Chojnicki oj Cho nicki jn ik
Transkrypt
Chojnicki oj Cho nicki jn ik
Chojnicki Ch hojn nick ki Spis treści Integracja społeczna w Chojnicach 5 Integracja zaczyna się w przedszkolu, oprac. Magdalena Paterek, Edyta Rudnik, Małgorzata Góra, Patrycja Aubrecht-Prądzyńska 12 Podpatrzone… Dzień Dziecka dla uczniów nauczania indywidualnego. Fot. Aleksander Knitter 14 Irmina Łysakowska, Przyjaciele z Holandii. Fundacja Kienkeurig Kronika chojnicka 19 Alina Jaruszewska, Pół wieku „Zeszytów Chojnickich” 21 Weronika Sadowska, Nocne podróże w bibliotece 26 Janina Kosiedowska, Jubileusz przyjaciół z Lipusza 31 Mariusz Brunka, Sami swoi, czyli… raz jeszcze o Kosznajderii 35 Piotr Rutkowski, Spektakl „Heysel” Chojnickiego Studia Rapsodycznego 38 Anna Maria Zdrenka, Modele historycznych żaglowców wykonane przez Alfreda Matwijewicza 43 Alina i Kazimierz Jaruszewscy, Dar poprzednich pokoleń 45 Weronika Sadowska, Pomarańczowy rajd po raz drugi 51 Barbara Zagórska, Recenzja pewnej wystawy sztuki… 54 Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka” – jeden pomysł, setki inicjatyw… 59 Dzieje i tradycje rybołówstwa w południowej i środkowej części Kaszub (Od jezior charzykowskich po jeziora wdzydzkie) [fragmenty], oprac. Marian Fryda 64 Kronika wydarzeń kwiecień-czerwiec 2014, oprac. Anna Maria Zdrenka Z dziejów miasta 69 Włodzimierz Jastrzębski, O tym, jak chojniczanie unikali służby w Wehrmachcie 72 Kazimierz Ostrowski, Jubileusz działacza 74 Kazimierz Jaruszewski, Chojnicki budowniczy. Walter Gerke (1912-1977) Chojnice i okolice 81 Kazimierz Jaruszewski, Bartłomiej Nowodworski – komandor kawalerów maltańskich 83 Adam Wyrowiński, Nowy Dwór w powiecie chojnickim Oficyna artystyczna 91 Bernadeta Korzeniewska: Poeta widzi więcej. Rozmawiała: Anna Maria Zdrenka PISMO SPOŁECZNO-KULTURALNE KWARTALNIK Chojnicki ADRES REDAKCJI Miejska Biblioteka Publiczna ul. Wysoka 3 89-600 Chojnice www.kwartalnikchojnicki.pl [email protected] REDAKTOR NACZELNY Kazimierz Jaruszewski [email protected] tel. 669 401 454 KOLEGIUM REDAKCYJNE Mariusz Brunka Beata Królicka (sekretarz redakcji) [email protected] tel. 693 664 071 Irmina Łysakowska Piotr Rutkowski Anna Maria Zdrenka RADA PROGRAMOWA Arseniusz Finster (przewodniczący) Mirosław Janowski Anna Lipińska Jan Franciszek Zieliński OPRACOWANIE GRAFICZNE Maciej Stanke WYDAWCA Miejska Biblioteka Publiczna ul. Wysoka 3 89-600 Chojnice DRUK ABEDIK Bydgoszcz ISSN 2299-5269 Wszystkie zamieszczone materiały są objęte prawem autorskim. Redakcja zastrzega sobie prawo do zmiany tytułów i opracowania redakcyjnego tekstów. Kwartalnik Chojnicki nr 8/2014 INTEGRACJA spol–eczna w Chojnicach DZIECI Integracja zaczyna się w przedszkolu N iepubliczne Przedszkole Integracyjne „Skrzaty” istnieje od 1 września 2013 roku. Założeniem przedszkola jest szeroko pojęta integracja dzieci zdrowych i dzieci z niepełnosprawnością. Po roku pracy placówki możemy pochwalić się coraz to większym zaufaniem rodziców chorych dzieci. We wrześniu 2013 roku do naszego przedszkola uczęszczało 18 dzieci niepełnosprawnych, w tym roku mamy 37 podopiecznych. Stworzyliśmy wiele imprez cyklicznych, które cieszą się dużym zainteresowaniem, np. Przegląd kolęd i pastorałek, Integracyjne spotkania teatralne. Nasze przedszkole wspiera swoich podopiecznych, prowadząc wiele imprez charytatywnych, takich jak koncert dla Oliwki z artrogrypozą, zbieranie nakrętek, zbieranie zabawek dla dzieci z najuboższych rodzin. Szeroka gama zajęć bezpłatnych oferowana przez przedszkole umożliwia rozwój przedszkolaków w wielu dziedzinach. Są to m.in.: rehabilitacja, logopedia, muzykoterapia, hipoterapia, rytmika, drama, gimnastyka korekcyjna oraz nauka języków obcych – niemieckiego i angielskiego. Bierzemy udział w wielu akcjach promujących zdrowy tryb życia, np. ZDROWY PRZEDSZKOLAK (kampania na rzecz naturalnej diety w przedszkolu) lub Cała Polska czyta dzieciom. Światowy Dzień Świadomości Autyzmu Światowy Dzień Zespołu Downa 6 Integracja społeczna w Chojnicach Dzieci mają dostosowany program oraz czas przebywania w przedszkolu. Jednak każda godzina, którą dzieci z niepełnosprawnością spędzają w placówce, to szansa na społeczny rozwój, a dla pełnosprawnych to pierwsza w życiu lekcja tolerancji, z którą dorośli wciąż mają poważne problemy. Wspólne przebywanie dzieci stwarza różnorodność sytuacji stymulujących zarówno dzieci sprawne, jak i z niepełnosprawnością. Dzieci sprawne uczą się szacunku dla słabości i trudności innych, kształtują w sobie świadomość, że wszyscy mamy jednakowe prawa, choć inne możliwości, uczą się tolerancji, wrażliwości, otwartości. Światowy Dzień Zespołu Downa Światowy Dzień Świadomości Autyzmu Integracja to nie tylko przebywanie w grupach dzieci niepełnosprawnych i zdrowych. Dwudziestego pierwszego marca nasi terapeuci przygotowali wystawę pt. „Ilość chromosomów nie ma znaczenia – każdy może realizować swoje marzenia”. Podczas krótkiej pogadanki przedszkolakom udało się ustalić, że każdy z nas jest na swój sposób inny, różnimy się pod wieloma względami i ta inność i różnorodność jest naturalną rzeczą. Osoby z zespołem Downa żyją wśród nas. Tak jak my bawią się, śmieją i spełniają swoje marzenia – bez względu na różnicę w liczbie chromosomów. Dopełnieniem obchodów Światowego Dnia Zespołu Downa było założenie dwóch niepasujących skarpetek, symbolizujących niedopasowane chromosomy. Każdy przedszkolak przyniósł dodatkowo po jednej skarpetce, którymi barwnie udekorowano przedszkolne korytarze. W ten sposób chcieliśmy pokazać, że integrujemy się z osobami z zespołem Downa i ich rodzinami. Drugiego kwietnia obchodzony jest Światowy Dzień Świadomości Autyzmu. W tym dniu Skrzaty przyszły do przedszkola ubrane na niebiesko. Dla rodziców przygotowaliśmy niebieskie wstążeczki, by również z nami włączyli się do przedsięwzięcia. Wzięliśmy udział w ogólnopolskiej akcji „Na niebiesko dla autyzmu” Fundacji SYNAPSIS oraz „Polska na niebiesko” Fundacji JiM. O godz. 11:00 dzieci, ich rodzice oraz zaproszeni goście zebrali się w przedszkolnym ogrodzie, by w geście solidarności z osobami z autyzmem i ich rodzinami zatańczyć radośnie do piosenki „Happy”. Integracja zaczyna się w przedszkolu 7 Ogromnie ważne jest kształtowanie prawidłowej postawy wobec osób niepełnosprawnych od wczesnego dzieciństwa. W naszej placówce od zawsze propagujemy ideę integracji. Nie można w kilku zdaniach opisać całego dobrodziejstwa wynikającego z przebywania razem dzieci niepełnosprawnych i zdrowych. Dziecko wychowujące się ze swoimi niepełnosprawnymi rówieśnikami jest osobą wrażliwą na potrzeby innych ludzi, mniej egocentryczną, pozbawioną egoizmu. Wychowanek niepełnosprawny, funkcjonując wśród dzieci zdrowych, jest bardziej samodzielny, uczy się przez obserwację, lepiej się komunikuje, wykazuje większą sprawność fizyczną oraz intelektualną. oprac. Magdalena Paterek Trudne początki i codzienna praca Aby lepiej zrozumieć ideę integracji, należy najpierw wyjaśnić jej sens. Integracja w systemie kształcenia polega na nauczaniu i wychowywaniu dzieci z odchyleniami od normy w masowych placówkach oświatowych, na tworzeniu warunków do wspólnej zabawy i nauki dzieci w inny sposób zróżnicowanych. Konieczne stało się zatem tworzenie w naszym środowisku społecznym takich warunków dla rozwoju, nauki i spędzania czasu wolnego przez dzieci niepełnosprawne, które umożliwiłyby im wychowywanie się w naturalnym środowisku i korzystanie ze wszystkich stopni szkolnictwa. Najistotniejsze zmiany w działalności naszego przedszkola dotyczące integracji przyniósł rok szkolny 1991/1992. W filii budynku utworzono oddział dla dzieci specjalnej troski. Decyzją władz kuratoryjnych w roku szkolnym 1992/1993 oddział ten został przekształcony w integracyjny. Założeniem ówczesnej dyrektorki Krystyny Muchewicz i nauczycieli Przedszkola nr 9 było stworzenie szansy wspólnego przebywania, uczenia się i zabawy dzieciom o różnym poziomie rozwoju i stopniu sprawności psychofizycznej. Początki prowadzenia oddziałów integracyjnych były trudne, gdyż wiele spraw związanych z organizacją pracy w grupach realizowaliśmy metodą prób i błędów. Jednak w końcu wypracowaliśmy system prowadzenia zabaw i zajęć w tych grupach. Idea integracji, będąca skutkiem zapotrzebowania społecznego, uzyskała pełną akceptację, popartą przepisami prawnymi i trwa w naszym przedszkolu do dziś. Każdego roku przybywało dzieci niepełnosprawnych i powstawało coraz więcej oddziałów integracyjnych. Przyjęcie dziecka niepełnosprawnego do grupy często stwarzało różne problemy, których my, wychowawcy, byliśmy już świadomi i przygotowani do ich rozwiązywania. Wiedzieliśmy, że tylko pod tym warunkiem obecność dziecka niepełnosprawnego w grupie jest korzystna dla niego samego i pozostałych dzieci. Adaptacja do przedszkola przebiegała powoli, pierwsze kontakty z grupą były ograniczone czasowo i dziecku często towarzyszyła bliska osoba. Przy planowaniu i organizowaniu zabaw nie zapominałyśmy o mniejszej sprawności manualnej tych dzieci, gorszym rozumieniu poleceń, dużej potrzebie aktywności ruchowej, krótkiej koncentracji i zainteresowaniu wykonywaniem prostych czynności. Pamiętam, jak chłopiec z zespołem Downa uwielbiał towarzyszyć nam, dorosłym, w sprzątaniu, nakrywaniu 8 Integracja społeczna w Chojnicach do stołu. Bardzo szybko opanował samodzielne jedzenie, samoobsługę w łazience i próbował sam się ubierać, coraz lepiej mówił. Dzieci niepełnosprawne nie zawsze włączają się do wspólnych zabaw. Powodem bywa lęk, niezrozumienie zasad zabawy lub nienadążanie za szybko zmieniającą się sytuacją. Zachęcałyśmy więc inne dzieci, aby próbowały dostosować się do potrzeb dzieci niepełnosprawnych. Chciałabym również wspomnieć o przebywających w grupie dzieciach niepełnosprawnych ruchowo. Niezmiernie ważny jest tutaj kontakt z prowadzącym dziecko rehabilitantem w celu uzyskiwania informacji dotyczących możliwości ruchowych dziecka i sposobu postępowania sprzyjającego korygowaniu istniejących zaburzeń. Ważny jest również stały kontakt z rodzicem, który pełni funkcję instruktora i poucza, jaka aktywność ruchowa jest dla dziecka korzystna. Wiele szczegółowych i ważnych informacji uzyskiwałyśmy, korzystając z Arkusza dla rodzica dziecka niepełnosprawnego, w którym rodzic umieszczał wszelkie informacje o swoim dziecku, podkreślał jego mocne i słabsze sfery funkcjonowania. W mojej wieloletniej pracy pedagogicznej dużym wyzwaniem była opieka nad dzieckiem z mózgowym porażeniem dziecięcym. Dzieci te cechuje zwiększona wrażliwość na bodźce i w związku z tym duża męczliwość. Braliśmy to pod uwagę, ustalając czas pobytu dziecka w przedszkolu. Często gdy dziecko czuło się szczególnie zmęczone, niecierpliwe, płaczliwe, matka odbierała je wcześniej z przedszkola. Szybko zrozumiałam, jak ważne jest, aby dziecko niepełnosprawne jak najwcześniej trafiło do grupy rówieśniczej. Mimo iż na początku pojawił się dodatkowy problem, związany z wyjaśnieniem dzieciom, dlaczego ich koledzy nie poruszają się jak one lub zachowują się inaczej, zwykle wystarczała krótka rozmowa. Z biegiem czasu obserwowałam, jak dzieci niepełnosprawne zyskują sobie sympatię rówieśników i jakże częstą pomoc w różnych sytuacjach. Dzieci z chęcią, a nawet z radością wspomagały swoich słabszych kolegów w karmieniu, ubieraniu, przemieszczaniu się, podawaniu zabawek, coraz częściej organizowały wspólne zabawy. Bardzo trudnym i niezwykle ważnym wyzwaniem była dla nas, wychowawców, praca z dzieckiem z zaburzonym rozwojem mowy i z niedosłuchem. Trzeba było wykazać się dużym doświadczeniem i umiejętnościami, aby uzyskać tak niezwykle ważny na początku kontakt z dzieckiem, zrozumieć je. Dziecko, z którym komunikacja jest zaburzona, czuje się niezrozumiane i odrzucone. Integracja to ważny proces, który dotyczy również dzieci z autyzmem i dzieci pełnosprawnych. Obie grupy uczą się prawidłowych zachowań społecznych, akceptacji i tolerancji. Dzieci z autyzmem poprzez przebywanie w grupie naśladują prawidłowe zachowania, uczą się interakcji społecznych i wykształcają coraz większą ilość zachowań adaptacyjnych. Ich rówieśnicy natomiast uczą się wrażliwości i troski o inne osoby. W naszej grupie proces włączania dzieci z autyzmem w grupę rówieśników przebiegał stopniowo. Wszystko było zaplanowane, usystematyzowane i krok po kroku wprowadzane. Ogromnie ważna była współpraca z rodzicami (głównie z matkami) dzieci oraz z terapeutą. Na początku większa część pracy z dziećmi przypadała na zajęcia indywidualne. Dziecko wycisza się, uczy nowych umiejętności Integracja zaczyna się w przedszkolu 9 i zadań, które później wykorzystywane są do pracy w grupie. Są dzieci autystyczne, które mają wewnętrzną motywację do przebywania z rówieśnikami. Są również dzieci, gdzie kontakt z rówieśnikami nie stanowi atrakcji i motywacji do działania. Wówczas musimy tę motywację zwiększyć poprzez różnego rodzaju wzmocnienia – nagrody, smakołyki, ulubione aktywności. Dzieci w grupie bardzo naturalnie przyjęły dzieci z autyzmem. Po wyjaśnieniu, z czym chłopcy mają problemy, rówieśników już nie dziwiła ta inność, przeciwnie, często byli dumni, że mogą pomóc. Praca w grupie integracyjnej stawała się efektywniejsza, gdy współpracowaliśmy z rodzicami. Doświadczenie podpowiadało mi, że kontakt z rodzicami nie powinien ograniczać się jedynie do sytuacji, kiedy z dzieckiem dzieje się coś złego. Rodzice dzieci zarówno zdrowych, jak i niepełnosprawnych potrzebują pozytywnych informacji o swoim dziecku. Wykorzystując dotychczasowe doświadczenie i wiedzę, uczyliśmy tolerancji dzieci i ich rodziców. Poważnie traktowaliśmy ewentualne obawy rodziców dzieci zdrowych i wyjaśnialiśmy, że obecność niepełnosprawnego dziecka w grupie w niczym nie zagraża ich dziecku, stwarza mu natomiast sposobność uczenia się tolerancji, większej wrażliwości i zwracania uwagi na potrzeby innych. Nasze przedszkole jako placówka integracyjna istnieje od 22 lat. Pomimo wielu trudności, jakie każda z zatrudnionych w nim osób musi pokonywać, aby podołać wymaganiom związanym ze specyfiką przedszkola, praca z grupą integracyjną daje wiele radości i satysfakcji. Obecność dzieci niepełnosprawnych stała się oczywistością nie tylko dla pracowników, ale również dla sprawnych dzieci i ich rodziców. oprac. Edyta Rudnik Rola integracji Idea integracji w procesie rehabilitacji osób niepełnosprawnych spotyka się z coraz bardziej pozytywnym oddźwiękiem. Jej założeniem jest organizowanie w taki sposób rehabilitacji, by odbywała się ona w naturalnym środowisku społecznym. Światowy Dzień Zespołu Downa Rehabilitant mgr Małgorzata Góra 10 Integracja społeczna w Chojnicach Integracja wywiera duży wpływ na rozwój niezależności dziecka niepełnosprawnego oraz na nawiązanie więzi z rówieśnikami. Umożliwia nie tylko rozwój kontaktów społecznych, ale jest motywacją do podejmowania trudnych przedsięwzięć prowadzących do pokonania problemów, a co za tym idzie – osiągania większej sprawności. Dzieci pełnosprawne i ich możliwości w różnorakich sferach stają się inspiracją, można by rzec „napędem” dla dzieci niepełnosprawnych. Starają się one funkcjonować tak jak ich rówieśnicy. Poprzez ćwiczenia kinezyterapeutyczne oraz masaż wzmacniają kontrolę mięśniową, przyjmując odpowiednie napięcie mięśniowe, usprawniają kończyny, kształtują równowagę, koordynację motoryczną, przygotowują się do konkretnych kontrolowanych działań itd. Pokonują między innymi mechanizmy odpowiedzialne za kształtowanie umiejętności manipulacyjnych i bardziej precyzyjnych ruchów, dążąc do samodzielności. Szczególnie ważne jest również osiągnięcie umiejętności odpowiedniego poziomu orientacji w przestrzeni, uświadomienie sobie swojego jestestwa i dostrzeganie innych. Zakłada to między innymi Metoda Ruchu Rozwijającego Weroniki Sherborne. Urzeka ona swoją naturalnością i prostotą, a popularność zawdzięcza temu, iż jest to system ćwiczeń opartych na relacjach społecznych, przeznaczonych dla wszystkich dzieci, zarówno niepełnosprawnych, jak i pełnosprawnych. Metodę tę stosuje się przede wszystkim w celu integracji, wspomagania rozwoju psychoruchowego, terapii osób niepełnosprawnych. Dzięki ćwiczeniom dzieci kształtują świadomość osoby, schematu ciała i przestrzeni oraz relacji z partnerem. Więzi społeczne chronią przed poczuciem osamotnienia i wywierają dobroczynny wpływ na zaspokojenie potrzeby przynależności i społecznej integracji. Korzystnie wpływają również na dzieci pełnosprawne, ułatwiają różnorodne interakcje, które sprzyjają właściwemu rozumieniu i akceptacji odmienności drugiego człowieka, aktywizują społecznie wartości humanitarne i wzbogacają osobowość. Integracja u dzieci, których niepełnosprawność jest nieodwracalna, pozwoli uruchomić wszystkie potencjalne rezerwy procesu rozwojowego, co przyczyni się do poprawy ich ogólnego stanu zdrowia i funkcjonowania w społeczeństwie. Pozwoli lepiej przygotować do samodzielności, niezależności, a w późniejszym okresie do życia zawodowego. oprac. Małgorzata Góra Integracja w kontekście rozwoju mowy i komunikacji Komunikacja to akt społeczny. Do jej zaistnienia potrzebny jest nadawca i odbiorca. I choć do nawiązania komunikacji wystarczą dwie osoby, to dla kształtowania i rozwoju umiejętności komunikacyjnych potrzebne jest obcowanie z wieloma rozmówcami. Taką możliwość stwarza obcowanie w grupie. Przebywanie wśród rówieśników dla dziecka niepełnosprawnego jest szansą do obserwowania i naśladowania aktów komunikacyjnych. Ponadto buduje się w nim natu- Integracja zaczyna się w przedszkolu Logopeda mgr Patrycja Aubrecht-Prądzyńska 11 Światowy Dzień Świadomości Autyzmu ralna motywacja do mówienia, by osiągać swoje cele i realizować potrzeby. W kontakcie z rodzicem czy innym dorosłym opiekunem często jest tak, że potrzeby dziecka są wyprzedzane i zaspokajane, jeszcze zanim dziecko zdąży je wyrazić. Osoby przebywające z dzieckiem na co dzień mogą rozumieć je bez słów. Aby osiągnąć cel w grupie przedszkolnej, dziecko niepełnosprawne musi porozumieć się z rówieśnikami i spróbować zakomunikować im swoją potrzebę. Dla dzieci prawidłowo rozwijających się takie akty komunikacyjne są niesamowicie wartościowym treningiem umiejętności społecznych i komunikacyjnych. Uczą się one koncentracji nie tylko na słowie mówionym, ale w dużej mierze na mowie niewerbalnej. Potrafią nawiązywać i utrzymywać kontakt wzrokowy, odczytywać emocje z wyrazu twarzy, skupiać uwagę na rozmówcy. Umiejętności te są niezwykle cenne w dzisiejszych czasach, kiedy komunikacja twarzą w twarz bywa zaniedbywana i wypierana za sprawą wysokich technologii. Oprócz rozwijania deficytowych umiejętności komunikacyjnych, dzieci prawidłowo rozwijające się uczą się empatii i zrozumienia wobec osób niepełnosprawnych. Akceptują ich inność i traktują ją naturalnie. Uczą się niesienia pomocy potrzebującym i słabszym w sposób spontaniczny, nieprzymuszony, bezinteresowny i naturalny. Dla dzieci niepełnosprawnych przebywanie w grupie rówieśniczej (zwłaszcza przedszkolnej) stwarza ponadto możliwość uczestniczenia w życiu społecznym i kulturalnym. Uczą się one przestrzegania zasad panujących w grupie, mają poczucie przynależności do niej. Uczestniczą we wspólnych zabawach, wydarzeniach kulturalnych, obchodach ważnych świąt. Dzięki temu w sposób naturalny są włączane w życie społeczne. oprac. Patrycja Aubrecht-Prądzyńska Fot. ze zbiorów NPI „Skrzaty” PODPATRZONE… Podpatrzone… Dzień Dziecka dla uczniów nauczania indywidualnego 13 POMOC IRMINA ŁYSAKOWSKA Przyjaciele z Holandii Fundacja Kienkeurig W wielu miastach, zarówno polskich, jak i zagranicznych, funkcjonują fundacje oraz stowarzyszenia, które niosą pomoc potrzebującym. Zdarza się również, że pomagają one mieszkańcom innych krajów. Przykładem takiego działania jest holenderska Fundacja Kienkeurig, która powstała w 1995 roku w Waalwijk z inicjatywy Josephusa Collarda, pierwszego prezesa fundacji, obecnie Honorowego Obywatela Miasta Chojnice. Od lewej Edmund Piękny i Albert Menheere podczas wręczenia odznaczenia honorowego członka Fundacji Kienkeurig dla Edmunda Pięknego. W tle z lewej strony Jos Collard (fot. archiwum UM w Chojnicach) Przyjaciele z Holandii. Fundacja Kienkeurig 15 Jej celem jest wspieranie lokalnej służby zdrowia w Chojnicach, a w szczególności opieki paliatywnej i opieki nad pacjentami, u których nie ma nadziei na poprawę stanu zdrowia. Organizacja ta pomaga osobom niepełnosprawnym i niemającym wystarczających środków do życia. Do powstania Fundacji Kienkeurig przyczyniły się kontakty polsko-holenderskie. Otóż w czasie II wojny światowej jeden z polskich żołnierzy, Jan Gasparowicz, podczas walk o wyzwolenie Holandii poszukiwał schronienia, które uzyskał w Waalwijk, w domu państwa Collardów. Po wielu latach, w roku 1989, syn Jana Gasparowicza Zenon postanowił odszukać rodzinę Collardów i nawiązać z nią kontakt. Po odnalezieniu jej zatrzymał się w Holandii i rozpoczął poszukiwania pracy. Pomógł mu w tym Jos Collard. Niestety, pobyt Zenona w Waalwijk przerwała nieuleczalna choroba, przez którą musiał wrócić do Polski. Trafił on do chojnickiego szpitala, gdzie podjął leczenie. Podczas pobytu w szpitalu odwiedzał go Jos z rodziną i to właśnie w czasie tych wizyt wygląd szpitala, a przede wszystkim jakość sprzętu medycznego zaniepokoiły Collarda. Postanowił wesprzeć placówkę. W tym celu w 1993 roku zorganizował pierwsze wieczory bingo, podczas których zbierano środki na rzecz chojnickiego szpitala. Przekazanie darów (fot. Marian Nowak) Projekt wspierania i udzielania pomocy rozrastał się, dlatego podjęto decyzję o założeniu profesjonalnej fundacji. Collard uważał, że opieka zdrowotna w Chojnicach zasługuje na wsparcie. Oprócz chojnickiego szpitala pomoc uzyskało wiele innych instytucji i osób, jak np. hospicjum stacjonarne w Chojnicach, Towarzystwo Przyjaciół Hospicjum, Bank Żywności w Chojnicach, Stowarzyszenie Rodzin Zastępczych „Familia”, Dom Dziecka w Tucholi, Dom Pomocy Społecznej w Kamieniu Krajeńskim, rodziny najuboższe, a także przedszkola i szkoły. Wśród przekazywanych darów znalazły się między innymi: łóżka z materacami, skutery, wózki elektryczne, chodziki, sprzęt rehabilitacyjny, telewizory, meble, odzież, zabawki dla dzieci, sprzęt gospodarstwa domowego, przybory szkolne, rowery dziecięce i wózki inwalidzkie. Współpraca z zaprzyjaźnionym Waalwijk zaowocowała także świątecznymi paczkami dla dzieci z rodzin 16 Integracja społeczna w Chojnicach słabych ekonomicznie. Jos Collard nie tylko jako prezes fundacji, ale także jako przyjaciel Chojnic od lat przejawia inicjatywę bezinteresownego zaangażowania i pomocy na rzecz miasta Chojnice, a także buduje partnerskie relacje między społecznościami Chojnic i Waalwijk. Obecnie prezesem Fundacji jest Albert Menheere, który działa w jej organach od 1999 roku. To dzięki jego pracy i zaangażowaniu do Chojnic trafiają dary w postaci sprzętu rehabilitacyjnego, a także elementy wyposażenia dla placówek niosących pomoc mieszkańcom miasta. Albert Menheere kontynuuje dzieło pomocy zainicjowane przez Josa Collarda, wprowadzając i realizując wiele nowych inicjatyw. W kontaktach z miastem Waalwijk pośredniczy Edmund Piękny – Honorowy Obywatel Miasta Chojnice, który od samego początku przekonywał władze Chojnic i Waalwijk do nawiązania stosunków partnerskich między oboma miastami. Jako dowód wdzięczności za współpracę i zaangażowanie 6 stycznia 2010 roku Edmund Piękny otrzymał odznaczenie honorowego członka Fundacji Kienkeurig od ówczesnego zarządu: Josa Collarda, Pieta Penningsa i Alberta Menheere. Szczególne podziękowanie za przekazywaną pomoc dostali również Jos Collard i Albert Menheere. Było nim nadanie tytułu Honorowego Obywatela Miasta Chojnice. Rada Miejska tytuł ten przyznała Josephusowi Collardowi Uchwałą nr LI/52602/02 z dnia 23 września 2002 roku, a Albertowi Menheere Uchwałą nr XXXVIII/447/10 z dnia 26 kwietnia 2010 roku. Ponadto za wieloletnie bezinteresowne wsparcie Jos Collard został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, który wręczył mu 27 maja 2013 roku zastępca ambasadora RP w Królestwie Niderlandów dr Piotr Perczyński. Działania wykonywane na rzecz innych osób przynoszą wiele satysfakcji, zwłaszcza gdy widać efekty naszej pracy. Niewątpliwie praca ta jest często trudna i wymaga pewnych wyrzeczeń, ale jak powiedział Ghandi: „Najlepszą drogą do odnalezienia samego siebie jest zagubienie się w służeniu innym”. Kwartalnik Chojnicki nr 8/2014 KRONIKA chojnicka WYDARZENIE ALINA JARUSZEWSKA Pół wieku „Zeszytów Chojnickich” W czerwcu br. obchodziliśmy półwiecze regionalnego czasopisma popularnonaukowego „Zeszyty Chojnickie”. Inicjatorami wydania pierwszego numeru periodyku w 1964 roku byli trzej chojniccy regionaliści: Witold Look, Franciszek Pabich i Julian Rydzkowski. Od tego czasu ukazało się 29 numerów pisma. Ostatnia edycja ma jednak szczególny charakter, jest to bowiem wydanie jubileuszowe. Program obchodów półwiecza „Zeszytów” był skromny i obejmował trzy wydarzenia. Piątego czerwca br. w galerii muzealnej Kurza Stopa odbyło się otwarte zebranie Chojnickiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, podczas którego prelekcję na temat historii i współczesnego oblicza czasopisma wygłosiła Alina Jaruszewska. Kolejne rocznicowe przedsięwzięcia realizowane były 27 czerwca br. Najpierw delegacja władz miasta i ChTPN z burmistrzem dr. Arseniuszem Finsterem złożyła wiązanki kwiatów na grobach pomysłodawców „Zeszytów” spoczywających na cmentarzu komunalnym, a następnie w ratuszu odbyła się promocja jubileuszowego numeru pisma. W spotkaniu uczestniczyli autorzy artykułów pomieszczonych w tej okolicznościowej edycji rocznika oraz czytelnicy i zaproszeni goście. Ciekawie o trudnych początkach pisma wypowiadał się jeden z jego pierwszych Podczas spotkania członków i sympatyków ChTPN Alina Jaruszewska wygłosiła prelekcję o historii i współczesności „Zeszytów Chojnickich” (fot. Kazimierz Jaruszewski) 20 Kronika chojnicka Władze miasta i przedstawiciele ChTPN złożyli wiązanki kwiatów na grobach pomysłodawców czasopisma (fot. Irmina Łysakowska) redaktorów, Kazimierz Ostrowski. W retrospektywnym numerze znalazły się 22 artykuły i przyczynki oraz jedno podanie: o chojnickim herbie (autorstwa J. Rydzkowskiego). We wszystkich jubileuszowych wydarzeniach uczestniczył burmistrz Chojnic, co podkreśla istotną rolę „Zeszytów Chojnickich” w życiu umysłowym i kulturalnym miasta. Warto również dodać, iż wydawcą numerów 1-17 periodyku było Chojnickie Towarzystwo Kulturalne, zaś kolejne edycje pisma ukazują się staraniem ChTPN i Urzędu Miejskiego w Chojnicach. W promocji jubileuszowego wydania „Zeszytów Chojnickich” wzięła udział delegacja człuchowian z Wiktorem Zybajłą (fot. Marian Nowak) BIBLIOTEKA WERONIKA SADOWSKA Nocne podróże w bibliotece C zy w bibliotece czyta się tylko książki? Wcale nie! Można było się o tym przekonać 25 kwietnia 2014 roku. Tego dnia Stowarzyszenie LekTURa i Miejska Biblioteka Publiczna w Chojnicach zaprosiły mieszkańców na Noc w Bibliotece pod hasłem „Małe i duże w bibliotece podróże”. W godzinach od 19.00 do 24.00 była możliwość zwiedzania wszystkich działów bibliotecznych, a także zakamarków, do których czytelnicy na co dzień nie mają dostępu. Pokaz tańca klasycznego w wykonaniu Laury Wojciechowskiej i Pawła Klundera 22 Kronika chojnicka Uczestnicy Nocy w Bibliotece z zaciekawieniem oglądali pokaz układania kostki Rubika. Sami też spróbowali swoich sił Uczestnicy mogli udać się w podróż do: • krainy tańca, • krainy zabawy, • krainy poezji, • krainy folkloru, • krainy fotografii. Impreza rozpoczęła się w Czytelni, tutaj odbył się pokaz tańców klasycznych i latynoamerykańskich w wykonaniu tancerzy z Akademii Tańca „Piętro wyżej” – Laury Wojciechowskiej i Pawła Klundera. Przez kilkanaście minut można było poczuć się jak na profesjonalnym pokazie. Młodzi tancerze zauroczyli publiczność wykonywanymi przez siebie figurami tanecznymi. W przerwie między pokazem była możliwość obejrzenia książek, w tym albumów, które posiada Czytelnia. Kolejna podróż odbyła się w Wypożyczalni i Czytelni dla Dzieci. Tam dzięki członkom Speedcubingu Chojnice, którzy zajmują się układaniem kostki Rubika na czas, oglądający przenieśli się do krainy zabawy. Pokazu speedcubingu udzielili: Kamil Puczka – brązowy medalista Polski w Skewbie, Filip Wiśniewski, Paweł Leszczyński, Aleksander Wellinski, Tomasz Piechowski – brązowy medalista Polski w układaniu stopami, Tomasz Kubiś oraz pasjonat kostki Rubika Grzegorz Gleński. O tym, na czym Nocne podróże w bibliotece 23 polega układanie kostki Rubika i że jest to głównie praca na algorytmach oraz o chojnickim kole opowiedziała opiekunka Hanna Rudnik-Tarka, psycholog Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Chojnicach. Uczestnicy wyprawy do krainy zabawy mogli nie tylko obserwować mistrzowskie układanie różnorakich kostek, ale także samemu spróbować sił. Pokaz zaciekawił wszystkich, zarówno dzieci, jak i dorosłych. Na ich twarzach dało się zauważyć uśmiechy, radość i podziw dla członków Speedcubingu Chojnice. W Wypożyczalni Literatury Pięknej i Popularnej dla Dorosłych można było zobaczyć najstarsze książki, które posiada MBP, m.in. z XIX wieku Kolejnym punktem programu była wycieczka do działu Gromadzenia i opracowania zbiorów. W tym miejscu czytelnicy dowiedzieli się, jaką drogę pokonuje książka, zanim dostanie się na półkę biblioteczną. Poznali także sposób opracowania dzieła w programie Patron 4. Między poszczególnymi podróżami można było napić się kawy lub herbaty, a także zjeść coś słodkiego. Kraina poezji to miejsce, do którego zabrała wszystkich chojnicka poetka Bernadeta Korzeniewska, która gościła w Wypożyczalni Literatury Pięknej i Popularnej dla Dorosłych. Podczas wieczorku poetyckiego przeczytała kilkanaście swoich wierszy, w tym te, które pochodzą z najnowszych tomików: Znaleziona w malwach i Jak złoty ząb. Spotkanie, przeplatane ciekawostkami z życia osobistego pani Bernadety, wywołało u uczestników wiele różnych emocji. Poza zadumą, która zazwyczaj towarzyszy poezji, obecny 24 Kronika chojnicka był także humor. Śmiech na twarzach uczestników pojawił się, gdy pani Bernadeta zaczęła recytować swoje fraszki, które wręcz wyciągała z rękawa. Dalsza część Nocy w Bibliotece przeniosła się na parter Wszechnicy Chojnickiej. Tam już od drzwi słychać było pobrzmiewające dźwięki muzyki folklorystycznej i biesiadnej. Na korytarzu przy Czytelni i Wypożyczalni Naukowej odbył się krótki koncert w wykonaniu muzyków: Karola Knittera, Błażeja Knittera i kleryka Tomasza Szmaglika, którym towarzyszyła Marta Drywa. Zebrana publiczność szybko poczuła rytm prezentowanej przez wykonawców muzyki. Publiczność nie tylko słuchała, ale także wzięła udział w koncercie, śpiewając i tańcząc. Podróże, do których LekTURa i MBP zabrały uczestników, to tylko część atrakcji Nocy w Bibliotece. Dodatkowo można było zwiedzać magazyny, w których przechowywane są książki czy czasopisma. Zaskoczeniem dla zebranych była prasa introligatorska, która cieszyła się dużym zainteresowaniem. Warto także wspomnieć o przygotowanych przez bibliotekarzy wystawach znajdujących się w niektórych działach. Były to: wystawa starych multimediów (można było zobaczyć na niej urządzenia multimedialne, które dziś przeszły już do lamusa, m.in. stare multimedia do słuchania muzyki, w tym adapter, płyty winylowe, taśmy magnetyczne szpulowe i kasety magnetofonowe, a także stare multimedia filmowe), wystawa najstarszych książek w zbiorach biblioteki (znalazły się na niej woluminy z XIX czy XX w.) oraz ekspozycja poświęcona folklorowi, w tym kulturze kaszubskiej. Muzyka folklorystyczna i biesiadna, mimo późnej pory, nie pozwoliła myśleć uczestnikom o zmęczeniu Nocne podróże w bibliotece 25 W Mediatece można było zobaczyć stare projektory, aparaty fotograficzne, a także slajdy, które już dziś nie są używane Noc zamknęła podróż do krainy fotografii i loteria z nagrodami. Uczestnicy wydarzenia udali się ponownie do Czytelni, w której mogli podziwiać wystawę zdjęć Anny Zajkowskiej, fotografa z zamiłowania. Ekspozycja przedstawiała artystyczne podejście choćby do faktur, okien i odbić. Młoda artystka na co dzień pracuje jako fotoreporterka w „Czasie Chojnic”, dodatkowo prowadzi też warsztaty fotografii w Samorządnym Centrum Młodzieżowym, podczas których wraz z innymi stosuje nowe techniki w fotografii. Niektóre z nich była okazja zobaczyć podczas wernisażu. Punktem kulminacyjnym imprezy było losowanie nagród książkowych, które wzbudziło mnóstwo emocji. Uczestnicy Nocy w Bibliotece wyrazili pozytywną opinię na temat minionego wydarzenia. Już tego samego dnia pojawiały się pytania o przyszłoroczne atrakcje. Zebrani zdecydowanie zapowiedzieli uczestnictwo w kolejnej imprezie tego typu. Fot. ze zbiorów MBP w Chojnicach REGION JANINA KOSIEDOWSKA Jubileusz przyjaciół z Lipusza S iedemnastego maja 2014 roku delegacja chojnickiego oddziału ZKP uczestniczyła w uroczystościach jubileuszowych z okazji 30. rocznicy powstania Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Lipuszu. Lipusz, po kaszubsku Lëpùsz, to duża gminna wieś kaszubska w powiecie kościerskim, malowniczo położona wśród lasów nad Wdą. Już w XIV wieku istniała tu parafia, obecnie w centrum wsi stoi – czwarty z kolei – kościół, zbudowany w latach 60. XIX stulecia, a nieopodal, powstały w tym samym czasie, kościół ewangelicki, w którym dziś znajduje się Muzeum Gospodarstwa Wiejskiego, chętnie odwiedzane przez turystów. Wizytówką Lipusza jest też drewniany młyn na Wdzie, znajdujący się w samym środku wsi. W tym miejscu trzeba koniecznie dodać, że Lipusz został uwieczniony na kartach znakomitego dzieła literatury kaszubskiej, powieści Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigòdë Remùsa. To w Lipuszu-Lipnie osiadł na stałe bohater książki – Remus – i stąd wyruszał ze swoją karą pełną książek na wędrówki po Kaszubach w poszukiwaniu tego, który ùretô królewiónkã i zapadłi zómk. Idea i duch zawarte w dziele Majkowskiego są tu wciąż żywe. Powstanie Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego (14 maja 1984 r.), jak mówią sami lipuszanie, zrodziło się z ich wewnętrznej potrzeby, z troski o to, by nie zaginęła mowa starków, by zachować i rozwijać piękno i kulturę Kaszub i Pomorza. I dodają, że właśnie dzięki ZKP mogą kultywować tradycje kaszubskie, gdyż stowarzyszenie to skupia ludzi mających wspólne cele i dążenia, dbających o dobro Małej Ojczyzny. Od chwili powstania przez prawie 15 lat (do października 1998 r.) działalnością Oddziału ZKP w Lipuszu kierowała Felicja Baska-Borzyszkowska, której mieszkańcy zawdzięczają bardzo dużo, włącznie z obecnością języka kaszubskiego w miejscowej szkole. W tym okresie odbywały się rozliczne spotkania z czołowymi postaciami związanymi z kulturą, literaturą kaszubską, Zrzeszeniem. Byli tu m.in. Jerzy Samp, Józef Borzyszkowski, Stanisław Pestka, Stanisław Janke, Władysława Wiśniewska, występowały zespoły regionalne z Brus, Karsina, Parchowa. Liczne inicjatywy skierowane do całej okolicznej społeczności, mające na celu pielęgnowanie bogactwa kultury kaszubskiej, upamiętnienie przeszłości, były Jubileusz przyjaciół z Lipusza 27 Boże Ciało, 10 VI 2004 r. (fot. z archiwum Oddziału ZKP w Lipuszu) – i są do chwili obecnej – realizowane m.in. wspólnie z domem kultury, gminnym samorządem, Kościołem. Kaszubi to religijni ludzie, nie dziwi więc aktywny udział lipuskich zrzeszeńców w uroczystościach parafialnych, np. dożynkach, pielgrzymkach, święcie Bożego Ciała – w 1990 roku przygotowali feretron Matki Boskiej Lipuskiej, obraz na szkle namalował działacz miejscowego partu Antoni Janke. W 1991 roku Oddział uzyskał na długi czas własne lokum w budynku kaplicy katechetycznej, tzw. Paradnicã. Od 1992 roku posiada sztandar, a hasło na nim widniejące potwierdza sens działalności lipuskich Kaszubów: ŻYJ KASZËBSKÔ!, którzy są mu wierni po dziś dzień. To dzięki staraniom członków ZKP w 2000 roku w kościele poewangelickim otwarto Muzeum Gospodarstwa Wiejskiego, a jego społecznym kustoszem jest Franciszek Lipiński. Ważnym wydarzeniem w działalności lipuskiego partu były zorganizowane 9 grudnia 2010 roku „Imieniny Jana Karnowskiego”. Główna uroczystość odbyła się pod Tuszkowską Matką, legendarną kilkusetletnią sosną, rosnącą przy leśnym dukcie Lipusz – Tuszkowy. (Przed laty tym traktem podążały kondukty pogrzebowe z Tuszków na cmentarz w Lipuszu. Legenda głosi, że drzewo wyrosło w miejscu pochowania najstarszej mieszkanki wsi Tuszkowy.) Miejscowi i przybyli goście (w tym chojniccy zrzeszeńcy) obejrzeli niezwykłą inscenizację utworu Jana Karnowskiego Ścinanie kani. Niezapomnianą chwilą było złożenie przez uczestników spotkania przysięgi: Mdã miôł 28 Kronika chojnicka starã, cobë naji mòwë, co ją Pón Bóg dôł, nie przëkrëłë grobë. Słowa Karnowskiego, płynące w blasku pochodni, odbiły się echem wśród drzew, dając znak, że Kaszubi nie zapominają o swoich korzeniach. Dalsza część uroczystości odbyła się w lipuskim Gminnym Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji, a jej zwieńczeniem – jak i całego projektu realizowanego przy okazji „Roku Jana Karnowskiego” – była promocja opublikowanego dramatu poety Ścinanie kani. Lipuszanie lubią aktywnie spędzać czas, uważają, że wspólne wędrówki po Kaszubach (autokarowe, rowerowe, piesze), imprezy towarzyskie łączą, zacieśniają więzy między ludźmi, co procentuje w przyszłości wzmożoną działalnością dla wspólnego dobra. Świadomość tego mieli kolejni prezesi oddziału: Mirosław Ebertowski, Kazimierz Bekisz i obecna prezes Barbara Lemańczyk. O bogatej działalności świadczy kilka tomów oddziałowej kroniki, prowadzonej od lat przez długoletnią sekretarz Adelę Lipińską. Kronika „ma dla nas sentymentalną wartość. Kiedy nas już nie będzie, pozostanie jako pamiątka dla potomnych. Myślę, że (…) będzie dla nich stanowić bezcenne źródło historyczne” – mówi z przekonaniem p. Adela. Na pewno chętnie wertują jej kolejne karty kanadyjscy Kaszubi, wśród których jest wielu potomków emigrantów z Lipusza i okolic. W 2004 roku po raz pierwszy Kaszubi z Kanady odwiedzili Lipusz i odtąd przyjeżdżają Franciszek Lipiński w roli Miotka w „Spiącym Wòjskù” – chojnicka premiera, 20 X 2007 r. (fot. z archiwum chojnickiego Oddziału ZKP) Jubileusz przyjaciół z Lipusza 29 Poczty sztandarowe ZKP z Lipusza i Chojnic na Zjeździe Kaszubów w Bytowie, 4 VII 2009 r. (fot. z archiwum chojnickiego Oddziału ZKP) tu rokrocznie. Lipuszanie bardzo sobie cenią te kontakty. Tak samo chętnie podtrzymują więzi z innymi oddziałami ZKP, z wieloma są zaprzyjaźnieni. Początek przyjaźni (to nie przesada) między partami w Chojnicach i Lipuszu przypada na 2007 rok, w którym Zrzeszenie obchodziło „Rok Księdza Bernarda Sychty”. Chojniczanie podjęli się realizacji przedstawienia według dramatu księdza Sychty Spiącé wòjskò, ale… brakowało odtwórcy głównej roli. Felicja Baska-Borzyszkowska, która reżyserowała przedstawienie, przywiozła Miotka… z Lipusza. W tę rolę wcielił się Franciszek Lipiński, a jego żona Adela suflerowała. Można by rzec: i tak to się zaczęło. Po chojnickiej premierze z przedstawieniem pojechaliśmy – nie mogło przecież być inaczej! – także do Lipusza. Od razu poczuliśmy się tam jak w rodzinie! (Z obopólną radością i sympatią spotykamy się też na różnych uroczystościach i imprezach ogólnozrzeszeniowych czy organizowanych przez inne oddziały.) Odtąd prezentujemy lipuszanom każdy nasz kolejny spektakl; w grudniu ub.r. – Roczëznã Stanisława Janke, poety i pisarza rodem z Lipusza, którego dziełem jest też kaszubski przekład Pana Tadeusza. Dwudziestego czwartego listopada 2011 roku w miejscowym GOKSiR lipuszanie pokazali własne premierowe przedstawienie – była to Rozmòwa Pòlôcha z Kaszëbą Floriana Ceynowy, w reżyserii Felicji Baska-Borzyszkowskiej. Włączyli się w ten sposób do zrzeszeniowych obchodów „Roku Floriana Ceynowy”, budziciela ludu kaszubsko-pomorskiego. 30 Kronika chojnicka Kaszubska biesiada, 23 VI 2013 r. (fot. z archiwum Oddziału ZKP w Lipuszu) Obecni działacze kontynuują wędrówkę po niegdyś obranej ścieżce. Organizują spotkania ze znaczącymi w kręgu kaszubskiej, szeroko pojętej, kultury osobowościami: bywają w Lipuszu artyści, pisarze i poeci, działacze regionalni. Promuje się tu kaszubską książkę i organizuje kaszubską biesiadę, pielęgnuje pamięć o zmarłych działaczach i prowadzi edukację regionalną wśród dzieci i młodzieży. Organizowane są wieczory kolęd i kaszubskie jasełka. Z pełnym przekonaniem można orzec, że wśród mieszkańców tej kaszubskiej wsi i w jej okolicy znalazło się wielu, którzy z poświęceniem pracowali i pracują po to, by ùrëtac królewiónkã i zapadłi zómk. RECENZJA MARIUSZ BRUNKA Sami swoi, czyli… raz jeszcze o Kosznajderii B iałe i czarne, teiści i ateiści, dobrzy i źli… Przeciwieństwa są wszechobecne, prowadząc nader często do pozornych lub rzeczywistych sprzeczności. Postrzeganie Polaków i Niemców dla wielu jest modelowym przykładem dla tej ostatniej. Z drugiej strony, przypatrując się nieco bliżej obu pomorskim żywiołom – słowiańskiemu i germańskiemu – skonstatowalibyśmy bardzo szybko, że tylko w oczach skrajnych nacjonalistów są one, każda dla siebie – czymś jednorodnym. W odniesieniu do naszego lokalnego dziedzictwa przeczy takiemu podejściu chociażby tak bliska nam Kosznajderia. Wydana nakładem Lokalnej Grupy Działania Sandry Brdy w Chojnicach praca zbiorowa pod redakcją Jerzego Szwankowskiego – Kosznajderia. Dzieje niemieckiej enklawy osadniczej na Pomorzu Gdańskim pozwala prześledzić losy tej grupy etnicznej na szerokim tle historycznym. Ich ziemia bowiem, której geografia i losy prehistoryczne stoją u podstaw osadnictwa słowiańskiego oraz skomplikowanego udziału Pomorza w procesie powstawania wczesnośredniowiecznej Polski, dzieliła los Pomorza Nadwiślańskiego. Stykające się wpływy polskiej ludności osiadłej z przybyszami z Zachodu stworzyły tu swoisty etniczny konglomerat – źródło przyszłych sukcesów, ale i częstych problemów tej dzielnicy. Przybysze przynosili wprawdzie ze sobą wyższą kulturę rolną czy sprawniejsze formy organizacji życia zbiorowego, stając się zarazem narzędziem zamierzeń politycznych władców. Jeśli ci ostatni pochodzili z „panów przyrodzonych”, jak chociażby książęta pomorscy, osadnictwo nie powodowało jeszcze zarzewia konfliktu. W przypadku jednak sytuacji, gdy ziemie słowiańskie znalazły się pod rządami niemieckiego zakonu krzyżowego, pojawił się problem oceny postaw osadników i ich potomków z punktu widzenia lojalności wobec ludności tubylczej. I jest to problem badawczy, z którym musieli się zmierzyć autorzy naszego opracowania. O ile dzieje przedhistoryczne dają tylko swoiste wprowadzenie do dziedzictwa historycznego (część opracowana przez J. Sikorę i Ł. Trzcińskiego), na bazie którego ukształtowała się przyszła Kosznajderia, o tyle powstanie i rozwój w dobie krzyżackiej osadnictwa niemieckiego pomiędzy Chojnicami a Tucholą (część opracowana przez S. Zonenberga) stanowi zasadniczy moment, w którym specyfika tego rejonu nabrała 32 Kronika chojnicka nowego akcentu. Od tej pory mamy u wrót Chojnic zwartą grupę społeczną, połączoną wspólnym pochodzeniem, doświadczeniem życiowym, zajęciem, językiem i religią. Z tej perspektywy są Kosznajdrzy dziedzictwem świadomej krzyżackiej polityki osiedleńczej. Dziedzictwo to z kolei, na gruncie II pokoju toruńskiego (1466), z powodzeniem potrafiło się zaadaptować do warunków ustrojowych, jakie ukształtowały się w Rzeczypospolitej Obojga Narodów (część opracowana przez A. Grotha), chociaż silny prusko-niemiecki charakter Pomorza Gdańskiego łatwo poszerza ilość owych narodów formalnie tworzących polsko-litewską unię. Na tle bowiem Polski przedrozbiorowej była Kosznajderia typowym przykładem ludności osiadłej, korzystającej z pełni swych praw stanowych; a w pewnym sensie, wobec przywiązania do katolicyzmu, znacznie bliższa zarazem przeważającej ilości szlachty aniżeli swym protestanckim, mieszczańskim ziomkom, chociażby z pobliskich Chojnic. Ponadto, o ile akcję stanów pruskich na rzecz związania się z Polską należy postrzegać przede wszystkim jako wyraz emancypacji bardzo silnych miast tej dzielnicy, a także aspiracji szlachty pruskiej do uzyskania podobnych przywilejów, jakimi cieszyli się w monarchii Jagiellonów panowie polscy i litewscy, o tyle chłopi, w tym i kosznajderscy, nie stanowili elementu, który mógłby odgrywać istotną siłę dla którejkolwiek ze stron narodowego lub religijnego konfliktu. Szkoda, iż ten aspekt nie został w opracowaniu bardziej uwypuklony, gdyż w dużym stopniu określa on chyba swoistą odrębność Kosznajderii na tle dominującej na Pomorzu niemczyzny. Wpływa on zarazem na ocenę kolejnego okresu, już w dobie zaborów (część opracowana przez J. Szwankowskiego), którą niefortunnie jej autor OSZNAJDERIA określił mianem „powrotu na niemieckie łono”. W świetle zasadniczej różnicy, jaką charakteryzowało się państwo krzyżackie na tle państw dynastycznych, w tym monarchii brandenbursko-pruskiej, trudno uznać to za trafne ujęcie. Najlepiej świadczy o tym, pomimo początkowych złudnych nadziei, w sumie pełne rezerwy stanowisko niemieckich katolików Pomorza wobec wciąż podkreślanego luterańskiego etosu państwa Hohenzollernów. Ciekawe, że kosznajderskim wyborcom bliżej było częstokroć do bawarskich Niemców aniżeli pruskich rodaków. Trafniej prezentuje się na tym tle opis kosznajderskiego międzywojnia (część opracowana przez W. Jastrzębskiego), w którym udało K Sami swoi, czyli… raz jeszcze o Kosznajderii 33 się oddać w sumie pełen niechęci stosunek odrodzonego państwa polskiego do swoich mniejszości. Jakże inaczej przedstawia się to w porównaniu z dziejami przedrozbiorowymi, lecz i XX wiek był przecież okresem, w którym nie tylko w pełni wykrystalizowały się narody, ale i w dużym stopniu sformułowały wybitnie przeciwstawne wobec siebie programy polityczne. I takie podejście zatriumfowało na Pomorzu po 1939 roku w obu swych totalitarnych odsłonach (brunatnej i czerwonej), w wyniku których pierwsza doprowadziła do tego, że ostatecznie zdecydowana większość Kosznajdrów wybrała Niemcy; w wyniku drugiej z kolei społeczność ta doznała wszystkich konsekwencji poprzedniego wyboru… Zauważony w opracowaniu fakt, że spora liczba obecnych mieszkańców ziemi chojnickiej może wylegitymować się swoim kosznajderskim pochodzeniem, wymagałby rozwinięcia. Zadania tego powinni się podjąć specjaliści różnych dziedzin (np. genealogii, socjologii, kulturoznawstwa), albowiem wielowątkowy jest w tym kontekście problem postępującego procesu narodowej asymilacji i jego skutków. Kosznajderia dziś to bowiem coś więcej aniżeli tylko nieco materialnych pamiątek i garść wzmianek w dostępnych źródłach; to w dużym stopniu część tego, co wciąż nas określa, nawet wtedy jeżeli nie oznacza już tego samego, co znamy tylko z historii. W skali „makro” dla tego rodzaju dziedzictwa swoistym odniesieniem mogą być wciąż tak bliskie Polsce Kresy. W tym ujęciu jest Kosznajderia dla nas regionalnym mitem, zbiorem przywołań tłumaczących niegdysiejsze wydarzenia i społeczne relacje. Jest krainą frapującą i wciąż wywołującą głód głębszego poznania; niemniej niebezpieczną poznawczo w przypadku nazbyt uproszonych opisów. Stąd, jak możemy przypuszczać, nie mamy do czynienia z ostatnim opracowaniem na ten temat… Wydana praca, pomimo bardzo szerokiego ujęcia historycznego, zachowała spójny charakter. Autorzy poszczególnych rozdziałów umiejętnie kierują czytelnika na najważniejsze elementy kosznajderskiego dziedzictwa w danej epoce, nie zapominając zwłaszcza o życiu codziennym tej społeczności. Mamy więc obraz stosunkowo pełny i czytelny. Jak zawsze w przypadku zbiorowości już nieistniejących zdarzać mogą się pomyłki czy nieścisłości. Postrzegać je jednak należy w odniesieniu do niegdysiejszej perspektywy, a już za niedopuszczalne wydaje się sprowadzanie wysiłku badawczego kogokolwiek do zwykłego pretekstu dla słabo uzasadnionej krytyki. Nie sposób nie podkreślić wysokich walorów edytorskich książki. Dowodów profesjonalizmu wydawniczego Przedsiębiorstwa Marketingowego LOGO z Bydgoszczy nie brakuje, ale w tym konkretnym wypadku umiejętności te znalazły również niezwykle mocne wparcie ze strony samego wydawcy. Nie pożałowano więc grosza, a efekt zadowoli każdego miłośnika książki, jako swoistego obiektu sztuki edytorskiej. Szkoda tylko, iż całość nie mogła znaleźć swojego dopełnienia w dodatkowej, niemieckiej wersji językowej. Powinniśmy pamiętać, iż co do zasady dzieje naszego regionu mogą zainteresować wyłącznie naszych zachodnich sąsiadów. Tam powinniśmy szukać wciąż niewykorzystanych źródeł i tam powinniśmy znajdować nowych czytelników… W zjednoczonej Europie zdolność ponadnarodowej prezentacji dorobku regionalistyki należy 34 Kronika chojnicka do istotnych zadań integracji. Obok ogólnej wiedzy o Francji, Hiszpanii czy Niemczech, coraz większą wartość ma wiedza o dorobku takich regionów, jak Bretania, Katalonia czy Saksonia… Europejczycy chcą i powinni więc mieć szansę na uzyskanie większej wiedzy o Pomorzu, Mazowszu czy Śląsku. Na koniec wypadałoby na tle tego opracowania odnieść się pokrótce do kwestii bardziej aktualnej. Czy aby współcześnie napływający imigranci w równym stopniu współprzyczyniają się do naszego rozwoju, jak czynili to Kosznajdrzy? W mojej ocenie – jest taka szansa! Ponieważ w najbliższych dziesięcioleciach musimy się spodziewać, iż pośród różnych fal imigrantów kierujących się do Europy część z nich zdecyduje się budować swoją przyszłość na ziemi chojnickiej, powinniśmy jako wspólnota samorządowa mieć na ten temat wypracowane stanowisko. Postulowaną europejską otwartość i zdolność do budowania wspólnych relacji z innymi wypadałoby uzupełnić swoistą wizją takich stosunków lub przynajmniej określonym dobrym przykładem z przeszłości. Taką rolę do pewnego stopnia mogłoby odgrywać kosznajderskie dziedzictwo. Akceptacja dla odrębności i szacunek dla zachowania własnej tradycji, połączone z obowiązkiem zachowania wierności wobec kraju osiedlenia, zdają się dobrymi podstawami do budowania nowoczesnego, wielokulturowego społeczeństwa. Nie będzie to oczywiście proces łatwy i zawsze bezkonfliktowy, zwłaszcza ze względu na wciąż bardzo silną PRL-owską fikcję formalnie jednolitego etnicznie państwa polskiego. Dzięki jednak multikulturowym tradycjom Pomorza możemy odnaleźć nawiązanie do „dobrych praktyk” z przeszłości, pozwalające zarazem na budowanie lepszej przyszłości przez tych osiadłych z dawna, jak i pozyskanych niedawno… W ostatecznym rachunku liczy się przecież tylko to, co stanowić będzie wartość dodaną takich relacji… TEATR PIOTR RUTKOWSKI Spektakl „Heysel” Chojnickiego Studia Rapsodycznego D wudziestego dziewiątego maja 1985 roku na brukselskim stadionie Heysel odbył się finałowy mecz Pucharu Europy pomiędzy zespołami FC Liverpool a Juventus Turyn. Mecz pokazało około 60 stacji telewizyjnych, wśród nich Telewizja Polska. Podczas tego historycznego wydarzenia pomiędzy kibicami rywalizujących drużyn doszło do starć. Fani Liverpoolu przedarli się przez ogrodzenie i zaatakowali kibiców Juventusu. Włoscy kibice zaczęli uciekać, tratując się nawzajem, część osób została przygnieciona trzymetrową ścianą. Śmierć poniosło 39 osób. Pomimo tych zdarzeń mecz został rozegrany. 36 Kronika chojnicka Wydarzenia te zainspirowały twórców spektaklu „Heysel”, który powstał przy współpracy z Wydziałem Edukacji Starostwa Powiatowego w Chojnicach w ramach projektu „Kibicuję Bezpiecznie”, do którego scenariusz napisany został przez Marię Cyganowicz oraz Emilię Piątek. Spektakl wyreżyserował Grzegorz Szlanga, opiekun i założyciel Chojnickiego Studia Rapsodycznego. Studio jest amatorskim teatrem niezależnym, działającym od 2004 roku. Na koncie teatru jest sporo nagród – do najważniejszych należy Nagroda Główna na Windowisku 2009 za spektakl „Bon Voyage”, dwukrotne Grand Prix na Ogólnopolskim Festiwalu Luterek w Wejherowie za spektakl „Lekcja” oraz „Bóg się rodzi”, cztery nagrody na festiwalu SOFT 2011 w Olsztynie za spektakl „Dzieło sztuki” oraz stypendium artystyczne dla założyciela Studia za najlepszą reżyserię na festiwalu Windowisko 2011. Grzegorz Szlanga wraz z aktorami z Chojnickiego Studia Rapsodycznego prezentują spektakl, który został określony mianem profilaktycznego. Nakłania on do przeanalizowania obrazów i słów, które odnoszą się do wrażliwości każdego odbiorcy. Obok tej sztuki nie można przejść obojętnie. Już podczas pierwszej sceny widz zapoznaje się z ogólną klasyfikacją kibiców, podziałem na „Ultrasów”, „Animalsów” czy „Hooligansów” oraz ich zaangażowaniem w sprawy klubów. Interesującym zabiegiem jest przedstawienie subiektywnego podejścia do tematyki samych kibiców. Postacie przewijające się przez scenę przedstawiają wydarzenia przed i po rozpoczęciu meczu – ignorancja organizatorów, postawa piłkarzy Spektakl „Heysel” Chojnickiego Studia Rapsodycznego 37 oraz dramat zwykłych ludzi po utracie bliskich im osób ukazane zostały w sposób skłaniający do refleksji. Elementem wspólnym dla poszczególnych scen są przeplatające je nagrania, przedstawiające autentyczne zdarzenia ze stadionu Heysel w 1985 roku. Scenografia jest minimalistyczna – została stworzona przez rzutnik wyświetlający wspomniane wyżej szokujące materiały oraz grę świateł i cieni. W spektaklu występuje sześcioro aktorów, z których większość wciela się w kilka postaci; kostiumy są proste – zarówno piłkarze, jak i pozostałe postacie noszą stroje współczesne, nienawiązujące do lat 80. ubiegłego wieku. Spektakl jest niezwykle mocny w wyrazie, do czego przyczyniła się doskonała gra aktorska. W scenariuszu zastosowano zabieg przedstawienia indywidualnych historii postaci, które połączyła tragedia. Niewątpliwym atutem reżyserii są wstrząsające sceny, które prowadzą widza do głębokiej refleksji, stopniując napięcie i świetnie budując nastrój. Przedstawienie przeszło próbę kilkunastu wystawień, podczas których stykało się z bardzo zróżnicowaną widownią. Szczególnie należy wspomnieć o spektaklach zagranych przed młodzieżą, będącą niezwykle trudnym odbiorcą. Charakterystyczna jest cisza, która zapada po wybrzmieniu ostatniego aktu – bez wyjątku podczas każdego z wystąpień. Prapremiera spektaklu miała miejsce w Chojnickim Domu Kultury 18 grudnia 2013 roku. Dzięki przychylnej ocenie obecnej na sali dyrektor Wydziału Profilaktyki Departamentu Nadzoru MSW Elżbiety Rusiniak spektakl zaprezentowany został na konferencji podsumowującej realizację programu „Razem bezpieczniej” w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w Warszawie. Do sukcesów „Heysel” zaliczyć można wyróżnienie zdobyte podczas festiwalu w Grudziądzu w 2014 roku, zaproszenie do Konina na inaugurację IX Przystanku PaT oraz zaproszenie Wojewódzkiej Komendy Policji w Łodzi do wzięcia udziału w projekcie promującym bezpieczeństwo na stadionach i kształtowanie zachowań społecznych wśród dzieci i młodzieży. Pomimo niezwykle trudnej tematyki poruszanej w „Heysel”, zainteresowanie spektaklem nie słabnie, owocując zaproszeniami z całej Polski. Jest to spowodowane jego uniwersalizmem, klarownym przekazem oraz aktualnością poruszanych problemów, a wszystko to połączone zostało wyśmienitą reżyserią Grzegorza Szlangi. Szczególnie cieszy fakt, że „Heysel” jest kolejnym przyczynkiem do rozsławiania Chojnic. Reżyseria: Obsada: Grzegorz Szlanga Paulina Kosiedowska, Klaudia Podolska, Kamila Puchalska, Damian Szmagliński, Piotr Rutkowski, Łukasz Sajnaj Scenariusz: Maria Cyganowicz, Emilia Piątek Oprawa multimedialna: Oliwier Ostach Zdjęcia: Daniel Frymark WYSTAWA ANNA MARIA ZDRENKA Modele historycznych żaglowców wykonane przez Alfreda Matwijewicza J ak wyglądały żaglowce, którymi Krzysztof Kolumb w XV wieku podbijał nowe lądy? Jak wyglądała szebeka algierska – statek żaglowo-wiosłowy pływający po morzach i oceanach w XVIII wieku? Te i inne historyczne żaglowce wiernie odtwarza w miniaturze Alfred Matwijewicz, modelarz z Człuchowa. Trzynaście jego modeli można było oglądać w maju i czerwcu w Czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chojnicach. Alfred Matwijewicz ze swoim ulubionym żaglowcem – Santa Marią Modele historycznych żaglowców wykonane przez Alfreda Matwijewicza 39 Na wystawie w Czytelni MBP można było obejrzeć 13 modeli historycznych żaglowców. Na pierwszym planie fregata francuska La Belle Poule z 1765 roku Modelarstwo jest wielką pasją Alfreda Matwijewicza. Oddał się mu całkowicie, odkąd przeszedł na emeryturę i ma więcej wolnego czasu. – „Zawsze lubiłem majsterkować. Pierwszy żaglowiec zrobiłem w 1946 roku, mając 11 lat” – mówi. A powstał on z kawałka deski i płótna. Pan Alfred mieszkał wtedy w Białym Borze i z kolegami urządzał regaty żaglowców na jeziorze. Gdy chodził do gimnazjum w Człuchowie, to robił szybowce, które puszczał z wieży tamtejszego zamku. Później wykonywał też zabawki, np. czołg z samorobnym silnikiem, który powstał z… dynama rowerowego. Ale jego ulubione modele to żaglowce, bo – jak podkreśla – zawsze ciągnęło go do wody. Pierwsze żaglowce były z kartonu, a te, które teraz powstają, są z okleiny drewnianej. – „Mahoń, świerk, buk, dąb, orzech turecki” – wymienia używane okleiny, podkreślając, że np. orzech jest bardziej kruchy od mahoniu. Żagle wykonuje głównie z etaminy. Czasami zabarwia je herbatą, żeby wyglądały na stare. Żaglowiec na pełnym wietrze Dlaczego właśnie żaglowce? Na to pytanie Alfred Matwijewicz ma zawsze tę samą odpowiedź – przytacza słowa Ernesta Hemingwaya, że najpiękniej wyglądają… kobieta w tańcu, koń w galopie i żaglowiec na pełnym wietrze. I jego żaglowce z rozpiętymi 40 Kronika chojnicka Szebeka algierska z 1760 roku żaglami wyglądają tak, jakby płynęły w daleki rejs na pełnym wietrze. Interesują go tylko historyczne żaglowce – najpiękniejsze okręty, które przemierzały morza i oceany całego świata w okresie od XV do XIX wieku. – „Mój ulubiony żaglowiec to Santa Maria” – mówi, pokazując hiszpańską karakę trzymasztową z 1480 roku. To jeden z trzech żaglowców Krzysztofa Kolumba – obok karawel Pinta i Niña, powstałych ok. 1493 roku. Miniatury tych okrętów także wyszły spod rąk pana Alfreda. W sumie wykonał ok. 40 modeli. Część podarował rodzinie i znajomym, większość stoi dumnie w jego mieszkaniu w Człuchowie. Modele okrętów są najczęściej w skali 1:96, ale także 1:100 czy 1:150. Zdarzają się też w skali 1:200, jak HMS Victory, typowego okrętu liniowego z XVIII wieku. Okręt miał długość 84,4 m, a szerokość 15,8 m, jego załoga liczyła 800 osób. Modelarz korzysta z gotowych wzorów okrętów. Przy pracy dba o szczegóły – są miniaturowe armaty, falkonety, wiosła, kotwice, kabestany czy flagi. Ile czasu zajmuje wykonanie jednego modelu? – „Co najmniej 2 miesiące, przy 4-6 godzinach pracy dziennie” – zdradza. Jeden z modeli robił 8 miesięcy. Był to prezent dla wnuka na dwudzieste urodziny, a że się spieszył, to dwa dni pracował praktycznie bez przerwy. Modelarnię ma w piwnicy bloku, w którym mieszka. Mimo że skończył 79 lat, pan Alfred zapewnia, że nie sprawia mu problemów tak precyzyjna praca, ale przyznaje, że po kilku godzinach bolą go już oczy. Modele historycznych żaglowców wykonane przez Alfreda Matwijewicza 41 Każdy okręt ma swoją historię O każdym swoim żaglowcu może dużo opowiedzieć – kiedy powstał, kto na nim pływał, jakie było ożaglowane i jakie uzbrojenie. Zwraca uwagę na ulubione trzy okręty – Santa Maria, Niña i Pinta, które brały udział w pierwszej wyprawie Kolumba. – „Niña właściwie nazywała się Santa Clara. Najwięcej dokumentacji jest o Santa Marii, trochę mniej o Niñie, a nikt dokładnie nie wie, jak wyglądała Pinta” – opowiada. I dodaje, że w 2003 roku Amerykanie znaleźli u wybrzeży Haiti wrak Santa Marii, który spoczywa pod wodą od ponad 500 lat. Równie ciekawie mówi o pozostałych okrętach. Jest wśród nich angielski galeon handlowy Mayflower z 1588 roku, który uzbrojony był w 10 dział, a jego załoga liczyła 25 osób. W 1620 roku wypłynęło nim do Ameryki Północnej 102 pierwszych osadników. Z kolei szebeka algierska z 1760 roku to nietypowy statek żaglowo-wiosłowy przystosowany do ciszy morskiej występującej na Morzu Śródziemnym. Miał trzy wielkie żagle. – „Dwie osoby potrzebne były do jednego wiosła. Wiosła miały 10 m długości. Bęben wyznaczał rytm, a wiosłujący poganiani byli pejczami” – opowiada pan Alfred. Statek uzbrojony był w 28 dział po obu burtach – na dziobie i na rufie. – „Działa strzelały do przodu, co było wyjątkowe” – podkreśla. Szebeka była używana przez piratów algierskich i marokańskich. Mayflower – angielski galeon handlowy z 1588 roku 42 Kronika chojnicka Bark Endeavour – korweta z 1768 roku Każdy okręt posiada swoją ciekawą historię. I tak Bark Endeavour to korweta z 1768 roku. Jak opowiada modelarz, w 1768 roku ruszyła ekspedycja Jamesa Cooka z Anglii do Australii i Nowej Zelandii. Na Endeavour płynęli przyrodnicy, artyści i astronom, którzy zamierzali zbadać Pacyfik i sporządzić mapy. Cook wracając, przywiózł do Europy kangura. W drugiej wyprawie Cooka brał udział Polak – Adam Forester z okolic Gdańska. SV Cutty Sark to z kolei angielski kliper herbaciany z 1868 roku, który woził herbatę z Chin. Kliper pobił wiele rekordów prędkości. Podróż zajmowała mu ok. 100 dni. Zachował się do naszych czasów i stoi w suchym doku przy nabrzeżu w Londynie. Modelarz przyznaje, że to jeden z jego pierwszych okrętów, dlatego zamierza go poprawić i m.in. wymienić żagle. Alfred Matwijewicz swoje dzieła prezentował już w Człuchowie – w Miejskiej Bibliotece Publicznej i w Muzeum Regionalnym. Od 19 maja do 19 czerwca br. także w Czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chojnicach czynna była wystawa zatytułowana „Historyczne żaglowce – modele wykonane przez Alfreda Matwijewicza”. Prezentowanych na niej było 13 modeli autorstwa modelarza z Człuchowa. Oprócz tych już wcześniej wymienionych, można było także obejrzeć francuską fregatę La Belle Poule z 1765 roku, wyścigowiec Le Coreaur z 1776 roku, HMS Bounty – angielską fregatę handlową z 1784 roku i amerykański gaflowy szkuner SY America z 1851 roku. Fot. ze zbiorów MBP w Chojnicach WYDARZENIE ALINA I KAZIMIERZ JARUSZEWSCY Dar poprzednich pokoleń C hojnickie parafie i świątynie doczekały się w ostatnim czasie wielu wartościowych opracowań. Szczególnie aktywna na niwie wydawniczej jest Parafia pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela, w której znajdują się dwa urzekające swym pięknem kościoły: gotycka bazylika i późnobarokowy kościół pojezuicki. We wspaniale odrestaurowanych i zaadaptowanych na potrzeby wydarzeń kulturalnych podziemiach tej drugiej świątyni 9 maja br. odbyła się promocja kolejnej książki poświęconej dawnej chojnickiej farze, a od 1993 roku bazylice mniejszej. W spotkaniu uczestniczyło pięciu spośród siedmiu autorów artykułów pomieszczonych w publikacji związanej z rocznicą ustanowienia przez św. papieża Jana Pawła II bazyliki w Chojnicach. Gospodarzem uroczystości był ks. dziekan Jacek Dawidowski, od 1999 roku proboszcz parafii. Spotkanie prowadził Bogdan Kuffel, chojnicki historyk i samorządowiec, współautor wydawnictwa. W gronie zaproszonych gości byli m.in. minister sprawiedliwości Marek Biernacki (również współautor), burmistrz Chojnic dr Arseniusz Finster oraz starosta chojnicki Stanisław Skaja. Twórcy publikacji bardzo ciekawie wypowiadali się o swoich tekstach. 44 Kronika chojnicka Autorzy publikacji, od lewej: dr Henryk Paner, ks. dr Zdzisław Ossowski, minister Marek Biernacki i ks. Krzysztof Piątkiewicz podczas spotkania w podziemiach kościoła (fot. Maria Eichler) Zebranych szczególnie zainteresowało wystąpienie dra Henryka Panera, dyrektora Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, jednego z najwybitniejszych w Europie znawców średniowiecznych znaków (plakietek) pielgrzymich. Chętnie odwiedzający Chojnice minister M. Biernacki zachęcał słuchaczy do podróżowania, opowiadając o wzgórzu noszącym arabską nazwę Mukawir. To właśnie w tym miejscu, opisanym w artykule przez zaprzyjaźnionego z chojniczanami ministra, w twierdzy Heroda ścięto św. Jana Chrzciciela. To znane z kart Biblii wydarzenie wiąże się z wezwaniem chojnickiej bazyliki. Trzeba przyznać, iż również pozostali autorzy – prelegenci (ks. dr Z. Ossowski, ks. K. Piątkiewicz i B. Kuffel) potrafili zachęcić do czytania. Szkoda, że nie mógł dotrzeć do Chojnic ks. biskup Wiesław Śmigiel, współautor i jednocześnie, jak dowiadujemy się z noty redakcyjnej, recenzent publikacji. Godne podkreślenia są słowa biskupa, iż świątynia nasza „jest bezcennym darem poprzednich pokoleń dla Kościoła i Chojnic, ale też wymaga troski i właściwego zarządzania” (s. 8). Warto zatem sięgnąć po lekturę Bazyliki Mniejszej w Chojnicach (1993-2013), bowiem wzbogaca ona naszą wiedzę na temat m.in. budownictwa organowego, śląsko-pomorskiego malarza Bartłomieja Strobla czy ośrodków pątniczych. Książka ta wpisuje się w nurt regionalnego piśmiennictwa, który nazwać możemy literaturą farną. REKREACJA WERONIKA SADOWSKA Pomarańczowy rajd po raz drugi Z achmurzone niebo, niewysoka temperatura powietrza i wiatr nie wystraszyły rowerzystów, bibliotekarzy i miłośników książek, którzy 14 czerwca 2014 roku uczestniczyli w drugiej edycji Odjazdowego Bibliotekarza. Rajd, w którym udział wzięło 35 osób, zorganizowany został przez Stowarzyszenie LekTURa i Miejską Bibliotekę Publiczną w Chojnicach. Tegoroczna trasa prowadziła z Chojnic do Mylofu, w związku z czym do pokonania było ok. 20 km w jedną stronę. Już przed godziną 9.00 było widać pojawiających się rowerzystów w rejonie Wszechnicy Chojnickiej, skąd przewidziany był start rajdu. Na samym początku uczestnicy otrzymali gadżety do przyozdobienia swoich rowerów: flagi, szarfy i szprychówki – oczywiście w kolorze pomarańczowym, bo taki jest kolor akcji. Wszyscy zachęceni byli również do założenia pomarańczowych koszulek, by byli widoczni z daleka. Po krótkim przywitaniu, przedstawieniu zasad ruchu drogowego i trasy, jaką przebiegać będzie rajd, można było ruszyć. Droga minęła w bardzo dobrej atmosferze. Rowerzyści przejechali przez Czartołomie i Klosnowo, zatrzymując się od czasu do czasu na krótkie przerwy czy łyk wody. Meta była przy zaporze w Mylofie. Tam czekały już ciepłe i zimne napoje oraz ognisko. Po krótkim odpoczynku, konsumpcji i nabraniu sił przyszedł czas na trochę rywalizacji i zabawy. Na początku każdy otrzymał mapę Zaborskiego Parku Krajobrazowego, które Stowarzyszenie LekTURa otrzymało od parku. Następnie przyszedł czas na emocjonujące konkurencje: slalom między książkami, spacer z książką na głowie, przechodzenie pod szarfą i żółwia jazda. Zwycięzcy otrzymali nagrody książkowe. Zwieńczeniem rajdu była zabawa plastyczna. Uczestnicy mieli za zadanie wykonać plakat promujący akcję Odjazdowy Bibliotekarz 2015. Mimo początkowych obaw, zabawa była bardzo udana. Na stworzonych przez nich dziełach widać zaangażowanie i inwencję twórczą, a nawet talent plastyczny. Podsumowanie akcji może być tylko jedno: – „Świetna zabawa i przygoda” – jak mówili uczestnicy podczas drogi powrotnej. 46 Kronika chojnicka Uczestnicy rajdu z plakatami zachęcającymi do uczestnictwa w przyszłorocznej edycji Odjazdowego Bibliotekarza Zabawy zorganizowane podczas rajdu cieszyły nie tylko młodych uczestników. Udział w nich brali prawie wszyscy Pomarańczowy rajd po raz drugi 47 W czasie tworzenia plakatu grupy mogły wybrać dowolną technikę. Pierwsze dwie rozpoczęły dzieło farbkami… …trzecia zaś na początku zrobiła rower z krepy 48 Kronika chojnicka Na starcie uczestnicy rajdu dekorowali swoje rowery flagami, szarfami i szprychówkami w kolorze pomarańczowym, które przygotowane były przez organizatora (na pierwszym planie Maria Kwiatkowska) Także w tym roku trasa przejazdu biegła przez chojnicki rynek Pomarańczowy rajd po raz drugi 49 Jedną z atrakcji rajdu było ognisko z pieczeniem kiełbasek Zwycięzcy poszczególnych konkurencji otrzymali nagrody książkowe. Na zdjęciu Mirosława Augustyńska 50 Kronika chojnicka Miłośnicy rowerów i książek przed startem Odjazdowego Bibliotekarza Odjazdowi bibliotekarze, rowerzyści i miłośnicy książek podczas trasy Fot. Anna Maria Zdrenka i Arkadiusz Stasiak WYSTAWA BARBARA ZAGÓRSKA Recenzja pewnej wystawy sztuki… W maju tego roku czynna była w Gdańsku – w głównym foyer Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance – autorska wystawa malarstwa chojnickiego artysty grafika Kazimierza Lemańczyka. Recenzje tego wydarzenia kulturalnego można było znaleźć w prasie i na portalach internetowych Gdańska. Ponieważ w chojnickich mediach wiadomość o wystawie nie zaistniała, może warto w kilku słowach to wydarzenie społeczności miasta unaocznić – skoro dotyczy artysty coraz bardziej znanego w kręgach ogólnopolskich, a „od zawsze” mieszkającego w Chojnicach. Kazimierza Lemańczyka chojniczanom nie trzeba przedstawiać, gdyż zasadnicza część jego biografii artystycznej dotycząca specjalności graficznych i dyplomu w pracowni prof. Edmunda Piotrowicza na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu jest powszechnie znana. Warto natomiast zwrócić uwagę na jego aktywność artystyczną w ostatnich latach, bowiem rzadko prezentuje swą twórczość w Chojnicach. W jego aktualnym biogramie odnajdujemy wiele informacji o udziale w ogólnopolskich wystawach zbiorowych oraz, co ważne, o 36 ekspozycjach indywidualnych w znaczących miejscach i galeriach – gdy chodzi o notowania środowiska sztuki. Po ważnych dla artysty indywidualnych prezentacjach twórczości w Galerii EL w Elblągu (2007) i w Domu Bretanii w Poznaniu (2008) oraz ostatniej wystawie połączonej z jubileuszowym benefisem w muzealnej baszcie Kurza Stopa w Chojnicach (2010), eksponował swoje prace na kilku następnych wystawach autorskich. Owocny pod tym względem okazał się rok 2011, w którym każdorazowo inną ekspozycję malarstwa, grafiki i rysunku prezentował: na zamku w Muzeum Zachodniokaszubskim w Bytowie, w Biurze Wystaw Artystycznych w Pile i, jeszcze w grudniu, w Galerii Sztuki Współczesnej we Włocławku. Rok później artysta wziął udział w ogólnopolskim plenerze na Cykladach w Grecji oraz w ubiegłym roku, w ramach autorskich prezentacji członków Związku Polskich Artystów Plastyków, eksponował wystawę swego malarstwa w Galerii ZPAP Okręgu Gdańskiego. Tegoroczna wystawa na Ołowiance to druga w krótkim czasie prezentacja jego sztuki w tak nobilitującym miejscu w Gdańsku. Zatrzymując się przy tej wystawie, od razu należy zauważyć, że zaskakuje nas jednoznaczność jej tematu – konie. 52 Kronika chojnicka Od lewej: Martyna Maria Lemańczyk, Kazimierz Lemańczyk, Joanna Grochowska – Polska Filharmonia Bałtycka (fot. PFB) Pamiętamy pejzaże artysty, choć często pokazywane w ujęciu problemowym, jak „Światło i woda” czy „Francuskie klimaty”. Ostatnie wystawy ujmował tytułami „Interpretacje” i „Poszukiwania”. Z pewnością także wystawa w Gdańsku ma charakter pewnego poszukiwania malarskiej indywidualności, jednak „koński” temat sugeruje z jednej strony pasję, z drugiej jasno określoną dojrzałość artystyczną, z której wynika, że temat konia nie jest przelotnym incydentem, lecz służy na stałe twórczym zmaganiom jego rysunkowej i malarskiej materii. Jak zauważyła podczas gdańskiego wernisażu wystawy Martyna Maria Lemańczyk, mierzenie się z tym tematem w sztuce jest sprawą trudną i wręcz ryzykowną, a największe ryzyko wiąże się z uwikłaniem w banał i epigonizm. Jak najbardziej zgadzam się z tą opinią. Nie ulega też wątpliwości, że K. Lemańczyk „ulubił” sobie ten temat jako wyraz szerokiego zainteresowania całą sferą kulturową i tradycją związaną z koniem, co wyrażał przecież niemal od początku swojej drogi artystycznej. Jego indywidualna wystawa sztuki w bardzo ekspozycyjnym wnętrzu gdańskiej filharmonii, na której mogliśmy zobaczyć 25 prac w technikach olejnej i akrylowej na płótnie, akwareli, ale również w grafice, pastelu, rysunku i technice mieszanej, pokazała, w jakim momencie swego artystycznego rozwoju artysta znajduje się obecnie. Interesująco mówiła o tym także córka artysty: Założeniem cyklu związanego z tematem konia jest skupienie się przede wszystkim na rozwiązaniach formalnych. Artysta dąży do tego, by plamy czy formy kojarzące się z koniem były przede wszystkim elementami kompozycji, która jest wartością nadrzędną, by służyły rozgrywaniu zagadnienia plastycznego. Artysta odnajduje nowe, odmienne od potocznych, sposoby ujęcia. Świetne opanowanie zdolności przekazania zwierzęcego kształtu, zdobyte poprzez wieloletnią wnikliwą obser- Recenzja pewnej wystawy sztuki… 53 wację i studiowanie anatomii konia we wszystkich możliwych sytuacjach i pozach, pozwala artyście dotrzeć do syntezy formy oraz syntezy ruchu, bo to on jest – ośmielę się postawić taką tezę – w temacie konia najciekawszym i najbardziej produktywnym artystycznie zagadnieniem. Ruch na obrazach (…) nie ma być zatrzymaną niczym stop-klatka fazą, lecz syntezą ruchu, trwającą poza czasem, z zachowaniem całej jego dynamiki. Obrazy Kazimierza Lemańczyka ukazują nam też dobitnie, że myśląc o koniu, myślimy w kategoriach znaku. Dlatego też nie zawsze konieczne jest całkowite dookreślenie formy konia ani nadmierne uszczegółowienie. Wystarczy parę celnych plam, czasem nawet wystarczy tylko kontekst, i nagle forma sama wydobywa się nam z pozornie chaotycznie zagospodarowanej płaszczyzny obrazu. Kazimierz Lemańczyk chętnie operuje właśnie takimi niedopowiedzeniami, upraszcza kolor, redukuje detale, spłaszcza perspektywę… Ze słów samego artysty wynika, że potraktował tę prezentację jako podsumowanie swego artystycznego ouvré, umożliwiające w pewnym sensie krytyczne od strony autora i jednocześnie pokorne wobec wymagającego gdańskiego środowiska artystycznego, spojrzenie na swój dorobek z perspektywy ponad 30 lat zmagań i doświadczeń artystycznych. Żywiołowe i liczne zainteresowanie wystawą chojnickiego artysty w Gdańsku, spontaniczne głosy krytyków o odwadze wyboru indywidualnej drogi twórczej wbrew różnym galeryjnym preferencjom, pytania o skalę trudności w ukazaniu problemu ruchu na płótnie, o rolę światła, o miejsce grafiki w jego obecnej twórczości – to tylko niektóre „wrażenia z wystawy”, które z pewnością zainspirują artystę do nowych, szczegółowych odpowiedzi na tak postawione zagadnienia artystyczne, a nam uczciwie i z satysfakcją pozwalają ocenić ostatnią wystawę Kazimierza Lemańczyka w Gdańsku jako artystyczny sukces. Wśród gości wernisażu był Marek Szczepański z Chojnic wraz z małżonką (fot. Martyna Maria Lemańczyk) STOWARZYSZENIE Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka” – jeden pomysł, setki inicjatyw… I nicjatywa powołania LGR „Mòrénka” pojawiła się na przełomie 2008/2009 roku. Grupę inicjatywną stanowili partnerzy współpracujący ze sobą od 2006 roku w ramach programu LEADER na rzecz rozwoju obszaru ziemi chojnickiej. Doświadczenia skłoniły część Partnerów do podjęcia nowej inicjatywy – budowy Lokalnej Grupy Rybackiej. Jednym z głównych inicjatorów powstania LGR „Mòrénka” było Stowarzyszenie Lokalna Grupa Działania Sandry Brdy. Aby zachować spójność obszaru zależnego od rybactwa oraz wspólnie rozwiązywać tak samo zidentyfikowane problemy, do współpracy przy budowaniu partnerstwa zaproszono osoby związane z ziemią kościerską, w tym zaangażowane w rozwój obszaru w oparciu o Lokalną Grupę Działania „STOLEM”. Po serii rozmów pomiędzy przyszłymi partnerami, reprezentującymi trzy sektory, 21 września 2009 roku odbyło się Zebranie Założycielskie Stowarzyszenia Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka”. Nowo powstałe stowarzyszenie swoim zasięgiem objęło 11 gmin z powiatu chojnickiego, kościerskiego i bytowskiego. Lokalna Strategia Rozwoju Obszarów Rybackich W marcu 2010 roku Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka” przystąpiło do konkursu ogłoszonego przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi o LSROR do realizacji w ramach osi 4 PO RYBY 2007-2013. Po zakończeniu oceny przez MRiRW 29 października 2010 roku przedstawiciele LGR podpisali umowę ramową na realizację Lokalnej Strategii Rozwoju Obszarów Rybackich (LSROR) na kwotę 31 864 222,49 zł. LSROR wyznacza główne kierunki działalności LGR „Mòrénka” w oparciu o zawarte w niej cele. Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka”… 55 Działalność LGR „Mòrénka” Utworzenie Stowarzyszenia oraz pozyskanie środków na realizację LSROR były I etapem działalności. Od stycznia 2011 roku utworzono biuro LGR w Chojnicach, a od marca Punkt Konsultacyjny w Kościerzynie. Drugim etapem działalności jest realizacja zadań wynikających z LSROR. Działania te można podzielić na dwa główne piony: • wybór operacji, które uzyskają dofinansowanie w ramach osi 4 PO RYBY 2007-2013 za pośrednictwem LGR; • działania własne realizowane przez LGR polegające m.in. na: promocji obszaru, aktywizacji mieszkańców, zwiększaniu jego atrakcyjności inwestycyjnej oraz koordynacji działań na rzecz ekologii, ochrony środowiska i gospodarki. Ponadto, LGR „Mòrénka” jest aktywna na wielu innych płaszczyznach, działając na rzecz rozwoju regionalnego, również poprzez promowanie współpracy międzyregionalnej i międzynarodowej pomiędzy LGR. 56 Kronika chojnicka Nabory wniosków Od 2011 do 2014 roku LGR „Mòrénka” przeprowadziła łącznie 34 konkursy. Do biura Stowarzyszenia wpłynęło 495 wniosków na łączną kwotę dofinasowania 82,3 mln zł. Największym zainteresowaniem cieszyły się dotacje na podejmowanie i rozwój działalności gospodarczej, gdzie zainteresowanie sięgało 500-600% dostępnych środków. W ramach osi 4 PO RYBY 2007-2013 dofinansowane mogą być projekty w ramach czterech zakresów tematycznych: • Wzmocnienie konkurencyjności i utrzymanie atrakcyjności obszaru • Restrukturyzacja lub reorientacja działalności rybackiej • Rozwój usług • Ochrona środowiska Poziom dofinansowania w ramach poszczególnych zakresów wynosi od 60% do 85% kosztów kwalifikowalnych projektu. Dzięki uzyskanemu wsparciu finansowemu w ramach osi 4 PO RYBY 2007-2013 za pośrednictwem LGR „Mòrénka” zrealizowane zostały bądź są w trakcie realizacji 140 projekty. Do ciekawszych przykładów należą między innymi: • Budowa ścieżki rowerowej od miejscowości Żychckie Osady do miejscowości Żychce • Remont zabytkowego budynku Zespołu Szkół w Starych Polaszkach (dawny Dwór Skórzewskich) • Budowa pomostu cumowniczego z 30 miejscami postojowymi dla łodzi na jeziorze Wdzydze w miejscowości Borsk • Rewitalizacja zabytkowego parku w Krojantach • Podjęcie działalności gospodarczej w zakresie turystyki poprzez uruchomienie Łowiska Wędkarskiego Niedamowo • Zabezpieczenie zasobów przyrodniczych pięciu obszarów NATURA 2000 na terenie Nadleśnictwa Rytel • Zachowanie walorów przyrodniczych i środowiska naturalnego poprzez zadrzewienie i pielęgnację terenu w miejscowości Wiele nad Jeziorem Wielewskim • Budowa stanicy WOPR w Charzykowach • Budowa informacji turystycznej oraz centrum koordynacji ratownictwa WOPR dla jezior wdzydzkich we Wdzydzach Działania aktywizujące lokalne społeczności Działania mające na celu oddolny rozwój społeczności lokalnej realizowane są poprzez różnego rodzaju szkolenia, spotkania informacyjne oraz konferencje, takie jak: – organizacja i przeprowadzanie serii spotkań informacyjnych dla potencjalnych beneficjentów, na których można było uzyskać informacje na temat możliwości otrzymania wsparcia finansowego. Zorganizowaliśmy kilkadziesiąt szkoleń, w których uczestniczyło ponad 1500 osób; Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka”… 57 – organizacja konferencji popularnonaukowych, m.in. „Jeziora między Brdą a Wdą – człowiek i środowisko” czy też „Między Brdą a Wdą – kolebka Rezerwatu Biosfery UNESCO Bory Tucholskie. W zgodzie pomiędzy ochroną krajobrazu a gospodarką człowieka”. Od 2011 roku zorganizowaliśmy 6 konferencji, w których uczestniczyło ponad 400 osób; – przeprowadzenie szkoleń dla przedstawicieli branży turystycznej z obszaru LGR „Mòrénka” obejmujących zagadnienia między innymi z nowoczesnego marketingu elektronicznego czy też kontaktu z klientem w turystyce. Zorganizowano 12 szkoleń, w których uczestniczyło ok. 200 osób. Badania dotyczące obszaru objętego LSROR Badania te mają najczęściej charakter inwentaryzacyjny i polegały na opisaniu różnych zasobów znajdujących się na obszarze objętym strategią. W ramach tej operacji wydaliśmy: – Program aktywizacji turystyki na obszarze Lokalnej Grupy Rybackiej „Mòrénka” na lata 2013-2020; – Gospodarka rybacka między Brdą a Wdą. Potencjał, perspektywa i historia. Działania informacyjne, promujące obszar LGR – cykliczny udział w wydarzeniach promocyjnych, takich jak Święto Pstrąga w Wojtalu, Święto Sielawy we Wdzydzach czy Jeziorne inspiracje z „Mòrénką” w Charzykowach; – udział w targach turystycznych w ramach współpracy z Lokalną Grupą Rybacką Pojezierze Krajeńskie – między innymi w Targach Turystycznych MARKET TOUR „Piknik nad Odrą”, Targach TOUR SALON w Poznaniu czy też w Międzynarodowych Targach Turystycznych ITB w Berlinie, gdzie mieliśmy okazję zaprezentować bogatą ofertę turystyczną 58 Kronika chojnicka obszaru. Warte zaznaczenia jest otrzymanie przez LGR „Mòrénka” dwóch wyróżnień za najciekawsze stoiska, na Targach Agrotravel Kielce, gdzie prezentowało się 151 wystawców oraz spośród 500 wystawców na targach LATO 2013 w Warszawie; – wydanie serii publikacji mających na celu ukazanie walorów krajobrazowych i turystycznych obszaru, na którym działa Stowarzyszenie – np. album Człowiek i środowisko. Między Brdą a Wdą, atlas turystyczny oraz mapa turystyczna Między Brdą a Wdą wraz z bazą noclegową; – utworzenie mapy interaktywnej obszaru LGR „Mòrénka”, na której dostępne są przebiegi tras rowerowych, pieszych czy też kajakowych i baza noclegowa oraz inne atrakcje turystyczne; – ustawienie 3 tablic – informacyjno-promocyjnych, w Chojnicach, Czersku oraz Lipnicy. Tablice zawierają mapę obszaru LGR „Mòrénka”, informacje dotyczące atrakcji turystycznych obszaru oraz informacje na temat danej gminy. Informacje o prowadzonych naborach wniosków, organizowanych szkoleniach, wydarzeniach promocyjnych zamieszczane są na naszej stronie internetowej, w lokalnych mediach oraz na stronach internetowych współpracujących instytucji. Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka” jest członkiem Maszoperii Pomorskich Grup Rybackich. Termin „Maszoperia” oznacza rybacką spółkę polegającą na szeroko rozumianej współpracy i solidarności ludzi morza oraz ich rodzin. Pomorskie Grupy Rybackie zawiązały porozumienie w celu wzajemnego wsparcia przy wdrażaniu Lokalnych Strategii Rozwoju Obszarów Rybackich oraz współpracy i wypracowywania postulatów do instytucji zaangażowanych we wdrażanie Osi 4 PO RYBY. Obecnie LGR „Mòrénka” pełni przewodnictwo Maszoperii Pomorskich Grup Rybackich. Ponadto LGR „Mòrénka” jest również członkiem Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, przez co jeszcze bardziej aktywnie i efektywnie może działać na rzecz rozwoju branży turystycznej obszaru m.in. poprzez wspólny udział w Międzynarodowych Targach Turystycznych ITB w Berlinie. Stowarzyszenie posiada swoją stronę internetową www.lgrmorenka.pl. Siedziba biura mieści się we Wszechnicy Chojnickiej, ul. Wysoka 3, pokój nr 15. Biuro czynne jest od poniedziałku do piątku w godz. od 7:00 do 15:00, natomiast Punkt Konsultacyjny, który mieści się w Lipuszu przy ul. Derdowskiego 7, czynny jest w poniedziałki i wtorki w godz. 7:30-15:30. Dzieje i tradycje rybołówstwa w południowej i środkowej części Kaszub (Od jezior charzykowskich po jeziora wdzydzkie) [fragmenty] Uwagi wstępne Rzut oka na mapę fizyczną środkowych Kaszub pozwala dostrzec ogromną liczbę mniejszych i większych zbiorników wodnych znajdujących się na tym obszarze. W sumie to ponad 300 jezior, w tym przynajmniej 30 ma powierzchnię ponad 100 ha. (…) Już u zarania ludzkiej bytności na tych terenach jeziora i rzeki stanowiły miejsca, nad którymi skupiało się życie. Świadczą o tym znaleziska narzędzi i śladów osad ludzi z okresu schyłkowego paleolitu. Najstarsze znaleziska z okolic Swornegaci, Nowego Młyna i Męcikału pochodzą sprzed ok. 9 tys. lat. Również w następnych tysiącleciach osadnictwo skupiało się głównie wokół jezior i nad rzekami. Przykładem niech będzie odkryte w drugiej połowie XIX w. liczące ponad 30 grobów cmentarzysko kultury pomorskiej nad jeziorem Leśno. Jak łowiono ryby w tych zamierzchłych czasach? Zapewne najpowszechniej były stosoWiersza wiklinowa i ości, Muzeum Kaszubski Park wane znane od dawna prymitywne metody, takie Etnograficzny im. Teodory i Izydora Gulgowskich jak chwytanie ręką, stosowanie prostych pułapek we Wdzydzach Kiszewskich (fot. H. Fryda) z chrustu czy grochowin. Zimą głuszono ryby pod lodem za pomocą drewnianych młotów. Prawdopodobnie stosowano także zatruwanie wody np. końskim moczem. Wiadomo, że łowiono ryby za pomocą wędek. Kłuto także ryby za pomocą ościeni. Używano też, zwłaszcza na rzekach, tzw. „samołówek”. Były to swego rodzaju sieci, będące plecionkami z drewnianych (korzenie) prętów. Najbardziej znane i potwierdzane w źródłach urządzenia tego rodzaju to wiersze, więcierze, klepy czy kłonie. Z czasem drewniane pręty zastępowano plecionymi z włókien sieciami. Do poruszania się po wodzie służyły wykonane z jednego pnia łodzie, zwane od sposobu ich wykonania, dłubankami. Liczne ich fragmenty bądź całe łodzie znajdują się w wielu muzeach, np. we Wdzydzach, Bytowie czy izbie tradycji w Swornegaciach. O szczegółach ich budowy, które nie zmieniały się przez wieki, opowiemy w dalszej części. 1. Pod władzą Zakonu W latach 1308-1312 Pomorze Gdańskie zostaje opanowane przez zakon krzyżacki. (…) Na zajętych terytoriach utworzono komturie: człuchowską – przed 1320 r. i tucholską w 1330 r. (…) Na początek przyjrzyjmy się bliżej dokumentom wydanym przez komturów tucholskich i człuchowskich dla rycerstwa. W wielu z nich znajdujemy wzmianki o nadaniach jezior „ze wszystkimi pożytkami”. Tak było w przypadku wsi Leśno, gdzie w dokumencie z 1345 r. rycerz Dytrych otrzymał 40 łanów ziemi oraz jezioro „cleyen Lubow” (dzisiaj Leśne) (…) W 1352 r. komtur Vullekop nadał braciom Mikołajowi i Wojciechowi część dóbr w Odrach z jeziorem „Czirnik”. Najczęściej jednak Krzyżacy nie nadawali rycerstwu jeziora, pozwalając jedynie na korzystanie z jezior i rzek, zastrzegając sobie prawo ich własności. I tak w dokumencie wydanym w 1356 r. dla Konrada von Leysten na wieś Orlik czytamy, że otrzymuje on prawo „wolnego łowienia ryb na potrzeby własnego stołu w j. Wirscho” (dzisiaj j. Warszyn). Dodajmy, że jezioro to leży ok. 25 km od wsi. (…) Podobne 60 Kronika chojnicka zasady korzystania z jezior znajdziemy w dokumentach wydanych dla wsi na Gochach (Borzyszkowy, Brzeźno Szlacheckie, Łąkie). Zupełnie wyjątkowy jest zapis w dokumencie dla Lotynia z roku 1355, gdzie nowi właściciele wsi otrzymali możliwość dzierżawy okolicznych jezior pod warunkiem, że będą się dzielić złowionymi rybami po połowie z „Zamkiem”. Rzadko spotykamy także w dokumentach, aby Zakon udzielał zgody na łowienie ryb „na własny stół” w rzekach. Wzmianki o tym spotykamy w dokumencie dla wsi Malachin z 1401 r., gdzie właściciel otrzymał między innymi prawo łowienia ryb „na własny stół” na rzece Niechwaszcz. Podobnie posiadacze wsi Pawłowo w roku 1425 otrzymali prawo połowu ryb na rzece Brdzie „na własny użytek małymi przyrządami”. (…) Wyjątkowe prawo do łowienia ryb otrzymywało mieszczaństwo, dotyczyło ono jednak tylko jezior i stawów leżących w granicach miasta. Tak było w przypadku Chojnic, gdzie w dokumencie lokacyjnym mieszczanie otrzymali prawo łowienia ryb w jeziorach „Gelentz i Zielone” oraz w stawie młyna, który także należał do miasta. Na osobne omówienie zasługują Charzykowy, a szerzej jeziora charzykowskie i ich wykorzystanie w okresie krzyżackim. Najstarszą, wzmiankowaną już w roku 1275 r. miejscowością na tym terenie są Swornegacie. W roku 1291 książę Mściwój II nadał miejscowym augustianom jeziora Karsino, Długie, Witoczno i Solone. Nie mamy jednak żadnych bliższych informacji o formach korzystania z tego przywileju. Prawdopodobnie zakonnicy sami łowili ryby, bowiem rybacy, których można by dzisiaj nazwać „zawodowymi”, pojawili się dopiero ok. roku 1400. W 1333 r. augustianie zamienili Swornegacie z Krzyżakami na dwie inne wsie. W latach 80. XIV w. na gruncie wsi wydzielono 23 ogrody po 9 mórg każdy. W większości zajmują się oni rybactwem na okolicznych jeziorach, płacą rocznie czynsz w wysokości 18 grzywien. W inwentarzu krzyżackim z 1420 r. znajdujemy informację, że w Swornegaciach istniał „dwór” rybacki, w którym obok 6 łodzi (dwie nowe, cztery stare) znajdowała się odpowiednia ilość sprzętu rybackiego. Jak dużą wagę Krzyżacy przywiązywali do spraw gospodarki rybackiej, świadczy fakt, że w poszczególnych komturiach istniał urząd rybickiego (Fischmeistra), do którego obowiązków należał nadzór nad gospodarką rybacką w komturstwie. (…) 2. W granicach I Rzeczpospolitej W 1466 r. po zwycięsko zakończonej wojnie trzynastoletniej z Zakonem Pomorze Gdańskie powróciło do Polski. (…) Zmiany polityczne, jakie zaszły po 1466 r., nie spowodowały jednak poważniejszych zmian w prawie własnościowym. Dotychczasowe ziemie Zakonu przeszły we władanie królów Polski, stanowiąc tzw. królewszczyzny, którymi zarządzali królewscy starostowie. Królowie polscy i zarządzający w ich imieniu starostowie respektowali nadania krzyżackie oraz zatwierdzali dawne przywileje, w niektórych przypadkach nawet rozszerzając ich zakres. (…) Pierwszych informacji dotyczących rybołówstwa na interesujących nas terenach dostarcza nam lustracja województwa pomorskiego z roku 1565, gdzie najwięcej miejsca poświęcono wsi Swornegacie. Wieś zamieszkiwało wówczas 18 rodzin rybackich. Każda z nich dysponowała „ogrodem” o powierzchni 6 mórg (nieco ponad 3 ha), jednak ich głównym zajęciem było łowienie ryb. Latem (od św. Wojciecha 23 IV do św. Marcina 11 XI) łapali ryby w jazach na Brdzie i jej dopływach oraz jeziorze karsińskim. Zimą sworzeńscy rybacy gospodarowali na jeziorach Karsino, Witoczno (6 toni, czyli głębi, gdzie zimą gromadziły się ryby), Łąckie (6 toni), Dybrzk (10 toni), Trzemeszno k. Męcikała (8 toni), Somińskie (10 toni), Kruszyńskie (10 toni), Milachowo k. Rolbika (4 tonie), Laska, Księże i Parszczenica nazywane „Bieżne” (10 toni), łowiąc głównie dużymi (nawet do 170 m długości) sieciami niewodowymi. Ponadto łowiono na potrzeby folwarku kosobudzkiego na 9 mniejszych jeziorach. Zliczywszy wszystkie stałe oraz prognozowane przez lustratorów królewskich dochody z tych jezior, możemy stwierdzić, że po odliczeniu kosztów sprzętu i wynagrodzenia dla wynajętych ludzi do kasy starosty wpływała niebagatelna suma 273 fl. 10 gr. Dla porównania dodajmy, że w tym samym czasie roczne dochody z największych wsi starostwa człuchowskiego wahały się od 55 do 105 fl., a miasto Chojnice w tym czasie przynosiło skarbowi królewskiemu rocznie 735 fl. Nic dziwnego, Dzieje i tradycje rybołówstwa w południowej i środkowej części Kaszub… 61 że starostowie przywiązywali dużą wagę do rybołówstwa. Rybacy zdecydowaną większość złowionych ryb, zwłaszcza tych z połowów zimowych (niewód zimowy), przeznaczali głównie na sprzedaż, zaś złowione latem przewłoką (mniejsza sieć) oddawali na potrzeby folwarku kosobudzkiego. Z lustracji wiemy, jakie gatunki ryb łowiono w tamtych czasach. Były to leszcze (kleszcze), okonie (okunie), płocie, sandacze (sendacze), szczupaki (szczuki). Ciekawostką jest, że w żadnej z przebadanych lustracji czy inwentarzu nie ma wzmianki Łódź dłubanka. Kaszubski Dom Rękodzieła Ludowego o połowie sielawy, tej szlachetnej i bardzo cenionej w Swornegaciach (fot. M. Fryda) i obecnie rybie z rodziny łososiowatych. (…) W południowej stronie Jeziora Charzykowskiego (Lukomlie) leżała wieś Charzykowy, której mieszkańcy, podobnie jak sworzeńcy, byli ogrodnikami i łowili ryby. Płacili jednak raczej symboliczny czynsz w wysokości 6 fl. rocznie, z zastrzeżeniem, by nadto co tydzień do zamku ryb, jako mogą dostać co lepsze, 2 wąborki (wiadra). Dużo skromniejsze informacje mamy z tamtego okresu o jeziorach wdzydzkich. Pierwsza dotyczy wsi Wdzidze na pustkowiu. Komisarze zapisali: W tej wsi rybacy mieszkają przy jeziorze, płacąc względem wolnego łowienia summatium: 121 fl. 23 gr. Ciż powinni zimie przy niewodach robić. Druga informacja o jeziorze podana jest przy okazji opisu wsi Przytarnia. Dowiadujemy się z niej, że jeziora te użytkowali: dzierżawca Kossakowski Sorcz, którego zysk ze sprzedaży ryb oceniany był na 500 mc. (marca). Starosta tucholski swój udział w jeziorze podobno wynajmuje rybakowi za 30 grz. (grzywien). Do kasy królewskiej trafiało jednak jedynie 20 fl. Była to dosyć powszechna praktyka ukrywania przez tenutariuszy (dzierżawców królewszczyzn) faktycznych dochodów. (…) Warto w tym miejscu powiedzieć nieco więcej o sprzęcie, jakiego w tamtych czasach używano do połowów. Zacznijmy od łodzi rybackich. W tzw. wsiach rybackich, gdzie rybacy poławiali grupowo, w użyciu były zapewne pojedyncze łodzie wykonane z tarcicy sosnowej, uszczelniane smołą i pakułami. Najczęściej używano jednak prostych łodzi, tzw. dłubanek, wykonanych z jednego pnia drzewa, najczęściej dębu. Aby zrobić dłubankę, należało wyszukać drzewo o potrzebnej długości i grubości, następnie odpowiednio przycięty kloc spuszczano na wodę, zapamiętując pozycję, jaką przyjął. Po wyciągnięciu pnia wycinano w nim na całej długości otwór, tworząc w ten sposób wnętrze przyszłej łodzi. Było ono podzielone dwoma grodziami na trzy części. Środkowa służyła do zbierania sieci, a końcowe jako skrzynie na ryby. Rybacy siedzieli na grodziach, używając do wiosłowania krótkich wioseł, pełniących jednocześnie rolę steru. Łodzie bardziej nowoczesne pojawiły się dopiero w XIX w., o czym będzie mowa później. Podobnie jak łodzie, także inne sprzęty połowowe były w większości (z wyjątkiem dużych sieci niewodowych) wyrabiane przez samych rybaków. Jeszcze w XX w. używane były proste narzędzia kolne (ościenie) oraz różnego rodzaju wędki. (…) Najbardziej wydajną metodą połowu ryb, ale wymagającą współdziałania większej grupy rybaków, były i są połowy przy użyciu niewodu. Do połowów letnich używa się mniejszych sieci (do 13 m długości). Do ich obsługi wystarczyło kilku ludzi oraz dwie łodzie. O wiele bardziej skomplikowane było użycie dużego niewodu (nawet kilkaset metrów długości), zwłaszcza do połowu pod lodem. (…). 3. Dzieje rybactwa po władzą pruskich królów i niemieckich cesarzy Pierwsze regulacje ustawowe dotyczące rybołówstwa wprowadzono w roku 1845. Wprawdzie ustawa regulowała tylko rybołówstwo na Zalewie Wiślanym, ale wydaje się, że rozszerzano jej zasięg także na inne obszary. Tym bardziej, że w tym samym roku w Wielkopolsce weszła w życie ochronna ustawa rybacka. Objęła nie tylko wody publiczne, lecz także prywatne. Zabraniała ona między innymi budowy 62 Kronika chojnicka sztucznych przeszkód wodnych, które utrudniałyby wędrówkę ryb. Zabroniono zanieczyszczania wód ściekami przemysłowymi (farbiarnie, garbarnie). Ponadto zabroniono kłucia ryb ościami w nocy przy świetle, głuszenia oraz trucia. Zakazano połowów w płytkich wodach w okresie tarła (od marca do lipca). Określono także wymiary i rodzaje sieci, a nawet wielkość oczek dla poszczególnych gatunków ryb. Jednak zakazy te nie były w pełni przestrzegane. Do pierwszych bardziej konkretnych rozwiązań doszło dopiero w roku 1874, kiedy wprowadzono prawno-administracyjną ochronę rybactwa, nazywaną policją rybacką. Między innymi określono wymiary ochronne ryb i okresy ochronne. Nowa ustawa o rybołówstwie przyniosła również i złe skutki społeczne. Dała ona prawo właścicielom jezior pozbycia się drobnych rybaków, którzy zwyczajowo czy też na podstawie dawnych przywilejów korzystali dotychczas swobodnie z prawa łowienia ryb na własny stół. Właściciel wody musiał jednakże wykazać, że przywilej ten szkodzi utrzymaniu i polepszeniu zarybienia w sposób ciągły i uniemożliwia gospodarcze wykorzystanie rybołówstwa na tych wodach. (…) 4. W latach II Rzeczpospolitej W części Pomorza, która została włączona do Polski, już w roku 1922 wprowadzono nową ustawę wodną, która zaliczała do wód publicznych większość rzek, zachowując jednak własność prywatną co do jezior. Właściciele jezior, którzy znaleźli się po niemieckiej stronie granicy, utracili wprawdzie prawa do połowu na wodach, które pozostały w Polsce, ale otrzymywali w zamian stosowny czynsz. Jeziora publiczne były wydzierżawiane w drodze licytacji. Nieco inna sytuacja była w przypadku rzek. Do roku 1937 prawo połowu mieli wszyscy gospodarze gruntów przylegających bezpośrednio do rzeki – oczywiście tylko na długości swojej ziemi. W przypadku Brdy jedynie 6 gospodarzy z Męcikału i Turowca miało prawo połowu na całej długości rzeki. Po 1937 r., kiedy w życie weszła nowa ustawa rybacka, Brda została wydzierżawiona na określonej długości na ogólnych zasadach. Czynsz był płacony w gotówce, chociaż zdarzało się, że uiszczano go w naturze. Na przykład dzierżawiący od lasów państwowych jeziora Mały i Duży Bukówek co roku oddawali 2,5 kg szczupaka z jednego hektara wody. Zdarzały się także różne inne formy odbierania czynszu od rybaków. Jak wspomina Leon Rybarczyk, nauczyciel z Borzyszków, rybak dzierżawiący jezioro będące własnością kilkunastu mieszkańców wsi „wypłacał” należny roczny czynsz, zapraszając współwłaścicieli wody do miejscowej gospody. Gościna trwała tak długo, aż wysokość rachunku za trunki i zakąski równa była wysokości czynszu określonego w umowie. Większość ryb złowionych przez rybaków sprzedawano hurtownikom, którzy rozprowadzali je po miejscowościach oddalonych od zbiorników wodnych, wędrując od wsi do wsi na swych charakterystycznych wozach konnych. Często też sprzedawano ryby bezpośrednio na przystaniach rybackich. Najbardziej znane na Zaborach rodziny rybackie to Januszewscy z Męcikału i Elżanowscy z Leśna. (…) Ostateczną kodyfikację prawa rybackiego przeprowadzono w roku 1932. (…) Ustawa utrwalała istniejący dotychczas system obwodów rybackich, co w praktyce sankcjonowało funkcjonoRybak Wiktor Bławat (†1967 r.). Ze zbiorów wanie reglamentowanych i kontrolowanych przez państwo inMuzeum Kaszubski Park Etnograficzny dywidualnych gospodarstw rybackich. Ustawa otrzymała także im. Teodory i Izydora Gulgowskich obszerny komentarz urzędowy w postaci tzw. przepisów instrukwe Wdzydzach Kiszewskich (fot. H. Vogel ) cyjnych (okólników, zarządzeń, rozporządzeń). W opinii ówczes- Dzieje i tradycje rybołówstwa w południowej i środkowej części Kaszub… 63 nych, jak i późniejszych znawców prawa ustawa należała do jednej z najlepszych powstałych w dwudziestoleciu międzywojennym. Nic dziwnego, że jej rozwiązania, oczywiście z wieloma zmianami, są aktualne do dziś. (…) Nowe prawo wymusiło na dzierżawcach obowiązek zakupu i wpuszczania do jezior narybku. Już w 1930 r. zaczęła działać wylęgarnia narybku w Mylofie (Zapora). Specjalizowała się ona w hodowli z ikry sielawy (morënczi). Znanym producentem narybku karpia i sandacza był Franciszek Stoltman (1902-1982) z Leśna. 5. Rybactwo w czasach PRL Po zakończeniu działań wojennych na jeziorach południowych Kaszub rozpoczęli pracę rybacy pracujący w zespołach rybackich. Jeziora będące przed wojną w rękach prywatnych przechodziły na własność państwa, administrowane przez gminne spółdzielnie. Przykładem jest jezioro Mosino o powierzchni 25 ha, które przed 1945 r. należało do Karola Majkowskiego z Lubni. Gospodarstwo jego liczyło w sumie 180 ha i podlegało reformie rolnej. Innym przykładem jest niewielkie jeziorko (ok. 3 ha) należące dawniej do gospodarstwa Stanisława Pestki z Pokrzywna, które także przejęło państwo. (…) Pozostałymi jeziorami zarządzał Okręgowy Związek Rybacki. W latach kolejnych powołano Centralny Zarząd Rybactwa. Dopiero przy kolejnej reorganizacji w połowie lat 50. powołano do życia Państwowe Gospodarstwa Rybackie. (…) Były to: PGRyb Charzykowo, PGRyb Wdzydze (w 1958 r. Państwowe Gospodarstwo Rybackie Wdzydze Przedsiębiorstwo Państwowe Os. Czarlina; w 1981 r. Państwowe Gospodarstwo Rybackie Gdańsk Zakład Rybacki Wdzydze) i PGRyb Lipusz. Ostatecznie w 1989 r. zlikwidowano PGRyb, a ich mienie przejęła Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, która zajęła się wydzierżawianiem dawnych zakładów rybackich wraz z ich mieniem. Działalność PGRyb opierała się na pracy brygad rybackich. Były to zespoły liczące od 3 do 7 rybaków. (…) Najbardziej liczne były brygady charzykowska i sworzeńska. Na początku lat 80. w brygadzie charzykowskiej jako rybacy pracowali m.in.: Zygmunt Pestka, Jan Dorawa, Józef Tandecki, Edmund Hinc, Czesław Szyszka, Jan Tuszkowski. (…) Zakończenie Jak widać, ryby towarzyszyły ludziom od zawsze. W pradziejach stanowiły uzupełnienie skromnej diety. Chrześcijaństwo przyniosło obowiązek postu od potraw mięsnych, dopuszczało jednak spożywanie ryb, stąd tak wiele uwagi sprawom rybackim poświęcali kolejni władcy ziemi kaszubskiej. Zmieniało się prawo rybackie, zmieniali się użytkownicy wód. Zmieniały się także sposoby i techniki połowu. Już od XIX w. na naszych terenach zaczęto prowadzić racjonalną gospodarkę na jeziorach poprzez systematycznie zarybianie szlachetnymi i poszukiwanymi na rynku gatunkami ryb. Ostatnie 60 lat to nieustające eksperymenty na polu rybołówstwa. Miejmy nadzieję, że zmieniające się od prawie 20 lat warunki racjonalnego gospodarowania pozwolą także na polu rybactwa osiągnąć większą normalizację. (…) Na podstawie opracowania Mariana Frydy Stowarzyszenie Wdzydzko-Charzykowska Lokalna Grupa Rybacka „Mòrénka” ul. Wysoka 3/212, 89-600 Chojnice tel./fax 52-334-33-07, e-mail: [email protected] www.lgrmorenka.pl KRONIKA WYDARZEŃ KWIECIEŃ 1 Ruszył program „Karta Dużej Rodziny Chojnickiej”, wspierający rodziny wielodzietne. W Chojnickim Domu Kultury odbył się finał VI Turnieju Wiedzy o Krajach Niemieckojęzycznych. 1-28 3 7-8 9-11 10 12 18 W Bramie Człuchowskiej otwarta została wystawa „Non multa, sed multum. Wartość przywrócona”, prezentująca zbiory muzealne po konserwacji. Powiatowa Bursa dla Młodzieży prowadziła zbiórkę zużytych elektrosprzętów, oferując w zamian sadzonki drzew i publikacje. X Powiatowe Targi Edukacyjne „Akademus” 2014 odbyły się pod hasłem „Liczy się – indywidualny pomysł na siebie!”. W ramach akcji promowania bezpieczeństwa na stadionach, zorganizowanej przez Komendę Wojewódzką Policji w Łodzi, Chojnickie Studio Rapsodyczne pokazało spektakl „Heysel” w sześciu łódzkich szkołach. Ponad 100 uczniów wystartowało w XXIII Kwietniowych Spotkaniach z Poezją. Gościem imprezy był poeta Jan Sabiniarz. Promocja monografii Kosznajderia. Dzieje niemieckiej enklawy osadniczej na Pomorzu Gdańskim, wydanej przez LGD Sandry Brdy. Śniadanie Wielkanocne dla najuboższych w Gimnazjum nr 1. Na Starym Rynku odbył się coroczny Jarmark Wielkanocny ze świątecznymi straganami i konkursem kulinarnym. Posadzeniem 125 drzewek lipy przy nowej ścieżce rowerowej do Lichnów Koło Pszczelarzy w Chojnicach rozpoczęło obchody swojego 125-lecia. W Wielki Piątek ulicami miasta przeszła Droga Krzyżowa. Wydana została cykliczna publikacja Rozważania Drogi Krzyżowej, której autorem tym razem jest kardynał Joseph Ratzinger. 24-27 Obchody kanonizacji Jana Pawła II. W Bramie Człuchowskiej otwarta została wystawa fotografii „Dziedzictwo kluczy. Słowo – obraz. Zamyślenie nad »Tryptykiem rzymskim« Jana Pawła II”, a w Centrum Sztuki Collegium ARS w kościele gimnazjalnym wystawy: „Mój Papież” Magdaleny Wójtowicz oraz „Anioły…” Stanisławy Sierant. W ChDK wystąpiła finalistka The Voice of Poland Dorota Osińska. 27.04 trwały uroczystości na Starym Rynku. 25 Stowarzyszenie LekTURa i Miejska Biblioteka Publiczna zaprosiły na Noc w Bibliotece pod hasłem „Małe i duże w bibliotece podróże”. Kronika wydarzeń MAJ 1 3 9 Prawybory do Europarlamentu zorganizowało stowarzyszenie Projekt Chojnicka Samorządność. W wieku 64 lat zmarł Tadeusz Święcicki, kolekcjoner, miłośnik historii miasta i przedsiębiorca. Pogrzeb odbył się 5.05 na cmentarzu w Charzykowach. Festyn „Na Szlaku Kultur” połączony z przeglądem kapel ludowych, którego pomysłodawcą było Stowarzyszenie Dworek Polski. Promocja książki Bazylika Mniejsza w Chojnicach 1993-2013 w Centrum Sztuki Collegium ARS. W kościele gimnazjalnym otwarta została wystawa „Bieganie z pasją” z okazji 30-lecia Sekcji Biegowej „Florian”. 10 14 15 17 18 19 23 24 25 29 30 W wieku 60 lat zmarł Feliks Kurs, prezes koła Polskiego Związku Głuchych. Pogrzeb odbył się 14.05 na cmentarzu komunalnym. Około 110 litrów krwi udało się zebrać podczas piątej edycji Motoserca. Maria Kordykiewicz, prezes Stowarzyszenia Sabat Szefowych, promowała swoją książkę pt. Smak kamienicy. Uczestnicy zajęć zumby w klubie KaNaMa wsparli finansowo Towarzystwo Przyjaciół Hospicjum. Profesor filozofii Stephen R.C. Hicks z USA promował książkę Nietzsche i naziści. Moje spojrzenie, wydaną przez Fundację Fuhrmanna. Muzeum Historyczno-Etnograficzne zaprosiło na cykliczną „Noc w Muzeum”. W Bazylice Mniejszej można było obejrzeć oratorium upamiętniające siostrę Adelgund Tumińską. Około 250 biegaczy wystartowało w jubileuszowych XXX Biegach Strażackich Tur de Chojnice. W MBP otwarta została wystawa „Historyczne żaglowce – modele wykonane przez Alfreda Matwijewicza”. Bernadeta Korzeniewska promowała swoje tomiki Jak złoty ząb i Znaleziona w malwach. Bieg przełajowy na dystansie 5 km w Lasku Miejskim zorganizowany przez Areszt Śledczy w ramach 10. Weekendu Polska Biega. W wyborach do Paramentu Europejskiego w Chojnicach najwięcej głosów otrzymała Platforma Obywatelska. Frekwencja wyniosła 22,78 proc. Maria Ollick, prezes Borowiackiego Towarzystwa Kultury, była gościem zebrania Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. W Bramie Człuchowskiej otwarta została wystawa „Wiolinem i basem malowane. Leon Wyczółkowski (1852-1936)”. 65 66 Kronika chojnicka CZERWIEC 1 7 9 12 13 14 15 Kościół Chrześcijan Baptystów zaprosił do Fosy Miejskiej na Piknik Rodzinny. Piknik Obywatelski Projektu Chojnicka Samorządność z okazji 25. rocznicy wyborów w 1989 roku. W chojnickim szpitalu otwarty został nowo wybudowany oddział kardiologiczny. Wystawę fotografii „Chojnicki Przełom 1989-1991 ze zbiorów Zbigniewa Prochowskiego” można było oglądać w Centrum Sztuki Collegium ARS. W ramach akcji promowania literatury kaszubskiej do Chojnic przyjechał Knégòbùs Radia Kaszëbë, czyli mobilna biblioteka na kołach. 360 uczniów rywalizowało w XVII Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Religijnej Credo. Podczas drugiej edycji rajdu Odjazdowy Bibliotekarz rowerzyści pojechali do Mylofu. Po raz piąty odbył się Kosznajderski Rajd Rowerowy. Dzień Mocy z gwiazdami sportu i muzyki w Fosie Miejskiej. Koncertem Michała Wachowiaka na nowych organach barokowych w kościele gimnazjalnym zakończyła się realizacja projektu „Jezuici bez Jezuitów”. Tydzień wcześniej na organach zagrał prof. Julian Gembalski. 21-22 Gościem 5. Tanecznej Fiesty zorganizowanej przez Akademię Tańca „Piętro wyżej” była Iwona Pavlović, jurorka „Tańca z gwiazdami”. 22 27 Coroczny festyn „Chojnickie Aniołowo” Towarzystwa Przyjaciół Hospicjum. Na emeryturę przeszedł długoletni dyrektor Technikum nr 2 w Chojnicach dr inż. Jan Klepin. Promocja jubileuszowego numeru „Zeszytów Chojnickich”, wydanego z okazji 50-lecia periodyku. O godz. 23.00 rozpoczęła się Noc Cudów, a w jej ramach nocne biegi, wyścig rolkarzy, koncert muzyki operowej i rabaty w sklepach. 27-29 Dni Chojnic. Odbył się m.in. festyn na początek wakacji w parku 1000-lecia, prezentacje artystyczne na Starym Rynku, intronizacja 212. króla kurkowego, którym został Wiktor Winkowski, koncerty zespołu Bracia i Janusza Laskowskiego oraz dyskoteka pod gwiazdami z DJ Bogdanem Durajem. W Kurzej Stopie otwarta została wystawa twórczości rysownika z Emsdetten Hubertusa Jelkmanna. 28 Koło Łowieckie „Bażant” w Chojnicach obchodziło jubileusz 50-lecia działalności. Oprac. Anna Maria Zdrenka Kwartalnik Chojnicki nr 8/2014 ZDZIEJÓW miasta WOJNA WŁODZIMIERZ JASTRZĘBSKI O tym, jak chojniczanie unikali służby w Wehrmachcie W edług oficjalnych statystyk niemieckich pochodzących z grudnia 1944 roku do Wehrmachtu w latach 1941-1944 zaciągniętych zostało 6536 polskich mieszkańców powiatu chojnickiego, z czego 314 miało stracić życie na polu walki, 512 zaginąć w niewyjaśnionych okolicznościach lub dostać się do niewoli alianckiej, zaś 155 zdezerterować. Próby ustalenia imiennych strat podjęte przez badaczy po wojnie dały rezultat w postaci 411 znanych z imienia i nazwiska ofiar. Z akt sądowych o uznanie za zmarłego udało się odtworzyć przykładowe sytuacje związane z konkretnymi sprawami unikania przez Polaków służby we wrogich mundurach. W dniu 29 czerwca 1943 roku za pośrednictwem poczty polowej nr 14062E wpłynęły na adres Leokadii Januszewskiej z Ostrowitego pow. Chojnice list wraz z paczką zawierającą pozostałe po śmierci jej męża przedmioty osobiste w postaci: koca, scyzoryka, teczki z papierem listowym, dwu kawałków mydła, maszynki do golenia z zapasowymi żyletkami, igły z dwiema szpulkami nici, pędzlem do golenia, pudełka pasty do butów oraz 17 fenigów gotówki. Do przesyłki dołączony był rękopis listu napisanego dosyć kiepską polszczyzną przez grenadiera (żołnierza piechoty) Jana (Johanna) Januszewskiego zatytułowany: „Moja Kochana Leuośko”. Z pisma datowanego na 21 czerwca 1943 roku wynikało, że jej mąż napisał go tuż przed śmiercią, będącą rezultatem wydanego na niego wyroku. Pismo jest pełne żałości o własny los oraz dalszą przyszłość rodziny. Wynika z niego, że jeden z kolegów Januszewskiego z kompanii doniósł do dowództwa, iż Polak agitował przeciwko składaniu przysięgi wojskowej. Autor skarżył się też, iż od 20 maja 1943 roku nie otrzymał od żony żadnej korespondencji, więc nie wie nic o tym, co się dzieje w domu. Przed egzekucją prosił też o możliwość ostatniego widzenia się z rodziną, co spotkało się jednak z odmową. W końcowej części epistoły znalazły się pozdrowienia dla adresatki listu oraz pięciorga ich własnych dzieci i dopisek: „…życzę żeby Wam wszystko szło jak najlepiej, bo Ty musisz teraz się starać o to, aby starczyło pieniędzy dzieciom. Twój kochany mąż Johann Januszewski”. Podczas starań podjętych przed Sądem Grodzkim w Chojnicach w lutym 1948 roku przez Agnieszkę Szczepańską z Pawłowa pow. Chojnice o uznanie jej męża Kurta Hansa 70 Z dziejów miasta Informacja o wykonaniu wyroku śmierci na Kurcie Szczepańskim Szczepańskiego za zmarłego, wnioskodawczyni przedstawiła oryginał listu przesłanego na jej adres 5 kwietnia 1943 roku przez Sąd przy 9 dywizji piechoty Wehrmachtu, walczącej na froncie wschodnim w ZSRR. Treść tego pisma w tłumaczeniu polskim została podana w uzasadnieniu do postanowienia Sądu Grodzkiego i brzmiała: „Sąd na podstawie zeznań wnioskodawczyni przesłuchanej w charakterze świadka i pisma Sądu wojskowego niemieckiego z dnia 5 kwietnia 1943 r. nr St.L. 62/43 ustalił, że Kurt Hans Szczepański został w dniu 1 kwietnia 1943 roku rozstrzelany przez niemieckie władze O tym, jak chojniczanie unikali służby w Wehrmachcie 71 wojskowe w wykonaniu wyroku sądu wojskowego niemieckiego, przez który został skazany na karę śmierci za to, że jako żołnierz niemiecki strzelił sobie w palec u ręki, aby wydostać się z frontu i otrzymać urlop. W świetle tych ustaleń Sąd nabrał przekonania, że zgon Szczepańskiego jest niewątpliwy. Jako chwilę zgonu Sąd przyjął dzień 1 kwietnia 1943 r., godz. 7,00 rano, gdyż jest ona najbardziej prawdopodobna. A. Szelking, sędzia”. Ryzykowną grę o wolność, a nawet i życie podjęli dwaj inni poborowi do Wehrmachtu – urodzony w 1918 roku Paweł Andrearczyk z Czerska oraz młodszy od niego o trzy lata Bolesław Priebe z miejscowości Huta pow. Chojnice. Obaj w czerwcu 1943 roku zwrócili landratowi chojnickiemu otrzymane od Rejonowej Komendy Uzupełnień w Starogardzie Gdańskim karty powołania do niemieckiej armii, tłumacząc, iż wcielenie ich do wojska jest bezprawne, bowiem nie posiadają oni – jak dotąd – legitymacji świadczących o wpisaniu do III grupy niemieckiej listy narodowej. Zdenerwowany sytuacją landrat nakazał swemu podwładnemu komisarzowi urzędowemu w gminie Czersk-wieś przeprowadzić dochodzenie w tej sprawie i w przypadku ustalenia, że twierdzenie poborowych nie polega na prawdzie, aresztowanie obu i przekazanie władzom wojskowym. Śledztwo wykazało, że faktycznie P. Andrearczyk jeszcze 24 sierpnia 1943 roku nie był w posiadaniu zielonego ausweisu III grupy, natomiast dowód ten uzyskali wcześniej jego rodzice. O miejscu pobytu B. Priebe posterunek policji porządkowej w Czersku nic nie wiedział. Za innym rekrutem, Henrykiem Januszewskim z Lipnicy, pow. Chojnice, który nie odebrał skierowanego doń rozkazu o poborze do armii, władze niemieckie wysłały list gończy. Pokazane przykłady świadczą o negatywnym lub co najmniej niechętnym stanowisku chojnickich Polaków do przymusowej służby w wojsku niemieckim. Kontrowersje wokół poboru do Wehrmachtu FOTOKRONIKA KAZIMIERZ OSTROWSKI Jubileusz działacza W pierwszym numerze biuletynu „Bazuny” (listopad 1978), wydawanego przez Oddział Miejski ZKP w Chojnicach, została zamieszczona notatka kronikarska o następującej treści: „Jubileusz działacza. Dnia 23 sierpnia jubileusz 70-lecia urodzin obchodził powszechnie ceniony i szanowany działacz regionalny mgr Albin Makowski. Jubilat z tej okazji otrzymał wiele życzeń, wiązanek kwiatów i upominków od przedstawicieli środowiska kulturalnego i turystycznego. Zarząd naszego oddziału w uznaniu Jego dotychczasowych zasług na niwie regionalnej, nadał Jubilatowi tytuł honorowego prezesa oddziału”. Po kilku latach stagnacji rok 1978 przyniósł ożywienie działalności chojnickiego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Na kartach kroniki, wśród szeregu znaczących wydarzeń tego roku, są m.in. retrospektywna wystawa twórczości plastycznej Jana Duraja, współorganizowane z CDK pierwsze Dni Folkloru Kaszubskiego, sesja popularnonaukowa nt. walk w obronie Chojnic 1939 roku. Dziesiątego lipca w wieku 87 lat zmarł współzałożyciel i honorowy prezes oddziału Zrzeszenia, laureat Medalu Stolema, Julian Rydzkowski; członkowie boleśnie odczuli odejście Nestora. Życie toczyło się jednak dalej i obfitowało w ciąg następujących po sobie zdarzeń. Jednym z nich były 70. urodziny Albina Makowskiego. Urodzinowe przyjęcie odbyło się w Domu Kultury (obecnie budynek Szkoły Muzycznej). Zaproszonych było wielu, lecz czas wakacyjny sprawił, że przybyło i zasiadło przy stole – jak widać na zdjęciu – tylko 21 osób, współpracowników i przyjaciół A. Makowskiego. Laudację na cześć Jubilata wygłosił prezes oddziału ZKP Kazimierz Ostrowski, podkreślając niestrudzoną jego działalność na rzecz kultury, jako twórcy kolekcji muzealnej, współzałożyciela oddziału Zrzeszenia Kaszubskiego w 1957 roku, przewodniczącego sekcji badań historycznych, poza tym działacza PTTK i szeregu innych stowarzyszeń. Suma tych działań skłoniła Zarząd OM ZKP do podjęcia uchwały o nadaniu panu Albinowi Makowskiemu godności honorowego prezesa oddziału. W serdecznym tonie przemawiali kolejni goście. Miła atmosfera sprawiła, że spotkanie trwało do godzin wieczornych, a na pamiątkę uwieczniono uczestników na wspólnej fotografii. Jubileusz działacza 73 Siedzą (od lewej): b. dyrektor Zakładu Poprawczego Stanisław Karpus, b. dyrektor LO Wojciech Buchholz, regionalista i artysta Franciszek Pabich, Albin Makowski (z dyplomem honorowego prezesa), b. podinspektor szkolny Franciszek Kumer, przedstawicielka komitetu PZPR Teresa Wolszlegier, dyrektorka muzeum Wanda Tyborska; stoją (od lewej) kierownik drukarni Włodzimierz Fryca, kierownik wydziału kultury w magistracie Jerzy Zdunek, prezes ZKP red. Kazimierz Ostrowski, dyrektor szkoły w Charzykowach i wiceprezes ZKP Klemens Szczepański, działacz PTTK w Bydgoszczy Jerzy Kuligowski, prezes PTTK w Chojnicach Czesław Kukliński, Anna Myszkowa, pracownik muzeum i przewodnik turystyczny Andrzej Bramański, dyrektor ChDK Stefan Myszka, NN, regionalista i działacz ZKP Stefan Ścisłowicz, dyrektor Miejskiej Biblioteki Jerzy Schulz, artysta plastyk Jan Łosiński, artysta plastyk Jan Duraj (fot. ze zbiorów Irmgardy Szczepańskiej) SYLWETKA KAZIMIERZ JARUSZEWSKI Chojnicki budowniczy Walter Gerke (1912-1977) D o grona najbardziej zasłużonych dla Chojnic postaci związanych z budownictwem należał w II połowie ubiegłego wieku Walter Gerke. Większość swojego pracowitego życia spędził w rodzinnym Kamieniu Krajeńskim, ale jego drugim domem było przedsiębiorstwo budowlane, które chojniczanie utożsamiają z PeBeRolem. Kamieńskie siedlisko Walter wywodził się z rodziny niemiecko-polskiej, co przed I wojną światową nikogo na Pomorzu nie dziwiło. Ojciec Józef Goerke (1886-1945) pochodził z Wierzchowa k. Człuchowa, natomiast matka Marta z d. Jeszka (1884-1945) z Małego Mędromierza w Borach Tucholskich. Małżeństwo to doczekało się dwojga dzieci: syna Waltera i córki Wandy. Walter urodził się 29 stycznia 1912 roku w Bydgoszczy; młodsza Wanda przyszła zaś na świat już w Kamieniu Krajeńskim, dokąd przeprowadzili się państwo Goerke podczas wojny, zwanej wszechświatową. Matka zabiegała o wychowanie dwojga dzieci w duchu polskim, co nie budziło sprzeciwu jej męża. Walter i Wanda opanowali dwa języki i poznali kulturę dwóch narodów. Ta wiedza i umiejętności przydały im się w dorosłym życiu. Zgodnie ze swoimi kwalifikacjami Józef Goerke założył w Kamieniu Krajeńskim firmę budowlaną; wytwarzał kręgi betonowe, wykorzystywane m.in. w budowie studni. Zakład dobrze prosperował w okresie międzywojennym, a rodzice Waltera cieszyli się w lokalnym, polskim środowisku uznaniem i szacunkiem. Pan Goerke pasjonował się myślistwem i motoryzacją, jako jeden z pierwszych mieszkańców posiadał samochód. Fach ojca podobał się synowi, który postanowił kontynuować rodzinne tradycje i ukończył z wynikiem bardzo dobrym Państwową Szkołę Budownictwa w Lesznie Chojnicki budowniczy. Walter Gerke (1912-1977) 75 Józef i Marta Goerke z dziećmi: Walterem i Wandą (1935 r.). Cztery lata później został mistrzem rzemiosła murarskiego i ciesielskiego. Miał w przyszłości przejąć zakład po ojcu. Kres tym pięknym planom położyła II wojna światowa. Rodzina przyjęła II grupę narodowości niemieckiej. Walter trafił do Wehrmachtu. Jego służba w armii nie była jednak aż tak uciążliwa i niebezpieczna, bowiem został szoferem majora w jednostce stacjonującej we Francji. Istotna, i jakże fortunna dla Waltera, okazała się rzadka wówczas umiejętność prowadzenia auta. Dodatkowym atutem była biegła znajomość języka niemieckiego. W 1945 roku trafił do obozu przejściowego na terenie Czechosłowacji, skąd udało mu się wydostać wspólnie z przyjacielem Arkadiuszem Jakubikiem. Wojna i jej skutki doprowadziły jednak do śmierci rodziców Waltera. Ojciec został uwięziony przez Rosjan najpierw w Fordonie, a następnie w obozie w Potulicach. Mimo usilnych starań żony o jego uwolnienie zmarł w 1945 roku. W tym samym roku zmarła też na zawał serca matka Marta – jak przekazuje Bogdan Gerke – „na przyniesioną wieść o domniemanej śmierci syna podczas działań wojennych”. Budowlany gen Walter Goerke powrócił po powojennej tułaczce do rodzinnego domu u schyłku 1945 roku. Sprzęt budowlany oraz wyposażenie zakładu zostały skonfiskowane 76 Z dziejów miasta Widokówka ze zdjęciem domu rodziny Goerke w Kamieniu Krajeńskim przez polskie władze po zakończeniu wojny. Ojciec zdążył jednak przed aresztowaniem ukryć pod budynkiem formy do betonowych kręgów. W rezultacie podjętych wysiłków o rehabilitację i zwrot mienia oraz nieruchomości Walter mógł zamieszkać w domu zmarłych rodziców. Siostra natomiast przeprowadziła się później do Koszalina, gdzie założyła rodzinę (zmarła w 1981 r.). Sąd Grodzki w Sępólnie Krajeńskim orzekł jednak w kwietniu 1946 roku przepadek mienia związanego z przedsiębiorstwem budowlanym. W czerwcu 1949 roku Walter ożenił sie z włoszczowianką Danutą Czeplinską (1923-2008). Małżonkowie poznali się w Tucholi; ojciec pani Danuty związany był z młynarstwem, uruchamiał w kraju nowe obiekty produkcyjne. Żona zajmowała się księgowością, a później prowadzeniem domu i wychowaniem urodzonego w 1951 roku syna Bogdana. W 1952 roku małżonkowie zmienili nazwisko na Gerke, co spowodowane było powtarzającymi się sugestiami i naciskami władz administracyjnych. Dotychczasowa pisownia nazwiska nazbyt kojarzyła się urzędnikom z Niemcami, a rodzina była przecież polska! Od lutego 1947 roku Walter pracował w Chojnicach w przedsiębiorstwie, które siedmiokrotnie zmieniało swoją nazwę. Najpierw, tuż po wojnie, funkcjonowało jako Przedsiębiorstwo Państwowe „Odbudowa”, potem w nazewnictwie pojawiały się komponenty związane z rozszerzeniem obszaru działania: „wiejskie, powiatowe, terenowe”, m.in. Budowlane Przedsiębiorstwo Powiatowe, popularnie zwane „Bepy”. Ósmego kwietnia br. minęła zaś 50. rocznica działalności firmy pod nazwą Przedsiębiorstwo Budownictwa Rolniczego w Chojnicach. W. Gerke systematycznie podnosił swoje kwalifikacje zawodowe, dwa lata po zatrudnieniu w Chojnicach uzyskał tytuł budowniczego i uprawnienia do kierowania robotami budowlanymi i sporządzania projektów. W grudniu 1950 roku został inżynierem budownictwa lądowego po studiach na Politechnice Gdańskiej. Wśród wielu inwestycji prowadzonych przez chojnickiego budowniczego wskazać możemy m.in. budowę mostu w Męcikale, Zakładów Rybnych i Powszechnego Domu Towarowego w Chojnicach, remont fary. Stocznia chojnicka, centrale nasienne, magazyny zbożowe czy liczne osiedla mieszkaniowe bądź budynki rolnicze (tuczarnie, cielętniki etc.) to również, w określonym stopniu, zasługa W. Gerke. Syn Bogdan poszedł w ślady ojca i dziadka. Budownictwo także stało się częścią jego życia. Kierował tym samym przedsiębiorstwem co wcześniej ojciec! Talent organizacyjny i umiejętności techniczno-budowlane były w tej rodzinie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Chojnicki budowniczy. Walter Gerke (1912-1977) 77 Podsyłane legitymacje W wieku 64 lat Walter Gerke osiadł w Chojnicach. Wybudował dom jednorodzinny przy ul. Kruczkowskiego 5. Wcześniej wraz z żoną cieszyli się z pięknego lokum (z malowniczym ogrodem) w Kamieniu Krajeńskim przy ul. Dworcowej 17. Małżonkowie, domatorzy, lubili gości; nierzadko mówiono nawet, że prowadzą dom otwarty. W gronie bywalców byli zarówno duchowni, jak i sekretarze PZPR oraz wysokiej rangi urzędnicy. Właściciel domu nigdy nie przyjął legitymacji partyjnej, utrzymywał jednakże kontakty z reprezentantami różnych środowisk. Doczekał się nawet nominacji w wyborach do Sejmu, ale z kandydowania zrezygnował. Cieszył się zatem zaufaniem społecznym. Był religijny i uczynny, np. udostępniał pracownikom do ślubu służbowe auto. Mimo sprawowania funkcji kierowniczych nierzadko pracował fizycznie bezpośrednio z robotnikami, budząc swoją postawą szacunek załogi. Podczas budowy mostu w Męcikale spadł z przęsła i złamał żebro. Pracownicy cenili go za fachowość, sprawną organizację i konsekwencję w realizacji zamierzonego celu. Był człowiekiem uczciwym, życzliwym, choć potrafił twardo wyegzekwować dobrą robotę. Uważano go za autorytet na licznych budowach. W życiu prywatnym również cieszył się uznaniem i sympatią. Jego hobby stanowiło wędkarstwo, szczególnie lubił nocne połowy… raków 78 Z dziejów miasta (w jeziorze Mochel i w przydomowym stawie). Największym przysmakiem rodziny była zupa z raków. W młodości uprawiał chętnie sport, jego ulubioną konkurencją lekkoatletyczną był rzut oszczepem. Po ojcu nie odziedziczył natomiast pasji myśliwskiej. Przez wiele lat pracował jako dyrektor techniczny i zastępca dyrektora naczelnego zakładu. W 1976 roku po śmierci Jana Teusza stanął na czele przedsiębiorstwa. Kariera dyrektorska trwała jednak krótko, bowiem 20 maja 1977 roku otrzymał decyzję o emeryturze. Dwa dni później, w niedzielę 22 maja po mszy świętej wrócił do domu i zmarł w wyniku zawału serca. Spoczął na cmentarzu komunalnym w Chojnicach. Warto na koniec naszych biograficznych rozważań dodać, iż część rodziny Goerke w I połowie XX wieku opuściła Polskę. Krewni Waltera zamieszkali m.in. w Getyndze czy w Norymberdze. Jeden z ich potomków, prawnik, został doradcą kanclerz Angeli Merkel. Fot. ze zbiorów rodziny oraz z kroniki Przedsiębiorstwa Budownictwa Rolniczego w Chojnicach Kwartalnik Chojnicki nr 8/2014 CHOJNICE i okolice SYLWETKA KAZIMIERZ JARUSZEWSKI Bartłomiej Nowodworski – komandor kawalerów maltańskich B iografia B. Nowodworskiego (ok. 1552-1625) stanowi doskonały materiał na scenariusz filmowy. Kurier królewski, wygnaniec (po zabiciu w pojedynku dworzanina), rycerz biegły w rzemiośle wojennym i pirotechnik, kawaler maltański, mecenas oświaty i nauki. A przy tym poliglota znający sześć języków i człowiek rozmiłowany w kulturze i sztuce. Za życia uważany za wzór nieustraszonego wojownika, obrońcy chrześcijaństwa i Rzeczypospolitej, ulubieńca dam tudzież przeciwnika konfliktów religijnych. Jego burzliwy żywot ukazany został w ostatnich latach na łamach kilku popularnych magazynów historycznych (m.in. „Focus. Historia”), dlatego postaramy się przybliżyć Czytelnikom „Kwartalnika” najistotniejsze wydarzenia z nim związane. Nowy Dwór Mazowiecki... Postać ta została dość szczegółowo naświetlona w naszej historiografii, wciąż jednak nie wyjaśniono kwestii miejsca narodzin przyszłego zdobywcy Smoleńska. Ród B. Nowodworskiego wywodził się ze szlachty wielkopolskiej herbu Nałęcz, która przeniosła się na Mazowsze w okolice Nowego Dworu (stąd ich nazwisko), a potem (koniec XV w.) do Prus Królewskich – do powiatu tucholskiego. W niektórych opracowaniach wymienia się Tucholę oraz Nowy Dwór k. Chojnic jako domniemane miejsca przyjścia na świat Portret Bartłomieja Nowodworskiego szlachcica, który należał do grona bohaterów w tucholskim liceum narodowych Rzeczypospolitej w XVII stuleciu. W młodym wieku został sierotą, lecz z pomocą krewnych, kosztem wielu wyrzeczeń, zdobył wykształcenie (być może w słynącym ze szkolnych tradycji Chełmnie). 82 Chojnice i okolice Tablica informacyjna maltańskiego ośrodka pomocy w Poznaniu Najważniejsze wydarzenia z biografii tego znakomitego rycerza wiążą się z jego długoletnim wojowaniem we Francji, następnie służbą w szeregach kawalerów maltańskich, a później z wyprawami przeciw Moskwie. Wielki rozgłos zdobył w 1611 roku podczas oblężenia Smoleńska, kiedy w zamaskowanej komorze prochowej w otworze kanału ściekowego zgromadził i zdetonował potężny ładunek wybuchowy. Eksplozja przyczyniła się do skutecznego szturmu i zdobycia miasta, a Nowodworskiego zaczęto nazywać w pieśniach wybuchowym rycerzem. Hojny fundator Nowodworski żywo interesował się rozwojem ówczesnej nauki, techniki (szczególnie inżynieryjno-oblężniczej) i sztuki. Przyjaźnił się i korespondował z barokowym poetą Danielem Naborowskim. Nie podtrzymywał związków z ziemią rodzinną, jednak w 1617 roku ustanowił stypendium dla czterech studentów z powiatu tucholskiego (3 spośród szlachty i 1 plebejusza) kształcących się w Krakowie. Dwa lata później utworzył z kolei fundację zapewniającą m.in. uposażenie seniora szkoły parafialnej w Tucholi. Ceniony był też jako wdzięczny i hojny sprzymierzeniec Akademii Krakowskiej. Uczelnia ta wprowadziła nawet uroczyste obchody rocznicy jego zgonu. Ten zasłużony dla Ojczyzny rycerz i mecenas oświaty jest patronem dwóch znanych Czytelnikom „Kwartalnika” szkół średnich (obecnie liceów ogólnokształcących): w Krakowie (założonej w 1588 roku!) oraz w Tucholi. Placówki te pieszczotliwie nazywane są Nowodworkami. Jedna z przelotowych ulic w Tucholi nosi jego imię. Warto również dodać, iż szkole podstawowej w Ogorzelinach patronują polscy kawalerowie maltańscy. Co ciekawe, B. Nowodworski nie patronuje żadnej jednostce wojskowej… Niosą pomoc Związek Polskich Kawalerów Maltańskich Suwerennego Rycerskiego Zakonu Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego z Rodos i Malty (liczący 160 osób) prowadzi w XXI wieku dynamiczną działalność. Koncentruje się ona w maltańskich ośrodkach pomocy. Kawalerowie i damy maltańskie zorganizowali w naszym kraju m.in. przychodnie specjalistyczne, szpitale czy środowiskowe domy samopomocy. Prężnie działa np. placówka w Poznaniu; to właśnie w tym mieście niedługo przed śmiercią Bartłomiej Nowodworski został komandorem. Formacja duchowa, opieka medyczna, wolontariat, współpraca międzynarodowa to najważniejsze komponenty aktywności zakonu, który wywodzi się z powstałego w XI wieku szpitalnego bractwa rycerskiego. Fot. Kazimierz Jaruszewski DZIEJE ADAM WYROWIŃSKI Nowy Dwór w powiecie chojnickim N owy Dwór uznać należy za miejsce godne uwagi i polecenia, szczególnie ze względu na walory kulturowe i krajobrazowe. Wieś położona jest 7 km na południe od Chojnic w malowniczej okolicy. Wokół roztaczają się piękne krajobrazy, a rozległe pola i obfitość lasów zachęcają do wybrania się na wycieczkę rowerową lub pieszą, by poznać historyczne wydarzenia i postacie. Niewątpliwie można również liczyć na gościnność mieszkańców. Życie płynie tu spokojnie, nie ma przemysłu, powietrze jest czyste, co może zachęcić do spacerów i spędzenia wolnego czasu na łonie natury. Nazwa wsi wywodzi się od nazwiska właścicieli majątku – Nowodworskich (herbu Nałęcz). Najsłynniejszy przedstawiciel tego rodu to Bartłomiej Nowodworski, kawaler maltański, dzielny rycerz i fundator szkół. Obecnie oficjalna nazwa miejscowości to Nowy Dwór, ale nie zawsze tak było. Początkowo był to Nowydwór (pisany łącznie – nazwa zwyczajowa została jednak zmieniona administracyjnie). W kronice szkolnej prowadzonej od marca 1945 roku nazwa Nowydwór pojawia się jeszcze w 1967 roku. Wieś powstała stosunkowo niedawno. Historia Nowego Dworu rozpoczyna się w roku 1908, kiedy to ostatni właściciel majątku ziemskiego należącego do rodu Nowodworskich noszący nazwisko Heidin sprzedał go niemieckiej Komisji Kolonizacyjnej. Majątek został rozparcelowany, a stare budynki w większości rozebrane. Pisze o tym we wstę- Kapliczka z figurą Matki Bożej, przy której odbywają się nabożeństwa majowe pie do szkolnej kroniki Stefan Krajewicz – 84 Chojnice i okolice pierwszy po II wojnie światowej kierownik Powszechnej Szkoły Publicznej w Nowym Dworze. W krótkim czasie w wyniku działań Komisji Kolonizacyjnej sprowadzono na te ziemie niemieckich osadników z okolic Oldenburgu w Dolnej Saksonii. Dla nich od podstaw zbudowano wieś. W 1910 roku w Nowym Dworze powstała szkoła. W tym samym czasie zaczęła swą działalność nowa kuźnia. Wieś przez całe dziesięciolecia miała kowala, aż do początku lat 70., kiedy budynek kuźni został rozebrany. W okresie powojennym przez wiele lat kowalem był Władysław Chełmowski, a po jego śmierci jeszcze przez 10 lat kuźnię prowadził jego syn Henryk. W centrum wsi do dzisiaj stoi budynek mieszkalny zbudowany na początku ubiegłego stulecia dla rencistów miejscowego folwarku oraz ludzi ubogich i samotnych. Na ich utrzymanie wieś otrzymała 7 ha lasu i 37 ha pola. Las wiejski dopiero pod koniec XX wieku przeszedł w posiadanie gminy. Przejęcie tych terenów przez władze polskie w 1920 roku to początek okresu, w którym Polacy stopniowo zasiedlają wieś i tworzą jej historię. Część gospodarstw przęjęli żołnierze, którzy przysłużyli się ojczyźnie, walcząc w legionach Józefa Piłsudskiego. W szkole przywrócono nauczanie w języku polskim i umożliwiono uczęszczanie do niej dzieciom z pobliskich Cołdanek. Wcześniej były one pozbawione możliwości chodzenia do nowej szkoły zbudowanej specjalnie dla dzieci niemieckich kolonistów i uczyły się w Angowicach. W 1920 roku nauczycielem został Tomasz Sękowski, który prowadził szkołę aż do wybuchu II wojny światowej. Czwartego września 1939 roku Sękowski został aresztowany przez gestapo. Więziony był w Chojnicach do kwietnia Obelisk upamiętniający kawalera maltańskiego Bartłomieja Nowodworskiego Nowy Dwór w powiecie chojnickim 85 Tablica poświęcona Tomaszowi Sękowskiemu. Początkowo wisiała na ścianie szkolnego korytarza 1940 roku, następnie przebywał w różnych obozach koncentracyjnych. Ostatecznie 3 marca 1941 roku zginął w Mathausen Gusen. Ufundowana w 1954 roku pamiątkowa tablica poświęcona Tomaszowi Sękowskiemu znajduje się obecnie na ścianie frontowej budynku szkolnego. W pobliżu szkoły przy pięknej, ponadstuletniej alei lipowej od 1992 roku znajduje się również obelisk upamiętniający związek wsi z postacią Bartłomieja Nowodworskiego. Najstarsi nowodworzanie wspominają, że w okresie przedwojennym zawiązało się we wsi kółko rolnicze oraz straż pożarna (obie te organizacje kontynuowały działalność po wyzwoleniu). Niemcy i Polacy żyli tu w zgodzie, mieszane małżeństwa polsko-niemieckie nie należały do rzadkości. Jednak sytuacja polskich rodzin zmieniła się wraz z wybuchem wojny. Nastąpiły wywózki mieszkańców do obozu w Potulicach i wysiedlenia. Część gospodarstw została splądrowana, a inne obejmowali Niemcy. Dzieci chodziły do szkoły w Ogorzelinach i musiały uczyć się po niemiecku. Wyzwolenie Nowego Dworu nastąpiło 13 lutego 1945 roku. Wkrótce do swych gospodarstw powrócili prawowici właściciele. W kronice szkolnej można przeczytać, że zaledwie dwie rodziny spośród niemieckich kolonistów pozostawały w Nowym Dworze w momencie zajęcia wsi przez Armię Czerwoną. Pozostałe zdecydowały się powrócić do Niemiec. Pierwszym sołtysem Nowego Dworu po wojnie został Anastazy Kosecki. Kierownikiem szkoły i pierwszym organizatorem nauczania w trudnym powojennym okresie był Stefan Krajewicz. Brakowało nie tylko podręczników i przyborów do pisania, lecz przede wszystkim podstawowego sprzętu. Aby rozpocząć zajęcia, trzeba było najpierw 86 Chojnice i okolice zdobyć deski i zrobić ławki. Od samego początku w szkole organizowane były przedstawienia, występy wokalne dzieci i młodzieży, jasełka, spotkania opłatkowe, a także akcje charytatywne. Dwudziestego szóstego grudnia 1946 roku młodzież z kursów wieczorowych urządziła przedstawienie pt. „Jasełka polskie”. Dochód z przedstawienia przeznaczono na zakup podręczników dla dzieci z biednych rodzin. Stefan Krajewicz kierował szkołą od 16 kwietnia 1945 roku do września 1953 roku. Po jego śmierci długoletnim kierownikiem szkoły był Franciszek Gubernat. Szkoła była początkowo czteroklasowa, następnie siedmio-, a potem również ośmioklasowa. Pod koniec lat 60. w szkole zatrudnionych było 5 nauczycieli. Kierownik, uznawany przez grono pedagogiczne i rodziców uczniów za bardzo dobrego organizatora, doprowadził do zawiązania komitetu budowy nowego pawilonu szkolnego. Uczęszczały tu również dzieci z Cołdanek i Angowic. W 1962 roku odnotowano, że wieś Nowy Dwór liczy 233 mieszkańców, w tym 23 dzieci w wieku szkolnym. Najstarszym człowiekiem w okolicy był wtenczas Józef Modrzejewski z Cołdanek, który 8 sierpnia tego roku ukończył 90 lat. W roku szkolnym 1965/1966 w siedmiu klasach uczyło się łącznie 59 dzieci, grono pedagogiczne liczyło 3 nauczycieli. W tym czasie we wsi na 28 rodzin był murarz, kowal, nauczyciel i 25 rolników. W połowie lat 50. pobudowano drogę brukową łączącą wieś z Chojnicami, którą w późniejszym okresie pokryto nawierzchnią asfaltową. W 1957 roku podłączono prąd, kupno pierwszego społecznego telewizora do szkoły odnotowano w kronice szkolnej Zabytkowy budynek mieszkalny stojący w centrum wsi. Obecnie mieści się tu m.in. świetlica wiejska Nowy Dwór w powiecie chojnickim 87 w 1962 roku (zakup w połowie sfinansowała wieś). Dwa lata później pojawił się pierwszy hydrofor i w szkole oddano do użytku łazienkę. W roku tym szkoła otrzymała dużo nowych pomocy naukowych od wydziału oświaty w Chojnicach. Osiemnastego maja 1963 roku oddano do użytku drugi budynek szkoły z dwiema salami lekcyjnymi i kancelarią. Jak podawała ówczesna prasa, był to piękny czyn mieszkańców, których wkład pracy społecznej kierujący pracami komitetu budowy Franciszek Gubernat ocenił na 50%. Na uroczystości byli obecni przedstawiciele władz, a otwarcia nowego pawilonu szkolnego dokonał poseł na Sejm Jan Kulas. Tego dnia zorganizowano zabawę ludową dla mieszkańców. Szkoła przez cały okres działalności była centrum życia kulturalnego wsi. Odbywały się tu liczne uroczystości, występy, konkursy i różnorodne akcje. Organizowane były dla dzieci atrakcyjne wycieczki, w szkole często goszczono ciekawych ludzi, zapraszano uczniów z okolicznych miejscowości, często organizowano zawody sportowe, podchody i rajdy harcerskie. We wsi prężnie działał PSL, organizacje zuchowe i harcerskie. Nowodworzanie Franciszek Gubernat i Henryk Krajewicz przez wiele lat byli aktywnymi członkami władz komendy hufca ZHP. W okresie powojennym działało ZSL, a w latach 80. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych pod przewodnictwem ówczesnego sołtysa Ignacego Guenthera, który z ramienia Komitetu Obywatelskiego Solidarność został wybrany na posła X kadencji 1989-1991. Jako działacz organizacji rolniczej był członkiem Komisji Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej oraz Komisji Handlu i Usług. Już w latach 50. działało w Nowym Dworze Koło Gospodyń Wiejskich. Panie organizowały kursy kroju i szycia oraz gotowania. Na wiosnę KGW zajmowało się sprowadzaniem piskląt, a w zimowe wieczory kobiety spotykały się w kolejnych domach na tradycyjnym darciu pierza. Często koło gospodyń organizowało poczęstunek dla dzieci szkolnych, zabawy taneczne i obchody Dnia Kobiet. Współcześnie mieszkańcy Nowego Dworu chętnie działają w organizacjach kościelnych, panie należą do koła różańcowego, co roku w maju mieszkańcy gromadzą się przy urokliwej kapliczce z figurą Matki Bożej na nabożeństwie majowym. Kapliczka ta została zbudowana w lipcu 1945 roku przez Stanisława Kalinowskiego jako wotum Matce Bożej za szczęśliwy powrót rodziny z obozu w Potulicach. Wodociąg podłączono we wsi w 1992 roku, a wieś skanalizowano sześć lat później. We wsi jest sklep i świetlica popołudniowa oferująca dzieciom i młodzieży całą gamę zajęć i atrakcji. Władze gminy Chojnice zaplanowały wybudowanie w najbliższym czasie w obrębie wsi czterech wiatraków oraz zamontowanie na obszarze kilku hektarów ogniw fotogalwanicznych wytwarzających energię odnawialną. Nowy Dwór znany jest mieszkańcom Chojnic i okolic z tego, że znajduje się tu nowoczesny Zakład Zagospodarowania Odpadów (pierwsze gminne wysypisko śmieci powstało na tym terenie na przełomie lat 60. i 70.). Otwarcie ZZO nastąpiło 14 czerwca 2013 roku, a zatrudnienie znalazło tu wiele osób, w tym 5 mieszkańców sołectwa Nowy Dwór-Cołdanki. Zakład obsługuje łącznie 10 gmin z dwóch powiatów: chojnickiego 88 Chojnice i okolice i człuchowskiego. Wieś znana jest też z tego, że na jej skraju przy głównej drodze od strony Chojnic znajduje się cmentarz poległych żołnierzy Armii Radzieckiej. Chociaż podczas wyzwolenia wsi zginął jeden żołnierz Armii Czerwonej, to właśnie na cmentarzu wojennym w Nowym Dworze pochowano łącznie 315 żołnierzy poległych w walce o wyzwolenie ziemi chojnickiej. Zidentyfikowano zaledwie 20 spośród nich – ich nazwiska można znaleźć na stronie internetowej gminy Chojnice. Przez długie lata o cmentarz dbali miejscowi harcerze, obecnie opiekę nad tym miejscem sprawuje sołectwo oraz Szkoła Podstawowa im. Polskich Kawalerów Maltańskich w Ogorzelinach. Nie jest to jedyny cmentarz w Nowym Dworze. Przed wojną nieopodal wsi w lesie przy torze kolejowym był umiejscowiony cmentarz, na którym pochowano ówczesnych mieszkańców, w tym również przedstawicieli rodu Heidinów, właścicieli folwarku. Obecnie po nagrobkach nie ma już śladu. Mieszkańcy Nowego Dworu również i dziś zajmują się przede wszystkim rolnictwem. Od początku istnienia wsi należą oni do parafii w Ogorzelinach. Od kilku lat oba sołectwa wspólnie organizują dożynki parafialne. We wsi corocznie odbywają się festyny oraz uroczystości Dnia Dziecka, a także Dnia Seniora. Dzieci z Nowego Dworu uczęszczają do ogorzelińskiej szkoły podstawowej, młodzież uczy się w Gimnazjum w Sławęcinie i kontynuuje edukację w chojnickich szkołach ponadgimnazjalnych, by następnie podjąć pracę lub wybrać studia w większych aglomeracjach miejskich. Obecnie jest tu 20 rolników, a większość gospodarstw jest w pełni zmechanizowana. Obowiązki sołtysa pełni Danuta Łoboda, która jednocześnie jest wiceprzewodniczącą Rady Gminy Chojnice. Przeważają tu gleby klasy IV i V, trochę gruntów klasy III położonych jest na obrzeżach, ale spotyka się również bardzo słabe, piaszczyste gleby klasy VI. Fakt ten rzutuje na gospodarkę rolną. Uprawia się tu głównie zboża i ziemniaki, można zobaczyć również pola obsiane gryką i łubinem. Kilkadziesiąt lat temu sporo było tu pól buraczanych, na łąkach pasły się krowy i owce, a w każdym niemalże gospodarstwie były kury, kaczki, indyki czy gęsi. Dziś hodowla to przede wszystkim trzoda chlewna, drób, a ostatnio również konie. Po przemianach ustrojowych i wstąpieniu do Unii Europejskiej podniósł się poziom gospodarowania. Wieś zmieniła swoje oblicze, posesje wypiękniały, pobudowano nowe budynki gospodarskie, unowocześniono park maszynowy. Wielu rolników skorzystało z funduszy unijnych na modernizację i rozbudowę gospodarstw, sporo jest tu nowoczesnych ciągników i maszyn do uprawy roli. Od kilku lat wieś stała się atrakcyjnym miejscem do zasiedlenia z racji położenia przy drodze asfaltowej i niewielkiego oddalenia od Chojnic. Najnowsze inwestycje we wsi to m.in.: kanalizacja, nowe trawiaste boisko, chodnik, remont świetlicy oraz budowana obecnie ścieżka rowerowa łącząca wieś z Ogorzelinami. Sołectwo Nowy Dwór-Cołdanki obejmuje łącznie obszar 727 km kw. Najstarszą mieszkanką wsi jest obecnie Teresa Gubernat. Nowy Dwór zamieszkuje 150 osób (dane z 3 VI 2014 r.). Fot. Adam Wyrowiński Kwartalnik Chojnicki nr 8/2014 OFICYNA artystyczna POEZJA Bernadeta Korzeniewska: Poeta widzi więcej Poezją interesowała się Pani od dawna, ale pisaniem zajęła się Pani dopiero na emeryturze. Co Panią skłoniło do sięgnięcia po pióro? W 2004 roku wybrałam się na spotkanie grupy poetyckiej „Na oścież” w Muzeum Historyczno-Etnograficznym, w oddziale Albina Makowskiego. To był wieczór z satyrą i w jego trakcie przeczytałam kilka swoich fraszek. Nie jestem polonistką, ale moja koleżanka polonistka mówiła, że po- Bernadeta Korzeniewska urodziła się w Dęwinnam swoje wierszyki zapisywać. Od bowej Łące pod Toruniem, a w Chojnicach dzieciństwa miałam łatwość rymowania. mieszka od 42 lat. Jest emerytowaną nauNa tym spotkaniu dyrektor muzeum Ja- czycielką nauczania początkowego. Ma dwie nina Cherek zachęciła mnie do pisania. córki i dwie wnuczki. Pisze wiersze, fraszki Powiedziała, że jestem nowym talentem i teksty piosenek. Jest członkiem chojnickiej poetyckim. Na emeryturę przeszłam 16 lat grupy poetyckiej „Na oścież” i laureatką wielu temu, ale początkowo działałam w Zwią- konkursów poetyckich. Jej utwory publikowazku Nauczycielstwa Polskiego, gdzie zaj- ne były w almanachach i prasie regionalnej. mowałam się kulturą i miałam sporo zajęć. W 2008 roku wydała pierwszy tomik pt. Kiedy Jednak 10 lat temu, gdy mąż zmarł i dzieci serce Syrokomli, a w tym roku dwa kolejne: wyfrunęły, zrobiło się pusto i cicho w domu. Znaleziona w malwach i Jak złoty ząb. Łucja Gocek zachęcała mnie do udziału w spotkaniach poetyckich grupy „Na oścież” i wybrałam się na to spotkanie u Makowskiego. W kieszeni miałam spisanych kilka swoich fraszek. Potem brałam udział w warsztatach poetyckich. Inni koledzy przekazywali mi też swoje uwagi, a ja wszystko chłonęłam, obserwowałam otoczenie. I to zaowocowało. 92 Oficyna artystyczna Skąd Pani czerpie inspirację? Z życia i z obserwacji ludzi. Mam wrażenie, że poeta widzi więcej poprzez swoją wrażliwość. I to pisanie pozwala mi zatrzymać chwilę, zapisać emocje i pokazać kogoś lub coś moimi oczami. Pokazać swoją indywidualność, to jak ten świat czy temat wykreuję. Pisanie jest dla mnie także niezbędne do utrzymania równowagi psychicznej w tym świecie konsumpcji, pogoni za bogactwem i w tym pędzie życia. Oprócz poezji piszę też teksty piosenek. Napisałam siedem szant do śpiewnika Czesława Gierszewskiego. Piszę także piosenki ułańskie do patriotycznych melodii dla młodzieży Zespołu Szkół w Nowej Cerkwi. Jestem córką ułana 23 Pułku Ułanów Grodzieńskich i czuję te piosenki. W zeszłym roku w rocznicę szarży pod Krojantami otrzymałam medal Pro Patria od ministra obrony narodowej. Pod koniec maja odbyła się promocja Pani tomików „Znaleziona w malwach” i „Jak złoty ząb”. Jakie ma Pani Bernadeta Korzeniewska teraz plany poetyckie? Pablo Picasso powiedział kiedyś, że Bóg jest nade wszystko artystą, stworzył żyrafę, słonia, mrówkę, w istocie nigdy nie naśladował jednego stylu – po prostu robił to, na co miał ochotę. O ile nie krzywdzę innych, mogę też zmieniać styl, mam do tego Bernadeta Korzeniewska prawo i nieważne, co pomyślą Znaleziona inni, bo zawsze coś pomyślą. w malwach Jak Mój pierwszy tomik Kiedy złoty za˛b serce Syrokomli to były głównie wiersze liryczne, Znaleziona w malwach to wspomnienia z dzieciństwa, a Jak złoty ząb to zbiór fraszek. Teraz zajmuję się czymś zupełnie innym. Nazwałam te wiersze „betiudami” – każda „betiuda” będzie o czymś innym, ale razem będą tworzyły całość. Teraz ludzie są zagonieni. Nie mają czasu na poezję. Grube książki ich zniechęcają, a taką małą książeczkę z wierszami szybciej wezmą do ręki. Pani ulubieni poeci? Moim ulubionym poetą jest Seamus Heaney, irlandzki poeta. Jak go czytałam, to zauważyłam, że on pisze tak samo jak ja, o takich prostych rzeczach, o tym, co przeżył, co go otacza. Często wracam do niego. Przyjemność mi sprawia czytanie wierszy współczesnych poetów, których poznałam osobiście. Lubię poezję Wojciecha Kassa, zwłaszcza jego nowe wiersze. Tadeusza Zawadowskiego – poetę z domieszką krwi tatarskiej, w którego poezji jest dużo filozofii i psychologii. Czytam wiersze mojej mentorki Łucji Bernadeta Korzeniewska: Poeta widzi więcej 93 Gocek. Ona jest tą osobą, z którą mogę porozmawiać o poezji. Jeżdżę na spotkania literackie do Kuźni w Tucholi, raz w miesiącu. Jakie ma Pani inne zainteresowania poza poezją? Fascynuje mnie Stephen Hawking. To jest genialny fizyk. Dzięki niemu zainteresowałam się historią Wszechświata. Czy początków wszystkiego należy upatrywać w interwencji boskiej, a może to tylko logiczna konsekwencja praw fizyki? Jestem członkiem Chojnickiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i biorę udział w spotkaniach popularnonaukowych. Oprócz poezji kocham muzykę. Moja córka jest pianistką, mąż grał, do dzisiaj jego gitara jest przy moim łóżku. W poezji najważniejsza jest wyobraźnia, a muzyka też pobudza wyobraźnię. Bardzo lubię Ennio Morricone i Henryka Góreckiego. Uwielbiam podróżować, poznawać nowe miejsca i nowych ludzi. Lubię podróże w egzotyczne miejsca. Zawsze dokładnie się przygotowuję do takiej podróży, żeby potem wiedzieć, co zwiedzam. Chciałabym pojechać do Kambodży i zobaczyć Petrę w Jordanii. Staram się, żeby moje życie było ciekawe i dążyć do tego, aby być najlepszą wersją siebie. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Anna Maria Zdrenka Jestem jestem z tego traktu gdzie dwunożny myszkuje kurz osty i kamienie podstawiają nogi *** za to na poboczu rozchodniki w złotych botkach słuchają orkiestr i solowych pieśni Byłeś niczym port Jokohama kusiłeś ciekawość rozrastała się jak kilwater poza przykazania dołączam do nich co jakiś czas mijam oczekiwania postoję przed sensem tego lub nadzieją na tamto marzenia – dzieciątka wyobraźni czy wnuczęta Judasza? – mają dziś podbite oczy już nie będą razem bujać się na wantach hasać na wietrze często mam zakurzone oczy wtedy widzę przez siebie wybieram i idę jestem w drodze bez pilota w dłoni cały czas w drodze może kiedyś wyślą w nasze sny jak ostatnie pokuszenie niedośpiewaną szantę pochwycą oddech ze zdjęć 94 Oficyna artystyczna „Nie mów że to nieprawda że nie ma aniołów” Z. Herbert Jeszcze czuwa Anioł Stróż już w maju machnął skrzydłem na kochliwą duszyczkę z gołym pępkiem poscalaną kolczykami z CD Rubika w wersji wersalkowej A ona przecież razem z nim wymodliła sobie ciebie mężczyzno (!) z natury potężny a na kolanach w tej sytuacji biorący kobietę jak auto z salonu w miłosny leasing Stróż przymyka anielskie powieki na bezwstydną pełnoletność miotającą się po prawej i lewej stronie torsu Stara się przywyknąć do oddechów zmiennych jak prąd do opalonych półkul krążących między butelkami a setką programów TV Dziwi się chichotom wersalki mrowieniom brzucha które nijak mają się do świętości i skaczą na anielskość jak licho przyjemne takie… Odboski znowocześniał wyraził zgodę na balejaż anielskiej fryzury na bokserki może już ma depresję… Mimo wszystko czuwa „Raz na wozie, raz pod wozem” przysłowie polskie Nie przyzwyczajaj się Jesteś ŻYCIE prywatną muzyką zaczynającą się z pierwszym oddechem czasem bywasz przez „ó” kreskowane szczelnie zamknięta niczym balon ze mną w środku Wokół mnie zbierają się zdziwienia budzą dreszcze nowymi dźwiękami motają w opusy rozterek Nagle dramat w oka mgnieniu rozbłyska burzę na sto krzepkich piorunów wywołują bębny a czasem sam kontrabas – mąż nie mąż… Znów wiruję w kompletnej ciszy tylko niemoc chwilami hamuje wtedy mam ochotę coś do taktu roztrzaskać Tak zwanym pierwszym skrzypcom mordy obić dysharmonią sobie za żar słuchania dokopać A po burzy w mojej muzyce „u” znowu otwarte wszystko takie pierwsze cała jestem słuchaniem A TY: nie przyzwyczajaj się Bernadeta Korzeniewska: Poeta widzi więcej Mona Lisa Socjalizmu Do gromadki dzieciaków była wynajęta praczka i prała miarowo w górę w dół przyciskała zagiętymi palcami kolejną sztukę i szurała po tarze Nic nie mówiła przygryzała górną wargę „białym jeleniem” smarowała portki i koszule i do otchłani balii wjeżdżała tarła i tarła Od czasu do czasu skręcała kark pranej rzeczy a przez jej zęby uchodziło westchnienie tyle westchnień ile wyżymań łypała przy tym białkami jak nasza suczka Diana tak jakby była uwiązana do westchnień Stałam ledwie nosem sięgając wanny zahipnotyzowana ruchem od wgapiania się w szuranie szczypały oczy przegoniła mnie mokrą szmatą Chciałam do niej strzelić z procy i usłyszeć jak zaskrzeczą jej myśli czy schowa zęby ale tylko wymówiłam zaklęcie które przy niej wypowiadano: Monalizasocjalizmu… i podałam sukienkę lalki do wyprania Podziałało dostrzegłam na twarzy tajemniczy uśmiech białka oczu schowały się za źreniczne bursztyny jedną ręką wyprała sukienkę i szurała dalej „Monalizasocjalizmu” – powiedział tata i pokazał paczkę papierosów poszła za nim na lekkim uśmiechu bez fartucha z wniebowziętą talią ze schowanymi zębami odmieniona swobodnie piękna cała Po latach ściankom nosa przypomniał się mydlany zapach – na lince pamięci wisi tamto pranie Mona Lisa Socjalizmu odpoczywa W Luwrze wiersza 95 Miejska Biblioteka Publiczna ul. Wysoka 3, 89-600 Chojnice, tel. 52 397 28 07 Wypożyczalnia Literatury Pięknej i Popularnej dla Dorosłych pn., śr., czw., pt. – godz. 11.00-18.00, wt. – godz. 11.00-15.00, sob. – godz. 10.00-14.00 w czasie wakacji: pn., czw. – godz. 11.00-18.00, wt., śr., pt. – godz. 11.00-15.00 Czytelnia i Informacja Biblioteczna oraz Pracownia Dokumentacji Regionalnej pn., śr., czw., pt. – godz. 11.00-18.00, wt. – godz. 11.00-15.00, sob. – godz. 10.00-14.00 w czasie wakacji: pn., czw. – godz. 11.00-18.00, wt., śr., pt. – godz. 11.00-15.00 Wypożyczalnia i Czytelnia dla Dzieci pn. – godz. 11.00-16.00, wt. – godz. 11.00-15.00, śr. – godz. 11.00-18.00, czw. – godz. 11.00-16.00, pt. – godz. 11.00-18.00 w czasie wakacji: od poniedziałku do piątku – godz. 11.00-15.00 Wypożyczalnia i Czytelnia Naukowa pn., śr., czw., pt. – godz. 11.00-18.00, wt. – godz. 11.00-15.00, sob. – godz. 10.00-15.00 w czasie wakacji: pn., czw. – godz. 11.00-18.00, wt., śr., pt. – godz. 11.00-15.00 Pracownia Internetowa – Mediateka pn., śr., czw., pt. – godz. 11.00-18.00, wt. – godz. 11.00-15.00 w czasie wakacji: pn., czw. – godz. 11.00-18.00, wt., śr., pt. – godz. 11.00-15.00 www.bibliotekachojnice.pl