Jakub Przybyło Wszędzie dobrze, ale… Dom (1977

Transkrypt

Jakub Przybyło Wszędzie dobrze, ale… Dom (1977
Jakub Przybyło
Wszędzie dobrze, ale…
Dom (1977) Nobuhiko Ōbayashiego to film, z którego dziwacznością nie może się równać
chyba nawet Rocky Horror Picture Show (1975). Podobnie jak dzieło Jima Sharmana,
pełnometrażowy debiut Ōbayashiego ma wszelkie cechy filmu kultowego i takim też się stał,
zyskując rzesze zagorzałych fanów i wydanie w prestiżowym Criterionie.
Fabuła jest nieskomplikowana. Grupa siedmiu licealistek, bliskich przyjaciółek,
wyjeżdża na wakacje do rodzinnego domu nieżyjącej matki jednej z nich. W posiadłości
mieszka już tylko niepełnosprawna ciotka dziewczyny. Na miejscu zaczynają dziać się rzeczy
niewytłumaczalne: kolejne uczennice giną w dziwnych okolicznościach, pożerane przez dom,
którego właścicielka stopniowo odzyskuje siły witalne.
Pozornie mamy do czynienia z konwencjonalnym horrorem o nawiedzonym domu i
naiwnych nastolatkach, ale tak naprawdę w Domu znajdziemy niewiele wrażeń
towarzyszących projekcjom filmów grozy. W zamian możemy jednak doświadczyć wszelkich
innych atrakcji, bowiem obraz Ōbayashiego łączy w sobie cechy horroru, teenage movie,
komedii, musicalu i paru innych konwencji. Ponadto od strony formalnej można go porównać
do wielkiego rogu obfitości, wypełnionego po brzegi zaskakującymi pomysłami.
W latach 60. i 70. Ōbayashi pracował jako autor reklam telewizyjnych – nakręcił ich
wtedy ponad 2000. Współpracował z takimi gwiazdami, jak Charles Bronson, Sophia Loren,
Catherine Deneuve i Ringo Starr. Ōbayashiemu brakowało jednak praktyki na planie
filmowym, zdobywanej zwykle przez japońskich filmowców na stanowisku asystenta
reżysera. Przeszedł z branży reklamowej wprost do samodzielnej reżyserii filmu kinowego i
tym samym przebieg jego kariery stał się precedensem, na którym skorzystał później między
innymi Jun Ichikawa.
Zanim związał się z przemysłem reklamowym, Ōbayashi rozpoczął swoją przygodę z
X muzą od form eksperymentalnych, stąd zacięcie awangardzisty wysuwa się na pierwszy
plan w jego kinowym debiucie. W Domu znajdziemy więc multiplikowane kadry, różnorodne
figury montażowe, nietypowe ustawienia i ruchy kamery (pojawia się nawet efekt vertigo),
eksperymenty z taśmą i oświetleniem. Formalne bogactwo – albo bałagan – charakteryzujące
Dom wiąże się także z eklektyzmem poetyki. Ōbayashi posługuje się animacją, wykorzystuje
musicalowe numery, umieszcza w swoim dziele sceny stylizowane na kino nieme i stosuje
malowane scenografie, przywodzące na myśl zarówno teatr kabuki, jak i niemiecki
ekspresjonizm. Pojawia się też groteskowe ożywianie sprzętów domowych, kojarzące się z
twórczością Jana Švankmajera, slapstick à la Benny Hill, zamierzony kicz (lub, jak kto woli,
kamp), ghost story z elementami japońskiego folkloru (np. latająca głowa rokurokubi, gryząca
pośladki jednej z licealistek), walki rodem z wuxia, a nawet figura chrześcijańskiej piety. Ten
stylistyczny chaos jest efektem wielkiej miłości do kina połączonej z nieskrępowaną swobodą
twórcy, który otrzymał od studia Toho propozycję zrealizowania filmu według zupełnie
niezrozumiałego scenariusza.
Spoza formalnych igraszek reżysera wyziera także jego szczera fascynacja młodością.
Opowiadanie o dzieciach i młodzieży jest przewodnim motywem całej twórczości
Ōbayashiego. Imiona młodocianych bohaterek Domu określają dominujące cechy ich
osobowości. Do posiadłości na prowincji przyjeżdżają: strojnisia Gorgeous (siostrzenica pani
domu, inicjatorka wyprawy), muzykalna Melody, marzycielka Fantasy, urocza Sweet,
waleczna Kung Fu, okularnica Prof oraz nieumiarkowana w jedzeniu Mac (od końcówki
angielskiego słowa „stomach”).
Silnie fetyszyzowany w Japonii „marynarski” mundurek szkolny spełni swoją rolę
również tutaj. Dom jest bowiem opowieścią o dorastaniu, podniecającym balansowaniu na
granicy między niewinnością a budzącą się seksualnością dziewcząt, podkochujących się w
nauczycielu oraz dostrzegających wzajemnie walory i niedoskonałości swoich młodych ciał.
Ōbayashi nie szczędzi nam widoku ani dziewczęcej bielizny, ani odrobiny nagości. Podobnie
jak groza, seksualność w Domu gubi się jednak i nie pełni roli nadrzędnej wobec innych
motywów.
Premiera tego kultowego dzieła na DVD była dla fanów japońskiego kina wielkim
wydarzeniem, docenionym i podkreślanym szczególnie przez Toma Mesa, Jaspera Sharpa i
resztę ekipy portalu Midnighteye.com. Gdyby debiut Ōbayashiego – jak Kret (1970, A.
Jodorowsky) bądź wspomniany Rocky Horror Picture Show – był wyświetlany na seansach
midnight movies, widzowie z całą pewnością recytowaliby z pamięci scenę, w której ojciec
Gorgeous, kompozytor muzyki filmowej, opowiada córce, jak to we Włoszech spotkał się z
Sergio Leone. Włoskiemu reżyserowi kompozycje Japończyka spodobały się tak bardzo, że
postanowił zrezygnować ze współpracy z Ennio Morricone. Można naigrawać się z tego
filmowego kuriozum, ale to Dom – póki co w przeciwieństwie do dzieł Sergia Leone –
zaliczono w poczet kolekcji Criteriona. Dobry, zły czy brzydki – film Ōbayashiego zapewnia
czystą przyjemność oglądania.
Dom
Hausu
Japonia 1977, 88’
reż. Nobuhiko Ōbayashi, scen. Chiho Katsura, zdj. Yoshitaka Sakamoto, muz. Asei
Kobayashi, Mikkī Yoshino, prod. Toho Company, wyst.: Kimiko Ikegami, Yōko Minamida,
Haruko Wanibuchi. Nagroda Stowarzyszenia Krytyków Filmowych z Tokio (Błękitna
Wstęga) za reżyserię

Podobne dokumenty