Zdrada - Aimeiz

Transkrypt

Zdrada - Aimeiz
Zdrada
(historia nr 1.06 w serii książek Aimeiz, aimeiz.pl)
Blok zajęć z analizy matematycznej był dla Silli doskonałym zobrazowaniem definicji koszmaru.
Nie znosiła jej jak słodkiej herbaty, stojących w przejściu ludzi i czytania codziennych raportów z
budowy Floty. Całe szczęście dziś już ją przetrwała i wreszcie mogła się skupić na tym, co uważała za
istotne. Obecnie każdą wolną chwilę poświęcała na pisanie książki, którą zamierzała niedługo
skończyć i opublikować. Miała już kilkanaście gotowych stron, plan kolejnych rozdziałów i zero
pojęcia o realiach wydawniczych w kontekście Wielkiego Planu. Jej największymi wrogami były
jednak brak czasu i chroniczne poczucie zmęczenia. Napięty grafik zajęć i lista dodatkowych
obowiązków skutecznie eliminowały nudę, nadmiar energii i zapędy rewolucyjne. Tych ostatnich
władze Akademii obawiały się najbardziej, traktując twórczość artystyczną, zwłaszcza tę niezwiązaną
z Planem, jak rozpałkę dla wszelkich buntowniczych myśli.
Profesorowie nie szczędzili dziewczynie spojrzeń potępienia i słów pogardy, pomrukując
niezadowoleniem na każdą wzmiankę o mało pożytecznym jej zajęciu. Ostrzeżenia, przerysowane
przypowieści, skryte w nich groźby i dwuznaczne docinki spływały jednak po Silli jak krople wody po
nieprzemakalnych szkolnych mundurach. Dziewczyna rozumiała zamysł indoktrynacji, rozpoznawała
rządzące nią mechanizmy i miała świadomość, z czego wynikają. Czarno-białe spojrzenie i gruba
kreska oddzielająca marnotrawstwo od przydatności pozwalały realizować Plan, choć często kosztem
drastycznej niesprawiedliwości. Mimo to Silla pisała w każdej możliwej chwili, bo tylko tak potrafiła
poradzić sobie z drążącym duszę niepokojem, nieokreślonym, tajemniczym, jeszcze dla niej
niezrozumiałym. Zwątpienie raz po raz paraliżowało jej wolę, zamieniając oddech w torturę i
napełniając głowę zgubnymi myślami. Choć wiecznie otoczona rówieśnikami, ciągle pod okiem
czujnej kadry profesorów, czuła się samotna, porzucona, oderwana i wykluczona z kręgu osób
znających tajemnicę beztroskiego szczęścia. Co gorsza, wszelkie uzewnętrznianie wątpliwości i
nieprzepisowych emocji było uznawane za słabość porównywalną z zachowaniem wywrotowym.
Wielki Plan nie potrzebuje kruchych jednostek. Wielki Plan stoi siłą jego pracowników i mądrością
jego przywódców. Tak mówił profesor Winters, diagnozując zgubnym lenistwem każdy przejaw
sprzeciwu uczniów. A lenistwo to symptom nieświadomej negacji wspólnego wysiłku, zawsze dodawał.
Silla miała szesnaście lat i dysponowała wysoką odpornością na takie bzdury. Zawdzięczała to
matce, od której nauczyła się podważać wszystko i burzyć autorytety, jeśli tylko dostrzeże w nich
fałszywe rozumowanie. Nigdy jednak nie robiła tego wprost, na to była za mądra. Za to wciąż
polegała na przeczuciach, które w tym szybkozmiennym świecie dawały jej wrażenie kontroli, ale w
zamian często prowadziły w ślepy zaułek gorzkiego rozczarowania.
Silla siedziała teraz w swoim bloku sypialnym w sali grupy B, wpatrzona w elektroniczny notatnik.
Próbowała pisać, klęcząc na krześle przed wąskim biurkiem. Raz po raz nieświadomie odgarniała za
uszy długie, jasne włosy, które jak okienne zasłony opadały jej na oczy. Jednak im zażarciej walczyła
o skupienie, tym mniej efektywnie pracowała, denerwując się przy tym do granicy cichych pisków.
Kręcąc wystającymi za siedzisko krzesła gołymi stopami, zaczęła czytać na głos ostatni napisany
fragment, naśladując męski, niski głos głównego bohatera.
– Wyszedłem z domu, nie zamykając za sobą drzwi. Nie zapomniałem, to po prostu było zbędne. Nic
tam przecież nie ma, trochę pustych butelek i garść wspomnień. W lewo? Prawo? Nie wiedziałem, w
którą stronę skręcić, bo bez motywacji nie mogłem podjąć decyzji. Sparaliżowało mnie wrażenie, że
od tego, co wybiorę, będzie zależało, czy ją znajdę, czy minę o parę kroków. Aimeiz? Kim była? Kim
była dla mnie? Przecież jej nie znałem w ogóle, nawet nie widziałem, ale ciągnęła mnie do siebie i
kusiła aurą samych niewiadomych. Musiałem ją znaleźć, bez tropu, wskazówek, mając tylko jedną
czerwoną rękawiczkę w jakiś sposób z nią powiązaną, ale jaki? To takie frustrujące. Tyle od niej
zależy, tyle tajemnic jej dotyczy, a ja nic nie mogę zrobić. Skręciłem w lewo i ruszyłem z rękami w
kieszeni płaszcza, który dwa dni wcześniej zepsuł się i już nie ogrzewał mnie w ten chłodny jesienny
poranek.
Usta Silli zamarły w wygiętym na bok dzióbku. Nie była zadowolona z własnej twórczości i zżerał
ją wstyd za niepasujące w tekście słowa. Wyobrażała sobie nawet skrępowane uśmiechy
rozczarowanych recenzentów i te pokrętne wypowiedzi mające na celu uciąć wszelkie jej starania.
Fragment nie brzmiał, jak chciała, nie miał płynności i nie dało się w nim skąpać, jak to sobie
powtarzała, choć bez pewności co to w zasadzie znaczy. Wiedziała tylko, że jeśli nie czuje go, to tekst
jest do przepisania. Próbowała zmieniać słowa i czytać od nowa, ale rozproszenie zwyciężało,
sprowadzając jej myśli zawsze do tematu nadchodzącego egzaminu sprawności. Był to najważniejszy
test w Akademii, który oceniał pozyskane umiejętności w praktyce. Jeśli zda, zostanie przeniesiona do
wojskowego ośrodka szkoleniowego, gdzie w ciągu czterech lat przywdzieje mundur oficera Floty,
prawdopodobnie w sekcji zarządzania zasobami.
Silla w końcu poległa i dała zmęczeniu za wygraną, przeznaczając ten dzień na regenerację
kreatywnych sił. Jutro będzie znowu walczyć, ale teraz położyła się na łóżku, dotknęła jednej ze ścian
swojej niewielkiej kapsuły i włączyła przyciemnianie szyb. W sali było trzynaście podobnych bloków
sypialnych, równo wbudowanych w ściany pomieszczenia. Każdy miał dwa metry długości w
poziomie i półtora metra wysokości oraz głębokości, a w środku responsywne meble, składane i
rozkładane w zależności od potrzeb. Wszystkie prywatne rzeczy, w tym buty i szkolne mundury, szyte
na wzór wojskowych, uczniowie musieli jednak zostawiać w ogólnej przestrzeni sali. Przebieranie się
w środku wymagałoby akrobatycznych zdolności. W związku z tym na podłodze zawsze leżały sterty
ubrań, które jak magnes przyciągały wścibskich adeptów szukających okazji, by zrobić innym na
złość. Silla często była ich ofiarą.
Dziewczyna podejrzewała, że obowiązek trzymania rzeczy we wspólnej przestrzeni miał
uzasadnienie w jakieś formie nauki, ale jakie dokładnie płynęły wnioski z bałaganu i nieustannej
zabawy w chowanego, tego nie wiedziała. Przebywała na wydziale psychologii już czwarty rok i
wciąż stosowane przez kadrę wykładowców techniki dydaktyczne wzbudzały w niej zdumienie i
podejrzenia, że cała edukacja Wielkiego Planu to jedno wielkie matactwo.
Sillę obudziła dopiero delikatna wibracja munduru wzywająca ją na kolejne zajęcia. Zaspana,
odrętwiała drzemką w środku dnia przywróciła przeźroczystość ścian i aż westchnęła, widząc trzy
znienawidzone przez siebie uczennice. Zdążyła już zakwalifikować osobowości całej trójki do tych z
najniższej moralnej półki. Wszystkie miały szesnaście lat, tyle ile Silla, i tworzyły grupę „Tyranek”.
Nazwa wynikała z ich zamiłowania do znęcania się nad każdym, kto wszedł w ich pole widzenia.
Dziewczyny nazywały to swoim małym projektem naukowym. Osobom, które jeszcze szanowały, a
nie było ich wiele, mówiły, że prowadzą badania nad ludzką uległością, stosując technikę stopniowej
werbalnej dekonstrukcji – same ukuły to pojęcie. Ich plan polegał na tym, by regularnie w czasie
komunikacji obdzierać atakowanego człowieka z nadanych mu urodzeniem praw i obniżać jego
poczucie własnej godności. Tym chciały sprawić, że będzie akceptował coraz to niższe role społeczne.
Silla doskonale wiedziała, co kryje się za tą akceptowaną przez władze Akademii zabawą. Rozumiała,
że trzy przepełnione strachem dziewczyny znalazły poczucie bezpieczeństwa w potęgowaniu go u
innych. Tak akurat wypadło, że od niedawna Silla była przedmiotem ich zainteresowania i na własnej
skórze doświadczyła technik tyranek.
– O! Blondyna wreszcie wyszła. Ściemniłaś ściany, żeby się wypłakać? – zapytała jedna z
dziewczyn. Miała na sobie, jak wszystkie, ten sam szkolny mundur, w którym ona akurat wyglądała
komicznie z uwagi na niedopasowaną do jej sylwetki marynarkę.
– Ściemniłam ściany, żeby odpocząć – odpowiedziała Silla, odgarniając włosy z twarzy i
zakładając je za uszy.
– To nie płakałaś? – udawała zdziwienie druga z dziewczyn.
– Wcale nie płakałam – broniła się Silla.
– No nie, ryczałaś. Masz czerwone oczy.
– Wycierałaś je rękawami, co?
– Nie wiem, czego znowu ode mnie chcecie. Zostawcie mnie – poprosiła Silla, opuszczając głowę,
by ukryć rzekomo zaczerwienioną twarz za firaną włosów. Wpatrzona w podłogę ruszyła do wyjścia,
zdradzając nierównym, sztywnym krokiem słabość. Tyranki wywęszyły ją, jak głodne bestie krew
rannego zwierza.
– Czekaj, czekaj. Widzę przecież, że jesteś smutna. Na pewno płakałaś, bo wkrótce test, a ty
niczego się nie nauczyłaś. Teraz wyda się, że tak naprawdę jesteś głupiutka – wmawiała jej jedna z
tyranek, nieprzyjemnie piszcząc.
– Nieprawda! – wykrzyczała Silla, jakby była winna wszystkich postawionych jej zarzutów.
Zamarła w rozterce, niepewna, czy uciekać, czy walczyć. Jej twarz faktycznie poczerwieniała trochę
złością, trochę wstydem i strachem, podkreślona jeszcze złocistą barwą włosów, które znów
próbowała nerwowo odgarnąć za uszy.
– Prawda! To dlatego właśnie jesteś sama! – kąsała obca dziewczyna. – Taka słodziutka
blondyneczka z niej, a nikt jej nie lubi – stwierdziła z przesadnym politowaniem, szukając aprobaty u
koleżanek i bezwzględnie ją otrzymując. Tyranki mówiły na zmianę i w kolejności, która była
prawdopodobnie z góry ustalona i zaplanowana. Brzmiały jak jedna osoba o trzech głosach, ale
wspólnym celu. Działały niczym stado wilków starające się otoczyć ofiarę i atakować z każdej strony
bez ostrzeżenia, uderzając we wrażliwe miejsca i nie dając szansy na obronę.
– Mówię wam, że nie płakałam! – odpierała zarzuty Silla złamanym głosem, pełnym sprzeciwu i
żalu. Nie miała jednak odwagi podnieść w ich stronę wzroku, bo coś blokowało jej skulony kręgosłup
i więziło w zgarbionej pozycji. Chciała uciec, zniknąć, przybrać postać wiatru, dlatego pobiegła do
drzwi, ale te kościstym ciałem blokowała już jedna z dziewczyn.
– Nam nie musisz kłamać. Wiemy, że nie idzie ci za dobrze, że nikt cię nie lubi, ale to przecież
normalne.
– Jesteś słaba i głupiutka. Z tą swoją słodką twarzyczką nadajesz się do sal rozrywki dla chłopców
w halach. Sama wiesz, do czego. Cóż, po prostu to zaakceptuj.
– A jak się z tym pogodzisz, to będzie ci lepiej i nawet zapomnisz o tym, że nie masz mamusi –
zadała ostatni cios trzecia dziewczyna, sprawnie zamykając cykl agresji.
Uczennice otoczyły Sillę, zacieśniając fizyczną pułapkę i potęgując uczucie lęku. Stopniowały
napięcie, powoli wbijając ostrze poniżenia i z rozkoszną brutalnością nim przekręcając. Kosztowały
okrucieństwa, napędzały się strachem i były jak bezduszne psy, osaczające tuż przed atakiem
bezbronną zwierzynę.
– Zostawcie moją matkę w spokoju! – krzyknęła Silla, a dziewczyny rechotały jednocześnie,
synchronicznie i w tej samej tonacji, jakby połączone niewidzialną nicią pogardy.
– Przykro nam, że to zdrajczyni i terrorystka odwróconych, ale taka jest prawda. Współczujemy ci
z całego serca.
– Patrzcie, jak cała lata! – naśmiewała się druga dziewczyna, pokazując palcem drżące dłonie
ofiary.
– Zostawcie mnie – ciszej poprosiła Silla, załamując głos i robiąc krok w tył, kolejny, do rogu sali,
pod ścianę.
Tę ustępliwość tyranki potraktowały jak sygnał do polowania. Ruszyły w pościg niczym gończe
psy, popychając ją, szturchając, chwytając za włosy i puszczając, sprawdzając w ten sposób jej
reakcje. Krzyczały Silli do uszu i prosto w przerażoną twarz.
– Jesteś szmatą! – powtórzyła każda po kolei z nienawiścią przeplataną rozbawieniem.
– Patrzcie! – wołała jedna. – Rozklekotała się, jak stary mebel! – wyśmiewała Sillę, chwytając ją
za palce, które biegały po niewidzialnych klawiszach pianina. Ze śmiechu tyranki wyrastała
krwiożercza agresja.
– Wypierdalaj do hali! Chłopaki tam cię zniszczą, rozumiesz? Będziesz napierdalać młotkiem, aż
się zużyjesz! – dziewczyny szczekały na przemian i razem, ujadając, nakręcane wonią własnej pogoni
i wirującego w powietrzu strachu. – Wiesz, co tam robią z takimi jak ty szczeniarami?! Wiesz na
pewno! Wyrwą ci te wszystkie kudły, aż nie będzie za co trzymać! – groziły, klęły, gryzły do krwi i
mięśni. Rozrywały psychikę deptanej ofiary i wciąż przyspieszały, wplatając w szał wyzwiska w
stronę jej matki, wymyślając najokrutniejsze dla niej tortury, nie znając granic i nie robiąc przerw.
Silla, otoczona i skulona, łzami zalana, pozwalała im na wszystko. Wydawała bolesne jęki przy
każdym pchnięciu i cicho, bezskutecznie łkała.
– Zostawcie mnie, zostawcie.
– Wiesz co? Dobrze, że zabili ci matkę, bo też byś wyrosła na terrorystkę! – pluła jedna z
dziewczyn, ślepa na zaciśniętą pięść swojej ofiary.
Potężny cios trafił tyrankę w szczękę, wypełniając salę dźwiękiem kruszonych kości. Jak łuk
triumfalny Silla wyrosła nad ciałem powalonej liderki grupy, czerpiąc przyjemność z widoku
wykrztuszonej przez nią krwi. Już tydzień temu, gdy pierwszy raz zderzyła się z dziewczynami,
wiedziała, która z nich kontroluje zachowanie reszty. Zauważyła, że choć zawsze mówiły na przemian,
to ta jedna dyskretnymi spojrzeniami stopniowała agresję, nadzorując atak i wyznaczając im kolejność
w szyku ciosów.
Teraz przywódczyni leżała z zakrwawioną twarzą na ziemi, nieprzytomna. Dwie pozostałe
dziewczyny odskoczyły w szoku, miotane bezradnością, jak ciało węża pozbawione głowy. Silla wbiła
w nie wzrok, już nie prowokując słabością. Jej twarz płonęła demoniczną aurą przeklętej, wypełnionej
terrorem duszy, niebieskie oczy, dotychczas wrażliwe i miłe, odwrócone nagle zaklęciem otwierały
wrota do rozpalonych piekieł, uwalniając krzyki wiecznie potępionych. Miała uwagę dziewczyn i ich
dudniące strachem serca jak na dłoni. Mogła więc zakończyć projekt. Podeszła do ściany, gdzie
znajdował się automat z napojami, i dotknęła panelu.
– Woda – powiedziała. Brzmiała przy tym, jakby zawędrowała ze swoją armią pod bramy
oblężonego miasta, żądając wydania wszystkich dziewic na ofiarę okrutnemu demonowi. Prawa dłoń
bolała ją przeraźliwie, więc drugą sprawną ręką chwyciła wystawioną przez maszynę szklankę.
Dumnym krokiem, bez pośpiechu, wróciła w miejsce ataku, by wylać zawartość pojemnika wprost na
twarz liderki grupy. Dziewczyna zaczęła stękać i pluć krwią, rozpryskując ją po całej sali. Jej dwa
stracone zęby błyszczały w małych, czerwonych kałużach, jak drogocenne perły na aksamitem
wyłożonej wystawie.
Silla bez ostrzeżenia rzuciła szklanką w ścianę, wciskając pozostałe tyranki w kąt pomieszczenia.
Parsknęła śmiechem, bo przecież naczynie było zrobione z nietłukącego się materiału.
– Mam ochotę cię zabić – powiedziała demonicznym głosem, klęcząc nad zamroczoną liderką.
W odpowiedzi powalona dziewczyna zabełkotała coś krwawą śliną. Silla wstała, wytarła oplutą
rękę o spodnie munduru i zwróciła się do pozostałych uczennic.
– Myślicie, że jesteście w stanie mnie złamać? – zapytała i poczekała na pierwszą sylabę
odpowiedzi. Gdy ta zadrżała w gardle jednej z dziewczyn, ryknęła na cały głos: – ZAMKNIJ RYJ!
W uszach tyranek pozostało tylko wgniatające w ziemię dudnienie. Silla mówiła dalej, teraz
spokojnie, jakby zamieszkiwały ją dwie, skrajnie obce sobie persony.
– Wasz eksperyment jest skończony. To małe przedstawienie może zostać między nami lub jak
wolicie, możemy je zgłosić władzom wraz z nagraniem, na którym nieudolnie próbujcie mnie
atakować – przedstawiała sytuację, pokazując palcem sufit. Sugerowała w ten sposób ukrytą w nim
kamerę. Żadna z nich nie wiedziała, czy to prawda, ale skoro to wojskowy obiekt, to możliwe że
wszyscy są na co dzień obserwowani.
Liderka grupy w końcu stanęła na nogi. Trzymając twarz w dłoniach, jakby za chwilę miało coś jej
odpaść, zatoczyła małe koło i znalazła drogę do swoich koleżanek. Próbowała coś mówić, bełkocząc,
ale dało się zrozumieć tylko ciche łzy. Silla z uśmiechem popchnęła dziewczynę, by zebrać wszystkie
w jednym miejscu. Wtedy cichutko, aby uniknąć nagrania, ale wciąż na tyle głośno, by być dobrze
przez tyranki słyszaną, powiedziała głosem bestii zza światów:
– Następnej osobie, która choć spojrzy na mnie nie tak, wyrwę krtań.
Trzy dni po incydencie z tyrankami Silla została przeniesiona do nowej grupy bez żadnych
wyjaśnień i wyraźnej przyczyny. Nie było też mowy o konsekwencjach czy karach. W ogóle cała
sytuacja została zignorowana przez władze Akademii, które milczały na ten temat nawet wtedy, gdy
plotki o poturbowanej liderce grupy obiegły całą szkołę. Nie był to specjalnie wielki problem dla Silli.
Wręcz cieszyło ją, że może skupić się na nauce i przygotowaniach do egzaminu, choć nie znała ani
jego terminu, ani nawet formy. Nie istniały żadne reguły, zakres tematyczny czy warunki zaliczenia.
Któregoś dnia uczniowie po prostu dostawali wezwanie na test, a po nim, niezależnie od wyników,
wszyscy znikali. Nie mówiono nawet kto zdał, a kto nie i czy w ogóle zakończenie ich nauki miało coś
wspólnego ze sprawdzianem nabytych umiejętności. Akademia była ogromna i podzielona między
kilkanaście klas, które widywały się podczas posiłków i czasami na apelach, więc egzamin pozostawał
tajemnicą okraszoną tylko mało wiarygodnymi plotkami.
Nowi rówieśnicy i wisząca w powietrzu niewiadoma osiadały stresem w głowie Silli. By z nim
walczyć, dziewczyna potrzebowała odosobnienia, którego najczęściej szukała na tarasie najwyższego
piętra Akademii. Mało kto tu przychodził, bo widok zniszczonego miasta nie interesował uczniów.
Ona jednak uwielbiała wpatrywać się stąd w horyzont, siedząc niebezpiecznie blisko krawędzi dachu.
Akademia stała w centrum zrujnowanej metropolii, która po bombardowaniach pięćdziesiąt lat
temu została zupełnie wysiedlona. Silla pamiętała Olten z opowiadań matki i książek o III wojnie
światowej. To tu odkryto Tyranit, a niedługo potem stoczono pierwszą regularną bitwę sił
amerykańskich z europejskimi. Dziewczyna widziała nagrania z tych wydarzeń. Piękne, pełne życia i
spokoju miasto zostało zamienione w pole bitwy i w jednej chwili wypełnione odgłosami wystrzałów
oraz krzykami przerażonych ludzi. Wiedziała, że Olten przed wojną było ośrodkiem kulturalnym całej
Europy, z którym konkurowało tylko Kalisto. Teraz jednak miasto leżało w gruzach, zniszczone chęcią
zemsty Amerykanów na nieistniejącym już narodzie.
Wśród zgliszczy Olten stała Akademia – jeden z ostatnich używanych budynków na tym prawie
całkowicie opustoszałym terenie. To odosobnienie było celowym zabiegiem. Tu szyki zwierali
przyszli liderzy, dowódcy, naukowcy i arystokracja upadającej Ziemi. Każdy kontakt ze światem
zewnętrznym mógł skazić ich potencjał. Silla to rozumiała, tak jak i to, że zagrożenie atakami
terrorystycznymi stanowiło poważny problem. Z tego powodu w mieście rozstawiono kilka dywizji sił
DARPA, tworząc ochronny kordon.
Budynek uczelni był bardzo stary i niegdyś mieścił centrum sztuk pięknych, więc od zawsze służył
edukacji, choć w zupełnie innej formie. Z zewnątrz konstrukcja nadal straszyła ruiną, by w ramach
maskowania idealnie oddawać smutny krajobraz miasta. W środku jednak wszystko wyremontowano i
nowocześnie wyposażono, pozostawiając tylko kubaturę sal równo rozmieszczonych wśród długich,
prostych korytarzy. Dominowały biel i prostota, a wszelkie istotne rzeczy akcentowano jaskrawymi
kolorami, pomarańczowym lub czerwonym. Całość była więc sterylna i pozbawiona elementów
ozdobnych. Wszystko zgodnie z minimalistyczną teorią Wielkiego Planu, który zakładał, że czas i
materiały należy poświęcić na budowę Floty. Oczywiście filozofii tej przestrzegano tylko w miejscach
publicznych. Gabinety nauczycieli i nadzorcy, a także sale noclegowe dla przyjezdnych dygnitarzy
zalewano luksusami i dobrami, jakich już dawno w teorii nie produkowano.
Silla uwielbiała otwarty, przestronny taras Akademii. Mogła tu obserwować niebo płynące
niewzruszenie za horyzont i ruiny, które paradoksalnie uspokajały ją i koiły rozbiegane myśli.
Spoglądała na skłębione, białe letnie chmury, wyobrażając sobie, że jedna z nich nagle okaże się
wielkim kosmicznym okrętem, który przyleciał z gwiazd, przywożąc jej matkę. To było tylko
marzenie, jedna z wielu teorii o Aimeiz – tajemniczym obiekcie, miejscu, planecie, postaci.
Dziewczyna nie wiedziała, tak jak nie wiedziała, czy faktycznie jej matka ma coś z nim lub nią
wspólnego. Kobieta mogła tkwić w więzieniu, zginąć lub po prostu nie chcieć się z nią już więcej
widzieć. Silla nie znała prawdy, ale świadomość, że celowe porzucenie widniało na liście realnych
opcji, kłuła ją w serce każdego dnia. Nie potrafiła zniwelować wrażenia, że w jakimś stopniu to ona
zawiniła i zafundowała sobie życie bez obojga rodziców. Nieumyślnie zdradziła matkę i teraz płaci za
to wysoką cenę. Niezliczone możliwości, jak chmara much brzęczeniem, męczyły ją nadmiarem, więc
szybko skierowała myśli w stronę nieukończonej książki. To w niej ujarzmiała wszystkie obawy,
smutek i złość, jakie zalegały pod jej skórą.
– Tu jesteś – powiedział profesor Wamon Selter, wchodząc na taras i rozglądając się po niebie.
Chciał rozeznać pogodę, która z każdym rokiem była coraz mniej przewidywalna.
– Dzień dobry, panie profesorze. Co pana tu sprowadza? – zapytała Silla.
Często się tu spotykali, bo on też lubił odosobnienie. Nie znajdował w nim zagrożenia dla
Wielkiego Planu, tak jak to widziała większość grona pedagogicznego. Był jedyną osobą wśród
wszystkich wykładowców, której dziewczyna mogła powierzyć swoje problemy bez obaw, że w
odpowiedzi dostanie agresywny bełkot doktryn obecnej linii politycznej.
– Musimy porozmawiać – oświadczył profesor i westchnął, nabierając świeżego powietrza do płuc.
Miał dwadzieścia dziewięć lat, oczy błękitne jak niebo i sprawiał wrażenie człowieka o dobrej i
przyjacielskiej naturze.
– Tutaj?
– Może być tutaj. Może nawet lepiej tutaj niż w środku – zagadkowo stwierdził Selter, siadając tuż
obok niej.
Silla lubiła go, bo uczył psychologii stosowanej, zawsze mówił swobodnie i miał poczucie humoru,
które w Akademii nie było mile widziane.
Profesor wyciągnął rurkę tytoniu, niespotykanego już w punktach dystrybucji żywności, i
dokładnie przyjrzał się przedmiotowi, zanim włożył go do ust. Prawdopodobnie tylko on palił w
całym Olten.
– Dobry tytoń. Trudno taki dostać – powiedział, pokazując Silli podłużne, małe urządzenie.
– Przecież wie pan, że nie palę.
– Tak, tak, wiem – odparł mężczyzna zaskoczony jej miną. – Tylko mówię, że trudno już o takie
małe przyjemności – wyjaśnił. Choć uczył psychologii, wydawał się niezdarny, nieobyty i jakby
nieobecny, ale za to doskonale wiedział, o czym mówi, nawet jeśli robił to okrężną drogą. – Podobno
winda kosmiczna w Doniesku runęła, słyszałaś? – zapytał, trzymając między zębami rurkę, z której
wyleciał drażniący gardło dym. Siedział obok dziewczyny i na pierwszy rzut oka wyglądał jak kolega
z klasy.
– Nie słyszałam. Znowu terroryści?
– Architekci – zażartował lubieżnie profesor. – Tyle materiałów na to poszło i wszystko w cholerę
wzięło. Myślisz, że ci w Nampa dadzą radę? – zapytał wpatrzony w horyzont, ignorując
niezadowolenie Silli z wiszących nad nimi kłębów tytoniu.
– Nie mam pojęcia. O tym chce pan ze mną rozmawiać?
– Nie, skąd – zaprzeczył Selter, rozczarowany małą jej domyślnością.
– Słucham więc.
– Jak myślisz, czego uczymy was w Akademii? – zapytał profesor.
– Psychologii – odpowiedziała szybko Silla.
– Ale dokładniej, jakiej umiejętności?
– Umiejętności... czytania ludzi. Skąd te pytanie?
– Nieprawda, nie uczymy was czytać ludzi. To mylne uproszczenie, które rozprzestrzeniło się w
Akademii jak zaraza – narzekał profesor, rozdrażniony sztampową odpowiedzią ulubionej uczennicy.
– W takim razie, czego nas uczycie? – dociekała Silla z coraz większym zainteresowaniem, otwarta
na kolejne przemyślenia wykładowcy, których tak lubiła słuchać.
– Nie dać się przeczytać.
– Chcecie, żebyśmy umieli ukryć własne słabości.
– To też, ale przede wszystkim chcemy, byście podejmowali samodzielne decyzje i byli odporni na
sugestie.
– Rozumiem, ale dlaczego pan mi to mówi?
– Widzisz – rozpoczął Selter, zaciągając się tytoniem z przesadną zachłannością – wszystkie
wypowiadane przez nas zdania to sugestie, które są jak broń w dyskusji. Możemy nimi ranić drugą
stronę, ale... – przerwał, by znów skosztować dymu.
– Ale? – dopytywała niecierpliwie Silla.
– Ale to nie słowa przeciwnika mogą zrobić nam największą krzywdę, o nie – podkreślił profesor z
rozkołysanym, ostrzegawczym palcem w powietrzu. – Najniebezpieczniejsze są nasze własne czyny,
którymi można wypalić sobie jak z karabinu w podbródek.
– Co to za militarystyczny język? – zapytała Silla, rozbawiona jego porównaniem.
– No tak – mruknął Selter. – To może akurat nie najlepsza analogia – dodał, uśmiechnął się i
natychmiast spoważniał. – Słyszałaś o zamieszkach w Kalisto jakiś miesiąc temu?
– Same plotki.
– To pewnie wiesz, ile było ofiar tych zajść. Nazywają to Błękitną rewolucją, choć kompletnie nie
wiem dlaczego. Nie to jest jednak istotne – rzekł profesor, uważnie obserwowany przez dziewczynę,
która wiedziała, że z twarzy nauczyciela może wyczytać więcej niż ze słów. – Chodzą już też pogłoski
o tym, co spowodowało te zamieszki i kto był w tym wszystkim winny. Oczywiście my, profesorowie
i wszelcy dygnitarze, mamy jedną oficjalną wersję, ale dużo ludzi widzi tę rewolucję jako zbrodnię sił
DARPA. To podejście wydaje się najbardziej rozsądne. W końcu zginęło tyle osób, kiedy wojsko
wprowadzało porządek w mieście. Prawda może być jednak odmienna i zupełnie nieprawdopodobna,
ale niestety wielu ją odrzuca tylko dlatego, że nie powiela powtarzalnych schematów.
– A jaka jest ta prawda? – zapytała Silla.
– Nie mam pojęcia.
– Ale jak to?
– Najważniejsze, żebyś wiedziała, że nie zawsze najprostsze i najoczywistsze rozwiązanie jest
prawdziwe – podsumował przypowieść Selter i położył dłoń na jej ramieniu, by korzystając z oparcia,
podnieść się z udawanym starczym trudem. Błysnął jeszcze skrępowanym uśmiechem, zdradzając, że
i tak powiedział zbyt wiele, po czym zniknął za drzwiami tarasu.
Silla nic nie zrozumiała ani ze słów profesora, ani z jego zachowania. Nie miała też czasu, by nad
tym specjalnie rozmyślać, bo poczuła wibracje munduru, które oznaczały nową wiadomość. Dostała
wezwanie do głównej auli wykładowej. Prawdopodobnie znów władze szkolne będą zmuszały
uczniów do wysłuchiwania długich tyrad na temat Wielkiego Planu i związanych z tym wyrzeczeń.
Silla przeleciała przez drzwi auli i wyhamowała. Speszyło ją spojrzenie długiego rzędu uczniów jej
nowej grupy, kilku żołnierzy DARPA i komandora Grantisajeva – nadzorcy Akademii i najważniejszej
osoby w całym mieście.
– Siadaj, Silla – rozkazał mężczyzna. – No śmiało, usiądź sobie – powtórzył bardziej ludzkim
głosem, a gdy dziewczyna potulnie zajęła miejsce na skraju długiego rzędu krzeseł, przemówił
oficjalnym tonem. – Studenci grupy F wydziału psychologii, ochrona dziś rano odkryła nielegalną
komunikację wychodzącą z waszej sali. Zawarte w niej były tajne i wrażliwe informacje dotyczące
Akademii, łącznie z istotnymi bazami danych z głównego komputera – przemawiał z wojskową
manierą poniżenia w każdym słowie. – Co gorsza, informacje te zostały wysłane organizacji
terrorystycznej „Odwróceni”. Oznacza to, że w Akademii jest szpieg! – krzyknął i każdego studenta z
osobna obarczył ciężkim spojrzeniem. – Śledczy prowadzą już czynności operacyjne i będą
potrzebować waszych zeznań, które ze względu na doświadczenie i znajomość was wszystkich
poprowadzi Kalser Grinden, profesor synergologii.
Silla aż jęknęła ukłuta nazwiskiem znienawidzonego nauczyciela. Był agresywny, szorstki i
brakowało mu empatii. „Idealny śledczy” – sarkastycznie pomyślała, widząc jego postać w progu sali.
Komandor zniknął za drzwiami goniony pilnymi sprawami, a Grinden stanął na środku w
rozkroku. Ręce zaplótł na plecach jak żołnierz i tkwił tak, niczym pomnik ofiar Kryzysu Słonecznego,
aż zebrał dla siebie całą uwagę.
– Ktoś wykorzystał hub waszej sali, by wysłać tajne informacje! – zwrócił się do zebranych
językiem pełnym konkretów i zwięzłym, ale suchym i niesmacznym. – System odnotował godzinę
8.12 rano, a więc tuż przed śniadaniem. Jesteście studentami psychologii, więc na pewno ktoś z was
coś zauważył. Słucham! – warknął i zawiesił wzrok w powietrzu.
Nieprzyjemna cisza dudniła w głowach skrępowanych uczniów. Kto nie pochłaniał Grindena
wzrokiem skrzywdzonego dziecka, ten spoglądał na czterech w pełni umundurowanych żołnierzy
DARPA, którzy jak żeliwne posągi stali wryci w ziemię, nie reagując na wydarzenia w sali.
Profesor sam przerwał tę żałosną scenę.
– Rozumiem, nikt nic nie widział. Nie ma sprawy, nie musicie nic mówić. Gdy śledczy skończą
zbierać dowody, to pewnie będą chcieli z wami porozmawiać indywidualnie w towarzystwie tych
panów z DARPA – powiedział, spojrzał na uzbrojonych mężczyzn i przywdział uśmiech sadysty. –
Dalej nic? – zapytał i nie widząc zmiany postawy wśród uczniów, dodał: – W takim razie macie tu
siedzieć, dopóki nie zakończymy śledztwa. – Postał jeszcze chwilę, delektując się władzą, a potem
machnął na żołnierzy i wyszedł, jak komandor, nagle tracąc zainteresowanie sprawą. Czarne, obłożone
sprzętem i bronią cyborgi opuściły salę, pozostawiając w niej narastający szum rozmów.
Plotki i dyskusje, jak rój szerszeni, osaczyły Sillę, stawiając ją niemal natychmiast w centrum
oskarżeń. Była nowa w grupie, obca i z historią zdrady w rodzinie, więc idealnie pasowała do
przygotowywanego już ze słów paleniska.
– To ta nowa – powiedział jeden z chłopaków – córka tej terrorystki. To na pewno ona. Nie ma co
w ogóle robić śledztwa!
Silla zareagowała natychmiast, wiedząc, że spirala oskarżeń nakręca się błyskawicznie.
– Gdybyś przeprowadził śledztwo, to wiedziałbyś, że moja matka była badaczem, poważanym
biologiem i zginęła w wypadku helikoptera – wyjaśniała prawdę okraszoną kłamstwem, bo w tej
chwili nie mogła pozwolić sobie na zawiłe opowieści. Musiała jak najszybciej zniwelować krążące o
niej plotki. Dbając więc o płynność słów, stabilność głosu, otwartą pozycję ciała, mówiła i
koncentrowała się na udawaniu głębokiego urażenia oskarżeniem. – Nie wiem skąd bierzecie te
historie, ale to głupie wymysły, które może są śmieszne na co dzień, ale nie teraz, kiedy zarzucają nam
zdradę – przekonywała, jak lwica walcząc o swoją godność.
Zapadła cisza, kolejna nieprzyjemna, pełna pogardliwych spojrzeń i niewypowiedzianych
zarzutów. Na szczęście dla Silli w auli byli też inteligentni studenci.
– Myślę, że nie powinniśmy łączyć faktu, że jest w naszej grupie nowa, z tym wyciekiem
informacji. To czysty zbieg okoliczności – rozsądnie stwierdził jeden z nich.
Dziewczyna podziękowała mu mgnieniem przyjaznego uśmiechu. O ile ją pamięć nie myliła,
nazywał się Polis, a z przyjętej przez niego postawy wywnioskowała, że jest liderem klasy.
– Słuchajcie, nie mamy żadnych dowodów i nawet możliwości, żeby jakieś zdobyć. Nie widzę
więc szans na to, by znaleźć szpiega bez pomocy z zewnątrz. Powinniśmy poczekać na przesłuchania
– dodał chłopak.
– Nie zgadzam się – wtrącił inny uczeń. – A jeśli to jest egzamin? Tylko tak oprawiony, żeby nas
bardziej zestresować? – zasugerował, wywołując kolejną konsternację.
– Też tak myślę. To może być egzamin, i jeśli nie znajdziemy szpiega, to nas wszystkich obleją –
dodała dziewczyna, której imienia Silla nie pamiętała. Kojarzyła ją jednak z kilku wspólnych zajęć,
jako pilną i prostą uczennicę. Od tej pory miała więc dla niej pseudonim „Kujonka”.
– A ja nadal myślę, że to ta nowa. Rano była z nami w pokoju i kiedy wszyscy rozmawialiśmy, ona
siedziała w bloku. To podejrzane – nie dał się przekonać Stelan, ciężko pracując sobie na alias
„Inkwizytora”. Szukał kozła ofiarnego i był pierwszym zagrożeniem dla Silli.
– To, że siedziała w bloku, nic nie znaczy. Ja też siedziałem – włączył się Kindel, otrzymując od
dziewczyny kryptonim „Amant”, bo już pierwszego dnia po przeprowadzce zabiegał o jej względy.
Od tej chwili każdy, kto brał udział w rozmowie, otrzymywał słowo klucz, pseudonim,
pozwalające Silli uporządkować uczniów na polu dyskusji. Do listy szybko dołączyli: „Wróg” –
młodszy o rok chłopak, który żywił wyraźną do niej niechęć z nieznanych jeszcze przyczyn; „Cynik”
– traktujący wszystko półżartem; „Obca” – dziewczyna, która lubiła wtrącać swoje trzy grosze, ale
nigdy nie brnęła w dyskusję. Mając rozeznane postawy rówieśników, Silla mogła skupić się na grze,
której cel i nagroda pozostawały na razie zagadką.
[Wróg] Ja też uważam, że to Sereday.
[Amant] Hej, ona ma imię.
[Obca] Ona jest dziwna i pewnie coś ukrywa.
– Co takiego ukrywam? – zapytała Silla, wiedząc, że pewnie nie uzyska odpowiedzi.
[Obca] Nie wiem, nieważne co, ważne, że coś.
[Amant] Weź ją zostaw.
– Ludzie, jeśli nie macie konkretnych argumentów, to nie utrudniajcie dyskusji – powiedział Polis i
od tej pory był „Moderatorem”. Wokół niego zebrali się wszyscy uczniowie, stojąc lub siedząc przy
pierwszym rzędzie krzeseł w auli.
[Cynik] Przecież tu nikt nie ma konkretnych argumentów.
[Moderator] Ważne, żebyśmy nie wyciągali pochopnych wniosków, okay?
[Inkwizytor] Super, tylko że ktoś jest szpiegiem i musimy go odkryć.
[Cynik] Poprośmy żołnierzy o pomoc. Może nawet pożyczą nam broń.
[Pesymistka] Przestań gadać głupoty. Przecież i tak nigdy nie będziemy pewni, kto jest tym
szpiegiem. Proponuję odpuścić sobie i zawołać Grindena.
[Wróg] Nie zgadzam się. Musimy tylko wymusić od niej, dlaczego szpieguje i egzamin będzie
zaliczony.
– Co wy tacy pewni, że to egzamin? – zapytał jeden z uczniów, który jeszcze nie miał pseudonimu.
[Moderator] No właśnie, nie mamy pewności, czy to egzamin, czy nie.
[Kujonka] Sereday pewnie wie. Przyciśnijmy ją, to powie.
– To jak, jesteś terrorystką? – zapytał „Wróg” i ściągnął na Sillę spojrzenia rówieśników. Niektóre
złorzeczące, inne ciekawskie lub współczujące, ale wszystkie głodne jak najszybszego rozwiązania
sytuacji kryzysowej.
Dziewczyna wiedziała, że musi natychmiast unieszkodliwić chłopaka, jeśli chce uniknąć spirali
nienawiści, która powoli nakręcała się przeciwko niej.
– Ej ty, dlaczego uważasz, że to ja jestem szpiegiem? – zapytała go.
[Wróg] Bo jesteś nowa i zachowujesz się podejrzanie.
– Masz na myśli przerwy, które spędzam w samotności?
[Wróg] No na przykład.
– To wiedz, że wtedy pracuję nad swoją książką. Powiedz mi lepiej, dlaczego mnie nie lubisz?
[Wróg] Głucha jesteś? Mówiłem ci już.
– Może się we mnie zakochałeś? – zapytała Silla słodkim głosem prześmiewcy.
[Wróg] Chyba głupia jesteś, w tobie?
[Amant] Przestańcie. To nie ma sensu.
– Oczywiście, że jest we mnie zakochany – stwierdziła Silla, zadzierając nosa. – Wiem to, bo
dziwnie się zachowuje – dodała, naśladując jego głos.
[Wróg] Wal się, szpiegu.
– Nie muszę. Wystarczy, że ty to robisz, myśląc o mnie.
Śmiech uczniów dokończył dzieła zniszczenia. „Wróg” rozpalony złością i wstydem ruszył w
stronę Silli, ale w porę zatrzymał go „Moderator”.
[Moderator] Chłopie, jesteś cały czerwony na twarzy. Uspokój się i najlepiej nie oskarżaj jej więcej
bez dowodów.
[Amant] Proponuję wszystkim poszukać sobie innego kozła ofiarnego. Okay?
Silla odetchnęła z ulgą. Miała jedno zagrożenie z głowy.
[Inkwizytor] A ty, Alias, dlaczego siedzisz cicho? Co robiłeś rano podczas włamania?
[Cynik] Pewnie to, co ty, nakładał gacie.
[Obca] A co ty robiłeś?
[Cynik] Ja włamywałem się do tajnych komputerów ZN.
[Kujonka] Ja bym tak nie żartowała. Ludzie, skupmy się na zadaniu!
[Amant] Ale jakie jest zadanie?
– To może inaczej. Czy ktoś spostrzegł jakieś faktycznie podejrzane zachowanie rano? Tylko bez
żartów! – poprosił Polis, traktując swoją rolę wyjątkowo poważnie.
Kiedy grupa prowadziła dyskusję, przerywaną co chwilę potyczkami na złośliwości, Silla
próbowała rozwikłać jedną, niedającą jej spokoju zagadkę. Jeśli władze Akademii celowo przeniosły
ją do nowej grupy po ostatnim incydencie z tyrankami, to znaczy, że musiały się jakoś o tym
dowiedzieć. Dziewczyny na pewno nikomu nie powiedziały, a Silla zrzuciła winę za swoją obolałą
rękę na wadliwe meble w bloku. Jak więc władze poznały prawdę? W sali zapewne były kamery, a
jeśli tak, to musiały być też w pokoju nowej grupy. Czy nagrania nic nie pokazały? Czy może szpieg
w ogóle nie istnieje?
– Przecież wyszliśmy z sali równo o 8.09. Dane wysłano trzy minuty później – powiedział chłopak,
który do tej pory tylko obserwował resztę. Nazywał się Alias.
[Moderator] Skąd to wiesz?
– Spojrzałem na czas, kiedy wychodziliśmy. Ten, kto wysłał te dane, musiał wejść do sali tuż po
nas.
[Kujonka] No to kto mógł wejść do naszej sali?
[Amant] Na pewno nikt z nas, wszyscy poszliśmy na śniadanie.
[Moderator] Kogoś brakowało?
[Cynik] Wszyscy grzecznie jedli śniadanie. Sam widziałem.
[Wróg] Czy to możliwe, że ktoś wysłał te dane automatycznie, po tym jak już wyszliśmy?
[Moderator] Raczej nie, chociaż wszystko jest możliwe, jeśli masz dostateczną wiedzę i
technologię.
– To co to oznacza? – zapytała dziewczyna o pseudonimie „Mim”, bo na całą dyskusję do tej pory
reagowała tylko dziwnymi grymasami na twarzy. Widocznie nie bawiła się tak dobrze, jak reszta.
[Inkwizytor] Kto ma jeszcze dostęp do naszej sali?
[Kujonka] Nauczyciele.
[Obca] Ja widziałam profesora Grindena na korytarzu, jak wychodziliśmy rano na śniadanie.
– Ja też go widziałem. Minął nas tuż przy drzwiach, więc mógł po naszym wyjściu skorzystać z
huba w sali – powiedział Alias, a jego spłowiałe blond włosy i niebieskie, inteligentne, ale też
egoistyczne oczy wydawały się Silli znajome. Kojarzyła go, choć do tej pory nie mogła sobie
przypomnieć skąd. Teraz ją olśniło. To był Alias Onstrom, syn Walkina Onstroma, jednego z bogaczy
starego świata, który sponsorował pracę jej matki. Dziewczyna wiedziała już, jaki nadać mu
pseudonim. Wybrała „Filozof”, bo chłopak sprawiał wrażenie wiecznie zamyślonego, bystrego, ale jak
pamiętała, nieco tchórzliwego.
[Sługa] Ja też go widziałem.
[Amant] Chyba nie podejrzewacie profesora?! To bez sensu.
[Pesymistka] Nie zdziwiłabym się, jakby wyszło, że ktoś nas próbuje wrobić.
– Czy ktoś z was zna się na zabezpieczeniach hubów, na tyle by móc je złamać? – zapytała Silla,
wracając do dyskusji.
[Moderator] Wątpię. Dlaczego pytasz?
[Kujonka] Przecież to wydział psychologii, nie informatyki.
[Cynik] Poza tym kto by się przyznał.
– Nie pamiętacie? – Silla skupiła na sobie uwagę. – Jakiś czas temu władze Akademii wprowadziły
limity na przesył danych w sieci.
[Filozof] Faktycznie, sieć zewnętrzna jest mocno obciążona. By nie nadwerężać łącza, zostały
wprowadzone limity. A skoro wykradziono również bazy danych...
[Cynik] Ile zajmują takie bazy danych?
[Inkwizytor] Dużo, choć zależy jakie.
– Możemy założyć, że komunikacja nie mogła trwać dłużej niż parę minut, bo przecież szybko
wróciliśmy ze śniadania. To znaczy, że szpieg musiał na ten czas ściągnąć limity – zauważyła Silla,
wyraźnie uradowana swoim odkryciem.
[Amant] Wiecie co, słyszałem, że Grinden był w służbach specjalnych. Co prawda jako psycholog,
ale technologiczne przeszkolenie na pewno miał.
[Filozof] A ja wiem, że jego brata niedawno stracili za terroryzm.
Na te słowa prowadzona dotychczas bezcelowo rozmowa, bardziej dla zabicia czasu niż odkrycia
prawdy, przybrała mroczny odcień poważnego oskarżenia. To zmieniło nastrój w sali, windując
napięcie i poczucie zagrożenia.
– Myślicie, że to on jest szpiegiem? – zapytała Silla, szukając potwierdzenia swoich obaw.
[Fantasta] Możliwe.
[Cynik] No to pięknie. Dostaliśmy zadanie od szpiega, żeby znaleźć szpiega.
[Kujonka] I co teraz? Nie możemy przecież oskarżyć profesora.
[Filozof] Może na tym polega zadanie? Musimy wskazać go jako zdrajcę.
[Moderator] O ile to faktycznie jest egzamin. A co, jeśli on naprawdę się włamał i zrobił to tak, by
podejrzewano nas?
[Pesymistka] No to mamy przejebane.
– Spokojnie, na pewno jest jakieś wyjście – Silla próbowała podtrzymywać wszystkich na duchu,
budując sobie stabilną pozycję w grupie.
[Fantasta] Zawołajmy go, i jak wejdzie z żołnierzami DARPA, powiemy im, żeby go aresztowali,
przynajmniej na czas śledztwa.
[Wróg] No nie wiem.
[Moderator] Mnie zastanawia, dlaczego kazali nam szukać szpiega, kiedy nawet nie przekazali nam
żadnych informacji.
[Amant] To prawda. Powiedzieli tylko, że był wyciek. Nic więcej.
[Obca] To na pewno test. Tylko może cel mamy inny?
[Moderator] Co masz na myśli?
[Obca] Nie wiem, może chcą, żebyśmy go sami załatwili.
[Kujonka] Nie słyszałam jeszcze o egzaminach, w których trzeba zabijać profesorów.
[Cynik] Albo w ogóle nie chodzi o szpiega. Może musimy zrobić coś innego?
[Filozof] Myślę, że celem testu jest sprawdzenie, jak poradzimy sobie dokładnie w takiej sytuacji.
Zostawili nam dostatecznie dużo danych, by odkryć, że to Grinden jest szpiegiem. Od tego, co
zrobimy z tą informacją, zależy, jak nas ocenią.
[Pesymistka] To już jesteśmy pewni, że to Grinden jest szpiegiem?
– Możemy go zawołać i oskarżyć – zaproponowała Silla uradowana z faktu, że już nikt jej o nic nie
obwinia. – Zobaczymy, co się stanie.
[Cynik] Jeśli nie zauważyłaś, to są z nim żołnierze, i to uzbrojeni po zęby.
[Filozof] Nie wiem, czy to dobry pomysł tak od razu odkrywać karty.
[Kujonka] No właśnie, a jak się wkurzy?
– Dlaczego? – zapytała Silla, dostrzegając nagłe zwątpienie w oczach uczniów. – Komandor wie,
że tu jesteśmy, więc raczej nic nam nie grozi.
[Obca] Raczej.
[Moderator] Ja myślę tak samo. Może się wkurzy, ale nic nam nie zrobi. Oskarżymy go razem.
[Pesymista] Zawsze możemy obrócić wszystko w żart.
– Zostawcie to mnie – zgłosił „Cynik”.
Kiedy reszta uczniów budowała uśmiechami więź odwagi, Silla spanikowała sparzona atakiem
lęku. Dyskusja płynęła niczym rzeka w kierunku, który sama wskazała, gładko i wartko, jakby
odtworzona według scenariusza. Wątpliwości stawały zatorem w myślach dziewczyny, demontując
rozsądek i w zamian konstruując szubienicę dla jej oficerskiej kariery. Nie rozumiała, dlaczego do
przesłuchania wybrano akurat Grindena. Znał studentów, miał zdolność czytania ludzi, ale do
prowadzenia śledztwa w Akademii się nie nadawał. Nawet ona to wiedziała. Dziwiły ją też
zachowania niektórych uczniów, niespójne i nienaturalne, jakby coś ukrywali. Gdyby w
pomieszczeniu była jedna taka osoba, stwierdziłaby, że może jest szpiegiem, ale podobne odczucia
budzili w niej prawie wszyscy. Zbyt łatwo też wybrnęła z oskarżeń, a cała dyskusja przypominała
efekt stadnej paniki. Wtłoczona między innych Silla biegła tam, gdzie prowadziła grupa, bez woli, bez
kontroli, zniewolona sytuacją. Sygnały, że coś jest nie tak otaczały ją ze wszystkich stron, ale nie
miała czasu ich odebrać, bo do sali wszedł Grinden. Stawił się, jakby na zawołanie, czekając tylko, aż
jego oskarżenie się skonsoliduje. Ostrze wspólnie napiętej gilotyny było już w ruchu, choć
niewiadomą pozostawało, czyja głowa dziś spadnie.
– Śledczy skończyli pracę w sali – oświadczył profesor, jakby przynosił sobie dobrą nowinę. – A co
do przesłuchań...
– Nie będą potrzebne – dokończyła Silla, skacząc w paszczę lwa z życzeniem szybkiej śmierci.
Jeśli popełniła błąd, to przynajmniej spłonie pewna siebie, odważna, dumna. Wolała to, niż tkwić w
strachu i niepewności, której bolączka trawiła jej rówieśników. – Znaleźliśmy szpiega, ale
chcielibyśmy, by komandor Grantisajev był obecny w trakcie jego ujawniania – powiedziała niesiona
adrenaliną i radością z możliwych konsekwencji dla znienawidzonego profesora.
Grinden spojrzał lekceważąco na Sillę, potem na resztę grupy i znów na dziewczynę, jak gdyby nie
wierzył, że to ona odważyła się wystąpić przed szereg. Wziął głęboki wdech.
– Dobrze – powiedział i machnął ręką na jednego z żołnierzy DARPA, który na rozkaz wybiegł z
sali, ale ciekawość wzięła nad nim górę. – Skoro go znaleźliście, to gdzie jest? – zapytał.
[Inkwizytor] Przed nami.
[Grinden] Nie rozumiem, gdzie?
[Cynik] W tej sali.
[Grinden] To nie zabawa! Kto jest szpiegiem?
– Ty – oświadczyła Silla, szukając przerażenia w jego oczach.
– Co?! Chyba poszaleliście! Skąd taki pomysł?! – ryczał profesor rozsierdzony, wędrując wzdłuż
sali i psiocząc pod nosem. Obserwowany jak zwierz w klatce przez uczniów, poganiał w myślach
komandora. – A jakie macie na to dowody, co? – pytał bez skutku i maszerował, niczym strażnik na
warcie, co chwilę zerkając w stronę drzwi, gdzie w końcu dostrzegł upragnioną osobę.
– Co tu się dzieje? – zapytał nadzorca Akademii.
– Niech oni panu powiedzą. Ja nic z tego nie rozumiem! – oświadczył Grinden i rozłożył ręce.
– Doszliśmy do wniosku, że to on jest szpiegiem! – Silla przedstawiła wolę grupy wypchnięta
samotnie przed szereg. Wyciągniętym palcem, jak ostrą szpicą, wskazywała profesora, czując
trzymany w dłoni ciężar kamiennych oskarżeń. Ściągana w otchłań wątpliwości, wstrzymała oddech
rozsądku, bo tylko słabi zawracają tuż przed drzwiami przeznaczenia.
Jedno spojrzenie komandora wystarczyło, by zrównać z ziemią pewność grupy.
– To poważne oskarżenie. Jakie macie na to dowody? – zapytał, w domniemaniu grożąc już
konsekwencjami.
– Nie było nas w pokoju, kiedy nastąpił przesył danych – zaczął „Moderator”.
[Fantasta] Stwierdziliśmy też, że do takiej akcji szpieg musiał mieć możliwość zdjęcia ograniczeń,
a profesor ma do tego przeszkolenie.
[Cynik] No i tylko on rano był w pobliżu naszej sali.
– To wszystko? – zapytał komandor.
– On miał terrorystów w rodzinie! – krzyknął „Wróg”, trafiając oskarżeniem w czuły punkt
profesora.
Grinden, niczym zapałka, spłonął szaleńczym gniewem i ruszył taranem na chłopaka.
– O ty gnoju! – ryknął. Jego krótki rajd roztrzaskał się na ścianie żołnierzy, którzy wyrośli mu
nagle na drodze, chwytając go za ręce i składając jak pudełko na ziemi. Wciśnięty w parkiet sali, rzęził
coś przez chwilę niewyraźnie, a potem lewitując między czarnymi mundurami, zdezorientowany,
rozbity, załamany, opuścił pomieszczenie.
– Śledczy skończyli pracę w waszej sali – oświadczył nadzorca niewzruszony sytuacją. – Wracajcie
do siebie i czekajcie na dalsze polecenia – dodał, idąc do wyjścia.
– Panie komandorze! – próbowała zatrzymać go „Kujonka”. – Czy zdaliśmy egzamin? – zapytała,
a cała klasa nadstawiła uszu.
Grantisajev stanął i odwrócił się w stronę grupy.
– Idźcie do sali – rozkazał groźnie. Zanim wyszedł, obarczył jeszcze Sillę przelotnym, ale w jej
mniemaniu nieprzypadkowym spojrzeniem.
Dziewczyna zdrętwiała, porażona rozczarowaniem płynącym strumieniami z oczu mężczyzny.
Zawiodła go i jak słoma płonęła wstydem haniebnej postawy, której wybaczenia próżno mogła szukać
w odwróconych plecach komandora. Właśnie gasły światła przedstawienia, a ona wciąż nie wiedziała,
w jakiej roli przyszło jej zagrać. Jak ze snu wyrwana, z gorzkim posmakiem utraconej kariery w
ustach, zadrżała na myśl taśmy produkcyjnej, przy której spędzi resztę życia. Nie mogła przegrać, nie
taki był plan. Wybiegła z sali, porzucając grupę na pastwę domniemań, i pognała w stronę tarasu,
gdzie myśli zawsze miała czyste, a oddech pewny. Tylko tam czekał spokój zdolny zainspirować ją,
podnieść na duchu, zanucić pierwsze dźwięki pieśni ocalenia, jeśli tylko taka kompozycja istniała. Pod
nosem snuła już nici potencjalnego planu, eksplorując możliwości, licząc szanse, szukając
przesmyków między katastrofą a kończącym się czasem. Niesiona wiatrem pomysłów, ale smagana po
plecach ognistymi jęzorami porażki nie zauważyła zmaterializowanej przed sobą nagle przeszkody.
Profesor Selter chwycił ją w ramiona i prawie upadł od naporu połączonych energii biegu i
rozkojarzenia.
– Profesorze! – zawołała Silla w jednej chwili ucieszona, w drugiej przerażona. – Słyszał pan, co
się stało z profesorem Grindenem? – błagała o wskazówkę, a błękit jej oczu płynął niczym miód.
– Wszyscy słyszeli jego krzyki – odpowiedział Selter, trzymając dziewczynę mocno w miejscu. Bał
się, że nakręcona biegiem wystrzeli dalej, jeśli tylko ją puści.
– Co z nim zrobią?
– Pewnie go zabiją – stwierdził obojętnie profesor.
– Nawet jeśli to szpieg, to nie mogą go ot tak zabić! Na pewno nie na podstawie oskarżeń paru
uczniów!
– Oczywiście, że mogą. Mogli już dawno, ale potrzebowali pretekstu.
– O czym pan mówi?!
– Jesteś bystra. Domyśl się – Selter podsycał ogień podejrzeń dziewczyny, powoli puszczając ją
wolno.
Silla zamarzła ciałem, by rozpalić kuźnię myśli. W jednej chwili w jej głowie, niczym kwiaty,
rozwinęły się scenariusze wydarzeń, potencjalne ich następstwa, możliwe wątki i motywy. W gąszczu
zagadek tkwiła prawda zarośnięta zwartymi pnączami kłamstw, które dziewczyna, jak maczetą,
karczowała bez wytchnienia. Nie zdradzając słowem planu, zrobiła zwrot i ruszyła z powrotem,
niczym robot prowadzony nowym wierszem poleceń. Gnała przez korytarz i wykreowany pobieżnie
alternatywny wszechświat wątków przyczynowo-skutkowych. W samotności znajdując plecami
ścianę, znów obumarła i już bez przeszkód pogrążyła się w wewnętrznym monologu. „Nie było
dostatecznych dowodów, by stwierdzić, że Grinden jest szpiegiem, a mimo to ja sama wydałam go
komandorowi” – prowadziła zamknięty w głowie proces, będąc oskarżycielem, obrońcą i sędzią w
jednym. „Czy to była pułapka na niego, czy na mnie? Chcieli go wrobić i nas wykorzystali? Po co
więc Kujonka zapytała o egzamin? Jeśli to był ich test, a nie mój, to czy zdali? Przecież to ja go
wydałam!” – przyznawała się do zbrodni, wyobrażając sobie ławę przysięgłych i własną, drżącą w
akcie skruchy na piersi dłoń. Rozpalona aktorskimi wizjami, które koloryzowały proces trwającej
dedukcji, podeszła do szklanej ściany korytarza, by spojrzeć na ruiny miasta. Poszarpana, ale
nieruchoma linia betonowego horyzontu pozwoliła jej zbudować płynność wywodu i uspokoić myśli.
W logicznej machinie bez trudu, taśmowo łączyła kolejne elementy układanki, jak ogniwa w
łańcuchu.
– To był mój egzamin – powiedziała. – Przeczytali mnie. Nie zdołałam się obronić, mimo że
profesor Selter mnie ostrzegał. Mówił przecież, że najoczywistsze rozwiązanie nie zawsze jest
prawdziwe. Rozumiem już. Sugestie mnie oślepiły, a ja podążyłam ich tropem, gubiąc zupełnie z oczu
prawdę, ale egzamin jeszcze trwa. Mam wciąż czas. Muszę jedynie odwrócić decyzję naszej grupy,
tylko jak to zrobić? – zapytała, a jej ciało znało odpowiedź. Rytmiczny oddech odmierzał dziewczynie
kroki z powrotem do sali. „To aktorzy. Wszyscy. Dostali zadanie odgrywania ról, dlatego tak łatwo
było mi określić ich charaktery” – mówiła, bezdźwięcznie poruszając ustami. „Przedstawienie jednak
nadal trwa. Mogę wykorzystać przeciw nim ich scenariusz i przywdziać nową rolę” – postanowiła,
delektując się dźwięcznymi w głowie słowami, jakby pieczętowała nimi słodką zemstę. Skręciła do
sali swojej grupy i bez wahania wpadła do środka, przyodziana w pięknie skrojone zdenerwowanie,
przejęcie i rozpacz.
– Zabiją go! Zabiją! – wołała Silla, ściskając pięścią dekolt munduru, przyduszona okropnym
doświadczeniem, którego nie było.
– Nie krzycz tak – odezwał się „Cynik”, zbierając z podłogi rozrzucone przez śledczych rzeczy.
[Amant] Kogo zabiją?
– Profesora Grindena! – grzmiała Silla. Agresywne wejście rozłupało apatyczny nastrój
rówieśników. – To wszystko było ustawione! Ukartowane! Oni chcieli go wrobić, zabić! – składała
słowa w chaotycznym szyku, maszerując po sali, jak więzień słyszący kroki zbliżającego się kata.
– Kto? – zapytał „Moderator”, wystawiając głowę z bloku sypialnego.
– DARPA! Podsłuchałam ich rozmowę!
[Wróg] O czym ty mówisz?
– To wszystko spisek DARPA. Oni chcieli wrobić profesora, a my im tylko pomogliśmy. Nie
rozumiecie?! – zapytała, doskonale wiedząc, że nie mogli jeszcze nic zrozumieć. Jednocześnie dbała,
by łamać głos w losowych miejscach, poruszać dłońmi, jak roztrzęsionymi gałęziami na wietrze, i
błyszczeć szklanymi oczyma. Niemal opłakiwała już śmierć Grindena. Tym doskonale prowadzonym
tańcem rozpaczy poderwała całą grupę, budząc zainteresowanie i przejęcie.
[Moderator] Spokojnie, powoli. Co się stało?
[Kujonka] No właśnie, co dokładnie usłyszałaś?
– Podsłuchałam ich, jak mówili, że pomogliśmy im wrobić profesora!
[Fantasta] Tak sobie o tym po prostu mówili, a ty akurat przechodziłaś obok?
– Nie musiałam przechodzić – wyjaśniała Silla, pokazując swoje ucho, w którym od dzieciństwa
miała zainstalowany biomechanizm wzmacniający słuch. – Oni wymyślili cały ten wyciek danych,
żeby go wrobić w terroryzm.
[Amant] Ale po co?
– Bo im się naraził! – Silla krzyknęła niepotrzebnie, ale celowo. – Pamiętacie, jak parę tygodni
temu oskarżył jednego z żołnierzy w ochronie o molestowanie jakiejś dziewczyny? – dociekała
gorączkowo, szukając zrozumienia w oczach uczniów.
[Inkwizytor] Pamiętam to.
[Wróg] Ale to stara historia. Dlaczego teraz mieliby się mścić?
[Pesymistka] No właśnie, bez sensu.
– Bo to nie był jedyny incydent – powiedziała Silla, gotowa na gruncie prawdy zbudować
kłamstwo. Wiedziała, że fikcja wymieszana z rzeczywistością doskonale się maskuje. Faktycznie,
Grinden oskarżył jednego z żołnierzy o molestowanie jakiejś studentki, i choć sprawa szybko zeszła z
forum, to nigdy nie znalazła końca. Teraz, jak rozgrzanym szkłem, dziewczyna mogła modelować
historię na własne potrzeby. – Kojarzycie Fionę? – zapytała cicho, wpuszczając do sali chłodne
powietrze tajemnicy. – Trzy dni temu została zaatakowana. Tak słyszałam – dodała ostrożnie.
[Obca] No znam ją.
[Inkwizytor] To żołnierze ją tak załatwili?
[Sługa] Ja też ją kojarzę i cieszę się, że złamali jej szczękę.
[Amant] Nad tobą też się znęcały tyranki?
[Sługa] Próbowały, głupie szmaty.
[Moderator] To żołnierze byli odpowiedzialni za ten atak?
– Rozmawiałam o tym z Fioną – wyznała Silla, mówiąc z przejęciem o dziewczynie, której
załatwiła odrutowanie twarzy. – Powiedziała mi, że jeden z nich dobierał się do niej, ale ona się
broniła i on ją uderzył. Chyba zdradziła to też Grindenowi, bo oni byli blisko.
[Amant] Blisko?
[Filozof] Sporo czasu razem spędzali, to fakt.
[Sługa] Ale nie w tym sensie blisko?
– Jeśli Grinden znowu się z nimi starł, to faktycznie mogli chcieć go wrobić – stwierdził
„Moderator”, a jego słowa, niczym klucz obracany w zamku, zagrzechotały w głowie Silli. Tak jak
sądziła, nikt nie znał prawdziwej historii jej spotkania z tyrankami.
[Fantasta] Ale chcą go od razu zabić? To trochę bez sensu.
[Pesymistka] Żołnierze znają tylko jeden sposób załatwiania spraw. Poza tym im wszystko wolno.
[Fantasta] Czyli to nie był nasz egzamin?
[Cynik] A może chcieli upiec dwie pieczenie...
[Inkwizytor] Daj se spokój, to nie temat do żartów.
[Kujonka] To nie ma sensu. Ja dalej myślę, że ona kłamie.
– Chciałabym, żebyś miała rację – z ubolewaniem przyznała Silla, podchodząc do dziewczyny. –
Wolałabym nie usłyszeć ich słów, nie wiedzieć, co żołnierze robią w Akademii. Jednak prawda
pozostanie prawdą, nawet jeśli zamkniesz na nią oczy. Jeśli teraz nie zareagujemy, to ty lub ja możemy
być następne!
[Kujonka] O co ci chodzi?
– A jak myślisz? Jak pozbędą się profesora, to będą mogli robić, co chcą. Rozumiesz, co to
oznacza? – Silla sugestywnie pytała centymetry od jej twarzy.
[Filozof] Ona próbuje ci powiedzieć, że ty możesz być następną ofiarą żołnierzy.
[Obca] I komandor nic o tym nie wie? Przecież on tu dowodzi.
[Cynik] Dowodzi szkołą, nie siłami DARPA. Swoją drogą, taka Akademia pełna młodych
dziewczyn to łakomy kąsek dla kilku tysięcy żołnierzy stacjonujących dookoła.
[Kujonka] Przestań, to nie jest śmieszne.
[Cynik] Wcale nie żartowałem, poważnie mówię. Kto wie, jakie tu operacje z nudów robią. W
końcu w mieście nie ma nic ciekawego.
– To idź powiedz to komandorowi! – „Wróg” rzucił w stronę Silli. – To ty słyszałaś, co mówią.
– Ja? – dziewczyna jęknęła i skurczyła się, jakby oblana lodowatą wodą. – No co wy, a jak
żołnierze wiedzą, że ich podsłuchałam? Załatwią mnie, zanim dojdę do jego biura.
[Amant] A widzieli cię?
– Skąd mam wiedzieć, oni mają wszędzie kamery.
[Inkwizytor] Skąd wiesz?
– Nie wiem, pewnie mają – Silla próbowała wybrnąć z błędu. – Ich tu jest pełno, sama nie idę –
postanowiła i uciekła wzrokiem w sufit. Pamiętała, by drżeć całym ciałem, które jak antena wysyłało
sygnały pomocy. Sama była pod wrażeniem własnych umiejętności.
– Całej grupy nie ruszą – stwierdził „Filozof”, wpadając jako pierwszy w jej sidła.
[Obca] A skąd wiecie, że komandor nie jest w to zamieszany, co?
[Cynik] No jak on byłby w to zamieszany, to już dawno mielibyśmy tu burdel, a nie szkołę.
[Moderator] Ale co chcecie mu powiedzieć?
[Cynik] Żeby nie rozstrzeliwał jeszcze profesora.
[Kujonka] No właśnie, żeby nie było, że to przez nas go skazali.
– Myślisz, że komandor ci uwierzy? – „Filozof” zapytał Sillę, gotowy odegrać dla niej ostatni i
najważniejszy akt tej dramaturgii.
– Nie wiem – stwierdziła dziewczyna, wiedząc już, że ma chłopaka po swojej stronie – ale spróbuję
go przekonać – dodała z odwagą, przez którą przebijał delikatny strach, jak promienie Słońca przez
luźny materiał.
– Idziemy? – zaproponował „Filozof”, rozpoczynając konkurs na badawcze spojrzenia.
Przez chwilę, jak w muzeum figur woskowych, wszystko zamarło i tylko oczy wędrowały między
sobą w rozpaczliwej próbie odnalezienia woli grupy. Ta, jak fizyczny przedmiot, niemal skarb,
schowała się w czyichś źrenicach.
– Idziemy – zdecydował „Amant”, przechylając szalę decyzji na korzyść Silli.
[Inkwizytor] Ja tam mogę iść.
– Zawsze możemy zwalić wszystko na Sillę. To ona ich podsłuchiwała – stwierdziła „Obca” i
ruszyła za „Moderatorem”.
Zwarci, wciąż niepewni, ale pchani niewidzialną więzią obowiązku podjętej decyzji, wszyscy
skierowali się do części administracyjnej budynku. Wtedy Alias Onstrom, do tej pory „Filozof”,
doskoczył do Silli, chwycił ją za nadgarstek i przysunął się bliżej.
– A ja wiem co ty robisz – zanucił przy jej policzku.
Dziewczyna zesztywniała, jakby chłopak wlał jej przez ucho truciznę, paraliżując każdy mięsień.
– Co? – odpowiedziała równie cicho, idąc sztywno jak na szczudłach.
– Bez obaw, nikomu nie powiem – szeptał Alias. – Pamiętasz mnie?
– Pamiętam.
– Istnieje wiecznie niezaspokojony głód, a nasze zmęczone oczy wciąż błądzą za horyzont –
cytował chłopak, wywołując skromny jej uśmiech. – A to pamiętasz?
– Pamiętam, jak kłóciliśmy się o to, co znaczy niezaspokojony – wspomniała Silla, stając przed
drzwiami z numerem sześćdziesiąt jeden. Pewna siebie, z przyjacielem u boku, przyłożyła do nich
dłoń i już wiedziała, że ostatni akt przedstawienia to tylko formalność. Jak zbita w jedno ciało grupa
uczniów wyrosła przed biurkiem sekretarki, wywołując niemałe zamieszanie. Krótka scena histerii
nastolatków i jednym chórem wygłaszane prośby namieszały wystarczająco kobiecie w głowie, by
przepuściła wszystkich do pokoju nadzorcy. Ostatnie drzwi otworzyły się same, odsłaniając salę pełną
staroświeckich mebli, wśród których na środku, przy okrągłym stole stał Grantisajev. Jednym palcem
przewijał wyświetlane na blacie obrazy i zanim spojrzał na zebraną zaraz za progiem klasę, zapytał:
– Czego chcecie?
– Komandorze, mamy panu coś ważnego do przekazania – wprowadziła temat Silla i jak reżyser
oddała scenę aktorom.
– Profesor Grinden jest niewinny! – oświadczył Alias, wciąż u boku dziewczyny jak oddany jej
rycerz.
[Kujonka] Nasze oskarżenie profesora było trochę przesadzone.
[Moderator] Poza tym podejrzewamy, że ten wyciek danych to spisek DARPA.
– Spisek? – zapytał nadzorca i wyłączył blat. – Jaki spisek? – ponowił pytanie, stając przed
chłopakiem, jak przed szarym szeregowcem. Zdławił go spojrzeniem i w ten sposób wysysał odwagę z
całej grupy jednocześnie.
– To Silla podsłuchała ich rozmowę – zaczął tłumaczyć „Moderator”. – Mówili, że chcą się pozbyć
Grindena, bo ten odkrył, że molestowali jakieś dziewczyny. Fionę na przykład.
– Fionę? – powtórzył komandor. Znów jednym słowem rzucił na wszystkich czar trwogi i
dosięgnął spojrzeniem sprawczynię całego zamieszania. – Co im powiedziałaś? – zapytał Sillę.
– Że to żołnierze ją tak załatwili – wyjaśniała dziewczyna, błyszcząc jak perła pośród ogłuszonych
rówieśników – ale pan wie, że to nieprawda – dodała i wypięła pierś niemal do medalu.
– Po co ich okłamałaś? – zapytał Grantisajev, nie mniej osłupiały niż jej klasa.
– Żeby zdać egzamin – przyznała Silla, skąpana w ciszy, niczym w chwale zwycięstwa.
Komandor nabrał do płuc powietrza, wypełniając je wściekłością po brzegi. Jego nagły wybuch
gniewu zmiótł wszystkich pod ścianę.
– Myślicie, że to egzamin!?! – wydarł się na uczniów. – Niczego was tu nie nauczyli?! Mamy w
Akademii szpiega, prawdziwego! – ryczał, rozsierdzeniem plując w twarze nastolatków. – Marsz do
sali i macie tam siedzieć, dopóki nie dostaniecie innych poleceń! Zrozumiano?! – zapytał. –
ZROZUMIANO!? – zawył, niczym instruktor musztry, a w odpowiedzi otrzymał rozsiane po sali
przebąkiwania. – Wynocha!!! – w końcu krzyknął, a młodzież czmychnęła z pokoju, przepychając się
przez drzwi, jak zwierzęta w ślepej panice.

Podobne dokumenty