Białostocka duma i uprzedzenia

Transkrypt

Białostocka duma i uprzedzenia
Białostocka duma i uprzedzenia
Radek Oryszczyszyn
2009-11-05, ostatnia aktualizacja 2009-11-06 09:38
Jedna malutka ulica, jeden szpital, mural na jednej z kamienic, zdewastowany cmentarz
na obrzeŜach miasta, stworzone bodaj rok temu centrum esperanto borykające się z
chuliganami rozbijającymi w nim szyby. Pojawiają się co prawda inicjatywy
obywatelskie przywołujące pamięć o Ŝydowskim Białymstoku. Wszystko to jednak
zagłusza przeraŜająca cisza. Cisza, której przyczyną są uprzedzenia - pisze Radek
Oryszczyszyn
Fot. Augustis
Dobrze wiemy, czego wstydzą się Białostoczanie. Lista jest długa, ale łatwa do
zrekonstruowania: muzyka disco-polo, Kononowicz, specyficzny akcent, niefortunne logo
miasta, peryferyjne połoŜenie, brak lotniska i pewnie jeszcze kilka innych rzeczy. Stopień
owego wstydu jest w kaŜdym przypadku inny, róŜnie to teŜ wygląda u kaŜdego z nas. O wiele
rzadziej mówimy o tym, z czego moŜemy być dumni. Zazwyczaj w takich wypadkach
wymienia się wybitne osobistości pochodzące z danego miejsca lub w szczególnym stopniu z
nim związane. Z czego więc, lub z kogo, mogą być dumni Białostoczanie? I czy rzeczywiście
wykorzystują ogromny potencjał ludzi, którzy tworzyli to miasto w przeszłości, na czele z
Największym Białostoczaninem w Historii?
Jidysz na Lipowej
Eliezer Lewi Samenhof urodził się w grudniu 1859 roku przy ulicy Zielonej 6 w Białymstoku.
Była to w owym czasie miejscowość co najwyŜej dwudziestotysięczna, gwałtownie
rozwijające się miasto ceglanych fabryk i drewnianych chałup. Gdybyśmy cofnęli się w
czasie do połowy XIX wieku i znaleźli w centrum Białegostoku, chociaŜby gdzieś w
okolicach ówczesnej Zielonej (dziś Zamenhofa), otaczałaby nas gęsta zabudowa drewnianych
domostw (podobne znajdziemy dziś chyba tylko na Młynowej). Gdyby był akurat ranek, z
tych domostw na pewno wybiegaliby chłopcy spieszący do chederu. Nieco starsi udawaliby
się do Talmud-Tory, studenci do jesziwy. Zobaczylibyśmy poboŜnych śydów wszystkich
waŜnych ówcześnie nurtów judaizmu: od konserwatywnych talmudystów po środowiska
chasydzkie. Przede wszystkim ujrzelibyśmy jednak setki śydów spieszących do pracy. Pod
koniec XIX wieku w Białymstoku działało 300 Ŝydowskich zakładów włókienniczych, w
których pracowało około 2000-3000 Ŝydowskich tkaczy. Na tych uklepanych z błota i piasku
lub brukowanych ulicach nie usłyszelibyśmy języka polskiego. W naszych uszach
rozbrzmiewałby egzotyczny jidysz - magiczna mieszanka niemieckiego, hebrajskiego,
języków romańskich i słowiańskich.
Jaffa Litwy
Rewolucja przemysłowa Białegostoku, dzięki której juŜ w połowie XIX wieku nazywano go obok Łodzi - "Manchesterem północy" - realizowała się pracą nie tylko Ŝydowskich
fabrykantów, ale i robotników. Być moŜe nie był on "Manchesterem Północy" - wszak moŜna
sprawdzić, Ŝe w rzeczywistości jesteśmy połoŜeni bardziej na południe niŜ siedziba
Czerwonych Diabłów - ale, jak to określił w 1907 r. Maslianski, jest Białystok raczej "Jaffą
Litwy". Inni przybysze równieŜ byli zdumieni ilością Ŝydowskich robotników w Białymstoku.
Kiedy pod koniec XIX wieku władze przeprowadziły w mieście spis powszechny, okazało
się, Ŝe statystycznie, na dziesięcioro białostoczan, prawie siedmioro to śydzi. Piętnaście lat
później jest to prawie osiemdziesiąt procent! Gdyby nie przeprowadzone z przyczyn
politycznych sztuczne włączenie w 1919 w obręb administracyjnych granic miasta 21
okolicznych wsi, Białystok jako miasto byłby tkanką społeczną prawie całkowicie jednolitą
etnicznie. Kilkudziesięciotysięczne miasto zamieszkałe prawie w całości przez śydów prawdziwa "Jaffa Litwy".
Między Jowiszem a Marsem, lecz nie tutaj
To historia, ale nie aŜ tak odległa, bo przecieŜ pamiętana jeszcze przez niektórych z nas,
utrwalona na filmach, w ksiąŜkach i gazetach. W czasie II wojny światowej praktycznie cała
ludność białostockich śydów została wywieziona do Treblinki i tam wymordowana. Po
ludziach, którzy ukształtowali historię tego miasta i jego charakter, nie pozostał praktycznie
Ŝaden ślad. O najwybitniejszym przedstawicielu białostockich śydów - Ludwiku Zamenhofie
- przypominają juŜ tylko nieliczne pamiątki, a raczej odtworzone wiele lat po wojnie śladyeksponaty związane z twórcą uniwersalnego języka esperanto. Na całym świecie istnieją
tysiące ulic, szkół, pomników, obelisków poświęconych twórcy esperanto. Między Jowiszem
a Marsem są nawet dwie planetoidy nazwane jego imieniem. A co w Białymstoku? Jedna
malutka ulica, jeden szpital, mural na jednej z kamienic, zdewastowany i dewastowany nadal
cmentarz na obrzeŜach miasta, stworzone bodaj rok temu centrum esperanto, borykające się z
chuliganami rozbijającymi w nim co tydzień szyby. Pojawiają się inicjatywy obywatelskie
przywołujące pamięć o Ŝydowskim Białymstoku. Wszystko to jednak zagłusza przeraŜająca
cisza. Cisza, której przyczyną jest wstyd.
MojŜeszowcy ze Słonimskiej
Białostoczanie wstydzą się Ŝydowskiej przeszłości tego miasta. Wstyd, jak to wstyd, rzadko
bywa wyraŜany explicite , bo jak tu przyznać się do tego, czego się wstydzimy? Jednak,
uwaŜny obserwator społeczności białostockiej bez trudu dostrzeŜe jego objawy.
Nie dalej jak miesiąc temu, jadąc autobusem komunikacji publicznej w kierunku centrum,
prowadziłem z kolegą bardzo luźną rozmowę na temat Alberta Einsteina. Dyskusja dotyczyła
jego poglądów religijnych, filozofii i - ogólnie - raczej nudnych w gruncie rzeczy spraw. W
pewnym momencie, zupełnie mimochodem i niejako na marginesie głównego wątku
rozmowy, któryś z nas wypowiedział słowo śyd (jak wiadomo, Einstein był fizykiem
pochodzenia Ŝydowskiego). Choć niewypowiedziane głośno, słowo to wzbudziło
natychmiastowe zainteresowanie rozmową prawie połowy autobusu. Nie mogliśmy
kontynuować naszej rozmowy o teorii względności - najbliŜsi współpasaŜerowie z lekkością
godną polemicznych umiejętności Stefana Niesiołowskiego podjęli "wątek Ŝydowski" i
wysiadając na skwerku imienia Zamenhofa (sic!) dowiadywaliśmy się, który członek Rady
Miasta Białegostoku pochodzi w prostej linii od MojŜesza.
Uniwersytet bez patrona
Innym objawem tego białostockiego wstydu, który dotyka mnie najbardziej jako uczestnika
tutejszej społeczności akademickiej jest fakt, Ŝe Ŝadna białostocka uczelnia wyŜsza nie
zdecydowała się na przyjęcie jako swojego patrona Ludwika Zamenhofa. Pytanie: dlaczego? muszę postawić bez jednoznacznej odpowiedzi, bo - najzwyczajniej w świecie - nie jestem w
stanie na nie odpowiedzieć. W Polsce mamy 37 szkół wyŜszych rangi uniwersytetu, z czego
dwie znajdują się w Białymstoku. śaden z dwóch białostockich uniwersytetów nie ma
swojego patrona, choć - jak widać na przykładzie innych - patron wpływa pozytywnie na
prestiŜ uczelni i jej rozpoznawalność na świecie.
Ludwik Zamenhof jest jak najbardziej oczywistym kandydatem do tego miana, zarówno w
przypadku Uniwersytetu Medycznego, jak i Uniwersytetu w Białymstoku. W pierwszym
chociaŜby dlatego, Ŝe był przecieŜ z zawodu lekarzem. Jeszcze ciekawiej przedstawiają się
losy patrona Uniwersytetu w Białymstoku, a raczej smutne zmagania z jego brakiem.
Dyskusja na temat: kto powinien patronować największej białostockiej uczelni wyŜszej
obfituje raczej w momenty zastoju i zaŜenowania niŜ racjonalnej i posuwającej się do przodu
dyskusji środowiska. Pojawiają się kandydaci, którzy z Białymstokiem mają wspólnego,
delikatnie rzecz ujmując, mało, bądź teŜ tacy, których sława być moŜe dociera poza
Białystok, ale jeśli tak, to najwyŜej do Choroszczy. Jedna z bardziej powaŜnych kandydatur,
która pojawia się w nieformalnych rozmowach, to postać króla Zygmunta II Augusta, twórcy
Rzeczypospolitej Obojga Narodów, związanego z nieodległym Knyszynem. Trudno jednak
dziwić się środowiskom, dla których Unia zawiązana w 1569 roku w Lublinie, wiąŜąca
Królestwo Polskie z Wielkim Księstwem Litewskim, nie była historycznym porozumieniem
dla rozwoju tych państw, ale sposobem na długotrwałe zdominowanie słabszych grup
etnicznych, które wybiły się na niepodległość dopiero w XX wieku. Dodatkowym
argumentem przeciwko Augustowi są jego małe związki z nauką.
Globalny, lokalny, łączący, markowy
Jaki powinien być więc patron uniwersytetu? Po pierwsze, powinien być postacią
rozpoznawalną i cenioną nie tylko w skali kraju, ale globalnie, poniewaŜ nauka ma obecnie
charakter globalny. Równocześnie powinien być on związany z lokalnym kontekstem, w
jakim działa i rozwija się uniwersytet. Po trzecie, powinien łączyć, a nie dzielić. Dobrze teŜ,
jeśli osoba taka jest w jakiś sposób związana ze światem nauki. I, last but not least , patron
uniwersytetu powinien budować jego markę, czy, bardziej tradycyjnie, prestiŜ - powinien być
znakiem rozpoznawczym uczelni.
Nietrudno zgadnąć, która osoba spełnia wszystkie te warunki. Wyszukiwarka internetowa, po
wpisaniu do niej nazwiska Zamenhofa, gotowa jest zabrać nas do miliona trzystu
siedemdziesięciu tysięcy miejsc w globalnej sieci. Dla porównania: hasło "Juliusz Słowacki"
daje nam juŜ tylko niewiele ponad trzysta tysięcy wyników, "Zygmunt II August" - podobną
ilość. Sława najsławniejszego białostockiego śyda - Ludwika Zamenhofa - dystansuje sławy
wszystkich pozostałych kandydatów razem wziętych i - jak wspomniałem wyŜej - dociera
nawet do kosmicznych przestrzeni między Jowiszem a Marsem. Czytelnikom pozostawiam
odpowiedź na pytanie, dlaczego wstydzimy się tej osoby i jej dokonań, pomimo, iŜ 150 lat
temu urodziła się ona właśnie tutaj, gdzieś w kwartale między obecną aleją Piłsudskiego,
Sienkiewicza i Placem Miejskim.
JednakŜe Zamenhof jest postacią o znaczeniu globalnym nie z powodu milionów stron
internetowych mu poświęconych. Projekt, którego pomysłodawcą i wykonawcą był Ludwik
Zamenhof - projekt uniwersalnego języka całej ludzkości - był nie tylko idealistyczną utopią,
wynikającą z niezgody na świat, w którym ludzie toczą ze sobą wojny, poniewaŜ nie mogą się
dogadać, Ŝyjąc od tysiącleci pod ruinami zburzonej przez Boga WieŜy Babel. Esperanto jest przede wszystkim - najbardziej udaną w dziejach ludzkości próbą stworzenia języka
sztucznego. Posługuje się nim, według ostroŜnych obliczeń, do miliona ludzi na całym
świecie. Jest więc esperanto nie tylko spektakularnym w skali światowej eksperymentem
lingwistycznym, analizowanym i rozwijanym nieustannie przez naukowców, ale równieŜ
czymś, co rzeczywiście łączy ludzi i daje nadzieję .
Duma i uprzedzenia
Dlaczego więc - nie tylko jako środowiska naukowe, ale równieŜ jako Białostoczanie - nie
wykorzystujemy tego ogromnego potencjału, jaki kryje się w postaci Zamenhofa i jego
dzieła? Dlaczego przemykamy w skrępowanym milczeniu obok jego kandydatury na patrona
Uniwersytetu w Białymstoku? Czy mamy się czego wstydzić, skoro - w przeciwieństwie do
wielu innych miast polskich - jak Kielce czy Jedwabne - historia naszego miasta nie
zanotowała jawnych i splamionych krwią przejawów konfliktów polsko-Ŝydowskich, tak w
trakcie wojny, jak i przed nią? Dlaczego tysiącom ludzi, którzy budowali wielkość tego
miasta i jego sławę, nie naleŜy się z naszej strony pamięć i przypominanie? Dlaczego w
końcu największy białostoczanin, jakiego dała nam historia, jest bardziej przedmiotem
uprzedzeń niŜ dumy?
* Radek Oryszczyszyn, Instytut Socjologii UwB, [email protected]
Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok

Podobne dokumenty