Tam, gdzie Chrystus wstąpił na niebosa

Transkrypt

Tam, gdzie Chrystus wstąpił na niebosa
1
[Druk: „Przewodnik Katolicki” 21(1928), s. 305-306.]
Tam, gdzie Chrystus wstąpił na niebosa
(Wspomnienia z pielgrzymki do Ziemi św.)
Było to w pierwszym dniu mojego pobytu w Jerozolimie. Oczywista, że pierwsze
swe kroki skierowałem ku bazylice św. Grobu. Wyszedłszy zaś z bazylik, miałem plan
gotowy. Pójdę na górę Oliwną, pomyślałem sobie.
Poszliśmy - razem z X. Dr. Kirsteinem, który już dzień przedtem był odwiedził
świętą górę. Mając tak znakomitego przewodnika, bez obawy udałem się w drogę.
Wąskimi uliczkami zdążamy do bramy św. Szczepana.
Dziwne to miasto Jeruzalem. Wznoszące się wśród głazów, bieli się i mieni
wszystkimi kolorami tęczy. Stare miasto, w którym tyle pamiątek religijnych i świętości,
jest dosyć brudne. Niema tam prawie ulic Wszędzie schody tylko, które ułatwiają
chodzeniu po falistym gruncie. Tędy też chadzają ludzie tylko, wielbłądy i osiołki
objuczone, dźwigające nieraz całe umeblowanie lub ciężkie głazy do budowli.
Po kątach siedzą meskini, żebracy, pokryci łachmanami, wyciągający rękę po
wschodni „bakszysz”. W zaułkach gnieździ się nędza ludzka, żywiąca się byle czym odpadkami i cebulą. A jednak obyć się nie może bez czarnej kawy lub fajki wodnej bez nargilu. Ciekawe oglądamy sceny. O, tam na ośle siedzi jakiś Arab w brudnym
burnusie. Obok niego żona drepce, obładowana tobołkami. Przy niej jej dzieci. Mąż na
osiołku - żona idzie piechotą. To mu się, należy, bo on na wschodzie wszędzie
wszechwładny pan.
Wyszliśmy za miasto. Szosa doskonała. Prowadzi obok góry Oliwnej do Jerycha.
Jeno, że pyłu na niej po kostki. Ilekroć samochód nas mija, tylekroć giniemy w białych
chmurach kurzu.
Na prawo piętrzą się różowe skały, tonące na szczytach w bezdennym błękicie
nieba. Tuż przy drodze wyrastają raz po raz drzewa oliwne, figowe i granaty. Gdzie
niegdzie widać ogrody, okolone żywopłotem z kaktusów. Kaktusy najeżone kolcami,
przy tym 2 m. wysokie, to plot nie do przebycia. Właśnie dojrzewa ich owoc. Wyrasta on
na brzegach mięsistych i kłujących liści. Jest smaczny i miły w zapachu.
Po lewej stronie wije się szeroka dolina, przecięta potokiem Cedronu. Dochodzimy
do góry Oliwnej. Patrzę na zegarek. Od bazyliki św. Grobu aż dotąd, szliśmy dobrą
godzinę. Wpierw zwiedzamy miejsca, związane z męką Zbawiciela w Gethsemane.
Żegnamy potem gościnnego brata Giulio w ogrodzie Oliwnym.
2
- A niech tylko polscy pielgrzymi do nas, przyjadą, bo tęsknimy za nimi - brzmią
ostatnie jego słowa.
Idziemy wzwyż góry Oliwnej. Mój towarzysz siada na kamieniu przydrożnym.
Nie chce po raz wtóry wchodzić w górę. Idę więc sam.
Góra Oliwna jest właściwie małym pasmem górskim, które obejmuje półkolem
dolinę Jozafata. Pasmo to składa się z trzech wierzchołków, przerżniętych dolinami.
Południowy wierzchołek nazywa się górą Zgorszenia. Tam kiedyś Salomon grzeszył
przeciw Bogu, stawiając posagi „bogów cudzych” swym żonom.
Północny wierzchołek jest najwyższy. Jest bowiem 810 m. wysoki. Nazywa się
„Viri Galilaei” t. z. Mężowie Galilejscy. Tutaj bowiem po Wniebowstąpieniu ukazał się
apostołom Jezus ubrany w lśniące szaty. Gdy tamci pełni zachwytu i uwielbienia
wpatrywali się w Mistrza, wstępującego na niebiosa, usłyszeli z ust posłańców niebieskich
te słowa: Mężowie Galilejscy, czemu stoicie patrząc w niebo? Ten Jezus, który wzięty jest
od was do nieba, tak przyjdzie na sąd ostateczny, jakoście Go widzieli, idącego do nieba.
Środkowy szczyt jest 808 m. wysoki i nazywa się szczytem „Wniebowstąpienia
Pańskiego”. W jego też stronę podążam w świętym skupieniu.
Droga oczywiście stroma i śliska. Pełno też wystających kamieni, po których trzeba
umiejętnie dreptać lub obchodzić. Irytują mię tylko ślady naszej „kultury”. Na kamieniach
widać raz po raz podpisy w różnych językach. Hojną ręką rozrzucone leżą po drodze
papiery brudne, odłamki butelek, blaszanki od sardynek i niedopałki papierosów.
Na szczycie góry znajduje się miejsce Wniebowstąpienia Pana Jezusa. Kiedyś tu
wznosiła się przecudna świątynia, dzieło św. Heleny. Przy jej budowie stał się nawet cud.
Bo gdy mury były już dość wysokie i zaczęto wznosić sklepienie - pisze św. Hieronim,
doktor Kościoła - nie mogli murarze w żaden sposób dokończyć sklepienia.
Cegły bowiem ciągle spadały w linii prostej na to miejsce, na którym były
widoczne ślady nóg Chrystusowych. Cesarzowa Helena, widząc w tym palec Boży, kazała
w sklepieniu zostawić większy otwór na pamiątkę, że w tym kierunku Pan Jezus wstąpił
do nieba.
Niestety watahy perskie pod wodzą okrutnego Chosroesa, zniszczyły świątynie
w r. 614. Odbudował ją biskup jerozolimski świątobliwy Modesty. Niezadługo ponownie
zburzył świątynie sułtan egipski. Odbudowali ją na nowo krzyżowcy i na nowo zwalili
mury świątyni muzułmanie w r. 1187. Na tym miejscu zaś wybudowali dość okazały
meczet Dziś miejsce to najświętsze otoczono jest wysokim murem W środku wznosi się
ośmiograniasty meczet - kaplica, zakończona kopułą. Wokoło jest ozdobiona kolumnami
korynckimi z białego marmuru.
3
Wnętrze kaplicy okrągłe. W środku jest zagłębienie w posadzce, ujęte
w czworograniaste obramowanie z kamienia. W tym zagłębieniu widoczny jest ślad stopy.
Według tradycji ma to być ślad stopy Zbawiciela, który pozostał na pamiątkę
Wniebowstąpienia. Przedtem były widoczne ślady dwóch stóp. Gdzie się podział drugi
ślad, niewiadomo. Mówią, że muzułmanie go wykruszyli, przenosząc go do meczetu
Omara. Pozostały ślad jest z lewej stopy, która jest obrócona na północ. Oblicze
Zbawiciela było więc zwrócone w tę stronę. Pan Jezus przeto, wstępując do nieba,
spoglądał na ludy północy i wzywał je niejako do przyjęcia ewangelii.
W kaplicy znajduje się jeden ołtarz, należący do katolików. Nabożeństwo odprawia
się tu jednak raz na rok i to w dzień Wniebowstąpienia Pańskiego. W tym dniu też
wyrusza uroczysta procesja z miasta świętego na szczyt świętej góry. Góra przedstawia
wówczas malowniczy widok. Zalegają ją dokoła tłumy wiernych i pielgrzymów.
Z rozmodlonych ust płynie ku niebiosom potężny hymn na cześć Wniebowstąpienia
Pańskiego. Uroczystą Mszę św. celebruje sam patriarcha jerozolimski w otoczeniu
licznego kleru. Jakie dziwne wrażenie pozostawia ta Msza św. w duszach uczestników.
Któż mógłby się oprzeć urokowi słów wymawianych przez celebransa w tej uroczystej
chwili: W Introicie wzywa się wszystkie pokolenia ziemi do radości Wniebowstąpienia:
Klaszczcie w dło-[s. 305]nie, wychwalajcie Boga głosem radosnym! I w Graduale daje
upust swej radości.
Alleluja, Alleluja. Wstąpił Bóg przy okrzykach radosnych i Pan przy odgłosie
trąby. Alleluja! Pan świątyni na Synaju! Wstępując na wysokość, poprowadził z sobą
jeńców, Alleluja!
To też nie dziw, że według opisów świątobliwego Bedy, żyjącego w VII w., działy
się w związku z tą uroczystością niezwykłe rzeczy. I tak po uroczystej Mszy św.
w Wniebowstąpienie, spadała burza z buchającym płomieniem tak, że wszyscy
z przerażenia na twarz padali. W nocy zaś przed świętem Wniebowstąpienia szczyt góry
gorzał niezwykłym blaskiem, jak kiedyś Synaj, kiedy do ludu Izraela przemawiał Pan.
I tak się dziać miało rok po roku.
Uprzytamniam sobie to wszystko, ale myślą sięgam dalej wstecz...
Oglądam w duchu najuroczystszą chwilę niby na jawie. Chrystus żegna się
z swoimi. Apostołowie cisną się do nóg Mistrza. On im błogosławi, wyciąga nad nimi swe
ręce, pociesza, przemawia. Będziecie chrzczeni Duchem Świętym po niewielu tych
dniach. Weźmiecie moc Ducha Świętego, który przyjdzie na was i będziecie mi
świadkami w Jeruzalem i we wszystkiej żydowskiej ziemi i w Samarii i aż na kraj ziemi.
4
A potem ostatnia modlitwa do Ojca i ostatnie spojrzenie na ziemi. Tuż przed nim za
doliną Cedronu wznosi się Jeruzalem, to miasto święte, ta duma Izraela. Na tle smukłych
cyprysów świecą mury świątyni, najwspanialszej na świecie, tak drogiej Jezusowi, bo tam
On nauczał prawdy Bożej. Daremno: Ileż to razy chciałem zgromadzić Syny Twoje, jako
kokosz kurczęta swoje pod skrzydła gromadzi - ale nie chciałoś.
Tam znowu ciche Betlejem i stajenka uboga pełna światła i blasku, a nad nią
sklepienie nieba szafirowego. Tam Betania i ciche ustronie Maryi i Marty. Dale, niby
wstęgi wiją się niezliczone ścieżki i drogi, które przebiegał. I wioski tam leżą
opromienione i miasteczka, gdzie rany goił i kruszył pęta niewoli. Tam wreszcie,
na północ, wartki Jordan toczy swe wody. One to spływały po jego świętej głowie, kiedy
Jan Go chrzcił w pokorze – wśród palm szumiących i tamaryszków i oleandrów zielonych.
A potem blask zajaśniał dziwnie promienny i czysty i światłem zapalił szczyty judzkich
gór. A potem zaczął się wznosić w górę, powoli a lekko, niesiony mocą w blaskach
promiennych i czystych - nadziemskich... A potem świetlany obłok skłębił się u jego stóp
i uniósł w niebiosa, w zaświaty Królestwa Bożego...
Tak było kiedyś - dziewiętnaście wieków temu. A jednak na górze tej pozostał jakiś
urok dziwny i ciągle zdaje mi się, że słyszę słowa Chrystusowe:
- Ojcze! chcę, aby gdzie ja jestem, byli ze mną ci, których mi dałeś.
Schodzę z góry Wniebowstąpienia dziwnie podniesiony i uradowany. Wszak tak
każe Pan: Gdybyście mnie miłowali, cieszylibyście się, że idę do Ojca mego.
W sercu mi grają jakieś uroczyste melodie. Dusza wyrywa się u niebiosom i szuka
Tego, co jest wzwyż, gdzie jest Chrystus po prawicy Ojca.
Minęło od chwili, kiedym oglądał górę Wniebowstąpienia już dziesięć miesięcy.
Ale tęsknota za tą wizją wspaniałą pozostała w mej duszy. To też tyle już razy mogłem
powtórzyć z Krasińskim:
„Ileż to razy - ach może zawcześnie,
Boga zmartwychwstań widziałem już we śnie.
Bez krwi na ręku i bez krwi na łonie,
Ten sam a inny wiekom Chrystus płonie!
Twarz jako słońce, a bielsze od śniegu,
Szaty go niosą w nadpowietrznym biegu
I macza w światów wschodzących jutrzence,
Odkrzyżowane, wniebowstępne ręce!”.
X. Posadzy [s. 306]

Podobne dokumenty