiecką. Nie muszą mówić z jakiego powodu. W podobnym zresztą duchu wypowiadali się „powstańcy z lasu”. Arcykapłan podrapał się z zafrasowania po nosie: – Gdy tak się dłużej zastanowić, to naszym celem rzeczywiście jest przekazanie tym ziemiom niemieckiego ducha pracy – stwierdził z miną odkrywcy. – Hm... Czyżby tamci prości ludzie mieli rację, mówiąc o zagrożeniu niemieckim? – uśmiechnąłem się ironicznie. – No nie. To za duże uproszczenie. Niemniej trudno zaprzeczyć – postępowe ideały milenarystyczne wywodzą się w prostej linii z ducha niemieckiego. Myśl oświeceniowa i pooświeceniowa to w gruncie rzeczy domena niemiecka. Cóż w tym złego, że przy okazji zaszczepiania na tych ziemiach postępowych ideałów, zaszczepimy im niemiecki etos pracy. – Ideały, o których mówimy są także ideałami francuskimi – wyakcentowałem dobitnie ostatnie słowo. – Proszę o tym nie zapominać. A co do sedna problemu, wspomniane ideały szerzymy nie ze względu na ich niemieckie czy francuskie pochodzenie, tylko na ich wolnościowy i postępowy charakter. Stary pokiwał głową. Nie byłem jednak przekonany, czy do końca zgodził się ze mną. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 52 16.05.2074 r. Jednym telefonem wyrzuciłem z pracy sokistów, którzy pobili mnie w pociągu pod Lublinem. Drugim – pozbyłem się przemądrzałego dyrektora „Domu Dziecka Wyzwolonego”. Niestety, rany odniesione w niewoli pod Krakowem goiły się powoli i najbardziej bolały. Pragnąłem zemsty i wściekałem się na bezsilność naszych służb. Napisałem raport ze swojej wyprawy. Zwróciłem w nim uwagę na słabą identyfikację przeciętnych zjadaczy chleba z ideami milenarystycznymi. We wnioskach proponowałem przeanalizowanie istniejących programów reedukacyjnych dotyczących ważkich kwestii ideowych i wzmożenie kontroli policyjnej nad nieformalnymi grupami o charakterze opozycyjnym. Polemizowałem z wynikami oficjalnych badań społecznych. Podawane w raportach statystyki pełne są zachwytów nad postępującą akceptacją ideologii milenarystycznej przez tubylców. Jednak spotkanie z przeciętnym Polakiem pokazuje coś innego. W związku z tym, że moje obserwacje mogą mieć charakter wybiórczy, zaproponowałem Schmitowi skontrolowanie rządowych ośrodków badań, aby zweryfikować ich metody badawcze. Raport wylądował na biurku szefa. Po jego przeczytaniu stary wezwał mnie do siebie i od samych drzwi zawył: – Trzeba przyjrzeć się służbom specjalnym! Już wysłałem pismo do Orleanu w sprawie odwołania de Sousy. Jak to możliwe, żebyśmy nic nie wiedzieli o pogarszających się nastrojach społecznych i o tworzeniu się grup terrorystycznych? – lamentował, biegając po pokoju. – Zamknę też „Instytut Opinii Publicznej”. Nie ma z niego żadnego pożytku. W pewnej chwili przystanął i spojrzał na mnie z miną człowieka, który za chwilę podzieli się arcyciekawą informacją. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 53 – Mówił brat, że tamci ludzie... No, aresztowani w Krakowie... zostali wypuszczeni. Przytaknąłem mu. – Dziwna sprawa... Oficjalnie nikt nie został zamknięty. Przynajmniej nie odzwierciedlają tego dokumenty policyjne. – Jak to? Przecież widziałem na własne oczy... – Oto zdjęcia policjantów, którzy pechowego dnia pełnili służbę na rynku w Krakowie. Wyjął z leżącej na biurku koperty fotografie mężczyzn w mundurach i podsunął mi pod nos. – Poznaje ich brat? – Nie. Tamci wyglądali inaczej. Pierwszy był mały i gruby, a drugi – chudy i wysoki. Może to inny patrol? – Nie – zaprzeczył stanowczo. – Na rynku w tym czasie mogli przebywać tylko ci dwaj. Według ich zeznań nie widzieli żadnych grajków i nie dokonali żadnego zatrzymania. – Chyba nie mam halucynacji – odrzekłem zirytowany. – Nie zmyśliłem sobie tej historii. Przez moment odniosłem wrażenie, że Schmit podejrzewa mnie o mistyfikację. – Niech się brat uspokoi. Rany na plecach mówią same za siebie. Czyżby ironizował? Nigdy nie byłem pewny, co ten typ kombinuje. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 54 – Więc o co tu chodzi? – Nie wiem – z rękami w kieszeniach przysiadł na biurku. – Nie da się wykluczyć wersji, że od początku był brat śledzony, a wszystko co się wydarzyło, zostało wyreżyserowane. – Po co? W jakim celu? – zdziwiłem się. – Nie wiem – powtórzył z naciskiem. – Może, porywając brata, chcieli w spektakularny sposób zwrócić na siebie uwagę? – Jeśli tak, to musieli wiedzieć o mojej podróży? Czyżby mieli wtyczkę w „Pałacu Arcykapłana”? – Myślałem i o tym. Cóż mogę powiedzieć? Na to wygląda. Ile osób wiedziało o wyjeździe brata? – Kilka wiedziało... – zawahałem się, licząc w myślach ich twarze. – Nie widziałem potrzeby ukrywania celu swojego wyjazdu. – Słowem – była to tajemnica poliszynela? – Uwzględniając szybkość poczty pantoflowej – nie da się tego wykluczyć. – Tak czy inaczej, należy wzmóc czujność w samym budynku. Nasi agenci muszą zadbać, aby nie wyciekały stąd tajne informacje. Teraz każdy typek z ulicy może zdobyć wiadomość na dowolny temat. Uporządkowaniem tego wszystkiego powinien zająć się ktoś sprawniejszy niż de Sousa. Niewątpliwie istniał ukryty konflikt między de Sousą a Schmitem. Mam głębokie przeświadczenie, że stary posłużył się mną we własnych rozgrywkach z de Sousą. Chciałem nawet pogadać o tym z kapłanem od służb specjalnych, ale w końcu odpuściłem sobie. Nie ma sensu babrać się w ich gierkach personalnych. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 55 Na koniec zapisków z ostatnich dni wspomnę jeszcze o dwóch rzeczach. Media znowu mają używanie. W Nowym Edenie wystąpiła niespotykana fala samobójstw. Czytałem artykuł o zbiorowym samobójstwie popełnionym w Kolonii. Grupa młodych ludzi rzuciła się z wieżowca. W Lyonie pięcioro dzieci zatruło się gazem. W Londynie piętnaścioro młodych kobiet skoczyło do Tamizy. Wszyscy oni w pożegnalnych listach deklarowali zniechęcenie do dalszego życia, niemożność znoszenia niedożywienia i poczucie ogólnego bezsensu. Autor tekstu, analizując te wydarzenia, postawił bardzo smutną tezę, która brzmi: idea milenarystyczna została ośmieszona, gdyż nie dała ludziom dobrobytu materialnego, a pod względem duchowym, mimo obietnic, nie potrafi zapełnić duchowej pustki ludzi trwoniących czas na troskę o rzeczy materialne. Artykuł wywołał burzę w mediach. Ukazało się mnóstwo publikacji krytykujących tezy w nim postawione. Nawet Rada Bogów wydała specjalne oświadczenie piętnujące „demagogiczne” i „siejące ferment społeczny” twierdzenia. Żyjemy w okresie przygotowującym dopiero do życia w raju na ziemi, w czasach mimo wszystko niedoskonałych, dlatego nie można mieszać podstawowych pojęć. W dekadach przygotowawczych mamy doskonalić się w cnocie międzyistotowego braterstwa i tolerancji. Nie należy przy tym jednak zapominać, iż właściwą szczęśliwość osiągniemy w epoce następnej: europejskim raju na ziemi. Druga sprawa, o której wspomnę, ma charakter osobisty i jest przyjemniejszej natury. Zadzwonił Thomas i zapowiedział wizytę naszej paczki – za trzy tygodnie. Wspomniał mimochodem o przyjeździe Weroniki. 19.05.2074 r. Ośrodek funkcjonuje już od dwóch dni, ale dopiero dzisiaj odbyło się jego uroczyste otwarcie. Wstęgę przecinaliśmy wspólnie ze Schmitem oraz lokalnymi Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 56 politykami. Zlokalizowałem go w lesie w okolicach Mikołajek. Pensjonariusze mieszkają w domkach letniskowych, a przed pokusą ucieczki strzegą ich specjalnie przeszkoleni wartownicy. Centrum ośrodka stanowi budynek przeznaczony dla personelu. Mieszczą się w nim specjalne gabinety, w których stosowane są najnowsze metody wpływania na świadomość. W jednym z takich gabinetów podłącza się pensjonariuszom diody i elektrody do głowy (wyglądają jak japońskie roboty z XX wieku). Diody emitują do mózgu fale likwidujące tzw. „fundamentalistyczne neurony”. Metoda opiera się na ostatnich odkryciach duńskiego lekarza Svena Pergessena, odkrywcy specjalnych ośrodków w mózgu odpowiedzialnych za tworzenie się poglądów fundamentalistycznych. Terapię uzupełniającą stanowią metody hydrolecznicze, np. zanurzanie głowy w specjalnych roztworach błotnych oraz podawanie narkotyków. Już od czasów profesora Timothy Leary’ego, jednego z bohaterów rewolucji intelektualno-obyczajowej z lat sześćdziesiątych XX wieku, wiadomo o wpływie na świadomość ludzką specyfiku o nazwie LSD. Wielcy rewolucjoniści z tamtych lat chcieli nawet wrzucać narkotyk do wodociągów, żeby uszczęśliwić i rozjaśnić myśli całym miastom. W moim ośrodku, przy pomocy terapii narkotykowej, czynimy dokładnie to samo. Stosujemy również głodówki i specyficzne diety wegetariańskie uwalniające od agresji. Wreszcie, jako środek ostateczny – elektrowstrząsy. Schmit po obejrzeniu sali przeznaczonej do elektroterapii uśmiechnął się chytrze: – Ta metoda należy do grupy metod tradycyjnych, znanych już w Średniowieczu – syknął z ironią. – Rolę elektryczności odgrywały wówczas inne wymyślne urządzenia. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 57 Puściłem te złośliwości mimo uszu. Generalnie ośrodek sprawiał korzystne wrażenie: piękna okolica, świetne wyposażenie, doskonale przygotowany personel. Gdyby stary wpadł na taki pomysł wcześniej, nie byłoby dziś w strefie polskiej tyle niechęci do idei milenarystycznej. Nie lubię swojego szefa. Po kilkunastu tygodniach wspólnej pracy nie sprawia korzystnego wrażenia: ma dziwne poglądy w niektórych kwestiach, jest złośliwy i mściwy (świadczy o tym historia z de Sousą). Tolerowanie jego wybryków przychodzi mi z trudnością. W celu głębszego przeanalizowania tego problemu sięgnąłem do Katechizmu i przeczytałem fragment odnoszący się do tolerancji. „Tolerancja to coś więcej niż zewnętrzna deklaracja dotycząca akceptacji cudzych poglądów – piszą Hajnas i Libert. – Tolerancja musi spłynąć na samo dno twej świadomości, przeniknąć wszystkie uczucia i myśli. Musisz zaakceptować cudze poglądy definitywnie i ostatecznie (za wyjątkiem poglądów fundamentalistycznych), nie rezygnując z prawa do własnego zdania. W przeciwnym razie twój fundamentalizm może pojawić się nagle, wtedy, gdy będziesz przekonany, że zwalczyłeś go w sobie raz na zawsze”. Cóż, muszę zaakceptować sposób bycia Schmita, uznać go jako równoprawny z moim. Muszę codziennie zwalczać myśli niechętne czy krytyczne wobec niego. Nie rozumiem tylko: jak mam zaakceptować jego poglądy, a równocześnie pozostać przy swoich? 7.06.2074 r. Wreszcie przyjechali. Z tej okazji wziąłem trzy dni urlopu. Weronika znowu wypiękniała, Katja wyszczuplała, Sylwia jak zwykle cały czas szczebiocze i śmieje się. Thomas i Michael z zaciekawieniem obserwują życie w strefie polskiej. Wieczorem, tuż po przyjeździe, zaprosiłem ich na kolację i dyskotekę do jednego z klubów. Nawet im się podobało, choć najbardziej wybredna Katja oceniła lokal krótko i dosadnie: Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 58 – Prymityw. – Dlaczego? Mnie się podoba – oponował z pełnymi frytek ustami Michael. – Za dużo różu w dekoracji, na ścianie, suficie. Argument nie do zbicia, zwłaszcza że Katja jest dekoratorką wnętrz. – To jej skrzywienie zawodowe! – zawołała Sylwia. Atmosfera w trakcie kolacji przypominała tę z dawnych lat, gdy nasza paczka przeżywała swoje najlepsze chwile. Piliśmy piwo (ze zdrowych polskich szyszek chmielowych) i tańczyliśmy. Weronika nie była zbyt rozmowna, unikała mojego wzroku i w ogóle nie dawała mi większych złudzeń, co do możliwości powrotu do przeszłości. Nazajutrz pokazałem im Stare Miasto. W pewnej chwili znaleźliśmy się przed kościołem służącym dziś za muzeum fanatyzmu katolickiego. Oprowadzano po nim wycieczki. Weronika zajrzała do środka i stojąc na wysokim progu spytała: – Co tu jest? – Kościół – odpowiedziałem i szybko zmieniłem temat. – Chodźcie, tam dalej stoi wieża, na której umieszczono jednego z królów Polski. – Czekaj – krzyknęła Weronika. – Opowiedz coś o tym kościele. – Czy może są to pozostałości po związku religijnym istniejącym na tych ziemiach jeszcze w początkach XXI wieku? – zapytał z miną znawcy Thomas. – Tak – odrzekłem, patrząc w kierunku kolumny Zygmunta III. – Wejdźmy do środka – powiedziała Weronika i nie czekając na odpowiedź, zniknęła w przedsionku kościoła. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 59 Niebawem cała nasza grupa znalazła się w ciemnym i zimnym kościele. Chłód wnętrza kontrastował z upałem panującym na dworze. Przy ołtarzu kręcił się jakiś facet w dżinsach. Na wysokości pierwszych ławek zatrzymała się wycieczka szkolna. Dzieciaki rozglądały się po muzeum, a przewodnik opowiadał im historię obiektu. – Powiedzcie coś więcej o tej organizacji religijnej – prosiła Weronika. – Kiedyś coś o niej słyszałam od babci... – Kościół katolicki zniewalał ludzi różnymi zakazami przez około XX wieków – wyręczył mnie Thomas. – Zakazami? – zdziwiła się Sylwia. – Tak, na przykład był taki zakaz... Jak to powiedzieć, żeby nie spalić? – usiłował sobie przypomnieć Thomas. – Już wiem: „Nie cudzołóż”. – „Nie cudzołóż” – powtórzyła jak echo Katja, a na jej twarzy zakwitło upostaciowione zdziwienie. – Chodziło o zakaz współżycia poza małżeństwem mieszanym – uzupełnił Thomas. Dziewczyny roześmiały się, wzbudzając zainteresowanie dzieci. – Żartujesz? – niedowierzała Sylwia. – To nie wszystko – kontynuował Thomas z miną znawcy tematu. – Zakazywano też aborcji, antykoncepcji i związków homoseksualnych. – Zgrywasz się? – chichotała Sylwia. – Dużo jest takich skansenów w Polsce? – dopytywała się Katja. – Sporo. Ile? Dokładnie nie wiem – odrzekłem zniecierpliwiony. – W wielu miastach pozostawiono te budowle jako ostrzeżenie przed epoką fundamentalistyczną. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 60 – Piękne – zachwycała się Weronika. Nie wiem, co miała na myśli: czy całość kościoła, czy jeden jego fragment – obraz lub rzeźbę? – W tej świątyni panuje szczególna atmosfera – mówiła dziwnie wyciszona. – Ludzie, którzy ją stworzyli, nie mogli być źli. Zaskoczyła nas. Od czasu wejścia do kościoła jej twarz zmieniła się nie do poznania. Do tej pory raczej smutna i melancholijna, teraz opromieniona uśmiechem rozjaśniła się, jakby jakiś promyk światła spłynął na nią z tych starych, posępnych obrazów. – O co chodziło w tej religii? – dociekała z niewinną miną dziecka. Ponownie dałem szansę popisania się znajomością tematu Thomasowi. – Wierzyli w Jezusa Chrystusa. Roili sobie, że człowiek przychodzi na świat z piętnem przewinienia, z którego uwolnić może tylko krzyżowa śmierć Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. – Tak, tak... Przypominam sobie... Słyszałam o czymś takim w dzieciństwie – potwierdziła Weronika. – Kiedyś moja babcia z Wandei opowiadała o Bogu ukrzyżowanym za grzechy świata. Nic z tego nie rozumiałam. Rodzice zakazywali babci mówienia o tym. – I mieli rację – westchnęła Katja, którą irytowała niezdrowa ciekawość Weroniki. – Kim właściwie był Jezus Chrystus? – wtrąciła się do rozmowy Sylwia. – Był Żydem – odpowiedział milczący dotychczas Michael. – Przez chrześcijan został uznany za proroka, przez Żydów za bluźniercę. – Zwykły Żyd, który umarł za grzechy świata? – dziwiła się Sylwia. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 61 – To mi pachnie jakąś zakamuflowaną formą antysemityzmu – dodała znudzona Katja. – Ciekawe – rzekła Weronika. – Co w tym ciekawego? – irytowała się Katja. Zresztą Weronika zawsze ją drażniła. – Ta religia jest... taka tajemnicza. – Czy ty się dobrze czujesz? – syknęła złośliwie dekoratorka wnętrz. W półcieniach kościoła Weronika wydawała się być blada. Jej uśmiech nadawał twarzy specyficzny wygląd. Przypominała zmartwychwstałą świętą. – Na czym polegało ich nabożeństwo? – dopytywała się niestrudzenie, puszczając mimo uszu docinki koleżanki. – Katolickie nabożeństwo sprawowano dla uobecnienia śmierci Chrystusa za grzechy świata – popisywał się swoją erudycją Thomas. – Chodźmy stąd – rozkazała Katja. – Mam już tego dość! – Nie, nie. To jest... pasjonujące – oponowała Wera. – Jak chcesz, to zostań. Ruszyliśmy ku wyjściu. Wszyscy z wyjątkiem mojej byłej, która nie zwracając na nas uwagi, zrobiła kilka kroków w stronę ołtarza, a więc w przeciwnym kierunku. Cała nasza paczka po wyjściu z muzeum usiadła bez słowa w najbliższym ogródku piwnym. – Brr... Cóż za dziwne miejsce – przerwała w końcu ciszę Sylwia. – Całkiem jej odbiło – palnęła rozdrażniona Katja. – Od czasu rozstania z tobą zrobiła się nieznośna – zwróciła się do mnie jakby z pretensją. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 62 – Cały czas przychodzą jej do głowy jakieś dziwne pomysły. Popada w niezdrowe egzaltacje... – Czytałem kiedyś taką teorię – odezwał się Michael – według której młodzi ludzie odruchowo poszukują tajemniczości, sacrum. Współczesny stechnicyzowany świat pozbawił ich tych duchowych potrzeb. Ale ona, jak widać, potrzebuje strawy duchowej. – Filozofia Nowego Edenu jest świadoma tego zjawiska: Radę Bogów i kapłanów-urzędników ustanowiono właśnie w celu stłumienia głodu sacrum – powiedziałem beznamiętnie. Po około dziesięciu minutach nasza znajoma ukazała się w drzwiach muzeum. Podeszła do stolika i jak gdyby nigdy nic usiadła zamyślona. Niewątpliwie to już inna dziewczyna, niż przed rokiem czy dwoma. *** Wieczorem całe towarzystwo wybrało się znowu na dyskotekę. Ja poczułem się źle – odezwały się wrzody żołądka. Zmuszony odwiedziłem klinikę rządową i obładowany lekarstwami wróciłem do domu. Miałem czas na oglądanie wieczornych wiadomości, co ostatnio nie zdarzało mi się często. Nasila się dziwna moda na samobójstwa. Gdzieś w Niemczech do Dunaju wskoczyła rodzina z dziećmi. W Paryżu 30 feministek sfrunęło z wieży Eiffla i zgasło z widokiem Pól Marsowych na zawsze. 8.06 2074 r. Nazajutrz czułem się całkiem nieźle, co pozwoliło mi dołączyć do przyjaciół. Zwiedzaliśmy okolice Warszawy. Wieczorem znowu zajrzeliśmy Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 63 do dyskoteki. Zauważyłem zmianę w zachowaniu Weroniki. Miała lepszy humor i częściej rozmawiała ze mną. Dostrzegłem u niej pewne zainteresowanie moją osobą. Po wizycie w kościele wyraźnie się zmieniła. Wykazuje ponadprzeciętne zainteresowanie religią. Wypytuje mnie i Thomasa o różne kwestie związane z katolicyzmem. Dziewczyny kręcą głowami, chłopaki uśmiechają się pod nosem, a ja rumienię się, jakbym był odpowiedzialny za jej stan psychiczny. W pewnej chwili zaproponowała, byśmy razem wyszli do miasta. Nie muszę pisać, jak ucieszyłem się z tego powodu. Bo choć nie byłem jej wierny, to jakaś emocjonalna nostalgia do niej wciąż się we mnie tliła. Jednak na próżno usiłowałem skierować rozmowę na tematy dotyczące nas dwojga. Ona uczepiła się kwestii religijnych i cały czas o nie pytała. W pewnym momencie w trakcie rozmowy o specyfice polskiej religijności wyciągnęła ze mnie informację o tajnych mszach na bagnach. Ugryzłem się w język. Niestety – za późno. – Chociaż z daleka chciałabym to zobaczyć – błagała. – Po co ci to? – Coś mnie ciągnie do tej religijności – wyznała i nagle urwała. Na nic zdały się moje wyjaśnienia, że nie wiem, gdzie odbywają się te spędy, że są zakazane, że kapłanowi wręcz nie wypada w nich uczestniczyć i tak dalej. Wymogła na mnie obietnicę, że dowiem się gdzie i kiedy odbywają się zakazane nabożeństwa. Doprawdy nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Przy niej niebezpiecznie głupieję... Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 64 10 06.2074 r. Oficjalnie pożegnaliśmy de Sousę. Stary wygłosił mowę pełną komplementów. Prawił o zasługach de Sousy dla zachowaniu porządku w strefie polskiej, o jego poświęceniu dla idei Nowego Edenu, jednocześnie w kuluarowych rozmowach wymyślając mu od najgorszych. Śledztwo w sprawie mojego porwania nie przyniosło żadnych efektów. De Sousa rozłożył ręce, gdy zapytałem go, kto właściwie patroluje rynek w Krakowie? Był też bezradny w sprawie przecieku odnośnie mojego wyjazdu. Cała ta sprawa unaocznia, jak niewydolne są nasze służby porządkowe. De Sousa tłumaczył mi w trakcie poczęstunku, iż nic nie mógł w tej kwestii zrobić, gdyż ręce miał związane panującym ustawodawstwem. – W wolnym demokratycznym Edenie każdy ma swobodę poruszania, panuje wolność i wszechobecna tolerancja – tłumaczył się, zajadając sałatę. – Tolerancja nie może przerodzić się w bagnet kłujący Nowy Eden – odpowiedziałem. Zamyślił się, chyba zastanawiał się nad wieloznacznością użytej przeze mnie metafory. – Niby tak – rzekł po chwili – ale istniejące prawo karne skutecznie nas paraliżuje. Żeby wydać nakaz podsłuchu kogokolwiek, muszę mieć zgodę arcykapłana. Wszelkie procedury w tym zakresie przeciągają się w nieskończoność. Jedyne co trzyma ludzi w strachu, to kara śmierci. – Jak to kara śmierci? – Eutanazja jest w praktyce karą śmierci. – Przesada – oponowałem – eutanazja to eutanazja. Kara śmierci ma inną filozofię. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 65 – Mnie chodzi o jej wymiar praktyczny, o efekt odstraszania, który powoduje. Gawędziłem tak sobie z de Sousą ponad pół godziny, trawiąc powoli sałatę i potrawy z soi. Nie wyglądał na przygnębionego. Niewątpliwie z ulgą opuszczał strefę polską. – Powiedz mi szczerze, nie masz do mnie żalu za pośrednie przyczynienie się do twojego odwołania? Uśmiechnął się tajemniczo, co niewątpliwie było wydarzeniem, gdyż uśmiech rzadko gościł na jego twarzy. – Nie, stary i tak by mnie odwołał. Ty tylko przypadkiem dostarczyłeś mu argumentów. Mało wiesz o tym, co tu się naprawdę dzieje... – zawahał się. – Może to i lepiej... – A co tu się dzieje? – W swoim czasie dowiesz się. Teraz i tak nic ci to nie pomoże. A zresztą nie mam namacalnych dowodów… – urwał nagle. – Dowodów? – Tak, dowodów. – Na co? Uśmiechnął się po raz drugi – bijąc swój własny rekord. – Skoro nie mam dowodów, więc nie mogę mówić o sprawie – spuentował rezolutnie. – Chodzi o starego? – Może tak, a może nie – rzekł enigmatycznie. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 66 – Pozbył się ciebie, bo coś o nim wiesz, co mogłoby go skompromitować? – Ja tego nie powiedziałem. – Ale zasugerowałeś. – Wydawało ci się. Skończmy ten temat – rozkazał tonem sędziego i zaraz spoważniał. Nie śmiałem dalej drążyć sprawy, choć mnie intrygowała. Trochę za dużo się wygadał i teraz był zdecydowany podjąć każdy nowy wątek w rozmowie, byle tylko nie wracać do starego. Wyczułem to i bezlitośnie wykorzystałem sytuację: – No dobrze. A co z Mszami? Wciąż odprawiane są po lasach? – Tak – skinął głową, popijając sok pomarańczowy. – Nie można nic z tym zrobić? – No cóż, gdyby zdecydować się na strzelanie do tłumów, kilka tysięcy zamknąć w pudle i poddać procedurze kwalifikacji do eutanazji – to może doraźnie byłby jakiś efekt. Na dłuższą metę jednak dostarczylibyśmy katolikom męczenników i niebezpiecznie podburzyli nastroje. – Gdzie oni odprawiają te sabaty? – Chcesz się wybrać? – zaśmiał się. – Kto wie? Mam doświadczenie w szpiegowaniu – żartowałem. – To prawda – pokiwał głową. – Gdzie? Praktycznie w całej Polsce. Na przykład na Kurpiach, w Puszczy Białej. – Jak często się spotykają? Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 67 – Raz w tygodniu, w niedzielę. Nabożeństwo odprawiane jest w świetle dnia, bez zabawy w ciuciubabkę. Oni czują się naprawdę pewnie. Dlatego cieszę się z mojego wyjazdu, gdyż w najbliższych miesiącach może tu się wydarzyć coś, nad czym nie zapanujemy, a ja na szczęście już nie będę za to odpowiedzialny. Tutaj się mylił. Jego zaniedbania przyniosą owoce w przyszłości. Formalnie zdejmie z siebie odpowiedzialność, lecz moralnie na pewno nie. Mimo wszystko jest w nim zbyt dużo goryczy i stąd te czarne wizje. Bo cóż tu się może wydarzyć? 17.06.2074 r. Moi przyjaciele opuścili stolicę, ale bez Weroniki. Gdy powiedziałem jej o nabożeństwie – postanowiła zostać. Cała paczka przy pożegnaniu wymownie mrugała do mnie, myśląc sobie nie wiadomo co. Gdyby Katja wiedziała, co jest prawdziwym powodem pozostania Wery, miałaby zapewne sporo do powiedzenia na temat jej kondycji psychicznej. Na szczęście, nie wiedziała... W niedzielę rano zwolniłem ochroniarzy i nakazałem szoferowi, żeby zawiózł nas do Pisza. Z Pisza w stronę Puszczy Białej sunął sznur autobusów i samochodów osobowych. Funkcjonował nielegalny, doskonale zorganizowany transport. Wsiedliśmy do autobusu, na którego tablicy widniał napis „Puszcza Biała – wycieczki na grzyby”. Jechaliśmy w ciągłym korku. Poboczem ciągnęły pielgrzymki – setki, tysiące ludzi. W autobusie odmawiano katolickie modlitwy. Jedna z nich, najdłuższa, nazywała się Różaniec. Weronika bardzo szybko nauczyła się słów i cały czas powtarzała słowa modlitwy. Z konspiracyjnego punktu widzenia był to genialny pomysł, ale ja już wtedy nie byłem pewien, czy ona rzeczywiście się konspiruje, czy po prostu się modli? Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 68 Po godzinie jazdy autobus zatrzymał się w środku lasu. Ruszyliśmy z ludźmi w dziką knieję. Podekscytowana dziewczyna śpiewała ze wszystkimi pieśni religijne. Po około trzydziestu minutach marszu wyszliśmy na olbrzymią polanę, zarojoną mrowiem ludzi. Dochodziło południe, czerwcowy skwar wyciskał pot z czoła. Wśród pielgrzymów dało się zauważyć osoby w różnym wieku. Przeważały –starsze, ale nie brakowało też ludzi w średnim wieku, a nawet nastolatków i dzieci. Słowem – uczestnicy zgromadzenia stanowili przekrój mieszkańców Polski. Większość z nich to fanatycy religijni wymachujący różańcami, klęczący i leżący krzyżem. Niebawem rozpoczęło się nabożeństwo. Weronika pociągnęła mnie prawie pod sam ołtarz. Rozsiani po polanie mężczyźni w koloratkach siedzieli na ziemi, a chętni podchodzili do nich i rozmawiali z nimi. Podsłuchałem, że ten obrzęd jest nazywany spowiedzią. Uroczyste śpiewy i modlitwy trwały chyba ze dwie godziny. W ciągu tych dwóch godzin, jak później sobie myślałem, utraciłem Weronikę na zawsze. Apogeum szaleństwa nastąpiło, gdy w pewnej chwili uklęknęła przed facetem w koloratce, który siedział na krześle obok owinięty wokół rąk zdobionym kontuszem. Spowiadała się przeszło dwadzieścia minut. Patrzyłem na nią, jak porusza ustami. „O czym ona mówi?” – próbowałem zgadnąć. Obawiałem się zdrady. Wreszcie ksiądz uczynił znak krzyża nad jej postacią, a ona rozpromieniona wróciła do mnie. – Pierwszy raz w życiu wyspowiadałam się – oświadczyła z twarzą zarazem poważną i radosną. Na widok mojej miny, która bynajmniej nie wyrażała aprobaty dla tego kroku, nieco się zmieszała. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 69 – Dziewczyno, co ty wyprawiasz?! – nie wytrzymałem. – Moja babcia z Wandei ochrzciła mnie, gdy byłam jeszcze dziewczynką – mówiła z tym radosno-poważnym wyrazem twarzy. – Dziękuję ci, Dominiku, że mnie tu przyprowadziłeś. – Dobrze, dobrze. Uspokój się, Wero – próbowałem uciszyć jej emocje. – Zostańmy tu. Znajdziemy ludzi, którzy się nami zaopiekują – przekonywała. – Będziemy mogli zgłębiać tajniki prawdziwej wiary. – Dziewczyno, co ty opowiadasz.... – nie wierzyłem własnym uszom. Musiała ujrzeć determinację w moich oczach, gdyż gwałtownie odsunęła się, jakby z obawy – i słusznie zresztą – przed nieprzewidywalną reakcją z mojej strony. – Dość tych wygłupów, wracamy do Warszawy! – rozkazałem, próbując złapać jej rękę, lecz znowu zrobiła krok w tył. – Skąd wiesz, kim są ci ludzie? Przecież to zwykli fanatycy. Spośród nich wyszli inkwizytorzy, krzyżowcy i inni fundamentaliści – argumentowałem rozpaczliwie. – Już od dawna nie działa na mnie ta wasza sieczka propagandowa – w jej oczach zapłonęły ogniska buntu, które do tej pory tylko się tliły. – Chyba sam nie wierzysz w te banały. Bawicie się w „bogów” i „kapłanów”, jak dzieci. Przy okazji prześladując prawdziwą religię. Zatkało mnie. W tych okolicznościach nie miałem zamiaru kontynuować dyskusji. Straciłem panowanie nad sobą, doskoczyłem do niej i uderzyłem ją w twarz. Kilku mężczyzn błyskawicznie ruszyło w moim kierunku. Dwóch z nich złapało moje dłonie i wykręciło przeguby. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 70 Wera dotknęła swego policzka, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Potem poprawiła opadające na twarz włosy i już spokojna powiedziała: – Niech panowie go puszczą... Nic się nie stało. Wypowiedziawszy te słowa, odwróciła się na pięcie i roztopiła w gęstwinie ludzkiej. Mężczyźni puścili moje dłonie. – Nie jestem pewien, czy nic się nie stało? Ale skoro dziewczyna tak twierdzi... – skomentował sytuację jeden z mężczyzn. Zrobiłem kilka kroków, masując obolałe ręce. Faceci popatrzyli za mną z pogardą. Wkrótce Msza się skończyła. Ludzie rozpoczęli marsz w stronę „przystanku autobusowego”. Przygnębiony i wściekły dałem się nieść tej fali. Swoim milczeniem wyrażałem sprzeciw wobec rozlewającej się wokół dewocyjnej rzeki, która porwała najbliższą mi osobę. 22.06.2074 r. Zniknięcie Weroniki wybiło mnie z rytmu i rozstroiło wewnętrznie. O ile dotychczas nienawidziłem katolicyzmu z przyczyn intelektualnych, to teraz czuję do niego wręcz fizyczną odrazę. Rozumiem motywacje rewolucjonistów francuskich, Stalina, socjalistów meksykańskich i innych, którzy zwalczali w przeszłości katolicyzm siłą. Trzeba przestać się cackać i wreszcie zrobić z nimi ład. De Sousa był za miękki. Belg Rochard, który ma go zastąpić, musi postępować bardziej zdecydowanie. Brak stanowczości prowadzi do wielu szkód społecznych i podkopuje ideę milenarystyczną. Postanowiłem w tej sprawie wywrzeć presję na Schmicie. Z takim tłumem nie da się walczyć, można jednak aresztować organizatorów religijnych manifestacji czy choćby zamknąć wjazd do puszczy? Poszedłem więc do starego. Trafiłem na obiad, który jadał w biurze. Na talerzu, Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 71 oprócz ziemniaków i pokrojonych w plasterki pomidorów, leżał kotlet z mięsa. Zamurowało mnie. Chyba się nawet nie przywitałem. Wpatrywałem się jak zahipnotyzowany w mięso. Przypominało przeciętego na pół szczura. Szef spostrzegł moje zdziwienie, lecz nie przejął się nim specjalnie. Połykał zwierzę, siekając je nożem na mniejsze kawałki. – Co to jest? – wydusiłem z siebie, nie mogąc oderwać wzroku od talerza. – To jest kotlet – usłyszałem lakoniczną odpowiedź. – Skąd arcykapłan to ma? – No... są różne możliwości – odrzekł z ustami pełnymi mięsa. – Czy to mięso jest zdrowe? – Spokojnie, przebadano je kilka razy. Od dziecka byłem wegetarianinem i nie mogłem znieść myśli, że ludzie mogą zjadać inne, niewinne istoty. Na widok człowieka spożywającego mięso robiło mi się mdło. Tym bardziej na widok kogoś pałaszującego „coś” przypominające przekrojonego na pół szczura. – Zdrowe czy zatrute to nie ma znaczenia, przecież istnieje zakaz konsumpcji mięsa wydany przez Radę Bogów. Schmit odłożył widelec i ostentacyjnie rozłożył ręce. – Bracie Rose, mógłbyś być dla mnie bardziej wyrozumiały. Popatrzyłem na niego z politowaniem. Coraz bardziej mnie mdliło. Wyszedłem bez słowa, akcentując dobitnie swoje wyjście trzaśnięciem drzwiami. Ku mojemu zdziwieniu, futryna pozostała na swoim miejscu. W pierwszym odruchu chciałem napisać skargę do Rady Bogów. Szybko Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 72 się jednak zreflektowałem. Schmit jest człowiekiem bardzo wpływowym. Nic bym nie osiągnął, podejmując taką akcję. Swoją drogą, jeżeli tak zachowuje się mój szef, to perspektywa naszego zwycięstwa oddala się coraz bardziej. Czy to miał na myśli de Sousa, sugerując niecne sprawki arcykapłana, na które nie miał dowodów? Pierwszy raz zwątpiłem w powodzenie swojej pracy: kryzys gospodarczy, zarazy, zdrada najbliższej mi osoby, degrengolada moralna naszych przywódców, a przede wszystkim tłumy, które ujrzałem na polanie w puszczy pogrążyły mnie ostatecznie. Tyle akcji politycznych, tyle programów reedukacyjnych – wszystko na nic. Można w nich wciskać tony propagandy i tak po pewnym czasie ujawnia się ich katolicka natura. Jak oni to robią? Może ich przywódcy stosują niekonwencjonalne środki propagandowe? Rzucają uroki na ludzi? Weronika zachowywała się, jakby ją ktoś zahipnotyzował... Trzy dni biłem się z myślami. Na trzeci dzień rozpoczął się powolny proces odradzania. Aż przyszedł moment, gdy zrzuciłem z siebie ciężar wspomnień z ostatnich dni i – mimo trudności, mimo ścian, które wciąż wyrastają przede mną – postanowiłem kontynuować swoją misję. 5.07.2074 r. Bogowie wydali Dekret o nowych zasadach powszechnej szczęśliwości w epoce milenarystycznej. Nie da się ukryć – zmiany są śmiałe, rzekłbym nawet rewolucyjne. Ten nowy radykalizm da się wytłumaczyć próbą wyjścia z pułapki sprzeczności, jaką jest dążenie do pogodzenia szczęścia pojedynczych osób ze szczęściem ogółu. Problem sygnalizowałem już na wcześniejszych stronach pamiętnika. Tutaj przypomnę go w kilku słowach. Intensywność przeżywania zmysłowego szczęścia przez daną istotę jest ograniczana tolerowaniem zachcianek i pragnień istot Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 73 drugich. W efekcie średni wskaźnik powszechnej szczęśliwości wyraźnie się obniża, a niekiedy wręcz uniemożliwia godne życie. Przykładem może być plaga szczurów w Paryżu. Gdybyśmy chcieli postępować zgodnie z literą prawa, nie moglibyśmy ich zabijać! Przemówienie wprowadzające w treść Dekretu odczytał w telewizji bóg Rousseau. W gustownej scenografii na tle błękitnego nieba i kwitnących palm wyznaczył nowe priorytety dla Nowego Edenu. „– Zasadniczy problem brzmi: czy idee tolerancji, braterstwa, równości – generalnie pooświeceniowej demokracji – dadzą się pogodzić z dążeniem do podwyższenia wskaźnika szczęśliwości w epoce milenarystycznej? – pytał retorycznie. – Czy koncepcja umowy społecznej nie jest w dzisiejszych warunkach koncepcją przestarzałą? Tak, przestarzałą. Nie boję się tego powiedzieć. Bo cóż właściwie daje nam umowa społeczna? Daje ogólnoludzki kompromis, który prowadzi do mniejszego, ale jednak cierpienia milionów. Przypomnijmy sobie, co jest naszym celem: zbudowanie raju na ziemi, w którym żyjące istoty egzystują we wzajemnej tolerancji, otwartości i ogólnej szczęśliwości. Teraz przeżywamy okres milenijny. Znajdujemy się w fazie przejściowej, przygotowującej do życia w raju na ziemi. Wszyscy staramy się zachowywać zgodnie z kanonem wartości wolnościowych, żeby zasłużyć sobie na przyszłe wskrzeszenie i dołączenie do grona wybranych oraz robimy wszystko, żeby nie trafić do grona pokutników pracujących przez całą wieczność na rzecz zbawionych wyznawców tolerancji. Od początku naszym celem było równomierne podnoszenie wskaźnika szczęśliwości i powszechnej tolerancji, czyli stworzenie już teraz namiastki raju. Niestety, kłopoty gospodarcze, panujące powszechnie zarazy uniemożliwiają równomierny wzrost szczęśliwości oraz poczucia tolerancji. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 74 Coraz więcej osób – z braku perspektyw – przeżywa załamanie psychiczne i popełnia samobójstwa. Ten stan musi ulec zmianie. Z drugiej strony nie dziwmy się zbytnio. W okresie milenijnym ludzkość nie może być w pełni szczęśliwa i jednocześnie korzystać z dobrodziejstw demokracji. Powtórzmy: na aktualnym etapie rozwoju dopiero zmierzamy do demokratycznego raju i – nie łudźmy się! – świat wokół nie jest Edenem, o którym marzymy! Z niego dopiero wyłoni się prawdziwy Raj! Z tego faktu należy wyciągnąć odpowiednie wnioski. Doktryna wolności dla wszystkich kłóci się z doktryną szczęścia dla wszystkich. Podstawowa zatem zmiana w naszych zasadach brzmi: należy odejść od koncepcji wybujałej tolerancji i demokracji, gdyż – na obecnym etapie – przeszkadza nam w podnoszeniu ogólnego wskaźnika szczęśliwości. Na przykład zbyt duże zaludnienie uniemożliwia wyżywienie wszystkich ludzi, zatem musimy zaostrzyć przepisy dotyczące eutanazji chorych, kobiet, dzieci oraz zwierząt. Osoby, które zrozumieją istotę tych zapisów i pokornie poddadzą się tym zarządzeniom, w pierwszej kolejności będą wskrzeszane do nowego życia jako męczennicy tolerancji”. *** W tym duchu Rousseau przemawiał przeszło godzinę. Jego wypowiedź z racji przyjętej formy musiała być ogólnikowa. Zobaczymy, na czym konkretnie polegają zaostrzenia, gdy Dekret znajdzie się na moim biurku. Myślę jednak, że słusznie zauważono, iż demokracja jako taka kłóci się z dążeniem do powszechnej szczęśliwości i, że trzeba z tego faktu wyciągnąć wnioski. Do tej pory na siłę starano się uszczęśliwiać ludzi, ale życie zweryfikowało taką praktykę. Ktoś musi dobrowolnie zrezygnować ze swojej wolności, aby wolność drugiego była doskonalsza. Tylko tak można rozwiązać sprzeczność, którą zauważyłem już wcześniej w Katechizmie, a która dotyczyła rozumienia pojęcia tolerancji. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 75 11.07.2074 r. Do opinii publicznej nareszcie dotarły szczegółowe zapisy Dekretu, od razu wywołując gwałtowne demonstracje. W Warszawie manifestowały feministki w związku z decyzją Rady Bogów o dopuszczalności eutanazji kobiet z przyczyn społecznych. O możliwości tej regulacji prawnej mówiono już od kilku miesięcy, po tym jak grupa hiperpostępowców zgłosiła projekt ustawy o takiej treści. Teraz postanowiono włączyć go do Dekretu, nadając mu szczególną rangę. Bogowie stanęli przed dylematem: czy prawo kobiety do aborcji dziecka z przyczyn społecznych można przenieść na prawo mężczyzn do eutanazji swych żon, również z przyczyn społecznych? Argumentacja hiperpostępowców opierała się na założeniu, że skoro bezrobotna matka może usunąć dziecko, którego nie jest w stanie utrzymać, to również bezrobotny mężczyzna powinien mieć prawo usunięcia żony, na utrzymanie której nie posiada środków. Obrończynie kobiet odpowiadały: „W takiej sytuacji wystarczy rozwód”. Kontrargument hiperpostępowców brzmiał: „Bezrobotny mąż nie ma z czego płacić alimentów, zatem rozwód nie spełnia swojej roli; kobieta w dalszym ciągu nie posiada środków do życia”. Prawniczki feministyczne odbijały piłeczkę: „Mężczyzna nie jest już głową rodziny, gdyż nie żyjemy w społeczeństwach patriarchalnych”. I tu nieopacznie wpadły we własną pułapkę. Wcześniej bowiem wymogły na Radzie Bogów, aby ta przyznała obowiązek alimentacyjny mężowi, niezależnie od winy orzeczonej na rozwodzie. Stanowisko uzasadniano potrzebą zadośćuczynienia za wielowiekowe prześladowanie kobiet przez mężczyzn. Tak jak współcześni nauczyciele, tak również współcześni mężowie muszą odpokutować winy swoich przodków. Tym samym mąż stał się odpowiedzialny za żonę, co prawnie skutkuje koniecznością jej utrzymania. Skoro zaś nie jest w staniej jej utrzymać, logiczną konsekwencją pozostaje eutanazja. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 76 Manifestantki krzyczały, domagając się cofnięcia decyzji. Pierwszy raz spotkałem się z tak stanowczą reakcją przeciwko decyzji bogów. Akurat przechodziłem tamtędy więc wtopiłem się w tłum kobiet, próbując nawiązać z nimi rozmowę. – Cóż, Rada Bogów podjęła decyzję, nie ma co polemizować, taka jest demokracja – zagaiłem do trzydziestokilkuletniej kobiety trzymającej w dłoniach transparent z napisem: „Wolność dla kobiet!!!” – Demokracja?!!! – wrzasnęła i po chwili z jej ust popłynął soczysty potok słów niezbyt pochlebnych wobec demokracji i Rady Bogów. – Mój stary od razu podda mnie eutanazji! – krzyknęła jej koleżanka trzymająca transparent z drugiej strony. – Chłopy tylko czekały na taką możliwość – mówiła inna. – Teraz, gdy będą się chciały nas pozbyć, zwolnią się z roboty na parę miesięcy... – No nie, to chyba przesada – powiedziałem. – Co prawda prawo można naginać, lecz są jeszcze sądy. – Co nam po sądach, jeśli prawo głupie? Jedna z kobiet przyglądała mi się uważnie, aż w końcu zapytała: – Siostry, może to jakiś szpieg? Co on tak chodzi i węszy? – Szpieg! Szpieg! – zaczęły jak na rozkaz przekrzykiwać się i popychać mnie. Uciekałem szarpany za włosy i bity pięściami po plecach. Z trudem udało mi się wyrwać z tłumu. Demonstracja stawała się coraz agresywniejsza. Niebawem interweniowały służby porządkowe. Aresztowane prowodyrki piszczały ciągnięte przez policjantów do radiowozów. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 77 Wieczorem w telewizji obejrzałem relację z demonstracji w różnych miastach Nowego Edenu. Policja interweniowała w Paryżu, Frankfurcie, Wiedniu, Mediolanie, Rzymie, Tuluzie. Do prawdziwej bitwy doszło w Amsterdamie. Kilka feministek zostało rannych. Sprawa odbiła się też szerokim echem w mediach chińskich i amerykańskich. 30.07.2074 r. Człowiekowi z ulicy wydawać by się mogło, że kapłan nie posiada większych obowiązków. Złudzeniu temu ulega wielu maluczkich tego świata. Z perspektywy mrówki olbrzymy wydają się wszechmocne i niezwyciężone. Niestety, nad każdym siłaczem jest ktoś silniejszy. Nade mną jest Schmit, bogowie oraz materia spraw, z którymi się borykam. Dzisiejszy dzień jest tego przykładem. Zaraz po porannej kawie przyjmowałem interesantów. Postanowiłem robić to przez dwie godziny raz w miesiącu. Jako trzecia w kolejności przyszła ze skargą pewna kobieta, której syn został wytypowany przez konsylium lekarskie do eutanazji. Chłopak bardzo często choruje na różne schorzenia dróg oddechowych i w końcu przekroczył dwutygodniowy limit kataru. W Dekrecie o szczęśliwości bogowie ogłosili bowiem dopuszczalne limity kataru, powyżej których człowiek nie może się czuć szczęśliwy i osłabia ogólną radość z oczekiwania na zapanowanie ziemskiego Edenu. Podobne uregulowania dotyczą alergii i innych chorób ciężkich oraz pospolitych. Chłopak miał pecha. Zaraz po wprowadzeniu w życie Dekretu (11.07 br.) infekcja zaatakowała mu gardło, a w nosie pojawiła się wodnista wydzielina. Po czternastu dniach, zgodnie z nowymi wytycznymi Rady Bogów, lekarze skierowali go na zabieg eutanazyjny. Zrozpaczona matka padła Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 78 do moich nóg i zanosząc się płaczem, błagała o darowanie życia synowi. Akurat w tej sprawie nie mam nic do powiedzenia. Ułaskawienie może uzyskać jedynie w przypadku, gdy arcykapłan strefy polskiej wystosuje pismo do Rady Bogów z prośbą o zmianę decyzji konsylium, a ta przychyli się do jego prośby. Schmit nie chce zajmować się takimi głupstwami, gdyż jak twierdzi, ma na głowie ważniejsze sprawy. – Kapłanie, co mam robić. To mój jedyny syn, nie skończył jeszcze czternastu lat – lamentowała kobieta. – Jest już zdrowy, ale dalej chcą go zabić. – Niech pani wstanie – powiedziałem stanowczo. Nie poskutkowało. Niemal podniosłem ją siłą i kazałem się uspokoić. – Musi pani pogodzić się z orzeczeniem lekarskim – przekonywałem. – To przecież dla dobra chłopaka, który niepotrzebnie się męczy. – On się nie męczy – zaniosła się jeszcze większym spazmem. – Jeśli bogowie uznali za słuszne ograniczyć cierpienie takich ludzi, to musimy uznać ich rację. Bogowie są nieomylni. Kobieta łkała coraz głośniej. Z jej oczu płynęły potoki łez. – W tej chwili nie choruje, ale prawdopodobnie niedługo znowu nabawi się nowej infekcji i jego męczarnie zaczną się na nowo – argumentowałem. – To pewnie alergia. Musimy eliminować alergików, gdyż ich cierpienia upokarzają ich jako ludzi. – Jakie męczarnie? – spytała i butnie spojrzała mi w oczy. – Czy katar to dla ciebie męczarnie? – wykrzykiwała. W takich warunkach uznałem dalszą rozmowę za bezcelową. Wezwałem ochronę, a ta siłą wyprowadziła ją z gabinetu. Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 79 Cała ta sytuacja bardzo mnie zirytowała. Powinienem przemyśleć sensowność przyjmowania interesantów z ulicy. O ile wiem, nikt z kapłanów strefy polskiej tego nie robi. Tylko ja wyrwałem się przed szereg. A swoją drogą, jak wiele wody musi upłynąć, żeby ludzie pojęli jak wielkim szczęściem dla nich są zarządzenia Rady Bogów? Dlaczego tak łatwo godzą się na katusze niegodne obywatela naszego nowoczesnego państwa? Z drugiej strony nie ma co się dziwić, ludzie zawsze buntowali się przeciwko bogom. Rewolucyjne stanowisko władz Nowego Edenu odnośnie eutanazji od dawna wzbudza kontrowersje. Gdy przed laty Libert i Hajnas wydali dekrety nakazujące eutanazje wszystkich niezdolnych do szczęśliwego życia – także z przyczyn ideologicznych – fundamentaliści i mułłowie dawnego porządku społecznego podnieśli wrzawę. Ludzie skażeni wirusami starego myślenia nie byli w stanie pojąć, że w tym stanowisku chodzi o coś jakościowo nowego. Chorzy z nienawiści zwolennicy „starego świata” nie mogą być szczęśliwi w ramach nowego porządku społecznego. Skoro nie mogą się pogodzić z nową rzeczywistością, ich życie z góry skazane jest na nieszczęśliwą wegetację. Cóż w takich warunkach mają czynić władcy Nowego Edenu? Jak gdyby nigdy nic pogodzić się z ich cierpieniami i nie podejmować żadnych prób uwolnienia ich od nieszczęść? Czy może okazać minimum człowieczeństwa i podjąć jedynie słuszną decyzję o ich uszczęśliwieniu poprzez eutanazję? Dla mnie osobiście sprawa jest oczywista – nie można postępować inaczej. 2.08.2074 r. Muszę napisać o czymś, co budzi mój opór, a co dotychczas taktycznie pokrywałem zasłoną milczenia. Nie podoba mi się jeden z zapisów Dekretu o szczęśliwości. O nie, źle napisałem, nie tyle mi się nie podoba, ile nie mogę Drugi sygnał – przypadek Weroniki Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 80 go zrozumieć. Bogowie zawsze mają rację i ja przyjmuję ich stanowisko na wiarę. Intelektualnie mam jednak wątpliwości. W kwestii równouprawnienia zwierząt zapisano enigmatycznie, że większość animalsów nie jest w stanie zachowywać się tolerancyjnie i żyć we wszechistotowej zbiorowości hiperdemokratycznej. W rezultacie w stosunku do zabijania zwierząt nie obowiązują już standardy stosowane w przypadku ludzi. Innymi słowy – sytuacja z metra na Trocadéro, które opanowały kilka tygodni temu szczury, już się nie powtórzy. Szczury zostaną bezwzględnie wytępione. Jest i inna konsekwencja tego zapisu. Fragment najbardziej dla mnie niezrozumiały. Otóż, bogowie znoszą obowiązek wegetarianizmu. Co prawda zalecają, aby ten piękny zwyczaj utrzymać, lecz równocześnie wyraźnie go znoszą. Doprawdy nie mogę za tym nadążyć. O co tu chodzi? Przecież trapią nas plagi i choroby odzwierzęce! Może jestem niesprawiedliwy, ale czegoś tu nie rozumiem... Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 81 Rozdział III Rebelia 11.08.2074 r. Szok. Media od rana podają informację o inwazji obcych wojsk. Agresorzy wylądowali u wybrzeży Bretanii. Z doniesień telewizyjnych wynika, że nasze wojska zostały zupełnie zaskoczone. Zostałem wezwany na specjalne posiedzenie sztabu kryzysowego, w którym brali udział lokalni przywódcy wojskowi oraz kapłani strefy polskiej. – Panowie, jak już wiecie, dziś nad ranem u wybrzeży Bretanii wylądował obcy desant – głos arcykapłana brzmiał poważnie i dostojnie. Odniosłem wrażenie, że nawet nieco drżał. – Stanęliśmy jako państwo w obliczu obcej inwazji. Państwo nasze co chwilę atakują nowe zarazy. Trawi nas kryzys gospodarczy, przeprowadzamy różne reformy. Jak wiecie nastroje wśród ludności nie są zbyt optymistyczne i właśnie w takich warunkach stajemy w obliczu wojny. – Chcielibyśmy usłyszeć najnowsze informacje z frontu – przerwał mu lokalny premier. – Jestem w ciągłym kontakcie z Orleanem. Informacje nie są zbyt optymistyczne. Oddziały agresora dosyć szybko posuwają się w kierunku Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 82 Paryża. Myślę, że już wkrótce nasze dowództwo otrząśnie się z pierwszego szoku i czym prędzej przystąpi do kontrataku. – Jak to w ogóle możliwe, że daliśmy się zaskoczyć? – pytałem. – Nasze oddziały są przegrupowywane – tłumaczył pokrętnie Schmit. – W tamtym rejonie nie stacjonowało zbyt wiele wojsk. Spodziewaliśmy się ataku ze strony Rosji, Chin czy krajów arabskich. – Kto właściwie nas zaatakował? – nie dawałem za wygraną. Stary zrobił jedną z bardziej debilnych min ze swego bogatego repertuaru, którą najwyraźniej trzymał na takie okazje: – No, właściwie to nie wiadomo – odrzekł sucho. – Nasze służby wciąż próbują to ustalić. – Jak to? – zapytało kilka osób naraz. – Oficjalnie nikt nie wypowiedział nam wojny. – Może Amerykanie! – Może Arabowie! – Albo Chińczycy! Licytowali się nawzajem zebrani. – Wiem tylko tyle: około 200-osobowy oddział wkroczył na nasze terytorium. Proszę mnie o nic więcej nie pytać – powiedział podenerwowany Schmit. – Powołuję Komitet Bezpieczeństwa Regionalnego, w którego skład wchodzą wszyscy zebrani. Zwracam się do państwa o uruchomienie podległych służb w celu zapewnienia ochrony ludności w przypadkach kryzysowych. Wojsko polskie proszę postawić w stan gotowości. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 83 Z panem generałem porozmawiamy jeszcze o ewentualnym wysłaniu naszych oddziałów do pomocy zaatakowanej Francji. Po naszym spotkaniu ogłoszę stan wojny. Czy są jakieś pytania? Szok był zbyt duży – nikt nie miał głowy do pytań. Szybko wyniosłem się i zająłem organizacją opieki nad dziećmi oraz edukacją w warunkach stanu wojennego. Na dzień dzisiejszy nie chciałem jeszcze zawieszać nauki w szkołach. Kontynuowałem też zaczęte projekty i programy o charakterze ideowo-światopoglądowym. Na ulicy nie wyczuwałem paniki. Ludzie krążyli swymi mrówczymi szlakami, zmierzając do swych mrowisk. Nie robili tego ani szybciej, ani wolnej. Ot, tak jak zwykle. Ciekawe, co z tego wszystkiego wyniknie? Pytań jest zbyt wiele, jak choćby fundamentalne, które postawiłem Schmitowi. Skoro nie wiadomo, kto nas zaatakował, to właściwie nic nie wiadomo. *** Po południu znalazłem chwilę na spotkanie z Luksemburką Plaff. Wcześniej wyznaczyłem jej termin spotkania w związku ze zmianami płynącymi z Dekretu o szczęśliwości, który dopuszcza poddawanie dzieci rozwodników eutanazji. – Kapłanie Rose, nie chciałam pana dręczyć swoimi problemami, ale dłużej nie mogę milczeć – rozpoczęła niezbyt optymistycznie, co w ostatnich dniach stało się niepisaną tradycją.Jej drobna postać skuliła się w sobie i nie przypominała już tej pewnej siebie dziewczyny sprzed kilku miesięcy. – Mam poważne kłopoty z właściwym funkcjonowaniem wiosek. Dekret o szczęśliwości przychodzi w samą porę. „Matki” rozchodzą się czasami co dwa, trzy tygodnie, a dzieci pozostają bez opieki. Wiele z tych, które trwają w związkach, nadużywa alkoholu, zażywa narkotyki. Słowem – wiele Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 84 rodzin jest zdegenerowanych moralnie i z tego powodu wątpię, czy pomysł na podwójną dawkę matczynej miłości, spełni nasze oczekiwania. – Ile w sumie było rozwodów? – zapytałem zaskoczony tymi nowinami. – Piętnaście. – W trzech ośrodkach!?– niemal wykrzyknąłem. – Pozostałe związki zajmują się sobą, a nie wychowaniem dzieci. Dzieciaki chodzą głodne, zaniedbane, mają braki w nauce. Nie mogę już patrzeć, jak się marnują. Kobieta wymawiając ostatnie słowo, rozpłakała się. Cóż, trzeba będzie przyjrzeć się tym ośrodkom. Jednak zaraz po jej wyjściu myśli znowu pochłonęły mi wydarzenia rozgrywające się we Francji. W każdej wolnej chwili kręciłem gałką potencjometru radiowego, poszukując najświeższych informacji. Ale dopiero w wieczornym dzienniku podano wiadomość tyleż dziwną, co zaskakującą. Prezenter, zachowując śmiertelną powagę, oświadczył, że od północy zaatakowały nas Wyspy Owcze. Informacja ta padła bez żadnego komentarza. Każdy musiał ją sobie zinterpretować samodzielnie. Początkowo myślałem, że to jakiś żart. Jak małe wyspiarskie państewko może zaatakować wielkie milenarystyczne imperium? Za moment padły jeszcze bardziej zdumiewające słowa. Prezenter oświadczył, że około godziny 16.00 od południa strefę francuską zaatakowały Baleary. Wyemitowano nawet przemówienie wygłoszone przed kamerami lokalnej telewizji Balearów przez tamtejszego prezydenta: „– W związku z katastroficzną sytuacją na kontynencie europejskim, panoszącymi się zarazami, degrengoladą życia społecznego i biedą, wojska Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 85 sił lądowych i morskich Balearów przychodzą z wyciągniętą dłonią dla zgnębionych narodów Europy. Bierzemy was pod swoją opiekę, niesiemy wyzwolenie, bezpieczeństwo i pomoc materialną”. – O czym on gada? W jaki sposób Baleary mogą nam pomóc? – pytałem sam siebie. Po pierwszym szoku i chwili namysłu przyszło uspokojenie. O wiele łatwiej prowadzić wojnę z państwami wyspiarskimi, niż z Chińczykami! Małe kraje nie mogą nam na dłuższą metę zagrozić. Gdy otrząśniemy się z pierwszego szoku – damy im łupnia. W dobrym nastroju podtrzymał mnie również sposób relacjonowania tych wydarzeń przez telewizję. Po prostu nie poświęcano im większej uwagi, uznając za wydarzenia marginalne. Zresztą chyba tak jest w istocie. Gdy jacyś szaleńcy porywają się na wielkie imperium, to czy można ten fakt traktować poważnie? W serwisach należy umieszczać go co najwyżej jako ciekawostkę. Znacznie więcej czasu poświęcano rozruchom w państwach arabskich. Tłum podpuszczony przez islamskich przywódców religijnych, nie chce wpuszczać na terytoria arabskie swoich europejskich współwyznawców masowo opuszczających kontynent. Imamowie twierdzą, że ich muzułmańscy bracia chodzący po europejskiej ziemi są przeklęci i traktują ich niczym zadżumionych. W Bagdadzie zginęło kilkanaście osób, w Teheranie ponad trzydzieści, a w Kairze pięćdziesiąt. Ciekawe, co dzieje się z Weroniką. Chodziło mi po głowie, żeby ją odszukać. Zrezygnowałem jednak z tego pomysłu. Weronika dokonała określonego wyboru. Wybrała obcy mi duchowo i intelektualnie świat. Wiele mogłem jej wybaczyć, ale tego nie jestem w stanie. Gdybym ją rozgrzeszył, wyrzekłbym się własnego „ja”. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 86 15.08.2074 r. Wiadomości z frontu są enigmatyczne albo nie ma ich wcale. Dowódca wojsk Nowego Edenu oświadczył, że nasze oddziały dają skuteczny odpór agresorom. Media powtarzają ogólnikowe informacje, nie podając żadnych szczegółów. Stary też milczy jak grób, od czasu do czasu powtarzając tylko zagadkowe: „Nie jest źle”. Uspokojony tym „nie jest źle”, wybrałem się z niezapowiedzianą wizytą do „doppel-wioski” położonej pod Warszawą. Choć sprawa zamknięcia projektu wydawała się przesądzona, chciałem na własne oczy przekonać się, czy Plaff nie przesadza? Wokół drewnianych parterowych domków w stylu wiejskim znajdowały się place zabaw i na ogół zaniedbane przydomowe ogródki. Przy pierwszym domku siedział na progu zziębnięty może czteroletni chłopak, grzebiąc patykiem w kałuży. – Cześć! – zawołałem wesoło, chcąc nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Dziecko spojrzało nieufnie i zacięło się w milczeniu, uporczywie mieszając patykiem w brei. – Gdzie są twoje mamy? – przykucnąłem. – W domu. – Dlaczego nie wejdziesz do środka? Nie chcą cię wpuścić? Malec objął swoje kolana i przytulił się do siebie. Zapukałem do drzwi. Żadnego odzewu. Nacisnąłem klamkę. W łóżku leżały dwie pijane damy. Jedna z nich otworzyła nawet oko, ale po chwili zamknęła je. Profilaktycznie wycofałem się. Przy następnym domku jedna z kobiet wieszała na sznurach pranie. Obok niej biegał mały bobas, trzymając ją za spódnicę. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 87 – Dzień dobry. Nazywam się Rose, wizytuję ten ośrodek, chciałem zapytać: jak się pani mieszka? Kobieta mruknęła pod nosem „Dzień dobry”, ale nie odpowiedziała na moje pytanie. W pewnym momencie spostrzegłem, że ma podbite oko. – Co się pani stało? – zapytałem, usiłując bliżej przyjrzeć się ranie. – O co panu chodzi? – opędzała się ode mnie. – Czego pan chce? Uporczywie przyglądałem się jej, nie dając za wygraną. Próbowała zakryć rękami podbite oko, ale bez większego powodzenia. Fioletowy siniak odznaczał się wyraźnie na twarzy. – Jestem pomysłodawcą powstania tej wioski i interesuję się życiem jej mieszkańców. Kto panią tak urządził? – nalegałem. Złapała dziecko i pociągnęła za sobą. W ostatniej chwili chłopiec odwrócił się i zawołał: – Druga mamusia! – Cicho, zamknij się – wrzasnęła kobieta, zanim jeszcze zamknęły się za nią drzwi. Przy trzecim domku znowu natknąłem się na pijaństwo; przy czwartym udało mi się trafić na w miarę normalną sytuację, piąty i szósty – stały puste. W sumie potwierdziło się to wszystko, co mówiła Plaff. 19.08.2074 r. Wydałem dekret zamykający „doppel-wioski”. Reakcja była natychmiastowa. Wieczorem pod moimi oknami pojawiła się pikieta bab protestujących przeciwko zamknięciu wiosek. Krzyki i wrzaski nie dawały spać. Zdecydowałem Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 88 się na rozmowę. Wyszedłem przed dom, próbując nawiązać dialog. W odpowiedzi obrzuciły mnie jajkami. Straciłem cierpliwość. Zadzwoniłem do Schmita, prosząc o interwencję. Gdy pojawiła się policja, krzyczały: – Morderca! Kat! Terrorysta! Po kilku minutach okrzyki ucichły, aż w końcu zapanowała błoga cisza. O paradoksie... Ja, radykalny lewicowiec, obrońca praw kobiet i wszelkich mniejszości, stałem się ich śmiertelnym wrogiem. Mimo tych denerwujących wydarzeń mój umysł zaprzątały przede wszystkim doniesienia z frontu. Po kilku dniach blokady medialnej Rada Bogów wydała komunikat. Wynikało z niego, iż desanty Wysp Owczych i Balearów rozpierzchły się na kilka mniejszych formacji, zdobywając kilka mniejszych miasteczek na północy i południu Francji. Nasze wojsko odbija miasteczka. Wszystko się wlecze w czasie, gdyż chcemy zminimalizować straty w ludności cywilnej. Podobno na pomoc śpieszą elitarne oddziały niemieckie i włoskie. Chciałem z kimś o tym porozmawiać. Od czasu przyłapania Schmita na jedzeniu kotleta unikałem z nim dyskusji. W trakcie popołudniowej przerwy obiadowej wpadłem więc na kawę do kapłana Larssona (od spraw finansowych), który sprzedał mi kilka newsów. O przebiegu sytuacji na froncie wiedział nie więcej ode mnie, ale był dobrej myśli. Zauważyłem, że prawie wszyscy znajomi – i nawet ja sam – byli dobrej myśli. Umysł Larssona zaprzątały inne sprawy. – Według ostatnich raportów medycznych gwałtownie wzrasta śmiertelność wśród młodych kobiet i mężczyzn – mówił. – Przyczyną jest stosowanie środków antykoncepcyjnych przez kobiety. Dziewczyny używające antykoncepcji zarażają mężczyzn, śmierć następuje po kilku tygodniach. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 89 Przerwał na chwilę, aby sprawdzić, jakie ta informacja wywarła na mnie wrażenie. – Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza w praktyce? Cała lansowana przez Radę Bogów filozofia swobody obyczajowej i dążenia do szczęśliwości musi zostać na nowo przemyślana. Najgorsze, że nie wiadomo, co wywołuje tę chorobę. Do czasu odkrycia przez naukowców przyczyny tej zagadkowej infekcji trzeba będzie wycofać wszystkie środki antykoncepcyjne z rynku. – Jeśli sytuacja jest tak poważna, dlaczego raport jest wciąż utajniony? – dziwiłem się. – Rada Bogów namyśla się, co z tym fantem zrobić. Taka wiadomość nie wywoła przecież radosnych reakcji. Ludzie się wściekną, bo nie są przygotowani do takich wyrzeczeń. Kultura masowa i milenarystyczna przygotowuje ich do całkiem odmiennych zachowań. Druga wiadomość również dotyczyła chorób. – W małym miasteczku na południu Flandrii – opowiadał – wzburzony tłum napadł na gejowski klub i niemal rozszarpał znajdujących się tam bywalców. Szał gniewu wywołany został pogłoską o nowej chorobie wenerycznej, która powstała w środowiskach homoseksualistów, a która przenosi się drogą kropelkową. Nasze służby medyczne twierdzą, że jest to choroba podobna do AIDS. Wywołują ją te same szczepy wirusów. – Rozumiem emocje, strach przed śmiercią, chęć zemsty... Ale co z tymi wszystkimi programami reedukacyjnymi? Czyżby wszystko na nic? – pytałem. – Ludzie w obliczu zagrożenia zaczynają zachowywać się jak dzikie bestie – tłumaczył Larsson. – Odzywają się geny odziedziczone po przodkach. Reedukacja trwająca nawet kilkadziesiąt lat nie wystarczy, żeby wymazać z ich pamięci genetycznej to, co otrzymali w spadku od swoich ojców. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 90 Trzecia wiadomość była już innej natury, ale również przygnębiająca. – Wygłodniałe wyrostki na południu strefy włoskiej zabiły i zjadły swoich rodziców – obwieścił ze skandynawskim chłodem mój kolega. 25.08.2074 r. Pierwszy raz od dłuższego czasu wyrwałem się z Warszawy. Moim celem była mała wioska pod Łowiczem, w której istnieje oryginalny ośrodek. Do oficjalnych mediów nie przedostają się informacje o jego funkcjonowaniu. Hoduje się w nim wskrzeszonych przedstawicieli znaczących rodów, najbardziej zatwardziałych fundamentalistów z historii Polski. Wśród nich jest mnóstwo wojskowych: hetmani, rycerze, krzyżowcy, a także przywódców politycznych oraz duchownych. Pomysł ożywienia patriarchalnych przywódców od dawna był podnoszony w literaturze science fiction. Fundamentaliści i inni krzyżowcy skutecznie uciekli od odpowiedzialności za swoje zbrodnie do grobów. Budowniczowie Nowego Edenu uznali to za wielką niesprawiedliwość dziejową i postanowili ich odtworzyć. O ile postępowi geniusze mają pomóc budować lepszy świat, to historyczni ciemięzcy ludu muszą odpokutować winy przeszłości. Dlatego też w przeciwieństwie do członków Rady Bogów, których przywrócono do życia w wieku dojrzałym, fundamentalistów – dzięki wydłużeniu regeneracji materiału genetycznego – skutecznie odmłodzono, aby poprzez edukację przygotować do ekspiacyjnej służby na rzecz milenaryzmu. Aktualnie przeprowadzane eksperymenty przygotowują nas tylko do realizacji projektu na większą skalę. Moje zainteresowanie tymi ośrodkami wynika z faktu, że – jak całe szkolnictwo w strefie polskiej – podlegają nadzorowi kapłana od spraw społecznych. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 91 Centrum Edukacji Fundamentalistów położone jest w okolicach Łowicza. Mieści się w starym pałacu porośniętym starodrzewem. Trzystuletnie dęby, niewiele młodsze sosny, lipy i modrzewie, nadają miejscu urokliwy charakter. Na progu ośrodka przywitał mnie dyrektor – łysiejący mężczyzna w średnim wieku. Po ciasteczkach i kawce odbył się obchód budynku. Po trzeszczących drewnianych schodach zeszliśmy do piwnic. Później wraz z dyrektorem i kilkoma osobami z personelu przedzieraliśmy się ciemnym korytarzem oświetlonym jedynie słabym światłem jarzeniówek. Strażnik otworzył drzwi wskazane przez dyrektora. Zaskrzypiały stare żelazne sztaby. Siedzący w półmroku młodzieńcy podnieśli się na nasz widok. W ścianie znajdowało się tylko jedno małe okienko, które w niewielkim stopniu przepuszczało światło. Chłopcy przy pierwszym wrażeniu wydali się dzicy i niedostępni. Patrzyli nieufnie spode łbów. – W tej sali mieszka piętnastu wychowanków – relacjonował dyrektor. – Kogo tu macie? – zapytałem, przechadzając się między żelaznymi łóżkami. – Głównie starzy polscy i litewscy arystokraci: Sanguszkowie, Sapiehowie, Radziwiłłowie, Potoccy, Pacowie. – Macie z nimi jakieś kłopoty wychowawcze? – No cóż, zdarzają się... Stary, poczciwy dyrektor rozłożył ręce i spojrzał groźnie na pierwszego z brzegu podwładnego. – I jak wtedy postępujecie? – Na ogół stosujemy albo karę pracy, albo – chłosty. W kilku przypadkach, gdy nie było widoków na prawidłową resocjalizację, zastosowaliśmy eutanazję. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 92 – Karę chłosty? – zdziwiłem się. – Tak. Zgodnie z zarządzeniem Rady Bogów w naszych ośrodkach wyjątkowo kara chłosty jest dopuszczalna. Zrobiłem kilka kroków po sali i z bliska przyjrzałem się chłopakom: – Jak się nazywasz? – zwróciłem się do blondyna o lazurowych jak śródziemnomorskie wody oczach. – Książę Sanguszko. – Książę? Czy oni na co dzień używają tytułów książęcych? – zwróciłem się do dyrektora. – Tak. W ramach naszego programu resocjalizacyjnego zapisano specjalny podpunkt, który każe im wciąż przypominać o swojej przeszłości. Mają nasiąkać poczuciem winy, za to, co zrobili. Trzasnęły drzwi i w stłumionym świetle przeszliśmy do następnej sali. Każda z nich wyglądała bliźniaczo podobnie. Jedno małe okienko, żelazne łóżka, przygnębiający mrok i wilcze spojrzenia lokatorów. Kolejne sale zamieszkiwali przywróceni do życia najsłynniejsi rycerze, przywódcy państwowi, duchowni. W sumie w ośrodku znajdowało się sześćdziesięciu wskrzeszonych fundamentalistów. Z ulgą po kilkunastu minutach wróciłem na piętro, gdzie słońce przypiekało przez szyby. Promienie słoneczne rozświetliły umysł. Miałem wrażenie, jakbym namacalnie i realnie opuścił „mroki średniowiecza”. Teraz zaprowadzono mnie do pomieszczeń, w których uczą się chłopcy. – Czego ich uczycie? – zagadnąłem, gdy weszliśmy do jasnej sali na pierwszym piętrze. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 93 – Nauka polega głównie na nauczaniu poszczególnych zawodów fizycznych: sprzątacza, pracza, mechanika, stolarza, ślusarza i tak dalej. Jednocześnie dostają sporą dawkę historii ukierunkowanej na uzmysłowienie im, na czym polegała ich przestępcza działalność przed wiekami? – Łatwo dają się socjalizować? – Raczej tak – dyrektor zawahał się. – Wielu z nich ma ogromne poczucie winy za szkody wyrządzone w poprzednim życiu. Ale są i buntownicy, którym przyjęcie tego do wiadomości przychodzi z trudem. Ten bunt łamiemy, wysyłając ich do ciężkiej pracy w kamieniołomach. Przez okno budynku pokazał mi znajdujący się w dolinie kamieniołom. W drodze powrotnej do Warszawy zastanawiałem się, jak zachowaliby się ci ludzie w sytuacji buntu. W ich genach zakodowana jest nienawiść do wszystkiego, co postępowe. W odpowiednich warunkach z pewnością ujawniłaby się ich prawdziwa natura. Z tych rozmyślań wyrwał mnie telefon od mojego pryncypała z wezwaniem do natychmiastowego stawienia się w jego gabinecie. Po przyjeździe do Warszawy posłusznie spełniłem polecenie, zwłaszcza że stary miał jakieś nowe informacje z linii frontu. – Siadaj Rose – wskazał mi fotel naprzeciwko siebie. – Lepiej będzie, gdy usiądziesz. Nalał sobie do szklanki whisky i wypił ją. – Nieuchronnie zbliża się koniec – rzekł filozoficznie wpatrzony w dno szklanki. – Przesada – chciałem być optymistyczny. – Zgnieciemy tych terrorystów. Pokonamy te małe pluskwy, chcące się pożywić naszym kosztem i wykorzystać przejściowy kryzys. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 94 – Ha... – zaśmiał się. – Tak dobrze nie będzie. Prawdziwe wiadomości są znacznie gorsze od tych telewizyjnych. Nasze oddziały nie mogą powstrzymać tych bubków, pomimo przegrupowania wojsk i rzucenia na front kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy. Nasi wojacy masowo dezerterują i poddają się w ręce wroga. Nie chcą walczyć. Na dodatek ludność zdobytych miasteczek entuzjastycznie wita najeźdźców niczym wyzwolicieli. – Jak to możliwe? – zdziwiłem się. – Cóż, musimy spojrzeć prawdzie w oczy: ludzie mają dość naszych rządów – to po pierwsze. Schmit łyknął whisky prosto z butelki. – Po drugie, nasi żołnierze nie mają żadnej wartości bojowej. Wychowywani byli w myśl doktryny Rousseau – bezstresowo, którą zresztą sam lansujesz. Cóż, musimy to wreszcie przyznać, jako państwo przypominamy drzewo wydrążone przez korniki. Nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z kornikami oraz z minipaństewkami, które poznały naszą niemoc i chcą z niej uszczknąć coś dla siebie. Można też to ująć inaczej: jesteśmy zdychającym lwem kąsanym przez sępy i małe drapieżniki. Popatrzył na mnie badawczym spojrzeniem, jakby chciał sprawdzić, jakie wrażenie zrobią na mnie te dywagacje. Widocznie nie byłem zbyt załamany, bo po chwili kontynuował dalej. – Przed godziną dostałem poufną wiadomość. U wybrzeży Normandii wylądował desant jednej z wysepek leżącej w pobliżu Grenlandii. Mieszkańcy tej wysepki niedawno wybili się na niepodległość – nawet nie pamiętam jej nazwy – zmarszczył brwi, prawdopodobnie usiłując ją sobie przypomnieć. – Chcą wykroić sobie kolonię z kawałka dawnej Holandii. Ale to nie wszystko. Stary najwyraźniej chciał mnie dobić. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 95 – Mnóstwo statków z drobnicą z różnych stron świata płynie w kierunku Europy. Wkrótce zaatakują nas Saint Kitts i Nevis, Wyspy św. Tomasza i Książęce, desant z Wyspy Wielkanocnej, Madagaskar i niedawno wybite na niepodległość Azory. Ci ostatni już dobijają do brzegów Portugalii. – To chyba jakiś koszmar – wybełkotałem nieswoim głosem. – Chciałbyś. To rzeczywistość! – burknął stary i znowu przyssał się do butelki. – Wyspy Książęce, chcą sobie wykroić kolonię – powtórzyłem bezwiednie. – Najsmakowitsze wieści zostawiłem na koniec. W Białymstoku i Krakowie (tę drugą nazwę miasta szczególnie wyakcentował), jakieś niezidentyfikowane uzbrojone grupy zdobyły ratusz i przejęły władzę. Policja, jak gdyby nigdy nic, współpracuje z nimi. Ich przywódcy chcą przejąć kontrolę nad państwem i bronić polskie ziemie przed atakami barbarzyńców. – Powstanie!? – wykrzyknąłem. – Niemożliwe! Wracam z terenu, z Łowicza, nigdzie ani śladu rewolucyjnego wrzenia... – Zaczyna się od wielkich miast i błyskawicznie przelewa w głąb kraju. Struktura podziemnej organizacji, w której sidła wpadłeś kilka miesięcy temu, jest jeszcze lepiej rozbudowana, niż myśleliśmy. Najbliższe godziny pokażą, jak bardzo. Cóż, mamy rebelię w naszym ogrodzie Eden – ironizował. – Trzeba działać! Do stłumienia buntu należy skierować regularne oddziały wojska! Zerwałem się na równe nogi, biegając po pokoju, jak opętana łasica w terrarium. – To nie takie proste. Polscy wojskowi nie kwapią się z podjęciem jakiejkolwiek akcji. Czekają na rozwój wypadków, a na pomoc z zewnątrz – z obiektywnych przyczyn – nie mamy co liczyć. Wszystko wygląda na dobrze zaplanowaną akcję. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 96 Wyprostował nogi i złożył ręce na piersiach. – Co możemy zrobić? – poszukiwałem jakiegokolwiek promyka nadziei. – Szczerze? Kiwnąłem głową. – Nic – rzekł sięgając po whisky. – O nie, możemy jeszcze pakować walizki – poprawił się po chwili. 31.08.2074 r. W kolejnych dniach powstanie rozlało się na całą Polskę. Z miast i miasteczek dochodziły coraz to nowe informacje o działaniach sił powstańczych. Pod koniec sierpnia już nie tylko Kraków i Białystok były w rękach rebeliantów, ale także Lublin, Rzeszów, Suwałki, Poznań i wiele innych miast. W każdej chwili wrzenie rewolucyjne mogło dotrzeć do stolicy. Z każdą godziną sytuacja wymykała się spod kontroli. Pierwszym jej symptomem był brak cenzury w lokalnym radiu i telewizji. Oficjalnie mówiono w nich o masowym przechodzeniu policji i wojska na stronę powstańców, co w ewidentny sposób zachęcało formacje militarne do dezercji i przyłączania się do buntowników. Próbowałem interweniować u Dowódcy Generalnego i Komendanta Policji, ale obaj byli nieuchwytni. Zastępcy zaś wprost mnie wyśmiali. Dzwoniłem jeszcze do Schmita – jego telefon z kolei milczał, jak świeży grób. Nie było na co czekać, zwłaszcza że także moi służący i ochroniarze odeszli bez pożegnania. Sam zacząłem więc pakować podróżną torbę. Przed dziesiątą wieczorem przyjechał do mnie niespodziewanie Prezydent Polski, formalnie sprawujący władzę nad lokalną administracją. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 97 – Rose, co mamy robić? – zawołał od drzwi, zapominając o moim oficjalnym tytule. Prosiłem, by się uspokoił, usiadł, czegoś napił. Zignorował moje prośby, powtarzając wciąż swoje pytanie. – Trzeba za wszelką cenę zmusić wojsko i policję do walki z powstańcami – powiedziałem bez przekonania. Właściwie nie musiałem z nim rozmawiać – przecież nie zajmuję się sprawami wojskowymi. Niezręcznie jednak było mi go spławić bez propozycji rozwiązania problemu. – Nie damy rady – jęknął korpulentny Prezydent. – Powstańcy są świetnie zorganizowani. Schmit pokpił całą sprawę, nie podejmując żadnych kroków odpowiednio wcześniej. Pierwszy raz usłyszałem z ust urzędnika państwowego tak wyraźną krytykę arcykapłana. – Z moich informacji wynika, że powstańcy zbliżają się do peryferii Warszawy – kontynuował. – Właściwie słowo „zbliżają” nie pasuje do sytuacji. Oni pojawiają się nagle w każdym miejscu. Wyjmują białoczerwone opaski i zakładają je na ramiona. – Cóż mogę panu poradzić? Musimy przejściowo oddać władzę – odrzekłem zrezygnowany. – Jak to oddać władzę? – oburzył się. – Tak, teraz najlepiej umyć ręce i wrócić do domku. Przecież oni mnie zlinczują za te pańskie durne rozporządzenia! – ryczał, niczym zraniony bawół. – Niech pan też ucieka – wymamrotałem zaskoczony jego nagłym wybuchem. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 98 – Uciekać? Tchórze! – wykrzykiwał z taką pogardą w głosie, że zrobiło mi się nieswojo. Nagle wykonał krok w moim kierunku i z zaskoczenia wymierzył mi cios w policzek. – W przeciwieństwie do was mam swój honor – krzyknął i zatrzasnął za sobą drzwi. Dotknąłem policzka. Na szczęście cios był zadany otwartą ręką i nie przyniósł poważniejszych skutków, na przykład w postaci złamanego nosa czy podbitego oka. – Polska świnia – syknąłem za nim, poprzysięgając w myślach zemstę. Jednak teraz musiałem jak najszybciej opuścić pałacyk. Powstańcy mogli przyjść po mnie w każdej chwili. Z ulicy dochodziły odgłosy klaksonów samochodowych i jakieś okrzyki. W piętnaście minut spakowałem resztę ważniejszych rzeczy. Ze smutkiem pozostawiłem wiele upominków, które otrzymałem przy okazji licznych spotkań. Już na ulicy zadzwoniłem po taksówkę. Po kilku minutach podjechało auto: – Na lotnisko Okęcie – rozkazałem. Ulice wrzały. Biegali nimi osobnicy z biało-czerwonymi flagami. Na rogatkach i skrzyżowaniach stali powstańcy z przewieszonymi przez ramię karabinami. Zdumiewała mnie szybkość rozwoju sytuacji. Młodzi ludzie zatrzymywali auta i zarzucając na maskę biało-czerwoną flagę, krzyczeli obrazoburcze hasła. Jeszcze po południu, gdy wracałem do domu, nic nie wskazywało na tak gwałtowny rozwój wypadków. Przed wejściem na lotnisko zbity tłum uchodźców. Porządkowy z opaską obwieścił przez tubę, że port lotniczy został chwilowo zamknięty. Wróciłem na postój taksówek i kazałem wieść się na dworzec PKP. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 99 – Pewnie już weszli do mojego gabinetu, może nawet do rezydencji – myślałem. – Ciekawe czy Schmit zdążył zwiać? Ten stary wyga pewnie już dawno jest u siebie w Niemczech. Kierowca uporczywie przyglądał mi się w lusterku. Odruchowo ukryłem twarz w kołnierzu. Co prawda nie byłem tak znaną osobą jak Schmit, niemniej parę razy pojawiałem się w okienku telewizyjnym. – Rewolucja panie – rzekł szofer. – Do czego to doprowadzili... Kiwałem głową, potwierdzając wszystkie jego oskarżenia pod adresem władz Nowego Edenu. Udało mi się szczęśliwie dojechać do Dworca Głównego PKP, który niestety właśnie zamykano. Stary hol, jeszcze z lat siedemdziesiątych XX wieku, zapchany był uciekinierami. Pociągi nie kursowały od dwóch godzin. W tłumie ktoś roznosił plotkę, że powstańcy obawiają się ucieczki „orleańskich sługusów” i dlatego wstrzymali odjazd pociągów. Zrezygnowany usiadłem na murku przed dworcem i gorączkowo rozważałem swoje położenie. „Muszę jechać w kierunku zachodnim – myślałem. – Przybliżyć się do granicy dawnych Niemiec”. W komórce wystukałem numer Thomasa. Niestety, wyłączyli telefony. Do głowy napływały katastroficzne myśli. Wyobrażałem sobie siebie linczowanego przez tłum kontrrewolucjonistów. Takie myślenie ściąga złe sytuacje. Teraz było podobnie. Nagle jakaś kobieta zaczęła coś wykrzykiwać w moim kierunku i wołać patrol. Złapałem plecak i rzuciłem się w tłum. Udało mi się uciec. Dwie ulice dalej dopadłem do postoju taksówek: – Zawiezie mnie pan do Poznania? – zapytałem przez otwarte okno pierwszego z brzegu szofera. – Do Poznania? Co pan z choinki zerwany? Nie widzisz pan, co się dzieje. Wojna! I ja mam do jakiegoś Poznania się pchać, żeby mi po drodze kto w łeb strzelił. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 100 – To może chociaż do rogatek Warszawy – jęknąłem żałośnie. – Do rogatek mogę spróbować. Ale przy wylotówkach korki – machnął ręką – jak pod Paryżem na początku sierpnia. Powstańcy sprawdzają uchodźców. Taksówkarz trzepał językiem bez wytchnienia. Bez trudu udało mi się skierować rozmowę na interesujące mnie tematy. – Powstańcy przejęli władzę – krzyczał z entuzjazmem. – Wygonili tych świrusów. Uciekli, jak szczury. Panie, pokazywali w telewizji rezydencje, w których mieszkali. Ile na to musiało pójść kasy? – narzekał. Najwyraźniej sympatyzował z powstańcami. – Kim właściwie są ci powstańcy? – udałem naiwnego. – To Polacy, którzy mają dość rządów świrusów. Wyobraź sobie pan, że teraz dzieci biją nauczycieli w szkole. He, he... Psychopatia, zwyczajna psychopatia! – kręcił głową z dezaprobatą. – Od pewnego czasu nie słuchałem radia i nie mam pojęcia, co się właściwie dzieje. Czy uformowała się już nowa władza? – Panie, powstała Rada Kryzysowa. Wchodzi w jej skład pięć osób nadzorujących przejmowanie władzy. – Rada Kryzysowa? – zdziwiłem się głośno. – A co słychać na Zachodzie? Wojna w najlepsze? – Wiesz pan, to ciekawe. Podobno jakieś stateczki dobijają do brzegów Portugalii, Francji i Włoch. Niewykluczone, że są to nowi agresorzy. Nagle urwał. Kręcił głową, jakby czemuś nie dowierzał. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 101 – Panie, jak to możliwe, że takie Wyspy Owcze podbijają Francję? Na zdrowy rozum – to nie do pomyślenia. – To sytuacja przejściowa. Efekt zaskoczenia – tłumaczyłem... – A ja myślę, że nie w tym rzecz. Mój dziadek powtarzał mi zawsze tak: jak od siebie nic nie będziesz wymagał, to zejdziesz na psy; jak nic nie będziesz wymagał od dzieciaków, to one też zejdą na psy. Coś w tym jest... Gdy taki piłkarz nie zmęczy się na treningu, na meczu również niczym dobrym się nie wykaże – rozwijał swój wywód. – Myślę, że tu jest coś podobnego. Skoro dzieciaki w szkole tylko pouczają nauczycieli, cały dzień obżerają się i bawią, to w efekcie popadają w lenistwo. O! Na ten przykład: dzieciak sąsiada tak się rozleniwił, że aż doktora wzywali. Chłopaczysko leżał całymi dniami przed telewizorem i „pykał” programy, do szkoły jeździł chodnikiem ruchomym, tatuś z mamą skakali wokół niego, bo bali się oskarżeń o znęcanie. Doszło do tego, że nie chciało mu się ręką ruszyć, żeby sobie żarcie włożyć do gęby. Przyjechał lekarz i mówi, że to popularna choroba wśród młodzieży, która bierze się z lenistwa. – Przesada... – wyraziłem swoje powątpiewanie co do prawdziwości tej opowieści. – Przesada? Prawdziwiuteńka prawda! – klepał się po piersiach taksówkarz. – Przecież gdyby naprawdę zgłodniał, podniósłby na pewno łyżkę z zupą do gęby. – Ha... ale wtedy, jak mówił lekarz, mógłby oskarżyć rodziców o głodzenie. Milczałem wobec tej logiki. – I, panie, do czego zmierzam? Jeśli ci francuscy żołnierze też w jakimś stopniu dotknięci są tą chorobą – a jest to bardzo prawdopodobne – wówczas Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 102 pokona ich każdy. Nie tylko żołnierz z Wysp Owczych, ale najdzikszy buszmen! Całe szczęście, że u nas ta choroba nie jest jeszcze powszechna. Szukałem argumentów obalających ten wywód. Ten prymitywny taksówkarz zwrócił mi uwagę na coś, o czym już mówił Schmit. Ubocznym skutkiem milenaryzmu może być rzeczywiście ogólne rozleniwienie. Doktryna europejskiej szczęśliwości zakłada minimalizowanie cierpienia i wszelkiego wysiłku oraz dążenie do ogólnego nasycenia zmysłów. Słodkie leniuchowanie jest więc elementem przygotowującym do życia w przyszłym raju. Jeśli u młodzieży rzeczywiście pojawiałyby się formy zachowań, o których mówił taksówkarz, mielibyśmy do czynienia z sytuacją patologiczną, a gdyby nasi żołnierze byli rzeczywiście dotknięci chorobą – wojnę mamy przegraną! Błąd polegał na tym, że wychowywaliśmy do życia w rajskiej rzeczywistości, zapominając, iż wokół funkcjonuje po dawnemu zepsuty świat. – Dlaczego właściwie chce pan wyjechać z Warszawy? – zapytał niespodziewanie kierowca i uważnie zerknął w lusterko. – Mam firmę w Poznaniu. Załatwiałem interesy w stolicy, gdy zaskoczyło mnie powstanie – na poczekaniu wymyśliłem historyjkę. Jechaliśmy wolno, stojąc godzinami w korkach i mijając tłumy uchodźców. Dochodziła trzecia nad ranem, gdy taksówka zatrzymał się w korku aut wyjeżdżających z miasta. – Dalej nie da rady – powiedział. Taksówkarz zdarł ze mnie 100 milenów. W innych okolicznościach nigdy bym nie zapłacił, ale teraz nie chciałem zwracać na siebie uwagi przesuwających się obok tłumów. Machnąłem ręką i dołączyłem do ludzi ciągnących chodnikiem, popychanych niewidzialną falą. Wśród Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 103 uciekinierów przeważali młodzi urzędnicy, obcokrajowcy pracujący na różnych poziomach wszechtolerancyjnego państwa. Zaraz po wyjściu z pojazdu dał o sobie znać mój pech. Natknąłem się na urzędnika pracującego w moim wydziale. Poznał mnie od razu: – Brat tutaj? – głośno wyraził swoje zdziwienie. – Szefostwo już dawno miało zwiać na Zachód. Przysunął się do mnie i maszerował obok. Kobieta z przodu obejrzała się i prześwietliła mnie swoim wzrokiem w świetle ulicznych latarni, aż zrobiło mi się mdło. – Jak brat widzi nie wszyscy – nie dałem poznać po sobie zaniepokojenia. Że też musiałem trafić na tego gadułę. Prowadził on nadzór ideologiczny nad szkołami. Był bardzo gorliwym urzędnikiem. Skrupulatnie wymierzał kary dyrektorom za ociąganie się w realizacji naszego programu. Teraz też ciągle wypytywał mnie o różne sprawy. Kobieta oglądała się ciekawie kilka razy. Sytuacja stała się kłopotliwa i niebezpieczna. Po godzinie dotarliśmy do punktu kontrolnego. Kilku mężczyzn w biało-czerwonych opaskach, w skórzanych, wysokich oficerskich butach, z karabinami zawieszonymi na ramieniu, uważnie przyglądało się maszerującym tłumom. Od czasu do czasu wyławiali kogoś i rewidowali na poboczu. Inni przeszukiwali samochody. Zaglądali do bagażników i pukali końcami butów w opony. Wiał silny wiatr. Postawiłem wysoko kołnierz i starałem się unikać wzroku powstańców. Z sercem w gardle minąłem patrol. Udało mi się również opędzić od natręta. Po prostu przyśpieszyłem kroku i chłopak został kilka metrów za mną. Po następnej godzinie napotkaliśmy kolejny patrol. I teraz też udało mi się uniknąć rewizji. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 104 Wkrótce zaczęło świtać. Na jednym ze skrzyżowań zgubiłem natręta na amen. Skręcił w lewo, a ja poszedłem prosto. Żegnał się wylewnie i życzył powodzenia w ucieczce. Facet sprawiał wrażenie, że w ogóle nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie czyha wokół. Po kolejnej kontroli na następnym skrzyżowaniu, tłum stał się jeszcze rzadszy. Zrobiło się jasno, choć niebo było pochmurne. Niebawem definitywnie opuściliśmy granice miasta. Po nocnych przygodach poczułem zmęczenie i głód. Wreszcie odważyłem zatrzymać się przy jednym z licznych punktów gastronomicznych powstałych naprędce przy drodze. Składał się on ze starej przyczepy kempingowej, z której serwowano bigos, pierogi z serem i herbatę. Zamówiłem pierogi, płacąc za nie nieprzyzwoitą sumę. Ostrożnie, wymijając ludzi, przedostałem się ze swoją tekturową tacką w pobliże lasku i usiadłem na miedzy. Zachłannie połykałem pierogi przerażony, że tak szybko się kończą. Nie zauważyłem nawet, jak obok przysiadł się człowiek w ciemnym prochowcu. – Udało się bratu umknąć z miasta? – usłyszałem znajomy głos. Odruchowo spojrzałem w jego stronę. Wydobywał się z ust brodatego i wąsatego mężczyzny. Nie znałem twarzy, ale znałem głos, który nie pasował do gęby. Jego właściciel pochylił się nad tacką bigosu i bełkotał niewyraźnie: – Co mi się tak przyglądasz? Trudno mnie rozpoznać. Świetna charakteryzacja – w trzech zdaniach, nie odrywając głowy znad talerza, zapytał, odpowiedział i pochwalił się. – Arcykapłan!? – wykrzyknąłem zdumiony. – Sprawy potoczyły się tak błyskawicznie. Nawet ja dałem się zaskoczyć – przyznał. Długi, czarny, sfatygowany płaszcz wyraźnie kontrastował z brudnym, białym niegdyś kapeluszem. Jego teczka również utraciła swoją brązbarwę. Pod nosem miał przypięte ciemne wąsy oraz ciemną brodę. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 105 – Ma arcykapłan jakiś plan wydostania się stąd?– zapytałem pełen nadziei. – Mam – powiedział enigmatycznie, rzucając papierowy talerzyk w pole i wycierając rękawem twarz. Uspokojony tym „mam” postanowiłem zaspokoić swoją ciekawość w sprawie ogólnej sytuacji wojskowo-politycznej. Opowieści szofera bowiem bardzo mnie poruszyły. – Co słychać w Niemczech, we Francji? Czy tam też wybuchły powstania? – Ostatnie wiadomości, jakimi dysponuję, świadczą o panującym tam chaosie. Czy wybuchło powstanie? Raczej nie. Jest pewne novum jeśli chodzi o agresorów, atakują nas już nie tylko małe państewka, ale również prywatne armie opłacane przez wielkie koncerny. Obce desanty lądują w różnych krainach, wywieszają flagi okupacyjne i wytyczają obszar, który mają zamiar kolonizować. W ten sposób w dużej części podzielono już Hiszpanię, Francję, Austrię, Szwajcarię i inne kraje. Część Niemiec również została skolonizowana. – Wielkie koncerny? – powtórzyłem bezwiednie. Zaśmiał się histerycznie. – Znalazły doskonały teren do kolonizacji i zdobycia nowych niewolników. Nie chcą wszystkiego oddać w ręce małych państewek. – Skąd te informacje? Niedawno rozmawiałem z taksówkarzem, który nic nie wiedział o podbiciu Francji czy Hiszpanii. – Dysponuję bezpośrednim połączeniem z naszym sztabem ukrywającym się w małym miasteczku na południu Niemiec. Tam skrywa się Rada Bogów. W mediach zachodnich panuje chaos informacyjny, do masowego słuchacza te wieści dotrą za kilkanaście godzin. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 106 Dokończył żuć resztki bigosu i teraz dłubał zapałką w zębach, wyjmując ją co raz na krótką chwilę w celu zakomunikowania mi nowych wieści: – Tylko polskie oddziały podejmują skuteczną walkę z agresorem. Na plaży w Kołobrzegu wylądował desant jakiegoś wyspiarskiego państewka, który został w puch rozmieciony przez regularne i ochotnicze oddziały polskie. – Nasze wojsko walczyło wspólnie z powstańcami? – zdziwiłem się. – To już nie nasze wojsko. Powstańcy kontrolują struktury wojskowe. – Gdy tylko wyjaśni się sytuacja na Zachodzie, przystąpimy do kontrofensywy – dodawałem sobie otuchy. Znowu zarechotał spod brudnego kapelusza. – Nie liczyłbym na to – mruknął. – Nie udało się nam opanować ideowo tego narodu. Otoczyliśmy go zewnętrzną skorupą ideologii, nie przenikając do środka. Teraz ta zewnętrzna skorupa opadła, a oni nigdy nie zechcą już wrócić pod naszą kuratelę. Nawet w przypadku odwrócenia o trzysta sześćdziesiąt stopni sytuacji na froncie zachodnim... – Szef i tak nie utożsamiał się z tą „skorupą” – powiedziałem prowokacyjnie, zaglądając mu głęboko w oczy. – Masz rację, nie utożsamiałem się – przyznał bez mrugnięcia powieką, a zaraz potem położył się na miedzy i oparty na jednym łokciu wciąż dłubał zapałką w zębie. – Chyba strasznie męczące jest takie udawanie, że się jest kimś innym, niż w rzeczywistości? – ciągnąłem temat. – Nie męczyłem się, bo służyłem sobie, no i powiedzmy Niemcom – odrzekł z rozbrajającą szczerością i obserwował mnie uważnie, ciekawy, jak zareaguję na tę prowokację. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 107 – No, tak... Tam gdzie wcina się prawicowy nacjonalizm w jakiejkolwiek postaci, tam wcześniej czy później musi nastąpić upadek! – Milenaryzm upadł niezależnie ode mnie – rechotał stary, chyba rozbawiony moją śmiertelną powagą. – Dzięki mnie trwał nawet trochę dłużej, bo nieraz udawało mi się blokować idiotyczne pomysły takich narwańców, jak ty. Miałem tego dość. Zerwałem się na równe nogi zdecydowany dalej podróżować samotnie. – Obrażony? Nie chcesz maszerować ze mną? Mimo wszystko lubię cię. Twoja idiotyczna wiara w sens tego, co robisz, zawsze wprawiała mnie w dobry humor – kpił. – Na twoim miejscu byłbym rozsądny. Nie zapominaj, że jestem w bieżącym kontakcie ze sztabem. W każdej chwili mogę mieć informacje o wysłanym po mnie desancie. Przypominał mi pewną żabę z kreskówek, którą oglądałem w dzieciństwie. Ale musiałem tej żabie przyznać rację. Moja samotna podróż musiała wcześniej czy później zakończyć się niepowodzeniem. Z nim mimo wszystko miałem jakąś szansę, bez niego – żadnej. – Będą musiał się jakoś przemóc – szepnąłem sam do siebie.. Maszerowaliśmy kilka godzin we wciąż rzednącym tłumie. Ludzie rozchodzili się, skręcając w boczne drogi. W końcu Schmit, dziwnie milczący, zaproponował, żebyśmy również odłączyli się od głównego nurtu uciekinierów. W przeciwnym razie groziła nam wpadka przy kolejnej kontroli. Nie oponowałem, ufając jego wilczemu instynktowi, choć wędrowanie po opłotkach również nie należało do bezpiecznych. – Schowamy się w lesie. Połączę się z bazą i zobaczymy co dalej. Może przylecą po nas wieczorem – przekonywał do swojej wersji. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 108 Wędrowaliśmy polnymi drogami, łąkami, lasami, słaniając się ze zmęczenia i mijając niechętne spojrzenia tubylców. Specjalnie unikałem zbędnych dyskusji, stary też nie wyrywał się ze swoimi mądrościami. Około szesnastej weszliśmy w stary sosnowy las. Schmit zaproponował odpoczynek. Położył się na mchu. Ja usiadłem na ściętym pniaku drzewa. Las szumiał wierchami. Między drzewami przebijało słońce. Milczeliśmy długo, a różne pytania kłębiły się w mojej głowie. Nie wytrzymałem i zapytałem pierwszy: – Dlaczego mocarstwa światowe nie reagują w tej sytuacji? Dlaczego nie prosimy ich o pomoc? – Hm... dobre pytanie. Odpowiedź jest jednak wbrew pozorom prosta – odpowiedział, przecierając oczy. – Nie mają w tym żadnego interesu. Nowy Eden to dla nich zgliszcza i ruiny. Po co komu ruiny? W ruinach mieszkają szczury: małe państewka, korporacje, bandy. – W ruinach czasami kryją się skarby. – Nie w naszych... Nie w naszych... – zarechotał, a ja znowu straciłem wszelką ochotę do dyskusji. Las pachniał rozlaną żywicą. Sosny kołysały się lekko, przepuszczając w każdym odchyleniu słońce. Zajrzałem pod najbliższe krzaki i znalazłem w nich stare, zeschnięte jagody. Spróbowałem. W ustach pojawił się cierpki smak owocu. Usłyszałem chrapanie arcykapłana. Przypadkowy przechodzień mógłby pomyśleć, że to dzik. Spał tak z półtorej godziny. Ja nie mogłem zasnąć. Gdy straciłem już nadzieję, że w ogóle się obudzi, przystąpiłem do działania: – Proszę wstawać, idziemy – szturchnąłem go w ramię. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 109 – Co? – jęknął wybudzony ze snu, usiłując przypomnieć sobie gdzie jest. – A tak, tak... Ociężale wygramolił się z barłogu. Wyjął z torby niewielki komputer i połączył się ze swoimi ludźmi w Niemczech. Przez kilka minut komunikował się z bazą, wreszcie rzekł: – Bawaria podbita przez wyspiarskie Saint Kitts i Nevis. Nadrenia-Westfalia walczy z desantem koreańskiego koncernu samochodowego. Musimy czekać. Na razie nie są w stanie przysłać po nas maszyny. – Czekać, czekać – niecierpliwiłem się. – Mamy spać w lesie? – Innego wyjścia nie ma – stwierdził melancholijnie, drapiąc się po łysinie. – Będziemy musieli przypomnieć sobie harcerstwo. – Militaryzm nie leży w mojej naturze, dlatego nie należałem do tej parawojskowej organizacji. Zresztą, za moich czasów już nie było jej w szkołach – odpowiedziałem dumnie. – Tym gorzej dla ciebie. Teraz umiejętności harcerskie przydałyby ci się, jak znalazł. Arcykapłan schował komputer do torby i ruszył bez słowa w las. Czekałem na niego kilka minut, bawiąc się znalezionym przy drodze kijem. Wreszcie usłyszałem jakby niedźwiedzie stąpanie po liściach i po chwili z zarośli wyłoniła się postać szefa. – Niedaleko stąd jest polana – rzucił od niechcenia. – Stoją na niej stogi siana, możemy się tam przespać. – Mamy spać na sianie? – zdziwiłem się. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 110 – Na hotel raczej nie możemy liczyć – usłyszałem znany mi sarkastyczny ton. Wkrótce wyszliśmy na łąkę prześwitującą światełkami odległych domostw. Nad trawami unosiły się pierwsze mgły. – Nie ma co iść dalej – powiedział stary, zatrzymując się przed stogiem siana. Nie miałem odwagi, żeby zaryzykować nocleg we wsi. Pokornie więc wygrzebałem dziurę w stogu. Zapowiadał się zimny wieczór i noc. Schmit wygrzebał swoją dziuplę i teraz szukał czegoś w swojej śmiesznej podróżnej torbie. – Na śmierć zapomniałem – obwieścił z triumfem i podniósł w górę małe, czarne radio. Ustawił je na trawie i przekręcając gałką, szukał odpowiedniej stacji. Akurat Warszawa nadawała wywiad z tymczasowym naczelnikiem reaktywowanego państwa polskiego: „– Jakie są najważniejsze zadania na najbliższe dni? – pytał dziennikarz. – Podstawowe zadanie sprowadza się do opanowania pojawiającej się anarchii związanej z migracjami okupacyjnych urzędników. Głównie są to pracownicy narzuconych nam z zewnątrz struktur wszechistotowego państwa. Dlatego nie przeszkadzamy im w migracji – odpowiedział skądś znany mi głos. – Z drugiej strony wśród uciekinierów są wysocy funkcjonariusze, którzy muszą odpowiedzieć za swoje czyny. Służby porządkowe intensywnie poszukują ich wśród przemieszczających się grup ludności. Prezydent i premier marionetkowego rządu już zostali schwytani i wkrótce staną przed sądem. Złapaliśmy też kilku kapłanów. Niestety, dwóch z nich jest wciąż poszukiwanych: Schmit i Rose. Wcześniej czy później zostaną pochwyceni i odpowiedzą za swoje zbrodnie”. – Jakie zbrodnie? – zdziwiłem się. Dziennikarz, jakby usłyszał moje pytanie i dosłownie je zacytował: Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 111 „– Mamy dowody – odpowiadał samozwańczy przywódca – że arcykapłan Schmit, faktyczny nadzorca naszego państwa, uprawiał działalność mafijną, wykupując przez podstawionych ludzi polskie firmy i wywożąc dzieła narodowe do Niemiec”. Spojrzałem błagalnie na szefa, oczekując zaprzeczenia. – Bredzi – zapewniał stary, uśmiechając się idiotycznie. „– Schmit podejrzany jest także o inspirowanie przynajmniej czterech morderstw – płynęły jednostajnym tonem oskarżenia z głośnika”. – Pomówienia – warknął rozkładając ręce. – Chcą się na mnie zemścić! „– Jakie zbrodnie ciążą na kapłanie Dominiku Rose? – dopytywał się niestrudzony dziennikarz. – Rose, pomimo że pełnił swą funkcję dopiero od marca, wykazał się chorą gorliwością w realizowaniu planowej polityki zdziczenia obyczajów. Jego pomysły edukacyjne świadczą o patologicznym umyśle. Wymyślone przez niego i w praktyce przez niego kierowane obozy reedukacyjne dopuszczały się torturowania ludzi, a nawet faszerowania ich narkotykami. Objawem klinicznej patologii było utworzenie ośrodka wychowawczego dla dzieci, w którym opiekę nad dziećmi sprawowały pary kobiet o skłonnościach homoseksualnych”. Nie mogłem tego słuchać. Wyłączyłem radio. Schmit bez mrugnięcia powieką włączył je ponownie: – O mnie to słuchałeś z zainteresowaniem. Posłuchaj też o sobie. „– Gdzie ci zbrodniarze mogą aktualnie przebywać? – pytał dziennikarz. – Podejrzewamy, że wciąż znajdują się na terytorium Polski. Nie mogli odlecieć samolotami. Na listach odlatujących nie ma ich nazwisk. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 112 Wątpię też, aby dostali się do pociągów przed zawieszeniem ich odjazdów z Warszawy. Prawdopodobnie przemieszczają się w którejś z grup uchodźców na Zachód”. Następne pytania dotyczyły sytuacji na frontach walki. Schmit rzucił się na siano i słuchał: „– Odparliśmy już cztery ataki różnych desantów. Najgroźniejszy desant ponad tysiąca ludzi wylądował w okolicach Ustrzyk Dolnych. Byli to bandyci wynajęci przez koncern samochodowy z Azji. Koncern ten zagrabił już prawie całą Słowację i Czechy. Próbowali też uszczknąć część naszych gór. Jak zeznali jeńcy, przedstawiciele koncernu chcieli zdobyć darmowe kurorty górskie dla swoich pracowników. Odpowiedź naszych ochotników i regularnego wojska, które prawie w całości przeszło pod moją komendę, była natychmiastowa. Nie mieliśmy z nimi większych problemów. Agresorzy, gdy napotykają opór, nie wykazują żadnej wartości bojowej. Lądują w przekonaniu, że ich wyprawa to wycieczka. Część z nich okazała się być zwykłymi cywilami, którzy opłacili jednej z firm turystycznych wyprawę zdobywczą na terytorium Nowego Edenu. Również od strony morza zaatakowano nas kilkakrotnie. Na plażach Trójmiasta pojawiły się amfibie z Saint Kitts i Nevis, które bez trudu zdobyły duże połacie Niemiec i krajów Beneluxu, napotykając jednak nasz opór, szybko się wycofały. Desant koncernu paliwowego lądował pod Krakowem i znowu jego los był podobny. Nie straciliśmy w tych starciach żadnego człowieka. Agresor poniósł zaś straty idące w setki ludzi. Nasza zdecydowana odpowiedź sprawiła, że od kilkunastu godzin nie atakują nas już żadni agresorzy”. Przez cały czas trwania wywiadu usiłowałem sobie przypomnieć: skąd znam ten głos? Byłem przekonany, że wcześniej czy później przypomnę sobie do kogo on należy. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 113 „– Jesteśmy świadkami upadku pewnej utopii – postawił tezę dziennikarz. – Czy mógłbym usłyszeć kilka słów na jej temat od pana?”– System polityczny, który przez ostatnie trzydzieści kilka lat tworzono w Europie, był najbardziej nieludzkim systemem w dziejach świata. Nawet zbrodnie komunizmu, faszyzmu czy klasycznego liberalizmu nie mogą się z nimi równać. Pod pretekstem eutanazji wybito miliony wrogów politycznych, promowano barbarzyńskie idee społeczne i moralne oraz prześladowania religijne łącznie z parodiowaniem religii przez samych władców. To wszystko doprowadziło do duchowego osłabienia Europy, do stworzenia sytuacji, w której ludzie o miałkich charakterach nie są w stanie obronić własnej ojczyzny przed bandami. Całe szczęście, że udało nam się przetrwać ten okres. Prawdopodobnie dzięki sile katolicyzmu, który wciąż promieniował na naród z ukrycia. Olbrzymią rolę odegrały tu Msze odprawiane po lasach, z którymi okupant nie umiał sobie poradzić”. Gdy wypowiedział ostatnie słowa, doznałem olśnienia. Głos należał do „pułkownika”, który więził mnie pod Krakowem. – Ostry gość, nie będzie go łatwo ruszyć ze stołka – powiedział stary, gdy mu oznajmiłem, kto stoi na czele państwa. Przez następne kilka minut milczałem, trawiąc w myślach najświeższe wiadomości. – Nie lubiłeś de Sousy? – zagaiłem w końcu. – Nie przepadałem za nim. – Przed wyjazdem dał mi do zrozumienia, że za dużo wie o tobie i dlatego musi opuścić strefę polską. – Bredził... Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 114 Słońce zachodziło na czerwono. Porwane na strzępy szkarłatne chmury snuły się ponad wsią. Mój towarzysz bawił się beztrosko struganiem patyka, co raz zerkając w niebo. Niemniej jego uwaga nadzwyczaj się wyostrzyła. Sprawiał wrażenie spiętego. – Może de Sousa wiedział o nielegalnym handlu i morderstwach? Może nie miał dowodu albo nawet miał, ale nie odważył się wystąpić przeciwko tobie? Początkowo stary zaśmiał się tym swoim nisko osadzonym „he, he”, lecz nagle odrzucił kij, zerwał się na nogi i warknął mi w twarz: – A gdyby nawet, to co mi zrobisz? Doniesiesz na policję? Pierwszy raz w naszej wspólnej podróży nie utrzymał nerwów na wodzy. – Jestem z innej bajki, to prawda. Różnimy się poglądami. My, Niemcy, traktowaliśmy ten cały milenaryzm jako środek do walki o lepsze Niemcy. Nawet, gdy przejściowo musieliśmy się poddać głupawej orleańskiej tyranii. – Uspokoił się nieco. Włożył ręce do kieszeni i stojąc tyłem do mnie, gapił się w zakrwawione obłoki. – Teraz już mogę ci powiedzieć prawdę, gdyż nie jesteś dla mnie groźny. Wszyscy niemieccy kapłani należeli do tajnej organizacji, w której składali przysięgę na wierność Niemcom. De Sousa coś wywęszył, deptał mi po piętach. Musiałem się go pozbyć. Założyłem niezależną od de Sousy niemiecką siatkę wywiadowczą. Od kilkunastu miesięcy posiadałem dokładne informacje o tworzeniu się polskich grup paramilitarnych. Moi agenci zlokalizowali ich tajniaków w Pałacu Arcykapłana. Wysyłając ciebie na wycieczkę po Polsce, wiedziałem, że będą wiedzieli o twojej podróży i skorzystają z okazji, aby dać o sobie znać, porywając cię. Zaplanowałem wszystko ze szczegółami. Twój raport miał mi rzeczywiście posłużyć jako pretekst detronizacji de Sousy. I tak się stało. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 115 – Nie dbałeś o mnie, chodziło tylko o de Sousę – rzekłem z wyrzutem. – Dla mnie musiałeś wrócić, bo byłeś mi potrzebny. I wróciłeś. Rzeczywiście, nie obchodziło mnie twoje zdrówko, lecz byłem pewny, że nic ci nie grozi. Perskiego, tego „pułkownika”, który został prezydentem czy czymś takim, miałem rozpracowanego, jak na dłoni. Znałem jego psychikę, mentalność. Byłem pewien, że nic ci nie zrobi. Jego sylwetka wydała mi się krwawa na tle szkarłatnych chmur. „Krwawy kat milenaryzmu” – pomyślałem. – De Sousa naprawdę nic nie wiedział o grupach paramilitarnych? – Całą swoją uwagę skoncentrował na węszeniu za mną. Miał specjalną grupę zajmującą się śledzeniem moich posunięć. Resztę spraw bagatelizował. Wykorzystałem ten jego błąd. – Niemiecka organizacja wewnątrz Nowego Edenu musiała coś zepsuć, skoro Polska wyszła silniejsza od Niemiec po „ciemnych latach milenaryzmu”. Polskie wojska świetnie się bronią, Niemcy podbijają Saint Kitts i Nevis – drwiłem. – Popełniliśmy błąd. Akcentowaliśmy sprawy materialne, przypuszczając, że ideologia milenarystyczna nie wywrze na nas większych skutków. Stało się inaczej. Cóż, błąd oceny. – Co zamierzasz zrobić ze mną w Niemczech? – zmieniłem nagle temat. – Jesteś dla mnie niegroźny. Tak, jak obiecałem, wywiozę cię stąd i pomogę dotrzeć do Francji. Nie obawiaj się, nie muszę cię likwidować – rzekł „krwawy arcykapłan”. Na dobranoc ziewnął w stronę cienkiej czerwonej linii, która pozostała po szkarłatnej zorzy i bez słowa ułożył się do spania. Wyjąłem długopis i przy pomocy „pożyczonej” od starego latarki opisałem wydarzenia ostatniej doby. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 116 14.09.2074 r. Mimo zmęczenia długo nie mogłem zasnąć. W głowie myśli gotowały się niczym smoła. Zastanawiałem się, czy nie rozsądniej będzie uciec? Skoro obiecał, że mnie nie zlikwiduje, pewnie przemyśliwał tę kwestię. Na dodatek siano kłuło mnie wszędzie. Chodziły po mnie robaki. Słuch ze strachu wyostrzył się do patologicznych rozmiarów. Każdy szmer zdawał się być rykiem tygrysa. Założyłem kaptur na uszy i w końcu udało mi się odpłynąć. Obudziło mnie radio. Stary krzątał się wokół stogu, wykonując coś na kształt gimnastyki. Trudno powiedzieć, czy z zimna, czy w trosce o własne, „niemieckie” zdrowie. Przytuliłem się do plecaka, który służył mi za poduszkę. Poranne serwisy donosiły o kolejnych połaciach Europy zagarniętych przez „państwa szczury”. W Polsce noc minęła spokojnie. Kraj świętował odzyskanie niepodległości. Schmit po skończeniu gimnastyki usiadł na miedzy i manipulował przy komputerze. Po kilku minutach obwieścił, nie kryjąc entuzjazmu: – Jak dobrze pójdzie, jutro, góra pojutrze nadejdzie pomoc i zabierze nas do ojczyzny. „Ojczyzny? Cały świat jest moją ojczyzną” – pomyślałem, ale nie odważyłem się otworzyć ust, aby nie wszczynać nowej dyskusji. – Dlaczego za dwa dni? Nie mogą dzisiaj? – Sytuacja jest złożona, coraz to nowe koncerny i „państwa szczury” atakują nowe połacie Niemiec, a nawet zaczynają bić się między sobą. W tym zamęcie moi ludzie nie są w stanie wysłać po nas helikoptera. Obawiają się o życie nasze i pilota. Za dwa, trzy dni sytuacja powinna się ustabilizować, wtedy podejmą próbę przerzucenia nas. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 117 – Przez ten czas będziemy tu siedzieć? – Masz inne propozycje? Cały czas tylko narzekasz. Jak chcesz iść, to droga wolna! – zirytował się. – Uratowałem ci życie i chcę cię stąd zabrać, a ty ciągle marudzisz i marudzisz. Moje milczenie było dla niego znakiem ukorzenia. – Powinniśmy tu zostać – dodał spokojnie. – Dalsze szwendanie się po wsiach jest zbyt ryzykowne. Tutaj okolica jest w miarę wyludniona. W dzień możemy siedzieć w lesie – wieczorem spać w stogu. We wsi pewnie jest sklep, więc będziemy mogli zrobić zapas jedzenia i picia. Niebawem wyruszyliśmy łąkami w kierunku dymiących zabudowań. Po niebie przewalały się rozdarte wiatrem chmury. Z każdym krokiem kontury zabudowań stawały się coraz ostrzejsze i wyrazistsze. Wieś okazała się być zadbana: domy murowane, obejścia czyste. Maszerowaliśmy świeżo położoną asfaltówką w poszukiwaniu geszeftu. Wieś, mimo że była już dziewiąta, sprawiała wrażenie wyludnionej. Na podwórzach szczekały psy, jak przed wiekami spacerowały dostojne kokoszki, lecz nigdzie nie było widać ludzkiej postaci. Wreszcie spostrzegliśmy jakiegoś kmiotka kuśtykającego w naszym kierunku od centrum wsi. Niewysoki chłop przyglądał się nam spode łba. Gdy zrównaliśmy się z nim, Schmit zapytał: – Dzień dobry. Czy jest we wsi sklep? Chłop ociągając się rzekł: – Jest. Tam na końcu wsi – wyciągnął palec w kierunku, w którym podążaliśmy. Eksarcykapłan podziękował i wiedziony nadzieją rychłego zaspokojenia głodu z większą werwą ruszył do przodu. Niebawem naszym oczom Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 118 ukazał się nieduży wiejski sklepik. Na półkach, jak to się mówi, mydło i powidło. Gruba sklepowa taksowała obcych niechętnym wzrokiem. Podała świeży chleb, dżem z truskawek, trochę sera, kilka butelek piwa. Stary wziął dla siebie sporą ilość wędliny. – Co u was we wsi tak spokojnie. Jakby nie było ludzi? – zagaił do sklepowej. Ta jeszcze raz obdarowała nas nieufnym spojrzeniem. Miałem wrażenie, że wyczuła jego niemiecki akcent. – Homosiów na taczkach wywożą – zarechotała. – Jak to wywożą? – poczułem się zainteresowany tematem. – Normalnie. Taki zwyczaj od stuleci. Kogo wieś nie akceptuje, wywozi na furze gnoju poza jej obręb. – I słusznie – przytaknął stary, popijając z butelki piwo. – Nareszcie w tym kraju będzie jakiś porządek – mrugnął do mnie i ciągnął dalej. – Nawet w takiej wiosce mieliście przydzielonych z urzędu zboczeńców? – Tak. Przydzielali ich do każdej wioski, żeby się z ludem jednali. A panowie skąd? – Z Warszawy. Powstanie zastało nas w podróży i usiłujemy dostać się do domu. Do Łodzi... – na poczekaniu zmyślił Schmit. Gdy wyszliśmy ze sklepu, kilkaset metrów od nas usłyszeliśmy gwar. Wieś wracała po spełnieniu swego barbarzyńskiego obowiązku. Traktor jechał przodem, za nim maszerowali mieszkańcy zaścianka. Na wszelki wypadek przyśpieszyliśmy kroku, żeby nie spotkać się z tłumem. Skręciliśmy w pola i po kilku minutach zniknęliśmy w lesie. Spojrzałem w stronę wsi. Grupa mężczyzn stała na szosie i spoglądała w naszym kierunku. Ktoś machał rękami, ktoś wyciągnął dłoń w stronę lasu. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 119 – Przyjdą za nami? – spytałem, podświadomie oczekując pocieszenia. Stary wyjrzał zza mojego ramienia, odchylając gałąź. – Kto to wie? Nie chcę wyobrażać sobie, co byłoby, gdybyśmy wpadli w ręce tej hołoty? – mruknął i poszedł rozkładać produkty na śniadanie. Po minucie grupka rozeszła się. Na szosie zostało dwóch chłopów rozprawiających na jakiś temat. Schmit rozłożył wędlinę na pniaku. – Rozprawiają się z twoim projektem Rose – zachichotał. – Chciałeś, aby w każdej wiosce była homo-para. Chyba się nie uda... – Hołota – syknąłem, krojąc chleb. W rzeczywistości nie był to projekt mój, lecz mojego poprzednika. Uznałem go za niezły i kontynuowałem. Z dezaprobatą spotkałem się już w pociągu, jadąc do Lublina. – Program nie zadziałał? – ironizował arcykapłan. – Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego tak się stało? Gdy to powiedział jego szczęki uchwyciły chleb z boczkiem i wchłonęły do przełyku. Zrobiło mi się mdło. – Trwał za krótko – udało mi się powiedzieć. – Przez wieki wbijano w ten lud ciemnotę, trzeba wieków, aby ją teraz wybić z powrotem. – Baju, baju... Lud akceptuje postęp i tolerancję, gdy dogadza jego słabostkom. Gdy „postęp” go gnębi – pozbywa się go jednym kopniakiem. Twoja tolerancja nie dawała ludziom jeść, skąpiła prostych przyjemności, kazała żyć w strachu, pomimo zewnętrznych deklaracji o dążeniu do ziemskiej szczęśliwości. Nie dziw się, że ją odrzucili. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 120 Nie chciało mi się polemizować z tymi „diagnozami”. W milczeniu zająłem się jedzeniem swojego dżemu i sera. – A tak na marginesie – dodał, szykując kolejną kanapkę z boczkiem – słyszałeś, co mówił wczoraj ten ich prezydent? Jego diagnoza jest w zasadzie słuszna. Nowy Eden to pomysł wariata. Wariat nie jest w stanie zmienić normalnych ludzi. *** Sosnowy las szumiał łagodnie. Dzień był słoneczny, choć wietrzny. Po śniadaniu stary włączył radio. Doniesienia z linii frontu przeplatano informacjami krajowymi. Francja, Włochy Anglia, kraje Beneluxu zostały już praktycznie rozgrabione przez „hieny”. Innym zjawiskiem, które nasiliło się w ostatnich godzinach, były wewnętrzne konflikty między „hienami”, czyli państewkami i koncernami. – Szczury biorą się za łby. Ciekawe, jak długo to jeszcze potrwa? – rozważał głośno, leżąc wśród mchu i paproci. Wznowiono komunikację lotniczą z miastami europejskimi o mniejszym natężeniu konfliktu. Po przerywniku z patriotycznej pieśni podano komunikat o wystosowaniu listu gończego za Stefanem Schmitem i Dominikiem Rose. Szczegółowo opisano nasz wygląd, ubiór itp. Rząd Tymczasowy wyznaczał za nas nagrodę w wysokości po 500 tys. milenów za głowę. – Słyszysz, z niewiadomych przyczyn jesteś dla nich wart tyle, co ja. Nie doceniałem cię – ironizował. – Jeśli pokazali nasze zdjęcia w telewizji, nie możemy ujawniać się przed ludźmi. – Ja jestem ucharakteryzowany. Gorzej z tobą. Nawet broda ci nie rośnie. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 121 Nie przeminął jeszcze stres wywołany tą wiadomością, gdy z radia popłynęły słowa: „– Uwaga, uwaga. Podajemy sensacyjną informację. Rząd Wysp Owczych podał informację, że po aresztowaniu tzw. «bogów» w południowej Francji okazało się, iż nie są to „wskrzeszone” istoty dawnych myślicieli. Prawdopodobnie nikt nie odkrył procesów regeneracji komórek. Wszystko to wygląda na oszustwo Liberta i Hajnasa, którzy kierują tym oszukaństwem z ukrycia”. – Ach ta propaganda – westchnąłem. – Co oni jeszcze wymyślą, żeby ośmieszyć dawny system? Mój towarzysz podróży przełknął ślinę i uśmiechnął się szyderczo: – Akurat to nie jest propagandą. A dla mnie nie jest też nowiną. – Jak to? – Te bajki o wskrzeszaniu to blef. Wymyślono je, aby dać ludziom obietnicę zbawienia. Komórka nie da się regenerować i powrócić do dawnej postaci. – Łżesz! – złapałem go za płaszcz. Łatwo uwolnił się z mego uścisku. – Ręce przy sobie – powiedział, odpychając mnie. – Nie ty jeden zostałeś wystrychnięty na dudka. Myślałeś, że prawdziwy Wolter mianował cię na kapłana. To bubek podstawiony przez Hajnasa. Nagle w pobliżu rozległ się trzask suchej gałęzi. Drogą od strony łąk kuśtykał w naszym kierunku kulawy chłopek ze wsi. Na ucieczkę było za późno. Schmit porozumiewawczo mrugnął do mnie okiem. Po ostatnim sporze nie zostało już ani śladu. Niebezpieczeństwo natychmiast nas pojednało. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 122 Mężczyzna przeszedł obok, jakby nas nie widział. – Wysłali go na zwiady. – mruknął mój kompan, patrząc jak się oddala. – Coś podejrzewają... W jego dłoni nie wiadomo skąd zaświeciła rękojeść pistoletu. Jednak po kilku sekundach wewnętrznego zmagania schował broń pod płaszcz. Pomimo pozornej hardości okazał się mięczakiem. Zaskoczył mnie tym. – Musimy się go pozbyć. Zaraz będziemy mieli na głowie całą wieś – wycedziłem przez zęby, widząc co się dzieje. Chłopek jakby to usłyszał, obejrzał się i przyśpieszył kroku, chcąc dopaść do najbliższego leśnego zakrętu. „Arcy” siedział jak sparaliżowany. Wyrwałem mu broń. Padły dwa przytłumione strzały. Tubylca podrzuciło raz i drugi. Wypuścił z ręki laskę i upadł twarzą w kałużę. Pobiegłem do niego i wypaliłem jeszcze raz. – Fundamentalistyczna swołocz – warknąłem, nie panując nad nerwami. Stary bez słowa pobiegł drogą w stronę, z której przyszedł chłopek. W tym czasie patrzyłem na zwłoki i naprawdę czułem się dumny. Wreszcie zrobiłem coś pożytecznego dla Nowego Edenu. Gdy wrócił zawołał z daleka: – Mamy szczęście, wygląda na to, że był sam... Chyba wysłali go na zwiady. Rzucił okiem na leżącego w kałuży nieboszczyka. Pokręcił głową i gwizdnął z podziwu: – No, no... Nie doceniałem cię... Wyciągnął dłoń po pistolet i po pewnym wahaniu z mojej strony otrzymał go. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 123 – Dobra... Musimy go stąd usunąć – powiedziałem, gdy schował spluwę do kabury pod płaszczem. Złapałem zwłoki za buty. Przenieśliśmy je kilka metrów od drogi i wrzuciliśmy w krzaki. Arcykapłan dodatkowo przykrył je gałęziami. Po wykonaniu tej czynności usiedliśmy na swoich pniakach i analizowaliśmy całą sytuację. – Kuternogę będą szukać. Musimy zmienić miejsce postoju – podsumował krótką dyskusję „arcy”. Niebawem ruszyliśmy w głąb boru. Przez całą drogę praktycznie nie odzywaliśmy się do siebie. Schmit uśmiechał się idiotycznie i sapał ze zmęczenia. Choć mogłem iść szybciej, wlokłem się za nim z tyłu. Wolałem go mieć przed sobą. Teraz już wie, że mogę być dla niego potencjalnym zagrożeniem. Nie wiadomo co może mu strzelić do głowy? Po dwóch godzinach marszu znaleźliśmy niewielką polankę. Obok szumiały dostojne dęby. Stary położył się na mchu i swoim zwyczajem od razu zasnął. Ja zaś nie mogłem zmrużyć powieki nawet na moment. Zrobiło mi się zimno, po plecach zaczęły pełzać dreszcze. „No ładnie – pomyślałem. – Jeszcze mi tu tylko choroby potrzeba”. Właściwie czułem się dziwnie już od rana. W nocy przewiało mnie, a teraz zaczęła wykluwać się jakaś choroba. Przed trzecią mój duchowy oprawca podniósł się z ziemi i rozejrzał wokół. Spostrzegł, że ze mną jest coś nie tak. – Chory jesteś? – Chyba gorączka mnie rozbiera. – Przewiała cię matka ziemia. Harcerstwo by ci się przydało. Wyjął sprzęt i połączył się z centralą w Niemczech. Po kilku minutach odłożył komputer do torby, a jego gębę rozjaśnił uśmiech. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 124 – Jutro nad ranem przyleci po nas Hans. Musimy znaleźć miejsce na lądowisko! Rozejrzał się wokół. – Może tu by się udało – pomyślał głośno. – Nic, zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. Poklepał mnie po ramieniu. – No, chłopie, trzymaj się. Zbliża się upragniona wolność. Ale wolność coraz mniej mnie obchodziła. Gorączka podnosiła się z minuty na minutę. – Spróbuj się przespać – usłyszałem niewyraźny głos towarzysza mojej podróży. O dziwo, wymęczony gorączką zasnąłem. Śniłem o Weronice i naszej paczce. Siedzieliśmy w pubie w Orleanie, popijając piwko. Dosiadł się do nas bóg Wolter. Gwarzyliśmy sobie o przyszłym, szczęśliwym życiu w Nowym Edenie. Sielankową atmosferę przerwali chuligani, którzy wtargnęli do pubu i zaczęli się awanturować. Jeden z nich kopnął mnie w plecy. Obudziłem się cały mokry. Gdzieś po lesie echo niosło głośne męskie nawoływania. Daleko w kniei migały latarki. Arcykapłan stał nade mną. To jego but poczułem na plecach. – Co to? – wymamrotałem, trzymając się za bok. – Chyba pościg. Musimy uciekać. Zabraliśmy z posłania najważniejsze rzeczy. Gałęzie trzaskały pod nogami , a inne biły po twarzy. Pomimo gorączki zostawiłem starego kilkanaście metrów za sobą. Biegliśmy tak około piętnastu minut. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 125 – Zatrzymajmy się na chwilę – wysapał wreszcie stary. Rzucił się na trawę, zachłannie pijąc wodę z plastikowej butelki. – Cisza. Nie słychać ich... – szeptał, z trudem łapiąc oddech. – Ciekawe, czy to chłopi, czy powstańcy? A może po prostu kłusownicy? Wkrótce wyszliśmy na skraj lasu. W świetle księżyca na horyzoncie jawił się drugi las. Ruszyliśmy łąkami i polami w tamtym kierunku. Noc była gwiaździsta i pogodna. Miałem wysoką gorączkę i ledwo powłóczyłem nogami. Wędrowaliśmy tak dwa lub trzy kilometry. Gdy dotarliśmy do celu, znaleźliśmy zaraz dużą polanę oświeconą smugą księżycowego światła, na której błyskały ślepia stadka jeleni. – To jest dobre miejsce – usłyszałem. – Żyjesz? W odpowiedzi zwaliłem się na ziemię. Resztę wydarzeń pamiętam jak przez mgłę. W rękach starego pojawiła się mapa, którą jakiś czas analizował. Później rozłożył sprzęt i połączył się ze śmigłowcem. Sekundy i minuty ciągnęły się jak guma do żucia. Wzmagał się chłód i febra. Nagle wokół zabłysło kilka ognisk. W gorączce słyszałem w oddali ujadanie psów. Niebawem dobiegł mnie charakterystyczny warkot lądującego helikoptera rozświetlającego przy okazji teren. Otworzyły się drzwi maszyny. Schmit wrzucił do środka swą torbę i podciągnięty za ręce przez kogoś z załogi błyskawicznie znalazł się na pokładzie. W tym czasie polanę wypełniło szczekanie psów i sylwetki ludzi w biało-czerwonych opaskach. Rozległy się strzały. Rzuciłem się w stronę samolotu. Rebelia Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 126 – Leć! – usłyszałem komendę Schmita. – Przede mną zatrzasnęły się drzwi. W blasku świateł zobaczyłem jego krogulczą twarz. Na jej dnie czaił się ironiczny uśmieszek. Długa seria z karabinu świsnęła mi gdzieś nad głową. Padłem na twarz. Maszyna poderwała się z ziemi. Kilka rozgwieżdżonych świstów wyskoczyło z samolotu w stronę żołnierzy. Tamci nie pozostali dłużni. Psy wyły i ujadały wystraszone strzelaniną. Śmigłowiec wzniósł się nad wierzchołki drzew. Nagle ze strony lasu buchnęła łuna ognia. Na śmigle pojawił się płomień. Maszyna zaczęła pikować w dół, a nad drzewami zabłysła ściana ognia. Nie podnosiłem głowy przez kilkadziesiąt sekund. Po tym czasie ogień zelżał. Nad sobą usłyszałem ujadanie psa i z perspektywy dwudziestu centymetrów ujrzałem żółtą szczękę wilczura, który usiłował wbić się zębami w moją głowę. Na szczęście został odciągnięty przez żołnierza: – Jak się nazywasz? – usłyszałem nad sobą głos. Podałem nazwisko. – Dominiku Rose jest pan aresztowany – obwieścił uroczyście oficer. Ostatnia notatka Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 127 Epilog Ostatnia notatka 17.09.2074 r. Wczoraj odwiedziła mnie w areszcie Weronika. Początkowo nie poznałem jej, gdyż przebrana była w czarny habit. Była dziwnie spokojna i pogodna. Patrzyła na mnie z takim „wewnętrznym uśmiechem”, jakby ćwiczyła go pod okiem piarowców. Nawet zazdrościłem jej tego spokoju, bo wiedziałem, że jest autentyczny. „Przebaczyła” mi uderzenie w twarz, wtedy na polanie, choć wcale jej o to nie prosiłem. Za zdradę chętnie bym jej poprawił i postawił ją przed niezawisłym sądem Nowego Edenu. W nowej sytuacji zmuszony byłem jednak udawać skruszonego. Jej przychylne zeznania mogły mi pomóc w czekającym mnie procesie. Kilka tygodni ukrywała się u pewnej katolickiej rodziny. Po wybuchu powstania wstąpiła do zakonu. Teraz ma zamiar założyć katolicką szkołę. Jakże zmieniła się przez te kilka tygodni? Kiedyś beztroska, wesoła dziewczyna, typowa przedstawicielka Nowego Edenu, której ciągle w głowie tańce i imprezy, teraz nabita katolickimi ideami, wciąż mówiła o konieczności mojego nawrócenia. Tak się naprzykrzała z tym nawróceniem, aż na odczepne obiecałem przemyśleć sprawę. Ostatnia notatka Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 128 Cóż, całkowicie wyleczyłem się z uczuć do niej. Jej ucieczka przepełniła czarę goryczy. Teraz stała przede mną obojętna mi osoba, wręcz żałosna w tym swoim czarnym habicie. Nie mogłem jej wybaczyć zdrady idei, do której byłem tak przywiązany. Rozstaliśmy się bez zbędnych słów. Chyba zrozumiała, że już mi na niej nie zależy. W myślach wciąż snują się wspomnienia ostatnich tygodni. Po aresztowaniu wylądowałem w wojskowym szpitalu pod Otwockiem. Przez dwa tygodnie leczyłem się na zapalenie płuc. Później przywieziono mnie do więzienia w Warszawie. Przesłuchiwano z przerwami na sen i pożywienie przez trzy dni. Oprócz absurdalnych zarzutów o znęcanie się i torturowanie ludzi, postawiono mi zarzut współudziału w morderstwie. W śledztwie o morderstwo mężczyzny w lesie obwiniłem Schmita. Łatwo łyknęli ten blef, gdyż przy spalonych zwłokach „arcy” znaleziono pistolet. Jednak prokuratorzy nie dawali za wygraną, oskarżając mnie o współudział. Na domiar złego broń miała moje odciski palców. Tłumaczyłem się, mówiąc, że szef dał mi go kiedyś na chwilę potrzymać, ale niezbyt przekonywająco to wypadło. Adwokat przydzielony z urzędu twierdzi, że w najgorszym razie czeka mnie dwadzieścia pięć lat odsiadki. Ale, jak mówi, jest „optymistą” i według niego nie posiedzę dłużej niż piętnaście lat. Schmit zginął – nie było z niego co zbierać. Dobrze gadzinie. Taki los powinien spotkać każdego nazistę. To przez takich jak on upadł nasz system; to przez takich jak on większość dawnych stref narodowych Nowego Edenu została rozgrabiona przez małe państewka i koncerny. Obroniły się tylko niektóre landy w Niemczech, we Francji i Włoszech. Państwa skandynawskie zostały całkowicie rozgrabione przez „szczury”. Zwycięsko wyszła z całej tej sytuacji Polska. Ocaliła całość swojego terytorium i buduje nową, totalitarną państwowość. Ostatnia notatka Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 129 „Bogowie” więzieni są przez rząd Wysp Owczych. Podobno w ich obronie wystąpili Amerykanie, domagając się dla nich specjalistycznej opieki psychiatrycznej. Niestety, potwierdziło się to, co mówił Schmit – nie byli oni prawdziwymi wskrzeszonymi „bogami”. Schwytani kilka dni temu Hajnas i Libert przyznali to oficjalnie. Podstawili w miejsce „bogów” wyselekcjonowane osoby, aby w ten sposób urzeczywistnić ideę milenarystyczną. Książęta i rycerze w obozie pod Łowiczem także nie byli autentyczni. Wyselekcjonowanych osobników przygotowywano do służby w elitarnych oddziałach bezpośrednio podległych twórcom koncepcji Nowego Edenu. Rozczarowanie, jakie przeżyłem w związku z tym, już mi przeszło. Nawet usiłuję usprawiedliwić ich postępowanie. Dla tak pięknej idei niekiedy warto posłużyć się kłamstwem. Całymi dniami gapię się w telewizję. Propaganda fundamentalistyczna budzi we mnie obrzydzenie. Gadające głowy opowiadają bajki, od których można osiwieć. Powracający refren brzmi: milenaryzm anarchistyczno-ekologiczny (tak go nazywają) to najbardziej totalitarny i nieprzyjazny ludziom ustrój polityczny w dziejach. W ich klasyfikacjach nawet nazizm oceniany jest z większą wyrozumiałością. Z drugiej strony trudno się dziwić tym ocenom. Każda władza stosuje własne chwyty propagandowe. Gdybym miał zrobić rachunek sumienia, musiałbym przyznać, że my również stosowaliśmy podobne triki. Nowa sytuacja, w jakiej się znalazłem, podziałała na mnie deprymująco. Upadła wielka idea, której poświęciłem życie. Perspektywa wieloletniego więzienia przygnębiła mnie dodatkowo. Miałem nawet myśli samobójcze. Lecz absurdalnie – właśnie dzięki telewizji – odrodziłem się na nowo. Irytacja związana z nachalną indoktrynacją wzbudziła we mnie złość i pragnienie dalszej walki o postęp i tolerancję. Poczułem przypływ energii. Myślałem sobie tak: w historii siły wsteczne prowadziły Ostatnia notatka Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski 130 nieustanną wojnę z postępowymi. Teraz ich jest na wierzchu, ale za rok, dwa... Kto wie? Sytuacja może się zmienić. My, odwieczni, niestrudzeni budowniczowie ziemskiego raju musimy być przygotowani na ewentualną odmianę losu. Gdy nadejdzie odpowiedni moment, powinniśmy mieć gotowe idee i plany, by tolerancja, braterstwo i równość na nowo zwyciężyły! Nie mogę poddawać się apatii i bezczynności, tak jak wielu moich towarzyszy więzionych w kazamatach totalitarnej Europy! Słowem – kończę pisanie tych bezużytecznych wspomnień i biorę się za konstruowanie programu politycznego na przyszłość. Ta myśl ożywia mnie, zapala do pracy i pomaga przetrwać trudne chwile, dając nadzieję na przyszłe zwycięstwo.