rzeglad ialo - l ó d

Transkrypt

rzeglad ialo - l ó d
•R ek
2
m
W arszaw a, onla 28 grudnia 1928 r.
11?,
Wychodzi co piąteX
rano.
RZEGLAD
FiSMO CLA DZIECI i MŁODZIEŻY
fCd srfś ’Tjl
J A N U S Z A
:żz£SŁ.
n
m im
„Małego Przeglądu*
W arszaw a, Nowolipki 7.
K O R C Z A K A.
CcdataX bezpłatny do Nr. 359 (1759) „Naszego Przeglądu'’.
FCOG
pfol3
iBsinasadciiiiEiiitUlinKiii!!?
EtasjzaaBEaBsaES& aaBa*
r \ ri
i W i
y my
IALO-LÓD
!chciała sie wdrapać na górkę,! Kiedy kula była przy ziemi,
ŚNIEG.
Padają goniąc się ze sobą po da śnieg, podskakując to w góA kiedy się spojrzy na świat goniia wróble i lataia. jak war- chciał ją łapać, ale jak zacza - drodze !ub osiadając na ubra - ; rę, to w dół. Zimno. Lubię roz! rowana w tej chwili znikała. niach ludzi.
iat„a.
caiy,
1myślać sic-dząc przy piecu. My­
w
Wszystko jest pokryte śnie­ Burek zanurzał pyszczek
w/ćać na ziemi śnieg biały.
Nie wiem, dlaczego te pralki ślę o życiu i o szczęściu. Tak
Szymon z .owicza. giem: poręcze, schodki, ławki, śniegu, chcąc kulkę znaleźć, mają nademną taką władzę. mało żyję i mało rozumiem; jed
Albo wrona zakracze
:fcy» — wszystko jest bia-.e, ale tytko pyszczek sobie śnie­ Można je porównać do wieia nak zdaje mi się, że wiem,
usiadłszy na miękkim śniegu, z? rdast być czerwone. Icek giem ubielił i patrzał, zdziwio­ rzeczy, bo czyż one nie są jak czem jest szczęście, to szczęście
n: siui zre h ii ścieżkę, a Abra- ny, co się dzieje.
aibo wróbelek zapłacze
myśli ludzkie, które tak samo które tak niewiele ludzi posia­
śnieg„
k łopatą zdejmował
szukając noclegu.
...------Niestety, było późno. Odpę- napływają i ulatują goniąc jed­ da, ten ptak niedościgniony, za
Malcia z Otwocka*
schodków* Gaiazki też sa dziłern Burka, a sam z koiega- na drugą ?
którym ugania się człowiek, a
W ZAMOŚCIU
:pokryte niegiem;
a jak się mi poszedłem niestety do szko
Czyż nie są jak te myśli, zra­ nie może pochwycić.
14 listopada
w Zamościu wjeżdża sankami w krzaki, to ły.
zu białe, a potem. gdv czło - ! Myśli moje przeryw a głośny
soje} oferwczv śtiMgtokz się sypie.
Beniek. wiek przejdzie złą droga ży - śmiech siostrzyczki.
*
*
*
świeżutki, taki bielutki, że li­
Polem śnieg był
tylko na
cia, stają się brudne ?
Wbiega.
tość mine brała, że ginie pod ziemi;
a jak zaszło słonce,
BIAŁE PIÓRKA
I jeszcze do wio‘u wielu rze­ — O czem myślisz. Jadzia,
stopami ludzi.
znów zaczai padać. W szystko
Siedzę przy oknie- patrzę w czy można je p o r wuać — te — i wdrapuje się na moje k o ­
W szkole pasowała nieopi­
Bratki zupełnie pokry- dal, wtem zaczynają spływać białe piątki, białe myśli czło­ lana.
sana radość. Starsi Jej jednak te- wcale ich n/e znać- Na drze­ z nieba białe piórka. Szeroko wieka.
— O niebieskich migdałach,
nie podzielali.
wach też nie widać pączków. otworzyłam oczy, patrzę pros­
Mita z Kalisza. Ruteczko.
*
*
*
W drodze do szkoły dosta­ Buda Muchy t ikże przysypa- to w białą zimę.
Jochejwet.
na.
łam kulą śniegu*
Żal mi drzew i kwiatów, któ
NIEBIESKIE MIGDAŁY.
Pierw szy śni :g został przy­
jr k sic zjeżdżało
sankami, re zostaną zasypane, żal mi zie
Zimowy wieczór zapada. Pa
jęty przez uczen/ce wesołym : ezsa bardzo się cieszyła i za- ien|, w iosny i iata.
okrzykiem „Niech żyje!" Pod pomn-aia nawet wytrzeć kurz.
Bela.
szkołą stali w szeregu ucznio­
Panna Madzia zrobiła bał * * *
wie i uczenfce i witali
kulą wana- Urwała zeschłe astry — i
ŚNIEG I ŻYCIE.
każdego, który przychodził.
to były oczy: zrobiła także rę­
Padają płatki śniegu. Patrzę
Radość nasza zestala zakłó­ ce i fajkę. Miły baiwar, był. na nie i snuję nić' marzeń.
Jutro w sobotę, dnia 29 grud- w a uprawnia do wejścia 3
cona przez przybyć ie proicsoPołcia.
Fłatki małe i duże, mocno i
ra. Jest en bardzo surowy i nie
.
7ŚNIEG.
,lb U . „ . .
lekko spojonespojone, padają prosto i j n/a o godzinie 12-ej min. 30 w ftrzy) osoby.
lubi zabaw zimowych. Zły był,
Niebo pochmurne, dzien po- ukośnie, padają prędko i powoli, południe odbędzie się w kinie
Prawdopodobnie wyświetżeśmy całe wejście do szkoły nury. Czytam książkę,^ Nagle
\ y myślach moich rodzi się
zasypali śniegiem, a!e się udo­ zauważyłem małe puszki w po- dziwne porównanie: droga każ- „Apollo" przedstawienie
Ilony będzie obraz ..Serce**.
bruchał i zaczął się z nami ra­ WiCtrzu, ale me zwróciłem na dego płatka, jak wykres życia
Każda pocztówka pamiątko- j
_______
zem bawićNagle dzwenek. Przykro by­
ło opuścić zabawę. Na lekcjach
nie dawaliśmy spokoju. Było
. śnieg ne po pewnym czasie,
wiele śmiechu i trochę gnie­ spadłszy na bruit, topr.iat odQZy jjjj tak samo z człowiewu*
razu, i ii.e było żadnej nadziei,
Życie piynie jednostajTak przyjęli pierwszy śnieg
Dop-ero na drugi ćz:eu na ^
wreszcie kończy się, gdy
Czy naprawdę tylko w lecie sanki, zaprzężone w psy. Prze­
w Zamościu uczniowie i ucze­ podwórku leżała już w arstw a orzvbUea do celu
można
urządzać wycieczki? cież to Alaska. Ciężko psom cią­
niem żydowskiego gimnazjum. ««!-*», ais nic rcteiem czasu
Ilb o inaczej,
fnaczci, —
- Jeden płatek Przecież i w zimie bywają śiicz gnąć sanie, drogę im torujemy.
Aibo
Lucia.
zejść, bo odrabiałem lekcje.
płynie spokojnie, kołysze się ne pogody.
W śnieżnem pustkowiu sto* sa­
W ZIMOWISKU.
Aron.
na pewnym poziomie, zupełnie
W ybrałyśm y się więc do Cha motny domek Malenute Kida.
Jak myśmy bawili sję w
jak wieiki człowiek, który wy si do W awra.
j
Gadam i gadam, a Niusia zachowanego. Mańka powi* dzia­
JA,
BUREK
I
ŚNIEG.
|
różnią
się
od
innych
nietylko
j
ciska
usta, żeby oddychać tylko
W tramwaju mówię do towa­
ła. że pada śnieg- Ja nie chcia­
Obudziła
mnie
siostrzyczka
postacią,
ale
i
sposobem
życia.
I
nosem,
bo wiatr. Radzi mi ro­
rzyszki Niusi:
łam wierzyć, ale petem już był
Andzia.
Krzyczała
głośno.
DoPłatki
śniegu
odźwierciadlabić
to
samo
.
— Będziemy sobie wyobra­
śnieg — ccraz więcej i coraz
rryśliłem
się,
że
coś
się
stało,
ją
jeszcze
inne
życia
—
złam
a-1
żały,
że
jesteśmy
na
Alasce
w
więcej. Kiedy panna Mrdzia
Wreszcie domek. Pytam y
I przechodnia, którędy wejście.
pytała się. kto co lubi. Karolek Wyjrzałem na ulicę: ach, wszy- ne i z przeszkodami. Jeden pła zimnym kraju.
powiedział, że zimę- i akurat stko było pokryte śniegiem, tek spada na drzewo, gzyms,
Jeaziemy i jedziemy. Wisła ! Na spotkanie wybiega wielki
w sobotę spadł pierwszy śnieg. jezdnia, dachy i balkony, — | balkon, człowieka. P rzedsta-j wygląda, jak śnieżne pole. Na żółty pies, na szczęście na łarii wia mi się życie, któremu sta- środku Wisły łódka przymarA jak Karelek
przyszedł do wszystko białe. *
j cuchu. Szczeka głośno i ochry*
Nie
dowierzałem
wprost
sonęło coś na przeszkodzie, nie znięta do lodu.
mieszkania, chciał płakać, —
ple. My odsuwamy się możli tak mu było zimnu. Rachclcia bie, Jak to się staio? Czy to pozwoliło dojść do celu.
Wreszcie wyjechałyśmy za wie najdalej, wtem drugi pies,
Są takie płatki, które odbi-i
nawet płakała i siedziała przy czary. Przecież wczoraj wszęjuż bez łańcucha. W reszcie
dzie
jeszcze
było
błoto.
jają
się od przeszkody. S iłą ; miasto.
piecuBrniemy przez śnieg. Dmie wchodzimy do domku.
Choć lubię długo leżeć w łóż wiatru odepchnięte, spływają j wicher, szczjrpie policzki
Wczoraj na całej werandzie
— Czy jest Chasia?
ku,
dziś odrazu postanowiłem i spadają na ziemię. Jest to* I — Zimno, nogi mi przymarbył śnieg. Traw y me znać
No i już.*
jak gdyby ktoś się wyratował. !
wcale- — zupełnie biała, jak się ubrać.
zły,
mówię.
Pijemy
gorącą herbatę, jemy
Piesek Burek podzielał m oją: Padają płatki śniegu, a ja paszliśmy spać, prnna Gienia po­
— Mnie nie zimno, bo już nóg smaczny razowiec z masłem,
wiedziała: „Trzeba uważać, rrdość. Skakał mi do tw arzy, trzę na nie i snuję nić mych nie czuję, odpowiada Niusia.
potem cukierki i czekoladę.
kiedy sznurowałem buty, i li- marzeń.
bo można się przewrócić**.
Idziemy ścieżką lśniącą, ślis­
Trzy godziny przeleciały jak
Artemida.
Jak zeszłam r.a pedwórko, zał ręce. Ón też był zachwy­
ką. Upadłam tylko raz. Otrze­ nic, — trzeba wracać. Znów
*
*
*
cony.
Odprowadził
mnie
do
Wolf wozi! m n ie na sankach,
puję się ze śniegu. Trzymamy t>miemy przez śnieg Alaski.
BIAŁE MYŚLI.
ale nie umiał wykręcić- Foto­ szkoły.
się mocno i idziemy dalej.
Przed nami zachodzące słońce,
Gdy się dziś rano obudziłam,
W drodze spotkałem kolegę.
grafowaliśmy ręce. Robi się to
— Niusiu. co za rozkosz.
za nami wchodzący księżyć.
zauważyłam,
że
w
pokoju
jest
Nie
zdążyłem
się
z
nim
przytak:
każdy włada rękę w
Nie znamy drogi. Na szczęś­ Kruki znaczą czarnemi plamami
witać,
gdy
wyciągnął
z
zą
palta
dziwnie
jasno.
Zaraz
wesoło
śnieg, i jest znak.
cie, spotykamy jakiegoś pana. biały śnieg. Śnieg płonie p u r­
Jak myśmy chcieli się cho­ rękę i rzucił we mnie kulą. zrobiło m! się na duszy, gdy
— Czy daleko jeszcze?
purą.
wać, to już duży śnieg padał. Naturalnie nie czekałem, aż ujrzałam na ulicy biel śniegu.
—
Panienki
pójdą
prosto,
po­
Choć
było
już
wokoło
biało,
Ja pędziłam, ale był wiaY. i drugi raz rzuci, tylko odsko­
Madzia.
śradła peleryna- SpłeszyMśmy czyłem i schwyciłem , garść wciąż i wciąż padały dalsze tem na lewo, a tam już zaraz
pod
lasem.
M
l?,
J
.C
płatki
z
nieba.
Zdawało
się,
żel
śniegu.
r e. żeby sprzątnąć prędko, a
Burek począł gonić kulę śnie białością chcą przykryć całyj Niusia ma cukierki, częstuje.
pies Mucha pierwszy raz wi­
— Narty nam potrzebne, aloo
gu,
ale mu się to nie udało— świat.
dział śnieg. Tak się cieszyła,
i
_____• • -------
IfiCt.
Zaproszenie do kina.
i
Wycieczka zimowa
MAŁY PRZEGLĄD
2
28 grudnia 1928 r-
LÓD
z
;
ŚLIZGAWKA.
Mam 8 lat, jestem w drugim
oddziale. W sobotę poszłam 2
sisotrą na spacer. P o drodze w i­
działam, jak chłopcy się ślizga­
ją, i to bardzo mi się podobało.
Chciałam się także ślizgać, ale
siostra mi nie pozw oliła.
Stefcia.
DLA CHŁOPCÓW.
Mam 11 lat. O d trzech lat m a­
rzę o ślizgaw ce. W szy stk ie ko­
leżanki ślizgają się, a mnie ro­
dzice nie pozwalają; m ów ią, że
m oże mi się stać coś złego, że
to jest zabaw a dla chłopców .
M ówiłam, prosiłam i żadna mia
rą nie m ogę przekonać ro d zi­
ców , źe będę ostrożną, i nic mi
się złego nie stanie. P rag n ę, że­
by jakaś czytelniczka „M ałego
Przeglądu'*, k tó ra chodzi
na
ślizgaw kę, była tak dobra i na­
pisała, że to nic straszn eg o , że
ślizgać się m ogą
zarów no
dziew czynki, jak chłopcy, w te­
dy m oże rodzice mi pozw olą, i
spełnią się moje trzyletnie m a­
rzenia.
Zosia.
I DLA DZIEW CZYNEK.
Gdy dnie są ładne, udajem y
się po skończonych ickcjacii na
Ślizgawkę. Na ślizgaw ce panu­
je w ielki ruch. D ziew częta za­
kładają ły ż w y i mkną po lodzie.
Jest to bardzo w esoła zabawa.
Jeździm y parami lub czw órka­
m i Każda stara się w yprze­
dzać inne.
Nie w sz y stk ie d ziew czynki
umieją dobrze się ślizgać, to też
przewracają się, a re s z ta w
śmiech. Podnosim y u padłą ko­
leżankę i pędzimy dalej.
Zanim zdążym y się obejrzeć,
upływ a kilka godzin. W racam y
do domu i z apetytem zabiera­
m y się do kolacji.
Broncia.
JAZDA NA ŁYŻW ACH.
Zdobyłam się w reszcie na
odw agę i piszę p ierw szy raz do
„M ałego Przeglądu".
Tej zim y postanowiłam nau­
czyć się jeździć na łyżw ach .
Mam już osiem lat, a mój brat jemnoścL
Ach. ślizgaw ka, — jest to
umiał holendrować, kiedy miał
naprawdę piękna i w esoła za­
siedem.
K iedy rzek a p o rządnie z a ­ bawa.
Salomon z S osnow ca.
m arzła poszłam z sio strą na
N A JTR U D N IEJ ZACZAĆ.
lód. Kilka ra z y upadłam , pod­
P am iętam , jak rok temu po­
nosiłam się i dalej ru szałam na­
p rzó d ; a do końca zim y będę w iedział w y żej w spom niane
napew no um iała porządnie już sło w a kolega mój. B yło to zi­
jeździć.
. ; mą.
Za o trzy m an e od ojca pie­
P isze mało, bo nie w iem , jak
niądze
kupiłem p a rę stalo w y ch
mnie „M ały P rzeg lą d " p rzy j-,
ły
ż
ew
.
Ju ż daw no m yślałem
mie.
sobie:
D orka z Zam ościa.
— K iedy, ach kiedy i ja już
NIEDOBRY ZEGAR.
będę
tak jeździł na ły ż w a c h ?
Długo m arzyłem , ab y się w y
W
reszcie
postanow iłem raz
b rać z kolegam i na ślizgaw kę.
na
zaw
sze
położyć k res tym
Od dw óch m iesięcy leżą już w
m
arzeniom
.
moiej szufladzie now iusieńkie
W pogodny zim ow y poranek
ły ż w y i czekają cierpliw ie, aż
p
iątk
o w y udaliśm y sie tra m w a ­
przy jdzie czas, i będą mi słu ży ­
jem do D oliny S zw ajcarsk iej
ły .
Dziś niedziela. Na jutro m a­ na to r W arszaw sk ieg o T o w a ­
rz y s tw a Ł y żw iarsk ieg o ,
i or
m y m ało lekcji do odrobienia,
b
y
ł
doskonały.
K
olega
mój
już
w ięc m ożem y się zab aw ić. J e ­
ślizgał
się
d
obrze.
szcze jedno zadanie ro zw iązu ­
B yło mi b ard zo przykro- bo ję i jestem w olny..
nie um iałem ru szy ć sic z miej­
W łaśnie, k iedy skończyłem , sca, ale kolega pocieszał mnie i
u sły szałem w zy w a ją c y głos w ciąż p o w ta rz a ł:
i
kolegów . S zybko chw yciłem
— N ajtrudniej zacząć. Nie
ły żw y i biegnę.
o ćraz u K raków zbudow any.
B oże, jak tu w esoło. J a c y
Kolega trz y m a ł mr.ie za rę ­
w sz y sc y uśm iechnięci. Nie tr a ­ kę. Zacząłem się pow oli posu­
cąc chw ili, przypinąm y ły ż w y . w ać, potem chodzić, a kiedy z a ­
Z aczy n am y się ślizgać, gonim y cząłem się popychać, bym mi
się po lodzie, a zim na w cale nie już lżej.
Kamień mi z serca sp ad ł: z a ­
czujem y.
O koło 6-ej p rzy ch o d zą starsi. czynam b y ć ły żw iarzem .
Lecz nie tak prędko to idzie.
Kilku z nich m a in stru m en ty
m uzyczne, w ięc g rają. Zapala­ Dużo trz e b a w ło ży ć p ra c y , by
ją latarn ie. P rz y b y w a coraz osiągnąć zam ierzo n y cel.
Za drugim razem czułem się
w ięcej ludzi, i p rzy św ieca księ­
już
sw obodniejszy.
ży c. D opiero miło.
M ieczysław .
Z egar m iejski w ybija godzi­
nę siódm ą. N iedobry zeg ar.
ŁYŻW Y D ZW O NIĄ CE.
N iechętnie zdejm ujem y ły ż w y
Ja k p rzyjem nie chodzić po
i w ra c a m y do domu.
ulicy i dzw onić ły żw am i bedac
ja k tylko będziem y mieli tro ­ u b ran y m w odpow iedni kochę w olnego czasu, znów bę­ stjum .
dziem y mogli się zabaw ić, a
A co za dum a. gdy sie jest
m oże pan kierow nik urządzi dla na lodzie, a ludzie p atrz ą, że
całej szk o ły w y cieczk ę i w s z y - ; się tak p rędko fru w a po g ła d ­
sc y pójdziem y na lód. T oby do­ kim lodzie.
piero b y ło piękne. W szy scy ko­
B yw a jednak często, że mię­
rzy sta lib y śm y z zim y i jej p rzy d zy gapiącym i się są dzieci,
które w^milczeniu spoglądają
na szczęśliw ie twarze, a w du sz y czują żal 1 zazdrość,
dla
czego one nie mogą, dlaczego
im nie w olno?
Bogate dzieci nie odczuwają
w cale boleści biednych. Idą
przez ulicę z mocno dzwoniącemi łyżw am i.
Może się kiedyś św ia t zm ie­
ni, tym czasem sta ra jm y się
ciszej chodzić • ciszej baw ić się,
bo nie w sz y stk ie dzieci m ogą
jednakow o u ży w ać ty c h d a ­
rów boskich.
G uta z Siennej.
PRZYJEM NA ZABAWA.
W sobotę w y b rałam się z ku­
zy n k ą na sp acer. P o szły śm y
nad W isłę, bo m ieszka tam
przyjaciółka. P o biegłyśm y do
niej i poszła z nami.
W szy stk ie u dałyśm y sie na
sk w erek , i tu zaczęła się dobra
zab aw a. Ś lizgałyśm y sie, ale
bez ły żew . Z początku kroku
nie um iałam postaw ić, w ięc ukucnęlam , a k uzynka ciągnęła
mnie (straszn ie było trudno).
P rz e w ra c a m się, kuzynka ucieka, a ja gonię. Później w ali­
ły śm y się pigułam i śnieżnem i.
Nagle p rzy jació łk a rzuciła ku­
lę i u d erzy ła m ałego chłopczy­
ka. k tó ry pobiegł z płaczem do
m atki, w ięc uciekłyśm y ze
skw erku.
Irka.
WYPADKI NA LOD/aE.
I
Jestem uczniem klasy p ie rw ­
szej. C hodzę do gim nazjum .
J e s t tu m ały stru m y k , ale się
go zasta w i w iceie i zam arza—
do bry lód.
ja już jeżdżę nieźle. D zisiaj
w idzę, że lód jest dobry, w ięc
zara z po drugiej poszrdiem z
klasy po ły ż w y i udałem się na
strum yk.
J a k chciałem ślizgać się ty ­
łem, ły ż w a spadla mi z praw ej
nogi i upadłem tak mocno, że
zem dlałem . Zleciało się dużo
ludzi. Zaczęli mnie cucić, potem
zaprow adzili mnie do domu i
opow iedzieli, co się stało.
M am usia sch o w ała ły żw y ,
ale ja je zn alazłem ; ale jeździć
już w tym roku nie będę.
Eijasz z Lipna.
n.
O bok naszego p o d w ó rk a b y ­
ła ślizgaw ka. R az sta ł się w y
padiek. Jed n a d ziew czy n k a z ła ­
m ała nogę. Jed n a kobieta pobie
gła do apteki i zatelefo n o w ała
po P ogotow ie. P o g o to w ie za­
b rało d ziew czy n k ę do szpitala.
D ziew czynka prędko w y z d ro ­
w iała i znów pow róciła na lód.
Edzia.
WALKI-KULE.
NIECH ŻY JE ADEK.
W czoraj m ieliśm y w olną lek­
cję. Zeszliśm y na podw órko. Z
początku kręciliśm y się bez ce­
lu; w tem Adek dał projekt, że­
by podzielić się na dw ie p artje
i zabaw ić się w bitw ę. P odzie­
liliśm y się na d w a obozy, a roz
kład w ojska był n astęp u jący :
Na końcu podw órka stali
słabsi chłopcy i lepili kule, w
środku najsilniejsi, a z boku w
m ałej alkow ie dw óch chłopców
robiło ozdoby i o rd e ry dla
tych, k tó rzy się odznaczą w
bitw ie.
Kiedy już w sz y stk o było go­
to w e — zaczęło się. Każda s tro
na z krzykiem rzu ca ła się na
przeciw ników .
W tem w y szed ł nauczyciel !
k aza ł nam iść do klasy. Co b y ­
ło robić, — podnieśliśm y w gó­
rę dobrego kolegę i w o łając:
,,Niech żyje A dek" w róciliśm y
do klasy.
Lolek.
W O JN A I N IEW OLA.
J a i jeszcze p arę chłopców
poszliśm y do ogrodu. W ięc co
robić w o g ro d zie? P o w ie d z ia ­
łem . żeb y bić się śniegiem .
P odzieliliśm y się na dw ie
partje, w y b raliśm y po dziesię­
ciu i stanęliśm y w szyku bojo­
w ym , uzbrojeni w kule śnież­
ne.
P a d ła kom enda: „A takuj!"
N asza p artja rzuciła się na nie­
przyjaciela z takim zaoafem , że
tam ci m usieli zaw ró cić i um knęli. M y ich goniliśm y i ni­
komu nie daw aliśm y pardonu.
D w óch w zięliśm y do n ie w o li
Moniek.
(D ąlszy c irg na str- następne!)
Mendla.
łem z mamusią do znajomej, któ
ra m ieszkała na piętrze, spa diem ze senodów i uderzyłem
się mocno, a mama sprowadzi­
W MIASTECZKU.
ła mnie do skiepu i dała pudeł­
ko i cukierki
18 maj. — Kiedy przyjecha­ bili chłopca, a kiedy miasto za­
Pamiętam, kedy Szyje w y ­
łem z w ycieczki, pisałem m a­ częło się palić, stałem bardzo
starał
się o deseczkę, i niemiec
ło, bo byłem zm ęczony. Dużo sm utny. M yślałem sobie:
napisał
na desce, że nie wouio
szliśm y pieszo, oglądaliśm y i — Boże mój, dlaczego mają
i
w
chodzić
do ogródka. Parnię stację, byliśm y w Zawistach. ! być w szystk ie domy ż y d o w ­
tam,
jak
niem
cy urządzili bal i
Dawniej m ieszkaliśm y tu
z skie spąlone? M oże dlatego, że
dali
mi
dużo
czekolady
i cukier
rodzicami. Pamiętam, kiedy sta ja n iezaw sze się modliłem. Mo­
ków.
Pamiętam,
jak
ojciec
sie­
łem na ław ce w bóżnicy pod­ że takie w łaśnie grzechy w y ­
dział w budce, kiedyśm y b u ­
czas Sym chestory i trzym ałem wołują w ojny?
maj. — Astronom owie dowali nasz dom. Pamiętam,
chorągiewki, w idziałem dom. w j 25
| jak chodziłem w drewnianych
którym m ieszkaliśm y. Parnię-I powiadają., że w krótce będzie­
bosakach.
tam, kiedy Szyje stał na progu m y mogli odbyw ać podróże do
Jak człow iek cały czas spę­
domu i grał na organkach, a w szystkich planet. M ówią, że
dza
w sw oim miasteczku, nie
r
a
g
w
iazd
ach
też
żyją
ludzie
w ujek k rzy czał, dlaczego w so­
widzi
nawet, jak rośnie i zmie­
i
sa
w
ięcej
cyw
ilizow
ani,
niż
botę grzeszy.
nia
się;
ale jeśli w yjedzie i po­
m
y.
W
ięc
dlaczego
my
mamy
Pamiętam, kiedy po spaleniu j
w
róci
po
pewnym czasie, w te­
jechać
do
nich,
a
nie
oni
do
n aszego domu, m ieszkaliśm y |
dy widać w yraźnie, że stał się
w małej komórce, ojciec ciąg­ nas?
D ziecko ciekaw ie rozgląda zupełnie inny.
nął w óz, a ja siedziałem
na
5. 6. — Na Zielone Św ięta
w ozie. Pamiętam zegarmistrza, się po świeci© i cieszy się, jak
przyjechali
do nas goście: k u ­
gdzie u czy ł się Zyłke. Często coś now ego zobaczy. Kiedy by
zyn
i
kuzynka.
Dziś otrzym a­
łem
m
ały,
nie
w
iedziałem
,
z
chodziłem , nosiłem mu je d z e ­
łem
gazetę
z
Algieru.
Druko­
czego
robi
się
cukier.
Raz
za­
nie, a zegarm istrz daw ał mi
wana
po
francusku.
siałem
w
ogródku
kaw
ałek
cu­
sprężynki i kółka.
N iezaw sze ci, którym dobrze
Pamiętam wojnę p o lsk o -r o Ł kru. W iedziałem , że robię głup
tyjską. Żołnierze chcieli spalić stw o, ale m yślałem , ż e m oże jed na św iecie, zadow oleni są z ż y ­
cia. B yw a, że biedni szczęśliw ­
nasze domy. Uciekłem i scho - nak coś z tego w yrośnie.
si
są od bogatych, zresztą czło
Poeta jak pisze, zdaje mu
w ałem się w sadzie za kościo w
iek
stw orzony jest nietylko
łem . W idziałem gruszkę na zie się, że lepiej nigdy już nie ną po
to,
żeb y mu za w sze
było
mi, chciałem ją podnieść i zjeść, pisze, a Po upływ ie kilku lat po­
dobrze,
ale
żeby
zaznał
i
zła.
ale ostatecznie nie podniosłem. praw ią swoje dzieło.
Kiedy
człow
iek
ow
i
źle,
m
oże
Żle
robią
ludzie,
kiedy
w
y
Pamiętam dzień, kiedy polac y w stąpili. Siedzieliśm y na śm iewają d z ie c i D ziecko bada znaleźć pociechę w zjawiskach
strychu. Przez okno w szystk o i szuka, w ięc nieładnie je w y ­ przyrody. Najmilsze momenty
w idziałem . • Słońce w y sła ło śm iew ać. Ludzie śmieją się, że w moim życiu to te, kiedy mogę
sw oje promienie na strych, jak dzieci się bawią, a przecież i badać św iat. Jeszcze jedną mam
pociechę; że nigdy nie zginę, że
gd yb y i ono chciało się ukryć dorośli też się bawią.
jestem
niezniszczalny i będę
Pamiętam kiedy raz poszed­
przed wojną. W idziałem , jak
zaw sze.
wakacje zim ow e, które trw ać
Lubię p rzy ro d ę. Lubię cały będą prz:z dwa tygodnie. Za­
dziw ny św iat. N atura — to na­ cząłem rysow ać obrazy.
Po
sza ukochana m a tk a ; dba o nas. wakacjach zim ow ych dostanie­
C hciałbym
podróżow ać
po my
cenzury.
U
św iecie, zo b aczy ć w sz y stk ie j rządzim y przedstawień©, w któnarody. N iestety, w iem , ze t r z e 1rem t£ż mam rolę. B ył bankiet
ba być na to b o h a te re m ; a jed­ na cześć w yzdrow ienia naszej
nak tak bardzo mi się chce.
koleżanki. Pogoda chłodna,
6 lipiec. — Ciechocinek. — śnieg pada. Najwięcej piszę w ie­
W e c z w a rte k razem z bratem czorami.
w y j:c h a łe m do C iechocinka. W
19. 12. — W tej chw ili przy­
piątek o dw unastej byłem
w szedłem z wieczorku chanuko­
W arszaw ie, a stam tąd razem ze w ego, który został urządzony
w szystkiem i dziećm i jechaliś - przez organizację sjonistyczną.
m y dw om a w agonam i. D roga S zyje już przyjechał na w aka­
trw a ła siedem godzin. W jed - cje zim ow e. W ieczór zaczął się
nym w agonie — chłopcy,
w objaśnieniem znaczenia Ctianudrugim — dziew czynki. P r z y ­ ki, potem deklamowano, a na
byliśm y w ieczorem . W niedzie­ końcu śp iew y.
lę zaprow adzili nas do kąpieli.
22. 12. — D ziś siódm y o d ­
Codzień bierzem y kąpiele sło­
dział
urządził w ieczór. Dnie le­
ne, prócz tego pijem y solankę.
cą,
jak
m yśli ludzkie. Ł ącząc
W sobotę byliśm y w parku.
sią,
dnie
stanowią lata, a lata
Muzyka ładnie grała. Kołonja
w
ieki.
Niech
lecą. Nie chcę ich
nasza jest na piaskach. Mamy
zatrzym
yw
ać.
Czasami pytam
werandę. Ja i jeszcze dwaj
w
chłopcy śpimy w jednym po­ sam ego siebie, czem będę
koju z nauczycielem . W sta je­ przyszłości. Odpowiedź brzm i:
my o 6-ej. Śniadanie jemy o 8-ej „nie wiem". Nic tym czasem nie
Jadamy pięć razy dziennie. Dok wiadomo. Może zostanę nauczy
tór powiedział, że mam płaską ctelem, może rzemieślnikiem.
P rzyszłość pokaże.
stopę.
Czytam ostatnio książki pol­
skie. Przyjechał tu atleta żydów
~~
ZIMA.
17 grudzień. — Już daw - ski; pokazyw ał sztuki w szopie
no nie pisałem w moim pamięt­ straży ogniowej.
niku. Zdawało mi się, że jest
W poniedziałek zrobiłem no głupi, a teraz m yślę, że jest on w e koperty do znaczków pocz­
koniecznością i Jedyna pamiąt­ tow ych : każdy kraj w Innej ko­
ką życia człow ieka. Znów za-j percie.
czynam go prowadzić.
j
Dalszy ciąg nastąpi.
Za parę dni rozpoczną się [
lf tA tf PRZEGLĄD 28 grudnia 1928 r-
Wakacje zimowe.
ACH TEN DZWONEK.
brak sprawiedliwości.
Siedziałem Jeszcze jedną
Na dużą pauzę wkładamy rę­
lekcję, —
Rózia.
kawiczki i wybiegamy na dwór.
WYPADEK.
było to wypracowanie nie­
Zaczynamy się bić śnieżkami.
OSTATNI DZIEŃ SZKOŁY.
Wiedząc, że koledzy piszą do
mieckie.
Bijemy się tak długo, aż do o- „Małego Przegiądu“, chcę się
Chodzę do szkoły na ulicę
Potem koledzy wynieśli
statecznego zwycięstwa.
Świętojerską. Jestem w czwar­
także przysłużyć czytelnikom
mnie z hałasem,
Potem lepimy bałwana albo tego dziennika.
Napisałem
a babcia zapłakała wielkim tym oddziaie.
ślizgamy się, jednak bitwy wiersz „Chora noga“> bo bijąc
Pierwsza lekcja była geograbasem.
śnieżkami są najuiubieńszą za­ się w śnieżki upadłem, w y­
Leżąc samotnie w łóżku, fja. Pan nauczyciel zadał na zi
bawą.
wichnąłem nogę i przeleżałem
kręciłem się na brzuszku. | mowe wakacje, żeby zrobić wy
Nagie, — acli ten dzwonek! trzy tygodnie.
Przeleżałem tygodni trzy, kres temperatury za miesiąc
Zmartwieni, że pauza już się
Siedząc w klasie ze smutną
aż lepiej zrobiło się mi.
grudzień.
skończyła, idziemy do masy.
miną
Druga lekcja była polski.
Chorobie winien był mojestem w trzeciej klasie,
myślałam już. że ginę.
spanek
Pani zadała legendę o bocia­
mam 11 łat bez czterech mie­
Wokoło mnie stanęli koromarny uczeń Kaganek.
nie. Napisać plan i opowiadać.
sięcy. Mieszkam w Mińsku Ma­
v
wodem
Trzecia lekcja — historja Poi
Abram z Białegostoku.
zowieckim przy ulicy W ar­
i przykładali chustkę z wo­
ski. Pani zadała powtórzenie
szawskiej.
całej historii.
dą.
Gier.ia.
Czwarta lekcja — niemiecki.
BURA PO ZABAWIE.
Pani zadała nam paragraf 26,
Zastanawiam się bardzo czę­
napisać i nauczyć się czytać.
sto nad tem, co robić: jak moż­
Piąta lekcja miały być rachun
a
na być niezależnym od rodzi­
ki, ale kierownik szkoły kazał
ców; bo często chcę coś zro­
wejść do trzeciego oddziału.
CEL MOICH MARZEN.
<i jajka, potem do mleczarni po ___
bić, rodzicom się to nie podoba.
Pani rysunków czytała
nam
Nazawsze zapamiętam ten mleko. Śnieg padał dużemi pła-j książkę.
Naprzykład raz spadł wieiki
śnieg. Gdy wrychodziłem wie- j szczęśliwy dzień w moim zy- tami.
. . j W naszej klasie jest chłopiec
czorem z kolegami ze szkoły, i ciu. Było to w dniu moich uroGdy wróciłam, służąca juz który miał gwizdawkę. a jak ten
cały placyk był zasypany śnie­ izm (skończyłem 8 lat).
była ubrana. Tymczasem wszy- j chłopiec zagwizdał, pani wy giem. jakby ktoś puch porozWszedł wujek Dawid i z ta- scy się obudzili. Zjadłam sriia- j rzuciła inrtejso chłopca z czwarrzucał. Śnieg zachęcał do za- jemniczą miną położył wielki dame z pospiechem i wbiegłam teg0 oddziału,
bawy, więc rzuciliśmy teczki pakiet na stoie. Powiedział:
do pokoju przebierać się d o; Kiedy kierownik przyszedł do
w dużą kupę i zaczęliśmy się: — Zrobiłem ci Nysek niespoog,‘
« c * < , u ! k!asy * zaPytał ste> czy prze ślizgać i ciskać się śnieżkami, dziankę: przyniosłem ci saPotem przyszły Esterka i Ha- £zkadzają. — pani powiedziała,
Gdyśmy się już bardzo długo: neczki.
linka, a potem zajechały sanki, i ze czwarty oddział przeszka bawiii. poczuliśmy, że jesteśmy j Podziękowałem kochanemu
Ruszyliśmy. Kon niknął jak dza. więc pan kierownik kazał
zupełnie zmoczeni. Zaczęliśmy j wujkowi i otworzyłem pakiet, strzała. Prędzej, prędzej, a san nam przejść z powrotem do na­
się czyścić i szukać teczek.
j Ujrzałem śliczne saneczki — ki mkną coraz szybciej. Mijamy szej klasy, i mieliśmy przepisać
Kiedy wróciłem do domu,! cei moich marzeń,
domki podmiejskie i jesteśmy z hebrajskiego.
chciałem prędko powiesić palto j Zaczęły się dla innie niespo- w szczerem polu. Przejechaliś­
Powiedziałem, że nie p rzy­
przy piecu, ale mamusia zau- j kojne dni. Godzien zaraz po my pustą przestrzeń i jesteśmy niosłem zeszytu ani książki,
ważyła, że mokre, bo zrobiło j przebudzeniu — czmych do w lesie.
więc kierownik zaczął mnie bić
się ciemniejsze. Mamusia zaczę- i okna, żeby zobaczyć, czy leży
Wujek szarpnął lejcami i koń pięścią.
ła sie na mnie gniewać, chciała już milutki, bialutki śnieg,
stanął w leśniczówce. Spoży­
Szósta lekcja miała być gim­
się dowiedzieć, gdzie byłem i i Nareszcie doczekałem się. liśmy obiad. Ciepło było i we­ nastyka, ale były rachunki. Na­
co robiłem, j a z początku ba-j Vivat, niech żyje!
soło.
uczyciel nic nie zadał na wakałem się nie chciałem się przy-j W szkcie czas mi się okropByła już trzecia godzina i ^ zimowe i zapytał się, czy
znać.
i nie dłużył. Siedziałem jak w fe- krótki dzień zimowy miał się jest sprawiedliwy. Dwaj chłop
Teczka była zmoczona, książ j brze. Gdy wróciłem do domu ku końcowi. Słońce zaczęło za- cy powiedzieli, że nie jest spra­
ki i zeszyty — tak samo. Mu- i nareszcie, ledwo zjadłem obiad, chodzić. W powrotnej drodze wiedliwy.
siałem przyrzec, że więcej te-i wybiegłem do ogródka podwó- patrzałam na krwawą łunę zaWtem przyszedł kierownik
go robić nic będę.
_
_ j rz owego. Wziąłem dwuch star chodzącego słońca. Śnieg
i kazał nam pójść do domu.
Więc dlaczego rodzice
niej szych braci — i rozumie się — polu i ogołoconych drzewach
Tu piszę już trzeci list.
pozwalają bawić sięśnieżkami sanki.
mienił się kolorami tęczy. Łuna
Benrek z Franciszkańskiej.
ani ślizgać się? Przeciec to j .\ie użyłem też. Siedziałem powoli zmniejszała się, jakby
jest bardzo przyjemne.
i w sankach jak hrabia, a dwa przydymiona. Było cudnie.
NARESZCIE WAKACJE.
Mam lat 10, jestem w czwar-^ ji0nje ciągnęły mnie po skrzy- j Przed domem pożegnałam
Jeszcze dwa. jeszcze jeden
tej klasie szkoły powszechnej.; pjącym śniegu. Chociaż uszy i się z wujaszkłem, dziękując mu dzień, — nareszcie koniec. Os­
Mieszkam przy ulicySieraków- nos zraąrzły mi. ale wcale nie za tyle przyjemności. Gdy po­ tatni dzień przed ferjami ziskiej nr. 2 m. 10.
czułem zimna. Przeciwnie go- łożyłam się, zaczęłam marzyć, mowemi.
Natek.
raco mi było, tylko para szła że znów jadę sankami, ale saO, jak trudno było doczekać
z ust.
ma jedna. Sanki unoszą mnie się końca tych lekcji.
KARA ZA ZABAWĘ.
Nie pamiętam, ile razy sanki niby ptak, a wielkie płaty śnieByło to w zimie. W drodze
Nareszcie dzwonek. Szybko
się
przewracały, a ja wpada- gu biią mnie po twarzy. Chcę wychodzimy z klasy, ubieramy
ze szkoły do domu ciskaliśmy i
się śnieżkami. Tak trw ało kilka łem w śnieg, jechaliśm y pę-jzatrzymać sanki, — koń pędzi palta i wybiegamy na ulicę.
dni.
. . dem, a drzewa migały, jak słu- dalej. Chcę krzyknąć — nie mo
Żegnaj szkoło, na dwa t y ­
gę. I tak pędzę w świat szero­ godnie żegnaj !
Ale jeden uczeń z drugiej py telegraficzne.
Ze smutkiem usłyszeliśmy ki.
klasy zauważył to i nazajutrz
Eli z Rymarskiej.
*
*
*
poskarżył się nauczycielowi, j głos służącej, która zawołała
Zasnęłam.
Jadzia.
nas do domu.
Nauczyciel nas ukarał
WARSZAWA PRZED ŚWIE
WALKA O SANIE.
Proszę Pana Redaktora w y­
Nysek z Kutna.
TAMI.
Było to dnia 30-go grudnia.
NA TORZE.
drukować ten artykuł, żeby nie
Na
ulicach
tłok taki, że trud­
Ucieszyłem sie bardzo, kiedy \ Jak zawsze, idę do ogrodu, aby
było skarżuchów między kole­
no
się
przecisnąć;
na targu zu­
się dowiedziałem, że już jest się na sankach z bratem się
gami.
pełny
tłum.
Jedni
kupują
żyw­
Ignac i Bolek.
tor. Po obiedzie zabrałem się przejechać. Sanek wprawdzie
ność,
inni
pędzą
po
prezenty
ZACZEPKA.
gorliwie oo pracy, obawiając nie mamy, ale zawsze w ogroUmówiłyśmy się z Jadzią i się, że jeśli bedę próżnował, ta- dzie znajdzie się kolega z sania- gwiazdkowe, tamci wykupują
j mJ szukamy kogoś, ale nie zamówioną na święta odzież.
Minią, żeby po zajęciach szkol- j tuś nie-----------„
pozwoli mi pójść
Pełno taksówek i dorożek z inych napaść na Rózśę: ale sta-1 Praw ie skończyłem ostainie znajdujemy.
ło się inaczej, bo napadli na nas zadanie, kiedy zegar wybił go- Chcieliśmy już wyjść z ogro­ giastemi drzewami, przeznaczo
chłopcy i wszystkie cztery o- dzinę czwartą. Ubrałem się i du, gdy nagle brat zauważył nemi na choinki.
Wystawy sklepowe śliczne.
kolegę z naszej szkoły. Był to
bili.
poszedłem na tor.
Pierw sza kula trafiła mnie w
Bawołem się wyśmienicie, Ignaś.
plecy. Nie chciałam, żeby im to Zjeżdżaliśmy tak dwie godziny; Rozumie się jeździmy
na biegło kilku chłopców. Zapom­
uszło na sucho.
Chłopców było dużo najeżdża-zmianę blisko bramy, aledługo niałem dodać, że w rogach
li
na dziewczynki.
j na jednem miejscu nudzi się, klombu leżały rózgi, które oJadzia i Rózia krzycząKiedy zrobiło się już ciemno, zaczynamy cwałować naokoło grodnicy zgromadzili z trawnl— Głupia, idziesz sie oić
ków. Do tych rózek pobiegli za­
chłopakami. — oni silniejsi.
z żalem wróciliśmy do domu. 1| klombu.
Ale ja nie mogę stać z zimną
Heniek z Będzina, i Potem przyszedł Abram z wołani chłopcy i zaczęli nas okrwią. Zirytowali mnie. więc j
w SZEROKI ŚWIAT.
| sankami. Zczepiamy razem o- kładać. Wszystko to trwało
choć wiedziałam, że nie zw y - 1 Nareszcie wujek oznajmił m i,! bie pary sanek i jazda. Aż mat kilka sekund. Z początku nie
ciężę, rzuciłam sie w wir waiki | ze jutro rano jedziemy. Kiedy ki zaczęły nas prosić, żeby po- wiedzieliśmy nawet co to zna­
czy, dopiero później złapaliśmy
-aieni znaczeniu tego wyra- Esterka i Halinka przyszły, po- wozić troszkę ich dzieci.
zu/
wiedziałam, żeby się przygo-j Tak trwało długo. Potem sanki, bo cni chcieli nam je zaBiłabym się nadal, ale jeden towały.
}przyszedł chłopiec i odrazu wi- brać>
z uliczników rzucił we mnie
Położyłam się spać, ale cią- dać było, że szuka zaczepki,
Ja mówiłem, żeby się z nimi
kawał lodu.
1sJ© myślałam o jutrze. Patrza- On też miał sanki własnej robo nie bić, ale inni zapalili się do
Widziałam, że nie obronię łam w okno, bo księżyc oświe ty; zajeżdżał swojemi sanka walki. Oddali sanki do trzyma­
swego honoru. Rzuciłam mu tlał ulicę, potem wtuliłam gło­ mi, a myśmy się usuwali. Po­ nia pani, złapali za rózgi — i
tem powiedziałem:
jazda na wroga. Stanąłem na u
pełne lekceważenia spojrzenie, wę w poduszki i zasnęłam.
Rano szyby były zupełnie za­
— Ty powinieneś usunąć się.; boczu, ale wszystko widziałem,
zagryzłam wargi, zacisnęłam
marznięte. Wyskoczyłam z łóż- bo mv mamy dwie pary sanek j Nagle, zwabiony krzykami,
pieści i onuściłam plac boju.
! zjawił się ogrodnik i zaczął wy
W drodze do domu nie my- ka i pobiegłam do kuchni się u- j i cięższe.
Wtedy on mrugnął na towa- wijać batem, ale że przyszedł
ś'ałam o bólu skaleczonego czo- myć. Prędko rozpaliłam ogień
ła.
aleodczuwałam boleśnie i zeszłam do sklepiku po bułki i rzysza. tamten gwizdnął i przy ze strony naszych nieprzyja­
Pełno zabawek i lśniącyc/z oz­
dób choinkowych.
Dużo ludzi zakłopotanych,
bo chcą kupić, a nie mają pie­
niędzy.
Przy przystankach tramwa­
jowych ludzie niecierpliwie cze­
kają i pchają się. W kinach i te­
atrach mniej ludzi, bo wszyscy
zajęci.
Kupcy i rzemieślnicy cieszą
się, że po mozolnej pracy bę­
dą mogli odpocząć. Cieszy się
także nauczycielstwo i młodzież
szkolna z dwutygodniowych zi
mowych wakacji.
Halina z Nalewek.
*
*
*
CHOINKA W SZPITALU.
W poniedziałek dowiedzia­
łem się, że przyjęli mnie
do
szpitala, żebym się prędko ubra
ła. Nie bałam się. bo znam już
ten szpital, bo raz już tam le­
żałam.
Przychodzę pieszo, bo miesz­
kam blisko Leszna. Pielęgniarka
zaprowadziła mnie do kąpieli i
wypytywała o różne rzeczy. Po
tem zaprowadziła mnie na salę.
Dzieci zaczęły się pytać, jak
się nazywam. Później był obiad.
Pierwszego dania nie jadłam,
bo była kartoflanka, a groch mi
bardzo smakował.
Pierwszy dzień nie był taki
miły, bo nikogo jeszcze nie zna
łam. Dopiero na drugi dzień po­
znałam się z dziewczynką, któ­
ra leżała obok mnie, później po­
znałam się z innemi dziećmi.
Odrazu na trzeci dzień przy­
jeżdża po mnie wózek i w sali
opatrunkowej widzę, że doktór
bierze bardzo grubą igłę. Dok tór kazał mi się położyć i po­
wiedział, że trochę mnie ukłuje. Ukłucie było bolesne. Kiedy
wróciłam na salę, dzieci zaczę­
ły się pytać, co mi zrobili. Pie­
lęgniarka powiedziała, żeby mi
dały spokój, bo muszę się prze spać.
' ' "" '
Koledzy i koleżanki na sali
szpitalnej kazali mi zmawiać ra­
zem pacierz. Powiedziałam, że
nie znam ich pacierza, bo jes­
tem żydówką.
Na drugi dzień było jeszcze
gorzej. Kiika razy wsadzali mi
igłę. Rozpłakałam się, bo mnie
strasznie bolało, ale doktór po­
wiedział:
— Ciesz się, bo niedługo pór
dziesz do domu.
Ale tak się nie stało. Na sali
coraz mniej było dzieci, bo za­
bierali je rodzice do domu na
święta.
Nareszcie była choinka. Pali­
ły się kolorowe lampki. Ja też
pomagałam ją ubierać. Nie by ło bardzo wesoło, bo gości nie
zaproszono, bo na naszej sali
był wypadek szkarlatyny.
W święto Bożego Narodzenia
wszystkie dzieci dostały nie (DALSZY CIĄG NA STR. NAST.)
ciół, więc oni najwięcej dostali.
Potem już przestaliśmy się
bawić.
Leon z Pawiej.
WYPADEK.
Dziś nauczyciel kazał nam
się zebrać w szkole, że pójdzie­
my na wycieczkę z sankami.
Poszły pierwsza, druga, trze­
cia, czwarta i piąta klasa. Z po­
czątku jeździłyśmy wesoło po
śniegu, a potem poszłyśmy na
lód. Nagle lód się złamał i uczenice z sankami wpadły do wo­
dy. To był staw.
Nauczyciel zrzucił z siebie
palto i wskoczył do wody.
Jedna dziewczynka zaczęła
spazmować, a wszystkie trzy
bardzo się zamoczyły. Prędko
wróciły śmy do domu.
Sara z Lublina.
MAŁY PRZEGLĄD
27 grudnia 1928 r-
WYWIAD Z NAJLEPSZYM
bieskie szlafroki, i bardzo ład­ w et w szałasach.
SPORTOW
CEM W KLASIE.
łienieK z C zęstochow y.
nie w yglądało. P rzy każdym
*
*
*
Zwróciłem
się do kolęgi D„
łóżku b yły w sadzone małe cho­
który
oddaje
się
sportom zimo­
inki. W ieczorem dostałyśm y ła
II.
Danusia prosi o radę, żeb y i szkole. Andzia — o zimie, Gu- w ym .
D ziś Sylw ester. Pójdę zoba­
kocie. D zieci śp iew ały kolen— ja k zapowiada się obecna
dy, chciały, żebym i ja śp iew a­ czę. jak w ygiąda miasto w ie ­ jej się w ciąż nie c h c i a ł spać, ii cia — o jesieni, Halinsa i Abżeby w szystko nie było takie ram — o Chamice, Anka — roz- zima ?
ła,
czorem.
Jerzy uważa
sw ój m ow ę dziadka z wnuczkiem o
Kolega D. patrzy na ośnieżo­
ja k m ały robaczek p rzesu ­ nudne.
P o Bożem Narodzeniu prze­
brzydki
charakter
pisma
za
życiu
żydow
skicm
,
Leon
—
ny
dach p rzeciw ległego
bu.
_ .
niosłam się na małą salę,
bo wam się przez ulicę Bielańską,
Joszkic
historyczny
o
zicd
iiocze-1
dynku.
tę sprzątano dla now ych cho- Samochody pędzą jak szalone, i P
e m eszcz9s c |e
rych. Dostałam tam innego dok w nich piękne dam y w boga tora, j na tej saii było też bar- łych strojach,
dzo w esoło. Tam z d a rz y ł mi
Zoiiżam się do„O azy“.
Z
Lrat Icka jest wielki cwaniak chanukowych, F e lik s — w iersz
— C zy zima bardzo dogodna
się taki śm ieszny wypadek.
j żaiem patrzę
na w chodzące
Z sąsiedniej saii dziew czynka Panie. Chciałabym także
się i woli Purym niż Chanukę, bo; Henryk — w ierszyk o Małym dla uprawiania sportów zimo 0 i w jeden dzień Purymu dosta.e Przeglądzie,
w ych ?
zaw ołała raz:
baw ić i hulać i zapomnieć
i
w
ięcej
słod
yczy,
niż
przez
caiy
I
—
------------— O w szem , naw et bardzo.
— Pow iedz, Tola, jaka jest u; w szy stk iem . Z azdroszczę im.
ty
d
zień
ch
anukow
y.
—
Brat
Przypuszczalnie
otw orzą się w
j
N agle haśt — nic w oino, nie J
w as pani?
.
jest
niedobry
d
a
Celi,
a
jakj
W
arszaw
ie
trzy
n ow e ślizgaw ­
Ja nie dosłyszałam i c d p o -! dia mnie to stw o rzo n e.
X
p
rzy
jeżd
ża
jego
n
arzeczona,
to!
ki.
Eędzie
można
też się s a ­
j
O
piękna
W
arszaw
o
,
żal
m
a
m
!
w ied ziałam :
5
iH s! neczkow ać. a to łą czy w sobie
do ciecie, że jesteś płocha i pus j całuje, pieści licie i caje jej cze-j
— jajecznica.
! koiad.ii. — P rz e z bra.t fo rsy j ó - ,
i mną rozryw kę z pożytkiem dla
W szy scy zaczęli się śmiać. ta.
,
j
i zdrowia. Jeśli gotów ka pozw ala
Nagle w id zę chłopca z b a lo n a ! zio nie m ógł zo b aczy ć g ry A-j
Jednej dziew czynce p rzy n io ­
i\ . ! należy nabyć narty i w yjechać
sła na gw iazdkę m atka ba, dzo mi. b ieg n ie zad o w o lo n y ; d u ­ liecliina, szachow ego m istrza ;
św iata. — M am usia B ronki u; w Sery, albo uprawiać narciar
dużą iaikę. P o stan o w iły śm y żo ich dzisiaj sp rzed ał.
w
aża,
że
d
ziew
czy
n
k
a
pc
od­
jstw
o za miastem, w W iian oZbliżam się do mojej opusz zrobić grandę pieięgniarce, któ
robieniu
lekcji
pow
inna
c
e
r
o
’
;
w
ie
i Grochówie,
czonej,
w
ąsk
iej
i
biednej
uliczki,
ra miała być w nocy. W z ię ­
il —
w ać pończochy albo reb ić r o - :
—
-___
j — C zy sporty zim ow e
nie
ły śm y iaikę, u b rały śm y jej gdzie tak cicho i ponuro.
bótkę. a ślizg aw k a to do b ra dla i
;
przeszkadzają
nauce
?
Ju sty n a .
chustkę na głow ę i koszulkę.
Zośka m a sześć lat i uczy się
łobuzów . — Łda nie w ie co ro ­
— Nie powinny przeszka P ani pielęgniarka dzienna po w
dem u. — W andzia w stydzi
bić. jak tą na ulicy przezyw a-1
i dzać, bo rodzice, którzy i tak
w iesiła arkusz z goryczką.
III.
się, żc jeszcze nie umie ładnie
M yślę o czasie. Jak ie to ją : „żydówka.* — S z.am ek nic Pisać..
Nocna pielęgniarka chciała
Kolega C su a ra po y | z trudnością dają pozw olenie na
w
ie.
czy
złodziej
u
k
rad
ł
śnie­
uprawianie sportów , zupełnie
już tej lalce zało ży ć term o m etr. dziw no, żę dzień w czo rajszy
w iedział, će p rzez ca,a noc u
gow
ce
tak
sobie
czy
z
giodu.
—
ich
zabronią.
P rz y b y ło mi w szpLaut 2 ki­ nigdy się j u ż nie p o w tó rzy .
w iersza. — Lcoś u czy,
O to na m arginesie zam iast
lo w agi, I p ierw szy ra z w idzia­
,.rok 1928“ pisać będę „1929“ .
łam choinkę.
Tola, i P rzecież ten rok u bieg.y tak,
*
*
*
jak d o b ry znajom y, jak s ta ry
p rzy jaciel, k tó reg o trz e b a p o SYLW ESTER.
O , | . ■
.
»
. .
•
. l i i U L.Ł
I.
! żegnać.
_ j mem się z mą dzień. — Cemifca j __
cna
do
do:nu.
—
Daniel
w
i
Jeśli ktoś ma trochę do
W Sylw estra cały
św iat
Nie, do p rzy jaciela m ożna
chrześcijański obchodzi noc w e- list napisać, i on odpisze,
po poza
sołą. Nie wi:m> d.aczego b i o r ą
T en n o w y rok — to jak um ar
Lola pyta. czy to sm sz
w niej udział i żydzi. Ś w iętu ją ły, k tó ry
ją nawet uroczyściej, niż w las- k tó reg o już
ne św ięta. D laczego chrześcija- czy.
nie nie cieszą się w Sym chas- j Z w ykle
tora?
! dzień, co
Tak samo rzecz się m a z cho- szczęście
inką. Znam kolegów , którym ro smutkiem
ała, że nie chce poznać Zo-,
anginę. — Mamusi
Mirjam z Muranowa. daw
o ,
,i
.
rv
. I
i*7nrl3h/t»
ioln a n?o
w
dzice urządzają choinkę, a w j
si kuzyna. — Kazik i B cniek rządziło bai, jak Gema w y - ! “ ^ m e t w a . :" ° 7"al,y “r,za '
św ięta Sukoth nie siedzą na - 1
martwią się, że tatuś nie poma­ zdrowiała. - D awidkow i śniio
ga mamusi, i musieli przerwać się, żę go ci,cięli sprzedać do ?f.or,y “ a»w * ha! ? :.w - • * * » ■
cyrku na linoskoczka. — Rachel
rozwijają mięsnie.
naukę w szkole. — Józio żaśi
Sporty zim ow e są zdrow e i
ka
miała
śm
ieszny
sen
i
obu
się, że ich szkcia nie chodzi do
piękne.
. c-->
i kina i nie ma rozryw ek. — W dzila m am usię. — C ypora gra
lekcjach w
Po
skończonych
OSTROŁĘKA. — Liza pła­ brzydkiego, jeśli się rozm awia szkole Feli dają nagrody za od­ z braciszkiem w lo tery jk ę na rękach kolegi D. zabrzęczały
cze. gdy spogląda na chorego z chłopcem. — W ładzio napisai dzielne przedmioty. — W szko­ pieniądze, a w y g ra n e pienią - |
”y
brata, który leży bezradny, jak o wodzu Matatjuszu i jego synu le Benka odbywają się dzikie dze rzucają do skarbonki KeReporter Maks.
ren
Kajemeth.
—
Tadzio
chciał!
judzie,
którzy
jak
lw
y
,
broniii
walki. — Borcia dostała książ­
nowonarodzone dziecko.
OSTRO W. — Lutek nadesłał ojczyzny przed wojskiem Amjo kę o „Janku wędrowniku** za oszczędzać po 10 groszy dzień-1
JEDENASTA POCZTA.
chusa.
J
najlepszy pom ysł na nazw ę dla nię, ale nie miał skarbonki, — i Otrzym aliśm y 60 listów od
opis św ięta Niepodległości.
PRZASNYSZ. C hociaż na : biblioteki. — Dyżurny Saiek Nincia dostała na uredziny p ił- 1tych, którzy już pisali. Po raz
OTWOCK. — Mineczka jest
oczytana, poważna, a w iecznie kolonji szom row źf było dużo ma dużo kłopotów z gąbką i kę. — Stefcia zachw ycona jest p ierw szy napisali do „M ałego
się czubi z młodszą siostrzycz­ niew ygód, Hinda pragnęłaby w ietrzeniem klasy. — Renia ża sześcioletnią tancerką Lucynką Przeglądu**:
ką. — ignaś diugo patrzył, jak każde lato w teH sposób s p ę ­ łuje, że nie pozwolono ich kla­ Grochowską. — Jak Musio nie
Halinka Adler. Nacia Apelojg,
sie na utworzenie kółka żydów chodził do szkoły, to dzień w y Karolek Bajman, Ewunia B erg­
pod uderzeniem siekiery robot­ dzić.
PUŁTUSK. — Sala przygoto skiego. — W szkoie Bronki pa­ daw ał mu się bardzo długi. — son. Czarna Biausztajn, Aron
ników padały z wieikim ło s­
kotem cegiy i deski przy budo- wuje się do pierw szej klasy, a ni się staję coraz gorsza przez Mietek pamięta, jak koledzy w Cłumcnkopt, M arysia Boren z je­
w ie domu. — Izio pierw szy raz jak zda. zaraz zawiadom i Mały łobuzerkę chłopców . — Na po­ frcbiów cc w y śm iew ali
sztajn. Karoiek Bukler, Gucia
go
fartuszka
j
n
azy
w
ali
go
ba czątku roku Zdzisław nie mógł
mieszka na w si i jest zadewom - Przegląd,
w Demburska, Michel Edelsburg,
ny, bo w idzi dużo drzew i ptaRADOM. — Sonią obchodzi- się osw oić ze szkołą, bo mu ko­ bą. — A bram o pow iedział
Lodzia Erenberg, Bronia Epelszki, które przylatują do okna ła imieniny bardzo Tłucznie, u - ledzy nie dawau spokoju. — domu. co s ły s z a ł od nauczyciela baum. Mania Estrajch, Balbina
i stukają dziobami o szybę.
rządzńa bal i dostała dużo pre- Leon zastanawia się. czy nie o Chamice. — D aw id ck naryso­ Feidblum, Moniek Goidberg.
PIŃSK. — Aleksander m ówi, zentów . — Salcia napisała lad­ lepiej było zostać na drugi rok.; w ał św ieczk i chanukowe.
Heniek G orzyczański, Chasia
ze należy oszczęuzac niciyiao ną fantazje, osnutą na tle ostat niż skończyć ukochaną szkołę, i
1Gotfryd, Hela Grynberg, Gutka
pieniądze, ale i czas. bo straco­ nich dziejów P alestyny. — Ei- — Geniek przyznaje, że sam
i Grynpelc, E w ek Halpern, BroOGRÓD SASKI ZIMĄ.
na jest w wstępnej klasie.
a na siebie głosow ał do samone chw ile nigdy nie w rócą.
l ni a Hazendori, Hanusia Honig Przechodziłem przez Ogród man, Halina Hopfenfeld. Lena
zaPIOTRKO W. — Poranne sioń jednak często znajduje w M a - rządu. — Kolega Reginy
j miast litery „r“ w ym aw ia „ł“, i Saski. W szystko pokryte ś n ie ­ ; Kacówna. Izraei Kałb, Moniek
ce rzucało na uśpioną twarz łym Przeglądzie błędy.
RADZIKI. — Etka prosi, że- to bardzo śm ieszy klasę. — Rut giem.
Cesi czy ste i serdeczne p r o ­
! Koieczaski, „Kółko P o ży te cz­
Oszronione drzew a w sen - nych Rozrywek**, Szoszana
mienie. — W szkoie Frani od­ by Mały Przegląd ujął się za ka nauczyła Edwina grać „Ha
był się bal z okazji Niepodleg - m łodszym i, którym dorośli roz tykwo**. — ..Ewen“ gotów jest: nem marzeniu czekają na dnie K a c z a n o w s k a Michaś Milecłości Polski; uczenice upiekły kazują. a sami niezaw sze zro- w y zw a ć na pojedynek na pióra i promiennej w iosny. W rogach k{ g cnja M rozowicz. Muius Pia
I tego, kto zaprzeczy, że nawet (alej posągi, okryte drewniane- . I . . p injd^k (? ) p . Raj,
ciasta i torty; była muzyka i bią, jeśli ich o coś poprosić.
RYPIN.
Jerychonka
ma
niiędzy ludźmi dwie siły docat,1mi budkami przez dbałego o - S z£ ma Rajek> £ rtek Rochman,
tańce. — Sala uważa, że dla
ojczyzny człow iek powinien po żal do siebie, że nie starczyło nie lub ujemne nawzajem
s i ę 1ffrnrfmk-a.
„ . _
....
~
~
m ała tafla staw u zach e-a d o iH eni0 Rczenbl*k- Geniek R V
nieść największą ofiarę i pójść jej sił i odwagi, żeby pomóc oddalają. — Henia dziękuje za
tatla. stf ^ u zacn<?Na d 0 ; zenblum, Oleś R ozenow icz, B.
sportu łyzw ow aina.
K
D„K:„ Rolo
dla niej nawet w ogień. — Ko- staruszce zanieść drzew o
do numer chanukowy. — jerychon m iłego
DrtoWx,
„Kro
R ozew ald. Hahna Rubin, Bela
mitet obyw atelski uroczyście mieszkania. — W duszy Jery * ka i Dora przesyłają serdeczne
Przejęty cudownym obra - i ^aroana W igduś Sze.inland,
{ g , *
.
K S z lo s .
przyjął Pana Prezydenta, który chonki i Dory powstaje często pozdrowienia Esterze z kwucy. zem marzę, ze znajduję się w j G
zaczarowanym
jaKims
kraju
rinrria
„
i
c
„
.
.
i
—
a
a
:
^ckdud**.
—
Szlama
dziękuje
sam w ręczył sztandar 25 puł - pytanie: kiedy naród ż y d ó w zaczarowaną
królewną
zim
y
i,
b
,
er,s
\
T
J
kow i. — Niewiadoma żali się, ski znajdzie się w w łasnym
za radę, bo uczy się fachu i jest
biatemi drzewami.
I Sztokbaum , M iecio S zy m o n że koleżanka staw ia się i jest św iętym domu, by ogrzać skest i zadow olony. — Sarenka chce
berg, Heniek Trauman, Sonia
Pow oli doszedłem do bram,
dumna; na ulicy głośno mówi niałe członki 1i odstchnąć.
—
ow iedzieć, jakie zdanie ma rre­
Tuchminc, Regina T u rźan ow gdzie pali się Znicz nad mogi­
* * ł
do kolegi „w iesz Tadziu** jakby
dakcja o jej w*erszach.
ska. Alek W aks, Irka W eintrach
* •
łą Nieznanego Żołnierza. Obna­
była Bóg w ie czem. — Frania PRO ŚBA ATLETY POOSHOF
Heniek Wiederbaum. Sara Wil
żyłem g ło w ę i stałem zatopio­
NADESŁALI:
i Fredzia nie żądają, aby chłop j
.
FA.
ner,
Aron W ygodzki, Sała Za
ny w sobie.
cy zdejmowali czapki na powi-1
Siłacz pan Zygmunt P oobłudowska, Salomon Z ylberBlima
—
bajkę
o
Józiu,
Poł­
Syreny sam ochodów zbudzi­
tąnie, ale żeb y przynajmniej
pozdrawia sw ego m ałego
man, Abram Ż yw ica.
mieli trochę inteligencji i ludz- kuzynka w Radomiu i prosi- że- cia — o zagoukach. Mania i Lu ły mnie do życia.
Z prowincji otrzym aliśm y 45
c| a — 0 gołąbkach Marika i Pol
Tadek z Chłodnej.
kiego rozumu: chcą także bydo by napisał list
listów , z W arszaw y 81, z z a Zygmunt
Poos/zoff.
i
cia
—
o
królikach
Gutka
—
o
rastaiace dziew czynki nie b yły i
granicy 2.
-c— : i kanalizacji. Pola i Broiua — o
dzikie i nie uw ażały za coś
GHatioifiości bieżące.
%
m
^
^
$£
*
18
Mały kąr ik
Jgj, A
s* fi ~
-- O w i V
1 —1 ■ . 1 1 C .
J M IŁ
• i V /1
ł . Ł4 L Ł2 1 U
ŁI
•
•
.
.
—-
_
Sza„c, Za-WOdy

Podobne dokumenty