Tuba 10 internet

Transkrypt

Tuba 10 internet
Pismo artystyczne
nr 10 / 20
20115
ISSN 2299-93337
10
www.asp.katowice.pl
NOWE OTWARCIE
Raciborska 50
Północ – Południe
PARALLAX
Montaż Atrakcji
info
info
02
02
Jerzy Duda-Gracz
REMINISCENCJE
str. 4
Janusz
Karbowniczek
ROZMOWA
40 lat twórczości
str. 5
Drogi Czytelniku!
Mikołaj
Szpaczyński,
Krzysztof
Piętka
Wszystkie drogi
wychodzą bokiem
str. 17
Paweł Mendrek
Małgorzata Szandała
Ewa Zasada
PARADISE
str. 8
Oto dziesiąte, jubileuszowe wydanie naszej
gazety. Z takiej okazji trzeba by się zabawić,
niech zatem każdy bawi się jak chce i jak
potrafi. Spotykamy się więc w nowym semestrze, a będzie to jak wszyscy wiemy czas
przełomowy. Nowy budynek, nowe cele,
wszystko nowe. Nawet kolejny numer Tuby jest
nowy, choć w nim nie tylko nowe sprawy. W takim razie życzymy wszystkim ożywczej odnowy.
PIOTR KOSSAKOWSKI
Co zdarzyć się mogło
w city-centrum, miało
miejsce na przedmieściu
lub nie zdarzyło sie wcale
str. 10
/ Redakcja /
PARALLAX
Nowa ASP
str. 11
MONTAŻ
ATRAKCJI
wystawa
doktorantów
str. 14
Paulina
Walczak
Stera święta
str. 18
NOWE
OTWARCIE
Raciborska 50
Dni Otwarte
str. 3
DNI
OTWARTE
ASP
RACIBORSKA 50
10-11.10.2015
Bartosz
B
Zaskórski
Zmyślenie
str. 16
MÓJ
KAWAŁEK
OGRODU
stuka
terapia
roślina
str. 15
PÓŁNOC / POŁUDNIE
relacja z wystawy
str. 6, 7
Sybilla Skałuba
Ciało posthumanizmu
-- życie liminalne
str. 13
ANDRZEJ TOBIS
A -- Z.
Słownik ilustrowany
języka niemieckiego
i polskiego
str. 22
TRANSFORMATION
GENERATION
Hannover
str. 11
Łukasz
Zaręba
Artysta
i sztuka
w ujęciu
ezoterycznym,
część 2
str. 24-27
Szymon Kobylarz
SYMULACJE,
Pani Ania
str. 12
Tuba w sieci / archiwum numerów / ---> issuu.com/tuba_asp
Pismo artystyczne / nr 10 / 2015
Wydziału Artystycznego
Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach
we współpracy z Zakładem Kultury Literackiej
Instytutu Nauk o Kulturze UŚ w Katowicach.
Wydawca:
Zespół redakcyjny:
Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach
ISSN 2299-9337
Maciej Linttner
/ Redaktor Naczelny /
[email protected]
www.asp.katowice.pl
www.inok.us.edu.pl
www.facebook.com/#!/MALARSTWO.W.KATOWICACH
www.facebook.com/Kolo-Naukowe-Malarstwa
www.facebook.com/Grafika-Warsztatowa-ASP-Katowice
Kazimierz Cieślik
Aleksandra Dębska-Kossakowska
Dominika Kowynia
Małgorzata Szandała
Joanna Zdzienicka
Marcin Białas
Paweł Szeibel
Zespół projektowy:
Projekt i skład nr 10:
Okładka:
Małgosia Rozenau
Katarzyna Wolny
_
_
Zofia Oslislo
Współpraca:
fragment identyfikacji
wizualnej
Festiwalu
NOWE OTWARCIE
Koło Naukowe Malarstwa
Koło Naukowe Grafiki
ASP w Katowicach
_
_
_
03
prosto z
Rektor, prof. dr hab. Antoni Cygan.
Władze uczelni.
Dziekan Wydziału Artystycznego,
dr hab. Lesław Tetla,
Prorektor ds. badań naukowych
i współpracy z zagranicą,
ad. dr Bogna Otto-Węgrzyn,
Prorektor ds. kształcenia i studentów,
dr hab. Grzegorz Hańderek,
Dziekan Wydziału Projektowego,
ad. dr Anna Machwic-Adamkiewicz
i Rektor, prof. dr hab. Antoni Cygan.
INAUGURACJA
roku akademickiego
2015 /2016
TEKST / Anna Cichoń
Tegoroczna inauguracja roku akademickiego w Akademii
Sztuk Pięknych w Katowicach odbędzie się w dniu 9 października 2015 r. Będzie ona niezwykła, bo połączona z uroczystością otwarcia nowego budynku Uczelni, położonego przy ul. Raciborskiej 50. Już w jej przeddzień odwiedzi
nas Konferencja Rektorów Uczelni Artystycznych, która na
8 października zaplanowała w Katowicach obrady, zakończone okolicznościowym spotkaniem w trakcie wernisaży
indywidualnych wystaw pedagogów Wydziału Artystycznego – prof. Adama Romaniuka oraz dr hab. Grzegorza
Hańderka, prof. ASP w Galerii ASP Rondo Sztuki.
Program inauguracji jest niezwykle bogaty, poza ceremonią rozpoczęcia piętnastego już roku akademickiego w historii samodzielnej katowickiej uczelni plastycznej, który
otworzy tradycyjne Quod Felix Faustum Fortunatum Que
Sit, obejmuje on koncert multimedialny, wernisaż wystawy prac absolwentów oraz wystawy jubileuszowej Pracowni Działań Multimedialnych. Główne obchody rozpoczęcia roku odbędą się w sali do działań w przestrzeni Sali
Otwartej, której wnętrza już niebawem wykorzystywane
będą przez nauczycieli i studentów ze wszystkich
kierunków studiów do realizacji przedsięwzięć interdyscyplinarnych. W pozostałych przestrzeniach budynku zagości wystawa Nowe Otwarcie, prezentująca osiągnięcia
wybranych dyplomantów naszej Uczelni. Wystawa ta ma
charakter autorski – kuratorzy autonomicznie wybrali
absolwentów, reprezentujących Grafikę Warsztatową,
Malarstwo, Projektowanie Graficzne oraz Wzornictwo.
W dniach 10-11.10.2015 r., budynek przy ul. Raciborskiej 50
będzie dostępny dla naszych sąsiadów, którym proponujemy zwiedzenie jego przestrzeni oraz zapoznanie się z zaplanowaną ofertą artystyczną Akademii.
Warto również wspomnieć, iż wymienione powyżej wydarzenia stanowią element Festiwalu NOWE OTWARCIE,
uświetniającego inaugurację działalności Akademii Sztuk
Pięknych w Katowicach w nowym budynku oraz (co za
tym idzie) jej funkcjonowania w formie zintegrowanego
kampusu akademickiego, położonego między ulicami
Raciborską i Koszarową.
NOWE OTWARCIE RACIBORSKA 50
Zofia Oslislo, autorka identyfikacji wizualnej Festiwalu NOWE OTWARCIE:
Nowe Otwarcie jest jak odkrycie nowej planety w galaktyce ASP w Katowicach.
Budynek przy Raciborskiej 50 będzie służył działaniom, których jeszcze
nie potrafimy sobie wyobrazić, studenci będą eksplorować nieznane
rejony sztuki i technologii.
Forma budynku jest nowoczesna, może przypominać statek kosmiczny,
wehikuł, który przeniesie nas wszystkich w przyszłość. Jednocześnie nasi absolwenci
są jak satelity, które choć są daleko,cały czas krążą po orbicie swojej macierzystej uczelni.
04
prosto z
osobowość
04
prof. Jerzy
Duda-Gracz
[ 21.03.1941 - 05.11.2004 ]
Reminiscencje
TEKST / Renata Bonczar
O
Jerzym Dudzie-Graczu zostało już tak wiele powiedziane, że trudno coś jeszcze dodać. Tym, którzy
mieliokazję go poznać osobiście, nie zawsze odkrywał się
od razu. Zaś ci, którzy przebywali z nim okazjonalnie, i
wiedzieli o nim coś więcej, myśleli, że wiedzą dużo. Nam
było dane poznać go dobrze. Można powiedzieć ,,za Jego
przyzwoleniem”. Należeliśmy do wybrańców, z którymi
chciał przebywać dłużej. Jego marzeniem od początku lat
osiemdziesiątych było zebranie grupy, z którą byłoby
można wspólnie pracować, która z sobą czułby się
dobrze. Wiedział, że to nie będzie łatwe. Poszukiwania
trwały wiele lat. Jedni odchodzili, inni dochodzili.
Dziesiątki plenerów i konfiguracji. Chodziło o zbudowanie czegoś wartościowego, trwałego, innego. Najtrudniej było znaleźć to najcenniejsze...I stało się.
Była więc praca cały dzień, wieczorne długie,
obowiązkowe spacery, rozmowy o życiu i sztuce. Celowo
piszę ,,życie” na pierwszym miejscu, bo bez tego, co nas
otacza, trapi, fascynuje, denerwuje i nieskończenie by
wymieniać, nie byłoby sztuki. Nie byłoby malowania. Było
niby podobnie, jak na innych plenerach, jednak inaczej.
Jego uwielbienie życia sprawiało szerokie zainteresowania i obserwacje wszystkiego, co go otaczało. Powstały
liczne cykle obrazów o różnorodnej tematyce oraz
pojedyncze dzieła. Miało się wrażenie, że jego umysł nie
odpoczywa. Nawet kiedy były to na pozór lekkie, śliczne
pejzażyki, wnikliwy obserwator zauważał w nich ,,nerw”,
tęsknoty, marzenia i powracające obsesje. Bolesne
tematy potrafił malować z miłością. Nie lubił opowiadać
o tym co robi, o tym jak maluje, o warsztacie. Miał jednak
ciągłe wątpliwości, czy naprawdę to, co i jak robi jest
dobre. Ostatnie lata to było otwarcie się na rozmowy
o tak zwanej robocie i sensie tworzenia. A to przecież
było najważniejsze. Mogliśmy szczerze rozmawiać. To
było swoiste katharsis.
Powiedział chyba wszystko, co miał do powiedzenia,
również w swoich obrazach, a przynajmniej bardzo dużo.
Ogromny pośpiech i napięcia twórcze, i wreszcie
zmęczenie, odzwierciedlają jego ostatnie obrazy z cyklu
,,Chopinowi”. Szeroko, szkicowo, alla prima, często już
rysowane farbą, oraz wyraźnie zauważalny dukt pędzla
wskazuje na Jego niebywałą zręczność, maestrię na
każdym etapie pracy. Pozostawił wiele obrazów. Niech
cieszą oczy następnych.
A my mamy wiele wspomnień, które nosimy w sobie.
Malując nadal obok siebie ,,Grupą”, spotykając się
gdzieś w ulubionych, wspólnie znalezionych miejscach
i samotnie pracując w swoich pracowniach, pozostajemy
nadal z myślami, przywołując wspomnienia. Tworzymy w
zabieganiu i codzienności życia, tęsknimy za tym, co
odchodzi, ale nadal mamy marzenia, fascynacje i wątpliwości, jak kiedyś.
I jak Jerzy, im jesteśmy dojrzalsi w tym co robimy, tym
większa w nas niepewność. Reminiscencje o tym co było,
co wspólnie zbudowaliśmy, coś, co nadal nie jest
nazwane, i nie wiem czy będzie kiedykolwiek. Dzisiaj
naszą ,,Grupą” prezentujemy się na tej małej wystawie.
Autoportret żółty / olej 70 x 60 cm / 1993 r.
Foto: Renata Bonczar
AUTOPORTRET GRUPOWY
TEKST / Antoni Kowalski
5 listopada 2014 r. minęła 10 rocznica śmierci prof.
Jerzego Dudy-Gracza, malarza, grafika, scenografa, pedagoga ASP Katowice, Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie i Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Z tej
okazji w galerii Polskiego Radia Katowice „na żywo” 26
listopada 2014 roku została otwarta wystawa uczniów i przyjaciół profesora, wystawa skromna, ale podkreślająca
naszą pamięć i nasze więzi, które miały swój początek
już w czasach studiów, a potem plenerów i spotkań
artystycznych. Prof. Jerzy Duda-Gracz był w latach
1976-82 pedagogiem w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach – wtedy jeszcze filii krakowskiej ASP. Przez długie
lata był osobą, która skupiała uwagę mediów, krytyków
sztuki, kolekcjonerów i adwersarzy przeróżnych opcji od
sztuki po politykę. Sztuka Jerzego Dudy-Gracza może
drażnić i może przygnębiać, była ostrą krytyką rzeczywistości PRL-u oraz szyderczym uśmiechem na ludzkie
przywary, którym obdarzał także siebie na niejednym
autoportrecie. Ale jednocześnie może wzruszać w portretach, pejzażach, interpretacjach religijnych i muzycznych, jak w cyklu obrazów poświęconym wszystkim
utworom F. Chopina.
Nie podejmuję się oceny mojego profesora, zrobili to
prawie wszyscy ważni w ostatnim czterdziestoleciu.
Kiedy odszedł Jerzy (przywilej mówienia po imieniu
przypadł mi już w czasie studiów), każdy z nas po
swojemu przeżywał tą stratę. W czasie wernisażu w galerii Polskiego Radia Katowice zobaczyłem autoportret
Jerzego, a wokół kilkanaście prac osób, których zdaniem
kurator Renaty Bonczar mistrz by się nie powstydził,
nagle uchyliło się wiele zamkniętych drzwi pamięci i ogarnęła mnie fala sentymentów. Przypomniały się chwile
spędzone w Pracowni w ASP i potem po studiach lata
milczenia, aby znów spotkać się w Europejskiej Akademii
Sztuk w Warszawie w roli belfrów. Obrazy Jerzego wciąż
nie schodziły z piedestału, pojawiały się nowe albumy,
filmy i audycje radiowe i TV, wystawy oraz inne realizacje.
Otrzymał wiele zaszczytnych nagród państwowych i artystycznych. Wysoko notowane dzieła Jerzego Dudy
Gracza na aukcjach sztuki współczesnej potwierdzają
jego pozycję na rynku sztuki. Na wspólnych spotkaniach
odkrywał przed nami swoje doświadczenia, przemyślenia, nigdy z pozycji mistrza zawsze z pozycji przyjaciela,
był życzliwym człowiekiem pełnym empatii, z tego
czerpała również jego sztuka, choć może się wydawać że
kpił i wyśmiewał. Jednak, kiedy wśród tych wyśmianych,
biednych, kalekich widzimy niczym u Malczewskiego
samego autora, który nie szczędzi sobie razów, wszystko
nabiera innego sensu. Jest w tej sztuce głos żalu, pytania
do świata, a może Boga o tą ciemną stronę życia i nasze
pragnienie, aby stąd uciec. Na wielu obrazach widzimy
unoszące się postacie, ale nielewitujące w ekstazie tylko
plecami do widza uciekające w kierunku horyzontu.
Trudno zapomnieć wspólne chwile z czasów studiów, był
nie tylko naszym profesorem, ale też pełnym troski i zaangażowania opiekunem - przyjacielem. Kiedy zachodziła potrzeba nie szczędził czasu i pisał do mnie długie listy
pokrzepienia i troski, gdy przed dyplomem musiałem
opuścić z powodu stanu wojennego mój jedyny wtedy
dom - akademik na ul. Paderewskiego i „emigrować” do
teściów koło Wrocławia. Słowo emigrować jest na miejscu gdyż wtedy, aby przekroczyć granice województwa
potrzebna była zgoda ówczesnych organów władzy. Kiedy
urodziła się nasza córka Maja, listy tytułował „wielebny
ojcze” i udzielał mi odpowiedzi i rad nie tylko o sztuce,
tego nie da się opisać. W sprawach sztuki był uczciwym
krytykiem, przygotowywał nas do życia w „dżungli sztuki”
gdzie przebić się może tylko „fachowiec”. Tanich efektów
prac studentów nie pochwalał i tępił wszystkich epigonów swojej twórczości, zamiast być dumnym z naśladowców, jak to czyniło wielu przed Nim i po Nim.
Tworzyliśmy zgraną grupę w jego Pracowni i mieliśmy
przykład profesora-tytana pracy, który namalował kilka
tysięcy obrazów, każdy dzień zaczynał i kończył w pracowni, nie czekał na wenę - sam był weną dla siebie.
Zorganizował kilkaset wystaw indywidualnych, pisał
felietony, robił scenografie, charytatywnie zdobił ołtarze
w kościółkach prowincjonalnych, jak ten w Kamionie.
Jego wielka droga krzyżowa przywołuje do refleksji
odwiedzających klasztor na Jasnej Górze w Częstochowie.
Jak widać na wspomnianej wystawie, każdy z nas poszedł
własną drogą i to stanowi o klasie profesora, podkreślał
indywidualność i oryginalność. Nie negował tradycji i wielu z nas na wartościach takich jak piękno, rzemiosło,
wyobraźnia, poezja, metafora, temat, zbudowało swoją
twórczość. Jesteśmy z Nim związani nie tylko pamięcią,
ale sztuką, której nam nie szczędził i może najważniejszy
aspekt roli pedagoga: mówić można różne rzeczy, ale
ostatecznie dopiero widząc dzieło nauczyciela mamy
prawdziwy obraz artysty.
Grono ludzi tworzących swoją sztukę zebrało się pod
hasłem Reminiscencje w Galerii PR Na żywo tak jak wtedy
przy trumnie, aby być razem z Nim w tym zbiorowym
autoportrecie ludzkiej pamięci i przyjaźni, ale też
szacunku do osoby, której pamięć jesteśmy po ludzku
winni.
Uczestnicy wystawy:
Renata Bonczar, Andrzej Borowski, Jerzy Duda Gracz,
Beata Jurkowska-Blaschek, Andrzej Kacperek, Paweł
Kotowicz, Antoni Kowalski, Przemysław Lasak, Sabina
Lonty, Jozef Panfil, Krzysztof Pasztuła, Alina Sibera,
Joanna Sierko-Filipowska, Janusz Szpyt, Leszek Żegalski.
REMINISCENCJE
Polskie Radio Katowice, ul.Ligonia 29
galeria Na żywo.
05
05
osobowość
prosto z
Janusz Karbowniczek
ROZMOWA
Malarstwo, rysunek
40 lat twórczości
TEKST / Janusz Karbowniczek
„Rozmowa" - sięgając do znanego z historii motywu
Sacra Conversatione (Świętej rozmowy) - podkreśla
aktualność dialogu, jako sposobu wzajemnego
poznawania się. Ów dialog kulturowy rozgrywa się na
kilku równoległych płaszczyznach: w płaszczyźnie
historycznej jest sporem z tradycją, w ujęciu psychologicznym - dialogiem z odbiorcą, a w kategoriach
„przekraczania" stanowi rozmowę ze światem, z współczesnością, z absolutem. Temat rozmowy od „zawsze"
jest obecny w mojej twórczości, stanowiąc uniwersalną
wymianę wartości, będąc sposobem poszukiwania
sensu bycia i odkrywania w ujęciu ludzkim i ponadrealnym. Stwarza możliwość odszukiwania miejsca i roli
jednostki w świecie globalizacji w czasach niepokory
i niepamięci.
„Rozmowa" jako spotkanie i możliwość porozumienia
przenosi nas w ostatni okres doświadczenia artystycznego, kiedy dzieło stając się faktem, zrywa z przeszłością i wchodzi w relację ze społeczeństwem. W intencjonalnej przestrzeni Galerii obraz przejmuje rolę
twórcy, biorąc za niego odpowiedzialność i odgrywając
ostatni akt spektaklu już tylko z widzem.
ROZMOWA
Malarstwo, rysunek
40 lat twórczości
Galeria Bielska BWA, Bielsko-Biała
17. 05. – 10. 05. 2015
Szyper / olej, płótno / 100 x 120 cm / 2014
MARCEL SŁAWIŃSKI I KATARZYNA SOBAŃSKA
twórcami scenografii do oscarowej Idy
Film
Ida Pawła Pawlikowskiego otrzymał Oscara,
nagrodę przyznawaną przez Amerykańską Akademię
Sztuki i Wiedzy Filmowej za Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Twórcami scenografii do Idy są pedagodzy Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach: Marcel Sławiński
i Katarzyna Sobańska. Gratulujemy!
---> wkrótce na łamach Tuby sylwetki naszych wspaniałych
scenografów!
06
06
zobaczone
zobaczone
Koordynatorzy wystawy:
Przemysław Łopaciński, ASP Gdańsk
Michał Minor, ASP Katowice
PÓŁNOC / POŁUDNIE
W
niezwykle oryginalnej, poindustrialnej przestrzeni
Galerii Szyb Wilson, otwarta została długo oczekiwana
wystawa sztuki współczesnej, która swym rozmachem i skalą nie znajduje sobie równych w historii pokazów ostatnich lat na Śląsku.
Na olbrzymiej powierzchni ponad 2000 m kw. zagościło
62 artystów z kręgów akademickich, skupionych wokół
Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku i Wydziału Artystycznego Akademii Sztuk Pięknych
w Katowicach. Swoimi twórczymi dokonaniami
próbowali oni zmierzyć się nie tylko ze sobą nawzajem,
ale i z rzadko spotykaną, niełatwą dla tego rodzaju
prezentacji przestrzenią galeryjną. Królowało malarstwo,
ale też dzieła, które uwalniając się od klasycznej powierzchni płótna, znalazły spełnienie w formie różnorodnych
obiektów, instalacji multimedialnych lub video-artu.
Najwyższy poziom artystyczny gwarantowały nazwiska
klasyków polskiego malarstwa współczesnego. Tuż obok
nich pojawiły się wschodzące gwiazdy najmłodszego
pokolenia, których nazwiska pojawiają się w mediach, w kontekście najważniejszych wydarzeń i nagród artystycznych o zasięgu międzynarodowym. Zgromadzenie tak
dużej liczby artystów z przeciwległych sobie biegunów
Polski może okazać się mieszanką wybuchową, ale też
impulsem do refleksji na temat znaczenia odległości,
tożsamości i czasu w kontekście tworzenia.
Dla odwiedzających wystawę Północ/Południe powstała
więc wyjątkowa okazja do przyjrzenia się zarówno
podobieństwom, jak i różnicom, wynikającym z ekspresji
tworzenia oraz podejmowanych przez artystów tematów.
Różnorodność gwarantowana, a również aranżacja z pewnością przysporzyła widzom wielu emocji. Przysporzyła
ich zapewne i samym artystom, którzy dzięki takiej
próbie zbliżenia środowisk twórczych otrzymali szansę
na dowiedzenie się o sobie czegoś więcej.
W wystawie wzięli udział:
ASP GDAŃSK / Wydział Malarstwa:
Jarosław Bauć, Henryk Cześnik, Robert Florczak, Roman
Gajewski,
Agnieszka
Gewartowska,
Krzysztof
Gliszczyński, Maciej Gorczyński, Aleksandra Jadczuk,
Piotr Józefowicz, Andrzej Karmasz, Jacek Kornacki, Anna
Królikiewicz, Sławomir Lipnicki, Przemysław Łopaciński,
Teresa Miszkin, Marek Model, Mieczysław Olszewski,
Jerzy Ostrogórski, Jakub Pieleszek, Krzysztof Polkowski,
Anna Reinert, Arkadiusz Sylwestrowicz, Maria
Targońska, Anna Waligórska, Mariusz Waras, Aleksander
Widyński, Marek Wrzesiński, Marcin Zawicki, Jacek
Zdybel, Agata Zielińska-Głowacka, Józef Czerniawski.
ASP KATOWICE / Wydział Artystyczny, Katedra Malarstwa, Rysunku i Rzeźby:
Jakub Adamek, Zbigniew Blukacz, Sławomir Brzoska,
Kazimierz Cieślik, Antoni Cygan, Jola Jastrząb, Janusz
Karbowniczek, Szymon Kobylarz, Piotr Kossakowski,
Antoni Kowalski, Dominika Kowynia, Aleksander Kozera,
Maciej Linttner, Paweł Mendrek, Michał Minor, Monika
Mysiak, Monika Panek, Aga Piotrowska, Małgorzata
Rozenau, Jacek Rykała, Krzysztof Rzeźniczek, Hanna
Sitarz, Michał Smandek, Paweł Szeibel, Agata Szymanek,
Lesław Tetla, Andrzej Tobis, Ireneusz Walczak, Paulina
Walczak, Miłosz Wnukowski, Joanna Zdzienicka.
Dr hab. Krzysztof Polkowski
Dziekan Wydziału Malarstwa
ASP w Gdańsku:
Wystawą Północ/Południe artyści dydaktycy Wydziału
Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku
powracają do cennej tradycji konfrontowania się z kolegami i koleżankami z wydziałów artystycznych innych
akademii. Wcześniej miały miejsce wspólne pokazy
naszych grafików i malarzy z artystami akademickimi z Wrocławia i Poznania. Istniał wówczas jeszcze dwukierunkowy Wydział Grafiki i Malarstwa ASP w Gdańsku.
Obecnie od kilku lat stanowimy wydział, który ma w swojej nazwie tylko malarstwo. Wydawać by się mogło, iż
taka sytuacja determinuje działania twórcze i postawy
artystyczne wszystkich pracowników. W istocie tak jest,
aczkolwiek ta deklaracja w nazwie nie zamyka naszych
artystów w gorsecie sztalugi, płótna czy pędzla. Będzie to
zapewne widoczne na wspólnych pokazach, gdzie
oprócz malarstwa pojawi się fotografia, wideo, instalacja,
obiekty. Mam nadzieję, że i tym razem nasze propozycje
wejdą w artystyczny i intelektualny dyskurs z pracami
artystów, reprezentujących Wydział Artystyczny Akademii
Sztuk Pięknych w Katowicach. Taki jest cel wspólnych
wystaw. Nie mniej istotnym jest nawiązanie osobistych
kontaktów, a nawet przyjaźni.
Dr hab. Lesław Tetla
Dziekan Wydziału Artystycznego
ASP w Katowicach:
W wystawie Północ/Południe bierze udział 31 artystów z Północy i 31 z Południa. Daje to 62 indywidualności prezentowane w jednej przestrzeni i w jednej, towarzyszącej
temu wydarzeniu publikacji. Przedsięwzięcie to, choć
trudne z racji skali, stwarza szansę na przyjrzenie się
dwóm środowiskom twórców, będących jednocześnie
nauczycielami akademickimi, pracującymi w Akademiach p0łożonych na geograficznych biegunach Polski.
Osobiście uważam, że nie chodzi tutaj o konfrontację
(ta, szczególnie w ostatnim czasie, budzi pejoratywne
skojarzenia), ale o konstruktywne spotkanie, które ma
sprowokować do przemyśleń i dyskusji na temat malarstwa, nauczania malarstwa – sztuki w kontekście malarstwa. Jednocześnie jest szansą na spotkanie bardziej
kameralne. Właśnie takiemu spersonalizowaniu, kontaktom pojedynczych osób ma służyć koncepcja wydawnictwa, zdająca się na dość przypadkowe, bo alfabetyczne
połączenia i konfiguracje. Przypadkowość tych spotkań
może doprowadzić do zaskakujących efektów, a niereżyserowane zestawienia mogą sprawić, że ujrzymy swe
prace w kontekście zupełnie nowym i tym samym
dowiemy się o sobie również czegoś nowego.
plakat: Michał Minor
ASP GDAŃSK
ASP KATOWICE
Galeria Szyb Wilson, Katowice
6 marca –10 kwietnia 2015
07
07
fotoreportaż
N
S
Paradise
PAWEŁ MENDREK
MAŁGORZATA SZANDAŁA
EWA ZASADA
TEKST / Małgorzata Szandała
Zacznijmy od słowa
Słowo „raj” (raj „raj” – irańskie por. awest. rāy „bogactwo,
szczęście”), Ogród w Edenie, w języku starofrancuskim
paradis, po łacinie paradisus, po grecku paradeisos. Słowo
to pochodzi z perskiego określenia paradis oznaczającego
„ogród” lub „ogrodzone miejsce”. Irańskie źródło słowa to
Avestan pairidaeza „ogrodzony teren, park” (we współczesnym perskim i arabskim firdaus – „rajski ogród”), składa
się z dwóch komponentów: pairi- „dookoła” + diz „robić,
formować (ścianę) ”. Pierwszy element jest spokrewniony
z greckim peri- „wokół”, drugi: dheigh- ma proto-indo-europejskie korzenie i oznacza „formować, budować”.
Chciałabym zatem pójść dalej i zaproponować tezę, że
słowa takie jak: raj/paradise, Eden, zamknięty ogród oraz
getto, mają ze sobą coś wspólnego. Czyż nie jest tak, że
dwie skrajności – dwa przeciwne bieguny znaczeń – w pewien sposób przylegają do siebie? Jeden nie ma sensu bez
drugiego. Jeden jest w drugim zakorzeniony. W jednym
słowie mogą być zawarte przeciwne znaczenia.
Ludzie i rośliny
Zaskakujące jest, że raj można napotkać w różnych miejscach: gdzieś w głębokim cieniu na greckiej wyspie, w luksusowym hotelu w Dubaju, w supermarkecie pełnym towarów, alkoholowej ekstazie, w ciepłym łóżku i pełnym
żołądku, podróżnej torbie i zdartych sandałach, w bogatej
ofercie biura podróży, za żelazną kurtyną, w religijnej pasji,
za wysokim murem, w Nowym Świecie, w polisie ubezpieczeniowej, w oazie na pustyni, w Disneylandzie, w nowym,
chronionym osiedlu prosto od developera, w obietnicy zatrudnienia, w głowie emigranta, w samej podróży, we śnie.
Albo po prostu będąc gdzie indziej. Gdziekolwiek miałby
być, raj nie przynależy do tych miejsc, nie przynależy do
miejsca w ogóle. Przyczepia się za to do naszych myśli,
które dryfują swobodnie w różnych kierunkach. Ludzie
i rośliny maja coś wspólnego. Jedną z tych rzeczy jest
pochodzenie: ogród. Kolejną jest potrzeba identyfikacji
i przywiązanie do miejsca, czyli inaczej mówiąc – korzenie.
Jest jeszcze jedna, wyróżniająca cecha, dość szczególna,
bo będąca paradoksalnie przeciwieństwem poprzedniej.
A jest to ich przewrotna natura przejawiająca się w zdolności do życia bez korzeni. Pewne gatunki kiedy osiągną
dojrzałość, odrywają się od swoich korzeni i popychane
wiatrem spędzają resztę życia w ciągłym ruchu. Z odwagą
przemierzają wielkie przestrzenie w poszukiwaniu raju na
ich własnych zasadach.
Dwie strony medalu
A więc jesteśmy w ciągłym ruchu, przemieszczamy się.
Wybieramy sobie cele, dążąc tym samym do wyimaginowanego szczęścia. Lecz tu znowu, jest odwrotna strona
tej samej rzeczy, jej przeciwny biegun. Chodzi o wygnanie,
o przymus opuszczenia miejsca. Życie bez własnej ziemi. Zatem znajdziemy ponownie ten raj w niezliczonych
miejscach. W koszmarze wygnania, w przemocy etnicznej,
wojnie domowej, w zwolnieniach z pracy, w zwyczajnym
poczuciu samotności, w chorobie, „sytuacji ekonomicznej”, w obcym kraju. Projekt Paradise dla galerii Loft 8 przygotowano w składzie:
Paweł Mendrek, Małgorzata Szandała, Ewa Zasada oraz
jako gość specjalny Katja Petrowskaya, laureatka Ingeborg-Bachmann-Preis w roku 2013. PARADISE w Galerii Loft 8
zlokalizowanej w kultowym dla wiedeńskiej sceny sztuki
współczesnej miejscu jakim jest Anker Brotfabrik stanowi
już czwartą z kolei odsłonę projektu Biuro podróży. Projekt zaplanowany jest jako długofalowy, nomadyczny cykl
wystaw trójki artystów. Na problematykę projektu składa
się kilka wątków oscylujących wokół pojęcia obcości: przynależność do miejsca, emigracji, powikłanej tożsamości
przemieszczonych osób i przedmiotów, przeklejanych idei.
ŻÓŁTY WSTĘP
WOLNY
akcja flash art
Ż
ÓŁTY WSTĘP WOLNY był metamorfozą Ronda Sztuki
w otuloną ciepłym światłem wysepką położoną pośrodku
wychłodzonych Katowic. Krzepilismy się kolorem żółtym, frajdy
dzieciom i rodzicom dostarczały flipsowe warsztaty, a relaksu
oraz intelektualnego dopieszczenia wystawa prac video studentów ASP. Przygotowaliśmy codzienne seanse kinowe oraz sporty
plażowe. Ale spokojnie0 – bierny chillout na leżaku był bardzo
mile widziany! Organizatorzy: Rondo Sztuki, ASP w Katowicach – Wydział Artystyczny Partnerzy: Kafej, Zła Buka, Przystanek Śniadanie, Katowice
Biuro Dźwięku, John Lemon
Pracownia otwarta.
Dave Beech. Martin Newth. The apparatus of the exhibition
and the status of the viewer.
TEKST / Paweł Mendrek
T
ematem przewodnim warsztatów przeprowadzonych przez
wykładowców renomowanej Chelsea College of Art z Londynu
było pytanie o status widza w sztuce współczesnej. Grupa studentów i doktorantów została zaproszona do współpracy, a całość zakończyła się zaimprowizowaną wystawą, konfrontującą rolę artysty
w stosunku do odbiorcy i przestrzeni wystawienniczej. Sprawcami
byli: Dave Beech twórca kolektywu Freee, pisarz, kurator oraz Martin Newth artysta i dyrektor programowy Chelsea College of Art.
Uczestnicy warsztatów podzielili się na cztery grupy (oznaczone symbolicznie znakami <koło>, <serduszko>,
<kwadrat>, <bazgroł>), niezwykła okazała się wzajemna współpraca i wymiana doswiadczeń, doceniona została
także sama formuła działań. Z relacji uczestników:
<koło> „Warsztaty podzielone były na dwa dni. Pierwszego dnia
prezentowaliśmy własne prace – każdy uczestnik pokazywał to,
co go najbardziej interesuje w twórczości, a prowadzący i reszta uczestników dyskutowali nad poruszanymi zagadnieniami.
Podczas prezentacji notowaliśmy wszystko, co okazało się dla
nas ważne: odbiorca, tworzenie nowych światów, interakcja, marzenia, zadawanie pytań, posługiwanie się określonym językiem
itd. Nasze »notatki« pogrupowaliśmy tematycznie, a uczestnicy
zostali podzieleni na kilkuosobowe grupy i musieli odnieść się do
wcześniej określonych, odmiennych dla każdej z grup, punktów
kluczowych. Nasza grupa miała do spełnienia warunki dotyczące
interakcji z odbiorcą – dużego zaangażowania widza w projekt
i zachęcenia do współtworzenia go. Ważnym punktem było również krytyczne patrzenie. Ponadto, należało odnieść się do danego
miejsca. Zadanie okazało się bardzo trudne – na szczęście co jakiś
czas spotykaliśmy się na sali by omówić aktualny stan projektu,
a prowadzący pomagali w rozwianiu wątpliwości”.
<bazgroł> „Pierwszym etapem pracy były eksperymenty nad formą
i oświetleniem naszej iluzyjnej przestrzeni, którą było pudełko. Zdecydowałyśmy się na dwudziestościan foremny, jednak miałyśmy
różne wyobrażenia na temat powstałej bryły i sposobu jej zagospodarowania. Dzięki trafnym wskazówkom prowadzących znalazłyśmy odpowiednie miejsce na nasza instalację – wnęka z szybą
oddzielającą salę 204 od korytarza. Do wnętrza konstrukcji można
było zajrzeć poprzez otwór zrobiony w zaklejonej szybie. Spoglądając przez nią niczym przez wizjer drzwi widz spodziewał się zobaczyć salę 204, a zamiast tego ukazywała się tajemnicza przestrzeń
w pulsującym świetle. Z początku chciałyśmy umieścić w niej wiele
przedmiotów, kolorowych, błyszczących bądź kontrastujących
ze sobą, które stanowiłyby o specyficznej fantazyjności wnętrza.
Po połączeniu ścian bryła okazała się intrygująca sama w sobie,
dlatego zredukowałyśmy zagospodarowanie przestrzeni do minimum. Po umieszczeniu naszego obiektu na miejscu oznakowałyśmy otwór i drogę prowadzącą do niego żółtymi pasami”. W warsztatach i wystawie udział wzięli:
<koło> Hanna Sitarz, Grażyna Daniel; <serduszko> Miłosz
Szatkowski, Mateusz Ząbek, Mateusz Hajman, Aga Piotrowska
<kwadrat> Magda Śliwińska, Monika Krasoń; <bazgroł>
Anna Maria Kasprzak, Agata Leżuch, Gabriela Palicka
oraz:
Agnieszka Piotrowska (koordynacja i redakcja tekstu), Kuba Cikała
(koordynacja), Joanna Zdzienicka, (koordynacja). Paweł Mendrek
(koncepcja), Lesław Tetla (opieka artystyczna)
PIOTR
KOSSAKOWSKI
Co zdarzyć się mogło w city-centrum, miało miejsce
na przedmieściu lub nie wydarzyło się wcale.
TEKST / Adriana Zimnowoda – kurator wystawy
O
brazy Piotra Kossakowskiego wchodzące w skład
wystawy zatytułowanej Dekonstrukcja zdarzeń wywołują we mnie dwa rodzaje reakcji. Z jednej strony jest
to stan emocjonalnej euforii, radości nie intelektualnej
(istnieje wszakże radość płynąca z możliwości poznawania i nie o taką tutaj chodzi) – i ta jest prymarna, z drugiej,
bezradność wobec nieodpartej presji (przy równocześnie
wyczuwalnym oporze) do podjęcia szczegółowych analiz
zawartych w obrazach treści; zidentyfikowania i nazwania,
zrozumienia i odnalezienia kontekstów. Nie potrafię ich
połączyć. Nie potrafię ich doświadczyć równocześnie. Jedno
wypiera drugie. Jedno osłabia drugie. I mam wrażenie, że
żadna z opozycyjnych postaw nie satysfakcjonuje, wywołuje poczucie braku i pozostawia w niedogodnej pozycji
„pomiędzy”.Postanawiam jednak poddać się fali emocji,
pozwolić sobie na wrażenia także estetyczne, zapomnieć
na chwilę o wiele znaczącym tytule wystawy, zwłaszcza
o odsyłającym w konkretne rejony filozoficzne terminie
„dekonstrukcja”. Nie zaprzątam sobie głowy pytaniem
o hipocentrum energii wibrujących, zagęszczonych form
pokrywających płaszczyzny obrazów. Ulegam ich pulsacji
pozwalając na ferment dokonywany na siatkówce oka adekwatny do efektu wywołanego działaniem lampy stroboskopowej. Obrazy migoczą, liczne ich fragmenty poprzez
zabieg skompresowania malarskiej materii zmuszają widza
do zogniskowania uwagi właśnie na nich, choć są i takie,
których formy układają się w miarowe, spokojne, harmonijne ciągi. Wszędzie wyczuwalny jest zmienny rytm i drżenie.
Szumy, prześwity, odsłonięcia i zakrycia wywołują wrażenie chaosu, który nie chce poddać się okiełznaniu. Jeśli
nie chcemy podjąć wysiłku wikłania się w niepewne analizy
jest to odpowiedni moment, aby opuścić przestrzeń galerii.
Prawdopodobnie wtedy pozostanie w odbiorcy przyjemne
doznanie beztroskiej afirmacji życia, bądź przemożny impuls do podjęcia aktywności, którą wywołać potrafią – w tej
jakże bardzo atawistycznej percepcji – nasycone, żywe,
migotliwe, kontrastowo zestawione barwy. „Jak ładnie”,
„jak kolorowo”, „jak abstrakcyjnie” – komentowali co niektórzy widzowie, pytając jednocześnie – „o co chodzi z tą
dekonstrukcją – i czy artysta wymyślił nowy rodzaj sztuki? ”
Gdyby wystawa nosiła tytuł „migotliwość zdarzeń” sprawa
byłaby prostsza. Ta automatyczna, instynktowna, niezależna od wpływów kultury reakcja mózgu na kolor mogłaby
być wystarczająca i usprawiedliwiona. Poprzeczka na skali
trudności uniosłaby się nieco, gdyby wystawa nosiła tytuł
„rekonstrukcja zdarzeń”. Wtedy, owszem, wystarczyłoby
spod wielu nałożonych na siebie warstw malarskich wydobyć tę pierwotną ukrywającą się w tłach przedstawień, która
„wygląda”, „wysuwa się” do przodu z licznie obecnych na
powierzchni płótna szczelin, by z przysypanych fragmentów odtworzyć jej pierwotny wygląd. Zabieg to niezwykle
żmudny, wymagający wielkiej uważności, cierpliwości, nierzadko wyobraźni, jednak biorąc pod uwagę, iż mielibyśmy
do czynienia z rekonstrukcją z założenia wykonalny. Warto
więc byłoby spróbować. Jak jednak ustosunkować się do
malarstwa, gdy z założenia zastosowana forma nie służy
wyeksponowaniu treści, gdy tę treść ukrywa, kamufluje,
komplikuje, momentami wcale jej nie ukazuje? Gdy dostrzega się dosadne rozbicie jedności pomiędzy formą
a treścią. Konwencja w jakiej wypowiada się Piotr Kossakowski próbując wyrazić specyfikę kultury miasta ponowoczesnego zgodna jest z estetyką dekonstrukcji. Mnożące
się, narastające, nachodzące na siebie struktury potęgują
chaos i odczucie nieprzewidywalności, a dynamika jednocześnie występujących zdarzeń dekoncentruje, zdarzeń –
dodajmy – które mogły zaistnieć wszędzie, bądź nigdzie.
Mogły być faktem i mogło ich nie być, ostatecznie mogły
być faktem jedynie medialnym; historią, twarzą, sytuacją
sprefabrykowaną, hybrydą złożoną z pamięci przeszłości
i wirtualnej projekcji przyszłych zdarzeń, radosną zabawą
grafika komputerowego i „faktem fotograficznym”. Obrazy
Kossakowskiego są hybrydą powstałą z nałożenia wielu
map przedstawiających różne „mentalne powierzchnie”.
Często (choć nie w przypadku każdego obrazu) wyraźnie
brakuje wyznaczonego centrum a peryferia obrazu mają
równie wielką siłę oddziaływania. Brak także związków
przyczynowo-skutkowych, nic z niczego nie wynika, do
niczego nie dąży i niczego nie wyjaśnia. Tak więc trudno
odbiorcy oddzielić sprawy ważkie od mniej ważnych, co
tylko potęguje poczucie niemocy wobec braku możliwości
ogarnięcia ich całości. Odnoszę wrażenie, iż artysta strukturę malarskiej materii podłączył do krwiobiegu emocji płynących ze strony współczesnego post-polis, by ostatecznie
jednak odciąć przedstawienia obrazów od realnego bytu,
tak aby zawarte w nich emocje na zawsze pozostały uwikłane we wzajemne zapętlenie i dyskurs, nie dopuszczając,
aby poza rozbłyskami energii cokolwiek wydostało się z ich
wewnętrznego obiegu na zewnątrz. I w ten oto sposób ta
wewnątrz-strukturalna pajęczyna wzajemnych odniesień
wiedzie wyizolowane życie, doświadczając autonomicznej
egzystencji, budując własne hierarchie, w następstwie czego, z arogancją właściwą towarzystwu wzajemnej adoracji,
wyklucza osoby postronne (w tym wypadku widza) proklamując nieobecność: brak realnego życia. Piotr Kossakowski
Dekonstrukcja zdarzeń
16.01–01.03.2015
Sosnowieckie Centrum Sztuki – Zamek Sielecki
TRANSformation
GENERARTION
TRANSFORMATION GENERARTION to kolejna odsłona
wystawy naszych pedagogów (Jakuba Adamka, Zbigniewa
Blukacza, Grzegorza Hańderka,Macieja Linttnera, Andrzeja Tobisa i Ireneusza Walczaka), tym razem w Hannover,
Kunsthalle Faust Bettfedernfabrik 3. TEKST / Paweł Mendrek
W
ystawa Parallax uświetniła otwarcie nowego budynku
Akademii Sztuk Pięknych. Projekt był jednocześnie
początkiem wymiany kulturowej pomiędzy ASP Katowice,
a Chelsea College of Arts. Prace, które zostały opracowane
specjalnie dla przestrzeni nowego budynku ASP, towarzyszyły
przyjęciu w mury Akademii, w październiku 2015 r. pierwszej
grupy studentów. Wystawa Parallax odkrywa, że podstawową
funkcją szkoły artystycznej jest dyskurs jako wymiana i rozwój poglądów, postaw twórczych, metod i technologii. Prace
artystów, którzy odpowiedzieli na zaproszenie do projektu,
otwierają nowy rozdział w dyskusji, dając impuls do zgłębiania
roli i funkcji szkoły artystycznej, która zostanie zdefiniowana
przez studentów i pedagogów pracujących w jej murach od
nowego roku akademickiego.
Wymiana zainicjowana przez projekt Parallax rozpoczyna
międzynarodową współpracę dwóch wiodących uczelni europejskich. Wystawa pojawiła się w kluczowym momencie dla
przyszłości obydwu instytucji. Dla Chelsea College of Arts,
którego historia sięga 1895 roku, rok 2015 wyznacza okrągłą
rocznicę 10-lecia zmiany siedziby na obecną, zlokalizowaną
w Millibank w centrum Londynu. ASP natomiast, obok nowopowstałych obiektów NOSPR i Muzeum Śląskiego, wpisuje się
w proces rewitalizacji miasta poprzez rozwój infrastruktury
w dziedzinie kultury. Rok 2015 jest momentem przełomowym
dla obydwu instytucji, momentem, który skłania do refleksji
i spojrzenia zarówno wstecz, jak i w przyszłość. Moment
zwrotny w historii skłania do skupienia, spojrzenia w głąb, do
środka, jednak każda z instytucji z ciekawością otwiera się również na zewnątrz, stara się czerpać z innych tradycji i kręgów
artystycznych i kulturowych. Wśród prac brytyjskich artystów
zobaczymy prace bezpośrednio odnoszące się do kontekstu
akademii sztuki traktowanej jako przestrzeni służącej nauce,
filmy nawiązujące do kwestii rozumienia i przekładu, tłumaczenia, a także prace zaangażowane w debatę polityczną.
Jedną z ważniejszych realizacji przygotowywanych w ramach Parallax jest najnowszy projekt kolektywu Freee: Dave
Beech, Andy Hewitt, Mel Jordan. Artyści zorganizowali turniej
piłki nożnej jako artystyczną interwencję w sferę publiczną.
Uczestnicy wydarzenia w ramach prowokacji politycznej zaangażowali się w zbiorowe tworzenie opinii, pisanie haseł
i produkcji artefaktów. Projekt przekodował znaczenie piłki
nożnej jako platformę tworzenia opinii i braku jednoznaczności. Dodatkowo w projekcie Parallax udział wzieli: Gill Addison, Łukasz Jastrubczak, Jo Bruton, Sebastian Buczek, Ben
Fitton, Grzegorz Hańderek, Katrine Hjelde, Rafał Milach,
Martin Newth, Marian Oslislo, Agnieszka Piotrowska, Hanna
Sitarz, Lesław Tetla, Andrzej Tobis, Joanna Zdzienicka oraz
Travel Agency w składzie Paweł Mendrek, Małgorzata Szandała i Ewa Zasada.
Koordynatorami projektu byli Martin Newth, Dave Beech Chelsea College of Arts i Lesław Tetla oraz Paweł Mendrek, ASP
Katowice
Gratulujemy! Chelsea Collage of Arts 8 na świecie!
Chelsea Collage of Arts będąca częscią University College of
London, według najnowszego światowego rankingu uczelni
w kategorii Arts&Humanities jest na ósmym miejscu na
świecie. Od tego roku akademickiego pierwsi nasi studenci
skorzystali już z możliwości studiowania w UCL w ramach
programu Erasmus.
Zapraszamy do aplikowania w przyszłym roku!
https://www.timeshighereducation.com/
world-university-rankings
Wernisaż odbył się 28.02.2015 o godz.18:00.
Wystawa potrwa do 22.03.2015.
Kurator: Dorota Kabiesz.
SZYMON
KOBYLARZ
SYMULACJE
TEKST / Szymon Kobylarz
M
oja najnowsza wystawa oprócz pracy malarskiej site
specific składa się głównie z projektów, modeli i
wizualizacji prac, które mają powstać w przyszłości. Na
tym właściwie można byłoby zakończyć jej opis, ponieważ niechętnie mówię o czymś, czego do końca sam nie
jestem pewien. Warto jednak zaznaczyć, że od jakiegoś
czasu nurtuje mnie powtarzalność, samo-podobieństwo,
oddziaływanie skalą, forma otwarta i skomplikowanie rzeczy najprostszych. Jestem zafascynowany również matematyką, której nigdy wcześniej nie poświęcałem zbyt wiele
uwagi, a którą teraz staram się zrozumieć. Zacząłem od
próby przeniesienia ciągu Fibonacciego na najprostszy
fraktal wygenerowany cyfrowo. W ten sposób wyrzeźbiłem
drzewo. Być może nie za dobrze i niezbyt dokładnie, gdyż
wcześniej nie pracowałem w drewnie. Jednak właśnie ten
brak umiejętności i niewprawność ręki stała się tym, czym
jest wiatr dla gałęzi prawdziwego drzewa Szymon Kobylarz
SYMULACJE wystawa 30.01–23.02.2015
otwarcie: 30.01.2015 godz. 18:00
Galeria Entropia Wrocław
Pani Ania/Mrs Anna, 2015
1. „Pani Ania” jest stereotypową emigrantką, która wyjechała na zachód w celach
zarobkowych. Sprząta dokładnie, jest cicha i nie za wysoka.
3. Kolor skóry „Pani Ani” jest odzwierciedleniem liczby imigrantów znajdujących się
w Polsce (wg statystyk zezwoleń na pracę w 2014 r). Mały palec prawej dłoni jest
ciemniejszy niż reszta ciała - jest to liczba ciemnoskórych imigrantów w naszym
kraju.
3. Sypialnia, w której znajduje się „Pani Ania” jest przytulna, jasno-beżowa
z brązowymi akcentami i niezbyt nowoczesna. Idealna dla średnio-zamożnej
rodziny w krajach Unii Europejskiej.
4. Na ścianach sypialni znajdują się:
a) po lewej stronie, obraz abstrakcyjny, 60x80 cm, który jest przeniesieniem
wykresu pokazującego pochodzenie imigrantów w Polsce (być może nie jest
to już obraz abstrakcyjny),
b) po prawej stronie, rysunek abstrakcyjny w białej ramie, 21x30cm, który jest
przeniesieniem tego samego wykresu przy użyciu innych środków
plastycznych,
c) dalej po prawej stronie znajduje się zegar, który mógłby być wykresem, ale
nim nie jest,
d) na wprost, nad komodą znajduje się grupa zdjęć przedstawiająca idealną
rodzinę, zdjęcia zostały zakupione wraz z ramkami i nie są mojego autorstwa,
e) po lewej stronie, za drzwiami wejściowymi wisi nieudolny rysunek palmy,
który ma symbolizować podróżnicze pasje użytkowników sypialni.
5. W sypialni książki na półkach zostały odwrócone grzbietem do wewnątrz celowo,
aby nie sugerować narodowości właścicieli. Równocześnie gazeta rozłożona
po prawej, na stoliku jest anglojęzyczna i ma wskazywać na zainteresowanie
mieszkańców ekonomią. SYBILLA SKAŁUBA
CIAŁO POSTHUMANIZMU – ŻYCIE LIMINALNE
Sybilla Skałuba
wernisaż w dniu 19 stycznia 2015 roku
Oddział Muzeum Historii Katowic
ul. T. Kościuszki 47, Katowice
CIAŁO POSTHUMANIZMU –
życie liminalne
TEKST / Sybilla Skałuba
N
ieodzowne w pracy twórczej jest ciągłe poszukiwanie miejsc, przedmiotów, nowych przestrzeni,
które dzięki swojej energii oddziałują na nas, stając się
inspiracją i motorem napędzającym do działania. Na co
dzień pomagam studentom w zdobywaniu umiejętności warsztatowych uwzględniających odmienną specyfikę
i możliwości kreacyjne drzeworytu, linorytu oraz gipsorytu.
Pomagam również rozwijać świadomość twórczą, pobudzając do obserwacji otaczającego świata oraz niezbędnej
autorefleksji w drodze do kształtowania własnej wizji artystycznej: jak w sposób świadomy i twórczy wykorzystywać
tradycyjne i współczesne środki artykulacji z obszaru sztuk
plastycznych we własnej praktyce artystycznej, by w sposób swobodny i niezależny tworzyć i rozwijać wypowiedź
plastyczną, korzystając z doświadczenia, wiedzy, intuicji
i wzorców. Wszystko to dotyczy studentów, ale też i mnie
samej. Nie mogę stać w miejscu. Za teorią i suchymi
wykładami musi podążać realne doświadczenie, które
chłonę podczas stykania się z coraz to bardziej odmienną rzeczywistością, szukając nowych przeżyć i inspiracji.
Każda podróż to nowe miejsca, ludzie i emocje, które
przelewam na język plastyczny – strukturę dzieła dopełniam zakodowanym w głębi komunikatem artystycznym.
Tęsknota za ciszą, której tak brak w codziennej rzeczywistości i pięknem przyrody skłania mnie do ucieczki w swój
świat obiektów, tkanek, rytmów, stanowiących przestrzeń
ochronną przed tym, co nieuniknione, przed potworem
cywilizacji. Artysta wewnątrz każdego z nas czerpie natchnienie z wielu miejsc na zewnątrz i wewnątrz siebie,
szukając wyciszenia, bądź sposobu na rozprawienie się
z własnymi problemami i emocjami (pozytywnymi i negatywnymi). Motywy nami kierujące są różne. Mój azyl
to coś, czemu nie można się przeciwstawić – otacza nas
i kreuje naszą rzeczywistość, którą możemy okiełznać, ale
nie unicestwić, odrodzi się bowiem na nowo, jest naszym
sprzymierzeńcem, a czasem wrogiem, niszczy brutalnie,
by potem się odrodzić cząsteczka po cząsteczce. NATURA – moje natchnienie i inspiracja, pulsująca milionem
kolorów, układów, rytmów, kształtów. W moich grafikach
oraz obiektach malarskich wykorzystuję motywy z niej
zaczerpnięte, tj. przecięty symetrycznie kamień, drzewo,
stalaktyt. Tnę by móc wejść w głąb, by zbadać kod, wedle
jakiego natura kreuje idealne kształty i formy, tajemniczą
formułę rządzącą sztuką, przyrodą i nauką. Tnę symetrycznie, by znaleźć siłę drzemiącą na styku rozłożonych
układnie elementów i ich relacji, statyki i potencjalnego
ruchu, osi i jej zachwiania. Może dlatego tak bliska jest
mi minimalistyczna „sztuka ziemi” (Land Art, Earth Art).
Ziemia tworzy, by potem unicestwić, akt zniszczenia jest
aktem stworzenia czegoś nowego.Całe to doświadczenie doprowadziło mnie do podjęcia kolejnego kroku na
drodze artystycznej –przy użyciu matryc drewnianych
i metalowych próbuję wniknąć w świat tkanek ludzkich,
które stają się główną inspiracją w prezentowanym cyklu
Ciało posthumanizmu – życie liminalne.Granica między
tym co ludzkie, a tym co nie­ludzkie zostaje podważona.
Liminalne życia balansują na granicy naszych witalnych
taksonii, testując ich wytrzymałość społeczną, etyczną czy
biologiczną. Ingerujemy w sposoby naszego zapłodnienia,
rodzenia się, życia, starzenia i umierania, uzależniając się
w pełni od biomedycyny. Gdzie jest granica w drodze do
osiągnięcia formy całkowicie od nas zależnej hybrydy czy
cyborga? Będziemy ciałem ludzkim, czy zbiorem obcych
symbiontów? JUDYTA
BERNAŚ
JEDNIA
28 wielkoformatowych grafik z cyklu Droga (2008) i Światło (2012) jest osobistą interpretacją Drogi Krzyżowej i Drogi Światła; wynikiem głębokiej personalnej perspektywy i subiektywnej formy wypowiedzi artystycznej na temat
wiary i sztuki. Łączą w jedną istotę przeciwstawne terminy: kobietę i mężczyznę, człowieka i boga, fizyczność i metafizyczność, sacrum i profanum.
Obecne we współczesnym obrazowaniu, przeplatają się ze sobą tworząc niejednokrotnie jedność przedstawienia. Wprowadzają nową ikonografię w utarty
patriarchalny wizerunek zachodniego kanonu historii sztuki. Przełamują
granicę tradycyjnej płaszczyzny grafiki artystycznej oraz kanon przedstawień
Jezusa i Jezusa Chrystusa. Łączą tradycję chrześcijańską ze współczesnym
poglądem na sztukę religijną oraz współczesną sztukę kobiet. Galeria Sztuki Wozownia, Toruń
Wernisaż 10 lipca 2015 (piątek), godz. 18
Wystawa czynna do 26 lipca 2015 (niedziela)
zobaczone
absolwent
14
14
4 lipca – 6 września 2015
Taras widokowy lotniska
w Pyrzowicach – galeria Odlotowa
Kurator: Łukasz Białkowski
MONTAŻ atrakcji
TEKST / Łukasz Białkowski / FOTO / Patrycja Pawęzowska
T
ermin „montaż atrakcji” prawie sto lat temu ukuł
Siergiej Eisentein. Radziecki reżyser zakładał, że widzowi
nie wystarczy zaserwować sucho zarejestrowanych,
poukładanych w historię scen. Montaż miał więc film
uatrakcyjnić, wywierając na widzu wrażenie przez swoją
nieprzewidywalność. Osiemnastu doktorantów Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach pokaże swoje prace w przestrzeni już bardzo „uatrakcyjnionej”.
Lotnisko to budynek, który silnie naznacza wizualnie jego
podstawowa funkcja – odprawa i przyjmowanie pasażerów oraz związana nią cała gamą usług świadczonych
przez kawiarnie, restauracje, kioski czy sklepy z pamiątkami. Każdy z takich punktów chce się wyróżnić i przyciągnąć uwagę przechodniów, stosując szereg wizualnych strategii i atrakcji. Również miejsce, w którym
znajdą się prezentowane prace, taras widokowy, oferuje
widzom kolejne atrakcje – panoramę na otaczający
Pyrzowice, surowy krajobraz i – niewiadomo dlaczego
zawsze przyciągające spojrzenie – lądujące i startujące
samoloty. W tym całkowicie przeszklonym z jednej
strony, bardzo wąskim, ale długim na prawie sto metrów
tarasie, znajdą się prace, które z wyżej wymienionymi
atrakcjami będą musiały konkurować.
Spotkają się ze sobą w ten sposób bezpośrednio dwa
typy patrzenia. Pierwsze z nich jest zupełnie naturalne,
nastawione na swobodne błądzenie wzrokiem po witrynach sklepowych, towarach wystawionych na sprzedaż,
pasie startowym i po tym, co z tarasu widać dalej: łące,
lesie, horyzoncie i niebie. Drugie z nich – patrzenie na
sztukę – wymaga na ogół skupienia i aktywności
oglądającego. Jest ono jakoś wyuczone, chociażby w tym
sensie, że do pełnego zrozumienia malarstwa, fotografii
czy wideo zazwyczaj potrzeba znajomości historii sztuki,
konwencji przedstawieniowych, wiedzy o technikach
artystycznych i innej wiedzy.
Wystawa będzie więc montażem atrakcji w przestrzeni,
o której atrakcyjność już zadbano i w której sztuka
napotka silnego przeciwnika: wizualne strategie reklamowe oraz widok na całkiem interesujący pejzaż.
Zresztą, tak naprawdę nie będzie to sytuacja szczególna
– w takim właśnie otoczeniu sztuka funkcjonuje od
zawsze. Z tym, że zazwyczaj bezpośredniość i namacalność tego niewygodnego sąsiedztwa minimalizują –
relatywnie kruche – ściany muzeów i galerii. Dają one
złudzenie bezpiecznego funkcjonowania jakby poza
realnym światem: interesów, zysków, pośpiechu, zniecierpliwienia, przepychanek w tramwaju – gdzieś indziej.
Pozwala jej to często żywić przekonanie, że jest czymś
więcej niż kolejnym motywem na wizualnej tapecie rze-
czywistości. Z tarasu widokowego na lotnisku w Pyrzowicach potworowi Realnego sztuka będzie mogła
przyjrzeć się w całej okazałości.
W wystawie uczestniczą:
Adam Dudek, Małgorzata Futkowska, Mieczysław
Herba, Dariusz Łęczycki, Wojciech Łuka, Daria Malicka,
Milena Michałowska, Justyna Miklasiewicz, Monika
Mysiak, Monika Panek, Patrycja Pawęzowska, Agnieszka
Piotrowska, Anna Rakoczy, Hanna Sitarz, Agata
Szymanek, Marija Tomaz, Martyna Wolna, Jakub Zdejszy
Projekt publikacji: Marcin Wysocki. Aranżacja przestrzesni: Jerzy Rupik. Koordynacja: Katarzyna Pełka. Projekt
plakatu: Sławomir Śląski.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
O
d 1 września trwa cykl warsztatów w ramach projektu
„mój kawałek ogrodu”. Liderem projektu jest Fundacja
Giesche, pomysłodawcą i współrealizatorem natomiast
Akademia Sztuk Pięknych we współpracy ze Śląskim
Ogrodem Botanicznym. Koordynatorem projektu jest
Paweł Szeibel, autorkami realizowanych warsztatów są
Jola Jastrząb, Monika Panek i Milena Michałowska.
Już pierwsze spotkanie okazało się wyjątkowe, nie tylko
ze względu na miejsce w jakim się odbyło. Warsztat
inauguracyjny poświęcony analizie własnej osoby w kontekście otaczającej natury przeprowadzony został w świetlicy Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka im. Jana
Pawła II w Katowicach – Ligocie. Kolejne spotkanie miało
miejsce na Oddziale Hematologii i Onkologii Dziecięcej
w Chorzowie. Projekt dedykowany jest dzieciom i młodzieży, którzy cierpią na choroby nowotworowe, także
tzw. ozdrowieńcom, czyli osobom, które pokonały raka
oraz osobom zagrożonym ryzykiem zachorowania wraz
z osobami towarzyszącymi. W czasie warsztatów, które
będą odbywały się również w Śląskich Ogrodach Botanicznych w Mikołowie i Radzionkowie, uczestnicy tworzyć
będą swoje małe ogródki, a także duże rzeźby florystyczne, zwane przez artystów „instalacjami hydroponicznymi”. Uczestnicy będą tworzyli artystyczne kreacje ze
storczyków, paproci, mchów, warzyw i ziół. W ramach
projektu zaplanowano 27 spotkań w okresie od września
do listopada 2015, trwających około 3h.
15
mój
kawałek ogrodu
prosto z
BARTOSZ
ZASKÓRSKI
Zmyślenie
Zmyślenie to pierwsza indywidualna wystawa Bartosza
Zaskórskiego, prezentująca głównie rysunki artysty, powstałe od 2010 roku. Medium, którego używa artysta,
wydaje się niektórym formą dawną, co raczej świadczy
o zaślepieniu modą. Medium to w końcu tylko medium,
a ważniejszy jest sposób jego użycia, a ten Bartosz Zaskórski wypracował znakomicie. Co więcej, kompulsywnie
wyczarowuje z niego światy, którym kreska bardzo służy:
psychodeliczne sytuacje, nieistniejące organiczne formy,
jak w „Atlasie anatomicznym nieistniejących organów”,
które wymyślił i ułożył w książce, czy senniku „Sen”, złożonym z tekstów, snów i obrazów, urywających się, fragmentarycznych, chaotycznych. Na wystawie pojawi się również
najnowszy projekt artysty: wideo na temat nieistniejących
wsi – odizolowanych od zewnętrznego świata krain, badanych przez niewidzialnego badacza, niewchodzącego
w interakcje z obiektem badań, których rzeczywistość
określona jest przez fiksacje mieszkańców. Fragment
tekstu Andrzeja Tobisa towarzyszącego wystawie: „(...)
Po kilku miesiącach współpracy z Bartoszem wiedziałem
już, że jego prace to uszczelniające pianki, ale zacząłem
wątpić w istnienie szczeliny, która byłaby wystarczająco
pojemną ramą dla ich niewyczerpanego potencjału. Narastała we mnie obawa, że rysunkowo-słowno-dzwiękowa
pianka Bartosza może pochłonąć kiedyś wszystko. Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, desperacko starałem
się wymyślić jakiś sposób wyjścia, jakąś drogę ewakuacyjną z tej pęczniejącej nieubłaganie sytuacji. Długo myślałem
i w końcu pod pozorem kolejnego dydaktycznego ćwiczenia, skłoniłem Bartosza do wykonania obiektu składającego
się właściwie wyłącznie z dużej rury. Chodziło mi o to, aby
rura stała się drogą ucieczki z rzeczywistości coraz bardziej
zagrożonej wyobraźnią Bartosza. Ucieczki dokąd? Nad
tym się nie zastanawiałem. Bez względu na to, co będzie
po drugiej stronie rury, wydawało mi się to lepsze niż
śmierć przez uduszenie pianą wyobraźni. Dla niepoznaki,
aby Bartosz nie nabrał podejrzeń, powiedziałem mu że
rurę ma wypełnić minimalistyczna instalacja dźwiękowa.
To gwarantowało zachowanie drożności rury, kluczowej
dla powodzenia planu ratunkowego. Bartosz połknął haczyk. Początkowo trochę niepokoiły mnie przedłużające
się prace nad obiektem z rurą. Bałem się, że jak to często
ze studentami bywa, Bartosz zniechęci się i porzuci dalsze
prace z jakiegoś błahego powodu. Ale w końcu udało się,
i na przegląd semestralny Bartosz przyniósł prawie gotowy
obiekt. Tłumaczył się, że praca nie jest jeszcze skończona, ale ja pomyślałem, że to nawet lepiej i pod pozorem
omówienia szczegółów technicznych wszedłem do rury.
Bartosz podążył za mną, objaśniając jakiej szpachlówki
użyje do wyrównania nierówności wewnętrznej powierzchni rury. Niewiele mnie to obchodziło, szedłem coraz szybciej wpatrzony w powiększający się jasny otwór na drugim
końcu. W końcu zacząłem biec. Za sobą słszałem głos
Bartosza, który kontynuując swój wywód, starał się mnie
przekonać o wyższości jakiejś jednej farby nad drugą, i że
po przetarciu szpachli papierem ściernym, właśnie tą farbą trzeba będzie pomalowaćpowierzchnię... Człowieku!
Jaka szpachla! Jaki papier! Tu idzie o życie! (...) ” Bartosz Zaskórski
Zmyślenie
28 lutego–18 kwietnia 2015
Kurator: Stanisław Ruksza
Współpraca kuratorska: Agata Cukierska
Mikołaj Szpaczyński, Krzysztof Piętka:
Wszystkie drogi wychodzą bokiem.
Mikołaj Szpaczyński,
Krzysztof Piętka
Wszystkie drogi wychodzą bokiem
15.05–8.06.2015
Galeria+ Rondo Sztuki, Katowice
TEKST / Andrzej Tobis
K
rzysiek i Mikołaj lubią dystans, lubią obserwować
z boku. Lubią też być w ruchu. Boczne drogi są więc
dla nich idealnym środowiskiem, najbardziej naturalnym
wyborem. Bez względu na to, czy trasa jest precyzyjnie planowana, czy improwizowana i tak ostatecznie okazuje się
że każda prowadzi bokiem. Tak to już samo wychodzi. Każda droga wychodzi bokiem. Ta wspólna dla nich prawidłowość sprawia, że Mikołaj i Krzysiek są do siebie w pewien
sposób podobni, że podobnie postrzegają rzeczywistość.
Niektórzy uważają nawet że malują podobne obrazy. Nawet jeżeli jest to w jakimkolwiek stopniu prawdą, to jest
to podobieństwo pozorne. Dla mnie znacznie ciekawsze
było zawsze to co ich różni. Od dawna było dla mnie jasne, że widzą świat inaczej, ale nie mogłem sprecyzować
na czym ta różnica polega. Żeby to zrozumieć, musiałem
cofnąć się wstecz. Każda (nawet boczna) droga ma swój
początek. Krzysiek opowiadał kiedyś o swoim dzieciństwie. Dowiedziałem się wtedy, że jego dom rodzinny stoi
niedaleko rzeki Wisły, na terenach zalewowych, otoczony
wodą z każdej prawie strony. Dom był czasem wiosną podtapiany, zamieniając się w samotną wyspę w dosłownym
sensie tego słowa. Do sąsiadów było daleko, bo wiele lat
temu wprowadzono zakaz budowania nowych domów
na tym obszarze. Krzysiek jako dziecko był przekonany
że cały świat, to otoczony wodą teren na którego środku
stoi jego rodzinny dom. Natomiast Mikołaj jako dziecko był tak często zabierany przez rodziców na wycieczki
w otwarte, dzikie, leśno-skaliste tereny, że stały się one dla
niego naturalnym środowiskiem, a ujmując rzecz jeszcze
precyzyjniej, można powiedzieć że Mikołaj od wczesnych
lat czuł się częścią nieograniczonej, dzikiej, leśno-skalistej
natury. Myślę że było to dla niego tak naturalne, że w ogóle
nie wyobrażał sobie że może być inaczej. Nie jestem zwolennikiem stosowania metod psychoanalitycznych w analizie dzieła sztuki. Często prowadzi ona do uproszczeń,
bywa w podejściu do sztuki niepotrzebną drogą na skróty. Zastanawiając się jednak nad różnicą w postrzeganiu
rzeczywistości przez Krzyśka i Mikołaja, świadomość ich
wczesnych doświadczeń pozwala uchwycić istotę sprawy.
Krzysiek już chyba zawsze w mniejszym lub większym
stopniu będzie patrzył na świat z przenikliwością i fascynacją charakterystyczną dla przybysza z innego świata.
Wydaje mi się że ciągle jest w nim ciekawość tego, co jest
na zewnątrz, za wodami wyznaczającymi granice rzeczywistości. Dlatego w tych jego obrazach, które najbardziej
różnią się od obrazów Mikołaja, pojawiają się elementy
psychodeliczne. Krzysiek zaczyna snuć w nich fantazje
i wariacje na temat widzianej, doświadczanej rzeczywistości. Być może, kiedy jako młody człowiek zastanawiał
się jak wygląda świat po drugiej stronie wody, powstała
w jego umyśle szczelina, przestrzeń dla dopisywania nowych znaczeń do tego co jest w zasięgu wzroku. Czasem
na obrazach Krzyśka pojawia się rzeka, woda. To jednak
nie ma wielkiego znaczenia, wodna granica świata ma
obecnie jedynie symboliczny wymiar. Poza nią rozciąga się
ekscytujący, nieograniczony obszar, gdzie rzeczywistość
i wyobraźnia mogą inspirować się wzajemnie w nieskończonych konfiguracjach. Krzysiek jest turystą, ale nie jest
on sformatowanym konsumentem atrakcji turystycznych.
Krzysiek jest turystą totalnym, kosmicznym. Patrzy z zewnątrz na wszystko, na całą planetę, wszystkie jej detale.
U Mikołaja sprawy mają się zupełnie inaczej. On nie wyszedł z wewnątrz na zewnątrz. On zawsze był i jest częścią
opisywanego świata. Ceni sobie jego zwykłość. Czasem
nam, odbiorcom trudno jest to uchwycić, bo niewielu z nas
ma tak bliski kontakt z naturą jak Mikołaj i dlatego to co dla
niego zwyczajne, nam wydaje się najczęściej niezwyczajne.
My patrzymy z zewnątrz, Mikołaj patrzy od środka. Zrozumiałem to w pełni dopiero niedawno, chociaż od samego
początku, odkąd poznałem i na bieżąco oglądałem obrazy
Mikołaja, bardzo czytelna była ich atmosfera, ich głęboki
spokój. To był zawsze spokój tubylca, absolutny brak ekscytacji turysty. Tubylczość Mikołaja nie jest przypisana do
konkretnego obszaru, chociaż ma on oczywiście swoje
geograficzne preferencje. W każdym miejscu oddalonym
od cywilizacji Mikołaj jest u siebie, jest częścią każdego
z tych miejsc. Ciekawe, że jedna z prac pokazywanych na
wystawie to odlew stopy Mikołaja powstały z pyłu i piachu,
który wpadł mu do butów podczas wielu pieszych wypraw
w różnych dzikich miejscach Polski. Mikołaj jest częścią
natury, natura jest częścią Mikołaja. Także pojawiające się
kolejno w filmie Mikołaja strumienie i rzeki są pokazane
poprzez ciało autora, są mierzone fizyczną wydolnością
ciała autora. Ostatecznie natura okazuje się silniejsza,
porywa go swoim nurtem, i unosi w nieznanym kierunku. Ale czy jest to porażka? Może powinniśmy tu widzieć
przede wszystkim kolejne potwierdzenie jedności Mikołaja
i natury. Boczne drogi Krzyśka i Mikołaja czasem krzyżują
się ze sobą. Czasem gdzieś na pustyni, czasem w jakiejś
jaskini, czasem w jakiejś galerii. Zapraszamy na
9. Triennale Grafiki Polskiej
wernisaż 2.10.2015, godz. 18.00,
wystawa: 3.10–29.11.2015
Muzeum Śląskie w Katowicach,
ul. T. Dobrowolskiego 1
Kurator wystawy: Grzegorz Hańderek
Triennale Grafiki Polskiej to najważniejsza i najbardziej prestiżowa ogólnopolska impreza graficzna z wieloletnią tradycją.
Dziewiąta edycja ogólnopolskiego Triennale jest jednym z głównych wydarzeń towarzyszących Międzynarodowemu Triennale
Grafiki w Krakowie. Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach po
raz pierwszy jest organizatorem przedsięwzięcia poświęconego
grafice polskiej. W tegorocznej edycji prace oceniano w dwóch
kategoriach: drukowalne – tradycyjna grafika oraz matrycowe
idee – dzieła o charakterze intermedialnym lub instalacyjnym.
Więcej informacji: www.tgp.asp.katowice.pl
18
Paulina Walczak
„Sfera święta”
15.05– 21.06.2015
Galeria Pusta, Katowice
PAULINA
WALCZAK
Sfera święta
TEKST / Grzegorz Hańderek
P
aulina Walczak społeczny aspekt świętowania wpisuje w dekoracyjny znak sztucznego światła w mieście.
Sztuczne światło zawłaszcza i legitymizuje tak zwaną przestrzeń publiczną, podporządkowując sposoby jej projektowania i użytkowania. Organizuje się poprzez anektowanie
miejsc, których status w rytualny sposób zostaje skodyfikowany i kojarzony jest odtąd ze spektaklem zabawy,
i towarzyszącego jej nowego typu katharsis. Ulotność fajerwerku, sztuczne i zimne ognie, i elektryczne instalacje
integrują estetycznie, a w ten sposób nadają charakter
przestrzeni skondensowanych zachowań i uniesień, której
atmosfera gęstnieje już według nowych reguł, zachowując jedynie dotychczasowy kalendarz celebracji. Światło
korzysta z symbolicznego zaplecza na zasadzie inwersji,
w której święto utylizuje sacrum. Sfera święta nie ma więc
wiele wspólnego ze sferą świętą, ale raczej z powidokiem
pulsujących punktów dezintegrujących właściwy obraz. IZABELA
ŁĘSKA
Paulina Walczak
Urodzona 1.05.1989 roku w Katowicach. Studia w Akademii
Sztuk Pięknych w Katowicach. Dyplom z wyróżnieniem
w 2014 roku w pracowni malarstwa prof. Kazimierza Cieślika. Od tego roku pracuje w charakterze asystenta na
macierzystej uczelni w pracowni rysunku prof. Antoniego
Cygana i w pracowni malarstwa prof. Kazimierza Cieślika.
Laureatka Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2013) oraz Stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa
Wyższego (2013). Uczestniczka wielu wystaw i projektów
krajowych oraz międzynarodowych (m.in. Sympozjum
Młodej Sztuki; Gütersloh; Niemcy; 2014, IV Przegląd
Młodej Sztuki „Świeża Krew”; Galeria SOCATO; Wrocław
2014, „ Najlepsze dyplomy artystyczne w Polsce”; Wielka
Zbrojownia ASP; Gdańsk; 2014, Granice rysunku; Turbo
Galeria; Warszawa; 2013).
Paulina Walczak na Sympozjum Młodej
Sztuki w Niemczech
W dniach 2 – 9 listopada 2014 roku pod hasłem „ Junge
Kunst in Gütersloh”, odbyło się 13. edycja międzynarodowego Sympozjum Młodej Sztuki w tym niemieckim mieście,
w którym udział wzięło pięcioro młodych artystów: Friederike Ertmer z Niemiec, Asana Fujikawa z Japonii, Jihee Kim
z Korei i Moritz Neuhoff z Niemiec oraz Paulina Walczak,
której cykl „ Poczekalnie” z 2011/2012 roku stał się w tym
roku punktem wyjścia dla idei sympozjum. Sympozjum
miało bardzo intensywny program, na który składały się:
tzw. open studio – w ramach którego można było podglądać
powstające prace uczestników, oraz jego podsumowanie
w formie wystawy prezentowanej w dwóch miejscach w Volksbank Bielefeld- Gütersloh i Galerie Siedenhans & Simon.
Prace można było oglądać do 30 listopada ub. roku. Kilka kroków po wystawie Izy Łęskiej
TEKST / Małgorzata Szandała
O chodzeniu Podstawowe czynności mają tę między innymi
wartość, że są właśnie podstawowe. Są więc niezbędne, proste,
najbliższe natury lub wręcz z niej wynikające. Są to czynności,
których wykonanie konieczne jest w pierwszej kolejności, po to
by dopiero na nich budować coś innego – postawić tzw. kolejny
krok. Podstawowe czynności przynoszą wiele dobrego. Weźmy
np. chodzenie. Nie da się zbłądzić nie chodząc. A błądzenie jest
przecież w życiu niezbędne. Bez błądzenia nie ma poznania.
Chodzenie to również czynność wybitnie sprzyjająca praktykowaniu swobodnego myślenia. Koincydencja ta wynika zapewne
z istniejącego w organizmie specjalnego połączenia pomiędzy
mózgiem a nogami w kształcie rozdzielającej się na dwie długiej
rurki – zupełnie jak rozwidlenie drogi. Dwoista natura owego połączenia pozwala na prowadzenie wszelakich zmagań – dywagacji,
sprzeczania się z samą sobą, analizowania różnych za i przeciw.
Nie do przecenienia jest, całkiem z pozoru zwyczajne, potykanie
się, a także celowe zwalnianie kroku – spowalnianie do granic
wytrzymałości. Jedno i drugie powoduje napięcie nerwów oraz
wyostrzenie percepcji. Zaryzykujmy też tezę, że bez chodzenia
nie ma spotkania – spotkania z przypadkiem. Czymś jednostkowym, niepowtarzalnym, absolutną kwintesencją jednorazowości,
naturalną liczbą jeden.
Spacery Izy Początki pracy Izy nad chodzeniem miały miejsce
w Berlinie podczas miesięcznych rezydencji w Institut für Alles
Mögliche w dzielnicy o wdzięcznej nazwie Wedding w środkowo-zachodniej części miasta. Miałam okazję odwiedzić Izę na kilka
dni. Wtedy chodzenie było już w trakcie. A był to bardzo dokładnie
przygotowany program realizowany z żelazną konsekwencją –
codzienne wyjście z domu, przemierzenie ulic, liczenie kroków
i przebytych kilometrów przy pomocy specjalnego urządzenia
(w tym czynności takie jak błądzenie, potykanie się, zwalnianie
itd.), a na koniec powrót – codzienne zataczanie rozchwianego,
bezkształtnego koła. Swoje wyjścia Iza nazwała „Spacerami subiektywnymi”. Wejście w nieznane, dla otuchy w towarzystwie
swojego własnego ja, by potem jakoś wyjść z tego miejskiego labiryntu. Niejednokrotnie z kieszeniami pełnymi różnych znalezisk.
Berlin jak każde miasto jest strukturą, która oferuje podobny tryb
przemieszczania się typowy dla przestrzeni nie będącej przestrzenią otwartą, w której można poruszać się albo intuicyjnie, albo
przy pomocy mapy – planu. Zastanawiam się więc, czy przypadkiem nie jest tak, że chodzenie w labiryncie oraz poszukiwanie
labiryntu są czynnościami nieodróżnialnymi. Myślę o tym także
dlatego, że sam labirynt jako znalezisko – labirynt znaleziony w labiryncie! – pojawia się jako artefakt w projekcie Izy (odsyłam do
wystawy i dokumentacji projektu). Tak też spędzając z Izą owych
kilka dni przyszły mi do głowy pytania i refleksje (przyszły same,
a może to ja po prostu poszłam po rozum do głowy), zapewne
współdzielone z Izą. Czyż nie jest tak, że chodząc bierzemy udział
w jakiejś wspólnocie już przez sam fakt bycia tzw. przechodniami? W „The Practice of Everyday Life” Michel de Certeau pisze:
„Ich historia zaczyna się na poziomie chodnika, od kroków. Są
nieskończoną liczbą ale nie tworzą szeregu. Nie mogą być zliczeni, ponieważ każda jednostka ma charakter jakościowy: sposób
dotykowego poznania i kinestetycznego zawłaszczenia. Ich rój
jest zbiorem niepoliczalnych pojedynczości. Ich splątane ścieżki
nadają kształt przestrzeniom. Przeplatają ze sobą miejsca.” A więc
tworzymy zbiorową formację, albo formę, efemeryczną rzeźbę
zbudowaną z ludzkich ciał w ruchu. Ociosują jej kształt ulice,
place, skwery, przejścia podziemne. Powtarzamy te same podstawowe ruchy, które wykonywane są od wielu pokoleń przez ludzi
przemierzających te same przestrzenie. Depczemy też w pewnym
sensie po historii, której warstwy zrośnięte są z miejscami. Nota
bene, Iza bierze udział w zbiorowym przemarszu – projekcie
innego artysty, który akurat w tym czasie organizuje taką akcję
w Berlinie. Cóż za przypadek! Tworzymy więc ciągłość, nazwijmy
to, kultury chodzenia. Co więcej chodzenie ma też swoją historię
sztuki. „Spacery subiektywne” podtrzymują tę właśnie ciągłość.
Gdy pomyślimy o chodzeniu jako praktyce artystycznej widzimy
wiele dowodów na to, jak trudno bybyło pisać historię sztuki
nie wspominając o tej podstawowej czynności. Ograniczę się
do wymienienia jedynie kilku przykładów chodzenia – tych, które przychodzą mi od razu do głowy: Francisa Alÿsa – chodzącego
z puszką zielonej farby wzdłuż Green Line pomiędzy Izraelem
a Palestyną – rok 2004, Marina Abramowic z Ulayem przemierzający Chiński Mur – rok 1988, Richard Long i jego „Art Made by
Walking in Landscapes” – lata 70., Bruce Nauman chodzący po
swoim studio (lata 1967–68), a także Sophie Calle, Hamish Fulton,
Kinga Araya, wielu innych. Czym jest praca Izy – z jednej strony
jest badaniem i doświadczaniem przestrzeni. Metodą badania jest
rodzaj performensu, gdyż chodzi o doświadczanie czegoś ciałem
i pokazywanie czegoś ciałem. Po tym zostaje dokumentacja: opisy
i liczby (liczenie kroków, kilometrów). Ale oprócz tego tworzy też
instalację, na którą składa się pokaz skarbów znalezionych dzięki
przypadkowi – najwspanialszemu z przewodników. Chodzenie
było też, jak u Longa, rzeźbą w terenie. Było wpływaniem, choć
chwilowym, na kształt miasta oraz kształtowaniem przy pomocy
swojego ciała, np. ulicznego korka w godzinach szczytu. Z kolei
jako rewers owego kształtowania powstały inne rzeźby – wykonane ze złotego drutu formy, oddające przebyte linie spacerów.
Wejście z wyjściem Podejrzewam, że jest w nas pierwotna siła,
która pcha nas do przodu, każe iść. Może to być podobnie jak
u Thoreau – potrzeba wejścia w labirynt lasu, doświadczanie
przyrody. Czy wręcz przeciwnie: w przestrzeń „cywilizowaną” –
plątaninę ulic wielkiego miasta. Kusi nas by zobaczyć (i zabić?)
Minotaura, tę tajemnicę, ten wyjątkowy przypadek – wybryk (czy
cud?) natury. Pamiętamy też, by na koniec bezpiecznie powrócić.
Po nitce do kłębka.
Projekt Izabeli Łęskiej „Spacery subiektywne” realizowany był we
wrześniu 2014 podczas rezydencji w Institut für Alles Mögliche
w Berlinie. Obecnie można go oglądać do 22 marca w Galerii
Pustej w Katowicach a od 17 kwietnia w Laboratorium Sztuki w toruńskiej Wozowni w ramach projektu „Artysta jako antropolog”.
Wywiad z Maćkiem Kwaśniewskim
TEKST / Małgorzata Bednarczuk
Po kilkuminutowej rozmowie
wstępnej dwóch malarzy o wyższości jednych marek smartfonów nad drugimi…
Pracujesz obecnie w Future Processing, firmie która zajmuje się
tworzeniem oprogramowania i nowych technologii. Z perspektywy
czasu ile lat świetlnych za Tobą jest etap edukacji na Akademii
Sztuk Pięknych?
Dyplom z malarstwa broniłem 5 lat temu i po podliczeniu mojej
ścieżki edukacyjnej, zajęła mi ona 20 lat. Więc tak, myślę, że etap
edukacji mam za sobą.
Czy wybierając studia, wiedziałeś że chcesz wiązać swoją przyszłość z filmem?
Wybierając malarstwo na Akademii to raczej był świadomy wybór,
żeby rozwijać swoje malarstwo. Nie myślałem, że studia na ASP
pomogą mi w realizacji zainteresowań związanych z filmem. Ale
już na drugim roku, gdy pojawiła się możliwość wybrania pracowni
to tak. Zdając sobie sprawę z realiów rynku sztuki i zaistnienia
jako artysta-malarz wiedziałem, że nie mam takiej siły przebicia,
samozaparcia w tym kierunku, (choć do końca nie wiem, może
mam) żeby wiązać przyszłość z malarstwem. I dobrze się stało,
bo pracownie które wybrałem – Nowe media, pracownie projektowania publikacji mulimedialnych – pomogły mi nawiązać
współpracę już na studiach z firmą, w której obecnie pracuję.
Sprawdziło się to bardzo dobrze. Na początku, były to wizualizacje, animacje i filmy.
Zawsze byłam zainteresowany obrazem ruchomym. Po ASP myślałem, żeby pójść na łódzką filmówkę, ale finansowo nie dało się
tego pogodzić i poukładać, żeby pracować i uczyć się.
Potem, zaraz po studiach pracowałem w Katowicach w wydawnictwie. To była ciekawa praca. Pracowałem jako operator przy
produkcji reklam dla telewizji, ale po dwóch latach pojawiła
się możliwość pracy w dziale grafiki w Future Processing, więc
skorzystałem. I tak jakoś jesteśmy w dziale designu. Jest ciekawie, bo mam duże spektrum od typowych layoutów po stronę
promocyjną związaną z animacją i ruchomym obrazem, którym
zajmuję się ja.
Mam nadzieję ze jeśli chodzi o edukację to zamknięty rozdział.
Czy malarstwo to też zamknięty rozdział?
Jeśli chodzi o malarstwo to wcale nie zamknięty bo wciąż o tym
myślę (liczy się?), ale nie tylko na myśleniu się kończy bo nawet
kupiłem blejtramy i nowe farby.
Ja lubię naciągać płótna na krosna. Odkryłam po studiach, że mój
proces malowania zaczyna się od przygotowania, bo wcześniej
to raczej była konieczność. Na czymś trzeba było malować. Teraz
radość malowania zaczyna mi się już przy przygotowaniu płótna
i często się kończy, ale to wynika z wiadomo, z rozbieżności między
tym co bym chciała, a co mi wyszło.
Ja mam zapas blejtramów pracowni. Tak, wciąż mam pracownię,
choć racjonalnie patrząc trzeba by ją chyba zredukować do „po
prostu pokoju”.
Odczuwasz potrzebę malowania?
Tak, mam coś takiego. Wróciłem niedawno z Londynu i jak sobie
pooglądałem w British Museum, Tate Modern obrazki jakiegoś
Picassa i innych malarzy pomyślałem:
Też tak umiem?!:)
Hehe, tak. Choć faktycznie czułem się zainspirowany, choć nie
malowałem, to porobiłem sobie trochę filmików i zdjęć. I teraz,
jak mam się wyżyć to raczej robię sobie filmy, etiudy dla siebie.
Staram się jednak specjalizować w obrazie ruchomym.
Czy myślenie metaforą, którego uczyliśmy się na Akademii pomaga Ci w pracy?
Na pewno nie umiem powiedzieć tak, albo nie.
Fajnie jest mieć inne spojrzenie na różne problemy, z którymi się
zmagamy w dziale, ale oczywiście, gdyby wszyscy byli po ASP to
podejrzewam, że trudno byłoby o konkrety. Dobrze, że jest na więcej
w dziale. Są ludzie, którzy skończyli studia typowo pod projektowanie UI, czy studia techniczne na Politechnice i to jest fajne, bo
pomaga łączyć stronę frywolną z techniczną. Akademia na pewno
pomaga w szukaniu niebanalnych rozwiązań i pomysłów, gdzie
inni legną w banalne skojarzenia. Na pewno mam inne spojrzenie.
Z dzisiejszej perspektywy, brakowało ci czegoś na ASP?
Wtedy, gdy ja studiowałem (może teraz to się zmieniło) to brakowało mi lepszego wykorzystania programów w pracy, choćby
Photoshopa, bo jak ja studiowałem to mi się wydawało, że znałem
Photoshopa i dopiero jak poszedłem do pracy, to się dowiedziałem
jak bardzo mi się wydawało. Brakuje takich pracowni konkretnie
warsztatowych, pomijając aspekt artystyczny.
Ale bardzo sobie cenie kierunek, który kończyłem, mimo że pod
kątem przygotowania obsługi programów na malarstwie mogłem
mieć mniejszy niż ludzie po projektowaniu graficznym (pewnie oni
nie marudzą tak), jednak ten sposób myślenia podczas tworzenia
rysunków, rzeźby czy malarstwa choćby, przekłada się na pracę
w programie graficznym. Bo photoshop czy inny program to tak
naprawdę jest tylko narzędzie.
Ja to trochę rozumiem. Oczywiście, że narzędzie trzeba znać, ale
ucząc w Liceum Plastycznym częstojestem zaskoczony, jak dziwne
czasem narzędzia uczniowie wybierają do tworzenia i wychodzi
im to całkiem nieźle.
Czemu chcesz jeszcze malować?
To jest bardzo dobre pytanie.
Bo to jest pytanie, które sobie sama zadaje.
Bo lubię malarstwo.
Jak sobie pooglądam w muzeum obrazy to też takie chce sobie
powiesić w pokoju, albo dać komuś.
A tak serio, to nie myślę o sprzedawaniu. Wolę faktycznie komuś
podarować pracę. Na razie mam z czego żyć, z projektowania i nie
chce myśleć o sztuce w kategoriach biznesowych, gdzie maluje
się obraz pod konkretnego odbiorcę lub wpasowuje się w modną
niszę. Kłóci mi się to z ideą wolnego malowania. I to też jest fajne,
że nikt nam w szkole nie mówił jak to namalować, żeby to sprzedać,
i nie sprowadzać naszej twórczości do kategorii dekoracji ścian.
Choć może trochę brakowało zaplecza, które pomogłoby jakoś
marketingowo przygotować absolwenta.
Czy od czasu studiów zmieniłeś swój stosunek do malarstwa?
Tak, chciałbym sobie pomalować tak jak kiedyś na początku malowania. Tak jak na początku studiów, gdzie ważny był proces tworzenia. Bo potem to był projekt i naście godzin tworzenia projektu.
Finalny efekt był po prostu dużym rozwinięciem początkowego
projektu, co ostatecznie powodowało, że byłem wielką drukarą,
która wydawała z siebie kolejne projekty. Ostatecznie to spowodowało, że byłem zmęczony malarstwem.
Zeszłej jesieni byłem na wsi bez komputera i coś trzeba było robić,
to sobie rysowałem i muszę powiedzieć, że przypomniałem sobie
jakie to przyjemne być zaskoczonym tym, co wyszło. Szczególnie,
że na co dzień w mojej pracy jednak wszystko jest zaplanowane.
Gdybyś miał dziś propozycje stworzenia cyklu obrazów na wystawę
to podjął byś się tego? Np za 1,5 roku?
1,5 roku to za długi czas dla mnie.
W psychologii kiedyś czytałem, że to jest zbyt abstrakcyjny czas,
by coś z tego wyszło, bo albo i tak się to sprowadzi do pracy na
ostatnią chwilę, albo, w moim przypadku, będę zbyt zmęczony
realizując jeden temat przez tak długi czas. W dwa tygodnie jest
bardziej realne:)
Choć szczerze, to nie wiem czy mam te dwa tygodnie żeby pomalować na wystawę
Czy masz potrzebę wystawienia się?
Przychodzi mi taka myśl co jakiś czas. Ale potem sobie myślę, że
jednak nie jestem z niektórych rzeczy tak bardzo zadowolony, żeby
je pokazywać, a potem sobie myślę, że inni się wystawiają, to i ja
powinienem się wystawić. Ale tak naprawdę to nie mam jakiejś
silnej, wewnętrznej potrzeby.
Fajnie by pomalować na zadany temat, ale nie przez półtora roku.
Ogólnie konfrontacja w postaci tematycznej wystawy zbiorowej
– to mogłoby być ciekawe.
Jaki jest Twój imperatyw pracy?
Jak byłem na studiach to byłem mocno zaangażowany w malarstwo, dużo czasu spędzałem na uczelni i miałem taką wewnętrzną potrzebę by to robić, po prostu. Kiedyś Dominika Kowynia
powiedziała: „Że to jest takie strasznie trudne, żeby zabrać się za
malowanie po studiach, gdy nam już nikt nie każe”.
Ja kiedyś na to wymyśliłem taki termin „outsorsing silnej woli”,
mianowicie, że próbujesz swoja silna wolę zepchnąć na inne
podmioty, żeby one wykonały za ciebie ta całą kwestię mobilizacji. Pewnie są jednostki, które mają silna wolę. Ja jak nie mam
bata, to nie robię.
Dlatego tak sobie ukladam życie, żeby po pracy robić dodatkowe
zlecenia, które mnie interesują. Na szczęście już mogę wybierać
projekty i zlecenia które chcę robić i które są ciekawe i rozwojowe. No wesel nie kręcę. Choć, na początku bywały i fajne za to
były pieniądze.
Jesteś zadowolony z tego co robisz, zrobiłeś?
Tak, jeszcze na studiach poznałem na jednym z plenerów fajnych
ludzi z filmówki i to się rozwinęło w późniejszą współpracę. Kiedyś namalowałem obraz do etiudy filmowej i jeden z profesorów
podobno prawie nie umarł ze śmiechu. I to jest fajne.
Poza tym miło jest zobaczyć w telewizji swoje reklamy, choć oczywiście widzę, że coś bym pozmieniał.
Czy chcesz czymś się pochwalić?
Cały czas się rozwijam. prosto z
20
KAMIL KOCUREK
zdobywcą Grand Prix na
VII Ogólnopolskiej
Wystawie Najlepszych
Dyplomów Akademii Sztuk
Pięknych w Gdańsku.
Dyplom nosił nazwę
„Topografia wojny”.
Promotor: prof. Jan
Szmatloch.
W czerwcu Kamil Kocurek
zdobył także Grand Prix
Triennale Grafiki Polskiej.
W tym samym konkursie II
nagrodę otrzymała Marta
Czarnecka, również
tegoroczna absolwentka
katowickiej ASP. Wyróżniono
także pracę Szymona
Prandziocha, asystenta
w Pracowni Rysunku I Roku
w Katedrze Grafiki.
Olga
Joanna
Małgosia
Nagroda na 5th Guanlan
International Print
Biennial w Chinach
wystawa ARCHIWUM
BWA Miechów,
czerwiec 2015
mural
Galeria Tybetańska,
Rondo Tybetu,
Warszawa
PAŁKA-ŚLASKA ZDZIENICKA
Biennale w Guanlan jest
jednym z największych
przeglądów grafiki artystycznej
na świecie. 5th Guanlan
International Print Biennal
w 2015 r. wyróżnia się dużym
zainteresowaniem artystów
z całego świata. Całkowita
liczba zgłoszeń do konkursu
w tym roku wyniosła ponad 4
tysiące prac autorstwa 2168
artystów z 83 krajów
i regionów. Członkowie
międzynarodowego jury
zakwalifikowali do wystawy
270 prac i wybrali 12, którym
przyznali nagrodę „Guanlan
Print Prize”.
ROZENAU
Galeria Tybetańska została zainicjowana w 2009 roku w związku
z nadaniem Honorowego Obywatelstwa Warszawy Dalajlamie.
Wtedy też powstały pierwsze prace graffiti, tworzone przez
profesjonalnych artystów oraz mieszkańców Warszawy, biorących udział w warsztatach. Od tamtego czasu Galeria
Tybetańska ciągle się rozwija, co roku powstają nowe murale,
a na zakończenie każdego roku organizowany jest wernisaż,
któremu towarzyszą koncerty, pokazy filmów, działania performatywne, a także promocja wydawnictw książkowych. Dziś jest
jednym z najciekawszych miejsc spotkania kultur w Warszawie
i pierwszą w Polsce otwartą galerią, prezentującą najważniejsze
symbole związane z kulturą i tradycją tybetańską. Wśród
zaproszonych do współpracy artystów wymienić można Rafała
Roskowińskiego – legendę polskiego muralu, twórcę m.in.
Gdańskiej Szkoły Murali, Autone, twórczynie z Studia Propagandy Społecznej przy ASP w Gdańsku, malowali tu m.in.
Kamer, Dariusz Paczkowski, NeSpoon, Vera King, Agata
Bogacka.
Dr Olga Pałka-Ślaska
z Katedry Grafiki
w Katowicach otrzymała
nagrodę za grafikę „B-214”.
wystawa STOPER
Galeria Zamostek
MBP w Opolu,
wrzesień 2015
MATEUSZ KOKOT
otrzymał nagrodę Rektora
ASP w Krakowie w tegorocznej edycji Grand Prix
Młodej Grafiki Polskiej
w ramach Triennale
w Krakowie!
NADIA ŚWIERCZYNA
nasza tegoroczna
absolwentka została
laureatką Konkursu
artNoble 2015!
Galerię Tybetańska współtworzą fundacje Klamra, Inna
Przestrzeń oraz grupa 3fala, działające na rzecz praw człowieka,
walki z nietolerancją i wykluczeniem. Projekt jest współfinansowany przez miasto stołeczne Warszawa. www.tibetangallery.pl
Macin
BIAŁAS
wystawa
POKÓJ Z WIDOKIEM
Galeria Graphen,
Paryż,
czerwiec – lipiec 2015
MONIKA PANEK
i AGATA SZYMANEK
nasze doktorantki wzięły
udział w wystawie „Ziemia
Obiecana. Podróż do granic
Utopii”, która otrzymała
nagrodę Marszałka
Województwa Zachodniopomorskiego dla najlepszego
wydarzenia artystycznego
Fama Festiwal.
Przypominamy o trwającej akcji poszukiwawczej zaginionego w Indiach Bruno Muschalika, syna naszego kolegi,
pedagoga Uczelni. Liczy się każda informacja o miejscu jego
pobytu. Gorąco zapraszamy do uczestnictwa w trwającej
aukcji, do ofiarowania prac i licytacji. Cały dochód z aukcji
przeznaczony jest na pomoc w poszukiwaniach.
https://www.facebook.com/events/395334093991428/
https://www.facebook.com/brunomuschalik91
[email protected]
poszukiwany
BRUNO
MUSCHALIK
MICHAŁ
MINOR,
PIOTR
KOSSAKOWSKI
wystawa DUO-TON
Galeria TOTU,
Rzeszów,
kwiecień 2015
GALERIA POJEDYNEK
SYNERGIA
Katowice, ul. św. Jacka 1a, pub Eureka
Katowice, pl. Sejmu Śląskiego 2, (wejście od ul. Sienkiewicza 28)
Galeria POJEDYNEK, to niewielka galeria mieszcząca się na
piętrze pubu Eureka, której kuratorem i artystycznym opiekunem
jest Paweł Graja. Nazwę galerii rozwinąć można na wiele
sposobów. Może chodzić o konieczność wyboru przez autora
jednej pracy, mającej wyrazić jego twórczość. Może również
sugerować interakcję odbiorcy, stającego naprzeciw jednej pracy.
Niewykluczone, iż skojarzyć może się ze strzałą, wypuszczoną
z łuku, której przeznaczeniem jest dosięgnięcie tylko jednej
osoby.
zaprasza do współpracy młodych artystów, twórców obrazów,
rysunków, grafik, fotografii, rzeźb, instalacji i wszelakich form
plastycznych oferując ciekawe i obszerne miejsce ekspozycyjne,
przestrzeń na wystawę lub dowolną formę prezentacji. Nowe
miejsce jest otwarte dla wydarzeń artystycznych i niebanalnych
pomysłów kreacyjnych.
synergiaclub.pl
www.facebook.com/synergiamusicclub
[email protected]
Ideą POJEDYNKU nie jest jednak przeciwstawianie sobie. W regularnych ostępach czasu galeria proponuje spotkanie się w kameralnej przestrzeni, by skupiwszy się wokoło jednej pracy niczym
wokół ogniska, wysłuchać opowieści, a być może stać się jej
częścią.
GALERIA ZAPRASZA DO WSPÓŁPRACY.
Kontakt z kuratorem: [email protected]
SYNERGIA
Klub muzyczny
Restauracja
Galeria
21
zobaczone
Antoni
Kowalski
nominowany do nagrody
w Międzynarodowym konkursie
na grafikę Artworld Printmakers
Competition Amsterdam
w Holandii.
Stanisław
Kluska
Grafika
Drzewo żywota - zakazany owoc,
mezzotinta / 16 x 12 cm / 2013
Ewa
Zawadzka
Wystawa indywidualna wybitnego artysty, grafika, profesora
i pedagoga Akademii Sztuk Pięknych Katowicach –
Stanisława Kluski. W bielskim muzeum zostanie
zaprezentowanych kilkadziesiąt prac w technice suchej
igły i akwaforty, z lat 1981–2011. Znaczna część tych grafik
nigdy dotąd nie była eksponowana i jest nieznana
szerszej publiczności. Wystawa towarzysząca 9.
Triennale Grafiki Polskiej Katowice 2015.
TEKST / Ewa Zawadzka
Sufficit
unum
in tenebris
Stanisław Kluska. Grafika
Muzeum Historyczne
Zamek książąt Sułkowskich
w Bielsku-Białej, ul. Wzgórze 16
26 września – 15 listopada 2015
malarstwo | fotografia | obiekty
GALERIA DAP
Dom Artysty Plastyka
Warszawa, lipiec 2015
Nie wiem kiedy to się zaczęło, przy rysowaniu czy pierwszych
zapisach pomysłów na grafikę. A może kiedy zaczęłam fotografować moje obszary betonu. Nie, chyba wcześniej – to moje patrzenie na rzeczywistość, na fragmenty otoczenia wokół mnie, w dużych zbliżonych kadrach. Nauczyłam się nieco odmiennego postrzegania świata. W zupełnie nieinteresujących, przypadkowych
usypiskach płyt betonowych, odpadów budowlanych, potrafię zobaczyć zjawiska piękne harmonią geometrycznych układów,
wyszukanych barw, walorów i faktur powierzchni. Piękne –
prostotą kształtów i tajemnicą surowych przestrzeni wypełnionych
ciemnością i światłem.
Jacek
Rykała
Wiem, iż w największym stopniu to świtało wydobywa piękno
z tych martwych, odrzuconych form. Tajemnicze wnętrza, wąskie
tunele poprzecinane liniami słońca, budują inne wrażenie,
zmieniają realny obraz. Mimo, iż przekazuję to, jako zobiektywizowane relacje tego, co zobaczyłam czy zanotowałam aparatem fotograficznym, powstałe prace są czymś więcej. Są przeczuciem
istnienia, które nigdy nie mija. Błąkającymi się obrazami – widmami,
duszami z przeszłości, historycznymi okropnościami bez znaczenia, namiętnością, miłością. Wszystkie emocje pozostają w obszarze
czasu, krążąc i kryjąc się w bezpiecznych zakamarkach labiryntów.
Pierwszy
wielkoformatowy
mural w Sosnowcu
Kobieta jest jak Sosnowiec
Pałac Schöena – Muzeum w Sosnowcu
24 września – 24 listopad 2015
finisaż w ramach Festiwalu Ars Cameralis,
kurator: Marek Zieliński
Przy ulicy Warszawskiej w Sosnowcu pojawiła się stara Warszawa
na tle zagłębiowskiego podwórka. Mural Jacka Rykały nawiązuje do
częstych elementach jego twórczości, tak charakterystycznych dla
tych okolic. Pierwszy pomysł dotyczący powstania muralu pojawił
się rok temu, a odsłona gotowej pracy miała miejsce 17 czerwca
2015. Mural o wymiarach 11 x 13 m jest pierwszą wielkoformatową
realizacją malarską w otwartej przestrzeni w Sosnowcu.
- Zaprosiłem do współpracy doktora Aleksandra Kozerę i Miłosza
Wnukowskiego. Ja byłem konsultantem, oni malowali. Wybraliśmy
mineralne farby bardzo dobrej jakości - mówi prof. Jacek Rykała.
Mural to także forma ozdoby centrum miasta, a powstawanie tej
pracy spotykało się z bardzo pozytywnym odbiorem mieszkańców.
Prof. Rykała powołuje się na pewną zbieżność architektoniczną
Sosnowca i Łodzi, która słynie ze swoich murali. - Łódź jest
podobna do Sosnowca. Oba miasta budowali ci sami architekci.
W Łodzi w taki sposób pomalowanych jest sto ścian. Do miasta
przyjeżdżają nawet wycieczki, które poruszają się szlakiem murali. To
tworzy taki obraz miasta, który potem się pamięta.
Muzeum w Sosnowcu – Pałac Schöena otwiera się po
kilkumiesięcznej przerwie i z energią rozpoczyna nowy
okres swojego działana. Pierwszą odsłoną w odnowionych
salach będzie wystawa o prowokująco brzmiącym tytule
Kobieta jest jak Sosnowiec, przygotowana przez Marka
Zielińskiego.
Artyści biorący udział w wydarzeniu:
Natalia Bażowska, Judyta Bernaś, Mateusz Hajman,
Zuzanna Janin, Michał Kopaniszyn, Dominika Kowynia,
Janina Kraupe, Zofia Kulik, Jadwiga Maziarska, Michał
Minor, Pola Negri, Wojciech Prażmowski, Matylda
Sałajewska, Andrzej Tobis, Andrzej Urbanowicz, Karol
Wieczorek, Jakob Zim.
22
literacka
W
czasie, który dzieli nas
od poprzedniego wydania Tuby
ukazało się kilka książek , związanych
z pedagogami naszej uczelni. Te bardzo różne
w formie i treści wydawnictwa,
niniejszym chcielibyśmy przynajmniej pokrótce
opisać i zachęcić tym samym
do bardziej wnikliwego kontaktu.
MACIEJ
LINTTNER
NOTATKI Z NIEWIEDZY
NOTATKI Z NIEWIEDZY to jedna z propozycji założonego przez autora Wydawnictwa Kaleczniak. Jest to kolejna
z wielu części powstającego projektu Szafa, będącego
walką, mającą na celu znalezienie właściwej, osobnej,
autorskiej formy, zawierającej jednocześnie elementy z obszaru malarstwa i literatury.
Jak zwykle przy okazji Wydawnictwa Kaleczniak mamy do
czynienia z produktem unikatowym o dość skomplikowanej jakości artystycznej i merytorycznej. Działalność
wydawnictwa jest jakością nie tyle niszową, ile peryferyjną i co ciekawe, nie jest to założenie statutowe, lecz
raczej sprawa losu i z nim związanych okoliczności.
Notatki z niewiedzy to kilka opowieści inspirowanych
ilustracjami i atmosferą starych ksiąg, nabytych przez
autora na pchlim targu. Opowiadania dodatkowo zanurzone są w rozmyślaniach, dzięki którym całość tworzy
rodzaj swoistego dziennika.
ANDRZEJ A-Z. Słownik ilustrowany
języka niemieckiego i polskiego
TOBIS
Po siedmiu latach lingwistyczno-wizualnej podróży
Andrzeja Tobisa przez Polskę, zbiór A–Z (Gabloty edukacyjne) ukazał się nakładem Fundacji Bęc Zmiana i Instytutu Adama Mickiewicza w postaci polsko-niemieckoangielskiej publikacji (374 strony, Warszawa 2014).
Zawiera ona 100 fotografii ilustrujących hasła słownika Bildwörterbuch Deutsch und Polnisch, wydanego w 1954
roku w Niemieckiej Republice Demokratycznej.
Tworząc swój projekt, Tobis przyjął następujące
założenia: zdjęcia mogą być wykonane wyłącznie na
terenie Polski; sfotografowane sytuacje i obiekty nie są
aranżowane ani cyfrowo montowane - muszą być odnalezione; każde hasło w wersji niemieckiej i polskiej
opatrzone jest numerem indeksu z oryginalnego słownika; zdjęcie oraz umieszczone pod nim na białym pasku
hasło stanowią integralną całość.
Andrzej Tobis o projekcie A–Z (Gabloty edukacyjne):
Chcąc ująć rzecz w sposób możliwie najbardziej ogólny,
MARTA
LISOK DZIKUSY
Kolejną, zupełnie świeżą pozycją wydawniczą związaną
z absolwentami naszej uczelni jest książka Marty Lisok
pt. Dzikusy. Nowa sztuka ze Śląska.
Jest to przybliżenie postaw twórczych trzynastu młodych
śląskich artystów. Autorka we wstępie pt. Perfekcyjna
teraźniejszość pisze o książce tak: Dzikusy to kolejny
eksperyment, polegający na zmapowaniu obserwowanych
aktualnie zjawisk, ale przede wszystkim zapis przyjemnych
spotkań w pracowniach, rozmów i wymiany myśli.
W spotkaniach, których finałem stała się książka, uczestniczyli : Natalia Bażowska, Bartek Buczek, Alicja Boncel,
Michał Gayer, Justyna Gruszczyk, Mateusz Hajman,
Bartosz Kokosinski, Adam Laska,
Daria Malicka,
Dominik Ritszel, Michał Smandek, Paweł Szeibel,
Szymon Szewczyk.
mogę powiedzieć, że projekt A–Z powstał z potrzeby
nazwania, zdefiniowania doświadczanej przeze mnie
rzeczywistości. (…) Ku własnemu zaskoczeniu zauważyłem ostatnio, że spośród wszystkich zrealizowanych dotąd
haseł pierwszym, w alfabetycznym porządku jest „Afryka”, a
ostatnim – „żyrafa”. Może świadczy to o tym, że cała
zawarta w tej klamrze rzeczywistość, której doświadczam,
pomimo pozornej bliskości jest dla mnie bardzo afrykańska?
Może mój stan umysłu jest stanem umysłu człowieka, który
znalazł się w egzotycznych okolicznościach, wobec czego
wszystko, co widzi wokół, postrzega jako dziwne?
Projekt Andrzeja Tobisa A–Z (Gabloty edukacyjne) miał
swoją premierę wystawienniczą w CSW Kronika w Bytomiu w 2007 roku. Później Kronika prezentowała go na
wystawach w Instytucie Polskim w Berlinie w 2008 roku
oraz w Instytucie Polskim w Düsseldorfie w 2009 roku.
Część prac z cyklu A–Z można było zobaczyć w ramach
wystawy Plica Polonica w Kronice.
23
literacka
ANDRZEJ
ŁABUZ
LABORATORIUM KULTURY
Laboratorium Kultury to czasopismo redagowane przez
pracowników, współpracowników i doktorantów związanych z Zakładem Teorii i Historii Kultury Uniwersytetu
Śląskiego. Jego celem jest prezentacja i eksploracja
istotnych problemów wyłaniających się w obszarze
refleksji antropologicznej, które dotyczą zarówno
problematyki empirycznych badań terenowych, jak i kwestii teoretycznych i metodologicznych. Podstawą analiz
i punktem wyjścia rozważań pomieszczonych w każdym
tomie czasopisma jest dzieło wybranego, wybitnego
przedstawiciela antropologii kultury. Tym samym czasopismo wpisuje historie antropologii w obszar
współczesnych badań nad kulturą.
Trzeci numer czasopisma prezentuje jednego z „ojców
założycieli” antropologii kultury, Lewisa Henry’ego Morgana i jego dzieło Liga Irokezów. Opublikowana w 1851
roku, książka Morgana jest chyba pierwszą w pełni
naukową monografią ludu tubylczego; nie tylko opiera
się na badaniach terenowych, ale też przynosi nowatorskie rozwiązania teoretyczne, np. w kwestii analizy
struktury społecznej. Zamieszczone w tomie teksty
podejmują różnorakie wątki twórczości amerykańskiego
antropologa: problem ewolucji kulturowej, tworzenia
pierwszego naukowego systemu pokrewieństwa, jak
również istotne wątki związane z recepcją dzieła
Morgana w środowisku polskiej etnografii czy wpływ
Morgana na etnografię rosyjską; pojawiają się również
studia dotyczące bardziej szczegółowych zagadnień,
takich jak przyczynek Morgana do badań nad legendą,
ZOBACZYĆ SENS
Opublikowany nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu
Śląskiego tom Zobaczyć sens. Studia o malarstwie,
literaturze i życiu gromadzi teksty wygłoszone na zorganizowanej przez Zakład Kultury Literackiej Instytutu
Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego oraz Wydział
Artystyczny Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach
konferencji pod tym samym tytułem. O samej konferencji pisaliśmy w Tubie jeszcze w 2013 roku (zob. Tuba 2013,
nr 4) wskazując na różnorodność sposobów stawiania
pytań o znaczenie, sens – czy to tekstu kultury, czy samej
działalności mającej na celu wytworzenie lub zbadanie
tegoż tekstu. Tę różnorodność – tak tematów, jak i stanowisk – najlepiej ilustruje podtytuł tomu obiecujący
studia o literaturze, malarstwie i… życiu. Czy nie za dużo
jak na jedną książkę? – mógłby ktoś zapytać. Nie, jeśli
zwróci się uwagę, że tym, co spaja te wystąpienia, jest
mocniej lub słabiej artykułowana przez autorów (bądź
ich bohaterów) potrzeba sensu. Sensu, którego brak
(zagubienie) skutkuje bezradnością i niemocą – tak w nauce (poznaniu), jak sztuce (twórczości) czy wreszcie w codziennym życiu właśnie. W artykule wstępnym Małgorzata Krakowiak, współredaktorka (obok Aleksandry
analiza ornamentyki Irokezów, którą zaproponował czy
sposób konstruowania wizerunku Indian w Lidze
Irokezów. Wszystko to składa się na zróżnicowany i wieloaspektowy portret badacza i jego dzieła.
Ponieważ redakcja dąży do poszerzania formuły czasopisma o autonomiczne wypowiedzi graficzne, oczywistym wydaje się zaproszenie do współpracy przy tworzeniu nowego numeru Andrzeja Łabuza. Jego „indiańskie”
grafiki stanowią nie tylko ozdobę wydawnictwa, ale
również cenny komentarz do omawianych w nim
problemów. Monografia Morgana pozwoliła spojrzeć na
„dzikich i dumnych” Indian jako na ludzi posiadających
swój własny, odmienny model życia. Podobne spojrzenie
można odnaleźć w grafikach Łabuza, które przywołując
na myśl pierwsze spotkania z owymi „Innymi”, łamią
stereotypizujące i upraszczające etykietki, którymi ich po
dziś dzień opatrujemy. Udaje się to osiągnąć Łabuzowi
poprzez wyeksponowanie twarzy konkretnego człowieka
oraz symbolicznej sfery przedmiotów określających jego
tożsamość, takich jak chociażby pióropusze. Z niezwykłym wyczuciem artysta pokazuje na swoich najnowszych
grafikach głębię znaczenia przedmiotu kulturowego:
indiańskie pledy stają się nie tylko całunem skrywającym
tragiczną historię tego ludu, ale też są ważnym
świadectwem, śladem ich obecności, który zobowiązani
jesteśmy czytać.
TEKST / Marek Pacukiewicz
towicach. Obecnie trwa projekt Laboratorium w pracowni:
Chata polska AD 2015. Redaktorzy numeru liczą, że
realizowane przez studentów prace graficzne pozwolą
odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo zmieniły się idea
i wzór kulturowy domu w kulturze polskiej od czasu,
kiedy problemem tym zajmował się bohater kolejnego
numeru: Jan Aleksander Karłowicz.
Najnowszy numer Laboratorium Kultury rozpoczyna,
miejmy nadzieję, długą i owocną współpracę z ASP w Ka-
Studia o malarstwie, literaturze i życiu
Dębskiej-Kossakowskiej) tomu, notuje: Z jednej strony,
pytanie o sens, zamiar podjęcia rozmowy o sensie zbywa się
pogardliwym parsknięciem („o czym tu mówić?!”). Żyjemy
przecież w czasach wielkiego upowszechnienia nauki,
dostępu do informacji, szkoda więc tracić czas. Owszem,
mamy wiele do wyboru. Tak wiele, że przekroczone bywają
możliwości percepcyjne. Wielość doktryn przy deficycie
autorytetów wzmaga poczucie chaosu. Nie chce się, a może – nie umie się, podejmować trudu refleksji nad kwestiami
fundamentalnymi.
Towarzyszy tej niemocy powtarzane pytanie: „i po co to
wszystko?” Wszystko, a więc życie, trwanie, praca, twórczość
zostają podane w wątpliwość. Innymi słowy: ich sens zostaje
podważony, zanegowany. „I po co to wszystko?” – oto
bezradność dziecka w czasach (o ironio!) nobilitacji
młodości. Oto objaw neurotyczności. Stąd krok tylko do
negacji skomplikowanego życia, którego zagubiony człowiek
potrafi się tylko bać.
Książka ta jest dowodem na to, że i chce się, i się umie
podejmować ów „trud refleksji nad sprawami fundamental-
TEKST / Tomasz Gruszczyk
nymi”. Chce się też wierzyć, że jest to książka potrzebna.
Artysta i sztuka w ujęciu ezoterycznym (część II)
TEKST / Łukasz Zaręba
SZTUKA I NATURA
OD CZASÓW NAJDAWNIEJSZYCH
18 grudnia 1994 roku we francuskiej gminie
Vallon Pont d’Arc w dolinie Rodanu, w miejscu,
gdzie jeszcze kilkanaście tysięcy lat temu spoczywał gruby na dwa i pół kilometra lodowiec,
trzech francuskich speleologów: Eliette Brunel,
Christian Hillaire i kierownik wyprawy Jean-Marie
Chauvet, odkryło nową jaskinię. Dotąd nieznana,
przysłonięta skalnym blokiem, który oderwał
się od skał ponad 20 tysięcy lat temu, dokładnie strzegła w swym ciemnym wnętrzu jedno
z największych arcydzieł malarskich. Naukowcy
wkroczyli do liczącej 32 tysiące lat naskalnej galerii, najpiękniejszej i najstarszej spośród dotąd
znanych w Europie1. Miejsce nazwano od nazwiska jego odkrywcy – jaskinią Chauveta.
Ze względu na specyficzny mikroklimat, który
przez tysiące lat wytworzył się w jaskini (jej wietrzenie doprowadziłoby do zniszczenia cennego
odkrycia), wstęp do niej mają jedynie naukowcy.
Spoza grupy specjalistów, jednym z nielicznych,
którym dane było przez niespełna godzinę naocznie się przekonać o geniuszu prehistorycznych malunków (a nawet je sfilmować), był Werner Herzog, niemiecki pisarz, poeta i reżyser
filmowy, teatralny i operowy. Niedługo potem
opowiedział on historię odkrycia w swym filmie
dokumentalnym Jaskinia zapomnianych snów2,
w którym, oprócz wypowiedzi naukowców i historyków, zaprezentował przede wszystkim
malunki, odciski dłoni, ryty naskalne, a także
znalezione tam rzeźby, krzemienne narzędzia,
kościane flety3 i inne przedmioty.
W głębi, tam gdzie powstały malowidła, panowały całkowite ciemności. Dopiero gra włączonego
światła i pełznących po ścianach cieni zaprezentowała cały spektakl przedstawionych tu zwierząt,
które sprawiały wrażenie, jakby się poruszały.
Wśród tych dzieł trudno wykazać jakąś ewolucję artystyczną. Brak tu jakichś prymitywnych
początków, jakby nastąpił nagły wybuch geniuszu, jakby obudziła się w ówczesnych artystach
1
Dla porównania: najbardziej znane malowidła (spośród setek innych stanowisk archeologicznych ze
sztuką naskalną rozsianych na całym świecie), te
we francuskiej Lascaux datuje się na 17–19 tysięcy
lat, a w hiszpańskiej Altamirze na ok. 15 tysięcy
(najstarsze ich fragmenty sięgają 25 tysięcy lat).
Zob. J. K. Kozłowski, Wielka historia świata, t. 1,
Świat przed „rewolucją” neolityczną, Kraków –
Warszawa 2004, s. 427–437 (jaskinia Chauveta),
473–477, 535–619 (sztuka naskalna w ogóle). Zob.
także: D. Fedor (red.), Historia sztuki, t. 1, Prehistoria i pierwsze cywilizacje, tłum. M. Pabisiak, Kraków
2010, s. 6–95. Ostatnie doniesienia prasowe (lipiec
2013) głoszą o odkryciu jeszcze starszych malowideł w jaskini Altxerri w północnej Hiszpanii, które
mają pochodzić sprzed 39 tysięcy lat. Zob. [online]:
http://popular-archaeology.com/issue/june-2013/
article/cave-paintings-among-the-oldest-in-europe
[dostęp 25 lutego 2014].
2 Także w technologii 3D. Jaskinia zapomnianych
snów (Cave of forgotten dreams), reż. W. Herzog,
Francja 2010.
3 Wykonane były z kości promieniowej sępa. Po rekonstrukcji podobnego modelu okazało się, że
znalezione w jaskini Chauveta flety sprzed prawie
40 tysięcy lat były instrumentami pentatonicznymi,
czyli o skali pięciostopniowej zbudowanej w obrębie oktawy (skala popularna między innymi w polskiej muzyce ludowej). Skali tej używa się do dziś
w praktycznie wszystkich odmianach muzyki rozrywkowej, od bluesa począwszy (Por. F. Wesołowski,
Zasady muzyki, Kraków 1986, s. 139–140).
dusza współczesnego nam człowieka. W wielu
przypadkach nie są to też zwykłe przedstawienia zwierząt. Twórcy zdają się opowiadać ich
historie, ilustrują swego rodzaju narrację. Widać
ocierającą się o większego samca samicę lwa
jaskiniowego4. Inna scena przedstawia z kolei
samca zalecającego się do samicy: ta nie ma
najwyraźniej ochoty na gody – usiadła i uniosła
wargi, odsłoniła kły, warczy… Jedne włochate
nosorożce walczą ze sobą, widać wściekłość,
aż słychać trzask zderzających się rogów. Inny
zdaje się biec – artysta przedstawił go (podobnie
zresztą jak pobliskiego żubra) z ośmioma kończynami5. Obok prężą się wizerunki panter, hien
jaskiniowych, lampartów, można rozpoznać koziorożce, byki, jaskiniowe niedźwiedzie, mamuty,
olbrzymie jelenie. Widać także jakiegoś owada
lub ptaka w locie… Biegnące w stadach konie
mają otwarte pyski – zdają się rżeć…
Badania radiowęglowe wykazały, że niektóre grupy zwierząt dzieli nawet 5 tysięcy lat. Człowiekowi
kultury Zachodu trudno dziś sobie wyobrazić
podobne przedsięwzięcie, rozciągnięte w czasie
na tyle tysiącleci. Aby je zrozumieć, należy szukać poza tą jaskinią. By poznać sztukę naskalną,
można wyruszyć w dowolną stronę świata. Choć
już datowane na dużo młodsze, podobne malowidła i petroglify spotkać można na każdym
kontynencie, a archeolodzy wciąż natrafiają na
nowe, które niezależnie od dzielących je odległości i pomimo zróżnicowania wynikającego z geograficznej izolacji poszczególnych zbiorowości,
począwszy od Europy, poprzez Bliski Wschód,
Afrykę, Półwysep Indyjski, Azję po obie Ameryki
i Australię, wszędzie są do siebie zaskakująco
podobne. Wszędzie tam widzimy przedstawienia zwierząt6, pojawiają się też wizerunki ludzi,
narzędzi, niekiedy roślin i inne. Powtarza się
nawet sposób i technologia ich wytwarzania.
Jakby potrzeba tworzenia, ozdabiania, nie tylko
jaskiń, zapisana była w naszym genomie7, łączyła teraźniejszego człowieka z nami „stamtąd”.
Doświadczył tego Zbigniew Herbert oglądający
malarstwo w Lascaux:
Mimo że spojrzałem, jak to się mówi, w przepaść
historii, nie miałem wcale uczucia, że wracam z innego świata. Nigdy jeszcze nie utwierdziłem się
mocniej w kojącej pewności: jestem obywatelem
Ziemi, dziedzicem nie tylko Greków i Rzymian, ale
prawie nieskończoności8.
4
Wiele z przedstawionych zwierząt nie istnieje już
w naszych czasach, znamy je jedynie z wykopalisk. Dzięki odkryciu malowideł w jaskini Chauveta,
można było zobaczyć, jak niektóre z nich wyglądały.
Naukowcy, którzy rekonstruowali wygląd lwów jaskiniowych i dysponowali dotąd jedynie ich kośćmi,
dowiedzieli się, że te nie posiadały grzyw.
5 Znany futurysta Giacomo Balla, który poświęcał
się studiom nad szybkością i zagadnieniem ruchu,
przyjdzie na świat dopiero za kilkadziesiąt tysięcy
lat… Przywołuję tu jego obraz Dynamizm psa na
smyczy (Dinamismo di un cane al guinzaglio) z 1912
roku, który znajduje się w Albright-Knox Art. Gallery
w Buffalo, w Stanach Zjednoczonych.
6 Charakterystyczne dla czasów powstania malowideł
i szerokości geograficznych, w których je tworzono – w kambodżańskich Górach Kardamonowych
odkryto wizerunki ujeżdżanych przez człowieka
słoni sprzed 6 tysięcy lat; w Afryce (np. w tanzańskim dystrykcie Kondoa) były to antylopy, żyrafy;
odnajdywano także wielbłądy, krokodyle i inne.
7 Na ten temat powstał w 2011 roku we Francji film
dokumentalny w reżyserii Patricka Mery, DNA.
Klucz do dziejów ludzkości (L’ADN. Nos Ancêtres
et nous)
8 Z. Herbert, Barbarzyńca w ogrodzie, Warszawa 2004,
s. 19.
Kilka akapitów dalej dodał:
Droga była otwarta ku świątyniom greckim i gotyckim witrażom. Szedłem ku nim, czując w dłoni
ciepły dotyk malarza z Lascaux9.
Dziś już wiemy, że każdy rodzaj sztuki plastycznej wywodzi się od tych pierwszych naskalnych
rysunków10. Wraz z biegiem historii, od najczęściej spotykanego motywu, jakim były zwierzęta,
po wizerunki ludzi, ich zwyczajów i różne formy egzystencji, człowiek zawsze współistniał
z otaczającym go światem, co wyrażał właśnie
poprzez sztukę. Z jednej strony sztuka, niczym
pomost między przeszłością a teraźniejszością,
jest ponadczasowym sposobem porozumiewania się wszystkich ludzi11, a z drugiej – w samym
jej pojmowaniu – od epoki paleolitu do dziś
bardzo wiele się zmieniło, że to porozumienie
(czy zrozumienie) może nastręczać kłopotów
współczesnemu odbiorcy. Zmiany dotyczą także
wielu aspektów twórczości plastycznej – zasad
formalnych, konkretnych idei artystycznych czy
metafizyki. Francuski antropolog i historyk filozofii Lucien Lévy-Bruhl (1857–1939) pisał:
Innymi słowy, sama rzeczywistość, w której poruszają się ludzie pierwotni, jest mistyczna, żadna
istota, żaden przedmiot, żadne zjawisko naturalne
nie jest w ich wyobrażeniach zbiorowych tym, czym
jest dla nas. Prawie wszystko to, co my widzimy, im
się wymyka lub jest obojętne. Za to dostrzegają oni
wiele rzeczy, których istnienia my nie podejrzewamy.
[…] Jeśli ludzie pierwotni postrzegają obraz inaczej
niż my, to dzieje się tak dlatego, że postrzegają też
inaczej jego model. My ujmujemy w nim jego cechy
obiektywne, realne, i tylko te cechy, np. kształt, wielkość, wymiary ciała, kolor oczu, wyraz twarzy itp.,;
odnajdujemy je jako odtworzone w obrazie, i tylko
je odnajdujemy. Ale dla człowieka pierwotnego,
którego percepcja jest inaczej ukierunkowana, owe
cechy obiektywne – jeśli je ujmuje tak samo jak my
– nie są jedyne ani najważniejsze: najczęściej są one
dla niego tylko znakami, nosicielami tajemnych
sił, mocy mistycznych i takich, które każda istota,
zwłaszcza istota żywa, może ujawnić12.
I choć niezmienną pozostaje chęć działania poprzez sztukę (im bliżej naszym czasom, tym
bardziej zmienia się także charakter tych działań: czy to poprzez idealizowanie otaczającego
świata, jak i przez szokowanie, skandalizowanie,
wywoływanie skrajnych odczuć), to istnieje zasadnicza różnica między prehistorycznym twórcą a współczesnym interpretatorem wychowanym w kulturze Zachodu i polega ona właśnie
9 Tamże, s. 20.
10 Choć jest oczywistym fakt, że to, co dziś jest
określane mianem dzieła sztuki, nie zawsze tak
było postrzegane. Także rozumienie pojęcia sztuki zmieniało się na przestrzeni dziejów. Więcej
o tym: W. Tatarkiewicz, Dzieje sześciu pojęć, Warszawa 1976. Zob. także: V. Stoichita, Ustanowienie
obrazu. Metamalarstwo u progu ery nowoczesnej,
tłum. K. Thiel-Jańczuk, Gdańsk 2011.
11 Dzieło sztuki z natury nie jest czymś zastanym i skończonym (nawet wówczas, gdy ani jednej nuty za mało,
ani jednej nuty doń dodać). Toteż pojęcia takie jak
informacja, przekaz, komunikacja czy komunikat
rozmijają się z istotą sztuki. J. Krupiński, Interpretacja
dzieł sztuki. Antologia – od „Melancholii” Dürera do
ready-made Duchampa, Kraków 2011 [do użytku
wewnętrznego Międzywydziałowej Katedry Teorii
i Historii Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie], s. 9.
12 L. Lévy-Bruhl, Partycypacja mistyczna, tłum.
B, Szwarcman-Czarnota, [w:] A. Mencwel (red.),
Antropologia kultury. Zagadnienia i wybór tekstów,
Warszawa 2005, s. 393, 396.
na odmiennym sposobie postrzegania sztuki.
Świetnym przykładem ilustrującym tę różnicę
jest anegdota związana z naskalną sztuką aborygeńską. I choć wiele się zmieniło od początku
XX wieku, kiedy to „odkrył” ją i docenił człowiek
Zachodu13, wciąż można przekonać się o owej
różnicy. Rdzenni mieszkańcy Australii jeszcze do
niedawna żyli jak w epoce kamiennej i malowidła naskalne tworzyli do lat siedemdziesiątych
XX wieku14. Wtedy to właśnie pewien etnograf
wędrował ze swym aborygeńskim przewodnikiem po północnej Australii. Pewnego razu dotarli do kryjówki w skałach i znaleźli tam piękne
malowidła, które niszczały od tysięcy lat. Aborygen, gdy to zauważył, posmutniał. Jako że w tym
regionie istniała tradycja częstego poprawiania
malowideł, usiadł więc w skupieniu i zaczął ich
dotykać. Osłupiały etnograf zadał mu pytanie,
które zapewne postawiłby w takiej sytuacji każdy człowiek Zachodu: „Co ty robisz? Dlaczego
to malujesz?”. Odpowiedź przewodnika była
niepokojąca. Stwierdził bowiem, że to nie on
maluje. On użyczał tylko swoich rąk, a malować
miały duchy. Dla tych ludzi człowiek stanowi rękę
ducha i nie istnieje bez ducha15. Większość mitów aborygeńskich nadal żyje i wciąż się rozwija.
Wiele malowideł przedstawia na przykład duchy
Wandijna, które czczone były jako przodkowie
stwórcy. Każdy z nich miał uformować jeden
element krajobrazu, następnie sporządzić na
skale swój własny wizerunek, po czym zniknąć
pod ziemią. Ponieważ wszystkie malowidła naskalne uważane są za materialne reprezentacje
duchów Wandijna, są one święte także dla Aborygenów żyjących współcześnie. Z ich punktu
widzenia sztuka pełni niezwykle istotne funkcje
religijno-rytualne, a malarstwo naskalne stanowi
medium, za którego pośrednictwem praojcowie
mogą przekazywać współczesnemu światu swoją życiodajną moc i energię16.
Przyroda otaczająca daną grupę, plemię czy rodzinę
plemion – pisze Lévy-Bruhl – pojawia się w ten
sposób w ich wyobrażeniach zbiorowych nie jako
przedmiot czy jako układ przedmiotów i zjawisk
zawiadywanych stałymi prawami, według reguł logicznego sposobu myślenia, ale jako ruchomy zbiór
działań i reakcji mistycznych, których przedmioty,
13 Zob. J. F. Weiner, Mity i sztuka Australii, [w:]
W. G. Doty (red.), Wielki atlas mitów i legend świata, tłum. J. Korpanty, Warszawa 2004, s. 216, 217;
D. Fedor (red.), Historia sztuki, t. 14, Sztuka Dalekiego Wschodu, Afryki i Oceanii, Kraków 2010,
s. 245–247.
14 Oczywiście tradycje tworzenia sztuki istnieją tam
nadal, a dzieła znanych artystów aborygeńskich
osiągają dziś wysokie ceny we wszystkich największych domach aukcyjnych świata. I – co dziś już
wydaje się być zrozumiałe – nie wszystkie współczesne dzieła sztuki aborygeńskiej powstają w zgodzie z dawnymi, wyznaczonymi przez przodków,
kanonami.
15 Historia przytoczona we wspomnianym filmie
Wernera Herzoga.
16 J. F. Weiner, dz. cyt., s. 246. Podobnie jak dla Aborygena kontakt ze sztuką naskalną, tak dla Japończyka kontakt z naturą ma wymiar boski nie tyle
w znaczeniu, że została stworzona przez Boga, lecz
dlatego, że jest równoznaczna z bogami shintoistycznymi, jest sama w sobie wyrazem boskości.
Dawne wierzenia, że natura jest siedzibą bogów
są obecne w japońskiej kulturze do dziś. W mistyce shintō ważną rolę pełnią też drzewa, jako
metafora łączności pomiędzy przyrodą a ludźmi,
przeszłością a teraźniejszością (J. Zaremba-Penk,
M. Lisiecki (red.), Studio Ghibli. Miejsce filmu animowanego w japońskiej kulturze, Toruń 2012, s. 63.).
osoby, zjawiska są jedynie nosicielami i przejawami,
zbiór, który uzależniony jest od grupy tak, jak grupa
uzależniona jest od niego17.
W zestawieniu ze sztuką naskalną rdzennych
mieszkańców Australii, europejskie malowidła
prehistoryczne jeszcze bardziej zdają się człowiekowi współczesnemu stanowić pozostałość
innej rzeczywistości, jakiegoś odmiennego
wszechświata, czasów, w których nikt nawet nie
śnił o krzewie gorejącym, Mojżeszu, Buddzie,
Jezusie, Mahomecie, o jakimkolwiek systemie
politycznym, religijnym czy świętej religijnej
księdze – jedyną panującą religią była bowiem
otaczająca przyroda, Natura. Są niczym wspomnienia owych prawie już zapomnianych snów
z tytułu filmu Herzoga. Stanowią dla nas jedyny nam znany, przepełniony niezwykle głęboką
duchowością początek nas samych18, a właśnie
tam zawsze spoczywa nieprzetworzona Prawda,
którą pielęgnują dziś już tylko nieliczni:
Dopomagaj przyrodzie i z nią współpracuj, a ona
cię uzna za jednego ze swych twórców i podda
się tobie ochotnie. I szeroko przed tobą roztworzy wrota, co w jej tajemne wiodą przybytki, i do
dna odsłoni przed twymi oczami skarby w głębi
jej czystego, dziewiczego łona ukryte. Nie zbrukana cielesnej ręki dotknięciem, tylko oczom Ducha
odkrywa swe skarby, oczom, co nie zamykają się
nigdy, przed którymi nic nie może się ukryć w żadnym z jej królestw. Wówczas wskaże ona środki
i sposoby, i Drogę przez pierwszą, drugą i przez
trzecią bramę, aż po siódmą19. A wtedy i cel ukaże,
poza którym – w świetlistych Ducha promieniach
– chwała się jarzy niewymowna; tej nie dojrzy nikt,
tylko ją wzrok Duszy ogląda.
Cała nasza moc w świecie jest rezultatem harmonii między człowiekiem a naturą. Człowiek
zdobywa siłę współdziałając z prawami natury,
a nie walcząc przeciw nim. Uczucia przyjacielskiej sympatii wobec zwierząt, roślin i nawet minerałów są istotne dla postępu człowieka.[…] Natura złożona jest zarówno z życia, jak i z materii.
Człowiek, który staje przed życiem z uczuciem
życzliwości wobec wszystkiego co żyje, nie tylko
więcej zobaczy i nauczy się niż inni, lecz również
łatwiej przepłynie morze życia. Współodczuwanie z życiem jest odwzajemnione20.
METAFIZYCZNI STAROŻYTNI
Pogląd, że świat fizyczny reaguje na nasze wewnętrzne pragnienia i obawy, jest dziś raczej
trudny do zaakceptowania, a przy tym dość niepokojący. Jednak w myśl filozofii teozoficznej,
wszechświat ma charakter antropocentryczny –
każda jego drobina wytęża się, dążąc do zaspokojenia ludzkich pragnień21. To właśnie ten
wszechświat pielęgnował nas przez tysiąclecia,
był naszą kolebką, wspomagał ewolucję wyjątkowego zjawiska, którym jest ludzka świadomość,
a także prowadził osobno każdego z nas, jako
17 L. Lévy-Bruhl, dz. cyt., s. 406.
18 Zastanawia, co z ich perspektywy było postrzegane
jako początek ludzkości. Istnieją teorie sugerujące,
że ludzkość, w niezmienionej formie, istnieje nie od
70 tysięcy lat, kiedy to dopiero miała opuścić swą
kolebkę Afrykę, ale od setek tysięcy lat. Sugeruje
się istnienie w przeszłości zaawansowanych technologicznie cywilizacji, które upadały, po nich powstawały nowe i kolejne. Niektóre odkrycia archeologiczne – jak uprawiana z powodzeniem dopiero
od lat dziewięćdziesiątych XX wieku archeologia
podmorska – zdają się podważać dotychczasową
wiedzę o początku ludzkości i jej datowaniu. Zob.:
J. I. Nienhuis, Tajemnice epoki lodowcowej, tłum.
K. Kuraszkiewicz, Warszawa 2009; M. A. Cremo,
R. L. Thompson, Zakazana archeologia. Ukryta historia człowieka, tłum. M. Rudziński, Wrocław 2004.
19 Zob. O siedmiu kręgach Dewakanu w dalszej części
niniejszej pracy.
20 A. Besant, C. W. Leadbeater, Wykłady o ścieżce okultyzmu, tłum. A. Witkiewicz, Gdańsk 1999, s. 38, 39.
21 J. Black, dz. cyt., s. 24.
jednostkę, ku najważniejszym momentom naszego życia. W tym wszechświecie to umysł jest
pierwotny w stosunku do materii i więź między
nimi jest niezwykle silna – to żyjący i dynamiczny związek. W tym wszechświecie wszystko
żyje, jest w pewnym stopniu świadome i potrafi
reagować z wrażliwością i inteligencją na nasze najskrytsze, najbardziej niewypowiedziane
potrzeby.
Dziś większość z nas stawia materię i przedmioty ponad umysłem i ideami. O wiele łatwiej nam
uwierzyć w istnienie atomu, choć go nikt nie
widział gołym okiem, niż w świat duchów. Jako
miarę rzeczywistości bardziej jesteśmy skłonni
przyjmować obiekty fizyczne.
Przeciwne stanowisko reprezentował Platon
(ok. 427–348 p.n.e.), który za to, co najbardziej
rzeczywiste uznawał Idee. U niego Idea jest czystym obiektem medytacji, najwyższą realnością,
którą nieśmiertelna dusza kontemplowała w inteligibilnym świecie, który niegdyś zamieszkiwała, przed swym wcieleniem i upadkiem w świat
zmysłowy22. W owym niższym świecie, który jest
zaledwie bladą kopią tamtego, dusza – zgodnie
z platońską teorią reminiscencji – przypomina
sobie z tęsknotą owe Idee, które ma nadzieję ponownie kontemplować. W świecie starożytnym
za wiecznotrwałą rzeczywistość, której możemy
być pewni (w odróżnieniu od przemijającej powłoki w świecie zewnętrznym), uznawano przedmioty widziane oczyma duszy. Alegoria jaskini
pokazuje, jak człowiek powinien wyswobodzić
się ze zmysłowości, by kosztem trudnego wewnętrznego zwrotu dotrzeć do świata Idei. Dla
platonizmu Idea jest myślową esencją rzeczy
zmysłowych, wiecznym wzorcem dla zmiennego
świata pozorów. Piękno, Prawda, a nade wszystko Dobro, są bytami absolutnymi, należącymi
do innego świata, są ideałem, którego tylko niedoskonałymi odbiciami i znakami są cielesne
istoty i rzeczy zmysłowe23.
Analizując sztukę starożytnego Egiptu, można
dojść do wniosku, że wówczas ludzie mieli daleko słabsze poczucie materialnego charakteru
przedmiotów, które nie były dla nich tak jasno
zdefiniowane i wyraźnie rozróżnialne, jak dla
nas24. Obok niezwykle anatomicznych przedstawień bogów czy faraonów (postrzeganych
zresztą jako ich ziemskie wcielenia, w których
sumowało się wszystko, co wiadomo było o boskości25), bogatych w najdrobniejsze detale świata materialnego, można znaleźć z pozoru anatomicznie nieprawidłowe i nieco schematyczne
wizerunki drzew, zwierząt czy ludzi26. Najwyraźniej artysta zdaje się być mniej zainteresowany
przedmiotami materialnymi, niż bogami; nie
przyglądał się prawdziwemu drzewu, żeby ustalić, w jaki sposób gałęzie są przytwierdzone do
pnia. Tym, czemu przypatrywał się z wytężoną
22 Zob. W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. 1, Filozofia starożytna i średniowieczna, Warszawa 2004,
s. 86–92.
23 U Arystotelesa natomiast akcent położony jest na
świat zmysłowy. Idee są w nim „formami” rzeczy.
Ten twórca logiki i biologii poddaje platońską teorię
idei ostrej krytyce. Arystoteles nie przyjmuje odrębnej egzystencji idei. To do nas należy wydobycie idei
(czy form) z rzeczy zmysłowych, z którymi są wewnętrznie spojone, jako że w każdym istniejącym
bycie jest forma i materia. Zob. tamże, s. 104–122.
24 J. Black, dz. cyt., s. 36.
25 J. G. Frazer, Złota gałąź, tłum. H. Krzeczkowski,
Warszawa 1978, s. 115.
26 Dzięki kanonowi, który tu nie jest ni trochę, jak to czasem bywa, żelaznym jakowymś gorsetem krępującym
ruchy, ale wręcz przeciwnie – jakby przyjacielem ułatwiającym artyście tworzenie, wobec tego, że sprawy
drugorzędne i akcydentalne są przezeń załatwione,
zdecydowane „odgórnie”, i to raz na zawsze. I że te
decyzje nie wkraczają nigdy w to, co najważniejsze, co
jest samą treścią artystycznej pracy – nie krępują bynajmniej swobody działania, obserwacji natury wokoło,
życia zwierząt i ludzi, obserwacji osoby z jej odrębnym
„wnętrzem” (J. Wolff, Kształt piękna, Warszawa 1973,
s. 26).
uwagą, były przedmioty widziane oczyma duszy,
które są właściwym organem malarza27.
Jak zauważył Mircea Eliade, człowiek religijny
traktuje naturę zawsze poprzez pryzmat wartości religijnej: kosmos, jako dzieło boga wyszło
z jego rąk a świat jest nasycony świętością28.
Podkreślał, że nawet w czasach współczesnych
nie ma człowieka, choćby zupełnie niereligijnego, który byłby nieczuły na uroki przyrody. I nie
chodzi tylko o wartości estetyczne, sportowe
czy higieniczne, które się przyrodzie przypisuje, ale o pewne niejasne i trudne do określenia uczucie, w którym rozróżnić można
wspomnienie zdegradowanego doświadczenia religijnego29.
Około dwa i pół tysiąca lat temu, czyli jeszcze
w czasach, w których bogowie i ludzie uważani
byli za istoty równorzędne (zanim rozdzieliła
je nieprzekraczalna przepaść, którą rozwarła
między nimi późniejsza filozofia i religia30), gdy
człowiek wędrował w stronę świętego gaju lub
ku świątyni przez las, zdawał sobie sprawę, że
wszystko, co się w tym lesie znajduje, tętni życiem i z wytężeniem obserwuje każdy jego krok.
W jego rozumieniu cały świat był w zasadzie
ożywiony, a drzewa i rośliny nie stanowiły pod
tym względem wyjątku. Człowiek uważał, że
mają duszę taką, jaką on posiada, i odpowiednio wobec tego je traktował31. W szumiących
koronach drzew słyszał szept niewidzialnych
duchów. Podmuch wiatru muskający jego policzek był gestem uczynionym przez boga. Jeśli
zderzające się ze sobą masy powietrza zsyłały
na ziemię błyskawicę, był to dla niego rozbłysk
kosmicznej woli, który być może skłaniał go do
poszukania schronienia w jaskini. Ośmielając się
wkroczyć do jej wnętrza, człowiek starożytności
miał przedziwne wrażenie przebywania we wnętrzu własnej czaszki; poczucie odizolowania we
wnętrzu osobistej przestrzeni mentalnej. Wspinając się na szczyt wzgórza, czuł, jak jego świadomość rozszerza się wokoło, w szaleńczym
pędzie zmierzając w stronę widnokręgu, aż na
krańce kosmosu, z którym zwłaszcza w takich
chwilach czuł jedność. Wędrując leśną ścieżką,
człowiek ów silnie odczuwał, że wypełnia swoje
przeznaczenie. Nocami zaś, spoglądając na niebo, które z natury rzeczy objawia nieskończony
dystans, transcendencję boga, widział w nim
wnętrze kosmicznego umysłu32. Podobnie było
w Biblii, gdzie nie znajdziemy żadnych sporów
co do istnienia bogów, demonów czy aniołów.
Szkocki lekarz psychiatra Ronald David Laing
(1927–1989) zauważył:
27 J. Wolff, dz. cyt., s. 37. Robert Temple, profesor
nauk humanistycznych, historii i filozofii nauki,
wykazał, że kultury starożytne, Chin czy Egiptu,
posiadały wiedzę na temat mechanizmów funkcjonowania wszechświata, która pod pewnymi
względami przewyższał wiedzę współczesną. Dowiódł między innymi, że starożytni Egipcjanie nie
byli w żadnym razie prymitywni ani zacofani na
tym polu – wiedzieli na przykład, że Syriusz to
w rzeczywistości gwiazda potrójna – chociaż nowoczesna nauka dokonała tego „odkrycia” dopiero
w 1995 roku, gdy astronomowie francuscy, posługując się potężnymi radioteleskopami, stwierdzili
obecność w tym układzie czerwonego karła, któremu nadano potem nazwę Syriusz C. Zob. więcej:
R. K. G. Temple, Tajemnica Syriusza, tłum. M. Kluźniak,
Poznań 2001. Por.: L. Scranton, Kosmiczna tajemnica Dogonów, tłum. M. Krzewicka, Warszawa 2007;
E. Ercivan, Patenty faraonów, tłum. T. Dziedziczak,
Warszawa 2006.
28 M. Eliade, Sacrum, mit, historia, tłum. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1974, s. 123.
29 Tamże, s. 151, 152.
30 J. G. Frazer, dz. cyt., s. 104.
31 Podobnie Indianie Hidatsa w Ameryce Północnej
wierzą, że wszystko w przyrodzie posiada swego ducha czy, mówiąc ściślej, swój cień. Cieniom
tym należne są pewne względy i szacunek (Tamże,
s. 122).
32 J. Black, Dz.cyt., s. 40. Por. M. Eliade, dz. cyt.,
s. 124–127.
Zrazu ludzie nie musieli „wierzyć” w Boga, doświadczali bowiem jego obecności, podobnie jak
doświadczali obecności innych istot duchowych.
Nie chodziło im o to, czy Bóg istnieje, lecz o to,
czy ich konkretny Bóg był największym z bogów,
czy też jedynym bogiem, jak również o to, jaki
był wzajemny stosunek różnych istot duchowych.
[…] W wierze w Boga nigdy nie chodziło o „wiarę”
w jego istnienie, lecz o ufność w jego obecność, która była doświadczana i uważana za fakt oczywisty33.
Cokolwiek się przydarzyło człowiekowi starożytnemu – nawet widok drobin pyłu unoszących
się w promieniach słońca, brzęczenie pszczoły,
widok nurkującego ku ziemi wróbla – wszystko
to miało się wydarzyć. Wszystko do niego przemawiało. Wszystko, co mu się przydarzało, było
karą, nagrodą, przestrogą lub zwiastunem przyszłych zdarzeń. Jeśli ujrzał sowę, nie była ona
dla niego po prostu ptakiem symbolizującym
boginię – ona była Ateną. Jej część – być może
grożący mu palec bogini – przenikała w ten sposób do świata materialnego i jego własnej świadomości. Ziemska wszechobecność bogów była
niezaprzeczalnym faktem34.
Także dla Platona przyroda nie jest jakimś wytworem ślepej konieczności, ale zespołem
organicznym, ułożonym celowo i rozumnie35.
Choć materialna, posiada pierwiastki idealne
i duchowe. Mniemał on, że własności przyrody
są zrozumiałe tylko, gdy przyjmie się, iż jest
ona zbudowana celowo i rozumnie. Taki ustrój
świata kazał mu wierzyć w istnienie bóstwa,
które rozumnie zbudowało świat. Nazwał go
Demiurgiem, powodowanym dobrocią boskim
budowniczym, dla którego celem była doskonałość świata, dlatego też uczynił go możliwie
najlepszym. Budując świat wziął za wzór Idee.
Stwórca uczynił świat żywym, uduchowionym
i rozumnym. Uczynił go jedynym, jednolitym
i zespolił go ściśle, jak w żywym organizmie, dając kulisty kształt, najdoskonalszy ze wszystkich,
oraz wprawiając w najdoskonalszy ruch okrężny.
To, co w świecie nie jest doskonałe, stało się takie
w wyniku jego późniejszego pogarszania się, bowiem świat nie postępuje, a cofa się. Podobnie
Demiurg stworzył najpierw dusze, najdoskonalsze składniki świata, dopiero potem ciała, będące jego składnikami wtórnymi, niedoskonałymi
narządami w służbie dusz. Te znajdują się nie
tylko w ciałach organicznych: według Platona
także potrzebne do miary czasu planety mają
dusze, więc ich doskonały ruch, którym krążą
w pustej przestrzeni, nie jest powodowany z zewnątrz, lecz musi mieć źródło w nich samych.
Podobnie, duszę posiada wszechświat, bowiem
jako całość nosi w sobie źródło ruchu.
Demiurg powołał także żywioły (cztery, jako
że tyle członów posiada doskonała proporcja),
rośliny, będące pokarmem istot rozumnych,
celowych w każdym szczególe: celowa jest ich
organizacja, ich kształty, funkcje ich narządów.
Jako że świat w całości jest widzialną, żywą istotą, obrazem twórcy, postrzegalnym bogiem, jest
33 R. D. Laing, Doświadczenie transcendentalne, tłum.
J. Prokopiuk, [w:] A. Mencwel (red.), dz. cyt., s. 594.
34 Jednym z pierwszych filozofów, którzy zaczęli problematyzować i pozbawiać mocy wyjaśnienia mityczne – w czym pobrzmiewa już krytyka religii – był
Tales z Miletu (ok. 624–546 p.n.e.). Źródła przyrody
upatrywał on w wodzie, która była dlań pierwotnym,
podstawowym tworzywem. Za jej pomocą wyjaśniał niezwykłe zjawiska przyrodnicze. Trzęsienia
ziemi tłumaczył nie jako ingerencję Posejdona, lecz
ruchem wód, na których Ziemia unosi się „niczym
drewniana szczapa”. Ponadto zaproponował wyjaśnienie dorocznych wylewów Nilu, przewidział
zaćmienie słońca 28 maja 585 r. p.n.e. Kolejnym
ważnym krytykiem ówczesnej religii był Ksenofanes
z Kolofony (ok. 570–470 p.n.e.), który wyjaśniał
tęczę jako zjawisko przyrodnicze, czy demaskował
bogów jako istoty zupełnie nieboskie. Zob. więcej:
O. Höffe, Mała historia filozofii, tłum. J. Sidorek,
Warszawa 2004, s. 16, 19.
35 Por.: W. Tatarkiewicz, dz. cyt., s. 92–94.
największy i najlepszy, najpiękniejszy i najdoskonalszy, ludzie żyjący w czasach starożytnych
wierzyli, że wszystko, z czego zbudowany jest
człowiek, ma swój odpowiednik w przyrodzie36.
Według nauczycieli wykładających w szkołach
wiedzy tajemnej nie bez znaczenia był fakt, że,
spoglądając z firmamentu na umiejscowienie narządów wewnętrznych w ludzkim ciele,
można było stwierdzić, że odzwierciedla ono
rozmieszczenie ciał niebieskich w Układzie
Słonecznym37.
Poczucie obecności wzajemnych powiązań nie
ograniczało się do powiązań o charakterze cielesnym, a rozciągało również na sferę świadomości. Gdy starożytny człowiek ujrzał stado lecących po niebie ptaków, które zmieniają kierunek
lotu niczym jeden organizm, wydawało mu się,
że stado jest jednością, a jego ruchem kieruje
jedna myśl. Wierzono, że bóstwa, (także anioły
czy duchy) to emanacje potężnego, kosmicznego umysłu, pewne myślo-byty, które niejednokrotnie koncentrują się wokół jednej osoby
(choć są w stanie spowodować zmiany także
całych narodów38). Taki proces obserwujemy
w przypadku artystów, którzy przez pewien okres
swojego życia służyli jako narzędzie twórczego
wyrazu dla boga lub ducha. Mówi się o nich, że
w tym właśnie okresie „odnaleźli swój własny
styl” i pewną ręką tworzyli kolejne arcydzieła,
niejednokrotnie transformując świadomość
całego pokolenia, a nawet zmieniając kierunek
rozwoju całej kultury w dziejach. Kiedy jednak
duch odchodzi, artysta już nigdy nie jest w stanie
stworzyć równie wybitnych dzieł. Analogicznie,
gdy duch wplata się w myśl artysty tworzącego
dzieło sztuki, ten sam duch może ujawnić się za
każdym razem, kiedy ktoś to dzieło kontempluje.
O tym, jak starożytni Grecy odczuwali sztukę –
w której z jednej strony widzieli odbicie otaczającego ich świata, z drugiej zaś niesłychanie
sugestywną siłę realistycznego wyrazu – świadczą choćby takie anegdoty, jak znana opowieść
o dwu najwybitniejszych malarzach ówczesnych
czasów: Zeuksisie z Heraklei (ok 430–390 p.n.e.)
i Parrazjosie z Efezu (ok. 420–370- p.n.e.). Jak
wiadomo, jeden namalował winogrona tak pełne
iluzji malarskiej, że do obrazu miały zlatywać się
ptaki. Drugi zaś wymalował zasłonę, której naturalnym wyglądem zwiódł nawet swojego rywala39.
36 J.Black, Dz.cyt., s. 40. Dżdżownice na przykład
swym kształtem przywodzą na myśl ludzkie jelita
i trawią materię w sposób podobny do procesów
trawiennych zachodzących w ludzkich trzewiach.
37 Tamże, s. 41. Według starożytnych wszelka biologia to w istocie astrobiologia. Dziś wiemy doskonale, że Słońce daje życie i energię wszelkim
istotom żyjącym, powodując wzrost i pięcie się
roślin w górę. Starożytni wierzyli, że z kolei za
sprawą Księżyca rośliny stają się płaskie i szerokie.
Jeszcze bardziej uderzające jest być może to, że
według starożytnych wierzeń symetryczny kształt
roślin wynikał z wzorów, jakie kreślą poruszające
się po nieboskłonie gwiazdy i planety, a które mają
analogiczny wpływ na ukształtowanie ludzkiego
ciała. Nauka ukuła termin „biorytmy”, aby opisać,
w jaki sposób wzajemne powiązania pomiędzy
Ziemią a Księżycem i Słońcem, przejawiające się
w zmianach pór roku i następstwa dnia i nocy,
wpisują się głęboko na poziomie biochemicznym
w funkcjonowanie każdej żywej istoty, na przykład
poprzez regulowanie cyklu snu i czuwania.
38 Tamże, s. 44. Według teozofów zdarza się, że bezcielesne byty czasem wdzierają się w ludzką świadomość bez zaproszenia. Czasami całe społeczności
zostają owładnięte przez zryw niekontrolowanej,
barbarzyńskiej żądzy. Bóstwa i duchy sprawują kontrolę i dzierżą władzę nad światem materialnym.
Właśnie z tego powodu paktowanie z duchami uważano zawsze za niezwykle niebezpieczne. W świecie starożytnym obcowanie z bóstwami i duchami
w warunkach kontrolowanych było domeną zarezerwowaną dla adeptów szkół wiedzy tajemnej.
39 K. Michałowski, Jak Grecy tworzyli sztukę, Warszawa
1970, s. 109.
Malarstwo, które w Grecji było niewątpliwie
sztuką wiodącą w kategorii sztuk przedstawieniowych, już na przełomie V i VI w. p.n.e.
przekroczyło próg klasycznych norm i klasycznego umiaru. Dlatego też malarski styl zwany
skiagrafią (wprowadzony światłocień, barwy tak
zestawiano, że sprawiały wrażenie trójwymiarowości), który przypominał, być może, nowożytną
sztukę impresjonistyczną, Platon zestawił z sofizmatami i uważał za odpowiedni do ogłupiania
prostaczków. Nic też dziwnego, że dla Platona
sztuka jest oszustwem, odbiciem tego, co obok
nas istnieje, ale nie jest Ideą. Należy pamiętać
o tym, że Platon potępia współczesnych sobie
artystów, nie zaś twórców takich, jak Polignot
(V w. p.n.e.) czy Fidiasz (ok. 490–430 p.n.e.).
Jeśli zaś mówi on z pogardą o prostych ludziach,
których sztuka może oszukać, to w takim stwierdzeniu mieści się pośredni dowód uniwersalizmu sztuki greckiej w tym zakresie. W epoce klasycznej wypracowała ona reguły przedstawiania
obrazów, które były zrozumiałe dla wszystkich
i stąd jej rola oraz znaczenie w oddziaływaniu
społecznym40.
Z ezoterycznego punktu widzenia, sztuka, którą
określamy jako sztukę grecką, niejako w sposób
najprostszy nastawiona była na ludzi i przedstawiała w pełni to, co ludzkie, pracę jaźni w jaźni – na ile jaźń wyraża się w materiale fizyczno-zmysłowym41. Rudolf Steiner tłumaczył to
w ten sposób:
Kiedy patrzymy na ludzką historię, tajemną
historię, to pojmiemy, że dusza, która inkarnowała się w epoce indyjskiej, a potem perskiej, mogła być przeniknięta inspirującym
elementem jakiejś indywidualności wyższych
hierarchii; natomiast potem, gdy pojawiła się
w okresie grecko-łacińskim, była już sama i pracowała tak, że jaźń pracowała właśnie w jaźni.
Wszystko, co w okresie poprzedzającym epokę
grecką […] pojawiało się jako boskie natchnienie, jako objawione z góry – dotyczy to również
początków greckiej epoki kulturowej w dziewiątym, dziesiątym oraz w jedenastym stuleciu
przed Chrystusem – co przedstawia się nam
jako kultura inspirowana, w którą z zewnątrz
wpływało to, co miała otrzymać duchowo, nabierało coraz bardziej charakteru czysto osobisto-ludzkiego. I najsilniej znajduje to swój
wyraz w Grecji. Takiego wyrazu zewnętrznego
człowieka wżywającego się w świat fizyczny,
tego, czym jest człowiek jako istota oparta na
samym sobie, nie widziano nigdy wcześniej
i nie ujrzy się nigdy później42.
Według Steinera w antycznym sposobie życia
Greka i w jego twórczości objawia się historycznie to, co czysto osobisto-ludzkie, co jest
całkowicie zamkniętym w sobie pierwiastkiem
osobisto-ludzkim. Ten tajemniczy pierwiastek
odnaleźć można w greckich rzeźbach przedstawiających postacie bogów:
Możemy powiedzieć, że tak jak występuje przed
nami greckie dzieło sztuki rzeźbiarskiej, na ile można je poznać dzięki środkom fizycznym, tak stoi
przed nami człowiek całkowicie jako osobowość.
I gdybyśmy przy dziełach sztuki Greków nie mogli
zapomnieć, że inkarnację, która nas wtedy wyrażała, poprzedzały inne inkarnacje i inne po niej
nadejdą, jeśli tylko przez moment pomyślelibyśmy,
że postacie Apolla czy Zeusa opierają się tylko na
jednej z wielu inkarnacji, to nie odczuwalibyśmy
w sposób prawidłowy greckiego dzieła sztuki. Przy
greckich dziełach sztuki musimy zapomnieć, że
człowiek wciela się w następujących po sobie inkarnacjach. Tam osobowość przelana jest całkowicie
40 Aby zbliżyć się do poznania wartości i sensu greckiej sztuki, należy pamiętać, że choć jej twórcy byli
ludźmi nieprzeciętnymi, obdarzonymi niepospolitymi talentami, działali w pewnym ściśle uwarunkowanym historycznie środowisku, tworzących na
określone zamówienie społeczne. Tamże, s. 112.
41 R. Steiner, Historia tajemna (dz. cyt.), s. 53.
42 Tamże, s. 55, 56.
w formę tej jednej osobowości. I takie było całe
życie Greków43.
Im bardziej patrzymy wstecz, tym postacie
stają się bardziej symboliczne i wskazują nie
na to, co jest czysto ludzkie, lecz wyrażają coś,
czego człowiek nie czuł jeszcze w samym sobie,
a co mógł tylko symbolicznie wyrazić, a wynikało
to ze światów bosko-duchowych. To dlatego –
jak tłumaczy Steiner – stara sztuka pełna jest
symboli:
I znów widzimy, jak sztuka wpływa akurat na
lud, który powinien dać materiał naszej, piątej
epoce kulturowej – wystarczy tylko przypomnieć
sobie dawną sztukę niemiecką – gdzie widzimy,
że nie mamy tam do czynienia z symboliką ani
też z czymś, co wyraża coś czysto ludzkiego,
lecz z czymś pogłębionym przez duszę; widzimy,
jak to niejako nie do końca staje się postacią
ludzką. Właśnie postacie u Albrechta Dürera
możemy charakteryzować inaczej. To, co dąży
w człowieku do świata nadzmysłowego, ujmując
to w greckim sensie, znajduje w nich tylko niedokończony wyraz w zewnętrznym ukształtowaniu
cielesności. Dlatego tym większe pogłębienie
przez duszę, im bardziej wznosi się sztuka44.
Na powstanie starożytnego dzieła sztuki wielki wpływ miały ówczesne religie – obok takich
czynników, jak: przeznaczenie użytkowe dzieła,
uwarunkowania społeczne, inwencje artystyczne
i idee – które dopiero w pierwszych kilku wiekach
naszej ery zaczęły ustępować miejsca nowemu
światopoglądowi, nowemu porządkowi rzeczy,
jakim było narodziny i ekspansja chrześcijaństwa. Jak trwałą była jednak wiara starożytnych
w ten idealny, platoński świat świadczy dominujący w późnej starożytności, przekazywany
także za pośrednictwem Ojców Kościoła, neoplatonizm45, w którym ogromną rolę odgrywał
pierwiastek mistyczny. Odnowienie myśli Platona wycisnęło piętno na całej niemal filozofii
chrześcijańskiej w średniowieczu, a także na
myśli islamskiej i żydowskiej. Później wywrze
wpływ na włoski humanizm, szkołę z Cambridge (XVII w.), Leibniza, niemieckich idealistów
Schellinga i Hegla, a także Herdera, Novalisa czy
Goethego – niezwykle cenionego przez Steinera.
Plotyn (205–270), współczesny pierwszym Ojcom Kościoła, który w gruncie rzeczy interesuje
się inspirowaną teologicznie metafizyką, pyta
o pierwszą przyczynę świata, którą interpretuje
jako Boga i, odwołując się do Platońskiej metafory jaskini, pojmuje drogę ku owej przyczynie
jako wznoszenie się. Do tego nawiązuje plotyńska estetyka. Według niej, to dzięki światu
duchowemu na świat zmysłowy pada odblask
(nadziemskiej) harmonii i piękna.
Pomimo rozwijających się i ewoluujących różnych prądów myślowych, sporów filozoficznych,
postępującej krytyki religii, przetrwała do początków nowożytnych (a pewne uniwersalne,
prastare prawdy w niej zawarte pielęgnowane
są do naszych czasów, wzbogacane przez nowe
epoki i ich twórców, myślicieli). Jeden z ostatnich
uczonych starożytności, grecki filozof rodem
z Tyru, uczeń Plotyna, również przedstawiciel
neoplatonizmu, Porfiriusz46 (234–305 r.) pisał:
Twierdzą, że życie pierwotnych ludzi było nieszczęśliwe, ponieważ ich przesądy nie ograniczały się
43 Tamże. Por. Tegoż: Egipskie mity i misteria, tłum.
M. Waśniewski, Gdynia 2001, s. 96–99. Goethe po zobaczeniu dzieł sztuki greckiej pisał:
Wielkie dzieła sztuki są zarazem jako najwyższe dzieła
natury tworzone przez człowieka zgodnie z prawdziwymi i naturalnymi prawami. Cyt. za: J. Prokopiuk,
Piękno… (dz. cyt.), s. 41.
44 R. Steiner, Historia tajemna (dz. cyt.), s. 57.
45 Treści dotyczące neoplatonizmu referuję za:
O. Höffe, dz. cyt., s. 58–62.
46 Do tego wegetarianin – oprócz takich dzieł, jak Życie Pitagorasa, czy Objaśnienia do „Odysei”, napisał
rozprawę O powstrzymywaniu się od spożywania
zwierząt.
do zwierząt, lecz dotyczyły również roślin. Dlaczegóż bowiem zarżnięcie wołu lub owcy miałoby
być większym złem aniżeli ścięcie dębu czy jodły,
skoro w tych drzewach również znajduje się dusza?
O tym, jak istotna w rozwoju duchowym jest więź
artysty z naturą, umiejętność jej kontemplacji
oraz współodczuwania, powrócę w dalszej części pracy. By lepiej nakreślić zagadnienia związane z tym tematem, należy w pierwszej kolejności
przedstawić ezoteryczną koncepcję pochodzenia
człowieka i artystycznych impulsów w jego duszy,
które to prowadzą do chęci tworzenia.
POCHODZENIE SIŁY TWÓRCZEJ.
ZWIĄZEK ARTYSTY Z NATURĄ
Według nauki ezoterycznej, powierzchnia naszej Ziemi, na której ludzkość prowadzi swoją
dramatyczną walkę o byt, jest jedyną widzialną
dla człowieka częścią doskonałego i skomplikowanego organizmu, składającego się z siedmiu
światów obracających się wokół wspólnego centrum. Wszystkie te światy są ze sobą nierozerwalnie związane, jedna część utrzymuje drugą.
To ciało niebieskie widziane jako całość nie jest
tworem samym dla siebie, lecz znowu ogniwem
siedmiokrotnego kosmosu z siedmiokrotnym
słońcem, ze Słońcem Duchowym, będącym
punktem centralnym. Także człowiek składa
się z siedmiu elementów, do których należą:
ciało fizyczne, energia życiowa (prana), ciało
eteryczne, dusza zwierzęca (siedziba namiętności), intelekt (manas), jaźń (dusza) i duch
(atma, emanacja absolutu) – tylko trzy ostatnie
elementy są nieśmiertelne i razem tworzą duszę. Po śmierci dusza jednoczy się z Absolutem,
wchodząc w stan zwany Dewakanem.
Termin ten używany jest w teozofii jako określenie Nieba i w dosłownym przekładzie oznacza
Świetlistą Krainę lub Krainę Bogów47. Jest to specjalnie chroniona część sfery mentalnej, skąd
dzięki działaniu wielkich istot duchowych kierujących ewolucją ludzką, wszelkie cierpienie i zło
jest całkowicie usunięte; zamieszkują tu po wyjściu z Kamaloki48 istoty ludzkie uwolnione już od
ciała fizycznego i astralnego. W przeciwieństwie
do tego, jak to się dzieje na Ziemi, w Dewakanie wszystko, co człowiek pomyśli, przybiera
niezwłocznie właściwe kształty, gdyż subtelna
i lotna materia tego świata jest zwykłym materiałem, w którym działa umysł wolny od namiętności, jest tworzywem, które kształtuje się pod
wpływem każdego bodźca myśli. Dla porównania, gdy na Ziemi malarz, rzeźbiarz lub muzyk
47 A. Besant, Odwieczna mądrość. Zarys doktryny teozoficznej, [brak tłumacza], Warszawa 2000, s. 104.
Dewathan – miejsce pobytu bogów – jest terminem sanskryckim, odpowiada on pojęciu Nieba
u chrześcijan, wyznawców Zoroastra oraz swardze
Hindusów i sukhawati buddystów.
48 Kamaloka – czyściec – dosłownie miejsce pragnień
i pożądań – część świata astralnego, którą wyodrębnia od reszty tej sfery nie położenie w przestrzeni,
lecz odmienny stan świadomości przebywających
tu istot (tę część świata astralnego Hindusi zwą
także Pretaloka, czyli miejscem pobytu pret, preta
zaś to istota ludzka, która pozbyła się swej powłoki
fizycznej, lecz jest jeszcze obciążona szatą astralną.
Człowiek nie może się w niej wznosić dalej i póki
ciało to nie rozpadnie się, pozostaje w nim uwięziony). Istotami tymi są ludzie, których śmierć pozbawiła ciała fizycznego i którzy mają przejść tutaj pewne przemiany oczyszczające, zanim z kolei będą
mogli wznieść się do życia w spokoju i szczęściu,
które jest udziałem właściwego człowieka – duszy
ludzkiej. Duszą tą jest „Ja” człowieka – łącznik między Duchem Boskim w nim, a jego niższą osobowością. Jest to Ego lub indywidualność rozwijająca
się przez ewolucję. W języku teozoficznym jest
to manas, intelekt. Myśl jest jego energią, która
działa w obrębie ograniczeń fizycznego mózgu,
ciała astralnego lub Mentalnego (Zob. Tamże,
s. 66–82. Por. R. Steiner, Teozofia Różokrzyżowców,
tłum. M. Waśniewski, Gdynia 1996, s. 30).
tworzy w marzeniach mocą własnej wyobraźni
Pierwszy, najniższy krąg, jest Niebem najmniej
by spełniać wzniosłe posłannictwo mędrców, nie ginie, gdy umierają ciała, które je okrywały.
przepiękne wizje, to gdy usiłuje wyrazić je w gru- rozwiniętych dusz, których największym na
duchowych przodowników ludzkości.
Sądzić, że dusza umiera, gdy ciało rozpada się
bym ziemskim materiale okazuje się, że dzieło Ziemi wzruszeniem była ciasna, lecz szczera
Wiele jest dusz, które wzniosłą myślą i szlachet- w proch, to jakby wierzyć, że walą się niebiosa,
to stoi znacznie poniżej swego pierwowzoru
i nieraz bezinteresowna miłość dla rodziny
nym życiem zasiały ziarna przynoszące plon
gdy stłuczemy gliniany garnek52.
myślowego.
Marmur
jest
zbyt
materialny,
by
i przyjaciół.
w piątym
kręgu
Nieba,
najniższym
z trzech
kręcdn.
wyrazić doskonały kształt, farby – zbyt mętne, W następnym kręgu Nieba przebywają ludzie
gów świata „bez kształtu”. Otrzymują też wielką
by oddać czystość barwy. Jeżeli pytamy o to, wszelkich wyznań, których serca za życia zwra- nagrodę za to, że umiały wyzwolić się z więzów
gdzie jest Dewakan, gdzie znajduje się świat
cały się z miłością i żarliwością ku Bogu, pod
ciała i namiętności; teraz zaczynają żyć rzeczywiduchowy, to odpowiedź będzie brzmiała: wokół
jakimkolwiek imieniem i w jakiejkolwiek formie
stym życiem człowieka, poznają wzniosłe istnienas. Wszystkie ludzkie dusze żyjące w tej chwili
był im znany.
nie duszy samej w sobie, nie skrępowanej żadną
poza ciałem są wokół nas. Gdy budujemy miasta
Przechodząc do trzeciego kręgu Nieba, spoty- szatą z materii niższych światów.
i fabryki, gdy tworzymy dzieła nauki czy sztuki, kamy w nich tych szlachetnych i prawych ludzi, W szóstym kręgu Nieba znajdują się jeszcze
to obok nas istnieją ludzie, będący pomiędzy
którzy na Ziemi oddawali się służeniu ludzkości
bardziej rozwinięte dusze, które podczas życia
śmiercią a nowym narodzeniem49.
i swą miłość do Boga wyrażali przede wszystkim
na Ziemi nie czuły pociągu do jej przemijających
Dewakan, podobnie jak Ziemia, człowiek, ko- w pracy dla bliźnich.
powabów, ale swą energię skupiały na życiu insmos, składa się z siedmiu kręgów. W każdym
Największą różnorodnością odznacza się krąg
telektualnym i duchowym. Człowiek, który doz nich panuje podobna różnorodność i bogac- czwarty. W nim to rozkwitają władze najbardziej
sięgnął tego szóstego kręgu Dewakanu, widzi
two form, jak w świecie fizycznym. Pierwsze
rozwiniętych dusz – oczywiście te władze, które
rozpościerające się przed nim olbrzymie skarby
cztery niższe kręgi są światem form. W nich
mogą się wyrazić w świecie formy. To w tej części
Myśli Bożej w Jej twórczym działaniu i może bakażda myśl przedstawia się niezwłocznie jako
Dewakanu spotykamy wielkich literatury i sztuki
dać archetypy wszelkich istniejących form, jakie
kształt. Świat form jest jednocześnie światem
roztaczających w całym przepychu swą władzę
rozwijają się stopniowo w niższych światach.
osobowości. Każdą duszę otaczają kształty do- nad formą, barwą i dźwiękiem, z którymi kiedyś Jeszcze wspanialej i potężniej jaśnieje ostatni,
świadczeń z jej ostatniego życia, które przenik- powrócą na Ziemię. Najwięksi geniusze muzyki, siódmy krąg Nieba – ojczyzna mistrzów i wtanęły do jej umysłu i zdołały wyrazić się w czystej
jakich Ziemia kiedykolwiek wydała, napełniają
jemniczonych. Nikt tu nie sięgnie – zanim nie
materii mentalnej50.
atmosferę potokami najpiękniejszych harmonii; przejdzie na Ziemi przez wąską bramę wtajemBeethoven, wolny już od głuchoty, nawet temu
niczenia, przez bramę, która „prowadzi do życia
niebiańskiemu światu dodaje jeszcze przepy- wiecznego”51. Świat ten jest źródłem najsilniejchu najwspanialszymi melodiami czerpanymi
szych intelektualnych i moralnych bodźców, jakie
49 R. Steiner, Teozofia… (dz. cyt.), s. 38, 39. Gdy człoz wyższych sfer. Tu również spotykamy mistrzów
na Ziemię spływają; stąd płyną ożywcze prądy
wiek umrze, upływa bardzo długi okres, nim znowu
malarstwa i rzeźby zapoznających się z nowymi
najwznioślejszych energii.
się narodzi. Gdy zjawia się ponownie, zastaje zubarwami i liniami o nieprzeczuwalnym pięknie
Oto zarys siedmiu kręgów Nieba; do jednego
pełnie zmieniony układ warunków, bo ma przeżyć
i harmonii. Znajdujemy tu tych, którym nie uda- z nich trafia w swoim czasie każdy człowiek, gdy
coś zupełnie nowego. Nigdy nie rodzi się dwa razy
ło się w ostatnim wcieleniu dosięgnąć wyżyn
przejdzie „zmianę”, zwaną przez ludzi „śmierw takim samym ukształtowaniu Ziemi. Człowiek
sztuki, choć gorąco tego pragnęli; przetwarzają
cią”. Śmierć bowiem jest tylko zmianą, która
pozostaje w świecie ducha tak długo, aż Ziemia
oni tu owe tęsknoty w moc twórczą, a marze- przynosi duszy częściowe oswobodzenie, uwalbędzie mogła dostarczyć mu zupełnie nowych
nia w talent, który w następnym życiu będzie
niając ją z najcięższych więzów. Jest urodzeniem
terenów. Ma to swoje znaczenie: człowiek może
ich udziałem. Są tu też i badacze natury, któ- się do życia szczerego, powrotem do właścinauczyć się czegoś nowego, a przez to zupełnie
rzy odkrywają teraz jej ukryte tajemnice; przed
wej ojczyzny po krótkim wygnaniu na Ziemię,
inaczej się rozwinąć. Jednocześnie człowiek, mięich wzrokiem przesuwają się systemy światów
przejściem z więzienia na podniebną swobodę
dzy jednym wcieleniem a drugim, będąc w światach
z całym ich wewnętrznym mechanizmem, z całą
wyżyn. Śmierć jest największym z ziemskich
niesłychanie złożoną i subtelną osnową praw, złudzeń, gdyż tak naprawdę nie istnieje – nastęduchowych, pracuje razem z wyższymi istotami
które rządzą ich przemianami. Powrócą oni na
puje jedynie zmiana warunków istnienia. Życie
nad przekształceniem Ziemi. To ludzie spełniają
jest ciągłe, nieprzerwane i niezniszczalne; jest
tę pracę pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem. Ziemię jako wielcy odkrywcy o nieomylnej intuicji
w dziedzinie utajonych praw natury. Tu również „nieurodzone, odwieczne, niepamiętne, stałe”,
Gdy potem narodzą się znowu, zastają wprawdzie
spotykamy wyznawców głębszej wiedzy, uczniów
zmienione oblicze Ziemi, ale jej nowe ukształtowagorliwych i oddanych, którzy za życia gorąco szunie jest ich własnym dziełem. Zob. także: R. Steiner,
51 Wtajemniczony opuszcza zwykłą drogę ewolucji
kali duchowego nauczyciela i zgłębiali cierpliwie
Wiedza tajemna w zarysie, tłum. M. Waśniewski,
i krótszą, bardziej stromą ścieżką podąża ku donaukę jednego z duchowych Mistrzów ludzkości.
Gdynia 2004, s. 54–90.
skonałości, poprzez medytacje i inne formy doskoPowrócą oni na Ziemię, aby nauczać, powołani,
50 A. Besant, Odwieczna mądrość… (dz. cyt.), s. 112–118.
nalenia duchowego.
52 A. Besant, Odwieczna mądrość… (dz. cyt.), s. 118.
Maciej Ignatowski
Budynek przy Dąbrówki 9, w którym odbyła się ostatnia wystawa końcoworoczna pożegnaliśmy historycznym performancem. Na koszulkach
w dwóch kolorach (czarnych, symbolizujących „stare” i białych, „nowe”) pedagodzy namalowali litery napisu: Dąbrówki 9 - Raciborska 50.
Akcję zakończył uroczysty przemarsz (w koszulkach i z czarną szarfą) do nowej siedziby. Dawną pozostawiamy z żalem i sentymentem.
KLEPSYDRA
you
absolwent
28

Podobne dokumenty