Dzika kobieta w lesie kamer

Transkrypt

Dzika kobieta w lesie kamer
r o z m o wa z
Marzeną Sadochą
Dzika kobieta w lesie
kamer
Sprawa Katarzyny W., matki małej
Madzi z Sosnowca, przez ponad rok
nie schodziła z łamów brukowców i
portali plotkarskich.
A ów medialny
mentów pani tekstu.
Czy
zgiełk jest jednym z istotnych ele-
teatr jest
w stanie jeszcze z tej sprawy coś wycisnąć?
Co sprawiło, że pani sięgnęła
po ten temat?
Imperatyw wkładania palca między
drzwi? Nie interesował mnie sam ten
temat i chyba nadal nie interesuje. Kiedy Krzysztof Mieszkowski zapytał, czy
nie chciałabym o tym napisać, prawie
się obraziłam. Ale tego samego dnia
przeczytałam o przypadku kobiety w
ciąży, która głodziła się, uciekając przed
ciężarem posiadania kolejnego dziecka. Pomyślałam, że Katarzyna W. jest
bardziej zintegrowaną osobowością.
Miała problem i świadomie go rozwiązała. Tyle tylko że psychopatycznie. Co
jest w tym impulsie suk zagryzających
szczenięta po urodzeniu? Dlaczego nie
skazujemy morderczyń na wieczne milczenie, tylko na wysoką oglądalność?
Przestraszyłam się. Marzeny i Medei. I
tak skończyło się moje zainteresowanie
tą osobą, a zaczęło zainteresowanie
kobietą. Katarzyna W., matka Madzi,
Lucyna K. matka Joli, Iwona W., matka
bezimiennego noworodka urodzonego
i zmarłego w wiadrze z fekaliami – one
nie są bohaterkami tego tekstu, zostało z nich tylko kilka szczegółów. Trochę
rozczarowania i wiadro. Nie ma sensu
zajmować się opisami konkretnych
przypadków, kiedy można zainteresować się diagnozą.
Co zatem pani diagnozuje?
Medea to bohaterka czasów przełomu. Szaleńcze zainteresowanie mediów
takimi sprawami mówi więcej o naszych
czasach, niż historie kolejnych kobiet,
które od zawsze, ale w znikomej liczbie,
zabijały swoje dzieci. Helikopter TVN
24 krążący nad sądem podczas pierwszej rozprawy jest groźniejszy niż wojna
w Afganistanie. Dlaczego? Bo zaspokaja tę samą potrzebę – zarabiania na
śmierci. Tylko z ogólnym przyzwoleniem i w formie słusznego potępienia.
Ale gdybym miała powiedzieć jednym
zdaniem, pewnie byłoby tam coś o dzikiej kobiecie w lesie kamer. Nie chcę
mówić jednym zdaniem, tak mówią
ludzie w telewizorze. Ludzie w teatrze
mają przywilej dłuższych wypowiedzi.
Poza tym często autorzy są najmniej
kompetentnymi ekspertami od swoich
48
M a rzen a S a d o cha, d ramaturż ka Teatru Po ls k iego we Wrocławiu, redaktor ka „N ot at n i ka Teat ralneg o ”, wykł ad owc z yni w Insty t ucie Dziennikar st wa i Kom unikacji
S p oł ec z n ej Uniwersytetu Wro c ł aws kieg o (s pecjalność Creat ive Wr it ing). Autor ka d ra m atów Mał e dz ie c ko i d rukowanej w bieżącym num erze „Dialogu” Media
M ed ei , a t a kże p erfo rmans u s cenic z neg o Rom a m ovie i przygotowanego wspóln i e z M i c h a ł em K miec ikiem s p ektaklu- p ro test u C zy pa n to będzie czy ta ł na sta ł e? we w roc ł aws kim Teatrze Po ls kim.
tekstów. W takich sytuacjach myślę, że
to trochę tak jakby malarza nad sztalugami z martwą naturą zapytać o pochodzenie i sposób hodowli kwiatów,
które maluje. Obraz ma działać. Obraz
w teatrze również.
W ubiegłym roku w krakowskim
Teatrze Nowym powstał spektakl
„Macabra Dolorosa”. Katarzyna
W. też stanęła tam w jednym rzędzie
z Medeą. A także z Magdą Goebbels.
Przedstawienie zostało zrealizowane na pograniczu kameralnej rock
opery i horroru, a jego autorzy
wykorzystali medialny aspekt sprawy
Katarzyny W.,
jednak żadna z
bohaterek, w które wciela się podczas spektaklu
Katarzyna Chlebny,
Odnoszę
nie przestała być potworem.
wrażenie, że pani swoją bohaterkę
próbuje zrozumieć.
Ale
czy tu jest
cokolwiek do rozumienia?
próby nie są daremne?
Czy nasze
Są. A ja nie chcę jej zrozumieć. Zrozumienie jest trochę jak przyzwolenie.
Próba zrozumienia ma większe możliwości, bo musi uruchomić nasze własne
lęki. Na bazie obcej historii wyświetlają się, jak drugi obraz na ekranie, moja
emocja i moje impulsy. Bezpiecznie,
tylko wyświetlają się i nikomu nie przycisną poduszki do twarzy. Media Medea
49
nie jest potworem, bo opisując kogoś z
tej perspektywy, zamienilibyśmy teatr
w cyrk. Kobieta z brodą, karzeł i dzieciobójczyni siedzą w klatkach i można
ich pooglądać. Z takiej wizyty zostaje
tylko moment grozy. A jeśli potwór w
klatce okaże się podobny do mnie? Lepiej, żeby się nie okazywał, bo konsternacja może być nie do wytrzymania.
Czy współcześnie Medea stałaby się
gwiazdą mediów, celebrytką?
Jasne. Zresztą już zrobiła karierę. Z
kapłanki do demona. To Eurypides dodał jej dzieciobójstwo, podobno sowicie
zrewanżowali mu się za to Koryntianie,
którym w poprzednich wersjach mitu
przypisywano ukamieniowanie jej dzieci. Wyobraźmy sobie kobietę na szczytach władzy, taką żonę najważniejszego
prezydenta, która z miłości dla niego
zdradza swój kraj, ojca, zabija brata i
ćwiartuje jego ciało, a z nienawiści do
męża zabija jego nową kochankę i własne dzieci. W dodatku magicznie ucieka, nie ponosząc kary. Trochę jak Paris
Hilton notorycznie łapana na posiadaniu kokainy i notorycznie „magicznie”
unikająca kary. Paris podobno chowała
narkotyk w pochwie, jak doniosła mediom jej przyjaciółka. To takie symboliczne pochodzenie zła. Jeśli książka
współczesnej Medei osiągnie szczyt na
liście bestsellerów, ich autorka też stanie się gwiazdą. Takie szczyty władzy,
jakie czasy, można by powiedzieć, ale
lepiej powiedzieć coś o władzy mediów.
Na przykład: to już przegięcie. „Epoka
przegięcia” to czas, kiedy wartości wytwarzają media, my jesteśmy ich niewolnikami, a powszechne przekonanie
o nieuchronności tego stanu wytrąca
broń z ręki. Na szczęście nie długopis.
Ta mitologiczna Medea była czarodziejką, tej z pani dramatu też udaje się skutecznie czarować, uwodzić
rzeczywistość wokół siebie. Ile na
Bogna Burska / justyna jaworska • gęś nioska
tym romansie z mediami zyskuje, a ile
traci?
Na romansach zawsze się zyskuje, a
na romansach z mediami zawsze dużo.
Jak już jesteśmy najedzeni i ogrzani,
chcemy jeszcze być zapamiętani. Czasami ma to coś wspólnego z lękiem
przed nicością, czasami jest jedyną
szansą, żeby nie zwariować. Rozumiem
tych, którzy chcą zaistnieć, wzbudzają
moją tkliwość. Przede wszystkim dlatego, że przerażającej większości to się
nie uda. Podejrzewam, że zwycięska
reszta i tak będzie rozczarowana. W
romansie z mediami zyskujemy złudzenia. Jest to jakaś stawka. Media Medea
nie chce żyć w mediach, przypuszczam,
że wolałaby mieć na imię tylko Medea.
Nikt jednak nie pyta nas o to, jakie
chcielibyśmy mieć imiona, później też
wybór jest raczej ograniczony. Zdzisław
Beksiński mówił, że „sztuka to butelka
wódki podana skazańcowi przed śmiercią”. Kiedyś wkurzał mnie patos tego
zdania, teraz doceniam jego celność.
Ale jeśli sztuka to butelka wódki, nie
chcę myśleć, czym poją nas media.
Ten „las kamer”, do którego trafia
pani bohaterka, jest rzeczywiście gęsty – towarzyszą jej na każdym kroku chóry reporterów, psychologów,
sąsiadów, jasnowidzów, internautów, polityków, prezenterów, paparazzich, perfekcyjnych pań domu,
policjantów, sprzedawców prezerwatyw. To ich głosy dominują, komentarz staje się istotniejszy od sedna sprawy. Dzieciobójstwo w „Media
Medei” pozostaje na marginesie – na
pierwszy plan wysuwa się przemoc
wobec jego sprawczyni, słowny lincz
dokonywany na niej przez dziennikarzy, psychologów, sąsiadów.
Jak
sąd nad czarownicą, dokonany za-
nim jeszcze rozpocznie się prawdziwy
proces.
50
Gdybym miała wskazać największe
przestępstwo, powiedziałabym: wydawanie opinii. To takie morderstwo bez
trupa. Bezkarne zniszczenie obrazu
postaci. Właśnie na tej przyjemności
„werbalnego ukatrupienia” opiera się
telewizja. Kiedyś ta potrzeba rozkładała się na, powiedzmy, tysiąc głów zgromadzonych na placu w dniu wykonania
wyroku. Dzisiaj myśli dawnych obserwatorów egzekucji słyszymy jako opinie
osób występujących przed kamerą.
Wypowiedziane stają się sądami. A jako
sądy, zmieniają rzeczywistość. A ponieważ jest ich wiele, zmieniają ją bardzo.
Pewnie tak bardzo, że trudno już w
nich coś zobaczyć. Teatr może robić
coś pożytecznego: odwrócić kamerę na
komentujących. Myślę, że tak naprawdę
w ich słowach słychać bezradność.
Stawką w bezwzględnej walce, jaką
toczyła Medea, a której ofiarami
stały się jej dzieci, była utracona
miłość mężczyzny. Tu – mam wrażenie – jest wręcz przeciwnie. Medea
zdobywając obrączkę wiążącą ją z
Jazonem
odkrywa poczucie obcości,
jaka towarzyszy jej w związku.
Czy
rozbijając je przez zbrodnię, nie staje
się rewolucjonistką?
Małżeństwo jest bardzo starą ramą,
która pewnie już niczego nie obejmuje. Jedna trzecia małżeństw w Polsce
kończy się rozwodem. Wiem, jak ta sytuacja wygląda w małych miasteczkach
i na wsiach. Mało romantycznie i jeszcze mniej radośnie. I chociaż podczas
ślubu cywilnego urzędnik wspomina
o „równych prawach i obowiązkach”,
zawsze mam wrażenie, że powinien do
tych słów dołączyć instrukcję w postaci komiksu. A dzieci? Gdybym chciała
być kontrowersyjna, powiedziałabym,
że rewolucja wymaga ofiar, ale Media
Medea nie jest rewolucjonistką. Nie
przeskoczy przez mur, nie spisze feministycznych postulatów, nie usiądzie z
facetami przy okrągłym stole, a lud nie
wybierze jej na pierwszą prezydentkę.
Może przypadkiem zostanie spalona
na stosie, bo ktoś krzyknie: „Gender!”.
Prawdopodobnie jednak skończy w
więzieniu.
Chciałam jeszcze zapytać o język.
Wydaje się wypreparowany, oczyszczony z tych wszystkich naleciałości, które przy okazji pisania musiały – jak plotkarskie komunikaty na
ekranie komputera – próbować się
do niego wcisnąć. Te wszystkie nagłówki: „To Waśniewska? Ale odpicowana!”, „Matka Madzi lansuje się
na procesie” czy „Łóżkowa spowiedź
Katarzyny”. Albo znacząca zmiana,
kiedy mama Madzi staje się matką, w
miarę jak wychodzi na jaw prawda
o tym, co się stało.
Nie
kusiło pani,
żeby tym językiem się posłużyć?
Nie. To nie mój język. Uważam, że we
współczesnym dramacie brakuje poezji.
Zresztą może nie wszystkim brakuje,
może to tylko moje pragnienie formy,
innej niż w reportażu. Jeden dzień zajęło mi czytanie gazet na ten temat i to
był dzień zmarnowany. Lepiej czytać
Sarah Kane i esemesy od beznadziejnie
zakochanych znajomych. Mordujemy
siebie wspaniale. Najpierw jak wściekłe
psy, potem jak znudzone misie panda,
pac! i sąsiad obok, jeb! z drzewa na ziemię. Ups, jakie przykre. Taka definicja
miłości: albo zagryzą cię na początku,
albo znudzą się później.
Nie chcę, żeby opowieść medialna o
jednej dzieciobójczyni zamknęła opowieść o tym tekście. To nie jest ta postać, to nie jest ta historia, to nie jest
ten język. Lubię bezwzględność Elfriede
Jelinek, która mówi: „Język, to wszystko, co mam”. Nie oddam wszystkiego,
co mam, komuś obcemu.
A gdzie jest dziecko? Jego ledwie
zaznaczona obecność w tekście, którego bohaterką jest dzieciobójczyni,
51
wydaje mi się znacząca.
Zostało
jak w innym pani dramacie,
„Małym
zepchnięte na margines, podobnie
dziecku”, gdzie natura dziecka staje
się rewersem także marginalnej starości.
Dziecko jest w Chórze Noworodków
pod hasłem: „Mówię do was spomiędzy
szczebelków” i to najdłuższy z monologów, co nie jest bez znaczenia. Najkrótsze to Chór Bogów i Chór Duchownych,
co też nie jest bez znaczenia. Pierwszy
jest jak bunt niewolników na pokładzie
statku, dwa kolejne to w sumie smutne
głupoty bez znaczenia. Pierwszy oddaje
głos tym, którzy go nie mają, dwa pozostałe to właściwie milczenie. Przychylnie mówiąc: wycofanie, oskarżycielsko:
zaniedbanie. Chóru Noworodków należy się bać. Gdyby dzieci mogły powiedzieć wszystko, co myślą o swoich
rodzicach, to byłby najbardziej krwawy
monolog z wszystkich możliwych.
Rozmawiała Magdalena Piekarska
Bogna Burska / justyna jaworska • gęś nioska
52

Podobne dokumenty