ściągnij wersję pdf

Transkrypt

ściągnij wersję pdf
nr 26, marzec 2008, www.zalew.art.pl
w magazynie
3: Tytułem wstępu
felieton_felietony
4: Hurtownia pudelków. Diana Łapin
5: Krytykuję tandetny Fakt. Marek Szulc
art_zdarzenia
8: Był wietrzny wtorek. Hanna Zdziebczok
9: Teatr wystawny. Tomasz Niemiec
z_pogranicza
10: Ten jeden - rozdz. 3. Michał Idziaczyk
13: Sentymentalne rzęsy i zakrętka. Judyta Grzesik
14: Dwa poglądy lub półtorej na twórczość. Radosław
Aksamit
z_kamerą_wśród_ludzi
16: Blaski i cienie. Katarzyna Dera
18: Orientalne uniesienia. Anna Morawiec
19: Czeski film? El’Marie
przystanek_poezja
20: Tort, Drzewo. Marian Lech Bednarek
pas_par_tu
22: Między komercją a sztuką. Anna Oleś
23: A dlaczego by koparka nie mogła być... Magdalena
Gogół_Peszke
24: Szukałam, znalazłam... Agnieszka Jaros
zrecenzowane_książka
25: Rzecz o lombardzie. Ewa Jakubiak
26: Jesteś kapusiem? Magdalena Gruda
muzyczne_wibracje
28: Wygrzebane z ubiegłorocznych czeluści. Andrzej
Muflon” Kieś
“
30: Control. Maciej Majewski
turystycznym_szlakiem
32: Blue Dream. BeE
z_zagranicy
36: Młoda sztuka dizajnu. Tomasz i Maciej Niemcowie
uwaga_zapowiedź
39: O co walczyMY? Monika Glosowitz
co_w_trawie_piszczy
42: Kalendarium
wystąpili
48: Nasi autorzy
zdj. Gabriela Dąbek
kultury
Rybnicki Magazyn Kulturalno-Społeczny, nr 26, marzec 2008
Wydawca:
Fundacja Elektrowni Rybnik, ul. Podmiejska, 44-207 Rybnik;
tel. 032-739-18-98; tel./fax 032-739-11-74;
www.fundacja.rybnik.pl; e-mail: [email protected]
Redakcja:
ul. Podmiejska, 44-207 Rybnik, tel. 032-739-18-98; tel./fax 032-739-11-74;
e-mail: [email protected]
ISSN 1895-0663
Nakład: 1200 bezpłatnych egzemplarzy
Redaktor Naczelna: Katarzyna Dera
Zastępca Redaktora Naczelnego, Korekta, Skład: Gabriela Dąbek
Sekretarz redakcji: Dominika Rączka
Opieka na stroną www: _ewa
Przygotowanie do druku i druk:
INFOPAKT, ul. Przewozowa 4, 44-206 Rybnik; tel. 032-423-85-90; e-mail: [email protected]
Okładka: I _ Agnieszka Jaros, z cyklu Opowieść życia _ Emocje duszy
II _ Agnieszka Jaros, z cyklu Opowieść życia_ Sen
III _ Agnieszka Jaros, z cyklu Opowieść życia _ Opowieść życia
IV _ Agnieszka Jaros, z cyklu Opowieść życia _ Zamknięte słowa
Wkładka: I _ Magdalena Gogół_Peszke, z cyklu Browar _ Odbicie
II _ Magdalena Gogół_Peszke, z cyklu Browar _ Kierunek
_
III Magdalena Gogół_Peszke, z cyklu Browar _ Wejście ratunkowe
IV _ Magdalena Gogół_Peszke, z cyklu Browar _ Ładowanie amoniaku
Wszelkie prawa zastrzeżone. Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych artykułów.
Zastrzegamy sobie prawo do zmian i skrótów w prezentowanych tekstach.
„Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego
Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez
Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego”
Miasto Rybnik
Michał Hyjek
www.agitpodoll.com, www.graveheadq.deviantart.com
TYTUŁEM WSTĘPU
Jestem naprawdę
zadowolona, że od pewnego czasu, dość regularnie mogę dzielić się z
Wami naszymi zamierzeniami, które wypowiedziane czy
też w tym przypadku wydrukowane, mają swoje odniesienie do
rzeczywistości.
Jak już wspominałam, nawiązaliśmy w styczniu i lutym współpracę z:
www.silesiakultura.pl, www.infonacja.pl,
www.rybnik.pl. Od marca rozpoczynamy
kolejne zmiany i duże wyzwania. Mowa tu o
współpracy z Tygodnikiem Rybnickim, którego
wydanie w trzecim tygodniu każdego miesiąca będzie zawierać przygotowaną przez redakcję tygodnika czterostronicową wkładkę Zalewu kultury. Znajdą
się tam wybrane przez nas artykuły danego numeru, zapowiedzi oraz większość zdjęć nie prezentowanych w naszym, bezpłatnym wydaniu. Dzięki temu kilka tysięcy dodatkowych osób kupujących Tygodnik Rybnicki, będzie mogło
zapoznać się z naszą działalnością.
Stale trwa udoskonalanie strony internetowej www.zalew.art.pl.
Do tej pory został uaktualniony dział o zalewie oraz wprowadzona
galeria wkładek i okładek. Wiele też jest zmian ułatwiających Wam
poruszanie się po stronie, ale mam nadzieję, że sami zainteresowani
tym faktem odkryjecie te udogodnienia, które wymagały dużego nakładu
pracy. W związku z tym prace nad stroną będą trwać nadal. Zachęcamy
wszystkich do nadsyłania krótkich recenzji i zapowiedzi do działu polecamy.
Każdy z Was może w ten sposób zachęcić wszystkich do wydarzenia, które może być interesujące, a wcale nie tak spektakularne. Informacje proszę nadsyłać na
[email protected].
Na koniec chciałabym życzyć wszystkim wiosennych i naprawdę radosnych Świąt
Wielkanocnych, które w moim mniemaniu, są okresem wielkich nadziei, wiary w optymistyczne zmiany oraz przypływem nowej energii życia, tak bardzo potrzebnej na co
dzień.
Katarzyna Dera
Redaktor Naczelny Zalewu kultury
zalew kultury/marzec 2008
3
felieton_felietony
Hurtownia
pudelków
Galeria Dominikańska _ fabryka marionetek, wytwórnia parówek. Wypizdrzone pudelki szukają mięsa na
dożywotnie żarcie.
Ostatnio zrobiła się moda na artystów nieartystycznych. Pozbawionych samotnych zamyśleń i odrębności. Teraz artysta jest popowy. Wkłada offowe ciuchy, których typ można znaleźć w co drugim młodzieżowym sklepie („offowym”), panoszy się artyzmem, jako że być artystą jest teraz modnie _ poeci, malarze,
muzycy _ oryginalne, jednostkowe wytwory. Z jednostek powstaje stado,
stado mianujące się niszą. Dlatego powstaje „kino ambitne”, gdzie faceci
tną się mieczami, klną na osiedlach i jeżdżą za dupeczkami w bmwicach.
Dlatego „prawdziwy artysta” pochodzi z dzisiejszego ludu, posiada chłopskie powiązanie z chłopszczyzną. I dlatego możemy powiedzieć, że pewne idee romantyczne (niekoniecznie te pozytywne), zmodyfikowane
zresztą nie tylko modernistycznie, ciągle tkwią, niczym gwóźdź w trumnie. Ach, to romantyczne przywiązanie do starych, obtartych porównań...
Ależ niech sobie będzie artysta popowy, ale popowy naturalnie, bez
nagrywania na kasetę odgrzanych kawałków o własnej indywidualnie posranej postawie, którą świat już jest zapełniony. Artyzm się pyszni. Pudelek z kokardką odkrywający na nowo łatwe prawdy. Jest moda na usilny
artyzm, na dziewczynkę w modnym ciuszku, grzeczną, choć seksualną
ważniarę, na chłopaczka o wybiegowym profilu. Wszyscy porządni, nie
wychyleni poza piwo po godzinach i papierosy na przerwie. Nawet seks
w kiblu stał się sztampowo powtarzalny. Bez sprzeciwu, choć udający
wzburzenie, pogodzeni, choć agitujący „sztuką”. W ramach gatunku, rasy,
miejsca urodzenia, imion rodziców. I jest na nich popyt. Starzy znaleźli
sobie ucieczkę od starości, przechowując w literaturze młodzieżowej swoje
dawne pragnienia, zachowania, ale nie wychodząc poza granice reguł.
Czasy się zmieniły, więc stare pragnienia nie są już aktualnie oryginalne.
Bo alkohol zawsze był znakiem młodzieży wyzwolonej, więc ile można
nadal o nim słuchać? Taka dobra tabletka, żeby zamknąć temat na poziomie przedstawienia i uznać nowoczesną młodzież za hurtownię „niegrzecznych” artystów. Więc chodzą wahadła w zegarach, perfekcyjnie nakręcone, bez odchyleń w drodze, prawie perpetuum mobile. Nakręcone
nakręceniem, upewnione ruchem
stałym, wypysznione popytem i zdaje
się, że tak będzie, zanim kolejna epoka nie zarysuje przeciwstawnej myśli
przewodniej do połknięcia.
tekst i zdjęcia: Diana Łapin
www.dianalapin.republika.pl
www.myspace.com/dianalapin
4
zalew kultury/marzec 2008
felieton_felietony
Krytykuję
tandetny
Fakt
Tegoroczny, wyjątkowo krótki karnawał skończył
się miesiąc temu. Są jednak miejsca, gdzie nie ma
czasu na „post”, na nudę dnia powszedniego. To
nie dyskoteki. To nie telewizja. Tym miejscem jest
prasa brukowa, z polskim Faktem na czele.
Przewrotnie nadałem tytuł mojemu artykułowi: Krytykuję tandetny „Fakt”. Ja krytykuję _ pierwsza osoba liczby pojedynczej. Uniknąłem bezosobowości. A przecież mogłem napisać: Krytyka tandetnego „Faktu”. Użyłem przymiotnika „tandetny”.
Mogłem przecież ekonomicznie wyrzucić go z tytułu. Wyrazem negatywnie nacechowanym chciałem wzbudzić odrobinę emocji. Oczywiście, tych
pejoratywnych. W końcu nazwałem rzecz po imieniu: określiłem jasno czynność _ krytykuję; określiłem też mój obiekt _ konkretną gazetę. Mogłem
przecież sztucznie i metaforycznie zatytułować:
Wbijanie szpili w prasę czwartej kategorii. Com napisał,
napisałem. Posłużyłem się poetyką, jaką posługuje
się gazeta codzienna Fakt. Nie będę się jednak zniżał
do manipulacji (nomen omen) _ faktami. Podobieństwa zakończyłem na tytule.
ZIP _ RAR _ KOMPRESJA
Tendencja do miniaturyzacji to wcale nie wymysł końca XX wieku. Sto lat temu z hakiem wymyślono innowacyjną formę podawania leków _ tabletki. Skutkiem ogromnej XIX-wiecznej rewolucji
przemysłowej stała się także popularyzacja prasy
codziennej. Początkowo określeniem „tabloids”
nazywano wszystko, co podlegało kompresowaniu.
Z czasem znaczenie tego terminu zawęziło się jedynie do pism, które oferowały uproszczone informacje, idealne do szybkiego wchłonięcia przez czytelnika. Na tym właśnie polega fenomen tabloidów
_ podają treści w formie przystępnej do odbioru
mało wprawionym czytelnikom. Przy okazji opatrują teksty całym mnóstwem mniej lub bardziej
poprawnych fotek, czyli zarówno tych cykanych
oficjalnie za zgodą fotografowanych osób, jak i tych
pstrykanych z ukrycia na przeogromnym pikselowatym zoomie cyfrowym. Wielu ludzi, którzy wcześniej nie czytali żadnych gazet, zwabieni agresywnymi kolorami i wielkimi nagłówkami, zaczęło
w końcu uczestniczyć w masowym obiegu informacji. Zyskali źródło czerpania wiedzy o świecie. Nie
zalew kultury/marzec 2008
5
felieton_felietony
są to jednak pisma dla jakichś „wsioków”. Ludzie
z wielkiego miasta, podróżujący dzień w dzień środkami publicznego transportu, też chcą być na bieżąco. Nie czytają zwykle w komfortowych warunkach. Czasem na przystanku, czasem stojąc lub
(w przypływie szczęścia) siedząc w autobusie czy
tramwaju. Toteż dlatego najdłuższe artykuły
umieszczane w Fakcie liczą najwyżej 1800 znaków,
czyli pół strony tekstu komputerowego z pojedynczymi odstępami. Nieco mniej liczy wstęp (bez
leadu) i ten akapit.
SHOW MUST GO ON
W tabloidach karnawałowe szaleństwo, orgia
kolorów przeplatana niezwykłymi wydarzeniami
trwa cały rok. Każdego dnia dostarczają nowych
sensacji, skandali i dramatów ludzkich. Całość podporządkowana jest zasadzie wielkiej zabawy. Tam
nie porusza się ważnych dla kraju czy świata spraw.
A jeżeli już, to wyłącznie w kontekście afer. W Fakcie
społeczeństwo jest złe. Świat tabloidu to miejsce,
gdzie politycy są skorumpowani; urzędnicy wykazują się niekompetencją i nadużywają przywilejów,
często łamiąc przy tym prawo; ludzie będący na
świeczniku źle się prowadzą, zmieniają partnerów
jak rękawiczki; zwykli ludzie nie czują się bezpiecznie, bo ciągle są okradani, gwałceni i mordowani,
no i oczywiście wykorzystywani
przez państwo.
Przy-
6
zalew kultury/marzec 2008
kłady? Przytoczę parę nagłówków: Tyle mamy na
życie, a politycy się bawią; Posłowie, oddajcie pieniądze;
2,5 mln [zł] na obiadki dla kotów; ZUS oszczędza na
emerytach, a ma na nowe meble; Lekarka pogrzebała ją
żywcem; Ciężarne wyrzucone na bruk; Wożą nas jak
bydło; Sprzedawała dzieciom wódkę; Nie wypuszczajcie
gwałciciela... O znanych gwiazdach są lepsze „kwiatki”: Nie umie żyć bez seksu; Nie dostali rozwodu i moje
ulubione: Zabrał jamnika na zakupy.
Jak widać _ wszyscy wokół są źli. Tylko my
jesteśmy idealni. My, czyli oni _ czytelnicy Faktu
(lat..., IQ poniżej normy). Jak gazeta donosi: Pogoniła
bandytów; Mój kot złapał koniokrada... Są też artykuły
pseudoporadnikowe typu: Od tego w domu można
dostać alergii. Pominę oczywistość, że alergii nie można „dostać”. Albo się ją ma, albo nie. Co innego
czynniki uczulające. Mnie na przykład najbardziej
uczula farba drukarska. Oczywiście Faktu! W przytoczonych przykładach warto zwrócić uwagę na
język. Brak tu metafor, ozdobności, estetycznego
wyszukania. Czytelnicy mogą tego po prostu... nie
zrozumieć. Wszystko jest podane kawa na ławę.
Praktycznie niewiele jest standardowych równoważników zdań. Nagłówki do nas mówią _ autorzy
utożsamiają się z nami. My to autorzy i czytelnicy.
Oni cały ten wykolejony świat. Nagłówki to gotowe hasła, które można
zacytować podczas rozmowy. Nie trzeba się wysilać i przekształcać ich. Tu
wszystko jest podane na tacy.
Autorzy tekstów podają plotki,
nie opierają się na potwierdzonych informacjach, przekręcają... fakty (sic!), czasem fingują nawet cały artykuł, łącznie
z dokumentami, które jakoby miały potwierdzać autentyczność. Nie na darmo
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich
już dwukrotnie nadało Faktowi tytuł
Hieny Roku za nierzetelność, celowe
wprowadzanie w błąd i lekceważenie
zasad etyki. Dla pseudodziennikarzy
tabloidów nie ma żadnych świętości. Tu
każdy może zostać obsmarowany. Każdy jest równy, bo tabloid nie ma własnego zdania. Jednocześnie powtarza
opinie czytelników i jednocześnie je
kreuje. Publikuje dokładnie to, co naiwniak wydający 1,10 zł doskonale wie.
A czytając Fakt, niemiecki Bild czy brytyjskie Daily Mirror i The Sun _ utrwala
się w przekonaniu, że dobrze rozumuje.
Codzienne świeże przykłady potwierdzają, że polityka jest zła, państwo nieudolne, źle zorganizowane, że jest niebezpiecznie, że sąsiad zza miedzy jest
rys. Justyna Mazik
felieton_felietony
głupszy od nas i w ogóle, że nikt
(poza nami, czyli nimi _ czytelnikami Faktu) nie jest ideałem.
WYDARZENIA _ LUDZIE
_ EMOCJE
Tabloidy wywierają potężny wpływ na życie swoich czytelników. Są pretekstem do rozmowy (niestety, płytkiej), umożliwiają wspólny język z innymi
ludźmi i są okazją do wspólnego
biadolenia, że jak innym jest źle,
to u nich jeszcze gorzej. Każdy
Fakt rozpoczyna się sensacją na
„jedynce”. Potem do akcji wkraczają politycy wzajemnie wbijający sobie szpile. A dalej kolejne
żywe, zmienne i niekontrolowane
emocje. Rzecz jasna _ wyłącznie
skrajne. Z jednej strony skandale,
afery i przemoc, a z drugiej zaś rozczulanie się nad
losem ukochanej, litość i prośba o pomoc dla śmiertelnie chorego kilkuletniego Jasia czy Małgosi. Nie
brakuje też stron poświęconych równie emocjonalnej dziedzinie życia, jaką jest sport. W każdym numerze jest około 7 stron! To dużo jak na 24-stronicowe pismo. Na końcu oczywiście także chwila relaksu dla panów roznegliżowana panienka, podpisana
na chybił trafił imieniem, wiekiem i miejscowością.
Plus wąziutka, najwyżej 13-linijkowa pseudowypowiedź z erotycznym kontekstem nawiązująca do
jakiegoś artykułu.
Tabloidy na całym świecie są krytykowane
i wszędzie też niezwykle popularne. Nasz rodzimy
Fakt ma codzienny nakład sięgający pół miliona
egzemplarzy i bije na łeb najpoczytniejszą nawet
Gazetę Wyborczą. Francuski myśliciel Alexis de Tocqueville, żyjący w XIX wieku, twierdził, że w demokracji cała kultura tworzona jest pospiesznie i jest
pełna emocji i namiętności. Mało też dba o jakość
i formę. Głównym celem skomercjonalizowanego
świata jest zaspokojenie potrzeby wyobraźni czytelnika masowego. Coś, co jest gładkie, ładne i uporządkowane _ nie ma racji bytu. Wszystko musi szokować, błyszczeć i prowokować. Prawdziwy tabloid
to jednak nie okrucieństwo. Nie prowokuje przemocy, nie przetwarza ludzkiej krzywdy w ideologię.
Pozwala na wyartykułowanie poczucia krzywdy i
oburzenia. Nie tłumi emocji jak inne gazety, ale daje
okazję wyżycia się. Czyli w takim razie jest polem
nowoczesnej rewolucji? Rewolucji bezkrwawej, w
której w ruch nie idą kamienie i butelki z benzyną
czy broń, ale... słowo i obraz? Lepiej przecież móc
się wykrzyczeć, a nie tłamsić tego w sobie!
Wszyscy pamiętamy komiksową postać Su-
rys. Lidia Kulas
permana. Clark Kent pracował jako dziennikarz
w Daily Planet. Mroczne Metropolis to na wskroś
miasto nowoczesne. Nie wszystko się jednak tam
tak pięknie układało. Na pomoc całemu złu wkraczała druga osobowość Clarka. Zadanie dla nas,
czyli ich _ czytelników Faktu, to wytykanie palcem
tego, co złe, wspólna walka na drodze do naprawy
niedoskonałości. Skoro gazeta pisze jacy to my, czyli
oni czytelnicy Faktu są super i w ogóle, to stać nas,
czyli ich na działania 500 000 supermanów. Razem
możemy zmieniać ten świat! No, ale spokojnie, celem tabloidów nie jest rola edukacyjna, a tym bardziej zbawienie świata. Czyli o co tak naprawdę
chodzi? O podlizanie się czytelnikom i o wyłudzenie codziennie z ich kieszeni 550 000 zł? Niestety,
chyba tak, bo statystyczny czytelnik tabloidu ma
niekoniecznie wysokie wykształcenie.
Nie jestem czytelnikiem Faktu. Nigdy nim nie
byłem i być nie zamierzam. Nigdy nie kupiłem ani
jednego egzemplarza. Uważam, że papier toaletowy
jest tańszy i starcza na dłużej. Zetknąłem się jednak
z nim czy to u sąsiada, czy to w czytelni czasopism
podczas zbierania przykładów. Nigdy nie potrafiłem przeglądać tego dłużej niż trzy minuty. Nie potrafiłem znaleźć dla siebie niczego interesującego.
Jakiś ktoś ma za krótkie skarpetki, jakiś ktoś wdepnął w psie odchody, jakiś gwiazdor wyprowadza
psa na spacer. Kogo to w ogóle obchodzi? Możliwe,
że nie umiem czytać tabloidów. Nie jestem grupą
docelową. Może niektórych przyciągają meganagłówki czy zdjęcia. Mnie osobiście wielkie, faktowe
foty, zwłaszcza te cyfrowo powiększone do granic
wytrzymałości, cykane z ukrycia _ nie zachęcają do
czytania, a wręcz odpychają...
Marek Szulc
zalew kultury/marzec 2008
7
art_zdarzenia
Był wietrzny wtorek...
... godzina 20.00, 22 stycznia 2008 roku. W sam raz pora na koncert jazzowy pt. Wolno, który promował drugą płytę Marka Napiórkowskiego. W Rybniku wystąpił ze swoim kwartetem, w którego skład
wchodzą: Michał Tokaj _ fortepian, Robert Kubiszyn _ kontrabas i Michał Miśkiewicz _ perkusja i oczywiście Marek Napiórkowski _ gitara akustyczna. Promocja tej nowej płyty obejmuje 24 miasta Polski, wśród
których znalazł się Rybnik, z czego można się bardzo cieszyć.
Fascynacją artysty była od zawsze gitara akustyczna, której brzmienie i barwę można było usłyszeć na
koncercie. Ci, którzy nie mogli przyjść na koncert, a są miłośnikami jazzu, nic straconego. Można kupić
płytę.
Tytuł płyty można interpretować dowolnie jak muzykę lub jako zakaz: wolno czy nie wolno coś
zrobić? Najbardziej podobał mi się utwór zakaz palenia _ Vietato Fumare.
Nie wolno zapomnieć nawet na chwilę, że brzmienie gitary Napiórkowskiego towarzyszy nam codziennie, nawet jeśli nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. W kinie _ w muzyce do najlepszych polskich
filmów. W telewizji _ trudno przypomnieć sobie wielki koncert lub festiwal bez jego udziału. Wreszcie, co
najważniejsze: na płytach.
Marek Napiórkowski jeden
z najlepszych gitarzystów w Polsce, dysponuje znakomitym warsztatem. To właśnie dźwięk
gitary wyzwala słowa autora, szlachetne piękno jego kompozycji i fascynacji wywołuje w nas samych mnóstwo inspiracji. Tak też było na
koncercie, gdzie cała sala
wypełniona publicznością gorącymi oklaskami nagradzała każdą solówkę muzyków.
Jak łatwo można
było zauważyć, artyści ciągle poszukują nowych inspiracji i fascynacji.
W takiej sytuacji
przyszłość jest nieznana i najprawdopodobniej jeszcze
nieraz zostaniemy zaskoczeni i oczarowani sztuką realizacji dźwięku.
Wolno czy nie
wolno to klimaty jazzowe, które wyzwalają dużą dowolność interpretacyjną.
Zachęcam do własnej analizy utworów tego utalentowanego gitarzysty.
tekst i zdjęcie: Hanna Zdziebczok
8
zalew kultury/marzec 2008
art_zdarzenia
Teatr
wystawny
Jedną z ciekawszych wystaw pokazanych w Rybniku w ostatnim czasie jest niewątpliwie prezentacja malarstwa i grafiki Grażyny Zarzeckiej
_Czech w Teatrze Ziemi Rybnickiej.
Z chęcią wybrałem się na wernisaż na początku stycznia, ponieważ artystka wystawiła prace,
które gościły w Galerii Polskiego Radia „Na Żywo”
w Katowicach. Wystawa w Polskim Radiu cieszyła
się sporą ilością odwiedzających, co oznaczało ciekawie zapowiadającą się wystawę w Rybniku.
Nie będzie niespodzianką, jeśli napiszę, że
wystawa była świetna. Przestrzeń wypełniły prace,
które powstały głównie w ostatnim czasie i zawierają w sobie wszystkie charakterystyczne punkty
twórczości Grażyny Zarzeckiej_Czech. Jest więc
praca nad kolorem, ukryte niedopowiedzenia i szukanie bytów z pogranicza rzeczywistości i tego, co
nierealne. Te dwa światy stapiają się dzięki kolorowi, tworząc własny, barwny wymiar. Kolor właściwie dominuje w obrazach, zaskakując ilością odcieni, tonów. W zasadzie można powiedzieć, że w części, gdzie zawisło malarstwo, każde płótno jest
szerokim polem barwnym, nie jest to „maniakalne”
szukanie barw i umieszczanie ich raczej przypadkowo, co może się nasunąć, gdy z bliska ogląda się
obrazy, lecz działanie planowe, które widać, gdy
odejdzie się od obrazu, czasem na dużą odległość,
gdzie oko nie jest w stanie dojrzeć wszystkiego.
Druga część jest przeciwieństwem malarstwa.
Czerń, biel, szarości _ tu królują grafiki. Pamiętam
prace Grażyny Zaczeckiej_Czech z katowickiej wystawy w Galerii SARP (Stowarzyszenie Architektów
Polskich), które mimo, że były w mniejszości, przyciągały uwagę nie mniej niż malarstwo i pastele.
W Rybniku grafik było więcej niż wtedy, w Katowicach. Zajęły swoje miejsce i czekały na reakcję. W
grafikach udało się artystce stworzyć całkiem inny
klimat, były użyte inne środki graficzne. A jeśli dosłownie biorąc wypowiadanie się obrazu to pojawiły się słowa. Nie krzyczały, lecz spokojnie scaliły
się ze wszystkim. Ktoś może powiedzieć, że króluje
tu pesymizm, może tak, ale również może nie, bo to
odczucie zależy od nas samych. Półabstrakcyjny
charakter prac, które poruszają tematy związane
z człowiekiem i ucieczką od codzienności, stworzył
niesamowity środek wyrazu przyciągający uwagę.
A jeśli o ucieczce mówiąc... w kierunku czego
można uciekać? Artystka prowokuje do zastanowienia się, jednocześnie podsuwając wskazówkę _ tym
kierunkiem jest wolność. W sumie wolność ma wiele znaczeń, wolność słowa, myśli, wyboru, owych
wolności jest wiele, tak samo jak można utożsamiać
wolność na wiele sposobów. W jednym obrazie pojawiły się balony. Gdy zaciekawiony spytałem o nie,
artystka odpowiedziała, że są one ucieczką, ich lot
ku niebu jest chęcią wyzwolenia się. Swoją drogą...
skojarzyłem w myślach reklamę pewnej telefonii
komórkowej z motywem tęczy przenoszonej w mieście za pomocą wielu zabiegów... Może chodzi o wyzwolenie barw? A może o kolejną obniżkę cen SMSów do sieci.
Wystawa w TZR zdaje się być podsumowaniem zeszłego roku, roku pełnego wystaw (najważniejszą z nich była wystawa w Anglii), plenerów,
doświadczeń. W rozmowie, której specjalnie nie
potraktowałem jako wywiad, Grażyna Zarzecka
_Czech powiedziała jednak, że jest to wstęp do dalszego działania, że będzie dalszy ciąg, dalsze pogłębianie tematu. Skoro więc ta wystawa jest wstępem,
a nie podsumowaniem, to pozostaje czekać na to, co
będzie, na nowe obrazy, idee, projekty. Myślę, że
warto będzie czekać.
tekst i zdjęcie: Tomek Niemiec
[email protected]
zalew kultury/marzec 2008
9
zdj. Magdalena Gogół_Peszke
z_pogranicza
TEN JEDEN
Rozdział trzeci
Może wtedy nie miałem zbyt oczywistych poglądów na świat. Jednak sen, który przywiódł mnie na
polany arkadyjskiej nicości, miał swoje odzwierciedlenie w snach przyszłości. Czasem śnię, że rozmawiam z kimś, czy nawet piszę do niego list, zastanawiając się, czy tak naprawdę warto mieć jakiś wybór, miast zastanawiać się, czy takowy w ogóle
istnieje.
Opiszę Ci jeden sen, skoro tak nalegasz, a ty
sam zdecyduj. Zamykam oczy i…
SCENA ONIRYCZNO_FILOZOFICZNA
Słyszę uderzenia pianina, rytmiczne, otoczone chęcią czystego zagrania. Gamy coraz niżej
i niżej.
W przenikliwej ciszy słyszę uderzenia pianina. Nie wiem, nie mam pojęcia, czy kiedyś _ w
najbliższym czasie _ myląc się w nutach, uderzeniach, wróci to wszystko do poprzedniej linijki nut.
Może jedynym wyjściem będzie zakończenie
koncertu. Ważna wartość _ wyborów brak? Nasz
koncert, ten jeden, do którego przygotowują nas tak
długo, zaczyna się niewinnie _ proste A_moll. Nie
przewidujemy jeszcze, że przyjdzie czas zacząć
kończyć.
Dźwięki naszego życia układane wprost proporcjonalnie do położenia partytury. Czasem oka-
10
zalew kultury/marzec 2008
zują się fałszem, akustycznym, artystycznym nonsensem.
To istny labirynt możliwości, prób i błędów
_ czasem jednak zafałszujemy dźwięk tak, że nawet
w labiryncie znajdzie się ślepa uliczka _ wracać?
A co, gdy nie dają nam szans?
Oj, drogi przyjacielu, czasem szukam w sobie
czystych dźwięków. Miast szukać ich w innych
kompozytorach.
Leżę na ziemi i nasłuchuję kroków mojego
przeznaczenia. Wiszę nad skulonymi w rozpaczy
nicości domami czeladników. Ruchem ręki dobijam
otoczenie _ mam w końcu długie ręce! Jestem możnym tego świata. Mam wybór _ mam możliwość
powiedzieć swoje przekleństwo wbrew ludzkości,
które chwyci ramię biegnącego i zwróci go w inną
stronę. Jestem możnym swego życia! Dopatruję się
w nim sensu _ czasem dotrzymuję kroku swemu
sercu.
No właśnie! Nigdy nie zestawiać serca z czasem? Miłości z pazernością?
Odwracam tę nieszczęsną głowę w stronę podłogi, bluzgam każdą szczelinę w drewnianej powierzchni i oczekuję nadejścia mego szczęścia. Czy
szczęściem, czy wartością jest miłość?
Mój Ty Kurzołapie _ w oczach jej dostrzec
jeszcze jeden raz ten przyjemny strach przed miłością.
Bała się, jednak wybrała. Czuje się spokojna
z_pogranicza
w ramionach otaczającego Ją świata, który tworzy
dla niej zbolały kikut wątłości tego świata _ miłość
kikutem wartym przytrzymania.
Pytam jednak, dlaczego w ówczesnym dywanie jest tyle złotych monet? Dlaczego kichamy zielonymi banknotami? To właśnie dlatego stajemy
przed tym wyborem _ przykra Money'mania teraźniejszego świata.
_ Jednak, gdy ma się te pieniądze, to i miłość kiedyś, po
czasie... _ mówią, a sami w to nie wierzą.
Brak Ci drogi przyjacielu znaczenia w moim
bezczynnym leżeniu na podłodze okrytej światowym dywanem _ na drewnianej podłodze jakże
inaczej?! I dobrze! Bo właśnie to jest często miłość
dla innych. Nie dla mnie. Ja kocham! Ja mam wartości. Też na „M” tylko, że moje z dużej, ichnie
z małej pisane. Marnotrawni kapitału szukający
w oczach drugiego człowieka! Money, ale dla kogo?!
Stoję na tych schodach i nadal nie wiem, w
którą stronę?! Gdzie ta góra dolin lub Dolina
Rajskich Gór? Czerwone _ białe, czerwone _ białe...
stopnie zbolałymi stopami _ ja nie! Inni!
Wciąż powtarzam, my to przecież twór
boleści tych nagniotków _ odcisków w oficerskich
butach. Od czasu do czasu słychać, że ktoś wybronił
i Bogu dzięki!
Niestety, mój drogi Adiunkcie Wyprostowanej Postawy, nie zawsze to dobro wybieramy. My
czy oj _ czy _ zna? Nie wiem. A ty znasz? Zapominasz, ja wiem. Kiedyś ważne, wybierane, a teraz?
Niech od cza- zdj. Magdalena Gogół_Peszke
su do czasu ktoś
wreszcie przemyje
te stopnie! Niech są
swojego koloru! Z
białego ta krew _ z
nosa puściła się diablica jedna _ z brudem wymieszana.
Czerwony?
A tam bez nalepki
proszę _ psi jego
frak piórkiem namazany _ poodklejać!
_ To tylko nasze schodki. Nasze stopnie,
proszę pana _ słyszałem jak ten młody
mówił. _ Tutaj się nie
wchodzi.
Dobrze tak
gawędzi się w pustą
kartkę, moja tabula
rasa w prostocie
przez duże „P”.
Wydaje się, że proste to wszystko, tylko nikt nie
szuka w sobie wyboru wybieramy, a jakie to
trudne!
Na co mi przyszło? Kucam przed tymi
drzwiami. Cholery ogłupienia wokół mnie niemało.
A ja? Nie wiem, czy wstać, czy…? Coś jeszcze można zrobić, prawda? Otworzyć, czy wymodlić, po
stokroć ruszyć patyk ku ogniu _ a nóż nie spłonie.
Za naszym progiem noga spłonie pośród
poklasku, a jeżeli ścieżki brak? Bez pomocy, kto
złapie?
Słyszę, że tam w bród muzyki! Wejdę. A co,
jeżeli nie zrozumiem? Nie polubię? Znów, gdy uklęknę tutaj, będę słyszał, ale nie będę musiał polubić.
Oj, boli to boli, moje kolana są coraz cięższe.
Podaj krzesło mój Kluczniku, niech się stanie
tak pół na pół? Przykucam _ nie siadam. Łatwiej
uklęknąć czy…? A wokół mnie głosy _ w końcu moralnie musi być. Ale czy zawsze?
Uciekać czy nie? Ale znów z drugiej strony
żyć czy licho wie, w jakim stanie przemierzać to
zadrzewiowskie kalectwo nowego świata? Co wybrać _ jaka ta poza niewygodna!
W twarz uderzę się prędzej kilka razy niż
wybiorę sam _ a jednak samotny i sam wybrać samotność świata tamtego? Może wcześniej wstanę
albo później położę się bez życia, bez wiary, a jednak z niewiedzą.
Szybciej! Szybciej!
Krwawią prawda? Bez mrugania, a w ciągłym otępiałym
bezruchu _ zastanowieniu.
Jedni wołają,
żeby nie był głuchy!
W końcu i tak zamilkną w swojej
bezradności. Uwierzą _ będą mieli tę
jedną kroplę krwi
więcej _ nie mniej.
Jeżeli On powie
NIE, a oni na prostej z Sumienia do
Emaus bez życiowego przystanku nie
poznają _ będą
podobni z zstępującymi do grobu.
Kolejna filozofia wyboru, a w
rzeczywistości to
kolejna nasza walka
z własnym sercem.
Przecież to wszystzalew kultury/marzec 2008
11
z_pogranicza
zdj. Magdalena Gogół_Peszke
ko można by tak po prostu jednym ruchem ręki.
Żyć czy umierać? Money'mania ludzkiego
wyboru.
Ile potrzeba czasu, żeby dotrzeć do źródła
łez? Niewiele. Wystarczy stanąć twarzą w twarz
z _ no właśnie _ z kim? Przecież my żaden twarzy
nie mamy, a łzy wypływają z braku ludzkich cech.
Taka promocja! Jeżeli kupisz wagon myśli,
dostaniesz cząstkę mózgu! Zbierz wszystkie!
A co, jeżeli nam przerwą promocję? Brak towaru _ myśli brak. Zostaniemy w tym nowym świecie, jak oczy bez nosa, jak czoło bez zmarszczek,
jak…
Przecież w każdej chwili można nalać starego
mleka, wypić i … przecież coś trzeba wykrzywić
z niesmaku. Czy można wybrać pomiędzy echem
a naszym prawdziwym głosem? Tak bardzo boli
mnie gardło od krzyczenia cudzym głosem. Tak
bardzo…
Na dworze pada śnieg, a ja stoję prawie że
u progu drzwi w czarnych butach niedomytych gestów, skórzanej czapie z niewidzialnych wyborów
istnienia, a jednak nagi w swych przemyśleniach.
Leżałem, schodziłem, kucałem i stoję. Idę _
lecz gdzie, wśród mojego przepychu podróży pozycji, jakie wykonałem, są moje nuty? Mój koncert gra
coraz ciszej, a ja oddalam się od pianina i idę bez
dźwięku serca, a wśród dźwięków przemierzanych
pokoi, korytarzy i sytuacji.
Mój cierpliwy Szatniarzu Ludzkich Dusz,
zafałszowałem i to w sposób tak ohydnie prosty, że
aż ludzki. W geście własnego znienawidzenia przetarłem oczy by zobaczyć strach w przetartych
oczach innych. Trudno tak wybrać, czy się chce patrzeć na _ czy po prostu wyobrażać sobie świat.
Przecież nie o pieniądze _ nie, nie _ w otwartych przestrzeniach zobaczyłem jedynie krzak dzi-
12
zalew kultury/marzec 2008
kiej róży. Boli, gdy dotkniesz, a jak pięknie wygląda.
Piszę coraz _ no właśnie _ spokojnie jakoś
zrobiło się w moim sercu. Ja chyba całe to moje życie wybierałem drogę, a ono przebiegło mi tak szybko, tak bez szeptu nawet, bo wyborów, bo możliwości było tak wiele.
Epitafium snu _ tak Cię jeszcze nie nazywałem, prawda?
Bo widzisz, nawet na mój przydługawy list
przyszedł koniec. Wśród zastanowienia, co dobre,
a co złe i dla jakiej wartości podnieść głowę ku górze _ wiem, dobrze jest.
Mordowaliśmy _ tak! Katowaliśmy odezwami do narodów serc wszystkich, którzy po prostu
wybierali _ bo mieli wybór!
Miłość! Zauważyłeś? Krzakiem zwana poświata wokół tego naszego małego JA. A co więcej?
Ja kocham i za ten wybór/możliwość dziękuję.
Ojczyzna czy…? Brakuje Ci mój drogi, odpowiedzi na moje pytania? Może ich po prostu nie ma.
Takie moje epitafium, w twarz uderzany
z oddechu krzyczącego tłumu numerkowiczów,
z wyborem w tym ludzkim teleturnieju „Jaką duszyczka ma chęć?”.
Słyszę uderzenia pianina. Rytmiczne…
Dlaczego w poruszeniu brakuje mi dynamiki? Co
tak naprawdę wybrał ten z drugiego piętra, a co ta
od kwiatów?
Stuk, stuk _ a gdzie puk? Czy warto zaczynać
od końca? Słyszę uderzenia pianina. Rytmiczne…
Tak właśnie to wygląda. Czuję się wtedy, gdy
rano budzę się spocony, że mógłbym umrzeć w tej
samej chwili, pewny tego, że myślałem. Nagi na stopach, bogaty w możliwość wyboru na pokaz mody
ochłapów myślowych.
Michał Idziaczyk
[email protected]
z_pogranicza
Judyta Grzesik
Sentymentalne rzęsy i zakrętka
I kartka na biurku, napis tętniący życiem, pisany czarną kredką
wspomnień
Śnij, ja będę czuwał nad Twym pięknym snem
– Twój Anioł
Przepraszam, proszę, dziękuję. Jej wybory, błędy i błędy.
I błędy.
Słowa, co lawiną niewiarygodności by się zdawały być, niebłahe sytuacje, sensualne doznania…
Sen su al ne.
Zdawałaby się być osobą, która wie, czego chce, ma styl i charakter odpowiedni, zarazem inny, odbiegający od normy. Tak mówił
o niej ten, co z niej zrezygnował. Charakter, którego on nie potrafił
nigdy rozgryźć.
I mówił, że ładna kobieta, inteligenta do tego. Prawie jak
ideał. Ideał, co wytrwale dążył do celu. Wiedziała, kiedy spoliczkować.
Więc czemu nie brał, jak miał?
zdj. Grzegorz Stój
zalew kultury/marzec 2008
13
z_pogranicza
Dwa poglądy
lub
półtorej poglądu na twórczość
Od dwóch lat siedemdziesiąt kilometrów od domu. Od prawie trzech lat dwieście pięćdziesiąt
kilometrów od spokoju. Czterdzieści kilometrów
od miłości stało się niczym wobec sześciuset, a może nawet więcej, które osłabiły uczucie. Pięćdziesiąt metrów od przyjaźni _ przestrzeń nie do przebycia dla zajętych swoimi sprawami.
Wewnętrzna przyjaźń
Odległości nas _ mnie _ zmieniają, tworząc bariery.
Śmieszne, skoro żyjemy w czasach „małego świata”
_ samochody, samoloty, Internet, telefony. Cudowna
technika, ale wciąż zbyt zimna i nie dająca poczuć
pełnej bliskości.
Przerażające jest to, że fizyczna odległość od
drugiego człowieka może zniszczyć fundamenty
budowanej dawniej wspólnoty. Zapomina się. O bardziej nastrojowych chwilach. I tych, które rodziły
refleksje. Pamiętasz, jak wtedy piliśmy do rana, rozmawiając o stworzeniu? O innych formach rozumu? Przyjaźń rozpływa się w ramach odległości. Dawniej
wydawało mi się, że im jest silniejsza, tym większą
odległość może przetrwać. Rozciągnąć się na całą
drogę pomiędzy bliskimi sobie umysłami, duszami,
sercami _ jakkolwiek to nazwać. Ale to nie prawda
_ przyjaźń, bliskość, jeśli używać technicznych
zwrotów, ich trwałość zależne są od gęstości/częstotliwości wpływu, wzmacniania.
Tak samo dzieje się z przejawami ludzkiej
chęci do przekazywania swojego dziedzictwa. Jesteśmy samolubni _ kochamy siebie i chcemy o sobie pamiętać. Pamiętać o różnych stadiach naszej
obecności tutaj, o ich zmianach. Porównywać to, co
było dawniej z tym, co dzieje się obecnie _ czerpać
niemalże masochistyczną przyjemność z tego porównywania i mówienia do samego siebie: Byłem
młody i głupi, ale pamiętam. Pamięć przyjaźń, uczucie
w stosunku do samego siebie. Twórcy chcą tę pamięć podtrzymywać, aby odległość nie zniszczyła
ich własnego obrazu, ich tkliwości w stosunku do
kolejnych zauroczeń, drogowskazów życiowych
wyborów. Nie ważne jak to robią _ słowa, obrazy,
cokolwiek innego. Nie ważne w imię czego. Zaprzedanie siebie Heglowi, czy, kolokwialnie mówiąc,
wypięcie się na jeden, niezaprzeczalnie najlepszy
14
zalew kultury/marzec 2008
kierunek dziejów. Nieważny jest wybór między
wiarą w świat jako odbicie, czy w świat sam dla siebie. Ważne, by o tym powiedzieć i kiedyś, tam w
przyszłości, czerpać z tego satysfakcję. Tak jak ze
wszystkiego można się śmiać, tak i jakkolwiek,
przywołując dowolne imię, można... trzeba przełamać fatum odległości. Gdyby to była samotna tyrada aktora na scenie, w didaskaliach powinien
znaleźć się zapis, że za jego plecami kroczy czarna,
przerażająca postać niosąca napis _ „groźba
grafomaństwa!” I co? Przecież grafomanem można
nazwać każdego twórcę _ nie oszukujmy się, że
wszyscy widzą w sztuce, na przykład nowoczesnej,
pełnej natchnień i grafomańskiej jakości, walory
estetyczne. Wszyscy wielcy w naszych oczach twórcy kultury mieli po prostu szczęście, zyskując uznanie. Prawo do niwelowania odległości ma każdy.
Zacieśniam przyjaźń z samym sobą. Zapisuję
myśl, tworzę kontrasty, chcę szokować, zmieniać
znaczenia wyrazów, tworzyć własny język i własne
reguły. W kontekście zapisywać głosy sprzeciwu,
odrzucać oskarżenia o niezrozumienie, kpiąc z tych,
którzy zarzucają brak logiki. Dziwię się i drżę na
myśl o takich, którzy czytając, starają się dociec dokładnej istoty tej przyjaźni. Dla nich ona ma być co
najwyżej sygnałem, że warto przyjrzeć się samemu
sobie. Tak powstają słowa.
Zacieśniam przyjaźń z samym sobą. Myślę
obrazami, widzę kolory, kształty, złudzenia i wrażenia. Zmieniam zakres tego, co widać i tego, co ma
pozostać niewidoczne, nieostre. Podejmuję kilka
prób, szukam idealnych miejsc, idealnego poglądu
na to, co dookoła. Tak powstają obrazy.
I na koniec _ jestem samolubny (jesteśmy tacy
w większości?), znajdując więcej czasu dla zawierania przyjaźni z samym sobą, niż dla podtrzymywania relacji z tymi, którzy przecież mnie kształtują.
Zdarza mi się słyszeć opinie o sobie jako o twórcy.
Zawsze budzi to we mnie niesmak, krzywię się.
Posłużę się więc przykładem innych tych, których
naprawdę uznajemy za artystów. Ta przyjaźń z samym sobą jest zawsze bardzo krzywdząca. Nigdy
nie daje pełnego zadowolenia, a z zewnątrz jest odbierana jako egoizm. Może dlatego wielcy tak często
kończą w samotności.
z_pogranicza
Wewnętrzna sprzeczność
Czemu zaczynać od melancholii? Początek
powinien wiązać się z zadowoleniem _ choćby dla
zachowania pewnych zrytualizowanych standardów. Żeby początkowe melancholijne „źle” nie stało
się wytyczną dalszych poczynań. W głowie pojawia
się jednak wpisany przez kulturę schemat _ gorzej
być nie może, trzeba odbić się od dna. Tak właśnie
działamy. Na tej zasadzie: melancholia to środek do
bycia wyżej. Dla niektórych _ do tworzenia, uplastyczniania twardych powierzchni codzienności lub jak
zwykło się popularnie mówić _ do jej oswajania.
Związek melancholii i zadowolenia zauważyłem niedawno. W trakcie mszy świętej _ w trakcie
rytuału, jak powinienem zwać to niedzielne zebranie parafian. Żeby nie pozostawiać wątpliwości _ od
dłuższego już czasu nie jestem go w stanie zrozumieć. Mam świadomość konieczności istnienia wyższych ideałów przyświecających wspólnocie chrześcijańskiej. Mam wiedzę dotyczącą etyki i moralności, metaforycznego odbioru religii _ nadal jednak
nie rozumiem i w trakcie rytuału bardziej „przy-sypiam” niż „prze-żywam”. I to budzi moje niezadowolenie. Nie mam ochoty wywyższać się nad tych,
którzy na swój sposób przeżywają pozostawanie we
wspólnocie religijnej nie uważam ich za uzależnionych od opium. Tęsknię do wspólnoty, to bardzo
ludzkie _ a więc jest. Melancholia.
Bezpośrednim bodźcem do zauważenia tej
zależności było stwierdzenie kapłana mądrego,
choć prostego człowieka. Powtórzył więc za autorytetem: wszyscy jesteśmy powołani do świętości i dodał a świętość oznacza szczęście przez trudy. No coś
w tym jest, proszę księdza, zdecydowanie coś... Melancholia to przecież wielki trud.
Jednak co stanowi to bliźniacze pojęcie melancholii _ nierozerwalnie związane? Zadowolenie,
spełnienie _ to właśnie jest kolokwialnie nazwane
oswajanie rzeczywistości. Tworzenie w każdej postaci _ nieważne co kto robi i jak to robi. Czy jego
działanie jest konstruktywne czy destruktywne _
nieważne. Ważne, aby przyniosło ulgę. Jesteśmy
powołani do szczęścia _ więc czemu cieszę się na
myśl o niezadowoleniu? Z niezadowolenia powstają
rzeczy wartościowe. Podejście zbyt jednostronne?
Ciężko jest coś stworzyć, kiedy brakuje tego bodźca
o niewypowiedzianej sile. A co z tymi aktami twórczymi, będącymi pochwałami szczęśliwości? Autorzy nigdy nie opisują chwili szczęścia w momencie
jego bezpośredniego „dziania się”. Przecież w takich
chwilach zawsze brak na to czasu _ szkoda jest marnować upojnej chwili, która może się skończyć.
A kiedy tak się stanie _ wspomnienie i chęć powrotu
tego, co było, staje się źródłem. Każdy z nas jest
twórcą, każdy stara się zdusić melancholię i osiągnąć zadowolenie, spełnienie. Niektórzy wybierają
trudniejsze do oswojenia dziedziny i twardsze, wytrzymalsze, trudniejsze materie dla przedstawienia
swoich starań.
I jeszcze jedno wspomnienie. Również z świątyni _ tym razem w trakcie rytuału konsumpcji.
Nienawidzę tej konieczności wydawania pieniędzy,
nawet na rzeczy niezbędne. Przy „konfirmacji kasowej”, gdzie muszę przyznać się do wielkości
swoich potrzeb, przeżywam rzeczywiste katharsis.
Nie _ nie jestem skąpy, mój problem polega na tym,
że nie potrafię zaakceptować tego, jakiej technicyzacji ulega świat, a przez to zagrożenia jego różnorodności. W pewną sobotę, w sklepie, na ławce siedział
stary, zniszczony życiem biedak _ człowiek. Uśmiechał się do klientów niezwykle serdecznie. Kiedy
pakowałem swoje zakupy, warte pewnie więcej niż
koszt jego egzystencji w ciągu całego miesiąca,
rzucił do mnie, ciągle się uśmiechając: Na co ci to? Ja
tego nie potrzebuję. Zawsze uważałem, że w ludziach,
którym z naszej perspektywy nie powiodło się, żyje
wartościowa filozofia. Pomyślałem wtedy o tym,
jaka jest melancholia takiego człowieka... i jego
zadowolenie. Czego on wymaga?
Radosław Aksamit
[email protected]
zalew kultury/marzec 2008
15
z_kamerą_wśród_ludzi
Blaski
i cienie
Zróżnicowany program Dyskusyjnego Klubu Filmowego oraz wprowadzona w ruch w związku
z tym maszyna promocyjna przyniosła, jak widać,
zamierzony efekt. Po raz pierwszy od dłuższego
czasu nie czuję potrzeby wygłaszać tyrady na temat pustych krzeseł, atrakcyjnej ceny biletu oraz
niezmienne ciekawego repertuaru.
Przykładem były dla mnie dwa czy też trzy
ostatnie poniedziałki, gdzie tuż po 19.00 przed kasą
Rybnickiego Centrum Kultury ustawiły się pokaźne
kolejki i nawet gwar tuż przed projekcją był jak
najbardziej mile widziany.
Film Sztuczki prezentowany w ostatni tydzień
lutego można było zobaczyć w stosownym czasie
w kilku innych kinach, dlatego nie będę się tą projekcją zajmować. Szczególnie „poderwały” mnie dwie
pozostałe projekcje: Księżniczki oraz Odgrobadogroba,
które to filmy zobaczyć powtórnie na wielkim ekranie nie będzie proste, a nawet w wielu przypadkach niemożliwe.
Piękny film Księżniczki hiszpańskiego reżysera Fernando León de Aranoa, porównywanego
ostatnio do mistrza Almodovara, jest kwintesencją
delikatności, lekkości umiejscowionej w brutalnej
rzeczywistości. Ten światek to pejzaż narysowany
grubą kreską, ukazujący życie prostytutek, których
praca kieruje się swoimi regułami. Film pokazuje
narodziny przyjaźni pomiędzy dwoma kobietami,
które dzieli kraj, obyczaje i uprzedzenia. To kobiety,
które początkowo dzieli zazdrość, a z czasem połączy prawdziwa przyjaźń. Każda z nich ma odmienne życie, ale te same marzenia i nadzieje. Z wielką
determinacją chcą skończyć z zawodem, który, jak
przekonują siebie wzajemnie, jest tylko przejściowy.
Jeszcze tylko parę chwil, jeszcze tylko moment, któ-
16
zalew kultury/marzec 2008
ry, jak dobrze wiemy, może trwać nieskończenie, bo
ciągle nie będzie perspektyw na zmianę, a trzeba
jakoś żyć, egzystować. Piękność z Dominikany żyje
nielegalnie w kraju swojej przyjaciółki. Poddaje się
stałej przemocy alfonsa, który wykorzystując jej
szczerą wiarę w otrzymanie z jego pomocą stałego
pobytu, robi z dziewczyną wszystko, na co ma
ochotę. Natomiast druga główna bohaterka, rodowita Hiszpanka, prowadzi podwójne życie, wmawiając rodzinie na niedzielnych obiadkach, że prowadzi zdrowy, normalny tryb życia często nudny,
ale powszechnie poważany.
Film jest zrobiony przez mężczyznę o niesamowitej wrażliwości, który zna dobrze bolączki kobiet, które, niezależnie od wykonywanego zawodu,
chcą być piękne, doceniane, szanowane i kochane.
Znaczące są w tym względzie dyskusje kobiet na
temat życia, które codziennie odbywają się w zaprzyjaźnionym zakładzie fryzjerskim, gdzie na robieniu fryzur, malowaniu paznokci i plotkowaniu
schodzą im całe poranki. W tych banalnych rozmowach wyczuwamy jednak ich samotność, strach
i poczucie beznadziejności. Nie brakuje jednak im
humoru oraz podświadomej wiary w lepsze jutro.
Są sobie niebywale bliskie i można zaryzykować
stwierdzenie, że mają cos z muszkieterów, którzy
w trudnej sytuacji będą walczyć wszyscy za
jednego.
Księżniczki są dowodem na to, że niezależnie
od sytuacji, miejsca i czasu zawsze może zrodzić się
między nami coś wartościowego, niekoniecznie materialnego. Są to niewymierne uczucia, które opanowują nas w najmniej spodziewanym momencie, dlatego właśnie pomimo bolesnych i wstydliwych scen,
pojawiają się i te pełne ciepła, humoru i nadziei. Są
to prawdziwe królowe życia, tylko że ze zbrukanej
z_kamerą_wśród_ludzi
krainy marzeń.
Film jest pełen
niebanalnego
dialogu, który
pokazuje niezwykłą wrażliwość. W ten
sposób buduje
się szczególny
nastrój, łączący
chłodny realizm z nadwrażliwością. Niesamowitym dopełnieniem tego
wszystkiego,
o czym pisałam
powyżej, jest
muzyka, słowa
piosenek, które
są często komentarzem do prezentowanej nam rzeczywistości. Jak
chór w tragedii greckiej, powracają z natężeniem
w krytycznych momentach, żeby wybrzmieć znacząco i z patosem. Trudno zapomnieć zatem tekst
piosenki Manu Chao: nazywają mnie ulicą radości i
cierpienia, nazywają mnie ulicą i jestem z tego dumna,
wiem, że mój dzień nadejdzie.
Kolejną ucztę zaserwowano nam w postaci
filmu pochodzącego ze Słowenii. Odgrobadogroba to
obraz mieszkańców, którzy swoją codzienność dzielą pomiędzy przesiadywaniem na piwie, naprawami samochodów oraz komentowaniu i przyglądaniu
się życiu innych. Jest w tym małomiasteczkowym
świecie jednak jakiś stały rytm, którego jednym
z rozdziałów są pogrzeby, ostatnie pożegnanie najbliższych. W tym mieście wydają się być one wyjątkowe, bowiem mowę pogrzebową wygłasza jeden
z mieszkańców, który właśnie w ten sposób zarabia
na życie. Przed każdym pogrzebem układa szczególną przemowę, opowiadającą o życiu zmarłego.
Główny bohater żyje samotnie w rodzinnym domu,
u boku rodziny siostry i ojca, który przez cały film
w rozpaczy za zmarłą żoną próbuje popełnić na
różne, wymyślne sposoby samobójstwo. Przyglądając się ich życiu, przysłuchując rozmowom, mamy nieodparte wrażenie, że ich czas płynie w oczekiwaniu na wielkie zmiany, a w wielu przypadkach
konkretnie jest to czekanie na miłość.
Film, jak przystało na tego rodzaju gatunek,
zawiera różne konwencje, które mieszają się z sobą
bezustannie: ciepło, zrozumienie z brutalnością
i agresją; melancholia i tęsknota z banalnością i ironią. Film zachwyca pięknymi ujęciami, poetycką
nutą i scenami, które pozostaną na zawsze w mojej
pamięci. Do jednej z nich należy końcowa scena,
kiedy to ginie tragicznie w wypadku samochodowym przyjaciel głównego bohatera. Niejednokrotnie marzył o tym, żeby jego przyjaciel wygłosił kiedyś nad jego grobem mowę pożegnalną. Marzenie
się spełniło, ale jedynie połowicznie, bowiem, z żalu i rozpaczy przyjaciel nie był w stanie wymówić
ani jednego słowa. Specjalnie na tę okazję przygotowano szczególne miejsce na pochówek, gdzie połączono na zawsze zmarłego z jego ulubionym samochodem _ fiatem 500 (?). Kiedy pojazd został już do
połowy zasypany , wtedy też kamery pokazują nam
zmarłego, który siedzi za kierownicą. Nagle z tylnego siedzenia wyłania się zakochana w nim niemowa, której uratował życie przed nikczemną śmiercią,
skądinąd siostra jego przyjaciela. Na wieczność chce
zostać z ukochanym, którego przytula do siebie,
a my obserwujemy w skupieniu, z dreszczem opanowującym nasze ciało, jak tragikomicznie śmierć
łączy się z życiem tworząc jedyną z możliwych scenerii dla tego związku... i tak nastaje koniec, który
może być również początkiem.
Katarzyna Dera
[email protected]
zalew kultury/marzec 2008
17
z_kamerą_wśród_ludzi
Orientalne uniesienia
Wybrałam się na ten film ze świadomością tego, co
mogę zobaczyć: trudną, bo wojenną, zawiłą historię ludzi, którzy żyli w okupowanym Szanghaju.
I dużo odważnej erotyki. Myliłam się tylko częściowo: nie doceniając stylu, w jakim zostało to
przedstawione.
Próba przeniesienia trudnej historii miłosnej
na duży ekran to rękawica rzucona groźnemu kolosowi. Niewiele zekranizowanych love story sprostało wymogom niepobłażliwej publiczności, której
podniebienie jest wyczulone przede wszystkim na
plastikową tandetę dialogów oraz tryskający surrealizmem rozwój akcji. Ang Lee (Tajemnica Brokeback Mountain, Przyczajony tygrys, ukryty smok) maluje w thrillerze Ostrożnie, pożądanie związek działaczki chińskiego ruchu oporu z japońskim kolaborantem niezwykle prawdziwym pędzlem, niezwykle
subtelnymi i orientalnymi pociągnięciami. Pierwszoplanowa rola kobieca (debiutująca Tang Wei)
chwyciła mnie nie za serce, ale za dłoń i przeprowadziła przez drogę jej moralnych dylematów. Jak
wiele można poświęcić dla dobra ojczyzny? Jak
wiele można poświęcić dla drugiej osoby? Gdzie
leżą granice patriotyzmu, a gdzie namiętności? Film
jednak nie wycisnął ze mnie łez. Bardziej wyciska
duszę i bezlitośnie wywleka na wierzch to, o czym
często boimy się mówić, nawet myśleć zakazane
pragnienia, niespełnione marzenia, udrękę bezsilności. I to niezwykle zwinnym i subtelnym kocim
stylem. Na pozór banalną fabułę odebrałam _ ku
mojemu przyjemnemu zaskoczeniu _ jako „życiowo” złożoną i pełną autentyzmu. Ilości agresywnego (aby nie powiedzieć: zwierzęcego) seksu mogą
gorszyć, choć de facto gorszyć nie powinny _ tytułowe pożądanie nie tylko zobrazowano perfekcyjnie,
budując napięcie stopniowo, ale także przed nim
przestrzegano. Te właśnie drastyczne sceny były
zarazem pełne subtelności. Ten film mógłby nawet
zostać pozbawiony dialogów _ fabułę opowiedziałyby szczegóły, o których dopieszczenie zadbał Lee.
Scena odbioru pierścionka szarpnęła mną niezwykle
mocno: oto mamy tylko dwoje ludzi i mówiące tak
wiele spojrzenia. Oszczędną grę aktorską uzupełniono piękną muzyką i sugerującym ruchem kamery. To właśnie muzyka grała dla mnie główną
rolę. Film czaruje również pięknymi kobiecymi kostiumami, charakterystycznymi parasolkami, słod-
18
zalew kultury/marzec 2008
kimi detalami. Wspaniałymi wzorami, haftowanymi
stójkami sukienek i wszechobecnym jedwabiem.
Piękny, międzywojenny Szanghaj niejako europeizuje historię tego romansu. Ta historia mogła wydarzyć się przecież gdziekolwiek, choćby w Warszawie czasu hitlerowskiej okupacji. Ang Lee przenosi
w przeszłość, którą celowo i teatralnie przerysował.
Dzięki temu rozkoszowałam się tym niezwykle
zmysłowym filmem, pełnym soczystych barw,
dźwięków, delikatnych acz stanowczych kocich
ruchów głównych bohaterów. Dlaczego kocich?
Film spokojnym biegiem wydarzeń ciągle usypiał
moją czujność, którą nagle zaskakiwał biegunową
zmianą dynamiki akcji. Gdyby nawet Ostrożnie,
pożądanie nie zdobyło licznych nagród, wyróżnień
i tylu setek tysięcy braw na stojąco, i tak pozostałoby dla mnie _ i nie tylko dla mnie _ filmem niezwykle wartościowym. W tej opowieści każdy odnajdzie swoją rolę.
Ania Morawiec
Ostrożnie, pożądanie (Lust, caution)
reż. Ang Lee
USA, Chiny, Tajwan, Hongkong 2007
z_kamerą_wśród_ludzi
Czeski film?
Kiedy słyszysz hasło „czeski film” przygotowujesz
się na lawinę absurdu. Jeszcze niedawno określenie to odnosiło się do sytuacji, w której nie było
wiadomo, o co chodzi. I choć obecnie porównanie
to pasuje bardziej do kina polskiego, w ludzkiej
świadomości stereotyp nadal zbiera żniwo.
Bo jeśli dotąd nie widziałeś pełnometrażowego filmu produkcji czeskiej, na Butelki zwrotne
możesz wybierać się z pewnymi obawami... Zupełnie nieuzasadnionymi.
Jest to pełen ciepła i humoru film, opowiadający historię Josefa Tkalouna, podstarzałego nauczyciela literatury. Z braku cierpliwości do uczniów,
odchodzi on ze szkoły i stara się zorganizować sobie
czas wolny, podejmując pracę kuriera. Po wypadku
rowerowym zdaje sobie sprawę, że rola ta lekko
przerasta jego możliwości. Postanawia więc zatrudnić się w punkcie skupu butelek w supermarkecie.
Powoli nawiązuje kontakt z klientami i staje się
dobrym duchem sklepu. Jednocześnie nie potrafi
dojść do porozumienia z żoną, która czuje się niekochana i jest zazdrosna (niekoniecznie bezpodstawnie) o jego znajome. Wcielający się w tytułową
rolę autor scenariusza, Zdenko Svěrák oraz jego
filmowa żona, Daniela Kolarova, stworzyli wspaniały aktorski duet. Eliska Tkalounova to postać
bardzo plastyczna, prawdziwa, która choć początkowo wydaje się zimna i zrzędliwa, pozwala się
polubić. Czuje się osamotniona i niezrozumiana,
odnosi wrażenie, że już dawno straciła zainteresowanie męża własną osobą. W wypowiedzi na temat
filmu aktorka zwraca uwagę na ważny problem:
Ujęło mnie to, że film mówi o miłości, a to oznacza nieustanne ucieczki w marzenia, co też obydwoje bohaterów
nieustannie próbuje robić. Eliska wraca myślami do
czasów młodości, sielankowego szczęścia z mężem.
A Tkaloun? Jak na faceta przystało śni o płci pięknej... Witalny typ (to znaczy „lubiący się witać” _
świetna gra słów, jakże miło, że oddana w tłumaczeniu), jakim jest Tkaloun, stara się pomóc innym
w rozwiązaniu ich problemów, choć sam nie potrafi
uporać się ze swoimi. Jest on czeską Amelią w skórze Seana Connery'ego... Reżyser filmu, Jan Svěrák,
określił go mianem Don Kichota walczącego z automatem do skupu butelek.
Vratné lahve są zamknięciem trylogii, w skład
której wchodzą również Szkoła podstawowa z 1992
roku oraz nagrodzony Oscarem Kola z 1996. Projekt
filmu pojawił się już w 2003 roku, kiedy to ojciec
reżysera, Zdenko Svěrák rozpoczął pracę nad scenariuszem. Jednak Jan Sverak kolejnych wersji scenariusza nie przyjmował. Tata pisał, ciągle nie bardzo
mi się to podobało. (...) Czwarta wersja dalej była zła.
Wstrzymałem produkcję. Gazety pisały o rozłamie w rodzinie Svěráków. Mniej więcej po roku tata znowu zaczął
pisać. I chyba z tej wściekłości na mnie stworzył dokładnie taki scenariusz, jakiego oczekiwałem. Konflikt pomiędzy dwoma wybitnymi osobowościami nie spowodował na szczęście negatywnych dla filmu skutków. Wręcz przeciwnie, powstała doprawiona dużą
dozą humoru niebagatelna opowieść o życiu i miłości, która może służyć za rodzaj „terapii zajęciowej”
dla małżeństw, a dla całej reszty publiczności będzie
na pewno sposobem na miłe spędzenie wieczoru.
Film ten jest kolejnym krokiem w kierunku uznania
hasła „czeski film” za wyznacznik dobrego kina.
El'Marie
wypowiedzi cytowane za: www.stopklatka.pl
zalew kultury/marzec 2008
19
przystanek_poezja
MARIAN LECH
20
zalew kultury/marzec 2008
przystanek_poezja
BEDNAREK
Wiersze pochodzą z tomiku poezji Obrazowiersze (premiera tomiku w marcu 2008)
skład: Studio Multimedialne MaYazz _ Tomasz Rodzik
zalew kultury/marzec 2008
21
pas_par_tu
Między komercją a sztuką
Dwie absolwentki geologii w Krakowie, miłośniczki sportu
balonowego, o charakterach i temperamentach niczym dwa
odmienne bieguny.
Parter szarej kamienicy, na którym do niedawna mieścił się wyłącznie serwis sprzętu elektronicznego.
Potrzeba zrobienia czegoś sensownego i jednocześnie
sprawiającego przyjemność.
Szczypta odwagi i wiary w ludzką potrzebę obcowania z pięknem i otaczania się nim.
Wymieszać wszystko, dobrze wyrobić i uformować kształt.
Oto w przybliżeniu przepis na galerię sztuki użytkowej.
Galeria Dworek, o której tu mowa, znajduje się przy
ul. Dworek 13 w Rybniku, niedaleko znanego centrum handlowego, który, według wielu, jest miejscem, gdzie można
kupić wszelkie przedmioty, rozrywki i przyjemności i ogólnie zwiedzanie jego przepastnych pięter stanowi substytut
życia prywatnego.
Twierdzenie to może być prawdziwe wyłącznie wtedy, gdy człowiek nie spodziewa się niczego więcej, poza
taśmowo produkowanymi przedmiotami codziennego zbytku, zresztą pochodzenia azjatyckiego (niech nas nie zmyli
europejska marka!).
Jeśli jednak stawia sobie i życiu wyżej poprzeczkę...
Zapraszamy na Dworek.
Kolorowe wnętrze, niezwykłe malarstwo (Magdaleny
Gogół_Peszke, Lecha Pierchały, Macieja Kozakiewicza) i rzeźba (Lech Cesarz, Marek Mandera) bez żadnych kompleksów sąsiadują z ręcznie wykonywaną biżuterią małopolskich
artystów i niebanalną tkaniną w sposób doskonały zamienioną w ubrania.
Wernisaże, projekcje filmów kina niezależnego, spotkania. Czy coś jeszcze? Tak. Otwartość na propozycje płynące od tych wszystkich, którzy tworzą, zbierają, poszukują
i chcą się tym podzielić.
Wspieranie rodzimych artystów, polskich producentów to już właściwie dodatek.
Bo galeria Dworek to po prostu ludzie. Chcący oswajać sztukę. I ludzi ze sztuką. Dzielić się z innymi wytworem
swej wyobraźni i rąk.
A tak zwyczajnie, oswoiwszy się, porzucając ton
„kulturalnego” dziennikarza?
Jedyny sklep, gdzie każda kobieta znajdzie coś, czego
nie zobaczy u innej kobiety na tej samej imprezie, drobiazgi,
które spowodują uśmiech u obdarowanego i wreszcie ta
sztuka, która zagościwszy na naszej ścianie bądź półce, pozwoli odczuć, że również jesteśmy jej warci.
tekst i zdjęcie: Anna Oleś
22
zalew kultury/marzec 2008
Pas
par
tu
A dl
aczeg
o by
kopa
rka n
ie mo
gła b
To po
prof.
yć m
zorn
ASP
artw
i
e
d
ziwn
w Ka
ą nat
go pr
e, po
towi
urą,…
zez g
d
cach
c
rzecz
malo
h
we w
w
ytliw
Irene
ność
wała
nętrz
usza
e py t
nie z
mw
skiej
u…
anie
Walc
dąży
zeszł
).
zada
zaka
łam,
ym r
ne w
spotk
choć
oku n
spos
ało s
ch
a kon
ób r
Czyż No właś
ię
kurs ciałam z
n
by p
, któ
mien z moim w etoryczn
rof. W ie, czem
r
dzięk
i
e
y pr
ć
yra
g
.
o tem
u nie
(Wie
alcza
i tem
? Dz
lki ko zem twa zez
atem
k
u, a
stars
isiaj
rzy,
p
b
może miał oka
y
z
zego
ł
a
m
któ
nie
energ
e
za
poza
cy
wo _g
ia zie gakoparą retym _ ć się wiz budzi to
eome klu mala
m
naw
j
o
i
r
z lek
e mn
nerem
trycz
bełch
skieg
eksp
k
ie n
res
ną
oi
atow
o,
n
wojn ją, dojrz , z tęskn niepostr nfantyln a mój pr ajmniejs
o
z
a
e
ywat
ą płc
z
i (ob łością (ja ty za por eżenie ud j, nastro
ny u ego sprz
j
ecnie
z
k
ż
e
o
a
ą
c
y
w
ł
j
d
i
a
ą
t
wu .
ej
ek
m się
kiem
zaro
kob
napo Browar
w dr “ Wnętrz ? Mimo
w Ra iety wyg zumiale , większą
jów ś
nazy
rywa
cibor
wiat
precy ogę techn ności” _ to,
zresz
w
a
zu
ją
z
iczno _
,
moje
a
tą cz
go
emu a od wejś to jedno , więc ni m) i mni ją, bardz
łam
prze
),
e ma
ie
ej ob
c
tam
z tyc
ecnie j zawoal mysłoo co
właś czyżby d ia już str
h
plen
m
walc
iejsc
owan
ciwie
ało s
i
aszą
s
er m
t
o
, gdz
zyć).
tną d
ię wy
tabli
prze
alars
wodo
ie
la m ą
c
z prz
k
ki z
nie
w
ypad raść lam zki z zak wyrabia
cja: w ej w Rac I rokiem
a
p
s
e
z
i
k
ą
ę
e
,
m
b
j
w
ed
łysko
iborz
s
p
wą ja fotografo en z naj
u, w tudentów spólnie z
odm adliśmy
e wr
lepsz
wan
ką
pr
ów
na p
Insty
ześn
ia
yc
ort
tutu of. Maci ś tajemn
jakie ić. Czy t
ejem
ą mi (nie wied h
Sztu
ś we
o atm iernię, p iu 2006.
k
ząc
B
k
n
s
o
P
i
t
i
t
o
t
enias
u r ę?
powi
em d
ylato
Pańs
omy
sfera
s
o
etrzu
zem,
,
Trafi
r
twow
ł był
… to y, termom szlachetn prezesa
sto b
i… n spontani ej Wyższ prowadz
ewf
ra
ws
et
ąc
czny
ikt n
ej Sz
ormi
resuj k w zwyc zystko z ry czy po
,
ie zn
koły
e
p
o
u
ł
ącyc
z
m
o
d
r
a
ż
o
z
alazł
ieszc
jnie
Z
yło s
bnie
h rea
wie w
pi
zenie ądzenia
ię
spos
jak r an
o
e
komp lizacji m ęknych m na prze
dziw „odgazow ie wiadom bu, by na alizaalars
ie, pr
iejsc
n
m
ach.
ki
ywac
o do
z
W ci ość tego
c
za”,
ści. O Piszę o t estają by ch. Ja zr
miej
ągu
obiła
ym,
dusz zego służ
becn
sca i
paru
bo do ć relacją
m ta
n
ące
ie mo
e
o
i
pary
dni p
repo
nsp i
mm
pie
je ma
rację
nóst
larst ro w tej c rterską,
wo z owstało
, jaki w
wo e
a
h
w
d
w
e
sta
jęć
j
iele b
il
wide
ardz częntni i dostrze ją się mo , które „
o int
e pod
r
g
j
eąża t łam rozw ą poezją. uszone”
zaled
ropem
ój lin
i
, któ
ry zw owy w m
ojej t
ę sz y
łam
w br wórczoowar
Mag
ze.
dal
Mag ena Gog _
dale
ół P
na.g
ogol eszke
@wp
.pl
zalew kultury/marzec 2008
23
u
t
r
a
p
s
a
P
i
eniam
a!
marz w
ztuk
S
z
–
m
i
e
e
s
ni
rytm e przyno
ła m
oim
ocha
nagl
y sw
jąm
a pok
m
e
a
n
i
n
z
O
i wy
Id
a
os
ująca
icze! prawdę l
łam,
k
a
n
a
h
k
m
c
s
o
i taje
a, za asję!
i pok
ak na
iczp
arwn
ujące ego, co t
złam
skak
t
na, b – piękną
nala
Chem jąc
a
k
z
d
z
ę
i
o
,
o
p
ć
z
ierii
j
a
am
d
e
m
ł
n
g
i
r
s
a
a
e
y
z
a
ł
i
o
k
ż
d
b
a
z ta
r
a
odb
Szu
le po
ii i In
rzym
ię ba
e byw ie mogą
ała s d losu ot echnolog drój ciąg
t
s
c
Życi
i
,
w
m
T
Z
dar o
nku,
całko
stąpa
zyn–
ziale
kieru
Połc
cnie ak piękny na Wyd
które
j obe
t
ami,
wym
ą
iasta
e
i
k
r
n
e
c
m
s
ó
a
ż
ś
l
t
!
ń
o
a
,
i
k
a
g
ip
nce
ewł
zczec odzinne
a, po
ęśliw
w ni
odzia
r
Drog tem szcz echnikę S
niesp
szłam
m do ycia.
s
t
oy
i
a
e
l
ł
d
J
i
o
g
!
c
P
ż
ró
na
mi tw m,
JA.
u.
iwił
ka in ończyłam tudiów w go sensu ym raze
l
o
k
a
n
ż
o
g
t
r
o
g
e
,
a ę
a
e
d
Uk
dziw
2005 znego um afii zapr
tkow
niu s właściw ię za każ
to
praw piero w
r
c
ńcze
o
s
i
g
o
o
f
g
o
iłam
g
o
k
a
e
t
ł
b
e
r
t
u
o
o
j
a
o
f
g
c
ntow erca i mo częłam d ratu foto
zy o oczątku r
az po szukują
d
r
u
e
a
b
i
Z
e
o
s
w
o
z
p
pa
ej
nej.
na p
ch
żu, p je wnętr
ą roz
głosu
ego a ozwinięt
aszy
zdro
nas –
a nie ograficzn pierwsz
Mo
cje n k
ez r
na ro
ego z
n
t
B
dku,
p
e
d
o
.
ą
s
f
u
ż
s
a
e
a
k
t
a
ę
z
,
t
ia
za
ro
od
je k
alny
szej
ałam oją przyg latami, a rznego św ilę emoc
ocjon
ia na
słuch
k em obnażen
Sw
chw
nęt
łam
e
a
a
w
n
gdy
e
n
u
w
e
d
w
ć
ię
odojrz
ny ła
ć cho
jąc s
e zbi
azów
tawi
grom iatem, bo
zości dbić obr i wydoby
s
o
c
y
r
a
ó
r
w
e
w
a
ho
ca
zawi przed św
Do t
ne n
lnyc
e se r
czna
owie
y
dzien
ie rea ć ludzki
atło
tysty skrywam
Gorz
y
i
rzen
r
z
!
a
w
s
e
i
ś
a
u
yw
c
r
y
m
m
ł
a
o
o
w
o
r
a
z
a
p
d
s
t
z
p
d
l
a
jr
o ki
ys
ar
ja
łam
eświ
ace u awie.
ne w Ogólnop
tak b
a mo
ze n i
je pr
kolej
z
a
Każd ań, które i.
o
s
ę
n
r
i
m
jeszc
s
a
i
n
y
ia
yma
dozn tymnośc tworzen ztuki w W odbywał az Wrześ
zatrz
,
r
S
nych
h
in
ci, są e.
iącac ultury i skoczeniu ałkach o lsce.
nętrz uciowej
ś
s
o
e
w
i
g
e
z
m
w
cz
w Po
, Suw
h
um K ojemu za
wielu takie nas
ilku
iej, u
Po k m Centr
awac
ninie wystaw acją dla
wielk
e, co
ku m liszu, Ko
r
wyst
0
i
ki
,
n
1
a
p
c
t
s
e
m
n
o
ż
i
l
e
n
u
z
t
i
a
u
j
a
o
ow
ą
K
ę
r
o
p
z
i
k
c
o
,
l
s
a
o
,
ą
g
ju
o
z wie
ażne
stają
dbył
j w M Niedłu nie-Zdro
ranic
órzy
nie o zo ciepło tym co w rac za g
rowe
p
d
zi, kt uje!
ołczy ej. Obec
d
r
d
a
P
a
a
i
u
,
b
n
l
n
h
e są
śleć
kaza
mow
lskim
by
dzięk
iałyc
kopo ztuki Fil yjmowan ciu pomy zansą po
wej,
span m bardzo
Wiel
wodo
iiw
ży
zs
I
a
uS
prz
k
l
ę
z
o
n
e
m
a
ż
c
a
c
y
y
ą
i
w
a
i
c
z
z
Pr
nas
ie, za wej pra owadzi w
Festi
ny w
spod
sparc
ala w
e pla
e nie
pr
aso
pozw najbliższ
piękn omoc i w otychcz
ie do
e
ą
r
b
ó
o
t
d
p
s
rafik
d mn
je
z
ą
ą
,
a
o
k
k
z
l
m
o
m
e
M
e
e
i
a
d
fotog
ni
niesi jąc mi w ygnował
ryć,
we i
k
o
ń
d
e
o
i
m
z
a
i
l
zu
rez
jd
cel
.
je rek
i, oka
y mó
asji z
ć jej
nych
SNA
genc
Każd zyjaciółm la swej p y pozna
ulicz
II JA
zaś a
,
b
d
r
c
,
a
P
ę
u
LER
r
i
d
k
p
i
A
o
m
r
ą
h
G
y
r
c
i
ow
zie
e, któ
szłym
iku w
ii mo
yjątk
ć będ
W ze żej drodz ...
galer
Rybn
się w
iedza
o
mw
m do ółpracy.
w
bli
d
e
a
d
ę
z
w
o
u
i
s
i
a
s
ę
a
b
n
w sp
zapr
jrzeć
dąże
ż nie
ystaw
znie
m do
przy niczym
ię ju
,aw
t
móc
erdec
chęca dbędzie s
8.00
s
a
1
jem
z
o
.
a
z
argi
t
z
Bard ponsorów Życia o
o god
r os N
swym
.
a
r
J
ć
8
s
ś
ka
00
ma i
owie
iesz
.03.2
sopis
.: Op a 7.
Agn
m 12
, cza stawa pt
nk
asza
a
r
r
p
czne
f
a
y
a
l. Sz
łem z
jna w
Kole P) przy u im udzia .
o
B
8r
m
M
0
i
z
0
(P
aż
a2
ernis
ietni
Na w do 12 kw
a
możn
.pl,
@wp
jaros
a
k
z
s
nie
il: ag
e-ma argit.com
n
.
www
24
zalew kultury/marzec 2008
Rzecz o lombardzie
- Barbara Radziwiłłówna
z Jaworzna-Szczakowej
Michała Witkowskiego
Coś niepokojącego jest w posiadaniu pasji. Mieć
pasję to znaczy zdecydowanie więcej niż mieć tylko hobby. Pasja jest czymś podmiotowym, czymś,
co uwodzi, wymaga, stawia warunki. Hobby można uprawiać albo nie, można do niego wracać i je
zarzucać, pasji trzeba się poświęcić. Chyba właśnie
niebezpieczeństwo uwiedzenia przez pasję jest
takie intrygujące.
Czytając Barbarę Radziwiłłównę z Jaworzna
_Szczakowej Michała Witkowskiego, nie mogłam
oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z kimś,
kto całkiem świadomie poddał się pasji. Mam na
myśli zarówno autora, jak narratora i jednocześnie
jednego z bohaterów książki. Literacka biografia Michała Witkowskiego potwierdza fakt, że jest to osoba, która dała się uwieść chyba niejednej pasji. To
człowiek, który poświęcił się literaturze i tworzeniu.
Autor Barbary Radziwiłłówny…to przedstawiciel
młodego pokolenia twórców, urodził się w 1975 roku we Wrocławiu. Studiował polonistykę, zaczął
pisać doktorat, ale zarzucił tę pracę na rzecz tworzenia własnej literatury. O tym, że była to dobra decyzja, przekonują nagrody, którymi autor jest co
jakiś czas wyróżniany i nominacje do najważniejszych nagród literackich takich jak NIKE.
Książka Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna
_Szczakowej jest dowodem na to, że autor kolekcjonuje swoje literackie doświadczenia z pełną świadomością, a jednocześnie z tak charakterystycznym dla
pasjonata brakiem krytycyzmu dla swojej kolekcji.
W książce mieszają się bowiem style i konwencje.
Czytając utwór, błądzimy wraz z narratorem_bohaterem, w swoistym silva rerum, tak typowym dla
gawędy szlacheckiej czasów sarmatyzmu. Błądzimy
jednak nie tylko po tematach, ale również, a może
przede wszystkim, po świadomości i wyobraźni bohaterów. Te zaś, choć noszą znamiona mentalności
sarmackiej, są bardzo współczesne. Akcja książki
toczy się w latach transformacji
ustrojowej, która determinuje
działania bohaterów, zmusza ich i nas wraz z nimi
do diagnozy sytuacji i snucia pomysłów, jak tę
sytuację opanować. Musi-my pokonać całe góry
śmieci od igły po widły, które zalegają w lombardzie
bohatera, by dotrzeć do je-dnej wartościowej perły na
śmietniku. W smutnym, szarym i jakże dobrze
znanym współczesnym lu-dziom świecie zdarza się
czasem coś optymistycz-nego. Rzeczywistość, w
której obraca się bohater _narrator, Hubert vel
Barbara Radziwiłłówna, daje szansę na miłość.
Trudną, nieakceptowaną społe-cznie, toteż bez
szansy na banalny happy end.
Narrator jasno sprecyzował cel, jaki mu przyświeca, kiedy snuje swoją opowieść _ chce opisać
swoje życie, w którym jak w więzieniu jest zamknięty.
Natłok myśli powoduje, że czytelnik musi dać się
ponieść swego rodzaju strumieniowi świadomości,
musi jednak bardzo uważać, żeby nurt nie porwał
go tak, by stracić orientację. Lektura Barbary Radziwiłłówny… jest żmudna i mozolna, wymaga ciągłego
skupienia. Narracja, kojarząca się ze sposobem komentowania rzeczywistości przez Witolda Gombrowicza, składa się bowiem z wielu istotnych dygresji,
które tworzą kalejdoskopowy obraz współczesnego
świata i mentalności dzisiejszego człowieka. Jak się
wydaje, zasadą narracji jest asocjacyjność, która
obrazuje powierzchowność odbioru wszelkich
doznań w świecie pogrążonym w różnego rodzaju
śmieciach. Czytelnik odnosi wrażenie, jakby oglądał
strzępy programów nadawanych na różnych kanałach, teledyski składające się z luźno ze sobą powiązanych scenek, jakby słuchał fragmentów różnych
rozmów, których wielogłosowość przechodzi czasem w kakofonię dźwięków, jakby pogrążył się
w świecie kiczu, w pewnej rupieciarni myśli, idei
i wartości. Myli się jednak ten, kto uważa, że te
śmieci to wszystko, co stanowi o treści książki. Lom-
zalew kultury/marzec 2008
25
kładem permanentnej denominacji i inflacji, jest znakomitym pretekstem do rozważań na temat wielu zjawisk charakterystycznych w rzeczywistości transformacji ustrojowej, ale także przed nią i obecnie.
Obrazy przywołane w książce dotyczą tak różnorodnych zjawisk, że obejmują niemal cały obszar życia
społecznego Polaków przełomu wieków. Znajdziemy zatem prezentowane z obserwatorską pasją migawki ze stadionowych porachunków, z prób, jakie
podejmują Ukraińcy, by zasymilować się z polskim
społeczeństwem w nowej rzeczywistości, z półlegalnego windykowania długów, prowadzenia interesów na pograniczu prawa, spekulanctwa i kombinatorstwa, plajty z czasów PRL-u, kiedy celem dnia
było zdobycie „jakiegoś przydziału”, kartek itd.,
przeczytamy o tym, jak żyją Ślązacy, jak dochodzi
się do bogactwa, jak się je traci, przejrzymy się
w zwierciadle naszej sarmackiej pobożności.
Jesteś
Bliźnięta Fahrenheit Michela Fabera to zbiór
siedemnastu zgrabnie i zabawnie poprowadzonych
narracji traktujących o prawach funkcjonowania
w rzeczywistości supermarketu, gdzie wszyscy przychodzili do supermarketu z zamiarem kradzieży, kwestia
pozostawało tylko co i kiedy. Wystarczyło popatrzeć na
ich twarze. Winni na sto procent, do samego początku.
Czasy, w jakich przyszło żyć, wymagają ochrony: jak
jej wyjaśnić, że życie jest ciężkie dla wszystkich, dla
wszystkich w całym tym pieskim świecie. Książka opowiada w prześmiewczy sposób o tym, że w obawie
przed odpowiedzialnością za swoje czyny i decyzje
ludzie wybierają nieobecność, niewidzialność. Autor
Jabłka kreuje chwilami surrealistyczny świat, a za
pomocą ostrza satyry tworzy krwiście prawdziwą
codzienność.
zalew kultury/marzec 2008
Ewa Jakubiak
kapusiem?
Nie? No to zacznijmy naszą opowieść.
26
Autor nie ucieka od pytań o tożsamość narodową i pojedynczego człowieka. Nie boi się też
mówić trudnej prawdy. Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna_Szczakowej Michała Witkowskiego to lektura
wymagająca, niełatwa, którą można odczytać jako
próbę literackiego performance. Ale jest to książka
mądra. Autor daje popis nie tylko swojego talentu
pisarskiego, ale także dowodzi tego, że pasja ocala.
Tworzenie daje możliwość mówienia własnym głosem w codziennym jazgocie, pozwala zachować
swój wewnętrzny heimat w zaśmieconej bezwartościowymi ideami współczesności, którą pisarz nazywa _ jakże po polsku _ NIU EJDŻ.
Gorączka pokazu staje się tematem Wykładu
o kokosach, stanowiącym żart z konferencyjnych spotkań, w których uczestniczą panowie pochłaniający
zmysłami i oczami wyobraźni Miss Soedhono, mówiącą o kokosie. Tymczasem panowie obawiają się, iż
Miss opuści salę i zostawi ich niezaspokojonych. Plastyczny i sugestywny obraz samotności, ludzkiego
niespełnienia zostaje zaprezentowany w Kryjówce,
fabule zogniskowanej wokół Człowieka Niewidzialnego, który raptem staje się tu dla każdego niespodziewanie i szczęśliwie odnalezionym wujkiem.
T-shirt staje się informacją o tobie dla przebywających w ośrodku, informacją zaszyfrowaną skrótami,
takimi jak np.: u: = urodzony, BzsO = Babka ze strony Ojca. Bohaterowie sczytują się nawzajem, starając się czynić to na tyle dyskretnie, aby nie wprowadzać w zakłopotanie osoby intensywnie pochłanianej. Kryjówka jest miejscem, do którego wprowadza
się ludzi z zewnątrz na określony czas. Zastanawiam
się, co będę musiał zrobić, żeby mi pozwolili zostać w
Kryjówce, i kogo mogę o to zapytać. Muszę przyznać, że
jako rozmówca trochę zardzewiałem. Zagubieni, zaginieni, nikomu niepotrzebni stoją z boku i nie czują,
bo brakuje im bodźców. Spełnieniem w sensie społecznym jest nawiązanie więzi we współczesnym
matriksie. Podnoszę rękę, żeby pomachać w stronę połyskującej kałuży i ustalić, która twarz należy do mnie. Kilka rąk […] macha w odpowiedzi w moim kierunku. Nie
jestem już zaginiony.
M. Faber, mam takie wrażenie, zaprasza do
powierzchownego, szybko serwowanego powidoku
życia, okraszonego zmysłową przyjemnością. Rzeczywistość przedstawiona jest rzeczywistością
braku oczekiwanej wartości i jakości. Trzeba jednak
zaznaczyć, że autor Szkarłatnego płatka i białego podkreśla, że siła perswazji, czy _ inaczej rzecz biorąc _
wyobraźni poszerza pole widzenia; że akwizytorzy
również spoglądają oczyma duszy… na zaspokajanie potrzeb konsumenckich. Najistotniejsze stają
się wirtualne wrażenia, jak widać, oszustwa na
życzenie, których spełnienie daje radość w codziennej krzątaninie. Nowa perspektywa uzależnia i
przekonuje o tym, iż można w sposób higieniczny,
na miarę XXI wieku cieszyć się naturą za oknem.
Szczególnie ciekawą historią obok tytułowego opowiadania jest Błahość czynu. W centrum fabuły znajduje się strach, że kobieta przestanie istnieć, że niknie w obliczu braku czasu innego niż tego, który
poświęca na niańczenie dziecka, które od samego
początku było jako takie mało przekonujące: jakiś
cień na jego czole, chytrość w oczach, zacięty wyraz ust
sprawiały, że wyglądał od razy na mężczyznę, jak gdyby
jej macica była czymś w rodzaju baru, gdzie spędził pół
życia sącząc piwo, narzekając z kumplami i spoglądając w
kobiece piersi. Życie w ciągłym stresie i przerażeniu,
że oto stajesz się przeźroczysta, niewidoczna, z celofanu, oraz spostrzeżenie, że zaczyna się myśleć o
tym, żeby cisnąć dzieckiem przez pokój _ stają się
mało bezpieczne. Dzika ochota, pragnienie, żeby
mężczyzna dostrzegł kobietę w kobiecie, a nie tylko
matkę jego dziecka, brak czasu na siebie, doprowadzają do niewesołych wydarzeń. Ups, głowa dziecka oderwała się od ciała. Groteskowe ujęcie problemu wzmaga obraz ojca, który nawet nie zauważył
jakoby z synem było coś nie w porządku. Tak, jest
grzeczny. Byłam kiedyś istotą ludzką. Teraz zmieniam
się w maszynę. Christine była kiedyś maszyną. Teraz
zmienia się w istotę ludzką.
Problem dojrzewania podejmowany w Kremo-
wojasne jak u Eminema zostanie rozwinięty w tytułowej opowieści o rodzeństwie, które nie miało takich
trudności w życiu, albowiem skupiło się na organizacji pogrzebu swojej matki na lodowcu. Tainto'lilith i Marko'kain wychowywali się właściwie sami
w poczuciu niechcianej miłości. Doskonale wiedzieli
o tym, iż mogą polegać wyłącznie na sobie. Matka
zmarła najprawdopodobniej wskutek zatrucia.
Ojciec nie był zainteresowany kwestią pochówku
małżonki, która w istocie była dla niego jedną z postaci w domu. Mężczyzna skupiał się na pracy naukowej, w którą również jego żona była zaangażowana. Małżeństwo prowadziło badania nad plemieniem w wiosce Guhiynui, dzieci prowadziły
dom. Bliźnięta wyruszyły w drogę, aby pochować
matkę w rzeczonej wiosce na Antarktydzie. Faber
skupia się na jakości więzi społecznych, międzyludzkich, szkicuje obraz komicznie nieludzkich poczynań, stawiając dorosłych w świetle śmieszności,
chronicznej nieobecności. Autor pokazuje w Bliźniętach Fahrenheit, iż brak wsparcia emocjonalnego,
ciepła i zrozumienia rodzi makabryczne jak u Rolanda Topora, deliryczne wizje oraz podejrzenia,
których nie sposób wykluczyć w dojrzałym życiu.
Magdalena Gruda
[email protected]
zalew kultury/marzec 2008
27
muzyczne_wibracje
zdj. Magdalena Tworkowska
Wygrzebane
z ubiegłorocznych czeluści
Rok 2007 już na dobre za nami, można więc śmiało
pokusić się o spojrzenie z należytym dystansem na
to, co miał nam do zaoferowania. Pod względem
muzycznym był to bardzo dobry okres, jednak coraz trudniej docierać do tych najbardziej wartościowych wydawnictw, które giną w natłoku taśmowo produkowanej i nachalnie promowanej komercyjnej papki. Zaprezentuję więc kilka tytułów,
które swoją jakością zasługują na szczególną
uwagę.
MINISTRY _ The Last Sucker
Tego zespołu nie trzeba specjalnie przedstawiać. Pionierzy łączenia industrialu z metalem,
autorzy m.in. przełomowej i kultowej płyty Psalm
69, od lat konsekwentnie kroczą obraną niegdyś
ścieżką. Mechaniczne bity, gitary tnące niczym brzytwy, a do tego przesterowany, pełen wściekłości
wokal. The Last Sucker jest zamknięciem trylogii
poświęconej Georgowi Bushowi, do którego lider
Ministry, charyzmatyczny Al Jourgensen, łagodnie
mówiąc nie pała wielką miłością. Słuchając tej płyty,
możemy natknąć się na wspamplowane w utwory
wypowiedzi prezydenta USA, które oczywiście nie
pozostają bez odpowiedzi. Muzycznie mamy tu do
czynienia z totalną energią, całą masą świetnych
riffów i dobrze pojętą przebojowością. Era eksperymentów odeszła już na dobre, ustępując pola zdrowemu i intensywnemu grzaniu. Jeśli wierzyć w zapewnienia Jourgensena, jest to ostatnia, regularna
płyta MINISTRY. Zespół wyda jeszcze płytę z cove-
28
zalew kultury/marzec 2008
rami, pojedzie w światową trasę i zakończy działalność. Wielka szkoda, lecz może jednak lepiej, że
odchodzą w wielkim stylu, niż gdyby mieli w przyszłości rozmieniać się na drobne. Pozostaje też mieć
nadzieję, że uda im się w końcu zagrać w Polsce,
gdyż to ostatnia okazja, a taki koncert z pewnością
byłby jednym z najważniejszych wydarzeń roku
2008.
THE COFFINSHAKERS _
The Coffinshakers
Z kolei ten zespół należy przedstawić, gdyż w
Polsce jest praktycznie nieznany, zaś sami Szwedzi
niezbyt intensywnie pracują
nad popularyzacją swojej
muzyki. Może wygodniej
im w podziemiu, co wcale
nie jest niemożliwe, zważywszy na tematykę, jaką poruszają w swoich piosenkach. Wampiry, upiory,
voodoo, mumie, żywe tru-py... innymi słowy całe
zastępy postaci rodem z hor-rorów. Najciekawsze
jest jednak to, że THE CO-FFINSHAKERS gra
country z wyraźnymi wpływa-mi Elvisa Presleya,
na dodatek czując się w tej styli-styce jak ryba w
wodzie (chociaż może raczej powi-nienem napisać:
jak wampir w trumnie). Grają bez-czelnie
przebojowe hity, które nucimy sobie już po kilku
przesłuchaniach ich ostatniej płyty. Nad wszy-stkim
góruje zniewalający wręcz wokal, z głęboką barwą
wydobywającą się jakby z czeluści krypty, na
dodatek z akcentem rodem z Transylwanii. Niezbyt
często oryginalny i dopracowany pod każdym
względem koncept idzie w parze z rzeczywistą jakością muzyczną. W tym przypadku mamy dzieło
kompletne, wzbogacone o sporą dawkę niekiep-
muzyczne_wibracje
do ucha słuchając skocznego country i wokalisty
radośnie śpiewającego I'm gonna get out of the graveyard tonight! Allright!
MANOWAR _ Gods
Of War
Najbardziej
kontrowersyjny
zespół w zestawieniu. Od lat wzbudzają skrajne emocje, przez jednych
wyśmiewani za banalne teksty i image
budzący
wątpliwości co do orientacji seksualnej, przez
innych darzeni uwielbieniem porównywal-nym do
religijnego uniesienia. Archetypiczni przedstawiciele heavy metalu, najgłośniejszy i najbardziej
umięśniony zespół naszego globu kolejny raz powrócił. MANOWAR od lat gra we własnej lidze, są
jedyni i wyjątkowi, nie muszą z nikim się ścigać i
nikomu nic udowadniać. Po tylu latach ogłaszania
się Królami Metalu i niezliczonych deklaracjach
wierności swoim ideałom ich pozycja wydaje się już
dawno ugruntowana. Raczej nie zdobędą już nowych słuchaczy, lecz posiadając tak ogromne rzesze
fanatyków swojej twórczości mogą spać spokojnie.
Gods Of War to najbardziej epicka i podniosła płyta
w ich dorobku, tylko dla prawdziwych twardzieli
gotowych wziąć na klatę tak wielkie stężenie patosu. Już sam utwór tytułowy brzmi tak potężnie, że
słuchając go aż palimy się, by pochwycić oręż i rzucić się w wir walki o Prawdziwy Metal. Dla najwytrwalszych wojowników ukazała się także dwupłytowa koncertówka Gods Of War: Live, gdzie największe hymny Amerykanów zagrane są w iście ognistych wersjach z perfekcyjnym, kruszącym pozerów
brzmieniem.
ELECTRIC WIZARD _ Witchcult Today
Brytyjska kapela parająca się muzyką z przecięcia doom metalu i stoner rocka, na swej ostatniej
płycie wyraźnie dryfuje w stronę tego drugiego.
Muzycy ELECTRIC WIZARD nigdy nie ukrywali
swojej fascynacji BLACK SABBATH i w przypadku
ubiegłorocznej płyty słychać to lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Oczywiście, cały czas jest ponuro,
dominują żółwie
tempa i duszny
klimat, lecz tym
razem jest więcej
luzu, o ile w
ogóle można
mówić o luzie
także wokale, zamiast gardłowego bulgotu mamy
tutaj czysty głos jeszcze bardziej zbliżający ELECTRIC WIZARD do ich wielkich protoplastów. Jednak tym, co najbardziej zaskakuje na Witchcult Today, jest brzmienie, gdyż płyta ta została w całości
nagrana na oryginalnym sprzęcie z lat 70. Jest ekstremalnie surowo, brudno, wręcz garażowo, lecz
posiada to swój niezaprzeczalny urok i doskonale
komponuje się z mrocznymi kompozycjami, pełnymi okultystycznych inkantacji i tajemniczych dźwięków dobiegających z drugiego planu. Z racji podejmowanej tematyki płyta ta jest pozycją obowiązkową dla każdego zwolennika H.P. Lovecrafta, zaś za
sprawą dźwięków dla wszystkich, którzy od
muzyki rockowej oczekują czegoś głębszego od
wesołego plumkania.
NYIA / ANTIGAMA _ split
Wypadałoby wyróżnić też kogoś z naszej
rodzimej sceny. Mój wybór pada na te dwa zespoły,
które poza wspólną płytą wydaną na okoliczność
wspólnej trasy, nagrały także swoje regularne płyty.
NYIA na More Than You Expect zapędziła się w jeszcze większe eksperymenty. Mając w składzie takich
zawodników jak perkusista Wojtek Szymański
(m.in. ex-KOBONG, ex-NEUMA), czy Szymon
Czech (m.in. ex-PROPHECY, czołowy polski producent muzyki alternatywnej) możemy spodziewać się
najwyższej jakości i właśnie to dostajemy. Słuchanie
tych połamańców to prawdziwe wyzwanie, jest to
płyta na wiele wnikliwych przesłuchań. Z kolei
ANTIGAMA stała się jednym z czołowych polskich
produktów eksportowych, za sprawą kontraktu z
legendarną wytwórnią Relapse. W kraju jednak mało kto zdaje sobie sprawę z istnienia tego zespołu,
gdyż ich psycho-grind to mocno niszowa muzyka,
w której lubuje się wąskie grono entuzjastów. Polecam wszystkim tym, którzy nie boją się poszerzać
swoich horyzontów ich płytę Resonance. Warto
wspierać takie zespoły, gdyż ich popularność jest
niewspółmierna do poziomu tworzonej muzyki.
Ostatnia trasa, na której można było podziwiać
NYIĘ, ANTIGAMĘ i BLINDEAD cieszyła się zawrotną popularnością, osiągając średnią frekwencję
około 50 osób na koncert. Przykre.
Andrzej „Muflon” Kieś
[email protected]
zalew kultury/marzec 2008
29
muzyczne_wibracje
zdj. Grzegorz Stój
Control
Ian Curtis. Jedna z tych jednostek na rockowym
padole (piedestale zresztą też), wokół której narosło równie dużo mitów, co nieporozumień.
Świat usłyszał o nim, gdy pod koniec lat 70.
poprzedniego wieku do głosu doszła brytyjska grupa JOY DIVISION, a ściślej _ gdy pojawiła się wraz
z całą resztą ekipy „roztańczonego Manchesteru”.
Zespół zaczął od lokalnych sukcesów i w przeciągu
paru lat piął się coraz wyżej w drodze do muzycznego Olimpu. Dzięki ponurej muzyce i przejmującym tekstom Curtisa, grupa zyskiwała coraz szersze
grono sympatyków. Wszystko szło w dobrym kierunku _ czekała ich trasa po Stanach Zjednoczonych. Ale czy aby na pewno wszystko było w porządku?
18 maja 1980 Ian Curtis popełnił samobójstwo. Dla wielu był to szok. Niby wiadomo było o jego atakach epilepsji, które często paraliżowały występy zespołu. Niektórzy myśleli, że to element
show, jaki grupa fundowała na koncertach. Niewielu jednak zdawało sobie sprawę, w jak poważnym
stanie jest psychika wokalisty...
Od tamtych wydarzeń minęło ponad 25 lat.
Muzyka JOY DIVISION jest wciąż żywa, a za sprawą młodych wykonawców takich jak Interpol czy
Kasabian, którzy jawnie przyznają się do inspiracji
nią, wróciła ona na szczyty.
Historia Iana Curtisa została już raz opowiedziana przez jego żonę, Deborah Curtis w książce
pt. Joy Division i Ian Curtis. Przejmujący z oddali. Dzięki tym wspomnieniom wielbiciele JOY DIVISION
i Iana Curtisa mogli lepiej zapoznać się z jego życiem _ tym zespołowym, jak i tym prywatnym.
W 2007 roku wspomnienia te zostały przeniesione na duży ekran. Wyżej wymieniona książka
stała się punktem odniesienia dla scenariusza filmu.
Jednak najważniejszą kwestią w tym przypadku
wydaje się fakt, kto podjął zadania wyreżyserowania filmu.
Anton Corbijn _ znany fotograf i reżyser,
mający na koncie współpracę z takimi artystami, jak
DEPECHE MODE, U2 czy METALLICA, których
fotografował i kręcił w najważniejszych momentach
ich karier. Jego dzieła charakteryzują się silnym nasyceniem barw czarnej i białej. Tworząc w takiej
30
zalew kultury/marzec 2008
kontrastowej konwencji, Corbijn szczególnie wyostrza charakterystyczne cechy bohaterów swoich
fotografii. Osobiście polecam jego albumy ze zdjęciami z tras koncertowych U2 i METALLIKI.
I w takiej też konwencji stworzony został film
Control, opowiadający o życiu Iana Curtisa. Od początków JOY DIVISION, aż do samego tragicznego
finału. Śledzimy zatem początki zespołu, który jeszcze pod nazwą WARSAW gra pierwsze koncerty
w brytyjskich uniwersytetach i pubach. Widzimy,
jak zmienia się postać Iana Curtisa, jak wpływają na
niego wczesne małżeństwo, ojcostwo, a także romans z belgijską dziennikarką, Annik Honoré.
Wreszcie możemy zaobserwować zespół praktycznie w przededniu przypuszczalnie światowego
sukcesu za Oceanem. A wszystko to okraszone jest
hipnotyczną muzyką JOY DIVISION _ piosenek
takich jak Love Will Tear Us Apart, Transmission czy
Atmosphere. Silny przekaz wizualny i dopełniająca
całości transowa muzyka _ czy to idealny przepis na
dobry film muzyczny? Czy zmusza do myślenia i
do sięgnięcia po muzykę JOY DIVISION ponownie
i zastanowienia się, kim tak naprawdę był Ian Curtis? Chyba tak.
Sam, po obejrzeniu filmu odpaliłem dyskografię zespołu i ponownie sięgnąłem po wspomnienia Debroah w formie pisemnej...
Polska premiera filmu _ 7 marca 2008 r.
Maciej Majewski
[email protected]
turystycznym_szlakiem
Zgodnie z zapowiedzią sprzed miesiąca, dziś tekst z innej gałęzi turystyki.
Moim zdaniem _ stanowczo bardziej ryzykownej od chodzenia po górach.
Nadal chętnych do opisywania swoich wojaży zapraszam
do podjęcia wyzwania i nadsyłania swoich próbek na adres
[email protected]
Traperka znad Szotkówki
Blue
Dream
Ten tekst nie jest dla osób, które na żeglowaniu
zjadły zęby i czują się starymi wygami morskimi.
Jeśli już – to na własną odpowiedzialność i proszę
później nie pisać, że koleś nie wie, co mówi, że
przesadza, że od choroby morskiej miał jakieś
przywidzenia. Umieszczam tutaj jedynie pierwsze
wrażenia kompletnego żółtodzioba, do których
jako żółtodziób mam prawo.
Pewna słoneczna sobota w czerwcu 2007 roku. Stoję na betonowym pomoście w marinie w Świnoujściu i z uznaniem oceniam kształty jachtu s/y
Blue Dream, którym mamy wyruszyć w kierunku
Szwecji. Stoję tak i podziwiam zupełnie nieświadomy tego, co zacznie się już jutro...
Ale cofnę się na moment o lat kilka. Jest rok
2004 – Czapla dzwoni i krzyczy w słuchawkę – BeE,
co robisz w wakacje?!! Masz urlop??!! Jedź z nami na
Mazury!! Czarterujemy łajbę w lipcu!! Zgodziłem się
wtedy, niezbyt się opierając, mimo że moje pojęcie
o żeglowaniu ograniczało się do lektury Wilka morskiego Jacka Londona...
W trakcie pierwszego kroku po pokładzie
mazurskiej sasanki przeszły mnie ciarki. Cholerstwo
buja się przy każdym ruchu. Nauka składania masztu na kotwicy i przy kompletnej flaucie, również
ciarki. Pierwszy przechył w bajdewindzie – ciarki
(o Jezu, zaraz się przewróci!!). Chrzest odbył się kilka dni później – burza, mgła, wyciąganie rozbitków
z wywróconych na jeziorze łodzi. Poczułem, że żeglowanie to jest to, że są emocje, adrenalina. Po wakacjach tygodniami wspominaliśmy szkwały, przechyły, burze, etc., etc. Oho – żeglarz pełną gębą. I tak
prawie co roku – w wakacje Mazury, po pracy Terzalew kultury/marzec 2008
31
turystycznym_szlakiem
licko, czasami Rybnik… Czapla co jakiś czas wspominał tylko swoje dwa krótkie rejsy sprzed lat po
Bałtyku. Wtedy była to dla mnie zupełna egzotyka,
dla jakichś dziwnych, szalonych osób, które piszą
później o tym książki. Coś, co mnie zupełnie nie dotyka i jest nierealne. Pływanie śródlądowe w zupełności wystarczało. Wydawało mi się, że dostarcza
super emocji. Wydawało mi się i to bardzo...
W pewnym momencie pojawiły się na półce
książki i relacje z samotnych rejsów, coraz częstsze
spotkania w knajpie z Czaplą i rozmowy o morzu.
Nieco później przeglądane z czystej ciekawości
w Internecie oferty rejsów. Ziarenko kiełkowało…
Nim się zorientowałem, miałem już opłaconą
drugą ratę za tygodniowy rejs po Bałtyku...
Koniec retrospekcji. Jest czerwiec 2007.
Przyjechaliśmy do Świnoujścia dzień wcześniej z mocnym postanowieniem – na morzu będzie
bujać, będą wachty w nocy, a więc należy być wypoczętym; koniecznie normalny sen i żadnego alkoholu, żadnych tawern i nocnych eskapad. Wynajęliśmy
pokój w pensjonacie, żeby się wyspać i nabrać sił.
Babcia, właścicielka pensjonatu, nie mogła pojąć, że
płyniemy na takiej małej łódce, początkowo była
przekonana, że czekamy na prom. Chłopcy, ale ostatnio był sztorm i taaakie fale – rzuciła na pożegnanie.
Dostaliśmy od niej na drogę świeżo upieczone
ciasto.
Sobota, siedzimy z uczestnikami „wycieczki”
przy stoliku na terenie mariny. Doświadczenie załogantów dyskusyjne, raczej szuwarowo–bagienne,
nieliczni mają mile morskie na koncie. Pojawia się
kapitan, którego firma zaoferowała razem z jachtem.
Ma 21 lat, nasze miny nieco zrzedły. Młodszy od
najmłodszego uczestnika rejsu (później okazało się,
że jest niesamowitym człowiekiem z wielką wiedzą,
pływa od 11 roku życia). Kapitan dzieli nas na wachty w zależności od doświadczenia i określa zakres
obowiązków. Z racji moich zerowych kwalifikacji
dostaję do pary Rafała z Gdyni, Czapla jest z Arturem – człowiekiem, który przeczytał przed wyjazdem historie wszystkich słynnych katastrof morskich i raczył nas nimi codziennie od śniadania do
kolacji.
32
zalew kultury/marzec 2008
Później podstawowe szkolenie – z różnych
alarmów, lin, przyrządów nawigacyjnych, parę słów
o chorobie morskiej. Trochę przytłacza mnogość
osprzętu, jakieś cyrkle, linijki, mapy, GPS-y, radiostacje, automatycznie pompowane kapoki, dziennik
pokładowy, tratwa ratunkowa, pławki, race… etc.,
etc. Ale ogólnie – zapowiada się całkiem „spokojnie”, nawet łódka w trakcie chodzenia wcale się nie
buja… Popołudnie schodzi nam na sztauowaniu jachtu – nosimy kilka godzin prowiant z busa i upychamy w różnych schowkach. Niedobra wiadomość
– nie wypływamy dzisiaj z uwagi na warunki pogodowe, wieje zbyt mocno i fala duża. W związku
z tym załoga wykorzystuje okazję i organizujemy
wieczór integracyjny w tawernie na terenie mariny,
który to przerodził się w balangę z tańcami do rana.
Nasze plany o „odpowiednim przygotowaniu organizmów i wypoczynku” biorą w łeb. Jeden z kolegów zakończył wieczorek na drugim końcu Świnoujścia na urodzinach pewnej uroczej damy (na
szczęście jej rodzina odtransportowała go rano taksówką na jacht).
Niedzielę przywitaliśmy nieco sponiewierani.
Po porannej toalecie i sprawdzeniu raportów meteorologicznych hasło wyruszamy. Odprawa celna
w GPK na końcu falochronu (łowimy odbijacz,
który Krzysiek upuszcza do wody). Wypływamy.
Trochę na silniku i stawiamy żagle. Do wszystkiego
trzeba używać sporo siły i kabestanów. Inaczej niż
na Mazurach. Mija kilka godzin, łódka się buja i
przechylona bardzo, ale nikt nie wymiotuje, więc
turystycznym_szlakiem
nastroje chłopakom dopisują. Sami twardziele. Choroba morska to mit!!! Czuję się mizernie po zajęciach
integracyjnych, a wachtę zaczynam dopiero o północy, więc całkiem rozsądnie wciskam się w swoją
„trumnę” pod pokładem i funduję trzygodzinną
drzemkę.
Wstaję, hmm, trochę mocniej buja. Trzeba iść
się przewietrzyć na pokład. Na zewnątrz niespodzianka, widok zgoła odmienny od ostatniego. Rafał wisi przez reling i uatrakcyjnia kolorystykę
jachtu, Krzysiek przypięty do „lifeliny” siedzi, kiwa
się niczym w chorobie sierocej i tępo patrzy przed
siebie. Zbyszek za sterem z regularnością zegara
atomowego wychyla się w bok i oddaje hołd Neptunowi. Siedzę chwilę i zaczyna mi się robić dziwnie.
Wszystko się rusza, wiruje, w żołądku pospolite
ruszenie. Zejdę sobie do środka i odpocznę – pomyślałem. Schodzę do kabiny i wszystko jeszcze bardziej
wiruje, skacze, trzeszczy. Zwariuję !!! – coś krzyczy
w środku. I za coś takiego tyle kasy? Nie ma opcji –
panowie dziękuję, to nie dla mnie, trzymajcie się, ja
wysiadam. Przejście do koi zajmuje wieczność, zapieram się przy każdym kroku nogą o ścianki. Źle
przymocowany prowiant i skrzynki latają w kabinie
przy każdym mocniejszym przechyle i uderzeniu
o falę. Kładę się na 5 minut. Kapitanie, można rzygać
w środku? Idź do WC na zawietrznej – słyszę. W toalecie klęczę w nadziei, że to już wszystko. Wychodzę
na zewnątrz i widok kolegów sprawia, że dołączam
do Rafała, który nadal wisi przez reling. Minęło pół
dnia, a niczym wieczność. Krótki postój na wyspie
Rugia, odbieramy nowe żagle. Nadchodzi wieczór,
wypływamy dalej. Robi się ciemno, na morzu widać
tylko światła, światełka, mrugające lampki. Kapitan
Jasiu przypomina, co które oznaczają. Jeśli chodzi
o jednostki pływające, okręty, promy etc. – ważne są
przede wszystkim trzy kolory – zielony, czerwony
i biały. W skrócie – jeden znika, pojawia się drugi,
widać obydwa – po tym określamy, czy statek nas
mija, którą burtą, a może płynie na wprost nas i zaraz zderzymy się dziobami i takie tam różne informacje. Dla kogoś, komu kręci się głowie i jest na
granicy halucynacji – kompletnie niezrozumiały
mętlik.
Nadchodzi północ i moja pierwsza wachta.
Kapitan mówi – panowie, kładę się spać do mesy, wszystko wiecie, jakby coś się działo, proszę bez wahania mnie
budzić. I tyle. Zostajemy z Rafałem sami. Na szczęście te bardziej ekspresyjne efekty choroby morskiej
już mi minęły. Rafał jest nieźle oblatany ze świateł,
tłumaczy mi wszystko jeszcze raz. Jego pomoc jednakże nie trwa zbyt długo. Mija godzina i nadchodzi czas, by wpisać niezbędne dane do dziennika
pokładowego i nanieść pozycję na mapę. Mówię –
stary idź, wpisz co trzeba i wracaj, ja posteruję, jakby co –
będę wołał. Wpisywanie w dziennik zajęło mojemu
wachtowemu nieco ponad dwie godziny. Przerwy
pomiędzy wykreślaniem linii na mapie wypełniają
mu niezbędne wizyty w małej kabinie na rufie.
W tym czasie samotnie rozwiązuję niezliczone zagadki setek świateł na morzu i widocznym jeszcze
niemieckim wybrzeżu. Denerwuję się, że feeria
świateł na horyzoncie to nie prom, tylko jakaś promenada na brzegu, tylko dlaczego się przesuwa,
a może się nie przesuwa?! Przypomina się niezrozumiałe wcześniej powiedzenie z Mazur: żeglarz śródlądowy robi pod siebie, gdy traci z oczu brzeg,
żeglarz morski szaleje ze strachu, gdy brzeg jest
blisko.
Bolą oczy od patrzenia i mózg od analizowania. Udało mi się nawet zobaczyć machających marynarzy z pewnego rosyjskiego kontenerowca.
W zasadzie nie wiem, dlaczego machali, skoro minęliśmy się w odległości prawie stu metrów.
Szaleństwo świateł się kończy, bo schodzimy
ze szlaków i robi się jakoś tak metafizycznie, mimo
zimna, wiatru i nieustającego bujania. To już chyba
połowa drogi do Szwecji. Tylko morze i spokój. Regularność fali rozbijającej się o dziób działa jak mantra. Dochodzi 4 rano, budzimy wachtę Czapli. Już
na luzie robię mu parę zdjęć. Mówi mi po cichu, że
nie zmrużył oka, że strasznie się bał, bo tylko on
zalew kultury/marzec 2008
33
turystycznym_szlakiem
wiedział, co czułem wcześniej, jakie miałem obawy
i lęki przed rejsem. Kładę się do „łóżka–trumny” na
dziobie. Przecież tutaj się nie da spać!!! Nie dotarło
do mnie, że w trakcie nocy wiatr stężał i fala dużo
większa. Uczucie jak w zrywającej się co parę sekund windzie. Lub, co chyba trafniejsze – jak w betoniarce, która się kręci, a do tego ktoś ją szybko
unosi na 2 metry i zrzuca po chwili z hukiem na
beton…
Docieramy w końcu do Ystad. Pierwszy normalny postój. Dużo rozmawiamy, jest trochę wódki
(jakoś nie ma ochoty na imprezowanie), sauna, powoli schodzi napięcie. Płyniemy dalej. Kolejne porty.
Kręgi runiczne, wybrzeża klifowe. Niektóre widoki
zapierają dech w piersiach. Mylą się dni i pory dnia.
Pobudki na wachtę o północy, o 4.00 rano, w południe. Zegar biologiczny idiocieje. Jeden z wieczorów, słońce zachodzi tysiącem kolorów, stoję za sterem. Chłopcy, żeby zrobić mi klimat puszczają na
cały regulator utwory operowe, które dobiegają ze
wszystkich wbudowanych w kokpicie głośników.
Jest wręcz mistycznie, w środku uniesienie – tak
pięknie i ta muzyka. Mistyka kończy się
w momencie, gdy jacht łapie odbicie
wiatru od wyspy, robi niekontrolowany
zwrot przez rufę (moja wina), obraca się
wokół własnej osi i główny żagiel rwie
się na pół (wina starego żagla). Zapasowego grota brak (na Rugii nie otrzymaliśmy nowego). Załoga do nocy próbuje
coś z tym zrobić. Ostatecznie udało się
żagiel zarefować i tak już pływamy do
końca.
Kończę jedną z następnych wacht
o godzinie 4.00 i pakuję się szczęśliwy jak
dziecko do śpiwora. Za chwilę słyszę
pobudka. Dopłynęliśmy do wyspy
34
zalew kultury/marzec 2008
Christianso. Godzina na zwiedzenie wyspy i płyniemy na Bornholm.
Cholera, jest po 5.00 rano… Dziś
oceniam to „zwiedzanie” jako jedno z najpiękniejszych w życiu, ale
wtedy... Kolejna wachta o 8.00.
Warto też wspomnieć o wachcie w tzw. „kambuzie”. Zgodnie
z grafikiem każdy po kolei miał dyżur w „kuchni” i przez cały dzień
przygotowywał pełnowymiarowe
posiłki dla dziewięciu osób. Dobra
szkoła dla przyszłych mężów, konkubentów, jak i osób wybierających
się na studia. Nie ma co się oszukiwać – wielką sztuką jest pichcenie
wymyślnych potraw (bo załoga
oczywiście wybredna) zapierając
się nogami o ściany i łapiąc latające
warzywa. Poró-wnywalne jest np. obieranie
ziemniaków siedząc na huśtawce. Konsumpcja też
wymaga niejakiego spry-tu i chytrości, ponieważ
natura obdarzyła nas zbyt małą liczbą kończyn
chwytnych. I tak – np. sięgając po karton z sokiem,
przytrzymujesz jednym łokciem nóż, drugim
widelec, a brzuchem talerz, bo druga ręka trzyma
kubek, itp. etc.
Rejs był krótki i trzeba było się kierować w
stronę Polski. Niefortunnie termin naszego powrotu zbiegł się idealnie z wizytą G. Busha w Gdyni.
W związku z tym część akwenów zamknięto dla
ruchu statków i jachtów. Czapla dodatkowo nabawił się rozstroju nerwowego, ponieważ w trakcie
swojej nocnej wachty przez cztery godziny nieskutecznie próbował wyminąć grupę okrętów wojennych, które po prostu otoczyły jacht i przesuwały się
wraz z nim. No cóż – stanowiliśmy zapewne niebywałe zagrożenie dla prezydenta i US Secret Service.
Na polskim wybrzeżu zaliczyliśmy jeszcze
Hel, Gdynię oraz Sopot, gdzie w napięciu cumozdj. Łukasz Czaja Czapla”
“
turystycznym_szlakiem
waliśmy do sopockiego molo pod ostrzałem krytycznych spojrzeń tysiąca spacerowiczów, dla których
byliśmy kolejną atrakcją turystyczną.
Rejs zakończył się w marinie w Gdańsku, co
również ma swoisty urok, ponieważ przepływa się
przez centrum miasta i podchmieleni panowie z
knajpek na brzegu uwielbiają toczyć konwersacje
z załogami wpływających jachtów.
Z dzisiejszej perspektywy uważam, że w trakcie tego jednego tygodnia przewartościowałem
wiele rzeczy i spraw. Człowiek dowiaduje się o sobie więcej niż przez parę lat życia. Na morzu nie ma
udawania, robienia czegoś na pół gwizdka i dla
świętego spokoju. Jeden błąd i zagrażasz życiu siedmiu osób, które w pełnym zaufaniu do ciebie śpią
pod pokładem. Z drugiej strony pierwszy raz od
dłuższego czasu miałem okazję spojrzeć z dystansem na moje sprawy lądowe. Godziny nocnych
wacht są do tego celu idealne – stoisz za sterem na
środku morza, cudownie uświadamiasz sobie, że tu
i teraz nie masz na te sprawy absolutnie żadnego
wpływu.
Jacht „Blue Dream” zatonął miesiąc po naszym rejsie, w trakcie kolejnej wyprawy. Do awarii doszło w pobliżu przybrzeżnej wyspy z latarnią morską Haradskar, w odległości około 8 mil
morskich (ok. 15 km) od wybrzeży Szwecji. Wiadomość o awarii jachtu i prośbę o pomoc wysłał
przez telefon komórkowy z tratwy ratunkowej
do polskiego właściciela jachtu jeden z członków
załogi. Armator przekazał zaś wiadomość polskim służbom ratunkowym, a te zawiadomiły
centralę Służby Ratownictwa Morskiego w Göteborgu. Rozbitkom pospieszyły na pomoc dwa
śmigłowce ratownicze i cztery kutry. Gdy pierwszy śmigłowiec, wysłany z położonej niedaleko wyspy Olandia, dotarł na miejsce, jacht już zatonął,
a dziewięciu Polaków zdołało uratować się na tratwie ratunkowej. Załoga helikoptera przejęła na
pokład maszyny wszystkie osoby z tratwy i dostarczyła je do miejscowości Valdemarsvik. Z tego, co
znalazłem w Internecie, prawdopodobną przyczyną
zatonięcia była awaria steru i przeciek.
Przyznaję, że coś zabolało w środku po tej
informacji – wrażenie jakby umarła dziewczyna,
z którą łączyło pierwsze prawdziwe uczucie.
Nasz tegoroczny rejs odbędzie się na jachcie o
nazwie mniej romantycznej, za to sugerującej więcej
przygód – s/y Jumbo. I rejs będzie tym razem sporo
dłuższy niż tydzień...
tekst i zdjęcia: BeE
[email protected]
zalew kultury/marzec 2008
35
z_zagranicy
i
Mloda
sztuka
dizajnu
Gdy na tablicy ogłoszeń, stojącej w Instytucie
Sztuki w Cieszynie, zobaczyliśmy z Maćkiem plakat promujący wystawę Najlepszych Dyplomów
Projektowych 2006/2007, z miejsca postanowiliśmy
być na jej otwarciu. Cóż... pech chciał, że w tym
czasie musieliśmy być na uczelni. Parę dni później
wybraliśmy się do Śląskiego Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości, by wystawę obejrzeć.
Zaczęliśmy zastanawiać się nad tekstem, jego
formą. Nie chcemy oceniać wystawy, w końcu tę
pracę wykonało jury wyłaniając najlepsze dyplomy.
Wystawa jest organizowana co roku na zasadzie
konkursu i stanowi prezentację dobrego polskiego
wzornictwa, profesjonalnych uczelni i młodych
projektantów. Dowodem wysokiego poziomu wystawy jest powiększająca się z roku na rok ilość
odwiedzających. Ale my nie o konkursie chcemy.
W nowym numerze kwartalnika 2+3D ukazał się
szeroki tekst Halszki Ogińskiej opisujący konkurs
od podszewki, ile było nadesłanych prac (115), skąd
one były, jakie trendy się pojawiły. Postaramy skupić
się na samych projektach.
W wielkim skrócie... do wystawy wytypowano dwudziestu sześciu projektantów, którzy przedstawili koncepcje z zakresu projektowania 2D i 3D.
Jako, że nie chcemy oceniać, to przedstawimy projekty, które nas zainteresowały szczególnie.
To tak na początku o projektach 2D. Spodobały nam się trzy, co nie znaczy, że te pozostałe nie
były godne zainteresowania. Opracowaniem kompleksowej identyfikacji wizualnej Teatru Kamienica
w Warszawie zajął się Konrad Smolarski z łódzkiej
ASP. W założeniu teatr ma być przestrzenią, do któ-
36
zalew kultury/marzec 2008
rej warto przyjść tuż przed spektaklem i wyjść długo po. Identyfikacja składająca się z kompletu materiałów biurowych (teczka ofertowa, papier firmowy, koperty, wizytówki), projektów plakatów jest
ascetyczna w formie, lecz dekoracyjna. Szczególnym
ozdobnikiem jest logo, które być może nawiązuje do
umiejscowienia teatru, który mieści się w secesyjnej
kamienicy.
Wyzwanie zaprojektowania plakatów promujących Jazz Jamboree podjął Michał Miksa z Łodzi.
Na cykl składa się siedem plakatów, na każdym
z nich widnieje zapowiedź koncertu konkretnego
artysty (m.in. Tomasza Stańki, Johna Scofielda,
Johna Zorna czy Ornette'a Colemana). Wyjątkowy
pomysł polega na kojarzeniu środków graficznych
z elementami charakterystycznymi dla jazzu improwizacją, filozofią błędu, łamaniem zasad harmonii.
To wszystko tworzy prace, w których króluje w największym stopniu dowolność i przypadek, z którymi idzie w parze dyskretna typografia.
z_zagranicy
Tematyka społeczna, ponieważ jest widoczna
w plakatach, kampaniach telewizyjnych, zdążyła
stać się już codziennością. Mimo to została w ciekawy sposób zaprezentowana przez Krzysztofa Ignasiaka z poznańskiej ASP. Pomysł przejawia się w
grze przypominającej Monopoly, która zaskakuje,
jeśli zdążyliśmy przyzwyczaić się do popularnej gry.
Z tą różnica, wprawdzie małą, ale znaczącą, że
wcielamy się w rolę „krwiożerczego kapitalisty”
rozbudowującego korporacyjne imperium. Projekt
jest atrakcyjny dzięki grafice oraz śmiałej realizacji,
która wykracza poza planszę, przybierając kształt
normalnej gry, z pudełkiem, planszą i pionkami.
A jeśli chodzi o projektowanie 3D _ jest ono
atrakcyjniejsze, bo koncepcje nie są w formie prezentacji na plakacie, planszy, lecz dosłownie stoją
w przestrzeni wystawienniczej. Patrzymy na zrealizowane koncepcje mebli, szkła użytkowego, lamp
czy obuwia, a i owszem, są także projekty na plakatach, bo trudno stworzyć w trójwymiarze projekt
jednostki pływającej, telefonu, systemu transportu
czy pomysłu na wykorzystanie energii odnawialnej.
To może najpierw o meblach... Mówi się, że polski
dizajn meblem stoi. W sumie meble są wiernym
towarzyszem projektanckiej myśli, gdyż można je
zaprojektować na wiele sposobów. Przypomina mi
się inna wystawa, „Dizajn w przestrzeni publicznej”, w której myślenie o meblu ograniczono do
obiektu, który jest jak najbardziej funkcjonalny. Forma popularnej ławki została przedefiniowana, bu-
dząc zdziwienie wygodą i estetyką, a także zastosowaniem naturalnych materiałów, a nie plastików.
Ale wróćmy do dyplomów, bo chwila braku skupienia zwiodła mnie w bardziej dygresyjne rejony...
Gdybyśmy mogli z Maćkiem typować pomysł
na mebel roku (nie powiem, nawet fajny pomysł) to
przyznalibyśmy główną nagrodę Dorocie Kulawik
z ASP w Warszawie. Zaintrygował nas pomysł i tytuł Mebel łączący w sobie cechy sofy i dywanu. Projekt
rozwija ciekawe spojrzenie na relaks i jest alternatywą dla sof, puf i wszelkiej maści leżanek. Jeśli zdarza się Wam odpoczywać siedząc lub leżąc na dywanie, opierając się o ściany, tudzież meble, to mniej
więcej wiemy, o co chodzi. Projekt wygląda jak dywan, którego poszczególne części wzmocniono
sklejką, tak by można było dany element zgiąć i
o niego oprzeć.
Lecz nie spychajmy w niebyt foteli i sof _
wszakże one również relaksowi służą! To myślenie
towarzyszy Monice ElikowskiejOpali z poznańskiej ASP. Trzy fotele, stanowiące projekt, są uszyte
z filcu. Cechą szczególną jest forma inspirowana
detalami podpatrzonymi w krawiectwie _ bufką,
fałdami, plisowaniem. Wzory działają na zasadzie
pracy ściągających się tasiemek w firanach. Odpowiednio naciągając lub luzując taśmy sami możemy
ukształtować fotel tak, by był najbardziej dla nas
odpowiedni i wygodny. Dominuje tkanina, stelaż
jest jedynie dodatkiem i konstrukcją, do której
mocuje się filc.
Bardziej tradycyjne okazały się projekty Izabeli Domicz (Poznań) i Doroty Terleckiej (Łódź). a
lat 80.
zalew kultury/marzec 2008
37
z_zagranicy
Projekt zestawu fotel plus podnóżek oraz koncepcja
sofy mieszczą się w ogólnym wyglądzie mebla. Zaskakuje forma _ zestaw Izabeli Domicz inspirowany jest kształtem kuli, dzięki mechanizmowi można
dowolnie regulować siedzisko i oparcie pozwalając
na przemianę pozycji użytkownika od „aktywnej”
do wypoczynkowej. Komfortowy wypoczynek zapewnia sofa _ Doroty Terleckiej _ wchodząca w zestaw mebli, który opracowała dla firmy Flair, producenta tychże. Powstał zestaw składający się z szeregu modułów, puf i stolików, w których koncepcji
dominuje stylistyka lat 80.
Jako, że dobry dizajn coraz silniej gości w
produktach użytkowych, na wystawie nie mogło
zabraknąć pomysłów z tej dziedziny życia. Pojawiły
się lampy, tkanina dekoracyjna, szkło użytkowe. To
może od szkła zacznijmy...
38
zalew kultury/marzec 2008
W tej materii wypowiedziała się Agnieszka
Bar z Wrocławia. Zaprojektowała komplet szkła
użytkowego, składający się z naczyń do serwowania
deserów, przekąsek i drinków. Wszystko to z eleganckiego, bezbarwnego szkła. W pomyśle istnieje
druga wersja kompletu nadająca się na okazje jak
najbardziej plenerowo_piknikowe. Elementem charakterystycznym, oprócz dobrej proporcji kształtów,
są półokrągłe wgłębienia w stopie lub ściance naczynia. Stanowią one estetyczny wyróżnik, ale stabilizują też chwyt, podnosząc komfort trzymania.
Projektem lampy zmieniającej nastrój otoczenia zajęła się Małgorzata Truszkowska z Warszawy.
Lampa na pierwszy rzut oka niesłychanie tradycyjna, kryje w sobie ogromne możliwości. Półprzeźroczysty abażur ma zdolność zmiany kształtu, przez
co szeroki lub węższy snop światła kierowany jest
ku górze lub ku dołowi. Sedno stanowi konstrukcja
podobna do tej znanej z parasola.
Ostatnim projektem, który chcielibyśmy opisać, jest projekt nowoczesnego środka transportu _
ciężarówka Muskulös, która została stworzona przez
Bogusława Parucha (Wrocław). Projekt jest koncepcją przyszłościowego podejścia do transportu drogowego. Kontener lub podobnie przygotowany
ładunek jest podwieszany w przestrzeni transportowej. Kabina kierowcy jest integralnym modułem,
który może służyć jako sterownia załadunku lub, po
zmianie pozycji fotela i zjechaniu na poziom jezdni,
staje się jednoosobowym samochodem.
Prace reprezentują wiele celów, dlatego nie
można oceniać poziomu wszystkich projektów. Stawiane są ambitne pytania, rozwiązywane są konkretne, projektowe problemy. Część to projekty,
dzięki którym studenci mogą po prostu pokazać
umiejętności, które zdobyli. Każda praca jest inna,
jak inny jest każdy z autorów.
Wystawa gości w Cieszynie do 2 marca, potem będzie prezentowana w Krakowie (informacje
na www.2plus3d.pl), Poznaniu i Warszawie. Wystawa jest warta obejrzenia nie tylko dla samych projektów, lecz także dla poznania dobrego dizajnu i
przekonania się, że dobry projekt nie leży w nieosiągalnej sferze, lecz również jest dla nas.
tekst i zdjęcia: Tomek Niemiec, Maciek Niemiec
[email protected]
przydatne strony internetowe:
www.2plus3d.pl
www.zamekcieszyn.pl
www.wzornictwo.net
uwaga_zapowiedź
O co walczyMY?
Sondaże wskazują, że Polki akceptują patriarchalny model społeczeństwa. Godzą się z faktem, że to
mężczyźni zarabiają więcej, stanowią przysłowiową głowę rodziny (tak często przecież nieobecną w domu), inicjują krótko- i długotrwałe związki. Gdyby pójść dalej tym tropem, okaże się, że
odpowiada im trwanie w sytuacjach, w których nie
do końca czują się spełnione. Nawet gorzej _ wytrzymują w poniżeniu, znoszą obelgi, osłaniając
się przed ciosami. W milczeniu!
Prawie jedna trzecia kobiet w pewnym okresie swojego życia staje się ofiarą przemocy w rodzinie! Skąd więc takie zacietrzewienie w odbudowywaniu patologicznych związków? Skąd ten strach
przed radykalną zmianą życia na lepsze? To proste
_ z powodu społecznego przyzwolenia na przemoc.
Społeczna mentalność karmi się mitem o mężczyźnie-zdobywcy, a w rezultacie mężczyźnie-agresorze. Stąd kontynuowany od dawien dawna model
wychowania, zgodnie z którym kobieta ma wyrastać na strażniczkę domowego ogniska, a mężczyzna na łupieżcę. Nawet we współczesnych polskich
podręcznikach szkolnych role dziewczynki i chłopca są jeszcze takie same jak w podręcznikach socjalistycznych _ dziewczynka marzy o tym, by zostać
mamusią, ewentualnie nauczycielką, chłopiec _ inżynierem, ewentualnie biznesmenem.
Zatem o co walczymy?
O zmianę mentalności społecznej. Kobieta ma
bowiem niezbywalne PRAWO wyboru pomiędzy
pracą w domu i pracą poza domem, pomiędzy posiadaniem bądź nieposiadaniem dzieci, pomiędzy
seksem i snem. Kobieta ma prawo mówić NIE.
Konkretnie walczymy o to, żeby kobiety, które zdecydują się na wytoczenie sprawy o znęcanie
psychiczne bądź fizyczne, nie czuły się poniżane
podczas policyjnych przesłuchań. Decyzja o wszczęciu radykalnych środków jest obarczona wystarcza-
jącym ciężarem psychicznym. Funkcjonariusze policji powinni wyczerpująco informować ofiary przemocy o możliwościach przeciwdziałania powtarzaniu się kryzysowych sytuacji. Kobiety wcale nie posiadają naturalnie przyrodzonej wyobraźni o stokroć bogatszej niż mężczyźni. Decydując się na
rozmowę z policjantem, nie snują opowieści rodem
z telewizyjnych Okruchów życia. Nikt nie ma prawa
im tego insynuować. Przecież samo opowiadanie
o doznanych upokorzeniach przynosi wystarczający ból.
Walczymy o to, żeby kobiety zaczęły mówić.
Materiały, poradniki, informatory docierają zazwyczaj do tych, które są świadome problemu, prawa
do protestu i form udzielanej pomocy. Pozostałe
powinny wiedzieć, że PRZEMOC to każde zachowanie, które nas poniża, ogranicza naszą wolność,
narusza nasze prawa i powoduje psychiczne lub
fizyczne cierpienie. Naruszenie godności osobistej
powinno zostać ukarane. Tym bardziej, że my jesteśmy karane za niewinność. W tym kontekście nawet
użycie pojęcia kary jest niestosowne.
Zmowa milczenia jest wynikiem skostniałych
mechanizmów społecznych. Sąsiedzi zazwyczaj odmawiają składania zeznań, rodzina zaistniałą sytuacją kwituje słowami: Trzeba było lepiej wyjść za mąż
czy jeszcze dosadniej Widziały gały, co brały. Koniec
z kobiecą martyrologią! Twoje życie, Twoje ciało,
Twoje szczęście. To TY możesz coś zmienić, za Twoim przykładem pójdą inne.
Niniejszy apel jest wstępem do kampanii,
która rozpoczęła się właśnie przy współudziale Centrum Praw Kobiet. Niebawem rozpocznie się emisja przygotowanego spotu. Zapraszamy również do
włączenia się w dyskusję toczącą się na kampanijnym blogu Agnieszki Wesołowskiej, która zainicjowała całe przedsięwzięcie:
www.nigdywiecej.bloog.pl.
zalew kultury/marzec 2008
39
uwaga_zapowiedź
Pamiętaj, jeżeli szukasz pomocy w naszym mieście, możesz zwrócić się do:
? Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, gdzie masz
możliwość złożenia wniosku o sądowe leczenie odwykowe;
ul. Hallera 8, tel. 4226245
? Ośrodka Pomocy Psychologicznej i Psychoedukacji oraz Terapii
Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia, gdzie prowadzona jest terapia
grupowa i indywidualna dla osób uzależnionych i współuzależnionych;
ul. Mikołowska 94, tel. 4222070
? Sądu Rejonowego w Rybniku, gdzie dyżuruje kurator zawodowy;
Plac Kopernika 2, tel. 4260015, wew. 142
? Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych, który ma
obowiązek interwencji w razie zagrożenia zdrowia lub życia;
ul. Gliwicka 33, tel. 4226551
? Zespołu Psychiatrii Środowiskowej, która prowadzi interwencję
kryzysową, a ponadto udziela konsultacji ze specjalistami: psychiatrą, pedagogiem,
terapeutą;
ul. Andersa 6, tel. 4257115
? Poradni Zdrowia Psychicznego i Uzależnień od Alkoholu, która prowadzi
również interwencję kryzysową, udziela porad psychiatrycznych, psychologicznych,
prowadzi terapię indywidualną;
ul. Gliwicka 33, na terenie Szpitala, oddział X, tel. 4328229
? Centrum Interwencji Kryzysowej, gdzie prowadzona jest interwencja
kryzysowa, przytulisko dla kobiet, wobec których stosowana jest przemoc oraz
grupa terapeutyczna i edukacyjna dla alkoholików;
ul. Chrobrego 16, tel. 4225639
? Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, gdzie prowadzone są grupy
wsparcia dla ofiar przemocy;
ul. 3-go Maja 31, tel. 4260033
? Wojewódzkiego Ośrodka Leczenia Odwykowego w Gorzycach;
tel. 4511172
? „Tęczy” Stowarzyszenia Przyjaciół Człowieka, które udziela bezpłatnych
porad prawnych;
Racibórz, ul. Ocicka 4, tel. 4178556, 4178557
? Niebieskiej Linii oferującej bezpłatne porady prawne;
tel. 0801120002
? Całodobowego telefonu zaufania 4233555
Nie warto czekać. Mówcie głośniej!
PRZEMOC DOMOWA NIE JEST SPRAWĄ PRYWATNĄ.
PRZEMOC DOMOWA TO PRZESTĘPSTWO.
Monika Glosowitz
40
zalew kultury/marzec 2008
KALENDARIUM: MARZEC 2008
FUNDACJA ELEKTROWNI RYBNIK
www.fundacja.rybnik.pl
7.III godz. 19.08 – LARMO – kabaret CZESUAF
z Poznania (II miejsce na PACE 2007); wstęp: 9 zł
8.III godz. 17.00 – Bolero w wykonaniu TEATRU
Z NAZWĄ (premiera); występują: Dominik Kalamarz, Adrian Grad, Paulina Jakubiak, Beata Kabzińska, Paulina Nietupska, Zuzanna Olbińska,
Mateusz Pniak, Jakub Sitek; reżyseria: Jadwiga
Demczuk_Bronowska
14.III godz. 18.00 – Przegląd Laureatów Festiwalu
Filmowego kilOFF; oficjalna strona przeglądu:
www.kiloff.prv.pl; wstęp wolny
19.III godz. 18.00 – Małgorzata Maćkowiak _ Leżę
sobie pod gruszą, wystawa malarstwa; wstęp wolny
31.III godz. 17.00 – wernisaż wystawy Związku
Polskich Artystów Plastyków Oddziału Rybnicko–Raciborskiego _ przegląd najnowszych prac:
malarstwo olejne, rysunek, akwarela i rzeźba; wstęp
wolny
Galeria Klubu Energetyka:
hol górny:
do 11.III _ Marzena Kolarz – Maski, Marta Adamczyk _ Akty
17_29.III _ twórczość Juliana Tuwima inspiracją do
działalności plastycznej dziecka
od 31.III – wernisaż wystawy Związku Polskich
Artystów Plastyków Oddziału Rybnicko – Raciborskiego
hol dolny:
do 19.III – Integracja Twórców Poszukujących
od 19.III – Małgorzata Maćkowiak – Leżę sobie pod
gruszą
POWIATOWA I MIEJSKA BIBLIOTEKA
PUBLICZNA
www.biblioteka.rybnik.pl
4.II_31.III – Foto-art – wystawa Andrzej Bieniak;
filia nr 4 ul. Za Torem 5 b
4.II_31.III – Trzeba marzyć _ wystawa Jonasz Kofta
(1942_1988)
8.II_7.III – Malarstwo _ Michalina Wawrzyczek;
Rzeźba i instalacja ceramiczna _ Michał Klasik
3_31.III – kiermasz używanych książek Książka za
1 zł; filia nr 4, ul. Za Torem 5 b
4.III_23.III – Koncerty w plenerze –wystawa zdjęć ze
zbiorów prywatnych Jerzego Husaka; filia nr 11, ul.
Zapolskiej 1
12.III_12.IV – Opowieści życia – wystawa fotografii
Agnieszki Jaros; wernisaż 12.III godz. 18.00
26.III godz. 17.00 – spotkanie Dyskusyjnego Klubu
Książki – dyskusja na temat książki Mariusza
Szczygła Gottland
RYBNICKIE CENTRUM KULTURY
www.kultura.rybnik.pl
4.III godz. 11.00 – Nepal _ podniebna kraina Himalajów
_ pokaz slajdów Mazurkiewiczów, wstęp: 5 zł
4.III godz. 18.00 – Mieszkańcy himalajskich dolin _
otwarcie wystawy fotografii Katarzyny i Andrzeja
Mazurkiewiczów – wstęp wolny; Od źródeł Gangesu
do Kangczendzongi – pokaz slajdów; wstęp: 5 zł
5.III godz. 19.00 – Historia pewnej podróży _ koncert
Grzegorza Turnaua z zespołem; w programie m.in.
nowe interpretacje piosenek Marka Grechuty, wstęp:
50 zł
6.III godz. 19.30 – III NOCNE PROWOKACJE;
w programie: Ecce homo wg F. Nietzschego _ monodram Janusza Stolarskiego (aktor Teatru Studio,
Warszawa); Erosion, Rzeźnia Lila Róż, Visual Moloch
Sympathy for the Devil – animacje filmowe – autor
Oczy Niebieskie (Tomasz Jarosz); bilet wstępu:
20 zł, ulgowy 15 zł
10.III godz. 19.00 – Testosteron Andrzeja Saramonowicza – spektakl komediowy w wykonaniu Teatru
MONTOWNIA z Warszawy; wystąpią: Adam Krawczuk, Marcin Perchuć, Rafał Rutkowski, Maciej
Wierzbicki, Michał Żurawski, Krzysztof Banaszyk,
Mirosław Zbrojewicz; wstęp: I miejsca 65 zł, II miejsca 55 zł
12.III godz. 18.00 – Czarodziejskie skrzypce –koncert
kameralny; wystąpią: Orest Smovzh – skrzypce
i Jerzy Fomenko – akompaniament; w programie
utwory m.in. A. Vivaldiego, H. Wieniawskiego,
S. Moniuszki; wstęp: 10 zł, ulgowy 5 zł, (sala kameralna)
13.III godz. 18.00 –Tybetańskie pogranicze Indii – pokaz slajdów K. i A.Mazurkiewiczów, wstęp: 5 zł
14.III godz. 17.00 –Rybnik Blues Festival – wystąpią: COOL, RETRO BLUES (CZ), CREE, BILLY
HARP HAMILTON & LOWRIDERS; po koncertach
Jam Session poprowadzi zespół BLUESET; wstęp
(bilet zakupiony w lutym): normalny 28 zł, ulgowy
18 zł; (bilet zakupiony w marcu): normalny 35 zł,
ulgowy 25 zł; aula Politechniki Śląskiej ul. Kościuszzalew kultury/marzec 2008
41
ki 54 (dawna Mała Scena)
15.III godz. 17.00 – Rybnik Blues Festival – wystąpią: BLUE SOUNDS, MR. BLUES, TORTILLA,
KASA CHORYCH; po koncertach Jam Session
poprowadzi zespół PUSTE BIURO; (ceny biletów i
miejsce koncertu podobnie jak w 1 dzień festiwalu)
17.III godz. 17.00 – Interpretacje destrukcji _ otwarcie
wystawy malarstwa członków Zespołu Twórców
Nieprofesjonalnych; galeria OBLICZA; wstęp wolny
26_27.III godz. 10.00 – 53 OGÓLNOPOLSKI KONKURS RECYTATORSKI – eliminacje miejskie i powiatowe konkursu recytatorskiego dla dorosłych i
młodzieży szkół ponadgimnazjalnych. Regulamin
i karty zgłoszenia do pobrania w dziale artystycznym RCK lub na stronie www.kultura.rybnik.pl.
Termin nadsyłania zgłoszeń 18.III; ( sala kameralna)
27.III godz. 18.00 –Zanskar –szlakiem himalajskich
karawan – pokaz slajdów K. i A. Mazurkiewiczów;
cena biletu: 5 zł
28.III godz. 20.00 _ kameralny koncert jazzowy
w wykonaniu zespołu SOUNDCHECK, wstęp:
20 zł, ulgowy 15 zł
30.III godz. 18.00 – Piosenki Toma Waitsa i Nicka
Cave’a _ Underground _ w reżyserii Roberta Talarczyka; wystąpią: Artur Święs, Małgorzata Daniłow,
Małgorzata Deda i Ewa Pirowska; TEATR ŚLĄSKI
im. St. Wyspiańskiego w Katowicach; wstęp: 22 zł,
ulgowy 16 zł
31.III godz. 18.00 – koncert Orkiestry Symfonicznej
Szkoły Szafranków poświęcony pamięci Jana Pawła II; wstęp: 20 zł, młodzież 10 zł
KINO KULTURA
www.kultura.rybnik.pl
14-15-17-19-20.III godz. 18.00 – Czyja to kochanka?;
komedia prod. francuskiej 2006, wstęp: 13 zł
14-15-19-20.III godz. 20.00 – Cena odwagi; dramat
wojenny; film prod. amerykańskiej 2007, wstęp:13 zł
21-22-25-26 III godz. 18.00, 20.00; 24.III godz. 18.00;
27.III godz. 20.00 – Sweeney Todd _ demoniczny golibroda z Fleet Street – kryminał/musical; film prod.
amerykańskiej 2007; wstęp:13 zł
DYSKUSYJNY KLUB FILMOWY
www.dkf.rybnik.pl
3.III godz. 19.30 – Michael Clayton, film prod. USA
2007; wstęp:10 zł
11.III (wyjątkowo wtorek) godz. 19.30 – Butelki
zwrotne, film prod. Czechy, Wielka Brytania 2007;
wstęp: 10 zł
17.III godz. 19.30 – Fałszerze, film prod. Austria,
Niemcy 2007; wstęp: 10 zł
31.III godz. 19.30 – Granatowyprawieczarny, film
prod. Hiszpania 2006; wstęp: 10 zł
42
zalew kultury/marzec 2008
DOM KULTURY BOGUSZOWICE
15.III godz. 18.00 – rockowe rekolekcje MALEO
REGGAE ROCKERS, TOMATO; wstęp: (w przedsprzedaży) 20 zł i (w dniu koncertu) 25 zł
DOM KULTURY CHWAŁOWICE
www.dkchwalowice.pl
8.III godz. 17.00 – Pomsta _ komedia teatralna w
gwarze śląskiej, tekst M. Makuli wg Zemsty A. Fredry , w wykonaniu Grupy Teatralnej FAMILIJO,
wstęp: 8 zł
13_14.III godz. 9.00 – FESTIWAL PIOSENKI EUROPEJSKIEJ
28. III godz. 19.00 – Plik 7 _ spotkania z kinem niezależnym
DOM KULTURY NIEDOBCZYCE
28.III godz. 18.00 _ NIEDOBCZYCKIE WIECZORY
MUZYCZNE; w programie koncert Żeńskiego
Kwartetu Smyczkowego; wstęp: 10 zł.
KULTURALNY CLUB
11.III – ORZEŁ
13.III – SKANKAN
20.III – OKTOBER LEAVES
27. III – BOHEMA
3.IV– BAJZEL
6.IV – PINK FREUD
10.IV – TYMON TYMAŃSKI
GALERNIK
GLIWICE
GALERIA 9 (MBP Filia Nr 9)
ul. Czwartaków 18, tel. 0322383943
LALKI – wystawa fotografii Katarzyny Widmańskiej (do 31.III)
JASTRZĘBIE ZDRÓJ
GALERIA POD SOWĄ (MBP)
ul. Wielkopolska 1a, tel. 0324717697,
do 31.III _ Irlandia – fot. Bolesława Dymińskiego
oraz fot. z obchodów Dnia Św. Patryka w MBP
GALERIA Da Vinci (MBP)
ul. Witczaka 3A, tel. 0324761361, (do 31.III)
Krzysztof Cembala, Izabela i Jarosław Nietrzpiel –
Z mojej szafy – wystawa fotografii
KATOWICE
GALERIA KATOWICE ZPAF
ul. Warszawska 5, tel. 0322537777
Wystawa Grupy Twórczej ŚLĄSK,(wernisaż 5.III
o godz. 18.30 – do 31.III)
Krzysztof Lisiak – Pumpernikiel ludka – wystawa
fotografii, (wernisaż 5.III o godz. 19.00 – do 31.III)
GALERIA PRZY SCHODACH
(Biblioteka Główna AWF)
ul. Mikołowska 72A, tel. 0322075148
Marcin Jankowski _ Piękno Piękna – wystawa fotografii (do 31.III)
Galeria Pod Sufitem (MBP Filia Nr 30)
ul. Rybnicka 11, tel. 0322551357
Fotoklub Szczecin – Ona, One, O Nich – wystawa
fotografii (do 31.III)
ŁAZISKA GÓRNE
GALERIA NA ANTRESOLI (PiMBP)
ul. Świerczewskiego 1, tel. 0322241773
Akt i portret – wystawa Grupy Fotograficznej FLASH
(do 31.III)
MARKLOWICE
GALERIA PRZY KSIĄŻKACH (GBP)
ul. Wyzwolenia 152, tel. 0324543153
Dziecko – wystawa fotografii Joanny Mrówki
(do 15.IV)
MSZANA
GALERIA Z KSIĄŻKĄ
ul. Mickiewicza 92, tel. 0324720020
Bieszczady – wystawa JKF Niezależni
(do 31.III)
ORZESZE
GALERIA ORZESZE (MOK)
ul. Rynek 1, tel. 0322215329
Aleksander Fros i Zenon Głowala – Nasze wędrowanie – wystawa fotografii (do 28.III)
OLZA
GALERIA NA SALI (WDK)
ul. Szkolna 7, tel. 0324511112
Sebastian Fus, Krzysztof Łapka, Andrzej Wiśnik
– Gdzieś w Bieszczadach
wystawa fotografii (do 31.III)
RADLIN
GALERIA ODYS
ul. Mariacka 30, tel. 0324567512
Tomasz Sobieraj _ Masy kompozycyjne – wystawa
fotografii (do 15.III)
GALERIA OBIEKTYWNA (MOK)
ul. Mariacka 9, tel. 0324568928
Tomasz Sobieraj – Kolosalna morda miasta – wystawa
fotografii (do 31.III)
GALERIA MOK
ul. Mariacka 9, tel. 0324568928
Łagodność nieujarzmiona – wystawa Grupy Twórczej
PASJA (do 30.IV)
RYBNIK
GALERIA DWOREK
ul. Dworek 13, tel. 605997163
Maciej Ossian Kozakiewicz – Przemijanie podwórek – wystawa malarstwa (wernisaż 6.III o godz.
18.00 – do 31.III)
GALERIA JASNA (PiMBP)
ul. Szafranka 7, tel. 0324223541
Agnieszka Jaros „Nargit” _ Opowieść życia – wystawa fotografii (wernisaż 12.III o godz. 18.00 – do
12.IV)
GALERIA KOLUMNOWA (DK Chwałowice)
ul. 1 Maja 95, tel. 0324216222
Sztuka sakralna Wschodu – mandale i tybetańskie
tanki (do 31.III)
GALERIA FOTOGRAFII DeKa (DK Chwałowice)
ul. 1 Maja 95, tel. 0324216222
Łukasz Wall _ Krajobrazy Tybetu – wystawa fotografii (do 31.III)
GALERIA II PLANU (DK Chwałowice)
ul. 1 Maja 95, tel. 0324216222
Pseudosolaryzacja – wystawa fotografii Mileny
Grodzickiej, (do 31.III)
KAMPUS GALLERY (UŚl.)
ul. Rudzka 13a, tel. 0324234824
Jubileuszowa wystawa fotografii Grupy PRECEL
(do 31.III)
TeleGaleria (Telepizza)
ul. Pocztowa 1, tel. 0324239020
Szybcy i mokrzy – wystawa fotografii Mariana
Miełka (do 15.IV)
Galeria Paruszowiec (PiMBP Filia Nr 4)
ul. Za Torem 5 B, tel. 0324221320
Andrzej Bieniak _ Foto-art – wystawa fotografii
(do 31.III)
WODZISŁAW ŚLĄSKI
GALERIA NCE ul. 1 Maja 23B, tel. 0327293132
Perspektywa Gaijin – wystawa fotografii Artura Góry
(do 15.III)
GALERIA POD FIKUSEM (MiPBP)
ul. Daszyńskiego 2, tel. 0324554874
Artur Nosiadek – Pokłonić się Górze – wystawa
fotografii
(wernisaż 13.03 o godz. 18.00 – do 30.IV)
zalew kultury/marzec 2008
43
GALERIA WARTO (MiPBP Filia Nr 13)
oś. XXX – lecia, tel. 0324565646
Puchełki – wystawa fotografii Pawła Janczaruka
(do 31.III)
ŻORY
GALERIA CENTRALNA (MBP – Centralna)
oś. Pawlikowskiego PU-13, tel. 0324344584
Aleksander Król, Andrzej Ostrowski – Dia dhuit
Ireland – wystawa fotografii (do 31.III)
GALERIA TRZY KOLORY (MOK – Klub Rebus)
oś. Ks. Władysława (ul.. Dąbrowskiego),
tel. 0324346031
Tacierzyństwo – wystawa fotografii Natalii
Chmielowiec (do 31.III)
44
zalew kultury/marzec 2008
GALERIA FOTOGRAFII (MBP – Filia Nr 7)
ul. Klimka G-2, tel. 0324342167
Wiktor Bednarczuk – Krzyże i kapliczki przydrożne –
wystawa fotografii (do 31.III)
Zapraszam do odwiedzenia galerii,
Krzysztof Łapka
www.flash.art.pl
4. Raciborski
Festiwal Sztuki 2008
20_22 czerwca Racibórz
wkrótce szczegóły na
www.ask.org.pl
Agnieszka Jaros _ szukałam, znalazłam i pokochałam, a Ona pokochała mnie _ sztuka
Agnieszka Ogrodnik(Traperka) gadatliwa; cortazarowa; z Kermitem na ścianie i jednym białym włosem w grzywce; skończone studia na kierunku animacja społeczno_kulturalna, nie obroniona praca
magisterska o kabarecie; szczęśliwie zakochana
Anna Morawiec _ studentka III roku politologii
oraz I roku porównawczych studiów cywilizacji UJ;
hobbystycznie fotograf; wolontariusz; animator krakowskiego życia studenckiego; pasjonatka kotów;
podróży i Jerzego Pilcha
Anna Oleś _ urodzona w Rydułtowach; na studiach
w Krakowie miała okazję poznać artystyczny półświatek Kazimierza; po powrocie na Śląsk wraz z
koleżanką otworzyła galerię sztuki użytkowej; obecnie właścicielka dwóch kotów
Andrzej „Muflon” Kieś _ opozycjonista i równoważnik reszty redakcji Zalewu; nie studiuje, a nad
sztukę przekłada kicz; wieczny nastolatek mimo
ćwierćwiecza na karku; wokalista death metalowej
hordy CRAWLING DEATH
BeE _ rocznik '76 (czyli smoczy); od lat szuka Ubika,
zna podstawowe akordy gitarowe, wykona poprawnie zwrot przez sztag i przywiąże odbijacz do relingu; magister od lat 7; zawodowo _ wplątany w system wymiaru sprawiedliwości, ale jeszcze nie
wchłonięty; w życiu _ poszukiwacz bodźców wszelakich i pięknych umysłów...
Diana Łapin _ rocznik '86; urodzona w Bielsku-Białej; nauka w włoskiej Genui przyniosła rozwój kariery fotograficznej; uczestniczka wielu fotograficznych wystaw indywidualnych, zbiorowych oraz
konkursów w Polsce i za granicą; piszę prozę i poezję, maluję, wykonuje przedmioty ceramiczne;
organizatorka wieczorków poetyckich w BielskuBiałej, www.dartemis.republika.pl,
www.dianalapin.republika.pl,
www.myspace.com/dianalapin
El' Marie _ rocznik ‘87; studentka praktycznej Teorii
Muzyki na AM w Katowicach, skłonna do romansu
z literaturą i teatrem
Ewa Jakubiak _ polonistka, rybniczanka, miłośniczka słowa pisanego, kultury Francji i... żółtych
tulipanów.
48
zalew kultury/marzec 2008
Gabriela Dąbek _ mieszka w Rybniku; polonistka;
interesuje ją magia książki, filmu, miejsc
Hanna Zdziebczok _ wciąż studiuje; na różne pytania ciągle odpowiedzi poszukuje; fotografuje ,
rysuje, podśpiewuje...
Judyta Grzesik _ amatorka życia; lubi gapić się
w ziemię; zboczenie na punkcie fotografii
Katarzyna Dera _ kulturoznawca; specjalista Public
Relations; jej pasją jest teatr i szeroko rozumiane
media
Maciej Majewski _ rocznik '84; student dziennikarstwa i komunikacji społecznej; oprócz zmysłu wrażliwości pojawiło się u niego schorzenie miłość
połączona z pasją do muzyki
Maciej Niemiec _ „(...)wymyśliłem sobie swoje
urodziny, by splatać figla śmierci (...)”
Magdalena Gogół_Peszke _ stęskniona za wiosną,
szczególnie tulipanami; maluje, smaruje, pisze; zawodowo związana z Instytutem Sztuki w Raciborzu, stara się wywierać pozytywny wpływ
Magdalena Gruda _ absolwentka filologii polskiej
na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach
Marek Szulc _ mieszka w Sosnowcu, najczęściej
przebywa w Rybniku; pasjonat szeroko rozumianej
współczesności; ceni sobie Słowo, mówione i pisane
_ ale tylko to z dużej litery i nieodmienne...
Marian Lech Bednarek _ poeta, malarz, prozaik,
scenograf; twórca autorskiego teatru (założony w
1992 r. w Rybniku); zrealizował 15 spektakli. Autor
tomów poetyckich: Kawałek Życiorysu 1991, Notatki
z Prowincji 1998, Granice, Graniczki 2004,Kim Jestem?
2007; mieszka w Rybniku
Michał Idziaczyk _ rocznik '88; przyszły polonista
z ironicznym spojrzeniem na świat polityki oraz
sztuki; szalenie zakochany w Nadii, która jest dla
niego szczęściem; poeta, satyryk, człowiek
Monika Glosowitz _ rocznik '86; studiuje MISH
na UŚ
Radosław Aksamit _ student III roku politologii;
pisze gorzej, a czasem lepiej, ale zawsze z przekonaniem, że ma coś ciekawego do powiedzenia; kocha bluesa i szybkość...
Tomasz Niemiec _ rocznik '88; człowiek zainteresowany sztuką; lubiący czasem samemu coś niecoś
zmalować

Podobne dokumenty