Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
w pewien sposób ją wspiera. Bycie Polakiem ukazuje się w tej perspektywie programem emancypacyjnym. Jednakże emancypacja jest tylko połową drogi podmiotu do wolności. Jednostka, po uwolnieniu się od ograniczających ją struktur społecznych, musi znaleźć jakiś sposób powrotu do rzeczywistości. XIXwieczni polscy patrioci w rodzaju Wojciecha Kętrzyńskiego osiągali to na dwa sposoby: przez zachwyt nad przyrodą ojczystego kraju oraz przez poczucie więzi z ludem (Bończa Tomaszewski 2006: 129-131, 137-140). Trudno oprzeć się wrażeniu, że dziś brzmi to już anachroniczne. Być może dzisiejszy wyemancypowany podmiot potrzebuje innej drogi. Warto jednak zwrócić uwagę, że dokładnie takie same wątki można znaleźć w dość nieoczekiwanych miejscach. Jeśli wczytamy się na 34 przykład w przywoływany tekst Agnieszki Graff, osoby która zdecydowanie nie jest związana z nurtem romantycznego nacjonalizmu, w którym autorka ucieka od polskiego etosu a jednocześnie stara się sformułować jakąś inną wizję polskości, natrafimy na zaskakujące wyznania: „dla mnie symbolem Polskości i źródłem patriotycznych uniesień jest raczej widok Doliny Pięciu Stawów lub flaga narodowa sąsiadująca z flagą Unii na wiejskiej chałupie (widziałam!)” oraz „fakt, że spotykam staruszki polskie, że wdaję się z nimi (po polsku) w pogawędki o tym i owym, buduje między nami pewną nie całkiem «bezstronną» więź. I ta więź − banalna, ulotna, a jednak realna - ma coś wspólnego z polskością” (Graff 2007). Mamy tu – tak samo jak u Kętrzyńskiego − zachwyt nad przyrodą ojczystego kraju i poczucie więzi z ludem. Co dalej? Dowiedz się, jak polski eidos rozumieją Wojciech Czabanowski i Michał Zabdyr-Jamróz, autorzy wielce osobliwej interpretacji zasad ustrojowych I RP. POLSKIE POJĘCIE WOLNOŚCI Marek Przychodzeń P olskie doświadczenie wolności jest doświadczeniem szczególnym. Twierdzę, że polska tradycja myślenia i prakty-kowania wolności jest odmienną od zachodniej, a przy tym inspirowaną myślą i praktyką starożytną (Grześkowiak-Krwawicz 2006; Sulima-Kamiński 2000; Kutrzeba 2006). Trudno nam jednak obecnie zrozumieć sens i wagę tego doświadczenia, ponieważ nasze myślenie, na skutek radykalnego zerwania ciągłości i pamięci historycznej oraz poczucia niższości, charakterystycznego dla mentalności postkolonialnej (Krasnodębski 2003), jest zdominowana przez akademicką tradycję zachodnioeuropejską, importowaną na polskie uniwersytety przez spragnionych wiedzy, lecz nieco zdezorientowanych parweniuszy. Na skutek tego, mimo odmiennego kontekstu historycznego (Staniszkis 2006: 49-99), dochodzimy obecnie do podobnych dylematów teoretycznych, co zachodni teoretycy. Biorąc pod uwagę stan polskiej kultury, import intelektualny może sprzyjać modernizacji Polski, ale lepiej, by dotyczyła ona budowy autostrad i ciepłej wody w kranach, a nie naszego myślenia politycznego. W tej bowiem dziedzinie, zaryzykuję tezę, modernizacja intelektualna Polakom nie jest potrzebna, a wręcz przeciwnie, musimy wyzwolić się z dogmatów myśli nowożytnej, by otworzyć się na doświadczenie polityczne naszych przodków, które, jeśli można je scharakteryzować jednym słowem, było doświadczeniem wolności rozumianej na sposób starożytny, klasyczny, a jak wiadomo classicus po łacinie znaczy najlepszy. Dogmat dwóch koncepcji wolności Jednym z takich dogmatów jest znane rozróżnienie na wolność pozytywną i negatywną. To filozoficzne rozróżnienie zrobiło prawdziwą karierę. W rozmaitych kręgach, od profesorów aż po zwykłych obywateli, spotykałem się z użyciem tego schematu pojęciowego, sugerującego, jakoby rzeczywistość wolności rozpadała się na dwa przeciwstawne i nieredukowalne obszary. Nie chcę sugerować, że pojęcia te są zasadniczo błędne, że nic nam nie mówią. Gdyby tak było, dlaczego w ogóle ktokolwiek chciałby ich używać? Wyrażają one pewne intuicje co do rzeczywistości, jednak w moim przekonaniu nie są one na tyle poważne, by uzasadniać podział naszego doświadczenia wolności na doświadczenie wolności negatywnej i pozytywnej. Jest to dość sztuczny zabieg i mam wrażenie, że wszyscy bylibyśmy bardziej zadowoleni, gdyby udało się pokazać, że o wolności można mówić w sposób jednolity, jako o wolności właśnie. Polska w głąb 35 Zaryzykuję stwierdzenie, że współcześni użytkownicy podziału na wolność negatywną i pozytywną nie do końca uświadamiają sobie jego genezę. Historycznie rzecz biorąc, pojęcia wolności negatywnej i pozytywnej po raz pierwszy pojawiają się u Hegla (Pełczyński 1998), jednak z całą pewnością źródłem ich obecnej po- Modernizacja intelektualna Polakom nie jest potrzebna, a wręcz przeciwnie, musimy wyzwolić się z dogmatów myśli nowożytnej. 36 pularności jest wpływowy esej Izajasza Berlina Dwie koncepcje wolności (1994). Berlin był tak dumny ze swego odkrycia, że pierwotnie ów esej przedstawił jako wykład inauguracyjny, kiedy obejmował katedrę Chichele w prestiżowym oksfordzkim college’u All Souls. Zdaniem Berlina pojęcia wolności negatywnej używamy odpowiadając na pytanie „w jakiej mierze jestem rządzony?”, podczas gdy wolność pozytywna pojawia się w odpowiedzi na pytanie „kto mną rządzi?” (Berlin 1994: 182). W wypadku wolności pozytywnej Berlin chciał wykazać, że filozofowie często wykrywali w człowieku niejako dwa rodzaje jaźni, niższą, empiryczną oraz wyższą, normatywną. Autor ten z całą mocą argumentował za pierwszeństwem koncepcji negatywnej (wolności jako braku ograniczeń działań) nad pozytywną, którą obwiniał o totalitarne konsekwencje. W literaturze przedmiotu funkcjonuje też odmienne od Berlinowskiego rozumienie wolności pozytywnej, jako dostępność środków do realizacji celów (w przeciwieństwie do braku zewnętrznych ograniczeń). Zagrożenie dla wolności miało płynąć stąd, zdaniem Berlina, że koncepcja wolności pozytywnej umożliwia przedstawienie sytuacji, w której człowieka zmusza się do odwrócenia się od swoich aktualnych, empirycznych wyborów w stronę wyborów, któ- rych tu i teraz nie chce podjąć, ale zdaniem racjonalistycznie nastawionych filozofów, powinien ich pragnąć, ponieważ jest to bardziej rozumne, zgodnie z ich koncepcją wyższej, racjonalnej czy prawdziwej jaźni. Innymi słowy, filozofowie tacy jak Rousseau czy Hegel mieli uzasadniać konieczność stosowania przymusu (ograniczać wolność empiryczną, negatywną) w imię wolności prawdziwej, racjonalnej i pozytywnej, co Berlinowi wydawało się zaprzeczeniem wolności. Rozróżnienie Berlina było wielokrotnie krytykowane, dowodzono między innymi, że tego rodzaju myślenie nie występuje w czystej postaci u żadnego z autorów, na których Berlin się powoływał. Sam autor zauważał, że nie istnieje „wielki logiczny dystans” między pytaniem „kto mną rządzi?” a pytaniem „w jakiej mierze jestem rządzony?”. Popularność poglądu Berlina, że nie należy mówić o jednym pojęciu wolności, lecz o dwóch, zasadniczo różnych pojęciach, odpowiadających na różne pytania, znacząco zmalała po opublikowaniu przez Geralda MacCalluma wpływowego eseju na temat wolności Negative and Positive Freedom (1967). MacCallum argumentował, że pojęcia wolności odnoszą się do triadycznej relacji „x (podmiot) jest wolny od y (ograniczenie wolności) do z (czyny bądź procesy)”. Według niego taką właśnie relację mają na myśli wszyscy użytkownicy pojęcia wolności, nie zgadzają się jedynie co do zmiennych x, y, z owej relacji. Kwestię różnych koncepcji wolności najlepiej zobrazować odróżniając źródła ograniczeń wolności (wiersze tabeli) od typów ograniczeń wolności (kolumny tabeli). Tabela została adaptowana z: Carter 2003. Mimo wad koncepcji Berlina zgadzam się z opinią Iana Cartera (1996), że nie należy zbyt pochopnie odrzucać rozróżnienia na koncepcję pozytywną i negatywną, ale raczej ze względu na jej użyteczność w klasyfikacji rozmaitych koncepcji wolności, a nie z racji trafnej Fizyczna niemożliwość Trudność lub kosztowność Czynniki wewnętrzne Intencjonalne działania ludzkie Działania, za które ludzie są odpowiedzialni moralnie Przyczyny ludzkie Przyczyny naturalne charakterystyki samego zjawiska. Używając schematu MacCalluma można powiedzieć, że w negatywnych koncepcjach wolności odrzuca się ograniczenia wewnętrzne i akceptuje jedynie ograniczenia zewnętrzne. Negatywnym pojęciem wolności posługują się głównie autorzy liberalni, pozytywnym zaś nieliberalni. Czy przyjęcie wizji MacCalluma gwarantuje nam rozwiązanie dylematu wolności? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie. Nawet jeśli bowiem przyjąć analizę MacCalluma okaże się, że zawężenie ograniczeń wolności czy to do ograniczeń zewnętrznych, czy wewnętrznych, powodować może dziwaczne konsekwencje. Na potrzeby niniejszych rozważań przyjmę, że wolność oznacza robienie tego, co się chce. Wolność: robienie tego, co się chce Weźmy pod uwagę pierwszą możliwość. Przypuśćmy, że dysponuję wolnością od ograniczeń zewnętrznych (narzucanych mi przez innych ludzi) do robienia wszystkiego, tylko nie tego, na co mam ochotę. Powiedzmy, że jestem rzymskim katolikiem i mam wolność do wszystkiego, oprócz uczestnictwa w niedzielnej mszy św. Czy należałoby powiedzieć, że jestem wolny, mimo że nie mogę robić tego, na czym najbardziej mi za- leży? Jest to konstatacja nad wyraz wątpliwa (por. Arneson 1985). Wyobraźmy sobie inną sytuację, w której posiadam wolność zewnętrzną do robienia tego, czego pragnę, lecz nie posiadam wolności od ograniczeń wewnętrznych. Dajmy na to, nikt nie broni mi uczestnictwa w niedzielnym nabożeństwie, niemniej przed bramą kościoła dopada mnie paraliżujący strach, który nie pozwala mi zbliżyć się do świątyni. Czy w takim wypadku jestem wolny do robienia tego, czego pragnę, skoro nie robię tego, co chcę? Wydaje się zatem, że mówiąc o wolności należy uwzględnić zarówno ograniczenia zewnętrzne, jak i wewnętrzne (na przykład fobie czy reakcje kompulsywne), a zatem należy odrzucić przynajmniej pewną wersją odróżnienia na wolność negatywną i pozytywną. Czy na drodze do takiego rozwiązania problemu wolności stać może teza Berlina, że wolność do tego, czego pragnę, można interpretować metafizycznie, jako wolność do tego, czego powinienem pragnąć, a co nie musi z konieczności pokrywać się z tym, czego rzeczywiście tu i teraz pragnę? Wydawać by się mogło, że ta metafizyczna wizja celu człowieka uzasadniałaby możliwość zmuszenia kogoś do wolności, jeśli ktoś nie robi tego, co powinien Polska w głąb 37 pragnąć. Nie jest to jednak zarzut, który uderzałby bezpośrednio w koncepcję wolności rozumianej dosłownie, jako robienie tego, co się chce. Robienie tego co się chce, nie jest robieniem tego, co się powinno chcieć. Ostatni zarzut dotyczy samej formuły wolności jako robienia tego, co się chce. Czy przy takim jej rozumieniu nie wystawiamy się na zarzut, że całkowicie wolny może być Zły człowiek nie jest wolny do robienia tego, co chce. 38 w świetle tej wizji człowiek, który posiada tylko jedną opcję wyboru, akurat tę, którą pragnie? Co z osobami, które zostały poddane procesowi „prania mózgu” i zgadzają się na robienie tego, czego żąda od nich ich prześladowca? Czy takie osoby również nazwiemy wolnymi, nawet jeśli robią to, co „chcą”? Moim zdaniem powyższe trudności można łatwo rozwiązać przyjmując, że rzeczywiście istnieje jedno pojęcie wolności: wolność jako robienie tego, co się chce. Pytanie, jak rozumieć „chcenie”. Czy wolność ograniczać się może jedynie do naszych kaprysów i humorów, jak sugerowałoby sformułowanie „robić to, co się chce”, które można rozumieć jako „robić to, na co ma się ochotę”? Zapewne nie, jeśli przyznamy, że nasze pożądania, pragnienia i wszelkie niższe instynkty w ostatecznym rozrachunku podlegają ocenie rozumu. Jeśli ulegając swoim instynktom dokonam w czasie t1 czegoś, co ostatecznie w t2 uznam za nierozsądne i błędne, trudno powiedzieć, że ostatecznie, w czasie t2 osiągnąłem to, co chciałem. Być może ulegając swoim instynktom, osiągnąłem w tym konkretnym aspekcie to, co chciałem (na przykład przyjemność), ale tym samym również wywołałem konsekwencje, których być może sobie nie życzyłem, i w tym sensie ostatecznie zrobiłem coś, czego nie chciałem. Przestępca kiedy kradnie robi to co chce, ale gdy ląduje przez to w wię- zieniu w końcu dostaje to, czego nie chciał, i w tym sensie nie jest wolny. Nie posiadamy wolności do dowolnej regulacji konsekwencji naszych czynów, przeto aby człowiek rzeczywiście osiągnął ostatecznie, to czego chce, musi zdawać sobie sprawę z reguł rządzących światem, między innymi z reguł rządzących naturą człowieka. Jedną z takich reguł jest to, że każdy ludzki czyn podlega osądowi głosu rozumu, czyli sumienia, i w tym sensie żaden czyn zły czy haniebny nie da człowiekowi trwałego zadowolenia, ponieważ będzie sprzeczny z wewnętrznym głosem rozumu, potocznie nazywanym wyrzutem sumienia. Zły człowiek nie jest zatem wolny do robienia tego, co chce, ponieważ nikt nie chce mieć wyrzutów sumienia, nie licząc innych konsekwencji, które niesie zły czyn. Wolność człowieka wiąże przede wszystkim z wolną wolą, klasycznie rozumianą jako możliwość wyboru tego, co podpowiada rozum. Z całą pewnością powiązanie wolności z wizją obiektywnej natury człowieka nie uzasadnia stosowania przymusu w imię wolności, jak obawiał się tego Izajasz Berlin. Czy człowiek przymuszony do wyboru dobra będzie rzeczywiście pragnął tego, do czego jest zmuszony? Jest to wątpliwe, raczej będzie unikał czynności, za które grozi mu kara, niż pragnął samego czynu, do którego jest zmuszany. Tak rozumiał to angielski XIX-wieczny filozof Thomas Hill Green, którego zdaniem państwo może stosować środki przymusu, lecz nigdy nie zmusi w ten sposób ludzi do wolności: „Wystarczy wskazać kierunki, w których państwo może usunąć przeszkody w drodze do zrealizowania zdolności korzystnego użycia praw, nie porzucając przy tym swego własnego przedmiotu, poprzez zniszczenie spontanicznego charakteru tej zdolności” (1960: 210). Czy stoik, który godzi się z koniecznością losu, jest rzeczywiście, w ramach koncepcji robienia tego, co się chce, wolny? Odpowiedź narzuca się sama. Jeśli świat nie jest zdeterminowany i człowiek posiada wolną wolę, której musi używać, by dobrze żyć, pogodzenie się z wizją świata deterministycznego raczej nie doprowadzi go do szczęścia, czyli do tego, czego ostatecznie pragnie. Podobnie będzie w wypadku człowieka zmanipulowanego. Manipulacja, zakładając, że istnieje skuteczna technika manipulacji, uniemożliwia dokonywania świadomych wyborów, i naraża podmiot manipulacji na czyny, które mu szkodzą. Starałem się pokazać, że nie można rozumieć wolności w oderwaniu od refleksji nad naturą człowieka i przestrzegałem przed dzieleniem doświadczenia wolności na dwa niewspółmierne obszary wolności negatywnej i pozytywnej. Wolność, moim zdaniem, to robienie tego, co się rozumnie chce. Każdy człowiek pragnie zaś być szczęśliwym i aby osiągnąć ten cel, musi dokonywać świadomych, rozumnych wyborów. W tym sensie zgadzam się (choć to u mnie nieczęste) z Johnem Lockiem, który używając tradycyjnej kategorii celu (telos) podkreślał, że wolna wola człowieka również posiada swój własny cel, którym jest realizowanie dobra (1992: II, 4.48). Przecież to nasza wolność! Proszę wyobrazić sobie moje zdumienie, gdy po długich filozoficznych studiach nad wolnością, odkryłem, że pojęcie wolności, jakie wypracowałem i opisałem powyżej, było już doskonale znane naszym przodkom. Było znane, ponieważ Polacy żyli w dawnej Rzeczpospolitej, czyli w republice, w ustroju, który powoływał się jeszcze na mądrość Arystotelesa i który rzeczywiście można uznać, w większości historycznych wypadków, za najlepszy. Polacy dobrze rozumieli, że wolność to przede wszystkim wolność woli, a wolny ustrój nie stanowi jakiejś odrębnej koncepcji wolności (na przykład rozumianej jako brak dominacji), lecz jest naturalnym przedłużeniem i środowiskiem wolnych działań obywateli, wynikającym z praktykowania cnoty i podtrzymującym to praktykowanie. Być może dlatego łatwiej jest nam, podobnie jak Amerykanom czy Brytyjczykom, nieufnie odnosić się do biurokracji państwowej i tyranii Lewiatana, przebierającego się w szaty republiki. Nasze zasoby kulturowe są bowiem z innego ducha, niż duch Bodina, Rousseau, Hegla, czy Kanta. Do czasów II Rzeczpospolitej obca nam bowiem była idea niepodzielnej suwerenności władzy rozumianej jako rząd centralny wraz ze zgrają wiernych i zależnych niczym psy urzędników. Zgaduję, że to właśnie wolność rozumiana metafizycznie i republikańsko, jako wolność rządzenia samymi sobą, przedłużenie ponowania nad naturalnymi popędami, przy imperatywie szanowania suwerenności struktur rodzinnych i lokalnych, pozwala Polakom ironicznie i nieufnie podchodzić do uroszczeń władzy centralnej i partyjnej polityki, usiłującej wmówić nam, że jest to polityka Pojęcie wolności, jakie opisałem powyżej, było już doskonale znane naszym przodkom. obywatelska, czyli nasza własna. Szczególnie groteskowo brzmi próba wyzyskania przez jedną z naszych partii kryzysu polityki, do którego sama się przyczyniła, przez głoszenie haseł antypolitycznych, takich jak sławne „z dala od polityki”. Polityka to pojęcie szlachetne. Polityk w sensie klasycznym jest osobą troszczącą się o nas wszystkich, o dobro wspólne, a zakres i waga tego działania upoważnia do zaliczenia prawdziwych polityków do grona najmądrzejszych ludzi. Doraźne próby zniszczenia czy wyzyskania złej sławy, jaka stała się udziałem tej sfery działania, nie zmniejszają w moich oczach wielkości zadania, przed jakim stanęli dawni Polacy, a przed którym stajemy i my, Polska w głąb 39 jako młode pokolenie, w dużej mierze nieskażone duchem PRL-u. W przeszłości było to zadanie utrzymania siły, bogactwa i moralności wspólnoty opartej na wolnym działaniu jej obywateli. Sposób rozumienia przez Polaków samych siebie w dawnych czasach dobrze ilustruje uwaga anonimowego młodego polityka z okresu władzy sejmików szlachecki, który pisał o wolności, że „tylko ludziom cnotliwym, spokojnym służyć słusznie ma, gdyż nie ku temu celowi jest dana, aby za tym wolno ludziom być miało do wypełnienia tego wszystkiego, co się komu zda i podoba” (Koehler 2010). Obecnie zadanie polega na wskrzeszeniu takiej wolnej wspólnoty, prawdziwej samorządnej republiki, w której rządzą Polacy, a nie oligarchiczna kasta urzędników i ich klientów, obojętnie jak ta kasta siebie aktualnie nazywa, liberalno-demokratyczną, socjalistyczną czy narodową. Co dalej? W przedostatnich „Pressjach” Marek Przychodzeń pisał o Traktacie o wolności Ryszarda Legutki. O polskiej i katolickiej wolności pisze też obok Karol Kleczka. 40 POLAK-KATOLIK CZY KATOLIK-POLAK? Karol Kleczka P ołączenie wiary i narodowości zebrało w dziejach krwawe żniwo. Ogień stosów pożerał niezliczone ofiary w imię przekonań konstytuujących tożsamość jednostki, imponderabiliów podmiotowości i autonomiczności. Nietrudno zauważyć niespotykaną przewrotność ponurych konsekwencji tego groźnego połączenia. Zamach na wolność osobistą niejednokrotnie dokonywał się w blasku prawa, zarówno ludzkiego, jak i boskiego. Lecz ogień z wolna przygasał. Działalność kontrreformacyjna stopniowo łagodniała, porzucano retorykę wykluczenia ze względu na wiarę, wreszcie akceptowano pluralizm wyznań w obrębie jednego narodu. Ostatnim aktem destrukcji jedności miecza i pastorału stała się rewolucyjna w swym znaczeniu deklaracja o wolności religijnej Dignitatis humanae przyjęta na II Soborze Watykańskim. Warto zastanowić się nad faktyczną innowacyjnością tego dokumentu. Deklaracja Dignitatis humanae, będąca przełomem na gruncie katolicyzmu, nie wyłoniła się w historycznej próżni. Co ciekawe, tezy soborowej deklaracji wykazują duże podobieństwo do innego aktu, powstałego prawie 500 lat wcześniej na ziemiach Rzeczypospolitej. W Dignitatits humanae brzmią zapomniane podczas trydenckiej nocy głosy Konfederacji warszawskiej. Poniższy esej nie ma ambicji historycznych. Moim celem jest jedynie naszkicowanie pewnej mapy pojęciowej, pozwalającej na umiejscowienie wymykającego się sztywnemu opisowi „polskiego eidosu”. Postaram się tego dokonać przy pomocy dwóch swoiście zdefiniowanych na potrzeby tej pracy tezy pojęć polskości i katolicyzmu. Zamierzam wykazać, że deklaracja o wolności religijnej jest tekstem do głębi polskim, wręcz ociekającym polskością. Dokumentem sankcjonującym wolność religijną obecną przez wieki W Dignitatits humanae brzmią zapomniane głosy Konfederacji warszawskiej. w naszym kraju. Jakkolwiek dziwnie może to zabrzmieć, w Dignitatis humanae wyraża się eidos polskości. Polak, katolik, katolik-Polak Polaka nie tworzy ani etnos, ani etos. Elementem konstytutywnym polskości jest wolność oparta na służbie idei, „poświęceniu ejdetycznym”. Polskość to apoteoza wolności nie będącej anarchią. Polak szanuje władzę, o ile ta reprezentuje i respektuje wolność, niezależnie od tego czy jest to władza świecka, Polska w głąb 41