czerwiec 2013

Transkrypt

czerwiec 2013
Bez
komentarza
Miesiąc maj jest czasem odpoczynku. Już w pierwszych
dniach miesiąca możemy oderwać się od codziennej
lataniny, po prostu siąść i się zrelaksować. Maj jest także
czasem, gdy zaczynamy więcej się ruszać, więcej ćwiczyć.
Bardziej kusząca od jazdy autobusem jest jazda rowerem.
Zaczynamy biegać i jeździć na desce - pogoda sprzyja
wszelkiej aktywności ruchowej. Stąd tematyka naszego
numeru: sport. Szczególnie ten nietypowy - żużel czy skoki
narciarskie. Ponadto chcielibyśmy pokazać Wam, że w
naszej szkole są sportowe perełki, osoby, dla których sport
jest drugim życiem. Co więcej, dowiecie się, że każdy z
Was przechodzi "profesjonalny" kurs szkoły przetrwania.
Mamy nadzieję, że artykuły przypadną Wam do gustu i
będziecie je czytać z taką łatwością, z jaką Adam Małysz
wygrywał większość turniei.
Przyjemnej lektury!
Wasza Redakcja
05/1 3
Co w numerze:
- "Katolowa" szkoła przetwania,
- wywiady z perełkami ZSK siatkarkami oraz tancerzem
Kacprem Lipskim,
- artykuły o żużlu oraz o skokach
narciarskich,
- ciekawe cytaty związane ze
sportem,
Tematyką przyszłego
(a zarazem ostaniego
w tym roku szkolnym)
numeru będzie
muzyka.
Miłość od pierwszego wejrzenia
W każdej szkole jest wiele osób zainteresowanym sportem, dla których jest on wielką pasją. Na przykład do naszej
uczęszczają dziewczyny, które całkowicie poświęciły się siatkówce. Jest ona dla nich „miłością od pierwszego
wejrzenia”, jak same powiedziały. Bardzo podziwiamy ich determinację, poświęcenie oraz wielki wysiłek. Te
siatkarki to: Ania Laskowska, Natalia Duszyńska, Dominika Barwikowska, Gosia Pozorska oraz Martyna Rompa.
- Jak długo już trenujecie? Ile
godzin tygodniowo? Kto jest
waszym trenerem? Od ilu lat
interesujecie się siatkówką?
- Naszym trenerem jest pan
Wasielewski ,
a przez pewien czas był nim pan
Czarnecki, którego pozdrawiamy.
Siatkówką interesujemy się, od
kiedy pamiętamy, trenujemy od
podstawówki, od ok. IV klasy.
Obecnie pięć razy w tygodniu po
ok. 1 ,5 godziny, a w soboty trzy
godziny. W sumie prawie 1 0
godzin tygodniowo. Trenujemy w
Tczewie i Starogardzie, w klubie
„Libero”.
Niestety, nie mamy wciąż pełnego składu, musimy szukać
- Dlaczego akurat siatkówka? Co wam się podoba
jednej zawodniczki, której nam nadal brakuje, może po
najbardziej w tym sporcie?
przeczytaniu wywiadu ktoś się zgłosi .
- Siatkarze (śmiech). Sport nas inspiruje, gdy
- (Martyna): Ponadto razem z Natalią uczestniczę w
pierwszy raz zobaczyłyśmy siatkówkę, to9
rozgrywkach siatkówki plażowej – Grand Prix Tczewa.
- Miłość od pierwszego wejrzenia?
Jestem także dumna z turniejów na Łotwie i w Estonii.
- Tak. Wszystkie lubimy gry zespołowe, łączą nas,
- Z pewnością kibicujecie jakimś drużynom siatkarskim,
jesteśmy jedną drużyną. Jest to sport
macie swoich ulubionych sportowców. Kto jest dla was
nieprzewidywalny, wyjątkowy, jak to powiedział pan idolem i wzorem?
Zdzisław Ambroziak.
- Natalię inspiruje Bartosz Kurek, który obecnie gra w klubie
- Zdarzyły się wam kontuzje? Ciężko po nich wrócić "Dynamo Moskwa", kibicuje też "Skrze Bełchatów". Gosia,
na boisko?
Dominika i Ania „Jastrzębskiemu Węglowi”, zaś Martyna, a
- (Natalia): Miałam kontuzję palca. Nie było ciężko
także Ania, „Resovii Rzeszów”. Idolem Gosi jest Mateusz
wrócić, ale do teraz mnie boli.
Malinowski, Dominiki – Michał Kubiak, Martyny - Zbigniew
- Są to głównie urazy kostek, kolan, pleców, stawów Bartman. Podziwiamy ich za waleczność, determinację, za
skokowych i właśnie palców. Zwolnienie trwa od
to, że dążą do celu, za cudowne serwisy, charakter, emocje,
dwóch tygodni do miesiąca, a w poważniejszych
jakie przekazują na boisku, pewność siebie. Za całokształt.
przypadkach nawet dłużej.
- Sport wymaga poświęceń. Czy musicie czasem z czegoś
- Jakie jest wasze największe osiągniecie ?
zrezygnować z powodu treningu, zawodów?
Z którego jesteście najbardziej dumne?
- Zdarzają się sytuacje, że rezygnujemy z własnego życia
- Najbardziej dumne jesteśmy z naszego turnieju w prywatnego, żeby poświęcić się treningom. Omijają nas
czasie ferii, na który poszłyśmy z własnej inicjatywy urodziny, spotkania, mamy mało czasu wolnego. Martyna
i zdobyłyśmy pierwsze miejsce. Wygrałyśmy ze
spóźniła się na urodziny mamy, a Dominika na własne
szkołą Curie i z liceum w Pelplinie. O Licealiadzie
urodziny. Często biegamy z pociągu do autobusu. Na naukę
niestety nie ma co wspominać. Dopiero zaczynamy mamy czas dopiero późnym wieczorem, w nocy albo nawet
naszą karierę, w liceum skład się trochę zmienił.
przed lekcją. Bywają dni,
kiedy jesteśmy tylko 1 0-1 5 minut w domu, zmieniamy torbę, zjemy coś szybko i już biegniemy na pociąg.
- Czy pamiętacie jakąś zabawną historię z boiska, treningu, zawodów? Opowiedzcie.
- Zabawne są takie sytuacje, kiedy Gosia nie zdąży do bloku i skacze metr od siatki, co właściwie już nie ma sensu,
albo kiedy nie przyjmie piłki palcami, tylko robi te swoje słynne piąstki, a piłka leci na ziemię, zamiast do góry. Jak
wiadomo, jedna drużyna może odbić piłkę tylko trzy razy pod rząd, a kiedy wszyscy myśleli, że Małgorzata przebije
tę piłkę, ona chciała jeszcze ją podbić i rozegrać na cztery. Zabawnie jest też w drodze na trening, kiedy biegniemy
przez tory i przewracamy się na śnieg. Nasze początki były śmieszne, zdarzały się zderzenia, zamiast w lewo,
wszyscy biegliśmy w prawo. Pamiętamy też taki incydent, kiedy Martyna dwa razy przypadkowo uderzyła piłką pana
Marciniaka.
- Jakie są wasze zainteresowania oprócz siatkówki?
- Głównie inne sporty. Lubimy sobie pograć w tenisa, jeździmy na rolkach, rowerach, chodzimy na siłownię. Natalia
bardzo lubi biologię, szczególnie zwierzęta. Gosia kocha motoryzację.
- Czy chciałybyście coś dodać?
- Dziękujemy wszystkim za wsparcie. Pozdrawiamy kibiców, szczególnie tego najwierniejszego, Maćka
Rogalskiego, który założył nasz fanklub i jest jego przewodniczącym, także chłopaków, którzy wspierali nas na
sparingach z „Budowlanką” i na Licealiadzie. Polecamy wszystkim ruch, przebywanie na świeżym powietrzu.
I zapraszamy w soboty na treningi, 9.30, „Cambridge” (Zespół Szkół Rzemieślniczych i Kupieckich).
- Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiali: Agata Kowalewska i Adrian Baza
Dzień otwarty szkoły
W ostatni piątek (1 0 maja) zorganizowalismy
dzien otwarty naszej szkoły. Co roku
uczniowie "Katolika" próbują zachęcić do
uczęszczania do tej (jakże elitarnej) placówki
swoich młodszych kolegów. Tego dnia
próbowali pokazać ją z jak najlepszej strony.
W poszczególnych salach można było
poznać funcjonowanie szkolnych kółek i ich
osiągnięcia - przez robotykę, czy zajęcia
przyrodnicze, po ratownictwo medyczne.
Każdy z przybyłych gości mógł napić się
czegoś w kawiarence. Tuż obok można było obejrzeć
szkolne kroniki. Co więcej, goście mogli wejść do
wszystkich sal, by zobaczyć, jakie warunki panują w
naszej szkole. Idąc korytarzami, każdy mógł podziwiać
galerię zdjęć, które przedstawiały najciekawsze momenty
z życia uczniowskiej braci.
Nad doznaniami muzycznymi czuwali nasi koledzy, którzy
(mimo deszczu) grali na szkolnym dziedzincu.
Aga Domalewska
Taniec to również sport
Wywiad z tancerzem Kacprem Lipskim, uczniem klasy II c gimnazjum w Zespole Szkół Katolickich w Tczewie.
- Od jak dawna tańczysz oraz
jak zaczęła się Twoja przygoda
z tańcem?
- Zacząłem się interesować
tańcem trzy lata temu, po
programie „Mam Talent”.
Włączyłem kanał YouTube i
zacząłem trenować, aż pojawiły
się pierwsze propozycje
występów.
- Jaki styl tańca jest Twoim
ulubionym ?
- Hmmm... trudno powiedzieć,
tańczę popping oraz trochę
lockingu. W poppingu są
wyróżnione "techniki", ale to
zostanę, nie zrezygnuję z tańca, będzie to taka
wszystko sumuje się w jeden freestyle'owy pokaz.
druga praca i nie wiem, czy będę na tym zarabiał,
Ulubionego stylu nie mam.
nie zależy mi na sławie czy pieniądzach z
- Co daje Ci taniec?
występów, robię to, bo to kocham i jest to mój
- Daje mi radość życia, przyjemność i pomaga mi czasem
w trudnych chwilach. Tańczę, bo to kocham. Nie potrzebuję sposób na życie. Nie obchodzi mnie, jak na to
patrzą inni, liczy się, że sprawia mi to przyjemność .
do tego jakichś sprzętów sportowych, wystarcza muzyka.
- Dziękuję za rozmowę.
Bez tańca raczej nie mógłbym żyć ;D .
- Twoje najważniejsze występy, których nie zapomnisz?
- Moim pierwszym osiągnięciem było zatańczenie na
Rozmawiała: Wiktoria Kowalkowska
koloniach, bodajże w 201 0 roku, wygrałem wtedy konkurs i
od tego się zaczęło. Potem były liczne występy szkolne w
podstawówce, ale nie są one jakieś "wielkie", następnie po
przejściu do gimnazjum dostałem zaproszenie od pani z
podstawówki do Malborka. Zatańczyłem tam dwa razy i do Co Ci się podoba w sportowcach?
dzisiaj nie wiem, dlaczego. Potem pod koniec roku
W tym numerze skupiamy się na sporcie, więc
dostałem zaproszenie od władz Flekstronixu i zatańczyłem
wypadałoby
zapytać naszych uczniów,
w formie rozrywkowej. W ten sam dzień wygrałem konkurs
talentów w „Katoliku”, lecz moim zdaniem on był ustawiony co im się podoba w sportowcach?
Wiadomo, ilu uczniów, tyle różnych odpowiedzi. My
albo oszukany (śmiech), bo nie powinienem wygrać,
podajemy te, które powtarzały się najczęściej.
ponieważ zespół chłopaków, którzy wtedy byli w II kl.
- Sportowcy są przystojni i dobrze zbudowani gimnazjum, świetnie grał. Uważam ich za doskonałych
odpowiedziało 75 procent dziewcząt,
muzyków (pozdrawiam). Ale los chciał inaczej, szkoda,
- wytrwałość oraz to, że nie są leniwi ,
głosowałem na nich. Ostatni występ był niedawno i
- ładne kobiety - tak uważają niektórzy nasi chłopcy,
wygrałem z grupą taneczną pani Lietz. Tańczyłem tam z
- nic nam się nie podoba - taka odpowiedź też się
grupą taneczną i z Łukaszem Syczem, tegorocznym
maturzystą, fajnie było trenować z kimś lepszym od siebie, często pojawiała.
Za to nazwiska, które najczęściej się powtarzały w
przynajmniej się czegoś nauczyłem.
wypowiedziach (co świadczy o ich popularności), to:
- Czy łączysz swoją przyszłość z tańcem?
- W sumie to tak, lecz moim marzeniem na przyszłość jest Robert Lewandowski, Leo Messi, Agnieszka
Radwańska oraz Agnieszka Skowrońska.
zostać lekarzem albo archeologiem. Ale nawet jeśli nim
Wiktoria Kowalkowska
Magia czarnego sportu
Ostatnio dużo słyszymy o piłce nożnej. Wszyscy zachwycają się „Polonią Dortmund”. W chwili pisania tego tekstu,
w telewizji na co drugiej stacji mówi się o czterech golach wbitych przez Lewandowskiego. Ale ten artykuł nie będzie
o piłce. Chciałbym się skupić na sporcie, który pozostaje w cieniu piłki nożnej. Mowa tu o żużlu. Jego
początki wiążą się z pierwszymi motocyklami. Ale
nie to jest ważne. Ważne jest to, czym nasz kraj
jest dla speedway'a oraz czym speedway jest dla
nas. Polska to prawdziwe Eldorado dla ludzi,
którzy z czarnego sportu czerpią zyski zawodników, mechaników, a szczególnie ludzi z
firmy BSI, która organizuje cykl Grand Prix, czyli
żużlowe mistrzostwa świata. W naszym kraju
mamy największą frekwencję na stadionach,
kluby płacą najwięcej spośród wszystkich krajów
Europy (Wielkiej Brytanii, Szwecji, Rosji czy
Danii). Można śmiało powiedzieć, że Polska to
kraj,
w
którym
żużel
ma
największą popularność. A teraz przejdźmy do tego sport dla ludzi w średnim wieku - w gdańskim
drugiego aspektu - jestem zdania, iż my, Polacy, nie „Wybrzeżu” jeździ Krystian Pieszczek. Ma on 1 8 lat,
doceniamy tego sportu. Zamiast cieszyć się, że nasi a już za sobą pierwsze sukcesy (trzeci najlepszy
żużlowcy zdobywają różne trofea, począwszy od junior Polski). Jest on największą nadzieją
mistrzostw Europy, poprzez drużynowe mistrzostwa świata, polskiego żużla. Podsumowując, mam nadzieję, że
AŻ po medale w indywidualnych mistrzostwach świata. niektórzy po przeczytaniu tego artykułu wpiszą w
Wolimy słuchać, jak przegrywamy z Ukrainą lub jakimś Google lub w YouTube hasło "żużel”. Bo jest to
innym, słabszym zespołem. Czarny sport jest u nas sport, który zasługuje na uwagę.
popularny, ale moim zdaniem to wciąż za mało. Gwiazdy
Adrian Baza
światowego żużla jeżdżą w polskich zespołach, mamy
okazję widzieć najlepszych na świecie w swoim fachu, Na
stadionach są kapitalne oprawy, a wolimy oglądać polską
ligę w Canal+. Nie chcę tu w żaden sposób wywyższać
żużla nad inne dycypliny, ale pokazać, że SĄ w Polsce
alternatywne sporty. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na to,
że jeśli ktoś jest zdołowany tym, co czasami widzi w
telewizji lub na stadionach, to warto poszukać czegoś
Dawno, dawno temu, w połowie XIX wieku, w
innego, a najbliższy klub żużlowy mamy 40 km od naszego Telemarku powstał prototyp skoczni narciarskiej. Co
miasta - GKS Wybrzeże Gdańsk, który jeździ wprawdzie w prawda według norweskich legend, pierwszy skok
I Lidze (druga klasa rozgrywkowa), ale to nie oznacza, że oddano już w połowie XI wieku, kiedy to narciarz
na zawodach w Grodzie Artusa panuje niski poziom. Heming ratował się przed śmiercią na stromym
Stadion przy Długich Ogrodach, mimo iż przestarzały, ma w stoku. O co chodzi w skokach narciarskich? Należy
sobie to coś, że kiedy ogląda się zawody, to aż dech rozpędzić się, odbić od progu i skoczyć jak najdalej.
zapiera. Teraz może parę słów o zawodnikach, czyli tych, „Garbik, fajeczka, no i poleciało”, jak mówi polski
którzy spektakl żużlowy tworzą. Mamy to szczęście, że na skoczek, Piotr Żyła. Trzeba też pamiętać o
torach jeździ jeszcze Tomasz Gollob - żywa legenda - telemarku, chociaż niektórzy,choćby Simon Ammann
jeden z najlepszych polskich żużlowców w historii, który ma są specjalistami w oszukiwaniu sędziów, markując
w dorobku m. in. tytuł indywidualnego mistrza świata z telemark. Najlepiej jednak sztuka skakania udała się
201 0 roku, osiem tytułów mistrza Polski oraz wiele innych dotychczas Norwegowi, Johanowi Remenowi
sukcesów, które przez ponad 20 lat startów uzbierał. Mimo Evensenowi (246,5 m), wkrótce po tym sukcesie
zaawansowanego wieku (ma ponad 40 lat), wciąż jest zakończył karierę, mając dosyć ciągłego głodowania.
głodny sukcesów. Jednakże speedway to nie jest tylko Rzeczywiście, skoczkowie ważą niewiele, np. nasz
„Garbik, fajeczka, no i
poleciało”
mistrz, Kamil Stoch – 52 kg przy 1 73 cm wzrostu. Czy to za sprawą diety wprowadzonej przez Małysza o nazwie
„bułka z bananem”? Aczkolwiek Piotr Żyła poza sezonem zajada golonkę. Nie wszyscy skoczkowie są też tak
zdyscyplinowani. Popularny Harri Olli kolejny raz planuje powrócić, ale aby osiągnął sukces, należy zamknąć
wszystkie kluby w Finlandii. Skoki narciarskie to dużo emocji, upadków, lecz również loteria. Niektórzy jednak
twierdzą, że takie a nie inne wyniki zawodów, to nie tylko sprawka wiatru. Mówi się, że tak naprawdę zawsze
wygrywa Miran Tepes (zastępca dyrektora Pucharu Świata, pogodynka, zapalająca kolorowe światełka) lub właśnie
ten wiatr. Z Miranem skoczkowie uwielbiają porozumiewać się wymownymi gestami, wychwalając jego
bezstronność. Co prawda Piotrek Żyła zawodnikowi, który zepsuje skok na jego korzyść, kupuje flaszkę, co można
również uznać za przekupstwo.
Pechowcem, jeśli chodzi o
organizowanie zawodów, jest
oczywiście Polska, a mianowicie
Wisła. Latem podczas konkursu
drużynowego, przed drugą serią,
zgasły światła na skoczni i
okazało się, że nie można tego
naprawić, więc odwołano serię
finałową. Przypadek, że Polacy
po pierwszej byli na drugim
miejscu, a Apoloniusza Tajnera ta
awaria zbytnio nie zmartwiła?
Czas daremnego oczekiwania
umilała piosenka zespołu Feel „A
gdy jest już ciemno”. Zaś zimą,
podczas debiutu Wisły w
Pucharze Świata, okradziono
Norwegów.
Czy
kolejnym
przypadkiem jest to, iż w
kalendarzu na nadchodzący
sezon Wisły już nie ma? Niektórzy skoczkowie to
prawdziwi bohaterowie, np. Noriaki Kasai, nazywany
dziadkiem skoków, mający ponad 40 lat. Twierdzi, że to
dopiero początek, a najwyższą formę osiągnie na
"
Igrzyskach w Soczi. Bohaterami są również polscy
komentatorzy, którzy nie dość, że potrafią zaspać na
Cena sukcesu to ciężka praca, poświęcenie i
poranną transmisję, to jeszcze nie wiedzą, co komentują.
determinacja, by niezależnie od tego, czy w danej
„Krzysztof Miętus zajął miejsce tuż za Krzysztofem
chwili wygrywamy, czy przegrywamy,
Miętusem”. Warto także wspomnieć o Finach, którzy
dawać z siebie wszystko.
ostatnio notują wyraźny spadek na bulę. Nie mają nawet
(Vince Lombardi)
sprzętu narciarskiego, mimo tego nie poddają się i
mówią, że będą skakać nawet bez nart. Czyżby jakiś
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują,
nowy styl? To się jednak nazywa determinacja i
a inni łamią rekordy.
prawdziwa sportowa walka do końca.
(William A. Ward)
"Gra nie jest skończona, dopóki
się nie skończy
Agata Kowalewska
Gdy na twojej drodze pojawi się wiele przeszkód,
nie pozwól, byś ty sam był jedną z nich.
(Ralph Marston)
Zebrała: Agata Kowalewska
Szkoła przetrwania w ZSK
Agata Wasielewska
Gdy byliśmy małymi dziećmi, nie mogliśmy się doczekać pójścia do szkoły. Z zazdrością i podziwem w
dziecięcych oczach patrzyliśmy na tych „szczęśliwców”, którzy każdego ranka raźnym krokiem maszerowali z
tornistrem do, jak nam się wówczas zdawało, świątyni wiedzy. Tak było, dopóki sami nie przekroczyliśmy jej
progów. Z początku nie było źle. Szkoła okazała się miejscem, w którym poznawaliśmy nowych ludzi,
zdobywaliśmy umiejętności, rozwijaliśmy zainteresowania. Dla siedmio - czy ośmiolatka to coś nowego i
oryginalnego. Później pojawiła się
rutyna. Zmęczenie. Rosnąca frustracja
z powodu coraz większej ilości
przedmiotów. Tonięcie w morzu
kartkówek i sprawdzianów, zaliczanych
na zasadzie „trzech Z”: zakuć, zdać,
zapomnieć. Nerwowe pstrykanie
długopisem
przed
kolejnymi
egzaminami. Przeciekanie przez palce
czasu wolnego, spędzonego nad
zadaniami domowymi. I zachciało się
wrócić do czasów beztroskich i zadań
z poleceniem „dokończ szlaczek” - Gdy uczyliśmy się, choć by pomyślał na przykład, że automat do napojów
nieformalnie, umiejętności praktycznych z zastosowaniem może okazać się krwiożerczym, a raczej
innym niż rozwiązywanie krzyżówek. Czas pokazał, że nie monetożerczym monstrum? Kto by pomyślał, że
tylko nawał obowiązków jest problemem ucznia. Okazało się, zwykła kostka chodnikowa przed szkołą może się
zamienić
w
lodowisko?
że każdy z nas uprawia sport ekstremalny. Przechodzi szkołę zimą
I
wreszcie
kto
by
pomyślał,
że sympatyczni
przetrwania. Nasz Zespół Szkół Katolickich prezentuje nie
tylko wysoki poziom nauczania. Poziom ekstremalności „sąsiedzi” budynku szkolnego, szanowni
uczęszczania do tej placówki również zostawia inne szkoły mieszkańcy starego miasta, mogą wcale nie być
daleko w tyle. Przyjrzyjmy się na początku budynkowi sympatyczni i niezbyt eleganckimi epitetami
szkolnemu. Chwila2 kilku budynkom. Ten główny, zwany obrzucać uczniów? Przy okazji: jesteśmy
szkołą, jest co prawda ładny i wyremontowany, aczkolwiek naprawdę wdzięczni owym „sąsiadom” szkoły za
przypomina raczej makietę szkoły. To cudowne uczucie iść konkurencję dla szkolnego radiowęzła (radosne
korytarzem w zupełnie przeciwnym kierunku niżby się śląskie przeboje i skoczna muzyka disco polo z
chciało, tylko dlatego, że tam akurat zmierza tłum. To domu obok). Mimo wszystkich trudności, a może
cudowne uczucie stać w korku do sali lekcyjnej. To cudowne właśnie dzięki nim, warto docenić naszą szkołę.
uczucie „przytulać” wbrew własnej woli wszystkich uczniów i Zaakceptujmy ją taką, jaka jest, a z problemów
pracowników szkoły. Sporo lekcji odbywa się też w budynku głośno się śmiejmy ;).
na ulicy Chopina. Tam sytuacja przestrzenna wygląda nieco
lepiej. Oczywiście, jak już uda się przecisnąć przez te wąskie W tej szkole czuję się bezpiecznie
schodki (i przy okazji z nich nie spaść). Chopina ma jedną Dla kontrastu - myślę troszeczkę inaczej niż
wadę. Mianowicie zimą bez kurtki ani rusz! Na szczęście Agata. Nie powiem, że nie zgadzam się co do
uczniowie naszej szkoły kurtki przeważnie noszą ze sobą. Po naszych toalet lub kochanych sąsiadów, którzy
pierwsze dlatego, że Katolik - to szkoła nieprzewidywalna – czasami są niekulturalni. Za to bardzo lubię
nigdy nie wiadomo, gdzie trzeba będzie w ciągu dnia nasze ciasne korytarze. W tej placówce
wyemigrować na lekcje. Po drugie – kolejka w szatni niczym praktycznie każdy dzięki nim zna się,
w toalecie podczas przerwy. A skoro już mowa o toaletach, przynajmniej z widzenia. Również przechodzenie
warto wspomnieć o trudnościach związanych z korzystaniem na Chopina nie jest takie złe. Zawsze jest ten
z nich. Na przykład o „aromacie” wydobywającym się z plus, że może trochę lekcji minąć. Wiem jedno, w
owych pomieszczeń. Albo o niemożliwej do uregulowania tej szkole czuję się bezpiecznie. Mimo tych
temperaturze wody. Ewentualnie o mydle, które nie pachnie wszystkich fizycznych trudności, które tak
jak mydło. Jak widać nic nie jest takie, jakim się wydaje. Kto
naprawdę są czymś drugorzędnym. Wiktoria K.
Rowerem przez Europę
W dniach od 30 kwietnia do 1 2 maja miała miejsce pielgrzymka rowerowa szlakiem świętego Jakuba do Santiago
de Compostela. Była nas ósemka - Jacek-wielki kawalarz, Tomek, jego brat - też niezłe ziółko, Krzysztof - kierownik,
Czesiu (Manelo) - specjalista od ekwipunku, Ksiądz Tomek - profesor, jakich mało, Jarek-heros, Piotr (Riczi) serwisant, i ja, nędzne stworzenie przy takiej kadrze. Pielgrzymka zaczęła się od mszy świętej. Najpierw musieliśmy
dojechać busem do granicy francusko-hiszpańskiej. Potem zaczęła się jazda - na dobry początek 30-sto kilometrowy
podjazd. Hiszpania to kraj bardzo górzysty, o czym
przekonałem się na własnej skórze. Ale po każdej górce
jest oczywiście zjazd. Pierwszy dzień był niczym
karuzela - na podjazdach się rozgrzewaliśmy, po czym
błyskawicznie oddawaliśmy ciepło przy zjazdach. Pod
koniec dnia czekał nas oczywiście nocleg. Na szlaku
umiejscowione są tzw. albegi. Warunki w nich są
skromne, ale pielgrzym po całym dniu wszystko
zaakceptuje. Warto również wspomnieć, że w czasie
jazdy nie zapominaliśmy o modlitwie, przez którą
byliśmy "noszeni". Drugi dzień przyniósł nam wizytę w
pięknym mieście - Logrono, gdzie przystaliśmy na
chwilę przy kawie. Niestety, to nie był koniec przygód.
Za miastem błądziliśmy po autostradzie. Mimo tego, iż najgorsze było to, że dość długo musieliśmy czekać na
nie zauważyliśmy zakazu ruchu dla rowerów, to jakikolwiek zjazd, ale jak już się doczekaliśmy, to było
praktycznie nikt na nas nie trąbił, dopiero interwencja ostro -1 8 km cały czas w dół - w górach powodowało to
policji pozwoliła nam wrócić na właściwe tory, ale radość przeplataną ze strachem. Niestety, za miastem
nadrobione 25 km mocno dały nam w kość. Nie dość Sarria znowu się zgubiliśmy i mieliśmy epizod z
tego, w mieście Najera, w którym planowaliśmy nocleg, wnoszeniem rowerów pod duże wzniesienie. Ostatnie
nie było już miejsc, wskutek czego musieliśmy jechać kilometry były ciężkie i ostatkiem sił dojechaliśmy na
siedem km do Azofry, gdzie dostaliśmy łóżka w starej nocleg w Palas de Rei. W ósmym dniu przejechaliśmy
szkole. Ten dzień był jednym z najbardziej męczących 60 km i wszyscy tylko myśleli o Santiago. Po wyjątkowo
(1 32 km). Trzeci dzień przyniósł nam góry i zjazdy, aż krótkim etapie dojechaliśmy – to było piękne uczucie
do kolejnego pięknego miasta Burgos, gdzie mogliśmy pomodlić się przed grobem św. Jakuba Apostoła. Tego
skosztować klasycznej tortilli. Chociaż przyszło nam samego dnia pojechaliśmy (już busem) do Fisterry.
spać w małym pomieszczeniu (przy ośmiu osobach Byliśmy w miejscu, gdzie ostatecznie kończy się szlak,
było tak ciepło, że można było saunę otworzyć), to ten a potem pojechaliśmy się wykąpać w Oceanie
nocleg był naprawdę udany. Piątego dnia nasz Atlantyckim. Kolejnego dnia uczestniczyliśmy w mszy w
serwisant wskazał nam taki skrót, że w końcu katedrze w Santiago i potem rozpoczęliśmy drogę
musieliśmy wziąć rowery i iść rzez pola. Na szczęście powrotną. Kończył się epizod w Hiszpanii. Droga
potem znaleźliśmy normalny asfalt. Przerwę mieliśmy w powrotna prowadziła przez Lourdes, gdzie
Leon, gdzie podziwialiśmy przepiękną katedrę. nocowaliśmy. Następnie skoczyliśmy do Rocamadour Spaliśmy w Astorze – przepięknym mieście, które jest miasta, w którym budynki były przytwierdzone do skały i
hiszpańską stolicą czekolady. Oprócz tego znajduje się w którym znajdowała się Czarna Madonna. Potem
tam cudna katedra oraz dom biskupi, zaprojektowany jechaliśmy już prosto do domu. O godzinie 1 5.1 5 w
przez Gaudiego. W tym też mieście mogliśmy niedzielę 1 2 maja przyjechaliśmy do Tczewa i od razu
spróbować pulpy, czyli ośmiornicy. Warto tu też uczestniczyliśmy w mszy świętej. Myślę, że ten wyjazd
wspomnieć o menu peregrino. Jest to zestaw dał nam dużo, nauczyliśmy się lepiej pracować w
(przystawka, danie główne, deser) zazwyczaj po 9, 1 0 grupie, radzić sobie z przeciwnościami oraz dał nam
euro. Szósty dzień obfitował w górki i zjazdy. możliwość pogłębienia
wiary.
Nocowaliśmy w Albergu, w którym panowała świetna
atmosfera, poznaliśmy miłą Malezyjkę. Siódmy dzień
Adrian Baza
był, tak jak przypuszczaliśmy, najtrudniejszy. Pierwsze
kilometry pokazały, jak bardzo jesteśmy zmęczeni,

Podobne dokumenty