W 100-lecie urodzin dr. med. Jana Barańczaka

Transkrypt

W 100-lecie urodzin dr. med. Jana Barańczaka
www.koniniana.netstrefa.com.pl
DWUMIESIĘCZNIK Towarzystwa Przyjaciół Konina
maj 2015 r.
Nr 3 (141)
Chciałbym zdecydowanie milej powitać Czytelników w ten piękny majowy czas,
ale
nieubłagany
los przerzedził ostatnio szeregi Mądrych i
Dobrych Ludzi – tych
nieznanych mi osobiście, ale jakże godnych
szacunku, prawych i
mądrych Polaków (myślę oczywiście o prof.
Władysławie Bartoszewskim) oraz bliskich i
znanych mi Przyjaciół.
Z wielkim żalem przyjąłem wiadomość,
że na ostatni swój lot, lot ku nieskończoności, udał się wspaniały as polskiego lotnictwa, ale również wielokrotny redaktor
ciekawych lotniczych felietonów w „Koninianach”. Jakże był dumny z naszego
pisemka – sam przecież tworzył zupełnie
udane książki, a myśmy z satysfakcją pokazywali je i zachęcali do przeczytania. To
nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych
– będziemy długo musieli czekać na tak
wszechstronną postać jak Ryszard Grundman. Zacny Przyjacielu, będzie nam bardzo
Cię brakowało.
Poświęcam Ci wzruszające wspomnienie
phma A. Podemskiego z czasów młodości,
gdy tak wiele było przed Wami, i na szczęście
tak wiele z tych marzeń udało się Wam zrealizować. Poświęcam Ci równie wzruszający
wiersz Jagody Naskręckiej. Przypominam
też kilkoma zdjęciami Twój ostatni pobyt w
rodzinnym „Gnieździe”. Żegnają Cię również przyjaciele z Klubu Seniorów Lotnictwa
w Koninie. Spoczywaj w pokoju – byłeś nie
tylko wzorowym żołnierzem, ale również
dobrym i prawym człowiekiem.
Co poza tym więcej znajdziecie Państwo
w aktualnym wydaniu Koninianów?
W maju obchodziliśmy 70. rocznicę zakończenia II wojny światowej (szkoda, że
znów „udało się” znaleźć fakty, które podzieliły zwycięzców!) Janusz Gulczyński,
w przywołanych przez siebie epizodach z
tamtych czasów znalazł na szczęście właściwy, spokojny opis tej smutnej rzeczywistości. Zaś Bartosz Kiełbasa zaskoczy zapewne
Czytelników, prawdopodobnie jedynymi już
śladami z ostatnich wojennych zniszczeń w
Koninie.
Barbara Kaszuba z wrażliwością i ciepłem poświęca swój artykuł 100. rocznicy
urodzin, znanego już nam i cenionego lekarza (i nie tylko) Jana Barańczaka.
Małgosia Kowalczykiewicz przypomina
(wręcz niewiarygodną, tak odległą czasowo)
postać Ernesta Pawła Michela – duże brawa
za wytrwałość w szperaniu w archiwaliach
(dla ciekawości, załączona fotografia Michela, jest jedynym znanym nam konterfektem z
tamtych czasów).
Danusia Olczak wspomina (aż się nie chce
wierzyć, że to już minął rok) tak lubianego i
utalentowanego wszechstronnie Józka Szyka.
Zachęcając do lektury, kłania się Stanisław Sroczyński
PS Serdecznie przepraszam redaktorów, których tekstów nie udało mi się zamieścić, ukażą się w numerze następnym.
W 100-lecie urodzin dr. med. Jana Barańczaka
Jan Barańczak ur. 22.04.1915 r. w Piaskach k/Gostynia Wielkopolskiego – absolwent Akademii Medycznej w Poznaniu
z roku 1936, doktór medycyny – specjalista
patomorfolog. Ojciec znanego poety Stanisława Barańczaka i pisarki, grafika Małgorzaty
Musierowicz. Przez wiele lat zaangażowany
w walkę o sprawiedliwość społeczną. Do Konina przyjechał w 1972 r. z powierzonym
celem zorganizowania Zakładu Patomorfologii w nowo wybudowanym szpitalu przy ul.
kard. Wyszyńskiego. W 1973 r. aresztowany
na 3 miesiące, po czym zwolniony na rok z
pracy. Zrozumienie potrzeby wykwalifikowanych specjalistów dla 900-łóżkowego szpitala przywraca doktorowi pracę w czerwcu
1974 r. Jej początki były niezwykle trudne,
ponieważ fundusze na wyposażenie szpitala zostały już rozdysponowane. Brakowało
sprzętu, wykwalifikowanych laborantek, a
laboratorium histopatologiczne umieszczono
w prosektorium przy kotłowni szpitala. Mimo
tych kłopotów, Pan Doktór stworzył posiadaną wiedzą, umiejętnościami organizacyjnymi, wyjątkową współpracą międzyludzką,
szacunkiem i godnością nadzwyczajny zespół współpracowników. Był cenionym specjalistą w środowisku nie tylko medycznym.
Diagnostyka histopatologiczna i cytologiczna, którą się Pan Doktór się zajmował, była
i jest podstawą rozpoznawania nowotworów,
a w oparciu o te rozpoznania stosowane jest
właściwe, kosztowne leczenie obecnie che-
mio- czy radioterapia. Te badania są niezastąpione w wykrywaniu wczesnych postaci
raka. Prezentując biografię zawodową Pana
Doktora, widać, że jest różnorodna, pogmatwana losami czasu wojny i okresu powojennego. Zmuszony był pracować w wielu spe-
Nasz przyjaciel i współpracownik
Janek Sznajder
z okazji 70-lecia zwycięstwa
nad faszyzmem
został awansowany
do stopnia majora,
czego redakcja
oraz na pewno czytelnicy
serdecznie mu gratulują
cjalnościach jako: lekarz rodzinny i wojskowy
w Oficerskiej Szkole Pancernej w Poznaniu,
jako asystent Kliniki Psychiatrycznej (doktorat), pełnił funkcję szefa Sanitarnego Okręgu
Poznańskiego, dyrektora administracyjnego
Akademii Medycznej i lekarza w Zakładzie
Patomorfologii AM, kontynuując specjalizację. Doktór Jan Barańczak był gruntownie
wykształconym lekarzem humanistą, a zajmując się wieloma dziedzinami medycyny
był wyczulony na niekompetencję, małostkowość i niesprawiedliwość. Pisał o tym w
licznych artykułach publikowanych w Wydawnictwie Konińskiego Towarzystwa Naukowego pt. „Medyczek Koniński”. W swoich esejach snuł rozważania o sztuce, wartości
i sensie życia. Pisał o wartościach moralnych,
o wychowaniu, narkomanii o znaczeniu zła
i swoich fascynacjach. „Tak więc w ciągu
swego życia każdy człowiek marzy o tym ,by
po jego śmierci o nim pamiętano. Ciekawe
jest jednak to, że ludzie nie chcą przyjąć do
wiadomości oczywistego faktu, że po swej
śmierci nie będą mogli się przekonać, czy się
o nich pamięta. Nie będą przecież istnieć, co
więc daje im wiara w pośmiertną pamięć o sobie? Prawdziwą jednak pociechą jest fakt, że
jeszcze żyjemy i że naszym życiem i naszym
działaniem możemy pomóc innym ludziom.
Bo rozsądek podpowiada nam, że tylko takie
życie ma rzeczywisty sens”. Zmiłowanie do
muzyki i fascynacja utworami Chopina i innymi sławnymi kompozytorami towarzyszyły mu w codziennej pracy przy mikroskopie.
Twórczość malarska Doktora to ponad tysiąc wykonanych kopii wybitnych malarzy
Brandta, Kossaka, Vermera i obrazów własnego autorstwa. Kochał młodzież, potrafił
z łatwością rozbudzić w nich wspólne zainteresowania. O wychowaniu współczesnej
młodzieży pisał w felietonach z żalem: „Istotą
wychowania młodzieży jest rozbudowywanie
hamulców w ich korze mózgowej poprzez
kulturę, wiedzę, religię. Dziś ze smutkiem obserwuję, że w toku wychowania pozwala się
na pobudzanie instynktów, a tylko w niewielkim stopniu buduje procesy hamulcowe. Stąd
nieszczęsne skutki, kult dla wrzasku i łomotu,
rosnące przestępstwa młodzieży, brak szacunku dla tradycji, sprzeczności w rozumieniu
istoty kultury i sztuki”(…), a skoro tak jest, to
tak zwany postęp cywilizacyjny nie jest wcale
postępem, a regresem. Widać to w dziedzinie
kultury, sztuki oraz we wzrastającej nienawiści wrogich sobie narodów, w obudzonych
szowinizmach, rasizmach i religijnych fanatyzmach”. Zmarł w Koninie 2.05.2000 r.
lek. med. Barbara Kaszuba
były Kierownik Zakładu Patomorfologii
WSZZ w Koninie
Pro domo sua…
Nie mogłem odmówić sobie przyjemności podzielenia się z Państwem oceną moich wywiadów, jaką otrzymałem z dalekiego Krakowa od pp. Janeczki i Kazika
Znamirowskich (proszę o wybaczenie tej odrobiny prywaty), cytuję:
„…wywiady czyta się świetnie o znanych i nieznanych
nam ludziach i sprawach. To jest po prostu ciekawe, sprawnie napisane z uwagą i tzw. wyczuciem rozmówcy, często
pobrzmiewa Twój, Staszku, miły mi humor, a przede wszystkim czuje się Twoją życzliwość. Myślę, że naprawdę lubisz
ludzi i chcesz ich wysłuchać i zrozumieć. Nie ma w tych wywiadach agresji dziennikarskiej tak popularnej, by nie rzec
modnej obecnie...”.
Serdecznie dziękuję, przepraszając jednocześnie, Janeczko, za upublicznienie bez Twojej zgody – ocen, jakie przytoczyłem.
str. 17 (str. I)
Wojenne wspomnienia
Obchodzona
w
bieżącym roku 8 maja
70. rocznica zakończenia wojny w Europie
pobudza do wielu historycznych refleksji.
Jak wiele i jednocześnie jak jeszcze nazbyt
mało wiemy o tym
największym i najtragiczniejszym jednocześnie splocie najprzeróżniejszych wydarzeń w dziejach świata z
lat 1939-1945. Funkcjonująca przez prawie
pół wieku historiografia Polski Ludowej w
wydatnym stopniu nie tylko skrzywiła, wypaczyła, ale wręcz w wielu aspektach poddała
karykaturze prawdę historyczną, w odniesieniu do genezy wojny, jej przebiegu i w dalszej
kolejności – następstw: politycznych, terytorialnych, gospodarczych itp. Dzisiaj można powiedzieć, że wiele „rzeczy” należy nie
tylko poddać nowym badaniom, ale i nowym,
właściwym interpretacjom. Historia II wojny
światowej w odniesieniu nie tylko do Polski
musi zaowocować zupełnie nową historiografią.
Podobnie jest z „poletkiem regionalnym”,
wydarzeniami lat 1939-1945 w odniesieniu
do Konina, czy też w szerszym wymiarze –
Wielkopolski Wschodniej, nazywanej jakże
często (ale dość umownie) w piśmiennictwie
podlegającym regułom regionalistycznym
– ziemią konińską. I w tym względzie przed
lokalnymi historykami masa pracy badawczej
i piśmienniczej. Szczupłość lokalnego dorobku historiograficznego pozwala cieszyć się z
każdej nowej publikacji.
Obecnie zatrzymuję się nad publikacją
„Wspomnienia z czasów okupacji”, zamieszczoną w 9. numerze „Konińskich Zeszytów Muzealnych” (Konin 2014). Tekst ten
stanowi pokłosie konkursu historycznego
ogłoszonego wiosną 2013 r. przez Muzeum
Okręgowe w Koninie we współpracy z konińskim oddziałem Polskiego Towarzystwa
Historycznego. Na konkurs wpłynęło łącznie
14 prac, których autorami byli w większości
uczniowie, dokonujący wywiadów, rejestracji
wspomnień itd. itp. świadków wojny, najczęściej pamiętających wojnę członków swoich
rodzin. Wiele tak skonstruowanych prac napłynęło z Kościelca, ale w bloku pokonkursowych publikacji znalazły się i inne, niemniej
ciekawe materiały.
*
Zygmunt Kowalczykiewicz, koniński
historyk-regionalista, udzielił szerokiej wypowiedzi z elementami wywiadu uczniom
Szkoły Podstawowej nr 6 w Koninie. Okazuje
się, że choć urodzony w 1937 r. pamięta pewne sceny z okresu hitlerowskiej okupacji. Dla
przykładu: był z matką pamiętnego dnia 22
września 1939 r., kiedy na pl. Wolności, pod
ścianą Domu Zemełki Niemcy rozstrzelali
w publicznej egzekucji Aleksandra Kurowskiego i Mordche Słodkiego. Wspomina po
latach: „Podobno, tak mi mówiła mama, że z
podziwem patrzyłem na eleganckie mundury
żołnierzy niemieckich. Bo naprawdę to robiło
wrażenie, to było piękne. Potem usłyszałem
huk. Ale mama mi zasłoniła oczy. Przede
mną też stali dorośli, niewiele widziałem.
Nie spostrzegłem upadających ciał, ale byłem
tego świadom”. W styczniu 1945 r., jako siedmioletni chłopiec, przeżył Kowalczykiewicz
oswobodzenie miasta spod okupacji hitlerowskiej przez Armię Czerwoną. Z tamtych
dni najbardziej pamięta rozbrzmiewający
w mieście hymn narodowy; warto posłużyć
się w tym miejscu jeszcze jednym cytatem:
„Odegrano hymn narodowy Polski. Wiecie
co? [mówił do uczniów] Po raz pierwszy to
słyszałem jako dziecko. Przecież w czasie
wojny to cichuteńko starsi ludzie mruczeli
dzieciakom, żeby wiedziały o tym, jak ten
hymn się śpiewa, jaka muzyka i tak dalej. To
było wzruszające. Naprawdę, jeszcze do tej
pory nie mogę, nie mogę się…”.
*
Cecylia Żera z Konina spisała wspomnienia osobiście. Urodziła się w lipcu 1936 r. w
Morzysławiu. Prawdopodobnie spisana przez
nią relacja w części dotyczy mordów na ludności żydowskiej w lasach Niesłusz-Rudzica.
Wiemy, że było to jesienią 1941 r., a więc
mała Cecylia miała wówczas zaledwie pięć
lat: „Którejś nocy, zaraz po przejechaniu samochodów, wymknęłam się z domu przez
okno. Za warkotem samochodów doszłam aż
do Lasu Rudzickiego. Bardzo uważałam, żeby
mnie nikt nie zauważył. Samochody nie były
wielkie, typu bagażowych, bez żadnych okien,
tylko z lewej strony u góry była jakby puszka,
z której wystawała jakby krótka rura. Tylko
jeden samochód był elegancki, osobowy, wysiedli z niego uzbrojeni Niemcy. Z bagażówek
wychodzili mężczyźni. Słychać było ciche, ale
różne języki. Niemcy rzucili im łopaty i kazali kopać prostokątny dół. Kiedy skończyli,
Niemcy ustawili ich wokół, plecami do dołu
i zaczęli strzelać […]. Z jednego samochodu
był wyciągnięty długi wąż, którym polewano
ofiary. Z dołu dochodziły straszne jęki i wzywanie Boga. Z przerażenia rozpłakałam się
[…] zaczęłam uciekać w głąb lasu”.
*
Michał Lorek, uczeń II Liceum Ogólnokształcącego w Koninie, spisał relację dziadka
i babci. Oto, co powiedziała jego babcia, Danuta Galantkiewicz: „Z wojną wiąże się jeszcze
jedno moje traumatyczne wspomnienie. Otóż
w czasie cofania się frontu i marszu wojsk radzieckich na zachód, jednego dnia oddział stacjonował w wiosce. Żołnierze popili się i wieczorem zaczęli po domach szukać dziewcząt,
które pochowały się na strychy. Wtargnęli też
do nas i chcieli wyciągnąć mamę, ja trzymałam
się jej kurczowo i głośno płakałam. Brutalnie
mnie odepchnęli i przystawili broń, dziadek
stanął w obronie, więc też mu zagrozili. Na
szczęście na to wszedł ich trzeźwy dowódca i
wygnał z mieszkania twierdząc, że on tu będzie
spał. Wyszli z oporem”.
Janusz Gulczyński
70. rocznica zwycięstwa
wg M. Jurgielewicza
Konińskie niezwykłe świadectwa wojny
Minęło już 70 lat od oficjalnego zakończenia II wojny światowej w Europie.
Współczesny młody człowiek nie jest do
końca świadomy okrucieństwa działań wojennych, bowiem do dzisiejszych czasów
prawie wszystkie materialne zniszczenia wojenne zostały odbudowane, stare elementy
zastąpiono nowymi. Krajobraz miasta nieustannie się zmienia. Jednak w niektórych
miejscach w kraju pozostawiono ruiny jako
świadectwa zniszczeń. Pielęgnowane są,
utworzone zaraz po wojnie miejsca pamięci.
A czy w Koninie – mieście „gwałtownie
przebudzonym” po 1945 roku – uchowały
się ślady dawnych zniszczeń przytłoczone
nowoczesnością?
Dla Konina wojna zakończyła się wraz
z jego wyzwoleniem 20 stycznia 1945 roku.
Żołnierze radzieccy parli z kierunku Wilkowa,
strzelając w kierunku najbardziej wyniesionych punktów w terenie, w obawie przed znaj-
str. 18 (str. II)
dującymi się tam niemieckimi strzelcami wyborowymi. W ten sposób została uszkodzona
wschodnia część wieży kościoła ewangelickie-
go przy ulicy Kolskiej. Do dziś cegły założone w miejscu ubytków wyróżniają się spośród
pozostałych starszych elementów i świadczą o
rozmiarze zniszczeń całej budowli. Najprawdopodobnie zachowane do dziś ślady – ubytki
na granitowym nagrobku ks. kanonika Józefa
Magotta (zm. 1926 r.) na cmentarzu katolickim przy ulicy Kolskiej są śladami pocisków
użytych w trakcie wyzwalania miasta. Pochówek znajduje się na samym dole nekropolii,
w pierwszym rzędzie od strony murowanego
ogrodzenia od ulicy.
Te dwa na pozór zwyczajne elementy konińskiego krajobrazu są niemymi świadectwami tamtych trudnych czasów. Współczesność zaciera przeszłość. Ważne są pomniki,
tablice, miejsca pamięci; ale równie istotne
są nieliczne dziś ślady zniszczeń i dewastacji, jaką spowodowała wojna. Warto o tych
zwyczajnych-niezwyczajnych miejscach na
mapie Konina pamiętać w codziennym zabieganiu, o ich odkrywaniu na nowo dla następnych pokoleń.
Bartosz Kiełbasa
Z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Ryszarda Grundmana, naszego wybitnego krajana – zmarł 11 kwietnia
2015 roku w Warszawie.
Ryszard Grundman, pilot, płk dypl., wieloletni dowódca 1. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego „Warszawa” urodził się 1 stycznia
1931 r. w Koninie. Rodzinne miasto opuścił
24 września 1949 roku.
Ryszardowi
Grundmanowi
Wczoraj – prymus
Dęblińskiej Szkoły Orląt
władca przestworzy
dzisiaj
wyprostowany
sprężyście stąpający
jakby dalej niosły go skrzydła
starszy pan
z myślą i sercem
zwróconym zawsze
w stronę swego
rodzinnego gniazda
Jadwiga Naskręcka
Pozostają głęboko zasmuceni
koledzy z Klubu Seniorów Lotnictwa w Koninie
W ich imieniu
– M. Przyłębski i S. Sroczyński
Wracał tu wielokrotnie, śledził informacje o „Ziemi gwałtownie przebudzonej”. Był
dumny z jego historii i osiągnięć. Po latach
wspominał, że jego charakter i osobowość
ukształtowało harcerstwo i grupa entuzjastów latania. Pozostał wierny harcerskim
ideałom, realizował maksymę – bądź wierny wobec siebie i innych. Spotykał się z
seniorami harcerskiego Kręgu „Warta” w
Koninie. Na spotkaniach chętnie opowiadał
o swej pasji i lotniczych przygodach. W roku
1949 wstąpił do Oficerskiej Szkoły Lotniczej
w Dęblinie, ukończył ją jako prymus, ukończył również Akademię Sztabu Generalnego.
Należał do pionierskiej grupy pilotów wykonujących pilotaż zespołowy na samolotach
odrzutowych. Prowadził (podczas defilady)
grupę samolotów naddźwiękowych w utworzonej tzw. „polskiej tafli” – brało w niej
udział 64 samolotów. Za sterami samolotów
spędził 3 000 godzin.
Za wzorową służbę był wielokrotnie
wyróżniany i nagradzany. Prezydent RP
nadał mu tytuł Zasłużonego Pilota Wojskowego (pisaliśmy o tym również w „Koninianach”).
Niezwykłe przygody lotnicze opisywał w
swoich książkach. Jest autorem takich książek jak: „W cieniu skrzydeł”, „Podniebne rodeo”, „Gniazdo”. „Polscy piloci i UFO” oraz
wiele artykułów o tematyce lotniczej. Został
laureatem Nagrody Literackiej Ministerstwa
Obrony Narodowej.
Na kartach „Gniazda” napisał: „Konin to
moje rodzinne gniazdo, moja mała Ojczyzna
z której wyrosłem, którą kocham, z której jestem dumny”.
Cześć Jego Pamięci – Czuwaj!
phm. Antoni Podemski
zdj. (2x) – StS
Harcerskie pożegnanie
Refleksje wspomnieniowe o Józefie Szyku
5 kwietnia minął
rok od śmierci Józefa
Szyka – konińskiego
malarza,
filmowca,
muzyka, który zdobył
wiele nagród, prezentował liczne wystawy
zyskując uznanie i
sympatię. Odszedł za
wcześnie. Miał jeszcze tyle planów. Myślał o kolejnej wystawie
obejmującej całokształt jego bogatej twórczości. Wciąż nad czymś pracował. Skromny, rzetelny artysta, z ogromnym potencjałem.
Od lat byliśmy zaprzyjaźnieni. Doskonale czuł istotę mojej poezji, rozumiał autentyczną pasję, która wypełnia życie człowieka.
Często dyskutowaliśmy o sensie otrzymanego daru tworzenia, w tym zwariowanym
świecie, o kulturze, sztuce i życiu oraz specyficznej drodze każdego twórcy. Byliśmy
zgodni co do tego, że mimo zmęczenia, zawirowań, przeciwności losu – twórczy duch
jest wszechobecny, niezwyciężony. Jeżeli
mu się zaufa, odrodzi nadwątlone siły, podniesie z każdego problemu i poprowadzi do
wymarzonego celu.
24 kwietnia br. z okazji uczczenia
pierwszej rocznicy śmierci Józefa Szyka
– w siedzibie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Koninie, zaistniała wspomnieniowa wystawa plastyczna pt. „Droga”.
Godzinę później w Konińskim Domu
Kultury – odbyło się kolejne spotkanie
pt. „Filmowa droga Józefa Szyka”, które
zostało zorganizowane przez Amatorski
Klub Filmowy „Muza”, a przedstawione
w Kinie „Oczko”. Obydwa interesujące
spotkania, były niezwykle wzruszające dla rodziny, przyjaciół, znajomych i
wszystkich miłośników talentu konińskiego artysty.
Tak sobie myślę. Każdy człowiek ma
własną życiową drogę, na której realizuje
plany, ukryte marzenia. Droga artysty, do-
datkowo „naznaczona” jest pomnażaniem
talentu i dzieleniem go z innymi. Każde
najmniejsze dzieło odzwierciedla wnętrze
autora. Prawdziwy artysta musi umieć pogodzić ciężar codzienności z bezkresną twórczą
przestrzenią. Jego życie – to ciągłe przenikanie tych dwóch światów, a tak naprawdę, to
twórcza służba ze świadomością otrzymanego daru.
Józek lubił pracować w
samotności, która nigdy nie
była dla niego przytłaczająca, bo tworzył w łączności
z odbiorcą. To współistnienie było jego siłą napędową, radością, sensem bycia
tu i teraz. Najczęściej malował przy dźwiękach muzyki instrumentalnej, która
go uskrzydlała i inspirowała. Wtedy jakby wchodził
w inny wymiar… Świetnie to rozumiałam, bo ja
często piszę z muzyką w
tle. Józek Szyk miał swój
styl. Jego obrazy były i są
natychmiast rozpoznawalne. Do końca swoich dni
pozostał wierny własnej
konwencji twórczej. Wspaniale jej bronił. O swojej
malarstwie mówił: Fascynuje mnie ekspresja w
naturalistycznym oddaniu
zjawisk przyrody, przedmiotów i istot żywych, a
zastosowanie koloru musi
być dla mnie wyłącznie
funkcjonalne. Józek szczerze to uzasadniał: Nie zachwycam się nigdy barwną
plamą albo linią samą w sobie (jak to często
występuje w nowoczesnym tzw. malarstwie
konstrukcyjno-abstrakcyjnym). W moich
pracach dbam przede wszystkim o walor, tj.
światłocień, atmosferę, nastrój i możliwie
wierne oddanie tematu.
Jestem bardzo wdzięczna Józkowi Szykowi za piękne, akwarele wykonane do tomiku poezji „Wołanie morza” oraz moje
portrety. Szczególnie wzruszyły mnie te namalowane dwa lata temu, jako niespodzianka dla mnie i męża z okazji 40. rocznicy naszego ślubu. Dziękuję również za wspólne
morskie spotkania autorskie.
Artysta odchodząc pozostawia pewien
niedosyt, bo wraz z nim odchodzą dzieła,
które jeszcze nie powstały. Lecz te, które
stworzył, na zawsze będą znakiem jego
obecności. Józek Szyk owocnie spożytkował podarowany mu czas. Urodzony w
Czerniowcach, część życia spędził w Gorzowie Wielkopolskim, natomiast w Koninie żył i tworzył ponad czterdzieści lat.
Wspierany przez żonę i syna, zajmował
się malarstwem, rysunkiem, grafiką, medalierstwem, filmem, fotografią, rzeźbą,
płaskorzeźbą, drzeworytem, linorytem,
serigrafią, metaloplastyką, ilustrowaniem
książek, a poza tym ujmująco grał na harmonijce ustnej, podróżował, był duszą towarzystwa.
Nie umiera człowiek, gdy trwa w ludzkiej pamięci oraz stworzonych przez siebie
dziełach. Każde z nich zawiera jego wrażliwość, wysiłek twórczy, spojrzenie na rzeczywistość oraz wszystko, co miał w sobie
najlepszego. I to jest piękne. Jestem pewna,
że Józef Szyk, nasz pracowity koniński artysta, tam – po drugiej stronie życia, – nadal przygrywa sobie na harmonijce ustnej,
uczestniczy w plenerach i maluje portrety
aniołom.
Danuta Olczak
str. 23 (str. III)
zdj. (4x) – M. Jurgielewicz
Ernest Paweł Michel
Upływa szybko życie, jak potok płynie
czas, za rok, za dzień, za chwilę, razem nie
będzie nas… Któż i to przy różnych okazjach
nie śpiewał tej piosenki? Spoglądając na
wartki prąd naszej rzeki tak bardzo pragnęłabym zatrzymać czas celem przypomnienia
obywateli Konina, którzy odpłynęli już na
zawsze. Dziś powrócę wspomnieniami do
Ernesta Pawła Michla. Większość z rdzennych mieszkańców Konina Jego osobę kojarzy z domem oraz drukarnią przy zbiegu
obecnej ulic Wiosny Ludów oraz Śliskiej.
Wiadomym jest, że Ernest Paweł Michel
osiedlił się w Koninie w 1889 roku i od tego
momentu bardzo zaangażował się w sprawy
miasta. Natomiast niewiadomym pozostanie, dlaczego dla miejsca realizacji swoich
planów wybrał gród z koniem w herbie. Po
osiedleniu się w Koninie pierwszym w pełni
zrealizowanym Jego projektem była drukarnia oraz księgarnia. Wspomniany wychodził
z założenia, że szerzenie oświaty należy do
priorytetów. O świetności drukarni możemy
przeczytać w bliskiej tamtym czasom prasie,
oraz w rocznikach opisujących stan przemysłu w Koninie. Celem udokumentowania pozwolę sobie zacytować słowa zapisane przed
120 laty przez jednego z podróżujących
przez Konin: „Drukarnia p. Michla bardzo
porządna, posiadająca doskonałe czcionki,
odbijające szybko i bez zmyłek, słowem,
unikat wśród mało-miasteczkowych drukarń.
Tegoż p. Michla księgarnia pełna nowości,
zaopatrzona obficie w dobór książek do czytania, z obsługą szybką grzeczną…”.
Jako ciekawostkę dodam, że księgarnia
służyła nie tylko jako miejsce zakupu książek oraz prasy, bowiem ze względu na jej
położenie witryny sklepowe pełniły również
funkcję informacyjną – między innymi o
koncertach, przedstawieniach czy uroczystościach organizowanych w Koninie. W księgarni można było także zapoznać się z bardziej przyziemnymi wiadomościami, między
innymi: „Udzielam lekcji francuskiego, konwersacje, korepetycje, tłumaczenia…” lub-
KONINIANA POLECAJĄ
NAJPIERW PANU BOGU – DZIĘKUJĘ...
Nie zatrzymał mojej ręki, pozwolił współpracować myślom i sercu bym „w drodze
przez własny czas” mogła zastanowić się nad
niedoskonałością ludzką. Słowem, dotknąć
tych, którzy potrzebują drugiego człowieka.
A moja wrażliwość na ich los, przelana na
kartkę żyła dłużej ode mnie – na ziemi.
Poezja –
jest romansem duszy z sercem
melodią myśłi,
których nigdy nie wyśpiewasz
słów,
których nigdy nie wyczytasz
będzie żyła,
póki żyła będzie miłość
(Wyjątek ze wstępu autorki)
Myślę, że ten krótki fragment ze wstępu P. Heleny Szpechcińskiej wystarczająco
wyjaśnia, co znajdziemy w jej ciekawym
tomiku wierszy.
str. 24 (str. IV)
„Szafa Biblioteczna, dębowa przed wojną
na obstalunek zrobiona, z wielkimi szybami
lagrowemi i biurkiem wysuwanem. Zupełnie
prawie nowa. Bardzo piękna”.
We wspomnianej drukarni oprócz afiszy
oraz ulotek reklamowych składano do druku
„Tygodnik Urzędowy na Powiat Koniński i
Słupecki”, a od 15 listopada 1918 roku wraz
ze zmianą tytułu dwa pełne numery „Tygodnika Urzędowego Organu Starostwa Konińsko-Słupeckiego”. Natomiast od 6 maja
1921 roku przy ulicy Zielonej zaczęto drukować „Głos Koniński”.
Właściciel drukarni był społecznikiem
z krwi i kości. Przez krótki okres pełnił
również funkcję zastępcy burmistrza. Niewielu wie, ale to właśnie do niego należał
pomysł oraz realizacja w 1906 roku pierwszego konińskiego bulwaru – od strony
starostwa. To z jego inicjatywy powstało
„Towarzystwo Wzajemnego Kredytu”którego był wieloletnim prezesem. Po reorganizacji „Towarzystwo Wzajemnego
Kredytu” działało już jako „Bank Koniński”.
Będąc członkiem gminy ewangelickiej,
dzięki zaangażowaniu w sprawy zboru przyczynił się do przebudowy kościoła, podobnie, jak budowy domu szkolnego przy ul.
Wodnej. Wśród ówczesnych mieszczan E.
P. Michela nazywano spartaninem. Swoje
uczestnictwo akcentował prawie we wszystkich organizacjach filantropijnych miasta.
Oprócz ofiarności na rzecz biednych oraz
bezrobotnych podarował Szpitalowi Powiatowemu w Koninie, jak na ówczesne czasy
pewnego rodzaju „novum” w postaci lampy
kwarcowej „Sollux”. O owym darze serca
dowiemy się z notatki zamieszczonej w lokalnej prasie: „dzięki darowiźnie Michla
Szpital Powiatowy zaopatrzony będzie tensamem w najnowsze urządzenia lekarsko
-techniczne”.
Jako uzupełnienie życiorysu pozwolę
sobie przywołać nieco anegdotyczne zdarzenie sprzed 98 laty, świadczące, że przy
swojej wielkości był również pełnym ułomności obywatelem miasta. W „Tygodniku
Urzędowym” – organie Starostwa Konińsko-Słupeckiego – o ironio drukowanym
właśnie w drukarni E.P. Michla ukazała się
lista ukaranych za niedopełnienie nakazów
administracyjnych. Pośród wielu znajdziemy następujący zapis: …za nieprowadzenie
zapisów w księdze sznurowej w wysokości
30 mk z zamianą na trzy dni aresztu ukarany
został E.P. Michel. Jak z tego wynika, prawo
było wówczas prawem i dotyczyło wszystkich, i to niezależnie od statusu finansowego
czy zajmowanej pozycji.
Ernest Paweł Michel zmarł 2 kwietnia
1926 roku, a jego ciało spoczęło 5 kwietnia
1926 roku na cmentarzu ewangelickim przy
ul. Kolskiej. Podczas pogrzebu żegnały go
tłumy mieszkańców Konina – w imieniu
wiernych pożegnał zmarłego pastor Ostachiewicz.
Małgorzata Kowalczykiewicz
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych, zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania
ADRES REDAKCJI:
62-510 Konin, ul. Przemys³owa 9,
tel. 63-243-77-00, 63-243-77-03
ISSN 0138-0893
[email protected]
Redaktor prowadzący – Stanisław Sroczyński, Zespół redakcyjny – Piotr Rybczyński, Zygmunt Kowalczykiewicz (st),
Jan Sznajder, Janusz Gulczyński, Włodzimierz Kowalczykiewicz (mł), (Internet)

Podobne dokumenty