ściągnij wersję pdf
Transkrypt
ściągnij wersję pdf
nr 26, marzec 2008, www.zalew.art.pl w magazynie 3: Tytułem wstępu felieton_felietony 4: Hurtownia pudelków. Diana Łapin 5: Krytykuję tandetny Fakt. Marek Szulc art_zdarzenia 8: Był wietrzny wtorek. Hanna Zdziebczok 9: Teatr wystawny. Tomasz Niemiec z_pogranicza 10: Ten jeden - rozdz. 3. Michał Idziaczyk 13: Sentymentalne rzęsy i zakrętka. Judyta Grzesik 14: Dwa poglądy lub półtorej na twórczość. Radosław Aksamit z_kamerą_wśród_ludzi 16: Blaski i cienie. Katarzyna Dera 18: Orientalne uniesienia. Anna Morawiec 19: Czeski film? El’Marie przystanek_poezja 20: Tort, Drzewo. Marian Lech Bednarek pas_par_tu 22: Między komercją a sztuką. Anna Oleś 23: A dlaczego by koparka nie mogła być... Magdalena Gogół_Peszke 24: Szukałam, znalazłam... Agnieszka Jaros zrecenzowane_książka 25: Rzecz o lombardzie. Ewa Jakubiak 26: Jesteś kapusiem? Magdalena Gruda muzyczne_wibracje 28: Wygrzebane z ubiegłorocznych czeluści. Andrzej Muflon” Kieś “ 30: Control. Maciej Majewski turystycznym_szlakiem 32: Blue Dream. BeE z_zagranicy 36: Młoda sztuka dizajnu. Tomasz i Maciej Niemcowie uwaga_zapowiedź 39: O co walczyMY? Monika Glosowitz co_w_trawie_piszczy 42: Kalendarium wystąpili 48: Nasi autorzy zdj. Gabriela Dąbek kultury Rybnicki Magazyn Kulturalno-Społeczny, nr 26, marzec 2008 Wydawca: Fundacja Elektrowni Rybnik, ul. Podmiejska, 44-207 Rybnik; tel. 032-739-18-98; tel./fax 032-739-11-74; www.fundacja.rybnik.pl; e-mail: [email protected] Redakcja: ul. Podmiejska, 44-207 Rybnik, tel. 032-739-18-98; tel./fax 032-739-11-74; e-mail: [email protected] ISSN 1895-0663 Nakład: 1200 bezpłatnych egzemplarzy Redaktor Naczelna: Katarzyna Dera Zastępca Redaktora Naczelnego, Korekta, Skład: Gabriela Dąbek Sekretarz redakcji: Dominika Rączka Opieka na stroną www: _ewa Przygotowanie do druku i druk: INFOPAKT, ul. Przewozowa 4, 44-206 Rybnik; tel. 032-423-85-90; e-mail: [email protected] Okładka: I _ Agnieszka Jaros, z cyklu Opowieść życia _ Emocje duszy II _ Agnieszka Jaros, z cyklu Opowieść życia_ Sen III _ Agnieszka Jaros, z cyklu Opowieść życia _ Opowieść życia IV _ Agnieszka Jaros, z cyklu Opowieść życia _ Zamknięte słowa Wkładka: I _ Magdalena Gogół_Peszke, z cyklu Browar _ Odbicie II _ Magdalena Gogół_Peszke, z cyklu Browar _ Kierunek _ III Magdalena Gogół_Peszke, z cyklu Browar _ Wejście ratunkowe IV _ Magdalena Gogół_Peszke, z cyklu Browar _ Ładowanie amoniaku Wszelkie prawa zastrzeżone. Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych artykułów. Zastrzegamy sobie prawo do zmian i skrótów w prezentowanych tekstach. „Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego” Miasto Rybnik Michał Hyjek www.agitpodoll.com, www.graveheadq.deviantart.com TYTUŁEM WSTĘPU Jestem naprawdę zadowolona, że od pewnego czasu, dość regularnie mogę dzielić się z Wami naszymi zamierzeniami, które wypowiedziane czy też w tym przypadku wydrukowane, mają swoje odniesienie do rzeczywistości. Jak już wspominałam, nawiązaliśmy w styczniu i lutym współpracę z: www.silesiakultura.pl, www.infonacja.pl, www.rybnik.pl. Od marca rozpoczynamy kolejne zmiany i duże wyzwania. Mowa tu o współpracy z Tygodnikiem Rybnickim, którego wydanie w trzecim tygodniu każdego miesiąca będzie zawierać przygotowaną przez redakcję tygodnika czterostronicową wkładkę Zalewu kultury. Znajdą się tam wybrane przez nas artykuły danego numeru, zapowiedzi oraz większość zdjęć nie prezentowanych w naszym, bezpłatnym wydaniu. Dzięki temu kilka tysięcy dodatkowych osób kupujących Tygodnik Rybnicki, będzie mogło zapoznać się z naszą działalnością. Stale trwa udoskonalanie strony internetowej www.zalew.art.pl. Do tej pory został uaktualniony dział o zalewie oraz wprowadzona galeria wkładek i okładek. Wiele też jest zmian ułatwiających Wam poruszanie się po stronie, ale mam nadzieję, że sami zainteresowani tym faktem odkryjecie te udogodnienia, które wymagały dużego nakładu pracy. W związku z tym prace nad stroną będą trwać nadal. Zachęcamy wszystkich do nadsyłania krótkich recenzji i zapowiedzi do działu polecamy. Każdy z Was może w ten sposób zachęcić wszystkich do wydarzenia, które może być interesujące, a wcale nie tak spektakularne. Informacje proszę nadsyłać na [email protected]. Na koniec chciałabym życzyć wszystkim wiosennych i naprawdę radosnych Świąt Wielkanocnych, które w moim mniemaniu, są okresem wielkich nadziei, wiary w optymistyczne zmiany oraz przypływem nowej energii życia, tak bardzo potrzebnej na co dzień. Katarzyna Dera Redaktor Naczelny Zalewu kultury zalew kultury/marzec 2008 3 felieton_felietony Hurtownia pudelków Galeria Dominikańska _ fabryka marionetek, wytwórnia parówek. Wypizdrzone pudelki szukają mięsa na dożywotnie żarcie. Ostatnio zrobiła się moda na artystów nieartystycznych. Pozbawionych samotnych zamyśleń i odrębności. Teraz artysta jest popowy. Wkłada offowe ciuchy, których typ można znaleźć w co drugim młodzieżowym sklepie („offowym”), panoszy się artyzmem, jako że być artystą jest teraz modnie _ poeci, malarze, muzycy _ oryginalne, jednostkowe wytwory. Z jednostek powstaje stado, stado mianujące się niszą. Dlatego powstaje „kino ambitne”, gdzie faceci tną się mieczami, klną na osiedlach i jeżdżą za dupeczkami w bmwicach. Dlatego „prawdziwy artysta” pochodzi z dzisiejszego ludu, posiada chłopskie powiązanie z chłopszczyzną. I dlatego możemy powiedzieć, że pewne idee romantyczne (niekoniecznie te pozytywne), zmodyfikowane zresztą nie tylko modernistycznie, ciągle tkwią, niczym gwóźdź w trumnie. Ach, to romantyczne przywiązanie do starych, obtartych porównań... Ależ niech sobie będzie artysta popowy, ale popowy naturalnie, bez nagrywania na kasetę odgrzanych kawałków o własnej indywidualnie posranej postawie, którą świat już jest zapełniony. Artyzm się pyszni. Pudelek z kokardką odkrywający na nowo łatwe prawdy. Jest moda na usilny artyzm, na dziewczynkę w modnym ciuszku, grzeczną, choć seksualną ważniarę, na chłopaczka o wybiegowym profilu. Wszyscy porządni, nie wychyleni poza piwo po godzinach i papierosy na przerwie. Nawet seks w kiblu stał się sztampowo powtarzalny. Bez sprzeciwu, choć udający wzburzenie, pogodzeni, choć agitujący „sztuką”. W ramach gatunku, rasy, miejsca urodzenia, imion rodziców. I jest na nich popyt. Starzy znaleźli sobie ucieczkę od starości, przechowując w literaturze młodzieżowej swoje dawne pragnienia, zachowania, ale nie wychodząc poza granice reguł. Czasy się zmieniły, więc stare pragnienia nie są już aktualnie oryginalne. Bo alkohol zawsze był znakiem młodzieży wyzwolonej, więc ile można nadal o nim słuchać? Taka dobra tabletka, żeby zamknąć temat na poziomie przedstawienia i uznać nowoczesną młodzież za hurtownię „niegrzecznych” artystów. Więc chodzą wahadła w zegarach, perfekcyjnie nakręcone, bez odchyleń w drodze, prawie perpetuum mobile. Nakręcone nakręceniem, upewnione ruchem stałym, wypysznione popytem i zdaje się, że tak będzie, zanim kolejna epoka nie zarysuje przeciwstawnej myśli przewodniej do połknięcia. tekst i zdjęcia: Diana Łapin www.dianalapin.republika.pl www.myspace.com/dianalapin 4 zalew kultury/marzec 2008 felieton_felietony Krytykuję tandetny Fakt Tegoroczny, wyjątkowo krótki karnawał skończył się miesiąc temu. Są jednak miejsca, gdzie nie ma czasu na „post”, na nudę dnia powszedniego. To nie dyskoteki. To nie telewizja. Tym miejscem jest prasa brukowa, z polskim Faktem na czele. Przewrotnie nadałem tytuł mojemu artykułowi: Krytykuję tandetny „Fakt”. Ja krytykuję _ pierwsza osoba liczby pojedynczej. Uniknąłem bezosobowości. A przecież mogłem napisać: Krytyka tandetnego „Faktu”. Użyłem przymiotnika „tandetny”. Mogłem przecież ekonomicznie wyrzucić go z tytułu. Wyrazem negatywnie nacechowanym chciałem wzbudzić odrobinę emocji. Oczywiście, tych pejoratywnych. W końcu nazwałem rzecz po imieniu: określiłem jasno czynność _ krytykuję; określiłem też mój obiekt _ konkretną gazetę. Mogłem przecież sztucznie i metaforycznie zatytułować: Wbijanie szpili w prasę czwartej kategorii. Com napisał, napisałem. Posłużyłem się poetyką, jaką posługuje się gazeta codzienna Fakt. Nie będę się jednak zniżał do manipulacji (nomen omen) _ faktami. Podobieństwa zakończyłem na tytule. ZIP _ RAR _ KOMPRESJA Tendencja do miniaturyzacji to wcale nie wymysł końca XX wieku. Sto lat temu z hakiem wymyślono innowacyjną formę podawania leków _ tabletki. Skutkiem ogromnej XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej stała się także popularyzacja prasy codziennej. Początkowo określeniem „tabloids” nazywano wszystko, co podlegało kompresowaniu. Z czasem znaczenie tego terminu zawęziło się jedynie do pism, które oferowały uproszczone informacje, idealne do szybkiego wchłonięcia przez czytelnika. Na tym właśnie polega fenomen tabloidów _ podają treści w formie przystępnej do odbioru mało wprawionym czytelnikom. Przy okazji opatrują teksty całym mnóstwem mniej lub bardziej poprawnych fotek, czyli zarówno tych cykanych oficjalnie za zgodą fotografowanych osób, jak i tych pstrykanych z ukrycia na przeogromnym pikselowatym zoomie cyfrowym. Wielu ludzi, którzy wcześniej nie czytali żadnych gazet, zwabieni agresywnymi kolorami i wielkimi nagłówkami, zaczęło w końcu uczestniczyć w masowym obiegu informacji. Zyskali źródło czerpania wiedzy o świecie. Nie zalew kultury/marzec 2008 5 felieton_felietony są to jednak pisma dla jakichś „wsioków”. Ludzie z wielkiego miasta, podróżujący dzień w dzień środkami publicznego transportu, też chcą być na bieżąco. Nie czytają zwykle w komfortowych warunkach. Czasem na przystanku, czasem stojąc lub (w przypływie szczęścia) siedząc w autobusie czy tramwaju. Toteż dlatego najdłuższe artykuły umieszczane w Fakcie liczą najwyżej 1800 znaków, czyli pół strony tekstu komputerowego z pojedynczymi odstępami. Nieco mniej liczy wstęp (bez leadu) i ten akapit. SHOW MUST GO ON W tabloidach karnawałowe szaleństwo, orgia kolorów przeplatana niezwykłymi wydarzeniami trwa cały rok. Każdego dnia dostarczają nowych sensacji, skandali i dramatów ludzkich. Całość podporządkowana jest zasadzie wielkiej zabawy. Tam nie porusza się ważnych dla kraju czy świata spraw. A jeżeli już, to wyłącznie w kontekście afer. W Fakcie społeczeństwo jest złe. Świat tabloidu to miejsce, gdzie politycy są skorumpowani; urzędnicy wykazują się niekompetencją i nadużywają przywilejów, często łamiąc przy tym prawo; ludzie będący na świeczniku źle się prowadzą, zmieniają partnerów jak rękawiczki; zwykli ludzie nie czują się bezpiecznie, bo ciągle są okradani, gwałceni i mordowani, no i oczywiście wykorzystywani przez państwo. Przy- 6 zalew kultury/marzec 2008 kłady? Przytoczę parę nagłówków: Tyle mamy na życie, a politycy się bawią; Posłowie, oddajcie pieniądze; 2,5 mln [zł] na obiadki dla kotów; ZUS oszczędza na emerytach, a ma na nowe meble; Lekarka pogrzebała ją żywcem; Ciężarne wyrzucone na bruk; Wożą nas jak bydło; Sprzedawała dzieciom wódkę; Nie wypuszczajcie gwałciciela... O znanych gwiazdach są lepsze „kwiatki”: Nie umie żyć bez seksu; Nie dostali rozwodu i moje ulubione: Zabrał jamnika na zakupy. Jak widać _ wszyscy wokół są źli. Tylko my jesteśmy idealni. My, czyli oni _ czytelnicy Faktu (lat..., IQ poniżej normy). Jak gazeta donosi: Pogoniła bandytów; Mój kot złapał koniokrada... Są też artykuły pseudoporadnikowe typu: Od tego w domu można dostać alergii. Pominę oczywistość, że alergii nie można „dostać”. Albo się ją ma, albo nie. Co innego czynniki uczulające. Mnie na przykład najbardziej uczula farba drukarska. Oczywiście Faktu! W przytoczonych przykładach warto zwrócić uwagę na język. Brak tu metafor, ozdobności, estetycznego wyszukania. Czytelnicy mogą tego po prostu... nie zrozumieć. Wszystko jest podane kawa na ławę. Praktycznie niewiele jest standardowych równoważników zdań. Nagłówki do nas mówią _ autorzy utożsamiają się z nami. My to autorzy i czytelnicy. Oni cały ten wykolejony świat. Nagłówki to gotowe hasła, które można zacytować podczas rozmowy. Nie trzeba się wysilać i przekształcać ich. Tu wszystko jest podane na tacy. Autorzy tekstów podają plotki, nie opierają się na potwierdzonych informacjach, przekręcają... fakty (sic!), czasem fingują nawet cały artykuł, łącznie z dokumentami, które jakoby miały potwierdzać autentyczność. Nie na darmo Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich już dwukrotnie nadało Faktowi tytuł Hieny Roku za nierzetelność, celowe wprowadzanie w błąd i lekceważenie zasad etyki. Dla pseudodziennikarzy tabloidów nie ma żadnych świętości. Tu każdy może zostać obsmarowany. Każdy jest równy, bo tabloid nie ma własnego zdania. Jednocześnie powtarza opinie czytelników i jednocześnie je kreuje. Publikuje dokładnie to, co naiwniak wydający 1,10 zł doskonale wie. A czytając Fakt, niemiecki Bild czy brytyjskie Daily Mirror i The Sun _ utrwala się w przekonaniu, że dobrze rozumuje. Codzienne świeże przykłady potwierdzają, że polityka jest zła, państwo nieudolne, źle zorganizowane, że jest niebezpiecznie, że sąsiad zza miedzy jest rys. Justyna Mazik felieton_felietony głupszy od nas i w ogóle, że nikt (poza nami, czyli nimi _ czytelnikami Faktu) nie jest ideałem. WYDARZENIA _ LUDZIE _ EMOCJE Tabloidy wywierają potężny wpływ na życie swoich czytelników. Są pretekstem do rozmowy (niestety, płytkiej), umożliwiają wspólny język z innymi ludźmi i są okazją do wspólnego biadolenia, że jak innym jest źle, to u nich jeszcze gorzej. Każdy Fakt rozpoczyna się sensacją na „jedynce”. Potem do akcji wkraczają politycy wzajemnie wbijający sobie szpile. A dalej kolejne żywe, zmienne i niekontrolowane emocje. Rzecz jasna _ wyłącznie skrajne. Z jednej strony skandale, afery i przemoc, a z drugiej zaś rozczulanie się nad losem ukochanej, litość i prośba o pomoc dla śmiertelnie chorego kilkuletniego Jasia czy Małgosi. Nie brakuje też stron poświęconych równie emocjonalnej dziedzinie życia, jaką jest sport. W każdym numerze jest około 7 stron! To dużo jak na 24-stronicowe pismo. Na końcu oczywiście także chwila relaksu dla panów roznegliżowana panienka, podpisana na chybił trafił imieniem, wiekiem i miejscowością. Plus wąziutka, najwyżej 13-linijkowa pseudowypowiedź z erotycznym kontekstem nawiązująca do jakiegoś artykułu. Tabloidy na całym świecie są krytykowane i wszędzie też niezwykle popularne. Nasz rodzimy Fakt ma codzienny nakład sięgający pół miliona egzemplarzy i bije na łeb najpoczytniejszą nawet Gazetę Wyborczą. Francuski myśliciel Alexis de Tocqueville, żyjący w XIX wieku, twierdził, że w demokracji cała kultura tworzona jest pospiesznie i jest pełna emocji i namiętności. Mało też dba o jakość i formę. Głównym celem skomercjonalizowanego świata jest zaspokojenie potrzeby wyobraźni czytelnika masowego. Coś, co jest gładkie, ładne i uporządkowane _ nie ma racji bytu. Wszystko musi szokować, błyszczeć i prowokować. Prawdziwy tabloid to jednak nie okrucieństwo. Nie prowokuje przemocy, nie przetwarza ludzkiej krzywdy w ideologię. Pozwala na wyartykułowanie poczucia krzywdy i oburzenia. Nie tłumi emocji jak inne gazety, ale daje okazję wyżycia się. Czyli w takim razie jest polem nowoczesnej rewolucji? Rewolucji bezkrwawej, w której w ruch nie idą kamienie i butelki z benzyną czy broń, ale... słowo i obraz? Lepiej przecież móc się wykrzyczeć, a nie tłamsić tego w sobie! Wszyscy pamiętamy komiksową postać Su- rys. Lidia Kulas permana. Clark Kent pracował jako dziennikarz w Daily Planet. Mroczne Metropolis to na wskroś miasto nowoczesne. Nie wszystko się jednak tam tak pięknie układało. Na pomoc całemu złu wkraczała druga osobowość Clarka. Zadanie dla nas, czyli ich _ czytelników Faktu, to wytykanie palcem tego, co złe, wspólna walka na drodze do naprawy niedoskonałości. Skoro gazeta pisze jacy to my, czyli oni czytelnicy Faktu są super i w ogóle, to stać nas, czyli ich na działania 500 000 supermanów. Razem możemy zmieniać ten świat! No, ale spokojnie, celem tabloidów nie jest rola edukacyjna, a tym bardziej zbawienie świata. Czyli o co tak naprawdę chodzi? O podlizanie się czytelnikom i o wyłudzenie codziennie z ich kieszeni 550 000 zł? Niestety, chyba tak, bo statystyczny czytelnik tabloidu ma niekoniecznie wysokie wykształcenie. Nie jestem czytelnikiem Faktu. Nigdy nim nie byłem i być nie zamierzam. Nigdy nie kupiłem ani jednego egzemplarza. Uważam, że papier toaletowy jest tańszy i starcza na dłużej. Zetknąłem się jednak z nim czy to u sąsiada, czy to w czytelni czasopism podczas zbierania przykładów. Nigdy nie potrafiłem przeglądać tego dłużej niż trzy minuty. Nie potrafiłem znaleźć dla siebie niczego interesującego. Jakiś ktoś ma za krótkie skarpetki, jakiś ktoś wdepnął w psie odchody, jakiś gwiazdor wyprowadza psa na spacer. Kogo to w ogóle obchodzi? Możliwe, że nie umiem czytać tabloidów. Nie jestem grupą docelową. Może niektórych przyciągają meganagłówki czy zdjęcia. Mnie osobiście wielkie, faktowe foty, zwłaszcza te cyfrowo powiększone do granic wytrzymałości, cykane z ukrycia _ nie zachęcają do czytania, a wręcz odpychają... Marek Szulc zalew kultury/marzec 2008 7 art_zdarzenia Był wietrzny wtorek... ... godzina 20.00, 22 stycznia 2008 roku. W sam raz pora na koncert jazzowy pt. Wolno, który promował drugą płytę Marka Napiórkowskiego. W Rybniku wystąpił ze swoim kwartetem, w którego skład wchodzą: Michał Tokaj _ fortepian, Robert Kubiszyn _ kontrabas i Michał Miśkiewicz _ perkusja i oczywiście Marek Napiórkowski _ gitara akustyczna. Promocja tej nowej płyty obejmuje 24 miasta Polski, wśród których znalazł się Rybnik, z czego można się bardzo cieszyć. Fascynacją artysty była od zawsze gitara akustyczna, której brzmienie i barwę można było usłyszeć na koncercie. Ci, którzy nie mogli przyjść na koncert, a są miłośnikami jazzu, nic straconego. Można kupić płytę. Tytuł płyty można interpretować dowolnie jak muzykę lub jako zakaz: wolno czy nie wolno coś zrobić? Najbardziej podobał mi się utwór zakaz palenia _ Vietato Fumare. Nie wolno zapomnieć nawet na chwilę, że brzmienie gitary Napiórkowskiego towarzyszy nam codziennie, nawet jeśli nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. W kinie _ w muzyce do najlepszych polskich filmów. W telewizji _ trudno przypomnieć sobie wielki koncert lub festiwal bez jego udziału. Wreszcie, co najważniejsze: na płytach. Marek Napiórkowski jeden z najlepszych gitarzystów w Polsce, dysponuje znakomitym warsztatem. To właśnie dźwięk gitary wyzwala słowa autora, szlachetne piękno jego kompozycji i fascynacji wywołuje w nas samych mnóstwo inspiracji. Tak też było na koncercie, gdzie cała sala wypełniona publicznością gorącymi oklaskami nagradzała każdą solówkę muzyków. Jak łatwo można było zauważyć, artyści ciągle poszukują nowych inspiracji i fascynacji. W takiej sytuacji przyszłość jest nieznana i najprawdopodobniej jeszcze nieraz zostaniemy zaskoczeni i oczarowani sztuką realizacji dźwięku. Wolno czy nie wolno to klimaty jazzowe, które wyzwalają dużą dowolność interpretacyjną. Zachęcam do własnej analizy utworów tego utalentowanego gitarzysty. tekst i zdjęcie: Hanna Zdziebczok 8 zalew kultury/marzec 2008 art_zdarzenia Teatr wystawny Jedną z ciekawszych wystaw pokazanych w Rybniku w ostatnim czasie jest niewątpliwie prezentacja malarstwa i grafiki Grażyny Zarzeckiej _Czech w Teatrze Ziemi Rybnickiej. Z chęcią wybrałem się na wernisaż na początku stycznia, ponieważ artystka wystawiła prace, które gościły w Galerii Polskiego Radia „Na Żywo” w Katowicach. Wystawa w Polskim Radiu cieszyła się sporą ilością odwiedzających, co oznaczało ciekawie zapowiadającą się wystawę w Rybniku. Nie będzie niespodzianką, jeśli napiszę, że wystawa była świetna. Przestrzeń wypełniły prace, które powstały głównie w ostatnim czasie i zawierają w sobie wszystkie charakterystyczne punkty twórczości Grażyny Zarzeckiej_Czech. Jest więc praca nad kolorem, ukryte niedopowiedzenia i szukanie bytów z pogranicza rzeczywistości i tego, co nierealne. Te dwa światy stapiają się dzięki kolorowi, tworząc własny, barwny wymiar. Kolor właściwie dominuje w obrazach, zaskakując ilością odcieni, tonów. W zasadzie można powiedzieć, że w części, gdzie zawisło malarstwo, każde płótno jest szerokim polem barwnym, nie jest to „maniakalne” szukanie barw i umieszczanie ich raczej przypadkowo, co może się nasunąć, gdy z bliska ogląda się obrazy, lecz działanie planowe, które widać, gdy odejdzie się od obrazu, czasem na dużą odległość, gdzie oko nie jest w stanie dojrzeć wszystkiego. Druga część jest przeciwieństwem malarstwa. Czerń, biel, szarości _ tu królują grafiki. Pamiętam prace Grażyny Zaczeckiej_Czech z katowickiej wystawy w Galerii SARP (Stowarzyszenie Architektów Polskich), które mimo, że były w mniejszości, przyciągały uwagę nie mniej niż malarstwo i pastele. W Rybniku grafik było więcej niż wtedy, w Katowicach. Zajęły swoje miejsce i czekały na reakcję. W grafikach udało się artystce stworzyć całkiem inny klimat, były użyte inne środki graficzne. A jeśli dosłownie biorąc wypowiadanie się obrazu to pojawiły się słowa. Nie krzyczały, lecz spokojnie scaliły się ze wszystkim. Ktoś może powiedzieć, że króluje tu pesymizm, może tak, ale również może nie, bo to odczucie zależy od nas samych. Półabstrakcyjny charakter prac, które poruszają tematy związane z człowiekiem i ucieczką od codzienności, stworzył niesamowity środek wyrazu przyciągający uwagę. A jeśli o ucieczce mówiąc... w kierunku czego można uciekać? Artystka prowokuje do zastanowienia się, jednocześnie podsuwając wskazówkę _ tym kierunkiem jest wolność. W sumie wolność ma wiele znaczeń, wolność słowa, myśli, wyboru, owych wolności jest wiele, tak samo jak można utożsamiać wolność na wiele sposobów. W jednym obrazie pojawiły się balony. Gdy zaciekawiony spytałem o nie, artystka odpowiedziała, że są one ucieczką, ich lot ku niebu jest chęcią wyzwolenia się. Swoją drogą... skojarzyłem w myślach reklamę pewnej telefonii komórkowej z motywem tęczy przenoszonej w mieście za pomocą wielu zabiegów... Może chodzi o wyzwolenie barw? A może o kolejną obniżkę cen SMSów do sieci. Wystawa w TZR zdaje się być podsumowaniem zeszłego roku, roku pełnego wystaw (najważniejszą z nich była wystawa w Anglii), plenerów, doświadczeń. W rozmowie, której specjalnie nie potraktowałem jako wywiad, Grażyna Zarzecka _Czech powiedziała jednak, że jest to wstęp do dalszego działania, że będzie dalszy ciąg, dalsze pogłębianie tematu. Skoro więc ta wystawa jest wstępem, a nie podsumowaniem, to pozostaje czekać na to, co będzie, na nowe obrazy, idee, projekty. Myślę, że warto będzie czekać. tekst i zdjęcie: Tomek Niemiec [email protected] zalew kultury/marzec 2008 9 zdj. Magdalena Gogół_Peszke z_pogranicza TEN JEDEN Rozdział trzeci Może wtedy nie miałem zbyt oczywistych poglądów na świat. Jednak sen, który przywiódł mnie na polany arkadyjskiej nicości, miał swoje odzwierciedlenie w snach przyszłości. Czasem śnię, że rozmawiam z kimś, czy nawet piszę do niego list, zastanawiając się, czy tak naprawdę warto mieć jakiś wybór, miast zastanawiać się, czy takowy w ogóle istnieje. Opiszę Ci jeden sen, skoro tak nalegasz, a ty sam zdecyduj. Zamykam oczy i… SCENA ONIRYCZNO_FILOZOFICZNA Słyszę uderzenia pianina, rytmiczne, otoczone chęcią czystego zagrania. Gamy coraz niżej i niżej. W przenikliwej ciszy słyszę uderzenia pianina. Nie wiem, nie mam pojęcia, czy kiedyś _ w najbliższym czasie _ myląc się w nutach, uderzeniach, wróci to wszystko do poprzedniej linijki nut. Może jedynym wyjściem będzie zakończenie koncertu. Ważna wartość _ wyborów brak? Nasz koncert, ten jeden, do którego przygotowują nas tak długo, zaczyna się niewinnie _ proste A_moll. Nie przewidujemy jeszcze, że przyjdzie czas zacząć kończyć. Dźwięki naszego życia układane wprost proporcjonalnie do położenia partytury. Czasem oka- 10 zalew kultury/marzec 2008 zują się fałszem, akustycznym, artystycznym nonsensem. To istny labirynt możliwości, prób i błędów _ czasem jednak zafałszujemy dźwięk tak, że nawet w labiryncie znajdzie się ślepa uliczka _ wracać? A co, gdy nie dają nam szans? Oj, drogi przyjacielu, czasem szukam w sobie czystych dźwięków. Miast szukać ich w innych kompozytorach. Leżę na ziemi i nasłuchuję kroków mojego przeznaczenia. Wiszę nad skulonymi w rozpaczy nicości domami czeladników. Ruchem ręki dobijam otoczenie _ mam w końcu długie ręce! Jestem możnym tego świata. Mam wybór _ mam możliwość powiedzieć swoje przekleństwo wbrew ludzkości, które chwyci ramię biegnącego i zwróci go w inną stronę. Jestem możnym swego życia! Dopatruję się w nim sensu _ czasem dotrzymuję kroku swemu sercu. No właśnie! Nigdy nie zestawiać serca z czasem? Miłości z pazernością? Odwracam tę nieszczęsną głowę w stronę podłogi, bluzgam każdą szczelinę w drewnianej powierzchni i oczekuję nadejścia mego szczęścia. Czy szczęściem, czy wartością jest miłość? Mój Ty Kurzołapie _ w oczach jej dostrzec jeszcze jeden raz ten przyjemny strach przed miłością. Bała się, jednak wybrała. Czuje się spokojna z_pogranicza w ramionach otaczającego Ją świata, który tworzy dla niej zbolały kikut wątłości tego świata _ miłość kikutem wartym przytrzymania. Pytam jednak, dlaczego w ówczesnym dywanie jest tyle złotych monet? Dlaczego kichamy zielonymi banknotami? To właśnie dlatego stajemy przed tym wyborem _ przykra Money'mania teraźniejszego świata. _ Jednak, gdy ma się te pieniądze, to i miłość kiedyś, po czasie... _ mówią, a sami w to nie wierzą. Brak Ci drogi przyjacielu znaczenia w moim bezczynnym leżeniu na podłodze okrytej światowym dywanem _ na drewnianej podłodze jakże inaczej?! I dobrze! Bo właśnie to jest często miłość dla innych. Nie dla mnie. Ja kocham! Ja mam wartości. Też na „M” tylko, że moje z dużej, ichnie z małej pisane. Marnotrawni kapitału szukający w oczach drugiego człowieka! Money, ale dla kogo?! Stoję na tych schodach i nadal nie wiem, w którą stronę?! Gdzie ta góra dolin lub Dolina Rajskich Gór? Czerwone _ białe, czerwone _ białe... stopnie zbolałymi stopami _ ja nie! Inni! Wciąż powtarzam, my to przecież twór boleści tych nagniotków _ odcisków w oficerskich butach. Od czasu do czasu słychać, że ktoś wybronił i Bogu dzięki! Niestety, mój drogi Adiunkcie Wyprostowanej Postawy, nie zawsze to dobro wybieramy. My czy oj _ czy _ zna? Nie wiem. A ty znasz? Zapominasz, ja wiem. Kiedyś ważne, wybierane, a teraz? Niech od cza- zdj. Magdalena Gogół_Peszke su do czasu ktoś wreszcie przemyje te stopnie! Niech są swojego koloru! Z białego ta krew _ z nosa puściła się diablica jedna _ z brudem wymieszana. Czerwony? A tam bez nalepki proszę _ psi jego frak piórkiem namazany _ poodklejać! _ To tylko nasze schodki. Nasze stopnie, proszę pana _ słyszałem jak ten młody mówił. _ Tutaj się nie wchodzi. Dobrze tak gawędzi się w pustą kartkę, moja tabula rasa w prostocie przez duże „P”. Wydaje się, że proste to wszystko, tylko nikt nie szuka w sobie wyboru wybieramy, a jakie to trudne! Na co mi przyszło? Kucam przed tymi drzwiami. Cholery ogłupienia wokół mnie niemało. A ja? Nie wiem, czy wstać, czy…? Coś jeszcze można zrobić, prawda? Otworzyć, czy wymodlić, po stokroć ruszyć patyk ku ogniu _ a nóż nie spłonie. Za naszym progiem noga spłonie pośród poklasku, a jeżeli ścieżki brak? Bez pomocy, kto złapie? Słyszę, że tam w bród muzyki! Wejdę. A co, jeżeli nie zrozumiem? Nie polubię? Znów, gdy uklęknę tutaj, będę słyszał, ale nie będę musiał polubić. Oj, boli to boli, moje kolana są coraz cięższe. Podaj krzesło mój Kluczniku, niech się stanie tak pół na pół? Przykucam _ nie siadam. Łatwiej uklęknąć czy…? A wokół mnie głosy _ w końcu moralnie musi być. Ale czy zawsze? Uciekać czy nie? Ale znów z drugiej strony żyć czy licho wie, w jakim stanie przemierzać to zadrzewiowskie kalectwo nowego świata? Co wybrać _ jaka ta poza niewygodna! W twarz uderzę się prędzej kilka razy niż wybiorę sam _ a jednak samotny i sam wybrać samotność świata tamtego? Może wcześniej wstanę albo później położę się bez życia, bez wiary, a jednak z niewiedzą. Szybciej! Szybciej! Krwawią prawda? Bez mrugania, a w ciągłym otępiałym bezruchu _ zastanowieniu. Jedni wołają, żeby nie był głuchy! W końcu i tak zamilkną w swojej bezradności. Uwierzą _ będą mieli tę jedną kroplę krwi więcej _ nie mniej. Jeżeli On powie NIE, a oni na prostej z Sumienia do Emaus bez życiowego przystanku nie poznają _ będą podobni z zstępującymi do grobu. Kolejna filozofia wyboru, a w rzeczywistości to kolejna nasza walka z własnym sercem. Przecież to wszystzalew kultury/marzec 2008 11 z_pogranicza zdj. Magdalena Gogół_Peszke ko można by tak po prostu jednym ruchem ręki. Żyć czy umierać? Money'mania ludzkiego wyboru. Ile potrzeba czasu, żeby dotrzeć do źródła łez? Niewiele. Wystarczy stanąć twarzą w twarz z _ no właśnie _ z kim? Przecież my żaden twarzy nie mamy, a łzy wypływają z braku ludzkich cech. Taka promocja! Jeżeli kupisz wagon myśli, dostaniesz cząstkę mózgu! Zbierz wszystkie! A co, jeżeli nam przerwą promocję? Brak towaru _ myśli brak. Zostaniemy w tym nowym świecie, jak oczy bez nosa, jak czoło bez zmarszczek, jak… Przecież w każdej chwili można nalać starego mleka, wypić i … przecież coś trzeba wykrzywić z niesmaku. Czy można wybrać pomiędzy echem a naszym prawdziwym głosem? Tak bardzo boli mnie gardło od krzyczenia cudzym głosem. Tak bardzo… Na dworze pada śnieg, a ja stoję prawie że u progu drzwi w czarnych butach niedomytych gestów, skórzanej czapie z niewidzialnych wyborów istnienia, a jednak nagi w swych przemyśleniach. Leżałem, schodziłem, kucałem i stoję. Idę _ lecz gdzie, wśród mojego przepychu podróży pozycji, jakie wykonałem, są moje nuty? Mój koncert gra coraz ciszej, a ja oddalam się od pianina i idę bez dźwięku serca, a wśród dźwięków przemierzanych pokoi, korytarzy i sytuacji. Mój cierpliwy Szatniarzu Ludzkich Dusz, zafałszowałem i to w sposób tak ohydnie prosty, że aż ludzki. W geście własnego znienawidzenia przetarłem oczy by zobaczyć strach w przetartych oczach innych. Trudno tak wybrać, czy się chce patrzeć na _ czy po prostu wyobrażać sobie świat. Przecież nie o pieniądze _ nie, nie _ w otwartych przestrzeniach zobaczyłem jedynie krzak dzi- 12 zalew kultury/marzec 2008 kiej róży. Boli, gdy dotkniesz, a jak pięknie wygląda. Piszę coraz _ no właśnie _ spokojnie jakoś zrobiło się w moim sercu. Ja chyba całe to moje życie wybierałem drogę, a ono przebiegło mi tak szybko, tak bez szeptu nawet, bo wyborów, bo możliwości było tak wiele. Epitafium snu _ tak Cię jeszcze nie nazywałem, prawda? Bo widzisz, nawet na mój przydługawy list przyszedł koniec. Wśród zastanowienia, co dobre, a co złe i dla jakiej wartości podnieść głowę ku górze _ wiem, dobrze jest. Mordowaliśmy _ tak! Katowaliśmy odezwami do narodów serc wszystkich, którzy po prostu wybierali _ bo mieli wybór! Miłość! Zauważyłeś? Krzakiem zwana poświata wokół tego naszego małego JA. A co więcej? Ja kocham i za ten wybór/możliwość dziękuję. Ojczyzna czy…? Brakuje Ci mój drogi, odpowiedzi na moje pytania? Może ich po prostu nie ma. Takie moje epitafium, w twarz uderzany z oddechu krzyczącego tłumu numerkowiczów, z wyborem w tym ludzkim teleturnieju „Jaką duszyczka ma chęć?”. Słyszę uderzenia pianina. Rytmiczne… Dlaczego w poruszeniu brakuje mi dynamiki? Co tak naprawdę wybrał ten z drugiego piętra, a co ta od kwiatów? Stuk, stuk _ a gdzie puk? Czy warto zaczynać od końca? Słyszę uderzenia pianina. Rytmiczne… Tak właśnie to wygląda. Czuję się wtedy, gdy rano budzę się spocony, że mógłbym umrzeć w tej samej chwili, pewny tego, że myślałem. Nagi na stopach, bogaty w możliwość wyboru na pokaz mody ochłapów myślowych. Michał Idziaczyk [email protected] z_pogranicza Judyta Grzesik Sentymentalne rzęsy i zakrętka I kartka na biurku, napis tętniący życiem, pisany czarną kredką wspomnień Śnij, ja będę czuwał nad Twym pięknym snem – Twój Anioł Przepraszam, proszę, dziękuję. Jej wybory, błędy i błędy. I błędy. Słowa, co lawiną niewiarygodności by się zdawały być, niebłahe sytuacje, sensualne doznania… Sen su al ne. Zdawałaby się być osobą, która wie, czego chce, ma styl i charakter odpowiedni, zarazem inny, odbiegający od normy. Tak mówił o niej ten, co z niej zrezygnował. Charakter, którego on nie potrafił nigdy rozgryźć. I mówił, że ładna kobieta, inteligenta do tego. Prawie jak ideał. Ideał, co wytrwale dążył do celu. Wiedziała, kiedy spoliczkować. Więc czemu nie brał, jak miał? zdj. Grzegorz Stój zalew kultury/marzec 2008 13 z_pogranicza Dwa poglądy lub półtorej poglądu na twórczość Od dwóch lat siedemdziesiąt kilometrów od domu. Od prawie trzech lat dwieście pięćdziesiąt kilometrów od spokoju. Czterdzieści kilometrów od miłości stało się niczym wobec sześciuset, a może nawet więcej, które osłabiły uczucie. Pięćdziesiąt metrów od przyjaźni _ przestrzeń nie do przebycia dla zajętych swoimi sprawami. Wewnętrzna przyjaźń Odległości nas _ mnie _ zmieniają, tworząc bariery. Śmieszne, skoro żyjemy w czasach „małego świata” _ samochody, samoloty, Internet, telefony. Cudowna technika, ale wciąż zbyt zimna i nie dająca poczuć pełnej bliskości. Przerażające jest to, że fizyczna odległość od drugiego człowieka może zniszczyć fundamenty budowanej dawniej wspólnoty. Zapomina się. O bardziej nastrojowych chwilach. I tych, które rodziły refleksje. Pamiętasz, jak wtedy piliśmy do rana, rozmawiając o stworzeniu? O innych formach rozumu? Przyjaźń rozpływa się w ramach odległości. Dawniej wydawało mi się, że im jest silniejsza, tym większą odległość może przetrwać. Rozciągnąć się na całą drogę pomiędzy bliskimi sobie umysłami, duszami, sercami _ jakkolwiek to nazwać. Ale to nie prawda _ przyjaźń, bliskość, jeśli używać technicznych zwrotów, ich trwałość zależne są od gęstości/częstotliwości wpływu, wzmacniania. Tak samo dzieje się z przejawami ludzkiej chęci do przekazywania swojego dziedzictwa. Jesteśmy samolubni _ kochamy siebie i chcemy o sobie pamiętać. Pamiętać o różnych stadiach naszej obecności tutaj, o ich zmianach. Porównywać to, co było dawniej z tym, co dzieje się obecnie _ czerpać niemalże masochistyczną przyjemność z tego porównywania i mówienia do samego siebie: Byłem młody i głupi, ale pamiętam. Pamięć przyjaźń, uczucie w stosunku do samego siebie. Twórcy chcą tę pamięć podtrzymywać, aby odległość nie zniszczyła ich własnego obrazu, ich tkliwości w stosunku do kolejnych zauroczeń, drogowskazów życiowych wyborów. Nie ważne jak to robią _ słowa, obrazy, cokolwiek innego. Nie ważne w imię czego. Zaprzedanie siebie Heglowi, czy, kolokwialnie mówiąc, wypięcie się na jeden, niezaprzeczalnie najlepszy 14 zalew kultury/marzec 2008 kierunek dziejów. Nieważny jest wybór między wiarą w świat jako odbicie, czy w świat sam dla siebie. Ważne, by o tym powiedzieć i kiedyś, tam w przyszłości, czerpać z tego satysfakcję. Tak jak ze wszystkiego można się śmiać, tak i jakkolwiek, przywołując dowolne imię, można... trzeba przełamać fatum odległości. Gdyby to była samotna tyrada aktora na scenie, w didaskaliach powinien znaleźć się zapis, że za jego plecami kroczy czarna, przerażająca postać niosąca napis _ „groźba grafomaństwa!” I co? Przecież grafomanem można nazwać każdego twórcę _ nie oszukujmy się, że wszyscy widzą w sztuce, na przykład nowoczesnej, pełnej natchnień i grafomańskiej jakości, walory estetyczne. Wszyscy wielcy w naszych oczach twórcy kultury mieli po prostu szczęście, zyskując uznanie. Prawo do niwelowania odległości ma każdy. Zacieśniam przyjaźń z samym sobą. Zapisuję myśl, tworzę kontrasty, chcę szokować, zmieniać znaczenia wyrazów, tworzyć własny język i własne reguły. W kontekście zapisywać głosy sprzeciwu, odrzucać oskarżenia o niezrozumienie, kpiąc z tych, którzy zarzucają brak logiki. Dziwię się i drżę na myśl o takich, którzy czytając, starają się dociec dokładnej istoty tej przyjaźni. Dla nich ona ma być co najwyżej sygnałem, że warto przyjrzeć się samemu sobie. Tak powstają słowa. Zacieśniam przyjaźń z samym sobą. Myślę obrazami, widzę kolory, kształty, złudzenia i wrażenia. Zmieniam zakres tego, co widać i tego, co ma pozostać niewidoczne, nieostre. Podejmuję kilka prób, szukam idealnych miejsc, idealnego poglądu na to, co dookoła. Tak powstają obrazy. I na koniec _ jestem samolubny (jesteśmy tacy w większości?), znajdując więcej czasu dla zawierania przyjaźni z samym sobą, niż dla podtrzymywania relacji z tymi, którzy przecież mnie kształtują. Zdarza mi się słyszeć opinie o sobie jako o twórcy. Zawsze budzi to we mnie niesmak, krzywię się. Posłużę się więc przykładem innych tych, których naprawdę uznajemy za artystów. Ta przyjaźń z samym sobą jest zawsze bardzo krzywdząca. Nigdy nie daje pełnego zadowolenia, a z zewnątrz jest odbierana jako egoizm. Może dlatego wielcy tak często kończą w samotności. z_pogranicza Wewnętrzna sprzeczność Czemu zaczynać od melancholii? Początek powinien wiązać się z zadowoleniem _ choćby dla zachowania pewnych zrytualizowanych standardów. Żeby początkowe melancholijne „źle” nie stało się wytyczną dalszych poczynań. W głowie pojawia się jednak wpisany przez kulturę schemat _ gorzej być nie może, trzeba odbić się od dna. Tak właśnie działamy. Na tej zasadzie: melancholia to środek do bycia wyżej. Dla niektórych _ do tworzenia, uplastyczniania twardych powierzchni codzienności lub jak zwykło się popularnie mówić _ do jej oswajania. Związek melancholii i zadowolenia zauważyłem niedawno. W trakcie mszy świętej _ w trakcie rytuału, jak powinienem zwać to niedzielne zebranie parafian. Żeby nie pozostawiać wątpliwości _ od dłuższego już czasu nie jestem go w stanie zrozumieć. Mam świadomość konieczności istnienia wyższych ideałów przyświecających wspólnocie chrześcijańskiej. Mam wiedzę dotyczącą etyki i moralności, metaforycznego odbioru religii _ nadal jednak nie rozumiem i w trakcie rytuału bardziej „przy-sypiam” niż „prze-żywam”. I to budzi moje niezadowolenie. Nie mam ochoty wywyższać się nad tych, którzy na swój sposób przeżywają pozostawanie we wspólnocie religijnej nie uważam ich za uzależnionych od opium. Tęsknię do wspólnoty, to bardzo ludzkie _ a więc jest. Melancholia. Bezpośrednim bodźcem do zauważenia tej zależności było stwierdzenie kapłana mądrego, choć prostego człowieka. Powtórzył więc za autorytetem: wszyscy jesteśmy powołani do świętości i dodał a świętość oznacza szczęście przez trudy. No coś w tym jest, proszę księdza, zdecydowanie coś... Melancholia to przecież wielki trud. Jednak co stanowi to bliźniacze pojęcie melancholii _ nierozerwalnie związane? Zadowolenie, spełnienie _ to właśnie jest kolokwialnie nazwane oswajanie rzeczywistości. Tworzenie w każdej postaci _ nieważne co kto robi i jak to robi. Czy jego działanie jest konstruktywne czy destruktywne _ nieważne. Ważne, aby przyniosło ulgę. Jesteśmy powołani do szczęścia _ więc czemu cieszę się na myśl o niezadowoleniu? Z niezadowolenia powstają rzeczy wartościowe. Podejście zbyt jednostronne? Ciężko jest coś stworzyć, kiedy brakuje tego bodźca o niewypowiedzianej sile. A co z tymi aktami twórczymi, będącymi pochwałami szczęśliwości? Autorzy nigdy nie opisują chwili szczęścia w momencie jego bezpośredniego „dziania się”. Przecież w takich chwilach zawsze brak na to czasu _ szkoda jest marnować upojnej chwili, która może się skończyć. A kiedy tak się stanie _ wspomnienie i chęć powrotu tego, co było, staje się źródłem. Każdy z nas jest twórcą, każdy stara się zdusić melancholię i osiągnąć zadowolenie, spełnienie. Niektórzy wybierają trudniejsze do oswojenia dziedziny i twardsze, wytrzymalsze, trudniejsze materie dla przedstawienia swoich starań. I jeszcze jedno wspomnienie. Również z świątyni _ tym razem w trakcie rytuału konsumpcji. Nienawidzę tej konieczności wydawania pieniędzy, nawet na rzeczy niezbędne. Przy „konfirmacji kasowej”, gdzie muszę przyznać się do wielkości swoich potrzeb, przeżywam rzeczywiste katharsis. Nie _ nie jestem skąpy, mój problem polega na tym, że nie potrafię zaakceptować tego, jakiej technicyzacji ulega świat, a przez to zagrożenia jego różnorodności. W pewną sobotę, w sklepie, na ławce siedział stary, zniszczony życiem biedak _ człowiek. Uśmiechał się do klientów niezwykle serdecznie. Kiedy pakowałem swoje zakupy, warte pewnie więcej niż koszt jego egzystencji w ciągu całego miesiąca, rzucił do mnie, ciągle się uśmiechając: Na co ci to? Ja tego nie potrzebuję. Zawsze uważałem, że w ludziach, którym z naszej perspektywy nie powiodło się, żyje wartościowa filozofia. Pomyślałem wtedy o tym, jaka jest melancholia takiego człowieka... i jego zadowolenie. Czego on wymaga? Radosław Aksamit [email protected] zalew kultury/marzec 2008 15 z_kamerą_wśród_ludzi Blaski i cienie Zróżnicowany program Dyskusyjnego Klubu Filmowego oraz wprowadzona w ruch w związku z tym maszyna promocyjna przyniosła, jak widać, zamierzony efekt. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie czuję potrzeby wygłaszać tyrady na temat pustych krzeseł, atrakcyjnej ceny biletu oraz niezmienne ciekawego repertuaru. Przykładem były dla mnie dwa czy też trzy ostatnie poniedziałki, gdzie tuż po 19.00 przed kasą Rybnickiego Centrum Kultury ustawiły się pokaźne kolejki i nawet gwar tuż przed projekcją był jak najbardziej mile widziany. Film Sztuczki prezentowany w ostatni tydzień lutego można było zobaczyć w stosownym czasie w kilku innych kinach, dlatego nie będę się tą projekcją zajmować. Szczególnie „poderwały” mnie dwie pozostałe projekcje: Księżniczki oraz Odgrobadogroba, które to filmy zobaczyć powtórnie na wielkim ekranie nie będzie proste, a nawet w wielu przypadkach niemożliwe. Piękny film Księżniczki hiszpańskiego reżysera Fernando León de Aranoa, porównywanego ostatnio do mistrza Almodovara, jest kwintesencją delikatności, lekkości umiejscowionej w brutalnej rzeczywistości. Ten światek to pejzaż narysowany grubą kreską, ukazujący życie prostytutek, których praca kieruje się swoimi regułami. Film pokazuje narodziny przyjaźni pomiędzy dwoma kobietami, które dzieli kraj, obyczaje i uprzedzenia. To kobiety, które początkowo dzieli zazdrość, a z czasem połączy prawdziwa przyjaźń. Każda z nich ma odmienne życie, ale te same marzenia i nadzieje. Z wielką determinacją chcą skończyć z zawodem, który, jak przekonują siebie wzajemnie, jest tylko przejściowy. Jeszcze tylko parę chwil, jeszcze tylko moment, któ- 16 zalew kultury/marzec 2008 ry, jak dobrze wiemy, może trwać nieskończenie, bo ciągle nie będzie perspektyw na zmianę, a trzeba jakoś żyć, egzystować. Piękność z Dominikany żyje nielegalnie w kraju swojej przyjaciółki. Poddaje się stałej przemocy alfonsa, który wykorzystując jej szczerą wiarę w otrzymanie z jego pomocą stałego pobytu, robi z dziewczyną wszystko, na co ma ochotę. Natomiast druga główna bohaterka, rodowita Hiszpanka, prowadzi podwójne życie, wmawiając rodzinie na niedzielnych obiadkach, że prowadzi zdrowy, normalny tryb życia często nudny, ale powszechnie poważany. Film jest zrobiony przez mężczyznę o niesamowitej wrażliwości, który zna dobrze bolączki kobiet, które, niezależnie od wykonywanego zawodu, chcą być piękne, doceniane, szanowane i kochane. Znaczące są w tym względzie dyskusje kobiet na temat życia, które codziennie odbywają się w zaprzyjaźnionym zakładzie fryzjerskim, gdzie na robieniu fryzur, malowaniu paznokci i plotkowaniu schodzą im całe poranki. W tych banalnych rozmowach wyczuwamy jednak ich samotność, strach i poczucie beznadziejności. Nie brakuje jednak im humoru oraz podświadomej wiary w lepsze jutro. Są sobie niebywale bliskie i można zaryzykować stwierdzenie, że mają cos z muszkieterów, którzy w trudnej sytuacji będą walczyć wszyscy za jednego. Księżniczki są dowodem na to, że niezależnie od sytuacji, miejsca i czasu zawsze może zrodzić się między nami coś wartościowego, niekoniecznie materialnego. Są to niewymierne uczucia, które opanowują nas w najmniej spodziewanym momencie, dlatego właśnie pomimo bolesnych i wstydliwych scen, pojawiają się i te pełne ciepła, humoru i nadziei. Są to prawdziwe królowe życia, tylko że ze zbrukanej z_kamerą_wśród_ludzi krainy marzeń. Film jest pełen niebanalnego dialogu, który pokazuje niezwykłą wrażliwość. W ten sposób buduje się szczególny nastrój, łączący chłodny realizm z nadwrażliwością. Niesamowitym dopełnieniem tego wszystkiego, o czym pisałam powyżej, jest muzyka, słowa piosenek, które są często komentarzem do prezentowanej nam rzeczywistości. Jak chór w tragedii greckiej, powracają z natężeniem w krytycznych momentach, żeby wybrzmieć znacząco i z patosem. Trudno zapomnieć zatem tekst piosenki Manu Chao: nazywają mnie ulicą radości i cierpienia, nazywają mnie ulicą i jestem z tego dumna, wiem, że mój dzień nadejdzie. Kolejną ucztę zaserwowano nam w postaci filmu pochodzącego ze Słowenii. Odgrobadogroba to obraz mieszkańców, którzy swoją codzienność dzielą pomiędzy przesiadywaniem na piwie, naprawami samochodów oraz komentowaniu i przyglądaniu się życiu innych. Jest w tym małomiasteczkowym świecie jednak jakiś stały rytm, którego jednym z rozdziałów są pogrzeby, ostatnie pożegnanie najbliższych. W tym mieście wydają się być one wyjątkowe, bowiem mowę pogrzebową wygłasza jeden z mieszkańców, który właśnie w ten sposób zarabia na życie. Przed każdym pogrzebem układa szczególną przemowę, opowiadającą o życiu zmarłego. Główny bohater żyje samotnie w rodzinnym domu, u boku rodziny siostry i ojca, który przez cały film w rozpaczy za zmarłą żoną próbuje popełnić na różne, wymyślne sposoby samobójstwo. Przyglądając się ich życiu, przysłuchując rozmowom, mamy nieodparte wrażenie, że ich czas płynie w oczekiwaniu na wielkie zmiany, a w wielu przypadkach konkretnie jest to czekanie na miłość. Film, jak przystało na tego rodzaju gatunek, zawiera różne konwencje, które mieszają się z sobą bezustannie: ciepło, zrozumienie z brutalnością i agresją; melancholia i tęsknota z banalnością i ironią. Film zachwyca pięknymi ujęciami, poetycką nutą i scenami, które pozostaną na zawsze w mojej pamięci. Do jednej z nich należy końcowa scena, kiedy to ginie tragicznie w wypadku samochodowym przyjaciel głównego bohatera. Niejednokrotnie marzył o tym, żeby jego przyjaciel wygłosił kiedyś nad jego grobem mowę pożegnalną. Marzenie się spełniło, ale jedynie połowicznie, bowiem, z żalu i rozpaczy przyjaciel nie był w stanie wymówić ani jednego słowa. Specjalnie na tę okazję przygotowano szczególne miejsce na pochówek, gdzie połączono na zawsze zmarłego z jego ulubionym samochodem _ fiatem 500 (?). Kiedy pojazd został już do połowy zasypany , wtedy też kamery pokazują nam zmarłego, który siedzi za kierownicą. Nagle z tylnego siedzenia wyłania się zakochana w nim niemowa, której uratował życie przed nikczemną śmiercią, skądinąd siostra jego przyjaciela. Na wieczność chce zostać z ukochanym, którego przytula do siebie, a my obserwujemy w skupieniu, z dreszczem opanowującym nasze ciało, jak tragikomicznie śmierć łączy się z życiem tworząc jedyną z możliwych scenerii dla tego związku... i tak nastaje koniec, który może być również początkiem. Katarzyna Dera [email protected] zalew kultury/marzec 2008 17 z_kamerą_wśród_ludzi Orientalne uniesienia Wybrałam się na ten film ze świadomością tego, co mogę zobaczyć: trudną, bo wojenną, zawiłą historię ludzi, którzy żyli w okupowanym Szanghaju. I dużo odważnej erotyki. Myliłam się tylko częściowo: nie doceniając stylu, w jakim zostało to przedstawione. Próba przeniesienia trudnej historii miłosnej na duży ekran to rękawica rzucona groźnemu kolosowi. Niewiele zekranizowanych love story sprostało wymogom niepobłażliwej publiczności, której podniebienie jest wyczulone przede wszystkim na plastikową tandetę dialogów oraz tryskający surrealizmem rozwój akcji. Ang Lee (Tajemnica Brokeback Mountain, Przyczajony tygrys, ukryty smok) maluje w thrillerze Ostrożnie, pożądanie związek działaczki chińskiego ruchu oporu z japońskim kolaborantem niezwykle prawdziwym pędzlem, niezwykle subtelnymi i orientalnymi pociągnięciami. Pierwszoplanowa rola kobieca (debiutująca Tang Wei) chwyciła mnie nie za serce, ale za dłoń i przeprowadziła przez drogę jej moralnych dylematów. Jak wiele można poświęcić dla dobra ojczyzny? Jak wiele można poświęcić dla drugiej osoby? Gdzie leżą granice patriotyzmu, a gdzie namiętności? Film jednak nie wycisnął ze mnie łez. Bardziej wyciska duszę i bezlitośnie wywleka na wierzch to, o czym często boimy się mówić, nawet myśleć zakazane pragnienia, niespełnione marzenia, udrękę bezsilności. I to niezwykle zwinnym i subtelnym kocim stylem. Na pozór banalną fabułę odebrałam _ ku mojemu przyjemnemu zaskoczeniu _ jako „życiowo” złożoną i pełną autentyzmu. Ilości agresywnego (aby nie powiedzieć: zwierzęcego) seksu mogą gorszyć, choć de facto gorszyć nie powinny _ tytułowe pożądanie nie tylko zobrazowano perfekcyjnie, budując napięcie stopniowo, ale także przed nim przestrzegano. Te właśnie drastyczne sceny były zarazem pełne subtelności. Ten film mógłby nawet zostać pozbawiony dialogów _ fabułę opowiedziałyby szczegóły, o których dopieszczenie zadbał Lee. Scena odbioru pierścionka szarpnęła mną niezwykle mocno: oto mamy tylko dwoje ludzi i mówiące tak wiele spojrzenia. Oszczędną grę aktorską uzupełniono piękną muzyką i sugerującym ruchem kamery. To właśnie muzyka grała dla mnie główną rolę. Film czaruje również pięknymi kobiecymi kostiumami, charakterystycznymi parasolkami, słod- 18 zalew kultury/marzec 2008 kimi detalami. Wspaniałymi wzorami, haftowanymi stójkami sukienek i wszechobecnym jedwabiem. Piękny, międzywojenny Szanghaj niejako europeizuje historię tego romansu. Ta historia mogła wydarzyć się przecież gdziekolwiek, choćby w Warszawie czasu hitlerowskiej okupacji. Ang Lee przenosi w przeszłość, którą celowo i teatralnie przerysował. Dzięki temu rozkoszowałam się tym niezwykle zmysłowym filmem, pełnym soczystych barw, dźwięków, delikatnych acz stanowczych kocich ruchów głównych bohaterów. Dlaczego kocich? Film spokojnym biegiem wydarzeń ciągle usypiał moją czujność, którą nagle zaskakiwał biegunową zmianą dynamiki akcji. Gdyby nawet Ostrożnie, pożądanie nie zdobyło licznych nagród, wyróżnień i tylu setek tysięcy braw na stojąco, i tak pozostałoby dla mnie _ i nie tylko dla mnie _ filmem niezwykle wartościowym. W tej opowieści każdy odnajdzie swoją rolę. Ania Morawiec Ostrożnie, pożądanie (Lust, caution) reż. Ang Lee USA, Chiny, Tajwan, Hongkong 2007 z_kamerą_wśród_ludzi Czeski film? Kiedy słyszysz hasło „czeski film” przygotowujesz się na lawinę absurdu. Jeszcze niedawno określenie to odnosiło się do sytuacji, w której nie było wiadomo, o co chodzi. I choć obecnie porównanie to pasuje bardziej do kina polskiego, w ludzkiej świadomości stereotyp nadal zbiera żniwo. Bo jeśli dotąd nie widziałeś pełnometrażowego filmu produkcji czeskiej, na Butelki zwrotne możesz wybierać się z pewnymi obawami... Zupełnie nieuzasadnionymi. Jest to pełen ciepła i humoru film, opowiadający historię Josefa Tkalouna, podstarzałego nauczyciela literatury. Z braku cierpliwości do uczniów, odchodzi on ze szkoły i stara się zorganizować sobie czas wolny, podejmując pracę kuriera. Po wypadku rowerowym zdaje sobie sprawę, że rola ta lekko przerasta jego możliwości. Postanawia więc zatrudnić się w punkcie skupu butelek w supermarkecie. Powoli nawiązuje kontakt z klientami i staje się dobrym duchem sklepu. Jednocześnie nie potrafi dojść do porozumienia z żoną, która czuje się niekochana i jest zazdrosna (niekoniecznie bezpodstawnie) o jego znajome. Wcielający się w tytułową rolę autor scenariusza, Zdenko Svěrák oraz jego filmowa żona, Daniela Kolarova, stworzyli wspaniały aktorski duet. Eliska Tkalounova to postać bardzo plastyczna, prawdziwa, która choć początkowo wydaje się zimna i zrzędliwa, pozwala się polubić. Czuje się osamotniona i niezrozumiana, odnosi wrażenie, że już dawno straciła zainteresowanie męża własną osobą. W wypowiedzi na temat filmu aktorka zwraca uwagę na ważny problem: Ujęło mnie to, że film mówi o miłości, a to oznacza nieustanne ucieczki w marzenia, co też obydwoje bohaterów nieustannie próbuje robić. Eliska wraca myślami do czasów młodości, sielankowego szczęścia z mężem. A Tkaloun? Jak na faceta przystało śni o płci pięknej... Witalny typ (to znaczy „lubiący się witać” _ świetna gra słów, jakże miło, że oddana w tłumaczeniu), jakim jest Tkaloun, stara się pomóc innym w rozwiązaniu ich problemów, choć sam nie potrafi uporać się ze swoimi. Jest on czeską Amelią w skórze Seana Connery'ego... Reżyser filmu, Jan Svěrák, określił go mianem Don Kichota walczącego z automatem do skupu butelek. Vratné lahve są zamknięciem trylogii, w skład której wchodzą również Szkoła podstawowa z 1992 roku oraz nagrodzony Oscarem Kola z 1996. Projekt filmu pojawił się już w 2003 roku, kiedy to ojciec reżysera, Zdenko Svěrák rozpoczął pracę nad scenariuszem. Jednak Jan Sverak kolejnych wersji scenariusza nie przyjmował. Tata pisał, ciągle nie bardzo mi się to podobało. (...) Czwarta wersja dalej była zła. Wstrzymałem produkcję. Gazety pisały o rozłamie w rodzinie Svěráków. Mniej więcej po roku tata znowu zaczął pisać. I chyba z tej wściekłości na mnie stworzył dokładnie taki scenariusz, jakiego oczekiwałem. Konflikt pomiędzy dwoma wybitnymi osobowościami nie spowodował na szczęście negatywnych dla filmu skutków. Wręcz przeciwnie, powstała doprawiona dużą dozą humoru niebagatelna opowieść o życiu i miłości, która może służyć za rodzaj „terapii zajęciowej” dla małżeństw, a dla całej reszty publiczności będzie na pewno sposobem na miłe spędzenie wieczoru. Film ten jest kolejnym krokiem w kierunku uznania hasła „czeski film” za wyznacznik dobrego kina. El'Marie wypowiedzi cytowane za: www.stopklatka.pl zalew kultury/marzec 2008 19 przystanek_poezja MARIAN LECH 20 zalew kultury/marzec 2008 przystanek_poezja BEDNAREK Wiersze pochodzą z tomiku poezji Obrazowiersze (premiera tomiku w marcu 2008) skład: Studio Multimedialne MaYazz _ Tomasz Rodzik zalew kultury/marzec 2008 21 pas_par_tu Między komercją a sztuką Dwie absolwentki geologii w Krakowie, miłośniczki sportu balonowego, o charakterach i temperamentach niczym dwa odmienne bieguny. Parter szarej kamienicy, na którym do niedawna mieścił się wyłącznie serwis sprzętu elektronicznego. Potrzeba zrobienia czegoś sensownego i jednocześnie sprawiającego przyjemność. Szczypta odwagi i wiary w ludzką potrzebę obcowania z pięknem i otaczania się nim. Wymieszać wszystko, dobrze wyrobić i uformować kształt. Oto w przybliżeniu przepis na galerię sztuki użytkowej. Galeria Dworek, o której tu mowa, znajduje się przy ul. Dworek 13 w Rybniku, niedaleko znanego centrum handlowego, który, według wielu, jest miejscem, gdzie można kupić wszelkie przedmioty, rozrywki i przyjemności i ogólnie zwiedzanie jego przepastnych pięter stanowi substytut życia prywatnego. Twierdzenie to może być prawdziwe wyłącznie wtedy, gdy człowiek nie spodziewa się niczego więcej, poza taśmowo produkowanymi przedmiotami codziennego zbytku, zresztą pochodzenia azjatyckiego (niech nas nie zmyli europejska marka!). Jeśli jednak stawia sobie i życiu wyżej poprzeczkę... Zapraszamy na Dworek. Kolorowe wnętrze, niezwykłe malarstwo (Magdaleny Gogół_Peszke, Lecha Pierchały, Macieja Kozakiewicza) i rzeźba (Lech Cesarz, Marek Mandera) bez żadnych kompleksów sąsiadują z ręcznie wykonywaną biżuterią małopolskich artystów i niebanalną tkaniną w sposób doskonały zamienioną w ubrania. Wernisaże, projekcje filmów kina niezależnego, spotkania. Czy coś jeszcze? Tak. Otwartość na propozycje płynące od tych wszystkich, którzy tworzą, zbierają, poszukują i chcą się tym podzielić. Wspieranie rodzimych artystów, polskich producentów to już właściwie dodatek. Bo galeria Dworek to po prostu ludzie. Chcący oswajać sztukę. I ludzi ze sztuką. Dzielić się z innymi wytworem swej wyobraźni i rąk. A tak zwyczajnie, oswoiwszy się, porzucając ton „kulturalnego” dziennikarza? Jedyny sklep, gdzie każda kobieta znajdzie coś, czego nie zobaczy u innej kobiety na tej samej imprezie, drobiazgi, które spowodują uśmiech u obdarowanego i wreszcie ta sztuka, która zagościwszy na naszej ścianie bądź półce, pozwoli odczuć, że również jesteśmy jej warci. tekst i zdjęcie: Anna Oleś 22 zalew kultury/marzec 2008 Pas par tu A dl aczeg o by kopa rka n ie mo gła b To po prof. yć m zorn ASP artw i e d ziwn w Ka ą nat go pr e, po towi urą,… zez g d cach c rzecz malo h we w w ytliw Irene ność wała nętrz usza e py t nie z mw skiej u… anie Walc dąży zeszł ). zada zaka łam, ym r ne w spotk choć oku n spos ało s ch a kon ób r Czyż No właś ię kurs ciałam z n by p , któ mien z moim w etoryczn rof. W ie, czem r dzięk i e y pr ć yra g . o tem u nie (Wie alcza i tem ? Dz lki ko zem twa zez atem k u, a stars isiaj rzy, p b może miał oka y z zego ł a m któ nie energ e za poza cy wo _g ia zie gakoparą retym _ ć się wiz budzi to eome klu mala m naw j o i r z lek e mn nerem trycz bełch skieg eksp k ie n res ną oi atow o, n wojn ją, dojrz , z tęskn niepostr nfantyln a mój pr ajmniejs o z a e ywat ą płc z i (ob łością (ja ty za por eżenie ud j, nastro ny u ego sprz j ecnie z k ż e o a ą c y w ł j d i a ą t wu . ej ek m się kiem zaro kob napo Browar w dr “ Wnętrz ? Mimo w Ra iety wyg zumiale , większą jów ś nazy rywa cibor wiat precy ogę techn ności” _ to, zresz w a zu ją z iczno _ , moje a tą cz go emu a od wejś to jedno , więc ni m) i mni ją, bardz łam prze ), e ma ie ej ob c tam z tyc ecnie j zawoal mysłoo co właś czyżby d ia już str h plen m walc iejsc owan ciwie ało s i aszą s er m t o , gdz zyć). tną d ię wy tabli prze alars wodo ie la m ą c z prz k ki z nie w ypad raść lam zki z zak wyrabia cja: w ej w Rac I rokiem a p s e z i k ą ę e , m b j w ed łysko iborz s p wą ja fotografo en z naj u, w tudentów spólnie z odm adliśmy e wr lepsz wan ką pr ów na p Insty ześn ia yc ort tutu of. Maci ś tajemn jakie ić. Czy t ejem ą mi (nie wied h Sztu ś we o atm iernię, p iu 2006. k ząc B k n s o P i t i t o t enias u r ę? powi em d ylato Pańs omy sfera s o etrzu zem, , Trafi r twow ł był … to y, termom szlachetn prezesa sto b i… n spontani ej Wyższ prowadz ewf ra ws et ąc czny ikt n ej Sz ormi resuj k w zwyc zystko z ry czy po , ie zn koły e p o u ł ącyc z m o d r a ż o z alazł ieszc jnie Z yło s bnie h rea wie w pi zenie ądzenia ię spos jak r an o e komp lizacji m ęknych m na prze dziw „odgazow ie wiadom bu, by na alizaalars ie, pr iejsc n m ach. ki ywac o do z W ci ość tego c za”, ści. O Piszę o t estają by ch. Ja zr miej ągu obiła ym, dusz zego służ becn sca i paru bo do ć relacją m ta n ące ie mo e o i pary dni p repo nsp i mm pie je ma rację nóst larst ro w tej c rterską, wo z owstało , jaki w wo e a h w d w e sta jęć j iele b il wide ardz częntni i dostrze ją się mo , które „ o int e pod r g j eąża t łam rozw ą poezją. uszone” zaled ropem ój lin i , któ ry zw owy w m ojej t ę sz y łam w br wórczoowar Mag ze. dal Mag ena Gog _ dale ół P na.g ogol eszke @wp .pl zalew kultury/marzec 2008 23 u t r a p s a P i eniam a! marz w ztuk S z – m i e e s ni rytm e przyno ła m oim ocha nagl y sw jąm a pok m e a n i n z O i wy Id a os ująca icze! prawdę l łam, k a n a h k m c s o i taje a, za asję! i pok ak na iczp arwn ujące ego, co t złam skak t na, b – piękną nala Chem jąc a k z d z ę i o , o p ć z ierii j a am d e m ł n g i r s a a e y z a ł i o k ż d b a z ta r a odb Szu le po ii i In rzym ię ba e byw ie mogą ała s d losu ot echnolog drój ciąg t s c Życi i , w m T Z dar o nku, całko stąpa zyn– ziale kieru Połc cnie ak piękny na Wyd które j obe t ami, wym ą iasta e i k r n e c m s ó a ż ś l t ! ń o a , i k a g ip nce ewł zczec odzinne a, po ęśliw w ni odzia r Drog tem szcz echnikę S niesp szłam m do ycia. s t oy i a e l ł d J i o g ! c P ż ró na mi tw m, JA. u. iwił ka in ończyłam tudiów w go sensu ym raze l o k a n ż o g t r o g e , a ę a e d Uk dziw 2005 znego um afii zapr tkow niu s właściw ię za każ to praw piero w r c ńcze o s i g o o f g o iłam g o k a e t ł b e r t u o o j a o f g c ntow erca i mo częłam d ratu foto zy o oczątku r az po szukują d r u e a b i Z e o s w o z p pa ej nej. na p ch żu, p je wnętr ą roz głosu ego a ozwinięt aszy zdro nas – a nie ograficzn pierwsz Mo cje n k ez r na ro ego z n t B dku, p e d o . ą s f u ż s a e a k t a ę z , t ia za ro od je k alny szej ałam oją przyg latami, a rznego św ilę emoc ocjon ia na słuch k em obnażen Sw chw nęt łam e a a w n gdy e n u w e d w ć ię odojrz ny ła ć cho jąc s e zbi azów tawi grom iatem, bo zości dbić obr i wydoby s o c y r a ó r w e w a ho ca zawi przed św Do t ne n lnyc e se r czna owie y dzien ie rea ć ludzki atło tysty skrywam Gorz y i rzen r z ! a w s e i ś a u yw c r y m m ł a o o w o r a z a p d s t z p d l a jr o ki ys ar ja łam eświ ace u awie. ne w Ogólnop tak b a mo ze n i je pr kolej z a Każd ań, które i. o s ę n r i m jeszc s a i n y ia yma dozn tymnośc tworzen ztuki w W odbywał az Wrześ zatrz , r S nych h in ci, są e. iącac ultury i skoczeniu ałkach o lsce. nętrz uciowej ś s o e w i g e z m w cz w Po , Suw h um K ojemu za wielu takie nas ilku iej, u Po k m Centr awac ninie wystaw acją dla wielk e, co ku m liszu, Ko r wyst 0 i ki , n 1 a p c t s e m n o ż i l e n u z t i a u j a o ow ą K ę r o p z i k c o , l s a o , ą g ju o z wie ażne stają dbył j w M Niedłu nie-Zdro ranic órzy nie o zo ciepło tym co w rac za g rowe p d zi, kt uje! ołczy ej. Obec d r d a P a a i u , b n l n h e są śleć kaza mow lskim by dzięk iałyc kopo ztuki Fil yjmowan ciu pomy zansą po wej, span m bardzo Wiel wodo iiw ży zs I a uS prz k l ę z o n e m a ż c a c y y ą i w a i c z z Pr nas ie, za wej pra owadzi w Festi ny w spod sparc ala w e pla e nie pr aso pozw najbliższ piękn omoc i w otychcz ie do e ą r b ó o t d p s rafik d mn je z ą ą , a o k k z l m o m e M e e i a d fotog ni niesi jąc mi w ygnował ryć, we i k o ń d e o i m z a i l zu rez jd cel . je rek i, oka y mó asji z ć jej nych SNA genc Każd zyjaciółm la swej p y pozna ulicz II JA zaś a , b d r c , a P ę u LER r i d k p i A o m r ą h G y r c i ow zie e, któ szłym iku w ii mo yjątk ć będ W ze żej drodz ... galer Rybn się w iedza o mw m do ółpracy. w bli d e a d ę z w o u i s i a s ę a b n w sp zapr jrzeć dąże ż nie ystaw znie m do przy niczym ię ju ,aw t móc erdec chęca dbędzie s 8.00 s a 1 jem z o . a z argi t z Bard ponsorów Życia o o god r os N swym . a r J ć 8 s ś ka 00 ma i owie iesz .03.2 sopis .: Op a 7. Agn m 12 , cza stawa pt nk asza a r r p czne f a y a l. Sz łem z jna w Kole P) przy u im udzia . o B 8r m M 0 i z 0 (P aż a2 ernis ietni Na w do 12 kw a możn .pl, @wp jaros a k z s nie il: ag e-ma argit.com n . www 24 zalew kultury/marzec 2008 Rzecz o lombardzie - Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej Michała Witkowskiego Coś niepokojącego jest w posiadaniu pasji. Mieć pasję to znaczy zdecydowanie więcej niż mieć tylko hobby. Pasja jest czymś podmiotowym, czymś, co uwodzi, wymaga, stawia warunki. Hobby można uprawiać albo nie, można do niego wracać i je zarzucać, pasji trzeba się poświęcić. Chyba właśnie niebezpieczeństwo uwiedzenia przez pasję jest takie intrygujące. Czytając Barbarę Radziwiłłównę z Jaworzna _Szczakowej Michała Witkowskiego, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z kimś, kto całkiem świadomie poddał się pasji. Mam na myśli zarówno autora, jak narratora i jednocześnie jednego z bohaterów książki. Literacka biografia Michała Witkowskiego potwierdza fakt, że jest to osoba, która dała się uwieść chyba niejednej pasji. To człowiek, który poświęcił się literaturze i tworzeniu. Autor Barbary Radziwiłłówny…to przedstawiciel młodego pokolenia twórców, urodził się w 1975 roku we Wrocławiu. Studiował polonistykę, zaczął pisać doktorat, ale zarzucił tę pracę na rzecz tworzenia własnej literatury. O tym, że była to dobra decyzja, przekonują nagrody, którymi autor jest co jakiś czas wyróżniany i nominacje do najważniejszych nagród literackich takich jak NIKE. Książka Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna _Szczakowej jest dowodem na to, że autor kolekcjonuje swoje literackie doświadczenia z pełną świadomością, a jednocześnie z tak charakterystycznym dla pasjonata brakiem krytycyzmu dla swojej kolekcji. W książce mieszają się bowiem style i konwencje. Czytając utwór, błądzimy wraz z narratorem_bohaterem, w swoistym silva rerum, tak typowym dla gawędy szlacheckiej czasów sarmatyzmu. Błądzimy jednak nie tylko po tematach, ale również, a może przede wszystkim, po świadomości i wyobraźni bohaterów. Te zaś, choć noszą znamiona mentalności sarmackiej, są bardzo współczesne. Akcja książki toczy się w latach transformacji ustrojowej, która determinuje działania bohaterów, zmusza ich i nas wraz z nimi do diagnozy sytuacji i snucia pomysłów, jak tę sytuację opanować. Musi-my pokonać całe góry śmieci od igły po widły, które zalegają w lombardzie bohatera, by dotrzeć do je-dnej wartościowej perły na śmietniku. W smutnym, szarym i jakże dobrze znanym współczesnym lu-dziom świecie zdarza się czasem coś optymistycz-nego. Rzeczywistość, w której obraca się bohater _narrator, Hubert vel Barbara Radziwiłłówna, daje szansę na miłość. Trudną, nieakceptowaną społe-cznie, toteż bez szansy na banalny happy end. Narrator jasno sprecyzował cel, jaki mu przyświeca, kiedy snuje swoją opowieść _ chce opisać swoje życie, w którym jak w więzieniu jest zamknięty. Natłok myśli powoduje, że czytelnik musi dać się ponieść swego rodzaju strumieniowi świadomości, musi jednak bardzo uważać, żeby nurt nie porwał go tak, by stracić orientację. Lektura Barbary Radziwiłłówny… jest żmudna i mozolna, wymaga ciągłego skupienia. Narracja, kojarząca się ze sposobem komentowania rzeczywistości przez Witolda Gombrowicza, składa się bowiem z wielu istotnych dygresji, które tworzą kalejdoskopowy obraz współczesnego świata i mentalności dzisiejszego człowieka. Jak się wydaje, zasadą narracji jest asocjacyjność, która obrazuje powierzchowność odbioru wszelkich doznań w świecie pogrążonym w różnego rodzaju śmieciach. Czytelnik odnosi wrażenie, jakby oglądał strzępy programów nadawanych na różnych kanałach, teledyski składające się z luźno ze sobą powiązanych scenek, jakby słuchał fragmentów różnych rozmów, których wielogłosowość przechodzi czasem w kakofonię dźwięków, jakby pogrążył się w świecie kiczu, w pewnej rupieciarni myśli, idei i wartości. Myli się jednak ten, kto uważa, że te śmieci to wszystko, co stanowi o treści książki. Lom- zalew kultury/marzec 2008 25 kładem permanentnej denominacji i inflacji, jest znakomitym pretekstem do rozważań na temat wielu zjawisk charakterystycznych w rzeczywistości transformacji ustrojowej, ale także przed nią i obecnie. Obrazy przywołane w książce dotyczą tak różnorodnych zjawisk, że obejmują niemal cały obszar życia społecznego Polaków przełomu wieków. Znajdziemy zatem prezentowane z obserwatorską pasją migawki ze stadionowych porachunków, z prób, jakie podejmują Ukraińcy, by zasymilować się z polskim społeczeństwem w nowej rzeczywistości, z półlegalnego windykowania długów, prowadzenia interesów na pograniczu prawa, spekulanctwa i kombinatorstwa, plajty z czasów PRL-u, kiedy celem dnia było zdobycie „jakiegoś przydziału”, kartek itd., przeczytamy o tym, jak żyją Ślązacy, jak dochodzi się do bogactwa, jak się je traci, przejrzymy się w zwierciadle naszej sarmackiej pobożności. Jesteś Bliźnięta Fahrenheit Michela Fabera to zbiór siedemnastu zgrabnie i zabawnie poprowadzonych narracji traktujących o prawach funkcjonowania w rzeczywistości supermarketu, gdzie wszyscy przychodzili do supermarketu z zamiarem kradzieży, kwestia pozostawało tylko co i kiedy. Wystarczyło popatrzeć na ich twarze. Winni na sto procent, do samego początku. Czasy, w jakich przyszło żyć, wymagają ochrony: jak jej wyjaśnić, że życie jest ciężkie dla wszystkich, dla wszystkich w całym tym pieskim świecie. Książka opowiada w prześmiewczy sposób o tym, że w obawie przed odpowiedzialnością za swoje czyny i decyzje ludzie wybierają nieobecność, niewidzialność. Autor Jabłka kreuje chwilami surrealistyczny świat, a za pomocą ostrza satyry tworzy krwiście prawdziwą codzienność. zalew kultury/marzec 2008 Ewa Jakubiak kapusiem? Nie? No to zacznijmy naszą opowieść. 26 Autor nie ucieka od pytań o tożsamość narodową i pojedynczego człowieka. Nie boi się też mówić trudnej prawdy. Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna_Szczakowej Michała Witkowskiego to lektura wymagająca, niełatwa, którą można odczytać jako próbę literackiego performance. Ale jest to książka mądra. Autor daje popis nie tylko swojego talentu pisarskiego, ale także dowodzi tego, że pasja ocala. Tworzenie daje możliwość mówienia własnym głosem w codziennym jazgocie, pozwala zachować swój wewnętrzny heimat w zaśmieconej bezwartościowymi ideami współczesności, którą pisarz nazywa _ jakże po polsku _ NIU EJDŻ. Gorączka pokazu staje się tematem Wykładu o kokosach, stanowiącym żart z konferencyjnych spotkań, w których uczestniczą panowie pochłaniający zmysłami i oczami wyobraźni Miss Soedhono, mówiącą o kokosie. Tymczasem panowie obawiają się, iż Miss opuści salę i zostawi ich niezaspokojonych. Plastyczny i sugestywny obraz samotności, ludzkiego niespełnienia zostaje zaprezentowany w Kryjówce, fabule zogniskowanej wokół Człowieka Niewidzialnego, który raptem staje się tu dla każdego niespodziewanie i szczęśliwie odnalezionym wujkiem. T-shirt staje się informacją o tobie dla przebywających w ośrodku, informacją zaszyfrowaną skrótami, takimi jak np.: u: = urodzony, BzsO = Babka ze strony Ojca. Bohaterowie sczytują się nawzajem, starając się czynić to na tyle dyskretnie, aby nie wprowadzać w zakłopotanie osoby intensywnie pochłanianej. Kryjówka jest miejscem, do którego wprowadza się ludzi z zewnątrz na określony czas. Zastanawiam się, co będę musiał zrobić, żeby mi pozwolili zostać w Kryjówce, i kogo mogę o to zapytać. Muszę przyznać, że jako rozmówca trochę zardzewiałem. Zagubieni, zaginieni, nikomu niepotrzebni stoją z boku i nie czują, bo brakuje im bodźców. Spełnieniem w sensie społecznym jest nawiązanie więzi we współczesnym matriksie. Podnoszę rękę, żeby pomachać w stronę połyskującej kałuży i ustalić, która twarz należy do mnie. Kilka rąk […] macha w odpowiedzi w moim kierunku. Nie jestem już zaginiony. M. Faber, mam takie wrażenie, zaprasza do powierzchownego, szybko serwowanego powidoku życia, okraszonego zmysłową przyjemnością. Rzeczywistość przedstawiona jest rzeczywistością braku oczekiwanej wartości i jakości. Trzeba jednak zaznaczyć, że autor Szkarłatnego płatka i białego podkreśla, że siła perswazji, czy _ inaczej rzecz biorąc _ wyobraźni poszerza pole widzenia; że akwizytorzy również spoglądają oczyma duszy… na zaspokajanie potrzeb konsumenckich. Najistotniejsze stają się wirtualne wrażenia, jak widać, oszustwa na życzenie, których spełnienie daje radość w codziennej krzątaninie. Nowa perspektywa uzależnia i przekonuje o tym, iż można w sposób higieniczny, na miarę XXI wieku cieszyć się naturą za oknem. Szczególnie ciekawą historią obok tytułowego opowiadania jest Błahość czynu. W centrum fabuły znajduje się strach, że kobieta przestanie istnieć, że niknie w obliczu braku czasu innego niż tego, który poświęca na niańczenie dziecka, które od samego początku było jako takie mało przekonujące: jakiś cień na jego czole, chytrość w oczach, zacięty wyraz ust sprawiały, że wyglądał od razy na mężczyznę, jak gdyby jej macica była czymś w rodzaju baru, gdzie spędził pół życia sącząc piwo, narzekając z kumplami i spoglądając w kobiece piersi. Życie w ciągłym stresie i przerażeniu, że oto stajesz się przeźroczysta, niewidoczna, z celofanu, oraz spostrzeżenie, że zaczyna się myśleć o tym, żeby cisnąć dzieckiem przez pokój _ stają się mało bezpieczne. Dzika ochota, pragnienie, żeby mężczyzna dostrzegł kobietę w kobiecie, a nie tylko matkę jego dziecka, brak czasu na siebie, doprowadzają do niewesołych wydarzeń. Ups, głowa dziecka oderwała się od ciała. Groteskowe ujęcie problemu wzmaga obraz ojca, który nawet nie zauważył jakoby z synem było coś nie w porządku. Tak, jest grzeczny. Byłam kiedyś istotą ludzką. Teraz zmieniam się w maszynę. Christine była kiedyś maszyną. Teraz zmienia się w istotę ludzką. Problem dojrzewania podejmowany w Kremo- wojasne jak u Eminema zostanie rozwinięty w tytułowej opowieści o rodzeństwie, które nie miało takich trudności w życiu, albowiem skupiło się na organizacji pogrzebu swojej matki na lodowcu. Tainto'lilith i Marko'kain wychowywali się właściwie sami w poczuciu niechcianej miłości. Doskonale wiedzieli o tym, iż mogą polegać wyłącznie na sobie. Matka zmarła najprawdopodobniej wskutek zatrucia. Ojciec nie był zainteresowany kwestią pochówku małżonki, która w istocie była dla niego jedną z postaci w domu. Mężczyzna skupiał się na pracy naukowej, w którą również jego żona była zaangażowana. Małżeństwo prowadziło badania nad plemieniem w wiosce Guhiynui, dzieci prowadziły dom. Bliźnięta wyruszyły w drogę, aby pochować matkę w rzeczonej wiosce na Antarktydzie. Faber skupia się na jakości więzi społecznych, międzyludzkich, szkicuje obraz komicznie nieludzkich poczynań, stawiając dorosłych w świetle śmieszności, chronicznej nieobecności. Autor pokazuje w Bliźniętach Fahrenheit, iż brak wsparcia emocjonalnego, ciepła i zrozumienia rodzi makabryczne jak u Rolanda Topora, deliryczne wizje oraz podejrzenia, których nie sposób wykluczyć w dojrzałym życiu. Magdalena Gruda [email protected] zalew kultury/marzec 2008 27 muzyczne_wibracje zdj. Magdalena Tworkowska Wygrzebane z ubiegłorocznych czeluści Rok 2007 już na dobre za nami, można więc śmiało pokusić się o spojrzenie z należytym dystansem na to, co miał nam do zaoferowania. Pod względem muzycznym był to bardzo dobry okres, jednak coraz trudniej docierać do tych najbardziej wartościowych wydawnictw, które giną w natłoku taśmowo produkowanej i nachalnie promowanej komercyjnej papki. Zaprezentuję więc kilka tytułów, które swoją jakością zasługują na szczególną uwagę. MINISTRY _ The Last Sucker Tego zespołu nie trzeba specjalnie przedstawiać. Pionierzy łączenia industrialu z metalem, autorzy m.in. przełomowej i kultowej płyty Psalm 69, od lat konsekwentnie kroczą obraną niegdyś ścieżką. Mechaniczne bity, gitary tnące niczym brzytwy, a do tego przesterowany, pełen wściekłości wokal. The Last Sucker jest zamknięciem trylogii poświęconej Georgowi Bushowi, do którego lider Ministry, charyzmatyczny Al Jourgensen, łagodnie mówiąc nie pała wielką miłością. Słuchając tej płyty, możemy natknąć się na wspamplowane w utwory wypowiedzi prezydenta USA, które oczywiście nie pozostają bez odpowiedzi. Muzycznie mamy tu do czynienia z totalną energią, całą masą świetnych riffów i dobrze pojętą przebojowością. Era eksperymentów odeszła już na dobre, ustępując pola zdrowemu i intensywnemu grzaniu. Jeśli wierzyć w zapewnienia Jourgensena, jest to ostatnia, regularna płyta MINISTRY. Zespół wyda jeszcze płytę z cove- 28 zalew kultury/marzec 2008 rami, pojedzie w światową trasę i zakończy działalność. Wielka szkoda, lecz może jednak lepiej, że odchodzą w wielkim stylu, niż gdyby mieli w przyszłości rozmieniać się na drobne. Pozostaje też mieć nadzieję, że uda im się w końcu zagrać w Polsce, gdyż to ostatnia okazja, a taki koncert z pewnością byłby jednym z najważniejszych wydarzeń roku 2008. THE COFFINSHAKERS _ The Coffinshakers Z kolei ten zespół należy przedstawić, gdyż w Polsce jest praktycznie nieznany, zaś sami Szwedzi niezbyt intensywnie pracują nad popularyzacją swojej muzyki. Może wygodniej im w podziemiu, co wcale nie jest niemożliwe, zważywszy na tematykę, jaką poruszają w swoich piosenkach. Wampiry, upiory, voodoo, mumie, żywe tru-py... innymi słowy całe zastępy postaci rodem z hor-rorów. Najciekawsze jest jednak to, że THE CO-FFINSHAKERS gra country z wyraźnymi wpływa-mi Elvisa Presleya, na dodatek czując się w tej styli-styce jak ryba w wodzie (chociaż może raczej powi-nienem napisać: jak wampir w trumnie). Grają bez-czelnie przebojowe hity, które nucimy sobie już po kilku przesłuchaniach ich ostatniej płyty. Nad wszy-stkim góruje zniewalający wręcz wokal, z głęboką barwą wydobywającą się jakby z czeluści krypty, na dodatek z akcentem rodem z Transylwanii. Niezbyt często oryginalny i dopracowany pod każdym względem koncept idzie w parze z rzeczywistą jakością muzyczną. W tym przypadku mamy dzieło kompletne, wzbogacone o sporą dawkę niekiep- muzyczne_wibracje do ucha słuchając skocznego country i wokalisty radośnie śpiewającego I'm gonna get out of the graveyard tonight! Allright! MANOWAR _ Gods Of War Najbardziej kontrowersyjny zespół w zestawieniu. Od lat wzbudzają skrajne emocje, przez jednych wyśmiewani za banalne teksty i image budzący wątpliwości co do orientacji seksualnej, przez innych darzeni uwielbieniem porównywal-nym do religijnego uniesienia. Archetypiczni przedstawiciele heavy metalu, najgłośniejszy i najbardziej umięśniony zespół naszego globu kolejny raz powrócił. MANOWAR od lat gra we własnej lidze, są jedyni i wyjątkowi, nie muszą z nikim się ścigać i nikomu nic udowadniać. Po tylu latach ogłaszania się Królami Metalu i niezliczonych deklaracjach wierności swoim ideałom ich pozycja wydaje się już dawno ugruntowana. Raczej nie zdobędą już nowych słuchaczy, lecz posiadając tak ogromne rzesze fanatyków swojej twórczości mogą spać spokojnie. Gods Of War to najbardziej epicka i podniosła płyta w ich dorobku, tylko dla prawdziwych twardzieli gotowych wziąć na klatę tak wielkie stężenie patosu. Już sam utwór tytułowy brzmi tak potężnie, że słuchając go aż palimy się, by pochwycić oręż i rzucić się w wir walki o Prawdziwy Metal. Dla najwytrwalszych wojowników ukazała się także dwupłytowa koncertówka Gods Of War: Live, gdzie największe hymny Amerykanów zagrane są w iście ognistych wersjach z perfekcyjnym, kruszącym pozerów brzmieniem. ELECTRIC WIZARD _ Witchcult Today Brytyjska kapela parająca się muzyką z przecięcia doom metalu i stoner rocka, na swej ostatniej płycie wyraźnie dryfuje w stronę tego drugiego. Muzycy ELECTRIC WIZARD nigdy nie ukrywali swojej fascynacji BLACK SABBATH i w przypadku ubiegłorocznej płyty słychać to lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Oczywiście, cały czas jest ponuro, dominują żółwie tempa i duszny klimat, lecz tym razem jest więcej luzu, o ile w ogóle można mówić o luzie także wokale, zamiast gardłowego bulgotu mamy tutaj czysty głos jeszcze bardziej zbliżający ELECTRIC WIZARD do ich wielkich protoplastów. Jednak tym, co najbardziej zaskakuje na Witchcult Today, jest brzmienie, gdyż płyta ta została w całości nagrana na oryginalnym sprzęcie z lat 70. Jest ekstremalnie surowo, brudno, wręcz garażowo, lecz posiada to swój niezaprzeczalny urok i doskonale komponuje się z mrocznymi kompozycjami, pełnymi okultystycznych inkantacji i tajemniczych dźwięków dobiegających z drugiego planu. Z racji podejmowanej tematyki płyta ta jest pozycją obowiązkową dla każdego zwolennika H.P. Lovecrafta, zaś za sprawą dźwięków dla wszystkich, którzy od muzyki rockowej oczekują czegoś głębszego od wesołego plumkania. NYIA / ANTIGAMA _ split Wypadałoby wyróżnić też kogoś z naszej rodzimej sceny. Mój wybór pada na te dwa zespoły, które poza wspólną płytą wydaną na okoliczność wspólnej trasy, nagrały także swoje regularne płyty. NYIA na More Than You Expect zapędziła się w jeszcze większe eksperymenty. Mając w składzie takich zawodników jak perkusista Wojtek Szymański (m.in. ex-KOBONG, ex-NEUMA), czy Szymon Czech (m.in. ex-PROPHECY, czołowy polski producent muzyki alternatywnej) możemy spodziewać się najwyższej jakości i właśnie to dostajemy. Słuchanie tych połamańców to prawdziwe wyzwanie, jest to płyta na wiele wnikliwych przesłuchań. Z kolei ANTIGAMA stała się jednym z czołowych polskich produktów eksportowych, za sprawą kontraktu z legendarną wytwórnią Relapse. W kraju jednak mało kto zdaje sobie sprawę z istnienia tego zespołu, gdyż ich psycho-grind to mocno niszowa muzyka, w której lubuje się wąskie grono entuzjastów. Polecam wszystkim tym, którzy nie boją się poszerzać swoich horyzontów ich płytę Resonance. Warto wspierać takie zespoły, gdyż ich popularność jest niewspółmierna do poziomu tworzonej muzyki. Ostatnia trasa, na której można było podziwiać NYIĘ, ANTIGAMĘ i BLINDEAD cieszyła się zawrotną popularnością, osiągając średnią frekwencję około 50 osób na koncert. Przykre. Andrzej „Muflon” Kieś [email protected] zalew kultury/marzec 2008 29 muzyczne_wibracje zdj. Grzegorz Stój Control Ian Curtis. Jedna z tych jednostek na rockowym padole (piedestale zresztą też), wokół której narosło równie dużo mitów, co nieporozumień. Świat usłyszał o nim, gdy pod koniec lat 70. poprzedniego wieku do głosu doszła brytyjska grupa JOY DIVISION, a ściślej _ gdy pojawiła się wraz z całą resztą ekipy „roztańczonego Manchesteru”. Zespół zaczął od lokalnych sukcesów i w przeciągu paru lat piął się coraz wyżej w drodze do muzycznego Olimpu. Dzięki ponurej muzyce i przejmującym tekstom Curtisa, grupa zyskiwała coraz szersze grono sympatyków. Wszystko szło w dobrym kierunku _ czekała ich trasa po Stanach Zjednoczonych. Ale czy aby na pewno wszystko było w porządku? 18 maja 1980 Ian Curtis popełnił samobójstwo. Dla wielu był to szok. Niby wiadomo było o jego atakach epilepsji, które często paraliżowały występy zespołu. Niektórzy myśleli, że to element show, jaki grupa fundowała na koncertach. Niewielu jednak zdawało sobie sprawę, w jak poważnym stanie jest psychika wokalisty... Od tamtych wydarzeń minęło ponad 25 lat. Muzyka JOY DIVISION jest wciąż żywa, a za sprawą młodych wykonawców takich jak Interpol czy Kasabian, którzy jawnie przyznają się do inspiracji nią, wróciła ona na szczyty. Historia Iana Curtisa została już raz opowiedziana przez jego żonę, Deborah Curtis w książce pt. Joy Division i Ian Curtis. Przejmujący z oddali. Dzięki tym wspomnieniom wielbiciele JOY DIVISION i Iana Curtisa mogli lepiej zapoznać się z jego życiem _ tym zespołowym, jak i tym prywatnym. W 2007 roku wspomnienia te zostały przeniesione na duży ekran. Wyżej wymieniona książka stała się punktem odniesienia dla scenariusza filmu. Jednak najważniejszą kwestią w tym przypadku wydaje się fakt, kto podjął zadania wyreżyserowania filmu. Anton Corbijn _ znany fotograf i reżyser, mający na koncie współpracę z takimi artystami, jak DEPECHE MODE, U2 czy METALLICA, których fotografował i kręcił w najważniejszych momentach ich karier. Jego dzieła charakteryzują się silnym nasyceniem barw czarnej i białej. Tworząc w takiej 30 zalew kultury/marzec 2008 kontrastowej konwencji, Corbijn szczególnie wyostrza charakterystyczne cechy bohaterów swoich fotografii. Osobiście polecam jego albumy ze zdjęciami z tras koncertowych U2 i METALLIKI. I w takiej też konwencji stworzony został film Control, opowiadający o życiu Iana Curtisa. Od początków JOY DIVISION, aż do samego tragicznego finału. Śledzimy zatem początki zespołu, który jeszcze pod nazwą WARSAW gra pierwsze koncerty w brytyjskich uniwersytetach i pubach. Widzimy, jak zmienia się postać Iana Curtisa, jak wpływają na niego wczesne małżeństwo, ojcostwo, a także romans z belgijską dziennikarką, Annik Honoré. Wreszcie możemy zaobserwować zespół praktycznie w przededniu przypuszczalnie światowego sukcesu za Oceanem. A wszystko to okraszone jest hipnotyczną muzyką JOY DIVISION _ piosenek takich jak Love Will Tear Us Apart, Transmission czy Atmosphere. Silny przekaz wizualny i dopełniająca całości transowa muzyka _ czy to idealny przepis na dobry film muzyczny? Czy zmusza do myślenia i do sięgnięcia po muzykę JOY DIVISION ponownie i zastanowienia się, kim tak naprawdę był Ian Curtis? Chyba tak. Sam, po obejrzeniu filmu odpaliłem dyskografię zespołu i ponownie sięgnąłem po wspomnienia Debroah w formie pisemnej... Polska premiera filmu _ 7 marca 2008 r. Maciej Majewski [email protected] turystycznym_szlakiem Zgodnie z zapowiedzią sprzed miesiąca, dziś tekst z innej gałęzi turystyki. Moim zdaniem _ stanowczo bardziej ryzykownej od chodzenia po górach. Nadal chętnych do opisywania swoich wojaży zapraszam do podjęcia wyzwania i nadsyłania swoich próbek na adres [email protected] Traperka znad Szotkówki Blue Dream Ten tekst nie jest dla osób, które na żeglowaniu zjadły zęby i czują się starymi wygami morskimi. Jeśli już – to na własną odpowiedzialność i proszę później nie pisać, że koleś nie wie, co mówi, że przesadza, że od choroby morskiej miał jakieś przywidzenia. Umieszczam tutaj jedynie pierwsze wrażenia kompletnego żółtodzioba, do których jako żółtodziób mam prawo. Pewna słoneczna sobota w czerwcu 2007 roku. Stoję na betonowym pomoście w marinie w Świnoujściu i z uznaniem oceniam kształty jachtu s/y Blue Dream, którym mamy wyruszyć w kierunku Szwecji. Stoję tak i podziwiam zupełnie nieświadomy tego, co zacznie się już jutro... Ale cofnę się na moment o lat kilka. Jest rok 2004 – Czapla dzwoni i krzyczy w słuchawkę – BeE, co robisz w wakacje?!! Masz urlop??!! Jedź z nami na Mazury!! Czarterujemy łajbę w lipcu!! Zgodziłem się wtedy, niezbyt się opierając, mimo że moje pojęcie o żeglowaniu ograniczało się do lektury Wilka morskiego Jacka Londona... W trakcie pierwszego kroku po pokładzie mazurskiej sasanki przeszły mnie ciarki. Cholerstwo buja się przy każdym ruchu. Nauka składania masztu na kotwicy i przy kompletnej flaucie, również ciarki. Pierwszy przechył w bajdewindzie – ciarki (o Jezu, zaraz się przewróci!!). Chrzest odbył się kilka dni później – burza, mgła, wyciąganie rozbitków z wywróconych na jeziorze łodzi. Poczułem, że żeglowanie to jest to, że są emocje, adrenalina. Po wakacjach tygodniami wspominaliśmy szkwały, przechyły, burze, etc., etc. Oho – żeglarz pełną gębą. I tak prawie co roku – w wakacje Mazury, po pracy Terzalew kultury/marzec 2008 31 turystycznym_szlakiem licko, czasami Rybnik… Czapla co jakiś czas wspominał tylko swoje dwa krótkie rejsy sprzed lat po Bałtyku. Wtedy była to dla mnie zupełna egzotyka, dla jakichś dziwnych, szalonych osób, które piszą później o tym książki. Coś, co mnie zupełnie nie dotyka i jest nierealne. Pływanie śródlądowe w zupełności wystarczało. Wydawało mi się, że dostarcza super emocji. Wydawało mi się i to bardzo... W pewnym momencie pojawiły się na półce książki i relacje z samotnych rejsów, coraz częstsze spotkania w knajpie z Czaplą i rozmowy o morzu. Nieco później przeglądane z czystej ciekawości w Internecie oferty rejsów. Ziarenko kiełkowało… Nim się zorientowałem, miałem już opłaconą drugą ratę za tygodniowy rejs po Bałtyku... Koniec retrospekcji. Jest czerwiec 2007. Przyjechaliśmy do Świnoujścia dzień wcześniej z mocnym postanowieniem – na morzu będzie bujać, będą wachty w nocy, a więc należy być wypoczętym; koniecznie normalny sen i żadnego alkoholu, żadnych tawern i nocnych eskapad. Wynajęliśmy pokój w pensjonacie, żeby się wyspać i nabrać sił. Babcia, właścicielka pensjonatu, nie mogła pojąć, że płyniemy na takiej małej łódce, początkowo była przekonana, że czekamy na prom. Chłopcy, ale ostatnio był sztorm i taaakie fale – rzuciła na pożegnanie. Dostaliśmy od niej na drogę świeżo upieczone ciasto. Sobota, siedzimy z uczestnikami „wycieczki” przy stoliku na terenie mariny. Doświadczenie załogantów dyskusyjne, raczej szuwarowo–bagienne, nieliczni mają mile morskie na koncie. Pojawia się kapitan, którego firma zaoferowała razem z jachtem. Ma 21 lat, nasze miny nieco zrzedły. Młodszy od najmłodszego uczestnika rejsu (później okazało się, że jest niesamowitym człowiekiem z wielką wiedzą, pływa od 11 roku życia). Kapitan dzieli nas na wachty w zależności od doświadczenia i określa zakres obowiązków. Z racji moich zerowych kwalifikacji dostaję do pary Rafała z Gdyni, Czapla jest z Arturem – człowiekiem, który przeczytał przed wyjazdem historie wszystkich słynnych katastrof morskich i raczył nas nimi codziennie od śniadania do kolacji. 32 zalew kultury/marzec 2008 Później podstawowe szkolenie – z różnych alarmów, lin, przyrządów nawigacyjnych, parę słów o chorobie morskiej. Trochę przytłacza mnogość osprzętu, jakieś cyrkle, linijki, mapy, GPS-y, radiostacje, automatycznie pompowane kapoki, dziennik pokładowy, tratwa ratunkowa, pławki, race… etc., etc. Ale ogólnie – zapowiada się całkiem „spokojnie”, nawet łódka w trakcie chodzenia wcale się nie buja… Popołudnie schodzi nam na sztauowaniu jachtu – nosimy kilka godzin prowiant z busa i upychamy w różnych schowkach. Niedobra wiadomość – nie wypływamy dzisiaj z uwagi na warunki pogodowe, wieje zbyt mocno i fala duża. W związku z tym załoga wykorzystuje okazję i organizujemy wieczór integracyjny w tawernie na terenie mariny, który to przerodził się w balangę z tańcami do rana. Nasze plany o „odpowiednim przygotowaniu organizmów i wypoczynku” biorą w łeb. Jeden z kolegów zakończył wieczorek na drugim końcu Świnoujścia na urodzinach pewnej uroczej damy (na szczęście jej rodzina odtransportowała go rano taksówką na jacht). Niedzielę przywitaliśmy nieco sponiewierani. Po porannej toalecie i sprawdzeniu raportów meteorologicznych hasło wyruszamy. Odprawa celna w GPK na końcu falochronu (łowimy odbijacz, który Krzysiek upuszcza do wody). Wypływamy. Trochę na silniku i stawiamy żagle. Do wszystkiego trzeba używać sporo siły i kabestanów. Inaczej niż na Mazurach. Mija kilka godzin, łódka się buja i przechylona bardzo, ale nikt nie wymiotuje, więc turystycznym_szlakiem nastroje chłopakom dopisują. Sami twardziele. Choroba morska to mit!!! Czuję się mizernie po zajęciach integracyjnych, a wachtę zaczynam dopiero o północy, więc całkiem rozsądnie wciskam się w swoją „trumnę” pod pokładem i funduję trzygodzinną drzemkę. Wstaję, hmm, trochę mocniej buja. Trzeba iść się przewietrzyć na pokład. Na zewnątrz niespodzianka, widok zgoła odmienny od ostatniego. Rafał wisi przez reling i uatrakcyjnia kolorystykę jachtu, Krzysiek przypięty do „lifeliny” siedzi, kiwa się niczym w chorobie sierocej i tępo patrzy przed siebie. Zbyszek za sterem z regularnością zegara atomowego wychyla się w bok i oddaje hołd Neptunowi. Siedzę chwilę i zaczyna mi się robić dziwnie. Wszystko się rusza, wiruje, w żołądku pospolite ruszenie. Zejdę sobie do środka i odpocznę – pomyślałem. Schodzę do kabiny i wszystko jeszcze bardziej wiruje, skacze, trzeszczy. Zwariuję !!! – coś krzyczy w środku. I za coś takiego tyle kasy? Nie ma opcji – panowie dziękuję, to nie dla mnie, trzymajcie się, ja wysiadam. Przejście do koi zajmuje wieczność, zapieram się przy każdym kroku nogą o ścianki. Źle przymocowany prowiant i skrzynki latają w kabinie przy każdym mocniejszym przechyle i uderzeniu o falę. Kładę się na 5 minut. Kapitanie, można rzygać w środku? Idź do WC na zawietrznej – słyszę. W toalecie klęczę w nadziei, że to już wszystko. Wychodzę na zewnątrz i widok kolegów sprawia, że dołączam do Rafała, który nadal wisi przez reling. Minęło pół dnia, a niczym wieczność. Krótki postój na wyspie Rugia, odbieramy nowe żagle. Nadchodzi wieczór, wypływamy dalej. Robi się ciemno, na morzu widać tylko światła, światełka, mrugające lampki. Kapitan Jasiu przypomina, co które oznaczają. Jeśli chodzi o jednostki pływające, okręty, promy etc. – ważne są przede wszystkim trzy kolory – zielony, czerwony i biały. W skrócie – jeden znika, pojawia się drugi, widać obydwa – po tym określamy, czy statek nas mija, którą burtą, a może płynie na wprost nas i zaraz zderzymy się dziobami i takie tam różne informacje. Dla kogoś, komu kręci się głowie i jest na granicy halucynacji – kompletnie niezrozumiały mętlik. Nadchodzi północ i moja pierwsza wachta. Kapitan mówi – panowie, kładę się spać do mesy, wszystko wiecie, jakby coś się działo, proszę bez wahania mnie budzić. I tyle. Zostajemy z Rafałem sami. Na szczęście te bardziej ekspresyjne efekty choroby morskiej już mi minęły. Rafał jest nieźle oblatany ze świateł, tłumaczy mi wszystko jeszcze raz. Jego pomoc jednakże nie trwa zbyt długo. Mija godzina i nadchodzi czas, by wpisać niezbędne dane do dziennika pokładowego i nanieść pozycję na mapę. Mówię – stary idź, wpisz co trzeba i wracaj, ja posteruję, jakby co – będę wołał. Wpisywanie w dziennik zajęło mojemu wachtowemu nieco ponad dwie godziny. Przerwy pomiędzy wykreślaniem linii na mapie wypełniają mu niezbędne wizyty w małej kabinie na rufie. W tym czasie samotnie rozwiązuję niezliczone zagadki setek świateł na morzu i widocznym jeszcze niemieckim wybrzeżu. Denerwuję się, że feeria świateł na horyzoncie to nie prom, tylko jakaś promenada na brzegu, tylko dlaczego się przesuwa, a może się nie przesuwa?! Przypomina się niezrozumiałe wcześniej powiedzenie z Mazur: żeglarz śródlądowy robi pod siebie, gdy traci z oczu brzeg, żeglarz morski szaleje ze strachu, gdy brzeg jest blisko. Bolą oczy od patrzenia i mózg od analizowania. Udało mi się nawet zobaczyć machających marynarzy z pewnego rosyjskiego kontenerowca. W zasadzie nie wiem, dlaczego machali, skoro minęliśmy się w odległości prawie stu metrów. Szaleństwo świateł się kończy, bo schodzimy ze szlaków i robi się jakoś tak metafizycznie, mimo zimna, wiatru i nieustającego bujania. To już chyba połowa drogi do Szwecji. Tylko morze i spokój. Regularność fali rozbijającej się o dziób działa jak mantra. Dochodzi 4 rano, budzimy wachtę Czapli. Już na luzie robię mu parę zdjęć. Mówi mi po cichu, że nie zmrużył oka, że strasznie się bał, bo tylko on zalew kultury/marzec 2008 33 turystycznym_szlakiem wiedział, co czułem wcześniej, jakie miałem obawy i lęki przed rejsem. Kładę się do „łóżka–trumny” na dziobie. Przecież tutaj się nie da spać!!! Nie dotarło do mnie, że w trakcie nocy wiatr stężał i fala dużo większa. Uczucie jak w zrywającej się co parę sekund windzie. Lub, co chyba trafniejsze – jak w betoniarce, która się kręci, a do tego ktoś ją szybko unosi na 2 metry i zrzuca po chwili z hukiem na beton… Docieramy w końcu do Ystad. Pierwszy normalny postój. Dużo rozmawiamy, jest trochę wódki (jakoś nie ma ochoty na imprezowanie), sauna, powoli schodzi napięcie. Płyniemy dalej. Kolejne porty. Kręgi runiczne, wybrzeża klifowe. Niektóre widoki zapierają dech w piersiach. Mylą się dni i pory dnia. Pobudki na wachtę o północy, o 4.00 rano, w południe. Zegar biologiczny idiocieje. Jeden z wieczorów, słońce zachodzi tysiącem kolorów, stoję za sterem. Chłopcy, żeby zrobić mi klimat puszczają na cały regulator utwory operowe, które dobiegają ze wszystkich wbudowanych w kokpicie głośników. Jest wręcz mistycznie, w środku uniesienie – tak pięknie i ta muzyka. Mistyka kończy się w momencie, gdy jacht łapie odbicie wiatru od wyspy, robi niekontrolowany zwrot przez rufę (moja wina), obraca się wokół własnej osi i główny żagiel rwie się na pół (wina starego żagla). Zapasowego grota brak (na Rugii nie otrzymaliśmy nowego). Załoga do nocy próbuje coś z tym zrobić. Ostatecznie udało się żagiel zarefować i tak już pływamy do końca. Kończę jedną z następnych wacht o godzinie 4.00 i pakuję się szczęśliwy jak dziecko do śpiwora. Za chwilę słyszę pobudka. Dopłynęliśmy do wyspy 34 zalew kultury/marzec 2008 Christianso. Godzina na zwiedzenie wyspy i płyniemy na Bornholm. Cholera, jest po 5.00 rano… Dziś oceniam to „zwiedzanie” jako jedno z najpiękniejszych w życiu, ale wtedy... Kolejna wachta o 8.00. Warto też wspomnieć o wachcie w tzw. „kambuzie”. Zgodnie z grafikiem każdy po kolei miał dyżur w „kuchni” i przez cały dzień przygotowywał pełnowymiarowe posiłki dla dziewięciu osób. Dobra szkoła dla przyszłych mężów, konkubentów, jak i osób wybierających się na studia. Nie ma co się oszukiwać – wielką sztuką jest pichcenie wymyślnych potraw (bo załoga oczywiście wybredna) zapierając się nogami o ściany i łapiąc latające warzywa. Poró-wnywalne jest np. obieranie ziemniaków siedząc na huśtawce. Konsumpcja też wymaga niejakiego spry-tu i chytrości, ponieważ natura obdarzyła nas zbyt małą liczbą kończyn chwytnych. I tak – np. sięgając po karton z sokiem, przytrzymujesz jednym łokciem nóż, drugim widelec, a brzuchem talerz, bo druga ręka trzyma kubek, itp. etc. Rejs był krótki i trzeba było się kierować w stronę Polski. Niefortunnie termin naszego powrotu zbiegł się idealnie z wizytą G. Busha w Gdyni. W związku z tym część akwenów zamknięto dla ruchu statków i jachtów. Czapla dodatkowo nabawił się rozstroju nerwowego, ponieważ w trakcie swojej nocnej wachty przez cztery godziny nieskutecznie próbował wyminąć grupę okrętów wojennych, które po prostu otoczyły jacht i przesuwały się wraz z nim. No cóż – stanowiliśmy zapewne niebywałe zagrożenie dla prezydenta i US Secret Service. Na polskim wybrzeżu zaliczyliśmy jeszcze Hel, Gdynię oraz Sopot, gdzie w napięciu cumozdj. Łukasz Czaja Czapla” “ turystycznym_szlakiem waliśmy do sopockiego molo pod ostrzałem krytycznych spojrzeń tysiąca spacerowiczów, dla których byliśmy kolejną atrakcją turystyczną. Rejs zakończył się w marinie w Gdańsku, co również ma swoisty urok, ponieważ przepływa się przez centrum miasta i podchmieleni panowie z knajpek na brzegu uwielbiają toczyć konwersacje z załogami wpływających jachtów. Z dzisiejszej perspektywy uważam, że w trakcie tego jednego tygodnia przewartościowałem wiele rzeczy i spraw. Człowiek dowiaduje się o sobie więcej niż przez parę lat życia. Na morzu nie ma udawania, robienia czegoś na pół gwizdka i dla świętego spokoju. Jeden błąd i zagrażasz życiu siedmiu osób, które w pełnym zaufaniu do ciebie śpią pod pokładem. Z drugiej strony pierwszy raz od dłuższego czasu miałem okazję spojrzeć z dystansem na moje sprawy lądowe. Godziny nocnych wacht są do tego celu idealne – stoisz za sterem na środku morza, cudownie uświadamiasz sobie, że tu i teraz nie masz na te sprawy absolutnie żadnego wpływu. Jacht „Blue Dream” zatonął miesiąc po naszym rejsie, w trakcie kolejnej wyprawy. Do awarii doszło w pobliżu przybrzeżnej wyspy z latarnią morską Haradskar, w odległości około 8 mil morskich (ok. 15 km) od wybrzeży Szwecji. Wiadomość o awarii jachtu i prośbę o pomoc wysłał przez telefon komórkowy z tratwy ratunkowej do polskiego właściciela jachtu jeden z członków załogi. Armator przekazał zaś wiadomość polskim służbom ratunkowym, a te zawiadomiły centralę Służby Ratownictwa Morskiego w Göteborgu. Rozbitkom pospieszyły na pomoc dwa śmigłowce ratownicze i cztery kutry. Gdy pierwszy śmigłowiec, wysłany z położonej niedaleko wyspy Olandia, dotarł na miejsce, jacht już zatonął, a dziewięciu Polaków zdołało uratować się na tratwie ratunkowej. Załoga helikoptera przejęła na pokład maszyny wszystkie osoby z tratwy i dostarczyła je do miejscowości Valdemarsvik. Z tego, co znalazłem w Internecie, prawdopodobną przyczyną zatonięcia była awaria steru i przeciek. Przyznaję, że coś zabolało w środku po tej informacji – wrażenie jakby umarła dziewczyna, z którą łączyło pierwsze prawdziwe uczucie. Nasz tegoroczny rejs odbędzie się na jachcie o nazwie mniej romantycznej, za to sugerującej więcej przygód – s/y Jumbo. I rejs będzie tym razem sporo dłuższy niż tydzień... tekst i zdjęcia: BeE [email protected] zalew kultury/marzec 2008 35 z_zagranicy i Mloda sztuka dizajnu Gdy na tablicy ogłoszeń, stojącej w Instytucie Sztuki w Cieszynie, zobaczyliśmy z Maćkiem plakat promujący wystawę Najlepszych Dyplomów Projektowych 2006/2007, z miejsca postanowiliśmy być na jej otwarciu. Cóż... pech chciał, że w tym czasie musieliśmy być na uczelni. Parę dni później wybraliśmy się do Śląskiego Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości, by wystawę obejrzeć. Zaczęliśmy zastanawiać się nad tekstem, jego formą. Nie chcemy oceniać wystawy, w końcu tę pracę wykonało jury wyłaniając najlepsze dyplomy. Wystawa jest organizowana co roku na zasadzie konkursu i stanowi prezentację dobrego polskiego wzornictwa, profesjonalnych uczelni i młodych projektantów. Dowodem wysokiego poziomu wystawy jest powiększająca się z roku na rok ilość odwiedzających. Ale my nie o konkursie chcemy. W nowym numerze kwartalnika 2+3D ukazał się szeroki tekst Halszki Ogińskiej opisujący konkurs od podszewki, ile było nadesłanych prac (115), skąd one były, jakie trendy się pojawiły. Postaramy skupić się na samych projektach. W wielkim skrócie... do wystawy wytypowano dwudziestu sześciu projektantów, którzy przedstawili koncepcje z zakresu projektowania 2D i 3D. Jako, że nie chcemy oceniać, to przedstawimy projekty, które nas zainteresowały szczególnie. To tak na początku o projektach 2D. Spodobały nam się trzy, co nie znaczy, że te pozostałe nie były godne zainteresowania. Opracowaniem kompleksowej identyfikacji wizualnej Teatru Kamienica w Warszawie zajął się Konrad Smolarski z łódzkiej ASP. W założeniu teatr ma być przestrzenią, do któ- 36 zalew kultury/marzec 2008 rej warto przyjść tuż przed spektaklem i wyjść długo po. Identyfikacja składająca się z kompletu materiałów biurowych (teczka ofertowa, papier firmowy, koperty, wizytówki), projektów plakatów jest ascetyczna w formie, lecz dekoracyjna. Szczególnym ozdobnikiem jest logo, które być może nawiązuje do umiejscowienia teatru, który mieści się w secesyjnej kamienicy. Wyzwanie zaprojektowania plakatów promujących Jazz Jamboree podjął Michał Miksa z Łodzi. Na cykl składa się siedem plakatów, na każdym z nich widnieje zapowiedź koncertu konkretnego artysty (m.in. Tomasza Stańki, Johna Scofielda, Johna Zorna czy Ornette'a Colemana). Wyjątkowy pomysł polega na kojarzeniu środków graficznych z elementami charakterystycznymi dla jazzu improwizacją, filozofią błędu, łamaniem zasad harmonii. To wszystko tworzy prace, w których króluje w największym stopniu dowolność i przypadek, z którymi idzie w parze dyskretna typografia. z_zagranicy Tematyka społeczna, ponieważ jest widoczna w plakatach, kampaniach telewizyjnych, zdążyła stać się już codziennością. Mimo to została w ciekawy sposób zaprezentowana przez Krzysztofa Ignasiaka z poznańskiej ASP. Pomysł przejawia się w grze przypominającej Monopoly, która zaskakuje, jeśli zdążyliśmy przyzwyczaić się do popularnej gry. Z tą różnica, wprawdzie małą, ale znaczącą, że wcielamy się w rolę „krwiożerczego kapitalisty” rozbudowującego korporacyjne imperium. Projekt jest atrakcyjny dzięki grafice oraz śmiałej realizacji, która wykracza poza planszę, przybierając kształt normalnej gry, z pudełkiem, planszą i pionkami. A jeśli chodzi o projektowanie 3D _ jest ono atrakcyjniejsze, bo koncepcje nie są w formie prezentacji na plakacie, planszy, lecz dosłownie stoją w przestrzeni wystawienniczej. Patrzymy na zrealizowane koncepcje mebli, szkła użytkowego, lamp czy obuwia, a i owszem, są także projekty na plakatach, bo trudno stworzyć w trójwymiarze projekt jednostki pływającej, telefonu, systemu transportu czy pomysłu na wykorzystanie energii odnawialnej. To może najpierw o meblach... Mówi się, że polski dizajn meblem stoi. W sumie meble są wiernym towarzyszem projektanckiej myśli, gdyż można je zaprojektować na wiele sposobów. Przypomina mi się inna wystawa, „Dizajn w przestrzeni publicznej”, w której myślenie o meblu ograniczono do obiektu, który jest jak najbardziej funkcjonalny. Forma popularnej ławki została przedefiniowana, bu- dząc zdziwienie wygodą i estetyką, a także zastosowaniem naturalnych materiałów, a nie plastików. Ale wróćmy do dyplomów, bo chwila braku skupienia zwiodła mnie w bardziej dygresyjne rejony... Gdybyśmy mogli z Maćkiem typować pomysł na mebel roku (nie powiem, nawet fajny pomysł) to przyznalibyśmy główną nagrodę Dorocie Kulawik z ASP w Warszawie. Zaintrygował nas pomysł i tytuł Mebel łączący w sobie cechy sofy i dywanu. Projekt rozwija ciekawe spojrzenie na relaks i jest alternatywą dla sof, puf i wszelkiej maści leżanek. Jeśli zdarza się Wam odpoczywać siedząc lub leżąc na dywanie, opierając się o ściany, tudzież meble, to mniej więcej wiemy, o co chodzi. Projekt wygląda jak dywan, którego poszczególne części wzmocniono sklejką, tak by można było dany element zgiąć i o niego oprzeć. Lecz nie spychajmy w niebyt foteli i sof _ wszakże one również relaksowi służą! To myślenie towarzyszy Monice ElikowskiejOpali z poznańskiej ASP. Trzy fotele, stanowiące projekt, są uszyte z filcu. Cechą szczególną jest forma inspirowana detalami podpatrzonymi w krawiectwie _ bufką, fałdami, plisowaniem. Wzory działają na zasadzie pracy ściągających się tasiemek w firanach. Odpowiednio naciągając lub luzując taśmy sami możemy ukształtować fotel tak, by był najbardziej dla nas odpowiedni i wygodny. Dominuje tkanina, stelaż jest jedynie dodatkiem i konstrukcją, do której mocuje się filc. Bardziej tradycyjne okazały się projekty Izabeli Domicz (Poznań) i Doroty Terleckiej (Łódź). a lat 80. zalew kultury/marzec 2008 37 z_zagranicy Projekt zestawu fotel plus podnóżek oraz koncepcja sofy mieszczą się w ogólnym wyglądzie mebla. Zaskakuje forma _ zestaw Izabeli Domicz inspirowany jest kształtem kuli, dzięki mechanizmowi można dowolnie regulować siedzisko i oparcie pozwalając na przemianę pozycji użytkownika od „aktywnej” do wypoczynkowej. Komfortowy wypoczynek zapewnia sofa _ Doroty Terleckiej _ wchodząca w zestaw mebli, który opracowała dla firmy Flair, producenta tychże. Powstał zestaw składający się z szeregu modułów, puf i stolików, w których koncepcji dominuje stylistyka lat 80. Jako, że dobry dizajn coraz silniej gości w produktach użytkowych, na wystawie nie mogło zabraknąć pomysłów z tej dziedziny życia. Pojawiły się lampy, tkanina dekoracyjna, szkło użytkowe. To może od szkła zacznijmy... 38 zalew kultury/marzec 2008 W tej materii wypowiedziała się Agnieszka Bar z Wrocławia. Zaprojektowała komplet szkła użytkowego, składający się z naczyń do serwowania deserów, przekąsek i drinków. Wszystko to z eleganckiego, bezbarwnego szkła. W pomyśle istnieje druga wersja kompletu nadająca się na okazje jak najbardziej plenerowo_piknikowe. Elementem charakterystycznym, oprócz dobrej proporcji kształtów, są półokrągłe wgłębienia w stopie lub ściance naczynia. Stanowią one estetyczny wyróżnik, ale stabilizują też chwyt, podnosząc komfort trzymania. Projektem lampy zmieniającej nastrój otoczenia zajęła się Małgorzata Truszkowska z Warszawy. Lampa na pierwszy rzut oka niesłychanie tradycyjna, kryje w sobie ogromne możliwości. Półprzeźroczysty abażur ma zdolność zmiany kształtu, przez co szeroki lub węższy snop światła kierowany jest ku górze lub ku dołowi. Sedno stanowi konstrukcja podobna do tej znanej z parasola. Ostatnim projektem, który chcielibyśmy opisać, jest projekt nowoczesnego środka transportu _ ciężarówka Muskulös, która została stworzona przez Bogusława Parucha (Wrocław). Projekt jest koncepcją przyszłościowego podejścia do transportu drogowego. Kontener lub podobnie przygotowany ładunek jest podwieszany w przestrzeni transportowej. Kabina kierowcy jest integralnym modułem, który może służyć jako sterownia załadunku lub, po zmianie pozycji fotela i zjechaniu na poziom jezdni, staje się jednoosobowym samochodem. Prace reprezentują wiele celów, dlatego nie można oceniać poziomu wszystkich projektów. Stawiane są ambitne pytania, rozwiązywane są konkretne, projektowe problemy. Część to projekty, dzięki którym studenci mogą po prostu pokazać umiejętności, które zdobyli. Każda praca jest inna, jak inny jest każdy z autorów. Wystawa gości w Cieszynie do 2 marca, potem będzie prezentowana w Krakowie (informacje na www.2plus3d.pl), Poznaniu i Warszawie. Wystawa jest warta obejrzenia nie tylko dla samych projektów, lecz także dla poznania dobrego dizajnu i przekonania się, że dobry projekt nie leży w nieosiągalnej sferze, lecz również jest dla nas. tekst i zdjęcia: Tomek Niemiec, Maciek Niemiec [email protected] przydatne strony internetowe: www.2plus3d.pl www.zamekcieszyn.pl www.wzornictwo.net uwaga_zapowiedź O co walczyMY? Sondaże wskazują, że Polki akceptują patriarchalny model społeczeństwa. Godzą się z faktem, że to mężczyźni zarabiają więcej, stanowią przysłowiową głowę rodziny (tak często przecież nieobecną w domu), inicjują krótko- i długotrwałe związki. Gdyby pójść dalej tym tropem, okaże się, że odpowiada im trwanie w sytuacjach, w których nie do końca czują się spełnione. Nawet gorzej _ wytrzymują w poniżeniu, znoszą obelgi, osłaniając się przed ciosami. W milczeniu! Prawie jedna trzecia kobiet w pewnym okresie swojego życia staje się ofiarą przemocy w rodzinie! Skąd więc takie zacietrzewienie w odbudowywaniu patologicznych związków? Skąd ten strach przed radykalną zmianą życia na lepsze? To proste _ z powodu społecznego przyzwolenia na przemoc. Społeczna mentalność karmi się mitem o mężczyźnie-zdobywcy, a w rezultacie mężczyźnie-agresorze. Stąd kontynuowany od dawien dawna model wychowania, zgodnie z którym kobieta ma wyrastać na strażniczkę domowego ogniska, a mężczyzna na łupieżcę. Nawet we współczesnych polskich podręcznikach szkolnych role dziewczynki i chłopca są jeszcze takie same jak w podręcznikach socjalistycznych _ dziewczynka marzy o tym, by zostać mamusią, ewentualnie nauczycielką, chłopiec _ inżynierem, ewentualnie biznesmenem. Zatem o co walczymy? O zmianę mentalności społecznej. Kobieta ma bowiem niezbywalne PRAWO wyboru pomiędzy pracą w domu i pracą poza domem, pomiędzy posiadaniem bądź nieposiadaniem dzieci, pomiędzy seksem i snem. Kobieta ma prawo mówić NIE. Konkretnie walczymy o to, żeby kobiety, które zdecydują się na wytoczenie sprawy o znęcanie psychiczne bądź fizyczne, nie czuły się poniżane podczas policyjnych przesłuchań. Decyzja o wszczęciu radykalnych środków jest obarczona wystarcza- jącym ciężarem psychicznym. Funkcjonariusze policji powinni wyczerpująco informować ofiary przemocy o możliwościach przeciwdziałania powtarzaniu się kryzysowych sytuacji. Kobiety wcale nie posiadają naturalnie przyrodzonej wyobraźni o stokroć bogatszej niż mężczyźni. Decydując się na rozmowę z policjantem, nie snują opowieści rodem z telewizyjnych Okruchów życia. Nikt nie ma prawa im tego insynuować. Przecież samo opowiadanie o doznanych upokorzeniach przynosi wystarczający ból. Walczymy o to, żeby kobiety zaczęły mówić. Materiały, poradniki, informatory docierają zazwyczaj do tych, które są świadome problemu, prawa do protestu i form udzielanej pomocy. Pozostałe powinny wiedzieć, że PRZEMOC to każde zachowanie, które nas poniża, ogranicza naszą wolność, narusza nasze prawa i powoduje psychiczne lub fizyczne cierpienie. Naruszenie godności osobistej powinno zostać ukarane. Tym bardziej, że my jesteśmy karane za niewinność. W tym kontekście nawet użycie pojęcia kary jest niestosowne. Zmowa milczenia jest wynikiem skostniałych mechanizmów społecznych. Sąsiedzi zazwyczaj odmawiają składania zeznań, rodzina zaistniałą sytuacją kwituje słowami: Trzeba było lepiej wyjść za mąż czy jeszcze dosadniej Widziały gały, co brały. Koniec z kobiecą martyrologią! Twoje życie, Twoje ciało, Twoje szczęście. To TY możesz coś zmienić, za Twoim przykładem pójdą inne. Niniejszy apel jest wstępem do kampanii, która rozpoczęła się właśnie przy współudziale Centrum Praw Kobiet. Niebawem rozpocznie się emisja przygotowanego spotu. Zapraszamy również do włączenia się w dyskusję toczącą się na kampanijnym blogu Agnieszki Wesołowskiej, która zainicjowała całe przedsięwzięcie: www.nigdywiecej.bloog.pl. zalew kultury/marzec 2008 39 uwaga_zapowiedź Pamiętaj, jeżeli szukasz pomocy w naszym mieście, możesz zwrócić się do: ? Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, gdzie masz możliwość złożenia wniosku o sądowe leczenie odwykowe; ul. Hallera 8, tel. 4226245 ? Ośrodka Pomocy Psychologicznej i Psychoedukacji oraz Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia, gdzie prowadzona jest terapia grupowa i indywidualna dla osób uzależnionych i współuzależnionych; ul. Mikołowska 94, tel. 4222070 ? Sądu Rejonowego w Rybniku, gdzie dyżuruje kurator zawodowy; Plac Kopernika 2, tel. 4260015, wew. 142 ? Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych, który ma obowiązek interwencji w razie zagrożenia zdrowia lub życia; ul. Gliwicka 33, tel. 4226551 ? Zespołu Psychiatrii Środowiskowej, która prowadzi interwencję kryzysową, a ponadto udziela konsultacji ze specjalistami: psychiatrą, pedagogiem, terapeutą; ul. Andersa 6, tel. 4257115 ? Poradni Zdrowia Psychicznego i Uzależnień od Alkoholu, która prowadzi również interwencję kryzysową, udziela porad psychiatrycznych, psychologicznych, prowadzi terapię indywidualną; ul. Gliwicka 33, na terenie Szpitala, oddział X, tel. 4328229 ? Centrum Interwencji Kryzysowej, gdzie prowadzona jest interwencja kryzysowa, przytulisko dla kobiet, wobec których stosowana jest przemoc oraz grupa terapeutyczna i edukacyjna dla alkoholików; ul. Chrobrego 16, tel. 4225639 ? Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, gdzie prowadzone są grupy wsparcia dla ofiar przemocy; ul. 3-go Maja 31, tel. 4260033 ? Wojewódzkiego Ośrodka Leczenia Odwykowego w Gorzycach; tel. 4511172 ? „Tęczy” Stowarzyszenia Przyjaciół Człowieka, które udziela bezpłatnych porad prawnych; Racibórz, ul. Ocicka 4, tel. 4178556, 4178557 ? Niebieskiej Linii oferującej bezpłatne porady prawne; tel. 0801120002 ? Całodobowego telefonu zaufania 4233555 Nie warto czekać. Mówcie głośniej! PRZEMOC DOMOWA NIE JEST SPRAWĄ PRYWATNĄ. PRZEMOC DOMOWA TO PRZESTĘPSTWO. Monika Glosowitz 40 zalew kultury/marzec 2008 KALENDARIUM: MARZEC 2008 FUNDACJA ELEKTROWNI RYBNIK www.fundacja.rybnik.pl 7.III godz. 19.08 – LARMO – kabaret CZESUAF z Poznania (II miejsce na PACE 2007); wstęp: 9 zł 8.III godz. 17.00 – Bolero w wykonaniu TEATRU Z NAZWĄ (premiera); występują: Dominik Kalamarz, Adrian Grad, Paulina Jakubiak, Beata Kabzińska, Paulina Nietupska, Zuzanna Olbińska, Mateusz Pniak, Jakub Sitek; reżyseria: Jadwiga Demczuk_Bronowska 14.III godz. 18.00 – Przegląd Laureatów Festiwalu Filmowego kilOFF; oficjalna strona przeglądu: www.kiloff.prv.pl; wstęp wolny 19.III godz. 18.00 – Małgorzata Maćkowiak _ Leżę sobie pod gruszą, wystawa malarstwa; wstęp wolny 31.III godz. 17.00 – wernisaż wystawy Związku Polskich Artystów Plastyków Oddziału Rybnicko–Raciborskiego _ przegląd najnowszych prac: malarstwo olejne, rysunek, akwarela i rzeźba; wstęp wolny Galeria Klubu Energetyka: hol górny: do 11.III _ Marzena Kolarz – Maski, Marta Adamczyk _ Akty 17_29.III _ twórczość Juliana Tuwima inspiracją do działalności plastycznej dziecka od 31.III – wernisaż wystawy Związku Polskich Artystów Plastyków Oddziału Rybnicko – Raciborskiego hol dolny: do 19.III – Integracja Twórców Poszukujących od 19.III – Małgorzata Maćkowiak – Leżę sobie pod gruszą POWIATOWA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA www.biblioteka.rybnik.pl 4.II_31.III – Foto-art – wystawa Andrzej Bieniak; filia nr 4 ul. Za Torem 5 b 4.II_31.III – Trzeba marzyć _ wystawa Jonasz Kofta (1942_1988) 8.II_7.III – Malarstwo _ Michalina Wawrzyczek; Rzeźba i instalacja ceramiczna _ Michał Klasik 3_31.III – kiermasz używanych książek Książka za 1 zł; filia nr 4, ul. Za Torem 5 b 4.III_23.III – Koncerty w plenerze –wystawa zdjęć ze zbiorów prywatnych Jerzego Husaka; filia nr 11, ul. Zapolskiej 1 12.III_12.IV – Opowieści życia – wystawa fotografii Agnieszki Jaros; wernisaż 12.III godz. 18.00 26.III godz. 17.00 – spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki – dyskusja na temat książki Mariusza Szczygła Gottland RYBNICKIE CENTRUM KULTURY www.kultura.rybnik.pl 4.III godz. 11.00 – Nepal _ podniebna kraina Himalajów _ pokaz slajdów Mazurkiewiczów, wstęp: 5 zł 4.III godz. 18.00 – Mieszkańcy himalajskich dolin _ otwarcie wystawy fotografii Katarzyny i Andrzeja Mazurkiewiczów – wstęp wolny; Od źródeł Gangesu do Kangczendzongi – pokaz slajdów; wstęp: 5 zł 5.III godz. 19.00 – Historia pewnej podróży _ koncert Grzegorza Turnaua z zespołem; w programie m.in. nowe interpretacje piosenek Marka Grechuty, wstęp: 50 zł 6.III godz. 19.30 – III NOCNE PROWOKACJE; w programie: Ecce homo wg F. Nietzschego _ monodram Janusza Stolarskiego (aktor Teatru Studio, Warszawa); Erosion, Rzeźnia Lila Róż, Visual Moloch Sympathy for the Devil – animacje filmowe – autor Oczy Niebieskie (Tomasz Jarosz); bilet wstępu: 20 zł, ulgowy 15 zł 10.III godz. 19.00 – Testosteron Andrzeja Saramonowicza – spektakl komediowy w wykonaniu Teatru MONTOWNIA z Warszawy; wystąpią: Adam Krawczuk, Marcin Perchuć, Rafał Rutkowski, Maciej Wierzbicki, Michał Żurawski, Krzysztof Banaszyk, Mirosław Zbrojewicz; wstęp: I miejsca 65 zł, II miejsca 55 zł 12.III godz. 18.00 – Czarodziejskie skrzypce –koncert kameralny; wystąpią: Orest Smovzh – skrzypce i Jerzy Fomenko – akompaniament; w programie utwory m.in. A. Vivaldiego, H. Wieniawskiego, S. Moniuszki; wstęp: 10 zł, ulgowy 5 zł, (sala kameralna) 13.III godz. 18.00 –Tybetańskie pogranicze Indii – pokaz slajdów K. i A.Mazurkiewiczów, wstęp: 5 zł 14.III godz. 17.00 –Rybnik Blues Festival – wystąpią: COOL, RETRO BLUES (CZ), CREE, BILLY HARP HAMILTON & LOWRIDERS; po koncertach Jam Session poprowadzi zespół BLUESET; wstęp (bilet zakupiony w lutym): normalny 28 zł, ulgowy 18 zł; (bilet zakupiony w marcu): normalny 35 zł, ulgowy 25 zł; aula Politechniki Śląskiej ul. Kościuszzalew kultury/marzec 2008 41 ki 54 (dawna Mała Scena) 15.III godz. 17.00 – Rybnik Blues Festival – wystąpią: BLUE SOUNDS, MR. BLUES, TORTILLA, KASA CHORYCH; po koncertach Jam Session poprowadzi zespół PUSTE BIURO; (ceny biletów i miejsce koncertu podobnie jak w 1 dzień festiwalu) 17.III godz. 17.00 – Interpretacje destrukcji _ otwarcie wystawy malarstwa członków Zespołu Twórców Nieprofesjonalnych; galeria OBLICZA; wstęp wolny 26_27.III godz. 10.00 – 53 OGÓLNOPOLSKI KONKURS RECYTATORSKI – eliminacje miejskie i powiatowe konkursu recytatorskiego dla dorosłych i młodzieży szkół ponadgimnazjalnych. Regulamin i karty zgłoszenia do pobrania w dziale artystycznym RCK lub na stronie www.kultura.rybnik.pl. Termin nadsyłania zgłoszeń 18.III; ( sala kameralna) 27.III godz. 18.00 –Zanskar –szlakiem himalajskich karawan – pokaz slajdów K. i A. Mazurkiewiczów; cena biletu: 5 zł 28.III godz. 20.00 _ kameralny koncert jazzowy w wykonaniu zespołu SOUNDCHECK, wstęp: 20 zł, ulgowy 15 zł 30.III godz. 18.00 – Piosenki Toma Waitsa i Nicka Cave’a _ Underground _ w reżyserii Roberta Talarczyka; wystąpią: Artur Święs, Małgorzata Daniłow, Małgorzata Deda i Ewa Pirowska; TEATR ŚLĄSKI im. St. Wyspiańskiego w Katowicach; wstęp: 22 zł, ulgowy 16 zł 31.III godz. 18.00 – koncert Orkiestry Symfonicznej Szkoły Szafranków poświęcony pamięci Jana Pawła II; wstęp: 20 zł, młodzież 10 zł KINO KULTURA www.kultura.rybnik.pl 14-15-17-19-20.III godz. 18.00 – Czyja to kochanka?; komedia prod. francuskiej 2006, wstęp: 13 zł 14-15-19-20.III godz. 20.00 – Cena odwagi; dramat wojenny; film prod. amerykańskiej 2007, wstęp:13 zł 21-22-25-26 III godz. 18.00, 20.00; 24.III godz. 18.00; 27.III godz. 20.00 – Sweeney Todd _ demoniczny golibroda z Fleet Street – kryminał/musical; film prod. amerykańskiej 2007; wstęp:13 zł DYSKUSYJNY KLUB FILMOWY www.dkf.rybnik.pl 3.III godz. 19.30 – Michael Clayton, film prod. USA 2007; wstęp:10 zł 11.III (wyjątkowo wtorek) godz. 19.30 – Butelki zwrotne, film prod. Czechy, Wielka Brytania 2007; wstęp: 10 zł 17.III godz. 19.30 – Fałszerze, film prod. Austria, Niemcy 2007; wstęp: 10 zł 31.III godz. 19.30 – Granatowyprawieczarny, film prod. Hiszpania 2006; wstęp: 10 zł 42 zalew kultury/marzec 2008 DOM KULTURY BOGUSZOWICE 15.III godz. 18.00 – rockowe rekolekcje MALEO REGGAE ROCKERS, TOMATO; wstęp: (w przedsprzedaży) 20 zł i (w dniu koncertu) 25 zł DOM KULTURY CHWAŁOWICE www.dkchwalowice.pl 8.III godz. 17.00 – Pomsta _ komedia teatralna w gwarze śląskiej, tekst M. Makuli wg Zemsty A. Fredry , w wykonaniu Grupy Teatralnej FAMILIJO, wstęp: 8 zł 13_14.III godz. 9.00 – FESTIWAL PIOSENKI EUROPEJSKIEJ 28. III godz. 19.00 – Plik 7 _ spotkania z kinem niezależnym DOM KULTURY NIEDOBCZYCE 28.III godz. 18.00 _ NIEDOBCZYCKIE WIECZORY MUZYCZNE; w programie koncert Żeńskiego Kwartetu Smyczkowego; wstęp: 10 zł. KULTURALNY CLUB 11.III – ORZEŁ 13.III – SKANKAN 20.III – OKTOBER LEAVES 27. III – BOHEMA 3.IV– BAJZEL 6.IV – PINK FREUD 10.IV – TYMON TYMAŃSKI GALERNIK GLIWICE GALERIA 9 (MBP Filia Nr 9) ul. Czwartaków 18, tel. 0322383943 LALKI – wystawa fotografii Katarzyny Widmańskiej (do 31.III) JASTRZĘBIE ZDRÓJ GALERIA POD SOWĄ (MBP) ul. Wielkopolska 1a, tel. 0324717697, do 31.III _ Irlandia – fot. Bolesława Dymińskiego oraz fot. z obchodów Dnia Św. Patryka w MBP GALERIA Da Vinci (MBP) ul. Witczaka 3A, tel. 0324761361, (do 31.III) Krzysztof Cembala, Izabela i Jarosław Nietrzpiel – Z mojej szafy – wystawa fotografii KATOWICE GALERIA KATOWICE ZPAF ul. Warszawska 5, tel. 0322537777 Wystawa Grupy Twórczej ŚLĄSK,(wernisaż 5.III o godz. 18.30 – do 31.III) Krzysztof Lisiak – Pumpernikiel ludka – wystawa fotografii, (wernisaż 5.III o godz. 19.00 – do 31.III) GALERIA PRZY SCHODACH (Biblioteka Główna AWF) ul. Mikołowska 72A, tel. 0322075148 Marcin Jankowski _ Piękno Piękna – wystawa fotografii (do 31.III) Galeria Pod Sufitem (MBP Filia Nr 30) ul. Rybnicka 11, tel. 0322551357 Fotoklub Szczecin – Ona, One, O Nich – wystawa fotografii (do 31.III) ŁAZISKA GÓRNE GALERIA NA ANTRESOLI (PiMBP) ul. Świerczewskiego 1, tel. 0322241773 Akt i portret – wystawa Grupy Fotograficznej FLASH (do 31.III) MARKLOWICE GALERIA PRZY KSIĄŻKACH (GBP) ul. Wyzwolenia 152, tel. 0324543153 Dziecko – wystawa fotografii Joanny Mrówki (do 15.IV) MSZANA GALERIA Z KSIĄŻKĄ ul. Mickiewicza 92, tel. 0324720020 Bieszczady – wystawa JKF Niezależni (do 31.III) ORZESZE GALERIA ORZESZE (MOK) ul. Rynek 1, tel. 0322215329 Aleksander Fros i Zenon Głowala – Nasze wędrowanie – wystawa fotografii (do 28.III) OLZA GALERIA NA SALI (WDK) ul. Szkolna 7, tel. 0324511112 Sebastian Fus, Krzysztof Łapka, Andrzej Wiśnik – Gdzieś w Bieszczadach wystawa fotografii (do 31.III) RADLIN GALERIA ODYS ul. Mariacka 30, tel. 0324567512 Tomasz Sobieraj _ Masy kompozycyjne – wystawa fotografii (do 15.III) GALERIA OBIEKTYWNA (MOK) ul. Mariacka 9, tel. 0324568928 Tomasz Sobieraj – Kolosalna morda miasta – wystawa fotografii (do 31.III) GALERIA MOK ul. Mariacka 9, tel. 0324568928 Łagodność nieujarzmiona – wystawa Grupy Twórczej PASJA (do 30.IV) RYBNIK GALERIA DWOREK ul. Dworek 13, tel. 605997163 Maciej Ossian Kozakiewicz – Przemijanie podwórek – wystawa malarstwa (wernisaż 6.III o godz. 18.00 – do 31.III) GALERIA JASNA (PiMBP) ul. Szafranka 7, tel. 0324223541 Agnieszka Jaros „Nargit” _ Opowieść życia – wystawa fotografii (wernisaż 12.III o godz. 18.00 – do 12.IV) GALERIA KOLUMNOWA (DK Chwałowice) ul. 1 Maja 95, tel. 0324216222 Sztuka sakralna Wschodu – mandale i tybetańskie tanki (do 31.III) GALERIA FOTOGRAFII DeKa (DK Chwałowice) ul. 1 Maja 95, tel. 0324216222 Łukasz Wall _ Krajobrazy Tybetu – wystawa fotografii (do 31.III) GALERIA II PLANU (DK Chwałowice) ul. 1 Maja 95, tel. 0324216222 Pseudosolaryzacja – wystawa fotografii Mileny Grodzickiej, (do 31.III) KAMPUS GALLERY (UŚl.) ul. Rudzka 13a, tel. 0324234824 Jubileuszowa wystawa fotografii Grupy PRECEL (do 31.III) TeleGaleria (Telepizza) ul. Pocztowa 1, tel. 0324239020 Szybcy i mokrzy – wystawa fotografii Mariana Miełka (do 15.IV) Galeria Paruszowiec (PiMBP Filia Nr 4) ul. Za Torem 5 B, tel. 0324221320 Andrzej Bieniak _ Foto-art – wystawa fotografii (do 31.III) WODZISŁAW ŚLĄSKI GALERIA NCE ul. 1 Maja 23B, tel. 0327293132 Perspektywa Gaijin – wystawa fotografii Artura Góry (do 15.III) GALERIA POD FIKUSEM (MiPBP) ul. Daszyńskiego 2, tel. 0324554874 Artur Nosiadek – Pokłonić się Górze – wystawa fotografii (wernisaż 13.03 o godz. 18.00 – do 30.IV) zalew kultury/marzec 2008 43 GALERIA WARTO (MiPBP Filia Nr 13) oś. XXX – lecia, tel. 0324565646 Puchełki – wystawa fotografii Pawła Janczaruka (do 31.III) ŻORY GALERIA CENTRALNA (MBP – Centralna) oś. Pawlikowskiego PU-13, tel. 0324344584 Aleksander Król, Andrzej Ostrowski – Dia dhuit Ireland – wystawa fotografii (do 31.III) GALERIA TRZY KOLORY (MOK – Klub Rebus) oś. Ks. Władysława (ul.. Dąbrowskiego), tel. 0324346031 Tacierzyństwo – wystawa fotografii Natalii Chmielowiec (do 31.III) 44 zalew kultury/marzec 2008 GALERIA FOTOGRAFII (MBP – Filia Nr 7) ul. Klimka G-2, tel. 0324342167 Wiktor Bednarczuk – Krzyże i kapliczki przydrożne – wystawa fotografii (do 31.III) Zapraszam do odwiedzenia galerii, Krzysztof Łapka www.flash.art.pl 4. Raciborski Festiwal Sztuki 2008 20_22 czerwca Racibórz wkrótce szczegóły na www.ask.org.pl Agnieszka Jaros _ szukałam, znalazłam i pokochałam, a Ona pokochała mnie _ sztuka Agnieszka Ogrodnik(Traperka) gadatliwa; cortazarowa; z Kermitem na ścianie i jednym białym włosem w grzywce; skończone studia na kierunku animacja społeczno_kulturalna, nie obroniona praca magisterska o kabarecie; szczęśliwie zakochana Anna Morawiec _ studentka III roku politologii oraz I roku porównawczych studiów cywilizacji UJ; hobbystycznie fotograf; wolontariusz; animator krakowskiego życia studenckiego; pasjonatka kotów; podróży i Jerzego Pilcha Anna Oleś _ urodzona w Rydułtowach; na studiach w Krakowie miała okazję poznać artystyczny półświatek Kazimierza; po powrocie na Śląsk wraz z koleżanką otworzyła galerię sztuki użytkowej; obecnie właścicielka dwóch kotów Andrzej „Muflon” Kieś _ opozycjonista i równoważnik reszty redakcji Zalewu; nie studiuje, a nad sztukę przekłada kicz; wieczny nastolatek mimo ćwierćwiecza na karku; wokalista death metalowej hordy CRAWLING DEATH BeE _ rocznik '76 (czyli smoczy); od lat szuka Ubika, zna podstawowe akordy gitarowe, wykona poprawnie zwrot przez sztag i przywiąże odbijacz do relingu; magister od lat 7; zawodowo _ wplątany w system wymiaru sprawiedliwości, ale jeszcze nie wchłonięty; w życiu _ poszukiwacz bodźców wszelakich i pięknych umysłów... Diana Łapin _ rocznik '86; urodzona w Bielsku-Białej; nauka w włoskiej Genui przyniosła rozwój kariery fotograficznej; uczestniczka wielu fotograficznych wystaw indywidualnych, zbiorowych oraz konkursów w Polsce i za granicą; piszę prozę i poezję, maluję, wykonuje przedmioty ceramiczne; organizatorka wieczorków poetyckich w BielskuBiałej, www.dartemis.republika.pl, www.dianalapin.republika.pl, www.myspace.com/dianalapin El' Marie _ rocznik ‘87; studentka praktycznej Teorii Muzyki na AM w Katowicach, skłonna do romansu z literaturą i teatrem Ewa Jakubiak _ polonistka, rybniczanka, miłośniczka słowa pisanego, kultury Francji i... żółtych tulipanów. 48 zalew kultury/marzec 2008 Gabriela Dąbek _ mieszka w Rybniku; polonistka; interesuje ją magia książki, filmu, miejsc Hanna Zdziebczok _ wciąż studiuje; na różne pytania ciągle odpowiedzi poszukuje; fotografuje , rysuje, podśpiewuje... Judyta Grzesik _ amatorka życia; lubi gapić się w ziemię; zboczenie na punkcie fotografii Katarzyna Dera _ kulturoznawca; specjalista Public Relations; jej pasją jest teatr i szeroko rozumiane media Maciej Majewski _ rocznik '84; student dziennikarstwa i komunikacji społecznej; oprócz zmysłu wrażliwości pojawiło się u niego schorzenie miłość połączona z pasją do muzyki Maciej Niemiec _ „(...)wymyśliłem sobie swoje urodziny, by splatać figla śmierci (...)” Magdalena Gogół_Peszke _ stęskniona za wiosną, szczególnie tulipanami; maluje, smaruje, pisze; zawodowo związana z Instytutem Sztuki w Raciborzu, stara się wywierać pozytywny wpływ Magdalena Gruda _ absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach Marek Szulc _ mieszka w Sosnowcu, najczęściej przebywa w Rybniku; pasjonat szeroko rozumianej współczesności; ceni sobie Słowo, mówione i pisane _ ale tylko to z dużej litery i nieodmienne... Marian Lech Bednarek _ poeta, malarz, prozaik, scenograf; twórca autorskiego teatru (założony w 1992 r. w Rybniku); zrealizował 15 spektakli. Autor tomów poetyckich: Kawałek Życiorysu 1991, Notatki z Prowincji 1998, Granice, Graniczki 2004,Kim Jestem? 2007; mieszka w Rybniku Michał Idziaczyk _ rocznik '88; przyszły polonista z ironicznym spojrzeniem na świat polityki oraz sztuki; szalenie zakochany w Nadii, która jest dla niego szczęściem; poeta, satyryk, człowiek Monika Glosowitz _ rocznik '86; studiuje MISH na UŚ Radosław Aksamit _ student III roku politologii; pisze gorzej, a czasem lepiej, ale zawsze z przekonaniem, że ma coś ciekawego do powiedzenia; kocha bluesa i szybkość... Tomasz Niemiec _ rocznik '88; człowiek zainteresowany sztuką; lubiący czasem samemu coś niecoś zmalować