azeta ekarzy - Gazeta dla Lekarzy
Transkrypt
azeta ekarzy - Gazeta dla Lekarzy
G L ISSN 2300-2170 Omnium profecto artium medicina nobilissima dl@ miesięcznik 8_2016_Sierpień azeta ekarzy • Nowości • Kongresy medyczne • Wkłucie centralne Emigracja Motto: Scribere necesse est, vivere non est Czyli: Tylko to się naprawdę zdarzyło, co zostało zapisane* *Przekład Tomasza Osoińskiego Koleżanki i Koledzy, E migracja z każdej strony oglądana jest tematem trudnym, a w dawnych latach bywała nawet zdarzeniem dramatycznym. Oderwanie od rodziny, od kontekstu kulturowego, dotychczasowego otoczenia nie mogło odbywać się bez negatywnych skutków. Dziś możemy swobodnie podróżować, codziennie rozmawiać przez Skype’a, pisać e-maile do rodziny zamieszkałej za granicą. Kiedyś było to prawie niemożliwe. Jeżeli dodamy do tego wymuszane różnymi okolicznościami decyzje pozbycia się obywatelstwa polskiego, decyzje emigracyjne w dawnych latach były niezbyt przyjemne. Z mieniły się czasy i niektóre aspekty związane z wyjazdem z kraju złagodniały, co więcej, wizja lekarza udającego się na emigrację stała się jedną z odmian wizerunkowych. D Z życia redakcji Dr Piotr Gałuszka tak skomentował na Facebooku nowy wizerunek redaktor naczelnej „Gazety dla Lekarzy”: Jakaś dziwaczka ta Pani kaczka, Co ciągle szuka i prze do przodu Bez kupionego wsparcia narodu, Bo się nie liczy takie kwakanie By zyskać możnych w branży uznanie, Lecz praca ciężka no i mozolna Wolnym lekarza uczynić zdolna... Źródło: https://www.facebook.com/krystyna.knypl laczego nie wyemigrowałaś? – zapytała mnie niedawno młodsza koleżanka. Z uwagi na to, że praktykuję w zawodzie lekarza już dość długo, odpowiedź wymagała podzielenia na etapy czasowe. Po pierwsze przez długą część mojego życia emigracja była dla wielu obywateli czynem niecałkiem legalnym. Jestem z natury legalistką i nie mam pokus naruszania obowiązujących przepisów. Gdy po 1989 roku nasze paszporty zamiast w szufladach urzędów znalazły się w naszych szufladach, zajęta byłam obowiązkami Matki Polki, które to obowiązki nie sprzyjały emigracyjnym dywagacjom. Potem okazało się, że można wyjechać na dość długo i wrócić bez powikłań. Tu być, a tam bywać – wydało mi się regułą optymalną. J est tylko jedna wizja, która skłania mnie okresowo ku rozważaniom o dłuższym wyjeździe. Jest nią możliwość pisania powieści w pięknej rezydencji położonej nad brzegiem oceanu (inspirowana moim ulubionym filmem Lepiej późno niż później). Jednak skoro do tej pory nie wyjechałam… to chyba nie wyjadę… z drugiej strony różne wydarzenia życiowe przychodzą do mnie raczej później niż wcześniej… Jak byśmy się wtedy nazywali? „Paryska Gazeta dla Lekarzy”? Dobrze brzmi! Może jednak jeszcze przemyślę głębiej ten temat, a tymczasem przećwiczy go sekretarz redakcji w ramach organizacji Dziadkowie bez Granic. Redakcja Krystyna Knypl, redaktor naczelna [email protected] ISSN 2300-2170 Nr 8(63)_2016 Wydawca Krystyna Knypl Warszawa Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji [email protected] Współpraca przy bieżącym numerze Alicja Barwicka, Jagoda Czurak, Barbara Iwanik, Katarzyna Kowalska; Natalia, Zbigniew, Jasiek i Staś Rudzcy, Rafał Stadryniak Okładka fot. Krystyna Knypl Projekt graficzny i opracowanie komputerowe Mieczysław Knypl Kolegium redakcyjne: Alicja Barwicka, Aleksandra Sylwia Czerny, Marta Florea, „Gazeta dla Lekarzy” jest miesięcznikiem reKrystyna Knypl, Mieczysław Knypl, Katarzyna dagowanym przez lekarzy i członków ich roKowalska (przew.), Małgorzata Zarachowicz dzin, przeznaczonym dla osób uprawnionych do wystawiania recept i posiadających prawo wykonywania zawodu lekarza. Opinie wyrażone w artykułach publikowanych w „Gazecie dla Lekarzy” są wyłącznie opiniami ich autorów. Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania, zmiany tytułów i dodawania śródtytułów. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.gazeta-dla-lekarzy.com Krystyna Knypl Statut „Gazety dla Lekarzy” W numerze I. Informacje wstępne 1. „Gazeta dla Lekarzy” jest czasopismem w rozumieniu ustawy z 26 stycznia 1984 roku – prawo prasowe (Dz.U. z 1984 r. nr 5, poz. 24 z późn. zmianami), zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Warszawie 28 lutego 2012 r. w rejestrze dzienników i czasopism (poz. PR17864). 2. „Gazeta dla Lekarzy” jest tworzona przez lekarzy i członków ich rodzin. 3. Wydawcą „Gazety dla Lekarzy” jest dr n. med. Krystyna Knypl, zwana dalej Wydawcą. 4. „Gazeta dla Lekarzy” ma dwa kanały dystrybucji. Sygnowana numerem ISSN 2300-2170 jest publikowana w internecie (www.gazeta-dla-lekarzy.com), a sygnowana numerem ISSN 20845685 jest publikowana w wersji papierowej (odwzorowanej w internecie w formacie PDF). Każdy drukowany numer jest przekazywany przez Wydawcę do zbiorów Biblioteki Narodowej (sygnatura P. 293987 A) w ramach egzemplarza obowiązkowego. 5. „Gazeta dla Lekarzy” posługuje się skrótem GdL. 6. „Gazeta dla Lekarzy” nie jest związana z żadną organizacją polityczną, religijną ani żadnym samorządem terytorialnym lub zawodowym. GdL jest organizacją pozarządową działającą na rzecz lepszej opieki zdrowotnej dla wszystkich obywateli. II. Wizja i misja 1. Nadrzędnym celem „Gazety dla Lekarzy” jest propagowanie znaczenia postępu w medycynie oraz roli promocji zdrowia. Ważną częścią naszej misji jest promowanie wiedzy o chorobach rzadkich. 2. „Gazeta dla Lekarzy” jest adresowana do lekarzy, zwłaszcza do tych, którzy postrzegają medycynę jako sztukę, a swój zawód jako powołanie. 3. Zamierzeniem „Gazety dla Lekarzy” jest ukazywanie wszystkich aspektów funkcjonowania współczesnych systemów ochrony zdrowia, ze zwróceniem szczególnej uwagi na zagrożenia dla tradycyjnie rozumianego zawodu lekarza, płynące z instrumentalnego traktowania medycyny. 4. Dopełnieniem każdego lekarskiego dyżuru jest czas po dyżurze. GdL na swych łamach przedstawia nie tylko wiedzę medyczną, ale także nasze osiągnięcia, wrażenia i opinie na takie tematy jak literatura, muzyka, podróże. III. Finansowanie 1. Zgodnie z art. 3 ust. 2 ustawy z 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. z 2003 r. nr 96, poz. 873) „Gazeta dla Lekarzy” nie jest jednostką sektora finansów publicznych w rozumieniu przepisów o finansach publicznych i nie działa w celu osiągnięcia zysku. 2. „Gazeta dla Lekarzy” jest finansowana wyłącznie z prywatnych środków własnych Wydawcy. 3. Nie są przyjmowane darowizny. Wydawca nie przyjmuje zaproszeń na przyjęcia, lunche i poczęstunki. 4. Wydawca „Gazety dla Lekarzy” nie prowadzi działalności gospodarczej, a czasopismo nie zamieszcza komercyjnych reklam ani ogłoszeń. 5. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolontariusze. Nie są wypłacane wynagrodzenia członkom redakcji ani honoraria autorom. Wszyscy działają pro publico bono – dla dobra ogółu, ale i osobistej satysfakcji. 3 W numerze Nowości ..................................................... 4, 5, 6, 7, 27, 29 Kongresy medyczne O czym mówiono na American Transplant Congress 2016? Krystyna Knypl ........................................................................... 9 Emigracja Różne oblicza emigracji, czyli nie każdy może być emigrantem Alicja Barwicka ..... 11 Polskie migracje Jagoda Czurak ........................................... 17 Młody lekarzu, nie rezygnuj z marzeń! Barbara Iwanik ......................................................................... 28 Czteroosobowa rodzina w Anglii Natalia Rudzka, Zbigniew Rudzki, Jasiek Rudzki, Staś Rudzki........................................................ 30 Ciekawe życie założycielki Hôpital Necker Krystyna Knypl ......................................................................... 41 Wkłucie centralne Wypłukanie zawodowe Rafał Stadryniak ............................ 45 Informacja dla autorów materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” ......................................... 48 5 9 17 7 11 28 30 41 45 8_2016 sierpień Nowości Marsz Pamięci poświęcony pracownikom służby zdrowia niosącym pomoc ofiarom warszawskiego getta 22 lipca 1942 roku około dwóch tysięcy pięciuset Niemcy rozpoczęli wielką przypadków duru i w tym akcję likwidacyjną warszaw- siedemset zgonów – notoskiego getta. W ciągu dwóch wał Ludwik Hirszfeld), po miesięcy wywieźli z niego nierówną walkę z chorobą i zamordowali w komorach głodową. Henryk Makower gazowych Treblinki ponad tak wspominał specyfikę 300 tysięcy żydowskich praktyki lekarskiej w getmieszkańców Warszawy. cie: Lekarze byli w rozterce, W 74. rocznicę tych wy- po co ratować tych ludzi, darzeń Żydowski Instytut przeważnie z okropnymi Historyczny już po raz piąty ranami szarpanymi (użyczci pamięć ofiar, organizu- wano prawie wyłącznie kul jąc Marsz Pamięci ulicami dum-dum). Jednak stary, od unicestwionego getta. lat wpojony obowiązek robił Każdy Marsz Pamięci swoje. Szpital pracował pełną dedykowany jest konkret- parą. W rezultacie uratowani, nym osobom lub kręgom, a wśród nich z licznymi okaw tym roku pracownikom leczeniami, znaleźli śmierć służby zdrowia – lekarzom, w Treblince czy też murach pielęgniarkom, salowym getta. Lekarze nie zaprzesta– wszystkim, którzy hero- li również pracy naukowej, icznie nieśli pomoc w tych czego efektem była, wydatragicznych czasach. Przed na w 1947 roku, publikacja lekarzami w getcie war- „Choroba głodowa. Badania szawskim stanęło wiele kliniczne nad głodem wykodramatycznych zadań – od nane w getcie warszawskim zszywania ran po postrza- z roku 1942”. łach gettowych żandarmów, W getcie warszawskim przez trwającą niemal dwa funkcjonowały dwa szpilata epidemię tyfusu (Pod- tale: Szpital Starozakonczas najgorszych miesięcy nych na Czystem, przeepidemii było meldowanych niesiony z ul. Dworskiej, 4 8_2016 sierpień Nowości z oddziałami rozlokowanymi w różnych budynkach dzielnicy zamkniętej oraz Szpital Dziecięcy Bersonów i Baumanów na ulicy Śliskiej z filią na rogu Leszna i Żelaznej. Personel medyczny zmagał się z niewystarczającą ilością lekarstw, środków opatrunkowych i niskimi racjami żywnościowymi, a w konsekwencji z bezsilnością wobec epidemii i głodu. Z czasem zrozumiano, że nie da się pomóc wszystkim potrzebującym. O tej okrutnej świadomości pisała lekarka Adina Blady-Szwajger: Już było wiadomo, że coraz mniej jesteśmy zdolni do ratowania życia, a coraz bardziej stajemy się dawcami cichej śmierci. Co roku Marsz Pamięci gromadzi ponad tysiąc warszawiaków oddających hołd kolejnym grupom ofiar getta warszawskiego: twórcom konspiracyjnego Archiwum Ringelbluma, dzieciom przemycającym żywność do głodującej dzielnicy, Januszowi Korczakowi i innym wychowawcom domów dziecka oraz ich podopiecznym, czy Marysi Ajzensztadt, wybitnie uzdolnionej śpiewaczce, która dobrowolnie przyłączyła się do prowadzonego na Umschlagplatz ojca. Program tegorocznego Marszu Pamięci: rozpoczęcie 22 lipca o godzinie 17.00 pod pomnikiem Umschlagplatz przy ulicy Stawki, zakończenie około godziny 18.30 na ulicy Śliskiej przy budynku Szpitala Dziecięcego im. Bersohnów i Baumanów. Trasa: ul. Stawki, al. Jana Pawła II, Prosta, Twarda, Śliska. Przewidziano m.in. odczytanie fragmentów pamiętników lekarzy z warszawskiego getta oraz przywiązanie do szpitalnego parkanu wstążek pamięci z imionami Żydów uwięzionych w getcie. Źródło: materiały prasowe Bezpieczne wakacje dla dzieci z atopowym zapaleniem skóry Edukacja pacjentów z chorobami przewlekłymi jest bardzo ważnym zadaniem w procesie leczniczym. Oddział dermatologii szpitala Necker, kierowany przez prof. Christine Bodemer, zorganizował 2 lipca br. dzień edukacji terapeutycznej na temat „Odkrywanie i uprawianie różnych sportów bez uszkadzania skóry”. W wydarzeniu zorganizowanym dzięki wsparciu Fundacji do Walki z Atopowym Zapaleniem Skóry uczestniczyło 33 dzieci dotkniętych chorobami dermatologicznymi wraz z rodzicami. Impreza miała miejsce w Narodowym Instytucie Sportu (Institut National du Sport), gdzie na dzieci czekały gry i warsztaty. Wydarzeniu patronowali mistrz olimpij- pl). Oto link do porad na co ski w pływaniu Alain Bernard dzień dla dzieci z atopowym oraz mistrzyni europejska zapaleniem skóry: http://www. w koszykówce Emilie Gomis. fondation-dermatite-atopique. Fundacja ma swoją stro- org/pl/ak-leczyc-jak-ulzyc-jaknę internetową w różnych -zapobiegac/porady-na-co-dzien. językach, takich jak angielKatarzyna Kowalska ski, francuski, hiszpański, Źródło: https://m.facebook.com/ japoński, portugalski, czeski, a także polski (http://www.fon- story.php?story_fbid=104381696 9035148&id=149977845085736 dation-dermatite-atopique.org/ Szkolenie zespołów pogotowia ratunkowego we Francji z zakresu medycyny wojennej. Szczególny nacisk położono na opanowanie szybkiego udzielania pomocy medycznej w stanach takich jak krwotok Fot. Krystyna Knypl W związku z Euro 2016 lekarze i ratownicy francuskich zespołów pogotowia ratunkowego SAMU przeszli dodatkowe szkolenie po postrzeleniu ofiary z karabinu automatycznego oraz udrażnianie dróg oddechowych. Umiejętność tamowania krwawienia z licznych ran postrzałowych była jednym z ważniejszych celów szkolenia. Ponadto zespoły SAMU zostały wyposażone w nowe opaski uciskowe do tamowania krwotoków. Opaski są bardziej stabilne i skuteczne. Pogotowie we Francji dysponuje dwoma rodzajami karetek – wyjazdowymi oraz koordynującymi. Karetki wyjazdowe świadczą pomoc w nagłych wypadkach, a karetki koordynujące w razie zdarzeń masowych są w pobliżu miejsca zdarzenia i koordynują pracę poszczególnych zespołów ratowniczych. Katarzyna Kowalska Źródło: http://sante.lefigaro.fr/actualite/2016/07/06/25179-samu-francais-se-met-medecine-guerre 5 8_2016 sierpień Nowości Nierozłączni, przywiązani Są wśród nas. Żyją tylko dzięki żywieniu pozajelitowemu. Są nierozłączni z mieszaniną żywieniową, często przez większość doby przywiązani do stojaka z kroplówką. Zespół krótkiego jelita to dysfunkcja przewodu pokarmowego polegająca na zmniejszeniu powierzchni czynnej jelit, na skutek czego tradycyjne spożywanie posiłków nie zapewnia choremu odpowiedniej ilości wartości odżywczych. W konsekwencji następuje niedożywienie i pojawiają się zaburzenia wodno-elektrolitowe prowadzące do skrajnego wyczerpania. Utrzymanie chorego przy życiu jest możliwe wyłącznie dzięki żywieniu pozajelitowemu, czyli dożylnemu podawaniu specjalnie przygotowanych mieszanin 6 odżywczych. Standardowo taka procedura żywieniowa przywiązuje pacjenta do stojaka z kroplówką nawet na kilkanaście godzin w ciągu doby i wymaga wyłączenia się z większości aktywności życia codziennego. Zespół krótkiego jelita potencjalnie zagraża życiu. Przyczyną jest zazwyczaj fizyczna utrata odcinka jelita cienkiego lub zaburzenie wchłaniania, co powoduje znaczne ograniczenie przyswajania składników odżywczych. Może to prowadzić do odwodnienia i niedożywienia, a w następstwie do utraty masy ciała. Wyniszczające biegunki sprawiają, że wydzielanie i utrata płynów przewyższa ilość przyjmowanego pokarmu, co może przyczynić się do wczesnej niewydolności nerek spowodowanej niewłaściwą gospodarką wodno-elektrolitową. Wśród szczegółowych przyczyn występowania zespołu krótkiego jelita są: martwica jelita pochodzenia naczyniowego (zator, zakrzep tętniczy lub żylny), rozległe resekcje z innych przyczyn (np. choroba Leśniowskiego-Crohna, nowotwór, uraz), ciężkie zaburzenia wchłaniania (np. popromienne zapalenie jelit, czyli upośledzenie zdolności regeneracji komórek jelit po zastosowaniu radioterapii w le- można było zobaczyć, jak osoczeniu onkologicznym, lub ce- by leczone żywieniowo próbuliakia oporna na leczenie) oraz ją sprostać zwykłym codzienprzetoki (zewnętrzne – powo- nym czynnościom, kiedy towadujące utratę treści pokarmo- rzyszy im stojak z kroplówką. Więcej informacji: wej, i wewnętrzne – powodująwww.apetytnazycie.org ce ominięcie części jelita cienhttp://www.polspen.pl/dla-pakiego przez pokarm). Podstawowym celem tera- cjent%C3%B3w/zywienie-pozapii w zespole krótkiego jelita jelitowe pozostaje zapewnienie pacjen- http://szpitalskawina.pl/zywienietom satysfakcjonującego po- -pozajelitowe/ ziomu jakości życia oraz umoż- http://www.medonet.pl/zdrowie/ liwienie powrotu do codzien- zdrowie-dla-kazdego/zespol-krotkiego-jelita,artykul,1670514.html nych zajęć sprzed choroby. 2 czerwca w centrum War- http://gastrologia.mp.pl/choroby/ szawy Stowarzyszenie Pacjen- jelitocienkie/73999,zespol-krottów Leczonych Żywieniowo kiego-jelita „APETYT na życie” zorgani- http://zywieniemaznaczenie.pl/ zowało happening edukacyj- zywienie-kliniczne/ ny. W ciągu jednej godziny Źródło: materiały prasowe 8_2016 sierpień Nowości na lato J est środek lata i wszyscy rodzice wraz z dziećmi przemierzają wakacyjne szlaki. Poza wypoczynkiem nie mniej ważne jest bezpieczeństwo osób korzystających z wakacyjnych rozrywek, w szczególności z wody i słońca. Na stronie internetowej American Academy of Peditarics 3 maja 2016 r. opublikowano praktyczne wskazówki nt. bezpiecznego plażowania i kąpieli. Słońce Dzieci poniżej 6 miesięcy Należy unikać eksponowania na słońce tak małych dzieci. Powinny one być ubrane w lekkie, długie spodenki oraz koszulkę z długimi rękawami. Na głowie kapelusz z rondem, aby zapobiec poparzeniom słonecznym. Gdy odpowiednia odzież nie jest dostępna, można zastosować w niewielkiej 7 ilości krem ochronny z filtrem co najmniej 15 na twarz i powierzchnię grzbietową dłoni. W razie poparzenia słonecznego należy stosować chłodne okłady. Wszystkie dzieci Zalecane jest unikanie lub ograniczenie ekspozycji na słońce w godzinach od 10 do 16. Wskazane jest noszenie kapelusza z szerokim rondem oraz okularów przeciwsłonecznych zapewniających 98100% ochronę przed promieniowaniem UVA i UVB. Warto co dwie godziny oraz po każdej kąpieli nakładać na skórę krem ochronny. Szczególną staranność i ostrożność trzeba zachować w pobliżu wody i piasku, ponieważ na takich terenach szybciej dochodzi do poparzeń słonecznych. Udar cieplny Profilaktyka ogólna Podczas upałów nie należy wykonywać intensywnych ćwiczeń fizycznych. A jeżeli już, to nie dłużej niż przez 15 minut. Po przyjeździe do miejsca, gdzie panuje ciepły klimat, przez pierwsze 7 do 14 dni należy stopniowo dawkować wysiłek fizyczny. Jest to szczególnie ważne w terenie ciepłym i wilgotnym. Przed zajęciami fizycznymi dzieci powinny mieć możliwość wypicia płynów – nie powinny odczuwać pragnienia. Podczas zajęć fizycznych wskazane jest picie wody co 20 minut. Odzież do ćwiczeń fizycznych powinna być jasna, lekka, jednowarstwowa. Jeżeli odzież w czasie zajęć zostanie przemoczona, trzeba wymienić ją na suchą. Jeżeli ćwiczenia fizyczne lub zabawy odbywają się w słońcu, należy czas ich trwania skrócić oraz robić częste przerwy w celu nawodnienia organizmu. Profilaktyka u niemowląt Niemowlęta nie mają dostatecznie rozwiniętych mechanizmów termoregulacji. Dlatego dochodzi do tragicznych 8_2016 sierpień Fot. Mieczysław Knypl Korzystanie ze słońca i wody podczas wakacji Nowości na lato zgonów dzieci zostawionych w samochodach. Należy: # Opuszczając samochód upewnić się, ze wysiadły również wszystkie podróżujące nim dzieci! # Unikać rozpraszania uwagi przez zbędne rozmowy telefoniczne podczas jazdy samochodem. # Zachować szczególną ostrożność w razie odstępstwa od codziennych zwyczajów – zmiana trasy czy godziny jazdy. # Zachować czujność, gdy dzieci są po opieką organizatorów zbiorowego wypoczynku, m.in. nawiązać kontakt telefoniczny, gdy powrót dzieci się opóźnia (AAP radzi robić to już przy 10-minutowym opóźnieniu). # Umieścić swój telefon komórkowy lub torebkę na tylnym siedzeniu – to gwarantuje, że wysiadając z auta spojrzymy za siebie i przy okazji sprawdzimy, czy nie zostało tam zapomniane dziecko. Trzeba pamiętać, że temperatura wewnątrz zaparkowanego samochodu może bardzo szybko narastać, nawet gdy na zewnątrz nie jest bardzo gorąco; dlatego w żadnym razie nie wolno zostawiać dziecka samego w samochodzie, zwłaszcza z zablokowanymi drzwiami. Basen kąpielowy Fot. Mieczysław Knypl Nigdy nie wolno zostawiać dzieci samych na basenie lub w jego pobliżu, nawet na krótką chwilę. 8 Dzieci poniżej 5 lat i starsze, ale nieumiejące pływać powinny być w wodzie w zasięgu ręki osoby dorosłej („touch supervision”). Basen powinien być zabezpieczony w taki sposób, aby małe dziecko nie było w stanie pokonać ogrodzenia. Zamki od furtek ogrodzenia basenowego nie powinny być dostępne dla małych dzieci, wskazane jest zamontowanie alarmu przy furtkach prowadzących na basen. Okna wychodzące na basen nie powinny być zasłonięte. Przy basenie powinien być sprzęt ratunkowy oraz telefon komórkowy. Należy unikać nadmuchiwanych zabawek do pływania i nie uważać ich za substytut kamizelek ratunkowych – dają one fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Nie wolno uważać, że dzieci poniżej 1 roku, które przeszły kurs pływania, nie mogą się utopić. Duże nadmuchiwane baseny przydomowe też mogą być niebezpieczne. Pływanie łódką Dzieci zawsze powinny być ubrane w kamizelkę ratunkową. Należy upewnić się, że kamizelka ma właściwy dla dziecka rozmiar. Dorośli, nawet bardzo dobrze pływający, też powinni być ubrani w kamizelki ratunkowe, aby dawać dobry przykład dzieciom. Młodzież i dorośli powinni być ostrzeżeni o niebezpieczeństwach, na jakie jest narażony pasażer łodzi będący pod wpływem alkoholu, narkotyków, a także niektórych leków na receptę. Otwarte przestrzenie wodne Nie wolno nigdy pływać samotnie. Nawet najlepszy pływak powinien mieć towarzystwo. Ratownik powinien czuwać nad dziećmi nie tylko gdy one są w wodzie, ale także gdy są w pobliżu wody. Nurkowanie jest dozwolone dla dzieci tylko pod nadzorem dorosłych, którzy znają głębokość wody. Nigdy nie wolno pływać po akwenach wodnych, na których pływają statki lub inne jednostki wodne. Pływanie w oceanie jest dozwolone wyłącznie pod nadzorem ratownika. Gdy pływak dostanie się w obszar prądu wodnego, powinien dać mu się nieść równolegle do brzegu aż poczuje, że prąd odpływa lub słabnie, wtedy skierować się do brzegu. Krystyna Knypl Oprac. na podstawie https://www.aap.org/en-us/ about-the-aap/aap-press-room/news-featuresand-safety-tips/Pages/Sun-and-Water-SafetyTips.aspx?nfstatus=401&nftoken=000000000000-0000-0000-000000000000&nfstatusde scription 8_2016 sierpień Kongresy medyczne O czym mówiono na American Transplant Congress 2016? Krystyna Knypl Tegoroczny American Transplant Congress odbywał się w dniach 11-15 czerwca w Bostonie, największym mieście będącym stolicą stanu Massachusetts. Kongres jest najważniejszym wydarzeniem edukacyjnym dla wszystkich osób związanych z transplantologią. Co roku uczestniczy w nim około 5000 osób. Obrady odbywają się w słynnym John B. Hynes Convention Center, który w odróżnieniu od wielu innych centrów kongresowych w Stanach Zjednoczonych położony jest w centrum miasta, w części zwanej seaport district. G dy przed laty spacerowałam po ulicach Bostonu, podziwiałam jego piękną architekturę, rozmyślałam o osiągnięciach naukowych, czując bliskość oceanu, pomyślałam, że jest to miasto, w którym czuje się potęgę Umysłu i Oceanu. Miło byłoby kiedyś zatrzymać się w Bostonie na dłużej. Skala problemów transplantologii w Stanach Zjednoczonych Stany Zjednoczone są krajem, w którym wszystko ma inny rozmiar niż w krajach europejskich i podobnie jest z transplantologią. W roku 2015 wykonano 30 000 przeszczepów narządów (http://asts. org/news-and-publications/asts-news/2016/01/16/more-than30-000-transplants-performedannually-for-first-time-in-u.s). Jednak potrzeby są dużo większe. Oficjalne dane o liczbie oczekujących na przeszczep są następujące (https://optn. transplant.hrsa.gov/data/). Ogółem oczekuje na przeszczep 120 181 osób: nerka trzustka nerka i trzustka wątroba jelito serce serce i płuco 99 513 970 1890 14 639 269 1416 45 W roku 2016 od stycznia do maja przeszczepiono 13 550 narządów. 9 8_2016 sierpień Kongresy medyczne Program kongresu Program był bardzo bogaty, już o 7.00 startowało Sunrise Symposium (http://atcmeeting.org/scientific-program) – istne szaleństwo! Obrady cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem. Najczęściej czytane abstrakty to: 1. Effect of Complement Inhibition Therapy (Eculizumab) in Patients with C1q-Binding Donor-Specific Anti-HLA Antibodies: A Molecular Appraisal. C. Lefaucheur,1 L. Hidalgo,2 J. Reeve,2 D. Viglietti,1 C. Gosset,1 O. Aubert,3 C. Ulloa,3 C. Legendre,3 D. Glotz,1 P. Halloran,2 A. Loupy.3 1 Saint-Louis Hospital, Paris, France; 2University of Alberta, Edmonton, Canada; 3Necker Hospital, Paris, France. http://www.atcmeetingabstracts.com/abstract/effect-of-complement-inhibition-therapy-eculizumab-in-patients-withc1q-binding-donor-specific-anti-hla-antibodies-a-molecularappraisal/. 2. C1-Inhibitor in Acute Antibody-Mediated Rejection Non-Responsive to Conventional Therapy in Kidney Transplant Recipients: A Pilot Study. C. Lefaucheur,1 D. Viglietti,1 C. Gosset,1 A. Loupy,2 A. Zeevi,3 D. Glotz.1 1 Saint-Louis Hospital, Paris, France; 2Necker Hospital, Paris, France; 3University of Pittsburgh Medical Center, Pittsburgh. http://www.atcmeetingabstracts.com/abstract/c1-inhibitor-inacute-antibody-mediated-rejection-non-responsive-to-conventional-therapy-in-kidney-transplant-recipients-a-pilot-study/. Stwierdzam z przyjemnością, że ich autorami są między innymi lekarze z Hôpital Necker oraz Hôpital 10 Saint-Louis – oba szpitale miałam możność odwiedzić i poznać znakomitych lekarzy i naukowców. Warto przypomnieć, że pierwszy przeszczep nerki wykonał w Hôpital Necker prof. Jean Hamburger. Z patriotyczną dumą odnotowuję 10 doniesień z Polski, ich tekst jest dostępny pod adresem: http://www. atcmeetingabstracts.com/?s=poland. Wszystkie abstrakty http://www.atcmeetingabstracts. com/. Brawo autorzy! Trochę szczęścia, trochę pecha Ciekawy problem poruszono w doniesieniu Kidney Dialysis after Heart Transplantation: The Short and Long Term Outcomes przedstawionym przez A.Osborne i wsp. z Cedars-Sinai Heart Institute w Los Angeles. W latach 1994-2011 obserwowali oni 52 pacjentów po przeszczepie serca, którzy w pierwszym miesiącu po zabiegu wymagali dializ z powodu niewydolności nerek. W niektórych przypadkach były to dializy wykonywane przez krótki czas, w innych były przeprowadzane przewlekle. W trzech przypadkach konieczny był dodatkowo przeszczep nerki. Następny kongres amerykańskich transplantologów odbędzie się w dniach od 29 kwietnia do 3 maja 2017 roku w Chicago. Tekst i zdjęcia Krystyna Knypl 8_2016 sierpień Emigracja Różne oblicza emigracji, czyli nie każdy może być emigrantem Alicja Barwicka http://www.gallery.oldbookart.com/main.php?g2_itemId=13591&g2_imageViewsIndex=3 Emigracja jest zjawiskiem tak starym jak ludzkość. Emigrowano od zawsze i nadal temat jest aktualny. Opuszczenie ojczystego kraju czasowo lub na stałe może mieć charakter dobrowolny lub przymusowy, a przyczyny bywają bardzo różne, dominują jednak polityczne, ekonomiczne, religijne lub naukowe. Osoby, które podejmowały decyzję o emigracji, to w zdecydowanej większości jednostki silne psychiczne, odporne na sytuacje stresowe, odważne, zdolne do podejmowania decyzji i konsekwentne w ich realizacji, otwarte na nowe, często nieznane wyzwania. Dzięki takim cechom zasiedlano nieprzyjazne dla człowieka przyrodniczo i klimatycznie tereny, tworzono nowe społeczeństwa. Wielu emigrantów dzięki sile woli, wytrwałości w pokonywaniu przeszkód i determinacji w dążeniu do postawionych sobie celów zapisało się na kartach historii świata. 11 8_2016 sierpień https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/da/Basse_Mesopotamie_DA.PNG Fot. Mieczysław Knypl Jak zaczynali prekursorzy? Niewątpliwie jednym z pierwszych spośród tych najbardziej znanych był Abraham, ojciec narodów wyznających trzy wielkie religie monoteistyczne (judaizm, chrześcijaństwo i islam). Żył w XXI wieku p.n.e. i z pierwotnego miejsca zamieszkania w Ur w południowej Mezopotamii (dzisiejszy Irak) wyruszył do Palestyny. Miasto Ur w starożytności było ważnym portem morskim, położonym w pobliżu ówczesnego ujścia rzeki Eufrat do Zatoki Perskiej. Rodzina Abrahama nie należała do biednych i nie jest wykluczone, że poza wątkiem ściśle religijnym, możliwym powodem podjęcia decyzji o opuszczeniu domu była niespokojna sytuacja polityczna po upadku III dynastii z Ur. Trzeba mieć na uwadze ówczesne realia, gdy emigrujące rodziny przemieszczały się z całym dobytkiem, nic więc dziwnego, że pokonanie pierwszego etapu wędrówki wiodącej wzdłuż Eufratu przez Babilon do Charan zajęło rodzinie szmat czasu. Chociaż Abraham zdążył się już mocno zestarzeć, to kontynuował podróż i drogą okrężną przez Egipt po wielu latach dotarł do celu w ziemi Kanaan. 12 Emigracja Z biegiem czasu Z czasem wraz z rozwojem cywilizacji i postępem technicznym ułatwiającym podróżowanie kolejnym pokoleniom emigrantów wędrowało się już nieco lżej, ale nigdy nie była to droga łatwa. Zawieruchy wojenne, zarówno te dotyczące zamierzchłej historii, jak i te nowożytne oraz nieuchronnie związana z nimi bieda kazały w każdej epoce tysiącom ludzi szukać innych, bezpieczniejszych miejsc do życia. Podejmowanie takich działań zawsze było niebezpieczne i wielu przegrywało walkę o przetrwanie. Było jednak o co walczyć i co wygrywać. Jest na to wiele przykładów. Wystarczy prześledzić życiorysy wielu uczonych, ludzi kultury, bankierów czy właścicieli największych firm przemysłowych. Legendy o dorabiających się fortun za oceanem byłych sąsiadach krążyły przez lata w opowieściach wielu europejskich wieśniaków i ubogich robotników. Podsycały wyobraźnię, rozbudzały oczekiwania, ale stanowiły przede wszystkim scenerię do podejmowania trudnych emigracyjnych decyzji przez kolejne pokolenia. Emigracja po polsku Polacy nigdy nie należeli do społeczeństw zamożnych, może więc stąd mamy tak bogate doświadczenia emigracyjne. Nawet nie sięgając zbyt daleko w przeszłość, zawsze mieliśmy jakąś falę emigracji. Nadawano im odpowiednie różnicujące nazwy. I tak uczymy dzieci w szkole o przedstawicielach emigracji popowstaniowej, powojennej, emigracji lat 80. i zapewne niedługo program nauczania obejmie wiedzę o życiu i osiągnięciach emigracji nam współczesnej, związanej 8_2016 sierpień ze swobodnym przepływem osób w krajach Unii Europejskiej. Dziś, gdy każdy ma paszport i ograniczone jedynie finansami możliwości przemieszczania się po świecie, coraz mniej osób chce pamiętać lata biedy bezpośrednio poprzedzające okres stanu wojennego i jego lata. Filmy Barei dziś już tylko śmieszą, chociaż były „oparte na faktach”. W domowych archiwach przechowujemy jeszcze kartki żywnościowe na cukier, mięso czy wyroby czekoladopodobne. Nie wszyscy chcieli żyć w takich realiach. Niektórzy może by i chcieli, ale musieli uciekać z umiłowanej ojczyzny przed rozbudowanym aparatem represji. Emigrantami w tamtym czasie stawali się głównie ludzie młodzi, pełni wiary we własne możliwości. Zasilili gospodarki wielu krajów europejskich, obu Ameryk (chociaż głównie północnej) i Australii. Ich dzieci mają dzisiaj w swoich drugich ojczyznach ugruntowane zawodowe i społeczne pozycje. Tu i ówdzie przyjmują do pracy swoich rówieśników, byłych kolegów z polskich piaskownic, żłobków i przedszkoli, którzy ruszyli za „unijnym chlebem” z kolejną już falą emigrantów. Początki bywały i nadal są trudne, ale zwykle po uspokojeniu się sytuacji rodzinno-mieszkaniowej i zawodowej, kiedy stabilne dochody wynikające z zatrudnienia są dodatkowo wzmacniane świadczeniami socjalnymi, mało który polski emigrant chce wracać do kraju. W niektórych krajach fala tej nowej i najnowszej aktywnej i przedsiębiorczej polskiej emigracji trafia na starą powojenną, raczej gorzej wykształconą, rozgoryczoną, z dość subiektywnym i nieraz trochę wypaczonym przez lata izolacji połączonej z nostalgią obrazem Polski. Na styku powstają konflikty, ale przecież gdzie ich nie ma? Na emigracji może się przydać język obcy Konflikty są jak wiadomo charakterystyczną cechą Polaków. Słynne trzy odrębne zdania w jednej sprawie wygłoszone przez dwóch Polaków mogą ilustrować naszą codzienność. Dobrze, jeśli za granicą są przynajmniej wygłoszone poprawnie i zrozumiale. Wszyscy wiemy, że ciągle są na świecie enklawy wielkich miast zamieszkane przez polskich emigrantów, posługujących się praktycznie wyłącznie językiem ojczystym. Pewnie z początku czuli się z tym źle, nie zawsze byli jednak w stanie (głównie z przyczyn ekonomicznych) korzystać z kursów językowych. Priorytetem było utrzymanie rodziny. Z czasem ci ludzie przywykli do swojego losu i nie zamierzali już nic w nim zmieniać. Nieznajomość języka kraju, w którym się mieszka, uniemożliwia oczywiście rozwój zawodowy i społeczny, ale ta grupa emigrantów na tyle dotkliwie się o tym przekonała, że w trosce o los swoich dzieci starała się przynajmniej im zapewnić właściwe przygotowanie językowe i jak najlepsze wykształcenie. Kolejne pokolenia powojenne uczyły się w polskich szkołach języków obcych, ale mimo to nie potrafiliśmy z tej wiedzy korzystać w praktyce. Owszem wszyscy „przerabialiśmy” kolejne pozycje książkowe i zaliczaliśmy kolejne poziomy wiedzy teoretycznej. Odrabialiśmy zadane do domu ćwiczenia, ale w zetknięciu z żywym językiem szło nam gorzej niż źle. Dla emigrantów drugiej połowy XX wieku było to dodatkowym źródłem stresu. Dzisiejsza krajowa edukacja lingwistyczna ma się dobrze. Nastolatki nie boją się już konwersacji w języku obcym, a przedszkolaki oglądają bajki w językowym oryginale. Strach pozostał jeszcze Fot. Krystyna Knypl Fot. Mieczysław Knypl Emigracja 13 8_2016 sierpień Emigracja Fot. Krystyna Knypl tylko u tych najstarszych, przywykłych do restrykcyjnego pilnowania reguł gramatycznych, przez co nie są często w stanie wydusić z siebie najprostszego zdania. Starajmy się, byle efektywnie… Liczba aktualnych polskich emigrantów rośnie. Nie zachęcają do powrotu inicjatywy służące poprawie wskaźników demograficznych, chociaż np. program 500+ cieszy się w kraju ogromną popularnością. W polskich miastach ławeczki w parkach i na skwerkach zajmują głównie seniorzy, a na coraz piękniejszych placach zabaw dla najmłodszych nie ma tłoku. Toczy się walka o odwrócenie niekorzystnych tendencji demograficznych. Chcielibyśmy, by Polaków było więcej i dotyczy to zarówno terenu Polski, jak i emigracji. Wielu naszych rodaków dokłada wszelkich starań, by polskie dzieci rosnące na emigracji pamiętały o swoich korzeniach, by kultywowały język, kulturę i polską tradycję. Nie jest to łatwe. Młodzi rodzice – emigranci nie mają zazwyczaj na miejscu pomocnej rodziny, mają za to świadomość dbania o zatrudnienie, więc szacunek dla wykonywanych zadań i odpowiedzialność nie pozwalają im urywać się z pracy na dodatkowe zajęcia patriotyczne z własnymi pociechami. Dlatego dla wielu polskich emigracyjnych rodzin ta szczególna praca zostaje przeniesiona na weekendy. Dobrze, jeśli dzieci chcą w tej aktywności brać udział. Nie zawsze tak jest i zdarza się, że brak akceptacji dla nauki ojczystego języka rodziców i dziadków wynika np. z presji szkolnej grupy rówieśniczej. Dzieciom często zależy przede wszystkim na opinii rówieśników, a ta niekoniecznie jest jednakowo pozytywna dla urodzonego w danym kraju i emigranta. Zwykle rodzice bardzo się 14 starają, by słowo Polska i Polak wywoływało u ich dzieci poczucie dumy, ale różnie z tym bywa… To trudna sprawa i nie wszyscy starający się osiągają zadowalające wyniki. Dziś dla każdego z nas słowo Polska jest prostym kluczem, ale dla naszych krajowych przodków nie było to wcale tak oczywiste. Czy my wiemy, skąd wiejemy? Nasi sąsiedzi wobec mieszkańców monarchii pierwszych Piastów używali najczęściej pojęć Słowianie, Goci, Wandale. Określenie Polacy, obejmujące cały naród, czyli poddanych jednego króla bez względu na prawdziwą narodowość jednostek, pojawiło się znacznie później. Słowa Polska nie ma co szukać w najstarszych europejskich zapiskach informujących o mieszkańcach ziem między Odrą a Bugiem. Jego autorami jest dwóch cudzoziemskich duchownych, przy czym żaden z nich nie był Słowianinem. Po raz pierwszy to określenie (dokładnie przymiotnik „polski”) pojawiło się po blisko czterdziestu latach od chrztu Mieszka I. Autorem był Jan Kanapariusz, opat klasztoru świętych Bonifacego i Aleksego w Rzymie, który w dziele Świętego Wojciecha Żywot I napisanym w latach 1000-1002 opisuje walki dwóch potężnych rodów czeskich. Jeden z bohaterów tej opowieści, Sobiesław Sławnikowic miał służyć u Boleslau Polonorum duce (Bolesława, księcia polskiego) jako dowódca jednej z jego drużyn. Nie wiadomo, czy sam książę Bolesław wiedział, że jest Polakiem, skoro w różnych zapiskach kronikarskich z tego okresu występował jako władca Słowian. Wspomniany rzymski opat, który był po prostu kronikarzem, nie przypuszczał zapewne, że wymyślone przez niego określenie 8_2016 sierpień Emigracja duchownych, z których jeden nazwę wymyślił, a drugi robił wszystko, by ją upowszechnić. Łacińskie słowo Polonia pojawiło się dopiero do określenia państwa Mieszka II, ale dla najbliższych sąsiadów jeszcze przez długie lata byliśmy krajem, który określano nazwami odplemiennymi (Wiślanie, Goplanie, Lędzianie, Polanie czy Lachowie). Chociaż mamy wiek XXI, to nie dla wszystkich jesteśmy Polską i tak u Litwinów nazywamy się Lenkija, a u Węgrów – Lengyelország. Emigracja po lekarsku Ostatnie fale polskiej emigracji to już nie uciekinierzy wojenni i powojenni, to grupa osób aktywnych zawodowo, najczęściej dobrze wykształconych, znających język kraju docelowego albo przynajmniej mocno zmotywowana, by się go w szybkim czasie nauczyć. Lekarze stanowią tu znaczącą liczbę. Wybór takiej drogi życiowej jest wyraźnie widoczny u studentów ostatnich lat studiów medycznych. Ci spośród nich, którzy wybierają się do kraju wymagającego nostryfikacji dyplomu, pieczołowicie zbierają pytania z ostatnich lat takiego egzaminu, by później już w języku kraju docelowego móc się z nim zmierzyć. Na szczęście ludzie niezależnie od miejsca zamieszkania chorują tak samo lub przynajmniej podobnie, więc wiedza włożona do głów najpierw po polsku, a potem w języku wybranego kraju okazuje się zawsze solidną bazą do praktycznego wykonywania zawodu. Alternatywą jest podjęcie studiów medycznych w kraju, w którym chciałoby się potem praktykować, a takie możliwości oferują dzisiaj cudzoziemcom liczne, w tym również te najbardziej prestiżowe uczelnie europejskie. Fot. Krystyna Knypl zrobi taką karierę. Wywiązywał się rzetelnie ze swoich dziennikarskich obowiązków i zapisywał najważniejsze ówczesne wydarzenia. Miał o czym pisać, bo czasy były ciekawe i na arenie międzynarodowej wiele się działo. Wszystko zaczęło się od walki o szczątki św. Wojciecha. Mieszko I niedawno przyjął chrzest, więc ciało pierwszego świętego (notabene przecież Czecha, nie Polaka) powinno według ówczesnych zwyczajów spocząć w Rzymie. Przyjechał więc do Gniezna w 1000 roku cesarz Otto III, który prawdopodobnie uważał, że do relikwii ma większe prawo niż jego słowiański sąsiad, mający przecież znacznie niższą międzynarodową pozycję. Bolesław Chrobry był jednak sprytny i dzięki skutecznym zabiegom, obejmującym między innymi sowite podarunki dla całej cesarskiej świty, udało się pozostawić ciało męczennika w kraju. Cesarz musiał się zadowolić jedynie ramieniem świętego, które zresztą uroczyście przekazał rzymskiemu klasztorowi. Informację o nazwie, jaką naszemu krajowi nadał Jan Kanapariusz, przywiózł na (jeszcze książęcy) dwór Bolesława Chrobrego inny duchowny, biskup Brunon z Kwerfurtu. Uważał, że jednolita nazwa tworzącego się państwa jest konieczna i namawiał władcę do jej upowszechnienia, a w szczególności do stosowania na monetach, pieczęciach i państwowych dokumentach. Wszystkie te inicjatywy miały oczywiście ograniczony zasięg i pierwsze wzmianki o wyraźnie nazwanym państwie polskim pojawiły się w zagranicznych kronikach blisko 20 lat później. Skoro już na mapie Europy powstało nowe królestwo, musiało przecież mieć jakąś nazwę. Nie można było go nazwać królestwem Słowian, bo było to pojęcie zbyt szerokie. Skorzystano więc z pracy dwóch 15 8_2016 sierpień Fot. Krystyna Knypl Emigracja 16 niby uboższych krajów i cudzoziemców chętnych do leczenia Polaków wcale na horyzoncie nie widać… Droga nie dla każdego Emigracja, choć zawsze istniała, nie jest dla wszystkich. Dotyczy to także lekarzy. Kiedy (pomijając aspekt szczególnych sytuacji zdrowotnych czy politycznych) padnie pytanie, dlaczego z przyczyn ekonomicznych nie opuszczamy kraju i rodziny, należy je chyba odwrócić i zastanowić się, dlaczego akurat mielibyśmy to zrobić? Mamy prawo zostać u siebie, dbać o swoich (niekoniecznie zawsze przyjaznych nam) pacjentów, posyłać dzieci do polskich szkół, a dumę narodową budować u nich na własnych śmieciach, w otoczeniu polskich rodzin i przy śpiewaniu polskich kolęd. Podczas wakacji możemy im pokazywać piękno własnego kraju, a dbając o edukację uwzględniającą naukę języków obcych, możemy też próbować pokazywać już bez kompleksów lingwistycznych dalsze i bliższe kraje z całym bogactwem innych kultur. Będzie wtedy co porównywać i wcale nie jest powiedziane, że lepiej być emigrantem. Doświadczenia tułającej się po świecie Calineczki z baśni Jana Christiana Andersena niezbicie dowodzą, że miała rację mówiąc, że „najlepiej jest tu być, a tam bywać”. Fot. Krystyna Knypl W jeszcze innej sytuacji są lekarze, którzy decyzję o udaniu się na emigrację podejmowali już po dłuższym lub krótszym okresie praktykowania w Polsce. Tu początki też nie są łatwe, ale przynajmniej zdobyte w kraju doświadczenie zawodowe przy często znacznie uboższych możliwościach diagnostycznych pozwala czuć się pewniej i szybciej przystosować do obowiązujących w danym kraju procedur. Mówi się, że „do dobrego łatwiej się przyzwyczaić”. To prawda, a kiedy już raz zasmakujemy w możliwości zastosowania lepszych, bardziej precyzyjnych, a tym samym bardziej efektywnych metod diagnostycznych i leczniczych, nie będziemy już chcieli z nich rezygnować. Każdy lekarz wie, jaka to różnica i z jaką satysfakcją z wykonywania zawodu takie możliwości się łączą. Wszyscy chcemy, by nasza praca była szanowana i doceniana, ale też wielu, zwłaszcza najmłodszych kolegów nie liczy już na poprawę swojego statusu zawodowego w kraju. Nie chcą pracować pod pręgierzem grożących im nieustannie kar, przy niejasnych przepisach prawa pozwalających na obwinienie lekarza za rozmaite niedociągnięcia organizacyjne obowiązującego systemu opieki zdrowotnej. Emigrują, a po latach rzadko kiedy do kraju wracają. Pomagają chorym, a jakże, ale już raczej innych narodowości. To nie jest w porządku, bo nasz wspaniały system mimo otwartej Europy jakoś nie jest zachętą dla kolegów z tych Alicja Barwicka, okulistka nieemigrująca 8_2016 sierpień Emigracja By Artur Grottger - artmight.com, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1823491 Biada nam, zbiegi, żeśmy w czas morowy Lękliwe nieśli za granicę głowy! Bo gdzie stąpili, szła przed nimi trwoga, W każdym sąsiedztwie znajdowali wroga, Aż nas objęto w ciasny krąg łańcucha I każą oddać co najprędzej ducha. (Pan Tadeusz – Epilog) Polskie migracje Jagoda Czurak Artur Grottger Pożegnanie powstańca Migracje wpisane są w dzieje ludzkości. Nasi prapraprzodkowie, gdy zeszli z drzewa rosnącego gdzieś na afrykańskim kontynencie, przemieszczali się, dając początek Europejczykom. Przybysze z Azji docierali do Europy, rdzenni Afrykanie stanowili tanią siłę roboczą w Ameryce Północnej, Hiszpanie osiedlali się w południowej części Ameryki. Emigrację wymusza życie (powody ekonomiczne, łączenie małżeństw) czy przyczyny polityczne (w wypadku Polski były to zabory, upadek powstań narodowych, zmiana ustroju państwa), religijne (np. migracje ludności pochodzenia żydowskiego) i wiele innych. Ruchom migracyjnym zawdzięczamy kształt wielu państw. 17 Fot. Jagoda Czurak Polskie fale emigracyjne w XIX i na początku XX wieku Upadek państwa polskiego w wyniku rozbiorów, kres marzeń o wolnej Polsce związany z klęską wojen napoleońskich, upadek 1 powstania listopadowego i styczniowego spowodowały exodus ok. 20 tysięcy osób. Tak zwana Wielka Emigracja, która nasiliła się po 1831 r. zawdzięcza nazwę wybitnym ludziom kultury, zmuszonym do wyjazdu za granicę (Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Chopin, ks. Adam Jerzy Czartoryski, Mochnacki, gen. Bem). Masowo emigrowała również szlachta i żołnierze. Większość emigrantów osiedliła się we Francji, zakładano ugrupowania polityczne, których celem było wyłonienie koncepcji przyszłego państwa. Ugrupowania prawicowe z otoczenia księcia Czartoryskiego skupiały twórców literatury, a Hôtel Lambert 8_2016 sierpień Emigracja stał się schronieniem i ostoją polskości, działał aż do 2007 r. (fot. 1). W Paryżu powstała nieopodal Biblioteka Polska, w budynku której, w prestiżowej lokalizacji na Wyspie św. Ludwika, działa do dziś Muzeum Adama Mickiewicza z salonikiem Chopina. Po upadku powstania styczniowego w 1863 r. rozpoczęły się masowe wywózki Polaków na Sybir. Do politycznych przymusowych emigrantów dołączyli emigranci zarobkowi podążający na Zachód (ich wyjazdy były spowodowane przeludnieniem wsi). W latach 1888-1914 z terenu dawnych ziem polskich wyjechało blisko 3,5 miliona osób1. Udawały się one do Francji, a także USA i Kanady. Losy osiedleńców w Kanadzie opisał Melchior Wańkowicz w reportażach Tworzywo, które powstały w wyniku podróży pisarza do tego kraju w latach 1950-1955. Kanada czekała na osadników, a napis na Łuku Triumfalnym w Ottawie, zbudowanym w 1927 r., zapowiadał Free Homes for Millions. Przybywający tu ludzie (wg Wańkowicza w samym 1928 roku ok. 160 tys. emigrantów z Europy) podążali, by znaleźć się 1 J. Buszko Historia Polski 1864-1945. PWN Emigranci czekają na statek w Hamburgu, początek XX w. (ze zbiorów Muzeum Historii Żydów) 18 8_2016 sierpień Emigracja Emigracja https://pl.wikipedia.org/wiki/Polonia W okresie międzywojennym zaczęli do Polski wracać byli emigranci z USA, jednak bilans migracji był ujemny. W okresie II Rzeczypospolitej opuściło Polskę na stałe 1,2 mln obywateli3. Według spisów ludności przed wybuchem II wojny ok. 2,8% Polaków znajdowało się poza granicami kraju. Polscy emigranci w Stanach Zjednoczonych, początek XX wieku w najstraszliwszej nędzy2. Ameryka i Kanada – dwa kraje-magnesy. Losy trzech Polaków (fornala z Małopolski, uczestnika strajku szkolnego z Wrześni i bojowca PPS z Łodzi), którzy na początku XX w. wyjechali „potworem żelaznym” do Hamburga tworzą kanwę Tworzywa. O kraju za wodą, gdzie jest wspaniała i tajemnicza ziemia, pisały gazety w Polsce, a artykuły o zbudowanych w pół roku miastach pobudzały wyobraźnię młodych zdeterminowanych mężczyzn. Przepłynęli odmęty morskie w drodze do kraju dalekiego, uciekając przed wezwaniem do wojska, biedą, sieroctwem. Zwiastunem lepszego świata były trójkątne płatki białego chleba, które jedli na statku. Emigrantów werbowali agenci towarzystwa Canadian Pacific Railway obietnicą majątku ziemskiego (112 mórg) za dziesięć dolarów. Wówczas najbogatsi gospodarze we wsi polskiej mieli po kilkanaście mórg. Wyjeżdżający wieźli ze sobą zboże na pierwszy zasiew. Na miejscu okazywało się, że trzeba wykarczować puszczę, by mieć ten swój kawałek ziemi i zapożyczyć się, by kupić narzędzia. Polacy pracowali też w kopalniach szlachetnych kruszców. Przybysze byli przygotowani do ciężkiej pracy... Okres międzywojenny to emigracja za chlebem. Chłopi wyjeżdżali do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Brazylii i Argentyny, a robotnicy głównie do Francji, Belgii i Niemiec. Po 1939 roku Do masowych wysiedleń Polaków z ziem wcielonych do Rzeszy (w latach 1939-1941 objęły one 700-800 tys. ludności) doliczyć należy deportacje Polaków do Kazachstanu i na Syberię z rozkazu Stalina. Sytuację, w jakiej Polacy znaleźli się w 1945 r., najlepiej chyba oddaje cytat ze statutu Rady Polonii Świata z 2011 r. W wyniku zakończenia Drugiej Wojny światowej naród polski, jakkolwiek znajdujący się w obozie zwycięzców, popadł w nową niewolę, tym razem komunistyczną. Tysiące byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i AK wybrały trudny los emigranta politycznego. Powstała emigracja żołniersko-polityczna... którą z czasem kraj zaczął nazywać Drugą Wielką Emigracją. Ona to wraz z istniejącymi już stowarzyszeniami w krajach stałego osiedlania się stworzyła – okalającą cały wolny wówczas świat – gęstą sieć organizacji polonijnych, które przyjęły ton par excellence patriotyczny. (Cyt. za Iga Kaszkur, raport Polskie fale emigracyjne XIX i XX w.4 Mniej znane fakty Uchodźcy czasu II wojny szukali schronienia w Rumunii (dokąd udał się m.in. prezydent Mościcki i marszałek Rydz-Śmigły). Żołnierze (ok. 25 tys. osób) wkrótce zostali przerzuceni do Francji dzięki fałszywym dokumentom przygotowanym przez polską ambasadę w Bukareszcie. Równie licznej grupie cywilów umożliwiono pozostanie na terenie Rumunii, zorganizowano nawet polskie szkoły, zanim ostatecznie opuścili oni miejsce chwilowego schronienia przed 1941 r. Miejscem 3 A. Janowska Emigracja zarobkowa z Polski 1918-1939. PWN http://www.startwkariere.pl/index.php-a=emigracja_historycznie.html 4 2 M. Wańkowicz Tworzywo. PWN 19 8_2016 sierpień krótkiego azylu była dla uchodźców z Polski (m.in. Tuwima, Lechonia, gen. Hallera) Portugalia, skąd próbowali oni przedostać się za ocean. O tych mniej znanych epizodach wojennej emigracji pisała „Polityka”.5 Dzieci tułacze. Polacy – żołnierze na antypodach W 1940 r. rozpoczęły się deportacje do Kazachstanu i na Syberię Polaków mieszkających na terenach zajętych przez ZSRR po inwazji 17 września poprzedniego roku. Władze radzieckie rozdzielały rodziny, zabierając tych, którzy nie mogli pracować (dzieci) do domów dziecka. Po podpisaniu układu Sikorski-Majski dorosłych polskich zesłańców objęła amnestia, uformowała się armia Andersa, która opuściła niegościnne 2 ziemie. Po grudniu 1941 r. zezwolono na wyjazd dzieci z sierocińców do Aszchabadu, gdzie przy pomocy Hanki Ordonówny i jej męża powstał polski sierociniec. Blisko pięciu tysiącom sierot schronienia udzielił maharadża Jam Saheb Digvijay Sinhji (w jego rezydencji Balachadi w Indiach przebywało pięciuset małych Polaków) i inni maharadżowie. Dzieci przewieziono ciężarówkami przez Iran i Pakistan. Rząd polski na uchodźstwie finansował pobyt tysięcy małoletnich uchodźców, którzy z obozu przejściowego w Karachi zostali przewiezieni do Afryki, 3 Nowej Zelandii, Indii i Meksyku. Przez Iran do końca 1943 r. przeszło ok. 33 tysiące cywilnych osób, również dorosłych (fot. 2 – reprodukcja okolicznościowej pamiątki z tej „podróży” mamy mojej koleżanki). Wielu z nich nie przetrwało trudów przeprawy. Ich groby znajdują się na obcej ziemi. Po zakończeniu wojny część uchodźców przebywających w Iranie znalazła się w Bagdadzie i Bejrucie, wielu wyjechało do Wielkiej Brytanii, Kanady, Argentyny, część wróciła do Polski6. Tymczasowy dom dla dzieci i ich opiekunów stworzył też rząd Nowej Zelandii, organizując w II połowie 1944 r. w Pahiatua obóz (istniał do 15.04.1949). To w tym kraju część dawnych żołnierzy, kobiet i członków rodzin dzieci z obozu pozostała na stałe. Mama mojej koleżanki wróciła do Polski, przywożąc m.in. prezent od nowozelandzkiej przyjaciólki Noli – lalkę pozytywkę, która tańczy w rytm maoryskiej piosenki (fot. 3). W Afryce w latach 1942-1944 znalazło się ok. 18 tys. Polaków – uchodźców z ZSRR, których osiedlono na wschodzie i południu kontynentu.7 Do Australii trafili żołnierze z frontu włoskiego i afrykańskiego, którym rząd brytyjski pomagał w osiedleniu się w innych krajach Commonwealthu oraz dipisi (jeńcy wojenni, wyzwoleni ocaleńcy z obozów śmierci, internowani). 38/2014 i 13/2016 http://kresy-syberia.org. Jest to Wirtualne Muzeum Kresy Syberia 7 http://www.magazynPolonia.com 5 6 20 8_2016 sierpień Fot. Jagoda Czurak Emigracja Emigracja Były to w większości osoby słabo wykształcone, które miały przez dwa lata przymus pracy w miejscach i zawodach wskazanych przez australijski rząd (ok. 60 tys. osób). Wiele z nich po upływie tego czasu osiedliło się w różnych miastach kontynentu.8 Wrócić czy zostać Po II wojnie część Polaków znajdujących się poza granicami kraju podjęła decyzję o powrocie do Polski. Następował jednak ruch wyjazdowy w drugą stronę. Niekorzystna zmiana ustroju w wyzwolonej Polsce spowodowała kolejną falę emigracji za ocean (Kanada, Brazylia) – ok. 500 tys. osób wyjechało do 1950 r. Dylemat wrócić czy zostać to motyw Opowiadania brazylijskiego Jarosława Iwaszkiewicza z 1949 r. Jest to historia rodziny Bohdanowiczów, która razem z głową rodu – inżynierem trafiła po tułaczce do Brazylii. Rodzice planują powrót do kraju, utrzymują kontakt z innymi Polakami z sąsiedztwa. Myśl o wyjeździe podsycają spotkania z marynarzami statku, który pływa na trasie Rio de Janeiro – Gdynia. Panny Bohdanowiczówny urodziły się na obczyźnie, mieszkały w różnych krajach, nie mają do czego tęsknić. Za to matka dziewcząt wzdycha: wy nie wiecie, co to znaczy październik. Młodzi znają egzotyczne klimaty, skwar i wilgoć tropików. Nic im nie mówi ubolewanie matki nad przypadkowo zbitym przez córkę talerzem, jednym z dwóch ostatnich jeszcze ze Lwowa. Nowa powojenna inteligencka emigracja zasłużyła się dla rozwoju kultury, kreując w pozostających w kraju nadzieję na nadejście korzystnych zmian politycznych (paryski Instytut Literacki, miesięcznik „Kultura”, Rozgłośnia Polska Radio Wolna Europa w Monachium, Rada Jedności Narodowej w Londynie). Po marcu 1968 r. wielu Polakom pochodzenia żydowskiego komunistyczne władze nie pozostawiły wyboru. Symbolem ich exodusu stał się Dworzec Gdański w Warszawie. 8 http://australialink.pl 21 Pogorszenie sytuacji ekonomicznej w Polsce i zniesienie stanu wojennego spowodowały kolejną falę emigracji ekonomicznej (ale też politycznej, która dotyczyła działaczy zdelegalizowanej „Solidarności”). Wojciech Roszkowski9 szacuje, że do 1989 roku Polskę mogło opuścić ponad milion osób. Wielu wyjeżdżało mając wizy turystyczne, by nielegalnie pracować (najczęściej w USA) i wrócić z zarobionymi pieniędzmi po dłuższym czasie do kraju. Przelicznik walutowy cudotwórczo sprawi, że będą krajowymi magnatami – pisał Edward Redliński w wydanej w 1991 r. książce Szczuropolacy. Wielu kupi mieszkania, meble, samochody, niektórzy wybudują wille. Tajemnicą „przelicznika” jest przemyt, w tym wypadku przemyt siły roboczej, do USA, gdzie jest kilka razy droższa niż „w komunie”, a potem przemyt dolarów „do komuny”, gdzie są kilka razy droższe niż w USA. Iloczyn wynosił wtedy od 40 do 70; tym sposobem można było za dzień pracy w USA zdobyć tyle, co za dwa miesiące pracy w PRL. Powroty do Polski szacuje się na 1,5 do 4,5 tys. osób rocznie. Część z tych osób to wracający emigranci z lat 80., dzieci emigrantów wykształcone na Zachodzie, znające języki. Oni w latach 90. mogli zrobić karierę właśnie w Polsce. Tabela przedstawia liczebność polskich emigrantów w krajach europejskich. Wielu z nich zadomowiło się na tyle, że posiadają nieruchomości (16% w Wielkiej Brytanii, 33% w Niemczech). Losy emigrantów w literaturze i filmie W obrazie Bilet powrotny z 1978 r. grana przez Annę Seniuk wieśniaczka wysyła z Kanady synowi pieniądze na budowę domu w mieście. Jej powrót do kraju jest bardzo bolesny, gdy okazuje się, że jedynak przeszastał pieniądze, wysyłając zdjęcia z budowy domu sąsiada jako dokumentację swojej. Bohaterowie późniejszego serialu Londyńczycy udowadniają, że nasze narodowe przywary ze zwiększoną siłą i bezwzględnością, pogłębioną rozłąką z krajem, odzywają się również u tych, którzy wyjechali z Polski. Serial Dziewczyny ze Lwowa 9 Wojciech Roszkowski Historia Polski 1914-2001. PWN 8_2016 sierpień Emigracja Tabl. 1. Szacunek emigracji z Polski na pobyt czasowy w latach 2004-2014a a Szacunek emigracji z Polski na pobyt w latach (liczba osób przebywających za czasowy granicą w końcu 2004-2014 roku) (liczba osób przebywających za granicą w końcu roku) Ogółem Europa Unia Europejska (27 krajów)b w tym: Austria Belgia Cypr Dania Finlandia Francja Grecja Holandia Hiszpania Irlandia Niemcy Portugalia Czechy Szwecja Wielka Brytania Włochy Kraje spoza Unii Europejskiej w tym: Norwegia Liczba emigrantów w tys. 2004 2005 2006 2007 2008 2009 2010 2011 2012 2013 2014 1 000 1 450 1 950 2 270 2 210 2 100 2 000 2 060 2130 2 196 2 320 770 1 200 1 610 1 925 1 887 1 765 1 685 1 754 1816 1 891 2 013 750 1 170 1 550 1 860 1 820 1 690 1 607 1 670 1720 1789 1901 15 13 . . 0,4 30 13 23 26 15 385 0,5 . 11 150 59 25 21 . . 0,7 44 17 43 37 76 430 0,6 . 17 340 70 34 28 . . 3 49 20 55 44 120 450 1 . 25 580 85 39 31 4 17 4 55 20 98 80 200 490 1 8 27 690 87 40 33 4 19 4 56 20 108 83 180 490 1 10 29 650 88 36 34 3 20 3 60 16 98 84 140 465 1 9 31 595 88 29 45 3 19 3 60 16 92 48 133 440 1 7 33 580 92 25 47 3 21 2 62 15 95 40 120 470 1 7 36 625 94 28 48 2 23 2 63 14 97 37 118 500 1 8 38 637 97 31 49 1 25 3 63 12 103 34 115 560 1 8 40 642 96 34 49 1 28 3 63 9 109 32 113 614 1 9 43 685 96 20 30 60 65 67 75 78 85 96 102 112 . . . 36 38 45 50 56 65 71 79 a Dane dotyczą liczby osób przebywających za granicą czasowo: dla lat 2002-2006 – powyżej 2 miesięcy, dla lat 2007-2014 – powyżej 3 miesięcy. b Do 2006 r. 25 krajów. Spadek liczby emigrantów z Polski w stosunku pokazuje, jaki los spotyka Ukrainki, dlado roku 4 poprzedniego odnotowano w Hiszpaniiktórych (-5,9%) iPolska Grecji (-25%), czylieldorado w krajach i jak o wysokiej stopie bezrobocia (w grudniu jest teraz 2014 r. w Hiszpanii stopapostawy bezrobociareprezentują wynosiła 23,7%, różnorodne ichw Grecji w październiku 2014 r. – warszawscy pracodawcy. 25,8%). Nieco mniej Polaków przebywało również w Irlandii (spadek o -1,7%). Wyjazd do obcego kraju, nauka języka, osiągnięcie sukcesu na miarę aspichociaż wraz z upływem czasu zwiększa się odsetek osób – członków rodzin polskich racji i nadziei rodziny, która została w Polemigrantów, pozostających na ich utrzymaniu (małżonkowie, dzieci). Osoby, które wyjechały sce, równanie do mieszkańców przybranej ojczyzny to niełatwe zadanie. Najszybciej asymilują się dzieci, łatwo przychodzi im 3 nauka języka, nawiązywanie znajomości w szkole, poznanie zwyczajów nowych sąsiadów (fot. 4 – kibic polskiej drużyny podczas Euro 2012). Dorosłym, zwłaszcza pochodzącym ze wsi, trudniej wejść w realia Zdecydowana większość polskich emigrantów przebywa za granicą w związku z pracą, 22 Fot. Jagoda Czurak http://stat.gov.pl/files/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/5471/11/1/1/szacunek_emigracji_z_polski_w_latach_2004-2014.pdf Kraj przebywania nowego miejsca pobytu. Tęsknota za bratnim towarzyszem na dalsze życie przywiodła farmera z okolic Melbourne, wychowanego w Australii syna górala spod Nowego Targu, do Polski w poszukiwaniu żony (o czym opowiada film Żona dla Australijczyka). Najszybciej asymilują się według mnie muzycy czy artyści plastycy, posługujący się zawodowo uniwersalnymi językami dźwięków czy obrazów. Artur Rubinstein, Michał Urbaniak, Urszula Dudziak, Rafał Olbiński, Ryszard Horowitz, Czesław Czapliński to tylko niektórzy z długiej listy Polaków – ludzi sukcesu osiągniętego za granicą. Literaci mają trudniej. Witold Gombrowicz nie nauczył się hiszpańskiego w stopniu umożliwiającym pisanie powieści w tym języku. Amerykańscy wydawcy kilkanaście razy odmawiali Jerzemu Kosińskiemu przyjęcia do druku opowiadań (albo jego angielski nie był doskonały, albo byli uprzedzeni do cudzoziemca). Bywają wyjątki – za największego stylistę w angielskiej literaturze jest uważany Józef Korzeniowski, czyli Joseph Conrad (mówił do końca z obcym akcentem, ale pisał po angielsku). Literat światowiec, jakim był Jarosław Iwaszkiewicz, uważał, że ma szczęście, że mieszka w Polsce. Czesław Miłosz tak to ocenił: Zdawał pewnie sobie sprawę z natury swojej twórczości, która żywiła się widokami, zapachami i dźwiękami kraju, w którym był zanurzony.10 Sam Iwaszkiewicz, który przeżył przymusowy wyjazd w 1918 r. Marek Radziwon W podróży. Tekst zamieszczony w programie do sztuki Opowiadanie brazylijskie. Teatr Narodowy. Warszawa 10 8_2016 sierpień Emigracja z Kijowa do Warszawy, myśl o emigracji odrzucał. Mimo że wiele podróżował, znał języki obce, uważał, że jako pisarz może żyć tylko w Polsce, nawet jeśli miał zastrzeżenia do tego, jak ojczyzna jest urządzona. Emigrant traci kontakt z żywym językiem. Dla pisarza z epoki przedinternetowej oznaczać to mogło utratę kontaktu z czytelnikami. W 1974 r. Iwaszkiewicz (co prawda hołubiony przez władze) tak określił swoją postawę: Polska jest tu i nic się na to nie poradzi.11 Dla wielu pisarzy polskich (i nie tylko) emigracja, zwłaszcza po II wojnie, była szansą na ucieczkę przed oficjalną drętwą mową, która zdominowała życie w komunistycznej rzeczywistości. Natomiast Czesław Miłosz (w 1951 r. poprosił o azyl polityczny we Francji) uważał, że emigracja jest sposobem ocalenia siebie jako poety, który może rozwijać swój talent tylko w wolnym świecie. W 1972 r., kiedy na emigracji znalazł się Josif Brodski, Miłosz (wówczas już od 20 lat poza ojczyzną) napisał do poety: Przypuszczam, że się Pan bardzo niepokoi, tak jak my wszyscy z naszej części Europy, wychowani na mitach, że życie pisarza kończy się, jeśli opuści kraj rodzinny. Ale to mit. (...) Wszystko zależy od człowieka i od jego wewnętrznego zdrowia.12 Sławomir Mrożek, gdy po 15 latach od wyjazdu w 1963 r. zaczął bywać w Polsce, napisał w liście do przyjaciela: Bo między Polakami przyznać się, że emigracja to znowu nie taka największa tragedia, to gorzej, niż zanieczyścić powietrze w salonie. Mrożek rozstrzygnął swój osobisty dylemat wracać – nie wracać po 33 latach; jego powrót do ojczyzny przyspieszyły zmiany polityczne w Meksyku, w którym osiadł, i w Polsce, do której wrócił w 1996 r. Bohaterowie Emigrantów, dramatu napisanego 10 lat od wyjazdu autora z Polski, to dwaj emigranci ze wschodniej Europy. Wspólnie wynajmują pokój gdzieś w wolnym europejskim kraju. Uchodźca polityczny, inteligent, mimo upływu lat nie może uwolnić się od syndromu ofiary systemu politycznego, od którego chciał uciec. Drugi z bohaterów, niewykształcony gastarbeiter, ciuła pieniądze, kosztem własnego zdrowia chce zapewnić sobie i rodzinie pozostającej w ojczyźnie dobrobyt. 11 Jw. 12 Tamże 23 W latach 70., gdy zaczęto tę sztukę grać na polskich scenach, odczytywano ją inaczej niż dziś. Wtedy jeszcze ci, którzy wyjeżdżali lub planowali emigrację, wierzyli, że gdy się dorobią, to wrócą (albo wrócą, gdy znikną przyczyny, które zdecydowały o ich emigracji). Wśród emigrantów zdarzają się też tacy, którzy wegetują, niewiele obchodząc współmieszkańców i władze, pragnące odgrodzić takich „wyrzutków” od „porządnych” obywateli – vide dramat bohaterów sztuki Antygona w Nowym Jorku Janusza Głowackiego (autor od 1981 na stałe poza granicami, chociaż często przyjeżdża do Warszawy). Trud życia za granicą, gdy już bezpiecznie dotrzemy do celu, polega nie tylko na utrzymaniu się na powierzchni ale na tym, by żyć godnie i nie zatonąć. Czasem podróż do lepszego świata bywa przerwana. Bohater indyjskiego filmu Umrika, gdy korespondencja od starszego brata, który wyjechał z małej wsi do Ameryki, urywa się (wcześniej słał bogato ilustrowane fotografiami listy), decyduje się go odszukać. Odnajduje brata w Bombaju, gdzie ten zarabia na dalszą część podróży i oszukuje rodzinę oraz mieszkańców rodzinnej wsi, opowiadając cudzymi fotografiami o barwnym życiu w Ameryce. Polskim emigrantom zawdzięczamy bodaj najpiękniejsze strofy liryczne: wspomnienia utraconych ojczystych widoków (Sonety krymskie Mickiewicza), głęboka tęsknota i cierpienie spowodowane oddaleniem (Hymn Słowackiego, Moja piosnka Norwida). Ukojenie na emigracji może przynieść lektura w języku polskim (Latarnik Sienkiewicza), chociaż konsekwencje tego literackiego zapomnienia były dla bohatera noweli – tułacza fatalne. To jest Ameryka! Amerykańska Polonia jest najliczniejsza. Pierwsi osadnicy z Polski przybyli tu na początku XVII wieku.13 Tadeusz Kościuszko (w latach 1776-1784 brał udział w wojnie o niepodległość zbuntowanych przeciw Anglii kolonii) dzięki opracowaniu umocnień rzeki https://pl.wikipedia.org/wiki/Polonia_w_Stanach_Zjednoczonych 13 8_2016 sierpień Delaware w rejonie Filadelfii i budowie fortyfikacji West Point na rzece Hudson przyczynił się do zwycięstwa w bitwie pod Saratogą (1777). Zwycięska wojna o niepodległość doprowadziła do powstania Stanów Zjednoczonych. Thomas JefPomnik Kościuszki w West Point ferson o Kościuszce powiedział: jest najczystszym synem wolności jakiego poznałem (...) i to wolności dla wszystkich, a nie tylko dla nielicznych i bogatych.14 Kazimierz Pułaski przybył do kolonii brytyjskich na zaproszenie generała Lafayetta w 1777 r. Benjamin Franklin, współautor Deklaracji Niepodległości, w liście do prezydenta Jerzego Waszyngtona napisał: Hrabia Pułaski z Polski, oficer znany w całej Europie z odwagi i walki o wolność swojego kraju z przeważającymi siłami Rosji, Austrii i Prus, może być bardzo użyteczny w naszej służbie. Istotnie, walczył w szeregach armii Waszyngtona, zginął w czasie oblężenia Savannah. W każdą pierwszą niedzielę października Piątą Aleją w Nowym Jorku na jego cześć maszeruje parada. Obaj Polacy są narodowymi bohaterami Stanów Zjednoczonych. Rzesze często bezimiennych imigrantów dotarły do USA przed I wojną (ponad 2,2 mln Polaków w latach 1820-1914). Ci, którzy po 1892 r. przybywali do Nowego Jorku, byli przesłuchiwani przez urzędników i badani przez lekarzy na Ellis Island, zanim otrzymali zgodę na osiedlenie się za oceanem. Wśród funkcjonariuszy uwijali się pośrednicy wyławiający pracowników na budowy i (takie były fakty) do domów publicznych (ten epizod Kościuszko w czasie ponownej wizyty w USA w 1798 r. odebrał swoje zaległe pobory za służbę w armii rewolucyjnej i zarządził, aby przeznaczyć je na wykupienie z niewoli murzyńskich niewolników Jeffersona i kilku innych właścicieli. http://fakty.interia.pl/ciekawostki/news-jak-jefferson-zdradzil-kosciuszke,nId,841900#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=other przedstawia film Imigrantka z 2013 r. z Marion Cotillard). Losy emigrantów z Europy, a także pracowników stacji na Ellis Island opisuje reportaż Małgorzaty Szejnert Wyspa klucz. Spis ludności podaje, że w USA ok. 10 mln ludzi przyznaje się do polskiego pochodzenia (3% populacji).15 Wielu z nich wyjechało za chlebem i za smakiem polskiego chleba tęsknią na obczyźnie, chociaż w polskich sklepach w Chicago można kupić przygotowane według polskich receptur przysmaki. Emigracja do USA trwa do dziś. Nie wszyscy Polacy są zatrudniani po przyjeździe w biurze, wielu zaczyna od zmywaka, sprzątania domów, pracy na budowie. Wielu osiągnęło awans społeczny. W kraju, https://pl.wikipedia.org/wiki/Statua_Wolno%C5%9Bci http://www.polskieradio.pl/b67b2489-7d73-469c-b4c0-0542c3f0313f.file Emigracja 14 24 15 http://biuletynmigracyjny.uw.edu.pl 8_2016 sierpień Emigracja gdzie panuje mit, że od czyścibuta dochodzi się do milionów, może to zająć wiele lat. Bodaj najbardziej znana senator Barbara Ann Mikulski jest prawnuczką polskich emigrantów, którzy po przyjeździe w 1886 r. otworzyli w East Baltimore piekarnię. Rodzice przyszłej pani senator prowadzili sklep z warzywami. Barbara Mikulski rozpoczęła karierę polityczną w końcu lat 60. XX w., senatorem została w 1986 r. (100 lat od przybycia jej przodków do Stanów; wcześniej wybierano ją do Izby Reprezentantów co dwa lata od 1976 roku). Zbigniew Brzeziński miał łatwiejszy start. Wyjechał do Kanady w 1938 r. (miał wówczas 10 lat), gdzie jego ojciec został konsulem generalnym w Montrealu. Kariera Brzezińskiego potoczyła się szybko dzięki studiom na Harvardzie i pracy w charakterze wykładowcy na amerykańskich uniwersytetach. W latach 1977-1981 był doradcą prezydenta Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego. Przykład Steve’a Wozniaka, konstruktora komputera Apple, pokazuje, że poza zdolnościami i pracowitością karierę w USA łatwiej zrobią ci, którzy tam się urodzili, ukończyli amerykańskie szkoły. Szczęście do tego też jest potrzebne. Ci, którzy trzymają się polskich dzielnic, rzadko awansują do upper class. Zdobyć zieloną kartę – to marzenie imigrantów z różnych krajów. Bohater powieści Brzemię rzeczy utraconych indyjskiej pisarki Kiran Desai wraca po długim pobycie w Stanach do Indii. Uświadamia sobie, że nie zna nazwiska amerykańskiego prezydenta, nie poznał żadnej atrakcji turystycznej, takiej jak Statua Wolności, Little Italy, Brooklyn Bridge. Nie słyszał pieśni gospel śpiewanych w kościołach w Harlemie ani nie jadł bułeczek w Barney Greengrass na Manhattanie. USA i Kanada (ale też inne kraje) swój dobrobyt zawdzięczają imigrantom. Nowe społeczeństwa, które dzięki nim powstały, nie są jednak zwykłą sumą cech tubylców i przybyszów. Każdy z osiedlających się musiał część siebie zostawić, zapomnieć, podporządkować się pozostałym mieszkańcom, zrezygnować z części własnych zwyczajów, jednym słowem wtopić się, tworząc jeden wielki organizm. To cena jaką zawsze płacą przybysze. Ich tożsamość nie znika jednak dzięki wierze i… kuchni. Stąd powszechna obecność świątyń różnych wyznań oraz restauracji czy barów chińskich, hinduskich, 25 arabskich na wszystkich kontynentach. Emigranci lub ich potomkowie robią kariery, zostając burmistrzami czy prezydentami państw (nie tylko żyjąc w dobrobycie jako żony Hollywood). Na amerykańskich banknotach widnieje napis „In God we trust”. Tak naprawdę Ameryka wierzyła w ludzi, którzy przybyli i zbudowali ten kraj. Ci, którzy ciułają zarobione dolary, wierzą w ich moc. Za sprawą dolara ma się zmienić ich życie. Tak się dzieje, ale nie zawsze. Nie zapomnieć Chyba każdy zna kogoś (lub ma kogoś z rodziny) na emigracji. Mój kolega z liceum na początku lat 80. zaczynał karierę za oceanem od nauki języka angielskiego, by bez pomocy słownika przeszukiwać ogłoszenia o pracę. Udało mu się, pracował w zawodzie wyuczonym w ojczyźnie (konstruktor silników). Moja siostra wyjechała na krótko, by zarobić na urządzenie gabinetu lekarskiego. Wróciła zgodnie z planem (dzieci w Polsce czekały). Siostra najbardziej tęskniła do nich i do polskich wędlin. Te amerykańskie miały papierowy smak, cóż, że nie zieleniały w lodówce. Koleżanka lekarka wyszła za mąż za Anglika, pracuje w zawodzie, chwaląc sobie organizację służby medycznej w Wielkiej Brytanii z punktu widzenia lekarza (któremu średni personel medyczny pomaga w papierkowej robocie). Jako pacjentka, czekająca na operację kardiologiczną, dostrzega w tamtej służbie zdrowia wiele wspólnego z polskimi realiami, niestety. Kolega, który w 1968 r. dostał bilet w jedną stronę do Danii, zazdrości mi, że mogę spotykać się z koleżankami i kolegami ze szkoły średniej na zjazdach koleżeńskich (on wyjechał z Polski w wieku 14 lat). By ocalić od zapomnienia historie tych anonimowych, jak i sławnych emigrantów z Polski, w gmachu Dworca Morskiego w Gdyni powstało Muzeum Emigracji. To stąd, z budynku przy ulicy Polskiej nr 1 wypływał w świat Batory i jego następca Stefan Batory. Model tego pierwszego w skali 1:10 powstaje na potrzeby Muzeum. Pasażerami jego pierwszego rejsu (ze stoczni Monfalcone koło Triestu do Gdyni) w 1936 r. byli: Melchior Wańkowicz, Irena Eichlerówna, żona i córka Stefana Żeromskiego, Wojciech Kossak, Arnold Szyfman, 8_2016 sierpień Emigracja https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f9/MS_Batory_1937.jpg Emigracja M/s Batory przy Dworcu Morskim w Gdyni w 1937 roku Arkady Fiedler i wielu innych. Rejs ten opisał i Wańkowicz16, i Monika Żeromska17, a było co opisywać, jako że i na pokładzie, i podczas zwiedzania portów i ich okolic na trasie 21-dniowego rejsu wiele się działo... Od maja 1936 r. do wybuchu wojny Batory pływał do Nowego Jorku, zasłużył się w czasie wojny jako wojskowy transportowiec. To nim wróciły polskie sieroty z armią Andersa z Syberii. Przewiózł prawie milion pasażerów. Jego następcą, transatlantykiem Stefan Batory popłynął do Kanady mój dziadek, który na stare lata chciał osiąść na obczyźnie. Ale to całkiem inna historia... Na emigracji działało wielu Polaków, którzy wyjechali by studiować, pracować, tworzyć. Maria Skłodowska nie zostałaby noblistką, gdyby nie studia na Sorbonie i możliwość prowadzenia we Francji badań naukowych (nie umniejszając jej determinacji i pasji)18. Józef Hofman, pianista, ale też wynalazca (wycieraczek samochodowych, spinacza do dokumentów, stołka do fortepianu z regulowaną wysokością, grzałki do gotowania wody), Rudolf Modrzejewski – konstruktor mostów (m.in. mostu Benjamina Franklina w Filadelfii; założona przez niego w Chicago firma Modjeski & Masters działa do dziś), Bronisław Piłsudski – etnograf (badacz mieszkańców Sachalinu i Ajnów), Feliks Topolski – malarz czy o. Marian Żelazek – misjonarz... Historyk Marek Borucki W Tędy i owędy i Zupa na Gwoździu We Wspomnieniach 18 Pisałam o niej w GdL 7/2014 16 przypomina19 sylwetki zapomnianych wielkich Polaków (również Polaków z wyboru jak Rudolf Weigl), którzy większość życia spędzili poza ojczyzną, ale jej dedykowali swoje sukcesy i zawsze podkreślali związek ze swoim krajem. Groby niektórych z nich znajdują się na cmentarzach w Polsce. Na zakończenie Może nasz kraj nie jest najpiękniejszy na świecie... Wielu Polakom nie jest tutaj lekko żyć. Ja mam życzenie, by nadeszły kiedyś takie czasy, gdy nikt nie będzie zmuszany do opuszczenia ojczyzny. Mam też życzenie, by nikt nie musiał emigrować wewnętrznie. By już nikt nie uciekał pod podwoziem ciężarówki (jak w filmie 300 mil do nieba) ani nie porywał samolotu lecącego do Wrocławia, by zmusić pilota do wylądowania za granicą. By wyjeżdżać wyłącznie w celach turystycznych i z radością wracać do swoich domów. Trudno nieść brzemię rzeczy utraconych z powodu oddalenia od ojczyzny. Ja podziwiam tych, którzy podjęli decyzję o emigracji i nie zazdroszczę im przeżywania tęsknoty. Być przez wiele lat za granicą to ciężki kawałek chleba. Jednak błąka się po mojej głowie myśl, by na stare lata przenieść się do cieplejszego kraju, gdzie z grupą przyjaciół można by raczyć się przysmakami dobrej kuchni i winem, skąd, jakby co, w maksymalnie cztery godziny można przyjechać nad Wisłę, gdy nostalgia zacznie doskwierać. Emeryci z Europy osiedlają się w Hiszpanii, Portugalii, Toskanii. Niektórzy w tę ostatnią podróż jadą do Indii, jak bohaterowie filmu Marigold Hotel. By czuć i rozumieć nowych sąsiadów czy kolegów, trzeba czegoś więcej niż znajomość języka i przyjazne kontakty – potrzeba wspólnej historii, doświadczenia współplemieńców, jednym słowem wielu lat. Móc powiedzieć za Mickiewiczem: W naszej rozmowie nie trzeba słowa Ja twe westchnienia, ty me łzy zrozumiesz I dłoń uściśniesz – oto polska mowa. można tylko będąc Polakiem w Polsce. 17 26 19 Polacy, którzy zmienili świat. Wielcy zapomniani 8_2016 sierpień Emigracja Fot. Mieczysław Knypl A gdy ktoś z Państwa będzie w Rzymie, proszę zajrzeć do Antico Caffè Greco (niedaleko Schodów Hiszpańskich). Może poczują Państwo ducha dawnych czasów i wspomną naszych rodaków, którzy tam bywali (o czym przypominają starannie oprawione fotografie i pamiątki): Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Cypriana Kamila Norwida, Henryka Sienkiewicza, braci Gierymskich, Czesława Miłosza. Jest tylko jedno ale: ceny kawy są wysokie! Jagoda Czurak ekonomistka z rodziny lekarskiej Maj 2016 r. Autorką zdjęć w części dotyczącej dzieci-tułaczy jest Iwona Załuska. Nowości Nagły zgon sportowców Sport jak każde inne zajęcie wymagające dużego wysiłku fizycznego niesie za sobą pewne zagrożenia. Na łamach “Journal of American College of Cardiology” opublikowano w maju 2016 r. artykuł Etiology of Sudden Death in Sports: Insights From a United Kingdom Regional Registry. Autorzy, G. Finocchiaro i wsp. przedstawili dane kliniczne dotyczące 357 nagłych zgonów sportowców, które wydarzyły się pomiędzy 1994 a 2014 r. w Wielkiej Brytanii. Średni wiek zmarłych nagle osób wynosił 29±11 lat, w 92% byli to mężczyźni, w 76% rasy białej. W 42% przypadków przyczyną zgonu były nagłe zaburzenia rytmu, zawał serca stwierdzono u 40%, w 16% idiopatyczny przerost lewej komory serca, arytmogenną kardiomiopatię prawej komory w 13% i kardiomiopatie przerostową w 6%. Anomalię w obrębie tętnic wieńcowych stwierdzono u 5% pacjentów. Nagły zgon w przebiegu zaburzeń rytmu i anomalii tętnic wieńcowych dotyczył osób poniżej 35 roku życia, a choroby mięśnia sercowego dotyczyły starszych osób. Autorzy zwracają uwagę, że 40% osób zmarło podczas spoczynku, 60% w czasie wykonywania ćwiczeń sportowych. (K.K.) Źródło: http://www.acc.org/latest-in-cardiology/journal-scans/2016/05/02/14/25/etiology-of-sudden-death-in-sports http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/27151341 Brokuły działają przeciwnowotworowo Przewlekła ekspozycja na Dr Julie E. Bauman i wsp. różnego rodzaju czynniki ra- z uniwersytetu medycznego kotwórcze jest głównym czyn- w Pittsburghu badali w wanikiem ryzyka raka kolczysto- runkach doświadczalnych komórkowego skóry. Znane wpływ wyciągu z brokułów jest dektoksykacyjne działanie na tworzenie się komórek noglukorafaninu i jego bioaktyw- wotworowych, a wyniki banego metabolitu sulforafanu, dań opublikowali na łamach które to związki bioaktywne „Cancer Prevention Research” są w brokułach. w doniesieniu Prevention 27 of Carcinogen-Induced Oral Cancer by Sulforaphane. Wykazano, że sulforafan wywiera działanie przeciwnowotworowe w warunkach doświadczalnych. Przeprowadzono także wstępne badanie na 10 zdrowych ochotnikach na temat biodostępności i farmakodynamiki sulforafanu u ludzi. Autorzy widzą uzasadnienie prowadzenia dalszych badań. (K.K.) Źródło: http:// cancerpreventionresearch. aacrjournals.org/content/ early/2016/04/30/1940-6207. CAPR-15-0290. abstract?sid=d14e6853-09104138-9c66-d514c404046f 8_2016 sierpień Emigracja Przemyślenia rezydentki Młody lekarzu, nie rezygnuj z marzeń! Barbara Iwanik Znów dziś myślałem o emigracji / To jest melodia mojej generacji... – te słowa piosenki zespołu T.Love podśpiewują dziś w dyżurkach młodzi lekarze, a wielu z nich faktycznie decyduje się na wyjazd. Już prawie 8% polskich lekarzy odebrało w izbach lekarskich dokument umożliwiający uznanie kwalifikacji zawodowych na terenie Unii Europejskiej. Co sprawia, że tak chętnie wyjeżdżają z kraju? 28 Problemem są również drogie kursy i szkolenia. Lekarze w trakcie specjalizacji odbywają obowiązkowe szkolenia poza miejscem zamieszkania, a pracodawcy nie wypłacają im z tego tytuł diet ani delegacji. Osobiście wydałam połowę pensji, by uczestniczyć w obowiązkowym, pięciodniowym kursie z medycyny paliatywnej. Musiałam opłacić nocleg, dojazd i wyżywienie. W zaawansowanej ciąży spałam w hotelu robotniczym i dostawałam migreny od hałasów za ścianą. Nie stać mnie było na lepsze warunki. O kursach nadobowiązkowych wielu lekarzy może tylko pomarzyć. Weekendowy kurs może kosztować nawet 2000 zł. Sama zrezygnowałam w tym roku z udziału w interesującej mnie konferencji ze względu na koszty. Stracą na tym pacjenci. Czy to nie jest absurdalne? Nie dziwię się kolegom, że wyjeżdżają, by móc żyć i kształcić się, pracując na jednym etacie. Jednak pieniądze to nie wszystko. Młodzi lekarze bardzo narzekają na jakość szkolenia specjalizacyjnego – na niską wartość merytoryczną obowiązkowych kursów oraz trudność w realizacji staży Fot. Katarzyna Kowalska Mam poczucie, że główną przyczyną są kwestie ekonomiczne. Pensje rezydentów nie drgnęły od 2007 roku i stanowią zaledwie 70% średniej krajowej. Obecnie za godzinę, w zależności od stażu pracy, lekarz rezydent zarabia 13,5…15 zł netto. Z takich pieniędzy trudno wyżyć, a rezydentura ciągnie się latami. Przeciętnie dopiero w wieku 37 lat uzyskuje się tytuł specjalisty. Trudno utrzymać rodzinę za rezydencką pensję, dlatego wielu młodych lekarzy pracuje ponad siły, decydując się na liczne dyżury. Rekordziści potrafią przepracować ponad 300 godzin miesięcznie. Ciągła gonitwa z jednej pracy do drugiej (a z drugiej do trzeciej, a z trzeciej...) odbija się negatywnie na zdrowiu lekarzy, relacjach rodzinnych oraz bezpieczeństwie pacjentów. Przemęczony lekarz nie ma czasu na samokształcenie i regenerację. Społeczeństwo wciąż bezlitośnie cedzi przez zęby: Pokaż, lekarzu, co masz w garażu, podczas gdy wielu młodych lekarzy o garażu może tylko pomarzyć (sama o nim marzę, gdy z wielką torbą wracam komunikacją miejską po pracy do domu). Pensja rezydenta nie wystarcza nawet na wynajęcie mieszkania. 8_2016 sierpień Emigracja kierunkowych. Przy brakach kadrowych na oddziale macierzystym bardzo trudno uzyskać pozwolenie ordynatora na realizowanie staży kierunkowych na innych oddziałach. W praktyce często wygląda to tak, że gdy żądny wiedzy ogólnomedycznej rezydent kardiologii w końcu wyrwie się na staż na oddziale gastroenterologii, ordynator-kardiolog już drugiego dnia dzwoni z prośbą o powrót na kardiologię, co z kolei złości ordynatora-gastroenterologa, który nie zdążył nacieszyć się nową parą rąk do pracy. Rezydent jest w tym bałaganie zdezorientowany. Z jednej strony chce zrealizować ministerialny program specjalizacji, wykonać obowiązkowe procedury, wszechstronnie się wyszkolić, a z drugiej – nie podpaść szefowi i dokończyć specjalizację. Wielu lekarzy skarży się również na trudną relację z kierownikiem specjalizacji. Większość rezydentów chciałaby, aby doświadczeni fachowcy dostawali wynagrodzenie za szkolenie przyszłych specjalistów. Obecnie opiekunowie specjalizacji wykonują pracę charytatywną na rzecz przyszłości medycyny i chwała im za to. Niestety, tych, którzy mają zapał dydaktyczny, jest co raz mniej... Koleżanka, która po przepracowaniu w polskiej przychodni kilku miesięcy czym prędzej wyjechała do Niemiec, napisała do mnie ostatnio: Trzymam kciuki za poprawę losu młodych lekarzy. U mnie ok: w końcu dobrze zarabiam, szpital ładny, czysty, z szefem da się żyć, ale najdziwniejsze jest to, że od pół roku nigdzie nie musiałam napisać peselu, nazwiska i adresu pacjenta. To faktycznie przedziwne. Barbara Iwanik młodszy asystent na oddziale chemioterapii Nowości Dysleksja dotyczy około 10% populacji. Manifestuje się trudnościami w nauce czytania i pisania przy stosowaniu standardowych metod nauczania i inteligencji na poziomie co najmniej przeciętnym oraz sprzyjających warunkach społeczno-kulturowych. Najnowsze badania wykazują, że dysleksja może być spowodowana zmianami w genie Dcdc2. Hipotezę taką wysunęli T.M. Centanni i wsp. w doniesieniu Knockdown of Dyslexia-Gene Dcdc2 Interferes with Speech Sound Discrimi- opublikowanym na łamach nation in Continuous Streams „Journal of Neuroscience”. (K.K.) https://en.wikipedia.org/wiki/DCDC2#/media/File:Protein_DCDC2_PDB_2dnf.png Dysleksja ma podłoże genetyczne? Źródło: http://www.jneurosci.org/ content/36/17/4895 Leczenie hipotensyjne osób starszych Długi czas nie dysponowaliśmy dowodami naukowymi na temat korzyści leczenia nadciśnienia tętniczego u osób starszych. Po raz pierwszy dostarczyło ich badanie HYVET (http://www. hyvet.com/). Obecnie mamy dalsze dowody – opublikowano właśnie na łamach JAMA doniesienie Intensive vs Standard Blood Pressure Control and Cardiovascular Disease 29 Outcomes in Adults Aged ≥75 YearsA Randomized Clinical Trial. Autorzy, Jeff D. Williamson i wsp., porównali korzyści obniżania RR skurczowego z <140 do <120 mm Hg u osób powyżej 75 lat lub starszych z nadciśnieniem tętniczym. Badanie było wieloośrodkowe, podjęte w październiku 2010 i zakończone w sierpniu 2015 r. Uczestniczyło w nim 2636 osób w średnim wieku 79,9 lat, w tym 37,9% kobiet. Do grupy intensywnie leczonej zakwalifikowano 1317, a do grupy leczonej standardowo 1319 osób. Średni czas obserwacji wynosił 3,14 lat. W grupie intensywnie leczonej było mniej powikłań narządowych, takich jak zawał serca czy udar mózgu – stwierdzono 102 takie powikłania, a w grupie standardowo leczonej 148 powikłania. Warto wspomnieć, że amerykańskie firmy ubezpieczeniowe, m.in. American Life Insurance Company, jeszcze przed erą EBM za prawidłowe ciśnienie uważały 120 mmHg lub niższe. Wyższe RR związane było z koniecznością zapłacenia wyższej składki ubezpieczeniowej. (K.K.) Źródło: http://jama.jamanetwork.com/article.aspx?articleid=2524266 8_2016 sierpień Emigracja Czteroosobowa rodzina w Anglii Natalia Rudzka, Zbigniew Rudzki, Jasiek Rudzki, Staś Rudzki Refleksje ojca, Zbigniewa Lat nieco ponad sześć i niespełna osiem. Przez ponad miesiąc milczeli, ale wracali ze szkoły niezmiennie zadowoleni. Żadnego płaczu, niepokoju, porannej niechęci, co w wypadku polskiej szkoły starszemu się zdarzało (młodszy nie miał okazji polskiej szkoły poznać). Później zaczęli gadać, z początku niewiele, przekształcając czasowniki nieregularne w regularne, i ignorując dość złożony angielski system czasów, a po około trzech miesiącach paplali już jak najęci. Po pół roku formułowali zdania tak, jak mnie by nawet to nie przyszło do głowy. Po dwóch latach nauki mieli zasób słów znacznie przewyższający normę wiekową. Młodszy był najlepszy z angielskiego w swojej klasie, w szkole w której Anglicy stanowili zdecydowaną większość (a to w dzisiejszej Anglii, w miastach, nie jest wcale regułą). Pozbycie się śladów obcego akcentu i pełna dwujęzyczność, taka Angielskie szkolne mundurki, zwłaszcza w podstawówkach, bywają praktyczne i nieformalne 30 nierozpoznawalna ‘i z tej, i z tamtej’ strony, zajmuje kilka dalszych lat. Dzieci wchłaniają język przez osmozę. To doprawdy ostatni problem, przed jakim staje emigrancka (czy raczej – przyjąwszy właściwą perspektywę – imigrancka) rodzina z małymi dziećmi. Choć niewątpliwie można tu sporo zaszkodzić. Znam rodziny, w których rodzice komunikują się po polsku, ale dzieci między sobą używają wyłącznie angielskiego. A przecież o ile znajomość języka obcego nie jest dziś niczym nadzwyczajnym, o tyle dwujęzyczność, ta prawdziwa, w której obydwu języków dotyka się gołą ręką, a nie przez grubą rękawicę, jest rzadkością, bo wynika nie z edukacyjnych starań, ale z kolei życiowych. A daje ona o wiele większe możliwości niż li tylko ‘znajomość języka’. Anglia jest społeczeństwem klasowym i podział ten rozciąga się na liczne aspekty życia, w tym szkoły. Ponad 90% dzieci i młodzieży uczęszcza tu do szkół państwowych, które objęte są jak najściślejszą rejonizacją, zarządzoną przed laty przez rządzącą podówczas Partię Pracy, a to po to, by zapobiec ‘rozwarstwianiu’ się szkół na te lepsze – które miały coraz więcej chętnych i stawały się coraz bardziej selektywne, i ‘całą resztę’. Efekt, jak to z efektami wielu odgórnych socjotechnicznych zabiegów bywa, okazał się zgoła przeciwny do zaplanowanego – ‘rozwarstwiać’ zaczęły się całe dzielnice, w spiralnym mechanizmie sprzężeń zwrotnych, łączących dobrą szkołę państwową, lokalne ceny domów i profil ludzi, którzy okolicę zamieszkują. Ponieważ kryteria przyjęcia do szkół państwowych (a także ‘niezależnych’ – w tym wyznaniowych – ale funkcjonujących dzięki państwowym funduszom) są niezależne od osiągnięć na wcześniejszych etapach nauki, ale zarazem jawne i przejrzyste, zdesperowani rodzice 8_2016 sierpień Emigracja ‘rozgrywają’ te kryteria, jak mogą, a czasem także jak im nie wolno, w skrajnych wypadkach podpadając pod paragrafy. W przedostatniej klasie podstawówki nierzadko wzrasta religijność rodziców mających dobrą bezpłatną szkołę wyznaniową w okolicy. Ludzie wynajmują klitki w pobliżu renomowanych szkół, przekierowując tam korespondencję, by udowodnić zmianę adresu (to ostatnie, to przy tym w skądinąd nieopresyjnej Anglii – kryminał...). A większość młodych rodziców lub kandydatów na takowych po prostu szukając domu, skrupulatnie sprawdza ocenę, jaką miejscowym szkołom wystawiło tutejsze ‘kuratorium’, czyli Ofsted. i mądrzejszą mniejszość, zapewniając tej ostatniej możliwość kształcenia na wysokim poziomie, niezależnie od statusu materialnego rodziców. Są to grammar schools, które z jakichś historycznych powodów przetrwały w większej liczbie w hrabstwie Kent i – jako odosobnione i nader rzadkie instytucje – tu i ówdzie w reszcie kraju. Większość z nich została zlikwidowana (czyli przekształcona w ‘zwykłe’ szkoły średnie) także przez Partię Pracy, która uznała, że system grammar school, pierwotnie skupiający około 10% młodzieży, jest dys- Szkoły stricte prywatne, te, za które trzeba zapłacić – zwane nieco myląco public schools – są drogie i robią się coraz droższe. Uczęszcza do nich poniżej 10% dzieci. Ceny za semestr wahają się od kilku do ponad dwudziestu tysięcy funtów. W praktyce lekarza-specjalistę, którego zarobki spokojnie plasują w górnych 10% społeczeństwa, spłacającego przy tym kredyt hipoteczny, nie stać na to, by dwojgu potomstwa zapewnić edukację prywatną. Lekarska para może sobie na to pozwolić, ale będzie to dla niej spory wydatek. W zamian za to dziecko trafia do odrębnej kasty społecznej, wyróżnianej nawet w ogłoszeniach matrymonialnych, w których privately educated stanowi jeden z głównych Bovington Tank Museum – czołg cromwell w barwach Pierwszej Dywizji Pancernej, wyznaczników, tak wśród szukających, jak w której służył pradziadek Witold i poszukiwanych. Pod względem akademickim szkoły kryminacyjny. Nowych – z mocy prawa – zakładać nie prywatne są w zdecydowanej większości bardzo dobre wolno. W przeciwieństwie do innych średnich szkół i ich absolwenci są znacznie nadreprezentowani w Oxford finansowanych przez państwo, które nie mają prawa i Cambridge. Tych mniej rozgarniętych skutecznie uczą wybierać uczniów wedle zdolności i osiągnięć, grammar one asertywności i umiejętności sprawiania wrażenia schools są wysoce lub niezwykle wysoce selektywne. kogoś znacznie bardziej inteligentnego, niż jest się nim Gdy mój młodszy syn zdawał egzamin do Camp Hill w istocie, którą to cechę można zaobserwować u znacznej Edwards School for Boys, na jedno miejsce przypadało części brytyjskiej klasy politycznej. 11 kandydatów i nie byli to kandydaci byle jacy. Anglicy boją się obecnie narażać dzieci na stres, zatem Jest jeszcze jedna kategoria szkół, stagrammar schools stają się domeną imigrantów, głównie nowiąca przeżytek po dawnych czasach, kiedy to rządy z subkontynentu indyjskiego i z Dalekiego Wschodu. nie wahały się dzielić młodzieży na głupszą większość Azjaci stanowią około 20% populacji birminghamskiej 31 8_2016 sierpień Emigracja aglomeracji, a wśród kolegów mojego syna to około połowa. Polaków jest w tych szkołach mało, zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że są niedoreprezentowani. Grammar schools pod względem poziomu nauczania nie ustępują najlepszym szkołom prywatnym. Tylko trzeba zdać egzamin... Angielska szkoła różni się stylem od polskiej. Przedmioty nauczane są często pod kątem rozwiązywania konkretnych problemów, co zresztą skutkuje gorszymi wynikami w międzynarodowych testach porównawczych, ale mnie akurat się podoba. System edukacyjny, który produkuje także szczęśliwie miernoty, miast nadprodukować frustratów, nie jest w mej ocenie aż taki zły. W miejsce próby płytkiego Szkoły średnie są dwuetapowe. Etap niższy – sześcioletni – jest obowiązkowy i kończy się serią ogarnięcia ‘całości historii’ czy ‘całości biologii’ są tu bloki zaliczeń o nazwie GCSE (General Certificate of Secondary problemowe, często dość odległe od siebie. Nauczanie Education). Po ukończeniu 16 lat nie jest się już objętym historii skażone jest silnie poprawnością polityczną, obowiązkiem szkolnym, zatem etap wyższy – dwuletni – z mnóstwem odnośników do roli i losów Murzynów to przywilej. Nieuczęszczający na lekcje nie musi bać się i kobiet, a z zaniedbaniem imperialnej chwały i sławy. o to, że do szkoły zostaną wezwani rodzice, ale zostanie Szkoły – przynajmniej te, z którymi mieliśmy styczność po prostu ze szkoły, po serii ostrzeżeń, wylany. Etap ten – zupełnie nie tolerują agresji między uczniami; zwykła kończą A (Advanced) Levels, a w nielicznych szkołach – bitka między chłopakami, która dla wielu z nas jest pomiędzynarodowa matura. System A Levels różni się od spolitym wspomnieniem z dzieciństwa, tutaj stanowiła maturalnego i – jak mieliśmy się okazję przekonać – jest nieodmiennie asumpt do wezwania rodziców na dywanik. niezupełnie rozumiany przez dziekanaty polskich uczelni, Anglicy są zarazem czuli – by nie rzec przeczuleni – na co – przynajmniej jak na razie – praktycznie zamyka ich punkcie odrębności kulturowych, zatem wyjaśnienie, bramy przed młodymi Polakami, kótrzy wykształcenie że w naszym kręgu kulturowym natychmiastowa i bezśrednie odebrali w Anglii. Tak więc z wymarzonych przez refleksyjna fanga w nos stanowi normalną, oczekiwaną mą żonę polskich synowych będą przypuszczalnie nici... i akceptową odpowiedź na zaczepkę słowną, bywała Lasów w Anglii jest mało; każdorazowa wyprawa była okazją do rodzinnej bijatyki na kije przyjmowana z pełną troski akceptacją. Pod koniec jednego roku szkolnego zostałem wezwany po raz kolejny do szkoły, tym razem jednak nie na okoliczność kolejnego ‘incydentu’, ale ze względu na objętość dossier mojej pociechy (powyżej pewnej liczby pozycji w owym dossier następuje automatyczne wezwanie rodzica – Anglicy mają totalnego szmergla na punkcie procedur). Przejrzałem ów spis występków, także wyraziłem głęboką troskę i zapewniłem o mych nieustannych staraniach wychowawczych, równocześnie pomyślawszy: ‘Boże drogi, toż taki record, co mój synek w rok tu zgromadził, to niejeden z moich szkolnych kumpli akumulował na jednej dużej przerwie...’. Co kraj, to obyczaj, imigrantom zaś wypada te obyczaje respektować. Albo przynajmniej wykazywać ku temu pewne starania. 32 8_2016 sierpień Emigracja eksperyment myślowy: jak w Polsce traktowani byliby – powiedzmy – Ukraińcy, gdyby ledwie w ciągu kilku lat zjechało ich nad Wisłę ponad pół miliona, często z dziećmi, i gdyby na dodatek ci ludzie zdominowali niektóre – dotychczas ‘czysto polskie’ – miejscowości? W centrum Birminghamu – w Anglii ciągle pada Chłopcy zaaklimatyzowali się bardzo dobrze. Nie pamiętam zwłaszcza jakichś wypadków złego traktowania ze względu na pochodzenie, mimo (a może dlatego) że obydwaj uczęszczali i uczęszczają do szkół zdominowanych przez rodowitych Brytyjczyków. W mojej ocenie polskie media wyolbrzymiają problemy, przed jakimi stoją polscy imigranci, przesadzając zwłaszcza w opisach rzekomej antypolskiej histerii, jaką mają wykazywać liczni Anglicy. Wątpiącym proponuję mały Nie wiem, kim zostaną moi synowie. Większość ich życia upłynęła na Wyspie, tutaj też prawdopodobnie dokończą edukację i wejdą w dorosłe życie. Są dwujęzyczni, ale nie są w pełni dwukuturowi. Znają chyba nieźle polską historię, ale kanon literatury, który przyswoili, jest w znacznej mierze angielski. Spróbujcie no tylko skłonić dwunastolatka, by z własnej woli przeczytał ‘tego koszmarnego Pana Mateusza’... Sam chciałbym, by ziścili marzenie, o które moje pokolenie się ociera – by zostali Europejczykami. Niestety, polityczne wiatry obecnie wydają się wiać w inną stronę. Lecz przyszłości, nawet tej najbliższej, przewidzieć się przecież nie da. Nudy, nudy – jak widać... 33 8_2016 sierpień Emigracja Spostrzeżenia syna Jaśka, rocznik 1999 Trudno dobrze opisać życie w Anglii, jeżeli nigdy się tak naprawdę nie żyło w Polsce. Mundurki w szkole, przepraszanie ludzi, którzy na ciebie wpadają, lub obiad o dziewiętnastej wydają mi się normalne, mimo że zdaję sobie sprawę, że są miejscowym unikatem. Jednak jest jedna rzecz, która będzie dla mnie zawsze obca: podział klasowy. Anglicy umieszczają ludzi w trzech niewidzialnych, lecz mocno wyczuwalnych kategoriach: klasa pracująca, klasa średnia i klasa wyższa. Klasa wyższa to arystokracja i ludzie bogaci, klasa średnia to ludzie wyedukowani, a klasa pracująca to ludzie bez wyższego wykształcenia. Ludzie z różnych klas mówią inaczej, zachowują się inaczej, mieszkają w innych miejscach i raczej nie mieszają się z sobą. Podział ten jest zwłaszcza ewidentny u rodowych Anglików: dla imigrantów (a tych jest sporo) nie jest taki ważny. Ten podział doprowadza czasami do nieprzyjemnych konfrontacji. Szermierka – rodzinne hobby Większość uczniów w mojej szkole należy do klasy średniej, lecz woźny należy do klasy pracującej. Do wyedukowanych nauczycieli uczniowie się zawsze zwracają z szacunkiem, lecz do woźnego (niektórzy) zwracają się z wyczuwalną pogardą, co powoduje lekko wrogie jego nastawienie do uczniów. Jak powiedziałem mojemu koledze w połowie Chińczykowi, co o tym myślę, to odparł, że to we mnie podziwia, że nie uważam ludzi z niższej klasy za gorszych. 34 Spostrzeżenia syna Stasia, rocznik 1998 Życie w Anglii ma swoje plusy i minusy, trochę trzeba się przyzwyczaić do miejscowych zwyczajów i norm, które bywają bardzo subtelne, ale na ogół moje doświadczenia są pozytywne. Jestem w angielskim systemie edukacyjnym już 10 lat i mogę spokojnie powiedzieć, że w porównaniu z tym czego moi rówieśnicy w Polsce muszą się uczyć, to mieliśmy dość łatwo. Nikt specjalnie nie oczekuje uczenia się dużej ilości dat ani wierszy na pamięć, nie można zostać zmuszonym do powtarzania klasy. Z reguły nauczyciele mają dość pragmatyczne podejście do uczenia i jeżeli ktoś sobie nie radzi, trafia do łatwiejszej klasy. Jestem teraz w klasie trzynastej, to mój ostatni rok obowiązkowej edukacji, i podoba mi się to, że teraz już nauczyciele traktują nas jak równych sobie, nie musimy się zwracać do nich „pan” czy „pani”, tylko po imieniu. Według mnie jest to bardzo dobre i dla nas, i dla nauczycieli, gdyż pozwala to przekroczyć pewne bariery, dzięki czemu 8_2016 sierpień Emigracja Kiedyś poszliśmy do takiego dość mocno amatorskiego klubu szermierczego, w którym raczej nie bywamy, i Mały – rozejrzawszy się po miejscowym towarzystwie – spytał mnie: Ociec, prać? Byłem pod głębokim wrażeniem jego znajomości polskiej kultury i historii, i nie pozostało mi nic innego, jak odpowiedzieć: Prać, synkowie, prać! No i spraliśmy ten cały klub, co do jednego. Najprawdziwsza pochodnia olimpijska – niosła ją koleżanka z klubu. I dała potem potrzymać. uczniowie czują się dowartościowani i zmotywowani. Mam zamiar pójść na studia w Anglii, gdyż uważam, że byłoby to bardziej sensowne z mojej strony, skoro już tyle lat funkcjonuję w tym systemie edukacyjnym i wiem, jak wszystko działa. Refleksje mamy, Natalii – Majeczko, posprzątaj, proszę, swój pokój! – zwróciła się moja przyjaciółka do starszej córki. – Nie mogę – westchnęła tragicznie Majka (6,5 lat). – Mam doła. – A cóż się takiego stało? – Zerwałam z chłopakiem! – Przecież oni nie wyjeżdżają na koniec świata, tylko do Anglii! Będziecie się widywać... – Związki na odległość nie mają sensu! Decyzja o wyjeździe zapadła (jak jechać, to całą rodziną, bo „związki na odległość nie mają sensu!”). Mąż pojechał wcześniej, pracować i na spokojnie rozejrzeć się za szkołą dla dzieci i jakimś mieszkaniem na początek. Ja zostałam, porządkując nasze rzeczy i douczając siebie i potomstwo z języka. Za dużo z tej nauki nie 35 wynikło – chłopcy nauczyli się paru podstawowych zwrotów i słówek, ale tak naprawdę na miejscu startowali od zera... Niemniej jednak ten czas wszystkim nam był potrzebny, aby oswoić się i przyzwyczaić do myśli o zmianie, która nas czekała. Nasz starszy syn (w owym czasie ośmioletni) przeżywał to bardzo. Nagle zaczął panikować na widok osób niepełnosprawnych – typowy „lęk przeniesienia” – sam nie wiem, czego się boję, więc szukam czegoś konkretnego do bania się... Bardzo to było przykre i niepokojące, na szczęście szybko mu przeszło po rozpoczęciu nowej szkoły. Młodszy syn (wówczas sześć i pół roku) podchodził do sprawy z całkowitą dziecięcą naiwnością – wyjeżdżamy, ale przecież potem wrócimy! Szkoła W Anglii jakość szkół państwowych zależy od miejsca zamieszkania – dobra dzielnica, to i szkoła dobra. Nam się udało – nowe osiedle, nowa, nieduża, przyjazna uczniom i rodzicom szkoła. Nasz starszy syn, ukończywszy właśnie w Polsce klasę pierwszą podstawówki, musiał iść od razu do czwartej, a młodszy, który skończył zerówkę, do drugiej klasy... W UK o tym, kiedy dziecko idzie do szkoły, decyduje data urodzenia: jeżeli w danym roku szkolnym (pomiędzy 1 września a 31 sierpnia następnego roku) dziecko kończy 5 lat, to musi iść do pierwszej klasy i rodzice nie mają nic do powiedzenia. Niedługo po naszym przyjeździe zdarzyło się, że urodziły się bliźniaki 8_2016 sierpień Emigracja – jeden 31 sierpnia, drugi już po północy, czyli 1 września. Wydarzenie to wywołało w mediach ogólnokrajową debatę na temat, co z nimi będzie, jak dojdą do wieku szkolnego – czy będą mogli chodzić do tej samej klasy, czy nie, a jak już, to czy rok wcześniej, czy rok później, no i kto ma o tym decydować – rodzice czy rada miasta... Razem z prowadzącą nauczycielką przeglądnęłam podręczniki do matematyki z klas I-III i okazało się, że do nadrobienia będzie tylko materiał z klasy III. Zajęło nam to niecałe trzy miesiące. W grudniu nasz syn był już na bieżąco z resztą uczniów swojego rocznika. Nie tylko zresztą z matematyką, bo językowo też nadgonił – po trzech miesiące porozumiewał się już bez większych problemów. Po pół roku w ogóle był już nierozpoznawalny jako obcokrajowiec. W nauce języka pomagała naszym synom dodatkowa nauczycielka, która przychodziła do szkoły dwa razy w tygodniu, aby z nimi pracować indywidualnie (z młodszym każdorazowo około godziny, ze starszym półtorej). Zaraz na początku spotkałyśmy się i za jej poradą założyłam chłopcom oddzielne zeszyty do korespondencji – po każdej lekcji w zeszycie miałam wypisane, nad czym pracowali, z czym wystąpiły trudności czy niemożność porozumienia się. Dzięki temu mogłam w domu pomóc im w zadanych ćwiczeniach i tą samą drogą przekazać odpowiedzi na zadane mi pytania oraz uwagi własne. Drugą pomocą były, wypożyczane ze szkoły, książeczki do nauki czytania z serii Oxford Reading Tree. Wspaniale ilustrowana seria o wzrastającej stopniowo trudności nie tylko chłopcom, ale również mnie samej pomogła w budowaniu słownictwa. We wszystkich szkołach w UK obowiązuje mundurek: identyczne dla wszystkich dzieci szare lub czarne spodnie, koszulki polo i sweterki oraz strój do WF-u w barwach i z logo szkoły. Wariant dla dziewczynek obejmuje również spódniczki i letnie sukienki. Mundurki można kupić w specjalnych sklepach zaopatrzenia szkół, przy czym spodnie i spódniczki można dokupić taniej w każdym supermarkecie. Koszt mundurka to jedyny obowiązkowy wydatek. Podręczniki, zeszyty, materiały plastyczne – wszystko to dostarcza szkoła, bez żadnych dodatkowych opłat. W szkole można oczywiście wykupić dla dzieci obiady, ale można też dawać dziecku kanapki 36 i owoce na lunch. Co ciekawe, dziecko coś zjeść musi obowiązkowo... Gdy raz nasz syn zapomniał swojego lunchu z domu, został zmuszony do zjedzenia obiadu szkolnego, czym nie był zachwycony, a my musieliśmy szkole zwrócić koszty. Zapewne dużo by można napisać o różnicach między polską a angielską szkołą podstawową. Ja chciałabym wspomnieć o trzech z nich, które mnie wydają się najistotniejsze. # Dzień szkolny zaczyna się od czegoś w rodzaju apelu dla wszystkich uczniów – dzieci wchodzą na salę gimnastyczną klasami i siadają na podłodze. Z tyłu zostawione jest miejsce na krzesła dla zaproszonych rodziców. Żadnej pompy czy zadęcia. Uczniowie wspólnie śpiewają, a potem po kolei każdy nauczyciel prowadzący klasę wyczytuje nagrodzone w danym dniu dzieci. Każde dziecko takie wyróżnienie spotyka kilka razy do roku: za wyniki w nauce, za pomaganie kolegom, za postawę sportową, za uśmiech itd. itp. – zawsze można coś znaleźć i dziecko publicznie pochwalić. Wspaniały, budujący zwyczaj! # Nauki jako takiej dzieci mają znacząco mniej niż ich rówieśnicy w Polsce. Jedno zadanie domowe na tydzień, które spokojnie można zrobić w pół godziny. Prawie żadnych dat i pamięciówek, za to dużo kreatywności. Na przykład ucząc się o poezji, tworzą własne metafory, porównania i całe wiersze... Proste ćwiczenie: wiersz biały, należy dokończyć zdanie: „Znalazłem w mojej kieszeni...” – ...„Promień słońca z zeszłego lata”. Wzruszyłam się. Ja czegoś tak pięknego bym nie wymyśliła! # Trzecia sprawa nie jest niestety przyjemna, a dotyczy donoszenia na kolegów. W tutejszej szkole dziecko, które pierwsze naskarży, jest górą, nawet jeśli kłamało lub nie miało racji – zupełnie nie do pogodzenia z naszym nastawieniem, gdzie donosicielstwo jest absolutnie nieakceptowalne. Było z tego powodu kilka przykrych incydentów i musieliśmy pisemnie prostować i wyjaśniać różne sprawy, w tym kontekst historyczny i kulturowy naszej niechęci do konfidentów... Chciałabym wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie życia szkolnego – dzieci do 11. roku życia muszą być przyprowadzane i odprowadzane ze szkoły przez kogoś dorosłego (ewentualnie starsze rodzeństwo). Gdy 8_2016 sierpień Emigracja skończą 11 lat, to za pisemną zgodą rodziców mogą chodzić same, przy czym nie wolno pozostawić takiego dziecka samego w domu aż do 13. roku życia. Nie jest to w prawie angielskim określone dokładnie i pozostawione jest „do oceny rodziców”, ale jeżeli COŚ się wydarzy i policja będzie w sprawę włączona, rodzice mogą być pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Rok szkolny zorganizowany jest trochę inaczej niż w Polsce – a mianowicie podzielony jest na trzy części. Pierwszy trymestr od początku września do Bożego Narodzenia, drugi od Nowego Roku do Wielkanocy, trzeci od Wielkanocy do wakacji letnich, które zaczynają się pod koniec lipca. Pomiędzy trymestrami są dwutygodniowe przerwy (Term Holiday), a dodatkowo w połowie każdego trymestru jest tygodniowa przerwa (Half Term Holiday). Innymi słowy wakacje krótsze lub dłuższe wypadają średnio co sześć tygodni. Obowiązek odprowadzania i przyprowadzania oraz tak częste przerwy w szkole są szczególnie uciążliwe, jeżeli obydwoje rodzice pracują. W praktyce często jedno z rodziców rezygnuje z pracy, aż dzieci nie ukończą szkoły podstawowej. Dom W 1942 roku Churchill odwiedzając Stalina odkrył zadziwiającą rzecz – kran, gdzie ciepła woda miesza się z zimną!!! W swoich pamiętnikach wspomina o tym niesamowicie wygodnym wynalazku i zastanawia się nad wprowadzeniem go we własnym kraju... No cóż, Anglicy są narodem konserwatywnym i przywiązanym do tradycji. W związku z tym nawet w nowo budowanych domach nadal można tu spotkać przy umywalce czy wannie oddzielne kurki z zimną i gorącą wodą. W mieszkaniu, które wynajmowaliśmy na początku, spotkałam się z bardziej nowoczesnym rozwiązaniem: kran przy umywalce był wprawdzie jeden, ale leciały z niego dwie oddzielne, niemieszające się ze sobą strugi gorącej i zimnej wody. Przy zlewie kuchennym rozwiązanie było jeszcze bardziej wyrafinowane – środkiem leciała struga wrzątku, którą otaczał zewnętrzny płaszcz zimnej wody. W domu, do którego przeprowadziliśmy się po roku, wszystkie krany były podwójne (mimo że dom nie był stary, wybudowano go zaledwie 5 lat 37 Szkolny obóz dla zainteresowanych służbą w brytyjskiej armii; reżim wojskowy, tyle że zarost można zachować wcześniej). W miejscowych sklepach budowlanych na ekspozycji oczywiście wszystko było, a jakże, do wyboru, do koloru! Ale za każdym razem gdy pytałam o konkretną rzecz, okazywało się, że na stanie nie mają i oczywiście sprowadzą, a potrwa to jedynie 6 do 8 tygodni... A jak mi potrzeba szybciej to, oczywiście, mogę dopłacić z ekspres (około 20 funtów) i wtedy dostawa będzie w ciągu 4-6 tygodni... O miejscowych fachowcach nie wspomnę, bo nawet wśród współplemieńców nie cieszą się dobrą opinią. W rezultacie najszybszym i najtańszym rozwiązaniem dla nas okazało się sprowadzenie umywalek, kranów i znajomego fachowca z Polski. À propos miejscowych fachowców (jednak wspomnę – powstrzymać się trudno): w wynajmowanym mieszkaniu zepsuła się nam toaleta. Zawiadomiliśmy agencję wynajmu nieruchomości i grzecznie czekałam na ekipę ratunkową, która miała się zjawić w ciągu trzech godzin (sytuacja z mojego punktu widzenia była dość dramatyczna, bo gdy ktoś w mieszkaniu nad nami spuszczał wodę , to u nas na parterze wylewała się zawartość). Panowie zjawili się chyba po sześciu godzinach, pion kanalizacyjny udrożnili, a następnie stwierdzili pęknięcie 8_2016 sierpień Emigracja jakiegoś drobnego elementu z tyłu toalety... Poprosili mnie o pożyczenia lepca biurowego i tym lepcem, na okrętkę, przylepili deskę do kibla, powiedzieli, żeby nie używać i wyszli... Nawet nie zapytali, czy w mieszkaniu jest druga toaleta czy nie! Na kolejnego fachowca, tego od wymiany pękniętej części, czekaliśmy ponad tydzień, codziennie wydzwaniając do agencji. Po tygodniu Pan się zjawił i przystąpił do naprawy... wyciągu kuchennego, którego zepsucie się zgłaszaliśmy kilka miesięcy wcześniej... naprawy metodą angielską, czyli zdjął stary i założył nowy (przy okazji musiał pożyczyć ode mnie śrubokręt, bo jego nie pasował). Po wymianie okazało się, że nowy wyciąg nie pasuje kształtem do dziury po starym, pozostawiając dookoła kawał niepomalowanej ściany (tu się obmalowuje meble i sprzęty, a pod spodem nie – dla oszczędności). Następnie Pan przystąpił do reperacji... (o nie, nie – nie myślcie, że od razu WC)… dzwonka do drzwi, również nieczynnego od kilku miesięcy. I znowu metoda angielska: na zewnątrz, obok starego przycisku dzwonka został umieszczony nowy, a wewnątrz mieszkania nad drzwiami Pan wywiercił otwór, kołeczek założył i wkręt wkręcił... i tu okazało się, że główka wkręta jest za szeroka i nijak się nie zmieści w otworze dzwonka elektrycznego, który miał na nim zawisnąć. Tu fachowiec pomyślał, wziął kawałek taśmy samoprzylepnej dwustronnej i najzwyczajniej przylepił dzwonek do ściany. Nie muszę chyba dodawać, że dzwonek odpadł jeszcze tego samego dnia... Na WC nawet nie popatrzył, bo stwierdził, że on nie jest od tego i że przyjdzie jeszcze inny fachowiec, tylko nie wiadomo kiedy... – Mamooo, co to znaczy mieć nierówno pod sufitem? – zapytało mnie starsze dziecko przy obiedzie. – Cóż, to jak ktoś postępuje głupio i niebezpiecznie i jeszcze tego nie zauważa... – Wiesz co, mamo? – odezwał się mój młodszy, patrząc znacząco w górę. – My mamy nierówno pod sufitem! Niektóre elementy wykończenia domów na Wyspie mogą zaskakiwać ludzi z kontynentu. Na przykład tutejsze sufity zazwyczaj „zdobią” nieregularne, fakturalne maźnięcia tynku, a to żeby się angielski budowlaniec nie musiał męczyć z gładzią... 38 W wynajętych mieszkaniach króluje kolor o nazwie „magnolia” – blady, beżowawy róż. Natomiast w domach prywatnych wzorzyste tapety lub ciemne, soczyste barwy, które w niewielkich i zazwyczaj niskich (maksimum 2,40 m) pomieszczeniach mogą wywołać atak klaustrofobii. Podłogi najczęściej pokryte są wykładziną dywanową (rozwiązanie najtańsze, więc chętnie stosowane) i to nie tylko w pokojach, ale i w przedpokoju i łazienkach – koszmar! Schody strome i wąskie, a więc niewygodne i niebezpieczne... – Jak po takich schodach wnosi się meble na górne piętra? – zapytał mój mąż agenta nieruchomości, który pokazywał nam dom na sprzedaż. Pan popatrzył na mojego męża z lekkim politowaniem: – Powoli – odpowiedział spokojnie – bardzo powoli. W pokoju dziennym, który często trudno nazwać dużym, obowiązkowym elementem wyposażenia jest kominek gazowy lub elektryczny. Czasem jest to sama obudowa, nawet bez atrapy kominka w środku. Nad nim lustro w przyciężkiej ozdobnej ramie (inteligencja) lub plazma (klasa pracująca) – im większa, tym lepsza. Wielkości domu czy mieszkania nie określa się liczbą metrów kwadratowych, tylko liczbą sypialni. Wspomnieć jednak należy, że pomieszczenie z oknem, do którego z trudem można by zmieścić pojedyncze łóżko i w zasadzie nic poza tym, określane jest przez agentów nieruchomości jako good size bedroom!( nie chce mi to jakoś przejść przez gardło po polsku). Okna występują w trzech podstawowych wariantach: tradycyjne, otwierane pionowo do góry (sash window), uchylne (casement window) – tylko górna część, i to na zewnątrz, oraz otwierane na zewnątrz (French window). Wszystkie te typy łączy jedna przypadłość – nie da się od środka umyć zewnętrznej powierzchni szyb. Trzeba albo posiadać własną drabinę (i nie mieć lęku wysokości), albo wynajmować jedną z licznych firm zajmujących się zawodowo myciem okien. Moja kocica i ja kilka razy omal nie dostałyśmy zawału, gdy nagle, bez ostrzeżenia, w oknie pokoju na pierwszym czy 8_2016 sierpień Emigracja drugim piętrze pojawiała się męska, obca gęba... Teraz już jestem wyczulona na szczęknięcia rozkładanej pod domem drabiny i niełatwo daję się zaskoczyć. Jeszcze jedna ciekawostka budowlana – w wielu starszych domach, i nie mówię tu wyłącznie o domach wiktoriańskich, lecz również z lat 70. czy 80. XX wieku, ciągi kanalizacyjne nie są ukryte w ścianach, tylko biegną po zewnętrznej elewacji budynku. Abstrahując od estetyki tego rozwiązania, nadmienić trzeba, że i tutaj, mimo łagodnego klimatu, zdarza się w zimie po kilka dni z rzędu, kiedy temperatura spada poniżej zera. I wtedy rozpacz i tragedia: zawartość zamarza, rozsadza rury i... Piszę tak szczegółowo o różnicach i mankamentach budowlanych, bo jeżeli się już tu człowiek znalazł i szuka swojego miejsca na ziemi, to ważne jest, żeby wiedzieć, na co zwracać uwagę... My, decydując się na kupno domu, dywany w łazienkach i przedpokoju wymieniliśmy na płytki ceramiczne, a w pokojach na panele drewniane. Ściany przemalowałam sama z ciemnego brązu i niebieskiego na jasny beż i inne pastelowe kolory (bez „magnolii”, która mi obrzydła). Otwartego, gazowego kominka w pokoju dziennym nie zdecydowaliśmy się odpalić ani razu, a nad nim powiesiliśmy ulubiony obraz znajomego malarza... Da się żyć, nawet całkiem miło i wygodnie. Życie codzienne – Przepraszam, ale lotka od badmintona wleciała nam do państwa ogródka. Czy moglibyśmy ją odzyskać? – mój mąż wraz z synem korzystali z pięknej pogody, mniej więcej pięć lat po naszym wprowadzeniu się do nowego domu. – Ależ oczywiście! – sąsiadka była bardzo miła. – Ciekawy akcent... jesteście z Afryki Południowej? – Nie, jesteśmy Polakami. – Aaa, to pewnie jesteście znajomymi tych Polaków, co tu podobno mieszkają? – Nie. To my jesteśmy tymi Polakami, co tu mieszkają! Brzmi zabawnie? Ale jak się tak chwilę zastanowić, to tak całkiem zabawne nie jest. Mieszkamy pod tym samym adresem od dziewięciu lat i naszych sąsiadów nie znamy. To znaczy rozpoznaję ich na ulicy, mówimy 39 sobie „Dzień dobry”, czasem wymieniamy uwagi o pogodzie... Wiem też, jak na imię ma pies sąsiadki z domu obok czy kot sąsiadów z naprzeciwka i to w zasadzie byłoby tyle... Mamy oczywiście krąg swoich znajomych – głównie Polaków, ale są i Australijczycy, i Południowi Afrykańczycy. Do swoich bliższych znajomych zaliczam też Szwajcarkę, Hiszpankę, Irlandkę i Japonkę – mogłaby jeszcze wymieniać – pełna międzynarodówka! Co do rodowitych Anglików, to mamy JEDNĄ jedyną zaprzyjaźnioną rodzinę, z którą utrzymujemy kontakty towarzyskie – zapraszamy się wzajemnie do domów lub spotykamy gdzieś „na mieście”... Nasi synowie mają oczywiście angielskich przyjaciół i to bardzo dobrych – wychodzą razem, spotykają się w klubie szermierczym, we własnych domach, a nawet czasem nocują u siebie nawzajem – wszystko normalnie. Na początku próbowałam zapraszać ich matki na kawę czy herbatę (w końcu to Anglia). Zaproszenie bywało przyjmowane, ale częściej spotykałam się z grzeczną odmową. Nigdy jednak nie dostąpiłam zaszczytu bycia zaproszoną do ich domów. W końcu się poddałam. No cóż, dawać i prosić to za dużo. Na stacji benzynowej czarnoskóry Brytyjczyk obchodzi wkoło moje polskie auto. Zagląda do środka, kręci głową nad kierownicą z lewej strony, a w końcu zwraca się do mnie: – Chyba ci się trudno tutaj jeździ, co nie? – Nie jest tak źle. Można się przyzwyczaić... – Ja też nie jestem stąd i trudno mi się tu jeździ... – A skąd jesteś? – Z Londynu! – odpowiada z dumą w głosie. Cała Europa upiera się, żeby jeździć po niewłaściwej stronie. Tak przynajmniej uważają Brytyjczycy i historycznie rzecz biorąc, mają rację. Zasada ruchu lewostronnego wynika z tego, że zarówno konnym, jak i pieszym łatwiej było się bronić czy też atakować, mając przeciwnika po swojej prawej stronie (zdecydowana większość ludzi jest praworęczna)... W Londynie, gdzie jest dużo turystów, na jezdniach, przy przejściach dla pieszych umieszczone są napisy: „Look left” i „Look right” oraz strzałki, aby nie było wątpliwości, w które to „prawo” czy „lewo” trzeba patrzeć. W Dover po wyjeździe z promu czy tunelu 8_2016 sierpień Emigracja Wakacje spędzamy przeważnie w Polsce znaki drogowe przypominają kierowcom: „Keep left!”, potem już trzeba po prostu pamiętać. Początkowo po przeprowadzce używaliśmy polskiego samochodu i przystosowanie się do lewostronnego ruchu okazało się nie takie znowu trudne. Jadąc w strumieniu innych aut człowiek automatycznie się przestawia i nawet ronda, które pokonuje się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, nie sprawiają kłopotu. Najgorzej, gdy przez jakiś czas jedzie się pustą drogą, wtedy wyjeżdżający z naprzeciwka samochód może 40 całkowicie skonfundować europejskiego kierowcę. Przepisy ruchu drogowego przestawiają się kierowcy w głowie automatycznie, gorzej że przestawia się również lateralizacja. Pilot, udzielając kierowcy instrukcji co do kierunku jazdy, powinien używać również „wspomagania ręcznego”, w myśl zasady ze starego kawału – ...Nie mądrzcie się, ręką pokażcie!. Trudniejsza jest zamiana samochodu z kierownicą po lewej stronie na angielski z kierownicą po prawej. W zasadzie człowiek musi się nauczyć oceny szerokości auta oraz odległości od krawężnika i środka jezdni, zupełnie jakby pierwszy raz prowadził samochód. Jakiś taki za szeroki robi się ten pojazd po lewej i jeździ się początkowo po krawężnikach – nas kosztowała ta nauka oba lewe koła (po jednym na męża i na mnie). Innym problemem jest początkowa niemożność zlokalizowania lusterka środkowego – spogląda człowiek do góry w prawo, a tam NIC (!) oraz drążka zmiany biegów – jakoś w kieszeni drzwiczek nigdy go nie ma... W końcu jednak można się do tego przyzwyczaić. Obecnie nie ma dla mnie różnicy po której stronie mam kierownicę w samochodzie i po której stronie drogi lokalne przepisy każą mi się trzymać, muszę sobie tylko każdorazowo, wsiadając do samochodu, uzmysłowić, po której stronie Kanału jestem. Tekst i zdjęcia Zbigniew Rudzki consultant histopathologist, Birmingham Heartlands Hospital honorary senior lecturer, School of Cancer Studies, University of Birmingham Natalia Rudzka, houswife Jasiek Rudzki, uczeń Staś Rudzki, uczeń 8_2016 sierpień Emigracja Dziewczyna z okładki lipcowego numeru GdL też była emigrantką! Ciekawe życie założycielki Hôpital Necker Krystyna Knypl Byłam przekonana, że tematykę związaną z założycielką Hôpital Necker, której wizerunek gościł na okładce numeru lipcowego GdL, mamy już wystarczająco omówioną. Tymczasem do redakcji nadszedł list… K ażdy numer kolejny jest zabójcą czasu wolnego. To nie jest małe pisemko, a żeby przeczytać wszystko „ze zrozumieniem”, trzeba zarwać niejedną noc... Część fajnych tekstów, jak np. o Sermo, czy Hôpital Necker niby już znałam, ale i tak dziewczyna z okładki mnie zafrapowała. Miała majątek, ustanowiła szpital, który do dziś funkcjonuje w wielkiej chwale. Ma być z czego dumna, ale o czym pisała jako pisarka? Co robiła poza życiem herbacianym, czy miała tylko tę jedną córkę – hrabinę? Ciekawa postać, a tak mało o niej wiem! – napisała dr Alicja Barwicka. Okazało się, że od ręki potrafię odpowiedzieć na jedno pytanie: hrabina Necker miała tylko jedną córkę, znaną w wieku dorosłym jako Madame de Staël (https:// pl.wikipedia.org/wiki/Madame_de_Sta%C3%ABl). Odpowiedzi na pozostałe pytania wymagały dokładniejszych poszukiwań w internecie. No i zaczęło się… Niebanalna badaczka życia hrabiny Necker Po kilku różnie zredagowanych pytaniach wpisanych w wyszukiwarkę internetową zorientowałam się, że życie hrabiny Necker było przedmiotem bardzo zaawansowanych badań przeprowadzonych przez profesor Sonję Boon z Kanady. Pani profesor zajmuje się zagadnieniami związanymi z wpływem ciała na życie człowieka spostrzeganymi z punktu widzenia płci kulturowej (ang. gender studies). Profesor Sonja Boon interesuje się szczególnie opowiadaniem ludzi o ich 41 życiu i analizowaniem, jaką rolę odgrywa ciało w tych opowieściach. Niby lekarzowi ludzie też opowiadają o wpływie ciała na ich życie, ale po przejrzeniu publikacji Sonji Boon zrozumiałam, że chodzi o zupełnie inne narracje niż te snute w naszych gabinetach. Profesor Boon interesują życiorysy niebanalne i problemy niebanalne. Ma ona ukończone studia muzyczne i gra na flecie z towarzyszeniem profesjonalnych zespołów orkiestrowych, a także nagrała kilka płyt. Obecnie prowadzi badania nad znaczeniem styku wody i lądu w życiu ludzi. Powróćmy jednak do naszej głównej bohaterki. Ze szwajcarskiej wioski na paryskie salony Suzanne Curchod Necker urodziła się 2 lipca 1737 roku w niewielkiej szwajcarskiej wiosce Crassier nieopodal granicy z Francją w rodzinie kalwińskiego pastora. W domu była nazywana La Suzete. Otrzymała staranne wykształcenie obejmujące fizykę, matematykę, grę na instrumentach muzycznych, malowanie, rysowanie, a także języki współczesne oraz starożytne, jak greka i łacina. Tak przygotowana rozpoczęła karierę towarzyską na salonach Lozanny, gdzie adorował ją Edward Gibbon (https://pl.wikipedia.org/ wiki/Edward_Gibbon), najwybitniejszy historyk epoki oświecenia. Karierę towarzyską przerwały tragiczne wydarzenia rodzinne – w 1760 i 1763 roku umierają jej rodzice. Suzanne musi podjąć pracę zarobkową 8_2016 sierpień https://en.wikipedia.org/wiki/Jacques_Necker#/media/File:Necker,_Jacques,_par_Boillet,_BNF_Gallica.jpg https://en.wikipedia.org/wiki/Suzanne_Curchod#/media/File:Suzanne_Curchod,_by_Jean-Etienne_Liotard.jpg Emigracja początkowo w 1764 roku jako guwernantka, a potem jako dama do towarzystwa młodej paryskiej wdowy madame de Vermenoux. W ciągu roku od przyjazdu poznaje bogatego genewskiego bankiera Jacques Neckera, zakochuje się z wzajemnością i wychodzi za niego za mąż. Bankier zostaje w 1776 roku francuskim ministrem finansów. Państwo Suzanne i Jacques Necker byli bardzo udanym małżeństwem. Sébastien-Roche Nicholas de Chamfort (https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C3%A9bastien-Roch_Nicolas_de_Chamfort) tak pisał w książce Charaktery i anegdoty: Państwo d’Angivilliers i państwo Necker to dwie wyjątkowe pary, każda w swoim rodzaju. Można by myśleć, że każde z dwojga odpowiada najwyłączniej drugiemu i że miłość nie może być doskonalsza. Przyglądałem się im i uważałem, że bardzo małą rolę gra w tym serce; co 42 się zaś tyczy charakterów, trzymają się tylko kontrastami (https://books.google.pl/books?id=v4_-CgAAQBAJ&pg=PT4 8&lpg=PT48&dq=hrabina+necker&source=bl&ots=ZYhd34 FzjV&sig=LBKbdgJ3-89_dxUrgcDSGO1eGP4&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjRwrCKvtzNAhWI3CwKHb1fATgQ6AEIU zAJ#v=onepage&q=hrabina%20necker&f=false). Troskliwa matka 22 kwietnia 1766 roku przychodzi na świat jedyne dziecko państwa Necker – córka Anne Louise Germaine. Suzanne była bardzo troskliwą matką, o czym świadczy nie tylko staranne wykształcenie jakie zapewniła córce, ale także osobista opieka. Do dwunastego roku życia nie opuściła córki ani na jeden dzień. Dbała o rozwój osobowości i edukację córki pod każdym względem – starannie dobierane były nie tylko te osoby, z którymi 8_2016 sierpień Emigracja http://hopital-necker.aphp.fr/wp-content/blogs.dir/13/files/2012/03/1entree.jpg córka kontaktowała się na co dzień, ale także osoby angażowane do edukacji. Suzanne Necker zgodnie z intelektualną modą owych czasów prowadziła salon towarzyski. Był on jednocześnie szkołą dla córki w okresie od jedenastego do osiemnastego roku życia. Należy pamiętać, że były to czasy, w których dziewczęta nie były posyłane do szkół. W rezultacie tych starań córka Suzanne wyrosła na kobietę o silnej osobowości i wybitnym intelekcie. W salonie Susanny Necker bywali m.in. poeta Antoine Léonard Thomas (https://en.wikipedia.org/wiki/ Antoine_L%C3%A9onard_Thomas), historyk i pisarz Jean-François Marmontel (https://en.wikipedia.org/wiki/Jean-Fran%C3%A7ois_Marmontel), ekonomista, pamiętnikarz i filozof André Morellet (https://pl.wikipedia.org/wiki/ Andr%C3%A9_ Morellet), dziennikarz Jean-Baptiste-Antoine Suard (https://en.wikipedia.org/wiki/ Jean-Baptiste-Antoine_Suard). Hrabina Necker gościła także słynne paryskie salonierki, takie jak madame Geoffrin (bywała w poniedziałki i środy), madame du Deffand (bywała w soboty) czy markiza de La Ferté-Imbault. Worek był przeznaczony dla szwajcarskich znajomych i przyjaciół. Mademoiselle de Lespinasse była gościem chętnie widzianym we wszystkie dni tygodnia. Baron d’Holbach bywał w czwartki i niedziele. W salonie gościli także przedstawiciele międzynarodowej elity, tacy jak Benjamin Franklin (był ambasadorem Stanów Zjednoczonych we Francji w latach 1776-1785), Edward Gibbon czy Ferdinando Galiani (włoski ekonomista pracujący w ambasadzie Włoch w Paryżu). 43 Działalność charytatywna i literacka Szpitale paryskie w owych latach prezentowały się bardzo nieciekawie – olbrzymie, przepełnione sale, a nawet przepełnione łóżka, w których leżało po kilka osób były codziennością. Epoka oświecenia miała swój nie tylko intelektualny wymiar, ale i społeczny. Oświecone osoby, a do takich bez wątpienia należała hrabina Necker, zajęły się reformą szpitalnictwa. Hrabina, aby dobrze wykonać swoje zadanie, zgłębiała zagadnienia związane z architekturą i medycyną. W 1778 roku została osobą odpowiedzialną za roczne publikowanie budżetu Hospice de charité. Szpitalem kierowała przez następne 10 lat. Ponadto w 1790 r. opublikowała rozprawę na temat przedwczesnych zgonów, a w 1 7 9 4 r. rozprawę o rozwodach, którym była przeciwna. Pięć tomów listów Melanges oraz Noveaux Melanges opublikowano po jej śmierci, w 1798 i 1801 roku. Madame Necker przez wiele lat prowadziła czarującą egzystencję, jak to określiła Sonja Boon. Miała ku temu wszystkie atuty – była ładna, mądra, inteligentna, a do tego miała bogatego i wpływowego politycznie męża. Współcześni podkreślali zalety jej osobowości, takie jak wrażliwość na niedolę innych ludzi, czułość, staranność w działaniu, konsekwencja i siła charakteru. Problemy zdrowotne Nie wszystko jednak było pomyślne w życiu madame Necker. Cierpiała na liczne schorzenia i temat jej dolegliwości często przewijał się w listach do przyjaciół. 8_2016 sierpień Emigracja Wielcy kontynuatorzy Wspaniała idea szpitala dla dzieci została wsparta i rozwinięta przez znakomitych lekarzy, którzy pracowali w Hôpital Necker. Wymieńmy chronologicznie osiągnięcia niektórych z nich: • 1816 – René Laennec wynalazł stetoskop • 1859 – E. Azam, P. Broca (odkrywca ośrodka mowy) i E. Folin przeprowadzili pierwszą operację guza odbytnicy w znieczuleniu hipnotycznym • 1824 – J. Ciciale przeprowadził pierwszą litotrypsję •1893/1894 – A. Chaillou i L. Martin zastosowali pierwsze szczepienie przeciw błonicy; szczepionkę przygotowano pod kierunkiem E. Roux, otrzymało ją 300 dzieci •1896 – A. Lannelongue otworzył pierwszy gabinet rentgenowski •1901 – F. Cathelin przeprowadził pierwsze na świecie znieczulenie zewnątrzoponowe •1908 – L. Ombredanne przedstawił koncepcję urządzenia do narkozy wziewnej eterem •1940 – utworzono sieć szpitali uniwersyteckich (centre hospitalier universitaire CHU) 44 •1952 – J. Hamburger i L. Michon przeprowadzili pierwszy przeszczep nerki •1958 – R. Debre zainicjował reformę szpitali uniwersyteckich dającą początek INSREM (francuski narodowy instytut zdrowia i badań medycznych) •1971 – C. Griscelli przeprowadził pierwszy przeszczep szpiku w warunkach sterylnych u dziecka z wrodzonym niedoborem odporności •1972 – M. Cara utworzył SAMUR (Service mobile d’urgence et de réanimation) •1987 – D. Pellerin, J.Y. Revillon, C. Ricour i O. Goulet przeprowadzili pierwszy na świecie przeszczep jelita u dziecka •1990 – J. Frezal i A. Munnich odkryli gen odpowiedzialny za stwardnienie zanikowe boczne •2000 – A. Fischer i M. Cavazzana-Calvo przeprowadzili pierwszą skuteczną terapię genową w wrodzonym niedoborze odporności • 2000 – J. Kachaner wszczepił biologiczną zastawkę serca u dziecka • 2006 – odkryto mutacje genowe odpowiedzialne za cukrzycę noworodków. Dzięki znakomitej tradycji, szerokiemu zakresowi badań oraz ich odzwierciedleniu w codziennej praktyce lekarskiej Hôpital Necker jest czołową placówką pediatryczną w Paryżu. W 2015 roku Hôpital Necker został wybrany najlepszym szpitalem we Francji. Jest najstarszym szpitalem pediatrycznym w Europie. Krystyna Knypl Fot. Krystyna Knypl https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f9/Hopital_Necker_Laennec_stethoscope_2.jpg Od roku 1780 stała się tematem licznych pamfletów z racji działalności politycznej swojego męża, a także w związku ze swoją działalnością charytatywną, która nie wszystkim się podobała. Suzanne cierpiała na osłabienie, zawroty głowy, dokuczał jej kaszel, dreszcze. W dzieciństwie przebyła ospę. Być może w jej następstwie nie słyszała na jedno ucho. Z powodu dolegliwości podróżowała do licznych kurortów. Pod koniec życia była świadoma zbliżającej się śmierci – wydała bardzo szczegółowe dyspozycje dotyczące swojego pogrzebu. Zmarła 6 maja 1794 roku. Zgodnie ze swoim życzeniem została pochowana w skromnym grobie rodzinnym w miejscowości Coppet w Szwajcarii. Hrabina Necker miała wiele zalet charakteru i umysłu, ale miała też tzw. lekką rękę. Od pond 200 lat w założonym przez nią szpitalu pracują wybitni naukowcy i lekarze, niosąc pomoc pacjentom z całego świata. 8_2016 sierpień Wkłucie centralne O, Leonardo, czemu się tak trudzisz? – Tak pytał sam siebie mistrz Leonardo. Z braku jasnej odpowiedzi kontynuował swoją frenetyczną działalność. Ale Ty, czemu się tak trudzisz? Wypłukanie zawodowe Rafał Stadryniak = @Grypa Co to jest wypalenie zawodowe, wie już każde dziecko od dziecka. Co to jest wyścig szczurów, wiedzą ci, co w nim uczestniczą, albo i często gęsto nie wiedzą. Na pocieszenie dla przegranych zawsze można powiedzieć, że wygrał szczur. Czasem granice szaleństwa nie są ostre i wyścig pozornie wygląda jak spacer, a wypalenie zawodowe bardziej przypomina wypłukanie… À propos wypłukania zawodowego. Po dyżurach organizm Doktora domagał się jakiejś innej aktywności, a nie tylko nerwowego ogryzania paznokci. Stąd narodziła się idea basenowej wspólnoty dyżurujących. I tak kolega Nieztych, co to wrażliwy jest na pięknie pływające panie, Luzik, co pływa jak musi, i oczywiście kolega Motyl, który liznął bakcyla total immersion, i również oczywiście Nasz Doktor nieodwołalnie spotykali się raz w tygodniu na pływalni. Raz w tygodniu razem, bo w inne dni w miarę możliwości ćwiczyli indywidualnie. Stali w przedsionku rozbieralni, spoglądając na kuszącą zieleń chlorowanej wody. – Coś cię nie widuję na basenie – zagaił Doktora kolega Motyl. – Bo nie bywasz, kolego – odpalił sprytnie Doktor. – Ja tam jestem po każdym dyżurze, żeby spłukać z siebie, że tak powiem, cały ten szpitalny stres. Do tego chlor i woda są najlepsze. Jak w domestosie. – Ja za to – oznajmił Motyl – wynalazłem nowy styl pływacki. Jeszcze nie ma nazwy. Chyba nazwę go swoim imieniem. – Ale już jest jeden styl od twego imienia – Nieztych pojawił się jak zwykle znikąd, klepiąc przy tym dotkliwie kolegów po plecach na powitanie. – To właściwie jest od nazwiska – rozważał Motyl. – No to nazwij teraz od imienia. „Stefan” to nawet brzmi. Płynąć stefanem. Zawody stefanem. Jest potencjał w nazwie. 45 – Ohohoho, jaka piękna pani – rzucił znienacka swój stały tekst Nieztych i wszystkie głowy powędrowały za wchodzącą do wody niewiastą. A było co podziwiać, gdyż kobieta przemieszczająca się w płetwach ma do zaoferowania patrzącym koneserom znacznie więcej niż ta w szpilkach. – Niepoprawni seksiści – zgromił zaaferowanych wodnym zjawiskiem mocno spóźniony Luzik. – Przecież ona widzi i słyszy, że się ślinicie i wydajecie te samcze pomruki. – One zawsze widzą i wszystko słyszą – potwierdził Nieztych. – Ohohoho, jaka piękna pani – rzucił znienacka, doceniając kolejną wchodzącą, zanim jeszcze pierwsza zniknęła w wodzie. – One po tym lepiej pływają – usprawiedliwiał się niepotrzebnie. – Jedna panna to tak się chciała popisać, że o mały włos by utonęła. Uratowałem oczywiście zupełnie automatycznie. Potem okazało się, że w ogóle jest pierwszy raz na basenie i od razu na głęboką się rzuciła. Wanda jedna. Myślała, że wystarczy wejść do wody i jakoś to będzie. Naprawdę tradycyjne spojrzenie nie tylko na pływanie – zamyślił się Nieztych. – Dała mi numer telefonu, ale zaginał pod prysznicem. Przepadło, bo drugi raz już tak się nie rzuci do wody jak Wandaconiemcaniechciała. – Ale z drugiej strony – włączył się Luzik znany z ostrożności w kontaktach z niewiastami – jeśli rzucanie się stanowiło cechę charakteru, to lepiej omijać takie 8_2016 sierpień Wkłucie centralne tonące prosto z mostu z dużego daleka. I jeszcze dla pewności obchodzić bokiem. Pływanie nie może trwać wiecznie i po godzinie trzeba już było wychodzić z wody. Niektórzy popijali izotoniki w dzikich kolorach. Drudzy, którzy napili się nieco basenówki, nie musieli uzupełniać płynów. Nieztych jeszcze w szatni próbował zaczepiać piękne panie, które bez czepków i bez kostiumów wyglądały zupełnie niepodobnie do siebie. Stawało się to źródłem licznych pomyłek. Niektóre panie zostały zaczepione przez pomyłkę dugi raz. Inne ani razu. Nie ma sprawiedliwości na świecie i na basenie. Tak czy owak wszyscy rozeszli się zmęczeni i odświeżeni na swój sposób. Nazajutrz Nasz Doktor miał świąteczny dyżur i na oddziale trzeba było zrobić wizytę. Rękawy zakasane, słuchawki odkażone – to do roboty. Wizyta snuła się leniwie, przerywana co trochę wezwaniami z SOR-u. Pacjenci nie ułatwiali roboty, wymykając się na mszę świętą do pobliskiej kaplicy, gdzie jak wiadomo nie sięga władza lekarska. Nasz Doktor dobrnął do połowy, a tu już – że tak powiem – słońce stało wysoko na niebie i rosa na łąkach już obeschła. To do dzieła, sam sobie dodając odwagi, ruszył na tak zwane damskie sale. Damskie sale charakteryzują się tym, że NIKT ich nie chce prowadzić. Kobiety chorujące są bardziej dociekliwe, kłopotliwe, płaczliwe i gadatliwe. Jak ktoś to lubi, to damskie sale są jego. Doktor wziął głęboki oddech i przekroczył próg. Nie było tak źle. Na sali ogólnie bez płaczu. Spokój. W kącie przy oknie leżała jednooka staruszka, niedająca żadnych znaków, w tym życia. Nasz Doktor kątem oka obserwował, czy aby klatka piersiowa unosi się w oddechu. Unosiła się aby. Gdy przyszła kolej na starszą panią, ta najniespodziewaniej ożywiła się i otworzyła jedyne oko: – Ale nasz doktor dzisiaj młodziuńki i piękniutki mężczyzna – zaczęła śpiewnie, ale przecież całkiem do rzeczy. – Jaki tam młodziuńki – Doktor bronił się nieśmiało przed awansami. Panie z sali chichotały. 46 Trzeba docenić taką optykę. Dzielna starsza pani, pomyślał Nasz Doktor. A nie na darmo też mawiają, że wśród ślepych jednooki królem. Swoją drogą to miłe, że ktoś w ogóle usiłuje komplementować i to bezinteresownie. Nasz Doktor spotykał się najczęściej z innym rodzajem słownych karesów. Z reguły po pochwałach zaczynały się żądania. Załóżmy, że jest piękny słoneczny dzień, a tu wchodzi pacjentka z naręczem dokumentacji i rzucając kuse spojrzenie, wypala: – O, widzę, że doktor ma dzisiaj dobry humor. (To ten komplement) To dobrze, bo mam parę nieprzyjemnych spraw. – I miała… Z czasem dreszczyk emocji i poczucie posłannictwa bledną, bo muszą zblednąć. Pojawia się maska profesjonalisty, która pozwala dłużej pracować. Pozwala nie płakać z każdym pacjentem. Pozwala przyjmować pochwały bez zażenowania i przygany, które nie są przecież końcem świata, bez niepotrzebnej ekscytacji. Pojawia się lekko wypłowiały emocjonalnie produkt pod tytułem doświadczony i asertywny Pan Doktor. I też jest niedobrze. Ludzie mimo wszystko kochają emocjonalnych lekarzy, a asertywność, która ma chronić lekarza przed emocjonalną demolką, postrzegana jest jako zachowanie nieludzkie. Latami zdarzało się Doktorowi wysłuchiwać pacjentów opowiadających, jak to lekarz kopnął ich w siedzisko, bo zawracali mu głowę. Pacjenci o dziwo byli na swój sposób dumni z tego faktu. Miał fantazję panisko. Dziś takich lekarzy już nie ma. A fantazję to mają pacjenci… Do gabinetu zaglądała właśnie pacjentka. Nasz Doktor znał ją właśnie z takiego zaglądania. Podobno też pukała, ale tego nikt jeszcze nie słyszał. – Doktor skierował mnie do laryngologa z uszami – zagaiła Zaglądająca, która za zaglądającą głową zapuściła już resztę ciała w głąb gabinetu. – To by się zgadzało, z uszami – mruczał Doktor, przeglądając dokumentację. – I co z tymi uszami? – A nic. Wyznaczyli mi termin za miesiąc i co teraz doktor zrobi? 8_2016 sierpień Wkłucie centralne – Ja? – zdziwił się Doktor? – Będę kibicował – chciał powiedzieć, bo właśnie rozpoczęła się faza pucharowa mistrzostw w piłce nożnej, ale coś mu mówiło, że nie wszyscy w tym towarzystwie znają się na żartach. Pacjentka wylała swoją frustrację. Nasz Doktor taktownie poradził, żeby trochę jadu zostawiła na wizytę u specjalisty, która w końcu nadejdzie. Powód wizyty nie jest chorobą śmiertelną. Pacjentka nie chciała tego słuchać. Nie po to tu przyszła. Chciała komuś opowiedzieć o swoich emocjach. Nasz Doktor przeniósł się już myślami na basen. Właśnie robił nawrót i długimi, spokojnymi ruchami zagarniał wodę. Oddech miał wyregulowany, ciało rozluźnione. Gdy się ocknął, pacjentka już powoli zbierała się do wyjścia. – Niech pani zajrzy za 4 tygodnie, jak się będą kończyły leki i opowie mi pani o wizycie u laryngologa. Zaglądająca rutynowo nie złapała dowcipu, bo skąd mogła wiedzieć, że jej zaglądanie stało się przysłowiowe. Następne dni były pełne słońca , luzu i transmisji piłkarskich . Kąpiele Nasz Doktor wyszedł w końcu z pracy lekko rozdrażniony ogólną niemocą i krzywdą ludzką. Na wielkim murze przed szpitalem ktoś bezceremonialnie namalował sprejem baranka metrowej długości, a obok na przystawkę, koślawymi literami ociekającymi czarną farbą tekst: Codziennie palę się jaśniej Codziennie głębiej tonę W mokrym popiele szczęście Jak papieros zgaszone. Dobre. Z serca młodego wyrwane. I takie dosłowne. Proszę bardzo: wszyscy cierpią, nawet operator spreja – pomyślał Nasz Doktor znacznie już uspokojony. Tylko baranka szkoda, bo nie wyszedł. Rys. Zen słoneczne, całe dnie na świeżym powietrzu. Wieczorem mecze w gronie znawców piłki kopanej i lubelskiej perełki. Doktor zupełnie zapomniał, że jest Doktorem. Był po prostu człowiekiem, albo jak kto woli – mężczyzną. Powrót do kieratu po takim rozluźnieniu zawsze boli. I bolało jak cholera. Na dyżurze usiłował zagajać pielęgniarki. Tak dla uzyskania pozytywnej atmosfery pracy. – Zobaczcie, jaki jestem opalony – zaczynał Doktor. – A jak my jesteśmy wypalone… – odpowiadały pielęgniarki, które na pewno nie umawiały się w kwestii wypowiedzi. Nie musiały. Wszystkie były złe, zmęczone, niewyspane, rozdrażnione i niedocenione, także finansowo. Każde nowe przyjęcie pacjenta na oddział stanowiło powód do niekończących się narzekań. Każde badanie do pobrania kwitowane: co znowu, a po co to, a na pewno to potrzebne? Cholera – pomyślał Nasz Doktor – medycznie i niemedycznie zarazem. Muszę bardziej szanować swoje małe wypalenie, a właściwie wypłukanie, z którym idzie się dogadać. Te tutaj pracownice to już tylko garstka popiołu z domieszką żółci. Aż strach pomyśleć, że wypalone idą do domu, a idą, i swoim wypaleniem częstują rodziny. Nie, to zbyt straszne, nie będę o tym myślał. Jednak natrętna myśl, jak robak dążący w drewnie, nie dawała spokoju: nigdy nie spotkałem ich na basenie. Może basen jest tu kluczowy? Może basen by coś pomógł? A może już nie ma nadziei i pozostaje tylko fraza Bukowskiego: płonąc w wodzie, tonąc w ogniu? Czyli tak czy owak koniec. A może basen by coś jednak pomógł? Może, może, może… Rafał Stadryniak internista 47 8_2016 sierpień Koty malowane Informacja dla autorów materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” 1. Sprawy ogólne 1.1. Autorami materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” są lekarze i członkowie ich rodzin. 1.7. Publikacja artykułu następuje po zaakceptowaniu przez autora wszystkich dokonanych przez redakcję zmian. 1.1. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolontariusze. Nie są wypłacane wynagrodzenia członkom redakcji ani honoraria autorom materiałów prasowych. 1.8. Materiał prasowy może być opublikowany pod imieniem i nazwiskiem autora lub pod pseudonimem. W razie sygnowania materiału pseudonimem imię i nazwisko autora pozostają do wyłącznej wiadomości redakcji. 1.2. Za materiał prasowy uważa się tekst, fotografię, rysunek, film, materiał dźwiękowy i inne efekty twórczości w rozumieniu ustawy o ochronie praw autorskich. 1.3. Redakcja przyjmuje materiały prasowe zarówno zamówione, jak i niezamówione. Materiały anonimowe nie są przyjmowane. 1.4. Redakcja zastrzega sobie prawo nieprzyjęcia materiału prasowego bez podania przyczyny. 1.5. Przesłany do redakcji materiał prasowy musi spełniać podane dalej wymogi edytorskie. 1.6. Tekst przyjęty do publikacji podlega opracowaniu redakcyjnemu, zarówno pod względem merytorycznym, jak i poprawności językowej. Niejasności i wątpliwości mogą być na bieżąco wyjaśniane z autorem. Redakcja czasem zmienia tytuł artykułu, zwłaszcza jeżeli jest za długi, dodaje nadtytuł (zwykle tożsamy z nazwą działu GdL) oraz zazwyczaj dodaje śródtytuły. Końcowa postać artykułu jest przedstawiana autorowi w postaci pliku PDF przesłanego pocztą elektroniczną. Jeżeli na tym etapie autor widzi konieczność wprowadzenia dużych poprawek, po skontaktowaniu się z redakcją otrzyma artykuł w formacie DOC do swobodnej edycji. Niedopuszczalne jest nanoszenie poprawek na pierwotnej autorskiej wersji tekstu i przysyłanie jej do ponownego opracowania redakcyjnego. 48 1.9. Redakcja zastrzega sobie prawo do opublikowania materiału prasowego w terminie najbardziej dogodnym dla „Gazety dla Lekarzy”. 1.10. Materiał prasowy zamieszczony w „Gazecie dla Lekarzy” można opublikować w innym czasopiśmie lub w internecie, informując o takim zamiarze redaktor naczelną lub sekretarza redakcji. O miejscu pierwszej publikacji musi zostać poinformowana redakcja kolejnej publikacji. Materiał kierowany do kolejnej publikacji musi zawierać informację o miejscu pierwotnej publikacji. Przy publikacji internetowej (elektronicznej) musi zawierać link do pierwotnie opublikowanego materiału z użyciem nazwy www. gazeta-dla-lekarzy.com. 2. Odpowiedzialność i prawa autorskie 2.1. Autor materiału prasowego opublikowanego w „Gazecie dla Lekarzy” ponosi odpowiedzialność za treści w nim zawarte. 2.2. Prawa autorskie i majątkowe należą do autora materiału prasowego. Publikacja w „Gazecie dla Lekarzy” odbywa się na zasadzie bezpłatnej licencji niewyłącznej. 8_2016 sierpień Informacja dla autorów materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” 3. Status współpracownika 3.1. Po opublikowaniu w „Gazecie dla Lekarzy” trzech artykułów autor zyskuje status współpracownika i może otrzymać legitymację prasową „Gazety dla Lekarzy” ważną przez rok. 3.2. Współpracownik, któremu redakcja wystawiła legitymację prasową, może ponadto otrzymać oficjalne zlecenie na piśmie w celu uzyskania akredytacji na konferencji naukowej lub kongresie. Wystawienie zlecenia jest jednoznaczne z zobowiązaniem się autora do napisania sprawozdania w ciągu 30 dni od zakończenia kongresu lub konferencji, z zamiarem opublikowania go na łamach „Gazety dla Lekarzy”. 4. Wymogi edytorskie dotyczące materiałów prasowych 4.1. Teksty 4.1.1. Redakcja przyjmuje teksty wyłącznie w formie elektronicznej, zapisane w formacie jednego z popularnych edytorów komputerowych (najlepiej DOC, DOCX). 4.2.1.5. Ilustracje powinny być nadesłane jako samodzielne pliki graficzne. 4.2.2. Prawa autorskie 4.2.2.1. Redakcja preferuje ilustracje (fotografie, grafiki) sporządzone osobiście przez autora artykułu (lepsza ilustracja słabszej jakości, ale własna). 4.2.2.2. Przesłanie ilustracji do redakcji jest jednoznaczne z udzieleniem przez autora licencji na jej publikację w „Gazecie dla Lekarzy”. 4.2.2.3. Jeżeli na ilustracji widoczne są osoby, do autora artykułu należy uzyskanie zgody tych osób na opublikowanie ich wizerunku w „Gazecie dla Lekarzy”. 4.2.2.4. Jeżeli ilustracje zostały zaczerpnięte z internetu, najlepiej aby pochodziły z tzw. wolnych zasobów. W przeciwnym razie autor artykułu jest zobowiązany do uzyskania zgody autora ilustracji na jej opublikowanie w „Gazecie dla Lekarzy”. Do każdej ilustracji należy dołączyć jej adres internetowy. 5. Uwagi 4.1.2. Jeżeli tekst jest bogato ilustrowany, można w celach informacyjnych osadzić w nim zmniejszone ilustracje. 5.1. W kwestiach nieporuszonych powyżej należy się kontaktować z redaktor naczelną lub sekretarzem redakcji. 4.2. Ilustracje 5.2. Preferowaną drogą kontaktu jest poczta elektroniczna. 4.2.1. Sprawy techniczne 4.2.1.1. Redakcja przyjmuje ilustracje zarówno w formie elektronicznej, jak i w postaci oryginałów do skanowania (np. odbitek). 4.2.1.2. Ilustracje powinny być jak najlepszej jakości: ostre, nieporuszone, dobrze naświetlone. 4.2.1.3. Fotografie z aparatu cyfrowego powinny być nadesłane w oryginalnej rozdzielczości, bez zmniejszania. 49 Rys. Zen 4.2.1.4. Ilustracje skanowane muszą być wysokiej rozdzielczości (jak do druku na papierze). 8_2016 sierpień Samotność we dwoje Fot. Mieczysław Knypl