MAKSYM DONDALSKI / skrzypek, lider Skrzypce, Muzyka są
Transkrypt
MAKSYM DONDALSKI / skrzypek, lider Skrzypce, Muzyka są
MAKSYM DONDALSKI / skrzypek, lider Skrzypce, Muzyka są wpisane w moją Rodzinę od kilkudziesięciu lat. Na skrzypcach grał mój Dziadek Jan, mój Ojciec – też Jan. Mama – Maria – jest perkusistką (teraz już na emeryturze). Siostry i brat są także muzykami. Pięknym sopranem koloraturowym dysponuje siostra Katarzyna. Występuje z sukcesami na wielu estradach polskich i zagranicznych. Dorastałem w trzypokojowym mieszkaniu, więc nawet trudno było o miejsce do samodzielnych ćwiczeń. Ale jakoś dawaliśmy radę. Pierwsze skrzypce wystrugał mi Tata. Były z jednego kawałka drewna, ale można było na nich grać. Nie wiem, może miałem wtedy ze dwa lub trzy lata? Teraz te skrzypeczki zdobią ścianę mieszkania Rodziców. Jak bylem dzieckiem, rodzice zabierali mnie ze sobą na próby do filharmonii, bo nie mieli co ze mną zrobić, gdzie zostawić. Tak więc oswajałem się z orkiestrą, budynkiem, sceną. Czułem się tam, w filharmonii, jak u siebie. Pierwszy raz w profesjonalnej orkiestrze zagrałem jako muzyk doangażowany w wieku 16 lat. Między innymi graliśmy wtedy „Ognistego ptaka” Igora Strawińskiego, wiec zostałem od razu wrzucony na głęboką wodę. Było to w filharmonii Warmińsko - Mazurskiej w Olsztynie. Później grałem tzw. doangaże w Toruniu. Przez trzy lata jako koncertmistrz prowadziłem Orkiestrę Akademicką w Bydgoszczy. Również podczas koncertów zagranicznych, których kilkanaście w różnych krajach. Później zaczęła się praca w Gorzowie. W szkole muzycznej (chodziłem do niej popołudniami) najpierw uczyłem się gry na fortepianie, później dopiero na skrzypcach. I co oczywiste, pierwszym nauczycielem był Tata. Na studiach – w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy – Pani prof. Jadwiga Kaliszewska i Pan prof. Marcin Baranowski. Wiele Im zawdzięczam! Bycie artystą nie jest „rzeczą” wygodną, zdeterminowane osobniczą wrażliwością jest nawet pułapką. Sytuacje zewnętrze, codzienne – pozamuzyczne – oddziałują i niekiedy nie pozwalają na całkowite i emocjonalne poddanie się wykonawstwu Muzyki. Tak już chyba jest w każdej dziedzinie artystycznej, a sądzę, że w Muzyce nawet bardziej – trzeba pełnego pozytywnego komfortu. Bez złych emocji. Te pozbawiają nas swobody wykonania, grania. Całkowitego oddania się intencjom kompozytora, dyrygenta. Także swoim. Ktoś, kto zewnętrznie kreuje się na artystę – epatuje przymiotami, które nie są jego własnymi a podpatrzonymi, nie ma rzetelności w sobie, rzetelności w wykonywaniu swojej pracy, robi tylko coś na pokaz, żeby zabłysnąć – artystą nie jest. Granie solistyczne, granie w orkiestrze? Kwestia wyboru. Osobiście wolę być członkiem orkiestry, cząstką jej bogatej faktury. Studiuję dyrygenturę. U profesora Zygmunta Rycherta. Jeszcze półtora roku. Sądzę, że te studia pozwalają mi na lepsze rozumienie orkiestry i mojego w niej udziału. Oprócz grania? Oj, sporo! Przede wszystkim sport. Uprawiam kulturystykę, jestem ratownikiem wodnym. Moją pasją są sporty walki – tajski boks, brazylijskie jujitsu i MMA. Bywało, że zdobywałem mistrzowskie tytuły w Polsce w tych dziedzinach. Ciekawych zapraszam na swój profil. W Filharmonii Gorzowskiej jestem od grudnia 2011 roku. Lideruję pierwszym skrzypcom.