Mój Idol - Nadzieja.pl
Transkrypt
Mój Idol - Nadzieja.pl
nadzieja.pl - Andrzej Siciński - Mój Idol Mój Idol Już od pewnego czasu mamy okazję przyglądać się trzeciej edycji popularnego programu telewizji Polsat — „Idol”. Przyznam, że pierwsza edycja w ogóle mnie nie zainteresowała. Poza laureatką Alicją Janosz i zdobywczynią trzeciego miejsca Eweliną Flintą nie zwróciłem uwagi na nikogo innego. Jednak drugą edycję śledziłem z dużym zainteresowaniem, niemalże od samego początku. Podobnie pewnie będzie i z trzecią. „Idol” bowiem jest nie tylko interesującym programem — w którym nota bene powinienem się orientować, jeśli chcę mieć o czym rozmawiać z moimi dziećmi — ale jest również ciekawym zjawiskiem społecznym. Przyglądając się uczestnikom castingów, jurorom, reakcjom telewidzów i całej otoczce programu, można wyciągnąć wiele ciekawych wniosków o roli współczesnego idola, relacjach między idolem a jego fanami, o kreowaniu gwiazd ekranu i ich strącaniu, ale także o kondycji dzisiejszej młodzieży, ich ideałach, celach i wzorcach. Co tak gna tych młodych ludzi do udziału w tym programie? Dlaczego każdy z nich chce zostać idolem? Dla jednych jest to sposób na bezrobocie, dla innych na wyrwanie się z małego miasteczka, a jeszcze inni chcą się sprawdzić. Wszyscy natomiast chcą szczęścia, rozumianego jako sława, popularność, kariera i pieniądze. Udział w „Idolu” ma być do tego przepustką, jakby drogą na skróty do wielkiego świata — kamer, limuzyn i drogich hoteli. Kto by tego nie chciał? Jak dają, to brać! Jest okazja! — myśli zapewne wielu z kandydatów do miana idola. Jednak, czy rzeczywiście tak jest? ZA JAKĄ CENĘ? Z tysięcy kandydatów do kolejnych etapów przechodzą tylko nieliczni. A ci, którzy zwyciężyli, też, jak dotąd, nie osiągnęli tego, czego się pewnie spodziewali. Pamięć o nich skutecznie wypierają laureaci nowych edycji „Idola” i nowych programów, lansujących kolejne bożyszcza. Co czują strącone gwiazdy, młodzi ludzie, których wyniesiono windą, bez wysiłku, na sam szczyt, a następnie podcięto skrzydła i strącono w dół zapomnienia? Czy ktoś nie robi im krzywdy? A co z tymi tysiącami, którzy odpadają od razu? Gdy oglądam ich zmagania z surowym, profesjonalnym jury, mam wrażenie, że oglądam coś zupełnie innego, jakiś program, typu „Z kamerą wśród zwierząt”, w którym na moich oczach lwia rodzina poluje na małe biedne zwierzątka. Te ostatnie, gdy tylko dostaną się w łapy lwów, nie mają praktycznie żadnych szans, padają rozszarpane, stając się karmą dla silniejszych. Tylko nielicznym udaje się jakimś cudem umknąć śmierci. strona 1 / 3 nadzieja.pl - Andrzej Siciński - Mój Idol I tak jedni karmią się złudzeniami zostania idolem, a drudzy karmią się tymi, którzy mają złudzenia. Gdyż tak naprawdę prawdziwymi idolami programu „Idol” zostali nie jego dotychczasowi laureaci, ale jurorzy — Kuba Wojewódzki, Robert Leszczyński, Maciek Rock. Każdy z nich, na fali popularności, jaką przyniósł im udział w „Idolu”, ma już swój własny program, i o ile kiedyś mało kto o nich słyszał, to dziś udzielają setek wywiadów, mają wielbicieli, a dziewczyny pożerają ich wzrokiem. ZROBIONY W BALONA A tymczasem wszystkie poważniejsze badania nad pojęciem szczęścia dowodzą, że leży ono gdzie indziej. Szczęście zależy od dwóch rzeczy: posiadania celu w życiu i właściwych relacji z innymi ludźmi. A więc przyjaźń i poczucie sensu życia oraz bycia potrzebnym innym nadaje życiu prawdziwy smak, przy którym smak sławy i popularności można porównać jedynie do smaku rozpuszczalnej balonowej gumy do żucia. Jest co prawda słodka i kolorowa, możesz z niej zrobić nawet dużego balona, jednak on zaraz z hukiem pęknie, resztki się rozpuszczą, a ty — jak byłeś głodny, tak nadal będziesz. NOWA RELIGIA Idol to osoba ciesząca się szczególną popularnością, bezkrytycznie naśladowana i uwielbiana, wręcz bożyszcze. Najczęściej z idolami spotykamy się na ekranie, boisku i estradzie. Keanu Rives, Orlando Bloom, Madonna, Britney Spears, David Beckham — wszyscy oni mają swoich fanów zrzeszonych w kluby, wielbicieli, których pokoje wytapetowane są ich zdjęciami niczym ikonami, a pamiątki po nich, autografy itp. traktowane są jak osobiste relikwie zapewniające powodzenie. Fani gotowi są udawać się za swoimi bożyszczami w pielgrzymki do miejsc ich występów. Chcą być jak najbliżej, żeby choć na chwilę móc się ich dotknąć. Wielbiciele gwiazd ubierają się i zachowują jak one, nawet jeśli są to zachowania irracjonalne. Jeśli gwiazda jest wytatuowana, ma pięć kolczyków w jednym uchu, po jednym na brwi i w nosie, przebity agrafką policzek i metalową kulkę na języku — to możemy być więcej niż pewni, że prawdziwy fan zrobi sobie to samo. Wtym kontekście kult ludzi ekranu — aktorów, piosenkarzy czy sportowców — ma silny posmak religijny. Uwielbienie dla gwiazd stało się nową religią, w której bogami są wykreowani na gwiazdy ludzie, ich fani — wyznawcami, a prorokiem — mass media. Ta religia ma też swoją siłę sprawczą, „ducha”, który cały ten interes wprawia w ruch, czyli pieniądze, przez które i dla których to wszystko powstało i się kręci. Wnioski te potwierdzili doświadczalnie psycholodzy z Halam University w Sheffild i Southern Illinois University. Przebadali oni grupę 307 Brytyjczyków i wykazali, że im słabsze było przywiązanie badanego do jednej z istniejących religii, tym większe było prawdopodobieństwo, że darzy on czcią którąś ze sław medialnych. Wyrażało to się w naśladowaniu ich ubioru i zachowań. strona 2 / 3 nadzieja.pl - Andrzej Siciński - Mój Idol A JA MAM SWOJEGO IDOLA Gdy tak myślę o tych tysiącach oszukiwanych złudzeniami osiągnięcia sławy i mirażami szczęścia młodych ludziach oraz o tych, którzy na nich żerują, wykorzystując ich naiwność i brak doświadczenia życiowego, coraz bardziej tęsknię za moim Idolem. Kimś swego czasu niesłychanie popularnym, choć zawsze skromnym. Jego sława wyprzedzała Go w każdym miejscu, gdzie miał zamiar się pojawić. Otaczały Go tłumy. Rzucali Mu do stóp dosłownie wszystko, a On konsekwentnie odmawiał wszelkich ludzkich form uznania i gratyfikacji. Nie chciał wysokich stanowisk i posad. I co ciekawe, nie znano Go z tego, że się bił czy biegał, jak nikt inny, albo że się wyzywająco ubierał czy zachowywał. Nie miał nawet czerwonych włosów ani kolczyków w sutkach. W ogóle „nie miał postawy ani urody, które by pociągały nasze oczy” Iz 53,2, ale za to mówił „jako moc mający” Mt 7,29, jak nikt dotąd. Pocieszał, wybaczał, wczuwał się w potrzeby drugiego człowieka, zawsze gotowy mu pomóc. Dzielił się z głodnym ostatnim kawałkiem chleba. Uzdrawiał bez pieniędzy. Potrafił pochylić się nawet nad najbiedniejszym i najbardziej pogardzanym człowiekiem, wyciągnąć do niego dłoń, przytulić, i to wcale nie na pokaz, a z serca. Jezus — bo o Nim mowa — miał swój cel. Przyszedł, aby służyć i oddać życie „za wielu” Mt 2,28 „aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” J 3,16. Ta misja nadawała sens Jego życiu. Jezus miał też przyjaciół. Ludzie otwierali się przed Nim, czekali na Niego, podążali za Nim, dokądkolwiek szedł, zapraszali do siebie i słuchali. Słuchali o miłości Bożej, o przebaczeniu, o akceptacji — słuchali, jak urzeczeni o tym wszystkim, czego tak wielu nigdy nie zaznało, a za czym całe życie tak bardzo tęsknili. Tęsknię za moim Idolem, za Jezusem, za Jego słowem. Tak boleśnie odczuwam dziś powszechny brak postaw, jakie On sobą reprezentował. Brak mi tego u innych, a jeszcze bardziej w sobie. Chcę być taki jak On, postępować tak, jak On postępował. Chcę być fanem Jezusa. strona 3 / 3 Powered by TCPDF (www.tcpdf.org)