Zuzanna Krzesińska, I miejsce

Transkrypt

Zuzanna Krzesińska, I miejsce
Zuzanna Krzesińska
Azbestowa bogini
Betonowy labirynt to ojczyzna małej Wenus. Urodziła się tutaj i żyje tutaj. Całą
sobą jest serdecznie tutejsza, odkąd poczuła otulające ciepło socrealistycznie
bliźniaczych w swej architekturze blokowisk. Nie chce mówić o ich szarości, przecież
spośród oczu okien wyłaniają się kolory. Blade i brudne, od lat takie same, ale w
blasku słońca całkiem przyjazne. Nie chce też mówić o jednorodności, przecież
niektóre zdobi napis ,,zakaz odbijania piłki o ścianę’’. Noc dodaje im uroku. Nikt nie
zgubi się prowadzony przez światła latarni. Prowadzony do jednej z tajemnic
spoglądających zza podświetlonych firanek. Wyłaniających się delikatnie, lecz
sumiennie i z wielką starannością ukrywanych lub tych, które usiłują wyrwać się jak
zawsze gotowy do ucieczki z mieszkania kot, zatrzymywane jak on trzaśnięciem
drzwi. Wenus dane było poznać jedne i drugie. Labirynt ten bowiem nie ma kresu, a
jedynie krótkie przystanki, kolorowe wycieraczki i drażniący zmysł słuchu dźwięk
dzwonka.
Ona zna tę historię na pamięć. Wie, że gdy przekroczy pierwszy próg,
odnajdzie mężczyznę kanapowego. W ułamku sekundy pozna go patrząc na szeroko i
niedbale rozłożone na stole nogi. Mężczyzna kanapowy nie otworzy jej drzwi, gdy
zapuka. Nie usłyszy szmeru jej butów, gdy postanowi wejść do środka. Gdy stanie w
korytarzu, poczuje powiew alkoholowego powietrza. On dokona chwiejnych,
wątpliwego rezultatu prób podniesienia się z kanapy. Podejdzie tylko, jeśli uda mu się
pokonać meblowy tor przeszkód. Teraz mała Wenus poczeka na najważniejsze. Będzie
jego największym wrogiem lub najlepszą przyjaciółką. Jeśli wrogiem, nie sprawi
problemu ucieczka. Jeśli przyjaciółką, musi uzbroić się w anielską cierpliwość.
Usiłować zrozumieć wzniosły styl potoku trudnych do rozszyfrowania wyrazów, tę
melancholię i wrażliwość…Bo widzisz, koleżanko, źle się czuję. Czy Ty mnie w ogóle
szanujesz? Mam nowy plan! Takiego nie wymyślił jeszcze nikt, słyszysz?! Musisz
posłuchać! Nie słucha. Jest już na zewnątrz. Wie, że plan był genialny i zostanie
obalony kolejnego dnia, gdy pojawi się nowy. Przy nieplanowanym ósmym piwie.
1
Brązowa wycieraczka z napisem ,,welcome’’ naprzeciwko. Wenus nie czuje się
przez nią zapraszana do środka. Wszystkie słowa skradzione z zachodu i siłą
umieszczane na miejscu polskich są tu jak dysonans. Brzmią jak obraza dla tych
codziennych, poczciwych słów, które najwyraźniej komuś przeszkadzają swoją
normalnością. Cóż, może właśnie chodzi o to, by w słowo ,,welcome’’ wycierać z
pogardą ubłocone buty i czuć, że jest się patriotą i obrońcą ojczystego języka.
Właściciel wycieraczki nosi obcisłe spodnie i codziennie spędza przed lustrem tyle
czasu, ile przeciętna kobieta. Na twarzy stara się pozostawiać delikatny zarost, by
sprawiać wrażenie mężczyzny pracującego, który nie ma czasu na błahostki takie jak
golenie. Mężczyzna pracujący powinien przecież kojarzyć się z człowiekiem sukcesu,
spełnionym w każdej dziedzinie życia. Ma żonę i córkę. Dwóm najważniejszym
kobietom swojego życia często powtarza, że je kocha. Żonie oraz tej, która nocą
wysyła mu namiętnie sprzeczne z zasadami przyzwoitości SMS-y. Żona chce wierzyć,
że jest zapracowany i dlatego może poświęcać jej tak mało czasu. Ta druga, że tylko ją
dotyka w taki sposób. W jednej zabija kobietę biernością, jak młodzi chłopcy w
dziewczynkach niewinność, w drugiej rozbudza ją jak słońce kwitnącą roślinę. I
trudno jest stwierdzić, czy mężczyzna ten nocą nerwowo przygryza wargi, czy
delikatnie opada w miękkie objęcia Morfeusza. Być może po prostu zastanawia się, w
co się ubrać, by zrobić wrażenie na kobietach. Tych, które przepuszcza na przejściu
dla pieszych i tych, za którymi stoi w kolejce w supermarkecie. Chce łapać ich
spojrzenia
i
łatać
nimi
dziury
zranionej
kiedyś
męskiej
dumy.
Jasnobrązowe drzwi obok to mieszkanie małżeństwa w średnim wieku. Mała
Wenus, gdy czasem zdarzy jej się przekroczyć jego próg, za każdym razem zatrzymuje
się i podziwia szpitalną czystość wszystkich otaczających ją mebli. Ma wrażenie, że
nie doszukałaby się na nich nawet grama kurzu, a na podłodze ziarna piasku. Na fotelu
siada pełna strachu, że może zostawić na nim kilka włosów swojego kota, które są
nieodłącznym elementem jej sztruksowych spodni. Jeśli pije kawę, filiżankę traktuje
jak kruchy muzealny obiekt z czasów pierwszych Piastów. Rozmowa z małżeństwem
jest jak monotonny rytuał. Zapytają o studia i pracę, a gdy wyczerpie się pakiet
technicznych tematów, być może otrą się o temat pogody lub ostatnich katastrof
lotniczych. Najważniejszym punktem rozmowy jest ukazanie, jacy są szczęśliwi.
2
Najlepiej przez powtarzanie tego tak często, jak tylko się da. Ona nie widzi ich
szczęścia. Stała, dobrze płatna praca, modnie utrzymane w minimalistycznym stylu
mieszkanie, raz na miesiąc zakrapiane alkoholem spotkanie ze znajomymi- to dla nich
esencja szczęścia. Tylko dlaczego ich twarze są tak smutne, mimo że słowa padające z
ust bez uśmiechu przeczą temu smutkowi z wielkim przekonaniem? Dlaczego ich oczy
nie szukają innych oczu, by ze szczerą radością snuć tę opowieść niczym z bajki?
Wenus nie lubi złudzeń, choć czasem sama starannie szyje z nich suknię, by móc
spokojnie wyjść z czterech ścian między ludzi. Ludzi, którzy tak jak ci codziennie
zakładają na twarze maski, by powitać rzeczywistość. Jednak maski nie zasłonią oczu,
obnażających roztrzęsione dusze. Wenus czasem zastanawia się, czy to nie wnioski jej
obserwacji są złudzeniem. Może Ci ludzie naprawdę są szczęśliwi? Może to właśnie
bezwarunkowe szczęście? To, które nie wymaga wielkich porywów serca i ciągłego
odkrywania nieznanego. Może to ona jest nieszczęśliwym człowiekiem, ponieważ
wciąż chce poznawać i szukać? Może na ciągłym poszukiwaniu upłynie jej
niepostrzeżenie całe życie? Kiedy Ci ludzie już znaleźli… Znaleźli to, co dla niej
pachnie tylko iluzją. Kto wie, czy również nie dla nich. Z tą różnicą, że oni potrafią ten
zapach ukryć pod gęstą chmurą drogich perfum. Wenus choruje po każdej wizycie w
tym mieszkaniu. Czuje wielki żal. Chciałaby złapać każdego z osobna za ramiona i
potrząsnąć z wrzaskiem. Krzyczeć, żeby budzili się i nie marnowali życia, bo jest tak
krótkie. Żeby nie popadali w bezmyślną bezczynność. Nigdy tego nie zrobi, bo wie, że
zostałaby nazwana marzycielką, która z racji młodego wieku o życiu nie wie jeszcze
nic i z uśmiechem wyproszona za drzwi. Boi się, że u kresu zauważą, że nie spełnili
żadnego z marzeń. A będzie już za późno, aby to zmienić…
Obok mieszka para starszych ludzi. Oboje mają siwe włosy i drżące dłonie.
Kupili to mieszkanie, gdy byli młodzi. Mieli małe dzieci i wielkie nadzieje.
Wielopiętrowe kolosy były świeżo wybudowane, a oni dumni z tego, że jako pierwsi
mieli własny telefon. Chodzili na prywatki, zostawiając synów pod opieką babci.
Teraz upierają się, że muzyka tamtych lat to najlepsza muzyka. I nikt nie próbuje ich
przekonać, że to po prostu drzemiący w niej duch ich młodości. Role odwróciły się i
teraz to synowie zostawiają rodziców. Mają ważne sprawy, które zabierają im czas,
nie pozwalając nawet na krótki telefon. Jakby los nie był łaskaw dać im wolnych
3
pięciu minut. Mała Wenus darzy małżeństwo wielką sympatią. Pomaga im nosić
ciężkie zakupy, a oni traktują ją jak wnuczkę. Zawsze pamiętają, by nie wsypywać
cukru do jej herbaty zaparzonej w szklance ubranej w metalowy kubraczek. Ogląda
czarno-białe zdjęcia i słucha opowieści. Wspomnienia czasów, w jakich nie było jej
dane żyć. A Wenus chciałaby żyć w każdych czasach, wszystkiego spróbować i
wszystko przeżyć. Pamiętać piękne aktorki starych teatrów, a nawet przystojnych
młodych chłopców w mundurach, choć ich przyszłość była tak niepewna. Oni są zbyt
młodzi, by opowiadać o wojnie. Ich rodzice opowiedzieliby wszystkie te smutne
historie drżącym głosem, oni mogą je tylko przekazywać, chronić od zapomnienia.
Wenus przychodzi tu poczuć spokój, odpocząć od codziennego pędu. Stary, wzorzysty
dywan i barwna narzuta na tapczan uszyta z tego samego materiału, co grube firanki to
elementy tej przystani, do której powraca z sentymentem. Wenus lubi starszych ludzi.
Stwierdzenie, że ją fascynują mogłoby być dla nich obraźliwe, ponieważ chcą czuć się
cały czas jak wszyscy inni. Szanuje tych, którzy nie wstydzą się zmarszczek i
pogodzeni z naturą nie ukrywają siwych włosów. Zapisuje w pamięci ich twarze i
odczytuje, zmarszczka po zmarszczce, historię ich życia. Lubi mądrość ich oczu, gdy z
politowaniem patrzą w pałające zapałem oczy młodych, przedstawiających genialne w
ich mniemaniu wizje przyszłości. Znają przyczyny i przewidują skutki, bo wszystko to
już przeżyli. Największą tajemnicą dla małej Wenus był ich zapach. Tak bliski, a tak
trudny do określenia. Czasem był to zapach wody kolońskiej, a czasem mydła. Kiedyś
usłyszała od przyjaciela, że starsi ludzi pachną niespełnionymi marzeniami. I to
stwierdzenie uporządkowało jej myśli, bo z przykrością odkryła w nim gorzką prawdę.
Najbardziej bała się myśleć o pogrzebach. Gdy kończy się życie w podeszłym wieku,
są smutne i puste. Smutne, bo puste. Bo wylanych jest mało łez i często są tylko ulgą
dla udręczonych opiekunów. Dla niej to kolejny argument, by umrzeć młodo. Jeszcze
nie wygrywa z tym o brzydkim ciele i braku silnych emocji. Życiu tylko życiem
innych, młodych. A ono pędzi nieubłaganie…
Wenus często zatrzaskuje drzwi i wystukuje na schodach doskonale znaną
melodię. Melodię ucieczki. Mija odrapany trzepak, pod którym trwa bójka trzech
pijanych mężczyzn, wykrzykujących pod swoim adresem same niecenzuralne słowa.
W niedzielę wszyscy spotkają się w kościele, grzecznie stojąc u boku żon. Tu
4
człowiek nigdy nie czuje się sam i nie zawsze czuje się bezpiecznie. W ciągu dnia
spotykają się tu kobiety z dziećmi. Wkładają je do piaskownicy i zasypują foremkami
w kształcie zwierząt, żeby mieć chwilę wytchnienia. Same wybierają ławkę kryjącą się
w cieniu i całymi grupami dyskutują na temat każdej przechodzącej w danym
momencie obok osoby. Wiedzą wszystko o wszystkich. Śledzą najnowsze romanse i
najstarsze nałogi sąsiadów. Czasami siada z nimi ładna kobieta z wielkim brzuchem,
która niedługo również zostawi swoje dziecko na górze jasnego piachu. Wenus
wierzyłaby w jej szczęście, gdyby kilka tygodni temu nie widziała jej w tym samym
miejscu w okularach niedokładnie zakrywających fioletowe zabarwienie jednego z
pięknych, zielonych oczu.
Autobusy zmierzające do miasta są zawsze pełne. W nich zlewają się głosy i
opowiadane historie. Starsza pani kupiła wczoraj piękny znicz na grób męża. Młoda
dziewczyna upiła się do nieprzytomności na dyskotece i nie pamięta, co właściwie się
z nią działo. Znajomy znajomego prowadził samochód mając kilka promili we krwi i
uderzył w mur. Mały chłopiec został przyłapany na ściąganiu na kartkówce z
matematyki. W sklepie naprzeciwko basenu są, pani, przecenione gąbki do mycia
naczyń. Autobus zatrzymuje się na przystanku i wszyscy wylewają się z niego jak fala.
Jak strzępki niepotrzebnych zdań, które znikają w kontakcie ze świeżym powietrzem z
głów pasażerów. Stare kamienice w centrum miasta patrzą wielkimi oknami. Nie
każdy widzi ich piękno, ponieważ na wysokości wzroku szpecą je jaskrawe witryny
sklepów. Wenus nauczyła się patrzeć w górę, by widzieć więcej. Czyta daty budowy
na ich szczytach i cieszy się, że przetrwały nawet bardzo niebezpieczne lata, bo to już
pewnie ostatnie tak zdobione budynki. Ostatnie, które przemawiają do przechodnia
formą. Miasto nocą żyje tak samo intensywnie jak w ciągu dnia. Życie przenosi się z
ulic do klubów. Niektóre są głośne i krzykliwo jaskrawe. Kobiety w nich cieszą
męskie oczy krótkimi spódniczkami i pozbawionym wstydu tańcem. Później zabierają
tych mężczyzn bezimiennych do swoich domów, by rano znaleźć jedyny
pozostawiony przez nich ślad- odkrytą w pośpiechu pościel. Są też kluby spokojne, w
których można pozostać samemu ze swoimi myślami i kieliszkiem wódki. Wenus
czasem bywa w jednym z nich. Zawsze zadymionym, z grającą cicho, będącą tłem dla
rozmów muzyką. Czuje na sobie spojrzenia samotnych mężczyzn zerkających znad
5
pełnych kufli. Przeszywają ją dreszcze obrzydzenia, gdy domyśla się ich myśli. To
mężczyźni, którzy nigdy nie dorastają. Młodość starają się zatrzymać choćby
kochanką w wieku córki. Wenus wychodzi szybko i czuje, że musi wracać. Bo wracać
musi zawsze.
Za zamkniętymi drzwiami jest tylko cisza. I tylko ona. Znika nawet czas, stając
się wyłącznie tykaniem zegara. Wspomnienie o wszystkich ludziach rozsypuje się, gdy
zdjęta z ramienia torebka opada na podłogę. Odpędza każdą myśl o człowieku, dla niej
już żaden nie istnieje. Nie jest już Wenus, nie jest boginią miłości, jest sama i
spokojna.
6