Kiedy Paryż był stolicą cywilizowanego świata
Transkrypt
Kiedy Paryż był stolicą cywilizowanego świata
Kiedy Paryż był stolicą cywilizowanego świata Jan Prokop Kiedy Paryż był stolicą cywilizowanego świata Z historii związków kulturalnych Francji z zagranicą Kraków – Kielce © Copyright by Jan Prokop, 2007 ISBN 83-????????????????? ?????????????????????????? ???????????????????? ????????????????? ??????????????????? ???????????????? Przedmowa Co Francuz wymyśli, to Polak polubi, pokpiwał polonocentryczny romantyk, w szkaradnym (modernizującym się) Paryżu, Adam Mickiewicz. Pewnie świadom, że gorzej wypadłoby odwrócenie porzekadła, bo, co Polak wymyśli, o tym Francuz zazwyczaj wie bardzo mało: czy dlatego Alfred Jarry usytuuje swoją farsę Ubu król (1896) w Polsce czyli nigdzie. Dziś stan ten poprawia się m.in. dzięki publikacjom Marii Delaperièrre, Michela Masłowskiego, przekładom Maryli Zielińskiej-Laurent i wielu innych. W rozważaniach, które nastąpią, mowa będzie o interakcjach, wzajemnym oddziaływaniu, relacjach nie zawsze symetrycznych między Francją i światem zewnętrznym, a mianowicie Polską, Niemcami, Anglią i Ameryką, Rosją, wreszcie (byłymi już) koloniami. Co zahacza po części o badania imagologiczne. Te badają stereotypy interkulturalne, wizerunki pozytywne lub negatywne siebie i obcego. A więc dotknięty zostanie temat frankofilii (gallomanii) i frankofobii, lecz także reakcje samych Francuzów na kontakt z nie-Francuzami. Może trochę megalomania jednych 5 czy drugich? Tematyka książki zainteresować może historyka czy historyka literatury, jeśli szukają specyfiki poszczególnych kultur narodowych, badają ich dialog z sąsiadami bliższymi i dalszymi. Wreszcie politologa, zaintrygowanego politycznym kapitałem wzajemnych sympatii i antypatii, mitami narodowymi, megalomanią1 czy poczuciem niższości, kreowaniem obrazu wroga (często wyimaginowanego wroga), by tym samym umocnić własną tożsamość poprzez odrzucenie tego, co nie nasze. *** Tak szeroko zakreślony obszar badań wymagałby wielotomowych studiów. Tutaj zmieszczą się tylko wybrane fragmenty, sygnały wskazujące na otwarte tereny. Byłby to zatem naszkicowany zarys mapki ogromnego kontynentu, punkty orientacyjne; może pomogą rozeznać się w gąszczu faktów, często już znanych, lokalnie badanych, lecz nie zawsze oglądanych z lotu ptaka. Oby taka mapka pomogła lepiej określić, z uwzględnieniem historycznych zaszłości, międzyludzkie relacje 1 6 Z tej okazji warto podkreślić zabawny lapsus w nomenklaturze uniwersyteckiej: studenci filologii polskiej nazywają się u nas polonistami – w opozycji do studiujących anglistykę, romanistykę etc., w Anglii i Ameryce mamy english studies, french studies, w Niemczech Germanistik, Slavistik, w Włoszech są italianisti, a obok, francesisti, germanisti, tymczasem Francuzi sami dla siebie nie mają wyróżniającej nazwy, gdy studiują własną literaturę, studiują po prostu lettres (literaturę) – są étudiants en lettres. Czyżby dlatego, że jedyną literaturą jest tylko francuska: nie potrzebuje więc żadnych bliższych określeń? w Zjednoczonej Europie? A więc pogłębić dialog, o czym marzył Martin Buber, Gabriel Marcel… Zobaczyć siebie oczami innych? A tym samym, w jakiejś mikroskali, usunąć lub osłabić uprzedzenia, rozwiać złudzenia, niejako zracjonalizować oczekiwania, abyśmy nie spodziewali się tego, co niemożliwe – tj. całkowitej – anielskiej – przejrzystości między nami, wszelako nie tracąc nadziei na komunikatywne współdziałanie z żywą wspólnotą Rodziny Ludzkiej? *** Nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie póki ich nie czytano w francuskiej gazecie: to znów Mickiewicz (w Panu Tadeuszu). Paryż od czasów Króla – Słońce, Ludwika XIV był stolicą cywilizowanego świata. Tam jeżdżono zaczerpnąć u źródła literatury, sztuk i nauk. Jeszcze z końcem XX wieku Miłosz (Rue Descartes) pisał o podróży do Francji: wkraczałem w uniwersalne podziwiając pragnąc. A Gottfried Benn, zauroczony narodowym socjalizmem wyznawał w 1934: „Należę do pokolenia, które jeszcze przeżywało Francję w sposób szczególny, jej urok, jej wielkość, poprzez Nietzschego działała na nas Stendhalem i Flaubertem, poprzez [Stefana] George działała Baudelaire’m i Verlaine’m, w ostatnich latach doszedł impresjonizm, tuż przed wojną czytaliśmy Claudela i Gide’a, Bergsona i Suares’a, z Francji przychodził potężny powiew ducha – czy będzie przewodził znów Europie? Francja mogła po zwycięstwie znowu stanąć na 7 czele i wszyscy uznaliby byli jej przywództwo, także Niemcy, przywództwo narodu, co tak wspaniale i prawomocnie współbudował świat Zachodu – czy pojdzie więc ona z nami w przyszłość?”2 Styl wersalskiego dworu naśladowano w całej Europie, zwłaszcza – w miniaturze – w księstewkach niemieckich. Francuski klasycyzm stanowił też poniekąd wzór dla Anglików (Pope), dla Niemców (Gottsched), Włochów, Rosjan i Polaków. Aczkolwiek jego echa szerszą falą docierają na wschód Europy z dużym opóźnieniem, to Cyda Corneille’a tłumaczy Jan Andrzej Morsztyn już około 1660, zaś Andromachę Racine’a, jego kuzyn Stanisław około 1675. Ekspansja kultury francuskiej napotka na opór dopiero z brzaskiem romantyzmu, w drugiej połowie XVIII w.: Lessing, a zwłaszcza odwołujący się do geniusza nie do sztywnych reguł Sturm und Drang w Niemczech, też oparty na folklorze, nie na klasykach, preromantyzm angielski biskupa Percy’ego, Maphersona, Burnsa. Opór gwałtownie wybucha w czasie wojen napoleońskich na fali antyfrancuskich urazów (Kleist, Arndt). W Polsce jeszcze później, dopiero u Brodzińskiego i Mickiewicza. Klasycyzm przyciągał naśladowców refleksją nad człowiekiem w ogóle, człowiekiem uwolnionym z historycznych uwikłań (Descartes, Pascal, La Rochefoucauld, Racine, La Bruyère, Boileau). Definiował się bowiem w opozycji do barokowego bogactwa, pragnął ładu, harmonii, równowagi, czego tak bardzo 2 8 Za Wolf Lepenies, Kultur und Politik, Deutsche Geschichten, Hanser Verlag, München Wien 2006, s. 118-9. brakowało epoce barokowego rozwichrzenia, olśniewającego przepychu, rozdygotanej przemienności. Ale oprócz samokontroli i dyscypliny w sztuce i w życiu Francuzi szczycili się uniwersalizmem. Uważają się – niemal do dziś dnia – za naród reprezentujący to, co ogólnoludzkie, podczas gdy inne narody grzęzną w partykularyzmie, w tym co poszczególne, odrębne, historycznie określone i zamknięte. Trzeba dlatego mieć wciąż na uwadze ich głęboko zakorzenione przeświadczenie o misji uniwersalnej Francji. Inne narody budzą szacunek, ale reprezentowałyby tylko swoją, partykularna cząstkę ludzkości. Natomiast powołaniem Francji jest reprezentowanie Człowieka w ogóle, jego Ratio, jego woli poznania i uporządkowania świata. To co uniwersalne – czyli Rozum przenikający wszelkie zawiłości – stanowi naturalny przymiot myśli francuskiej, sztuki i literatury francuskiej, polityki francuskiej. W tej optyce najdoskonalszą republiką jest (postjakobińska) republika francuska, laicka, niepodzielna, wywodząca się z oświecenia i Rewolucji, niechętna chrześcijańskim korzeniom Europy… A najpowszechniej ludzką jest francuska literatura z nieporównywalną wnikliwością rysująca przejrzysty obraz – mapę powikłań duszy człowieka. Ojcem fundatorem tego zamierzenia będzie René Descartes. Ustanowił on podmiot poznający i przedmiot poznawany jako dwa bieguny. Czysta świadomość (niezmienna, nieskazitelna) staje naprzeciw czystego przedmiotu (rzeczy rozciągłej), poddanego biernie działaniom poznawczym tej świadomości. Trudno nie wyciągnąć stąd wniosku o wszechpotężnej władzy Człowieka nad leżącym bezwładnie u jego stóp światem. Francuzi 9 – inaczej niż Niemcy – niechętnie wpisywali ludzkość w proces historyczny, w historyczną zmienność, relatywizującą, poniekąd osłabiającą nasz status Króla Stworzenia – jako jedynej, najwyższej świadomości oraz jako jedynego podmiotu nieograniczonej władzy nad światem. Tymczasem historyzacja (od Herdera do Meineckego i … postmodernistów) odbiera nam tę cechę uniwersalności, wystawia naszą poszczególność na przykre przypadłości, ograniczające, wykrzywiające jasne – racjonalne – poznanie, lecz także ograniczające pełnię władzy nad ową rzeczą rozciągłą (kartezjańska res extensa), czyli światem, który nas otacza. Przekonanie, że jesteśmy skaleczeni, naznaczeni, ograniczeni uwikłaniem w horyzont naszej epoki, choć obecne, czego przykładem Montesquieu, Chateaubriand, Tocqueville, Taine, Simone Weil, bywało przecież najchętniej spychane we Francji na margines. Myślenie historyzujące (konserwatywne?), myślenie świadome uwikłań w rozmaite zaszłości, świadome warunków historycznych, a zatem ograniczeń i niedoskonałości naszego Rozumu, omylności naszych działań, świadome także okazjonalności, w jakiej przyszło nam rozwiązywać mnogość nieprzewidzialnych spraw, a więc tego, że znajdujemy się w niepowtarzalnych sytuacjach, żyjemy w zmiennych kontekstach, ulegając, nie do końca dla nas samych jasnym, wpływom dziedzictwa, wpływom otoczenia. – myślenie takie traktowano jako nurt obcy w ojczyźnie Kartezjusza, Robespierre’a, Napoleona, wreszcie De Gaulle’a. Ten nie umiał wyobrazić sobie Francji, jako kraju zwykłego, jednego z wielu, a więc jako kraju pozbawionego wyjątkowej wielkości. 10 *** Dążenia hegemonialne Ludwika XIV w końcu XVII i początku XVIII wieku, wojna Rewolucji (od 1792) z despotami w imię wolności jakoby niesionej wszystkim ludom, wyprawa Napoleona na podbój kontynentu (wzorem, jak utrzymywał, Aleksandra Wielkiego), wreszcie sui generis megalomania De Gaulle’a budującego własną force de frappe (bombę atomową) przeciw Amerykanom, mieszczą się w paradygmacie mesjańskim: chcemy świat oświecić, ucywilizować, poddając zbawiennemu wpływowi Francji. Amerykanie nazywają to – mówiąc o sobie – manifest destiny, misją narodową, szczególnym wybraniem. Francuska manifest destiny ma aspekt kulturalny, to uniwersalna misja myśli, literatury, sztuki, w duchowym podboju ludzkości oraz aspekt polityczny, nostalgicznie postimperialny. To bowiem przodująca rola w świecie europejskiej, jeśli nie światowej polityki, poniekąd usprawiedliwiona zwycięstwem nad Niemcami w pierwszej wojnie światowej, choć po dwudziestu dwóch latach radykalnie podważona tzw. drôle de guerre w 1940: śmieszną wojną, praktycznie brakiem aktywności militarnej w momencie, gdy armia Hitlerowska zaangażowana w Polsce odsłoniła prawie całkowicie Nadrenię – z czego jednak nie skorzystali Francuzi, wołający, że nie będą umierać za Gdańsk. Dość szorstkie powiedzenie Jacquesa Chiraca, o krajach nowoprzyjętych do Unii Europejskiej (tj. Polsce), które można by streścić jak następuje: niech raczej milczą, gdy starsi i pełnoprawni zabierają głos, nie odbiegałoby zatem od tradycyjnie wysokiej samooceny roli Paryża w polityce naszego kontynentu? 11 *** Spotkanie z wyrazistą kulturą, przekonaną o nieomylności własnej i o własnej uniwersalnej misji, może wywoływać u sąsiadów fascynację: mniejszy i słabszy nieraz z uwielbieniem spogląda na mistrza. Działo się tak w Złotym Wieku (le Grand Siècle), w wieku Ludwika XIV, podziwianego przez wielu monarchów Europy. Działo w epoce oświecenia, epoce Voltaire’a, Rousseau, Diderota, epoce Europy francuskiej, gdy elity od Ebro i Padu po Wisłę i Newę, u paryskich filozofów uczyły się poddawać w wątpliwość zastany świat, ale i korespondować, konwersować w języku Racine’a i Corneille’a3. Wreszcie działo się tak w latach zwycięskiej Rewolucji, rzucającej przesłanie Marsylianki uciemiężonym (jak Polska) ludom, oraz może jeszcze wyraźniej w latach Napoleona, rozpalającego jej (Rewolucji) płomień i impet od Renu po Warszawę, jeśli nie dalej. Ale takie spotkania powoduje też iskrzenie. Rozdmuchany przez obalającą trony despotów Rewolucję (choć tlił się wcześniej) płomień romantyczny, już niebawem zwróci się przeciw ślepej frankofilii w imię własnych, etnicznych, ludowych korzeni narodowej tożsamości, zagrożonej przez uniwersalistycznego/kosmopolitycznego wirusa rodem z Paryża. Pierwsza wojna światowa, zwycięska wojna nad pruskim imperializmem umocni międzynarodowy prestiż Francji jako zwycięskiego obrońcy zachodniej cywilizacji parlamentarnej i demokratycznej. Umocni aż do klęski w 1940, klęskę tę odczujemy boleśnie 3 12 Louis Réau, L’Europe française au siècle des Lumières 1971. zwłaszcza w Polsce: Władysław Bartoszewski przyznał kiedyś, że płakał, gdy w okupowanej Warszawie dowiedział się o upadku Paryża. W dziejach relacji Europy i Francji znajdziemy sporo przykładów zarówno profrancuskiego entuzjazmu (gallomanii), jak i iskrzeń (gallofobii). *** Na zakończenie dodam, że książka nawiązuje w pewnej mierze do wydanych w PWN (2005) Dziejów kultury francuskiej (Jacek Kowalski, Anna i Mirosław Lobowie, Jan Prokop), gdzie opracowałem okres od Rewolucji 1789 do dziś, oraz do wydanej tamże (2005) Historii literatury francuskiej (Katarzyna Dybeł, Barbara Marczuk, Jan Prokop), gdzie opracowałem lata Od klasycyzmu do postmodernizmu. Francja – Polska Dał nam przykład Bonaparte Stosunki francusko-polskie to ogromny temat, naszkicowany tutaj bardzo pobieżnie. Pisano o nich wielokrotnie (Jan Lorentowicz – monumentalna bibliografia La Pologne en France, Zygmunt Markiewicz, Zofia Mitosek, Jan Nowakowski, François Rosset, Maria Straszewska, Franciszek Ziejka, by wymienić tylko kilka nazwisk). Polska miała najpierw kronikarza, Galla Anonima, jakoby Francuza, przez krótki czas króla z dynastii Kapetyngów (1573/4), Henryka Walezego (Henri de Valois, późniejszy we Francji, Henri III), co uciekł od nas, dwie królowe Francuzki, Ludwikę Marię, żonę Władysława IV, oraz Marię d’Arquien (Marysieńkę), żonę Jana III Sobieskiego. Pominąwszy pochodzącą z dynastii andegaweńskiej (d’Anjou) – świętą Jadwigę, królowę, żonę Jagielly… Kochanowski spotkał w Paryżu Ronsarda (Ronsardum vidi, napisał), potem odpierał paszkwil na Polskę, opisaną jako barbarzyński kraj przez towarzyszącego Walezemu Desportesa 15 (Gallo crocitanti – Gallowi/kogutowi kraczącemu). W XVII wieku Tallemant de Réaux (Historiettes) wyśmiewał prostackie obyczaje polskiego poselstwa przybyłego do Paryża po Ludwikę Marię… Wszelako Jan Andrzej Morsztyn przełożył ok. 1660 Cyda Corneille’a i osiadł we Francji, jego kuzyn Stanisław przełożył Andromachę Racine’a (ok. 1675). W Nancy znajdzie schronienie, wygnany z kraju, Stanisław Leszczyński, gdy, w wyniku dość zawiłych intryg jego córkę Marię (nieraz pisywaną jako Leczinska), poślubi francuski monarcha, Ludwik XV. Dwór Leszczyńskiego w stolicy Lotaryngii, którą na dożywocie darował teściowi zięć stanie się żywym ośrodkiem kultury, zarówno francuskiej jak polskiej. Znaczny wpływ na Polaków – barokowa, sarmacka szlachta XVII-wieczna nie lubiła absolutum dominium ani habsburskiego, ani francuskiego – odnotujemy jednak dopiero za czasów stanisławowskich. Po francusku czytaliśmy, co popadło, tłumaczono też wiele, zachwycano się nie tylko Rousseau, Wolterem, król Staś korespondował z Panią Geoffrin. Patrioci stanisławowscy jak Krasicki (Żona modna), Zabłocki (Fircyk w zalotach), Niemcewicz, wyśmiewali zauroczenie francuską płycizną chwaląc staropolską cnotę. Bogusławski tłumaczył i wystawiał na cześć stanu trzeciego Taczkę occiarza Louisa Sébastiena Merciera. Po stronie francuskiej demokracją szlachecką zainteresował się Mably, jeden z radykalnych filozofów oświecenia. Z inspiracji i za pieniądze Wielhorskiego, wysłannika Konfederacji Barskiej, sam Rousseau napisał projekt ustroju Polski, zgodny ze swoimi teoriami – patriotyczny, etnocentryczny, Considérations sur le gouvernement de Pologne – Rozważania o rządzie 16 polskim. Przeczytamy w nim radę, często powtarzaną: jeśli nawet was połkną [sc. zaborcy], to przynajmniej niech was nie zdołają strawić. Rewolucja – Napoleon Po upadku powstania kościuszkowskiego i Trzecim Rozbiorze jedyną szansę, aby wybić się na niepodległość upatrywano w Rewolucji francuskiej walczącej z europejskim establishmentem. Echa paryskich wydarzeń docierały do Warszawy i budziły przeświadczenie, że Wielki Naród istotnie ma zamiar wyzwalać inne kraje spod tyranii despotów. Dlatego kilku działaczy zgniecionej insurrekcji udaje się do Paryża, a następnie dociera do Bonapartego we Włoszech. Ich inicjatywa niewątpliwie nosi prorewolucyjny charakter, dopasowując się do rozchwianej, postjakobińskiej ideologii Dyrektoriatu. Jakieś jej ślady nosi nasz narodowy hymn, powstały u stóp Napoleona – jeszcze Bonapartego (dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy), w Reggio di Emilia. Natomiast późniejsza polska legenda (w Panu Tadeuszu) włoski epizod Legionów chętnie idealizuje, integruje go w religijnie zabarwiony, patriotyczno mesjański dyskurs romantyczny i powstańczy. Implicite sugeruje, że nasi żołnierze, walczący pod rozkazami boga wojny, zachowywali się jak anioły, choć wiemy, że brali udział w dość brutalnym podboju (a nie wyzwoleniu) Italii… Sojusz z Napoleonem, od którego z daleka trzymał się nie tylko Adam Jerzy Czartoryski, u boku 17 Aleksandra I, ale i Kościuszko, nieufny wobec tyrana, – przysporzył Polakom tyleż nadziei, co gorzkich rozczarowań, rzucając ich to na San Domingo, to do Hiszpanii, powstającej przeciwko francuskiemu najeźdźcy – w ewidentnie złej sprawie napoleońskich ambicji imperialnych (haniebna Somosierra, którą się niestety szczycimy!). A potem zdał na łaskę cara i zabiegi, zaprzyjaźnionego z carem, Czartoryskiego, gdy gigant upadłszy, przygniótł nas swoim ciężarem. Maréchal de France, książe Józef Poniatowski skakał do Elstery ratując może honor Polaków, lecz trudno powiedzieć, czy sprawę polską, która – raczej dzięki Czartoryskiemu – nienajgorzej zostanie potraktowana na Kongresie Wiedeńskim: Królestwo kongresowe zresztą, jak wolno sądzić, bardziej się nam opłaciło niż wojenna, rabunkowa gospodarka napoleońska i pobór rekruta (ilu zginęło w wyprawie pod Moskwą i nad Berezyną?). Sam bóg wojny miał na nasz temat pogląd dość cyniczny: widział w Polakach doskonałe mięso armatnie, lecz nie materiał na niezależne państwo: „Lubię Polaków na polu bitwy; to dzielne plemię, ale gdy idzie o ich rozdyskutowane zgromadzenia, o ich liberum veto, o ich sejmy w siodle i na koniu z gołą szablą, nie chcę niczego w tym rodzaju. Wystarczy, że mamy na naszym kontynencie te szalone Kortezy w Kadyksie […] chcę mieć w Polsce obóz, a nie forum. Będziemy jednak mieli kawałek sejmu dla podparcia poboru do wojska […] ale nic ponad to.”1 1 18 Wg Abel François Villemain, Souvenirs contemporains… Paris 1854, t. I, s. 165. Napoleon, jak pisze Zygmunt Markiewicz2, czerpał wiadomości „na temat kraju, który dzięki temu eksploatował z większą znajomością wad i zalet jego mieszkańców” z dzieła Claude’a-Carlomana Rulhière’a (1735-1791), Histoire de l’anarchie de Pologne, wydanego pośmiertnie w 1807: Rulhière w Polsce przebywał w czasach Konfederacji barskiej – podobnie jak i Dumouriez, późniejszy generał Rewolucji. Zresztą „masy Francuzów, [znalazły] w tacytowskiej formule o «anarchii polskiej» potwierdzenie zarzutów skwapliwie kolportowanych przez wrogów rozebranego kraju” (Markiewicz, tamże s. 485). Aczkolwiek (jak sądzi Remi Forycki) sam Ruhlière, obracający się w kręgach barszczan, polskie umiłowanie wolności wysoko cenił. Za to Powstanie listopadowe, następujące w parę miesięcy po paryskim, lipcowym zrywie wolnościowym wzbudza życzliwe echa we Francji. Młody Montalembert napisze w duchu lamennaisowskiego aliansu Wiary i Wolności [Ludu]: „Wy królowie europejscy, królowie bez wiary w sercu, bez miłości, królowie, którzyście zapomnieli o Bogu, wszyscy otrzymacie karę, poznacie kruchość tronów, na których próbowaliście zasiąść bez Niego. Wolna i katolicka Polska, ojczyzna Sobieskiego i Kościuszki [Kosciusko], tu, co byłaś w XVII wieku jak i w XIX obrońcą katolicyzmu w potrzebie, witamy twoją nową jutrzenkę, wzywamy cię do wzniosłego przymierza Boga i wolności.”3 2 Polsko-francuskie związki literackie, Warszawa PIW 1986, s. 485. 3 „L’Avenir” 17 grudnia 1830] wg Louis Le Guillou, Politique et Religion: Lamennais et les revolutions de 1830, w; Romantisme et politique 1815-1851, Paris Arman Colin 1969, s. 213. 19 Wielka Emigracja i Monarchia Lipcowa Wielka Emigracja polistopadowa została przyjęta w lipcowej monarchii Ludwika Filipa z mieszanymi uczuciami: żołnierzy z powstania rozlokowano po zakładach na prowincji, zapewniając im skromne utrzymanie. Doznała wiele życzliwości. Ale także spotkała się z rezerwą ze strony królewskiej administracji, jak ognia, ze względu na własne rewolucyjne korzenie, bojącej się posądzeń o konszachty ze spiskowcami, karbonariuszami, itp., od których roiło się w Europie (przykładem Mazzini, później Hercen). Spiskowcami (dziś powiedziano by terrorystami?), gotowymi w imię idei samostanowienia narodów (principe des nationalites) wysadzić w powietrze mozolnie skonstruowaną przez Metternicha i Anglików równowagę sił na kontynencie. Dlatego też policja wypędzi zbyt radykalnego Lelewela, który uda się do Belgii, gdzie oddychało się swobodniej. Trzeba dodać, że polska idea insurekcyjna (Mochnacki, Mierosławski, Kamieński, Dembowski) tkwiła korzeniami w militarnym doświadczeniu pierwszej wojny rewolucyjnej z 1792/3. Gdyż tam po raz pierwszy lud upodmiotowiony – Demos – walczył w obronie ojczyzny (zwycięstwo pod Valmy), lud czyli zmobilizowane setki tysięcy mężczyzn. Masowe pospolite ruszenie, już nie szlachty, tylko całego, rozgrzanego patriotycznym entuzjazmem (Marsylianka) narodu okazującego wolę polityczną samostanowienia. I rzeczywiście wojska Rewolucji okazywały miażdżącą przewagę nad najemnikami. A mianowicie, ogromną przewagę liczebną armii 20 powstałej z ogólnonarodowego poboru do konkretnego celu obrony ojczyzny. Przewagę także moralną nad zaciężnymi, zawodowymi armiami stałymi despotów, wprawdzie profesjonalnie wyćwiczonymi, ale bez patriotycznej motywacji czyli propagandowej, ideologicznej podgrzewki, wreszcie znacznie mniej licznymi: despoci skąpili pieniędzy, podczas, gdy jakobini konfiskowali na rzecz wojska co popadło, bez żadnych skrupułów, u siebie w domu, i zwłaszcza za granicą. Na tę spodziewaną, przyszłą masowość ludowej armii, ożywionej duchem miłości ojczyzny liczyli później wszyscy prawie polscy romantyczni marzyciele, odwołujący się do napół mitycznego pułku kosynierów (z Bartoszem Głowackim) czy warszawskich szewców z Kilińskim na czele, jako na polski odpowiednik francuskiego modelu ludowego wojska. Wszakże francuscy jakobini oprócz uzbrojonych w piki sankiulotów, dysponowali jeszcze znakomitą artylerią, odziedziczoną po armii królewskiej, wreszcie geniuszem organizacyjnym Carnota, oraz materiałem ludzkim, odpowiednio manipulowanym przez ideologicznie sprawną propagandę, m.in. Marata, Héberta i ich gazety („Le Père Duchesne” Héberta miewał do pół miliona nakładu), które lud francuski, w przeciwieństwie do chłopa u nas, był w stanie przeczytać. Polskie stronnictwo demokratów ufało, że obietnica ziemi na własność poruszy miliony pańszczyźnianych Bartoszów. Aby te obietnice zrealizować, należało wszelako nakłonić szlachtę do dobrowolnego wywłaszczenia… Na taki gest jednak, mimo patriotycznej frazeologii, od której huczało w salonach, nikt się nie zdobywał… 21 La Mennais/Lamennais – Montalembert – Michelet Swoista ambiwalencja monarchii lipcowej udziela się polskiej stronie. Idea insurekcyjna, lecz i konserwatywna znajdują bowiem wsparcie nad Sekwaną. Mochnacki, jakobin Mierosławski, Mickiewicz, jak i – po drugiej, konserwatywnej stronie – Koźmianowie, Henryk Rzewuski, wielbiciel Josepha de Maistre’a, de Bonalda. Ale aktywniejsi są rewolucjoniści z plejady wokół Towarzystwa Demokratycznego. Stąd polskie nadzieje (mierz siły na zamiary), które następnie rozbijają się o zdroworozsądkowe działania, wbrew krzykliwej retoryce rewolucyjnej, o ostrożność, pragmatycznych francuskich polityków (Sébastiani w 1830, Guizot, Lamartine w 1848), gotowych do nieoczekiwanych ukłonów pod adresem despotów (gdy francuskie poselstwo twoje stopy liże, Warszawa jedna mocy twej urąga…, napisze gorzko i dumnie Mickiewicz w Reducie Ordona). Wśród wielu życzliwych Polakom Francuzów wymieńmy obok Lafayette’a, liberalnych katolików z kręgu La Mennais’a. Ten ostatni postanawia zerwać z Kościołem, poniekąd z powodu obrony polskiego powstania, potępionego przez Rzym; Rzym bowiem interpretuje wolnościowy zryw insurekcji listopadowej jako akt buntu przeciw prawowitej władzy, obawiając się – raczej przesadnie – w Polakach spadkobierców jakobińskiej, antyreligijnej Rewolucji (Breve i encyklika Mirari vos Grzegorza XVI, z 1832). Przyjaciele Lamennais’a (tak – łącznie – zaczął pisać swoje nazwisko po zerwaniu z Kościołem), Montalembert, Lacordaire nie poszli śladem mistrza, natomiast w dalszym ciągu bronili 22 Polaków tworząc wyraźne lobby antycarskie w katolicyzmie francuskim. Rzeczywiście, opinia publiczna Francji (łącznie z ultramontańskim Veuillotem) z życzliwością wysłuchuje skarg emigrantów na prześladowania w kraju, na represje spotykające unitów. Ambasadorem sprawy polskiej w Paryżu będzie niestrudzony – liberalny konserwatysta – książę Adam Jerzy Czartoryski z Hotelu Lambert. Dawny przyjaciel cara Aleksandra I, obecnie emigrant kołatający przez wiele lat w interesie polskiej niepodległości „Książka księdza de la Mennaw dyplomatycznych sferach is [Paroles d’un croyant – SłoParyża, Londynu, Rzymu czy wa wierzącego] nie jest bynajIstambułu (jak sto lat później mniej dziełem odosobnionym, bez prekursora, które pojawiło Jerzy Giedroyć i środowisko się nieoczekiwanie pośród paryskiej „Kultury”, Józef nas. Poprzedzały ją Księgi naCzapski, Konstanty Jeleński). rodu polskiego poety Adama Ale Polakom pomaga Mickiewicza, przetłumaczone też rosnąca sława Fryde- przez Montalemberta [Henri de Montalembert 1810-1870]. ryka Chopina, związanego z wpływową wśród opozycji Warto zauważyć ten fakt, ma antymonarchicznej powieś- on bowiem, moim zdaniem, duże znaczenie. Dla wielu ciopisarką George Sand: osób, ale również dla świadoTakże głośny powieścio- mości ludzi, los Polski był jakpisarz, legitymista i konser- by losem złowrogim, groźbą watysta, Balzac zainteresu- wiszącą nad całą Europą. […] je się Polską (i Rosją ) dzięki Owszem jestem głęboko przeznajomości, a potem mał- konany, że całkowite i bezliżeństwu z Eweliną Hańską, tosne unicestwienie narodu polskiego, rozproszenie po siostrą Henryka Rzewu- całym świecie tylu nieposkroskiego. W jego powieściach mionych wojowników, a jeśli pojawiają się niejednokrot- poskromionych, to poskromionych tylko przez potworne nie postacie Polaków: 23 „Ukraina, Rosja, równiny Dunaju, całą Słowiańszczyzna wreszcie to łącznik między Europą i Azją, między cywilizacją a barbarzyństwem. Toteż Polak, najbujniejsza odrośl pnia Słowiańszczyzny, posiada w naturze dzieciństwo i niestałość nieletnich ludów. Ma odwagę, inteligencję i siłę; ale ta odwaga i siła, ta inteligencja, porażone niemocą, nie posiadają ani metody, ani ducha. Polak jest zmienny jak wiatr hulający po tej olbrzymiej równinie poprzecinanej bagniskami; jest gwałtowny jak zawierucha, która zrywa i unosi domy, ale tak samo jak te straszliwe trąby powietrzkatastrofy, jest bezdennym, ne przepada w pierwszym lepnieopisanym złem, które wisi szym stawie, rozpływając się nad dawnym przedmurzem chrześcijaństwa. A więc tak, w wodę. Człowiek przejmujestem przekonany, że opis je zawsze coś od środowiska, tylu nieszczęść, widok tylu ruin w którym żyje. Bez ustanku i nieodwracalnej nędzy był dla w walce z Turkami, Polacy nas szokiem wewnętrznym. wzięli od nich upodobanie we Wielu pytało z niepokojem, wschodnim przepychu; nieraz jak mogło dojść do tej zmiany poświęcają pierwsze potrzeby społecznej, która zajmuje tak dla chęci błyszczenia, stroją się boleśnie nasze ciała i dusze; jak kobiety, mimo iż klimat objak mogła ona dokonać się darzył ich naturalnym hartem w obecności władzy absolutArabów. Toteż Polak, wzniosły nej, która nie chce iść na żadw swoim męczeństwie, znużył ne ustępstwa i daje ślepym, ramię swoich ciemiężców wyzgubnym siłom Azji wsparcie trzymując ich ciosy i powtainteligentnych i wolnych sił rzając niejako w XIX w. obraz Europy, która zawsze kroczy pierwszych chrześcijan.”4 zagarniając wszystko całkowicie bezkarnie, która nie zna naturalnych czy dających się czymkolwiek wyznaczyć gra- 4 Honoré de Balzac, Kuzynka nic, która w razie konieczności Bietka, przeł. T. Boy Żeleński, chroni się w niedostępnych Warszawa 1949, s. 228. cyt. wg ustroniach Północy, a nawet Z. Markiewicz, tamże, s. 227. 24 Słynne wykłady Mickiewicza o literaturach słowiańskich w Collège de France (1840-1844), jego przyjaźń z Micheletem i Quinetem, to także ważny czynnik naszego wpływu na francuską i europejską, opinię publiczną: „To co charakteryzowało nowe nauczanie, jakie pojawiło się w Collège de France, to siła wiary, próba wydobycia z historii nie jakiejś tam doktryny, ale zasady działania – zasady kształtującej już nie tylko umysły, w pożarach swych stolic [aluale ich duszę i wolę. Dzięki zja do pożaru Moskwy w 1812, osobliwemu szczęściu – co w chwili wkroczenia do miasta dowodzi, iż myśli te nie Napoleona]. Należało wyznać były jedynie moimi, ale od- prawdę: oto tama została zepowiadały duchowi nasze- rwana, nasze główne straże zostały rozbite, pozostały jego wieku – tą samą drogą dynie zgliszcza, jeden wielki podążały jednocześnie dwa żałosny cmentarz dzielący znakomite umysły: Quineta barbarzyństwo od cywilizacji. […] i Mickiewicza. Przybyli A więc wyrazy głębokiego bólu oni z dwóch krańców świata, za niezawinione cierpienia nanaznaczeni wyobraźniami bardzo różnymi, ale prze- szej wspaniałej siostry Polski stały się zarazem wyrazami cież zgodnymi ze sobą a i ze niesamowitego przerażenia mną w głębokim odczuciu wobec własnego przeznaczeżycia i znajomości duszy nia. A wszystkie wolne siły, te ludu. Od dawna Quinet i ja przy władzy i te w stanie rozpodążaliśmy równolegle po woju, zatrwożyły się i wydały bardzo zbliżonych ścież- z siebie okrzyk trwogi.” kach. Mickiewicz, w innej Pierre Simon Ballanche (1776formie, był z nami złączony -1847), filozof i mistyk romansercem oraz głębią myśli. tyczny. Wg Adam Mickiewicz Uznawał działalność zbaw- w oczach Francuzów, oprac. ców i proroków, bowiem Zofia Mitosek, tł. Remi Forycki, PWN 1999, s. 192. uznawał za boskie to, co 25 było duchem jego ludu. Wszyscy mogli się stać Zbawicielami swej rasy i ojczyzny. A więc ten kurs wschodni w języku i figurach, wiązał się ściśle z naszymi kursami: z natchnieniem dwóch ludzi Zachodu – było to wezwanie do heroizmu, do wielkich i wzniosłych czynów, do bezgranicznego poświęcenia. Zewnętrzna różnorodność uwidaczniała tylko jeszcze lepszą wewnętrzną jedność. Pochmurne oblicze Mickiewicza rozjaśniło się dla przychylnej mu Fran*** cji. Wydobywał dla niej z serca światło objawienia, które być „Pan Adam Mickiewicz rozmoże wcale by się nie zatliło począł w tym roku swe pełne w mrocznych głębiach jego ligłębi wykłady w Collège de France z takim rozgłosem jak tewskiej północy. Kilkakrotnie w latach poprzednich. Mowa widzieliśmy go, jak był kimś polskiego poety jest równie więcej niż człowiekiem.”5 piękna, jak jego pisma. Profesor słowiański nie tylko Polakom udało się więc włada językiem francuskim, pozyskać i republikańską leon go przenika, zmusza, by wicę, ideą walki z despotami mu się objawił. […] Podczas i monarchiczną (albo liberalinaugurującego posiedzenia ną) katolicką prawicę, opoprofesor wyraził szlachetne uznanie dla Francji: „Swo- wieścią o prześladowaniach body tej potrzeba, mówił, by Kościoła, w szczególności móc rozgrzać ducha, by mu unitów (głośna historia – nadać siłę konieczną do wyzresztą nieprawdziwa – przemówienia słowa działająceśladowanej Makryny Mieczygo. Mówiliśmy już nieraz, że sławskiej!). Od Victora Hugo na całej kuli ziemskiej, której tak wielką część zajmuje Sło- do Louis Veuillota wszyscy wiańszczyzna, nigdzie oprócz opłakiwali la malheureuse tej sali nie masz miejsca, gdzie można by było przema- 5 Jules Michelet [1798-1874], Colwiać swobodnie […] … zwrólège de France, Wg Adam Mickieciliśmy już uwagę na to, że wicz…, tł. Remi Forycki, PWN wpływ geniusza francuskiego 1999, s. 316. 26 Pologne [nieszczęsną Polskę]. Często podkreślając jej funkcję przedmurza, podczas gdy jednocześnie Francji przypisywano rolę kulturotwórczą. Polskę opłakiwano podobnie jak opłakiwano nieszczęsną Irlandię, Italię, Grecję – świeżo wyzwoloną spod jarzma tureckiego. Ale apogeum obecności polskiej niedoli w świadomości Francuzów nastąpi w Rewolucji lutowej 1848, a zwłaszcza w jej drugiej fazie, Rewolucji czerwcowej [journées de juin], jej pre- dopomógł Polakom sformutekstem (choć nie powodem łować ich filozofię. Dwa razy – o czym piszą we Wspomnie- wojska francuskie stanęły na niach i Tocqueville i później- ziemi słowiańskiej, za Karola szy arcybiskup warszawski, Wielkiego i za cesarza Napoleona. Karol Wielki wszczepił Zygmunt Szczęsny Feliński, w Słowiańszczyznę ideę krózresztą całkiem odmiennie lewskości. Idea ta dokonała te wydarzenia naświetlając) wielkiego przewrotu, a móbędzie manifestacja doma- wiliśmy już o wpływie, jaki gająca się interwencji rządu na ducha słowiańskiego wyLamartine’a na rzecz Polski. warła osoba, geniusz i działanie Napoleona. Łatwo teraz Paryskie wstrząsy przeżyje pojąć, dlaczego część ludów też emigrant Norwid. słowiańskich ma oczy zwróNie zapominajmy jed- cone na Francję. W krajach nak, że pomimo licznych tych powszechna jest wiara, przejawów sympatii, polska że Francja ma powołanie raz codzienność budziła zgrozę jeszcze oddziałać na Północ [tzn. północny wschód Euroniektórych obserwatorów. Oto Henriette Renan, py] i że w tej uroczystej chwili dopełni się połączenie plestarsza siostra Ernesta, nie- mion Zachodu i Północy okobawem wielkiego mistrza la- ło jednej idei powszechnej.” ickiej republiki francuskiej, Adam Mickiewicz w oczach pobłażliwego sceptyka, de- Francuzów… tł. Remi Forycki, maskatora chrześcijańskich PWN 1999, s. 237-8. 27 baśni. Jako guwernantka, pracuje u Zamoyskich w Klemensowie w latach czterdziestych XIX wieku. Co zobaczyła po drodze, jaką przepaść odkryła między Francją Ludwika Filipa i dzikim krajem, w którym przyszło jej nieść – dzieciom polskiego magnata – płomień paryskiej cywilizacji? Najpierw więc obraz Żydów na Kazimierzu, obraz, który ucieszyłby niewątpliwie duszę skrajnego antysemity, a następnie również *** „Od czterech wieków w cywili- budząca odrazę prezentacja zacji Europy bezinteresowną zacofania polskiego chłopa: rolą odgrywały bardziej niż ktokolwiek inny, dwa narody; te dwa narody to Francja i Polska. Weźcie pod uwagę, panowie: Francja rozpraszała ciemności, Polska odpychała barbarzyństwo; Francja szerzyła idee, Polska broniła granicy. Naród francuski był apostołem cywilizacji w Europie, naród polski był tej cywilizacji rycerzem. Gdyby naród polski nie był wypełnił swojego zadania, naród francuski nie mógłby był wypełnić swojego. W swoim czasie, w swojej godzinie, w obliczu niesłychanego najazdy barbarzyństwa, Polska miała Sobieskiego, tak jak Grecja miała Leonidasa.” Victor Hugo, przemówienie w izbie Parów 19 marca 1846, z powodu wcielenia do Austrii Wolnego Miasta Krakowa. 28 „…Zatrzymaliśmy się w Podgórzu aby uniknąć jeszcze jednej odprawy celnej przy wjeździe do wolnego miasta Krakowa. Umieściwszy się w najpiękniejszej gospodzie miasta – najbrudniejszej jaką kiedykolwiek widziałam, gospodzie polskiej jednym słowem – udaliśmy się do Krakowa. Wystarczyło w tym celu tylko przejść Wisłę po moście pontonowym, który został ledwo co przywrócony, bo lody dopiero niedawno puściły. Most ten wyglądał na tak zniszczony, ludność która po nim przechodziła była tak uboga, że poczułam jeszcze większy ucisk w sercu, który odczuwałam po wjeździe do Galicji. Jednak to był dopiero początek. Pierwszą ulicą na którą się wychodzi opuszczając podgórski most jest główna ulica dzielnicy żydowskiej; ulica ta jest szeroka, prosta, przestronna; ale jakież domy! Jacyż mieszkańcy, dobry Boże! Namalować polskich Żydów to rzecz niemożliwa: to co ukazują nasze najwstrętniejsze przedmieścia, to co widziałam najnikczemniejszego w naszych portach morskich ostatniej kategorii, nie może dać poglądu na widowisko, którego dostarczały te zezwierzęcone pozostałości dzieci Izraela. Cóż to się dzieje z ludami, a ten *** był mocny i potężny!… Po- „Feuilly był robotnikiem wyranieważ trzeba by się cofnąć biającym wachlarze, sierotą zbyt daleko, by odnaleźć po ojcu i matce, który z truprzyczyny tego upodlenia, dem zarabiał trzy franki dzienaby wiedzieć czy było na- nie i żył jedną tylko myślą, stępstwem prześladowań, a mianowicie jak wyzwolić cały świat. Chciał po za tym których doznali Żydzi, czy też taki jest duch tego naro- się dokształcać; nazywał to du, ograniczę się do zasyg- także wyzwoleniem. […] Nie nalizowania tego i powiem, mógł znieść, aby ktokolwiek był pozbawiony ojczyzny. Wyże mało jest widoków, które mogą być równie przykre. hodował w sobie, z intuicją Tę przykrość zwiększa jesz- właściwą człowiekowi z ludu, cze upodlenie, z jakim zno- to co nazywamy dzisiaj ideą szą, akceptują to poniże- narodową. Nauczył się historii dlatego, aby oburzać się ze nie. Nikczemnik, służalca, znajomością rzeczy. W kółku złodziej, tchórz, polski Żyd utopistów, zajętych głównie zniesie wszystkie wyzwiFrancją, reprezentował zagraska, gdy ma nadzieję na za- nicę. Jego specjalnością była robienie najlichszej monety Grecja, Polska, Węgry, Rumuu tego, kto go tak przekli- nia, Italia. Powtarzał nazwy na. Widziałam Żyda, który tych krajów bez ustanku, do szedł ponad pół godziny rzeczy i od rzeczy, z uporem za dwoma panami, którzy bezosobowego prawa. Turcja nam towarzyszyli. Znosił władająca Kretą i Tessalią, bez najmniejszego gniewu Rosja Warszawą, Austria 29 grubiańskie epitety, którymi go obrzucali, pozwalał się odpychać laską, odsuwał się tylko, kiedy groziły mu razy, a potem powracał do nich z uśmiechem: wszystko to, by sprzedać kawałeczek mydła, za który otrzymał odpowiednik sześciu francuskich sous! Przerażenia, które odczuwałam znajdując się pośrodku tego świata, na szczęście nieznanego we Francji, nie da się wyrazić; by nam zaoferować swe służby, by nas zaciągnąć do swych brudnych sklepików, otaczali nas ze wszystkich stron, łapali za ubrania i wyliczali nam towary, które się w nich znajdują z niewiarygodną elokwencją. Wenecją, te wszystkie gwałty doprowadzały go do wście- Aby usprawiedliwić moje przerażenie, powinnam dodać, że kłości. A zwłaszcza oburzała go potworna przemoc z 1772 można było dojrzeć na ich ubra[Hugo wydaje się sądzić, że niach pełzające robactwo. Mięfinis Poloniae nastąpił po dzy sobą ci Żydzi rozmawiali pierwszym rozbiorze, podob- w popsutym hebrajskim; zwranie zresztą jak XX wieczny cając się do innych, wyrażali się komentator, Yves Gohin, por. po polsku; w Krakowie mówili Les Misérables t. II, przypis również po niemiecku. […] na s. 592]. Prawda bez osło- W nocy z 3 na 4 maja przybynek w oburzeniu! Nie ma wy- liśmy do celu naszej podróży. mowniejszej retoryki. Jakże Klemensów jest piękną siedzibył wymowny taką właśnie bą; ale jest smutny, zrujnowany wymową. Nie mógł przejść do i opuszczony bardziej niż możporządku dziennego nad tamna to sobie wyobrazić. Znowu tą haniebną datą, 1772, nad szlachetnym i walecznym lu- nowe miejsce w którym zaświta mi wiele gorzkich dni! Życie dem, złamanym zdradą, nad jest z nich utkane. tamtą zbrodnią we troje, nad Tutejszego chłopa nie da się monstrualną zasadzką, prow żaden sposób porównać z nitotypem i zapowiedzią tylu innych koszmarnych rozbiorów, kim innym. Trzeba sobie wyjakie od owych dni porozszar- obrazić istotę doprowadzoną do pywały inne szlachetne naro- skrajnej nędzy i zbydlęcenia, i jeszcze będzie to dalekie od dy, rozdzierając, by tak rzec 30 rzeczywistości. Ich chatynki pokryte strzechą, które mają najwyżej dziesięć stóp kwadratowych, zbudowane są z pni ułożonych jedne na drugich, a przerwy między nimi wypełnia glina. Nie ma w tej siedzibie ani komina ani okna; ogień pali się na swego rodzaju podniesionym palenisku a dym wypełnia cały dom do którego światło dociera tylko przez drzwi. Ogromny ceglany piec znajduje się w tych mieszkaniach i na tym piecu śpi jedno na drugim cała rodzina, która jest zawsze bardzo liczna. Rzadko kiedy chłop posiada krowę; kiedy ją ma, zajmuje ona wejście do domu. Aby korzy- ich metrykę narodzin. Wszyststać z tego domu i kawałka kie współczesne niepokoje ziemi która do niego przy- społeczne biorą się z rozbionależy, chłop jest zobowią- ru Polski. Rozbiór Polski jest tezą, której następstwami są zany wobec swego pana do wszystkie aktualne zbrodnie pańszczyzny, która polega polityczne. Każdy despota, na pracy dla tego pana, bez zdrajca, od prawie stulecia, zapłaty ani wiktu, przez musiał potwierdzić, podpisać cztery a niekiedy pięć dni i parafować ne varietur [tak w tygodniu. Ponieważ za nic ma być, nic nie zmieniać] rozw świecie nie pracowałby biór Polski. Kiedy przejrzymy w niedzielę, pozostaje temu zbiór współczesnych zdrad, nieszczęśnikowi jeden dzień tamta zdrada zjawia się jako w tygodniu, żeby uprawiać pierwsza. Kongres wiedeński własne pole! Zresztą nie ma dobrze się zapoznał z tamtą skąd wziąć na to pole ani zbrodnią, zanim popełnił własnawozu ani gnoju, a bez ną. Rok 1772 zatrąbił na znak, nawozu ziemia jest tu tylko aby dobić ofiarę, rok 1815 jałowym piaskiem. to już rozdrapywanie łupów. Często grad niszczy wszyst- Takim tekstem przemawiał ko; ale nawet gdy oszczędza zazwyczaj. Ubogi robotnik pole chłopa, nie można tu wyrastał na strażnika sprazebrać tyle, by się wyżywić wiedliwości, ona zaś w nagroprzez cały rok. Regularnie dę czyniła go olbrzymem. Aljest bez pożywienia przez bowiem w prawie żyje wiecz31 cztery miesiące w roku, a często więcej; żywi się wtedy korzonkami i grzybami: ustawicznie tu się słyszy, że chłop od trzech dni nic nie jadł. Można o nim powiedzieć, że głód towarzyszy mu w kołysce i nie opuszcza do grobu. Ta biedna istota rzadko posiada jakieś najdrobniejsze pieniądze; jeśli tylko ma ich trochę, biegnie upić się wódką, którą produkują ze sfermentowanego zboża i która ogłupia go do reszty. Wszyscy przepaność. Warszawa tak samo nie dają za tą wódką, której sam będzie tatarska, jak Wenecja nie będzie szwabska [tudes- zapach jest okropny. Panowie każą ją wytwarzać i wydzierque]. Na próżno królowie marnują tu siły i tracą honor. żawiają prawo do jej sprzedaży. Wcześniej czy później zato- Często chłop sprzedaje Żydowi piona ojczyzna wypłynie na swoje zbiory, które jeszcze nie powierzchnię.” dojrzały; wtedy głodowa pora Victor Hugo, Les Misérables, trwa jeszcze dłużej!… Ich strój t. II, Gallimard 1973, s. 233/34. pozostaje w harmonii z całym życiem; widziałam kobiety, któ*** re były ledwie przykryte do ko„Ta Polska rozszarpana, w kaj- lan. Prawie cały rok mężczyźni danach, powalona na ziemię, są otuleni w opończę z baranich wykrwawiona i rzężąca z trzeskór, włosem do środka a skórą ma mieczami przystawionymi na zewnątrz; czapka, również do gardła, ta smutna Polska stanowi największe niebez- ze skóry baraniej, uzupełnia ten ubiór. Ubiór kobiet różni pieczeństwo dla swych katów. się tylko spódnicą i fryzurą, Zabrali jej wszystko, co mogli, bowiem w zimie noszą one rówa teraz widzą ze strachem, że nież kaftany ze skóry podobne zagraża im swoją nieśmierdo męskich. Mając nadzieję, że telnością. Groźba to straszna, unikną służby wojskowej, któniebezpieczeństwo, którego rej bardzo się obawiają, ci niekunszt dyplomatyczny nie poszczęśnicy bardzo wcześnie się trafi odwrócić.” żenią i zwiększają w ten sposób Louis Veuillot, Voltaire et la Poswoją nędzę. Wszystkie rodziny logne, (10 mai 1846), Mélanges, Paris 1857, t. III, s. 281. są bardzo liczne. 32 Ich transakcje są, że tak powiem, tylko wymianą; ponieważ nie ma obiegu pieniężnego, nie ma też prawie handlu. Żydzi przyjeżdżają sprzedać im to, czego potrzebują i otrzymują w zamian jakieś produkty pochodzące ze zbiorów chłopa. Widziałam pewnego Żyda, który za igły otrzymywał od jednych trochę tatarki, od innych trochę ziemniaków, itd. Ponieważ Żydzi są tu przede wszystkim uosobieniem chytrości i złodziej*** stwa, biedny chłop, któ- „[…] rewolucja zawsze miała ry generalnie jest lojalny swoich mistyków podobnie jak i uczciwy, zawsze daje się im monarchia. Rasa natchniooszukać. Żydzi są dla tego nych (illuminés) nie wygasła. kraju nieuleczalną plagą, Aczkolwiek ziemia francuska strasznym nieszczęściem. zawsze im mniej sprzyjała niż niemiecka. Ale są kraje, Ilość przesądów w głowie polskiego chłopa wydawa- gdzie mistycyzm trwa wciąż, ła mi się długo rzeczą nie- by tak powiedzieć, rozpalony do białości. Emigracja polska słychaną. Rozszerza je na obdarowała nas całym szewszystko i raczej naraziłby się na największe nieszczęś- regiem proroków i apostołów, cia, niż by je miał zlekcewa- którzy pozyskali wśród nas licznych zwolenników i wyżyć. Kiedyś przed oknami warli wyraźny wpływ na ruch pałacu, w czasie gwałtownej umysłowy, którego wybuch burzy piorun zapalił słomianastąpił w lutym [Rewolucja ny dach obory, gdzie była lutowa 1848]. W pierwszym zamknięta krowa, która rarzędzie trzeba tu postawić zem z cielakiem stanowiła poetę Mickiewicza [Mickiecały majątek starego wieś- witz], którego książka Pielniaka. Obora stała blisko grzymi polscy okazała się grupy domów, które jak ona wielkim objawieniem.” były drewniane i pokryte Gerard de Nerval, Les Prosłomą. Cztery kroki od cen- phètes rouges, Prédiction pour trum pożaru stał suchy płot, 1850… Illuminés et illuminisme, który mógł roznieść ogień Œuvres t. II, Pléiade, Gallimard na całą wieś. I cóż. Mimo 1961, s. 1235. 33 grożącego niebezpieczeństwa, mimo że woda była blisko, ani jeden z nich nie chlusnął wiadrem na płonącą oborę… To jest ogień z nieba, mówili…”6 Za Napoleona III *** „Ojciec [Adam Mickiewicz] cieszył się, że zamach stanu usunął republikanów, którzy opuszczając wszystkie narody, zdyskredytowali drugą republikę. Gdy Michelet, pałając oburzeniem, przyszedł zapytać ojca o zdanie, co do 2 grudnia [zamach stanu Ludwika Napoleona], ten rzekł: zamiast przechodzić przez proskrypcje Antoniusza, Oktawiusza i Lepidusa, macie od razu Oktawiusza [cesarz August Oktawian, 63 przed Nar. Chr. – 14 po Nar.Chr.] nie ma więc czego narzekać. […] Michelet był zawsze oddany sprawie wszystkich narodów walczących. Pamiętam, gdy pisał Legendy Północy [Légendes démocratiques du Nord, Paris 1854], przychodził zasięgać rady ojca co do nie dającego się usunąć 34 Klimat wzajemnych stosunków pogarsza się po powstaniu styczniowym, choć samo powstanie wywoła jeszcze wiele odruchów sympatii. Powoli jednak sprawa polska schodzi, by tak rzec, z wokandy, Francuzi – lewica republikańska, tradycyjnie Polakom przychylna, spiera się (Victor Hugo, Michelet, Quinet) z uzurpatorem Ludwikiem Napoleonem, którego z kolei Polacy (sam Mickiewicz, Krasiński, a nawet subiekt Rzecki w Lalce Prusa!) wysoko cenią, gdyż opowiada chętnie o principe des nationalités [prawo samostanowienia narodów]. 6 Henriette Renan, Souvenirs et impressions. Pologne – Rome – Allemagne – Syrie, tł. Paweł Prokop, Paris 1930, s. 36-37, 43-46. Jeszcze gorzej dzieje się po wojnie 1870/1. Uwaga Francuzów skupia się na leczeniu ran i szukaniu sojuszników przeciw germańskiemu naporowi. Słowiańska Rosja wydaje się w sam raz spełniać te oczekiwania (Eugene Melchior de Vogüé). Oczywiście wymaga to wymazania z pamięci niewygodnej sprawy polskiej. Jak dziś niewygodna dla Europy jest sprawa Czeczenii. Interesująca ankieta dotycząca Polski, rozpisana przez Feldmanowską „Krytykę” na przełomie wieków, około 1900, będzie pod tym względem bardzo charakte- antagonizmu Polski i Rosji. rystycznym dokumentem: Wedle wskazówek ojca, moja Zola odpisze, że nie zna się starsza siostra tłumaczyła zupełnie na polskich spra- mu ustępy z pamiętników wach, co wydaje się zrozu- Ewy Felińskiej o zesłaniu na Sybir. Karol Sienkiewicz, ówmiałe, gdyż chętnie pisywał czesny bibliotekarz Biblioteki zarobkowo do petersburskich Polskiej, niczego tak się nie gazet, inni będą wracali do bał, jak spotkania Micheleczasów własnej młodości, gdy ta z Montalembertem, który opinia publiczna Zachodu w tym czasie szukał tam pewprzeżywała gorąco nieszczęś- nych dokumentów…” cia uciskanych narodów, Władysław Mickiewicz, Paw tym Polski: Polska ślado- miętniki, t. I, Gebethner i Wolf, Warszawa 1926, s. 111/12. wo pełni więc funkcję emblematu nieszczęśliwej walki *** o wolność w imię czcigodnych, choć przebrzmiałych idea- „4 kwietnia 1857 o 3-ej z południa. […] łów epoki romantycznej. Do JA [Zygmunt Krasiński]. Lecz tych ideałów górnej młodości Francja ma żywotny, wieczprzyzna się wybitny znawca ny interes w odżyciu i życiu spraw rosyjskich, Anatole Polski. Cokolwiek wypadLeroy-Beaulieu: „Należę do nie, pamiętaj n[ajjaśniejszy] panie [rozmowa toczy się tych Francuzów, dość jeszcze 35 licznych, co pozostali wierni ideałowi sprawiedliwości, który obrała Francja naszych ojców. Uważam sobie za zaszczyt, że zawsze zachowałem sympatie młodości do narodów uciśnionych, a ponad wszystko, do Polski.” („Krytyka” 1900, 1). Krytyk i eseista z przełomu wieków, Rémy de Gourmond, napisze w tej samej ankiecie: „Polska niepodległa byłaby znakomitą awangardą broniącą przez barbarzyńcami”. Ale nie należy przeceniać miłych słów i francuskiej grzeczności. Jak już wskazywał Flaubert (w Education sentimentale), klimat wiosny ludów, sympatie do narodów wybijających się na wolność, należą do przeszłości. Wybuch wojny w 1914 zmieni kontekst sprawy polskiej, otworzy nowe z cesarzem, Napoleonem III], szanse. Dmowski wraz z Pao narodzie, który jeden [tj. derewskim wybiorą opcję jedyny] ze słowiańskich jest w pełni katolickim, zachod- aliancką przeciw austriackoPiłsudskiego. nim, jest koniecznym Francji -niemieckiej, sprzymierzeńcem i do tego Stąd propolskie komitety ornajwierniejszym był dynastii ganizowane w Paryżu, stąd twojej. Pamiętaj o nim naj- armia gen. Hallera u boku jaśniejszy panie, dla siebie Francuzów, działalność prosamego i ze względu na przyszłe losu syna twego. pagandowa w czasie wojny Pamiętaj, najjaśniejszy panie, i zaraz po wojnie, na rzecz kraju właśnie odzyskującego nie dać go [narodu polskiego] zatracić. Co możesz, w każ- niepodległość wśród narodej zdarzenności [okoliczno- dowościowego zamieszania ści] czyń. i narodowych, krwawych waśni (powstanie śląskie, ON. Francja tych samych ma boje z Ukraińcami w Galicji trzech wrogów, co Polska. wschodniej o Lwów, walki W tym jej smutne położenie, o Wilno). Z okazji konfliktu że sama jedna przeciwko nim trzem bić się nie może. z Rosją bolszewicką, wspiera 36 nas francuska misja wojskowa gen. Weyganda. W jej skład wchodzi zauroczony Piłsudskim (jak to później wspomni), młody oficer. Niejaki Charles de Gaulle… Po I Wojnie Światowej Polak-Paryżanin, Zygmunt Lubicz Zaleski (1882-1967) będzie starał się przekonać Francuzów, że po upadku Rosji tylko Polska odrodzona może wesprzeć ich przeciw germańskim zakusom7. Ta oferta sojuszu JA. Niechże tak uczyni jak politycznego mimo niechęci Horacjusz z Kuriacjuszami: ministra Becka do paryskie- niech ich rozdzieli i każdego go Quai d’Orsay [siedziba z osobna pokona. Roześmiał się uprzejmie, jakMinisterstwa Spraw Zagra- by trafion tym miło w serce, nicznych], w zasadzie prze- jakby te słowa były jego myśli trwa do wojny 1939. Upadek ukrytej najzwięźlejszym wyraFrancji w maju 1940 będzie żeniem, i istotnie ten uśmiech więc dla antyhitlerowskiej znaczył tyle co: Tak! – i zapykoalicji szczególnym cio- tał o Galicji stan. […] Wciąż sem. Aczkolwiek właściwym przy tym jednak obiecywał, że w każdym razie, w jakim źródłem katastrofy była bądź przypadku i obrocie 7 Jan Prokop, France – Pologne – Russie dans le Dilemme russo-polonais de Zygmunt Lubicz Zaleski [1920], w Paris, capitale de l’Europe centrale? Sous la direction de Maria Delaperrière et Antoine Marès, Institut d’études slaves, Paris 1997. rzeczy, będzie czuwał nad narodem polskim i starał się o jego dobro.” Pierwsze posłuchanie u Napoleona III, wg Zygmunt Krasiński, Pisma polityczne i filozoficzne, wyd. Paweł Hertz, Warszawa Czytelnik 1999, s. 274/5. 37 wcześniejsza bezczynność [dziwna wojna – la drôle de guerre]. Podczas gdy cała armia hitlerowska rozbijała opór Warszawy, ogołociwszy granicę nad Renem, Francuzi stali z bronią u nogi na Linii Maginota [paśmie nowoczesnych fortyfikacji] i nie mieli ochoty skorzystać w porę z okazji pokonania wroga. Czy zatem wojna była do wygrania mniejszym kosztem, łatwiej? Czy w skutek zaniedbania ze strony Francji trwała pięć lat i pociągnęła kilkadziesiąt milionów ofiar? Niechęć do umierania za Gdańsk sprawiła, że niebawem umierano za setki i tysiące innych miast… Po II Wojnie Światowej Po wyzwoleniu, po 1944, spory odłam opinii publicznej (mimo chwalebnych wyjątków, np. Georges Bernanos, Raymond Aron, François Mauriac, Albert Camus, Jacques Maritain, Gabriel Marcel) ulega czarowi stalinowskiej Rosji, przyjaźń z ZSRR kwitnie w sercach elit intelektualnych, jak i proletariatu z podparyskich przedmieść (banlieue rouge). Czesław Miłosz w przedmowie z 1981 do amerykańskiego przekładu Zniewolonego umysłu przypomni z goryczą o prosowieckisch sympatiach paryskich intelektualistów: „Książka ta była pisana w 1951/52 w Paryżu w czasie, gdy większość francuskich intelektualistów niechętnie widziała amerykańską pomoc dla ich kraju, na38 tomiast z nadzieją zwracała się do nowego świata na Wschodzie, rządzonego przez wodza wyróżniającego się niezwykłą mądrością i cnotą, Stalina. Ci z nich, co jak Albert Camus, ośmielali sie wspomnieć o sieci obozów koncentracyjnych jako o fundamencie jakoby socjalistycznego systemu, obrzucani bywali obelgami i wyklinani przez swoich kolegów. Gdy ukazała się moja książka w 1953 nie spodobała się praktycznie nikomu […] Jej tematem jest łatwość, z jaką XX wieczny umysł daje się uwieść społecznopolitycznym doktrynom oraz gotowość, z jaką akceptuje totalitarny „Obraz Polski we Francji zaterror w imię hipotetycznej wsze był dobry i taki nadal poprzyszłości.”8 został. Francuzi nie zapomnieli, że to kraj niezależny, który oparł się Sowietom i dał świaSprawa polska po Jałcie tu nadzwyczajnego papieża. jest bowiem dla wielu nie- Natomiast rząd braci Kaczyńpożądaną, kłopotliwą prze- skich wywołuje reakcje niebyszkodą w rozwijaniu przy- wale wrogie. Wytoczono mu jacielskich stosunków z ko- coś na kształt wielkiej wojny munistycznym gigantem. ideologicznej. Czy można tu Tym bardziej trzeba cenić mówić o „spisku” starej lewicy europejskiej, a w szczególnoświatłych przyjaciół Polski, ści francuskiej? W sporej mieale także przyjaciół innych rze rzeczywiście tak jest. [...] narodów Europy środkowo- Należy pamiętać, co Polska, -wschodniej, dość beztrosko co „Solidarność” uosabiała na pół wieku przekazanych w latach 80.: było to marzenie Stalinowi i jego następcom. o Trzeciej Drodze między soU nich emigracyjna dzia- cjalizmem a kapitalizmem. Im bardziej dziś Polska oddala łalność Jerzego Giedroycia się od tego marzenia snutego przez lewicę, tym wrogość staje się silniejsza. Oczekiwano, 8 The Captive Mind, transl. by że Polska wymyśli lewicę od Jane Zielonko, Vintage Books, nowa, a Polska nie miała na to New York 1981. 39 znajduje życzliwą pomoc. Giedroyc osiada pod Paryżem (w Maisons-Laffitte), zakłada Instytut Literacki i kontynuuje wydawanie miesięcznika „Kultura”, wspomagany przez Józefa Czapskiego, Konstantego Jeleńskiego, m.in. redaktora Anthologie de la poésie polonaise (Seuil 1965): koneksjom Giedroycia, a zwłaszcza Jeleńskiego, wielu pisarzy emigracyjnych po 1945 (Gombrowicz) zawdzięcza karierę we Francji. Późniejsze wstrząsy na Wschodzie Europy wywołają wcale ochoty... 25 lat temu było się za „Solidarnością”, aby po- we Francji liczne echa sympakazać, że jest się intelektualistą tii: polski Październik i węprogresistowskim i antytotali- gierski Budapeszt w 1956, tarnym. Dziś atakuje się Polskę Praska wiosna w 1968, nasze jako kraj faszystowski – co stastrajki na wybrzeżu w 1970 ło się niewątpliwie dyskursem dominującym – aby pokazać, i 1980. Ale do zmiany kliże jest się człowiekiem postę- matu przyczyni się i głośny pu. Ale tu nie chodzi o praw- na Zachodzie po 1973 Gułag dziwą Polskę... Czy francuscy Sołżenicyna, dokonując wybądź niemieccy publicyści jeż- łomu wśród dotąd prosowiedżą dziś do Polski, aby zbadać, ckiej lewicy francuskiej. co się w niej naprawdę dzieje? Zaś gdy Wojciech JaNigdy lub prawie nigdy. Im nie ruzelski 11 listopada 1981 chodzi wcale o Polskę, jedyogłosi stan wojenny przeciw nie o pewną strategię władzy intelektualnej lub politycznej. „Solidarności”, we Francji Dla nich Polska jest jak w „Kró- powstają liczne komitety polu Ubu” [farsa Alfreda Jarry mocy i poparcia dla zdelez 1896, uw. moja J.P.] – po progalizowanego Związku, postu nie istnieje.” wstaje też pismo „Kontakt” Guy Sorman, [w rozmowie z Bronisławem Wildsteiz Maciejem Nowickim], Polska nem, Mirosławem Chojebroni Europy przed banalnośckim, Zdzisławem Najderem. cią, „Europa” 22.9.2007. 40 Porządek panuje w Warszawie [l’ordre règne à Varsovie] powiedział ongiś minister Ludwika Filipa, Sébastiani, po zgnieceniu powstania listopadowego. Podobne głosy padały czasem ze strony politycznego establishmentu i w 1981, za to opinia publiczna żywo na ogół poparła Polaków. Polskie audycje Radia Paryż niosły wiele pociechy krajowi sparaliżowanemu przez czołgi Ludowego Wojska Polskiego i oddziały ZOMO z generałem Kiszczakiem na czele. Trzeba powiedzieć, że sympatie były może gorętsze po lewej, z wyjątkiem ortodoksyjnych komunistów, niż po prawej stronie politycznego spektrum (wśród światłych przyjaciół antykomunistów wymieńmy Alaina Besançona)… Polscy frankofile Z naszej strony Francja cieszyła się zawsze sympatią, choć narodowi i ludomańscy romantycy kręcili nosem na dominację klasycyzmu, na oświeceniową gallomanię, Mickiewicz nie znosił szkaradnego Paryża, z dwuznaczną fascynacją opisywanego przez Baudelaire’a, z wytrawną znajomością przez Victora Hugo (Notre Dame de Paris w średniowieczu, Les Misérables, współcześnie). Choć wielbił, jak wielu innych Polaków, męża opatrznościowego ludów, Napoleona (i Napoleona III) oraz obalającą trony, Rewolucję. Polska prawica (Dmowski) broniła jak i Maurras narodowej racji stanu (w duchu right or wrong, 41 my country), stawianej ponad wzniosłymi moralnie mrzonkami o braterstwie ludów, w co wierzyli romantycy. Uczyła się od Maurrasa i Barrèsa schlebiania Kościołowi, jednakże sprowadzanemu przez niedowiarków endeków do roli instytucji ziemskiej, znakomicie cementującej jedność narodu. Uczyła się też politycznego darwinizmu (bezwzględna walka o byt między narodami jak między gatunkami w przyrodzie), nienawiści do Niemców, zaślepionego antysemityzmu, przyziemnego, politycznego pragmatyzmu, nieufności względem uniwersalistycznych haseł i humanitaryzmu Republiki… Choć nie podzielała maurrasowskiego monarchizmu: gdzież w Polsce – u jakich dziwaków – znaleźć sentyment do dynastii? Natomiast nasi niepodległościowcy chowali się na jakobinach i politycznej (raczej niż socjalnej) rewolucji, przejmowali insurekcyjny, bezwyznaniowy republikanizm (salus rei publicae suprema lex). W kręgu Piłsudskiego (odstępcy od socjalizmu) łatwo wiązano ten jakobinizm z autorytarnym bonapartyzmem, z kultem Napoleona i Legionów Dąbrowskiego: warto tu przypomnieć gorący frankofilizm piłsudczyka, dziejopisa napoleońskiej epoki, Marcelego Handelsmana. Piłsudski (sanacja?) należy wyraźnie do tej formacji duchowej – do insurekcyjnego rodu polskich jakobinów (klubistów jak Mochnacki, Mierosławski, Kamieński). A także państwowców, pełnych podziwu dla, nie patyczkującego się z opozycją i swobodą słowa, Pierwszego Konsula – Bonapartego. Za ich prototyp, czyżby uznać należało, nie tyle sztywnego ideologa, Robespierre’a, ile licznych, jakobińskich pragmatyków, późniejszych napoleońskich prefektów, 42 sprawnych administratorów, jak technokrata Rewolucji, architekt jej militarnych zwycięstw, Lazare Carnot, co wprawdzie krzywił się na Samowładcę, ale przyjął tekę ministra spraw wewnętrznych w 1815, w czasie populistycznego cesarstwa stu dni? Nasi literaci i malarze (od Wyspiańskiego, Boznańskiej, Ślewińskiego do Czapskiego, Waliszewskiego i kapistów – nazwa od Comité parisien) chętnie spoglądali ku Francji. Pozytywiści uczyli się od Auguste’a Comte’a, naturaliści jak Witkiewicz–ojciec, jak Reymont odkrywali Zolę, Młoda Polska tłumaczyła Baudelaire’a (Trzeszczkowska), symbolistów, Maeterlincka (nb. Belga), Miriam-Przesmycki przekładał nawet Rimbauda (Le Bateau ivre – Statek pijany). Już w dwudziestoleciu czytywano Apollinaire’a, nadrealistów (Ważyk, Wat, Brzękowski). Już po drugiej wojnie, zwłaszcza w czasach popaździernikowej (1956) odwilży zachwycano się Camusem (Dżuma), rewelacją dla niektórych był Sartre, jako prorok egzystencjalizmu, później Błoński wprowadził na salony Geneta, Arthauda, teatr absurdu (Ionesco, Beckett). Tłumaczono także, znanych jeszcze przed wojną, katolickich powieściopisarzy, Mauriaca, Bernanosa (próbował wydawać ich Pax). Na KUL’u, w kręgu „Znaku” i „Tygodnika Powszechnego” czytywano Maritaina, Mouniera. PRLowski establishment wydawniczy i redakcyjny promował komunistów, Aragona, Eluarda. Ale oczywiście najwięcej do promocji francuskiej kultury i zwłaszcza francuskiej literatury przyczynił się zagorzały frankofil, Tadeusz Boy-Żeleński, wielbiciel lekkości i dowcipu kwitnącego nad Sekwaną, tłumacz Rabelaisa, Montaigne’a, Moliera, Volaire’a, Balzaca, Prousta. Wyrosły w klimacie oświecenia 43 i oświeceniowego, płytkiego, beztroskiego libertynizmu (ale przekładał też i Pascala). Francję prezentowała nie tylko biblioteka Boy’a, idąca niemal w setki tomów, przełożonych przez niego, ale także jego eseje o najwybitniejszych postaciach literatury, wreszcie liczne recenzje teatralne wychwalające paryski teatr, od największych arcydzieł do najmniejszych, bulwarowych komedii. Polski Paryż – „Wkraczałem w uniwersalne”… Polski Paryż to osobny rozdział naszych stosunków z Francją. Po Powstaniu listopadowym Hotel Lambert na Ille Saint Louis stanie się centrum działalności Adama Jerzego Czartoryskiego, i konserwatywnego skrzydła emigracji, podczas gdy radykałowie – demokraci, wielbiący jakobinów i rewolucje, rozproszeni zostaną przez nieufną policję Ludwika Filipa w ośrodkach na prowincji. Ich dzieci niejednokrotnie wtopiły się w świat francuskiej nauki i literatury (Théodore de Wyzewa-Wyżewski, Casimir Stryjeński, odkrywca Stendhala). Ale z końcem XIX i początkiem XX wieku, pielgrzymowano do Paryża również jako do stolicy uniwersalności, do Mekki cywilizacji i kultury, do światowego centrum literatury i sztuki. Warto od tej strony jeszcze raz przypomnieć znamienny wiersz Miłosza Rue Descartes („Schodziłem ku Sekwanie, młody 44 barbarzyńca w podróży, Onieśmielony przybyciem do stolicy świata […] Wkraczałem w uniwersalne, podziwiając, pragnąc”). Tam przemieszkiwali i wystawiali liczni nasi artyści, zwłaszcza malarze, zanim sztuka nie przeniosła się do Guggenheima i Carnegiego, za Ocean, do Nowego Jorku… czy niemieckiego Kassel. Dzisiejszy Paryż (w pigułce) zgęstniał w super nowoczesne Centre Beaubourg [centrum sztuki i kultury imienia Georges Pompidou]… Po drugiej wojnie światowej pod Paryżem, w Maisons-Laffitte osiedla się Jerzy Giedroyc. Powstaje żywy intelektualnie i wpływowy ośrodek emigracji antykomunistycznej z miesięcznikiem „Kulturą” i wydawnictwem, Instytutem Literackim (Józef Czapski, Konstanty Jeleński). Jakby odrodzony Hotel Lambert Czartoryskiego. Choć Giedroyc nacisk położy nie na dość beznadziejne zabiegi dyplomatyczne w obronie sprawy polskiej, czy działalność konspiracyjną, ale na inspirowanie intelektualnego oporu przeciw sowieckiej indoktrynacji. Nie emisariusze, ale pisarze znajdą w Maisons-Laffitte wsparcie i promocję: Gombrowicz, Miłosz, Herling Grudziński, Mrożek, następnie krajowi rewizjoniści, eksmarxiści jak Leszek Kołakowski. *** A więc Paryż – Mekka perfum, piosenki (Maurice Chevalier, Edith Piaff, Yves Montand, Brassens, Guy Béart), teatru (Artaud, Louis Jouvet, Jean Vilar, Jean-Louis Barrault, Madelaine Renaud)… Raj smakoszów, królestwo gastronomii: win i serów oraz – horror! – ślimaków, a nawet żab (skąd żartobliwe: 45 żabojady)? Wreszcie forum haute couture [najszykowniejszej, wysokiej mody]? Gaj Akademosa postheideggerowski i postfreudowski, chętnie marxowski: Sartre, Merleau-Ponty, Althusser, Lacan. Strukturalizm (rosyjsko-czeski – Jakobson, Bachtin, Lotman, Mukařovsky): Roland Barthes, Lévy-Strauss, Tzvetan Todorov, Gérard Genette. Albo Levinas, wracający do korzeni wiary Starego Testamentu, Gabriel Marcel wołający o autentyczność, o spotkanie w obecności Boga z żywym człowiekiem, odgrzebywanym z gruzów laickiej nowoczesności. Może Paul Ricoeur? Pere de Lubac, Pere Danielou, którzy współtworzyli klimat dla Vaticanum Secundum. Pod koniec XX wieku, zachwyty wzbudzi postmodernistyczna fala z Foucaultem (zdemaskuje żądze władzy w naszych zachowaniach, obali z postnietzscheańskim hukiem człowieka), Lyotardem (koniec wielkich narracji – wielkich scalających ideologii, wszystko osobno i odśrodkowo), Derridą (dekonstrukcja nie pytająca o sedno tekstu, skoro nie ma żadnego twardego sedna, ale wyciągająca z dzieła jak sztukmistrz z kapelusza, nieskończoną serię przekornych interpretacji?). Postmodernistyczni antyuniwersaliści? Antykartezjańscy ikonoklaści i apostaci? Najazd Hunów, o których da się (bezkarnie?) nawypisywać cokolwiek? Czy płakać, że zamiast paryskich Świateł (Lumieres) nasze serca, oswobodzone, dzięki Papieżowi, dzięki Solidarności, z PRLowskiej półniewoli, zamiast zeszłowiecznych subtelności francuskiego ducha, ogrzewa dzisiaj zwycięski blask anglosaskiej cywilizacji. 46 Jego kultury masowej, politycznego tryumfalizmu, naiwności? Jego skuteczności, jego wiary w sukces na wszystkich niemal polach. A więc zwycięski blask amerykańskiej potęgi gospodarczej, macdonaldów, hamburgerów i marines… A także słynnych uniwersytetów? Harvard, Berkeley, Yale… Z kontestacją i kontrkulturą lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, z krytyczną, (neo)konserwatywną myślą Russella Kirka, Gertrudy Himmelfarb, Allana Blooma, Harolda Blooma, McIntyre’a, Kristola, Kagana… i zaraźliwym bzikiem political correctness? I klęskami w Wietnamie, Iraku… Francja – Niemcy Rewolucja 1789 i jej echa w Niemczech Rewolucja francuska budzi zrazu żywą sympatię wśród niemieckich elit intelektualnych, wśród tzw. Bildungsbürgertum. Niemieckie, po mieszczańsku purytańsko rygorystyczne oświecenie odnosiło się do Francji niejednoznacznie, starano się uwolnić od ciążących wpływów kulturalnych – zdemoralizowania i pasożytniczego stylu bycia wersalskiego dworu – zwłaszcza z okresu Régence – który nadawał ton arystokratycznej Europie i dlatego budził niechęć zatroskanych o rozbudzenie narodowej tożsamości literatów jak Lessing, Klopstock, Schiller. Równocześnie jednak francuscy czy francuskojęzyczni oświeceniowi philosophes czytywani byli z zapałem przez co światlejsze umysły, krytykujące feudalne rozdrobnienie kraju, oddanego we władanie licznym miniaturowym despotom. Despotom – naśladowcom absolutnych rządów i dworskiego przepychu Wersalu w skali kilkumilowego księstewka. 49 Tak więc Montesquieu, Diderot, Voltaire, zresztą gość na dworze króla pruskiego Fryderyka II – a zwłaszcza Rousseau, w oświeceniowy klimat wnoszący powiew preromantycznego indywidualizmu, egzaltacji, odkrywający uroki dzikiej przyrody i w imię prostoty ludu ciskający gromy na salonową obłudę cywilizacji – stawali się duchowymi mistrzami niemieckiej elity umysłowej z lat Aufklärung [oświecenia], i – zwłaszcza Rousseau – z lat Burzy i Naporu [Sturm und Drang]. Dlatego zapewne, pierwszą, liberalną fazę rewolucyjnych wydarzeń paryskich (1789-91) za Renem powitano (Kant, Schiller, Goethe, Fichte i in.) z nadzieją jako zapowiedź nowej ery odrodzonej ludzkości. Niebawem, gdy wypadki wymkną się spod kontroli, prowadząc do rządów Terroru i gilotyny, zapał niemieckich sympatyków Rewolucji, wcześniej oczarowanych deklaracją Praw człowieka, ostygnie, zastąpią go poglądy ultrakonserwatywne (Görres, bracia Schleglowie, Baader). Aczkolwiek temat rewolucji będzie długo intrygował pisarzy. W czasach metternichowskiej reakcji, romantycznie zbuntowany dramaturg Georg Büchner (1813-1837), urzeczony francuskimi przykładami walki z despotyzmem, podejmie w sztuce o Dantonie, pytanie, co zrobić, aby od rządów ludu nie przejść do tyranii. Nie jest to łatwe. Büchnerowski Danton jest bohaterem tragicznym, gdyż mimo, że chciałby powstrzymać ślepą machinę rewolucyjnego terroru, on także, ma ręce umoczone we krwi… 50 Emigranci – Napoleon – powrót Burbonów W wyniku Rewolucji wielu emigrantów, opuściwszy ogarniętą pożarem ojczyznę, uda się na wschód, a więc na tereny Rzeszy niemieckiej lub jeszcze dalej, do Rosji – podczas gdy inni (np. Chateaubriand) przepłynąwszy Kanał La Manche osiedlą się w Anglii. Daje to okazję do bliższych kontaktów z obcymi literaturami, z twórczością krajów, którymi dotąd Francuzi mało się interesowali. Zarówno z Anglią jak i Niemcami. Emigracji (jak wykazał Ferdinand Baldensperger), udaje się przełamać szczelny dotąd egocentryzm kultury francuskiej; jej kosmopolityzm czy uniwersalizm często był (a może i jest?) maską etnocentryzmu. Jednym z pierwszych dzieł próbujących przybliżyć współrodakom osiągnięcia sąsiadów stanie się książka De l’Allemagne (1810) Germaine de Staël, która wykorzystała do rozszerzenia horyzontów literackich francuskiego czytelnika swoje podróże po Niemczech i Rosji, podjęte po wygnaniu z Paryża przez Napoleona. Przyjaźń ze Schleglami ułatwiła jej poznanie zarówno filozofii jak i poezji niemieckiej. Od Niemców też, od niemieckiego historyzmu, nauczyła się dostrzegać zakorzenienie literatur w dziejach narodów, rozpatrywać dzieła jako owoc czasów i lokalnej kultury, słowem uwzględniać ich związki ze społeczeństwem i z epoką, w jakich powstały. Ten historyzm zaczerpnięty od sąsiadów z za Renu odbije się w romantyzmie francuskim, odkrywającym duszę „nowoczesną”, narodzoną wraz z chrześcijańskim średniowieczem, natomiast dotąd krępowaną (pseudo)klasycznym 51 kagańcem greckiej i rzymskiej mitologii, regułami antycznej (i XVII wiecznej) poetyki: regułami, takimi jak sztywny podział na gatunki, jak wymóg wysokiego stylu, gdzie natrętne peryfrazy i stereotypowe, konwencjonalne epitety paraliżują spontaniczność uczuć, jak trzy jedności (czasu, miejsca, akcji) w teatrze. Otwarte przez Panią de Staël okno na świat nie spodoba się napoleońskiemu, imperialnemu i frankocentrycznemu cenzorowi, który skonfiskował pierwsze wydanie zbyt, jak uważał, germanofilskiej książki. Pisała w niej: „Narody winny służyć za przewodnika jedne drugim, myliłyby się rezygnując ze światła, którym mogłyby się wzajemnie oświecać”. Pisała w latach, gdy Napoleon władał ziemiami niemieckimi budząc podziw Goethego i Hegla, ten ostatni widział w napoleońskiej konnicy zwycięski orszak Ducha Dziejów. Oraz budząc nienawiść w sercach pruskich patriotów jak Kleist, jak Arndt, który wołał: „Chcę rozpalić nienawiść do Francuzów nie tylko w tej wojnie [pisane w 1813], chcę ją utrwalić na długi czas, na zawsze. Wtedy bowiem granice Niemiec będą bezpieczne i bez sztucznych wałów, gdyż naród zawsze tam znajdzie miejsce spotkania, w razie, gdyby niespokojni i zbójeccy sąsiedzi zamierzali je przekroczyć. Nienawiść nasza, niech żarzy się jak prawdziwa religia narodu niemieckiego, jako święty szał we wszystkich sercach, niech utrzymuje w nas wierność, sumienność i dzielność; niech uczyni naszą niemiecką ojczyznę ziemią Francuzom nieprzyjazną. Oba narody nie mają ze sobą nic wspólnego, Francuzi posiadają dość własnej ziemi, my też mamy dosyć, nie będzie to dla nas żadną stratą, jeśli nauczycie52 le francuskiego, tancmistrze, labusie, kamerdynerzy, kucharze, oszuści, pokojówki i guwernantki naszych córek i naszych burdeli zaczną uciekać z niemieckiej ojczyzny jak z niegościnnego i nieżyczliwego kraju. W istocie byłoby dla nas o wiele lepiej jako dla ludzi i dla mężów, gdybyśmy się nigdy nie byli zetknęli z tą zarazą naszego żywota i naszych obyczajów”9. Wybuchy nienawiści do najeźdźców, zrozumiałe w czasach Napoleona, ustąpią miejsca wyrazom sympatii do Francji – monarchii liberalnej po 1830, nie wypierającej się dziedzictwa Rewolucji 1789. Świadectwem tej sympatii będą nie tylko korespondencje pisane z Paryża przez Heinego, ale też wezwania jego towarzysza walki z reakcja metternichowską, Ludwiga Börnego do przyszłej unii Francji i Niemiec, Ze stolicą w Paryżu, a parlamentem we Frankfurcie nad Menem (co przypomniał niedawno Alfred Grosser). *** Pod berłem Burbonów blask Francji przygasa, co jednak otworzyło ją na wpływy zewnętrzne. Młode pokolenie romantyków zaczytuje się Szekspirem, ale także Faustem Goethego, w znakomitym (choć nie wprost z oryginału – niemieckiego nie znał!) przekładzie Nervala (1829). Sztuki Schillera wchodzą w obieg, przyczyniając się, podobnie jak autor Macbetha, do podważenia klasycystycznych dogmatów panujących dotąd na paryskich scenach. Także filozofia 9 Ernst Moritz Arndt, Über Volkshass, Berlin 14. 6. 1813. Wg Grenzfälle – Über neuen und alten Nationalismus, hrsg. von Michael Jeismann und Henning Ritter, Leipzig 1993. 53 niemiecka, zwłaszcza Hegel i Kant budzi zainteresowanie. Czołowa postać uniwersyteckich kręgów, spirytualistyczny eklektyk, Victor Cousin, wprowadza i popularyzuje myśl filozoficzną z za Renu na gruncie paryskim. Zainteresowanie budzi zwłaszcza niemiecka nauka, rozkwitająca na wyższych uczelniach w wyniku śmiałych reform, dokonanych przez Wilhelma Humboldta. Wywalczył on szeroką autonomię dla uniwersytetu, umożliwiającą uczonym nie tylko prowadzenie samodzielnych i pogłębionych badań, niezależnie od widzimisię administracji państwowej, ale i dzielenie się ze studentami na wykładach, ich rezultatami. Francuskiemu systemowi uniwersyteckiemu, zbiurokratyzowanemu od czasów napoleońskich i blisko kontrolowanemu przez państwo, daleko było do swobód, którymi cieszyli się wtedy Niemcy. Francuska Université była raczej systemem zarządzania oświatą, oddanym w ręce profesorów-urzędników, którzy jednocześnie wygłaszali otwarte dla szerokiej publiczności, błyskotliwe odczyty: dopiero pod wpływem klęski 1871 dokona się, w latach osiemdziesiątych, wzorowana na humboldtowskiej, reforma francuskiego szkolnictwa wyższego, przybliżająca uniwersytety do modelu europejskiego. Tacy luminarze późniejszego scjentyzmu jak Renan czy Taine, ale także Edgar Quinet i romantyczny historyk Michelet, byli wręcz zafascynowani osiągnięciami swoich wschodnich kolegów. Aczkolwiek zrazu nie dostrzegano niczego niebezpiecznego (zwłaszcza, że po niemiecku w Paryżu czytało wtedy najwyżej parenaście osób… z pochodzenia Alzatczyków) w powstającym, jako reakcja na napoleońską inwazję, romantycznym nacjonalizmie niemieckim: Fichtego, 54 Körnera, Kleista, Arndta, Jahna, braci Grimmów, Görresa. Zachodnim sąsiadom Niemcy w czasach Vormärz [przed Marcem 1848] wydawali się nieszkodliwym narodem marzycieli, poetów, filozofów i uczonych, oraz postępowych studenckich burschenschaftów, spiskujących przeciw reakcyjnemu reżymowi Metternicha. Wygnańcy niemieccy, mieszkający w Paryżu Ludwika Filipa, jak wspomniany już, Heinrich Heine (pisał błyskotliwe, w liberalnym duchu, korespondencje literackie z Francji Ludwika Filipa) czy Ludwig Björne, świadczyli dowodnie o wolnościowych tendencjach, żywych za Renem do czasu Wiosny Ludów, choć tłumionych przez metternichowską policję. Francuska cywilizacja i niemiecka kultura Dopiero wojna francusko-niemiecka w 1870/71 wywoła szok i zaskoczenie. Obraz Niemiec w oczach Francuzów zmieni się radykalnie: ślady tej zmiany znajdziemy w nowelach Maupassanta, czy Daudeta, również w esejach Renana. Ten pisał w godzinie klęski (6 listopada 1871): „Niemcy były dla mnie mistrzem; miałem wrażenie, że Niemcom zawdzięczam to, co we mnie najlepszego. Ileż wycierpiałem, gdy ujrzałem, że naród, który uczył mnie idealizmu, szydzi z ideałów, gdy ojczyzna Kanta, Fichtego, Herdera, Goethego poszła śladem ciasnego patriotyzmu, gdy naród, który zawsze przedstawiałem 55 moim rodakom jako najbardziej moralny i najbardziej wykształcony, objawił się nam pod postacią żołnierzy w niczym nie różniących się od zwykłych żołdaków, rozwścieczonych, rabujących, pijaków, zdemoralizowanych i łupieżców jak w czasach Wallensteina […] To co czciliśmy u Niemców, ich szlachetność, ich kult rozumu i ludzkości, przestało istnieć. Niemcy są już tylko narodem; są dzisiaj najsilniejszym narodem; a przecież wiemy, jak krótko trwa taka hegemonia i jak niewiele po sobie pozostawia. Naród, który zamyka się, aby pielęgnować wyłącznie własny interes, nie odgrywa już roli ogólnej. Kraje bowiem zdobywają przywództwo tylko dzięki temu, co w ich duchu uniwersalne; patriotyzm jest przeciwieństwem moralnego i filozoficznego wpływu. My wszyscy, którzy całe życie staraliśmy sie uniknąć błędów szowinizmu u Francuzów, jakże mielibyśmy pogodzić się z ciasnotą szowinizmu u obcych […] Nikt bardziej ode mnie nie oddawał sprawiedliwości wysokim zaletom niemieckiej rasy. Ich powadze, wiedzy, pilności, które prawie zastępują geniusz, a są tysiąc razy lepsze od talentu – ich obowiązkowości, którą wyżej stawiam niż powodowanie się próżnością i honorem, co stanowi naszą siłę, lecz zarazem naszą słabość. […] Niemiecki liberalizm jest bardzo szlachetny, stawia sobie za cel kulturę i ogólne podniesienie natury ludzkiej raczej niż zrównanie klas; wszakże prawa człowieka też coś znaczą; otóż zawdzięczamy je naszej filozofii XVIII wieku, naszej Rewolucji […] Niemcy nigdy nie znały czegoś podobnego do naszych szlachetnych uczuć dla Polski, dla Italii. Zresztą w naturze niemieckiej znajdziemy dwa przeciwne bieguny: Niemca łagodnego, posłusznego, pełnego szacunku, zrezygnowanego, oraz Niemca, co uznaje tylko siłę, dowódcę nieubłaganego i twardego, wreszcie człowieka z żelaza: ten myśli, że żadne prawo go nie wiąże. Można powiedzieć, że nie ma 56 nic lepszego niż dobry Niemiec i nic gorszego niż zły, zdemoralizowany Niemiec. O ile masy są u nas mniej zdyscyplinowane niż w Niemczech, to klasy średnie są mniej zdolne do podłości. […] Wyższość Niemiec leży w porządku umysłowym, ale i tam wiele im brak. Brak im taktu, wdzięku. Niemcom daleko do społeczeństwa takiego jak francuskie od XVII do XVIII, z mężami jak La Rochefoucauld, Saint-Simon, Saint-Évremond, niewiastami jak Pani de Sévigné, Panna de la Vallière, Ninon de Lenclos. Nawet dzisiaj, czy Niemcy mogą poszczycić się poetą jak Victor Hugo, pisarką jak Pani Sand, krytykiem jak Sainte-Beuve, uczonym o wyobraźni Micheleta, umysłowością filozoficzną jak Littré. […] Cel ludzkości stoi wyżej niż tryumfy tej czy innej rasy; wszystkie ludy mu służą; wszystkie mają na swój sposób misję do wypełnienia. Oby powstał wreszcie ród ludzi dobrej woli z każdego plemienia, z każdego języka, i z każdego narodu, ludzi, którzy byliby zdolni tworzyć i utrzymywać ponad zaciekłymi walkami empireum czystych idei, niebiosa, gdzie nie byłoby ani Greka, ani Barbarzyńcy, ani Germanina, ani Rzymianina! Gdy zachęcano Goethego, aby pisał wiersze przeciw Francji: «jakżeż chcecie, odpowiedział, abym głosił nienawiść, jeśli nie czuję jej w sercu?». Podobnie odpowiemy, kiedy będą namawiać nas do rzucania kalumnii na Niemcy.”10 Ostre sądy o sąsiadach zza Renu nie przeszkodzą w zauroczeniu Wagnerem, jego muzyka podbija paryską publiczność, zwłaszcza w latach osiemdziesiątych, antynaturalistyczni symboliści wielbią wagnerowski Gesamtkunstwerk [dzieło wszechsztuki], powstaje 10 Ernest Renan, La Réforme intellectuelle et morale, Préface, wg E. Renan, Histore et parole, Laffont, Paris 1984. 57 nawet „La Revue wagnérienne” (1885) współkształtowana przez zapalonego wagnerystę, krytyka literackiego, Teodora de Wyzewę [Wyżewskiego], syna polskich emigrantów. Niemcy, tymczasem, butne zwycięstwem, upojone ideą imperialną, dumne z gospodarczych sukcesów, stawiających je w czołówce Europy, zaczynają patrzeć na Francję jako na siedlisko dekadencji i rozkładu. Rozkładu, o którym mogłyby świadczyć niektóre naturalistyczne, demaskatorskie powieści Zoli czy Maupassanta. Ale również zła sława Paryża, jako stolicy frywolnych uciech i operetkowej rozrywki dla spragnionych karnawałowej zabawy utracjuszy z całego świata. Dostarczycielem tej rozrywki będzie zresztą osiadły w Paryżu Niemiec, Jakub Offenbach (1819-1880), autor muzyki do wielu popularnych operetek (Piękna Helena, Orfeusz w Piekle, Opowieści z lasku wiedeńskiego etc.). Za Renem z kolei szerzy się przekonanie, że francuskie oświecenie i Rewolucja 1789 wytworzyły cywilizację czysto horyzontalną, pozbawioną wertykalności. Zatem pozbawioną głębi i korzeni, polegającą na powierzchownej, salonowej ogładzie. Taka, poniekąd dekadencka, cywilizacja oznacza ujarzmienie żywiołowości indywidualnej, resocjalizację, czyli osłabienie siły instynktu. Prowadzi do płytkich, zdepersonalizowanych kontaktów międzyludzkich. Francuska literatura jakoby tę płyciznę utrwala, nie schodzi głębiej, nie interesując się człowiekiem w jego zmaganiach z losem i ciemnymi siłami psychiki. Otóż po jednej stronie literat cywilizowany – Zivilisationsliterat (termin spopularyzowany już później przez Thomasa Manna), rozrywkowa beletrystyka, 58 salonowa powieść obyczajowa z wyższych sfer, bulwarowa komedia, zbudowana na odwiecznym trójkącie małżeńskim, powierzchowna towarzyskość, błyskotliwy dowcip. A zatem, to co dostrzegalne dla powierzchownego spojrzenia, możliwe do zaobserwowania mędrca szkiełkiem i okiem. Po drugiej zaś stronie, niemieckiej, Kultur (kultura), wertykalność czyli sięganie do korzeni bytu, do sacrum, do tego, co irracjonalne, przed-rozumowe, ale i ponadrozumowe. Konfrontacja z drzemiącymi demonami, szukanie żywych źródeł autentyczności, instynktu, a więc zwrot od świata społecznego (od horyzontalnych stosunków międzyludzkich) do praźródeł, do żywiołu, biologii, w odwołaniu do Lebensphilosophie. Do Nietzschego, Wagnera, ale także do głębokiego Rosjanina, – Dostojewskiego. Tam więc, w tych (brakujących jakoby Francuzom) niewyczerpanych źródłach pierwotnej energii miałaby tkwić moc, która posłuży do budowania potęgi niemieckiego imperium, opartego na pruskim posłuszeństwie okazywanym władzy, na poczuciu służby i obowiązku, heroicznie wypełnianego bez względu na okoliczności. Wojna – przyszła wojna 1914-1918 – będzie znakomitą okazją, by dać dowód heroicznych cnót: „Jakżesz serca poetów natychmiast stanęły w płomieniach, gdy wybuchła wojna. A zdawało im się, że kochali pokój […] Teraz opiewali na wyścigi wojnę, radując się, z buchającą wrzawą – jak gdyby im i narodowi, którego są głosem, nic na świecie lepszego, piękniejszego, szczęśliwszego nie mogło się wydarzyć niż to, że zrozpaczona przemoc wroga wreszcie poderwała się do boju 59 przeciw temu narodowi i nawet największemu, najsławniejszemu spośród nich podziękowanie i pozdrowienie rzucone wojnie nie wypłynęło prawdziwiej z serca, jak temu zuchowi, co swój śpiew wojenny w jednej z gazet zaczął okrzykiem: czuję się nowonarodzony. […] Jakże artysta, żołnierz w artyście nie chwaliłby Boga za upadek świata pokoju, tego świata, którego miał już dość, po uszy i do przesytu […] Wojna! Jakież przeżywaliśmy oczyszczenie, oswobodzenie, jaką przeogromną nadzieję […] Cóż znaczy imperium, cóż znaczy światowy handel, nawet zwycięstwo? […] To co porywało twórców, to właśnie wojna sama w sobie, jako Nawiedzenie, jako moralna potrzeba. Oto pojawia się niesłychana, przemożna i porywająca więź całego narodu, gotowego na najwyższą próbę – gotowego aż do krańcowości, zdeterminowanego jak nigdy, tak jak tego dzieje narodów nigdy dotąd nie znały.”11 Dekadenci czy barbarzyńcy Spór francusko-niemiecki będzie się zatem toczył wokół opozycji: dekadencja czy pierwotne zdrowie. Za przykład tej pierwszej, przecywilizowanej, oderwanej od „żywiołu życia”, przeintelektualizowanej i przerafinowanej literatury i sztuki mogłyby posłużyć niektóre powieści Huysmansa, wreszcie ogromne dzieło Prousta (A la recherche du temps perdu). Ale 11 60 Thomas Mann, Gedanken im Kriege [listopad 1914], wg Th. Mann, Von Deutscher Republik, Gesammelte Werke in Einzelbänden, Frankfurt a/M 1984, s. 10-12. atakowano przede wszystkim podłoże tej dekadencji, wielkie miasto, stolicę Paryż, jako ognisko zepsucia. Spór francusko-niemiecki w tej postaci (walka z rozkładem) rozpali się szczególnie gwałtownie w czasach Republiki Weimarskiej, w przededniu zwycięstwa narodowego socjalizmu, broniącego „zdrowia i czystości rasowej”, zagrożonych miazmatami płynącymi znad Sekwany. Tam bowiem, na Zachodzie Europy, rozwinęła się zurbanizowana, zmodernizowana cywilizacja mieszczańska, wywodząca się z oświeceniowego racjonalizmu i Rewolucji 1789, pełna sztuczności, nieautentyczności, zdegenerowana, rozmiękczona, przeintelektualizowana. Tu zaś, w Germanii, biją źródła odrodzenia, biją w pierwotnym, „barbarzyńskim” podglebiu germańskim, bliskie ziemi, a więc żywiołów przyrody (czyli życia – przeciwstawionego przeintelektualizowaniu, abstrakcjom, oderwanej myśli). Oto zdrowe moce, zakorzenione w czystości germańskiej rasy i germańskiej mowy: gdyż (jak chciał Adolf Hitler!) zdrowie płynie jakoby z endogenezy, nie zaś, „z mieszania tego co odmienne”. Tam więc zła nowoczesność, środowisko miejskie, kloaka występku, mieszanina miazmatów i trucizn (tj. przede wszystkim Paryż). Tu zaś, pierwotne (sakralne) siły, ukryte w nieskażonej ręką ludzką (tj. nowoczesną cywilizacją) przyrodzie, w pracy na roli i życiu wiejskim, w wędrówkach na łono natury, na szczyty gór. Do nich zachęcał młodzieżowy ruch ptaków wędrownych z początku XX wieku (Wandervogelbewegung). Jak u Tacyta, opisującego obyczaje dzielnej Germanii, dzicy ale mężni Goci, Wandale staną przeciw 61 zniewieściałym mieszańcom Rzymianom. Bohaterski Arminius (Hermann) zmiażdży legie Varusa? Jak w sztuce Kleista z czasów wojen z Napoleonem (Hermannschlacht). Dalekie echa tej toczonej od II połowy XIX w. debaty – starcia stereotypów – odczytamy i w Quo vadis – w walce Ursusa-Słowianina, pokonującego rozwścieczone zwierzę, by uratować (czego nb. nie potrafi dekadent Petroniusz), skazaną przez okrutnego zwyrodnialca, Nerona, Ligię. Międzynarodowa popularność (nagroda Nobla!) powieści Sienkiewicza tłumaczy się może i tym, że trafiła w żywo dyskutowaną ówcześnie problematykę dekadencji Centrum, to jest, łacińskiego (francuskiego?) Zachodu, będącego mieszaniną najrozmaitszych, heterogenicznych elementów. A zarazem potrąciła nutkę marzeń o ratunku przychodzącym od zdrowych barbarzyńców, przybyszów z dalekich peryferii? Od barbarzyńców, albo raczej od coraz liczniejszych czytelników dzieł Nietzschego, wzywających do heroicznego maksymalizmu? Spór ten dotyczył poniekąd samego procesu modernizacji, budzącego wielorakie zastrzeżenia, w Anglii (Ruskin, Morris), lecz szczególnie w Niemczech: XIX wieczny Kulturpessimismus, Lagarde, Langbehn, aż do prehitlerowskiego Moellera Van den Brucka i jego Mitu XX wieku. Warto powtórzyć, że ze swojej strony, podobne co Niemcy niepokoje przeżywają na przełomie wieków i Francuzi, zwłaszcza młodzi. Wielu z nich boleje nad objawami dekadencji u siebie. Nie tylko u Ernesta Psichariego, (L’Appel des armes, – Apel oręża – 1912), lekarstwem na zatrucie dekadencką atmosferą wielkiego miasta, będzie służba wojskowa. Bohater odrodzi się moralnie, gdyż umiał uciec z dusznego Paryża, by 62 podjąć ozdrawiającą służbę w garnizonie – placówce cywilizacji łacińskiej – w pustyniach Afryki. Podobne myśli, w przededniu wojny 1914, snuje Henri Massis, sympatyk Maurrasa, pisząc o burzliwych sercach francuskich studentów, karmionych na Sorbonie suchą sieczką przeintelektualizowanych profesorskich abstrakcji. Odwieczna nienawiść? Widzieliśmy, że Francuzi nie pozostają dłużni Niemcom, po klęsce 1870/71, piszą o nich jak najgorzej, odwracając stereotyp12. Objawy wydelikacenia, subtelności, przerafinowania próbują przewartościować pozytywnie. Niemiec, a zwłaszcza Prusak, ukaże im się (Renan, Barrès) jako butny i brutalny, a zarazem sztywny reprezentant imperialnej idei germańskiej. Jako całkowita odwrotność francuskiej, a więc łacińskiej towarzyskości, giętkości, miękkości, żywej inteligencji. Na pół barbarzyńska, germańska brutalność zderzy się ze śródziemnomorskim, rzymskim ucywilizowaniem i subtelnością. Oto starcie na rubieżach cywilizacji, oto atak Hunów. Francja wyrasta na przedmurze, wschodni bastion – Bastions de l’Est [bastiony wschodnie], tak nazywa się powieściowy cykl Barrèsa. Rozpali się zatem walka stereotypów 12 Zob. Claude Digeon, La Crise allemande de la pensée française, Paris 1992. 63 i autostereotypów – dotyczących nas samych oraz sąsiada-wroga. Francuzi na swoją obronę zmobilizują, zwłaszcza podczas I wojny światowej, dawny, bo uformowany od czasów XVII wiecznego klasycyzmu, mit uniwersalizmu. Francja miałaby być mesjaszem uniwersalności – ogólnoludzkiej, ponadnarodowej – w oczach intelektualistów jak Alain, Massis, Maurras, Benda – podczas gdy przeciwnik (Niemcy) uosabia narodową partykularność, nacjonalistyczny, wąski punkt widzenia, wreszcie brutalność i barbarzyństwo: „Dziwnym trafem teoria angielskiego przyrodnika [Darwina] znalazła echo równocześnie i w nauce i w dziejach współczesnych. Prusy stoczyły wojnę z Francją, nie tylko, aby ją pokonać militarnie, lecz aby ją zniszczyć. Z tej okazji powoływały się na darwinowską walkę o byt, co oznacza: że siła idzie przed prawem, wytępienie niższego przez wyższego, zagładę romańskiej rasy, którą zdusi rosnąca moc niemieckiej rasy. Rozpoczął się bój, bój na śmierć i życie. Teraz zwyciężyły Prusy. Los wydaje się przypieczętowany. Jeśli Francja nie przyjmie wyroku, jeśli pomyśli o duchu Francji, co rozjaśnia i ogrzewa świat, jeśli uwierzy w swoją nieśmiertelność, jeśli zechce przetrwać i żyć, zatryumfuje. Jeszcze raz powtórzmy: aby zwyciężyć wroga, trzeba nam nienawiści. Nienawidzić Prusaków oznacza kochać Francję. Ta nienawiść jest tylko drugą stroną największej, najwznioślejszej ze wszystkich rodzajów miłości.” 4 lipca 1871. Paul de Saint-Victor, Barbares et bandits. La Prusse et la Commune, Paris 187113. 13 64 Wg Grenzfälle – Über neuen und alten Nationalismus, hrsg. von Michael Jeismann und Henning Ritter, Leipzig 1993. Jak widzimy, uraz wojenny po klęsce w 1870 zaciąży głęboko nad Francją, pragnienie rewanżu, opłakiwanie utraconych prowincji (Alzacji i Lotaryngii) zakorzeni się w myśli politycznej, edukacji, kulturze (eseje Renana, twórczość Barrèsa, Daudeta, powieści pary autorskiej Erckmanna-Chatriana, podręczniki historii Ernesta Lavisse’a, antygermańska publicystyka Maurrasa). Republikański patriotyzm jak i antyrepublikański nacjonalizm opierają się na obrazie wroga zza Renu, rozniecają nienawiść do Niemców – brutalnych agresorów. Obie wojny 1914-1918 i 1939-945 Do wojny 1914-18 Francuzi – z wyjątkiem paru dadaistów w Zurychu i Romaina Rollanda, głośnego autora Jana Krzysztofa, powieści, na cześć wielkiej, niemieckiej muzyki, protestującego przeciw bezsensownej masakrze (broszura z czasów wojny, Au dessus de la mêlée – Ponad sporem) – wejdą więc z ogromnym zaangażowaniem patriotycznym, wręcz zachwytem, ten dostrzeżemy np. w wojennych poezjach Apollinaire’a. Aczkolwiek, toczy się ta wojna, nie do końca wiadomo, o co. Nie jest to bowiem działanie prewencyjno-obronne – jak ta późniejsza, z Hitlerem w 1939/40. Mimo że utrata Alzacji i Lotaryngii (1871) stanowi otwartą ranę dla patriotycznej opinii, sam tlący się w ukryciu zamiar rewanżu nie staje się bezpośrednią przyczyną wybuchu konfliktu, który kosztować będzie kraj 65 półtora miliona zabitych, ponad dwa miliony inwalidów etc. etc. – nie licząc tyleż samo trupów nieprzyjacielskich… A tymczasem ów konflikt rozpali nienawiść francusko-niemiecką do białości: co będzie miało, po stronie niemieckiej, długotrwałe konsekwencje – głęboki uraz na tle dyktatu wersalskiego. Hitlerowi, aby pociągnąć sfrustrowane, niemieckie masy za sobą, udało się wykorzystać urazy antyfrancuskie, ów wersalski dyktat, który upokorzył pokonanych w 1918. Ruch nazi„Co mnie niepokoi to łagod- stowski wpisuje się w szeroką falę europejskiej rewolty ne traktowanie niemieckich jeńców, gdy tymczasem, po przeciw liberalnemu kapitatysiąc razy udowodniono, że lizmowi z jednej, a komunikażdy z nich jest rabusiem, zmowi z drugiej. Zagrożony podpalaczem, mordercą! modernizacją, zaniepokojony «Trzeba oddać cześć odwadze w nieszczęściu!», po- przemianami cywilizacyjnymi bezpański, samotny tłum, wiadają niemądrze. Wskutek daje się uwieść demagogom szlachetności naszej rasy, zresztą szlachetności niewie- szczurołapom (Hitlerowi czy le odbiegającej od bezden- Mussoliniemu) obiecującym nej głupoty, dochodzi się do każdemu spełnienie, opprzekonania, że ta wojna jest artych na resentymentach jak wszystkie inne i w końcu i frustracji, pragnień. Powrót oskarża się tylko niemieckich dowódców. Wczoraj przeczy- do solidarnej wspólnoty narodowej, zjednoczonej wokół tałem artykuł pełen dobrych intencji, ale niezwykle obraź- charyzmatycznego wodza, liwy dla Francji, który powia- który prowadzi gromadę ku da, że tak naprawdę, żołheroicznej przygodzie wojownierz niemiecki nie różni się ników, ma ułatwić przezwymentalnością od żołnierza ciężenie lęków wykorzeniofrancuskiego, i że straszliwe okropności, o czym wiado- nej, wyrzuconej na margines jednostki. mo, trzeba położyć na karb 66 Taki dyskurs legnie u podłoża europejskich faszyzmów, również u podłoża hitleryzmu. W latach trzydziestych kryzys ekonomiczny i polityczny Republiki popycha wielu Francuzów ku ostro konkurującym ze sobą, choć dość podobnym, totalitarnym, rewolucyjnym utopiom. Wielu, ku komunizmowi realizowanemu w Rosji, lecz także wielu, ku faszyzmowi, zwłaszcza w jego wersji włoskiej (Mussolini). Patos hitlerowskich parteitagów w Norymberdze urzekł niektórych literatów, np. Brasillacha, męska przygoda faszyzmu dowódców, odciążając tych w Hiszpanii przyciąga Drieu nieszczęśników, zmuszonych la Rochelle’a, zdegustowa- do posłuszeństwa. Te bzdury, nego miałkością, dekaden- rodem, jak się zdaje, z Amecją, republikańskiej Francji. ryki, odczułem jako policzek. Cóż myśleć o kretynizmie O ile reżym Vichy (Pétain) albo o zbydlęceniu tych, co kolaborował z Niemcami z tym się godzą? Czy możprzede wszystkim w imię de- na wyobrazić sobie oficera fetystycznego, politycznego francuskiego, który wydałrealizmu, z domieszką na- by formalny rozkaz swoim cjonalistycznego antysemi- żołnierzom, aby rabowali, tyzmu, tlącego się (Drumont, mordowali starców i dzieci, gwałcili kobiety, podpalali Barrès, proces Dreyfusa, chaty i kościoły? itd… Ależ Maurras) na prawicy od XIX ostatni z szeregowców spluwieku, niektórzy (choć nie- nąłby mu w twarz i zerwałby zbyt liczni) Francuzi widzie- mu pagony! Prawda najoczyli w Hitlerze nadzieję faszy- wistsza, rzucająca się w oczy, stowskiej Europy, uwolnio- to, że Niemiec, na wszystkich nej od Żydów (marzył o tym szczeblach jest obrzydliwym łachudrą, pełnym nienawiści Céline – Bagatelles pour un i zawiści, nie zdolnym nam massacre 1937). A więc uwol- wybaczyć nigdy naszej tynionej od żydomasonerii, re- siącletniej wyższości, dobrze publikańskiej i anglosaskiej, on wie i dlatego się wścieka, 67 kapitalistycznej, oraz od bolszewizmu (żydokomuny), za to kroczącej w porywającą, heroiczną przyszłość aryjskiej, łacińsko-germańskiej Europy. Republikański patriotyzm – pojednanie z Niemcami – że sam istnieje i utrzymuje się tylko z naszych odpadków i tylko dlatego, aby czyścić nam nocniki! Szczytem idiotyzmu jest bawić się w rycerskość z tymi świniami. Zresztą niedługo przestaniemy, tak narozrabiają! Ponieważ cienko przędą, będą musieli się cofać, ale nie odejdą zanim wszystkiego nie zniszczą, zanim nie pomszczą się na słabych i niewinnych, tych, których jeszcze nie wymordowali, zanim nie zamienią Brukseli, Gandawy, Antwerpii, Brugii, itp. w stos gruzów… a będzie to niesamowita okropność, która uniemożliwi jakąkolwiek litość. Myślę, że wtedy to dojdzie do wojny całkowitej [intégrale], o której już gdzieś mówiłem, to jest do wojny-zagłady [guerre d’extermination], wojny, kiedy nie bierze się już 68 Pierre Chaunu (La France, Laffont 1982) nie tai zachwytu w obliczu patriotycznego zrywu całego narodu, który niemal jak jeden mąż (przypominam, z wyjątkiem Romaina Rollanda protestującego w Szwajcarii przeciw masakrze) ruszył na front w 1914. Choć dzisiejszy dziejopis mógłby ubolewać, że i Francja i Europa bez głębszej refleksji, za to z wielkim entuzjazmem rzuciły się w przepaść. Gdyż widzi skutki. A mianowicie na gruzach caratu urósł bolszewizm, na gruzach cesarstwa niemieckiego Hitler. A w imię odwetu i symetrii – oko za oko, ząb za ząb doczekano się po dwudziestu latach – w 1939 – następnej apokalipsy. Tym razem entuzjazm zawiódł, Francja padła po kilkunastu dniach hitlerowskiej ofensywy w czerwcu 1940. Otóż, zdaniem Chaunu, Republika, która powstała z klęski 1871, wychowała niezwykłą, jakoby w skali światowej, niespotykaną formację obywatelską. Ów obywatelski patriotyzm polegałby na gotowości całkowitego poświęcenia się dla państwa. Według antycznego wzoru salus rei publicae suprema lex – (zbawienie republiki najwyższym prawem)? Czy jednak był to patriotyzm rozumny? Czy patrio- jeńców. Krew się burzy, kiedy tyzm szalony? Tamta – nie- widzimy, że Francja sama się wczesna – euforia jadących skazuje na żywienie tysięcy na front latem 1914, żegna- zbrodniarzy, którzy zasłużyli na najgorsze męki, gdy nych przez tłumy kwiatami? tymczasem połowa francuJeśli zaślepiona ofiarność skich dzieci umiera z nędzy wyklucza trzeźwą, rozum- «[…] Nie zapomnę o tobie, ną argumentację, kieruje się mój drogi, przy żłobku Jezutylko troską o własny prestiż sa.» 24 grudnia 1914.” i specyficznie pojmowany, Léon Bloy, Lettres à Pierre Terhonor narodowy? Zaangażo- mier, Paris 1927. wanie intelektualistów po *** stronie nacjonalistycznych ideologii w wojnie 1914-1918 „Ależ szczególna logika nietrafnie napiętnuje jako zdra- sprawiedliwości sprawia, że dę czystej myśli Julien Ben- pociąga ona odwrotną nieda w głośnej Zdradzie kler- sprawiedliwość […] Realista nie wierzy w moralność w poków (La Trahison des clercs lityce. Natomiast ludy wierzą, 1927), sam jednak niebawem, a przynajmniej chcą, żeby jak wielu innych, ulegnie po- przemawiano jej językiem. kusom komunistycznego to- Pan Maurras nie ośmieliłby się w 1918 zwracać jako retalitaryzmu. 69 Tymczasem to właśnie przyjęty z entuzjazmem upust krwi w 1914-18 przyczynił się do miękkiego stanowiska opinii publicznej, jeśli nie defetyzmu, w przededniu Drugiej wojny. Wobec roszczeń Hitlera wielu Francuzów zareaguje hasłem rzuconym przez Marcela Déata: nous n’allons pas mourir pour Dantzig [nie będziemy umierać za Gdańsk] oraz radością na wiadomość o zawieszeniu broni, podpisanym przez Pétaina w czerwcu 1940. Jak wyglądała reakcja na zawieszenie broni wśród przeciętnych Francuzów, opisze bezlitośnie – świadek alista do zwycięskiego naro- naoczny, Andrzej Bobkowski du francuskiego: «gdy twój (w Szkicach piórkiem). wróg leży rozciągnięty na Dopiero znacznie później ziemi bez świadomości, nie zachowanie władz Rzeszy, trać okazji i pałką przetrąć zwłaszcza po wkroczeniu do mu kark». Taka jest zasada realizmu. Aby jednak na- „wolnej strefy” jesienią 1942, obudzi ducha oporu (zbrojród francuski zaakceptował coś podobnego, trzeba było na Résistance) i sympatię do przekonać go nie tylko o wi- „Wolnej Francji” de Gaulle’a, nie Niemiec, winie każdego którego zrazu uznawano poNiemca, każdej Niemki i każwszechnie za szaleńca. dego niemieckiego dziecka, Dalekowzroczności nieale do tego przedstawić mu których polityków, jak Rocały naród niemiecki jako wściekłe zwierzę. Krótko mó- bert Schuman, francuski wiąc pan Maurras przyczynił mąż stanu pochodzący z wiesię bardziej niż ktokolwiek do lojęzycznego Luxemburga, powstania niemieckiej mistyki. dwukulturowy i dwujęzyczny Na długo przedtem zanim po(francusko-niemiecki), jeden jawił się rasizm pana Goebz „ojców zjednoczonej Europy”, belsa, mistyka antyniemiecka zawdzięczamy, że – po 1945 – budowała po cichu u nas dojdzie do pojednania między pojęcie niemieckiej rasy, rasy potępieńców, zasługującej na oboma narodami. Pojednania, 70 wspartego przez głowy obu państw, de Gaulle’a i Adenauera. Otworzy to nowy rozdział w dziejach wzajemnych stosunków także kulturalnych. Francuzi po 1945 interesują się Heideggerem (Sartre), Heinrichem Böllem, Güntherem Grassem. Począwszy od lat trzydziestych XX w., Raymond Aron, antykomunistyczny i antytotalitarny liberał pisze kompetentnie o niemieckim życiu intelektualnym i przemianach nowoczesności (o socjologii, o historiozofii, o Clauswitzu). Lewica intelektualna odkryje antykapitalistyczną „szkołę frankfurcką” (Horkheimer bezlitosny ucisk, nie wartej i Adorno, później wstępują- przebaczenia. Moralna izolacy w ich ślady, Jürgen Ha- cja Niemiec, podtrzymywana bermas). Zwłaszcza szeroka przez antyniemiecką mistykę, potężnie pomogła sukcewymiana młodzieży szkol- som hitlerowskiej propagannej przyczyni się do rewizji dy. Zresztą pan Maurras na zakorzenionych stereotypów. próżno się zarzeka cytując Niemiec, Daniel Cohn-Ben- siebie samego, jego przeciętdit stanie się jednym z bo- ny czytelnik, wierząc w rasę haterów francuskiej rewolty przeklętą, wierzy równocześstudenckiej z Maja 1968… nie w rasę wybraną, łacińską rasę z pieśni Mistrala. Ta walZagarnięte po wojnie 1870/71 ka mitów bardzo jest interesuAlzacja i Lotaryngia prze- jąca. […] Jednym słowem, restały być kamieniem niezgo- aliści powiadają, że wykorzydy, Alzatczycy, także niemie- stują mity, gdy tymczasem to ckojęzyczni, zwykle podkre- mity posługują się realistami. ślali francuski patriotyzm, Czyż nie zabawne?” polityczną przynależność Georges Bernanos, Nous do Republiki – Marsylian- autres Français [pisane w 1938, publikowane w grudniu 1939], ka – powstaje w Strasburgu wg Bernanos, Essais et écrits nie całkiem przypadkowo. de combat, t.I, Pléiade, GalliDzisiaj jednak znajomość mard, 1971, s. 712/13. 71 niemieckiego u Alzatczyków może jeszcze owocniej przyczyniać się do współpracy między oboma krajami. Na rzecz zbliżenia pracuje dwujęzyczny, liberalno -lewicowy telewizyjny kanał Arte. W Saarbrucken powstał dwujęzyczny, francusko-niemiecki uniwersytet. Nie zapominajmy, przy tym, że nauka niemiecka od XIX wieku, od filologów jak Meyer-Lübke, jak Wartburg, wniosła ogromny – większy niż jakakolwiek inna poza Francją – wkład do studiów nad literaturą francuską, językiem, kulturą. Takie nazwiska jak Leo Spitzer, Karl Vossler, Ernst Robert Curtius, Friederich Sieburg, Hans Robert Jauss, Wolf Lepenies, trudno wykreślić, jeśli chcemy zobaczyć ojczyznę De Gaulle’a z zewnątrz, oczami pilnych i często życzliwych obserwatorów z za Renu. *** W 1915, pierwszym roku wojny, głośny socjolog niemiecki Georg Simmel zastanawiał się nad skutkami, jakie przyniesie: „Czy wojna ta jest proksyzmem, jedną z tych gorączek, co czasem jak epidemie biegną wśród ludów, jak średniowieczny flagellantyzm [biczownictwo], i z których ludy budzą się nagle, rozbite, nie pojmując, jak takie szaleństwa w ogóle były możliwe? A może to właśnie kolosalne przekopywanie i przeorywanie europejskiej gleby, aby wydała z siebie rozwój i wartości, o których dziś nie mamy pojęcia?”14 14 72 Georg Simmel, Die Idee Europas, „Berliner Tageblatt”, 7 Marz 1915, Morgen-Ausgabe, 2.Beiblatt – wg http://socio.ch/sim/ide15. htm. Mądrzejsi o doświadczenie komunizmu i hitleryzmu, które wyrosły z owego przekopywania i przeorywania na frontach 1914-1918, mniej optymistycznie oceniamy skutki tamtych wydarzeń. Wolf Lepenies sądzi, że wojny kultur (Kulturkriege) zawsze stanowiły jądro francusko niemieckich sporów. „Gdy tylko w działaniach militarnych między Niemcami i Francją któryś z tych krajów ponosił klęskę na polu bitwy, polityka kulturalna zmieniała się w teren, gdzie planowano przyszły odwet. Mobilizacja ducha przygotowywała zbrojenia i towarzyszyła im. Kiedy Prusy zostały pokonane przez Napoleona, Fryderyk Wilhelm III rzuca hasła – odtąd naród powinien nadrobić straty wojenne siłą ducha. Co poskutkuje założeniem humboldtowskiego uniwersytetu. W 1870/71 Niemcy – Nietzsche jest wyjątkiem – uznają zwycięstwo militarne za tryumf [własnej] kultury, Francuzi zaś odczują klęskę jako pohańbienie. We Francji patrzono z zazdrością – przejmując niemiecki «mit» – na alians żołnierza i nauczyciela, który zdecydował o [niemieckim] zwycięstwie pod Sedanem. W tym zwycięstwie nie było nic zaskakującego, wynikło ze współdziałania polityki i kultury. Niemieccy żołnierze zwyciężyli, gdyż byli zarówno karni jak i wykształceni. Dla Paula Valéry’ego na wschód od Renu dyscyplina stanowiła najskuteczniejszą broń i w wojnie i w sferze kultury, niemieccy profesorowie działali równie systematycznie jak niemiecka generalicja. Dlatego Francja posyłać będzie, w ramach duchowej mobilizacji i z zamiarem odzyskania Alzacji i Lotaryngii najlepszych młodych uczonych do Lipska i Berlina. Mają oni na tamtejszych uniwersytetach uczyć się od przeciwnika i przygotowywać militarny 73 rewanż. Gdy wybuchnie pierwsza wojna światowa, niemieccy intelektualiści porównują ogólną mobilizację, witaną z entuzjazmem przez ludność z masowym poborem francuskich wojsk Rewolucji; Friederich Meinecke jeszcze w 1946 powie o «porywie sierpnia 1914». «Idee 1914» zastąpią «idee 1789». Uczeni I artyści oświadczają uroczyście, że wypowiadają wojnę kultur, w niej chcą walczyć za Goethego, Kanta i Beethovena. I znów dochodzi do niemiecko-francuskiego sporu o uniwersalizm. […] Niemiecko-francuskie wojny kultur toczono z tym większą zaciekłością, że między oboma krajami istniało nie tylko wzajemne silne przyciąganie, lecz także sporo wzajemnego podziwu. Fryderyk Wielki wolał mówić po francusku i chętnie widziałby Voltaire’a w Poczdamie jako swojego ministra sztuki i kultury. Do zbliżenia niemiecko-francuskiego nikt nie przyczynił się więcej niż Pani de Staël […] Niemcy i Francja związane były moralną więzią; były bliźniaczymi narodami, od ich wspólnego losu zależała przyszłość Europy. W przededniu pierwszej wojny światowej Romain Rolland, w powieści JeanChristophe, wraca do punktu widzenia Pani de Staël: Francja i Niemcy to dwa skrzydła Zachodu, kto zrani jedno, przeszkadza w locie drugiemu.”15 W Zjednoczonej Europie myśl o powtórzeniu szaleństw sprzed lat wydaje się dziś nieprawdopodobieństwem. Co zawdzięczamy wyciągnięciu wniosków z traumy tamtych wojen. Chrześcijańscy demokraci, Robert Schuman, de Gasperi, Adenauer, ale także intelektualiści, Denis de Rougemont, Jean Monnet, poprzedzani przez wyśmiewanych marzycieli różnej 15 74 Wolf Lepenies, Kultur und Politik, Deutsche Geschichten, Carl Hanser Verlag, München Wien 2006, 213/15. narodowości od końca XVI do początków XX wieku (Sully, Abbé de Saint Pierre, Kant, Coudenhove-Calergi, politycy jak Stresemann, Briand), umieli zbudować fundament pod wspólny europejski dom w oparciu o chrześcijaństwo, pogodzone z wkładem oświecenia – prawami człowieka. Czy ta budowla przetrwa we władaniu bankierów? Francja – Anglosasi Prawa do wolności po angielsku – Anglia jako wzór dla Francuzów? Anglia w pewnej mierze wyrosła z żebra Francji. Po kolejnych inwazjach na Wyspy Brytyjskie – Celtów w V wieku przed Chr., Rzymian ok. I w. przed Chr., pół tysiąca lat później plemion germańskich (Anglosaksonowie), w XI wieku dzisiejszą Anglię (lecz nie Szkocję) podbijają francuskojęzyczni Normanowie (wikingowie). Ci najpierw najechali północną Francję – Normandię – na początku IX wieku, w ciągu kilku pokoleń przejmując język i wiarę podbitych. Już jako francuskojęzyczni zdobywcy pokonują miejscowego władcę w bitwie pod Hastings (1066) i reorganizują na wzór francuski królestwo angielskie, nie rezygnując jednak z licznych posiadłości we Francji (Normandia, Anjou, Akwitania). Kultura francuska (i mowa) na dworze angielskim przetrwa do połowy XIV wieku, angielski do dziś nosi mnóstwo śladów języka sąsiadów zza Kanału. Definitywne rozdzielenie 77 obu krajów dokona się dopiero w ciągu długotrwałych bojów, w wojnie stuletniej od połowy XIV do lat siedemdziesiątych XV wieku. Rozwój Anglii i Francji potoczy się jednak innymi drogami. Anglicy okażą się szybsi, skuteczniejsi w wyścigu modernizacyjnym. Nowoczesny parlamentaryzm, podstawowe wolności jednostki (Magna Carta Libertatum z 1215, habeas corpus z 1679), właśnie anglosaskim (angielskim i później amerykańskim) doświadczeniom zawdzięczają więcej niż francuskim. Anglia, która po Glorious Revolution 1688/89 przyspiesza procesy modernizacji, wywoływała zainteresowanie wielu Francuzów. Francja bowiem, wyraźnie odstaje od angielskiej, europejskiej czołówki, gospodarczo zrujnowana bezsensownymi wojnami Ludwika XIV, toczonymi „dla chwały dynastii”, co w Przygodach Telemacha (1699), a również w słynnym liście do Pani Maintenon, morganatycznej żony króla, ośmielił się dość otwarcie skrytykować biskup Fénélon. Na tle skostnienia stosunków francuskich gwałtowny rozwój sąsiada zza Kanału – gdzie król był władny czynić dobrze, za to miał skrępowane ręce (przez parlament), gdy chciał popełniać błędy, jak to w latach trzydziestych osiemnastego wieku powie Voltaire – budził podziw zarówno Montesquieu jak i przede wszystkim samego autora Lettres philosophiques [Listy filozoficzne 1734]. Voltaire bowiem, w refleksjach na temat tolerancji i swobód, jakimi w monarchii brytyjskiej cieszą się nie tylko wysoko urodzeni, ale i plebejusze, stawia rodakom za wzór ustrój zgoła odmienny od francuskiego absolutyzmu, opartego na samowoli władcy oraz przywilejach 78 stanowych, niezgodnych z postulatami oświeconego rozumu. Brytyjski XX wieczny historyk tak opisuje rozbieżność dróg obu krajów: „Angielska wolność, zakorzeniona w specyfice wyspiarskiej, wymagała, aby dojrzeć i wyrosnąć, pewnego okresu odosobnienia od europejskich wpływów i niebezpieczeństw. […] Elżbieta [królowa] i Drake [pokonał hiszpańską, niezwyciężoną armadę] umożliwili tę izolację. Okoliczności zewnętrzne, głównie [absorbująca kontynent] wojna trzydziestoletnia, pozwoliły Anglii pod osłoną jej floty, uporządkować domowe kłopoty bez przeszkód ze strony interweniujących sąsiadów. Dopiero gdy lata wewnętrznego rozwoju doprowadziły do rozwiązań z 1688/89 nowa parlamentarna Anglia, oparta na wolności religijnej i politycznej, była w stanie pod rządami Williama III i dowództwem Marlborougha sprostać wyzwaniu ze strony kontynentalnej autokracji uosobionej w postaci uwielbianego powszechnie Ludwika XIV, Wielkiego Monarchy Francji. Wojna ta uwolniła Europę od francuskiego panowania i ustanowiła flotę angielską niekwestionowaną panią wszystkich mórz świata. Wojny przeciw Ludwikowi mogłyby być uznane za sąd Boży w boju, który wykazał wyższą skuteczność wolnej wspólnoty nad państwem despotycznym. Wynik zdumiał wielce i wywarł ogromne wrażenie w świecie, który dotychczas wyznawał całkiem odmienną teorię władzy. Sądzono powszechnie, że to despotyzm posiadł sekret skuteczności, że wolność jest luksusem, na który pozwolić sobie mogą małe wspólnoty jak szwajcarskie kantony, czy Siedem Prowincji holenderskich – a potęga Holandii po krótkim okresie chwały, zaczynała blednąć w obliczu wzrastającej potęgi francuskiego króla. Zwycięstwo parlamentarnej Anglii nad despotyczną Francją było to coś nowego, 79 o ogromnym znaczeniu; fakt ten wywołał ruch umysłowy za granicą przeciw despotyzmowi w Kościele i w państwie, ruch, który naznaczył cały wiek XVIII, począwszy od Montesquieu. Brytyjska flota i Marlborough, bitwa pod La Hogue i Blenheim [klęska Francuzów w 1704], przyniosły Locke’owi i innym angielskim filozofom sławę na kontynencie, sławę, którą filozofia ta rzadko cieszyła się ze względu na siebie samą. Angielskie urządzenia po raz pierwszy uznano za przykład dla świata, choć wciąż pozostawały nieco tajemnicze i mało zrozumiałe.”16 W latach siedemdziesiątych osiemnastego wieku walka kolonii amerykańskich z samowolą królewską, walka, prowadząca do powstania Stanów Zjednoczonych spotka się z gorącą sympatią we Francji. U boku Washingtona (jak Kościuszko, jak Pułaski) wojuje z tyranią zamorskich rządów Londynu, młody La Fayette, późniejszy uczestnik zarówno pierwszej (1789) jak i – na starość – drugiej (1830) Rewolucji francuskiej. Benjamin Franklin, inny bohater wojny o niepodległość Stanów, odbywa, na krótko przed 1789, tryumfalną podróż do Francji, by negocjować pomoc dla nowego państwa, powstałego za oceanem w oparciu zarówno o etos purytański jak i idee oświecenia. Zaś Tom Paine, sprzyjający Amerykanom, angielski publicysta oświeceniowy, też powitany zostanie entuzjastycznie w Paryżu i zaproszony do udziału w Konwencie (1792), wraz z innymi przedstawicielami postępowej ludzkości. Tak zatem obok angielskiego parlamentaryzmu, nowo tworzona, wolna demokracja 16 80 George Macauley Trevelyan, A Shortened History of England, 1985, s. 271/72. amerykańska jeszcze żywiej przyciąga Francuzów, gotujących się do rewolucyjnego skoku. W XIX wieku, już po Rewolucji lipcowej (1830) Tocqueville przywiezie z podróży do Stanów głębokie studium (De la démocratie en Amérique), o rozwijającej się pomyślnie, choć nie bez potknięć, demokracji amerykańskiej, tej zapowiedzi egalitarnego społeczeństwa masowego niedalekiej przyszłości. Krytyka rewolucji (Burke) – wojna z Napoleonem – ocieplenie wzajemnych stosunków w XX wieku Wszakże, już po wybuchu Rewolucji 1789, opinia publiczna w Anglii wyraźnie się podzieli. Obok entuzjastów, jak Paine, jak pierwsza feministka, Mary Wollstonecraft-Godwin (matka Mary Shelley, autorki Frankensteina, a żony Shelley’a), chęć budowania od zera doskonałego ustroju spotka się nad Tamizą z krytyką. Wyrazem tej krytyki będzie manifest myśli konserwatywnoliberalnej, dzieło Edmunda Burke, który Refleksjami nad Rewolucją Francuską (Reflections on the French Revolution 1790) oblewa zimną wodą zamiar oparcia systemu politycznego, nie na doświadczeniu i mądrości wieków, ale na oderwanych od praktyki pomysłach indywidualnego rozumu. Anglia, kierowana przez wytrawnego polityka, Williama Pitta młodszego, stanie się nieubłaganym wrogiem Wielkiego Narodu Francuskiego (La Grande Nation), który pod pretekstem szerzenia idei wolnościowych, 81 zmierza w istocie do hegemonii w Europie. Albion stanie się też najgroźniejszym przeciwnikiem Napoleona, kontynuującego jeszcze wyraźniej hegemonialne, imperialne plany. Aby złamać przeciwnika, Cesarz zorganizuje blokadę kontynentalną – bezskuteczną próbę handlowej izolacji wyspiarzy. Po upadku Napoleona i powrocie Burbonów, po ustaleniach Kongresu Wiedeńskiego, na którym przedstawiciel Anglii, Castlereagh odgrywa ważną rolę współtworząc europejską równowagę mocarstw, ustają główne powody napięć między oboma krajami. Zwłaszcza, że Anglia angażuje się w pozaeuropejską ekspansję kolonialną. Zwracają jednak uwagę burzliwe przemiany polityczne w niestabilnej Francji, gdzie reżymy polityczne oscylują między parlamentaryzmem i bonapartyzmem (autorytarne rządy Napoleona III), podczas gdy u północnego sąsiada, za panowania (1837-1901) królowej Wiktorii, zresztą przyjaznej Francuzom, toczy się bez rewolucyjnych wstrząsów i politycznej huśtawki przyspieszony proces uprzemysłowienia i modernizacji. Czy dlatego Francuzi zarzucać będą Anglikom zmaterializowanie, lekceważenie imponderabiliów (Michelet, Victor Hugo), choć jednocześnie dostrzegają ich realne osiągnięcia, przeciwstawiane zgubnym, utopijnym wizjom jakobinów (Taine)? Natomiast niektórzy Anglicy podkreślają własny zmysł praktyczny, utylitarny, ale jednocześnie (np. Matthew Arnold) podziwiają francuskie poszukiwania bezinteresownej prawdy, poszukiwania zgodnych z wymaganiami rozumu, rozwiązań, nawet jeśli te nie prowadzą do konkretnych korzyści. Inaczej mówiąc, pragmatyzm jednych przeciwstawiałby się bezinteresownemu racjonalizmowi drugich? 82 Literatura angielska jest dość wysoko ceniona we Francji. XVIII wiek odkrywa Shakespeare’a, który nauczy romantyków francuskich jak się uwolnić od kajdan poetyki klasycznej (Stendhal, Racine et Shakespeare, 1823/25), Shakespearem zachwyca się też Victor Hugo. Realistyczna powieść angielska również wzbudzi zainteresowanie: Dickens, George Eliot. Wzbudzi zwłaszcza ciepłem w przedstawianiu postaci (zdaniem Eugene’a Melchiora de Vogüé), tak odbiegającym od flaubertowskiego chłodu i od brutalizmów Zoli. Dickens zresztą napisze historyczną powieść o Paryżu i Londynie w czasach Rewolucji i Terroru (Tale of the two Cities) XX wiek nie przyniesie pogorszenia wzajemnych stosunków, mimo rywalizacji w Afryce (Fachoda 1898). W obu wojnach światowych Francja znajdzie wsparcie Anglii i Ameryki. Angielscy żołnierze będą umierać za Francję na froncie i w 1914-18 i w 1940. Gdy Pétain podda się Hitlerowi w czerwcu 1940, Charles de Gaulle uratuje honor kraju tworząc w Londynie siły zbrojne Wolnej Francji oraz inspirując antyniemieckie podziemie. Anglia w przeciwieństwie do Francji przeżywającej, co pokolenie polityczny wstrząs, od Gloriuos Revolution w 1688/89 cieszy się godną podziwu stabilnością instytucjonalną, jej emblematem będzie nieco już teatralna dzisiaj monarchia. Angielska flegma polityczna ma przecież także swój wyraz w życiu umysłowym i literackim. Brytyjski intelektualista zna swoje raczej skromne miejsce w społeczności, czym różni się od francuskiego kolegi. Ten ostatni bowiem odznacza się niespokojną, hiperkrytyczną nadwrażliwością, chętnie wtrąca się do 83 rzeczy, na których się nie zna (tak definiował intelektualistę Jean Paul Sartre: il se mêle de ce qui ne le regarde pas). Raymond Aron pisał: „Wielka Brytania jest zapewne tym krajem Zachodu, który traktuje swoich intelektualistów najrozsądniej. Jak powiadał D.W. Brogan, pisząc o Alainie [duchowy mistrz niezależnych, frondujących elit we Francji], We British don’t take our intellectuals so seriousously, my Brytyjczycy, nie bierzemy naszych intelektualistów tak bardzo serio. Dzięki temu udaje się im [Brytyjczykom] uniknąć wojującego antyintelektualizmu, ku czemu nieraz zmierza amerykański pragmatyzm, zaś podziw, jakim we Francji otacza się bez różnicy i powieści i opinie polityczne pisarzy, budzi w tych ostatnich nadmierne poczucie własnej ważności, popychając ich do skrajnych poglądów i pisania artykułów zaprawionych witriolem. […] Lewicowy intelektualista [brytyjski] odda należne doskonałościom systemu brytyjskiego, uzna prawowitość komunizmu we Francji, we Włoszech czy w Chinach, aby w rezultacie okazać się równie dobrym patriotą co internacjonalistą. Francuz też marzy o takim pojednaniu, ale chciałby przyciągnąć wszystkich nie-Francuzów do Francji. Anglik tymczasem myśli raczej, że nikt z poza szczęśliwych wysp [brytyjskich] nie jest w pełni godzien grać w krykieta i toczyć parlamentarne debaty.”17 O różnicach kulturowo-obyczajowych (brytyjska flegma i rezerwa, a zarazem szacunek dla cudzej prywatności), tak pisze Andre Maurois: 17 84 Raymond Aron, L’Opium des intellectuels, Calman-Lévy 1955, s. 258/59. „Dopóki nie poczujesz mocnego gruntu pod nogami mało się odzywaj. We Francji to nieuprzejmie pozwolić, żeby rozmowa zamarła, w Anglii to ryzykowne podtrzymywać ją bez powodu. Nikt ci tutaj nie weźmie za złe, że siedzisz cicho. Jeśli przez trzy lata nie otworzysz ust, pomyślą: «ten Francuz to miły i spokojny chłopak». Nie przechwalaj się. Anglik powie ci, mam mały domek na wsi; kiedy cię zaprosi zobaczysz, że ten mały domek to pałac o trzystu pokojach. Jeśli jesteś mistrzem świata w tenisie, mów: «no tak, gram nie najgorzej». Jeśli sześciometrowym jachcikiem przemierzyłeś Atlantyk, powiadaj, «czasem sobie trochę popływam». Jeśli piszesz książki, nic nie mów. Z czasem odkryją sami tę godną pożałowania, choć nieszkodliwą słabość; powiedzą ci ze śmiechem: «no, no, dowiedziałem się sporo na twój temat», i będą z ciebie zadowoleni. Jeśli cię skrzywdzą (bo bywają niesprawiedliwi), nie wahaj się i wyrąb prosto w oczy, o co chodzi. Są spore szanse, że uznają twoje racje. Gdyż zależy im, żeby nie stracić partnera do gry. Złota reguła: nie zadawaj pytań. W czasie wojny pół roku mieszkałem w jednym namiocie z Anglikiem, myliśmy się w tej samej miednicy, ale nigdy nie spytał, czy jestem żonaty, co robiłem przed wojną, co za książki teraz czytam. Jeśli już musisz opowiadać o swoich sprawach, wysłuchają cię z grzeczną obojętnością. Powstrzymaj się od zwierzeń na temat osób trzecich. Plotki krążą tutaj tak jak wszędzie, ale bywają one i rzadsze i ważą znacznie więcej. Tu nie ma strefy pośredniej między milczeniem i skandalem. Wybierz milczenie.”18 18 Andre Maurois, Conseils a un jeune Francais partant pour l’Angleterre (1938). 85 Ameryka i francuskie kompleksy Jan-Werner Müller pisze „[…] o powstającym w Ameryce antyeuropeizmie, który wszakże kieruje się w pierwszym rzędzie przeciw Francji, co zarazem tłumaczy się tym, że republikańska Francja mimo ciągłej utraty wpływów na świecie, wciąż chciałaby głosić zasady moralnego i politycznego uniwersalizmu, konkurujące z modelem Stanów Zjednoczonych. A zatem nie tylko zderzają się sprzeczne interesy, ale całkiem na odwrót paradoksalnie – za Freudem – drobne różnice w pojmowaniu podobnych uniwersalnych wartości w niektórych przypadkach najboleśniej urażają narodowy narcyzm.” Wg „Neue Züricher Zeitung”, 14.6.2004. Dwudziestowieczny Paryż będzie stolicą międzynarodowej sztuki nowoczesnej. Tuż po pierwszej wojnie zjeżdżają tam liczni pisarze angloamerykańscy, z tzw. straconego pokolenia (lost generation): Gertrude Stein, Hemingway, Dos Passos, Fitzgerald. Uciekając z pragmatycznego, zmaterializowanego, zubożonego duchowo, jak sądzą, świata Stanów, w permisywnej atmosferze wielkomiejskich bulwarów paryskich próbują znaleźć swobodę większą niż w postpurytańskim i zarazem dorobkiewiczowskim klimacie własnej ojczyzny? Kilkanaście lat później we Francji osiądzie Irlandczyk, Samuel Beckett (Nobel 1969), piszący zresztą w obu językach pełne udręki i metafizycznych poszukiwań sztuki teatralne i powieści. W obu wojnach światowych Francuzi, Anglosasi – Brytyjczycy i Amerykanie – są, jak wiemy, politycznymi i militarnymi aliantami w antyniemieckiej 86 koalicji. Ale nie jest to przymierze pozbawione zgrzytów. Zwłaszcza de Gaulle okazuje się trudnym partnerem, rozgraniczanie sfer wpływów w trzecim świecie z okazji rozmontowania francuskiego imperium kolonialnego nieraz powodują tarcia. Najważniejsza okaże się chyba jednak sprawa prestiżu. Nie łatwo przyjąć do wiadomości, że ojczyzna Kartezjusza, Wielkiej Rewolucji i Napoleona ustępuje Anglosasom, a więc nowobogackiej Ameryce nie tylko, jeśli idzie o rolę polityczną, ale i o prymat cywilizacyjny. Porażka na tym ostatnim polu będzie szczególnie bolesna. Francuskie elity kulturalne reagują urazowo na sukcesy amerykańskie w nauce, w mediach, w sztuce masowej (film hollywoodzki). Jakże doskwiera upadek francuszczyzny jako języka międzynarodowego, „kongresowego”, przegrywającego na wszystkich frontach z mową Shakespeare’a i Harrego Pottera. Współczesny amerykański neokonserwatysta, mówiąc o Putinie, z tej okazji łatkę przypnie i dumnej Francji de Gaulle’a: „Stany Zjednoczone są jedynym supermocarstwem, które ostało się po zakończeniu zimnej wojny. To, co wyczynia Putin, nazywam sztuczką w stylu de Gaulle’a, polegającą na próbie maksymalnego wzmocnienia pozycji kraju [sc. teraz Rosji, jak kiedyś Francji], który utracił większość swojej realnej potęgi. […] Europa Zachodnia podróżuje na gapę amerykańskim pociągiem wojskowym.”19 19 Norman Podhoretz, „Europa, tygodnik idei” 3.2.2007. 87 Zamiast mitu antyniemieckiego – mit antyamerykański? Dlatego, już po drugiej wojnie światowej, ostra antyamerykańskość wpisze się na stałe do repertuaru francuskich mitów. Zastępując „dyżurny” – od wojny 1870/71 do lat pięćdziesiątych XX wieku, do czasu pojednania de Gaulle – Adenauer, mit antyniemiecki. Mit, gdzie Francja pełniła misję strażniczki łacińskiego Zachodu (jak czytamy w Défense de l’Occident, Henri Massisa, z 1929) w obliczu barbarzyńców – germańskich, jak powiadano, Hunów. Teraz za to powołaniem Francji, kraju uosabiającego najwyższe osiągnięcia kultury ogólnoludzkiej, ojczyzny łacińskiego uniwersalizmu i oświeceniowej Rozumności, będzie bronić Zachodu przed wulgarnością nieokrzesanych choć supernowoczesnych dorobkiewiczów-Yankesów. Amerykę, opisywał kiedyś z zachwytem Chateaubriand jako kontynent dziewiczej, pierwotnej przyrody, później studiował z sympatią, ale i krytyczną przenikliwością Tocqueville (1835-40) widząc u Amerykanów przykłady nowoczesnej demokracji – z jej zaletami ale i wynaturzeniami: prostactwem, konformizmem. Już po Pierwszej Wojnie, a zwłaszcza po Drugiej, gdy Paryż zaleją dziesiątki tysięcy, najpierw wracających z frontu amerykańskich żołnierzy, a potem turystów, Ameryka ujawni ambiwalentne oblicze. Dla wielu Francuzów, jak głośny powieściopisarz, Georges Duhamel, będzie to oblicze kraju zdewastowanego przez głęboko skomercjalizowaną kulturę masową, co więcej kraju, pozbawionego 88 elit intelektualnych w pełnym tego słowa znaczeniu. Mimo znakomitych uniwersytetów, – gdzie jednak wykładają często europejscy profesorowie. Warto dodać, że robią tam światową karierę liczni Francuzi, jak dekonstrukcjonista Derrida. Nad Sekwaną, natomiast, wypchane dolarami portfele otwierają dostęp amerykańskim turystom do uciech wielkiego miasta, od wyrafinowanych do najwulgarniejszych. Wielu narzeka też, że Ameryka wmusza Francuzom własne gusta, także kulinarne i, co więcej, własne produkty kultury masowej: comic strips [komiksy], holywoodzkie komedie filmowe i westerny, coca colę, hamburgery, w sumie to, co dzisiaj określamy jako macdonaldyzację kultury: „Oto już wasze mity wlewają się do Francji. Spotykam znowu tych starych znajomych, na naszych ekranach, na wystawach naszych księgarń, w kioskach z gazetami, nawet w oficjalnych przemówieniach. Rozpoznaję znowu te narzędzia, już zużyte, nie zadano sobie nawet trudu, aby je przemalować: filmy, best-sellery, ilustrowane magazyny, digesty, historyjki rysunkowe [histoires en dessins – komiksy], kolorowe zdjęcia pinup girls. Niech więc żyje wielka demokracja amerykańska! Niech żyje amerykański raj w technikolorze!”20 20 Vladimir Pozner, Lettre à un ami américain, „Les Lettres Françaises [organ związany z Partią Komunistyczną], 29 kwietnia 1948. Wg Michel Winock, L’antiamericanisme français, w: Nationalisme, antisemitisme et fascisme en France, Seuil 1990, s. 67. 89 Amerykańska tężyzna i francuskie wyrafinowanie Historia kolonizacji amerykańskiego kontynentu, gdy osadnicy ruszali w puszczę, by dosłownie wyrąbywać toporem swoje siedziby w dziewiczych lasach, tłumaczy małe wyrafinowanie, jeśli nie prostactwo amerykańskich obyczajów. W prymitywnych warunkach trudno było oczekiwać szczególnej subtelności stosunków międzyludzkich. W zetknięciu z Ameryką pionierów dość zatem łatwo Europejczykowi (Francuzowi) utwierdzić się w kompleksie wyższości. Ale boleśniejsze będzie zderzenie z amerykańską nowoczesnością, z osiągnięciami technologii we wszystkich zakresach. Tu konkurencja okazywała się miażdżąca i wyższość Ameryki niepodważalna. Już w pierwszej połowie XIX wieku ekonomista francuski, Michel Chevalier, zwraca uwagę (w „Journal des Débats” i potem w Lettres sur l’Amérique du Nord 1836) na amerykańską aktywność, praktyczność i wynalazczość, przeciwstawioną francuskiej predylekcji do upolitycznionego teoretyzowania i oderwanej od życia literackości: „[Amerykanin] jest z natury mechanikiem; u nas każdy uczeń pisze wodewile, ballady, republikańskie albo monarchiczne konstytucje; w Massachusetts i w Connecticut nie znajdziesz robotnika, co by nie wymyślił nowej maszyny albo narzędzia. Każdy poważniejszy jegomość ma swój pomysł na kolej żelazną, nową osadę albo miasteczko, kombinuje jakiś projekt inwestycji 90 dotyczących zalanych terenów Red River, pól bawełny w Yazoo, albo upraw kukurydzy w Illinois.”21 Europejskiemu samochwalstwu pozostawałaby zatem sfera kultury, literatury, sztuki? Aczkolwiek i na tym polu Ameryka – w XIX wieku mogła poszczycić się tylko Edgarem Allanem Poe, którym zachwycał się Baudelaire, Whitmanem i Melville’m – okaże się niebezpiecznym rywalem. W XX wieku wyrastają takie oto sławy jak Henry James, Dreiser, Steinbeck, Hemingway, Ezra Pound, T.S. Eliot, Faulkner… Francuskie przecywilizowanie, bogactwo literackiej tradycji, a więc bogactwo wyrafinowanych aluzji, intertekstualnych powiązań, – ów bagaż umysłowy paryskiego literata, wyselekcjonowanego przez salonowe koterie, przez konkursy, wychowanka elitarnych szkół dla bogatej burżuazji – zderza się ze spontanicznością i bezpośredniością, z żywiołową siłą przeżycia, autentycznością bogatego, osobistego doświadczenia amerykańskich pisarzy: Whitmana, Jacka Londona, Dreisera, Faulknera, Sherwooda Andersona, Thorntona Wildera, Edgara Lee Mastersa, wreszcie Ginsburga czy Boba Dylana, Kerouaca (zresztą Kanadyjczyka). Ci swoją twórczość opierają na obserwacjach zbieranych z nizin społecznych, z marginesu przestępczego, z biografii poszukiwaczy złota w Kalifornii, traperów północy, pucybutów z Kentucky. Później brodatych hippiesów z San Francisco czy Nowego Jorku. Tym bowiem – dla Paryżan egzotycznym – materiałem, wziętym 21 Michel Chevalier, Lettres sur l’Amérique, 1836, wg George Probst, The Happy Republic, New York 1962, s. 15/16. 91 z nowojorskich slumsów, czy z życia brooklińskich murzynów, z przemysłowych chicagowskich rzeźni, z prerii midwestu czy od farmerów deep South [Południa] karmiło się pisarstwo samorodnych, amerykańskich talentów. Czerpali tematy nie z literatury, nie z tysięcy przeczytanych książek, ale z własnych przeżyć, z życia lumpów i włóczęgów, bogatego w najdziwaczniejsze perypetie, wzloty i upadki. Co w Paryżu spróbuje powtórzyć (nie slangiem jednak, lecz wyrafinowaną, akademicką stylistyką ) skandalizujący Jean Genet (Journal du voleur). A w Polsce Marek Hłasko… Antyamerykański kompleks Francuzów, czyli przeświadczenie wyższych kulturą następców Montaigne’a, Kartezjusza, Voltaire’a, Baudelaire’a, Prousta, że niżsi kulturą amerykańscy kowboje, co wymyślili cartoons, hot-dogi i Disneyland, niesłusznie wyprzedzają ojczyznę Monteskiusza na każdym polu, wydaje się proamerykańskim Polakom zaskakujące. Warto jednak ów kompleks (wyższość/niższość) zestawić z polskim urazem antyrosyjskim: oto azjatycki niedźwiedź, wyrosły pod bokiem cywilizowanej Rzeczypospolitej obojga narodów, ośmiela się pretendować do pierwszych ról na politycznym i kulturalnym (Tołstoj, Dostojewski, Czechow, Bułhakow, Sołżenicyn) teatrum świata, podczas gdy my, dziedzice europejskiej, łacińskiej kultury, zajmujemy tam raczej skromne miejsce w tylnych rzędach? Antyamerykańskość, która w czasach de Gaulle’a wyrażała się zaciekłą obroną niezależności polityczno-militarnej (wycofanie francuskich sił zbrojnych z Paktu atlantyckiego, własna bomba atomowa etc., flirty z Sowietami), żywi się także przeświadczeniem 92 o toczących się, mitycznych bojach światła i ciemności. O wspomnianej już walce wielowiekowej „kultury wysokiej”, wyrosłej na gruncie Europy zachodniej (tj. francuskiego oświecenia) z „nowoczesną”, skomercjalizowaną kulturą masową rodem z Ameryki, kulturą produkowaną industrialnie, a w konsekwencji obniżającą poziom, paraliżującą samodzielne myślenie, wulgaryzującą horyzonty odbiorców. Jak podkreśla Michel Winock, Francuzi nie lubią u Amerykanów nadciągającej oto własnej francuskiej nowoczesności. Nie lubią zagrożeń modernizacją, które drążą już od wewnątrz, wcale nie importowane z za Atlantyku, najgłębszą tkankę rodzimej Europy, zalewanej zwulgaryzowaną, skomercjalizowaną produkcją masową: Ameryka nie byłaby tedy przyczyną zła, lecz tylko ostrzeżeniem, prototypem, tego, co już nadciąga? „… ten naród, z powodu wielu swoich cech, jest mi bardziej obcy niż jakikolwiek inny. Nigdy go nie odwiedzałem… bo i po co? On zaś nie tylko nas odwiedzał. Zrobił znacznie więcej, gdyż przekształcił nas dogłębnie. Tempo naszej codzienności dostroiło się do jego tempa. Jego muzyka towarzyszy nam dzień i noc milionami płyt. Tysiące filmów, na wszystkich ekranach Paryża i prowincji narzucają nam we wszystkim jego poglądy: określony stereotyp kobiety, wymiennej gwiazdy, którą staje się każda Brigitte czy Pascale z Batignolles [dzielnica Paryża], ale nade wszystko kult, ubóstwienie techniki, wszystkich technik wynalezionych przez człowieka, i którym człowiek oddaje się w niewolę, szał szybkości, ta kołowacizna, co zaraziła wszystkie stada [baranów] Zachodu, podrygiwania, od których nikt z nas nie 93 potrafi uciec: przerost i pycha nadmiaru we wszystkim, a więc to, co zawsze było najmniej zgodne z naszą tradycją i duchem.” François Mauriac, „L’Express” 29 sierpnia 1959. Wg Michel Winock, L’antiaméricanisme français, w tegoż, Nationalisme, antisémitisme et fascisme en France, Seuil, 1990, s. 70. Ameryka, tedy, której hollywoodzką kulturę masową (uznając ją za równie pożywną, co guma do żucia!) tak bezlitośnie spiorunowali niemieccy emigranci, Horkheimer i Adorno, z daleka patronujący antyamerykańskim lewakom na całym Zachodzie, byłaby tylko zapowiedzią, prognozą naszej przyszłości, tego co nas czeka niebawem? Sowieckie korzenie antyamerykanizmu? Ale urazy Francuzów na pewno mają także mocne korzenie sowieckie. W latach zimnej wojny Francja stanowiła niezbyt pewny odcinek frontu między oboma obozami – komunistycznym i zachodnim. Wpływy marxistowskie, skrajnie lewicowe były tam bardzo mocne, zwłaszcza wśród elit intelektualnych. Propaganda sowiecka, jawna i niejawna, mogła więc liczyć na sporą skuteczność nad Sekwaną. A rozbudzanie i rozjątrzanie antyamerykańskich resentymentów jak najbardziej leżało w interesie Kremla. Takie wydarzenia jak maccartyzm, czyli antykomunistyczne czystki w Stanach Zjednoczonych, jak 94 skazanie małżeństwa Rosenbergów na karę śmierci za wydanie Sowietom tajemnicy bomby atomowej (1951/53) wywołują we Francji długotrwałe burze protestów. Innym tematem mobilizującym do gwałtownych antymerykańskich wystąpień staną się wojny w Trzecim Świecie, w Azji: wojna, popieranego przez Stany Zjednoczone Czang-kai-szeka z komunistami Mao-tse-tunga w Chinach, wojna w Korei (1950/53), wojna w Wietnamie, którą po wycofaniu się Francuzów kontynuują Amerykanie (1964-1975). Po klęsce Hitlera i Mussoliniego, amerykańskie osobistości polityczne i wojskowe, Truman, Eisenhower, MacArthur, McCarthy zajmą miejsce tamtych w politycznym legendarium lewicy francuskiej jako wcielenie zła wszelakiego. Stany Zjednoczone utożsamione będą z nową postacią faszyzmu: walka z nimi staje się podstawowym obowiązkiem patriotycznym. Imperializm Ameryki zagraża bowiem bezpośrednio niezależności politycznej i gospodarczej kraju… Plan Marshalla [plan pomocy gospodarczej po wojnie] to diabelski pomysł podporządkowania gospodarki francuskiej interesom zamorskiego kapitalizmu z Wall Street… Demonizacja USA osiąga apogeum w latach zimnej wojny, gdy starły się siły postępu i pokoju z mroczną potęgą międzynarodowego kapitału wysysającego krew z francuskich robotników, ale nie ustaje i później. Każde starcie Ameryki z Sowietami na arenie międzynarodowej, w Trzecim Świecie, prokomunistyczna, lewicowa część prasy francuskiej, – a także mistrz duchowy powojennego pokolenia Jean Paul Sartre – przestawiała jako 95 walkę amerykańskiego Mroku z lewacką Jasnością. Wyrazem nadzwyczajnego obiektywizmu było zajmowanie neutralnego stanowiska, z dystansem do obu stron. Albowiem tryumfalnemu pochodowi amerykanizacji, degradującej europejską kulturę (jej niezdobytym dotąd bastionem miałaby być właśnie Francja) – wszędzie towarzyszyłby polityczny imperializm Waszyngtonu, który gotuje światu katastrofę atomową. Sowiecka propaganda antywojenna (czytaj antyamerykańska) okazywała się niezwykle skuteczna w ojczyźnie Sartre’a (nb. autora naiwnie prosowieckiej, antyamerykańskiej, antyimperialistycznej sztuki, Niekrassov). Zdaniem mnóstwa lewicowych intelektualistów, którzy nadawali ton mediom w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku – USA, w imię interesów międzynarodowego kapitału chcą narzucić światu swoje panowanie, gdyż atakują miłujący pokój i uciskaną ludzkość Związek Radziecki, Chiny Przewodniczącego Mao, albo ludowy Wietnam Ho-Chi-Minha. Histerycznie antyamerykański dyskurs zagości na długie lata we francuskich mediach kształtując opinię publiczną. Powolny rozkład realnego socjalizmu, rozpoczynający się już od śmierci Stalina, spowoduje częściową utratę wiarygodności sowieckiego komunizmu oraz przesunięcie akcentów. Bohaterem pozytywnym kontestującej młodzieży będzie już nie Związek Radziecki, ale Kuba Fidela Castro i Legendarnego Partyzanta, Che-Guevary, albo nieortodoksyjny wobec Moskwy, chiński maoizm. Wszelako amerykański diabeł będzie wciąż straszył francuską opinie publiczną i francuskie media. 96 Niektórzy jednak lubią USA – francuscy liberałowie Niezbyt liczni sympatycy Ameryki, jak katolicki filozof tomista Jacques Maritain, który wykładał na uniwersytetach amerykańskich w latach czterdziestych XX wieku, życzliwie spoglądają na amerykańską wolność, na orientację przyszłościową oraz żywą działalność filantropijną, inni, przeciwstawiają jej nowoczesność skostnieniu sowieckiego, realnego socjalizmu, jak Jean François Revel (Ni Marx ni Jésus, la nouvelle révolution mondiale est commencée aux Etats-Unis, Laffont 1970 – Ani Marx ani Jezus, nowa rewolucja światowa rozpoczęła się w Stanach Zjednoczonych). Spróbują też przekonywać opinię, że USA to kraj wyprzedzający resztę świata także w procesie modernizacji obyczajowej. Zwłaszcza ruch amerykańskiej kontrkultury z lat sześćdziesiątych wyda się Revelowi godny zalecenia pokoleniu z Maja 1968: permisywizm, hippiesowski luz obyczajowy, wszystko to miałyby być, jego zdaniem, oznaki przełomu nowoczesności, oznaki wyzwolenia ze skostniałej obyczajowości tradycyjnej (religijnej). Kontestując cywilizację industrialną, cywilizację wysiłku i sukcesu (opartą na purytańskim etosie pracy) młodzi Amerykanie, zdaniem Revela, wskazywaliby drogę nowoczesnemu hedonizmowi, zachęcającemu do używania owoców nowoczesności przy jednoczesnym zakwestionowaniu ideowych podstaw tej nowoczesności. A więc używając owoców rajskiego drzewa kwestionowaliby korzenie. W każdym razie dla Revela Ameryka (ale Ameryka nie purytańska, Ameryka na luzie!), a nie 97 Związek Sowiecki ani Chiny – wbrew nadziejom wielu młodych lewaków, pokazuje drogę przyszłości, ona dokonuje drugiej – po francuskiej z 1789 – wielkiej rewolucji zachodniego świata, rewolucji konsumizmu. Dzisiaj, istotnie, dawna lewica, coraz częściej wyraża swoje postulaty w języku libertyńskiego permisywizmu rezygnując z rewindykacji klasowych. Neoliberalizm Valéry’ego Giscard-d’Estainga i enokratów (technokratów z Ecole nationale d’administration), podobnie jak Revel, szuka natchnienia za Oceanem, „Rewolucja XX wieku wybuchnie w Stanach Zjednoczonych. ale w przeciwieństwie do nieTylko tam może się wydarzyć. go, bardziej niż rozleniwioJuż się tam zaczęła. Nie za- nymi hippiesami z joint’em istnieje w innych częściach w ustach i zielenieniem Ameświata, jeśli najpierw nie poryki [greening of America] wiedzie się w Ameryce Północnej. Mam świadomość, przez antytechnokratycznych proekologicznych kontestatoże to, co powiedziałem może wywołać zdziwienie i niedo- rów, – interesuje się metodawierzanie we wszystkich od- mi skutecznego prowadzenia mianach lewicy europejskiej biznesu. Będzie to – już w lai w krajach trzeciego świata. tach osiemdziesiątych – epoJak to? Ojczyzna imperialika mody na yuppies, młodych, zmu, mocarstwo odpowieAmerykanów dzialne za wojnę w Wietna- drapieżnych w krawatach i garniturach. mie, naród który praktykował polowanie na czarownice za Nie na brudasów w obdarczasów, kiedy senator Joe tych dżinsach, którzy głosili McCarthy przewodniczył nową rewolucję. Komisji Działań AntyameryPo ataku Al-Kaidy na kańskich, mocarstwo korzyWorld Trade Center w 2001 stające z surowców całego pierwszym odruchem był świata będzie, lub mogłoby ogólnoświatowy wzrost symsię stać kolebką rewolucji? Tak się przyzwyczailiśmy do patii do Ameryki. Jednakże 98 wkrótce znów dają znać o sobie antyamerykańscy dysydenci. Ruch antyglobalistyczny, który widzi w neoliberalnych Stanach Zjednoczonych głównego przeciwnika, znajduje we Francji także podatny grunt dla swoich argumentów. Ameryka, powiada się, po rozkładzie Związku Sowieckiego wyrosła na jedynego hegemona i próbuje narzucić swój punkt widzenia całemu światu, jej interesy gospodarcze i polityczne nie mogą jednak stać na pierwszym miejscu kosztem reszty ludzkości. Argumenty antyglobali- myślenia, że rewolucja może stów broniących ekologii, par- wybuchnąć tylko przeciwko tykularności, decentraliza- Stanom Zjednoczonym, przycji, multikulturalizmu, praw zwyczailiśmy się by mierzyć mniejszości itp. padają na gle- postęp rewolucji zmniejszaniem się potęgi amerykańbę użyźnioną poniekąd przez skiej […]. Od czasów zimnej – wyraźnie nie tylko we Fran- wojny polityczny obraz świata cji słyszalny – dyskurs post- jest prosty, dla każdego remodernistyczny. Przeciwny wolucjonisty, każdego lewitotalitarnym jakoby ambicjom cowca, na całej powierzchni wszelkich wielkich opowieści planety. Swoją nadzieję po[méta-récits], wszelkich ca- kłada się już to w Chinach, już to w Jugosławii [pisane przed łościowych, wszechobejmują- jej rozpadem], już to na Kubie, cych teorii i praktyk, które już to w wydarzeniach w stylu dotąd cechowały arogancką francuskiego Maja 68 w Eurocywilizację Zachodu. Nowo- pie Zachodniej, już to w partyczesną, narzucaną przemocą zantce [guerilleros] z Ameryki innym, cywilizację białego Łacińskiej, już to w ogromnym człowieka. Jej ostatnim – chęt- napływie narodów opóźnionych w rozwoju, co przychonie demonizowanym – wcie- dzą zgnieść przejedzonych leniem wyda się niektórym bogaczy w ich siedzibach, neokonserwatywna Ameryka bogaczy, którzy pozwalali im ginąć z głodu. Bierze się pod George’a Busha, juniora… 99 Trudno polskimi oczami, wpatrzonymi z zachwytem w nowojorskie drapacze chmur i statuę Wolności – zresztą dar Francji w stuletnią rocznicę Rewolucji 1789 – spojrzeć obiektywnie na nadsekwańskie kompleksy. Ameryka zaczęła swoją polityczną drogę u stóp francuskiego oświecenia, ale ci, co szli tą drogą mieli w ekwipunku mocną republikańską tradycję angielskich, głęboko religijnych purytanów, ich demokracja nie atakowała chrześcijaństwa. God bless France na wzór God bless nie przeszłoby przez America uwagę wszystkie możliwości, za wyjątkiem tej że rewolucja usta wielu zalaicyzowanych może właśnie wybuchnąć do szpiku kości Francuzów. w samym łonie zhańbione- Francji, zdaniem de Gaulle’a, go kraju, w tym antyrewolunie da się wyobrazić bez cyjnym gnieździe jakim jest wielkości, niestety trzeba to Ameryka. Świat składa się z dwóch części: z jednej stro- zrobić: jest po prostu dużym, ny Ameryka, twierdza reakcji, bogatym, zbyt bogatym by a z drugiej strony reszta świa- ostro pracować, europejskim ta złożona z obozu członków krajem. Jej kultura, literaturuchu oporu przeciwko Ame- ra, sztuka przeżywa głęboki ryce, obozu rewolucyjnego kryzys. Pewnie w Ameryce ze swojej natury, do tego rzeczy nie mają się wiele ledochodzi kategoria pośrednia piej. Ale to ich, amerykańska, krajów-mieszańców będących mniej lub bardziej wspól- tak pogardzana, kowbojska nikami Ameryki […] Podstawą kultura masowa przyniosła takiego podziału świata jest Europie i jazz – twór ameoczywiście przeciwieństwo rykańskich niewolnikówmiędzy kapitalizmem a somurzynów – i muzykę pop cjalizmem. Gdy «Rewolucja» oklaskiwaną i praktykowaoznacza «postęp socjalizmu», ną entuzjastycznie na calogicznym jest wniosek, że najpotężniejszy ze wszyst- łym świecie, również przez kich krajów kapitalistycznych Francuzów (jak Boris Vian). 100 Wreszcie to Amerykanie pokonali Hitlera i Stalina. Stalina, o którym niejeden francuski lewak śpiewał hymny uwielbienia. będzie ostatnim krajem, który ustąpi przed naporem socjalizmu. Skoro imperializm jest koniecznym następstwem kapitalizmu, oczywiste jest, że Stany Zjednoczone będą ewoluować tylko wówczas, gdy zostaną do tego zmuszone z zewnątrz. Inne narody są być może mniej błyskotliwe w dziedzinie ekonomii i technologii, bo są mniej łupieskie, ale mogą się pocieszać, że mają monopol na rewolucję. Duch rewolucyjny i antyamerykanizm są identyczne, i wpływ amerykański jest zawsze konsekwencją imperializmu, co dostarcza klucza-wytrychu do oceny każdej sytuacji na powierzchni globu. Z drugiej strony dla spójności tego systemu, trzeba przyjąć za pewnik, że nie może być żadnej rewolucji wewnątrz Stanów Zjednoczonych. Albo nawet, mówiąc dokładniej, może się tam wydarzać tylko ciągłe i zawzięte wzmacnianie reakcji. Teza ta prowadzi do wykazania, że w Ameryce istnieje reżym policyjny, który, nawet jeśli przyznaje kilka pozornych swobód, czyni to tylko w tej mierze w jakiej niewidzialna manipulacja opinią publiczną za pomocą mass mediów, ułatwiona zresztą przez ustawiczny konformizm obywateli, wystarcza z grubsza do zapewnienia porządku. Głównym celem nie jest tutaj przypomnienie tego znanego rozumowania, ale zbadanie dlaczego jest jeszcze dotąd kluczem do tylu postaw politycznych, dlaczego akceptuje się wypływające z niego wnioski, podczas gdy każdy z elementów tego rozumowania był wiele razy obalany, krytykowany, lub przynajmniej przyjmowany z wieloma zastrzeżeniami przez te same osoby, które z niego korzystają. Jak to możliwe, że to co w szczegółach jest fałszywe, może pozostać prawdziwe lub być uznawane za prawdziwe w całości? Rzeczywiście, Związek Sowiecki przestał zupełnie w ciągu ostatnich dwudziestu lat funkcjonować jako centrum inicjatyw rewolucyjnych […]. Chiny maoistyczne służą jako wzór dla niektórych zachodnich lewaków tylko w retoryce […]. «Socjalistyczne» narody trzeciego świata, na przykład Algieria, Egipt, Nigeria, Kongo-Brazzaville, Syria, z socjalizmem wspólną mają tylko nazwę: nawet jeśli weźmiemy pod 101 uwagę przeszkody, które muszą pokonywać, trzeba nazbyt często stwierdzić, że chodzi tu najczęściej o oligarchie, i już najczęściej, po pewnym czasie, nie wiemy, czy dyktatury te usprawiedliwiają się nakazami «budowania socjalizmu» i «walką z imperializmem», czy też muszą ukrywać swe porażki i zmuszać ludność do «zaakceptowania» obniżającego się ciągle poziomu życia. Czy chodzi w tych krajach o pierwsze kroki na drodze ku socjalizmowi, czy też o nacjonalizmy wykorzystywane przez nowych feudałów i sterowane przez ZSRR lub Chiny w imię socjalizmu? Jakakolwiek byłaby na te pytania odpowiedź, jedno przynajmniej jest pewne, trzeba się nad nimi zastanowić bardzo poważnie. W żadnym razie nie pozwalają one na stwierdzenie, że wszystkie młode «socjalistyczne» narody trzeciego świata i te które kroczą ich śladem, stanowią śmietankę rewolucji. Zresztą pojęcie socjalizmu stało się tak niejasne, tak podległe dyskusjom polemicznym czy doktrynalnym, a politycy i teoretycy, którzy ogłaszają się za zwolenników socjalizmu, znają się tak niewiele na jego prawdziwej zawartości, że tutaj także niezręcznie jest zajmować stanowisko całkowicie za jednym czy drugim terminem alternatywy kapitalizm-socjalizm, tak jakby każdy odpowiadał jasnej i pozbawionej dwuznaczności rzeczywistości. Ideologiczne wściekłe i siejące zamęt wokół «socjalizmu po szwedzku» ataki na socjalizm, który nie miałby moralnego prawa uczynić Szwedów bardziej dostatnimi, wykształconymi, równiejszymi, niż są Czesi, czy Polacy, pod pozorem że nie chodzi tam o czysty socjalizm ale o kapitalizm pod socjalistycznym zarządem, te utarczki stylistyczne obrazują wystarczająco złożoność sporu niekiedy niemal platonicznego, i w każdym razie niemożność, by brać dosłownie opozycję między dwoma systemami produkcji, jednym godnym pochwały, drugim godnym potępienia, aby głosić że działalność rewolucyjna polega na bezwzględnym popieraniu wszystkimi środkami «obozu socjalistycznego» przeciwko temu drugiemu. Wewnątrz tych dwóch grup analiza bez trudu wykryje już nie «formy substancjalne» zwarte i jednorodne, wymyślone przez propagandę i utrwalone przez lenistwo, ale wiele sił często sobie przeciwstawnych […]. Z drugiej strony, czy to nie uderzający fakt w ubiegłej dekadzie, że jedyne rewolucyjne fale w nowym stylu, które wstrząsnęły światem, 102 miały swój początek w Stanach Zjednoczonych? Jedyny naprawdę oryginalny współczesny wynalazek rewolucyjny, ten zespół niesłychanych zjawisk opozycyjnych czy wywrotowych, które nazywa się «kontestacją», pojawił się w Stanach Zjednoczonych. Ruchy tego rodzaju, które wstrząsnęły Europą Zachodnią i nawet Wschodnią, są imitacją lub przedłużeniem tamtych, i w każdym razie były późniejsze. To w latach 1964-1965, w Berkeley narodził się pierwszy z tych buntów studenckich, nieznanych dotychczas, które miały zdobyć bardzo szybko cały kraj, a potem Europę i trzeci świat. To nawet wydarzyło się jeszcze wcześniej, bowiem pierwsze okupacyjne strajki studenckie, pierwsze sit-in, miały miejsce od r. 1960 na uniwersytetach południa, aby zaprotestować przeciwko dyskryminacji rasowej i poprzeć działanie przeciw przemocy [non-violence] Martina Luther Kinga. Czy się rozpowszechnił przez przenoszenie czy też wybuchł równocześnie w różnych ośrodkach, w każdym razie dissent powstał i został dopracowany w Stanach Zjednoczonych (słowo które tłumaczymy jako «kontestacja»). To rewolucyjne dżudo bez poprzedników, ten nieuchwytny i wszechobecny radykalizm, ta ujmująca i błądząca rewolta sprawia, że dziś rządy są zbite z tropu, tak bardzo używanie klasycznych środków represyjnych nie umie na nią odpowiedzieć. Kontestatorzy europejscy, jedyna siła na starym kontynencie, której udało się wyprowadzić prawicę jak i lewicę, na Wschodzie jak i na Zachodzie z akademickiego odrętwienia, są uczniami kontestatorów amerykańskich. […] Trudno jeszcze powiedzieć czy ta kontestacja się powiedzie czy nie, czy będzie miała swój dalszy udział w tworzeniu nowego społeczeństwa, czy też przeciwnie ułatwi triumf autorytarnej reakcji. Może również zamknąć się w swojego rodzaju intelektualnej prostocie, i zamiast doprowadzić do prawdziwych przekształceń, zamknąć się w narcyzmie prześladowca-prześladowany, stając się ruchem marginalnym, bez większego trudu tolerowanym przez społeczeństwa industrialne. Może więc stać się albo dźwignią nowej umowy społecznej albo wieczystym schroniskiem dla studentów.” Jean-François Revel, Ni Marx ni Jésus, Paris Laffont 1970, s. 10-15, tłum. Paweł Prokop. 103 Francja – Rosja Filozofowie i Katarzyna II – Napoleon pod Moskwą Piotr I (Wielki) europeizował Rosję („Rosyją zeuropejczyć mogę” – Ustęp Dziadów) sięgając do purytańskich Niderlandów raczej niż do Paryża. Wielbicielka oświeconych filozofów, Katarzyna II zamawia u Voltaire’a dzieje panowania Piotra Wielkiego. Z czego autor Kandyda wywiązuje się bez większych skrupułów, jeśli idzie o sprawdzanie wiarygodności przysyłanych mu z Petersburga materiałów. Później na zarzuty odpowie, że syberyjskie futra znakomicie chronią przez zimnem, et je suis frileux [ja zaś łatwo marznę]… Dość gorliwie też służy Semiramidzie północy [Sémiramis du Nord] inny luminarz francuskiego oświecenia, Denis Diderot, pisząc dla carycy memoriały, jak kontrolować poddanych przy pomocy usłużnych filozofów-doradców monarchy, znacznie skuteczniejszych w tym zakresie niż instytucje kościelne i duchowieństwo. Dobra monarchini 105 z wdzięczności kupuje jego bibliotekę, pozostawiwszy mu ją w dyspozycji do końca życia. Oświecona Rosja, podobnie jak inni despoci, wystąpi przeciw Rewolucji wysyłając swoje wojska pod wodzą Suworowa na wojnę z buntownikami. Rosja stanie się też głównym, obok Anglii Pitta, przeciwnikiem Napoleona, w Moskwie zresztą spotka go początek końca. Tryumfalna wyprawa boga wojny zaczęta wczesną jesienią skończy się w listopadzie-grudniu 1812. Gubernator Moskwy spali miasto, słabo przejmując się, gdzie spędzą zimę tysiące wypędzonych mieszkańców. Ale na spalonej ziemi i Francuzi nie znajdą żadnych zapasów, aby przezimować do wiosny. Odwrót Wielkiej Armii – liczącej zrazu ponad 600 tysięcy żołnierzy – w czasie wczesnych mrozów zimy rosyjskiej zredukuje jej szeregi do 40 tysięcy wygłodniałych obdartusów tłoczących się u przeprawy przez most na Berezynie. Sam cesarz pomknie samotrzeć (prawie) do Paryża, gdzie udaje mu się zmobilizować następną armię (Metternichowi chwali się, że ma do stracenia rocznie dwieście tysięcy rekrutów) – by zaraz potem utopić ją w Bitwie Narodów pod Lipskiem 1813. Do trzech razy sztuka. Klęska pod Waterloo (18 czerwca 1815), po raczej komfortowym wygnaniu na Elbę i po zaskakującym wszystkich powrocie do Francji, by ponownie odzyskać władzę (tzw. cesarstwo stu dni, pełne liberalno-populistycznych obietnic) definitywnie zamknie jego polityczną karierę bardziej dokuczliwym internowaniem na Wyspie św. Heleny. Jest’ ostrow na tom okeanie, napisze po latach Lermontow: pourvou que ca doure [żeby to tylko trwało], martwiła się w dniach chwały przewidująco zatroskana matka korsykańskiego szczęściarza, lub jeśli kto woli pechowca: respice finem [końca patrzaj]. 106 Rosja wybawicielka czy Rosja kozacka Car Aleksander wystąpi teraz jako tryumfator, pogromca Niezwyciężonego, ale także jako naprawiacz krzywd, przywracający Europie – i Francji – ład, naruszony przez tornado Rewolucji i napoleońskich wojen. Kozacy defilując po Champs Elysés niosą Francuzom nie tylko pokój i porządek, lecz też Burbonów, prawomocną dynastię, wracającą z wygnania. Jak wspominają pamiętnikarze, ulice paryskie bieliły się od chustek, którymi tłumy powiewały, by witać Ludwika XVIII, za jego plecami stały piki zaporożców i dońców. Rosja ukaże się więc Francuzom w dwuznacznym świetle, wrogowie Rewolucji ucieszą się klęską uzurpatora, zwłaszcza, że Aleksander jawi się Zachodowi, który odetchnął po dwudziestu latach stresu, jako cywilizowany, pobożny monarcha, zdolny zapewnić pokój na kontynencie. W cieniu wytwornego cara wyrasta jednak rosyjskie (karamzinowskie) monstrum, o despotycznych tradycjach… Tymczasem niby nawrócony na hasła wolność – równość – braterstwo i na populizm wygnaniec z Wyspy św. Heleny, którego ongiś uczyli wiedzy o Rosji Polacy (memoriał Sokolnickiego o zawsze imperialnej polityce carskiej) postraszy swoich wciąż licznych sympatyków wizją Europy. Ta w przyszłości będzie albo liberalna albo kozacka. Rosyjskie imperium jako groźba zamigocze więc przed oczyma dość aktywnej antymonarchicznej, liberalnej, co znaczyło wówczas antykościelnej, bonapartystowskiej opozycji w czasach Burbonów. 107 Po klęsce powstania listopadowego, o gruntowne zaczernienie obrazu Rosji, tym razem Rosji mikołajowskiej, już nie Rosji Aleksandra, postarają się polscy emigranci. Ich propaganda okaże się bardzo skuteczna, oni też instruują wnikliwego obserwatora, markiza Astolphe’a de Custine (La Russie en 1839), co myśleć o carskim despotyzmie, azjatyckiej pogardzie dla jednostki, policyjnym terrorze rzekomego obrońcy chrześcijańskiej i monarchicznej Europy, Mikołaju I. Francuzi (Michelet, Montalembert, Victor Hugo, Louis Veuillot i dziesiątki innych) ubolewając nad losem nieszczęsnego kraju Kościuszki nie szczędzą Moskalom zasłużonych obelg. Przyrównując ich do azjatyckich dzikusów szarpiących białą suknię niewinnej Polski (Hugo: les baskirs ont marché sur ta robe royale – baszkiry depczą twą królewską suknię). Bliski Micheletowi historyk Henri Martin uzna Rosjan, jak wcześniej Seweryn Duchiński, za mieszaninę plemion tatatarskich, nie mającą wiele wspólnego z słowiańszczyzną (La Russie et l’Europe 1866). Sojusz republiki z samodzierżawiem Ale wojna francusko-pruska (1870/1) wiele zmieni. W latach osiemdziesiątych słowiańska Rosja wyda się Paryżowi przeciwwagą wilhelmowskiej Germanii. Carat i wyrosła z Rewolucji Republika w obliczu niemieckiego imperializmu okażą się więc całkiem kompatybilne. Francuska flota wojenna odwiedza SanktPetersburg w celach jak najbardziej przyjaznych. Le 108 roman russe [powieść rosyjska] budzi zachwyty. Niektórzy przeciwstawiają jej spirytualizm i religijność, materializmowi i nihilizmowi realistycznej powieści francuskiej (Eugene Melchior de Vogüé). Tak więc paryska publiczność odkryje Rosjan i zasmakuje w głębinach słowiańskiej duszy, sondowanej przez Turgieniewa, Tołstoja, a zwłaszcza Dostojewskiego. Duszy fascynująco odmiennej od wyrafinowanych zawiłości, niuansów psychologicznych, ale i trzeźwego, zdroworozsądkowego wyrachowania, które cechują „[…] Flaubert mówił o swojej francuskiego mieszczanina. niby-powieści Bouvard i PéSzczególnie Dostojewski (Bra- cuchet: «chcę sprawić tak cia Karamazow) zapisze się mocne wrażenie znużenia w pamięci paryskich litera- i znudzenia, aby czytelnik pomyślał, że książkę napisał tów, urzeczonych egzotyczną, kretyn». Cóż sądzić o takiej rosyjską żywiołowością (Dmi- ambicji artystycznej na odtrij Karamazow), metafizycz- wrót? Czyżby była to ambinością, wschodniej, prawo- cja charakterystyczna dla sławnej duchowości (Aliosza daleko posuniętej dekadenKaramazow). Odmalowana cji? […] W zamiarze autora, w powieściach, szeroka natu- książka nie była kpiną, ale syntezą jego filozofii, filozofii ra rosyjska, jakże różna od nihilizmu. Przypominam to własnego, burżujskiego, kal- dlatego, że miała na nasze kulatorskiego groszoróbstwa, pokolenie literackie wpływ zagości więc we francuskich większy niż się przypuszcza: sercach obok pomocy militar- ze wszystkich dzieł autora nej: bagnetów, oferowanych jest dziś najwyżej cenioną. przeciw Niemcom przez Alek- Zajmiemy się nihilizmem u Rosjan; lecz nie znajdziesandra III, któremu wdzięcz- my u nich tej choroby moralna Republika poświęci jeden nej w równie ostrym stadium, z paryskich mostów (Pont równie dominującej. FlauAlexandre). André Gide (autor bert i jego uczniowie zasiali 109 licznych studiów o autorze Biesów), André Suarez, Georges Bernanos, Albert Camus, to tylko wybrane postacie z pośród licznych wielbicieli autora Biesów, ale i wielbicieli rewolucyjnej duszy rosyjskiej (np. sztuka Camusa, Les Justes – Sprawiedliwi, o antycarskich terrorystach, czy eseje L’Homme revolte – Człowiek zbuntowany). Tuż przed 1914 ojczyzna Moliera wpadnie w zachwyt na widok awangardowych ballets russes Diagilewa, z muzyką Strawińskiego. Wdzięczna za antyniemiecki sojusz Republika rozpisała była wcześniej słynną pustkę w duszach swoich czytelników, w tej spusto- pożyczkę rosyjską [emprunts szonej duszy pozostało tylko russes], setki tysięcy projedno uczucie, nieuchronny wincjonalnych i paryskich produkt nihilizmu: pesymizm. nie tylko dusigroszów, ale […] Sądzę […], że […] wystari ciężko pracujących, oszczęczy powiedzieć, aby wyjaśnić głębokość kryzysu współ- dzających na czarną godzinę rodzin, utopi w bezkresnych czesnego, że pesymizm jest naturalnym pasożytem pust- przestrzeniach upadłego caki i zamieszkuje zwykle tam, ratu miliony franków. gdzie brak wiary i miłości. […] Niektórzy [z Rosjan] za pierwszym rzutem dorabiali się wprawdzie godnych pożałowania poglądów i wulgaryzmów języka, do jakich my doszliśmy dopiero niedawno drogą żmudnych usiłowań: jeśli to uznać za zasługę, to tamtym, rzeczywiście, trzeba by oddać pierwszeństwo. Wszakże jeszcze inni [rosyjscy pisarze] uwolnili realizm od [złych] skrajności i, podobnie jak Anglicy, przydali 110 Rewolucja Październikowa i zachwyt lewicy Wskutek wybuchu rewolucji lutowej sojusznicza Rosja wycofuje się z wojny. Tym nie mniej zwycięstwo Października zachwyci paryskich literatów i podparyski proletariat: oto oczekiwany finał tego, co my Francuzi, zaczęliśmy w 1789! Gwiazda zapalona na Kremlu przez Lenina oświecać będzie przez półwiecze, niemal aż do publikacji Gułagu Sołżenicyna (1973/76), jakobińską duszę, tęskniącą do ostatniego – niespełnionego – aktu własnej Rewolucji, a mianowicie do Rewolucji socjalnej. Wprawdzie Francję powojenną zaludniły tysiące białych emigrantów (według legendy – przed 1939 większość taksówkarzy paryskich to eks-pułkownicy bia- mu wiele wyższego piękna łej armii!), przynosząc mro- za pomocą podobnej inspiżące krew opowieści o bol- racji moralnej: a mianowicie współczucia, oczyszczoneszewickim terrorze, o głodzie go i podwyższonego dzięki rewolucyjnym. Miereżkowski, duchowi Ewangelii. Bierdiajew, Szestow, Bunin, Aczkolwiek nie mają oni inCwietajewa, członkowie car- telektualnej solidności i męskiej rodziny, arystokracja, skiej siły Anglosasów, tej rasy ministrowie Kierenskiego z granitu, zawsze pewnej siebędą świadczyć na Zacho- bie, zdolnej do panowania nad sobą, podobnie jak już panuje dzie o rosyjskiej drodze przez mękę – bez większego skutku. nad oceanem. Dlatego niestała i chybotliwa dusza Rosjan Licznych pisarzy znacznie daje się porwać najrozmaitbardziej urzeknie mit prole- szym pomysłom filozoficznym, tariackiego państwa, budu- jak i błędnym mniemaniom; jącego przyszłość ludzkości. przyciąga ją nihilizm i pesyPacyfiści jak Henri Barbusse, mizm; powierzchowny czyteljak Romain Rolland uwierzą nik mógłby czasem pomylić w pokojowe zamiary sowie- Tołstoja i Flauberta. Ale nihilizm nigdy nie jest przyjmowackiego imperium pod wodzą ny bez sprzeciwu, ta dusza Lenina, a następnie Stalina. nigdy nie upadnie bez ratunBarbusse napisze książkę – ku, słyszymy, jak wciąż jęczy hymn pochwalny na cześć i poszukuje; wreszcie podnosi 111 tego ostatniego, umrze zresztą zaraz potem na wolnej ziemi radzieckiej. W latach trzydziestych, na kongresach pisarzy sowieckich, uchwalających wprowadzenie jednolitej doktryny literackiej: realizmu socjalistycznego, nie brak entuzjastów z Francji, Malraux, Aragona, Eluarda. Ten ostatni pisze, już po wojnie, pean ku czci Wodza postępowej ludzkości – Józefa Stalina: A tysiące tysięcy braci niosły Marxa A tysiące tysięcy braci poniosły Lenina A Stalin jest dla nas obecny w przyszłości A Stalin rozprasza nam dzisiaj nieszczęścia Ufność to owoc jego mózgu miłości Grona rozumnego gdyż tak jest doskonałe Dzięki niemu żyjemy nie znając jesieni Horyzont Stalina wciąż odradza się znowu22 się, odkupiona przez miłosierdzie; miłosierdzie mniej lub bardziej czynne u Turgieniewa i Tołstoja, oszalałe u Dostojewskiego, zapamiętałe u niego aż do bólu. Rosjanami miotają wszelkie doktryny przyniesione z zewnątrz, sceptyczne, pesymistyczne, pozytywistyczne; lecz bezwiednie w głębi serca pozostali oni chrześcijanami, takimi, o jakich wymowny głos niedawno orzekł: iż «nie przestali współbrzmieć z morzem łez, którego niewysychające fale wykarmione zostały 112 Do wyjątków należało zajęcie niezależnego stanowiska, jak to uczyni André Gide, nie skrywający licznych wątpliwości po powrocie z Rosji. Jego książka (Retour de l’URSS 1936) wzbudziła oburzenie środowisk komunistycznych, spowodowała 22 Paul Eluard, Joseph Staline w Hommages [1950], Oeuvres complètes, t. II. Pléiade, Gallimard, 1968, s. 351/2. niemal bojkot pisarza jako służalca kapitalistycznego imperializmu. Od Arona do Sołżenicyna i Czarnej Księgi Komunizmu Po 1944, po wyzwoleniu, ZSRR jest oficjalnym sojusznikiem Francji, zresztą jest to także paroletni okres znakomitej prosperity dla całej prokomunistycznej lewicy, która wkracza na arenę polityczną w glorii bohatera Résistance [ruchu oporu], arenę opróżnioną przez skompromitowanych kolaboracją sympatyków Maurrasa. Czasy zimnej wojny (1948/49 – 1956), czasy szczególnej histerii antyamerykańskiej wśród paryskich intelektualistów, też sprzyjają żarliwej ludzkimi czynami i sprawami przyjaźni francusko-sowie- naszego czasu». Przeglądackiej. Rzadko posłyszymy jąc ich najdziwniejsze książki, domyślamy się w ich pobliżu głos odmienny, np. gaullisty księgi sprawczej, ku której i liberała, Raymonda Arona grawitują one wszystkie; to (L’Opium des intellectuels, czcigodny tom, widoczny na o zauroczeniu komunizmem). honorowym miejscu w BiblioPrzekład wspomnień z ła- tece Cesarskiej w Petersburgru (Inny świat) Herlinga- gu, Ewangelia Ostromira Nowogrodzkiego (1056); pośród Grudzińskiego nie ma szans produkcji najnowszej narodopublikacji w Paryżu. Gdy powej literatury, tom ten symbojawia się (1947) przekład Wy- lizuje jej źródło i ducha.” brałem wolność Krawczenki, Eugene Melchior de Vogüé, uciekiniera z ZSRR, książkę Le Roman russe, Paris 1886, nie tylko zaatakowano jako s. XLIV/XLV. 113 pamflet oczerniający wspaniały naród radziecki i postawiono przed sądem autora, ale, jeszcze w 1955, Sartre napisze wspomnianą już, nieudolną sztukę, wyraźnie nawiązującą do dziejów publikacji Krawczenki, p.t. Nekrassov: paszkwil na antykomunistycznych dziennikarzy, ci bowiem montują wrogie Sowietom oszczerstwa, wykorzystując zeznania oszusta, podawanego za nielegalnego emigranta ze Wschodu. Z krajów Zachodu Francja okazała się – może obok neoficko komunizujących, postfaszystowskich Włoch? – najbardziej podatna na wpływy sowieckie, jej elity najłatwiej ulegały argumentom propagandy i stalinowskiej i postalinowskiej, mimo obecności białej, antykomunistycznej emigracji… Zapewne zadziałały tutaj dwa czynniki: przyswojenie bolszewickiego Października jako dalszego ciągu i radykalizacji własnej, jakobińskiej (zwłaszcza Marat) tradycji oraz antyamerykański kompleks? Dopiero Sołżenicynowi, wspieranemu przez znakomitych sowietologów jak Alain Besancon, udaje się w latach siedemdziesiątych XX wieku przełamać zmowę milczenia na temat zbrodni sowieckich, jego śladem pójdą tzw. nouveaux philosophes [nowi filozofowie] André Glucksman, Bernard-Henri Lévy. Zaatakują marxizujący i komunizujący, paryski establishment intelektualny z pozycji antytotalitarnych, liberalno-demokratycznych, nie zaś jak to bywało wcześniej – zwłaszcza przed wojną, z punktu widzenia konserwatywnej prawicy. Późniejszym owocem tego przełomu będzie zbiorowe dzieło, Le Livre noir du communisme [Czarna księga komunizmu], wydane przez Stéphane Courtois w 1997, piętnujące sowiecki totalitaryzm, postawiony, co wywoła zgorszenie na lewicy, na równi z hitleryzmem. 114 Francja i kolonie Podbój Algerii – Tahiti – Indochiny – Guyana Kiedy Charles X wysyła wojska na podbój Algeru (1830), gra toczy się raczej o prestiż Francji niż o uzyskanie konkretnych korzyści gospodarczych lub strategicznych. Nie wszystkie bowiem kręgi gospodarcze odniosą się do pomysłów kolonialnych z entuzjazmem. Zwłaszcza liberałowie, niechętni wo- „Niemożliwe, żeby narody jennym awanturom, zainte- europejskie nie zrozumiały wreszcie, jak wielkim ciężaresowani w rozwoju ekono- rem są dla nich kolonie. Pomicznym kraju (Jean Bapti- noszą bowiem część koszste Say, 1767-1832, Frédéric tów administracji wojskowej, Bastiat, 1801-1850), powia- cywilnej i sądowej, część utrzymania instytucji publiczdają, że są to kosztowne przedsięwzięcia, które nie- nych, a zwłaszcza fortyfikacji; potrzebnie obciążają budżet utrzymują też dla zachowania kolonii kosztowną flotę.” państwa, służą tylko wąJean Baptiste Say, Traité skim grupkom zamorskiej d’économie politique, 1826, wg administracji, urzędnikom, Raoul Girardet, L’idée coloniawojskowym… le en France, Paris 1972, s. 27. 115 Niejako na przekór uporczywemu stereotypowi, głoszącemu, że kolonizator bezlitośnie wykorzystuje podbite obszary, a więc uciska i wyzyskuje, wielu podkreślało, na odwrót, że jest to wrzucanie w błoto państwowych pieniędzy i marnowanie ludzkiej energii dla rzekomej misji imperialnej – czy cywilizacyjnej. W każdym razie zdobycie Algerii, stopniowa kolonizacja Maghrebu i południowego wybrzeża Morza Śródziemnego rozpoczyna ekspansję porewolucyjnej Francji za morzami. Dawna monarchia posiadała wprawdzie Kanadę, ale utraciła ją na rzecz Wielkiej Brytanii już w 1763 i Luizjanę (New Orleans), którą Napoleon odsprzedał Stanom Zjednoczonym. Inne posiadłości zamorskie to pojedyncze wysepki już to na Oceanie Indyjskim (Mauritius do 1810 francuska), już to na Karaibach (Guadelupa, Martynika) czy – później – Te argumenty będą padać na Pacyfiku (Tahiti zajęte przez cały wiek XIX, a ze zdwojoną siłą w latach pięć- w 1842, przyłączone oficjaldziesiątych, po drugiej wojnie nie w 1880, osiądzie tam na światowej, gdy coraz głośniej przełomie wieku Gauguin). padają żądania dekolonizacji. Kolonie często służą jako „Najbogatszy i najbardziej sta- miejsce zesłań. Zwłaszcza bilny kraj europejski, Szwajca- Guyana, u wschodnich wyria, nie posiadała nigdy ani me- brzeży Atlantyku ze względu tra kwadratowego posiadłości na niezdrowy klimat stanie zamorskich […] Szwecja, inny się miejscem przymusowego fenomen dobrobytu, podob- pobytu dla wielu ciężkich nie. […] Holandia straciła Indie przestępców: tam na Ile du wschodnie [Indonezję] w najDiable, deportowano niewingorszym momencie, w chwili gdy była zniszczona, zatopio- nie skazanego (1894) za rzekome szpiegostwo kapitana na, pozbawiona rynków zbytu w Niemczech zdruzgotanych Alfreda Dreyfusa. 116 Algerię zaludniano uczestnikami rewolucji czerwcowej 1848: dwadzieścia tysięcy uczestników rozruchów i elementu niepewnego z paryskich przedmieść Druga Republika deportowała na niedawno zdobyte obszary. Kolonie, ziemie zamorskie, traktowano bowiem niekiedy jako tereny osiedleńcze dla nadmiaru ludności (por. exodus Irlandczyków do Ameryki po klęsce głodu w połowie XIX wieku), Francja jednak z powodu niskiego przyrostu naturalnego już w XIX wieku, nie odczuwała wyraźnej potrzeby powiększania przestrzeni życiowej. Jak podkreśla Raoul Girardet (Idée coloniale en France 1972), przed długi czas nie przejawiano większych zainteresowań ekspansją kolonialną. Zdobycze – Algeria (za Karola X i Ludwika Filipa), Indochiny (najpierw tzw. Cochinchine, czyli dzisiejszy południowy bombami, a wystarczyło kilku Wietnam, zajęte w latach lat, aby doczekała się ożywie1859-1867, a później w 1887 nia gospodarczego i dobrobyi 1893 całość półwyspu, tj. tu na wyższym poziomie niż Tonkin, Cochinchine i An- dawniej. Zapewne nie znalazła by się w podobnej sytuanam) dokonywane są bez cacji, gdyby, zamiast osuszać łościowego planu, poniekąd Zuyderzee i modernizować faod przypadku do przypadku, bryki, musiała budować koleje z inicjatywy poszczególnych na Jawie, pokrywać Sumatrę pionierów jak Francis Gar- zaporami wodnymi, subwennier, oficer marynarki zaan- cjonować sadzonki goździków gażowany w pozyskanie Co- na Molukkach lub płacić zasiłki rodzinne poligamistom na chinchine. Borneo.” Raymond Cartier, „Paris-Match”, 18 aout i 1 septembre 1956. Wg Raoul Girardet, L’Idée coloniale, tamże s. 328. 117 Ekspansja kolonialna jako znak prestiżu W czasach Napoleona III wśród opozycyjnych elit (Prévost-Paradol) pojawia się nie całkiem usprawiedliwiona faktami obawa, iż Francji grozi drugorzędność, jeśli nie dekadencja, że Wielka Brytania, Prusy Bismarckowskie, Rosja Aleksandra II wysuwają się wyraźnie na czoło w wyścigu modernizacyjnym. Podjęcie inicjatyw kolonizatorskich ożywiłoby zatem kraj, ekspansja zamorska dałaby impuls rozwojowi wewnętrznemu. Energie i przedsiębiorczość jednostek znalazłyby ujście w budowaniu międzynarodowej potęgi Francji. Kolonializm staje się poniekąd nową postacią uniwersalistycznego mesjanizmu dawnej jakobińskiej i napoleońskiej Francji… Ojczyzny Rewolucji, ale także napoleońskiego II cesarstwa, dyktującego prawa całej Europie? Świat oto staje otworem przed dynamizmem tych, co potrafią skorzystać z okazji, co wezmą udział w wyścigu o pierwsze miejsca… Zwłaszcza, że wyższe rasy (tj. rasa biała) mają prawo i obowiązek podporządkowywać sobie niezaradne ludy pierwotne, podbijać ziemię, wykorzystując jej zasoby: czego nie potrafią jakoby umysłowo i fizycznie upośledzone rasy tubylcze. Dyskurs kolonialny rozwinie się wyraźnie już w czasach Republiki, po traumie klęski 1871. Jemu poświęca swoje dzieła Paul Leroy-Beaulieu i wielu innych. Geografów, ekonomistów, polityków i duchownych. Zabierze głos, dość po darwinowsku cynicznie (walka o byt) Renan, wypowiedzą się Gambetta, Victor Hugo. Zwłaszcza Jules Ferry zaangażuje się, by promować zamorską ekspansję. 118 Poprzez kolonialne podboje rośnie znaczenie Republiki. Albowiem należy budować potęgę zdobywając międzynarodowy prestiż. Kolonie przyniosą wymierne korzyści gospodarcze (rynki zbytu, surowce etc.), militarne (oddziały rekrutowane wśród walecznych dzikusów – ludności kolonii, bazy wojskowe dla marynarki), wreszcie jak wspomniano, są znakiem potęgi państwa, pretendującego do pierwszego miejsca w skali światowej. Aczkolwiek niektórzy sądzą, że należałoby przede wszystkim myśleć o odzyskaniu zagarniętych prowincji, Alzacji i Lotaryngii, Francja zmierza do budowania potężnego kolonialnego imperium, rywalizującego z brytyjskim i przede wszystkim „Kolonizacja na wielką skaz niemieckim. Ale egoi- lę jest polityczną koniecznością pierwszego rzędu. styczne cele są bogato ozdo- Naród, który nie kolonizuje, bione ideologią. Albowiem nieodwołalnie skazany jest zadaniem białego człowie- na socjalizm, na wojnę boka, a w pierwszym rzędzie gatego i biednego. Podbój najlepiej do tego predestyno- kraju z mieszkańcami rasy wanej Francji, jest zanieść niższej przez rasę wyższą, nowoczesność, to jest euro- która obejmuje tam rządy, nie ma w sobie niczego szokupejską cywilizację w barba- jącego. Anglia w ten sposób rzyński świat zamorski. Na kolonizuje Indie z wielka kotym polega misja białego rzyścią dla Indii, dla ludzkości człowieka szerzącego ideały w ogóle i siebie samej. InwaDeklaracji Praw Człowie- zja germanów w V i VI wieku ka, wreszcie także chrześ- stała się dla Europy punktem wyjścia wszelkiej stabilności cijaństwo. W tym punkcie i prawomocności. O ile poddochodzi bowiem do niezwy- boje między rasami równymi kłego kompromisu – na te- należy potępić, to regenerarenie misyjnym, na terenie cja ras niższych albo skundlokolonii – między Republiką nych przez rasy wyższe leży 119 i Kościołem francuskim: i Republika i Kościół skłócone w metropolii zgadzają się, aby nieść dzikim ludom francuskość jako swoisty amalgamat tradycji i rewolucji, chrześcijaństwa i oświecenia… Misja cywilizacyjna: ciężar na barkach białego człowieka w opatrznościowym porządku rzeczy ludzkich. Lud u nas, to zazwyczaj zdeklasowana szlachta; jego ciężka ręka lepiej włada mieczem niż narzędziami pracy. Woli bić się raczej niż pracować, to znaczy wraca do pierwotnego stanu. Regere imperio populos [rządzić narodami], oto nasze powołanie. Wylejmy tę żarłoczną aktywność na kraje, co jak Chiny kuszą, aby je podbijać. Z niespokojnych duchów, co mącą u siebie w społeczeństwie europejskim, uczyńmy daninę wiosny [ver sacrum], rój jak tamte zgraje Franków, Lombardów, Normanów; wtedy każdy zrobi swoje. Natura stworzyła rasę robotników, to rasa chińska, cudownie zręczna manualnie, za to pozbawiona prawie całkiem 120 W XX wieku, zwłaszcza po wojnie 1914-1918, mamy do czynienia z coraz silniejszym ideologizowaniem dyskursu kolonialnego. Wyraźniej podkreśla się zadania i obowiązki kolonizatora względem kolonizowanych, wręcz ciężary spoczywające na nim, za to dyskretniej mówi się o korzyściach dla metropolii. Swoją misję biały człowiek pełni więc ze wzrastającą jakoby ofiarnością, ponosząc coraz większe koszta własne świadczeń na rzecz cywilizowania tubylców. Wyrazem (podszytego zwątpieniem?) kolonialnego tryumfalizmu będzie paryska Wystawa Kolonialna z 1931. Tłumy zwiedzających, Paryżan i turystów, oglądają codzienne życie przywiezionych tu specjalnie dzikusów, potraktowanych trochę jak egzotyczne zwierzęta w ZOO. Mimo owych bezinteresownych dobrodziejstw metropolii, coraz częściej kolonizowani pragną się uwolnić od pomocy, świadczonej na ich rzecz. Coraz częściej domagają się politycznej niezależności, albo wprost walczą o niepodległość. Coraz częściej też po stronie cywilizatorów pojawiają się wątpliwości, co do zasadności wmuszania tubylcom obcej im kultury i obyczajów. Niektórzy podkreślają, że kolonizacja niszczy rodzi- poczucia honoru; rządźmy nią sprawiedliwie, ściągając me kultury, nieraz bardzo rozwinięte i godne podziwu, w zamian za korzyść z takich rządów sute wiano na konto degraduje autochtonów do rasy zdobywców, a będzie roli wykorzenionych paria- zupełnie zadowolona; znów sów. Na tle licznych proble- rasa pracowników ziemi, to mów, jakie niesie europejska murzyn, bądźmy dlań dobrzy modernizacja, owe niby-pier- i ludzcy, wszystko będzie wotne kultury egzotyczne ja- w porządku; rasa panów i wowią się jako formacje znacz- jowników to rasa europejska. Każcie tej szlachetnej rasie nie lepiej przystosowane do harować na uwięzi jak murzypotrzeb godnego życia, niż nowi czy Chińczykowi, zaraz to, co oferują cywilizowane się zbuntuje. Każdy buntowrzekomo skupiska wielko- nik u nas, to zwykle żołnierz, który nie poszedł za swoim miejskie Zachodu. Nie tylko Gauguin ucieka z Paryża na powołaniem, to istota wezwaTaihiti szukając tam śladów na do czynów bohaterskich, a przymuszana do trudów rajskiego (rzekomo) bytowa- sprzecznych z jego rasą, to nia. Nie po raz pierwszy (za zły robotnik, znakomity żołRousseau) chorej cywilizacji nierz. Natomiast tryb życia, który pcha do buntu naszych wielu przeciwstawiać będzie 121 zdrowie pierwotnego świata. A w każdym razie poddawać w wątpliwość dobre samopoczucie zadufanych wyznawców postępu i rozwiniętej technologii Zachodu. Francuz jako biały człowiek zaczyna więc tracić pewność siebie? Dyskurs antykolonizatorski, najsilniej słyszalny w świecie anglosaskim (dzięki Ghandiemu!) dociera powoli i do Paryża. Jednym z głośniejszych demaskatorów kolonializmu będzie André Gide (Voyage au Congo 1927). Aczkolwiek wybuchnie z całą mocą dopiero po 1945. pracujących, uszczęśliwiłby Chińczyka czy fellacha, którzy nie chcą się bić. Każdy niech robi swoje, a wszystko pójdzie dobrze. Ekonomiści mylą się uznając pracę za źródło własności. Źródłem własności jest podbój i gwarancja dana przez zdobywcę plonom pracy wykonywanej wokół niego. Normanowie stworzyli w Europie własność, gdyż skoro tylko ci rabusie zdobyli ziemie, ustanowili dla siebie i dla mieszkańców swoich posiadłości porządek społeczny i bezpieczeństwo, o którym wcześniej nie słyszano.” Ernest Renan, La Réforme intellectuelle et morale [6.11.1871] wg tenże Histoire et parole, Laffont, Paris 1984, s. 628-9. 122 Wojna w Wietnamie – wojna w Algerii Wietnam po zakończeniu okupacji japońskiej otrzymuje wprawdzie niepodległość (1945), ale natychmiast komunistyczna partyzantka próbuje objąć władzę, co wywoła reakcje Francji i długoletnią wojnę, zakończoną bardzo bolesną dla patriotycznej opinii publicznej klęską armii francuskiej (Dien-Bien-Fu 1954), ruchy wyzwoleńcze okazują się blisko związane z penetracją komunistyczną, dekolonizacja oznaczałaby zatem oddawanie pola sowieckiej ekspansji i wzrost zagrożenia dla wolnego świata zachodniego? W tym samym roku 1954 wybucha powstanie w Algierii, walki trwają do 1962, bardzo zaciekłe ze względu na obecność licznych osadników francuskich (tzw. pieds-noirs – czarnostopych – tj. obutych), domagających się ścisłych więzi polityczno-administracyjnych z metropolią. Wojna algierska powoduje wstrząsy polityczne we Francji. Charles de Gaulle wraca do władzy (1958) w atmosferze kryzysu instytucji państwowych IV Republiki, spowodowanego sprawą Algierii. Przy zachowaniu form konstytucyjnych ustanawia system prezydencki wzmacniający władzę centralną. Doprowadza też do porozumienia *** z algierskim Frontem Wyzwolenia Narodowego (FLN – „Aby rzeczywiście zająć Front de Libération Nationale) miejsce, które jej się należy w świecie, Francja winna nie uznając niepodległość dawnej zamykać się w sobie. To dziękolonii (1962, tzw. accords ki ekspansji, dzięki promied’Evian – układ w Evian), co niowaniu na zewnątrz, dzięki niestety odda niebawem rzą- randze, którą osiągamy w żydy w dawnej kolonii w ręce ciu ludzkości narody trwają miejscowej dyktatury wojsko- i utrzymują się, powstrzymawej. Występuje zresztą z sze- nie tego, znaczyłoby koniec Francji.” rokim planem przekształceLéon Gambetta, Angers 1872. nia imperium kolonialnego Francji w luźną federację *** niezależnych państw na wzór brytyjskiego commonwelth’u. „Bóg daje Afrykę Europie. Konflikt algierski wywo- Bierzcie ją. Bierzcie nie dla armat, ale dla pługa, nie dla ła głębokie wstrząsy i podzia- szabli, ale dla handlu, nie dla ły we francuskiej opinii pub- bitwy, ale dla przemysłu, nie licznej, także w armii i w eli- dla podboju, lecz dla bratertach politycznych. Zrazu sam stwa. Przelejcie wasz nad123 sposób prowadzenia wojny, represje policyjne przeciw rebeliantom, tortury stosowane przez armię francuską wobec schwytanych partyzantów zaniepokoją wielu intelektualistów na lewicy (Sartre), ale także i katolików (Mauriac). Coraz częstsze będą też wypadki odmowy służby wojskowej w złej wojnie (ruch objecteurs de conscience, odmawiaczy ze względu na sumienie), karane więzieniem. Ponad sto osobistości z życia intelektualnego, artystycznego i literackiego wystąpi z głośnym protestem i obroną prawa Algierii do niezależności. Niewątpliwie, niezależność myśli (klerkizm) tak wysoko ceniona w elitach intelektualnych Francji od czasów Voltaire’a (sprawa Calasa), Victora Hugo (potępienie uzurpatora Napoleona małego), Emila Zoli (sprawa Dreyfusa), Alaina, Juliena Bendy (Trahison des clercs miar w tę Afrykę i tak rozwiąż- 1927) znalazła tu dobitny cie wasze kwestie społeczne, wyraz. zmieńcie proletariuszy w poJednocześnie wojna alsiadaczy. Nuże, dalej! Budujgierska staje się okazją do cie drogi, porty, budujcie miasta, rośnijcie, uprawiajcie rolę, powstania nowej lewicy, funkolonizujcie, mnóżcie się!” damentalnie wrogiej światu kapitalistycznemu i jego Victor Hugo, 18 maja 1879. ideologicznej nadbudowie – *** demokracji parlamentarnej. „Trzeba rzec otwarcie, że rasy Wobec coraz oczywistszej wyższe mają prawo wobec dyspozycyjności Francuskiej ras niższych. Powtarzam, Partii Komunistycznej wobec mają prawo rasy wyższe, ponieważ mają obowiązek. ZSRR, nowa lewica skupia Mają obowiązek cywilizować – już poza jej obrębem – konrasy niższe.” testującą system na wszystkich poziomach, zwłaszcza Jules Ferry, 28 lipca 1885. 124 obyczajowym (permisywizm bez granic – il est interdit d’interdire w maju 1968), niezadowoloną i sfrustrowaną młodzież, dla której polityka komunistów wydaje się nie tylko zbyt uwikłana w interesy sowieckiego imperium, ale przede wszystkim za mało radykalna, jeśli idzie o inicjatywy mające na celu zdestabilizowanie kapitalistycznego establishmentu. Tryumfem tej nowej lewicy będzie po latach paryski, studencki maj 1968, tryumfem, ale i finałem. Demontaż imperium Jednocześnie polityka de Gaulle’a, który godzi się na oderwanie Algierii od Republiki – une et indivisible [jednej i niepodzielnej], a więc łamie podstawowy dogmat republikańskiego credo, prowadzi do powstania rebelii wojskowej. Zawiązuje się (1961) tajna organizacja OAS [Organisation Armée Secrète] wsparta przez kilku generałów (Salan) i polityków, jak Georges Bidault, z kręgów ongiś bliskich antypétainowskiej wolnej Francji. Jeden z jej odprysków urządzi nieudany zamach na prezydenta de Gaulle’a. Z niepodległej Algerii wróci do metropolii prawie milion dawnych osadników, Francuzów, ale także tych Algierczyków, niezbyt licznych, co opowiedzieli się za Republiką. Demontaż imperium zapewne kosztował Francję więcej niż równoczesny, powojenny demontaż znacznie potężniejszego imperium kolonialnego brytyjskiego, ale poza komunistycznym Wietnamem i dyktatorską Algierią kontakty z dawnymi terytoriami, dziś 125 niezależnymi państwami, są intensywnie podtrzymywane przez Paryż. Ku nim też kieruje się dynamika kulturalnej ekspansji frankofonii. Tunezja, Maroko, Senegal, tam obecność Francji wciąż jest znacząca. Tymczasem utrata kolonii nie powoduje spadku zainteresowań dla kultur kolonialnych, ich swoistości, odrębności, specyficznego uroku. Jean-Marie Gustave Le Clézio (1940-) pisze głośną powieść Désert [pustynia], gdzie jałowej gorączce życia wielkomiejskiego w metropolii przeciwstawia godność i dostojeństwo przednowoczesnych, patriarchalnych wspólnot północnoafrykańskich koczowników. Choć, pamiętajmy, sakralną majestatyczność islamu umiał docenić już w początkach zeszłego wieku młody oficer kolonialnych wojsk, Ernest Psichari. Sztuka ludów Afryki Sztuka ludów Afryki, – którą poznawali m.in. dzięki bogatym zbiorom Muzeum etnograficznego w Trocadéro, dziś Musée de l’Homme (Palais de Chaillot), w Paryżu – urzekła ongiś kubistów swoim ekspresyjnym geometryzmem. Podobnie jak muzyka czarnego kontynentu – jazz – władała zachodnią kulturą młodzieżową przez lata. Swoista amibiwalencja w ocenie innego, traktowanego jako niesamodzielne półdziecko, wymagające nadzoru, a z drugiej strony odkrywanie bogactw w pluralizmie kultur, z których każda niesie swoje specyficzne wartości, będzie długo cechować postawę cywilizowanego Europejczyka. Zwłaszcza w epo126 ce postmodernizmu, gdy cieszyliśmy się, że na czele ONZ stał czarny – Kofi Anan. Może przyszłość doczeka się czarnego papieża? Amerykańska political correctnes nieraz histerycznie broniącą praw wszelkich mniejszości przed (głównie?) językowym uszczupleniem wydaje się wszelako być reakcją na realną dyskryminację, świadomą lub nieświadomą. Tę, nieraz maniacką, polityczną poprawność inspiruje bowiem chwalebna zasada, nie rób drugiemu, co tobie niemiło. Jeśli pamiętamy, co wypisywano przed stuleciem (cytowany wyżej Renan, u nas Sienkiewicz – W pustyni i w puszczy, za to z całkiem innego stanowiska, całkiem inaczej Conrad-Korzeniowski w The Heart of Darkness), to biały człowiek ma, jeśli idzie o stosunek do nie-białych, powody do wyrzutów sumienia… Pascal Bruckner (Le Sanglot de l’homme blanc 1983 – Płacz białego człowieka) próbuje rozwikłać tę tematykę; znacznie gwałtowniej zabrzmi skrajnie antykolonialny, lewacki głos Frantza Fanona, wsparty przez Jean Paula Sartre’a. Szeroki rozgłos zdobywa demaskatorska, antykolonialna, antyzachodnia summa Saida (Orientalism 1972). Chyba tylko połowicznie przekonuje nieraz wysuwany przez Białych argument, że uzyskujące samodzielność kolonie wpadają z deszczu pod – jeszcze gorszą – rynnę? Że uwolnione od ucisku Europejczyków, dostają się w ręce własnych militarnych dyktatur, lokalnych mafii. Jak pokazuje Kambodża, Rwanda/ Burundi 1994, Somali, Darfour humanitarne interwencje Zachodu i ONZ nie zawsze ratują ludność od rzezi, terroru lub śmierci głodowej. Ani samodzielność polityczna, ani opieka (nadzór ONZ?) wciąż nie gwarantują doskonałych rozwiązań. 127 Przybysze z krajów nędzy – problem imigracji w Europie szczęśliwej Ale w XX wieku, zwłaszcza po II wojnie światowej, problem dawnych kolonii wróci znów od całkiem innej strony: będzie to niepowstrzymana fala imigracji do dawnej metropolii, najazd na zamożne kraje Europa felix. W poszukiwaniu lepszych warunków życia miliony mieszkańców trzeciego świata pojawiają się oto u granic eks-kolonizatora, gotowe na wszystko, aby móc się uczepić skraju szaty bogacza. Wywołuje to – we Francji szczególnie – kryzys dawnej uniwersalistycznej, czy pseudouniwersalistycznej ideologii republikańskiej, odwołującej się do prawa zamieszkania (prawa ziemi, tzw. ius soli), jako do czynnika decydującego o przyznawaniu praw obywatelskich. Rewolucja twierdziła bowiem, że będzie Francuzem ten, kto zechce zamieszkać w granicach Republiki i przyjąwszy francuskie obywatelstwo, dzielić jej losy, podobnie jak to było praktykowane ongiś również w Stanach Zjednoczonych. Fakt osiedlenia, nie pochodzenie (nie prawo krwi – ius sanguinis), decydował o państwowej i zarazem narodowej tożsamości. Dziś fala przybyszów z obszarów głodu i nędzy budzi coraz częściej wrogie odruchy u sporej części zasiedziałego społeczeństwa. Imigrantów czyni się odpowiedzialnymi za wzrost przestępczości, zwłaszcza w dzielnicach o silnym procencie ludności muzułmańskiej z Maghrebu (zones sensibles). Stąd sukcesy wyborcze nacjonalistycznego ruchu Le Pena (Front national), głoszącego ksenofobiczne hasła (Francja dla Francuzów!), w pewnej mierze wpisujące się w linię zeszłowiecznej (przed 128 1939) Action Française Maurrasa, czy nacjonalizmu integralnego Barrèsa. Republika, zwłaszcza republikańska, laicka szkoła, nie radzą sobie z integracją imigrantów, przywiązanych do swojej religii (islam – słynna historia z foulard islamique, zakazem noszenia chustki zasłaniającej uszy przez dziewczęta w szkole), do języka i obyczaju. Z oświeceniowego, jakobińskiego, uniwersalistycznego worka często zresztą wyłazi frankocentryczne (nacjonalistyczne? europocentryczne?) szydło. Po 11 września 2001 sprawa islamskiego terroryzmu doleje oliwy do ognia, rozruchy w zones sensibles – na przedmieściach zamieszkałych przez wychodźców z Afryki Północnej, o czterdziestoprocentowym bezrobociu wśród młodych, urodzonych we Francji muzułmanów – wywołają ostre reakcje władz. Czyżby Francja (i Europa) zmieniały się w opancerzoną twierdzę? Sarkozy jako wybrany w 2007 przez centroprawicę prezydent Francji, sam z rodziny węgierskich imigrantów, próbuje w odważny sposób rozwikłać gordyjski węzeł. Czy mu się powiedzie? Frankofonia – kolonializm – postkolonializm Osobnym problemem jest frankofonia w dawnych krajach kolonialnych, dziś niezależnych państwach. Elity wielu z nich wychowały się w kulturze francuskiej, niektórzy pisarze piszą w języku metropolii, zdobywają rozgłos w Paryżu, dając wyraz napięciom między tradycją własną, lokalną i fascynacją 129 uniwersalistycznym dyskursem dawnego ciemiężcy/ nauczyciela. Zarówno islam w Maghrebie, jak i czarna Afryka zawdzięczają impuls modernizacyjny dawnym kolonizatorom. Wzajemne urazy, pretensje, stereotypy zainspirowały wiele projektów badawczych, nie zapominajmy jednak również o więzi cywilizacyjnej, utworzonej w czasach obcego panowania. Nawet najzagorzalsi wrogowie Francji muszą przyznać, że przyniosła ona koloniom także wiele urządzeń i instytucji wartych zachowania. Rozbicie dawnych, przednowoczesnych wspólnot było bolesnym wstrząsem, przyniosło zjawisko wykorzenienia, wszakże umożliwiło zarazem dostęp do osiągnięć cywilizacji zachodniej, nie tylko technicznych, lecz także i duchowych, powiększyło szacunek dla osoby ludzkiej, dla praw człowieka. Wkład Francji (Europy), na pewno wieloznaczny, czasem szkodliwy, nie był pozbawiony pozytywów. Nowa, postkolonialna rzeczywistość może ten wkład zlekceważyć, przyjąć od Europy tylko techniczne instrumentarium władzy, dość często wykorzystywane, by tworzyć dyktatorskie oligarchie. Może jednak niejedno zaczerpnąć z dorobku niegdysiejszych metropolii, aby pogłębić i uczłowieczyć własną tożsamość w oparciu o wielowiekowe doświadczenia Zachodu. Doświadczenia zarówno świeckie jak i religijne, symbolizowane imionami trzech miast: Jerozolima, Ateny, Rzym, a więc Biblia, Filozofia i Prawo. 130 Francja i świat: konkluzja Francja złotego wieku Francja złotego wieku [le Grand Siècle] czyli Francja kardynała Richelieu i Ludwika XIV (1638-1715) promieniowała na Europę zarówno kulturą i sztuką jak i politycznymi ambicjami hegemonii skierowanymi zwłaszcza przeciw Habsburgom hiszpańskim, panującym również w dzisiejszej Belgii. Dworski klasycyzm, twórczość oparta na porządku i dyscyplinie łamiącej barokową hybris, barokowy nadmiar i przesadę: poniekąd Corneille, bardziej Racine, Molière, La Fontaine, Boileau, obudzi echa u sąsiadów, czasem z pokoleniowym opóźnieniem (Pope w Anglii). Imię Francji rozsławi też Descartes, kartezjański racjonalizm (cogito ergo sum – myślę więc jestem), przedoświeceniowy krytycyzm. Wreszcie głęboka wiara Pascala, który zmaga się z wyzwaniami nowoczesności, tej, co parła do odczarowania świata fizycznego (milczenie tych nieskończonych przestworów przeraża mnie – powiadał patrząc na gwiazdy), ale wyznaje Boga żywego, Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba, nie 131 Boga filozofów. Podziw Europy wzbudzą na koniec splendory Wersalu, wspaniałości jego parku, gdzie dzika natura ulega geometrycznemu porządkowi narzuconemu przez rozumną myśl człowieka. Wszystko to uczyni ojczyznę Króla-Słońce [le Roi – Soleil] przedmiotem zazdrości daleko poza granicami. Za granicami hexagonu tj. sześcioboku, jak nazywano [l’héxagone] obszar państwa, wyznaczony przez samą naturę: Atlantykiem, kanałem La Manche, Renem, Alpami, Morzem Śródziemnym, Pirenejami. Ale zrazu wyraźniejszy wydawał się wpływ polityczny. Ludwik XIV korzystając z dorobku Richelieu i Mazariniego dąży do przewagi na kontynencie, ustabilizowanym pokojem Westfalskim z 1648 (wyjątkiem Anglia, przeżywająca czasy Cromwella). Odnosi szereg zwycięstw, rozszerza sferę francuskich wpływów daleko za Ren. Dlatego – konkurujący z habsburskim – model francuskiego absolutyzmu, z monarchą jako mecenasem sztuki i literatury, budowniczym imponujących pałaców, mową barokowo-klasycyzującej architektury rozpowiadających chwałę jego tronu – fascynował będzie wielu władców, zazwyczaj znacznie skromniejszego pokroju. Zwłaszcza w Rzeszy niemieckiej, rozdrobnionej na trzy setki księstw i księstewek. Oświecenie i Rewolucja Następny etap tryumfalnego pochodu Francji przez kraje Europy, tym razem pochodu francuskiej myśli krytycznej to czasy oświecenia. To Francja 132 oświeceniowych filozofów, dziś powiedzielibyśmy intelektualistów – literatów, Francja Montesquieu, Voltaire’a, Diderota – licznych encyklopedystów, współpracowników diderotowskiej Encyklopedii – wreszcie Francja Rousseau. Podkopuje ona dość już zmurszałe fundamenty, stworzonej przez Króla-Słońce budowli, bezlitosną, choć nie zawsze otwartą, krytyką, która przeciwstawia świeckie bóstwo – Rozum, nie tylko monarchii stanowej, ale i chrześcijańskiemu dziedzictwu, tradycyjnej mądrości i doświadczeniu wieków. Olśniewający blask ludzkiego Rozumu rozpędzić miał, jak ufano, mroki przesądów, ignorancji, religijnego fanatyzmu, nieumotywowanych racjonalnie zwyczajów. Aczkolwiek, jak się okaże, władztwo jego doprowadzi do Rewolucji i rządów Terroru. Wulkan rewolucji, jakim staje się Francja w ręku republikańskich jakobinów i – zaraz potem – nowoczesnego dyktatora Napoleona, zaleje lawą idei i bagnetów cały kontynent, od Somosierry aż po Moskwę. Wywołując przerażenie u jednych, zachwyty u innych. Pokolenie romantyczne, walczące z paryskim uniwersalizmem klasyków w imię narodowych partykularności, jednocześnie czerpało natchnienie z jakobińskiego, republikańskiego kotła pomysłów, aby ruszyć z posad bryłę ziemi i tworzyć nowoczesne narody. Francuski przykład – odstraszający, choć i urzekający – był na ustach wszystkich przez cały prawie wiek dziewiętnasty. Kolejne rewolucje (1830, 1848, 1871 – Komuna Paryska) wstrząsały Europą. Mickiewicz wołał do zaskoczonego Piusa IX: Chrystus jest dziś (1848) w bluzach paryskiego ludu. Aleksander Hercen szukał we Francji rewolucyjnych 133 inspiracji, Wissarion Bielinski wielbił „świętą gilotynę”. A niebawem dzieje francuskiej Rewolucji pilnie studiować zacznie rosyjski inteligent, niejaki Ulianow, lepiej znany jako Włodzimierz Lenin. Dlatego lewica europejska zwraca się z nadzieją ku ojczyźnie Robespierre’a, zanim oczu jej nie przyciągnie przykład Zwycięskiego Października i szturmu marynarzy (1917) na Pałac Zimowy w Petersburgu: ale rosyjski Październik to wszak, jak sądzono, dopełnienie i ostatni akt burzenia Bastylii starego świata… Wzorowa Republika Wszelako Francja dla wielu będzie także ojczyzną Praw człowieka i obywatela, po 1870 będzie wzorową Republiką, wreszcie (1914-1918) pogromcą germańskiego, wilhelmińskiego imperium. A również obrońcą wolności parlamentarnych, podważanych przez wyrosłe z wojny, totalitarne ideologie z prawa (Mussolini, Hitler) i z lewa (Lenin, Trocki, Stalin). Francja współtworzy (z prezydentem USA, Wilsonem) Traktat Wersalski (1919), z którego wyłoni się powojenna Europa, także wolna Polska. Oto więc najpotężniejsze państwo demokratyczne na straży honoru Zachodu, na straży jego podstawowych wartości, jego cywilizacji. Gotowe zapewnić światu pokój na wiele pokoleń… Jego prestiż to nie tylko prestiż zwycięskiego mocarstwa, najsprawniejszej armii, dowodzonej przez marszałków, 134 Ferdynanda Focha, Josepha Joffre’a, Philippe’a Pétaina, Maurice’a Gamelina, Maxime’a Weyganda (ten ostatni zdaniem Larousse’a z 2000 „ożywił opór [anima la résistance] Polaków przeciw Armii czerwonej w 1920”)… Tymczasem oprócz sprawnego państwa i niepokonanej armii, obraz Francji tworzą dzieła ducha. Jej esprit, zdaniem samych Francuzów, najdoskonalej wciela uniwersalną istotę człowieczeństwa, nie jest bowiem narodowo określony i zawężony jak duch innych nacji. Dlatego jakże ważnym francuskim towarem eksportowym będą imponderabilia: kultura, idee, literatura, sztuka. Już Rivarol w 1784 pisał, że francuski jest po prostu najdoskonalszym językiem człowieka. Powtórzy to XIX wieczny historyk literatury i pedagog: „Literatura francuska to idealny obraz życia ludzkiego we wszystkich krajach i we wszystkich epokach […] Rysując portret ducha (esprit) nieomal narysowałem wierny wizerunek samego rozumu. Ta dążność praktyczna, ta przewaga dyscypliny nad swobodą, ten obowiązek narzucony pisarzowi, aby był organem myśli ogólnej, to podporządkowanie indywidualności wymogom powszechności, czymże jest to wszystko jeśli nie rozumem. To właśnie dzięki rozumowi jesteśmy podobni do innych.[Dzięki rozumowi] rządzącemu wszechwładnie wyobraźnią i zmysłami [te ostatnie bowiem] najbardziej [ludzi] różnią, z nich biorą się owe odrębności tak bardzo duchowi francuskiemu niemiłe. We Francji nie kochamy ojczyzny zazdrosną miłością górala do swych gór, ani dlatego, że wszystko tam najlepiej służy naszej wygodzie. Kochamy ją, gdyż wydaje się nam najlepszą ojczyzną dla człowieka 135 w ogóle, chcielibyśmy w niej przyznać prawa obywatelskie całemu rodzajowi ludzkiemu.”23 Obok najwyższych dzieł ducha, znakomicie sprzedaje się za granicą paryski styl życia, ogłada i obyczaje, politesse [grzeczność], sociabilité [towarzyskość], łatwość kontaktów, wykwintna, biesiadna konwiwialność. Francuszczyzna już od końca XVII wieku stała się językiem europejskich dworów i salonów: po francusku konwersuje i pisze listy król Staś z Warszawy (do pani Geoffrin), Fryderyk II z Potsdamu, Semiramida Północy, czyli caryca Katarzyna z Petersburga (do Voltaire’a). Mimo gallofobii romantyków kraj Racine’a, Encyklopedii, Zoli, Sartre’a i Derridy, ściślej jego stolica, Paryż, do połowy XX wieku uchodzić będzie za siedzibę muz, źródło literackich, teatralnych, malarskich i rzeźbiarskich impulsów. Miejsce narodzin nowych kierunków jak impresjonizm: Claude Monet, Camille Pissaro, Auguste Renoir, Auguste Rodin, Paul Cézanne (zaczynający kubizm); naturalizm: Emile Zola, Guy de Maupassant; symbolizm: pisarze Verlaine, Mallarmé, Maeterlinck (Belg), malarze: Gustave Moreau, Puvis de Chavannes, Odilon Redon. Przed pierwszą wojną, w czasach belle époque (ciszy przed burzą) gromadzą się tutaj znakomitości artystyczne z całej kuli ziemskiej, furorę robią słynne ballets russes pod batutą Diagilewa, do muzyki Strawińskiego, sukcesy odnoszą pierwsi kubiści: Picasso, Juan Gris, Fernand Léger, Georges Braque, Marcoussis… Pierwsi abstrakcjoniści Piet Mondrian, 23 136 Désiré Nisard, Histoire de la littérature française, Paris 1861, s. 9. Constantin Brancusi… Gdy inni przegrywają za życia jak Amedeo Modigliani, choć pośmiertną sławę zapewni mu marchand polskiego pochodzenia, Leopold Zborowski. Ale dopiero po 1918 Paryż stanie się już w pełni kosmopolityczną stolicą awangardy: nieprzeliczony rój malarzy i rzeźbiarzy, także literatów z wszystkich kontynentów osiedli się tutaj, zwłaszcza na lewym brzegu [rive gauche] Sekwany, spychając nieco na margines rodowitych Francuzów… W rozgwarze wielu języków nieraz wybija się… rosyjski, licznych białych emigrantów (zaprzyjaźniony z katolickim personalistą Mounierem Bierdiajew, Szestow, Kożewnikow – Kojève) hiszpański lub angielski, z amerykańskim akcentem: T.S. Eliot, Hemingway, Henry Miller, Ezra Pound, Gertrude Stein, Francis Scott Fitzgerald, głośne, amerykańskie stracone pokolenie [lost generation] … Klęska i kolaboracja – egzystencjaliści i komuniści Stąd tak głęboki szok na całym świecie w czerwcu 1940, w obliczu błyskawicznej klęski wspaniałej ongiś armii francuskiej i upokarzającego armistice [zawieszenia broni], podpisanego przez bohatera spod Verdun, marszałka Pétaina. Stąd raptowny upadek międzynarodowego prestiżu. Wolna Francja de Gaulle’a, walcząca u boku aliantów, nie zdoła zrównoważyć 137 powszechnego zdumienia, jakie wywołała, najpierw kilkumiesięczna bezczynność Francuzów, schowanych w betonowych fortach potężnej linii Maginota, tzw. drôle de guerre [śmieszna wojna], a następnie poddanie się Hitlerowi i kolaboracja marszałka Pétaina. Tym niemniej, po wyzwoleniu przez aliantów w 1944, Francuzom udaje się zasiąść w Wielkiej Czwórce (Anglia, Ameryka, Rosja, Francja). Podobnie jak ongiś Talleyrandowi udało się na Kongresie Wiedeńskim zająć miejsce po stronie zwycięzców, reprezentując Francję Burbonów przeciw Bonapartemu… Po 1945 prestiż polityczny, choć także kulturalny, artystyczny, literacki ojczyzny Sartre’a, Camusa, Eluarda, Aragona, odradza się, może dzięki utrafieniu w oczekiwania na nowe mody intelektualne powojennego pokolenia? Sartre istotnie oferował kontestatorskie koktajle młodzieży rozczarowanej wojną i upadkiem optymistycznego, laickiego etosu. Rozgoryczonej także biernością wielu chrześcijan, którzy nie powstrzymali hitlerowskich zbrodni (milczenie Piusa XII wobec holokaustu). Sartre’owskie przesłanie zawierało nihilistyczne credo, przyprawione pogardliwą wobec mieszczańskiego konformizmu heroicznością wierności sobie, a jednocześnie ocukrzone migotliwą nadzieją lewicowej inności. Gdyż Związek Sowiecki, sławiony przez nawróconych na komunizm nadrealistów Eluarda i Argona, reprezentował zbyt sztywną ortodoksję, której Sartre nie trawił, choć się do niej przymilał. W sumie jego egzystencjalizm, nauczany w kafejkach paryskiego bulwaru Saint-Germain stał się modną religią pokoleniową nie tylko we Francji. Religią pokolenia, które próbuje zerwać z mieszczańskim 138 domem rodzinnym, często skompromitowanym kolaboracją, umaczanym w wojenne paskudztwa (jak w Niemczech czy we Włoszech). Próbuje zerwać z ideałami ojców (wiarą religijną, lecz także świecką, racjonalistyczną wiarą, bo i ta nie zapobiegła wojennej katastrofie), lecz jeszcze nie gotowe jest zapisać duszę stalinowskiemu diabłu. Permisywne wyzwolenie – poza dobrem i złem – miesza łatwiznę z wymaganiem konsekwencji: aby kroczyć raz obraną drogą. Stąd hagiograficzny szkic Sartre’a o Genecie (jako aktorze i męczenniku, wiernemu sobie i własnym niekonwencjonalnym wyborom – kryminalisty geja). Po kilku latach sartrowskie głębie zrodzą popularne czytadło Françoise Sagan Witaj smutku [Bonjour tristesse 1954]. Oprócz Sartre’a trzeba wymienić jego współtowarzysza w egzystencjalistycznym bractwie, Alberta Camusa. Ten, mimo agresywnego ateizmu usiłuje zapalić ludzkości światełko tragicznej nadziei: żyjemy w świecie absurdu, znakiem naszej niezgody na inherentne zło egzystencji jest bunt i walka z owym absurdem, wprawdzie walka beznadziejna, ale świadcząca o naszej, mimo wszystko niezłomnej – niepokornej – godności (La Peste – Dżuma). Camus również znalazł wielu wdzięcznych czytelników (u nas Pan Cogito Zbigniewa Herberta?), w dość ponurych latach powojennych, gdy połowa kontynentu dostała się w ręce Stalina i jego następców. Inaczej niż Sartre, nigdy nie dał się znęcić totalitarnym fluidom emanującym w kierunku Paryża z moskiewskiego centrum. Może dlatego, że należał do pilnych czytelników Dostojewskiego, trafnie rozpoznającego trucizny przyszłej rewolucji kostniejącej w terror biurokracji? 139 Mimo kilku głośnych antykomunistów, jak Camus, jak (rzadkość!) proamerykański liberał, filozof polityczny, Raymond Aron, totalitarny marxizm i stalinowski komunizm znajdowały nad Sekwaną tłumy zwolenników. Przedwojenna, kapitalistyczna demokracja liberalna nie budziła zachwytów, doświadczenie okupacji interpretowano jako najazd faszystowski, przeciw faszystom zaś, jak uważano, najskuteczniej wojował miłujący pokój Kraj Rad z Józefem Stalinem na czele. Temu zaś hołdy, jak widać, dość bałwochwalcze, oddawali niektórzy francuscy literaci. W dodatku Amerykanie, którzy Francję wyzwolili, wywoływali mieszane uczucia z różnych powodów, zarówno sympatię jak i antypatię, zwłaszcza wśród intelektualistów, wśród mediów kształtujących opinię publiczną. Niechęć antyamerykańska, dość wyraźna także i wśród niekomunistów, jak sam de Gaulle, łatwo napędzała przyjaciół dalekiemu i mało znanemu od strony łagrów, Związkowi Sowieckiemu, który już przed wojną cieszył się gorącym uczuciem komunistów i życzliwych lewicy pisarzy [compagnons de route]. Francja lat powojennych stanie się (obok Włoch) najbardziej aktywnym na Zachodzie ośrodkiem prokomunistycznych inicjatyw pokojowych i antyimperialistycznych (czytaj antyamerykańskich). Wrocławski Kongres Pokoju w 1948, organizowany przez Jerzego Borejszę, zgromadzi wyjątkowo licznych postępowych intelektualistów z ojczyzny Diderota i Robespierre’a (m.in. rodzina Joliot-Curie, córki Marii Skłodowskiej-Curie), grzmiących przeciwko bombie atomowej i podżegaczom wojennym z USA. Jak wiemy, Wielki Październik, w oczach francuskiej lewicy był prawowitym potomkiem jakobińskiej 140 Rewolucji. Od zburzenia Bastylii i zdobycia Tuilerii (w 1792) wiodła, jak uważano, prosta droga do szturmu na Zimnyj dworiec w Petersburgu i rozpędzenia Konstytuanty Kiereńskiego przez matrosów Lenina. Maj 1968 – ku liberalizmowi? Ale Francja w latach sześćdziesiątych to coraz mniej źródło artystycznych i literackich rewelacji, olśniewających światową elity arcydzieł, coraz mniej także pepiniera idei, politycznych, społecznych, rozsadnik rewolucji. Już maj 1968 będzie raczej tylko echem i przedłużeniem amerykańskiej counterculture, amerykańskiej kontestacji młodych. Partia komunistyczna, dynamiczna za życia Stalina, werbująca mnóstwo sympatyków wśród pisarzy i artystów, uczonych i inteligencji, traci impet, po Budapeszcie (1956) i polskim Październiku, wreszcie Wiośnie Praskiej (1968). Własna, francuska młodzież ucieka od ortodoksyjnego, prosowieckiego komunizmu w pstrą rozmaitość lewackiej heterodoksji (trockiści, maoiści itp.). Prestiż Kompartii podważy dość skutecznie rozgłos sołżenicynowskiego Archipelagu Gułag (1974/76). A potem, kolejno, polska Solidarność (1980), gorbaczowowski demontaż systemu (głasnost’ i pierestrojka), wreszcie przełom w Polsce (wybory w czerwcu 1989) i upadek muru Berlińskiego (listopad 1989). Elity rządzące uczą się u (nielubianych) Anglosasów pragmatyzmu, technokracji, kultu skuteczności. Sam de Gaulle też, mimo iż był osobowością 141 tradycyjnego formatu, rozumie wymogi nowoczesności. Mimo ostrzeżeń pesymistów, jak Georges Bernanos (La France contre les robots 1946 – Francja przeciw robotom), co dopatrywali się w nowoczesnym, zmechanizowanym świecie samych zagrożeń dla tradycyjnych wartości. Stąd za gaullistowskich rządów, coraz więcej inicjatyw odgórnych podejmie wyzwania XX wieku – jak wiemy we Francji od czasów Richelieu i Napoleona wszystko zaczyna się na biurku szefa państwa. Nie tylko własna bomba atomowa [force de frappe], która ma jakoby zapewnić Francji mocarstwową pozycję. Ale także cały szereg, z wielkim rozmachem rozpoczętych przedsięwzięć, by postawić kraj w czołówce nowoczesnych potęg industrialnych: elektrownie atomowe, gigantyczny projekt Concorde, ponaddźwiękowego samolotu transkontynentalnego, własny program badań nuklearnych (ośrodek w Saclay), badania przestrzeni kosmicznej, rakieta Ariane, superekspres TGV [train à grande vitesse], wiążący odległe krańce heksagonu w parę godzin (300 km/h). Czyżby Francuzi chcieli zapisać wszystkie kartki księgi rekordów Guinessa? W każdym razie zastanawia owo przesunięcie uwagi państwa (czy opinii publicznej też?) z ongiś tak promowanych imponderabiliów (literatura, sztuka, nauki humanistyczne etc.) na szukanie rekordowych wyników w dziedzinach najnowszej, najnowocześniejszej (naj… naj… naj…) technologii… Ten wyścig, wysilona kompetytywność w królestwie rzeczy, kosztem królestwa ducha świadczyłyby poniekąd o podmywaniu francuskiej tożsamości przez klasyczne idee liberalnego indywidualizmu, przez anglosaski kapitalizm z jego technokratyczną i pragmatyczną 142 mentalnością? Valéry Giscard d’Estaing (prezydent 1974-1981) wyraźnie sprzyjał powiewom wolnorynkowego ekonomizmu, rodem z angloamerykańskiego matecznika. Oto prymat jednostki, indywidualnej przedsiębiorczości, wolnej gospodarki, decentralizacja, większe uprawnienia dla regionów? A więc pośmiertne zwycięstwo wyklinanych żyrondystów nad jakobińskim Robespierrem? Kościół ponad podziałami? – od monarchii do republiki Kościół francuski przyniósł światu doświadczenie wyjątkowej klęski. Po latach świetności u stóp tronu – jeśli tak można nazwać okres gallikańskiej zależności od władzy monarchy – przeżywa gwałtowne prześladowania, zwłaszcza w 1792-1794. Prześladowaniom towarzyszy przyspieszony proces sekularyzacji kraju, proces, który zaczął się już wcześniej, pod wpływem antychrześcijańskiego dyskursu oświecenia, oraz upadku moralnego duchowieństwa, skoro hierarchia kościelna składała się w sporej części z karierowiczów, mianowanych przez monarchę. Po Rewolucji rozluźniają się związki między władzą i Kościołem, choć do formalnego rozdziału dojdzie dopiero na początku XX wieku (1905), gdy laicka Republika postanowi zagarnąć dla siebie przestrzeń publiczną pozostawiając religii jednostkową prywatność. 143 W każdym razie losy francuskiego katolicyzmu ilustrują z jednej strony procesy porewolucyjnej modernizacji, która prowadzi do dechrystianizacji, zeświecczenia społeczeństwa. Ale także, co może ważniejsze, pokazują, jak Kościół szuka nowych ścieżek i środków – środków ubogich – by prowadzić dalej dzieło ewangelizacji. Jak poprzez nieudane próby półprzymusowej rechrystianizacji pod berłem Burbonów (1814-1830), w sojuszu z autorytarnymi rządami Ludwika Napoleona/Napoleona III (1848-1870), wreszcie w okresie porządku moralnego [l’Ordre moral], po zgnieceniu Komuny Paryskiej (1871), uczy się stopniowo odchodzić od stosowania środków bogatych. A więc rezygnuje z przymusu, z pomocy państwa, jego administracji i policji. Co w przyszłości stanie się wzorem dla innych Kościołów przeżywających podobne procesy i podobne wyzwania. Gdyż francuscy katolicy, najpierw, pod wpływem porewolucyjnego szoku, pod wpływem pamięci prześladowań z okresu Terroru, widzą jedyny ratunek dla wiary w powrocie prawomocnej chrześcijańskiej monarchii, czyli starszej gałęzi [tzw. branche aînée] Burbonów. A więc niejako w powrocie do postkonstantyńskiego sojuszu tronu i ołtarza i do raczej utopijnej wizji christianitatis [chrétienté] – świata chrześcijańskiego, rządzonego jako napółsakralna zbiorowość przez ramię świeckie: namaszczonego monarchę. Powoli jednak Kościół uznaje prawomocność demokratycznej republiki, pod warunkiem, że uzna ona wolność Kościoła. Nie jest to proces łatwy, gdyż niechętna religii Republika laicka przez długi czas rozumie rozdział państwa i Kościoła jako izolowanie tego ostatniego, zamknięcie w sferze prywatności, oraz 144 własną niczym nieograniczoną nadrzędność, która wypływa z absolutnej suwerenności rządów republikańskich, rządów „woli powszechnej”. A więc rozumie rozdział w duchu zrywającej łączność z Rzymem, Cywilnej Konstytucji Kleru (12 lipca 1790). Pierwsi na możliwy kompromis – wolny Kościół w wolnym państwie – wskazują, jeszcze w latach panowania Ludwika Filipa, tzw. katolicy liberalni, pragnący pojednania religii i nowoczesności. Chateaubriand, Tocqueville, a zwłaszcza Lacordaire, Montalembert, Dupanloup należeli do rzadkich wówczas umysłów świadomych nieodwracalności przemian, co więcej, może także świadomych fundamentalnej inności zadań Kościoła? Pod koniec XIX wieku ku kompromisowi skłoni się także Leon XIII, zachęcając do pogodzenia się z Republiką (tzw. Ralliement). W XX wieku rozwinie się ruch demokracji chrześcijańskiej, wyraźnie akcentującej gotowość uznania przez katolików ustroju demokratycznego (Marc Sangnier), nie tylko jako smutnej konieczności, ale jako najskuteczniejszej gwarancji niezbywalnych praw osoby ludzkiej, najskuteczniejszego antidotum na roszczenia ideologii totalitarnych. *** Oprócz głośnych myślicieli katolickich XIX wieku jak już wspomniani Montalembert i Lacordaire, wreszcie Ozanam, nowszych filozofów, intelektualistów i literatów jak Paul Claudel, Joris Huysmans, Léon Bloy, Charles Péguy, Georges Bernanos, Jacques i Raïssa Maritain, François Mauriac, Daniel-Rops, Gabriel Marcel, Emmanuel Mounier, Jean Guitton, 145 teologów jak Pierre Teilhard de Chardin, Henri de Lubac, Jean Daniélou, arcybiskup Paryża, kard. Jean Marie Lustiger (pochodzący z rodziny żydowskiej z Polski), Francja daje światu wielkich świętych jak proboszcz z Ars, św. Jan Vianney (1786-1859), św. Teresa (1873-1897) od Dzieciątka Jezus (mała), ogłoszona przez Jana Pawła II Doktorem Kościoła w 1997. A także bardzo liczne powołania (w XIX wieku) oraz ruchy religijne wewnątrzkościelne i świeckie. Tak więc katolicy francuscy wskazują katolikom innych krajów – nieraz błądząc i ostro się spierając – jak radzić sobie z laicyzacją jako produktem nowoczesności. Jak wyplątywać się z pokus realizowania Królestwa Bożego na ziemi, za pomocą monarszego miecza, skoro królestwo to nie jest z tego świata. A więc przypominają też, jak bywa zwodna i niebezpieczna nadzieja, by realizować christianitas w doczesności, nadzieja na zwycięstwo osiągnięte środkami bogatymi, zbyt bliskim sojuszem z władzą państwową? Gdyż zadaniem Kościoła jest raczej stać się drożdżami, solą ziemi, w świeckim, pluralistycznym, zapewne pogańskim i bezbożnym świecie – tej wciąż ziemi misyjnej: France – terre de mission, taki apel usłyszymy w czasie drugiej wojny. Świecie, który, choć powinien być nawracany, nie zostanie definitywnie nawrócony – ponieważ w doczesności, pozostaje pod władzą księcia tego świata? Uzyskać ową eschatologiczną perspektywę, zdać sobie sprawę z jednej strony, że chrześcijaństwo nie może liczyć na, po ludzku widoczne (polityczne etc.), sukcesy, a z drugiej, zrozumieć i zaakceptować swoistą, by tak rzec, eksterytorialność Kościoła, który nie zakorzenia się bez reszty w żadnym konkretnym 146 systemie politycznym i społecznym, w określonej kulturze (grecko-rzymskiej, zachodnioeuropejskiej), etc., było niesłychanie trudne dla katolików-kontrrewolucjonistów, zranionych traumą jakobińskiego Terroru. Najpierw takich jak Joseph de Maistre, jak Louis de Bonald, a później, dla katolickich monarchistów wojujących z laicką republiką (Maurras, Massis) aż do czasów Pétaine’a. Ale także dla XIX wiecznych papieży, Grzegorza XVI, Piusa IX, nie dostrzegających amerykańskiej drogi do nowoczesności, potępiających Rewolucję i jej ideologiczny bagaż – demokrację (wąsko rozumianą jako terror rousseauwskiej woli powszechnej) w imię powrotu do dawnych, rzekomo dobrych czasów – do ancien régime’u. Gdy wiara znajdowała (zdawałoby się) oparcie, może nie tyle w Transcendencji, ile w hufcach prawowiernego władcy? Dopiero Vaticanum Secundum przyniesie pod tym względem niesłychanie wyraźny, definitywny przełom. Ale to właśnie bardzo bolesne doświadczenia francuskie legły u podstaw wyzwalającej refleksji ojców soborowych. 147 Aneks bibliograficzny Baszkiewicz Jan, Francja w Europie, Ossolineum, Wrocław 2006 Brzękowski Jan, W Krakowie i w Paryżu, Kraków 1975 Cadot Michel, La Russie dans la vie intellectuelle française, Paris 1967 Carroll Raymonde, Carol Volk, Cultural Misunderstandings: The French American Experience, University of Chicago Press 1990 Curtius Ernst Robert, Französischer Geist im 20. Jahrhundert, Tübingen 1994 Digeon Claude, La Crise allemande de la pensée française, Paris 1992 Duby Georges. Mandrou Robert, Historia kultury francuskiej, Warszawa 1965 Dumont Louis, L’Idéologie allemande, France-Allemagne et retour, Paris 1991 Grève de Claude, Le Voyage en Russie, Anthologie des voyageurs Français aux XVIIIe et XIXe siècle, Paris, Lafont 1990 Grosser Alfred, Mit den Deutschen streiten, München 1987 Hall Edward Twitchel and Mildred Reed Hall, Understanding Cultural Differences: Germans, French and Americans, Intercultural Press 1990 Kelly Michael, French Culture and Society, New York, Oxford University Press 2001 Kowalski Jacek, Loba Anna i Mirosław, Prokop Jan, Dzieje kultury francuskiej, PWN Warszawa 2005 Kłoczowski Jerzy, Europa, chrześcijańskie korzenie, Warszawa 2004 148 Polska – Francja. Dziesięć wieków związków politycznych, kulturalnych i gospodarczych, pod. red. Andrzeja Tomczaka, Warszawa 1988 Pomian Krzysztof, Europa i jej narody, Gdańsk 2004 In Search of France, (Stanley Hoffmann i in.), New York 1965 Tocqueville de Alexis, O demokracji w Ameryce, Warszawa 1976 Ziejka Franciszek, Paryż młodopolski, Warszawa 1993 Spis treści Przedmowa ....................................................................... 5 Francja – Polska ............................................................. 15 Dał nam przykład Bonaparte .................................. 15 Rewolucja – Napoleon ...............................................17 Wielka Emigracja i Monarchia Lipcowa ................. 20 La Mennais/Lamennais – Montalembert – Michelet .......................................................... 22 Za Napoleona III ...................................................... 34 Po I Wojnie Światowej .............................................. 37 Po II Wojnie Światowej ............................................ 38 Polscy frankofile ....................................................... 41 Polski Paryż – „Wkraczałem w uniwersalne”… ...... 44 Francja – Niemcy ........................................................... 49 Rewolucja 1789 i jej echa w Niemczech ................... 49 Emigranci – Napoleon – powrót Burbonów ............ 51 Francuska cywilizacja i niemiecka kultura ............ 55 Dekadenci czy barbarzyńcy ..................................... 60 Odwieczna nienawiść? ............................................. 63 Obie wojny 1914-1918 i 1939-945............................. 65 Republikański patriotyzm – pojednanie z Niemcami .................................. 68 Francja – Anglosasi ........................................................ 77 Prawa do wolności po angielsku – Anglia jako wzór dla Francuzów? .................. 77 Krytyka rewolucji (Burke) – wojna z Napoleonem – ocieplenie wzajemnych stosunków w XX wieku........................................................ 81 Ameryka i francuskie kompleksy ............................ 86 Zamiast mitu antyniemieckiego – mit antyamerykański? ................................... 88 Amerykańska tężyzna i francuskie wyrafinowanie ............................... 90 Sowieckie korzenie antyamerykanizmu? ................ 94 Niektórzy jednak lubią USA – francuscy liberałowie...................................... 97 Francja – Rosja ............................................................. 105 Filozofowie i Katarzyna II – Napoleon pod Moskwą .................................. 105 Rosja wybawicielka czy Rosja kozacka ................. 107 Sojusz republiki z samodzierżawiem ..................... 108 Rewolucja Październikowa i zachwyt lewicy .........110 Od Arona do Sołżenicyna i Czarnej Księgi Komunizmu .......................... 113 Francja i kolonie ........................................................... 115 Podbój Algerii – Tahiti – Indochiny – Guyana ..... 115 Ekspansja kolonialna jako znak prestiżu ............. 118 Misja cywilizacyjna: ciężar na barkach białego człowieka ............... 120 Wojna w Wietnamie – wojna w Algerii ................. 122 Demontaż imperium .............................................. 125 Sztuka ludów Afryki .............................................. 126 Przybysze z krajów nędzy – problem imigracji w Europie szczęśliwej ...... 128 Frankofonia – kolonializm – postkolonializm....... 129 Francja i świat: konkluzja............................................ 131 Francja złotego wieku ............................................ 131 Oświecenie i Rewolucja .......................................... 132 Wzorowa Republika ............................................... 134 Klęska i kolaboracja – egzystencjaliści i komuniści ......................... 137 Maj 1968 – ku liberalizmowi?.................................141 Kościół ponad podziałami? – od monarchii do republiki ............................ 143 Aneks bibliograficzny ................................................... 148