kościuszko w solurze
Transkrypt
kościuszko w solurze
Dr J. A. K o n o p k a KOŚCIUSZKO W SOLURZE "Z duszy i sercem chciałem dopomóc do powszechnego dobra." T.Kościuszko (list z 1815 r.) "Niech Opatrzność kieruje Wami, a ja jadę do Szwajcarii niemogac zdatnie usłużyć Ojczyźnie". Tymi słowami pełnymi gorzkiej rezygnacji kończy Kościuszko swój list do ks. Adama Czartoryskiego pisany w Wiedniu w drugiej połowie czerwca 1815 r. A przeciez jeszcze pare tygodni wczesniej, licząc na przychylność cara Aleksandra dla sprawy polskiej, opuścił Kościuszko Francję i spieszył z nadzieją w sercu, przez Szwajcarię do stolicy Habsburgów, by tam przed areopagiem koronowanych despotów wybłagać wskrzeszenie Polski "do Dzwiny i Dniepru". Ale obietnice carskie okazały się złudą i mysl o wskrzeszeniu Rzeczypospolitej Obojga Narodów pozostały jedynie w sferze marzeń... Więc zbolały 69-letni "staruszek" (jak go to wtedy zwali z przekąsem niektórzy z rodaków) zapragnął znaleźć spokojny przytułek, gdzieś poza zasięgiem przemocy mocarstw zaborczych, a jednocześnie możliwie blisko Ojczyzny. Zawsze podziwiał u Szwajcarów ich wielkie umiłowanie wolności i demokracji. Teraz w ich wolnym, liberalnym kraju, obdarzonym neutralnością gwarantowaną "po wsze czasy", widzi Kościuszko jedyną w Europie przystan trwałego pokoju. "Okoliczności zmuszają mnie do przebywania poza moim krajem ojczystym" - pisze w połowie czerwca 1815 do poznanego jeszcze w Paryżu Cezarego La Harpe'a, szwajcarskiego męża stanu, "czy nie zechciałby Pan łaskawie wyjednać u waszego Rządu zezwolenia dla mnie na pobyt u was? Bardzo lubię wasz kraj i jego mieszkanców". A lubiał tym bardziej, że już wcześniej jadąc tranzytem odczuł życzliwość szwajcarskich urzędów. Otóż gdy spieszyl z początkiem maja z Paryża do Wiednia, władze szwajcarskie zamknęły oczy i na brak wizy i na nieregularny paszport Kościuszki, wystawiony mu pośpiesznie i "po przyjacielsku” przez Fouche'go (ministra policji w Pa- ryżu) na nazwisko "Polak", co miało ułatwić Kościuszce wyjazd z Francji (z uwagi na powrót Napoleona, wielce mu nieprzychylnego). Przejazdem w Szwajcarii, zatrzymał się najpierw w Neuchatelu (7 maja), a następnie w Solurze, gdzie nocował w Hotelu "Krone" (8-9 maja), i w Zurychu (gdzie pozyskal sobie kantonalnego prefekta, już chyba jako "Kosciuszko"). Kłopoty zaczęły się dopiero w Bawarii, skąd policja najpierw odprawiła Kościuszkę i dopiero interwencja króla bawarskiego umożliwiła bohaterowi swobodny przejazd do Austrii. Pod koniec czerwca Kościuszko opuszcza Wiedeń i przyjeżdża, tym razem na stałe, do Solury (witany przez "całe miasto"). Zamieszkuje w okazałym mieszczańskim domu przy Gurzelngasse, u "patrycjuszowskiej" (lecz o pogladach republikańskich) rodziny Zeltnerów. Rodzinę tę znał od dawna, bo jeszcze we Francji (w Paryżu, a następnie w Berville) mieszkał przez długie lata u rodziny Peter'a Zeltnera, brata Ksawera Franca Zeltnera, "głowy" solurskiej rodziny. Z Zeltnerami wiązała Kościuszkę duża zażyłość. Był ojcem chrzestnym jednej z córek Peter'a Zeltne9 Nasza Gazetka 7 / 1999 ra (Tadeuszy-Emilii), udzielał dzieciom Zeltnerów lekcji domowych (historia, matematyka, rysunki), a co więcej "spolszczył" obydwu synów Zeltnerów, "francuskiego" i "solurskiego", tak że wyjechali, z jego rekomendacją niebawem do Warszawy, gdzie zaciągnęli się do wojska polskiego Królestwa "kongresowego", a później w randze polskich oficerów walczyli w powstaniu listopadowym. "Kupił" też Kościuszko propolskie sympatie całej rodziny Zeltne-rów uposażając hojnie zapisami testamen-towymi obie Emilie Zeltnerówny (swą chrześniaczkę z Francji oraz Emilię z So-lury). Spokojnie i cicho żyło się Generałowi w Solurze, jak to opiewa nasz poeta Wierzyński w swojej "Pamiątce z Solury". Dnie pogodne spędzał na zwiedzaniu podgórskiej okolicy lub dalszych stron (Szwajcaria francuska). Utrzymywał ponadto żywy kontakt ze znanym powszechnie szwajcarskim pedagogiem, J.H.Pestalozzim, którego metody wychowawcze zamyślał Kościuszko wprowadzić w Polsce. Malował (m.in. akwarelowy portrecik córek Zeltnerów), uprawiał tokarstwo (wyrób tabakierek na podarki), oddawał się ulubionej lekturze (m.in. Rousseau) i nauczaniu, a wieczorami grał niekiedy w szachy, czy "rżnął" w wista w małym kręgu solurskich Nasza Gazetka 7 / 1999 10 przyjaciół. Czasem odwiedzali go Rodacy (m.in. Zamoyscy, Sosnowska- Lubomirska, Jabłonowska ze synami, Paszowski...). Lecz pomimo tego żył jakby na uboczu, nękany troską nad Ojczyzny losem, "opuszczonej przez wszystkich", jak to wynika z jego listów pisanych do "Paszkosia" (gen. Paszkowskiego) czy do Sierakowskiego. Sytuacja zaisniała w Kraju wielce absorbowała jego uwagę. Ządał wiadomości, komentował wypadki, dzielił się spostrzeżeniami. Dręczyła go nostalgia, a nocami śniła mu się ukochana ponad wszystko Ojczyzna. Cierpiał chwile głębokiego przygnębienia czując się wówczas samotny wsród ob-cych, bezsilny i niepotrzebny dla Kraju. Pi-sząc w takim nastroju, dzielił się z adresa-tem swymi wątpliwościami i żalem... U Zeltnerów, przy Gurzelngasse, zajmował mieszkanie na pierwszym piętrze, składające się z dwóch pokoji i "służbówki" zajmowanej przez wiernego "pokojowego", starego wiarusa Adama Dzierzkowskiego. Spędził tu przeszło dwa lata i tu zmarł dnia 15 października 1817 r., "najznakomitszy mąż swych czasów", jak to wyraził Ksawery Franc Zeltner, składając pośmiertny hołd Bohaterowi. Dr J. A. K o n o p k a