Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski - Kursy

Transkrypt

Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski - Kursy

Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
1

2
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
Dariusz Zalewski
Rebelia
w ogrodzie Eden
Kalendarium wydarzeń
na podstawie
dzienników Dominika R.
Lublin 2012

Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
3
Tytuł: Rebelia w ogrodzie Eden. Kalendarium wydarzeń na podstawie dzienników Dominika R.
Autor: Dariusz Zalewski
ISBN: 978-83-934015-2-9
Data wydania: 2012 r.
Projekt okładki: Paweł Pomianek
Zdjęcie okładkowe: Photoxpress.com (ABC photos)
Korekta: Paweł Pomianek
Skład: Paweł Pomianek
Pierwsze wydanie: Klub Libenter.pl (2010)
Zabrania się obrotu oryginałem niniejszego utworu lub egzemplarzami, na których utwór
utrwalono – wprowadzania do obrotu, użyczenia, najmu oryginału albo egzemplarzy oraz
umieszczania w Internecie.
(c) Copyright for this edition by Dariusz Zalewski
Wydawca: Firma EK, Dariusz Zalewski
ul. Biskupinska 53 lok. 2
20-830 Lublin
tel. 513 04 32 60
http://www.edukacja-klasyczna.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
All rights reserved.
Spis treści
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
4
Spis treści
Rozdział I: Pierwszy sygnał – porwanie..................................................���5
Rozdział II: Drugi sygnał – przypadek Weroniki...................................�48
Rozdział III: Rebelia...................................................................................�81
Epilog: Ostatnia notatka���������������������������������������������������������������������������127
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
5
Rozdział I
Pierwszy sygnał – porwanie
26.03.2074 r.
Kilka dni temu wylądowałem na lotnisku Okęcie w Warszawie. W drodze do mojej rezydencji miałem okazję przyjrzeć się ludziom. Na ogół
mijałem pogodne twarze z domieszką melancholii i tajemniczości. Pomyślałem sobie, że pogodę Polaków można wiązać z oświeconym, pozytywnym spojrzeniem na świat, tolerancją, ideami równości i wszechistotowego braterstwa. Wśród tych idei teraz żyją i to one odciskają na
ich obliczach swój blask. Melancholia zaś to skutek genetycznego konserwatyzmu, ich katolickofundamentalistycznej przeszłości.
Przywieziono mnie do XIX-wiecznego pałacyku, takiego ze starymi
dębowymi wrotami i z mosiężną klamką. Z dużego holu wchodzi się
prosto do salonu. Po prawej ręce znajduje się gabinet do pracy i biblioteka, po lewej – pokoik dla oczekujących gości. Sypialnie są na górze,
a kuchnia i pokoje dla służby w podziemiach. Oprócz kucharki i lokaja
mam do dyspozycji kierowcę i dwóch ochroniarzy.
Jednak sprawy związane z codziennym funkcjonowaniem nie zajmują moich myśli. Pochłaniają mnie problemy, które prawdopodobnie napotkam na
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
6
placówce w Warszawie. Głównie spodziewam się trudności wynikających
ze specyficznego charakteru ludności tubylczej. Dodatkowo będą rzutowały na moją pracę problemy o charakterze ekonomiczno-społecznym w samym Nowym Edenie. Wystarczy wspomnieć problem Arabów. Zbieramy
dziś owoce nadmiernej tolerancji wobec nich. Muzułmanie swoim stylem
życia podcinają korzenie naszym ideom. Niewątpliwie będę musiał wziąć
pod uwagę fatalną sytuację ekonomiczną odziedziczoną po polityce ekologicznej Unii Europejskiej. Jej skutki ponosimy do dziś w postaci kartek na
podstawowe produkty żywnościowe. Choć w Polsce, z tego co wiem, nie jest
tak źle. Sklepy są lepiej zaopatrzone niż w strefach zachodnich. Zarazy wywołane antyekologiczną polityką Unii, które doprowadziły do reglamentacji wielu towarów na Zachodzie, ominęły ten kraj. Paradoksalnie wynikło to
z oporu odnośnie wdrażania nowych technologii unijnych przez Polaków,
co w konsekwencji minimalizowało występowanie kolejnych epidemii.
Przejściowe problemy w zaopatrzeniu wywołują ogniska zapalne w różnych
strefach Nowego Edenu. Niedawno buntowano się w Alzacji, Lotaryngii i Toskanii. Wczoraj, po wprowadzeniu kartek na piwo, gwałtowne rozruchy wybuchły w Bawarii. Zagadkowa choroba atakująca szyszki chmielowe już od
dwóch lat pustoszy plantacje w tamtym regionie. Z przyczyn ogólnie znanych
Bawarczycy nie chcą się z tym pogodzić. Niepokoją również sygnały o podobnej chorobie pszenicy i winorośli. Wprowadzenie kartek na chleb i wino
niewątpliwie pogorszyłoby jeszcze bardziej nastroje społeczne.
Najwięcej chorób dotyczy zwierząt, ale ze względu na milenarystyczną
ideę braterstwa wszystkich istot w Nowym Edenie mięsa się nie jada. Dopuszcza się tylko spożywanie roślin. Takie stanowisko nie jest ostateczne.
Obowiązuje do czasu, aż nasi naukowcy opracują skuteczne farmakologiczne diety, umożliwiające żywienie bez zadawania cierpienia roślinom.
Według najnowszych opracowań naukowych rośliny odczuwają ból podobnie, jak inne istoty, dlatego nie można tego faktu bagatelizować.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
7
Wieczorem oglądałem lokalną telewizję. I tu miła niespodzianka. Z okazji objęcia przeze mnie misji w Polsce pokazano obszerne fragmenty
z ceremonii mojego zaprzysiężenia na kapłana Nowego Edenu. Powróciły wspomnienia sprzed trzech tygodni.
Uroczystość miała podniosły charakter. Do Orleanu przybyli zaproszeni goście z całego świata. Ceremoniał prowadził bóg Wolter. Ubrany
w śnieżną tunikę z głową przystrojoną rzymskim wawrzynem. W gronie nominowanych dwudziestu kapłanów – moja skromna osoba. Gdy
Wolter zgodnie z ceremoniałem położył mi dłoń na ramieniu – przeniknął mnie dreszcz. Usłyszałem, jakby z zaświatów, słowa:
„Dominiku czynię cię kapłanem. Pełnij swoją służbę dla Nowego Edenu
z żarliwością i oddaniem. Niech twoja praca przynosi owoce: tolerancji,
dialogu, równości, braterstwa i wolności, prowadząc lud do szczęśliwości”. „Tak mi dopomóżcie bogowie” – odpowiedziałem.
Po ceremonii mieliśmy prywatne spotkanie z Wolterem. W bliskim kontakcie sprawia naprawdę korzystne wrażenie. Interesował się naszymi
prywatnymi problemami. Zjedliśmy uroczystą kolację, wypiliśmy wino,
a później, już w dżinsach, pobiegłem co sił na spotkanie z przyjaciółmi.
W miłej knajpce bawiliśmy się do rana. Jeszcze teraz robi mi się mdło,
gdy przypomnę sobie uboczne skutki tej imprezy.
Niestety, Weronika nie tryskała humorem. Prawie się nie odzywała, niewiele piła. Katja szepnęła mi w pewnym momencie, że po naszym rozstaniu odsunęła się także od nich. Nie miałem złudzeń – mój sukces
(w końcu nie każdy zostaje kapłanem Nowego Edenu) nie był jej sukcesem. Wtedy jednak, idąc na spotkanie z przyjaciółmi, miałem nadzieję
na jakiś cud. Zawiodłem się. Ten „szczegół” skutecznie zatruł atmosferę
najpiękniejszego dnia w moim życiu.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
8
***
Zaraz po przyjeździe do Pałacu Arcykapłana przejąłem obowiązki po swoim poprzedniku. Przejrzałem ostatnie decyzje Leo van Bergha, zapoznałem się ze współpracownikami, wydałem kilka dyspozycji, co do wyglądu
mojego gabinetu, który znajdował się na piątym piętrze wieżowca. Stefan Schmit – Arcykapłan Polski rezydował na ostatnim, szóstym piętrze.
Pozostali kapłani, którym podlegały określone obszary życia społecznogospodarczego, zajmowali, wraz ze swoimi podwładnymi, piętra niższe.
Duńczyk Simon Larsson, nadzorujący sprawy ekonomiczno-skarbowe,
miał swoje biuro na czwartym piętrze. Luksemburczyk Daniel Pointe od
spraw kultury i zdrowia – na trzecim. Paolo Marinetti z Włoch od transportu i komunikacji – na drugim. W końcu, Miguel de Sousa z Portugalii
od spraw wojskowych i policyjnych – na piętrze pierwszym. Dla porządku
nadmienię, że mi podlegają szeroko pojęte sprawy społeczne: od edukacji
począwszy, a na kwestiach społeczno-moralnych skończywszy.
Gwoli ścisłości: obszar Polski posiada, jak każde z byłych państw europejskich, lokalne władze. Kapłani z ramienia Nowego Edenu kontrolują ich
prace, a także mają duże możliwości wetowania ich zarządzeń oraz wydawania własnych. Arcykapłan z kolei koordynuje pracę jednych i drugich.
Schmit przedstawił mnie oficjalnie na uroczystej naradzie. Przybyli kapłani i przedstawiciele władz lokalnych. Nasz „arcy” ma przeszło dwudziestoletni staż kapłański. Kilka tygodni przed przyjazdem do Warszawy zostałem mu oficjalnie przedstawiony w Orleanie. Wrażenie jakie
wówczas na mnie zrobił, potwierdziło się obecnie. Niewątpliwie jest typem technokraty, dopiero później ideowca.
Spotkanie miało charakter kurtuazyjny. Prezydent Polski zrobił na mnie
wrażenie potulnego i usłużnego. Kłaniał się wszystkim w pas, wylewnie
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
9
ściskał ręce na przywitanie, rozdając dookoła przymilne uśmiechy. Najwidoczniej jest świadomy swojej raczej symbolicznej i wykonawczej roli.
Kapłani z kolei reprezentowali cały wachlarz typów charakterologicznych.
Typem gaduły i wesołka jest z pewnością Marinetti – rzymski brunet o orlim nosie. Kontrastowali z nim Duńczyk Larsson oraz Luksemburczyk
Pointe – obaj blondyni – sprawiający wrażenie wiecznie przemęczonych
flegmatyków. Uśmiechali się zdawkowo pogrążeni w myślach. Typem
mruka jest również de Sousa (od służb porządkowych). Nudził się i bynajmniej nie miał zamiaru tego ukrywać, ziewając ostentacyjnie.
Schmit, gdy już wypowiedział wszystkie kurtuazyjne słowa, jakie posiadał
w swoim niezbyt bogatym repertuarze, zaczepił o sprawy trudniejsze:
– Sytuacja jest złożona – mówił z rękami złożonymi w charakterystyczną „piramidkę”. – Najbliższe miesiące mogą zadecydować o kierunku
rozwoju naszego milenarystycznego państwa.
Zwrócił się też bezpośrednio do mnie:
– Myślę, że będzie się tu bratu dobrze pracowało. Ten kraj jest jednym
z najsilniejszych w Edenie, między innymi dzięki naszej pracy.
Wzniósł w mojej intencji toast.
Po zebraniu poprosił mnie bym chwilę pozostał. Sam opadł w skórzany, mahoniowy fotel. Jego tłuste ciało wypełniło go szczelnie, niczym galareta szklane naczynie.
– Zaczynamy nasze wspólne gubernatorstwo – rzekł, wskazując mi fotel po przeciwległej stronie mahoniowego stoliczka. – Czuję się tu jak gubernator Frank.
Westchnął, a po chwili ułożył ponownie ręce w niemodną „piramidkę”
i trajkotał dalej:
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
10
– Czy brat wie, kim był gubernator Frank?
– Chodzi mi po głowie to nazwisko, lecz nie potrafię skojarzyć go
z żadną epoką ani sytuacją.
Na te słowa zrobił nieokreśloną minę, oznaczającą mniej więcej: „trudno”. Lokaj w międzyczasie nalał whisky do kieliszków.
– Za wspólne urzędowanie – rzekł, wznosząc szkło.
Chwilę smakował przełykany trunek. Potem przyjrzał mi się badawczo
i powiedział tajemniczo:
– Mam do brata szczególną propozycję.
– Zamieniam się w słuch.
– Propozycja jest do rozważenia i absolutnie proszę jej nie traktować
jako polecenie służbowe.
Znowu popatrzył na mnie uważnie, jakby jeszcze wahał się, czy powierzać mi sekret.
– Brat jest tu nowy, mało znany. Czy nie wybrałby się brat incognito na rekonesans po Polsce? Oczywiście nie od razu – rozłożył ręce. – Za miesiąc, dwa...
Chodzi mi o przyjrzenie się z bliska zwykłym ludziom. Przysłuchaniu się ich
rozmowom w pociągach, w sklepach, restauracjach. Po takim doświadczeniu
na pewno inaczej spoglądałby brat na problemy, z którymi się zetknie.
– Mam podróżować i podsłuchiwać...? – zdumiałem się.
– No nie... – zmieszał się. – To tylko taka propozycja.
– Jeżeli ja mam wyręczać służby specjalne, to co właściwie robi de Sousa? Przecież składa co tydzień szczegółowe raporty o sytuacji w kraju
– moje oburzenie było autentyczne.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
11
– No cóż, jak to powiedzieć, te raporty są zbyt optymistyczne. Chciałbym otrzymać informację z drugiego źródła, lecz jeśli brat nie chce – nie ma sprawy.
Nie bez trudu próbował wygramolić się z fotela.
– Nie mówię „tak”, nie mówię „nie”. Muszę się nad tą propozycją po
prostu zastanowić – powiedziałem i upewniwszy się, że nie ma dla mnie
więcej propozycji, wyszedłem.
Wieczorem w komputerowym słowniku sprawdziłem, kim był ów Frank.
Gdy przeczytałem adnotację pod nazwiskiem, komputer niemal upadł
mi na podłogę. Frank to hitlerowski gubernator w okupowanej Polsce.
Dziwne poczucie humoru ma mój szef. Może należy do grupy reformatorów doceniających zasługi Hitlera dla idei Nowego Edenu. Rzeczywiście w pewnych jego posunięciach idea postępowa znajdowała ucieleśnienie (choćby kwestia eugeniki). Niemniej nazizm jest pomysłem
skompromitowanym propagandowo, więc nie sposób do niego wracać.
6.04.2074 r.
Stopniowo wdrażam się do swoich obowiązków. Do południa przerzucam dokumenty, a po obiedzie odbywam spotkania z różnymi organizacjami, instytucjami i wyższymi urzędnikami. Dziś na przykład odwiedziłem jedno z warszawskich liceów. Chciałem namacalnie sprawdzić, jak
funkcjonuje tutejsza oświata. W planie wizyty znajdowało się uczestnictwo w lekcjach pokazowych, spotkanie z całą społecznością szkolną w sali
gimnastycznej oraz nieformalne rozmowy z dyrekcją i nauczycielami.
Na pierwszej z lekcji uczniowie przepytywali młodą nauczycielkę z jej
kwalifikacji zawodowych. Dziewczyna radziła sobie dobrze do momentu, gdy zaczęto ją pytać o subkultury młodzieżowe. Wówczas trochę się
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
12
pogubiła. W efekcie wystawiono jej ocenę dostateczną. Przy okazji dowiedziałem się, iż w szkole nie korzysta się już od dawna z podręczników,
nie ma zeszytów, ale za to kładzie się akcent na spontaniczność młodzieży
w odkrywaniu prawdy o tolerancji i wiecznej szczęśliwości na ziemi.
O wiele ciekawsza wydała mi się druga lekcja. Nauczycielka zaprezentowała zajęcia prowadzone nowoczesną metodą farmakologiczną. Na
pierwszy rzut oka była to lekcja tradycyjna, wykładała jakieś zagadnienie, ale na zakończenie danej sekwencji podawała młodzieży czerwoną pigułkę, która ponoć pomagała lepiej zachować w pamięci wcześniej
przekazaną wiedzę. Rezultaty tej metody są ponoć rewelacyjne!
Następnie udałem się na mityng z młodzieżą do sali gimnastycznej. Już
na wejście zgotowano mi owacyjne powitanie. Uczniowie skandowali:
„Eden!!!”, „Eden!!!”, „Eden!!!”. „Reżyseria czy pełny spontan?” – zadałem sobie pytanie. Trudno zgadnąć. Jedno jest pewne – mile mnie zaskoczono. Pod wpływem tego aplauzu powiedziałem do mikrofonu:
– Na widok takiej młodzieży – serce rośnie. Z wami chce się zmieniać
ten kraj w... raj.
Burza braw.
Po oficjalnym powitaniu przez dyrektora i moim dosyć ogólnikowym
zagajeniu oddano mikrofon uczniom:
– Na Zachodzie Europy młodzież od lat może uczyć się nowoczesnej
edukacji seksualnej – mówiła piegowata dziewczyna. – W Nowym
Edenie wprowadzony jest program „edukacji transseksualnej” przygotowujący młodzież do wyboru odpowiedniej opcji: homo, bi, zoo,
pedo, a niekiedy mówi się już o nekro. Nasze programy obejmują jedynie homo i bi. Kiedy to się w końcu zmieni?
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
13
Proszę, jakimi problemami żyje to pokolenie – myślałem w duchu, wsłuchując się w jej pytanie. Dziewczyna wyglądała niepozornie. Przypominała grzeczną pensjonariuszkę ze starych filmów: długi pleciony warkocz na
plecach, nawet jej niebieska sukienka kojarzyła się z fartuszkiem.
– Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałem o tych opóźnieniach – odpowiedziałem. – Obiecuję niezwłocznie znormalizować edukację seksualną
ze standardami przyjętymi na Zachodzie. Oczywiście oprócz nekro. Za zalegalizowaniem tego typu seksualizmu opowiadają się co prawda niektóre
grupy, ale ta opcja nie jest jeszcze wprowadzona do programów szkolnych.
Musicie zatem cierpliwie czekać. Pozwólcie, że wyrażę przy tej okazji swój
pogląd. Zwolennicy zrównania opcji nekro z innymi będą mieli spore
trudności. Do legalizacji przez państwo innych wymienionych tu orientacji seksualnych warunkiem jest zgoda partnera. W przypadku osób zmarłych, jak wiadomo, jest to niemożliwe. Ostatnio słyszałem o propozycji,
żeby ewentualni chętni spisywali specjalne oświadczenie przed śmiercią.
Salę najwyraźniej zainteresował poruszony temat. Niewysoki chłopak o inteligentnej twarzy, w okrągłych okularkach, przedarł się do mikrofonu:
– Podobne trudności wystąpiły w przypadku opcji zoo. Posługiwano się
argumentem, jakoby zwierzęta nie mogły wydać zgody na akt. Zgoda
taka jest fundamentem postępowania w demokratycznym państwie. Na
tym przykładzie widzimy obłudę wrogów postępu. Bo skąd nagle u reakcjonistów taka troska o prawa zwierząt?
Po sali rozszedł się pomruk aprobaty, który utwierdził małego okularnika w słuszności swojego wywodu:
– Wszystko dobrze się skończyło – kontynuował. – Wypracowano consensus,
według którego zwierzę może dawać zewnętrzne oznaki zadowolenia. Opcja
zoo w końcu została zalegalizowana przez Radę Bogów. Ufam, że postęp
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
14
zwycięży również w tej sprawie i dla zwolenników opcji nekro w końcu zaświeci słońce. Żyjemy przecież w czasach postneopostmodernizmu, w epoce
milenarystycznej, będącej zwieńczeniem osiągnięć ludzkiego rozumu.
Młodzian mówił z pasją, niczym wytrawny mówca wiecowy. Później
dowiedziałem się, że należy do prężnych działaczy „Koła Poszukiwaczy
Coraz To Nowych Postępów”.
Dalej pytano o różne aktualne kwestie polityczne, aż w końcu ktoś dotknął
tematów gospodarczych. Nie muszę tłumaczyć, że są to drażliwe zagadnienia. Sprytnie wywinąłem się od odpowiedzi, zasłaniając się brakiem
czasu. Wtedy nastąpił wielce wymowny incydent. Kilku wyrostków nagle
uniosło w górę transparent z napisem: „Precz z obcym namiestnikiem”.
Skandowano równocześnie: „Zboczeńcy, zboczeńcy, zboczeńcy” oraz
„Farsa, farsa, farsa”. Ochrona w miarę szybko poradziła sobie z małoletnimi fundamentalistami. Zmieniony w kredową kartkę papieru dyrektor,
dopadł do mnie i dłuższą chwilę tłumaczył się z incydentu:
– Od jutra ci uczniowie zostaną wydaleni ze szkoły – zakończył monolog.
– Spokojnie, panie dyrektorze. Nic się nie stało... – odrzekłem, ledwo
tłumiąc oburzenie. – Należy otoczyć ich szczególną troską pedagogiczną i nie stosować żadnych staroświeckich kar.
Zdarzenie to jednak dało mi sporo do myślenia. Jeśli wśród młodzieży
zdarzają się takie spektakularne akcje, to co dopiero dzieje się wśród
dorosłych? Trzeba będzie przyjrzeć się temu problemowi i w miarę potrzeby organizować obozy reedukacyjne. Samo karanie eutanazją ludzi
chorych z nienawiści nie wystarczy. Tu trzeba pójść znacznie dalej, starając się zmieniać sposób myślenia tych osób.
Po mityngu zakończonym skandalem dyrektor oprowadził mnie po szkole. Między innymi pokazał mi gabinet kar dla nauczycieli urządzony
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
15
w piwnicach szkoły. Tego typu gabinety od lat funkcjonują w strefach
francuskich i niemieckich – tradycyjnie najbardziej postępowych. Samo
usytuowanie miejsca kar było zgodne z najnowszymi normami wydanymi ostatnio przez Radę Bogów. Na Zachodzie bowiem często dochodzi do
protestów środowisk nauczycieli, gdy pokój usytuowany jest w głównym
miejscu szkoły, na przykład przy samym wejściu, co sprawia, że krzyki
nauczycieli roznoszą się po całym budynku. Tutaj mądrze uniknięto tego
problemu. Uczniowie wymierzają karę chłosty w piwnicy. Nikt nie słyszy
krzyków, a co wrażliwsze dzieci unikają niepotrzebnych stresów.
Dyrektywa Rady Bogów, uchwalająca karę dla nauczycieli za nietaktowne zachowanie i brak efektów nauczania, w swoim czasie wywołała
ognistą dyskusję w prasie. Reakcjoniści proponowali, żeby wymierzać
kary przez szkolnych ochroniarzy. Środowiska postępowe domagały się
stworzenia możliwości karania pedagogów przez samych uczniów. Argumentowano, że tylko w ten sposób da się wyrównać rachunki krzywd
z przeszłości. Od wieków nauczyciele znęcali się nad dziećmi – teraz
współczesne pokolenie dzieciaków ma szansę odpłacić okrutnym pedagogom za krzywdy wyrządzone swoim poprzednikom w ławie szkolnej.
Wprowadzenie takiego rozwiązania uciszyło głosy o konieczności finansowego zadośćuczynienia dla współczesnej dziatwy, analogicznie do zadośćuczynienia, jakie otrzymali afroamerykańscy niewolnicy w USA od
potomków dawnych prześladowców.
Pochwaliłem dyrektora za świetne urządzenie gabinetu sprawiedliwości
dziejowej (tak nazwę stosuje się w oficjalnych dokumentach). Jego twarz
stała się teraz pąsowa i niemal natychmiast przystąpił do kontrataku,
wyczuwając, że może coś ugrać:
– Młodzież wymierza kary praktycznie non stop... – mówił zatroskany.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
16
– Przydałoby się drugie pomieszczenie. Ten gabinet nie spełnia wymaganych standardów dla szkoły liczącej pięćdziesięciu pedagogów.
Poradziłem mu, żeby złożył wniosek o dotację do mojej kancelarii.
Na koniec miałem jeszcze krótkie spotkanie z kadrą pedagogiczną. Podsumowałem na nim swoją wizytę w szkole:
– Wasza szkoła jest przykładem postępu godnego XXI, a może nawet XXII
wieku. W nauczaniu stosujecie metody aktywne, uczycie myślenia krytycznego, to musi w końcu przynieść efekty. Co prawda zdarzają się incydenty,
takie jak dzisiaj, ale gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą – pocieszałem. – Milenarystyczna szkoła zmieniła podejście do kary. Teraz już nie wy, lecz dzieci
wymierzają wam karę, żeby wyrównać krzywdy przeszłości. W wielu sercach budzi to opór. Pamiętajcie, że jest to zwyczaj przejściowy, który potrwa
do wyrównania krzywd międzypokoleniowych. Tymczasem przyjmujcie
wymierzane wam kary z pokorą, ucząc swoim przykładem, na czym polega
prawdziwy postęp i jak fatalnym błędem ludzkości było uznawanie przez
wieki barbarzyńskiego prawa zezwalającego na bicie dzieci.
Brawa co prawda nie były zbyt owacyjne, ale na wielu twarzach wyczytałem zrozumienie.
9.04.2074 r.
Dzisiaj jest poniedziałek. Dzień wolny od pracy. Spędziłem go w domu.
Trochę czytałem, a trochę wspominałem. Przypomniałem sobie, jak pierwszy raz w dzieciństwie usłyszałem w telewizji o powołaniu Rady Bogów,
która przejęła władzę w Nowym Edenie. Pierwszy raz w historii „pogardzani” przez wieki buntownicy, zwani złośliwie „skrajnymi”, doszli do władzy. Oto ekologowie, pacyfiści, anarchiści, antyklerykałowie, zwolennicy
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
17
równouprawnienia opcji seksualnych, aborcjoniści, entuzjaści eutanazji, feministki, antypedagodzy i inne „błędne duchy” otrzymały swoje pięć minut
w historii, zjednoczeni wokół idei milenaryzmu wolnościowego.
Wtedy jeszcze nie rozumiałem, co dzieje się wokół... Przeczuwałem tylko coś wielkiego. Gdy oglądałem transmisję z konstytuowania się Rady
Bogów, moje plecy przeniknął ten sam dreszcz, co po latach w trakcie ceremoniału zaprzysiężenia na kapłana. Ale dzisiaj, oprócz przeczucia, mam głębokie intelektualne przekonanie, że uczestniczę w czymś,
co stanowi finalny efekt intelektualnej pracy ludzkości. Gdyby bowiem
głębiej zastanowić się nad tym, co stało się w ostatnich kilkudziesięcioleciach, to ułomna myśl nie jest w stanie ogarnąć geniuszu Liberta
i Hajnasa – dawnych działaczy ekologicznych i pacyfistycznych – którzy
pod projektem milenaryzmu zebrali wszystkich „błędnych rycerzy ducha”. Ich talent polityczny przejawiał się w umiejętności wykorzystania
koniunktury politycznej po upadku Unii Europejskiej, zmobilizowania
aktywistów wolnościowych w całej Europie, przejęciu władzy w każdym
państwie i utworzeniu imperium Nowego Edenu.
Niewątpliwie ich zasługą jest tchnięcie w stare idee wolnościowe nowej energii, poprzez sięgnięcie do koncepcji milenarystycznych. Hajnas
i Libert wcielili w życie dawne ideały, dając im wolnościową oprawę.
Dawniej nadejście epoki milenijnej wieścił Joachim z Fiore, później do
miana idei milenijnych pretendowały komunizm, nazizm oraz socliberalizm. Panowanie danej idei było interpretowane jako epoka doskonała,
będąca kwintesencją ducha ludzkiego. Niestety, tamte projekty nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań. Diagnoza Hajnasa i Liberta – przypominam „skrajnych”, zielonych anarchistów – była zaskakująca. Otóż,
ci dwaj ateusze stwierdzili, że główną przyczyną upadku idei komunistycznych, nazistowskich i liberalnych jest pomijanie w tych projektach
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
18
znaczenia potrzeb transcendentalnych rodzaju ludzkiego. Uznali, że
choć życie pozagrobowe nie istnieje, to religia wciąż pozostaje „opium
dla ludu”, czy nam się to podoba, czy nie. Polityk powinien wyciągnąć
z tego odpowiednie wnioski. Ludowi należy zatem dać religię, ale religię
oświeconą, która będzie siłą pozytywną, a nie demobilizującą. Najlepiej,
gdy będzie to religia stworzona przez ludzki rozum. Nie był to nowy pomysł, ale budowniczowie Nowego Edenu odświeżyli go.
W tym miejscu należy oddać hołd Mateuszowi Lanzamowi, Mikołajowi Fiodorowowi1 oraz twórcom ideologii transhumanizmu z początków
XXI wieku. Gdy trzydzieści lat temu Lanzam, inspirowany pismami
Fiodorowa i transhumanistów, odkrył prawo regeneracji obumarłych
komórek, człowiek stał się wreszcie równy bogom. Mógł już wskrzeszać
zmarłych i podtrzymywać życie, nie tylko poprzez klonowanie i przeszczepy, ale przede wszystkim dzięki odtworzeniu pierwowzoru człowieka z jego szczątków. Odkrycie zostało sprytnie wykorzystane przez
Hajnasa i Liberta. Wpadli oni na pomysł, by wskrzesić w pierwszej kolejności mędrców zasłużonych dla idei wolnościowych. Owi mędrcy zostali bogami, którym oddają dziś cześć poddani Nowego Edenu. Odkrycie
miało zatem znaczenie religijne, ale i wzmocniło potencjał intelektualny
wolnościowego milenaryzmu. Gdybym wierzył w pozaziemskie światy,
uznałbym bowiem, że rzeczywiście Rada Bogów działa z natchnienia
Opatrzności. Geniusz Woltera, Lenina, Rousseau, Kanta, Hegla, Fiodorowa i innych da się porównać z geniuszem transcendentnej siły, opisywanej przez religie całego świata. W jednym momencie historii i na
jednej przestrzeni spotykają się tak potężne umysły, tworząc duchową
energię równą sile bóstwa. Jednocześnie są bogatsze o doświadczenia
historii. Mogą poprawić i udoskonalić swoje idee sprzed lat.
1 Mikołaj Fiodorow (zm. w 1902 r.) był myślicielem religijnym nawiązującym w swych pismach do idei gnostycznych. Doszedł do wniosku, że wskrzeszenie zmarłych nastąpi w wyniku rozwoju nauki. Postęp naukowy doprowadzi do sytuacji, że zmarli zmartwychwstaną i będą żyć w raju na ziemi.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
19
Hajnas i Libert poszli dalej. Aby zmobilizować ludzi do życia w wolności, obiecali zbawienie (poprzez powtórne wskrzeszenie) wszystkim
obywatelom otwartym na tolerancję i postęp, a zagrozili potępieniem
ciemniaków i patriarchalnych wsteczniaków. Religijne pojęcie „grzechu” znalazło mądre zastosowanie w nowych warunkach. Z tym, że teraz grzechem było to wszystko, co nie służyło wolnościowemu milenaryzmowi2. Szczegółowy katalog grzechów, rachunek sumienia i sposób
właściwego postępowania spisali w Katechizmie wolnego człowieka, który dzisiaj znajduje się obowiązkowo w każdym domu. Pod koniec życia każdego obywatela sprawdza się jego kartotekę w komputerowej bazie danych, przeprowadza się wywiad środowiskowy i na tej podstawie
lokalny arcykapłan wydaje decyzję, czy dany osobnik będzie mógł być
w przyszłości wskrzeszony do życia wiecznego w raju na ziemi. (Później
weryfikują to jeszcze specjalne komórki przy Radzie Bogów, nie chcę
jednak wchodzić w szczegóły).
Rada Bogów kieruje państwem, dekretuje wszelkie ustawy. W ten sposób
bogowie znajdują się blisko ludzi. Dotychczas biedny człowiek na klęczkach pytał anonimowego Stwórcę o zdanie i musiał domyślać się odpowiedzi. Dzisiaj bóstwo samo odpowiada na pytania ludu. Tacy jak ja kapłaniurzędnicy są pasami transmisyjnymi ich woli działającymi w bezpośredniej
bliskości z wiernymi i mają za zadanie pomóc im dojść do zbawienia.
Po raz wtóry rozważałem to wszystko, gdyż wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla twórców tego systemu. Przez cały wolny poniedziałek przeglądałem
książki ojców założycieli Nowego Edenu, wczytywałem się w dzieła Fiodorowa. Przed snem ponownie sięgnąłem do Katechizmu wolnego człowieka.
Trafiłem na ustępy dotyczące szczęścia. Tekst pobudził moją wyobraźnię do
2 Słowo „milenaryzm” przyjęło się trochę niezgodnie ze stanem faktycznym. W sensie ścisłym na koniec świata i wskrzeszenie wszystkich zasłużonych dla nowej idei nie będziemy czekać tysiąc lat, ale, co najwyżej kilka dekad. Jednak ze względów stylistycznych, preferowane początkowo przez władze sformułowanie „dekadyzm wolnościowy”, nie przyjęło się.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
20
głębszej refleksji. Cóż, należałoby określić granicę możliwej intensyfikacji
przeżywania szczęścia przez jedną istotę, nieprowadzącą do cierpienia innych istot. Nie jest to wcale takie proste. W rezultacie musimy wprowadzić
coś na kształt umowy społecznej. Osiągnięcie szczęścia absolutnego nie jest
zatem na razie możliwe, gdyż zawsze musi mieć ono na względzie szczęście innych (Katechizm pisze o tym wyraźnie). Szczególny przykład takiej
sytuacji występuje w przypadku wegetarianizmu. Jego krytycy twierdzą,
że ogranicza on prawo do szczęścia w sferze smaku. „Ogranicznikiem” jest
w tym przypadku prawo zwierzęcia do życia w godnych warunkach.
Nieco inne problemy występują, gdy w poszukiwaniu szczęścia zmysłowego uwzględnimy czynnik zdrowotny. Na przykład, moda na budowanie ruchomych chodników na deptakach europejskich miast
celem uniknięcia niepotrzebnego męczenia się spacerowiczów rykoszetem uderza w ludzi. Co prawda mniej się męczą (co jest elementem
szczęśliwości fizyczno-zmysłowej), ale w zamian odbija się to na ich
zdrowiu. Czemu zatem dać priorytet?
W Katechizmie wyraźnie podkreślono, że prawdziwe szczęście osiągniemy dopiero w ziemskim raju, po wskrzeszeniu (oczywiście gdy na
to zasłużymy). Dzisiaj musimy doskonalić się w otwartości i tolerancji, a równocześnie pokornie godzić się z mniejszym poziomem szczęśliwości ogółu. Dopiero w raju, „zbawieni” osiągną pełnię szczęścia.
Może nawet będą mogli jeść mięso! Brrr... za takim rozwiązaniem jako
wegetarianin bynajmniej się nie opowiadam.
15.04.2074 r.
Od kilku dni pracuję między innymi nad projektem o nazwie „Doppel-mutter”. Projekt ma objąć opieką dzieci z rodzin rozbitych przejawiające
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
21
syndrom braku matczynej miłości. Dzieci te, o ile nie trafiły do „Domu
Dziecka Wyzwolonego”, wychowywane są przez samotnych ojców lub matki. Z tej grupy, według statystyk policyjnych, rekrutuje się najwięcej przestępców lub osób mających w dorosłym życiu kłopoty z nawiązaniem kontaktu interpersonalnego z drugą istotą. Zważywszy, że średnio siedemdziesiąt
siedem procent wszystkich dzieci w Nowym Edenie pochodzi z rodzin
rozwiedzionych, perspektywy przed naszymi społeczeństwami nie są zbyt
optymistyczne. W niektórych krajach, gdzie rozwodów jest ponad 90%, jak
w Holandii czy Danii, prawie cała populacja ma kłopoty z prawidłowym
funkcjonowaniem w społeczeństwie. I choć w Polsce tych dzieci jest zdecydowanie mniej, to przecież nie można ich pozostawić na pastwę losu.
Rozwody są niewątpliwie jedną z ważniejszych zdobyczy epoki pooświeceniowej. Niestety, prowadzą do klasycznego konfliktu dwóch wolności i dwóch pragnień szczęścia: z jednej strony kobiety cierpią w nieudanych związkach, a z drugiej – dzieci cierpią w wyniku zerwania kontraktu małżeńskiego. W tej kwestii
przyjęło się wyżej stawiać racje kobiet. Dzieci schodzą na drugi plan. Postępowy
milenaryzm dostrzegł niesprawiedliwość pojawiającą się na tym tle. W epoce,
która we wzorcowy sposób zmierza do doskonałej równości między płciami,
rasami, kulturami, istotami różnych gatunków, a także między dziećmi a dorosłymi, nie można przymykać oczu na ten problem. Wiem ze swoich źródeł, iż
bogowie pracują nad nowymi rozwiązaniami w tym zakresie. Tymczasem fakty
są przygnębiające. Nieszczęśliwych dzieci ciągle przybywa, a rasizm antydziecięcy wśród płytko myślącej lewicy jest wciąż duży.
Doradcy podsunęli mi projekt niemieckiego psychologa Jürgena Witzke. Pomysł Witzkego sprowadza się do zabrania dzieci od ojców wychowujących córki i synów w pojedynkę i oddania ich pod opiekę kobiet żyjących w zarejestrowanych związkach. Jest to autentyczne novum.
Dzięki temu rozwiązaniu rozwody nie naruszają już praw dzieci.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
22
Witzke, na podstawie badań nad dziećmi rozwodników, doszedł do interesującego spostrzeżenia, że pustkę panującą w duszy dzieciaków może
zapełnić niejako „podwójna dawka matkości” (w oryginale „doppel-mutter”). Po prostu – braki emocjonalne dzieci kompensują dwie matki żyjące w związkach jednopłciowych. Za jednym zamachem rozwiązano dwa
problemy. Kobiety spragnione dzieci, a nie mogące z przyczyn obiektywnych ich urodzić, otrzymały to, czego pragnęły. Nasi najmłodsi obywatele
zaś dostali szansę na powrót do właściwego życia emocjonalnego.
Dwie takie wioski utworzono w Niemczech. Jeszcze przed przyjazdem do
Warszawy jeździłem je oglądać i wywarły na mnie ogromne wrażenie. Teraz
przesunąłem trochę pieniędzy z budżetu oświaty, uzyskując środki finansowe
na prowadzenie kilku takich wiosek w strefie polskiej. Nie muszę budować
nowych obiektów, gdyż „podwójne matki” wprowadzą się do istniejących
wiosek dziecięcych, w których sieroty wychowywały „ciocie”. „Doppel-mutter” przejmą też opiekę nad sierotami. Projekt w moim imieniu ma pilotować
młoda urzędniczka Hortensja Plaff (Luksemburg), która zabrała się do jego
realizacji z wielkim entuzjazmem. W najbliższych dniach ma powołać komisję, która będzie kwalifikować kobiety na „doppel-mutter”.
Z innych spraw. Po głowie chodzi mi propozycja starego, bym incognito
podróżował po Polsce. Z każdym dniem perspektywa takiej wycieczki zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Praca w biurze nudzi mnie.
Ciągła konieczność podejmowania różnych decyzji rodzi niepotrzebne
stresy, które pewnie już wkrótce odbiją się na moim zdrowiu.
Tuż przed snem zadzwoniła do mnie Katja. Wypytywała o pracę i samopoczucie. Zapowiedziała przyjazd całej paczki za kilka tygodni. Moje myśli ponownie poszybowały do Weroniki. W zawirowaniach codziennych spraw zapomniałem o swojej nieszczęśliwej miłości. Teraz myślałem ponownie o niej
i wspominałem dawne szczęśliwe czasy, gdy razem mieszkaliśmy w Orleanie.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
23
25.04.2074 r.
W końcu znudzony pracą biurową postanowiłem pozytywnie odpowiedzieć na prośbę Schmita. Pojechałem windą na górę i od drzwi głośno
zakomunikowałem:
– Jadę w Polskę!
Stary podpisywał jakieś dokumenty. Oderwał od nich twarz i wypuścił
z rąk pióro, jakby się nim sparzył. Przyjrzał mi się uważnie wiercącymi
oczkami osadzonymi w okrągłej, co ja piszę, grubej twarzy, którą można
by ciągle pokazywać w horrorach. (Nasz arcykapłan mógłby z powodzeniem obsadzać się w rolach starego lokaja w ponurym zamczysku.)
– Nareszcie! Gratuluję decyzji! – wykrzyknął. – Kiedy wyruszamy?
Miałem go zapytać, czy on też jedzie, ale zorientowałem się, że to tylko
taki kolokwializm i specyficzny sposób wyrażania.
– Na początku maja – powiedziałem, wpatrując się w tę dziwną fizjonomię.
– Świetnie – wycedził, klepiąc mnie po ramieniu.
– Niech brat uważnie słucha, co ludzie mówią, jak się zachowują, czym
handlują, jakie mają poglądy. W ten sposób mamy szansę dotrzeć do
istoty kryzysu, jaki nas gnębi i mu skutecznie przeciwdziałać.
Poczłapał do stołu. Podniósł z biurka cygaro, zapalił je i dopiero teraz –
widząc, że stoję – wskazał mi miejsce w fotelu.
– Czy de Sousa wie o mojej podróży? – zaskoczyłem go pytaniem.
Nie udało mu się ukryć zakłopotania, choć bardzo się starał.
– Nie wie, ale mogę mu powiedzieć...
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
24
– Proponuję zrobić to zaraz. Nie chciałbym żeby pomyślał, że coś kombinuję za jego plecami.
Po kilku sekundach sekretarka już wezwała kapłana od służb specjalnych.
De Sousa zjawił się po pięciu minutach. Jego południowa karnacja dobitniej wyakcentowała ciemne doliny pod oczami. Dodatkowo nieufność do
świata bijąca z jego twarzy, którą rozsiewał wokół siebie (może cierpiał na
kamienie w nerkach), tworzyła trudny do pokonania dystans.
Stary bez mrugnięcia powieką opowiedział mu o swoim pomyśle i mojej
decyzji. De Sousa nie ukrywał zdziwienia:
– Nie rozumiem, czy moje działania są niezadowalające?
– Nie w tym rzecz. Spostrzeżenia kapłana Rose mogą rzucić nowe światło na
pewne sprawy, wyakcentować inne – niezbyt wiarygodnie przekonywał szef.
– Po co fatygować kapłana, odrywać go od obowiązków, skoro posiadamy specjalistów od wywiadu wewnętrznego? Zresztą, wykonują oni non
stop podobne zadania operacyjne – dziwił się De Sousa.
– Kapłan Rose będzie miał okazję poznać mentalność tutejszych ludzi – tłumaczył Schmit. – Jego świeże spojrzenie dostrzeże to, co bagatelizują rutyniarze.
Ta naciągana argumentacja nie przekonała de Sousy, ale wkrótce dał za
wygraną. Spuścił oczy, jak uczniak słuchający reprymendy belfra i smutno gapił się w podłogę. Najwyraźniej panowie grali w jakąś grę, której
nazwy nie znałem. Szczerze powiedziawszy, mało mnie obchodziły ich
wzajemne niesnaski. Po prostu chciałem się oderwać od sterty papierów
i odetchnąć świeżym powietrzem.
Przed wyjazdem postanowiłem zrobić sobie porządny rachunek sumienia. Cóż, nawet kapłan jest ułomny. Dzisiaj na przykład zapomniałem
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
25
w ciągu dnia pokłonić się w stronę Orleanu. Po raz kolejny dochodzę do
wniosku o potrzebie regularnej lektury Katechizmu, która musi wejść mi
w krew i stać się, jak kiedyś mówiono, drugą naturą. Choć z drugiej strony
nie mogę zmuszać się do czegoś wbrew sobie, bo to ogranicza moją wolność, o którą tak walczę na co dzień. Cóż, muszę doprowadzić do stanu,
w którym Katechizm będę czytał spontanicznie, bez wysiłku woli.
3.05.2074 r.
1 maja wyruszyłem w trasę. Ekspres Warszawa-Lublin pędził co sił w stalowych płucach, zostawiając daleko w tyle zdziwione drzewa. Słońce
grzało, niczym w lipcu, zamieniając przedział w tropikalną plażę (zepsuła się wentylacja). Uchyliłem okno. Rozpędzony wiatr wdarł się do wagonu, owiewając twarz. Do miasteczka Dęblin podróżowałem z dwiema
kobietami. Ich rozmowy koncentrowały się wokół chorób dzieci. W Dęblinie młode matki opuściły przedział, ich miejsce zajęło dwóch podpitych mężczyzn. Starszy, pewnie po siedemdziesiątce, dzierżył w jednej
dłoni drewnianą laskę z „rączką” w kształcie łba wilka, a w drugiej –
biały kapelusz z brązową obwódką. Na jego chudym torsie zwisała sfatygowana jasnobeżowa marynarka. Przypominał mi łysego dziadunia
ze starych filmów z Benny Hillem, którego Benny Hill ciągle okładał
po głowie. Młodszy, około pięćdziesięcioletni grubas w jasnobłękitnej
bluzce, wstydliwie zasłaniał nogami brzęczącą butelkami reklamówkę.
Na jego pulchnych policzkach kwitł szkarłatny rumień. Dyskretnie nasłuchiwałem, o czym gaworzą mężczyźni, obojętnym wzrokiem spoglądając na umykające drzewa. Tym razem trafiłem na rolników, narzekających na niekorzystną koniunkturę w rolnictwie.
– Panie, Niemcy gnębią chłopa – rzekł w pewnej chwili staruszek.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
26
– Ano – odpowiedział enigmatycznie grubas.
– Prawie całe zboże na Zachód wywożą, bo tam bieda. Niedługo przyjdzie zdechnąć z głodu.
Grubas wymownie spojrzał w moją stronę.
– Co? Że doniesie? A niech donosi – temperamentny dziadek stuknął
zamaszyście laską o podłogę.
– Doniesiesz? – zwrócił się do mnie.
– Nie – zaprzeczyłem zaskoczony bezpośredniością mężczyzny.
– Słyszysz – zwrócił się do kompana. – Swój chłop!
Grubas uśmiechnął się dwuznacznie, ale dalej nieufnie spoglądał
w moim kierunku.
– Mój dziadek opowiadał, jak wprowadzali rządy unijne. Chcieli odebrać chłopom ziemię i oddać ją obszarnikom – machał laską podekscytowany staruszek. – Szybko się na tym przejechali.
Pulchny mężczyzna nachylił się, poszperał w reklamówce i po sekundzie w jego dłoni zabłysła przezroczysta butelka wódki.
– Nie gadaj tyle, bo język ci się zmęczy – powiedział do staruszka, mrugając okiem w moim kierunku.
Między nami pojawiła się jakby nić sekretnego porozumienia, którą
można by opisać słowami: „Stary jest śmieszny, gada jak najęty, bo sobie
trochę podpił. Słabą ma już głowę... My młodsi jesteśmy mocniejsi”. Zaraz znalazły się plastikowe szklaneczki, które grubas starannie wypełnił
wódką. Nalał również mnie. Cóż, skoro miałem się dowiedzieć, co myśli
prosty lud, musiałem się z nim bratać!
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
27
– Spożyjmy – rozkazał rumiany chłopek, wymownie wznosząc plastik w górę.
Spożyłem. Ciepły trunek utkwił mi gdzieś między gardłem a wątrobą
i nie chciał posunąć się nawet o centymetr w dół. Towarzysze podróży
nie mieli takich problemów. Wręcz przeciwnie. Ożywili się, wygłaszając coraz radykalniejsze sądy. Nawet grubas uznał, że po wspólnym
„przepiciu” jestem teraz „swój gość”.
– Słyszeliście panowie, dziś rano w radiu powiedzieli, że chcą rzucić na
nasz rynek trochę niemieckiego, zatrutego zboża – obwieścił nowinę.
– Tak... Niemcy nas wykorzystują. Chcą zniszczyć nasze rolnictwo.
Gdy zniszczą chłopa, zniszczą naród – powtarzał stare antyniemieckie slogany dziadunio.
Po dwóch, może trzech minutach, grubas ponownie napełnił plastikowe
pojemniki alkoholem. Próbowałem się opierać, ale bez większych efektów.
– Nie krępuj się pan. Odstawisz następnym razem – powiedział ten od
Benny Hilla.
– Spożyjmy – dodał grubas.
Wysiłkiem woli próbowałem przemóc się i wypić podgrzany słońcem płyn,
lecz, jak za pierwszym razem, zatrzymał się on między gardłem a wątrobą.
– Wiecie panowie – odezwał się czerwony jak burak tłuścioch – znam taki
przypadek. Dwóch homosiów zamieszkało w sąsiedniej wsi. Wzięli ten ich
„ślub” w gminie i urządzili huczne wesele. Wystawili stoły na podwórzu, sprosili gości, grała ichnia muzyczka i takie tam... Ludziska zbiegli się z opłotków
i gapili na przedstawienie. Po kilku godzinach „państwo młodzi” zaczęli tańczyć na stole, odprawiać „gorzko, gorzko” i takie tam. Wieś nie wytrzymała.
Chłopi chwycili za widły i wygonili całe szemrane towarzystwo ze wsi.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
28
– Ha, ha, ha – śmiał się dziadek.
– Wybuchła afera – kontynuował grubas. – Przyjechała policja. Kilku
bardziej krewkich chłopów obłożono grzywnami, a dwóm czy trzem
dali nawet wyroki w zawieszeniu i takie tam...
– Co to się, panie, wyrabia? – próbował podjąć filozoficznie temat staruszek.
– Na tym nie koniec. Za jakiś czas przyjechał zastępca burmistrza od
spraw postępu czy czegoś takiego i kazał wszystkich zwołać do remizy.
Gdy wieś się zeszła, jakiś filutek opowiadał o tej, jak jej tam, no... tolerancji. Później po wsi od domu do domu chodzili ci... psychologowie
z dwoma miastowymi homosiami i tłumaczyli, że niby to teraz obowiązuje... jak się nazywa, równouprawnienie i takie tam...
– I co, przekonali?
– Nie – odparł grubas, nalewając kolejną porcję mdłego płynu.
– Ktoś w nocy podłożył ogień pod chatę homosiów i chłoptasie uciekali
oknami na łeb na szyję z podsmażonymi kuprami – zaśmiewali się wiejscy reakcjoniści.
Broniłem się dzielnie. Niestety, poniosłem porażkę. W głowie mi szumiało i dlatego dosyć łatwo złamano mój opór.
– Pij pan, nie krępuj się – zachęcał rumiany. – Odstawisz przy okazji.
Trzymałem alkohol, szukając okazji, aby chlusnąć płyn przez otwarte okno.
Uśmiechnąłem się głupio i wysiłkiem woli wlałem w siebie kolejne pół szklanki wódki. „Ciekawe, jaką zrobią minę, gdy zaraz zawołam straż kolejową, żeby
ich zamknęła za głoszenie reakcyjnych poglądów” – myślałem sobie.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
29
Niestety, zabrakło mi czasu. Mój organizm tym razem na dobre zbuntował się i płyn powrócił do ust. W ostatniej chwili zdążyłem powracający
strumień skierować w stronę okna. Niewiele to pomogło. Wiatr rozbryzgał wszystko po przedziale. Mężczyźni instynktownie cofnęli się, jakby
chcieli wbić się w miękkie fotele. To również niewiele pomogło. Zawstydzony usiłowałem opuścić przedział. Niestety, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Z powrotem opadłem na brudny fotel. Przedział wirował jak
na karuzeli, jakby zza światów słyszałem głosy mężczyzn:
– Panie, co pan wyprawiasz?
– Z taką głową do ludzi!
– Tyle alkoholu zmarnował!
– Chodźmy stąd, w takim smrodzie nie da się wysiedzieć.
Nie miałem siły się podnieść i chyba przysnąłem. Dalej sprawy potoczyły się koszmarnie. Przed Lublinem do przedziału zajrzał konduktor.
Wkrótce zjawili się trzej umundurowani strażnicy kolei. Kazali się podnieść, a gdy nie dałem rady, pociągnęli mnie za ręce do góry. Ponownie
żołądek podszedł mi do gardła i zwymiotowałem wprost na mundur
sokisty. Mundurowy zaklął, wyjął pałkę przywieszoną przy pasie i kilka razy boleśnie zdzielił mnie po plecach. Próbowałem coś powiedzieć.
Wycedziłem nawet przez usta:
– Mam immunitet.
Mundurowi nie słyszeli bądź nie chcieli słyszeć. Koniec końców trafiłem do izby wytrzeźwień. Dopiero tam sprawdzono mi dokumenty.
Dyrektor placówki osobiście zadzwonił do kancelarii Schmita z informacją o moim zatrzymaniu i zarazem przeprosinami za wynikłe nieporozumienie. Arcykapłan ponoć rozkazał, aby obchodzono się ze mną
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
30
delikatnie i pod żadnym pozorem nie informowano prasy. Po kilku godzinach, gdy doszedłem do siebie, skontaktowałem się z nim osobiście:
– Bracie Dominiku, co się stało, czy to jakaś prowokacja? – pytał z troskliwością ojca.
– Prowokacja? Raczej przedziwny splot wypadków. Wolałbym o tym nie
mówić przez telefon – odrzekłem zawstydzony.
– Dobrze. Jeśli taka twoja wola... Ale mam rozumieć, że już jest wszystko
w porządku?
– Tak.
– W takim razie zda mi brat relację po powrocie.
Odwieziono mnie do hotelu. Na wspomnienie ostatnich godzin robiło mi się mdło. I to nie tylko ze względu na kondycję fizyczną, ale
także z uwagi na koszmarne poglądy tych mężczyzn, które w majakach błąkały się po mojej głowie.
– Miałem rację – powtarzałem sobie w myślach. – Miałem rację...
Jeszcze przed wyjazdem, zaraz po skandalu w szkole, wpadłem na pomysł stworzenia obozu reedukacyjnego. Przygoda w pociągu utwierdziła mnie co do zasadności tego projektu. Wielu tzw. zwykłych ludzi potrzebuje natychmiastowej reedukacji (gdzieś szwankuje system oświaty)
– w przeciwnym razie grozi im potępienie! Novum tego przedsięwzięcia
polegało na wykorzystaniu, obok znanych dotychczas technik reedukacyjnych nawiązujących do myśli Freuda, Rogersa, Skinnera, również
nowoczesnych metod bezpośredniego wpływu na psychikę oraz dotychczas zakazanych technik represywnych.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
31
Tuż przed wyjazdem podjąłem wstępne przygotowania do tworzenia ośrodka. Znalazłem jakiś stary opuszczony obiekt wczasowy w okolicach Mikołajek, który teraz wystarczyło tylko odpowiednio zagospodarować. Przesunąłem na ten cel środki finansowe i powołałem zespół ekspertów pracujących
nad programem. Za dwa tygodnie ośrodek powinien ruszyć.
***
Następnego dnia od rana miałem potwornego kaca. Wypiłem hektolitry wody. Dopiero około południa wróciłem do jako takiej równowagi
fizycznej. Zjadłem obiad, a później włóczyłem się bez celu po mieście.
Zaskoczyło mnie, że na jednym z bazarów legalnie handlowano mięsem. Służby porządkowe najwyraźniej bagatelizują ten fakt. Pokątny
handel mięsem oraz katolickie nabożeństwa po lasach są dla de Sousy
i Schmita problemami tabu. Przypominam sobie ostatni raport de Sousy. O handlu mięsem żadnej wzmianki. O katolickich zlotach po lasach
wspomina bardzo enigmatycznie. Pisze coś o drażliwym problemie, bo
ponoć w tradycji polskiej głęboko zakorzeniony jest fakt prześladowania katolicyzmu przez władze carskie w XIX wieku. W tamtych czasach
też odprawiano modły na łonie natury.
Hitem dnia jest news o epidemii szczurów w Paryżu. Gryzonie ponoć biegają po ulicach, nie zważając na ludzi. Prawdziwe szczurze oblężenie przechodzi stacja metra na Trocadéro. Walka ze szczurzą plagą jest ważkim
problemem moralnym. Przed kilkoma miesiącami głośny stał się przypadek napaści watahy wilków na jedną z wiosek w Tyrolu. Wilki zagryzły
wówczas kilka osób. Od tamtego czasu stanowisko Rady Bogów w kwestii
doktryny pacyfistycznej, która zapisana jest jako priorytetowa w naszej
konstytucji, wyraźnie ewoluuje. Wczoraj bóg Wolter wypowiedział się publicznie za odejściem – w niektórych uzasadnionych przypadkach – od
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
32
fundamentalistycznego pacyfizmu, który przyczynę rozprzestrzeniania
się agresji łączy z „łańcuchem zła” (agresja pociąga za sobą zemstę, zemsta
kolejną zemstę itd.). Według niego przemoc można by stosować nie tylko
doraźnie przed napaścią agresorów, ale także w przypadkach agresji zwierzęcej (co do tej pory było zakazane). Takie stanowisko jest realistyczne.
Cóż, nasze ekologiczne i pacyfistyczne przekonania w pełni da się zrealizować dopiero po wskrzeszeniu i zbawieniu wybranych. W pierwszej
fazie rewolucji przyjęliśmy zbyt idealistyczne prawo. Teraz musimy je skorygować. Podobno przygotowywany jest dekret w tej sprawie.
***
W przedziale pociągu pędzącego z Lublina do Krakowa siedziała tylko jedna osoba. Nie groziło mi powtórzenie sytuacji sprzed dwóch dni.
Współpasażerem był młody chłopak w wieku około 14 lat. Na pierwszy
rzut oka wyglądał na buntownika. Świadczyły o tym kolczyki w uszach,
kosmyki włosów pomalowane na różne kolory tęczy oraz wysokie, ciemne, skórzane buty. W takich młodzieńcach skrywa się pozytywna energia,
która jest potencjalnym motorem napędowym naszej milenarystycznej
rewolucji. Dwa lata temu wygłosiłem na ten temat referat na berlińskim
sympozjum, pt. „Młode pokolenie a milenarystyczna rewolucja”. Dosyć
precyzyjnie wykazałem tam związek pomiędzy młodzieńczym buntem,
a buntem tkwiącym na dnie duszy każdego rewolucjonisty.
Próbowałem zagaić rozmowę. Początkowo bez powodzenia. Temat pogody najwyraźniej go nie interesował. Dodatkowym utrudnieniem była
słuchawka w jego lewym uchu podłączona do walkmana, która dosyć
istotnie utrudniała nam wzajemną komunikację. Ta sama słuchawka
przyczyniła się również do nawiązania rozmowy.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
33
– Kiedyś też byłem taki, jak ty – powiedziałem głośno, niepewny czy
mnie usłyszał.
Usłyszał. W jego oku zabłysły iskierki ciekawości.
– To znaczy, jaki? – mruknął.
Młodzieńczy głos poddawany torturom mutacji zdradzał zuchwałość
wymieszaną ze zniecierpliwieniem i ciekawością. Wyjął z ucha słuchawkę, aby lepiej słyszeć.
– Denerwował mnie dorosły świat – odrzekłem. – Słuchałem trash techno
i złościłem się, gdy dorośli odmawiali mu prawa do miana muzyki. Malowałem włosy, w uszach nosiłem kolczyki. Niestety, nikt mnie nie rozumiał.
Rozłożyłem ręce, żeby zobrazować beznadziejność sytuacji.
– Jakiej muzyki słuchałeś? – zainteresował się młodzian.
Ryba złapała przynętę – pomyślałem. Zgodnie z przewidywaniami muzyka była jego „konikiem”. Jak większość dzieciaków uważał rocka za
sztukę wyjątkową dla jego pokolenia.
– Trash techno – powtórzyłem.
Uśmiechnął się z niezrozumiałym dla mnie poczuciem wyższości:
– Techno to starocie. Teraz słucha się wierto-rocka i piło-rocka – ekscytował się.
Obrócił się w moim kierunku i gwałtownie gestykulował rękami.
– Jednostajne wycie wiertarki w różnych tonacjach połączone z jednostajnym
rytmem perkusji doprowadza słuchaczy niemal do duchowej ekstazy...
Głos mu zadrżał i załamał się na chwilę. Chłopaczek bardzo emocjonalnie identyfikował się z tym, co mówi.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
34
– ...Podobny efekt osiąga się słuchając piło-rocka lub pneumo-rocka.
Wycie piły połączone z perkusją prowadzi do wrażenia, jakby ktoś przecinał moje „ja”, jakbym się rozpoławiał i żył w dwóch postaciach.
– Ciekawe. W XX wieku był taki muzyk, nazywał się... Jimi Hendrix...
– Znam – klepnął dłonią w swoje kolano. – Taki dziadek od szarpania
drutów... Niezły był...
Pokiwał głową do własnych myśli.
– Hendrix chciał ludzi narkotyzować muzyką. Doprowadzać do stanów ekstatycznych bez konieczności zażywania LSD i innych środków wspomagających.
– Hm... Gościo ciekawie kombinował, ale dopiero współcześni muzycy
zrealizowali ten projekt – oświadczył z satysfakcją. – Niestety, podobnie
jak w twoim przypadku, moi starzy nie znają się na muzyce. Może to zabrzmi groteskowo, ale przez wierto-rocka rozwiodłem się z nimi.
– Zdarza się. A co, nie pozwalali ci słuchać?
– Kazali słuchać tak cicho, że nie dawało to żadnego efektu ekstatycznego. W takich warunkach dźwięki płynące z magnetofonu nie
przeszywały mojej jaźni.
– Porzuciłeś dom?
Pokiwał głową i smutno spojrzał w okno.
– Któregoś dnia nie wytrzymałem. Spakowałem manatki i ruszyłem w świat.
– Gdzie teraz mieszkasz?
– W „Domu Dziecka Wyzwolonego” w Krakowie – odpowiedział
jeszcze smutniej.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
35
– Rodzice płacą alimenty?
– Nie mają wyjścia. Komornik reaguje nawet, gdy wpłata wpłynie dzień
po terminie – pochwalił pracę lokalnego wymiaru sprawiedliwości, co
nie uszło mojej uwagi. Celem mojej podróży nie było tylko poszukiwanie negatywów życia społecznego, lecz również pozytywów.
– Zazdroszczę ci... Żyjesz w sprawiedliwszych czasach, niż ja – rzekłem
z nostalgią. – Za moich szczenięcych lat nie byłoby to możliwe.
***
Rozmawialiśmy tak do samego Krakowa. Powiedział mi na pożegnanie, że jestem „fajny gość”, co mocno mnie podładowało. Już w trakcie rozmowy postanowiłem odwiedzić wspomniany w rozmowie „Dom Dziecka Wyzwolonego”.
Po rozlokowaniu się w hotelu i godzinnej drzemce wezwałem taksówkę.
Z zewnątrz budynek sprawiał korzystne wrażenie. Świeży róż na zewnętrznej elewacji usposabiał pogodnie przechodniów, musiał wpływać
także pozytywnie na mieszkańców „Domu”. Podobne wrażenia w środku. Wszędzie sterylna czystość. Na korytarzu wałęsająca się młodzież,
kilka sprzątaczek. Jednej z nich zaświeciłem w oczy legitymacją. Zaraz
zaprowadziła mnie do gabinetu dyrektora.
Za mahoniowymi drzwiami stało mahoniowe biurko, za nim z kolei
skórzany fotel. Wystrój wnętrza przypominał wnętrze gabinetu arcykapłana. Czyżby stary wydał jakieś dyspozycje, co do wyglądu gabinetów
urzędników w całym kraju?
Znad fotela unosiły się kłęby dymu. Zrobiłem niepewnie trzy kroki do
przodu. Nagle fotel obrócił się i objawił się kilkunastoletni chłopiec
z nogą założoną na nogę i z fajką w zębach.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
36
Przedstawiłem się. Mój tytuł nie zrobił na nim większego wrażenia. Gapił się na mnie z obojętną miną. Źle piszę... Nie tyle gapił się, co błądził
obojętnie oczami od czasu do czasu, obijając się o mnie. Miał piętnaście,
może szesnaście lat... Tęczę na głowie i kolczyk w uszach.
Pochwaliłem schludność i estetykę „Domu”, podświadomie licząc, że zaskarbię sobie przychylność gospodarza. Młody dyrektor nie chwycił przynęty.
– Wy kapłani zadawalacie się połowicznymi sukcesami. Rzucicie parę groszy
i już wam się wydaje, że rozwiązaliście problem – powiedział z wyrzutem.
– Zdaję sobie sprawę, że problem wcale nie jest rozwiązany, lecz taki
dom, jak ten, prawa uczniów w szkołach czy ustawodawstwo rozwodowe dla dzieci, to chyba niezły początek – tłumaczyłem się.
Chłopak nie zachęcał mnie do siadania. Stałem przed nim na baczność
w pokorze, jakbym przyjmował reprymendę od swojego pryncypała. Po
chwili domyśliłem się, iż młodociany dyrektor nie przywykł do bawienia się w kurtuazyjne zwroty w rodzaju „Pan spocznie”, „Jak minęła podróż?” itp. Jego wyzwolenie od tradycyjnych stereotypów kulturowych
okazało się być pełne. Wielu kapłanów mogłoby się od niego uczyć korzystania z wolności. Nie zachęcał mnie do siadania, ale też mi go nie
bronił. Jako osobny podmiot społeczny samodzielnie miałem zadbać
o swoją wolność – bez żadnych sugestii gospodarza. Dopiero, gdy to
zrozumiałem, osunąłem się i zapadłem w skórzanym fotelu.
– Ustawodawstwo rozwodowe? – powtórzył jak echo moje słowa. Podniósł się z fotela. Podszedł do okna. Wypuścił z płuc kłęby dymu. Najwyraźniej pozował na męża stanu czy na jakąś inną ważną personę. Wyglądał zabawnie. Poza nie pasowała do jego młodzieńczej sylwetki.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
37
– Ustawodawstwo rozwodowe nie obejmuje wszystkich dzieci. Wolność w tym względzie nie jest pełna – oświadczył ze szczególnym naciskiem na słowo „wolność”.
– Zgoda. Przez okres przejściowy nasze prawo nie dopuszcza rozwodów
dzieci adoptowanych przez ludzi żyjących w związkach homoseksualnych.
Poruszyłem się niepewnie, nie wiedząc tak naprawdę, o co mu chodzi.
– Rada Bogów powinna się zdecydować, czy stoi po stronie homosiów,
czy dzieci, a nie uciekać od decyzji?
Nie spodobał mi się jego pogardliwy stosunek do homoseksualistów,
lecz dla dobra sprawy powstrzymałem się od reakcji.
– Rada Bogów nie chce uciekać od decyzji – rzekłem spokojnie. – Bogowie
dążą do równości. W tej konkretnej sytuacji postanowili wprowadzić okres
przejściowy. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Otóż nawet słuszne oskarżenia
wysuwane przez dzieci w stosunku do homoseksualnych rodziców mogłyby
zostać łatwo wykorzystane przez reakcjonistów do walki z mniejszościami.
Mówiono by, że homoseksualni rodzice znęcają się nad dziećmi itd. Dopiero, gdy społeczeństwo przeniknięte zostanie doskonałą tolerancją w stosunku do tej mniejszości, okresy przejściowe zostaną zniesione.
Młody dyrektor kręcił głową.
– Wraz z zaprzyjaźnionymi kolegami – ciągnął, ostentacyjnie ignorując moją argumentację – założyłem organizację pod nazwą „Bataliony
Wyzwolenia Dzieci”. – Wspólnie walczymy o prawa dla dzieci z takich
związków. Nie wiesz, co to znaczy być adoptowanym przez homosiów
i nie móc się od nich uwolnić. Mam kolegę, który ma ten problem.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
38
Nagłe przejście na „ty” – zaskoczyło mnie. Zbyt sztywne, arystokratyczne relacje między ludźmi oparte na przesadnym używaniu zwrotów
„pan” czy „pani”, śmieszą mnie. Niemniej, gdy taki młody bufon zaczyna mi „tykać”, coś we mnie zaczyna się burzyć.
– Walczycie? W jaki sposób? – nawet nie usiłowałem ukryć ironii.
– Piszemy petycje, organizujemy pikiety. Ale zbliża się czas, gdy nasze
protesty przyjmą radykalniejszą formę.
Już wiedziałem. Fajka w jego zębach, sposób mówienia, gestykulacji,
zdradzały fascynację postacią XX-wiecznego bojownika o wolność i demokrację – Che Guevary. Miny tego szczawia rozśmieszały mnie. Z ledwością powstrzymałem się od śmiechu.
– Macie zamiar rozpętać rewolucję?
Moje pytanie zabrzmiało ironicznie. Oderwał wzrok od okna i po raz
pierwszy przyjrzał mi się uważnie.
– Nie wierzysz? – „tykał” mi dalej. – Walka o prawa dzieci musi wejść
teraz na wyższy poziom – dowodził.
– Co byście chcieli jeszcze osiągnąć? Macie wszystko! Prawo do rozwodów, „Domy Dziecka Wyzwolonego”, wolność wyboru materiału nauczania w szkole, karania nauczycieli... Czego jeszcze można chcieć? –
niemal krzyknąłem zirytowany.
– Myślisz tradycyjnymi schematami. Trawi cię typowe złudzenie umysłu
karmionego wolnościowymi frazesami. Nie mamy wolności od nauki,
zajmowanie kierowniczych stanowisk w administracji publicznej jest
wciąż utrudniane. Mamy zastrzeżenia również do wielu innych spraw.
Od rzeczywistego awansu społecznego dzieli nas „przezroczysta szyba”.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
39
– Bogowie nigdy nie uwolnią dzieci od obowiązku nauki. Młodzież musi
być przygotowywana do życia w tolerancji. W przeciwnym razie odcięlibyśmy jej możliwość dostania się do ziemskiego raju. Bez wychowania
do dialogu i wszechistotowego braterstwa zostałaby skazana na potępienie albo... nicość. Zresztą jakiekolwiek zmiany prawne będą wprowadzane sukcesywnie. Wszelkie nieroztropne decyzje podkopałyby fundamenty, na których zbudowane jest nasze państwo.
– W takim razie dążenie do równości absolutnej zapisane w konstytucji
nigdy nie będzie urzeczywistnione – zapalał się coraz bardziej.
– Będzie urzeczywistnione – odparłem spokojnie – ale w przyszłym raju.
Dzisiaj równość społeczną można osiągnąć jedynie w granicach natury.
Dziecko np. nigdy nie będzie bogiem! – wykrzyknąłem. – Swoje bóstwo
musi wypracować poprzez zasługi dla tolerancji.
– Jeśli tak – warknął ze złością – to przyjdzie czas, gdy nasze pokolenie
zacznie budować Nowy Eden od początku – walnął pięścią w biurko,
żeby przypieczętować swoje słowa.
– Gdy naruszycie tę cienką, niewidzialną linię równowagi, którą stworzyli bogowie przez swoje mądre zarządzenia, zniszczycie dorobek mojego i wcześniejszych pokoleń.
– Szczerze powiedziawszy, nie zależy nam na przechowywaniu czyjegoś dorobku – wołał w rewolucyjnym uniesieniu. – Nam chodzi
o zwykłą sprawiedliwość!
Teraz zdenerwował mnie na dobre. Za kogo on się uważa? Niedouczony,
narwany szczyl! Powiedziałem, że trudno mi się z nim porozumieć czy
coś podobnego i zacząłem zbierać się do odejścia. Nie przejął się tym
zbytnio. Uśmiechał się głupio, czym jeszcze bardziej mnie rozdrażnił.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
40
Nie odpowiedział też ani słowem na moje pożegnanie.
– Bojownik dziecięcy – syknąłem do siebie i trzasnąłem drzwiami.
Tacy narwańcy są gorsi od konserwatystów. Rozumiem młodzieńczy
bunt, lecz bez przesady. Równowaga społeczna, jaką stworzyli swoimi
dekretami bogowie, jest bardzo płocha i nietrwała. Głupimi posunięciami można łatwo ją naruszyć.
Cóż, wizyta w „Domu Dziecka Wyzwolonego” nie powiodła się. Dopiero po wyjściu uświadomiłem sobie, że nie zapytałem go o praktyczne
funkcjonowanie „Domu” i o mojego znajomego z pociągu. Polityka pochłonęła nas na dobre.
***
Wieczorem wybrałem się na spacer po Krakowie. Przechadzka nasunęła
mi kilka refleksji. Wawel – prastara siedziba królów polskich – nie pasuje do współczesnej architektury miasta. Najzwyczajniej w świecie szpeci krajobraz. Gdyby to ode mnie zależało, natychmiast zburzyłbym ten
skansen i zrównał go z ziemią. Jest on świadectwem historii dla małolatów i ze swej istoty godzi w podstawy światopoglądowe Nowego Edenu!
Domyślam się jednak, iż z uwagi na fundamentalistycznych sentymentalistów, Schmit boi się zburzyć tę budowlę.
Wieczór znowu spędziłem przed telewizorem. Wśród doniesień dominowały materiały o exodusie arabskim z Europy. Muzułmanie masowo
wyjeżdżają z naszego kontynentu. Na zatłoczonych lotniskach wykrzykiwali antyeuropejskie hasła. Przyczyną tego wrzenia jest klątwa rzucona na Europę przez przywódców islamskich za, tu cytat, „świecką religię
i niemoralny sposób urządzenia życia społecznego” (bez komentarza).
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
41
7.05.2074 r.
Mój pociąg do Wrocławia odjeżdżał o 15.00. Na rynku jak zwykle tłum
ludzi. Przekupki sprzedają kwiaty, jacyś grajkowie dają uliczny koncert
otoczeni wianuszkiem słuchaczy. Jeden z mężczyzn grał na skrzypcach,
drugi na akordeonie. W pewnej chwili zaczęli grać piosenki antysystemowe. W refrenie śpiewali: „Nie damy się bogom z nowego Olimpu, z wielkim hukiem spadną z piedestału”. Zebrani wokół klaskali, wyraźnie sympatyzując z muzykantami. Początkowo myślałem, że to jakiś
żart. Niestety, grajkowie realnie naigrywali się z Nowego Edenu, a zebrany tłumek zagrzewał ich do śpiewu. Po zagraniu i prześpiewaniu trzech
opozycyjnych utworów ktoś podniósł alarm i muzykanci natychmiast
wrócili do neutralnego politycznie repertuaru. Po kilku sekundach z tłumu wyłoniło się dwóch policjantów: pierwszy – wysoki i chudy, drugi
– niski, gruby. Mundurowi przystanęli obok mnie i przysłuchiwali się
grajkom. Przedstawiłem się i szepnąłem do ucha wyższemu:
– Ci muzykanci śpiewają antypaństwowe pieśni.
Policjant powtórzył wiadomość koledze.
Wylegitymowano muzykantów. Na pytanie, czy rzeczywiście śpiewają
antypaństwowe utwory, oczywiście zaprzeczyli.
– Słyszałem na własne uszy – oświadczyłem na głos.
Wysoki policjant zawahał się przez chwilę, ale zaraz powiedział:
– Kapłanowi wierzymy bardziej niż wam.
Aresztowano muzykantów i odprowadzono na posterunek. Poczułem
wewnętrzną satysfakcję z dobrze spełnionego obowiązku, która zresztą
nie trwała długo. Gdy policjanci odeszli, spostrzegłem setki złowrogich
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
42
oczu wpatrujących się w moją sylwetkę. Nieprzyjazny tłum stanął w półkolu, wyraźnie mnie piętnując. Nie pozostało mi nic innego, jak wbić
oczy w ziemię i dyskretnie się wycofać. Czułem wściekłe spojrzenia na
plecach. Dopiero, gdy udało mi się opuścić rynek i skręcić w boczną
uliczkę – odetchnąłem z ulgą. Ten stan nie trwał zbyt długo. Po zrobieniu kilkunastu kroków, jakby coś przeczuwając, obejrzałem się za siebie. W odległości trzydziestu metrów zobaczyłem dwóch młodych mężczyzn. Poznałem ich od razu. Stali w tłumie, osłaniając muzykantów. To
jeden z nich gwizdnął, ostrzegając przed zbliżającymi się policjantami.
Obejrzałem się raz i drugi. Z każdą sekundą zbliżali się do mnie szybkim
krokiem. Wpadłem w panikę. Wbiegłem gwałtownie na ulicę. Usłyszałem
pisk opon. Dwaj mężczyźni momentalnie znaleźli się przy aucie. Otworzyli drzwi i wepchnęli mnie do środka samochodu. W oddali mignął jakiś
starszy człowiek ze zdziwieniem obserwujący zdarzenie. W oknie kamienicy ujrzałem zmarszczoną twarz kobiety z zielonymi włosami. Później
zdałem sobie sprawę, że to nie były włosy, ale gałęzie paproci.
Samochód pędził przed siebie, z piskiem opon zbierając zakręty. Wrzucono
mi worek na głowę i kazano siedzieć cicho. Po około dziesięciu minutach
odgłosy miasta ucichły. Po dalszych kilku – samochód skręcił, jak sądzę,
w polną nieubitą drogę. Wkrótce zatrzymaliśmy się. Z workiem na głowie,
podtrzymywany przez porywaczy, wyszedłem z auta. Prawdopodobnie byliśmy w lesie. Świadczył o tym śpiew ptaków i intensywny zapach drzew.
Prowadzono mnie po drewnianych schodach w dół. Poczułem chłód,
jakbym wchodził do podziemnego bunkra. Porywacze przedstawili
mnie komuś, kogo nazywali „kapitanem”:
– Złapaliśmy go w Krakowie, po tym jak zakapował naszych muzyków na rynku.
Jest jakąś znaczną szychą. W centrali powiedzieli nam, żeby przywieźć go tutaj.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
43
– Tak, wiem. To Dominik Rose, kapłan Nowego Edenu – usłyszałem
stanowczy głos wojskowego. – Posadźcie go na krześle.
Cztery ręce natychmiast spełniły rozkaz, usadzając mnie na twardym krześle.
– Dziękuję, możecie odejść.
Gdy zamknęły się skrzypiące drzwi, „kapitan” rzekł:
– Witam serdecznie panie Rose. Pan wybaczy, ale nie możemy się zobaczyć. Powinien pan być zadowolony z tego faktu. Świadczy on bowiem
o pana sporych szansach na przeżycie.
– Z kim rozmawiam? – zapytałem odważnie.
– Jestem przedstawicielem tajnej organizacji wyzwoleńczej.
Przypomniałem sobie, co mówił o bojówkach dziecięcych dyrektor
„Domu Dziecka Wyzwolonego” i w pierwszej chwili pomyślałem, że
może to jakiś dorosły odłam tej organizacji.
– Od kogo chcecie wyzwalać ten kraj?
– Od obcych, którzy nami rządzą.
– Hm... to jakieś monstrualne nieporozumienie. My – czyli ci obcy,
o których pan mówi – pełnimy jedynie rolę strażników pewnej idei i nie
zależy nam na panowaniu nad polskim narodem.
– Idei? A co to za idea?
Jego głos dochodził raz z jednej, raz z drugiej strony. Domyśliłem się, że
spaceruje po pomieszczeniu.
– Dobrze pan wie. Idea milenarystyczna.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
44
Już nie miałem wątpliwości – to nie byli chłopcy od „Che Guevary”.
– Mój dziadek pamiętał jeszcze czasy komunizmu w Polsce – mówił
„kapitan”. – Opowiadał jak komuniści też ciągle mówili o pokoju, wolności, postępie, lecz za tymi słowami nie szły czyny. Chodziło o władzę
i dominację. Ideologia była środkiem do jej osiągnięcia.
– Sugeruje pan, jakoby Nowy Eden był metodą kolonizacji Polski. To
jakiś... absurd. Przejaw myślenia nacjonalistycznego.
– Nacjonalistami jesteście wy, kolonizatorzy! – burknął zirytowany.
– Co prawda jestem z urodzenia Francuzem, ale nie czuję jakiejś szczególnej więzi ze swoim narodem – odciąłem się. – Jestem internacjonalistą. Jak zatem mogę być nacjonalistą?
– Pan wybaczy, ale określiłbym pana raczej mianem „pożytecznego idioty” w rękach takiego nacjonalisty, jak Schmit!
– „Pożyteczny idiota”? – powtórzyłem urażony.
– Tak. Schmit ewidentnie dba o interesy niemieckie. Tacy naiwni ludzie,
jak pan, są mu potrzebni.
Teza była dosyć karkołomna. Chciałem zażądać dowodów. Ale „kapitanowi”
najwyraźniej znudziła się rozmowa na te tematy. Miał ważniejsze pytania.
– Może lepiej powie pan, co robił w Krakowie?
Po tej nagłej zmianie tematu musiałem ostrożnie ważyć słowa, żeby
przypadkowo nie wyjawić jakiejś ważnej informacji.
– Wizytowałem administrację lokalną.
– W jakim celu? – pytał natarczywy głos.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
45
– A gdybym nie odpowiedział?
– Nie radzę. Nasze zimne bunkry na pewno nie przysłużą się pańskiemu zdrowiu. Choć z drugiej strony kilka dni ścisłego postu poprawiłoby samopoczucie – drwił.
– Mówi pan głosem dawnej epoki – uśmiechnąłem się i nie dałem
poznać po sobie strachu. – Cała ta sytuacja utwierdza mnie tylko
w celowości mojej misji.
– Dobrze, dobrze. Mów człowieku, bo szkoda mojego i twojego czasu –
niecierpliwił się „kapitan”.
Po kilku sekundach zastanowienia powiedziałem na odczepne:
– Sprawdzałem sprawność funkcjonowania lokalnej administracji.
Mówiłem już.
– Konkretnie co?
– Kontrolowałem wydawanie pieniędzy na kulturę, oświatę, sprawy społeczne.
Im więcej dopytywał się, tym bardziej musiałem wysilać umysł, żeby opowiadać mu o rzeczach prawdopodobnych, ale nieprawdziwych. Podawałem zmyślone sumy z budżetu miasta przeznaczone na poszczególne działy, opowiadałem o nieistniejących projektach nowych uchwał czy ustaw.
Przesłuchanie trwało kilkadziesiąt minut. Po pewnym czasie zacząłem
odnosić wrażenie, że przesłuchującemu nie chodzi o uzyskanie konkretnych informacji. Tajemniczy „kapitan” wypytywał mnie, jakby z nudów.
Po około godzinie ktoś wszedł do pomieszczenia. Przywitał się bez słowa z wojskowym. Słyszałem jego kroki i czułem ciężki oddech wokół
siebie, aż w końcu gruby głos oznajmił:
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
46
– A więc to jest ten kapłan z piekła rodem. Powiedział coś?
– Nic ciekawego. Jakieś zmyślone sumy odnośnie rozdysponowania budżetu państwa i Krakowa – odpowiedział „kapitan”.
– Kłamczuszek – rzekł pieszczotliwie gruby głos. – Oj, nieładnie.
– Z kim rozmawiam? – nie wytrzymałem.
– Chcesz wiedzieć z kim rozmawiasz? Niedługo się dowiesz. Na razie
musisz pozostać w niepewności.
– Panie „pułkowniku” – rzekł „kapitan”. – Co z nim zrobimy?
– Wypuścimy go.
Słowa te przyniosły mi ulgę, za to całkowicie zaskoczyły „kapitana”.
– Panie „pułkowniku”, on wsypał naszych ludzi – protestował. – Ja bym
mu sprawił przynajmniej tęgie lanie.
– Rzeczywiście parę batów mu się należy. Ale tamci aresztowani na rynku są już wolni i tak.
„Jak to wolni?” – zdziwiłem się. Albo łże, albo ta organizacja to bardziej
niebezpieczna sprawa, niż myślałem.
Wyprowadzono mnie z ciemnego lochu na świeże powietrze. Zapach
sosen znowu buchnął mi w nozdrza. Przebijające przez wierchy drzew
słońce dotknęło mojej twarzy. Ustawiono mnie pod jakimś drzewem
i związano ręce z tyłu. Nagle jakiś piskliwy i wrzaskliwy głos zawołał:
– Dominiku Rose, w imieniu Podziemnego Państwa Polskiego wymierzona zostanie ci kara 10 batów za donosicielstwo.
Pierwszy sygnał – porwanie
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
47
– Jakim prawem? – jęknąłem.
Wokół rozległy się męskie śmiechy.
– Normalnym! – ryknął mi ktoś do ucha.
– I tak masz szczęście – usłyszałem z boku – jako okupant powinieneś
być ukarany śmiercią.
Wyrwałem się i próbowałem biec przed siebie na oślep, ale po chwili
wylądowałem w krzakach i dotkliwie się podrapałem.
– Dobrze, dobrze – rozległ się głos „pułkownika”. – Dosyć tych żartów,
bo sobie naprawdę zrobi krzywdę. Zobaczcie, jak się podrapał.
Po kilku minutach, nie zdejmując mi worka z głowy, wrzucono mnie do
samochodu. Po pół godzinie leżałem już w przydrożnym rowie, kilka
kilometrów od Krakowa.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
48
Rozdział II
Drugi sygnał
– przypadek Weroniki
Obolały wkroczyłem do gabinetu Schmita. Arcykapłan albo udawał,
albo rzeczywiście przeraził się moją przygodą.
– Bracie Dominiku, proszę usiąść – rzekł z troskliwością ojca. – Czego
się napijesz? Może coś zjesz?
Odmówiłem, kręcąc głową.
– Opowiadaj – rozkazał.
Opowiedziałem mu, jak umiałem najkrócej o okolicznościach porwania,
przesłuchania i pobicia ciernistymi rózgami. Ten ostatni fakt nieco naciągnąłem, ale rodzaje ran na ciele skłaniały raczej do uwierzenia w moją wersję.
Schmit wysłuchał opowieści, współczując, jak mi się wydawało, szczerze.
– Torturowali i przesłuchiwali dranie – powtórzył bezwiednie. – Co
oni sobie myślą!?
– Uważają się za powstańców. Karę wymierzyli mi w imieniu Podziemnego Państwa Polskiego.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
49
– Bzdura. Ja im dam Podziemne Państwo. Wyłapię drani i wystrzelam! – pieklił się, biegając po pokoju.
Przemknęło mi przez głowę, że na pewno ich nie wystrzela. Chyba że
wyprosi u bogów jakąś specjalną klauzulę dopuszczającą uśmiercenie
moich oprawców w sposób tradycyjny. Pierwszy raz żałowałem zniesienia kary śmierci na obszarze Nowego Edenu.
– Ciekawe, co na to de Sousa! – zacierał ręce. – Zaraz tu powinien być.
Nic mi nie meldował o istnieniu grup wywrotowych!
– To nie jest grupa wywrotowców, ale doskonale zorganizowana struktura antypaństwowa – sprostowałem. – Mają bazę w lesie. Pewnie prowadzą tam jakieś szkolenia wojskowe.
Do pokoju wszedł blady de Sousa. Stary zmusił mnie do ponownego
zrelacjonowania swoich leśnych przygód. Kapłan od służb mundurowych sprawiał wrażenie na dobre wystraszonego.
– Nie wiedział brat nic o istnieniu takiej podziemnej organizacji? – znęcał się nad nim Schmit.
– Być może ta organizacja dopiero jest w fazie budowania swoich
struktur – tłumaczył się de Sousa. – Czy widział brat ich twarze? –
zwrócił się nagle do mnie.
– Twarzy nie widziałem. Miałem opaskę na oczach. W razie jej ściągnięcia
grożono mi śmiercią. Miejsce uwięzienia znajduje się około piętnastu minut od Krakowa. Oni zwracali się nawzajem do siebie „per pułkowniku”
i „per kapitanie”. – Starałem się opowiedzieć mu jak najwięcej szczegółów.
– Musicie przeczesać cały teren w promieniu piętnastu minut od Krakowa – rozkazał stary.
– Piętnastu minut? – zdziwił się de Sousa.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
50
– No, musicie to jakoś przeliczyć na kilometry – tłumaczył swój pomysł
arcykapłan. – Wy tam już macie swoje metody.
– Równie dobrze mogli krążyć gdzieś po Krakowie i zajechać z nim na
jakąś posesję prywatną albo do parku – ripostował.
– Tak czy owak, trzeba to posprawdzać.
Stary najwyraźniej wyżywał się na de Sousie.
– Jest jeszcze jeden ślad – powiedziałem z naciskiem.
Natychmiast przerwali wzajemne utarczki i ciekawie nastawili uszu.
– Chodzi o tych dwóch aresztowanych grajków z rynku. Podobno zostali odbici przez organizację.
– Sprawdzę to – powiedział spode łba de Sousa.
Ustaliliśmy termin mojego szczegółowego przesłuchania przez agentów
de Sousy i wkrótce szef służb specjalnych szybko ewakuował się „do
swoich obowiązków”. Schmit popatrzył za nim z pogardą. Później bez
słowa, swoim zwyczajem, nalał mi i sobie whisky.
– Jego agenci zajmują się chyba gównie grą w karty – wypalił.
Pomilczał chwilę, delektując się trunkiem. Nagle na pulchnej twarzy pojawił się uśmiech. Coś wylęgło się w myślach starego. Zanim jeszcze przekonałem się, co to jest, już wiedziałem, że nie będzie to dla mnie przyjemne.
– Co to za historia z tym pijaństwem?
– Nic takiego. Dziwny zbieg okoliczności – jęknąłem na wspomnienie
o tragicznej podróży z Warszawy do Lublina. – W ramach bliższego zapoznania się z ludem próbowałem nawiązać kontakt z dwoma tubylcami,
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
51
którzy poczęstowali mnie wódką. Przeliczyłem swoje siły i wylądowałem w szpitalu. Nie ma czego opowiadać.
– Trzeba więcej trenować – rechotał arcykapłan. – Czy przynajmniej
opłaciło się poświęcenie?
– Powiem krótko: nastroje w państwie są antymilenarystyczne. Ściślej: antyniemieckie.
– Antyniemieckie? – zdziwił się, a może tylko udawał.
– Mężczyźni z pociągu uważają naszą politykę za proniemiecką. Nie
muszą mówić z jakiego powodu. W podobnym zresztą duchu wypowiadali się „powstańcy z lasu”.
Arcykapłan podrapał się z zafrasowania po nosie:
– Gdy tak się dłużej zastanowić, to naszym celem rzeczywiście jest przekazanie tym ziemiom niemieckiego ducha pracy – stwierdził z miną odkrywcy.
– Hm... Czyżby tamci prości ludzie mieli rację, mówiąc o zagrożeniu
niemieckim? – uśmiechnąłem się ironicznie.
– No nie. To za duże uproszczenie. Niemniej trudno zaprzeczyć – postępowe ideały milenarystyczne wywodzą się w prostej linii z ducha niemieckiego. Myśl oświeceniowa i pooświeceniowa to w gruncie rzeczy domena niemiecka. Cóż w tym złego, że przy okazji zaszczepiania na tych
ziemiach postępowych ideałów, zaszczepimy im niemiecki etos pracy.
– Ideały, o których mówimy są także ideałami francuskimi – wyakcentowałem dobitnie ostatnie słowo. – Proszę o tym nie zapominać. A co do sedna
problemu, wspomniane ideały szerzymy nie ze względu na ich niemieckie czy
francuskie pochodzenie, tylko na ich wolnościowy i postępowy charakter.
Stary pokiwał głową. Nie byłem jednak przekonany, czy do końca zgodził się ze mną.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
52
16.05.2074 r.
Jednym telefonem wyrzuciłem z pracy sokistów, którzy pobili mnie w pociągu pod Lublinem. Drugim – pozbyłem się przemądrzałego dyrektora „Domu Dziecka Wyzwolonego”. Niestety, rany odniesione w niewoli
pod Krakowem goiły się powoli i najbardziej bolały. Pragnąłem zemsty
i wściekałem się na bezsilność naszych służb. Napisałem raport ze swojej wyprawy. Zwróciłem w nim uwagę na słabą identyfikację przeciętnych zjadaczy chleba z ideami milenarystycznymi. We wnioskach proponowałem przeanalizowanie istniejących programów reedukacyjnych
dotyczących ważkich kwestii ideowych i wzmożenie kontroli policyjnej
nad nieformalnymi grupami o charakterze opozycyjnym. Polemizowałem z wynikami oficjalnych badań społecznych. Podawane w raportach
statystyki pełne są zachwytów nad postępującą akceptacją ideologii milenarystycznej przez tubylców. Jednak spotkanie z przeciętnym Polakiem pokazuje coś innego. W związku z tym, że moje obserwacje mogą
mieć charakter wybiórczy, zaproponowałem Schmitowi skontrolowanie
rządowych ośrodków badań, aby zweryfikować ich metody badawcze.
Raport wylądował na biurku szefa. Po jego przeczytaniu stary wezwał
mnie do siebie i od samych drzwi zawył:
– Trzeba przyjrzeć się służbom specjalnym! Już wysłałem pismo do Orleanu w sprawie odwołania de Sousy. Jak to możliwe, żebyśmy nic nie
wiedzieli o pogarszających się nastrojach społecznych i o tworzeniu się
grup terrorystycznych? – lamentował, biegając po pokoju. – Zamknę też
„Instytut Opinii Publicznej”. Nie ma z niego żadnego pożytku.
W pewnej chwili przystanął i spojrzał na mnie z miną człowieka, który
za chwilę podzieli się arcyciekawą informacją.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
53
– Mówił brat, że tamci ludzie... No, aresztowani w Krakowie... zostali wypuszczeni.
Przytaknąłem mu.
– Dziwna sprawa... Oficjalnie nikt nie został zamknięty. Przynajmniej
nie odzwierciedlają tego dokumenty policyjne.
– Jak to? Przecież widziałem na własne oczy...
– Oto zdjęcia policjantów, którzy pechowego dnia pełnili służbę na rynku w Krakowie.
Wyjął z leżącej na biurku koperty fotografie mężczyzn w mundurach
i podsunął mi pod nos.
– Poznaje ich brat?
– Nie. Tamci wyglądali inaczej. Pierwszy był mały i gruby, a drugi – chudy i wysoki. Może to inny patrol?
– Nie – zaprzeczył stanowczo. – Na rynku w tym czasie mogli przebywać tylko ci dwaj. Według ich zeznań nie widzieli żadnych grajków i nie
dokonali żadnego zatrzymania.
– Chyba nie mam halucynacji – odrzekłem zirytowany. – Nie zmyśliłem
sobie tej historii.
Przez moment odniosłem wrażenie, że Schmit podejrzewa mnie o mistyfikację.
– Niech się brat uspokoi. Rany na plecach mówią same za siebie.
Czyżby ironizował? Nigdy nie byłem pewny, co ten typ kombinuje.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
54
– Więc o co tu chodzi?
– Nie wiem – z rękami w kieszeniach przysiadł na biurku. – Nie da się
wykluczyć wersji, że od początku był brat śledzony, a wszystko co się
wydarzyło, zostało wyreżyserowane.
– Po co? W jakim celu? – zdziwiłem się.
– Nie wiem – powtórzył z naciskiem. – Może, porywając brata, chcieli
w spektakularny sposób zwrócić na siebie uwagę?
– Jeśli tak, to musieli wiedzieć o mojej podróży? Czyżby mieli wtyczkę
w „Pałacu Arcykapłana”?
– Myślałem i o tym. Cóż mogę powiedzieć? Na to wygląda. Ile osób wiedziało o wyjeździe brata?
– Kilka wiedziało... – zawahałem się, licząc w myślach ich twarze. – Nie
widziałem potrzeby ukrywania celu swojego wyjazdu.
– Słowem – była to tajemnica poliszynela?
– Uwzględniając szybkość poczty pantoflowej – nie da się tego wykluczyć.
– Tak czy inaczej, należy wzmóc czujność w samym budynku. Nasi agenci
muszą zadbać, aby nie wyciekały stąd tajne informacje. Teraz każdy typek
z ulicy może zdobyć wiadomość na dowolny temat. Uporządkowaniem
tego wszystkiego powinien zająć się ktoś sprawniejszy niż de Sousa.
Niewątpliwie istniał ukryty konflikt między de Sousą a Schmitem. Mam
głębokie przeświadczenie, że stary posłużył się mną we własnych rozgrywkach z de Sousą. Chciałem nawet pogadać o tym z kapłanem od
służb specjalnych, ale w końcu odpuściłem sobie. Nie ma sensu babrać
się w ich gierkach personalnych.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
55
Na koniec zapisków z ostatnich dni wspomnę jeszcze o dwóch rzeczach.
Media znowu mają używanie. W Nowym Edenie wystąpiła niespotykana fala samobójstw. Czytałem artykuł o zbiorowym samobójstwie
popełnionym w Kolonii. Grupa młodych ludzi rzuciła się z wieżowca.
W Lyonie pięcioro dzieci zatruło się gazem. W Londynie piętnaścioro
młodych kobiet skoczyło do Tamizy. Wszyscy oni w pożegnalnych listach deklarowali zniechęcenie do dalszego życia, niemożność znoszenia
niedożywienia i poczucie ogólnego bezsensu. Autor tekstu, analizując te
wydarzenia, postawił bardzo smutną tezę, która brzmi: idea milenarystyczna została ośmieszona, gdyż nie dała ludziom dobrobytu materialnego, a pod względem duchowym, mimo obietnic, nie potrafi zapełnić
duchowej pustki ludzi trwoniących czas na troskę o rzeczy materialne.
Artykuł wywołał burzę w mediach. Ukazało się mnóstwo publikacji krytykujących tezy w nim postawione. Nawet Rada Bogów wydała specjalne oświadczenie piętnujące „demagogiczne” i „siejące ferment społeczny” twierdzenia. Żyjemy w okresie przygotowującym dopiero do życia
w raju na ziemi, w czasach mimo wszystko niedoskonałych, dlatego nie
można mieszać podstawowych pojęć. W dekadach przygotowawczych
mamy doskonalić się w cnocie międzyistotowego braterstwa i tolerancji.
Nie należy przy tym jednak zapominać, iż właściwą szczęśliwość osiągniemy w epoce następnej: europejskim raju na ziemi.
Druga sprawa, o której wspomnę, ma charakter osobisty i jest przyjemniejszej natury. Zadzwonił Thomas i zapowiedział wizytę naszej paczki
– za trzy tygodnie. Wspomniał mimochodem o przyjeździe Weroniki.
19.05.2074 r.
Ośrodek funkcjonuje już od dwóch dni, ale dopiero dzisiaj odbyło się jego uroczyste otwarcie. Wstęgę przecinaliśmy wspólnie ze Schmitem oraz lokalnymi
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
56
politykami. Zlokalizowałem go w lesie w okolicach Mikołajek. Pensjonariusze
mieszkają w domkach letniskowych, a przed pokusą ucieczki strzegą ich specjalnie przeszkoleni wartownicy. Centrum ośrodka stanowi budynek przeznaczony dla personelu. Mieszczą się w nim specjalne gabinety, w których
stosowane są najnowsze metody wpływania na świadomość.
W jednym z takich gabinetów podłącza się pensjonariuszom diody
i elektrody do głowy (wyglądają jak japońskie roboty z XX wieku). Diody emitują do mózgu fale likwidujące tzw. „fundamentalistyczne neurony”. Metoda opiera się na ostatnich odkryciach duńskiego lekarza Svena
Pergessena, odkrywcy specjalnych ośrodków w mózgu odpowiedzialnych za tworzenie się poglądów fundamentalistycznych.
Terapię uzupełniającą stanowią metody hydrolecznicze, np. zanurzanie
głowy w specjalnych roztworach błotnych oraz podawanie narkotyków.
Już od czasów profesora Timothy Leary’ego, jednego z bohaterów rewolucji intelektualno-obyczajowej z lat sześćdziesiątych XX wieku, wiadomo
o wpływie na świadomość ludzką specyfiku o nazwie LSD. Wielcy rewolucjoniści z tamtych lat chcieli nawet wrzucać narkotyk do wodociągów,
żeby uszczęśliwić i rozjaśnić myśli całym miastom. W moim ośrodku,
przy pomocy terapii narkotykowej, czynimy dokładnie to samo.
Stosujemy również głodówki i specyficzne diety wegetariańskie uwalniające od agresji. Wreszcie, jako środek ostateczny – elektrowstrząsy.
Schmit po obejrzeniu sali przeznaczonej do elektroterapii uśmiechnął się chytrze:
– Ta metoda należy do grupy metod tradycyjnych, znanych już w Średniowieczu – syknął z ironią. – Rolę elektryczności odgrywały wówczas
inne wymyślne urządzenia.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
57
Puściłem te złośliwości mimo uszu. Generalnie ośrodek sprawiał korzystne wrażenie: piękna okolica, świetne wyposażenie, doskonale przygotowany personel. Gdyby stary wpadł na taki pomysł wcześniej, nie
byłoby dziś w strefie polskiej tyle niechęci do idei milenarystycznej.
Nie lubię swojego szefa. Po kilkunastu tygodniach wspólnej pracy nie sprawia korzystnego wrażenia: ma dziwne poglądy w niektórych kwestiach, jest
złośliwy i mściwy (świadczy o tym historia z de Sousą). Tolerowanie jego
wybryków przychodzi mi z trudnością. W celu głębszego przeanalizowania
tego problemu sięgnąłem do Katechizmu i przeczytałem fragment odnoszący się do tolerancji. „Tolerancja to coś więcej niż zewnętrzna deklaracja
dotycząca akceptacji cudzych poglądów – piszą Hajnas i Libert. – Tolerancja musi spłynąć na samo dno twej świadomości, przeniknąć wszystkie
uczucia i myśli. Musisz zaakceptować cudze poglądy definitywnie i ostatecznie (za wyjątkiem poglądów fundamentalistycznych), nie rezygnując
z prawa do własnego zdania. W przeciwnym razie twój fundamentalizm
może pojawić się nagle, wtedy, gdy będziesz przekonany, że zwalczyłeś go
w sobie raz na zawsze”. Cóż, muszę zaakceptować sposób bycia Schmita,
uznać go jako równoprawny z moim. Muszę codziennie zwalczać myśli
niechętne czy krytyczne wobec niego. Nie rozumiem tylko: jak mam zaakceptować jego poglądy, a równocześnie pozostać przy swoich?
7.06.2074 r.
Wreszcie przyjechali. Z tej okazji wziąłem trzy dni urlopu. Weronika
znowu wypiękniała, Katja wyszczuplała, Sylwia jak zwykle cały czas
szczebiocze i śmieje się. Thomas i Michael z zaciekawieniem obserwują
życie w strefie polskiej. Wieczorem, tuż po przyjeździe, zaprosiłem ich
na kolację i dyskotekę do jednego z klubów. Nawet im się podobało,
choć najbardziej wybredna Katja oceniła lokal krótko i dosadnie:
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
58
– Prymityw.
– Dlaczego? Mnie się podoba – oponował z pełnymi frytek ustami Michael.
– Za dużo różu w dekoracji, na ścianie, suficie.
Argument nie do zbicia, zwłaszcza że Katja jest dekoratorką wnętrz.
– To jej skrzywienie zawodowe! – zawołała Sylwia.
Atmosfera w trakcie kolacji przypominała tę z dawnych lat, gdy nasza
paczka przeżywała swoje najlepsze chwile. Piliśmy piwo (ze zdrowych
polskich szyszek chmielowych) i tańczyliśmy. Weronika nie była zbyt
rozmowna, unikała mojego wzroku i w ogóle nie dawała mi większych
złudzeń, co do możliwości powrotu do przeszłości.
Nazajutrz pokazałem im Stare Miasto. W pewnej chwili znaleźliśmy
się przed kościołem służącym dziś za muzeum fanatyzmu katolickiego.
Oprowadzano po nim wycieczki. Weronika zajrzała do środka i stojąc
na wysokim progu spytała:
– Co tu jest?
– Kościół – odpowiedziałem i szybko zmieniłem temat. – Chodźcie, tam
dalej stoi wieża, na której umieszczono jednego z królów Polski.
– Czekaj – krzyknęła Weronika. – Opowiedz coś o tym kościele.
– Czy może są to pozostałości po związku religijnym istniejącym na tych ziemiach jeszcze w początkach XXI wieku? – zapytał z miną znawcy Thomas.
– Tak – odrzekłem, patrząc w kierunku kolumny Zygmunta III.
– Wejdźmy do środka – powiedziała Weronika i nie czekając na odpowiedź, zniknęła w przedsionku kościoła.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
59
Niebawem cała nasza grupa znalazła się w ciemnym i zimnym kościele.
Chłód wnętrza kontrastował z upałem panującym na dworze. Przy ołtarzu kręcił się jakiś facet w dżinsach. Na wysokości pierwszych ławek
zatrzymała się wycieczka szkolna. Dzieciaki rozglądały się po muzeum,
a przewodnik opowiadał im historię obiektu.
– Powiedzcie coś więcej o tej organizacji religijnej – prosiła Weronika. –
Kiedyś coś o niej słyszałam od babci...
– Kościół katolicki zniewalał ludzi różnymi zakazami przez około
XX wieków – wyręczył mnie Thomas.
– Zakazami? – zdziwiła się Sylwia.
– Tak, na przykład był taki zakaz... Jak to powiedzieć, żeby nie spalić? –
usiłował sobie przypomnieć Thomas. – Już wiem: „Nie cudzołóż”.
– „Nie cudzołóż” – powtórzyła jak echo Katja, a na jej twarzy zakwitło
upostaciowione zdziwienie.
– Chodziło o zakaz współżycia poza małżeństwem mieszanym –
uzupełnił Thomas.
Dziewczyny roześmiały się, wzbudzając zainteresowanie dzieci.
– Żartujesz? – niedowierzała Sylwia.
– To nie wszystko – kontynuował Thomas z miną znawcy tematu. – Zakazywano też aborcji, antykoncepcji i związków homoseksualnych.
– Zgrywasz się? – chichotała Sylwia.
– Dużo jest takich skansenów w Polsce? – dopytywała się Katja.
– Sporo. Ile? Dokładnie nie wiem – odrzekłem zniecierpliwiony. – W wielu miastach pozostawiono te budowle jako ostrzeżenie przed epoką fundamentalistyczną.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
60
– Piękne – zachwycała się Weronika.
Nie wiem, co miała na myśli: czy całość kościoła, czy jeden jego fragment – obraz lub rzeźbę?
– W tej świątyni panuje szczególna atmosfera – mówiła dziwnie wyciszona. – Ludzie, którzy ją stworzyli, nie mogli być źli.
Zaskoczyła nas. Od czasu wejścia do kościoła jej twarz zmieniła się nie
do poznania. Do tej pory raczej smutna i melancholijna, teraz opromieniona uśmiechem rozjaśniła się, jakby jakiś promyk światła spłynął na
nią z tych starych, posępnych obrazów.
– O co chodziło w tej religii? – dociekała z niewinną miną dziecka.
Ponownie dałem szansę popisania się znajomością tematu Thomasowi.
– Wierzyli w Jezusa Chrystusa. Roili sobie, że człowiek przychodzi na
świat z piętnem przewinienia, z którego uwolnić może tylko krzyżowa
śmierć Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.
– Tak, tak... Przypominam sobie... Słyszałam o czymś takim w dzieciństwie – potwierdziła Weronika. – Kiedyś moja babcia z Wandei opowiadała o Bogu ukrzyżowanym za grzechy świata. Nic z tego nie rozumiałam. Rodzice zakazywali babci mówienia o tym.
– I mieli rację – westchnęła Katja, którą irytowała niezdrowa ciekawość Weroniki.
– Kim właściwie był Jezus Chrystus? – wtrąciła się do rozmowy Sylwia.
– Był Żydem – odpowiedział milczący dotychczas Michael. – Przez
chrześcijan został uznany za proroka, przez Żydów za bluźniercę.
– Zwykły Żyd, który umarł za grzechy świata? – dziwiła się Sylwia.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
61
– To mi pachnie jakąś zakamuflowaną formą antysemityzmu – dodała znudzona Katja.
– Ciekawe – rzekła Weronika.
– Co w tym ciekawego? – irytowała się Katja. Zresztą Weronika zawsze
ją drażniła.
– Ta religia jest... taka tajemnicza.
– Czy ty się dobrze czujesz? – syknęła złośliwie dekoratorka wnętrz.
W półcieniach kościoła Weronika wydawała się być blada. Jej uśmiech nadawał twarzy specyficzny wygląd. Przypominała zmartwychwstałą świętą.
– Na czym polegało ich nabożeństwo? – dopytywała się niestrudzenie,
puszczając mimo uszu docinki koleżanki.
– Katolickie nabożeństwo sprawowano dla uobecnienia śmierci Chrystusa za grzechy świata – popisywał się swoją erudycją Thomas.
– Chodźmy stąd – rozkazała Katja. – Mam już tego dość!
– Nie, nie. To jest... pasjonujące – oponowała Wera.
– Jak chcesz, to zostań.
Ruszyliśmy ku wyjściu. Wszyscy z wyjątkiem mojej byłej, która nie
zwracając na nas uwagi, zrobiła kilka kroków w stronę ołtarza, a więc
w przeciwnym kierunku. Cała nasza paczka po wyjściu z muzeum usiadła bez słowa w najbliższym ogródku piwnym.
– Brr... Cóż za dziwne miejsce – przerwała w końcu ciszę Sylwia.
– Całkiem jej odbiło – palnęła rozdrażniona Katja. – Od czasu rozstania
z tobą zrobiła się nieznośna – zwróciła się do mnie jakby z pretensją.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
62
– Cały czas przychodzą jej do głowy jakieś dziwne pomysły. Popada
w niezdrowe egzaltacje...
– Czytałem kiedyś taką teorię – odezwał się Michael – według której
młodzi ludzie odruchowo poszukują tajemniczości, sacrum. Współczesny stechnicyzowany świat pozbawił ich tych duchowych potrzeb. Ale
ona, jak widać, potrzebuje strawy duchowej.
– Filozofia Nowego Edenu jest świadoma tego zjawiska: Radę Bogów
i kapłanów-urzędników ustanowiono właśnie w celu stłumienia głodu
sacrum – powiedziałem beznamiętnie.
Po około dziesięciu minutach nasza znajoma ukazała się w drzwiach
muzeum. Podeszła do stolika i jak gdyby nigdy nic usiadła zamyślona.
Niewątpliwie to już inna dziewczyna, niż przed rokiem czy dwoma.
***
Wieczorem całe towarzystwo wybrało się znowu na dyskotekę. Ja poczułem
się źle – odezwały się wrzody żołądka. Zmuszony odwiedziłem klinikę rządową i obładowany lekarstwami wróciłem do domu. Miałem czas na oglądanie wieczornych wiadomości, co ostatnio nie zdarzało mi się często.
Nasila się dziwna moda na samobójstwa. Gdzieś w Niemczech do Dunaju wskoczyła rodzina z dziećmi. W Paryżu 30 feministek sfrunęło
z wieży Eiffla i zgasło z widokiem Pól Marsowych na zawsze.
8.06 2074 r.
Nazajutrz czułem się całkiem nieźle, co pozwoliło mi dołączyć do przyjaciół. Zwiedzaliśmy okolice Warszawy. Wieczorem znowu zajrzeliśmy
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
63
do dyskoteki. Zauważyłem zmianę w zachowaniu Weroniki. Miała lepszy humor i częściej rozmawiała ze mną. Dostrzegłem u niej pewne zainteresowanie moją osobą. Po wizycie w kościele wyraźnie się zmieniła. Wykazuje ponadprzeciętne zainteresowanie religią. Wypytuje mnie
i Thomasa o różne kwestie związane z katolicyzmem. Dziewczyny kręcą
głowami, chłopaki uśmiechają się pod nosem, a ja rumienię się, jakbym
był odpowiedzialny za jej stan psychiczny.
W pewnej chwili zaproponowała, byśmy razem wyszli do miasta. Nie
muszę pisać, jak ucieszyłem się z tego powodu. Bo choć nie byłem jej
wierny, to jakaś emocjonalna nostalgia do niej wciąż się we mnie tliła.
Jednak na próżno usiłowałem skierować rozmowę na tematy dotyczące
nas dwojga. Ona uczepiła się kwestii religijnych i cały czas o nie pytała. W pewnym momencie w trakcie rozmowy o specyfice polskiej religijności wyciągnęła ze mnie informację o tajnych mszach na bagnach.
Ugryzłem się w język. Niestety – za późno.
– Chociaż z daleka chciałabym to zobaczyć – błagała.
– Po co ci to?
– Coś mnie ciągnie do tej religijności – wyznała i nagle urwała.
Na nic zdały się moje wyjaśnienia, że nie wiem, gdzie odbywają się te
spędy, że są zakazane, że kapłanowi wręcz nie wypada w nich uczestniczyć i tak dalej.
Wymogła na mnie obietnicę, że dowiem się gdzie i kiedy odbywają się
zakazane nabożeństwa. Doprawdy nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Przy niej niebezpiecznie głupieję...
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
64
10 06.2074 r.
Oficjalnie pożegnaliśmy de Sousę. Stary wygłosił mowę pełną komplementów. Prawił o zasługach de Sousy dla zachowaniu porządku w strefie polskiej, o jego poświęceniu dla idei Nowego Edenu, jednocześnie
w kuluarowych rozmowach wymyślając mu od najgorszych.
Śledztwo w sprawie mojego porwania nie przyniosło żadnych efektów.
De Sousa rozłożył ręce, gdy zapytałem go, kto właściwie patroluje rynek
w Krakowie? Był też bezradny w sprawie przecieku odnośnie mojego wyjazdu. Cała ta sprawa unaocznia, jak niewydolne są nasze służby porządkowe. De Sousa tłumaczył mi w trakcie poczęstunku, iż nic nie mógł w tej
kwestii zrobić, gdyż ręce miał związane panującym ustawodawstwem.
– W wolnym demokratycznym Edenie każdy ma swobodę poruszania, panuje wolność i wszechobecna tolerancja – tłumaczył się, zajadając sałatę.
– Tolerancja nie może przerodzić się w bagnet kłujący Nowy Eden –
odpowiedziałem.
Zamyślił się, chyba zastanawiał się nad wieloznacznością użytej przeze mnie metafory.
– Niby tak – rzekł po chwili – ale istniejące prawo karne skutecznie
nas paraliżuje. Żeby wydać nakaz podsłuchu kogokolwiek, muszę mieć
zgodę arcykapłana. Wszelkie procedury w tym zakresie przeciągają się
w nieskończoność. Jedyne co trzyma ludzi w strachu, to kara śmierci.
– Jak to kara śmierci?
– Eutanazja jest w praktyce karą śmierci.
– Przesada – oponowałem – eutanazja to eutanazja. Kara śmierci ma inną filozofię.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
65
– Mnie chodzi o jej wymiar praktyczny, o efekt odstraszania, który powoduje.
Gawędziłem tak sobie z de Sousą ponad pół godziny, trawiąc powoli
sałatę i potrawy z soi. Nie wyglądał na przygnębionego. Niewątpliwie
z ulgą opuszczał strefę polską.
– Powiedz mi szczerze, nie masz do mnie żalu za pośrednie przyczynienie się do twojego odwołania?
Uśmiechnął się tajemniczo, co niewątpliwie było wydarzeniem, gdyż
uśmiech rzadko gościł na jego twarzy.
– Nie, stary i tak by mnie odwołał. Ty tylko przypadkiem dostarczyłeś
mu argumentów. Mało wiesz o tym, co tu się naprawdę dzieje... – zawahał się. – Może to i lepiej...
– A co tu się dzieje?
– W swoim czasie dowiesz się. Teraz i tak nic ci to nie pomoże. A zresztą
nie mam namacalnych dowodów… – urwał nagle.
– Dowodów?
– Tak, dowodów.
– Na co?
Uśmiechnął się po raz drugi – bijąc swój własny rekord.
– Skoro nie mam dowodów, więc nie mogę mówić o sprawie – spuentował rezolutnie.
– Chodzi o starego?
– Może tak, a może nie – rzekł enigmatycznie.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
66
– Pozbył się ciebie, bo coś o nim wiesz, co mogłoby go skompromitować?
– Ja tego nie powiedziałem.
– Ale zasugerowałeś.
– Wydawało ci się. Skończmy ten temat – rozkazał tonem sędziego
i zaraz spoważniał.
Nie śmiałem dalej drążyć sprawy, choć mnie intrygowała. Trochę za
dużo się wygadał i teraz był zdecydowany podjąć każdy nowy wątek
w rozmowie, byle tylko nie wracać do starego. Wyczułem to i bezlitośnie wykorzystałem sytuację:
– No dobrze. A co z Mszami? Wciąż odprawiane są po lasach?
– Tak – skinął głową, popijając sok pomarańczowy.
– Nie można nic z tym zrobić?
– No cóż, gdyby zdecydować się na strzelanie do tłumów, kilka tysięcy
zamknąć w pudle i poddać procedurze kwalifikacji do eutanazji – to
może doraźnie byłby jakiś efekt. Na dłuższą metę jednak dostarczylibyśmy katolikom męczenników i niebezpiecznie podburzyli nastroje.
– Gdzie oni odprawiają te sabaty?
– Chcesz się wybrać? – zaśmiał się.
– Kto wie? Mam doświadczenie w szpiegowaniu – żartowałem.
– To prawda – pokiwał głową. – Gdzie? Praktycznie w całej Polsce. Na
przykład na Kurpiach, w Puszczy Białej.
– Jak często się spotykają?
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
67
– Raz w tygodniu, w niedzielę. Nabożeństwo odprawiane jest w świetle dnia, bez zabawy w ciuciubabkę. Oni czują się naprawdę pewnie.
Dlatego cieszę się z mojego wyjazdu, gdyż w najbliższych miesiącach
może tu się wydarzyć coś, nad czym nie zapanujemy, a ja na szczęście
już nie będę za to odpowiedzialny.
Tutaj się mylił. Jego zaniedbania przyniosą owoce w przyszłości. Formalnie zdejmie z siebie odpowiedzialność, lecz moralnie na pewno
nie. Mimo wszystko jest w nim zbyt dużo goryczy i stąd te czarne wizje. Bo cóż tu się może wydarzyć?
17.06.2074 r.
Moi przyjaciele opuścili stolicę, ale bez Weroniki. Gdy powiedziałem
jej o nabożeństwie – postanowiła zostać. Cała paczka przy pożegnaniu
wymownie mrugała do mnie, myśląc sobie nie wiadomo co. Gdyby
Katja wiedziała, co jest prawdziwym powodem pozostania Wery, miałaby zapewne sporo do powiedzenia na temat jej kondycji psychicznej.
Na szczęście, nie wiedziała...
W niedzielę rano zwolniłem ochroniarzy i nakazałem szoferowi, żeby
zawiózł nas do Pisza. Z Pisza w stronę Puszczy Białej sunął sznur autobusów i samochodów osobowych. Funkcjonował nielegalny, doskonale zorganizowany transport. Wsiedliśmy do autobusu, na którego tablicy widniał napis „Puszcza Biała – wycieczki na grzyby”. Jechaliśmy
w ciągłym korku. Poboczem ciągnęły pielgrzymki – setki, tysiące ludzi.
W autobusie odmawiano katolickie modlitwy. Jedna z nich, najdłuższa,
nazywała się Różaniec. Weronika bardzo szybko nauczyła się słów i cały
czas powtarzała słowa modlitwy. Z konspiracyjnego punktu widzenia
był to genialny pomysł, ale ja już wtedy nie byłem pewien, czy ona rzeczywiście się konspiruje, czy po prostu się modli?
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
68
Po godzinie jazdy autobus zatrzymał się w środku lasu. Ruszyliśmy z ludźmi w dziką knieję. Podekscytowana dziewczyna śpiewała ze wszystkimi
pieśni religijne. Po około trzydziestu minutach marszu wyszliśmy na olbrzymią polanę, zarojoną mrowiem ludzi. Dochodziło południe, czerwcowy skwar wyciskał pot z czoła.
Wśród pielgrzymów dało się zauważyć osoby w różnym wieku. Przeważały –starsze, ale nie brakowało też ludzi w średnim wieku, a nawet nastolatków i dzieci. Słowem – uczestnicy zgromadzenia stanowili
przekrój mieszkańców Polski. Większość z nich to fanatycy religijni
wymachujący różańcami, klęczący i leżący krzyżem. Niebawem rozpoczęło się nabożeństwo. Weronika pociągnęła mnie prawie pod sam
ołtarz. Rozsiani po polanie mężczyźni w koloratkach siedzieli na ziemi, a chętni podchodzili do nich i rozmawiali z nimi. Podsłuchałem,
że ten obrzęd jest nazywany spowiedzią. Uroczyste śpiewy i modlitwy
trwały chyba ze dwie godziny. W ciągu tych dwóch godzin, jak później
sobie myślałem, utraciłem Weronikę na zawsze.
Apogeum szaleństwa nastąpiło, gdy w pewnej chwili uklęknęła przed
facetem w koloratce, który siedział na krześle obok owinięty wokół rąk
zdobionym kontuszem. Spowiadała się przeszło dwadzieścia minut. Patrzyłem na nią, jak porusza ustami. „O czym ona mówi?” – próbowałem
zgadnąć. Obawiałem się zdrady. Wreszcie ksiądz uczynił znak krzyża
nad jej postacią, a ona rozpromieniona wróciła do mnie.
– Pierwszy raz w życiu wyspowiadałam się – oświadczyła z twarzą zarazem poważną i radosną.
Na widok mojej miny, która bynajmniej nie wyrażała aprobaty dla tego
kroku, nieco się zmieszała.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
69
– Dziewczyno, co ty wyprawiasz?! – nie wytrzymałem.
– Moja babcia z Wandei ochrzciła mnie, gdy byłam jeszcze dziewczynką – mówiła z tym radosno-poważnym wyrazem twarzy. – Dziękuję ci,
Dominiku, że mnie tu przyprowadziłeś.
– Dobrze, dobrze. Uspokój się, Wero – próbowałem uciszyć jej emocje.
– Zostańmy tu. Znajdziemy ludzi, którzy się nami zaopiekują – przekonywała. – Będziemy mogli zgłębiać tajniki prawdziwej wiary.
– Dziewczyno, co ty opowiadasz.... – nie wierzyłem własnym uszom.
Musiała ujrzeć determinację w moich oczach, gdyż gwałtownie odsunęła się, jakby z obawy – i słusznie zresztą – przed nieprzewidywalną
reakcją z mojej strony.
– Dość tych wygłupów, wracamy do Warszawy! – rozkazałem, próbując
złapać jej rękę, lecz znowu zrobiła krok w tył. – Skąd wiesz, kim są ci
ludzie? Przecież to zwykli fanatycy. Spośród nich wyszli inkwizytorzy,
krzyżowcy i inni fundamentaliści – argumentowałem rozpaczliwie.
– Już od dawna nie działa na mnie ta wasza sieczka propagandowa –
w jej oczach zapłonęły ogniska buntu, które do tej pory tylko się tliły.
– Chyba sam nie wierzysz w te banały. Bawicie się w „bogów” i „kapłanów”, jak dzieci. Przy okazji prześladując prawdziwą religię.
Zatkało mnie. W tych okolicznościach nie miałem zamiaru kontynuować dyskusji.
Straciłem panowanie nad sobą, doskoczyłem do niej i uderzyłem ją
w twarz. Kilku mężczyzn błyskawicznie ruszyło w moim kierunku.
Dwóch z nich złapało moje dłonie i wykręciło przeguby.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
70
Wera dotknęła swego policzka, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się stało.
Potem poprawiła opadające na twarz włosy i już spokojna powiedziała:
– Niech panowie go puszczą... Nic się nie stało.
Wypowiedziawszy te słowa, odwróciła się na pięcie i roztopiła w gęstwinie ludzkiej. Mężczyźni puścili moje dłonie.
– Nie jestem pewien, czy nic się nie stało? Ale skoro dziewczyna tak
twierdzi... – skomentował sytuację jeden z mężczyzn.
Zrobiłem kilka kroków, masując obolałe ręce. Faceci popatrzyli za mną
z pogardą. Wkrótce Msza się skończyła. Ludzie rozpoczęli marsz w stronę „przystanku autobusowego”. Przygnębiony i wściekły dałem się nieść
tej fali. Swoim milczeniem wyrażałem sprzeciw wobec rozlewającej się
wokół dewocyjnej rzeki, która porwała najbliższą mi osobę.
22.06.2074 r.
Zniknięcie Weroniki wybiło mnie z rytmu i rozstroiło wewnętrznie. O ile
dotychczas nienawidziłem katolicyzmu z przyczyn intelektualnych, to teraz
czuję do niego wręcz fizyczną odrazę. Rozumiem motywacje rewolucjonistów francuskich, Stalina, socjalistów meksykańskich i innych, którzy zwalczali w przeszłości katolicyzm siłą. Trzeba przestać się cackać i wreszcie zrobić z nimi ład. De Sousa był za miękki. Belg Rochard, który ma go zastąpić,
musi postępować bardziej zdecydowanie. Brak stanowczości prowadzi do
wielu szkód społecznych i podkopuje ideę milenarystyczną.
Postanowiłem w tej sprawie wywrzeć presję na Schmicie. Z takim tłumem nie da się walczyć, można jednak aresztować organizatorów religijnych manifestacji czy choćby zamknąć wjazd do puszczy? Poszedłem
więc do starego. Trafiłem na obiad, który jadał w biurze. Na talerzu,
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
71
oprócz ziemniaków i pokrojonych w plasterki pomidorów, leżał kotlet
z mięsa. Zamurowało mnie. Chyba się nawet nie przywitałem. Wpatrywałem się jak zahipnotyzowany w mięso. Przypominało przeciętego na
pół szczura. Szef spostrzegł moje zdziwienie, lecz nie przejął się nim
specjalnie. Połykał zwierzę, siekając je nożem na mniejsze kawałki.
– Co to jest? – wydusiłem z siebie, nie mogąc oderwać wzroku od talerza.
– To jest kotlet – usłyszałem lakoniczną odpowiedź.
– Skąd arcykapłan to ma?
– No... są różne możliwości – odrzekł z ustami pełnymi mięsa.
– Czy to mięso jest zdrowe?
– Spokojnie, przebadano je kilka razy.
Od dziecka byłem wegetarianinem i nie mogłem znieść myśli, że ludzie
mogą zjadać inne, niewinne istoty. Na widok człowieka spożywającego
mięso robiło mi się mdło. Tym bardziej na widok kogoś pałaszującego
„coś” przypominające przekrojonego na pół szczura.
– Zdrowe czy zatrute to nie ma znaczenia, przecież istnieje zakaz konsumpcji mięsa wydany przez Radę Bogów.
Schmit odłożył widelec i ostentacyjnie rozłożył ręce.
– Bracie Rose, mógłbyś być dla mnie bardziej wyrozumiały.
Popatrzyłem na niego z politowaniem. Coraz bardziej mnie mdliło.
Wyszedłem bez słowa, akcentując dobitnie swoje wyjście trzaśnięciem
drzwiami. Ku mojemu zdziwieniu, futryna pozostała na swoim miejscu.
W pierwszym odruchu chciałem napisać skargę do Rady Bogów. Szybko
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
72
się jednak zreflektowałem. Schmit jest człowiekiem bardzo wpływowym. Nic bym nie osiągnął, podejmując taką akcję. Swoją drogą, jeżeli
tak zachowuje się mój szef, to perspektywa naszego zwycięstwa oddala się coraz bardziej. Czy to miał na myśli de Sousa, sugerując niecne
sprawki arcykapłana, na które nie miał dowodów?
Pierwszy raz zwątpiłem w powodzenie swojej pracy: kryzys gospodarczy,
zarazy, zdrada najbliższej mi osoby, degrengolada moralna naszych przywódców, a przede wszystkim tłumy, które ujrzałem na polanie w puszczy
pogrążyły mnie ostatecznie. Tyle akcji politycznych, tyle programów reedukacyjnych – wszystko na nic. Można w nich wciskać tony propagandy i tak
po pewnym czasie ujawnia się ich katolicka natura. Jak oni to robią? Może
ich przywódcy stosują niekonwencjonalne środki propagandowe? Rzucają
uroki na ludzi? Weronika zachowywała się, jakby ją ktoś zahipnotyzował...
Trzy dni biłem się z myślami. Na trzeci dzień rozpoczął się powolny
proces odradzania. Aż przyszedł moment, gdy zrzuciłem z siebie ciężar
wspomnień z ostatnich dni i – mimo trudności, mimo ścian, które wciąż
wyrastają przede mną – postanowiłem kontynuować swoją misję.
5.07.2074 r.
Bogowie wydali Dekret o nowych zasadach powszechnej szczęśliwości
w epoce milenarystycznej. Nie da się ukryć – zmiany są śmiałe, rzekłbym
nawet rewolucyjne. Ten nowy radykalizm da się wytłumaczyć próbą
wyjścia z pułapki sprzeczności, jaką jest dążenie do pogodzenia szczęścia pojedynczych osób ze szczęściem ogółu. Problem sygnalizowałem
już na wcześniejszych stronach pamiętnika. Tutaj przypomnę go w kilku słowach. Intensywność przeżywania zmysłowego szczęścia przez
daną istotę jest ograniczana tolerowaniem zachcianek i pragnień istot
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
73
drugich. W efekcie średni wskaźnik powszechnej szczęśliwości wyraźnie się obniża, a niekiedy wręcz uniemożliwia godne życie. Przykładem może być plaga szczurów w Paryżu. Gdybyśmy chcieli postępować
zgodnie z literą prawa, nie moglibyśmy ich zabijać!
Przemówienie wprowadzające w treść Dekretu odczytał w telewizji bóg
Rousseau. W gustownej scenografii na tle błękitnego nieba i kwitnących
palm wyznaczył nowe priorytety dla Nowego Edenu.
„– Zasadniczy problem brzmi: czy idee tolerancji, braterstwa, równości
– generalnie pooświeceniowej demokracji – dadzą się pogodzić z dążeniem do podwyższenia wskaźnika szczęśliwości w epoce milenarystycznej? – pytał retorycznie. – Czy koncepcja umowy społecznej nie
jest w dzisiejszych warunkach koncepcją przestarzałą? Tak, przestarzałą. Nie boję się tego powiedzieć. Bo cóż właściwie daje nam umowa społeczna? Daje ogólnoludzki kompromis, który prowadzi do mniejszego,
ale jednak cierpienia milionów. Przypomnijmy sobie, co jest naszym celem: zbudowanie raju na ziemi, w którym żyjące istoty egzystują we wzajemnej tolerancji, otwartości i ogólnej szczęśliwości. Teraz przeżywamy
okres milenijny. Znajdujemy się w fazie przejściowej, przygotowującej
do życia w raju na ziemi. Wszyscy staramy się zachowywać zgodnie
z kanonem wartości wolnościowych, żeby zasłużyć sobie na przyszłe
wskrzeszenie i dołączenie do grona wybranych oraz robimy wszystko,
żeby nie trafić do grona pokutników pracujących przez całą wieczność
na rzecz zbawionych wyznawców tolerancji.
Od początku naszym celem było równomierne podnoszenie wskaźnika
szczęśliwości i powszechnej tolerancji, czyli stworzenie już teraz namiastki raju. Niestety, kłopoty gospodarcze, panujące powszechnie zarazy uniemożliwiają równomierny wzrost szczęśliwości oraz poczucia tolerancji.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
74
Coraz więcej osób – z braku perspektyw – przeżywa załamanie psychiczne i popełnia samobójstwa. Ten stan musi ulec zmianie. Z drugiej strony nie dziwmy się zbytnio. W okresie milenijnym ludzkość nie może być
w pełni szczęśliwa i jednocześnie korzystać z dobrodziejstw demokracji.
Powtórzmy: na aktualnym etapie rozwoju dopiero zmierzamy do demokratycznego raju i – nie łudźmy się! – świat wokół nie jest Edenem, o którym marzymy! Z niego dopiero wyłoni się prawdziwy Raj!
Z tego faktu należy wyciągnąć odpowiednie wnioski. Doktryna wolności
dla wszystkich kłóci się z doktryną szczęścia dla wszystkich. Podstawowa zatem zmiana w naszych zasadach brzmi: należy odejść od koncepcji
wybujałej tolerancji i demokracji, gdyż – na obecnym etapie – przeszkadza nam w podnoszeniu ogólnego wskaźnika szczęśliwości.
Na przykład zbyt duże zaludnienie uniemożliwia wyżywienie wszystkich ludzi, zatem musimy zaostrzyć przepisy dotyczące eutanazji chorych, kobiet, dzieci oraz zwierząt. Osoby, które zrozumieją istotę tych
zapisów i pokornie poddadzą się tym zarządzeniom, w pierwszej kolejności będą wskrzeszane do nowego życia jako męczennicy tolerancji”.
***
W tym duchu Rousseau przemawiał przeszło godzinę. Jego wypowiedź
z racji przyjętej formy musiała być ogólnikowa. Zobaczymy, na czym
konkretnie polegają zaostrzenia, gdy Dekret znajdzie się na moim biurku. Myślę jednak, że słusznie zauważono, iż demokracja jako taka kłóci
się z dążeniem do powszechnej szczęśliwości i, że trzeba z tego faktu wyciągnąć wnioski. Do tej pory na siłę starano się uszczęśliwiać ludzi, ale
życie zweryfikowało taką praktykę. Ktoś musi dobrowolnie zrezygnować ze swojej wolności, aby wolność drugiego była doskonalsza. Tylko tak można rozwiązać sprzeczność, którą zauważyłem już wcześniej
w Katechizmie, a która dotyczyła rozumienia pojęcia tolerancji.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
75
11.07.2074 r.
Do opinii publicznej nareszcie dotarły szczegółowe zapisy Dekretu, od razu
wywołując gwałtowne demonstracje. W Warszawie manifestowały feministki w związku z decyzją Rady Bogów o dopuszczalności eutanazji kobiet z przyczyn społecznych. O możliwości tej regulacji prawnej mówiono
już od kilku miesięcy, po tym jak grupa hiperpostępowców zgłosiła projekt
ustawy o takiej treści. Teraz postanowiono włączyć go do Dekretu, nadając
mu szczególną rangę. Bogowie stanęli przed dylematem: czy prawo kobiety
do aborcji dziecka z przyczyn społecznych można przenieść na prawo mężczyzn do eutanazji swych żon, również z przyczyn społecznych?
Argumentacja hiperpostępowców opierała się na założeniu, że skoro
bezrobotna matka może usunąć dziecko, którego nie jest w stanie utrzymać, to również bezrobotny mężczyzna powinien mieć prawo usunięcia
żony, na utrzymanie której nie posiada środków. Obrończynie kobiet
odpowiadały: „W takiej sytuacji wystarczy rozwód”. Kontrargument hiperpostępowców brzmiał: „Bezrobotny mąż nie ma z czego płacić alimentów, zatem rozwód nie spełnia swojej roli; kobieta w dalszym ciągu
nie posiada środków do życia”. Prawniczki feministyczne odbijały piłeczkę: „Mężczyzna nie jest już głową rodziny, gdyż nie żyjemy w społeczeństwach patriarchalnych”. I tu nieopacznie wpadły we własną pułapkę. Wcześniej bowiem wymogły na Radzie Bogów, aby ta przyznała
obowiązek alimentacyjny mężowi, niezależnie od winy orzeczonej na
rozwodzie. Stanowisko uzasadniano potrzebą zadośćuczynienia za wielowiekowe prześladowanie kobiet przez mężczyzn. Tak jak współcześni nauczyciele, tak również współcześni mężowie muszą odpokutować
winy swoich przodków. Tym samym mąż stał się odpowiedzialny za
żonę, co prawnie skutkuje koniecznością jej utrzymania. Skoro zaś nie
jest w staniej jej utrzymać, logiczną konsekwencją pozostaje eutanazja.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
76
Manifestantki krzyczały, domagając się cofnięcia decyzji. Pierwszy raz
spotkałem się z tak stanowczą reakcją przeciwko decyzji bogów. Akurat przechodziłem tamtędy więc wtopiłem się w tłum kobiet, próbując
nawiązać z nimi rozmowę.
– Cóż, Rada Bogów podjęła decyzję, nie ma co polemizować, taka jest
demokracja – zagaiłem do trzydziestokilkuletniej kobiety trzymającej
w dłoniach transparent z napisem: „Wolność dla kobiet!!!”
– Demokracja?!!! – wrzasnęła i po chwili z jej ust popłynął soczysty potok słów niezbyt pochlebnych wobec demokracji i Rady Bogów.
– Mój stary od razu podda mnie eutanazji! – krzyknęła jej koleżanka
trzymająca transparent z drugiej strony.
– Chłopy tylko czekały na taką możliwość – mówiła inna. – Teraz, gdy
będą się chciały nas pozbyć, zwolnią się z roboty na parę miesięcy...
– No nie, to chyba przesada – powiedziałem. – Co prawda prawo można
naginać, lecz są jeszcze sądy.
– Co nam po sądach, jeśli prawo głupie?
Jedna z kobiet przyglądała mi się uważnie, aż w końcu zapytała:
– Siostry, może to jakiś szpieg? Co on tak chodzi i węszy?
– Szpieg! Szpieg! – zaczęły jak na rozkaz przekrzykiwać się i popychać mnie.
Uciekałem szarpany za włosy i bity pięściami po plecach. Z trudem udało mi się wyrwać z tłumu.
Demonstracja stawała się coraz agresywniejsza. Niebawem interweniowały służby porządkowe. Aresztowane prowodyrki piszczały ciągnięte
przez policjantów do radiowozów.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
77
Wieczorem w telewizji obejrzałem relację z demonstracji w różnych
miastach Nowego Edenu. Policja interweniowała w Paryżu, Frankfurcie, Wiedniu, Mediolanie, Rzymie, Tuluzie. Do prawdziwej bitwy doszło
w Amsterdamie. Kilka feministek zostało rannych. Sprawa odbiła się też
szerokim echem w mediach chińskich i amerykańskich.
30.07.2074 r.
Człowiekowi z ulicy wydawać by się mogło, że kapłan nie posiada większych obowiązków. Złudzeniu temu ulega wielu maluczkich tego świata.
Z perspektywy mrówki olbrzymy wydają się wszechmocne i niezwyciężone. Niestety, nad każdym siłaczem jest ktoś silniejszy. Nade mną jest
Schmit, bogowie oraz materia spraw, z którymi się borykam. Dzisiejszy
dzień jest tego przykładem.
Zaraz po porannej kawie przyjmowałem interesantów. Postanowiłem
robić to przez dwie godziny raz w miesiącu. Jako trzecia w kolejności
przyszła ze skargą pewna kobieta, której syn został wytypowany przez
konsylium lekarskie do eutanazji. Chłopak bardzo często choruje na
różne schorzenia dróg oddechowych i w końcu przekroczył dwutygodniowy limit kataru. W Dekrecie o szczęśliwości bogowie ogłosili bowiem dopuszczalne limity kataru, powyżej których człowiek nie może
się czuć szczęśliwy i osłabia ogólną radość z oczekiwania na zapanowanie ziemskiego Edenu. Podobne uregulowania dotyczą alergii i innych
chorób ciężkich oraz pospolitych.
Chłopak miał pecha. Zaraz po wprowadzeniu w życie Dekretu (11.07 br.)
infekcja zaatakowała mu gardło, a w nosie pojawiła się wodnista wydzielina. Po czternastu dniach, zgodnie z nowymi wytycznymi Rady Bogów,
lekarze skierowali go na zabieg eutanazyjny. Zrozpaczona matka padła
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
78
do moich nóg i zanosząc się płaczem, błagała o darowanie życia synowi.
Akurat w tej sprawie nie mam nic do powiedzenia. Ułaskawienie może
uzyskać jedynie w przypadku, gdy arcykapłan strefy polskiej wystosuje
pismo do Rady Bogów z prośbą o zmianę decyzji konsylium, a ta przychyli się do jego prośby. Schmit nie chce zajmować się takimi głupstwami, gdyż jak twierdzi, ma na głowie ważniejsze sprawy.
– Kapłanie, co mam robić. To mój jedyny syn, nie skończył jeszcze czternastu lat – lamentowała kobieta. – Jest już zdrowy, ale dalej chcą go zabić.
– Niech pani wstanie – powiedziałem stanowczo.
Nie poskutkowało. Niemal podniosłem ją siłą i kazałem się uspokoić.
– Musi pani pogodzić się z orzeczeniem lekarskim – przekonywałem. –
To przecież dla dobra chłopaka, który niepotrzebnie się męczy.
– On się nie męczy – zaniosła się jeszcze większym spazmem.
– Jeśli bogowie uznali za słuszne ograniczyć cierpienie takich ludzi, to
musimy uznać ich rację. Bogowie są nieomylni.
Kobieta łkała coraz głośniej. Z jej oczu płynęły potoki łez.
– W tej chwili nie choruje, ale prawdopodobnie niedługo znowu nabawi
się nowej infekcji i jego męczarnie zaczną się na nowo – argumentowałem. – To pewnie alergia. Musimy eliminować alergików, gdyż ich cierpienia upokarzają ich jako ludzi.
– Jakie męczarnie? – spytała i butnie spojrzała mi w oczy. – Czy katar to
dla ciebie męczarnie? – wykrzykiwała.
W takich warunkach uznałem dalszą rozmowę za bezcelową. Wezwałem ochronę, a ta siłą wyprowadziła ją z gabinetu.
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
79
Cała ta sytuacja bardzo mnie zirytowała. Powinienem przemyśleć sensowność przyjmowania interesantów z ulicy. O ile wiem, nikt z kapłanów strefy
polskiej tego nie robi. Tylko ja wyrwałem się przed szereg. A swoją drogą,
jak wiele wody musi upłynąć, żeby ludzie pojęli jak wielkim szczęściem dla
nich są zarządzenia Rady Bogów? Dlaczego tak łatwo godzą się na katusze
niegodne obywatela naszego nowoczesnego państwa? Z drugiej strony nie
ma co się dziwić, ludzie zawsze buntowali się przeciwko bogom.
Rewolucyjne stanowisko władz Nowego Edenu odnośnie eutanazji od
dawna wzbudza kontrowersje. Gdy przed laty Libert i Hajnas wydali
dekrety nakazujące eutanazje wszystkich niezdolnych do szczęśliwego
życia – także z przyczyn ideologicznych – fundamentaliści i mułłowie
dawnego porządku społecznego podnieśli wrzawę. Ludzie skażeni wirusami starego myślenia nie byli w stanie pojąć, że w tym stanowisku
chodzi o coś jakościowo nowego.
Chorzy z nienawiści zwolennicy „starego świata” nie mogą być szczęśliwi w ramach nowego porządku społecznego. Skoro nie mogą się pogodzić z nową
rzeczywistością, ich życie z góry skazane jest na nieszczęśliwą wegetację. Cóż
w takich warunkach mają czynić władcy Nowego Edenu? Jak gdyby nigdy
nic pogodzić się z ich cierpieniami i nie podejmować żadnych prób uwolnienia ich od nieszczęść? Czy może okazać minimum człowieczeństwa i podjąć
jedynie słuszną decyzję o ich uszczęśliwieniu poprzez eutanazję? Dla mnie
osobiście sprawa jest oczywista – nie można postępować inaczej.
2.08.2074 r.
Muszę napisać o czymś, co budzi mój opór, a co dotychczas taktycznie pokrywałem zasłoną milczenia. Nie podoba mi się jeden z zapisów Dekretu
o szczęśliwości. O nie, źle napisałem, nie tyle mi się nie podoba, ile nie mogę
Drugi sygnał – przypadek Weroniki
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
80
go zrozumieć. Bogowie zawsze mają rację i ja przyjmuję ich stanowisko na
wiarę. Intelektualnie mam jednak wątpliwości. W kwestii równouprawnienia zwierząt zapisano enigmatycznie, że większość animalsów nie jest
w stanie zachowywać się tolerancyjnie i żyć we wszechistotowej zbiorowości hiperdemokratycznej. W rezultacie w stosunku do zabijania zwierząt nie
obowiązują już standardy stosowane w przypadku ludzi. Innymi słowy –
sytuacja z metra na Trocadéro, które opanowały kilka tygodni temu szczury, już się nie powtórzy. Szczury zostaną bezwzględnie wytępione.
Jest i inna konsekwencja tego zapisu. Fragment najbardziej dla mnie
niezrozumiały. Otóż, bogowie znoszą obowiązek wegetarianizmu. Co
prawda zalecają, aby ten piękny zwyczaj utrzymać, lecz równocześnie
wyraźnie go znoszą. Doprawdy nie mogę za tym nadążyć. O co tu chodzi? Przecież trapią nas plagi i choroby odzwierzęce!
Może jestem niesprawiedliwy, ale czegoś tu nie rozumiem...
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
81
Rozdział III
Rebelia
11.08.2074 r.
Szok. Media od rana podają informację o inwazji obcych wojsk. Agresorzy wylądowali u wybrzeży Bretanii. Z doniesień telewizyjnych wynika, że nasze wojska zostały zupełnie zaskoczone. Zostałem wezwany na
specjalne posiedzenie sztabu kryzysowego, w którym brali udział lokalni przywódcy wojskowi oraz kapłani strefy polskiej.
– Panowie, jak już wiecie, dziś nad ranem u wybrzeży Bretanii wylądował obcy desant – głos arcykapłana brzmiał poważnie i dostojnie.
Odniosłem wrażenie, że nawet nieco drżał. – Stanęliśmy jako państwo
w obliczu obcej inwazji. Państwo nasze co chwilę atakują nowe zarazy. Trawi nas kryzys gospodarczy, przeprowadzamy różne reformy.
Jak wiecie nastroje wśród ludności nie są zbyt optymistyczne i właśnie
w takich warunkach stajemy w obliczu wojny.
– Chcielibyśmy usłyszeć najnowsze informacje z frontu – przerwał
mu lokalny premier.
– Jestem w ciągłym kontakcie z Orleanem. Informacje nie są zbyt optymistyczne. Oddziały agresora dosyć szybko posuwają się w kierunku
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
82
Paryża. Myślę, że już wkrótce nasze dowództwo otrząśnie się z pierwszego szoku i czym prędzej przystąpi do kontrataku.
– Jak to w ogóle możliwe, że daliśmy się zaskoczyć? – pytałem.
– Nasze oddziały są przegrupowywane – tłumaczył pokrętnie Schmit. –
W tamtym rejonie nie stacjonowało zbyt wiele wojsk. Spodziewaliśmy
się ataku ze strony Rosji, Chin czy krajów arabskich.
– Kto właściwie nas zaatakował? – nie dawałem za wygraną.
Stary zrobił jedną z bardziej debilnych min ze swego bogatego repertuaru, którą najwyraźniej trzymał na takie okazje:
– No, właściwie to nie wiadomo – odrzekł sucho. – Nasze służby wciąż
próbują to ustalić.
– Jak to? – zapytało kilka osób naraz.
– Oficjalnie nikt nie wypowiedział nam wojny.
– Może Amerykanie!
– Może Arabowie!
– Albo Chińczycy!
Licytowali się nawzajem zebrani.
– Wiem tylko tyle: około 200-osobowy oddział wkroczył na nasze terytorium. Proszę mnie o nic więcej nie pytać – powiedział podenerwowany Schmit. – Powołuję Komitet Bezpieczeństwa Regionalnego, w którego
skład wchodzą wszyscy zebrani. Zwracam się do państwa o uruchomienie podległych służb w celu zapewnienia ochrony ludności w przypadkach kryzysowych. Wojsko polskie proszę postawić w stan gotowości.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
83
Z panem generałem porozmawiamy jeszcze o ewentualnym wysłaniu
naszych oddziałów do pomocy zaatakowanej Francji. Po naszym spotkaniu ogłoszę stan wojny. Czy są jakieś pytania?
Szok był zbyt duży – nikt nie miał głowy do pytań. Szybko wyniosłem
się i zająłem organizacją opieki nad dziećmi oraz edukacją w warunkach
stanu wojennego. Na dzień dzisiejszy nie chciałem jeszcze zawieszać nauki w szkołach. Kontynuowałem też zaczęte projekty i programy o charakterze ideowo-światopoglądowym.
Na ulicy nie wyczuwałem paniki. Ludzie krążyli swymi mrówczymi szlakami, zmierzając do swych mrowisk. Nie robili tego ani szybciej, ani wolnej. Ot, tak jak zwykle. Ciekawe, co z tego wszystkiego wyniknie? Pytań
jest zbyt wiele, jak choćby fundamentalne, które postawiłem Schmitowi.
Skoro nie wiadomo, kto nas zaatakował, to właściwie nic nie wiadomo.
***
Po południu znalazłem chwilę na spotkanie z Luksemburką Plaff.
Wcześniej wyznaczyłem jej termin spotkania w związku ze zmianami płynącymi z Dekretu o szczęśliwości, który dopuszcza poddawanie
dzieci rozwodników eutanazji.
– Kapłanie Rose, nie chciałam pana dręczyć swoimi problemami, ale dłużej nie mogę milczeć – rozpoczęła niezbyt optymistycznie, co w ostatnich
dniach stało się niepisaną tradycją.Jej drobna postać skuliła się w sobie
i nie przypominała już tej pewnej siebie dziewczyny sprzed kilku miesięcy.
– Mam poważne kłopoty z właściwym funkcjonowaniem wiosek. Dekret
o szczęśliwości przychodzi w samą porę. „Matki” rozchodzą się czasami co
dwa, trzy tygodnie, a dzieci pozostają bez opieki. Wiele z tych, które trwają w związkach, nadużywa alkoholu, zażywa narkotyki. Słowem – wiele
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
84
rodzin jest zdegenerowanych moralnie i z tego powodu wątpię, czy pomysł na podwójną dawkę matczynej miłości, spełni nasze oczekiwania.
– Ile w sumie było rozwodów? – zapytałem zaskoczony tymi nowinami.
– Piętnaście.
– W trzech ośrodkach!?– niemal wykrzyknąłem.
– Pozostałe związki zajmują się sobą, a nie wychowaniem dzieci. Dzieciaki chodzą głodne, zaniedbane, mają braki w nauce. Nie mogę już
patrzeć, jak się marnują.
Kobieta wymawiając ostatnie słowo, rozpłakała się. Cóż, trzeba będzie
przyjrzeć się tym ośrodkom.
Jednak zaraz po jej wyjściu myśli znowu pochłonęły mi wydarzenia rozgrywające się we Francji. W każdej wolnej chwili kręciłem gałką potencjometru radiowego, poszukując najświeższych informacji. Ale dopiero
w wieczornym dzienniku podano wiadomość tyleż dziwną, co zaskakującą. Prezenter, zachowując śmiertelną powagę, oświadczył, że od północy zaatakowały nas Wyspy Owcze. Informacja ta padła bez żadnego
komentarza. Każdy musiał ją sobie zinterpretować samodzielnie. Początkowo myślałem, że to jakiś żart. Jak małe wyspiarskie państewko
może zaatakować wielkie milenarystyczne imperium? Za moment padły jeszcze bardziej zdumiewające słowa. Prezenter oświadczył, że około
godziny 16.00 od południa strefę francuską zaatakowały Baleary. Wyemitowano nawet przemówienie wygłoszone przed kamerami lokalnej
telewizji Balearów przez tamtejszego prezydenta:
„– W związku z katastroficzną sytuacją na kontynencie europejskim, panoszącymi się zarazami, degrengoladą życia społecznego i biedą, wojska
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
85
sił lądowych i morskich Balearów przychodzą z wyciągniętą dłonią dla
zgnębionych narodów Europy. Bierzemy was pod swoją opiekę, niesiemy wyzwolenie, bezpieczeństwo i pomoc materialną”.
– O czym on gada? W jaki sposób Baleary mogą nam pomóc? – pytałem sam siebie.
Po pierwszym szoku i chwili namysłu przyszło uspokojenie. O wiele łatwiej prowadzić wojnę z państwami wyspiarskimi, niż z Chińczykami!
Małe kraje nie mogą nam na dłuższą metę zagrozić. Gdy otrząśniemy
się z pierwszego szoku – damy im łupnia.
W dobrym nastroju podtrzymał mnie również sposób relacjonowania tych
wydarzeń przez telewizję. Po prostu nie poświęcano im większej uwagi, uznając za wydarzenia marginalne. Zresztą chyba tak jest w istocie. Gdy jacyś szaleńcy porywają się na wielkie imperium, to czy można ten fakt traktować poważnie? W serwisach należy umieszczać go co najwyżej jako ciekawostkę.
Znacznie więcej czasu poświęcano rozruchom w państwach arabskich.
Tłum podpuszczony przez islamskich przywódców religijnych, nie chce
wpuszczać na terytoria arabskie swoich europejskich współwyznawców
masowo opuszczających kontynent. Imamowie twierdzą, że ich muzułmańscy bracia chodzący po europejskiej ziemi są przeklęci i traktują ich
niczym zadżumionych. W Bagdadzie zginęło kilkanaście osób, w Teheranie ponad trzydzieści, a w Kairze pięćdziesiąt.
Ciekawe, co dzieje się z Weroniką. Chodziło mi po głowie, żeby ją odszukać. Zrezygnowałem jednak z tego pomysłu. Weronika dokonała
określonego wyboru. Wybrała obcy mi duchowo i intelektualnie świat.
Wiele mogłem jej wybaczyć, ale tego nie jestem w stanie. Gdybym ją
rozgrzeszył, wyrzekłbym się własnego „ja”.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
86
15.08.2074 r.
Wiadomości z frontu są enigmatyczne albo nie ma ich wcale. Dowódca
wojsk Nowego Edenu oświadczył, że nasze oddziały dają skuteczny odpór agresorom. Media powtarzają ogólnikowe informacje, nie podając
żadnych szczegółów. Stary też milczy jak grób, od czasu do czasu powtarzając tylko zagadkowe: „Nie jest źle”.
Uspokojony tym „nie jest źle”, wybrałem się z niezapowiedzianą wizytą
do „doppel-wioski” położonej pod Warszawą. Choć sprawa zamknięcia
projektu wydawała się przesądzona, chciałem na własne oczy przekonać
się, czy Plaff nie przesadza? Wokół drewnianych parterowych domków
w stylu wiejskim znajdowały się place zabaw i na ogół zaniedbane przydomowe ogródki. Przy pierwszym domku siedział na progu zziębnięty
może czteroletni chłopak, grzebiąc patykiem w kałuży.
– Cześć! – zawołałem wesoło, chcąc nawiązać z nim jakikolwiek kontakt.
Dziecko spojrzało nieufnie i zacięło się w milczeniu, uporczywie mieszając patykiem w brei.
– Gdzie są twoje mamy? – przykucnąłem.
– W domu.
– Dlaczego nie wejdziesz do środka? Nie chcą cię wpuścić?
Malec objął swoje kolana i przytulił się do siebie.
Zapukałem do drzwi. Żadnego odzewu. Nacisnąłem klamkę. W łóżku leżały
dwie pijane damy. Jedna z nich otworzyła nawet oko, ale po chwili zamknęła je.
Profilaktycznie wycofałem się. Przy następnym domku jedna z kobiet wieszała
na sznurach pranie. Obok niej biegał mały bobas, trzymając ją za spódnicę.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
87
– Dzień dobry. Nazywam się Rose, wizytuję ten ośrodek, chciałem zapytać: jak się pani mieszka?
Kobieta mruknęła pod nosem „Dzień dobry”, ale nie odpowiedziała na
moje pytanie. W pewnym momencie spostrzegłem, że ma podbite oko.
– Co się pani stało? – zapytałem, usiłując bliżej przyjrzeć się ranie.
– O co panu chodzi? – opędzała się ode mnie. – Czego pan chce?
Uporczywie przyglądałem się jej, nie dając za wygraną. Próbowała zakryć rękami podbite oko, ale bez większego powodzenia. Fioletowy siniak odznaczał się wyraźnie na twarzy.
– Jestem pomysłodawcą powstania tej wioski i interesuję się życiem jej
mieszkańców. Kto panią tak urządził? – nalegałem.
Złapała dziecko i pociągnęła za sobą. W ostatniej chwili chłopiec odwrócił się i zawołał:
– Druga mamusia!
– Cicho, zamknij się – wrzasnęła kobieta, zanim jeszcze zamknęły się
za nią drzwi.
Przy trzecim domku znowu natknąłem się na pijaństwo; przy czwartym
udało mi się trafić na w miarę normalną sytuację, piąty i szósty – stały
puste. W sumie potwierdziło się to wszystko, co mówiła Plaff.
19.08.2074 r.
Wydałem dekret zamykający „doppel-wioski”. Reakcja była natychmiastowa.
Wieczorem pod moimi oknami pojawiła się pikieta bab protestujących przeciwko zamknięciu wiosek. Krzyki i wrzaski nie dawały spać. Zdecydowałem
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
88
się na rozmowę. Wyszedłem przed dom, próbując nawiązać dialog. W odpowiedzi obrzuciły mnie jajkami. Straciłem cierpliwość. Zadzwoniłem do
Schmita, prosząc o interwencję. Gdy pojawiła się policja, krzyczały:
– Morderca! Kat! Terrorysta!
Po kilku minutach okrzyki ucichły, aż w końcu zapanowała błoga cisza.
O paradoksie... Ja, radykalny lewicowiec, obrońca praw kobiet i wszelkich mniejszości, stałem się ich śmiertelnym wrogiem.
Mimo tych denerwujących wydarzeń mój umysł zaprzątały przede
wszystkim doniesienia z frontu. Po kilku dniach blokady medialnej Rada
Bogów wydała komunikat. Wynikało z niego, iż desanty Wysp Owczych
i Balearów rozpierzchły się na kilka mniejszych formacji, zdobywając
kilka mniejszych miasteczek na północy i południu Francji. Nasze wojsko odbija miasteczka. Wszystko się wlecze w czasie, gdyż chcemy zminimalizować straty w ludności cywilnej. Podobno na pomoc śpieszą elitarne oddziały niemieckie i włoskie.
Chciałem z kimś o tym porozmawiać. Od czasu przyłapania Schmita
na jedzeniu kotleta unikałem z nim dyskusji. W trakcie popołudniowej przerwy obiadowej wpadłem więc na kawę do kapłana Larssona (od
spraw finansowych), który sprzedał mi kilka newsów. O przebiegu sytuacji na froncie wiedział nie więcej ode mnie, ale był dobrej myśli. Zauważyłem, że prawie wszyscy znajomi – i nawet ja sam – byli dobrej
myśli. Umysł Larssona zaprzątały inne sprawy.
– Według ostatnich raportów medycznych gwałtownie wzrasta śmiertelność wśród młodych kobiet i mężczyzn – mówił. – Przyczyną jest stosowanie środków antykoncepcyjnych przez kobiety. Dziewczyny używające
antykoncepcji zarażają mężczyzn, śmierć następuje po kilku tygodniach.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
89
Przerwał na chwilę, aby sprawdzić, jakie ta informacja wywarła na mnie wrażenie.
– Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza w praktyce? Cała lansowana przez
Radę Bogów filozofia swobody obyczajowej i dążenia do szczęśliwości musi
zostać na nowo przemyślana. Najgorsze, że nie wiadomo, co wywołuje tę
chorobę. Do czasu odkrycia przez naukowców przyczyny tej zagadkowej
infekcji trzeba będzie wycofać wszystkie środki antykoncepcyjne z rynku.
– Jeśli sytuacja jest tak poważna, dlaczego raport jest wciąż utajniony? – dziwiłem się.
– Rada Bogów namyśla się, co z tym fantem zrobić. Taka wiadomość
nie wywoła przecież radosnych reakcji. Ludzie się wściekną, bo nie są
przygotowani do takich wyrzeczeń. Kultura masowa i milenarystyczna
przygotowuje ich do całkiem odmiennych zachowań.
Druga wiadomość również dotyczyła chorób.
– W małym miasteczku na południu Flandrii – opowiadał – wzburzony
tłum napadł na gejowski klub i niemal rozszarpał znajdujących się tam
bywalców. Szał gniewu wywołany został pogłoską o nowej chorobie wenerycznej, która powstała w środowiskach homoseksualistów, a która
przenosi się drogą kropelkową. Nasze służby medyczne twierdzą, że jest
to choroba podobna do AIDS. Wywołują ją te same szczepy wirusów.
– Rozumiem emocje, strach przed śmiercią, chęć zemsty... Ale co z tymi wszystkimi programami reedukacyjnymi? Czyżby wszystko na nic? – pytałem.
– Ludzie w obliczu zagrożenia zaczynają zachowywać się jak dzikie bestie
– tłumaczył Larsson. – Odzywają się geny odziedziczone po przodkach.
Reedukacja trwająca nawet kilkadziesiąt lat nie wystarczy, żeby wymazać
z ich pamięci genetycznej to, co otrzymali w spadku od swoich ojców.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
90
Trzecia wiadomość była już innej natury, ale również przygnębiająca.
– Wygłodniałe wyrostki na południu strefy włoskiej zabiły i zjadły swoich rodziców – obwieścił ze skandynawskim chłodem mój kolega.
25.08.2074 r.
Pierwszy raz od dłuższego czasu wyrwałem się z Warszawy. Moim celem
była mała wioska pod Łowiczem, w której istnieje oryginalny ośrodek.
Do oficjalnych mediów nie przedostają się informacje o jego funkcjonowaniu. Hoduje się w nim wskrzeszonych przedstawicieli znaczących
rodów, najbardziej zatwardziałych fundamentalistów z historii Polski.
Wśród nich jest mnóstwo wojskowych: hetmani, rycerze, krzyżowcy,
a także przywódców politycznych oraz duchownych.
Pomysł ożywienia patriarchalnych przywódców od dawna był podnoszony w literaturze science fiction. Fundamentaliści i inni krzyżowcy skutecznie uciekli od odpowiedzialności za swoje zbrodnie do grobów. Budowniczowie Nowego Edenu uznali to za wielką niesprawiedliwość dziejową
i postanowili ich odtworzyć. O ile postępowi geniusze mają pomóc budować lepszy świat, to historyczni ciemięzcy ludu muszą odpokutować winy
przeszłości. Dlatego też w przeciwieństwie do członków Rady Bogów, których przywrócono do życia w wieku dojrzałym, fundamentalistów – dzięki wydłużeniu regeneracji materiału genetycznego – skutecznie odmłodzono, aby poprzez edukację przygotować do ekspiacyjnej służby na rzecz
milenaryzmu. Aktualnie przeprowadzane eksperymenty przygotowują
nas tylko do realizacji projektu na większą skalę. Moje zainteresowanie
tymi ośrodkami wynika z faktu, że – jak całe szkolnictwo w strefie polskiej
– podlegają nadzorowi kapłana od spraw społecznych.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
91
Centrum Edukacji Fundamentalistów położone jest w okolicach Łowicza. Mieści się w starym pałacu porośniętym starodrzewem. Trzystuletnie
dęby, niewiele młodsze sosny, lipy i modrzewie, nadają miejscu urokliwy
charakter. Na progu ośrodka przywitał mnie dyrektor – łysiejący mężczyzna w średnim wieku. Po ciasteczkach i kawce odbył się obchód budynku. Po trzeszczących drewnianych schodach zeszliśmy do piwnic. Później wraz z dyrektorem i kilkoma osobami z personelu przedzieraliśmy się
ciemnym korytarzem oświetlonym jedynie słabym światłem jarzeniówek.
Strażnik otworzył drzwi wskazane przez dyrektora. Zaskrzypiały stare żelazne sztaby. Siedzący w półmroku młodzieńcy podnieśli się na nasz widok. W ścianie znajdowało się tylko jedno małe okienko, które w niewielkim stopniu przepuszczało światło. Chłopcy przy pierwszym wrażeniu
wydali się dzicy i niedostępni. Patrzyli nieufnie spode łbów.
– W tej sali mieszka piętnastu wychowanków – relacjonował dyrektor.
– Kogo tu macie? – zapytałem, przechadzając się między żelaznymi łóżkami.
– Głównie starzy polscy i litewscy arystokraci: Sanguszkowie, Sapiehowie, Radziwiłłowie, Potoccy, Pacowie.
– Macie z nimi jakieś kłopoty wychowawcze?
– No cóż, zdarzają się...
Stary, poczciwy dyrektor rozłożył ręce i spojrzał groźnie na pierwszego
z brzegu podwładnego.
– I jak wtedy postępujecie?
– Na ogół stosujemy albo karę pracy, albo – chłosty. W kilku przypadkach, gdy nie było widoków na prawidłową resocjalizację, zastosowaliśmy eutanazję.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
92
– Karę chłosty? – zdziwiłem się.
– Tak. Zgodnie z zarządzeniem Rady Bogów w naszych ośrodkach wyjątkowo kara chłosty jest dopuszczalna.
Zrobiłem kilka kroków po sali i z bliska przyjrzałem się chłopakom:
– Jak się nazywasz? – zwróciłem się do blondyna o lazurowych jak śródziemnomorskie wody oczach.
– Książę Sanguszko.
– Książę? Czy oni na co dzień używają tytułów książęcych? – zwróciłem
się do dyrektora.
– Tak. W ramach naszego programu resocjalizacyjnego zapisano specjalny podpunkt, który każe im wciąż przypominać o swojej przeszłości.
Mają nasiąkać poczuciem winy, za to, co zrobili.
Trzasnęły drzwi i w stłumionym świetle przeszliśmy do następnej sali.
Każda z nich wyglądała bliźniaczo podobnie. Jedno małe okienko, żelazne łóżka, przygnębiający mrok i wilcze spojrzenia lokatorów. Kolejne
sale zamieszkiwali przywróceni do życia najsłynniejsi rycerze, przywódcy państwowi, duchowni. W sumie w ośrodku znajdowało się sześćdziesięciu wskrzeszonych fundamentalistów.
Z ulgą po kilkunastu minutach wróciłem na piętro, gdzie słońce przypiekało przez szyby. Promienie słoneczne rozświetliły umysł. Miałem wrażenie, jakbym namacalnie i realnie opuścił „mroki średniowiecza”. Teraz
zaprowadzono mnie do pomieszczeń, w których uczą się chłopcy.
– Czego ich uczycie? – zagadnąłem, gdy weszliśmy do jasnej sali na
pierwszym piętrze.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
93
– Nauka polega głównie na nauczaniu poszczególnych zawodów fizycznych: sprzątacza, pracza, mechanika, stolarza, ślusarza i tak dalej. Jednocześnie dostają sporą dawkę historii ukierunkowanej na uzmysłowienie im, na czym polegała ich przestępcza działalność przed wiekami?
– Łatwo dają się socjalizować?
– Raczej tak – dyrektor zawahał się. – Wielu z nich ma ogromne poczucie winy za szkody wyrządzone w poprzednim życiu. Ale są i buntownicy, którym przyjęcie tego do wiadomości przychodzi z trudem. Ten
bunt łamiemy, wysyłając ich do ciężkiej pracy w kamieniołomach. Przez
okno budynku pokazał mi znajdujący się w dolinie kamieniołom.
W drodze powrotnej do Warszawy zastanawiałem się, jak zachowaliby
się ci ludzie w sytuacji buntu. W ich genach zakodowana jest nienawiść
do wszystkiego, co postępowe. W odpowiednich warunkach z pewnością
ujawniłaby się ich prawdziwa natura. Z tych rozmyślań wyrwał mnie telefon od mojego pryncypała z wezwaniem do natychmiastowego stawienia
się w jego gabinecie. Po przyjeździe do Warszawy posłusznie spełniłem
polecenie, zwłaszcza że stary miał jakieś nowe informacje z linii frontu.
– Siadaj Rose – wskazał mi fotel naprzeciwko siebie. – Lepiej będzie,
gdy usiądziesz.
Nalał sobie do szklanki whisky i wypił ją.
– Nieuchronnie zbliża się koniec – rzekł filozoficznie wpatrzony
w dno szklanki.
– Przesada – chciałem być optymistyczny. – Zgnieciemy tych terrorystów. Pokonamy te małe pluskwy, chcące się pożywić naszym kosztem
i wykorzystać przejściowy kryzys.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
94
– Ha... – zaśmiał się. – Tak dobrze nie będzie. Prawdziwe wiadomości
są znacznie gorsze od tych telewizyjnych. Nasze oddziały nie mogą powstrzymać tych bubków, pomimo przegrupowania wojsk i rzucenia na
front kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy. Nasi wojacy masowo dezerterują
i poddają się w ręce wroga. Nie chcą walczyć. Na dodatek ludność zdobytych miasteczek entuzjastycznie wita najeźdźców niczym wyzwolicieli.
– Jak to możliwe? – zdziwiłem się.
– Cóż, musimy spojrzeć prawdzie w oczy: ludzie mają dość naszych
rządów – to po pierwsze. Schmit łyknął whisky prosto z butelki. – Po
drugie, nasi żołnierze nie mają żadnej wartości bojowej. Wychowywani
byli w myśl doktryny Rousseau – bezstresowo, którą zresztą sam lansujesz. Cóż, musimy to wreszcie przyznać, jako państwo przypominamy
drzewo wydrążone przez korniki. Nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z kornikami oraz z minipaństewkami, które poznały naszą niemoc
i chcą z niej uszczknąć coś dla siebie. Można też to ująć inaczej: jesteśmy
zdychającym lwem kąsanym przez sępy i małe drapieżniki.
Popatrzył na mnie badawczym spojrzeniem, jakby chciał sprawdzić, jakie wrażenie zrobią na mnie te dywagacje. Widocznie nie byłem zbyt
załamany, bo po chwili kontynuował dalej.
– Przed godziną dostałem poufną wiadomość. U wybrzeży Normandii wylądował desant jednej z wysepek leżącej w pobliżu Grenlandii.
Mieszkańcy tej wysepki niedawno wybili się na niepodległość – nawet
nie pamiętam jej nazwy – zmarszczył brwi, prawdopodobnie usiłując
ją sobie przypomnieć. – Chcą wykroić sobie kolonię z kawałka dawnej
Holandii. Ale to nie wszystko.
Stary najwyraźniej chciał mnie dobić.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
95
– Mnóstwo statków z drobnicą z różnych stron świata płynie w kierunku
Europy. Wkrótce zaatakują nas Saint Kitts i Nevis, Wyspy św. Tomasza
i Książęce, desant z Wyspy Wielkanocnej, Madagaskar i niedawno wybite
na niepodległość Azory. Ci ostatni już dobijają do brzegów Portugalii.
– To chyba jakiś koszmar – wybełkotałem nieswoim głosem.
– Chciałbyś. To rzeczywistość! – burknął stary i znowu przyssał się do butelki.
– Wyspy Książęce, chcą sobie wykroić kolonię – powtórzyłem bezwiednie.
– Najsmakowitsze wieści zostawiłem na koniec. W Białymstoku i Krakowie (tę drugą nazwę miasta szczególnie wyakcentował), jakieś niezidentyfikowane uzbrojone grupy zdobyły ratusz i przejęły władzę. Policja, jak
gdyby nigdy nic, współpracuje z nimi. Ich przywódcy chcą przejąć kontrolę nad państwem i bronić polskie ziemie przed atakami barbarzyńców.
– Powstanie!? – wykrzyknąłem. – Niemożliwe! Wracam z terenu, z Łowicza, nigdzie ani śladu rewolucyjnego wrzenia...
– Zaczyna się od wielkich miast i błyskawicznie przelewa w głąb kraju. Struktura podziemnej organizacji, w której sidła wpadłeś kilka miesięcy temu,
jest jeszcze lepiej rozbudowana, niż myśleliśmy. Najbliższe godziny pokażą,
jak bardzo. Cóż, mamy rebelię w naszym ogrodzie Eden – ironizował.
– Trzeba działać! Do stłumienia buntu należy skierować regularne oddziały wojska!
Zerwałem się na równe nogi, biegając po pokoju, jak opętana łasica w terrarium.
– To nie takie proste. Polscy wojskowi nie kwapią się z podjęciem jakiejkolwiek akcji. Czekają na rozwój wypadków, a na pomoc z zewnątrz
– z obiektywnych przyczyn – nie mamy co liczyć. Wszystko wygląda na
dobrze zaplanowaną akcję.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
96
Wyprostował nogi i złożył ręce na piersiach.
– Co możemy zrobić? – poszukiwałem jakiegokolwiek promyka nadziei.
– Szczerze?
Kiwnąłem głową.
– Nic – rzekł sięgając po whisky. – O nie, możemy jeszcze pakować walizki – poprawił się po chwili.
31.08.2074 r.
W kolejnych dniach powstanie rozlało się na całą Polskę. Z miast i miasteczek dochodziły coraz to nowe informacje o działaniach sił powstańczych. Pod koniec sierpnia już nie tylko Kraków i Białystok były w rękach rebeliantów, ale także Lublin, Rzeszów, Suwałki, Poznań i wiele
innych miast. W każdej chwili wrzenie rewolucyjne mogło dotrzeć do
stolicy. Z każdą godziną sytuacja wymykała się spod kontroli. Pierwszym jej symptomem był brak cenzury w lokalnym radiu i telewizji. Oficjalnie mówiono w nich o masowym przechodzeniu policji i wojska na
stronę powstańców, co w ewidentny sposób zachęcało formacje militarne do dezercji i przyłączania się do buntowników. Próbowałem interweniować u Dowódcy Generalnego i Komendanta Policji, ale obaj byli
nieuchwytni. Zastępcy zaś wprost mnie wyśmiali. Dzwoniłem jeszcze
do Schmita – jego telefon z kolei milczał, jak świeży grób. Nie było na
co czekać, zwłaszcza że także moi służący i ochroniarze odeszli bez pożegnania. Sam zacząłem więc pakować podróżną torbę. Przed dziesiątą
wieczorem przyjechał do mnie niespodziewanie Prezydent Polski, formalnie sprawujący władzę nad lokalną administracją.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
97
– Rose, co mamy robić? – zawołał od drzwi, zapominając o moim
oficjalnym tytule.
Prosiłem, by się uspokoił, usiadł, czegoś napił. Zignorował moje prośby,
powtarzając wciąż swoje pytanie.
– Trzeba za wszelką cenę zmusić wojsko i policję do walki z powstańcami – powiedziałem bez przekonania.
Właściwie nie musiałem z nim rozmawiać – przecież nie zajmuję się
sprawami wojskowymi. Niezręcznie jednak było mi go spławić bez propozycji rozwiązania problemu.
– Nie damy rady – jęknął korpulentny Prezydent. – Powstańcy są świetnie zorganizowani. Schmit pokpił całą sprawę, nie podejmując żadnych
kroków odpowiednio wcześniej.
Pierwszy raz usłyszałem z ust urzędnika państwowego tak wyraźną
krytykę arcykapłana.
– Z moich informacji wynika, że powstańcy zbliżają się do peryferii
Warszawy – kontynuował. – Właściwie słowo „zbliżają” nie pasuje do
sytuacji. Oni pojawiają się nagle w każdym miejscu. Wyjmują białoczerwone opaski i zakładają je na ramiona.
– Cóż mogę panu poradzić? Musimy przejściowo oddać władzę – odrzekłem zrezygnowany.
– Jak to oddać władzę? – oburzył się. – Tak, teraz najlepiej umyć ręce
i wrócić do domku. Przecież oni mnie zlinczują za te pańskie durne rozporządzenia! – ryczał, niczym zraniony bawół.
– Niech pan też ucieka – wymamrotałem zaskoczony jego nagłym wybuchem.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
98
– Uciekać? Tchórze! – wykrzykiwał z taką pogardą w głosie, że zrobiło
mi się nieswojo. Nagle wykonał krok w moim kierunku i z zaskoczenia
wymierzył mi cios w policzek.
– W przeciwieństwie do was mam swój honor – krzyknął i zatrzasnął
za sobą drzwi.
Dotknąłem policzka. Na szczęście cios był zadany otwartą ręką i nie
przyniósł poważniejszych skutków, na przykład w postaci złamanego
nosa czy podbitego oka.
– Polska świnia – syknąłem za nim, poprzysięgając w myślach zemstę.
Jednak teraz musiałem jak najszybciej opuścić pałacyk. Powstańcy mogli przyjść po mnie w każdej chwili. Z ulicy dochodziły odgłosy klaksonów samochodowych i jakieś okrzyki. W piętnaście minut spakowałem
resztę ważniejszych rzeczy. Ze smutkiem pozostawiłem wiele upominków, które otrzymałem przy okazji licznych spotkań. Już na ulicy zadzwoniłem po taksówkę. Po kilku minutach podjechało auto:
– Na lotnisko Okęcie – rozkazałem.
Ulice wrzały. Biegali nimi osobnicy z biało-czerwonymi flagami. Na rogatkach i skrzyżowaniach stali powstańcy z przewieszonymi przez ramię karabinami. Zdumiewała mnie szybkość rozwoju sytuacji. Młodzi
ludzie zatrzymywali auta i zarzucając na maskę biało-czerwoną flagę,
krzyczeli obrazoburcze hasła. Jeszcze po południu, gdy wracałem do
domu, nic nie wskazywało na tak gwałtowny rozwój wypadków.
Przed wejściem na lotnisko zbity tłum uchodźców. Porządkowy z opaską obwieścił przez tubę, że port lotniczy został chwilowo zamknięty.
Wróciłem na postój taksówek i kazałem wieść się na dworzec PKP.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
99
– Pewnie już weszli do mojego gabinetu, może nawet do rezydencji –
myślałem. – Ciekawe czy Schmit zdążył zwiać? Ten stary wyga pewnie
już dawno jest u siebie w Niemczech.
Kierowca uporczywie przyglądał mi się w lusterku. Odruchowo ukryłem
twarz w kołnierzu. Co prawda nie byłem tak znaną osobą jak Schmit,
niemniej parę razy pojawiałem się w okienku telewizyjnym.
– Rewolucja panie – rzekł szofer. – Do czego to doprowadzili...
Kiwałem głową, potwierdzając wszystkie jego oskarżenia pod adresem
władz Nowego Edenu. Udało mi się szczęśliwie dojechać do Dworca
Głównego PKP, który niestety właśnie zamykano. Stary hol, jeszcze z lat
siedemdziesiątych XX wieku, zapchany był uciekinierami. Pociągi nie
kursowały od dwóch godzin. W tłumie ktoś roznosił plotkę, że powstańcy obawiają się ucieczki „orleańskich sługusów” i dlatego wstrzymali
odjazd pociągów. Zrezygnowany usiadłem na murku przed dworcem
i gorączkowo rozważałem swoje położenie.
„Muszę jechać w kierunku zachodnim – myślałem. – Przybliżyć się do
granicy dawnych Niemiec”. W komórce wystukałem numer Thomasa.
Niestety, wyłączyli telefony. Do głowy napływały katastroficzne myśli.
Wyobrażałem sobie siebie linczowanego przez tłum kontrrewolucjonistów. Takie myślenie ściąga złe sytuacje. Teraz było podobnie. Nagle jakaś kobieta zaczęła coś wykrzykiwać w moim kierunku i wołać patrol.
Złapałem plecak i rzuciłem się w tłum. Udało mi się uciec. Dwie ulice
dalej dopadłem do postoju taksówek:
– Zawiezie mnie pan do Poznania? – zapytałem przez otwarte okno
pierwszego z brzegu szofera.
– Do Poznania? Co pan z choinki zerwany? Nie widzisz pan, co się dzieje. Wojna! I ja mam do jakiegoś Poznania się pchać, żeby mi po drodze kto w łeb strzelił.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
100
– To może chociaż do rogatek Warszawy – jęknąłem żałośnie.
– Do rogatek mogę spróbować. Ale przy wylotówkach korki – machnął
ręką – jak pod Paryżem na początku sierpnia. Powstańcy sprawdzają
uchodźców.
Taksówkarz trzepał językiem bez wytchnienia. Bez trudu udało mi się
skierować rozmowę na interesujące mnie tematy.
– Powstańcy przejęli władzę – krzyczał z entuzjazmem. – Wygonili tych
świrusów. Uciekli, jak szczury. Panie, pokazywali w telewizji rezydencje,
w których mieszkali. Ile na to musiało pójść kasy? – narzekał.
Najwyraźniej sympatyzował z powstańcami.
– Kim właściwie są ci powstańcy? – udałem naiwnego.
– To Polacy, którzy mają dość rządów świrusów. Wyobraź sobie pan, że
teraz dzieci biją nauczycieli w szkole. He, he... Psychopatia, zwyczajna
psychopatia! – kręcił głową z dezaprobatą.
– Od pewnego czasu nie słuchałem radia i nie mam pojęcia, co się właściwie dzieje. Czy uformowała się już nowa władza?
– Panie, powstała Rada Kryzysowa. Wchodzi w jej skład pięć osób nadzorujących przejmowanie władzy.
– Rada Kryzysowa? – zdziwiłem się głośno. – A co słychać na Zachodzie? Wojna w najlepsze?
– Wiesz pan, to ciekawe. Podobno jakieś stateczki dobijają do brzegów
Portugalii, Francji i Włoch. Niewykluczone, że są to nowi agresorzy.
Nagle urwał. Kręcił głową, jakby czemuś nie dowierzał.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
101
– Panie, jak to możliwe, że takie Wyspy Owcze podbijają Francję? Na
zdrowy rozum – to nie do pomyślenia.
– To sytuacja przejściowa. Efekt zaskoczenia – tłumaczyłem...
– A ja myślę, że nie w tym rzecz. Mój dziadek powtarzał mi zawsze tak:
jak od siebie nic nie będziesz wymagał, to zejdziesz na psy; jak nic nie będziesz wymagał od dzieciaków, to one też zejdą na psy. Coś w tym jest...
Gdy taki piłkarz nie zmęczy się na treningu, na meczu również niczym
dobrym się nie wykaże – rozwijał swój wywód. – Myślę, że tu jest coś podobnego. Skoro dzieciaki w szkole tylko pouczają nauczycieli, cały dzień
obżerają się i bawią, to w efekcie popadają w lenistwo. O! Na ten przykład:
dzieciak sąsiada tak się rozleniwił, że aż doktora wzywali. Chłopaczysko
leżał całymi dniami przed telewizorem i „pykał” programy, do szkoły jeździł chodnikiem ruchomym, tatuś z mamą skakali wokół niego, bo bali
się oskarżeń o znęcanie. Doszło do tego, że nie chciało mu się ręką ruszyć,
żeby sobie żarcie włożyć do gęby. Przyjechał lekarz i mówi, że to popularna choroba wśród młodzieży, która bierze się z lenistwa.
– Przesada... – wyraziłem swoje powątpiewanie co do prawdziwości
tej opowieści.
– Przesada? Prawdziwiuteńka prawda! – klepał się po piersiach taksówkarz.
– Przecież gdyby naprawdę zgłodniał, podniósłby na pewno łyżkę
z zupą do gęby.
– Ha... ale wtedy, jak mówił lekarz, mógłby oskarżyć rodziców o głodzenie.
Milczałem wobec tej logiki.
– I, panie, do czego zmierzam? Jeśli ci francuscy żołnierze też w jakimś stopniu dotknięci są tą chorobą – a jest to bardzo prawdopodobne – wówczas
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
102
pokona ich każdy. Nie tylko żołnierz z Wysp Owczych, ale najdzikszy buszmen! Całe szczęście, że u nas ta choroba nie jest jeszcze powszechna.
Szukałem argumentów obalających ten wywód. Ten prymitywny taksówkarz zwrócił mi uwagę na coś, o czym już mówił Schmit. Ubocznym skutkiem milenaryzmu może być rzeczywiście ogólne rozleniwienie. Doktryna europejskiej szczęśliwości zakłada minimalizowanie
cierpienia i wszelkiego wysiłku oraz dążenie do ogólnego nasycenia
zmysłów. Słodkie leniuchowanie jest więc elementem przygotowującym do życia w przyszłym raju. Jeśli u młodzieży rzeczywiście pojawiałyby się formy zachowań, o których mówił taksówkarz, mielibyśmy
do czynienia z sytuacją patologiczną, a gdyby nasi żołnierze byli rzeczywiście dotknięci chorobą – wojnę mamy przegraną! Błąd polegał
na tym, że wychowywaliśmy do życia w rajskiej rzeczywistości, zapominając, iż wokół funkcjonuje po dawnemu zepsuty świat.
– Dlaczego właściwie chce pan wyjechać z Warszawy? – zapytał niespodziewanie kierowca i uważnie zerknął w lusterko.
– Mam firmę w Poznaniu. Załatwiałem interesy w stolicy, gdy zaskoczyło mnie powstanie – na poczekaniu wymyśliłem historyjkę.
Jechaliśmy wolno, stojąc godzinami w korkach i mijając tłumy uchodźców. Dochodziła trzecia nad ranem, gdy taksówka zatrzymał się w korku aut wyjeżdżających z miasta.
– Dalej nie da rady – powiedział.
Taksówkarz zdarł ze mnie 100 milenów. W innych okolicznościach nigdy bym nie zapłacił, ale teraz nie chciałem zwracać na siebie uwagi
przesuwających się obok tłumów. Machnąłem ręką i dołączyłem do
ludzi ciągnących chodnikiem, popychanych niewidzialną falą. Wśród
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
103
uciekinierów przeważali młodzi urzędnicy, obcokrajowcy pracujący na
różnych poziomach wszechtolerancyjnego państwa. Zaraz po wyjściu
z pojazdu dał o sobie znać mój pech. Natknąłem się na urzędnika pracującego w moim wydziale. Poznał mnie od razu:
– Brat tutaj? – głośno wyraził swoje zdziwienie. – Szefostwo już dawno
miało zwiać na Zachód.
Przysunął się do mnie i maszerował obok. Kobieta z przodu obejrzała
się i prześwietliła mnie swoim wzrokiem w świetle ulicznych latarni, aż
zrobiło mi się mdło.
– Jak brat widzi nie wszyscy – nie dałem poznać po sobie zaniepokojenia.
Że też musiałem trafić na tego gadułę. Prowadził on nadzór ideologiczny nad szkołami. Był bardzo gorliwym urzędnikiem. Skrupulatnie wymierzał kary dyrektorom za ociąganie się w realizacji naszego programu. Teraz też ciągle wypytywał mnie o różne sprawy. Kobieta oglądała
się ciekawie kilka razy. Sytuacja stała się kłopotliwa i niebezpieczna.
Po godzinie dotarliśmy do punktu kontrolnego. Kilku mężczyzn w biało-czerwonych opaskach, w skórzanych, wysokich oficerskich butach,
z karabinami zawieszonymi na ramieniu, uważnie przyglądało się maszerującym tłumom. Od czasu do czasu wyławiali kogoś i rewidowali
na poboczu. Inni przeszukiwali samochody. Zaglądali do bagażników
i pukali końcami butów w opony.
Wiał silny wiatr. Postawiłem wysoko kołnierz i starałem się unikać
wzroku powstańców. Z sercem w gardle minąłem patrol. Udało mi się
również opędzić od natręta. Po prostu przyśpieszyłem kroku i chłopak
został kilka metrów za mną. Po następnej godzinie napotkaliśmy kolejny patrol. I teraz też udało mi się uniknąć rewizji.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
104
Wkrótce zaczęło świtać. Na jednym ze skrzyżowań zgubiłem natręta na
amen. Skręcił w lewo, a ja poszedłem prosto. Żegnał się wylewnie i życzył powodzenia w ucieczce. Facet sprawiał wrażenie, że w ogóle nie
zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie czyha wokół. Po kolejnej kontroli na następnym skrzyżowaniu, tłum stał się jeszcze rzadszy.
Zrobiło się jasno, choć niebo było pochmurne. Niebawem definitywnie
opuściliśmy granice miasta. Po nocnych przygodach poczułem zmęczenie i głód. Wreszcie odważyłem zatrzymać się przy jednym z licznych
punktów gastronomicznych powstałych naprędce przy drodze. Składał
się on ze starej przyczepy kempingowej, z której serwowano bigos, pierogi z serem i herbatę. Zamówiłem pierogi, płacąc za nie nieprzyzwoitą
sumę. Ostrożnie, wymijając ludzi, przedostałem się ze swoją tekturową
tacką w pobliże lasku i usiadłem na miedzy. Zachłannie połykałem pierogi przerażony, że tak szybko się kończą. Nie zauważyłem nawet, jak
obok przysiadł się człowiek w ciemnym prochowcu.
– Udało się bratu umknąć z miasta? – usłyszałem znajomy głos.
Odruchowo spojrzałem w jego stronę. Wydobywał się z ust brodatego i wąsatego mężczyzny. Nie znałem twarzy, ale znałem głos, który nie pasował do
gęby. Jego właściciel pochylił się nad tacką bigosu i bełkotał niewyraźnie:
– Co mi się tak przyglądasz? Trudno mnie rozpoznać. Świetna charakteryzacja – w trzech zdaniach, nie odrywając głowy znad talerza, zapytał,
odpowiedział i pochwalił się.
– Arcykapłan!? – wykrzyknąłem zdumiony.
– Sprawy potoczyły się tak błyskawicznie. Nawet ja dałem się zaskoczyć – przyznał.
Długi, czarny, sfatygowany płaszcz wyraźnie kontrastował z brudnym,
białym niegdyś kapeluszem. Jego teczka również utraciła swoją brązbarwę. Pod nosem miał przypięte ciemne wąsy oraz ciemną brodę.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
105
– Ma arcykapłan jakiś plan wydostania się stąd?– zapytałem pełen nadziei.
– Mam – powiedział enigmatycznie, rzucając papierowy talerzyk w pole
i wycierając rękawem twarz. Uspokojony tym „mam” postanowiłem zaspokoić swoją ciekawość w sprawie ogólnej sytuacji wojskowo-politycznej. Opowieści szofera bowiem bardzo mnie poruszyły.
– Co słychać w Niemczech, we Francji? Czy tam też wybuchły powstania?
– Ostatnie wiadomości, jakimi dysponuję, świadczą o panującym tam
chaosie. Czy wybuchło powstanie? Raczej nie. Jest pewne novum jeśli chodzi o agresorów, atakują nas już nie tylko małe państewka, ale
również prywatne armie opłacane przez wielkie koncerny. Obce desanty lądują w różnych krainach, wywieszają flagi okupacyjne i wytyczają obszar, który mają zamiar kolonizować. W ten sposób w dużej części podzielono już Hiszpanię, Francję, Austrię, Szwajcarię i inne kraje.
Część Niemiec również została skolonizowana.
– Wielkie koncerny? – powtórzyłem bezwiednie.
Zaśmiał się histerycznie.
– Znalazły doskonały teren do kolonizacji i zdobycia nowych niewolników. Nie chcą wszystkiego oddać w ręce małych państewek.
– Skąd te informacje? Niedawno rozmawiałem z taksówkarzem, który
nic nie wiedział o podbiciu Francji czy Hiszpanii.
– Dysponuję bezpośrednim połączeniem z naszym sztabem ukrywającym się w małym miasteczku na południu Niemiec. Tam skrywa się
Rada Bogów. W mediach zachodnich panuje chaos informacyjny, do
masowego słuchacza te wieści dotrą za kilkanaście godzin.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
106
Dokończył żuć resztki bigosu i teraz dłubał zapałką w zębach, wyjmując
ją co raz na krótką chwilę w celu zakomunikowania mi nowych wieści:
– Tylko polskie oddziały podejmują skuteczną walkę z agresorem. Na plaży
w Kołobrzegu wylądował desant jakiegoś wyspiarskiego państewka, który
został w puch rozmieciony przez regularne i ochotnicze oddziały polskie.
– Nasze wojsko walczyło wspólnie z powstańcami? – zdziwiłem się.
– To już nie nasze wojsko. Powstańcy kontrolują struktury wojskowe.
– Gdy tylko wyjaśni się sytuacja na Zachodzie, przystąpimy do kontrofensywy – dodawałem sobie otuchy.
Znowu zarechotał spod brudnego kapelusza.
– Nie liczyłbym na to – mruknął. – Nie udało się nam opanować ideowo
tego narodu. Otoczyliśmy go zewnętrzną skorupą ideologii, nie przenikając do środka. Teraz ta zewnętrzna skorupa opadła, a oni nigdy nie
zechcą już wrócić pod naszą kuratelę. Nawet w przypadku odwrócenia
o trzysta sześćdziesiąt stopni sytuacji na froncie zachodnim...
– Szef i tak nie utożsamiał się z tą „skorupą” – powiedziałem prowokacyjnie, zaglądając mu głęboko w oczy.
– Masz rację, nie utożsamiałem się – przyznał bez mrugnięcia powieką, a zaraz potem położył się na miedzy i oparty na jednym łokciu
wciąż dłubał zapałką w zębie.
– Chyba strasznie męczące jest takie udawanie, że się jest kimś innym,
niż w rzeczywistości? – ciągnąłem temat.
– Nie męczyłem się, bo służyłem sobie, no i powiedzmy Niemcom – odrzekł z rozbrajającą szczerością i obserwował mnie uważnie, ciekawy,
jak zareaguję na tę prowokację.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
107
– No, tak... Tam gdzie wcina się prawicowy nacjonalizm w jakiejkolwiek
postaci, tam wcześniej czy później musi nastąpić upadek!
– Milenaryzm upadł niezależnie ode mnie – rechotał stary, chyba
rozbawiony moją śmiertelną powagą. – Dzięki mnie trwał nawet trochę dłużej, bo nieraz udawało mi się blokować idiotyczne pomysły
takich narwańców, jak ty.
Miałem tego dość. Zerwałem się na równe nogi zdecydowany dalej podróżować samotnie.
– Obrażony? Nie chcesz maszerować ze mną? Mimo wszystko lubię cię.
Twoja idiotyczna wiara w sens tego, co robisz, zawsze wprawiała mnie
w dobry humor – kpił. – Na twoim miejscu byłbym rozsądny. Nie zapominaj, że jestem w bieżącym kontakcie ze sztabem. W każdej chwili
mogę mieć informacje o wysłanym po mnie desancie.
Przypominał mi pewną żabę z kreskówek, którą oglądałem w dzieciństwie. Ale musiałem tej żabie przyznać rację. Moja samotna podróż musiała wcześniej czy później zakończyć się niepowodzeniem. Z nim mimo
wszystko miałem jakąś szansę, bez niego – żadnej.
– Będą musiał się jakoś przemóc – szepnąłem sam do siebie..
Maszerowaliśmy kilka godzin we wciąż rzednącym tłumie. Ludzie rozchodzili się, skręcając w boczne drogi. W końcu Schmit, dziwnie milczący, zaproponował, żebyśmy również odłączyli się od głównego nurtu
uciekinierów. W przeciwnym razie groziła nam wpadka przy kolejnej
kontroli. Nie oponowałem, ufając jego wilczemu instynktowi, choć wędrowanie po opłotkach również nie należało do bezpiecznych.
– Schowamy się w lesie. Połączę się z bazą i zobaczymy co dalej. Może
przylecą po nas wieczorem – przekonywał do swojej wersji.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
108
Wędrowaliśmy polnymi drogami, łąkami, lasami, słaniając się ze zmęczenia i mijając niechętne spojrzenia tubylców. Specjalnie unikałem
zbędnych dyskusji, stary też nie wyrywał się ze swoimi mądrościami.
Około szesnastej weszliśmy w stary sosnowy las. Schmit zaproponował
odpoczynek. Położył się na mchu. Ja usiadłem na ściętym pniaku drzewa. Las szumiał wierchami. Między drzewami przebijało słońce. Milczeliśmy długo, a różne pytania kłębiły się w mojej głowie. Nie wytrzymałem i zapytałem pierwszy:
– Dlaczego mocarstwa światowe nie reagują w tej sytuacji? Dlaczego nie
prosimy ich o pomoc?
– Hm... dobre pytanie. Odpowiedź jest jednak wbrew pozorom prosta
– odpowiedział, przecierając oczy. – Nie mają w tym żadnego interesu.
Nowy Eden to dla nich zgliszcza i ruiny. Po co komu ruiny? W ruinach
mieszkają szczury: małe państewka, korporacje, bandy.
– W ruinach czasami kryją się skarby.
– Nie w naszych... Nie w naszych... – zarechotał, a ja znowu straciłem
wszelką ochotę do dyskusji.
Las pachniał rozlaną żywicą. Sosny kołysały się lekko, przepuszczając
w każdym odchyleniu słońce. Zajrzałem pod najbliższe krzaki i znalazłem w nich stare, zeschnięte jagody. Spróbowałem. W ustach pojawił
się cierpki smak owocu. Usłyszałem chrapanie arcykapłana. Przypadkowy przechodzień mógłby pomyśleć, że to dzik. Spał tak z półtorej godziny. Ja nie mogłem zasnąć. Gdy straciłem już nadzieję, że w ogóle się
obudzi, przystąpiłem do działania:
– Proszę wstawać, idziemy – szturchnąłem go w ramię.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
109
– Co? – jęknął wybudzony ze snu, usiłując przypomnieć sobie gdzie jest.
– A tak, tak...
Ociężale wygramolił się z barłogu. Wyjął z torby niewielki komputer
i połączył się ze swoimi ludźmi w Niemczech.
Przez kilka minut komunikował się z bazą, wreszcie rzekł:
– Bawaria podbita przez wyspiarskie Saint Kitts i Nevis. Nadrenia-Westfalia walczy z desantem koreańskiego koncernu samochodowego. Musimy czekać. Na razie nie są w stanie przysłać po nas maszyny.
– Czekać, czekać – niecierpliwiłem się. – Mamy spać w lesie?
– Innego wyjścia nie ma – stwierdził melancholijnie, drapiąc się po łysinie. – Będziemy musieli przypomnieć sobie harcerstwo.
– Militaryzm nie leży w mojej naturze, dlatego nie należałem do tej parawojskowej organizacji. Zresztą, za moich czasów już nie było jej w szkołach – odpowiedziałem dumnie.
– Tym gorzej dla ciebie. Teraz umiejętności harcerskie przydałyby
ci się, jak znalazł.
Arcykapłan schował komputer do torby i ruszył bez słowa w las. Czekałem na niego kilka minut, bawiąc się znalezionym przy drodze kijem.
Wreszcie usłyszałem jakby niedźwiedzie stąpanie po liściach i po chwili
z zarośli wyłoniła się postać szefa.
– Niedaleko stąd jest polana – rzucił od niechcenia. – Stoją na niej stogi
siana, możemy się tam przespać.
– Mamy spać na sianie? – zdziwiłem się.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
110
– Na hotel raczej nie możemy liczyć – usłyszałem znany mi sarkastyczny ton.
Wkrótce wyszliśmy na łąkę prześwitującą światełkami odległych domostw. Nad trawami unosiły się pierwsze mgły.
– Nie ma co iść dalej – powiedział stary, zatrzymując się przed stogiem siana.
Nie miałem odwagi, żeby zaryzykować nocleg we wsi. Pokornie więc wygrzebałem dziurę w stogu. Zapowiadał się zimny wieczór i noc. Schmit wygrzebał
swoją dziuplę i teraz szukał czegoś w swojej śmiesznej podróżnej torbie.
– Na śmierć zapomniałem – obwieścił z triumfem i podniósł w górę
małe, czarne radio. Ustawił je na trawie i przekręcając gałką, szukał odpowiedniej stacji. Akurat Warszawa nadawała wywiad z tymczasowym
naczelnikiem reaktywowanego państwa polskiego:
„– Jakie są najważniejsze zadania na najbliższe dni? – pytał dziennikarz.
– Podstawowe zadanie sprowadza się do opanowania pojawiającej się
anarchii związanej z migracjami okupacyjnych urzędników. Głównie są
to pracownicy narzuconych nam z zewnątrz struktur wszechistotowego państwa. Dlatego nie przeszkadzamy im w migracji – odpowiedział
skądś znany mi głos. – Z drugiej strony wśród uciekinierów są wysocy funkcjonariusze, którzy muszą odpowiedzieć za swoje czyny. Służby
porządkowe intensywnie poszukują ich wśród przemieszczających się
grup ludności. Prezydent i premier marionetkowego rządu już zostali
schwytani i wkrótce staną przed sądem. Złapaliśmy też kilku kapłanów.
Niestety, dwóch z nich jest wciąż poszukiwanych: Schmit i Rose. Wcześniej czy później zostaną pochwyceni i odpowiedzą za swoje zbrodnie”.
– Jakie zbrodnie? – zdziwiłem się.
Dziennikarz, jakby usłyszał moje pytanie i dosłownie je zacytował:
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
111
„– Mamy dowody – odpowiadał samozwańczy przywódca – że arcykapłan Schmit, faktyczny nadzorca naszego państwa, uprawiał działalność
mafijną, wykupując przez podstawionych ludzi polskie firmy i wywożąc
dzieła narodowe do Niemiec”.
Spojrzałem błagalnie na szefa, oczekując zaprzeczenia.
– Bredzi – zapewniał stary, uśmiechając się idiotycznie.
„– Schmit podejrzany jest także o inspirowanie przynajmniej czterech
morderstw – płynęły jednostajnym tonem oskarżenia z głośnika”.
– Pomówienia – warknął rozkładając ręce. – Chcą się na mnie zemścić!
„– Jakie zbrodnie ciążą na kapłanie Dominiku Rose? – dopytywał się
niestrudzony dziennikarz.
– Rose, pomimo że pełnił swą funkcję dopiero od marca, wykazał się
chorą gorliwością w realizowaniu planowej polityki zdziczenia obyczajów. Jego pomysły edukacyjne świadczą o patologicznym umyśle. Wymyślone przez niego i w praktyce przez niego kierowane obozy reedukacyjne dopuszczały się torturowania ludzi, a nawet faszerowania ich
narkotykami. Objawem klinicznej patologii było utworzenie ośrodka
wychowawczego dla dzieci, w którym opiekę nad dziećmi sprawowały
pary kobiet o skłonnościach homoseksualnych”.
Nie mogłem tego słuchać. Wyłączyłem radio. Schmit bez mrugnięcia
powieką włączył je ponownie:
– O mnie to słuchałeś z zainteresowaniem. Posłuchaj też o sobie.
„– Gdzie ci zbrodniarze mogą aktualnie przebywać? – pytał dziennikarz.
– Podejrzewamy, że wciąż znajdują się na terytorium Polski. Nie mogli odlecieć samolotami. Na listach odlatujących nie ma ich nazwisk.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
112
Wątpię też, aby dostali się do pociągów przed zawieszeniem ich odjazdów z Warszawy. Prawdopodobnie przemieszczają się w którejś z grup
uchodźców na Zachód”.
Następne pytania dotyczyły sytuacji na frontach walki. Schmit rzucił się
na siano i słuchał:
„– Odparliśmy już cztery ataki różnych desantów. Najgroźniejszy desant
ponad tysiąca ludzi wylądował w okolicach Ustrzyk Dolnych. Byli to
bandyci wynajęci przez koncern samochodowy z Azji. Koncern ten zagrabił już prawie całą Słowację i Czechy. Próbowali też uszczknąć część
naszych gór. Jak zeznali jeńcy, przedstawiciele koncernu chcieli zdobyć
darmowe kurorty górskie dla swoich pracowników. Odpowiedź naszych
ochotników i regularnego wojska, które prawie w całości przeszło pod
moją komendę, była natychmiastowa. Nie mieliśmy z nimi większych
problemów. Agresorzy, gdy napotykają opór, nie wykazują żadnej wartości bojowej. Lądują w przekonaniu, że ich wyprawa to wycieczka. Część
z nich okazała się być zwykłymi cywilami, którzy opłacili jednej z firm
turystycznych wyprawę zdobywczą na terytorium Nowego Edenu.
Również od strony morza zaatakowano nas kilkakrotnie. Na plażach
Trójmiasta pojawiły się amfibie z Saint Kitts i Nevis, które bez trudu
zdobyły duże połacie Niemiec i krajów Beneluxu, napotykając jednak
nasz opór, szybko się wycofały. Desant koncernu paliwowego lądował
pod Krakowem i znowu jego los był podobny. Nie straciliśmy w tych
starciach żadnego człowieka. Agresor poniósł zaś straty idące w setki
ludzi. Nasza zdecydowana odpowiedź sprawiła, że od kilkunastu godzin
nie atakują nas już żadni agresorzy”.
Przez cały czas trwania wywiadu usiłowałem sobie przypomnieć: skąd
znam ten głos? Byłem przekonany, że wcześniej czy później przypomnę sobie do kogo on należy.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
113
„– Jesteśmy świadkami upadku pewnej utopii – postawił tezę dziennikarz. – Czy mógłbym usłyszeć kilka słów na jej temat od pana?”– System
polityczny, który przez ostatnie trzydzieści kilka lat tworzono w Europie,
był najbardziej nieludzkim systemem w dziejach świata. Nawet zbrodnie
komunizmu, faszyzmu czy klasycznego liberalizmu nie mogą się z nimi
równać. Pod pretekstem eutanazji wybito miliony wrogów politycznych,
promowano barbarzyńskie idee społeczne i moralne oraz prześladowania religijne łącznie z parodiowaniem religii przez samych władców. To
wszystko doprowadziło do duchowego osłabienia Europy, do stworzenia
sytuacji, w której ludzie o miałkich charakterach nie są w stanie obronić
własnej ojczyzny przed bandami. Całe szczęście, że udało nam się przetrwać ten okres. Prawdopodobnie dzięki sile katolicyzmu, który wciąż
promieniował na naród z ukrycia. Olbrzymią rolę odegrały tu Msze odprawiane po lasach, z którymi okupant nie umiał sobie poradzić”.
Gdy wypowiedział ostatnie słowa, doznałem olśnienia. Głos należał do
„pułkownika”, który więził mnie pod Krakowem.
– Ostry gość, nie będzie go łatwo ruszyć ze stołka – powiedział stary,
gdy mu oznajmiłem, kto stoi na czele państwa.
Przez następne kilka minut milczałem, trawiąc w myślach najświeższe wiadomości.
– Nie lubiłeś de Sousy? – zagaiłem w końcu.
– Nie przepadałem za nim.
– Przed wyjazdem dał mi do zrozumienia, że za dużo wie o tobie i dlatego musi opuścić strefę polską.
– Bredził...
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
114
Słońce zachodziło na czerwono. Porwane na strzępy szkarłatne chmury snuły się ponad wsią. Mój towarzysz bawił się beztrosko struganiem
patyka, co raz zerkając w niebo. Niemniej jego uwaga nadzwyczaj się
wyostrzyła. Sprawiał wrażenie spiętego.
– Może de Sousa wiedział o nielegalnym handlu i morderstwach? Może nie
miał dowodu albo nawet miał, ale nie odważył się wystąpić przeciwko tobie?
Początkowo stary zaśmiał się tym swoim nisko osadzonym „he, he”, lecz
nagle odrzucił kij, zerwał się na nogi i warknął mi w twarz:
– A gdyby nawet, to co mi zrobisz? Doniesiesz na policję?
Pierwszy raz w naszej wspólnej podróży nie utrzymał nerwów na wodzy.
– Jestem z innej bajki, to prawda. Różnimy się poglądami. My, Niemcy,
traktowaliśmy ten cały milenaryzm jako środek do walki o lepsze Niemcy. Nawet, gdy przejściowo musieliśmy się poddać głupawej orleańskiej
tyranii. – Uspokoił się nieco. Włożył ręce do kieszeni i stojąc tyłem do
mnie, gapił się w zakrwawione obłoki.
– Teraz już mogę ci powiedzieć prawdę, gdyż nie jesteś dla mnie groźny. Wszyscy niemieccy kapłani należeli do tajnej organizacji, w której
składali przysięgę na wierność Niemcom. De Sousa coś wywęszył, deptał mi po piętach. Musiałem się go pozbyć. Założyłem niezależną od
de Sousy niemiecką siatkę wywiadowczą. Od kilkunastu miesięcy posiadałem dokładne informacje o tworzeniu się polskich grup paramilitarnych. Moi agenci zlokalizowali ich tajniaków w Pałacu Arcykapłana.
Wysyłając ciebie na wycieczkę po Polsce, wiedziałem, że będą wiedzieli
o twojej podróży i skorzystają z okazji, aby dać o sobie znać, porywając
cię. Zaplanowałem wszystko ze szczegółami. Twój raport miał mi rzeczywiście posłużyć jako pretekst detronizacji de Sousy. I tak się stało.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
115
– Nie dbałeś o mnie, chodziło tylko o de Sousę – rzekłem z wyrzutem.
– Dla mnie musiałeś wrócić, bo byłeś mi potrzebny. I wróciłeś. Rzeczywiście, nie obchodziło mnie twoje zdrówko, lecz byłem pewny, że nic ci
nie grozi. Perskiego, tego „pułkownika”, który został prezydentem czy
czymś takim, miałem rozpracowanego, jak na dłoni. Znałem jego psychikę, mentalność. Byłem pewien, że nic ci nie zrobi.
Jego sylwetka wydała mi się krwawa na tle szkarłatnych chmur. „Krwawy kat milenaryzmu” – pomyślałem.
– De Sousa naprawdę nic nie wiedział o grupach paramilitarnych?
– Całą swoją uwagę skoncentrował na węszeniu za mną. Miał specjalną
grupę zajmującą się śledzeniem moich posunięć. Resztę spraw bagatelizował. Wykorzystałem ten jego błąd.
– Niemiecka organizacja wewnątrz Nowego Edenu musiała coś zepsuć, skoro Polska wyszła silniejsza od Niemiec po „ciemnych latach
milenaryzmu”. Polskie wojska świetnie się bronią, Niemcy podbijają
Saint Kitts i Nevis – drwiłem.
– Popełniliśmy błąd. Akcentowaliśmy sprawy materialne, przypuszczając, że ideologia milenarystyczna nie wywrze na nas większych skutków.
Stało się inaczej. Cóż, błąd oceny.
– Co zamierzasz zrobić ze mną w Niemczech? – zmieniłem nagle temat.
– Jesteś dla mnie niegroźny. Tak, jak obiecałem, wywiozę cię stąd i pomogę dotrzeć
do Francji. Nie obawiaj się, nie muszę cię likwidować – rzekł „krwawy arcykapłan”.
Na dobranoc ziewnął w stronę cienkiej czerwonej linii, która pozostała po
szkarłatnej zorzy i bez słowa ułożył się do spania. Wyjąłem długopis i przy
pomocy „pożyczonej” od starego latarki opisałem wydarzenia ostatniej doby.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
116
14.09.2074 r.
Mimo zmęczenia długo nie mogłem zasnąć. W głowie myśli gotowały się
niczym smoła. Zastanawiałem się, czy nie rozsądniej będzie uciec? Skoro
obiecał, że mnie nie zlikwiduje, pewnie przemyśliwał tę kwestię. Na dodatek siano kłuło mnie wszędzie. Chodziły po mnie robaki. Słuch ze strachu
wyostrzył się do patologicznych rozmiarów. Każdy szmer zdawał się być
rykiem tygrysa. Założyłem kaptur na uszy i w końcu udało mi się odpłynąć.
Obudziło mnie radio. Stary krzątał się wokół stogu, wykonując coś na
kształt gimnastyki. Trudno powiedzieć, czy z zimna, czy w trosce o własne, „niemieckie” zdrowie. Przytuliłem się do plecaka, który służył mi
za poduszkę. Poranne serwisy donosiły o kolejnych połaciach Europy
zagarniętych przez „państwa szczury”. W Polsce noc minęła spokojnie.
Kraj świętował odzyskanie niepodległości.
Schmit po skończeniu gimnastyki usiadł na miedzy i manipulował przy
komputerze. Po kilku minutach obwieścił, nie kryjąc entuzjazmu:
– Jak dobrze pójdzie, jutro, góra pojutrze nadejdzie pomoc i zabierze
nas do ojczyzny.
„Ojczyzny? Cały świat jest moją ojczyzną” – pomyślałem, ale nie odważyłem się otworzyć ust, aby nie wszczynać nowej dyskusji.
– Dlaczego za dwa dni? Nie mogą dzisiaj?
– Sytuacja jest złożona, coraz to nowe koncerny i „państwa szczury”
atakują nowe połacie Niemiec, a nawet zaczynają bić się między sobą.
W tym zamęcie moi ludzie nie są w stanie wysłać po nas helikoptera.
Obawiają się o życie nasze i pilota. Za dwa, trzy dni sytuacja powinna się
ustabilizować, wtedy podejmą próbę przerzucenia nas.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
117
– Przez ten czas będziemy tu siedzieć?
– Masz inne propozycje? Cały czas tylko narzekasz. Jak chcesz iść, to
droga wolna! – zirytował się. – Uratowałem ci życie i chcę cię stąd zabrać, a ty ciągle marudzisz i marudzisz.
Moje milczenie było dla niego znakiem ukorzenia.
– Powinniśmy tu zostać – dodał spokojnie. – Dalsze szwendanie się
po wsiach jest zbyt ryzykowne. Tutaj okolica jest w miarę wyludniona.
W dzień możemy siedzieć w lesie – wieczorem spać w stogu. We wsi
pewnie jest sklep, więc będziemy mogli zrobić zapas jedzenia i picia.
Niebawem wyruszyliśmy łąkami w kierunku dymiących zabudowań. Po
niebie przewalały się rozdarte wiatrem chmury. Z każdym krokiem kontury zabudowań stawały się coraz ostrzejsze i wyrazistsze. Wieś okazała
się być zadbana: domy murowane, obejścia czyste. Maszerowaliśmy świeżo położoną asfaltówką w poszukiwaniu geszeftu. Wieś, mimo że była już
dziewiąta, sprawiała wrażenie wyludnionej. Na podwórzach szczekały psy,
jak przed wiekami spacerowały dostojne kokoszki, lecz nigdzie nie było
widać ludzkiej postaci. Wreszcie spostrzegliśmy jakiegoś kmiotka kuśtykającego w naszym kierunku od centrum wsi. Niewysoki chłop przyglądał się nam spode łba. Gdy zrównaliśmy się z nim, Schmit zapytał:
– Dzień dobry. Czy jest we wsi sklep?
Chłop ociągając się rzekł:
– Jest. Tam na końcu wsi – wyciągnął palec w kierunku, w którym
podążaliśmy.
Eksarcykapłan podziękował i wiedziony nadzieją rychłego zaspokojenia głodu z większą werwą ruszył do przodu. Niebawem naszym oczom
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
118
ukazał się nieduży wiejski sklepik. Na półkach, jak to się mówi, mydło
i powidło. Gruba sklepowa taksowała obcych niechętnym wzrokiem.
Podała świeży chleb, dżem z truskawek, trochę sera, kilka butelek piwa.
Stary wziął dla siebie sporą ilość wędliny.
– Co u was we wsi tak spokojnie. Jakby nie było ludzi? – zagaił do sklepowej.
Ta jeszcze raz obdarowała nas nieufnym spojrzeniem. Miałem wrażenie, że wyczuła jego niemiecki akcent.
– Homosiów na taczkach wywożą – zarechotała.
– Jak to wywożą? – poczułem się zainteresowany tematem.
– Normalnie. Taki zwyczaj od stuleci. Kogo wieś nie akceptuje, wywozi
na furze gnoju poza jej obręb.
– I słusznie – przytaknął stary, popijając z butelki piwo. – Nareszcie
w tym kraju będzie jakiś porządek – mrugnął do mnie i ciągnął dalej. –
Nawet w takiej wiosce mieliście przydzielonych z urzędu zboczeńców?
– Tak. Przydzielali ich do każdej wioski, żeby się z ludem jednali.
A panowie skąd?
– Z Warszawy. Powstanie zastało nas w podróży i usiłujemy dostać się
do domu. Do Łodzi... – na poczekaniu zmyślił Schmit.
Gdy wyszliśmy ze sklepu, kilkaset metrów od nas usłyszeliśmy gwar.
Wieś wracała po spełnieniu swego barbarzyńskiego obowiązku. Traktor
jechał przodem, za nim maszerowali mieszkańcy zaścianka. Na wszelki
wypadek przyśpieszyliśmy kroku, żeby nie spotkać się z tłumem. Skręciliśmy w pola i po kilku minutach zniknęliśmy w lesie. Spojrzałem w stronę wsi. Grupa mężczyzn stała na szosie i spoglądała w naszym kierunku.
Ktoś machał rękami, ktoś wyciągnął dłoń w stronę lasu.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
119
– Przyjdą za nami? – spytałem, podświadomie oczekując pocieszenia.
Stary wyjrzał zza mojego ramienia, odchylając gałąź.
– Kto to wie? Nie chcę wyobrażać sobie, co byłoby, gdybyśmy wpadli
w ręce tej hołoty? – mruknął i poszedł rozkładać produkty na śniadanie.
Po minucie grupka rozeszła się. Na szosie zostało dwóch chłopów rozprawiających na jakiś temat.
Schmit rozłożył wędlinę na pniaku.
– Rozprawiają się z twoim projektem Rose – zachichotał. – Chciałeś, aby
w każdej wiosce była homo-para. Chyba się nie uda...
– Hołota – syknąłem, krojąc chleb.
W rzeczywistości nie był to projekt mój, lecz mojego poprzednika.
Uznałem go za niezły i kontynuowałem. Z dezaprobatą spotkałem się
już w pociągu, jadąc do Lublina.
– Program nie zadziałał? – ironizował arcykapłan. – Zastanawiałeś się
kiedyś, dlaczego tak się stało?
Gdy to powiedział jego szczęki uchwyciły chleb z boczkiem i wchłonęły
do przełyku. Zrobiło mi się mdło.
– Trwał za krótko – udało mi się powiedzieć. – Przez wieki wbijano
w ten lud ciemnotę, trzeba wieków, aby ją teraz wybić z powrotem.
– Baju, baju... Lud akceptuje postęp i tolerancję, gdy dogadza jego słabostkom. Gdy „postęp” go gnębi – pozbywa się go jednym kopniakiem.
Twoja tolerancja nie dawała ludziom jeść, skąpiła prostych przyjemności, kazała żyć w strachu, pomimo zewnętrznych deklaracji o dążeniu do
ziemskiej szczęśliwości. Nie dziw się, że ją odrzucili.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
120
Nie chciało mi się polemizować z tymi „diagnozami”. W milczeniu zająłem się jedzeniem swojego dżemu i sera.
– A tak na marginesie – dodał, szykując kolejną kanapkę z boczkiem –
słyszałeś, co mówił wczoraj ten ich prezydent? Jego diagnoza jest w zasadzie słuszna. Nowy Eden to pomysł wariata. Wariat nie jest w stanie
zmienić normalnych ludzi.
***
Sosnowy las szumiał łagodnie. Dzień był słoneczny, choć wietrzny. Po
śniadaniu stary włączył radio. Doniesienia z linii frontu przeplatano informacjami krajowymi. Francja, Włochy Anglia, kraje Beneluxu zostały już praktycznie rozgrabione przez „hieny”. Innym zjawiskiem, które
nasiliło się w ostatnich godzinach, były wewnętrzne konflikty między
„hienami”, czyli państewkami i koncernami.
– Szczury biorą się za łby. Ciekawe, jak długo to jeszcze potrwa? – rozważał głośno, leżąc wśród mchu i paproci.
Wznowiono komunikację lotniczą z miastami europejskimi o mniejszym
natężeniu konfliktu. Po przerywniku z patriotycznej pieśni podano komunikat o wystosowaniu listu gończego za Stefanem Schmitem i Dominikiem Rose. Szczegółowo opisano nasz wygląd, ubiór itp. Rząd Tymczasowy wyznaczał za nas nagrodę w wysokości po 500 tys. milenów za głowę.
– Słyszysz, z niewiadomych przyczyn jesteś dla nich wart tyle, co ja. Nie
doceniałem cię – ironizował.
– Jeśli pokazali nasze zdjęcia w telewizji, nie możemy ujawniać się przed ludźmi.
– Ja jestem ucharakteryzowany. Gorzej z tobą. Nawet broda ci nie rośnie.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
121
Nie przeminął jeszcze stres wywołany tą wiadomością, gdy z radia popłynęły słowa:
„– Uwaga, uwaga. Podajemy sensacyjną informację. Rząd Wysp
Owczych podał informację, że po aresztowaniu tzw. «bogów» w południowej Francji okazało się, iż nie są to „wskrzeszone” istoty dawnych
myślicieli. Prawdopodobnie nikt nie odkrył procesów regeneracji komórek. Wszystko to wygląda na oszustwo Liberta i Hajnasa, którzy kierują tym oszukaństwem z ukrycia”.
– Ach ta propaganda – westchnąłem. – Co oni jeszcze wymyślą, żeby
ośmieszyć dawny system?
Mój towarzysz podróży przełknął ślinę i uśmiechnął się szyderczo:
– Akurat to nie jest propagandą. A dla mnie nie jest też nowiną.
– Jak to?
– Te bajki o wskrzeszaniu to blef. Wymyślono je, aby dać ludziom obietnicę
zbawienia. Komórka nie da się regenerować i powrócić do dawnej postaci.
– Łżesz! – złapałem go za płaszcz.
Łatwo uwolnił się z mego uścisku.
– Ręce przy sobie – powiedział, odpychając mnie. – Nie ty jeden zostałeś
wystrychnięty na dudka. Myślałeś, że prawdziwy Wolter mianował cię
na kapłana. To bubek podstawiony przez Hajnasa.
Nagle w pobliżu rozległ się trzask suchej gałęzi. Drogą od strony łąk kuśtykał w naszym kierunku kulawy chłopek ze wsi. Na ucieczkę było za późno.
Schmit porozumiewawczo mrugnął do mnie okiem. Po ostatnim sporze
nie zostało już ani śladu. Niebezpieczeństwo natychmiast nas pojednało.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
122
Mężczyzna przeszedł obok, jakby nas nie widział.
– Wysłali go na zwiady. – mruknął mój kompan, patrząc jak się oddala.
– Coś podejrzewają...
W jego dłoni nie wiadomo skąd zaświeciła rękojeść pistoletu. Jednak po
kilku sekundach wewnętrznego zmagania schował broń pod płaszcz. Pomimo pozornej hardości okazał się mięczakiem. Zaskoczył mnie tym.
– Musimy się go pozbyć. Zaraz będziemy mieli na głowie całą wieś – wycedziłem przez zęby, widząc co się dzieje.
Chłopek jakby to usłyszał, obejrzał się i przyśpieszył kroku, chcąc dopaść do najbliższego leśnego zakrętu. „Arcy” siedział jak sparaliżowany.
Wyrwałem mu broń. Padły dwa przytłumione strzały. Tubylca podrzuciło raz i drugi. Wypuścił z ręki laskę i upadł twarzą w kałużę. Pobiegłem
do niego i wypaliłem jeszcze raz.
– Fundamentalistyczna swołocz – warknąłem, nie panując nad nerwami.
Stary bez słowa pobiegł drogą w stronę, z której przyszedł chłopek. W tym
czasie patrzyłem na zwłoki i naprawdę czułem się dumny. Wreszcie zrobiłem coś pożytecznego dla Nowego Edenu. Gdy wrócił zawołał z daleka:
– Mamy szczęście, wygląda na to, że był sam... Chyba wysłali go na zwiady.
Rzucił okiem na leżącego w kałuży nieboszczyka. Pokręcił głową
i gwizdnął z podziwu:
– No, no... Nie doceniałem cię...
Wyciągnął dłoń po pistolet i po pewnym wahaniu z mojej strony
otrzymał go.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
123
– Dobra... Musimy go stąd usunąć – powiedziałem, gdy schował spluwę
do kabury pod płaszczem.
Złapałem zwłoki za buty. Przenieśliśmy je kilka metrów od drogi
i wrzuciliśmy w krzaki. Arcykapłan dodatkowo przykrył je gałęziami.
Po wykonaniu tej czynności usiedliśmy na swoich pniakach i analizowaliśmy całą sytuację.
– Kuternogę będą szukać. Musimy zmienić miejsce postoju – podsumował krótką dyskusję „arcy”.
Niebawem ruszyliśmy w głąb boru. Przez całą drogę praktycznie nie odzywaliśmy się do siebie. Schmit uśmiechał się idiotycznie i sapał ze zmęczenia. Choć mogłem iść szybciej, wlokłem się za nim z tyłu. Wolałem
go mieć przed sobą. Teraz już wie, że mogę być dla niego potencjalnym
zagrożeniem. Nie wiadomo co może mu strzelić do głowy? Po dwóch
godzinach marszu znaleźliśmy niewielką polankę. Obok szumiały dostojne dęby. Stary położył się na mchu i swoim zwyczajem od razu zasnął. Ja zaś nie mogłem zmrużyć powieki nawet na moment. Zrobiło mi
się zimno, po plecach zaczęły pełzać dreszcze. „No ładnie – pomyślałem.
– Jeszcze mi tu tylko choroby potrzeba”. Właściwie czułem się dziwnie
już od rana. W nocy przewiało mnie, a teraz zaczęła wykluwać się jakaś
choroba. Przed trzecią mój duchowy oprawca podniósł się z ziemi i rozejrzał wokół. Spostrzegł, że ze mną jest coś nie tak.
– Chory jesteś?
– Chyba gorączka mnie rozbiera.
– Przewiała cię matka ziemia. Harcerstwo by ci się przydało.
Wyjął sprzęt i połączył się z centralą w Niemczech. Po kilku minutach
odłożył komputer do torby, a jego gębę rozjaśnił uśmiech.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
124
– Jutro nad ranem przyleci po nas Hans. Musimy znaleźć miejsce na lądowisko!
Rozejrzał się wokół.
– Może tu by się udało – pomyślał głośno. – Nic, zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.
Poklepał mnie po ramieniu.
– No, chłopie, trzymaj się. Zbliża się upragniona wolność.
Ale wolność coraz mniej mnie obchodziła. Gorączka podnosiła się
z minuty na minutę.
– Spróbuj się przespać – usłyszałem niewyraźny głos towarzysza
mojej podróży.
O dziwo, wymęczony gorączką zasnąłem. Śniłem o Weronice i naszej
paczce. Siedzieliśmy w pubie w Orleanie, popijając piwko. Dosiadł się do
nas bóg Wolter. Gwarzyliśmy sobie o przyszłym, szczęśliwym życiu w Nowym Edenie. Sielankową atmosferę przerwali chuligani, którzy wtargnęli
do pubu i zaczęli się awanturować. Jeden z nich kopnął mnie w plecy.
Obudziłem się cały mokry. Gdzieś po lesie echo niosło głośne męskie
nawoływania. Daleko w kniei migały latarki. Arcykapłan stał nade mną.
To jego but poczułem na plecach.
– Co to? – wymamrotałem, trzymając się za bok.
– Chyba pościg. Musimy uciekać.
Zabraliśmy z posłania najważniejsze rzeczy. Gałęzie trzaskały pod nogami , a inne biły po twarzy. Pomimo gorączki zostawiłem starego kilkanaście metrów za sobą. Biegliśmy tak około piętnastu minut.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
125
– Zatrzymajmy się na chwilę – wysapał wreszcie stary.
Rzucił się na trawę, zachłannie pijąc wodę z plastikowej butelki.
– Cisza. Nie słychać ich... – szeptał, z trudem łapiąc oddech. – Ciekawe,
czy to chłopi, czy powstańcy? A może po prostu kłusownicy?
Wkrótce wyszliśmy na skraj lasu. W świetle księżyca na horyzoncie jawił się drugi las. Ruszyliśmy łąkami i polami w tamtym kierunku. Noc
była gwiaździsta i pogodna. Miałem wysoką gorączkę i ledwo powłóczyłem nogami. Wędrowaliśmy tak dwa lub trzy kilometry. Gdy dotarliśmy
do celu, znaleźliśmy zaraz dużą polanę oświeconą smugą księżycowego
światła, na której błyskały ślepia stadka jeleni.
– To jest dobre miejsce – usłyszałem. – Żyjesz?
W odpowiedzi zwaliłem się na ziemię. Resztę wydarzeń pamiętam jak
przez mgłę. W rękach starego pojawiła się mapa, którą jakiś czas analizował. Później rozłożył sprzęt i połączył się ze śmigłowcem.
Sekundy i minuty ciągnęły się jak guma do żucia. Wzmagał się chłód i febra.
Nagle wokół zabłysło kilka ognisk. W gorączce słyszałem w oddali ujadanie psów. Niebawem dobiegł mnie charakterystyczny warkot lądującego helikoptera rozświetlającego przy okazji teren.
Otworzyły się drzwi maszyny. Schmit wrzucił do środka swą torbę i podciągnięty za ręce przez kogoś z załogi błyskawicznie znalazł się na pokładzie. W tym czasie polanę wypełniło szczekanie psów i sylwetki ludzi
w biało-czerwonych opaskach. Rozległy się strzały.
Rzuciłem się w stronę samolotu.
Rebelia
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
126
– Leć! – usłyszałem komendę Schmita. – Przede mną zatrzasnęły się
drzwi. W blasku świateł zobaczyłem jego krogulczą twarz. Na jej dnie
czaił się ironiczny uśmieszek.
Długa seria z karabinu świsnęła mi gdzieś nad głową. Padłem na twarz. Maszyna poderwała się z ziemi. Kilka rozgwieżdżonych świstów wyskoczyło
z samolotu w stronę żołnierzy. Tamci nie pozostali dłużni. Psy wyły i ujadały wystraszone strzelaniną. Śmigłowiec wzniósł się nad wierzchołki drzew.
Nagle ze strony lasu buchnęła łuna ognia. Na śmigle pojawił się płomień.
Maszyna zaczęła pikować w dół, a nad drzewami zabłysła ściana ognia.
Nie podnosiłem głowy przez kilkadziesiąt sekund. Po tym czasie ogień
zelżał. Nad sobą usłyszałem ujadanie psa i z perspektywy dwudziestu
centymetrów ujrzałem żółtą szczękę wilczura, który usiłował wbić się
zębami w moją głowę. Na szczęście został odciągnięty przez żołnierza:
– Jak się nazywasz? – usłyszałem nad sobą głos.
Podałem nazwisko.
– Dominiku Rose jest pan aresztowany – obwieścił uroczyście oficer.
Ostatnia notatka
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
127
Epilog
Ostatnia notatka
17.09.2074 r.
Wczoraj odwiedziła mnie w areszcie Weronika. Początkowo nie poznałem jej, gdyż przebrana była w czarny habit. Była dziwnie spokojna i pogodna. Patrzyła na mnie z takim „wewnętrznym uśmiechem”, jakby ćwiczyła go pod okiem piarowców. Nawet zazdrościłem jej tego spokoju,
bo wiedziałem, że jest autentyczny. „Przebaczyła” mi uderzenie w twarz,
wtedy na polanie, choć wcale jej o to nie prosiłem. Za zdradę chętnie
bym jej poprawił i postawił ją przed niezawisłym sądem Nowego Edenu. W nowej sytuacji zmuszony byłem jednak udawać skruszonego. Jej
przychylne zeznania mogły mi pomóc w czekającym mnie procesie.
Kilka tygodni ukrywała się u pewnej katolickiej rodziny. Po wybuchu
powstania wstąpiła do zakonu. Teraz ma zamiar założyć katolicką szkołę. Jakże zmieniła się przez te kilka tygodni? Kiedyś beztroska, wesoła dziewczyna, typowa przedstawicielka Nowego Edenu, której ciągle
w głowie tańce i imprezy, teraz nabita katolickimi ideami, wciąż mówiła
o konieczności mojego nawrócenia. Tak się naprzykrzała z tym nawróceniem, aż na odczepne obiecałem przemyśleć sprawę.
Ostatnia notatka
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
128
Cóż, całkowicie wyleczyłem się z uczuć do niej. Jej ucieczka przepełniła
czarę goryczy. Teraz stała przede mną obojętna mi osoba, wręcz żałosna
w tym swoim czarnym habicie. Nie mogłem jej wybaczyć zdrady idei,
do której byłem tak przywiązany. Rozstaliśmy się bez zbędnych słów.
Chyba zrozumiała, że już mi na niej nie zależy.
W myślach wciąż snują się wspomnienia ostatnich tygodni. Po aresztowaniu wylądowałem w wojskowym szpitalu pod Otwockiem. Przez dwa
tygodnie leczyłem się na zapalenie płuc. Później przywieziono mnie do
więzienia w Warszawie. Przesłuchiwano z przerwami na sen i pożywienie
przez trzy dni. Oprócz absurdalnych zarzutów o znęcanie się i torturowanie ludzi, postawiono mi zarzut współudziału w morderstwie. W śledztwie o morderstwo mężczyzny w lesie obwiniłem Schmita. Łatwo łyknęli
ten blef, gdyż przy spalonych zwłokach „arcy” znaleziono pistolet. Jednak
prokuratorzy nie dawali za wygraną, oskarżając mnie o współudział. Na
domiar złego broń miała moje odciski palców. Tłumaczyłem się, mówiąc,
że szef dał mi go kiedyś na chwilę potrzymać, ale niezbyt przekonywająco
to wypadło. Adwokat przydzielony z urzędu twierdzi, że w najgorszym
razie czeka mnie dwadzieścia pięć lat odsiadki. Ale, jak mówi, jest „optymistą” i według niego nie posiedzę dłużej niż piętnaście lat.
Schmit zginął – nie było z niego co zbierać. Dobrze gadzinie. Taki los
powinien spotkać każdego nazistę. To przez takich jak on upadł nasz
system; to przez takich jak on większość dawnych stref narodowych
Nowego Edenu została rozgrabiona przez małe państewka i koncerny.
Obroniły się tylko niektóre landy w Niemczech, we Francji i Włoszech.
Państwa skandynawskie zostały całkowicie rozgrabione przez „szczury”.
Zwycięsko wyszła z całej tej sytuacji Polska. Ocaliła całość swojego terytorium i buduje nową, totalitarną państwowość.
Ostatnia notatka
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
129
„Bogowie” więzieni są przez rząd Wysp Owczych. Podobno w ich obronie wystąpili Amerykanie, domagając się dla nich specjalistycznej opieki
psychiatrycznej. Niestety, potwierdziło się to, co mówił Schmit – nie byli
oni prawdziwymi wskrzeszonymi „bogami”. Schwytani kilka dni temu
Hajnas i Libert przyznali to oficjalnie. Podstawili w miejsce „bogów”
wyselekcjonowane osoby, aby w ten sposób urzeczywistnić ideę milenarystyczną. Książęta i rycerze w obozie pod Łowiczem także nie byli autentyczni. Wyselekcjonowanych osobników przygotowywano do służby
w elitarnych oddziałach bezpośrednio podległych twórcom koncepcji
Nowego Edenu. Rozczarowanie, jakie przeżyłem w związku z tym, już
mi przeszło. Nawet usiłuję usprawiedliwić ich postępowanie. Dla tak
pięknej idei niekiedy warto posłużyć się kłamstwem.
Całymi dniami gapię się w telewizję. Propaganda fundamentalistyczna
budzi we mnie obrzydzenie. Gadające głowy opowiadają bajki, od których można osiwieć. Powracający refren brzmi: milenaryzm anarchistyczno-ekologiczny (tak go nazywają) to najbardziej totalitarny i nieprzyjazny ludziom ustrój polityczny w dziejach. W ich klasyfikacjach
nawet nazizm oceniany jest z większą wyrozumiałością. Z drugiej strony trudno się dziwić tym ocenom. Każda władza stosuje własne chwyty propagandowe. Gdybym miał zrobić rachunek sumienia, musiałbym
przyznać, że my również stosowaliśmy podobne triki.
Nowa sytuacja, w jakiej się znalazłem, podziałała na mnie deprymująco.
Upadła wielka idea, której poświęciłem życie. Perspektywa wieloletniego więzienia przygnębiła mnie dodatkowo. Miałem nawet myśli samobójcze. Lecz absurdalnie – właśnie dzięki telewizji – odrodziłem się na
nowo. Irytacja związana z nachalną indoktrynacją wzbudziła we mnie
złość i pragnienie dalszej walki o postęp i tolerancję. Poczułem przypływ energii. Myślałem sobie tak: w historii siły wsteczne prowadziły
Ostatnia notatka
Rebelia w ogrodzie Eden – Dariusz Zalewski
130
nieustanną wojnę z postępowymi. Teraz ich jest na wierzchu, ale za rok,
dwa... Kto wie? Sytuacja może się zmienić. My, odwieczni, niestrudzeni
budowniczowie ziemskiego raju musimy być przygotowani na ewentualną odmianę losu. Gdy nadejdzie odpowiedni moment, powinniśmy
mieć gotowe idee i plany, by tolerancja, braterstwo i równość na nowo
zwyciężyły! Nie mogę poddawać się apatii i bezczynności, tak jak wielu
moich towarzyszy więzionych w kazamatach totalitarnej Europy!
Słowem – kończę pisanie tych bezużytecznych wspomnień i biorę się
za konstruowanie programu politycznego na przyszłość. Ta myśl ożywia mnie, zapala do pracy i pomaga przetrwać trudne chwile, dając
nadzieję na przyszłe zwycięstwo.

Podobne dokumenty