kliknij

Transkrypt

kliknij
Ciemne sprawy Jasnej Góry #1
Autor tekstu: Bogdan Motyl
W mentalności oraz świadomości zdewociałej części naszego społeczeństwa, nic tak nie koduje się w
pamięci, jak różnego rodzaju cuda, będące rzekomym dowodem szczególnej opieki niebios nad Polską. Jeżeli
nawet cud się nie wydarzył, to można go stworzyć, wykorzystując do tego fakty historyczne...
Któż nie słyszał o "obronie" Jasnej Góry przed Szwedami w roku 1655?. [_1_]Osobliwością tego
historycznego faktu jest natomiast to, że nie było żadnej cudownej obrony jasnogórskiego kurnika, ani
nadzwyczajnego heroizmu paulinów, co wychwalał swojego czasu obecny papież. Oto jakimi słowami
kłamstwa opiewał "geniusz" i "odwagę" Kordeckiego, metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła w
homilii wygłoszonej w Wieruszowie 6 maja 1973 r.: "... geniusz dziejowy ojca Kordeckieg osławił w swoich
paryskich wykładach największy poeta i wieszcz narodowy, Adam Mickiewicz... kiedy cała Polska jest już
zalana potopem, ten moment dziejowy wskazuje na to, że jego geniusz był zapoczątkowaniem nowych
czasów , zadań dziejów i ducha polskiego (...) nie ma już miejsca na ziemi polskiej, które by było niepodległe,
a co gorsza, szerzy się przekupstwo i zdrada (...) przeor jasnogórski podejmuje swoją decyzję: Nie oddamy
Jasnej Góry, będziemy jej bronić do ostatka... Decyzja żołnierska, ale o dziwo, podejmuje ją mnich, kapłan.
Widać do takiej wielkiej decyzji trzeba było nie tylko odwagi wodza, ale także poświęcenia i pokory
zakonnika..."
Podczas narady w klasztorze rozprawiano o szansach jego obrony. Przeor Kordecki przygnieciony
argumentami wojskowych, będących wynikiem rozważenia wszystkich "za" i "przeciw", im właśnie,
"dowódcom zostawia decyzje". Siły obrońców liczyły 160 zaciężnych żołnierzy, 70 zakonników, i około 20
rodzin szlacheckich, które znalazły w klasztorze schronienie. Ponadto dysponowali 24 działami i sporym
zapasem prochu i kul .
Tuż przed przybyciem Szwedów, obraz Matki Boskiej Częstochowskiej został wyjęty z ramy i
wyekspediowany z klasztoru, i wiele nie brakowało, a wpadłby w ich ręce. Ikonę wywieziono w nocy z 7 na
8 listopada 1655 r. do Lublińca na Śląsku i ukryto w zamku Andrzeja Cellari'ego, a następnie w Głogówku u
tamtejszych paulinów. Tak więc już początek mitu o cudownej obronie klasztoru, zawiera kłamstwo: podczas
oblężenia Jasnej Góry, domniemanego sprawcy cudu, niemniej cudownego obrazu, po prostu tam nie było!
W ramy oryginału paulini wstawili wierną kopię, o czym w ogóle nie wiedziała załoga klasztoru.
Paulini złożyli w Krakowie marszałkowi Arvidowi Wittenbergowi hołd poddaństwa "Najjaśniejszemu
Panu, Królowi Karolowi Gustawowi", uzyskując od szwedzkiego monarchy glejt, zapewniający
nietykalność sanctuarium . Mnisi jednak mieli swoje powody, aby zbytnio nie wierzyć protestantom, i mimo
wszystko czynili ciche przygotowania do obrony "kurnika". I okazało się, że mieli rację.
Wojska dowodzone przez generała Müllera stanęły pod Jasną Górą 18 listopada 1655 r. i praktycznie
zaczęło się oblężenie. Drobne potyczki, utarczki, wzajemne ostrzeliwanie się bez widocznych efektów, i nade
wszystko rokowania - to przebieg czterdziestodniowego biwakowania Szwedów pod klasztorem. Przeor
Augustyn Kordecki (1603-1673) sam tak o tym pisze: "Uporczywe te usiłowania nieprzyjaciół nie bardzo
oblężonym szkodziły". Nieprawdziwe są kolorowe opisy przedstawiające walczących na murach klasztoru i
inne opinie wyobrażające obrońców klasztoru w walce z wojskami Karola X Gustawa. Nieprawdziwą jest
także lansowana przez Kościół legenda o rzekomej "determinacji"obrońców i ich niczym niezachwianej woli
walki. 26 listopada 1655 r. część załogi - w tym także paulini! - zbuntowała się, żądając poddania klasztoru
Szwedom. Przeor Kordecki zażegnał bunt podwojeniem żołdu, a najbardziej kapitulancko nastawionych,
wyprawił z Jasnej Góry.
Rozkaz Karola X Gustawa (1622-1660) z 12 stycznia 1656 r. po raz kolejny nakazywał gen. Müllerowi
przerwanie oblężenia. Aby jednak Szwedzi "zachowali twarz", król polecił zawarcie układu, w którym paulini
"oddadzą się na łaskę" i nie będą utrzymywać żadnych kontaktów z polskim królem, Janem Kazimierzem.
Należy przyznać, iż paulini wykazali się przebiegłością w trakcie rokowań ze Szwedami. Kordecki przyznaje,
że poczynania zakonników (bynajmniej nie na polu walki!) doprowadziły do wycofania się napastników:
"Müller trapił się niepomału wyrzutami towarzyszy, a szczególnie starszyzny wojskowej, że dał się oszukać
kuglarstwom mnichowskim i odstąpił od zdobywania klasztoru." Jednak w innym miejscu swojego
pamiętnika jasnogórski przeor mówi o odmiennych przyczynach odstąpienia Müllera, o czym wspomnimy
dalej.
Rokowania dotyczyły kwestii obsadzenia klasztoru załogą szwedzką. Kolejne rozmowy, jakie miały
miejsce między 15 a 18 grudnia, bardzo urealniły poddanie się obrońców. Kordecki jednak stawiał warunek,
aby dowódcą załogi został Polak-katolik, co było nie do przyjęcia przez Müllera,
Nagle w nocy z 26 na 27 grudnia 1655r. wojska szwedzkie zwinęły obóz pod Jasną Górą i wycofały się
w różnych kierunkach, m.in.: Piotrkowa, Kościana, Krakowa i Wielunia. Zanim jednak napastnicy odstąpili od
klasztoru, w jego murach ponownie odezwały się głosy (wśród nich - paulinów), aby poddać twierdzę.
Nastroje te spowodowała wieść, że Szwedzi planują przypuścić zdecydowany szturm. Widząc Szwedów
zwijających obóz, obrońcy uznali, że są to przygotowania do ataku.
Nie znamy powodów nagłego wycofania się najeźdźców spod Jasnej Góry... Müller jakoś dziwnie
ociągał się z odstąpieniem od murów mimo kilkakrotnie ponawianych rozkazów kwatery głównej króla Karola
X Gustawa. Niewykluczone, iż w końcu otrzymał okup, którego od początku oblężenia domagał się od
klasztoru?
Przeor Augustyn Kordecki twierdzi natomiast, że gen. Müller wycofał się spod Jasnej Góry "jedynie za
przyczyną słowa i groźnej twarzy poważnej kobiety, która przed nim stanęła." (...) "Jenerał przez kobietę,
która mu się ukazała, surowo upomniany został, ażeby od oblężenia odstąpił, bo inaczej całe jego wojsko ze
szczętem zginie". Jak zapewniają nas kościelni kronikarze, Matka Boska Częstochowska, przechadzając się
po murach klasztoru, osobiście celowała z armat do Szwedów. I po co tyle fatygi?! Nie prościej było tak
pokierować biegiem wydarzeń, aby Szwedzi w ogóle nie stanęli pod "kurnikiem"?!
Święte kłamstwa
Kordecki opisał przebieg oblężenia w pamiętniku Nowa Gigantomachia wydanym jakoby w roku
oblężenia, czyli w 1655 (sic!). Przytacza tam m.in. treść listu z 21 listopada 1655 r. do gen. Müllera, w którym
niczego szczególnego nie znajdujemy. I pozostalibyśmy po wsze czasy w błogiej niewiedzy i zarazem
kłamstwie historycznym stworzonym przez Kościół, gdyby nie prawdziwy cud! Oto dyrektor królewskiego
archiwum Szwecji, Theodor Westrin, odnalazł oryginał tegoż listu, i opublikował w roku 1904. Jego treść
zaszokowała badaczy "potopowego" okresu... Okazało się, że przeor Augustyn Kordecki poddał klasztor
królowi Karolowi X Gustawowi!
Oto co naprawdę napisał (m.in.) Kordecki w liście do gen. Müllera 21 listopada 1655 r.: "Ponieważ całe
królestwo polskie posłuszne jest Najjaśniejszemu Królowi Szwecji i uznało Go za swego Pana, przeto i my
wraz ze świętym miejscem, które dotąd królowie polscy mieli we czci i poszanowaniu, pokornie poddajemy
się Jego Królewskiej Mości Panu Szwecji, zgodnie z listem z dnia 28 października, nadesłanym nam przez
Wielmożnego Posła Wittenberga. Nasze poddanie się ponawiamy w liście do Warszawy (do króla Karola
Gustawa - przyp. B.M.), na który łaskawej obecnie czekamy odpowiedzi. Jako wierni poddani Jego
Królewskiej Mości Króla Szwecji, a naszego Najmiłościwszego Pana, nie myślimy podnosić więcej oręża
przeciwko wojsku Waszej Dostojności". (tj. Müllera - B.M.). "Zanosimy ustawiczne modły do Boga i
Najświętszej Bogarodzicy, czczonej w tym miejscu, o zdrowie i pomyślność Najjaśniejszego Pana, Króla
Szwecji, Pana i Protektora naszego Królestwa..." O polskim królu, Janie Kazimierzu, Kordecki najwyraźniej już
zapomniał!
W Nowej Gigantomachii przeor Augustyn Kordecki zakłamał treść owego listu do gen. Müllera. Próżno
w nim szukać wiernopoddańczych deklaracji pod adresem szwedzkiego władcy. Kordecki oddał się w opiekę
Karolowi X Gustawowi, uznając go za swojego króla. Niewykluczone, że mając na uwadze poddanie się
protestantom, Kordecki miał przekonanie, że Müller działał na własną rękę, przeto i bronił klasztor,
przynajmniej do czasu wyjaśnienia tej sprawy.
Obalony też został klerykalny mit o wierności paulinów polskiemu królowi. Fakty przeczą, że w obliczu
niebezpieczeństwa paulini stali przy Janie Kazimierzu.
Kościół budował dalej "cudowną" martyrologię obrony jasnogórskiego sanktuarium, dopuszczając się
bezceremonialnie rozmaitych fałszerstw i kombinacji. Pamiętnik oblężenia napisany przez Kordeckiego
ukazał się z datą wydania 1655 r.! Data miała za zadanie uwiarygodnić autentycznośći prawdziwość zapisów,
czynionych jakoby "na bieżąco". Trzeba przyznać, iż byłoby to iście cudowne tempo wydania , mając na
uwadze, że oblężenie zakończyło się na pięć dni przed końcem 1655 roku. Z wielu egzemplarzy pierwszego
wydania Nowej Gigantomachii, które wpadły w łapy Kościoła, usunięto z czasem kartę, na której widniała
data: "20 X 1657", która była datą kościelnej cenzury i zgody na druk. Tym sposobem chciano zataić fakt
wydania pamiętnika dopiero w 1657 roku! Zawarte w nim opisy i relacje były wyolbrzymione, nieprawdziwe
i przedstawiające w korzystnym świetle Kordeckiego. Także jego postawa względem Jana Kazimierza była
już "właściwa", bowiem okazało się, ze jednak nadal Jan Kazimierz, a nie Karol X Gustaw, był królem Polski.
Chcąc podnieść własne notowania, Kordecki zawyżył liczbę wojsk szwedzkich, oblegających Jasną Górę.
Według niego było tam 9000 jazdy, podczas gdy w rzeczywistości tylko 1100 i kilkaset piechoty. Był to
oddział niewiele wart pod względem przydatności do walki. Przemarznięci, schorowani i wygłodzeni
napastnicy, nocujący zimą praktycznie pod gołym niebem, nie mogli stanowić realnego zagrożenia. Nawet
wówczas, kiedy 10 grudnia nadciągnęły dwa ciężkie działa, spośród których, jedno rzeczywiście się
"rozpukło". Generał Müller potwierdza słabość własnych oddziałów w liście do króla Karola Gustawa z 22
listopada 1655 r.: "Trzymać się będą tem uparciej, że nie widzą u mnie wielkiej masy żołnierza ani
odpowiedniej artylerii".
Kościelni mimo wszystko utrzymują, że Kordeckiego należy uznać za bohatera narodowego. Nie
przyjmują do wiadomości aktu poddania się szwedzkiemu królowi, a fakt obrony klasztoru, należy
rozpatrywać w kategorii "cudu", geniuszu i bohaterstwa Kordeckiego. Musi jednak zastanawiać fakt,
dlaczego Watykan nie chciał ani słyszeć o beatyfikacji przeora Augustyna Kordeckiego?. Czyżby kuria
rzymska nie mogła mu wybaczyć, że nie tylko poddał katolicki klasztor protestanckiemu władcy, ale na
dodatek zdradził katolickiego, prawowitego króla polskiego?!
Tak więc wygląda prawda o oblężeniu Jasnej Góry i jej cudownej obronie. Polski ciemnogrodzki
grajdołek dewocyjny nie bacząc na prawdę, której się brzydzi, jeżeli nie służy jego własnym celom, nurza się
w kloace kłamstwa, pieczołowicie ją pielęgnując, bacząc uważnie, aby nikt nie naruszył jego świętości.
Okazuje się często, że historia Polski jest "tworzona" pod określone zapotrzebowanie, a wówczas nie liczą się
fakty, ale ideologia... Gdyby na Westerplatte w roku 1939 był bodaj jeden ksiądz katolicki, bohaterstwo
obrońców byłoby bez wątpienia przypisane jemu właśnie, no i oczywiście niebiosom. Kościół już o to by się
postarał.
Najskuteczniejszą ochroną przed krytyką jasnogórskiego klasztoru i tamtejszych lokatorów, jak
propagandowa aureola świętości, stworzona przez nich samych. Wytresowana pobożność wiernych
nawiedzających narodowe sanctuarium nakazuje zostawiać mnichom ślubującym ewangeliczne ubóstwo tak
zwane "datki", bez zastanowienia, co się z tymi pieniędzmi dzieje. A dzieją się różne rzeczy... Zawartość
klasztornego skarbcamogłaby być obiektem pożądania niejednego banku centralnego, a mimo to, potrzeby
paulinów są ciągle niezaspokojone. Ciekawą informację o "depozytowej" wiarygodności bankierów w białych
habitach, znajdujemy w "Pamiętniku Dziecka Warszawy" [_2_]:
"Był wówczas słynny oryginał, znany dobrze całej Warszawie, hrabia Męciński, kiedyś pan bogaty, a
teraz zbankrutowany, który wiódł proces z Paulinami Częstochowskimi o wielki skarb jaki oni mieli sobie
zagrabić, chociaż był złożony u nich w depozycie. Męciński przy swej oryginalności miał wiele dowcipu. Kiedy
raz w uroczysty dzień Matki Boskiej, ujrzano go jak szedł za procesyą, jeden z jego znajomych mówi:
- Ja kto, pan hrabia tu, a procesujesz się z Matką Boską Częstochowską?
- Nic nie szkodzi, odpowiada poważnie: przyjaźń przyjaźnią, a interes interesem."
Około roku 1850 w Krakowie odbył się proces pasera-jubilera, niejakiego Westfalkiewicza, którego
oskarżono m.in. o kupno złotych guzików od żupana, wysadzanych brylantami, skradzionych na Jasnej
Górze... Sprzedającym był paulin.
Z kolei w roku 1904 jeden z warszawskich adwokatów miał wnieść pozew do sądu przeciwko któremuś
z jasnogórskich zakonników. Powódka dołączyła do akt sprawy spory pakiecik listów miłosnych,
zabarwionych tak wyrafinowanym erotyzmem, wulgaryzmami i zwyrodniałą zmysłowością, że publiczne ich
odczytanie mogłoby wywołać niemały skandal.
Ów paulin nie tylko, że osobiście nawiedzał powódkę, ale na dodatek raczył ją listami w stylu wyżej
wspomnianym. Kochanka mnicha gromadziła jego "literacką" twórczość, którą jej przysyłał, aż wreszcie
zażądała od niego dość znacznej sumy, za jakieś niespełnione deklaracje. Mnich jednak zdecydowanie
odmówił. Wtedy postanowiła wystąpić na drogę sądową i oddała adwokatowi sprawę. Wobec
takiego dictum, odezwał się jasnogórski zakon... Zapłacił za wybryki swojego pobratymca i odebrawszy
listy-dowód, zatarł wszelkie ślady po szykującym się skandalu.
Relacja rzeźbiarza Stanisława Szukalskiego (1895 -?) jest kolejnym dowodem wyjątkowej więzi
paulinów z Narodem polskim, na koszt którego, wiodą spokojny i dostatni żywot, nie wstrząsany żadnymi
uwarunkowaniami ekonomicznymi. Zachowuję pisownię oryginału.
"... było to, zdaje się w roku 1924, kiedym w Krakowie zmarnował jeden rok. Pan Adolph
Szyszko-Bochusz, [_3_] widząc moją skorość rzeźbienia czegoś dla Wawelu, zaproponował mi zrobienie
"tabernaculum" dla Jasnej Góry. Ojcowie Paulini zwrócili się do niego, by znalazł "kogoś", ktoby w blasze
złotosrebrnej zrobił to dla wielkiego ołtarza.
... charakterystyczne jest to zdanie się na trzecie osoby z wyborem artysty. Gdyby pan Bochusz nie był
inżynierem, bawiącym się w architekta i miał trochę humoru, powinien się zwrócić do rzeźbiarza Hohmana.
Boć Ojcom Paulinom nie chodziło o talent, wyznanie, i.t.p., lecz o "kogoś"-kolwiek.
... wybór taki, zdecydowanie się kapłanów na przypadkowego "kogoś" dawało niezbite dowody
niewytłumaczonego pośpiechu. Zapytany o to pan Adolph Bochusz objaśnił mnie: Rząd Polski w trosce o
zbudowanie złotego polskiego (10.000.000 marek na 1 dolar) w tragicznej potrzebie postawienia finansów
państwa uwolnionego, nosi się z zamiarem skonfiskowania złotych i srebrnych wotów, które w tysiącznych
ilościach uzbierały się na Jasnej Górze i leżą w kufrach bezużyteczne. Otóż Ojcowie Paulini, by im Rząd tych
martwych bogactw nie zabrał i nie zamienił na pomoc materialną dla Polskiego narodu w katastrofie
ekonomicznej, zdecydowali się stopić na "blachę" wszystkie te błyskotki i zrobić z niej "tabernaculum". Wtedy
już głodna ręka narodu nie waży się sięgnąć po "poświęconą błyskotkę", chyba pod "niebezpieczeństwem"
klątwy świętokradztwa.
... mimo oburzenia odpowiedziałem grzecznie panu Adolphowi, że do świństw ręki nie przykładam.
...gdybym był więcej chrześcijaninem niżeli Polakiem, tobym podjął się tej "roboty". Lecz będąc więcej
Słowianinem niżeli Łacińcem, więcej Polakiem niżeli chrześcijaninem, więcej Obywatelem niżeli Katolikiem,
nie przyjąłem jednej z licznych "okazyj" zarobienia pieniążków drogą obłudy. Wierzyłem, że Bóg zadowolony
będzie ze mnie, iż wolałem aby Naród otrzymał pomoc w nieszczęściu, niżeliby "jego" nibyto Kościół dodał
więcej zbędnych świecidełek do ołtarzy jego świątyń.
... woli On niegramatyczne słowa modlitwy dziękczynnej, niżeli złoto pomylonych kapłanów w
świątyniach, gdzie jęki nędz-ubogich się rozlegają i szlochanie zawodzi pod jego sklepienia.
... woli On, by chleb wypełnił nędzą padłe policzki ludu, który w Niego wierzy, niżeli by świecidełka
złote miały wypełniać kufry pleśnią cechłe, lub kruszec krwawego złota walał stół, na którym Franciszek z
Assyżu ofiary z chleba i wody czynił. Gwoździe co zawieszały Chrystusa na krzyżu - nie były ze złota.
... obstalunku podjął się i dotrzymał "umowy" krakowski rzeźbiarz, Zahukan."
Czytelników zwiedzających kaplicę jasnogórskiego sanctuarium, a zdolnych współczuć łaknącym,
głodnym, nienasyconym i bezdomnym, proszę o chwilę zadumy i refleksji, kiedy będą spoglądać na
"złoto-srebrną blachę" tabernaculum... Nie znam przypadku, aby jakikolwiek biskup rzymski, stacjonujący w
Polsce, oddał swój skromny pałac na potrzeby bezdomnych. Ba, próżno szukać przykładu, aby jakiś
proboszcz oddał chociaż jedną salkę katechetyczną! Tak już jest ten chrześcijański świat dziwnie urządzony...
Ci, którzy mają żyć w skromności, potrzebują zawsze najwięcej! Boy-Żeleński miał po stokroć rację, mówiąc,
że Kościół rzymski to w 80% doskonale zorganizowane przedsiębiorstwo finansowe, a zaledwie w 20% - to
religia.
*
Tak zwana "tradycja" tworzona przez Kościół, często wbrew faktom historycznym, powiada, że obraz
znany jako Matka Boska Częstochowska, 31 sierpnia 1384 r. przywiózł do Polski książę Rusi, Władysław
Opolczyk (?-1401). Niestety, owa "tradycja" nie mówi, czy malunek miał od czasu powstania cudowne
właściwości, czy też nabył ich dopiero u paulinów? Należy przyjąć, że ten nic niewart obraz (jego wartość
materialna oraz artystyczna jest zerowa), został swojego czasu skradziony prawowitym właścicielom, to jest
Rusinom.
W roku 1620 na sejmie warszawskim, Laurenty Drzewiński, "deputat" ziemi wołyńskiej, oskarżał
Polaków w obecności króla Zygmunta III Wazy (1566-1632) o gnębienie i prześladowania jego rodaków. W
swoim wystąpieniu domagał się sprawiedliwości i poszanowania dla ciemiężonych. Zebrani usłyszeli z ust
Drzewińskiego między innymi: "...zmuszeni będziemy zapozwać was przed trybunał Boski i razem z
prorokiem zawołać: "Osądź mnie Boże, rozsądź sprawę moją!". Będziemy wzywać dotąd, dopóki imię Polski
nie będzie wymazanym z pomiędzy narodów niezależnych. Święcie wierzymy, że na sądzie tym, stanie po
naszej stronie Matka Boska Częstochowska, którąście zrabowali na Rusi!"
Niebiosa wysłuchały próśb Wołynian, a i zrabowana na Rusi M.B.Cz. stanęła po ich stronie, gdyż nie
długo trzeba było czekać, aby Polskę zalał z północy POTOP, a nieco później została "wymazaną z pomiędzy
narodów niezależnych", stając się łupem zaborców, w czym ma swój haniebny udział Kościół.
W klasztorze na Jasnej Górze zawsze się działo coś ciekawego. Zgnilizna moralno-obyczajowa nie
ominęła narodowego sanctuarium, którego lokatorzy słysząc zew ludzkiej natury, dawali niejednokrotnie
upust jej niepohamowanym potrzebom. Nie mówię teraz o wszelkich ewangelicznych cnotach i zasadach,
które są ustawicznie łamane, gdyż są one kwintesencją słów Zbawiciela: "Strzeżcie się pilnie fałszywych
proroków, którzy do was przychodzą w odzieniu owczym, a wewnątrz są wilcy drapieżni. Z owoców ich
poznacie je." (Mt. 7: 15-16) "Biada wam, doktorowie i faryzeusze obłudnicy, iż jesteście podobni grobom
pobielanym, które z wierzchu zdają się piękne ludziom, ale wewnątrz są pełne kości umarłych i wszelakiego
plugastwa. Także i wy z wierzchu się wprawdzie zdajecie ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście
obłudy i nieprawości." (tamże; 23: 25-27)
U schyłku XVI wieku dały się zauważyć tendencje dość luźnego i swobodnego traktowania życia
klasztornego, które cechowała zasada: "wolność Tomku w swoim domku". Zjawisko to było na tyle
niepokojące, że w roku 1623 kapituła generalna powierzyła prowincji polskiej zreformowanie reguły
zakonnej, a zadanie to mieli wykonać prawnicy akademii krakowskiej. Klasztory paulinów miały tak złą
reputację, że papież Urban VIII (1623-1644) nosił się z zamiarem zniesienia zakonu i wcielenia go do
dominikanów.
Kronikarze jasnogórscy rozpaczają, że kiedy "wszyscy królowie polscy korzyli się przed majestatem
Matki Bożej na Jasnej Górze", król Stanisław August Poniatowski (1732-1798), nigdy nie zaszczycił swoją
obecnością murów sanctuarium. Co gorsze! Nie dał mnichom niczego w darze lub ofierze. I cokolwiek nie
powiedzieć o Stanisławie Auguście, z punktu widzenia nauk Zbawiciela, pomagał on trwać paulinom w
ewangelicznym ubóstwie, "zagrabiając" im z klasztornego skarbca złoto i srebro na potrzeby mennicy
państwowej.
28 października 1793 r. paulini z honorami podejmowali króla Prus, Fryderyka Wilhelma II
(1786-1797), który nazajutrz zwiedził m.in. kościół oraz skarbiec. Przełożeni klasztoru otrzymali od monarchy
w prezencie złote medale, a pozostali zakonnicy, srebrne. Ponadto Wilhelm II zostawił paulinom 3200 złp. w
celu wspomożenia biednych. Być może pruski gość uznał za stosowne w ramach rewanżu, zabrać paulinom
dwa stoły z klasztornej biblioteki. Tylko i wyłącznie fakt, iż nie można ich było wynieść przez drzwi w stanie
nienaruszonym, uratował mnichów przed zabraniem mebli. Po prostu stoły były zbyt duże i nie mieściły się
w drzwiach.
Prusacy stanęli 28 lutego 1793 roku pod murami Jasnej Góry, a już 7 marca byli w klasztorze! Tym
razem nie było "cudownej" obrony! Tegoż 1793 roku na sejmie grodzieńskim spierano się z przedstawicielem
Prus, Buchholtzem o zwrot jasnogórskiej ryciny, którą Prusacy bezceremonialnie zabrali ze sobą, opuszczając
narodowe sanctuarium. Fakt ten jest skrzętnie skrywany przed opinią publiczną, bowiem w żadnym razie nie
podnosi notowań samego obrazu, a wręcz przeciwnie: kompromituje cudowne moce, które - jak się okazałozawiodły na całej linii!
Fryderyk Wilhelm II osobiście nakazał zwrócić paulinom ich pokaźne źródło dochodów finansowych.
Ci, w dowód wdzięczności za oddanie "interesu", przesłali królowi Prus wiernopoddańczy list, deklarując w
nim urabiać pątników na wiernych poddanych pruskiej korony... Zobowiązali się ponadto tępić u pielgrzymów
uczucie patriotyzmu i zarzewia buntu przeciwko Najjaśniejszemu Panu, ponadto "uprawiać szpiegostwo na
rzecz Prus, a może i pomagać pruskim władzom w wybieraniu rekruta spośród pątników napływających na
Jasną Górę, z różnych stron kraju".
W klasztorze na Jasnej Górze pojawił się także cesarz Wszechrosji, Aleksander I (1777-1825). Paulini
wyjątkowo kochali tego władcę, przynajmniej póki żył! Aleksander I przybył do klasztoru 18 października
1820 roku... Jak mówią źródła kościelne, "dzień 18 października, nader był szczęśliwym dla mieszkańców
okolic Częstochowy, w którym o godzinie 12 w nocy, pierwszy raz ujrzano Najjaśniejszego Gościa, w osobie
Cesarza i Króla". Paulini z całą wyszukaną prezencją i gościnnością przygotowali się na przyjęcie
niecodziennego gościa... "Wizytator Jeneralny XX. Paulinów, przybrany w ubiór kościelny, otoczony całem
swem Zgromadzeniem, w drzwiach głównych kościoła powitał Monarchę, i z zwykłą uroczystością przed
Obraz św. wprowadził. Odbyto wielkie nabożeństwo, za szczęśliwe przybycie Najłaskawszego Monarchy" czytamy w zapiskach kronikarzy-paulinów. Trzeba przyznać, że nawet etosowych bonzów politycznych III
RP, paulini nie witali z taką pompą i oddaniem. W klasztorze znalazło się nawet miejsce vis a vis ołtarza NMP
na popiersie cesarza Aleksandra I. Po raz drugi cesarz przybył do klasztoru 2 września 1822 roku, o godz. 19,
dając w prezencie przeorowi Skibińskiemu złoty pierścień. Po śmierci "umiłowanego" władcy, paulini
odprawili uroczyste nabożeństwa, a w klasztorze zapanowała głęboka żałoba...
Skoro mowa o paulinach i ich klasztorze, owym "cudownym" i nadzwyczajnym miejscu, "drogiemu
każdemu Polakowi", należy dodać, że jasnogórski "kurnik" palił się wiele razy. Niebiańska straż pożarna nie
uczyniła nic, aby ratować ulewą deszczu sanctuarium. Przeto paulini w pierwszym odruchu samoobrony
przed ogniem, ratowali "cudowny" obraz, czyli klasztorny interes, bez którego znaczenie klasztoru, byłoby
zerowe. "Źródło polskości" podlegało wszelkim nieszczęściom jakie są udziałem normalnych domostw i
siedzib ludzkich.
Hitlerowski okupant nie miał nadzwyczajnych trudności w pozyskaniu sojuszników w Częstochowie.
Gubernator GG, Hans Frank (1900-1946), zezwolił w roku 1940 wydawać katolickiego "Rycerza
Niepokalanej" i inne pisma diecezjalne. Najwcześniej władze okupacyjne pozwoliły wydawać (od 14 września
1939 r. do stycznia 1945 r.) "katolicki organ prasowy Generalnego Gubernatorstwa", noszący tytuł "Kurier
Częstochowski". Tytuł i miejsce wydawania, zostawię bez komentarza.
Ciemne sprawy Jasnej Góry #2
W roku 1909 z powodu pewnego wydarzenia w murach klasztoru na Jasnej Górze, policja wszczęła
dochodzenie. Klucz śledztwa otworzył bramy jasnogórskiego Piekła, w którym morderstwo, kazirodztwo,
krzywoprzysięstwo, świętokradztwo, złodziejstwo, kurestwo i inne bezeceństwa, płynęły szerokim
kanałem...
Pod koniec XIX stulecia w celi klasztornej został zamordowany ojciec Adrian, któremu poderżnięto
gardło. Aby zatrzeć ślady zbrodni, sprawca oblał zwłoki naftą i podpalił. Przy okazji zrabował
przysięgającemu ubóstwo mnichowi około 20.000 rubli. Z kolei paulin Jodl zmarł na delirium z przepicia,
jakkolwiek z czasem nabrano podejrzeń, że został otruty.
Ale oto w październiku 1909 roku dewocja polska otrzymała straszliwy cios, który odbił się szerokim
echem. Okradziono obraz Matki Boskiej Częstochowskiej na Jasnej Górze! Nie wiadomo czego paulini
żałowali najbardziej: faktu kompromitacji "cudownego" malunku, który ani drgnął w samoobronie, czy też
wartościowych votów z niego skradzionych...?!
24 października tegoż roku "niemocna rycina" została odarta z drogocennej sukni, korony wysadzanej
klejnotami i innych kosztownych "dodatków", którymi była obwieszona. Zgodny chór kompradorów
Watykanu wołał, że jest to wynik szerzonej przez socjalistyczną propagandę zgnilizny moralnej. Ale przecież
zbrodnie popełnione zostały w murach klasztoru, gdzie nie sięgała żydowsko-masońsko-socjalistyczna
ideologia! Prawicowo-klerykalna prasa gremialnie oskarżała o zbrodnię świętokradztwa lewicę. Zarzucano
tym ugrupowaniom, iż pod pozorem zorganizowania w Częstochowie wystawy rolniczej, dokonano kradzieży
i profanacji świętego miejsca.
Ale niebawem Opatrzność zadała drugi cios, boleśniejszy od pierwszego. Okazało się, że złodziejami
byli strażnicy narodowej świętości, świątobliwi ojcowie paulini! Tymczasem główny sprawca tych czynów,
paulin Damazy Macoch uciekł z Częstochowy i w towarzystwie Heleny Krzyżanowskiej podróżował po Polsce.
Po jakimś czasie ją aresztowano w Proszowicach, a jego w Krakowie na dworcu kolejowym, gdy wysiadł z
pociągu. W czasie pierwszego przesłuchania przyznał, że podebrał "z tacy" 35 tysięcy rubli. Poza tym,
oskarżono go m.in. następujące czyny:
- swojej kochance, Helenie Krzyżanowskiej, sfałszował metrykę ślubu ze swoim nieistniejącym
bratem. Następnie sfałszował akt zgonu "brata". Pozwoliło mu to przedstawiać później Helenę Krzyżanowską
jako swoją bratową-wdowę;
- uczyniwszy ją brzemienną, wydał za swojego stryjecznego brata, Wacława Macocha, dając im ślub,
po czym drwiąc sobie dalej z celibatu, cudzołożył z "bratową";
- wspólnie z innymi paulinami kradł pieniądze składane przez pątników na msze i ofiary. Gotówkę
trwonił na hulankach, spore sumy łożył na kochankę, a także przepuszczał je z publicznymi kobietami;
- z "kolegami" z klasztoru okradał "cudowny" obraz (vide: prorok Baruch!), a drogocenne kamienie i
inne wartościowe vota sprzedawał lub rozdawał w prezencie innym kobietom;
- zamordował swojego stryjecznego brata, Wacława Macocha. Kiedy Wacław spał w klasztornej celi,
Damazy uderzył go kilka razy siekierą w głowę siekierą. Gdy po zadanych ciosach Wacław jeszcze charczał,
paulin-zbrodniarz skrwawionymi rękoma, "dysponował go na śmierć", po czym poderżnął rannemu gardło, a
następnie udusił.
Ale czemu się dziwić?! Wybiegając nieco przed chronologię wydarzeń, przytoczę pewien epizod z sali
sądowej, który miał miejsce podczas procesu paulina, Damazego Macocha. Otóż jako świadek, zeznawał
jego rodzony ojciec, Roch Macoch. Adwokat zapytał świadka: "Czy rodzice Damazego nie mieli skłonności do
pijaństwa?" "Nie!" - padła odpowiedź. Przewodniczący składu sędziowskiego: "A Damazy?" Świadek, Roch
Macoch: "Zaczął pić, gdy został księdzem, dawniej był porządny."
Paulin Damazy Macoch wywiózł z klasztoru zwłoki zamordowanego przez siebie Wacława Macocha w
sofie, którą następnie zatopił w stawie. Dorożkarz przewożący zwłoki został zaprzysiężony przez Damazego
do zachowania tajemnicy: "Zanim siądziecie do pojazdu, musicie na rany Zbawiciela przysiąc, że o tym, co się
tu stało, nigdy nikomu nie powiecie. Dla dobra Obrazu naszej Panienki stało się, co się stać musiało." Po czym
wyjął zza pazuchy krucyfiks i dorożkarz złożył nań przyrzeczenie. Sofa ze zwłokami została odnaleziona
przypadkowo już na drugi dzień. Śledztwo doprowadziło policję do owego dorożkarza, który przy wódce za
dużo mówił. Jednak podczas przesłuchania, związany przysięgą milczenia, nie chciał niczego ujawnić.
Dopiero kiedy został z niej zwolniony, obciążył swoimi zeznaniami paulina, Damazego Macocha.
Po śmierci ojca Gawełczyka, Macoch ukradł z jego spuścizny obligacje wartości 5000 rubli, które
wymienił w Warszawie na gotówkę paulin Olesiński. Bazyli Olesiński i Izydor Skarszewski wspólnie z
Macochem tworzyli ekipę, która działała razem. Inni paulini woleli "pracować" solo. Ojciec Olesiński miał na
utrzymaniu kochankę w osobie pani Nowakowskiej, córki handlarza dewocjonaliami w Częstochowie. Macoch
i jego mnisi-wspólnicy okradali skarbiec klasztorny, podkładali fałszywe perły w miejsce prawdziwych.
Niewykluczone iż z tego powodu stracił nagle życie inny paulin, który zajmował się jubilerstwem. Mógł
przecież rozpoznać z łatwością falsyfikaty od oryginału.
Po tych wydarzeniach nabrano podejrzeń, czy ojciec Jodl zmarł rzeczywiście na delirium tremens, czy
został zamordowany?
Ówczesny przeor klasztoru, ojciec Euzebiusz Rejman nie przejawiał specjalnego zainteresowania
dyscypliną mnichów. On także balował w szerokim świecie, ciesząc się życiem "normalnego" człowieka.
Mówiono, iż zażywał kąpieli morskich w Biarritz oraz w innych hiszpańskich ośrodkach wczasowych i
kurortach. Widywano go z jakąś śpiewaczką operową, której w prezencie dawał między innymi brylanty z
jasnogórskiego skarbca.
Przeor Rejman miał bardzo dobre układy z caratem, dzięki czemu mógł pełnić funkcję "szefa" klasztoru
przez piętnaście lat wbrew woli władz kościelnych. Delegat carski Pietrow, przybywszy na Jasną Górę w
związku ze skandalem, nakazał natychmiast opuścić klasztor komisarzom biskupa Zdzitowieckiego, którzy
póki co, mieli zawiadywać sanctuarium.
Prasa klerykalna nie mogła przejść obojętnie obok ujawnionych zbrodni na Jasnej Górze. Ksiądz Jan
Pawelski pisał w Przeglądzie Powszechnym (1910 r.): "Po kraju całym rozeszła się ponura wieść: Jasnogóra
zbezczeszczona! W chwili gdy te słowa piszemy, klasztor częstochowski opasany jest kordonem wojska
rosyjskiego i ścisłemu poddany śledztwu. Krew się ścina na myśl, że w sanktuarium Polski przedstawicielem
prawa i sumienia jest w tej chwili prawosławny żołdak, a ci, których powołaniem było to sakrum własnym
życiem uświęcać, są pod pręgieżem opinii. Straszną była wiadomość przed rokiem, że znalazł się zbrodniarz,
który śmiał targnąć się na święty obraz jasnogórski. Kapłan, zakonnik, który miał być stróżem świętości,
zaprzysiężonym sługą Królowej Korony Polskiej, był, jak się okazało, ohydnym zbrodniarzem. Rozpusta,
pospolita kradzież, wyrafinowane świętokradztwo, fałszerstwo, bratobójstwo - oto, co się kryło pod białym
habitem, w którym cały naród widział relikwię Kordeckiego."
Ksiądz Pawelski znalazł jednak usprawiedliwienie dla zwyrodnienia paulinów. Według niego, nie tyle
Macoch i inni są winni, że doszło do takiej zbrodni i świętokradztwa, ile fakt, że "chociaż Jasnogóra jest
własnością całej Polski, ale dziś szczególniej do Polski rosyjskiej i jej warunkom podlega. Że te warunki nie
sprzyjają sprawie katolickiej, tak samo jak nie sprzyjają polskości, to każdy wie." W dalszej części swoich
wywodów ks. Pawelczyk już dosłownie majaczy. Winą za zaistniały stan rzeczy obarcza również
mariawitów [_4_], których zaistnienie i działalność jest, jego zdaniem, przyczyną, że "zbrodnie jasnogórskie
są dalszym ciągiem tego anormalnego stanu". Zresztą wszyscy są winni! Wolnomyśliciele, Żydzi, ateiści,
masoneria, bezbożnicy, feministki, ugrupowania lewicowe -dosłownie wszyscy, tylko nie Kościół i paulini...
W trosce o nadszarpniętą reputację "cudownej" ryciny słychać było i inne głosy wołające o pomstę do
nieba. 9 października 1910 roku ksiądz Seweryn Popławski w kościele Wszystkich Świętych grzmiał z
ambony, w duchu ewangelicznej miłości: "Za to zdeptanie naszych serdecznych uczuć, za pohańbienie
naszych świętości - ach! Pasy byśmy z niego darli, szarpali na sztuki!" Ksiądz Popławski nie kryje motywów
swojego oburzenia i ujawnia prawdziwy powód napadu wściekłości. Był rozbrajająco szczery: "Powiedzmy
sobie otwarcie, my, którym chodzi o wiarę, o dusze współbraci, że żadna sekta, żadna najsilniejsza
propaganda ateizmu tyle szkody w duszach zdziałać, tyle ich oderwać nie mogła, ile to uczyniło
zbezczeszczenie Jasnej Góry."
Na łamach "Miesięcznika Kościelnego" (1911 r.) ks. Euzebiusz Stateczny, piętnuje poczynania
paulinów: "Ta szajka morduje, kradnie, używa, oddaje się rozpuście." Nie szczędzi także słów krytyki
przeorowi Rejmanowi.
Po ujawnieniu zbrodni na Jasnej Górze przez kraj przelała się fala oburzenia kleru katolickiego i
dewocji. Kazania, procesje, pokuty, modlitwy, odczyty, uczone wykłady i prelekcje - te działania miały
wydźwięk propagandowy o charakterze psychologicznym. Czyniono wszystko, aby w polskim bajorku
dewocyjnym nie było czasu i sposobności do zastanawiania się nad bezradnością "cudownego" obrazu i w
ogóle nad tym, co się stało i kto dopuścił się profanacji.
Już 25 listopada 1909 roku, przeor Euzebiusz Rejman w kazaniu na Jasnej Górze przechodząc do
ofensywy propagandowej, powiedział do wiernych: "Dziś patrzymy na znieważony obraz Najświętszej Panny,
odarty ręką zbrodniarza z koron i sukni, przy którym od sześciu wieków tylu doznano łask, tylu chorych
uleczonych, tylu smutnych pocieszonych, tylu grzeszników nawróconych! Skąd się wziął zbrodniarz i
podobny świętokradca tak wielki i gdzie się tego nauczył? Niestety, dziś nie trudno tego się nauczyć:
dożyliśmy czasów strasznych, oszczerstwa, kradzieże, kłamstwa, zabójstwa, bluźnierstwa i naśmiewanie się
z rzeczy świętych na każdym kroku. Niektóre bezbożne pisma jawnie bluźnierstwa sieją i na Boga powstają,
bluźnią Najświętszej Pannie! Czyż od takich nauk daleko jest do czynienia świętokradztwa?" To są słowa
człowieka, który sam kradł, kombinował i ponosi całą odpowiedzialność za moralne bagno jasnogórskiego
klasztoru. Słowa człowieka, który przepuszczał pieniądze złożone przez pątników w ofierze klasztornej
Panience. Miał tyle czelności i tupetu, aby w ten sposób przemawiać do wiernych... W końcu przeor
Euzebiusz Rejman uciekł do Ameryki, nie czekając sądowego finału sprawy Macocha i pozostałych. Mówiono
o nim, że miał zawsze przy sobie wartościowe papiery opiewające na milion rubli.
Powszechnie zarzucano paulinom, że każdy z nich ma kochankę, a sam przeor Rejman miał ich jakoby
aż cztery. Jak zwykle bywa w podobnych sytuacjach, "ludowa" twórczość "okolicznościowa" zaczęła
owocować różnego rodzaju wierszykami i piosenkami:
Ojciec Damazy
Kradł z Jasnej Góry, kradł z Jasnej Góry
Obrazy A ojciec Izydory
Wkładał je w wory
A ojciec Bazylii
Wywoził je do Brazylii
Odkurzono i te zapomniane powiedzenia pod adresem pobożnych mnichów wszelkiej odmiany i
barwy...
"Mnichy są szyderstwem z bożego słowa na ziemi."
"Mnichy tuczą się na grzechach i tyją na padle."
"Klasztory są kamieniem, który przytłoczył ukrzyżowanego przez Rzym Chrystusa."
"W klasztorze wszystko można, nasz gwardian powiada,
byle się nie zwiedziała za bramą gromada."
W XVIII wieku ksiądz Hieronim Juszuński (?) napisał poemat oktawą w sześciu pieśniach pod tytułem
"Asketomorja, albo Zgromadzenie fartuszkowe czyli sejm mniszek". Dzieło przypomina "Monamonachię"
Krasickiego i poczytywane jest jako aluzja do dzieła Targowicy. Dla nas istotna jest opinia księdza-autora o
ówczesnych mnichach jasnogórskich...
To gdy się dzieje, Przeor z Jasnej Góry
Nowe prowadzi z sobą matedóry.
Ta zgraja, którą z sobą przyprowadził,
Był to Pankracy, sławny kaznodzieja,
Ildefons, który zawsze chytrze radził,
Jan, co Przeora znał za dobrodzieja,
Barnab, co trzykroć kapitułę zdradził,
Marek, co już był miany za złodzieja,
Bo kradł spiżarnię, w urzędzie szafarza,
A nawet mówią, iż Wota z ołtarza.
To samo w ten czas u mnichów się działo,
Ludzie nie znani z osób i nazwiska,
Gdy im sposobu do życia nie stało,
Różnej fortuny dziwaczne igrzyska,
Złożyły Mnichów polityczne ciało.
Tupet Kościoła i mnichów jasnogórskich po ujawnieniu zbrodni świętokradztwa popełnionej przez nich
samych, jest godny podziwu i przeszedł wszelkie oczekiwania. Problem był jednak o wiele poważniejszy,
aniżeli tylko kwestia, że oto znalazł się jeden zbrodniarz w ich szeregach. I cóż oni są temu winni?! Dewotki
wyjąc, mdlały z wrażenia. Odnotowano przypadki pomieszania zmysłów. Wreszcie paulini wydali
apel-odezwę do wiernych, gdyż trzeba było ratować własną reputację i klasztornego biznesu...
"Wobec stwierdzonego udziału Damazego Macocha, Paulina, w ohydnej zbrodni morderstwa, ojcowie
Paulini, ciężko dotknięci straszną zniewagą Boga w miejscu, szczególnej czci Jego Matki od wieków
poświęconym, dotknięci sprofanowaniem tej Jasnej Góry, będącej twierdzą ducha narodu, dotknięci wreszcie
pohańbieniem swej Matki-Zakonu, czują się w obowiązku z najwyższym bólem i oburzeniem przeciwko
ohydnej zbrodni zaprotestować i wobec świata i narodu z całą mocą zaznaczyć, iż najmniejszego nie mieli w
niej udziału. My, niegodni stróże, najdroższego skarbu narodu, aż nazbyt pojmujemy cały bezmiar zbrodni,
wobec której, zda się, niknie i blednie świętokradzkie znieważenie cudownego obrazu i odarcie go z
kosztownych koron i szat. Tamta zbrodnia dla zakonu naszego była to klęska i ból. Obecna jest hańbą! Tamta
wywołała po całej polskiej ziemi nieprzerwane ekspiacyjne nabożeństwa, zakończone epoką, niezapomnianą
chwilą koronacyi, które zwiększyła w narodzie cześć i miłość dla naszej Jasnogórskiej Pani. Obecna wzbudza
tylko drżenie rąk i lęk, czy przez nią nie zachwieje się wiara narodu? [_5_] Wobec ogromu nieszczęścia, jakie
nas przygniotło, złamani i bezradni w miłosierdziu Boga jedynie całą ufność naszą pokładamy. Odruchowo
tylko raz jeszcze wobec kraju całego protestując zapewniamy, że wszelkich dołożymy usiłowań, by
świątobliwem i zakonnem życiem odpowiedzieć szczytnemu powołaniu stróżów miejsca świętego. Od kilku
lat czyniliśmy wszystko, co było w naszej mocy, aby na drodze legalnej zaprowadzić ścisłe przestrzeganie
reguł i konstytucyi zakonnych. Nie od nas jednak zależało zmienić przepis prawa państwowego, który
czuwanie nad karnością zakonną nie całemu zgromadzeniu, ale jednej tylko osobie powierza. [_6_] Przed
paru miesiącami, opierając się na dekrecie Stolicy Świętej, przez obecnie panującego monarchę najwyżej
zaakceptowanym, staraliśmy się przepis rządowego prawa ku lepszemu pełnieniu cnót zakonnych
wykorzystać, zmieniając osobę kierującą. [_7_] Jak wówczas zwróciliśmy się do społeczeństwa z prośbą, by
niewczesną ingerencyą swą nie przeszkodziło nam w podjętym dziele reformy, tak dziś znowu zwracamy się
do społeczeństwa, prosząc o sprawiedliwość, by za zbrodnie jednostki nie piętnowano zakonu. Przepraszając
Boga za przyczyną Najświętszej Maryi Panny jasnogórskiej za zbrodnię, przez nieszczęsnego brata
popełnioną, wzywamy cały kraj do udziału w ekspiacyi za bezmierną zniewagę miejsca świętego. Na
przebłaganie Boga ojcowie Paulini, w cudownej kaplicy na Jasnej Górze codziennie odprawiać będą msze
święte wynagradzające; w przyszłą zaś niedzielę, 9 października, odprawią uroczyste ekspiacyjne
nabożeństwo z wystawieniem Najświętszego Sakramentu. OO. Paulini. Jasna Góra, dn. 5 października 1910
r."
Oczywistą jest rzeczą, że w tych wszystkich działaniach paulinów i Kościoła chodziło o to, aby wierni
nie wyzbyli się przywiązania i nie zaprzestali wdzięczyć do "narodowej świętości"... Bo tak naprawdę tutaj w
grę wchodzą niewyobrażalne sumy pieniędzy zostawianych na Jasnej Górze przez pątników.
Biskup Zdzitowiecki, wsławiony pisaniem do władz zaborczych skarg na tych, którzy różnili się od niego
poglądami, podszedł do paulinów zgoła inaczej. Po ujawnieniu jasnogórskich podłości, przybył do klasztoru
i po długiej modlitwie przed "cudownym" obrazem, zwołał konwent paulinów do kapitularza. Poinformował
zakonników, że postanowił:
"Wobec strasznej, a w dziejach naszego Kościoła niesłychanej zbrodni i hańbiących nadużyć, jakich
widownią stał się klasztor Jasnogórski, to Sanctuarium nasze, z uwagi na oburzone i zatrwożone sumienie
religijne i narodowe, Ojcowie Paulini, nim będą poczynione dalsze kroki, zostaną odsunięci od zarządu
klasztoru. Pieczę nad nim obejmuje specjalna delegacya biskupia, składając się z duchowieństwa świeckiego.
Na znak żałoby zostaną zawieszone solenne nabożeństwa, śpiewy, nawet gra na organach, odprawione będą
tylko ciche Msze św."
Następnie opieczętowano klasztorny skarbiec i sporządzono stosowny protokół. Decyzje bpa
Zdzitowieckiego zostały ujęte w następujące punkty:
1. Klucze od zakrystii, stypendia mszalne i wszelkie vota pozostawać mają pod opieką delegowanych
przez J.E. komisarzy.
2.Wszystkie przybywające na Jasną Górę kompanie pątników przyjmowane i wprowadzane być mają
do klasztoru przez świeckich księży.
3. OO. Paulinom zabroniono odprawiać msze św. i nabożeństwa przed obrazem M.B.Cz.
4. Ofiary składane przez nabożnych, wręczane być mają ojcu przeorowi za pokwitowaniem na piśmie.
5. Wszelkie wypłaty ma dokonywać włącznie przeor klasztoru.
6. Przyjmowanie osób obcych na noclegi do klasztoru jest zakazane.
7. Osobom obcym wstęp za klauzurę jest surowo zabroniony.
8. Komisarze, delegowani przez J.E. Biskupa, mają prawo wydawać inne rozporządzenia, które uznają
za stosowne.
I na tym można by było zakończyć krótką relację z epizodu na Jasnej Górze, ale dla ścisłości, należy
jeszcze dodać, że paulini nie mając pewności co do samych siebie, woleli nie kusić szatana, przeto
zabezpieczyli obraz przed kolejnymi kradzieżami, bardzo zmyślnym urządzeniem. A więc srebrną blachę,
przymocowano na trzycalową stalową płytę, a pod obrazem umieszczono stalową skrzynię. Zasłona
zakrywająca ikonę wchodziła swoim brzegiem do skrzyni, która samoczynnie zatrzaskiwała się w razie próby
dotknięcia obrazu. W ten sposób M.B.Cz. w chwili niebezpieczeństwa "ewakuowała się" do owego stalowego
i ogniotrwałego pudła. Tak więc klasztorny "majątek narodowy" doczekał się ludzkiej, porządnej ochrony,
gdyż do tej pory był bezbronny i "niemocny".
I również nigdy nie będziemy wiedzieć na czym polega "cudowność" jasnogórskiego obrazu. Jeżeli
bowiem zgodzimy się, że nie chodzi tutaj o "cudowne" przysparzanie gotówki zawiadującym ikoną paulinom,
to obraz może tylko pomóc co niektórym dewocieć w sentymencie religijnym, który na przestrzeni wieków,
Kościół wypracował i rozbudził. Ci, którzy głoszą i propagują "cudowność" obrazu N.M.B. sami w te jego
wszystkie nadprzyrodzone cechy nie wierzą. Kardynał Aleksander Kakowski (1862-1938) wolał wyjechać w
roku 1934 do sanatorium w Karlsbad (Karlovy Vary) w heretyckich Czechach w celu podratowania zdrowia,
niż udać się z prymicją na Jasną Górę, aby tam wymodlić cudowne uleczenie. No bo któż może doświadczyć
dobroczynnych skutków nadzwyczajnych właściwości obrazu, jak nie ksiądz, a co dopiero biskup?!
Kończę już wątek ciemnych spraw Jasnej Góry. Dodam tylko, że w dzień Trzech Króli 1912 roku
wpłynął do sądu akt oskarżenia przeciwko trzem księżom paulinom: Damazemu Macochowi, Izydorowi
Starczewskiemu i Bazylemu Olesińskiemu. Ponadto oskarżono cztery osoby świeckie. Zarzucano im
morderstwa, udzielanie pomocy zabójcom, zacieranie śladów zbrodni Wacława Macocha, dorobienie kluczy
do skarbca klasztornego, kradzież 10 tysięcy rubli z "tacy", wykradzenie zmarłemu paulinowi Gawełczykowi
5 tysięcy rubli w listach zastawnych oraz fałszowanie metryk i pieczęci. Księdza paulina Damazego Macocha
oskarżono ponadto o poślubienie H. Krzyżanowskiej pod fałszywym nazwiskiem. Przeor paulinów, Euzebiusz
Rejman podupadł był coś nagle na zdrowiu i leczył się w tym czasie w zakładzie dla nerwowo chorych w
"Barmherziger Brueder" pod Wiedniem, gdzie paradował w ubiorze świeckiego księdza.
Niepocieszony "nadzorca" jasnogórskiego klasztoru, biskup Zdzitowiecki, zwrócił się do sądu, aby
rozprawa toczyła się przy drzwiach zamkniętych. Sąd jakkolwiek niezawisły, lecz bojaźliwy i asekuracyjny,
wysłał zapytanie do ministra sprawiedliwości, czy proces może być prowadzony przy drzwiach zamkniętych.
Ministerstwo orzekło, iż zgodnie z prawem proces powinien toczyć się przy drzwiach otwartych.
W międzyczasie pojawiła się informacja, że w więzieniu przejęto gryps paulina Starczewskiego do
paulina Macocha, w którym nadawca zwracał się do Damazego, aby nie mówił przed sądem, że on,
Starczewski, wiedział coś o planowanym morderstwie. Z tego powodu prokuratoria chciała ponoć
przeprowadzić dodatkowe śledztwo.
Tymczasem pojawiło się papieskie motu proprio żądające, aby nie stawiano kleru przed świeckimi
sądami, nawet za przestępstwa kryminalne. Papież najwyraźniej był pod silnym wpływem dzieł "świętego"
Liguori'ego, który nauczał "chrześcijańskiej moralności" sofizmatami, rozgrzeszającymi każdą, nawet
największą podłość, jeżeli została spełniona w Kościele lub dla jego dobra.
Sąd piotrkowski skazał paulina Damazego Macocha na 12 lat ciężkich robót; paulina Izydora
Starczewskiego na 5 lat rot aresztanckich; paulina Bazylego Olesińskiego na 2 i pół roku rot aresztanckich;
Helenę Macoch na 2 lata więzienia. Poza tym skazano pozostałe osoby. Za granicę zdołali zbiec: klasztorny
sługa, Załóg, oraz przeor klasztoru, ksiądz Euzebiusz Rejman. Za obydwoma rozesłano listy gończe, jednak
nigdy nie dosięgła ich ręka sprawiedliwości świeckiej...
[_1_] O poddaniu Jasnej Góry przez przeora Augustyna Kordeckiego, pisałem w "BEZ DOGMATU", nr 13/1994 r.
[_2_] K.W. Wójcicki: Pamiętnik Dziecka Warszawy,1870 r.
[_3_] Jeden z architektów zatrudnionych przy pracach remontowych na Jasnej Górze.
[_4_] Założona w roku 1893 przez F. Kozłowską w Płocku Polska Kongregacja religijna mająca na celu odnowę życia
chrześcijańskiego w Kościele katolickim. W roku 1906 potępiona przez Rzym i rozwiązana na mocy decyzji władz kościelnych.
Kontynuowała działalność jako odrębna sekta.
[_5_] Przynajmniej to zdanie jest szczere.
[_6_] Ładne musiały być obyczaje na Jasnej Górze, skoro karności "świątobliwych mężów", idących "za powołaniem" na służbę
Bogu, musiało strzec wielu obserwatorów, bowiem zakonnicy sami sobie nie wierzyli i nie byli pewni, czy zdołają wytrwać w
cnotach ewangelicznych
[_7_] Chodzitu o osobę przeora, w duchu ewangelicznej miłości bliźniego, szczerze znienawidzonego przez biskupa
Zdzitowieckiego, któremu kanonicznie podlegał jasnogórski klasztor. Główną przyczyną antypatii biskupa do Rejmana były
między innymi jego więcej niż dobre stosunki z rosyjskimi władzami, oraz "nieusuwalność" z funkcji przeora.

Podobne dokumenty