Chojnicki oj Cho nicki jn ik

Transkrypt

Chojnicki oj Cho nicki jn ik
Chojnicki
Ch
hojn
nick
ki
Spis treści
Integracja społeczna w Chojnicach
5 Integracja zaczyna się w przedszkolu,
oprac. Magdalena Paterek, Edyta Rudnik,
Małgorzata Góra, Patrycja Aubrecht-Prądzyńska
12 Podpatrzone… Dzień Dziecka dla uczniów nauczania
indywidualnego. Fot. Aleksander Knitter
14 Irmina Łysakowska, Przyjaciele z Holandii. Fundacja
Kienkeurig
Kronika chojnicka
19 Alina Jaruszewska, Pół wieku „Zeszytów Chojnickich”
21 Weronika Sadowska, Nocne podróże w bibliotece
26 Janina Kosiedowska, Jubileusz przyjaciół z Lipusza
31 Mariusz Brunka, Sami swoi, czyli… raz jeszcze
o Kosznajderii
35 Piotr Rutkowski, Spektakl „Heysel” Chojnickiego Studia
Rapsodycznego
38 Anna Maria Zdrenka, Modele historycznych żaglowców
wykonane przez Alfreda Matwijewicza
43 Alina i Kazimierz Jaruszewscy, Dar poprzednich pokoleń
45 Weronika Sadowska, Pomarańczowy rajd po raz drugi
51 Barbara Zagórska, Recenzja pewnej wystawy sztuki…
54 Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa
Rybacka „Mòrénka” – jeden pomysł, setki inicjatyw…
59 Dzieje i tradycje rybołówstwa w południowej i środkowej
części Kaszub (Od jezior charzykowskich po jeziora
wdzydzkie) [fragmenty], oprac. Marian Fryda
64 Kronika wydarzeń kwiecień-czerwiec 2014,
oprac. Anna Maria Zdrenka
Z dziejów miasta
69 Włodzimierz Jastrzębski, O tym, jak chojniczanie unikali
służby w Wehrmachcie
72 Kazimierz Ostrowski, Jubileusz działacza
74 Kazimierz Jaruszewski, Chojnicki budowniczy.
Walter Gerke (1912-1977)
Chojnice i okolice
81 Kazimierz Jaruszewski, Bartłomiej Nowodworski
– komandor kawalerów maltańskich
83 Adam Wyrowiński, Nowy Dwór w powiecie chojnickim
Oficyna artystyczna
91 Bernadeta Korzeniewska: Poeta widzi więcej.
Rozmawiała: Anna Maria Zdrenka
PISMO SPOŁECZNO-KULTURALNE
KWARTALNIK
Chojnicki
ADRES REDAKCJI
Miejska Biblioteka Publiczna
ul. Wysoka 3
89-600 Chojnice
www.kwartalnikchojnicki.pl
[email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Kazimierz Jaruszewski
[email protected]
tel. 669 401 454
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Mariusz Brunka
Beata Królicka
(sekretarz redakcji)
[email protected]
tel. 693 664 071
Irmina Łysakowska
Piotr Rutkowski
Anna Maria Zdrenka
RADA PROGRAMOWA
Arseniusz Finster
(przewodniczący)
Mirosław Janowski
Anna Lipińska
Jan Franciszek Zieliński
OPRACOWANIE GRAFICZNE
Maciej Stanke
WYDAWCA
Miejska Biblioteka Publiczna
ul. Wysoka 3
89-600 Chojnice
DRUK
ABEDIK Bydgoszcz
ISSN 2299-5269
Wszystkie zamieszczone materiały są objęte prawem autorskim.
Redakcja zastrzega sobie prawo do zmiany tytułów i opracowania redakcyjnego tekstów.
Kwartalnik Chojnicki
nr 8/2014
INTEGRACJA
spol–eczna w Chojnicach
DZIECI
Integracja zaczyna się
w przedszkolu
N
iepubliczne Przedszkole Integracyjne „Skrzaty” istnieje od 1 września 2013 roku.
Założeniem przedszkola jest szeroko pojęta integracja dzieci zdrowych i dzieci
z niepełnosprawnością. Po roku pracy placówki możemy pochwalić się coraz to większym zaufaniem rodziców chorych dzieci. We wrześniu 2013 roku do naszego przedszkola uczęszczało 18 dzieci niepełnosprawnych, w tym roku mamy 37 podopiecznych.
Stworzyliśmy wiele imprez cyklicznych, które cieszą się dużym zainteresowaniem, np.
Przegląd kolęd i pastorałek, Integracyjne spotkania teatralne. Nasze przedszkole wspiera
swoich podopiecznych, prowadząc wiele imprez charytatywnych, takich jak koncert
dla Oliwki z artrogrypozą, zbieranie nakrętek, zbieranie zabawek dla dzieci z najuboższych rodzin. Szeroka gama zajęć bezpłatnych oferowana przez przedszkole umożliwia
rozwój przedszkolaków w wielu dziedzinach. Są to m.in.: rehabilitacja, logopedia, muzykoterapia, hipoterapia, rytmika, drama, gimnastyka korekcyjna oraz nauka języków
obcych – niemieckiego i angielskiego. Bierzemy udział w wielu akcjach promujących
zdrowy tryb życia, np. ZDROWY PRZEDSZKOLAK (kampania na rzecz naturalnej
diety w przedszkolu) lub Cała Polska czyta dzieciom.
Światowy Dzień Świadomości Autyzmu
Światowy Dzień Zespołu Downa
6
Integracja społeczna w Chojnicach
Dzieci mają dostosowany program oraz czas przebywania w przedszkolu. Jednak
każda godzina, którą dzieci z niepełnosprawnością spędzają w placówce, to szansa
na społeczny rozwój, a dla pełnosprawnych to pierwsza w życiu lekcja tolerancji, z którą
dorośli wciąż mają poważne problemy.
Wspólne przebywanie dzieci stwarza różnorodność sytuacji stymulujących zarówno
dzieci sprawne, jak i z niepełnosprawnością. Dzieci sprawne uczą się szacunku dla słabości i trudności innych, kształtują w sobie świadomość, że wszyscy mamy jednakowe
prawa, choć inne możliwości, uczą się tolerancji, wrażliwości, otwartości.
Światowy Dzień Zespołu Downa
Światowy Dzień Świadomości Autyzmu
Integracja to nie tylko przebywanie w grupach dzieci niepełnosprawnych i zdrowych.
Dwudziestego pierwszego marca nasi terapeuci przygotowali wystawę pt. „Ilość
chromosomów nie ma znaczenia – każdy może realizować swoje marzenia”. Podczas
krótkiej pogadanki przedszkolakom udało się ustalić, że każdy z nas jest na swój sposób
inny, różnimy się pod wieloma względami i ta inność i różnorodność jest naturalną
rzeczą. Osoby z zespołem Downa żyją wśród nas. Tak jak my bawią się, śmieją i spełniają swoje marzenia – bez względu na różnicę w liczbie chromosomów. Dopełnieniem
obchodów Światowego Dnia Zespołu Downa było założenie dwóch niepasujących skarpetek, symbolizujących niedopasowane chromosomy. Każdy przedszkolak przyniósł
dodatkowo po jednej skarpetce, którymi barwnie udekorowano przedszkolne korytarze. W ten sposób chcieliśmy pokazać, że integrujemy się z osobami z zespołem Downa
i ich rodzinami.
Drugiego kwietnia obchodzony jest Światowy Dzień Świadomości Autyzmu. W tym
dniu Skrzaty przyszły do przedszkola ubrane na niebiesko. Dla rodziców przygotowaliśmy niebieskie wstążeczki, by również z nami włączyli się do przedsięwzięcia. Wzięliśmy udział w ogólnopolskiej akcji „Na niebiesko dla autyzmu” Fundacji SYNAPSIS
oraz „Polska na niebiesko” Fundacji JiM. O godz. 11:00 dzieci, ich rodzice oraz zaproszeni goście zebrali się w przedszkolnym ogrodzie, by w geście solidarności z osobami
z autyzmem i ich rodzinami zatańczyć radośnie do piosenki „Happy”.
Integracja zaczyna się w przedszkolu
7
Ogromnie ważne jest kształtowanie prawidłowej postawy wobec osób niepełnosprawnych od wczesnego dzieciństwa. W naszej placówce od zawsze propagujemy ideę
integracji. Nie można w kilku zdaniach opisać całego dobrodziejstwa wynikającego
z przebywania razem dzieci niepełnosprawnych i zdrowych. Dziecko wychowujące się
ze swoimi niepełnosprawnymi rówieśnikami jest osobą wrażliwą na potrzeby innych
ludzi, mniej egocentryczną, pozbawioną egoizmu. Wychowanek niepełnosprawny,
funkcjonując wśród dzieci zdrowych, jest bardziej samodzielny, uczy się przez obserwację, lepiej się komunikuje, wykazuje większą sprawność fizyczną oraz intelektualną.
oprac. Magdalena Paterek
Trudne początki i codzienna praca
Aby lepiej zrozumieć ideę integracji, należy najpierw wyjaśnić jej sens. Integracja
w systemie kształcenia polega na nauczaniu i wychowywaniu dzieci z odchyleniami
od normy w masowych placówkach oświatowych, na tworzeniu warunków do wspólnej
zabawy i nauki dzieci w inny sposób zróżnicowanych. Konieczne stało się zatem
tworzenie w naszym środowisku społecznym takich warunków dla rozwoju, nauki
i spędzania czasu wolnego przez dzieci niepełnosprawne, które umożliwiłyby im wychowywanie się w naturalnym środowisku i korzystanie ze wszystkich stopni szkolnictwa. Najistotniejsze zmiany w działalności naszego przedszkola dotyczące integracji
przyniósł rok szkolny 1991/1992. W filii budynku utworzono oddział dla dzieci specjalnej troski. Decyzją władz kuratoryjnych w roku szkolnym 1992/1993 oddział ten został
przekształcony w integracyjny. Założeniem ówczesnej dyrektorki Krystyny Muchewicz
i nauczycieli Przedszkola nr 9 było stworzenie szansy wspólnego przebywania, uczenia
się i zabawy dzieciom o różnym poziomie rozwoju i stopniu sprawności psychofizycznej.
Początki prowadzenia oddziałów integracyjnych były trudne, gdyż wiele spraw
związanych z organizacją pracy w grupach realizowaliśmy metodą prób i błędów. Jednak w końcu wypracowaliśmy system prowadzenia zabaw i zajęć w tych grupach. Idea
integracji, będąca skutkiem zapotrzebowania społecznego, uzyskała pełną akceptację,
popartą przepisami prawnymi i trwa w naszym przedszkolu do dziś.
Każdego roku przybywało dzieci niepełnosprawnych i powstawało coraz więcej oddziałów integracyjnych. Przyjęcie dziecka niepełnosprawnego do grupy często stwarzało różne problemy, których my, wychowawcy, byliśmy już świadomi i przygotowani
do ich rozwiązywania. Wiedzieliśmy, że tylko pod tym warunkiem obecność dziecka
niepełnosprawnego w grupie jest korzystna dla niego samego i pozostałych dzieci.
Adaptacja do przedszkola przebiegała powoli, pierwsze kontakty z grupą były ograniczone czasowo i dziecku często towarzyszyła bliska osoba. Przy planowaniu i organizowaniu zabaw nie zapominałyśmy o mniejszej sprawności manualnej tych dzieci,
gorszym rozumieniu poleceń, dużej potrzebie aktywności ruchowej, krótkiej koncentracji i zainteresowaniu wykonywaniem prostych czynności. Pamiętam, jak chłopiec
z zespołem Downa uwielbiał towarzyszyć nam, dorosłym, w sprzątaniu, nakrywaniu
8
Integracja społeczna w Chojnicach
do stołu. Bardzo szybko opanował samodzielne jedzenie, samoobsługę w łazience i próbował sam się ubierać, coraz lepiej mówił.
Dzieci niepełnosprawne nie zawsze włączają się do wspólnych zabaw. Powodem
bywa lęk, niezrozumienie zasad zabawy lub nienadążanie za szybko zmieniającą się
sytuacją. Zachęcałyśmy więc inne dzieci, aby próbowały dostosować się do potrzeb
dzieci niepełnosprawnych. Chciałabym również wspomnieć o przebywających w grupie
dzieciach niepełnosprawnych ruchowo. Niezmiernie ważny jest tutaj kontakt z prowadzącym dziecko rehabilitantem w celu uzyskiwania informacji dotyczących możliwości
ruchowych dziecka i sposobu postępowania sprzyjającego korygowaniu istniejących
zaburzeń. Ważny jest również stały kontakt z rodzicem, który pełni funkcję instruktora
i poucza, jaka aktywność ruchowa jest dla dziecka korzystna. Wiele szczegółowych
i ważnych informacji uzyskiwałyśmy, korzystając z Arkusza dla rodzica dziecka niepełnosprawnego, w którym rodzic umieszczał wszelkie informacje o swoim dziecku,
podkreślał jego mocne i słabsze sfery funkcjonowania.
W mojej wieloletniej pracy pedagogicznej dużym wyzwaniem była opieka nad
dzieckiem z mózgowym porażeniem dziecięcym. Dzieci te cechuje zwiększona wrażliwość na bodźce i w związku z tym duża męczliwość. Braliśmy to pod uwagę, ustalając
czas pobytu dziecka w przedszkolu. Często gdy dziecko czuło się szczególnie zmęczone,
niecierpliwe, płaczliwe, matka odbierała je wcześniej z przedszkola. Szybko zrozumiałam, jak ważne jest, aby dziecko niepełnosprawne jak najwcześniej trafiło do grupy
rówieśniczej. Mimo iż na początku pojawił się dodatkowy problem, związany z wyjaśnieniem dzieciom, dlaczego ich koledzy nie poruszają się jak one lub zachowują się
inaczej, zwykle wystarczała krótka rozmowa. Z biegiem czasu obserwowałam, jak dzieci
niepełnosprawne zyskują sobie sympatię rówieśników i jakże częstą pomoc w różnych
sytuacjach. Dzieci z chęcią, a nawet z radością wspomagały swoich słabszych kolegów
w karmieniu, ubieraniu, przemieszczaniu się, podawaniu zabawek, coraz częściej organizowały wspólne zabawy.
Bardzo trudnym i niezwykle ważnym wyzwaniem była dla nas, wychowawców, praca
z dzieckiem z zaburzonym rozwojem mowy i z niedosłuchem. Trzeba było wykazać się
dużym doświadczeniem i umiejętnościami, aby uzyskać tak niezwykle ważny na początku kontakt z dzieckiem, zrozumieć je. Dziecko, z którym komunikacja jest zaburzona, czuje się niezrozumiane i odrzucone. Integracja to ważny proces, który dotyczy
również dzieci z autyzmem i dzieci pełnosprawnych. Obie grupy uczą się prawidłowych
zachowań społecznych, akceptacji i tolerancji. Dzieci z autyzmem poprzez przebywanie
w grupie naśladują prawidłowe zachowania, uczą się interakcji społecznych i wykształcają coraz większą ilość zachowań adaptacyjnych. Ich rówieśnicy natomiast uczą się
wrażliwości i troski o inne osoby. W naszej grupie proces włączania dzieci z autyzmem
w grupę rówieśników przebiegał stopniowo. Wszystko było zaplanowane, usystematyzowane i krok po kroku wprowadzane. Ogromnie ważna była współpraca z rodzicami
(głównie z matkami) dzieci oraz z terapeutą. Na początku większa część pracy z dziećmi
przypadała na zajęcia indywidualne. Dziecko wycisza się, uczy nowych umiejętności
Integracja zaczyna się w przedszkolu
9
i zadań, które później wykorzystywane są do pracy w grupie. Są dzieci autystyczne,
które mają wewnętrzną motywację do przebywania z rówieśnikami. Są również dzieci,
gdzie kontakt z rówieśnikami nie stanowi atrakcji i motywacji do działania. Wówczas
musimy tę motywację zwiększyć poprzez różnego rodzaju wzmocnienia – nagrody,
smakołyki, ulubione aktywności. Dzieci w grupie bardzo naturalnie przyjęły dzieci
z autyzmem. Po wyjaśnieniu, z czym chłopcy mają problemy, rówieśników już nie dziwiła ta inność, przeciwnie, często byli dumni, że mogą pomóc.
Praca w grupie integracyjnej stawała się efektywniejsza, gdy współpracowaliśmy
z rodzicami. Doświadczenie podpowiadało mi, że kontakt z rodzicami nie powinien
ograniczać się jedynie do sytuacji, kiedy z dzieckiem dzieje się coś złego. Rodzice dzieci
zarówno zdrowych, jak i niepełnosprawnych potrzebują pozytywnych informacji
o swoim dziecku. Wykorzystując dotychczasowe doświadczenie i wiedzę, uczyliśmy
tolerancji dzieci i ich rodziców. Poważnie traktowaliśmy ewentualne obawy rodziców
dzieci zdrowych i wyjaśnialiśmy, że obecność niepełnosprawnego dziecka w grupie
w niczym nie zagraża ich dziecku, stwarza mu natomiast sposobność uczenia się tolerancji, większej wrażliwości i zwracania uwagi na potrzeby innych. Nasze przedszkole
jako placówka integracyjna istnieje od 22 lat. Pomimo wielu trudności, jakie każda
z zatrudnionych w nim osób musi pokonywać, aby podołać wymaganiom związanym
ze specyfiką przedszkola, praca z grupą integracyjną daje wiele radości i satysfakcji.
Obecność dzieci niepełnosprawnych stała się oczywistością nie tylko dla pracowników,
ale również dla sprawnych dzieci i ich rodziców.
oprac. Edyta Rudnik
Rola integracji
Idea integracji w procesie rehabilitacji osób niepełnosprawnych spotyka się z coraz
bardziej pozytywnym oddźwiękiem. Jej założeniem jest organizowanie w taki sposób
rehabilitacji, by odbywała się ona w naturalnym środowisku społecznym.
Światowy Dzień Zespołu Downa
Rehabilitant mgr Małgorzata Góra
10
Integracja społeczna w Chojnicach
Integracja wywiera duży wpływ na rozwój niezależności dziecka niepełnosprawnego
oraz na nawiązanie więzi z rówieśnikami. Umożliwia nie tylko rozwój kontaktów społecznych, ale jest motywacją do podejmowania trudnych przedsięwzięć prowadzących
do pokonania problemów, a co za tym idzie – osiągania większej sprawności. Dzieci
pełnosprawne i ich możliwości w różnorakich sferach stają się inspiracją, można by
rzec „napędem” dla dzieci niepełnosprawnych. Starają się one funkcjonować tak jak
ich rówieśnicy. Poprzez ćwiczenia kinezyterapeutyczne oraz masaż wzmacniają kontrolę mięśniową, przyjmując odpowiednie napięcie mięśniowe, usprawniają kończyny,
kształtują równowagę, koordynację motoryczną, przygotowują się do konkretnych
kontrolowanych działań itd. Pokonują między innymi mechanizmy odpowiedzialne
za kształtowanie umiejętności manipulacyjnych i bardziej precyzyjnych ruchów, dążąc
do samodzielności. Szczególnie ważne jest również osiągnięcie umiejętności odpowiedniego poziomu orientacji w przestrzeni, uświadomienie sobie swojego jestestwa i dostrzeganie innych. Zakłada to między innymi Metoda Ruchu Rozwijającego Weroniki
Sherborne. Urzeka ona swoją naturalnością i prostotą, a popularność zawdzięcza temu,
iż jest to system ćwiczeń opartych na relacjach społecznych, przeznaczonych dla wszystkich dzieci, zarówno niepełnosprawnych, jak i pełnosprawnych. Metodę tę stosuje się
przede wszystkim w celu integracji, wspomagania rozwoju psychoruchowego, terapii
osób niepełnosprawnych. Dzięki ćwiczeniom dzieci kształtują świadomość osoby, schematu ciała i przestrzeni oraz relacji z partnerem. Więzi społeczne chronią przed poczuciem osamotnienia i wywierają dobroczynny wpływ na zaspokojenie potrzeby
przynależności i społecznej integracji. Korzystnie wpływają również na dzieci pełnosprawne, ułatwiają różnorodne interakcje, które sprzyjają właściwemu rozumieniu
i akceptacji odmienności drugiego człowieka, aktywizują społecznie wartości humanitarne i wzbogacają osobowość.
Integracja u dzieci, których niepełnosprawność jest nieodwracalna, pozwoli uruchomić wszystkie potencjalne rezerwy procesu rozwojowego, co przyczyni się do poprawy ich ogólnego stanu zdrowia i funkcjonowania w społeczeństwie. Pozwoli lepiej
przygotować do samodzielności, niezależności, a w późniejszym okresie do życia zawodowego.
oprac. Małgorzata Góra
Integracja w kontekście rozwoju mowy i komunikacji
Komunikacja to akt społeczny. Do jej zaistnienia potrzebny jest nadawca i odbiorca.
I choć do nawiązania komunikacji wystarczą dwie osoby, to dla kształtowania i rozwoju
umiejętności komunikacyjnych potrzebne jest obcowanie z wieloma rozmówcami. Taką
możliwość stwarza obcowanie w grupie.
Przebywanie wśród rówieśników dla dziecka niepełnosprawnego jest szansą do obserwowania i naśladowania aktów komunikacyjnych. Ponadto buduje się w nim natu-
Integracja zaczyna się w przedszkolu
Logopeda mgr Patrycja Aubrecht-Prądzyńska
11
Światowy Dzień Świadomości Autyzmu
ralna motywacja do mówienia, by osiągać swoje cele i realizować potrzeby. W kontakcie
z rodzicem czy innym dorosłym opiekunem często jest tak, że potrzeby dziecka są wyprzedzane i zaspokajane, jeszcze zanim dziecko zdąży je wyrazić. Osoby przebywające
z dzieckiem na co dzień mogą rozumieć je bez słów. Aby osiągnąć cel w grupie przedszkolnej, dziecko niepełnosprawne musi porozumieć się z rówieśnikami i spróbować
zakomunikować im swoją potrzebę.
Dla dzieci prawidłowo rozwijających się takie akty komunikacyjne są niesamowicie
wartościowym treningiem umiejętności społecznych i komunikacyjnych. Uczą się one
koncentracji nie tylko na słowie mówionym, ale w dużej mierze na mowie niewerbalnej.
Potrafią nawiązywać i utrzymywać kontakt wzrokowy, odczytywać emocje z wyrazu
twarzy, skupiać uwagę na rozmówcy. Umiejętności te są niezwykle cenne w dzisiejszych
czasach, kiedy komunikacja twarzą w twarz bywa zaniedbywana i wypierana za sprawą
wysokich technologii.
Oprócz rozwijania deficytowych umiejętności komunikacyjnych, dzieci prawidłowo
rozwijające się uczą się empatii i zrozumienia wobec osób niepełnosprawnych. Akceptują ich inność i traktują ją naturalnie. Uczą się niesienia pomocy potrzebującym i słabszym w sposób spontaniczny, nieprzymuszony, bezinteresowny i naturalny.
Dla dzieci niepełnosprawnych przebywanie w grupie rówieśniczej (zwłaszcza przedszkolnej) stwarza ponadto możliwość uczestniczenia w życiu społecznym i kulturalnym.
Uczą się one przestrzegania zasad panujących w grupie, mają poczucie przynależności
do niej. Uczestniczą we wspólnych zabawach, wydarzeniach kulturalnych, obchodach
ważnych świąt. Dzięki temu w sposób naturalny są włączane w życie społeczne.
oprac. Patrycja Aubrecht-Prądzyńska
Fot. ze zbiorów NPI „Skrzaty”
PODPATRZONE…
Podpatrzone…
Dzień Dziecka dla uczniów
nauczania indywidualnego
13
POMOC
IRMINA ŁYSAKOWSKA
Przyjaciele z Holandii
Fundacja Kienkeurig
W
wielu miastach, zarówno polskich, jak i zagranicznych, funkcjonują fundacje oraz
stowarzyszenia, które niosą pomoc potrzebującym. Zdarza się również, że pomagają one mieszkańcom innych krajów. Przykładem takiego działania jest holenderska
Fundacja Kienkeurig, która powstała w 1995 roku w Waalwijk z inicjatywy Josephusa
Collarda, pierwszego prezesa fundacji, obecnie Honorowego Obywatela Miasta Chojnice.
Od lewej Edmund Piękny i Albert Menheere podczas wręczenia odznaczenia honorowego
członka Fundacji Kienkeurig dla Edmunda Pięknego. W tle z lewej strony Jos Collard
(fot. archiwum UM w Chojnicach)
Przyjaciele z Holandii. Fundacja Kienkeurig
15
Jej celem jest wspieranie lokalnej służby zdrowia w Chojnicach, a w szczególności opieki
paliatywnej i opieki nad pacjentami, u których nie ma nadziei na poprawę stanu zdrowia.
Organizacja ta pomaga osobom niepełnosprawnym i niemającym wystarczających środków do życia.
Do powstania Fundacji Kienkeurig przyczyniły się kontakty polsko-holenderskie.
Otóż w czasie II wojny światowej jeden z polskich żołnierzy, Jan Gasparowicz, podczas
walk o wyzwolenie Holandii poszukiwał schronienia, które uzyskał w Waalwijk,
w domu państwa Collardów. Po wielu latach, w roku 1989, syn Jana Gasparowicza
Zenon postanowił odszukać rodzinę Collardów i nawiązać z nią kontakt. Po odnalezieniu jej zatrzymał się w Holandii i rozpoczął poszukiwania pracy. Pomógł mu w tym
Jos Collard. Niestety, pobyt Zenona w Waalwijk przerwała nieuleczalna choroba, przez
którą musiał wrócić do Polski. Trafił on do chojnickiego szpitala, gdzie podjął leczenie.
Podczas pobytu w szpitalu odwiedzał go Jos z rodziną i to właśnie w czasie tych wizyt
wygląd szpitala, a przede wszystkim jakość sprzętu medycznego zaniepokoiły Collarda.
Postanowił wesprzeć placówkę. W tym celu w 1993 roku zorganizował pierwsze wieczory bingo, podczas których zbierano środki na rzecz chojnickiego szpitala.
Przekazanie darów (fot. Marian Nowak)
Projekt wspierania i udzielania pomocy rozrastał się, dlatego podjęto decyzję o założeniu profesjonalnej fundacji. Collard uważał, że opieka zdrowotna w Chojnicach
zasługuje na wsparcie. Oprócz chojnickiego szpitala pomoc uzyskało wiele innych instytucji i osób, jak np. hospicjum stacjonarne w Chojnicach, Towarzystwo Przyjaciół
Hospicjum, Bank Żywności w Chojnicach, Stowarzyszenie Rodzin Zastępczych „Familia”, Dom Dziecka w Tucholi, Dom Pomocy Społecznej w Kamieniu Krajeńskim, rodziny najuboższe, a także przedszkola i szkoły. Wśród przekazywanych darów znalazły
się między innymi: łóżka z materacami, skutery, wózki elektryczne, chodziki, sprzęt
rehabilitacyjny, telewizory, meble, odzież, zabawki dla dzieci, sprzęt gospodarstwa domowego, przybory szkolne, rowery dziecięce i wózki inwalidzkie. Współpraca z zaprzyjaźnionym Waalwijk zaowocowała także świątecznymi paczkami dla dzieci z rodzin
16
Integracja społeczna w Chojnicach
słabych ekonomicznie. Jos Collard nie tylko jako prezes fundacji, ale także jako przyjaciel Chojnic od lat przejawia inicjatywę bezinteresownego zaangażowania i pomocy
na rzecz miasta Chojnice, a także buduje partnerskie relacje między społecznościami
Chojnic i Waalwijk.
Obecnie prezesem Fundacji jest Albert Menheere, który działa w jej organach
od 1999 roku. To dzięki jego pracy i zaangażowaniu do Chojnic trafiają dary w postaci
sprzętu rehabilitacyjnego, a także elementy wyposażenia dla placówek niosących pomoc
mieszkańcom miasta. Albert Menheere kontynuuje dzieło pomocy zainicjowane przez
Josa Collarda, wprowadzając i realizując wiele nowych inicjatyw.
W kontaktach z miastem Waalwijk pośredniczy Edmund Piękny – Honorowy Obywatel Miasta Chojnice, który od samego początku przekonywał władze Chojnic i Waalwijk do nawiązania stosunków partnerskich między oboma miastami. Jako dowód
wdzięczności za współpracę i zaangażowanie 6 stycznia 2010 roku Edmund Piękny
otrzymał odznaczenie honorowego członka Fundacji Kienkeurig od ówczesnego zarządu: Josa Collarda, Pieta Penningsa i Alberta Menheere. Szczególne podziękowanie
za przekazywaną pomoc dostali również Jos Collard i Albert Menheere. Było nim nadanie tytułu Honorowego Obywatela Miasta Chojnice. Rada Miejska tytuł ten przyznała
Josephusowi Collardowi Uchwałą nr LI/52602/02 z dnia 23 września 2002 roku, a Albertowi Menheere Uchwałą nr XXXVIII/447/10 z dnia 26 kwietnia 2010 roku. Ponadto
za wieloletnie bezinteresowne wsparcie Jos Collard został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, który wręczył mu 27 maja 2013 roku
zastępca ambasadora RP w Królestwie Niderlandów dr Piotr Perczyński.
Działania wykonywane na rzecz innych osób przynoszą wiele satysfakcji, zwłaszcza
gdy widać efekty naszej pracy. Niewątpliwie praca ta jest często trudna i wymaga pewnych wyrzeczeń, ale jak powiedział Ghandi: „Najlepszą drogą do odnalezienia samego
siebie jest zagubienie się w służeniu innym”.
Kwartalnik Chojnicki
nr 8/2014
KRONIKA
chojnicka
WYDARZENIE
ALINA JARUSZEWSKA
Pół wieku
„Zeszytów Chojnickich”
W
czerwcu br. obchodziliśmy półwiecze regionalnego czasopisma popularnonaukowego „Zeszyty Chojnickie”. Inicjatorami wydania pierwszego numeru
periodyku w 1964 roku byli trzej chojniccy regionaliści: Witold Look, Franciszek Pabich
i Julian Rydzkowski. Od tego czasu ukazało się 29 numerów pisma. Ostatnia edycja ma
jednak szczególny charakter, jest to bowiem wydanie jubileuszowe.
Program obchodów półwiecza „Zeszytów” był skromny i obejmował trzy wydarzenia. Piątego czerwca br. w galerii muzealnej Kurza Stopa odbyło się otwarte
zebranie Chojnickiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, podczas którego prelekcję
na temat historii i współczesnego oblicza
czasopisma wygłosiła Alina Jaruszewska.
Kolejne rocznicowe przedsięwzięcia
realizowane były 27 czerwca br. Najpierw delegacja władz miasta i ChTPN z burmistrzem
dr. Arseniuszem Finsterem złożyła wiązanki kwiatów na grobach pomysłodawców
„Zeszytów” spoczywających na cmentarzu
komunalnym, a następnie w ratuszu odbyła
się promocja jubileuszowego numeru pisma.
W spotkaniu uczestniczyli autorzy artykułów pomieszczonych w tej okolicznościowej
edycji rocznika oraz czytelnicy i zaproszeni
goście. Ciekawie o trudnych początkach pisma wypowiadał się jeden z jego pierwszych
Podczas spotkania członków i sympatyków
ChTPN Alina Jaruszewska wygłosiła prelekcję
o historii i współczesności „Zeszytów Chojnickich”
(fot. Kazimierz Jaruszewski)
20
Kronika chojnicka
Władze miasta i przedstawiciele ChTPN złożyli wiązanki kwiatów na grobach
pomysłodawców czasopisma (fot. Irmina Łysakowska)
redaktorów, Kazimierz Ostrowski. W retrospektywnym numerze znalazły się 22 artykuły
i przyczynki oraz jedno podanie: o chojnickim
herbie (autorstwa J. Rydzkowskiego).
We wszystkich jubileuszowych wydarzeniach uczestniczył burmistrz Chojnic, co
podkreśla istotną rolę „Zeszytów Chojnickich”
w życiu umysłowym i kulturalnym miasta.
Warto również dodać, iż wydawcą numerów
1-17 periodyku było Chojnickie Towarzystwo
Kulturalne, zaś kolejne edycje pisma ukazują
się staraniem ChTPN i Urzędu Miejskiego
w Chojnicach.
W promocji jubileuszowego wydania
„Zeszytów Chojnickich” wzięła udział delegacja
człuchowian z Wiktorem Zybajłą (fot. Marian Nowak)
BIBLIOTEKA
WERONIKA SADOWSKA
Nocne podróże
w bibliotece
C
zy w bibliotece czyta się tylko książki? Wcale nie! Można było się o tym przekonać
25 kwietnia 2014 roku. Tego dnia Stowarzyszenie LekTURa i Miejska Biblioteka
Publiczna w Chojnicach zaprosiły mieszkańców na Noc w Bibliotece pod hasłem „Małe
i duże w bibliotece podróże”. W godzinach od 19.00 do 24.00 była możliwość zwiedzania wszystkich działów bibliotecznych, a także zakamarków, do których czytelnicy
na co dzień nie mają dostępu.
Pokaz tańca klasycznego w wykonaniu Laury Wojciechowskiej i Pawła Klundera
22
Kronika chojnicka
Uczestnicy Nocy w Bibliotece z zaciekawieniem oglądali pokaz układania kostki Rubika.
Sami też spróbowali swoich sił
Uczestnicy mogli udać się w podróż do:
• krainy tańca,
• krainy zabawy,
• krainy poezji,
• krainy folkloru,
• krainy fotografii.
Impreza rozpoczęła się w Czytelni, tutaj odbył się pokaz tańców klasycznych i latynoamerykańskich w wykonaniu tancerzy z Akademii Tańca „Piętro wyżej” – Laury
Wojciechowskiej i Pawła Klundera. Przez kilkanaście minut można było poczuć się jak
na profesjonalnym pokazie. Młodzi tancerze zauroczyli publiczność wykonywanymi
przez siebie figurami tanecznymi. W przerwie między pokazem była możliwość obejrzenia książek, w tym albumów, które posiada Czytelnia.
Kolejna podróż odbyła się w Wypożyczalni i Czytelni dla Dzieci. Tam dzięki członkom Speedcubingu Chojnice, którzy zajmują się układaniem kostki Rubika na czas,
oglądający przenieśli się do krainy zabawy. Pokazu speedcubingu udzielili: Kamil
Puczka – brązowy medalista Polski w Skewbie, Filip Wiśniewski, Paweł Leszczyński,
Aleksander Wellinski, Tomasz Piechowski – brązowy medalista Polski w układaniu
stopami, Tomasz Kubiś oraz pasjonat kostki Rubika Grzegorz Gleński. O tym, na czym
Nocne podróże w bibliotece
23
polega układanie kostki Rubika i że jest to głównie praca na algorytmach oraz o chojnickim kole opowiedziała opiekunka Hanna Rudnik-Tarka, psycholog Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Chojnicach. Uczestnicy wyprawy do krainy zabawy mogli nie
tylko obserwować mistrzowskie układanie różnorakich kostek, ale także samemu spróbować sił. Pokaz zaciekawił wszystkich, zarówno dzieci, jak i dorosłych. Na ich twarzach
dało się zauważyć uśmiechy, radość i podziw dla członków Speedcubingu Chojnice.
W Wypożyczalni Literatury Pięknej i Popularnej dla Dorosłych można było zobaczyć
najstarsze książki, które posiada MBP, m.in. z XIX wieku
Kolejnym punktem programu była wycieczka do działu Gromadzenia i opracowania zbiorów. W tym miejscu czytelnicy dowiedzieli się, jaką drogę pokonuje książka,
zanim dostanie się na półkę biblioteczną. Poznali także sposób opracowania dzieła
w programie Patron 4. Między poszczególnymi podróżami można było napić się kawy
lub herbaty, a także zjeść coś słodkiego.
Kraina poezji to miejsce, do którego zabrała wszystkich chojnicka poetka Bernadeta
Korzeniewska, która gościła w Wypożyczalni Literatury Pięknej i Popularnej dla Dorosłych. Podczas wieczorku poetyckiego przeczytała kilkanaście swoich wierszy, w tym
te, które pochodzą z najnowszych tomików: Znaleziona w malwach i Jak złoty ząb. Spotkanie, przeplatane ciekawostkami z życia osobistego pani Bernadety, wywołało u uczestników wiele różnych emocji. Poza zadumą, która zazwyczaj towarzyszy poezji, obecny
24
Kronika chojnicka
był także humor. Śmiech na twarzach uczestników pojawił się, gdy pani Bernadeta zaczęła recytować swoje fraszki, które wręcz wyciągała z rękawa.
Dalsza część Nocy w Bibliotece przeniosła się na parter Wszechnicy Chojnickiej.
Tam już od drzwi słychać było pobrzmiewające dźwięki muzyki folklorystycznej i biesiadnej. Na korytarzu przy Czytelni i Wypożyczalni Naukowej odbył się krótki koncert
w wykonaniu muzyków: Karola Knittera, Błażeja Knittera i kleryka Tomasza Szmaglika,
którym towarzyszyła Marta Drywa. Zebrana publiczność szybko poczuła rytm prezentowanej przez wykonawców muzyki. Publiczność nie tylko słuchała, ale także wzięła
udział w koncercie, śpiewając i tańcząc.
Podróże, do których LekTURa i MBP zabrały uczestników, to tylko część atrakcji
Nocy w Bibliotece. Dodatkowo można było zwiedzać magazyny, w których przechowywane są książki czy czasopisma. Zaskoczeniem dla zebranych była prasa introligatorska,
która cieszyła się dużym zainteresowaniem. Warto także wspomnieć o przygotowanych
przez bibliotekarzy wystawach znajdujących się w niektórych działach. Były to: wystawa
starych multimediów (można było zobaczyć na niej urządzenia multimedialne, które
dziś przeszły już do lamusa, m.in. stare multimedia do słuchania muzyki, w tym adapter,
płyty winylowe, taśmy magnetyczne szpulowe i kasety magnetofonowe, a także stare
multimedia filmowe), wystawa najstarszych książek w zbiorach biblioteki (znalazły się
na niej woluminy z XIX czy XX w.) oraz ekspozycja poświęcona folklorowi, w tym kulturze kaszubskiej.
Muzyka folklorystyczna i biesiadna, mimo późnej pory, nie pozwoliła myśleć
uczestnikom o zmęczeniu
Nocne podróże w bibliotece
25
W Mediatece można było zobaczyć stare projektory, aparaty fotograficzne, a także slajdy,
które już dziś nie są używane
Noc zamknęła podróż do krainy fotografii i loteria z nagrodami. Uczestnicy wydarzenia udali się ponownie do Czytelni, w której mogli podziwiać wystawę zdjęć Anny
Zajkowskiej, fotografa z zamiłowania. Ekspozycja przedstawiała artystyczne podejście
choćby do faktur, okien i odbić. Młoda artystka na co dzień pracuje jako fotoreporterka
w „Czasie Chojnic”, dodatkowo prowadzi też warsztaty fotografii w Samorządnym
Centrum Młodzieżowym, podczas których wraz z innymi stosuje nowe techniki w fotografii. Niektóre z nich była okazja zobaczyć podczas wernisażu. Punktem kulminacyjnym imprezy było losowanie nagród książkowych, które wzbudziło mnóstwo emocji.
Uczestnicy Nocy w Bibliotece wyrazili pozytywną opinię na temat minionego wydarzenia. Już tego samego dnia pojawiały się pytania o przyszłoroczne atrakcje. Zebrani
zdecydowanie zapowiedzieli uczestnictwo w kolejnej imprezie tego typu.
Fot. ze zbiorów MBP w Chojnicach
REGION
JANINA KOSIEDOWSKA
Jubileusz przyjaciół
z Lipusza
S
iedemnastego maja 2014 roku delegacja chojnickiego oddziału ZKP uczestniczyła
w uroczystościach jubileuszowych z okazji 30. rocznicy powstania Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Lipuszu.
Lipusz, po kaszubsku Lëpùsz, to duża gminna wieś kaszubska w powiecie kościerskim, malowniczo położona wśród lasów nad Wdą. Już w XIV wieku istniała tu parafia,
obecnie w centrum wsi stoi – czwarty z kolei – kościół, zbudowany w latach 60. XIX
stulecia, a nieopodal, powstały w tym samym czasie, kościół ewangelicki, w którym
dziś znajduje się Muzeum Gospodarstwa Wiejskiego, chętnie odwiedzane przez turystów. Wizytówką Lipusza jest też drewniany młyn na Wdzie, znajdujący się w samym
środku wsi. W tym miejscu trzeba koniecznie dodać, że Lipusz został uwieczniony
na kartach znakomitego dzieła literatury kaszubskiej, powieści Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigòdë Remùsa. To w Lipuszu-Lipnie osiadł na stałe bohater książki
– Remus – i stąd wyruszał ze swoją karą pełną książek na wędrówki po Kaszubach
w poszukiwaniu tego, który ùretô królewiónkã i zapadłi zómk.
Idea i duch zawarte w dziele Majkowskiego są tu wciąż żywe. Powstanie Oddziału
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego (14 maja 1984 r.), jak mówią sami lipuszanie, zrodziło się z ich wewnętrznej potrzeby, z troski o to, by nie zaginęła mowa starków, by
zachować i rozwijać piękno i kulturę Kaszub i Pomorza. I dodają, że właśnie dzięki ZKP
mogą kultywować tradycje kaszubskie, gdyż stowarzyszenie to skupia ludzi mających
wspólne cele i dążenia, dbających o dobro Małej Ojczyzny. Od chwili powstania przez
prawie 15 lat (do października 1998 r.) działalnością Oddziału ZKP w Lipuszu kierowała Felicja Baska-Borzyszkowska, której mieszkańcy zawdzięczają bardzo dużo, włącznie z obecnością języka kaszubskiego w miejscowej szkole. W tym okresie odbywały
się rozliczne spotkania z czołowymi postaciami związanymi z kulturą, literaturą kaszubską, Zrzeszeniem. Byli tu m.in. Jerzy Samp, Józef Borzyszkowski, Stanisław Pestka,
Stanisław Janke, Władysława Wiśniewska, występowały zespoły regionalne z Brus, Karsina, Parchowa. Liczne inicjatywy skierowane do całej okolicznej społeczności, mające
na celu pielęgnowanie bogactwa kultury kaszubskiej, upamiętnienie przeszłości, były
Jubileusz przyjaciół z Lipusza
27
Boże Ciało, 10 VI 2004 r. (fot. z archiwum Oddziału ZKP w Lipuszu)
– i są do chwili obecnej – realizowane m.in. wspólnie z domem kultury, gminnym samorządem, Kościołem. Kaszubi to religijni ludzie, nie dziwi więc aktywny udział lipuskich zrzeszeńców w uroczystościach parafialnych, np. dożynkach, pielgrzymkach,
święcie Bożego Ciała – w 1990 roku przygotowali feretron Matki Boskiej Lipuskiej,
obraz na szkle namalował działacz miejscowego partu Antoni Janke. W 1991 roku Oddział uzyskał na długi czas własne lokum w budynku kaplicy katechetycznej, tzw.
Paradnicã. Od 1992 roku posiada sztandar, a hasło na nim widniejące potwierdza sens
działalności lipuskich Kaszubów: ŻYJ KASZËBSKÔ!, którzy są mu wierni po dziś dzień.
To dzięki staraniom członków ZKP w 2000 roku w kościele poewangelickim otwarto
Muzeum Gospodarstwa Wiejskiego, a jego społecznym kustoszem jest Franciszek Lipiński. Ważnym wydarzeniem w działalności lipuskiego partu były zorganizowane
9 grudnia 2010 roku „Imieniny Jana Karnowskiego”. Główna uroczystość odbyła się
pod Tuszkowską Matką, legendarną kilkusetletnią sosną, rosnącą przy leśnym dukcie
Lipusz – Tuszkowy. (Przed laty tym traktem podążały kondukty pogrzebowe z Tuszków
na cmentarz w Lipuszu. Legenda głosi, że drzewo wyrosło w miejscu pochowania najstarszej mieszkanki wsi Tuszkowy.) Miejscowi i przybyli goście (w tym chojniccy zrzeszeńcy) obejrzeli niezwykłą inscenizację utworu Jana Karnowskiego Ścinanie kani.
Niezapomnianą chwilą było złożenie przez uczestników spotkania przysięgi: Mdã miôł
28
Kronika chojnicka
starã, cobë naji mòwë, co ją Pón Bóg dôł, nie przëkrëłë grobë. Słowa Karnowskiego, płynące w blasku pochodni, odbiły się echem wśród drzew, dając znak, że Kaszubi nie zapominają o swoich korzeniach. Dalsza część uroczystości odbyła się w lipuskim
Gminnym Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji, a jej zwieńczeniem – jak i całego projektu realizowanego przy okazji „Roku Jana Karnowskiego” – była promocja opublikowanego dramatu poety Ścinanie kani.
Lipuszanie lubią aktywnie spędzać czas, uważają, że wspólne wędrówki po Kaszubach (autokarowe, rowerowe, piesze), imprezy towarzyskie łączą, zacieśniają więzy między ludźmi, co procentuje w przyszłości wzmożoną działalnością dla wspólnego dobra.
Świadomość tego mieli kolejni prezesi oddziału: Mirosław Ebertowski, Kazimierz Bekisz i obecna prezes Barbara Lemańczyk. O bogatej działalności świadczy kilka tomów
oddziałowej kroniki, prowadzonej od lat przez długoletnią sekretarz Adelę Lipińską.
Kronika „ma dla nas sentymentalną wartość. Kiedy nas już nie będzie, pozostanie jako
pamiątka dla potomnych. Myślę, że (…) będzie dla nich stanowić bezcenne źródło historyczne” – mówi z przekonaniem p. Adela. Na pewno chętnie wertują jej kolejne karty
kanadyjscy Kaszubi, wśród których jest wielu potomków emigrantów z Lipusza i okolic.
W 2004 roku po raz pierwszy Kaszubi z Kanady odwiedzili Lipusz i odtąd przyjeżdżają
Franciszek Lipiński w roli Miotka w „Spiącym Wòjskù” – chojnicka premiera, 20 X 2007 r.
(fot. z archiwum chojnickiego Oddziału ZKP)
Jubileusz przyjaciół z Lipusza
29
Poczty sztandarowe ZKP z Lipusza i Chojnic na Zjeździe Kaszubów w Bytowie, 4 VII 2009 r.
(fot. z archiwum chojnickiego Oddziału ZKP)
tu rokrocznie. Lipuszanie bardzo sobie cenią te kontakty. Tak samo chętnie podtrzymują więzi z innymi oddziałami ZKP, z wieloma są zaprzyjaźnieni. Początek przyjaźni
(to nie przesada) między partami w Chojnicach i Lipuszu przypada na 2007 rok, w którym Zrzeszenie obchodziło „Rok Księdza Bernarda Sychty”. Chojniczanie podjęli się
realizacji przedstawienia według dramatu księdza Sychty Spiącé wòjskò, ale… brakowało odtwórcy głównej roli. Felicja Baska-Borzyszkowska, która reżyserowała przedstawienie, przywiozła Miotka… z Lipusza. W tę rolę wcielił się Franciszek Lipiński,
a jego żona Adela suflerowała. Można by rzec: i tak to się zaczęło. Po chojnickiej premierze z przedstawieniem pojechaliśmy – nie mogło przecież być inaczej! – także
do Lipusza. Od razu poczuliśmy się tam jak w rodzinie! (Z obopólną radością i sympatią
spotykamy się też na różnych uroczystościach i imprezach ogólnozrzeszeniowych czy
organizowanych przez inne oddziały.) Odtąd prezentujemy lipuszanom każdy nasz kolejny spektakl; w grudniu ub.r. – Roczëznã Stanisława Janke, poety i pisarza rodem
z Lipusza, którego dziełem jest też kaszubski przekład Pana Tadeusza. Dwudziestego
czwartego listopada 2011 roku w miejscowym GOKSiR lipuszanie pokazali własne premierowe przedstawienie – była to Rozmòwa Pòlôcha z Kaszëbą Floriana Ceynowy,
w reżyserii Felicji Baska-Borzyszkowskiej. Włączyli się w ten sposób do zrzeszeniowych
obchodów „Roku Floriana Ceynowy”, budziciela ludu kaszubsko-pomorskiego.
30
Kronika chojnicka
Kaszubska biesiada, 23 VI 2013 r. (fot. z archiwum Oddziału ZKP w Lipuszu)
Obecni działacze kontynuują wędrówkę po niegdyś obranej ścieżce. Organizują
spotkania ze znaczącymi w kręgu kaszubskiej, szeroko pojętej, kultury osobowościami:
bywają w Lipuszu artyści, pisarze i poeci, działacze regionalni. Promuje się tu kaszubską
książkę i organizuje kaszubską biesiadę, pielęgnuje pamięć o zmarłych działaczach
i prowadzi edukację regionalną wśród dzieci i młodzieży. Organizowane są wieczory
kolęd i kaszubskie jasełka. Z pełnym przekonaniem można orzec, że wśród mieszkańców tej kaszubskiej wsi i w jej okolicy znalazło się wielu, którzy z poświęceniem pracowali i pracują po to, by ùrëtac królewiónkã i zapadłi zómk.
RECENZJA
MARIUSZ BRUNKA
Sami swoi, czyli…
raz jeszcze o Kosznajderii
B
iałe i czarne, teiści i ateiści, dobrzy i źli… Przeciwieństwa są wszechobecne, prowadząc nader często do pozornych lub rzeczywistych sprzeczności. Postrzeganie Polaków i Niemców dla wielu jest modelowym przykładem dla tej ostatniej. Z drugiej
strony, przypatrując się nieco bliżej obu pomorskim żywiołom – słowiańskiemu i germańskiemu – skonstatowalibyśmy bardzo szybko, że tylko w oczach skrajnych nacjonalistów
są one, każda dla siebie – czymś jednorodnym. W odniesieniu do naszego lokalnego dziedzictwa przeczy takiemu podejściu chociażby tak bliska nam Kosznajderia.
Wydana nakładem Lokalnej Grupy Działania Sandry Brdy w Chojnicach praca zbiorowa pod redakcją Jerzego Szwankowskiego – Kosznajderia. Dzieje niemieckiej enklawy
osadniczej na Pomorzu Gdańskim pozwala prześledzić losy tej grupy etnicznej na szerokim tle historycznym. Ich ziemia bowiem, której geografia i losy prehistoryczne stoją
u podstaw osadnictwa słowiańskiego oraz skomplikowanego udziału Pomorza w procesie powstawania wczesnośredniowiecznej Polski, dzieliła los Pomorza Nadwiślańskiego. Stykające się wpływy polskiej ludności osiadłej z przybyszami z Zachodu
stworzyły tu swoisty etniczny konglomerat – źródło przyszłych sukcesów, ale i częstych
problemów tej dzielnicy. Przybysze przynosili wprawdzie ze sobą wyższą kulturę rolną
czy sprawniejsze formy organizacji życia zbiorowego, stając się zarazem narzędziem zamierzeń politycznych władców. Jeśli ci ostatni pochodzili z „panów przyrodzonych”,
jak chociażby książęta pomorscy, osadnictwo nie powodowało jeszcze zarzewia konfliktu. W przypadku jednak sytuacji, gdy ziemie słowiańskie znalazły się pod rządami
niemieckiego zakonu krzyżowego, pojawił się problem oceny postaw osadników i ich
potomków z punktu widzenia lojalności wobec ludności tubylczej. I jest to problem
badawczy, z którym musieli się zmierzyć autorzy naszego opracowania.
O ile dzieje przedhistoryczne dają tylko swoiste wprowadzenie do dziedzictwa historycznego (część opracowana przez J. Sikorę i Ł. Trzcińskiego), na bazie którego
ukształtowała się przyszła Kosznajderia, o tyle powstanie i rozwój w dobie krzyżackiej
osadnictwa niemieckiego pomiędzy Chojnicami a Tucholą (część opracowana przez
S. Zonenberga) stanowi zasadniczy moment, w którym specyfika tego rejonu nabrała
32
Kronika chojnicka
nowego akcentu. Od tej pory mamy u wrót Chojnic zwartą grupę społeczną, połączoną
wspólnym pochodzeniem, doświadczeniem życiowym, zajęciem, językiem i religią.
Z tej perspektywy są Kosznajdrzy dziedzictwem świadomej krzyżackiej polityki osiedleńczej. Dziedzictwo to z kolei, na gruncie II pokoju toruńskiego (1466), z powodzeniem potrafiło się zaadaptować do warunków ustrojowych, jakie ukształtowały się
w Rzeczypospolitej Obojga Narodów (część opracowana przez A. Grotha), chociaż silny
prusko-niemiecki charakter Pomorza Gdańskiego łatwo poszerza ilość owych narodów
formalnie tworzących polsko-litewską unię. Na tle bowiem Polski przedrozbiorowej
była Kosznajderia typowym przykładem ludności osiadłej, korzystającej z pełni swych
praw stanowych; a w pewnym sensie, wobec przywiązania do katolicyzmu, znacznie
bliższa zarazem przeważającej ilości szlachty aniżeli swym protestanckim, mieszczańskim ziomkom, chociażby z pobliskich Chojnic. Ponadto, o ile akcję stanów pruskich
na rzecz związania się z Polską należy postrzegać przede wszystkim jako wyraz emancypacji bardzo silnych miast tej dzielnicy, a także aspiracji szlachty pruskiej do uzyskania podobnych przywilejów, jakimi cieszyli się w monarchii Jagiellonów panowie
polscy i litewscy, o tyle chłopi, w tym i kosznajderscy, nie stanowili elementu, który
mógłby odgrywać istotną siłę dla którejkolwiek ze stron narodowego lub religijnego
konfliktu.
Szkoda, iż ten aspekt nie został w opracowaniu bardziej uwypuklony, gdyż w dużym
stopniu określa on chyba swoistą odrębność Kosznajderii na tle dominującej na Pomorzu niemczyzny. Wpływa on zarazem
na ocenę kolejnego okresu, już w dobie zaborów (część opracowana przez J. Szwankowskiego), którą niefortunnie jej autor
OSZNAJDERIA
określił mianem „powrotu na niemieckie
łono”. W świetle zasadniczej różnicy, jaką
charakteryzowało się państwo krzyżackie
na tle państw dynastycznych, w tym monarchii brandenbursko-pruskiej, trudno uznać to za trafne ujęcie. Najlepiej
świadczy o tym, pomimo początkowych
złudnych nadziei, w sumie pełne rezerwy
stanowisko niemieckich katolików Pomorza wobec wciąż podkreślanego luterańskiego etosu państwa Hohenzollernów.
Ciekawe, że kosznajderskim wyborcom
bliżej było częstokroć do bawarskich Niemców aniżeli pruskich rodaków. Trafniej
prezentuje się na tym tle opis kosznajderskiego międzywojnia (część opracowana
przez W. Jastrzębskiego), w którym udało
K
Sami swoi, czyli… raz jeszcze o Kosznajderii
33
się oddać w sumie pełen niechęci stosunek odrodzonego państwa polskiego do swoich
mniejszości. Jakże inaczej przedstawia się to w porównaniu z dziejami przedrozbiorowymi, lecz i XX wiek był przecież okresem, w którym nie tylko w pełni wykrystalizowały się narody, ale i w dużym stopniu sformułowały wybitnie przeciwstawne wobec
siebie programy polityczne. I takie podejście zatriumfowało na Pomorzu po 1939 roku
w obu swych totalitarnych odsłonach (brunatnej i czerwonej), w wyniku których pierwsza doprowadziła do tego, że ostatecznie zdecydowana większość Kosznajdrów wybrała
Niemcy; w wyniku drugiej z kolei społeczność ta doznała wszystkich konsekwencji poprzedniego wyboru…
Zauważony w opracowaniu fakt, że spora liczba obecnych mieszkańców ziemi chojnickiej może wylegitymować się swoim kosznajderskim pochodzeniem, wymagałby
rozwinięcia. Zadania tego powinni się podjąć specjaliści różnych dziedzin (np. genealogii, socjologii, kulturoznawstwa), albowiem wielowątkowy jest w tym kontekście problem postępującego procesu narodowej asymilacji i jego skutków. Kosznajderia dziś to
bowiem coś więcej aniżeli tylko nieco materialnych pamiątek i garść wzmianek w dostępnych źródłach; to w dużym stopniu część tego, co wciąż nas określa, nawet wtedy
jeżeli nie oznacza już tego samego, co znamy tylko z historii. W skali „makro” dla tego
rodzaju dziedzictwa swoistym odniesieniem mogą być wciąż tak bliskie Polsce Kresy.
W tym ujęciu jest Kosznajderia dla nas regionalnym mitem, zbiorem przywołań tłumaczących niegdysiejsze wydarzenia i społeczne relacje. Jest krainą frapującą i wciąż
wywołującą głód głębszego poznania; niemniej niebezpieczną poznawczo w przypadku
nazbyt uproszonych opisów. Stąd, jak możemy przypuszczać, nie mamy do czynienia
z ostatnim opracowaniem na ten temat…
Wydana praca, pomimo bardzo szerokiego ujęcia historycznego, zachowała spójny
charakter. Autorzy poszczególnych rozdziałów umiejętnie kierują czytelnika na najważniejsze elementy kosznajderskiego dziedzictwa w danej epoce, nie zapominając
zwłaszcza o życiu codziennym tej społeczności. Mamy więc obraz stosunkowo pełny
i czytelny. Jak zawsze w przypadku zbiorowości już nieistniejących zdarzać mogą się
pomyłki czy nieścisłości. Postrzegać je jednak należy w odniesieniu do niegdysiejszej
perspektywy, a już za niedopuszczalne wydaje się sprowadzanie wysiłku badawczego
kogokolwiek do zwykłego pretekstu dla słabo uzasadnionej krytyki.
Nie sposób nie podkreślić wysokich walorów edytorskich książki. Dowodów profesjonalizmu wydawniczego Przedsiębiorstwa Marketingowego LOGO z Bydgoszczy
nie brakuje, ale w tym konkretnym wypadku umiejętności te znalazły również niezwykle mocne wparcie ze strony samego wydawcy. Nie pożałowano więc grosza, a efekt
zadowoli każdego miłośnika książki, jako swoistego obiektu sztuki edytorskiej. Szkoda
tylko, iż całość nie mogła znaleźć swojego dopełnienia w dodatkowej, niemieckiej wersji
językowej. Powinniśmy pamiętać, iż co do zasady dzieje naszego regionu mogą zainteresować wyłącznie naszych zachodnich sąsiadów. Tam powinniśmy szukać wciąż
niewykorzystanych źródeł i tam powinniśmy znajdować nowych czytelników… W zjednoczonej Europie zdolność ponadnarodowej prezentacji dorobku regionalistyki należy
34
Kronika chojnicka
do istotnych zadań integracji. Obok ogólnej wiedzy o Francji, Hiszpanii czy Niemczech,
coraz większą wartość ma wiedza o dorobku takich regionów, jak Bretania, Katalonia
czy Saksonia… Europejczycy chcą i powinni więc mieć szansę na uzyskanie większej
wiedzy o Pomorzu, Mazowszu czy Śląsku.
Na koniec wypadałoby na tle tego opracowania odnieść się pokrótce do kwestii bardziej aktualnej. Czy aby współcześnie napływający imigranci w równym stopniu współprzyczyniają się do naszego rozwoju, jak czynili to Kosznajdrzy? W mojej ocenie – jest
taka szansa! Ponieważ w najbliższych dziesięcioleciach musimy się spodziewać, iż
pośród różnych fal imigrantów kierujących się do Europy część z nich zdecyduje się
budować swoją przyszłość na ziemi chojnickiej, powinniśmy jako wspólnota samorządowa mieć na ten temat wypracowane stanowisko. Postulowaną europejską otwartość
i zdolność do budowania wspólnych relacji z innymi wypadałoby uzupełnić swoistą
wizją takich stosunków lub przynajmniej określonym dobrym przykładem z przeszłości. Taką rolę do pewnego stopnia mogłoby odgrywać kosznajderskie dziedzictwo.
Akceptacja dla odrębności i szacunek dla zachowania własnej tradycji, połączone
z obowiązkiem zachowania wierności wobec kraju osiedlenia, zdają się dobrymi podstawami do budowania nowoczesnego, wielokulturowego społeczeństwa. Nie będzie to
oczywiście proces łatwy i zawsze bezkonfliktowy, zwłaszcza ze względu na wciąż bardzo
silną PRL-owską fikcję formalnie jednolitego etnicznie państwa polskiego. Dzięki jednak multikulturowym tradycjom Pomorza możemy odnaleźć nawiązanie do „dobrych
praktyk” z przeszłości, pozwalające zarazem na budowanie lepszej przyszłości przez
tych osiadłych z dawna, jak i pozyskanych niedawno… W ostatecznym rachunku liczy
się przecież tylko to, co stanowić będzie wartość dodaną takich relacji…
TEATR
PIOTR RUTKOWSKI
Spektakl „Heysel”
Chojnickiego Studia Rapsodycznego
D
wudziestego dziewiątego maja 1985 roku na brukselskim stadionie Heysel odbył się
finałowy mecz Pucharu Europy pomiędzy zespołami FC Liverpool a Juventus Turyn.
Mecz pokazało około 60 stacji telewizyjnych, wśród nich Telewizja Polska. Podczas
tego historycznego wydarzenia pomiędzy kibicami rywalizujących drużyn doszło do starć.
Fani Liverpoolu przedarli się przez ogrodzenie i zaatakowali kibiców Juventusu. Włoscy
kibice zaczęli uciekać, tratując się nawzajem, część osób została przygnieciona trzymetrową
ścianą. Śmierć poniosło 39 osób. Pomimo tych zdarzeń mecz został rozegrany.
36
Kronika chojnicka
Wydarzenia te zainspirowały twórców spektaklu „Heysel”, który powstał przy współpracy z Wydziałem Edukacji Starostwa Powiatowego w Chojnicach w ramach projektu
„Kibicuję Bezpiecznie”, do którego scenariusz napisany został przez Marię Cyganowicz
oraz Emilię Piątek. Spektakl wyreżyserował Grzegorz Szlanga, opiekun i założyciel
Chojnickiego Studia Rapsodycznego. Studio jest amatorskim teatrem niezależnym,
działającym od 2004 roku. Na koncie teatru jest sporo nagród – do najważniejszych
należy Nagroda Główna na Windowisku 2009 za spektakl „Bon Voyage”, dwukrotne
Grand Prix na Ogólnopolskim Festiwalu Luterek w Wejherowie za spektakl „Lekcja”
oraz „Bóg się rodzi”, cztery nagrody na festiwalu SOFT 2011 w Olsztynie za spektakl
„Dzieło sztuki” oraz stypendium artystyczne dla założyciela Studia za najlepszą reżyserię na festiwalu Windowisko 2011.
Grzegorz Szlanga wraz z aktorami z Chojnickiego Studia Rapsodycznego prezentują
spektakl, który został określony mianem profilaktycznego. Nakłania on do przeanalizowania obrazów i słów, które odnoszą się do wrażliwości każdego odbiorcy. Obok tej
sztuki nie można przejść obojętnie.
Już podczas pierwszej sceny widz zapoznaje się z ogólną klasyfikacją kibiców, podziałem na „Ultrasów”, „Animalsów” czy „Hooligansów” oraz ich zaangażowaniem
w sprawy klubów. Interesującym zabiegiem jest przedstawienie subiektywnego podejścia do tematyki samych kibiców. Postacie przewijające się przez scenę przedstawiają
wydarzenia przed i po rozpoczęciu meczu – ignorancja organizatorów, postawa piłkarzy
Spektakl „Heysel” Chojnickiego Studia Rapsodycznego
37
oraz dramat zwykłych ludzi po utracie bliskich im osób ukazane zostały w sposób
skłaniający do refleksji. Elementem wspólnym dla poszczególnych scen są przeplatające
je nagrania, przedstawiające autentyczne zdarzenia ze stadionu Heysel w 1985 roku.
Scenografia jest minimalistyczna – została stworzona przez rzutnik wyświetlający
wspomniane wyżej szokujące materiały oraz grę świateł i cieni. W spektaklu występuje
sześcioro aktorów, z których większość wciela się w kilka postaci; kostiumy są proste –
zarówno piłkarze, jak i pozostałe postacie noszą stroje współczesne, nienawiązujące
do lat 80. ubiegłego wieku.
Spektakl jest niezwykle mocny w wyrazie, do czego przyczyniła się doskonała gra
aktorska. W scenariuszu zastosowano zabieg przedstawienia indywidualnych historii
postaci, które połączyła tragedia. Niewątpliwym atutem reżyserii są wstrząsające sceny,
które prowadzą widza do głębokiej refleksji, stopniując napięcie i świetnie budując
nastrój.
Przedstawienie przeszło próbę kilkunastu wystawień, podczas których stykało się
z bardzo zróżnicowaną widownią. Szczególnie należy wspomnieć o spektaklach zagranych przed młodzieżą, będącą niezwykle trudnym odbiorcą. Charakterystyczna jest
cisza, która zapada po wybrzmieniu ostatniego aktu – bez wyjątku podczas każdego
z wystąpień.
Prapremiera spektaklu miała miejsce w Chojnickim Domu Kultury 18 grudnia 2013
roku. Dzięki przychylnej ocenie obecnej na sali dyrektor Wydziału Profilaktyki Departamentu Nadzoru MSW Elżbiety Rusiniak spektakl zaprezentowany został na konferencji podsumowującej realizację programu „Razem bezpieczniej” w Ministerstwie
Spraw Wewnętrznych w Warszawie.
Do sukcesów „Heysel” zaliczyć można wyróżnienie zdobyte podczas festiwalu
w Grudziądzu w 2014 roku, zaproszenie do Konina na inaugurację IX Przystanku PaT
oraz zaproszenie Wojewódzkiej Komendy Policji w Łodzi do wzięcia udziału w projekcie promującym bezpieczeństwo na stadionach i kształtowanie zachowań społecznych wśród dzieci i młodzieży.
Pomimo niezwykle trudnej tematyki poruszanej w „Heysel”, zainteresowanie spektaklem nie słabnie, owocując zaproszeniami z całej Polski. Jest to spowodowane jego
uniwersalizmem, klarownym przekazem oraz aktualnością poruszanych problemów,
a wszystko to połączone zostało wyśmienitą reżyserią Grzegorza Szlangi. Szczególnie
cieszy fakt, że „Heysel” jest kolejnym przyczynkiem do rozsławiania Chojnic.
Reżyseria:
Obsada:
Grzegorz Szlanga
Paulina Kosiedowska, Klaudia Podolska, Kamila Puchalska,
Damian Szmagliński, Piotr Rutkowski, Łukasz Sajnaj
Scenariusz:
Maria Cyganowicz, Emilia Piątek
Oprawa multimedialna: Oliwier Ostach
Zdjęcia:
Daniel Frymark
WYSTAWA
ANNA MARIA ZDRENKA
Modele historycznych żaglowców
wykonane przez Alfreda Matwijewicza
J
ak wyglądały żaglowce, którymi Krzysztof Kolumb w XV wieku podbijał nowe
lądy? Jak wyglądała szebeka algierska – statek żaglowo-wiosłowy pływający po morzach i oceanach w XVIII wieku? Te i inne historyczne żaglowce wiernie odtwarza
w miniaturze Alfred Matwijewicz, modelarz z Człuchowa. Trzynaście jego modeli
można było oglądać w maju i czerwcu w Czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej
w Chojnicach.
Alfred Matwijewicz ze swoim ulubionym żaglowcem – Santa Marią
Modele historycznych żaglowców wykonane przez Alfreda Matwijewicza
39
Na wystawie w Czytelni MBP można było obejrzeć 13 modeli historycznych żaglowców.
Na pierwszym planie fregata francuska La Belle Poule z 1765 roku
Modelarstwo jest wielką pasją Alfreda Matwijewicza. Oddał się mu całkowicie,
odkąd przeszedł na emeryturę i ma więcej wolnego czasu. – „Zawsze lubiłem majsterkować. Pierwszy żaglowiec zrobiłem w 1946 roku, mając 11 lat” – mówi. A powstał on
z kawałka deski i płótna. Pan Alfred mieszkał wtedy w Białym Borze i z kolegami urządzał regaty żaglowców na jeziorze. Gdy chodził do gimnazjum w Człuchowie, to robił
szybowce, które puszczał z wieży tamtejszego zamku. Później wykonywał też zabawki,
np. czołg z samorobnym silnikiem, który powstał z… dynama rowerowego. Ale jego
ulubione modele to żaglowce, bo – jak podkreśla – zawsze ciągnęło go do wody.
Pierwsze żaglowce były z kartonu, a te, które teraz powstają, są z okleiny drewnianej.
– „Mahoń, świerk, buk, dąb, orzech turecki” – wymienia używane okleiny, podkreślając,
że np. orzech jest bardziej kruchy od mahoniu. Żagle wykonuje głównie z etaminy. Czasami zabarwia je herbatą, żeby wyglądały na stare.
Żaglowiec na pełnym wietrze
Dlaczego właśnie żaglowce? Na to pytanie Alfred Matwijewicz ma zawsze tę samą
odpowiedź – przytacza słowa Ernesta Hemingwaya, że najpiękniej wyglądają… kobieta
w tańcu, koń w galopie i żaglowiec na pełnym wietrze. I jego żaglowce z rozpiętymi
40
Kronika chojnicka
Szebeka algierska z 1760 roku
żaglami wyglądają tak, jakby płynęły w daleki rejs na pełnym wietrze. Interesują go
tylko historyczne żaglowce – najpiękniejsze okręty, które przemierzały morza i oceany
całego świata w okresie od XV do XIX wieku. – „Mój ulubiony żaglowiec to Santa
Maria” – mówi, pokazując hiszpańską karakę trzymasztową z 1480 roku. To jeden
z trzech żaglowców Krzysztofa Kolumba – obok karawel Pinta i Niña, powstałych
ok. 1493 roku. Miniatury tych okrętów także wyszły spod rąk pana Alfreda. W sumie
wykonał ok. 40 modeli. Część podarował rodzinie i znajomym, większość stoi dumnie
w jego mieszkaniu w Człuchowie.
Modele okrętów są najczęściej w skali 1:96, ale także 1:100 czy 1:150. Zdarzają się
też w skali 1:200, jak HMS Victory, typowego okrętu liniowego z XVIII wieku. Okręt
miał długość 84,4 m, a szerokość 15,8 m, jego załoga liczyła 800 osób. Modelarz korzysta z gotowych wzorów okrętów. Przy pracy dba o szczegóły – są miniaturowe armaty, falkonety, wiosła, kotwice, kabestany czy flagi. Ile czasu zajmuje wykonanie
jednego modelu? – „Co najmniej 2 miesiące, przy 4-6 godzinach pracy dziennie” –
zdradza. Jeden z modeli robił 8 miesięcy. Był to prezent dla wnuka na dwudzieste urodziny, a że się spieszył, to dwa dni pracował praktycznie bez przerwy. Modelarnię ma
w piwnicy bloku, w którym mieszka. Mimo że skończył 79 lat, pan Alfred zapewnia,
że nie sprawia mu problemów tak precyzyjna praca, ale przyznaje, że po kilku godzinach bolą go już oczy.
Modele historycznych żaglowców wykonane przez Alfreda Matwijewicza
41
Każdy okręt ma swoją historię
O każdym swoim żaglowcu może dużo opowiedzieć – kiedy powstał, kto na nim
pływał, jakie było ożaglowane i jakie uzbrojenie. Zwraca uwagę na ulubione trzy
okręty – Santa Maria, Niña i Pinta, które brały udział w pierwszej wyprawie Kolumba.
– „Niña właściwie nazywała się Santa Clara. Najwięcej dokumentacji jest o Santa Marii,
trochę mniej o Niñie, a nikt dokładnie nie wie, jak wyglądała Pinta” – opowiada. I dodaje, że w 2003 roku Amerykanie znaleźli u wybrzeży Haiti wrak Santa Marii, który
spoczywa pod wodą od ponad 500 lat. Równie ciekawie mówi o pozostałych okrętach.
Jest wśród nich angielski galeon handlowy Mayflower z 1588 roku, który uzbrojony
był w 10 dział, a jego załoga liczyła 25 osób. W 1620 roku wypłynęło nim do Ameryki
Północnej 102 pierwszych osadników. Z kolei szebeka algierska z 1760 roku to nietypowy statek żaglowo-wiosłowy przystosowany do ciszy morskiej występującej na Morzu
Śródziemnym. Miał trzy wielkie żagle. – „Dwie osoby potrzebne były do jednego wiosła. Wiosła miały 10 m długości. Bęben wyznaczał rytm, a wiosłujący poganiani byli
pejczami” – opowiada pan Alfred. Statek uzbrojony był w 28 dział po obu burtach –
na dziobie i na rufie. – „Działa strzelały do przodu, co było wyjątkowe” – podkreśla.
Szebeka była używana przez piratów algierskich i marokańskich.
Mayflower – angielski galeon handlowy z 1588 roku
42
Kronika chojnicka
Bark Endeavour – korweta z 1768 roku
Każdy okręt posiada swoją ciekawą historię. I tak Bark Endeavour to korweta z 1768
roku. Jak opowiada modelarz, w 1768 roku ruszyła ekspedycja Jamesa Cooka z Anglii
do Australii i Nowej Zelandii. Na Endeavour płynęli przyrodnicy, artyści i astronom,
którzy zamierzali zbadać Pacyfik i sporządzić mapy. Cook wracając, przywiózł do Europy kangura. W drugiej wyprawie Cooka brał udział Polak – Adam Forester z okolic
Gdańska. SV Cutty Sark to z kolei angielski kliper herbaciany z 1868 roku, który
woził herbatę z Chin. Kliper pobił wiele rekordów prędkości. Podróż zajmowała mu
ok. 100 dni. Zachował się do naszych czasów i stoi w suchym doku przy nabrzeżu
w Londynie. Modelarz przyznaje, że to jeden z jego pierwszych okrętów, dlatego zamierza go poprawić i m.in. wymienić żagle.
Alfred Matwijewicz swoje dzieła prezentował już w Człuchowie – w Miejskiej Bibliotece Publicznej i w Muzeum Regionalnym. Od 19 maja do 19 czerwca br. także
w Czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chojnicach czynna była wystawa zatytułowana „Historyczne żaglowce – modele wykonane przez Alfreda Matwijewicza”. Prezentowanych na niej było 13 modeli autorstwa modelarza z Człuchowa. Oprócz tych
już wcześniej wymienionych, można było także obejrzeć francuską fregatę La Belle
Poule z 1765 roku, wyścigowiec Le Coreaur z 1776 roku, HMS Bounty – angielską fregatę handlową z 1784 roku i amerykański gaflowy szkuner SY America z 1851 roku.
Fot. ze zbiorów MBP w Chojnicach
WYDARZENIE
ALINA I KAZIMIERZ JARUSZEWSCY
Dar poprzednich
pokoleń
C
hojnickie parafie i świątynie doczekały się w ostatnim czasie wielu wartościowych
opracowań. Szczególnie aktywna na niwie wydawniczej jest Parafia pw. Ścięcia
św. Jana Chrzciciela, w której znajdują się dwa urzekające swym pięknem kościoły:
gotycka bazylika i późnobarokowy kościół pojezuicki. We wspaniale odrestaurowanych
i zaadaptowanych na potrzeby wydarzeń kulturalnych podziemiach tej drugiej świątyni
9 maja br. odbyła się promocja kolejnej książki poświęconej dawnej chojnickiej farze, a od 1993 roku bazylice
mniejszej.
W spotkaniu uczestniczyło pięciu
spośród siedmiu autorów artykułów
pomieszczonych w publikacji związanej z rocznicą ustanowienia przez
św. papieża Jana Pawła II bazyliki
w Chojnicach. Gospodarzem uroczystości był ks. dziekan Jacek Dawidowski, od 1999 roku proboszcz
parafii. Spotkanie prowadził Bogdan
Kuffel, chojnicki historyk i samorządowiec, współautor wydawnictwa.
W gronie zaproszonych gości byli
m.in. minister sprawiedliwości Marek Biernacki (również współautor),
burmistrz Chojnic dr Arseniusz Finster oraz starosta chojnicki Stanisław
Skaja.
Twórcy publikacji bardzo ciekawie
wypowiadali się o swoich tekstach.
44
Kronika chojnicka
Autorzy publikacji, od lewej: dr Henryk Paner, ks. dr Zdzisław Ossowski, minister Marek Biernacki
i ks. Krzysztof Piątkiewicz podczas spotkania w podziemiach kościoła (fot. Maria Eichler)
Zebranych szczególnie zainteresowało wystąpienie dra Henryka Panera, dyrektora
Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, jednego z najwybitniejszych w Europie
znawców średniowiecznych znaków (plakietek) pielgrzymich. Chętnie odwiedzający
Chojnice minister M. Biernacki zachęcał słuchaczy do podróżowania, opowiadając
o wzgórzu noszącym arabską nazwę Mukawir. To właśnie w tym miejscu, opisanym
w artykule przez zaprzyjaźnionego z chojniczanami ministra, w twierdzy Heroda ścięto
św. Jana Chrzciciela. To znane z kart Biblii wydarzenie wiąże się z wezwaniem chojnickiej
bazyliki. Trzeba przyznać, iż również pozostali autorzy – prelegenci (ks. dr Z. Ossowski,
ks. K. Piątkiewicz i B. Kuffel) potrafili zachęcić do czytania. Szkoda, że nie mógł dotrzeć
do Chojnic ks. biskup Wiesław Śmigiel, współautor i jednocześnie, jak dowiadujemy
się z noty redakcyjnej, recenzent publikacji. Godne podkreślenia są słowa biskupa, iż
świątynia nasza „jest bezcennym darem poprzednich pokoleń dla Kościoła i Chojnic,
ale też wymaga troski i właściwego zarządzania” (s. 8).
Warto zatem sięgnąć po lekturę Bazyliki Mniejszej w Chojnicach (1993-2013),
bowiem wzbogaca ona naszą wiedzę na temat m.in. budownictwa organowego, śląsko-pomorskiego malarza Bartłomieja Strobla czy ośrodków pątniczych. Książka ta wpisuje
się w nurt regionalnego piśmiennictwa, który nazwać możemy literaturą farną.
REKREACJA
WERONIKA SADOWSKA
Pomarańczowy rajd
po raz drugi
Z
achmurzone niebo, niewysoka temperatura powietrza i wiatr nie wystraszyły rowerzystów, bibliotekarzy i miłośników książek, którzy 14 czerwca 2014 roku
uczestniczyli w drugiej edycji Odjazdowego Bibliotekarza. Rajd, w którym udział wzięło
35 osób, zorganizowany został przez Stowarzyszenie LekTURa i Miejską Bibliotekę
Publiczną w Chojnicach. Tegoroczna trasa prowadziła z Chojnic do Mylofu, w związku
z czym do pokonania było ok. 20 km w jedną stronę.
Już przed godziną 9.00 było widać pojawiających się rowerzystów w rejonie Wszechnicy Chojnickiej, skąd przewidziany był start rajdu. Na samym początku uczestnicy
otrzymali gadżety do przyozdobienia swoich rowerów: flagi, szarfy i szprychówki –
oczywiście w kolorze pomarańczowym, bo taki jest kolor akcji. Wszyscy zachęceni byli
również do założenia pomarańczowych koszulek, by byli widoczni z daleka. Po krótkim
przywitaniu, przedstawieniu zasad ruchu drogowego i trasy, jaką przebiegać będzie
rajd, można było ruszyć. Droga minęła w bardzo dobrej atmosferze. Rowerzyści przejechali przez Czartołomie i Klosnowo, zatrzymując się od czasu do czasu na krótkie
przerwy czy łyk wody.
Meta była przy zaporze w Mylofie. Tam czekały już ciepłe i zimne napoje oraz ognisko. Po krótkim odpoczynku, konsumpcji i nabraniu sił przyszedł czas na trochę
rywalizacji i zabawy. Na początku każdy otrzymał mapę Zaborskiego Parku Krajobrazowego, które Stowarzyszenie LekTURa otrzymało od parku. Następnie przyszedł czas
na emocjonujące konkurencje: slalom między książkami, spacer z książką na głowie,
przechodzenie pod szarfą i żółwia jazda. Zwycięzcy otrzymali nagrody książkowe.
Zwieńczeniem rajdu była zabawa plastyczna. Uczestnicy mieli za zadanie wykonać plakat promujący akcję Odjazdowy Bibliotekarz 2015. Mimo początkowych obaw, zabawa
była bardzo udana. Na stworzonych przez nich dziełach widać zaangażowanie i inwencję twórczą, a nawet talent plastyczny.
Podsumowanie akcji może być tylko jedno: – „Świetna zabawa i przygoda” – jak
mówili uczestnicy podczas drogi powrotnej.
46
Kronika chojnicka
Uczestnicy rajdu z plakatami zachęcającymi do uczestnictwa w przyszłorocznej edycji
Odjazdowego Bibliotekarza
Zabawy zorganizowane podczas rajdu cieszyły nie tylko młodych uczestników.
Udział w nich brali prawie wszyscy
Pomarańczowy rajd po raz drugi
47
W czasie tworzenia plakatu grupy mogły wybrać dowolną technikę.
Pierwsze dwie rozpoczęły dzieło farbkami…
…trzecia zaś na początku zrobiła rower z krepy
48
Kronika chojnicka
Na starcie uczestnicy rajdu dekorowali swoje rowery flagami, szarfami i szprychówkami
w kolorze pomarańczowym, które przygotowane były przez organizatora
(na pierwszym planie Maria Kwiatkowska)
Także w tym roku trasa przejazdu biegła przez chojnicki rynek
Pomarańczowy rajd po raz drugi
49
Jedną z atrakcji rajdu było ognisko z pieczeniem kiełbasek
Zwycięzcy poszczególnych konkurencji otrzymali nagrody książkowe.
Na zdjęciu Mirosława Augustyńska
50
Kronika chojnicka
Miłośnicy rowerów i książek przed startem Odjazdowego Bibliotekarza
Odjazdowi bibliotekarze, rowerzyści i miłośnicy książek podczas trasy
Fot. Anna Maria Zdrenka i Arkadiusz Stasiak
WYSTAWA
BARBARA ZAGÓRSKA
Recenzja
pewnej wystawy sztuki…
W
maju tego roku czynna była w Gdańsku – w głównym foyer Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance – autorska wystawa malarstwa chojnickiego artysty grafika
Kazimierza Lemańczyka. Recenzje tego wydarzenia kulturalnego można było znaleźć
w prasie i na portalach internetowych Gdańska. Ponieważ w chojnickich mediach wiadomość o wystawie nie zaistniała, może warto w kilku słowach to wydarzenie społeczności miasta unaocznić – skoro dotyczy artysty coraz bardziej znanego w kręgach
ogólnopolskich, a „od zawsze” mieszkającego w Chojnicach.
Kazimierza Lemańczyka chojniczanom nie trzeba przedstawiać, gdyż zasadnicza
część jego biografii artystycznej dotycząca specjalności graficznych i dyplomu w pracowni prof. Edmunda Piotrowicza na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu jest
powszechnie znana. Warto natomiast zwrócić uwagę na jego aktywność artystyczną
w ostatnich latach, bowiem rzadko prezentuje swą twórczość w Chojnicach. W jego aktualnym biogramie odnajdujemy wiele informacji o udziale w ogólnopolskich wystawach zbiorowych oraz, co ważne, o 36 ekspozycjach indywidualnych w znaczących
miejscach i galeriach – gdy chodzi o notowania środowiska sztuki. Po ważnych dla artysty indywidualnych prezentacjach twórczości w Galerii EL w Elblągu (2007) i w Domu
Bretanii w Poznaniu (2008) oraz ostatniej wystawie połączonej z jubileuszowym benefisem w muzealnej baszcie Kurza Stopa w Chojnicach (2010), eksponował swoje prace
na kilku następnych wystawach autorskich. Owocny pod tym względem okazał się rok
2011, w którym każdorazowo inną ekspozycję malarstwa, grafiki i rysunku prezentował:
na zamku w Muzeum Zachodniokaszubskim w Bytowie, w Biurze Wystaw Artystycznych w Pile i, jeszcze w grudniu, w Galerii Sztuki Współczesnej we Włocławku. Rok
później artysta wziął udział w ogólnopolskim plenerze na Cykladach w Grecji oraz
w ubiegłym roku, w ramach autorskich prezentacji członków Związku Polskich Artystów Plastyków, eksponował wystawę swego malarstwa w Galerii ZPAP Okręgu Gdańskiego. Tegoroczna wystawa na Ołowiance to druga w krótkim czasie prezentacja
jego sztuki w tak nobilitującym miejscu w Gdańsku. Zatrzymując się przy tej wystawie, od razu należy zauważyć, że zaskakuje nas jednoznaczność jej tematu – konie.
52
Kronika chojnicka
Od lewej: Martyna Maria Lemańczyk, Kazimierz Lemańczyk, Joanna Grochowska
– Polska Filharmonia Bałtycka (fot. PFB)
Pamiętamy pejzaże artysty, choć często pokazywane w ujęciu problemowym, jak „Światło
i woda” czy „Francuskie klimaty”. Ostatnie wystawy ujmował tytułami „Interpretacje”
i „Poszukiwania”. Z pewnością także wystawa w Gdańsku ma charakter pewnego poszukiwania malarskiej indywidualności, jednak „koński” temat sugeruje z jednej strony pasję,
z drugiej jasno określoną dojrzałość artystyczną, z której wynika, że temat konia nie jest
przelotnym incydentem, lecz służy na stałe twórczym zmaganiom jego rysunkowej i malarskiej materii. Jak zauważyła podczas gdańskiego wernisażu wystawy Martyna Maria
Lemańczyk, mierzenie się z tym tematem w sztuce jest sprawą trudną i wręcz ryzykowną,
a największe ryzyko wiąże się z uwikłaniem w banał i epigonizm. Jak najbardziej zgadzam
się z tą opinią. Nie ulega też wątpliwości, że K. Lemańczyk „ulubił” sobie ten temat jako
wyraz szerokiego zainteresowania całą sferą kulturową i tradycją związaną z koniem, co
wyrażał przecież niemal od początku swojej drogi artystycznej. Jego indywidualna wystawa sztuki w bardzo ekspozycyjnym wnętrzu gdańskiej filharmonii, na której mogliśmy
zobaczyć 25 prac w technikach olejnej i akrylowej na płótnie, akwareli, ale również w grafice, pastelu, rysunku i technice mieszanej, pokazała, w jakim momencie swego artystycznego rozwoju artysta znajduje się obecnie. Interesująco mówiła o tym także córka artysty:
Założeniem cyklu związanego z tematem konia jest skupienie się przede wszystkim
na rozwiązaniach formalnych. Artysta dąży do tego, by plamy czy formy kojarzące się
z koniem były przede wszystkim elementami kompozycji, która jest wartością nadrzędną,
by służyły rozgrywaniu zagadnienia plastycznego.
Artysta odnajduje nowe, odmienne od potocznych, sposoby ujęcia. Świetne opanowanie
zdolności przekazania zwierzęcego kształtu, zdobyte poprzez wieloletnią wnikliwą obser-
Recenzja pewnej wystawy sztuki…
53
wację i studiowanie anatomii konia we wszystkich możliwych sytuacjach i pozach, pozwala
artyście dotrzeć do syntezy formy oraz syntezy ruchu, bo to on jest – ośmielę się postawić
taką tezę – w temacie konia najciekawszym i najbardziej produktywnym artystycznie
zagadnieniem. Ruch na obrazach (…) nie ma być zatrzymaną niczym stop-klatka fazą, lecz
syntezą ruchu, trwającą poza czasem, z zachowaniem całej jego dynamiki.
Obrazy Kazimierza Lemańczyka ukazują nam też dobitnie, że myśląc o koniu, myślimy
w kategoriach znaku. Dlatego też nie zawsze konieczne jest całkowite dookreślenie formy
konia ani nadmierne uszczegółowienie. Wystarczy parę celnych plam, czasem nawet wystarczy tylko kontekst, i nagle forma sama wydobywa się nam z pozornie chaotycznie zagospodarowanej płaszczyzny obrazu. Kazimierz Lemańczyk chętnie operuje właśnie takimi
niedopowiedzeniami, upraszcza kolor, redukuje detale, spłaszcza perspektywę…
Ze słów samego artysty wynika, że potraktował tę prezentację jako podsumowanie
swego artystycznego ouvré, umożliwiające w pewnym sensie krytyczne od strony autora
i jednocześnie pokorne wobec wymagającego gdańskiego środowiska artystycznego, spojrzenie na swój dorobek z perspektywy ponad 30 lat zmagań i doświadczeń artystycznych.
Żywiołowe i liczne zainteresowanie wystawą chojnickiego artysty w Gdańsku, spontaniczne głosy krytyków o odwadze wyboru indywidualnej drogi twórczej wbrew różnym
galeryjnym preferencjom, pytania o skalę trudności w ukazaniu problemu ruchu na płótnie,
o rolę światła, o miejsce grafiki w jego obecnej twórczości – to tylko niektóre „wrażenia
z wystawy”, które z pewnością zainspirują artystę do nowych, szczegółowych odpowiedzi
na tak postawione zagadnienia artystyczne, a nam uczciwie i z satysfakcją pozwalają
ocenić ostatnią wystawę Kazimierza Lemańczyka w Gdańsku jako artystyczny sukces.
Wśród gości wernisażu był Marek Szczepański z Chojnic wraz z małżonką
(fot. Martyna Maria Lemańczyk)
STOWARZYSZENIE
Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa
Rybacka „Mòrénka”
– jeden pomysł, setki inicjatyw…
I
nicjatywa powołania LGR „Mòrénka” pojawiła
się na przełomie 2008/2009 roku. Grupę inicjatywną stanowili partnerzy współpracujący ze sobą
od 2006 roku w ramach programu LEADER
na rzecz rozwoju obszaru ziemi chojnickiej. Doświadczenia skłoniły część Partnerów
do podjęcia nowej inicjatywy – budowy Lokalnej Grupy Rybackiej.
Jednym z głównych inicjatorów powstania LGR „Mòrénka” było Stowarzyszenie Lokalna Grupa Działania Sandry Brdy. Aby zachować spójność obszaru zależnego od rybactwa oraz wspólnie rozwiązywać tak samo zidentyfikowane problemy, do współpracy
przy budowaniu partnerstwa zaproszono osoby związane z ziemią kościerską, w tym
zaangażowane w rozwój obszaru w oparciu o Lokalną Grupę Działania „STOLEM”.
Po serii rozmów pomiędzy przyszłymi partnerami, reprezentującymi trzy sektory,
21 września 2009 roku odbyło się Zebranie Założycielskie Stowarzyszenia Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka”. Nowo powstałe stowarzyszenie
swoim zasięgiem objęło 11 gmin z powiatu chojnickiego, kościerskiego i bytowskiego.
Lokalna Strategia Rozwoju Obszarów Rybackich
W marcu 2010 roku Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka” przystąpiło do konkursu ogłoszonego przez Ministra Rolnictwa
i Rozwoju Wsi o LSROR do realizacji w ramach osi 4 PO RYBY 2007-2013. Po zakończeniu oceny przez MRiRW 29 października 2010 roku przedstawiciele LGR podpisali
umowę ramową na realizację Lokalnej Strategii Rozwoju Obszarów Rybackich (LSROR)
na kwotę 31 864 222,49 zł. LSROR wyznacza główne kierunki działalności LGR „Mòrénka”
w oparciu o zawarte w niej cele.
Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka”…
55
Działalność LGR „Mòrénka”
Utworzenie Stowarzyszenia oraz pozyskanie środków na realizację LSROR były
I etapem działalności. Od stycznia 2011 roku utworzono biuro LGR w Chojnicach,
a od marca Punkt Konsultacyjny w Kościerzynie. Drugim etapem działalności jest realizacja zadań wynikających z LSROR. Działania te można podzielić na dwa główne piony:
• wybór operacji, które uzyskają dofinansowanie w ramach osi 4 PO RYBY 2007-2013 za pośrednictwem LGR;
• działania własne realizowane przez LGR polegające m.in. na: promocji obszaru,
aktywizacji mieszkańców, zwiększaniu jego atrakcyjności inwestycyjnej oraz koordynacji działań na rzecz ekologii, ochrony środowiska i gospodarki.
Ponadto, LGR „Mòrénka” jest aktywna na wielu innych płaszczyznach, działając
na rzecz rozwoju regionalnego, również poprzez promowanie współpracy międzyregionalnej i międzynarodowej pomiędzy LGR.
56
Kronika chojnicka
Nabory wniosków
Od 2011 do 2014 roku LGR „Mòrénka” przeprowadziła łącznie 34 konkursy. Do biura
Stowarzyszenia wpłynęło 495 wniosków na łączną kwotę dofinasowania 82,3 mln zł.
Największym zainteresowaniem cieszyły się dotacje na podejmowanie i rozwój działalności gospodarczej, gdzie zainteresowanie sięgało 500-600% dostępnych środków.
W ramach osi 4 PO RYBY 2007-2013 dofinansowane mogą być projekty w ramach
czterech zakresów tematycznych:
• Wzmocnienie konkurencyjności i utrzymanie atrakcyjności obszaru
• Restrukturyzacja lub reorientacja działalności rybackiej
• Rozwój usług
• Ochrona środowiska
Poziom dofinansowania w ramach poszczególnych zakresów wynosi od 60% do 85%
kosztów kwalifikowalnych projektu.
Dzięki uzyskanemu wsparciu finansowemu w ramach osi 4 PO RYBY 2007-2013
za pośrednictwem LGR „Mòrénka” zrealizowane zostały bądź są w trakcie realizacji
140 projekty. Do ciekawszych przykładów należą między innymi:
• Budowa ścieżki rowerowej od miejscowości Żychckie Osady do miejscowości
Żychce
• Remont zabytkowego budynku Zespołu Szkół w Starych Polaszkach (dawny
Dwór Skórzewskich)
• Budowa pomostu cumowniczego z 30 miejscami postojowymi dla łodzi na jeziorze Wdzydze w miejscowości Borsk
• Rewitalizacja zabytkowego parku w Krojantach
• Podjęcie działalności gospodarczej w zakresie turystyki poprzez uruchomienie
Łowiska Wędkarskiego Niedamowo
• Zabezpieczenie zasobów przyrodniczych pięciu obszarów NATURA 2000 na terenie Nadleśnictwa Rytel
• Zachowanie walorów przyrodniczych i środowiska naturalnego poprzez zadrzewienie i pielęgnację terenu w miejscowości Wiele nad Jeziorem Wielewskim
• Budowa stanicy WOPR w Charzykowach
• Budowa informacji turystycznej oraz centrum koordynacji ratownictwa WOPR
dla jezior wdzydzkich we Wdzydzach
Działania aktywizujące lokalne społeczności
Działania mające na celu oddolny rozwój społeczności lokalnej realizowane są poprzez różnego rodzaju szkolenia, spotkania informacyjne oraz konferencje, takie jak:
– organizacja i przeprowadzanie serii spotkań informacyjnych dla potencjalnych
beneficjentów, na których można było uzyskać informacje na temat możliwości
otrzymania wsparcia finansowego. Zorganizowaliśmy kilkadziesiąt szkoleń,
w których uczestniczyło ponad 1500 osób;
Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka”…
57
– organizacja konferencji popularnonaukowych, m.in. „Jeziora
między Brdą a Wdą – człowiek
i środowisko” czy też „Między
Brdą a Wdą – kolebka Rezerwatu Biosfery UNESCO Bory
Tucholskie. W zgodzie pomiędzy ochroną krajobrazu a gospodarką człowieka”. Od 2011
roku zorganizowaliśmy 6 konferencji, w których uczestniczyło ponad 400 osób;
– przeprowadzenie szkoleń dla przedstawicieli branży turystycznej z obszaru
LGR „Mòrénka” obejmujących zagadnienia między innymi z nowoczesnego marketingu elektronicznego czy też kontaktu z klientem w turystyce. Zorganizowano
12 szkoleń, w których uczestniczyło ok. 200 osób.
Badania dotyczące obszaru objętego LSROR
Badania te mają najczęściej charakter inwentaryzacyjny i polegały na opisaniu różnych zasobów znajdujących się na obszarze objętym strategią. W ramach tej operacji
wydaliśmy:
– Program aktywizacji turystyki na obszarze Lokalnej Grupy Rybackiej „Mòrénka”
na lata 2013-2020;
– Gospodarka rybacka między Brdą a Wdą. Potencjał, perspektywa i historia.
Działania informacyjne, promujące obszar LGR
– cykliczny udział w wydarzeniach promocyjnych, takich jak Święto Pstrąga
w Wojtalu, Święto Sielawy we Wdzydzach czy Jeziorne inspiracje z „Mòrénką”
w Charzykowach;
– udział w targach turystycznych w ramach współpracy
z Lokalną Grupą Rybacką Pojezierze Krajeńskie – między innymi w Targach Turystycznych
MARKET TOUR „Piknik nad
Odrą”, Targach TOUR SALON
w Poznaniu czy też w Międzynarodowych Targach Turystycznych ITB w Berlinie, gdzie
mieliśmy okazję zaprezentować bogatą ofertę turystyczną
58
Kronika chojnicka
obszaru. Warte zaznaczenia jest otrzymanie przez LGR „Mòrénka” dwóch wyróżnień za najciekawsze stoiska, na Targach Agrotravel Kielce, gdzie prezentowało
się 151 wystawców oraz spośród 500 wystawców na targach LATO 2013 w Warszawie;
– wydanie serii publikacji mających na celu ukazanie walorów krajobrazowych
i turystycznych obszaru, na którym działa Stowarzyszenie – np. album Człowiek
i środowisko. Między Brdą a Wdą, atlas turystyczny oraz mapa turystyczna Między
Brdą a Wdą wraz z bazą noclegową;
– utworzenie mapy interaktywnej obszaru LGR „Mòrénka”, na której dostępne
są przebiegi tras rowerowych, pieszych czy też kajakowych i baza noclegowa oraz
inne atrakcje turystyczne;
– ustawienie 3 tablic – informacyjno-promocyjnych, w Chojnicach, Czersku oraz
Lipnicy. Tablice zawierają mapę obszaru LGR „Mòrénka”, informacje dotyczące
atrakcji turystycznych obszaru oraz informacje na temat danej gminy.
Informacje o prowadzonych naborach wniosków, organizowanych
szkoleniach, wydarzeniach promocyjnych zamieszczane są na naszej
stronie internetowej, w lokalnych mediach oraz na stronach internetowych
współpracujących instytucji.
Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka” jest członkiem Maszoperii Pomorskich Grup Rybackich. Termin
„Maszoperia” oznacza rybacką spółkę
polegającą na szeroko rozumianej
współpracy i solidarności ludzi morza oraz ich rodzin. Pomorskie Grupy Rybackie zawiązały porozumienie w celu wzajemnego wsparcia przy wdrażaniu Lokalnych Strategii
Rozwoju Obszarów Rybackich oraz współpracy i wypracowywania postulatów do instytucji zaangażowanych we wdrażanie Osi 4 PO RYBY. Obecnie LGR „Mòrénka” pełni
przewodnictwo Maszoperii Pomorskich Grup Rybackich. Ponadto LGR „Mòrénka” jest
również członkiem Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, przez co jeszcze
bardziej aktywnie i efektywnie może działać na rzecz rozwoju branży turystycznej
obszaru m.in. poprzez wspólny udział w Międzynarodowych Targach Turystycznych
ITB w Berlinie.
Stowarzyszenie posiada swoją stronę internetową www.lgrmorenka.pl. Siedziba
biura mieści się we Wszechnicy Chojnickiej, ul. Wysoka 3, pokój nr 15. Biuro czynne
jest od poniedziałku do piątku w godz. od 7:00 do 15:00, natomiast Punkt Konsultacyjny, który mieści się w Lipuszu przy ul. Derdowskiego 7, czynny jest w poniedziałki
i wtorki w godz. 7:30-15:30.
Dzieje i tradycje rybołówstwa w południowej i środkowej części Kaszub
(Od jezior charzykowskich po jeziora wdzydzkie) [fragmenty]
Uwagi wstępne
Rzut oka na mapę fizyczną środkowych Kaszub pozwala dostrzec ogromną liczbę mniejszych i większych zbiorników wodnych znajdujących się na tym obszarze. W sumie to ponad 300 jezior, w tym przynajmniej 30 ma powierzchnię ponad 100 ha. (…) Już u zarania ludzkiej bytności na tych terenach jeziora
i rzeki stanowiły miejsca, nad którymi skupiało
się życie. Świadczą o tym znaleziska narzędzi
i śladów osad ludzi z okresu schyłkowego paleolitu. Najstarsze znaleziska z okolic Swornegaci,
Nowego Młyna i Męcikału pochodzą sprzed ok.
9 tys. lat. Również w następnych tysiącleciach
osadnictwo skupiało się głównie wokół jezior
i nad rzekami. Przykładem niech będzie odkryte
w drugiej połowie XIX w. liczące ponad 30 grobów cmentarzysko kultury pomorskiej nad jeziorem Leśno.
Jak łowiono ryby w tych zamierzchłych czasach? Zapewne najpowszechniej były stosoWiersza wiklinowa i ości, Muzeum Kaszubski Park
wane znane od dawna prymitywne metody, takie
Etnograficzny im. Teodory i Izydora Gulgowskich
jak chwytanie ręką, stosowanie prostych pułapek
we Wdzydzach Kiszewskich (fot. H. Fryda)
z chrustu czy grochowin. Zimą głuszono ryby
pod lodem za pomocą drewnianych młotów. Prawdopodobnie stosowano także zatruwanie wody np. końskim moczem. Wiadomo, że łowiono ryby za pomocą wędek. Kłuto także ryby za pomocą ościeni. Używano też, zwłaszcza na rzekach, tzw. „samołówek”. Były to swego rodzaju sieci, będące plecionkami
z drewnianych (korzenie) prętów. Najbardziej znane i potwierdzane w źródłach urządzenia tego rodzaju
to wiersze, więcierze, klepy czy kłonie. Z czasem drewniane pręty zastępowano plecionymi z włókien
sieciami.
Do poruszania się po wodzie służyły wykonane z jednego pnia łodzie, zwane od sposobu ich wykonania, dłubankami. Liczne ich fragmenty bądź całe łodzie znajdują się w wielu muzeach, np. we Wdzydzach,
Bytowie czy izbie tradycji w Swornegaciach. O szczegółach ich budowy, które nie zmieniały się przez wieki,
opowiemy w dalszej części.
1. Pod władzą Zakonu
W latach 1308-1312 Pomorze Gdańskie zostaje opanowane przez zakon krzyżacki. (…) Na zajętych
terytoriach utworzono komturie: człuchowską – przed 1320 r. i tucholską w 1330 r. (…) Na początek przyjrzyjmy się bliżej dokumentom wydanym przez komturów tucholskich i człuchowskich dla rycerstwa. W wielu
z nich znajdujemy wzmianki o nadaniach jezior „ze wszystkimi pożytkami”. Tak było w przypadku wsi Leśno,
gdzie w dokumencie z 1345 r. rycerz Dytrych otrzymał 40 łanów ziemi oraz jezioro „cleyen Lubow” (dzisiaj
Leśne) (…) W 1352 r. komtur Vullekop nadał braciom Mikołajowi i Wojciechowi część dóbr w Odrach z jeziorem „Czirnik”. Najczęściej jednak Krzyżacy nie nadawali rycerstwu jeziora, pozwalając jedynie na korzystanie z jezior i rzek, zastrzegając sobie prawo ich własności. I tak w dokumencie wydanym w 1356 r.
dla Konrada von Leysten na wieś Orlik czytamy, że otrzymuje on prawo „wolnego łowienia ryb na potrzeby
własnego stołu w j. Wirscho” (dzisiaj j. Warszyn). Dodajmy, że jezioro to leży ok. 25 km od wsi. (…) Podobne
60
Kronika chojnicka
zasady korzystania z jezior znajdziemy w dokumentach wydanych dla wsi na Gochach (Borzyszkowy,
Brzeźno Szlacheckie, Łąkie). Zupełnie wyjątkowy jest zapis w dokumencie dla Lotynia z roku 1355, gdzie
nowi właściciele wsi otrzymali możliwość dzierżawy okolicznych jezior pod warunkiem, że będą się dzielić
złowionymi rybami po połowie z „Zamkiem”. Rzadko spotykamy także w dokumentach, aby Zakon udzielał
zgody na łowienie ryb „na własny stół” w rzekach. Wzmianki o tym spotykamy w dokumencie dla wsi Malachin z 1401 r., gdzie właściciel otrzymał między innymi prawo łowienia ryb „na własny stół” na rzece Niechwaszcz. Podobnie posiadacze wsi Pawłowo w roku 1425 otrzymali prawo połowu ryb na rzece Brdzie
„na własny użytek małymi przyrządami”. (…)
Wyjątkowe prawo do łowienia ryb otrzymywało mieszczaństwo, dotyczyło ono jednak tylko jezior i stawów
leżących w granicach miasta. Tak było w przypadku Chojnic, gdzie w dokumencie lokacyjnym mieszczanie
otrzymali prawo łowienia ryb w jeziorach „Gelentz i Zielone” oraz w stawie młyna, który także należał do miasta.
Na osobne omówienie zasługują Charzykowy, a szerzej jeziora charzykowskie i ich wykorzystanie
w okresie krzyżackim. Najstarszą, wzmiankowaną już w roku 1275 r. miejscowością na tym terenie są
Swornegacie. W roku 1291 książę Mściwój II nadał miejscowym augustianom jeziora Karsino, Długie, Witoczno i Solone. Nie mamy jednak żadnych bliższych informacji o formach korzystania z tego przywileju.
Prawdopodobnie zakonnicy sami łowili ryby, bowiem rybacy, których można by dzisiaj nazwać „zawodowymi”, pojawili się dopiero ok. roku 1400. W 1333 r. augustianie zamienili Swornegacie z Krzyżakami
na dwie inne wsie. W latach 80. XIV w. na gruncie wsi wydzielono 23 ogrody po 9 mórg każdy. W większości
zajmują się oni rybactwem na okolicznych jeziorach, płacą rocznie czynsz w wysokości 18 grzywien. W inwentarzu krzyżackim z 1420 r. znajdujemy informację, że w Swornegaciach istniał „dwór” rybacki, w którym
obok 6 łodzi (dwie nowe, cztery stare) znajdowała się odpowiednia ilość sprzętu rybackiego. Jak dużą
wagę Krzyżacy przywiązywali do spraw gospodarki rybackiej, świadczy fakt, że w poszczególnych komturiach istniał urząd rybickiego (Fischmeistra), do którego obowiązków należał nadzór nad gospodarką rybacką w komturstwie. (…)
2. W granicach I Rzeczpospolitej
W 1466 r. po zwycięsko zakończonej wojnie trzynastoletniej z Zakonem Pomorze Gdańskie powróciło
do Polski. (…) Zmiany polityczne, jakie zaszły po 1466 r., nie spowodowały jednak poważniejszych zmian
w prawie własnościowym. Dotychczasowe ziemie Zakonu przeszły we władanie królów Polski, stanowiąc
tzw. królewszczyzny, którymi zarządzali królewscy starostowie. Królowie polscy i zarządzający w ich imieniu
starostowie respektowali nadania krzyżackie oraz zatwierdzali dawne przywileje, w niektórych przypadkach
nawet rozszerzając ich zakres. (…)
Pierwszych informacji dotyczących rybołówstwa na interesujących nas terenach dostarcza nam lustracja
województwa pomorskiego z roku 1565, gdzie najwięcej miejsca poświęcono wsi Swornegacie. Wieś zamieszkiwało wówczas 18 rodzin rybackich. Każda z nich dysponowała „ogrodem” o powierzchni 6 mórg
(nieco ponad 3 ha), jednak ich głównym zajęciem było łowienie ryb. Latem (od św. Wojciecha 23 IV
do św. Marcina 11 XI) łapali ryby w jazach na Brdzie i jej dopływach oraz jeziorze karsińskim. Zimą sworzeńscy rybacy gospodarowali na jeziorach Karsino, Witoczno (6 toni, czyli głębi, gdzie zimą gromadziły się
ryby), Łąckie (6 toni), Dybrzk (10 toni), Trzemeszno k. Męcikała (8 toni), Somińskie (10 toni), Kruszyńskie
(10 toni), Milachowo k. Rolbika (4 tonie), Laska, Księże i Parszczenica nazywane „Bieżne” (10 toni), łowiąc
głównie dużymi (nawet do 170 m długości) sieciami niewodowymi. Ponadto łowiono na potrzeby folwarku
kosobudzkiego na 9 mniejszych jeziorach. Zliczywszy wszystkie stałe oraz prognozowane przez lustratorów
królewskich dochody z tych jezior, możemy stwierdzić, że po odliczeniu kosztów sprzętu i wynagrodzenia
dla wynajętych ludzi do kasy starosty wpływała niebagatelna suma 273 fl. 10 gr. Dla porównania dodajmy,
że w tym samym czasie roczne dochody z największych wsi starostwa człuchowskiego wahały się od 55
do 105 fl., a miasto Chojnice w tym czasie przynosiło skarbowi królewskiemu rocznie 735 fl. Nic dziwnego,
Dzieje i tradycje rybołówstwa w południowej i środkowej części Kaszub…
61
że starostowie przywiązywali dużą wagę do rybołówstwa. Rybacy zdecydowaną większość złowionych
ryb, zwłaszcza tych z połowów zimowych (niewód
zimowy), przeznaczali głównie na sprzedaż, zaś
złowione latem przewłoką (mniejsza sieć) oddawali
na potrzeby folwarku kosobudzkiego.
Z lustracji wiemy, jakie gatunki ryb łowiono
w tamtych czasach. Były to leszcze (kleszcze), okonie
(okunie), płocie, sandacze (sendacze), szczupaki
(szczuki). Ciekawostką jest, że w żadnej z przebadanych lustracji czy inwentarzu nie ma wzmianki
Łódź dłubanka. Kaszubski Dom Rękodzieła Ludowego
o połowie sielawy, tej szlachetnej i bardzo cenionej
w Swornegaciach (fot. M. Fryda)
i obecnie rybie z rodziny łososiowatych. (…)
W południowej stronie Jeziora Charzykowskiego (Lukomlie) leżała wieś Charzykowy, której mieszkańcy, podobnie jak sworzeńcy, byli ogrodnikami i łowili ryby. Płacili jednak raczej symboliczny czynsz
w wysokości 6 fl. rocznie, z zastrzeżeniem, by nadto co tydzień do zamku ryb, jako mogą dostać co lepsze,
2 wąborki (wiadra). Dużo skromniejsze informacje mamy z tamtego okresu o jeziorach wdzydzkich. Pierwsza dotyczy wsi Wdzidze na pustkowiu. Komisarze zapisali: W tej wsi rybacy mieszkają przy jeziorze,
płacąc względem wolnego łowienia summatium: 121 fl. 23 gr. Ciż powinni zimie przy niewodach robić.
Druga informacja o jeziorze podana jest przy okazji opisu wsi Przytarnia. Dowiadujemy się z niej, że jeziora
te użytkowali: dzierżawca Kossakowski Sorcz, którego zysk ze sprzedaży ryb oceniany był na 500 mc.
(marca). Starosta tucholski swój udział w jeziorze podobno wynajmuje rybakowi za 30 grz. (grzywien).
Do kasy królewskiej trafiało jednak jedynie 20 fl. Była to dosyć powszechna praktyka ukrywania przez tenutariuszy (dzierżawców królewszczyzn) faktycznych dochodów. (…)
Warto w tym miejscu powiedzieć nieco więcej o sprzęcie, jakiego w tamtych czasach używano do połowów. Zacznijmy od łodzi rybackich. W tzw. wsiach rybackich, gdzie rybacy poławiali grupowo, w użyciu
były zapewne pojedyncze łodzie wykonane z tarcicy sosnowej, uszczelniane smołą i pakułami. Najczęściej
używano jednak prostych łodzi, tzw. dłubanek, wykonanych z jednego pnia drzewa, najczęściej dębu. Aby
zrobić dłubankę, należało wyszukać drzewo o potrzebnej długości i grubości, następnie odpowiednio przycięty kloc spuszczano na wodę, zapamiętując pozycję, jaką przyjął. Po wyciągnięciu pnia wycinano w nim
na całej długości otwór, tworząc w ten sposób wnętrze przyszłej łodzi. Było ono podzielone dwoma grodziami na trzy części. Środkowa służyła do zbierania sieci, a końcowe jako skrzynie na ryby. Rybacy siedzieli na grodziach, używając do wiosłowania krótkich wioseł, pełniących jednocześnie rolę steru. Łodzie
bardziej nowoczesne pojawiły się dopiero w XIX w., o czym będzie mowa później. Podobnie jak łodzie,
także inne sprzęty połowowe były w większości (z wyjątkiem dużych sieci niewodowych) wyrabiane przez
samych rybaków. Jeszcze w XX w. używane były proste narzędzia kolne (ościenie) oraz różnego rodzaju
wędki. (…) Najbardziej wydajną metodą połowu ryb, ale wymagającą współdziałania większej grupy rybaków, były i są połowy przy użyciu niewodu. Do połowów letnich używa się mniejszych sieci (do 13 m długości). Do ich obsługi wystarczyło kilku ludzi oraz dwie łodzie. O wiele bardziej skomplikowane było użycie
dużego niewodu (nawet kilkaset metrów długości), zwłaszcza do połowu pod lodem. (…).
3. Dzieje rybactwa po władzą pruskich królów i niemieckich cesarzy
Pierwsze regulacje ustawowe dotyczące rybołówstwa wprowadzono w roku 1845. Wprawdzie ustawa
regulowała tylko rybołówstwo na Zalewie Wiślanym, ale wydaje się, że rozszerzano jej zasięg także
na inne obszary. Tym bardziej, że w tym samym roku w Wielkopolsce weszła w życie ochronna ustawa
rybacka. Objęła nie tylko wody publiczne, lecz także prywatne. Zabraniała ona między innymi budowy
62
Kronika chojnicka
sztucznych przeszkód wodnych, które utrudniałyby wędrówkę ryb. Zabroniono zanieczyszczania wód ściekami przemysłowymi (farbiarnie, garbarnie). Ponadto zabroniono kłucia ryb ościami w nocy przy świetle,
głuszenia oraz trucia. Zakazano połowów w płytkich wodach w okresie tarła (od marca do lipca). Określono
także wymiary i rodzaje sieci, a nawet wielkość oczek dla poszczególnych gatunków ryb.
Jednak zakazy te nie były w pełni przestrzegane. Do pierwszych bardziej konkretnych rozwiązań doszło
dopiero w roku 1874, kiedy wprowadzono prawno-administracyjną ochronę rybactwa, nazywaną policją rybacką. Między innymi określono wymiary ochronne ryb i okresy ochronne. Nowa ustawa o rybołówstwie
przyniosła również i złe skutki społeczne. Dała ona prawo właścicielom jezior pozbycia się drobnych rybaków, którzy zwyczajowo czy też na podstawie dawnych przywilejów korzystali dotychczas swobodnie
z prawa łowienia ryb na własny stół. Właściciel wody musiał jednakże wykazać, że przywilej ten szkodzi
utrzymaniu i polepszeniu zarybienia w sposób ciągły i uniemożliwia gospodarcze wykorzystanie rybołówstwa na tych wodach. (…)
4. W latach II Rzeczpospolitej
W części Pomorza, która została włączona do Polski, już w roku 1922 wprowadzono nową ustawę
wodną, która zaliczała do wód publicznych większość rzek, zachowując jednak własność prywatną co
do jezior. Właściciele jezior, którzy znaleźli się po niemieckiej stronie granicy, utracili wprawdzie prawa
do połowu na wodach, które pozostały w Polsce, ale otrzymywali w zamian stosowny czynsz. Jeziora publiczne były wydzierżawiane w drodze licytacji. Nieco inna sytuacja była w przypadku rzek. Do roku 1937
prawo połowu mieli wszyscy gospodarze gruntów przylegających bezpośrednio do rzeki – oczywiście tylko
na długości swojej ziemi. W przypadku Brdy jedynie 6 gospodarzy z Męcikału i Turowca miało prawo połowu
na całej długości rzeki. Po 1937 r., kiedy w życie weszła nowa ustawa rybacka, Brda została wydzierżawiona
na określonej długości na ogólnych zasadach. Czynsz był płacony w gotówce, chociaż zdarzało się, że
uiszczano go w naturze. Na przykład dzierżawiący od lasów państwowych jeziora Mały i Duży Bukówek
co roku oddawali 2,5 kg szczupaka z jednego hektara wody. Zdarzały się także różne inne formy odbierania czynszu od rybaków.
Jak wspomina Leon Rybarczyk, nauczyciel z Borzyszków, rybak
dzierżawiący jezioro będące własnością kilkunastu mieszkańców
wsi „wypłacał” należny roczny czynsz, zapraszając współwłaścicieli wody do miejscowej gospody. Gościna trwała tak długo, aż
wysokość rachunku za trunki i zakąski równa była wysokości
czynszu określonego w umowie.
Większość ryb złowionych przez rybaków sprzedawano hurtownikom, którzy rozprowadzali je po miejscowościach oddalonych od zbiorników wodnych, wędrując od wsi do wsi na swych
charakterystycznych wozach konnych. Często też sprzedawano
ryby bezpośrednio na przystaniach rybackich. Najbardziej znane
na Zaborach rodziny rybackie to Januszewscy z Męcikału i Elżanowscy z Leśna. (…)
Ostateczną kodyfikację prawa rybackiego przeprowadzono
w roku 1932. (…) Ustawa utrwalała istniejący dotychczas system
obwodów rybackich, co w praktyce sankcjonowało funkcjonoRybak Wiktor Bławat (†1967 r.). Ze zbiorów wanie reglamentowanych i kontrolowanych przez państwo inMuzeum Kaszubski Park Etnograficzny dywidualnych gospodarstw rybackich. Ustawa otrzymała także
im. Teodory i Izydora Gulgowskich obszerny komentarz urzędowy w postaci tzw. przepisów instrukwe Wdzydzach Kiszewskich (fot. H. Vogel ) cyjnych (okólników, zarządzeń, rozporządzeń). W opinii ówczes-
Dzieje i tradycje rybołówstwa w południowej i środkowej części Kaszub…
63
nych, jak i późniejszych znawców prawa ustawa należała do jednej z najlepszych powstałych w dwudziestoleciu międzywojennym. Nic dziwnego, że jej rozwiązania, oczywiście z wieloma zmianami, są aktualne
do dziś. (…)
Nowe prawo wymusiło na dzierżawcach obowiązek zakupu i wpuszczania do jezior narybku. Już
w 1930 r. zaczęła działać wylęgarnia narybku w Mylofie (Zapora). Specjalizowała się ona w hodowli z ikry
sielawy (morënczi). Znanym producentem narybku karpia i sandacza był Franciszek Stoltman (1902-1982)
z Leśna.
5. Rybactwo w czasach PRL
Po zakończeniu działań wojennych na jeziorach południowych Kaszub rozpoczęli pracę rybacy pracujący w zespołach rybackich. Jeziora będące przed wojną w rękach prywatnych przechodziły na własność
państwa, administrowane przez gminne spółdzielnie. Przykładem jest jezioro Mosino o powierzchni 25 ha,
które przed 1945 r. należało do Karola Majkowskiego z Lubni. Gospodarstwo jego liczyło w sumie 180 ha
i podlegało reformie rolnej. Innym przykładem jest niewielkie jeziorko (ok. 3 ha) należące dawniej do gospodarstwa Stanisława Pestki z Pokrzywna, które także przejęło państwo. (…)
Pozostałymi jeziorami zarządzał Okręgowy Związek Rybacki. W latach kolejnych powołano Centralny
Zarząd Rybactwa. Dopiero przy kolejnej reorganizacji w połowie lat 50. powołano do życia Państwowe
Gospodarstwa Rybackie. (…) Były to: PGRyb Charzykowo, PGRyb Wdzydze (w 1958 r. Państwowe Gospodarstwo Rybackie Wdzydze Przedsiębiorstwo Państwowe Os. Czarlina; w 1981 r. Państwowe Gospodarstwo Rybackie Gdańsk Zakład Rybacki Wdzydze) i PGRyb Lipusz. Ostatecznie w 1989 r. zlikwidowano
PGRyb, a ich mienie przejęła Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, która zajęła się wydzierżawianiem
dawnych zakładów rybackich wraz z ich mieniem. Działalność PGRyb opierała się na pracy brygad rybackich. Były to zespoły liczące od 3 do 7 rybaków. (…) Najbardziej liczne były brygady charzykowska i sworzeńska. Na początku lat 80. w brygadzie charzykowskiej jako rybacy pracowali m.in.: Zygmunt Pestka,
Jan Dorawa, Józef Tandecki, Edmund Hinc, Czesław Szyszka, Jan Tuszkowski. (…)
Zakończenie
Jak widać, ryby towarzyszyły ludziom od zawsze. W pradziejach stanowiły uzupełnienie skromnej diety.
Chrześcijaństwo przyniosło obowiązek postu od potraw mięsnych, dopuszczało jednak spożywanie ryb,
stąd tak wiele uwagi sprawom rybackim poświęcali kolejni władcy ziemi kaszubskiej. Zmieniało się prawo
rybackie, zmieniali się użytkownicy wód. Zmieniały się także sposoby i techniki połowu. Już od XIX w.
na naszych terenach zaczęto prowadzić racjonalną gospodarkę na jeziorach poprzez systematycznie zarybianie szlachetnymi i poszukiwanymi na rynku gatunkami ryb. Ostatnie 60 lat to nieustające eksperymenty
na polu rybołówstwa. Miejmy nadzieję, że zmieniające się od prawie 20 lat warunki racjonalnego gospodarowania pozwolą także na polu rybactwa osiągnąć większą normalizację. (…)
Na podstawie opracowania Mariana Frydy
Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska
Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka”
ul. Wysoka 3/212, 89-600 Chojnice
tel./fax 52-334-33-07, e-mail: [email protected]
www.lgrmorenka.pl
KRONIKA WYDARZEŃ
KWIECIEŃ
1
Ruszył program „Karta Dużej Rodziny Chojnickiej”, wspierający rodziny wielodzietne.
W Chojnickim Domu Kultury odbył się finał VI Turnieju Wiedzy o Krajach Niemieckojęzycznych.
1-28
3
7-8
9-11
10
12
18
W Bramie Człuchowskiej otwarta została wystawa „Non multa, sed multum. Wartość
przywrócona”, prezentująca zbiory muzealne po konserwacji.
Powiatowa Bursa dla Młodzieży prowadziła zbiórkę zużytych elektrosprzętów, oferując w zamian sadzonki drzew i publikacje.
X Powiatowe Targi Edukacyjne „Akademus” 2014 odbyły się pod hasłem „Liczy się
– indywidualny pomysł na siebie!”.
W ramach akcji promowania bezpieczeństwa na stadionach, zorganizowanej przez
Komendę Wojewódzką Policji w Łodzi, Chojnickie Studio Rapsodyczne pokazało
spektakl „Heysel” w sześciu łódzkich szkołach.
Ponad 100 uczniów wystartowało w XXIII Kwietniowych Spotkaniach z Poezją.
Gościem imprezy był poeta Jan Sabiniarz.
Promocja monografii Kosznajderia. Dzieje niemieckiej enklawy osadniczej na Pomorzu Gdańskim, wydanej przez LGD Sandry Brdy.
Śniadanie Wielkanocne dla najuboższych w Gimnazjum nr 1.
Na Starym Rynku odbył się coroczny Jarmark Wielkanocny ze świątecznymi straganami i konkursem kulinarnym.
Posadzeniem 125 drzewek lipy przy nowej ścieżce rowerowej do Lichnów Koło
Pszczelarzy w Chojnicach rozpoczęło obchody swojego 125-lecia.
W Wielki Piątek ulicami miasta przeszła Droga Krzyżowa. Wydana została cykliczna
publikacja Rozważania Drogi Krzyżowej, której autorem tym razem jest kardynał
Joseph Ratzinger.
24-27 Obchody kanonizacji Jana Pawła II. W Bramie Człuchowskiej otwarta została wystawa fotografii „Dziedzictwo kluczy. Słowo – obraz. Zamyślenie nad »Tryptykiem
rzymskim« Jana Pawła II”, a w Centrum Sztuki Collegium ARS w kościele gimnazjalnym wystawy: „Mój Papież” Magdaleny Wójtowicz oraz „Anioły…” Stanisławy Sierant. W ChDK wystąpiła finalistka The Voice of Poland Dorota Osińska. 27.04 trwały
uroczystości na Starym Rynku.
25
Stowarzyszenie LekTURa i Miejska Biblioteka Publiczna zaprosiły na Noc w Bibliotece pod hasłem „Małe i duże w bibliotece podróże”.
Kronika wydarzeń
MAJ
1
3
9
Prawybory do Europarlamentu zorganizowało stowarzyszenie Projekt Chojnicka Samorządność.
W wieku 64 lat zmarł Tadeusz Święcicki, kolekcjoner, miłośnik historii miasta i przedsiębiorca. Pogrzeb odbył się 5.05 na cmentarzu w Charzykowach.
Festyn „Na Szlaku Kultur” połączony z przeglądem kapel ludowych, którego pomysłodawcą było Stowarzyszenie Dworek Polski.
Promocja książki Bazylika Mniejsza w Chojnicach 1993-2013 w Centrum Sztuki
Collegium ARS.
W kościele gimnazjalnym otwarta została wystawa „Bieganie z pasją” z okazji
30-lecia Sekcji Biegowej „Florian”.
10
14
15
17
18
19
23
24
25
29
30
W wieku 60 lat zmarł Feliks Kurs, prezes koła Polskiego Związku Głuchych. Pogrzeb
odbył się 14.05 na cmentarzu komunalnym.
Około 110 litrów krwi udało się zebrać podczas piątej edycji Motoserca.
Maria Kordykiewicz, prezes Stowarzyszenia Sabat Szefowych, promowała swoją
książkę pt. Smak kamienicy.
Uczestnicy zajęć zumby w klubie KaNaMa wsparli finansowo Towarzystwo Przyjaciół
Hospicjum.
Profesor filozofii Stephen R.C. Hicks z USA promował książkę Nietzsche i naziści.
Moje spojrzenie, wydaną przez Fundację Fuhrmanna.
Muzeum Historyczno-Etnograficzne zaprosiło na cykliczną „Noc w Muzeum”.
W Bazylice Mniejszej można było obejrzeć oratorium upamiętniające siostrę Adelgund Tumińską.
Około 250 biegaczy wystartowało w jubileuszowych XXX Biegach Strażackich Tur
de Chojnice.
W MBP otwarta została wystawa „Historyczne żaglowce – modele wykonane przez
Alfreda Matwijewicza”.
Bernadeta Korzeniewska promowała swoje tomiki Jak złoty ząb i Znaleziona w malwach.
Bieg przełajowy na dystansie 5 km w Lasku Miejskim zorganizowany przez Areszt
Śledczy w ramach 10. Weekendu Polska Biega.
W wyborach do Paramentu Europejskiego w Chojnicach najwięcej głosów otrzymała
Platforma Obywatelska. Frekwencja wyniosła 22,78 proc.
Maria Ollick, prezes Borowiackiego Towarzystwa Kultury, była gościem zebrania
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.
W Bramie Człuchowskiej otwarta została wystawa „Wiolinem i basem malowane.
Leon Wyczółkowski (1852-1936)”.
65
66
Kronika chojnicka
CZERWIEC
1
7
9
12
13
14
15
Kościół Chrześcijan Baptystów zaprosił do Fosy Miejskiej na Piknik Rodzinny.
Piknik Obywatelski Projektu Chojnicka Samorządność z okazji 25. rocznicy wyborów
w 1989 roku.
W chojnickim szpitalu otwarty został nowo wybudowany oddział kardiologiczny.
Wystawę fotografii „Chojnicki Przełom 1989-1991 ze zbiorów Zbigniewa Prochowskiego” można było oglądać w Centrum Sztuki Collegium ARS.
W ramach akcji promowania literatury kaszubskiej do Chojnic przyjechał Knégòbùs
Radia Kaszëbë, czyli mobilna biblioteka na kołach.
360 uczniów rywalizowało w XVII Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Religijnej
Credo.
Podczas drugiej edycji rajdu Odjazdowy Bibliotekarz rowerzyści pojechali do Mylofu.
Po raz piąty odbył się Kosznajderski Rajd Rowerowy.
Dzień Mocy z gwiazdami sportu i muzyki w Fosie Miejskiej.
Koncertem Michała Wachowiaka na nowych organach barokowych w kościele gimnazjalnym zakończyła się realizacja projektu „Jezuici bez Jezuitów”. Tydzień wcześniej na organach zagrał prof. Julian Gembalski.
21-22 Gościem 5. Tanecznej Fiesty zorganizowanej przez Akademię Tańca „Piętro wyżej”
była Iwona Pavlović, jurorka „Tańca z gwiazdami”.
22
27
Coroczny festyn „Chojnickie Aniołowo” Towarzystwa Przyjaciół Hospicjum.
Na emeryturę przeszedł długoletni dyrektor Technikum nr 2 w Chojnicach dr inż. Jan
Klepin.
Promocja jubileuszowego numeru „Zeszytów Chojnickich”, wydanego z okazji
50-lecia periodyku.
O godz. 23.00 rozpoczęła się Noc Cudów, a w jej ramach nocne biegi, wyścig rolkarzy, koncert muzyki operowej i rabaty w sklepach.
27-29 Dni Chojnic. Odbył się m.in. festyn na początek wakacji w parku 1000-lecia, prezentacje artystyczne na Starym Rynku, intronizacja 212. króla kurkowego, którym został
Wiktor Winkowski, koncerty zespołu Bracia i Janusza Laskowskiego oraz dyskoteka
pod gwiazdami z DJ Bogdanem Durajem. W Kurzej Stopie otwarta została wystawa
twórczości rysownika z Emsdetten Hubertusa Jelkmanna.
28
Koło Łowieckie „Bażant” w Chojnicach obchodziło jubileusz 50-lecia działalności.
Oprac. Anna Maria Zdrenka
Kwartalnik Chojnicki
nr 8/2014
ZDZIEJÓW
miasta
WOJNA
WŁODZIMIERZ JASTRZĘBSKI
O tym, jak chojniczanie
unikali służby w Wehrmachcie
W
edług oficjalnych statystyk niemieckich pochodzących z grudnia 1944 roku
do Wehrmachtu w latach 1941-1944 zaciągniętych zostało 6536 polskich mieszkańców powiatu chojnickiego, z czego 314 miało stracić życie na polu walki, 512 zaginąć
w niewyjaśnionych okolicznościach lub dostać się do niewoli alianckiej, zaś 155 zdezerterować. Próby ustalenia imiennych strat podjęte przez badaczy po wojnie dały rezultat w postaci 411 znanych z imienia i nazwiska ofiar. Z akt sądowych o uznanie
za zmarłego udało się odtworzyć przykładowe sytuacje związane z konkretnymi sprawami unikania przez Polaków służby we wrogich mundurach.
W dniu 29 czerwca 1943 roku za pośrednictwem poczty polowej nr 14062E wpłynęły
na adres Leokadii Januszewskiej z Ostrowitego pow. Chojnice list wraz z paczką zawierającą pozostałe po śmierci jej męża przedmioty osobiste w postaci: koca, scyzoryka,
teczki z papierem listowym, dwu kawałków mydła, maszynki do golenia z zapasowymi
żyletkami, igły z dwiema szpulkami nici, pędzlem do golenia, pudełka pasty do butów
oraz 17 fenigów gotówki. Do przesyłki dołączony był rękopis listu napisanego dosyć
kiepską polszczyzną przez grenadiera (żołnierza piechoty) Jana (Johanna) Januszewskiego zatytułowany: „Moja Kochana Leuośko”. Z pisma datowanego na 21 czerwca 1943
roku wynikało, że jej mąż napisał go tuż przed śmiercią, będącą rezultatem wydanego
na niego wyroku. Pismo jest pełne żałości o własny los oraz dalszą przyszłość rodziny.
Wynika z niego, że jeden z kolegów Januszewskiego z kompanii doniósł do dowództwa,
iż Polak agitował przeciwko składaniu przysięgi wojskowej. Autor skarżył się też, iż
od 20 maja 1943 roku nie otrzymał od żony żadnej korespondencji, więc nie wie nic
o tym, co się dzieje w domu. Przed egzekucją prosił też o możliwość ostatniego widzenia
się z rodziną, co spotkało się jednak z odmową. W końcowej części epistoły znalazły się
pozdrowienia dla adresatki listu oraz pięciorga ich własnych dzieci i dopisek: „…życzę
żeby Wam wszystko szło jak najlepiej, bo Ty musisz teraz się starać o to, aby starczyło
pieniędzy dzieciom. Twój kochany mąż Johann Januszewski”.
Podczas starań podjętych przed Sądem Grodzkim w Chojnicach w lutym 1948 roku
przez Agnieszkę Szczepańską z Pawłowa pow. Chojnice o uznanie jej męża Kurta Hansa
70
Z dziejów miasta
Informacja o wykonaniu wyroku śmierci na Kurcie Szczepańskim
Szczepańskiego za zmarłego, wnioskodawczyni przedstawiła oryginał listu przesłanego
na jej adres 5 kwietnia 1943 roku przez Sąd przy 9 dywizji piechoty Wehrmachtu, walczącej na froncie wschodnim w ZSRR. Treść tego pisma w tłumaczeniu polskim została
podana w uzasadnieniu do postanowienia Sądu Grodzkiego i brzmiała: „Sąd na podstawie zeznań wnioskodawczyni przesłuchanej w charakterze świadka i pisma Sądu
wojskowego niemieckiego z dnia 5 kwietnia 1943 r. nr St.L. 62/43 ustalił, że Kurt Hans
Szczepański został w dniu 1 kwietnia 1943 roku rozstrzelany przez niemieckie władze
O tym, jak chojniczanie unikali służby w Wehrmachcie
71
wojskowe w wykonaniu wyroku sądu wojskowego niemieckiego, przez który został skazany na karę śmierci za to, że jako żołnierz niemiecki strzelił sobie w palec u ręki, aby
wydostać się z frontu i otrzymać urlop. W świetle tych ustaleń Sąd nabrał przekonania,
że zgon Szczepańskiego jest niewątpliwy. Jako chwilę zgonu Sąd przyjął dzień 1 kwietnia
1943 r., godz. 7,00 rano, gdyż jest ona najbardziej prawdopodobna. A. Szelking, sędzia”.
Ryzykowną grę o wolność, a nawet i życie podjęli dwaj inni poborowi do Wehrmachtu
– urodzony w 1918 roku Paweł Andrearczyk z Czerska oraz młodszy od niego o trzy lata
Bolesław Priebe z miejscowości Huta pow. Chojnice. Obaj w czerwcu 1943 roku zwrócili
landratowi chojnickiemu otrzymane od Rejonowej Komendy Uzupełnień w Starogardzie
Gdańskim karty powołania do niemieckiej armii, tłumacząc, iż wcielenie ich do wojska
jest bezprawne, bowiem nie posiadają oni – jak dotąd – legitymacji świadczących o wpisaniu do III grupy niemieckiej listy narodowej. Zdenerwowany sytuacją landrat nakazał
swemu podwładnemu komisarzowi urzędowemu w gminie Czersk-wieś przeprowadzić
dochodzenie w tej sprawie i w przypadku ustalenia, że twierdzenie poborowych nie polega
na prawdzie, aresztowanie obu i przekazanie władzom wojskowym. Śledztwo wykazało,
że faktycznie P. Andrearczyk jeszcze 24 sierpnia 1943 roku nie był w posiadaniu zielonego
ausweisu III grupy, natomiast dowód ten uzyskali wcześniej jego rodzice. O miejscu
pobytu B. Priebe posterunek policji porządkowej w Czersku nic nie wiedział. Za innym
rekrutem, Henrykiem Januszewskim z Lipnicy, pow. Chojnice, który nie odebrał skierowanego doń rozkazu o poborze do armii, władze niemieckie wysłały list gończy.
Pokazane przykłady świadczą o negatywnym lub co najmniej niechętnym stanowisku chojnickich Polaków do przymusowej służby w wojsku niemieckim.
Kontrowersje wokół poboru do Wehrmachtu
FOTOKRONIKA
KAZIMIERZ OSTROWSKI
Jubileusz
działacza
W
pierwszym numerze biuletynu „Bazuny” (listopad 1978), wydawanego przez
Oddział Miejski ZKP w Chojnicach, została zamieszczona notatka kronikarska
o następującej treści: „Jubileusz działacza. Dnia 23 sierpnia jubileusz 70-lecia urodzin
obchodził powszechnie ceniony i szanowany działacz regionalny mgr Albin Makowski.
Jubilat z tej okazji otrzymał wiele życzeń, wiązanek kwiatów i upominków od przedstawicieli środowiska kulturalnego i turystycznego. Zarząd naszego oddziału w uznaniu
Jego dotychczasowych zasług na niwie regionalnej, nadał Jubilatowi tytuł honorowego
prezesa oddziału”.
Po kilku latach stagnacji rok 1978 przyniósł ożywienie działalności chojnickiego
oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Na kartach kroniki, wśród szeregu znaczących wydarzeń tego roku, są m.in. retrospektywna wystawa twórczości plastycznej
Jana Duraja, współorganizowane z CDK pierwsze Dni Folkloru Kaszubskiego, sesja
popularnonaukowa nt. walk w obronie Chojnic 1939 roku. Dziesiątego lipca w wieku
87 lat zmarł współzałożyciel i honorowy prezes oddziału Zrzeszenia, laureat Medalu
Stolema, Julian Rydzkowski; członkowie boleśnie odczuli odejście Nestora. Życie toczyło się jednak dalej i obfitowało w ciąg następujących po sobie zdarzeń. Jednym
z nich były 70. urodziny Albina Makowskiego.
Urodzinowe przyjęcie odbyło się w Domu Kultury (obecnie budynek Szkoły Muzycznej). Zaproszonych było wielu, lecz czas wakacyjny sprawił, że przybyło i zasiadło
przy stole – jak widać na zdjęciu – tylko 21 osób, współpracowników i przyjaciół A. Makowskiego. Laudację na cześć Jubilata wygłosił prezes oddziału ZKP Kazimierz Ostrowski, podkreślając niestrudzoną jego działalność na rzecz kultury, jako twórcy kolekcji
muzealnej, współzałożyciela oddziału Zrzeszenia Kaszubskiego w 1957 roku, przewodniczącego sekcji badań historycznych, poza tym działacza PTTK i szeregu innych stowarzyszeń. Suma tych działań skłoniła Zarząd OM ZKP do podjęcia uchwały o nadaniu
panu Albinowi Makowskiemu godności honorowego prezesa oddziału. W serdecznym
tonie przemawiali kolejni goście. Miła atmosfera sprawiła, że spotkanie trwało do godzin
wieczornych, a na pamiątkę uwieczniono uczestników na wspólnej fotografii.
Jubileusz działacza
73
Siedzą (od lewej): b. dyrektor Zakładu Poprawczego Stanisław Karpus,
b. dyrektor LO Wojciech Buchholz, regionalista i artysta Franciszek Pabich,
Albin Makowski (z dyplomem honorowego prezesa), b. podinspektor szkolny Franciszek Kumer,
przedstawicielka komitetu PZPR Teresa Wolszlegier, dyrektorka muzeum Wanda Tyborska;
stoją (od lewej) kierownik drukarni Włodzimierz Fryca, kierownik wydziału kultury
w magistracie Jerzy Zdunek, prezes ZKP red. Kazimierz Ostrowski, dyrektor szkoły
w Charzykowach i wiceprezes ZKP Klemens Szczepański, działacz PTTK w Bydgoszczy
Jerzy Kuligowski, prezes PTTK w Chojnicach Czesław Kukliński, Anna Myszkowa, pracownik
muzeum i przewodnik turystyczny Andrzej Bramański, dyrektor ChDK Stefan Myszka, NN,
regionalista i działacz ZKP Stefan Ścisłowicz, dyrektor Miejskiej Biblioteki Jerzy Schulz,
artysta plastyk Jan Łosiński, artysta plastyk Jan Duraj (fot. ze zbiorów Irmgardy Szczepańskiej)
SYLWETKA
KAZIMIERZ JARUSZEWSKI
Chojnicki budowniczy
Walter Gerke (1912-1977)
D
o grona najbardziej zasłużonych dla Chojnic postaci związanych z budownictwem
należał w II połowie ubiegłego wieku Walter Gerke. Większość swojego pracowitego życia spędził w rodzinnym Kamieniu Krajeńskim, ale jego drugim domem było
przedsiębiorstwo budowlane, które chojniczanie utożsamiają z PeBeRolem.
Kamieńskie siedlisko
Walter wywodził się z rodziny niemiecko-polskiej, co
przed I wojną światową nikogo na Pomorzu nie dziwiło.
Ojciec Józef Goerke (1886-1945) pochodził z Wierzchowa
k. Człuchowa, natomiast matka Marta z d. Jeszka (1884-1945) z Małego Mędromierza w Borach Tucholskich.
Małżeństwo to doczekało się dwojga dzieci: syna Waltera
i córki Wandy. Walter urodził się 29 stycznia 1912 roku
w Bydgoszczy; młodsza Wanda przyszła zaś na świat już
w Kamieniu Krajeńskim, dokąd przeprowadzili się państwo Goerke podczas wojny, zwanej wszechświatową.
Matka zabiegała o wychowanie dwojga dzieci w duchu
polskim, co nie budziło sprzeciwu jej męża. Walter i Wanda opanowali dwa języki
i poznali kulturę dwóch narodów. Ta wiedza i umiejętności przydały im się w dorosłym życiu.
Zgodnie ze swoimi kwalifikacjami Józef Goerke założył w Kamieniu Krajeńskim
firmę budowlaną; wytwarzał kręgi betonowe, wykorzystywane m.in. w budowie studni.
Zakład dobrze prosperował w okresie międzywojennym, a rodzice Waltera cieszyli się
w lokalnym, polskim środowisku uznaniem i szacunkiem. Pan Goerke pasjonował się
myślistwem i motoryzacją, jako jeden z pierwszych mieszkańców posiadał samochód.
Fach ojca podobał się synowi, który postanowił kontynuować rodzinne tradycje
i ukończył z wynikiem bardzo dobrym Państwową Szkołę Budownictwa w Lesznie
Chojnicki budowniczy. Walter Gerke (1912-1977)
75
Józef i Marta Goerke z dziećmi: Walterem i Wandą
(1935 r.). Cztery lata później został mistrzem rzemiosła murarskiego i ciesielskiego.
Miał w przyszłości przejąć zakład po ojcu.
Kres tym pięknym planom położyła II wojna światowa. Rodzina przyjęła II grupę
narodowości niemieckiej. Walter trafił do Wehrmachtu. Jego służba w armii nie była
jednak aż tak uciążliwa i niebezpieczna, bowiem został szoferem majora w jednostce
stacjonującej we Francji. Istotna, i jakże fortunna dla Waltera, okazała się rzadka
wówczas umiejętność prowadzenia auta. Dodatkowym atutem była biegła znajomość
języka niemieckiego. W 1945 roku trafił do obozu przejściowego na terenie Czechosłowacji, skąd udało mu się wydostać wspólnie z przyjacielem Arkadiuszem Jakubikiem.
Wojna i jej skutki doprowadziły jednak do śmierci rodziców Waltera. Ojciec został
uwięziony przez Rosjan najpierw w Fordonie, a następnie w obozie w Potulicach. Mimo
usilnych starań żony o jego uwolnienie zmarł w 1945 roku. W tym samym roku zmarła
też na zawał serca matka Marta – jak przekazuje Bogdan Gerke – „na przyniesioną
wieść o domniemanej śmierci syna podczas działań wojennych”.
Budowlany gen
Walter Goerke powrócił po powojennej tułaczce do rodzinnego domu u schyłku 1945 roku. Sprzęt budowlany oraz wyposażenie zakładu zostały skonfiskowane
76
Z dziejów miasta
Widokówka ze zdjęciem domu rodziny
Goerke w Kamieniu Krajeńskim
przez polskie władze po zakończeniu
wojny. Ojciec zdążył jednak przed
aresztowaniem ukryć pod budynkiem formy do betonowych kręgów.
W rezultacie podjętych wysiłków
o rehabilitację i zwrot mienia oraz
nieruchomości Walter mógł zamieszkać w domu zmarłych rodziców.
Siostra natomiast przeprowadziła się
później do Koszalina, gdzie założyła rodzinę (zmarła w 1981 r.). Sąd Grodzki w Sępólnie Krajeńskim orzekł jednak w kwietniu 1946 roku przepadek mienia związanego
z przedsiębiorstwem budowlanym.
W czerwcu 1949 roku Walter ożenił sie z włoszczowianką Danutą Czeplinską (1923-2008). Małżonkowie poznali się w Tucholi; ojciec pani Danuty związany był z młynarstwem, uruchamiał w kraju nowe obiekty produkcyjne. Żona zajmowała się
księgowością, a później prowadzeniem domu i wychowaniem urodzonego w 1951 roku
syna Bogdana. W 1952 roku małżonkowie zmienili nazwisko na Gerke, co spowodowane było powtarzającymi się sugestiami i naciskami władz administracyjnych.
Dotychczasowa pisownia nazwiska nazbyt kojarzyła się urzędnikom z Niemcami,
a rodzina była przecież polska!
Od lutego 1947 roku Walter pracował w Chojnicach w przedsiębiorstwie, które
siedmiokrotnie zmieniało swoją nazwę. Najpierw, tuż po wojnie, funkcjonowało jako
Przedsiębiorstwo Państwowe „Odbudowa”, potem w nazewnictwie pojawiały się
komponenty związane z rozszerzeniem obszaru działania: „wiejskie, powiatowe, terenowe”, m.in. Budowlane Przedsiębiorstwo Powiatowe, popularnie zwane „Bepy”.
Ósmego kwietnia br. minęła zaś 50. rocznica działalności firmy pod nazwą Przedsiębiorstwo Budownictwa Rolniczego w Chojnicach. W. Gerke systematycznie podnosił
swoje kwalifikacje zawodowe, dwa lata po zatrudnieniu w Chojnicach uzyskał tytuł
budowniczego i uprawnienia do kierowania robotami budowlanymi i sporządzania
projektów. W grudniu 1950 roku został inżynierem budownictwa lądowego po studiach
na Politechnice Gdańskiej. Wśród wielu inwestycji prowadzonych przez chojnickiego
budowniczego wskazać możemy m.in. budowę mostu w Męcikale, Zakładów Rybnych
i Powszechnego Domu Towarowego w Chojnicach, remont fary. Stocznia chojnicka,
centrale nasienne, magazyny zbożowe czy liczne osiedla mieszkaniowe bądź budynki
rolnicze (tuczarnie, cielętniki etc.) to również, w określonym stopniu, zasługa W. Gerke.
Syn Bogdan poszedł w ślady ojca i dziadka. Budownictwo także stało się częścią
jego życia. Kierował tym samym przedsiębiorstwem co wcześniej ojciec! Talent organizacyjny i umiejętności techniczno-budowlane były w tej rodzinie przekazywane
z pokolenia na pokolenie.
Chojnicki budowniczy. Walter Gerke (1912-1977)
77
Podsyłane legitymacje
W wieku 64 lat Walter Gerke osiadł w Chojnicach. Wybudował dom jednorodzinny
przy ul. Kruczkowskiego 5. Wcześniej wraz z żoną cieszyli się z pięknego lokum
(z malowniczym ogrodem) w Kamieniu Krajeńskim przy ul. Dworcowej 17. Małżonkowie, domatorzy, lubili gości; nierzadko mówiono nawet, że prowadzą dom otwarty.
W gronie bywalców byli zarówno duchowni, jak i sekretarze PZPR oraz wysokiej rangi
urzędnicy. Właściciel domu nigdy nie przyjął legitymacji partyjnej, utrzymywał
jednakże kontakty z reprezentantami różnych środowisk. Doczekał się nawet nominacji
w wyborach do Sejmu, ale z kandydowania zrezygnował. Cieszył się zatem zaufaniem
społecznym. Był religijny i uczynny, np. udostępniał pracownikom do ślubu służbowe
auto. Mimo sprawowania funkcji kierowniczych nierzadko pracował fizycznie
bezpośrednio z robotnikami, budząc swoją postawą szacunek załogi. Podczas budowy
mostu w Męcikale spadł z przęsła i złamał żebro. Pracownicy cenili go za fachowość,
sprawną organizację i konsekwencję w realizacji zamierzonego celu. Był człowiekiem
uczciwym, życzliwym, choć potrafił twardo wyegzekwować dobrą robotę. Uważano go
za autorytet na licznych budowach. W życiu prywatnym również cieszył się uznaniem
i sympatią. Jego hobby stanowiło wędkarstwo, szczególnie lubił nocne połowy… raków
78
Z dziejów miasta
(w jeziorze Mochel i w przydomowym stawie). Największym przysmakiem rodziny
była zupa z raków. W młodości uprawiał chętnie sport, jego ulubioną konkurencją
lekkoatletyczną był rzut oszczepem. Po ojcu nie odziedziczył natomiast pasji myśliwskiej.
Przez wiele lat pracował jako dyrektor techniczny i zastępca dyrektora naczelnego
zakładu. W 1976 roku po śmierci Jana Teusza stanął na czele przedsiębiorstwa. Kariera
dyrektorska trwała jednak krótko, bowiem 20 maja 1977 roku otrzymał decyzję
o emeryturze. Dwa dni później, w niedzielę 22 maja po mszy świętej wrócił do domu
i zmarł w wyniku zawału serca. Spoczął na cmentarzu komunalnym w Chojnicach.
Warto na koniec naszych biograficznych rozważań dodać, iż część rodziny Goerke
w I połowie XX wieku opuściła Polskę. Krewni Waltera zamieszkali m.in. w Getyndze
czy w Norymberdze. Jeden z ich potomków, prawnik, został doradcą kanclerz Angeli
Merkel.
Fot. ze zbiorów rodziny oraz z kroniki
Przedsiębiorstwa Budownictwa Rolniczego w Chojnicach
Kwartalnik Chojnicki
nr 8/2014
CHOJNICE
i okolice
SYLWETKA
KAZIMIERZ JARUSZEWSKI
Bartłomiej Nowodworski
– komandor kawalerów maltańskich
B
iografia B. Nowodworskiego (ok. 1552-1625) stanowi doskonały materiał na scenariusz filmowy. Kurier królewski, wygnaniec (po zabiciu w pojedynku dworzanina), rycerz biegły w rzemiośle wojennym i pirotechnik, kawaler maltański, mecenas
oświaty i nauki. A przy tym poliglota znający sześć języków i człowiek rozmiłowany
w kulturze i sztuce. Za życia uważany za wzór nieustraszonego wojownika, obrońcy
chrześcijaństwa i Rzeczypospolitej, ulubieńca dam tudzież przeciwnika konfliktów religijnych. Jego burzliwy żywot ukazany został w ostatnich latach na łamach kilku popularnych magazynów historycznych (m.in. „Focus. Historia”), dlatego postaramy się
przybliżyć Czytelnikom „Kwartalnika” najistotniejsze wydarzenia z nim związane.
Nowy Dwór Mazowiecki...
Postać ta została dość szczegółowo naświetlona w naszej historiografii, wciąż jednak
nie wyjaśniono kwestii miejsca narodzin
przyszłego zdobywcy Smoleńska. Ród B. Nowodworskiego wywodził się ze szlachty wielkopolskiej herbu Nałęcz, która przeniosła się
na Mazowsze w okolice Nowego Dworu (stąd
ich nazwisko), a potem (koniec XV w.) do Prus
Królewskich – do powiatu tucholskiego.
W niektórych opracowaniach wymienia się
Tucholę oraz Nowy Dwór k. Chojnic jako
domniemane miejsca przyjścia na świat
Portret Bartłomieja Nowodworskiego
szlachcica, który należał do grona bohaterów
w tucholskim liceum
narodowych Rzeczypospolitej w XVII stuleciu. W młodym wieku został sierotą, lecz z pomocą krewnych, kosztem wielu wyrzeczeń, zdobył wykształcenie (być może w słynącym ze szkolnych tradycji Chełmnie).
82
Chojnice i okolice
Tablica informacyjna maltańskiego
ośrodka pomocy w Poznaniu
Najważniejsze wydarzenia z biografii tego znakomitego rycerza wiążą
się z jego długoletnim wojowaniem
we Francji, następnie służbą w szeregach kawalerów maltańskich, a później z wyprawami przeciw Moskwie.
Wielki rozgłos zdobył w 1611 roku podczas oblężenia Smoleńska, kiedy w zamaskowanej
komorze prochowej w otworze kanału ściekowego zgromadził i zdetonował potężny
ładunek wybuchowy. Eksplozja przyczyniła się do skutecznego szturmu i zdobycia
miasta, a Nowodworskiego zaczęto nazywać w pieśniach wybuchowym rycerzem.
Hojny fundator
Nowodworski żywo interesował się rozwojem ówczesnej nauki, techniki (szczególnie inżynieryjno-oblężniczej) i sztuki. Przyjaźnił się i korespondował z barokowym
poetą Danielem Naborowskim. Nie podtrzymywał związków z ziemią rodzinną, jednak
w 1617 roku ustanowił stypendium dla czterech studentów z powiatu tucholskiego
(3 spośród szlachty i 1 plebejusza) kształcących się w Krakowie. Dwa lata później
utworzył z kolei fundację zapewniającą m.in. uposażenie seniora szkoły parafialnej
w Tucholi. Ceniony był też jako wdzięczny i hojny sprzymierzeniec Akademii
Krakowskiej. Uczelnia ta wprowadziła nawet uroczyste obchody rocznicy jego zgonu.
Ten zasłużony dla Ojczyzny rycerz i mecenas oświaty jest patronem dwóch znanych
Czytelnikom „Kwartalnika” szkół średnich (obecnie liceów ogólnokształcących):
w Krakowie (założonej w 1588 roku!) oraz w Tucholi. Placówki te pieszczotliwie
nazywane są Nowodworkami. Jedna z przelotowych ulic w Tucholi nosi jego imię. Warto
również dodać, iż szkole podstawowej w Ogorzelinach patronują polscy kawalerowie
maltańscy. Co ciekawe, B. Nowodworski nie patronuje żadnej jednostce wojskowej…
Niosą pomoc
Związek Polskich Kawalerów Maltańskich Suwerennego Rycerskiego Zakonu
Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego z Rodos i Malty (liczący 160 osób) prowadzi
w XXI wieku dynamiczną działalność. Koncentruje się ona w maltańskich ośrodkach
pomocy. Kawalerowie i damy maltańskie zorganizowali w naszym kraju m.in.
przychodnie specjalistyczne, szpitale czy środowiskowe domy samopomocy. Prężnie
działa np. placówka w Poznaniu; to właśnie w tym mieście niedługo przed śmiercią
Bartłomiej Nowodworski został komandorem. Formacja duchowa, opieka medyczna,
wolontariat, współpraca międzynarodowa to najważniejsze komponenty aktywności
zakonu, który wywodzi się z powstałego w XI wieku szpitalnego bractwa rycerskiego.
Fot. Kazimierz Jaruszewski
DZIEJE
ADAM WYROWIŃSKI
Nowy Dwór
w powiecie chojnickim
N
owy Dwór uznać należy za miejsce godne uwagi i polecenia, szczególnie ze względu na walory kulturowe i krajobrazowe. Wieś położona jest 7 km na południe
od Chojnic w malowniczej okolicy. Wokół roztaczają się piękne krajobrazy, a rozległe
pola i obfitość lasów zachęcają do wybrania się na wycieczkę rowerową lub pieszą, by
poznać historyczne wydarzenia i postacie. Niewątpliwie można również liczyć na gościnność mieszkańców. Życie płynie tu spokojnie, nie ma przemysłu, powietrze jest
czyste, co może zachęcić do spacerów i spędzenia wolnego czasu na łonie natury.
Nazwa wsi wywodzi się od nazwiska właścicieli majątku – Nowodworskich (herbu Nałęcz). Najsłynniejszy przedstawiciel tego rodu
to Bartłomiej Nowodworski, kawaler maltański, dzielny rycerz i fundator szkół. Obecnie
oficjalna nazwa miejscowości to Nowy Dwór,
ale nie zawsze tak było. Początkowo był to
Nowydwór (pisany łącznie – nazwa zwyczajowa została jednak zmieniona administracyjnie).
W kronice szkolnej prowadzonej od marca
1945 roku nazwa Nowydwór pojawia się jeszcze w 1967 roku.
Wieś powstała stosunkowo niedawno.
Historia Nowego Dworu rozpoczyna się
w roku 1908, kiedy to ostatni właściciel majątku ziemskiego należącego do rodu Nowodworskich noszący nazwisko Heidin sprzedał
go niemieckiej Komisji Kolonizacyjnej. Majątek został rozparcelowany, a stare budynki
w większości rozebrane. Pisze o tym we wstę- Kapliczka z figurą Matki Bożej, przy której
odbywają się nabożeństwa majowe
pie do szkolnej kroniki Stefan Krajewicz –
84
Chojnice i okolice
pierwszy po II wojnie światowej kierownik Powszechnej Szkoły Publicznej w Nowym
Dworze. W krótkim czasie w wyniku działań Komisji Kolonizacyjnej sprowadzono
na te ziemie niemieckich osadników z okolic Oldenburgu w Dolnej Saksonii. Dla nich
od podstaw zbudowano wieś. W 1910 roku w Nowym Dworze powstała szkoła. W tym
samym czasie zaczęła swą działalność nowa kuźnia. Wieś przez całe dziesięciolecia
miała kowala, aż do początku lat 70., kiedy budynek kuźni został rozebrany. W okresie
powojennym przez wiele lat kowalem był Władysław Chełmowski, a po jego śmierci
jeszcze przez 10 lat kuźnię prowadził jego syn Henryk. W centrum wsi do dzisiaj stoi budynek mieszkalny zbudowany na początku ubiegłego stulecia dla rencistów miejscowego folwarku oraz ludzi ubogich i samotnych. Na ich utrzymanie wieś otrzymała 7 ha
lasu i 37 ha pola. Las wiejski dopiero pod koniec XX wieku przeszedł w posiadanie gminy.
Przejęcie tych terenów przez władze polskie w 1920 roku to początek okresu, w którym Polacy stopniowo zasiedlają wieś i tworzą jej historię. Część gospodarstw przęjęli
żołnierze, którzy przysłużyli się ojczyźnie, walcząc w legionach Józefa Piłsudskiego.
W szkole przywrócono nauczanie w języku polskim i umożliwiono uczęszczanie
do niej dzieciom z pobliskich Cołdanek. Wcześniej były one pozbawione możliwości
chodzenia do nowej szkoły zbudowanej specjalnie dla dzieci niemieckich kolonistów
i uczyły się w Angowicach. W 1920 roku nauczycielem został Tomasz Sękowski, który
prowadził szkołę aż do wybuchu II wojny światowej. Czwartego września 1939 roku
Sękowski został aresztowany przez gestapo. Więziony był w Chojnicach do kwietnia
Obelisk upamiętniający kawalera maltańskiego Bartłomieja Nowodworskiego
Nowy Dwór w powiecie chojnickim
85
Tablica poświęcona Tomaszowi Sękowskiemu.
Początkowo wisiała na ścianie szkolnego korytarza
1940 roku, następnie przebywał w różnych obozach koncentracyjnych. Ostatecznie
3 marca 1941 roku zginął w Mathausen Gusen. Ufundowana w 1954 roku pamiątkowa
tablica poświęcona Tomaszowi Sękowskiemu znajduje się obecnie na ścianie frontowej
budynku szkolnego. W pobliżu szkoły przy pięknej, ponadstuletniej alei lipowej
od 1992 roku znajduje się również obelisk upamiętniający związek wsi z postacią Bartłomieja Nowodworskiego.
Najstarsi nowodworzanie wspominają, że w okresie przedwojennym zawiązało się
we wsi kółko rolnicze oraz straż pożarna (obie te organizacje kontynuowały działalność
po wyzwoleniu). Niemcy i Polacy żyli tu w zgodzie, mieszane małżeństwa polsko-niemieckie nie należały do rzadkości. Jednak sytuacja polskich rodzin zmieniła się
wraz z wybuchem wojny. Nastąpiły wywózki mieszkańców do obozu w Potulicach
i wysiedlenia. Część gospodarstw została splądrowana, a inne obejmowali Niemcy.
Dzieci chodziły do szkoły w Ogorzelinach i musiały uczyć się po niemiecku.
Wyzwolenie Nowego Dworu nastąpiło 13 lutego 1945 roku. Wkrótce do swych gospodarstw powrócili prawowici właściciele. W kronice szkolnej można przeczytać, że
zaledwie dwie rodziny spośród niemieckich kolonistów pozostawały w Nowym Dworze
w momencie zajęcia wsi przez Armię Czerwoną. Pozostałe zdecydowały się powrócić
do Niemiec.
Pierwszym sołtysem Nowego Dworu po wojnie został Anastazy Kosecki. Kierownikiem szkoły i pierwszym organizatorem nauczania w trudnym powojennym okresie
był Stefan Krajewicz. Brakowało nie tylko podręczników i przyborów do pisania, lecz
przede wszystkim podstawowego sprzętu. Aby rozpocząć zajęcia, trzeba było najpierw
86
Chojnice i okolice
zdobyć deski i zrobić ławki. Od samego początku w szkole organizowane były przedstawienia, występy wokalne dzieci i młodzieży, jasełka, spotkania opłatkowe, a także
akcje charytatywne. Dwudziestego szóstego grudnia 1946 roku młodzież z kursów wieczorowych urządziła przedstawienie pt. „Jasełka polskie”. Dochód z przedstawienia
przeznaczono na zakup podręczników dla dzieci z biednych rodzin. Stefan Krajewicz
kierował szkołą od 16 kwietnia 1945 roku do września 1953 roku. Po jego śmierci długoletnim kierownikiem szkoły był Franciszek Gubernat. Szkoła była początkowo czteroklasowa, następnie siedmio-, a potem również ośmioklasowa. Pod koniec lat 60.
w szkole zatrudnionych było 5 nauczycieli. Kierownik, uznawany przez grono pedagogiczne i rodziców uczniów za bardzo dobrego organizatora, doprowadził do zawiązania
komitetu budowy nowego pawilonu szkolnego. Uczęszczały tu również dzieci z Cołdanek i Angowic.
W 1962 roku odnotowano, że wieś Nowy Dwór liczy 233 mieszkańców, w tym 23 dzieci
w wieku szkolnym. Najstarszym człowiekiem w okolicy był wtenczas Józef Modrzejewski z Cołdanek, który 8 sierpnia tego roku ukończył 90 lat. W roku szkolnym 1965/1966
w siedmiu klasach uczyło się łącznie 59 dzieci, grono pedagogiczne liczyło 3 nauczycieli.
W tym czasie we wsi na 28 rodzin był murarz, kowal, nauczyciel i 25 rolników.
W połowie lat 50. pobudowano drogę brukową łączącą wieś z Chojnicami, którą
w późniejszym okresie pokryto nawierzchnią asfaltową. W 1957 roku podłączono prąd,
kupno pierwszego społecznego telewizora do szkoły odnotowano w kronice szkolnej
Zabytkowy budynek mieszkalny stojący w centrum wsi.
Obecnie mieści się tu m.in. świetlica wiejska
Nowy Dwór w powiecie chojnickim
87
w 1962 roku (zakup w połowie sfinansowała wieś). Dwa lata później pojawił się pierwszy hydrofor i w szkole oddano do użytku łazienkę. W roku tym szkoła otrzymała dużo
nowych pomocy naukowych od wydziału oświaty w Chojnicach. Osiemnastego maja
1963 roku oddano do użytku drugi budynek szkoły z dwiema salami lekcyjnymi i kancelarią. Jak podawała ówczesna prasa, był to piękny czyn mieszkańców, których wkład
pracy społecznej kierujący pracami komitetu budowy Franciszek Gubernat ocenił
na 50%. Na uroczystości byli obecni przedstawiciele władz, a otwarcia nowego pawilonu
szkolnego dokonał poseł na Sejm Jan Kulas. Tego dnia zorganizowano zabawę ludową
dla mieszkańców.
Szkoła przez cały okres działalności była centrum życia kulturalnego wsi. Odbywały
się tu liczne uroczystości, występy, konkursy i różnorodne akcje. Organizowane były
dla dzieci atrakcyjne wycieczki, w szkole często goszczono ciekawych ludzi, zapraszano
uczniów z okolicznych miejscowości, często organizowano zawody sportowe, podchody
i rajdy harcerskie. We wsi prężnie działał PSL, organizacje zuchowe i harcerskie. Nowodworzanie Franciszek Gubernat i Henryk Krajewicz przez wiele lat byli aktywnymi
członkami władz komendy hufca ZHP. W okresie powojennym działało ZSL, a w latach 80. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych pod
przewodnictwem ówczesnego sołtysa Ignacego Guenthera, który z ramienia Komitetu
Obywatelskiego Solidarność został wybrany na posła X kadencji 1989-1991. Jako działacz organizacji rolniczej był członkiem Komisji Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej
oraz Komisji Handlu i Usług.
Już w latach 50. działało w Nowym Dworze Koło Gospodyń Wiejskich. Panie organizowały kursy kroju i szycia oraz gotowania. Na wiosnę KGW zajmowało się sprowadzaniem piskląt, a w zimowe wieczory kobiety spotykały się w kolejnych domach
na tradycyjnym darciu pierza. Często koło gospodyń organizowało poczęstunek dla
dzieci szkolnych, zabawy taneczne i obchody Dnia Kobiet. Współcześnie mieszkańcy
Nowego Dworu chętnie działają w organizacjach kościelnych, panie należą do koła różańcowego, co roku w maju mieszkańcy gromadzą się przy urokliwej kapliczce z figurą
Matki Bożej na nabożeństwie majowym. Kapliczka ta została zbudowana w lipcu 1945
roku przez Stanisława Kalinowskiego jako wotum Matce Bożej za szczęśliwy powrót
rodziny z obozu w Potulicach.
Wodociąg podłączono we wsi w 1992 roku, a wieś skanalizowano sześć lat później.
We wsi jest sklep i świetlica popołudniowa oferująca dzieciom i młodzieży całą gamę
zajęć i atrakcji. Władze gminy Chojnice zaplanowały wybudowanie w najbliższym czasie w obrębie wsi czterech wiatraków oraz zamontowanie na obszarze kilku hektarów
ogniw fotogalwanicznych wytwarzających energię odnawialną.
Nowy Dwór znany jest mieszkańcom Chojnic i okolic z tego, że znajduje się tu nowoczesny Zakład Zagospodarowania Odpadów (pierwsze gminne wysypisko śmieci
powstało na tym terenie na przełomie lat 60. i 70.). Otwarcie ZZO nastąpiło 14 czerwca
2013 roku, a zatrudnienie znalazło tu wiele osób, w tym 5 mieszkańców sołectwa Nowy
Dwór-Cołdanki. Zakład obsługuje łącznie 10 gmin z dwóch powiatów: chojnickiego
88
Chojnice i okolice
i człuchowskiego. Wieś znana jest też z tego, że na jej skraju przy głównej drodze
od strony Chojnic znajduje się cmentarz poległych żołnierzy Armii Radzieckiej. Chociaż podczas wyzwolenia wsi zginął jeden żołnierz Armii Czerwonej, to właśnie
na cmentarzu wojennym w Nowym Dworze pochowano łącznie 315 żołnierzy poległych w walce o wyzwolenie ziemi chojnickiej. Zidentyfikowano zaledwie 20 spośród
nich – ich nazwiska można znaleźć na stronie internetowej gminy Chojnice. Przez długie lata o cmentarz dbali miejscowi harcerze, obecnie opiekę nad tym miejscem
sprawuje sołectwo oraz Szkoła Podstawowa im. Polskich Kawalerów Maltańskich
w Ogorzelinach. Nie jest to jedyny cmentarz w Nowym Dworze. Przed wojną nieopodal
wsi w lesie przy torze kolejowym był umiejscowiony cmentarz, na którym pochowano
ówczesnych mieszkańców, w tym również przedstawicieli rodu Heidinów, właścicieli
folwarku. Obecnie po nagrobkach nie ma już śladu.
Mieszkańcy Nowego Dworu również i dziś zajmują się przede wszystkim rolnictwem. Od początku istnienia wsi należą oni do parafii w Ogorzelinach. Od kilku lat
oba sołectwa wspólnie organizują dożynki parafialne. We wsi corocznie odbywają się
festyny oraz uroczystości Dnia Dziecka, a także Dnia Seniora. Dzieci z Nowego Dworu
uczęszczają do ogorzelińskiej szkoły podstawowej, młodzież uczy się w Gimnazjum
w Sławęcinie i kontynuuje edukację w chojnickich szkołach ponadgimnazjalnych, by
następnie podjąć pracę lub wybrać studia w większych aglomeracjach miejskich. Obecnie jest tu 20 rolników, a większość gospodarstw jest w pełni zmechanizowana. Obowiązki sołtysa pełni Danuta Łoboda, która jednocześnie jest wiceprzewodniczącą Rady
Gminy Chojnice. Przeważają tu gleby klasy IV i V, trochę gruntów klasy III położonych
jest na obrzeżach, ale spotyka się również bardzo słabe, piaszczyste gleby klasy VI. Fakt
ten rzutuje na gospodarkę rolną. Uprawia się tu głównie zboża i ziemniaki, można zobaczyć również pola obsiane gryką i łubinem. Kilkadziesiąt lat temu sporo było tu pól
buraczanych, na łąkach pasły się krowy i owce, a w każdym niemalże gospodarstwie
były kury, kaczki, indyki czy gęsi. Dziś hodowla to przede wszystkim trzoda chlewna,
drób, a ostatnio również konie.
Po przemianach ustrojowych i wstąpieniu do Unii Europejskiej podniósł się poziom
gospodarowania. Wieś zmieniła swoje oblicze, posesje wypiękniały, pobudowano nowe
budynki gospodarskie, unowocześniono park maszynowy. Wielu rolników skorzystało
z funduszy unijnych na modernizację i rozbudowę gospodarstw, sporo jest tu nowoczesnych ciągników i maszyn do uprawy roli. Od kilku lat wieś stała się atrakcyjnym
miejscem do zasiedlenia z racji położenia przy drodze asfaltowej i niewielkiego oddalenia od Chojnic. Najnowsze inwestycje we wsi to m.in.: kanalizacja, nowe trawiaste
boisko, chodnik, remont świetlicy oraz budowana obecnie ścieżka rowerowa łącząca
wieś z Ogorzelinami.
Sołectwo Nowy Dwór-Cołdanki obejmuje łącznie obszar 727 km kw. Najstarszą
mieszkanką wsi jest obecnie Teresa Gubernat. Nowy Dwór zamieszkuje 150 osób (dane
z 3 VI 2014 r.).
Fot. Adam Wyrowiński
Kwartalnik Chojnicki
nr 8/2014
OFICYNA
artystyczna
POEZJA
Bernadeta Korzeniewska:
Poeta widzi więcej
Poezją interesowała się Pani od dawna,
ale pisaniem zajęła się Pani dopiero na emeryturze. Co Panią skłoniło do sięgnięcia
po pióro?
W 2004 roku wybrałam się na spotkanie
grupy poetyckiej „Na oścież” w Muzeum
Historyczno-Etnograficznym, w oddziale
Albina Makowskiego. To był wieczór z satyrą i w jego trakcie przeczytałam kilka
swoich fraszek. Nie jestem polonistką, ale
moja koleżanka polonistka mówiła, że po- Bernadeta Korzeniewska urodziła się w Dęwinnam swoje wierszyki zapisywać. Od bowej Łące pod Toruniem, a w Chojnicach
dzieciństwa miałam łatwość rymowania. mieszka od 42 lat. Jest emerytowaną nauNa tym spotkaniu dyrektor muzeum Ja- czycielką nauczania początkowego. Ma dwie
nina Cherek zachęciła mnie do pisania. córki i dwie wnuczki. Pisze wiersze, fraszki
Powiedziała, że jestem nowym talentem i teksty piosenek. Jest członkiem chojnickiej
poetyckim. Na emeryturę przeszłam 16 lat grupy poetyckiej „Na oścież” i laureatką wielu
temu, ale początkowo działałam w Zwią- konkursów poetyckich. Jej utwory publikowazku Nauczycielstwa Polskiego, gdzie zaj- ne były w almanachach i prasie regionalnej.
mowałam się kulturą i miałam sporo zajęć. W 2008 roku wydała pierwszy tomik pt. Kiedy
Jednak 10 lat temu, gdy mąż zmarł i dzieci serce Syrokomli, a w tym roku dwa kolejne:
wyfrunęły, zrobiło się pusto i cicho w domu. Znaleziona w malwach i Jak złoty ząb.
Łucja Gocek zachęcała mnie do udziału
w spotkaniach poetyckich grupy „Na oścież” i wybrałam się na to spotkanie u Makowskiego. W kieszeni miałam spisanych kilka swoich fraszek. Potem brałam udział
w warsztatach poetyckich. Inni koledzy przekazywali mi też swoje uwagi, a ja wszystko
chłonęłam, obserwowałam otoczenie. I to zaowocowało.
92
Oficyna artystyczna
Skąd Pani czerpie inspirację?
Z życia i z obserwacji ludzi. Mam wrażenie, że poeta widzi więcej poprzez swoją
wrażliwość. I to pisanie pozwala mi zatrzymać chwilę, zapisać emocje i pokazać kogoś
lub coś moimi oczami. Pokazać swoją indywidualność, to jak ten świat czy temat wykreuję. Pisanie jest dla mnie także niezbędne do utrzymania równowagi psychicznej
w tym świecie konsumpcji, pogoni za bogactwem i w tym pędzie życia. Oprócz poezji
piszę też teksty piosenek. Napisałam siedem szant do śpiewnika Czesława Gierszewskiego. Piszę także piosenki ułańskie do patriotycznych melodii dla młodzieży Zespołu
Szkół w Nowej Cerkwi. Jestem córką ułana 23 Pułku Ułanów Grodzieńskich i czuję
te piosenki. W zeszłym roku w rocznicę szarży pod Krojantami otrzymałam medal
Pro Patria od ministra obrony narodowej.
Pod koniec maja odbyła się promocja Pani tomików
„Znaleziona w malwach” i „Jak złoty ząb”. Jakie ma Pani
Bernadeta Korzeniewska
teraz plany poetyckie?
Pablo Picasso powiedział kiedyś, że Bóg jest nade
wszystko artystą, stworzył żyrafę, słonia, mrówkę, w istocie
nigdy nie naśladował jednego stylu – po prostu robił to,
na co miał ochotę. O ile nie
krzywdzę innych, mogę też
zmieniać styl, mam do tego
Bernadeta Korzeniewska
prawo i nieważne, co pomyślą
Znaleziona
inni, bo zawsze coś pomyślą.
w malwach
Jak
Mój pierwszy tomik Kiedy
złoty za˛b
serce Syrokomli to były głównie
wiersze liryczne, Znaleziona w malwach to wspomnienia
z dzieciństwa, a Jak złoty ząb to zbiór fraszek. Teraz zajmuję
się czymś zupełnie innym. Nazwałam te wiersze „betiudami” – każda „betiuda” będzie o czymś innym, ale razem
będą tworzyły całość. Teraz ludzie są zagonieni. Nie mają
czasu na poezję. Grube książki ich zniechęcają, a taką małą
książeczkę z wierszami szybciej wezmą do ręki.
Pani ulubieni poeci?
Moim ulubionym poetą jest Seamus Heaney, irlandzki poeta. Jak go czytałam, to
zauważyłam, że on pisze tak samo jak ja, o takich prostych rzeczach, o tym, co przeżył,
co go otacza. Często wracam do niego. Przyjemność mi sprawia czytanie wierszy współczesnych poetów, których poznałam osobiście. Lubię poezję Wojciecha Kassa, zwłaszcza
jego nowe wiersze. Tadeusza Zawadowskiego – poetę z domieszką krwi tatarskiej,
w którego poezji jest dużo filozofii i psychologii. Czytam wiersze mojej mentorki Łucji
Bernadeta Korzeniewska: Poeta widzi więcej
93
Gocek. Ona jest tą osobą, z którą mogę porozmawiać o poezji. Jeżdżę na spotkania
literackie do Kuźni w Tucholi, raz w miesiącu.
Jakie ma Pani inne zainteresowania poza poezją?
Fascynuje mnie Stephen Hawking. To jest genialny fizyk. Dzięki niemu zainteresowałam się historią Wszechświata. Czy początków wszystkiego należy upatrywać w interwencji boskiej, a może to tylko logiczna konsekwencja praw fizyki? Jestem członkiem
Chojnickiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i biorę udział w spotkaniach popularnonaukowych. Oprócz poezji kocham muzykę. Moja córka jest pianistką, mąż grał,
do dzisiaj jego gitara jest przy moim łóżku. W poezji najważniejsza jest wyobraźnia,
a muzyka też pobudza wyobraźnię. Bardzo lubię Ennio Morricone i Henryka Góreckiego. Uwielbiam podróżować, poznawać nowe miejsca i nowych ludzi. Lubię podróże
w egzotyczne miejsca. Zawsze dokładnie się przygotowuję do takiej podróży, żeby
potem wiedzieć, co zwiedzam. Chciałabym pojechać do Kambodży i zobaczyć Petrę
w Jordanii. Staram się, żeby moje życie było ciekawe i dążyć do tego, aby być najlepszą
wersją siebie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Anna Maria Zdrenka
Jestem
jestem z tego traktu
gdzie dwunożny myszkuje kurz
osty i kamienie podstawiają nogi
***
za to na poboczu
rozchodniki w złotych botkach
słuchają orkiestr i solowych pieśni
Byłeś niczym port Jokohama
kusiłeś
ciekawość rozrastała się jak kilwater
poza przykazania
dołączam do nich
co jakiś czas mijam oczekiwania
postoję przed sensem tego
lub nadzieją na tamto
marzenia – dzieciątka wyobraźni
czy wnuczęta Judasza? – mają dziś podbite oczy
już nie będą razem bujać się na wantach
hasać na wietrze
często mam zakurzone oczy
wtedy widzę przez siebie
wybieram i idę
jestem w drodze
bez pilota w dłoni
cały czas w drodze
może kiedyś wyślą w nasze sny
jak ostatnie pokuszenie
niedośpiewaną szantę
pochwycą oddech ze zdjęć
94
Oficyna artystyczna
„Nie mów że to nieprawda
że nie ma aniołów”
Z. Herbert
Jeszcze czuwa
Anioł Stróż już w maju
machnął skrzydłem
na kochliwą duszyczkę
z gołym pępkiem
poscalaną kolczykami
z CD Rubika w wersji wersalkowej
A ona przecież razem z nim
wymodliła sobie ciebie
mężczyzno (!) z natury potężny
a na kolanach w tej sytuacji
biorący kobietę jak auto z salonu
w miłosny leasing
Stróż przymyka anielskie powieki
na bezwstydną pełnoletność
miotającą się po prawej
i lewej stronie torsu
Stara się przywyknąć
do oddechów zmiennych jak prąd
do opalonych półkul krążących
między butelkami
a setką programów TV
Dziwi się chichotom wersalki
mrowieniom brzucha
które nijak mają się do świętości
i skaczą na anielskość jak licho
przyjemne takie…
Odboski znowocześniał
wyraził zgodę na balejaż
anielskiej fryzury
na bokserki
może już ma depresję…
Mimo wszystko
czuwa
„Raz na wozie,
raz pod wozem”
przysłowie polskie
Nie przyzwyczajaj się
Jesteś ŻYCIE prywatną muzyką
zaczynającą się z pierwszym oddechem
czasem bywasz przez „ó” kreskowane
szczelnie zamknięta niczym balon
ze mną w środku
Wokół mnie zbierają się zdziwienia
budzą dreszcze nowymi dźwiękami
motają w opusy rozterek
Nagle dramat w oka mgnieniu rozbłyska
burzę na sto krzepkich piorunów
wywołują bębny
a czasem sam kontrabas – mąż nie mąż…
Znów wiruję w kompletnej ciszy
tylko niemoc chwilami hamuje
wtedy mam ochotę
coś do taktu roztrzaskać
Tak zwanym pierwszym skrzypcom
mordy obić dysharmonią
sobie za żar słuchania
dokopać
A po burzy
w mojej muzyce „u” znowu otwarte
wszystko takie pierwsze
cała jestem słuchaniem
A TY: nie przyzwyczajaj się
Bernadeta Korzeniewska: Poeta widzi więcej
Mona Lisa Socjalizmu
Do gromadki dzieciaków była wynajęta praczka
i prała miarowo w górę w dół
przyciskała zagiętymi palcami kolejną sztukę
i szurała po tarze
Nic nie mówiła
przygryzała górną wargę
„białym jeleniem” smarowała portki i koszule
i do otchłani balii wjeżdżała
tarła i tarła
Od czasu do czasu skręcała kark pranej rzeczy
a przez jej zęby uchodziło westchnienie
tyle westchnień ile wyżymań
łypała przy tym białkami jak nasza suczka Diana
tak jakby była uwiązana do westchnień
Stałam ledwie nosem sięgając wanny
zahipnotyzowana ruchem
od wgapiania się w szuranie szczypały oczy
przegoniła mnie mokrą szmatą
Chciałam do niej strzelić z procy i usłyszeć
jak zaskrzeczą jej myśli czy schowa zęby
ale tylko wymówiłam zaklęcie
które przy niej wypowiadano: Monalizasocjalizmu…
i podałam sukienkę lalki do wyprania
Podziałało
dostrzegłam na twarzy tajemniczy uśmiech
białka oczu schowały się za źreniczne bursztyny
jedną ręką wyprała sukienkę
i szurała dalej
„Monalizasocjalizmu” – powiedział tata
i pokazał paczkę papierosów
poszła za nim na lekkim uśmiechu bez fartucha
z wniebowziętą talią ze schowanymi zębami
odmieniona swobodnie piękna cała
Po latach ściankom nosa przypomniał się
mydlany zapach – na lince pamięci wisi tamto pranie
Mona Lisa Socjalizmu odpoczywa
W Luwrze wiersza
95
Miejska Biblioteka Publiczna
ul. Wysoka 3, 89-600 Chojnice, tel. 52 397 28 07
Wypożyczalnia Literatury Pięknej i Popularnej dla Dorosłych
pn., śr., czw., pt. – godz. 11.00-18.00, wt. – godz. 11.00-15.00, sob. – godz. 10.00-14.00
w czasie wakacji: pn., czw. – godz. 11.00-18.00, wt., śr., pt. – godz. 11.00-15.00
Czytelnia i Informacja Biblioteczna oraz Pracownia Dokumentacji Regionalnej
pn., śr., czw., pt. – godz. 11.00-18.00, wt. – godz. 11.00-15.00, sob. – godz. 10.00-14.00
w czasie wakacji: pn., czw. – godz. 11.00-18.00, wt., śr., pt. – godz. 11.00-15.00
Wypożyczalnia i Czytelnia dla Dzieci
pn. – godz. 11.00-16.00, wt. – godz. 11.00-15.00, śr. – godz. 11.00-18.00, czw. – godz. 11.00-16.00, pt. – godz. 11.00-18.00
w czasie wakacji: od poniedziałku do piątku – godz. 11.00-15.00
Wypożyczalnia i Czytelnia Naukowa
pn., śr., czw., pt. – godz. 11.00-18.00, wt. – godz. 11.00-15.00, sob. – godz. 10.00-15.00
w czasie wakacji: pn., czw. – godz. 11.00-18.00, wt., śr., pt. – godz. 11.00-15.00
Pracownia Internetowa – Mediateka
pn., śr., czw., pt. – godz. 11.00-18.00, wt. – godz. 11.00-15.00
w czasie wakacji: pn., czw. – godz. 11.00-18.00, wt., śr., pt. – godz. 11.00-15.00
www.bibliotekachojnice.pl

Podobne dokumenty