Kiedy Paryż był stolicą cywilizowanego świata

Transkrypt

Kiedy Paryż był stolicą cywilizowanego świata
Kiedy Paryż był stolicą
cywilizowanego świata
Jan Prokop
Kiedy Paryż był stolicą
cywilizowanego świata
Z historii związków kulturalnych
Francji z zagranicą
Kraków – Kielce
© Copyright by Jan Prokop, 2007
ISBN 83-?????????????????
??????????????????????????
????????????????????
?????????????????
???????????????????
????????????????
Przedmowa
Co Francuz wymyśli, to Polak polubi, pokpiwał
polonocentryczny romantyk, w szkaradnym (modernizującym się) Paryżu, Adam Mickiewicz. Pewnie
świadom, że gorzej wypadłoby odwrócenie porzekadła, bo, co Polak wymyśli, o tym Francuz zazwyczaj
wie bardzo mało: czy dlatego Alfred Jarry usytuuje swoją farsę Ubu król (1896) w Polsce czyli nigdzie.
Dziś stan ten poprawia się m.in. dzięki publikacjom
Marii Delaperièrre, Michela Masłowskiego, przekładom Maryli Zielińskiej-Laurent i wielu innych.
W rozważaniach, które nastąpią, mowa będzie
o interakcjach, wzajemnym oddziaływaniu, relacjach
nie zawsze symetrycznych między Francją i światem
zewnętrznym, a mianowicie Polską, Niemcami, Anglią i Ameryką, Rosją, wreszcie (byłymi już) koloniami. Co zahacza po części o badania imagologiczne. Te
badają stereotypy interkulturalne, wizerunki pozytywne lub negatywne siebie i obcego. A więc dotknięty zostanie temat frankofilii (gallomanii) i frankofobii, lecz także reakcje samych Francuzów na kontakt
z nie-Francuzami. Może trochę megalomania jednych
5
czy drugich? Tematyka książki zainteresować może
historyka czy historyka literatury, jeśli szukają specyfiki poszczególnych kultur narodowych, badają ich
dialog z sąsiadami bliższymi i dalszymi. Wreszcie
politologa, zaintrygowanego politycznym kapitałem
wzajemnych sympatii i antypatii, mitami narodowymi, megalomanią1 czy poczuciem niższości, kreowaniem obrazu wroga (często wyimaginowanego wroga),
by tym samym umocnić własną tożsamość poprzez
odrzucenie tego, co nie nasze.
***
Tak szeroko zakreślony obszar badań wymagałby wielotomowych studiów. Tutaj zmieszczą się tylko
wybrane fragmenty, sygnały wskazujące na otwarte
tereny. Byłby to zatem naszkicowany zarys mapki
ogromnego kontynentu, punkty orientacyjne; może
pomogą rozeznać się w gąszczu faktów, często już
znanych, lokalnie badanych, lecz nie zawsze oglądanych z lotu ptaka.
Oby taka mapka pomogła lepiej określić, z uwzględnieniem historycznych zaszłości, międzyludzkie relacje
1
6
Z tej okazji warto podkreślić zabawny lapsus w nomenklaturze
uniwersyteckiej: studenci filologii polskiej nazywają się u nas polonistami – w opozycji do studiujących anglistykę, romanistykę
etc., w Anglii i Ameryce mamy english studies, french studies,
w Niemczech Germanistik, Slavistik, w Włoszech są italianisti,
a obok, francesisti, germanisti, tymczasem Francuzi sami dla
siebie nie mają wyróżniającej nazwy, gdy studiują własną literaturę, studiują po prostu lettres (literaturę) – są étudiants en
lettres. Czyżby dlatego, że jedyną literaturą jest tylko francuska:
nie potrzebuje więc żadnych bliższych określeń?
w Zjednoczonej Europie? A więc pogłębić dialog, o czym
marzył Martin Buber, Gabriel Marcel… Zobaczyć siebie oczami innych? A tym samym, w jakiejś mikroskali, usunąć lub osłabić uprzedzenia, rozwiać złudzenia, niejako zracjonalizować oczekiwania, abyśmy
nie spodziewali się tego, co niemożliwe – tj. całkowitej
– anielskiej – przejrzystości między nami, wszelako
nie tracąc nadziei na komunikatywne współdziałanie
z żywą wspólnotą Rodziny Ludzkiej?
***
Nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie
póki ich nie czytano w francuskiej gazecie: to znów
Mickiewicz (w Panu Tadeuszu). Paryż od czasów Króla – Słońce, Ludwika XIV był stolicą cywilizowanego
świata. Tam jeżdżono zaczerpnąć u źródła literatury, sztuk i nauk. Jeszcze z końcem XX wieku Miłosz
(Rue Descartes) pisał o podróży do Francji: wkraczałem w uniwersalne podziwiając pragnąc. A Gottfried
Benn, zauroczony narodowym socjalizmem wyznawał w 1934:
„Należę do pokolenia, które jeszcze przeżywało Francję w sposób szczególny, jej urok, jej wielkość, poprzez
Nietzschego działała na nas Stendhalem i Flaubertem, poprzez [Stefana] George działała Baudelaire’m
i Verlaine’m, w ostatnich latach doszedł impresjonizm, tuż przed wojną czytaliśmy Claudela i Gide’a,
Bergsona i Suares’a, z Francji przychodził potężny
powiew ducha – czy będzie przewodził znów Europie? Francja mogła po zwycięstwie znowu stanąć na
7
czele i wszyscy uznaliby byli jej przywództwo, także
Niemcy, przywództwo narodu, co tak wspaniale i prawomocnie współbudował świat Zachodu – czy pojdzie
więc ona z nami w przyszłość?”2
Styl wersalskiego dworu naśladowano w całej
Europie, zwłaszcza – w miniaturze – w księstewkach
niemieckich. Francuski klasycyzm stanowił też poniekąd wzór dla Anglików (Pope), dla Niemców (Gottsched), Włochów, Rosjan i Polaków. Aczkolwiek jego
echa szerszą falą docierają na wschód Europy z dużym opóźnieniem, to Cyda Corneille’a tłumaczy Jan
Andrzej Morsztyn już około 1660, zaś Andromachę
Racine’a, jego kuzyn Stanisław około 1675.
Ekspansja kultury francuskiej napotka na opór
dopiero z brzaskiem romantyzmu, w drugiej połowie XVIII w.: Lessing, a zwłaszcza odwołujący się do
geniusza nie do sztywnych reguł Sturm und Drang
w Niemczech, też oparty na folklorze, nie na klasykach,
preromantyzm angielski biskupa Percy’ego, Maphersona, Burnsa. Opór gwałtownie wybucha w czasie wojen
napoleońskich na fali antyfrancuskich urazów (Kleist,
Arndt). W Polsce jeszcze później, dopiero u Brodzińskiego i Mickiewicza.
Klasycyzm przyciągał naśladowców refleksją nad
człowiekiem w ogóle, człowiekiem uwolnionym z historycznych uwikłań (Descartes, Pascal, La Rochefoucauld, Racine, La Bruyère, Boileau). Definiował
się bowiem w opozycji do barokowego bogactwa, pragnął ładu, harmonii, równowagi, czego tak bardzo
2
8
Za Wolf Lepenies, Kultur und Politik, Deutsche Geschichten,
Hanser Verlag, München Wien 2006, s. 118-9.
brakowało epoce barokowego rozwichrzenia, olśniewającego przepychu, rozdygotanej przemienności. Ale
oprócz samokontroli i dyscypliny w sztuce i w życiu
Francuzi szczycili się uniwersalizmem. Uważają się
– niemal do dziś dnia – za naród reprezentujący to,
co ogólnoludzkie, podczas gdy inne narody grzęzną
w partykularyzmie, w tym co poszczególne, odrębne,
historycznie określone i zamknięte.
Trzeba dlatego mieć wciąż na uwadze ich głęboko
zakorzenione przeświadczenie o misji uniwersalnej
Francji. Inne narody budzą szacunek, ale reprezentowałyby tylko swoją, partykularna cząstkę ludzkości.
Natomiast powołaniem Francji jest reprezentowanie
Człowieka w ogóle, jego Ratio, jego woli poznania
i uporządkowania świata. To co uniwersalne – czyli Rozum przenikający wszelkie zawiłości – stanowi
naturalny przymiot myśli francuskiej, sztuki i literatury francuskiej, polityki francuskiej. W tej optyce
najdoskonalszą republiką jest (postjakobińska) republika francuska, laicka, niepodzielna, wywodząca się z oświecenia i Rewolucji, niechętna chrześcijańskim korzeniom Europy… A najpowszechniej
ludzką jest francuska literatura z nieporównywalną wnikliwością rysująca przejrzysty obraz – mapę
powikłań duszy człowieka. Ojcem fundatorem tego
zamierzenia będzie René Descartes. Ustanowił on
podmiot poznający i przedmiot poznawany jako dwa
bieguny. Czysta świadomość (niezmienna, nieskazitelna) staje naprzeciw czystego przedmiotu (rzeczy
rozciągłej), poddanego biernie działaniom poznawczym tej świadomości. Trudno nie wyciągnąć stąd
wniosku o wszechpotężnej władzy Człowieka nad
leżącym bezwładnie u jego stóp światem. Francuzi
9
– inaczej niż Niemcy – niechętnie wpisywali ludzkość
w proces historyczny, w historyczną zmienność, relatywizującą, poniekąd osłabiającą nasz status Króla
Stworzenia – jako jedynej, najwyższej świadomości
oraz jako jedynego podmiotu nieograniczonej władzy
nad światem.
Tymczasem historyzacja (od Herdera do Meineckego i … postmodernistów) odbiera nam tę cechę uniwersalności, wystawia naszą poszczególność na przykre przypadłości, ograniczające, wykrzywiające jasne
– racjonalne – poznanie, lecz także ograniczające pełnię władzy nad ową rzeczą rozciągłą (kartezjańska
res extensa), czyli światem, który nas otacza. Przekonanie, że jesteśmy skaleczeni, naznaczeni, ograniczeni uwikłaniem w horyzont naszej epoki, choć obecne,
czego przykładem Montesquieu, Chateaubriand, Tocqueville, Taine, Simone Weil, bywało przecież najchętniej spychane we Francji na margines. Myślenie
historyzujące (konserwatywne?), myślenie świadome
uwikłań w rozmaite zaszłości, świadome warunków
historycznych, a zatem ograniczeń i niedoskonałości
naszego Rozumu, omylności naszych działań, świadome także okazjonalności, w jakiej przyszło nam
rozwiązywać mnogość nieprzewidzialnych spraw,
a więc tego, że znajdujemy się w niepowtarzalnych
sytuacjach, żyjemy w zmiennych kontekstach, ulegając, nie do końca dla nas samych jasnym, wpływom
dziedzictwa, wpływom otoczenia. – myślenie takie
traktowano jako nurt obcy w ojczyźnie Kartezjusza,
Robespierre’a, Napoleona, wreszcie De Gaulle’a. Ten
nie umiał wyobrazić sobie Francji, jako kraju zwykłego, jednego z wielu, a więc jako kraju pozbawionego
wyjątkowej wielkości.
10
***
Dążenia hegemonialne Ludwika XIV w końcu
XVII i początku XVIII wieku, wojna Rewolucji (od
1792) z despotami w imię wolności jakoby niesionej
wszystkim ludom, wyprawa Napoleona na podbój
kontynentu (wzorem, jak utrzymywał, Aleksandra
Wielkiego), wreszcie sui generis megalomania De
Gaulle’a budującego własną force de frappe (bombę
atomową) przeciw Amerykanom, mieszczą się w paradygmacie mesjańskim: chcemy świat oświecić, ucywilizować, poddając zbawiennemu wpływowi Francji.
Amerykanie nazywają to – mówiąc o sobie – manifest
destiny, misją narodową, szczególnym wybraniem.
Francuska manifest destiny ma aspekt kulturalny,
to uniwersalna misja myśli, literatury, sztuki, w duchowym podboju ludzkości oraz aspekt polityczny,
nostalgicznie postimperialny. To bowiem przodująca
rola w świecie europejskiej, jeśli nie światowej polityki, poniekąd usprawiedliwiona zwycięstwem nad
Niemcami w pierwszej wojnie światowej, choć po dwudziestu dwóch latach radykalnie podważona tzw. drôle
de guerre w 1940: śmieszną wojną, praktycznie brakiem aktywności militarnej w momencie, gdy armia
Hitlerowska zaangażowana w Polsce odsłoniła prawie
całkowicie Nadrenię – z czego jednak nie skorzystali
Francuzi, wołający, że nie będą umierać za Gdańsk.
Dość szorstkie powiedzenie Jacquesa Chiraca,
o krajach nowoprzyjętych do Unii Europejskiej (tj. Polsce), które można by streścić jak następuje: niech raczej milczą, gdy starsi i pełnoprawni zabierają głos,
nie odbiegałoby zatem od tradycyjnie wysokiej samooceny roli Paryża w polityce naszego kontynentu?
11
***
Spotkanie z wyrazistą kulturą, przekonaną o nieomylności własnej i o własnej uniwersalnej misji, może
wywoływać u sąsiadów fascynację: mniejszy i słabszy
nieraz z uwielbieniem spogląda na mistrza. Działo
się tak w Złotym Wieku (le Grand Siècle), w wieku
Ludwika XIV, podziwianego przez wielu monarchów
Europy. Działo w epoce oświecenia, epoce Voltaire’a,
Rousseau, Diderota, epoce Europy francuskiej, gdy
elity od Ebro i Padu po Wisłę i Newę, u paryskich
filozofów uczyły się poddawać w wątpliwość zastany
świat, ale i korespondować, konwersować w języku
Racine’a i Corneille’a3.
Wreszcie działo się tak w latach zwycięskiej Rewolucji, rzucającej przesłanie Marsylianki uciemiężonym (jak Polska) ludom, oraz może jeszcze wyraźniej
w latach Napoleona, rozpalającego jej (Rewolucji) płomień i impet od Renu po Warszawę, jeśli nie dalej.
Ale takie spotkania powoduje też iskrzenie. Rozdmuchany przez obalającą trony despotów Rewolucję (choć
tlił się wcześniej) płomień romantyczny, już niebawem
zwróci się przeciw ślepej frankofilii w imię własnych,
etnicznych, ludowych korzeni narodowej tożsamości,
zagrożonej przez uniwersalistycznego/kosmopolitycznego wirusa rodem z Paryża.
Pierwsza wojna światowa, zwycięska wojna nad
pruskim imperializmem umocni międzynarodowy
prestiż Francji jako zwycięskiego obrońcy zachodniej
cywilizacji parlamentarnej i demokratycznej. Umocni aż do klęski w 1940, klęskę tę odczujemy boleśnie
3
12
Louis Réau, L’Europe française au siècle des Lumières 1971.
zwłaszcza w Polsce: Władysław Bartoszewski przyznał kiedyś, że płakał, gdy w okupowanej Warszawie
dowiedział się o upadku Paryża.
W dziejach relacji Europy i Francji znajdziemy
sporo przykładów zarówno profrancuskiego entuzjazmu (gallomanii), jak i iskrzeń (gallofobii).
***
Na zakończenie dodam, że książka nawiązuje
w pewnej mierze do wydanych w PWN (2005) Dziejów
kultury francuskiej (Jacek Kowalski, Anna i Mirosław Lobowie, Jan Prokop), gdzie opracowałem okres
od Rewolucji 1789 do dziś, oraz do wydanej tamże
(2005) Historii literatury francuskiej (Katarzyna Dybeł, Barbara Marczuk, Jan Prokop), gdzie opracowałem lata Od klasycyzmu do postmodernizmu.
Francja – Polska
Dał nam przykład Bonaparte
Stosunki francusko-polskie to ogromny temat, naszkicowany tutaj bardzo pobieżnie. Pisano o nich wielokrotnie (Jan Lorentowicz – monumentalna bibliografia La Pologne en France, Zygmunt Markiewicz,
Zofia Mitosek, Jan Nowakowski, François Rosset,
Maria Straszewska, Franciszek Ziejka, by wymienić
tylko kilka nazwisk).
Polska miała najpierw kronikarza, Galla Anonima, jakoby Francuza, przez krótki czas króla z dynastii Kapetyngów (1573/4), Henryka Walezego (Henri
de Valois, późniejszy we Francji, Henri III), co uciekł
od nas, dwie królowe Francuzki, Ludwikę Marię, żonę
Władysława IV, oraz Marię d’Arquien (Marysieńkę),
żonę Jana III Sobieskiego. Pominąwszy pochodzącą
z dynastii andegaweńskiej (d’Anjou) – świętą Jadwigę,
królowę, żonę Jagielly… Kochanowski spotkał w Paryżu Ronsarda (Ronsardum vidi, napisał), potem odpierał paszkwil na Polskę, opisaną jako barbarzyński kraj przez towarzyszącego Walezemu Desportesa
15
(Gallo crocitanti – Gallowi/kogutowi kraczącemu).
W XVII wieku Tallemant de Réaux (Historiettes)
wyśmiewał prostackie obyczaje polskiego poselstwa
przybyłego do Paryża po Ludwikę Marię… Wszelako Jan Andrzej Morsztyn przełożył ok. 1660 Cyda
Corneille’a i osiadł we Francji, jego kuzyn Stanisław
przełożył Andromachę Racine’a (ok. 1675). W Nancy
znajdzie schronienie, wygnany z kraju, Stanisław
Leszczyński, gdy, w wyniku dość zawiłych intryg
jego córkę Marię (nieraz pisywaną jako Leczinska),
poślubi francuski monarcha, Ludwik XV. Dwór Leszczyńskiego w stolicy Lotaryngii, którą na dożywocie
darował teściowi zięć stanie się żywym ośrodkiem
kultury, zarówno francuskiej jak polskiej.
Znaczny wpływ na Polaków – barokowa, sarmacka szlachta XVII-wieczna nie lubiła absolutum dominium ani habsburskiego, ani francuskiego – odnotujemy jednak dopiero za czasów stanisławowskich.
Po francusku czytaliśmy, co popadło, tłumaczono też
wiele, zachwycano się nie tylko Rousseau, Wolterem,
król Staś korespondował z Panią Geoffrin. Patrioci
stanisławowscy jak Krasicki (Żona modna), Zabłocki
(Fircyk w zalotach), Niemcewicz, wyśmiewali zauroczenie francuską płycizną chwaląc staropolską cnotę.
Bogusławski tłumaczył i wystawiał na cześć stanu
trzeciego Taczkę occiarza Louisa Sébastiena Merciera. Po stronie francuskiej demokracją szlachecką zainteresował się Mably, jeden z radykalnych filozofów
oświecenia. Z inspiracji i za pieniądze Wielhorskiego,
wysłannika Konfederacji Barskiej, sam Rousseau napisał projekt ustroju Polski, zgodny ze swoimi teoriami – patriotyczny, etnocentryczny, Considérations sur
le gouvernement de Pologne – Rozważania o rządzie
16
polskim. Przeczytamy w nim radę, często powtarzaną: jeśli nawet was połkną [sc. zaborcy], to przynajmniej niech was nie zdołają strawić.
Rewolucja – Napoleon
Po upadku powstania kościuszkowskiego i Trzecim Rozbiorze jedyną szansę, aby wybić się na niepodległość upatrywano w Rewolucji francuskiej walczącej
z europejskim establishmentem. Echa paryskich wydarzeń docierały do Warszawy i budziły przeświadczenie, że Wielki Naród istotnie ma zamiar wyzwalać inne kraje spod tyranii despotów. Dlatego kilku
działaczy zgniecionej insurrekcji udaje się do Paryża,
a następnie dociera do Bonapartego we Włoszech. Ich
inicjatywa niewątpliwie nosi prorewolucyjny charakter, dopasowując się do rozchwianej, postjakobińskiej
ideologii Dyrektoriatu. Jakieś jej ślady nosi nasz narodowy hymn, powstały u stóp Napoleona – jeszcze
Bonapartego (dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy), w Reggio di Emilia. Natomiast późniejsza polska legenda (w Panu Tadeuszu) włoski epizod
Legionów chętnie idealizuje, integruje go w religijnie
zabarwiony, patriotyczno mesjański dyskurs romantyczny i powstańczy. Implicite sugeruje, że nasi żołnierze, walczący pod rozkazami boga wojny, zachowywali się jak anioły, choć wiemy, że brali udział w dość
brutalnym podboju (a nie wyzwoleniu) Italii…
Sojusz z Napoleonem, od którego z daleka trzymał się nie tylko Adam Jerzy Czartoryski, u boku
17
Aleksandra I, ale i Kościuszko, nieufny wobec tyrana, – przysporzył Polakom tyleż nadziei, co gorzkich
rozczarowań, rzucając ich to na San Domingo, to do
Hiszpanii, powstającej przeciwko francuskiemu najeźdźcy – w ewidentnie złej sprawie napoleońskich
ambicji imperialnych (haniebna Somosierra, którą
się niestety szczycimy!). A potem zdał na łaskę cara
i zabiegi, zaprzyjaźnionego z carem, Czartoryskiego,
gdy gigant upadłszy, przygniótł nas swoim ciężarem.
Maréchal de France, książe Józef Poniatowski
skakał do Elstery ratując może honor Polaków, lecz
trudno powiedzieć, czy sprawę polską, która – raczej
dzięki Czartoryskiemu – nienajgorzej zostanie potraktowana na Kongresie Wiedeńskim: Królestwo
kongresowe zresztą, jak wolno sądzić, bardziej się
nam opłaciło niż wojenna, rabunkowa gospodarka
napoleońska i pobór rekruta (ilu zginęło w wyprawie
pod Moskwą i nad Berezyną?). Sam bóg wojny miał
na nasz temat pogląd dość cyniczny: widział w Polakach doskonałe mięso armatnie, lecz nie materiał na
niezależne państwo:
„Lubię Polaków na polu bitwy; to dzielne plemię, ale
gdy idzie o ich rozdyskutowane zgromadzenia, o ich
liberum veto, o ich sejmy w siodle i na koniu z gołą
szablą, nie chcę niczego w tym rodzaju. Wystarczy,
że mamy na naszym kontynencie te szalone Kortezy
w Kadyksie […] chcę mieć w Polsce obóz, a nie forum.
Będziemy jednak mieli kawałek sejmu dla podparcia
poboru do wojska […] ale nic ponad to.”1
1
18
Wg Abel François Villemain, Souvenirs contemporains… Paris
1854, t. I, s. 165.
Napoleon, jak pisze Zygmunt Markiewicz2, czerpał wiadomości „na temat kraju, który dzięki temu
eksploatował z większą znajomością wad i zalet jego
mieszkańców” z dzieła Claude’a-Carlomana Rulhière’a
(1735-1791), Histoire de l’anarchie de Pologne, wydanego pośmiertnie w 1807: Rulhière w Polsce przebywał w czasach Konfederacji barskiej – podobnie jak
i Dumouriez, późniejszy generał Rewolucji. Zresztą
„masy Francuzów, [znalazły] w tacytowskiej formule
o «anarchii polskiej» potwierdzenie zarzutów skwapliwie kolportowanych przez wrogów rozebranego kraju”
(Markiewicz, tamże s. 485). Aczkolwiek (jak sądzi
Remi Forycki) sam Ruhlière, obracający się w kręgach
barszczan, polskie umiłowanie wolności wysoko cenił.
Za to Powstanie listopadowe, następujące w parę
miesięcy po paryskim, lipcowym zrywie wolnościowym wzbudza życzliwe echa we Francji. Młody Montalembert napisze w duchu lamennaisowskiego aliansu Wiary i Wolności [Ludu]:
„Wy królowie europejscy, królowie bez wiary w sercu,
bez miłości, królowie, którzyście zapomnieli o Bogu,
wszyscy otrzymacie karę, poznacie kruchość tronów,
na których próbowaliście zasiąść bez Niego. Wolna
i katolicka Polska, ojczyzna Sobieskiego i Kościuszki
[Kosciusko], tu, co byłaś w XVII wieku jak i w XIX
obrońcą katolicyzmu w potrzebie, witamy twoją nową
jutrzenkę, wzywamy cię do wzniosłego przymierza
Boga i wolności.”3
2
Polsko-francuskie związki literackie, Warszawa PIW 1986, s. 485.
3
„L’Avenir” 17 grudnia 1830] wg Louis Le Guillou, Politique et Religion: Lamennais et les revolutions de 1830, w; Romantisme et
politique 1815-1851, Paris Arman Colin 1969, s. 213.
19
Wielka Emigracja i Monarchia Lipcowa
Wielka Emigracja polistopadowa została przyjęta
w lipcowej monarchii Ludwika Filipa z mieszanymi
uczuciami: żołnierzy z powstania rozlokowano po zakładach na prowincji, zapewniając im skromne utrzymanie. Doznała wiele życzliwości. Ale także spotkała
się z rezerwą ze strony królewskiej administracji, jak
ognia, ze względu na własne rewolucyjne korzenie,
bojącej się posądzeń o konszachty ze spiskowcami,
karbonariuszami, itp., od których roiło się w Europie (przykładem Mazzini, później Hercen). Spiskowcami (dziś powiedziano by terrorystami?), gotowymi
w imię idei samostanowienia narodów (principe des
nationalites) wysadzić w powietrze mozolnie skonstruowaną przez Metternicha i Anglików równowagę
sił na kontynencie. Dlatego też policja wypędzi zbyt
radykalnego Lelewela, który uda się do Belgii, gdzie
oddychało się swobodniej.
Trzeba dodać, że polska idea insurekcyjna
(Mochnacki, Mierosławski, Kamieński, Dembowski) tkwiła korzeniami w militarnym doświadczeniu pierwszej wojny rewolucyjnej z 1792/3. Gdyż
tam po raz pierwszy lud upodmiotowiony – Demos –
walczył w obronie ojczyzny (zwycięstwo pod Valmy),
lud czyli zmobilizowane setki tysięcy mężczyzn.
Masowe pospolite ruszenie, już nie szlachty, tylko
całego, rozgrzanego patriotycznym entuzjazmem
(Marsylianka) narodu okazującego wolę polityczną
samostanowienia. I rzeczywiście wojska Rewolucji
okazywały miażdżącą przewagę nad najemnikami.
A mianowicie, ogromną przewagę liczebną armii
20
powstałej z ogólnonarodowego poboru do konkretnego celu obrony ojczyzny. Przewagę także moralną nad zaciężnymi, zawodowymi armiami stałymi
despotów, wprawdzie profesjonalnie wyćwiczonymi,
ale bez patriotycznej motywacji czyli propagandowej, ideologicznej podgrzewki, wreszcie znacznie
mniej licznymi: despoci skąpili pieniędzy, podczas,
gdy jakobini konfiskowali na rzecz wojska co popadło, bez żadnych skrupułów, u siebie w domu,
i zwłaszcza za granicą. Na tę spodziewaną, przyszłą masowość ludowej armii, ożywionej duchem
miłości ojczyzny liczyli później wszyscy prawie
polscy romantyczni marzyciele, odwołujący się do
napół mitycznego pułku kosynierów (z Bartoszem
Głowackim) czy warszawskich szewców z Kilińskim na czele, jako na polski odpowiednik francuskiego modelu ludowego wojska. Wszakże francuscy jakobini oprócz uzbrojonych w piki sankiulotów,
dysponowali jeszcze znakomitą artylerią, odziedziczoną po armii królewskiej, wreszcie geniuszem organizacyjnym Carnota, oraz materiałem ludzkim,
odpowiednio manipulowanym przez ideologicznie
sprawną propagandę, m.in. Marata, Héberta i ich
gazety („Le Père Duchesne” Héberta miewał do pół
miliona nakładu), które lud francuski, w przeciwieństwie do chłopa u nas, był w stanie przeczytać.
Polskie stronnictwo demokratów ufało, że obietnica ziemi na własność poruszy miliony pańszczyźnianych Bartoszów. Aby te obietnice zrealizować,
należało wszelako nakłonić szlachtę do dobrowolnego wywłaszczenia… Na taki gest jednak, mimo
patriotycznej frazeologii, od której huczało w salonach, nikt się nie zdobywał…
21
La Mennais/Lamennais
– Montalembert – Michelet
Swoista ambiwalencja monarchii lipcowej udziela
się polskiej stronie. Idea insurekcyjna, lecz i konserwatywna znajdują bowiem wsparcie nad Sekwaną. Mochnacki, jakobin Mierosławski, Mickiewicz, jak i – po drugiej, konserwatywnej stronie – Koźmianowie, Henryk
Rzewuski, wielbiciel Josepha de Maistre’a, de Bonalda.
Ale aktywniejsi są rewolucjoniści z plejady wokół Towarzystwa Demokratycznego. Stąd polskie nadzieje
(mierz siły na zamiary), które następnie rozbijają się
o zdroworozsądkowe działania, wbrew krzykliwej retoryce rewolucyjnej, o ostrożność, pragmatycznych francuskich polityków (Sébastiani w 1830, Guizot, Lamartine w 1848), gotowych do nieoczekiwanych ukłonów
pod adresem despotów (gdy francuskie poselstwo twoje
stopy liże, Warszawa jedna mocy twej urąga…, napisze
gorzko i dumnie Mickiewicz w Reducie Ordona).
Wśród wielu życzliwych Polakom Francuzów wymieńmy obok Lafayette’a, liberalnych katolików z kręgu La Mennais’a. Ten ostatni postanawia zerwać
z Kościołem, poniekąd z powodu obrony polskiego powstania, potępionego przez Rzym; Rzym bowiem interpretuje wolnościowy zryw insurekcji listopadowej jako
akt buntu przeciw prawowitej władzy, obawiając się –
raczej przesadnie – w Polakach spadkobierców jakobińskiej, antyreligijnej Rewolucji (Breve i encyklika Mirari
vos Grzegorza XVI, z 1832). Przyjaciele Lamennais’a
(tak – łącznie – zaczął pisać swoje nazwisko po zerwaniu z Kościołem), Montalembert, Lacordaire nie poszli
śladem mistrza, natomiast w dalszym ciągu bronili
22
Polaków tworząc wyraźne lobby antycarskie w katolicyzmie francuskim. Rzeczywiście, opinia publiczna
Francji (łącznie z ultramontańskim Veuillotem) z życzliwością wysłuchuje skarg emigrantów na prześladowania w kraju, na represje spotykające unitów.
Ambasadorem sprawy polskiej w Paryżu będzie
niestrudzony – liberalny konserwatysta – książę
Adam Jerzy Czartoryski z Hotelu Lambert. Dawny
przyjaciel cara Aleksandra I, obecnie emigrant kołatający przez wiele lat w interesie polskiej niepodległości „Książka księdza de la Mennaw dyplomatycznych sferach is [Paroles d’un croyant – SłoParyża, Londynu, Rzymu czy wa wierzącego] nie jest bynajIstambułu (jak sto lat później mniej dziełem odosobnionym,
bez prekursora, które pojawiło
Jerzy Giedroyć i środowisko
się nieoczekiwanie pośród
paryskiej „Kultury”, Józef nas. Poprzedzały ją Księgi naCzapski, Konstanty Jeleński). rodu polskiego poety Adama
Ale Polakom pomaga Mickiewicza, przetłumaczone
też rosnąca sława Fryde- przez Montalemberta [Henri
de Montalembert 1810-1870].
ryka Chopina, związanego
z wpływową wśród opozycji Warto zauważyć ten fakt, ma
antymonarchicznej powieś- on bowiem, moim zdaniem,
duże znaczenie. Dla wielu
ciopisarką George Sand:
osób, ale również dla świadoTakże głośny powieścio- mości ludzi, los Polski był jakpisarz, legitymista i konser- by losem złowrogim, groźbą
watysta, Balzac zainteresu- wiszącą nad całą Europą. […]
je się Polską (i Rosją ) dzięki Owszem jestem głęboko przeznajomości, a potem mał- konany, że całkowite i bezliżeństwu z Eweliną Hańską, tosne unicestwienie narodu
polskiego, rozproszenie po
siostrą Henryka Rzewu- całym świecie tylu nieposkroskiego. W jego powieściach mionych wojowników, a jeśli
pojawiają się niejednokrot- poskromionych, to poskromionych tylko przez potworne
nie postacie Polaków:
23
„Ukraina, Rosja, równiny Dunaju, całą Słowiańszczyzna wreszcie to łącznik między Europą i Azją,
między cywilizacją a barbarzyństwem. Toteż Polak,
najbujniejsza odrośl pnia Słowiańszczyzny, posiada
w naturze dzieciństwo i niestałość nieletnich ludów.
Ma odwagę, inteligencję i siłę; ale ta odwaga i siła,
ta inteligencja, porażone niemocą, nie posiadają ani
metody, ani ducha. Polak jest zmienny jak wiatr hulający po tej olbrzymiej równinie poprzecinanej bagniskami; jest gwałtowny jak zawierucha, która zrywa
i unosi domy, ale tak samo jak
te straszliwe trąby powietrzkatastrofy, jest bezdennym,
ne przepada w pierwszym lepnieopisanym złem, które wisi
szym stawie, rozpływając się
nad dawnym przedmurzem
chrześcijaństwa. A więc tak, w wodę. Człowiek przejmujestem przekonany, że opis
je zawsze coś od środowiska,
tylu nieszczęść, widok tylu ruin
w którym żyje. Bez ustanku
i nieodwracalnej nędzy był dla
w walce z Turkami, Polacy
nas szokiem wewnętrznym. wzięli od nich upodobanie we
Wielu pytało z niepokojem, wschodnim przepychu; nieraz
jak mogło dojść do tej zmiany
poświęcają pierwsze potrzeby
społecznej, która zajmuje tak
dla chęci błyszczenia, stroją się
boleśnie nasze ciała i dusze;
jak kobiety, mimo iż klimat objak mogła ona dokonać się
darzył ich naturalnym hartem
w obecności władzy absolutArabów. Toteż Polak, wzniosły
nej, która nie chce iść na żadw swoim męczeństwie, znużył
ne ustępstwa i daje ślepym,
ramię swoich ciemiężców wyzgubnym siłom Azji wsparcie
trzymując ich ciosy i powtainteligentnych i wolnych sił
rzając niejako w XIX w. obraz
Europy, która zawsze kroczy
pierwszych
chrześcijan.”4
zagarniając wszystko całkowicie bezkarnie, która nie zna
naturalnych czy dających się
czymkolwiek wyznaczyć gra- 4
Honoré de Balzac, Kuzynka
nic, która w razie konieczności
Bietka, przeł. T. Boy Żeleński,
chroni się w niedostępnych
Warszawa 1949, s. 228. cyt. wg
ustroniach Północy, a nawet
Z. Markiewicz, tamże, s. 227.
24
Słynne wykłady Mickiewicza o literaturach słowiańskich w Collège de France (1840-1844), jego
przyjaźń z Micheletem i Quinetem, to także ważny
czynnik naszego wpływu na francuską i europejską,
opinię publiczną:
„To co charakteryzowało nowe nauczanie, jakie pojawiło się w Collège de France, to siła wiary, próba wydobycia z historii nie jakiejś tam doktryny, ale zasady
działania – zasady kształtującej już nie tylko umysły, w pożarach swych stolic [aluale ich duszę i wolę. Dzięki
zja do pożaru Moskwy w 1812,
osobliwemu szczęściu – co
w chwili wkroczenia do miasta
dowodzi, iż myśli te nie
Napoleona]. Należało wyznać
były jedynie moimi, ale od- prawdę: oto tama została zepowiadały duchowi nasze- rwana, nasze główne straże
zostały rozbite, pozostały jego wieku – tą samą drogą
dynie zgliszcza, jeden wielki
podążały jednocześnie dwa
żałosny
cmentarz dzielący
znakomite umysły: Quineta
barbarzyństwo
od cywilizacji.
[…] i Mickiewicza. Przybyli
A
więc
wyrazy
głębokiego
bólu
oni z dwóch krańców świata,
za niezawinione cierpienia nanaznaczeni wyobraźniami
bardzo różnymi, ale prze- szej wspaniałej siostry Polski
stały się zarazem wyrazami
cież zgodnymi ze sobą a i ze
niesamowitego przerażenia
mną w głębokim odczuciu
wobec własnego przeznaczeżycia i znajomości duszy
nia. A wszystkie wolne siły, te
ludu. Od dawna Quinet i ja
przy władzy i te w stanie rozpodążaliśmy równolegle po
woju, zatrwożyły się i wydały
bardzo zbliżonych ścież- z siebie okrzyk trwogi.”
kach. Mickiewicz, w innej
Pierre Simon Ballanche (1776formie, był z nami złączony -1847), filozof i mistyk romansercem oraz głębią myśli. tyczny. Wg Adam Mickiewicz
Uznawał działalność zbaw- w oczach Francuzów, oprac.
ców i proroków, bowiem
Zofia Mitosek, tł. Remi Forycki,
PWN 1999, s. 192.
uznawał za boskie to, co
25
było duchem jego ludu. Wszyscy mogli się stać Zbawicielami swej rasy i ojczyzny. A więc ten kurs wschodni
w języku i figurach, wiązał się ściśle z naszymi kursami: z natchnieniem dwóch ludzi Zachodu – było to wezwanie do heroizmu, do wielkich i wzniosłych czynów,
do bezgranicznego poświęcenia. Zewnętrzna różnorodność uwidaczniała tylko jeszcze lepszą wewnętrzną jedność. Pochmurne oblicze Mickiewicza rozjaśniło
się dla przychylnej mu Fran***
cji. Wydobywał dla niej z serca
światło
objawienia, które być
„Pan Adam Mickiewicz rozmoże wcale by się nie zatliło
począł w tym roku swe pełne
w mrocznych głębiach jego ligłębi wykłady w Collège de
France z takim rozgłosem jak
tewskiej północy. Kilkakrotnie
w latach poprzednich. Mowa
widzieliśmy go, jak był kimś
polskiego poety jest równie
więcej niż człowiekiem.”5
piękna, jak jego pisma. Profesor słowiański nie tylko
Polakom udało się więc
włada językiem francuskim,
pozyskać i republikańską leon go przenika, zmusza, by
wicę,
ideą walki z despotami
mu się objawił. […] Podczas
i monarchiczną (albo liberalinaugurującego posiedzenia
ną) katolicką prawicę, opoprofesor wyraził szlachetne
uznanie dla Francji: „Swo- wieścią o prześladowaniach
body tej potrzeba, mówił, by
Kościoła, w szczególności
móc rozgrzać ducha, by mu
unitów (głośna historia –
nadać siłę konieczną do wyzresztą nieprawdziwa – przemówienia słowa działająceśladowanej
Makryny Mieczygo. Mówiliśmy już nieraz, że
sławskiej!). Od Victora Hugo
na całej kuli ziemskiej, której
tak wielką część zajmuje Sło- do Louis Veuillota wszyscy
wiańszczyzna, nigdzie oprócz
opłakiwali la malheureuse
tej sali nie masz miejsca,
gdzie można by było przema- 5
Jules Michelet [1798-1874], Colwiać swobodnie […] … zwrólège de France, Wg Adam Mickieciliśmy już uwagę na to, że
wicz…, tł. Remi Forycki, PWN
wpływ geniusza francuskiego
1999, s. 316.
26
Pologne [nieszczęsną Polskę]. Często podkreślając jej
funkcję przedmurza, podczas gdy jednocześnie Francji przypisywano rolę kulturotwórczą.
Polskę opłakiwano podobnie jak opłakiwano nieszczęsną Irlandię, Italię, Grecję – świeżo wyzwoloną spod jarzma tureckiego. Ale apogeum obecności
polskiej niedoli w świadomości Francuzów nastąpi
w Rewolucji lutowej 1848, a zwłaszcza w jej drugiej
fazie, Rewolucji czerwcowej
[journées de juin], jej pre- dopomógł Polakom sformutekstem (choć nie powodem łować ich filozofię. Dwa razy
– o czym piszą we Wspomnie- wojska francuskie stanęły na
niach i Tocqueville i później- ziemi słowiańskiej, za Karola
szy arcybiskup warszawski, Wielkiego i za cesarza Napoleona. Karol Wielki wszczepił
Zygmunt Szczęsny Feliński, w Słowiańszczyznę ideę krózresztą całkiem odmiennie
lewskości. Idea ta dokonała
te wydarzenia naświetlając) wielkiego przewrotu, a móbędzie manifestacja doma- wiliśmy już o wpływie, jaki
gająca się interwencji rządu na ducha słowiańskiego wyLamartine’a na rzecz Polski. warła osoba, geniusz i działanie Napoleona. Łatwo teraz
Paryskie wstrząsy przeżyje
pojąć, dlaczego część ludów
też emigrant Norwid.
słowiańskich ma oczy zwróNie zapominajmy jed- cone na Francję. W krajach
nak, że pomimo licznych tych powszechna jest wiara,
przejawów sympatii, polska że Francja ma powołanie raz
codzienność budziła zgrozę jeszcze oddziałać na Północ
[tzn. północny wschód Euroniektórych obserwatorów.
Oto Henriette Renan, py] i że w tej uroczystej chwili
dopełni się połączenie plestarsza siostra Ernesta, nie- mion Zachodu i Północy okobawem wielkiego mistrza la- ło jednej idei powszechnej.”
ickiej republiki francuskiej, Adam Mickiewicz w oczach
pobłażliwego sceptyka, de- Francuzów… tł. Remi Forycki,
maskatora chrześcijańskich PWN 1999, s. 237-8.
27
baśni. Jako guwernantka, pracuje u Zamoyskich
w Klemensowie w latach czterdziestych XIX wieku.
Co zobaczyła po drodze, jaką przepaść odkryła między Francją Ludwika Filipa i dzikim krajem, w którym przyszło jej nieść – dzieciom polskiego magnata
– płomień paryskiej cywilizacji? Najpierw więc obraz
Żydów na Kazimierzu, obraz, który ucieszyłby niewątpliwie duszę skrajnego antysemity, a następnie również
***
„Od czterech wieków w cywili- budząca odrazę prezentacja
zacji Europy bezinteresowną
zacofania polskiego chłopa:
rolą odgrywały bardziej niż
ktokolwiek inny, dwa narody; te dwa narody to Francja
i Polska. Weźcie pod uwagę,
panowie: Francja rozpraszała
ciemności, Polska odpychała
barbarzyństwo; Francja szerzyła idee, Polska broniła granicy. Naród francuski był apostołem cywilizacji w Europie,
naród polski był tej cywilizacji
rycerzem.
Gdyby naród polski nie był
wypełnił swojego zadania,
naród francuski nie mógłby
był wypełnić swojego. W swoim czasie, w swojej godzinie,
w obliczu niesłychanego najazdy barbarzyństwa, Polska
miała Sobieskiego, tak jak
Grecja miała Leonidasa.”
Victor Hugo, przemówienie
w izbie Parów 19 marca 1846,
z powodu wcielenia do Austrii
Wolnego Miasta Krakowa.
28
„…Zatrzymaliśmy się w Podgórzu aby uniknąć jeszcze jednej
odprawy celnej przy wjeździe
do wolnego miasta Krakowa.
Umieściwszy się w najpiękniejszej gospodzie miasta – najbrudniejszej jaką kiedykolwiek
widziałam, gospodzie polskiej
jednym słowem – udaliśmy
się do Krakowa. Wystarczyło
w tym celu tylko przejść Wisłę
po moście pontonowym, który został ledwo co przywrócony, bo lody dopiero niedawno
puściły. Most ten wyglądał na
tak zniszczony, ludność która
po nim przechodziła była tak
uboga, że poczułam jeszcze
większy ucisk w sercu, który
odczuwałam po wjeździe do Galicji. Jednak to był dopiero początek. Pierwszą ulicą na którą
się wychodzi opuszczając podgórski most jest główna
ulica dzielnicy żydowskiej; ulica ta jest szeroka, prosta,
przestronna; ale jakież domy! Jacyż mieszkańcy, dobry
Boże! Namalować polskich Żydów to rzecz niemożliwa:
to co ukazują nasze najwstrętniejsze przedmieścia, to
co widziałam najnikczemniejszego w naszych portach
morskich ostatniej kategorii, nie może dać poglądu na
widowisko, którego dostarczały te zezwierzęcone pozostałości dzieci Izraela. Cóż
to się dzieje z ludami, a ten
***
był mocny i potężny!… Po- „Feuilly był robotnikiem wyranieważ trzeba by się cofnąć
biającym wachlarze, sierotą
zbyt daleko, by odnaleźć
po ojcu i matce, który z truprzyczyny tego upodlenia, dem zarabiał trzy franki dzienaby wiedzieć czy było na- nie i żył jedną tylko myślą,
stępstwem prześladowań, a mianowicie jak wyzwolić
cały świat. Chciał po za tym
których doznali Żydzi, czy
też taki jest duch tego naro- się dokształcać; nazywał to
du, ograniczę się do zasyg- także wyzwoleniem. […] Nie
nalizowania tego i powiem, mógł znieść, aby ktokolwiek
był pozbawiony ojczyzny. Wyże mało jest widoków, które
mogą być równie przykre. hodował w sobie, z intuicją
Tę przykrość zwiększa jesz- właściwą człowiekowi z ludu,
cze upodlenie, z jakim zno- to co nazywamy dzisiaj ideą
szą, akceptują to poniże- narodową. Nauczył się historii
dlatego, aby oburzać się ze
nie. Nikczemnik, służalca,
znajomością rzeczy. W kółku
złodziej, tchórz, polski Żyd
utopistów, zajętych głównie
zniesie wszystkie wyzwiFrancją, reprezentował zagraska, gdy ma nadzieję na za- nicę. Jego specjalnością była
robienie najlichszej monety
Grecja, Polska, Węgry, Rumuu tego, kto go tak przekli- nia, Italia. Powtarzał nazwy
na. Widziałam Żyda, który
tych krajów bez ustanku, do
szedł ponad pół godziny
rzeczy i od rzeczy, z uporem
za dwoma panami, którzy
bezosobowego prawa. Turcja
nam towarzyszyli. Znosił
władająca Kretą i Tessalią,
bez najmniejszego gniewu
Rosja Warszawą, Austria
29
grubiańskie epitety, którymi go obrzucali, pozwalał
się odpychać laską, odsuwał się tylko, kiedy groziły mu razy, a potem powracał do nich z uśmiechem:
wszystko to, by sprzedać kawałeczek mydła, za który
otrzymał odpowiednik sześciu francuskich sous!
Przerażenia, które odczuwałam znajdując się pośrodku
tego świata, na szczęście nieznanego we Francji, nie
da się wyrazić; by nam zaoferować swe służby, by nas
zaciągnąć do swych brudnych sklepików, otaczali nas
ze wszystkich stron, łapali za ubrania i wyliczali nam
towary, które się w nich znajdują
z niewiarygodną elokwencją.
Wenecją, te wszystkie gwałty
doprowadzały go do wście- Aby usprawiedliwić moje przerażenie, powinnam dodać, że
kłości. A zwłaszcza oburzała
go potworna przemoc z 1772
można było dojrzeć na ich ubra[Hugo wydaje się sądzić, że
niach pełzające robactwo. Mięfinis Poloniae nastąpił po
dzy sobą ci Żydzi rozmawiali
pierwszym rozbiorze, podob- w popsutym hebrajskim; zwranie zresztą jak XX wieczny
cając się do innych, wyrażali się
komentator, Yves Gohin, por.
po polsku; w Krakowie mówili
Les Misérables t. II, przypis
również po niemiecku. […]
na s. 592]. Prawda bez osło- W nocy z 3 na 4 maja przybynek w oburzeniu! Nie ma wy- liśmy do celu naszej podróży.
mowniejszej retoryki. Jakże
Klemensów jest piękną siedzibył wymowny taką właśnie
bą; ale jest smutny, zrujnowany
wymową. Nie mógł przejść do
i opuszczony bardziej niż możporządku dziennego nad tamna to sobie wyobrazić. Znowu
tą haniebną datą, 1772, nad
szlachetnym i walecznym lu- nowe miejsce w którym zaświta mi wiele gorzkich dni! Życie
dem, złamanym zdradą, nad
jest z nich utkane.
tamtą zbrodnią we troje, nad
Tutejszego
chłopa nie da się
monstrualną zasadzką, prow
żaden
sposób
porównać z nitotypem i zapowiedzią tylu innych koszmarnych rozbiorów, kim innym. Trzeba sobie wyjakie od owych dni porozszar- obrazić istotę doprowadzoną do
pywały inne szlachetne naro- skrajnej nędzy i zbydlęcenia,
i jeszcze będzie to dalekie od
dy, rozdzierając, by tak rzec
30
rzeczywistości. Ich chatynki pokryte strzechą, które
mają najwyżej dziesięć stóp kwadratowych, zbudowane są z pni ułożonych jedne na drugich, a przerwy
między nimi wypełnia glina. Nie ma w tej siedzibie
ani komina ani okna; ogień pali się na swego rodzaju
podniesionym palenisku a dym wypełnia cały dom do
którego światło dociera tylko przez drzwi. Ogromny ceglany piec znajduje się w tych mieszkaniach i na tym
piecu śpi jedno na drugim cała rodzina, która jest zawsze bardzo liczna. Rzadko kiedy chłop posiada krowę;
kiedy ją ma, zajmuje ona
wejście do domu. Aby korzy- ich metrykę narodzin. Wszyststać z tego domu i kawałka
kie współczesne niepokoje
ziemi która do niego przy- społeczne biorą się z rozbionależy, chłop jest zobowią- ru Polski. Rozbiór Polski jest
tezą, której następstwami są
zany wobec swego pana do
wszystkie aktualne zbrodnie
pańszczyzny, która polega
polityczne. Każdy despota,
na pracy dla tego pana, bez
zdrajca, od prawie stulecia,
zapłaty ani wiktu, przez
musiał potwierdzić, podpisać
cztery a niekiedy pięć dni
i
parafować ne varietur [tak
w tygodniu. Ponieważ za nic
ma
być, nic nie zmieniać] rozw świecie nie pracowałby
biór Polski. Kiedy przejrzymy
w niedzielę, pozostaje temu
zbiór
współczesnych zdrad,
nieszczęśnikowi jeden dzień
tamta zdrada zjawia się jako
w tygodniu, żeby uprawiać
pierwsza. Kongres wiedeński
własne pole! Zresztą nie ma
dobrze się zapoznał z tamtą
skąd wziąć na to pole ani
zbrodnią, zanim popełnił własnawozu ani gnoju, a bez
ną. Rok 1772 zatrąbił na znak,
nawozu ziemia jest tu tylko
aby dobić ofiarę, rok 1815
jałowym piaskiem.
to już rozdrapywanie łupów.
Często grad niszczy wszyst- Takim tekstem przemawiał
ko; ale nawet gdy oszczędza
zazwyczaj. Ubogi robotnik
pole chłopa, nie można tu
wyrastał na strażnika sprazebrać tyle, by się wyżywić
wiedliwości, ona zaś w nagroprzez cały rok. Regularnie
dę czyniła go olbrzymem. Aljest bez pożywienia przez
bowiem w prawie żyje wiecz31
cztery miesiące w roku, a często więcej; żywi się wtedy korzonkami i grzybami: ustawicznie tu się słyszy,
że chłop od trzech dni nic nie jadł. Można o nim powiedzieć, że głód towarzyszy mu w kołysce i nie opuszcza do grobu. Ta biedna istota rzadko posiada jakieś
najdrobniejsze pieniądze; jeśli tylko ma ich trochę,
biegnie upić się wódką, którą produkują ze sfermentowanego zboża i która ogłupia
go do reszty. Wszyscy przepaność. Warszawa tak samo nie
dają za tą wódką, której sam
będzie tatarska, jak Wenecja
nie będzie szwabska [tudes- zapach jest okropny. Panowie
każą ją wytwarzać i wydzierque]. Na próżno królowie
marnują tu siły i tracą honor. żawiają prawo do jej sprzedaży.
Wcześniej czy później zato- Często chłop sprzedaje Żydowi
piona ojczyzna wypłynie na
swoje zbiory, które jeszcze nie
powierzchnię.”
dojrzały; wtedy głodowa pora
Victor Hugo, Les Misérables,
trwa jeszcze dłużej!… Ich strój
t. II, Gallimard 1973, s. 233/34.
pozostaje w harmonii z całym
życiem; widziałam kobiety, któ***
re były ledwie przykryte do ko„Ta Polska rozszarpana, w kaj- lan. Prawie cały rok mężczyźni
danach, powalona na ziemię,
są otuleni w opończę z baranich
wykrwawiona i rzężąca z trzeskór, włosem do środka a skórą
ma mieczami przystawionymi
na zewnątrz; czapka, również
do gardła, ta smutna Polska
stanowi największe niebez- ze skóry baraniej, uzupełnia
ten ubiór. Ubiór kobiet różni
pieczeństwo dla swych katów.
się tylko spódnicą i fryzurą,
Zabrali jej wszystko, co mogli,
bowiem
w zimie noszą one rówa teraz widzą ze strachem, że
nież
kaftany
ze skóry podobne
zagraża im swoją nieśmierdo męskich. Mając nadzieję, że
telnością. Groźba to straszna,
unikną
służby wojskowej, któniebezpieczeństwo, którego
rej
bardzo
się obawiają, ci niekunszt dyplomatyczny nie poszczęśnicy bardzo wcześnie się
trafi odwrócić.”
żenią
i zwiększają w ten sposób
Louis Veuillot, Voltaire et la Poswoją
nędzę. Wszystkie rodziny
logne, (10 mai 1846), Mélanges,
Paris 1857, t. III, s. 281.
są bardzo liczne.
32
Ich transakcje są, że tak powiem, tylko wymianą;
ponieważ nie ma obiegu pieniężnego, nie ma też prawie handlu. Żydzi przyjeżdżają sprzedać im to, czego
potrzebują i otrzymują w zamian jakieś produkty pochodzące ze zbiorów chłopa. Widziałam pewnego Żyda,
który za igły otrzymywał od jednych trochę tatarki, od
innych trochę ziemniaków, itd. Ponieważ Żydzi są tu
przede wszystkim uosobieniem chytrości i złodziej***
stwa, biedny chłop, któ- „[…] rewolucja zawsze miała
ry generalnie jest lojalny
swoich mistyków podobnie jak
i uczciwy, zawsze daje się im
monarchia. Rasa natchniooszukać. Żydzi są dla tego
nych (illuminés) nie wygasła.
kraju nieuleczalną plagą, Aczkolwiek ziemia francuska
strasznym nieszczęściem.
zawsze im mniej sprzyjała
niż niemiecka. Ale są kraje,
Ilość przesądów w głowie
polskiego chłopa wydawa- gdzie mistycyzm trwa wciąż,
ła mi się długo rzeczą nie- by tak powiedzieć, rozpalony
do białości. Emigracja polska
słychaną. Rozszerza je na
obdarowała nas całym szewszystko i raczej naraziłby
się na największe nieszczęś- regiem proroków i apostołów,
cia, niż by je miał zlekcewa- którzy pozyskali wśród nas
licznych zwolenników i wyżyć. Kiedyś przed oknami
warli
wyraźny wpływ na ruch
pałacu, w czasie gwałtownej
umysłowy, którego wybuch
burzy piorun zapalił słomianastąpił w lutym [Rewolucja
ny dach obory, gdzie była
lutowa 1848]. W pierwszym
zamknięta krowa, która rarzędzie trzeba tu postawić
zem z cielakiem stanowiła
poetę Mickiewicza [Mickiecały majątek starego wieś- witz], którego książka Pielniaka. Obora stała blisko
grzymi polscy okazała się
grupy domów, które jak ona
wielkim objawieniem.”
były drewniane i pokryte
Gerard de Nerval, Les Prosłomą. Cztery kroki od cen- phètes rouges, Prédiction pour
trum pożaru stał suchy płot, 1850… Illuminés et illuminisme,
który mógł roznieść ogień
Œuvres t. II, Pléiade, Gallimard
na całą wieś. I cóż. Mimo
1961, s. 1235.
33
grożącego niebezpieczeństwa, mimo że woda była blisko, ani jeden z nich nie chlusnął wiadrem na płonącą
oborę… To jest ogień z nieba, mówili…”6
Za Napoleona III
***
„Ojciec [Adam Mickiewicz]
cieszył się, że zamach stanu
usunął republikanów, którzy
opuszczając wszystkie narody, zdyskredytowali drugą
republikę. Gdy Michelet, pałając oburzeniem, przyszedł
zapytać ojca o zdanie, co do
2 grudnia [zamach stanu Ludwika Napoleona], ten rzekł:
zamiast przechodzić przez
proskrypcje Antoniusza, Oktawiusza i Lepidusa, macie od
razu Oktawiusza [cesarz August Oktawian, 63 przed Nar.
Chr. – 14 po Nar.Chr.] nie ma
więc czego narzekać. […]
Michelet był zawsze oddany
sprawie wszystkich narodów
walczących. Pamiętam, gdy
pisał Legendy Północy [Légendes démocratiques du
Nord, Paris 1854], przychodził zasięgać rady ojca co
do nie dającego się usunąć
34
Klimat wzajemnych stosunków pogarsza się po powstaniu styczniowym, choć
samo powstanie wywoła jeszcze wiele odruchów sympatii.
Powoli jednak sprawa polska
schodzi, by tak rzec, z wokandy, Francuzi – lewica republikańska, tradycyjnie Polakom
przychylna, spiera się (Victor Hugo, Michelet, Quinet)
z uzurpatorem Ludwikiem
Napoleonem, którego z kolei
Polacy (sam Mickiewicz, Krasiński, a nawet subiekt Rzecki
w Lalce Prusa!) wysoko cenią,
gdyż opowiada chętnie o principe des nationalités [prawo
samostanowienia narodów].
6
Henriette Renan, Souvenirs et
impressions. Pologne – Rome –
Allemagne – Syrie, tł. Paweł Prokop, Paris 1930, s. 36-37, 43-46.
Jeszcze gorzej dzieje się po wojnie 1870/1. Uwaga
Francuzów skupia się na leczeniu ran i szukaniu sojuszników przeciw germańskiemu naporowi. Słowiańska Rosja wydaje się w sam raz spełniać te oczekiwania (Eugene Melchior de Vogüé). Oczywiście wymaga
to wymazania z pamięci niewygodnej sprawy polskiej.
Jak dziś niewygodna dla Europy jest sprawa Czeczenii. Interesująca ankieta dotycząca Polski, rozpisana
przez Feldmanowską „Krytykę” na przełomie wieków,
około 1900, będzie pod tym
względem bardzo charakte- antagonizmu Polski i Rosji.
rystycznym
dokumentem: Wedle wskazówek ojca, moja
Zola odpisze, że nie zna się starsza siostra tłumaczyła
zupełnie na polskich spra- mu ustępy z pamiętników
wach, co wydaje się zrozu- Ewy Felińskiej o zesłaniu na
Sybir. Karol Sienkiewicz, ówmiałe, gdyż chętnie pisywał czesny bibliotekarz Biblioteki
zarobkowo do petersburskich Polskiej, niczego tak się nie
gazet, inni będą wracali do
bał, jak spotkania Micheleczasów własnej młodości, gdy ta z Montalembertem, który
opinia publiczna Zachodu w tym czasie szukał tam pewprzeżywała gorąco nieszczęś- nych dokumentów…”
cia uciskanych narodów, Władysław Mickiewicz, Paw tym Polski: Polska ślado- miętniki, t. I, Gebethner i Wolf,
Warszawa 1926, s. 111/12.
wo pełni więc funkcję emblematu nieszczęśliwej walki
***
o wolność w imię czcigodnych,
choć przebrzmiałych idea- „4 kwietnia 1857 o 3-ej z południa. […]
łów epoki romantycznej. Do
JA [Zygmunt Krasiński]. Lecz
tych ideałów górnej młodości
Francja ma żywotny, wieczprzyzna się wybitny znawca ny interes w odżyciu i życiu
spraw rosyjskich, Anatole Polski. Cokolwiek wypadLeroy-Beaulieu: „Należę do
nie, pamiętaj n[ajjaśniejszy]
panie [rozmowa toczy się
tych Francuzów, dość jeszcze
35
licznych, co pozostali wierni ideałowi sprawiedliwości,
który obrała Francja naszych ojców. Uważam sobie za
zaszczyt, że zawsze zachowałem sympatie młodości
do narodów uciśnionych, a ponad wszystko, do Polski.”
(„Krytyka” 1900, 1). Krytyk i eseista z przełomu wieków, Rémy de Gourmond, napisze w tej samej ankiecie: „Polska niepodległa byłaby znakomitą awangardą
broniącą przez barbarzyńcami”. Ale nie należy przeceniać miłych słów i francuskiej grzeczności. Jak już
wskazywał Flaubert (w Education sentimentale), klimat wiosny ludów, sympatie do narodów wybijających
się na wolność, należą do przeszłości.
Wybuch wojny w 1914 zmieni kontekst sprawy polskiej, otworzy nowe
z cesarzem, Napoleonem III],
szanse. Dmowski wraz z Pao narodzie, który jeden [tj.
derewskim
wybiorą opcję
jedyny] ze słowiańskich jest
w pełni katolickim, zachod- aliancką przeciw austriackoPiłsudskiego.
nim, jest koniecznym Francji -niemieckiej,
sprzymierzeńcem i do tego
Stąd propolskie komitety ornajwierniejszym był dynastii
ganizowane w Paryżu, stąd
twojej. Pamiętaj o nim naj- armia gen. Hallera u boku
jaśniejszy panie, dla siebie
Francuzów, działalność prosamego i ze względu na
przyszłe losu syna twego. pagandowa w czasie wojny
Pamiętaj, najjaśniejszy panie, i zaraz po wojnie, na rzecz
kraju właśnie odzyskującego
nie dać go [narodu polskiego]
zatracić. Co możesz, w każ- niepodległość wśród narodej zdarzenności [okoliczno- dowościowego zamieszania
ści] czyń.
i narodowych, krwawych
waśni
(powstanie śląskie,
ON. Francja tych samych ma
boje z Ukraińcami w Galicji
trzech wrogów, co Polska.
wschodniej
o Lwów, walki
W tym jej smutne położenie,
o Wilno). Z okazji konfliktu
że sama jedna przeciwko nim
trzem bić się nie może.
z Rosją bolszewicką, wspiera
36
nas francuska misja wojskowa gen. Weyganda. W jej
skład wchodzi zauroczony Piłsudskim (jak to później
wspomni), młody oficer. Niejaki Charles de Gaulle…
Po I Wojnie Światowej
Polak-Paryżanin, Zygmunt Lubicz Zaleski (1882-1967) będzie starał się przekonać Francuzów, że po
upadku Rosji tylko Polska odrodzona może wesprzeć
ich przeciw germańskim zakusom7. Ta oferta sojuszu JA. Niechże tak uczyni jak
politycznego mimo niechęci Horacjusz z Kuriacjuszami:
ministra Becka do paryskie- niech ich rozdzieli i każdego
go Quai d’Orsay [siedziba z osobna pokona.
Roześmiał się uprzejmie, jakMinisterstwa Spraw Zagra- by trafion tym miło w serce,
nicznych], w zasadzie prze- jakby te słowa były jego myśli
trwa do wojny 1939. Upadek ukrytej najzwięźlejszym wyraFrancji w maju 1940 będzie żeniem, i istotnie ten uśmiech
więc dla antyhitlerowskiej znaczył tyle co: Tak! – i zapykoalicji szczególnym cio- tał o Galicji stan. […] Wciąż
sem. Aczkolwiek właściwym przy tym jednak obiecywał,
że w każdym razie, w jakim
źródłem katastrofy była bądź przypadku i obrocie
7
Jan Prokop, France – Pologne
– Russie dans le Dilemme russo-polonais de Zygmunt Lubicz
Zaleski [1920], w Paris, capitale
de l’Europe centrale? Sous la direction de Maria Delaperrière et
Antoine Marès, Institut d’études
slaves, Paris 1997.
rzeczy, będzie czuwał nad
narodem polskim i starał się
o jego dobro.”
Pierwsze posłuchanie u Napoleona III, wg Zygmunt Krasiński,
Pisma polityczne i filozoficzne,
wyd. Paweł Hertz, Warszawa
Czytelnik 1999, s. 274/5.
37
wcześniejsza bezczynność [dziwna wojna – la drôle
de guerre]. Podczas gdy cała armia hitlerowska rozbijała opór Warszawy, ogołociwszy granicę nad Renem,
Francuzi stali z bronią u nogi na Linii Maginota
[paśmie nowoczesnych fortyfikacji] i nie mieli ochoty
skorzystać w porę z okazji pokonania wroga.
Czy zatem wojna była do wygrania mniejszym
kosztem, łatwiej? Czy w skutek zaniedbania ze strony Francji trwała pięć lat i pociągnęła kilkadziesiąt
milionów ofiar? Niechęć do umierania za Gdańsk
sprawiła, że niebawem umierano za setki i tysiące
innych miast…
Po II Wojnie Światowej
Po wyzwoleniu, po 1944, spory odłam opinii
publicznej (mimo chwalebnych wyjątków, np. Georges Bernanos, Raymond Aron, François Mauriac,
Albert Camus, Jacques Maritain, Gabriel Marcel)
ulega czarowi stalinowskiej Rosji, przyjaźń z ZSRR
kwitnie w sercach elit intelektualnych, jak i proletariatu z podparyskich przedmieść (banlieue rouge).
Czesław Miłosz w przedmowie z 1981 do amerykańskiego przekładu Zniewolonego umysłu przypomni
z goryczą o prosowieckisch sympatiach paryskich
intelektualistów:
„Książka ta była pisana w 1951/52 w Paryżu w czasie,
gdy większość francuskich intelektualistów niechętnie widziała amerykańską pomoc dla ich kraju, na38
tomiast z nadzieją zwracała się do nowego świata na
Wschodzie, rządzonego przez wodza wyróżniającego
się niezwykłą mądrością i cnotą, Stalina. Ci z nich,
co jak Albert Camus, ośmielali sie wspomnieć o sieci
obozów koncentracyjnych jako o fundamencie jakoby
socjalistycznego systemu, obrzucani bywali obelgami i wyklinani przez swoich kolegów. Gdy ukazała
się moja książka w 1953 nie spodobała się praktycznie nikomu […] Jej tematem jest łatwość, z jaką XX
wieczny umysł daje się uwieść społecznopolitycznym
doktrynom oraz gotowość,
z jaką akceptuje totalitarny „Obraz Polski we Francji zaterror w imię hipotetycznej
wsze był dobry i taki nadal poprzyszłości.”8
został. Francuzi nie zapomnieli, że to kraj niezależny, który
oparł się Sowietom i dał świaSprawa polska po Jałcie
tu nadzwyczajnego papieża.
jest bowiem dla wielu nie- Natomiast rząd braci Kaczyńpożądaną, kłopotliwą prze- skich wywołuje reakcje niebyszkodą w rozwijaniu przy- wale wrogie. Wytoczono mu
jacielskich stosunków z ko- coś na kształt wielkiej wojny
munistycznym
gigantem. ideologicznej. Czy można tu
Tym bardziej trzeba cenić mówić o „spisku” starej lewicy
europejskiej, a w szczególnoświatłych przyjaciół Polski, ści francuskiej? W sporej mieale także przyjaciół innych rze rzeczywiście tak jest. [...]
narodów Europy środkowo- Należy pamiętać, co Polska,
-wschodniej, dość beztrosko
co „Solidarność” uosabiała
na pół wieku przekazanych w latach 80.: było to marzenie
Stalinowi i jego następcom. o Trzeciej Drodze między soU nich emigracyjna dzia- cjalizmem a kapitalizmem. Im
bardziej dziś Polska oddala
łalność Jerzego Giedroycia się od tego marzenia snutego
przez lewicę, tym wrogość staje
się silniejsza. Oczekiwano,
8
The Captive Mind, transl. by
że
Polska wymyśli lewicę od
Jane Zielonko, Vintage Books,
nowa, a Polska nie miała na to
New York 1981.
39
znajduje życzliwą pomoc. Giedroyc osiada pod Paryżem (w Maisons-Laffitte), zakłada Instytut Literacki i kontynuuje wydawanie miesięcznika „Kultura”,
wspomagany przez Józefa Czapskiego, Konstantego
Jeleńskiego, m.in. redaktora Anthologie de la poésie polonaise (Seuil 1965): koneksjom Giedroycia,
a zwłaszcza Jeleńskiego, wielu pisarzy emigracyjnych po 1945 (Gombrowicz) zawdzięcza karierę we
Francji.
Późniejsze wstrząsy na
Wschodzie
Europy wywołają
wcale ochoty... 25 lat temu było
się za „Solidarnością”, aby po- we Francji liczne echa sympakazać, że jest się intelektualistą
tii: polski Październik i węprogresistowskim i antytotali- gierski Budapeszt w 1956,
tarnym. Dziś atakuje się Polskę
Praska wiosna w 1968, nasze
jako kraj faszystowski – co stastrajki na wybrzeżu w 1970
ło się niewątpliwie dyskursem
dominującym – aby pokazać, i 1980. Ale do zmiany kliże jest się człowiekiem postę- matu przyczyni się i głośny
pu. Ale tu nie chodzi o praw- na Zachodzie po 1973 Gułag
dziwą Polskę... Czy francuscy
Sołżenicyna, dokonując wybądź niemieccy publicyści jeż- łomu wśród dotąd prosowiedżą dziś do Polski, aby zbadać,
ckiej lewicy francuskiej.
co się w niej naprawdę dzieje?
Zaś gdy Wojciech JaNigdy lub prawie nigdy. Im nie
ruzelski
11 listopada 1981
chodzi wcale o Polskę, jedyogłosi stan wojenny przeciw
nie o pewną strategię władzy
intelektualnej lub politycznej. „Solidarności”, we Francji
Dla nich Polska jest jak w „Kró- powstają liczne komitety polu Ubu” [farsa Alfreda Jarry
mocy i poparcia dla zdelez 1896, uw. moja J.P.] – po progalizowanego Związku, postu nie istnieje.”
wstaje też pismo „Kontakt”
Guy Sorman, [w rozmowie
z Bronisławem Wildsteiz Maciejem Nowickim], Polska
nem, Mirosławem Chojebroni Europy przed banalnośckim, Zdzisławem Najderem.
cią, „Europa” 22.9.2007.
40
Porządek panuje w Warszawie [l’ordre règne à Varsovie] powiedział ongiś minister Ludwika Filipa,
Sébastiani, po zgnieceniu powstania listopadowego.
Podobne głosy padały czasem ze strony politycznego
establishmentu i w 1981, za to opinia publiczna żywo
na ogół poparła Polaków. Polskie audycje Radia Paryż niosły wiele pociechy krajowi sparaliżowanemu
przez czołgi Ludowego Wojska Polskiego i oddziały
ZOMO z generałem Kiszczakiem na czele. Trzeba
powiedzieć, że sympatie były może gorętsze po lewej,
z wyjątkiem ortodoksyjnych komunistów, niż po prawej stronie politycznego spektrum (wśród światłych
przyjaciół antykomunistów wymieńmy Alaina Besançona)…
Polscy frankofile
Z naszej strony Francja cieszyła się zawsze sympatią, choć narodowi i ludomańscy romantycy kręcili nosem na dominację klasycyzmu, na oświeceniową
gallomanię, Mickiewicz nie znosił szkaradnego Paryża, z dwuznaczną fascynacją opisywanego przez
Baudelaire’a, z wytrawną znajomością przez Victora
Hugo (Notre Dame de Paris w średniowieczu, Les
Misérables, współcześnie). Choć wielbił, jak wielu
innych Polaków, męża opatrznościowego ludów, Napoleona (i Napoleona III) oraz obalającą trony, Rewolucję.
Polska prawica (Dmowski) broniła jak i Maurras narodowej racji stanu (w duchu right or wrong,
41
my country), stawianej ponad wzniosłymi moralnie
mrzonkami o braterstwie ludów, w co wierzyli romantycy. Uczyła się od Maurrasa i Barrèsa schlebiania
Kościołowi, jednakże sprowadzanemu przez niedowiarków endeków do roli instytucji ziemskiej, znakomicie cementującej jedność narodu. Uczyła się też
politycznego darwinizmu (bezwzględna walka o byt
między narodami jak między gatunkami w przyrodzie), nienawiści do Niemców, zaślepionego antysemityzmu, przyziemnego, politycznego pragmatyzmu,
nieufności względem uniwersalistycznych haseł i humanitaryzmu Republiki… Choć nie podzielała maurrasowskiego monarchizmu: gdzież w Polsce – u jakich
dziwaków – znaleźć sentyment do dynastii?
Natomiast nasi niepodległościowcy chowali się
na jakobinach i politycznej (raczej niż socjalnej)
rewolucji, przejmowali insurekcyjny, bezwyznaniowy republikanizm (salus rei publicae suprema lex).
W kręgu Piłsudskiego (odstępcy od socjalizmu) łatwo
wiązano ten jakobinizm z autorytarnym bonapartyzmem, z kultem Napoleona i Legionów Dąbrowskiego: warto tu przypomnieć gorący frankofilizm piłsudczyka, dziejopisa napoleońskiej epoki, Marcelego
Handelsmana.
Piłsudski (sanacja?) należy wyraźnie do tej formacji duchowej – do insurekcyjnego rodu polskich
jakobinów (klubistów jak Mochnacki, Mierosławski,
Kamieński). A także państwowców, pełnych podziwu dla, nie patyczkującego się z opozycją i swobodą
słowa, Pierwszego Konsula – Bonapartego. Za ich
prototyp, czyżby uznać należało, nie tyle sztywnego ideologa, Robespierre’a, ile licznych, jakobińskich
pragmatyków, późniejszych napoleońskich prefektów,
42
sprawnych administratorów, jak technokrata Rewolucji, architekt jej militarnych zwycięstw, Lazare
Carnot, co wprawdzie krzywił się na Samowładcę, ale
przyjął tekę ministra spraw wewnętrznych w 1815,
w czasie populistycznego cesarstwa stu dni?
Nasi literaci i malarze (od Wyspiańskiego, Boznańskiej, Ślewińskiego do Czapskiego, Waliszewskiego i kapistów – nazwa od Comité parisien) chętnie spoglądali ku Francji. Pozytywiści uczyli się od
Auguste’a Comte’a, naturaliści jak Witkiewicz–ojciec,
jak Reymont odkrywali Zolę, Młoda Polska tłumaczyła Baudelaire’a (Trzeszczkowska), symbolistów,
Maeterlincka (nb. Belga), Miriam-Przesmycki przekładał nawet Rimbauda (Le Bateau ivre – Statek pijany). Już w dwudziestoleciu czytywano Apollinaire’a,
nadrealistów (Ważyk, Wat, Brzękowski). Już po drugiej wojnie, zwłaszcza w czasach popaździernikowej
(1956) odwilży zachwycano się Camusem (Dżuma),
rewelacją dla niektórych był Sartre, jako prorok egzystencjalizmu, później Błoński wprowadził na salony
Geneta, Arthauda, teatr absurdu (Ionesco, Beckett).
Tłumaczono także, znanych jeszcze przed wojną, katolickich powieściopisarzy, Mauriaca, Bernanosa (próbował wydawać ich Pax). Na KUL’u, w kręgu „Znaku”
i „Tygodnika Powszechnego” czytywano Maritaina,
Mouniera. PRLowski establishment wydawniczy i redakcyjny promował komunistów, Aragona, Eluarda.
Ale oczywiście najwięcej do promocji francuskiej
kultury i zwłaszcza francuskiej literatury przyczynił
się zagorzały frankofil, Tadeusz Boy-Żeleński, wielbiciel lekkości i dowcipu kwitnącego nad Sekwaną,
tłumacz Rabelaisa, Montaigne’a, Moliera, Volaire’a,
Balzaca, Prousta. Wyrosły w klimacie oświecenia
43
i oświeceniowego, płytkiego, beztroskiego libertynizmu (ale przekładał też i Pascala). Francję prezentowała nie tylko biblioteka Boy’a, idąca niemal w setki
tomów, przełożonych przez niego, ale także jego eseje
o najwybitniejszych postaciach literatury, wreszcie
liczne recenzje teatralne wychwalające paryski teatr,
od największych arcydzieł do najmniejszych, bulwarowych komedii.
Polski Paryż
– „Wkraczałem w uniwersalne”…
Polski Paryż to osobny rozdział naszych stosunków z Francją. Po Powstaniu listopadowym Hotel
Lambert na Ille Saint Louis stanie się centrum działalności Adama Jerzego Czartoryskiego, i konserwatywnego skrzydła emigracji, podczas gdy radykałowie
– demokraci, wielbiący jakobinów i rewolucje, rozproszeni zostaną przez nieufną policję Ludwika Filipa
w ośrodkach na prowincji. Ich dzieci niejednokrotnie
wtopiły się w świat francuskiej nauki i literatury
(Théodore de Wyzewa-Wyżewski, Casimir Stryjeński,
odkrywca Stendhala).
Ale z końcem XIX i początkiem XX wieku, pielgrzymowano do Paryża również jako do stolicy uniwersalności, do Mekki cywilizacji i kultury, do światowego centrum literatury i sztuki. Warto od tej strony jeszcze raz przypomnieć znamienny wiersz Miłosza Rue Descartes („Schodziłem ku Sekwanie, młody
44
barbarzyńca w podróży, Onieśmielony przybyciem do
stolicy świata […] Wkraczałem w uniwersalne, podziwiając, pragnąc”). Tam przemieszkiwali i wystawiali
liczni nasi artyści, zwłaszcza malarze, zanim sztuka
nie przeniosła się do Guggenheima i Carnegiego, za
Ocean, do Nowego Jorku… czy niemieckiego Kassel.
Dzisiejszy Paryż (w pigułce) zgęstniał w super nowoczesne Centre Beaubourg [centrum sztuki i kultury
imienia Georges Pompidou]…
Po drugiej wojnie światowej pod Paryżem,
w Maisons-Laffitte osiedla się Jerzy Giedroyc. Powstaje żywy intelektualnie i wpływowy ośrodek emigracji antykomunistycznej z miesięcznikiem „Kulturą” i wydawnictwem, Instytutem Literackim (Józef
Czapski, Konstanty Jeleński). Jakby odrodzony Hotel Lambert Czartoryskiego. Choć Giedroyc nacisk
położy nie na dość beznadziejne zabiegi dyplomatyczne w obronie sprawy polskiej, czy działalność konspiracyjną, ale na inspirowanie intelektualnego oporu
przeciw sowieckiej indoktrynacji. Nie emisariusze,
ale pisarze znajdą w Maisons-Laffitte wsparcie i promocję: Gombrowicz, Miłosz, Herling Grudziński,
Mrożek, następnie krajowi rewizjoniści, eksmarxiści
jak Leszek Kołakowski.
***
A więc Paryż – Mekka perfum, piosenki (Maurice Chevalier, Edith Piaff, Yves Montand, Brassens,
Guy Béart), teatru (Artaud, Louis Jouvet, Jean Vilar, Jean-Louis Barrault, Madelaine Renaud)… Raj
smakoszów, królestwo gastronomii: win i serów oraz
– horror! – ślimaków, a nawet żab (skąd żartobliwe:
45
żabojady)? Wreszcie forum haute couture [najszykowniejszej, wysokiej mody]?
Gaj Akademosa postheideggerowski i postfreudowski, chętnie marxowski: Sartre, Merleau-Ponty,
Althusser, Lacan. Strukturalizm (rosyjsko-czeski –
Jakobson, Bachtin, Lotman, Mukařovsky): Roland
Barthes, Lévy-Strauss, Tzvetan Todorov, Gérard
Genette.
Albo Levinas, wracający do korzeni wiary Starego Testamentu, Gabriel Marcel wołający o autentyczność, o spotkanie w obecności Boga z żywym człowiekiem, odgrzebywanym z gruzów laickiej nowoczesności. Może Paul Ricoeur? Pere de Lubac, Pere Danielou, którzy współtworzyli klimat dla Vaticanum
Secundum.
Pod koniec XX wieku, zachwyty wzbudzi postmodernistyczna fala z Foucaultem (zdemaskuje żądze władzy w naszych zachowaniach, obali z postnietzscheańskim hukiem człowieka), Lyotardem (koniec wielkich narracji – wielkich scalających ideologii,
wszystko osobno i odśrodkowo), Derridą (dekonstrukcja nie pytająca o sedno tekstu, skoro nie ma żadnego
twardego sedna, ale wyciągająca z dzieła jak sztukmistrz z kapelusza, nieskończoną serię przekornych
interpretacji?).
Postmodernistyczni antyuniwersaliści? Antykartezjańscy ikonoklaści i apostaci? Najazd Hunów, o których da się (bezkarnie?) nawypisywać cokolwiek?
Czy płakać, że zamiast paryskich Świateł (Lumieres) nasze serca, oswobodzone, dzięki Papieżowi, dzięki Solidarności, z PRLowskiej półniewoli, zamiast zeszłowiecznych subtelności francuskiego ducha, ogrzewa dzisiaj zwycięski blask anglosaskiej cywilizacji.
46
Jego kultury masowej, politycznego tryumfalizmu,
naiwności? Jego skuteczności, jego wiary w sukces
na wszystkich niemal polach.
A więc zwycięski blask amerykańskiej potęgi gospodarczej, macdonaldów, hamburgerów i marines…
A także słynnych uniwersytetów? Harvard, Berkeley,
Yale… Z kontestacją i kontrkulturą lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, z krytyczną, (neo)konserwatywną myślą Russella Kirka, Gertrudy Himmelfarb, Allana Blooma, Harolda Blooma, McIntyre’a,
Kristola, Kagana… i zaraźliwym bzikiem political
correctness? I klęskami w Wietnamie, Iraku…
Francja – Niemcy
Rewolucja 1789 i jej echa w Niemczech
Rewolucja francuska budzi zrazu żywą sympatię
wśród niemieckich elit intelektualnych, wśród tzw.
Bildungsbürgertum. Niemieckie, po mieszczańsku
purytańsko rygorystyczne oświecenie odnosiło się
do Francji niejednoznacznie, starano się uwolnić od
ciążących wpływów kulturalnych – zdemoralizowania i pasożytniczego stylu bycia wersalskiego dworu
– zwłaszcza z okresu Régence – który nadawał ton
arystokratycznej Europie i dlatego budził niechęć zatroskanych o rozbudzenie narodowej tożsamości literatów jak Lessing, Klopstock, Schiller. Równocześnie
jednak francuscy czy francuskojęzyczni oświeceniowi
philosophes czytywani byli z zapałem przez co światlejsze umysły, krytykujące feudalne rozdrobnienie
kraju, oddanego we władanie licznym miniaturowym
despotom. Despotom – naśladowcom absolutnych
rządów i dworskiego przepychu Wersalu w skali kilkumilowego księstewka.
49
Tak więc Montesquieu, Diderot, Voltaire, zresztą gość na dworze króla pruskiego Fryderyka II –
a zwłaszcza Rousseau, w oświeceniowy klimat wnoszący powiew preromantycznego indywidualizmu, egzaltacji, odkrywający uroki dzikiej przyrody i w imię
prostoty ludu ciskający gromy na salonową obłudę
cywilizacji – stawali się duchowymi mistrzami niemieckiej elity umysłowej z lat Aufklärung [oświecenia], i – zwłaszcza Rousseau – z lat Burzy i Naporu
[Sturm und Drang].
Dlatego zapewne, pierwszą, liberalną fazę rewolucyjnych wydarzeń paryskich (1789-91) za Renem powitano (Kant, Schiller, Goethe, Fichte i in.) z nadzieją
jako zapowiedź nowej ery odrodzonej ludzkości.
Niebawem, gdy wypadki wymkną się spod kontroli, prowadząc do rządów Terroru i gilotyny, zapał
niemieckich sympatyków Rewolucji, wcześniej oczarowanych deklaracją Praw człowieka, ostygnie, zastąpią go poglądy ultrakonserwatywne (Görres, bracia Schleglowie, Baader).
Aczkolwiek temat rewolucji będzie długo intrygował pisarzy. W czasach metternichowskiej reakcji,
romantycznie zbuntowany dramaturg Georg Büchner (1813-1837), urzeczony francuskimi przykładami
walki z despotyzmem, podejmie w sztuce o Dantonie,
pytanie, co zrobić, aby od rządów ludu nie przejść do
tyranii. Nie jest to łatwe. Büchnerowski Danton jest
bohaterem tragicznym, gdyż mimo, że chciałby powstrzymać ślepą machinę rewolucyjnego terroru, on
także, ma ręce umoczone we krwi…
50
Emigranci – Napoleon – powrót Burbonów
W wyniku Rewolucji wielu emigrantów, opuściwszy ogarniętą pożarem ojczyznę, uda się na wschód,
a więc na tereny Rzeszy niemieckiej lub jeszcze dalej, do Rosji – podczas gdy inni (np. Chateaubriand)
przepłynąwszy Kanał La Manche osiedlą się w Anglii. Daje to okazję do bliższych kontaktów z obcymi
literaturami, z twórczością krajów, którymi dotąd
Francuzi mało się interesowali. Zarówno z Anglią
jak i Niemcami. Emigracji (jak wykazał Ferdinand
Baldensperger), udaje się przełamać szczelny dotąd
egocentryzm kultury francuskiej; jej kosmopolityzm
czy uniwersalizm często był (a może i jest?) maską
etnocentryzmu.
Jednym z pierwszych dzieł próbujących przybliżyć
współrodakom osiągnięcia sąsiadów stanie się książka De l’Allemagne (1810) Germaine de Staël, która
wykorzystała do rozszerzenia horyzontów literackich
francuskiego czytelnika swoje podróże po Niemczech
i Rosji, podjęte po wygnaniu z Paryża przez Napoleona. Przyjaźń ze Schleglami ułatwiła jej poznanie
zarówno filozofii jak i poezji niemieckiej. Od Niemców
też, od niemieckiego historyzmu, nauczyła się dostrzegać zakorzenienie literatur w dziejach narodów, rozpatrywać dzieła jako owoc czasów i lokalnej kultury,
słowem uwzględniać ich związki ze społeczeństwem
i z epoką, w jakich powstały. Ten historyzm zaczerpnięty od sąsiadów z za Renu odbije się w romantyzmie francuskim, odkrywającym duszę „nowoczesną”,
narodzoną wraz z chrześcijańskim średniowieczem,
natomiast dotąd krępowaną (pseudo)klasycznym
51
kagańcem greckiej i rzymskiej mitologii, regułami
antycznej (i XVII wiecznej) poetyki: regułami, takimi
jak sztywny podział na gatunki, jak wymóg wysokiego stylu, gdzie natrętne peryfrazy i stereotypowe, konwencjonalne epitety paraliżują spontaniczność uczuć,
jak trzy jedności (czasu, miejsca, akcji) w teatrze.
Otwarte przez Panią de Staël okno na świat nie
spodoba się napoleońskiemu, imperialnemu i frankocentrycznemu cenzorowi, który skonfiskował pierwsze
wydanie zbyt, jak uważał, germanofilskiej książki.
Pisała w niej: „Narody winny służyć za przewodnika jedne drugim, myliłyby się rezygnując ze światła, którym mogłyby się wzajemnie oświecać”. Pisała
w latach, gdy Napoleon władał ziemiami niemieckimi
budząc podziw Goethego i Hegla, ten ostatni widział
w napoleońskiej konnicy zwycięski orszak Ducha
Dziejów.
Oraz budząc nienawiść w sercach pruskich patriotów jak Kleist, jak Arndt, który wołał:
„Chcę rozpalić nienawiść do Francuzów nie tylko
w tej wojnie [pisane w 1813], chcę ją utrwalić na
długi czas, na zawsze. Wtedy bowiem granice Niemiec będą bezpieczne i bez sztucznych wałów, gdyż
naród zawsze tam znajdzie miejsce spotkania, w razie, gdyby niespokojni i zbójeccy sąsiedzi zamierzali
je przekroczyć. Nienawiść nasza, niech żarzy się jak
prawdziwa religia narodu niemieckiego, jako święty
szał we wszystkich sercach, niech utrzymuje w nas
wierność, sumienność i dzielność; niech uczyni naszą
niemiecką ojczyznę ziemią Francuzom nieprzyjazną.
Oba narody nie mają ze sobą nic wspólnego, Francuzi posiadają dość własnej ziemi, my też mamy dosyć,
nie będzie to dla nas żadną stratą, jeśli nauczycie52
le francuskiego, tancmistrze, labusie, kamerdynerzy,
kucharze, oszuści, pokojówki i guwernantki naszych
córek i naszych burdeli zaczną uciekać z niemieckiej
ojczyzny jak z niegościnnego i nieżyczliwego kraju.
W istocie byłoby dla nas o wiele lepiej jako dla ludzi
i dla mężów, gdybyśmy się nigdy nie byli zetknęli z tą
zarazą naszego żywota i naszych obyczajów”9.
Wybuchy nienawiści do najeźdźców, zrozumiałe
w czasach Napoleona, ustąpią miejsca wyrazom sympatii do Francji – monarchii liberalnej po 1830, nie
wypierającej się dziedzictwa Rewolucji 1789. Świadectwem tej sympatii będą nie tylko korespondencje pisane z Paryża przez Heinego, ale też wezwania jego
towarzysza walki z reakcja metternichowską, Ludwiga Börnego do przyszłej unii Francji i Niemiec, Ze
stolicą w Paryżu, a parlamentem we Frankfurcie nad
Menem (co przypomniał niedawno Alfred Grosser).
***
Pod berłem Burbonów blask Francji przygasa, co
jednak otworzyło ją na wpływy zewnętrzne. Młode
pokolenie romantyków zaczytuje się Szekspirem, ale
także Faustem Goethego, w znakomitym (choć nie
wprost z oryginału – niemieckiego nie znał!) przekładzie Nervala (1829). Sztuki Schillera wchodzą
w obieg, przyczyniając się, podobnie jak autor Macbetha, do podważenia klasycystycznych dogmatów panujących dotąd na paryskich scenach. Także filozofia
9
Ernst Moritz Arndt, Über Volkshass, Berlin 14. 6. 1813. Wg
Grenzfälle – Über neuen und alten Nationalismus, hrsg. von Michael Jeismann und Henning Ritter, Leipzig 1993.
53
niemiecka, zwłaszcza Hegel i Kant budzi zainteresowanie. Czołowa postać uniwersyteckich kręgów, spirytualistyczny eklektyk, Victor Cousin, wprowadza
i popularyzuje myśl filozoficzną z za Renu na gruncie paryskim. Zainteresowanie budzi zwłaszcza niemiecka nauka, rozkwitająca na wyższych uczelniach
w wyniku śmiałych reform, dokonanych przez Wilhelma Humboldta. Wywalczył on szeroką autonomię
dla uniwersytetu, umożliwiającą uczonym nie tylko
prowadzenie samodzielnych i pogłębionych badań,
niezależnie od widzimisię administracji państwowej,
ale i dzielenie się ze studentami na wykładach, ich rezultatami. Francuskiemu systemowi uniwersyteckiemu, zbiurokratyzowanemu od czasów napoleońskich
i blisko kontrolowanemu przez państwo, daleko było
do swobód, którymi cieszyli się wtedy Niemcy. Francuska Université była raczej systemem zarządzania
oświatą, oddanym w ręce profesorów-urzędników,
którzy jednocześnie wygłaszali otwarte dla szerokiej
publiczności, błyskotliwe odczyty: dopiero pod wpływem klęski 1871 dokona się, w latach osiemdziesiątych, wzorowana na humboldtowskiej, reforma francuskiego szkolnictwa wyższego, przybliżająca uniwersytety do modelu europejskiego.
Tacy luminarze późniejszego scjentyzmu jak Renan czy Taine, ale także Edgar Quinet i romantyczny
historyk Michelet, byli wręcz zafascynowani osiągnięciami swoich wschodnich kolegów. Aczkolwiek zrazu
nie dostrzegano niczego niebezpiecznego (zwłaszcza,
że po niemiecku w Paryżu czytało wtedy najwyżej
parenaście osób… z pochodzenia Alzatczyków) w powstającym, jako reakcja na napoleońską inwazję, romantycznym nacjonalizmie niemieckim: Fichtego,
54
Körnera, Kleista, Arndta, Jahna, braci Grimmów,
Görresa. Zachodnim sąsiadom Niemcy w czasach Vormärz [przed Marcem 1848] wydawali się nieszkodliwym narodem marzycieli, poetów, filozofów i uczonych,
oraz postępowych studenckich burschenschaftów, spiskujących przeciw reakcyjnemu reżymowi Metternicha. Wygnańcy niemieccy, mieszkający w Paryżu
Ludwika Filipa, jak wspomniany już, Heinrich Heine
(pisał błyskotliwe, w liberalnym duchu, korespondencje literackie z Francji Ludwika Filipa) czy Ludwig
Björne, świadczyli dowodnie o wolnościowych tendencjach, żywych za Renem do czasu Wiosny Ludów, choć
tłumionych przez metternichowską policję.
Francuska cywilizacja i niemiecka kultura
Dopiero wojna francusko-niemiecka w 1870/71
wywoła szok i zaskoczenie. Obraz Niemiec w oczach
Francuzów zmieni się radykalnie: ślady tej zmiany
znajdziemy w nowelach Maupassanta, czy Daudeta,
również w esejach Renana. Ten pisał w godzinie klęski (6 listopada 1871):
„Niemcy były dla mnie mistrzem; miałem wrażenie,
że Niemcom zawdzięczam to, co we mnie najlepszego.
Ileż wycierpiałem, gdy ujrzałem, że naród, który uczył
mnie idealizmu, szydzi z ideałów, gdy ojczyzna Kanta,
Fichtego, Herdera, Goethego poszła śladem ciasnego
patriotyzmu, gdy naród, który zawsze przedstawiałem
55
moim rodakom jako najbardziej moralny i najbardziej
wykształcony, objawił się nam pod postacią żołnierzy
w niczym nie różniących się od zwykłych żołdaków,
rozwścieczonych, rabujących, pijaków, zdemoralizowanych i łupieżców jak w czasach Wallensteina […]
To co czciliśmy u Niemców, ich szlachetność, ich kult
rozumu i ludzkości, przestało istnieć. Niemcy są już
tylko narodem; są dzisiaj najsilniejszym narodem;
a przecież wiemy, jak krótko trwa taka hegemonia
i jak niewiele po sobie pozostawia. Naród, który zamyka się, aby pielęgnować wyłącznie własny interes,
nie odgrywa już roli ogólnej. Kraje bowiem zdobywają
przywództwo tylko dzięki temu, co w ich duchu uniwersalne; patriotyzm jest przeciwieństwem moralnego
i filozoficznego wpływu. My wszyscy, którzy całe życie
staraliśmy sie uniknąć błędów szowinizmu u Francuzów, jakże mielibyśmy pogodzić się z ciasnotą szowinizmu u obcych […] Nikt bardziej ode mnie nie oddawał
sprawiedliwości wysokim zaletom niemieckiej rasy.
Ich powadze, wiedzy, pilności, które prawie zastępują
geniusz, a są tysiąc razy lepsze od talentu – ich obowiązkowości, którą wyżej stawiam niż powodowanie
się próżnością i honorem, co stanowi naszą siłę, lecz
zarazem naszą słabość. […] Niemiecki liberalizm jest
bardzo szlachetny, stawia sobie za cel kulturę i ogólne podniesienie natury ludzkiej raczej niż zrównanie
klas; wszakże prawa człowieka też coś znaczą; otóż
zawdzięczamy je naszej filozofii XVIII wieku, naszej
Rewolucji […] Niemcy nigdy nie znały czegoś podobnego do naszych szlachetnych uczuć dla Polski, dla
Italii. Zresztą w naturze niemieckiej znajdziemy dwa
przeciwne bieguny: Niemca łagodnego, posłusznego,
pełnego szacunku, zrezygnowanego, oraz Niemca, co
uznaje tylko siłę, dowódcę nieubłaganego i twardego, wreszcie człowieka z żelaza: ten myśli, że żadne
prawo go nie wiąże. Można powiedzieć, że nie ma
56
nic lepszego niż dobry Niemiec i nic gorszego niż zły,
zdemoralizowany Niemiec. O ile masy są u nas mniej
zdyscyplinowane niż w Niemczech, to klasy średnie
są mniej zdolne do podłości. […] Wyższość Niemiec
leży w porządku umysłowym, ale i tam wiele im brak.
Brak im taktu, wdzięku. Niemcom daleko do społeczeństwa takiego jak francuskie od XVII do XVIII,
z mężami jak La Rochefoucauld, Saint-Simon, Saint-Évremond, niewiastami jak Pani de Sévigné, Panna
de la Vallière, Ninon de Lenclos. Nawet dzisiaj, czy
Niemcy mogą poszczycić się poetą jak Victor Hugo,
pisarką jak Pani Sand, krytykiem jak Sainte-Beuve,
uczonym o wyobraźni Micheleta, umysłowością filozoficzną jak Littré. […] Cel ludzkości stoi wyżej niż
tryumfy tej czy innej rasy; wszystkie ludy mu służą;
wszystkie mają na swój sposób misję do wypełnienia.
Oby powstał wreszcie ród ludzi dobrej woli z każdego
plemienia, z każdego języka, i z każdego narodu, ludzi, którzy byliby zdolni tworzyć i utrzymywać ponad
zaciekłymi walkami empireum czystych idei, niebiosa, gdzie nie byłoby ani Greka, ani Barbarzyńcy, ani
Germanina, ani Rzymianina! Gdy zachęcano Goethego, aby pisał wiersze przeciw Francji: «jakżeż chcecie,
odpowiedział, abym głosił nienawiść, jeśli nie czuję
jej w sercu?». Podobnie odpowiemy, kiedy będą namawiać nas do rzucania kalumnii na Niemcy.”10
Ostre sądy o sąsiadach zza Renu nie przeszkodzą
w zauroczeniu Wagnerem, jego muzyka podbija paryską publiczność, zwłaszcza w latach osiemdziesiątych,
antynaturalistyczni symboliści wielbią wagnerowski
Gesamtkunstwerk [dzieło wszechsztuki], powstaje
10
Ernest Renan, La Réforme intellectuelle et morale, Préface, wg
E. Renan, Histore et parole, Laffont, Paris 1984.
57
nawet „La Revue wagnérienne” (1885) współkształtowana przez zapalonego wagnerystę, krytyka literackiego, Teodora de Wyzewę [Wyżewskiego], syna
polskich emigrantów.
Niemcy, tymczasem, butne zwycięstwem, upojone
ideą imperialną, dumne z gospodarczych sukcesów,
stawiających je w czołówce Europy, zaczynają patrzeć
na Francję jako na siedlisko dekadencji i rozkładu.
Rozkładu, o którym mogłyby świadczyć niektóre naturalistyczne, demaskatorskie powieści Zoli czy Maupassanta. Ale również zła sława Paryża, jako stolicy
frywolnych uciech i operetkowej rozrywki dla spragnionych karnawałowej zabawy utracjuszy z całego
świata. Dostarczycielem tej rozrywki będzie zresztą
osiadły w Paryżu Niemiec, Jakub Offenbach (1819-1880), autor muzyki do wielu popularnych operetek
(Piękna Helena, Orfeusz w Piekle, Opowieści z lasku
wiedeńskiego etc.).
Za Renem z kolei szerzy się przekonanie, że francuskie oświecenie i Rewolucja 1789 wytworzyły cywilizację czysto horyzontalną, pozbawioną wertykalności. Zatem pozbawioną głębi i korzeni, polegającą na
powierzchownej, salonowej ogładzie. Taka, poniekąd
dekadencka, cywilizacja oznacza ujarzmienie żywiołowości indywidualnej, resocjalizację, czyli osłabienie
siły instynktu. Prowadzi do płytkich, zdepersonalizowanych kontaktów międzyludzkich. Francuska literatura jakoby tę płyciznę utrwala, nie schodzi głębiej,
nie interesując się człowiekiem w jego zmaganiach
z losem i ciemnymi siłami psychiki.
Otóż po jednej stronie literat cywilizowany – Zivilisationsliterat (termin spopularyzowany już później
przez Thomasa Manna), rozrywkowa beletrystyka,
58
salonowa powieść obyczajowa z wyższych sfer, bulwarowa komedia, zbudowana na odwiecznym trójkącie
małżeńskim, powierzchowna towarzyskość, błyskotliwy dowcip. A zatem, to co dostrzegalne dla powierzchownego spojrzenia, możliwe do zaobserwowania
mędrca szkiełkiem i okiem.
Po drugiej zaś stronie, niemieckiej, Kultur (kultura), wertykalność czyli sięganie do korzeni bytu,
do sacrum, do tego, co irracjonalne, przed-rozumowe,
ale i ponadrozumowe. Konfrontacja z drzemiącymi
demonami, szukanie żywych źródeł autentyczności,
instynktu, a więc zwrot od świata społecznego (od
horyzontalnych stosunków międzyludzkich) do praźródeł, do żywiołu, biologii, w odwołaniu do Lebensphilosophie. Do Nietzschego, Wagnera, ale także do
głębokiego Rosjanina, – Dostojewskiego.
Tam więc, w tych (brakujących jakoby Francuzom) niewyczerpanych źródłach pierwotnej energii
miałaby tkwić moc, która posłuży do budowania potęgi niemieckiego imperium, opartego na pruskim
posłuszeństwie okazywanym władzy, na poczuciu
służby i obowiązku, heroicznie wypełnianego bez
względu na okoliczności. Wojna – przyszła wojna
1914-1918 – będzie znakomitą okazją, by dać dowód
heroicznych cnót:
„Jakżesz serca poetów natychmiast stanęły w płomieniach, gdy wybuchła wojna. A zdawało im się, że kochali pokój […] Teraz opiewali na wyścigi wojnę, radując
się, z buchającą wrzawą – jak gdyby im i narodowi, którego są głosem, nic na świecie lepszego, piękniejszego,
szczęśliwszego nie mogło się wydarzyć niż to, że zrozpaczona przemoc wroga wreszcie poderwała się do boju
59
przeciw temu narodowi i nawet największemu, najsławniejszemu spośród nich podziękowanie i pozdrowienie
rzucone wojnie nie wypłynęło prawdziwiej z serca, jak
temu zuchowi, co swój śpiew wojenny w jednej z gazet
zaczął okrzykiem: czuję się nowonarodzony. […]
Jakże artysta, żołnierz w artyście nie chwaliłby
Boga za upadek świata pokoju, tego świata, którego
miał już dość, po uszy i do przesytu […] Wojna! Jakież przeżywaliśmy oczyszczenie, oswobodzenie, jaką
przeogromną nadzieję […] Cóż znaczy imperium, cóż
znaczy światowy handel, nawet zwycięstwo? […] To
co porywało twórców, to właśnie wojna sama w sobie,
jako Nawiedzenie, jako moralna potrzeba. Oto pojawia
się niesłychana, przemożna i porywająca więź całego
narodu, gotowego na najwyższą próbę – gotowego aż
do krańcowości, zdeterminowanego jak nigdy, tak jak
tego dzieje narodów nigdy dotąd nie znały.”11
Dekadenci czy barbarzyńcy
Spór francusko-niemiecki będzie się zatem toczył
wokół opozycji: dekadencja czy pierwotne zdrowie.
Za przykład tej pierwszej, przecywilizowanej, oderwanej od „żywiołu życia”, przeintelektualizowanej
i przerafinowanej literatury i sztuki mogłyby posłużyć niektóre powieści Huysmansa, wreszcie ogromne
dzieło Prousta (A la recherche du temps perdu). Ale
11
60
Thomas Mann, Gedanken im Kriege [listopad 1914], wg Th. Mann,
Von Deutscher Republik, Gesammelte Werke in Einzelbänden,
Frankfurt a/M 1984, s. 10-12.
atakowano przede wszystkim podłoże tej dekadencji,
wielkie miasto, stolicę Paryż, jako ognisko zepsucia.
Spór francusko-niemiecki w tej postaci (walka z rozkładem) rozpali się szczególnie gwałtownie w czasach
Republiki Weimarskiej, w przededniu zwycięstwa narodowego socjalizmu, broniącego „zdrowia i czystości
rasowej”, zagrożonych miazmatami płynącymi znad
Sekwany.
Tam bowiem, na Zachodzie Europy, rozwinęła się zurbanizowana, zmodernizowana cywilizacja
mieszczańska, wywodząca się z oświeceniowego racjonalizmu i Rewolucji 1789, pełna sztuczności, nieautentyczności, zdegenerowana, rozmiękczona, przeintelektualizowana. Tu zaś, w Germanii, biją źródła odrodzenia, biją w pierwotnym, „barbarzyńskim”
podglebiu germańskim, bliskie ziemi, a więc żywiołów przyrody (czyli życia – przeciwstawionego przeintelektualizowaniu, abstrakcjom, oderwanej myśli).
Oto zdrowe moce, zakorzenione w czystości germańskiej rasy i germańskiej mowy: gdyż (jak chciał Adolf
Hitler!) zdrowie płynie jakoby z endogenezy, nie zaś,
„z mieszania tego co odmienne”.
Tam więc zła nowoczesność, środowisko miejskie, kloaka występku, mieszanina miazmatów i trucizn (tj. przede wszystkim Paryż). Tu zaś, pierwotne
(sakralne) siły, ukryte w nieskażonej ręką ludzką
(tj. nowoczesną cywilizacją) przyrodzie, w pracy na
roli i życiu wiejskim, w wędrówkach na łono natury,
na szczyty gór. Do nich zachęcał młodzieżowy ruch
ptaków wędrownych z początku XX wieku (Wandervogelbewegung).
Jak u Tacyta, opisującego obyczaje dzielnej Germanii, dzicy ale mężni Goci, Wandale staną przeciw
61
zniewieściałym mieszańcom Rzymianom. Bohaterski
Arminius (Hermann) zmiażdży legie Varusa? Jak
w sztuce Kleista z czasów wojen z Napoleonem (Hermannschlacht).
Dalekie echa tej toczonej od II połowy XIX w. debaty – starcia stereotypów – odczytamy i w Quo vadis
– w walce Ursusa-Słowianina, pokonującego rozwścieczone zwierzę, by uratować (czego nb. nie potrafi dekadent Petroniusz), skazaną przez okrutnego zwyrodnialca, Nerona, Ligię. Międzynarodowa popularność
(nagroda Nobla!) powieści Sienkiewicza tłumaczy się
może i tym, że trafiła w żywo dyskutowaną ówcześnie
problematykę dekadencji Centrum, to jest, łacińskiego
(francuskiego?) Zachodu, będącego mieszaniną najrozmaitszych, heterogenicznych elementów. A zarazem
potrąciła nutkę marzeń o ratunku przychodzącym
od zdrowych barbarzyńców, przybyszów z dalekich
peryferii? Od barbarzyńców, albo raczej od coraz liczniejszych czytelników dzieł Nietzschego, wzywających
do heroicznego maksymalizmu? Spór ten dotyczył poniekąd samego procesu modernizacji, budzącego wielorakie zastrzeżenia, w Anglii (Ruskin, Morris), lecz
szczególnie w Niemczech: XIX wieczny Kulturpessimismus, Lagarde, Langbehn, aż do prehitlerowskiego
Moellera Van den Brucka i jego Mitu XX wieku.
Warto powtórzyć, że ze swojej strony, podobne co
Niemcy niepokoje przeżywają na przełomie wieków
i Francuzi, zwłaszcza młodzi. Wielu z nich boleje nad
objawami dekadencji u siebie. Nie tylko u Ernesta Psichariego, (L’Appel des armes, – Apel oręża – 1912), lekarstwem na zatrucie dekadencką atmosferą wielkiego miasta, będzie służba wojskowa. Bohater odrodzi
się moralnie, gdyż umiał uciec z dusznego Paryża, by
62
podjąć ozdrawiającą służbę w garnizonie – placówce
cywilizacji łacińskiej – w pustyniach Afryki. Podobne
myśli, w przededniu wojny 1914, snuje Henri Massis, sympatyk Maurrasa, pisząc o burzliwych sercach
francuskich studentów, karmionych na Sorbonie suchą sieczką przeintelektualizowanych profesorskich
abstrakcji.
Odwieczna nienawiść?
Widzieliśmy, że Francuzi nie pozostają dłużni
Niemcom, po klęsce 1870/71, piszą o nich jak najgorzej, odwracając stereotyp12. Objawy wydelikacenia,
subtelności, przerafinowania próbują przewartościować pozytywnie. Niemiec, a zwłaszcza Prusak, ukaże
im się (Renan, Barrès) jako butny i brutalny, a zarazem sztywny reprezentant imperialnej idei germańskiej. Jako całkowita odwrotność francuskiej, a więc
łacińskiej towarzyskości, giętkości, miękkości, żywej
inteligencji. Na pół barbarzyńska, germańska brutalność zderzy się ze śródziemnomorskim, rzymskim
ucywilizowaniem i subtelnością. Oto starcie na rubieżach cywilizacji, oto atak Hunów. Francja wyrasta
na przedmurze, wschodni bastion – Bastions de l’Est
[bastiony wschodnie], tak nazywa się powieściowy
cykl Barrèsa. Rozpali się zatem walka stereotypów
12
Zob. Claude Digeon, La Crise allemande de la pensée française,
Paris 1992.
63
i autostereotypów – dotyczących nas samych oraz
sąsiada-wroga. Francuzi na swoją obronę zmobilizują, zwłaszcza podczas I wojny światowej, dawny,
bo uformowany od czasów XVII wiecznego klasycyzmu, mit uniwersalizmu. Francja miałaby być mesjaszem uniwersalności – ogólnoludzkiej, ponadnarodowej – w oczach intelektualistów jak Alain, Massis,
Maurras, Benda – podczas gdy przeciwnik (Niemcy)
uosabia narodową partykularność, nacjonalistyczny,
wąski punkt widzenia, wreszcie brutalność i barbarzyństwo:
„Dziwnym trafem teoria angielskiego przyrodnika
[Darwina] znalazła echo równocześnie i w nauce
i w dziejach współczesnych. Prusy stoczyły wojnę
z Francją, nie tylko, aby ją pokonać militarnie, lecz
aby ją zniszczyć. Z tej okazji powoływały się na darwinowską walkę o byt, co oznacza: że siła idzie przed
prawem, wytępienie niższego przez wyższego, zagładę
romańskiej rasy, którą zdusi rosnąca moc niemieckiej
rasy. Rozpoczął się bój, bój na śmierć i życie. Teraz
zwyciężyły Prusy. Los wydaje się przypieczętowany.
Jeśli Francja nie przyjmie wyroku, jeśli pomyśli o duchu Francji, co rozjaśnia i ogrzewa świat, jeśli uwierzy w swoją nieśmiertelność, jeśli zechce przetrwać
i żyć, zatryumfuje.
Jeszcze raz powtórzmy: aby zwyciężyć wroga, trzeba
nam nienawiści. Nienawidzić Prusaków oznacza kochać Francję. Ta nienawiść jest tylko drugą stroną
największej, najwznioślejszej ze wszystkich rodzajów
miłości.” 4 lipca 1871. Paul de Saint-Victor, Barbares
et bandits. La Prusse et la Commune, Paris 187113.
13
64
Wg Grenzfälle – Über neuen und alten Nationalismus, hrsg. von
Michael Jeismann und Henning Ritter, Leipzig 1993.
Jak widzimy, uraz wojenny po klęsce w 1870 zaciąży głęboko nad Francją, pragnienie rewanżu, opłakiwanie utraconych prowincji (Alzacji i Lotaryngii)
zakorzeni się w myśli politycznej, edukacji, kulturze
(eseje Renana, twórczość Barrèsa, Daudeta, powieści
pary autorskiej Erckmanna-Chatriana, podręczniki
historii Ernesta Lavisse’a, antygermańska publicystyka Maurrasa). Republikański patriotyzm jak i antyrepublikański nacjonalizm opierają się na obrazie
wroga zza Renu, rozniecają nienawiść do Niemców –
brutalnych agresorów.
Obie wojny 1914-1918 i 1939-945
Do wojny 1914-18 Francuzi – z wyjątkiem paru dadaistów w Zurychu i Romaina Rollanda, głośnego autora Jana Krzysztofa, powieści, na cześć wielkiej, niemieckiej muzyki, protestującego przeciw bezsensownej
masakrze (broszura z czasów wojny, Au dessus de la
mêlée – Ponad sporem) – wejdą więc z ogromnym zaangażowaniem patriotycznym, wręcz zachwytem, ten
dostrzeżemy np. w wojennych poezjach Apollinaire’a.
Aczkolwiek, toczy się ta wojna, nie do końca wiadomo,
o co. Nie jest to bowiem działanie prewencyjno-obronne – jak ta późniejsza, z Hitlerem w 1939/40. Mimo
że utrata Alzacji i Lotaryngii (1871) stanowi otwartą
ranę dla patriotycznej opinii, sam tlący się w ukryciu
zamiar rewanżu nie staje się bezpośrednią przyczyną wybuchu konfliktu, który kosztować będzie kraj
65
półtora miliona zabitych, ponad dwa miliony inwalidów etc. etc. – nie licząc tyleż samo trupów nieprzyjacielskich… A tymczasem ów konflikt rozpali nienawiść francusko-niemiecką do białości: co będzie miało,
po stronie niemieckiej, długotrwałe konsekwencje –
głęboki uraz na tle dyktatu wersalskiego.
Hitlerowi, aby pociągnąć sfrustrowane, niemieckie masy za sobą, udało się wykorzystać urazy antyfrancuskie, ów wersalski dyktat, który upokorzył pokonanych w 1918. Ruch nazi„Co mnie niepokoi to łagod- stowski wpisuje się w szeroką falę europejskiej rewolty
ne traktowanie niemieckich
jeńców, gdy tymczasem, po
przeciw liberalnemu kapitatysiąc razy udowodniono, że
lizmowi z jednej, a komunikażdy z nich jest rabusiem,
zmowi z drugiej. Zagrożony
podpalaczem,
mordercą!
modernizacją,
zaniepokojony
«Trzeba oddać cześć odwadze w nieszczęściu!», po- przemianami cywilizacyjnymi bezpański, samotny tłum,
wiadają niemądrze. Wskutek
daje się uwieść demagogom
szlachetności naszej rasy,
zresztą szlachetności niewie- szczurołapom (Hitlerowi czy
le odbiegającej od bezden- Mussoliniemu) obiecującym
nej głupoty, dochodzi się do
każdemu spełnienie, opprzekonania, że ta wojna jest
artych na resentymentach
jak wszystkie inne i w końcu
i
frustracji, pragnień. Powrót
oskarża się tylko niemieckich
dowódców. Wczoraj przeczy- do solidarnej wspólnoty narodowej, zjednoczonej wokół
tałem artykuł pełen dobrych
intencji, ale niezwykle obraź- charyzmatycznego
wodza,
liwy dla Francji, który powia- który prowadzi gromadę ku
da, że tak naprawdę, żołheroicznej przygodzie wojownierz niemiecki nie różni się
ników, ma ułatwić przezwymentalnością od żołnierza
ciężenie lęków wykorzeniofrancuskiego, i że straszliwe
okropności, o czym wiado- nej, wyrzuconej na margines
jednostki.
mo, trzeba położyć na karb
66
Taki dyskurs legnie u podłoża europejskich faszyzmów, również u podłoża hitleryzmu. W latach trzydziestych kryzys ekonomiczny i polityczny Republiki
popycha wielu Francuzów ku ostro konkurującym ze
sobą, choć dość podobnym, totalitarnym, rewolucyjnym utopiom. Wielu, ku komunizmowi realizowanemu w Rosji, lecz także wielu, ku faszyzmowi, zwłaszcza w jego wersji włoskiej (Mussolini). Patos hitlerowskich parteitagów w Norymberdze urzekł niektórych
literatów, np. Brasillacha,
męska przygoda faszyzmu dowódców, odciążając tych
w Hiszpanii przyciąga Drieu nieszczęśników, zmuszonych
la Rochelle’a, zdegustowa- do posłuszeństwa. Te bzdury,
nego miałkością, dekaden- rodem, jak się zdaje, z Amecją, republikańskiej Francji. ryki, odczułem jako policzek.
Cóż myśleć o kretynizmie
O ile reżym Vichy (Pétain) albo o zbydlęceniu tych, co
kolaborował z Niemcami z tym się godzą? Czy możprzede wszystkim w imię de- na wyobrazić sobie oficera
fetystycznego, politycznego
francuskiego, który wydałrealizmu, z domieszką na- by formalny rozkaz swoim
cjonalistycznego antysemi- żołnierzom, aby rabowali,
tyzmu, tlącego się (Drumont, mordowali starców i dzieci,
gwałcili kobiety, podpalali
Barrès, proces Dreyfusa, chaty i kościoły? itd… Ależ
Maurras) na prawicy od XIX ostatni z szeregowców spluwieku, niektórzy (choć nie- nąłby mu w twarz i zerwałby
zbyt liczni) Francuzi widzie- mu pagony! Prawda najoczyli w Hitlerze nadzieję faszy- wistsza, rzucająca się w oczy,
stowskiej Europy, uwolnio- to, że Niemiec, na wszystkich
nej od Żydów (marzył o tym szczeblach jest obrzydliwym
łachudrą, pełnym nienawiści
Céline – Bagatelles pour un i zawiści, nie zdolnym nam
massacre 1937). A więc uwol- wybaczyć nigdy naszej tynionej od żydomasonerii, re- siącletniej wyższości, dobrze
publikańskiej i anglosaskiej, on wie i dlatego się wścieka,
67
kapitalistycznej, oraz od bolszewizmu (żydokomuny),
za to kroczącej w porywającą, heroiczną przyszłość
aryjskiej, łacińsko-germańskiej Europy.
Republikański patriotyzm
– pojednanie z Niemcami
– że sam istnieje i utrzymuje
się tylko z naszych odpadków
i tylko dlatego, aby czyścić
nam nocniki! Szczytem idiotyzmu jest bawić się w rycerskość z tymi świniami. Zresztą niedługo przestaniemy, tak
narozrabiają! Ponieważ cienko przędą, będą musieli się
cofać, ale nie odejdą zanim
wszystkiego nie zniszczą, zanim nie pomszczą się na słabych i niewinnych, tych, których jeszcze nie wymordowali,
zanim nie zamienią Brukseli,
Gandawy, Antwerpii, Brugii,
itp. w stos gruzów… a będzie
to niesamowita okropność,
która uniemożliwi jakąkolwiek
litość. Myślę, że wtedy to
dojdzie do wojny całkowitej
[intégrale], o której już gdzieś
mówiłem, to jest do wojny-zagłady [guerre d’extermination],
wojny, kiedy nie bierze się już
68
Pierre Chaunu (La France, Laffont 1982) nie tai zachwytu w obliczu patriotycznego zrywu całego narodu,
który niemal jak jeden mąż
(przypominam, z wyjątkiem
Romaina Rollanda protestującego w Szwajcarii przeciw
masakrze) ruszył na front
w 1914. Choć dzisiejszy dziejopis mógłby ubolewać, że
i Francja i Europa bez głębszej refleksji, za to z wielkim entuzjazmem rzuciły się
w przepaść. Gdyż widzi skutki. A mianowicie na gruzach
caratu urósł bolszewizm, na
gruzach cesarstwa niemieckiego Hitler. A w imię odwetu i symetrii – oko za oko,
ząb za ząb doczekano się po
dwudziestu latach – w 1939
– następnej apokalipsy. Tym razem entuzjazm zawiódł, Francja padła po kilkunastu dniach hitlerowskiej ofensywy w czerwcu 1940.
Otóż, zdaniem Chaunu, Republika, która powstała z klęski 1871, wychowała niezwykłą, jakoby w skali światowej, niespotykaną formację obywatelską. Ów
obywatelski patriotyzm polegałby na gotowości całkowitego poświęcenia się dla państwa. Według antycznego wzoru salus rei publicae suprema lex – (zbawienie republiki najwyższym prawem)?
Czy jednak był to patriotyzm rozumny? Czy patrio- jeńców. Krew się burzy, kiedy
tyzm szalony? Tamta – nie- widzimy, że Francja sama się
wczesna – euforia jadących skazuje na żywienie tysięcy
na front latem 1914, żegna- zbrodniarzy, którzy zasłużyli na najgorsze męki, gdy
nych przez tłumy kwiatami? tymczasem połowa francuJeśli zaślepiona ofiarność skich dzieci umiera z nędzy
wyklucza trzeźwą, rozum- «[…] Nie zapomnę o tobie,
ną argumentację, kieruje się mój drogi, przy żłobku Jezutylko troską o własny prestiż sa.» 24 grudnia 1914.”
i specyficznie pojmowany, Léon Bloy, Lettres à Pierre Terhonor narodowy? Zaangażo- mier, Paris 1927.
wanie intelektualistów po
***
stronie nacjonalistycznych
ideologii w wojnie 1914-1918 „Ależ szczególna logika nietrafnie napiętnuje jako zdra- sprawiedliwości sprawia, że
dę czystej myśli Julien Ben- pociąga ona odwrotną nieda w głośnej Zdradzie kler- sprawiedliwość […] Realista
nie wierzy w moralność w poków (La Trahison des clercs
lityce. Natomiast ludy wierzą,
1927), sam jednak niebawem, a przynajmniej chcą, żeby
jak wielu innych, ulegnie po- przemawiano jej językiem.
kusom komunistycznego to- Pan Maurras nie ośmieliłby
się w 1918 zwracać jako retalitaryzmu.
69
Tymczasem to właśnie przyjęty z entuzjazmem
upust krwi w 1914-18 przyczynił się do miękkiego stanowiska opinii publicznej, jeśli nie defetyzmu, w przededniu Drugiej wojny. Wobec roszczeń Hitlera wielu
Francuzów zareaguje hasłem rzuconym przez Marcela Déata: nous n’allons pas mourir pour Dantzig
[nie będziemy umierać za Gdańsk] oraz radością na
wiadomość o zawieszeniu broni, podpisanym przez
Pétaina w czerwcu 1940. Jak wyglądała reakcja na
zawieszenie broni wśród przeciętnych Francuzów,
opisze bezlitośnie – świadek
alista do zwycięskiego naro- naoczny, Andrzej Bobkowski
du francuskiego: «gdy twój
(w Szkicach piórkiem).
wróg leży rozciągnięty na
Dopiero znacznie później
ziemi bez świadomości, nie
zachowanie władz Rzeszy,
trać okazji i pałką przetrąć
zwłaszcza po wkroczeniu do
mu kark». Taka jest zasada
realizmu. Aby jednak na- „wolnej strefy” jesienią 1942,
obudzi ducha oporu (zbrojród francuski zaakceptował
coś podobnego, trzeba było
na Résistance) i sympatię do
przekonać go nie tylko o wi- „Wolnej Francji” de Gaulle’a,
nie Niemiec, winie każdego
którego zrazu uznawano poNiemca, każdej Niemki i każwszechnie za szaleńca.
dego niemieckiego dziecka,
Dalekowzroczności nieale do tego przedstawić mu
których
polityków, jak Rocały naród niemiecki jako
wściekłe zwierzę. Krótko mó- bert Schuman, francuski
wiąc pan Maurras przyczynił
mąż stanu pochodzący z wiesię bardziej niż ktokolwiek do
lojęzycznego
Luxemburga,
powstania niemieckiej mistyki.
dwukulturowy i dwujęzyczny
Na długo przedtem zanim po(francusko-niemiecki), jeden
jawił się rasizm pana Goebz „ojców zjednoczonej Europy”,
belsa, mistyka antyniemiecka
zawdzięczamy, że – po 1945 –
budowała po cichu u nas
dojdzie do pojednania między
pojęcie niemieckiej rasy, rasy
potępieńców, zasługującej na
oboma narodami. Pojednania,
70
wspartego przez głowy obu państw, de Gaulle’a i Adenauera. Otworzy to nowy rozdział w dziejach wzajemnych stosunków także kulturalnych.
Francuzi po 1945 interesują się Heideggerem
(Sartre), Heinrichem Böllem, Güntherem Grassem.
Począwszy od lat trzydziestych XX w., Raymond
Aron, antykomunistyczny i antytotalitarny liberał pisze kompetentnie o niemieckim życiu intelektualnym
i przemianach nowoczesności (o socjologii, o historiozofii, o Clauswitzu). Lewica intelektualna odkryje
antykapitalistyczną „szkołę
frankfurcką” (Horkheimer bezlitosny ucisk, nie wartej
i Adorno, później wstępują- przebaczenia. Moralna izolacy w ich ślady, Jürgen Ha- cja Niemiec, podtrzymywana
bermas). Zwłaszcza szeroka przez antyniemiecką mistykę,
potężnie pomogła sukcewymiana młodzieży szkol- som hitlerowskiej propagannej przyczyni się do rewizji dy. Zresztą pan Maurras na
zakorzenionych stereotypów. próżno się zarzeka cytując
Niemiec, Daniel Cohn-Ben- siebie samego, jego przeciętdit stanie się jednym z bo- ny czytelnik, wierząc w rasę
haterów francuskiej rewolty przeklętą, wierzy równocześstudenckiej z Maja 1968… nie w rasę wybraną, łacińską
rasę z pieśni Mistrala. Ta walZagarnięte po wojnie 1870/71 ka mitów bardzo jest interesuAlzacja i Lotaryngia prze- jąca. […] Jednym słowem, restały być kamieniem niezgo- aliści powiadają, że wykorzydy, Alzatczycy, także niemie- stują mity, gdy tymczasem to
ckojęzyczni, zwykle podkre- mity posługują się realistami.
ślali francuski patriotyzm, Czyż nie zabawne?”
polityczną
przynależność Georges Bernanos, Nous
do Republiki – Marsylian- autres Français [pisane w 1938,
publikowane w grudniu 1939],
ka – powstaje w Strasburgu wg Bernanos, Essais et écrits
nie całkiem przypadkowo. de combat, t.I, Pléiade, GalliDzisiaj jednak znajomość mard, 1971, s. 712/13.
71
niemieckiego u Alzatczyków może jeszcze owocniej
przyczyniać się do współpracy między oboma krajami. Na rzecz zbliżenia pracuje dwujęzyczny, liberalno
-lewicowy telewizyjny kanał Arte. W Saarbrucken powstał dwujęzyczny, francusko-niemiecki uniwersytet.
Nie zapominajmy, przy tym, że nauka niemiecka od XIX wieku, od filologów jak Meyer-Lübke, jak
Wartburg, wniosła ogromny – większy niż jakakolwiek inna poza Francją – wkład do studiów nad literaturą francuską, językiem, kulturą. Takie nazwiska
jak Leo Spitzer, Karl Vossler, Ernst Robert Curtius,
Friederich Sieburg, Hans Robert Jauss, Wolf Lepenies, trudno wykreślić, jeśli chcemy zobaczyć ojczyznę De Gaulle’a z zewnątrz, oczami pilnych i często
życzliwych obserwatorów z za Renu.
***
W 1915, pierwszym roku wojny, głośny socjolog
niemiecki Georg Simmel zastanawiał się nad skutkami, jakie przyniesie:
„Czy wojna ta jest proksyzmem, jedną z tych gorączek,
co czasem jak epidemie biegną wśród ludów, jak średniowieczny flagellantyzm [biczownictwo], i z których
ludy budzą się nagle, rozbite, nie pojmując, jak takie
szaleństwa w ogóle były możliwe? A może to właśnie
kolosalne przekopywanie i przeorywanie europejskiej
gleby, aby wydała z siebie rozwój i wartości, o których
dziś nie mamy pojęcia?”14
14
72
Georg Simmel, Die Idee Europas, „Berliner Tageblatt”, 7 Marz
1915, Morgen-Ausgabe, 2.Beiblatt – wg http://socio.ch/sim/ide15.
htm.
Mądrzejsi o doświadczenie komunizmu i hitleryzmu, które wyrosły z owego przekopywania i przeorywania na frontach 1914-1918, mniej optymistycznie oceniamy skutki tamtych wydarzeń.
Wolf Lepenies sądzi, że wojny kultur (Kulturkriege) zawsze stanowiły jądro francusko niemieckich
sporów.
„Gdy tylko w działaniach militarnych między Niemcami i Francją któryś z tych krajów ponosił klęskę
na polu bitwy, polityka kulturalna zmieniała się
w teren, gdzie planowano przyszły odwet. Mobilizacja ducha przygotowywała zbrojenia i towarzyszyła
im. Kiedy Prusy zostały pokonane przez Napoleona,
Fryderyk Wilhelm III rzuca hasła – odtąd naród powinien nadrobić straty wojenne siłą ducha. Co poskutkuje założeniem humboldtowskiego uniwersytetu. W 1870/71 Niemcy – Nietzsche jest wyjątkiem
– uznają zwycięstwo militarne za tryumf [własnej]
kultury, Francuzi zaś odczują klęskę jako pohańbienie. We Francji patrzono z zazdrością – przejmując
niemiecki «mit» – na alians żołnierza i nauczyciela,
który zdecydował o [niemieckim] zwycięstwie pod Sedanem. W tym zwycięstwie nie było nic zaskakującego, wynikło ze współdziałania polityki i kultury. Niemieccy żołnierze zwyciężyli, gdyż byli zarówno karni
jak i wykształceni. Dla Paula Valéry’ego na wschód
od Renu dyscyplina stanowiła najskuteczniejszą broń
i w wojnie i w sferze kultury, niemieccy profesorowie
działali równie systematycznie jak niemiecka generalicja. Dlatego Francja posyłać będzie, w ramach duchowej mobilizacji i z zamiarem odzyskania Alzacji
i Lotaryngii najlepszych młodych uczonych do Lipska
i Berlina. Mają oni na tamtejszych uniwersytetach
uczyć się od przeciwnika i przygotowywać militarny
73
rewanż. Gdy wybuchnie pierwsza wojna światowa,
niemieccy intelektualiści porównują ogólną mobilizację, witaną z entuzjazmem przez ludność z masowym
poborem francuskich wojsk Rewolucji; Friederich Meinecke jeszcze w 1946 powie o «porywie sierpnia 1914».
«Idee 1914» zastąpią «idee 1789». Uczeni I artyści
oświadczają uroczyście, że wypowiadają wojnę kultur,
w niej chcą walczyć za Goethego, Kanta i Beethovena. I znów dochodzi do niemiecko-francuskiego sporu o uniwersalizm. […] Niemiecko-francuskie wojny
kultur toczono z tym większą zaciekłością, że między oboma krajami istniało nie tylko wzajemne silne
przyciąganie, lecz także sporo wzajemnego podziwu.
Fryderyk Wielki wolał mówić po francusku i chętnie
widziałby Voltaire’a w Poczdamie jako swojego ministra sztuki i kultury. Do zbliżenia niemiecko-francuskiego nikt nie przyczynił się więcej niż Pani de Staël
[…] Niemcy i Francja związane były moralną więzią;
były bliźniaczymi narodami, od ich wspólnego losu
zależała przyszłość Europy. W przededniu pierwszej
wojny światowej Romain Rolland, w powieści JeanChristophe, wraca do punktu widzenia Pani de Staël:
Francja i Niemcy to dwa skrzydła Zachodu, kto zrani
jedno, przeszkadza w locie drugiemu.”15
W Zjednoczonej Europie myśl o powtórzeniu szaleństw sprzed lat wydaje się dziś nieprawdopodobieństwem. Co zawdzięczamy wyciągnięciu wniosków
z traumy tamtych wojen. Chrześcijańscy demokraci,
Robert Schuman, de Gasperi, Adenauer, ale także
intelektualiści, Denis de Rougemont, Jean Monnet,
poprzedzani przez wyśmiewanych marzycieli różnej
15
74
Wolf Lepenies, Kultur und Politik, Deutsche Geschichten, Carl
Hanser Verlag, München Wien 2006, 213/15.
narodowości od końca XVI do początków XX wieku
(Sully, Abbé de Saint Pierre, Kant, Coudenhove-Calergi, politycy jak Stresemann, Briand), umieli
zbudować fundament pod wspólny europejski dom
w oparciu o chrześcijaństwo, pogodzone z wkładem
oświecenia – prawami człowieka. Czy ta budowla
przetrwa we władaniu bankierów?
Francja – Anglosasi
Prawa do wolności po angielsku
– Anglia jako wzór dla Francuzów?
Anglia w pewnej mierze wyrosła z żebra Francji.
Po kolejnych inwazjach na Wyspy Brytyjskie – Celtów
w V wieku przed Chr., Rzymian ok. I w. przed Chr.,
pół tysiąca lat później plemion germańskich (Anglosaksonowie), w XI wieku dzisiejszą Anglię (lecz nie
Szkocję) podbijają francuskojęzyczni Normanowie
(wikingowie). Ci najpierw najechali północną Francję – Normandię – na początku IX wieku, w ciągu
kilku pokoleń przejmując język i wiarę podbitych. Już
jako francuskojęzyczni zdobywcy pokonują miejscowego władcę w bitwie pod Hastings (1066) i reorganizują na wzór francuski królestwo angielskie, nie
rezygnując jednak z licznych posiadłości we Francji
(Normandia, Anjou, Akwitania). Kultura francuska
(i mowa) na dworze angielskim przetrwa do połowy
XIV wieku, angielski do dziś nosi mnóstwo śladów języka sąsiadów zza Kanału. Definitywne rozdzielenie
77
obu krajów dokona się dopiero w ciągu długotrwałych bojów, w wojnie stuletniej od połowy XIV do lat
siedemdziesiątych XV wieku. Rozwój Anglii i Francji
potoczy się jednak innymi drogami. Anglicy okażą
się szybsi, skuteczniejsi w wyścigu modernizacyjnym.
Nowoczesny parlamentaryzm, podstawowe wolności
jednostki (Magna Carta Libertatum z 1215, habeas corpus z 1679), właśnie anglosaskim (angielskim
i później amerykańskim) doświadczeniom zawdzięczają więcej niż francuskim.
Anglia, która po Glorious Revolution 1688/89
przyspiesza procesy modernizacji, wywoływała zainteresowanie wielu Francuzów. Francja bowiem, wyraźnie odstaje od angielskiej, europejskiej czołówki,
gospodarczo zrujnowana bezsensownymi wojnami
Ludwika XIV, toczonymi „dla chwały dynastii”, co
w Przygodach Telemacha (1699), a również w słynnym liście do Pani Maintenon, morganatycznej żony
króla, ośmielił się dość otwarcie skrytykować biskup
Fénélon.
Na tle skostnienia stosunków francuskich gwałtowny rozwój sąsiada zza Kanału – gdzie król był
władny czynić dobrze, za to miał skrępowane ręce
(przez parlament), gdy chciał popełniać błędy, jak
to w latach trzydziestych osiemnastego wieku powie Voltaire – budził podziw zarówno Montesquieu
jak i przede wszystkim samego autora Lettres philosophiques [Listy filozoficzne 1734]. Voltaire bowiem,
w refleksjach na temat tolerancji i swobód, jakimi
w monarchii brytyjskiej cieszą się nie tylko wysoko
urodzeni, ale i plebejusze, stawia rodakom za wzór
ustrój zgoła odmienny od francuskiego absolutyzmu,
opartego na samowoli władcy oraz przywilejach
78
stanowych, niezgodnych z postulatami oświeconego
rozumu. Brytyjski XX wieczny historyk tak opisuje
rozbieżność dróg obu krajów:
„Angielska wolność, zakorzeniona w specyfice wyspiarskiej, wymagała, aby dojrzeć i wyrosnąć, pewnego okresu odosobnienia od europejskich wpływów
i niebezpieczeństw. […] Elżbieta [królowa] i Drake
[pokonał hiszpańską, niezwyciężoną armadę] umożliwili tę izolację. Okoliczności zewnętrzne, głównie
[absorbująca kontynent] wojna trzydziestoletnia, pozwoliły Anglii pod osłoną jej floty, uporządkować
domowe kłopoty bez przeszkód ze strony interweniujących sąsiadów. Dopiero gdy lata wewnętrznego
rozwoju doprowadziły do rozwiązań z 1688/89 nowa
parlamentarna Anglia, oparta na wolności religijnej
i politycznej, była w stanie pod rządami Williama III
i dowództwem Marlborougha sprostać wyzwaniu ze
strony kontynentalnej autokracji uosobionej w postaci uwielbianego powszechnie Ludwika XIV, Wielkiego Monarchy Francji. Wojna ta uwolniła Europę od
francuskiego panowania i ustanowiła flotę angielską
niekwestionowaną panią wszystkich mórz świata.
Wojny przeciw Ludwikowi mogłyby być uznane za sąd
Boży w boju, który wykazał wyższą skuteczność wolnej wspólnoty nad państwem despotycznym. Wynik
zdumiał wielce i wywarł ogromne wrażenie w świecie, który dotychczas wyznawał całkiem odmienną
teorię władzy. Sądzono powszechnie, że to despotyzm
posiadł sekret skuteczności, że wolność jest luksusem, na który pozwolić sobie mogą małe wspólnoty
jak szwajcarskie kantony, czy Siedem Prowincji holenderskich – a potęga Holandii po krótkim okresie
chwały, zaczynała blednąć w obliczu wzrastającej potęgi francuskiego króla. Zwycięstwo parlamentarnej
Anglii nad despotyczną Francją było to coś nowego,
79
o ogromnym znaczeniu; fakt ten wywołał ruch umysłowy za granicą przeciw despotyzmowi w Kościele
i w państwie, ruch, który naznaczył cały wiek XVIII,
począwszy od Montesquieu. Brytyjska flota i Marlborough, bitwa pod La Hogue i Blenheim [klęska
Francuzów w 1704], przyniosły Locke’owi i innym angielskim filozofom sławę na kontynencie, sławę, którą
filozofia ta rzadko cieszyła się ze względu na siebie
samą. Angielskie urządzenia po raz pierwszy uznano
za przykład dla świata, choć wciąż pozostawały nieco
tajemnicze i mało zrozumiałe.”16
W latach siedemdziesiątych osiemnastego wieku
walka kolonii amerykańskich z samowolą królewską, walka, prowadząca do powstania Stanów Zjednoczonych spotka się z gorącą sympatią we Francji.
U boku Washingtona (jak Kościuszko, jak Pułaski)
wojuje z tyranią zamorskich rządów Londynu, młody
La Fayette, późniejszy uczestnik zarówno pierwszej
(1789) jak i – na starość – drugiej (1830) Rewolucji
francuskiej. Benjamin Franklin, inny bohater wojny o niepodległość Stanów, odbywa, na krótko przed
1789, tryumfalną podróż do Francji, by negocjować
pomoc dla nowego państwa, powstałego za oceanem
w oparciu zarówno o etos purytański jak i idee oświecenia. Zaś Tom Paine, sprzyjający Amerykanom, angielski publicysta oświeceniowy, też powitany zostanie entuzjastycznie w Paryżu i zaproszony do udziału
w Konwencie (1792), wraz z innymi przedstawicielami
postępowej ludzkości. Tak zatem obok angielskiego
parlamentaryzmu, nowo tworzona, wolna demokracja
16
80
George Macauley Trevelyan, A Shortened History of England,
1985, s. 271/72.
amerykańska jeszcze żywiej przyciąga Francuzów,
gotujących się do rewolucyjnego skoku. W XIX wieku,
już po Rewolucji lipcowej (1830) Tocqueville przywiezie z podróży do Stanów głębokie studium (De la démocratie en Amérique), o rozwijającej się pomyślnie,
choć nie bez potknięć, demokracji amerykańskiej, tej
zapowiedzi egalitarnego społeczeństwa masowego
niedalekiej przyszłości.
Krytyka rewolucji (Burke) – wojna z Napoleonem
– ocieplenie wzajemnych stosunków w XX wieku
Wszakże, już po wybuchu Rewolucji 1789, opinia
publiczna w Anglii wyraźnie się podzieli. Obok entuzjastów, jak Paine, jak pierwsza feministka, Mary
Wollstonecraft-Godwin (matka Mary Shelley, autorki Frankensteina, a żony Shelley’a), chęć budowania
od zera doskonałego ustroju spotka się nad Tamizą
z krytyką. Wyrazem tej krytyki będzie manifest myśli konserwatywnoliberalnej, dzieło Edmunda Burke,
który Refleksjami nad Rewolucją Francuską (Reflections on the French Revolution 1790) oblewa zimną
wodą zamiar oparcia systemu politycznego, nie na
doświadczeniu i mądrości wieków, ale na oderwanych
od praktyki pomysłach indywidualnego rozumu. Anglia, kierowana przez wytrawnego polityka, Williama
Pitta młodszego, stanie się nieubłaganym wrogiem
Wielkiego Narodu Francuskiego (La Grande Nation),
który pod pretekstem szerzenia idei wolnościowych,
81
zmierza w istocie do hegemonii w Europie. Albion
stanie się też najgroźniejszym przeciwnikiem Napoleona, kontynuującego jeszcze wyraźniej hegemonialne,
imperialne plany. Aby złamać przeciwnika, Cesarz
zorganizuje blokadę kontynentalną – bezskuteczną
próbę handlowej izolacji wyspiarzy.
Po upadku Napoleona i powrocie Burbonów, po
ustaleniach Kongresu Wiedeńskiego, na którym
przedstawiciel Anglii, Castlereagh odgrywa ważną
rolę współtworząc europejską równowagę mocarstw,
ustają główne powody napięć między oboma krajami.
Zwłaszcza, że Anglia angażuje się w pozaeuropejską
ekspansję kolonialną. Zwracają jednak uwagę burzliwe przemiany polityczne w niestabilnej Francji, gdzie
reżymy polityczne oscylują między parlamentaryzmem i bonapartyzmem (autorytarne rządy Napoleona III), podczas gdy u północnego sąsiada, za panowania (1837-1901) królowej Wiktorii, zresztą przyjaznej
Francuzom, toczy się bez rewolucyjnych wstrząsów
i politycznej huśtawki przyspieszony proces uprzemysłowienia i modernizacji. Czy dlatego Francuzi zarzucać będą Anglikom zmaterializowanie, lekceważenie imponderabiliów (Michelet, Victor Hugo), choć
jednocześnie dostrzegają ich realne osiągnięcia, przeciwstawiane zgubnym, utopijnym wizjom jakobinów
(Taine)? Natomiast niektórzy Anglicy podkreślają
własny zmysł praktyczny, utylitarny, ale jednocześnie (np. Matthew Arnold) podziwiają francuskie poszukiwania bezinteresownej prawdy, poszukiwania
zgodnych z wymaganiami rozumu, rozwiązań, nawet
jeśli te nie prowadzą do konkretnych korzyści. Inaczej mówiąc, pragmatyzm jednych przeciwstawiałby
się bezinteresownemu racjonalizmowi drugich?
82
Literatura angielska jest dość wysoko ceniona
we Francji. XVIII wiek odkrywa Shakespeare’a, który nauczy romantyków francuskich jak się uwolnić
od kajdan poetyki klasycznej (Stendhal, Racine et
Shakespeare, 1823/25), Shakespearem zachwyca się
też Victor Hugo. Realistyczna powieść angielska również wzbudzi zainteresowanie: Dickens, George Eliot.
Wzbudzi zwłaszcza ciepłem w przedstawianiu postaci
(zdaniem Eugene’a Melchiora de Vogüé), tak odbiegającym od flaubertowskiego chłodu i od brutalizmów
Zoli. Dickens zresztą napisze historyczną powieść
o Paryżu i Londynie w czasach Rewolucji i Terroru
(Tale of the two Cities)
XX wiek nie przyniesie pogorszenia wzajemnych
stosunków, mimo rywalizacji w Afryce (Fachoda 1898).
W obu wojnach światowych Francja znajdzie wsparcie Anglii i Ameryki. Angielscy żołnierze będą umierać za Francję na froncie i w 1914-18 i w 1940. Gdy
Pétain podda się Hitlerowi w czerwcu 1940, Charles
de Gaulle uratuje honor kraju tworząc w Londynie
siły zbrojne Wolnej Francji oraz inspirując antyniemieckie podziemie.
Anglia w przeciwieństwie do Francji przeżywającej, co pokolenie polityczny wstrząs, od Gloriuos Revolution w 1688/89 cieszy się godną podziwu stabilnością instytucjonalną, jej emblematem będzie nieco już
teatralna dzisiaj monarchia.
Angielska flegma polityczna ma przecież także
swój wyraz w życiu umysłowym i literackim. Brytyjski intelektualista zna swoje raczej skromne miejsce
w społeczności, czym różni się od francuskiego kolegi.
Ten ostatni bowiem odznacza się niespokojną, hiperkrytyczną nadwrażliwością, chętnie wtrąca się do
83
rzeczy, na których się nie zna (tak definiował intelektualistę Jean Paul Sartre: il se mêle de ce qui ne le
regarde pas). Raymond Aron pisał:
„Wielka Brytania jest zapewne tym krajem Zachodu,
który traktuje swoich intelektualistów najrozsądniej.
Jak powiadał D.W. Brogan, pisząc o Alainie [duchowy mistrz niezależnych, frondujących elit we Francji],
We British don’t take our intellectuals so seriousously,
my Brytyjczycy, nie bierzemy naszych intelektualistów
tak bardzo serio. Dzięki temu udaje się im [Brytyjczykom] uniknąć wojującego antyintelektualizmu, ku
czemu nieraz zmierza amerykański pragmatyzm, zaś
podziw, jakim we Francji otacza się bez różnicy i powieści i opinie polityczne pisarzy, budzi w tych ostatnich nadmierne poczucie własnej ważności, popychając ich do skrajnych poglądów i pisania artykułów
zaprawionych witriolem. […] Lewicowy intelektualista [brytyjski] odda należne doskonałościom systemu
brytyjskiego, uzna prawowitość komunizmu we Francji, we Włoszech czy w Chinach, aby w rezultacie okazać się równie dobrym patriotą co internacjonalistą.
Francuz też marzy o takim pojednaniu, ale chciałby
przyciągnąć wszystkich nie-Francuzów do Francji.
Anglik tymczasem myśli raczej, że nikt z poza szczęśliwych wysp [brytyjskich] nie jest w pełni godzien
grać w krykieta i toczyć parlamentarne debaty.”17
O różnicach kulturowo-obyczajowych (brytyjska
flegma i rezerwa, a zarazem szacunek dla cudzej prywatności), tak pisze Andre Maurois:
17
84
Raymond Aron, L’Opium des intellectuels, Calman-Lévy 1955,
s. 258/59.
„Dopóki nie poczujesz mocnego gruntu pod nogami
mało się odzywaj. We Francji to nieuprzejmie pozwolić, żeby rozmowa zamarła, w Anglii to ryzykowne
podtrzymywać ją bez powodu. Nikt ci tutaj nie weźmie za złe, że siedzisz cicho. Jeśli przez trzy lata nie
otworzysz ust, pomyślą: «ten Francuz to miły i spokojny chłopak». Nie przechwalaj się. Anglik powie ci,
mam mały domek na wsi; kiedy cię zaprosi zobaczysz,
że ten mały domek to pałac o trzystu pokojach. Jeśli jesteś mistrzem świata w tenisie, mów: «no tak,
gram nie najgorzej». Jeśli sześciometrowym jachcikiem przemierzyłeś Atlantyk, powiadaj, «czasem sobie trochę popływam». Jeśli piszesz książki, nic nie
mów. Z czasem odkryją sami tę godną pożałowania,
choć nieszkodliwą słabość; powiedzą ci ze śmiechem:
«no, no, dowiedziałem się sporo na twój temat», i będą
z ciebie zadowoleni. Jeśli cię skrzywdzą (bo bywają
niesprawiedliwi), nie wahaj się i wyrąb prosto w oczy,
o co chodzi. Są spore szanse, że uznają twoje racje.
Gdyż zależy im, żeby nie stracić partnera do gry.
Złota reguła: nie zadawaj pytań. W czasie wojny pół
roku mieszkałem w jednym namiocie z Anglikiem,
myliśmy się w tej samej miednicy, ale nigdy nie spytał, czy jestem żonaty, co robiłem przed wojną, co
za książki teraz czytam. Jeśli już musisz opowiadać
o swoich sprawach, wysłuchają cię z grzeczną obojętnością. Powstrzymaj się od zwierzeń na temat osób
trzecich. Plotki krążą tutaj tak jak wszędzie, ale bywają one i rzadsze i ważą znacznie więcej. Tu nie ma
strefy pośredniej między milczeniem i skandalem.
Wybierz milczenie.”18
18
Andre Maurois, Conseils a un jeune Francais partant pour
l’Angleterre (1938).
85
Ameryka i francuskie kompleksy
Jan-Werner Müller pisze „[…] o powstającym w Ameryce antyeuropeizmie, który wszakże kieruje się
w pierwszym rzędzie przeciw Francji, co zarazem tłumaczy się tym, że republikańska Francja mimo ciągłej
utraty wpływów na świecie, wciąż chciałaby głosić zasady moralnego i politycznego uniwersalizmu, konkurujące z modelem Stanów Zjednoczonych. A zatem nie
tylko zderzają się sprzeczne interesy, ale całkiem na
odwrót paradoksalnie – za Freudem – drobne różnice w pojmowaniu podobnych uniwersalnych wartości
w niektórych przypadkach najboleśniej urażają narodowy narcyzm.”
Wg „Neue Züricher Zeitung”, 14.6.2004.
Dwudziestowieczny Paryż będzie stolicą międzynarodowej sztuki nowoczesnej. Tuż po pierwszej wojnie zjeżdżają tam liczni pisarze angloamerykańscy,
z tzw. straconego pokolenia (lost generation): Gertrude Stein, Hemingway, Dos Passos, Fitzgerald. Uciekając z pragmatycznego, zmaterializowanego, zubożonego duchowo, jak sądzą, świata Stanów, w permisywnej atmosferze wielkomiejskich bulwarów paryskich próbują znaleźć swobodę większą niż w postpurytańskim i zarazem dorobkiewiczowskim klimacie
własnej ojczyzny? Kilkanaście lat później we Francji
osiądzie Irlandczyk, Samuel Beckett (Nobel 1969),
piszący zresztą w obu językach pełne udręki i metafizycznych poszukiwań sztuki teatralne i powieści.
W obu wojnach światowych Francuzi, Anglosasi – Brytyjczycy i Amerykanie – są, jak wiemy, politycznymi i militarnymi aliantami w antyniemieckiej
86
koalicji. Ale nie jest to przymierze pozbawione zgrzytów. Zwłaszcza de Gaulle okazuje się trudnym partnerem, rozgraniczanie sfer wpływów w trzecim świecie z okazji rozmontowania francuskiego imperium
kolonialnego nieraz powodują tarcia.
Najważniejsza okaże się chyba jednak sprawa prestiżu. Nie łatwo przyjąć do wiadomości, że ojczyzna
Kartezjusza, Wielkiej Rewolucji i Napoleona ustępuje
Anglosasom, a więc nowobogackiej Ameryce nie tylko,
jeśli idzie o rolę polityczną, ale i o prymat cywilizacyjny. Porażka na tym ostatnim polu będzie szczególnie bolesna. Francuskie elity kulturalne reagują
urazowo na sukcesy amerykańskie w nauce, w mediach, w sztuce masowej (film hollywoodzki). Jakże
doskwiera upadek francuszczyzny jako języka międzynarodowego, „kongresowego”, przegrywającego
na wszystkich frontach z mową Shakespeare’a i Harrego Pottera. Współczesny amerykański neokonserwatysta, mówiąc o Putinie, z tej okazji łatkę przypnie
i dumnej Francji de Gaulle’a:
„Stany Zjednoczone są jedynym supermocarstwem,
które ostało się po zakończeniu zimnej wojny. To,
co wyczynia Putin, nazywam sztuczką w stylu de
Gaulle’a, polegającą na próbie maksymalnego wzmocnienia pozycji kraju [sc. teraz Rosji, jak kiedyś Francji], który utracił większość swojej realnej potęgi. […]
Europa Zachodnia podróżuje na gapę amerykańskim
pociągiem wojskowym.”19
19
Norman Podhoretz, „Europa, tygodnik idei” 3.2.2007.
87
Zamiast mitu antyniemieckiego
– mit antyamerykański?
Dlatego, już po drugiej wojnie światowej, ostra
antyamerykańskość wpisze się na stałe do repertuaru francuskich mitów. Zastępując „dyżurny” – od wojny 1870/71 do lat pięćdziesiątych XX wieku, do czasu
pojednania de Gaulle – Adenauer, mit antyniemiecki.
Mit, gdzie Francja pełniła misję strażniczki łacińskiego Zachodu (jak czytamy w Défense de l’Occident,
Henri Massisa, z 1929) w obliczu barbarzyńców –
germańskich, jak powiadano, Hunów.
Teraz za to powołaniem Francji, kraju uosabiającego najwyższe osiągnięcia kultury ogólnoludzkiej,
ojczyzny łacińskiego uniwersalizmu i oświeceniowej
Rozumności, będzie bronić Zachodu przed wulgarnością nieokrzesanych choć supernowoczesnych dorobkiewiczów-Yankesów.
Amerykę, opisywał kiedyś z zachwytem Chateaubriand jako kontynent dziewiczej, pierwotnej
przyrody, później studiował z sympatią, ale i krytyczną przenikliwością Tocqueville (1835-40) widząc
u Amerykanów przykłady nowoczesnej demokracji
– z jej zaletami ale i wynaturzeniami: prostactwem,
konformizmem. Już po Pierwszej Wojnie, a zwłaszcza
po Drugiej, gdy Paryż zaleją dziesiątki tysięcy, najpierw wracających z frontu amerykańskich żołnierzy,
a potem turystów, Ameryka ujawni ambiwalentne
oblicze. Dla wielu Francuzów, jak głośny powieściopisarz, Georges Duhamel, będzie to oblicze kraju
zdewastowanego przez głęboko skomercjalizowaną kulturę masową, co więcej kraju, pozbawionego
88
elit intelektualnych w pełnym tego słowa znaczeniu.
Mimo znakomitych uniwersytetów, – gdzie jednak
wykładają często europejscy profesorowie. Warto dodać, że robią tam światową karierę liczni Francuzi,
jak dekonstrukcjonista Derrida.
Nad Sekwaną, natomiast, wypchane dolarami
portfele otwierają dostęp amerykańskim turystom
do uciech wielkiego miasta, od wyrafinowanych do
najwulgarniejszych.
Wielu narzeka też, że Ameryka wmusza Francuzom własne gusta, także kulinarne i, co więcej, własne produkty kultury masowej: comic strips [komiksy],
holywoodzkie komedie filmowe i westerny, coca colę,
hamburgery, w sumie to, co dzisiaj określamy jako
macdonaldyzację kultury:
„Oto już wasze mity wlewają się do Francji. Spotykam
znowu tych starych znajomych, na naszych ekranach,
na wystawach naszych księgarń, w kioskach z gazetami, nawet w oficjalnych przemówieniach. Rozpoznaję znowu te narzędzia, już zużyte, nie zadano sobie
nawet trudu, aby je przemalować: filmy, best-sellery,
ilustrowane magazyny, digesty, historyjki rysunkowe
[histoires en dessins – komiksy], kolorowe zdjęcia pinup girls. Niech więc żyje wielka demokracja amerykańska! Niech żyje amerykański raj w technikolorze!”20
20
Vladimir Pozner, Lettre à un ami américain, „Les Lettres Françaises [organ związany z Partią Komunistyczną], 29 kwietnia
1948. Wg Michel Winock, L’antiamericanisme français, w: Nationalisme, antisemitisme et fascisme en France, Seuil 1990, s. 67.
89
Amerykańska tężyzna
i francuskie wyrafinowanie
Historia kolonizacji amerykańskiego kontynentu,
gdy osadnicy ruszali w puszczę, by dosłownie wyrąbywać toporem swoje siedziby w dziewiczych lasach,
tłumaczy małe wyrafinowanie, jeśli nie prostactwo
amerykańskich obyczajów. W prymitywnych warunkach trudno było oczekiwać szczególnej subtelności
stosunków międzyludzkich. W zetknięciu z Ameryką
pionierów dość zatem łatwo Europejczykowi (Francuzowi) utwierdzić się w kompleksie wyższości. Ale boleśniejsze będzie zderzenie z amerykańską nowoczesnością, z osiągnięciami technologii we wszystkich
zakresach. Tu konkurencja okazywała się miażdżąca
i wyższość Ameryki niepodważalna. Już w pierwszej
połowie XIX wieku ekonomista francuski, Michel
Chevalier, zwraca uwagę (w „Journal des Débats”
i potem w Lettres sur l’Amérique du Nord 1836) na
amerykańską aktywność, praktyczność i wynalazczość, przeciwstawioną francuskiej predylekcji do
upolitycznionego teoretyzowania i oderwanej od życia
literackości:
„[Amerykanin] jest z natury mechanikiem; u nas każdy uczeń pisze wodewile, ballady, republikańskie albo
monarchiczne konstytucje; w Massachusetts i w Connecticut nie znajdziesz robotnika, co by nie wymyślił
nowej maszyny albo narzędzia. Każdy poważniejszy
jegomość ma swój pomysł na kolej żelazną, nową osadę albo miasteczko, kombinuje jakiś projekt inwestycji
90
dotyczących zalanych terenów Red River, pól bawełny
w Yazoo, albo upraw kukurydzy w Illinois.”21
Europejskiemu samochwalstwu pozostawałaby
zatem sfera kultury, literatury, sztuki? Aczkolwiek
i na tym polu Ameryka – w XIX wieku mogła poszczycić się tylko Edgarem Allanem Poe, którym zachwycał się Baudelaire, Whitmanem i Melville’m – okaże
się niebezpiecznym rywalem. W XX wieku wyrastają
takie oto sławy jak Henry James, Dreiser, Steinbeck,
Hemingway, Ezra Pound, T.S. Eliot, Faulkner…
Francuskie przecywilizowanie, bogactwo literackiej tradycji, a więc bogactwo wyrafinowanych
aluzji, intertekstualnych powiązań, – ów bagaż
umysłowy paryskiego literata, wyselekcjonowanego
przez salonowe koterie, przez konkursy, wychowanka elitarnych szkół dla bogatej burżuazji – zderza
się ze spontanicznością i bezpośredniością, z żywiołową siłą przeżycia, autentycznością bogatego,
osobistego doświadczenia amerykańskich pisarzy:
Whitmana, Jacka Londona, Dreisera, Faulknera,
Sherwooda Andersona, Thorntona Wildera, Edgara
Lee Mastersa, wreszcie Ginsburga czy Boba Dylana,
Kerouaca (zresztą Kanadyjczyka). Ci swoją twórczość opierają na obserwacjach zbieranych z nizin
społecznych, z marginesu przestępczego, z biografii
poszukiwaczy złota w Kalifornii, traperów północy,
pucybutów z Kentucky. Później brodatych hippiesów
z San Francisco czy Nowego Jorku. Tym bowiem –
dla Paryżan egzotycznym – materiałem, wziętym
21
Michel Chevalier, Lettres sur l’Amérique, 1836, wg George Probst,
The Happy Republic, New York 1962, s. 15/16.
91
z nowojorskich slumsów, czy z życia brooklińskich
murzynów, z przemysłowych chicagowskich rzeźni,
z prerii midwestu czy od farmerów deep South [Południa] karmiło się pisarstwo samorodnych, amerykańskich talentów. Czerpali tematy nie z literatury, nie z tysięcy przeczytanych książek, ale z własnych przeżyć, z życia lumpów i włóczęgów, bogatego
w najdziwaczniejsze perypetie, wzloty i upadki. Co
w Paryżu spróbuje powtórzyć (nie slangiem jednak,
lecz wyrafinowaną, akademicką stylistyką ) skandalizujący Jean Genet (Journal du voleur). A w Polsce
Marek Hłasko…
Antyamerykański kompleks Francuzów, czyli przeświadczenie wyższych kulturą następców
Montaigne’a, Kartezjusza, Voltaire’a, Baudelaire’a,
Prousta, że niżsi kulturą amerykańscy kowboje, co
wymyślili cartoons, hot-dogi i Disneyland, niesłusznie wyprzedzają ojczyznę Monteskiusza na każdym
polu, wydaje się proamerykańskim Polakom zaskakujące. Warto jednak ów kompleks (wyższość/niższość) zestawić z polskim urazem antyrosyjskim: oto
azjatycki niedźwiedź, wyrosły pod bokiem cywilizowanej Rzeczypospolitej obojga narodów, ośmiela się
pretendować do pierwszych ról na politycznym i kulturalnym (Tołstoj, Dostojewski, Czechow, Bułhakow,
Sołżenicyn) teatrum świata, podczas gdy my, dziedzice europejskiej, łacińskiej kultury, zajmujemy tam raczej skromne miejsce w tylnych rzędach?
Antyamerykańskość, która w czasach de Gaulle’a
wyrażała się zaciekłą obroną niezależności polityczno-militarnej (wycofanie francuskich sił zbrojnych
z Paktu atlantyckiego, własna bomba atomowa etc.,
flirty z Sowietami), żywi się także przeświadczeniem
92
o toczących się, mitycznych bojach światła i ciemności. O wspomnianej już walce wielowiekowej „kultury wysokiej”, wyrosłej na gruncie Europy zachodniej
(tj. francuskiego oświecenia) z „nowoczesną”, skomercjalizowaną kulturą masową rodem z Ameryki, kulturą produkowaną industrialnie, a w konsekwencji
obniżającą poziom, paraliżującą samodzielne myślenie, wulgaryzującą horyzonty odbiorców. Jak podkreśla Michel Winock, Francuzi nie lubią u Amerykanów nadciągającej oto własnej francuskiej nowoczesności. Nie lubią zagrożeń modernizacją, które
drążą już od wewnątrz, wcale nie importowane z za
Atlantyku, najgłębszą tkankę rodzimej Europy, zalewanej zwulgaryzowaną, skomercjalizowaną produkcją masową: Ameryka nie byłaby tedy przyczyną
zła, lecz tylko ostrzeżeniem, prototypem, tego, co już
nadciąga?
„… ten naród, z powodu wielu swoich cech, jest mi
bardziej obcy niż jakikolwiek inny. Nigdy go nie odwiedzałem… bo i po co? On zaś nie tylko nas odwiedzał. Zrobił znacznie więcej, gdyż przekształcił nas
dogłębnie. Tempo naszej codzienności dostroiło się
do jego tempa. Jego muzyka towarzyszy nam dzień
i noc milionami płyt. Tysiące filmów, na wszystkich ekranach Paryża i prowincji narzucają nam we
wszystkim jego poglądy: określony stereotyp kobiety, wymiennej gwiazdy, którą staje się każda Brigitte czy Pascale z Batignolles [dzielnica Paryża], ale
nade wszystko kult, ubóstwienie techniki, wszystkich technik wynalezionych przez człowieka, i którym człowiek oddaje się w niewolę, szał szybkości, ta
kołowacizna, co zaraziła wszystkie stada [baranów]
Zachodu, podrygiwania, od których nikt z nas nie
93
potrafi uciec: przerost i pycha nadmiaru we wszystkim, a więc to, co zawsze było najmniej zgodne z naszą tradycją i duchem.”
François Mauriac, „L’Express” 29 sierpnia 1959. Wg
Michel Winock, L’antiaméricanisme français, w tegoż,
Nationalisme, antisémitisme et fascisme en France,
Seuil, 1990, s. 70.
Ameryka, tedy, której hollywoodzką kulturę masową (uznając ją za równie pożywną, co guma do żucia!) tak bezlitośnie spiorunowali niemieccy emigranci, Horkheimer i Adorno, z daleka patronujący antyamerykańskim lewakom na całym Zachodzie, byłaby
tylko zapowiedzią, prognozą naszej przyszłości, tego
co nas czeka niebawem?
Sowieckie korzenie antyamerykanizmu?
Ale urazy Francuzów na pewno mają także mocne korzenie sowieckie. W latach zimnej wojny Francja
stanowiła niezbyt pewny odcinek frontu między oboma obozami – komunistycznym i zachodnim. Wpływy
marxistowskie, skrajnie lewicowe były tam bardzo
mocne, zwłaszcza wśród elit intelektualnych. Propaganda sowiecka, jawna i niejawna, mogła więc liczyć
na sporą skuteczność nad Sekwaną. A rozbudzanie
i rozjątrzanie antyamerykańskich resentymentów
jak najbardziej leżało w interesie Kremla.
Takie wydarzenia jak maccartyzm, czyli antykomunistyczne czystki w Stanach Zjednoczonych, jak
94
skazanie małżeństwa Rosenbergów na karę śmierci
za wydanie Sowietom tajemnicy bomby atomowej
(1951/53) wywołują we Francji długotrwałe burze
protestów. Innym tematem mobilizującym do gwałtownych antymerykańskich wystąpień staną się
wojny w Trzecim Świecie, w Azji: wojna, popieranego
przez Stany Zjednoczone Czang-kai-szeka z komunistami Mao-tse-tunga w Chinach, wojna w Korei
(1950/53), wojna w Wietnamie, którą po wycofaniu
się Francuzów kontynuują Amerykanie (1964-1975).
Po klęsce Hitlera i Mussoliniego, amerykańskie
osobistości polityczne i wojskowe, Truman, Eisenhower, MacArthur, McCarthy zajmą miejsce tamtych w politycznym legendarium lewicy francuskiej
jako wcielenie zła wszelakiego. Stany Zjednoczone
utożsamione będą z nową postacią faszyzmu: walka
z nimi staje się podstawowym obowiązkiem patriotycznym.
Imperializm Ameryki zagraża bowiem bezpośrednio niezależności politycznej i gospodarczej kraju… Plan Marshalla [plan pomocy gospodarczej po
wojnie] to diabelski pomysł podporządkowania gospodarki francuskiej interesom zamorskiego kapitalizmu
z Wall Street…
Demonizacja USA osiąga apogeum w latach
zimnej wojny, gdy starły się siły postępu i pokoju z mroczną potęgą międzynarodowego kapitału
wysysającego krew z francuskich robotników, ale
nie ustaje i później. Każde starcie Ameryki z Sowietami na arenie międzynarodowej, w Trzecim
Świecie, prokomunistyczna, lewicowa część prasy
francuskiej, – a także mistrz duchowy powojennego pokolenia Jean Paul Sartre – przestawiała jako
95
walkę amerykańskiego Mroku z lewacką Jasnością.
Wyrazem nadzwyczajnego obiektywizmu było zajmowanie neutralnego stanowiska, z dystansem do
obu stron.
Albowiem tryumfalnemu pochodowi amerykanizacji, degradującej europejską kulturę (jej niezdobytym dotąd bastionem miałaby być właśnie Francja)
– wszędzie towarzyszyłby polityczny imperializm Waszyngtonu, który gotuje światu katastrofę atomową.
Sowiecka propaganda antywojenna (czytaj antyamerykańska) okazywała się niezwykle skuteczna w ojczyźnie Sartre’a (nb. autora naiwnie prosowieckiej,
antyamerykańskiej, antyimperialistycznej sztuki,
Niekrassov). Zdaniem mnóstwa lewicowych intelektualistów, którzy nadawali ton mediom w latach
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku – USA,
w imię interesów międzynarodowego kapitału chcą
narzucić światu swoje panowanie, gdyż atakują miłujący pokój i uciskaną ludzkość Związek Radziecki,
Chiny Przewodniczącego Mao, albo ludowy Wietnam
Ho-Chi-Minha.
Histerycznie antyamerykański dyskurs zagości
na długie lata we francuskich mediach kształtując
opinię publiczną. Powolny rozkład realnego socjalizmu, rozpoczynający się już od śmierci Stalina, spowoduje częściową utratę wiarygodności sowieckiego
komunizmu oraz przesunięcie akcentów. Bohaterem
pozytywnym kontestującej młodzieży będzie już nie
Związek Radziecki, ale Kuba Fidela Castro i Legendarnego Partyzanta, Che-Guevary, albo nieortodoksyjny wobec Moskwy, chiński maoizm. Wszelako
amerykański diabeł będzie wciąż straszył francuską
opinie publiczną i francuskie media.
96
Niektórzy jednak lubią USA
– francuscy liberałowie
Niezbyt liczni sympatycy Ameryki, jak katolicki
filozof tomista Jacques Maritain, który wykładał na
uniwersytetach amerykańskich w latach czterdziestych XX wieku, życzliwie spoglądają na amerykańską wolność, na orientację przyszłościową oraz żywą
działalność filantropijną, inni, przeciwstawiają jej
nowoczesność skostnieniu sowieckiego, realnego socjalizmu, jak Jean François Revel (Ni Marx ni Jésus,
la nouvelle révolution mondiale est commencée aux
Etats-Unis, Laffont 1970 – Ani Marx ani Jezus, nowa
rewolucja światowa rozpoczęła się w Stanach Zjednoczonych). Spróbują też przekonywać opinię, że USA
to kraj wyprzedzający resztę świata także w procesie modernizacji obyczajowej. Zwłaszcza ruch amerykańskiej kontrkultury z lat sześćdziesiątych wyda
się Revelowi godny zalecenia pokoleniu z Maja 1968:
permisywizm, hippiesowski luz obyczajowy, wszystko
to miałyby być, jego zdaniem, oznaki przełomu nowoczesności, oznaki wyzwolenia ze skostniałej obyczajowości tradycyjnej (religijnej). Kontestując cywilizację
industrialną, cywilizację wysiłku i sukcesu (opartą
na purytańskim etosie pracy) młodzi Amerykanie,
zdaniem Revela, wskazywaliby drogę nowoczesnemu hedonizmowi, zachęcającemu do używania owoców nowoczesności przy jednoczesnym zakwestionowaniu ideowych podstaw tej nowoczesności. A więc
używając owoców rajskiego drzewa kwestionowaliby
korzenie. W każdym razie dla Revela Ameryka (ale
Ameryka nie purytańska, Ameryka na luzie!), a nie
97
Związek Sowiecki ani Chiny – wbrew nadziejom wielu młodych lewaków, pokazuje drogę przyszłości, ona
dokonuje drugiej – po francuskiej z 1789 – wielkiej
rewolucji zachodniego świata, rewolucji konsumizmu.
Dzisiaj, istotnie, dawna lewica, coraz częściej wyraża
swoje postulaty w języku libertyńskiego permisywizmu rezygnując z rewindykacji klasowych.
Neoliberalizm Valéry’ego Giscard-d’Estainga i enokratów (technokratów z Ecole nationale d’administration), podobnie jak Revel, szuka
natchnienia za Oceanem,
„Rewolucja XX wieku wybuchnie w Stanach Zjednoczonych.
ale w przeciwieństwie do nieTylko tam może się wydarzyć.
go, bardziej niż rozleniwioJuż się tam zaczęła. Nie za- nymi hippiesami z joint’em
istnieje w innych częściach
w ustach i zielenieniem Ameświata, jeśli najpierw nie poryki [greening of America]
wiedzie się w Ameryce Północnej. Mam świadomość, przez antytechnokratycznych
proekologicznych kontestatoże to, co powiedziałem może
wywołać zdziwienie i niedo- rów, – interesuje się metodawierzanie we wszystkich od- mi skutecznego prowadzenia
mianach lewicy europejskiej
biznesu. Będzie to – już w lai w krajach trzeciego świata.
tach osiemdziesiątych – epoJak to? Ojczyzna imperialika mody na yuppies, młodych,
zmu, mocarstwo odpowieAmerykanów
dzialne za wojnę w Wietna- drapieżnych
w krawatach i garniturach.
mie, naród który praktykował
polowanie na czarownice za
Nie na brudasów w obdarczasów, kiedy senator Joe
tych dżinsach, którzy głosili
McCarthy
przewodniczył
nową rewolucję.
Komisji Działań AntyameryPo ataku Al-Kaidy na
kańskich, mocarstwo korzyWorld Trade Center w 2001
stające z surowców całego
pierwszym odruchem był
świata będzie, lub mogłoby
ogólnoświatowy wzrost symsię stać kolebką rewolucji?
Tak się przyzwyczailiśmy do
patii do Ameryki. Jednakże
98
wkrótce znów dają znać o sobie antyamerykańscy dysydenci. Ruch antyglobalistyczny, który widzi w neoliberalnych Stanach Zjednoczonych głównego przeciwnika, znajduje we Francji także podatny grunt
dla swoich argumentów. Ameryka, powiada się, po
rozkładzie Związku Sowieckiego wyrosła na jedynego hegemona i próbuje narzucić swój punkt widzenia
całemu światu, jej interesy gospodarcze i polityczne
nie mogą jednak stać na pierwszym miejscu kosztem
reszty ludzkości.
Argumenty antyglobali- myślenia, że rewolucja może
stów broniących ekologii, par- wybuchnąć tylko przeciwko
tykularności,
decentraliza- Stanom Zjednoczonym, przycji, multikulturalizmu, praw zwyczailiśmy się by mierzyć
mniejszości itp. padają na gle- postęp rewolucji zmniejszaniem się potęgi amerykańbę użyźnioną poniekąd przez
skiej […]. Od czasów zimnej
– wyraźnie nie tylko we Fran- wojny polityczny obraz świata
cji słyszalny – dyskurs post- jest prosty, dla każdego remodernistyczny. Przeciwny wolucjonisty, każdego lewitotalitarnym jakoby ambicjom cowca, na całej powierzchni
wszelkich wielkich opowieści planety. Swoją nadzieję po[méta-récits], wszelkich ca- kłada się już to w Chinach, już
to w Jugosławii [pisane przed
łościowych, wszechobejmują- jej rozpadem], już to na Kubie,
cych teorii i praktyk, które
już to w wydarzeniach w stylu
dotąd cechowały arogancką francuskiego Maja 68 w Eurocywilizację Zachodu. Nowo- pie Zachodniej, już to w partyczesną, narzucaną przemocą zantce [guerilleros] z Ameryki
innym, cywilizację białego Łacińskiej, już to w ogromnym
człowieka. Jej ostatnim – chęt- napływie narodów opóźnionych w rozwoju, co przychonie demonizowanym – wcie- dzą zgnieść przejedzonych
leniem wyda się niektórym bogaczy w ich siedzibach,
neokonserwatywna Ameryka bogaczy, którzy pozwalali im
ginąć z głodu. Bierze się pod
George’a Busha, juniora…
99
Trudno polskimi oczami, wpatrzonymi z zachwytem w nowojorskie drapacze chmur i statuę Wolności – zresztą dar Francji w stuletnią rocznicę Rewolucji 1789 – spojrzeć obiektywnie na nadsekwańskie
kompleksy. Ameryka zaczęła swoją polityczną drogę
u stóp francuskiego oświecenia, ale ci, co szli tą drogą mieli w ekwipunku mocną republikańską tradycję
angielskich, głęboko religijnych purytanów, ich demokracja nie atakowała chrześcijaństwa. God bless
France na wzór God bless
nie przeszłoby przez
America
uwagę wszystkie możliwości,
za wyjątkiem tej że rewolucja
usta wielu zalaicyzowanych
może właśnie wybuchnąć
do szpiku kości Francuzów.
w samym łonie zhańbione- Francji, zdaniem de Gaulle’a,
go kraju, w tym antyrewolunie da się wyobrazić bez
cyjnym gnieździe jakim jest
wielkości,
niestety trzeba to
Ameryka. Świat składa się
z dwóch części: z jednej stro- zrobić: jest po prostu dużym,
ny Ameryka, twierdza reakcji, bogatym, zbyt bogatym by
a z drugiej strony reszta świa- ostro pracować, europejskim
ta złożona z obozu członków
krajem. Jej kultura, literaturuchu oporu przeciwko Ame- ra, sztuka przeżywa głęboki
ryce, obozu rewolucyjnego
kryzys. Pewnie w Ameryce
ze swojej natury, do tego
rzeczy nie mają się wiele ledochodzi kategoria pośrednia
piej.
Ale to ich, amerykańska,
krajów-mieszańców
będących mniej lub bardziej wspól- tak pogardzana, kowbojska
nikami Ameryki […] Podstawą
kultura masowa przyniosła
takiego podziału świata jest
Europie i jazz – twór ameoczywiście przeciwieństwo
rykańskich
niewolnikówmiędzy kapitalizmem a somurzynów – i muzykę pop
cjalizmem. Gdy «Rewolucja»
oklaskiwaną i praktykowaoznacza «postęp socjalizmu»,
ną
entuzjastycznie na calogicznym jest wniosek, że
najpotężniejszy ze wszyst- łym świecie, również przez
kich krajów kapitalistycznych
Francuzów (jak Boris Vian).
100
Wreszcie to Amerykanie pokonali Hitlera i Stalina.
Stalina, o którym niejeden francuski lewak śpiewał
hymny uwielbienia.
będzie ostatnim krajem, który ustąpi przed naporem socjalizmu.
Skoro imperializm jest koniecznym następstwem kapitalizmu, oczywiste jest, że Stany Zjednoczone będą ewoluować tylko wówczas,
gdy zostaną do tego zmuszone z zewnątrz. Inne narody są być
może mniej błyskotliwe w dziedzinie ekonomii i technologii, bo są
mniej łupieskie, ale mogą się pocieszać, że mają monopol na rewolucję. Duch rewolucyjny i antyamerykanizm są identyczne, i wpływ
amerykański jest zawsze konsekwencją imperializmu, co dostarcza klucza-wytrychu do oceny każdej sytuacji na powierzchni globu. Z drugiej strony dla spójności tego systemu, trzeba przyjąć za
pewnik, że nie może być żadnej rewolucji wewnątrz Stanów Zjednoczonych. Albo nawet, mówiąc dokładniej, może się tam wydarzać tylko ciągłe i zawzięte wzmacnianie reakcji. Teza ta prowadzi
do wykazania, że w Ameryce istnieje reżym policyjny, który, nawet
jeśli przyznaje kilka pozornych swobód, czyni to tylko w tej mierze w jakiej niewidzialna manipulacja opinią publiczną za pomocą
mass mediów, ułatwiona zresztą przez ustawiczny konformizm
obywateli, wystarcza z grubsza do zapewnienia porządku. Głównym celem nie jest tutaj przypomnienie tego znanego rozumowania,
ale zbadanie dlaczego jest jeszcze dotąd kluczem do tylu postaw
politycznych, dlaczego akceptuje się wypływające z niego wnioski,
podczas gdy każdy z elementów tego rozumowania był wiele razy
obalany, krytykowany, lub przynajmniej przyjmowany z wieloma
zastrzeżeniami przez te same osoby, które z niego korzystają. Jak
to możliwe, że to co w szczegółach jest fałszywe, może pozostać
prawdziwe lub być uznawane za prawdziwe w całości? Rzeczywiście, Związek Sowiecki przestał zupełnie w ciągu ostatnich dwudziestu lat funkcjonować jako centrum inicjatyw rewolucyjnych […].
Chiny maoistyczne służą jako wzór dla niektórych zachodnich lewaków tylko w retoryce […]. «Socjalistyczne» narody trzeciego świata,
na przykład Algieria, Egipt, Nigeria, Kongo-Brazzaville, Syria, z socjalizmem wspólną mają tylko nazwę: nawet jeśli weźmiemy pod
101
uwagę przeszkody, które muszą pokonywać, trzeba nazbyt często
stwierdzić, że chodzi tu najczęściej o oligarchie, i już najczęściej,
po pewnym czasie, nie wiemy, czy dyktatury te usprawiedliwiają się
nakazami «budowania socjalizmu» i «walką z imperializmem», czy
też muszą ukrywać swe porażki i zmuszać ludność do «zaakceptowania» obniżającego się ciągle poziomu życia. Czy chodzi w tych
krajach o pierwsze kroki na drodze ku socjalizmowi, czy też o nacjonalizmy wykorzystywane przez nowych feudałów i sterowane
przez ZSRR lub Chiny w imię socjalizmu? Jakakolwiek byłaby na te
pytania odpowiedź, jedno przynajmniej jest pewne, trzeba się nad
nimi zastanowić bardzo poważnie. W żadnym razie nie pozwalają
one na stwierdzenie, że wszystkie młode «socjalistyczne» narody
trzeciego świata i te które kroczą ich śladem, stanowią śmietankę
rewolucji. Zresztą pojęcie socjalizmu stało się tak niejasne, tak podległe dyskusjom polemicznym czy doktrynalnym, a politycy i teoretycy, którzy ogłaszają się za zwolenników socjalizmu, znają się tak
niewiele na jego prawdziwej zawartości, że tutaj także niezręcznie
jest zajmować stanowisko całkowicie za jednym czy drugim terminem alternatywy kapitalizm-socjalizm, tak jakby każdy odpowiadał
jasnej i pozbawionej dwuznaczności rzeczywistości. Ideologiczne
wściekłe i siejące zamęt wokół «socjalizmu po szwedzku» ataki
na socjalizm, który nie miałby moralnego prawa uczynić Szwedów
bardziej dostatnimi, wykształconymi, równiejszymi, niż są Czesi,
czy Polacy, pod pozorem że nie chodzi tam o czysty socjalizm ale
o kapitalizm pod socjalistycznym zarządem, te utarczki stylistyczne
obrazują wystarczająco złożoność sporu niekiedy niemal platonicznego, i w każdym razie niemożność, by brać dosłownie opozycję
między dwoma systemami produkcji, jednym godnym pochwały,
drugim godnym potępienia, aby głosić że działalność rewolucyjna
polega na bezwzględnym popieraniu wszystkimi środkami «obozu
socjalistycznego» przeciwko temu drugiemu.
Wewnątrz tych dwóch grup analiza bez trudu wykryje już nie «formy
substancjalne» zwarte i jednorodne, wymyślone przez propagandę
i utrwalone przez lenistwo, ale wiele sił często sobie przeciwstawnych […].
Z drugiej strony, czy to nie uderzający fakt w ubiegłej dekadzie, że
jedyne rewolucyjne fale w nowym stylu, które wstrząsnęły światem,
102
miały swój początek w Stanach Zjednoczonych? Jedyny naprawdę
oryginalny współczesny wynalazek rewolucyjny, ten zespół niesłychanych zjawisk opozycyjnych czy wywrotowych, które nazywa się
«kontestacją», pojawił się w Stanach Zjednoczonych. Ruchy tego
rodzaju, które wstrząsnęły Europą Zachodnią i nawet Wschodnią,
są imitacją lub przedłużeniem tamtych, i w każdym razie były późniejsze. To w latach 1964-1965, w Berkeley narodził się pierwszy
z tych buntów studenckich, nieznanych dotychczas, które miały
zdobyć bardzo szybko cały kraj, a potem Europę i trzeci świat. To
nawet wydarzyło się jeszcze wcześniej, bowiem pierwsze okupacyjne strajki studenckie, pierwsze sit-in, miały miejsce od r. 1960 na
uniwersytetach południa, aby zaprotestować przeciwko dyskryminacji rasowej i poprzeć działanie przeciw przemocy [non-violence]
Martina Luther Kinga. Czy się rozpowszechnił przez przenoszenie
czy też wybuchł równocześnie w różnych ośrodkach, w każdym
razie dissent powstał i został dopracowany w Stanach Zjednoczonych (słowo które tłumaczymy jako «kontestacja»). To rewolucyjne
dżudo bez poprzedników, ten nieuchwytny i wszechobecny radykalizm, ta ujmująca i błądząca rewolta sprawia, że dziś rządy są zbite
z tropu, tak bardzo używanie klasycznych środków represyjnych
nie umie na nią odpowiedzieć. Kontestatorzy europejscy, jedyna
siła na starym kontynencie, której udało się wyprowadzić prawicę
jak i lewicę, na Wschodzie jak i na Zachodzie z akademickiego
odrętwienia, są uczniami kontestatorów amerykańskich.
[…] Trudno jeszcze powiedzieć czy ta kontestacja się powiedzie
czy nie, czy będzie miała swój dalszy udział w tworzeniu nowego
społeczeństwa, czy też przeciwnie ułatwi triumf autorytarnej reakcji. Może również zamknąć się w swojego rodzaju intelektualnej
prostocie, i zamiast doprowadzić do prawdziwych przekształceń,
zamknąć się w narcyzmie prześladowca-prześladowany, stając się
ruchem marginalnym, bez większego trudu tolerowanym przez społeczeństwa industrialne. Może więc stać się albo dźwignią nowej
umowy społecznej albo wieczystym schroniskiem dla studentów.”
Jean-François Revel, Ni Marx ni Jésus, Paris Laffont 1970, s. 10-15,
tłum. Paweł Prokop.
103
Francja – Rosja
Filozofowie i Katarzyna II
– Napoleon pod Moskwą
Piotr I (Wielki) europeizował Rosję („Rosyją zeuropejczyć mogę” – Ustęp Dziadów) sięgając do purytańskich Niderlandów raczej niż do Paryża. Wielbicielka oświeconych filozofów, Katarzyna II zamawia u Voltaire’a dzieje panowania Piotra Wielkiego.
Z czego autor Kandyda wywiązuje się bez większych
skrupułów, jeśli idzie o sprawdzanie wiarygodności
przysyłanych mu z Petersburga materiałów. Później
na zarzuty odpowie, że syberyjskie futra znakomicie chronią przez zimnem, et je suis frileux [ja zaś
łatwo marznę]… Dość gorliwie też służy Semiramidzie północy [Sémiramis du Nord] inny luminarz
francuskiego oświecenia, Denis Diderot, pisząc dla
carycy memoriały, jak kontrolować poddanych przy
pomocy usłużnych filozofów-doradców monarchy,
znacznie skuteczniejszych w tym zakresie niż instytucje kościelne i duchowieństwo. Dobra monarchini
105
z wdzięczności kupuje jego bibliotekę, pozostawiwszy
mu ją w dyspozycji do końca życia.
Oświecona Rosja, podobnie jak inni despoci, wystąpi przeciw Rewolucji wysyłając swoje wojska pod wodzą
Suworowa na wojnę z buntownikami. Rosja stanie się
też głównym, obok Anglii Pitta, przeciwnikiem Napoleona, w Moskwie zresztą spotka go początek końca.
Tryumfalna wyprawa boga wojny zaczęta wczesną jesienią skończy się w listopadzie-grudniu 1812. Gubernator Moskwy spali miasto, słabo przejmując się, gdzie
spędzą zimę tysiące wypędzonych mieszkańców. Ale na
spalonej ziemi i Francuzi nie znajdą żadnych zapasów,
aby przezimować do wiosny. Odwrót Wielkiej Armii –
liczącej zrazu ponad 600 tysięcy żołnierzy – w czasie
wczesnych mrozów zimy rosyjskiej zredukuje jej szeregi do 40 tysięcy wygłodniałych obdartusów tłoczących
się u przeprawy przez most na Berezynie. Sam cesarz
pomknie samotrzeć (prawie) do Paryża, gdzie udaje
mu się zmobilizować następną armię (Metternichowi
chwali się, że ma do stracenia rocznie dwieście tysięcy
rekrutów) – by zaraz potem utopić ją w Bitwie Narodów pod Lipskiem 1813. Do trzech razy sztuka. Klęska
pod Waterloo (18 czerwca 1815), po raczej komfortowym wygnaniu na Elbę i po zaskakującym wszystkich
powrocie do Francji, by ponownie odzyskać władzę
(tzw. cesarstwo stu dni, pełne liberalno-populistycznych
obietnic) definitywnie zamknie jego polityczną karierę
bardziej dokuczliwym internowaniem na Wyspie św.
Heleny. Jest’ ostrow na tom okeanie, napisze po latach
Lermontow: pourvou que ca doure [żeby to tylko trwało], martwiła się w dniach chwały przewidująco zatroskana matka korsykańskiego szczęściarza, lub jeśli
kto woli pechowca: respice finem [końca patrzaj].
106
Rosja wybawicielka czy Rosja kozacka
Car Aleksander wystąpi teraz jako tryumfator,
pogromca Niezwyciężonego, ale także jako naprawiacz krzywd, przywracający Europie – i Francji –
ład, naruszony przez tornado Rewolucji i napoleońskich wojen. Kozacy defilując po Champs Elysés niosą
Francuzom nie tylko pokój i porządek, lecz też Burbonów, prawomocną dynastię, wracającą z wygnania.
Jak wspominają pamiętnikarze, ulice paryskie bieliły się od chustek, którymi tłumy powiewały, by witać
Ludwika XVIII, za jego plecami stały piki zaporożców i dońców.
Rosja ukaże się więc Francuzom w dwuznacznym
świetle, wrogowie Rewolucji ucieszą się klęską uzurpatora, zwłaszcza, że Aleksander jawi się Zachodowi,
który odetchnął po dwudziestu latach stresu, jako
cywilizowany, pobożny monarcha, zdolny zapewnić
pokój na kontynencie. W cieniu wytwornego cara wyrasta jednak rosyjskie (karamzinowskie) monstrum,
o despotycznych tradycjach…
Tymczasem niby nawrócony na hasła wolność –
równość – braterstwo i na populizm wygnaniec z Wyspy św. Heleny, którego ongiś uczyli wiedzy o Rosji
Polacy (memoriał Sokolnickiego o zawsze imperialnej
polityce carskiej) postraszy swoich wciąż licznych
sympatyków wizją Europy. Ta w przyszłości będzie
albo liberalna albo kozacka. Rosyjskie imperium jako
groźba zamigocze więc przed oczyma dość aktywnej
antymonarchicznej, liberalnej, co znaczyło wówczas
antykościelnej, bonapartystowskiej opozycji w czasach Burbonów.
107
Po klęsce powstania listopadowego, o gruntowne zaczernienie obrazu Rosji, tym razem Rosji mikołajowskiej, już nie Rosji Aleksandra, postarają się
polscy emigranci. Ich propaganda okaże się bardzo
skuteczna, oni też instruują wnikliwego obserwatora,
markiza Astolphe’a de Custine (La Russie en 1839),
co myśleć o carskim despotyzmie, azjatyckiej pogardzie dla jednostki, policyjnym terrorze rzekomego
obrońcy chrześcijańskiej i monarchicznej Europy, Mikołaju I. Francuzi (Michelet, Montalembert, Victor
Hugo, Louis Veuillot i dziesiątki innych) ubolewając
nad losem nieszczęsnego kraju Kościuszki nie szczędzą Moskalom zasłużonych obelg. Przyrównując ich
do azjatyckich dzikusów szarpiących białą suknię
niewinnej Polski (Hugo: les baskirs ont marché sur ta
robe royale – baszkiry depczą twą królewską suknię).
Bliski Micheletowi historyk Henri Martin uzna Rosjan, jak wcześniej Seweryn Duchiński, za mieszaninę plemion tatatarskich, nie mającą wiele wspólnego
z słowiańszczyzną (La Russie et l’Europe 1866).
Sojusz republiki z samodzierżawiem
Ale wojna francusko-pruska (1870/1) wiele zmieni. W latach osiemdziesiątych słowiańska Rosja wyda
się Paryżowi przeciwwagą wilhelmowskiej Germanii.
Carat i wyrosła z Rewolucji Republika w obliczu niemieckiego imperializmu okażą się więc całkiem kompatybilne. Francuska flota wojenna odwiedza SanktPetersburg w celach jak najbardziej przyjaznych. Le
108
roman russe [powieść rosyjska] budzi zachwyty. Niektórzy przeciwstawiają jej spirytualizm i religijność,
materializmowi i nihilizmowi realistycznej powieści
francuskiej (Eugene Melchior de Vogüé).
Tak więc paryska publiczność odkryje Rosjan i zasmakuje w głębinach słowiańskiej duszy, sondowanej
przez Turgieniewa, Tołstoja, a zwłaszcza Dostojewskiego. Duszy fascynująco odmiennej od wyrafinowanych
zawiłości, niuansów psychologicznych, ale i trzeźwego, zdroworozsądkowego wyrachowania, które cechują „[…] Flaubert mówił o swojej
francuskiego mieszczanina. niby-powieści Bouvard i PéSzczególnie Dostojewski (Bra- cuchet: «chcę sprawić tak
cia Karamazow) zapisze się mocne wrażenie znużenia
w pamięci paryskich litera- i znudzenia, aby czytelnik
pomyślał, że książkę napisał
tów, urzeczonych egzotyczną, kretyn». Cóż sądzić o takiej
rosyjską żywiołowością (Dmi- ambicji artystycznej na odtrij Karamazow), metafizycz- wrót? Czyżby była to ambinością, wschodniej, prawo- cja charakterystyczna dla
sławnej duchowości (Aliosza daleko posuniętej dekadenKaramazow). Odmalowana cji? […] W zamiarze autora,
w powieściach, szeroka natu- książka nie była kpiną, ale
syntezą jego filozofii, filozofii
ra rosyjska, jakże różna od nihilizmu. Przypominam to
własnego, burżujskiego, kal- dlatego, że miała na nasze
kulatorskiego groszoróbstwa, pokolenie literackie wpływ
zagości więc we francuskich większy niż się przypuszcza:
sercach obok pomocy militar- ze wszystkich dzieł autora
nej: bagnetów, oferowanych jest dziś najwyżej cenioną.
przeciw Niemcom przez Alek- Zajmiemy się nihilizmem
u Rosjan; lecz nie znajdziesandra III, któremu wdzięcz- my u nich tej choroby moralna Republika poświęci jeden nej w równie ostrym stadium,
z paryskich mostów (Pont równie dominującej. FlauAlexandre). André Gide (autor bert i jego uczniowie zasiali
109
licznych studiów o autorze Biesów), André Suarez, Georges Bernanos, Albert Camus, to tylko wybrane postacie
z pośród licznych wielbicieli autora Biesów, ale i wielbicieli rewolucyjnej duszy rosyjskiej (np. sztuka Camusa,
Les Justes – Sprawiedliwi, o antycarskich terrorystach,
czy eseje L’Homme revolte – Człowiek zbuntowany).
Tuż przed 1914 ojczyzna Moliera wpadnie w zachwyt na widok awangardowych ballets russes Diagilewa, z muzyką Strawińskiego. Wdzięczna za antyniemiecki sojusz Republika rozpisała była wcześniej słynną
pustkę w duszach swoich
czytelników, w tej spusto- pożyczkę rosyjską [emprunts
szonej duszy pozostało tylko
russes], setki tysięcy projedno uczucie, nieuchronny
wincjonalnych i paryskich
produkt nihilizmu: pesymizm.
nie tylko dusigroszów, ale
[…] Sądzę […], że […] wystari
ciężko pracujących, oszczęczy powiedzieć, aby wyjaśnić
głębokość kryzysu współ- dzających na czarną godzinę
rodzin, utopi w bezkresnych
czesnego, że pesymizm jest
naturalnym pasożytem pust- przestrzeniach upadłego caki i zamieszkuje zwykle tam, ratu miliony franków.
gdzie brak wiary i miłości.
[…] Niektórzy [z Rosjan] za
pierwszym rzutem dorabiali
się wprawdzie godnych pożałowania poglądów i wulgaryzmów języka, do jakich my
doszliśmy dopiero niedawno
drogą żmudnych usiłowań:
jeśli to uznać za zasługę, to
tamtym, rzeczywiście, trzeba by oddać pierwszeństwo.
Wszakże jeszcze inni [rosyjscy pisarze] uwolnili realizm
od [złych] skrajności i, podobnie jak Anglicy, przydali
110
Rewolucja Październikowa
i zachwyt lewicy
Wskutek wybuchu rewolucji lutowej sojusznicza
Rosja wycofuje się z wojny.
Tym nie mniej zwycięstwo
Października zachwyci paryskich literatów i podparyski
proletariat: oto oczekiwany finał tego, co my Francuzi, zaczęliśmy w 1789! Gwiazda zapalona na Kremlu
przez Lenina oświecać będzie przez półwiecze, niemal aż do publikacji Gułagu Sołżenicyna (1973/76),
jakobińską duszę, tęskniącą do ostatniego – niespełnionego – aktu własnej Rewolucji, a mianowicie do
Rewolucji socjalnej.
Wprawdzie Francję powojenną zaludniły tysiące
białych emigrantów (według legendy – przed 1939
większość taksówkarzy paryskich to eks-pułkownicy bia- mu wiele wyższego piękna
łej armii!), przynosząc mro- za pomocą podobnej inspiżące krew opowieści o bol- racji moralnej: a mianowicie
współczucia, oczyszczoneszewickim terrorze, o głodzie
go i podwyższonego dzięki
rewolucyjnym. Miereżkowski,
duchowi Ewangelii.
Bierdiajew, Szestow, Bunin, Aczkolwiek nie mają oni inCwietajewa, członkowie car- telektualnej solidności i męskiej rodziny, arystokracja, skiej siły Anglosasów, tej rasy
ministrowie
Kierenskiego z granitu, zawsze pewnej siebędą świadczyć na Zacho- bie, zdolnej do panowania nad
sobą, podobnie jak już panuje
dzie o rosyjskiej drodze przez
mękę – bez większego skutku. nad oceanem. Dlatego niestała i chybotliwa dusza Rosjan
Licznych pisarzy znacznie daje się porwać najrozmaitbardziej urzeknie mit prole- szym pomysłom filozoficznym,
tariackiego państwa, budu- jak i błędnym mniemaniom;
jącego przyszłość ludzkości. przyciąga ją nihilizm i pesyPacyfiści jak Henri Barbusse, mizm; powierzchowny czyteljak Romain Rolland uwierzą nik mógłby czasem pomylić
w pokojowe zamiary sowie- Tołstoja i Flauberta. Ale nihilizm nigdy nie jest przyjmowackiego imperium pod wodzą ny bez sprzeciwu, ta dusza
Lenina, a następnie Stalina. nigdy nie upadnie bez ratunBarbusse napisze książkę – ku, słyszymy, jak wciąż jęczy
hymn pochwalny na cześć i poszukuje; wreszcie podnosi
111
tego ostatniego, umrze zresztą zaraz potem na wolnej
ziemi radzieckiej.
W latach trzydziestych, na kongresach pisarzy
sowieckich, uchwalających wprowadzenie jednolitej
doktryny literackiej: realizmu socjalistycznego, nie
brak entuzjastów z Francji, Malraux, Aragona, Eluarda. Ten ostatni pisze, już po wojnie, pean ku czci
Wodza postępowej ludzkości – Józefa Stalina:
A tysiące tysięcy braci niosły Marxa
A tysiące tysięcy braci poniosły Lenina
A Stalin jest dla nas obecny w przyszłości
A Stalin rozprasza nam dzisiaj nieszczęścia
Ufność to owoc jego mózgu miłości
Grona rozumnego gdyż tak jest doskonałe
Dzięki niemu żyjemy nie znając jesieni
Horyzont Stalina wciąż odradza się znowu22
się, odkupiona przez miłosierdzie; miłosierdzie mniej lub
bardziej czynne u Turgieniewa i Tołstoja, oszalałe u Dostojewskiego, zapamiętałe
u niego aż do bólu. Rosjanami miotają wszelkie doktryny
przyniesione z zewnątrz,
sceptyczne, pesymistyczne,
pozytywistyczne; lecz bezwiednie w głębi serca pozostali oni chrześcijanami, takimi, o jakich wymowny głos
niedawno orzekł: iż «nie przestali współbrzmieć z morzem
łez, którego niewysychające
fale wykarmione zostały
112
Do wyjątków należało
zajęcie niezależnego stanowiska, jak to uczyni André
Gide, nie skrywający licznych wątpliwości po powrocie
z Rosji. Jego książka (Retour
de l’URSS 1936) wzbudziła
oburzenie środowisk komunistycznych, spowodowała
22
Paul Eluard, Joseph Staline
w Hommages [1950], Oeuvres
complètes, t. II. Pléiade, Gallimard, 1968, s. 351/2.
niemal bojkot pisarza jako służalca kapitalistycznego imperializmu.
Od Arona do Sołżenicyna
i Czarnej Księgi Komunizmu
Po 1944, po wyzwoleniu, ZSRR jest oficjalnym
sojusznikiem Francji, zresztą jest to także paroletni okres znakomitej prosperity dla całej prokomunistycznej lewicy, która wkracza na arenę polityczną
w glorii bohatera Résistance [ruchu oporu], arenę
opróżnioną przez skompromitowanych kolaboracją
sympatyków Maurrasa. Czasy zimnej wojny (1948/49
– 1956), czasy szczególnej histerii antyamerykańskiej
wśród paryskich intelektualistów, też sprzyjają żarliwej ludzkimi czynami i sprawami
przyjaźni francusko-sowie- naszego czasu». Przeglądackiej. Rzadko posłyszymy jąc ich najdziwniejsze książki,
domyślamy się w ich pobliżu
głos odmienny, np. gaullisty
księgi sprawczej, ku której
i liberała, Raymonda Arona grawitują one wszystkie; to
(L’Opium des intellectuels, czcigodny tom, widoczny na
o zauroczeniu komunizmem). honorowym miejscu w BiblioPrzekład wspomnień z ła- tece Cesarskiej w Petersburgru (Inny świat) Herlinga- gu, Ewangelia Ostromira Nowogrodzkiego (1056); pośród
Grudzińskiego nie ma szans
produkcji najnowszej narodopublikacji w Paryżu. Gdy powej literatury, tom ten symbojawia się (1947) przekład Wy- lizuje jej źródło i ducha.”
brałem wolność Krawczenki, Eugene Melchior de Vogüé,
uciekiniera z ZSRR, książkę Le Roman russe, Paris 1886,
nie tylko zaatakowano jako
s. XLIV/XLV.
113
pamflet oczerniający wspaniały naród radziecki i postawiono przed sądem autora, ale, jeszcze w 1955,
Sartre napisze wspomnianą już, nieudolną sztukę,
wyraźnie nawiązującą do dziejów publikacji Krawczenki, p.t. Nekrassov: paszkwil na antykomunistycznych dziennikarzy, ci bowiem montują wrogie Sowietom oszczerstwa, wykorzystując zeznania oszusta,
podawanego za nielegalnego emigranta ze Wschodu.
Z krajów Zachodu Francja okazała się – może
obok neoficko komunizujących, postfaszystowskich
Włoch? – najbardziej podatna na wpływy sowieckie,
jej elity najłatwiej ulegały argumentom propagandy
i stalinowskiej i postalinowskiej, mimo obecności białej, antykomunistycznej emigracji… Zapewne zadziałały tutaj dwa czynniki: przyswojenie bolszewickiego Października jako dalszego ciągu i radykalizacji
własnej, jakobińskiej (zwłaszcza Marat) tradycji oraz
antyamerykański kompleks? Dopiero Sołżenicynowi,
wspieranemu przez znakomitych sowietologów jak
Alain Besancon, udaje się w latach siedemdziesiątych XX wieku przełamać zmowę milczenia na temat
zbrodni sowieckich, jego śladem pójdą tzw. nouveaux philosophes [nowi filozofowie] André Glucksman,
Bernard-Henri Lévy. Zaatakują marxizujący i komunizujący, paryski establishment intelektualny z pozycji antytotalitarnych, liberalno-demokratycznych, nie
zaś jak to bywało wcześniej – zwłaszcza przed wojną,
z punktu widzenia konserwatywnej prawicy. Późniejszym owocem tego przełomu będzie zbiorowe dzieło,
Le Livre noir du communisme [Czarna księga komunizmu], wydane przez Stéphane Courtois w 1997,
piętnujące sowiecki totalitaryzm, postawiony, co wywoła zgorszenie na lewicy, na równi z hitleryzmem.
114
Francja i kolonie
Podbój Algerii – Tahiti – Indochiny – Guyana
Kiedy Charles X wysyła wojska na podbój Algeru (1830), gra toczy się raczej o prestiż Francji niż
o uzyskanie konkretnych korzyści gospodarczych
lub strategicznych. Nie wszystkie bowiem kręgi
gospodarcze odniosą się do pomysłów kolonialnych
z entuzjazmem. Zwłaszcza
liberałowie, niechętni wo- „Niemożliwe, żeby narody
jennym awanturom, zainte- europejskie nie zrozumiały
wreszcie, jak wielkim ciężaresowani w rozwoju ekono- rem są dla nich kolonie. Pomicznym kraju (Jean Bapti- noszą bowiem część koszste Say, 1767-1832, Frédéric
tów administracji wojskowej,
Bastiat, 1801-1850), powia- cywilnej i sądowej, część
utrzymania instytucji publiczdają, że są to kosztowne
przedsięwzięcia, które nie- nych, a zwłaszcza fortyfikacji;
potrzebnie obciążają budżet utrzymują też dla zachowania
kolonii kosztowną flotę.”
państwa, służą tylko wąJean Baptiste Say, Traité
skim grupkom zamorskiej d’économie politique, 1826, wg
administracji, urzędnikom, Raoul Girardet, L’idée coloniawojskowym…
le en France, Paris 1972, s. 27.
115
Niejako na przekór uporczywemu stereotypowi,
głoszącemu, że kolonizator bezlitośnie wykorzystuje podbite obszary, a więc uciska i wyzyskuje, wielu
podkreślało, na odwrót, że jest to wrzucanie w błoto
państwowych pieniędzy i marnowanie ludzkiej energii dla rzekomej misji imperialnej – czy cywilizacyjnej. W każdym razie zdobycie Algerii, stopniowa kolonizacja Maghrebu i południowego wybrzeża Morza
Śródziemnego rozpoczyna ekspansję porewolucyjnej
Francji za morzami. Dawna monarchia posiadała
wprawdzie Kanadę, ale utraciła ją na rzecz Wielkiej
Brytanii już w 1763 i Luizjanę (New Orleans), którą
Napoleon odsprzedał Stanom Zjednoczonym. Inne posiadłości zamorskie to pojedyncze wysepki już to na
Oceanie Indyjskim (Mauritius do 1810 francuska), już
to na Karaibach (Guadelupa,
Martynika) czy – później –
Te argumenty będą padać
na Pacyfiku (Tahiti zajęte
przez cały wiek XIX, a ze
zdwojoną siłą w latach pięć- w 1842, przyłączone oficjaldziesiątych, po drugiej wojnie
nie w 1880, osiądzie tam na
światowej, gdy coraz głośniej
przełomie wieku Gauguin).
padają żądania dekolonizacji.
Kolonie często służą jako
„Najbogatszy i najbardziej sta- miejsce zesłań. Zwłaszcza
bilny kraj europejski, Szwajca- Guyana, u wschodnich wyria, nie posiadała nigdy ani me- brzeży Atlantyku ze względu
tra kwadratowego posiadłości
na niezdrowy klimat stanie
zamorskich […] Szwecja, inny
się miejscem przymusowego
fenomen dobrobytu, podob- pobytu dla wielu ciężkich
nie. […] Holandia straciła Indie
przestępców: tam na Ile du
wschodnie [Indonezję] w najDiable, deportowano niewingorszym momencie, w chwili
gdy była zniszczona, zatopio- nie skazanego (1894) za rzekome szpiegostwo kapitana
na, pozbawiona rynków zbytu
w Niemczech zdruzgotanych
Alfreda Dreyfusa.
116
Algerię zaludniano uczestnikami rewolucji czerwcowej 1848: dwadzieścia tysięcy uczestników rozruchów i elementu niepewnego z paryskich przedmieść
Druga Republika deportowała na niedawno zdobyte
obszary. Kolonie, ziemie zamorskie, traktowano bowiem niekiedy jako tereny osiedleńcze dla nadmiaru
ludności (por. exodus Irlandczyków do Ameryki po
klęsce głodu w połowie XIX wieku), Francja jednak
z powodu niskiego przyrostu naturalnego już w XIX
wieku, nie odczuwała wyraźnej potrzeby powiększania przestrzeni życiowej.
Jak podkreśla Raoul Girardet (Idée coloniale en
France 1972), przed długi czas nie przejawiano większych zainteresowań ekspansją kolonialną. Zdobycze
– Algeria (za Karola X i Ludwika Filipa), Indochiny
(najpierw tzw. Cochinchine,
czyli dzisiejszy południowy bombami, a wystarczyło kilku
Wietnam, zajęte w latach lat, aby doczekała się ożywie1859-1867, a później w 1887 nia gospodarczego i dobrobyi 1893 całość półwyspu, tj. tu na wyższym poziomie niż
Tonkin, Cochinchine i An- dawniej. Zapewne nie znalazła by się w podobnej sytuanam) dokonywane są bez cacji, gdyby, zamiast osuszać
łościowego planu, poniekąd Zuyderzee i modernizować faod przypadku do przypadku, bryki, musiała budować koleje
z inicjatywy poszczególnych na Jawie, pokrywać Sumatrę
pionierów jak Francis Gar- zaporami wodnymi, subwennier, oficer marynarki zaan- cjonować sadzonki goździków
gażowany w pozyskanie Co- na Molukkach lub płacić zasiłki rodzinne poligamistom na
chinchine.
Borneo.”
Raymond Cartier, „Paris-Match”, 18 aout i 1 septembre 1956. Wg Raoul Girardet,
L’Idée coloniale, tamże s. 328.
117
Ekspansja kolonialna jako znak prestiżu
W czasach Napoleona III wśród opozycyjnych
elit (Prévost-Paradol) pojawia się nie całkiem usprawiedliwiona faktami obawa, iż Francji grozi drugorzędność, jeśli nie dekadencja, że Wielka Brytania,
Prusy Bismarckowskie, Rosja Aleksandra II wysuwają się wyraźnie na czoło w wyścigu modernizacyjnym. Podjęcie inicjatyw kolonizatorskich ożywiłoby
zatem kraj, ekspansja zamorska dałaby impuls rozwojowi wewnętrznemu. Energie i przedsiębiorczość
jednostek znalazłyby ujście w budowaniu międzynarodowej potęgi Francji. Kolonializm staje się poniekąd nową postacią uniwersalistycznego mesjanizmu
dawnej jakobińskiej i napoleońskiej Francji… Ojczyzny Rewolucji, ale także napoleońskiego II cesarstwa,
dyktującego prawa całej Europie? Świat oto staje otworem przed dynamizmem tych, co potrafią skorzystać z okazji, co wezmą udział w wyścigu o pierwsze
miejsca… Zwłaszcza, że wyższe rasy (tj. rasa biała)
mają prawo i obowiązek podporządkowywać sobie
niezaradne ludy pierwotne, podbijać ziemię, wykorzystując jej zasoby: czego nie potrafią jakoby umysłowo
i fizycznie upośledzone rasy tubylcze.
Dyskurs kolonialny rozwinie się wyraźnie już
w czasach Republiki, po traumie klęski 1871. Jemu
poświęca swoje dzieła Paul Leroy-Beaulieu i wielu innych. Geografów, ekonomistów, polityków i duchownych. Zabierze głos, dość po darwinowsku cynicznie
(walka o byt) Renan, wypowiedzą się Gambetta, Victor Hugo. Zwłaszcza Jules Ferry zaangażuje się, by
promować zamorską ekspansję.
118
Poprzez kolonialne podboje rośnie znaczenie Republiki. Albowiem należy budować potęgę zdobywając międzynarodowy prestiż. Kolonie przyniosą wymierne korzyści gospodarcze (rynki zbytu, surowce
etc.), militarne (oddziały rekrutowane wśród walecznych dzikusów – ludności kolonii, bazy wojskowe dla
marynarki), wreszcie jak wspomniano, są znakiem
potęgi państwa, pretendującego do pierwszego miejsca w skali światowej. Aczkolwiek niektórzy sądzą,
że należałoby przede wszystkim myśleć o odzyskaniu
zagarniętych prowincji, Alzacji i Lotaryngii, Francja
zmierza do budowania potężnego kolonialnego imperium, rywalizującego z brytyjskim i przede wszystkim „Kolonizacja na wielką skaz niemieckim. Ale egoi- lę jest polityczną koniecznością pierwszego rzędu.
styczne cele są bogato ozdo- Naród, który nie kolonizuje,
bione ideologią. Albowiem nieodwołalnie skazany jest
zadaniem białego człowie- na socjalizm, na wojnę boka, a w pierwszym rzędzie gatego i biednego. Podbój
najlepiej do tego predestyno- kraju z mieszkańcami rasy
wanej Francji, jest zanieść niższej przez rasę wyższą,
nowoczesność, to jest euro- która obejmuje tam rządy, nie
ma w sobie niczego szokupejską cywilizację w barba- jącego. Anglia w ten sposób
rzyński świat zamorski. Na kolonizuje Indie z wielka kotym polega misja białego
rzyścią dla Indii, dla ludzkości
człowieka szerzącego ideały w ogóle i siebie samej. InwaDeklaracji Praw Człowie- zja germanów w V i VI wieku
ka, wreszcie także chrześ- stała się dla Europy punktem
wyjścia wszelkiej stabilności
cijaństwo. W tym punkcie
i prawomocności. O ile poddochodzi bowiem do niezwy- boje między rasami równymi
kłego kompromisu – na te- należy potępić, to regenerarenie misyjnym, na terenie cja ras niższych albo skundlokolonii – między Republiką nych przez rasy wyższe leży
119
i Kościołem francuskim: i Republika i Kościół skłócone w metropolii zgadzają się, aby nieść dzikim ludom
francuskość jako swoisty amalgamat tradycji i rewolucji, chrześcijaństwa i oświecenia…
Misja cywilizacyjna:
ciężar na barkach białego człowieka
w opatrznościowym porządku rzeczy ludzkich. Lud u nas,
to zazwyczaj zdeklasowana
szlachta; jego ciężka ręka lepiej włada mieczem niż narzędziami pracy. Woli bić się raczej niż pracować, to znaczy
wraca do pierwotnego stanu.
Regere imperio populos [rządzić narodami], oto nasze powołanie. Wylejmy tę żarłoczną aktywność na kraje, co jak
Chiny kuszą, aby je podbijać.
Z niespokojnych duchów, co
mącą u siebie w społeczeństwie europejskim, uczyńmy
daninę wiosny [ver sacrum],
rój jak tamte zgraje Franków,
Lombardów, Normanów; wtedy każdy zrobi swoje. Natura
stworzyła rasę robotników,
to rasa chińska, cudownie
zręczna manualnie, za to
pozbawiona prawie całkiem
120
W XX wieku, zwłaszcza
po wojnie 1914-1918, mamy
do czynienia z coraz silniejszym ideologizowaniem dyskursu kolonialnego. Wyraźniej podkreśla się zadania
i obowiązki kolonizatora
względem kolonizowanych,
wręcz ciężary spoczywające na nim, za to dyskretniej mówi się o korzyściach
dla metropolii. Swoją misję
biały człowiek pełni więc ze
wzrastającą jakoby ofiarnością, ponosząc coraz większe
koszta własne świadczeń na
rzecz cywilizowania tubylców. Wyrazem (podszytego
zwątpieniem?) kolonialnego
tryumfalizmu będzie paryska Wystawa Kolonialna
z 1931. Tłumy zwiedzających, Paryżan i turystów,
oglądają codzienne życie przywiezionych tu specjalnie dzikusów, potraktowanych trochę jak egzotyczne
zwierzęta w ZOO.
Mimo owych bezinteresownych dobrodziejstw metropolii, coraz częściej kolonizowani pragną się uwolnić od pomocy, świadczonej na ich rzecz. Coraz częściej
domagają się politycznej niezależności, albo wprost
walczą o niepodległość. Coraz częściej też po stronie
cywilizatorów pojawiają się wątpliwości, co do zasadności wmuszania tubylcom obcej im kultury i obyczajów. Niektórzy podkreślają,
że kolonizacja niszczy rodzi- poczucia honoru; rządźmy
nią sprawiedliwie, ściągając
me kultury, nieraz bardzo
rozwinięte i godne podziwu, w zamian za korzyść z takich
rządów sute wiano na konto
degraduje autochtonów do
rasy zdobywców, a będzie
roli wykorzenionych paria- zupełnie zadowolona; znów
sów. Na tle licznych proble- rasa pracowników ziemi, to
mów, jakie niesie europejska murzyn, bądźmy dlań dobrzy
modernizacja, owe niby-pier- i ludzcy, wszystko będzie
wotne kultury egzotyczne ja- w porządku; rasa panów i wowią się jako formacje znacz- jowników to rasa europejska.
Każcie tej szlachetnej rasie
nie lepiej przystosowane do
harować na uwięzi jak murzypotrzeb godnego życia, niż nowi czy Chińczykowi, zaraz
to, co oferują cywilizowane się zbuntuje. Każdy buntowrzekomo skupiska wielko- nik u nas, to zwykle żołnierz,
który nie poszedł za swoim
miejskie Zachodu. Nie tylko
Gauguin ucieka z Paryża na powołaniem, to istota wezwaTaihiti szukając tam śladów na do czynów bohaterskich,
a przymuszana do trudów
rajskiego (rzekomo) bytowa- sprzecznych z jego rasą, to
nia. Nie po raz pierwszy (za zły robotnik, znakomity żołRousseau) chorej cywilizacji nierz. Natomiast tryb życia,
który pcha do buntu naszych
wielu przeciwstawiać będzie
121
zdrowie pierwotnego świata. A w każdym razie poddawać w wątpliwość dobre samopoczucie zadufanych
wyznawców postępu i rozwiniętej technologii Zachodu. Francuz jako biały człowiek zaczyna więc tracić
pewność siebie? Dyskurs antykolonizatorski, najsilniej słyszalny w świecie anglosaskim (dzięki Ghandiemu!) dociera powoli i do Paryża. Jednym z głośniejszych demaskatorów kolonializmu będzie André
Gide (Voyage au Congo 1927). Aczkolwiek wybuchnie
z całą mocą dopiero po 1945.
pracujących, uszczęśliwiłby
Chińczyka czy fellacha, którzy nie chcą się bić. Każdy
niech robi swoje, a wszystko
pójdzie dobrze. Ekonomiści
mylą się uznając pracę za
źródło własności. Źródłem
własności jest podbój i gwarancja dana przez zdobywcę
plonom pracy wykonywanej
wokół niego. Normanowie
stworzyli w Europie własność,
gdyż skoro tylko ci rabusie
zdobyli ziemie, ustanowili
dla siebie i dla mieszkańców
swoich posiadłości porządek
społeczny i bezpieczeństwo,
o którym wcześniej nie słyszano.”
Ernest Renan, La Réforme intellectuelle et morale [6.11.1871]
wg tenże Histoire et parole,
Laffont, Paris 1984, s. 628-9.
122
Wojna w Wietnamie –
wojna w Algerii
Wietnam po zakończeniu
okupacji japońskiej otrzymuje wprawdzie niepodległość
(1945), ale natychmiast komunistyczna partyzantka próbuje objąć władzę, co wywoła
reakcje Francji i długoletnią
wojnę, zakończoną bardzo bolesną dla patriotycznej opinii
publicznej klęską armii francuskiej (Dien-Bien-Fu 1954),
ruchy wyzwoleńcze okazują
się blisko związane z penetracją komunistyczną, dekolonizacja oznaczałaby zatem
oddawanie pola sowieckiej
ekspansji i wzrost zagrożenia dla wolnego świata zachodniego? W tym samym roku 1954 wybucha powstanie w Algierii, walki trwają do 1962, bardzo zaciekłe ze
względu na obecność licznych osadników francuskich
(tzw. pieds-noirs – czarnostopych – tj. obutych), domagających się ścisłych więzi polityczno-administracyjnych
z metropolią. Wojna algierska powoduje wstrząsy polityczne we Francji. Charles de Gaulle wraca do władzy
(1958) w atmosferze kryzysu instytucji państwowych
IV Republiki, spowodowanego sprawą Algierii. Przy
zachowaniu form konstytucyjnych ustanawia system
prezydencki wzmacniający władzę centralną. Doprowadza też do porozumienia
***
z algierskim Frontem Wyzwolenia Narodowego (FLN – „Aby rzeczywiście zająć
Front de Libération Nationale) miejsce, które jej się należy
w świecie, Francja winna nie
uznając niepodległość dawnej zamykać się w sobie. To dziękolonii (1962, tzw. accords
ki ekspansji, dzięki promied’Evian – układ w Evian), co
niowaniu na zewnątrz, dzięki
niestety odda niebawem rzą- randze, którą osiągamy w żydy w dawnej kolonii w ręce ciu ludzkości narody trwają
miejscowej dyktatury wojsko- i utrzymują się, powstrzymawej. Występuje zresztą z sze- nie tego, znaczyłoby koniec
Francji.”
rokim planem przekształceLéon Gambetta, Angers 1872.
nia imperium kolonialnego
Francji w luźną federację
***
niezależnych państw na wzór
brytyjskiego commonwelth’u. „Bóg daje Afrykę Europie.
Konflikt algierski wywo- Bierzcie ją. Bierzcie nie dla
armat, ale dla pługa, nie dla
ła głębokie wstrząsy i podzia- szabli, ale dla handlu, nie dla
ły we francuskiej opinii pub- bitwy, ale dla przemysłu, nie
licznej, także w armii i w eli- dla podboju, lecz dla bratertach politycznych. Zrazu sam stwa. Przelejcie wasz nad123
sposób prowadzenia wojny, represje policyjne przeciw
rebeliantom, tortury stosowane przez armię francuską wobec schwytanych partyzantów zaniepokoją
wielu intelektualistów na lewicy (Sartre), ale także
i katolików (Mauriac).
Coraz częstsze będą też wypadki odmowy służby
wojskowej w złej wojnie (ruch objecteurs de conscience,
odmawiaczy ze względu na sumienie), karane więzieniem. Ponad sto osobistości z życia intelektualnego,
artystycznego i literackiego wystąpi z głośnym protestem i obroną prawa Algierii do niezależności. Niewątpliwie, niezależność myśli (klerkizm) tak wysoko
ceniona w elitach intelektualnych Francji od czasów
Voltaire’a (sprawa Calasa), Victora Hugo (potępienie
uzurpatora Napoleona małego), Emila Zoli (sprawa
Dreyfusa), Alaina, Juliena
Bendy (Trahison des clercs
miar w tę Afrykę i tak rozwiąż- 1927) znalazła tu dobitny
cie wasze kwestie społeczne,
wyraz.
zmieńcie proletariuszy w poJednocześnie wojna alsiadaczy. Nuże, dalej! Budujgierska
staje się okazją do
cie drogi, porty, budujcie miasta, rośnijcie, uprawiajcie rolę, powstania nowej lewicy, funkolonizujcie, mnóżcie się!”
damentalnie wrogiej światu kapitalistycznemu i jego
Victor Hugo, 18 maja 1879.
ideologicznej nadbudowie –
***
demokracji parlamentarnej.
„Trzeba rzec otwarcie, że rasy
Wobec coraz oczywistszej
wyższe mają prawo wobec
dyspozycyjności Francuskiej
ras niższych. Powtarzam,
Partii
Komunistycznej wobec
mają prawo rasy wyższe,
ponieważ mają obowiązek. ZSRR, nowa lewica skupia
Mają obowiązek cywilizować – już poza jej obrębem – konrasy niższe.”
testującą system na wszystkich poziomach, zwłaszcza
Jules Ferry, 28 lipca 1885.
124
obyczajowym (permisywizm bez granic – il est interdit
d’interdire w maju 1968), niezadowoloną i sfrustrowaną młodzież, dla której polityka komunistów wydaje
się nie tylko zbyt uwikłana w interesy sowieckiego
imperium, ale przede wszystkim za mało radykalna,
jeśli idzie o inicjatywy mające na celu zdestabilizowanie kapitalistycznego establishmentu. Tryumfem tej
nowej lewicy będzie po latach paryski, studencki maj
1968, tryumfem, ale i finałem.
Demontaż imperium
Jednocześnie polityka de Gaulle’a, który godzi się
na oderwanie Algierii od Republiki – une et indivisible [jednej i niepodzielnej], a więc łamie podstawowy
dogmat republikańskiego credo, prowadzi do powstania rebelii wojskowej. Zawiązuje się (1961) tajna organizacja OAS [Organisation Armée Secrète] wsparta
przez kilku generałów (Salan) i polityków, jak Georges
Bidault, z kręgów ongiś bliskich antypétainowskiej
wolnej Francji. Jeden z jej odprysków urządzi nieudany zamach na prezydenta de Gaulle’a. Z niepodległej
Algerii wróci do metropolii prawie milion dawnych
osadników, Francuzów, ale także tych Algierczyków,
niezbyt licznych, co opowiedzieli się za Republiką.
Demontaż imperium zapewne kosztował Francję
więcej niż równoczesny, powojenny demontaż znacznie potężniejszego imperium kolonialnego brytyjskiego, ale poza komunistycznym Wietnamem i dyktatorską Algierią kontakty z dawnymi terytoriami, dziś
125
niezależnymi państwami, są intensywnie podtrzymywane przez Paryż. Ku nim też kieruje się dynamika
kulturalnej ekspansji frankofonii. Tunezja, Maroko,
Senegal, tam obecność Francji wciąż jest znacząca.
Tymczasem utrata kolonii nie powoduje spadku
zainteresowań dla kultur kolonialnych, ich swoistości,
odrębności, specyficznego uroku. Jean-Marie Gustave Le Clézio (1940-) pisze głośną powieść Désert [pustynia], gdzie jałowej gorączce życia wielkomiejskiego
w metropolii przeciwstawia godność i dostojeństwo
przednowoczesnych, patriarchalnych wspólnot północnoafrykańskich koczowników. Choć, pamiętajmy,
sakralną majestatyczność islamu umiał docenić już
w początkach zeszłego wieku młody oficer kolonialnych wojsk, Ernest Psichari.
Sztuka ludów Afryki
Sztuka ludów Afryki, – którą poznawali m.in. dzięki bogatym zbiorom Muzeum etnograficznego w Trocadéro, dziś Musée de l’Homme (Palais de Chaillot),
w Paryżu – urzekła ongiś kubistów swoim ekspresyjnym geometryzmem. Podobnie jak muzyka czarnego
kontynentu – jazz – władała zachodnią kulturą młodzieżową przez lata. Swoista amibiwalencja w ocenie
innego, traktowanego jako niesamodzielne półdziecko,
wymagające nadzoru, a z drugiej strony odkrywanie
bogactw w pluralizmie kultur, z których każda niesie
swoje specyficzne wartości, będzie długo cechować postawę cywilizowanego Europejczyka. Zwłaszcza w epo126
ce postmodernizmu, gdy cieszyliśmy się, że na czele
ONZ stał czarny – Kofi Anan. Może przyszłość doczeka się czarnego papieża? Amerykańska political correctnes nieraz histerycznie broniącą praw wszelkich
mniejszości przed (głównie?) językowym uszczupleniem wydaje się wszelako być reakcją na realną dyskryminację, świadomą lub nieświadomą. Tę, nieraz
maniacką, polityczną poprawność inspiruje bowiem
chwalebna zasada, nie rób drugiemu, co tobie niemiło. Jeśli pamiętamy, co wypisywano przed stuleciem
(cytowany wyżej Renan, u nas Sienkiewicz – W pustyni i w puszczy, za to z całkiem innego stanowiska,
całkiem inaczej Conrad-Korzeniowski w The Heart of
Darkness), to biały człowiek ma, jeśli idzie o stosunek
do nie-białych, powody do wyrzutów sumienia…
Pascal Bruckner (Le Sanglot de l’homme blanc
1983 – Płacz białego człowieka) próbuje rozwikłać tę
tematykę; znacznie gwałtowniej zabrzmi skrajnie antykolonialny, lewacki głos Frantza Fanona, wsparty
przez Jean Paula Sartre’a. Szeroki rozgłos zdobywa
demaskatorska, antykolonialna, antyzachodnia summa Saida (Orientalism 1972).
Chyba tylko połowicznie przekonuje nieraz wysuwany przez Białych argument, że uzyskujące samodzielność kolonie wpadają z deszczu pod – jeszcze gorszą – rynnę? Że uwolnione od ucisku Europejczyków,
dostają się w ręce własnych militarnych dyktatur,
lokalnych mafii. Jak pokazuje Kambodża, Rwanda/
Burundi 1994, Somali, Darfour humanitarne interwencje Zachodu i ONZ nie zawsze ratują ludność od
rzezi, terroru lub śmierci głodowej. Ani samodzielność polityczna, ani opieka (nadzór ONZ?) wciąż nie
gwarantują doskonałych rozwiązań.
127
Przybysze z krajów nędzy
– problem imigracji w Europie szczęśliwej
Ale w XX wieku, zwłaszcza po II wojnie światowej,
problem dawnych kolonii wróci znów od całkiem innej
strony: będzie to niepowstrzymana fala imigracji do
dawnej metropolii, najazd na zamożne kraje Europa
felix. W poszukiwaniu lepszych warunków życia miliony mieszkańców trzeciego świata pojawiają się oto
u granic eks-kolonizatora, gotowe na wszystko, aby
móc się uczepić skraju szaty bogacza. Wywołuje to
– we Francji szczególnie – kryzys dawnej uniwersalistycznej, czy pseudouniwersalistycznej ideologii republikańskiej, odwołującej się do prawa zamieszkania
(prawa ziemi, tzw. ius soli), jako do czynnika decydującego o przyznawaniu praw obywatelskich. Rewolucja twierdziła bowiem, że będzie Francuzem ten, kto
zechce zamieszkać w granicach Republiki i przyjąwszy francuskie obywatelstwo, dzielić jej losy, podobnie
jak to było praktykowane ongiś również w Stanach
Zjednoczonych. Fakt osiedlenia, nie pochodzenie (nie
prawo krwi – ius sanguinis), decydował o państwowej
i zarazem narodowej tożsamości. Dziś fala przybyszów
z obszarów głodu i nędzy budzi coraz częściej wrogie
odruchy u sporej części zasiedziałego społeczeństwa.
Imigrantów czyni się odpowiedzialnymi za wzrost
przestępczości, zwłaszcza w dzielnicach o silnym procencie ludności muzułmańskiej z Maghrebu (zones
sensibles). Stąd sukcesy wyborcze nacjonalistycznego
ruchu Le Pena (Front national), głoszącego ksenofobiczne hasła (Francja dla Francuzów!), w pewnej
mierze wpisujące się w linię zeszłowiecznej (przed
128
1939) Action Française Maurrasa, czy nacjonalizmu
integralnego Barrèsa. Republika, zwłaszcza republikańska, laicka szkoła, nie radzą sobie z integracją
imigrantów, przywiązanych do swojej religii (islam –
słynna historia z foulard islamique, zakazem noszenia
chustki zasłaniającej uszy przez dziewczęta w szkole),
do języka i obyczaju. Z oświeceniowego, jakobińskiego, uniwersalistycznego worka często zresztą wyłazi
frankocentryczne (nacjonalistyczne? europocentryczne?) szydło. Po 11 września 2001 sprawa islamskiego
terroryzmu doleje oliwy do ognia, rozruchy w zones
sensibles – na przedmieściach zamieszkałych przez
wychodźców z Afryki Północnej, o czterdziestoprocentowym bezrobociu wśród młodych, urodzonych we
Francji muzułmanów – wywołają ostre reakcje władz.
Czyżby Francja (i Europa) zmieniały się w opancerzoną twierdzę? Sarkozy jako wybrany w 2007 przez
centroprawicę prezydent Francji, sam z rodziny węgierskich imigrantów, próbuje w odważny sposób rozwikłać gordyjski węzeł. Czy mu się powiedzie?
Frankofonia – kolonializm – postkolonializm
Osobnym problemem jest frankofonia w dawnych
krajach kolonialnych, dziś niezależnych państwach.
Elity wielu z nich wychowały się w kulturze francuskiej, niektórzy pisarze piszą w języku metropolii, zdobywają rozgłos w Paryżu, dając wyraz napięciom między tradycją własną, lokalną i fascynacją
129
uniwersalistycznym dyskursem dawnego ciemiężcy/
nauczyciela. Zarówno islam w Maghrebie, jak i czarna Afryka zawdzięczają impuls modernizacyjny dawnym kolonizatorom. Wzajemne urazy, pretensje, stereotypy zainspirowały wiele projektów badawczych,
nie zapominajmy jednak również o więzi cywilizacyjnej, utworzonej w czasach obcego panowania. Nawet
najzagorzalsi wrogowie Francji muszą przyznać, że
przyniosła ona koloniom także wiele urządzeń i instytucji wartych zachowania. Rozbicie dawnych, przednowoczesnych wspólnot było bolesnym wstrząsem,
przyniosło zjawisko wykorzenienia, wszakże umożliwiło zarazem dostęp do osiągnięć cywilizacji zachodniej, nie tylko technicznych, lecz także i duchowych,
powiększyło szacunek dla osoby ludzkiej, dla praw
człowieka. Wkład Francji (Europy), na pewno wieloznaczny, czasem szkodliwy, nie był pozbawiony pozytywów. Nowa, postkolonialna rzeczywistość może ten
wkład zlekceważyć, przyjąć od Europy tylko techniczne instrumentarium władzy, dość często wykorzystywane, by tworzyć dyktatorskie oligarchie. Może jednak niejedno zaczerpnąć z dorobku niegdysiejszych
metropolii, aby pogłębić i uczłowieczyć własną tożsamość w oparciu o wielowiekowe doświadczenia Zachodu. Doświadczenia zarówno świeckie jak i religijne,
symbolizowane imionami trzech miast: Jerozolima,
Ateny, Rzym, a więc Biblia, Filozofia i Prawo.
130
Francja i świat: konkluzja
Francja złotego wieku
Francja złotego wieku [le Grand Siècle] czyli Francja kardynała Richelieu i Ludwika XIV (1638-1715)
promieniowała na Europę zarówno kulturą i sztuką
jak i politycznymi ambicjami hegemonii skierowanymi zwłaszcza przeciw Habsburgom hiszpańskim, panującym również w dzisiejszej Belgii. Dworski klasycyzm, twórczość oparta na porządku i dyscyplinie łamiącej barokową hybris, barokowy nadmiar i przesadę: poniekąd Corneille, bardziej Racine, Molière, La
Fontaine, Boileau, obudzi echa u sąsiadów, czasem
z pokoleniowym opóźnieniem (Pope w Anglii). Imię
Francji rozsławi też Descartes, kartezjański racjonalizm (cogito ergo sum – myślę więc jestem), przedoświeceniowy krytycyzm. Wreszcie głęboka wiara
Pascala, który zmaga się z wyzwaniami nowoczesności, tej, co parła do odczarowania świata fizycznego
(milczenie tych nieskończonych przestworów przeraża
mnie – powiadał patrząc na gwiazdy), ale wyznaje
Boga żywego, Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba, nie
131
Boga filozofów. Podziw Europy wzbudzą na koniec
splendory Wersalu, wspaniałości jego parku, gdzie
dzika natura ulega geometrycznemu porządkowi narzuconemu przez rozumną myśl człowieka.
Wszystko to uczyni ojczyznę Króla-Słońce [le Roi
– Soleil] przedmiotem zazdrości daleko poza granicami. Za granicami hexagonu tj. sześcioboku, jak nazywano [l’héxagone] obszar państwa, wyznaczony przez
samą naturę: Atlantykiem, kanałem La Manche, Renem, Alpami, Morzem Śródziemnym, Pirenejami.
Ale zrazu wyraźniejszy wydawał się wpływ polityczny. Ludwik XIV korzystając z dorobku Richelieu
i Mazariniego dąży do przewagi na kontynencie, ustabilizowanym pokojem Westfalskim z 1648 (wyjątkiem
Anglia, przeżywająca czasy Cromwella). Odnosi szereg zwycięstw, rozszerza sferę francuskich wpływów
daleko za Ren. Dlatego – konkurujący z habsburskim
– model francuskiego absolutyzmu, z monarchą jako
mecenasem sztuki i literatury, budowniczym imponujących pałaców, mową barokowo-klasycyzującej architektury rozpowiadających chwałę jego tronu – fascynował będzie wielu władców, zazwyczaj znacznie skromniejszego pokroju. Zwłaszcza w Rzeszy niemieckiej,
rozdrobnionej na trzy setki księstw i księstewek.
Oświecenie i Rewolucja
Następny etap tryumfalnego pochodu Francji
przez kraje Europy, tym razem pochodu francuskiej
myśli krytycznej to czasy oświecenia. To Francja
132
oświeceniowych filozofów, dziś powiedzielibyśmy
intelektualistów – literatów, Francja Montesquieu, Voltaire’a, Diderota – licznych encyklopedystów,
współpracowników diderotowskiej Encyklopedii –
wreszcie Francja Rousseau. Podkopuje ona dość już
zmurszałe fundamenty, stworzonej przez Króla-Słońce budowli, bezlitosną, choć nie zawsze otwartą, krytyką, która przeciwstawia świeckie bóstwo – Rozum,
nie tylko monarchii stanowej, ale i chrześcijańskiemu
dziedzictwu, tradycyjnej mądrości i doświadczeniu
wieków. Olśniewający blask ludzkiego Rozumu rozpędzić miał, jak ufano, mroki przesądów, ignorancji,
religijnego fanatyzmu, nieumotywowanych racjonalnie zwyczajów.
Aczkolwiek, jak się okaże, władztwo jego doprowadzi do Rewolucji i rządów Terroru.
Wulkan rewolucji, jakim staje się Francja w ręku
republikańskich jakobinów i – zaraz potem – nowoczesnego dyktatora Napoleona, zaleje lawą idei i bagnetów cały kontynent, od Somosierry aż po Moskwę.
Wywołując przerażenie u jednych, zachwyty u innych. Pokolenie romantyczne, walczące z paryskim
uniwersalizmem klasyków w imię narodowych partykularności, jednocześnie czerpało natchnienie z jakobińskiego, republikańskiego kotła pomysłów, aby ruszyć z posad bryłę ziemi i tworzyć nowoczesne narody.
Francuski przykład – odstraszający, choć i urzekający – był na ustach wszystkich przez cały prawie wiek
dziewiętnasty. Kolejne rewolucje (1830, 1848, 1871 –
Komuna Paryska) wstrząsały Europą.
Mickiewicz wołał do zaskoczonego Piusa IX:
Chrystus jest dziś (1848) w bluzach paryskiego ludu.
Aleksander Hercen szukał we Francji rewolucyjnych
133
inspiracji, Wissarion Bielinski wielbił „świętą gilotynę”. A niebawem dzieje francuskiej Rewolucji pilnie
studiować zacznie rosyjski inteligent, niejaki Ulianow, lepiej znany jako Włodzimierz Lenin.
Dlatego lewica europejska zwraca się z nadzieją
ku ojczyźnie Robespierre’a, zanim oczu jej nie przyciągnie przykład Zwycięskiego Października i szturmu marynarzy (1917) na Pałac Zimowy w Petersburgu: ale rosyjski Październik to wszak, jak sądzono,
dopełnienie i ostatni akt burzenia Bastylii starego
świata…
Wzorowa Republika
Wszelako Francja dla wielu będzie także ojczyzną
Praw człowieka i obywatela, po 1870 będzie wzorową
Republiką, wreszcie (1914-1918) pogromcą germańskiego, wilhelmińskiego imperium. A również obrońcą wolności parlamentarnych, podważanych przez
wyrosłe z wojny, totalitarne ideologie z prawa (Mussolini, Hitler) i z lewa (Lenin, Trocki, Stalin). Francja
współtworzy (z prezydentem USA, Wilsonem) Traktat Wersalski (1919), z którego wyłoni się powojenna
Europa, także wolna Polska.
Oto więc najpotężniejsze państwo demokratyczne na straży honoru Zachodu, na straży jego podstawowych wartości, jego cywilizacji. Gotowe zapewnić światu pokój na wiele pokoleń… Jego prestiż
to nie tylko prestiż zwycięskiego mocarstwa, najsprawniejszej armii, dowodzonej przez marszałków,
134
Ferdynanda Focha, Josepha Joffre’a, Philippe’a Pétaina, Maurice’a Gamelina, Maxime’a Weyganda (ten
ostatni zdaniem Larousse’a z 2000 „ożywił opór [anima la résistance] Polaków przeciw Armii czerwonej
w 1920”)…
Tymczasem oprócz sprawnego państwa i niepokonanej armii, obraz Francji tworzą dzieła ducha. Jej
esprit, zdaniem samych Francuzów, najdoskonalej
wciela uniwersalną istotę człowieczeństwa, nie jest
bowiem narodowo określony i zawężony jak duch innych nacji. Dlatego jakże ważnym francuskim towarem eksportowym będą imponderabilia: kultura, idee,
literatura, sztuka. Już Rivarol w 1784 pisał, że francuski jest po prostu najdoskonalszym językiem człowieka. Powtórzy to XIX wieczny historyk literatury
i pedagog:
„Literatura francuska to idealny obraz życia ludzkiego we wszystkich krajach i we wszystkich epokach
[…] Rysując portret ducha (esprit) nieomal narysowałem wierny wizerunek samego rozumu. Ta dążność
praktyczna, ta przewaga dyscypliny nad swobodą,
ten obowiązek narzucony pisarzowi, aby był organem
myśli ogólnej, to podporządkowanie indywidualności
wymogom powszechności, czymże jest to wszystko jeśli nie rozumem. To właśnie dzięki rozumowi jesteśmy podobni do innych.[Dzięki rozumowi] rządzącemu wszechwładnie wyobraźnią i zmysłami [te ostatnie bowiem] najbardziej [ludzi] różnią, z nich biorą
się owe odrębności tak bardzo duchowi francuskiemu
niemiłe. We Francji nie kochamy ojczyzny zazdrosną
miłością górala do swych gór, ani dlatego, że wszystko tam najlepiej służy naszej wygodzie. Kochamy ją,
gdyż wydaje się nam najlepszą ojczyzną dla człowieka
135
w ogóle, chcielibyśmy w niej przyznać prawa obywatelskie całemu rodzajowi ludzkiemu.”23
Obok najwyższych dzieł ducha, znakomicie sprzedaje się za granicą paryski styl życia, ogłada i obyczaje, politesse [grzeczność], sociabilité [towarzyskość], łatwość kontaktów, wykwintna, biesiadna
konwiwialność. Francuszczyzna już od końca XVII
wieku stała się językiem europejskich dworów i salonów: po francusku konwersuje i pisze listy król Staś
z Warszawy (do pani Geoffrin), Fryderyk II z Potsdamu, Semiramida Północy, czyli caryca Katarzyna
z Petersburga (do Voltaire’a).
Mimo gallofobii romantyków kraj Racine’a, Encyklopedii, Zoli, Sartre’a i Derridy, ściślej jego stolica,
Paryż, do połowy XX wieku uchodzić będzie za siedzibę muz, źródło literackich, teatralnych, malarskich
i rzeźbiarskich impulsów. Miejsce narodzin nowych
kierunków jak impresjonizm: Claude Monet, Camille Pissaro, Auguste Renoir, Auguste Rodin, Paul
Cézanne (zaczynający kubizm); naturalizm: Emile
Zola, Guy de Maupassant; symbolizm: pisarze Verlaine, Mallarmé, Maeterlinck (Belg), malarze: Gustave Moreau, Puvis de Chavannes, Odilon Redon.
Przed pierwszą wojną, w czasach belle époque
(ciszy przed burzą) gromadzą się tutaj znakomitości
artystyczne z całej kuli ziemskiej, furorę robią słynne ballets russes pod batutą Diagilewa, do muzyki
Strawińskiego, sukcesy odnoszą pierwsi kubiści: Picasso, Juan Gris, Fernand Léger, Georges Braque,
Marcoussis… Pierwsi abstrakcjoniści Piet Mondrian,
23
136
Désiré Nisard, Histoire de la littérature française, Paris 1861, s. 9.
Constantin Brancusi… Gdy inni przegrywają za życia jak Amedeo Modigliani, choć pośmiertną sławę
zapewni mu marchand polskiego pochodzenia, Leopold Zborowski.
Ale dopiero po 1918 Paryż stanie się już w pełni
kosmopolityczną stolicą awangardy: nieprzeliczony
rój malarzy i rzeźbiarzy, także literatów z wszystkich kontynentów osiedli się tutaj, zwłaszcza na lewym brzegu [rive gauche] Sekwany, spychając nieco
na margines rodowitych Francuzów… W rozgwarze
wielu języków nieraz wybija się… rosyjski, licznych
białych emigrantów (zaprzyjaźniony z katolickim
personalistą Mounierem Bierdiajew, Szestow, Kożewnikow – Kojève) hiszpański lub angielski, z amerykańskim akcentem: T.S. Eliot, Hemingway, Henry
Miller, Ezra Pound, Gertrude Stein, Francis Scott
Fitzgerald, głośne, amerykańskie stracone pokolenie
[lost generation] …
Klęska i kolaboracja
– egzystencjaliści i komuniści
Stąd tak głęboki szok na całym świecie w czerwcu
1940, w obliczu błyskawicznej klęski wspaniałej ongiś
armii francuskiej i upokarzającego armistice [zawieszenia broni], podpisanego przez bohatera spod Verdun, marszałka Pétaina. Stąd raptowny upadek międzynarodowego prestiżu. Wolna Francja de Gaulle’a,
walcząca u boku aliantów, nie zdoła zrównoważyć
137
powszechnego zdumienia, jakie wywołała, najpierw
kilkumiesięczna bezczynność Francuzów, schowanych
w betonowych fortach potężnej linii Maginota, tzw.
drôle de guerre [śmieszna wojna], a następnie poddanie się Hitlerowi i kolaboracja marszałka Pétaina.
Tym niemniej, po wyzwoleniu przez aliantów
w 1944, Francuzom udaje się zasiąść w Wielkiej
Czwórce (Anglia, Ameryka, Rosja, Francja). Podobnie
jak ongiś Talleyrandowi udało się na Kongresie Wiedeńskim zająć miejsce po stronie zwycięzców, reprezentując Francję Burbonów przeciw Bonapartemu…
Po 1945 prestiż polityczny, choć także kulturalny, artystyczny, literacki ojczyzny Sartre’a, Camusa,
Eluarda, Aragona, odradza się, może dzięki utrafieniu w oczekiwania na nowe mody intelektualne powojennego pokolenia? Sartre istotnie oferował kontestatorskie koktajle młodzieży rozczarowanej wojną
i upadkiem optymistycznego, laickiego etosu. Rozgoryczonej także biernością wielu chrześcijan, którzy
nie powstrzymali hitlerowskich zbrodni (milczenie
Piusa XII wobec holokaustu).
Sartre’owskie przesłanie zawierało nihilistyczne
credo, przyprawione pogardliwą wobec mieszczańskiego konformizmu heroicznością wierności sobie,
a jednocześnie ocukrzone migotliwą nadzieją lewicowej inności. Gdyż Związek Sowiecki, sławiony przez
nawróconych na komunizm nadrealistów Eluarda
i Argona, reprezentował zbyt sztywną ortodoksję,
której Sartre nie trawił, choć się do niej przymilał.
W sumie jego egzystencjalizm, nauczany w kafejkach
paryskiego bulwaru Saint-Germain stał się modną religią pokoleniową nie tylko we Francji. Religią
pokolenia, które próbuje zerwać z mieszczańskim
138
domem rodzinnym, często skompromitowanym kolaboracją, umaczanym w wojenne paskudztwa (jak
w Niemczech czy we Włoszech). Próbuje zerwać z ideałami ojców (wiarą religijną, lecz także świecką, racjonalistyczną wiarą, bo i ta nie zapobiegła wojennej
katastrofie), lecz jeszcze nie gotowe jest zapisać duszę
stalinowskiemu diabłu. Permisywne wyzwolenie –
poza dobrem i złem – miesza łatwiznę z wymaganiem
konsekwencji: aby kroczyć raz obraną drogą. Stąd
hagiograficzny szkic Sartre’a o Genecie (jako aktorze
i męczenniku, wiernemu sobie i własnym niekonwencjonalnym wyborom – kryminalisty geja). Po kilku
latach sartrowskie głębie zrodzą popularne czytadło Françoise Sagan Witaj smutku [Bonjour tristesse
1954].
Oprócz Sartre’a trzeba wymienić jego współtowarzysza w egzystencjalistycznym bractwie, Alberta
Camusa. Ten, mimo agresywnego ateizmu usiłuje zapalić ludzkości światełko tragicznej nadziei: żyjemy
w świecie absurdu, znakiem naszej niezgody na inherentne zło egzystencji jest bunt i walka z owym absurdem, wprawdzie walka beznadziejna, ale świadcząca
o naszej, mimo wszystko niezłomnej – niepokornej –
godności (La Peste – Dżuma). Camus również znalazł
wielu wdzięcznych czytelników (u nas Pan Cogito
Zbigniewa Herberta?), w dość ponurych latach powojennych, gdy połowa kontynentu dostała się w ręce
Stalina i jego następców. Inaczej niż Sartre, nigdy
nie dał się znęcić totalitarnym fluidom emanującym
w kierunku Paryża z moskiewskiego centrum. Może
dlatego, że należał do pilnych czytelników Dostojewskiego, trafnie rozpoznającego trucizny przyszłej rewolucji kostniejącej w terror biurokracji?
139
Mimo kilku głośnych antykomunistów, jak Camus, jak (rzadkość!) proamerykański liberał, filozof
polityczny, Raymond Aron, totalitarny marxizm i stalinowski komunizm znajdowały nad Sekwaną tłumy
zwolenników. Przedwojenna, kapitalistyczna demokracja liberalna nie budziła zachwytów, doświadczenie okupacji interpretowano jako najazd faszystowski,
przeciw faszystom zaś, jak uważano, najskuteczniej
wojował miłujący pokój Kraj Rad z Józefem Stalinem
na czele. Temu zaś hołdy, jak widać, dość bałwochwalcze, oddawali niektórzy francuscy literaci.
W dodatku Amerykanie, którzy Francję wyzwolili, wywoływali mieszane uczucia z różnych powodów,
zarówno sympatię jak i antypatię, zwłaszcza wśród
intelektualistów, wśród mediów kształtujących opinię publiczną. Niechęć antyamerykańska, dość wyraźna także i wśród niekomunistów, jak sam de
Gaulle, łatwo napędzała przyjaciół dalekiemu i mało
znanemu od strony łagrów, Związkowi Sowieckiemu,
który już przed wojną cieszył się gorącym uczuciem
komunistów i życzliwych lewicy pisarzy [compagnons
de route]. Francja lat powojennych stanie się (obok
Włoch) najbardziej aktywnym na Zachodzie ośrodkiem prokomunistycznych inicjatyw pokojowych i antyimperialistycznych (czytaj antyamerykańskich).
Wrocławski Kongres Pokoju w 1948, organizowany
przez Jerzego Borejszę, zgromadzi wyjątkowo licznych postępowych intelektualistów z ojczyzny Diderota i Robespierre’a (m.in. rodzina Joliot-Curie, córki
Marii Skłodowskiej-Curie), grzmiących przeciwko
bombie atomowej i podżegaczom wojennym z USA.
Jak wiemy, Wielki Październik, w oczach francuskiej lewicy był prawowitym potomkiem jakobińskiej
140
Rewolucji. Od zburzenia Bastylii i zdobycia Tuilerii
(w 1792) wiodła, jak uważano, prosta droga do szturmu na Zimnyj dworiec w Petersburgu i rozpędzenia
Konstytuanty Kiereńskiego przez matrosów Lenina.
Maj 1968 – ku liberalizmowi?
Ale Francja w latach sześćdziesiątych to coraz
mniej źródło artystycznych i literackich rewelacji,
olśniewających światową elity arcydzieł, coraz mniej
także pepiniera idei, politycznych, społecznych, rozsadnik rewolucji. Już maj 1968 będzie raczej tylko
echem i przedłużeniem amerykańskiej counterculture, amerykańskiej kontestacji młodych. Partia komunistyczna, dynamiczna za życia Stalina, werbująca mnóstwo sympatyków wśród pisarzy i artystów,
uczonych i inteligencji, traci impet, po Budapeszcie
(1956) i polskim Październiku, wreszcie Wiośnie Praskiej (1968). Własna, francuska młodzież ucieka od
ortodoksyjnego, prosowieckiego komunizmu w pstrą
rozmaitość lewackiej heterodoksji (trockiści, maoiści
itp.). Prestiż Kompartii podważy dość skutecznie rozgłos sołżenicynowskiego Archipelagu Gułag (1974/76).
A potem, kolejno, polska Solidarność (1980), gorbaczowowski demontaż systemu (głasnost’ i pierestrojka), wreszcie przełom w Polsce (wybory w czerwcu
1989) i upadek muru Berlińskiego (listopad 1989).
Elity rządzące uczą się u (nielubianych) Anglosasów pragmatyzmu, technokracji, kultu skuteczności. Sam de Gaulle też, mimo iż był osobowością
141
tradycyjnego formatu, rozumie wymogi nowoczesności. Mimo ostrzeżeń pesymistów, jak Georges Bernanos (La France contre les robots 1946 – Francja
przeciw robotom), co dopatrywali się w nowoczesnym,
zmechanizowanym świecie samych zagrożeń dla tradycyjnych wartości.
Stąd za gaullistowskich rządów, coraz więcej inicjatyw odgórnych podejmie wyzwania XX wieku – jak
wiemy we Francji od czasów Richelieu i Napoleona
wszystko zaczyna się na biurku szefa państwa. Nie
tylko własna bomba atomowa [force de frappe], która ma jakoby zapewnić Francji mocarstwową pozycję.
Ale także cały szereg, z wielkim rozmachem rozpoczętych przedsięwzięć, by postawić kraj w czołówce nowoczesnych potęg industrialnych: elektrownie atomowe,
gigantyczny projekt Concorde, ponaddźwiękowego samolotu transkontynentalnego, własny program badań
nuklearnych (ośrodek w Saclay), badania przestrzeni
kosmicznej, rakieta Ariane, superekspres TGV [train
à grande vitesse], wiążący odległe krańce heksagonu
w parę godzin (300 km/h). Czyżby Francuzi chcieli
zapisać wszystkie kartki księgi rekordów Guinessa?
W każdym razie zastanawia owo przesunięcie
uwagi państwa (czy opinii publicznej też?) z ongiś tak
promowanych imponderabiliów (literatura, sztuka,
nauki humanistyczne etc.) na szukanie rekordowych
wyników w dziedzinach najnowszej, najnowocześniejszej (naj… naj… naj…) technologii… Ten wyścig,
wysilona kompetytywność w królestwie rzeczy, kosztem królestwa ducha świadczyłyby poniekąd o podmywaniu francuskiej tożsamości przez klasyczne
idee liberalnego indywidualizmu, przez anglosaski
kapitalizm z jego technokratyczną i pragmatyczną
142
mentalnością? Valéry Giscard d’Estaing (prezydent
1974-1981) wyraźnie sprzyjał powiewom wolnorynkowego ekonomizmu, rodem z angloamerykańskiego
matecznika. Oto prymat jednostki, indywidualnej
przedsiębiorczości, wolnej gospodarki, decentralizacja, większe uprawnienia dla regionów? A więc pośmiertne zwycięstwo wyklinanych żyrondystów nad
jakobińskim Robespierrem?
Kościół ponad podziałami?
– od monarchii do republiki
Kościół francuski przyniósł światu doświadczenie
wyjątkowej klęski. Po latach świetności u stóp tronu –
jeśli tak można nazwać okres gallikańskiej zależności
od władzy monarchy – przeżywa gwałtowne prześladowania, zwłaszcza w 1792-1794. Prześladowaniom
towarzyszy przyspieszony proces sekularyzacji kraju,
proces, który zaczął się już wcześniej, pod wpływem
antychrześcijańskiego dyskursu oświecenia, oraz
upadku moralnego duchowieństwa, skoro hierarchia
kościelna składała się w sporej części z karierowiczów, mianowanych przez monarchę.
Po Rewolucji rozluźniają się związki między władzą i Kościołem, choć do formalnego rozdziału dojdzie dopiero na początku XX wieku (1905), gdy laicka Republika postanowi zagarnąć dla siebie przestrzeń publiczną pozostawiając religii jednostkową
prywatność.
143
W każdym razie losy francuskiego katolicyzmu
ilustrują z jednej strony procesy porewolucyjnej modernizacji, która prowadzi do dechrystianizacji, zeświecczenia społeczeństwa. Ale także, co może ważniejsze, pokazują, jak Kościół szuka nowych ścieżek
i środków – środków ubogich – by prowadzić dalej
dzieło ewangelizacji. Jak poprzez nieudane próby
półprzymusowej rechrystianizacji pod berłem Burbonów (1814-1830), w sojuszu z autorytarnymi rządami Ludwika Napoleona/Napoleona III (1848-1870),
wreszcie w okresie porządku moralnego [l’Ordre moral], po zgnieceniu Komuny Paryskiej (1871), uczy się
stopniowo odchodzić od stosowania środków bogatych.
A więc rezygnuje z przymusu, z pomocy państwa,
jego administracji i policji. Co w przyszłości stanie
się wzorem dla innych Kościołów przeżywających podobne procesy i podobne wyzwania.
Gdyż francuscy katolicy, najpierw, pod wpływem
porewolucyjnego szoku, pod wpływem pamięci prześladowań z okresu Terroru, widzą jedyny ratunek
dla wiary w powrocie prawomocnej chrześcijańskiej
monarchii, czyli starszej gałęzi [tzw. branche aînée]
Burbonów. A więc niejako w powrocie do postkonstantyńskiego sojuszu tronu i ołtarza i do raczej utopijnej
wizji christianitatis [chrétienté] – świata chrześcijańskiego, rządzonego jako napółsakralna zbiorowość
przez ramię świeckie: namaszczonego monarchę.
Powoli jednak Kościół uznaje prawomocność demokratycznej republiki, pod warunkiem, że uzna ona
wolność Kościoła. Nie jest to proces łatwy, gdyż niechętna religii Republika laicka przez długi czas rozumie rozdział państwa i Kościoła jako izolowanie tego
ostatniego, zamknięcie w sferze prywatności, oraz
144
własną niczym nieograniczoną nadrzędność, która
wypływa z absolutnej suwerenności rządów republikańskich, rządów „woli powszechnej”. A więc rozumie
rozdział w duchu zrywającej łączność z Rzymem, Cywilnej Konstytucji Kleru (12 lipca 1790).
Pierwsi na możliwy kompromis – wolny Kościół
w wolnym państwie – wskazują, jeszcze w latach
panowania Ludwika Filipa, tzw. katolicy liberalni,
pragnący pojednania religii i nowoczesności. Chateaubriand, Tocqueville, a zwłaszcza Lacordaire, Montalembert, Dupanloup należeli do rzadkich wówczas
umysłów świadomych nieodwracalności przemian, co
więcej, może także świadomych fundamentalnej inności zadań Kościoła? Pod koniec XIX wieku ku kompromisowi skłoni się także Leon XIII, zachęcając do
pogodzenia się z Republiką (tzw. Ralliement).
W XX wieku rozwinie się ruch demokracji chrześcijańskiej, wyraźnie akcentującej gotowość uznania
przez katolików ustroju demokratycznego (Marc
Sangnier), nie tylko jako smutnej konieczności, ale
jako najskuteczniejszej gwarancji niezbywalnych
praw osoby ludzkiej, najskuteczniejszego antidotum
na roszczenia ideologii totalitarnych.
***
Oprócz głośnych myślicieli katolickich XIX wieku jak już wspomniani Montalembert i Lacordaire,
wreszcie Ozanam, nowszych filozofów, intelektualistów i literatów jak Paul Claudel, Joris Huysmans,
Léon Bloy, Charles Péguy, Georges Bernanos, Jacques
i Raïssa Maritain, François Mauriac, Daniel-Rops,
Gabriel Marcel, Emmanuel Mounier, Jean Guitton,
145
teologów jak Pierre Teilhard de Chardin, Henri de
Lubac, Jean Daniélou, arcybiskup Paryża, kard.
Jean Marie Lustiger (pochodzący z rodziny żydowskiej z Polski), Francja daje światu wielkich świętych
jak proboszcz z Ars, św. Jan Vianney (1786-1859), św.
Teresa (1873-1897) od Dzieciątka Jezus (mała), ogłoszona przez Jana Pawła II Doktorem Kościoła w 1997.
A także bardzo liczne powołania (w XIX wieku) oraz
ruchy religijne wewnątrzkościelne i świeckie.
Tak więc katolicy francuscy wskazują katolikom
innych krajów – nieraz błądząc i ostro się spierając
– jak radzić sobie z laicyzacją jako produktem nowoczesności. Jak wyplątywać się z pokus realizowania
Królestwa Bożego na ziemi, za pomocą monarszego
miecza, skoro królestwo to nie jest z tego świata.
A więc przypominają też, jak bywa zwodna i niebezpieczna nadzieja, by realizować christianitas
w doczesności, nadzieja na zwycięstwo osiągnięte
środkami bogatymi, zbyt bliskim sojuszem z władzą
państwową? Gdyż zadaniem Kościoła jest raczej stać
się drożdżami, solą ziemi, w świeckim, pluralistycznym, zapewne pogańskim i bezbożnym świecie – tej
wciąż ziemi misyjnej: France – terre de mission, taki
apel usłyszymy w czasie drugiej wojny. Świecie, który,
choć powinien być nawracany, nie zostanie definitywnie nawrócony – ponieważ w doczesności, pozostaje
pod władzą księcia tego świata?
Uzyskać ową eschatologiczną perspektywę, zdać
sobie sprawę z jednej strony, że chrześcijaństwo nie
może liczyć na, po ludzku widoczne (polityczne etc.),
sukcesy, a z drugiej, zrozumieć i zaakceptować swoistą, by tak rzec, eksterytorialność Kościoła, który
nie zakorzenia się bez reszty w żadnym konkretnym
146
systemie politycznym i społecznym, w określonej kulturze (grecko-rzymskiej, zachodnioeuropejskiej), etc.,
było niesłychanie trudne dla katolików-kontrrewolucjonistów, zranionych traumą jakobińskiego Terroru.
Najpierw takich jak Joseph de Maistre, jak Louis de
Bonald, a później, dla katolickich monarchistów wojujących z laicką republiką (Maurras, Massis) aż do
czasów Pétaine’a.
Ale także dla XIX wiecznych papieży, Grzegorza XVI, Piusa IX, nie dostrzegających amerykańskiej drogi do nowoczesności, potępiających Rewolucję i jej ideologiczny bagaż – demokrację (wąsko rozumianą jako terror rousseauwskiej woli powszechnej)
w imię powrotu do dawnych, rzekomo dobrych czasów
– do ancien régime’u. Gdy wiara znajdowała (zdawałoby się) oparcie, może nie tyle w Transcendencji, ile
w hufcach prawowiernego władcy?
Dopiero Vaticanum Secundum przyniesie pod
tym względem niesłychanie wyraźny, definitywny
przełom. Ale to właśnie bardzo bolesne doświadczenia francuskie legły u podstaw wyzwalającej refleksji
ojców soborowych.
147
Aneks bibliograficzny
Baszkiewicz Jan, Francja w Europie, Ossolineum, Wrocław
2006
Brzękowski Jan, W Krakowie i w Paryżu, Kraków 1975
Cadot Michel, La Russie dans la vie intellectuelle française,
Paris 1967
Carroll Raymonde, Carol Volk, Cultural Misunderstandings: The French American Experience, University of
Chicago Press 1990
Curtius Ernst Robert, Französischer Geist im 20. Jahrhundert, Tübingen 1994
Digeon Claude, La Crise allemande de la pensée française,
Paris 1992
Duby Georges. Mandrou Robert, Historia kultury francuskiej, Warszawa 1965
Dumont Louis, L’Idéologie allemande, France-Allemagne et
retour, Paris 1991
Grève de Claude, Le Voyage en Russie, Anthologie des voyageurs Français aux XVIIIe et XIXe siècle, Paris, Lafont
1990
Grosser Alfred, Mit den Deutschen streiten, München 1987
Hall Edward Twitchel and Mildred Reed Hall, Understanding Cultural Differences: Germans, French and Americans, Intercultural Press 1990
Kelly Michael, French Culture and Society, New York, Oxford University Press 2001
Kowalski Jacek, Loba Anna i Mirosław, Prokop Jan, Dzieje
kultury francuskiej, PWN Warszawa 2005
Kłoczowski Jerzy, Europa, chrześcijańskie korzenie, Warszawa 2004
148
Polska – Francja. Dziesięć wieków związków politycznych,
kulturalnych i gospodarczych, pod. red. Andrzeja Tomczaka, Warszawa 1988
Pomian Krzysztof, Europa i jej narody, Gdańsk 2004
In Search of France, (Stanley Hoffmann i in.), New York
1965
Tocqueville de Alexis, O demokracji w Ameryce, Warszawa
1976
Ziejka Franciszek, Paryż młodopolski, Warszawa 1993
Spis treści
Przedmowa ....................................................................... 5
Francja – Polska ............................................................. 15
Dał nam przykład Bonaparte .................................. 15
Rewolucja – Napoleon ...............................................17
Wielka Emigracja i Monarchia Lipcowa ................. 20
La Mennais/Lamennais – Montalembert
– Michelet .......................................................... 22
Za Napoleona III ...................................................... 34
Po I Wojnie Światowej .............................................. 37
Po II Wojnie Światowej ............................................ 38
Polscy frankofile ....................................................... 41
Polski Paryż – „Wkraczałem w uniwersalne”… ...... 44
Francja – Niemcy ........................................................... 49
Rewolucja 1789 i jej echa w Niemczech ................... 49
Emigranci – Napoleon – powrót Burbonów ............ 51
Francuska cywilizacja i niemiecka kultura ............ 55
Dekadenci czy barbarzyńcy ..................................... 60
Odwieczna nienawiść? ............................................. 63
Obie wojny 1914-1918 i 1939-945............................. 65
Republikański patriotyzm
– pojednanie z Niemcami .................................. 68
Francja – Anglosasi ........................................................ 77
Prawa do wolności po angielsku
– Anglia jako wzór dla Francuzów? .................. 77
Krytyka rewolucji (Burke) – wojna z Napoleonem
– ocieplenie wzajemnych stosunków
w XX wieku........................................................ 81
Ameryka i francuskie kompleksy ............................ 86
Zamiast mitu antyniemieckiego
– mit antyamerykański? ................................... 88
Amerykańska tężyzna
i francuskie wyrafinowanie ............................... 90
Sowieckie korzenie antyamerykanizmu? ................ 94
Niektórzy jednak lubią USA
– francuscy liberałowie...................................... 97
Francja – Rosja ............................................................. 105
Filozofowie i Katarzyna II
– Napoleon pod Moskwą .................................. 105
Rosja wybawicielka czy Rosja kozacka ................. 107
Sojusz republiki z samodzierżawiem ..................... 108
Rewolucja Październikowa i zachwyt lewicy .........110
Od Arona do Sołżenicyna
i Czarnej Księgi Komunizmu .......................... 113
Francja i kolonie ........................................................... 115
Podbój Algerii – Tahiti – Indochiny – Guyana ..... 115
Ekspansja kolonialna jako znak prestiżu ............. 118
Misja cywilizacyjna:
ciężar na barkach białego człowieka ............... 120
Wojna w Wietnamie – wojna w Algerii ................. 122
Demontaż imperium .............................................. 125
Sztuka ludów Afryki .............................................. 126
Przybysze z krajów nędzy
– problem imigracji w Europie szczęśliwej ...... 128
Frankofonia – kolonializm – postkolonializm....... 129
Francja i świat: konkluzja............................................ 131
Francja złotego wieku ............................................ 131
Oświecenie i Rewolucja .......................................... 132
Wzorowa Republika ............................................... 134
Klęska i kolaboracja
– egzystencjaliści i komuniści ......................... 137
Maj 1968 – ku liberalizmowi?.................................141
Kościół ponad podziałami?
– od monarchii do republiki ............................ 143
Aneks bibliograficzny ................................................... 148

Podobne dokumenty