Demokracja a wielokulturowość
Transkrypt
Demokracja a wielokulturowość
Drohiczyński Przegląd Naukowy Wielokulturowe Studia Drohiczyńskiego Towarzystwa Naukowego Nr 6/2014 Łukasz Kierznowski Demokracja a wielokulturowość – postawa państwa demokratycznego wobec współczesnych zmian społecznych Democracy and multiculturalism – position of a democratic state towards contemporary social changes Słowa kluczowe: demokracja, wielokulturowość, państwo, społeczeństwo, mniejszości Keywords: democracy, multiculturalism, state, society, minorities „Demokracja nie jest ustrojem idealnym, ale jest najlepszym, jaki dotychczas istnieje”. Te słowa Winstona Churchilla wypowiedziane zostały w czasach, gdy europejskiej wielokulturowości jeszcze nie było, ale dobrze znany był już jej poprzednik – pluralizm. Dzisiaj mamy do czynienia nie tylko z o wiele mocniejszym ugruntowaniem demokracji w naszym regionie, ale też z integracją europejską, czy raczej z integracją społeczeństw europejskich. Multikulturowość przestała już być zjawiskiem społecznym, a stała się cechą społeczeństw, a w niektórych przypadkach – wręcz ich fundamentem. Każdy Europejczyk spotyka ją wciąż coraz bliżej. W tym kontekście nie dziwią więc wzmożone dyskusje, które da się obserwować zwłaszcza w krajach, w których wcześniej problem ten nie istniał. Przedmiot dyskusji ma jednak wymiar o wiele szerszy i nie odnosi się tylko do kwestii funkcjonowania społeczeństwa wielokulturowego, jak to się często podnosi. Trzeba zauważyć, że postępujące tendencje multikulturowe oprócz grup narodowych i porządku społecznego chwieją także wypracowywanymi przez wieki standardami i zasadami demokracji. Ustrojowi demokratycznemu nigdy nie groziła dysfunkcjonalność z powodu multikulturowości społe- 154 Łukasz Kierznowski czeństwa na tak dużą skalę, jak obecnie, a przecież tworzące się społeczeństwo wielokulturowe musi iść w parze z określoną polityką państwa w tej dziedzinie. Jaka jest więc rola demokracji w obecnych warunkach społecznych, gdzie różnorodne grupy kulturowe wspólnie tworzą „multikulti”? Choć demokracja na swych sztandarach wypisane ma hasło równości, model taki w przypadku społeczeństwa wielokulturowego nie jest prosty do zastosowania. Często się rozważa, czy nowoczesna demokracja powinna dążyć do implementacji grup kulturowych w życie reszty społeczeństwa, czy może zaprzestać konsekwentnej asymilacji i skupić się na tworzeniu państwa uniwersalnego dla każdej grupy społecznej. Wiąże się to oczywiście z bezwzględną równością wobec prawa, choć z perspektywy mniejszościowych grup kulturowych lepiej byłoby to nazwać „równością praw”. Takie ograniczone, dwubiegunowe myślenie przyniosło negatywne skutki np. w Niemczech i we Francji, gdzie muzułmańscy imigranci opierają się asymilacji kolejne dziesięciolecia, ich liczba rośnie (we Francji to już ponad 10% populacji) a konflikty narastają. Istnieje więc wyraźna potrzeba stosowania rozwiązań, których skutki będą bardziej wypośrodkowane – z jednej strony łagodna asymilacja rozumiana nie jako pochłanianie większości przez mniejszość, lecz jako krok do budowy nieuniknionej wielokulturowości, z drugiej zaś strony zrozumienie, że żadna grupa kulturowa nie będzie bezproblemowo godzić się na zarzucenie własnej tożsamości tylko po to, aby zostać zaakceptowanym przez większość, wśród której funkcjonuje. Ewa Nowicka wskazuje, że grupy etniczne zyskują dziś świadomość własnej odrębności jako „skarbu, niezbywalnego kapitału społecznego i politycznego”1 i gotowe są jej bronić, gdy zauważą zagrożenie dla jej przetrwania. W tym kontekście za ciekawą koncepcję mogącą niwelować imigracyjne problemy Niemiec można uznać coraz bardziej widoczny tzw. patriotyzm konstytucyjny, który skupia uwagę na konstytucji i stworzonego wokół niej porządku prawnego i społecznego, a nie – jak tradycyjny patriotyzm – wokół romantycznego nacjonalizmu, kwestii historycznych, etnicznych i kulturowych. Owy porządek prawny jest spoiwem społecznym, a samemu patriotyzmowi odbiera się charakter narodowy, zaś nadaje charakter obywatelski. Taki patriotyzm przestaje być „umiłowaniem ojczyzny” zaś staje się pozytywną i aktywną postawą wobec otaczającego porządku prawnego i wspólnoty wokół tego porządku skupionej. Jeśli wziąć pod uwagę ciężar 1 E. Nowicka, Etniczność na sprzedaż i/lub etniczność domowa [w:] Adamczuk L., Łodziński S. (red.), Mniejszości narodowe w Polsce w świetle Narodowego Spisu Powszechnego z 2002 roku, Warszawa 2006, s. 294. Demokracja a wielokulturowość – postawa państwa demokratycznego… 155 historyczny narodu niemieckiego oraz wysoki poziom kultury prawnej, należy stwierdzić, iż koncepcja patriotyzmu konstytucyjnego jest dla Niemiec idealna – uwypukla atuty, odsuwa na bok niechlubne kwestie historyczne, rozwiązuje też problem głęboko zakorzenionego federalizmu wśród samych Niemców, a przy tym wszystkim daje się skutecznie stosować w społeczeństwie pełnym imigrantów i mniejszościowych grup kulturowych. Skutecznie implementowana koncepcja patriotyzmu konstytucyjnego w Niemczech może posłużyć za wzorzec dla innych państw borykających się z podobnymi problemami. W kontekście sytuacji mniejszościowych grup kulturowych w społeczeństwie trzeba podkreślić, iż sama równość jako niezwykle istotny element systemu ochrony praw człowieka, zwłaszcza tego wypracowanego w Europie, absolutnie nie oznacza nakazu jednakowego traktowania wszystkich podmiotów. Wskazuje się wręcz, że zasada równości zawiera w sobie aspekt pozytywny i negatywny. Ten pozytywny pokrywa się właśnie z powszechnym rozumieniem równości, a więc równością wobec prawa oraz równością w prawie. Jednakże aspekt negatywny zasady równości wskazuje wprost na zakaz identycznego traktowania podmiotów i sytuacji, które nie mają identycznego lub podobnego charakteru, a więc których cecha relewantna nie występuje w podobnej skali. Przenosząc te rozważania na grunt wzajemnych relacji między grupami kulturowymi a ogółem społeczeństwa oraz biorąc pod uwagę rosnącą liczbę mniejszości kulturowych w stosunku do jednolitej większości należy zauważyć, iż nie chodzi tu właściwie o bezustanne równanie praw mniejszości do poziomu, na jakim utrzymują się prawa większości. Taka równość już bowiem istnieje, choć wciąż się kształtuje w sferze społecznej. W praktyce jednak poważniejszym problemem może się okazać wzajemny stosunek między mniejszościami, czy może skala praw i obowiązków, jakie państwo narzuca poszczególnym wyodrębnionym grupom kulturowym. Problem potęguje fakt, iż większość maleje, a sfera grup mniejszościowych ulega rozdrobnieniu. Kwestia równości w sferze prawa do kształtowania spraw publicznych zostanie jeszcze poruszona w dalszych rozważaniach. Bezsprzecznie trzeba zauważyć, że pojawia się nowa płaszczyzna, na której demokracja – rozumiana wyłącznie jako rządy większości – staje się systemem dysfunkcjonalnym. Z perspektywy grup kulturowych stanowiących mniejszości wizja państwa jako autonomicznego arbitra będącego osią porozumienia między grupami społecznymi jest nierealna. Jak trafnie wskazuje M. Kisilowski, „państwo, a konkretnie jego rządy, w żadnym razie nie są neutralne, jako że reprezentują jedynie interesy większości, które 156 Łukasz Kierznowski je wybrały”2. Choć dziś oczywiście oczekujemy od państwa działania na rzecz ogółu obywateli, nie zaś większości, która nadała władzy mandat, to postulat ten jest jednak bardzo trudny do zrealizowania (więcej na ten temat w późniejszych rozważaniach). Jeśli zaś przełożymy te uwagi na aspekt kulturowy, łatwo zauważymy, że problem jeszcze bardziej się pogłębia. Jeśli bowiem państwo jest nieskuteczne w rozwiązywaniu konfliktów nawet na linii obywatel-obywatel, to tym bardziej nieskuteczne będzie w rozwiązywaniu konfliktów na linii obywatele będący w większości-grupy kulturowe, przy czym nie chodzi tu o rozwiązanie niesprawiedliwe, ale w ogóle brak koncepcji co do kształtu odpowiedniego działania. Ujemne skutki tej nieskuteczności państwa zawsze odniesie grupa kulturowa jako podmiot słabszy i o mniejszych możliwościach. Dyskusyjny jest problem, czy państwo powinno jednocześnie prowadzić do rezygnacji z dyskryminacji pozytywnej w stosunku do grup kulturowych w każdym przypadku, w którym jest to tylko możliwe. Jeśli bowiem nadal będzie istniało przekonanie o konieczności wyrównywania istniejących nierówności, bardzo szybko może się okazać, że społeczeństwo wielokulturowe bez końca będzie generowało sytuacje społeczne wymagające uprzywilejowania wyrównawczego. W społeczeństwach Europy Zachodniej, które określić możemy jako multikulturowe, problemu początkowo nie dostrzeżono. Dziś rozrósł się on do olbrzymich rozmiarów, zaś proste i szybkie sposoby na jego rozwiązanie już nie istnieją. Istnieją za to spotęgowane skutki, jak np. imigracja zasiłkowa, które wywierają negatywny wpływ na postrzeganie samej idei społeczeństwa wielokulturowego. To wszystko dodatkowo utrudnia fakt, że nie dysponujemy przecież obiektywnym pojęciem sprawiedliwości. Nie istnieją żadne w pełni uniwersalne wzorce sprawiedliwości, która nadal zamiast mierzalnego faktu stanowi subiektywne przeżycie psychiczne. Ile jest więc zdań na temat kształtu społeczeństwa – tyle będzie opinii na temat tego, jaka forma dyskryminacji pozytywnej wobec grup kulturowych jest „sprawiedliwa”. Współczesne państwo demokratyczne musi jednak poradzić sobie z przekuciem tych opinii na system kompleksowych działań z wizją sięgającą dalej, niż do najbliższych wyborów. 2 M. Kisilowski, Prawo sektora pozarządowego. Analiza funkcjonalna, Warszawa 2009, s. 79. Demokracja a wielokulturowość – postawa państwa demokratycznego… 157 1. Ewolucja demokracji w społeczeństwie wielokulturowym Herbert Spencer twierdził, że ewolucja społeczeństwa jako całości zdeterminowana jest ewolucją jego poszczególnych części, zatem społeczeństwo nie może funkcjonować w oderwaniu od jego części. Jeśli zgodzimy się z opinią Spencera i przeanalizujemy błędy popełnione w Europie szybko spostrzeżemy, że samo uznanie odrębności kulturowej danej grupy to za mało. Tak też było w Niemczech czy we Francji – rozwój społeczeństwa nie oznaczał tam rozwoju wszystkich jego części. Części te były nie tylko sceptycznie, ale wręcz wrogo nastawione do asymilacji, respektowania narzuconych im z zewnątrz zasad społecznych i kulturowych. Stopniowo wrogie nastawienie pojawiło się także po stronie obywateli państwa przyjmującego. Okazało się bowiem, że asymilacja nie tylko nie następuje tak szybko, jak to planowano, ale że wręcz nie następuje prawie w ogóle. Dlatego należy stwierdzić, że demokracja oczywiście z zasady wiąże się z uznaniem odrębności kulturowej różnorodnych grup społecznych, ale jej zadaniem we współczesnych warunkach staje się rozszerzanie idei społeczeństwa obywatelskiego na wszystkie grupy społeczne, pobudzanie poczucia odpowiedzialności za państwo oraz ich aktywizacja i współdziałanie. Bezwzględnie trzeba stwierdzić, iż punktem wyjścia dla takich działań jest przyjęcie definicji narodu w znaczeniu politycznym, a nie etnicznym. Powstaje więc swoisty polityczno-socjologiczny system checks and balances – status i prawa danej grupy kulturowej mogą w dużym stopniu zależeć od społecznej aktywności tej grupy przy jednoczesnej kontrolnej funkcji państwa. Wydaje się także, że nie chodzi tu tylko o działalność stricte publiczną czy polityczną, bowiem równie skuteczne mogą się okazać szerokie działania danej grupy kulturowej w trzecim sektorze. Efektem będzie kształtowanie społecznej solidarności, poczucia wspólnoty i budowa prawidłowych interakcji międzyludzkich, żeby nie wspominać o szeregu innych korzyści, jakie społeczeństwu przynosi działalność jednostek w sektorze non-profit. Jak jednak demokracja powinna odnosić się do grup kulturowych w społeczeństwie wielokulturowym, a więc takim, gdzie nieuzasadnione jest już używanie sformułowania „mniejszości”, bo suma mniejszości stanowi większość? Obecna sytuacja daje nowe pole do działania dla demokracji. Ustrój, który zawsze określany był mianem „rządów większości” dzisiaj musi się przeistoczyć, bo klasycznie pojmowanej większości w aspekcie socjologicznym już nie ma. Demokracja, którą znamy jest „dyktatem średniej statystycznej” i „rządami doskonałej przeciętności”. W takich warunkach stosunkowo łatwo jest dystrybuować prawa i wolności wewnątrz 158 Łukasz Kierznowski społeczeństwa. Takiej demokracji zdążyliśmy się już nauczyć. W społeczeństwie multikulturowym przeciętności jest jednak coraz mniej, więc coraz mniej jest także precedensów. W dobie idei praw człowieka i jednocześnie rozwoju społeczeństw wielokulturowych nie pytamy już, czy państwo dba o prawa i wolności, lecz czy dokonuje odpowiedniej reglamentacji tych społeczno-prawnych dóbr. Trzeba też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w warunkach wielokulturowości i współczesnej demokracji w ogóle mamy do czynienia z uznawaniem bądź nieuznawaniem grup kulturowych. W praktyce nie wymagają one oficjalnego lub nieoficjalnego uznania i zaakceptowania, gdyż po prostu istnieją i oddziałują, a demokratyczne państwo we wszystkich sferach swej działalności nie może pomijać tych grup. Nie może także tłumić efektów ich działalności. Niestety, nietrudno wskazać współczesne państwa demokratyczne, w których postulat ten nie jest w pełni realizowany, tzn. wciąż toczą się dyskusje, w jakim stopniu można tolerować wielokulturowość, jak mocne musi być odstępstwo od społecznej normy, by nie móc go zaakceptować. Tymczasem wielokulturowość nie jest kwestią wyboru współczesnego człowieka a raczej zjawiskiem, które zaczęło nam towarzyszyć i niewątpliwie będzie towarzyszyć nadal. Dlatego w przypadku „multikulti” nie ma już zastosowania stwierdzenie „demokracja uśrednia”. Dzisiaj demokracja musi dawać możliwość różnicowania. Najbardziej klarownym przykładem wydają się być Stany Zjednoczone, w których demokracja idzie w parze z istnieniem społeczeństwa wielokulturowego. Jednocześnie amerykański wzorzec multikulturowości jest na tyle silny, że oddziałuje na inne państwa, zaś wewnątrz Stanów Zjednoczonych jest on praktycznie nienaruszalny. To jest właśnie oczywistość istnienia multikulturowości, której w Europie wciąż się uczymy. Należy więc stwierdzić, że rola demokracji w społeczeństwie multikulturowym dalece wybiega poza dychotomiczny wybór pomiędzy uznaniem a nie uznaniem odrębności grup kulturowych. Oczywiste jest, że nie może dochodzić do odmowy uznania jakichkolwiek odrębnych grup społecznych (o ile nie łamią one w sposób kolektywny przepisów obowiązującego prawa), ale nie oznacza to automatycznego uznawania odrębności wszystkich grup i zakończenia na tym etapie roli państwa. Idąc dalej, warte zauważenia jest, że mija już czas, kiedy to państwo zobowiązane było do dbania o interesy mniejszości. Dzisiaj sprawne i nowoczesne państwo demokratyczne powinno stymulować grupy kulturowe do aktywnego i samodzielnego rozwiązywania własnych problemów. Co więcej, grupy te powinny same decydować o tym, czy powinny pozostać odrębne w stosunku do Demokracja a wielokulturowość – postawa państwa demokratycznego… 159 trzonu społeczeństwa, czy stopniowo się asymilować. Grupa kulturowa prowadząca aktywną działalność (choćby tylko na swój własny użytek) w obszarze, który nazywamy społeczeństwem obywatelskim nie jest więc społecznie zbędną lub szkodliwą, jak to się często podnosi. Takie grupy społeczne wraz z pozostałymi będą tworzyć właśnie społeczeństwo multikulturowe, a nie wyizolowane składniki pewnej zbiorowości ludzkiej. W takich warunkach funkcjonowania grup kulturowych w społeczeństwie z państwa demokratycznego zdejmuje się obowiązek kształtowania pozycji danej grupy kulturowej i decydowania, czy lepsza jest asymilacja, czy różnorodność. Tak jak rynek sam reguluje cenę i podaż towarów, tak działalność i aktywność różnorodnych grup sama może decydować o kulturowej strukturze społeczeństwa. Jednak demokracja nie pozostaje bez istotnej roli do odegrania. Postulat Davida Osborne’a i Teda Gaeblera, choć odnoszony do funkcjonowania administracji publicznej i małych społeczności, w tym przypadku również znajduje zastosowanie. Państwo musi aktywizować – sterować zamiast wiosłować. Oznacza to, że wraz z uznaniem odrębności kulturowej danych grup i pozwoleniem na ich swobodne funkcjonowanie, demokracja musi zadbać, aby zmiany z tego wynikające prowadziły społeczeństwo w odpowiednim dla niego kierunku a sama idea wielokulturowości nie została wypaczona. Przeciwnicy multikulturowości stoją na stanowisku, że obecnie funkcjonujące demokracje nie potrafią odpowiedniego kierunku ani jego skutków określić, nie wspominając już o prawidłowym i konsekwentnym realizowaniu jego założeń. Wśród negatywnych następstw wymienia się przede wszystkim fakt, iż zaczynają zupełnie zanikać grupy narodowe, które przekształcają się w kosmopolityczne grupy kulturowe charakteryzujące się brakiem szerszej solidarności i odporności na zagrożenia zewnętrzne. W 2010 roku Herman van Rompuy oświadczył, że homogeniczne państwa narodowe są praktycznie martwe. Przeciwnicy multikulturowości odnosząc się do tego argumentu zwracają uwagę, że jako alternatywa nie powstają społeczeństwa kulturowo i socjologicznie bogate i wartościowe, ale pełne niechętnie przystosowujących się imigrantów stanowiących tanią siłę roboczą. Ponadto zwolennicy takich poglądów konstatują, iż do powstania prawdziwej wielokulturowości, np. w krajach zachodniej Europy, potrzebne jest faktyczne poczucie wspólnoty cywilizacyjnej, a nie masowy napływ imigrantów ze względów ekonomicznych. Taka sztuczna multikulturowość okazała się kompletną porażką demokracji jako ustroju oraz Unii Europejskiej jako organizacji i doprowadziła do rozdrobnienia (rozumianego negatywnie) wielu społeczeństw. Zmiany poszły w przeciwnym kierunku − pań- 160 Łukasz Kierznowski stwo zamiast sterować, ciągle musi wiosłować a dodatkowo pilnować, żeby cała łódź nie wywróciła się do góry dnem. 2. Różnica między imigracją zarobkową a budową wielokulturowości, czyli sukces Stanów Zjednoczonych Wzorcem, z którego Europa powinna brać przykład wydają się być Stany Zjednoczone. To kraj bogaty doświadczeniem multikulturowym, w którym rozważane problemy w mniejszym lub większym stopniu udało się rozwiązać. Wśród przyczyn różnic na omawianym tle w Europie oraz w Stanach Zjednoczonych wydaje się być podejście ideologiczne do mniejszości kulturowych oraz do imigrantów. Ciekawe wnioski wysuwa Therese Delpech, która m. in. zauważa, iż kolejne fale niechętnie asymilujących się imigrantów hispanojęzycznych rodziły podobne problemy, z jakimi borykamy się dzisiaj w Europie. Mówiono nawet o podziale kraju na dwa odrębne narody o odrębnych kulturach. Diametralną różnicą w owym podejściu ideologicznym jest fakt, iż w Ameryce zawsze pojmowano imigrantów jako nowych obywateli, swoistych Amerykanów z wyboru, którzy mieli wzbogacać społeczeństwo amerykańskie, a nie je redefiniować – „Amerykanie zawsze wyznawali pogląd, że imigranci przybywają do Stanów Zjednoczonych po to, by stać się obywatelami amerykańskimi”3. Takie podejście zawsze realizowała (do bólu przemyślana, czego Amerykanom możemy zazdrościć) polityka imigracyjna i przyniosło to pozytywne skutki. Mijają kolejne dekady i fale imigrantów a tak silnie zakorzeniony amerykański wzorzec społeczeństwa nie wydaje się bardziej zagrożony, niż było to w przeszłości. Przyjazna polityka imigracyjna okazała się czynnikiem wspomagającym proces asymilacji lub odrębnego współistnienia poszczególnych grup – w zależności która czego oczekiwała. Pełny sukces odniosła też wspominana wcześniej koncepcja patriotyzmu konstytucyjnego, w USA funkcjonująca nawet dłużej, niż w Europie w ogóle się o niej mówi. Diametralnie inna jest jednak sytuacja w Europie. Jak wskazuje Therese Delpech – tu od zawsze imigranci byli obcy, „przyjmowano ich jako pracowników tymczasowych, zostali tu, chociaż ich nie chciano”4. Przybysze stanowili chwilową tanią siłę roboczą, która prędzej czy później wyjedzie. W końcu ci chwilowi i niechciani imigranci zostali, a nieprzyjazna polityka imigracyjna nie tylko nie spowodowała ograniczenia liczby imigrantów, ale poważnie utrudniła (i utrudnia nadal) asymilację, bowiem grupa 3 4 T. Delpech, Powrót barbarzyństwa w XXI wieku, Warszawa 2008, s. 165-166. Ibidem. Demokracja a wielokulturowość – postawa państwa demokratycznego… 161 kulturowa od początku niechciana nie będzie zbyt szybko dążyła do stania się integralną i wartościową częścią społeczeństwa. W tym kontekście należy ponownie zgodzić się z przywoływanymi już poglądami Spencera. Jeśli postawimy pytanie, jakie skutki przyniosła praktyka amerykańska oraz nasze europejskie doświadczenie w zakresie budowania społeczeństwa wielokulturowego opartego na imigracji zarobkowej (a ostatnio zasiłkowej), najlepszą odpowiedzią będzie zestawienie obecnej sytuacji na obu kontynentach oraz ich perspektywy. Podczas gdy, jak pisze Delpech, „centralnym elementem życia politycznego w Ameryce, kraju imigrantów, jest ciągłe dostosowywanie polityki do kolejnych fal przybyszów”5 i jednocześnie na horyzoncie zmian społecznych nie widać żadnego zjawiska, które mogłoby poważniej zaszkodzić ustalonemu ładowi, w Europie jest inaczej. Imigranci wciąż się nie asymilują tak, jak Europejczycy by sobie tego życzyli. Powstają kulturowe getta, masowe są przypadki dyskryminacji wtórnej. Imigranckie grupy kulturowe, jeśli w ogóle chcą uczestniczyć w życiu publicznym, to zainteresowane są jedynie bezwzględnym rozszerzaniem własnych przywilejów, zaś przywileje te mają zazwyczaj charakter socjalny. Te wyodrębnione grupy kulturowe chętnie czerpią z dorobku demokracji, niewiele jednak do niego dokładają. Nie ma też mowy o budowie jakiegokolwiek kapitału społecznego wśród członków tych grup. Gdyby więc rozważać, w jaki sposób współczesna europejska demokracja wiąże się z funkcjonowaniem grup kulturowych, z pewnością należy stwierdzić, że ustrój ten nie może stymulować rozwoju społeczeństwa multikulturowego opartego wyłącznie o czynniki ekonomiczne. Sytuacja, jaka wówczas powstaje, jest typowa - gorzej traktowani imigranci konsolidują się, czując zagrożenie ze strony obywateli danego państwa. Ci zaś również się jednoczą, gdyż dla nich zagrożeniem jest rosnąca liczba imigrantów. Zagrożeni imigranci nie asymilują się, więc obywatele państwa przyjmującego stanowczo sprzeciwiają się polityce wielokulturowości. Efekt – kanclerz Niemiec stwierdza, że koncepcja społeczeństwa wielokulturowego zupełnie się nie powiodła, zaś co trzeci Niemiec jest zdania, że jego kraj został „opanowany przez cudzoziemców”. Bezsprzecznie należy uznać, iż w takich warunkach sprawnie funkcjonujące społeczeństwo multikulturowe nigdy nie zaistnieje, zaś konflikty będą się wciąż mnożyć. Kolejnym problemem jest pojawianie się różnych wzorców kulturowych wewnątrz samego narodu. Wyzwaniem dla demokracji jest pogodzenie choćby najbardziej skrajnych i wrogich względem siebie kultur, obycza5 Ibidem. 162 Łukasz Kierznowski jów i poglądów. Przez wieki znaleziono wiele sposobów – liberalnych, socjalistycznych i innych – na rozwiązywanie problemów społeczeństwa stosunkowo jednolitego kulturowo. Jednak znane wcześniej konflikty, np. na tle statusu majątkowego, społecznego, preferencji politycznych, nie są już dzisiaj jedynymi. Ustrój demokratyczny przywykł do istnienia społeczeństwa z podziałem na klasy i warstwy oraz ewoluował w tym kierunku, ale w czasach multikulturowości sytuacja jest zgoła inna. Społeczeństwo, choć nadal z zasady jest jedno, mieści już w sobie wiele grup kulturowych i w wielu krajach staje się to normą. Powstała więc kolejna płaszczyzna, na której może dochodzić do rozwarstwiania się społeczeństwa. Nowym zadaniem ustroju demokratycznego staje się więc niedopuszczenie do atomizacji tego społeczeństwa przy jednoczesnym zapewnieniu odrębności kulturowej tym grupom, które tego pożądają. W tym kontekście stanowczego umocnienia wymaga postawa demokracji wobec dyskryminacji. Rolą ustroju demokratycznego jest bowiem nie tylko powstrzymanie się od własnych działań dyskryminujących wobec grup kulturowych (co właściwie jest już utrwalone w demokracjach europejskich), ale także pilnowanie, aby do dyskryminacji nie dochodziło w sposób horyzontalny, na linii grupa kulturowa – grupa kulturowa. Zawsze bowiem w istnieniu i funkcjonowaniu odrębnych grup kulturowych nadejdzie moment, kiedy interesy tych grup przestaną być zbieżne. Tutaj wciąż jest wiele standardów do wypracowania. Wydaje się, że przez najbliższe dziesięciolecia będzie to jedno z większych strapień socjologów i teoretyków demokracji. 3. Naród czy lud – kto jest suwerenem w wielokulturowym państwie demokratycznym Nowego wymiaru nabiera także kwestia demokracji jako ustroju, w którym władzę sprawuje suweren. Suwerenność społeczeństwa obywatelskiego przybiera bowiem dwie postaci: suwerenności ludu oraz suwerenności narodu. Te dwa pojęcia, choć dzisiaj często utożsamiane są wspólnie jako suwerenność społeczeństwa obywatelskiego, pierwotnie miały odmienną treść i genezę. Naród traktowany jest jako całościowy podmiot o charakterze abstrakcyjnym, jako ogół osób danej narodowości przeszłych, obecnych i przyszłych. Natomiast koncepcja suwerenności ludu traktuje suwerena (lud) jako podmiot ukonstytuowany ze wszystkich konkretnych obywateli. Pomimo faktu, iż we współczesnej myśli demokratycznej naród postrzega się w znaczeniu politycznym (a więc pojęcia „naród” i „lud” wzajemnie się uzupełniają), to jednak mogą na tym tle występować konflikty interpreta- Demokracja a wielokulturowość – postawa państwa demokratycznego… 163 cyjne w sferze społecznej. Adam Jamróz wskazuje bowiem, że „termin «suwerenność narodu» jest wskazówką dla organów władzy, iż w swych działaniach, przy zachowaniu demokratycznych metod (poszanowanie wolności i równych praw obywateli) – powinny się kierować interesem narodu, który reprezentują”6. Dlatego w debacie nad pozycją odrębnych grup kulturowych w państwie demokratycznym nie może być dyskusji np. we Francji, której konstytucja w art. 2 i 3 stanowi, że zasadą Republiki są rządu ludu, przez lud i dla ludu oraz, że suwerenność narodowa należy do ludu. Jednak inaczej sytuacja ma się w krajach o ugruntowanej tożsamości narodowej, jak np. Polska. Konstytucja RP z 1997 r. stanowi, iż władza należy do Narodu. Na gruncie teoretycznym i prawnym sporu oczywiście nie ma, jednakże jest on widoczny w sferze społecznej, zwłaszcza gdy jest mowa o nadawaniu odrębnym grupom kulturowym i narodowym tych samych praw i wolności, które posiadają osoby narodowości polskiej. Mimo rozwoju kultury politycznej i prawnej w Polsce, spór ten jest zaskakująco żywy i aktualny. Z pewnością jednak nie przyczynia się do poprawnego funkcjonowania społeczeństwa wielokulturowego. Stopniowa budowa wielokulturowości wymaga zresztą wielu zmian prawnych, niejednokrotnie sięgających znacznie głębiej niż wspomniana kwestia konstytucyjna. Na gruncie polskiego prawa dobrym przykładem wydaje się sposób nabywania obywatelstwa polskiego. Realizacja tzw. „prawa krwi” w polskim porządku prawnym przejawia się w tym, że małoletni nabywa obywatelstwo polskie przez urodzenie w przypadku, gdy co najmniej jedno z rodziców jest obywatelem polskim lub gdy urodził się na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej zaś jego rodzice są nieznani, nie posiadają żadnego obywatelstwa lub ich obywatelstwo jest nieokreślone (podczas gdy np. we Francji wystarczy, aby rodzice byli po prostu obcokrajowcami; pomocnicze stosowanie tzw. „prawa ziemi” ma więc w Polsce mocno ograniczony charakter). Jednocześnie nadanie obywatelstwa polskiego rodzicom obejmuje małoletniego pozostającego pod ich władzą rodzicielską, jednak imigranci niechętnie zabiegają o nadanie obywatelstwa danego państwa, jeśli nie leży to bezpośrednio w ich ekonomicznym interesie. Takie uregulowanie sprawia, że dzieci imigrantów, którzy nie posiadają obywatelstwa rodzą się w Polsce, wychowują się wśród polskich dzieci, uczą się w polskiej szkole i obcują z polską kulturą i społeczeństwem, jednak z prawnego punktu widzenia Polakami nie są. Sytuacja taka ma oczywiście swój wymiar społeczny – znacznie wstrzymuje i utrudnia proces asymilacji 6 A. Jamróz, Demokracja. Jak rozumieć prawo, Białystok 1999, s. 10. 164 Łukasz Kierznowski odrębnych grup narodowych nie tylko w sferze narodowej (kulturowej), ale też obywatelskiej. Podkreśla podział na „nas, Polaków” i „ich, obcych”, buduje bariery we wzajemnym współżyciu społecznym. Bez wątpienia jednak ewolucja systemu nabywania obywatelstwa polskiego w kierunku takiego modelu, który sprzyjałby budowaniu społeczeństwa multikulturowego w obecnych polskich realiach jest prawie niemożliwa. Praktyka w tego typu sprawach, które nabrały medialnego charakteru pokazuje jasno, że publiczne przyzwolenie na szastanie polskim obywatelstwem istnieje jedynie wówczas, gdy w niezbyt odległej perspektywie może to przynieść wymierne i bezpośrednio zauważalne profity, zwłaszcza na arenie międzynarodowych zmagań sportowych. Społeczeństwo polskie nie jest jednak gotowe na rozdawanie obywatelstwa każdemu członkowi mniejszości narodowej czy kulturowej, który tego zechce. Wydaje się, że sytuacja taka będzie trwała jeszcze długo, zaś przyszłość pokaże, jaką rolę w kształtowaniu takiego podejścia będzie musiała odegrać dojrzewająca polska demokracja. Polskie zasady nadawania obywatelstwa stanowią dobry przykład wewnętrznej regulacji prawnej wstrzymującej bądź utrudniającej asymilację poszczególnych grup kulturowych. Nierozstrzygalnym jest jednak spór, czy rozwiązanie takie (powszechne zresztą w wielu krajach) jest korzystne, czy niekorzystne – takie stwierdzenie zależy oczywiście od subiektywnego stosunku co do kształtu współczesnego społeczeństwa. Jeśli jednak wrócimy do wcześniejszych rozważań nt. polityki imigracyjnej w Stanach Zjednoczonych i dopowiemy, że obowiązuje tam tzw. zasada prawa ziemi, zgodnie z którą obywatelstwo USA nabywa się przez samo urodzenie na terytorium kraju (bez znaczenia jest obywatelstwo rodziców), to różnice stają się od razu widoczne. Dziecko urodzone w Stanach Zjednoczonych od początku jest u siebie, nie ciągnie brzemienia obywatelstwa rodziców i ma takie same prawa, jak rówieśnicy. Jest Amerykaninem. Kwestia nadawania obywatelstwa jest zresztą jednym tylko przykładem spośród wielu, które można przedstawić. Budowanie warunków prawnych przyjaznych mniejszościowym grupom kulturowym ma bowiem charakter systemowy, dotyczy wielu gałęzi prawa i rodzajów stosunków społecznych/prawnych, a nie – jak często się podnosi – jedynie kwestii ekonomicznych i socjalnych. Skuteczny będzie więc szereg kompleksowych rozwiązań prawnych, nie zaś doraźne, fragmentaryczne i często populistyczne zmiany przepisów, które w skali struktury społeczeństwa przynoszą niewielki skutek. Demokracja a wielokulturowość – postawa państwa demokratycznego… 165 4. Problemy z równością i większością we współczesnym społeczeństwie Wśród wyzwań, jakie stoją przed demokracją, istnieje też potrzeba ponownego przemyślenia definicji równości w dostępie do kształtowania spraw publicznych. Zależy to oczywiście od stopnia, w jakim odrębne grupy kulturowe będą chciały partycypować w życiu publicznym, jednak patrząc na dzisiejszą sytuację można się spodziewać, iż udział ten będzie znaczny oraz, że będzie wciąż rósł. Oczywistym jest, że grupy takowe będą dążyć do utworzenia własnej reprezentacji politycznej, lecz przy zbyt dużym rozdrobnieniu dojdzie do sytuacji, w której gros kulturowych grup nie otrzyma szansy uczestniczenia w życiu politycznym, albo rozdrobnienie polityczne będzie tak duże, że niemożliwe będzie osiągnięcie kompromisu. Problem wydaje się być charakterystycznym dla demokracji i dobrze znanym, ale w rzeczywistości stanowi on pewne novum. W społeczeństwie stosunkowo jednorodnym i przy ustroju demokratycznym większość, lub duża część jest usatysfakcjonowana ze względu na posiadanie własnej reprezentacji politycznej. W społeczeństwie wielokulturowym istnieje zagrożenie, że zdecydowana większość będzie głęboko niezadowolona, ale problemem nie będzie brak reprezentantów poglądów politycznych, co demokracja już od dawna zna, ale brak reprezentantów kulturowych (choć problem raczej nie dotyczy szczebla samorządowego). Wówczas taka grupa staje się wykluczona nie tylko z życia społecznego, ale też politycznego i skazywana jest na ciągłą alienację. Możliwość działania w trzecim sektorze to już bardzo dużo, ale samo w sobie, bez możliwości realnego wpływania na sprawy publiczne – za mało. Społeczeństwa multikulturowe już istnieją, lecz sposoby rozwiązywania tego problemu wciąż pozostają nieznane, a obowiązkiem demokracji wobec nieuchronnej wielokulturowości jest ich poszukiwanie. Adam Jamróz trafnie wskazuje, iż na obecnym etapie rozwoju nauki demokracji władze państwowe (mimo, że wybrane przez większość) powinny realizować politykę leżącą w interesie ogółu społeczeństwa. Jest to o tyle trudne, że przecież sposób realizacji określonych funkcji państwa siłą rzeczy musi pozostawać w związku z pewną ideologią czy zasadami naczelnymi danego ugrupowania politycznego. Co więcej – zakładając racjonalność wyborcy trzeba stwierdzić, że właśnie taki, a nie żaden inny program polityczny był powodem, dla którego obywatele oddali swój głos na tę właśnie opcję polityczną (realizacja tego programu leży więc w sferze oczekiwań wyborcy). Odnosi się to także do stosunków na linii władzamniejszościowe grupy kulturowe. Jednak dzisiaj państwo, jak stwierdza 166 Łukasz Kierznowski A. Jamróz, „jest też odpowiedzialne za to, aby nie następowało pogłębianie się nierówności społecznych (ekonomicznych, edukacyjnych, kulturalnych), które mogłyby zburzyć społeczną równowagę i stabilność państwa”7. Państwo ma więc działać w interesie całości, a nie większości. Postulat ten nabiera szczególnie silnego wydźwięku w czasach tworzenia się społeczeństw wielokulturowych i rozdrobnionych, niejednolitych. Mniejszościowa grupa kulturowa zawsze będzie bowiem na słabszej pozycji, dysponować będzie słabszymi metodami wywierania wpływu, zaś skuteczny lobbing ze strony takiej grupy jeszcze długo nie będzie możliwy. Obniżona skuteczność wpływania na sprawy publiczne nie może jednak prowadzić do całkowitego zaniku aktywności w tej sferze. Jednocześnie państwo w stosunku do tych grup nie może pozostawać biernym odbiorcą oczekiwań. Potrzebna jest aktywna i partnerska postawa państwa, bo możliwości wpływu grup mniejszościowych rosną znacznie wolniej niż ich oczekiwania. Słusznie więc wskazuje J. Mucha, że „grupy etniczne muszą być traktowane jako grupy interesów. Oczywiście, zawsze były grupami interesów, ale z uwagi na charakter interesów, których realizacji się dotąd domagały, na ogół nie były jako takie traktowane. O ile kiedyś domagały się na ogół tylko tolerancji dla swej odrębności religijnej, językowej czy obyczajowej, to teraz wyraźnie żądają też równych praw ekonomicznych i politycznych”8. Trzeba jednak zaznaczyć, że ze względu na słabszą siłę oddziaływania grup mniejszościowych problemem jest nie tylko funkcjonowanie takiej grupy jako grupy lobbingowej, ale także wykorzystywanie tych grup przez inne, silniejsze. Dostrzega to Zbigniew Bokszański, stwierdzając, że grupy etniczne oczywiście dążą do definiowania się w sposób właściwy grupom interesu, ale można także obserwować procesy, w których „grupy etniczne stają się efektywnymi narzędziami działania różnorodnych grup interesów”9. To także trudne zadanie dla współczesnej demokracji – niwelowanie negatywnych wpływów, które w efekcie mogą prowadzić do traktowania grup mniejszościowych bardziej jako przedmiotów, niż podmiotów życia publicznego. Co do zasady większości, trzeba powiedzieć, że choć bezsprzecznie władza wybrana przez większość obywateli powinna działać w interesie całego narodu w znaczeniu politycznym, to zasada większości ma znaczenie raczej proceduralne i symboliczne. Partia polityczna, która wygrała wybory z wynikiem 40% przy frekwencji 50% (co w polskich wyborach parlamentarnych i tak zazwyczaj jest pułapem nieosiągalnym) de facto dysponuje 7 Ibidem. J. Mucha, Oblicza etniczności. Studia teoretyczne i empiryczne, Kraków 2005, s. 32. 9 Z. Bokszański, Tożsamości zbiorowe, Warszawa 2006, s. 97. 8 Demokracja a wielokulturowość – postawa państwa demokratycznego… 167 mandatem, nadanym jej przez 20% uprawnionych. Mimo to mamy przecież do czynienia z pełną legitymizacją tak wybranej władzy. Paradoksem jest, iż w demokracji sam fakt przeprowadzenia wyborów w sposób prawidłowy jest bardziej istotny (ze społecznego punktu widzenia), niż dokonanie faktycznego wyboru przez społeczeństwo. Biorąc pod uwagę powyższe rozważania, demokracja jako „rządy większości” wcale nie musi uniemożliwiać mniejszościowym grupom kulturowym realizację ich interesów. Piłka jest jednak po stronie owych grup (trudno przecież oczekiwać, że większość zacznie zabiegać o realizację interesów mniejszości). Od ich postawy i aktywności będzie zależeć ich pozycja w demokratycznym społeczeństwie, przy czym za „aktywność” nie możemy uznawać zaciekłej walki o własne przywileje socjalne, co ma miejsce w Europie zachodniej. Na demokrację powołują się wszystkie niemal siły polityczne i ruchy społeczne. Jednak całkowicie nowe warunki społeczne, w jakich zaczyna funkcjonować współczesny świat czynią przestarzałymi wiele teorii, na których porządek społeczny opierał się do tej pory. Nadszedł czas, kiedy demokracja będąca rządami większości musi wykazać się maksymalną elastycznością w stosunku do grup kulturowych, a politycy – w stosunku do swoich wyborców. Z perspektywy obserwatora to czas niesamowicie interesujący, choć dla wielu będzie on okresem bolesnej walki. Bez wątpienia jednak świat idzie w kierunku wielokulturowości, a zredefiniowana demokracja musi iść razem z nim. Summary Currently, we bear witness to the phenomenon of European societies integration in the situation of established democracy. Multiculturalism is no longer a social phenomenon, but becomes a characteristic or even a fundamental part of a society. However, apart from the old nationality groups and social order the progressive multicultural tendencies seem to shake venerable standards and principles of democracy. The created multicultural society must go together with a specific state’s politics in this area. This article attempts to answer the question what role democracy plays in the contemporary developing social circumstances, what position democracy should take with regard to the problems the concept of multiculturalism has brought to the so-far homogenous societies, and which of the established democratic principles should be redefined in order to apply them in a multicultural society. 168 Łukasz Kierznowski Literatura Bokszański Z., Tożsamości zbiorowe, Warszawa 2006 Budyta-Budzyńska M., Socjologia narodu i konfliktów etnicznych, Warszawa 2010 Burszta W., Wielokulturowość. Pytania pierwsze [w:] M. Kempny, A. Kapciak, S. Łodziński (red.), U progu wielokulturowości. Nowe oblicza społeczeństwa polskiego, Warszawa 1997 Delpech T., Powrót barbarzyństwa w XXI wieku, Warszawa 2008 Garlicki L., Polskie prawo konstytucyjne, Warszawa 2012 Golka M., Oblicza wielokulturowości[w:] M. Kempny, A. Kapciak, S.Łodziński (red.), U progu wielokulturowości. Nowe oblicza społeczeństwa polskiego, Warszawa 1997 Grzybowski M. (red.), Prawo konstytucyjne, Białystok 2009 Jamróz A., Demokracja. Jak rozumieć prawo, Białystok 1999 Kisilowski M., Prawo sektora pozarządowego. Analiza funkcjonalna, Warszawa 2009 Kudrycka B., Guy Peters B., Suwaj P. J. (red.), Nauka administracji, Warszawa 2009 Łętowska E., Rzeźbienie państwa prawa, Warszawa 2012 Mucha J., Oblicza etniczności. Studia teoretyczne i empiryczne, Kraków 2005 Nikitorowicz J., Nowe wyzwania edukacji międzykulturowej w kontekście współczesnych dylematów wokół kreowania społeczeństwa wielokulturowego [w:] Biernacka M., Krzysztofek K., Sadowski A. (red.), Społeczeństwo wielokulturowe – nowe wyzwania i zagrożenia, Białystok 2012 Nowicka E., Etniczność na sprzedaż i/lub etniczność domowa [w:] Adamczuk L., Łodziński S. (red.), Mniejszości narodowe w Polsce w świetle Narodowego Spisu Powszechnego z 2002 roku, Warszawa 2006 Osborne D., Gaebler T., Rządzić inaczej, Poznań 1994 Sadowski A., Socjologia wielokulturowości jako nowa subdyscyplina socjologiczna [w:] Pogranicze. Studia społeczne t. 18, Białystok 2011 Sadowski A., Od eksplozji do realnych zagrożeń idei i praktyki wielokulturowości. Potrzeba nowych koncepcji i badań [w:] Biernacka M., Krzysztofek K., Sadowski A. (red.), Społeczeństwo wielokulturowe – nowe wyzwania i zagrożenia, Białystok 2012 Sylwestrzak A., Historia doktryn politycznych i prawnych, Warszawa 2011 Vertovec S., Transnarodowość, Kraków 2012 Demokracja a wielokulturowość – postawa państwa demokratycznego… 169 Dokumenty elektroniczne http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/183570,1,demokrac ja-wymaga-roznicy.read [Dostęp: 04.04.2014] Gałamaga A. [2010] Patriotyzm konstytucyjny http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,732 [Dostęp: 04.04.2014] http://www.bbc.co.uk/news/world-europe-11559451 [Dostęp: 04.04.2014] Łukasz Kierznowski, student Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.